teatr im. stefana jaracza · monii między partiami bardzo rozmaitymi, zagranymi bardzo od miennie....

Post on 22-Mar-2021

1 Views

Category:

Documents

0 Downloads

Preview:

Click to see full reader

TRANSCRIPT

Teatr im. Stefana Jaracza y, lodzi

J·ean Genet

POKOJÓWKI Nasze ciało iesł więzieniem,

na które wszyscy iesteśmy skazani.

(Les Bonnes) Jean Genet

Przekład - Jan Błoński

Cła i re - żVWILA PIETRZAK

Solange - BOGUSŁAWA PAWELEC

Pani - BARBARA MARSZAŁEK

JAK INTERPRETOWAĆ GENETA

Sądząc z oświ adcze ń sa meg o Geneta, nie zadowol i/a go żadna ze zna­nych mu inscenizacji Pokojówek. I to nawet wówczas, gdy w grę wchod ziły wiedza, rzem i osło i wyobraźnia reżyse rów tak wybitnych, jak Lou is Jouvet. Judith M ali na, Peter Zadek, Victor Garci a , Jean-Morie Serreau czy Konrad Swinarski. Czyż by tak daleko sięgała próżność kapryśnego autora? Pokojówki grywano już z krzykiem, w rytua lnym szepcie, w maskach, obsadzie samych mężczyzn, a lbo samych kobiet, w obsadzie mieszanej, w obsadzie obojnaków i nawet z ud z iałem pary M ulatek, co m iało podkreś l ać odmienność rasową pokojówek i Pa ni . wyposażonej w a pa rycję Walkir ii (tu, jak się zdaje, reżyserow i Pokojówki dokumentnie pom ieszały s i ę z całkiem inną sztuką Geneta). Po co te wszystkie ut rudn ienia, sięga n ie prawq nogą do lewego ucha? Eksperyment tego rodzaju może osta teczn ie mieć sens jako ćw iczen i e aktorskie w szkole teatra lnej, troci j ednak ów sens wobec zwykłej pub liczności, wobec ludzi, którzy pracują po osiem godzin dzienn ie i n igdy w życiu nie słyszeli o „ teat rze absurdu". Zresztą i som „teatr absurd u" cuchn ie już dziś nafta l iną. Genet doprawdy mia ł pecha, że go mech a nicznie wrzucono do tej szufladki, zajętej już przez epigonów międzywoj nnej awangardy. Co ma w g runcie rzeczy wspó lnego Pi ra nd el lo z Joyce 'em, a oni obaj - z Witkacym; gdy zaś podstaw i ć tu następną se rię nazwisk: Genet. Beckett, Ionesco - zestawienie przekształc i się w hie­rogli f, którego n ikt już nie zdoła odczytać. A o ich następcach, wyhodowanych w ciep la rniach szacownej krytyki , lepiej w ogóle nie wspomi nać; czas szczęśli­w ie wypełn i a tu swoją oczyszczającą fu nkcję. Bo i zresztą, gdzie jest „ absurd" u Ge neta ? Gdzie sieć zw i ązków symbol icznych? A zerwanie więz i logicznych? A konceptual na a bstrakcjo? ... Pomysły krótkowzrocznych i pośpiesz nyc h krytyków doprowadziły do umi jsco­w ieni a G eneta gd z i eś na wschód od Edenu intelektualnej śmieta nki francuskiej. Od kryty przez „ ga rde d ivine" - czy li p rzez Cocteau, i kanonizowany przez „ga rde hu ma ine" - czyli przez So rtre'a, Genet wstąpił na Olimp słowa dru­kowanego z gwa rancją i zna kiem j akości przyznanymi przez estetycznych ko­misa rzy zawołania „Vive Io France!". Zinte rpretowany, zrehab ilitowany, defini­tyw nie pogrzeba ny na c mentarzu nieśmie rtel nych, pisarz nie opublikował już ani s łowa. Koherencjo zobowiąz uje : wstąpien ie do zako nu to rezygnacja ze świa ta , jego zaszczytów i trudów. Potem nastąpił lament uśw iadomionych pe­dałów i skru szo nych sem inarzystów, którzy wydzierają sobie spuściznę proroka. nie rozu mi ej ą c , że można być pederastą z metafizycz nym powoła n iem nie popadając an i w pustkę komedia nckiej frywo l nośc i , ani w krnąbrne kaznodziej­stwo. Co in nego Christian Dior, co i nnego konfekcjo masowa.

A konkretnie : czyżby Brook miał racj ę, gdy mówił, ie wystawi nie sztu ki Geneta j est n ie m ożliwe ? N iewyk luczone; sądzę jedna k, że w ta ki m razie, podej­mując tę próbę , niew iele morny do stracenia. A jak ją wystawi ć? Jak najprościej,

odrzucaj ąc wszystkie awangardowe kaprysy, cały abst rakcyjny i j ako ściowy symboli zm, przyj m ując tekst G eneta jako coś, czym koniec końców jest on z absolutną pewnością : j a ko refleksję poety nad światem , któ ry g o otaci:a, za­tem o bie rając za pll nkt wyjścia konkret, rea lne wydarzenie, które w lotach trzydz ies tyc h rzeczywiści e porus zyło francu ską opinię publicz ną. C lo i re i Solange, siostry Papi n, straszne siostry Lemercier, to przede wszystkim dw ie zwykłe słu ­żące (a n ie „ panny słu żące " czyli „pokojówki" , jak to się no ogół tłuma czy), któ re nie chcą pogodzić si ę z losem, ja ki im wyznaczyło życie . Pragną prze­mienić się w Pa nią , lecz ich próby dorów nania Pani to za wsze i tylko udawa­nie, dlatego te ż decyd uj ą s i ę no swój wie lki skok - postanawiaj ą do świata s ławy, do świata „bycia ki mś " dostać się j edy n ą dostę pną sobi e drogą, to znaczy p rzez drzwi kuchenne. Choćby Sol ange miało u kazać się światu jako morderczyn i wła s n ej siostry i choćby Claire musiała dobrowolnie poświęcić swoje życie .

J e ś li zaakceptujemy tę krańcową sytuację wyjściową - cała dalsza opo­w i e ść sta nie się przej rzysta , logiczno, konieczna i nawet całkiem realna. Realna ja k sa mo życie. Takiemu przynajmniej wrażen i u ulega się przy pie rwszej lekturze i n ie sądzę . by szuka n ie innych punktów wyjścia było uzasadnion e. Cloire i Solonge wyrażają siebie w ceremonialnej grze, w tysiąckrotnie pow­tarza nym poetyckim udawan iu, któ re ma od naleźć i uchwycić obraz Pani. Lecz ok reślon y moment w rozwoju akcji - rozmowa telefon iczn o z Panem -sprawia, że dramat zmienia swą orbitę: konflikt konkretyzuje się, nabiera wy­miaru tragicznego i pociąga za sobą serię nieodwołalnych i niepowtarzalnych wydarzeń , które no tysiąc kawałków roztrzaskuj ą dotychczasowy „tan iec śmierci". Cloire, akceptując ro lę o fiary pokutnej, samo wyzwala się i umożliwia siostrze wyzwolenie z nędzy ceremonialnej gry i wkroczen ie na piedestał przeznaczony dla zbrodniarzy i świętych. Jutro j uż nie będą grały dalej. Tako j est cena, j akq muszą zapłacić za zdobycie, osiągni ęcie własnej cząstki rzeczywistości : życie.

Sądzę, że w Pokojówkach jest sporo z „auto sacromental". „Auto sacra­mentol" ucieleśnionego - „o słowo ciałem się stało" - aktualnego, okrutnego : jest to Calderon skrzyżowa ny ze Strindbergiem. I jest t u także sporo z „thril­lera", choćby w form ie, w j akiej zostało opowiedziana cola histora. Zresztą Hammett i Chandler - podobnie jak Genet - w twórczości swej wykorzysty­wali bezpośredn i ą wiedzę o życi u marginesu społecznego . Duch czarnego kry-

minołu obecny jest w całym d zie le Geneta. Z początku zabójstwo - ognisko a kcji - zapowiada j ednolitą opowieść, lecz w miarę rozwoju wydarzeń ta opo­wieść przekształca si ę w i nną, potem w jeszcze i nną i tok do lej : jakbyśmy cie rpliwie zdejmowali kolej ne łupiny z cebuli , zan im dotrzemy do jej jąd ra . A no końcu pozostaj ą 'zy i śm ieszne uczucie pustki. Wiemy, kto jest winien, lecz to już nie ma znaczenia, mógłby to być równ ie dobrze szwagier autora. Niczego bow iem nie rozwiązano - nie to j est zad a n iem sztuki, j akby powie dzi ał Genet - na sze problemy pozostaną t a kie , jak były, co n ajwyżej udało nom s ię s pędzić porę m iłych godzin- ol e czy no pewno m iłych? W ka żdym razie Po­kojówki bli ższe są Pap ierowemu człowiekowi czy Długiemu pożegnaniu, ni ż piruetom su rreali stów albo wizjom Kafki.

Genet - tak, j ak jego utwory - też nie j est tym , kim się zdaje: pod mas ką nosi zasłonę, pod zasłoną grymas, pod grymasem ... twarz umarłego w nimbie świętości. Chwalebna skrom ność w czasach , gdy umarli bezcze ln ie decydują o żywych , zasiadając za b iurkam i min isterialnych ga bi netów. Ale nie dajmy s ię zwieść pozorom: to, co wydaje się tworzą . to tyl ko woskowo mas ko . Prawdziwy Genet, d oktor Jekyll i Mr Hyde w jednej osobie, chichotał krążąc w gromadzie pospoli tych przestępców po spacern iku więziennym , w którymś z krojów tropikalnych. Ten więz i en ny Genet uległ sam ozagładzie choćby po to, oby nie wystawić do wia tru swego przyjaciela, l ewic ują cego j ansenisty o spojrzeniu kameleona , Jeon-Sou l Pa rtre'a , jak Sartre'o nazywał

Boris Vion. A także i po to, by oca l i ć włas ne życie. Co ma wisieć ... - rzadko kied y brzmi to równie dosłownie. Naj pierw skazany został no „ powieszenie, pó ki nie umrze", Akademio Francusko zm ie niło jednak wyrok no dożywotn ie c ięż k ie roboty. Potem, za dobre sprawowan ie - jak czyn ić zło w złu? - pozwo­lono mu umierać no wiosny rachunek, teraz za ś, jak. p rzypu szczam , doci erają do niego nawet czasopismo literacki e i wyci nki, w któ rych ponowie krytycy omawiają jego dzieła . Dlatego ta k się śm ieje. Godna p oza zdroszczenia starość !

tłumaczył z j. hiszpańskiego

Carlos Marrodan Casa s

ANGEL FACIO

ZBRODNIA SIÓSTR PAPIN, MANS 1933

W Rouen, podobn ie jak w Ma ns, a być może również wś ród matek moich uczniów, zdarzały się kobiety, które potrącały z pensj i swoich pokojówek cenę zb itego ta lerza ; które zakładały białe rękawiczki , by wytropić na meblach zapomniane pyłki ku rzu. Według nas za sługują one po stok roć na śmierć. Na starych fotografiach, opub likowanych przez niektóre ga ­zety, Christine i Lea w swoich białych kołnierzykach i z lekko falującymi włosami, wyglądają jak grzeczne panienki. Jakże mogły zmienić się we wściekłe Fu rie ze zdjęć wystawionych na pastwę opinii publicznej, a wy­konanych j uż po dramacie~ Odpowiedzialnością za to należy obciążyć sierociniec, w którym spędziły dzieciństwo, lata służby u państwa, cały ten potworny system produkujący szaleńców, morderców, monstra, które stworzyl i przyzwoici ludzie. Zgroza tej miażdżącej maszyny może być zdemaskowana tylko przez zgrozę wydarzenia: dwie siostry stały się instru mentem i męczennica ml ponu rej sprawied l iwości . Gazety ujawn iły łączące je stosunki miłosne; wyobrażaliśmy więc sobie ich noce pełne czułości i nienawiśc i spędzone na pustym stryszku. Dlatego też, gdy przeczytaliśmy sprawozdanie ze śledztwa, poczuliśmy się trochę zbici z tropu: nie ulega bowiem wątpli­wości , ie starsza cierp iała na ostrą paranoję, a i młodsza nie opa rła się sza l eństwu .

W : Odette Asia n - „Jea n Genet", Wydawnictwa Seghers , Paryż 1973

SIMONE DE BEAUVOIR

JAK GRAć „POKOJOWKI"

Chyłkiem . Oto słowo, które się narzuca. Obie aktorki przed­stawiające Pokojówki, winny grać chyłkiem. Nie dlatego, aby uchy­lone okna czy cienk ie ściany pozwalały sąsiadom słyszeć słowa, któ re zazwyczaj mówi się tylko w sypialni. Także nie to, co w wy­powiedziach Pokojówek skryte, niewyznowolne domaga się podob­nej gry, która zdradza zwichrowaną psychikę. Grać na l eży chyłkiem, aby wyszczup l iła się i dotarła do widzów przyci ężka frazeologia sztuki. Aktorki winny w i ęc poskramiać własne gesty: każdy będzie j ak by zawi eszony - lub pęk n ięty. I każdy gest poskramiać będzie aktorki. Był oby dobrze, gdyby chwi lami chodziły na palcach, aby -zd j ąwszy j eden czy oba buciki - nosiły je ostrożnie w rękach i wreszcie, niczego ni e trącaj ąc, stawiały je cicho na którymś z mebli . Nie dlatego znowuż, aby się obawiały, że dosłyszą je są­siedz i z dołu. D latego raczej, że ten gest odpowiada tonowi sztuki. Glosy również będą cza sem zawieszone jakby czy nadpękn i ęte.

Pokojówk i ni e mają w sobie nic z ladacznic: postarzały się i wych u dły otoczone dobrocią Pani. Nie trzeba, aby były ładne, aby ich uroda zosta ła widzom dana wraz z podniesieniem kurty ny ; ra ­czej , aby przez cały wieczór, z min uty na minutę, nieustannie pięk ­niały - do końca. Twarze mają więc na początk u naznaczone zmarszczkam i równie subtelnymi co gesty albo włos jeden. Nie m a j ą ani poś l adków, ani piersi wyzywających: na chrześcijańskiej pensji mogłyby być wzorem pobożności. Oczy moją czyste, ba rdzo czyste, skoro co wieczór oddają się samogwłatowi, wyładow uj ąc -Jedna na drugiej - swą nienaw i ść do Pani. Będą dotykać na scenie przedm iotów tak, jak m łoda dziewczyna zrywa rozkwitłą gałąź . Albo ra czej : jak udajemy przed sobą, że czyni tak młoda dziewczyna. Cerę Pokojówki mają bla dą, pełną wdzięku . Przekwitały, owszem, a le wykwin tnie ; nie - przegniły.

A przecież zgn ilizna będzi e si ę także musiała objawi ć : nie tyle wtedy, kiedy s ię z wściekłośc i ą op l uwają, ale wtedy, kiedy oga rnia je czułość.

A ktor ki nie powin ny wstępować na scen ę z przyrodzonym so­bie erotyzmem . Te pa nie z kina nie powinny być im .wz~rem . J ed ~ nostkowy erotyzm obn i ża w teatrze jakość przedstaw1en1a . A ktorki proszone są więc , jak mów ią Grecy, o niekładzenie p.„„ na sto le.

Nie muszę mów i ć o partiach „granych" i o partiach szcze­ryc h. Trzeba je będzie od n al eź ć, w ostateczności wymyśl i ć .

Je śli ch odzi o fragmenty ni by „poetyckie" , to powinny być wy­powiadane jak oczyw i stośc i; ta k j a k paryski taksówkarz znajduje na poczekan iu żargonową metaforę : rozu mie si ę ona wtedy sa ma przez się . Zostaje wygłoszona ni czym wyni k d z ia łania matema­tycznego : bez szczególnego ciepła. Nal eży wtedy wypowiedzieć ją nieco chłod n i ej n i ż resztę.

Jed n ość opow i eści zrodzi si ę ni e z monotonii gry, lecz z har­monii między partiam i bardzo rozma itymi, zagranymi bardzo od ­mien nie. Może też reżyser winien ukaza6 to, co było we mnie wtedy, ki edy pisałem tę sztukę, albo to, czego mi wówczas tak dotk liwie brakowafo, a mia now1c1e - pewną dobroduszność. Ostatecznie bowiem ma my do czynienia z bajką.

Co do Pa ni - nie na l eży j ej karykaturalnie przerysować, Ona nie wie, do jakiego stopnia jest głup ia , do jakiego - gra rol ę . A le jako aktorka wie to lepiej, nawet wtedy, kiedy się podciera.

Czy te pan ie - Pokojówki i Pani - bredzą ? Jak ja , co dzień rano, kiedy się gol ę przed lustrem; albo w nocy, kiedy nie mogę zas nąć; albo w lesie, kiedy myślę, że jestem sa m. Owszem, to j est bajka, a w i ęc odmiana opowieści alegorycznej, która zapew­ne miała na celu, kiedy ją pisałem, wzbudzenie we mnie obrzy-

dzenia do siebie samego, bądź to uka zując, ki m j estem, bądź przeciwnie, skrywając „. Celem d rugorzędnym było wzbudzenie niesmaku, złego samopoczucia na widowni„. Baj ka . Trzeba jej wierzyc 1 zarazem nie wierzyć, po to j ednak, aby można było uwierzyć, aktorki nie mogą grać trybem real istycznym.

Świętymi czy n ie - ale potworami są te s tużące na pewn o. Ja k my, kiedy marzymy sobie o tym lub owym. Nie u miejąc po­wied z i eć dokładni e, czym jest teatr, wiem dobrze, czym zabra­niam mu być; opisem codziennych gestów zobaczonych z zew­n ątrz. Idę do teatru, aby zobaczyć na scenie sieb ie (odtworzo ­nego w j ednej postaci lub za pośredni ctwem wielu i w formie baj ki) - siebie, którego bym nie potrafił lub n ie odważył s i ę zo­baczyć czy wyśnić; siebie jednak ta kiego, jakim wiem , że jestem. Zadaniem aktorów jest zatem podjęcie gestów i rekwizytów, któ ­re pozwolą im pokazać mnie - mnie samemu; pokazanie mn ie nago, w samotności i w uciesze, ja ką bud zi samotność.

Jedno musi zostać powiedziane: nie staję w obronie słu ż by . Przypuszczam, że istnieje związek zawodowy służby domowej -nas on nie obchod zi.

Na premierze tej sz tu ki pewien krytyk za uważył, że praw­dziwe służące nie wysławiają się ta k j ak moje. Co on o tym może wiedzieć? Tw i erdzę, że j est przeciwnie, gdybym był bowiem pokoj ówką, mówi łbym jak Claire i Solange. Przynajmniej - w pewne wieczory.

Albowiem służące wyrażają s ię tak tylko w pewne wieczory. Trzeba je zaskoczyć i podg l ądnąć, bądź w ich samotnośc i , bądź w samotności każdego z nas.

Dekoracja Pokojówek . Jest to po prostu sypialnia damy, która jest na poły kokotką, na poły m i es zczanką . Jeśli sztuka będz i e

wystawia na we Francj i, łóżko powinno być zasła~e tradycyjnie -j est przecie w tym dornu sł u żba! - .. ale ~yskretn.1.e. G_dy~y .grano Pokojówki w Hiszpanii, Skandynaw11, Rosji, pokoJ. zm1en~ s i ę ?d­powiednio. Stroje będą jednak dziwaczn~, .zaskakuj ące, ~1~za~ezne od mody i epoki jakiejkolwiek. Jest mozliwe, aby Po.koJOW~I po­czwarn ie zniekształcały - w swoim obrzędz i e - suknie Pan i, do~ czepiając im treny, żaboty a.lbo nawet P?sługuj~c się fałs~ywym1 piers iami czy pośladkam i . Jesl i tylko mozl 1we, kwiaty będą J~d~ak rzeczywiste, podobnie jak łóżko. Reżyser musi sam zrozum~~c -nie mogę przec i eż wszystk iego tł u maczyć - dlac:eg~ pok.o ma być mniej w i ęcej wierną podobizną kobiecej syp ialni, kwiaty -; prawdz iwymi kwia tam i, suk ni e jednak winny być monstrualne, zas gro aktorek rozchwiana, nieprzytomna, jakby pijana. , ,

A gdyby chciano wystaw i ć tę sztukę w Epidau rze? Dosc bę­dzie, aby przed rozpoczęc i em wszystkie trzy aktorki weszły na . sce~ę i usta liły - na oczach widzów - które miejsca sceny. mianują łóżkiem , oknem, drzwiam i, szafą, komodą itd. Potem znikną, aby pojawić się znowu w porząd ku przepisanym przez autora.

JEAN GENET

JAK INTERPRETOWAĆ „JAK GRAć „POKO JO WKI" „

G e net j est poetą - a n a rchistą. Bez ża d nej przy n a l eż n oś ci partyj nej , oczy­w iśc i e , a ta kże bez cie nia szacu nku d la różnic międ zy gatun ka mi l iterack imi. Pow i eśc i , któ re p isze, n ie sq powie ściam i , ani wi e rsze - wiersza mi a ni sztu ki -sztu kam i teatra lnymi, pó ki jaki ś spryciarz działający w tym fa chu n ie przyłoży do n ich swojej ręk i, a ra czej nożycze k . Genet, jak każdy d obry poeta, wypo ­wiada się obra zam i , skoka mi metafo r. I w ten sposó b trze ba g o czyta ć. Czy równ ież wtedy, gdy n ie bez pewnej ni ech ęci decyduje s i ę wyj aśnić, jak n ależy

i nterpretować Poko jówk i? Też! Jego wskazówkom n ie b rok sens u, moją g o i to w iele , lecz trzeba je „przetłumaczyć", wyrwa ć i m trzewia i n a da ć ko nk ret ny sens w toku pro cy scenicznej . G enet nie j est człow i ek iem tea t ru : zn a doskon ale „ różowy przewodn ik" po burde lu , ża rgon prostytute k i a l fo n sów , lecz n ie ma pojęci a o żargonie teatra lnym.

Rzu ćmy okiem na najba rdziej chyba kontrowersyjny punkt w jego agresyw nych didaskalia ch. Wymagając o d aktorów we fragmen tach poetyckich „ oczywi stośc i ", zwyczajności nawet - ta k, jak paryski taksówkarz zn ajd uje na poczekan iu ża r­gonową metaforę - Genet stwi e rdza za ra ze m, że pu bli czn o ś ci o pow ia d a się tu p rzykrą historię i że , sko ro to histo ra ma być w ja kiś sposób wi a rygod na , aktorki nie mogq gr a ć trybem realistycznym . Sprzeczn ość? Zwykłe upod o­bani e w paradoksach i tajemniczości? Raczej n ie. G e net opu śc ił wi ęzie n i e

jako człowie k już n ie najmłodszy, przedtem zaś zn ał j edynie teatrzyki z p odej­rzan ych dziel nic w różnych portach. A pote m? Przy pomnijmy sobie , jaki teatr robiono we Fra ncj i pod kon iec lat czterd zie stych pod etyki etą „ reali zmu" : za wsze zjełcza ły i zawsze dos łow n y, łączący w zory cómedie fron <;:o ise z nosta l­gią za wodewilem. Wspom nijmy Barraulta a lbo C a so res - w najlepszym p rzy­padku ; taki teatr oczywiście nie mógł tu być bra ny pod uwag ę. Klucz do całej sprawy tkwi, być może , w s formułowaniu G eneta : $więtymi c zy nie - a le po­tworami są te służące no pew no. A wykluczone przecież, żeby potwó r zach o­wywał s i ę w sposób „ rea listyczny" (czyli , n al eżało by powiedzieć , re to ryczny) -musi on okazać się czymś organicznym, wyposa żon ym we wła s ną , c hoćby i dziwną logikę . W propozycj i Geneta co d o g ry aktorskiej ni e ma więc n ic a b­strakcyj nego a n i symbolicznego; nośnikiem alegorii będą t u same o pow ia d a ne fa kty.

Jeszcze jedna wskazówka: Jest możliwe, oby Pokojów ki poczwarn ie znie k­kształcoly - w swoim obrzędzie - suknie Pani, doczepiając t re ny, ża boty ( .. .), kwia ty będą jednak rzeczywiste, podobnie ja k łóżko . Dokładn ie tak samo jest ze stylem gry. Po kojówki z n i e ks z ta ł ca j ą Pa nią, lecz za raze m s q

prawdziwe jak kwiaty czy łóżko . Jest więc w ich przedstawien iu jakby wahanie (nie jest to zamknięty tekst, lecz otwarta gra), jakby coś zakazanego - coś jak rozmowa w kościele, w teatrze czy podczas ofic ja lnej audiencji.

A Pani? Jaka jest Pani „. nie należy jej karykaturaln ie przerysować . Ona nie w ie, do ja kiego stopnia jest głupia, do jakiego - gra rolę .

Zresztą jest to przecież jasne jak słońce.

tłumaczył z j. hiszpańskiego Carlos Marrodan Casas

ANGEL FACIO

Reżyseria - ANGEL FACIO

Scenografia HALINIA ZALEWSKA

Współpraca translatorska - JOANNA KOZIŃSKA i PEDRO SANTISTEBAN TERRON

Asystent reżysera Jarosław Bielski

Asystent scenografa Tadeusz Paul

światło Krzysztof Sendke

Inspicjent - Bogdan Paszkiewicz Sufler - Barbara Szewczyk

PREMIERA 12 KWIETNIA 1984 ROKU

P.P. „ Sztuka Pols ko" z. 250 n . 3000 ES/530

Biuro O rganizacji Widowni przyjmuje zgłoszenia od 8.00 do 16.00, ul. Kili ńskiego 45, te l. 33-15-33

Kierown ik techniczny - M IECZYSŁAW KOWALSKI

Zastępca kierownika tech nicznego - JERZY O LSZEWSKI

Brygadierzy scen - WITOLD OBERG i ADAM FORVSIŃSKI

Prace malarskie i modelatorskie - BOGDAN NO WICKI

Prace krawieck ie - ZYTA WALCZAK i ZYG MUNT CIESIELSKI

Prace fryzjerskie i perukarskie - WIESŁAWA MOGIELIŃSKA

Prace stola rskie - ROLAND UNCZUR

Prace szewskie - JóZEF JANUSZKIEWICZ

Prace tapicerskie - TADEUSZ BILSKI

Mistrz oświetlenia - ANDRZEJ MATUSIAK

top related