problemy polityki społecznejproblemypolitykispolecznej.pl/images/czasopisma/pelne/ppssid06.pdf ·...
Post on 28-Feb-2019
217 Views
Preview:
TRANSCRIPT
POLSKA AKADEMIA NAUK KOMITET NAUK O PRACY I POLITYCE SPOŁECZNEJ
Problemy polityki społecznej
STUDIA I DYSKUSJE
MODERNIZACJA A ŁAD SPOŁECZNY
6/2004
WYDAWNICTWO IFiS PAN WARSZAWA 2004
Wydanie publikacji sfinansowane przez Wyższą Szkołę Ekonomiczną w Biatymstoku oraz Komitet Badań Naukowych
RADA PROGRAMOWA
Julian A uleytner, L ucyna Frąckiew icz (w iceprzew odnicząca), M ieczysław K abaj, W ito ld N ieciuński (przew odniczący), Z dzisław Pisz,
A ntoni R ajkiew icz, B arbara Szatur-Jaw orska,W ielisław a W arzy w oda-K ruszyńska
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
W łodzim ierz A nioł (zastępca redaktora naczelnego),Jan D anecki (redaktor naczelny), K rzyszto f G orlach, Jo lan ta Supińska,
R yszard Szarfenberg (sekretarz), C ezary W łodarczyk (zastępca redaktora naczelnego), M aria Zrałek, M aciej Ż ukow ski
Copyright © by Problemy Polityki Społecznej. Studia i Dyskusje, 2004
ISSN 1640-1808
Adres redakcji Nowy Świat 69, pok. 214
00-046 Warszawa tel./fax 0-22 826-66-52
w w w . ips .u w .edu .pl/problem yps/ problem yps @ w p.pl
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Spis treści
Od redakcji .............................................................................................................................. 9
FORUM: Pytania o ład społeczny (red. Włodzimierz Anioł)
Witold Nieciuński Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnegokapitalizmu ....................................................................................................................... 13
Głosy w dyskusji:
Włodzimierz Anioł Między imitacją a odrzuceniem ....................................................... 35
Jan Baszkiewicz Triumf liberalizmu? .....................................................................................40
Ludmiła Dziewięcka-Bokun Jakie zmiany zaszły w Polsce? ......................................... 43
Zbigniew Ejsmont Bliżej centrum czy peryferii? ............................................................. 48
Kazimierz W. Frieske Konfuzje rozczarowanego socjaldemokraty .............................. 52
Leszek Gilejko Pytanie o siły sprawcze ............................................................................ 56
Ryszard Horodeński O potrzebie polityki regionalnej .................................................... 60
Mieczysław Kabaj Proponuję trzecią drogę: kapitalizm partycypacyjny .................. 64
Tadeusz Kowalik Państwo dobrobytu - druga fala? ...................................................... 69
Paweł Kozłowski Szansa częściowo wykorzystana .......................................................... 78
Władysław Markiewicz Jakość kultury politycznej przesłanką modernizacji .......... 83
Wojciech Modzelewski Kilka niepopularnych uwag do dyskusji o Polsce ................. 86
Witold Morawski Trzy uwagi o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ................... 92
Zofia Morecka Realia i marzenia ....................................................................................... 96
Mieczysław Rakowski W kierunku nowoczesnego socjalizmu ...................................... 100
Andrzej Sadowski Czy jest nam potrzebna wielka idea modernizacji Polski? .......... 103
Zdzisław Sadowski Aktywna rola państwa ........................................................................ 108
Andrzej Stasiak Wielofunkcyjna wieś polska - wyzwanie pierwszej połowyXXI wieku ........................................................................................................................... 114
Marek Tabin Z czym do Eu ropy? ....................................................................................... 118
Jerzy Wilkin Jaki kapitalizm? ............................................................................................. 121
STUDIA
Kazimierz Krzysztofek Polska - kraj trzech prędkości .................................................. 127
Mieczysław Kabaj Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny systemwynagrodzeń .................................................................................................................... 137
Z WARSZTATÓW BADAWCZYCH
Paweł Hut Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej ........................ 153
Zbigniew Drąg Integracja Polski z Unią Europejską: zainteresowanie,nadzieje i obawy młodzieży wiejskiej .......................................................................... 171
RECENZJE
Barometr społeczno-ekonomiczny 1999. Polska przed nowymi problemami; Barometr społeczno-ekonomiczny 2000. Polska przed nowymi wyborami; Barometr społeczno-ekonomiczny 2001-2003. Polska po przejściach, Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Społecznych (P. Poławski) ........................................................ 187
L. Frąckiewicz, M. Król (red.) Problemy polskiej wsi na przełomie wieków ,Wydawnictwo Akademii Ekonomicznej, Katowice 2002 (K. Gorlach) ................ 196
PRZEGLĄD CZASOPISM
Social Policy and Society (R. Szarfenberg) ...................................................................... 207
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Contents
Editorial..................................................................................................................................... 9
FORUM: Questions about social order (Włodzimierz Anioł ed.)
Witold Nieciuński Polish modernization and contemporary capitalism ........................ 13
Debate:
Włodzimierz Anioł Between imitation and rejection ........................................................ 35
Jan Baszkiewicz Triumph o f liberalism? ........................................................................... 40
Ludmiła Dziewięcka-Bokun What changes occurred in Poland? .................................. 43
Zbigniew Ejsmont Closer to center or to periphery? ..................................................... 48
Kazimierz W. Frieske Confusions o f disappointed social democrat ............................ 52
Leszek Gilejko Question about causative forces ................................................................ 56
Ryszard Horodeński The need o f regional policy ............................................................. 60
Mieczysław Kabaj I suggest third way: participatory capitalism ................................... 64
Tadeusz Kowalik Welfare state - second wave? ................................................................ 69
Paweł Kozłowski Chance partialy employed ...................................................................... 78
Władysław Markiewicz Quality o f political culture as a premise o f modernization ... 83
Wojciech Modzelewski Some unpopular remarks in discussion about Poland ........... 86
Witold Morawski Three remarks about past, present and future ................................ 92
Zofia Morecka Realities and dreams ................................................................................. 96
Mieczysław Rakowski Towards modern socialism ........................................................ 100
Andrzej Sadowski Do we need big idea o f Poland's modernization? ........................ 103
Zdzisław Sadowski State's active role ................................................................................ 108
Andrzej Stasiak Multifunctional Polish country; ............................................................... 114
Marek Tabin With what to Europe? ................................................................................... 118
Jerzy Wilkin What capitalism? ............................................................................................ 121
STUDIES
Kazimierz Krzysztofek Three speed Poland ................................................................... 127
Mieczysław Kabaj Participative social justice and wage-sharing system .................. 137
EMPIRICAL RESEARCH
Paweł Hut Polish Population from Olza Region in the face o f Europeanintegration ........................................................................................................................ 153
Zbigniew Drąg Polish Integration with EU: interest, hopes and fearso f rural youth ................................................................................................................... 171
REVIEWS
Barometr społeczno-ekonomiczny 1999. Polska przed nowymi problemami;Barometr społeczno-ekonomiczny 2000. Polska przed nowymi wyborami;Barometr społeczno-ekonomiczny 2001-2003. Polska po przejściach,Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Społecznych (P. Poławski) ........................... 187
L. Frąckiewicz, M. Król (ed.) Problemy polskiej wsi na przełomie wieków ,Wydawnictwo Akademii Ekonomicznej, Katowice 2002 (K. Gorlach) ................ 196
PERODICALS
Social Policy and Society (R. Szarfenberg) .........................................................................207
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Od Redakcji
Zespół Redakcyjny rocznika „Problemy Polityki Społecznej” zdecydował się na wydanie, dodatkowego w 2004 roku numeru periodyku, poświęconego ogólniejszej refleksji nad obecnym i przyszłym kształtem ładu społecznego w Polsce. Jesteśmy przekonani, że temat ten żywo obchodzi nie tylko środowisko badaczy polityki społecznej, ale i szerokie grono obywateli naszego kraju.
Numer otwiera dyskusyjny artykuł profesora Witolda Nieciuńskiego „Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu”, w którym autor stawia i próbuje odpowiedzieć na pięć zasadniczych pytań, istotnych z punktu widzenia zmian ustrojowych, jakie dokonały się w naszym kraju po 1989 roku, oraz wyzwań, jakie stają przed Polakami u progu XXI wieku. Zagadnienia poruszone w tym artykule stały się przedmiotem wypowiedzi 20 pracowników nauki, reprezentujących różne poglądy i dyscypliny społeczne, do których redakcja zwróciła się o krytyczny komentarz. Jedni z autorów wybrali formę luźniejszych wypowiedzi, inni nadesłali nam teksty bardziej rozbudowane. Nie uważaliśmy za stosowne ujednolicać tych różnorodnych w konwencji głosów w dyskusji kierując się przekonaniem, iż ta różnorodność sama przez się też ma swoją wymowę. Publikujemy je w alfabetycznym porządku nazwisk autorów. Natomiast w stałych rubrykach pisma zamieściliśmy materiały ściśle związane z tematyką wymiany zdań, która stała się trzonem niniejszego numeru.
Mamy nadzieję, że zainicjowana w ten sposób debata na temat najważniejszych problemów szeroko rozumianej polskiej polityki społecznej będzie kontynuowana w następnych edycjach rocznika. Zapraszamy wszystkie zainteresowane nią osoby do nadsyłania do redakcji swych autorskich wypowiedzi, pogłębiających lub poszerzających wątki podniesione w wydrukowanych tu tekstach.
Godzi się na koniec zaznaczyć, że pomysłodawcą dyskusji jest prof. Witold Nieciuń- ski, zaś współinicjatorem wydania dodatkowego numeru rocznika - Wyższa Szkoła Ekonomiczna w Białymstoku. Jej Rektorowi, prof. Ryszardowi Horodeńskiemu, którego życzliwa decyzja o finansowym wsparciu umożliwiła opublikowanie tego tomu, redakcja pragnie serdecznie podziękować.
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
FORUM Pytania o ład społeczny
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Witold Nieciuński
Wyższa Szkoła Ekonomiczna w Białymstoku
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu
„Mimo wszystkiego zła, jeśli ludzie posiadają prawdziwie ludzkie uczucia, wyjście się znajdzie”.
M. Bułhakow (z Białej Gwardii)
Wprowadzenie - piąć kluczowych pytań
Akcesja Polski do Unii Europejskiej stworzy szansę przyspieszenia rozwoju i zbliżenia się do standardów cywilizacyjnych wysoko rozwiniętych gospodarczo krajów. Warunkiem wykorzystania tej otwierającej się szansy będzie przeprowadzenie zasadniczej modernizacji wszystkich dziedzin: systemu ekonomicznego, instytucji państwa i demokracji oraz współżycia zbiorowego z równoczesnym znalezieniem rozwiązań ustrojowych zapewniających pogodzenie wzrostu i efektywności gospodarowania z postępem społecznym, z większą sprawiedliwością i równością. Czynnikiem istotnym, jaki należy przy tym uwzględnić, będzie wpływ bliższego i dalszego otoczenia.
Zmiany społeczne we współczesnym kapitalizmie stają się coraz bardziej złożone i coraz trudniej uchwytne. Ich obserwacja i analizy rodzą z jednej strony pochopne sądy, że „wszystko idzie w dobrym kierunku”, z drugiej sceptyczne wnioski, że o ich przebiegu decydują ogniwa najsłabsze (bezrobocie, brak poczucia bezpieczeństwa, niedostatek eduka
14 Witold Nieciuński
cji, wzrost nierówności społecznych, konflikty etniczne), co budzi niepokój zarówno jeśli idzie o ocenę teraźniejszości, jak i spojrzenie w przyszłość.
W artykule, który ma być próbą rozważenia problemu modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu, będę się starał odpowiedzieć na pięć pytań, jakie sam sobie zadaję, a mianowicie:
- w czym tkwiły źródła rewolucji 1989 r. w Polsce i rozpadu systemu socjalizmu państwowego w Związku Radzieckim,
- ja k ie zmiany zaszły w Polsce w procesie restytucji kapitalizmu (transformacji ustrojowej) w latach 1990-2003 i jakie są tego skutki,
- ja k ie sprzeczności i konflikty występują we współczesnym świecie kształtując otoczenie kraju,
- ja k ie w tych warunkach wysunąć cele i jakie działania modernizacyjne podejmować, aby usunąć cywilizacyjne zapóźnienie Polski, oraz
- jakie instytucje ustrojowe mogą zapewnić kompromisowe rozwiązywanie nieuchronnych konfliktów wewnętrznych oraz tworzyć warunki sprzyjające ogólnemu postępowi kraju i realizacji celów modernizacji.
Mając na uwadze ogromną złożoność „urządzenia świata społecznego” będę usiłował uchwycić podstawowe zjawiska „procesów długiego trwania” (F. Braudel), co pociągnie za sobą konieczność eliminowania wielu mniej ważnych, bardziej ubocznych - w moim przekonaniu - czynników. Zdaję sobie przy tym sprawę z możliwości popełnienia w tym względzie omyłek czy błędów, tym bardziej że decydujące o kształcie przemian procesy długiego trwania nie przebiegają w równym tempie, a cechują je okresy spowolnienia i przyspieszenia czy gwałtownych rewolucyjnych przełomów. Przebieg zmiany społecznej teraźniejszości i w przyszłości kształtuje w znacznej mierze przeszłość. Jej prawidłowe odczytanie będzie istotne dla formułowania ostrożnych przewidywań, co może przyszłość przynieść.
W opisach, analizach i interpretacjach będę dążył do maksymalnego obiektywizmu i oderwania się od własnego systemu wartości, a także do maksymalnego eliminowania myślenia życzeniowego - brania swoich ocen za rzeczywistość. Naturalnie taka całkowita eliminacja swoich zasad jest nieosiągalna, ale nie powinna prowadzić do skrzywienia obserwacji i wnioskowania. Tymi podstawowymi zasadami są dla mnie: poczucie wspólnoty (dobra wspólnego) przed indywidualizmem, dążenie do sprawiedliwości i zmniejszania nierówności społecznych (do tego - jak to wyraził N. Bobbio - aby nierówni stali się bardziej równymi), tolerancja, ogólnoludzkie podstawy moralności, dążność do porozumień; z drugiej strony - odrzucenie wąskiego nacjonalizmu, ksenofobii, wszelkiego fanatyzmu oraz nadużywania religii i uczuć narodowych dla celów politycznych.
Artykuł, po próbie analizy współczesnych zjawisk politycznych, gospodarczych i społecznych oraz po próbie opisu najbliższej przyszłości Polski, jaka się wyłania z teraźniejszości, nie zakończy się wnioskami dotyczącymi dalszej przyszłości wobec jej nieokreśloności, mogłyby się one stać w krótkim czasie błędne. Będę dążył zarówno w ocenie teraźniejszości, jak i możliwych dróg ewolucji, do stawiania „dobrych” pytań. Jeśli okażą się trafne, artykuł spełni zakreślony mu cel.
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 15
Źródła rozpadu systemu socjalizmu państwowego
Odpowiedź na pytania: jak kształtowały się losy realizacji idei socjalistycznej oraz w czym tkwiły źródła rozpadu systemu socjalizmu państwowego w Związku Radzieckim i w krajach satelickich, nie będzie „skróconą” historią XX wieku, a próbą własnego jej odczytania zgodnie z wyrażonym przez E. Hobsbawma zdaniem, że „kto żył w tym wieku, nie może się powstrzymać od formułowania sądów”.
W zacofanym kraju biedy chłopskiej, niemającym doświadczenia demokracji, zmęczonym przegraną wojną partia bolszewicka stosunkowo łatwo uchwyciła w październiku 1917 roku władzę w drodze, w istocie rzeczy, zamachu stanu. Rzeczywista rewolucja i umocnienie władzy nastąpiło w następstwie wygranej wojny domowej. To zwycięstwo zawdzięczali bolszewicy zdolnościom organizacyjnym i dyscyplinie partii oraz szerokiemu poparciu Armii Czerwonej przez wiele grup społecznych. Po nieudanej próbie przeniesienia rewolucji na Zachód, bolszewicy stanęli wobec problemu, co dalej robić z uzyskaną władzą. Lenin i partia bolszewicka zdecydowali, mimo straszliwej ruiny obalonego imperium rosyjskiego i niewygasłego, a nawet wzrastającego oporu, przystąpić do tworzenia nowego ładu socjalistycznego. Ta decyzja skazała bolszewików na kontynuowanie terroru i przymusu z czasów wojny domowej oraz na budowę państwa dyktatury partii i przemocy.
Po krótkotrwałym cofnięciu się w okresie NEP-u, Stalin, który objął kierownictwo partii komunistycznej, przeforsował koncepcję budowy socjalizmu w jednym nierozwi- niętym gospodarczo i cywilizacyjnie kraju. Ta idea przy ogromnych kosztach, zlikwidowaniu klasy chłopskiej, scentralizowanym systemie akumulacji w rękach państwa oraz niezmiernie trudnych warunkach życia ludności, przyniosła imponujące rezultaty. Zacofany kraj rolniczy został przekształcony w potęgę przemysłową. Przyspieszona industrializacja, z równoczesną rozbudową siły militarnej, została dokonana przy użyciu masowego przymusu, straszliwego terroru i stosowaniu na szeroką skalę pracy niewolniczej. Narzędziem tego była z jednej strony przekształcona przez Stalina, zdyscyplinowana i posłuszna partia, z drugiej - rozbudowane do olbrzymich rozmiarów aparaty przemocy.
Dziesiątki milionów zostały wyrwane ze wsi i przeniesione do miast i do przemysłu. Przy równoczesnej rozbudowie systemu edukacji otworzyło to drogi awansu. Mimo terroru i powszechnego strachu taki „socjalizm” znajdował szerokie poparcie znacznej części społeczeństw Związku Radzieckiego. Jednak ta metoda tworzenia nowego społeczeństwa, brak jakiejkolwiek demokracji i wolności jednostki, niosła w sobie przesłanki późniejszej klęski.
W czasie II wojny światowej państwo, partia komunistyczna i społeczeństwa radzieckie wykazały olbrzymią zdolność mobilizacji wszystkich sił. Znaczną rolę odegrała pomoc aliantów zachodnich, ale o przekształceniu Związku Radzieckiego w potęgę zdecydowały siły wewnętrzne. Jednak system polityczny jakby nie zauważył tych wielkich zmian w społeczeństwie i powrócił po wojnie do dawnych metod dyktatury i tłumienia nadal wszelkich inicjatyw i aktywności obywatelskiej. Wszystkie negatywne cechy systemu (nieefektywna gospodarka, brak demokracji i mobilności społeczne) były kontynuowane.
16 Witold Nieciuński
II wojna światowa, która dzięki przejściowemu „dziwnemu sojuszowi” obozu „kapitalizmu demokratycznego” i socjalizmu (przy czym należy pamiętać, że do zwycięstwa w Europie w podstawowej mierze przyczyniła się Armia Czerwona) - zakończyła się po-- konaniem państw faszystowskich, dążących do zajęcia w świecie dominującej pozycji - stworzyła nowy układ: Trzeci Świat, jako rezultat dekolonizacji, wzrost potęgi USA, umocnienie się systemu kapitalistycznego i jego „wielki wynalazek” - państwo dobrobytu („welfare State”), nowe „tygrysy” azjatyckie - a z drugiej strony podwaliny potęgi światowego mocarstwa - Związku Radzieckiego oraz w wyniku umowy z Jałty - blok państw socjalistycznych, a także wyłonienie się Chin Ludowych.
Drugą połowę XX wieku zdominowały współzawodnictwo socjalizmu i kapitalizmu i „zimna wojna” dwu bloków. Związek Radziecki przegrał ten konflikt. Osłabił go wyścig zbrojeń, ale decydującą rolę odegrały narastające trudności wewnętrzne. ZSRR nie potrafił, mimo podejmowanych prób reform (Chruszczów), uruchomić intensywnego rozwoju i pobudzenia własnego społeczeństwa. Te słabe punkty (niewidoczne przez długi czas) i nie postrzegane przez przeciwnika, który lękał się potęgi radzieckiej, przyniosły w rezultacie klęskę, której nie była w stanie zapobiec ostatnia próba radykalnych reform Gorbaczowa. Próba realizacji idei socjalizmu zawiodła, a rozpad jego formy państwowej stanowi po rewolucji 1917 roku drugi podstawowy punkt zwrotny w historii XX wieku.
Uzasadnione wydaje się pytanie, czy rozpad systemu w Związku Radzieckim i w krajach satelickich był nieunikniony, czy system był historycznie skazany na klęskę i niezdolność do przeprowadzenia reform. Jestem przekonany, że istniały niewykorzystane szanse rekonstrukcji systemu socjalizmu państwowego zarówno w połowie lat 50., jak i 60., a nawet w drugiej połowie lat 80. Ta przegrana próba realizacji socjalizmu miała swe źródło nie w idei, a w sztywnym modelu polityczno-gospodarczym, którego nie umiały i nie chciały zreformować kierujące ekipy (partia), a także w utracie sił twórczych społeczeństwa w wyniku systemu dyktatury i przymusu. Wielkim błędem byłoby wyciąganie z tego wniosku, że idea socjalizmu jest martwa. To, co się stało, nie przekreśla - w moim przekonaniu - na zawsze przyszłych poszukiwań naprawy systemu społecznego opartego na ideach lewicy. Pozostaje to jednak pytaniem otwartym.
Rozpad Związku Radzieckiego (1991 rok) otworzył nowy okres historii. Ten przełom likwidując świat dwubiegunowy, pozostawił wielkie nierozwiązane sprzeczności i narastające gwałtownie konflikty, jakie rodzi wkraczanie kapitalizmu w jego nową fazę.
Specjalną uwagę należy poświęcić społecznym i politycznym doświadczeniom polskim w czasie między końcem II wojny światowej, a rokiem 1989. Okres pierwszych lat powojennych, mimo Jałty i znalezienia się Polski w strefie wpływów Związku Radzieckiego, wyzwolił ogromną energię społeczną, przyniósł początkowo złudzenia możliwości tworzenia wielosektorowej gospodarki i państwa demokratycznego. Narzucona nowa pozycja Polski i reformy ustrojowe, spotkały się z aprobatą znacznej części społeczeństwa, podzieliły je jednak głęboko i w sposób zasadniczy. Ten podział postaw i poglądów utrzymuje się nadal.
W ciągu kilku lat sytuacja uległa zasadniczej zmianie. We wszystkich państwach satelickich zostały złamane tendencje odrębności ustrojowej, na co wpływ wywarło rozpo-
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 17
częcie „zimnej wojny”. Z wyjątkiem Jugosławii, która nie poddała się dyktatowi, przystąpiły one do przekształceń politycznych i gospodarczych będących naśladownictwem rozwiązań radzieckich. Polska wkroczyła w okres stalinizmu. Dyktatura i stworzona przemoc były wprawdzie dalekie od tego, czego doznawały narody Związku Radzieckiego i mniej dokuczliwe niż w innych krajach obozu, jednak społeczeństwo polskie odczuło ten okres przymusu bardzo boleśnie. Władzy nie udało się rozciągnąć totalnej kontroli, opór, choć ukryty, utrzymywał się stale. Także wewnątrz rządzącej partii rodziły się tendencje „rewizjonistyczne”. Śmierć Stalina i zapoczątkowane zmiany w Związku Radzieckim przyspieszyły narastanie tego sprzeciwu, który zaowocował przełomem październikowym. Październik 1956 roku otworzył całkowicie nową odmienną fazę „socjalizmu” w Polsce, przede wszystkim narastające rozluźnienie uzależnienia kraju od ZSRR.
Cały dalszy okres lat 1956-1989 z różnym natężeniem, poprzez wielkie kryzysy lat 1968, 1970, a następnie 1976 i 1980/81 oraz lat 80. - był okresem ścierania się dwu sił i tendencji: dostosowania się społeczeństwa do systemu i oporu przeciw niemu. Rządząca partia ustępowała i w końcu zrezygnowała z dążeń do przekształcenia społeczeństwa w socjalistyczne, stając się w istocie bezideową partią utrzymania władzy. Niekonsekwentne próby reform ekonomicznych nie były w stanie zapewnić wzrostu efektywności i rozwoju gospodarczego, a także poprawy położenia ludności.
Rosnące siły społecznego sprzeciwu znajdowały wzmocnienie przez tendencje rewizjonistyczne w obozie władzy i wewnątrz partii (PZPR). Jednak kierownictwo polityczne wzbraniało się przed bardziej radykalnymi reformami politycznymi, nie ustąpiło (pełne obaw przed interwencją radziecką) także przed masowym „buntem” okresu „Solidarności” . Również „pieriestrojka” M. Gorbaczowa i reformy w Związku Radzieckim nie zostały wykorzystane dla przyspieszenia porozumienia z opozycją. Zrozumienie zachodzących zmian i gotowość do przeprowadzenia głębokich reform zbyt powoli dojrzewały w kierownictwie politycznym. Rozmowy Okrągłego Stołu zostały podjęte zbyt późno, co następnie negatywnie odbiło się na dalszym biegu wydarzeń. Zdaję sobie przy tym w pełni sprawę, że moje odczytanie historii może być zakwestionowane z innych punktów spojrzenia na te wszystkie wydarzenia, jak i z innych systemów wyznawanych wartości.
W moim głębokim przekonaniu losy Europy i Świata mogły się potoczyć zupełnie odmiennie. W przeciwieństwie do rewolucji francuskiej, która - jak to pokazał Jan Baszkiewicz - mimo usiłowania jakobinów ukształtowania za pomocą przymusu, gdy nie starczało dobrowolnej gotowości, nowego człowieka, nowych narodów i nowego świata, uruchomiła wielkie siły i aktywność społeczną, stworzyła podstawy wolności i otworzyła przyszłość- rewolucja bolszewicka, wbrew wiązanym z nią nadziejom, zamknęła drogi postępu. Terror i przymus oraz narzucenie siłą nowych zasad organizacji życia społecznego zniszczyły wszelką wolność, inicjatywy i aktywność obywatelską. Ludzie, którzy nie porzucili wartości lewicowych i wiązali z nią oczekiwania lepszego, bardziej sprawiedliwego ustroju, eliminacji krzywdy i nierówności - mogą jedynie żałować straconych szans, które mogłyby w innych sprzyjających uwarunkowaniach zmienić bieg historii.
18 Witold Nieciuński
Dyskusyjna ocena przebiegu i wyników restytucji kapitalizmu w Polsce
Porozumienie zawarte przy Okrągłym Stole nie miało na celu obalenia systemu socjalistycznego. Jego celem było ustalenie miejsca opozycji w systemie politycznym oraz zapewnienie jej wpływu na dalsze przekształcenia i przygotowanie ewolucyjnych zmian ustrojowych. Następne wypadki przybrały zupełnie inny obrót. Żadna ze stron (władza i „Solidarność”) tego, co się stało, nie przewidywała.
Rewolucja, bo za taką trzeba uznać wielki zwrot, jaki nastąpił w 1989 roku, była następstwem wyborów czerwcowych, które przyniosły nieoczekiwany wynik zarówno dla władzy, jak i dla opozycji. W nowej sytuacji „Solidarność” zerwała porozumienie i zdecydowała się przejąć władzę w państwie. Nie ma pewnej odpowiedzi na pytanie, czy był to rezultat okoliczności, czy nieujawnionego wcześniej dążenia do całkowitego wyeliminowania dotychczas rządzącej partii.
Sporna pozostaje kwestia, jaki charakter miała rewolucja 1989 roku (choć nie wszyscy przyznają temu przełomowi charakter i miano rewolucji). Zgadzam się ze zdaniem Tadeusza Kowalika, który określił ją jako spóźnioną i nieudaną rewolucję mieszczańską, bowiem nie przyniosła ona oczekiwanych skutków dwu podstawowym klasom - robotnikom i chłopom, i wbrew ich nadziejom, nie stworzyła podstaw państwa równości i sprawiedliwości, uwzględniającego ich interesy.
Obóz solidarnościowy, nie mając wyraźnie określonego programu reform społeczno- -gospodarczych, przyjął podsunięte przez zachodnich ekspertów (i międzynarodowe instytucje finansowe) neoliberalne zasady modelu gospodarczego - nie wolno zapominać, że całkowicie sprzeczne z programem wyborczym solidarnościowego Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie - z programem, który przyniósł opozycji tak duże poparcie.
Dziś, z perspektywy czasu, można zadać pytanie, czy istniała wówczas możliwość alternatywnego wyboru? Przychylam się do przekonania, że nie było w istocie podstaw charakteru gospodarczo-społecznego, aby odrzucić wspólne ustalenia Okrągłego Stołu. Jednak powstała nowa sytuacja polityczna, a zaufanie (kredyt moralny), jakim wyraźna większość społeczeństwa, zachowując bierność, obdarzyła „Solidarność”, przy lękliwej postawie lewicy, praktycznie wykluczyła szanse podjęcia innego rozwiązania. Uzasadniony wydaje mi się sąd, że nie było wówczas historycznej konieczności tworzenia skrajnie liberalnej formy kapitalizmu i że nie okazało się to dla Polski w rezultacie rozstrzygnięciem pomyślnym. Zdaję sobie przy tym sprawę, że liczne są przeciwne oceny.
Rok 1990 otworzył proces „szokowych reform” (plan Balcerowicza). Jeszcze w końcu roku 1989 stworzone zostały podwaliny politycznego systemu demokracji. Pierwsze lata transformacji ustrojowej przyniosły, z jednej strony, umocnienie politycznego systemu demokracji, z drugiej - gwałtowne otwarcie wolnego rynku, procesy tzw. twórczej destrukcji, głęboką recesję gospodarczą znacznie powyżej zapowiadanej, pospieszną i w wielu elementach błędną prywatyzację oraz gwałtowny wzrost bezrobocia i mimo stabilizacji, wzrost obciążeń większości społeczeństwa, a także zjawiska frustracji i niezadowolenia. Wyraźnie zaczął się rysować podział na „wygrywających” i „przegrywających” .
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 19
W wyniku przekształceń własnościowych (prywatyzacji, zjawisk „uwłaszczenia nomenklatury” i przejmowania majątku narodowego przez nowych kapitalistów, w dużej części zagranicznych), zaszły głębokie zmiany w strukturach społecznych - w jego stratyfikacji klasowo-warstwowej, zrodziły się nowe klasy, a dawne straciły swoją pozycję. Na jednym biegunie rosła zamożność i bogactwo, na drugim niedostatek i bieda, nastąpiło gwałtowne powiększenie się rozpiętości w sytuacji i położeniu różnych grup. Społeczne koszty transformacji (restytucji kapitalizmu) szczególnie obciążyły chłopów i ludzi pracy najemnej, marginalizując wielkie zbiorowości (przede wszystkim bezrobotnych).
Rosnące rozgoryczenie legło u podstaw przejęcia władzy w państwie przez centrolewicę (1993 r.), Nowy rząd, dokonując korekt w polityce społeczno-gospodarczej, kontynuował w istocie dotychczasową strategię, przyspieszając, w korzystnie sprzyjających warunkach zewnętrznych, rozpoczęty proces wzrostu i uzyskując znaczny spadek bezrobocia. Rok 1997 przyniósł dość nieoczekiwane zjawisko - centrolewica, mimo że zanotowała wzrost uzyskanych głosów w wyborach, przegrała je nieznacznie w stosunku do skonsolidowanej centroprawicy i prawicy. Rząd tej nowej koalicji nie spełnił obietnic utrzymania tempa rozwoju gospodarczego i usprawnienia instytucji państwowych.
Po kilku latach pomyślniejszych nastąpiło załamanie wzrostu (znaczne obniżenie się tempa wzrostu PKB) i dał o sobie znać szereg negatywnych objawów, przede wszystkim kryzys w sferze finansów publicznych. Ponownie nasiliły się w gospodarce procesy niepokojące i negatywne zjawiska w sferze społecznej (wzrost bezrobocia, rozszerzanie się kręgów niedostatku, pogorszenie poziomu usług socjalnych i stanu bezpieczeństwa społecznego, wzrost nierówności społecznych). Próby reform podjęte w latach 1998-2001 przez sprawującą władzę koalicję AW S-UW nie przyniosły poprawy.
Ocena wyników transformacji nie jest jednoznaczna i pozostaje dyskusyjna. Zostały uzyskane niektóre korzystne zmiany, z drugiej strony - poniesione wysokie tego koszty i porażki.
Społeczeństwo polskie akceptuje, przy sprzeciwie nielicznych grup, przemiany polityczne i stworzenie kapitalistycznego systemu demokracji politycznej, ocenia jednak krytycznie funkcjonowanie jej instytucji. Rosną przy tym negatywne oceny skutków neoliberalnego charakteru rynku i oczekiwania formy bardziej przyjaznej ludziom pracy i wszystkim innym, nieradzącym sobie w tych warunkach. Nad poglądami dotyczącymi oceny kapitalizmu i potrzeby interwencji państwa w sprawy gospodarki, górują jednak nadal poglądy i postawy ideowo-polityczne (w tym przede wszystkim na tle sprzecznych ocen okresu PRL-u oraz tradycji narodowych). Utrzymują się nadal na tym tle konflikty polityczne i wyraźny podział społeczeństwa. Zjawiskiem szczególnie niepomyślnym jest niewielka aktywność obywatelska oraz szeroka obojętność w stosunku do spraw ogólnospołecznych i państwa, co znajduje swój wyraz w utrzymującej się niskiej stale frekwencji w wyborach parlamentarnych.
Przebieg i wyniki transformacji ustrojowej są oceniane jako sukces przez znaczną część społeczeństwa - przede wszystkim przez „beneficjentów” przemian. Ludzie i warstwy społeczne, których sytuacja nie uległa poprawie czy wręcz pogorszyła się wskutek braku pracy, wzrostu kręgów niedostatku i biedy - doceniając zmiany polityczne - zajmu
20 Witold Nieciuński
ją stanowisko krytyczne i niechętne w stosunku do rezultatów restytucji kapitalizmu w tej formie, jaka nastąpiła. Komu przyznać rację? Osobiście przychylam się do zdania, że tak wysokich kosztów społecznych przemian można było uniknąć, że odpowiedzialność za to ponoszą błędy w polityce gospodarczej i społecznej ekip rządzących.
Powracająca do władzy koalicja centrolewicowa (rok 2001) stanęła przed trudnym zadaniem. Wydawało się, że po wstępnym okresie naprawiania błędów i zaniedbań poprzedników, nastąpi stopniowe, ale trwałe ulepszanie państwa i uzyskanie wzrostu gospodarczego. Czas płynął i niewiele się zmieniło - gospodarka i państwo utknęły w niemocy przełamania trudności. Narastające poczucie zawodu przyniosło wyraźny spadek poparcia dla kierownictwa państwa i rządzących partii.
Szczególnie niepokojąca jest utrzymująca się skala frustracji, niezadowolenia i odczucia niespełnionych oczekiwań szybkiej poprawy. Zrozumiałe jest w tej sytuacji znaczne poparcie dla partii radykalnych, które w wyborach parlamentarnych uzyskały pokaźną liczbę głosów, szermujących hasłami populistycznymi. Utrzymujące się niezadowolenie będzie z pewnością wzmagać różne formy protestów, demonstracji, strajków i sprzeciwu, nic nie wskazuje natomiast na możliwość wystąpień antyustrojowych.
W tym czasie postępowały negocjacje Polski w sprawie akcesji do Unii Europejskiej. Zostały one zakończone porozumieniem w Kopenhadze, mniej korzystnym, niż można było oczekiwać, i traktatem z Aten, ustalającym termin przyjęcia Polski i dziewięciu innych krajów do Unii. Mimo społecznej świadomości kosztów, jakie trzeba będzie ponieść, i nieszybkich efektów, jakie przyniesie członkostwo w Unii, społeczeństwo polskie w znacznej większości (przy wysokiej, jak na stosunki w Polsce, frekwencji) poparło w referendum akcesję do Unii. Wynik ten świadczy, jak sądzę, że ta większość liczy na lepsze szanse poprawy swego indywidualnego losu, usprawnienie instytucji publicznych, jak i na szybszy rozwój gospodarczy w ramach Unii.
Jak dotychczas - w moim przekonaniu - nie zostały uzyskane warunki pomyślnego dalszego, trwałego rozwoju, w gospodarce nie zostały utworzone podstawy wzrostu, państwo jest nadal niedostatecznie sprawne, a jego instytucje pozostają w dużej mierze nieefektywne, utrzymują się nadmierne zróżnicowania i rozpiętości w położeniu różnych warstw i grup, nie wygasają podziały i konflikty polityczne, a „kapitał ludzki” - postawy i zachowania społeczne oraz przygotowanie do podjęcia rosnących wymogów stanowi słaby punkt dla koniecznych, przyspieszonych przemian.
I tu chciałbym sformułować dwa pytania. Po pierwsze, czy rząd lewicowy, który uzyskał wotum zaufania parlamentu, a równocześnie notuje tak niski poziom poparcia społecznego, będzie zdolny do dokonania koniecznego zwrotu: usunięcia barier i hamulców wzrostu gospodarczego, przeprowadzenia niezbędnych reform w funkcjonowaniu organów władzy, przyspieszenia przygotowań do wykorzystania unijnych środków pomocowych? A po drugie - czy można oczekiwać takiej mobilizacji i podniesienia aktywności obywatelskiej na wszystkich polach (gospodarki, polityki, zachowań społecznych), aby uzyskać daleko idącą zdolność wykorzystania szans, jakie otworzy akcesja do Unii?
W obu tych kwestiach wysunąć można uzasadnione wątpliwości. Wydaje się jednak, że istnieją w gospodarce, w elitach i w szerokich masach społeczeństwa znaczne rezerwy,
Problemy modernizacji Polski w w arunkach współczesnego kapitalizmu 21
które mogą te wątpliwości - podzielane przeze mnie - rozproszyć, ale i istnieją poważne zagrożenia, których nie należy lekceważyć. Najbliższe wydarzenia przyniosą odpowiedzi0 doniosłym znaczeniu dla pozostającej wciąż niepewnej przyszłości.
Wyniki transformacji ustrojowej i ocenę sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się Polska, można - kierując się odmiennym światopoglądem i odmiennymi oczekiwaniami - zupełnie inaczej odczytać! Czynią tak liczni politolodzy, socjolodzy i historycy.
Mam w tej sprawie swój pogląd: zarówno warunki wewnętrzne, jak i otoczenia, w jakich nastąpił rozpad socjalizmu państwowego - narzuciły podjęcie restytucji kapitalizmu, ale nie przesądziły o jego postaci (formie). Różni myśliciele (Galbraith i inni) ostrzegali przed skrajnymi rozwiązaniami liberalnymi i radzili posłużenie się, co najmniej w pierwszej fazie tworzenia nowego systemu, „interwencjonizmem” i czuwaniem ze strony państwa nad gospodarką (protekcjonizmem). Przyjęcie odwrotnych zaleceń, żeby nie powiedzieć - dyktatu Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, legło u podstaw wszystkich błędów i negatywnych skutków procesu transformacji gospodarki. Inaczej - moim zdaniem - kształtowałaby się rzeczywista sytuacja ekonomiczna w przededniu akcesji do Unii Europejskiej, gdyby został wybrany inny model kapitalistycznej gospodarki ze znacznie większą rolą państwa i bardziej regulowanym rynkiem. Takie rozwiązanie mogłoby zapewnić ewolucyjne przekształcanie systemu politycznego w drodze współdziałania sił lewicowych z centralistycznymi siłami „ solidarnościowymi
Otoczenie zewnętrzne - konflikty i sprzeczności współczesnego kapitalizmu
Dalsze procesy rozwoju kraju i jego przyszłego miejsca w jednoczącej się Europie są uzależnione nie tylko od usunięcia przeszkód i barier wewnętrznych, ale w równej mierze od zewnętrznych czynników kształtujących współczesny kapitalizm.
Kapitalizm w procesie rozwoju przybrał wiele form, od skrajnego liberalizmu wolnego rynku do różnych postaci rynku regulowanego przy dużej rozpiętości skali interwencjonizmu państwa. W Zachodniej Europie, w okresie „złotych lat” ukształtowało się, ustępując pod naciskiem lewicy społecznej i idei socjalizmu, kapitalistyczne państwo porozumień społecznych i dobrobytu („welfare State”). Ta jego forma przechodzi współcześnie do przeszłości, w ypierają neoliberalizm. Kapitalizm wkracza w nową fazę - pełną konfliktów, sprzeczności i zjawisk negatywnych. Rodzi to zarówno krytykę, jak i myśli o je go naprawie.
Tę nową fazę cechuje proces globalizacji - tworzenie światowego rynku, w którym rolę wiodącą uzyskują wielkie ponadnarodowe korporacje, przede wszystkim kapitał finansowy. Ocena globalizacji, jej charakteru i skutków, jakie przynosi i może przynieść - jest sprawą sporną - jedni przypisują jej zdolność usunięcia źródeł wszelkich konfliktów1 upowszechnienia dobrobytu, inni wysuwają na czoło jej skutki negatywne. Równocześnie maleje, ale nie zanika rola państw narodowych, zaś ich zgrupowania tworzą jakby
22 Witold Nieciuński
„twierdze obronne” (proces regionalizacji), czego najlepszym przykładem jest jednocząca się Europa. Przyszłość globalizacji i roli państw narodowych pozostaje kwestią otwartą. W moim przekonaniu istnieją szanse wykorzystania jej cech dodatnich, ale równocześnie należy chronić kraj i jego gospodarkę od zagrożeń, jakie niesie.
Gwałtowny postęp techniki, co się wiąże z procesami globalizacji, a przede wszystkim mikroelektroniki i teleinformacji, głęboko przekształca system gospodarowania, systemy społeczne i życie ludzi. Procesy te przebiegają w sposób niejednolity - i przy wielu skutkach pozytywnych - pogłębiają zróżnicowanie świata. Rodzi się, obejmując coraz szersze kręgi, nowa cywilizacja, społeczeństwo informatyczne. Procesy te skutkują także wzrostem różnic w położeniu społeczeństw (państw) o rozmaitym stopniu rozwoju oraz różnicują je wewnętrznie. Sposób życia społeczeństw wysoko rozwiniętych pod wpływem nowych technik przekazu (telewizji, Internetu i reklamy) nabiera niepokojących cech konsu- meryzmu, płytkiej kultury masowej i depolityzacji, podcinającej podstawy demokracji.
Równocześnie rosną w sposób gwałtowny rozpiętości między bogatą i rozwiniętą „Północą” a „Południem” - światem niedostatku, biedy i niedorozwoju. Ta prawidłowość wzrostu dwu biegunów działa również wewnątrz krajów przodujących - tworząc zmargi- nalizowane grupy nowej biedy i „podklasę”.
Zmienia się zasadniczo światowy układ sił. Stany Zjednoczone, uzyskawszy pozycję jedynego supermocarstwa, usiłują w drodze dyktatu narzucić swoją hegemonię i nowy ład podporządkowany ich interesom politycznym, militarnym i gospodarczym. Wywołuje to - z jednej strony - zrozumiały sprzeciw i nastroje antyamerykańskie wewnątrz wielkiego bloku państw muzułmańskich oraz w Ameryce Łacińskiej i w wielu biednych krajach Afryki i Azji, z drugiej - tendencje pluralizmu i dążenia do zajęcia równoważącej pozycji przez inne potencjalne mocarstwa: Rosję, Indie, Chiny Ludowe. Podobnie jednocząca się Europa dąży do wzmocnienia swojej pozycji gospodarczej i politycznej. Wielką niewiadomą pozostaje przyszłość Rosji, która, - jak sądzę - nie znalazła jeszcze dla siebie rozwiązania ustrojowego, jak również przyszłość Chin, gwałtownie rosnących w siłę na wybranej, ale niepewnej drodze, budowy nowego społeczeństwa socjalistycznej gospodarki rynkowej i w istocie autorytarnej nacjonalistycznej władzy.
Jednocząca się Europa, przygotowująca rozszerzenie na wschód, szuka nowych form organizacji i funkcjonowania. Europa „25”, czy większej liczby członków, będzie inną ja kością niż obecna Unia Europejska. Polska wejdzie w skład Unii, w której państwa narodowe i ich rządy będą z pewnością jeszcze przez długi czas odgrywać istotną rolę.
Rozwój techniki i osiągnięcia nauki wydają się nie mieć granic. Zmienił się, jeśli się cofnąć do początków XX wieku, w skali wprost niewyobrażalnej sposób życia ludzi. Za postępem cywilizacyjnym pozostają w tyle zmiany w postawach i zachowaniach. Wiek XX był okresem ogromnych zbrodni, przymusu i terroru, wciąż nie wygasają wojny etniczne i religijne; nadal fanatyzm wszelkiego rodzaju i nadużycie siły w wielkim stopniu regulują stosunki między społeczeństwami i jednostkami. Towarzyszy temu kryzys kultury, brutalizacja życia, a także wielki wzrost przestępczości, przede wszystkim zorganizowanej, upadek i nieprzestrzeganie zasad moralnych i norm, które dotychczas regulowały (i kontrolowały) postępki ludzi.
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 23
Stopień naruszenia równowagi ekologicznej niesie zagrożenia dla przyszłości. Natura nie chce się poddać człowiekowi, kataklizmy, susze, powodzie, szerzenie się nowych chorób (AIDS), boleśnie o tym przypominają. Świat nękają także inne, pozaustrojowe wielkie kryzysy - energetyczny, surowcowy, wyżywienia i braku wody, nadmiernego wzrostu liczby ludności, na które zróżnicowana i skłócona ludzkość nie może znaleźć sposobu.
Polska restytuując kapitalizm stała się częścią światowego systemu kapitalistycznego i będzie dzielić jego przyszłe losy, wzloty i upadki. Powszechne zwycięstwo kapitalizmu liberalnego i demokracji, co przewidywali neoliberalni ekonomiści, wobec narastających wewnątrz systemu sprzeczności i niewydolności wolnego rynku w rozwiązywaniu piętrzących się trudności i konfliktów, wydaje się być coraz bardziej iluzją. Narasta krytyka współczesnego kapitalizmu - i to wcale nie tylko pośród jego „wrogów”, ale również zwolenników i obrońców (Galbraith, Soros, Thurow, Drucker, Luttwak, Gray). Wydaje się ona jednak nie wskazywać żadnych konkretnych propozycji, a jedynie ostrzegać, że bez podjęcia kroków naprawy może mu grozić upadek.
Można rozsądnie przypuszczać, że procesy gospodarcze i społeczne kształtujące obecną fazę rozwoju kapitalizmu nie będą trwać wiecznie. Trudno przewidzieć, jakie siły sprawcze będą działały nadal, w każdym razie uzasadnione wydają się pytania, czy kapitalizm zmieni się, przybierze inne formy, a nawet czy przetrwa? Nie ma na to jednej odpowiedzi.
Dla własnego dobra i oczywiście pod naciskiem społecznym kapitalizm może podjąć sam środki zaradcze i przystąpić do realizacji „drugiej fali” tworzenia państw dobrobytu. Pozostaje pytanie, czy taka nowa jego forma byłaby w ogóle - wobec zmian zachodzących w świecie - możliwa do realizacji? Jeśliby to okazało się niemożliwe, myśl teoretyczna podsuwa sięgnięcie do idei socjalizmu. Pytaniem także pozostaje, czy nowa forma socjalizmu rynkowego i demokratycznego byłaby również możliwa do zrealizowania? Być może należałoby się wyrwać ze schematu kapitalizm - socjalizm. Przyszłość może przynieść rozwiązania ustrojowe, „których pole możliwości jest o wiele szersze, niż wyobrażają sobie ludzie żyjący w danym społeczeństwie” (A. de Tocqueville).
Losy kontynentów, wielkich państw i ich zgrupowań mogą się potoczyć różnymi drogami. Nie można wykluczyć, uznać za absurdalną, powracającą uparcie myśl, że nasza cywilizacja zmierza ku wielkiej katastrofie, że świat czeka okres nowych rewolucji, które wyłonią bądź inny ład bądź przyniosą wielki chaos. Przyszłość jest otwarta, można zatem powtórzyć za E. Hobsbawmem: „nie wiemy, dokąd wiedzie nasza podróż, a nawet nie wiemy, dokąd powinna wieść”.
Są tacy, którym się wydaje, że wiedzą dokąd wiedzie „nasza podróż” - pozostaję jednak przy swoich wątpliwościach. Jestem przekonany, że uzasadnione są odmienne sądy o istocie konfliktów i sprzecznościach targających współczesnym światem i o kierunkach przemian, ku jakim zdaje się zmierzać.
Tym, którzy pozostają wierni ideom lewicy społecznej, pozostaje, na podstawie analizy przemian dokonujących się we współczesnym świecie, wyciągnięcie wniosku, Że powoli kształtują się przesłanki wielkiego przewrotu cywilizacyjnego, mogącego
24 Witold Nieciuński
doprowadzić do odrzucenia zasad ustrojowych współczesnego kapitalizmu i znalezienia innej niekapitalistycznej formy sprzyjającej lepszemu urządzeniu świata społecznego. A może ten kierunek przemian wskazują Chiny Ludowe? Takim, podzielanym przeze mnie, oczekiwaniom towarzyszy myśl, czy nie jest to jednak łudzenie się.
Modernizacja Polski - cele, zadania i szanse
Między Polską a wysoko rozwiniętymi krajami Europy Zachodniej i Północnej istnieje olbrzymia luka, nawet w stosunku do mniej rozwiniętych krajów Unii Europejskiej (Hiszpania, Portugalia, Grecja) Polska zostaje daleko w tyle. Aby się wyrwać z niedorozwoju, czemu może sprzyjać członkostwo w Unii, aby ten dystans poziomu cywilizacyjnego zmniejszyć w skali wyraźnie odczuwalnej w możliwie krótkim czasie, niezbędne jest zmodernizowanie kraju pod wszystkimi względami - gospodarczym, politycznym i społecznym. Tymczasem stan gospodarki, państwa, jak i społeczeństwa w przeddzień akcesji (rok 2003) nie otwiera zbyt pomyślnych perspektyw na okres najbliższy. Takiej oceny nie podzielają liczni politycy oraz teoretycy i działacze gospodarczy, znaczna część elit i obywateli skłonna jest także przyznać im rację.
Modernizacja będzie miała w zasadzie charakter naśladowczy, przyswajania dobrych i sprawdzonych wzorców i metod w dziedzinach technologii i organizacji społecznie wydajnej gospodarki, systemów administrowania państwem i organizacji usług społecznych, znanych w krajach wysoko rozwiniętych. Jeśli ma przynieść rzeczywiste efekty, nie może być procesem wyłącznie żywiołowym, wymagać będzie nadania jej charakteru programowanych działań i wysiłków, porządkujących inicjatywy różnorodnych podmiotów i ludzi. Główna rola i odpowiedzialność spocznie na państwie. Tylko ono jest zdolne do kierowania takim wymagającym inspiracji, koordynacji i organizacji procesem. Imitacyjny (naśladowczy) charakter modernizacji nie może być ślepym przyswajaniem, bez wyboru, wszystkiego, co wydaje się na to zasługiwać. Konieczna jest twórczość i innowacyjność; modernizacja nie może oznaczać zaniedbywania i utraty własnych tradycji narodowych i własnych wartości kulturowych.
Należy rozróżnić cele i zadania średnio- i długookresowe. Zadaniem podstawowym jest określenie celów na okres 10-15 lat. Aby te cele trafnie wybrać, potrzebna jest wizja perspektywy rozwojowej wyznaczająca drogę dalszego postępu. W przeciwstawieniu do wizji wolnorynkowej gospodarki liberalnej i demokracji politycznej z ograniczonymi funkcjami państwa zarysowuje się inna wizja ładu społecznego, wizja odmiennej formy demokratycznego kapitalizmu, która nie tylko zapewniłaby wzrost i wydajną gospodarkę, ale stworzyłaby również korzystniejsze warunki egzystencji całemu społeczeństwu oraz pomnażałaby podstawowe wartości społeczne i kulturowe. Wizja państwa społecznie zorientowanego, o znacznych zadaniach w stymulowaniu rozwoju gospodarczo-społecznego, państwa-organizatora sfery usług społecznych i gwaranta bezpieczeństwa społecznego. Który z tych dwu ładów tworzyłby warunki bardziej sprzyjające ogólnej modernizacji - je s t przedmiotem nieustającej dyskusji. Pamiętać przy tym trzeba, że twierdzenie o wygasaniu we współczesnych rozwiniętych społeczeństwach „opiekuńczych” funkcji pań
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 25
stwa i o zdolności rynku do pełnienia funkcji regulacyjnych wobec całości życia zbiorowego jest co najmniej dyskusyjne. „Ład orientacji społecznej” nie będzie przy tym pozostawał w sprzeczności z podstawowymi zasadami Unii Europejskiej. Szuka ona dziś swojej nowej tożsamości i zmierza w kierunku umocnienia, obok swych funkcji gospodarczych i politycznych, także swej funkcji socjalnej.
Polska znajduje się w przededniu akcesji do Unii. Należy zdawać sobie sprawę z ogromu zadań przygotowawczych do pełnego członkostwa. Jeśli modernizacja ma temu służyć, powinna osiągnąć następujące cele: podniesienie efektywności i konkurencyjności gospodarki, rekonstrukcję podstawowych jej dziedzin, usprawnienie funkcjonowania wszystkich instytucji państwa i władz publicznych, rozbudowę infrastruktury technicznej (komunikacji, transportu, łączności) i jej dostosowanie do wymogów Unii, rozbudowę infrastruktury rynkowej (instytucji bankowych i finansowych), racjonalizację i podniesienie sprawności wszystkich instytucji sfery usług społecznych - bez tego Polska nie zapewni sobie pozycji, biedniejszego jeszcze przez wiele lat, ale rzeczywistego, równoprawnego członka Unii.
Polska nie uzyskała tak dogodnych warunków akcesji, jak przyjęte przed laty w skład Unii biedniejsze państwa (Hiszpania, Portugalia, Grecja). Pierwsze lata uczestnictwa w Unii będą okresem niezmiernie trudnym, wymagającym poniesienia wielu kosztów i wyrzeczeń, zanim w dalszej przyszłości ujawnią się wszystkie korzyści. Niepokój budzi także zdolność wykorzystania środków pomocowych Unii, zarówno ze względu na konieczność odpowiedniego udziału środków państwa i samorządów terytorialnych w realizacji wspomaganych programów, jak i przygotowania odpowiednich instytucji do absorpcji środków unijnych.
W procesie modernizacji szczególna uwaga musi zostać skierowana na rozwój przemysłu, a przede wszystkim na gałęzie nowoczesnej techniki. Rozwój zdolności wytwórczych przemysłu pozostanie główną siłą wzrostu gospodarki, a towarzyszyć temu winna rekonstrukcja jego podstawowych gałęzi oraz wsparcie odgrywającej coraz większą rolę produkcji średnich i małych przedsiębiorstw. Przemysł, mimo malejącego zapotrzebowania na siłę roboczą, pozostanie ważną dziedziną utrzymania i tworzenia nowych miejsc pracy. Ale podstawowym warunkiem utrzymania produktywności społeczeństwa jest rozwój usług materialnych i niematerialnych oraz infrastruktury technicznej.
Niezbędny wydaje się rozwój gospodarki dualnej, przede wszystkim do roku 2010, to znaczy rozwój pracochłonnych dziedzin (o małej wydajności) obok równoległej rozbudowy dziedzin najwyższej techniki, cechujących się mniejszą potrzebą zatrudnienia. Społeczeństwo rozwinięte nie może tolerować wysokiego bezrobocia zarówno ze względów ekonomicznych, jak i społeczno-moralnych. Temu zadaniu winny służyć także postęp w urbanizacji kraju, zmniejszenie różnic regionalnych w poziomie rozwoju, działania w dziedzinie ochrony środowiska.
Odrębnym i specyficznym celem modernizacji należy uczynić przebudowę, unowocześnienie terenów wsi i rolnictwa. Obecne rozmiary zatrudnienia w rolnictwie, ukryte bezrobocie agrarne, rozdrobnienie struktury rolnictwa, zacofanie techniczne drobnych gospodarstw, niedorozwój usług, niski poziom kwalifikacji, cywilizacyjne (mimo postępu
26 Witold Nieciuński
w ostatnich latach) zapóźnienie wsi - całe to dziedzictwo historii, stanowi gigantyczne zadanie i ogromne, niedoceniane obciążenie całego społeczeństwa i jego gospodarki. Bez generalnej „dezagraryzacji” wsi, jak to wyraził Jerzy Wilkin, to jest bez zdecydowanego przekształcenia struktury zatrudnienia w kierunku wyraźnego zmniejszenia wśród jej mieszkańców udziału utrzymujących się z pracy na roli oraz zdecydowanego zwiększania udziału zatrudnienia w zawodach nierolniczych, Polska nie będzie w stanie przyspieszyć rozwoju.
Są dwa inne równie wielkie zadania warunkujące realizację tych celów gospodarczych i stanowiące rzecz jasna cele same w sobie, a mianowicie: modernizacja państwa i modernizacja samego społeczeństwa, przekształcenia jego postaw i zachowań. Konieczne są rozwiązania instytucjonalne, gwarantujące nowy ład „orientacji społecznej” . Bez podniesienia skuteczności i sprawności instytucji władz, ich organów centralnych i lokalnych (samorządów terytorialnych), ograniczenia tendencji biurokratycznych, bez ich uodpornienia na korupcję, bez zapobieżania powstawaniu powiązań sfery polityki i biznesu, bez zasadniczego usprawnienia całego systemu wymiaru sprawiedliwości i bezpieczeństwa publicznego oraz instytucji sfery usług społecznych, a także sfery niepublicznej (pozapaństwowej) - państwo nie będzie w stanie spełniać swej roli inicjatora i organizatora procesu modernizacji.
Wiodącą rolę w procesie modernizacji ma do spełnienia dziedzina edukacji, wykształcenia i kultury. Klucz do postępu znajduje się w podniesieniu poziomu „kapitału ludzkiego”. Jest to ciągle, mimo słownych deklaracji i zapewnień, szczególnie zaniedbana dziedzina. W procesie modernizacji ta sfera winna uzyskać priorytet. Celem trzeba uczynić wyrównanie dostępności i powszechność dobrego wykształcenia średniego, zapewnienie równych szans wykształcenia młodzieży wsi, miasteczek i małych miast, podniesienie i unowocześnienie metod przekazywania wiedzy, lepsze i powszechniejsze przygotowanie do korzystania ze współczesnych środków masowej komunikacji (komputery, informatyka, Internet), zdecydowane podniesienie liczby i udziału studentów wyższych uczelni oraz upowszechnienie różnorakich metod kształcenia ustawicznego (podnoszenia kwalifikacji pracujących).
Bez podniesienia kwalifikacji i kultury społeczeństwo polskie nigdy nie sprosta innym społeczeństwom krajów rozwiniętych. Nie da się tego osiągnąć bez wyraźnych zmian w postawach i zachowaniach, przeciwstawienia się górującej, masowej, ogłupiającej kulturze rozrywkowej, podporządkowania dążeń do dóbr materialnych i konsumeryzmu innym celom życia, bez podniesienia poziomu moralnego i etosu pracy.
W kraju tak opóźnionym w rozwoju jak Polska, o poziomie produktu globalnego na mieszkańca trzy- czy czterokrotnie niższym w stosunku do przodujących krajów Europy, zakładając nawet w najbliższym okresie 10-15 lat wysokie tempo wzrostu, realizacja przedstawionych celów modernizacji wymagać będzie wielkich wyrzeczeń oraz wysokich oszczędności i akumulacji. Przy wszystkich trudnościach wyboru celów i równoważenia zadań ekonomicznych i społecznych, przy ograniczonych początkowo i rosnących w czasie ogólnych możliwościach, niesłuszne byłoby dawanie na każdym etapie priorytetu celom gospodarczym przed społecznymi. Realizacja bowiem tych ostatnich stanowi ważny
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 27
czynnik wzrostu, zapewniając potrzebne i korzystne pomnażanie kapitału ludzkiego, bez czego sukcesy w dziedzinie ekonomicznej zawisłyby w próżni i byłyby skazane na załamanie.
Zjawiskiem, które nie powinno budzić nadmiernego niepokoju, jest stabilizacja demograficzna, spadek dzietności i przyrostu naturalnego. Jest to wynik zmian w postawach prokreacyjnych i w życiu rodzinnym, znanych w krajach Zachodu, a związanych z procesami przekształceń cywilizacyjnych. Demografowie i socjolodzy przewidują, że wzrost gospodarczy i podniesienie poziomu życia w przyszłości zapewnią Polsce co najmniej prostą reprodukcję pokoleń. Wobec możliwego, choć zapewne niewielkiego, wzrostu emigracji związanej z uzyskaniem przez Polskę członkostwa w Unii Europejskiej, należy się liczyć (Polska stanie się krajem atrakcyjnym, krajem nadziei na poprawę losu) z rosnącą imigracją, i to przede wszystkim ze Wschodu. Stworzy to nowe problemy dotyczące tych migrantów, z jednej strony ich adaptacji, z drugiej zaś tolerancji, zrozumienia ich odrębności kulturowych i akceptacji ze strony społeczeństwa polskiego.
Czy tak przedstawione cele modernizacji są rzeczą osiągalną i realną? Istnieją duże szanse, ale piętrzą się trudności i ogromne zagrożenia. Znaczenie będą miały warunki zewnętrzne, przede wszystkim to, co się będzie działo w krajach Unii Europejskiej, jakie będą tam zachodziły zmiany społeczne, czy ich rozwój będzie stabilny i stały. A także, co się będzie działo w dalszym otoczeniu, w skali świata. Oprócz możliwych zagrożeń zewnętrznych, decydujące będą występowanie, siła i działanie zagrożeń wewnętrznych. Będą one występować w modernizowaniu gospodarki i państwa, ale największe będą tkwiły w przebiegu i wynikach modernizacji samego społeczeństwa. Czy poziom wzrostu „kapitału ludzkiego” będzie dostateczny, aby społeczeństwo było w stanie realizować te wszystkie zadania modernizacyjne? Pomocne w tym byłoby stałe śledzenie przez państwo i samo społeczeństwo dokonujących się przemian oraz postępu i jego zagrożeń, a także opracowywanie w tym celu scenariuszy ostrzegawczych.
Istnieje wyjątkowa historyczna szansa przełamania wiekowego zacofania Polski - byłoby wielką klęską narodową, gdyby nie została ona wykorzystana.
Wykorzystanie tej szansy i dokonanie tak zasadniczej i wszechstronnej modernizacji zmieniłoby całkowicie warunki egzystencji społeczeństwa. Trzeba się jednak liczyć z tym, że nie uda się w pełni osiągnąć jej celów, że może się udać zrealizować je częściowo lub w niektórych elementach i zrezygnować z innych. Przyszłość może przynieść wiele niespodziewanych i nieprzewidzianych zjawisk, zarówno sprzyjających, jak wręcz uniemożliwiających odniesienie sukcesu. Trzeba się liczyć także z możliwością zmiany celów i założeń modernizacji i oczekiwanych przemian przez przyszłe pokolenia. Wszystko to nie powinno osłabiać jednak determinacji w kształtowaniu lepszej przyszłości.
Gdy zastanawiam się nad szansami wyrwania Polski z cywilizacyjnego i gospodarczego zacofania i przeprowadzenia tak wielkiej i wszechstronnej je j modernizacji, o jakiej myślało kilka pokoleń - nie mogę pozbyć się niepokoju, czy społeczeństwo polskie będzie w stanie tak głęboko zmienić swoje postawy, poglądy, motywacje i obyczaje, aby podołać temu wyzwaniu, czy jego większość nie poprzestanie na zadowoleniu Z „bylejakości”.
28 Witold Nieciuński
Choć z drugiej strony nie można wykluczyć możliwości dokonania przez naród polski w niedługim czasie gruntownej zmiany sposobu pracy i życia, podobnie jak inne narody, które w ciągu kilku dziesięcioleci zdołaty całkowicie przemienić siebie i swoje kraje - jak Niemcy, Finowie, Irlandczycy czy wcześniej Szwedzi i Szwajcarzy. Na pytanie, czego bym się spodziewał, byłbym raczej skłonny odpowiedzieć, że niezbyt wielkich zmian. Dziś niepodobna jednak orzec, czym to się może skończyć.
Ład społeczny i rozwiązania ustrojowe
Warunkami powodzenia wszechstronnej modernizacji są: stworzenie rozwiązań ustrojowych sprzyjających kompromisowemu rozstrzyganiu nieuchronnych konfliktów społecznych, ekonomicznych i politycznych oraz zapewnienie stabilnego funkcjonowania społecznego ładu. A zatem należy postawić pytanie: na jakich zasadach należy oprzeć ustrój?
Podstawową tezą, jaką będę się kierował próbując odpowiedzieć na to pytanie, jest przekonanie, że możliwe jest istnienie i sprawne funkcjonowanie kapitalistycznego państwa społecznie zorientowanego (czy może inaczej - społecznie wrażliwego), państwa gospodarki rynkowej, w którym rynek jest w znacznej mierze podporządkowany celom społecznym, jest w określonym stopniu regulowany i nie stanowi jedynego regulatora gospodarki. Problem sprowadza się zatem do kwestii: ile rynku, ile państwa, jaki rynek, jakie państwo i ile bezpieczeństwa społecznego?
Nowa klasa kapitalistów, większość elit i znaczna część klas średnich oceniających, że proces transformacji ustrojowej prowadzi do sukcesu, widzi przyszłość Polski w konsekwentnym umacnianiu systemu kapitalizmu wolnorynkowego, kapitalizmu opartego na innowacyjności i wydajności prywatnej gospodarki, konkurencyjnego i wpisującego się w trend globalizacji; w społeczeństwie kierującym się indywidualistycznymi dążeniami do osiągnięć i sukcesów, społeczeństwie współzawodnictwa i konkurencyjności oraz jednostkowej odpowiedzialności za pozycję na rynku i w hierarchii społecznej; gotowym przeciwstawiać się wszelkim kontrtendencjom hamującym przemiany w tym kierunku i zwalczać stawiany opór; społeczeństwie wyrażającym postawy anty egalitarne i godzącym się z wydatnymi nierównościami i aprobującym ograniczenie działań na rzecz bezpieczeństwa socjalnego do niezbędnego minimum; społeczeństwie wolności na rynku pracy i w stosunkach pracy; przeciwnym próbom rozszerzania interwencjonizmu państwowego na rzecz przegrywających, ceniącym równocześnie wolność i bezpieczeństwo osobiste oraz demokratyczny ład; społeczeństwie, które oczekuje od państwa sprawnego i taniego sprawowania władzy, ochrony wolności jednostki i jej własności, praworządności i porządku publicznego, gotowym ponieść na te cele publiczne możliwie ograniczone nakłady.
Tej wizji można przeciwstawić inną - ładu efektywnościowo-dystrybutywnego, państwa demokratycznego i społecznie zorientowanego, regulującego rynek w sposób nieob- niżający efektywności gospodarki, troszczącego się o bezpieczeństwo społeczne. Aby państwo mogło sprostać zadaniom czuwania nad takim ładem integrującym główne war
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 29
stwy, klasy i grupy struktury społecznej, niezbędny jest - we współdziałaniu z głównymi siłami samego społeczeństwa - znaczny zakres redystrybucji produktu społecznego
Taką formę kapitalizmu efektywności gospodarczej i sprawiedliwości społecznej, umiarkowanych nierówności i rozsądnej opiekuńczości można określić jako ustrojowy kompromis demokratyczno-liberalny i socjalny. Taki ład realizowałby nieodzowny warunek funkcjonowania i rozwoju społeczeństwa, jakim jest - jak pisze Witold Morawski - harmonijne współdziałanie trzech elementów: rynku, państwa i aktywności obywatelskiej. Zapewniłoby to, że rynek nie opanowałby państwa, państwo nie wyparłoby rynku, a aktywność obywatelska zapewniałaby kontrolę nad rynkiem i państwem; gospodarka nie byłaby wyłącznie podporządkowana prywatnemu biznesowi, do sterowania nią byłoby przyciągnięte państwo i partnerzy społeczni; państwo rozporządzałoby wystarczającymi środkami usuwania ułomności rynku, demokratyczne uczestnictwo obywatelskie chroniłoby system przed przewagą zarówno rynku, jak i państwa. Taki system tworzyłby warunki równoważenia interesów instytucji i organów państwa, służących całemu społeczeństwu, co znajduje swe odbicie w sferze usług społecznych i w finansach publicznych - z interesami podmiotów gospodarczych oraz ze zróżnicowanymi interesami różnych grup społecznych. Zadanie to spełnić mogą jedynie władze publiczne przy sprawnej i efektywnej kontroli organów przedstawicielskich i przy należytym funkcjonowaniu demokracji politycznej.
Między tymi dwoma skrajnymi typami ładu istnieją oczywiście różne rozwiązania pośrednie, większej lub mniejszej skali interwencjonizmu państwa oraz uwzględniania w różnym stopniu interesów świata pracy i redystrybucji na rzecz usług społecznych i zabezpieczenia socjalnego. Można jednak znaleźć kryterium pozwalające określić przynależność do jednego czy drugiego typu ładu. Jest nim charakter państwa, to jakim i czyim interesom ono służy.
Współczesne rozwinięte państwa kapitalistyczne wydają się skłonne do wyboru systemu wolnorynkowego lub szukają rozwiązań pośrednich, mieszczących się w tej grupie ładu społecznego. Wbrew próbom dowodzenia przez neoliberałów, że wszelkie odstępstwa od jego zasad prowadzą do zahamowania wzrostu i ruiny gospodarczej - kwestia jego wyższości pozostaje dyskusyjna. Jestem skłonny przyznać rację sądom, że w długiej perspektywie ład efektywnościowo-dystrybutywny państwa społecznie zorientowanego przyniesie społeczeństwom większe korzyści.
Jak można by taki ład bliżej scharakteryzować?Po pierwsze - to wielosektorowa gospodarka rynkowa, innowacyjna, chłonąca wyso
ką technikę, zapewniająca efektywność i możliwie wysokie tempo wzrostu oraz postępu społecznego, niwelująca zróżnicowania w rozwoju regionów, realizująca zasadę bezpieczeństwa społecznego przy stabilnym systemie finansów publicznych oraz stymulującej i regulacyjnej roli państwa; gospodarka z funkcjonującym - obok sektora prywatnego, przy szczególnej opiece państwa nad średnimi i drobnymi przedsiębiorstwami - znaczącym sektorem publicznym i mieszanej własności publiczno-kapitalistycznej, przy liczącym się lub decydującym udziale własności publicznej (która nie musi być mniej efektywna czy gorzej zarządzana niż sektor prywatny) przede wszystkim w sferze bankowej
30 Witold Nieciuński
i ubezpieczeń, a także w sferze infrastruktury, usług publicznych i gospodarki komunalnej, oraz zdolna do ochrony finansów tego sektora przed ich przepływem do sektora prywatnego; pobudzająca - przy wykorzystaniu napływu kapitału zagranicznego, lokowanego przede wszystkim w dziedzinie wytwórczości - wzrost kapitału krajowego; prężna i konkurencyjna, zdolna zapewnić Polsce należyte miejsce w międzynarodowym podziale pracy, rozwijająca eksport, chroniąca kraj przed zagrożeniami ze strony spekulacyjnego kapitału finansowego; tworząca dostateczną liczbę miejsc pracy, aby chronić przed bezrobociem strukturalnym; godząca w drodze kompromisu interesy kapitału i pracy najemnej za pomocą różnych środków (negocjacje, działalność związków zawodowych, partycypacja pracownicza); godząca ograniczone nierówności i ograniczone zróżnicowania dochodów i płac z wydajnością oraz efektywnością ekonomiczną (co nie musi nawzajem się wykluczać); gospodarka, w której siłą motoryczną rozwoju jest nie tylko dążenie do zysku i bogacenia się, ale także do sprawiedliwej płacy, motywującej dobrą pracę oraz do dobra wspólnego.
Kwestią sporną pozostaje problem, czy istotnie gospodarka oparta na takich zasadach będzie sprawnie funkcjonować i przynosić te wielkie pożytki. Uwzględnić należałoby dwa czynniki mogące zapewnić efektywność tego systemu. Przede wszystkim, to regulacja przez odpowiednie instytucje państwa, równych dla wszystkich sektorów własności warunków funkcjonowania przedsiębiorstw, uruchamiających ich motywacje mikroekonomiczne i zapewniające im racjonalność działania, uzyskiwanie dochodów i możliwości rozwojowych (inwestowania), nienaruszających jednak norm stosunków pracy. Służyć temu może polityka podatkowa i stosowanie różnych zachęt czy udzielanie pomocy. Następnie uzyskanie, w warunkach wspólnego rynku europejskiego, równowagi między interesami kapitału zagranicznego (wielkich korporacji europejskich i międzynarodowych, także z udziałem kapitału polskiego, kierujących się własnymi celami), a interesami i zadaniami rozwojowymi gospodarki narodowej. Napływ kapitału zagranicznego jest niezbędny, ze względu na niedostatek kapitału krajowego, potrzeby importu nowych technologii i podniesienia konkurencyjności. Służyć temu może z powodzeniem strategia ustalana i sterowana przez państwo. Przykłady takiej roli państwa, korzystne dla obu stron (kapitału międzynarodowego i gospodarki kraju) i godne naśladowania dają „tygrysy azjatyckie”.
A po drugie - to sprawne, uczciwe i nieautorytarne państwo. W moim przekonaniu - państwo ładu efektywnościowo-dystrybucyjnego może być z powodzeniem silne i skuteczne w swej roli w gospodarce i w sprawowaniu władzy publicznej, demokratyczne, chroniące instytucjonalne struktury demokracji; w swych funkcjach odpartyjnione, praworządne i zdolne do zwalczania biurokracji, partykularyzmów i korupcji, rodzącej się przede wszystkim na styku instytucji publicznych i prywatnego biznesu; neutralne światopoglądowo i zdolne do obrony przed narzucaniem systemu wartości (norm) przez jedną grupę innym oraz przed nadużyciem religii do celów politycznych; skutecznie czuwające nad przestrzeganiem praw i wolności obywatelskich, w tym prawa kobiet do świadomego macierzyństwa, a także praw wszelkich mniejszości etnicznych, kulturowych, obyczajowych, religijnych i innych; umiejące zapewnić bezpieczeństwo zewnętrzne i należyte miejsce kraju w organizacjach i wspólnotach międzynarodowych.
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 31
Wysuwane są argumenty (w dużej mierze z pewnością słuszne), że zwiększanie roli i funkcji państwa rodzi tendencje wzrostu biurokratyzmu i etatyzmu władzy publicznej, nadmiernego rozrostu instytucji i ich uprawnień, niesprzyjające rozwojowi gospodarczemu i demokracji. Przeciwstawiania się tym rzeczywistym zagrożeniom może zapewnić umacnianie i rozszerzanie demokracji.
Stworzenie odpowiednich instytucji i demokratycznych rozwiązań ustrojowych jest sprawą złożoną i bardzo trudną. Doświadczenie uczy, że nie ma demokracji idealnej, ważne jest, aby była dostatecznie poprawna i tworzyła bariery chroniące państwo przed jego zawłaszczeniem przez elity polityczne reprezentujące klasy społeczne, dążące do wykorzystania państwa dla własnych celów grupowych. Państwo winno pozostać w tym sensie klasowe, że reprezentuje podstawowe warstwy i klasę pracujących i realizuje cele i zadania „dobra wspólnego”.
Największe zagrożenie, w moim przekonaniu, niesie pasywność społeczna. Bez aktywnego udziału dostatecznie licznych jednostek i grup społecznych w instytucjach demokracji i społecznego samorządu, bez wzajemnego zaufania ludzi nawzajem i do instytucji demokratycznych - i bez przekonania, że mogą oni rzeczywiście wpływać na losy społeczeństwa - nie da się zrealizować ani stworzyć efektywnego państwa społecznie wrażliwego.
Po trzecie - ład efektywnościowo-dystrybucyjny nie mógłby sprawnie funkcjonować bez podniesienia jakości „kapitału ludzkiego” ; nieodzownym tego warunkiem jest społeczeństwo w swojej masie wykształcone i kulturalne (powszechnie posiadające ukończoną edukację średnią i w znacznej mierze wyższą); zróżnicowane pod wieloma względami; dążące do pokoju społecznego; ustabilizowane, zdolne do kompromisu i porozumień ponad podziałami na tle politycznym i obyczajowo-religijnym; tolerancyjne i otwarte; społeczeństwo o zróżnicowanych postawach i dążeniach indywidualistycznych i wspólnotowych; o powszechnym głębokim odczuciu odpowiedzialności i więzi z państwem; uznające zasługi oraz indywidualne osiągnięcia, ale i ceniące działanie na rzecz dobra wspólnego; przeciwne nadmiernym rozpiętościom dochodów i płac oraz nadmiernemu zróżnicowaniu pozycji; aprobujące i życzliwe dla awansów społecznych; aktywne i obywatelskie, uczestniczące w strukturach oraz instytucjach demokracji; lojalne i pracowite; zdolne do mobilizacji i podejmowania wysiłków zmierzających do osiągnięć indywidualnych i zbiorowych.
Współczesne, zróżnicowane społeczeństwo polskie jest dalekie od takiego stanu postaw i zachowań, czeka je długa droga przeobrażeń; ważne jest, aby młode pokolenia wkraczające w życie i przyjmujące odpowiedzialność za kraj ochronić przed dziedziczeniem cech negatywnych, podnosić jego kulturę i morale oraz wychowywać je w duchu sprzyjającym upowszechnianiu tych oczekiwanych wzorców.
Nie należy się łudzić, że da się wychować społeczeństwo całkowicie wolne od niezadowolenia z panujących porządków i rozgoryczenia, społeczeństwo absolutnej sprawiedliwości oraz zniesienia zróżnicowań, nierówności, krzywdy, niedostatku i biedy. Zadaniem państwa, przy współdziałaniu aktywnych grup obywateli, zawsze pozostanie ograniczanie czy minimalizowanie tych zjawisk. Wygrana będzie należała w końcu do
32 Witold Nieciuński
systemu, który zapewni więcej społecznego zadowolenia. Sądzę, że ład efektywnościowo- redystrybucyjny będzie w stanie stworzyć warunki, które bez użycia środków przymusu zapobiegałyby nastrojom sprzeciwu czy buntu przeciw niemu.
Wielu myślicieli, polityków, działaczy społecznych i ludzi nauki, a za nimi znaczna część społeczeństw , jest przekonana, ze takiego ładu państwa społecznie zorientowanego i „ równowagi społecznej” nie da się nigdy zrealizować, te pozostanie on na zawsze mrzonką. W tej kwestii, mimo wszelkich wątpliwości i przekonania, że się nigdy nie da osiągnąć ideału, sądzę, te nie wolno porzucać wizji bardziej sprawiedliwego i tworzącego większą równość ładu, że nie jest on jedynie nieosiągalną utopią, że jest możliwa ochrona przed negatywnymi skutkami wolnego rynku i zapewnienia wystarczającego bezpieczeństwa społecznego i te motna wychować ludzi w poczuciu więzi wspólnotowej i pierwszeństwa interesów ogólnych przed jednostkowymi - ludzi, którzy by taki ład akceptowali i chcieli w nim tyć. Nie sądzę, te istnieją dostatecznie przekonujące argumenty, by się wyrzekać ideałów i dąteń lewicy społecznej.
Zakończenie - zadania lewicy
Dalsze przemiany po roku 2003 mogą się w Polsce potoczyć w kierunku utrwalania i umacniania liberalnego kapitalizmu na wzór większości rozwiniętych krajów zachodnich, lub „skręcić na lewo” ku innej formie kapitalizmu z rosnącą rolą interwencjonizmu państwa, z regulowanym rynkiem i celami prospołecznymi. Oznaczałoby to zasadniczy przełomowy zwrot ku innej wizji Polski.
Kluczowym zagadnieniem staje się pytanie, która z dwu wizji Polski - ładu wolnorynkowej gospodarki czy ładu efektywonościowo-dystrybucyjnego - winna zostać wybrana, która stworzy pomyślniejsze, bardziej sprzyjające warunki rozwojowe, która przyspieszy modernizację? Wybór ten winien zostać poprzedzony wielką dyskusją narodową skierowaną ku problemom przyszłości. Niestety, dziś szerokim kręgom społeczeństwa, elitom i „klasie politycznej” brakuje spojrzenia perspektywicznego. Problemy przyszłości ustępują przed „tymczasowością” i nie budzą należnego im większego zainteresowania.
Odpowiedź na pytanie: jaka ma być Polska?, nie budzi moich wątpliwości. Wszystko, według mnie, przemawia za skierowaniem kraju na drogę wiodącą ku kapitalizmowi efek- tywnościowo-redystrybucyjnemu, ku kompromisowi liberalno-demokratycznemu i socjalnemu.
Wydaje się to być zadaniem lewicy, która (niestety) zarówno w Polsce, jak i w krajach zachodniej Europy rządzonych przez partie socjaldemokratyczne, ulega w polityce gospodarczej i społecznej koncepcjom neoliberalnym. Narastanie trudności ekonomicznych i konfliktów społecznych, co wydaje się zbliżać, mogłoby ten trend odwrócić. Nie można wykluczyć (a może i oczekiwać) możliwości odwrotu lewicy europejskiej i polskiej od ustępstw poczynionych na rzecz wolnego rynku. Mogą temu sprzyjać zmiany w charakterze Unii Europejskiej, jej większy zwrot ku kwestiom socjalnym.
Warunkiem byłoby pozyskanie współdziałania i przyjęcie współodpowiedzialności za państwo przez polityczne siły centrum, naturalnie pod warunkiem akceptacji przez nie
Problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu 33
społecznie zorientowanego charakteru państwa. Dziś nie bardzo chce się pamiętać, że właśnie takie demokratyczne partie liberalnego centrum były współtwórcami „państw dobrobytu” w zachodnich krajach Europy. Te centroliberalne siły, społecznie wrażliwe, można by nazwać „socjalliberalnymi”. Dałoby to dostateczne demokratyczne wsparcie ze strony większości elektoratu.
Tak szeroki front byłby w stanie zmobilizować wystarczający udział obywateli w osiąganiu podstawowego zadania narodowego - modernizacji Polski oraz przeprowadzenie jej w warunkach stabilizacji i pokoju społecznego. Sądzę, że lewica polska i lewica europejska byłyby zdolne do tego pod warunkiem dokonania generalnego odrodzenia ideowego oraz przezwyciężenia głębokiego kryzysu, w jakim się obecnie znajdują.
Jaka przyszłość, jaki ład i jakie cele i zadania modernizacji zostaną wybrane przez polskie społeczeństwo - jest kwestią otwartą.
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Włodzimierz Anioł
Uniwersytet Warszawski
Między imitacją a odrzuceniemArtykuł profesora Witolda Nieciuńskiego podejmuje bardzo wiele istotnych, zgoła
fundamentalnych kwestii i pytań dotyczących rozwoju Polski, źródeł i konsekwencji transformacji, perspektyw modernizacji kraju. W krótkiej glosie nie sposób odnieść się do wszystkich poruszonych w nim wątków, dlatego wybierając tylko jeden z nich - skoncentruję się na zagadnieniu najbliżej związanym z problematyką polityki społecznej, a przy tym dotyczącym przyszłości. Chodzi o kwestię kierunku możliwych (pożądanych) zmian w polskim modelu polityki społecznej w kontekście istniejących współcześnie uwarunkowań zewnętrznych, a zwłaszcza członkostwa Polski w Unii Europejskiej.
Jest faktem, że nasilające się procesy globalizacji z wielu względów pogłębiają kryzys tradycyjnego „państwa opiekuńczego” (welfare state). Coraz ostrzejsza konkurencja na rynku światowym skłania m.in. do redukowania wysokich podatków, kosztów produkcji, do ograniczania poziomu płac i świadczeń społecznych we wszystkich państwach uczestniczących w międzynarodowym podziale pracy. Globalna rywalizacja ekonomiczna wymusza w poszczególnych krajach cięcia budżetowe na wydatki socjalne, uruchamia swoisty proces „równania do dna” (race to the bottom), jeśli chodzi o koszty siły roboczej. W rezultacie nasila się swego rodzaju wyścig deregulacji w polityce społecznej, zarówno w skali globalnej, jak i regionalnej.
Czy tendencja ta oznacza jednak nieuchronny demontaż państwa dobrobytu? Czy koncepcja i praktyka rozwiniętej polityki społecznej musi przejść do historii? Można mieć w tej sprawie uzasadnione wątpliwości - i to nie tylko ze względu na istotny opór społeczny, jaki podobnym „działaniom demontującym” stawiają w wielu krajach wyborcy. Wiele wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości, zamiast pogrzebu welfare state, czeka nas raczej jego gruntowna reforma, odrodzenie w nowym, bardziej konkurencyjnym kształcie, odrzucenie lub modernizacja wielu jego anachronicznych w obecnych warunkach instrumentów. Zreformowane państwo opiekuńcze i aktywna polityka społeczna mogą bowiem w wydatnym stopniu przyczynić się do skuteczniejszego rozwiązywania wielu problemów, jakie niesie za sobą globalizacja, choćby w dziedzinie umacniania stabilności
36 Forum
(spójności) społecznej i rozwoju kapitału ludzkiego, którego znaczenie w konkurencyjnej, otwartej gospodarce światowej opartej na wiedzy i wysokich kwalifikacjach jest wręcz zasadnicze. Niezależnie od rosnącej roli sektora pozarządowego w organizowaniu wsparcia socjalnego, państwo nie ucieknie też zapewne od sprawowania w nowy sposób swej funkcji redystrybucyjnej, zwłaszcza w odniesieniu do osób dotkniętych strukturalnym bezrobociem oraz do rosnącej liczebnie populacji w wieku poprodukcyjnym.
Powyższy punkt widzenia nie znajduje dziś wielu zwolenników w polskich elitach politycznych i gospodarczych, a także w innych środowiskach opiniotwórczych, których liczni przedstawiciele hołdują raczej „fundamentalizmowi rynkowemu” i uproszczonemu myśleniu neoliberalnemu. Dlatego znajduję wiele sympatii dla szkicowanej w artykule przez prof. W. Nieciuńskiego wizji „kapitalizmu efektywnościowo-redystrybucyjnego” i „państwa społecznie zorientowanego”. Zgadzam się w szczególności z mało popularną dziś w Polsce opinią Autora, iż „twierdzenie o wygasaniu we współczesnych rozwiniętych społeczeństwach »opiekuńczej« funkcji państwa, i o zdolności rynku do spełniania funkcji regulacyjnej wobec całości życia zbiorowego, jest co najmniej dyskusyjne. Podzielam też wyrażony w artykule pogląd, że Unia Europejska szuka dziś swojej nowej tożsamości i zmierza w kierunku umocnienia, obok swych funkcji gospodarczych i politycznych, także swej funkcji socjalnej” .
Co jednak konkretnie może nieść dla Polski nasze członkostwo w Unii Europejskiej? Jak będzie ono rzutować na rozwój polskiej polityki społecznej? Kilka refleksji na ten właśnie temat niech będzie skromnym komentarzem do inspirujących rozważań prof. W. Nieciuńskiego.
Od jakiegoś czasu w Unii wiele mówi się o potrzebie umacniania „europejskiego modelu społecznego”, ale żaden z oficjalnych dokumentów wspólnotowych nie precyzuje bliżej jego zasad i istoty. Istnienie takiego jednorodnego modelu bywa często w ogóle kwestionowane, ze względu na występujący pluralizm rozwiązań prawnych i instytucjonalnych w zakresie polityki społecznej na obszarze Unii. Nie oznacza to jednak, że systemów socjalnych w krajach europejskich nie łączy wiele podobnych, zbieżnych cech, które decydują o ich odrębnej specyfice na szerszym tle międzynarodowym - i pozwalają odróżnić pod tym względem nasz kontynent od innych regionów świata, a zwłaszcza od USA i regionu azjatyckiego, które stanowią najczęstsze punkty odniesienia dla Europy w porównaniach polityki społecznej i gospodarczej.
Do podstawowych cech „europejskiego modelu społecznego” zaliczyć można takie elementy łączące większość krajów członkowskich UE jak: mniejsza niż w innych regionach świata nierówność dochodowa, szersza dostępność niekomercyjnych usług społecznych (w zakresie ochrony zdrowia, edukacji, opieki nad dziećmi, osobami niepełnosprawnymi czy ludźmi starszymi), relatywnie wyższe wydatki publiczne, mniejsze różnice w statusie między kobietami i mężczyznami, stosunkowo wysoki i wyrównany (przynajmniej w skali Europy Zachodniej i Północnej) poziom życia itp.
Nie przeszkadza to jednak stwierdzić, iż w krajach europejskich występuje duże zróżnicowanie szczegółowych rozwiązań w polityce społecznej. Z grubsza biorąc, wśród obecnych członków UE wyróżnić można co najmniej cztery warianty welfare state lub inaczej
Włodzimierz Anioł 37
mówiąc - modele polityki społecznej: kontynentalny (określany też mianem konserwa- tywno-korporacyjnego lub społeczną gospodarką rynkową), anglosaski (najbliższy systemowi liberalnemu), skandynawski (nazywany również socjaldemokratycznym bądź opiekuńczym), śródziemnomorski (zwany też elementarnym). Jest pytaniem otwartym, w ja kim kierunku będzie ewoluował polski system polityki społecznej po naszym przystąpieniu do Unii.
Obecna polityka społeczna w Polsce odznacza się wieloma specyficznymi cechami, które poważnie odróżniają ją od wszystkich czterech wymienionych modeli. Nasze rozwiązania socjalne wciąż w znacznym stopniu określa dziedzictwo „realnego socjalizmu”. Zmiany zachodzące w tej sferze po 1989 r. wynikały przede wszystkim z konieczności stawienia czoła trzem wyzwaniom: recesji i kryzysowi finansów państwa, transformacji ustroju gospodarczego i politycznego, pojawieniu się i wzrostowi bezrobocia.
Politykę społeczną, zwłaszcza w pierwszym okresie, wyraźnie zdominowały działania doraźne. Selektywne działania osłonowe, chroniące grupy najsłabsze, miały zastępować dotychczasową „nadopiekuńczość” państwa, ale wycofywanie się przezeń z wielu świadczeń i usług społecznych nie zawsze łączyło się z tworzeniem nowych reguł i instytucji, które przejmowałyby zobowiązania socjalne wobec obywateli. Dotychczasowe przemiany przebiegały więc w znacznym stopniu w sposób żywiołowy, nie towarzyszyła im żadna spójna, długofalowa wizja pożądanej polityki społecznej. Czy akcesja do Unii będzie sprzyjała bardziej strategicznemu myśleniu i działaniu w tej dziedzinie? Trudno dziś o tym przesądzić.
Obecne rozwiązania socjalne w Polsce wykazują wiele podobieństw do kontynentalnego modelu polityki społecznej, przede wszystkim ze względu na dominację instytucji ubezpieczeń społecznych, a także dużą rolę transferów pieniężnych w ogólnych wydatkach społecznych (na porównywalnym z Niemcami poziomie ok. 60 %). Za utrwalaniem się tego modelu w Polsce i innych krajach regionu mogłyby przemawiać również przedwojenne tradycje, ale nie brakuje też opinii, że polityka społeczna w tych państwach, biorąc pod uwagę dynamikę zachodzących w niej zmian, będzie w przyszłości oddalać się od tego systemu.
Zbliżenie polskich rozwiązań socjalnych do modelu skandynawskiego napotyka z kolei szereg istotnych barier. Proces ten wymagałby przede wszystkim osiągnięcia o wiele wyższego poziomu dochodu narodowego oraz znacznie zwiększonego udziału w nim wydatków społecznych, co nawet w dłuższej perspektywie czasowej wydaje się nierealne. Obecna trudna sytuacja finansów publicznych uświadamia to z całą mocą. Ponadto, ewentualną ewolucję polskiego systemu w kierunku wzorców występujących w krajach nordyckich utrudniałby zapewne czynnik kulturowy, w postaci m.in. odmiennego w naszym społeczeństwie podejścia do rodziny czy też do roli i miejsca kobiet na rynku pracy i w życiu publicznym.
Anglosaski (liberalny) model polityki społecznej cieszy się w Polsce sporą popularnością, zwłaszcza w wielu kręgach opiniotwórczych, które przekonują, że większe wydatki socjalne państwa pogarszają sytuację gospodarczą kraju i nie sprzyjają reformom rynkowym. Dalsza komercjalizacja i prywatyzacja usług społecznych może być atrakcyjna dla
38 Forum
niektórych grup, szczególnie dla ludzi zamożnych i przedsiębiorczych, ale nie byłaby zapewne akceptowana przez liczniejsze odłamy społeczeństwa, których potrzeby socjalne byłyby w tym scenariuszu zaspokajane w niewystarczającym stopniu. Niezależnie od dalszego rozwoju mechanizmów rynkowych w polskiej gospodarce, trudno zakładać, aby sektor prywatny był w stanie przejąć w najbliższych latach od władz publicznych podstawowe zadania w zakresie polityki społecznej.
Prawdopodobne natomiast wydaje się narastanie w Polsce tendencji do tworzenia systemów mieszanych świadczeń w takich dziedzinach, jak emerytury, ochrona zdrowia czy edukacja, z udziałem sektora państwowego i prywatnego {public-private mix). W szerszym planie można mówić o kształtowaniu się modelu polityki społecznej, który będzie zapewne swoistą mieszanką różnych rozwiązań spotykanych w krajach Unii, zwłaszcza kontynentalnych i anglosaskich. Pozwala to w każdym razie prognozować raczej dalszą europeizację, a nie np. amerykanizację krajowej polityki społecznej.
W pesymistycznym scenariuszu nie należałoby jednak wykluczać zagrożenia w postaci swego rodzaju „latynoamerykanizacji” tej polityki, która polegałaby na narastającym podziale społeczeństwa na wąską, uprzywilejowaną grupę korzystającą z prywatnych ubezpieczeń i usług społecznych oraz spauperyzowaną większość, skazaną na ubogi i niewydolny publiczny system zaspokajania potrzeb. Podobnie ponury i mało zachęcający wydaje się inny scenariusz, zakładający powstanie trwałej kombinacji neoliberalno-etaty- stycznej, w której m.in. organizacje pozarządowe i samopomocowe odgrywały rolę petenta, a nie rzeczywistego partnera sektora publicznego w urynkowionej polityce społecznej.
Polska polityka społeczna, kształtowana po 1989 r. w przemożnym stopniu żywiołowo, wtórnie i „reaktywnie” wobec społecznych następstw transformacji rynkowej w gospodarce, będzie w najbliższym okresie czerpała coraz więcej inspiracji i wzorców z różnych modeli europejskiej polityki społecznej. Jest kwestią otwartą, w jakim zakresie i tempie osiągana będzie swoista kompatybilność polskich regulacji i mechanizmów z dominującymi w krajach członkowskich Unii standardami welfare state.
Warto mieć świadomość specyfiki polskiej sytuacji gospodarczej i społecznej, którą określają takie czynniki, jak: bardzo ograniczone możliwości finansowe państwa, restrukturyzacja wielu branż, reformy w sektorze usług publicznych, wysokie bezrobocie, sytuacja demograficzna (wzrost liczby osób wkraczających na rynek pracy oraz nabywających uprawnienia emerytalne), rosnące rozwarstwienie społeczne, nowe strefy ubóstwa. Należy pamiętać, że niższe koszty pracy mogą być dla Polski ważną kartą atutową w przyciąganiu zagranicznych inwestycji, a zatem i tworzeniu nowych miejsc pracy, które nie powstałyby w warunkach np. takich samych płac i jednolitych standardów socjalnych na poziomie europejskim.
Z drugiej strony nie wolno zapominać, że największe sukcesy w realizacji unijnej tzw. strategii lizbońskiej odnoszą w ostatnich latach klasyczne welfare states - kraje skandynawskie, a zwłaszcza Finlandia i Szwecja. Wykazują one największą zdolność do definiowania i konsekwentnego wdrażania spójnych i długofalowych strategii rozwojowych, które zakładają dużą aktywność „inteligentnego państwa” . Razem z Wielką Brytanią i Irlandią, krajami działającymi w ramach logiki odmiennego już modelu anglosaskiego, od-
Włodzimierz Anioł 39
grywają one rolę liderów w europejskiej modernizacji gospodarczej i społecznej. Podstawą ich osiągnięć jest przede wszystkim kapitał społeczny i ludzki (zaufanie, współpraca i kwalifikacje), a dopiero w dalszej kolejności - inwestycje. Doświadczenie wschodnich landów niemieckich zdaje się potwierdzać tezę, że zmasowane inwestycje i proste transfery socjalne nie wystarczają do szybkiego rozwoju. Znamienne, że z niedawno ogłoszonego rankingu Światowego Forum Ekonomicznego wynika, że najbardziej konkurencyjną gospodarkę świata w 2003 r. - podobnie zresztą jak w roku poprzednim - miała Finlandia, zaś trzecią i czwartą lokatę na tej liście zajmowały Szwecja i Dania.
Z pewnością potrzebne jest więc ostrożne, wyważone i nieschematyczne czerpanie z wzorców podsuwanych przez Unię Europejską i jej państwa członkowskie, oparte na rzetelnym bilansie wszystkich kosztów i korzyści dla społeczno-gospodarczego rozwoju kraju. Nieuzasadnione byłoby w tej dziedzinie zarówno ślepe naśladownictwo, jak i ostentacyjne kwestionowanie kluczowych reguł unijnego ładu społecznego niejako „z rozpędu”, co czasem wynika z ideologicznych uprzedzeń bądź po prostu z uproszczonych ge- neralizacji. Sądzę, że pole manewru w działaniach reformujących i kształtujących polską politykę społeczną pozostaje, wbrew pozorom, bardzo rozległe - otwarte na sprawdzone doświadczenia innych krajów, a także na oryginalne rozwiązania i nowe kierunki poszukiwań najlepszych sposobów zaspokajania różnorakich potrzeb społecznych.
Podobnie jak wciąż szerokie i daleko niewykorzystane wydają się możliwości kształtowania bardziej efektywnego i powszechniej akceptowanego ustroju społecznego i gospodarczego. Wbrew wyznawcom bezaltematywnej wizji rozwoju współczesnego kapitalizmu, w Polsce i na świecie nie jesteśmy bynajmniej skazani na jeden model państwa, gospodarki i życia zbiorowego, co trafnie też, moim zdaniem, akcentuje w swym tekście prof. Witold Nieciuński.
40 Forum
Jan Baszkiewicz
Uniwersytet Warszawski
Triumf liberalizmu ?*Pani Ewa Milewicz tak oto pisze w związku z pomocą państwa dla Stoczni Szczeciń
skiej i ostatnio ostrowskiego Wagonu: „Taka pomoc, jak i stypendia dające ludziom szansę na studia wyższe, to nie przejaw lewicowości ani wrażliwości społecznej, ani niczego równie haniebnego. To tylko pragmatyzm” („Gazeta Wyborcza” z 2 września 2003). Nie jestem pewny, czy słówko „haniebne” ma być przejawem gryzącej ironii, czy tylko prze- ostrzeniem poglądu na temat „wrażliwości społecznej”. Jeśli to rodzaj żartu, jest on po prostu głupi. Tak samo, jak głupie jest traktowanie z całą powagą mitów o „świętej i nietykalnej własności prywatnej” i o „niewidzialnej ręce rynku”. Historyk dobrze wie, co sądzić o świętości i nietykalności własności prywatnej i jakim przejawem nieuctwa jest tu na przykład odwoływanie się do „wspaniałej tradycji zachodniej stworzonej przez prawo rzymskie”. A znakomity ekonomista (nota bene laureat ekonomicznego Nobla za rok 2001, Amerykanin) konstatuje ironicznie, że niewidzialna ręka rynku dlatego jest niewidzialna, bo nie istnieje. Ale cóż, jeśli odpływamy ostrożnie od owych mitów pod flagą „pragmatyzmu” - jest to podróż w dobrym kierunku.
Nie jest moim zamysłem podejmowanie jakiejś frontalnej polemiki z tezami artykułu prof. Nieciuńskiego. Jest to tekst poważny, zrównoważony w analizie i wnioskach, społecznie pożyteczny. Odpowiada mi zaprezentowany w nim sposób myślenia. Ograniczę się zatem do kilku uwag i znaków zapytania. Może okażą się użyteczne, skoro - jak mi wiadomo - tekst ów stanowi zapowiedź stanowiska zawartego w przygotowywanej, obszernej książce wytrawnego znawcy polityki społecznej (i polityki tout court).
Wydaje mi się trafny sąd, że gdy powstał „pierwszy niekomunistyczny rząd”, we wrześniu 1989 roku, istniała wiązka alternatywnych możliwości przeprowadzenia społecznej transformacji. Jest tak z reguły przy każdej zmianie społecznej, zarówno - by użyć terminologii Parsonsa - przy zmianie układu społecznej równowagi, jak i wtedy, gdy następuje zmiana społecznych struktur. Dopiero wybór jednego rozwiązania znosi lub ogranicza możliwości przyjęcia alternatywnych rozwiązań. Tak się właśnie stało w Polsce u progu zmian ustrojowych: przyjęcie „strategii Balcerowicza” rekomendowanej przez instytucje i ekspertów zza granicy bardzo ograniczyło możliwości realizowania formuły zapożyczonej od niemieckich ordoliberałów - „społecznej gospodarki rynkowej” . Proklamowano ją uroczyście w 1989 roku i bardzo szybko zwiędła.
Tu dwie uwagi do tekstu prof. Nieciuńskiego. Nie wydaje mi się zasadna sugestia, że już od początku przyjęto „konieczność tworzenia skrajnie liberalnej formy kapitalizmu”. Pewien wpływ idei socjalliberalnych (bez monopolu neoliberalizmu) można w początko
* Tytuł od redakcji.
Jan Baszkiewicz 41
wym okresie transformacji odnaleźć, i nie tylko w dobrych intencjach ministra Kuronia. To ciekawy problem badawczy: jak „terapia szokowa” bezlitośnie ograniczała szansę „społecznej gospodarki rynkowej”, nie niwecząc ich jednak od samego początku.
I drugi problem: czytelnik byłby zainteresowany poglądem Witolda Nieciuńskiego na temat najlepszego z możliwych rozwiązania alternatywnego. Czy istotnie „wspólne ustalenia Okrągłego Stołu” zawierały rozwinięty program takiego rozwiązania? Można mieć co do tego wątpliwości. Czy strategię polską powinna była kształtować ciekawa skądinąd, ale formułowana w innym kraju i w innej zupełnie sytuacji ordoliberalna teoria „społecznej gospodarki rynkowej”? Czy krytycy strategii Balcerowicza - tacy jak Grzegorz Ko- łodko - potrafili zaproponować ex post przekonywający program alternatywny? Oto pytania, na które wciąż warto szukać odpowiedzi, nawet narażając się na szyderstwa, jakie rodzi uprawianie tak zwanej historii alternatywnej.
Zresztą zarzuty owe miałyby nikłą wartość, tęgie głowy współczesnej historiografii cenią sobie takie symulacje.
Mam wątpliwości co do zasadności tezy autora, iż forma państwa kapitalistycznego znana jako Welfare State „przechodzi współcześnie do przeszłości, w ypierają neolibera- lizm” . Zupełne odejście od formuły państwa opiekuńczego spowodowałoby w krajach wysokorozwiniętych społeczne trzęsienie ziemi, z czego prawica dobrze zdaje sobie sprawę. Zachodzą natomiast - i będą trwać nadal - poszukiwania nowego wydozowania proporcji między programami społecznymi państwa a dynamiką nowoczesnego kapitalizmu i jej konsekwencjami. A to niełatwe zadanie.
Z większą jeszcze niż prof. Nieciuński troską spoglądam na perspektywy społeczeństwa obywatelskiego i demokracji w euroamerykańskim (a więc i naszym) kręgu kulturowym. Oczywiście, bardzo wiele tu zależy od postępów edukacji i bogacenia społecznego kapitału kulturowego, a także od upowszechniania partycypacji politycznej obywateli, co od początku nowożytnej demokracji trafnie uznawano za jej fundamenty. Zachowuję jednak duży sceptycyzm wobec pięknej wizji Jurgena Habermasa o odrodzeniu masowej komunikacji społecznej: jest ona atrakcyjna, lecz i utopijna.
Nie wystarczy powtarzać stare, XIX-wieczne zawołanie: „Ciemnota nas zgubiła, oświata ocali” . I nie należy wierzyć, że polityczna apatia wynika współcześnie jedynie z frustracji spowodowanych masową biedą i żałosnym stanem klasy politycznej (jej brakiem sprawności z jednej, a cnoty z drugiej strony). W społeczeństwach zamożnych i dużo sprawniej niż Polska rządzonych bierność obywatelska także podmywa fundamenty demokracji. Zapewne ma rację niemiecki socjolog Ulrich Beck, gdy konstatuje, że w miarę zmniejszania się zagrożenia nędzą i deprywacją rośnie poczucie zagrożenia ryzykiem i chęć ustrzeżenia się przed nim. Znamienne, jak bardzo pojęcie tragedii sprywatyzowało się w społeczeństwach Zachodu. Zagrożenia spędzające ludziom sen z powiek nie mają wielkiego politycznego wymiaru, czyhają na nich na autostradzie i w groźnej diagnozie lekarskiej, na rynku pracy i przy spotkaniu z uzbrojonym bandytą, podczas powodzi i lawiny, które zabijają beztroskich urlopowiczów, a nawet na talerzu z wołowym befsztykiem. Owszem, w Ameryce stan taki w ostatnich dwu latach uległ istotnej i zrozumiałej zmianie.
42 Forum
W miarę słabnięcia namiętności ideologicznych i kłótni partyjnych (tęsknimy w Polsce za taką ewolucją) politycy demokracji zachodnich postrzegani są coraz częściej jako risk managers, fachowcy skutecznie chroniący obywateli przed falą indywidualnych zagrożeń. Być może taka ich rola będzie coraz wyraźniejsza w miarę słabnięcia tradycyjnych osłon jednostki przed deprymującymi zagrożeniami (są nimi rodzina i małżeństwo „póki śmierć nas nie rozłączy”, instytucjonalna religia i gorliwe religijne praktyki, silny i trwały związek z zakładem pracy itd.). Triumf liberalnej wizji społeczeństwa jako „worka kartofli” (to Marks), jako zatomizowanego zbioru jednostek chowających się w swym egoizmie - nie powinien budzić entuzjazmu nawet samych liberałów (i coraz częściej nie budzi). W każdym zaś razie nie sprzyja on tak pożądanej partycypacji politycznej, kość- cowi demokracji.
I jeszcze jedno: należałoby głębiej rozważyć złe i dobre doświadczenia polskiej decentralizacji administracyjnej i samorządności, a w szczególności sens - czy raczej bezsens - naszej reformy administracji z 1999 r. Pogłębianie decentralizacji jest ryzykowne, ale je szcze bardziej ryzykowne byłoby jej redukowanie. Nie jest bowiem decentralizacja wrogiem regulacyjnej funkcji państwa, może się natomiast stać bezcennym sojusznikiem „re- polityzacji” naszego społeczeństwa.
Ludmiła Dziewiącka-Bokun 43
Ludmiła Dziewięcka-Bokun
Uniwersytet Wrocławski
Jakie zmiany zaszły w Polsce w latach transformacji?Wolny rynek, produkując liczne nierówności społeczne prowadzi do powstawania na
pięć społecznych, których kumulacja zagraża pokojowi społecznemu, stając się poważną przeszkodą w procesie przebudowy systemowej. Im silniejszy rynek, tym skuteczniej odtrąca niesprawnych ekonomicznie. Politycznie sytuacja taka jest trudna do utrzymania w systemach demokratycznych. Sfera działania praw obywatelskich stanowi część mechanizmu równoważącego wobec rynku i nakierowana jest na zachowanie wartości, które nie występują na rynku albo są nań obecne w ograniczonym wymiarze, jak np. bezpieczeństwo społeczne, pokój społeczny, zdrowie, sprawiedliwość, godność itp. Na dodatek społeczeństwa postsocjalistyczne, jak wykazują wyniki badań socjologicznych, charakteryzuje wyjątkowo duża skłonność do obwiniania państwa za głębokość kryzysu gospodarczego i od państwa domagają się ochrony przed jego skutkami. Jest to niewątpliwie rezultat doświadczenia wyniesionego z poprzedniego systemu, ale ma ono także swój aktualny kontekst polityczny.
W rzeczywistości Polski lat 90. interesy społeczne spychane są na plan dalszy. Niski poziom kompetencji reformatorów i wykonawców reform oraz polityczny klimat polskiej transformacji sprawiają, że de facto nie słychać publicznie znaczących obrońców ani interesów społecznych, ani interesów polityki społecznej. O ile jednak interesy społeczne znajdują sposób na ich artykułowanie i kanalizowanie w demokratyzowanym systemie, to poza systemem społecznym podjęte zostają decyzje o zmianie statusu takich dóbr publicznych, jak praca, zdrowie, edukacja, kultura, bezpieczeństwo socjalne, a nawet pokój społeczny. Wraz z decyzją o budowaniu gospodarki rynkowej dobrom tym nadano odgórnie status dóbr prywatnych, a uruchomione równocześnie procesy ich komercjalizacji sprawiają, ze dostęp do nich regulowany jest w coraz szerszym zakresie przez rynek. Inaczej mówiąc decyzje determinujące żywotnie stan i kondycję społeczeństwa jako całości znalazły się poza systemem społecznym. Zmiany naruszające status quo wywołują opór społeczny, który przeszkadza procesom przebudowy. Trzeba więc niwelować negatywne skutki zmian przez wprowadzanie społecznych stabilizatorów. Te z kolei spowolniają tempo przemian. Przeciętny obywatel gubi się w rozróżnianiu tego, co jest elementem strategii, a co należy do taktyki. Tym bardziej że jest koncepcja rozwoju społecznego. Drzwi do manipulacji politycznej i demagogii są szeroko otwarte.
Źródłem bogactwa narodów jest praca. Praca jest też podstawową wartością, która zdeterminowała nowoczesne społeczeństwa w stopniu najwyższym. Polsce i Polakom - rządzonym i rządzącym - potrzebna jest praca. Praca jako wartość społeczna określa bowiem sens aktywności człowieka, wyznacza jego status społeczny, ekonomiczny, towarzyski. Bezrobocie strukturalne, którego w końcu roku 2003 doświadczało przeszło 18% ogółu dorosłych zdolnych i chętnych do pracy Polaków stanowi zagrożenie celów prze
44 Forum
budowy ustrojowej. Przejście z systemu pełnego zatrudnienia do wolnego rynku pracy bez adekwatnej do zakresu przekształceń osłony, bez zasobów umożliwiających przetrwanie, bez perspektywy znaczącego zwiększenia zatrudnienia jest kwestią społeczną o największej sile generowania innych kwestii społecznych. Tymczasem wciąż mówi się o „tworzeniu warunków dla tworzenia miejsc pracy”, o „toczonych od dłuższego czasu negocjacjach”, o programach edukacyjnych, o zmniejszeniu podatków, liberalizacji kodeksu pracy, które mają wyzwolić prozatrudnieniową energię w kraju. Retoryka globalizacji stanowi łatwy pretekst dla ucieczki od podjęcia debaty publicznej na temat rzeczywistych przyczyn braku prozatrudnieniowej polityki rządu. Konieczność budowania gospodarki nowoczesnej, zdolnej do podjęcia wyzwania rynków międzynarodowych czy rynku globalnego wymaga wdrażania do gospodarki naukowej organizacji pracy, nowoczesnych technologii, restrukturyzacji istniejącego zatrudnienia powodujących bezzatrudnieniowy wzrost wydajności. Ze wszech miar zasadne jest więc pytanie o sposoby pobudzania promowania zatrudnienia. Dyskryminacja pracy i rodzimej przedsiębiorczości trwa. A przecież chodzi po prostu o politykę promowania zatrudnienia, która byłaby oparta na zasadzie prymatu aktywnej polityki tworzenia nowych miejsc pracy nad funkcją osłonową, czyli prymatu pracy nad bezrobociem, pierwszeństwa dochodu z pracy nad zasiłkiem, szkolenia nad bezrobociem i utrzymania aktywności społecznej zasiłkobiorców (prace społeczne na rzecz gminy). Problemem zasadniczej wagi jest więc dostateczna liczba miejsc pracy. Tu polityka stymulowania inwestycji, rozwoju małych przedsiębiorstw i zatrudnienia na własny rachunek, polityka współpracy gospodarczej z zagranicą, racjonalnej ochrony istniejących miejsc pracy, rozwoju budownictwa mieszkaniowego mogą być elementami programu realizacji prawa do pracy.
Najbardziej brzemienna w społeczne skutki jest utrata statusu dóbr publicznych przez takie dobra, jak edukacja, zdrowie, kultura i ich żywiołowa komercjalizacja i prywatyzacja. Z kolei nowe problemy socjalne w Polsce powstają na tle postępującego zróżnicowania dochodów, tj. wzrostu liczebności dochodów skrajnych - bardzo niskich i bardzo wysokich. Zwiększenie zróżnicowań dochodowych jest zamierzone i należy do pakietu zmian systemowych. Duże zróżnicowania dochodów wymagają zarówno koncepcji wyrównywania nadmiernych różnic, jak i tworzenia rozwiązań i instytucji socjalnych hamujących wzrost ubóstwa i marginalizacji grup społecznych, a także wspomagających tych, którzy żyją w niedostatku. Ich brak prowadzi do kumulacji konfliktów pomiędzy grupami społecznymi i pomiędzy różnorodnymi grupami społecznymi a państwem, utożsamianym z rządem. Protestujący nie są w stanie podjąć bezpośredniej konkurencji z grupami interesów lub ośrodkami decydującymi o podziale dóbr, gdyż brakuje im odpowiednich atutów, takich jak władza, organizacja, dostęp do środków informacji itp., niezbędnych do zapewnienia minimum powodzenia w tej walce. Przykładem są strajki nauczycieli, pielęgniarek i rolników. Na dodatek o słabych nie ma się kto upomnieć. Związki zawodowe bronią pracy tych, którzy ją mają, a nie tych którzy jej nie mają.
Upowszechnianie twierdzenia o rzekomej sprzeczności pomiędzy zasadami należącymi jakoby do dwóch różnych światów, tj. konkurencyjności i solidarności jest zabiegiem fałszującym rzeczywistość nowoczesnych systemów demokratycznych, zabiegiem jedno
Ludmiła Dziewięcka-Bokun 45
znacznie faworyzującym pozycje zwolenników doktryny liberalnej. Pomiędzy dwoma światami, do których należą konkurencyjność i solidarność, zachodzi komunikacja, która zakłada możliwość znalezienia określonego sposobu współistnienia obu kategorii. Systemy gospodarki mieszanej i społecznej gospodarki rynkowej są dowodem wypracowania takich reguł współistnienia. Właśnie obrona systemu opartego na konkurencji przed generowanymi przez ten system negatywnymi skutkami społecznymi wymaga obecności systemu neutralizującego te skutki. Rywalizacja o klientów, o rynki, o dostęp do informacji, do władzy itp. wiąże się z ryzykiem przegranej. Przezorność, zabezpieczenie przed skutkami ryzyka wypadnięcia z „gry” wymaga solidarnego przygotowania się „graczy” . Rynek bowiem zmienia wiele, nie zmienia jednak dążenia ludzi do lepszego życia.
Konkurencyjność jest techniką uzyskiwania wyższej efektywności ekonomicznej. Solidarność jest zasadą powiększania efektywności społecznej. Oba rodzaje efektywności są wzajemnie zależne. Realizacja zasady konkurencyjności wymaga tworzenia warunków swobodnego działania, ochrony prawa własności. Zasada ta ma jednak charakter instrumentalny; jej urzeczywistnianie ma się przyczyniać do wyższej efektywności gospodarczej. A jeżeli tak, to zasada solidarności, odnosząca się do solidarnej współpracy dla dobra wspólnego, obejmuje tworzenie warunków wyższej efektywności i eliminowanie procesów, które temu przeszkadzają. Niezadowolenie społeczne w postaci strajków stanowi realne zagrożenie dla swobody gospodarowania, podraża koszty produkcji o cenę czasu i szkód wyrządzonych rewoltą społeczną, a to oznacza pogarszanie warunków konkurencyjności.
Brak strategii rozwoju społecznego jest najpoważniejszym mankamentem pakietu reform podjętych w latach 90. w Polsce. W środowisku polityków społecznych panuje zgodna opinia, że główną słabością strategii rozwoju kraju wszystkich ugrupowań politycznych jest brak lub jedynie marginalne traktowanie koncepcji rozwoju społecznego. Kategoria „społeczna gospodarka rynkowa” w Polsce lat 90. pełni funkcję substytutu nieistniejącego całościowego projektu nowego ustroju, który z transformacji miał się dopiero wyłonić. Niedocenianie w ostatnim dziesięcioleciu możliwości polityki społecznej w realizacji zadań transformacji ustrojowej przywodzi na myśl czas transformacji socjalistycznej w Polsce, kiedy m.in. wiara w samoczynne rozwiązywanie się problemów społecznych w gospodarce planowej doprowadziła do zablokowania rozwoju społecznego i do upadku systemu. Zniewolenie mentalne odziedziczone po poprzednim systemie wyraża traktowanie polityki społecznej jako kosztownego i pozbawionego realnego desygnatu obszaru aktywności państwa, ergo obszaru zbędnego w warunkach gospodarki rynkowej. Brak systemowego podejścia i do współczesnych kwestii społecznych, i do całokształtu problematyki społecznej doby transformacji sprawia, że deklarowane i wpisane w Konstytucję RP zasady sprawiedliwości, równości szans, solidarności, dobra wspólnego nie są w działaniach władzy realizowane, czemu sprzyja biurokratyzacja administracji państwowej i fasadowe traktowanie doradztwa naukowego.
Zagrożenie utraty społecznej tożsamości reform socjalnych jest większe, gdy reformy te stanowią jedną z części politycznego, realizowanego od góry projektu całościowej przebudowy ustroju państwa. Nadrabianie zaległości historycznych - budowanie kapitalizmu
46 Forum
i przywracanie „sprawiedliwości dziejowej” w postaci reprywatyzacji, dokonuje się za cenę utraty bezpieczeństwa i spokoju społecznego, za cenę spadku zdrowotnej, moralnej, kulturowej i intelektualnej kondycji Polaków. Mamy groźny kryzys w oświacie, ochronie zdrowia, kulturze, mieszkalnictwie i innych dziedzinach decydujących o jakości kapitału ludzkiego. Jakość kapitału ludzkiego - ta miara wszech miar - przegrywa w konkurencji ze wskaźnikami wzrostu ekonomicznego. Dzieje się to w czasie, kiedy laureatem Nagrody Nobla w roku 1998 w dziedzinie ekonomii został Amartya K. Sen od lat dowodzący ekonomicznej konieczności przyporządkowania rozwoju ekonomicznego potrzebom rozwoju społecznego.
W szczególnie wrażliwym na eksperyment obszarze społecznym jasne określenie celu przemian powinno stanowić punkt wyjścia dla sformułowania idei przewodnich systemu polityki społecznej kolejnego stulecia. Równie ważne jak określenie celu przemian wydaje się wskazanie, czego za cenę samoubezwłasnowolnienia reforma naruszyć nie może. Zdrowie, edukację, pracę, bezpieczeństwo socjalne, kulturę oddajemy we władanie rynkowi. Niepokój budzi brak wskazania podstawowych skutków społecznych przeprowadzanych zmian, a to oznacza brak spójnej ze społecznie akceptowanym systemem wartości koncepcji dzielenia się odpowiedzialnością za stan i kondycję społeczeństwa polskiego na przełomie tysiącleci.
Świadomość ścisłej więzi wolności i bezpieczeństwa socjalnego rozwija się wolno i nierównomiernie wśród Polaków podlegających różnorodnym turbulencjom czasu transformacji. Jedną z przyczyn, dla których nie stała się ona czynnikiem determinującym wyraźnie oblicze polityki społecznej czasu obecnej przebudowy, jest utrzymujący się stereotyp mniejszej wagi tego, co socjalne czy społeczne, w porównaniu z tym, co „wolnościowe”, czyli polityczne.
Specyfika polska to brak procedur oraz różnego szczebla instytucji negocjacji społecznych w określeniu zasadniczych wyborów społecznych, co powoduje, że wybory te dokonywane są pod naciskiem silnych bądź „głośnych” ugrupowań lobbystycznych i politycznych, obecnych ze swymi wpływami w parlamencie, często wbrew interesom ogólnospołecznym. Istniejący partnerzy socjalni, np. związki zawodowe, nie zawsze pojmują klarownie swą rolę, a ich podział nie sprzyja wypracowaniu jednoznacznego stanowiska. Ponadto ciągle jeszcze organizowanie się cywilnego społeczeństwa nie ma właściwej dynamiki. Organizacje konsumenckie, kobiece czy różnego rodzaju stowarzyszenia nie mają dostatecznego poparcia społecznego, by wnosić wkład w procesy negocjacyjne. Z kolei rząd zadeklarowawszy demokrację nie może i nie jest w stanie narzucać swoich wyborów, także wówczas, gdy są one zgodne z interesem ogólnospołecznym. Słabość lub nieadekwat- ność systemu reprezentacji interesów społecznych oraz niedorozwój mechanizmów negocjacyjnych sprzyja przenoszeniu, wykształconego w poprzednim systemie, sposobu postrzegania roli państwa w konflikcie i traktowaniu go „po staremu” - jako strony konfliktu, co utrudnia jego przejście na pozycję bezstronnego arbitra czy najwyższego autorytetu w sporze o sposoby rozwiązywania starych i nowych kwestii społecznych.
Społeczeństwa Polski i Europy Środkowo-Wschodniej potrzebują państwa, którego pełny zakres odpowiedzialności, w tym zwłaszcza za słabsze obszary społecznego byto
Ludmiła Dziewięcka-Bokun 47
wania, zostałby dokładnie określony prawem. Podobnie należałoby ustalić zasady dzielenia się państwa odpowiedzialnością z innymi siłami społecznymi. Doświadczenia Polski z minionego 10-lecia dowodzą, że proces tworzenia stanu bezpieczeństwa socjalnego potrzebuje nowych więzi między państwem i społeczeństwem obywatelskim, połączenia państwowego i prywatnego działania dla rozwiązywania kwestii społecznych czy problemów podziału i dostępności do dóbr społecznych. Wynika to nie tylko z presji potrzeb społecznych czy presji dokumentowania społecznej sprawiedliwości lub postępu społecznego, ale też z potrzeby lepszego dostosowywania politycznych i administracyjnych struktur do całkowicie nowych żądań instytucjonalnych struktur i urzędów demokratycznych oraz procesów rozwoju gospodarczego. Ewidentna potrzeba przeformułowania zasady bezpośredniego zaangażowania państwa w rozwiązywanie kwestii socjalnych, powinna się dokonać nie jako skutek realizacji ideologicznie zdeterminowanego projektu politycznego, ale jako rezultat politycznego kompromisu wiedzy i doświadczenia.
Państwo w roli regulatora stosunków społecznych i najwyższego arbitra w rozwiązywaniu konfliktów społecznych w partnerskiej współpracy z pracującymi i z biznesem ma więcej możliwości zwiększenia efektywności w rozwiązywaniu kwestii społecznych. Partnerami państwa w prowadzeniu nowoczesnej polityki społecznej, mogą być: sektor prywatny i społeczności lokalne, działające poprzez władze samorządowe, organizacje społeczne i charytatywne, przez fundacje i organizacje typu non-profit. Cały ten nowy układ dopiero się tworzy i dlatego wymaga monitorowania z punktu widzenia celów, które powinien urzeczywistniać.
Czas głębokiej przebudowy ustroju ekonomiczno-politycznego w sposób obiektywny zmienia uwarunkowania polityki społecznej, a to znaczy, że wymusza procesy dostosowawcze zarówno jej metod, środków, jak i podmiotów. Procesom tym towarzyszy podwójna presja społeczna na utrzymanie dotychczasowej roli państwa w systemie gospodarczym: zarówno tracący, jak i zyskujący na systemowej transformacji domagają się bezpośredniej interwencji państwa w realne procesy restrukturyzowanej gospodarki. Bezpośredni beneficjenci chcą używać władzy, aparatu i zasobów państwa do otrzymania, obrony lub pomnażania swego kapitału. Przegrywający widzą w państwie protektora i gwaranta ich ekonomicznego i socjalnego bezpieczeństwa.
Ta podwójna presja, sprzeczna ze wstępnymi założeniami liberalnymi, w połączeniu z kryzysem budżetowym we wszystkich państwach postsocjalistycznych, poważnie ogranicza zdolności regulacyjne państwa. Sytuacja dla prowadzenia polityki społecznej przez państwo jest trudna także z uwagi na konieczność równoczesnego prowadzenia i przemian systemowych i działań stabilizujących istniejący układ, która jawi się jako ważna sprzeczność procesu transformacji. Zmiany naruszające status quo wywołują opór społeczny, który przeszkadza procesom przebudowy. Trzeba więc niwelować negatywne skutki zmian przez wprowadzanie społecznych stabilizatorów. Te z kolei spowolniają tempo przemian.
48 Forum
Zbigniew Ejsmont
Wyższa Szkoła Ekonomiczna w Białymstoku
Bliżej centrum czy peryferii?Witold Nieciuński w swoim artykule zwraca (słusznie) uwagę, że Unia Europejska
dwudziestu pięciu państw po rozszerzeniu na wschód będzie tworzyć inną jakość. Ważnym problemem, na który nie zwrócił on należytej uwagi, jest miejsce, jakie Polska zajmuje w jednoczącej się Europie. Akcesja Polski rzeczywiście stwarza szansę przyspieszenie rozwoju, ale sama przez się nie rozstrzygnie jeszcze, czy kraj znajdzie się bliżej centrum Unii czy bliżej jej peryferii.
Upadek światowego systemu socjalistycznego miał niewątpliwie decydujący, choć nie- jedyny, wpływ na kształtowanie się nowego ładu międzynarodowego w dwóch jego podstawowych wymiarach: politycznym i gospodarczym. Proces wykształcania się tego ładu nie był, i nadal nie jest, szczególnie przejrzysty - układa się w splot różnorodnych zjawisk i tendencji, często wzajemnie się warunkujących. Elementy dekompozycji poprzedniego porządku często stawały się fundamentem dla kreacji nowych struktur. Europa w okresie kilkunastu lat doświadczyła - o ile ograniczymy się do najbardziej spektakularnych przykładów - rozpadu Związku Radzieckiego i państw satelitarnych z tym mocarstwem związanych, z drugiej strony, w tym samym czasie, zjednoczyły się państwa niemieckie, powstało nowe ugrupowanie integracyjne (CEFTA) czy też nowej jakości nabrał proces integracyjny rozbudowy w łonie EWG/UE.
Świat borykał się w tym okresie z „tradycyjnymi” problemami globalnymi (zadłużenie zagraniczne, nierównomierność rozwojowa, zagrożenie środowiska naturalnego, asymetrie demograficzne i głód), których elementem gwałtownie i brutalnie stał się terroryzm międzynarodowy, a to wszystko na tle trwającej od kilku dekad rywalizacji w trójkącie USA - EWG/UE - Japonia. W ostatniej dekadzie XX wieku daje się zauważyć w każdym aspekcie procesy globalizacji w wymiarze geopolitycznym, ekonomicznym i kulturowym, przy czym niesłychanie trudno ocenić, co jest bezpośrednim wpływem globalizacji na poszczególne zagadnienia, co zaś dzieje się niezależnie od niej. Zjawisko globalizacji zdaje się wchłaniać wszystkie te procesy, nadawać im niekiedy nowy sens oraz zmieniać dotychczasowe składniki porządku międzynarodowego. Być może najbardziej widocznym rezultatem procesów globalizacji są zmiany w strukturze porządku międzynarodowego. Przede wszystkim USA są twórcą procesów globalizacji, a ich potęga jest w głównej mierze produktem globalizacji. W aktualnej sytuacji na scenach międzynarodowej i europejskiej przywództwo Stanów Zjednoczonych jest dla wielu krajów atrakcyjne. Trzeba jednak mieć świadomość, że w świecie, w którym istnieje tylko jedno supermocarstwo, ściąga ono na siebie gniew, sprzeciw i oburzenie bez względu na to, co czyni.
Zmiana systemu gospodarczego i demokratyzacja życia w Polsce po 1989 roku we wszystkich jego wymiarach oznaczała coraz większą integrację z gospodarką światową, co wynikało, między innymi, z uzyskania przez Polskę członkostwa w OECD. Jedną
Zbigniew Ejsmont 49
z konsekwencji tego aktu było przyjęcie przez stronę polską zobowiązania do liberalizacji przepływu kapitału i stworzenie równych praw i obowiązków dla wszystkich inwestorów, bez względu na kraj pochodzenia ich kapitału założycielskiego. Niedostateczna dynamika procesu inwestycyjnego (5,9% w 1999 r., 1,4% w 2000 r., -9,5% w 2001 r.) nakazuje poszukiwanie szans jego wzmocnienia w zagranicznych inwestycjach bezpośrednich. Kwestią kontrowersyjną, prawdopodobnie o charakterze uniwersalnym, jest natomiast problem relacji między kapitałem krajowym i zagranicznym. W interesie Polski jest, aby kapitał zagraniczny funkcjonujący w kraju nie tylko pobudzał procesy wzrostowe, ale i przyczyniał się do ewolucji całej struktury w kierunku dojrzałej gospodarki rynkowej. Inaczej mówiąc, istotne jest ograniczenie spekulacyjnego charakteru inwestycji zagranicznych, co z kolei w dużym stopniu jest zdeterminowane przez warunki prawne działania inwestorów zagranicznych w Polsce.
Klasyczne koncepcje uprawniają do wniosku, iż swoboda przepływu kapitału oraz pracy powinna być czynnikiem dobrze służącym niwelacji asymetrii rozwojowych. Badania tego problemu w Polsce wskazują jednak, że transformacja systemowa i demokratyzacja życia społecznego doprowadziła do pogłębienia się międzyregionalnych dysproporcji rozwojowych, a pozycja regionów wysoko rozwiniętych, jak na warunki Polski, uległa dalszemu umocnieniu. Układ przestrzenny zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Polsce jest bardzo charakterystyczny: ponad połowa z nich przypada na 4 województwa: mazowieckie, śląskie, wielkopolskie i pomorskie, co wynika z ich niewątpliwej atrakcyjności. Z uwagi jednak na potrzebę troski o zachowanie spójności ekonomicznej i społecznej w polskiej rzeczywistości konieczna jest świadoma i konsekwentnie stosowana polityka regionalna, będąca składową szerzej rozumianego interwencjonizmu państwowego.
Na tle wielu krajów Europy Środkowej i Wschodniej makroproporcje gospodarcze charakteryzujące Polskę na początku XXI wieku wydają się względnie korzystne. Z drugiej jednakże strony ogromny wysiłek ponoszony przez wielomilionowe grupy obywateli przyniósł im gorzki owoc w postaci rekordowego deficytu miejsc na rynku pracy, braku perspektywy na wyraźną - nie wspominając już o radykalnej - poprawę warunków życia, czy też konieczność poszukiwania pracy poza granicami kraju. Niewątpliwie należy się zgodzić z tezą, iż wobec tych zjawisk i opóźnienia wejście na ścieżkę wzrostu charakterystyczną dla liderów współczesnego świata wymagać będzie zmodernizowania i zrestrukturyzowania gospodarki, co z kolei jest zdeterminowane przez wysoki poziom akumulacji i oszczędności, a te ostatnie wymagają kolejnych wielkich wyrzeczeń.
W ogólnonarodowym referendum na temat przystąpienia Polski do Unii Europejskiej społeczeństwo w sposób jednoznaczny wyraziło swoje poparcie dla tej idei, co z jednej strony można odczytać jako wyraz pragmatyzmu (czy istniała [istnieje] alternatywa dla integracji zachodnioeuropejskiej?), z drugiej zaś, jako wyraz ogromnych nadziei na korzyści z tego aktu.
Wejście do Unii Europejskiej będzie oznaczać, z definicji, utratę suwerenności w stosowaniu wielu narzędzi polityki gospodarczej. Wydaje się, że szczególną troską - i przy wykorzystaniu dostępnych narzędzi i środków - otoczyć należy rozwój przemysłu, sektor wymiany handlowej z zagranicą oraz wieś i rolnictwo.
50 Forum
Modernizacja i restrukturyzacja rolnictwa ciągle jest niezadowalająca, a do najczęściej wymienianych słabości zalicza się niekorzystną strukturę obszarową gospodarstw rolnych, stosowanie przestarzałych technik i technologii, ubóstwo infrastrukturalne, niekorzystne zmiany demograficzne, ogólnie niski poziom wykształcenia i posiadanych umiejętności, wysoki poziom bezrobocia (często strukturalnego) i niedoinwestowanie. Można wyrazić opinię, iż zagrożenia i ułomności polskiego rolnictwa w ciągu najbliższych lat mogą ulec dalszemu wzmocnieniu.
Szans rozwoju rolnictwa należy upatrywać w bardziej aktywnej polityce interwencyjnej państwa, tym bardziej że „w Polsce wsparcie dla produkcji rolniczej jest znacznie niższe niż w większości krajów, a zwłaszcza w Unii Europejskiej. Według OECD (Producer Subsidy Estimate) w 2001 roku poziom tego wsparcia wyniósł 10% wartości globalnej produkcji rolniczej, podczas gdy w krajach UE wyniósł 35%, w USA 21%, a średnio w krajach OECD 31%. Także efektywne wspomaganie procesów edukacyjnych - we wszelkich postaciach - ludności zamieszkującej obszary wiejskie, obok koniunktury gospodarczej, jest najpewniejszą szansą na przełamanie zacofania cywilizacyjnego rolnictwa w Polsce.
Wydaje się przy tym, iż szczególnej aktywności państwa należy oczekiwać we wspieraniu rozwoju przemysłu i jego restrukturyzacji, gdyż ten dział gospodarki - w polskich realiach - ciągle może być „lokomotywą” wzrostu i rozwoju. W przeszłości ta dziedzina gospodarki dysponowała produktami dającymi szansę podejmowania konkurencji na rynku międzynarodowym (trawlery przetwórnie na początku lat 60., jeszcze wcześniej Pionier jako przebój przemysłu elektrotechnicznego) lub przynajmniej szansę na rozwój całej rodziny produktu (rowery, motocykle, samochody, telewizory). Wielce negatywną cechą zmian w polskim przemyśle jest jednak to, że nawet największe jego osiągnięcia „umierają bezpotomnie”.
W okresie transformacji niektóre elementy zmian w polskim przemyśle można ocenić pozytywnie. Przede wszystkim wiążą się one z wyraźnym spadkiem udziału zatrudnionych w dziedzinach tradycyjnych, co - mimo bardzo bolesnego wymiaru społecznego - można uznać za pozytywny efekt restrukturyzacji zatrudnienia w polskim przemyśle, zgodny ze współczesnym „modelem zerowego zatrudnienia”, co oznacza oparcie wzrostu głównie lub nawet wyłącznie na wzroście wydajności pracy. Pozytywnie można również oceniać zmiany struktury przedsiębiorczości w przemyśle. W latach 1991-2001 udział przedsiębiorstw małych (o zatrudnieniu do 200 osób) wzrósł o blisko 20 pkt. proc. (do poziomu 72,3% ogólnej ich liczby), natomiast pozycja typowych molochów wielkoprzemysłowych obniżyła się po poziomu 3,2 % (spadek o 7,3 pkt. proc.).
Ingerencja państwa w tej dziedzinie wymagać będzie bardzo precyzyjnego określenia obszarów interwencji - po pierwsze strategicznych, dających realną szansę na zmiany zbieżne z trajektoriami rozwoju otoczenia międzynarodowego, po wtóre „peryferyjnych”, na których obecność państwa jest niezbędna ze względów społecznych i politycznych (schyłkowe branże przemysłu), po trzecie, musi dotyczyć wspomagania w budowaniu niezbędnej infrastruktury technicznej, jako warunku sine qua non jej skuteczności.
Wchodzenie Polski do Unii Europejskiej dokonuje się w warunkach piętrzących się problemów politycznych i gospodarczych, wynikających zarówno z cech i dynamiki pro
Zbigniew Ejsmont 51
cesu globalizacji, jak i coraz wyraźniejszej sprzeczności interesów w łonie tak zwanego „twardego jądra Europy”, a wreszcie z faktu, iż oczekiwania integracyjne nowych krajów kandydujących, w tym Polski, wcale nie muszą się pokrywać ze strategią integracyjną aktualnych liderów ugrupowania.
Nie ulega wątpliwości, że w ramach rozszerzonej Unii będą funkcjonować trzy podstawowe kręgi rozwojowe: kraje wysokorozwinięte, państwa dotychczas je doganiające i kraje „nowe”, nie tylko pozostające na zdecydowanie niższym poziomie dojrzałości cywilizacyjnej, ale również o korzeniach głęboko tkwiących w socjalistycznej przeszłości.
Unia Europejska jest dobrem szczególnym, dającym szansę na konwergencję gospodarczą - Polsce stworzona może być nadzieja na zasadniczą modernizację i restrukturyzację przemysłu (reindustrializację), a w bardziej odległej perspektywie - także szansa na przejście do struktur postindustrialnych.
Polska i pozostałe kraje „nowe” mają też swoje atuty i wartości potrzebne Unii: relatywnie wysokie tempo wzrostu gospodarczego, zdolność do zmian (czego dowodem jest dojrzałość procesów transformacji systemowej), dużą elastyczność instytucjonalno-regu- lacyjną.
Zgodzić się należy z tezą, iż Europie - starej i nowej - potrzebny jest zrównoważony system decyzyjny, bez tyranii dużych, małych lub biednych.
52 Forum
Kazimierz W. Frieske
Uniwersytet Warszawski, Instytut Pracy i Spraw Socjalnych
Konfuzje rozczarowanego socjaldemokratyNie widać powodów, dla których miałbym ukrywać to, że zaproszenie do dyskusji nad
esejem prof. W. Nieciuńskiego najpierw mile połechtało moją próżność, potem zaś skłoniło do refleksji, wedle której Redakcji PPS (zbieżność skrótu przypadkowa!) zdarzyło się „zaproszenie z tezą” - jaki bowiem inny mógłby być powód, dla którego pytać o pogląd socjologa zajmującego się całe swoje zawodowe życie mrocznymi stronami naszego społeczeństwa. Więc, pomyślałem sobie, zostałem zaproszony do dyskusji nad tekstem, który realia życia zbiorowego traktuje jako problem społeczny domagający się takiego czy innego rozwiązania, a w każdym razie - podjęcia prób jego rozwiązywania. Ale - żeby oprzeć się próbie wpisania własnej biografii w ten schemat - przypomniałem też sobie0 tym, że zajmowałem się również aplikacyjnymi funkcjami wiedzy gromadzonej w naukach społecznych i uznałem, że warto zastanowić się nad tym, co pisze prof. Nieciuński, także z tego punktu widzenia.
Otóż, najwyraźniej bieg czasu i gromadzone doświadczenia prowadzą nas do rozbieżnych wniosków. Prawdę mówiąc, zdumiał i wzbudził moją zazdrość młodzieńczy entuzjazm autora, który ciągle chce wierzyć w to, że rozmaite próby zrozumienia rzeczywistości są nie tylko mniej czy bardziej subtelną „grą w szklane paciorki”, szlachetnym przedsięwzięciem, w którym ceni się przede wszystkim intelektualną finezję i analityczne mistrzostwo, lecz także zabiegiem służącym wyznaczaniu biegu spraw publicznych. Traktuję tego rodzaju myślenie z sympatią - choćby dlatego, że sam od niego zaczynałem - więcej nawet, sądzę, że wypowiadanie się w sprawach publicznych to część zawodowego obowiązku, ale też wielokrotnie miałem okazję obserwować, jak często - gdy pozbawiona pokory - realizacja tego obowiązku kończy się doktrynerstwem, zawieraniem nieładnych sojuszów po to, aby swoją prawdę wcielić - i gorzkimi rozczarowaniami, gdy się to nie udaje. Więc - choć mógłbym sobie powiedzieć, że nic właściwie mi do tego, jakie to „zadania” wyznacza prof. Nieciuński ideologicznej czy politycznej lewicy (nawiasem mówiąc, sam Autor ma najwyraźniej kłopot z adresowaniem swoich „zadań”, bo aktualna praktyka partii socjaldemokratycznych najwyraźniej nie budzi jego entuzjazmu) - to preskryptywna formuła jego wywodu powoduje, że nie bardzo mam ochotę ten wywód akceptować. Znacznie bliższe mojemu myśleniu byłoby rozumowanie oparte na nieco innej logice, rozumowanie, w gruncie rzeczy, analityczne, mówiące tak mniej więcej: jeżeli uznacie, ze stoją przed wami takie to a takie zadania, to można je osiągać na kilka rozmaitych sposobów, każdy z nich wymaga spełnienie określonych warunków wstępnych, każdy będzie się wiązał z określonymi kosztami1 z koniecznością uruchomienia tych czy innych zasobów, jeśli nimi dysponujecie i chcecie ponieść te koszty, to możecie się zabrać do pracy - choć powinniście też zdawać sobie sprawę z tego, że dla dziesiątka rozmaitych powodów, nikt i nic nie może dać wam
K azim ierz W. Frieske 53
gwarancji sukcesu. Nie do mnie należy jednak pouczanie kogokolwiek o jego „ zadaniach”!
Ale, nie tak, obawiam się, chciałby swoją refleksją sterować prof. Nieciuński. Marzy mu się mniej czy bardziej abstrakcyjny sojusz jakoś wyidealizowanej, prawdziwej lewicy z politycznymi siłami centrum, ba - ustala on nawet wstępne warunki zawarcia takiego sojuszu - i stworzenie orientacji socjalliberalnej. Jakkolwiekby na sprawę nie spoglądać - dochodzimy w ten sposób do prób formułowania zarysu programu politycznego i - niezależnie od tego, jak bardzo wydaje mi się ten program nierealistyczny - mieszamy płaszczyzny dyskusji. Mówiąc najkrócej, wcale nie jestem przekonany, że dyskusję o charakterze politycznym chciałbym prowadzić w piśmie o charakterze akademickim - nawet jeśli jest ono poświęcone problematyce tak bliskiej rzeczywistości, jak polityka społeczna.
Więc aby sformułować wyraźnie argument krytyczny, wypada powiedzieć, że esej prof. Nieciuńskiego ma dwie warstwy: analityczną oraz ideologiczną i programową. Obie nie są od siebie dostatecznie starannie rozdzielone - co łatwo może zniechęcić i tych, którzy szukają sobie racji dla swego politycznego działania, i tych, którzy chcieliby koncentrować się na meandrach myślenia autora - analityka. Tych pierwszych zirytuje ogólnikowość pomysłów o charakterze politycznym, tych drugich ideologiczny kontekst analizy.
Gdyby teraz przejść do tego, co mam w tekście za interesujące - to jest do warstwy analitycznej - to chciałbym wskazać, że - nie wdając się w spór o poprawność diagnostycznych tez prof. Nieciuńskiego - proponowana przezeń logika myślenia ma charakter statyczny. Autor opisuje wprawdzie zmiany, wskazuje na ich uwarunkowania i konteksty, ale analizuje te zmiany jako serię diachronicznie uporządkowanych stanów rzeczy, nie zaś jako proces, na który składają się rozmaite tendencje, a rezultaty jego poszczególnych faz stanowią tyleż konsekwencję rozmaitych programowych przedsięwzięć, ile okoliczności przypadkowych. Powiada, na przykład, Autor, że „nie zostały uzyskane warunki pomyślnego, dalszego trwałego rozwoju w gospodarce (...) państwo jest nadal niedostatecznie sprawne”, i zapewne ma rację. Jest to jednak racja statyczna - tak jest rzeczywiście, ale to jedynie część prawdy. Część druga - to uświadomienie sobie tego, jak wiele się w tej dziedzinie zmieniło i zmienia, po trosze na lepsze, po trosze na gorsze - ale się zmienia. (Któż to, Panie Profesorze, proszę mnie wspomóc swoją erudycją, miał powiedzieć: „cel jest niczym, ruch jest wszystkim!”?) Analityczna finezja mogłaby - w tym przypadku - polegać nie tyle na stwierdzeniu tego, że nie jest najlepiej, lecz na pokazaniu tendencji zmian. Otóż, wiele można byłoby napisać o powodach, dla których mniej czy bardziej zasadnie jesteśmy niezadowoleni ze stanu spraw publicznych, ale przecież nie do obrony byłaby teza, wedle której w rzeczywistości Polaków tkwią jakieś zasadnicze mechanizmy zmieniające ją tylko na gorsze. Możemy się zgadzać lub nie w kwestii bilansu strat i zysków, możemy utrzymywać, że część z tych strat, czy kosztów osiągnięcia odpowiednich zysków, jest zbyt bolesna i zbyt wysoka, aby było je warto ponosić - i nie jest wykluczone, że w tych kwestiach łatwiej byłoby mi uzyskać z Autorem porozumienie - ale nie możemy stwierdzić tego, że istnieją jakieś zasadnicze, strukturalne przesłanki naszej zbiorowej porażki. Zapewne, wiele bieżących decyzji, ba - nawet wiele trwalszych - bo lansowanych
54 Forum
przez kolejne ekipy polityczne - pomysłów wydaje mi się nietrafna bądź przedwczesna lub oparta na kompulsji, jaką rodzą polityczne kompleksy prymusa, ale przecież nie ma w tym nic dziwnego. Co więcej, warto ze spokojem dostrzec i to, że duża część tych irytujących pomysłów szczęśliwie nigdy nie przedostaje się poza granice retoryki stosowanej w medialnych debatach, a realia, żmudnie i z rozmaitymi zgrzytami, zmierzają raz w tym, raz w tamtym, ale najogólniej rzecz biorą, w sumie, w dobrym kierunku. Budzi nasze protesty, na przykład, skala nierówności społecznych i dynamika ich narastania, ale zarazem wiemy też, że powoli i ona zaczyna wygasać, może wolniej, niż byśmy tego chcieli, niemniej - jest to już zjawisko zauważalne. Autorzy serii EU-Monitoring, redagowanej przez J. Hausnera i M. Marody, przytaczają w tomie V (s. 104) następujące dane o dynamice współczynnika Giniego: 1991 - 0,242, 1992 - 0,247, 1993 - 0,257, 1994 - 0,281, 1995 - 0,288, 1996 - 0,295, 1997 - 0,301, 1998 - 0,293, 1999 - 0,305. Inne dane sugerują też, że na wielkość tego wskaźnika zasadniczy wpływ mają nierówności społeczne na wsi, w miastach stopniowe wygasanie jego dynamiki jest jeszcze wyraźniejsze. Podobnych przykładów można przytoczyć więcej i - choć niczego za ich pomocą nie da się udowodnić - to można mieć nadzieję, że w podstawowych mechanizmach kształtujących strukturę polskiego społeczeństwa nie tkwią przesłanki naszej zbiorowej klęski. Bardzo wyraźnie widać na przykład to, że w ostatnich latach wzrosła nierówność szans edukacyjnych w dostępie do wyższego wykształcenia, ale zarazem - widać też i to, że zuniwersalizował się w znacznym stopniu dostęp do wykształcenia na poziomie średnim, co też jest powodem do radości.
Powiada Pan Profesor, że modernizacja polskiego społeczeństwa ma służyć członkostwu w UE i przeraża Pana ogrom związanych z tym zadań. Jeśli przyjąć tę perspektywę - to wszystko wskazywałoby na to, że ćwiczenie z integracji europejskiej można byłoby sobie darować. Ale, można też spoglądać na zagadnienie odwrotnie i utrzymywać, że to właśnie procesy integracji europejskiej mogą się stać potężnym impulsem modernizacyjnym. Właściwie - już się stały, już wymusiły na wielu przedsiębiorstwach i na wielu przedsiębiorcach podjęcie zabiegów modernizacyjnych. Część z nich - plując krwią, niefortunnie, częściej swoich pracowników, rzadziej własną - wysiłki te podjęła, na wsi jednak coś się dzieje, itp. To prawda, możemy prowadzić spór o koszty, o mniej czy bardziej sprawiedliwe rozłożenie ciężarów modernizacji, ale przecież nie o to tu idzie!
Trafna - i warta starannej analizy jest też i ta myśl Autora, która studzi modernizacyjny zapał wskazaniem, że rozmaite cechy społeczeństw, do których chcemy się upodobnić, niekoniecznie muszą budzić szczególny entuzjazm i stają się przedmiotem dość powszechnej krytyki - wystarczy tu wskazać, na przykład, na procesy społecznego wykluczenia, które są wbudowane w strukturalne mechanizmy rynkowych, demokratycznych, „otwartych” społeczeństw, a zatem, na procesy, których wyhamować się nie da bez pomniejszania ich rynkowości, demokratyczności czy otwartości. Mówiąc inaczej, choć wykluczenie ludzi i całych segmentów struktury społecznej z rozmaitych dobrodziejstw podziału rodzi aksjologiczny sprzeciw, to jest to zjawisko - w durkheimowskim sensie terminu - normalne, bo powszechne i wbudowane w logikę funkcjonowania systemu społecznego. Ale, uruchamiając procesy modernizacyjne, warto zdawać sobie sprawę, że ma-
Kazimierz W. Frieske 55
ją one charakter pakietowy - nie da się wyjadać z modernizacyjnego dania tego tylko, co w nim najsmaczniejsze. Krótko - społeczeństwo polskie, stając się społeczeństwem bardziej normalnym, bierze na siebie także ciężary tej normalności i dźwiga je razem z innymi społeczeństwami, świadomymi przecież własnej niedoskonałości. Myśleć inaczej oznacza uleganie kolejnej wersji propagandy sukcesu, a zatem, propagandy, która zamulała myślenie co bardziej naiwnych „tranzytologów” w początkach lat ’90.
Za najważniejszą jednak i wartą starannego namysłu uważam inną tezę zawartą w tekście prof. Nieciuńskiego. Jest to, jak sądzę, myśl mówiąca, że kluczowym warunkiem sukcesu polskiej modernizacji są nie lepsze czy gorsze instytucje - te można poprawiać niejako „w biegu” (choć, oczywiście, lepiej byłoby nie popełniać instytucjonalizacyjnych błędów) - lecz to, co kryje się w ludziach, ich postawach, orientacjach, poziomie indywidualnego dynamizmu itp. - słowem to wszystko, co składa się na zbiorową zaradność Polaków. Pyta Autor o to, „czy można oczekiwać takiej mobilizacji i podniesienia aktywności obywatelskiej (...) aby uzyskać daleko idącą zdolność wykorzystania szans jakie otworzy akcesja do Unii?, a też i o to „czy poziom wzrostu »kapitału ludzkiego« będzie dostateczny, aby społeczeństwo było w stanie zrealizować te wszystkie zadania modernizacyjne?”. Są to pytania o zupełnie zasadniczym znaczeniu, a ich wyraźne postawienie mam za ważny krok w kierunku wyznaczenia ważnego obszaru publicznej debaty i ważny fragment wywodu prof. Nieciuńskiego. Za jeszcze ważniejsze zagadnienie, uważam rysującą się w tekście tezę mówiącą, że ład społeczny, jaki wyłania się z poczynań kolejnych ekip politycznych kierujących procesami polskiej transformacji, nie sprzyja ożywianiu obywatelskiej aktywności. Mniejsza o to, czy jest to teza trafna, ważne wydaje się dostrzeżenie tego, jak wielkie znaczenie dla sukcesu modernizacyjnego ma swoista współ- mierność tego, co w tych sprawach robią instytucje państwowe i tego, co stanowi przedmiot codziennej krzątaniny Polaków. Otóż, wiele, moim zdaniem, wskazuje na to, że Polacy radzą sobie ze swoim życiem nadspodziewanie dobrze, choć - niefortunnie - w dużej mierze robią to „obok” państwa, niekiedy - wbrew niemu - i stosunkowo rzadko razem z nim.
Jeśli jest to obserwacja trafna, to nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko przypomnieć, że jest to problem stary - może nie jak świat - ale z całą pewnością należący do klasyki myśli politycznej. John Stuart Mili - przecie nie socjaldemokrata - pisał mianowicie tak: „Działalność rządu nigdy nie jest zbyt szeroka, jeśli nie hamuje, lecz popiera i pobudza usiłowania i rozwój jednostek. Zło zaczyna się dopiero wtedy, gdy rząd, zamiast wspomagać działalność i siły jednostek i grup, zastępuje je swoją własną działalnością (...) państwo, które pomniejsza swoich obywateli, aby byli posłusznymi narzędziami w jego rękach, choćby nawet dla dobroczynnych celów - przekona się, że nie można dokonać żadnych wielkich rzeczy z małymi ludźmi...”
Myślę, że o takie właśnie, świadome przestróg Milla, państwo i społeczeństwo upomina się prof. Nieciuński, nawet gdyby z klasykiem liberalizmu było mu nie po drodze.
56 Forum
Leszek Gilejko
Szkoła Główna Handlowa
Pytanie o siły sprawczeOpracowanie W. Nieciuńskiego i inne jego publikacje z ostatnich lat skłaniają do głę
bokiej refleksji. Poruszane są w nich problemy bardzo ważne, a formułowane diagnozy i wnioski zachęcają do zajęcia stanowiska. Tak jest i w przypadku Węzłowych problemów modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu.
Autor już na wstępie formułuje pięć najważniejszych pytań, na które udziela odpowiedzi. Są to pytania następujące: pierwsze - w czym tkwiły źródła rewolucji 1989 w Polsce i „rozpadu systemu socjalizmu państwowego w Związku Radzieckim”, drugie - jakie zmiany zaszły w Polsce „w procesie restytucji kapitalizmu” i jakie są tego skutki, i pytanie trzecie - jakie „sprzeczności i konflikty występują we współczesnym świecie, kształtując otoczenie kraju”. Dwa następne pytania, pewnie najważniejsze, dotyczą: celów i działań końcowych dla „usunięcia cywilizacyjnego zapóźnienia Polski” oraz najważniejszych, potrzebnych do tego instytucji ustrojowych. Tekst kończy się sformułowaniem „zadań dla lewicy”. Na pytania te Autor udziela syntetycznych odpowiedzi. Szczególnie niektóre z nich zachęcają do podjęcia dialogu, sformułowania dodatkowych, czy innych ocen i propozycji, ale tak naprawdę każdy z tych problemów wymagałby oddzielnego studium. Niektóre dotyczą wciąż trwających historycznych sporów. Dlatego chciałbym się skupić na ostatnim problemie - pytaniu o rozwiązania ustrojowe, które nie tylko miałyby sprzyjać, ale są wręcz konieczne dla cywilizacyjnego skoku Polski ku nowoczesności.
Zdaniem Witolda Nieciuńskiego podstawowym warunkiem, z właściwie całym systemem instytucjonalnych warunków realizacji tej szansy i konieczności zarazem, jest „istnienie i sprawne funkcjonowanie kapitalistycznego państwa społecznie zorientowanego (czy może inaczej - społecznie wrażliwego) państwa gospodarki rynkowej, w którym rynek jest w znacznej mierze podporządkowany celom społecznym, jest w określonym stopniu regulowany i nie stanowi jedynego regulatora gospodarki. Problem sprowadza się do kwestii: ile rynku, ile państwa, jaki rynek, jakie państwo i ile bezpieczeństwa społecznego”.
Są to niewątpliwie trafnie sformułowane pytania i propozycje łącznie z koncepcją perspektywy, którą Autor nazywa wizją „ładu efektywnościowo-dystrybutywnego, państwa demokratycznego i społecznie zorientowanego, regulującego rynek w sposób nieobniża- jący efektywności gospodarki, troszczącego się o bezpieczeństwo społeczne”. Słusznie też podkreśla Witold Nieciuński, że państwo to powinno integrować główne grupy społeczne, tworzyć warunki dla ich współdziałania, poparcia dla znacznego zakresu redystrybucji produktu społecznego. Ta redystrybucja z kolei wiąże się, jak wiadomo, z istnieniem odpowiednich zasobów, a więc na należytym poziomie kształtującego się produktu społecznego, dochodu narodowego i dokonywania niezbędnych transferów tych dochodów. Transfery te obejmują dwa przede wszystkim cele: rozwój i inwestycje oraz cele społecz
Leszek Gilejko 57
ne lub inaczej mówiąc rozwój sfery społecznej, ograniczanie zawsze pozostających nierówności i powiększanie szans tych, którzy posiadają niższe zasoby.
Jest to zresztą stały i „historyczny” dylemat poszukiwania optymalnych relacji między efektywnością gospodarczą i sprawiedliwością społeczną. Warto przypomnieć, że dylemat ten, obok praktycznych konieczności, związanych z konkretną sytuacją stanowił je den z czynników tworzenia koncepcji socjalnej gospodarki rynkowej. W Niemczech realizacja tej koncepcji stała się podstawą niewątpliwych sukcesów gospodarczych i społecznych, a punkt startu jak wiadomo był również trudny. Osiąganie sukcesu gospodarczego, co w dalszym ciągu z uporem godnym lepszej sprawy podkreślają zwolennicy rynku i ograniczenia do minimum gospodarczych funkcji państwa, nie jest więc wyłącznie efektem zastosowania neoliberalnych koncepcji. Społeczna gospodarka rynkowa ma swoje wymierne osiągnięcia i wcale nie jest tak, że jest co najwyżej sprawą przeszłości. Społeczne zagrożenia i skutki marginalizowania podkreślają wręcz dramatycznie znaczenie redystrybucji produktu społecznego, zwłaszcza w skali globalnej. Są one na tyle wyraźne i groźne, że mogą w pewnym momencie spowodować ostrą kumulację napięć także w me- gaskali.
Poszukiwania właściwego modelu ładu społecznego ma więc swój wymiar międzynarodowy, globalny. Jest to również ważne dla Polski zwłaszcza w perspektywie integracji z Unią Europejską. Dla krajów stowarzyszonych, zarówno tych najbardziej, jak i mniej rozwiniętych bardzo ważne pozostaje pytanie, czy redukować socjalne funkcje państwa i minimalizować realizację zasady pomocniczości, czy też poszukiwać nowej formuły Europy socjalnej, uwzględniającej także nie tylko blaski, ale nie małe przecież cienie globalizacji. Jak na razie ten aspekt poszukiwania efektywnego i sprawiedliwego modelu dla Polski jest mało uwzględniony, a ma to znaczenie również dla cywilizacyjnego przyspieszenia.
Wracając do głównego problemu, pytania o siły sprawcze koniecznej modernizacji trzeba się odwołać do wyników badań o cechach społeczeństwa polskiego z przełomów stuleci, społeczeństwa, które ma za sobą blisko czternaście już lat transformacji. Jeśli potraktować proces transformacji w jeszcze szerszym wymiarze i przyjąć, że jej początkiem była rewolucja demokratyczna z przełomu lat 70. i 80., zakończona obradami Okrągłego Stołu i wyborami z 1989 roku, to niewątpliwie jej siłą sprawczą i głównym zbiorowym aktorem były dwie grupy społeczne: klasa robotnicza, a zwłaszcza jej „wielkoprzemysłowy segment” oraz profesjonaliści, w tym ta ich część, którą zaliczamy zwykle do intelektualnych elit. Polska rewolucja demokratyczna była również „aktem modernizacyjnym”, miała usunąć hamulce rozwojowe, prowadzić do stworzenia nowego ładu instytucjonalnego, dać szanse ludziom bardziej wykwalifikowanym, wysoko wykwalifikowanym robotnikom i profesjonalistom. Dalsze ich losy potoczyły się różnie: robotnicy wysoko wykwalifikowani wraz z innymi znaleźli się w szeregach „przegranej klasy” bądź bronią swej pozycji w dawniej strategicznych, a dziś problemowych i trudnych sektorach gospodarczych. Profesjonalistom powodziło się lepiej, chociaż niemała ich część należy do, mówiąc słowami Mirosławy Marody, Polski budżetowej. Obydwie te grupy są w dalszym ciągu liczne, a liczba profesjonalistów wzrosła. Według danych z roku 2000, robotników
58 Forum
było ponad 4,5 miliona. Klasa profesjonalistów praktycznie rzecz biorąc, jak wynika z ostatniego spisu powszechnego, to 10,2% całej populacji. Trzeba do tego dodać uczestników polskiej rewolucji edukacyjnej - studiujących w wyższych uczelniach, których liczba wzrosła ponadtrzykrotnie. Jedni i drudzy pracują w sektorze publicznym i prywatnym, z tym że coraz więcej w tym drugim.
Z obydwu zbiorowości rekrutują się działający na własny rachunek zwłaszcza w małej i średniej przedsiębiorczości. Ludzie smali businessu wywodzą się z rodzin robotniczych 44%, inteligenckich 25% i 20% z chłopskich.
Ponad 16% z nich było kierownikami i specjalistami, 6% pracownikami administracji, a 38% robotnikami wykwalifikowanymi. Jedni i drudzy uczestniczyli więc w fenomenie „przejścia na własne”, chęci stania się przedsiębiorcą, a w momentach szczytowych było ich jak wiadomo ponad 2 miliony. Generalnie też obydwie te grupy popierały reformy, w tym racjonalną prywatyzację i co jest szczególnie ważne preferencje dla ludzi wykształconych. Jedni i drudzy, robotnicy i specjaliści bardzo krytycznie oceniali prywatyzację, nie dlatego, że byli jej przeciwni, ale właśnie z tego powodu, że daje ona często szanse „cwaniakom i kombinatorom”, a nie ludziom przedsiębiorczym i posiadającym należyte kwalifikacje. Robotnicy i specjaliści uczestniczyli wreszcie w prywatyzacji oddolnej, określanej fenomenem polskich zmian własnościowych, której efektem jest między innymi akcjonariat pracowniczy.
Główna jego forma, spółki pracownicze, mają - jak słusznie ocenia kierowany przez Marię Jarosz zespół, badający ich funkcjonowanie - swoje cienie i blaski, ale w tak ważnej sprawie, jak ochrona miejsc pracy, sprawdzają się dobrze. W mikroskali przedsiębiorstwa łączą lepiej niż inne podmioty gospodarcze efektywność i podstawowe zasady bezpieczeństwa socjalnego.
Robotnicy i profesjonaliści są mniej zorganizowani, niż byli w przeszłości, zwłaszcza gdy tworzyli masowe bazy reformatorskich ruchów społecznych. Mimo gwałtownego spadku liczby członków i marginalizacji roli organizacją, do której należą pracujący, robotnicy, ale i profesjonaliści, pozostają w dalszym ciągu związki zawodowe. Najwięcej robotników, członków związków zawodowych, jest w sektorach przemysłowych, filarach dawnej struktury: w przemyśle surowcowym, w hutnictwie, przemyśle zbrojeniowym, w dawnym PKP.
Z badań, które prowadził w latach 2001-2002 zespół z Katedry Socjologii Ekonomicznej SGH w tych właśnie sektorach, wynikało, że ponad 60% pracowników należy do związków zawodowych. Bazą związków zawodowych pozostaje zresztą w dalszym ciągu sektor publiczny, w sektorze prywatnym ich obecność jest marginalna. Istnieje więc dość zasadnicze pytanie, czy robotnicy i profesjonaliści zatrudnieni w dalszym ciągu w sektorze publicznym, w tym w dawnych strategicznych branżach mogą być sojusznikami modernizacyjnego postępu, cywilizacyjnego przyspieszenia czyjego przeciwnikami, uczestnikami grup interesu, węglowego czy innego lobby, którym częściej przypisuje się postawy partykularne i antyreformatorskie, broniących swoich interesów i przywilejów, blokujących cywilizacyjny postęp. Od odpowiedzi na to pytanie zależy bilans społecznych sił postępu i modernizacji. Na pewno, przynajmniej potencjalnie, modernizatorzy są
Leszek Gilejko 59
wśród profesjonalistów, ale to, czy będą mieli szansę uczestnictwa w tym procesie, zależy właśnie od wyboru modelu ładu społecznego.
Prywatyzacja może prowadzić bowiem także do ich marginalizacji. Tym bardziej odnosi się to do robotników, ich dawnej wielkoprzemysłowej formacji. Ich udział w modernizacji zależy od dwóch czynników: po pierwsze, partycypacji w procesach restrukturyzacji i, po drugie, rzeczywiście realizowanej przez państwo nowej polityce przemysłowej łącznie z tworzeniem alternatywnych miejsc pracy. Jedno i drugie może nastąpić tylko przez rozbudowywanie instytucji partycypacji i dialogu społecznego.
Z większości badań prowadzonych od pierwszych lat transformacji wynika, że w środowiskach pracowniczych utrwaliła się opcja umiarkowanych reformatorów (nazywana tak przez Juliusza Gardawskiego). Preferowany przez tę większość model ładu społecznego, to przyjazna gospodarka rynkowa charakteryzująca się poza poparciem rynku, racjonalnej prywatyzacji dwiema ważnymi cechami, a mianowicie przeciwdziałaniem bezrobociu lub inaczej mówiąc aktywną polityką zatrudnienia i mówiąc „uczenie” gradacyj- nym, a nie dychotomicznym zróżnicowaniem dochodów.
Warto dodać, że orientacja ta jest również obecna w środowisku właścicieli małych firm. Nie ma jej oczywiście w klasie dyrektorów, prezesów i właścicieli dużych firm, ale ład społeczno-gospodarczy w systemie demokratycznym nie może być dobry tylko dla elit.
Również badania przeprowadzone w roku 2003 przez zespół pod kierownictwem Marii Jarosz w środowisku robotników zatrudnionych w peryferyjnych sektorach, mieszkających na polskiej prowincji wskazują, że ich wyobrażenia o dobrym ustroju mają jeszcze silniejsze społeczne i interwencjonistyczne akcenty. Najwięcej zwolenników miały następujące zasady: powszechnej i bezpłatnej opieki zdrowotnej (70,1%), powszechne i i bezpłatne wykształcenie (67,2%), zapewnienie wszystkim pracy (56,7%), pomoc biednym i niezaradnym, znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej (56,75). Takie zdaniem badanych powinny być obowiązki państwa wobec społeczeństwa.
Inni mieszkańcy gmin mają zbliżone, chociaż nie tak ostro zarysowane, preferencje. A przecież pożądany ład społeczny ma być także dla Polski prowincjonalnej, gdzie, jak na razie, żyje większość Polaków.
Dylemat ładu ma więc coraz bardziej wymiar praktyczny. Nawet z informacji zamieszczonych w Diagnozie społecznej 2003, o której mówi się, że zawiera optymistyczny obraz, wynika, że pozytywną ocenę polskich reform miało w roku 1977 nieco ponad 10% badanych, w 2000 dokładnie 7,7%, a w 2003 już tylko 6,3%.
60 Forum
Ryszard Horodeński
Wyższa Szkoła Ekonomiczna w Białymstoku
O potrzebie polityki regionalnejW trakcie modernizacji gospodarki można przewidywać występowanie tendencji do
pogłębiania się różnic w poziomie rozwoju gospodarczego i warunków życia mieszkańców między regionami. Z pewnością, o czym pisze w swoim artykule Witold Nieciuński, niezbędne będzie nadanie procesowi modernizacji charakteru programowego. Wskazując na zadanie państwa w tym zakresie autor nie docenił potrzeby polityki regionalnej, która miałaby na celu zapobieganie tym niekorzystnym tendencjom. W mojej wypowiedzi chciałbym się zająć tym zagadnieniem, zwracając szczególną uwagę na opóźnienia w rozwoju północno-wschodnich regionów Polski.
Oceniając głębokie zróżnicowania w poziomie rozwoju przede wszystkim zachodniej i wschodniej Polski trzeba cofnąć się do historii.
Odziedziczone po rozbiorach zaniedbania w rozwoju ziem wschodnich, pogłębione stratami wojennymi z okresu I wojny światowej, w tym zwłaszcza w rolnictwie, nie zostały usunięte w okresie Polski międzywojennej. Zaniedbania w rozwoju ziem wschodnich w okresie II Rzeczypospolitej w wielu dziedzinach narastały. W okresie tym nie rozwiązano kwestii przeludnienia agrarnego. Szacuje się, że w 1935 roku wynosiło ono około 4,5 min osób, przy czym najbardziej wiązało się z województwami wschodnimi. Miasta nękane były bezrobociem, którego rozmiary szacowano w 1934 roku na około 900 tysięcy osób, w 1935 roku - na 830 tysięcy, a w 1936 roku - na 765 tysięcy.
W 1936 roku rząd II Rzeczypospolitej przyjął plan inwestycyjny - COP (na lata 1936-1940). W planie tym przewidywano lokalizację wielu zakładów przemysłowych, głównie zbrojeniowych, w regionach kieleckim, lubelskim i sandomierskim. W koncepcji tego planu inwestycyjnego był zamiar zatarcia różnic między Polską A i B. COP przewidywał możliwość zatrudnienia około 107 tysięcy robotników w przemyśle. To duże przedsięwzięcie aktywizacyjne nie obejmowało regionów białostockiego, łomżyńskiego i ostrołęckiego. Kapitał prywatny nie był zainteresowany terenami wschodnimi z kilku powodów: niski poziom kwalifikacji zasobów pracy, słabo wykształcony lokalny rynek zbytu.
W okresie międzywojennym polityka państwa w dziedzinie likwidacji różnic regionalnych nie wykazała się znaczniejszymi osiągnięciami, a datujący się sprzed I wojny światowej podział na słabo rozwinięty wschód i wysoko rozwinięty zachód pozostał jako główny problem do rozwiązania w ramach polityki rozwoju regionalnego po II wojnie światowej. Trzeba zgodzić się z S.M. Zawadzkim, że dysproporcje rozwojowe Polski powstały „jako produkt długofalowego, żywiołowego rozwoju, zwłaszcza w okresie kapitalizmu, a ich eliminacja ze względu na zawsze ograniczone środki z konieczności musi być także procesem długotrwały”.
W okresie PRL proces aktywizacji na większą skalę został zapoczątkowany w okresie Planu 6-letniego. W ustawie o Planie 6-letnim stwierdzono, że „zostanie zapoczątkowany
Ryszard Horodeński 61
długotrwały proces zmierzający do bardziej równomiernego rozmieszczenia sił wytwórczych oraz urządzeń socjalnych i kulturalnych na przestrzeni całego kraju. Zostaną zmniejszone nierówności w rozwoju życia gospodarczego i kulturalnego, będące rezultatem warunków rozwoju Polski w okresie kapitalizmu” .
Śledząc ewolucję polityki przestrzennej można postawić tezę, że szukano w niej remedium na dostrzegane zjawiska negatywne, realizując jednakże niezmiennie strategię forsownej industrializacji opartej na przemyśle surowcowym i ciężkim, co z góry przesądzało określone decyzje lokalizacji inwestycji i alokację środków. W odniesieniu do byłego województwa białostockiego przewidywano, że w 1955 r. zatrudnienie w przemyśle wyniesie ponad 40 tys. osób, a w rzeczywistości było ono niższe o około 10 tys. osób. Nie zlokalizowano na obszarze byłego województwa białostockiego żadnego z siedmiu większych zakładów przemysłowych ujętych w Planie 6-letnim. W kolejnych planach wieloletnich zadania w zakresie usuwania nieuzasadnionych różnic w poziomie rozwoju gospodarczego i warunków życia ludności w układzie regionalnym ujmowane były nieprecyzyjnie, zmiennie i niewymiernie. W sumie należy uznać, że pomimo gospodarki planowej problemy przestrzenne i polityki regionalnej nie były rozwiązywane w sposób systemo-
Doświadczenia wcześniejsze w dziedzinie polityki regionalnej ostatecznie zostały przekreślone po 1989 roku w nowym ładzie społeczno-politycznym. Gospodarka rynkowa, jak się okazuje, nie sprzyja usuwaniu dysproporcji rozwojowych. W nowym modelu funkcjonowania państwa i gospodarki potrzeby oddziaływania na układ przestrzenny nie były w dostatecznym zakresie uwzględniane.
Przemiany systemowe po 1989 roku nie przekreśliły nadziei na kształtowanie ładu przestrzennego i polityki regionalnej, lecz aż do 2003 roku nie wyodrębniono środków na usuwanie dysproporcji rozwojowych. Zawiodła i spotkała się z krytyką ekspertów ustawa z 2000 roku o zasadach wspomagania regionów słabiej rozwiniętych, ich zdaniem nie dała ona nadziei na możliwość łagodzenia dysproporcji rozwojowych w dłuższym okresie. Do jej wad należy to, że nie zapewnia powiązania rozwoju regionalnego ze strukturalnymi środkami pomocowymi oferowanymi przez UE. Z dotychczasowej analizy przebiegu procesu transformacji gospodarki w układzie regionalnym wynika, że w najbliższych latach już występujące silne zróżnicowania międzyregionalne będą się pogłębiać.
Polityka regionalna zawarta w deklaracjach rządów III Rzeczypospolitej była dotąd oderwana od systemu decyzyjnego. Skuteczna polityka regionalna zależy od posiadania: koncepcji, organizacji i środków. Bardzo wyraźnie pragnę podkreślić, że wszystkie dotychczasowe rządy nie wiązały formułowanych idei i programów rozwoju regionalnego ze środkami, jakie ujmowano w budżetach na cele usuwania istniejących dysproporcji.
Teoretycznie podstawy rozwoju regionu tworzą zasoby naturalne, zasoby pracy, dobra kapitałowe. Dobra kapitałowe to punkt wyjścia do wykorzystania zasobów wewnętrznych regionu. Zwykle występują one w niedostatecznej wielkości. Pozyskanie ich w głównej mierze zależy od uwarunkowań zewnętrznych, w tym od właściwych rozwiązań systemowych. Inwestycje są zatem jednym z najważniejszych czynników określających przyszły obraz gospodarki.
62 Forum
Regiony słabo rozwinięte odznaczają się - licząc na głowę mieszkańca - niższym niż przeciętne poziomem: zatrudnienia, inwestycji, dochodu narodowego, dochodów ludności, wyposażenia w infrastrukturę. Regiony słabiej rozwinięte położone są głównie na obszarze północno-wschodnim. Zaliczamy do nich województwa: warmińsko-mazurskie, podlaskie i lubelskie.
Skala inwestycji zrealizowanych w województwach lubelskim, podlaskim i warmińsko-mazurskim w latach 1998-2001 jest znacznie niższa niż przeciętnie w kraju. Nakłady inwestycyjne na 1 mieszkańca w 2001 roku stanowią niewiele ponad 50% poziomu krajowego, a od 1998 roku stale się zmniejszały. W województwie podlaskim w 1992 roku stanowiły one około 69% poziomu krajowego, w 1995 roku - 66%, a w 2001 roku spadły do 52,6%. Niski poziom inwestycji w tych województwach oraz malejąca tendencja ich rozmiaru pozwalają przyjąć tezę, że układ taki już zadecydował, że przez wiele kolejnych lat dalej będzie się opóźniać ich rozwój.
Produkt Krajowy Brutto w województwach wschodnich i północno-wschodnich w relacji do kraju zmniejsza się od 1995 roku. W województwie lubelskim PKB na 1 mieszkańca w 1995 roku stanowił około 77% w porównaniu z przeciętnym poziomem w kraju, w 2001 roku - około 70%. W województwie podlaskim w tymże okresie poziom tego wskaźnika stanowił około 76% poziomu krajowego, w województwie warmińsko-mazur- skim zmniejszył się z około 80% w 1995 r. do około 72% w 2001 roku. Niski poziom rozwoju gospodarczego, wyrażony wskaźnikami PKB na 1 mieszkańca, posiada swoje uzasadnienie w niższym niż w kraju poziomie zatrudnienia, mierzonym liczbą pracujących poza rolnictwem na 1000 ludności (wynoszącym dla województw lubelskiego, podlaskiego i warmińsko-mazurskiego w roku 2001 - 75,3%, 77,9% i 81% średniej krajowej), jak również niższym niż w kraju poziomie społecznej wydajności pracy, liczonej wartością dodaną brutto na 1 pracującego (wynoszącym odpowiednio w tych województwach w 2001 r. - 63,7%, 75% i 92% średniej krajowej). Wykazane wyżej różnice w poziomie rozwoju zaświadczają o cywilizacyjnym zacofaniu regionów północno-wschodnich.
Jakie podstawowe wydarzenia gospodarcze i polityczne będą decydować o dalszych losach gospodarki analizowanych obszarów? Są to bezspornie trzy ważne zjawiska, mogące różnorodnie wpływać na zmiany w rozwoju gospodarki województw północno- -wschodnich: inwestycje, normy prawne w sprawie kształtowania rozwoju regionów, polityka regionalna państwa. Najczęściej proces aktywizacji wiązany jest ze stroną gospodarczą rozwoju, przebiegającego w tempie szybszym niż przeciętnie w kraju. Trzeba jednak szczególnie podkreślić nie tylko przedsięwzięcia zmierzające do wyrównania różnic w poziomie rozwoju gospodarzącego poszczególnych obszarów, ale także dążące do wyrównania różnic w warunkach życia ludności.
Regiony najsłabsze nie mogą rozwiązać swoich problemów rozwojowych w ramach środków i czynników wewnętrznych. Przezwyciężenie barier rozwojowych wyłącznie w oparciu o wewnątrzregionalne czynniki wzrostu i działania nie jest realne. Pozostawienie tych regionów „samym sobie” wiedzie nieuchronnie do pogłębienia dystansu pomiędzy nimi a regionami lepiej rozwiniętymi. Próba poszukiwania rozwiązań sprawiedliwych, dających szansę rozwoju indywidualnego ludziom i ich zgrupowaniom w regionach
Ryszard Horodeński 63
uzasadnia potrzebę przyjęcia koncepcji polityki regionalnej, gwarantującej - niezależnie od opcji politycznej siły rządzącej - długofalowy rozwój regionów, zapewniający ludziom godziwy poziom życia, przy odpowiednio skojarzonym zaangażowaniu państwa i środowisk lokalnych.
Polityki regionalnej zmierzającej do usunięcia historycznych zaniedbań nie da się realizować bez silnego interwencjonizmu państwa i ustanowienia środków na aktywizację regionów zacofanych w formie „minimum rozwojowego”. Chodzi o stymulację rozwojową województw wschodnich, umożliwiającą pokonanie istniejących barier, w oparciu o środki wyasygnowane z budżetu państwa i uzyskane z funduszy Unii Europejskiej.
Ustosunkować się należy również do rozumienia polityki regionalnej w poglądach różnych środowisk. Uważam za słuszne twierdzenie, że regionalna polityka wyrównawcza jest nieefektywna i kosztowna. Pogląd jednak, że polityka wspierania regionów najsilniejszych umożliwia relatywnie niewielkim kosztem pociągnięcie za sobą w przyszłości rozwoju innych regionów - wydaje mi się wątpliwy, w dłuższym okresie może ona utrwalić istniejące zróżnicowania. Wspieranie aktywizacji regionów słabych posiada natomiast walory polityczne i ekonomiczne, które liczyć się będą w dłuższej perspektywie.
Wyrażam nadzieję, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej przyjęta zostanie polityka regionalna obowiązująca w Unii. Polityka regionalna Unii Europejskiej osiąga wiele sukcesów w przezwyciężaniu zacofania gospodarczego. Szczególnie cenne walory środowiska naturalnego obszarów wschodnich Polski są rezerwą do zagospodarowania w ramach europejskiego ładu. Również konieczne jest dla Unii ożywienie gospodarcze wschodnich terenów przygranicznych.
Rozwiązanie problemów rosnącego zacofanie regionów słabiej rozwiniętych, zależy od przyjęcia długofalowej polityki regionalnej, zorientowanej na wspieranie ich rozwoju środkami zewnętrznymi. Trzeba przy tym pamiętać, że województwa północno-wschod- nie posiadają potencjał gospodarczy niższy o około 25 do 30% w porównaniu z przeciętnym poziomem w kraju i że tak znaczące różnice w poziomie rozwoju są głównie dziełem polityki w okresie zaborów oraz polityki władz w okresie międzywojennym i PRL, a pogłębienie różnic rozwojowych w okresie III RP jest rezultatem liberalizmu gospodarczego po 1989 roku.
Istniejący system i koncepcja ładu przestrzennego, a nawet programy w tej sprawie, nie przekładają się na decyzje w systemie zarządzania gospodarką i nie są odpowiednio uwzględniane w strukturze budżetu państwa. Gwarancje zmian w rozwiązywaniu problemów regionów najsłabiej rozwiniętych może przynieść odpowiednie konstytucyjne postanowienie, wyznaczające zadania w tej dziedzinie oraz układ organizacyjny mający stosowną niezależność w dążeniu do realizacji tych zadań.
64 Forum
Mieczysław Kabaj
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych
Proponuję trzecią drogę: kapitalizm partycypacyjny„Nie jest prawdą, że wydajność gospodarcza koniecznie musi się żywić niesprawiedliwością społeczną.”
(M. Albert, Kapitalizm kontra kapitalizm)
Profesor Witold Nieciuński podejmuje niezwykle ważne problemy modernizacji Polski w warunkach współczesnego kapitalizmu.
Podzielam pogląd prof. Nieciuńskiego, że poszukiwanie przyszłościowego modelu polskiego kapitalizmu, zorientowanego na wyższą efektywność społeczną i ekonomiczną, może mieć kluczowe znaczenie dla miejsca Polski w zintegrowanej Europie i zglobalizo- wanym świecie współczesnym.
Koncepcja modernizacji, ujmowana jest bardzo szeroko; obejmuje modernizację struktur gospodarczych, społecznych i technicznych. Modernizacja ma zbliżyć Polskę, w okresie kilkunastu lat, do poziomu rozwoju gospodarczego i standardu życia krajów gospodarczo rozwiniętych.
Punktem wyjścia wyboru drogi (modelu) rozwoju Polski jest krytyczna diagnoza funkcjonowania polskiego kapitalizmu w okresie transformacji, z którą można się, generalnie, zgodzić.
Główny problem odnosi się do wizji przyszłości, dróg i modeli rozwoju polskiego kapitalizmu w bliższej i dalszej perspektywie. Najogólniej, prof. Nieciuński odróżnia dwa możliwe modele przemian polskiego kapitalizmu, pisząc: „dalsze przemiany po 2003 r. mogą potoczyć się w Polsce w kierunku utrwalenia i umocnienia liberalnego kapitalizmu na wzór większości rozwiniętych krajów zachodnich, lub skręcić w lewo: ku innej formie kapitalizmu, z rosnącą rolą interwencjonizmu państwa, z regulowanym rynkiem i celami społecznymi. Oznaczałoby to zasadniczy, przełomowy zwrot ku innej wizji Polski (...)” . „Wszystko, według mnie - pisze prof. Nieciuński - przemawia za skierowaniem kraju na drogę wiodącą ku kapitalizmowi efektywnościowo-redystrybucyjnemu, ku kompromisowi liberalno-demokratycznemu i socjalnemu”.
Zgodzić się należy z prof. Nieciuńskim, że funkcjonujący w Polsce w okresie transformacji model kapitalizmu nie zapewnił ani wysokiej produktywności i efektywności, ani sprawiedliwości społecznej. Wielu wybitnych ludzi współczesnego świata bardzo krytycznie ocenia ten model kapitalizmu. Na przykład George Soros w swojej książce Kryzys światowego kapitalizmu (Wyd. Literackie, Warszawa 1999, s. 199) pisze: „wszystkie te zabiegi (prywatyzacja i przejmowanie przedsiębiorstw państwowych - M. K) bez przesady określić można jako kapitalizm rozbójniczy1, ponieważ najskutecz
1 To znaczy bezczelny, jawny wyzysk, przestępstwo dokonywane jawnie.
Mieczysław Kabaj 65
niejszym sposobem gromadzenia prywatnego kapitału niemal od zera było przywłaszczenie sobie aktywów państwa” . Laureat Nagrody Nobla i były główny ekonomista Banku Światowego bardzo krytycznie ocenia model kapitalizmu transformacji (Globa- lisation and Its Discontents) pisze o „grabieży majątku państwowego” i o błędach w polityce gospodarczej: „Pierwszy (...) polegał na tym, że stworzono bodźce skłaniające raczej do rozgrabiania mienia, niż do tworzenia bogactwa. Drugi polegał na zmarnowaniu nielicznych pozytywnych elementów spuścizny ery komunizmu. Jednym z nich był kapitał ludzki” (J.E. Stiglitz, Niekonwencjonalne prawdy ekonomiczne, „Gazeta Wyborcza”, 15 grudnia 2003 r.).
Inny uczony, prof. Milton Friedman, twórca szkoły neoliberalnej, powiedział m.in.: „polski system finansowy w okresie transformacji przejdzie do annałów historii nonsensu, a logika polskich liberałów jest logiką z pogranicza surrealizmu (...) za głowę się łapię, gdy w Polsce koncepcja monetaryczna została sprowadzona do absurdu”2.
Trzeba więc zgodzić się z prof. Nieciuńskim, że model funkcjonowania polskiego kapitalizmu wymaga zmiany. Wizję swoją prof. Nieciuński definiuje jako „ład efektywno- ściowo-dystrybutywny państwa demokratycznego i społecznie zorientowanego, regulującego rynek w sposób nie obniżający efektywności gospodarki, troszczący się o bezpieczeństwo społeczne”. Model taki opiera się na trzech filarach. Najważniejszym jest aktywna rola państwa w rozwoju ekonomicznym i społecznym. Z rozważań prof. Nieciuńskiego wynika, że regulacyjna rola państwa powinna być znacznie zwiększona. Drugim filarem jest „znaczny zakres redystrybucji” . Trzecim jest społeczna orientacja państwa. Autor podkreśla wielokrotnie potrzebę zwiększenia i rozszerzenia funkcji inspirujących, kontrolnych i dystrybucyjnych państwa. „Główna rola i odpowiedzialność (za modernizację - M.K.) spocznie na państwie. Tylko ono jest zdolne do kierowania takim wymagającym inspiracji, koordynacji i organizacji procesem”.
W innym miejscu czytamy, że „nowy model kapitalistycznej gospodarki wymaga znacznie większej roli państwa i bardziej regulowanego rynku oraz liczącego się lub decydującego udziału własności publicznej (...) przede wszystkim w sferze bankowej i ubezpieczeń” . Kwestia zwiększenia funkcji i roli państwa w nowym modelu gospodarki wzbudza poważne zastrzeżenia, bowiem im więcej państwa, tym więcej biurokracji, a tym samym mniej swobody gospodarowania podmiotów gospodarczych. Autor przesadnie wierzy we wszechpotęgę państwa w stymulowaniu procesów społeczno-gospodarczych. Faktycznie, państwo w okresie transformacji dowiodło, że nie jest zdolne do rozwiązania największych problemów społeczno-gospodarczych. Nie zdołało ograniczyć masowego, strukturalnego bezrobocia, zahamować dezaktywizacji zasobów pracy, ograniczyć ubóstwa i marginalizacji społecznej. To nie państwo sfinansowało wzrost liczby studentów z 0,4 min do 1,9 min, ale społeczeństwo i inicjatywa ludzi i organizacji społecznych. Państwo okazało się niezdolne w zapewnieniu opieki zdrowotnej społeczeństwa polskiego. W jednej dziedzinie państwo wykazało dużą „wydajność” - w produkowaniu wielkiej liczby ustaw (często bubli), zarządzeń, zakazów i nakazów. W okresie ostatnich trzech lat
2 Cyt. za: Społeczne aspekty rozwoju gospodarki polskiej, pod red. St. Owsiaka, PTE, Warszawa, s. 99-100.
66 Forum
dzienniki ustaw systematycznie zwiększały swoją objętość: w 2000 r. liczyły 7 tys. stron, w 2001 - 13 tys., a w 2002 - 16 tys. stron. W sumie w ciągu trzech lat zapisano 36 tys. stron różnymi aktami prawnymi. W 2003 r. w Sylwestra ogłoszono 73 akty prawne; przeważająca większość z nich obowiązuje od 1 stycznia 2004 r. W 2003 r. opublikowano 288 numerów Dziennika Ustaw - średnio cztery numery w każdym tygodniu3. Dalej, polska ustawa o zatrudnieniu i bezrobociu liczy blisko 60 stron maszynopisu i od 1990 r. dokonano kilkadziesiąt nowelizacji tej ustawy. Amerykańska ustawa (.Employment Act) liczy niecałe 2 strony maszynopisu i obowiązuje, w zasadzie, bez zmian od 1946 r., przyczyniając się do wzrostu zatrudnienia od 1946 r., w każdym roku średnio o 1,0-1,5 min osób.
Wyłania się więc pytanie, czy rozszerzenie funkcji regulacyjnych i dystrybutywnych państwa nie doprowadzi do jeszcze większej biurokracji i produkowania jeszcze więcej stron ustaw i zarządzeń, co może zdławić inicjatywę ludzi i przedsiębiorczość.
Kwestia ta wzbudza poważne wątpliwości. Państwo powinno tworzyć ramy sprzyjające rozwojowi inicjatywy prywatnej, indywidualnej i zbiorowej, przestrzegając zasady pomocniczości4. Czy jednak tak rozbudowana biurokracja i aparat administracyjny umożliwi realizację „ładu efektywnościowo-dystrybutywnego”, który autor postuluje?
Drugi człon koncepcji ładu - „znaczny zakres redystrybucji produktu społecznego” - wzbudza także wątpliwości. Problem polega na tym, że autor nigdzie nie precyzuje, co oznacza słowo „znaczny”. Ale z tekstu wynikać może, że powinien być większy lub głębszy niż obecnie.
Obecnie skala redystrybucji produktu społecznego jest relatywnie wysoka. W 2004 r. wydatki budżetu państwa (bez wydatków samorządów regionalnych i lokalnych) osiągną prawie 200 mld zł, czyli 23% PKB. Cały fundusz wynagrodzeń w gospodarce narodowej 9,6 min pracowników najemnych wyniesie 250 mld zł, co oznacza, że wydatki budżetu państwa stanowić będą 80% całkowitego funduszu wynagrodzeń za pracę 9,6 min pracowników najemnych w gospodarce narodowej. Redystrybucja jest oczywiście koniecz
3 „Rzeczpospolita” 2 stycznia 2004 r.4 Zasadę pomocniczości prof. J. Auleytner definuje w sposób następujący: „Głosi ona, że to co jednostka
i grupy społeczne oddolnie powołane mogą zrealizować własnymi siłami i z własnej woli, tego nie powinny odbierać struktury wyższego rzędu - państwo lub organizacje.
W zasadzie tej podkreśla się pierwszeństwo inicjatywy oddolnej, która chroni autonomię i podmiotowość wspólnot lokalnych. Każda akcja społeczna ze swego celu i natury ma charakter pomocniczy - winna ona pomagać ludziom, a nie wchłaniać ich lub odbierać im inicjatywę.
Zasada pomocniczości zakłada decentralizację działań publicznych, postukuje wobec państwa oddanie inicjatywy na szczebel niższy, a jego interwencję tylko wówczas, gdy społeczeństwo niższego rzędu (rodzina, gmina, spółdzielnia itp.) nie mogą rozwiązać problemów. Interwencja państwa jest usprawiedliwiona wówczas, gdy nie hamuje wolności działania jednostek. Zasada ta oznacza poparcie dla energii społecznej małych grup, ale jednocześnie zaleca państwu asekurację działań społeczności mniejszych poprzez obserwację, kontrolę, koordynację i w ostateczności ingerencję. Zasada pomocniczości leży u podstaw socjalnej gospodarki rynkowej. Ponadto bezpośrednio preferuje ona samorządność według hasła: »pomoc ku samopomocy«.
Zasada pomocniczości ma znaczenie edukacyjne. Zamiast postaw roszczeniowych uczy ona, że rozwiązanie problemów zależy przede wszystkim od indywidualnej zaradności, inicjatywy i zdolności jednostek do postaw samopomocowych” (J. Auleytner, Polityka społeczna, WSP TWP, Warszawa 2000, s. 336).
Mieczysław Kabaj 67
na, ale nie może przekraczać pewnych granic, gdyż prowadzi do nadmiernego wzrostu podatków, które są w Polsce bardzo wysokie i płacą je głównie pracownicy najemni i emeryci. A więc „znaczna” redystrybucja może być sprzeczna z pierwszym członem ładu, tj. z efektywnością.
W Polsce dokonały się w okresie transformacji głębokie i niekorzystne zmiany, co wykazał Spis Powszechny z 2002 r. W 1988 r. spośród 37,9 min Polaków dochody z pracy uzyskiwało 17,2 min osób, tj. 45,4%. W 2002 r. spośród 38,2 min mieszkańców dochody z pracy uzyskiwało już tylko 12,3 min osób, czyli 32,2%. Gwałtownie wzrosła sfera redystrybucji lub socjalna. Z niezarobkowych źródeł utrzymania (emerytury, renty, zasiłki dla bezrobotnych, zasiłki z pomocy społecznej) korzystało 6,8 min osób w 1988 r. (18%), a w 2002 r. aż 10,7 min, czyli 28% mieszkańców Polski. Tak więc liczba osób pracujących i uzyskujących dochody z pracy zmniejszyła się prawie o 30%, a liczba osób uzyskujących dochody z niezarobkowych źródeł utrzymania zwiększyła się o 57%. Zachwiane zostały proporcje między sferą pracy a sferą socjalną. Był to rezultat polityki społeczno-gospodarczej kolejnych rządów, która doprowadziła do dezaktywizacji prawie 5 min osób i przesunęła ich ze sfery pracy do sfery socjalnej (bezrobocia, zasiłków itd.)5.
Aby więc zwiększyć społeczny dobrobyt, efektywność i konkurencyjność gospodarki, należy odwrócić te trendy, zwiększając partycypację ludzi zdolnych do pracy w tworzeniu i podziale produktu społecznego, co oznacza także zmniejszenie redystrybucji na rzecz wzrostu godziwych dochodów z pracy. To wymaga innego modelu funkcjonowania polskiego kapitału.
Teoretycznie, z punktu widzenia poziomu rozwoju polskiej gospodarki, poziomu życia, dużego marnotrawstwa zasobów ludzkich, polaryzacji dochodów oraz aspiracji społecznych i konieczności szybkiego zmniejszenia dystansu gospodarczego w stosunku do krajów Unii Europejskiej, żaden z przedstawionych wyżej modeli kapitalizmu nie umożliwia realizacji tych celów. Trzeba zaprojektować i wdrożyć model kapitalizmu, który uruchomi wszystkie motory rozwoju, umożliwi lepsze wykorzystanie potencjalnej energii społecznej, wzrostu gospodarczego, poprawy produktywności i konkurencyjności oraz szybszego osiągnięcia pełnego zatrudnienia i spożytkowania ludzkich kwalifikacji, zdolności i talentów.
Wydaje się, że cele te można osiągnąć w warunkach realizacji modelu kapitalizmu partycypacyjnego (MKP)6, który umożliwi szeroką aktywizację wszystkich zasobów materialnych i kapitału społecznego. Dziesięć cech szczególnych (pożądanych) tego modelu:
1. Prywatne przedsiębiorstwa są podstawą gospodarki. Działają one w warunkach wolności gospodarczej, dialogu społecznego i ograniczonych regulacji państwa i władz publicznych.
5 Piszę o tym szerzej w artykule Dezaktywizacja Polski (10 min osób biernych zawodowo w wieku zdolności do pracy), „Polityka Społeczna” 2002, nr 8.
6 Koncepcję partycypacyjnego modelu kapitalizmu sformułowałem w książce Partycypacyjny system wynagrodzeń. W kierunku kapitalizmu partycypacyjnego, wysokiej produktywności i godziwej płacy, IPiSS, Warszawa 2003.
68 Forum
2. Popierana jest wolna konkurencja i swoboda rynku, ale w ramach określonych przez państwo, które chroni słabe branże przemysłu, aby zapewnić miejsca pracy. W rolnictwie - subsydia i ochrona przed konkurencją zagraniczną. W handlu - ścisłe licencje w celu ograniczenia konkurencji ze strony nowych sklepów, zwłaszcza półhurtowych, sklepów dyskontowych i supermarketów.
3. Podstawą gospodarki jest prywatna własność, ale prywatyzacja ma pewne granice; nie obejmuje branż produkujących dobra publiczne - oświaty, zdrowia, usług socjalnych oraz działów strategicznych gospodarki.
4. Niezwykle ważną cechą MKP jest partycypacja ludzi zdolnych do pracy w procesach tworzenia produktu społecznego. Dążyć należy, aby każdy człowiek zdolny do pracy mógł pracować, wytwarzać nowe wartości i uzyskiwać dochód z pracy. Tworzenie dostatecznej liczby produktywnych miejsc pracy powinno być najwyższym celem i priorytetem polityki społeczno-gospodarczej i partnerów społecznych.
5. Równie ważną cechą MKP jest partycypacja pracowników w efektach ich pracy, realizowana przez wdrożenie różnych wariantów partycypacyjnego systemu wynagrodzeń, udziału w zysku i motywacji. Rozwój różnych form partycypacji w zarządzaniu zmierza do realizacji zasady sprawiedliwości partycypacyjnej, rozszerzenia wspólnych interesów pracowników i pracodawców, obywateli i państwa, uruchomienia wewnętrznych, ukrytych rezerw wzrostu wydajności i efektywności7.
6. Na gruncie partycypacyjnego systemu podziału powinny zmniejszyć się nadmierne rozpiętości dochodów, zwiększy się wśród pracowników poczucie uczestnictwa nie tylko w tworzeniu nowych wartości, ale także w ich podziale, co wyzwoli nowe warstwy motywacji.
7. W MKP rozwijane będą wszelkie formy partycypacji pracowników w zarządzaniu a szczególnie partycypacji bezpośredniej, umożliwiającej usprawnienie pracy na stanowiskach, poprawę jakości pracy i produkcji (formy tej partycypacji przedstawiamy w drugiej części tej pracy, s. 133-145).
8. Państwo prowadzi politykę socjalną. Ludzie pozbawieni pracy i dochodów nie ze swojej woli lub winy mają prawo do zabezpieczenia społecznego, które zapewnia ludziom dochody umożliwiające godziwe życie. Istnieje rozbudowany system zabezpieczenia materialnego emerytów i rencistów, który zapewnia ludziom starszym godziwe życie.
9. Państwo współfinansuje przedsięwzięcia, które umożliwiają kształcenie i przekwalifikowanie pracowników i przystosowanie się do zmian strukturalnych przez organizowanie szkolenia i systemu reorientacji zawodowej.
10. Głównym priorytetem państwa będzie prowadzenie polityki społeczno-gospodarczej, uniemożliwiającej zapewnienie ludziom zatrudnienia i godziwego dochodu z pracy przez promowanie rozwoju i elastyczne formy zatrudnienia.
Rozwinięcie tych tez znajdzie czytelnik w moim artykule Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny system wynagrodzeń zamieszczonym również w tym tomie.
7 Szerzej o tym w: M. Kabaj, Partycypacyjny system wynagrodzeń, op. cit.
Tadeusz Kowalik 69
Tadeusz Kowalik
Polska Akademia Nauk i WSSE
Państwo dobrobytu - druga falaPodzielam wiele przemyśleń i poglądów prof. W. Nieciuńskiego. Przede wszystkim
odpowiada mi podejście kładące nacisk na wielość dróg rozwojowych i różnorodność istniejących i możliwych odmian kapitalizmu. Przemawia do mnie także (cytowany przez Autora) pogląd A. Toqueville’a o istnieniu szerszego pola możliwości ustrojowych, niż to sobie współcześni wyobrażają. W mojej reakcji więc na tekst prof. Nieciuńskiego jest więcej chęci doprecyzowania pewnych tez niż polemiki.
Skoro się zgadzamy, że realny socjalizm pozbawiony był wewnętrznych bodźców rozwojowych i dlatego musiał upaść, podrzędne znaczenie ma szersza ocena charakteru tego ustroju. Należę do tych, którzy odmawiają „realnemu socjalizmowi” socjalistycznego charakteru, nawet jeśli miałby to być socjalizm z wypaczeniami czy wynaturzeniami. Dlatego nazwa „komunizm” czy „system komunistyczny” bardziej mi odpowiada niż kompromisowa nazwa „realnego socjalizmu”. Bo przecież chodzi o ustrój, którego charakter określony był przez polityczne, ekonomiczne i społeczne wszechwładztwo partii komunistycznej. Istnieje zresztą ogromna literatura ostro odróżniająca socjalizm od komunizmu, jako ustroju zaprzeczającego podstawowym wartościom socjalizmu. Za sensowne uważam, wprowadzone także przez Jana Drewnowskiego, pojęcie „sowietyzm”. Wskazuje bowiem na unikatowość tego ustroju. Zawłaszczenie zaś terminologii socjalistycznej i marksizmu przez bolszewików przyniosło ruchowi socjalistycznemu ogromne szkody. Doprowadziło do osłabienia tego ruchu być może bardziej niż pewne wewnętrzne teore- tyczno-programowe wady socjalizmu (państwowa własność jako wyłączna podstawa ustroju oraz planowanie pojmowane jako przeciwieństwo rynku).
Po ponownych lekturach i przemyśleniu doświadczeń z czasu upadku komunizmu i transformacji inaczej oceniam charakter tego ustroju. Uważam mianowicie, że w swej społeczno-ekonomicznej treści, komunizm czy sowietyzm był specyficznym, monopartyj- no-państwowym, substytutem rynkowego kapitalizmu. To był rodzaj państwowego kapitalizmu. Podstawową funkcją komunizmu (sowietyzmu) była przemysłowa modernizacja krajów zacofanych, dokonywana za pomocą drakońskich środków1. Za takim ujęciem sowiety/mu jako kapitalizmu państwowego najmocniej przemawia fakt nadzwyczaj łagodnego przejścia do kapitalizmu wolnorynkowego, łatwość przestawienia się dawnej nomenklatury partyjnej, zwłaszcza jej części tkwiącej w gospodarce, na nomenklaturę biznesową. Wręcz uderzająca była łatwość przeobrażania się partii komunistycznych w socjaldemokratyczne, w dodatku o silnych tendencjach neoliberalnych. Również to, co się dzieje w Chinach, wydaje się potwierdzać powyższy pogląd. Deng postawił sobie wy
1 Kiedyś usłyszałem od S. Strumilina, że „Slalin wyrywał Rosję z barbarzyństwa za pomocą barbarzyńskich środków”.
70 Forum
raźne zadanie przekształcenia partii komunistycznej w partię posiadaczy. Co ponownie wydaje się potwierdzać „kostiumowy” charakter nadbudowy ideologicznej.
Narzucona industrializacja oraz militarna i policyjna obrona nowego systemu w warunkach wrogiego otoczenia, doprowadziły do powstania zhierarchizowanej, sztywnej struktury władzy coraz mniej zdolnej do racjonalnych działań, nawet do absorpcji innowacji zagranicznych; władzy opartej na przywilejach i nomenklaturowej więzi, której nie mogli przełamać zwolennicy reform. Odwoływanie się zaś do sił zewnętrznych spoza nomenklatury prowadziło do klęski reformatorów (Nagy, Chruszczów, Dubczek). Aż wreszcie podobna klęska Jaruzelskiego i Gorbaczowa doprowadziła do załamania się systemu. Sprzyjało temu otoczenie zewnętrzne - zwłaszcza zimnowojenna konfrontacja militarna pod wodzą Reagana, który wypowiedział walkę komunistycznemu „imperium zła”.
Na pokojowe załamanie się komunizmu złożyło się szereg czynników. W Polsce zarówno opozycja, jak i decydujące ośrodki władzy zdobyły się na porozumienia Okrągłego Stołu. Warunkiem jednak tej gotowości do porozumienia była z jednej strony silna pozycja Kościoła katolickiego wspierającego osłabioną przez stan wojenny „Solidarność” oraz, z drugiej - również osłabiona przez stan wojenny władza polityczna, która ostatecznie straciła poczucie misji modernizacyjnej kraju. Nie lekceważyłbym również roli zwykłych błędów taktycznych popełnionych przez Jaruzelskiego i Gorbaczowa. Obaj nie chcieli ostatecznego demontażu systemu, a w każdym razie nie w tym momencie, ale przeliczyli się.
Uważam, że upadek komunizmu był nieuchronny. Można jednak wyobrazić sobie wiele wariantów tego upadku, zarówno co do czasu, tempa, jak i form przeobrażania. Wówczas wiele zależało od mądrości i determinacji władzy. Jedną z nowatorskich form przeobrażenia komunizmu (kapitalizmu państwowego) w kapitalizm rynkowy zademonstrowały Chiny (i Wietnam)2. Dokonały tego pod osłoną autorytarnej władzy i socjalistycznej frazeologii. Na pewno nie był konieczny Big Bang ani szokowa terapia. Brzemienny w skutki był „kolumbowy błąd” Tadeusza Mazowieckiego, który pragnął szukać wzorów w Bonn - szukał przecież „swego” Ludwiga Erharda - ale jego neoficcy „zausznicy” podsunęli mu bilet do Waszyngtonu.
Żadna ze stalinowskich pięciolatek, żaden plan w Polsce nie rozminął się z rzeczywistością do tego stopnia, jak osławiony plan Balcerowicza. We wszystkich podstawowych wskaźnikach, założenia planu odbiegały od wykonania o kilkaset procent. Liczono się z tym, że PKB spadnie o 3%, a spadł o 18% w ciągu dwóch lat, produkcja przemysłowa miała spaść o 5%, spadła o 1/4. Bezrobocie miało być tymczasowe i sięgnąć 400 tysięcy osób, skończyło się na kilkakrotnie wyższym i permanentnym. Inflacja miała być jednocyfrowa już pod koniec 1990 r., a trzeba było czekać na to dekadę. Nie przypominałbym tego, gdyby autorzy planu i ich akolici nie szczycili się profesjonalizmem. I gdyby me potrzeba przypomnienia mądrości Karla Poppera, który przestrzegał przed szeroko zakrojo
2 Chiny przestały być Ludowe i poza autorytarnym systemem podążają w kierunku XIX-wiecznego kapitalizmu o dużych nierównościach, już teraz sięgających poziomu południowoamerykańskiego. Uniknęły tylko szokowej terapii i związanej z nią recesji. Partia komunistyczna zachowała swoją nazwę, ale w szybkim tempie przekształca się w partię posiadaczy.
Tadeusz Kowalik 71
nymi zmianami socjotechnicznymi ze względu na nieuchronność skutków nieprzewidzianych i niepożądanych.
Porównywalna z Wielkim Kryzysem lat 30., a sztucznie wywołana przez władze recesja lat 1990-1992 była ważnym czynnikiem współkształtującym nowy ustrój społeczny. Stworzyła ona ekonomiczny przymus przesunięcia bogactwa od biednych do bogatych. W rezultacie powstała nowa struktura społeczna przypominająca czasy pierwotnej akumulacji kapitału, co odpowiadało „wyobraźni ekonomicznej” nowej elity władzy. Dlatego odwracam Janosa Kornaia określenie „recesja transformacyjna”, na „transformację recesyjną”, ponieważ recesja okazała się instrumentalna dla tworzenia nowych podziałów społecznych, nowej struktury społecznej. Mimo że Polska znajdowała się na średnim poziomie rozwoju przemysłowego, i że w XX wieku dobrze znane były przypadki przemysłowej modernizacji wielu krajów europejskich i azjatyckich bez uciekania się do metod pierwotnej akumulacji kapitału typu brytyjskiego, władze polskie obrały epigońską drogę pierwszych rewolucji przemysłowych, wierząc, że podstawą inwestycji jest (musi być) zubożenie dużych grup społecznych.
W ocenie skutków planu Balcerowicza, a i szerzej - w ocenie polskiej transformacji, nie chodzi tylko o to, że model kapitalizmu anglosaskiego stał się wzorem przemian, lecz także o to, że działaniom tym przyświecała wizja pierwotnej akumulacji kapitału, a więc i drastycznie spolaryzowanego społeczeństwa3. I jeszcze jedno. W analizach polskiej transformacji często wiąże się owo spolaryzowanie społeczeństwa, szybką pauperyzację jednych i równie szybkie wzbogacenie drugich, ze świadomym wycofaniem się państwa, z jego biernością, z nieregulowanym rynkiem. Nie jest to ścisłe. Jak wykazały studiaS. Owsiaka, R. Bugaja i innych, procesy te dokonywały się przy aktywnej polityce fiskalnej państwa. Nawet obecnie (2003 r.), za dość powszechnym wołaniem (nasi konserwatywni liberałowie mówią o tym otwarcie) o radykalną reformę finansów publicznych dla zdobycia środków na rozwój, kryje się chęć dalszego okrojenia państwa opiekuńczego. Takie są żądania, chociaż już teraz około 60% gospodarstw domowych żyje poniżej minimum sojalnego, a wśród nich liczba żyjących poniżej lub na granicy minimum egzystencji, tylko w latach 1996-2001, podwoiła się, obejmując ok. 4,5 min osób. I chociaż tylko 15% zarejestrowanych bezrobotnych korzysta z prawa do zasiłku.
Elity polityczne bowiem nadal wierzą, że walka o modernizację jest grą o sumie zerowej: jeśli jedni zyskają, to inni muszą tracić. Polskie elity dzielą się na tych, którzy uważają, że rozwój gospodarczy ma charakter gry o sumie zerowej i tych wierzących w korzyści z rozwoju dla wszystkich znaczących grup społecznych4. Wielu zwolenników
3 Podczas wizyty w Warszawie we wrześniu 1990 r. Milton Friedman radził Polakom, by nie wzorowali się na współczesnej gospodarce amerykańskiej, lecz na tej sprzed stu laty, niezainfekowanej przez socjalizm. I w pewnym sensie tak się stało, chociaż wzorem była raczej XIX-wieczna Anglia.
4 Okazuje się, że nie jest to przypadłość tylko polska. Na podobne zjawisko wskazuje Joseph Stiglitz (The Private Uses of Public Interests: Incentives and Institutions, „Journal of Economic Perspectives” 1998, nr 2) w swej relacji z doświadczeń jako szefa Rady Doradców Ekonomicznych prezydenta B. Clintona. Propozycje Rady wielokrotnie napotykały barierę mentalną ludzi władzy „wierzących” w politykę gospodarczą jako grę o sumie zerowej.
72 Forum
wzrostu osiąganego za wszelką cenę głosi teorię dochodowej kaskady (trickle down theo- ry), ale tak ma się dziać w jakiejś nieokreślonej przyszłości, do której wiedzie cierniowa droga wyrzeczeń.
Ostatnie partie eseju prof. Nieciuński poświęca kształtom pożądanego ładu społecznego, który nazywa różnie, raz kapitalizmem społecznie zorientowanym, innym razem efek- tywnościowo-dystrybucyjnym. Zarówno jednak pożądanej drodze, jak i porządkowi docelowemu towarzyszą pesymistyczne zdania typu: „czy to nie jest jednak łudzeniem się” lub że spodziewa się raczej „niezbyt wielkich zmian”. Wiele razy podkreśla, że przyszłość jest nieznana, z czym piszący te słowa całkowicie się zgadza. Autor słusznie zauważa też, że przyszły los Polski w dużej mierze zależy od wewnętrznych przeobrażeń, ale i od przemian w Unii Europejskiej.
A jednak w tych jego rozważaniach zabrakło mi dwóch istotnych problemów. Po pierwsze, nie napisano, że bardziej uspołecznione odmiany kapitalizmu są wyrazem walki politycznej, ekonomicznej i społecznej. Muszę przyznać, że w tym względzie tekst prof. Nieciuńskiego - społecznika z krwi i kości, zainteresowanego przede wszystkim losami ludzi pracy - wprawił mnie w zdumienie. O tak ważnym zagadnieniu jak rola związków zawodowych autor jedynie wspomniał. Tylko raz autor pisze o utrzymującym się niezadowoleniu, wyrażając przypuszczenie, iż będą się „wzmagać różne formy protestów, demonstracji, strajków i sprzeciwu, nic nie wskazuje natomiast na możliwość wystąpień antyustrojowych”. Bardzo to dziwne stwierdzenie człowieka sprzyjającego przecież innemu ustrojowi społecznemu (co najmniej innej wersji kapitalizmu). W warunkach niesprawiedliwego ustroju o wysokim i permanentnym bezrobociu, ogromnych nierównościach, rosnącym wykluczeniu, protesty, strajki i demonstracje skierowane są przeciwko tym właśnie cechom ustrojowym, a więc są antyustrojowe. Również gdy autor pisze o globalizacji, nie wspomina o bogactwie ruchów anty- i alterglobalizacyjnych. Raz tylko i to mimochodem pojawia się „nacisk społeczny”, który ewentualnie w przyszłości miałby zmusić kapitalizm do „drugiej fali tworzenia państwa dobrobytu”. Tylko jako część zdania pojawia się „wielki wynalazek” systemu kapitalistycznego „państwo dobrobytu”.
Czy rzeczywiście pisząc tekst o różnorodności ustrojowej współczesnego kapitalizmu i możliwościach wyboru jednej z jego odmian, ułatwiamy sobie zrozumienie ewentualnych przyszłych wyborów, redukując państwo dobrobytu (wolę termin „państwo opiekuńcze”) do wynalazku kapitalizmu. A może warto by się zastanowić, czy pojawiłoby się ono, gdyby nie „nacisk społeczny” ruchu socjalistycznego oraz straszak komunizmu. Historycy nie mają wątpliwości, że pionierska w tym zakresie rola Bismarcka była reakcją na ruch socjalistyczny.
Nawet w Stanach Zjednoczonych państwo opiekuńcze nie powstawało „autonomicznie”, czyli bez zewnętrznych nacisków. Często podkreśla się, iż rooseveltowski New Deal był motywowany zagrożeniem upadku kapitalizmu, a ruch socjalistyczny miał oparcie zarówno w idealizowanych przez jednych, diabolizowanych przez innych pięciolatkach sowieckich, a także w silnym ruchu związkowym.
Nie powinniśmy chyba zbyt łatwo wierzyć w oficjalną wersję budowy państwa opiekuńczego w USA. Głosi ona, że J.F. Kennedy postanowił działać w tym kierunku, ponie
Tadeusz Kowalik 73
waż dostrzegł podczas kampanii wyborczej duże enklawy ubóstwa. Myślę, że znacznie bardziej realistyczny był autor podręcznika ekonomii porównawczej, gdy pisał: „Obecnie (...) najważniejszą przyczyną, dla której wzrost gospodarczy staje się bardzo ważny, jest współzawodnictwo Zachodu ze Związkiem Radzieckim (...). Jeśli nasz potencjalny wróg prześcignąłby nas pod względem rozwoju gospodarczego, moglibyśmy się stać bezbronni zarówno pod względem politycznym, jak i militarnym. Panika sputnikowa oraz jej różnorakie konsekwencje skłoniły Stany Zjednoczone do podjęcia wyścigu na polu wzrostu gospodarczego”5. Oczywiście, Carl Landauer powinien był dodać, że chodziło wówczas0 taki wzrost, który przynosi korzyści większości społeczeństwa.
A czyż bez uwzględnienia roli ruchu socjalistycznego oraz (w dużym stopniu zafałszowanego) ekonomicznego i wojennego sukcesu ZSRR, można zrozumieć ten zadziwiający fakt, iż po drugiej wojnie światowej powstały w Niemczech i w Japonii pod kuratelą okupantów (w Niemczech - głownie amerykańskich), dwa tak odmienne od amerykańskiego systemy społeczne? Także „model skandynawski”, od początku określany jako trzecia droga, powstał nie bez związku z sytuacją międzynarodową.
I odwróćmy pytanie. Czy byłby możliwy paroksyzm reaganizmu i thatcheryzmu, gdyby w USA i Wielkiej Brytanii nadal wierzono w dynamikę gospodarki radzieckiej, zdolnej doścignąć i prześcignąć Amerykę? Czy nie jest uprawniona hipoteza, że powstaniu obu tych nurtów sprzyjała widoczna już w latach 80., stagnacja gospodarki radzieckiej1 krajów satelickich?
W eseju prof. Nieciuńskiego zabrakło mi także dostrzeżenia ogromnej roli polityki i gospodarki amerykańskiej w świecie współczesnym.
Tutaj mała dygresja osobista. Od czasu Nowego Ładu F.D. Roosevelta jestem zafascynowany amerykańskim społeczeństwem, jego otwartością, ogromnymi zdolnościami do samoorganizacji. Wszelako, jeśli chodzi o system społeczno-ekonomiczny i politykę kolejnych ekip, to należę do licznego grona ekonomistów i politologów, którzy postrzegają USA z rosnącym krytycyzmem. Przykład USA nie potwierdza porzekadła, że każdy naród ma takie władze, na jakie zasługuje. Społeczeństwo amerykańskie często ma władze ukształtowane bardziej przez pieniądz niż przez procedury demokratyczne, a z teorii Gre- shama-Kopernika wiadomo, że pieniądz lepszy jest wypierany przez pieniądz gorszy. Tak samo dzieje się z elitami władzy, zwłaszcza gdy przychodzi im zarządzać, a jeszcze bardziej - tworzyć z gruntu amoralny system społeczno-ekonomiczny.
Z interesującego nas tutaj punktu widzenia, wydzielam w powojennej historii Stanów Zjednoczonych dwa różne okresy. Do lat 70. Stany były czynnikiem sprzyjającym rozwojowi gospodarek światowych. Odgrywały tę rolę zarówno jako „kreator mody” systemowej, jak i koło zamachowe gospodarki światowej. Wspominałem już, że to one odegrały decydującą rolę w ukształtowaniu dwóch nowatorskich systemów społeczno-ekonomicznych, Myślę tu o promowaniu społecznej gospodarki rynkowej w Niemczech oraz zbliżonego systemu japońskiego. Oba okazały się zresztą przez parę dziesięcioleci bardziej dynamiczne niż reszta świata, a zarazem bardziej sprawiedliwe społecznie. W drugiej roli,
5 C. Landauer, Contemporary Economic Systems, Filadelfia-Nowy Jork 1964, s. 194.
74 Forum
w roli promotora wzrostu, do zasług USA zaliczyć należy nie tylko hojny Plan Marshalla, ale i ustalony w Bretton Woods system finansowy. Wprawdzie Keynesowi nie udało się przeforsować dalej idących rozwiązań, a zwłaszcza zapobiec umieszczeniu obu międzynarodowych instytucji - MFW i BŚ - w zasięgu widzialnej ręki rządu amerykańskiego, ale nawet to, co stworzono, odegrało ogromną rolę w ustabilizowaniu kapitalizmu, złagodzeniu cykliczności rozwoju, a więc i zwiększeniu tempa wzrostu gospodarki światowej na całe ćwierćwiecze.
Drugie ćwierćwiecze powojenne ma zupełnie inny charakter. Na odejście USA od pokrycia dolara w złocie, a następnie na rezygnację z międzynarodowego systemu walutowego ustalonego w Bretton Woods złożyło się wiele okoliczności. Pozostaje jednak faktem, że kluczowa okazała się w tym rola USA. Zmiany te otwarły pole dla „giełdyzacji” gospodarki światowej. Więcej, to Stany Zjednoczone forsowały jak najpełniejsze otwarcie rynków kapitałowych w świecie, prowadziły aktywną politykę neoliberalnej globalizacji. Nawet w oczach Kissingera, dzisiejsza globalizacja oznacza amerykanizację. W wyniku tego gospodarka światowa przekształciła się - posługując się terminem Susan Stran- ge - w casino capitalism. A w dodatku, w przemianach wewnętrznych dawała światu wzór skrajnie antyegalitarnego społeczeństwa spolaryzowanego na coraz biedniejszych i coraz bogatszych, tego, co Schumpeter nazywał „cywilizacją nierówności” . Jak podkreślają ostatnio Paul Krugman i Bradford DeLong6, społeczeństwo amerykańskie przestało być społeczeństwem klasy średniej. Przy symbolicznej pomocy dla Trzeciego Świata (ok. 10 mld dolarów w 2000) gwałtownie podniesiono wydatki na zbrojenia (ponad 300 mld dolarów), co nie pozostanie bez wpływu na budżety wielu innych krajów.
Na początku lat 80. Stany wypowiedziały wojnę komunistycznemu „imperium zła” . Uwolnione jednak od rywalizacji z drugim supermocarstwem, same zaczęły prowadzić politykę imperialną, przekształcając się powoli w innego typu, ale jednak w „imperium zła”.
Wbrew pozorom, nie jest to wycieczka w stronę czystej polityki. Wszystko co powiedziałem wyżej ma bowiem znaczenie dla dynamiki gospodarczej. Ostatecznie rozwój gospodarczy opiera się na inwestycjach w realną sferę gospodarki. Inwestorzy zaś muszą mieć poczucie pewnej przewidywalnej stabilności. Prorocze okazały się słowa lorda Ski- delsky’ego, który już po interwencji w Kosowie, przestrzegał przed niebezpieczeństwem polityki imperialistycznej i odrodzeniem się nacjonalizmów, podkreślając, że rozwój gospodarczy w skali światowej potrzebuje pokoju.
Podstawą rozwoju gospodarczego, zwłaszcza w tak wielkim kraju, jak Stany Zjednoczone, jest wewnętrzny rynek zbytu, popyt krajowy. Tymczasem zanik klasy średniej ten rynek, czyli podstawę rozwoju, niszczy. Zarówno wysoka koniunktura gospodarcza lat 90., jak i ostatnia recesja są potwierdzeniem tej tezy. Koniunktura lat 90. opierała się na ogromnym zadłużeniu gospodarstw domowych, którego podstawą było wirtualne bogac-
6 P. Krugman, The Return of Depression Economics [poi. przekład: Wracają problemy kryzysu gospodarczego, Warszawa 2000]; B. DeaLong, Rady dla najlepszego, „Rzeczpospolita”, 3-4 sierpnia 2002.
Tadeusz Kowalik 75
two papierów giełdowych. I ta krucha podstawa musiała się załamać. Amerykańskiemu „kasynu” świat zawdzięcza co najmniej głębokość obecnej recesji.
Ale sprawa jest znacznie szersza, poważniejsza. Gdy się czyta takie teksty, jak referat członka Narodowej Rady Bezpieczeństwa i dyrektora planowania polityki w Departamencie Stanu, R.N. Haassa, pod wymownym tytułem Imperial America, czy raport przygotowany na zamówienie wiceprezydenta Cheneya i in. pt. Rebuilding America's Defence, albo rządowy dokument pt. National Security Strategy o f the United States (z listopada 2002), strategiczny cel polityki amerykańskiej staje się absolutnie jasny: rozszerzanie sfery wpływów ekonomicznych i politycznych na cały świat za pomocą nie tylko środków pokojowych, lecz także militarnych. Ta właśnie perspektywa przeraża George’a Sorosa, który swoją książkę o globalizacji kończy dramatycznym apelem do amerykańskiego establishmentu. Soros apeluje o zmianę nastawienia z unilateralnie konfrontacyjnego na kooperacyjno-pokojowe, kończąc swój wywód następującym ostrzeżeniem: „Staliśmy się obecnie świadomi kruchości naszej cywilizacji. A skoro tak, to pozbawione sensu jest kierowanie całej naszej energii na wzmacnianie pozycji naszego systemu społecznego, gdy cały system zmierza w kierunku katastrofy (<drifting toward disaster)”1.
Ponad rok temu Soros starał się wytłumaczyć władzom amerykańskim różnicę między dawnym Pax Britanica, a obecnym i przyszłym Pax Americana. W przeciwieństwie do Brytyjczyków, Stany Zjednoczone muszą brać pod uwagę potencjalną możliwości totalnej katastrofy nuklearnej, albo eskalację indywidualnego lub grupowego terroru, nuklearnego nie wykluczając. Obecnie, stanowisko Sorosa stało się jeszcze bardziej radykalne, wypowiedziane na krótko przez inwazją w Iraku. Oto jego nowe credo: „Tak, jestem w zasadniczej opozycji do polityki administracji Busha. I to nie tylko w sprawie Iraku, ale zasadniczo. Mój obecny sprzeciw jest znacznie dalej idący niż w stosunku do administracji Clintona. Jestem bowiem przekonany, że administracja Busha prowadzi USA i świat w złym kierunku. W przeszłości zwalczałem komunizm koncentrując moją działalność filantropijną na pomocy społeczeństwom zamkniętym w imperium sowieckim w ich przejściu do społeczeństwa otwartego. Obecnie doszedłem do wniosku, że walka o globalne społeczeństwo otwarte musi być prowadzona w samych Stanach Zjednoczonych”8. Stwierdzenie to oznacza, że dla Sorosa Stany Zjednoczone są, a przynajmniej stają się społeczeństwem zamkniętym, o co obwinia ekipę Busha. Zresztą, po nazwisku krytykuje również jego najbliższych współpracowników. Ministrowi obrony, D. Rumsfeldowi wypomina, że ma wrodzoną awersję do współpracy międzynarodowej, prokuratorowi generalnemu, J. Ashcroftowi wytyka, że ośmielił się nazwać krytyków Ustawy o patriotyzmie (dającej władzom nadzwyczajne uprawnienia w walce z terroryzmem) pomocnikami wroga.
Znamienną ewolucję przeszedł również, dobrze znany w Polsce (podobnie jak Soros, hołubiony przez prawicowe media) Jeffrey Sachs. Od dawna ostry krytyk recept MFW, w ostatnich latach wielokrotnie apelował do władz USA o zwiększenie pomocy dla kra
7 G. Soros, On Globalization, New York 2002.8 G. Soros, America's Role in the World, wykład publiczny, ksero w posiadaniu autora, Waszyngton, ma
rzec 2003.
76 Forum
jów Trzeciego Świata. Jeszcze w pierwszych reakcjach na atak terrorystyczny w Nowym Jorku, starał się przekonać władze swego kraju, że likwidacja biedy jest na dłuższą metę najwłaściwszą formą walki z terrorem (por. jego: Dobrobyt w walce z terroryzmem , „Rzeczpospolita”, 3-4 listopada 2002; Schorzenia globalizacji, tamże, 30 grudnia 2002). Na przygotowania wojny w Iraku zareagował: Wojna o ropę, tamże, 22-23 lutego 2003). Po wojnie zaś sformułował kilka przesłanek (.Zarzuty do udowodnienia, tamże, 29-30 marca, 2003) na których oparto koncepcję prewencyjnego ataku. Żadna nie znalazła potwierdzenia, a część z nich sprawdzić się nie może.
Oczywiście, podobnych apeli do rozsądku władz amerykańskich jest wiele. Ale liczy się tylko siła. Nawet Soros rozumie, że potrzebna jest organizacja. Sugeruje on jednak niewiele: rozważenie powołania Sojuszu na rzecz Otwartego Społeczeństwa, który działałby na rzecz „wizji lepszego świata” . Ale w najlepszym przypadku byłby to pożyteczny think tank. Natomiast „argument siły” demonstrować mogą tylko masowe ruchy i organizacje. Dlatego warto śledzić losy ruchów antyglobalistycznych. Wspierać je, mając w pamięci „syndrom wietnamski” . Przecież gdyby nie ruchy antywojenne, gdyby nie wielka wiosna młodzieży 1968 r., to Nixon nie skapitulowałby w 1970 r. przed wietnamskimi chłopami.
Oczywiście, nie oznacza to, że takie sytuacje powtórzą się nawet w przybliżeniu. Ale już dostrzeżenie tego faktu, iż stagnacja, a zwłaszcza obniżka płac, a także próby demontażu państwa opiekuńczego, idą w parze czy raczej postępują za osłabieniem związków zawodowych, może skierować naszą uwagę na okoliczności, które nadal pozostają ważne.
Osłabianie związków zawodowych jest nie tylko rezultatem skutecznych akcji podjętych np. przez Ronalda Reagana (złamanie słynnego strajku pracowników portów lotniczych) czy Margaret Thatcher (złamanie strajku górników). W tym samym kierunku działają media, które z pomocą mniej lub bardziej subtelnych metod obrzydzają związki zawodowe lub w ogóle wszelkie akcje zbiorowe. Panuje dość powszechna tolerancja dla nagminnego łamania prawa do zakładania organizacji i działalności związkowych.
W naszym kraju panuje zupełna niewiedza o pozycji związków zawodowych w świecie. Nie zwraca się, np. uwagi na to, że w ostatnich latach najlepszą kondycję ekonomiczną prezentowały kraje o silnej pozycji związków zawodowych, jak Szwecja, Finlandia, Dania, Holandia. Nie cierpią na przysłowiową już „eurosklerozę”, przeciwnie, dość dynamicznie się rozwijały, wręcz przodując w najnowocześniejszych działach produkcji (pierwsze miejsce zajmowały na przemian Finlandia i Szwecja). Czyli ich dynamizm dawał się pogodzić z najwyższą stopą opodatkowania, najwyższym poziomem zabezpieczenia społecznego oraz z najwyższym stopniem uzwiązkowienia i negocjacyjno-partner- skim charakterem procesu decyzyjnego. Nie wie się w Polsce, że tendencja do osłabiania związków zawodowych nie jest powszechna, że w niektórych krajach następowały procesy odwrotne. Nie zwraca się uwagi na „zadziwiający” fakt, iż to nie państwa minimalne, lecz duże, czyli kraje o najbardziej „rozbuchanym” zakresie redystrybucji, zajmują w rankingach niekorupcyjności czołowe miejsca. Ba, uchodzą uwadze nawet takie elementarne fakty, jak to, że mimo od dwóch dziesięcioleci trwającego ataku na państwo opiekuńcze, zakres redystrybucji zmalał tylko w nielicznych krajach. A w niemniejszej liczbie krajów
Tadeusz Kowalik 11
wzrósł. Nie próbuje się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego państwo opiekuńcze znalazło się pod najostrzejszym obstrzałem w kraju o najniższym poziomie zabezpieczenia społecznego (USA).
Wiele z tego, co powiedzieliśmy o związkach zawodowych, odnosi się do ruchów anty- i alterglobalistycznych. Dość powszechnie przemilcza się, że np. w stowarzyszeniu znanym jako ATTAC (od podatku Tobina) biorą udział poważni ludzie, np. były przewodniczący SPD i były minister finansów w rządzie Schroedera, Oskar Lafontaine, paru byłych ministrów w rządzie francuskim, wielu znanych intelektualistów.
Lewicowi intelektualiści mają więc do spełnienia pewną naturalną funkcję: demaskowania mitów, obrony praw pracowniczych do samoorganizacji, do uprawnień socjalnych, itp. Cenne są rozważania na temat ewentualnych zmian ustrojowych w odleglejszej przyszłości. Zmiany te jednak będą zależały od układu sił społecznych, którego elementy można dostrzec już obecnie.
Liczebność, wykształcenie oraz brak pracy i tanich mieszkań wchodzącego w dorosłe życie pokolenia kreuje je na potencjalnie najważniejszą siłę społeczną, która może zdecydować o przyszłości Polski. Jest jednak zaskakujące, że - zwłaszcza jeśli sądzić po wypowiedziach młodych pisarzy i poetów, publicystów, studentów - to najbardziej interesują się oni sami sobą.
78 Forum
Paweł Kozłowski
Polska Akademia Nauk
Szansa częściowo wykorzystanaArtykuł Witolda Nieciuńskiego dotyczy spraw zasadniczych, postawa autora budzi
szacunek. Wywołał we mnie odczucia sympatyczne, ale utrudniające zabieranie głosu: nie ma w nim myśli, którym bym się przeciwstawiał. Następne zdania są glosą do Problemów modernizacji..., a nie polemiką z tekstem. Ujmuję je w sposób bardzo syntetyczny.
1. Obecny i możliwy do przewidzenia w niedalekiej przyszłości stan naszego kraju daleko odbiega od realistycznych oczekiwań. Tryumfaliści transformacji podkreślają, że mogło być gorzej. Wskazują na negatywny przykład Białorusi, od pewnego czasu na Ukrainę (jednego z naszych licznych strategicznych sojuszników), do niedawna na Rosję. Twierdzą ponadto, że tak jak jest, być musiało, gdyż nie istniały alternatywy, a więc nie było wyboru.
Nie podzielam tej oceny, a także ani jednego, ani drugiego jej uzasadnienia. Ponadto uważam, że są one kliszami oficjalnej myśli PRL, nasyconymi teraz nowymi obrazami, ale nie pojęciami. Przede wszystkim jednak blokują one namysł i traktowanie historii ja ko doświadczenia, współczesności zaś - jako zadania. Hamują umysłową i fizyczną aktywność.
Mogło być inaczej i powinno być lepiej. Polska miała szansę być lepszym krajem, niż jest. Nie musiało być tak jak jest, a biorąc pod uwagę niewykorzystane szanse powody do krytycyzmu są duże. Źródła tej krytyki znajdują się w rzeczywistości, a nie w utopii. Zasadnicze błędy popełniono w początkach transformacji. Zaciążyły one na następnych latach i ciążą do dzisiaj. Z czasem stawały się coraz trudniejsze do naprawienia. Obok nich, a właściwie ponad nimi był niewątpliwy sukces: łagodna zmiana systemu dzięki porozumieniu Okrągłego Stołu.
Błędy te wynikały z nietrafnego rozpoznania rzeczywistości i były widoczne już wówczas. Wynikały ze sposobu myślenia.
2. Błędna diagnoza sytuacji zewnętrznej. Po zmianie władz ZSRR liderzy polskiej opinii publicznej identyfikujący się z obozem opozycyjnym i solidarnościowym zdefiniowali Gorbaczowa jako nową postać Breżniewa, jako człowieka mieszczącego się w kanonie postalinowskich przywódców ZSRR. Uznano, że to taki sam jak poprzedników typ osobowości, taki sam rodzaj polityka, co prawda różniący się wiekiem i formą wysławiania się, ale nie sposobem myślenia i działania. Później ta definicja uległa zmianie, pojawił się nowy schemat: dobry Gorbaczow, zły Jaruzelski. Ale uznano, że Gorbaczow zapewne nie utrzyma się dłużej na szczytach władzy, zostanie obalony i sytuacja wróci do czasów wcześniejszych.
Z pierwszej diagnozy wynikała nieufność i wrogość, następna nakazywała pośpiech. Jedna i druga była nietrafna, podobnie jak towarzysząca im ówczesna definicja Jaruzelskiego.
Paweł Kozłowski 79
Pośpiech prowadził do radykalizmu, do wylewania nie tylko kąpieli, ale i dziecka, choć nie musiał prowadzić i nie prowadził do używania radykalnych środków.
3. Błędna diagnoza sytuacji wewnętrznej. Po 1989 roku uznano, że głównym zagrożeniem dla nowej Rzeczypospolitej jest recydywa PRL, utożsamiana z komunizmem i totalitaryzmem. To było konsekwencją demonizowania przez obóz solidarnościowy przeciwników, dążenia do autoheroizacji i prowadzenia polityki polaryzacji. Zgodnie z taką diagnozą, należało odrzucić Polskę sprzed 1989 roku szybko i w całości.
Była to diagnoza fałszywa, prowadząca do działań skierowanych w złych kierunkach oraz do manichejskiego przeciwstawiania przeszłości i zrodzonej w 1989 roku przyszłości. Niebezpieczeństwa realne były odmienne: pierwsze to absolutyzacja wolnego rynku, drugie to absolutyzacja tożsamości opartej na etniczno-religijnej podstawie wspólnoty narodowej1.
W sferze idei błąd tej diagnozy wyrażał się w wyborze Hayeka i neoliberalizmu ekonomicznego, a nie Rawlsa i nowoczesnego liberalizmu2. Czerpano z Hayeka, z jego apo- logii wolnego rynku podniesionej do rangi światopoglądu i z krytyki totalitaryzmu, w sytuacji gdy detotalitaryzacja Polski postępowała już od odejścia stalinizmu.
Wybrano neoliberalizm z jego ekonomią, uznając realizację wolności gospodarczej za cel nadrzędny i oddzielając ją od celów społecznych. Odrzucono Rawlsa wraz z poważnym traktowaniem sprawiedliwości społecznej, zasadą max-mini (maksymalizacją minimum społecznego). Faktycznie zaniechano kształtowanie społeczeństwa otwartego3.
Taki wybór prowadził w polityce do rwania się więzi społecznych. Supremacji rynkowego neoliberalizmu towarzyszyło niedocenianie i degradacja państwa prawa - poważne traktowanie prawa osłabia dynamikę indywidualnej akumulacji kapitału. Wtedy już wszczepiono wzór instrumentalnego, podporządkowanego własnym interesom traktowania prawa, zwany wówczas dziwnym słowem „falandyzacja”.
4. Niedopasowanie struktury politycznej do rzeczywistych problemów społecznych i gospodarczych. Polski system polityczny ukształtował się jako odpowiedź na przyjętą diagnozę sytuacji wenątrzkrajowej. Partie nie zajmowały się formułowaniem pytań i szukaniem odpowiedzi na najważniejsze problemy kraju: jaki ma być kierunek, cel, a także tempo polskiej transformacji. Całą swoją energię skoncentrowały na „przyspieszaniu”, na głoszeniu, że wybrana droga jest jedyna, a także na wyrokowaniu, że wszelka krytyka, a nawet wątpliwości są wyrazem kompromitującej nostalgii za PRL, choroby duszy i umysłu zwanej homo sovieticus.
Wybór kształtu polskiej transformacji odbył się bez udziału społeczeństwa, bez demokratycznej debaty. Był przejawem konstruktywizmu, a także wyrazem pewności siebie
1 Andrzej Walicki pisze o „nacjonalizmie skierowanym do wewnątrz” jako występującej we współczesnej Polsce postaci „typowego stanowiska integralnego nacjonalizmu”. Por. A. Walicki, Polskie zmagania z wolnością, Kraków 2000, s. 300.
2 Znane jest zdanie Keynesa podkreślające znaczenie idei, mniej znana jest ta sama mysH Hayeka, który napisał: „Wątpię, czy można przeceniać wpływ, jaki w dłuższym okresie wywierają idee”. F.A. Hayek, The Counter - Revolution o f Science. Studies o f the Abuse of Reason, Indianapolis 1952, s. 400.
3 J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, PWN, Warszawa 1994.
80 Forum
nowych elit. Oddalał społeczeństwo od państwa i polityków, czynił z państwa usłużny instrument dla małej i coraz silniejszej dzięki niemu grupy. Przyczyniły się do tego również media, które lansowały entuzjazm, głosiły sukces, blokowały dialog wymuszając konformizm. Konsekwencje ówczesnych decyzji, stylu ich podejmowania oraz atmosfery propagandowej są rozległe i do dzisiaj żywotne.
5. Załamanie gospodarczej legitymacji systemu. Kryzys nastąpił wraz z odczuwaniem przez duże grupy społeczne skutków przestrzelenia terapii szokowej, postawienia przez sterników kraju na walory twórczej destrukcji. Później kryzys pogłębił się wraz z dużym, recesyjnym spadkiem tempa wzrostu. Gospodarka, w której brakuje legalnych miejsc pracy dla co piątego dorosłego Polaka, a z której coraz większe owoce dostają jedynie nieliczni, zaczęła unaoczniać obywatelom inną rzeczywistość niż tę lakierowaną przez starszych liderów i młodszych zelotów transformacji.
6. Społeczeństwo dewiacyjne i nasz realny kapitalizm. Ukształtowało się społeczeństwo dewiacyjne. Takie, w którym jest bardzo duże bezrobocie, utrwalające się i dziedziczone już przez kolejne pokolenie. O wyjątkowo dużych w skali europejskiej rozpięto- ściach dochodowych. O największym - co podkreśla Colin Glennie, przedstawiciel ONZ w Polsce - w latach 90. wzroście ubóstwa w stosunku do rozwoju gospodarczego spośród wszystkich 175 państw sklasyfikowanych przez ONZ-owski Program Rozwoju (UNDP)4. Podległe gospodarce ograniczającej popyt, a zarazem mającej niewykorzystane moce produkcyjne. Żyjące w państwie lekceważącym prawo, poczynając od najwyższych przedstawicieli administracji. Społeczeństwo, w którym większość ludzi nie identyfikuje się ani z rządzącymi, ani z partiami opozycyjnymi, a także nie czuje związku z władzami lokalnymi. O zablokowanym awansie młodzieży i ludzi ze wsi, dysproporcjach regionalnych itd. A także do niedawna napastowane przez propagandę sukcesu, przeżywające dysonans poznawczy związany z rozbieżnością między obrazem Polski sprzed 1989 roku przedstawianym przez oficjalne instytucje, a własnym doświadczeniem biograficznym. Po kilku latach od zmiany ustroju narastała anomia - prawdziwe podłoże korupcji i klientelizmu. Podobne procesy obejmują także alienację. Społeczeństwo dewiacyjne dotknięte jest syndromem porzucenia: odsuwa się od państwa, a państwo porzuca ludzi. Słabnie spójność społeczna, której podstawą nie może być sam rynek, tym bardziej gdy wzrost gospodarczy jest słaby, a podział dochodu niesprawiedliwy.
7. Wytwarzania nie da się odłączyć od dzielenia. Trzeba robić i jedno, i drugie - wytwarzać, by było co dzielić, właściwie dzielić, by wielu nie stało się zwierzętami walczącymi o przeżycie. Tymczasem jednak, przy tak jednostronnym sposobie kierowania Polską, wzrost jest za mały, a niesprawiedliwość za duża. Ona również blokuje wzrost. Nie tędy droga. Niedopuszczanie do bezrobocia, niedopuszczanie do jego utrwalenia się i przybrania postaci masowej powinno być od początku głównym zadaniem kierujących krajem. Nie było nim, a teraz władze twierdzą, za to rozwiąże automatycznie odpowiedni (minimum 5% w skali rocznej) wzrost gospodarczy. Tymczasem sam wzrost nie musi ograniczać bezrobocia, a tym bardziej je zlikwidować. Może bowiem wzrostowi towarzy
4 „Przegląd”, 20 lipca 2003.
Paweł Kozłowski 81
szyć pogłębianie się różnic, tak jak współwystępowały one z zanikaniem prawie do zera wzrostu naszej gospodarki. Bezrobocie samoistnie nie zmniejszy się, a można je ograniczać i przy mniejszym wzroście gospodarczym, trzeba to jednak uznać za szczególnie ważny problem, którego rozwiązanie musi stać się celem całej wiązki działań.
8. Nadzieja w Unii Europejskiej. Argumenty na rzecz wstąpienia Polski do Unii Europejskiej były i są rozmaite, a ich siła perswazyjna ewoluuje. Wiele z nich sprowadza się do tezy, że akcesja Polski do UE to finalny etap i zakończenie transformacji. Mniej więcej od 2002 roku dla opinii publicznej coraz bardziej atrakcyjny staje się inny argument - UE będzie, takie są nadzieje, lekarstwem na nasz dewiacyjny rozwój. Ochroni polską demokrację, prawa obywateli, prawa społeczne, pracownicze, konsumenckie, pomoże ekologii, narzuci gospodarce reguły (np. konieczność planowania), wyznaczy politykom, urzędnikom (zwłaszcza najwyższym) i instytucjom granice zachowań oraz obowiązki, wymusi egzekucję prawa itp. wartości cywilizacyjne. Oznacza to, że znaczna część naszego społeczeństwa oczekuje teraz zachodniej, oświeconej kurateli. Zarazem jest to wyraz mocnego krytycyzmu Polaków wobec drogi przebywanej przez kraj po upadku PRL i także braku wiary w umiejętności i dobre motywy obecnych elit państwowych5.
9. Przywrócić politykę. Do zmiany tych procesów i poprawy stanu polskiego społeczeństwa przede wszystkim konieczne jest przywrócenie polityki w klasycznym sensie tego terminu. Polityka sensu stricto związana jest z państwem, w liberalnej demokracji jej reguły wyznacza prawo. Jej uczestnikami są obywatele, a siła polityków jest funkcją siły ich związku z obywatelami. W Polsce żadna z tych cech nie ma większego znaczenia. Państwo jest obiektem eksploatacji, zaś prawo podlega manipulacji, w dodatku pozbawione jest egzekucji. Na partiach ciąży grzech pierworodny ich powstania, a „polityka” toczy się w zamkniętym kręgu ograniczonego grona osób. Związek z ludem jest kwalifikowany jako populizm i kompromitowany publicznie jako zagrożenie dla demokracji, etykietowanie nim spełnia podobne, dyskwalifikujące funkcje jak po 1989 roku tzw. homo sovieti- cus.
Obecny, kierowany przez L. Millera rząd, wyłoniony początkowo przez SLD, UP i PSL, a później składający się tylko z członków tych dwóch pierwszych partii ucieka od polityki w dwóch kierunkach. Jeden z nich to pragmatyzm, drugi - spełnianie historycznej misji. Nadrzędna wartość pragmatyzmu sugeruje, że wszelkie decyzje mają charakter techniczny, powinny być podporządkowane racjonalności instrumentalnej, po prostu są trafnie podejmowane i sprawnie realizowane. Historyczna misja dotyczy „wejścia Polski do Europy”, co umieści realizatorów tego kroku na kartach ksiąg historii, obok Mieszka I, który sprowadził tu z Zachodu chrześcijaństwo.
Pragmatyzm i misja wyłączają politykę i blokują niezbędną do niej w demokracji debatę. Pragmatyzm ukrywa, że wiele decyzji - w Polsce współczesnej dotyczy to wszystkich najważniejszych decyzji - podporządkowanych jest uprzedniemu wyborowi warto
5 Wybitny obserwator naszego życia politycznego kilka lat temu napisał dobitnie: „Tylko dyktat Europy może naszą infantylną i niesforną klasę polityczną utrzymać w szrankach zdrowego rozsądku”. B. Łagowski, Szkice antyspołeczne, Kraków 1997, s. 16.
82 Forum
ści, mają one charakter substancjalny, a nie instrumentalny. Oparcie dla nich znajduje się w sferze idei. Spełnianie misji jest zaś w świecie sekularnym nieweryfikowalne, trzeba mieć bezpośredni kontakt z transcendencją, by móc teraz ocenić z perspektywy przyszłych setek lat obecne wybory i decyzje.
Ta ucieczka - w dwóch kierunkach - od polityki prowadzi do oderwania się od rzeczywistości. W związku z tym namiastki oparcia decydenci próbują znaleźć w bieżących badaniach popularności, a także w „grupie trzymającej władzę”, którą stanowią redaktorzy i najwięksi rodzimi kapitaliści6.
Politycy i wielu członków establishmentu powinni się bić w piersi. Niedobrze, gdy krytycyzm skierowany na innych zagłusza samokrytycyzm. Niedobrze, gdy mówienie różnymi słowami o niedojrzałości społeczeństwa zastępuje im refleksję nad własną dojrzałością. Chyba mamy prawo oczekiwać postawy odmiennej.
Władza to nie siodło, na którym musi się siedzieć. Kierowanie krajem to nie różne techniki, by z tego siodła nie wypaść. Kierowanie krajem to prowadzenie go po drodze widzianej z długiej perspektywy, którą trzeba pokazać wszystkim. To idee i strategia. To przywództwo. To także właściwy wybór priorytetów, a również środków służących do ich realizacji
10. Warunkiem zmian jest uznanie, że są one konieczne, a pierwszym krokiem na tej drodze jest odrzucenie stereotypu o sukcesie oraz necesseryzmu (argumentacji opartej na odwoływaniu się do nieuchronności popieranych rozwiązań). Podstawą zmian jest polityka w jej poważnej, nieistniejącej u nas postaci.
6 K. Mannheim, Człowiek i społeczeństwo w dobie przebudowy, PWN, Warszawa 1974, s. 76-98.
Władysław Markiewicz 83
Władysław Markiewicz
emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Wyższa jakość kultury politycznej przesłanką modernizacji
Problem kultury politycznej należy bezsprzecznie do tych podstawowych zjawisk Braudelowskich „procesów długiego trwania”, które Witold Neciuński postrzega jako czynniki determinujące „urządzenie świata społecznego”. Kultura polityczna Polaków, poczynając od Rzeczypospolitej szlacheckiej aż po czasy teraźniejsze, przechodziła przez okresy wzlotów i upadków, nieraz osiągała poziom wzbudzający podziw, to znowu staczała się do granicy marazmu. Tak też rzeczy się miały po drugiej wojnie światowej. Niewątpliwym wykwitem wysokiej kultury politycznej były przemiany październikowe 1956 roku, ale już wyraźną oznaką jej staczania się były ekscesy marca 1968 roku. W jeszcze głębszą przepaść pogrążyła się ona w czasie stanu wojennego, który - abstrahując od tego, czy podyktowała go paląca konieczność, czy był tylko arbitralnym chwytem w walce0 władzę - świadczył o utraconej przez Polaków zdolności wzajemnego porozumiewania się. Za to prawdziwym, wręcz chwalebnym szczytem dojrzałej kultury politycznej społeczeństwa polskiego był Okrągły Stół i działalność tzw. sejmu kontraktowego, dzięki którym dokonał się w Polsce przewrót ustrojowy bez przysłowiowego stłuczenia szyby.
W procesie transformacji polskiej kulturze politycznej przyswojone zostały pewne wartości, takie jak demokratyczne wybory, wolność słowa, prawa obywatelskie i inne, co było niewątpliwym przejawem unowocześnienia Polski i jej zbliżenia do standardów zachodnioeuropejskich. Z drugiej jednak strony w życiu publicznym zaczęły się mnożyć zjawiska, które zaczęły ów proces modernizacji w dziedzinie kultury politycznej hamować, a nawet grozić jego unicestwieniem.
Jeśli za najbardziej miarodajny wskaźnik kultury politycznej uznać stosunek określonych jednostek, grup, organizacji i instytucji do państwa, to w Polsce w elitach politycznych, przede wszystkim w partiach, zaczęły się pojawiać - jak to określił Jerzy Giedroyć - objawy „zaniku instynktu państwowego”. Z myślą o niefortunnych ustawach o lustracji1 prywatyzacji B. Łagowski stwierdził lakonicznie: „Wariaci i durnie nie zawsze są szkodliwi, lecz gdy sprawują władzę, jest się czego bać”. Wtóruje mu znakomity analityk Tadeusz Zieliński, który wcześniej ostrzegał, że „pycha polityków niszczy państwo” : „Prawa są nagminnie łamane, przez tych, którzy je ustanowili. Polska jest państwem sprawiedliwości społecznej tylko z nazwy, którą zawdzięcza konstytucji. Dziś zapaść tego państwa pogłębia się coraz bardziej pod rządami nieudolnych polityków, którzy ideały dawnej Solidarności zamienili na intratne posady”.
Cytowane krytyczne wypowiedzi odnosiły się do rządów koalicji AWS-UW, lecz niebezpieczeństwo utrwalania się zdeprawowanych struktur instytucjonalnych i zachowań sprzecznych z elementarnymi wymogami obywatelskiej uczciwości i przyzwoitości nie
84 Forum
znikło bynajmniej po przejęciu władzy przez koalicję SLD-UP-PSL. Prorocze okazały się ostrzeżenia Leszka Nowaka, który mówił: „W miarę sprawowania władzy w każdej partii rządzącej szerzy się postawa cynika - za dużo jest do zyskania - i wygasa w niej pokora wobec społeczeństwa. W każdej, a więc i w SLD. Mądra partia musi więc zabezpieczyć się, przed wzrostem triumfalizmu i dalszych jego konsekwencji w swych szeregach”.
Już wkrótce stało się jasne, że SLD nie był wystarczająco przygotowany do sprawowania władzy, a od początku podejmowane przez rząd Leszka Millera liczne decyzje kadrowe, gospodarcze i socjalne były dla opinii publicznej przeważnie nieczytelne lub drażliwe. Okazało się, że - jak mówi J. Reykowski - „cały mechanizmu rządzenia obciążony był głębokimi defektami. Wspólną ich cechą jest naginanie interesu publicznego do potrzeb rozmaitych wpływowych grup i koterii, zaciekłość w dążeniu do sukcesu finansowego i politycznego”.
Znamieniem teraźniejszej polskiej kultury politycznej stał się poświadczony przez badania opinii publicznej nagminny, negatywny stosunek obywateli do Sejmu i Senatu, do rządu i jego premiera, partii politycznych, wymiaru sprawiedliwości itd. - z jednym wyjątkiem prezydenta RP. „Wyniki socjologicznych badań empirycznych - dowodzi D. Walczak-Duraj - coraz częściej dostarczają nam danych wskazujących na postępującą alienację polityczną społeczeństwa polskiego i jego wyraźne zniechęcenie wobec polityki i polityków”.
Jak widać, na pytanie W. Nieciuńskiego, „czy można oczekiwać takiej mobilizacji i podniesienia aktywności obywatelskiej na wszystkich polach (gospodarki, polityki, zachowań społecznych), aby uzyskać daleko idącą zdolność wykorzystania szans, jakie otworzy akcesja do Unii?” - odpowiedź będzie brzmiała raczej negatywnie, a w każdym razie będzie sceptyczna.
Otóż kultura polityczna uważana jest przez wielu zachodnioeuropejskich politologów za najważniejsze spoiwo, które odmiennym narodowo-państwowym interesom i partykularnym politycznym aspiracjom nadawały wspólną osnowę. Ona właśnie, tchnęłaby - jak to określił Frank R. Pfetsch - duszę w Europie. O jej ukształtowaniu się decydowałoby pięć elementów: a) dziedzictwo wspólnych europejskich wartości, b) wzajemne uzupełniające się narodowe kultury, c) wspólne instytucje, d)wspólna polityka zagraniczna, e) federalny system polityczny łączący jedność z różnorodnością. Wszystkie te elementy od dawna istnieją - mniej lub bardziej zakorzenione i upowszechnione - w poszczególnych narodach europejskich, chodzi tylko o rozbudzenie w świadomości obywatelskiej woli ich rychłego spełnienia.
Poważny krok na tej drodze został dokonany przez Konwent Europejski, który przygotował projekt unijnej konstytucji, przedkładając go do dyskusji rządom krajów członkowskich i kandydackich. Znaczenia tego faktu nie umniejsza to, iż prawie połowa przywódców „25” zgłosiła poprawki do projektu Valery’ego Giscarda d ’Estaing, przy czym Polska, której wkład do dyskusji na temat modelu wspólnej europejskiej kultury politycznej był dotychczas minimalny, „okazała się - jak stwierdzają A. Bielecki i A. Słojewska -jednym z najbardziej zagorzałych kontestatorów”. Można się przeto obawiać, że olbrzymia luka cywilizacyjna istniejąca między Polską a wysoko rozwiniętymi krajami Europy
Władysław Markiewicz 85
Zachodniej i Północnej - o czym wspomina W. Nieciuński - dotyczy także dziedziny kultury politycznej. Wszelako na tym polu istniejący dystans rozwojowy można znacznie łatwiej pokonać aniżeli, na przykład, w technologii lub infrastrukturze cywilizacyjnej. Warunkiem koniecznym osiągnięcia szybkiego postępu w tym obszarze jest - zgodnie z wnioskami Nieciuńskiego - zintensyfikowanie systemu edukacji narodowej i upowszechnienie kultury, przeznaczenie na ten cel odpowiednich środków.
Odpowiednio do wymogów nowoczesnej kultury politycznej siła współczesnego państwa nie polega na umacnianiu represyjności jego organów i rozbudowie wszędobylskich agend biurokratycznych, lecz raczej na upowszechnieniu elementów plebiscytowych oraz rozbudzaniu spontanicznych odruchów samopomocowych i altruistycznych. Akurat w tych dwóch sprawach w Polsce dzieje się niedobrze: pomysły plebiscytowe na prowincji są zazwyczaj torpedowane, gdyż nie cieszą się zaufaniem publicznym, spółdzielczość jako obszar swobodnej, odgórnie niereglementowanej działalności społecznikowskiej przeżywa wyraźny kryzys, idea wolontariatu nie trafiła do szerszych rzesz młodych zapaleńców służby społecznej, reformy administracji zamiast wzrostu samorządności przyniosły przyrost liczby urzędników. Sporadyczne sukcesy na polu pracy organicznej, w rodzaju Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, nie czynią jeszcze wiosny, świadczą co najwyżej o ogromnych, niewykorzystanych przez nieudolnych liderów życia publicznego pokładach dobrej woli tkwiących w naszym narodzie.
Z aprobatą i sympatią należy przyjąć idee postulowanego przez W. Nieciuńskiego ładu efektywnościowo-dystrybutywnego państwa społecznie zorientowanego, w swych funkcjach odpartyjnionego i praworządnego. Niestety rzeczywistość codzienna wyraźnie tej wizji zaprzecza. Na przekór diagnozie Jerzego Jedlickiego, że podstawowym warunkiem kultury politycznej otwartej i sprzyjającej przemianom jest dostrzeganie przez przeciwników politycznych jakiegoś obszaru wspólnych wartości i przypisywanie sobie wzajem godziwych motywów postępowania, w Polsce pleni się ordynarne partyjniactwo. Widownią jego skrajnych przejawów jest nierzadko Sejm, zaś celem chamskich ataków są osoby reprezentujące majestat Rzeczypospolitej, przy czym sądy w takich przypadkach, przy poklasku niektórych środków przekazu, okazują zadziwiającą pobłażliwość.
Lewica i prawica - stwierdza Leszek Zuliński - współegzystują u nas w sposób prostacki i agresywny; nie ma rywalizacji - jest bezpardonowa walka. Anita Miszalska trafnie zauważa, że w Polsce istnieje tendencja do przyjmowania manichejskiej wizji świata publicznego, który postrzega się jako pole walki dobra ze złem oraz pryncypialnego narzucania innym swoich poglądów. Mamy skłonność do przedstawiania polityki w kategoriach tego, co dzieli, co jest dyskusyjne, nie do pogodzenia; w debacie publicznej dominuje retoryka konfliktu, a nie porozumienia. Zawstydzają swoim prymitywizmem i brakiem jakiejkolwiek cywilizacyjnej ogłady liczne protesty, których widownią są ulice naszych miast, fabryki i skrzyżowania dróg.
Moim zdaniem pytanie o szansę na rychłe moralne odrodzenie narodu i jego wszechstronną modernizacją musi, niestety, pozostać na razie bez odpowiedzi. Jeśli kogoś może to pocieszyć, to stwierdźmy na koniec, że są kraje, w których sytuacja przedstawia znacznie gorzej.
86 Forum
Wojciech Modzelewski
Uniwersytet Warszawski
Kilka niepopularnych uwag do dyskusji o PolsceWitold Nieciuński podtrzymuje przekonanie, iż idee socjalistyczne są nadal żywe. Ta
ki pogląd jest w dominujących mediach i środowiskach politycznych wręcz wyklęty. Nawet przywódcy partii, mającej w nazwie słowo lewica, wiedzeni - jak się zdaje - obawami przed oskarżeniami, a także chyba traktujący idee te jako nieistotne dla nich, nie chcą identyfikować się z żadną wersją socjalizmu. Tymczasem aż 47% respondentów pytanych w badaniach CBOS w 2000 r. zgodziło się ze stwierdzeniem, że socjalizm to „dobra idea, która jednak była źle realizowana”. Jest to dokładnie pogląd Nieciuńskiego. Przeciwnicy tego poglądu stanowili mniejszość (30%), przy 23% niezdecydowanych.
Olbrzymią zaletą artykułu Nieciuńskiego jest to, że podnosi kwestie, które z dyskursu publicznego są eliminowane. Socjalizm, potraktowany jako coś pozytywnego, a nie jako dewiacja, jest jedną z nich, obok wielu innych. Myślę, że warto podnosić tematy tabu, eliminować białe plamy, prostować kłamstwa, mówić o tym, co w dyskursie publicznym w masowych mediach nie pojawia się, bowiem - chociaż prawdziwe - dla wielu może być niewygodne i zdaje się zagrażać ich wpływom. Naiwny czy idealistyczny byłby też pogląd, który czasami daje o sobie znać, że oto po czasach kłamstwa nastały czasy prawdy. Każde czasy mają swoje kłamstwa i swoje przemilczenia. W szczególności wiele kwestii, o różnym zakresie i wadze, związanych z socjalizmem, w tym z socjalizmem w Europie Wschodniej i w Polsce, wymaga dyskusji. W myśleniu potocznym i w świecie masowych mediów, o które mi tu przede wszystkim idzie, a nawet w literaturze o ambicjach naukowych, mamy zbyt dużo schematyzmu, łatwych wyjaśnień, ideologii mającej legitymizować jednych a dyskredytować innych, niemającej natomiast wartości poznawczej. Dwa może drobne, ale ważne przykłady.
Zbyt wiele rzeczy próbuje się tłumaczyć sowietyzacją, negatywnym wpływem dawnego ustroju na dzisiejsze myślenie i zachowania ludzi, nawykami ukształtowanymi w PRL. Oczywiście sowiecki socjalizm w Polsce i gdzie indziej nie mógł nie pozostać bez śladu, ale unika się przemyślanej analizy tego wpływu. Tłumaczenie tego i owego wpływami so- wietyzacji oferuje najzwyczajniej odpowiedź łatwą i przyjemną. Przyjmując ją pomija się rolę - z jednej strony - czynników głębszych niż sowietyzacja oraz, z drugiej, wpływu sytuacji bieżącej. Tzw. roszczeniowość, nastawienie egalitarystyczne, aprobata państwowych instytucji socjalnych, poglądy antyrynkowe są zaskakująco szeroko rozpowszechnione także w krajach zachodnich, w których trudno mówić o sowietyzacji. Postawy te zresztą, w szczególności w związku ze wzrostem bezrobocia, nasilają się w Polsce od kilku lat. Czynniki zarówno głębsze, powszechniejsze, jak i bieżące grają tu olbrzymią rolę. Trafniejsze już będzie stwierdzenie, że to socjalizm, także wschodnioeuropejski, był rezultatem tych postaw, a nie że postawy te zostały ukształtowane przez socjalizm czy so- wietyzację. Na tym poziomie analizy można powiedzieć, że podłożem ich popularności
Wojciech Modzelewski 87
jest przede wszystkim, z jednej strony, potrzeba poczucia bezpieczeństwa, z drugiej - interes własny. Oba czynniki są potężnymi motywami ludzkiej działalności.
Przykładowo wspomnę też o innej kwestii, która dotyka m.in. problemu rozkładu gospodarki socjalistycznej. Socjalizm kojarzony jest często z pustymi półkami. Otóż powiedzmy, jakkolwiek może to brzmieć nieprzyjemnie, że puste półki były rezultatem nie- podnoszenia cen, nierównoważenia popytu z podażą (młodym ludziom przypomnijmy, że w tamtym ustroju ceny ustalało państwo). Nawet w najbiedniejszych krajach, o ile działa mechanizm równoważenia popytu z podażą, półki mogą być pełne, chociaż ludzie mogą głodować (w Polsce nie głodowano). W Czechosłowacji i na Węgrzech pustych półek w rozmiarach porównywalnych z Polską nie było. Może zabrzmi to obrazoburczo, ale kiedy u nas chciano podnieść ceny, wybuchały strajki i władze państwowe wycofywały się z podwyżek (co nie znaczy, że odbywało się to bez represji) i to właśnie prowadziło do owych pustych półek. Na Węgrzech i w Czechosłowacji udawało się władzom równoważyć popyt z podażą dużo lepiej. Natomiast w ZSRR nierównowaga przybierała szczególnie absurdalną postać. Utrzymywano bardzo represyjny system polityczny, ale nie regulowano odpowiednio cen, co powodowało braki towarów w sklepach chyba bardziej dotkliwe niż w Polsce, z wyjątkiem może najgorszego u nas w tym względzie okresu.
Można oczywiście powiedzieć, że puste półki świadczą o zasadniczej wadliwości takiego ustroju socjalistycznego, w którym organy państwowe ustalają ceny, bo musi to często prowadzić do nierównowagi rynkowej. Mówi się też, że system rynkowy sprawnie rozwiązuje problem cen, który dla socjalizmu jest bardzo trudny. Ale warto przekornie zapytać, czy system rynkowy dobrze sobie radzi z innymi dokuczliwymi kwestiami? Czy sobie dobrze radzi z rozmiarami bezrobocia? Bez interwencji państwa na rynku pracy nawet w najwyżej rozwiniętych krajach bezrobocie byłoby bardzo duże, a i tak bywa dotkliwe. A więc także w systemie rynkowym państwo decyduje, państwo reguluje itp. I niech no państwo amerykańskie odważy się zrezygnować z ingerencji w mechanizmy rynkowe. Kapitalizm bez odpowiednich regulacji państwowych (w tym antymonopoli- stycznych), popadłby w głęboki kryzys i najprawdopodobniej upadł, analogicznie jak w socjalizmie do kryzysu prowadzi brak innego rodzaju odpowiednich państwowych regulacji.
Także w kwestii transformacji dominowały i dominują w mediach i w dyskursie publicznym propagandowe schematy oraz bieżące oceny dyktowane z reguły interesem ich uczestników. Warto przykładowo zwrócić uwagę na jeden taki schemat. Popularny jest pogląd, że Polska była prymusem transformacji i wybrała najlepszą drogę w tym względzie. Jeżeli ktoś podważa w szczególności to ostatnie przekonanie i powie, że był lepszy sposób na transformację, to odpowiada mu się, że inaczej byłoby w Polsce tak jak na Ukrainie czy Białorusi. Lubimy porównywać się z tymi właśnie krajami. Ale warto zapytać, dlaczego nie porównywać się z Czechami, Węgrami, a także ze Słowacją (ta ostatnia dzięki skrzywionej prezentacji w mediach uchodzi w opinii Polaków za kraj biedny, może nawet bliski Rumunii, tymczasem różne wskaźniki ekonomiczne, w tym Human Development Index, sytuują trafnie Słowację z reguły wyżej niż Polskę). Wpływowe media deprecjonowały drogę transformacji obraną przez powyższe kraje, stroniąc od rzetelnej in-
88 Forum
formacji. Tymczasem, sądząc po skutkach, nasza droga nie okazała się najlepsza. I nie jest to wina SLD, który spowolnił czy wypaczył przemiany. Warto poważnie potraktować pogląd, że jest to wina obranej drogi transformacji i późniejszych chybionych posunięć - nie tylko ze strony SLD. Nie można też przyjąć, że za ostatnie kłopoty Polski ze wzrostem gospodarczym odpowiedzialna jest słaba koniunktura w gospodarce światowej. W tym samym czasie Czechy, Węgry i niektóre inne kraje naszego regionu osiągnęły bardzo dobre wyniki gospodarcze.
Co do znaczenia i perspektyw socjalizmu w różnych jego wersjach, warto powiedzieć, że socjalizm to wspólnotowość, za którą kryje się też właściwa człowiekowi potrzeba poczucia bezpieczeństwa. Dotykamy tu bardzo głębokich, pierwotnych motywacji ludzkich, dających o sobie znać powszechnie, chociaż występujących z różnym natężeniem. Rynkowa gospodarka, szczególnie w wersji obecnie zyskującej na znaczeniu, głęboko podważa elementy wspólnotowości i bezpieczeństwa niezbędne w życiu społecznym. Powoduje też, że w krajach zachodnich zamiast społeczeństw o silnej klasie średniej, czego spodziewano się pół wieku temu, kształtują się społeczeństwa spolaryzowane, z rozrośniętym biegunem bogactwa, z jednej strony, i - z drugiej - liczną podklasą oraz kategorią osób zagrożonych degradacją, żyjących w poczuciu lęku o przyszłość. Rozpiętości dochodów i warunków bytu rosną, nie maleją. Z pewnością spowoduje to daleko idące negatywne perturbacje społeczne, trudne do przewidzenia i trudno wyobrażalne, wśród których na pewno można przewidzieć nasilenie się ciężkiej przestępczości zorganizowanej i przestępczości drobnej. Jej rozmiary odmienią życie publiczne, a do zapewnienia elementarnego porządku nie wystarczy na pewno budzące obecnie tak dużo nadziei zaostrzanie kar. Warto też pamiętać, że już dziś w Polsce i krajach zachodnich mamy z reguły więcej pracowników prywatnych firm ochrony niż policjantów, co tylko z trudem można uznać za objaw zdrowy.
W wypowiedzi Nieciuńskiego obecny jest wątek zagrożeń. Radziłbym nie lekceważyć tych kwestii mówiąc na przykład, że to katastrofizm. Wprawdzie Nieciuński nie jest kata- strofistą, ale warto przypomnieć, że, niestety, miewali oni rację. Na początku XX w. też można było być optymistą, tylko że później mieliśmy dwie wojny światowe, wielki kryzys gospodarczy, niewyobrażalne zbrodnie polityczne nie w odległych jedynie krajach, ale i w Europie.
Głównym problemem świata zachodniego, a w konsekwencji i Polski, jest dokonująca się z końcem XX w. niekorzystna zmiana pozytywnego trendu, który zyskał na znaczeniu szczególnie po II wojnie światowej. Ten trend to rozwój państwowych instytucji socjalnych, w konsekwencji tzw. welfare state, państwa kojarzącego mechanizmy rynkowe, demokrację polityczną i wzrost gospodarczy, dającego poczucie bezpieczeństwa, tworzącego warunki samorealizacji oraz sferę wolności tak dużą, że nie mogą w to uwierzyć je go krytycy. Kiedy Nieciuński programowo postuluje kapitalistyczne państwo społecznie zorientowane, to idzie mu o utrzymanie takiej właśnie koncepcji społeczeństwa i państwa. Chociaż autor nie mówi tego wprost, sądzę, że najlepszym realistycznym spełnieniem tej koncepcji jest Szwecja. Można tu mówić o szwedzkim modelu i szwedzkiej drodze rozwoju. Warto przypomnieć, że na długo przed 1989 r. w wielu środowiskach w Polsce to
Wojciech Modzelewski 89
właśnie Szwecja postrzegana była jako swoisty wzór pozbawiony tych negatywnych cech, które dostrzegano w Ameryce.
Nie jest korzystne, że z końcem XX w. ten wzór został programowo zakwestionowany, a rangę zyskała polityka, której celem było podważenie podstaw welfare state, jego demontaż, jak zaczęto mówić wprost. Poczucie bezpieczeństwa miało ustąpić poczuciu zagrożenia i lęku. Kto przewodził w tej doniosłej zmianie? Używając języka właściwego literaturze pięknej powiedzmy, że rolę demonów odegrali tu prezydent Reagan i pani premier Thatcher tworząc w świecie zachodnim coś w rodzaju transatlantyckiej osi zła, trwającej do dziś. Zmiana ta nie była, jak sądzę, ekonomiczną koniecznością, odpowiadała natomiast interesom klas wyższych, a także opanowała wyobraźnię sporej części klas średnich i niższych, liczących na osiągnięcie tą drogą gospodarczego sukcesu i poprawy własnych warunków życia. Jest rzeczą do rozważenia, na ile mieliśmy tu do czynienia ze złym skalkulowaniem interesu własnego. W każdym razie wiarygodne dane statystyczne wskazują, że realne dochody wielkiej części tych klas nie wzrosły, a nawet zmalały.
Polska poszła tym nowym tropem przyjmując, że inna droga to ślepy zaułek. W mediach demontaż welfare state, państwa opiekuńczego, ogłaszano jako sukces, chociaż - dodajmy - do tej pory raczej do tego demontażu nie doszło. Spośród wielu zjawisk, które w Polsce warte są uwagi, szczególnie pasjonujące jest obserwowanie walki w sferze symboli i znaczeń, walki o treści słów, o negatywne lub pozytywne nacechowanie słów i pojęć, o to, co jest dobre, a co złe, czyli obserwowanie walki o panowanie symboliczne mające podważyć idee związane z welfare state, z państwem opiekuńczym czy też państwem socjalnym. W tej walce, której areną są media, wszystko, co dotyczy orientacji socjalnej zostało nacechowane negatywnie. Państwo opiekuńcze, welfare state, sprawiedliwość społeczna, pomoc społeczna, socjalizm, socjaldemokracja - to wszystko miało kojarzyć się źle. Tak samo miała kojarzyć się Szwecja, którą z niegdysiejszego wzoru przekształcono w antywzór. O Szwecji w tym dyskursie można było powiedzieć tylko, w najlepszym wypadku, że ma kłopoty ze swoim welfare state. Szczególnie pozytywne nacechowanie zyskało natomiast z czasem jedno pojęcie - „podatek liniowy”, przeciwstawiany złu, jakim jest podatek progresywny. Podatki zresztą przedstawia się na ogół jako zło samo w sobie i trudno znaleźć opinie, że są jednak potrzebne i muszą być wysokie.
Pasjonujące jest też obserwowanie reakcji młodzieży na tę propagandę. Polska młodzież, ta ambitna, kształcąca się i wykształcona, okazała się bardzo idealistyczna, chociaż o tym nie wie. Duża część z młodzieńczą otwartością uwierzyła (idzie właśnie o akt wiary) w wolny rynek, w zło państwa socjalnego, w ostry program liberalizmu gospodarczego, sądząc, że wie lepiej, jest nowocześniejsza, że zyska na tym. W swym młodzieńczym idealizmie nie ma dość krytycyzmu, by dostrzegać ograniczoność tej ideologii i przyjąć bardziej zrównoważone koncepcje. Nie wróży to dobrze przyszłości.
Inna rysująca się na horyzoncie patologia, to możliwość upadku zachodnich demokratycznych ustrojów politycznych lub bardzo negatywnych zmian w ich obrębie. Typuję, że to Stany Zjednoczone Ameryki będą prymusem w tej dziedzinie i stworzą zachodni wzór cezarystycznego autorytaryzmu. W Polsce zatriumfowała wielka wiara w pozytywne
90 Forum
możliwości USA. Jedyne światowe mocarstwo ma pilnować porządku w świecie. Oczekiwania te są przesadne i zanim zdołały się utwierdzić, okazują się złudzeniem pogłębiającym tylko chaos na Bliskim Wschodzie i gdzie indziej. Muszę powiedzieć, że pojawiające się czasem triumfalistyczne porównywanie imperium, jakim są Stany Zjednoczone, do starożytnego Rzymu, ma dla mnie wymowę raczej ponurą. Rzym stworzył oczywiście cywilizację o wysokim poziomie, ale jednocześnie jego patologie były przerażające. Cóż to za nieatrakcyjny ustrój polityczny. A Pax Romana nie ma nic wspólnego, poza zbieżnością słów, z pokojem, za to wiele z represyjną pacyfikacją i ciągłymi wojnami, bez których Rzym nie był w stanie żyć.
W związku z polskim kultem Reagana i przyczynami krachu wschodnioeuropejskiego socjalizmu warto wspomnieć o ciągle żywotnym micie, że to zwycięstwo amerykańskiego prezydenta w wyścigu zbrojeń spowodowało upadek Związku Radzieckiego. Pomija się fakt, że nadal oto istnieje nieznośna Kuba i Korea Północna chociażby, a sukcesy Ameryki w wyścigu zbrojeń nie spowodowały upadku władz państwowych w tych krajach. ZSRR upadł wskutek wewnętrznych kryzysów, a nie w efekcie wygranego przez Reagana wyścigu zbrojeń. Tego rodzaju mitologia polityczna wymaga zdecydowanej krytyki, o ile polityka zagraniczna ma się opierać na przemyślanych podstawach.
W każdym razie przed polityką polską staje zadanie, jak wyprowadzić Polskę z oczarowania Ameryką, jak odstąpić od wiązania naszych interesów z popieraniem Ameryki w jej błędach, co zwiększa niepotrzebne napięcia w naszych relacjach z Unią Europejską i osłabia naszą pozycję w Europie, chociaż wielu komentatorów sądzi, że jest inaczej, że można wiele ugrać popierając Stany Zjednoczone przeciw Francji i Niemcom.
Co w dyskursie publicznym widziałbym jeszcze obecnie za kwestię szczególnej wagi? Powinno w Polsce powstać silne opiniotwórcze środowisko, które przeciwstawiłoby się zdecydowanie kampaniom medialnym i pomysłom politycznym charakterystycznym dla obecnie dominującej wersji tzw. liberalizmu gospodarczego, w tym sprzeciwiłoby się deprecjonowaniu idei i rozwiązań tworzących podstawę państwa socjalnego. Nie idzie0 to, by składać nierealistyczne obietnice, by formułować programy na wyrost. W Polsce nie będzie instytucji welfare state o poziomie porównywalnym ze szwedzkim, bo mamy za niski poziom rozwoju gospodarczego. Trzeba realistycznie analizować, na co nas stać, ale trzeba też przeciwstawić się, m.in. w medialnym dyskursie, prawicowemu atakowi na te instytucje i kreowaniu ich demontażu do rangi ideału. Takie głosy sprzeciwu są rzadko1 słabo słyszalne. Ale na bezrybiu i rak ryba. Za pocieszające można uznać, że kiedy nawet premier Miller uległ urokowi podatku liniowego, spotkał się z szybką, negatywną odpowiedzią Unii Pracy. Odnotujmy też, że w „Gazecie Wyborczej” (22 września 2003) ukazał się duży artykuł Jerzego Osiatyńskiego, byłego ministra finansów z Unii Demokratycznej, z wyeksponowanym stwierdzeniem: „Powszechny podatek liniowy gospodarce nie pomoże, a reformie finansów raczej zaszkodzi”. Takie śmiałe stwierdzenia, przeciwstawiające się dominującemu tonowi medialnych kampanii, są bardzo potrzebne. Zwolennicy tego podatku na jego obronę zwykli używać charakterystycznej frazy retorycznej: ekonomiści mówią... lub zdaniem ekonomistów... Mają oni mówić, że podatek liniowy jest potrzebny. Dobrze więc, gdy we wpływowych mediach ekonomiści powiedzą jednak coś
Wojciech Modzelewski 91
innego. Powinni jeszcze powiedzieć, że we współczesnych społeczeństwach podatki muszą być wysokie, a gdyby w Polsce zdecydowanie je zredukowano, to w konsekwencji byłoby u nas tak jak na Ukrainie, czyli gorzej.
Na zakończenie przypomnę, a warto, bo zostało to zapomniane, a ponadto często ludzie nie chcą w to uwierzyć, jaką to propozycję zmiany podatku PIT przedstawił będąc ministrem finansów Leszek Balcerowicz, znany jako zwolennik obniżania podatków i wprowadzenia podatku liniowego. Otóż w Białej Księdze Podatków, zawierającej zgłoszone przez Balcerowicza propozycje zmian, a także w płatnej jej reklamie w „Gazecie Wyborczej” (2 września 1998), czytamy: „Docelowa jednolita stawka PIT w wysokości 22% obowiązywałaby już od 2000 r.” Tak więc wszyscy ci, którzy dziś płacą ten podatek w wysokości 19%, a jest to ponad 90% podatników, płaciliby podatek w wysokości 22%, a więc wyższy. Również w 1998 r. niewiele mniej podatników płaciło podatek 19% - i dla nich propozycja Balcerowicza oznaczała wzrost obciążeń podatkowych (proponowano także zniesienie ulg podatkowych). Kto płaciłby mniej? Wąska, kilkuprocentowa grupa podatników o najwyższych dochodach. Zaznaczmy, że Balcerowicz występując w mediach, a pewno i gdzie indziej, nie mówił, jakie są skutki jego reformy dla podatników. Myślę, że mimo to idealistyczna młodzież, której rodzice albo ona sama płacą podatek PIT w wymiarze 19%, zachowają niezłomnie wiarę w charyzmatyczną postać Balcerowicza i niezmiennie widzieć będą w nim tego ekonomistę, który dążył do zmniejszania podatków. Może też warto byłoby, by Leszek Balcerowicz i Jerzy Osiatyński, niegdyś partyjni koledzy (Unia Wolności), odbyli publiczną dyskusję na temat podatku liniowego, bo w mediach dominuje propaganda uprawiana przez zespoły redakcyjne, a nie dyskusja.
Podałem wyżej kilka przykładów sugerujących, jakim treściom propagowanym w mediach i dyskursie publicznym należałoby się, moim zdaniem, przeciwstawić, czego bronić, jakiego stanowiska mi brakuje. Chociaż są one rozproszone, dotyczą bardzo różnych spraw i dziedzin, można łatwo wskazać nić łączącą je wszystkie. Jest to moja nieufność do „panoszącej się” prawicy i „nieśmiałej” lewicy, kojarzonych nie tyle z partiami, ile z poglądami.
92 Forum
Witold Morawski
Uniwersytet WarszawskiWyższa Szkota Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego
Trzy uwagi o przeszłości, teraźniejszości i przyszłościWitold Nieciuński pisze: „Ta przegrana próba realizacji socjalizmu miała swoje źródło
nie w idei, a w sztywnym modelu polityczno-gospodarczym, którego nie umiały i nie chciały zreformować kierujące ekipy (partia), a także w utracie sił twórczych społeczeństwa w wyniku systemu dyktatury i przymusu. Wielkim błędem byłoby wyciągnięcie z tego wniosku, że idea socjalizmu jest martwa. To, co się stało, nie przekreśla - w moim przekonaniu - na zawsze przyszłych poszukiwań naprawy systemu społecznego opartego na ideach lewicy”.
Przyczyn upadku systemu socjalizmu państwowego jest wiele, a wśród nich są także przyczyny polityczne wymienione przez Autora: system dyktatury i przymusu. Problem w tym, że stanowisko Autora odczytać można - także uwzględniając dalsze jego argumentacje - ja k o takie, wedle którego przyczyny doktrynalne, czy ideologiczne mają charakter zgoła drugorzędny.
Uważam to za błędne postawienie sprawy. Odniosę się tutaj jedynie do swoistego lekceważenia znaczenia ideowych źródeł upadku systemu, gdyż ich znaczenie - w mym przekonaniu - było bardzo istotne z kilku względów.
Po pierwsze, dlatego że system socjalizmu państwowego był projektem realizowanym odgórnie przez elitę polityczną państwa partyjnego stale powołującą się na literę marksi- zmu-leninizmu. Chodziło w niej m.in. o wychowanie „nowego człowieka” (socjalistycznego), co polegać miało na interioryzacji wartości ideowych socjalizmu w procesach oświaty i wychowania, produkcji, konsumpcji itd. Andrzej Walicki nie bez racji pisze o chęci ustanowienia „ideokracji” . System opierać się miał nie wyłącznie na przymusie, bo do przymusu miał odwoływać się wtedy, gdy zawodziły środki indoktrynacji i wychowania. Teza ta nie jest w sprzeczności z inną ogólną obserwacją, że w odróżnieniu od kapitalizmu, w którym elementy spontanicznego rozwoju (drogą prób i błędów) przeplatały się z elementami odgórnej regulacji (te pierwsze w sumie przeważały), w socjalizmie było niejako odwrotnie, tj. elementy spontaniczne zdominowały system dopiero w fazie je go zmierzchu (najpełniej w Polsce w latach 80.). Chcę zauważyć, że poprzez całą niemal historię systemu, jego elity polityczne dbały starannie o panowanie w warstwie ideologicznej, której zdawano się przypisywać rolę nie tyle (czy może - nie tylko) nadbudowy, co samej podstawy systemu. Oczywiście - do pewnego tylko czasu!
Po drugie, nie znaczy to, że wartości socjalistyczne (wedle Autora - idee) są niegodne szacunku. Powiedziałbym, nawet odwrotnie: równość, sprawiedliwość społeczna, racjonalność, wspólnotowość, braterstwo i inne, należą do zestawu cenionych wartości niemal w każdym społeczeństwie (podobnie jak w dziewiętnastowiecznym). Cenione są nie tylko przez socjalistów, co potwierdzają badania empiryczne. Cokolwiek jednak powie
Witold Morawski 93
my chwalebnego o ideach lewicy - zauważmy, że Autor woli jednak dalej pisać nie o socjalizmie, a raczej o lewicy - to nie można nie zauważyć, że historycznie na sprawę patrząc, system socjalizmu państwowego wyraźnie lekceważył lub nie doceniał takiej idei (wartości) jak wolność. Lub też, by być bardziej precyzyjnym, definiował ją nie tyle jako wolność jednostki, co wolność całych kolektywów, np. klasy robotniczej. Wolność jednostki znajduje się na czele wartości liberalnych. Kilka dziesiątków lat upłynęło nim socjaliści (zwłaszcza niezachodni) wartość tę w pełni uznali za swoją. Dziś sprawa miejsca wolności wśród wartości lewicy ma się względnie prosto: lewica uznaje nie tylko równość, ale też wolność, za swoją własną wartość (N. Bobbio). Te dwie wartości łącznie charakteryzują orientację socjaldemokratyczną.
Po trzecie, należałoby w tych rozważaniach podjąć kwestie jeszcze bardziej skomplikowane, np. natury człowieka. Otóż lewica ma skłonność do bardziej optymistycznego ujmowania naturalnych cech człowieka, np. do podkreślania jej gotowości do altruizmu czy solidarności społecznej. A w związku z tym charakteryzuje się gotowością do obarczania winą za wszelkie zło systemów raczej, np. kapitalistycznego, a niemal nigdy samej jednostki. Widzenie prawicy jest bardziej pesymistyczne, np. dostrzega ona więcej egoizmu i agresywności w naturze człowieka. Który z tych opisów jest bliższy prawdy, to istota sporów ciągnących się od wieków. Mających jednak - podkreślam - praktyczne znaczenie w budowie takiego czy innego systemu. Inna sprawa, to orzeczenie czy diagnoza na temat natury człowieka, jakiej dopracowała się lewica(socjalizm), nie jest zbyt optymistyczna?
Myślą przewodnią rozważań Witolda Nieciuńskiego poświęconych przebiegowi i wynikom restytucji kapitalizmu w Polsce jest teza: „Obóz solidarnościowy, nie mając wyraźnie określonego programu reform społeczno-gospodarczych, przyjął podsunięte przez zachodnich ekspertów (i międzynarodowe instytucje finansowe) neoliberalne zasady modelu gospodarczego - nie wolno zapominać, że całkowicie sprzeczne z programem wyborczym solidarnościowego KO przy Lechu Wałęsie - z programem, który przyniósł opozycji tak duże poparcie... Nie było wówczas historycznej konieczności tworzenia skrajnie liberalnej formy kapitalizmu”.
Czyli - można było inaczej? Może i tak, do czego wrócę za chwilę. Najpierw jednak zauważmy, że choć upłynęło 14 lat od początków transformacji, nie dopracowano się de facto alternatywy wobec tego, co zaczęto realizować w 1989 roku. Realizuje się zaś linię liberalną, choć z różnych względów w wariantach socjalliberalnych! Nie tylko w Polsce. Nie tylko w większości państw świata postsocjalizmu. Co więcej, również to, co się dzieje na Zachodzie, mniemanie to może tylko umocnić, bo choć rządy socjaldemokratyczne zastąpiły tu i ówdzie rządy prawicy, czyli - teoretycznie - mogły wiele zmienić, a ich retoryka to nawet zapowiadała, mimo to rezultat jest zasadniczo odmienny: kontynuacja. Zwrot „Margaret Blair” (Margaret Thatcher + Tony Blair), jaki ukuto, jest dobrą tego ilustracją.
Chodzi mi o tezę, że wyjątkowo trudno było wówczas o inną politykę jak neoliberalna, bo ta w latach 90. jawiła się jako „naturalna” odwrotność polityki socjalistycznej. Cały świat był wtedy polem ofensywy neoliberalizmu, ofensywy nie tylko doktrynalnej, ale
94 Forum
przede wszystkim ekonomicznej, politycznej czy nawet kulturowej. Ta ofensywa przyniosła kilka sukcesów, np. kwitnącą dekadę gospodarki amerykańskiej (USA), ale przyniosła też kilka porażek, które dziś są czasami barwnie opisywane (J. Stiglitz). Wiele z tych porażek przypadło w udziale światu postsocjalistycznemu, który jako całość wyrażana w PKB znajduje się obecnie na poziomie ca 75% poziomu z okresu 1989/91 (dla wszystkich 27 krajów postsocjalistycznych). Polska i kilka krajów naszego regionu temu obrazowi ma zaprzeczać i - moim zdaniem - zaprzecza, choć trudno byłoby pod koniec 2003 roku w Polsce zdobyć poparcie na taką ocenę wśród górników, rolników, pielęgniarek itd.
Obecnie żyjemy już w nieco innym świecie niż w latach 90. Wiedza na temat skutków funkcjonowania neoliberalnej globalizacji jest wyraźnie większa. Obecnie szukanie alternatyw ma więcej szans. Dla jasności, nie chodzi jednak o odrzucenie globalizacji, a raczej jej korektę wyrażającą się zwiększoną regulacją. Ta świadomość narasta, co widać nie tylko w Europie, która od dawna nadaje swoim działaniom charakter bardziej skoordynowany (regulowany), niż przewiduje to doktryna neoliberalnej globalizacji. Unia Europejska jest tego dobrą ilustracją.
Nie można więc zapominać, że świat zachodni (czy ogólniej - zewnętrzny) wpływa na nas, czy wymusza pewne działania, czasem wbrew naszej woli. Przymus jest niezbywalnym elementem funkcjonowania współczesnego świata, z czym trzeba się liczyć, jeśli się chce pozostać na gruncie realistycznej analizy. Sam upadek socjalizmu państwowego daje się wyjaśniać oddziaływaniem zewnętrznych czynników. Choć łatwiej o tym mówić w odniesieniu do pozostałych krajów postsocjalistycznych niż do Polski, która rodząc potężny ruch społeczny „Solidarność”, sama stała się aktywnym aktorem oddziaływującym również na zewnątrz.
Pretensje o to, że przyjęliśmy neoliberalną politykę, możemy mieć jednak tylko do siebie. Jakie pretensje? Na przykład, że nie było żadnych wielkich debat na temat alternatyw ustrojowych jesienią 1989 roku. Zdawałoby się, że byliśmy do nich przygotowani, bo przed 1989 rokiem szukanie alternatywnych modeli było modne. Trzeciodrogowe modele były rodzajem horyzontu intelektualnego dla całego pokolenia reformatorów socjalizmu państwowego po 1956 roku. O tych dyskusjach zapomniano ze wspomnianych wyżej względów (ofensywy neoliberalne na świecie). Obecne takie dyskusje są o wiele bardziej rachityczne niż te sprzed 1989 roku. Dlaczego? Mam wrażenie, że udzielenie odpowiedzi na to pytanie wymaga, obok kompetencji ekonomisty, socjologa czy politologa, także kompetencji psychologa!
O przyszłości wypowiadać się jest najłatwiej, ale najłatwiej też o pomyłkę. Witold Nieciuński przewiduje, że nasza modernizacja będzie musiała mieć charakter naśladowczy. Ma rację, nie ma innego wyjścia, zwłaszcza w dobie globalizacji. Rzeczywiście, nie ma dobrych powodów, by nie uczyć się od lepszych, szybszych, bogatszych itd. Imitacja może być zresztą twórcza, czego np. dowodzą doświadczenia Japonii i innych krajów. Korzystanie z dorobku innych nie musi być frustrujące, jeśli się wie, czego się szuka, i dlaczego.
To prowadzi mnie do uwagi na temat naszych oczekiwań w stosunku do przyszłości. Kształtują one w części to, co możemy osiągnąć. Otóż Autor chciałby budować ład ega-
Witold Morawski 95
litarno-dystrybucyjny, ponieważ tylko taki ład ma szanse na określenie go, jak pisze, mianem „ładu o orientacji społecznej” . Zakłada tym samym, że państwo będzie musiało aktywnie pełnić pewne funkcje socjalne i inne. Wolałbym nazwać to dbałością o sferę publiczną, która jest obecnie - w ramach tzw. outsourcingu - przekazywana sferze prywatnej, w której rządzi kalkulacja materialna, a co wyraża się utowarowieniem oświaty, służby zdrowia, środków masowego przekazu, wychowania dzieci itd.
Czy jest szansa na realizację tej wizji? Moim zdaniem, jest ona niewielka, bo państwo w warunkach globalizacji ekonomiczno-politycznej ma coraz mniej możliwości kształtowania ładu w duchu egalitarnym poprzez mechanizmy dystrybucyjne. Choć pewne możliwości nadal posiada i posiadać będzie, ale nie wiemy jeszcze jakie. Na razie państwo narodowe podlega procesom implozji. Wiele zależy więc od polityki Unii Europejskiej, w której, jak dotąd, dbałość o sferę publiczną, sprawy socjalne, zatrudnienie itd. było i jest względnie wysokie. Można dowodzić, że jest ono wyższe niż w Polsce obecnie. Wystarczy porównać poziom dezaktywizacji siły roboczej czy bezrobocia, by stwierdzić wyższą dbałość o te kwestie w krajach Europy Zachodniej niż w Polsce. Ale czy tak będzie nadal - nie wiemy. Pouczający jest bieg wydarzeń w Niemczech, gdzie socjalna gospodarka rynkowa przyniosła tyle sukcesów, a mimo to jest coraz częściej kwestionowana.
Nasuwa się jeden wniosek, do którego sprowadza się, jak rozumiem, misja, jakiej się podjął Witold Nieciuński, pisząc swój artykuł. Mianowicie, nie powinno nam brakować odwagi w stawianiu pytań strategicznych i szukaniu strategicznych odpowiedzi, bo wyzwania, jakie mamy przed sobą, mają taki właśnie charakter.
96 Forum
Zofia Morecka
Uniwersytet Warszawski
Realia i marzeniaArtykuł prof. W. Nieciuńskiego „Perspektywy modernizacji Polski w warunkach
współczesnego kapitalizmu” przyporządkowany jest dwóm wiodącym ideom-celom: likwidacji luki cywilizacyjnej dzielącej Polskę od krajów wysoko rozwiniętych i budowie nowego, według autora lepszego pod każdym względem od obecnie wdrażanego w Polsce, ustroju społecznego, zorientowanego prospołecznie „kapitalizmu efektywnościowo- -redystrybucyjnego”. Rozważania są bogate, wielowątkowe, logicznie uporządkowane. Mimo dążenia do „maksymalnego obiektywizmu i oderwania się od własnego systemu wartości”, zadeklarownych przez autora we wstępie, rozważania te w warstwie oceniającej i programowej mają wyraźnie bliski mi lewicowy (lewicujący?) charakter i rodowód, ale w obecnym sformułowaniu silniej apelują do uczuć niż przekonują argumentami. W różnych „newralgicznych” punktach wywodu autor „jest przekonany”, „jest pewien” itp. Nie sądzę, aby takie oświadczenia miały siłę przekonującą, a przecież o to autorowi chodzi, choć uznaje możliwą trafność odmiennych poglądów i propozycji. Ogólnie można by określić ten artykuł jako splot dość realistycznych diagnoz i znacznie dalszych od realizmu propozycji, co do możliwości realizacji których sam autor zgłasza liczne wątpliwości. Ta moja generalna ocena wynika zapewne ze stopnia zbieżności wypowiedzi autora z moimi poglądami na kolejne problemy.
Za trafne i celowe uważam traktowanie historii jako punktu wyjścia do oceny aktualnej sytuacji i jako przesłankę przewidywań. Jednakże z tekstu artykułu nie wynika wprost takie jej wykorzystanie przez autora. Zacznijmy od rewolucji październikowej i „przegranej próby realizacji socjalizmu w ZSRR (a następnie w krajach satelitarnych)” . Autor kładzie nacisk na dwa zjawiska - przymus a zwłaszcza terror oraz tłumienie wszelkich inicjatyw i aktywności obywatelskich - jako główne przyczyny niepowodzenia tej próby i podkreśla, iż w przeciwieństwie do rewolucji francuskiej - bolszewicka „nie uruchomiła wielkich sił i aktywności społecznej, nie stworzyła podstaw wolności i nie stworzyła przyszłości”, ale zamknęła drogi postępu. Wątpliwości budzi to przeciwstawienie i kategoryczne stwierdzenie o zamknięciu dróg przez drugą z tych rewolucji. Czy rzeczywiście w ZSRR nie dokonał się żaden postęp gospodarczy, społeczny, kulturalny dzięki tej rewolucji? A może po prostu po pewnym okresie zużywały się rozwiązania wprowadzone dzięki niej, co stopniowo wyhamowywało dalszy postęp? Czy nie warto by zapytać, dlaczego - przy zbliżonych wyjściowych ideałach obydwu rewolucji i stosowaniu przez obie terroru - inaczej potoczyły się ich dalsze losy? Tam zmiana zasad ustroju politycznego (przerwana okresowym powrotem monarchii) przy zachowaniu głównych cech ustroju gospodarczego, tutaj kształtowanie od podstaw nowego ustroju, nie sprawdzonego w praktyce. Może w niektórych jego założeniach czy elementach tkwiły „przesłanki późniejszej klęski”, np. w powszechnie uspołecznionej (a faktycznie upaństwowionej) własności środ
Zofia Morecka 97
ków produkcji? Co prawda, prof. W. Nieciuński rozważa budowę prospołecznego kapitalizmu, a nie powrót do socjalizmu, ale wydaje się przywiązywać nadmierną wagę do przymusu jako destruktora socjalizmu. A tymczasem socjalizm w Chinach, jak sam wspomina, ma się dobrze mimo autorytarnych rządów (może tylko do czasu). W każdym razie wydaje mi się, że wykorzystanie historii socjalizmu do projekcji ewolucji ładu gospodar- czo-społeczno-politycznego wymaga innej analizy niż zaprezentowana w artykule. Ta inna analiza ułatwiłaby zapewne odpowiedź na pytanie autora, czy rozpad systemu socjalistycznego w ZSRR i w krajach satelickich był nieunikniony, oraz na nowe pytanie, czy w jakimś stopniu realistyczne są programy rozwiązań mieszanych (kapitalistyczno-socja- listycznych, czy demokratyczno-liberalno-socjalistycznych, jak proponuje autor).
Jeżeli chodzi o analizę dotychczasowego przebiegu transformacji ustrojowej w Polsce, ocenę przyczyn takiego jej przebiegu oraz kosztów społecznych, jakie wywołała, a także niekorzystnych aktualnie (i na długo jeszcze) warunków pomyślnego dalszego rozwoju kraju i społeczeństwa, to na tym szczeblu ogólności jest ona w pełni zgodna z moimi poglądami. Niestety, nie obce są mi dość przecież powszechne niezadowolenie i niepokój o przyszłość kraju i społeczeństwa. Natomiast pytanie autora o zdolność lewicowego rządu do zmiany tych warunków (a więc „usunięcia barier i hamulców wzrostu gospodarczego, przeprowadzenia niezbędnych reform w funkcjonowaniu organów władzy, przyspieszenia przygotowań do wykorzystania unijnych środków pomocowych”) zastąpiłabym pytaniem, w jakim czasie można dokonać takich zmian i jaki rząd byłby do tego najzdolniejszy. Wymienione zadania nie są bowiem jeszcze w tym miejscu artykułu powiązane przez autora z prospołecznym nastawieniem władz, a przywołanie w nich środków unijnych sugeruje krótki, a co najwyżej średni okres, jaki miałyby pochłonąć. Nie byłby on wystarczający, jak sadzę, dla żadnego rządu, zwłaszcza działającego w warunkach głębokiej luki cywilizacyjnej, nawet przy pobudzeniu aktywności obywatelskiej i przy poparciu społecznym (a i co do nich nie ma przecież pewności). Autor odwołuje się do rezerw optymizmu „w elitach i szerokich masach społeczeństwa”. Badania opinii publicznej raczej na nie nie wskazują. Można by ich szukać u tzw. beneficjentów transformacji. Ale czy im potrzebne są głębsze zmiany w funkcjonowaniu gospodarki i państwa? Czy chcieliby się w nie angażować i ponosić główne koszty?
Podzielam także poglądy prof. W. Nieciuńskiego na sytuację w otoczeniu naszego kraju. Mam podobny obraz ewolucji kapitalizmu współczesnego, przegrupowania sił, postępu cywilizacji technicznej oraz licznych dotkliwych zmian społecznych. Podzielam też przekonanie, że Polska jako część światowego kapitalizmu dzielić będzie dalsze jego losy. Autor kończy swe rozważania uwagą o niepewnej przyszłości ustrojowej. Ja wyciągnęłabym także wniosek o ograniczonych możliwościach własnego wyboru rozwiązań ustrojowych w poszczególnych krajach, w tym w Polsce. To prawda, że kapitalizm współczesny ma wiele form. Ale ukształtowały się one w ramach państw narodowych głównie przed integracjami regionalnymi , ich własnymi ścieżkami i metodami, nieraz w bardzo długim procesie. Integracja sprzyja natomiast ujednolicaniu, najpierw najogólniejszych zasad, potem instytucji i mechanizmów, zasad bardziej szczegółowych, procedur itd. Osłabia to niewątpliwie możliwości wdrażania rozwiązań indywidualnych, zwłaszcza
98 Forum
różnych od powszechnie przyjętych we wspólnocie. Wydaje się to ważne przy rozważaniu możliwości zwrotu ku kapitalizmowi prospołecznemu w Polsce. Drugi czynnik ograniczający pole manewru na rzecz zmiany formy ustrojowej to narastające procesy globalizacji i wzrost roli ponadnarodowych korporacji, zwłaszcza w dziedzinie banków i finansów. Specjaliści - analitycy gospodarki światowej - informują o rosnącym ich wpływie na rządy poszczególnych krajów, a także na integrujące się wspólnoty wielonarodowe i o spadku znaczenia państw narodowych. Wpływy te wyznaczają pewne warunki brzegowe tak dla strategii, jak i taktyki podlegających im państw i ich wspólnot. Dla oceny realności modelu gospodarczo-społeczno-politycznego, nazwanego przez prof. W. Nieciuńskiego efektywnościowo-redystrybucyjnym, ważne przeto staje się nastawienie prospołeczne lub jego brak u liderów procesów globalizacyjnych i integracyjnych. Nie wydaje się, żeby najbliższa nam integracja europejska zagrażała wdrażaniu prospołecznego nastawienia w gospodarowaniu i to mimo pewnego załamania realizacji koncepcji państwa dobrobytu u niektórych jej członków, dominacji liberalizmu w metodach zarządzania gospodarką i przejmowania władzy w kolejnych krajach przez partie nie lewicowe. Lewica me ma przecież monopolu na wrażliwość społeczną, choć wyraźnie preferuje zinstytucjonalizowane (a nie spontaniczno-charytatywne) formy realizacji sprawiedliwości społecznej.
Diagnoza luki cywilizacyjnej w Polsce, jej obszarów i głębi jest nie tylko przygnębiająca, ale wręcz obezwładniająca. Prawie nie ma dziedziny, w której autor nie wskazywałby na konieczność modernizacji. I to w stosunku do obecnej sytuacji w krajach rozwiniętych. A przecież one nie stoją w miejscu, tylko zmieniają się nadal i to od czasu do czasu skokowo i dość radykalnie. Znamy historyczne hasło „dogonić i przegonić”. Nie udało się go zrealizować w wielkim kraju, może przy głębszej luce, no i przy przegrywającym już wówczas ustroju. Na ile realne jest hasło „dogonić” dzisiaj, w odmienionych warunkach ustrojowych, w naszym kraju średniej wielkości, społeczeństwie raczej romantyczno-bo- haterskim niż pozytywistyczno-pragmatycznym? W jakim czasie i jakim kosztem? Nie pytam, po co? Jeżeli nie podejmiemy tego trudu szybko i sprawnie, zwielokrotnią się wszystkie negatywne zjawiska, dotykające nas już dzisiaj i zapewne pojawią się także nowe; pogorszy się nasza sytuacja w świecie. Osłabieniu takich następstw w gospodarce służyć mogą nowoczesne inwestycje zagraniczne - i czynią to już dzisiaj w niektórych dziedzinach. Ale pomnażają one cudzy majątek na naszej ziemi, przyporządkowany przede wszystkim interesom jego właścicieli. Niezbędna jest więc dominująca własna działalność w tej dziedzinie, a ta - zgadzam się z autorem - wymaga jasnych programów makro (a nie tylko mikro), podziału zhierarchizowanych zadań przynajmniej między państwo i obywateli, koordynacji zadań (niekoniecznie przecież bezpośredniej) i ogromnych nakładów, a więc akceptacji społecznej. O tę zaś nie tak łatwo i ze względu na doraźne skutki niektórych rozwiązań modernizacyjnych (zwłaszcza bezrobocie), i na odległość czasową licznych nakładów i ich efektów, jak i ze względu na nieuchronne obciążenie obywateli (w dominującej mierze niezamożnych) kosztami modernizacji i wreszcie - wynikający z natury i skali przedsięwzięcia (a więc nieuchronny) nierównomierny rozkład korzyści modernizacyjnych między pokolenia. Kolejne oszczędności na rzecz dobrobytu i szczęśli
Zofia Morecka 99
wego życia młodych i przyszłych pokoleń. Na marginesie, ciekawe byłyby opinie pokolenia kształtowanego dzisiaj raczej pod hasłem carpe diem.
Ponętny model ustroju gospodarczo-społeczno-politycznego zarysował (tylko z grubsza zresztą) autor w końcowej części swego artykułu. Proszę mi wybaczyć, jest to wizja szlachetnego ustroju w marzeniach szlachetnego autora. Modeli można tworzyć wiele. Problemy są tu zasadniczo dwa: czy i jak taki model można wprowadzić oraz czy i jak mógłby on funkcjonować w konkretnym świecie współczesnym, w którym nie ziściła się zapowiedź poety: zamiany zjadaczy chleba w anioły (żeby już nie wspominać o kolekcjonerach kapitałów i majątków). Nie sposób ustosunkować się konkretnie do poszczególnych elementów modelu w krótkiej wypowiedzi, zwłaszcza że jest on przedstawiony od strony pożądanych społecznie cech (kompromisy w rozstrzyganiu konfliktów, efektywność ekonomiczna, sprawiedliwość społeczna i bezpieczeństwo społeczne, umiarkowane nierówności i rozsądna opiekuńczość, równowaga między siłami rynku i państw, między kapitałem obcym i krajowym itd.). Każda z tych cech może być różnie konkretyzowana i interpretowana. Autor nie przedstawił sposobu uzyskania ich wszystkich, czy byłyby jednocześnie osiągalne i harmonijnie współdziałałyby, czy przyniosłyby rozwój i postęp, czy też osiągnięte skutkowałyby stagnacyjnym błogostanem. Jeżeli autor oczekiwałby merytorycznych dyskusji nad zaproponowanym modelem, to musiałby go rozbudować i skonkretyzować. Do wykorzystania w obecnej wersji są dwie myśli, ważne, choć może nieoryginalne. Pierwsza dotyczy znaczenia kompromisów w zarządzaniu życiem zbiorowym, druga - konieczności zapewnienia odpowiedniej rangi zagadnieniom i kryteriom społecznym w tym zarządzaniu.
Artykuł prof. W. Nieciuńskiego nie napawa optymizmem ani w swej warstwie diagnostycznej, ani w warstwie programowej. A może to kwestia recepcji czytelnika zmęczonego kilkakrotnymi w długim życiu apelami o odrodzenie, modernizację, doskonalenie i wyrzeczenia. Pewno przed półwiekiem zmobilizowałby mnie do aktywnego zaangażowania w zbiorowy wysiłek prawie bez względu na realność oczekiwanych efektów „za mojej kadencji” . Dobrze się stało, że został napisany, zwłaszcza w okresie dyskusji nad przyszłością Unii Europejskiej i szerzej - światowej społeczności. Byłoby dobrze, gdyby liczne wątki i problemy podniesione w artykule profesora podjęto w szerszej i możliwie konkretnej dyskusji „z prawa i z lewa”, profesjonalnie w ramach dyscyplin społecznych.
100 Forum
Mieczysław Rakowski
emerytowany docent Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN
W kierunku nowoczesnego socjalizmuGłówna uwaga sprowadza się do tego, że zapowiedziane w artykule wprowadzającym
i dyskusyjne podejście do analizy podstawowych, spornych, społecznych problemów rozwoju współczesnego świata, a zwłaszcza Polski, w ważnym okresie jej dziejów, są niezwykle potrzebne i cenne, tym bardziej że są one dokonywane przez autora o wszechstronnym rozeznaniu tej problematyki oraz z pozycji humanisty, głęboko zatroskanego o pomyślną przyszłość Polski i świata.
Moje krytyczne uwagi przedstawiam jako zwolennik materializmu historycznego, a w wyniku tego - zwolennik nowoczesnego socjalizmu przyszłości.
Kapitalizm nie jest ustrojem przyszłości. Ogromny, potencjalnie możliwy rozwój sił wytwórczych dzięki rewolucji naukowo-technicznej, ogromne, potencjalnie możliwe uspołecznienie procesu produkcji w gigantycznych, międzynarodowych koncernach, gdzie pracują setki tysięcy coraz bardziej wykwalifikowanych pracowników (a drobne zakłady, wbrew pozorom, nie są samodzielne, a stanowią głównie ich uzupełnienie) są blokowane przez nieograniczoną pogoń właścicieli kapitału za maksymalnym zyskiem w warunkach dzikiej walki konkurencyjnej, wymuszającej wzrost stopy wyzysku przytłaczającej większości ludzkości i niszczenie środowiska, zagrażające przyszłości ludzkości. Przyszłością jest nowoczesny socjalizm, opierający się na rzeczywiście uspołecznionym procesie produkcji na bazie przedsiębiorstw o własności pracowniczej, konkurujących na rynku sterowanym przez demokratyczne państwo ludowe, dbające o powszechność pracy, racjonalne zróżnicowanie dochodów i wyrównywanie podstawowych warunków bytu,0 dostosowanie materialnego dobrobytu całego społeczeństwa do obecnych, a jeszcze bardziej przyszłych możliwości środowiska. W kapitalizmie nie będzie to możliwe, a w socjalizmie, który powstanie w wyniku masowej walki o ten ustrój - tak. W tym tkwi zasadnicza różnica moich poglądów i autora. Moim zdaniem, byłoby pożądane, gdyby autor ustosunkował się do tej argumentacji, uwzględniając także (niejednoznaczne zresztą) osiągnięcia i porażki Chin w tym zakresie.
Autor idealizuje burżuazyjną demokrację polityczną. W warunkach panowania kapitału, przez sam fakt swego panowania ekonomicznego, uzależnienia sytuacji materialnej ludzi pracy od właścicieli, oddzielenia ich od realnego wpływu na proces produkcji1 podziału, poddają się oni, w większości biernie, dyktatowi interesów kapitału w „demokratycznych” wyborach i burzą się tylko w sytuacjach skrajnych.
Jest to obecnie szczególnie ułatwione przez psychiczną i wszechobecną presję „demokratycznych” środków masowego przekazu, kulturowo i politycznie ogłupiających masy, a będących całkowicie własnością wielkiego kapitału (w Polsce przeważnie zagranicznego). Ich wolność, którą tak się chełpią, to głównie wolność wzajemnego atakowania się różnych grup kapitału w walce o bezpośredni dostęp do władzy i zyski.
Mieczysław Rakowski 101
W stosunku do aspiracji mas ludowych o większy udział w dochodzie narodowym i większą sprawiedliwość społeczną, zarówno kolejne rządy, jak i środki masowego przekazu (niezależnie od ich bliskości czy opozycyjności do kolejnych rządów) są podobnie negatywnie nastawione.
Tylko wielkie wstrząsy mogą je skłonić w ramach tego systemu burżuazyjnej demokracji do poczynienia pewnych ustępstw na korzyść ludu. Demokracja burżuazyjna jest w rzeczywistości demokracją dla bogaczy, jest demokracją pieniądza. Nie oznacza to, że jestem zwolennikiem systemu socjalizmu autorytarnego, nie mówiąc już o totalitarnym. Pragnę się zgodzić z twierdzeniem autora, że „państwo powinno pozostać w tym sensie klasowe, że reprezentuje podstawowe warstwy i klasę pracujących i realizuje cele i zadania dobra wspólnego”. Ale napotykając nieuchronnie silny opór burżuazji, która temu jest przeciwna, musi się oprzeć na sile organizacji i partii, rzeczywiście reprezentujących interesy ludzi pracy, dążących do uspołecznienia procesów produkcji i podziału w przedstawionym wyżej ujęciu, czyli powinno przestać być państwem burżuazyjnym i realizować nie burżuazyjną, lecz socjalistyczną demokrację. Najbardziej zgadzam się z autorem co do przyczyn upadku państwowego socjalizmu: nie potrafił się on we właściwym czasie zreformować ani ekonomicznie, ani politycznie i głównie dlatego upadł, chociaż bardzo mu w tym pomogły ekonomiczne, ideologiczne i militarne naciski światowego kapitalizmu, który potrafił, w przeciwieństwie do państw socjalistycznych, dostosować się do wymogów współczesnej rewolucji naukowo-technicznej.
Analizując „otoczenie zewnętrzne” autor nie uwzględnia, w moim przekonaniu, podstawowego problemu współczesności - wytężonego wyścigu zbrojeń na coraz wyższym poziomie technologicznym, mogącego oczywiście grozić światu zagładą (wobec którego terrorystyczne ataki są dziecinną zabawą), a prowokowane głównie przez zachłanny imperializm wielkiego kapitału rządzącego USA i dążącego do militarnego panowania nad światem, celem jego ograbienia, ponieważ nie wystarcza mu już do tego jego siła ekonomiczna (i w czym pomaga mu, na nasze nieszczęście, obecny polski rząd wraz z opozycyjnymi partiami). Napaść na Irak, mająca na celu nie tylko zdobycie złóż naftowych, a skierowana bezpośrednio przeciwko interesom Francji i Niemiec, stanowi tylko wstęp do próby militarnego opanowania świata. Te działania mogą „obrócić w pył” wszystkie rozważania różnych alternatyw społecznego rozwoju.
Co się tyczy sytuacji Polski autor nie docenia dwóch zjawisk:- po pierwsze tego, że w wyniku wyprzedaży większości cennego majątku przemysło
wego, banków i dużej części infrastruktury, Polska nie jest już, mimo pozorów, państwem niezależnym ekonomicznie i politycznie, a półkolonią kapitału światowego, a w tym przede wszystkim wielkiego kapitału Unii Europejskiej, który będzie decydować o warunkach jej neokolonialnego rozwoju, realizowanego przez podporządkowaną jej burżuazję kompradorską, czerpiącą z tego wielkie zyski i utrzymującą się dzięki temu (przy równoległym, politycznym podporządkowaniu się rządowi USA) przy władzy,
- po wtóre tego, że niekorzystne dla Polski warunki jej przyjęcia do Unii, a w tym głównie prawo do swobodnego przepływu kapitału, przy słabości polskiej gospodarki i ogromnym deficycie budżetowym doprowadzą do wyprzedaży resztek majątku narodo-
102 Forum
wego, do pełnej władzy kapitału zagranicznego, który w sposób nieskrępowany (jeśli nie będzie zdecydowanej kontrakcji pracowników) będzie zmniejszać zatrudnienie, zwiększać bezrobocie i powiększać skalę grabieży ludzi pracy w Polsce.
Andrzej Sadowski 103
Andrzej Sadowski
Uniwersytet w Białymstoku
Czy jest nam potrzebna wielka idea modernizacji Polski?
Bardzo podzielam stanowisko prof. W. Nieciuńskiego, aby z perspektywy już kilkunastu lat od zawartych porozumień Okrągłego Stołu spróbować ocenić przyczyny, przebieg oraz wyniki „restytucji kapitalizmu w Polsce” . Nie ulega wątpliwości, że społeczeństwo polskie przyjęło na ogół pozytywnie i nadal akceptuje podstawowe kierunki przeobrażeń politycznych i społeczno-gospodarczych w naszym kraju, określane kapitalistycznym systemem ekonomicznym, demokracją polityczną oraz strategiczną orientacją na bliższe powiązania z krajami zachodnimi. Narastają jednak wątpliwości, czy właściwe były i są bardziej szczegółowe koncepcje rozwiązań praktycznych, czy koszty przemian, jakie doświadczają znaczne odłamy społeczeństwa, nie są zbyt wysokie oraz jak je obniżyć w bliższej i dalszej przyszłości.
Od początku lat 90. obserwujemy dramatyczny upadek nie tylko ideologii, ale wszelkich uważanych uprzednio za wielkie idei - w tym szczególnie koncepcji związanych z marksizmem - społeczną niechęć do wykorzystania nawet luźno związanego z marksizmem dorobku intelektualnego PRL-u, ale także założenia ideowe „Solidarności”, które doprowadziły do spotkania przy Okrągłym Stole i osiągnięcia w Polsce zaszczytnego historycznego kompromisu. Równolegle najczęściej bezrefleksyjnie przejmowano bardzo różne idee, wzory zachowań, cele życiowe ukształtowane w krajach zachodnich. Pod sztandarami „powrotu do normalności” ofensywnie wkroczyły do praktyki życia gospodarczo-społecznego w Polsce rozwiązania właściwe ideologii neoliberalnej.
Nie zamierzam tutaj odpowiadać na bardzo trudne pytania w rodzaju, czy możliwe były inne w stosunku do realizowanych rozwiązania, szczególnie w zakresie reform społeczno-gospodarczych w Polsce. Sądzę dzisiaj, że transformacja w Polsce ciągle nie przebiega w sposób komplementarny. Dominuje przekonanie, że mechanizm rynkowy w ostatniej instancji rozwiąże nie tylko podstawowe problemy z zakresu wzrostu gospodarczego, ale także z zakresu przemian społecznych i kulturowych społeczeństwa polskiego, wyznaczonych potrzebami dostosowania się struktur społecznych oraz wzorów kulturowych do mechanizmu rynkowego oraz do reguł demokratycznych.
Tymczasem obok zaawansowanych przeobrażeń w sferze ekonomicznej i politycznej mamy do czynienia z bardzo widocznym niedostatkiem przeobrażeń w sferze społeczno- -kulturowej. Niedostosowanie sfery społeczno-kulturowej do oczekiwań gospodarczego rozwoju, moim zdaniem, będzie coraz bardziej widocznym hamulcem dalszych przeobrażeń w kraju i stanie się jednym z najważniejszych problemów do rozwiązania w bliższej i dalszej przyszłości. Wcale nie zakładam, że jest jakiś jeden wzorzec życia społeczno- -kulturowego właściwy gospodarce opartej w różnym zakresie na prywatnej własności
104 Forum
oraz że jest jakiś jeden wzorzec rozwiązań demokratycznych opartych na wartościach zapoczątkowanych przez rewolucje burżuazyjne i tworzące się społeczeństwa demokratyczne: wolności, równości i demokracji.
Przynajmniej obserwując dotychczas stosowane rozwiązania ustrojowe w Polsce widać wyraźnie niedostatek wdrożeń w zakresie wartości, jaką jest równość (niezależnie od tego, jak ją należałoby interpretować w praktyce). Można szeroko uzasadnić tezę, że idee wolności motywują do działań przede wszystkim ludzi przedsiębiorczych, którzy nakręcają koniunkturę społeczno-ekonomiczną oraz elity intelektualne do ciągłych poszukiwań nowych kierunków rozwoju oraz sensu i uzasadnień stosowanych rozwiązań. Natomiast idee równości były i są relatywnie bliższe tzw. masom społecznym, które popierają je mniej lub bardziej świadomie, w nadziei, że nie zostaną pominięte w nowych rozwiązaniach systemowych, że będą czynnymi beneficjantami nowego systemu, że nie będą oszukiwane, marginalizowane, ale zostaną włączone jako podmioty do życia publicznego, że nowe rozwiązania zaspokoją uprzednio pomijane (lekceważone) ich naturalne potrzeby życiowe.
W obliczu upadku systemu politycznego opartego na zasadach społecznej równości oraz narastających wątpliwości, czy w warunkach postępującej globalizacji potrafimy znaleźć sobie poczesne miejsce przyjmując bez zastrzeżeń reguły światowego rynku, warto zastanowić się nad koncepcją proponowanego przez W. Nieciuńskiego „ustrojowego kompromisu demokratyczno-liberalnego i socjalnego” .
Moim zdaniem w Polsce jest odczuwalny niedostatek dyskusji intelektualnej nad dalszymi kierunkami modernizacji Polski w wymiarze ogólnokrajowym, a jeszcze bardziej w wymiarze regionalnym i lokalnym. Wciąż częściej oczekuje się jakichś optymalnych dyrektyw, które mają nadejść z centrum, których wdrożenie spowoduje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pomyślne rozwiązanie najważniejszych problemów krajowych i lokalnych, niż konstruuje się rozwiązania własne, oparte na realnie istniejącym kapitale ekonomicznym i społecznym.
Osobiście bliska jest mi zasada, że idee, ideologie nie po to powinny być tworzone, aby je w całości wdrażać do praktyki, aby na ich podstawie zaprogramować określony reżim polityczny, ale po to, aby ludziom pomagać dokonywać wyborów pożądanych dróg życiowych, aby stwarzać teoretyczne przesłanki racjonalnego dokonywania wyborów życiowych zwykle wynikających z własnego położenia (lub grup odniesienia), z własnych warunków życiowych lub z własnej perspektywy postrzegania procesów społecznych. Nawet „najsłuszniejsze” ideologie zwykle są tworzone na podstawie ocen położenia społeczno-ekonomicznego nie całego społeczeństwa, ale jakiejś jego części (za M. Weberem - klas, stanów lub partii). Natomiast po ich stworzeniu najczęściej jako „jedynie słuszne” narzucane były lub są nadal całemu społeczeństwu, powodując jego rozwarstwienie na beneficjantów i przegranych. Obok obserwowalnego powodzenia wybranych, powstaje problem, co zrobić z tymi, którzy nie korzystają z beneficjów nowego systemu politycznego opartego na określonych założeniach ideologicznych. Czy ich usunąć, poddawać akultu- racji do nowego reżimu politycznego, nie zauważać, czy też pomagać dokonywać wyborów własnych dróg życiowych?
Andrzej Sadowski 105
Wydaje się, że stworzone zostały warunki do szerokiego dostępu do towarów i dóbr konsumpcyjnych, ale brak jest szerokiego dostępu do zróżnicowanych idei, które symbolizowałyby szerokie spektrum możliwości rozwojowych człowieka i społeczeństwa. Idee powinny być dostępne, podobnie jak towary „leżeć na ladach hipermarketów”, aby obywatele mogli je odrzucić lub wybrać w celu zastosowania w praktyce. Powstaje tylko bardzo ważne pytanie, czy dostępne idee obejmują pełne spektrum obecnych traktowanych jako ważne idei, poglądów i przekonań, czy nie są czasami ukrytymi wytworami jednej opcji politycznej przy represji pozostałych, czy stworzone zostały dostatecznie sprawne warunki instytucjonalne dla dokonywania racjonalnych wyborów oraz czy społeczeństwo jest do tego dostatecznie przygotowane.
Nie wiem, czy w ogóle są optymalne rozwiązania, ale jestem przekonany, że powinny być nieustannie poszukiwane. Ogromna komercjalizacja społeczeństwa, przerost funkcji dydaktycznej względem naukowej na uczelniach, brak dyskusji międzypartyjnych, krótkie ożywienie polityczne przed wyborami, a marazm w pozostałych okresach, zerwana więź ze społeczeństwem oraz brak koncepcji, jak ją próbować przywrócić, brak instytucjonalizacji działalności intelektualnej w postaci klubów, inspirujących polemik prasowych, to tylko niektóre uwarunkowania niedostatku twórczych idei na rynku intelektualnym w Polsce.
Jednocześnie społeczeństwo jest bardzo słabo przygotowane do dokonywania racjonalnych wyborów. W zasadzie do dyspozycji pozostają jedynie obserwacje funkcjonowania parlamentu i kibicowanie swoim przedstawicielom oraz wybory, które na ogół nie cechują się wysoką frekwencją wyborczą. Instytucjonalizacja społecznych sprzeczności w postaci demokracji parlamentarnej jest podstawowym epokowym rozwiązaniem społeczeństw demokratycznych, w których „dyskusje uliczne” zostały przeniesione do parlamentów, ale nie jest to koniec procesów demokratyzacji społeczeństwa. Brakuje szerszych platform obywatelskiego uczenia się w działaniu. Widać, że nie bardzo wiemy, ja kie siły polityczne i jaki program popierać. Brakuje nam powszechnej edukacji społeczeństwa, a jej kształt nie został ukształtowany w oparciu o jakieś spójne założenia ramowe. Mam wrażenie, że pragniemy kształtować w pełni tolerancyjne i pluralistyczne społeczeństwo bardziej przy wykorzystaniu programów promujących homogeniczność kulturową społeczeństwa lub programów opartych na jednym traktowanym jako centralny systemie wartości i innych co najwyżej zasługujących na ich tolerancję w obrębie swojej przestrzeni (ale nie ma możliwości wyboru), nie zaś na autentycznie pluralistycznych programach edukacyjnych. Takie sprzeczności można mnożyć.
Podzielam kierunkową tezę prof. W. Nieciuńskiego, że powodzenie procesów modernizacyjnych w Polsce będzie zależało od wynalezienia takich rozwiązań ustrojowych, które zapewnią pogodzenie wzrostu i efektywności gospodarowania z większą sprawiedliwością i równością społeczną. Obserwacja dotychczasowego procesu budowy kapitalizmu w Polsce wskazuje, że obok ewidentnych zjawisk i procesów, które należałoby wartościować pozytywnie, powstają dramatyczne skutki uboczne między innymi w postaci zjawisk i procesów marginalizacji, rozumianej jako brak uczestnictwa (lub różne formy odrzucenia) jednostek i kategorii społecznych w przemianach społeczno-gospodarczych kraju. Bardzo mało bada się złożoność procesów marginalizacji. Równie mało czyni się
106 Fonim
starań, aby ograniczyć w praktyce zakres tego niekorzystnego społecznie i bardzo dramatycznego w skutkach zjawiska. Moim zdaniem można mówić o marginalizacji ekonomicznej, której ilustracją są tzw. szare strefy ekonomiczne, zjawisko bezrobocia; o marginalizacji politycznej, której wyrazem jest między innymi bardzo niska frekwencja wyborcza; marginalizacji społecznej, której wskaźnikiem jest bardzo niski stopień uczestnictwa w życiu publicznym, wzrost przestępczości; o marginalizacji kulturowej, czego przejawem są chociażby dominacja i dyskryminacja kulturowa; nadto o marginalizacji przestrzennej, edukacyjnej oraz innych. Powstaje pytanie, jakie siły społeczne potrafią znaleźć antidotum przynajmniej na łagodzenie wskazanych ewidentnych zjawisk i procesów upośledzenia w kraju.
Pragnę jeszcze krótko ustosunkować się do tej części bardzo inspirującej rozprawy prof. W. Nieciuńskiego, która wskazuje na źródła rozpadu systemu socjalizmu państwowego. Podzielam stanowisko, że u podstaw rozpadu znajduje się przegranie wyścigu ekonomicznego z szeroko rozumianym Zachodem, niemożność uruchomienia wewnętrznych czynników intensywnego rozwoju, utrzymująca się przemoc polityczna i ideologiczna względem społeczeństwa, brak zaspokojenia narastających potrzeb konsumpcyjnych społeczeństwa. Dodałbym jeszcze przynajmniej dwa uwarunkowania, które były powiązane ze wskazanymi, ale jednak powinny zostać rozpoznane autonomicznie.
Jest to upadek charyzmy socjalizmu jako idei, charyzmy narodu rosyjskiego (radzieckiego?), który miał „powierzoną” misję zbudowania i obrony socjalizmu w skali światowej oraz charyzmy poszczególnych przywódców. Drugim uwarunkowaniem był brak koncepcji i woli rozwiązania (czasami wręcz ignorancja) kwestii narodowej w Związku Radzieckim, a w znacznej mierze także w krajach satelickich. W literaturze poświęconej problematyce narodowej podkreśla się fenomen odrodzenia lub narastania znaczenia et- niczności w życiu publicznym w skali światowej przynajmniej od początku lat 70. Do fenomenu narastania poczucia przynależności etnicznej oraz oczekiwania stwarzania odpowiednich instytucji oraz mechanizmów wyrażania tych wartości w praktyce różnie odnoszono się w systemach demokratycznych i autokratycznych, jakim był niewątpliwie system radziecki.
Polityka narodowościowa w państwach zróżnicowanych etnicznie przechodziła przynajmniej przez kilka etapów, przeważnie wymuszonych przez realia zjawisk narodowościowych w poszczególnych krajach. Uwzględniając Stany Zjednoczone i Związek Radziecki można - moim zdaniem - bardzo skrótowo wyróżnić przynajmniej trzy następujące etapy kształtowania się polityki narodowościowej: etap wspierania dominacji kultur narodowych, etap tworzenia nowych narodów oraz etap pluralizmów kulturowych.
Pierwszy etap można odpowiednio określić jako anglokonformizm (USA) oraz ruso- konformizm (ZSRR). Wobec niemożności realizacji procesów asymilacyjnych przedstawicieli mniejszych i słabszych narodów i ich kultur do narodów dominujących i ich kultury, nowe poszukiwania zaowocowały w Stanach Zjednoczonych ideologią tzw. melting pot, a więc wymieszania kultur (szczególnie poprzez małżeństwa mieszane) oraz oczekiwaniem wyłonienia się nowego narodu amerykańskiego będącego swoistym narodem narodów. W Związku Radzieckim szczególnie w latach 70. intensywnie rozwijano i narzu
Andrzej Sadowski 107
cano w praktyce edukacyjnej koncepcję narodu radzieckiego jako narodu narodów („narodowego w formie oraz socjalistycznego w treści”). Przy wielu zasadniczych różnicach między ideologią melting pot (m.in. preferowana przez mniejszości) oraz narodu radzieckiego (preferowany przez dominującą politykę imperialną państwa) obie koncepcje zakładały powstanie nowego narodu odpowiadającego wymogom polityczno-państwowym. Niespełnienie oczekiwań tworzenia się nowego narodu w Stanach Zjednoczonych w warunkach demokratycznych sprzyjało kształtowaniu się stosunków międzykulturowych określanych mianem pluralizmu kulturowego (narodowościowego), stosunków, które niemal równolegle znalazły wyraz w instytucjonalnej działalności wspierającej państwa. Kategorię „pluralizm kulturowy” wykorzystuję do określenia sytuacji społecznej, w której grupa dominująca wyraża przyzwolenie na rozwój kultur mniejszościowych, stwarza szczególnie instytucjonalne warunki do ich partnerskiego rozwoju (wolność i równość kultur mniejszościowych) w połączeniu z popieraniem dążeń mniejszościowych grup kulturowych w kierunku rozwijania ich własnych kultur.
W Związku Radzieckim nie znaleziono ideologicznych uzasadnień, brakowało woli i zapewne dostatecznej wiedzy, aby z odpowiednim wyprzedzeniem skanalizować narastające radykalnie postawy poczucia odrębności narodowej i etnicznej mieszkańców oraz pragnień nowych rozwiązań politycznych dotyczących realizacji swoich aspiracji narodowych. Jedyną reakcją było w zasadzie tłumienie dążeń niepodległościowych mieszkańców. Brak możliwości realizacji idei pluralizmu kulturowego w praktyce prowadzi do zjawisk separacji narodowej, a w perspektywie również państwowej. Rozpad Związku Radzieckiego to także skutek dążeń niepodległościowych poszczególnych grup narodowościowych. Konieczność prowadzenia polityki pluralizmu kulturowego występuje dzisiaj w każdym kraju w Europie, które w większości dopiero w latach 90. doświadczają kłopotów związanych z nieadekwatnością tradycyjnych reguł dominacji kulturowej, skutecznych w państwie homogenicznym, w warunkach masowych migracji i tworzenia się społeczeństw pluralistycznych.
Jakie wobec tego warunki politycznoustrojowe oraz działania mogą zapewnić rozwój w Polsce? Takie, które wprowadzane zostaną nie drogą przymusu, nie drogą narzucania siłą nowych zasad organizacji życia społecznego i gospodarczego, lecz raczej drogą tworzenia warunków do prowadzenia systematycznego dialogu w społeczeństwie coraz bardziej do tego przygotowanym, dialogu, w wyniku którego następowałoby poszerzenie sfery wolności i równolegle równości jako pól dla inicjatyw i aktywności obywatelskiej. Aktywności wyzwalanej drogą nie tylko inspiracji, zachęty, ale rozwiązywania konkretnych społecznych problemów, usuwania barier ograniczających gospodarczą i społeczną aktywność mieszkańców. Do tego obok zasadniczych rozwiązań w postaci tworzenia i rozwoju instytucji demokratycznych, potrzebne są wielkie, a przynajmniej nieprzeciętne cele, idee, których realizacja stwarzałaby możliwości rozwoju przedsiębiorczości, ale także nadziei spełnienia oczekiwań jak największej części społeczeństwa.
Za prof. W. Nieciuńskim powiedziałbym, że społeczeństwu polskiemu potrzebna jest dalsza modernizacja instytucji państwowych, ale obecnie najważniejsza jest potrzeba wielkich idei modernizacji społeczeństwa oraz wielu racjonalnych rozwiązań praktycznych.
108 Forum
Zdzisław Sadowski
Uniwersytet Warszawski
Aktywna rola państwaSwój tytułowy problem potraktował Witold Nieciuński szeroko, rzucając go na tło hi
storyczne i stawiając kilka pytań o fundamentalnym znaczeniu. Jego odpowiedzi na te pytania są ciekawe i pobudzające. Znajduję w nich bardzo wiele wątków, które uważam za przekonujące i których sposób ujęcia jest mi bliski. Wyrażając w ten sposób uznanie dla autora stwierdzam jednocześnie, że w poniższych uwagach nie zamierzam zajmować się tym, z czym się zgadzam. Chciałbym bowiem skupić się wyłącznie na tym, co budzi moje wątpliwości. Zgłaszam te wątpliwości w porządku odpowiadającym strukturze artykułu W. Nieciuńskiego. Jednocześnie przedstawiam garść propozycji dotyczących odmiennego sposobu ujęcia niektórych poruszanych tematów. Być może zresztą odmienności te nie są wielkie.
Nie wydaje mi się słuszne twierdzenie, że to decyzja o tworzeniu nowego ładu socjalistycznego w zrujnowanym kraju „skazała bolszewików na kontynuowanie terroru z czasów wojny domowej oraz na budowę państwa dyktatury partii” . Według mnie, koncepcja teoretyczna tego nowego ładu od początku opierała się na idei „dyktatury proletariatu”, a dyktatura partii była jej praktyczną realizacją. Ma to znaczenie dla głównej tezy autora, że ostateczna klęska realizacji socjalizmu w ZSRR miała źródło nie w idei, lecz w sztywnym modelu polityczno-gospodarczym i w utracie sił twórczych społeczeństwa w wyniku systemu przymusu. Teza ta wydaje mi się słuszna tylko o tyle, o ile przez „ideę” rozumiemy abstrakcyjną ideę socjalizmu. Ta jednak w ZSRR nie była realizowana. W konkretnym procesie tworzenia nowego systemu musiała ona otrzymać interpretację praktyczną, ta zaś polegała właśnie na koncepcji sztywnego modelu, kierowanego przez aparat przemocy. Ten sztywny model od początku nie był socjalistyczny, bo był zaprzeczeniem sprawiedliwości społecznej. Nie nadawał się też do efektywnego, wielostronnego uczestniczenia w światowym procesie postępu nauki i techniki oraz rozwoju gospodarczego i społecznego. Dlatego był skazany na klęskę.
Zgadzam się oczywiście, że klęska ZSRR nie oznacza zgonu ogólnej idei socjalizmu jako dążenia do ustroju sprawiedliwości społecznej. Trzeba jednak uznać fakt, że w krajach postkomunistycznych kompromitacja „realnego socjalizmu” sprawiła, iż samo pojęcie socjalizmu uzyskało status podejrzany. Ale idea socjalizmu musi pozostać żywa, gdyż warunki, które ją kiedyś zrodziły, związane z niesprawiedliwościami podziału, nie przestają istnieć, a nawet w ostatnich dziesięcioleciach ulegają spotęgowaniu. Doświadczenie ZSRR wykazało tylko, że konkretyzacja tej idei w formie założeń ustrojowych zrodziła zupełnie inną ideę, na której wyrósł nie socjalizm, lecz imperializm sowiecki.
Na tym tle nie widzę podstaw dla tezy, że „losy Europy i świata mogły się potoczyć zupełnie odmiennie”. Mogły, gdyby nie powiodła się rewolucja październikowa. To jednak byłaby już czysta spekulacja.
Zdzisław Sadowski 109
W Polsce wyglądało to o tyle inaczej, że panowała powszechna (również w kręgach władzy) świadomość tego, iż mamy do czynienia z narzuconym systemem, który trzeba zmienić przy nadarzającej się okazji. Nie ma racji autor generalizując na temat niekonsekwentnych prób reform ekonomicznych. To prawda, że na fali potraktowania całego okresu PRL jako „czarnej dziury” reformy te zostały zapomniane, a cały ich dorobek jest przemilczany. Tym bardziej warto pamiętać, że próby reform systemowych były podejmowane od roku 1956 co najmniej trzykrotnie, z czego dwie pierwsze rzeczywiście okazały się nieudane z powodu błędnych założeń, ale trzecia - z lat 80. - wyciągnęła wnioski z poprzednich niepowodzeń i była właśnie podjętą przy nadarzającej się okazji konsekwentną zmianą systemu gospodarczego, która wyprowadziła kraj z systemu centralnego planowania i zapoczątkowała wprowadzanie mechanizmów rynkowych. W Polsce (i na Węgrzech) okazało się to możliwe i stało się pionierskim działaniem, które natchnęło Gorbaczowa do reform, tylko że w ZSRR system był zbyt skostniały, aby mógł być reformowal- ny.
Zryw „Solidarności” nosił niewątpliwie wszelkie cechy dążenia do wyeliminowania rządzącej partii. Był frontalnym atakiem na system polityczny, podjętym według mnie zbyt wcześnie, gdyż logika sytuacji wskazywała, że właściwsze byłoby wtedy poparcie reformy ekonomicznej. Odchodząc od centralnego planowania, reforma ta zmierzała do zasadniczego ograniczenia roli partii i w rezultacie doprowadziłaby do zmiany systemu politycznego. Wskazuje na to fakt, że kraj, który w roku 1989 wstąpił na drogę transformacji systemowej, nie był już od dawna totalitarny, a jego gospodarka nie była już centralnie planowana. Gdyby przyjęta została taka linia, przebieg całego procesu przemian byłby prawdopodobnie znacznie łagodniejszy niż ten, którego doświadczyliśmy, czyli je go koszt społeczny byłby niższy.
Jednakże po Okrągłym Stole i wyborach czerwcowych nie było już szans na przyjęcie alternatywnego rozwiązania, gdyż żadne inne poza programem Balcerowicza nie miało poparcia politycznego ani społecznego. Euforia zmiany politycznej skłoniła społeczeństwo do bezwzględnej wiary w program wstrząsowy w nadziei na szybką, zasadniczą poprawę. Twierdzenie, że nie było wówczas konieczności przyjęcia skrajnie liberalnego programu, ma charakter czysto teoretyczny. Inne możliwości istniały, ale tylko ja ko ćwiczenie intelektualne. W praktyce, wobec postawy społeczeństwa, nie było żadnej alternatywy.
Zgadzam się całkowicie ze spostrzeżeniem, że z chwilą rozpoczęcia transformacji systemowej Polska została całkowicie zdominowana przez doktrynę neoliberalną. Zgadzam się też z krytyką tej doktryny, jak również z ogólną oceną obecnej sytuacji. Wbrew temu, co pisze autor, ocena ta jest dość jednoznaczna. Niewątpliwie dotychczasowy proces transformacji doprowadził do bardzo złej sytuacji społecznej, wynikającej z daleko idącej polaryzacji, z powstania i rozszerzania się wielkiego obszaru biedy, z masowego bezrobocia i marginalizacji znacznych grup społecznych. Czy można to przypisać błędom polityki gospodarczej i społecznej? Raczej wynikło to z przyjętej doktryny, która przecież nie pojawiła się przypadkowo, lecz odpowiadała sposobom myślenia dominującym w tym czasie w świecie. Polityka wynikała z tej doktryny. Według doktryny neoliberalnej naj
110 Forum
bardziej sprawiedliwy jest podział realizowany w wyniku swobodnej gry sił rynkowych, bo rynek daje wszystkim taką samą szansę sukcesu. Polaryzacja dochodowa i majątkowa jest więc zjawiskiem naturalnym i nieuniknionym, jest konieczna dla właściwego funkcjonowania społeczeństwa, a próby jej korygowania są ograniczaniem wolności ekonomicznej przez państwo. Polityka oparta na takiej doktrynie nie mogła dać innych wyników.
Realia historyczne znane mi z autopsji są takie, że nie należy niczego przypisywać rzekomemu dyktatowi Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Program „terapii wstrząsowej” realizowany w Polsce w roku 1990 był wprawdzie kierunkowo zgodny z ideologią Funduszu, ale był całkowicie autonomiczny i w swoich rozwiązaniach bardziej radykalny od oczekiwań Funduszu. To prawda, że dzisiejsza sytuacja mogłaby wyglądać inaczej, gdyby wybrany został inny model kapitalistycznej gospodarki. Akcent powinien jednak spocząć na słowie „gdyby”. Problem polega na tym, że to nie była kwestia wyboru spomiędzy leżących na półce modeli. Świat ówczesny oferował tylko model neoliberalny jako jedyny dominujący, i ten model uzyskał w Polsce powszechną aprobatę ze strony społeczeństwa, nierozumującego przecież w sposób analityczny.
Autor kończy tę część swego artykułu pytaniem o to, czy rząd lewicowy będzie teraz zdolny do dokonania istotnego zwrotu? Zachodzi tu pewne nieporozumienie. W Polsce nie ma rządu lewicowego, ponieważ rząd obecny nie prowadzi w żadnej mierze polityki lewicowej. SLD jest lewicowy z nazwy, ale nazwa nie decyduje o lewicowości. Pytanie powinno więc raczej brzmieć: czy w Polsce jest możliwa zmiana rządu na lewicowy? Zostawiam to pytanie jako otwarte.
Nie upraszczałbym zanadto obrazu współczesnego kapitalizmu słowami, że koncepcja państwa porozumień społecznych odchodzi do przeszłości. W fazę konfliktów i bezwzględności rynkowej kapitalizm wkroczył w latach 70. To czwarte ćwierćwiecze XX wieku przyniosło wszędzie wzmocnienie właściwej systemowi rynkowemu tendencji do wytwarzania rosnącej nierówności społecznej. Dotyczy to nie tylko stosunków między „Północą” a „Południem”, lecz wyraża się w zdumiewająco szybko postępującej polaryzacji dochodowej w poszczególnych krajach, w tym najzamożniejszych. W rezultacie, co autor dostrzega, coraz wyraźniej zaznacza się dzisiaj nurt skierowany przeciw neolibera- lizmowi, połączony ze świadomością potrzeby aktywnej roli państwa oraz zmierzania do rozwiązań znanych czy to pod nazwą państwa opiekuńczego, czy też społecznej gospodarki rynkowej.
Zasadniczym problemem do rozwiązania dla współczesnego kapitalizmu jest sprzeczność między dążeniem do efektywności a dążeniem do sprawiedliwego podziału. Odbija się ona na działaniach państwa, które musi wciąż na nowo decydować o skali redystrybucji dochodu i o podziale wydatków budżetowych między cele rozwojowe i socjalne. Coraz wyraźniej widać, że żaden rząd nie może lekceważyć problemów społecznych, ponieważ od ich pomyślnego rozwiązywania zależą warunki rozwoju gospodarczego i społecznego. Nie można się zgodzić z tym, że nie ma koncepcji odmiennej polityki. Jednym z przykładów jest rosnące zainteresowanie w świecie myślą Michała Kaleckiego, którego recepty sprzed 60 lat dotyczące pełnego zatrudnienia odzyskują aktualność w dzisiejszym bardzo zmienionym świecie.
Zdzisław Sadowski 111
Około dziesięciu lat temu pojawiła się wiara w uzdrawiającą moc globalizacji. Kładąc akcent na powszechną liberalizację stosunków gospodarczych, a więc swobodę przepływu kapitału, pracy i wiedzy, miała ona przyczynić się do ogólnego przyspieszenia rozwoju i rozładowywania napięć społecznych, a w szczególności do podnoszenia poziomu życia w krajach mniej rozwiniętych. Oczekiwania te jednak się nie spełniły. Wręcz przeciwnie, mimo globalizacji nastąpiło zaostrzanie się sprzeczności. Procesy liberalizacji nie doprowadziły do wyrównywania poziomów światowych, lecz raczej zwiększyło się rozwarcie między krajami bogatymi a biednymi. Stało się tak, dlatego że hasło liberalizacji stosunków gospodarczych nie zostało wypełnione treścią. Kraje słabo rozwinięte nie uzyskały dostępu dla swoich towarów na rynki krajów wysoko rozwiniętych, ponieważ wbrew swoim hasłom te ostatnie nadal uprawiają protekcjonizm, zwłaszcza w zakresie produktów rolnych.
Od pewnego czasu szerokim zainteresowaniem cieszy się idea „trwałego rozwoju”, oznaczająca dążenie do zapewnienia światu spokojnych form gospodarowania, które pozwalałyby na wstrzymanie procesów narastania wszystkich typów zagrożeń i nadawałyby procesom rozwoju gospodarczego i społecznego cechę trwałości zapewniając rzeczywistą stopniową poprawę warunków i jakości życia ludzi na całym świecie. Aby spełnić ten dezyderat, trzeba by zbudować system, zdolny do rozumnego sterowania gospodarką światową. Musiałoby to objąć w szczególności położenie kresu wszystkim formom zatruwania i zanieczyszczania środowiska naturalnego, pokonanie problemu zacofania i nędzy, w jakich żyje ogromna część ludzkości świata, ograniczenie tempa przyrostu naturalnego, zahamowanie przyrostu zużycia energii oraz powszechne przestawienie się na produkcję pokojową. Potrzebne byłoby oderwanie się od ciągłego ilościowego zwiększania produkcji przemysłowej oraz radykalne przekształcenie struktury konsumpcji w kierunku zbliżenia jej do współżycia z naturą.
Nie potrzeba długiej refleksji, aby stwierdzić, że takie postulaty jest niesłychanie trudno wprowadzić w życie. Dzisiejszy stan świata charakteryzuje się tym, że w praktyce rozmaitym szlachetnym hasłom i programom towarzyszy brak rzeczywistej woli politycznej, który nadaje deklaracjom charakter hipokryzji. Brak też układu instytucjonalnego, który byłby zdolny do ustalania i realizowania jednolitej polityki rozwoju. Przy tym obecna sytuacja światowa rozwija się w sposób niekorzystny. Akcja USA w Iraku spowodowała osłabienie znaczenia instytucji multilateralnych, zwłaszcza ONZ. Sytuacja będzie więc prawdopodobnie ewoluowała albo w kierunku umacniania się hegemonii USA, albo tworzenia się układu policentrycznego z kilkoma silnymi ośrodkami.
W rezultacie raczej nie podzielam optymizmu Witolda Nieciuńskiego co do możliwości znalezienia nowej niekapitalistycznej formy urządzenia świata. Na pewno zaś nie sądzę, aby właściwy kierunek przemian wskazywały Chiny Ludowe. Chiny realizują - na nieporównanie większą skalę - program podobny do tego, który my realizowaliśmy w Polsce w latach 80.: urynkowienie gospodarki przy utrzymywaniu autorytarnego reżimu politycznego. Taki program jest dobry w początkowym okresie przemian, ale z biegiem czasu musi doprowadzić do zasadniczych zmian politycznych. Chiny nie są na drodze do systemu niekapitalistycznego. W gospodarce wprowadzają
112 Forum
kapitalizm z wielkim upodobaniem. W polityce są krajem niezapewniającym swobód obywatelskich. Trudno takie cechy uznać za wyrażające dążenia lewicy socjaldemokratycznej.
Nie spieram się z zarysowanymi tu celami i zadaniami. Problemy zaczynają się oczywiście wtedy, gdy zaczynamy mówić o sposobach realizacji. Profesor Nieciuński tym się nie mógł zająć, więc ograniczył się do wyrażenia niepokojów i wątpliwości, które w znacznej mierze podzielam. Najbardziej trapi mnie pytanie, czy w okresie tworzenia ustroju gospodarczego opartego na prywatyzacji gospodarki i mechanizmach wolnego rynku można w ogóle zapewnić taki typ rozwoju, w którym zwiększona efektywność gospodarowania przynosić będzie rzeczywistą poprawę warunków życia całemu społeczeństwu, a nie tylko pewnym jego grupom. Póki to się nie udaje, pojawia się rosnąca masa zdesperowanych ludzi, niemających stałych środków do życia. Po przekroczeniu pewnej granicy łatwo o doprowadzenie do stanu wrzenia społecznego, które może poważnie zakłócić bieg rozwoju gospodarczego i zagrozić utrwalaniu się systemu demokratycznego.
Witold Nieciuński szuka odpowiedzi w podnoszeniu kwalifikacji i kultury społeczeństwa, w przeciwstawieniu się „ogłupiającej kulturze rozrywkowej” i konsumeryzmówi oraz w podniesieniu poziomu moralnego. Pisząc to, zapomina jakby o tym, że świat współczesny w epoce globalizacji poddany jest przemożnej penetracji „kultury amerykańskiej” . Nie ulegają tej penetracji, jak dotychczas, tylko kultury o starych i głęboko zakorzenionych tradycjach, jak chińska czy japońska. Ulega jej w bardzo wyraźny sposób znaczna część Europy, a w niej na pewno Polska. To, czemu słusznie chciałby się przeciwstawiać Nieciuński, to właśnie podstawowe cechy tej amerykańskiej kultury, która przenika do nas tysiącem kanałów, pretendując do reprezentowania nowoczesności. Przenika do systemu edukacyjnego i sprawia, że proces podnoszenia kwalifikacji też zaczyna być nastawiony na ideologię powszechnej komercjalizacji i na konkurencję rynkową. Pewnie inaczej być nie może, bo odpowiada to megatrendom światowym. Czy można myśleć o przeciwstawieniu się tym megatrendom?
Profesor Nieciuński skupia uwagę na koncepcji pożądanej formy ustrojowej i dostrzega ją w „kapitalizmie efektywnościowo-redystrybucyjnym”, którego kształtowanie uważa za zadanie dla lewicy. Kierunkowo koncepcję tę trudno kwestionować. Po pierwsze bowiem, zarówno z przyczyn etyczno-moralnych, jak i czysto pragmatycznych, niezbędna jest obrona przed wytwarzaniem się rosnącej nierówności społecznej, przed rozszerzaniem się obszarów nędzy i marginalizacją znacznych grup społecznych. Po drugie, w dzisiejszym świecie - w którym mamy za sobą doświadczenie boleśnie nieudanej próby zastąpienia kapitalizmu innym systemem, pretendującym do sprostania wymaganiom sprawiedliwości społecznej - jest jasne, że rozwiązań z zakresu tej sprawiedliwości trzeba szukać w ramach prywatno-kapitalistycznego systemu rynkowego, a nie poza nim. Dość łatwo zgodzić się, że dla Polski pragnęłoby się takiego scenariusza rozwoju, w którym trwały wzrost gospodarczy zbliżałby nas coraz bardziej do rozwiniętych krajów Europy i świata, szybko podnosząc materialny poziom życia społeczeństwa i tworząc warunki dla likwidowania dystansu cywilizacyjnego - technicznego, organizacyjnego, instytucjonal
Zdzisław Sadowski 113
nego i społeczno-kulturowego i dla wkomponowania się w roli pełnoprawnego partnera w rozwój gospodarki światowej.
Pojawia się jednak problem. Otóż w tym proponowanym ustroju wielką rolę przyznaje autor państwu. Nie jest to prosta sprawa. Koncepcja ta wymaga znacznie ściślejszego zdefiniowania, czai się w niej bowiem formuła autorytarnego państwa, której się obawiam.
Podobnie jak profesor Nieciuński, aktywną rolę państwa w oddziaływaniu na gospodarkę i warunki życia społecznego także uważam za niezbędną. Podstawowe wolności i prawa człowieka nie mogą być zapewnione tam, gdzie istnieją znaczne obszary nędzy, masowego bezrobocia oraz zaniedbań w dziedzinie ochrony zdrowia i środowiska naturalnego, edukacji i kultury. Obowiązek odgrywania aktywnej roli w przeciwdziałaniu tym schorzeniom przypada więc państwu jako nadrzędnej organizacji społecznej. Zadaniem państwa jest realizowanie takiej koncepcji rozwoju, która obejmuje nie tylko intensywny wzrost gospodarczy, lecz także uzgodnioną na lata formułę polityki społecznej, zapewniającej sprawiedliwe uczestnictwo obywatelskie w dochodzie narodowym, niedopuszczają- cej do rozszerzania się obszarów ubóstwa i przeciwdziałającej spychaniu znacznych grup społecznych na margines. Warunkiem realizacji tej koncepcji jest przekształcanie struktury gospodarczej w stronę gospodarki opartej na wiedzy i cywilizacji informatycznej. Wymaga to aktywnej polityki państwa, nakierowanej na modernizację struktury produkcji.
Otóż widzę dwa podstawowe warunki powodzenia w realizacji tych zadań. Jednym jest zapewnienie wysokiej sprawności aparatu państwowego zarówno w zakresie decyzyjnym, jak i wykonawczym. Drugim jest zdolność do utrzymywania poparcia społecznego dla funkcjonowania państwa, co wymaga działania na podstawie demokratycznego ustroju politycznego, opartego na szerokiej partycypacji społecznej w decydowaniu o kierunkach i formach rozwoju. Potrzebne jest więc odrzucenie etatyzmu przez właściwe określenie granic kompetencji aparatu państwowego i zastosowanie zasady pomocniczości państwa. Oznacza to zapewnienie znacznej roli organizacji samorządowych i pozarządowych, w tym zwłaszcza samorządu terytorialnego, które powinny przejmować stopniowo coraz większą część funkcji państwa w życiu społecznym.
Tymczasem jednak państwo jest bardzo podatne na różnego rodzaju ułomności, czego doświadczamy wyraźnie w obecnej Polsce. Ponadto, powtarzającą się cechą doświadczenia historycznego ludzkości jest, że tam, gdzie ustrój demokratyczny nie daje sobie rady z problemami społecznymi, łatwo dochodzi do prób zapanowania nad tą sytuacją przez wprowadzenie systemu autorytarnego. Dopóki będzie rosła masa ludzi dotkniętych bezrobociem i ubóstwem, będą oni skłonni z desperacji ulegać populistycznym hasłom potencjalnych dyktatorów, z reguły o orientacji prawicowej, gdyż lewica obarczona ciężarem odpowiedzialności historycznej będzie się wystrzegała jakiejkolwiek próby odejścia od zasad demokracji. Jest więc prawdopodobne, że w Polsce nieprędko uda się stworzyć prawdziwie demokratyczne społeczeństwo i sprawne państwo. Te ograniczenia skłaniają do ostrożności w formułowaniu koncepcji silnego państwa.
Jak widać z powyższych rozważań, artykuł Witolda Nieciuńskiego pobudza do refleksji i na tym polega jego podstawowy walor, za który należy się autorowi uznanie.
114 Forum
Andrzej Stasiak
Wyższa Szkoła Ekonomiczna w Białymstoku
Wielofunkcyjna wieś polska - wyzwanie pierwszej połowy XXI wieku
Rozważając zagadnienie celów modernizacji W. Nieciuński napisał, że przebudowa i unowocześnienie wsi i rolnictwa stanowi gigantyczne zadanie, którego rozwiązanie należy oprzeć na zasadzie „dezagraryzacji”, tj. przekształcenia struktury zatrudnienia ludności wsi przez zwiększenie udziału pracujących w zawodach nierolniczych. Ta zasadniczo słuszna teza wymaga z jednej strony pewnego sprostowania, z drugiej bliższego zilustrowania charakteru i ogromu tego zadania. Pojęcie dezagraryzacji wskazuje jedynie, jaka wieś nie powinna być, bardziej prawidłowe wydaje się określenie „wieś wielofunkcyjna”, które w sposób pozytywny określa kierunek przemian i jej przyszłą strukturę gospodarczo społeczną.
Problemy przebudowy wsi, jakie tu chciałbym zasygnalizować, wymagają poważnych studiów i szerokiej publicznej dyskusji. W krótkim z konieczności eseju będę mógł jedynie zwrócić uwagę na wiązkę tematów związanych z konieczną transformacją wsi polskiej. Dotyczy to: a) zagadnień struktur społecznych i ich przemian, b) skomplikowanej materii ekonomicznej, c) polityki przestrzennej i regionalnej, d) problematyki środowiska przyrodniczego i tzw. zrównoważonego rozwoju (ekorozwoju). Tematyki te chociaż różnorodne, jednak są ściśle ze sobą powiązane i należałoby je rozważać kompleksowo we wzajemnych uzależnieniach.
Aby ułatwić czytelnikowi orientację w tych rozważaniach, należy poświęcić nieco miejsca charakterystyce wsi polskiej. Obecnie obszary wiejskie zajmują ponad 90% terytorium państwa polskiego i są zamieszkane przez 38,2% ludności naszego kraju, blisko 14,62 min osób.
W XX wieku zmieniły się zasadniczo proporcje między ludnością miast i wsi w Polsce. II Rzeczpospolita Polska była krajem o zdecydowanej przewadze ludności wsi i utrzymującej się z rolnictwa. I tak w latach 1921, 1931, 1938 ludność wiejska w Polsce stanowiła odpowiednio: 75,1%, 72,6%, 70%, ludność utrzymująca się z rolnictwa, ogrodnictwa i leśnictwa w skali kraju stanowiła odpowiednio 63,8%, 60,9%, 59,1%, czyli do 1939 r. Polska była krajem wybitnie rolniczym, stosunkowo ludnym.
Po zakończeniu II wojny światowej i w nowych granicach państwa polskiego ten charakter przewagi wsi nad miastem utrzymuje się nadal Według Powszechnego Sumarycznego Spisu Ludności z 14 lutego 1946 r. ludność Polski ogółem wynosiła 23,9 min, z tego na wsi mieszkało 16,1 min (68,2%). Dopiero w wyniku gwałtownych procesów uprzemysłowienia lat 50. oraz wielkiego strumienia migracji wieś - miasto i zmian administracyjnych, w 1960 r. udział ludności wiejskiej spadł do 51,7% i zmalał w liczbach bezwzględnych do ok. 15,2 min. W następnych dekadach, zwłaszcza latach 1971-1980, migracje wieś - miasto doprowadziły do wyraźnej przewagi ludności miejskiej w Polsce.
Andrzej Stasiak 115
Według NSP 2002, na ogólną liczbę ludności w Polsce - 38,2 min, w miastach mieszkało 23,6 min osób - 61,8%, na wsi 14,6 min osób - 38,2%.
Tak więc w okresie 1946-2002 nastąpiły następujące zmiany w liczbie ludności ogółem i proporcjach ludności miejskiej i wiejskiej.
1946 2002Ludność w min Ludność w % Ludność w min Ludność w %
Ogółem Polska 23,9 100 38,2 100Miasta 7,5 31,8 23,6 61,8Wieś 16,1 68,2 14,6 38,2
W wyniku procesów migracji, zmian administracyjnych oraz przyrostu naturalnego ludność miejska jest dominująca w Polsce. Wzrosła prawie o 16 min, gdy ludność wiejska zmniejszyła się w liczbach absolutnych, ostatnio oscyluje wokół 15 min i zasadniczo zmalał jej udział w liczbie ludności ogółem - z ponad 2/3 do niespełna 2/5. Spowodowane to było intensywnymi procesami uprzemysłowienia i urbanizacji, zgodnymi z ogólną tendencją światową, które skończyły się na początku dekady 1990-2000, co wiąże się z transformacją społeczno-gospodarczą, jaką obecnie przechodzimy. Jak wiemy, po 1990 r. zabrakło impulsów do podtrzymywania dotychczasowych trendów w wyniku dwóch czynników: a) rosnącego stale bezrobocia, które osiągnęło skalę ponad 3 min osób, b) zakończenia rozwoju budownictwa uspołecznionego w miastach.
Powstaje więc pytanie co dalej ze wsią polską, gdyż rozdrobniona gospodarka rolna opierająca się na niewielkich gospodarstwach indywidualnych, średnio 7 ha, nie zapewni w dłuższym horyzoncie czasu odpowiedniego poziomu życia ludności z nią związanej. Nadal, w świetle Powszechnego Spisu Rolnego 2002, ok. 8,5 min mieszkańców wsi, czyli ok. 58% ogółu ludności wsi, zamieszkiwało w gospodarstwach domowych z użytkownikiem gospodarstwa rolnego i działek rolniczych. Natomiast ludność związana z gospodarstwem rolnym o powierzchni 1 ha i więcej stanowiła 6,5 min osób, tj. 44,4% ogółu ludności wsi.
Z danych tych wynika, że w zasadzie tylko ok. 40-50% pracujących mieszkańców wsi w 2002 r. ma wyłączną i główną pracę w swoim gospodarstwie rolnym. Tak więc niepostrzeżenie wieś polska staje się wsią wielofunkcyjną, tzn. taką wsią, jakimi są w większości obszary wiejskie w Unii Europejskiej. O procesie tym i jego nieuchronności dyskutowaliśmy na sesji Komitet Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN organizowanej wspólnie z SGGW Warszawa w roku 2000. Proces ten był przewidziany już w latach 50. XX w. w sensie docelowym przez wybitnego francuskiego uczonego Jeana Fourastie (Le grand espoir du XXe siecle).
Warto by się zastanowić co dalej ze wsią polską. Wiadomo, że z ekonomicznego punktu widzenia trwałość w przyszłości mogą mieć jedynie gospodarstwa fermowe o powierzchniach 20-50 ha oraz gospodarstwa wielkofermowe o powierzchni powyżej 100 ha. Tych pierwszych może być w Polsce ok. 200-300 tys., tych drugich jest obecnie ok. 6,5 tys. Tak więc zdecydowana większość gospodarstw indywidualnych nie będzie
116 Forum
stanowić bazy ekonomicznej dla rodzin. Nawet zakładając, że część mniejszych gospodarstw nastawi się na produkcję wysokospecjalizowaną m.in. na produkcję ekologiczną, część poświęci się agroturystyce, tam gdzie są odpowiednie warunki środowiska przyrodniczego. Jednak liczba tego rodzaju podmiotów gospodarczych nie przekroczy 700-800 tys. gospodarstw indywidualnych. Z prostego rachunku wynika, że dla ok. 1,2-1,4 min rodzin związanych dziś z gospodarstwem indywidualnym należy szukać możliwości zatrudnienia pozarolniczego1.
Występują tu różne możliwości, które wymagają szczegółowego opracowania i omówienia. Zgodnie z nową ustawą o zagospodarowaniu przestrzennym, obowiązującą od 11 lipca 2003 r. w każdym planie zagospodarowania przestrzennego należy opracować plan tzw. obszarów metropolitalnych. O co tu chodzi?
Chodzi o to, aby powiązać duże ośrodki miejskie w sprawnie działającą sieć z otaczającymi terenami wiejskimi, podlegającym procesom urbanizacji. Stanowi to możliwość sprawnych dojazdów do pracy dla ludności wiejskiej, bez przenoszenia miejsca zamieszkania.
Również powinno to ułatwić lokalizację małych i średnich przedsiębiorstw na terenach wiejskich powiązanych z dużymi ośrodkami miejskimi.
Następną sprawą jest ułatwienie rozwoju firm obsługujących w szerokim tego słowa znaczeniu ludność wiejską zamieszkałą na terenach oddalonych od większych ośrodków. Dotyczy to zwłaszcza ośrodków gminnych i małych miast, spełniających bardzo ważną rolę w obsłudze ludności wsi. W 2001 r. na obszarach wiejskich było zarejestrowanych w tzw. Regon - 724,2 tys. podmiotów gospodarczych. Gdybyśmy rozwinęli działalność tego rodzaju i umożliwili powstanie następnych ok. 500-700 tys. tego typu przedsiębiorstw, w dużej mierze wypełnilibyśmy lukę w zatrudnieniu, jaką spowoduje wypadanie gospodarstw rolnych z produkcji. Tu również należy podkreślić konieczność współdziałania samorządów wiejskich z samorządami małych miast.
Następnym polem jest problematyka szeroko pojętej rekreacji. Polskie obszary wiejskie dostarczają szerokiego wachlarza możliwości wypoczynku od brzegów morskich przez krainy jezior i lasów, meandry polskich rzek, do terenów podgórskich i górskich plus liczne uzdrowiska. Pamiętajmy, że w miastach polskich żyje ok. 24 min mieszkańców spragnionych kontaktów z przyrodą. Trzeba tylko dać większą szansę rozwoju krajowej turystyki2.
Z problemem turystyki i rekreacji wiąże się bardzo ściśle problematyka ochrony środowiska. Otóż w Polsce ok. 30% powierzchni stanowią obszary chronione o różnym stopniu ochrony. Trzeba sobie zdać sprawę, że niemal całość tych obszarów chronionych znajduje się na terenach administracyjnie wiejskich. Są to obszary parków narodowych i rezerwatów przyrody zajmujące ok. 1,5% powierzchni kraju. Jednak w wyniku naszego
1 Więcej szczegółów na ten temat patrz: „Problemy zagospodarowania terenów wiejskich w Polsce. Biuletyn KPZK PAN”, Zesz. 207, pod red. A. Stasiaka, Warszawa 2003.
2 T. Lijewski, B. Mikułowski, J. Wyrzykowski, Geografia turystyki Polski, PWE Wyd. IV zmienione, Warszawa 2002.
Andrzej Stasiak 117
wejścia do Unii Europejskiej będziemy musieli dostosować się do Europejskiej Sieci Ekologicznej „Natura 2000” będącej efektem realizacji dwóch dyrektyw Unii Europejskiej, tzw. Dyrektywy Ptasiej i Dyrektywy Siedliskowej. Prace w Polsce zostały w tym zakresie podjęte i ich efektem są projekty ekologicznej sieci „Natura 2000” w Polsce, obejmującej ok. 13-15% powierzchni kraju. Problematyka ta została przedstawiona w opracowaniu Ekologiczna Sieć „Natura 2000”3.
Z pewnością jest to wielka szansa zachowania tzw. bioróżnorodności w Polsce, ale realizacja tej szansy będzie wymagała sporych nakładów finansowych oraz współdziałania samorządów terytorialnych i pojedynczych właścicieli prywatnych gruntów. Wiąże się również ściśle z ochroną środowiska przyrodniczego i jego wykorzystaniem zarówno w sensie ekonomicznym, jak i dla rekreacji ludności, a także realizacji programu „Natura 2000”. Lasy stanowią ok. 30% powierzchni kraju i spełniają ogromną rolę jako „fabryka” czystego powietrza, gwarant obiegu wody w przyrodzie oraz zaspokojenia potrzeb przemysłu i budownictwa w surowce, a także tereny rekreacji i chronionego środowiska. Na szczęście większość lasów stanowi własność państwa i dzięki temu została ochroniona przed rabunkową gospodarką, której przykład mieliśmy po prywatyzacji PGR-ów. To niechlubna karta w dziejach transformacji w Polsce i dziś nikt nie chce się przyznać, że doprowadziło to do degradacji gospodarczej ok. 2 min ha użytków rolnych i degradacji społecznej ok. 0,5 min rodzin związanych z PGR-ami. Myślę, że ten przykład powinien być ostrzeżeniem przed zakusami „prywatyzacji” lasów państwowych.
Na zakończenie chciałbym podkreślić, iż wieś polska mimo niesprzyjającej polityki państwa po 1948 r. osiągnęła niezły poziom cywilizacyjny zawdzięczając to w głównej mierze własnym nakładom pracy i środków. Jeśli w 1931 r. średnio przypadało ok. 3 osób na izbę i mieszkania 1- i 2-izbowe stanowiły ok. 90% ogółu mieszkań, to w roku 2002 przypadało na 1 izbę na wsi 0,95 osoby, a średnia wielkość mieszkania wynosiła ok. 85 m2. W tymże roku ok. 93% mieszkań na wsi stanowiły własność osób fizycznych. W miastach odpowiednio 37,5%. Mieszkania 1- i 2-izbowe stanowiły zaledwie 13%, a 5- i więcej izbowe ok. 1/3 mieszkań wiejskich4.
Około 70% mieszkań posiadało wyposażenie w wodociąg, ustępy, łazienkę. Zaledwie 13% nie posiadało wodociągu. Ten wielki postęp związany był z rozwojem sieci wodociągowej. Niestety nie nadążał za nią rozwój sieci kanalizacyjnej i oczyszczalni ścieków. Inicjatywę w tym kierunku wykazują samorządy terytorialne - gminy, wspierane bardzo istotnie w latach 90. przez Narodowy i Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Można z całą rzetelnością stwierdzić, iż Fundusze te są chyba najbardziej udaną dziedziną transformacji. Podobno jednak są poważne zakusy, aby ograniczyć ich działalność. Może to przynieść nieprawdopodobne straty zarówno dla społeczności z nich korzystających, jak i dla środowiska przyrodniczego.
3 M. Makomaska-Juchiewicz, S. Tworek (red.), Ekologiczna Sieć Natura 2000. Problem czy szansa, Instytut Ochrony Przyrody PAN, Kraków 2003.
4 Mały Rocznik Statystyczny 1939, GUS 1939, Raport z wyników NSP 2002 ludność i mieszkanie GUS, Warszawa 2003.
118 Forum
Marek Tabin
Uniwersytet Warszawski
Z czym do Europy?Główny wątek tekstu Witolda Nieciuńskiego biegnie następującym torem: zmiana
ustroju w 1989 roku, a wkrótce także wstąpienie do Unii Europejskiej są szansą na modernizację Polski. Szansa ta jednak nie zrealizuje się sama przez się, automatycznie i bez naszego wysiłku. Aby się zrealizowała, konieczne są nasze starania - i autor pisze, jakie winny one być i do czego zmierzać.
To słuszne postawienie sprawy prowokuje jednak wiele dalszych pytań, np., jak ma się modernizacja kraju (gospodarki, struktur zarządzania, infrastruktury itd., itd.) do - mówiąc może nieco metafizycznie - modernizacji duszy, czy my (to znaczy większość aktywnych obywateli III RP) tej modernizacji tak naprawdę chcemy, a także - jeśli tak, to w jaki sposób miałaby się ona dokonać.
Zajmę się tu tylko jedną sprawą dotyczącą pewnego warunku koniecznego modernizacji. Niechętny stosunek Polaków do państwa, także własnego, także wywalczonego z wielkim poświęceniem, jest powszechnie znany i był wielokrotnie opisywany. Pisze się też, że ta niechęć jest skutkiem długiego okresu nieposiadania własnego państwa, co mogłoby być logiczne jedynie wówczas, gdyby inni Polacy o niepodległość walczyli (i w zasadzie wszyscy zginęli), inni zaś dzisiaj rezultatów tamtej walki nie szanowali. Czyli, że nie jest logiczne.
Krótko mówiąc, wydaje mi się, że mocniejszego zaakcentowania wymaga sprawa roli państwa w procesie dziejącym się w Polsce od 1989 roku. Wciąż pokutuje u nas przekonanie, że przedtem państwo miało stanowczo zbyt wiele do powiedzenia. Uważam ten pogląd za niesłuszny. Literalnie do powiedzenia państwo rzeczywiście miało wiele, a to dlatego że, po pierwsze, dzięki cenzurze nie słyszało się raczej poglądów alternatywnych, a po drugie, właśnie wtedy kształtowała się doktryna - dziś mająca w głowach polityków pozycję monopolistyczną - że rządzenie polega na wydawaniu ustaw. Już wówczas jednak państwo było bardzo mało skuteczne i stopniowo jego aktywność ograniczała się wyłącznie do wydawania aktów prawnych, których ich adresaci czasem nawet w ogóle nie znali.
Po 1989 roku walka z państwem stała się właściwie głównym elementem programu realizowanego przez nowy ustrój. Stroną aktywną były tu ugrupowania prawicowe, które powołują się przy tym na ideologię liberalną, choć ani liberalizm, ani neoliberalizm nie mają z takim poglądem nic wspólnego. Przy okazji zauważmy jednak, że opinia w tej sprawie winna zależeć od aktualnych potrzeb kraju, a nie od jakiejkolwiek ideologii, choćby nawet właściwie zrozumianej, co zresztą akurat w tym przypadku nie nastąpiło.
Niestety, lewica dotychczas nie zdobyła się choćby na publiczne zadanie pytania, czy państwo jest nam potrzebne i ewentualnie do czego. Przeciwnie, dopasowała się, choć z pewnym ociąganiem, do programu prawicy. W ten sposób w Polsce realizowany jest
Marek Tabin 119
eksperyment polegający na wprowadzeniu w skali całego państwa anarchizmu w jego najbardziej radykalnej postaci. Żeby było śmieszniej, ugrupowania określające się jako anarchistyczne w ogóle tego nie zauważają - chyba dlatego, że również dla nich poglądy polityczne są pretekstem do agresji, a nie celem do realizacji. Wszystko to będzie niewątpliwie wdzięcznym terenem badań dla politologów przyszłości.
Potrzebą chwili jest napisanie - najlepiej przez jakiegoś rozgarniętego ucznia szkoły podstawowej, który nie otarł się ani o wartość dodatkową, ani o styropian - wypracowania na temat „Uzasadnij, dlaczego lepiej jest mieć własne państwo, niż go nie mieć”. By napisać takie wypracowanie, trzeba mieć tylko trochę zdrowego rozsądku i identyfikować się z krajem, w którym się mieszka. Ludzie bardzo młodzi częściej spełniają te warunki. Przyznam, że jednym z najbardziej przerażających momentów ostatnich lat była dla mnie propaganda prounijna (przed referendum - wygranym!!!) oparta na pomyśle: „jeśli wstąpimy, to każdy będzie mógł wyjechać”. Jakoś nikt nie zauważył, że to zdanie znaczy również, że wszyscy będziemy mogli wyjechać. Wydaje mi się także, że istnieje bezpośredni związek między polityką najwyższych władz kraju oraz tzw. elit politycznych w stosunku do państwa jako instytucji (polityką lekceważenia, osłabiania, kompromitowania, okradania i w perspektywie likwidacji), a przestępczością. Bohaterowie wielkich afer złodziejskich byli, moim zdaniem, po prostu ludźmi racjonalnymi. Argument: „jeżeli to wszystko jest do kasacji, to dlaczego nie ja mam na tym skorzystać?” jest, moim zdaniem, zupełnie logiczny.
Dlatego myślę, że zadaniem pierwszoplanowym jest odbudowa w Polsce (po zniszczeniach 1939 roku i wszystkich późniejszych) prawdziwego państwa. Jest ono potrzebne tym rządzącym, którzy nie nastawiają się na likwidację polskiej państwowości - umożliwi im przeprowadzanie poważnych zmian ustrojowych przy poparciu ludności. Jest też potrzebne przedsiębiorcom do ochrony przed nieuczciwą konkurencją, która jest czynnikiem silnie hamującym rozwój gospodarczy. Jest wreszcie potrzebne zwykłym obywatelom, którzy będąc w kraju chcą być kompetentnie rządzeni, a będąc za granicą nie chcą się za swoje państwo wstydzić.
Wreszcie - państwo potrzebne jest także do tego, by realizować właśnie te cele, o których pisze Witold Nieciuński. W tej sprawie panują u nas obecnie dwie doktryny, a żadna nie przewiduje dla państwa istotniejszej roli w tym procesie. Pierwsza głosi, że wystarczy wybrać odpowiedni mechanizm (kiedyś mówiło się „ustrój”), a modernizacja nastąpi sama, na mocy działania mechanizmu ustrojowego. Druga głosi, że z wdzięczności za obalenie komunizmu Zachód nam tu zbuduje Zachód i nawet niczego za to nie zechce. Pierwsza jest powtórką z PRL-owskiej wiary w mechanizmy ustrojowe. Druga - powtórką z wiary dawniejszych polskich komunistów, że rewolucja i całe z niej wynikające szczęście przyjdą z zewnątrz. Czy naprawdę ci antykomuniści muszą być tak strasznie komunistyczni?
W Polsce nie mamy do czynienia z rozwojem opartym na naturalnych stymulatorach (takich np. jak etyka protestancka), który tworzy rozwinięty kapitalizm w okresie 2-3 wieków. Mamy do czynienia z nadganianiem. Na jakiej podstawie ludzie nami rządzący myślą, że nadganianie oparte tylko na mechanizmach ustrojowych może u nas być skutecz
120 Forum
ne w o wiele krótszym czasie, przy znacznie bardziej roszczeniowych postawach społeczeństwa, bez wspierania ze strony państwa i w dodatku w sytuacji, gdy jest ono (nadganianie) w oczywisty sposób niezgodne z celami tych, których gonimy? Nie wiem, chętnie usłyszałbym odpowiedź na to pytanie.
Z mojego punktu widzenia tekst Witolda Nieciuńskiego tryska optymizmem. Jego autor pisze systematycznie i porządnie, co należy zrobić, by zmodernizować Polskę. Innymi słowy, widzi trudności, ale wierzy w skuteczność tego przedsięwzięcia. Mnie zaś wydaje się, że jak dotychczas dokonaliśmy rewolucji w zakresie języka i nazewnictwa (nie tyle promodernizacyjnej, ile proamerykańskiej), a także stworzyliśmy nową nowomowę, skuteczniejszą niż poprzednia. Rozwinęliśmy też pewne inne sektory pozorów. Ale do Unii Europejskiej wstępujemy, niestety, ze słomą i w butach, i w głowie.
Jerzy Wilkin 121
Jerzy Wilkin
Uniwersytet Warszawski
Jaki kapitalizm?Jest to tekst fundamentalny, zarówno ze względu na problematykę, której dotyczy, jak
i pytania, które formułuje. Zakres rozważań zawarty w tym artykule jest niezmiernie szeroki: od spraw globalizacji, refleksji nad istotą systemów ekonomicznych i transformacji systemowej oraz integracji europejskiej do spraw o charakterze moralnym i etycznym.
W tytule artykułu i wielokrotnie w jego treści używany jest termin „modernizacja”. Nie jest natomiast jasne, co Autor rozumie przez to pojęcie. Wyjaśnienie i sprecyzowanie tego pojęcia jest natomiast ważne, zarówno dla zrozumienia głównych myśli Autora, jak i dla dokonania ich krytycznej oceny. Modernizacja kojarzona jest na ogół z czymś pozytywnym, chociażby z tego względu, że określenie „nowoczesny” ma wydźwięk pozytywny, a „zacofany” czy „przestarzały” - raczej negatywny. Rozważania o modernizacji wymagają zdefiniowania punktów odniesienia i kryteriów oceny. Z treści artykułu można wywnioskować, że punktem odniesienia analiz przeprowadzonych przez prof. Nieciuń- skiego jest zarówno dawny socjalizm państwowy, idee socjalizmu jako takie, współczesny kapitalizm, globalizacja, Unia Europejska, jak i przemiany w Polsce w okresie transformacji. Czy modernizacja polega na pełnym włączeniu się w proces globalizacji, całkowitym odejściu od idei socjalizmu, sprawnej adaptacji do warunków Unii Europejskiej, uzyskaniu przez gospodarkę wysokiej konkurencyjności itd.? Autor omawianego artykułu ma poważne wątpliwości, co do tak sformułowanych kryteriów modernizacji, chociaż nie wyraża ich bezpośrednio. Prof. Nieciuński dokonuje krytycznej oceny wszystkich powyższych zjawisk (transformacji, globalizacji, integracji, ekonomicznej liberalizacji itp.), a więc uzasadnione jest pytanie, co jest pozytywnym punktem odniesienia dla „polskiej modernizacji”? W najogólniejszym sensie, Autorowi zapewne chodzi o taką modernizację, która posuwa nasz kraj w „dobrym kierunku”? Uważna lektura artykułu pozwala w przybliżeniu zrekonstruować, co Prof. Nieciuński uważa za ten „dobry kierunek” . Artykuł ma w większości charakter normatywny. Autor powołuje się na stwierdzenie E. Hobswama: „kto żył w tym wieku [tzn. w XX w. - J.W.], nie może powstrzymać się od formułowania sądów”. Można do tego dodać, że nie może również powstrzymać się od stawiania pytań o charakterze fundamentalnym. Prof. Nieciuński stawia w swoim artykule wiele takich pytań. Dotyczą one m.in. ocen poprzedniego ustroju i wniosków, jakie powinniśmy z niego wyciągnąć. Wiele pytań związanych jest z pożądaną formą ustroju, do którego powinniśmy zmierzać w naszym kraju. Autor nie ukrywa swoich sympatii do socjalistycznych wartości i socjalistycznego ładu społeczno-gospodarczego. W zamieszczonej w artykule krytyce socjalizmu państwowego, jakiego doświadczył nasz kraj, odczuwa się nutkę żalu z powodu niewykorzystanych szans, jakie dawał socjalizm „zainstalowany” w naszym kraju po II wojnie światowej. Zgadzam się że jakieś możliwości poprawienia czy udoskonalenia tego ustroju istniały, ale całość była zbudowana na „chorych” funda
122 Forum
mentach i nie miała szans przetrwania na dłuższą metę. Podoba mi się sformułowanie użyte na początku lat 90. przez dziennikarza Leona Bójkę, że socjalizmu państwowego nikt nie musiał obalać siłą; on po prostu „rozpadł się jak stare gacie” . Tych „gaci” nie warto żałować. Jedyne, czego można żałować, to zmarnowanych zasobów ludzkich i rzeczowych, zniszczonego środowiska, straconego entuzjazmu i czasu rozumianego w kategoriach dystansu rozwojowego do czołówki europejskiej i światowej. Pozytywnym efektem socjalistycznej epoki jest suma doświadczeń i wniosków z tego okresu. Wydaje mi się, że wyszliśmy z tego okresu mądrzejsi, jeśli chodzi o „eksperymenty systemowe”, nieco czujniejsi wobec ideologów i rewolucjonistów.
Przyjęcie dość liberalnej wersji kapitalizmu w Polsce po 1989 r. było m.in. efektem strachu przed kolejnym eksperymentem systemowym. Po odrzuceniu socjalizmu państwowego w Polsce bardzo niewielu stawiało sobie pytanie: „jeśli nie kapitalizm, to co”? Nieśmiałe dyskusje o tzw. trzeciej drodze dotyczyły wyboru jakiejś formy kapitalizmu: „kapitalizmu z ludzką twarzą”, „socjalnej gospodarki rynkowej”, „nowej formy państwa dobrobytu” itp. Rewolucyjność i socjalizm wyszły z mody, nawet na uniwersytetach, chociaż zgadzam się z prof. Nieciuńskim, że odrzucenie socjalizmu państwowego nie oznacza zanegowania socjalistycznych idei. Niektóre z nich to piękne idee! Przy okazji chciałbym wyrazić swoje osobiste credo: jestem gorącym zwolennikiem dyskursu naukowego i społecznego o różnych formach ładu społecznego, gospodarczego i politycznego, a także wyciągania z niego praktycznych wniosków. Wysiłek na rzecz zbudowania „lepszego świata” jest przede wszystkim powinnością intelektualistów.
Prof. Nieciuński jest bardzo krytycznym obserwatorem transformacji postsocjalistycz- nej i budowy kapitalizmu w Polsce. Powiada on: „nie było wówczas [tzn. na początku lat 90. -J .W .] historycznej konieczności tworzenia skrajnie liberalnej formy kapitalizmu, i że nie okazało się to dla Polski w rezultacie rozstrzygnięciem pomyślnym”. Po pierwsze, nie mamy racjonalnych podstaw, aby sądzić, że inna forma kapitalizmu byłaby korzystniejsza, a po drugie, mam wątpliwości, czy była to rzeczywiście skrajnie liberalna forma kapitalizmu. W pierwszej połowie lat 90. kapitalizm był wdrażany w Polsce w sytuacji, kiedy dominowała państwowa forma własności, w mocy pozostawało wiele przywilejów socjalnych dla pracowników, ustanowionych w poprzedniej epoce, rola państwa (rządu) w gospodarce była znaczna, a kapitalistów niewielu. Inna sprawa to wyobrażenie ustroju, jakie można było skonstruować na podstawie deklaracji niektórych przedstawicieli ówczesnej władzy, a zwłaszcza głównego autora reform gospodarczych prof. Leszka Balcerowicza, głoszących apoteozę wolnego rynku i niechęć do interwencjonizmu państwowego, szczególnie w postaci polityki sektorowej: rolnej i przemysłowej. Doświadczenia innych krajów postsocjalistycznych, które wdrożyły mniej radykalne reformy i „łagodniejszą” formę kapitalizmu, nie stanowią mocnej argumentacji przeciwko „polskiemu modelowi transformacji” i „polskiej wersji kapitalizmu”, zwłaszcza jeśli chodzi o efekty makroekonomiczne.
Ważną i pozytywną cechą kapitalizmu, jako formy systemu społeczno-ekonomicznego, jest to, że jest on bardzo elastyczny i pojemny; daje szanse szerokiego wyboru takiej odmiany tego ustroju, który jest najlepiej dostosowany do systemu wartości i warunków
Jerzy Wilkin 123
dominujących w danym kraju. Decyzja o zapoczątkowaniu transformacji od socjalizmu do kapitalizmu nie rozstrzyga wielu innych ważnych decyzji i wyborów systemowych. Wybór kapitalizmu generuje natychmiast następny dylemat: jaki kapitalizm? Jest dokładnie tak, jak w wierszu J. Lieberta: „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę” (jest to fragment przypomniany zarówno przez K. Baczyńskiego, jak i J. Tischnera). Osłabienie dyskusji w sprawach ustroju gospodarczego i społecznego w naszym kraju, widoczne zwłaszcza w ostatnich latach jest nieuzasadnione i niepokojące. Artykuł prof. Nieciuńskiego spełnia z tego względu pozytywną rolę.
Czy wejście Polski do Unii Europejskiej rozstrzyga dylematy ustrojowe? Unia Europejska wymaga spełnienia przez kraje kandydujące dwóch warunków ustrojowych: sprawnie funkcjonującej gospodarki rynkowej i wdrożenia zasad demokracji parlamentarnej. Unia Europejska nie jest blokiem państwo o identycznych cechach ustrojowych; przyjmuje ona możliwość różnych rozwiązań zwłaszcza w zakresie polityki socjalnej, struktury władzy, znaczenia regionów i społeczności lokalnych itp.
Zgadzam się z prof. Nieciuńskim, że kondycja społeczeństwa polskiego i polskiej władzy w przededniu wejścia do Unii Europejskiej nie jest dobra, co może być przyczyną niedostatecznego wykorzystania możliwości, jakie daje integracja europejska oraz wielu rozczarowań z efektów członkostwa, zwłaszcza w pierwszych latach po akcesji. Niepokój powinien budzić, zarówno stan kapitału ludzkiego (poziom wiedzy, kwalifikacji i umiejętności), jak i stan kapitału społecznego, w tym niewielka aktywność obywatelska Polaków. Odczuwany jest kryzys władzy, powszechność korupcji, spadek zaufania do instytucji publicznych, brak autorytetów politycznych, zwiększające się rozpiętości dochodowe w społeczeństwie i wiele innych niepokojących tendencji. Nie sprzyjają one mobilizacji społeczeństwa, tak bardzo potrzebnej w pierwszym etapie członkostwa w Unii. Jak przekonać Polaków, że - jak pisze prof. Nieciuński - „zakładając nawet w najbliższym okresie 10-15 lat wysokie tempo wzrostu, realizacja przedstawionych celów modernizacji wymagać będzie wielkich wyrzeczeń oraz wysokich oszczędności i akumulacji”? Pełne, pozytywne efekty członkostwa naszego kraju w UE będą widoczne dopiero po kilkunastu latach; wcześniej czekają nas głównie „pot i łzy”. Warto jednak podjąć ten wysiłek. Będzie to wysiłek prowadzący do modernizacji naszej gospodarki i społeczeństwa, także w takim sensie, jaki zarysował prof. Nieciuński.
Jest jeden wątek w artykule prof. Nieciuńskiego, któremu nie poświęciłem należytej uwagi; jest nim globalizacja. Proces globalizacji jest zarówno nieuchronny, jak i totalny: przenika on wszystkie sfery naszego życia i wydaje się być poza kontrolą kogokolwiek. Proces ten ma swoje dobre i złe strony. Nie ma w mojej krótkiej wypowiedzi miejsca na ustosunkowanie się do najważniejszych chociażby aspektów globalizacji. Naukowa intuicja podpowiada mi, że w globalizacji stosunków ekonomicznych, a zwłaszcza finansowych, kryje się wielka groźba „globalnych katastrof’ o skutkach trudno wyobrażalnych, nie tylko dla przeciętnego obywatela, ale nawet dla wnikliwych analityków tego zjawiska. Uważam, że dobrze się stało, iż do „globalnej gry” przystąpimy jako członkowie Unii Europejskiej. Ugrupowanie to jest wystarczająco silnym partnerem, aby kształtować niektóre przynajmniej reguły owej gry. Ponadto, Unia Europejska deklaruje przywiązanie do bli
124 Forum
skich, tak prof. Nieciuńskiemu, jak i mnie osobiście, wartości: demokracji, spójności społeczno-ekonomicznej (a więc przeciwdziałania marginalizacji i wykluczaniu), różnorodności społecznej, kulturowej i przyrodniczej, sprawiedliwości społecznej, subsydiarności itd. Myślę, że w ramach Unii Europejskiej łatwiej będzie zrealizować postulowany przez prof. Nieciuńskiego model kapitalizmu „efektywnościowo-redystrybucyjnego, liberalno- -demokratycznego i socjalnego”, niż będąc poza Unią. Obszar Unii Europejskiej jest bardziej pluralistyczny i tolerancyjny pod względem politycznym, społecznym i kulturowym niż jakikolwiek obszar geograficzno-polityczny na naszym globie i to jest podstawą mojego optymizmu w sprawie szans na znalezienie ram systemowych dla budowania „lepszego świata” dla naszego kraju, a także regionu czy społeczności lokalnej.
Questions about social order
The special feature of this issue is debate concerning explanations of the new social order in Poland and remedies to its internal problems after 1989. Professor W. Nieciuński wrote an essay based on five important and basic questions about social order and modernization of Poland. What were the sources of 1989 revolution and decay of the state socialism in the Soviet Union? What changes occurred during restitution of capitalism (systemic transformation) and what consequences did they have? What antagonisms and conflicts shape Poland’s external environment? What kind of goals and activities for modernization should we promote to remove Poland’s civilizational delay? What systemic arrangements can ensure conciliatory resolution of unavoidable internal conflicts as well as creation of conditions favorable to general progress of Polish society and realization of goals necessary for modernization? Twenty prominent figures from Polish academic community agreed to answer and to discuss points made by professor W. Nieciuński.
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
STUDIA
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Kazimierz Krzysztofek
Uniwersytet w Białymstoku Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej w Warszawie
Polska - kraj trzech prędkości
Polska nie przestaje być krajem transformacyjnym, w którym przemiany polityczne, gospodarcze, politycznoustrojowe, kulturowe, prawne wynikały z konieczności odchodzenia od starego systemu. Nie jest jeszcze krajem posttransformacyjnym. Pora jednak powoli zmieniać perspektywę. Widzimy bowiem, że ta transformacja nie zmierza do ja kiegoś punktu docelowego, który gdzieś tam istnieje w czasie, a my się będziemy doń zbliżać. Jest oczywiste, że takiego punktu nie ma, albo ściślej - że jest on ruchomy, bo światowy system kapitalistyczny, którego integralną częścią stała się Polska w latach 90., jest sam poddany silnej dynamice zmian i sam się musi do niej adaptować. Zmiany, które się dziś dokonują w Polsce, mieszczą się już całkowicie w ramach tego systemu, z niej płyną impulsy i wyzwania dla Polski. Wiedza o procesach zachodzących w nim ma zatem dla nas olbrzymią wartość praktyczną - objaśnia realne uwarunkowania rozwoju Polski, problemów, napięć, sukcesów i porażek.
Przed „Big Bangiem”, jaki się zaczął przed ponad 10 laty w Polsce i całym naszym regionie, wiele krajów na wszystkich kontynentach przerabiało - z różnym skutkiem - lekcję modernizacji, czyli przejścia od tradycjonalizmu i zacofania do nowoczesności. „Modernizacja” bardzo ładnie brzmi, o wiele lepiej niż europeizacja, amerykanizacja czy westerniza- cja, nie lokuje źródła rozwoju w Europie, Ameryce czy na Zachodzie w ogóle, czerpie z miło brzmiącego w uszach modern - centralnej idei kultury europejskiej ostatnich 200 lat.
Zmiana wydawała się przewidywalna i niegrożąca komplikacjami czy niespodziankami: znane były wszystkie trzy parametry: punkt wyjścia, kierunek i punkt dojścia. Punkt
128 Kazimierz Krzysztofek
wyjścia to zacofane, trądycjonalistyczne społeczności z wszechobecnym sacrum. Kierunek to industrializacja, urbanizacja, alfabetyzacja, otwarcie na świat. Punkt dojścia: samoczynny wzrost produkcji oparty o rynek i zaszczepienie potrzeb konsumpcyjnych, powszechność norm racjonalnych i świeckich, pluralizm polityczny.
Droga była wyboista, ale kierunek wydawał się słuszny... Jednak okazało się, że mimo dobrego rozeznania w uwarunkowaniach efekty okazywały się różne, całkiem nieprzewidywalne. Liberalny ekonomista powie, że wszystko zależy od dobrej polityki gospodarczej, makro- i mikroekonomii, wszystko inne to czynniki drugorzędne. Bez tego nie można bowiem mówić o dobrym wykonawstwie.
Nie jestem przekonany, czy rzeczywiście. Badając w latach 80. społeczne i kulturowe aspekty modernizacji w krajach niezachodnich nie można było ignorować innych czynników, przede wszystkim kulturowego. Prawda, jest on trudny do zmierzenia, jego wpływ ujawnia się powoli, ale jest to wpływ oczywisty. W skali życia pokolenia da się skonstatować, że nie wystarczy optymalny układ wymiernych parametrów: technologia, finanse, kadry, systemy regulacji i in. Kultura jest parametrem niewymiernym, ale znaczącym: od niej zależy popularna filozofia życiowa, która skłania ludzi do działania lub do pasywności, do wybujałej konsumpcji lub do wyrzeczeń, do włączania kobiety w procesy produkcyjne lub do zamykania jej w domu, do traktowania czasu jako pieniądza lub do niepo- strzegania go w kategoriach ekonomicznych, do niekontrolowanego płodzenia dzieci i skazywania ich na nędzę lub do umiarkowanej reprodukcji, ale z inwestowaniem w potomstwo, jego edukacje i adaptację. Te opozycyjne pary wartości można mnożyć. Nie da się na przykład zrozumieć ostrego kursu modernizacji i jej spektakularnego załamania w Iranie szachów, na gruncie samej teorii ekonomicznej bez uwzględnienia „oprogramowania kulturowego” ludzi. Przykład Iranu pokazał, że nie sztuka coś połknąć, sztuka strawić. Po mistrzowsku opisał to Ryszard Kapuściński w Szachinszahu.
Kontrowersje wokół najskuteczniejszej recepty modernizacji trwały w najlepsze, gdy nagle niemal z dnia na dzień pojawił się nowy klient - Europa Środkowo-Wschodnia, której socjalistyczna modernizacja nie wyszła; okazała się najkrótszą drogą do kapitalizmu, po której - jak w Polsce - poprowadziły naród... związki zawodowe. Padały pytania, czy trzeba koncypować jakiś swoisty model dla tych różnych, ale zważywszy na niedawną przeszłość, pod wieloma względami podobnych krajów. Odpowiedzi były rozmaite. Sprawa wydawała się z jednej strony prostsza, z drugiej jednak nie tak bardzo.
Prostsza, bo te kraje przeszły już jakąś modernizację, wprawdzie wedle kolektywistycznego, a nie indywidualistycznego wzorca, ale zawsze. Z pewnością nie były zacofane wedle skali, jaką mierzono zacofanie Afryki czy Ameryki Łacińskiej.
Trudniejsza, bo w tych krajach eksperymentowano z gospodarką antyrynkową - dwa pokolenia w Europie Środkowej, a trzy w ZSRR wyrosły w takiej ekonomii. Obok więc atutów i obciążeń tradycji „długiego trwania”, które mają wszystkie narody, była „nowa tradycja”, socjalistyczna. Było to z jednej strony cofnięcie, z drugiej zaś pewna zmiana rozwojowa, która przyniosła dość wysoki wskaźnik uprzemysłowienia (dziś mamy kłopoty z tymi „pomnikami wielkiej industrii”), urbanizacji, nieźle jak na ówczesne warunki wykształcone społeczeństwa.
Polska - kraj trzech prędkości 129
Nie było gotowych konceptów rozwoju dla krajów o tak skomplikowanym punkcie wyjścia, trzeba było stosować „rozpoznanie walką”. Co istotne, nie było pewności, czy wcześniejsze recepty będą skuteczne. Przyrządzano je w innych warunkach: dostatku surowców, boomu rozwojowego, sukcesów i ekscesów państwa opiekuńczego. Skończył się optymizm rozwojowy, czas jednego modelu. Pojawiło się mnóstwo tendencji. Nie było wiadomo, jaka wyłoni się z nich wypadkowa. Ralf Dahrendorf przestrzegał, że kraje postkomunistyczne wstępują na nową drogę w niezbyt sprzyjającym momencie, gdy kapitalizm „pozytywistyczny”, kapitalizm wyrzeczeń, jest już wspomnieniem, gdy wszedł w fazę rozbuchanej konsumpcji, gdy stawał się casino capitalism - „robotą w czystym pieniądzu”. Słowem, gdy stał się gorszym kapitalizmem. Kraje dziś rozwinięte dochodziły do bogactwa dzięki wyrzeczeniom, oszczędnościom, tworzeniu własnego kapitału. Nie pławiły się w eskapistycznej kulturze. Obecnie restrukturyzujące się kraje wchodzą w zupełnie innych warunkach: wszechobecnej kultury konsumpcyjnej, naznaczonej efektem demonstracyjnym wysokiego poziomu życia psychologicznie sprzęgniętym z potrzebą naśladownictwa napędzanego strategiami perswazji, reklamy itp.
Jak gdyby tego było za mało, nastąpiła eksplozja globalizacji i informacji, świat znalazł się w zasięgu myszki. Pojawiło się też wyzwanie integracyjne. Świat rozwinięty nie miał już komfortu, że oto poleca sprawdzony model i nie pozostaje nic innego jak tylko go naśladować. Co więcej, najbogatsze kraje same stanęły w obliczu potrzeby adaptacji, nie tak co prawda radykalnej jak my, ale także dość bolesnej. Że nie wszystko wiadomo, którędy iść dalej - widać po dyskusjach europejskich socjaldemokratów wokół „trzeciej drogi” .
Polsce nie wystarcza zatem podstawowa transformacja, jaką tak czy owak trzeba było przejść, żeby wyjść z zapaści. Trzeba iść parę kroków dalej: przystosować się do globalizacji i nowej ekonomii związanej z rewolucją informacyjną. Unijny partner oczekuje od nas nie tylko zintegrowania prawa europejskiego z naszym systemem, ale wiele więcej: jego wdrożenia jeszcze przed akcesją. Bardzo ciężka to zbroja.
Psycholog zwróci uwagę na poważne przeciążenia mentalne. Pomyślmy, w ilu azymutach była kształtowana świadomość zbiorowa Polaków od sierpnia 1980: euforia wolności, trauma stanu wojennego, entuzjazm 1989 r., rozczarowania transformacją, strach przed przyszłością nazywany przez psychoterapeutów „lękiem uogólnionym”. Jaki z tego wyłania się „stan ducha” nie jest w stanie odtworzyć żadne badanie socjologiczne.
Trudność uchwycenia punktu, w którym jesteśmy, wynika więc nie tylko z tego, że współczesnym zawsze trudno odczytać ducha czasu, w jakim żyją, i sensu zmian, jaki przechodzą. Także, a dziś może przede wszystkim z tego, że wpadliśmy w turbulencję, bardzo zagęszczony splot procesów. Działa na nas mnóstwo sił i nikt nie jest w stanie powiedzieć, dokąd nas wiedzie wypadkowa. Najtęższe umysły epoki kapitulują, uciekają w postmodernizm, który unika jak ognia wielkich, odpowiadających na wszystkie pytania, teorii.
Jakoś jednak trzeba pokusić się o kilka refleksji porządkujących. Można pewnie silić się na globalną ocenę polskiej modernizacji, ale niewiele ona wniesie.
Jest wiele argumentów na rzecz tezy, że w różnych płaszczyznach osiągnęliśmy różne efekty i w żadnej z nich postęp nie jest jednoznaczny, bo w tak skomplikowanym świe-
130 Kazimierz Krzysztofek
cie być nie może. Weźmy sferę ekonomiczną. Budzi ona ostre kontrowersje wokół prywatyzacji, korupcji, rażąco niesprawiedliwego podziału kosztów społecznych, zapaści wsi itd. Pozostaje jednak faktem, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat energia Polaków mogła się ujawnić nie w szczelinach sytemu, jak to miało miejsce w czasach PRL, a w nim samym; nie patologicznie, w sferze podziału (słynne „załatwianie” - choć media ciągle donoszą o „załatwiających”), lecz w sferze tworzenia dóbr. Potrzeba działania znalazła jednak ujście. To jest niepodważalnym dobrodziejstwem modernizacji rynkowej.
Inaczej trzeba by szkicować obraz w sferze polityki. Tu ujawniło się najwięcej patologii. Pokuszę się o stwierdzenie, choć mała to pociecha, że byłoby jej o wiele więcej, gdyby nie presja zewnętrzna. Gdyby nie NATO, nie wiadomo, czy mielibyśmy cywilną kontrolę nad armią. Gdyby nie recenzowanie naszych działań przez Unię Europejską lub Radę Europy, nie wiadomo, czy ustrzeglibyśmy się przed jakąś recydywą rządów silnej ręki w całym majestacie demokracji, wolnych wyborów, jak to ma miejsce w wielu krajach „młodej demokracji”, które przestrzegają formalnie demokratycznych procedur, ale nie można powiedzieć, że zatriumfowała w nich wolność.
Samuel Huntington pisał w swej głośnej książce, że największe problemy stwarzają sobie, a w przypadku wielkich także otoczeniu, narody rozdarte (cleft nations), głęboko podzielone na tle drogi rozwoju. W Polsce nadal ujawniają się podziały historyczne, ale - takie jest prawo biologii - będą one wygasać. Nie wiadomo natomiast, czy będą wygasać rozterki na tle miejsca Polski w Europie z Unią, czy bez niej. Jeszcze więc jesteśmy trochę społeczeństwem rozdartym.
To, że mamy klasę polityczną słabą, psującą kapitalizm, podrażającą koszty utrzymania państwa (na domiar złego - niewydolnego), wynika nie tylko z jej słabego przygotowania zawodowego, niskiej moralności publicznej, kultury sprawowania władzy etc., ale także, a może przede wszystkim stąd, że globalizacja - i to jest jej plus - wcześniej czy później wymusza transparentność elit narodowych, ujawnia niekompetencję rządzących tak jak niekompetencję zarządów spółek. Nie jest to tylko nasza specyfika. Sfera governance - zarządzania sferą publiczną - jest piętą achillesową wszystkich dzisiejszych demokracji, nawet tam, gdzie poziom uczenia rzemiosła politycznego jest najwyższy. Korupcja panoszy się wszędzie, można tylko dociekać, gdzie jest jej więcej. Zdaje się, że je dynym sposobem uporania się z korupcją jest zmienić jej definicję.
Nad Wisłą niedomaganie demokracji bierze się nie tylko z niskiej kultury sprawowania władzy, ale także z marnej kultury korzystania z obywatelstwa. Cierpimy na słabość społeczeństwa obywatelskiego, które gdzieś wegetuje w wąskiej niszy między nadal zbyt dużym rządem a ekspansywnym biznesem.
Wiele z tych problemów jest pochodną złej jakości prawa. Mówiąc za Lecem, mamy nie tyle prawo pisane, co źle pisane. To pochodna wielu czynników: kompromisów, złego dziedzictwa itp. Są nadzieje, może nawet nadmierne, że przejęcie dorobku Unii radykalnie uzdrowi prawa. Być może w jakiejś perspektywie tak, ale też nie wiadomo, czy takie prawo nie okaże się ciasnym gorsetem krępującym prężną polską pierś. Kłopot z prawem jest taki, że aby nie było ignorowane, nie powinno odbiegać od ogólnej kultury. Ale takie z kolei petryfikuje struktury i instytucje. Może być innowacją, która z dnia na dzień
Polska - kraj trzech prędkości 131
zmienia rzeczywistość, ale właśnie, jeśli zderza się z kulturą, to wtedy bywa kontestowane. Tak czy owak dotykamy kwestii kultury społecznej.
Od dawna intryguje mnie pytanie, na ile ta kultura rozumiana tu jako sfera samoregu- lacji i samoorganizacji, kapitał rozwojowy, jest jeszcze naszym kapitałem rozwojowym. Wielu wybitnych socjologów, m.in. Francis Fukuyama, u nas Piotr Sztompka dowiodło, że najzdrowszy rozwój ma miejsce wtedy, gdy jest oparty na własnych pokładach regulacji, zaufania, więziach, lojalności, utrwalonych instytucjach. Jeśli tego nie ma, to trzeba to narzucać w postaci prawa, co rzadko jest skuteczne. Często jest to przeniesienie całej sfery regulacji z zewnątrz, tak jak to się dzieje w systemach zarządzania. Rzecz jednak w tym, że żadna kultura nie może się szczycić tylko dobrymi wartościami, wzorami, instytucjami. My też chyba jeszcze nie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, co z naszego dziedzictwa jest dziś dobre i przydatne, a co nie. Obawiam się, że wyczerpujemy dobre zasoby kulturowe, a nie pozbywamy się złych.
Transformacja lat 90. zmieniła bardzo wiele, ale nie zmieniła, bo nie mogła, wszystkiego.
Jest nadzieja, że taki kapitalizm sam się oczyści, jeśli się nie będzie z nim eksperymentować. Może... Wszystko zależy od tego, jak wielki odłam polskiego społeczeństwa będzie mieć możliwość konfrontowania się z normalnością. Wcześniej czy później wymusi to może Unia Europejska. Ale czy sama Unia będzie „normalna”? Co to w ogóle znaczy dziś normalność?
Myślę, że będziemy tym bardziej normalni, im więcej z nas będzie nastawionych nie na adaptację reaktywną, na przetrwanie trudnych czasów, a na przystosowanie wyprzedzające, dające szansę na indywidualny i zbiorowy rozwój. Trudno być optymistą, ale contra spem spero.
Nadal więc przechodzimy proces transformacji, który jest jednocześnie procesem adaptacji do rynku i otwartego systemu społecznego. Wiąże się z tym konieczność odbudowy nieistniejących w poprzednim ustroju instytucji i budowy nowych, związanych z obecnym stadium rozwoju cywilizacyjnego. Jest to olbrzymie wyzwanie dla wszystkich sektorów życia społecznego.
Społeczeństwa o ugruntowanej gospodarce rynkowej i demokracji politycznej dokonują od kilku dekad przejścia od systemu opartego na wielkich scentralizowanych kompleksach przemysłowych ku typowi wytwórczości związanej z wiedzą i przetwarzaniem informacji - technologiami intelektualnymi. Kluczowe dla kapitalizmu industrialnego słowo entrepreneurship jest zastępowane przez intelpreneurship. Coraz więcej ludzkiej energii, twórczości i innowacyjności przenosi się do „świata równoległego” - przestrzeni wirtualnej. Do tego sprowadza się istota przechodzenia od społeczeństwa przemysłowego do poprzemysłowego, zwanego dziś najczęściej informacyjnym.
Złożoność polskich uwarunkowań budowy takiego społeczeństwa polega na konieczności uporania się z wielkimi dysproporcjami rozwojowymi związanymi ze współwystę- powaniem różnych epok historycznych. Po procesie „długiego trwania” odziedziczyliśmy ciągle jeszcze silny sektor przedprzemysłowy: rolnictwo (wraz kulturą i mentalnością chłopską), które w niewielkim stopniu uległo uprzemysłowieniu (nie było kolektywizacji
132 Kazimierz Krzysztofek
czy farmeryzacji; ta pierwsza mogłaby ułatwić drugą, jak to miało miejsce w krajach o skolektywizowanym rolnictwie). Sektor przemysłowy, zawsze relatywnie słaby w porównaniu z krajami najwyżej rozwiniętymi, rozwijał się w II połowie XX w. w kierunku tworzenia wielkich scentralizowanych i hierarchicznych struktur, czemu towarzyszyło świadome eliminowanie mechanizmów rynkowych. Ostatnia dekada była czasem przyspieszonej adaptacji do trzeciego stadium rozwoju - poprzemysłowego i informacyjnego. Był to także czas rodzenia się nowej kultury funkcjonalnej dla nowych technologii. Zadziałał tu korzystnie między innymi czynnik pokoleniowy.
To ukazuje ogrom wyzwania, przed jakim stoi Polska: państwo, gospodarka, społeczeństwo, kultura. Strukturalne ramy naszego bytu są wyznaczane przez prawa rozwoju społeczeństwa o „trzech prędkościach” odpowiadających trzem etapom: przedprzemysło- wemu, przemysłowemu i poprzemysłowemu. Jesteśmy krajem rolniczo-przemysłowo-in- formacyjnym, w którym dwa pierwsze sektory, zwłaszcza rolniczy, wymagają głębokiej restrukturyzacji. W minionym dziesięcioleciu został nią objęty przede wszystkim sektor przemysłowy.
Ta wielosektorowość sprawia, że przez społeczeństwo przebiegają nowe i wcześniej nieistniejące linie kulturowych podziałów. Trzeba w istocie na nowo negocjować warunki bycia narodem. Rodzi to problemy, ale stwarza także pewne szanse.
Problemy wiążą się przede wszystkim z napięciami w społeczeństwie, zwłaszcza w tych jego segmentach, których dotykają największe bóle adaptacji, a ściślej nieprzystosowania. Ilustrują to wybory polityczne Polaków w ostatniej dekadzie. Istota tych problemów leży w tym, że z trzech prędkości nie da się utworzyć jednej średniej, akceptowanej przez wszystkie grupy, ponieważ byłaby ona za duża dla najwolniejszych, a za mała dla najszybszych. Szanse Polski zależą od „trzeciej prędkości”, ale trzeba pamiętać, że szybkość całego konwoju - jeśli można użyć takiej metafory w odniesieniu do Polski - to szybkość najwolniejszego okrętu.
A może nie czekać na to aż najwolniejszy okręt w konwoju będzie nas doganiał. Może zresztą nie będzie innego wyjścia? W perspektywie dwu dekad spora część Polski nie będzie mieć szans na pogoń cywilizacyjną - będzie wyludniona, niemobilna, w zatęchłej zastoinie obok rwącego nurtu. „Wschodnia Polska poza miastem”. Ugory Europy. Dobrodziejstwem byłoby, gdyby ktoś tę Polskę sfarmeryzował, jakieś „Olędry” czy „Niemce”. Ale cóż, „zdrowe siły narodu” mogą na to nie pozwolić” : „schowaj cudzoziemcze dolary, kto ziemie sprzedaje, niepolskiej jest wiary”. Nie wiadomo, czy Europa pomoże, czy w ogóle będzie ją na to stać. Raczej należy zakładać, że Unia będzie wspierać centra zdolne do globalnej kooperacji i konkurencji ze światem, niż dawać pieniądze na solidarność, wyrównywanie dysproporcji rozwojowych. Za dużo trzeba byłoby wyrównywać po rozszerzeniu Unii.
Są oczywiście także i szanse - przede wszystkim zdyskontowanie renty „późnego przybysza” : budowa niemal od podstaw nowoczesnego kompleksu technologicznego społeczeństwa informacyjnego. Wymagać to jednak będzie wspierania, przede wszystkim przez powszechną, odpowiednią edukację, procesu tworzenia się funkcjonalnej dlań kultury informacyjnej, bez której infrastruktura informacyjna nie zostanie dobrze spożytko
Polska - kraj trzech prędkości 133
wana. Chodzi o osiągnięcie stanu, w którym przedinformacyjna mentalność wielkich grup społecznych nie będzie spowalniać tempa naszej adaptacji do globalnego społeczeństwa informacyjnego.
Problem w tym, że nie jesteśmy już „późnym przybyszem”, coraz mniejsze zyski ciągniemy ze świeżości ustroju uwolnionego z gorsetu. Nie da się też powtórzyć „heroicznej modernizacji” z udziałem inteligencji na wzór „pracy organicznej”, niesienia kaganka oświaty (bez kagańca indoktrynacji).
Takiej inteligencji już nie ma. Przestała być inteligencją. W części zasiliła klasę średnią, „ludzkie” zasoby specjalistów, w części zaś stała się uciążliwą budżetówką, czyli została sprowadzona do jednego wymiaru - petenta. Przyłożyli do tego rękę sami twórcy i uczeni obficie zasiadając w gremiach rządowych i parlamentarnych. Rychło te gremia opuścili. Uciekając od polityki odeszli od innych społecznych form aktywności. Czyżby polska odmiana zdrady klerków? Myślę jednak, że nie powinno się w tym dopatrywać - przynajmniej przede wszystkim - czyjejś złej woli. Kapitalizm po prostu potrzebował innego „czynnika ludzkiego”. Jest to system nastawiony nie na intelektualizm, a na know- -hoxv, skuteczność, pragmatyzm, nie potrzeba mu duchowości. Zawłaszczył nawet terminologię, nie używa takich bliskich sercu inteligentowi pojęć, jak rozwój osobowości, a kapitał ludzki, inwestowanie w człowieka, zasoby ludzkie itp. Kapitaliści ukradli inteligentom terminologię, a wraz nią niemal całą pulę władzy symbolicznej.
Jeśli nie wyzbędziemy się paraliżującego przeświadczenia, że wszystko już za nas wymyślono (a nam nie pozostaje nic innego, jak tylko się przystosować do sprawdzonych wartości, instytucji czy wzorów), to trudno o optymizm w czasie, gdy pionierzy stawiają na twórczość i innowacyjność. Poza tym późny przybysz ma jedną brzydką cechę: zbyt długo fascynuje się tym, co pionierom już doskwiera i spędza sen z oczu.
Czy zatem skazani jesteśmy na rozwój enklawowy, wyspowy? Światowa empiria modernizacji dostarcza zarówno pozytywnych, jak i negatywnych przykładów takiego rozwoju.
Teoria zmiany społecznej oraz praktyka modernizacji w różnych kręgach kulturowych zna cztery typy reakcji systemu kulturowego na bodźce o odmiennym znaku aksjologicznym napływające szerokim strumieniem. Chodzi o typy idealne, w praktyce bowiem możliwe są różne kombinacje:
1. Akceptacja kultury rynku i społeczeństwa otwartego przejawiająca się między innymi w odrzuceniu tradycji niefunkcjonalnych dla modernizacji, integracji, globalizacji. W tym wariancie socjokulturowe czynniki zmiany dominują nad siłami ciągłości, co dynamizuje zmiany i wiedzie stary system do przyspieszonej dezintegracji i transformacji. M. Tehranian, amerykański socjolog pochodzenia irańskiego obserwował te procesy w niektórych krajach afroazjatyckich, m.in. w cesarskim Iranie. Jego zdaniem zbyt szybkie tempo zdominowywania starej kultury przez nową wiedzie w skrajnych przypadkach do nadmodernizacji, a w efekcie do oporu kulturowego.
2. Dominacja ciągłości nad zmianą, czyli ów opór kulturowy. Znowu Iran, ale już Chomeiniego, jest dobrym przykładem procesu, który Tehranian nazywa kontrmoderniza- cją, która może przekształcić się w demodernizację. Stara kultura odrzuca nowoczesność,
134 Kazimierz Krzysztofek
jest wystarczająco odporna. Pojawia się często idealizacja przeszłości, ideologia raju utraconego.
3. Dualizm społeczno-kulturowy i ekonomiczny, czyli utrzymująca się nawet przez całe pokolenie dwoistość kultury: enklawowa nowoczesność i obok niej egzystencja całych zbiorowości zakotwiczonych w starej kulturze. Interpenetracja między oboma układami jest słaba a efekty dyfuzyjne nieznaczne.
4. Modernizacja typu konwergencyjnego, czyli kompromis między starym a nowym. Możliwe są dwa warianty: konwergencja pozytywna i negatywna. Pierwsza to połączenie funkcjonalnych elementów obu systemów kulturowych. W Polsce objawia się w widocznym przypływie ekonomizmu w myśleniu i działaniu, „oswajaniu rynku” (półtoramilio- nowa rzesza ulicznych sprzedawców w Polsce na początku lat 90., których nikt nie uczył rynku). Konwergencja negatywna polega na kombinacji gorszych cech obu modeli wyjściowych. W początkowej fazie modernizacji owa konwergencja negatywna wydaje się bardziej atrakcyjna. Przejawia się to na przykład we wzmożonej konsumpcji kultury masowej niższych standardów (co przypomina „zajadanie się owocem zakazanym”) w społeczeństwach poddanych żywiołowej modernizacji z importu.
W polskich warunkach skrajne warianty (1 i 2) już chyba nie wystąpią. Ani pełna i szybka akceptacja, ani też totalne odrzucenie nowoczesności raczej nie wchodzi w rachubę. Bardziej realny jest wariant trzeci i czwarty. Trzeci oznaczałby w Polsce długotrwałą koegzystencję anachronicznego systemu sprzed 1989 r. z dynamicznym sektorem rynkowym, podłączonym do systemu światowego; czyli dwa odmienne kręgi wartości odseparowane od siebie, słabo wzajemnie się przenikające. Obserwując zachowanie się układu stworzonego przez poprzedni system oraz układu tworzącego się już dzięki nowemu można odnieść wrażenie, że ten dualizm kulturowy w Polsce występuje.
Oznaki konwergencji negatywnej (a może tylko „dziecięcej choroby” kapitalizmu) widać zaś w nieprzejrzystości sytemu socjoekonomicznego, jaki powstaje na naszych oczach. Na przykład mariaż własności państwowej z rodzimym i obcym kapitałem rodzi anomalie i wynaturzenia, z powodu których ubolewało wielu polskich liberałów wierzących w kapitalistyczną etykę i czyste reguły gry rynkowej. Jeden z nich, nieżyjący już Mirosław Dzielski, kreślił przed 14 laty taki oto smutny obraz hybrydyzacji Polski: „(Polskę) toczyć będzie korupcja, nie będzie funkcjonować konkurencja, ponieważ skorumpowane urzędy udzielać będą przywilejów jednym, a odmawiać prawa do danej działalności gospodarczej innym. Podatki będą wysokie, ale niektórzy będą zwolnieni, a jeszcze inni będą otrzymywać dotacje. Pieniądz będzie niestabilny, ponieważ skorumpowany rząd będzie ustępował przed naciskami interesów socjalnych, co owocować będzie drukiem pieniądza bez pokrycia. Biznesem rządzić będą - oczywiście pośrednio - skorumpowani politycy i urzędnicy strzegący interesów potężnych kapitalistów i ich robotniczej klienteli. Handel zagraniczny będzie koncesjonowany. W cłach roić się będzie od wyjątków. Kraj będzie się rozwijał powoli. Korupcja kapitalistów polityków i urzędników prowadzić będzie do olbrzymich różnic w zamożności. Obok olśniewającego luksusu widoczna będzie nędza. System prawny będzie niestabilny i będzie się zmieniał wraz ze zmieniającymi się interesami kolejnych grup rządzących. W polityce rozkwitać będzie demagogia.
Polska - kraj trzech prędkości 135
Politycy opozycyjni, wykorzystując nieświadomość żyjących w ubóstwie mas, skłonni będą do rzucania haseł antykapitalistycznych i populistycznych. Niesprawiedliwość nie będzie ich bynajmniej skłaniać do walki o sprawiedliwość społeczną w jej marksistowskim rozumieniu. Wróci marksizm, pod płaszczykiem teologii wyzwolenia powodując groźne wypaczenia chrześcijaństwa. Bogactwo będzie znienawidzone dla samego bogactwa, a nie z powodu niesprawiedliwości stanowiącej jego źródło. Lenistwo połączone z nędzą będzie w moralnej cenie. Bieda związana z uczciwą pracą będzie w pogardzie. Słaby, nie posiadający oparcia w szerokich rzeszach rząd będzie ustępował przed żądaniami demagogów, gotów wprowadzać najbardziej szkodliwe dla kraju zmiany, byle tylko utrzymać się przy władzy. Obalenie rządu nie przyniesie żadnych korzyści. Politycy populistyczni nie będą mogli realizować swoich obietnic, ponieważ będą one bez pokrycia [...] Kultura pracy i pracowitość będą stały nisko. Ludzie będą wiedzieć, że łatwiej się wzbogacić dzięki przywilejom uzyskanym na drodze korupcji niż dzięki ciężkiej uporczywej pracy. Kapitalizm będzie krytykowany za zło wynikające z jego braku. Demokracja będzie wychwalana przez jej przeciwników i proponowana jako rozwiązanie problemów, których rozwiązać nie jest w stanie, a powstrzymywana tam gdzie niezbędna” .
Dzielski przedstawił „syndrom latynoamerykański”, od którego rzeczywistość Polski z pewnością odbiega in plus (pieniądz nie jest spodlony, kolejne rządy nie ulegały socjalnej demagogii). Ale niektóre konkluzje zaskakują świeżością, mimo że rok 1988 to była w Polsce inna epoka.
Powyższe rozważania można opatrzyć uwagą, że kształty, jakie się wyłaniają z procesu modernizacji, mogą być różne, nie jest bowiem tak, iż te same czynniki rozwoju (np. technologia) wywołują identyczne efekty w różnych społeczeństwach. Gdyby tak było, to rynek amerykański nie różniłby się od szwedzkiego, a koreański od brazylijskiego. Stąd zapewnianie, że Polskę nie stać na eksperymenty, lecz musi ona stosować sprawdzone metody rozwoju, nie musi to wcale oznaczać, że „sprawdzone” będą także rezultaty.
Nierzadko kwestionuje się dziś aksjomat, że społeczeństwa modernizujące się muszą przejść tę samą drogę, co zmodernizowane. Otóż wcale tak nie musi być, może się bowiem zdarzyć - i istotnie się zdarza - że niektóre zatrzymają się na jednym z etapów przejściowych. S. N. Eisenstadt i N. Shmuel już wiele lat temu zwracali uwagę, że oderwanie się od tradycjonalizmu i zacofania nie jest równoznaczne z wejściem na drogę nieprzerwanego, kumulacyjnego i samoczynnego rozwoju. Społeczeństwo może zawisnąć w którymś punkcie między zacofaniem a nowoczesnością wykształcając jakiś własny oryginalny model. W Polsce jego cechą może być np. nieosiągnięcie w bardzo długiej perspektywie powszechności norm racjonalnych w ekonomii czy sferze wewnątrzpolitycznej.
Małe i średnie państwa, zwłaszcza „późni przybysze” poradzą sobie z wyzwaniami, je śli będą dobrze zorganizowane. W każdym z nich działają dwa układy, globalny i lokalny, niepodłączony do globalnego. Od siły tego pierwszego zależy dobrobyt i bezpieczeństwo ludzi, ale także od tego, na ile obydwa układy potrafią ułożyć stosunki między sobą bez szkody dla jednego i drugiego.
136 Kazimierz Krzysztofek
Three-speed Poland
The article is meant to answer questions at what stage the Polish system transformation is what is its distance to the developed world the Poles like to compare with.
Poland does not cease to be a post-socialist transforrmation country. Yet, it is becoming an integral part of the global system and current changes taking place in Poland are in an significant degree brought about by the external factors: globalization and the European integration.
The author’s point is that the complexity of the present stage of the Polish modernization lies down in the development disproportions connected with the coexistence of the varied historical epochs. These three epochs dictate three varied speeds. From the „long duree” Poland inherited a strong preindustrial sector corresponding culture and mentality. This is the first speed.
The industrial sector was overwhelmed by existence of big centralized and hierarchical structures of the socialist era which need a deep restructuring. This is the second speed. The last 15 years saw an accelerated adaptation to the third speed - the post-industrial and information society. Needless to say this speed is the most functional to globalization and the European integration.
These three speeds illustrate the enormous challenge Poland is facing in coming decades.
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Mieczysław Kabaj
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych
Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny system wynagrodzeń
Jeżeli wzbiera przypływ ,podnoszą się wraz z nim wszystkie łódki.
(John F. Kennedy)
Sprawiedliwość dystrybutywna
Mimo że pojęcie (i koncepcja) sprawiedliwości dystrybutywnej ma długą historię, ciągle wzbudza wiele niejasności i kontrowersji. Koncepcja sprawiedliwości dystrybutywnej lub dystrybucyjnej akcentuje podział, ale wyłania się pytanie o zakres tego pojęcia - podział czego? Czy tylko dochodów, wynagrodzeń? Kwestie te omawia szeroko Tadeusz Kowalik w swoich pracach, a szczególnie w ostatniej pracy pt. Nierówni i równiejsi\ Tadeusz Kowalik w pełni akceptuje teorie sprawiedliwości destrybutywnej Rawlsa, który definiuje sprawiedliwość dystrybutywną w sposób bardzo szeroki. Wszelkie pierwotne dobra społeczne - pisze Rawls we wstępie do polskiego wydania swojej książki - wolność i szanse, dochód i bogactwo - a także to, co stanowi podstawy poczucia własnej wartości - mają być rozdzielone równo, chyba że nierówna dystrybucja któregokolwiek z tych dóbr bądź wszystkich jest z korzyścią dla najmniej uprzywilejowanych2.
1 Fundacja Innowacja, Warszawa 2002, s. 32-33 i 63-64.2 J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, PWN, Warszawa 1994.
138 Mieczysław Kabaj
Tadeusz Kowalik, sympatyzując z koncepcją Rawlsa, nadaje jej rozszerzającą interpretację, pisząc: „Zasadą jest równość i to równość wszelkich pierwotnych dóbr, nie tylko strumieni dochodów, lecz także bogactwa. Nie chodzi więc o redystrybucję dochodów pierwotnych, lecz o sam podział pierwotny. Zaliczenie zaś do dóbr pierwotnych również wolności i szans wynika u Rawlsa z głębokiego przekonania, że bez równości w podziale dochodów i bogactwa mowy nie może być o autentycznej wolności i autentycznej równości szans. Podkreślamy jeszcze raz: u Rawlsa postulat równego podziału dochodu idzie w parze z postulatem podziału bogactwa. Jest to właściwość bardzo istotna, gdyż dochód jest strumieniem, bogactwo zaś - tym, co się już zakumulowało.
Każde odstępstwo od zasady równości - podkreślam zarówno dochodów, jak i bogactwa, a także wolności i szans - ma być rozważane z punktu widzenia korzyści dla najbiedniejszych.
Ta różnica może jest najważniejsza - dla Rawlsa zwrot z korzyścią dla najbiedniejszych może być (i jest) pojmowany w obie strony, jako usprawiedliwienie nierówności o charakterze produkcyjno-motywacyjnym, a więc nierówności wynagrodzenia, żeby osiągnąć większe efekty produkcyjne. Ale także jako dawanie więcej tym, którzy nie ze swej winy cierpią niedostatek lub narażeni są na bariery uniemożliwiające korzystanie z autentycznie równych szans - ulubiony zwrot Rawlsa”3.
W tym ujęciu sprawiedliwość dystrybucyjna („równość wszelkich dóbr pierwotnych, nie tylko strumieni, lecz także bogactwa”) jest swoistym ideałem pojęciowym, celem - nigdy nieosiągalnym. Można i trzeba dążyć do wyrównywania szans, np. dostępu do edukacji, do pracy, szansę awansu. Trzeba dążyć do zmniejszenia nierówności społecznych, nadmiernych rozpiętości dochodów czy wynagrodzeń.
Ale w jaki sposób można zrealizować równość wszelkich dóbr pierwotnych, nie tylko strumieni, ale i bogactwa? W jaki sposób zlikwidować zróżnicowanie dochodów i wynagrodzeń? Czy nie oznacza to powrotu do prymitywnego egalitaryzmu, który spowoduje osłabienie lub zablokowanie motywacji do postępu i wzrostu produktywności społecznej. Czyż doświadczenia przeszłości nie potwierdzają tezy, że nadmierne wyrównywanie dochodów prowadzi nie tylko do ich spadku, ale do jeszcze większego zubożenia, także biednych? Trudność tę dostrzega Kowalik, pisząc, że usprawiedliwione są „nierówności wynagrodzenia, żeby osiągnąć większe efekty produkcyjne” . Ale z definicji sprawiedliwości dystrybucyjnej wcale to nie wynika, gdy wszelkie zmiany w podziale są „z korzyścią dla najmniej uprzywilejowanych”. Jednakże to ostatnie sformułowanie, do którego Rawls przywiązuje wielką wagę, wynika z błędnego przekładu jego książki. Zwraca na to uwagę T. Kowalik w drugim rozdziale swojej pracy (s. 63 i 64), pisząc: „Konieczne jest tu sięgnięcie do oryginału: All social values - liberty and opportunity, income and wealth (podkr. - T.K.), and the bases o f self respect - are to be distributed equally, unless an unequal distribution is to everyone's advantage” (Rawls, s. 62), co w przekładzie Kowalika brzmi: Wszelkie wartości społeczne - wolność i szanse, dochód i bogactwo oraz podstawy poczucia własnej wartości - powinny być rozdzielone równo, chyba ie nierówny
3 T. Kowalik, Nierówni i równiejsi, op. cit., s. 33.
Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny system wynagrodzeń 139
podział jakiegoś dobra lub wszystkich jest z korzyścią dla wszystkich (podkr. - M.K.). Tak więc jest to nowe ujęcie, które zmienia zasadniczo definicję sprawiedliwości dystrybucyjnej. Jeżeli „nierówny podział jakiegoś dobra lub wszystkich jest z korzyścią dla wszystkich”, to jest on usprawiedliwiony. To jest dalsze rozszerzenie pojęcia sprawiedliwości dystrybucyjnej, dopuszczające nawet zwiększenie zróżnicowania dochodów i wynagrodzeń, jeżeli prowadzą one do korzyści dla wszystkich. A więc dopuszcza się wzrost „zróżnicowania strumieni” dochodów, jeżeli prowadzą do wzrostu ogólnego poziomu życia. W istocie rzeczy jest to koncepcja możliwa do zaakceptowania. Jednakże, jeżeli „dopuszcza się” nierówności płac i dochodów, to jak można uzasadnić postulat równości bogactwa. Nierówność płac i dochodów prowadzi nieuchronnie, w dłuższym okresie, do nierówności bogactwa różnych grup społecznych. A więc, jeżeli usprawiedliwiona jest nierówność strumieni dochodów, to także usprawiedliwiona jest nierówność bogactwa. Gdyby przyjąć odwrotną tezę, oznaczałoby to, na zasadzie sprzężenia zwrotnego, odrzucenie możliwości zróżnicowania płac i dochodów w zależności od wydajności i efektywności. Wtedy bowiem to, co uzyskują ludzie w drodze wyższej wydajności, sprawności, talentów, zostałoby zabrane w formie np. specjalnego podatku od własności, od zgromadzonych wartości, wysokiego podatku spadkowego lub zwykłej redystrybucji legalnie zgromadzonego bogactwa4.
Rozważania te nasuwają kilka obserwacji ogólnych. Po pierwsze, koncepcja sprawiedliwości dystrybutywnej jest zbyt ogólna, pozbawiona narzędzi implementacyjnych. Po wtóre, koncepcja ta jest wewnętrznie sprzeczna, gdyż dopuszcza nierówności płac i dochodów, a równocześnie zakłada równy podział bogactwa. Po trzecie, koncepcja ta akcentuje głównie równość podziału, co oznacza redystrybucję przez państwo zarówno dochodów, jak i zgromadzonego bogactwa przez różne grupy społeczne. Można ten cel osiągnąć przez wysokie podatki progresywne (zarówno w odniesieniu do dochodów, jak i bogactwa) oraz wysokie transfery socjalne, które mogą zniechęcać do wydajnej pracy i zapobiegliwości. Są to wystarczające powody, aby poszukiwać innej koncepcji sprawiedliwości społecznej, bardziej adekwatnej do warunków kraju na relatywnie niskim poziomie rozwoju, w którym tworzenie bogactwa, wyższa wydajność i efektywność nabierają równie ważnej rangi, co sprawiedliwy podział.
Koncepcja sprawiedliwości partycypacyjnej
Spróbujmy sformułować alternatywną koncepcję w stosunku do sprawiedliwości dystrybucyjnej, która akcentuje podział, ignoruje tworzenie produktu społecznego i wzajemne powiązania między tworzeniem a podziałem. Tą nową koncepcją, która może spełnić trzy wymienione wyżej cechy, jest sprawiedliwość partycypacyjna. Główną cechą spra
4 Koncepcja ta nie jest odległa od rzeczywistości. Ostatnio rozważa się możliwość wprowadzenia podatku katastralnego od wartości budynków, mieszkań i ich zasobności czyli powtórne opodatkowanie, co może doprowadzić wiele grup społecznych, np. emerytów, do pozbycia się tego, co zdobyli legalnie przez całe życie ciężkiej pracy zawodowej, i już raz zapłacili podatki. Uwaga ta nie dotyczy oczywiście bogactwa zdobytego nielegalnie.
140 Mieczysław Kabaj
wiedliwości partycypacyjnej jest zastąpienie pojęcia „podział”, „dystrybucja”, koncepcją udziału w efektach pracy, działalności gospodarczej lub innej. Sprawiedliwość partycypacyjna stwarza bezpośrednie lub pośrednie sprzężenie między rezultatami a wynagrodzeniem, nagrodą, korzyściami itd. Innymi słowy, sprawiedliwość partycypacyjna oznacza przyznanie człowiekowi (ludziom) to, co z tytułu jego wkładu słusznie mu się należy5. Faktycznego pojmowania sprawiedliwości szukać należy u źródeł powstania tego pojęcia. Pojęcie sprawiedliwości wprowadziła po raz pierwszy rewolucja francuska i zdefiniowano we francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela: „Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w prawach. Różnice społeczne mogą być powodowane jedynie przez różnice społecznej użyteczności” . Prawo „...powinno być takie samo dla wszystkich, czy karze, czy wynagradza. Wszyscy ludzie, pozostając równi wobec niego, mają równą możliwość wszystkich zaszczytów, miejsc i stanowisk państwowych, odpowiednio do ich zdolności, bez żadnych innych różnic oprócz (różnicy) zalet i talentów”. Powołano wówczas pierwszego ministra sprawiedliwości (ministre de la justice)6. Tak więc pierwsza definicja sprawiedliwości podkreśla równość szans (ludzie rodzą się równi) i nierówność korzyści, które zdeterminowane są przez „różnice społecznej użyteczności” . Pojęcie „użyteczności społecznej” jest bardzo szerokie, obejmuje użyteczność w sensie wydajności, sprawności, jakości pracy i innej społecznie użytecznej działalności (np. działalności na własny rachunek).
Sprawiedliwość partycypacyjna ma wiele wymiarów i aspektów. Szczególnie ważne są cztery cechy charakterystyczne, które ją odróżniają od sprawiedliwości dystrybutywnej:
(1) Partycypacja ludzi zdolnych do pracy w procesach tworzenia produktu społecznego; im wyższy ten udział, tym mniej ludzi zdolnych do pracy uczestniczy wyłącznie w podziale produktu społecznego (w pomocy społecznej, zasiłkach i innych formach transferów).
(2) Partycypacja w szeroko rozumianych rezultatach pracy; szczególnie ważne jest upowszechnianie partycypacyjnego systemu wynagrodzeń.
(3) Partycypacja różnych grup społecznych i zawodowych w przyroście produktu społecznego proporcjonalna do wkładu w jego tworzenie.
(4) Partycypacja bezpośrednia na stanowisku pracy, umożliwiająca doskonalenie metod pracy i zwiększanie wydajności i poprawę jakości pracy.
Sprawiedliwość partycypacyjna nie ignoruje kwestii podziału, ale zmienia jego charakter, zastępuje (tam, gdzie to jest możliwe) zasadą sprawiedliwego udziału w efektach pracy. Dzięki realizacji tych zasad ma powstać sprzężenie zwrotne między tworzeniem i podziałem; wyższy udział w tworzeniu ma niemal automatycznie prowadzić do wyższego udziału w efektach. A więc wówczas realizowana będzie zasada: jeżeli wzbiera przypływ , to podnoszą się wszystkie łódki.
5 Encyklopedia popularna PWN, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 801.6 EJ. Osmańczyk, Encyklopedia spraw międzynarodowych i ONZ, PWN, Warszawa 1974, s. 846.
Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny system wynagrodzeń 141
Tak więc sprawiedliwość partycypacyjna opiera się na czterech ważnych zasadach:Po pierwsze, na ogólnej zasadzie podziału powiązanego z tworzeniem. Zasada ta odrzu
ca sztuczne bariery i granice wzrostu wynagrodzeń i dochodów, bez stymulowania wzrostu cen i inflacji. Jedyną granicę wzrostu wynagrodzeń wyznacza poprawa produktywności.
Po wtóre, zasada wiązania podziału z tworzeniem usuwa warstwy oporu przed wzrostem produktywności, gdyż każdy wzrost umożliwia odpowiedni wzrost wynagrodzeń, a więc leży w interesie pracowników, kierowników i przedsiębiorców.
Po trzecie, sprawiedliwość partycypacyjna stwarza szansę na wyzwolenie pozytywnej energii, uruchomienia głębszych warstw ludzkiej motywacji, tkwiącej w postawach pracowników.
Po czwarte, tak pojmowana sprawiedliwość partycypacyjna leży w interesie zarówno pracowników, jak i pracodawców. Tworzy to korzystne warunki współpracy i współdziałania dla osiągania wspólnych celów.
Wolne przedsiębiorstwo opiera się na wspólnocie interesów pomiędzy posiadaczami kapitału, dyrekcją i pracownikami. Dzielenie owoców inicjatywy, poniesionego ryzyka i wspólnej pracy ma więc jednocześnie być sprawiedliwe i rozwijać u każdego z partnerów motywację do wysiłku. Od tego zależy efektywność i jakość stosunków społecznych. Dyrekcja przedsiębiorstwa ma sprzyjać wszelkim środkom umożliwiającym, przy przestrzeganiu niezbędnej równowagi przedsiębiorstwa, większy udział pracowników w jego zyskach oraz w jego kapitale7.
Założenia partycypacyjnego systemu wynagrodzeń
Ważnym elementem kapitalizmu partycypacyjnego powinien być nowy system wynagrodzeń. Gospodarka polska weszła w fazę wzrostu, następuje komercjalizacja znacznej części przedsiębiorstw przemysłowych, zwiększa się udział sektora prywatnego w tworzeniu produktu społecznego; pojawia się pilna potrzeba dostosowania systemu stosunków przemysłowych do wymogów Unii Europejskiej. Wszystko to stwarza potrzebę nowego partycypacyjnego systemu wynagrodzeń i zwiększenia roli płac w promowaniu wzrostu produktu społecznego8.
Wzrost wynagrodzeń - odpowiednio powiązany z efektami gospodarowania i wydajnością (produktywnością) - może sprzyjać ożywieniu gospodarki poprzez stymulowanie wzrostu produkcji, a także popytu.
Szybszy wzrost płac stał się koniecznością społeczną i ekonomiczną. Wzrost ten nie może być „dany” przez państwo lub pracodawców, lecz musi być wypracowany przez pracowników przedsiębiorstwa; nie może prowadzić do pobudzania inflacji i wzrostu ko
7 M. Albert, Projekt deklaracji praw i obowiązków przedsiębiorstwa. Kapitalizm kontra kapitalizm, Kraków 1997.
8 Szerzej w: M. Kabaj, Partycypacyjny system wynagrodzeń w kierunku kapitalizmu partycypacyjnego wysokiej produktywności i godziwej płacy, IPiSS, Warszawa 2003.
142 Mieczysław Kabaj
sztów pracy, gdyż obniżyłoby to konkurencyjność polskich przedsiębiorstw na rynku krajowym i za granicą.
Szybszy wzrost wynagrodzeń jest możliwy przy zachowaniu przedstawionych wyżej warunków, wymaga to jednak zmiany metody kształtowania wynagrodzeń i zwiększenia ich motywacyjnej funkcji.
Partycypacyjny system kształtowania wynagrodzeń (proefektywnościowy, zorientowany na poprawę rezultatów i obopólne korzyści) różni się więc od systemów tradycyjnych. Ma on co najmniej trzy nowe cechy:
1) środki na wynagrodzenia w przedsiębiorstwie są ściśle sprzęgnięte z rezultatami działalności gospodarczej. Ich wielkość nie jest dana z zewnątrz, lecz zależy od efektów przedsiębiorstwa i pracy pracowników, od wydajności, sprawności organizacji;
2) pracownicy biorą udział w ustalaniu zasad i kryteriów podziału środków na wynagrodzenia (płace, premie, nagrody); mają wpływ na zmiany tych zasad w drodze negocjacji zbiorowych;
3) pracownicy uczestniczą w poszukiwaniu i wdrażaniu metod zwiększenia efektów pracy i gospodarowania w przedsiębiorstwie, co zaspokaja ich aspiracje zawodowe i społeczne, nadaje sens ich pracy, mimo że może ona być uboga w treść. Partycypacja stanowi samoistną wartość.
Partycypacyjny system wynagrodzeń zmierza do zbudowania nowego modelu stosunków między pracodawcami i pracownikami. Teoretycznie, wyróżnić można trzy różne modele stosunków: pracodawcy - pracownicy (lub kapitał - praca):
I. Model roszczeniowyII. Model roszczeniowo-partycypacyjnyIII. Model partycypacyjnyModele te, w sposób uproszczony, ilustruje wykres 1.
Model roszczeniowy
W tradycyjnym, roszczeniowym systemie występuje niezwykle wąskie pole wspólnych interesów pracowników i pracodawców (wykres 1). Model ten ciągle dominuje w polskiej gospodarce. W modelu tym wzrost płac ma charakter egzogeniczny, jest ustalony przez władze administracyjne lub dyrekcje (zarząd) podmiotów gospodarczych. Globalny wskaźnik wzrostu funduszu płac odrywa wzrost wynagrodzeń od efektów i możliwości przedsiębiorstw; blokuje motywacyjną funkcję wynagrodzeń. W przedsiębiorstwach tych wzrost wynagrodzeń następować może nie dzięki poprawie efektów gospodarowania, lecz wskutek siły (pozycji) przetargowej określonej grupy zawodowej i związków zawodowych.
Roszczeniowy model negocjacji, niezależnie od ekipy rządzącej, postaw pracodawców i liderów związkowych, zawsze prowadzi do podobnych procesów: napięć społecznych, konfliktów, strajków, a także dużych strat w produkcji. Natomiast nie powoduje wzrostu płac na gruncie poprawy efektów gospodarowania i wzrostu wydajności. Tworząc prymat redystrybucji, nie stymuluje wzrostu, rozwoju, poprawy wyników ekonomicznych.
Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny system wynagrodzeń 143
W ykres 1.Modele stosunków: pracodawcy - pracownicy (lub kapitał - praca)
I. Model roszczeniowy
II. Model roszczeniowo-partycypacyjny
Dwa modele, tj. roszczeniowy i partycypacyjny, różnią się diametralnie.
Model partycypacyjny (proefektywnościowy)
Przedstawione powyżej rozważania i argumenty skłaniają nas do całkowitego odrzucenia w naszych warunkach modelu roszczeniowego negocjacji płacowych w sferze przedsiębiorstw. Sądzimy, że jedynie zdecentralizowany partycypacyjny model (nakierowany na rezultaty ekonomiczne) i obopólne (lub trójstronne) korzyści jest odpowiedni do warunków naszej gospodarki, a szczególnie do obecnego etapu rozwoju polskiej gospodarki.
Najistotniejszym założeniem tego modelu jest stwierdzenie, że istnieje wspólnota interesów pracy i kapitału, że postęp zależy nie tylko od pracodawców i menedżerów, ale także od pracowników. Jeżeli tak, to w miejsce walki należy wprowadzić harmonię
III. Model partycypacyjny
144 Mieczysław Kabaj
i współpracę. Współpraca taka powstaje na gruncie partycypacji (udziału) pracowników w efektach ekonomicznych gospodarki i przedsiębiorstwa (firmy) zarówno w sektorze prywatnym, jak i państwowym. Aby ten system negocjacji płacowych przyniósł korzyści, należy przestrzegać kilku ważnych zasad.
Sześć zasad partycypacyjnego systemu wynagrodzeń (PSW)
Koncepcja partycypacyjnego systemu wynagrodzeń opiera się na kilku fundamentalnych zasadach, których przestrzeganie jest warunkiem powodzenia. Zasady te są wzajemnie powiązane i współzależne.
1. Zasada partnerstwa. Pełne uznanie partnerstwa związków zawodowych, pracodawców i państwa oznacza odrzucenie poglądu niektórych neoliberalnych ekonomistów zakładających, że im słabsze i bardziej pasywne są związki zawodowe, tym lepiej dla gospodarki i reform. Zasada partnerstwa opiera się na podmiotowym traktowaniu ludzi pracy najemnej oraz na tym, że nie można uzyskać efektów ekonomicznych bez stworzenia dobrych stosunków pracy.
2. Zasada wspólnoty interesów. Zasada wspólnoty interesów partnerów społecznych oznacza odrzucanie koncepcji nieuniknionej sprzeczności interesów i permanentnej walki. Faktycznie, w interesie zarówno związków zawodowych, jak i pracodawców jest poprawa pozycji przedsiębiorstwa na rynku, wzrost sprzedaży, wydajności, dochodów, zysku. Nie leży w interesie partnerów zwiększanie wynagrodzeń bez wzrostu wydajności, gdyż prowadzi to do wzrostu kosztów i cen i może wyeliminować przedsiębiorstwo z rynku, co dla pracowników oznacza utratę pracy, a dla pracodawców utratę dochodów.
3. Zasada płac aktywnych. Zasada ta odrzuca politykę hamowania wzrostu płac ja ko swoistą cnotę; hamowanie ich wzrostu za wszelką cenę; odrzuca koncepcję antynomii płac i zysków. Zasada płac aktywnych zakłada, że głównym czynnikiem wzrostu wynagrodzeń jest poprawa efektów gospodarowania (wzrost sprzedaży, wydajności i wzrost zysku etc.). Wzrost płac nie prowadzi do wzrostu cen lub do spadku zysku, jeżeli jest proporcjonalny do wzrostu wydajności pracy. Powiązanie wzrostu płac z wydajnością stwarza motywację do działań usprawniających, sprzyjających poprawie efektów gospodarowania i zysku.
4. Zasada partycypacji. Wspólnota interesów partnerów społecznych może być realizowana tylko na gruncie partycypacji pracowników w rezultatach przedsiębiorstwa (organizacji). Tylko mając za podstawę z góry ustalone kryteria partycypacji, można oczekiwać negocjacji zorientowanych na poprawę rezultatów oraz realizacji dwustronnych (związki zawodowe i pracodawcy) lub trójstronnych (związki zawodowe, pracodawcy i państwo) korzyści.
5. Zasada prymatu wzrostu efektów nad podziałem. W negocjacjach zawsze występują dwa problemy: wzrost efektów i podział wytworzonych wartości. PSW nie ignoruje kwestii podziału, ale podkreśla, że najważniejszy jest wzrost rezultatów (sprzedaży, wydajności, zysku, etc.). Zakładając, że partnerzy społeczni uznają tę zasadę, pozostaje ustalenie kryteriów podziału. Możliwe są trzy warianty: (a) proporcjonalny wzrost płac w stosunku
Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny system wynagrodzeń 145
do poprawy rezultatów; (b) mniej niż proporcjonalny - degresywny; (c) więcej niż proporcjonalny - progresywny. Przedsiębiorcy preferują nader często regresywny wzrost wynagrodzeń, tzn. wolniejszy niż wzrost wartości dodanej. Oznacza to dalszy spadek udziału wynagrodzeń w wartości dodanej i PKB, czyli relatywne zubożenie ludzi pracy najemnej.
6. Zasada proporcjonalności. Wydaje się, że w interesie partnerów społecznych, w interesie przedsiębiorstw i gospodarki narodowej jest przyjęcie zasady proporcjonalności udziału wynagrodzeń w rezultatach działalności gospodarczej. Jest to centralna kwestia negocjacji zarówno na szczeblu centralnym, jak i w przedsiębiorstwach (zakładach, firmach). Zasada ta nie musi oznaczać proporcjonalności w sensie arytmetycznym. Ma ona szersze wymiary - oznacza po prostu proporcjonalny udział pracowników w poprawie efektów ekonomicznych. Wielkość tego udziału powinna być przedmiotem negocjacji, ale samej zasady nie należy kwestionować, jeżeli chce się realizować partycypacyjny system wynagrodzeń.
Porównanie dwóch systemów wynagrodzeń tradycyjnego i partycypacyjnego zawiera tabela 1.
Tabela 1.Dwa systemy wynagrodzeń - cechy charakterystyczne
Tradycyjny system wynagrodzeń Partycypacyjny system wynagrodzeń
1. Fundusz wynagrodzeń ma charakter egzogeniczny - ustalany jest metodą budżetową przez dyrekcję (zarząd).2. Pracownicy nie uczestniczą w podziale zysku.3. Negocjacje płacowe mają głównie charakter roszczeniowy; dotyczą wzrostu wynagrodzeń w miarę wzrostu cen.
4. Negocjacje płacowe są bardziej scentralizowane; zalecane tempo wzrostu wynagrodzeń ustalane jest „z zewnątrz”, np. przez Komisję Trójstronną.
5. Energia pracowników koncentruje się na poszukiwaniu metod wzrostu wynagrodzeń, a nie na zwiększeniu zdolności płatniczych przedsiębiorstwa.6. System nie sprzyja rozwojowi partycypacji bezpośredniej pracowników (na stanowiskach pracy).
7. System nie sprzyja integracji pracownikówz celami firmy; może rodzić napięcia, konflikty, które mogą doprowadzić do strajków.
1. Fundusz wynagrodzeń ma charakter endogeniczny - stanowi udział w efektach przedsiębiorstwa (sprzedaż, dochód etc.).2. Pracownicy uczestniczą w podziale zysku.3. Negocjacje płacowe są zorientowane na poprawę rezultatów ekonomicznych przedsiębiorstwa; dotyczą udziału pracowników w poprawie rezultatów ekonomicznych.4. Negocjacje płacowe mają charakter zdecentralizowany, tj. na tym szczeblu, gdzie „produkuje” się rezultaty będące podstawą wzrostu wynagrodzeń.5. Energia pracowników koncentruje się na poszukiwaniu metod i środków poprawy rezultatów ekonomicznych przedsiębiorstwa, od których zależy wzrost wynagrodzeń.6. System wymaga rozwijania różnych form partycypacji bezpośredniej (na stanowiskach pracy), np. tworzenia zespołów poprawy produktywności, jakości produkcji, obniżki kosztów, zwiększenia zysku.7. System sprzyja integracji pracowników z celami firmy, sprzyja większej harmonii interesów pracy i kapitału; wykazuje mniejszą skłonność do konfliktów i napięć społecznych.
146 Mieczysław Kabaj
Cztery hipotetyczne warianty partycypacyjnego ksztahowania wynagrodzeń
Rozważmy więc teraz parę praktycznych (technicznych) aspektów partycypacyjnego systemu wynagrodzeń.
Punktem wyjścia i centralnym problemem sformułowania ramowych zasad kształtowania wynagrodzeń w gospodarce rynkowej jest samodzielne określenie priorytetowych celów przedsiębiorstwa (państwowego lub prywatnego) i miar, przy pomocy których można ocenić stopień realizacji uprzednio ustalonych celów. Jest rzeczą oczywistą, że w gospodarce rynkowej weryfikacja rezultatów działalności przedsiębiorstwa następuje na rynku - cele przedsiębiorstwa muszą więc być wyrażone w kategoriach rynkowych.
Wychodząc z badań hierarchii celów priorytetowych w polskich przedsiębiorstwach można przyjąć, że pięć podstawowych i współzależnych celów pierwszego rzędu badane przedsiębiorstwa uznały za najważniejsze:
a) wzrost sprzedaży,b) obniżkę kosztów własnych,c) wzrost dochodu,d) wzrost wydajności (produktywności),e) wzrost zysku.Jeżeli przyjmiemy wymienione cele za priorytetowe, można ustalić zadania szczegóło
we dla poszczególnych grup pracowników, a także zaproponować i wynegocjować system motywacji do ich osiągania. Oznacza to, że system regulacji wynagrodzeń powinien być parametrycznie powiązany z realizacją priorytetowych i współzależnych celów przedsiębiorstw oraz motywować pracowników i kierowników do ich osiągania9.
Jedną z możliwych propozycji operatywnego i ramowego powiązania metodą udziałową rezultatów działalności przedsiębiorstw z wynagrodzeniami zawierają przedstawione w tabeli 2 cztery podstawowe10 warianty, oparte na zasadzie proporcjonalnego udziału pracowników w przychodzie ze sprzedaży, w dochodzie przedsiębiorstwa lub w produktywności. Warianty przedstawiają swobodne kształtowanie wynagrodzeń i udziału w zysku w powiązaniu z efektami działalności gospodarczej11.
Na system motywacji składają się dwa współzależne elementy: kształtowanie funduszu wynagrodzeń i kształtowanie udziału pracowników w zysku.
Projekt sugeruje cztery możliwe warianty wiązania wynagrodzeń z efektami: pierwszy jest oparty na przychodzie ze sprzedaży, drugi - na dochodzie przedsiębiorstwa (lub wartości dodanej), trzeci - na wydajności pracy, czwarty - na produktywności (czyli wydaj-
9 Szerzej w: M. Kabaj, Partycypacyjny system..., op. cit.10 Użyliśmy pojęcia „podstawowe”, gdyż można stosować wiele innych wariantów systemu partycypa
cyjnego.11 W zależności od warunków gospodarowania i kondycji finansowej przedsiębiorstwa można negocjo
wać z przedstawicielami pracowników inne warianty (np. mniej niż proporcjonalny), wówczas wzrost funduszu wynagrodzeń będzie niższy niż wzrost np. sprzedaży, dochodu przedsiębiorstwa itp.
Tabela 2.Cztery warianty partycypacyjnego kształtowania wynagrodzeń i udziału w zysku
Elementy regulacji W ariant I W ariant II W ariant III W ariant IV
A. Kształtowaniefunduszuwynagrodzeń
I. Udział w sprzedaży
1. Podstawą kształtowania wynagrodzeń jest przychód ze sprzedaży towarów, robót, usług, materiałów, patentówi licencji.2. Fundusz wynagrodzeń ustala się metodą udziałową F, = P S ,x U 0gdzie: F, - oznacza fundusz wynagrodzeń w bieżącym okresie (miesiącu, kwartale, roku); PS, - oznacza przychód ze sprzedaży w bieżącym okresie (miesiącu, kwartale, roku); Uo - oznacza udział wynagrodzeń w przychodzie ze sprzedaży w okresie bazowym.
II. Udział w wartości dodanej lub w dochodzie przedsiębiorstwaPodstawą kształtowania wynagrodzeń jest dochód rozumiany jako różnica między przychodem ze sprzedaży a kosztami materialnymi i kosztami usług obcych, ubezpieczeń, odsetek bankowych etc. Fundusz wynagrodzeń ustala się metodą udziałową F, = D , x U 0gdzie: F, - fundusz wynagrodzeń w okresie bieżącym, D, - dochód przedsiębiorstwa w okresie bieżącym, Uo- udział wynagrodzeń w dochodzie przedsiębiorstwa w okresie bazowym
III. Udział w wydajności pracyPodstawą kształtowania przeciętnych wynagrodzeń jest wydajność pracy, mierzona przychodem ze sprzedaży na 1 zatrudnionego (lub na 1 godzinę przepracowaną). Przeciętne wynagrodzenie ustala się metodą udziałową: P W , = W , x U 0 gdzie: PW, - przeciętne wynagrodzenie w okresie bieżącym, W, - wydajność w okresie bieżącym,Uo - udział przeciętnych wynagrodzeń w wydajności w okresie bazowym.
IV. Udział w produktywności1. Podstawą kształtowania przeciętnych wynagrodzeń jest produktywność, mierzona dochodem przed- siębiorstwa na 1 zatrudnionego.2. Przeciętne wynagrodzenie ustala się metodą udziałową: PW, = PR, x U0gdzie: PW, - przeciętne wynagrodzenie w okresie bieżącym, PR, - produktywność w okresie bieżącym,Uo - udział przeciętnych wynagrodzeń w produktywności w okresie bazowym.
B. Udział w zysku Dla zwiększenia zainteresowania obniżką kosztów produkcji i poprawą efektywności, rentowności i zwiększenia zysku, a także integracji celów pracowników z celami przedsiębiorstwa proponuje się wprowadzenie powszechnego systemu udziału pracowników w zysku przedsiębiorstwa. Przedsiębiorstwo może przeznaczyć część zysku netto (po opodatkowaniu) na nagrody dla pracowników i kierownictwa przedsiębiorstwa. Dolna granica udziału w zysku nie powinna być niższa niż 10%, górna nie powinna być w zasadzie wyższa niż 30%. Konkretyzacja udziału w zysku następuje w drodze negocjacji między kierownictwem a przedstawicielami załogi na każdy rok gospodarczy (negocjacje powinny się zakończyć przed rozpoczęciem roku gospodarczego).
C. Dodatkowe zabezpieczenie
1. Przedsiębiorstwo gwarantuje płace minimalne, niezależnie od wyników ekonomicznych w danym roku. 2. Przedsiębiorstwo tworzy rezerwę funduszu wynagrodzeń w okresie dobrej koniunktury. Rezerwa wykorzystana będzie w okresie spadku sprzedaży do wypłaty plac gwarantowanych.
Sprawiedliw
ość partycypacyjna
i partycypacyjny system
wynagrodzeń
147
148 Mieczysław Kabaj
ności zarówno pracy żywej, jak i pozostałych czynników produkcji: materiałów, energii, maszyn, urządzeń etc.). Przedsiębiorstwa dokonują wyboru jednego z tych wariantów w zależności od warunków i możliwości poprawy efektów gospodarowania.
Drugim elementem systemu motywacji jest udział w zysku, który powinien być kształtowany proporcjonalnie do wysokości zysku netto (po opodatkowaniu). Sugerujemy, aby udział ten w zasadzie nie był niższy niż 10% i nie przekraczał 30%.
*
Przedstawiony powyżej zarys nowego systemu wynagrodzeń (PSW) stanowi integralny, niezwykle ważny element kapitalizmu partycypacyjnego.
Partycypacyjny system wynagrodzeń (PSW) różni się istotnie od tradycyjnego systemu menedżerskiego, który traktuje motywację głównie jako funkcję zarządzania i środek zewnętrznego oddziaływania na postawy pracowników. Punktem wyjścia PSW są trzy ważne przesłanki. Pierwszą jest podmiotowe traktowanie człowieka w procesach gospodarczych, co oznacza, że człowiek, jego wiedza, umiejętności, potrzeby, aspiracje i ambicje są najaktywniejszym czynnikiem rozwoju gospodarczego i społecznego. Drugą - jest stwierdzenie, że praca człowieka jest zawsze działalnością celową, tworzącą nowe wartości materialne i duchowe. Trzecią - jest przekonanie, że ludzie pracują lepiej i wydajniej, gdy mają poczucie, że istnieje wspólnota celów i interesów pracodawców i ich własnych, osobistych.
PSW wychodzi więc z założenia, że aktywność zawodowa ludzi, postawy wobec pracy są w dużym stopniu funkcją ich uczestnictwa nie tylko w tworzeniu, ale także w podziale wytworzonych przez nich wartości, w podejmowaniu decyzji ważnych dla ich pracy, w rozwiązywaniu problemów organizacyjnych i społecznych wyłaniających się w środowisku pracy, w określaniu metod ich pracy itd.
PSW nie odrzuca całkowicie tradycyjnych metod motywacji, stworzonych przez system menedżerski; próbuje jednak sięgać po nowe warstwy motywacji do pracy i postępu, które nie mieściły się w tradycyjnym podejściu. Klarowne i jednoznaczne zasady udziału pracowników w rezultatach ich pracy tworzyć mogą mocną motywację do wzrostu produkcji, wydajności, sprawności pracy i racjonalizacji funkcjonowania gospodarki.
Jednym z powodów propozycji PSW jest przełamanie kryzysu motywacji w Polsce i pobudzenie „wewnętrznej” motywacji do pracy. Kryzys powstał na gruncie dużego bezrobocia, które wymusza tzw. zewnętrzną motywację do pracy wydajnej. Pracownicy, obawiając się utraty pracy, akceptują złe stosunki i warunki pracy, trzymają się kurczowo pracy, której nie lubią, gdyż wiedzą, że szanse znalezienia nowej są bardzo ograniczone. Wielu pracodawców wykorzystuje tę sytuację pracowników, traktując ich przedmiotowo, jak siłę roboczą. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez OBOP pod koniec 2002 r., zaledwie 44% pracowników przejawiało emocjonalną więź z wykonaną przez siebie pracą, a przywiązanie do firmy deklarowało tylko 36%12. Praca wykonywana w warunkach
12 Dlaczego ludzie pracują?, „Życie Warszawy”, 25 listopada 2002 r.
Sprawiedliwość partycypacyjna i partycypacyjny system wynagrodzeń 149
swoistego przymusu ekonomicznego jest źródłem stresów, rodzi frustracje i niezadowolenie. W tych warunkach trudniej uruchomić wewnętrzne warstwy motywacji, zwiększyć zainteresowanie pracą i celami przedsiębiorstwa. Będzie to możliwe przez stopniowe wdrażanie partycypcyjnego systemu wynagrodzeń (PSW), który stanowi nie tylko nowy element zarządzania, ale jest wyrazem nowego podejścia do pracowników, którzy chcą zarabiać, lecz także mieć satysfakcję z wykonywanej pracy.
Participative social justice and wage-sharing system
The paper is devoted to an analysis of two new concepts: participative social system. The proposed concepts are based on the following principle: the principle of sharing and the fair distribution; the superiority results of enterprise over redistribution of value added (although redistribution should not be neglected); the superiority of results oriented wage negotiation system over claim-oriented system
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Z WARSZTATÓW BADAWCZYCH
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Paweł Hut
Instytut Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej
Przedmiotem rozważań przedstawionych w niniejszym artykule będą postawy ludności polskiej mieszkającej na Zaolziu w Republice Czeskiej wobec integracji europejskiej. Używając określenia „Zaolzie” mam na myśli część historycznego terytorium Księstwa Cieszyńskiego przyznanego Polsce w porozumieniu zawartym 5 listopada 1918 roku pomiędzy: reprezentującą miejscowych Polaków - Radą Narodową Śląska Cieszyńskiego oraz reprezentującym Czechów - Narodnim Vyborem pro Tesinske Slezsko. Podział ten uwzględniał stosunki etniczne panujące w regionie. Określenie „Zaolzie” wynikało z późniejszego przesunięcia linii granicznej do rzeki Olzy, w wyniku aneksji pierwotnie przyznanych Polsce terenów przez wojska czechosłowackie, dlatego też w języku polskim mówiąc o tym obszarze, jako położonym „za rzeką Olzą” zwykło się mówić skrótowo „Zaolzie” . W październiku 1938 r. omawiany obszar w wyniku ultimatum postanowionemu rządowi czechosłowackiemu włączono do województwa śląskiego, a ludności polskiej nadano obywatelstwo polskie.
Zgodnie z wyrażoną w referendach w 2003 roku wolą społeczeństwa polskiego oraz Czeskiej Republiki, oba kraje staną się członkami Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku. Wraz z postępującymi procesami jednoczenia się UE wewnętrzne granice pomiędzy państwami członkowskimi zaczną tracić na znaczeniu. Fakt ten będzie miał doniosłe znaczenie szczególnie dla około 50 tysięcy naszych rodaków-obywateli Republiki Czeskiej. Po
154 Paweł Hut
80 latach granica, która wbrew woli Polaków mieszkających w dawnym Księstwie Cieszyńskim podzieliła całe rodziny, gospodarstwa, a nawet domy, przestanie być zauważalna.
Badanie zostało przeprowadzone w dniach 20 lipca - 29 sierpnia 2003 roku we wschodnich powiatach Zaolzia1 (części powiatów karwińskiego oraz frydecko-misteckiego). Miejscowości, w których przeprowadzono wywiady, w większości znajdują się nad samą granicą lub w niewielkiej odległości (kilka kilometrów w linii prostej). Respondenci zostali wybrani do badania w sposób celowy, a ponieważ najbardziej interesujące z perspektywy problemu badawczego są wypowiedzi osób narodowości polskiej, to 65% badanych stanowią zaolziańscy Polacy. W trakcie doboru ankietowanych zrezygnowałem z prowadzenia wywiadów z osobami narodowości słowackiej, morawskiej oraz romskiej2. Kryterium, na którego podstawie realizowane były wywiady z daną osobą, stanowiło bezpośrednie zaangażowanie na rzecz mniejszości polskiej na Zaolziu (najczęściej nauczyciele szkół podstawowych z polskim językiem wykładowym) lub częste kontakty z miejscowymi Polakami (Ślązacy, Czesi). Narzędziem badawczym był kwestionariusz wywiadu w języku polskim3 i kwestionariusz obserwacji. Kwestionariusz wywiadu składał się z 47 pytań (otwartych i zamkniętych). W licznych pytaniach respondenci udzielali konkretnej odpowiedzi zaznaczonej w kafeterii, a następnie rozwijali odpowiedzi szczegółowe w pytaniach otwartych4.
W badaniu udział wzięło łącznie 83 respondentów narodowości: polskiej, śląskiej oraz czeskiej. Ponadto trzy osoby odmówiły udzielenia odpowiedzi. Ze wszystkimi respondentami zostały przeprowadzone wywiady kwestionariuszowe, wzbogacone o obserwację jawną i ukrytą oraz analizę treści dwóch gazet lokalnych5. Przynależność etniczną6 oraz wiek i płeć respondentów ilustruje tabela 1.
Tabela 1.Narodowość (formalna), wiek i płeć respondentów
Narodowość Wiek respondentów ogółem(formalna) 0-18 lat 19--65 lat 66 i więcej lat
K M K M K MPolacy 3 3 17 19 8 4 54Ślązacy - 1 3 1 - - 5Czesi 2 - 16 4 - 2 24Ogółem 5 4 36 24 8 6 83
Źródło: obliczenia własne na podstawie badań empirycznych
1 Badanie zrealizowano w następujących miejscowościach: Cieszyn Zachodni, Wędrynia, Bystrzyca nad Olzą, Nydek, Trzyniec, Jabłonków, Mosty koło Jabłonkowa, Oldrzychowice, Tyra, Leszna Górna.
2 Zgodnie z obowiązującymi od 1991 roku w Republice Czeskiej przepisami Ślązacy i Morawianie uznawani są za odrębne narodowości.
3 Respondenci bez względu na formalny wpis o narodowości znali język polski lub dialekt cieszyński. Wszystkie wypowiedzi w dialekcie lub języku czeskim zostały przetłumaczone na współczesny język polski.
4 Wypowiedzi z pytań otwartych podawane są kursywą jako cytaty.5 Do badania wykorzystałem „Głos Ludu”, gazetę ukazującą się trzy razy w tygodniu, traktującą o co
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 155
Oceny Polski w świetle wypowiedzi respondentów
Wśród bezpośrednich efektów przystąpienia do UE Republiki Czeskiej - jak zaznaczałem na wstępie, zaliczyć można zlikwidowanie kontroli na polsko-czeskich przejściach granicznych w niedalekiej perspektywie. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt nadchodzącej integracji - do UE przystąpi również Słowacja, a Zaolzie jest obszarem graniczącym również z tym państwem7. W efekcie integracji w najbliższym czasie znikną dwie „urzędowo” narzucone granice separujące ten obszar od naturalnego zaplecza gospodarczego i ludnościowego8.
Z wypowiedzi ankietowanych wynikało, iż wszyscy oni byli na Słowacji. Część z nich ma tam rodziny, mężczyźni często właśnie odbywali służbę wojskową nad granicą węgierską lub radziecką, a po dziś dzień państwo to jest atrakcyjne ze względu na ceny i szereg udogodnień dla dawnych współobywateli. Wielu respondentów - bez względu na pochodzenie etniczne - lubi Słowację i Słowaków, choć „współczuje im trudnej sytuacji gospodarczej i problemów z Madziarami i Cyganami”9.
Opinie o Polsce i Polakach są już zdecydowanie bardziej podzielone i to nie tylko wśród Ślązaków i Czechów, ale również naszych rodaków z Zaolzia. Dzięki otwartej przed dekadą granicy w Polsce byli wszyscy respondenci. O ile przed 1991 rokiem10 najczęściej przekraczali granicę na Olzie, aby spędzić urlop nad Bałtykiem lub na Mazurach, to już z chwilą uwolnienia cen na usługi turystyczne, grupa obywateli RCz odpoczywających w Polsce zmalała o 60%. Obecnie zaledwie 6 respondentów stwierdziło, iż w ciągu ostatnich 2 lat spędziło urlop w naszym kraju. Są to osoby starsze; młodzi wybierają Chorwację lub Grecję11. Natomiast wszyscy dokonywali w Polsce zakupów: do niedawna największą atrakcję stanowiła polska benzyna oraz wyroby z drewna lub wikliny. Obecnie często kupowane są meble, wózki dziecięce, odzież i żywność. Najrzadziej wskazywanym powodem przekraczania granicy z Polską były wizyty u krewnych. Sieć dawnych powiązań pomiędzy członkami rodziny przez lata izolacji została zerwana i choć na wystawę organizowaną przez Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie o znanym w regionie ro
dziennych sprawach mniejszości polskiej w RCz, oraz dziennik „Hutnik Trzyniecki-Trinecky”, dwujęzyczne pismo Huty Trzynieckiej, w którym zamieszczane są artykuły w języku polskim i czeskim.
6 Zgodnie z wpisem urzędowym o narodowości.7 Obecnie istnieją dwa przejścia graniczne pomiędzy Zaolziem a Słowacją, w Szańcach oraz w Mostach
k. Jabłonkowa.8 Mówiąc o „urzędowym” narzuceniu mam na myśli decyzję Rady Ambasadorów obradującej w Spaa
z 28 lipca 1920 r., która wbrew kryteriom etnicznym i woli ludności autochtonicznej południowo-zachodnią część dawnego Księstwa Cieszyńskiego przyznała Czechosłowacji. Druga z narzuconych granic powstała 1 stycznia 1993 r., w wyniku międzyrepublikańskich uzgodnień pomiędzy władzami czeskimi i słowackimi. Decyzja ta nie była w żaden sposób odzwierciedleniem postaw społeczeństwa, a jak często mogłem usłyszeć w trakcie wywiadów stanowiła efekt ambicji V. Klausa i V. Meciara.
9 Wypowiedź jednego z respondentów.i° W 1991 r. obustronnie władze CSFR i RP zniosły wymóg posiadania zaproszeń przez osoby przekra
czające granice pomiędzy tymi państwami.11 Z usług biur podróży działających na Zaolziu korzystają również Polacy z województwa śląskiego.
156 Paweł Hut
dzie Michejdów wybierał się jeden respondent, bo „przecież to rodzina”, to faktycznie nie był w stanie wskazać żadnego krewnego w Polsce.
T abela 2.Przyczyny pobytu w Polsce respondentów przed i po 1991 r.
Przyczyny pobytu w RP* Przed 1991 rokiem Po 1991 roku
Odwiedziny u krewnych 5 2Studia 2 13Praca zawodowa 1 1Pobyty służbowe, delegacje 3 4Urlop, turystyka 37 6Zakupy - 38Załatwianie spraw formalnych 2 2Pielgrzymka, odwiedzanie miejsc kultu religijnego 1 3Wyjazdy zorganizowane przez szkoły - 9
* Respondenci mogli wskazać jednocześnie więcej niż jedną przyczynę pobytu w naszym kraju. Źródło: obliczenia własne na podstawie badań empirycznych
Dla respondentów najbardziej zniechęcające do naszego kraju były: chaos, korupcja i „wpływy rosyjskie” . W opinii ankietowanych mieściły się także obawy przed wzrostem przestępczości ze Wschodu, „którą widać w polskiej telewizji” 12. Robotnicy z czeskich przedsiębiorstw (głównie z Huty Trzynieckiej) najsilniejsze obawy wiązali jednak z bezrobociem, które jest w Polsce niezwykle dotkliwą kwestią społeczną. Jak stwierdził jeden z ankietowanych Polaków „co z nami będzie jak do pracy przyjmą bezrobotnych z Polski, którzy będą pracować za minimalne stawki i bez problemu będzie ich można zwolnić?”
Swoiste poczucie wyższości w stosunku do mieszkańców Polski miało 6 ankietowanych, którzy uważali, iż ludność zaolziańska jest znacznie lepiej wykształcona. Do dnia dzisiejszego często można usłyszeć na Zaolziu, że w XIX wieku polski szlachcic (z Korony i Litwy) nie umiał pisać i czytać, a na Śląsku Cieszyńskim - ze względu na dostępność edukacji podstawowej, analfabetami nie byli już nawet chłopi.
Warto też podkreślić, że osoby prowadzące gospodarstwa rolne były wręcz zachwycone stanem polskiego rolnictwa i z zazdrością wskazywały na liczne produkty spożywcze znajdujące się w sprzedaży w sklepach na terytorium Republiki Czeskiej. Dodatkowo ci sami respondenci obawiali się rywalizacji z polskimi rolnikami, ponieważ „u nas rolnictwo jest upośledzone, a u was rolnictwo to potęga, nawet hodowle koni macie znakomicie rozwinięte, znane na całym świecie”.
12 Tylko troje ankietowanych nie odbierało TVP, ponieważ ich domostwa były usytuowane w takich miejscach, iż nie docierał do nich sygnał z Polski.
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 157
T abela 3.Negatywne opinie o Polsce z uwzględnieniem liczby wskazań przez respondentów
Odpowiedzi N
Chaos 54Korupcja, biurokracja 20Wpływy rosyjskie 23Niepokoje społeczne, strajki 19Bezrobocie 15Wysoka przestępczość 17Zacofanie gospodarcze 19Katolicyzm 16Brak wykształcenia 6Pijaństwo 7
* Respondenci mogli wskazać jednocześnie więcej niż jedną negatywną opinię. Źródło: obliczenia własne na podstawie badań empirycznych
Unia Europejska w świetle wypowiedzi respondentów
Zaledwie troje respondentów było w stanie wymienić wszystkie kraje wchodzące obecnie w skład Unii Europejskiej. Pozostali ankietowani najczęściej wskazywali na: Niemcy, Austrię i Francję. W gronie państw unijnych wymieniano także Norwegię oraz Szwajcarię, które do UE nie należą. Generalnie w pierwszej kolejności wymieniano kraje sąsiednie, a następnie kraje znane z wyjazdów turystycznych: Włochy, Hiszpanię, Grecję i Portugalię.
W grupie państw mających przystąpić do UE najczęściej (wszyscy respondenci) wymieniano kraje współpracujące ze sobą w ramach „grupy wyszehradzkiej” : Polskę, Słowację i Węgry. Blisko 60% respondentów wymieniło również Słowenię. Najrzadziej jako o kraju kandydującym wspominano o Estonii. Generalnie państwa bałtyckie oraz państwa basenu Morza Śródziemnego wskazywano rzadziej13.
Natomiast poza jedną osobą w podeszłym wieku wszyscy badani jako siedzibę władz Unii Europejskiej wskazali Brukselę, choć 7 respondentów nie potrafiło wymienić nazwy kraju, którego jest stolicą.
Wszyscy ankietowani uważali, iż w Unii Europejskiej obywatele zmuszeni są do ściślejszego przestrzegania prawa, choć - ich zdaniem, „ustanowione odgórnie przepisy są często absurdalne”. Postawę wobec ustanawiania przez władze rygorystycznych norm najlepiej charakteryzuje wypowiedź ankietowanego mężczyzny, Polaka, który prowadzi własne przedsiębiorstwo: „Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mówił mi jakiej długości ogórki mam sprzedawać, a tym bardziej jakie hodować. Jeśli chcą to niech sobie ustalają, a le ja będę robił, jak będę chciał. I nikt nie będzie mi niczego narzucał. Pamiętam czasy,
13 Najmniejszą liczbę wskazań uzyskała Estonia - 20%, Łotwa i Litwa - po 25%, Malta i Cypr - po około 30%.
158 Paweł Hut
kiedy mieliśmy tu już wszystko odgórnie ustalone, a teraz każdy m ajak chce. (...) Inna sprawa, że z poszanowaniem prawa jest u nas nie najlepiej, ale za granicą też nie jest inaczej, a w Polsce to się tak wszyscy przejmują?”
Badana grupa nie oceniała wyżej ,jakości” demokracji w krajach unijnych oraz w swoim państwie. U wielu ankietowanych - Polaków, Ślązaków i Czechów, zauważalna była duma z demokratycznych tradycji w regionie, sięgających korzeniami do instytucji powołanych przez Habsburgów, aż po okres międzywojennej Czechosłowacji. Ciekawa była też wypowiedź jednego z respondentów, czeskiego studenta, który stwierdził, że „U nas zawsze było lepiej z demokracją niż u Niemców czy w Polsce. To jest głęboka tradycja jeszcze z czasów austriackich. Ludzie są nauczeni porządku i spokojni, wystarczy popatrzeć: Praska Wiosna, Aksamitna Rewolucja, to są najlepsze dowody na demokratyczne wprowadzanie zmian. Myśmy tu przez cały czas po wojnie mieli prezydenta!” [urząd, w odróżnieniu od innych państw socjalistycznych - P.H.]. Najczęściej porównując demokrację zachodnią i czechosłowacką (czeską) respondenci sięgali właśnie do przykładu międzywojennego państwa czechosłowackiego. Polka, nauczycielka przed emeryturą, ujęła to tak: „Wiadomo, że jak nastali Czesi to robili wszystko, żeby przeciągnąć ludzi na swoją stronę. Tu zaraz jest polska szkoła, najstarsza we wsi, ale jak wybudowali czeską to ich nauczyciel, na początku, stał rano przed wejściem do naszej i mówił dzieciom, że teraz będą chodziły do nowej, też polskiej. Zresztą on nawet nie umiał dobrze mówić po czesku, ale takie miał zadanie. Ale z drugiej strony w urzędzie obsługiwali jak obywatela. Działało wiele polskich i niemieckich organizacji, i wcale nie były nastawione przyjaźnie do Czechosłowacji; nawet partia komunistyczna jako jedyna w Europie mogła działać legalnie. A jak przyszli Polacy w ‘38 to najpierw wygonili Czechów, a potem pozamykali komunistów. To się ludziom nie podobało, bo na ogól żyło się w zgodzie. Nie było żadnych prześladowań, bo kto miał prześladować jak tu w ogóle nie było Czechów? Tylko jak ktoś pracował w kopalni albo hucie i zaczął się kryzys to najpierw zwolnili Polaków. Z Zachodu niewiele się czego mamy uczyć, raczej oni od nas. Szczególnie Niemcy, czy to nie żart, że oni nas teraz będą uczyć demokracji?”
Na tle tych wypowiedzi szczególnie zabrzmiał głos Polaka, byłego studenta Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie: „Byłem na Zachodzie i widziałem ich demokrację. Poza krajobrazem wszystko takie samo: jedzenie, ubrania, telewizja, samochody. Chciałem coś przywieźć znajomym, ale nie było co - wszystko mogę kupić u nas, to jaka to demokracja i jaki wybór jak wszędzie jest to samo? (...) Przepisy o mniejszościach mają takie, że niedługo z większości zrobi się mniejszość. Widziałem Cyganów na Słowacji i byłem przerażony, i tym ludziom dać szczególne przywileje jak na Zachodzie? To tak jak byśmy na siebie wydali wyrok. Zresztą, jeszcze dwa, trzy pokolenia i Europejczycy wymrą jak dinozaury, taka to demokracja, tyle że mają porządek, ale prawdziwą demokrację to - jak mi opowiadali dziadkowie, myśmy mieli do ‘38” .
Innym, ciekawym przykładem oceny Unii Europejskiej jest wypowiedź Polaka, robotnika Huty Trzynieckiej: „Jak nastała rewolucja [tzw. aksamitna rewolucja - P.H.] to myśmy przecież tylko chcieli, żeby skończyła się ta »totalita«. Wcześniej człowiek miał dobrze: jedzenie kosztowało tyle co nic, mieszkanie też, wczasy co roku, a jak ktoś się po
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 159
starał to i do Jugosławii mógł pojechać, a teraz co? Wykupili nasze przedsiębiorstwa, a to były bardzo dobre zakłady, jeszcze z przedwojennymi tradycjami. Widzę jaka jest polityka: swoje dotują, a nam każą oszczędzać i uczyć się. Przykłady? Huta w Vitkovicach, w Kladnie, Ostrawiacy ostatnio zaczęli walczyć o dotacje i pomoc od państwa, ale już długo ich zakład nie wytrzyma. (...) Tu naród lewicowy, nie to co w Polsce, ludziom nie podoba się, że kombinatorzy i spekulanci robią fortuny. Wszystko co przez tyle lat robiliśmy było bez sensu? Jaka to logika, jak ja przy tym byłem i widziałem, i miało to sens, a teraz tylko to trzeba - bo Unia, tamto - bo Unia, to po co są jeszcze te nasze władze?”
Spore emocje budziło u ankietowanych pytanie o przestrzeganie praw mniejszości narodowych w UE. Ludność czeskojęzyczna w zapisach o ochronie praw mniejszości narodowych i wynikających z tego przywilejach widziała przede wszystkim potencjalne, znaczące wydatki na zapewnienie tych uprawnień. Polacy - dokonanie się dziejowej sprawiedliwości. Najbardziej ekstremalna w swym wydźwięku była wypowiedź starszej Czeszki, gospodyni domowej: „Nie mam nic przeciwko Polakom i innym, ale ile to będzie kosztowało zrobić te wszystkie napisy jeszcze raz po polsku? Kto za to zapłaci? Przecież my tu razem mieszkamy płot w płot i oni bardzo dobrze znają język czeski. Czy to taka wielka sprawa jak jest napisane tylko po czesku Trinec, a nie Trzyniec? Sami już nie wiedzą czego chcą! Kilku szowinistów i ekstremistów, którzy chcieliby, żeby nas tu nie było, ale wcześniej oni znikną!” Słowa innych respondentów były mniej dosadne. Czeski student stwierdził: ,ty je m y w Republice Czeskiej, mamy obywatelstwo i wszyscy musimy to zrozumieć. Mam kolegów-Polaków, czasem się spotykamy, tak prywatnie i nikomu nie przeszkadza, że ten jest Polak, a ten Czech. Wszyscy kibicujemy »Stalownikom Trzyniec« [Ocelari Trinec, najbardziej znana drużyna hokejowa w regionie - P.H.], ale czasem jak posłucham co wygadują ludzie z PZKO [Polski Związek Kulturalno-Oświatowy - P.H.], to włos mi się na głowie jeży. Zachowują się tak, jakby czas stanął, jakby im tu ktoś krzywdę robił, a przecież mają szkoły i gazetę, są we władzach urzędów i gmin, a że mają coraz mniej osób, to przecież nie nasza wina. Widocznie ludzie wiedzą lepiej, co wybrać”.
Wprawdzie w opiniach wyrażanych przez ankietowaną grupę sprawy związane z przestrzeganiem praw mniejszości narodowych pojawiały się dosyć często, ale zarówno Polacy, jak też Ślązacy i Czesi, nie wiedzieli, jak naprawdę będą wyglądały przepisy regulujące ten obszar życia społecznego po uzyskaniu formalnego członkostwa przez Republikę Czeską. Poza odzwierciedleniem wieloletniego konfliktu pomiędzy Polakami i Czechami na Śląsku Zaolziańskim w wypowiedziach tych nie pojawiły się żadne konkretne pomysły mogące pomóc w przełamaniu wzajemnych uprzedzeń. W sferze korzystania z własnych uprawnień dla osób narodowości polskiej niezwykle charakterystyczna była wypowiedź ankietowanego mężczyzny z wykształceniem wyższym: „Nie żyje nam się tu źle. Jest praca i spokój. Nie prześladują nas i może właśnie dlatego wszystko upada. Czechizacja postępuje. Rok w rok zamykane są kolejne przedszkola i szkoły z językiem polskim. One [szkoły polskie - P.H.] zaczęły nawet ze sobą rywalizować o uczniów, bo jak nie ma wystarczającej liczby uczniów, to szkołę się zamyka, proszę obejrzeć statystyki - więcej szkół ubyło niż zostało. Od Ostrawy do Cieszyna trudno się porozumieć »po naszemu« [dialektem cieszyńskim - P.H.]. Jeszcze tylko między Trzyńcem a Jabłonkowem to się trzyma. Za
160 Paweł Hut
komunistów obowiązkowo na każdym sklepie były napisy po polsku, fakt że czasem z błędami ortograficznymi, ale były, a teraz? Kto chce stracić czeskich klientów? przecież musimy tu ze sobą żyć. (...) Słyszałem o pomysłach żeby wprowadzić dwujęzyczność w nazwach ulic i wiosek, ale przecież nie można zadrażniać. Z tego będzie tylko konflikt, a nikomu to nie pomoże. My się tu wszyscy znamy, a że ktoś sobie zmienił narodowość? Jego sprawa, miałbym z tego powodu przestać mu odpowiadać na »dzień dobry«?”
Państwa Unii Europejskiej są dosyć dobrze znane społeczności polskiej na Zaolziu. Wielu respondentów osobiście miało okazję - podczas wyjazdów, przekonać się, jak żyje się w krajach członkowskich. Nieco gorzej przedstawiała się wiedza o instytucjach europejskich i obowiązujących tam przepisach. Informacje, które na te tematy posiadali ankietowani pochodziły w większości z zasłyszanych w radio lub obejrzanych w telewizji programów emitowanych w okresie przedreferendalnym. Ankietowani nie umieli wymienić żadnych instytucji europejskich. Wspominali tylko o „komisarzach”, którzy przyjeżdżali do Republiki Czeskiej w okresie negocjowania członkostwa. Sytuacja ta jest o tyle zaskakująca, iż z wypowiedzi przynajmniej 2 respondentek wynikało, iż w ramach współpracy transgranicznej pomiędzy szkołą polską z Zaolzia i szkołą z Polski przygotowywane były projekty, które wysyłano do Brukseli z wnioskiem o dotację. Ponadto na obszarze całego historycznego Śląska Cieszyńskiego od 1996 roku powołano Euroregion Śląsk Cieszyński - Tesinske Slezsko. Instytucja ta nie zaznacza jednak w istotny sposób swojej obecności w Cieszyńskiem. Najbardziej znaną inicjatywą było wytyczenie i oznakowanie ścieżek rowerowych, ponadto w różnych miejscach po obu stronach granicy ustawiono tablice z mapami Śląska Cieszyńskiego. Od paru lat w obu częściach regionu działają także punkty informacyjne: można w nich uzyskać foldery z mapami Cieszyńskiego, nabyć płyty z góralską muzyką, albumy i wydawnictwa o historii Śląska Cieszyńskiego. Dostępne są również foldery z informacjami o bazie turystycznej i noclegowej. Działalność tych placówek ankietowani podsumowywali w sposób podobny jak wyraziła to młoda Polka: „(...) a co oni robią? Wytyczyli ścieżki, którymi i tak wszyscy od dawna jeździli i na tym koniec. Tyle dobrego, że w swojej miejscowości mam przynajmniej na tabliczce napisane po polsku »Śląsk Cieszyński«. Ja na rowerze jeżdżę już tylko jak muszę”.
Spodziewane konsekwencje przystąpienia do Unii Europejskiej
W grupie 83 respondentów trzech różnych narodowości opinie na temat ewentualnych skutków akcesji były podzielone. W próbie badawczej linie podziału przebiegały nie tylko pomiędzy zwolennikami, a przeciwnikami, ale w wymiarze realnym przekładającym się na głosy w referendum o przystąpieniu Republiki Czeskiej do Unii Europejskiej także pomiędzy przeciwnikami, którzy głosowali „za” wejściem RCz do UE, bowiem jak stwierdził ankietowany starszy Czech: „Wnuczka mnie o to prosiła, nie uważam, żeby to było mądre, ale głosowałem »za«”. Wprawdzie były to sytuacje incydentalne, jednak warto o nich pamiętać.
Zgodnie z udzielonymi przez respondentów odpowiedziami ponad 2/3 z nich głosowało za akcesją do UE. Przeciwnych było 6 osób, zaś pozostali w ogóle nie uczestniczyli w głosowaniu. Szczegółowe dane przedstawia tabela 4.
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 161
Tabela 4.Zwolennicy, przeciwnicy i obojętni w referendum europejskim, z uwzględnieniem
narodowości (formalnej)
Narodowość (formalna) Opinia Ogółem
za przeciw obojętni
Polacy 42 1 11 54Ślązacy - 3 2 5Czesi 13 2 9 24Ogółem 55 6 22 83
Źródło: obliczenia własne na podstawie badań empirycznych.
Największym poparciem idea integracji europejskiej cieszyła się wśród Polaków, najmniejszym zaś w grupie Ślązaków. Być może istotny wpływ na te wybory miała nadzieja na likwidację granicy dzielącej rodaków od prawie 100 lat.
Blok pytań o przewidywane skutki przystąpienia Republiki Czeskiej do UE uzupełniony został o pytania dodatkowe dotyczące tego, czego respondenci oczekiwaliby po akcesji do Unii Europejskiej oraz czego na pewno by nie chcieli.
Tabela 5.Idealne skutki integracji z Unią Europejską
Odpowiedzi N
Rozwój całego kraju, regionu, mojego miasta/wsi 78Poprawienie/zachowanie poziomu życia 65W prowadzenie RCz do grona państw mających istotny wpływ na światową politykę 44W iększe otwarcie na świat 42Zniesienie granicy z ojczyzną/Polską 34Rozwój nauki i zwiększone możliwości edukacyjne 12Ograniczenie roli kościoła katolickiego 9Dostęp do rynków zbytu dla produkcji przemysłowejPoprawa przepisów dotyczących zakładania i działania przedsiębiorstw rodzinnych,
8
małych firm 4Bardziej skuteczna niż do tej pory opieka nad mniejszością polską 27Możliwość swobodnego poruszania się pomiędzy państwami członkowskimi 17Możliwość zarobkowania na Zachodzie 4Wsparcie finansowe dla projektów edukacyjnych i zdrowotnych realizowanych na Zaolziu Zniesienie różnych formalności utrudniających kontakty pomiędzy RCz
2
a innymi państwami Zahamowanie rozprzestrzeniania się patologii społecznych
5
(głównie przestępczości i narkomanii) 9
* Respondenci mogli wskazać jednocześnie więcej niż jeden skutek akcesji.Źródło: obliczenia własne na podstawie badań empirycznych.
162 Paweł Hut
Odpowiedzi na pytanie o idealne skutki akcesji ankietowani zwracali szczególną uwagę na rozwój Republiki Czeskiej, poprawienie (a przynajmniej zachowanie) dotychczasowego poziomu życia, wprowadzenie RCz do grona państw mających istotny wpływ na światową politykę. Szczegółowe odpowiedzi ilustruje tabela 5.
Generalnie oczekiwania wynikające z „idealnej” akcesji do UE można podzielić na trzy zasadnicze grupy:
- oczekiwania związane z uzyskaniem lepszego miejsca przez RCz na arenie światowej,
- oczekiwania związane z poprawą warunków życia,- oczekiwania związane z polityką wewnętrzną (pozycja mniejszości polskiej, rola ko
ścioła katolickiego).Dla pierwszej grupy wypowiedzi reprezentacyjna była wypowiedź Ślązaka, w wieku
przedemerytalnym, który stwierdził: „Nasze państwo od kiedy powstało coraz bardziej się kurczy. Z żadnym z krajów sąsiadujących nigdy nie mieliśmy dobrych stosunków; przed samą wojną przyszedł Hitler, weszli też Węgrzy i Polacy, nawet Rusini przez te kilka dni chcieli tworzyć własne państwo [wydarzenia z 1938 r., ludność rusińska podejmowała próby utworzenia w okolicach Użgorodu suwerennego państwa, po 1945 r. obszary te znalazły się w ZSRR - P.H.} (...) Po wojnie Czechosłowacja odrodziła się już bez Rusi Za- karpackiej. (...) Po upadku komunizmu obudzili się Słowacy i podzielili kraj. Jeszcze tylko potrzeba żeby odłączył się Śląsk i Morawy, a nic już nie zostanie. (...) Nikt się nie będzie liczył z takim państwem. Jak nas nauczyło doświadczenie nikt się nami nie przejmował, a teraz tym bardziej, więc może jak wejdziemy już do tej Unii, to chociaż trochę zyskamy w światowej polityce.” W nieco innym tonie zabrzmiała wypowiedź młodego studenta, Polaka: „Niby jakąś pozycję ten kraj ma, ale jak patrzę w telewizję albo czytam gazety to widzę jak Czesi się denerwują, że to Polacy będą mieli sektor w Iraku. Inna sprawa, że w tych wszystkich misjach zagranicznych Czesi i Słowacy wystawiają wspólne oddziały. Jak czasem się nad tym zastanawiam, to już nie wiem - jest ciągle jedno państwo czy już dwa.(...) Przecież wiadomo, że nikt się nie będzie z nami liczył. To pokazuje historia. Możemy sprzedawać dobre samochody i znane wszędzie piwo, ale nie potrafię sobie przypomnieć sytuacji, żeby ktoś się nami przejmował. W ’68 trochę nam powspółczuli i na tym się wszystko skończyło, więc może teraz jako członkowie UE zyskamy trochę prestiżu”.
O poprawie warunków życia respondenci wypowiadali się najchętniej. Do zilustrowania poglądów badanych w tej sprawie warto przywołać wypowiedź Czeszki, emerytki: „Oglądam dużo telewizji i widzę, co się dzieje na świecie. Wcześniej dużo jeździłam służbowo, a czasem na urlop do Jugosławii to też widziałam. Oglądałam taki reportaż w czeskiej telewizji i później nie mogłam zasnąć. (...) O życiu w byłym Związku Radzieckim. Jak zobaczyłam, co tam się teraz dzieje, to włos mi się zjeżył na głowie. Jak to możliwe? Ja tam kiedyś byłam i widziałam, no może nie było tak jak u nas, ale takiej nędzy to nie było.(...) W Polsce też pamiętam w latach 80. puste sklepy, bo byliśmy z mężem nad morzem, a teraz proszę, jak się wszystko odmieniło! I tak sobie czasem myślę, że przecież kiedyś może się wszystko odmienić i stracimy dorobek naszego życia. Oby się tak nie stało”.
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 163
Bardziej szczegółowe oczekiwania miał młody robotnik z Huty Trzynieckiej, Polak: „Dobrze, że mam pracę, bo jak zaczęli prywatyzować przedsiębiorstwa to zwalniali ludzi jak popadło, a żeby nie dawać im odpraw to najczęściej stawiali zarzut picia alkoholu, a u nas przecież każdy pije piwo, więc bez trudu mogli alkomatem znaleźć jakieś promile. Teraz już się trochę uspokoiło, ale zakłady w Vitkovicach albo w Ostrawie upadają. Myślę, że jeszcze trochę trzeba wytrzymać, bo jak wejdziemy do Unii to już tak bezkarnie nie będzie można wszystkiego likwidować i zamykać. Ktoś się o nas »jeszcze wyżej« zacznie troszczyć.” Do zbioru charakterystycznych wypowiedzi dotyczących warunków życia w RCz warto także dołączyć słowa emerytki, Polki: „Wnuczek mi mówił, że był ostatnio na koncercie młodzieżowym i z kolegami widzieli dealera narkotyków. Po stadionie chodziło dwóch wyrostków i pytało czy ktoś czegoś nie potrzebuje, a jak ktoś chciał coś u nich kupić, to oni przynosili mu od swojego kolegi, który siedział w samochodzie. (...) Wychowałam dwójkę dzieci, i już wtedy chodziły na koncerty i różne imprezy młodzieżowe, ale nigdy nie miało się z czymś takim do czynienia. (...) Wnuczek mi mówił, że na Zachodzie narkotyki są legalne, nie wiem, co myśleć, ale nie chciałabym, żeby po wejściu do Unii ta sytuacja się pogorszyła” .
Trzecia grupa wypowiedzi dotyczyła spraw związanych z polityką wewnętrzną Republiki Czeskiej. Polacy liczyli na bardziej skuteczną ochronę swoich praw, osoby narodowości czeskiej również zabierały głos na ten temat, ale szczególnie zwracały uwagę na zbyt dużą rolę kościoła katolickiego w Republice Czeskiej.
Oczekiwania Polaków najlepiej charakteryzuje cytowana dalej wypowiedź działacza PZKO: „Byliśmy tu od wieków, później żyli tu Niemcy i Czesi. Jak ten teren przyłączono do Czechosłowacji to administracyjnie zaczęto budować czeskie szkoły i prześladować górników w Ostrawie. To była demokracja: jak jesteś Czechem możesz zostać, a jak nie to wyjeżdżaj tam, skąd przyjechałeś. Potem w ’45, po wojnie zabrali cały majątek polskich organizacji, bo wcześniej zabrali go Niemcy i na mocy dekretów o przejęciu mienia poniemieckiego Czesi zabrali to wszystko, co nasi przodkowie zrobili na tej ziemi. Do tej pory prawie nic nie odzyskaliśmy, ale nie ustajemy w naszych staraniach i może po wejściu do Unii uda się coś wyegzekwować. (...) Przed wojną były napisy w dwóch, albo trzech językach. Po polsku, czesku i niemiecku. Wiedzieli, że muszą się z nami liczyć, ale jak Niemcy przegrali wojnę to już zostały napisy tylko po czesku. Dzisiaj może i dałoby radę zmusić ich do zrobienia tablic w dwóch językach, ale ludzie nie mają już na to siły, wszyscy jacyś zapędzeni za pracą, a my starzy też wszystkiego za młodych nie możemy robić, jak nas zabraknie to kto się tym zajmie?” Opinie Czechów można przedstawić cytując wypowiedź młodej Czeszki: „Moi dziadkowie i rodzice mówili gwarą, bo byli stąd, ale w końcu doszli do przekonania, że są Czechami i ja się z nimi zgadzam.(...) Nikt im nie narzucał tego wyboru, tak postanowili i tak właśnie zrobili. Mam nadzieję, że po wejściu do Unii ci wszyscy działacze polskich organizacji przekonają się wreszcie, że jesteśmy demokratycznym państwem i nie mogą na siłę zabraniać ludziom wybierać kim chcą być. Nasze przepisy są dosyć liberalne, ale oni chcą, żeby z budżetu finansować te wszystkie pomysły, jak dwujęzyczność, ile to kosztuje dodanie takich tablic w kilkudziesięciu miejscowościach!”
164 Paweł Hut
Mówiąc o poglądach na temat Kościoła katolickiego w Republice Czeskiej warto też zaznaczyć, iż jest to kraj o jednym z najwyższych wskaźnikach stopnia laicyzacji. Powszechna obojętność lub niechęć do katolicyzmu na ziemiach czeskich tradycją sięga do husytyzmu i konfliktów z papiestwem. Do czasów współczesnych echa tej niechęci są stosunkowo silne. Warto jednak podkreślić, iż w wielu miejscowościach Śląska Cieszyńskiego w niedzielne przedpołudnia kościoły zapełniają się wiernymi, mimo, że spora liczba mieszkańców regionu jest ewangelikami. Jednak część osób jest niechętna wpływom kościoła i nie kryje swych poglądów. Jak powiedział jeden z Czechów „przeszkadza mu wtrącanie się kościoła do polityki”, a jako dowód mądrej polityki ograniczania wpływów kościoła w kraju podał przykład mieszkańców wsi w Czechach, którzy zaprotestowali przeciwko biciu w kościelne dzwony, ponieważ „hałas im przeszkadza i jest szkodliwy dla zdrowia”. Do sprawy włączono nawet ekspertów mierzących poziom decybeli i oceniających wpływ dźwięku kościelnego dzwonu na zdrowie ludzi.
Przytoczone powyżej wypowiedzi oddają „idealne” oczekiwania respondentów związane z akcesją do Unii Europejskiej, jednak jak wielokrotnie zaznaczali sami ankietowani „nie wiadomo jak to będzie naprawdę”, stąd też się brał sceptycyzm w deklaracjach 1/3 ankietowanych.
Natomiast wśród negatywnych skutków jakie mogłoby przynieść połączenie z Unią Europejską badani wskazywali głównie na całkowitą utratę suwerenności, zniszczenie gospodarki i bezrobocie. Szczegółowe odpowiedzi respondentów ilustruje tabela 6.
Tabela 6.Negatywne skutki integracji z Unią Europejską
Odpowiedzi N
Całkowita utrata suwerenności 24Upadek gospodarczy kraju 21Bezrobocie 17Napływ imigrantów zarobkowych, uchodźców 6Wzrost patologii społ. (przestępczość, narkomania) 8Konieczność opłat za naukę i leczenie 4Zwrot majątków przejętych na podstawie tzw. dekretów Beneśa 7Zmiana granicy z Niemcami 3
* Respondenci mogli wskazać jednocześnie więcej niż jeden skutek akcesji. Źródło: obliczenia własne na podstawie badań empirycznych.
O potencjalnych, negatywnych efektach integracji z Unią Europejską respondenci wypowiadali się rzadziej i bardziej wstrzemięźliwie niż o „idealnych” skutkach. W ich słowach przede wszystkim pobrzmiewały wspomnienia osamotnienia Czechosłowacji w międzywojennym konflikcie czechosłowacko-niemieckim. Ankietowani nie chcieliby, żeby sytuacja, w której obce mocarstwa podejmują decyzje w sprawach ich kraju, jeszcze kiedykolwiek powtórzyła się. Silne okazały się także obawy przed zniszczeniem przez konkurencję i spe-
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 165
kulantów czeskiego przemysłu, który daje zatrudnienie milionom obywateli tego kraju, jak stwierdził jeden z respondentów, Polak: „Żaden z krajów byłego bloku socjalistycznego nie ma gospodarki w takim stanie jak nasza republika. Źle by się stało, gdyby na Zachodzie nie docenili tego, ale z drugiej strony tyle zakładów już upadło, jeszcze tylko parę się trzyma”. O sprawach związanych z odpłatnością za naukę i leczenie ankietowani wspominali rzadko; głos na ten temat zabierały tylko osoby na emeryturze. Jak powiedziała starsza Polka: „Nauka powinna być za darmo. Nie po to tyle pokoleń pracowało, żeby teraz dzieci musiały płacić. (...) Synowa mi mówiła, że na Zachodzie szkoły są płatne, w Polsce podobno też, przecież nie wszystkich będzie stać na opłaty”. Natomiast starszy Ślązak narzekał na ewentualną konieczność odpłatności za leczenie: „Najpierw zrobili te ubezpieczalnie, które trwały na granicy bankructwa. Niedawno włączyłem telewizor, a tam minister finansów mówił, że nie da na pokrycie długów służby zdrowia w województwie ołomuckim. Jak tak dalej pójdzie to człowiek będzie sam musiał za wszystko płacić. Jestem przed emeryturą a mam chore serce, problemy z układem krążenia i ciśnieniem. Miesięcznie wydaję z żoną prawie pół tysiąca koron na lekarstwa; wydatków jest masa i jeszcze za to płacić?”
O ile kwestie związane ze wzrostem patologii społecznych i napływem imigrantów były w zasadzie tylko sygnalizowane przez badanych, to już poważne niepokoje wywoływała kwestia zwrotu majątków Niemcom i Węgrom, którym odebrano własność na podstawie tzw. dekretów Beneśa. W słowach jednego z respondentów przebijała wyraźna gorycz, że mówi się tyle o zwrocie dóbr Niemcom, a o polskiej przedwojennej własności nie ma mowy: „W gazecie czytałem, że Czesi pod wpływem opinii międzynarodowej będą musieli oddać Niemcom ich domy, fabryki i pola. To samo Słowacy, też będą zwracali Węgrom, a nikt nie mówi, że nam oddadzą to, co zabrali. W sprawie »Piasta« już 10 lat nic nie drgnęło [hotel Piast w Cieszynie Zachodnim, budynek wystawiony przed wojną ze składek miejscowych Polaków, po wojnie przejęty przez władze czechosłowackie jako mienie poniemieckie, obecnie trwa postępowanie sądowe o odzyskanie budynku - P.H.], a jeszcze była też inna własność spółdzielcza”.
Tabela 7.Oczekiwane rzeczywiste skutki integracji z Unią Europejską
Odpowiedzi N
Poprawa sytuacji gospodarczej RCz 34Poprawa sytuacji politycznej RCz (wewnętrznej i w świecie) 28Napływ nowych wzorów kulturowych 16Nic się nie zmieni, będzie tak jak było 7Pogorszenie sytuacji gospodarczej kraju 8Wpływy obcych państw na wewnętrzne sprawy RCz 4Przewaga ekonomiczna przybyszów z UE 5Likwidacja granicy z Polską 39
* Respondenci mogli wskazać jednocześnie więcej niż jeden skutek akcesji.Źródło: obliczenia własne na podstawie badań empirycznych.
166 Paweł Hut
Jak już wspomniałem wcześniej, ankietowani również odpowiadali na pytanie o rzeczywiste zmiany, które nastąpią w wyniku akcesji. Odpowiedzi na tak postawione pytanie były dosyć rozproszone, bowiem część respondentów uważała, że nastąpi istotna poprawa sytuacji politycznej i gospodarczej Republiki Czeskiej, znaczna grupa sądziła, że nic się nie zmieni, ale stosunkowo spora grupa uznała, iż wraz z przystąpieniem do UE nastąpi pogorszenie ich warunków życia. Wypowiedzi badanych ilustruje tabela 7.
Ankietowani wyraźnie wierzą w pozytywne skutki integracji europejskiej - prawie połowa z nich liczy na polepszenie sytuacji swojego państwa w sferze polityki międzynarodowej oraz w sferze gospodarki. Jeden z respondentów w średnim wieku, Czech, ujął to tak: „Teraz już nie będzie ważne kto jest Polak, a kto Czech, wszyscy jesteśmy Europejczykami. Może wreszcie uspokoją się te wszystkie problemy, które tu są pomiędzy Polakami i Czechami. Dobrze, że razem wchodzimy do Unii i pomiędzy naszymi krajami nie będzie tej rywalizacji, co w połowie lat 90. za Klausa. Dzisiaj liczy się gospodarka, a nasz przemysł może dużo dobrych rzeczy produkować i eksportować. Na razie nie jesteśmy w Unii i stosują do nas ograniczenia, ale jak już wejdziemy, to będziemy mogli sprzedawać do wszystkich krajów bez cła. (...) Słyszę, co Niemcy mówią o oddawaniu im przedwojennej własności, a nasz rząd tylko słucha, ale nic nie może zrobić, a jak będziemy członkiem Unii to już inaczej będą wyglądały te rozmowy, jak równego z równym”. Inny respondent narodowości polskiej wypowiadał się w podobnym tonie: „Syn znajomego jeździ do nich do roboty; zimą pracuje przy kortach tenisowych, nawet nieźle zarabia, ale mówi, że z naszej republiki nie widział tam żadnej rzeczy w sklepie, nawet piwa, tylko na ulicy »skody«, a przecież nasze zakłady mogą bardzo dużo produkować i taniej niż te u nich, więc może jak wejdziemy do Unii to będzie wreszcie można bez ograniczeń do nich wszystko wysyłać”. Młoda respondentka narodowości czeskiej kwestie polityczne, ale jednocześnie również kulturowe, widziała w następujący sposób: „Chciałabym, żeby u nas było tak jak na Zachodzie, wszędzie luz i swoboda, kobiety są równouprawnione, a u nas co? Dwadzieścia lat i od razu dwójka dzieci. Nie można przejść ulicą w Trzyńcu, żeby nie spotkać paru młodych kobiet z wózkami, nie uczą się i nie pracują, tylko myślą jak znaleźć męża. (...) Jak rozmawiałam z młodymi Hiszpanami to oni nawet nie bardzo wiedzieli, gdzie leży nasza republika, w końcu któryś przypomniał sobie, że był w Pradze. Wiedzieli, gdzie jest Praga, a nie kojarzyli Republiki Czeskiej! Ale jak już wejdziemy do Unii to będą musieli się czegoś o nas wreszcie nauczyć i nas docenić, a nie tylko wspominać tanie piwo!”
Prawie co 10 respondent uważał, że przystąpienie jego kraju do UE niewiele zmieni. Ankietowany student Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie swój pogląd uzasadnił następująco: „Przecież i tak już od paru lat we wszystkich krajach kandydujących dostosowuje się przepisy. I to we wszystkich sprawach, więc wszystko jest już i tak zmienione. Inaczej by było, gdybyśmy z »totality« wchodzili bezpośrednio do Unii. Zakłady sprywatyzowane, inwestycje zagraniczne za miliardy dolarów, możemy jeździć na Zachód, a oni mogą do nas. Mogliby nam w różnych sprawach pomóc, ale nie wierzę w to, przecież czasu było wystarczająco dużo”. Czeszka w średnim wieku wyraziła podobną opinię: „Byłam we Włoszech i nie wiem, co jeszcze mogłoby się zmienić. Pamiętam jak tu było za
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 167
starego reżymu i widzę, co jest dzisiaj” . Polak, emeryt swój brak wiary w zmiany podsumował tak: „Tu we wsi, co człowiek to historia, różne rzeczy się działy pomiędzy Polakami, Niemcami i Czechami, a jeszcze wcześniej pomiędzy katolikami i ewangelikami. Bywało »gorąco«, ale teraz już jest spokój. W gazetach piszą co się zmieni jak wejdziemy do Unii, dzieci też o tym mówią, ale jak wychodzę z domu to niewiele widzę zmian: po »rewolucji« oddali majątki. (...) Tyle, że jest więcej sklepów i pootwierali nowe gospody i piwo podrożało”.
Grupy osób, które uważają, że nic się nie zmieni po wstąpieniu RCz do Unii Europejskiej, oraz osób sceptycznie nastawionych do akcesji były zbliżone liczebnie. Przeciwnicy integracji z UE uważali, że proces ten przyniesie negatywne skutki w sferze gospodarki oraz polityki wewnętrznej. W sprawach ekonomicznych głosy te dotyczyły głównie likwidacji zakładów przemysłowych i nierównej konkurencji na rynkach światowych, natomiast w sprawach polityki wewnętrznej ankietowanym chodziło głównie o narzucanie unijnych przepisów, które uważano za gorsze. Jak stwierdził jeden z czeskich respondentów: „Ta granica, która tu była pozwalała nam w spokoju żyć i pracować, teraz nie wiadomo, co będzie i kto przyjedzie, ale my nie będziemy mieli nic do powiedzenia, bo takie są przepisy unijne, a jak zamkną zakład to jeszcze ludzie stąd będą musieli jeździć nie wiadomo dokąd za pracą”. Inny ankietowany, Polak, robotnik Huty Trzynieckiej stwierdził: „Nie spodziewam się niczego dobrego. Ojciec mówił jak się kiedyś pracowało w hucie i widzę jak jest teraz, już lepiej żeby było bez zmian, bo jeszcze i nasz zakład splajtuje”. Respondentka narodowości czeskiej w wieku przedemerytalnym w swojej wypowiedzi powróciła do spraw związanych z polityką Unii w sprawach dotyczących zwrotu dóbr poniemieckich: „Nie widziałam, żeby zabrali głos, jak Niemcy mówili o dekretach Beneśa. Im tylko chodzi o zysk, a nasze sprawy zupełnie ich nie obchodzą. Jak tak dalej pójdzie to niewiele zostanie z tego, co mamy, a kiedyś wcale nie było tak źle, jak teraz się mówi”.
Jak wynika z wypowiedzi respondentów mają oni dosyć silnie ukształtowany wzór „idealnej” integracji z Unią Europejską. Przede wszystkim pragnęliby, aby ich kraj lub region skorzystał na akcesji, tym samym ich własne jednostkowe warunki życia poprawiłyby się. Jednocześnie ankietowani pełni byli obaw o to, że proces jednoczenia może mieć mnóstwo negatywnych skutków: utratę suwerenności i ruinę gospodarczą, czyli to, co dla dzisiejszego społeczeństwa Republiki Czeskiej posiada znaczącą wartość. Warto podkreślić, że o ile Polacy, Ślązacy i Czesi z Zaolzia o „idealnym” połączeniu z UE mówili ja ko o czymś stosunkowo abstrakcyjnym, to już przy wskazywaniu na potencjalne negatywne skutki wypowiadano się z prawdziwą troską. Natomiast oczekiwania związane z rzeczywistymi skutkami akcesji były ukształtowane w zasadniczej mierze poprzez informacje uzyskane w okresie kampanii przed ,referendum unijnym”, z telewizji, radia i prasy. Istotne znaczenie miały też indywidualne doświadczenia wynikające z pobytów na terenie Unii Europejskiej.
Warto też zwrócić uwagę na podkreślany w wielu wypowiedziach wątek likwidacji granicy z Polską. Dla większości Polaków fakt ten ma symboliczne znaczenie, dla Czechów i Ślązaków liczyć się będą głównie skutki ekonomiczne. Zgodnie z danymi uzyska
168 Paweł Hut
nymi od policjanta zajmującego się imigracją, obecnie mieszka i pracuje na terenie Zaolzia około 4 tysięcy osób14. Są to dane nieoficjalne, ale oddają zauważalną tendencję: Polacy - podobnie jak przed wiekiem, imigrują na Zaolzie. Do Polski przyjeżdżają obywatele RCz, ale są to głównie Polacy mieszkający i kształcący się w Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie.
Wnioski
Ludność polska mieszkająca na Zaolziu przez prawie 100 lat była odcięta od ojczyzny. W tym czasie - w trosce o przetrwanie polskości w regionie, powołano szereg instytucji mających chronić tożsamość miejscowych Polaków: od zrzeszenia turystów, poprzez wydawnictwa aż po szkoły. Dzięki ofiarnej pracy trzech pokoleń cieszyńskich Polaków nadal na Zaolziu można porozumieć się w języku polskim, przetrwało szkolnictwo i odradza się współpraca pomiędzy placówkami oświatowymi z obu stron granicy. Wieloletnia izolacja: w okresie dwudziestolecia stosunkowo symboliczna, bowiem granica miała funkcję administracyjną (cło), to jednak po drugiej wojnie światowej drastycznie ograniczono możliwości pobytu w sąsiednim kraju. Polski celnik w trakcie wywiadu swobodnego15 na przejściu granicznym pokazując na płynącą w dole Olzę wspominał, że „pamięta jak w latach 60. na brzegu po polskiej stronie była siatka wysokości 2 metrów”. Odwiedziny krewnych też były utrudnione, bowiem jak ten sam respondent dodał: „w tym domu, na rogu Głównej i drugiej przecznicy była apteka. Mieszkał tam brat ojca i tylko raz do roku mogliśmy go odwiedzić. Jak zmarł w latach 70. kontakty całkowicie się urwały”. Mieszkający po drugiej stronie Olzy Polacy, obywatele CSSR, także mieli utrudniony kontakt z rodzinami, które mieszkały za granicą. Zapytany o pobyty w Polsce jeden z respondentów stwierdził, że „nie puszczali, chyba, że na wczasy, ale służąca moich dziadków zaraz po wojnie przeniosła się do Ustronia. Udało się załatwić zaproszenie i wtedy po raz pierwszy pojechałem do Polski. Na samej granicy staliśmy 2 godziny.” Podobne doświadczenia miało 15 respondentów narodowości polskiej, w ich wspomnieniach przekraczanie granicy było „koszmarem” albo „niemożliwe”. Trudno się więc dziwić, że w efekcie takiego zbiorowego doświadczenia liberalizacja ruchu granicznego w latach 90. oraz potencjalna likwidacja posterunków granicznych w nieodległej przyszłości stanowiły ważny argument za integracją europejską.
W innych sprawach, głównie politycznych i gospodarczych, ludność polska z Zaolzia utożsamia się z Republiką Czeską. Ponad połowa ankietowanych czytuje regularnie lokalną prasę (Głos Ludu, Hutnik Trzyniecki-Trinecky), która wprawdzie jest w języku polskim, niemniej jednak traktuje w dużej części o sprawach regionu (Zaolzia) lub ogólnych, dotyczących wszystkich obywateli RCz. W świetle odpowiedzi na pytania zawarte
14 Informacja uzyskana w trakcie wywiadu swobodnego na przejściu granicznym w Cieszynie z pracownikiem Policji Republiki Czeskiej, Wydział ds. cudzoziemców; 14 sierpnia 2003 r.
15 Wywiad swobodny przeprowadzony z polskim celnikiem na przejściu granicznym przy ul. Zamkowej/Głównej w Cieszynie, 29 lipca 2003 r.
Ludność polska na Zaolziu wobec integracji europejskiej 169
w kwestionariuszu wywiadu można stwierdzić, iż poglądy na integrację europejską, respondentów narodowości polskiej, śląskiej i czeskiej, przy uwzględnieniu wieku i poziomu wykształcenia ankietowanych nie różnią się w sposób istotny, natomiast przeważającym czynnikiem wpływającym na wyższe poparcie dla akcesji RCz do Unii Europejskiej była chęć znalezienia się w jednym organizmie politycznym i gospodarczym z Polską.
Na podstawie wypowiedzi respondentów trudno jednoznacznie ustalić, jakie będą konsekwencje dla mniejszości polskiej w RCz likwidacji posterunków granicznych i czy migracje, które zapewne nastąpią w regionie doprowadzą do umocnienia czy do osłabienia poczucia identyfikacji z polskością. W trakcie wywiadów swobodnych prowadzonych z mieszkańcami Zaolzia dowiedziałem się, iż w pewnej miejscowości graniczącej z Polską dyrektor czeskiej szkoły rozpoczął modernizację i rozbudowę swojej placówki w przekonaniu, iż po zjednoczeniu z UE w jego klasach znajdą się polscy uczniowie z Wisły, Jaworzynki lub Istebnej. Pozostaje tylko mieć nadzieję, iż proces integracji europejskiej przyniesie więcej pożytku niż problemów zaolziańskim Polakom.
BibliografiaKaczmarek U., Kultura zbiorowości polonijnych Europy-Środkowej 1945-1989. Czecho
słowacja, Niemiecka Republika Demokratyczna, Wągry. Wydawnictwo UAM Poznań 1993.
Zahradnik S., Ryczkowski M., Korzenie Zaolzia. PAI-press, Warszawa-Praga-Trzyniec 1992.
Zarys dziejów Śląska Cieszyńskiego, praca zbiorowa, Advertis, Ostrawa-Praga 1992. Kania T., Zaolziańskie rozumienie ojczyzny („Mała Ojczyzna ” Polaków z Zaolzia - na tle
Polski narodowościowej). [w:] Społeczności pogranicza; wielokulturowość; edukacja. Praca zbiorowa pod red. T. Lewowickiego i B. Grabowskiej, UŚ - Filia w Cieszynie, WSP ZNP w Warszawie, Cieszyn 1996.
Jasiński z., Aktywność organizacyjna młodzieży na pograniczu polsko-czeskim w latach 1920-1938. [w:] Społeczności młodzieżowe na pograniczu. Praca zbiorowa pod red. T. Lewowickiego, UŚ - Filia w Cieszynie, Cieszyn 1995.
Urban J., Wybrane wyznaczniki identyfikacji narodowej młodzieży polskiej na Zaolziu - bilingwizm, poczucie odmienności i związek z regionem, [w:] Społeczności młodzieżowe na pograniczu. Praca zbiorowa pod red. T. Lewowickiego, UŚ - Filia w Cieszynie, Cieszyn 1995.
Szczypka-Rusz A., Współczesna rodzina cieszyńska. Kim są rodzice? Kim chcieliby, żeby były ich dzieci? - rzecz o tożsamości, [w:] Rodzina; wychowanie; wielokulturowość. Praca zbiorowa pod red. T. Lewowickiego i J. Suchodolskiej, UŚ - Filia w Cieszynie, WSP ZNP w Warszawie, Cieszyn 2000.
W poszukiwaniu teorii przydatnych w badaniach międzykulturowych. Praca zbiorowa pod red. T. Lewowickiego i E. Ogrodzkiej-Mazur, UŚ - Filia w Cieszynie, Cieszyn 2001.
170 Paweł Hut
Polish Population from Olza Region in the face o f European integration
I conducted reviews among Polish minority from Olza Region in 2003. Number of persons declaring Polish nationality is systematically decreasing from post-war years. In light of conducted research it is possible that the accession of Czech Republic and Poland to the European Union will intensify this trend. Unrestricted contacts between Poles from both sides of border will emphasize differences between Polish population from Czech Republic and Poland. Further limitation of number of Polish minority will be thereby.
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Zbigniew Drąg
Instytut Socjologii Uniwersytet Jagielloński
Integracja Polski z Unią Europejską: zainteresowanie, nadzieje i obawy młodzieży wiejskiej
W ostatn ich latach problem atyka postaw Polaków w obec cz łonkostw a w U nii E uropejskiej w zbudza w śród badaczy społecznych ogrom ne za in te resow an ie1. R zecz jasna , m a to zw iązek ze skalą em ocji - nadziei i obaw - jak ie procesy integracyjne w yw ołu ją w społeczeństw ie polskim . Jak pokazuje debata publiczna,
1 Opinie Polaków o integracji Polski z Unią Europejską bada regularnie Centrum Badania Opinii Publicznej (biuletyny z wynikami badań są dostępne na stronie internetowej www.cbos.pl). Szereg badań i analiz z zakresu tej tematyki przeprowadził Instytut Spraw Publicznych w Warszawie (np. Chłop, rolnik, farmer? Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej - nadzieje i obawy polskiej wsi, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2000; M. Duszczyk, D. Poprzęcki, Rozszerzenie Unii Europejskiej w opinii związków zawodowych oraz organizacji pracodawców , Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2000; L. Kolarska-Bobińska, Polacy wobec wielkiej zmiany. Integracja z Unią Europejską, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2001; H. Bojar, J. Kurczewska, Konsekwencje wprowadzenia układu z Schengen - wyniki badań społeczności pogranicza wschodniego, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2002; L. Kolarska-Bobińska, Mieszkańcy wsi o integracji europejskiej: opinie, wiedza, poinformowanie, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2002; B. Roguska, M. Strzeszewski, Zainteresowanie społeczne, wiedza i poinformowanie o integracji Polski z Unią Europejską, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2002. Zob. też np.: Z. Mach, D. Niedźwiecki (red.), Integracja europejska w oczach Polaków, Universitas, Kraków 1998; Z. Mach, D. Niedźwiecki (red.), Polska lokalna wobec integracji europejskiej,Universitas, Kraków 2001; J. Wasilewski, Przewidywane zachowania wyborcze w referendum akcesyjnym i ich nieoczywiste determinanty, „Studia Socjologiczne” 2002, nr 3.
172 Zbigniew Drąg
a także w yniki w ielu analiz, szczególnie zróżnicow ane opinie na tem at integracji w ystępują w śród ludności w iejsk iej2.
Postaw y m ieszkańców wsi w obec integracji europejskiej znajdu ją znaczące m iejsce w badaniach Instytutu Spraw P ub licznych3. C elem ostatn iego - realizow anego przez Insty tu t Spraw Publicznych - projektu badaw czego było p rzeprow adzenie w ieloaspektow ej analizy poglądów i aspiracji m łodych m ieszkańców wsi, w tym w kontekście akcesu Polski do U nii Europejskiej. B adanie terenow e zostało p rzeprow adzone w kw ietniu 2002 roku przez P racow nię B adań Spo łecznych w Sopocie na reprezentatyw nej próbie 610 m ieszkańców wsi w w ieku od 16 do 30 lat. N iniejszy artykuł prezentuje niektóre w yniki tych badań dotyczące problem atyki in tegracyjnej4.
B iorąc pod uw agę aspekt „in tegracyjny” , badanie koncentrow ało się na następujących kw estiach: w jak im stopniu m łodych m ieszkańców w si angażuje ogó lnonarodow a debata dotycząca w stąpienia Polski do struktur unijnych? Czy zauw ażają, że w realizacji ich aspiracji życiow ych usytuow anie Polski w tych strukturach będzie m iało istotne, a m oże i decydujące, znaczenie? Czy znajdują dla siebie m iejsce w zintegrow anej Europie, czy przy jm ują postaw ę outsiderów ? N a pow yższe py tan ia m ożna dać odpow iedź analizując m iędzy innym i stopień za in teresow ania m łodzieży w iejskiej spraw am i „ in tegracyjnym i” , a także ich nadzieje i obaw y zw iązane z przystąp ien iem Polski do U nii E uropejskiej.
Zainteresowanie sprawami „integracyjnymi”
Czy m łodzi m ieszkańcy wsi są zain teresow ani spraw am i „ in tegracy jnym i” ? Czy posiadana o tych spraw ach w iedza kształtu je ich ogólne nastaw ienie do in tegracji, w zbudza określone nadzieje lub obaw y, determ inuje sposób postrzegania konsekw encji w stąpienia Polski do Unii Europejskiej?
W ynik i badań pozw alają stw ierdzić, że zainteresow anie m łodzieży w iejskiej p roblem atyką in tegracyjną je s t um iarkow ane. N a pytanie o stopień zain teresow ania spraw am i dotyczącym i in tegracji Polski z U nią E uropejską jedyn ie n iespełna 59% badanych odpow iadało , że ta p roblem atyka je s t (bardzo lub raczej) dla nich interesująca. P raw ie 38% w yraziło (raczej lub zupełnie) brak zain teresow ania, pozostali (4% ) zaś nie potrafili dokonać sam ookreślen ia (w ybierając odpow iedź „trudno pow iedzieć”). T rudno nie zapytać, d laczego aż tak znacząca część m łodych m ieszkańców wsi nie w yraża zain teresow ania tym tem atem ? C zyżby nie dostrzegała w pływ u procesów integracyjnych na w łasne losy? W jak ie jś m ierze św iadczą o tym dane dotyczące oceny w łasnego po inform ow ania o spraw ach do
2 J. Wasilewski, Przewidywane zachowania..., op. cit.3 Chłop, rolnik, farmer? op. cit.4 Artykuł jest skróconą i zmodyfikowaną wersją rozdziału VI raportu: Z. Drąg, K. Gorlach, Z. Se-
ręga, Młode pokolenie III Rzeczypospolitej. Aspiracje życiowe w przeddzień integracji z Unią Europejską, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2003.
Integracja Polski z Unią Europejską 173
tyczących in tegracji Polski z U nią E uropejską. T ylko niespełna jed n a czw arta badanych stw ierdziła, że je s t o tych spraw ach dobrze lub bardzo dobrze po in form ow ana, a aż dw ie trzecie określiło sw oją w iedzę jak o słabą. Ponadto , do braku jak ichko lw iek inform acji w tym zakresie przyznało się 7% badanych, a 2% nie potrafiło sform ułow ać jednoznacznej odpow iedzi.
Jak się okazuje, system inform acyjny działa w tej dziedzinie dość nieefektyw nie. W każdym razie w odniesieniu do polskiej wsi, a przynajm niej do jej m łodej generacji. Sym ptom atyczny jest fakt, że tylko 4% badanych oznajm iło, iż w ich wsi lub gm inie były organizow ane spotkania lub w ykłady na tem at skutków integracji Polski z Unią. Co praw da tylko połow a z nich (2% ogółu badanych) uczestniczyła w tych spotkaniach, to jednak gdyby odbyw ały się one w e w szystkich wsiach, to być m oże w zięłoby w nich udział 50% (a nie 2%) ogółu m łodzieży wiejskiej.
R zecz jasna , istnieje silny zw iązek pom iędzy w iedzą (poinform ow aniem ) i za in teresow aniem spraw am i dotyczącym i in tegracji (sta tystyczna istotność: p<0,001). I tak, aż 88% przynajm niej dobrze poinform ow anych badanych je s t (bardzo lub raczej) zain teresow anych problem atyką integracji, podczas gdy w śród słabo lub w ogóle n iepoinform ow anych zain teresow anie takie w yraża m niej niż połow a. Jak w ięc w idać, insty tucje m ające inform ow ać społeczeństw o polskie, w tym polską w ieś i je j m łode pokolenie, o spraw ach dotyczących in tegracji Polski z U nią E uropejską m ają do odergania isto tną rolę: m ogą w płynąć na w zrost jeg o zain teresow ania procesam i in tegracyjnym i.
B iorąc pod uw agę stopień poinform ow ania i stopień zain teresow ania prob lem atyką akcesy jną m ożem y w yróżnić trzy - zasadniczo odm ienne - kategorie p o staw określające różne poziom y „zaangażow ania w spraw y in tegracy jne” . P ostaw ą obserw atora spraw „ in tegracyjnych” będą się charak teryzow ać osoby zain teresow ane i poinform ow ane. Postaw ę potencjalnego obserw atora przypiszem y osobom zainteresow anym , lecz n iepoinform ow anym , a postaw ę outsidera nieza- in teresow anym spraw am i dotyczącym i integracji.
Tabela 1.P oziom „zaangażow an ia w spraw y in teg racy jne” m łodzieży w iejsk iej
(dane w p rocen tach , N =610)
P ostaw a P rocen t
O bserw ato r 21,3
Po tencja lny obserw ato r 37,5
O utsider 41,2
O gółem 100,0
Jakie postaw y dom inow ały w badanej zbiorow ości? Jeśli dokonam y dychoto- m icznego podziału na tych, którzy czują się (bardzo lub dobrze) poinform ow ani o spraw ach zw iązanych z integracją i na niepoinform ow anych (słabo poinform o
174 Zbigniew Drąg
wani, w ogóle niepoinform ow ani i niepotrafiący się określić), oraz na tych, którzy są tym i spraw am i (bardzo lub raczej) zainteresow ani i na nie zain teresow anych (raczej lub zupełnie nie zainteresow ani i nie potrafiący udzielić jednoznacznej odpow iedzi), to najliczniejszą grupą okazują się outsiderzy, stanow iący 41% ogółu. W śród nich m ożem y w yróżnić m arginalną grupę outsiderów św iadom ych, czyli osoby uznające się za poinform ow ane, lecz n iezainteresow ane, oraz dom inującą grupę outsiderów totalnych, czyli osoby niepoinform ow ane i niezainteresow ane. Ci pierw si stanow ią nieco ponad 7% , a ci ostatni p raw ie 93% w szystkich outsiderów. Ponadto, w śród badanej m łodzieży wiejskiej je s t też praw ie 38% potencjalnych obserw atorów i nieco ponad 21% obserw atorów (tabela 1).
Nastawienie do spraw „ integracyjnych”
Procesy integracji Polski z U nią E uropejską w yzw alają w Polakach różne odczucia. C zy jed n ak poziom „zaangażow ania w spraw y in tegracyjne” m a tutaj ja k ieś znaczenie? Czy obserw atorzy są bardziej pozytyw nie nastaw ieni w obec pro cesu in tegracji niż outsiderzy? Przeanalizujm y zw iązki tych cech w śród m łodzieży w iejskiej.
B adanych pytaliśm y, jak ie uczucie budzą w nich słowa: „ in tegracja Polski z U nią E uropejską” . Spośród siedm iu podanych sform ułow ań najczęściej w ybierane były dw a skrajne: nadzieja (32% w skazań) i obaw a (26% ). Ponadto, w znaczącej części badanych - praw ie 18% - słow a te w yw ołu ją zaciekaw ienie, ale też obojętność (9% ). Inne odczucia zdarzają się rzadziej: akceptacja (5% ), niechęć (5% ) czy znudzenie (1% ). P raw ie 4% badanych nie potrafiło określić sw oich em ocji w tym w zględzie.
Tabela 2.N astaw ien ie m łodzieży w iejskiej w obec spraw „ in teg racy jnych”
(dane w p rocen tach , N = 610)
N astaw ien ie P rocen t
P ozy tyw ne 54,7
O bojętne 14,4
N egatyw ne 30,9
O gółem 100,0
Jeśli przyjm iem y, że pojaw iające się uczucia są w skaźnik iem ogólnego nastaw ienia do in teresu jących nas procesów in tegracyjnych, to m ożem y w yróżnić trzy typy takich nastaw ień: pozytyw ne, obojętne, negatyw ne. O pozytyw nym nastaw ieniu będzie św iadczyć pojaw ienie się nadziei, akceptacji lub zaciekaw ienia, o nastaw ieniu negatyw nym - obaw y lub niechęci, a o nastaw ieniu obojętnym - obojętności lub znudzenia. Do osób o nastaw ieniu obojętnym zaliczym y też te,
Integracja Polski z Unią Europejską 175
które nie potrafiły jednoznaczn ie stw ierdzić, jak ie uczucia budzą w nich w spom niane słow a. G rupa osób o pozytyw nym nastaw ieniu okazuje się zdecydow anie dom inująca. N astaw ienie takie prezentuje 55% m łodych m ieszkańców wsi, podczas gdy nastaw ienie negatyw ne 31% , a obojętne 14% (tabela 2).
Tabela 3.T ypy nastaw ien ia m łodzieży w iejsk iej w obec in teg racji Polski
z U n ią E u rope jską a poziom „zaangażow an ia w spraw y in teg racy jn e”(dane w procen tach , N =609)
P oziom „zaangażow an ia” : N astaw ien ie: O gó łempozy tyw ne obojętne negatyw ne
O bserw ato r 76,2 3,8 20 ,0 100,00P o tencja lny obserw ato r 63,6 3,9 32,5 100,00O utsider 35,5 29,5 35,1 100,00
p<0,01
Jaki w idać, in tegracja Polski z U nią E uropejską w yw ołuje w środow isku m łodzieży w iejskiej zróżnicow ane em ocje. A naliza danych zaw artych w tabeli 3, po zw ala nam określić, jak i m ają one zw iązek z poinform ow aniem i zain teresow aniem badanych spraw am i integracji.
Postaw a obserw atora sprzyja przyjm ow aniu nastaw ienia pozytyw nego i w zasadzie w yklucza obojętność w obec procesu integracji. Podobnie oddziału je po staw a potencjalnego obserw atora, jakko lw iek w nieco m niejszym stopniu niż postaw a obserw atora sprzyja nastaw ieniu pozytyw nem u. W śród outsiderów nastaw ienie je s t zróżnicow ane, przy czym zdecydow anie m niej niż w śród pozostałych je s t w śród nich osób z nastaw ieniem pozytyw nym i zdecydow anie w ięcej osób z nastaw ieniem obojętnym .
W arto jeszcze zw rócić uw agę na strukturę badanej zb iorow ości ze w zględu na om aw iane cechy (tabela 4).
Tabela 4.Struk tu ra m łodzieży w iejsk iej ze w zględu na nastaw ien ie w obec in teg racji Polski
z U n ią E u rope jską i poz iom „zaangażow an ia w sp raw y in teg racy jne” (dane w p rocen tach ; p rocen ty liczone od całości, N = 609)
P oziom „zaangażow an ia”pozytyw ne
N astaw ien ie:obo ję tne negatyw ne
O bserw ato r 16,3 0,8 4,3Po tencja lny obserw ato r 23,8 1,4 12,2O utsider 14,6 12,2 14,4
p<0,001
176 Zbigniew Drąg
Praw ie jed n a czw arta - to pozytyw nie nastaw ieni potencjaln i obserw atorzy. M inim alne w ielkości stanow ią obojętni obserw atorzy i potencjaln i obserw atorzy, a także negatyw nie nastaw ieni obserw atorzy. W szystkie pozostałe m ożliw e grupy stanow ią po kilkanaście procent. N ajbardziej in teresu jąca je s t grupa po tencjalnych obserw atorów (osób zainteresow anych, lecz dostatecznie n iepoinform ow anych na tem at procesów integracyjnych) nastaw ionych negatyw nie. Jej istn ienie m oże być dow odem na to, że w zbudzenie zain teresow ania społecznego spraw am i dotyczącym i in tegracji nie zaw sze je s t w ystarczające do uzyskania d la nich społecznego w sparcia. N ajpew niej m oże być ono pojaw ić się w tedy, gdy zain teresow aniu społecznem u tym i spraw am i tow arzyszy szeroka o nich inform acja.
Czy ogólne nastaw ienie do procesów integracji konkretyzu je się w nadziejach i obaw ach Polaków w ynikających z przystąp ien ia do struktur unijnych? Czy znajdują w nich odbicie w iedza i zain teresow anie spraw am i dotyczącym i in tegracji Polski z U nią E uropejską? R ozpatrzm y, ja k te kw estie p rzedstaw iają się w przypadku m łodzieży w iejskiej.
Bilans korzyści i strat procesu integracyjnego
K om u in tegracja Polski z U nią E uropejską przyniesie korzyści, kom u zaś być m oże straty? C zy w korzyściach będzie partycypow ać całe społeczeństw o po lskie czy ty lko jak aś jeg o część? Kto najw ięcej straci? W szyscy Polacy czy tylko n iektóre grupy?
B adanym zadaliśm y pytanie, jak i bilans korzyści i strat p rzyniesie in tegracja Polski z U nią E uropejską Polsce, polskiej wsi, polskiem u rolnictw u, ich w spó łm ieszkańcom , ro ln ikom z ich wsi i im sam ym (tabela 5).
Tabela 5.B ilans ko rzyści i stra t w w yniku in tegracji P o lsk i z U n ią E u ropejską
w opinii m łodzieży w iejskiej (dane w p rocen tach , N = 610)
In teg racja Polsk i z U nią E u ro p e jsk ą p rzyniesie :
W ięcej korzyści n iż strat
W ięcej stra t n iż ko rzyści
T y le sam o strat i ko rzyści
T rudnopow iedzieć
P o lsce 41 ,2 21,2 16,4 21,2
R esponden tow i osob iśc ie 30,8 16,6 16,4 36,2
Polsk iej w si 29,8 31,0 14,6 24,6
P o lsk iem u ro ln ic tw u 28,1 33,7 14,6 23,6
W spó łm ieszkańcom responden ta 20,6 27,6 18,5 33,3
R oln ikom ze w si re sponden ta 19,8 29,4 17,8 33,0
Integracja Polski z Unią Europejską 177
O pin ie b adanych w tej kw estii są siln ie z różn icow ane. D la znaczącej c z ę ści m łodzieży w iejsk iej k o n sekw encje p rzy stąp ien ia P o lsk i do stru k tu r u n ijnych są w ie lk ą n iew iadom ą. N a jed n o zn aczn e ok reślen ie b ilan su ko rzyśc i i s tra t d la różn y ch grup sp o łeczeństw a p o lsk iego nie zdecydow ało się od je d nej p iątej do jed n e j trzeciej badanych . P om ija jąc znaczen ie tych odpow iedzi, okazu je się, że ty lko w dw óch k w estiach badan i częśc ie j w sk azu ją na p rzew agę k o rzy śc i nad stra tam i, aż w cz te rech zaś - na p rzew agę stra t nad k o rzy śc ia m i. Jednak w każdym z tych p rzypadków op in ie tak ie są fo rm u ło w an e p rzez m niej n iż po łow ę badanych . K to za tem m a na jw iększe szanse na dodatn i b ilans k o rzyśc i i strat, a k to odczu je p rzew agę stra t? P ie rw szą sy tuac ję odnoszą bad an i na jczęśc iej do P o lsk i i s ieb ie osob iśc ie . D ruga sy tuac ja do tkn ie zarów no p o lsk ą w ieś i po lsk ie ro ln ic tw o , ja k ro ln ików i innych w sp ó łm ie szkańców badanych . O tym , że P o lska uzyska w ięcej ko rzy śc i n iż strat, by ło p rzek o n an y ch 41% naszych rozm ów ców , o tym , że ich osob isty b ilans będzie d oda tn i - p raw ie je d n a trzecia . M niej w ięcej je d n a trzec ia skazu je z ko le i na stra ty p o lsk ą w ieś i po lsk ie ro ln ic tw o , a około 30% badanych w skazu je tu ro ln ików i p o zo sta ły ch m ieszkańców sw ojej w si. O kazu je się za tem , że m łodzież w ie jsk a w idzi w p rzysz łośc i w iększe szanse d la sieb ie n iż d la sw o jego o to cze nia. C zy to ty lko m ło d zień cza ufność w e w łasne m ożliw ości bez rea lnych p odstaw ? C zy m oże tro sk a w yn ik a jąca ze św iadom ości słabego d o sto so w an ia p o lsk ie j w si i ro ln ic tw a do eu rope jsk ich standardów ek o n o m iczn y ch i c y w ilizacy jnych?
C echą silnie różnicu jącą opinie badanych na tem at „benefic jen tów ” i „przeg ranych” w zw iązku z in tegracją Polski do Unii E uropejskiej je s t poziom „zaangażow ania w spraw y in tegracyjne” (tabela 6).
O p tym izm obserw ato rów je s t znaczn ie w iększy niż po ten c ja ln y ch o b se rw ato rów i - rzecz ja sn a - ou tsiderów . P onad 62% o bserw ato rów sądzi, że P o lska o dn iesie dz ięk i in teg racji w ięcej ko rzyści n iż strat, podczas gdy op in ię ta ką w yraża ty lko 44% po tenc ja lnych obserw ato rów i 28% ou tsiderów . P o d o b ne różn ice w y stęp u ją w p rzypadku p rzew id y w an ia w łasnej sy tuacji. W ięcej k o rzy śc i n iż stra t d la sieb ie an tycypu je 54% obserw ato rów , je d n a trzec ia p o ten c ja ln y ch o bserw ato rów i ty lko 17% ou tsiderów . W po zo sta ły ch p rzy p ad kach różn ice w op in iach są ju ż n ieco n iższe, jed n a k i tak re la ty w n ie duże. O kazu je się za tem , że za in te reso w an ie sp raw am i zw iązanym i z in teg rac ją i p o siad an ie ja k ic h ś in fo rm acji na ich tem at je s t is to tnym w y zn aczn ik iem o p tym istyczne j w izji do tyczącej p rzysz łego u sy tu o w an ia P o lsk i w un ijnych struk tu rach . Z ko le i b rak za in te reso w an ia i p o in fo rm o w an ia w iąże się z b ra k iem p o siad an ia jak ie jk o lw iek w izji lub - w najlep szy m razie - w izji n ace chow anej negatyw nie .
178 Zbigniew Drąg
Tabela 6.B ilans ko rzyści i stra t w w yn iku in teg racji Polski z U n ią E u rope jską a p oz iom „zaanga
żow an ia w spraw y in teg racy jne” m łodzieży w iejskiej (dane w p rocen tach , N = 610)
In teg racja Polsk i z U n ią E u rope jską p rzyn iesie
P oziom „zaangażow an ia”
obserw ato r po tencja lny obserw ato r ou tsider
Polsce:1. W ięcej ko rzyści niż stra t 62,3 44,1 27,52. W ięcej stra t n iż korzyści 12,3 23,1 23,93. T yle sam o korzyści i stra t 16,9 16,6 15,94. T rudno pow iedzieć 8,5 16,2 32,7
R esponden tow i osobiście:1. W ięcej ko rzyści niż strat 53,8 32,9 17,12. W ięcej strat niż korzyści 10,8 18,0 18,33. T y le sam o korzyści i stra t 18,5 11,4 19,84. T rudno pow iedzieć 16,9 37,7 44,8
Polskiej w si:1. W ięcej ko rzyści niż stra t 44,2 34,8 17,92. W ięcej stra t niż korzyści 28,7 33,5 29,93. T y le sam o korzyści i stra t 14,7 12,3 16,34. T rudno pow iedzieć 12,4 19,4 35,9
Po lsk iem u ro ln ictw u :1. W ięcej ko rzyści niż strat 42 ,0 31,9 17,12. W ięcej stra t n iż ko rzyści 32,1 35,4 33,33. T y le sam o korzyści i stra t 16,8 12,7 15,14. T rudno pow iedzieć 9,1 20,0 34,5
W spó łm ieszkańcom respondenta:1. W ięcej ko rzyści niż strat 32,3 21,5 13,92. W ięcej stra t n iż korzyści 21,5 32,0 26,63. T y le sam o korzyści i stra t 26,9 14,9 17,54. T rudno pow iedzieć 19,3 31,6 42 ,0
R oln ikom ze w si responden ta:1. W ięcej ko rzyści niż stra t 30,8 20,5 13,12. W ięcej stra t n iż ko rzyści 25,4 31,9 29,53. T y le sam o korzyści i s tra t 21,5 17,0 16,74. T rudno pow iedzieć 22,3 30,6 40,7
Wszystkie różnice istotne na poziomie 0,001.
Integracja Polski z Unią Europejską 179
Tabela 7.B ilans ko rzyści i s tra t w w yniku in tegracji Polski z U n ią E u rope jską a typ nastaw ien ie
do spraw „ in teg racy jnych” m łodzieży w iejskiej (dane w procen tach , N = 609)
In teg rac ja Po lsk i z U nią E u rope jską p rzyn iesie
T yp nastaw ien ia
pozytyw ne obojętne negatyw ne
Polsce:1. W ięcej ko rzyści n iż stra t 58,9 23,0 18,02. W ięcej stra t niż korzyści 6,0 21,8 47,13. T y le sam o korzyści i stra t 17,1 14,9 16,44. T rudno pow iedzieć 18,0 40,3 18,5
R esponden tow i osobiście:1. W ięcej ko rzyści n iż stra t 46,1 13,8 12,22. W ięcej stra t niż korzyści 5,4 12,6 38,13. T y le sam o korzyści i strat 13,8 20,7 18,54. T rudno pow iedzieć 34,7 52,9 31,2
Polskiej wsi:1. W ięcej ko rzyści niż stra t 43,8 15,7 12,22. W ięcej stra t niż korzyści 17,1 21,3 60,13. T y le sam o korzyści i stra t 15,6 15,7 12,24. T rudno pow iedzieć 23,5 47,3 15,5
P o lsk iem u ro ln ictw u:1. W ięcej ko rzyści n iż strat 40,7 14,6 12,22. W ięcej stra t niż korzyści 19,5 23,6 63,53. T y le sam o korzyści i strat 17,4 13,5 10,1
4. T rudno pow iedzieć 22,4 48,3 14,2
W spó łm ieszkańcom respondenta:1. W ięcej ko rzyści niż stra t 31,1 9,1 7,42. W ięcej stra t niż korzyści 14,7 19,3 54,53. T y le sam o korzyści i stra t 20 ,4 19,3 14,84. T rudno pow iedzieć 33,8 52,3 23,3
R oln ikom ze w si respondenta:1. W ięcej ko rzyści niż strat 29,8 10,2 6,92. W ięcej stra t niż korzyści 16,9 20,5 55,93. T y le sam o korzyści i stra t 19,6 17,0 14,44. T rudno pow iedzieć 33,7 52,3 22,8
Wszystkie różnice istotne na poziomie 0,001.
Z opiniam i na tem at b ilansu korzyści i strat skorelow ane je s t też silnie ogólne nastaw ienie do integracji (tabela 7). Pozytyw nem u nastaw ieniu znacznie częściej niż nastaw ieniu obojętnem u czy negatyw nem u tow arzyszy przekonanie, że in te
180 Zbigniew Drąg
gracja Polski z U nią E uropejską przyniesie w ięcej korzyści niż strat tak w przy padku ogółu Polaków , ja k i innych w yszczególnionych grup. N astaw ien ie oboję tn e najczęściej idzie w parze z brak iem stanow iska w tej kw estii, a nastaw ienie negatyw ne z prześw iadczeniem , że straty przew yższą korzyści.
Nadzieje i obawy związane z integracją Polski z Unią Europejską
C zy te ogólnie pojm ow ane korzyści i straty przekładają się jak o ś na konkrety? C o stoi za ogólnie rozum ianym i korzyściam i i stratam i? C hcąc tego dociec zadaliśm y badanym pytanie o to, z czym w iążą sw oje nadzieje i obaw y w kontekście w stąp ien ia Polski do Unii E uropejskiej. D ane zaw arte w tabeli 8 w skazują , gdzie przede w szystk im m łodzież w iejska lokuje sw oje nadzieje, a w tabeli 9 obrazują, czego się najbardziej obaw ia.
Tabela 8.N adzie je m łodych m ieszkańców w si zw iązane ze w stąp ien iem Polski do U nii
E uropejsk iej (dane w procen tach , N = 610)
W stąp ien ie P olsk i do U nii E uropejsk iej spow oduje: T ak N ie T rudnop ow iedzieć
- dostęp do now oczesnych technologii w ro ln ic tw ie 74,9 8,7 16,4- w zrost ceny ziem i 67,5 9,3 23 ,2- pop raw ę in frastruk tu ry technicznej
(drogi, te lefony , in ternet, kanalizac ja) 65,5 11,5 23,0- d ob ra p rzysz ło ść d la m łodzieży , dziec i, kontak ty
ze św ia tem 65,0 10,6 24,4- m ożliw ość znalez ien ia p racy poza ro ln ic tw em 59,0 12,8 28,2- pop raw ę pozycji Polski i P o laków w św iecie 56,6 16,2 27,2- m ożliw ość lepszego w ykszta łcen ia 54,0 20,8 25,2- pop raw ę in frastruk tu ry społecznej (p rzedszkola ,
szkoły , b ib lio tek i, ośrodki kultu ry , sportu) 50,3 20,7 29 ,0- pop raw ę stanu środow iska natu ralnego 49 ,0 28,2 22,8- now e rynk i zbytu 48,8 24 ,6 26,6- pop raw ę op łaca lności p rodukcji ro lnej (dopłaty ,
w yższe ceny) 42,3 27,1 30,6- do tac je d la p o lsk ich ro ln ików , takie ja k
w k ra jach U nii 41,9 34,1 24,0- gw arancje zby tu , um ow y 37,3 30,1 32,6
T rzy czw arte badanych sądzi, że przystąpienie Polski do U nii E uropejskiej spow oduje dostęp do now oczesnych technologii w rolnictw ie. N ieco ponad dw ie trzecie przew iduje natom iast, że nastąpi w zrost ceny ziem i, popraw a in frastruktury technicznej i m łodzież będzie m iała zapew nioną dobrą przyszłość. Praw ie
Integracja Polski z Unią Europejską 181
60% w skazuje na m ożliw ość znalezien ia pracy poza ro ln ictw em , a n ieco m niej na popraw ę pozycji Polski i Polaków w św iecie oraz m ożliw ość lepszego w ykształcenia. M niej w ięcej połow a badanych sądzi, że popraw i się in frastruk tura społeczna, stan środow iska naturalnego i otw arte zostaną now e rynki zbytu dla polskich produktów . N ajm niej optym izm u w yraża m łodzież w iejska w zakresie popraw y opłacalności produkcji rolnej, dotacji dla polskich ro ln ików , takich jak w krajach unijnych, oraz gw arancji zbytu i um ów . Jednak i te kw estie budzą nadzieję w znaczącej części (bo sięgającej około 40% ) badanej zbiorow ości.
N adzieje m łodzieży w iejskiej zw iązane ze w stąpieniem Polski do struktur unijnych są w ięc pow szechne i w ieloaspektow e. D otyczą zarów no kw estii ogó lnospołecznych, ja k wsi i rolnictw a. Jeśli jednak m ielibyśm y w skazać obszary, w odniesieniu do których nadzieje te są najbardziej ograniczone, to należałoby zw rócić uw agę przede w szystkim na rolnictw o.
Tabela 9.O baw y m łodych m ieszkańców w si zw iązane z w stąp ien iem Polsk i do U nii E uropejsk ie j
(dane w procen tach , N = 610)
W stąp ien ie Polsk i do U nii E uropejsk iej spow oduje: T ak N ie T rudnopow iedzieć
- za lew po lsk iego rynku un ijną żyw nością 70,7 12,9 16,4- upadek w ielu gospodarstw ro lnych 67,2 15,3 17,5- w ykup ziem i p rzez cudzoziem ców 62,9 21,5 15,6- w zrost trudności ze zby tem polsk ich produk tów ro lnych 60,0 21 ,0 19,0- o g ran iczen ie w ie lkości p rodukcji 53 ,2 22,7 24,1- w zrost b ezroboc ia na obszarach w ie jsk ich 51,5 25,4 23,1- zubożen ie w si 45 ,0 29,5 25,5- w zrost pa to log ii typu narkom ania, p ro s ty tuc ja itp. 38 ,0 35,1 26,9- w zrost p rzestępczości 35,5 39,2 25,3- osłab ien ie patrio tyzm u Polaków 24,7 52,0 23,3- upadek szkół, b ib lio tek , dom ów kultu ry na w si 17,7 56,8 25,5- spadek re lig ijnośc i P o laków 17,5 59,5 23 ,0- deg radację środow iska naturalnego 16,7 60,0 23,3
A jakie sfery budzą w m łodym pokoleniu wsi najw iększe obaw y? Ponad 70% badanych obaw ia się zalewu polskiego rynku unijną żywnością, dwie trzecie, upadku wielu gospodarstw rolnych, a ponad 60% - w ykupu ziemi przez cudzoziem ców i wzrostu trudności ze zbytem polskich produktów rolnych. M niej więcej co druga osoba w skazuje na ograniczenia w ielkości produkcji i w zrost bezrobocia na obszarach w iejskich, a 45% na zubożenie wsi. Inne kw estie nie rodzą ju ż tak często obaw. W zrost narkom anii i prostytucji przew iduje 38%, a w zrost przestępczości - 36% badanej m łodzieży. Ponadto, jedna czw arta uznaje, że dojdzie do osłabienia patriotyzm u Polaków , a co szóstą osobę przejm ują losy szkół, bibliotek i dom ów kultury na
182 Zbigniew Drąg
wsi, stan religijności Polaków , a także stan środow iska naturalnego. Jak zatem widać, najw iększą troskę w yraża m łodzież wiejska przede w szystkim o przyszłość rolnictwa. N iepokoi ją też - choć w m niejszym stopniu -- rozwój sytuacji na polskiej wsi. Najm niej obaw budzą natom iast problem y ogólnospołeczne.
Jeśli dokonam y zbiorczej analizy kw estii budzących w śród m łodzieży wiejskiej nadzieje i obaw y, to okaże się, że najm niej pew na przyszłość rysuje się dla polskiego rolnictw a. W nieco lepszych barw ach widzi badana m łodzież przyszłość polskiej wsi, a najlepiej te dziedziny, które odnoszą się do ogółu społeczeństw a. Podobnie, przypom nijm y, rzecz się miała, gdy badani określali ogólny bilans korzyści i strat polskiego rolnictw a, wsi i Polski. W tym sensie m ożem y pow iedzieć, że obraz polskiej rzeczyw istości kreow any przez m łodzież w iejską jes t spójny.
Podobnie, ja k w przypadku dotychczas om aw ianych kw estii zw iązanych z in tegracją Polski z U nią E uropejską, rów nież w przypadku nadziei oraz obaw czynnik iem isto tn ie różnicu jącym opinie badanych był poziom „zaangażow ania w spraw y in tegracyjne” . O gólnie rzecz biorąc, w raz z jeg o w zrostem rosły nadzieje m łodych m ieszkańców wsi i m alały ich obaw y.
O bserw atorzy zdecydow anie częściej niż potencjalni obserw atorzy i outsiderzy w ykazyw ali optym izm co do przyszłości polskiego rolnictwa, rozw oju sytuacji na polskiej wsi oraz rozw iązyw ania kw estii ogólnospołecznych. W szystkie z 13 prezentow anych w tabeli 8 kwestii, m ających w skazyw ać poziom nadziei zw iązanych z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, uzyskały w śród obserw atorów nie mniej niż 55% wskazań, podczas gdy w śród potencjalnych obserw atorów taki w ysoki odsetek odnotow aliśm y w przypadku siedm iu kw estii, a w śród outsiderów tylko w przypadku dwóch. W zrost poziom u „zaangażow ania w spraw y integracyjne” nie tylko sprzyjał budow aniu nadziei, ale też istotnie ograniczał częstość w ystępow ania niesprecyzow anych opinii na tem at w szystkich w yróżnionych spraw. Tak więc, najczęściej brakiem jednoznacznych poglądów na tem at pozytyw nych konsekw encji integracji Polski z U nią Europejską charakteryzow ali się outsiderzy.
O gólnie rzecz biorąc, obserw atorów cechow ał też m niejszy niż potencjalnych obserw atorów i outsiderów poziom obaw . M niej niż jed n a trzecia obserw atorów w ykazyw ała brak obaw jedyn ie w odniesieniu do trzech spośród p rzedstaw ionych w tabeli 9 trzynastu kw estii. W odniesieniu do pięciu kw estii obaw y odrzucało od jednej trzeciej do połow y obserw atorów , a w odniesieniu do pozostałych pięciu - w ięcej niż połow a. D la porów nania, spraw jednoznaczn ie n iebudzących obaw w śród m niej niż jednej trzeciej outsiderów było aż dziew ięć. W przypadku potencjalnych obserw atorów takich spraw było siedem .
Udział w referendum akcesyjnym
W badaniach uw zględniliśm y rów nież kw estię uczestnictw a badanych w referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. B adanie odbyło się je szcze przed tegorocznym referendum , stąd - rzecz jasna - pytaliśm y o deklaracje
Integracja Polski z Unią Europejską 183
przyszłych zachowań, a nie o przeszły fakt społeczny. Jakkolw iek analiza takich deklaracji dzisiaj wydaje się już mało poznaw cza, to jednak m oże być przydatna, o ile skoncentrujem y sw ą uw agę na korelatach deklaracji, a nie ich strukturze.
D ane przedstaw iające strukturę deklaracji dotyczących uczestn ictw a w referendum z uw zględnien iem nastaw ienia w obec spraw „ in tegracyjnych” i poziom u „zaangażow ania w spraw y in tegracyjne” zaw iera tabela 12.
M im o całej odm ienności w yobrażeń, w iedzy, nadziei i obaw o losy Polski, polskiego roln ictw a, wsi, a także sw oje w łasne m łodzież w iejska w zdecydow anej w iększości deklarow ała opow iedzenie się w referendum za przystąp ien iem Polski do struktur unijnych. T ak deklarow ało 53% ogółu badanych. G łos przeciw ny zam ierzało oddać n iespełna 15% badanych, a w ogóle nie zam ierzało w ziąć w nim udziału 17%. Pozostałe 15% nie było natom iast pew ne, jak się zachow a w chw ili odbyw ania się referendum .
B ardzo silnie z deklaracjam i odnośnie do zachow ań podczas referendum skorelow ane by ło ogólne nastaw ienie badanych w obec integracji Polski z U nią E uropejską. N astaw ienie pozytyw ne było w trzech przypadkach na cztery rów noznaczne z deklaracją g łosow ania za przystąpieniem , a nastaw ienie negatyw ne w jednym na trzy przypadki z deklaracją g łosow ania przeciw przystąpieniu . Z deklaracjam i bardzo silnie było też skorelow ane „zaangażow anie w spraw y integracy jne” . D eklarację głosow ania za przystąp ien iem Polski do struk tur un ijnych złożyło praw ie 80% obserw atorów , 60% potencjalnych obserw atorów i je dynie jed n a trzecia outsiderów .
Tabela 12.D eklarac ja p o parc ia m łodzieży w iejsk iej d la p rzystąp ien ia Po lsk i do U nii E uropejsk ie j
a nastaw ien ie w obec spraw „ in teg racy jnych” i poz iom „zaangażow an ia w spraw y in teg racy jne” (dane w p rocen tach , N = 610)
D ek larow any głos w referendum
Za p rzy stąp ien iem
Przeciwprzystąp ien iu
T rudnopow iedzieć
N ie u czestn iczy liby w referendum
O gółem 53,1 14,6 17,0 15,3
T yp nastaw ien ia:pozy tyw ne 76,3 3,0 10,2 10,5obojętne 23,0 13,8 34,5 28,7negatyw ne 25,9 35,4 15,3 23,3
P oziom „zaangażow an ia” :obserw ato r 79,4 6,9 7,6 6,1po tencja lny obserw ato r 60,1 16,2 14,0 9,6ou tsider 32,9 17,1 20,6 29,4
Wszystkie różnice istotne na poziomie 0,001.
184 Zbigniew Drąg
Podsumowanie
Z aprezentow ane tutaj w yniki badań nie dają, oczyw iście, w ystarczającej pod staw y do jednoznacznej odpow iedzi na pytanie: czy m łode pokolenie wsi dostrzega, że żyje, pragnie i będzie realizow ać swe plany w określonym kontekście m akrospołecznym ? Jedno je s t jed n ak pew ne. T ak ja k w całym społeczeństw ie polskim , tak i w śród m łodych m ieszkańców wsi w iele je s t takich osób, k tóre nie m ając dostatecznej w iedzy o zm ieniającym się dość zasadniczo m akrospołecznym otoczeniu, budując w okół siebie św iat obaw i niechęci, m ogą faktycznie i trw ale znaleźć się w sytuacji w spółczesnych outsiderów .
W yniki badań dow odzą, że edukacja społeczeństw a, poszerzanie jeg o w iedzy na tem aty unijne je s t najlepszym sposobem nie ty lko na uzyskanie poparcia społecznego dla procesu integracji, ale też - czy naw et przede w szystk im - najlep szym sposobem na kształtow anie społecznej św iadom ości, pozw alającej na sam odzielne poszukiw anie przez jednostkę w łasnego m iejsca w now ej przestrzeni społecznej. N ależy zatem uznać, że ośrodki zajm ujące się propagow aniem inform acji o spraw ach dotyczących in tegracji Polski z U nią E uropejską czeka jeszcze d ługa i żm udna praca. M iejm y nadzieję, że ich w ysiłki nie osłabną w raz z opow iedzeniem się Polaków za w stąpieniem do unijnych struktur.
Polish Integration with EU: interest, hopes and fears o f rural youth
The results of research concerning the attitudes among the rural youth towards the integration of Poland with European Union are presented in the article.
Taking into consideration the degree of being informed and interested by the young villagers in the integration problems, we can distinguish three categories of their attitudes towards „being involved in the integration matters” : o f the observer - related to the feeling of being informed and expressing interest, the potential observer - related to the feeling of being uninformed and expressing interest and o f the ou tsider- related to the lack of interest in the matters concerning the integration process. This manner of measuring the degree of „being involved in the integration matters” is a factor that strongly determines the general attitude towards the integration of Poland with EU (positive attitude can be more often observed among the observers, whereas the negative attitude is presented by the outsiders and the potential observers). It also significantly affects the opinions concerning „the beneficians” and „the losers”, and also the range of hopes and anxieties connected with the accession of Poland to EU (the observers are decidedly more optimistic than the outsiders and the potential observers). Finally, it also shapes the inclination to direct action in connection with the integration process (the observers decidedly more often than the outsiders declared not only for the voting for the accession Poland to the EU, but also participating in the accession referendum).
The results of our research show that the level of knowledge with regard to the European integration among the members of Polish society is not only the best manner to receive social support for the integration process, but it is also the best strategy to create public consciousness enabling independent look for one’s own place in the new social situation after accession. Thus the role of the institutions aimed at promoting the European Union integration should not be stopped even after the successful European referendum.
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
RECENZJE
Problemy polityki społecznej. Stadia i dyskusje
Polska przed nowymi problemami. Barometr społeczno-ekonomiczny 1999. Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Społecznych, Warszawa 2000, 142 strony.
Polska przed nowymi wyborami. Barometr społeczno-ekonomiczny 2000. Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Społecznych, Warszawa 2001,168 strony.
Polska po przejściach. Barometr społeczno-ekonomiczny 2001-2003. Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Społecznych, Warszawa 2003, 224 strony.
Do dnia dzisiejszego ukazały się trzy edycje „Barometru” : Polska przed nowymi problemami (2000), Polska przed nowymi wyborami (2001) i - najnowsza - Polska po przejściach (2003). Każda z nich składa się z ponad trzydziestu krótkich artykułów, z których każdy dotyczy nieco innego problemu i każdy stanowi syntetyczne omówienie jakiejś kwestii istotnej we współczesnej Polsce, ważnej dla autora i związanej z praktyką życia politycznego, gospodarczego lub społecznego. Mają one - w zamyśle pomysłodawców - służyć przewidywaniu przyszłych burz\ koncentrują się więc raczej na zjawiskach i procesach negatywnych, niż na tych, których przebieg i rezultaty można ocenić jako korzystne.
O ile pierwsza edycja „Barometru” stanowiła przede wszystkim zaproszenie do dyskusji i sygnalizowała występowanie rozmaitych problemów, o ile edycja druga pokazywała, że mamy do czynienia ze stałą tendencją rozszerzania się zakresu społecznych i gospodarczych kwestii, a rządzący niewiele robią, żeby je rozwiązać, to w znacznej części edycji trzeciej dominuje nuta rozgoryczenia i zawodu, że mimo deklaracji i obietnic nie tylko niewiele w rozmaitych istotnych kwestiach się robi, ale i niewiele jest pomysłów na ich rozwiązywanie.
Krytyka ta jest najczęściej prowadzona z pozycji lewicowych. W ideowej deklaracji Stowarzyszenia można przeczytać o zasadzie równości szans, społecznej gospodarce rynkowej i sprawiedliwości społecznej. W znacznej części publikowanych tekstów bardzo
188 Recenzje
mocno podkreśla się też brak przyzwolenia na narastanie dochodowych nierówności, postuluje centralny charakter pracy w polityce społecznej i dbałość o adekwatną do sytuacji społecznej realizację funkcji opiekuńczych państwa. Mówi się jednak także o przywróceniu blasku i „braku zgody na zawłaszczanie ideałów polskiej lewicy przez formację wywodzącą się z byłych zarządców PRL-u”. W rezultacie ta część krytyki, która jest wymierzona we władze i w administrację, nie omija błędów żadnej ekipy rządzącej ostatniego dziesięciolecia. Co więcej - w publikacjach pojawiają się także teksty, które mają raczej konserwatywny charakter, a ich autorów, ani ich poglądów, z lewicą zwykle się nie kojarzy.
Nie jest zatem tak, że prowadzona przez autorów krytyka ma całkowicie jednostronny, ideologiczny charakter. Dominują w niej rzeczowe argumenty i wywody oparte na materiale empirycznym. Warto nadmienić także, że zdecydowana większość tekstów ma charakter ekspertyz; omawia się w nich szczegóły prowadzonych działań i detalicznie analizuje podstawowe założenia reform, nie poprzestając na ogólnikach.
Na omawiany cykl wydawniczy składają się teksty nadesłane w odpowiedzi na ankietę rozpisywaną przez założone w 1998 roku Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Ekonomicznych. Pytania pierwszej edycji ankiety dotyczyły przede wszystkim „postępów w dochodzeniu do społeczeństwa bardziej sprawiedliwego i - zarazem - bardziej efektywnego, a także roli, jaką w stymulowaniu tych procesów odgrywają instytucje państwowe i instytucje społeczeństwa obywatelskiego”. Pomysłodawcy pytali także o możliwe interpretacje zdarzeń przebiegających w Polsce okresu transformacji w kontekście „długookresowych tendencji i procesów przekształceń ustrojowych, zmian w świadomości i postawach różnych grup społecznych”, konsekwencji tych procesów w dłuższym okresie czasu, oraz charakterystykę wyłaniającego się w Polsce ładu społecznego. Pytania te zachowują ważność do dzisiaj, co sprawia, że próby odpowiedzi na nie niewiele tracą na aktualności.
Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Ekonomicznych powstało - jak piszą jego inicjatorzy w krótkiej charakterystyce organizacji - „przede wszystkim z intencją przyczynienia się do pluralizacji życia publicznego”. Bowiem „mimo istnienia ustabilizowanych instytucji politycznej demokracji, ukształtowała się nieomal bezalternatywna scena życia publicznego”. Bezaltematywność ta polega na intensywnym promowaniu neoliberalnego modelu gospodarki, społeczeństwa i państwa. Nie chodzi jednak o to, a przynajmniej nie tylko o to, że liberalne koncepcje społeczne i gospodarcze są przez licznych zwolenników uznawane za jedynie słuszne i najbardziej ze wszystkich godne implementacji. Bardziej chodzi, wydaje się, o to, że w publicznych dyskusjach o przyszłości Polski praktycznie nie funkcjonuje żaden poważny alternatywny model urządzenia życia zbiorowego - czy to w charakterze ideału, do którego warto dążyć, czy to jako przedmiot krytyki.
Wyznacznikiem neoliberalnej koncepcji polskiej transformacji jest - pisał Ryszard Bugaj w pierwszym wydaniu Barometru, w 1999 roku - „silnie nadrzędna rola rynkowej regulacji, a więc płytka redystrybucja dochodów (...) oraz ograniczona interwencja państwa w strukturalne procesy gospodarcze. W tej sytuacji rynkowa autodynamika ma znaczenie kluczowe”. Większa część polskich elit politycznych sympatyzuje właśnie z indy- widualistyczno-wolnorynkowym wariantem rozwoju. Dzieje się tak, mimo deklarowa
Recenzje 189
nych różnic programowych poszczególnych partii i zmieniających się rządów. „Przestrzeń realnych różnic jest znacznie mniejsza, niż wynikać by to mogło z werbalnych sporów” (Barometr 2000). Źródeł takiego stanu rzeczy Bugaj doszukuje się między innymi w tym, że realizacja koncepcji alternatywnej wiązałaby się z - ryzykowną dla każdego z rządów - koniecznością ignorowania interesów „wpływowych grup”, konfrontacją z liberalnymi mediami, kontestacją ze strony zagranicznych inwestorów i opóźnieniami w szybkiej integracji z Unią Europejską.
Szanse na wprowadzanie alternatywnych rozwiązań - zarówno strategicznych, jak i obejmujących konkretne kwestie i problemy społeczne - są nikłe, także dlatego że słabe i nieskuteczne okazują się te instytucje, które powinny wspierać proces demokratyczny rozumiany jako obywatelska debata o sprawach publicznych. Wątek ten pojawia się - w różnych kontekstach - w każdym z wydań „Barometru” .
W chronologicznie pierwszym z omawianych zbiorków, Leszek Gilejko pisał następująco: „rok 1999 był kolejnym okresem ograniczania, praktycznie nawet eliminowania dialogu społecznego. Reformy edukacyjna i służby zdrowia zostały wprowadzone bez udziału środowisk nauczycieli i lekarzy, nosiły one wszelkie znamiona działań biurokratycznych. Wyjściowa cecha polskiej transformacji - dialog i umowa społeczna - stały się tematem rocznicowych wspomnień”. Przyczyn takiego stanu rzeczy autor doszukiwał się przede wszystkim w marginalizacji organizacji branżowych i utracie legitymacji do reprezentowania interesów pracowniczych przez związki zawodowe. Także w przypadku stosunkowo silnych organizacji związkowych (przede wszystkim górniczych, hutniczych i działających w przemyśle zbrojeniowym) ich działalność wcale nie koncentruje się, pisał Gilejko, na uzgadnianiu stanowisk i negocjacjach z rządem i organizacjami pracodawców, i praktycznie ogranicza do demonstracji i strajków, czyli kontestowania istniejącego porządku - zwłaszcza wtedy, kiedy władze są bierne, lub kiedy jednostronnie zmieniają wcześniej uzgodnione programy. Po trzech latach do tego samego tematu wrócił Juliusz Gardawski. Związki zawodowe, pisze autor, na skutek waśni ideologicznych i opacznie rozumianego pluralizmu w organizacji zbiorowych stosunków pracy, „zaczęły tracić możliwość reprezentowania polskiej klasy pracowniczej, a nawet ogółu pracowników w poszczególnych przedsiębiorstwach. Zamiast tego musiały się skupić na własnej klienteli”, co - należy sądzić - wyjaśnia słabość Komisji Trójstronnej jako instytucji służącej negocjowaniu zbiorowych interesów.
Także w „Barometrze” z 2003 roku, Andrzej Kołakowski zwraca uwagę na zanik dialogu politycznego jako na jedno z chorych zjawisk charakterystycznych dla instytucji politycznych III RP w ogóle, choć przybierających na sile w ciągu ostatnich lat. Autor uważa, że „w naszym życiu politycznym nikt już z nikim nie rozmawia, nie uzgadnia stanowisk, nie szuka optymalnych rozwiązań, kompromisów i konsensów”. Słabe i nieskuteczne są instytucje społecznej partycypacji, a w konsekwencji, także ład społeczny, który instytucje te miałyby wspierać, wydaje się kruchy i niepewny. Erozję systemu instytucji dialogu społecznego stwierdza także Piotr Gliński (2003), który pokazuje, że Polacy są nie tyle bierni, co raczej bezradni, jeżeli idzie o możliwości wpływania na bieg spraw publicznych. Autor przekonuje, że w Polsce „panuje olbrzymia nierównowaga, na
190 Recenzje
ruszająca podstawowe zasady demokracji. Jest silna - co nie znaczy, że sprawna - władza, silne polityczne grupy nacisku, stosunkowo silne i nadmiernie upolitycznione samorządy, oraz bardzo słabe społeczeństwo obywatelskie (...). Nierównowaga ta panuje mimo pewnych korzystnych regulacji prawnych”. Sektor pozarządowy kurczy się między innymi na skutek braku jawności w poczynaniach władzy i adekwatnego dostępu do informacji, rywalizacji i nieufności między organizacjami pozarządowymi a samorządami, braku procedur współpracy i partycypacji, oraz niejasnym zasadom finansowania. A przecież „podstawowym warunkiem wykorzystania możliwości i zamienienia trudnych procesów akcesyjnych w przełomowy, cywilizacyjny sukces jest żywotność polskiego społeczeństwa obywatelskiego”, którego instytucje - można dodać - nie tylko będą wspierały władzę w realizacji społecznie istotnych celów, ale będą także, za pośrednictwem procesów negocjacyjnych i uzgadniania interesów, poczynania władzy kontrolować.
Rozczarowanie kierunkiem, w jakim prowadzona jest transformacja, wiąże się z przekonaniem wielu autorów barometrowych tekstów co do tego, iż jest on rezultatem właśnie braku kontroli i społecznego dialogu, a także swoistej zdrady ideałów, jakie legły u podstaw polskiej transformacji. Bodaj najwyraźniej widać to w tekście Tadeusza Kowalika Nowy ład społeczny - ani konieczny, ani pożądany z pierwszej edycji wydawnictwa. Autor przekonuje w nim, że racje, jakie uruchomiły zmiany w 1989 roku zostały zapomniane, a większość solidarnościowych działaczy przekształciła się w polityków, szybko i zupełnie bezkarnie zmieniających orientację z „socjalnej” na „liberalną”, bez względu na dążenia i interesy tych, którzy transformację uruchomili, i którzy w znacznej mierze ponieśli jej konsekwencje: Duża, chyba przeważająca, część dawnych doradców, działaczy, przeszła do przeciwstawnego, antyrobotniczego obozu ideologicznego, zniekształcając historię Solidarności. Do najłagodniejszych należy nagminne przedstawianie masowego ruchu lat 1980—81 wyłącznie jako antykomunistycznego i obywatelsko-niepodległościowego. Przemilcza się systematycznie robotniczy charakter postulatów i składu socjalnego ruchu”. W tej zdradzie Kowalik dopatruje się, można sądzić, jednego ze źródeł „bezalterna- tywności” liberalnego modelu transformacji. Uwłaszczona, stara i nowa nomenklatura wspiera taki porządek, w którym „wzrost gospodarczy służy temu, co już dawno nazwano oligarchicznym bogactwem”, i w którym wszelkie alternatywy zwyczajnie się odrzuca. W szczególności odrzuca się „przedmiot zdrady” - czyli oparty na umowie społecznej zarys programu gospodarczego i socjalnego zawarty w porozumieniach Okrągłego Stołu. Podobne tezy można znaleźć w tekście Włodzimierza Pańkówa z „Barometru” 2003.
Warto - omawiając „przewodnie myśli” kolejnych publikacji - zwrócić uwagę na opis i ocenę społecznego ładu współczesnej Polski, jaka z lektury „Barometrów” się wyłania. Źródeł kryzysu stosunków społecznych autorzy doszukują się przede wszystkim w odradzających się w wolnorynkowej gospodarce podziałach klasowych i procesach narastania społecznych nierówności. „Polski kapitalizm charakteryzuje się masowym bezrobociem, dużą warstwą ludzi żyjących w ubóstwie, wysokimi i ciągle rosnącymi rozpiętościami płacowymi i dochodowymi. Na drugim biegunie znajduje się zróżnicowana co do charakteru i zasobności warstwa właścicieli kapitału i dysponentów władzy o silnej, klienteli- stycznej, lub otwarcie korupcyjnej więzi między nimi” - diagnozował w 1999 roku stan
Recenzje 191
polskiego społeczeństwa Tadeusz Kowalik. Podobne opisy można znaleźć i w innych tekstach. Na przestrzenny wymiar dychotomizacji zwraca z kolei uwagę Kazimiera Wódz (2003) omawiając specyficzne problemy społeczne Śląska, Mieczysław Kabaj (2003) sygnalizuje konsekwencje kształtującego się podziału na tych, co mają pracę i na bezrobotnych, a Zofia Jacukowicz (2003) - społeczne konsekwencje zróżnicowania wielkości płac.
Juliusz Gardawski (2000) pokazuje, że wśród przedsiębiorców utrzymuje się przekonanie o tym, „że władze państwowe ich wyzyskują”, że „ta część elity politycznej, która wysysa pieniądze z polskiego biznesu uchwala restrykcyjne podatki i zmusza do kombinowania, (...) pieniądze zaś kieruje na marnotrawne fundusze centralne” . Przekonanie to wiąże się z kryzysem legitymizacji władzy, zaufania i poszanowania prawa, ale - co gorsza - prowadzi do anomii rozumianej jako zanik norm społecznych, czyli anomii w sensie, jaki nadał temu pojęciu Durkheim. „Poczucie społecznego porzucenia i wykorzystania przez inne grupy społeczne” i brak lojalności wobec pracodawców charakteryzuje natomiast robotników. Wynikające stąd „beznormie” staje się więc dla Gardawskiego cechą polskiego, quasi-kapitalistycznego społeczeństwa jako całości, a nie tylko cechą „nowej- starej klasy średniej” i drobnych przedsiębiorców, którzy wskutek niekompetencji władz cierpią, swoim własnym zdaniem, najbardziej.
Dychotomiczne ujęcie struktury społecznej, a dokładniej - częste wskazywanie na polaryzację, jaka dokonuje się w rozmaitych „wymiarach” tej struktury (jeżeli idzie o możliwość uczestniczenia w demokratycznych procesach decyzyjnych, udział w rynku pracy, dostęp do systemu edukacyjnego, sytuację bytową i dochody czy rozkład rozmaitych przywilejów) jest charakterystycznym rysem szeregu tekstów. Autorzy stosunkowo często, choć w rozmaitej stylizacji, zwracają uwagę na wyłanianie się dwóch światów - świata „wygranych” i „przegranych” w procesie przemian. Światy te - zdaje się mówić na przykład Paweł Kozłowski - różnią się właściwie wszystkim: „życiem codziennym i perspektywami, stanem materialnym i samopoczuciem psychicznym, otaczającą aurą i definiowaniem sytuacji” (1999). Zdaniem recenzenta, takie interpretacje w sposób nieco uproszczony zdają relację z procesów, jakim podlega struktura polskiego społeczeństwa. Sugerują bowiem, że dystrybucja rozmaitych dóbr także ma w Polsce dychotomiczny charakter - są tacy, którzy mają wszystko, i jednocześnie są tacy, którzy mają niewiele, lub zgoła nic. Zapewne dzieje się tak, jeżeli weźmiemy pod uwagę kategorie skrajne - na przykład najbardziej bogatych i krańcowo biednych. W znacznym stopniu pomija się tu jednak to, co dzieje się pomiędzy skrajnościami. To prawda - empiryczna ewidencja dotycząca formowania się w Polsce tzw. podklasy, w której rozmaite wymiary społecznego upośledzenia się kumulują, jest stosunkowo bogata i zawiera nie tylko opis skrajnych segmentów struktury społecznej, ale i charakterystykę mechanizmów społecznego wykluczania charakterystycznych dla współczesnej Polski. Nie jest to jednak tak, że polskie społeczeństwo - podobnie jak jakiekolwiek inne - jest „dwubiegunowe”, jak zdają się sugerować autorzy niektórych przynajmniej tekstów.
Jeżeli idzie o zagrożenia, to w tekstach (których część krytykuje przecież tak prowadzoną politykę jak i jej rezultaty w sposób radykalny) stosunkowo niewiele mówi się
192 Recenzje
o społecznym konflikcie. Co ciekawe, autorzy, dostrzegając konflikty interesów i rosnące niezadowolenie grup pod jakimś względem upośledzonych, raczej nie straszą czytelnika otwartym buntem skierowanym w podstawy ustrojowe nowego ładu. Bywa za to, że wskazują przyczyny, dla których takiego buntu spodziewać się raczej nie należy. Leszek Gilejko (1999) pisze na przykład, że w środowiskach pracowniczych rośnie poczucie nieuchronności strajków i innych form protestu, jednocześnie zaznacza jednak, że związkowcy najczęściej bronią miejsc pracy w konkretnych przedsiębiorstwach lub branżach, i są stosunkowo skłonni do porozumień w interesie własnej - stosunkowo wąskiej - klienteli. Ten sam argument powtarza w 2003 roku Juliusz Gardawski, pisząc o dezintegracji związków zawodowych i rozdźwięku między polityką central związkowych a dążeniami związkowców w zakładach pracy. A skoro konflikt przemysłowy toczy się w praktyce przede wszystkim na poziomie lokalnym - to nie ma podstaw sądzić, że ład ustrojowy zostanie w najbliższym czasie zakwestionowany. W podobnym tonie utrzymana jest wypowiedź Witolda Nieciuńskiego (2000), który dodatkowo wskazuje na „wysoki stopień inkorporacji do ładu kapitalistycznego” ludzi pracy - czyli powszechne przekonanie, że zły system jednak można zreformować i uczynić go „bardziej przychylnym”. Odpowiedzialna za „inkorporację” jest - można sadzić - także ideologia, która sprzyja rozwojowi postaw indywidualistycznych i spadkowi poczucia solidarności społecznej. Brakuje więc także mentalnych podstaw do intensyfikacji społecznego konfliktu. Jest to - warto dodać - konsekwentne rozwinięcie krytyki podporządkowanej liberalnym wartościom zmiany społecznej z pozycji lewicowych. Promocja indywidualizmu połączona z utrzymywaniem urządzeń, które (tak jak pomoc społeczna czy instytucje tradycyjnie rozumianego dialogu społecznego) dają pozór dbałości o problemy jednostek i grup społecznych, to - jak zdają się mówić choćby klasycy teorii konfliktu społecznego - skuteczne narzędzia kontroli. Skoro jednostki mogą dochodzić swoich praw w ramach istniejącego porządku instytucjonalnego, a dodatkowo kojarzą indywidualny dobrobyt z indywidualną zaradnością, a nie z ograniczeniami systemu społecznego, to prawdopodobieństwo wybuchu społecznego konfliktu okazuje się znikome. Przyjmując taką interpretację polskiego, „spacyfikowane- go” konfliktu społecznego można jedynie dodać, że jest to interpretacja stosunkowo uniwersalna; pogłębianie się nierówności społecznych i inne nieszczęścia związane z żywiołową gospodarką rynkową, podobnie jak zinstytucjonalizowany system „kanalizowania” niepokojów z nimi związanych, dzielimy z innymi, bardziej i mniej uprzemysłowionymi krajami.
Pozory sprawnego działania tych instytucji, które powinny być odpowiedzialne za zbiorowy i indywidualny dobrobyt to kolejny, ważny wątek przewijający się w tekstach „Barometru” . Czytelnik znajdzie w publikacjach niemal wyczerpujący katalog tego, co - jeżeli idzie o sprawność instytucji - w ostatnim dziesięcioleciu nie wyszło tak, jak wszyscy by sobie życzyli.
Katalog ten otwiera krytyka polityki gospodarczej i polityki rynku pracy. W tekstach poświęconych gospodarce oczywiście pojawia się - co nie zaskakuje - wątek dogmaty- zmu i „monopolu na prawdę” architektów polskich reform. Dominują (zwykle całkiem obszernie uzasadnione) ataki na Plan Balcerowicza i zakładaną konieczność jego konty
Recenzje 193
nuacji. Tadeusz Kowalik (1999), o czym już była mowa, przekonuje, że liberalne reformy gospodarcze początku lat dziewięćdziesiątych nie były jedynym możliwym rozwiązaniem, a argumenty mówiące, że - mimo pewnych kosztów - Polska i tak odniosła poważny sukces w transformacji, należy uznać wyłącznie za propagandę. Wtóruje mu Mieczysław Kabaj pokazując, że rezultat, którym reformatorzy lubią się chwalić - to jest zwiększona efektywność gospodarcza przedsiębiorstw - jest, delikatnie mówiąc, pozorny. Firmy starające się sprostać konkurencji, i dążąc do zwiększenia efektywności po prostu redukują zatrudnienie. W tekście z 2003 roku M. Kabaj wnikliwie analizuje także błędny, jego zdaniem, sposób myślenia o kwestiach zatrudnienia i bezrobocia. Myślenie to opiera się na przekonaniu o nieuchronności „bezzatrudnieniowego” wzrostu gospodarczego,0 iluzoryczności pełnego zatrudnienia, oraz o „normalnym” charakterze niskiego wykorzystania zasobów pracy w polskiej gospodarce jako o reakcji na ukryte bezrobocie w okresie PRL. „Powrót do normalności gospodarki rynkowej - pisze w konkluzji autor - nie polega na usprawiedliwianiu gigantycznego marnotrawstwa zasobów pracy i najwyższej stopy bezrobocia wśród 30 krajów OECD, ale na odwróceniu zabójczej dla ludzi1 gospodarki tendencji przemieszczania zasobów pracy ze sfery tworzenia produktu społecznego do sfery bierności zawodowej i uczestnictwa w podziale PKB w formie zasiłków”. Ryszard Bugaj (1999), komentując jeden z problemów standardowo wymienianych w dyskusjach nad rozwojem gospodarczym: „Ekipa gospodarcza Balcerowicza, działając z dogmatyczną liberalną determinacją, nie podjęła żadnych kroków, będących adekwatną odpowiedzią na ukształtowane silne i strukturalne zagrożenie. W szczególności nie zrobiono nic dla poprawy efektywności polskiego eksportu i podrożenia importu. (...) Sytuacja, jaka się ukształtowała, zasadniczo zmniejsza swobodę polityki gospodarczej”. Źródeł deficytu obrotów w handlu zagranicznym obecnie należy doszukiwać się właśnie w komentowanej w „Barometrze” z 1999 roku polityce początku lat 90., która zakładała szybki wzrost gospodarczy oparty przede wszystkim na imporcie - towarów, kapitału i technologii. Podobnie, ograniczanie rozmiarów sektora finansów publicznych nie rozpoczęło się za ostatnich rządów, a wiele lat wcześniej. Konsekwencje obu zjawisk odczuwamy natomiast dzisiaj; ograniczenie produkcji krajowej na rzecz importu generuje bezrobocie, a zmniejszenie sektora finansów publicznych wiąże się ze spadkiem dochodów i popytu w grupach o niskich dochodach. Liberalizacja gospodarki w ogóle generuje rozmaite problemy ze społeczeństwem i na pewno nie ułatwia państwu radzenia sobie z nimi.
Często krytykowane są podstawowe założenia reform - na przykład prywatyzacja. W „Barometrze” z 2003 roku Ryszard Grabowiecki przekonuje, że „dogmatycznie motywowana prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych objęła - w pierwszej kolejności - przedsiębiorstwa najlepsze i rentowne. (...) Przekształcenia te zostały podjęte na podstawie ideologicznego założenia, że przedsiębiorstwa państwowe nie nadają się do uczestniczenia w gospodarce rynkowej”. Pokazuje też, że likwidując przedsiębiorstwa państwowe, faktycznie prowadzi się do „dezindustrializacji” kraju. Dramat polega na tym, przekonuje dalej autor, że - jak pokazują dane statystyczne - rozwój gospodarczy jest „nakręcany” przez modernizowany przemysł właśnie. Wniosek jest taki, że ograniczając sektor dużych przedsiębiorstw (i - można dodać - stawiając na rozwój przedsiębiorstw małych i średnich) Pol
194 Recenzje
ska rezygnuje z przynajmniej części szans na gospodarczy rozwój. Rozstrzyganie, czy argumenty te są trafne, nie leży w obszarze profesjonalnych kompetencji recenzenta. Cieszy go jednak to, że przynajmniej niektórzy publicyści mają odwagę podejmować próby demaskowania rozmaitych niedopowiedzeń pojawiających się w „polityce głównego nurtu” . Entuzjazm wobec wspierania małych i średnich przedsiębiorstw jest przecież elementem rządowego programu naprawy gospodarki ostatnich lat. Z tego samego powodu za godne uwagi należy uznać i pozostałe teksty „Barometrów” - jeżeli nawet ich autorzy mylą się w kwestiach szczegółowych, lub przyjmują trudne do zaakceptowania (z punktu widzenia indywidualnego czytelnika) założenia aksjologiczne, to kształtują one zdrowy sceptycyzm wobec tych poglądów, które większość uważa za słuszne.
Kolejne pozycje „katalogu nieszczęść” wiążą się z czterema „wielkimi reformami” ostatnich lat: emerytalną, ochrony zdrowia, systemu edukacji i administracji publicznej. Autorzy wskazują na nieskuteczność (a w niektórych przypadkach przeciwskuteczność) reformatorskich wysiłków kolejnych rządów i sprzeczności wbudowane w niektóre rozwiązania. Takie sprzeczności dadzą się na przykład pokazać - jak w tekstach publikowanych w kolejnych wydaniach „Barometru” przekonuje Marta Zahorska - jeżeli idzie o reformę systemu edukacji. Za jedno z przewodnich haseł reformy można bowiem uznać inwestowanie w kapitał ludzki, który - o ile wysoki - sprzyja modernizacji, rozwojowi gospodarczemu i wzrostowi dobrobytu. Z inwestycjami w ludzki kapitał zwykle kojarzy się też wyrównywanie szans edukacyjnych. Dokładniejszy wgląd w założenia reformy edukacyjnej ujawnia jednak, że pod pozorem wyrównywania szans, tak naprawdę tworzy się bariery dla tych, którzy na reformie powinni skorzystać w pierwszej kolejności: „Gimnazja stały się wręcz jednym z najbardziej różnicujących warunki edukacyjne elementów systemu szkolnego. Stan budynku, wyposażenie gimnazjów są ściśle związane z poziomem zamożności gminy. Nakłady na jednego ucznia różnią się między gminami kilkunastokrotnie (...). Część uczniów, którzy ukończą dobre gimnazja pójdzie do dobrych liceów (...) Ci, którzy ukończą gimnazja o niskiej renomie, pójdą liceów o złej renomie (...) ta grupa młodzieży uzyska maturę pod warunkiem, że... wymagania maturalne zostaną obniżone” (2000). W ten sposób - wydaje się - poziom zamożności (gmin, a więc i ich mieszkańców) znajdzie odzwierciedlenie w szansach społecznego awansu i „zamknięciu” struktury społecznej w Polsce.
Nie inaczej rzecz się ma z reformą emerytalną, której podstawowym założeniem było przejście z systemu repartycyjnego na kapitałowy. Reformatorzy, a za nimi także opinia publiczna, przyjęli bowiem za pewnik wyższość kapitałowego systemu emerytalnego w gospodarce rynkowej. Tymczasem może się okazać, że obecna sytuacja demograficzna, sytuacja na rynku pracy i w gospodarce skutecznie uniemożliwiają osiągnięcie zakładanej skuteczności tego systemu. Przekonuje o tym Kazimierz Łaski (2003), który pisze, że system repartycyjny jest zwyczajnie tańszy od kapitałowego, że nie jest obciążony ryzykiem związanym z wahaniami kursów papierów wartościowych, i stwierdza co następuje: „reforma emerytalna nie tylko nie zwiększy tempa wzrostu dochodu narodowego, ale najprawdopodobniej je zmniejszy (...) chodzi mianowicie o to, że reforma systemu emerytalnego może doprowadzić do wzrostu skłonności do oszczędzania gospodarstw do
Recenzje 195
mowych, a więc do mniejszej konsumpcji przy danych dochodach. Jeśli jednocześnie sło- ność do inwestowania się nie zmieni, (...) to dochód narodowy będący sumą konsumpcji i inwestycji zmniejszy się - czyli wzrost gospodarczy ulegnie zwolnieniu, zamiast przyspieszeniu”. Niekoniecznie jest też sprawiedliwy: „wprowadzenie systemu kapitałowego oznacza (...) dla pokoleń wstępujących na rynek pracy podwójne obciążenie. Z jednej strony muszą finansować emerytury tych, którzy nie są już zawodowo czynni, z drugiej zaś muszą finansować nowe fundusze emerytalne”. Co do trafności tych stwierdzeń można się zapewne spierać. Warto jednak podkreślić, że - w odróżnieniu od krytyki dominującej zarówno w mediach, jak i w politycznych debatach o nowym systemie emerytalnym - kwestionują one nie wykonanie, sposób przeprowadzenia i niedostatki instytucji wdrażających reformę, ale jej założenia.
Przykłady tego rodzaju - pojawiających się w barometrowych tekstach - wniosków i wątków można oczywiście mnożyć. Autorzy zwięźle przedstawiają swoje poglądy co do tego, w jakich miejscach szwankują założenia rozmaitych „polityk” (rynku pracy, ochrony zdrowia etc...), oraz punktują ich negatywne konsekwencje - szczególnie te, o których stosunkowo mniej się mówi w mediach, i które lubią przemilczać politycy. „Krzewienie” sceptycyzmu może tu być tym łatwiejsze, że większość tekstów zawiera stosunkowo bogaty - biorąc pod uwagę ich zwięzłość - materiał empiryczny i odpowiednio dobrane przykłady, dzięki którym nawet laik zrozumie, o co autorom chodzi.
Trzeba - na koniec - zapytać, czy oprócz tego, co złe, nieefektywne i niekorzystne dla Polski, oprócz zagrożeń czyhających na obranej drodze rozwojowej, autorzy omawianych publikacji widzą przed krajem jakieś realne możliwości poprawy sytuacji. Jedna z możliwych odpowiedzi na to pytanie wynika z omówionej wyżej krytyki. Oczywiście - należy odwrócić negatywne tendencje, szczególnie jeżeli idzie o inwestycje i produkcję przemysłową, rynek pracy, rozwarstwienie, zróżnicowanie dochodów etc. Należy także dyskutować i uzgadniać szczegółowe rozwiązania, a więc zadbać o to, aby rozmaite interpretacje były w publicznym, demokratycznym dyskursie traktowane równo (temu ostatecznie służą kolejne „Barometry”). Szansę uzdrowienia sytuacji widać także w rychłym przystąpieniu do Unii Europejskiej. Jest to konkluzja zaskakująca, ponieważ niemal wszystkie teksty, w których tę akcesję się omawia, są wobec niej równie krytyczne jak wobec polityki wewnętrznej. Częściej wspomina się w nich o „szoku poakcesyjnym”, nierówności szans w konkurencji gospodarczej na europejskim rynku i zagrożeniu marginalizacją ze strony bardziej uprzemysłowionych i rozwiniętych gospodarczo państw, niż o korzyściach, jakie z przystąpienia miałyby wynikać (patrz „Barometr” 2003). Akcesja daje jednak nadzieję choćby na to, że unijne przepisy i presja innych krajów i społeczeństw członkowskich mogą wymusić na polskich władzach takie działania, których nie chcą lub nie są w stanie podjąć, a na społeczeństwie - wzrost poczucia wspólnoty i optymizmu. Dotychczasowa postawa elit, „zinstytucjonalizowana nieodpowiedzialność klasy politycznej” i blokowanie faktycznej partycypacji obywateli w życiu publicznym takiej nadziei raczej nie dają.
Paweł PoławskiInstytut Socjologii, WFiS UW
196 Recenzje
Lucyna Frąckiewicz i Małgorzata Król (red.)Problemy polskiej wsi na przełomie wieków,2002, Katowice: Wydawnictwo Akademii Ekonomicznej, 404 strony
W 2002 roku literaturę poświęconą problemom społecznym w naszym kraju wzbogaciła kolejna publikacja, dotycząca zagadnień wsi. Stanowi ona swoisty zapis kwestii poruszanych w trakcie przeprowadzonej na początku czerwca tego roku konferencji, zorganizowanej wspólnie przez Katedrę Polityki Społecznej i Gospodarczej Akademii Ekonomicznej w Katowicach oraz Komitet Nauk o Pracy i Polityce Społecznej PAN. Obszerny tom, jaki oddany jest do dyspozycji czytelników, zawiera autorskie opracowania, poświęcone takim problemom ludności wiejskiej, jak: bezrobocie, ubóstwo, ochrona zdrowia, edukacja czy kwestia ludzi starych. Oprócz takich właśnie rozdziałów, poświęconych rozmaitym aspektom problemów społecznych współczesnej wsi polskiej, w recenzowanym tomie znalazły się też - co trzeba zapisać zdecydowanie na jego plus - szkice poświęcone roli polityki państwa, czy znaczeniu organów samorządowych, jak i próby wskazania na istotę barier krępujących rozwój obszarów wiejskich. Innym pozytywnym w sumie elementem recenzowanej publikacji jest z jednej strony obecność tekstów o charakterze opi- sowo-diagnostycznym, z drugiej zaś prób sformułowania pewnych generalizacji, czy wręcz ram teoretycznych. Te pierwsze są jednak w zdecydowanej przewadze, i to z kolei jest - moim zdaniem - pewnym mankamentem całego wydawnictwa, jako że we współczesnej literaturze polskiej zdecydowanie dominuje właśnie owa refleksja opisowo-dia- gnostyczna, czy komentarz do prowadzonych badań, natomiast zbyt mało mamy prac próbujących w jakiejś szerszej konceptualnej i teoretycznej perspektywie analizować ciemną stronę transformacji społeczeństwa wiejskiego w Polsce.
Dwa inne jeszcze elementy rzucają nieco światła na charakter prezentowanego tomu. Wiele składających się nań tekstów zawiera elementy rekomendacji, wskazujących na konieczne kierunki prowadzenia polityki, która łagodzić miałaby przynajmniej opisywane dolegliwości społeczne. Znowu jednak można powiedzieć z uczuciem pewnego zawodu, że z reguły owe rekomendacje mają charakter dość ogólnych sformułowań wskazujących przede wszystkim na cele działania, a w zdecydowanie zbyt małym stopniu - bardziej konkretnych, operacyjnych programów, podsuwających określone metody działania. Dru
Recenzje 197
ga sprawa dotyczy poziomu prowadzonych rozważań i analiz. Większość prac dotyczy ogólnokrajowych - jeśli można to tak określić - problemów wsi. Pojawiają się jednak też teksty skupione na zagadnieniach niektórych regionów np. Opolszczyzny, Wielkopolski, Pomorza Zachodniego, czy Warmii i Mazur. Jest oczywiście jasne, że stanowi to w głównej mierze odbicie zainteresowań autorów poszczególnych rozdziałów. Szkoda jednak, że np. we wprowadzeniu redaktorów tomu zabrakło informacji czy bodaj jakiegoś komentarza, co przede wszystkim miały ilustrować owe regionalne przypadki. Sądzę, że byłoby to z pożytkiem dla charakteru i także oceny całego opracowania, jako że już dzisiaj powszechnie podzielany jest pogląd o konieczności różnicowania polityki społecznej w odniesieniu do specyficznych regionalnych wymiarów rozmaitych problemów społecznych.
Na omawiany tom składają się 24 opracowania. Z górą 1/3 spośród nich dotyczy właśnie bezrobocia, uznawanego za najpoważniejszy problem wsi polskiej na przełomie wieków. W sposób bardziej lub mniej bezpośredni zagadnienia tego dotyczy aż 9 rozdziałów. Najbardziej obszerne i jednocześnie kompleksowe studium bezrobocia zawiera otwierający - i słusznie - cały tom artykuł Mieczysława Kabaja, poświęcony procesom i czynnikom likwidacji i tworzenia miejsc pracy. Artykuł ten nie jest wprawdzie poświęcony specjalnie problematyce obszarów wiejskich, ale podejmuje ogólną refleksję nad zasadniczymi mechanizmami „produkującymi” bezrobocie. Jest on - w moim przekonaniu - niezwykle istotny z kilku przynajmniej powodów. Po pierwsze - z uwagi właśnie na swoją ogólność pozwala zaprezentować zasadnicze, systemowe i polityczne uwarunkowania bezrobocia, w tym także oczywiście i bezrobocia na wsi. Po drugie - artykuł ten - na co zresztą bardzo mocno zwraca uwagę sam Autor - jest polemiką z kilkoma istotnymi tezami (Autor określa je mianem mitów), dotyczącymi przyczyn współczesnego bezrobocia. Po trzecie wreszcie - artykuł zawiera wiele interesujących i instruktywnych danych oraz próbę zarysowania strategii walki z bezrobociem, oczywiście w perspektywie zidentyfikowanych przez Autora mechanizmów odpowiedzialnych za jego wzrost i utrzymywanie się.
Przyjrzyjmy się najistotniejszym twierdzeniom zawartym w opracowaniu M. Kabaja. Autor rozpoczyna od konstatacji, iż w całym okresie transformacji ustrojowej więcej miejsc pracy zostało w naszym kraju zlikwidowanych aniżeli utworzonych. Traktując zasoby pracy jako najistotniejszy czynnik rozwoju gospodarczego, Autor próbuje wytłumaczyć ważny - jego zdaniem - paradoks polegający na tym, iż mimo wzrostu gospodarczego miejsc pracy w naszym kraju nie przybywa. Jak pisze: „Powstaje więc pytanie, dlaczego mimo relatywnie wysokiego wzrostu gospodarczego zatrudnienie (liczba pracujących) w całym okresie transformacji nie tylko nie wzrosło, ale zmniejszyło się o 2,6 min osób?” (s. 15). Zanim Autor poda własną odpowiedź na to pytanie oraz swoją receptę na rozwiązanie problemu, podejmuje - jak już wspominałem - rozprawę z trzema mitami, mającymi tłumaczyć wzrost bezrobocia mimo istniejącego wzrostu gospodarczego. Są to kolejno: a) koncepcja tzw. jednej piątej, wskazująca, że w wieku XXI praca 20% zdolnych do niej wystarczy do utrzymania światowej gospodarki; b) traktowanie pełnego zatrudnienia jako iluzji, c) traktowanie niskiego wykorzystania zasobów pracy jako „normalnego” elementu gospodarki rynkowej, a wysokiego poziomu ich wykorzystania jako jedynie PRL- owskiej „anomalii” (s. 22). Twierdzenia te konfrontuje Kabaj z danymi dotyczącymi stóp
198 Recenzje
zatrudnienia i bezrobocia w krajach OECD. Konfrontacja ta wypada zdecydowanie na niekorzyść naszego kraju. Okazuje się, że właśnie Polska ma najwyższą stopę bezrobocia wśród 29 krajów, należących do tej organizacji (s. 29).
Co zatem należałoby zrobić, aby zmienić ten stan rzeczy? Autor polemizuje z twierdzeniami, że winą należałoby obarczyć małą elastyczność rynku pracy w Polsce. Jest to sztandarowa teza lansowana przez zwolenników tzw. deregulacji rynku pracy. Okazuje się jednak, że wbrew temu, co twierdzą polski rynek pracy wcale nie jest mało elastyczny. Świadczą o tym przytaczane przez Kabaja dane dotyczące zarówno ruchu zatrudnionych, jak i tzw. stopnia sztywności samego stosunku pracy (por. s. 31 i nast.). W ich świetle okazuje się, że zarówno w gronie krajów OECD, jak i krajów Centralnej i Wschodniej Europy Polska należy do tych, które charakteryzują się jednak relatywnie wysoką elastycznością rynku pracy. A zatem obserwowana w naszym kraju likwidacja miejsc pracy nie jest wynikiem wysokich podatków(l), wysokich kosztów pracy czy sztywnego kodeksu pracy. Co zatem o tym decyduje? Zdaniem Autora chodzi przede wszystkim o słabe tempo wzrostu gospodarczego, wynikające głównie z zahamowania inwestycji, zaspakajania zwiększonego popytu importem substytucyjnym oraz zdecydowanie zbyt niskiego poziomu bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Szczególną rolę odgrywa tutaj właśnie zastępowanie produkcji krajowej importem. Jest ono - jak podkreśla Autor - pochodną czterech czynników, do których zalicza: nadmierną aprecjację złotego, wysokie oprocentowanie kredytów, stawkę podatku dochodowego oraz składkę ZUS. Program walki z bezrobociem powinien w związku z tym zawierać cztery strategiczne - tak chyba można je określić - elementy. Należą do nich: a) prozatrudnieniowa polityka rozwoju gospodarczego, b) przebudowa polityki wobec rynku pracy i polityki społecznej, c) rozwój elastycznych form zatrudnienia, d) przebudowa systemu zasiłków tak, aby sprzyjały one zatrudnieniu (s. 55).
Przyjrzyjmy się teraz bliżej pewnym specyficznym cechom bezrobocia na obszarach wiejskich. Jest to temat omawiany przez kilku autorów. Elżbieta Kryńska, Małgorzata Król, Elżbieta Trafiałek, Tomasz Szurmiak i Krzysztof Drozd oraz Monika Stanny-Burak i Maria Sasin zajmują się przede wszystkim analizą bezrobocia, starając się w miarę kompleksowo zidentyfikować jego przyczyny, określić dynamikę, jak również wskazać jego konsekwencje. Z kolei Małgorzata Baron-Wiaterek, Henryk Januszek oraz Felicjan Bylok skupiają się przede wszystkim na rozmaitych aspektach walki z bezrobociem jako problemem społecznym obszarów wiejskich. Co składa się na prezentowany przez wymienionych autorów obraz?
W swoich rozważaniach Elżbieta Kryńska wskazuje przede wszystkim na dwa istotne fakty wyróżniające bezrobocie na obszarach wiejskich. Zalicza do nich wyższe ostatnio tempo jego wzrostu na wsi aniżeli w miastach oraz specyficzny kontekst, jakim jest dla tego problemu kwestia „ukrytego” bezrobocia poprzez fakt nadmiernego zatrudnienia w indywidualnych gospodarstwach rolnych. Przyczyny bezrobocia na wsi leżą - zdaniem Autorki - po obu stronach rynku pracy tj. zarówno po stronie popytowej jak i podażowej. W ramach tej pierwszej należałoby wskazać: redukcje w przekształcanych i likwidowanych przedsiębiorstwach, zmniejszenie zapotrzebowania na pracę w indywidualnych go
Recenzje 199
spodarstwach rolnych, niski poziom dochodów mieszkańców wsi, słabą infrastrukturę na obszarach wiejskich (s. 69 i nast). Natomiast strona podażowa to przede wszystkim niski poziom wykształcenia ludności wiejskiej oraz jej niska mobilność przestrzenna, edukacyjna i zawodowa (s. 73). Te wszystkie czynniki powodują, że w obrębie wiejskiego bezrobocia pojawia się wyraźny mechanizm sprzężeń zwrotnych: gospodarczych, demograficznych, społecznych i instytucjonalnych, co szczególnie utrudnia próby ograniczenia tego zjawiska.
Podobny obraz szkicuje w swoim rozdziale Małgorzata Król. Z jej perspektywy najważniejszy podział czynników sprzyjających bezrobociu polega na przeciwstawieniu elementów ekonomicznych i pozaekonomicznych. Te pierwsze zawierają kwestie, które w koncepcji Kryńskiej określone zostały mianem popytowych. Chodzi tu więc - przypomnijmy - o słabą infrastrukturę obszarów wiejskich, niskie dochody ludności wiejskiej, a także - co warto podkreślić - typ rolnictwa dominujący w naszym kraju. Gospodarstwa w większości niewielkie i prowadzone raczej w sposób tradycyjny mogą co prawda służyć jako bufor łagodzący przynajmniej w pewnym stopniu rozmiar bezrobocia na wsi poprzez „ukrywanie” nadwyżek siły roboczej - na co zwracała uwagę Kryńska - ale nie stanowią z pewnością gospodarczego koła zamachowego, zdolnego do „pociągnięcia” wzrostu gospodarczego na obszarach wiejskich - co wynika z rozważań Król. Sytuację tę dodatkowo utrudniają czynniki pozaekonomiczne (czyli te, które Kryńska określiła mianem podażowej strony rynku pracy), a więc: uwarunkowania demograficzne, niski poziom wykształcenia, słaba mobilność zawodowa i przestrzenna oraz tradycyjna mentalność sporej jeszcze części mieszkańców wsi.
Inna autorka, Elżbieta Trafiałek również traktuje bezrobocie jako rezultat złożonego oddziaływania wielu rozmaitych czynników. Do najważniejszych zalicza urynkowienie gospodarki, import tańszych i nierzadko subsydiowanych towarów, postęp techniczny, generujący redukcje zatrudnienia oraz wzrost wydajności pracy i związaną z tym racjonalizacja zatrudnienia. Jednocześnie jednak Autorka wskazuje na te czynniki, które związane są z sytuacją istniejącą w Polsce zarówno w sferze rozwiązań w obrębie polityki państwa, jak i cech charakterystycznych obszarów wiejskich. Należą tutaj np. pomijany przez Kabaja fiskalizm państwa, czy wysokie koszty pracy, jak również słaby poziom wykształcenia siły roboczej, wchodzący na rynek pracy wyż demograficzny czy niska mobilność siły roboczej, a także - na co zwraca uwagę Autorka - roszczeniowość niektórych przynajmniej grup społecznych (s. 93-95). Co jednak chyba najbardziej istotne to fakt, że bezrobocie współczesne w Polsce nie jest cechą specyficzną jakiegoś regionu, lecz jest po prostu - wedle określenia Autorki (por. s. 96) - „rozlane” po całym kraju i jednocześnie - inaczej aniżeli w krajach UE - brakuje mu swoistej „oprawy” systemowej, tj. wbudowanych w system polityki społecznej mechanizmów, które z jednej strony ułatwiałyby przejście od sytuacji posiadania pracy do jej utraty (ubezpieczenie od bezrobocia), z drugiej zaś - przejście od sytuacji bezrobocia do znalezienia pracy (aktywne formy walki z bezrobociem). Dodatkowymi elementami charakteryzującymi bezrobocie są - zdaniem Autorki - jego indywidualne wymiary: ograniczanie kręgu przyjaciół, osłabienie kondycji psychicznej wśród bezrobotnych itp. Ten problem społeczny z uwagi na różnorodność
200 Recenzje
zarówno przyczyn, jak i rezultatów wymaga kompleksowej strategii przeciwdziałania i to nie tylko na poziomie krajowym, ale także regionalnym i lokalnym. Wybrane przykłady tej ostatniej zostały pokrótce omówione przez Autorkę (por. s. 105-109), szkoda jednak, że bez wyraźnych elementów ewaluacyjnych.
Serię opracowań na temat bezrobocia uzupełniają dwa kolejne rozdziały. Tomasz Szurmak i Krzysztof Drozd omawiają w tym kontekście sytuację wsi opolskiej. W tym niestety krótkim i bardzo ogólnikowym tekście zwracają głównie uwagę na pewne fundamentalne - ich zdaniem - elementy programu walki z bezrobociem. Zaliczają do nich przede wszystkim długofalowość planowanych programów, szeroki - jak piszą - centralizm połączony jednak z koncentrację na własnej inicjatywie poszczególnych społeczności, spółdzielczość, drobną wytwórczość oraz sprawność w dystrybucji środków finansowych. Nie bez znaczenia jest także opracowanie teoretycznej koncepcji dalszej modernizacji wsi. Z kolei Monika Stanny-Burak i Maria Sasin uwagę swoją skupiają na sytuacji indywidualnych gospodarstw rolnych w gminach województwa zachodniopomorskiego. Wniosek sformułowany na podstawie badań wskazuje, że następuje na tym obszarze znaczne zróżnicowanie sytuacji ludności wiejskiej. Obok bowiem - jak piszą - recesyw- nych gospodarczo gmin „rozwijają się wsie nowoczesne, wielofunkcyjne, dobrze zorganizowane, skupiające mieszkańców aktywnych zawodowo” (s. 135). Jednak proces wchodzenia na rynek pracy wyżu demograficznego powoduje, że stworzenie takiej ilości miejsc pracy, które doprowadzą do likwidacji nadwyżki zasobów siły roboczej, będzie bardzo utrudnione mimo dobrej koniunktury gospodarczej i wyższego wzrostu gospodarczego.
Kolejne trzy opracowania poświęcone są przede wszystkim - jak wskazywałem już uprzednio - kwestiom walki z bezrobociem. Autorka pierwszego z nich Małgorzata Ba- ron-Wiaterek koncentruje się na roli państwa w tym zakresie. Państwo musi w tym procesie odgrywać aktywną rolę, jako że bezrobocie jest problemem ogólnospołecznym. Rola ta powinna być jednak oparta na zasadzie pomocniczości, czyli być niejako wspomagająca wobec inicjatyw podejmowanych przede wszystkim przez społeczności lokalne i regionalne. W swoich rozważaniach Autorka wskazuje na kilka grup czynników utrudniających walkę z bezrobociem na obszarach wiejskich. Stanowią je przede wszystkim bariery w realizacji celów zatrudnienia na wsi (przebudowa systemu gospodarczego, zacofanie strukturalne gospodarki na obszarach wiejskich, doktrynalnie motywowana likwidacja PGR-ów, brak poczucia odpowiedzialności za wieś wśród członków klasy politycznej, dekoniunktura gospodarcza, pełnienie przez wieś roli buforu przechowującego nadwyżki siły roboczej) oraz bariery wzrostu liczby miejsc pracy na wsi (cechy strukturalne wiejskiej siły roboczej, szczupłość środków wspierających lokalne i regionalne programy, bariery instytucjonalne i mentalne). Autorka wskazuje też - co moim zdaniem niezwykle istotne - na procesy globalizacji utrudniające efektywną politykę państwa. W rezultacie państwo powinno bardziej skupić się na działaniach pośrednich, jak np. promowanie rozmaitych regionalnych programów, program edukacji ludności wiejskiej, oddziaływanie na rozwój aktywności pozarolniczej na wsi oraz wyrównywanie różnic w rozwoju społeczno-gospo- darczym poszczególnych obszarów i regionów (s. 151). Niektóre wątki tych rozważań
Recenzje 201
rozwinięte zostają w rozdziałach przygotowanych przez Henryka Januszka oraz Felicjana Byloka. Ten pierwszy skupia się na prezentacji lokalnych programów ograniczania bezrobocia i rozwoju przedsiębiorczości w regionie wielkopolskim, ten drugi zaś - na rozwoju przedsiębiorczości pozarolniczej. W tym ostatnim przypadku szczególnie istotne - zdaniem Autora - jest wyposażenie samorządów gminnych w odpowiednie instrumenty finansowe oraz współpraca pomiędzy państwem i samorządami (s. 201-202).
Inny węzłowy problem społeczny obszarów wiejskich, jakim jest ubóstwo, które pojawia się oczywiście niejednokrotnie w kontekście rozważań wokół bezrobocia, stał się zasadniczym przedmiotem analiz trzech kolejnych rozdziałów recenzowanego tomu. W pierwszym z nich Krystyna Hanusik wraz z Urszulą Łangowską-Szczęśniak prezentują w sposób niezwykle syntetyczny, ale jednocześnie dobrze zilustrowany przemiany sytuacji ekonomicznej gospodarstw domowych na wsi. Interesującym Autorki okresem jest przede wszystkim druga połowa lat 90. Analizowane trendy prowadzą je do sformułowania kilku zasadniczych konkluzji. Wskazują przede wszystkim na gwałtowne poszukiwanie dodatkowych źródeł dochodu wynikające z kurczenia się dochodów rolniczych oraz wzrost znaczenia niezarobkowych źródeł dochodu wśród mieszkańców wsi w omawianym okresie. Wskazują też na generalne pogorszenie dochodowości gospodarstw rolniczych i nierolniczych, co tworzy sytuację odmienną aniżeli ta, jaką można zaobserwować w odniesieniu do gospodarstw domowych w miastach, w których w owym okresie odnotowano kilunastoprocentowy wzrost dochodów. Spora część gospodarstw wiejskich nie osiąga nawet dochodów na poziomie minimum socjalnego, a struktura ich wydatków jest typowa dla stref ubóstwa, z dominacją wydatków żywnościowych i mieszkaniowych.
Ten ciemny obraz uzupełniają swoimi opracowaniami Anna Organiściak-Krzykowska oraz Krystyna Nowosielska omawiając kolejno problem ubóstwa wśród ludności po-pe- geerowskiej oraz pomoc osobom długotrwale bezrobotnym. Obydwa opracowania prezentują sytuację w województwie warmińsko-mazurskim. Najbardziej wyraziście rysuje się bezpośrednia zależność pomiędzy brakiem pracy a głębokim ubóstwem. Pomoc społeczna w tym kontekście jest niewystarczająca i nie jest w stanie sprostać problemowi. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, iż w samych społecznościach dotkniętych długotrwałym bezrobociem i głębokim ubóstwem zniszczona została tkanka społeczna, na bazie której mogłyby pojawić się jakieś lokalne inicjatywy. W gruncie rzeczy obydwa opracowania stanowią przyczynek do ukazania procesu rodzenia się polskiej underclass.
Oprócz ubóstwa, którego charakter i zasięg jest niezwykle niepokojący w odniesieniu do mieszkańców wsi, także inne charakterystyki ich sytuacji nie napawają - ujmując rzecz delikatnie - optymizmem. Dotyczą one kolejno problemów zdrowia, edukacji, warunków mieszkaniowych oraz niektórych przynajmniej elementów sytuacji ludzi starych. Przyjrzyjmy się pokrótce, co autorzy publikujący w omawianym tomie, mają w tych sprawach do powiedzenia.
Problematyce zdrowia poświęcone zostały cztery rozdziały. W swoim opracowaniu Lidia Kwiecińska-Bożek stara się zaprezentować w miarę całościowy obraz potrzeb w zakresie ochrony zdrowia ludności wiejskiej. Zwraca uwagę na dwie szczególne sprawy.
202 Recenzje
Wskazuje przede wszystkim na wysoką wypadkowość pracy w rolnictwie oraz na brak regulacji zasad bezpieczeństwa pracy w indywidualnych gospodarstwach rolnych. Podkreśla ponadto potrzebę działań profilaktycznych w tym zakresie, co wiąże się z koniecznością zbudowania odpowiedniego systemu prawnego i instytucjonalnego. Koncepcja takiego systemu - co podkreśla autorka - została zarysowana w pracach Instytutu Medycyny Wsi. Znakomitym uzupełnieniem tego opracowania są rozważania Zofii Kawczyńskiej- -Butrym prezentującej zestaw rozmaitych - zarówno obiektywnych, jak i subiektywnych - wskaźników oceny stanu zdrowia ludności wiejskiej. Większość tych wskaźników (porównywana z miastem) jest niestety dla wsi niekorzystna. Podobnie jak zdecydowanie niekorzystna jest sytuacja związana z dostępem do lekarzy-specjalistów (o czym piszą w swoim rozdziale Rafał Gorczyca, Jan Guz i Biruta Skrętowicz) oraz sytuacja ludzi niepełnosprawnych (por. rozdział Olgi Kowalczyk).
W tym kontekście należałoby także wspomnieć o problemie ludzi starych. Zagadnienie to jest przedmiotem rozważań dwóch autorów. Marian Mitręga skupia się na gospodarstwach prowadzonych przez starszych rolników. Wykorzystując wyniki rozmaitych badań zwraca przede wszystkim uwagę na te gospodarstwa, w których starsi ludzie żyją samotnie (lub tylko ze współmałżonkiem). Ich sytuacja jest daleko gorsza aniżeli sytuacja starszych rolników żyjących w gospodarstwach dwu- czy nawet trzypokoleniowych. Te ostatnie z uwagi na rozmaite parametry ekonomiczne, jak również standard życia nie odbiegają zasadniczo od przeciętnej (por. s. 394). W tym kontekście pojawia się także inny problem, jaki porusza w swoim rozdziale Magdalena Filipek. Bardzo często niemożność zaspokojenia np. rozmaitych potrzeb zdrowotnych ludzi starszych na wsi wymusza ich migrację do innych środowisk (miejskich), gdzie mają większe szanse na uzyskanie odpowiedniej pomocy. Wiąże się to jednak ze znacznym obciążeniem psychicznym, które w sumie niejednokrotnie negatywnie wpływa na stan zdrowia. Dlatego też - co podkreśla Autorka - jednym z istotnych wyzwań zarówno dla służby zdrowia, jak i systemu pomocy społecznej jest zapewnienie odpowiednich świadczeń ludziom starym na wsi w miejscu ich zamieszkania.
Autorka kolejnego rozdziału Wanda Walkowska na podstawie badań przeprowadzonych w pewnej gminie próbuje dokonać oceny sytuacji edukacyjnej na wsi. Wyniki tego sondażu potwierdzają - w gruncie rzeczy - wiedzę posiadaną w tym zakresie przez socjologów czy pedagogów zajmujących się tymi zagadnieniami. Okazuje się, że aspiracje edukacyjne wobec dzieci są przede wszystkim funkcją wykształcenia samych rodziców, a w sumie pozytywna ocena gimnazjum jako instytucji, która może pomóc dzieciom uzyskać zamierzone wykształcenie, powiązana jest z oceną negatywną, wskazującą na ograniczony zakres dodatkowych zajęć oferowanych przez tę instytucję oraz niemożność korzystania z odpłatnych form zajęć z uwagi na duże - zdaniem badanych - koszty tego przedsięwzięcia. Potwierdza to niekorzystną sytuację edukacyjną wsi z porównaniu z miastem. Nieco inaczej rysuje się natomiast sytuacja w odniesieniu do zasobów mieszkaniowych wsi. Jeśli chodzi o zagęszczenie mieszkań, to wieś - jak podkreśla Krystyna Piasecka - je s t w nieco lepszej sytuacji niż miasto. Natomiast w przypadku innych wskaźników standardu warunków mieszkaniowych, takich jak np. wodociąg, kanalizacja, ciepła woda
Recenzje 203
bieżąca, centralne ogrzewanie czy gaz z sieci, wieś wciąż jeszcze pozostaje daleko w tyle za miastem (por. s. 373-374).
Kolejne dwa rozdziały nie dają się jednoznacznie zakwalifikować do żadnej z wyżej wyróżnionych grup. Poruszają jednak na tyle istotne zagadnienia, iż warto je pokrótce przybliżyć na zakończenie. Pierwsze z nich, którego autorkami są Ludmiła Dziewięcka- Bokun oraz Agnieszka Kasperczyk poświęcone jest wiejskiej gminie jako podmiotowi polityki społecznej. Omawiając to zagadnienie autorki zwracają uwagę na swoistą sprzeczność, jaką można zaobserwować w sytuacji i działaniach gmin. Te najniższe, najbliższe rzeczywistych ludzkich problemów organy administracji samorządowej mają formalnie dużą swobodę działania, ale jednocześnie ich możliwości ograniczone są szczupłością środków finansowych. Brak środków finansowych to jednak - zdaniem autorek - tylko jedno ze źródeł krępowania aktywności samorządu gminnego. Inne czynniki to: aspekty prawne (wyznaczenie gminom zadań zleconych, które w gruncie rzeczy ograniczają się do wypłacania zasiłków), aspekt społeczny (brak wykwalifikowanej kadry), czy wreszcie aspekt polityczny (kładzenie przez władze państwowe nacisku raczej na podnoszenie poziomu cywilizacyjnego obszarów wiejskich, aniżeli na rozwiązywanie istniejących na nich problemów społecznych). Zasadniczy wniosek, jaki autorki formułują na zakończenie swoich rozważań, zawiera stwierdzenie, że: „Przeniesienie wielu ważnych uprawnień na szczebel lokalny wymaga istnienia struktur zdolnych do przyjęcia tych zadań na siebie. Nie może opierać się na całkowitym wyeliminowaniu państwa z tej działalności. Subsy- diarność nie polega [podkr. - K.G.] na zastąpieniu aktywności państwa aktywnością samorządu. Państwo zawsze pozostaje gwarantem bezpieczeństwa socjalnego” (s. 172). Z tego punktu widzenia zmiany wprowadzone w roku 1990, które spowodowały raczej wycofanie się państwa z działań na rzecz ograniczenia kwestii socjalnej - zdaniem autorek - zaowocowały w sumie niekorzystnymi rezultatami.
Swoistym uzupełnieniem owej krytycznej oceny zmian w systemie organizacyjnym rozwiązywania kwestii społecznych i formułowania polityki społecznej jest studium Ka- zimerza Szczygielskiego. Dotyczy ono, co prawda, tylko regionu opolskiego, ale - jak sądzę - teza formułowana przez autora może mieć szersze odniesienie do sposobu konstruowania regionalnego modelu polityki społecznej w ogóle. Otóż teza ta dotyczy zbyt słabego uwzględniania w dokumentach i przede wszystkim planach rozwoju regionalnego problemów społeczno-demograficznych. Wypada zgodzić się z Autorem, że tylko szerokie uwzględnienie tego typu uwarunkowań gwarantuje opracowanie takiej koncepcji rozwoju, która uwzględniać będzie potrzeby mieszkańców i ma szansę stanowić efektywny instrument rozwiązywania pojawiających się problemów społecznych.
Omawiamy tom można oceniać - w moim przekonaniu - w trojakim planie. Przede wszystkim można zawarte w nim opracowania potraktować jako elementy diagnozy stanu współczesnej wsi polskiej. Z tego punktu widzenia obraz ten rysuje nam złożony charakter problemów do rozwiązania, o czym już zresztą była mowa na wstępie tych rozważań. Warto w tym kontekście wskazać na nieprezentowany jeszcze rozdział Józefa Zarzecznego, który mógłby stanowić swoiste podsumowanie wielu wątków, zawartych w analizach innych autorów. Należy to tym bardziej zrobić, jako że redaktorki tomu nie
204 Recenzje
stety nie pokusiły się o jakieś szersze i analityczne omówienie, składających się nań wątków. Punktem wyjścia rozważań Zarzecznego jest przedstawienie sytuacji rolnictwa, które nie zapewnia wystarczających dochodów zasadniczej rzeszy mieszkańców wsi oraz nie jest czynnikiem kreującym nowe miejsca pracy. Winna jest temu po części i polityka rolna państwa, która ma przede wszystkim charakter socjalny, w zbyt małym stopniu stymulując przeobrażenia strukturalne. Podstawowy problem wsi to oczywiście nadmierne i niewykorzystane zasoby pracy, tworzące zarówno jawne jak i ukryte obszary bezrobocia. Zasadniczym czynnikiem zmiany sytuacji jest stymulowanie odpływu ludności z rolnictwa, co jednak może być osiągnięte przede wszystkim poprzez wzrost poziomu edukacji, zaś program aktywizacji gospodarczej obszarów wiejskich zawarty jest w następujących elementach strategii działania: a) przekształcenie rolnictwa w rolnictwo wielofunkcyjne, b) tworzenie lokalnych centrów rozwoju w oparciu o ilościowe i jakościowe wyposażenie w infrastrukturę techniczną, c) likwidacja barier dla inwestorów, d) wspieranie migracji wahadłowych (dojazdów do pracy), e) uelastycznienie form zatrudnienia, f) dekoncentracja przemysłu i rozwój nowoczesnego systemu pracy nakładczej (s. 214).
Szkic programu zaprezentowany w rozdziale Zarzecznego zawiera - w gruncie rzeczy - elementy pojawiające się w wielu innych rozdziałach składających się na recenzowane opracowanie. Dobrze też oddaje ich charakter. Są to twierdzenia formułowane dość ogólnikowo, które w sumie można byłoby uznać za słuszne. Problem jednak w tym, na ile formułują one cele realne do osiągnięcia w jakimś dającym się przewidzieć horyzoncie czasowym, które rzeczywiście zaowocują planowanymi rezultatami? Brak pogłębionej dyskusji dotyczącej tych właśnie zagadnień uważam - w odróżnieniu od imponującej warstwy diagnostycznej - za istotny mankament prezentowanych w omawianym tomie rozważań. A przy tym rozdziały, których autorzy podejmują dyskusję dotyczącą ogólniejszych mechanizmów omawianych problemów są w zdecydowanej mniejszości. W gruncie rzeczy można tu z pełną odpowiedzialnością wskazać dwa opracowania (na 24 zamieszczone w tomie). Chodzi mi o omawiany na samym wstępie rozdział M. Kabaja, dotyczący istoty współczesnego bezrobocia oraz rozdział L. Dziewięckiej-Bokun i A. Kasperczyk dotyczący w gruncie rzeczy roli państwa w rozwiązywaniu problemów społecznych. W obydwu przypadkach formułowane tezy pobudzają do dyskusji.
Dobrze się więc stało, że efekty odbytego w czerwcu 2002 roku ogólnopolskiego spotkania specjalistów od polityki społecznej zostały upublicznione. Stwarza to kolejną możliwość dyskusji nad kondycją wsi polskiej oraz drogami poprawy sytuacji zamieszkującej ją ludności i - co szczególnie istotne - niektórymi przynajmniej mechanizmami dokonujących się przemian. To czy tę możliwość wykorzystamy zależy już jednak tylko od nas samych.
K rzysztof Gorlach Uniwersytet Jagielloński
Instytut Socjologii
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
NA ŁAMACH CZASOPISM
Problemy polityki społecznej. Studia i dyskusje
Ryszard Szarfenberg
„Social Policy and Society”W Zjednoczonym Królestwie wiodącym pismem naukowym w dziedzinie polityki
społecznej jest kwartalnik „Journal of Social Policy”. Całkiem niedawno postanowiono jednak stworzyć nowe czasopismo „Social Policy and Society”, które jest adresowane do szerszej publiczności zarówno w sensie ogólnym (specjaliści i niespecjaliści), akademickim (socjologowie, politologowie, ekonomiści), jak i międzynarodowym. Redaktorem naczelnym jest Tony Maltby z Uniwersytetu Birminghamskiego, a wśród członków redakcji znajdują się m.in. profesorowie Dee Cook, Gary Craig, Alan Deacon i Michael Hill (autor wielokrotnie wznawianej książki Understanding Social Policy). Ze względu na międzynarodowość przedsięwzięcia powołano również radę doradczą złożoną z naukowców z USA, Danii, Japonii i Kanady.
Jest to kwartalnik, którego pierwszy numer ukazał się w 2002. Każde wydanie zawiera kilka stałych elementów, a głównie sekcję tematyczną prowadzoną przez zaproszonego redaktora i podporządkowane jej: artykuł recenzyjny kilku książek oraz artykuł przeglądowy literatury związanej z tematem numeru. Wydawcą „Journal of Social Policy” i „Social Policy and Society” jest Social Policy Association, czyli brytyjski odpowiednik naszego Towarzystwa Polityki Społecznej. Warto dodać, że SPA wydaje również rocznik „Social Policy Review” poświęcony aktualnemu rozwojowi polityki społecznej i debatom w tej dziedzinie, a także od 2003 serię podręczników pt. Understanding Welfare: Social I issues, Policy and Practice, ukazały się już dwa; Understanding the Finance o f Welfare i Understanding Social Security (ich współwydawcą jest wydawnictwo Policy Press).
Sekcje tematyczne „Social Policy and Society” dotyczyły dotychczas następujących zagadnień
1. Socjaldemokratyczna polityka społeczna2. Polityka społeczna w Europie Środkowej (redaktorem był Bill Jordan)3. Pojęcie polityki społecznej opartej na danych empirycznych (evidence-based)4. Proces polityczny w polityce społecznej5. Wpływ konsumeryzmu na politykę społeczną
208 Na łamach czasopism
6. Reforma pomocy społecznej w USA7. Relacje między Unią Europejską i narodowymi politykami społecznymi8. Kapitał społeczny i rodzina9. Płeć i indywidualizacjaZe względu na temat tego numeru „Problemów Polityki Społecznej” nieco przybliżę
kilka wątków z artykułów, w których rozważano związki socjaldemokratyzmu i polityki społecznej (numer 1/2002). Zanim jednak to uczynię przedstawię krótko kilka artykułów zamieszczanych w SPS poza sekcją tematyczną.
Z numeru pierwszego wybrałem artykuł T. Fitzpatricka In Search o f a Welfare Democracy. Autor stawia tezę o potrzebie demokratyzacji brytyjskiej państwowej polityki społecznej (welfare state) w kontekście czterech współczesnych koncepcji: społeczeństwo ryzyka, rządomyślność (governmentality, pojęcie wprowadzone przez M. Foucaulta), nowa socjaldemokracja i opiekuńczość stowarzyszeniowa (associational welfare). Żadna z nich autora nie zadowala, właściwą podstawą nowej polityki społecznej ma być idea delibera- tywnej demokracji (deliberative democracy), czyli taki układ instytucji, który zapewni większy wpływ opinii obywateli na rządzenie; w takiej demokracji decydujące znaczenia ma nie głosowanie, ale obywatelska debata. Drugą podstawą demokratyzacji polityki społecznej ma być etyka społeczna uwolniona od etyki płatnego zatrudnienia i współczesnych obsesji konkurencji rynkowej, nowego menedżeryzmu i zachłannego konsumizmu.
W numerze drugim wskazałbym artykuł T. Clarka New Labour's Big Idea: Joined-up Government, który omawia nową karierę pewnej idei, która na Wyspach pojawiła się już w latach 70. jako joint approach to social policy. W obu przypadkach chodzi o przezwyciężenie zjawiska departamentalizmu charakterystycznego dla administracji publicznej. W latach 90. powstały w Wielkiej Brytanii instytucje, które mają koncentrować się na pewnym problemie, przyjmować szerszy punkt widzenia i jednocześnie przekraczać biurokratyczne i organizacyjne granice w rządzie i w administracji. Głównymi przykładami takich instytucji są Social Exclusion Unit i Performance and Innovation Unit. Autor twierdzi, że tego rodzaju wysiłki widać również w bardzo wielu dziedzinach polityki społecznej, np. programy koncentrujące się na określonym obszarze (.Health Action, Eduction Action, Employment Zones) i angażowanie podmiotów z wszystkich sektorów: publicznego, prywatnego i obywatelskiego.
Interesujące konkluzje zawiera artykuł C.C. Williamsa Social Exclusion in a Consumer Society: A Study o f Five Rural Communities, który został zamieszczony w numerze 3. Autor przeprowadził wywiady w 350 wiejskich gospodarstwach domowych w celu określenia problemów wykluczenia społecznego w sferze konsumpcji. Okazało się, że ludzie postrzegają się jako wykluczonych z konsumpcji nie tylko wtedy, gdy w ogóle nie mogą kupić pewnych towarów, ale również wtedy, gdy dostęp do nich uzyskują gorszymi sposobami, np. w sklepach z używaną odzieżą. Znaczenie ma więc nie tylko to, czego sobie kupić nie możemy, ale również to, w jaki sposób i gdzie nie możemy tego zrobić.
Kolejny interesujący artykuł, pióra kilku autorów, znalazłem w następnym numerze (4/2002) - Neither Welfare State nor Welfare Society: The Case o f Hong Kong. Zakwestionowali oni dość często stawianą obecnie tezę o przemianie państwa opiekuńczego
Na łamach czasopism 209
w społeczeństwo opiekuńcze (welfare society). Współczesne systemy opiekuńcze - jak twierdzą - są raczej kombinacją obu tych elementów, a nie areną dominacji któregoś z nich, co autorzy starają się pokazać na przykładzie społeczeństwa chińskiego.
Wskazałbym jeszcze dwa artykuły: Welfare Retrenchment or Collective Responsibility? The Privatisation o f Public Pensions in Western Europe napisany między innymi przez Johna Dixona (3/2003) i The ‘Empowerment Debate': Consumerist, Professional and Liberational Perspectives in Health and Social Care autorstwa Fanelli Starkey (4/2003). W pierwszym dowodzi się, że prywatyzacja zabezpieczenia emerytalnego w Europie nie powinna być zbyt łatwo przypisywana neoliberalnej ideologii i leseferystycznej utopii. Autorzy odnajdują w tych reformach elementy kolektywnej odpowiedzialności za zaspokajanie potrzeb i tradycyjne dla Europy wartości. W drugim natomiast prześledzono różne znaczenia, jakie nadaje się koncepcji upodmiotowienia (tak tłumaczę słowo empowerment), a w konkluzji autorka stwierdziła, że da się pogodzić emancypacyjny i profesjonalny wymiar upodmiotowienia użytkowników społecznych usług medycznych i opiekuńczych, jeżeli profesjonaliści rozpoznają i będą oddziaływać na strukturalne przyczyny uprzedmiotawiającej opresji.
Krótko przedstawię teraz sekcję tematyczną poświęconą związkom między socjalde- mokratyzmem i polityką społeczną. Redaktorem, który odpowiadał za ten temat, był Peter Taylor-Gooby. We wprowadzeniu podkreślił on, że dość długo socjaldemokratyzm był uważany za czynnik odpowiedzialny za połączenie w Europie Zachodniej powojennej prosperity i sprawiedliwości społecznej uosobionej w państwie opiekuńczym. Ostatnio jednak zaczęto kwestionować tę tezę. Nowe wyzwania dla strategii sprawiedliwości społecznej, takie jak globalizacja gospodarcza, starzenie się społeczeństw, ograniczanie wydatków państwowych, zmiana warunków na rynku pracy i przemiany wzorów życia rodzinnego, wymagają nowych odpowiedzi, których brakuje w tradycyjnej socjaldemokratycznej polityce.
Na ten temat wypowiedzieli się Ruth Lister (A Politics o f Recognition and Respect: Involving People with Experience o f Poverty in Decision Making that Affects their Lives), Evelyne Huber i John D. Stephens (Globalisation, Competitiveness, and the Social Democratic Model), Giuliano Bonoli i Martin Powell (Third Ways in Europe?) oraz Jochen Cla- sen (Modern Social Democracy and European Welfare State Reform).
Temat pierwszego z tych artykułów wydaje się być nieco obok głównego wątku, ponieważ autorka skoncentrowała się głównie na problemie nieuczestnictwa lub ograniczonego uczestnictwa ubogich we współczesnym społeczeństwie i w instytucjach, które kształtują ich życie. Pierwsza część artykułu została poświęcona uczestnictwu jako idei normatywnej. W drugiej mamy zaś przedstawione próby jej praktycznej realizacji: „jeżeli ludzie doświadczający ubóstwa zostaliby w pełni włączeni w podejmowanie decyzji i w proces polityczny, jak to proponujemy, to udałoby się nam stworzyć nowy rodzaj wiedzy i inny rodzaj demokracji” . Jest to cytat z raportu opracowanego przez Commission on Poverty, Participation and Power, w której spotkaniach brali udział także ludzie ubodzy na zasadzie uczestniczącej konsultacji. Autorka identyfikuje wiele powiązanych ze sobą przeszkód na tej drodze, w tym opór przed ideą włączenia ubogich do podejmowania de
210 Na łamach czasopism
cyzji na poziomie narodowym czy zagadnienie reprezentacji (stąd pomysł, by uznać ubogich zasiadających w Komisji raczej za łączników między środowiskami, a nie za reprezentantów pewnej zbiorowości). Nawiasem mówiąc, przy opracowywaniu polskiej Narodowej Strategii Integracji Społecznej również dyskutowano to zagadnienie, ale przeważały głosy sceptyczne co do możliwości i potrzeby, a także umiejętności i metod włączania ludzi ubogich i wykluczonych w ten i podobne procesy.
W drugim artykule dowodzono, że teza, iż globalizacja oznacza koniec socjaldemokratycznej polityki społecznej ze względu na wymogi konkurencyjności i elastycznego rynku pracy, jest wątpliwa w świetle dowodów płynących z badań porównawczych. Niektóre cechy tej polityki, np. nacisk na aktywne instrumenty rynku pracy, rozbudowane usługi społeczne umożliwiające łączenie ról zawodowych i rodzinnych oraz podnoszenie kwalifikacji najmniej wykształconych, okazały się sprzyjać przystosowaniu do nowych warunków.
G. Bonoli i M. Powell z kolei inteipretują trzecią drogę jako zbiór idei odpowiednich dla społeczeństwo postindustrialnego i jego podziałów, np. między mężczyznami pracującymi w sektorze prywatnym i kobietami zatrudnionymi w sektorze publicznym (przypadek Skandynawii) albo między starszymi i młodszymi pokoleniami (konsekwencja wydłużania życia), odmiennych od tych, które rozdzierały społeczeństwo przemysłowe (praca kontra kapitał). Z drugiej strony trudności w szerszej akceptacji trzeciej drogi w społeczeństwach Europy kontynentalnej biorą się stąd, że wartości występujące w towarzyszących jej dyskursach są sprzeczne z etosem rynku pracy i instytucji zabezpieczenia społecznego powszechnie uznanym w tej części kontynentu.
Ostatni ze wspomnianych artykułów zawiera m.in. dość zaskakującą tezę, iż socjaldemokratycznym rządom w Europie dużo łatwiej przychodzi reformować politykę społeczną w duchu centroprawicowych zaleceń. Dzieje się tak, dlatego że dotąd wyborcy wyraźnie kojarzyli socjaldemokratyzm ze stanowiskiem prosocjalnym. Mechanizm polegałby na tym, że w razie koniczności reformy bardziej ufamy tym, którzy stworzyli to, co ma być zreformowane. Autor próbuje również odpowiedzieć na pytanie, jak i dlaczego zmienia się socjaldemokratyczna polityka (motyw trzeciej drogi) i na ile współczesne reformy polityki społecznej są wynikiem tych zmian.
Podsumowując, „Social Policy and Society” jest kolejnym interesującym czasopismem na brytyjskiej scenie refleksji nad polityką społeczną obok wiodącego „Journal of Social Policy”, porównawczego w ambicjach „Journal of European Social Policy”, koncentrującego uwagę na sprawach globalnych „Global Social Policy” i nawiązującego do paradygmatu krytycznych nauk społecznych w kontekście nowych problemów „Critical Social Policy”.
W ydaw nictw o Instytutu F ilozofii i Socjologii PA N 0 0 -3 3 0 W arszaw a, ul. N ow y Św iat 72, tel. 6572-861
W ydanie I. Obj. 14 ark. w yd., 13,25 ark. druk. D ruk: P racow nia W ydaw nicza A ndrzej Z abrow am y
top related