kazdy dostanie swoja koze
Post on 07-Jul-2018
228 Views
Preview:
TRANSCRIPT
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
1/101
∗ ∗ ∗
∗ ∗ ∗
Robert M. Wegner
Każdy dostanie swoją kozę
ISBN: 978-83-64384-40-0
∗ ∗ ∗
Copyright © 2009-2015 by Robert M. Wegner
Copyright © 2015 by Powergraph
Copyright © 2015 for the cover by Rafał Kosik
Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved.
∗ ∗ ∗
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano
w systemie Zecer
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
2/101
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
3/101
P
Jako autor mam za sobą garść spotkań z czytelnikami,
z których każde było większą lub mniejszą przy-godą. Spotkania odbywały się w różnych miejscach:
bibliotekach, klasach szkolnych, salach wykładowych
i aulach, a czasem też przy stoliku barowym, gdzie
obstawieni batalionami kui, wymienialiśmy poglądy
i argumenty. No dobra, ci, który mnie znają, wiedzą,
że naciągam nieco te „bataliony”. Z mojej strony byłyto zazwyczaj niewielkie siły szybkiego reagowania:).
Mimo wszystko uważałem się za autora otrzaskanego
z takimi sytuacjami, dopóki los nie zetknął mnie z grupą
czytelników, która w pierwszej chwili wzbudziła moje
najgłębsze przerażenie.
Zaproszenie przyszło nagle, bez ostrzeżenia, a ja,zupełnie bezmyślnie, wyraziłem na nie zgodę, nim
zdałem sobie sprawę, w co się pakuję. Pamiętam,
że przygotowywałem się do niego przez kilka dni,
produkując w wyobraźni najczarniejsze scenariusze.
Pamiętam, jak na miękkich nogach wchodziłem do sali,
gdzie przemiła pani zapytała mnie, czy chcę większe,
czy mniejsze krzesło i pamiętam, jak sala zapełniła się
3
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
4/101
gromadą istot, wlepiających we mnie płonące ślepia.
Wtedy zrozumiałem, że przepadłem, nie było ucieczki,
były tylko cztery ściany, podłoga, sut, ja i ONE.
Przedszkolaki.
No cóż. To było najmilsze, najsympatyczniejsze
i najfajniejsze spotkanie jakie miałem w życiu. Być może
łamię komuś serce, ale nie wygracie z bandą pięcio-
i sześciolatków, które nie boją się zadawać żadnych
pytań, najwyraźniej są zafascynowane książkami bezobrazków i potraą zaskoczyć wyjątkowo mądrymi
stwierdzeniami w stylu „Czyli pisze pan książki
przygodowe”. A na dodatek mają dla swojego gościa
przemiłą niespodziankę. Gdy córka zaprosiła mnie do
przedszkola, a jej pani poprosiła o jakiś mój tekst,
który mogłaby przeczytać dzieciom, w pierwszej chwililekko się przestraszyłem, bo to, co piszę, nie nadaje się
dla tej grupy wiekowej. Przypomniałem sobie jednak
o Każdy dostanie swoją kozę , czyli o opowiadaniu
o Czerwonych Szóstkach, magii i Siłach Chaosu
napisanym ładnych parę lat temu. Dzieci zapoznały się
z tym tekstem, odpowiednio przyciętym przez panieprzedszkolanki, i na zakończenie wizyty obdarowały
mnie galerią fantastycznych obrazków, które Wam tutaj
wraz z Kozami demonstrujemy.
I serdecznie dziękuję grupie Pszczółek z Przedszkola
nr 48 w Bytomiu oraz Pani Ani i Pani Weronice, które
zorganizowały mi to spotkanie.
4
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
5/101
Robert M. Wegner
∗ ∗ ∗
Nota od Wydawcy:
ilustracje Pszczółek znajdziecie Państwo na stronie:
meekhan.com
http://meekhan.com/
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
6/101
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
7/101
K
Dolina Mawers otwierała się przed nimi stopniowo, jak
kwiat rozwijający płatki o świcie. To było najlepszeporównanie, jakie Kennethowi przyszło do głowy.
Posuwali się szlakiem nad doliną, kierując się w stronę
najbliższego zejścia, i w miarę jak podnosiła się poranna
mgła, widzieli coraz więcej. Najpierw dachy domostw
leżącego u stóp góry miasteczka, później panoramę
pól uprawnych i łąk, następnie szarą wstążkę rzeczkiotoczoną rozmigotanymi taami stawów hodowlanych.
Późnym rankiem, gdy zbliżyli się już do wijącej się
w dół ścieżki, dolina ukazała im się w całej krasie.
Od Terandyh, ku któremu zmierzali, aż po lekko
zamglone, oddalone o ponad dwadzieścia mil Lyrt.
Porucznik zatrzymał oddział, sycąc wzrok widokiem.Dolina miała ponad osiem mil szerokości i mógł na
własne oczy się przekonać, że to najpiękniejsze miejsce
Nowego Rewendath, dosłownie spichlerz prowincji.
Pola, łąki, sady, stawy, gospodarstwa. Pomiędzy dwoma
miasteczkami naliczył kilkanaście wiosek, i to nie
żadnych przysiółków, lecz dostatnich, bogatych wsi, po
kilkadziesiąt chat każda.
7
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
8/101
Warto było się tu tłuc, pomyślał zadowolony,
naprawdę warto.
O prawo do zabezpieczenia Księżyca Złodziei Kóz
zawsze trwała zażarta rywalizacja pomiędzy kompa-
niami różnych pułków. I to nawet zanim jeszcze
prowincja dorobiła się własnego pułku Straży. Po
kilkumiesięcznej ciężkiej służbie, patrolach, potyczkach,
pościgach, zasadzkach, zabezpieczaniu szlaków handlo-
wych, uspokajaniu co bardziej krewkich klanów górali,kilka dni spędzonych w mlekiem i miodem płynącej
dolinie było dla każdego żołnierza nagrodą i okazją do
odpoczynku. Tradycyjnie już w okolicznych garnizonach
organizowano pod koniec zimy międzykompanijne
zawody w bieganiu, wspinaniu się po linie, pchnięciu
kamienną kulą i ciskaniu drewnianą belką. Orazw rzucie oszczepem, strzelaniu z kuszy, przeciąganiu
liny, noszeniu wiader wypełnionych mokrym piachem,
i w ogóle we wszystkim, co dowódcy przyszło do głowy.
Zwycięską kompanię z każdego pułku czekał wiosną
kilkudniowy marsz na wschodni kraniec prowincji,
lecz nie trał się jeszcze taki oddział, który byłbyz tego powodu niezadowolony. Dużo dobrego i taniego
piwa, gorący posiłek na każde zawołanie, noclegi
w prawdziwych łóżkach i kobiety.
Zwłaszcza kobiety, pomyślał porucznik, patrząc na
przebierających w miejscu nogami żołnierzy. Nie góralki
z północnych klanów, cuchnące łojem, kozim serem
i mokrą wełną, lecz prawdziwe dziewczyny, wyszo-
8
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
9/101
rowane, pachnące, w wykrochmalonych spódnicach
i śnieżnobiałych bluzkach. Uśmiechnął się do tego
obrazu. No dobra, pomyślał, ja też zbyt długo włóczę
się po górach.
Odwrócił się do kompanii.
— Postój! — powiedział głośno i musiał odczekać,
nim umilkł jęk zawodu. — Nie wejdziemy do doliny jak
banda zbirów, każdy, kto nie założy płaszcza, zostanie
tutaj i będzie przez najbliższe dni zabezpieczał szlak nawypadek ataku… powiedzmy, Wynde’kann.
Zignorował stękania. Noszenie brudnobiałych płasz-
czy z dwoma szóstkami i stylizowanym psim łbem ciągle
było dla niektórych jego ludzi trudne, nie zamierzał
jednak pozwolić im zapomnieć, że teraz służą właśnie
w Szóstej Kompanii Szóstego Pułku. Rozbicie bandyShadoree terroryzującej prowincję sprawiło co prawda,
że o jego Szóstkach zrobiło się nieco głośniej, ale to
było ponad pół roku temu, a poza tym, niektóre fakty
dotyczące tamtych wydarzeń musieli trzymać w ścisłej
tajemnicy. Wielu jego strażnikom ciągle brakowało
sławy otaczającej takie kompanie, jak Dzikie Psy czyCzarne Portki.
Oczywiście z płaszczami chodziło też o to, że na
widok kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby mężczyzn
schodzących z gór burmistrz najpewniej zamknie bramy
miasta i postawi pachołków miejskich pod broń. Lepiej,
żeby wszyscy z daleka widzieli, iż nie zbliża się banda
zbójców, tylko, było nie było, żołnierze imperialnej armii.
9
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
10/101
W kilka minut wszyscy strażnicy założyli płaszcze,
Kenneth powiódł po nich wzrokiem.
— Nie będę długo gadał — poprawił pas z mieczem,
wygładził kolczugę — idziemy do doliny jako cesarscy
żołnierze, więc po prostu macie się zachowywać.
Żadnych burd, bijatyk ani picia na umór, chyba że
wyrażę na to zgodę osobiście. Kobiety zaczepiacie tylko
te, które tego chcą i nie mają zbyt wielu kuzynów czy
braci. Po jednym „nie” – przepraszacie i szukacie sobieinnej. A ponieważ mamy miejscowym przypominać, że
Straż czuwa, wszyscy będziecie nosić cały czas płaszcze.
Musimy zabezpieczyć teren od miasta aż do najbliższej
wioski. Jakże ona się nazywa, Varhenn?
Najstarszy z jego podocerów potarł policzek
pokryty sinoniebieskim tatuażem.— Glosh Newet, panie poruczniku.
— Dobrze, to jakieś trzy mile od Terandyh. Żeby móc
opuścić ten teren, musicie uzyskać pozwolenie ode mnie
lub od swojego dziesiętnika. Środek doliny zabezpieczają
chłopcy z Trzynastego i Ósmego, drugi kraniec przypadł
Czwartemu, więc to nie nasze zmartwienie. Za miastembędzie się odbywał targ, na który ściągną ludzie z całej
doliny, wszystkie okoliczne rody, między niektórymi
ciągle są jakieś zatargi, więc nie dajcie się wciągnąć
w żadne przepychanki. Jeśli dojdzie do bójki, zgarniacie
wszystkich i dostarczacie do burmistrza. Coś jeszcze?
Tak jak się spodziewał, nie było żadnych pytań.
10
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
11/101
— No to w drogę. Varhenn prowadzi, Andan za nim,
ja i Bergh na końcu.
Przywołał gestem ostatniego dziesiętnika.
— Bergh, jak tam psy?
— Dobrze, panie poruczniku. Cieszą się prawie tak
samo jak my.
— Raczej udzielił im się nastrój. — Kenneth
uśmiechnął się lekko, ogarniając wzrokiem tuzin
ciemno umaszczonych zwierząt, i zaraz spoważniał.— W zeszłym roku psy z Drugiej Kompanii Ósmego
Pułku pogryzły tu kilkoro ludzi, bo ich strażnicy się
spili. Jeśli będziecie chcieli wyjść się zabawić, zwierzęta
mają zostać na kwaterze. Zamknięte. Jak przyłapię psa
z pijanym opiekunem, jeden i drugi będzie przez miesiąc
chodził w kagańcu. Nie żartuję.Bergh skinął głową.
— Nie będzie problemów, panie poruczniku. Mamy
miłe psiaki.
Ocer spojrzał jeszcze raz na siedzące w karnym
rządku zwierzęta. Masywne sylwetki, mięśnie prężące
się pod skórą, szczęki, na których widok nawet uzbrojeniw topory i ciężkie włócznie bandyci tracili odwagę.
— Taak, miłe. Liczę na to, Bergh. Dowódca Drugiej
oddał roczny żołd na… hm, zdaje się, że nazwali to
pogryźnym. Nie stać mnie na to — skrzywił się kwaśno.
Psy strażników, rasa wywodząca się od wessyrskich
owczarków hodowanych specjalnie do walki z wilkami
i górskimi lwami, były dla nich czymś więcej niż konie
11
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
12/101
dla kawalerii. Zimą, w terenie, w którym zawodził
każdy inny środek transportu, może z wyjątkiem
magicznych portali, ciągnęły sanie, przewożąc ludzi,
żywność, lekarstwa i informacje. Latem zwierzęta pełniły
funkcję oczu i uszu kompanii, przenosiły meldunki,
tropiły bandytów, pomagały szukać zaginionych.
I walczyły jak szaro-brązowe, napędzane piekielną
furią demony. Ich odwaga i zawziętość w boju były
przysłowiowe i nie darmo Górska Straż przyjęła właśniewizerunek wessyrskiego owczarka na swoje godło. Nie
można było tych psów lepiej uhonorować. Lub też, jak
twierdzili niektórzy, nie można było lepiej uhonorować
Górskiej Straży.
Kenneth nie miał zamiaru kłócić się z nikim o to
ostatnie stwierdzenie. Znał imię każdego zwierzęciaw kompanii, tak samo jak imię każdego swojego
strażnika. Były dla niego takimi samymi żołnierzami jak
ludzie. No, może nie chlały i pachniały nieco lepiej niż
niektórzy z nich.
Porucznik ruszył ścieżką w dół.
— Powinniśmy być w mieście za jakieś dwie godziny.Teraz w drogę.
∗ ∗ ∗
Terandyh do wysokości dachów wyglądało jak
meekhańskie miasto. Domy o ceglanych ścianach, po-
krytych bielonym tynkiem, brukowane uliczki, niewielki
12
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
13/101
rynek z ratuszem, będącym równocześnie siedzibą
rady miasta, sądem, więzieniem i miejskim spichrzem,
były tak charakterystyczne dla centralnych prowincji
Imperium, że miasto sprawiało wrażenie, jakby kaprys
jakiegoś pijanego bóstwa uniósł je i rzucił pięćset mil na
północ. Jednakże, co najdziwniejsze, nie zamieszkiwali
go meekhańscy osadnicy z pierwszej i drugiej fali
napływającej w góry po przyłączeniu tych ziem do
Imperium, lecz rdzenni Wessyrczycy. Znaturalizowani,ale wciąż górale pełną gębą. Miasto zostało wybudowane
prawie dwieście lat temu dla plemion zamieszkujących
dolinę jako podarunek ówczesnego cesarza za lojalność
w czasie wojny z Sawehde. Zgodnie z wolą imperatora,
do doliny przybyli więc cesarscy budowniczowie
i w dwa lata, na miejscu zrównanej z ziemią osady,postawili całe miasteczko. Zbudowali je tak, jakby stało
na słonecznych, ciepłych i bezpiecznych równinach
centralnego Meekhanu. To oznaczało, że domy miały
niemal płaskie dachy, cienkie ściany, szerokie drzwi
i duże okna. Miejscowi oglądali podarunek imperatora,
kręcąc z podziwem głowami, po czym jak tylkobudowniczowie wrócili na południe, rozebrali dachy,
stawiając na miejsce meekhańskich własne, wysokie,
spiczaste i dwuspadowe. Zwiększyli grubość ścian,
obijając je od środka drewnem, zmniejszyli okna
i drzwi, otoczyli całość murem. W ten sposób powstało
miasto hybryda, do wysokości dachów meekhańskie,
13
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
14/101
a zadaszone i urządzone po wessyrsku. Każdy mógł
znaleźć tu coś dla siebie.
W ratuszu nie zastali burmistrza – jak wyjaśnił
chudy człowieczek w poplamionym inkaustem kubraku,
burmistrz przebywał właśnie w gościnie u miejskiego
czarodzieja Derwena Klacva. Kenneth podziękował za
informację i zostawiając strażników pod komendą
Andana i Bergha, skierował się do wskazanego
budynku. Idąc wąskimi uliczkami, przeklinał podnosem. Miał nadzieję, że załatwi wszystkie sprawy
z zakwaterowaniem kompanii od razu, a nie, że będzie
musiał błąkać się po mieście, szukając „zielonego domu
z wieżą i bluszczem”, jak raczył wysłowić się pisarz.
Z tego zapewne wynikało, że inne domy w mieście
mają wieże, ale nie mają bluszczu lub też są obrośniętebluszczem, lecz pozbawione wieży.
Idący obok Varhenn mruczał coś pod nosem,
poprawiając zatknięty za pas topór.
— Co tam?
— Eeech, nic takiego, panie poruczniku. Ja bym
już teraz miejscowego piwa popróbował, a tu jeszczechłopców trzeba odprowadzić na kwatery i jakoś tak to
zorganizować, żeby się wszyscy nie spili naraz. O, jest
wieża.
Rzeczywiście, szukany budynek pojawił się przed
nimi nagle, gdy tylko minęli kolejny zakręt i wyszli na
niewielki placyk. Kenneth musiał przyznać, że wieża nie
robiła wielkiego wrażenia. Właściwie nie była to wieża,
14
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
15/101
lecz garb na dachu. Taki z dwoma małymi okienkami
i kominem. Ale bluszcz był, i to wszędzie. Porastał ściany,
dach, zaglądał do okien i drzwi, wspinał się na kominy.
Mogło się wydawać, że jakiś zielony, liściasty potwór
napadł na domostwo i właśnie je pochłania.
— No dobra, wejdźmy do tego… zielonego dworku.
W środku było cicho i chłodno, przez ocienione
liśćmi wejście wpadało rozproszone światło. Pachniało
świeżym drewnem i kiszoną kapustą. Zupełnie nie-magicznie. Kenneth rozejrzał się, wreszcie zastukał
w futrynę i chrząknął.
Usłyszeli ciche kroki i do sieni weszła mała istota.
Miała około trzech i pół stopy wzrostu, mnóstwo
jasnych loków i niebieskie ślepka. Na widok dwóch
odzianych w kolczugi, uzbrojonych mężczyzn zatrzy-mała się.
— Powitajam, mamo! — krzyknęła.
— Witaj, dziewczynko — Varhenn odezwał się
pierwszy i uśmiechnął.
Porucznik widział już, jak pod wpływem uśmie-
chu wykwitającego na pokrytej tatuażami twarzydziesiętnika twardym zbójom puszczały zwieracze,
więc spodziewał się raczej przerażonych ocząt i ust
w podkówkę. Dziewczynka tylko rozpromieniła się.
— Ukjadjam kozie — oznajmiła dumnie. — Ty teś?
— My nie. Ale wiesz, dziecko, nam nie wolno. Górska
Straż nie może brać udziału w święcie.
— Aha… a bajanka?
15
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
16/101
— Baranków i owiec też nie, niestety.
— Znasz to dziecko, Varhenn?
— W życiu jej nie widziałem, panie poruczniku. Ale
chyba mnie lubi.
— Każdego lubi — powiedziała młoda kobieta,
wchodząc do sieni. — Można ją sprzedać pierwszej
napotkanej osobie. Chodź, Meehala, nie zatrzymujmy
panów żołnierzy, pewnie mają sprawę do wujka.
Miała ciemnoblond włosy, oczy, których koloru niemógł w tym świetle ocenić, i szczupłą twarz. Zielona
suknia, którą nosiła, nie była zbyt bogata. Niemniej
kobieta nie wyglądała na miejscową góralkę.
Kenneth przedstawił się.
— Porucznik Kenneth-lyw-Darawyt, Szósta Kompa-
nia Szóstego Pułku Górskiej Straży.— Lydia-ker-Zeawe, w tej chwili matka, poza tym
bratanica miejscowego czarodzieja i wdowa po kapitanie
Cearewie-ker-Zeawe z Dwudziestego Pierwszego Pułku
Pieszego. Nie, proszę nie mówić, że panu przykro,
poruczniku. To stara historia. Proszę za mną. — Znikła
za drzwiami, ciągnąc za sobą dziecko.Popatrzył na dziesiętnika i wzruszył ramionami.
Weszli do pomieszczenia, w którym zapewne
miejscowy czarodziej przyjmował klientów. Kenneth
spodziewał się czegoś… wystawniejszego. Zaskoczył go
widok gołych ścian obitych pociemniałym drewnem oraz
prosta ława i cztery zwykłe krzesła stojące pośrodku.
Przy czym zarówno ława, jak i krzesła miały już
16
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
17/101
najlepsze lata za sobą. Dziwne, ale chyba paranie się
magią nie przynosiło w tym mieście nadzwyczajnych
protów. Terandyh nie było zbyt duże, ledwo dwa
tysiące głów, stanowiło jednakże nieformalną stolicę
doliny. Przybywali tu hodowcy i pasterze z całej okolicy,
więc interesy powinny kwitnąć. Na dodatek, z tego
co mówił miejski pisarz, Derwen Klacv był jedynym
czarodziejem w mieście. W takich punktach handlowych
jak Terandyh, gdzie mogło utrzymać się kilkunastukowali, tkaczy i rymarzy, czarodziej powinien opływać
w dostatki. Tymczasem tu w kątach bieda popiskiwała
cicho, spierając się o miejsce z nędzą. Ciekawe.
Z pomieszczenia dla interesantów skierowali się do
sąsiedniego pokoju. Ich przewodniczka zatrzymała się
przy wejściu i ciągle trzymając dziewczynkę za rękę,wskazała na drzwi.
— Zapraszam.
Kenneth wszedł pierwszy. W niewielkim pokoju
zobaczył stół, dwie proste ławy i dwóch mężczyzn
siedzących naprzeciw siebie. Duże okno. Przeltrowane
przez liście światło rysowało miękkie cienie. Jużotwierając drzwi, usłyszał rozmowę.
— Nie wiem, co będzie, burmistrzu… Żadne zapiski…
— W nosie mam zapiski. Jak odwołam święto, to mi
miasto z dymem puszczą…
— Musicie zrozumieć…
Drzwi skrzypnęły, ucinając gorączkową wymianę
zdań.
17
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
18/101
Obaj spojrzeli na Kennetha nieprzyjaźnie. Jeśli
dobrze zrozumiał, niższy z nich, ten ze szpakowatą brodą
i w sukiennej bluzie, wiązanej góralską modą ozdobną
tasiemką pod szyją, nie był burmistrzem. Czyli Zawerem
Bewlasem był ten drugi, ciemnobrody i ciemnowłosy,
w barwionej na niebiesko koszuli i czarnej kamizelce.
— Burmistrz Bewlas?
— To ja.
— Porucznik Kenneth-lyw-Darawyt. Szósta Kompa-nia. Mam nadzieję, że uprzedzono o naszym przybyciu?
— Tak. — Burmistrz wstał, uśmiechając się
z zakłopotaniem. — Proszę wybaczyć powitanie, a raczej
jego brak, ale spodziewałem się was dopiero jutro.
— Jak mówi stare przysłowie – na wschód zawsze
idzie się szybciej — zażartował.Podali sobie ręce. Burmistrz wskazał na mężczyznę
wciąż siedzącego przy stole.
— To nasz gospodarz, mistrz nauk magicznych
Derwen Klacv.
Czarodziej skinął głową. Bez uśmiechu.
— Proszę wybaczyć, że nie wstanę, poruczniku.— Odwrócił się bokiem na ławie, prezentując pustą
nogawkę. — Ale w ten sposób obaj unikniemy
kłopotliwej sytuacji. A ty możesz wracać do swoich
spraw, kobieto.
Lydia zamknęła drzwi.
Ocer bez słowa podszedł i podał mu rękę. Czarodziej
miał mocny, krzepki uścisk.
18
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
19/101
— Mój dziesiętnik Varhenn Velergorf — powiedział
Kenneth, wskazując na stojącego w drzwiach podocera.
— Gdyby nie można się było ze mną skontaktować, on
pełni obowiązki zastępcy dowódcy. Pozostałych dwóch
dziesiętników przedstawię później.
— Tylko cztery dziesiątki? Czy kompania Straży nie
powinna liczyć stu ludzi?
— Powinna, burmistrzu, ale nie znam kompanii, która
miałaby pełny skład. A Szósty Pułk ciągle słyszy tylkoobietnice o uzupełnieniach. I tak powinienem się cieszyć,
że mam choć cztery dziesiątki.
Czarodziej od dłuższej chwili przypatrywał się
intensywnie tatuażom Varhenna.
— Wschodnie czy zachodnie Bergen? — zapytał
wreszcie.Dziesiętnik uśmiechnął się i dotknął palcem
wskazującym lewego policzka.
— Ojciec ze wschodniego — przesunął palec na
prawy. — Matka z zachodniego. Nie sądziłem, że tak
daleko na zachodzie ktoś potra rozpoznać klanowe
tatuaże.— Urodziłem się w Laaben. Dawne czasy.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wreszcie
czarodziej po raz pierwszy się uśmiechnął.
— Miałem kilku dobrych przyjaciół z Bergen. Miło
poznać, dziesiętniku.
— Mnie również.
19
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
20/101
— Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy, najlepiej
przy dzbanie dobrego piwa. Teraz jednak nie chciałbym
przeszkadzać w obowiązkach. Żołnierze czekają.
Burmistrz chrząknął.
— Kazałem przygotować kwatery dla strażników
w gospodzie przy gerańskim trakcie. Nie mamy
w mieście koszar z prawdziwego zdarzenia, tych
trzydziestu pachołków, którymi dysponuję, mieszka we
własnych domach lub w ratuszu. Oczywiście przejmiepan, poruczniku, nad nimi komendę?
Kenneth westchnął w duchu. Tego mu tylko brako-
wało, bandy miastowych obszczymurków, potykających
się o własne włócznie i udających prawdziwych
żołnierzy.
— Oczywiście, burmistrzu. Z największą przyjemno-ścią.
∗ ∗ ∗
Wszystko było już gotowe. Magiczny krąg wyry-
sowany kurzą krwią na klepisku, symbole wewnątrz,
pół tuzina małych świec, jeszcze niezapalonych, ale jużzajmujących karnie pozycje. Czuł to, czuł Moc wypełnia-
jącą przestrzeń, olbrzymie, nieprawdopodobnie wielkie
jezioro gotowe, by do niego sięgnąć i ukształtować we
wszystko, co tylko umysł zdoła sobie wyobrazić, a wola
spełnić. Czekał wiele lat na taki przypływ.
Wyrzeźbione z jednego kawałka drewna gurki kozy,
kozła, owcy i barana czekały na umieszczenie w kręgu.
20
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
21/101
Wkrótce się zacznie.
∗ ∗ ∗
Budynek był wystarczająco duży, by pomieścić czter-
dziestu strażników i tuzin psów. Prawdę powiedziawszy,
mógł pomieścić nawet setkę ludzi. Kenneth musiał
przyznać, że burmistrz nie okazał się dusigroszem,
wynajęcie całej gospody tylko dla jego ludzi musiałosporo kosztować. Zazwyczaj w takich sytuacjach,
gdy cesarskie prawo nakazywało zapewnić żołnierzom
nocleg i wyżywienie, czekała na nich stara stajnia,
kilka wiązek słomy i wodnista polewka. Za resztę
musieli zapłacić z własnej kieszeni. Tutaj powitały ich
pokoje z prawdziwymi łóżkami, gorący gulasz, kasza zeskwarkami, pęta kiełbasy, bochny chleba, owsiane placki
i piwo. Wszystko na koszt miasta.
Zaczynał podejrzewać, że Zawer Bewlas kogoś
zamordował.
— Myślę, że dzisiaj pańscy strażnicy będą mogli
odpocząć — stwierdził burmistrz, gdy już odprowadziłich na miejsce. — Święto zaczyna się jutro wraz
z zachodem słońca i potrwa trzy noce. Wtedy będziecie
mieli pełne ręce roboty. Dziś korzystajcie z gościny
i bawcie się.
— Zamierzamy, burmistrzu. Gdybym potrzebował
informacji, przewodnika albo jakiejś pomocy, to gdzie
pana znajdę?
21
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
22/101
— W ratuszu, pewnie spędzę tam całą noc. Mam
tylko małą prośbę: czy pańscy żołnierze mogliby od
jutrzejszego ranka pokazywać się w mieście i okolicy,
żeby było wiadomo, iż Górska Straż jest już na miejscu?
— Oczywiście. Spodziewacie się jakichś kłopotów?
— Nie większych niż ostatnimi laty. Trochę
połamanych kości i rozbitych łbów, mnóstwo siniaków.
Nic wielkiego.
Burmistrz uścisnął podaną dłoń, skinął głowądziesiętnikom i zniknął. Kenneth wszedł do głównej sali
gospody, gdzie cztery ławy uginały się od parujących
mis. Na zapach gulaszu, kaszy, świeżych placków i piwa
ślinka napłynęła mu do ust. Warto było się tłuc tu przez
kilka dni.
Jego żołnierze siedzieli już przy ławach, gotowi dozaatakowania posiłku. Czekali tylko na niego, zgodnie
z wojskowym regulaminem zabraniającym podwładnym
jeść w obecności przełożonego bez jego zgody. Nawet
psy czekały, karnie śliniąc się nad miskami pełnymi
smakowitych resztek. Poświęcił chwilę, żeby stwierdzić,
co mu w widoku strażników nie pasuje. No tak, odłożylibroń, a on od pół roku nie widział, żeby któryś
miał miecz, topór czy włócznię poza zasięgiem ręki.
Nawet w Belenden chodzili uzbrojeni. Teraz większość
uzbrojenia stała równiutko pod ścianami – do tego boju
wystarczyły wszystkim łyżki i noże.
— Można jeść — rzucił, żeby nie przedłużać.
22
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
23/101
Porucznik usiadł i czekał patrząc, jak zaczyna się rzeź
wśród podanych specjałów. W Górskiej Straży istniała
jeszcze jedna tradycja, niepisana, która mówiła, że
dowódca nie zaczyna posiłku przed swoimi żołnierzami.
Takie drobiazgi były bardzo ważne.
Sięgnął po kawałek kiełbasy i placek. Nalał sobie
piwa do cynowego kua, ugryzł, popił, westchnął. O tak,
warto było.
Przez dobry kwadrans salę wypełniało mlaskaniei stukot łyżek o miski, obsługa, składająca się
z karczmarza i pięciu dziewczyn, uwijała się między
ławami, donosząc kolejne porcje. Jak na razie dziewczyn
nikt nie podszczypywał, piwo i kasza ze skwarkami
miały pierwszeństwo.
Kenneth przywołał do siebie gospodarza.— Godne powitanie — pochwalił.
Karczmarz skłonił się lekko, z godnością.
— Dwóch synów mam w Straży, panie poruczniku,
jeden jest dziesiętnikiem w Ósmym Pułku, drugi służy
w Czwartym. Sam prosiłem burmistrza, żeby mi pozwolił
was ugościć. Wstyd było inaczej.Ocer uśmiechnął się lekko i przeszedł do
właściwego tematu.
— Dziewczyny obsługują gości?
Karczmarz wyszczerzył się szeroko.
— Owszem, ale za to miasto nie płaci. Niech pańscy
żołnierze dogadują się z nimi osobiście. I żadnego
przymuszania — dodał twardo.
23
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
24/101
— Nie będzie, ale jest ich tylko piątka…
— Wiem, zaprosiłem na wieczór jeszcze kilka innych
z pozostałych zajazdów, na poddaszu mam pokoje
z pojedynczymi łóżkami. Do wynajęcia za dodatkową
opłatą.
To tłumaczyło sute przyjęcie. Cokolwiek miasto
i karczmarz dołożyli do gościny, odbiją sobie w inny
sposób. Wyglądało na to, że jego żołnierze zostawią
tu sporą część żołdu, a kilka dziewczyn zbierze niezłąsumkę na posag. Cóż, jeśli obie strony będą miały z tego
zabawę, dlaczego nie?
Powiódł wzrokiem za piersiastą brunetką o ładnej
twarzyczce i niesamowicie długich rzęsach. Ciekawe, ile
kosztuje wynajęcie pokoju na godzinę – przyjrzał jej się
dokładniej – albo dwie?Karczmarz chrząknął znacząco i powiedział:
— Myssa jest miła, ale oczekuje od klientów
szczególnej hojności, panie poruczniku. Czy mam jej dać
znać, że chciałby pan być pierwszy?
Pierwszy. To słowo podziałało jak zimny prysznic.
Nagle wyobraził sobie, jak wychodzi z pokoju,mijając stojącą pod drzwiami kolejkę składającą się
z drepczących w miejscu mężczyzn. Poczuł się nieswojo,
a z otchłani rozleniwienia wypłynęło słowo-tarcza.
— Obowiązki, gospodarzu. Ocer musi zadbać o zbyt
wiele spraw, żeby mógł sobie pozwolić na przyjemności.
— Postanowił zmienić temat. — Jak przygotowania do
święta? Myślę o całej dolinie.
24
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
25/101
— Jak co roku, wójtowie wiosek zapędzają wybrane
sztuki na pastwiska, młodzi szykują kije i pałki, starsi
opowiadają, jakich to wyczynów dokonywali w dawnych
latach, przy czym im więcej czasu upłynęło, tym
w opowieściach więcej łupów. Wszyscy szykują się
na trzy dni podchodów, kradzieży, napaści, pijaństwa
i dobrej zabawy.
— Jakieś rody są na siebie szczególnie cięte?
— Drywcowie jak co roku trzymają z fer-Leweramiprzeciw Casornom i Nertywesom, klan starego Gwerra
tradycyjnie stoi z boku, choć nie wiadomo, jak będzie
tym razem, bo jego średni syn wżenił się w ród kan-
Meaz, a oni podobno zbliżyli się do Tywunnów, którzy
są dłużni pieniądze staremu fer-Lewerowi, więc raczej
nie będą chcieli go rozzłościć. Z kolei rada wioskiSeweny uznała, że nie będzie podziału na rody i klany,
tylko cała wioska wystąpi jak jedna – cóż, zobaczymy,
w zeszłym roku im się nie udało, bo młody Fetas, ten
od matki Xesary, pobił się zaraz na początku z braćmi
lhe-Grode, więc teraz kazali tam wszystkim zastawić
duże pieniądze i ten, kto złamie rozejm, straci je, ale jak znam tamtejszych górali, kilku bez wahania machnie
ręką na srebro, byleby tylko odegrać się na nielubianych
sąsiadach. Dziewczyny z Dolnego Wess podobno tak
jak w zeszłym roku połączyły siły, żeby utrzeć nosa
tym z Górnego. Za to Keweran-lag-Mawenn zbiera
wszystkich młodych z całych południowych stoków i…
25
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
26/101
Popłynęła rzeka nazwisk, rodów, koligacji, więzów
krwi, przyjaźni na śmierć i życie, które trwały do
pierwszej urazy, i krwawych wendet, zapominanych
po kilku kuach. Wyglądało na to, że miejscowi
nie nudzili się zbytnio, choć jak na tyle podziałów,
sojuszy i kontrsojuszy, liczba oar śmiertelnych była
zadziwiająco niska. Przez ostatnie dziesięć lat padły
tylko dwa trupy, i to raczej w wyniku nieszczęśliwych
wypadków niż rzeczywistej żądzy mordu. W obuprzypadkach rodziny zabójców zapłaciły pogłówne, a oni
sami zniknęli w górach. Mieszkańcy doliny lubili się
kłócić, spierać i obijać po pyskach, ale walkę na śmierć
i życie traktowali zbyt poważnie, żeby wdawać się w nią
bez naprawdę ważnego powodu. Byli Wessyrczykami
z krwi i kości.Porucznik dawno przestał słuchać karczmarza zale-
wającego go potokiem nazw rodów, klanów, koligacji,
układów, lokalnych sojuszy, związków i aliansów.
W porównaniu z nimi polityka i intrygi cesarskiego
dworu wydawały się proste jak dziecięca układanka.
Przy najbliższym stole wszczął się ruch, to Berghwstał, popuścił pasa, beknął dyskretnie w zwiniętą dłoń
i uniósł kufel.
— Toast — huknął. — Wypijmy za dolinę Mawers
i Księżyc Złodziei Kóz, który zaświeci nad nią po raz
czterysta dwudziesty ósmy.
26
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
27/101
Kilkadziesiąt kui powędrowało w górę. Karczmarz
marudzący nad uchem Kennetha zamilkł i wyprostował
się.
— Wybaczcie, dziesiętniku, ale mylicie się, w tym
roku księżyc będzie świecił po raz czterysta dwudziesty
szósty.
— Na pewno? — Podocer wykrzywił zarośnięte
oblicze. — Wydawało mi się, że zaraza była w pięćset
czterdziestym czwartym. Według starego kalendarza.Podniósł się jeden z żołnierzy.
— Na pewno czterdziesty czwarty, w pieśni mówią:
„I dolina Mawers straciła swe stada wraz z pierwszym
szczeknięciem Łysego Psa”.
Karczmarz pokiwał głową.
— Tak śpiewają w Kenwenie i Lad Nawie.I poniekąd mają rację. Kronikarze doliny odnotowali, że
z początkiem dekady Łysego Psa dziewięć na dziesięć
kóz oraz osiem na dziesięć owiec w dolinie odeszło
w niebyt, co doprowadziło wszystkie rody do wściekłych
sporów o ocalałe zwierzęta. Przez dwa lata w całej
dolinie napadano na stada, żeby porwać rozpłodowesztuki, a pasterze zaczęli chodzić uzbrojeni jak do bitwy.
Bywało, że stadka pięciu owiec i trzech kóz pilnowało
pół wioski. Robiło się coraz goręcej, Imperium jeszcze
nie dotarło do naszej doliny, więc tutejsi ludzie żyli
głównie z hodowli kóz na mięso i owiec na wełnę.
Inne doliny na wieść o zarazie nie chciały mieć z nami
nic wspólnego, żebyśmy przypadkiem im choróbska nie
27
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
28/101
zanieśli. Ciężko było o sprowadzenie nowych sztuk,
zresztą, darmo nikt nic wtedy człowiekowi nie dawał,
zupełnie inaczej niż teraz… — Gospodarz uśmiechnął się
ironicznie. — Każde zwierzę było na wagę złota. W ruch
szły nie kije i pałki, lecz topory i włócznie, polała się
krew, padły pierwsze trupy, ktoś puścił czerwonego kura.
Niedobrze się działo…
Karczmarz zakończył dramatycznym westchnięciem.
Wiele wskazywało na to, że pomylił powołanie.Powinien zostać wędrownym bardem.
— Wiosną trzeciego roku Łysego Psa zebrała się rada
wiosek, wszyscy najstarsi i najmądrzejsi mieszkańcy
doliny. Radzili pięć dni i nocy, aż uradzili. Kazali zebrać
wszystkie ocalałe sztuki rozpłodowe w jedno stado, które
będzie przez dziesięć lat wspólną własnością całej doliny.To pozwoliło na szybsze rozmnożenie ocalałych zwierząt.
Stado miało być podzielone później według wkładu.
Żeby uspokoić gorące głowy i dać jakieś zajęcie młodym
zapaleńcom, ustalono także, iż ostatniej wiosennej pełni
rody i klany będą konkurować w wykradaniu sąsiadom
kóz i owiec, ale bez prawa do zatrzymania skradzionychsztuk. Tak w dwa lata po utracie zwierząt narodziła się
tradycja Księżyca Złodziei Kóz i dlatego obchodzimy ją
dziś po raz czterysta dwudziesty szósty.
Karczmarz skłonił się jak bard czekający na oklaski.
Kilku strażników miało najwyraźniej ochotę po-
dyskutować o datach, jeden czy dwóch zaczęło się
28
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
29/101
już podnosić. Kenneth podziękował gospodarzowi za
opowieść i uniósł kufel.
— Za czterysta dwudziesty szósty Księżyc Złodziei
Kóz — powiedział dobitnie, uciszając wszelkie rodzące
się protesty.
Księżyc Złodziei Kóz był świętem lokalnym,
początkowo obejmującym swym zasięgiem tylko
dolinę Mawers, by następnie zakorzenić się w kilku
sąsiednich, tam gdzie dotarli przez koligacje rodzinne jej mieszkańcy. Obowiązywały proste zasady. Przez trzy
noce od pierwszej wiosennej pełni można było bezkarnie
uprowadzać i zagarniać stada sąsiadów. Można było
kraść zwierzęta zarówno z pastwisk, jak i ze stajni
czy obór. Lecz nie dało się ich zatrzymać. Właściciel
odzyskiwał je, wypłacając złodziejowi tradycyjnądziesiącinę, czyli okup w wysokości dziesiątej części
wartości zwierzęcia. W przypadku jednej starej kozy
wystarczyła zazwyczaj aszka gorzałki i pęto kiełbasy,
ale jeśli udało się ukraść stado liczące sto sztuk…
Gra była emocjonująca, niebezpieczna i zyskowna, czyli
miała wszystkie cechy rozrywek lubianych przez górali.W czasie złodziejskich wypraw używano kijów i pałek,
wypełnionych mokrym piachem skórzanych sakiewek
i trzonków włóczni czy siekier. Było dużo siniaków,
potłuczeń i połamanych kości, ale w sumie niewiele
obrażeń groźnych dla życia. Zwierzęta przeganiano w tę
i z powrotem, bywało, że stado zmieniało właścicieli
kilka razy podczas nocy. Tak naprawdę to najmniej
29
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
30/101
zabawy miały biedne kozy i owce, którym nie pozwalano
się wyspać.
Kenneth szczerze żałował, że nie może ze swoją
kompanią wziąć w tym udziału. Dowódca pułku urwałby
mu głowę, zaraz po tym jak kazałby go powiesić.
W gospodzie zrobiło się głośniej, strażnicy częściej
sięgali po kue niż do misek, jakaś dziewczyna pisnęła,
inna zachichotała gardłowo. Zabawa zaczynała się
rozkręcać.Kenneth trącił właściciela gospody w bok.
— Będzie jakaś muzyka?
— Później. Zamówiłem kilku grajków. — Nieoczeki-
wanie mężczyzna zaczerwienił się. — Ja sam… też…
— Co też?
— Na dudach gram.Nie dość że bard, to jeszcze dudziarz.
— Już nie mogę się doczekać, gospodarzu. —
Uśmiechnął się zachęcająco. — Tylko widzicie tego tam?
Wskazał na Velergorfa, którego wytatuowana twarz
wyróżniała się spośród innych.
— Jego ojciec i dziadek grali na dudach w czasieklanowych bitew. Dla niego dudy są święte, jak usłyszy,
że ktoś choć odrobinę fałszuje, ciska w niego toporem.
Musicie uważać.
Karczmarz przełknął ślinę. Kenneth uśmiechnął się
lekko. Dudy mieli z głowy, strażnicy nawet nie będą
wiedzieć, co zawdzięczają swojemu dowódcy.
30
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
31/101
Ktoś szarpnął go za łokieć. Chłopak, na oko
dziesięcioletni, pochylił się i wyszeptał z przejęciem:
— Pan czarodziej Derwen Klacv prosi pana ocera
i pana podocera do siebie na poczęstunek. Chętnie
posłucha o Czarnej Przełęczy, o której pan wspominał
wcześniej.
∗ ∗ ∗
Derwen Klacv siedział w tej samej izbie, w której
spotkali go za pierwszym razem. Nie wstał na powitanie,
tylko wskazał im ławę po drugiej stronie stołu. Wyglądał
na nieźle podpitego. Kenneth usiadł i bez słowa sięgnął
po jeden ze stojących na stole kubków. Wino, cierpkie,
mocne i tanie.— Daleką drogę mieliście? — zaczął czarodziej.
— Cztery dni.
— Słyszałem, że Górska Straż może maszerować trzy
dni i trzy noce, a potem stanąć do bitwy tak sprawnie,
jakby żołnierze spali na puchowych łożach.
— Też słyszałem takie historie. Podobno w do-wództwie Straży jest kilku bajarzy, wymyślających je
na zawołanie. Dobrze mieć takie opowieści po swojej
stronie.
Czarodziej uśmiechnął się enigmatycznie i pociągnął
z kubka. Potem sięgnął po gąsiorek i dolał sobie do pełna,
roniąc sporo wokół. Tak, zdecydowanie miał już dobrze
w czubie. Cisza zaczęła robić się niezręczna.
31
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
32/101
Kenneth trącił siedzącego obok dziesiętnika.
— Varhenn był na Czarnej Przełęczy. Osiem lat temu.
Ja jeszcze nie służyłem wtedy w Straży — zawahał się.
— Choć dałbym sobie głowę uciąć, że nie zgadaliśmy się
o tym wcześniej.
— Nie. I nie po to was wezwałem, żeby wspominać
stare bijatyki.
— Wezwałem? — Pozwolił sobie na wymowne
uniesienie brwi. — Wydawało mi się, że chłopakwspominał coś o zaproszeniu. Jeśli to było wezwanie,
muszę je dostać na piśmie i przedstawić do zatwierdzenia
dowódcy pułku.
— Nie mam na to czasu.
— Ja też nie, tracę tu dobre piwo i niezłą muzykę.
— W gospodzie Nawansa? A słyszał pan, jak on grana dudach? Niedźwiedzie uciekają z gawr, kiedy zacznie.
— Chyba przekonałem go, żeby tego nie robił.
Zamilkli. Cisza osiągnęła moment, który poprzedza
wyjście z trzaśnięciem drzwiami.
— Znowu to samo — odezwał się kobiecy głos. — Wuj
najpierw zaprasza gości, a potem nie za bardzo wie, coz nimi zrobić.
Lydia-ker-Zeawe weszła do pokoju energicznym
krokiem i usiadła obok czarodzieja. Miała tę samą suknię
co wcześniej, tylko włosy spięła wysoko, odsłaniając
szyję i kark.
— Wybaczcie, proszę, szorstkie powitanie, odra-
dzałam wujowi tę gadkę o przełęczy, ale chciał mieć
32
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
33/101
pewność, że pan przyjdzie. Sprawa nie dotyczy jakichś
wspominków, tylko tego, co dzieje się w dolinie. Martwi
nas to, ale burmistrz nie chce słuchać ostrzeżeń, woli,
żeby święto odbywało się bez zakłóceń.
Kenneth patrzył, jak mówi, gestykuluje, oddycha.
Siedziała tuż przed nim, ledwie cztery stopy, tak blisko,
że wyraźnie czuł… nie, nie perfumy, pachniała po prostu
kobietą.
— Poruczniku… — mruknęła niewinnie.— Tak?
— Moja twarz znajduje się jakieś osiem cali wyżej.
Varhenn zakrztusił się winem, czarodziej tylko
uśmiechnął, a Kenneth poczuł, że się czerwieni. Kobieta
nie powinna mówić tak do uzbrojonego mężczyzny.
— Przez cztery lata mieszkałam z mężem w gar-nizonie w Lawendar. Są dwa sposoby na kontakty
z żołnierzami. — Wydawało się, że czyta mu w myślach.
— Jeden to schodzenie im z oczu, a drugi – ustalenie
pewnych zasad i trzymanie się ich. Zasady są tym, co
powinien pan rozumieć, prawda?
Wolał się nie odzywać.— Proszę więc przez chwilę założyć, że zaprosiliśmy
— podkreśliła to słowo — pana tutaj, bo mamy ważny
powód. Źródło Mocy znajdujące się w tej dolinie
osiągnęło stan nienotowany od czasów przyłączenia tych
ziem do Imperium. Mój wuj uważa, że może to stanowić
zagrożenie, ale oczywiście nie można odwołać święta.
Górale puściliby miasto z dymem.
33
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
34/101
Kenneth nie spuszczał wzroku z jej twarzy.
— Jaka będzie natura tego zagrożenia?
O dziwo, zadał pytanie w miarę normalnym głosem.
— Nie wiem. — Czarodziej jednym haustem opróżnił
kubek i błyskawicznie napełnił go ponownie. — Ciężko
się do tego przyznać, ale nie mam zielonego pojęcia.
— Co to za źródło? — zapytał Varhenn.
— Mały Kamień.
— Nie słyszałem.— Mało kto słyszał.
— Wuj włada Mocą w aspekcie Małego Kamienia
— wtrąciła Lydia. — Sama nazwa wywołuje krzywe
uśmieszki, a zastosowanie tego Źródła… Tylko bogowie
wiedzą, po co ono istnieje.
— Nie bardzo rozumiem…— Nie ma tu wiele do rozumienia, poruczniku
— warknął czarodziej. — Z kilkudziesięciu głównych
i kilkuset pobocznych aspektów Mocy mnie trał
się talent do opanowania właśnie Małego Kamienia.
Tylko Małego Kamienia. Najmniej znanego i najmniej
dochodowego Źródła na świecie. Na całej północycesarstwa istnieje tylko jedno miejsce, gdzie jest ono
aktywne, ta właśnie dolina. W innych miejscach
ledwo daje się je wyczuć. Za to tutaj jest tak
silne, że zakłóca aktywność innych aspektów. Dlatego
większość czarodziejów kształconych w posługiwaniu
się aspektowaną magią czuje się tu źle. Trudno im
sięgnąć do własnych Źródeł, trudno korzystać z Mocy.
34
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
35/101
Omijają dolinę Mawers szerokim łukiem. To miejsce to…
przeklęte przez bogów dziwactwo.
Kenneth przetrawił tę informację.
— Jeśli jest się jedynym czarodziejem w tak bogatej
dolinie…
— To można przymierać głodem — dokończył za
niego czarodziej. — Każde ze znanych Źródeł ma
najprzeróżniejsze, często pokrywające się właściwości,
można za ich pomocą leczyć, tworzyć bariery ochronne,przenosić różne przedmioty na duże odległości, kopać
dziury w ziemi, latać, przekraczać rzeki suchą
stopą i oczywiście podpalać, zamrażać, rozbijać na
kawałki, odbierać powietrze, wywoływać demony i inne
stwory. Natomiast Małego Kamienia najczęściej używają
jasnowidze do opisywania tego, co już się wydarzyło,bo można powiedzieć, że sednem jego aspektu jest czas
przeszły. I to w bardzo wąskim wymiarze. To kapryśne
i niepewne Źródło. Używając go, można sięgnąć do
minionych wydarzeń i wskazać, gdzie zgubiła się jakaś
owieczka albo gdzie leży pijany mąż.
Czarodziej pociągnął mocniej z kubka, oczy zalśniłymu pijackim błyskiem.
— Jak osuwająca się skała przygniecie ci nogę,
to nie możesz ani usunąć jej czarami, ani wezwać
pomocy. Musisz leżeć trzy dni, aż w końcu wyciągasz
nóż i odcinasz sobie stopę, zanim gangrena dotrze
do serca. Potem czołgasz się do miasta, odpędzając
głodnego wilka, a na miejscu mówią, że trzeba uciąć
35
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
36/101
więcej, przy kolanie, bo zakażenie jednak poszło wyżej.
— Zaciśnięte na cynowym kubku palce pobielały,
Kennethowi zdawało się, że metal zaraz się odkształci.
Lydia gestem wskazała strażnikom, że mają milczeć.
Czarodziej wychylił kubek do dna i kontynuował:
— Mały Kamień to niepewne i zdradliwe Źródło,
często pokazuje rzeczy, których nie ma lub które
wydarzyły się przed wieloma laty. Mówią mi tu
„mistrzu” tylko przez grzeczność, bo żeby otrzymać tytułMistrza Sztuk Magicznych, trzeba opanować Moc w co
najmniej sześciu aspektach. Znam czarodziejów, którzy
potraą czerpać z dziesięciu aspektowanych Źródeł,
chodzić trzema lub czterema Ścieżkami. Powietrze, Liść,
Odłamek, Serce, Krew, Drzazga, Długi Kij, Żar… a mnie
trał się Mały Kamień i kalectwo, które nie pozwalazająć się czymś innym. Gdybym miał obie nogi, pasałbym
owce, handlował kozimi serami albo zaciągnął się do
Górskiej Straży. A tak żyję z tego, że miejscowi są dumni,
iż mają własnego czarodzieja, więc jak już korzystają
z jego usług, płacą mu nieco więcej, niż powinni,
a czasem przynoszą w podarunku pół tuzina jaj, kilkagomółek sera, albo jakieś używane ubranie…
Odstawił powoli kubek na stół, zacisnął dłonie
w pięści. Lydia delikatnie odsunęła na bok naczynie,
wstała i pochyliła się nad czarodziejem.
— Wuju?
— Tak?
36
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
37/101
— Pościeliłam już łóżko, myślę, że pora, byś się
położył.
— Nie rozkazuj mi, kobieto — warknął szorstko. —
Pamiętaj, czyj to dom.
— Tak, wuju. Pamiętam. Ty nie pozwolisz mi
zapomnieć.
— Właśnie — zachwiał się. — Mam… cię tu zostawić
samą z… z dwoma pijanymi żołnierzami?
— Radziłam sobie już z pijanymi żołnierzami. Z tymiteż sobie poradzę. Chodźmy.
Pomogła czarodziejowi wstać od stołu, podała mu
drewnianą kulę i wspierając, wyprowadziła z izby.
Kenneth wymienił spojrzenie z Velergorfem.
— Pora na nas — mruknął. — Wracajmy, zanim
chłopcy rozniosą gospodę.Dziesiętnik skinął głową i zaczął się podnosić.
— Przyjmijcie moje przeprosiny. — Lydia pojawiła
się w drzwiach. — Wuj miał paskudny dzień. Mówi, że
szaleństwo miejscowego Źródła robi mu mętlik w głowie.
— Wierzę. Naprawdę jest mu tak ciężko?
Przytaknęła bez uśmiechu. W tym świetle jej oczymiały kolor nieba tuż przed burzą.
— Gdy nas przyjmował pod dach, wydawało mi się,
że zamieszkanie z jedynym czarodziejem doliny Mawers
zapewni mnie i dziecku spokojny i dostatni żywot. W tej
chwili nie jestem pewna, kto kogo utrzymuje.
— A — Kenneth nie zdążył ugryźć się w język —
reszta rodziny?
37
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
38/101
Popatrzyła na niego, lekko przechylając głowę, bez
złości w oczach. Miał ochotę walnąć łbem w najbliższą
ścianę.
— Moi rodzice nie żyją, a ród ker-Zeawe nigdy
nie zaakceptował małżeństwa Cearewa. Syn i wnuk
ocerskiego rodu i dziewczyna z gór. Do dziś nie uznali
nawet istnienia Meehali. O mnie nie wspominając. On —
wskazała drzwi — jest naszym najbliższym krewnym.
I… zwaliła mu się na głowę bratanica, którą widziałostatni raz, kiedy miała cztery czy pięć lat. Na dodatek
z dzieckiem. Więc nie zwracam uwagi na to, że bywa
szorstki. Jeszcze jakieś pytania o moje prywatne sprawy,
poruczniku?
Kenneth znów poczuł, że się czerwieni, na szczęście
Velergorf wybawił go z opresji, pytając:— Ile jest prawdy w tym gadaniu o Źródle, które
zaczęło się burzyć?
— Nie wiem. Wuj Derwen niewiele mówi, ale
podejrzewam, że też niewiele wie.
— Więc nie grozi nam pęknięcie Mroku i inwazja sił
odwiecznego Chaosu?— Raczej nie. — Uśmiechnęła się szczerze i zerknęła
za siebie. — Przynajmniej dopóki moje dziecko się nie
obudzi.
Niewiarygodne, co z jej twarzą robił taki uśmiech.
Porucznik odpowiedział swoim.
38
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
39/101
— Przyjdę jutro rano, kiedy czarodziej będzie
w lepszej formie. Wtedy porozmawiamy poważnie.
Proszę mu przekazać, że dziękujemy za ostrzeżenie.
Odprowadziła ich do drzwi, usłyszeli jeszcze, jak
zamyka zasuwę.
— Niezwykła — gdzieś w połowie drogi powrotnej
mruknął Velergorf.
— Noc?
— Noc też, panie poruczniku. Wszystkie żonyocerów są takie?
— Nie wiem, Varhenn. — Zbliżali się do gospody, gdy
powietrze rozdarł dziki dźwięk, jakby tuzin wściekłych
kotów z chrypką walczył z tuzinem zdziczałych, lecz
wykastrowanych psów. — Zrób mi przysługę i wejdź
pierwszy. Z toporem w garści. Dobrze?Dziesiętnik spojrzał na niego dziwnie, a nie
doczekawszy się wyjaśnień, wzruszył ramionami, wyjął
topór zza pasa i przekroczył próg budynku. Rozpaczliwa
kakofonia urwała się w pół dźwięku, a porucznik
mógłby przysiąc, że usłyszał błyskawiczny tupot stóp
i trzaśnięcie drzwi. Uśmiechnął się pod nosem. Było tak, jak powtarzali na szkoleniu ocerskim: dobry dowódca
powinien umieć ochronić swoich ludzi przed każdym
niebezpieczeństwem.
∗ ∗ ∗
Czuł to. Czuł Moc wzbierającą nad doliną, kipiącą,
przelewającą się na wszystkie strony, gotową do użycia.
39
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
40/101
Ci głupcy, nędzni prześmiewcy, zobaczą jeszcze jego
potęgę, jeszcze przyjdą i będą się kłaniać, żebrząc
o łaskawe spojrzenie.
Ogarnął wzrokiem gurki stojące przed kołem.
Z pewnym wahaniem podniósł kozła, odłożył go
z powrotem. Nie, najlepiej będzie zacząć od czegoś
mniejszego. Mała, drewniana koza zajęła miejsce
w kręgu. Sięgnął po Moc i zaczął ją kształtować.
Początek zawsze jest trudny.
∗ ∗ ∗
Słowa, które wypowiedział Kenneth-lyw-Darawyt,
gdy pierwsza koza spadła z nieba, przeszły później do
legendy Szóstej Kompanii, lecz raczej nie było w tym aniwiny, ani zasługi porucznika. Po prostu tak to jest czasem
ze słowami, które palnie się bez chwili zastanowienia.
Obudził się, gdy niemal wszyscy byli już na nogach,
łamiąc zasadę, że dowódca kładzie się ostatni, a wstaje
pierwszy. Przeklinając pod nosem Velergorfa, który
pozwolił mu tyle spać, ubrał się pospiesznie i dopinającpas z mieczem, wyszedł na zewnątrz. Przed gospodą
kilkunastu żołnierzy myło się właśnie w wielkim
poidle dla koni, chlapiąc na wszystkie strony i rycząc
jakąś sprośną piosenkę. Na widok dowódcy większość
zamilkła i wykonała gest, jaki można było przy odrobinie
dobrej woli uznać za oddanie honorów starszemu
stopniem. Odpowiedział krótkim salutem i rozejrzał
40
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
41/101
się, szukając któregoś dziesiętnika. I wtedy rozległ się
dźwięk, jaki wydaje pękający rybi pęcherz, a zaraz po
tym powietrze wypełniło rozpaczliwe kozie meczenie.
Kenneth błyskawicznie odwrócił się i stanął oko w oko
z jednym ze swoich ludzi przyciskających do piersi
młodą kozę. Oboje, człowiek i zwierzę, mieli przeraźliwie
głupie miny. Jeżeli można coś takiego powiedzieć o kozie.
Porucznik spojrzał na niezwykłą parę unosząc brwi.
— Jeśli przytulisz ją jeszcze bardziej, będziemymusieli zapłacić właścicielowi wiankowe — powiedział,
zanim zdążył pomyśleć.
Wszyscy zgromadzeni na dziedzińcu parsknęli
śmiechem. Strażnik wypuścił kozę i, zakłopotany, wytarł
ręce o portki.
— Ona… spadła z nieba… panie poruczniku —wydukał.
— Oczywiście, Neveb, oczywiście. — Kenneth
uśmiechnął się lodowato. — Baaaaczność! — ryknął
nagle.
Kilkunastu strażników wyprężyło się jak struna,
każdy tam, gdzie stał.— Święto zaczyna się dziś po zachodzie słońca.
Ale nie dla was. Wy macie się pokazywać i pilnować,
żeby miejscowi nie wdali się w wojnę klanową. Jak
zobaczę któregoś z kozą, owcą, baranem albo nawet
z kozim serem, którego pochodzenia nie będzie potrał
wyjaśnić, do końca roku w każdym patrolu zajmie
41
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
42/101
miejsce na szpicy. Goły. To nie jest żart. Macie być
przedstawicielami cesarskiej armii. Zapamiętać!
Właściwie nie był zły. Varhenn kiedyś już mu
zasugerował, że dobrze jest od czasu do czasu ryknąć
na ludzi, bo dowódca, który nie potra nawrzeszczeć,
bardzo szybko traci szacunek. Zwłaszcza jeśli tak jak
teraz dyscyplina ulega lekkiemu rozluźnieniu.
— Za godzinę podzielicie się na dwójki i wyruszycie
robić dobre wrażenie w okolicy. Burmistrz przydzieliwam po jednym ze swoich ludzi. Przed wyjściem
sprawdzę osobiście każdy pancerz i każdą sztukę
broni. Wszystko ma lśnić. Dziesiętnicy będą za to
odpowiedzialni. Obudźcie tych, którzy jeszcze śpią,
i szykujcie się do patroli. Wykonać!
Przed budynkiem wszczął się gorączkowy ruch.I w tym właśnie momencie rozległ się kolejny dźwięk
pękającego rybiego pęcherza i nagle na drewnianych
gontach gospody zadudniły racice. Łaciate zwierzę
wydało z siebie zupełnie niekozi dźwięk, rozpaczliwie
usiłując utrzymać się na stromym dachu, i zaczęło
zjeżdżać. Jego tylne nogi straciły oparcie i koza,mecząc przeraźliwie, spadła wprost na piętrzącą się
pod ścianą kupę odpadków. Zwierzę wstało, otrząsnęło
się, obrzuciło zdumionych ludzi nieodgadnionym
spojrzeniem i spokojnie zajęło się wyjadaniem resztek
kapusty ze sterty śmieci.
42
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
43/101
Kenneth spojrzał na dach. Zmierzył wzrokiem
odległość do najbliższego budynku, jeszcze raz przyjrzał
się kozie. Zwykłe zwierzę… które spadło z nieba.
— Zmiana rozkazów — warknął. — Alarm bojowy.
Za kwadrans wszyscy mają być na nogach i pod bronią.
Dziesiętnicy do mojej kwatery. Natychmiast.
Gdzieś w mieście znów pękł rybi pęcherz. Po
nim następny. Meczenie kóz zmieszało się z coraz
głośniejszymi ludzkimi krzykami.
∗ ∗ ∗
Burmistrz zjawił się w chwili, gdy porucznik
kończył omawianie sytuacji. Omówienie było krótkiei proste. Nic nie wiedzieli. W pół godziny z nieba
spadła co najmniej setka kóz. I tyle. W całym
mieście ludzie chodzili z głowami zadartymi do góry,
wypatrując kolejnego fenomenu. Kilku mieszkańców
zostało rannych. Żadnej kozie nic się nie stało.
Zjawisko skończyło się równie niespodziewanie, jaksię zaczęło. Przez cały ranek ludzie gapili się w niebo albo
przemykali pod ścianami, lecz nagle zwierzęta przestały
się pojawiać. Co nie oznaczało końca kłopotów.
— Jak to: nic nie możecie zrobić?
Zawer Bewlas na przemian nerwowo szarpał
brodę i poprawiał mankiety koszuli. Ani brodzie, ani
mankietom to nie służyło.
43
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
44/101
— Nie jesteśmy tu od łapania złodziei posługujących
się czarami — wyjaśnił Kenneth. — Od tego miasto ma
własnego mistrza magii.
— Derwen… — Burmistrz powiedział to w szczególny
sposób, jakby wspominał upośledzonego krewnego. —
Nasz czarodziej nie przetransportowałby magią brudu
z jednej kieszeni do drugiej. Nie jego specjalność. Zresztą
od rana nie można się z nim skontaktować. Drzwi do
domu ma zamknięte na głucho i nie odpowiada nawezwania.
— Wyważcie je.
— Będę potrzebował czegoś więcej niż stado
pojawiających się znikąd kóz, nim rozkażę wyważyć
drzwi do domu maga. Nawet takiego jak Derwen Klacv.
— Wiadomo już, komu zginęły te zwierzęta?— Nie, poruczniku. Od wielu lat wszystkie zwierzęta
w dolinie noszą znaki swoich właścicieli. Te ich nie mają.
— I co w związku z tym?
— Wkrótce mogą się do mnie zgłosić przedstawiciele
wszystkich rodów w dolinie. Założę się, że jak wieść
się rozniesie, każdy z nich rozpozna w tych kozachswoje zaginione sztuki. K a ż d y. — Kolejne szarpnięcie
niemal pozbawiło burmistrza brody. — A ja będę musiał
przeprowadzić dokładne i drobiazgowe śledztwo w tej
sprawie. Do zimy się z tym nie uporam.
— Co możemy zrobić? — Kenneth miał dość.
Problemy burmistrza nie były jego sprawą.
44
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
45/101
— Nie wiem. Poza mną, pisarzem i garścią pachołków
miejskich jesteście jedynymi przedstawicielami władzy
cesarskiej w dolinie. Nawet stałego sędziego tu nie
mamy.
— Więc zrobimy to, co było zaplanowane, będziemy
się pokazywać. Podzielę żołnierzy na dwójki i wyślę na
patrole w miasto i po okolicy. Do każdej pary ma być
przydzielony jeden z pańskich ludzi, burmistrzu. Swoją
dziesiątkę zatrzymam tutaj, na wszelki wypadek. Tecudowne zwierzęta radziłbym spędzić w jedno miejsce
i postawić przy nich straż. Jeśli czarodziej raczy wychylić
nos z domu, może uda mu się sprawdzić, co tu się dzieje.
Jakieś inne propozycje?
Burmistrz pokręcił głową.
— Nie, poruczniku. To brzmi rozsądnie.— Mam nadzieję. A teraz — ocer wskazał drzwi —
wybaczcie, burmistrzu, ale muszę wydać rozkazy.
Zawer Bewlas gapił się na niego przez chwilę, jakby
nie mógł zrozumieć aluzji. Widocznie nigdy jeszcze
nie został wyrzucony za drzwi we własnym mieście.
Wreszcie, sapiąc gniewnie, ruszył do wyjścia. Ledwoznikł im z oczu, Kenneth zwrócił się do Bergha:
— Twoja dziesiątka weźmie psy i rozejrzy się
na wschód od miasta. Zwierzaki będą mogły się
wyszaleć, a wy sprawdzicie, czy coś tam nie śmierdzi.
Jak natracie na coś niezwykłego, wzywacie posiłki.
Żadnych bohaterskich wyczynów. Wszyscy wiemy, co
potra magia spuszczona ze smyczy.
45
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
46/101
Dziesiętnicy przytaknęli. Tego akurat nie musiał im
przypominać.
— Andan, ty weźmiesz na siebie miasto. Po prostu
się pokazujcie. Jeśli ludzie będą zadawać pytania, macie
milczeć i robić takie miny, jakbyśmy nad wszystkim
panowali.
Zarośnięty jak niedźwiedź podocer skinął głową.
— A jak się znów zacznie?
— Trzymajcie tarcze nad głowami i wiejcie podnajbliższy dach. Varhenn.
— Tak jest! — Przynajmniej najstarszy z podocerów
potrał zachować się odpowiednio.
— Sprawdzisz las na zachód od miasta. Nie
rozdzielajcie się. Las jest mały, ale jeśli ktoś chce
się ukryć w pobliżu Terandyh, to jedyne miejsce. Jaksprawdzicie las, wrócicie do mnie. Ja zostanę ze swoją
dziesiątką tutaj. Z czego się cieszysz?
— Wyobrażam sobie, panie poruczniku, co napiszemy
w raporcie. Coś w tym stylu: kompania przeszła
do działań bojowych w odpowiedzi na magiczny
atak przeprowadzony za pomocą stada latających kóz.Pułkownik będzie wniebowzięty.
Wszyscy patrzyli na siebie, usiłując zachować
powagę, po czym niemal jednocześnie wyszczerzyli się
od ucha do ucha. Kenneth też. Mimo wszystko sytuacja
była zabawna.
46
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
47/101
— Dopóki to będą tylko kozy, możemy się śmiać —
spoważniał pierwszy. — Ale czary nie dzieją się same,
ktoś musi za nimi stać.
Natychmiast przestali się uśmiechać.
— I jeśli ten ktoś planuje coś grubszego lub,
co gorsza, straci panowanie nad Mocą, następnym
razem z nieba mogą spaść garnki z wrzącym olejem,
płonące skały, bryły lodu wielkości domów lub horda
demonów. Ktokolwiek to jest, dysponuje naprawdęsporym talentem, więc lepiej znajdźmy go, zanim obróci
miasto w perzynę. — Spojrzał na nich ponuro. —
Ruszajcie i powodzenia.
Zasalutowali mu energicznie i wyszli. Zaczynał się
długi dzień.
∗ ∗ ∗
Działało! Wszystko było tak, jak należy. Ci, którzy
wyśmiewali się z jego planów, siedzieli teraz w domach,
trwożliwie gapiąc się w suty. Mimo że nie wyszedł
z kryjówki, wciąż słyszał ich krzyki.
Uśmiechnął się w ciemności, rozpraszanej tylkokilkoma małymi świecami. Wkrótce jego Moc wstrząśnie
całą doliną.
∗ ∗ ∗
Terandyh z wolna się uspokajało. Obecność Górskiej
Straży w mieście oraz fakt, iż nie odnotowano innych
47
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
48/101
niezwykłych wydarzeń, dodawały ludziom ducha. Poza
tym to były tylko kozy. Przechodząc obok jednego
z zajazdów, Kenneth słyszał, jak ktoś improwizuje
tekst piosenki o latających kozach, „co napadły dolinę
Mawers”. Cała sala co chwila wybuchała śmiechem.
To jednak nie rozwiązywało jego problemu. Nadal
nie wiedział, co się stało.
To, że w sprawę zamieszane są czary, było jasne od
samego początku. Ale nawet dzieci wiedziały, że czarynie dzieją się same. Moc zawsze musiała być kierowana
przez czyjś umysł. Zdarzały się co prawda fenomeny
magiczne, które wymykały się regułom, ten jednak
z pewnością do nich nie należał. Był zbyt precyzyjny.
Jego raport dla sztabu pułku nie mógł zawierać słów:
przybyłem, zobaczyłem, nie zrozumiałem, wróciłem.Młodsi ocerowie składający takie raporty pozostawali
młodszymi ocerami do końca życia.
Mówiąc krótko, potrzebował pomocy czarodzieja.
A jedyny w mieście był ponoć niedysponowany.
Drzwi do domu maga wbrew temu, czego się
spodziewał, stały otworem. Kenneth wszedł do środkaw towarzystwie Varhenna, który po wycieczce do
wilgotnego i zakomarzonego lasu nie miał najlepszego
humoru. Rzecz jasna, wycieczka zakończyła się niczym.
Ktokolwiek był odpowiedzialny za tajemniczy incydent,
z pewnością miał na temat wilgoci i komarów takie samo
zdanie jak dziesiętnik.
48
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
49/101
— Cholerne, chędożone w małe kupry, bzyczące
paskudztwa — mamrotał, drapiąc się po karku. — Założę
się, że nie widziały człowieka od miesięcy i na widok
garstki durniów pchających się do lasu urządziły sobie
ucztę stulecia…
— Cio to jeśt endoziony?
Meehala stała w kącie przedsionka. Matka spięła jej
włosy w sterczącą ku górze kitkę, zostawiając tylko kilka
loków, spod których błyskały niebieskie ślepka. Byłaubrana jak chłopczyk, w koszulkę i krótkie spodnie,
ale w górach większość dzieci do dziesiątego roku
życia ubierano w ten sposób. Przyciskała do piersi
coś, co wyglądało jak szmaciana lalka uszyta przez
bardzo pijanego i wściekłego na cały świat krawca. Nie
doczekawszy się odpowiedzi, dziewczynka sapnęła.— Cio, pytajam! Hm! — Tupnęła nogą.
— No, Varhenn, odpowiedz dziecku.
Dziesiętnik uśmiechnął się zakłopotany.
— To coś małego i… głośnego, zrozumiesz, jak
zobaczysz.
— Gdzie twoja mama? — Kenneth podszedł bliżej.— Ujek pi. Mama zajaz pijdzie. Ja mam ciekać tu.
— Wujek śpi?
— Ciały dzień pi. Ja teź pajam i nie ukjadjam kozi.
One mi ucikaji.
— Jakie kozy?
— Józiowe.
Rozmowa najwyraźniej zmierzała donikąd.
49
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
50/101
— Chodź, poszukamy mamy. — Podał małej rękę.
Lydię zastali w sali dla interesantów. Najwyraźniej
szykowała się do wyjścia. Zmieniła suknię na
ciemnoniebieską z białymi mankietami i kołnierzem,
zarzuciła na ramiona kwiecistą chustkę. Na stole stał
wiklinowy koszyk. Na widok wchodzących żołnierzy
zmarszczyła brwi.
— Wuj jeszcze śpi. Burmistrz od rana o niego pyta.
Podobno wcześniej też się dobijali, ale akurat byłamz Meehalą kupić kilka rzeczy. Obiecałam, że jak tylko
się obudzi, da znać.
— Dobrego dnia, pani Lydio. — Kenneth z ukłonił się
lekko. — Miałem nadzieję, że uda nam się go obudzić.
Ten fenomen wymaga pomocy czarodzieja.
— Wiem. Próbuję go obudzić od chwili, gdywróciłyśmy. Nie udaje mi się. Śpi, jakby mu ktoś czegoś
zadał. Wybieram się właśnie do Henera Lasawyna po
kilka ziół, może pomogą.
— Czy to już…
— Podobno raz czy dwa razy — przerwała. — Bardzo
dawno temu. Jeszcze z nim nie mieszkałyśmy, leczuprzedził mnie, że coś takiego może się przydarzyć.
— Ja cie kozie — przypomniała o sobie dziewczynka.
— Później, kochanie… — Matka z roztargnieniem
potargała małej grzywkę. — Teraz mamusia musi
zaopiekować się wujkiem Derwenem.
— Ujek jeśt choji?
— Po prostu, ech… Trochę zaspał.
50
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
51/101
— Aje… aje je cie ukjaść kozie tejaś! — Wargi małej
wygięły się w podkówkę.
Lydia przyklęknęła przy niej, pogładziła po policzku.
— Później skarbie, święto się nie zaczęło, teraz
nie można jeszcze kraść kóz. Będzie można dopiero
wieczorem. No, chodź do mnie! — Przytuliła ją. —
To trochę moja wina — powiedziała do strażników. —
Naopowiadałam jej o święcie i zrozumiała tylko, że każdy
będzie mógł ukraść sobie kozę albo baranka. Na dodatek jest nieszczęśliwa, bo przespała kozy spadające z nieba.
Ech, szczerze mówiąc, przydałaby nam się jakaś koza czy
dwie, choćby po to, żeby bluszcz poogryzać.
Wyglądało na to, że czarodziejowi naprawdę się nie
przelewa.
— Gdy tylko wuj się obudzi, proszę nas zawiadomić.Inaczej będę musiał posłać po pomoc do garnizonu w Ha-
Wenser. Mają tam kilku armijnych magów.
Kenneth właśnie odwracał się, gdy do pomieszczenia
wpadł jakiś umorusany błotem chłopak.
— Pani Lydio — wysapał od drzwi — zaczęło się…
— Teraz, Cyw? Do terminu są jeszcze dwa tygodnie.— Koza… koza spadła na dach i matka się przeraziła.
Ja akurat świnie zaganiałem do chlewika, jak łupnęło,
huknęło, dach nie wytrzymał i do izby wpadła koza.
Matka się przeraziła, aż usiadła na ziemi. Musiała się
położyć, a teraz mówi, że… eee… wody poszły. —
Chłopak zaczerwienił się po czubek głowy.
51
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
52/101
Lydia po raz pierwszy wyglądała na spanikowaną.
Przez chwilę bezradnie rzucała spojrzenia na dziecko,
wiklinowy koszyk, drzwi do reszty domu, żołnierzy.
— Co się stało? — zapytał Kenneth, choć sytuacja
była raczej jasna.
— Berenia-kas-Onell rodzi przed terminem. To
mają być bliźnięta, trudny poród. Kiedy zmarła stara
Weldowa, zostałam akuszerką w tym mieście, bo
od bratanicy czarodzieja oczekuje się takich rzeczy.Nauczyłam się sporo, odkąd tu mieszkam. No i grosz
niezły wpada. Ale nie mogę zabrać dziecka do porodu
i… — Spojrzała na nich z uwagą. — Wyświadczycie mi
przysługę?
— Nie zajmujemy się dziećmi.
— I dzięki niech będą Pani, poruczniku. Ma wyrosnąćna miłą dziewczynę, a nie na klnącego, plującego
po kątach i śmierdzącego bandziora w kolczudze.
— Uśmiechnęła się złośliwie. — Po drugiej stronie
miasta, zaraz obok gospody, gdzie was zakwaterowano,
mieszka Ena Venkod. Poznacie po czerwonych drzwiach.
Zazwyczaj ona opiekuje się Meehalą, gdy nie mam jej z kim zostawić. Po prostu zaprowadźcie tam małą
i powiedzcie, że odbiorę ją, jak poród się skończy,
dobrze?
Kenneth wymienił spojrzenie z Varhennem. W armii
obowiązywały pewne zasady także w stosunku do rodzin
żołnierzy.
— Oczywiście. To nie sprawi nam żadnego kłopotu.
52
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
53/101
— Doskonale. Bądź grzeczna, skarbie, i słuchaj panów
strażników. — Pogłaskała małą po głowie. — Mama wróci
tak szybko, jak się da. Prowadź, Cyw — rzuciła do
chłopaka i już jej nie było.
— Plujący po kątach? Nigdy nie pluję po kątach —
mruknął dziesiętnik ledwo zamknęły się za nią drzwi. —
Zawsze staram się trać w otwarte okno.
Ocer zignorował go. Pochylił się do małej
i uśmiechnął.— Chyba jeszcze nie zostaliśmy sobie ocjalnie
przedstawieni, Meehalo. Mam na imię Kenneth i służę
w Górskiej Straży.
Dziewczynka nie wyglądała na przestraszoną ani
nawet zaniepokojoną. Nie bardzo wiedział, czy to
normalne u małych dzieci. Chyba każde reaguje na swójsposób.
Uśmiechnęła się, zmrużyła oczy.
— Djaciego on ma majowanom buzie? — wskazała
na Varhenna.
— To normalne w moich stronach. — Dziesiętnik
uśmiechnął się szeroko. — Wszyscy tam tak robią.— Dziecinki teś?
— Dzieci?
Zmarszczyła brwi grymasem kubek w kubek
podobnym do matki.
— Dzief… cinki. — Dotknęła palcem piersi.
— Ach, dziewczynki. Tak, też. Choć nie tak mocno
na policzkach i czole.
53
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
54/101
— To badzio jadnie wygjonda. Ja teś cie mać majunek.
Kennethowi stanęła przed oczami wizja tego, co
powiedziałaby i zrobiła Lydia-ker-Zeawe, gdyby zastała
swoją córkę z bergeńskimi tatuażami klanowymi na
twarzy. Wzdrygnął się.
— Dobrze — powiedział, wyciągając do małej rękę.
— Ale pod warunkiem, że mama się zgodzi — zastrzegł
asekuracyjnie.
Dziesiętnik uśmiechnął się do dziewczynki.— Chodźmy, zaprowadzimy cię do ciotki Eny.
∗ ∗ ∗
Widok drobnej postaci drepczącej dzielnie międzydwoma uzbrojonymi mężczyznami wywołał pewne
poruszenie przed gospodą. Karczmarz stanął w drzwiach,
uśmiechnął się szeroko i powiedział:
— Widzę, że Górska Straż poważnie traktuje swoje
obowiązki. Co przeskrobała?
— Nie pytajcie, gospodarzu. Gdzie może być EnaVenkod? — Kenneth wskazał palcem za siebie. — Drzwi
do domu zamknięte na głucho, a my obiecaliśmy, że
dostarczymy małą do opiekunki.
— Nie wiem, ale większość bab szykuje za miastem
ucztę, będą ogniska, stragany, pieczenie wołu. Szukajcie
tam. A i wasz dziesiętnik już wrócił, ten, co z psami
poszedł. Czeka w środku, śniadanie kazałem podać.
54
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
55/101
Dziesiątka Bergha wcinała zimne kiełbasy i wczoraj-
szą kaszę. W kącie sali psy wylizywały miski do czysta.
Na widok dowódcy żołnierze zerwali się.
— Siadajcie i kończcie. — Kenneth machnął ręką. —
Nie wiadomo, kiedy następnym razem będzie okazja się
najeść. Coś znalazłeś, Bergh?
Dziesiętnik pokręcił głową.
— Nic, panie poruczniku, trochę łąk, kilka pastwisk,
parę dziur w ziemi. Nic niezwykłego. Psy też niczego niewyczuły. — Uśmiechnął się kącikami ust. — Pan za to coś
znalazł, jak widzę.
— Jeden dowcip o dwóch mężczyznach i dziecku,
Bergh, a zobaczysz swojego porucznika naprawdę
wkurzonego. Chciałem być uprzejmy dla wdowy po
kapitanie, a mam na głowie jeszcze ją i…Bergh zbladł, siedzący przy stole żołnierze przestali
jeść, łyżki zamarły w połowie drogi do ust.
— Co… — Kenneth powiódł wzrokiem za ich
spojrzeniami i zaschło mu w gardle.
Małej przy nim już nie było. Wystarczyła chwila,
żeby podreptała w kąt izby, przykucnęła naprzeciwnajwiększego z psów i wyciągnęła do niego rączkę. Wabił
się Zedyr i był ocjalnym przewodnikiem grupy. Liczne
blizny, obcięte ucho i pusty lewy oczodół świadczyły
o tym, że nie wyrobił sobie tej pozycji aportowaniem.
Meehala wyciągnęła rączkę i poklepała go po nosie.
— Obji piesiek — stwierdziła.
55
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
56/101
Podczas ostatniej potyczki w górach Zedyr prze-
wrócił na ziemię uzbrojonego w topór herszta bandy
i jednym kłapnięciem szczęk rozerwał mu gardło. Na ten
widok reszta zbójów rzuciła broń. Teraz tylko machnął
ogonem i wywiesił język. Mała dotknęła miejsca, gdzie
zamiast ucha pies miał szeroką, różową bliznę, a dla
wszystkich w izbie czas zwolnił. Nawet Bergh, będący
ocjalnym opiekunem psów, nie ośmielał się na coś
takiego.— Piesiek ała.
I nic się nie stało. Ważący jakieś sto pięćdziesiąt
funtów zwierz, z którym Kenneth nie zawahałby się
pójść na niedźwiedzia, merdnął ogonem jeszcze raz
i mocniej wywalił jęzor. Na niewidoczny sygnał reszta
stada zaczęła się podnosić i podchodząc kolejno, jęłaobwąchiwać dziewczynkę. Mała nie zwracała na to
uwagi, najwyraźniej zafascynowana przewodnikiem.
Wreszcie wstała i odwróciła się do Kennetha.
— Piesy — obwieściła.
— Psy — poprawił machinalnie, przełykając ślinę.
— Tak, zauważyłem. Są nasze. Chodź no tu, Meehala.Varhenn.
— Tak jest, panie poruczniku.
— Zapytaj karczmarza, czy jedna z jego dziewczyn
nie mogłaby się zająć małą, dopóki nie znajdziemy
jej opiekunki. — Starszy dziesiętnik znikł za drzwiami.
— Bergh. Nie wstawaj. Po śniadaniu weźmiecie psy
i obejdziecie miasto dookoła. Rozkazy takie same jak
56
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
57/101
poprzednio, szukajcie czegoś niezwykłego. Do ciężkiej
cholery, ktoś, kto wyczarował z powietrza stado kóz,
musi zostawić jakiś ślad.
— Kozie cie.
— Słyszałem to już. Mama ci nie mówiła, że
tylko grzeczne dzieci dostają kozy? Więc jak będziesz
grzeczna, na pewno jakąś dostaniesz. No i co, Varhenn?
Dziesiętnik stanął w drzwiach i pokręcił głową.
— Karczmarz mówi, że wszystkie dziewczyny majądzisiaj wolne. Po wczorajszej nocy były dość… zmęczone.
— Uśmiechnął się leciutko. — Ale powiedział, że znajdzie
dla małej jakiś kąt i coś do zabawy. Wszyscy tu znają
czarodzieja, więc nie będzie problemu.
— No to reszta rozkazów…
∗ ∗ ∗
Do południa nic się nie działo. Nic niezwykłego
w każdym razie, bo miasto szykujące się do święta tętniło
życiem. Na przylegających do niego łąkach rodził się
właśnie targ, rozstawiano stragany, czemu towarzyszyłowykłócanie się o lepsze miejsca, złorzeczenia i wymachi-
wanie rękami. Widok przechadzających się pośród tłumu
żołnierzy studził zapędy co bardziej gorącokrwistych
kupców, lecz tylko na tyle, żeby w ruch nie poszły pałki
i trzonki siekier. Przekleństwa i obelgi latały za to szybko
i w wielkiej liczbie. Kenneth, gdy tam zajrzał, zrozumiał
burmistrza. Do miasta przyjechało kilkuset handlarzy,
57
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
58/101
a ilość dobra, które przywieźli, przyprawiała o zawrót
głowy. Każdy z nich wpłacił już do kasy suty grosz za
prawo wystawienia swoich towarów na sprzedaż, toteż
odwołanie święta skończyłoby się zamieszkami. Z jednej
strony miejscowi szykujący się na trzy noce niezłej
zabawy, z drugiej kupcy szykujący się na trzy dni handlu
i nabijania sobie sakiewek. Stadko spadających z nieba
czworonogów to za mało, żeby zmienić odwieczny
porządek. Przynajmniej jeśli chodziło o Wessyrczyków.Nieco z boku przygotowywano paleniska, nad
którymi miały zawisnąć całe świnie, owce i barany,
na olbrzymim stole grupka kobiet nacierała ziołami
oskórowane już tusze. Obok rozstawiano długie stoły
i ławy, z miasta wciąż donoszono kosze z chlebem, tace
pełne ciast i beczki piwa.Co jak co, ale miejscowi potrali urządzić przyzwoitą
zabawę.
Pozdzielił oddział na mniejsze grupki i wciąż szukali
czegoś niezwykłego. Dziwnych zapachów, nienatural-
nego drgania powietrza, miejsc, gdzie człowieka ogarnia
nagły chłód lub bez powodu robi mu się gorąco.Przepytywali górali, czy któryś nie zauważył przypad-
kiem czegoś dziwnego. Odpowiedzią było zazwyczaj
uniesienie brwi i stwierdzenie w stylu: „Poza kozami
spadającymi z nieba to właściwie nie, panie ocerze”.
I spojrzenie pomiędzy politowaniem a irytacją.
Porucznik zaczynał się czuć jak idiota.
58
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
59/101
Przepychał się właśnie przez targowisko, towarzy-
szący mu dwaj strażnicy zostali nieco w tyle, gdy
niezwykłość spadła mu niemal wprost na głowę.
Coś puknęło w powietrzu i całkiem spora owca
wylądowała na najbliższym straganie. Gliniane dzbany,
garnki i talerze nie miały szans. Zwierzę przez chwilę
kręciło się w kółko, zrzucając na ziemię resztę dobytku
handlarza, po czym zgrabnie zeskoczyło i ruszyło
przed siebie w jakichś owczych, zapewne niecierpiącychzwłoki sprawach.
Ocer zastygł z mieczem na wpół wyciągniętym
z pochwy. Miał już wskazać nim czworonoga
i powiedzieć coś w stylu: „Natychmiast aresztować tę
owcę”, gdy dotarł do niego absurd sytuacji. Wtedy
rozległo się następne puknięcie. I kolejne. I kolejne.Tym razem chaos przybrał postać spadających
z nieba owiec.
Kenneth zanurkował pod najbliższy stragan, jego
ludzie również. Na targowisku wybuchła panika, tłum
kręcący się wokół straganów runął do ucieczki, choć
niektórzy wykazywali się podziwu godną przytomnościąumysłu. Porucznik kątem oka zauważył, jak jeden
z uciekających ściąga błyskawicznie z opuszczonego
stoiska kilka ozdobnych lusterek. Zanim zdążył
interweniować, jakaś ogłupiała ze strachu owca
wylądowała mężczyźnie na głowie. Ten zachwiał się,
złapał zwierzę i zarzuciwszy je sobie na ramiona,
pomknął jak z procy, gubiąc skradzione przed chwilą
59
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
60/101
świecidełka. Kenneth nie wiedział: śmiać się czy
podziwiać reeks.
Lecz poza tym mógł tylko siedzieć pod straganem
i czekać na koniec.
∗ ∗ ∗
Musiał wyjść na zewnątrz. Dwie świece już się
niemal wypaliły, a bez nich krąg wiążący Moc stawałsię zbyt niestabilny. To mogło być niebezpieczne.
Tego, że Źródło będzie tak długo aktywne, że fala
utrzyma się w szczytowym punkcie długie godziny, nie
przewidział. Wychodząc, uśmiechnął się pod nosem.
Nawet najlepsi popełniają błędy.
∗ ∗ ∗
Powiedzieć, że burmistrz nie wyglądał na zado-
wolonego, to jak stwierdzić, że wybuchający wulkan
podgrzewa nieco atmosferę. Zawer Bewlas stał za stołem
zawalonym papierami i dyszał. Na przemian bladłi czerwieniał, a ręce, grzebiące w stosie kart, drżały mu
wyraźnie.
— Co pan… — Przełknął z wysiłkiem ślinę. — Co pan
zrobił, poruczniku?
Kenneth wzruszył ramionami.
— Tyle, ile mogłem, kazałem natychmiast opuścić
teren. Ludzi nic nie chroniło, a ważąca sto pięćdziesiąt
60
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
61/101
funtów owca spadająca na głowę może, hm, być niebez-
pieczna. Fenomen trwał około kwadransa i obejmował
obszar o średnicy jakichś trzystu jardów, na którym
znajdowały…
— Wiem, co tam się znajdowało. Od godziny
przynoszą mi to! — Szturchnął papiery. — Skargi,
zażalenia i wyliczenia. Wyliczenia strat, gdyby pan nie
wiedział, o jakich mówię. Handlarze opisują mi tu,
jakiego uszczerbku doznali na majątku, a sądząc z sum,niektórzy przywieźli do miasta elwańską porcelanę,
kryształowe lustra i bele najprzedniejszego jedwabiu
zamiast zwykłych glinianych garnków, świecidełek
i wełny. I żądają od miasta zadośćuczynienia. Pokrycia
strat. Re… kompensaty — zająknął się, jakby ostatnie
słowo utkwiło mu kością w gardle. — I wie pan co?— kontynuował po serii dramatycznych westchnięć
i sapnięć. — Mam tu już dwa pisma, które żądają
też odszkodowania od Górskiej Straży za to, że nie
zapewniła należytej ochrony.
— Ktoś zginął?
— Nie.— Ktoś został ciężko ranny?
— Nie, ale…
— Więc Górska Straż zapewnia wszystkim należytą
ochronę. I doszły mnie słuchy, że zlekceważono
ostrzeżenie miejscowego czarodzieja.
Burmistrz pochylił się do przodu, oparł całym ciałem
na blacie, aż stół zatrzeszczał.
61
-
8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze
62/101
— Co pan, poruczniku… — wysyczał.
— Nic, burmistrzu. Nic. Tym razem wasze miasto
zostało obdarowane prawie trzema setkami dorodnych,
świetnie utrzymanych owiec. Radzę się nimi zająć,
wyznaczyć odpowiedzialnych ludzi do pilnowania, i tak
dalej. I modlić się, żebyśmy znaleźli sprawcę tego całego
zamieszania.
Kenneth odwrócił się i wyszedł. Nie działo się
dobrze. Burmistrz miał wiele racji, przygotowywanetargowisko zo
top related