wojtek smarzowski -...
Post on 28-Feb-2019
215 Views
Preview:
TRANSCRIPT
Sąsiedzi 24/2015 1
FILM
Podyskutujmy o DKF-ach
PSYCHOLOG
Konflikt pokoleń?
TECHNOLOGIE
Samochody hybrydowe
TEMAT NUMERU
Piaseczyńska MłodzieżowaRada Gminy o sobie
GMINA LESZNOWOLA
Wywiad z radnym
WIADOMOŚCI KULTURALNE KULINARIA INFRASTRUKTURA MODA I OGRÓD DO POCZYTANIA
SąsiedziMAGAZYN
ISSN 2300-8431 listopad 2015 [24]
ROBIENIE FILMÓW STR. 7
POZNAJMY SIĘ
WOJTEK SMARZOWSKI
NIE JEST NAJWAŻNIEJSZE
Sąsiedzi 24/2015 3
REDAKTOR NACZELNY: Jacek Sut SEKRETARZ REDAKCJI: Katarzyna KrzyszkowskaZESPÓŁ REDAKCYJNY: Kasia Bukol-Krawczyk, Katarzyna Sierżant, Michał DurajWSPÓŁPRACOWNICY: Hanna Krzyżewska, Ewa Mościcka, Anna Pilip, Anna Wysmolińska, Alina Staniszewska, Monika Rzepka, Joanna Widaj, Anna Czerwieniec, Robert Widz, Aleksandra Bankowicz, Michał Baranowski, Ewa LubianiecKONTAKT Z REDAKCJĄ: sasiedzi@magazyn-mieszkancow.pl REKLAMA I MARKETING: Katarzyna Krzyszkowska tel. 532 05 80 59WYDAWCA: Lokomedia sp. z o. o; 05-509 Józefosław ul. XXI wieku 9 m 1, ISSN 2300-8431SKŁAD I ŁAMANIE: Graffidea, ul. Julianowska 68d, 05-509 Julianów, www.graffidea.plNAKŁAD: 5 000 egzemplarzy
Znajdź nas na: www.facebook.com/sasiedzi.magazyn.mieszkancow
Magazyn bezpłatny. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie gwarantuje ich zamieszczenia, a także zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i korekty językowej publikowanych materiałów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treści zmieszczone w materiałach reklamowych, a także w artykułach sponsorowanych oraz ogłoszeniach płatnych.
■ Ciepłe zimy i nadmiar komputera
N a pewno nie jestem odosobniony. Jako reprezentant pokolenia,
które dorastało bez komputerów, a w dzieciństwie żyło również
bez telewizora, zrzymam się i martwię, gdy moje dzieci bez skrupu-
łów poświęcają ostatnie słoneczne weekendy na wielogodzinne sesje
z komputerami lub konsolą. No po prostu mnie rozsadza poczucie
winy, lęk przed – ich, bo nie moimi przecież – przyszłymi skoliozami
i zanikiem mięśni. Jak upiór z wiejskiej szkółki nawiedzam ich poko-
je bezskutecznie usiłując zachęcić do większej aktywności w „realu”.
Krowy by powypasali, zrobili choćby procę lub nawrzucali karbidu do
puszki, żeby postrzelać na wiwat. O, nie! Wróć! Przecież na to im też
nie pozwolę! Podobnie jak trzęsę się, kiedy młodszy wychodzi na jakieś
(psiamać!) bliżej nieokreślone “górki”, z których wraca brudny jak wojak
z poligonu (ach, to pranie i wyrzuty małżonki!). Na rowerze by pojeź-
dził. Oczywiście w kasku, nakolannikach, nałokietnikach i z ochrania-
czem na szczękę, albo w piłkę pokopał, byle delikatnie i cicho, i nie
w tych, jak rany, butach!!! Odrywam więc ich połowicznie, po domo-
wemu, po pięciu minutach dostając szału, bo ileż można zdzierżyć
podskakiwania w miejscu, lub męczenia kota, albo strzelania z plasti-
kowej dubeltówki do ludzi i zwierząt na przemian. Trach, pfuk, brzdęk
i miau! Boże, niechże się czymś zajmie! Może porysuje! Kredkami, nie
flamastrem! I nie po moich kartkach wykradanych z drukarki! A star-
szy niech książkę poczyta, leń jeden gimnazjalny! Kiedy ja byłem w ich
wieku byłem zupełnie inny! Aha!
To znaczy sorry, dla uczciwości – jest coś, co nas mimo prze-
paści technologicznej łączy. Ja w ich wieku nie lubiłem robić dokład-
nie tych samych rzeczy. Czyli słuchać starszych, rysować lub czytać
nudne lektury. O matko! Masakra! Dydaktyczny armageddon
i wychowaczy kataklizm! Schizofrenia byłego dziecka, które udaje,
że zawsze było tylko dorosłe!
Bezradny i umęczony wizją rachitycznego potomstwa z przero-
śniętymi płatami czołowymi i wadami wzroku, w licznych lekturach
i przykładach poszukuję ratunku. Średnio skutecznie. I wtedy star-
szy przychodzi z jakimś – zupełnie dla mnie nie na miejscu – wyso-
kim wynikiem, który uzyskał w międzyszkolnym teście z języka,
a młodszy pokazuje grę, którą sam stworzył na bazie jakiegoś tuto-
rialu znalezionego w internecie, do tego zrealizowaną w popular-
nym programie służącym głównie korporacyjnym prezentacjom
biznesowym. Ani jednemu, ani drugiemu nie umiałbym dorównać.
Obaj swoje umiejętności zdobyli sami, siedząc nad klawiaturą i mysz-
ką. I co ja, biedny rodzic, fachowo i, niestety, słusznie zaliczany do
„imigrantów internetu” – w przeciwieństwie do „tubylców interne-
tu”, jakimi są moje dzieci, mogę począć? Sprawdza się pesymistycz-
na teoria, że największym błędem edukacji jest uczenie młodszych
przez starszych. Starsi bowiem wiedzę zdobywali, kiedy sami byli
młodzi, czyli jeszcze dawniej niż bardzo dawno i na jej podstawie
chcą uczyć swoje dzieci na temat przyszłości, której sami nie będą
już świadkami. To się nie może udać! Siadam więc spokojnie przed
własną klawiaturą, piszę wstępniaka i rozmyślam, czy stać mnie, aby
swoim dzieciom zaufać i je wspierać na ich ścieżce życia, która
z moją wiele wspólnego mieć mieć nie musi. Może także to nie są
ostatnie tego roku ciepłe weekendy i może nie jest to zapowiedź
końca w skwarze spowodowanym efektem cieplarnianym, lecz zwy-
kły meteorologiczny cykl. Może… Z tą nadzieją na pewno lepiej się
żyje i bardziej docenia to, co teraz.
A teraz mianowicie mamy nowy numer „Sąsiadów”, a w nim pierw-
szą część wywiadu z Wojciechem Smarzowskim, reżyserem kulto-
wych już filmów, takich jak „Wesele”, „Drogówka”, „Dom zły” i innych.
Porozmawiamy też o polszczyźnie i pojazdach hybrydowych. Zaj-
rzymy, co piszczy w Lesznowoli i pozwolimy się unieść wspomnie-
niom związanym ze Świętem Niepodległości. Zapraszamy!
Jacek Sut
OK
ŁAD
KA
: SH
UT
TE
RST
OC
K.C
OM
FOT.
K
AR
OLI
NA
HE
RB
RE
DE
R
4 Sąsiedzi 24/2015
NOWY CHODNIK. Powstała brakująca część chodnika na przedłu-
żeniu ul. Julianowskiej do Spacerowej przy szkole w Józefosławiu.
Miał być jesienią – i jest.
PARK PRZY UL. OGRODOWEJ w Józefosławiu został oficjalnie
otwarty dnia 17 października. Plac zabaw Nivea nie był skończony
do tej daty, ale w momencie wydania bieżącego numeru dzieci
prawdopodobnie będą mogły z niego korzystać. Spacery wskaza-
ne są nawet podczas deszczu lub mrozów, cieszmy się zatem
z nowego, pięknie urządzonego miejsca do rekreacji i sportu.
DOTACJA NA WYMIANĘ OGRZEWANIA NA EKOLOGICZNE. Dota-
cja dotyczy wyłącznie budynków istniejących i w Gminie Piaseczno
obecnie wynosi: – do kotłów c.o. gazowych i olejowych – 50 % ceny
(nie więcej niż 2 500zł) – do urządzeń elektrycznych – 60 % ceny
(nie więcej niż 2 500 zł) na podstawie zawartej z gminą umowy oraz
dokumentów zakupu i protokółu odbioru. Wniosek o udzielenie dota-
cji można pobrać ze strony Urzędu www.piaseczno.eu lub w kance-
larii przy ul. Kościuszki 5 oraz w pok. 2 przy ul. Wojska Polskiego 54.
LINIA BUSOWA P1 BEZPŁATNA. Linia dowozowa pomiędzy cen-
trum Piaseczna (rondo T. Mazowieckiego), a szpitalem Św. Anny
(ul. Szpitalna) od 1 października jest całkowicie finansowana przez
Gminę Piaseczno. Rozkład jazdy dostępny jest na www.piaseczno.
eu. Dotychczasowe opłaty na liniach P2 i P3 nie uległy zmianie.
PUDEŁKO ŻYCIA. Ta nowa inicjatywa Urzędu Miasta i Gminy Pia-
seczno ma na celu ułatwienie niesienia pomocy w stanach zagro-
żenia zdrowia i życia, a skierowana jest do mieszkańców samotnych,
niepełnosprawnych oraz w wieku 65+. Pudełka w kształcie tuby
przeznaczone są do umieszczenia ważnych dokumentów o stanie
zdrowia, przyjmowanych lekach i kontakcie do rodziny. Należy trzy-
mać je w lodówce, ponieważ to miejsce jest łatwe do odnalezienia
przez ratowników w każdym mieszkaniu. O bezpłatne „pudełko”
i dodatkowe informacje należy pytać w przychodniach zdrowia.
BEZPIECZEŃSTWO W DRODZE DO SZKOŁY. Gmina Piaseczno jako
pierwsza w województwie mazowieckim przystąpiła do tej akcji.
Pojazdy świadczące usługę dowozu dzieci niepełnosprawnych
zostały wyposażone w urządzenia monitorujące. Dzięki temu moż-
na zdalnie dokonać kontroli trzeźwości kierowcy, stylu prowadze-
nia pojazdu, a także śledzić trasę i czas przejazdu. Szczegóły akcji
na www.facebook.com/bezpieczenstwowdrodzedoszkoly.
DROGA 721. Jedna z najniebezpieczniejszych ulic z Piaseczna do
Konstancina (droga wojewódzka 721) doczekała się wreszcie wspól-
nych działań niezadowolonych mieszkańców. We wrześniu zorga-
nizowali oni zbiórkę podpisów pod petycją w sprawie rozbudowy
I N F O R M A C J E L O K A L N E
drogi. Petycję z 3,5 tysiącami podpisów wraz z opinią policji, straży
pożarnej oraz straży miejskiej Piaseczna i Konstancina z prośbą
o umieszczenie tej inwestycji drogowej w budżecie województwa
na rok 2016 złożono w odpowiednich urzędach. Burmistrz Piasecz-
na p. Zdzisław Lis, burmistrz Konstancina p. Kazimierz Jończyk oraz
starostwo powiatowe wyrazili wolę partycypacji w kosztach opra-
cowania dokumentacji projektowej. Jeśli te działania przyniosą
oczekiwany rezultat – będzie to jeszcze jeden dowód na to, że
„wspólnie możemy więcej”.
CMENTARZ KOMUNALNY PRZY UL. JULIANOWSKIEJ. Wydział
Utrzymania Terenów Publicznych UMiG Piaseczno przypomina
o obowiązku przedłużania co 20 lat grobów ziemnych w formie
uiszczenia odpowiedniej opłaty. Groby nieopłacone mogą zostać
zlikwidowane. Bliższe informacje tel. 22 756 75 85.
WYBORY PARLAMENTARNE W J&J. Mimo iż nie wybraliśmy ani do
Sejmu ani do Senatu żadnego z lokalnych kandydatów, jednak może-
my być bardzo dumni z siebie. Otóż aż 80,5 proc. uprawnionych
do głosowania mieszkańców Józefosławia poszło do urn. Brawo!
TAK DLA S7. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ogło-
siła przetarg na budowę trasy S7 z Warszawy do Grójca. Co praw-
da gotową trasą pojedziemy dopiero w 2019 roku, jest to jednak
dobra wiadomość dla wszystkich mieszkańców powiatu piaseczyń-
skiego, stojących codziennie w korkach na ul. Puławskiej. Więcej
szczegółów na www.takdlas7.pl.
NARODOWA LOTERIA PARAGONOWA została zorganizowana przez
Ministerstwo Finansów. Loteria trwać będzie od 1.10.2015 r. do
30.09.2016 r., a do wygrania są bardzo cenne nagrody. Udział może
wziąć każdy, kto ukończył 18 lat, posiada paragon fiskalny za zakupy
na minimum 10 zł brutto i zarejestrował go na stronie konkursowej.
Warto więc przy zakupach upominać się o paragon. Wszystko o lote-
rii znajdziemy na stronie: www.loteriaparagonowa.gov.pl
ZEBRANIE MIESZKAŃCÓW ZAINTERESOWANYCH INWESTYCJĄ
PSZOK w Piasecznie odbędzie się 18 listopada w Urzędzie Miasta
i Gminy w sali konferencyjnej o godz. 18-tej.
STOWARZYSZENIE „NASZ JÓZEFOSŁAW I JULIANÓW” zaprasza
swoich Członków na coroczne zebranie walne w dniu 09 listopa-
da o godz. 19.45 do stołówki szkolnej ZSP przy ul. Kameralnej 11.
KLUB SENIORA W JÓZEFOSŁAWIU odwołuje spotkanie w dniu 10 listo-
-pada. Członków i nowych chętnych zapraszamy w czwarty wtorek
m-ca, tj. 24.11. o godz. 19.00 do Klubu Kultury przy ul. Cyraneczki.
Hanna Krzyżewska, radna
R E K L A M A
Sąsiedzi 24/2015 5
T E M A T N U M E R U
Co spowodowało, że zdecydowaliście się wziąć udział w życiu lokalnej społeczności?Chcemy dbać o młodzież w Piasecznie i właśnie w takiej roli czujemy
się bardzo dobrze. Czujemy się odpowiedzialni za naszą okolicę i chce-
my się nią opiekować, Młodzieżowa Rada daje nam taką szansę.
Co Was zaskoczyło in plus, a co in minus, gdy weszli-ście do Rady?Jesteśmy radnymi dwa lata, po tym okresie we wszystkich szkołach
średnich i gimnazjach w gminie wybiera się kolejny skład rady. Kie-
dy my pojawiliśmy się w radzie nie mogliśmy narzekać właściwie na
nic. Radni poprzedniej kadencji, kierowanej przez Michała Iwana
zrobili wiele, abyśmy mogli rozpocząć działanie jak najprędzej i jak
najłatwiej. Zaufanie wśród decydentów, sieć kontaktów z mediami
i organizacjami, wsparcie w działaniu – to wypracowała poprzed-
nia kadencja i bez ich pomocy byłoby nam o wiele trudniej rozpo-
cząć pracę w Młodzieżowej Radzie. Młodzieżowa Rada Gminy
Piaseczno to naprawdę bardzo pozytywne miejsce.
Jakie chcecie osiągnąć cele? Jakimi środkami?Postawiliśmy sobie kilka celów dotyczących młodzieży w Piasecz-
nie: obrona naszych interesów, aktywizacja, rozumiana jako rozwój
odpowiedzialności obywatelskiej, poprawa atrakcyjności Piaseczna
z perspektywy młodych. W każdym wymienionym zakresie po roku
działalności naszej kadencji osiągnęliśmy już sukcesy. Przeprowadzi-
liśmy konsultacje dotyczące renowacji parku i stadionu miejskiego.
W efekcie udało nam się, między innymi, uświadomić władzom gmi-
ny, jak bardzo młodzi potrzebują miejsca spotkań w Piasecznie. Skut-
kiem tego jest zapowiedziana renowacja trybun na stadionie miejskim
w Piasecznie, które staną się miejscem odpoczynku uczniów oko-
licznych szkół i strefą przyjazną dla młodzieży. Zorganizowaliśmy
w ciągu roku trzy przedwyborcze debaty. Dwie z kandydatami na bur-
mistrza i jedną z kandydatami do sejmu, która była jednym z głośniej-
szych wydarzeń w Piasecznie w przeciągu ostatnich lat. Przepro-
wadziliśmy również debatę z uczniami szkół średnich i gimnazjów,
dotyczącą Budżetu Młodych, czyli formy młodzieżowego budżetu
partycypacyjnego. My, młodzi mieszkańcy Piaseczna, wybraliśmy
projekty, które zostaną wpisane do budżetu gminy na najbliższe lata.
W marcu zorganizowaliśmy szkolenie z Youtuberami. Wprowadzali
oni naszych rówieśników w tajniki tworzenia filmów w internecie. Do
organizacji wszystkich wspomnianych projektów nie potrzebowali-
śmy dużego nakładu finansowego. Potrzebowaliśmy natomiast wie-
le rąk do pracy, lecz w dwudziestoosobowej grupie potrafimy się
uzupełniać. Jeżeli ktoś z Państwa pragnie dowiedzieć się więcej
■ Młodzieżowa Rada Gminyo naszych sukcesach i działalności – zapraszamy na naszą stronę
mrg.piaseczno.eu oraz na facebook.com/MRGPiaseczno.
Jak oceniacie zaangażowanie waszego pokolenia w sprawy regionu i kraju? Obecnie dorastającym pokoleniem są osoby, które nie pamiętają
okresu sprzed lat ’90, co więcej, nie pamiętają lat sprzed obecności
Polski w Unii Europejskiej. Jako pierwsze pokolenie od wielu dzie-
sięcioleci dostaliśmy pełną autonomię w naszym rozwoju, przez co
dopiero uczymy się działać jako wolni obywatele i rozumieć Polskę
jako coś naszego. Poprzednie pokolenia nie miały tej możliwości.
Kiedyś mówiono o Polsce, że nie była „nasza”, tylko „ich”. Dziś jest
inaczej, jednakże świadomość odpowiedzialności za Polskę dopie-
ro się rodzi i tak naprawdę jesteśmy na początku tego procesu.
Czym jest dla was polityka?Nie taki wilk straszny, jak go malują. Polska polityka zaczyna robić się
coraz bardziej przyjazna, również za sprawą trzeciego sektora, czyli
organizacji pozarządowych. Dziś decydenci muszą liczyć się z gło-
sem nas, zwykłych obywateli i coraz bardziej odczuwają nasz wpływ
na ich pracę. Politycy będący „hegemonami władzy” – w iście sowiec-
kim stylu – zostają wypierani przez osoby działające oddolnie, które
są, w naszym odczuciu, raczej naszymi sąsiadami, niż „władzą”.
Jakie macie plany na ten rok? Skupiamy się na poszukiwaniu osób, które będą kontynuować dzia-
łalność Młodzieżowej Rady w przyszłej kadencji. W ciągu najbliż-
szych miesięcy planujemy przeprowadzić cykl spotkań z uczniami
szkół, podczas których będziemy „polować” na naszych potencjal-
nych następców, opowiadając o radzie i o naszym działaniu. Mamy
w planach również wiele przedsięwzięć, które póki co pozostaną
naszą słodką tajemnicą. Jeżeli chcą Państwo nas poznać lepiej, pro-
szę śledzić naszą działalność w internecie.
Miłosz Gibas
Przewodniczący Młodzieżowej Rady Gminy Piaseczno
Projekt, jakim jest Młodzieżowa Rada Gminy okazał się wielkim
sukcesem. Młodzi radni reprezentują uczniów wszystkich szkół, gim-
nazjalnych i ponadgimnazjalnych z gminy Piaseczno. Przy wsparciu
Urzędu Miasta i Gminy realizują swoje pomysły, które są użyteczne
dla całej społeczności, nie tylko dla jej młodszej części. Ważnym jest
także to, że MRG jest apolityczna. Młodzi radni wiedzą i uczą się tego,
aby współpracować z każdym bez względu na poglądy.
Michał Rosa, Opiekun MRG
FOT.
BIU
RO
PR
OM
OC
JI I
INFO
RM
AC
JI U
MIG
PIA
SEC
ZN
O
P O Z N A J M Y S I Ę
Jacek Sut: Tradycją naszą jest zadawanie prostych pytań: Jak to
się stało, że jesteś tym, kim jesteś?
Wojtek Smarzowski: (pauza) Z nudów chyba. Wychowałem się
w małym miasteczku, w Jedliczu, gdzie były dwie atrakcje: Klub Spor-
towy „Nafta” i kino „Nafta” – nie mówię o alkoholu. Tak więc trochę
kopałem i trochę chodziłem do kina. Na sportowca się nie nadaję,
więc wyszło, że jestem reżyserem. Oglądałem tygodniowo 5-6 fil-
mów. Tydzień w tydzień. Po liceum nie chciałem jednak jechać do
szkoły filmowej, nie miałem jeszcze na siebie pomysłu. Uciekałem
głównie przed wojskiem, więc byłem w kilku szkołach, które zaczy-
nałem i nie kończyłem po to tylko, żeby nie pójść do wojska. I w jed-
nej z tych szkół, w Krośnie, spotkałem ludzi, którzy mi otworzyli oczy
na to, jak oglądać filmy. Że to, żeby podążać za akcją, to jedno, a to,
żeby tam szukać znaczeń, to drugie. To pierwszy ważny element,
a drugi jest taki, że spotkałem tam też Andrzeja Szulkowskiego, póź-
niej mojego operatora, Edwarda Durdę,
Roberta Rozmusa i kilka osób, które już do
tej Łodzi regularnie jeździły na egzaminy
i chciały być aktorami, operatorami, fil-
mowcami… Ja też więc pojechałem do
Łodzi… i od razu wszystko oblałem. W następ-
nym roku już się przygotowałem do tych
egzaminów. No i byłem pod kreską, drugi
pod kreską… To było bolesne bardzo.
Dopiero za trzecim razem się udało dostać.
No i już.
J.S.: Ale dostałeś się przecież na wydział
operatorski?
W.S.: Oczywiście! Bo wychodziłem z zało-
żenia, że jak na operatorskim jest 8 miejsc,
a na reżyserii 6, to łatwiej będzie się dostać
na wydział operatorski. Sam wiesz, że było
po 300 kandydatów na te miejsca, więc
chyba dobrze wykombinowałem.
J.S.: I jak ci szło?
W.S.: Wiesz jak jest. Zawsze tam kogoś
w końcu wyrzucają, więc i mnie wyrzuci-
li. Jednak nieskutecznie. Kończyłem te
szkołę w 5 lat zamiast w 4. Najważniejsze
jednak jest to, że już tam zrozumiałem, że
jak sobie sam nie napiszę scenariusza, to
nikt za mnie tego nie zrobi. Specyfika tej
szkoły była taka, że to reżyser dobierał sobie operatora. Ponieważ
ja… (pauza) …jakąś mam pewnie trudność (śmiech), to nikt mnie nie
wybierał. Ja jestem raczej odludkiem, a film jest pracą zbiorową,
wiec nie ma tu żadnej skargi, to była tylko moja wina. Zrozumiałem,
że jestem “nieprzysiadalny” i na trzecim roku napisałem scenariusz
„Małżowiny” i już wtedy myślałem – nie, że miałbym być od razu
reżyserem, ale że nakręcę swój film.
J.S.: Kiedy skończyłeś szkołę, to pracowałeś jako operator?
W.S.: Tak zarabiałem na życie. Jako wynajmowany operator, który
robi zdjęcia do jakichś programów telewizyjnych, reportaży, do new-
sów… I chciałem zrobić „Małżowinę” jako film, nawet kamerę kupi-
łem, trzydziestkę piątkę (kamera filmowa na taśmę 35 mm – red.),
ale przerosło mnie to finansowo i w sumie dopiero po latach uda-
ło się zrobić tę „Małżowinę” w Teatrze Telewizji.
Wracając: zbiegało się wszystko to w czasie z podjęciem decyzji,
że ja już nie chcę być operatorem. Zadzwonił do mnie Andrzej Szul-
kowski i powiedział, że jacyś Belgowie, czy Anglicy robią program
o szpitalu. Trzy noce się siedzi w tym szpitalu i filmuje się różne sytu-
acje, a ja miałem kręcić jedną z czterech kamer. Pojechałem na
zdjęcia. Pracowałem najlepiej, jak potrafiłem. A potem był przegląd
materiałów. I widzę: kamera Szulkowskiego – idealna, dwie pozo-
stałe mogłyby być, albo mogło by ich nie być, a moja – najgorsza.
J.S.: Dlaczego?
W.S.: Bo ja zacząłem już montować w głowie. Praca operatora jest
służebna, on musi wykonać robotę zadaną, a ja już robiłem sztukę, już
kombinowałem: tu panorama, tu przeostrzenie, tu bohater mówi waż-
ne rzeczy, a ja filmuję coś innego, dzieci za
jego głową… Mnie się to wtedy wydawało
narawdę wstrząsające. Natomiast teraz,
z obecnego punktu widzenia, gdyby ope-
rator przyniósł mi takie materiały, to bym
go zabił. Miałem więc świadomość, że moje
zdjęcia naprawdę odstają, że się nie nada-
ją do tego programu, że były złe. Szczęśli-
wie umiałem nazwać dlaczego. Było mi już
w tym za ciasno, chciałem czegoś więcej.
Zadzwoniłem do Andrzeja (Szulkowskiego
– red.) i powiedziałem, że koniec, że nie
robię więcej zdjęć. Z drugiej strony i tak nie
miałem szansy pracować przy filmach fabu-
larnych, bo nie mogłem zadebiutować nie
mając doświadczenia, a nie mając doświad-
czenia, nie mogłem zadebiutować – zam-
knięte koło. Poza tym operator, to jest taki
zawód, w którym musisz podążać za tech-
nologią. Nie pracujesz, to zostajesz w tyle.
Za to reżyser główne narzędzie ma na kar-
ku. I może je ćwiczyć.
J.S.: Najpierw, ale nie od razu, były „Mał-
żowina” i potem „Kuracja” – obie w Te-
atrze Telewizji.
W.S.: Tak. Przestałem być anonimowy
i pozwolili mi zrobić pierwszy film: „Wese-
le”. Tu ważny jest kontekst i czas w jakim
„Wesele” powstało. To był moment, gdy polska kinematografia krę-
ciła niedużo i były to głównie wielkie i… beznadziejne produkcje. Oni
czuli, że muszą wpuścić jakąś świeżą krew, chociaż świeża to poję-
cie względne. Ja wtedy nie byłem już młodym reżyserem. Miałem
38 lat. To był ostatni dzwonek. A potem syn mi się urodził. Dzięki
temu dużo łatwiej zaczęło się mi pracować w zawodzie, bo okaza-
ło się, że robienie filmów nie jest najważniejsze. A kiedy trochę polu-
zowałem z ambicją, to już wszystko bardzo ładnie poszło. Dziecko
mi spolaryzowało życie.
J.S.: Kiedy się przeprowadziłeś w nasze strony? (Wojciech Sma-
rzowski mieszka w gminie Lesznowola – red.)
W.S.: To także się łączy z narodzinami syna. Jak lubisz życie impre-
■ Robienie filmów nie jest najważniejsze
1998 Małżowina
2004 Wesele
2009 Dom Zły
2011 Róża
2013 Drogówka
2014 Pod Mocnym Aniołem
2016 Wołyń
Filmografia
Z reżyserem Wojtkiem Smarzowskim spotkałem się na kawie w jednej z konstancińskich restauracji. Wojtek jest naszym sąsiadem, dzięki czemu udało mi się go namówić na wywiad do magazynu Sąsiedzi.
Sąsiedzi 24/2015 7
zowe, to mieszkanie w środku miasta jest dobrym wyborem. Nato-
miast kiedy masz wózek, który trzeba wyprowadzić do parku,
to nawet, kiedy ten park jest blisko, to i tak robi się z tego wyprawa.
Poza tym ciężko było mieszkać w wynajmowanym, chcieliśmy kupić
coś własnego. Ceny wtedy były koszmarne, więc kupiliśmy drew-
niany dom do remontu i to była świetna decyzja. Mówiłem wcze-
śniej, że jestem z małego miasteczka, a w zasadzie ze wsi i pół życia
robiłem wszystko, żeby mieszkać w centrum dużych miast, zanim
wreszcie zrozumiałem, że wcale nie o to chodzi. Powróciłem na
wieś i jest tak, jak trzeba.
Z reżyserem Wojtkiem Smarzowskim rozmawiał Jacek Sut
Drugą część wywiadu, m. in. o pracy nad filmem „Wołyń” przeczy-
tacie w następnym numerze „Sąsiadów”.
FOT.
KR
ZY
SZT
OF
WIK
TO
R
na zdj.Wojtek Smarzowski i Piotr Sobociński jr.
8 Sąsiedzi 24/2015
N A S Z E S P R A W Y
Sobota 10 października była chłodna, ale słoneczna. Pięć minut przed
południem stałyśmy we dwie, z panią Anitą na deptaku, patrząc
z nadzieją w kierunku Julianowskich osiedli. Pan, który miał pomagać
mieszkańcom przy sadzeniu drzew zapytał wprost: A co będzie jak nikt
nie przyjdzie? Trudno, będziemy sadzić same – odpowiedziałam. I wte-
dy ujrzałam pierwsze osoby, a za nimi następne, zmierzające w naszym
kierunku. Jak miło Was widzieć! Pomyślałam i powiedziałam to samo
do nadchodzących. Pojawiły się całe rodziny z dziećmi, z pieskami,
dźwigając szpadle i natychmiast zabraliśmy się do pracy. Było tylu chęt-
■ Integrujące drzewa
M iałam szczęście! Brałam udział w kilku spotkaniach, podczas
których pan profesor Radosław Pawelec z Instytutu Dzienni-
karstwa Uniwersytetu Warszawskiego przypomniał mi, jakim cieka-
wym i wymagającym jest język polski.
Niestety w codziennej praktyce mówimy często mało starannie.
Jednak warto, naprawdę warto, zdobyć się na trochę wysiłku, bo
przecież poprawność języka jest wizytówką każdego z nas.
Pamiętamy słowa Mikołaja Reja z 1562 roku: „A niechaj narodo-
wie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”. Myślę,
że kierował je także do nas – następnych pokoleń – i miał rację!
Zaczynając cykl na temat poprawnej polszczyzny, chciałabym
w pierwszej kolejności uporządkować ostatnio akcentowaną spra-
wę czasownika włączać i jego pokrewnych form.
Jakże często słyszymy błędne wersje:
włanczać zamiast prawidłowego włączać
wyłanczać zamiast prawidłowego wyłączać
przełanczać zamiast prawidłowego przełączać
rozłanczać zamiast prawidłowego rozłączać
dołanczać zamiast prawidłowego dołączać
Dziwne, bo przecież nie mamy na ogół wątpliwości w przypad-
ku rzeczowników takich jak wyłącznik, załącznik, rozłąka itp. No to,
dlaczego tyle kłopotu z czasownikami?
A no dlatego, że mamy w języku polskim pewne analogie, które
wprowadzają nas niechcący w błąd. Często formie dokonanej cza-
sownika odpowiada forma niedokonana z wymienioną samogłoską
o na a. Przykładów jest wiele: przeprosić – przepraszać, wdrożyć
– wdrażać, wykończyć – wykańczać itp. A w czasownikach włą-
czać i jego pochodnych zachodzą zupełnie inne zmiany, ale ą pozo-
staje w obu formach niezmienione. I mamy: włączyć – włączać,
dołączyć – dołączać, przełączyć – przełączać itp.
I to jest urok języka polskiego – urozmaiconego i wymagającego.
Sprostajmy jego wymogom!
A teraz krótkie ćwiczenie. Proszę przeczytać na głos poniższe zdania.
Nie włączaj radia w samochodzie.
Zawsze wyłączam kuchnię przed wyjściem z domu.
Często do umowy dołączane są załączniki.
Dlaczego tak szybko rozłączasz telefon?
Po meczu przełącz telewizor z powrotem na film.
Łatwe? Łatwe!
Na koniec mam zagadkę: jak brzmiał dla Mikołaja Reja język gęsi?
Odpowiedź – wewnątrz numeru.
Jeżeli mają Państwo jakieś propozycje do omówienia w kolejnych
edycjach moich porad językowych, to proszę o emaile w tej sprawie.
Łączę wyrazy szacunku
Renata Nowacka
r.nowacka@pomyslnajozefoslaw.pl
■ Włączać albo włanczać – oto jest pytanie!
nych, że zabrakło drzew! To znaczy tych jeszcze nie posadzonych, bo
zostawiliśmy na tę okazję 10 sztuk. Pozostałe 90 tkwiło już na swoich
miejscach od dwóch dni. Dzięki przychylności Urzędu Gminy w Pia-
secznie, który dostarczył rośliny i zorganizował prace ogrodnicze, przy
naszym „deptaku do lasu” rośnie teraz 50 głogów, które mają wiosną
zakwitnąć różowym kwieciem oraz 50 czeremch czerwono listnych,
które nie tylko będą kwitły, lecz także oszołomią nas słodkim zapa-
chem w wiosenne wieczory. Acha, no i jeden dereń wybrany przez
małego Franka i przyniesiony przez jego tatusia, a także tulipany dostar-
czone przez jedną z mieszkanek. Takie indywidualne inicjatywy „oddol-
ne” są szczególnie sympatyczne. Niemniej sympatycznie było
w trakcie sadzenia: żarty, wzajemna pomoc, wszyscy życzliwie
uśmiechnięci. Rozmawialiśmy na bieżące tematy, wzajemnie dzięku-
jąc za to, że mamy ten deptak (teraz to już chyba jest raczej „aleja spa-
cerowa”). Pełna integracja oraz miło i pożytecznie spędzony
Międzynarodowy Dzień Drzewa. Po zakończonej akcji poszliśmy na
przechadzkę do ulicy Działkowej, spotykając co i raz spóźnionych spa-
cerowiczów, rozczarowanych, że tak szybko poszło nam to sadzenie.
Na pociechę objęli oni swoim patronatem dziesięć następnych drzew.
Wspólna praca zgromadziła ok. 40 osób, które (mam nadzieję) nie miną
się już na osiedlu bez uśmiechniętego „dzień dobry”. I o to chodzi,
żebyśmy czuli się sąsiadami i gospodarzami terenu, na którym miesz-
kamy i odpoczywamy. Zgodna, solidarna praca dla dobra wszystkich
nie tylko uszlachetnia i przynosi satysfakcję, ale też sprzyja nawiązy-
waniu nowych znajomości. Tak samo jak imprezy kulturalne, czy spor-
towe lub uczestnictwo w organizacjach lokalnych.
Hanna Krzyżewska, radna
Sąsiedzi 24/2015 9
I N F O R M A C J E Z G M I N Y
Co według Pana jest największym
problemem, z jakim borykają się
mieszkańcy południowej części aglo-
meracji warszawskiej?
Żywotnym problemem mieszkańców
przedmieść dużych aglomeracji, chy-
ba na całym świecie, jest przeciążony
system komunikacyjny. Nasze miej-
scowości i Warszawa, to jeden organizm, z jednym krwioobiegiem.
Jeżeli ten system nie jest drożny, to przyczynia się co najmniej do
dyskomfortu, o ile nie do czegoś poważniejszego. Wypadamy o wie-
le słabiej w porównaniu z innymi rejonami metropolitalnymi w Euro-
pie, które mają rozwinięty system dróg szybkiego ruchu,
transportu publicznego czy nawet takiej infrastruktury jak „parkuj
i jedź”. Pamiętać jednak musimy, że z racji historii rozwój rejonu
naszej aglomeracji rozpoczął się stosunkowo niedawno i będzie
trwał przez kolejnych kilkadziesiąt lat.
Jakie inwestycje w najbliższych latach będą kluczowe dla takich
gmin jak Lesznowola?
Do priorytetów zdecydowanie zaliczam budowę głównych węzłów
komunikacyjnych takich jak trasa S7 i 721 z nowym przebiegiem
i węzłem „Sękocin”. Znaczenie tych inwestycji jest bezdyskusyjne.
Dobrze się stało, że zostały już podpisane konkretne umowy i że
realizacja tych projektów jest bliższa niż kiedykolwiek wcześniej.
Odczuwam tutaj osobistą satysfakcję, że to właśnie samorząd gmi-
ny Lesznowola w odpowiednim czasie wyasygnował kwotę ponad
1 mln złotych na wsparcie tych inicjatyw, a zaangażowanie p. Marii
Jolanty Batyckiej-Wąsik (wójt gminy Lesznowola) było bezcenne.
Na jakie wyzwania muszą odpowiadać samorządy podwarszaw-
skich gmin?
To temat rzeka. Spróbuję skoncentrować się na najważniejszych
problemach, które bezpośrednio oddziałują na sferę budżetową
hamując wydatki na bieżące potrzeby.
Zacznę od tego, że tereny naszych gmin nie urbanizują się
natychmiast, nowi mieszkańcy nie płacą podatków od razu, i że jest
to pewien proces: najpierw przeprowadzka, potem meldunek i to
nie zawsze (około 40% mieszkańców Lesznowoli nie posiada mel-
dunku na terenie naszej gminy).
Skala tego problemu jest olbrzymia i osobiście twierdzę, że star-
ty ponoszone przez budżet gminy Lesznowola związane z niepła-
ceniem podatków w miejscu zamieszkania sięgają kwoty około
14 mln. złotych rocznie.
Chętnie podjąłbym również polemikę nad zasadnością tezy,
że szybka urbanizacja automatycznie oznacza wyższy wpływ budże-
towy. Podatki od nowych mieszkańców tylko w części rekompen-
sują koszty koniecznych inwestycji takich jak, przedszkola, szkoły,
oczyszczalnie ścieków czy ujęcia wód. Oczywiście to ma pewien
sens, jeżeli przyjmiemy definicję, że inwestowanie w przyszłość
kosztem bieżących potrzeb będzie kiedyś skutkowało dużo więk-
szymi dochodami budżetowymi.
Pamiętam przeprowadzone przez siebie porównanie zależności
pomiędzy rosnącymi wpływami z podatku od nieruchomości, więk-
szą ilością dzieci w placówkach oświatowych, wzrastającą liczbą
mieszkańców i wpływami z podatku dochodowego od osób fizycz-
nych. Konkluzja była taka, że dochody z PIT-u rosły znacznie wol-
niej od reszty, a w tym samym czasie wydatki na utrzymanie
systemu oświaty rosły znacznie szybciej niż „nowe” dochody podat-
kowe. To nie jest niestety dobry prognostyk na przyszłość.
Innym ważnym problemem jest niedoszacowana kwota sub-
wencji oświatowej. Przypomnę, że subwencje przekazywane przez
budżet państwa tylko w części pokrywają wydatki oświatowe. W 2013
roku przeprowadziłem nawet analizę tego zjawiska. Na podstawie
danych zebranych z ościennych gmin doszedłem do konkluzji, że
w jednym tylko roku gminy powiatu piaseczyńskiego przeznaczyły
kwotę 100 mln. złotych na dofinansowanie systemu oświaty.
Kolejnym tematem jest przerzucanie, bez żadnego wsparcia finan-
sowego, kolejnych obowiązków na barki samorządów. Klasycznym
przykładem jest tak zwana „ustawa przedszkolna”, na mocy którejod
września 2017 r. gminy zapewnią miejsca w przedszkolach wszyst-
kim dzieciom w wieku od 3 do 5 lat. Cel szczytny, ale problem zrzu-
cono na samorządy podczas gdy nasi parlamentarzyści brylowali na
mównicy sejmowej chwaląc się skuteczną polityką prorodzinną.
Jaką wizję Mysiadła ma Pan za 10 lat?
Mam nadzieję, że za 10 lat będziemy żyli w miejscu, które będzie
dobrze skomunikowane z Warszawą, że nasi mieszkańcy będą swo-
bodnie dojeżdżać do miejsc pracy, a młodzież do szkół i na uczel-
nie. Będzie to miejsce, w którym mieszkańcy będą mogli czuć klimat
podmiejskiej ciszy i odpoczywać od zgiełku dużej aglomeracji. Mam
również nadzieję, że będzie już funkcjonowała, rozbudowywana
obecnie, atrakcyjna infrastruktura rekreacyjna planowana we
wschodniej części gminy. Będzie to miejsce zielone, czyste i bez-
pieczne, miejsce, w którym życie będzie odczuwane jako swoisty
przywilej, a nieruchomości osiągną satysfakcjonującą cenę.
Rozmawiał Jacek Sut
■ Co u Sąsiada za miedzą?Rozmowa z Mirosławem Wiluszem – radnym gminy Lesznowola.
FOT.
KA
TAR
ZY
NA
SIE
RŻ
AN
T
10 Sąsiedzi 24/2015
AR
TY
KU
Ł S
PO
NSO
RO
WA
NY
■ Flamenco
FOT.
FE
LIX
DE
VE
GA
VA
ZQ
UE
Z
ważniejszy w tej sztuce jest śpiew. Potem
doszedł rytm, potem taniec i na końcu
gitara. Najbardziej widowiskowy jest taniec.
MM: Dla mnie flamenco jest przede wszyst-
kim sztuką rozmowy między muzykami
i tancerką lub tancerzem. Rozmowy, w któ-
rą każdy z członków zespołu stara się wło-
żyć jak najwięcej swojej pasji i umiejętności.
Mimo, że występy poprzedzone są zwykle
próbami i znamy nawzajem swoje choreo-
grafie, kompozycje i śpiewane zwrotki,
ostatecznie zawsze jest to spotkanie na
żywo, w tym konkretnym miejscu i czasie,
co czują również słuchacze i widzowie.
Czy my, Polacy czujemy flamenco?MW: Z moich doświadczeń wynika, że
dobry koncert flamenco poruszy 90% pol-
skiej publiczności. Czasem jest kłopot
z odbiorem śpiewu. Ale bez tego śpiewu
nie byłoby pięknego tańca i przejmującej
gitary. Ten śpiew daje nam energię i inspi-
racje. Jeśli ktoś zaczyna przygodę z fla-
menco i ma kłopot z czerpaniem
przyjemności ze śpiewu polecam, aby
uzbroił się w cierpliwość.
MM: Zgadzam się. Pieśń i muzyka flamen-
co nie są łatwe w odbiorze, jednak wyda-
je mi się, że w Polsce trafiają na dość
podatny grunt. W tańcu czasem trudno
nam znaleźć w sobie otwartość, dumę czy
dystans do siebie, jakiego wymaga flamen-
co, ale niewątpliwie w tej andaluzyjskiej
pieśni jest nuta, która przyciąga nasze sło-
wiańskie ucho.
N A S Z E P A S J E
Skąd Wasza fascynacja flamenco?Małgorzata Wołyńczyk: Wszystko zaczę-
ło się od mojego taty Michała Wołyńczy-
ka. Jego znajomy znalazł któregoś dnia na
ulicy w Madrycie kasetę z muzyką flamen-
co. Zafascynował się brzmieniem gitary
flamenco i postanowił nauczyć się tej
techniki. Ale upłynęło wiele lat zanim i ja
połknęłam bakcyla. Do tamtego czasu
interesowały mnie inne tańce. Ale od kie-
dy zaczęłam ćwiczyć flamenco wiedzia-
łam już, że tylko to chcę tańczyć.
Marta Mieszczanek: W moim wypadku
zadecydował przypadek. Kiedy skończy-
łam swoją dość długą przygodę ze spor-
towym tańcem towarzyskim, szukałam
czegoś, co wypełni mi czas dotychczas
zajmowany przez codzienne treningi, a że
moja starsza siostra akurat na flamenco
chodziła - ja też postanowiłam spróbo-
wać. Ona po paru miesiącach zrezygno-
wała, a ja zostałam... I tak jest do dzisiaj.
Po czym poznać flamenco? Na czym polega jego autentyczność?MW: To trudne pytanie, ponieważ jest
mnóstwo aspektów, na które składa się fla-
menco. Z punktu widzenia widza, na kon-
cercie flamenco zawsze będzie gitara,
śpiew i zazwyczaj taniec. Mówię „zazwy-
czaj” bo w Andaluzji, sercu flamenco jest
mnóstwo koncertów bez tańca, gdyż naj-
Jakie osoby tańczą flamenco? Dla kogo jest flamenco?MW: Flamenco tańczą wszyscy, których
zafascynowała ta sztuka. Nieważny jest
wiek, ważny jest zapał. Taniec ten daje nie-
zwykle dużo: grację w ruchach, piękną syl-
wetkę, przyjemność z obcowania ze
wspaniałą muzyką, radość z obcowania
z ludźmi, którzy złapali tego samego bak-
cyla. Kształci poczucie rytmu.
MM: W Hiszpanii flamenco tańczą osoby
w każdym wieku, o przeróżnym pocho-
dzeniu społecznym. Zdecydowana więk-
szość z nich nie robi tego profesjonalnie,
i na tym również polega urok tej sztuki.
Flamenco to różne rekwizyty, pięk-ne stroje. Ile macie sukien?MW: Podczas moich corocznych pobytów
w Sewilli zawsze coś kupuję lub szyję na mia-
rę. W sumie mam tego już naprawdę dużo.
Po ostatnim wyjeździe okazało się, że nie
mam już miejsca w szafie. Ale prawda jest
taka, że każdy kolejny koncert, każda nowa
choreografia inspiruje do stworzenia nowe-
go stroju, który podkreśli taniec. Dlatego
muszę kupić większą szafę!
MM: Spódnic do ćwiczeń nie zliczę, ale
sukienki sceniczne, zarezerwowane
wyłącznie na występy, wiszą w mojej sza-
fie tylko trzy...
Gdzie was można zobaczyć?MW: 21 listopada SOLLARES organizuje
Wieczór Andaluzyjski. Z Martą wystąpimy
w kilku odsłonach. Będą nam towarzyszyć
gitarzysta flamenco i śpiewak. To będzie
wyjątkowy spektakl.
MM: Na co dzień współpracujemy z SOLLA-
RES i prowadzimy warsztaty flamenco dwa
razy w tygodniu, na które bardzo zapraszamy.
SOLLARES – warsztaty flamenco:
Szkoła Podstwowa nr. 1,
ul. Julianowska 66C, Piaseczno
Poniedziałki i środy 19:45 – 21:00
tel. +48 793 333 080
instytut@sollares.pl,
www.sollares.pl
Małgorzata WOŁYŃCZYK – finalistka IV mię-
dzynarodowego konkursu tańca flamenco w Tury-
nie „Flamenco Puro” (2015). Profesjonalna tan-
cerka i nauczycielka flamenco, od lat doskonalą-
ca swoje umiejętności poprzez wielomiesięczne
wyjazdy do Sewilli, gdzie rozwija swój warsztat pod
okiem największych mistrzów tej sztuki.
Marta MIESZCZANEK – Związana jest z fla-
menco od 7 lat. Tancerka i nauczycielka. Jest
związana z najstarszą polską szkołą Studio Fla-
menco w Warszawie. Od kilku lat regularnie
uczestniczy w zajęciach prowadzonych przez
mistrzów flamenco w Sewilli.
Sąsiedzi 24/2015 11
■ O trudzie wychowania nastolatka
D rodzy Rodzice, ten tekst nie będzie nowoczesny. Nie podpo-
wie Wam jak dokonać „cudownego” porozumienia z nastolat-
kiem, który wymyka Wam się z rąk. Pokaże natomiast prawdę
o budowaniu dobrej relacji z dzieckiem. Dobrej, czyli takiej, w któ-
rej pomimo przepaści cywilizacyjno – kulturowej (tzw. różnicy poko-
leń) między nastolatkiem, a rodzicem istniej wieź, zaufanie, szacunek,
a kilkunastoletnie dziecko potrafi powiedzieć „kocham Cię mamo,
kocham Cię tato, jesteś dla mnie ważnym człowiekiem”. Cóż to jest
wychowanie? Najogólniej mówiąc, wychowanie to towarzyszenie
dziecku i przekazywanie (z miłością!) wiedzy o życiu – bez nakazu,
przemocy, bezwzględnego wymagania zastosowania tej wiedzy.
Istotą wychowania nie jest ilość przekazanej wiedzy, ale jej jakość,
a to wymaga CZASU. Nasze dzieci od pierwszych chwil swojego
życia potrzebują naszego czasu, naszej obecności. Czas spędzony
z dzieckiem jest TRENINGIEM WZAJEMNEGO RELACJONOWANIA
SIĘ. Głównym powodem, dla którego rodzicom dorastających dzie-
ci trudno jest się z nimi porozumieć, jest brak tego treningu. Trening
ten, to najprościej mówiąc:
● słuchanie swojego dziecka – skupienie na tym, co przeżywa,
z jakimi uczuciami sobie radzi, a z jakimi nie
● rozmawianie – na wiele różnych tematów, a na pewno o waż-
nych dla dziecka wydarzeniach
● opowiadanie mu o życiu – takim opowiadaniem są również
czytane dzieciom bajki
● wspólna zabawa – rekreacja, spacery, kino, teatr, wycieczki,
gry itp. podczas których wspólnie przeżywamy radość, fascy-
nację, podziw, dumę, rywalizację oraz wszelkie inne uczucia
– nawet rozczarowanie i smutek
● wspólne przeżywanie – wielu spraw i wydarzeń, zarówno świą-
tecznych, jak np. ważne rocznice (urodziny, rodzinne spotka-
nia, przedszkolne i szkolne uroczystości itp.), jak i codziennych,
jakimi są np. domowe obowiązki
Innymi słowy wychowywać dziecko to rozmawiać – czyli słu-
chać, odpowiadać, doradzać, znowu słuchać, ocierać łzy i przytu-
lać z miłością, wyrażać także swoje uczucia – dumę, radość,
smutek, czasem zdenerwowanie i dawać dziecku prawo do wyra-
żania jego własnych. Zamiast krytykować, życzliwie i z troską komen-
tować dziecięce doświadczenia. Kochając stawiać granice. Dawać
pewność, że jest ono przy nas bezpieczne, że jest kochane zawsze
i mimo wszystko – po prostu dlatego, że jest. Dziecko, które przez
całe swoje dzieciństwo doświadcza takiego wychowania będzie,
pomimo naturalnego psychicznego oddalania się od rodziców w wie-
ku dojrzewania, postrzegało ich jako bliskich ludzi, których potrafi
wysłuchać, z którymi jest gotowe rozmawiać, których się nie oba-
wia i nie musi przed nimi niczego ukrywać. Jeśli zaniedbamy czas
wczesnego dzieciństwa naszych dzieci, jeśli upłynie nam on w odda-
leniu od dziecka, zwłaszcza psychicznym, jeśli przeżyjemy te lata
w pośpiechu i zaabsorbowaniu tylko pracą, bardzo trudno będzie
nam nadrobić tę stratę.
Pewna matka tak sformułowała swoje refleksje w obliczu trud-
nego doświadczenia wychowawczego z nastolatkiem:
Gdybym mogła cofnąć czas i jeszcze raz, od nowa wychowy-
wać swoje dziecko, częściej używałabym głosu do wybaczania niż
do strofowania, upominania i narzekania.
Zamiast wypijać kolejną kawę przy telenoweli, wypijałabym ją
czytając dziecku bajki lub malując farbami świat.
Zamiast nieustannych wycieczek do centrów handlowych, jeź-
dziłabym z moim dzieckiem na rowerze, wędrowała po górach
i puszczała latawce.
Zapraszałabym jego kolegów i przyjaciół na dziecięce zabawy,
nie dbając o to, że znowu będzie bałagan.
Mniej bym dbała o porządki domowe, a bardziej słuchała, roz-
mawiała, spędzała z dzieckiem czas.
Zamiast stale patrzeć na zegarek, patrzyłabym na to jak i z kim
spędza czas moje dziecko.
Zamiast wrzasnąć na dziecko przy kolejnej awanturze, spojrza-
łabym na nie z troską.
Zamiast wszystkich beznadziejnych, upokarzających słów
i gestów, które z siebie wylewałam… każdego dnia przytuliłabym
moje dziecko mówiąc mu, że kocham je mimo wszystko i na zawsze.
Ewa Lubianiec
psycholog, pedagog, założycielka Fundacji „Pomóż Dorosnąć”
FOT.
MIC
HA
Ł D
WO
RC
ZY
K
P S Y C H O L O G
F I L M
Kampania SIMPLE jes ień-zima 2015-2016
■ Dyskusyjny Klub Filmowy
P omiędzy salą koncertową i szat-
nią izabelińskiego domu kultu-
ry stoi tablica reklamująca najbliższe
pokazy filmowe. Poza terminami
i cenami biletów widnieje następu-
jąca informacja: warunkiem odby-
cia seansu jest obecność min.
dwóch osób. Dopisek ten wywołu-
je uśmiech pobłażania, może nut-
kę współczucia, ale także podziw
dla organizatorów. Może tak wyglą-
da współczesne kino, więc nie pró-
bując przebić głową muru niskiej
frekwencji myślę sobie, dobre i dwie
osoby. Bo we dwie osoby można
już porozmawiać. Luksusowy temat
rozmowy, jakim jest film, zastąpi
dyskusję o wyniku wyborów, nie-
spłaconym kredycie lub uciążli-
wych dojazdach do miasta.
Rozmowa będzie poprzedzona
projekcją, która spełni wszystkie
warunki dobrego seansu. Specjal-
nie dobrany tytuł, kinowa sala, cisza,
ciemność, doświadczenie czegoś
innego, unikalnego, niepowtarzal-
nego i bezcennego w czasach por-
tali społecznościowych. Chodzi
o rozmowę minimum dwóch osób. Usiądą obok siebie w pustej sali,
a potem utną sobie pogawędkę z prawdziwego zdarzenia.
DKF to skrót od Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Organizacji
zrzeszającej kluby filmowe w Polsce w latach 50-tych. Powstały
one na wzór francuskich klubów dyskusyjnych z początku XX wie-
ku. Idea oglądania filmów z półki dla wymagającego widza, połą-
czonego z rozmową, poprzedzona komentarzem, zakończona
przemyśleniem i konfrontacją poglądów, przyjęła się we francuskich
wyższych sferach i gładko przeszła do polskiej, wymęczonej syste-
mem inteligencji. DKF-y były ostoją wolności słowa, namiastką wyra-
żenia własnych myśli i poglądów pod przykrywką krytyki filmowej.
Zapatrzeni w postać Cybulskiego na ekranie młodzi ludzie, z papie-
rosami w ustach i zapuszczonymi brodami, zastanawiali się nad gra-
nicami moralnymi głównego bohatera, nad ukrytym przesłaniem,
które niesie za sobą każde dzieło filmowe. Dyskutowali.
Idea DKF-ów wraca! Ze zdwojoną mocą. Na warszawskim Moko-
towie, w kultowym kinie Iluzjon, rozpoczęła się seria pokazów połą-
czonych z dyskusją kierowana do licealistów pod tytułem: Młodzi
Gniewni. Niech ten nowy-stary styl wejdzie także na salony pod-
warszawskich miejscowości. Zamiast bić się z myślami, czy łado-
wać się do samochodu na kolejną przejażdżkę ulicą Puławską,
założę kaptur, owinę się szalem i przejdę się na pokaz filmowy do
lokalnego domu kultury. Obejrzę starannie wyselekcjonowany film
z repertuaru Hitchkocka lub Buñuela, a może wybiorę lżej trochę
i przypomnę sobie klasykę Goerge’a Lucasa albo Stevena Spielber-
ga. Następnie w obecności krytyka filmowego lub ciekawego twór-
cy porozmawiam o filmie z innym, choćby tylko jedynym, widzem.
Idea DKF w Józefosławiu i Julianowie pojawiła się niedawno i tli się
powoli, żeby pewnego dnia rozbłysnąć i nadać naszej okolicy świe-
żego blasku.
Bo dobre jest blisko. Jeśli tylko uda się przyjść choćby dwóm
widzom na pierwszy, a potem drugi pokaz, może na kolejnym poja-
wi się ktoś trzeci. Od trzech osób zaczyna się tłum.
Aleksandra Bankowicz
FOT.
KA
TAR
ZY
NA
SIE
RŻ
AN
T
R E K L A M A
❂ Psychomotoryka ❂ Integracja Sensoryczna❂ Trening Słuchowy Johansena
www.CentrumRozwojuDzieci.pl ❂ Terapia Ręki❂ Bilateralna Integracja ❂ Diagnozy funkcjonalne
Józefosław, ul. Urocza 14 (wjazd od ul. Cyraneczki)
tel. 508 321 328, 661 353 899
Sąsiedzi 24/2015 13
T E C H N O L O G I E
W poprzednim numerze pisaliśmy o historii samochodów elek-
trycznych. W tym przybliżymy historię aut hybrydowych.
Samochody te, to wynik kompromisu konstruktorów pomiędzy eko-
nomiką jazdy (minimalizacją spalania oraz emisji CO2 do atmosfe-
ry) i komfortem użytkowania (w tym przypadku znacznym
zwiększeniu zasięgu podróży takim samochodem na jednym łado-
waniu i/lub tankowaniu). Samochody hybrydowe to pojazdy wypo-
sażone zawsze w dwa rodzaje napędów. Pierwszy to oczywiście
silnik spalinowy, a drugi to jeden lub więcej silników elektrycznych.
Technologia w zależności od producenta, a czasem i od modelu,
jest różna. Kluczową cechą aut hybrydowych jest system odzyski-
wania energii podczas hamowania. Przykładem jest popularny, dzię-
ki stosowaniu go w Formule 1, system KERS (Kinetic Energy
Recovery System). Innowacyjność tego rozwiązania w porównaniu
do innych znanych systemów odzyskiwania energii polega na zastą-
pieniu akumulatorów nowoczesnym kondensatorem mogącym bły-
skawicznie ładować się i przechowywać duży ładunek elektryczny.
Pierwowzór takiego systemu opracowano w 1967 roku w American
Motor Corporation.
Wróćmy jednak do samochodów. Przyjmuje się, że pierwszym
samochodem hybrydowym był pojazd Porsche – Lohner Porsche
Mixte Hybrid, znany też jako Semper Vivus (Wiecznie Żywy).
Samochód pokazany był po raz pierwszy na wystawie światowej
w Paryżu w 1900 roku. Pierwsze egzemplarze miały napędzaną tyl-
ko przednią oś, a późniejsze już obie. Oczywiście koła napędzane
były silnikami elektrycznymi, a silnik spalinowy (benzynowy) pełnił
rolę generatora prądu. Samochód poruszał się z maksymalna pręd-
kością 35 km/h i miał rewelacyjny jak na owe czasy zasięg 200 km.
Porsche sprzedał aż 300 egzemplarzy tego modelu.
Innymi ważnymi pojazdami hybrydowymi w historii motoryzacji
były modele:
● samochód Ericha Gaichen’a z 1931 roku. Baterie w tym aucie
ładowały się w trakcie zjazdów ze wzniesień.
● Opel GT z 1979 roku. Twórca tego samochodu – David Arthurs
przyczynił się do rozwoju technologii odzyskiwania energii
z hamowania. Opel mógł się poszczycić średnim spalaniem
na poziomie 3,1 l na 100 km/h.
● Audi C3 100 Avant Duo z 1989 roku. Samochód wykorzysty-
wał silnik elektryczny w mieście, natomiast w trakcie podróży
pozamiejskich pracował silnik spalinowy. Z powodu słabej
wydajności silnika elektrycznego samochód nie zyskał popu-
larności wśród klientów. Wyprodukowano zaledwie 10 egzem-
plarzy.
Prawdziwy sukces hybrydowej motoryzacji przyszedł dopiero
pod koniec XX wieku, między innymi za sprawą Toyoty Prius – pierw-
szego powszechnie dostępnego samochodu tego typu na rynku.
Później dołączyły do niej inne japońskie marki: Lexus, Honda,
Mitsubishi, Nissan oraz europejscy producenci.
W segmencie aut hybrydowych ciekawą propozycją są samo-
chody tzw. Plug-In lub PHEV (plug-in hybrid electric cars) – auta,
popularnie mówiąc, z wtyczką. Akumulatory takich samochodów
można doładowywać z zewnętrznego źródła, również ze zwykłe-
go gniazdka elektrycznego. W tym przypadku za pierwsze seryjne
auto uważa się samochód chińskiego producenta BYD – F3DM
PHEV-62 z 2008 roku.
Do hybrydowych samochodów osobowych już przywykliśmy.
Często jednak nie zdajemy sobie sprawy, że i autobusy komunika-
cji miejskiej wykorzystują tą technologię. W Warszawie pierwsze
takie pojazdy pojawiły się już w 2012 roku. CDN.
Michał Baranowski
eco-driving.info
■ Historia hybrydowej motoryzacji
FOT.
SE
MP
ER
VIV
US
(MA
TE
RIA
ŁY P
RA
SOW
E P
OR
SCH
E)
FOT.
BY
D F
3D
M P
HE
V-6
2 (
WIK
IPE
DIA
.OR
G,
LIC
EN
CJA
CR
EA
TIV
E C
OM
MO
NS)
14 Sąsiedzi 24/2015
H I S T O R I A
■ Moje spotkania z Niepodległą
W czasie ostatniego zebrania członków stowarzyszenia „Nasz
Józefosław i Julianów”, Jacek Sut (ten pan z trzeciej strony
„Sąsiadów” uśmiechający się zalotnie do reklam), poprosił mnie
o kilka osobistych refleksji związanych z Dniem 11 Listopada w Pia-
secznie. Do dzisiaj nie wiem dlaczego to ja zostałem wpuszczony
w ten „lokalny zaułek”, ale widać zaimponowało redakcji, że od daw-
na mieszkam w Julianowie, że jako historyk mam wiedzę, że moja
dziennikarska ręka uzbrojona w pióro ciągle jeszcze nadąża za galo-
padą myśli, a brzemię noszonych lat wyryte na twarzy, z powodze-
niem (według redaktorów) może kojarzyć się ze zbliżającą się setną
rocznicą Niepodległości. Niestety, nie czytam w cudzych myślach,
lecz te wszystkie scenariusze przyjmuję jako prawdopodobne. Ale
teraz do rzeczy.
Otóż kilka miesięcy temu, a było to wczesną wiosną, ogarnęła
mnie nagła i nieodparta chęć odwiedzenia Lasu Kabackiego. Dro-
ga z Julianowa, jak wiadomo wiedzie nowym deptakiem, a tam
w polu mojego widzenia pojawił się taki oto widok: Zamiast krzy-
kliwych wróbelków bijących się na ścieżce rowerowej o psie pozo-
stałości, zamiast watahy buchtujących dzików, co u nas także od
dawna jest widokiem normalnym, rzucił mi się w oczy obraz, któ-
rego nie spodziewałem się ujrzeć. Otóż nagle zobaczyłem dwóch,
dawno nie golonych, wymachujących z podniecenia rękami osob-
ników. Obok leżały najprostsze wykrywacze metali. Cóż, oprócz
kamieni, można znaleźć wiosną na kartoflisku za kanałkiem – pomy-
ślałem? Od dawna jestem krytyczny wobec wszystkich domoro-
słych eksploratorów i dlatego pozwoliłem sobie nieco zaczepnie
wyrazić opinię o d…. mamuta i widocznych gołym okiem błędach
ewolucji, na co w ripoście usłyszałem grzeczne zaproszenie: choć
pan bliżej i sam popatrz. Podszedłem i ten mniej pryszczaty ze słu-
chawkami, które bez wątpienia zniekształciły w jego uszach sens
mojej tyrady, zamiast odnalezionego brakującego ogniwa spajają-
cego proces dziejowy (stąd to podniecenie), położył mi na dłoni
zardzewiały kawałek okrągłej wytłoczonej blachy wielkości pięciu
złotych. Przyjrzałem się i nagle spoważniałem. Trzymałem auten-
tyczną, wojskową rozetę z otoka czapki maciejówki używanej pod
koniec Wielkiej Wojny przez żołnierzy Polskiej Siły Zbrojnej. Zaczą-
łem wygrzebywać z pamięci znane mi fakty. Tak, to przecież żoł-
nierze legioniści utworzyli w lutym 1917 r. Polską Siłę Zbrojną. Po
„kryzysie przysięgowym” Józefa Piłsudskiego, w lipcu tego samego
roku żołnierze I i III Legionu – ci, co byli bardziej zapatrzeni w swe-
go wodza, zostali internowani w obozach w Beniaminowie i Szczy-
piornie, zaś II Legion dotrwał u boku państw centralnych, aż do
połowy lutego roku następnego. Wówczas to, w nocy z 16-go na
17-go, w proteście przeciwko aspiracjom Ukrainy do naszej Cheł-
Sąsiedzi 24/2015 15
mszczyzny, popieranym przez Trójprzymierze, żołnierze ci przedar-
li się pod Rarańczą przez front austriacko-rosyjski i połączyli się
z jednostkami polskimi w Rosji. W październiku 1918r. Polska Siła
Zbrojna podporządkowana została Radzie Regencyjnej, a w listo-
padzie tegoż roku, ugrupowanie liczące 9 tys. żołnierzy weszło
w skład Wojska Polskiego. Tak to widzą historycy. I oto teraz, w 2015
roku, tu, na józefosławskim kartoflisku czekała na mnie wyjątkowa
niespodzianka. Przez chwilę miałem w ręku muzealny eksponat
sprzed wieku. Opanowało mnie wzruszenie ale też i niesmak, bo
zapewne za chwilę zostanie on sprzedany na najbliższym bazarze.
Teraz następne skojarzenie. Prawie 20 lat temu, bo w 1996r. wraz
z małżonką, jako oficer WP i dziennikarz radiowy, a Hanka jako doku-
mentalistka, udaliśmy się do USA na zaproszenie Hieronima Wyszyń-
skiego – Komendanta Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej
w Ameryce na obchody rocznicy „Dnia Żołnierza”. Tym razem uro-
czystości zorganizowano w Doylestown, czyli w amerykańskiej Czę-
stochowie. Wspomniane Stowarzyszenie powołali do życia w 1917r.
Polacy ze Stanów Zjednoczonych, udający się do Francji do formo-
wanych tam z inicjatywy Romana Dmowskiego oddziałów, nazwa-
nych później Armią Hallera. Po tych kilku faktach refleksja osobista,
ale istotna z uwagi na postać Dmowskiego – architekta naszej nie-
podległości. Moja prababka po kądzieli Marianna Dmowska i ojciec
Romana Dmowskiego, Walenty byli krewniakami i pochodzili z tego
samego zaścianka szlacheckiego – Dmochy Rogale, leżącego na
Podlasiu. A nasi rodacy z Ameryki? Trzeba tu wyraźnie podkreślić, że
ich niezwykły patriotyzm (co dzisiaj niektórzy nazywają obciachem)
i determinacja w decyzji „rzucenia się przez morze” zaowocowała
wskrzeszeniem Polski. Prześladowani przez Brytyjczyków przedzie-
rali się przez blokady morskie, nie zawsze trafiając prosto do Legio-
nów. Natomiast Hallerczycy, jak zapewne pamiętamy, walczyli
najpierw w 1919r. w Galicji Wschodniej i na Wołyniu, a w 1920r. część
składu armii wcielono
do Wojska Polskiego
i skierowano do walki
z bolszewikami. Błękit-
ną Armię (tak nazywa-
no to zgrupowanie
z uwagi na kolor umun-
durowania), obliczano
na 70 tysięcy emigra-
cyjnych żołnierzy,
a wśród nich najwięcej,
bo ponad 25 tysięcy,
pochodziło z USA.
Ojczyzna była biedna
i zdemobilizowani
polonusi po trudach
walk frontowych ruszy-
li w drogę powrotną do
USA wyposażeni jedy-
nie w dobre słowo
i blaszane krzyże, na
których wyryto napis:
„Swoim żołnierzom
z Ameryki – oswobo-
dzona Polska”. Wstyd
się przyznać, bo ja na to żadną miarą nie zasłużyłem, ale w Doyle-
stown w Pensylwanii w czasie uroczystości żołnierskich mnie rów-
nież wręczono na pamiątkę takie właśnie historyczne odznaczenie,
które wśród innych, a mam ich wiele, cenię sobie najbardziej. Oto
historia dwóch niepozornych blaszek przypominających polski Listo-
pad. Ta z Józefosławia, widziana zaledwie przez moment, ale dobrze
zapamiętana oraz ta ze Stanów, dla której w swym domu znalazłem
godne miejsce tuż obok szabli oficerskiej.
I jeszcze trzecia odsłona tego samego spektaklu, może najważ-
niejsza. Warto pamiętać, że Piaseczno również włożyło swój skrom-
ny wkład w odzyskanie przez Polskę niepodległości. W parku
miejskim przy ulicy Chyliczkowskiej znajduje się mocno podupadły
dworek nazywany „Poniatówką”. To tam w listopadzie 1918r. mie-
ścił się posterunek żandarmerii. Ówczesny naczelnik straży ognio-
wej, z zawodu aptekarz Wacław Kaun, przybył z ekipą na sygnale
pod dworek, zagroził Niemcom sikawką, a przerażona załoga opu-
ściła budynek, grzecznie złożyła broń i pod czujnym nadzorem
legionisty o nieustalonym nazwisku została dostarczona kolejką
dojazdową na warszawski odwach. Od tego momentu także nasze
miasto wybiło się na niepodległość. Dzielnego strażaka, z wdzięcz-
ności za skuteczną akcję rozbrajania, po dwóch dniach wyniesio-
no na urząd burmistrza Piaseczna.
Na tym właściwie można by zakończyć opis tych wydarzeń,
pomyślnych dla wspomnianego włodarza i grodu nad Perełką, ale
niestety tragicznych dla „Poniatówki”. Burmistrz zmarł w 1926r. i ma
święty spokój, natomiast historyczny dworek, choć popadł w ruinę,
jakoś nie zechciał się do końca rozpaść. Może więc starostwo powia-
towe przypomni sobie o swych właścicielskich powinnościach i przed
setną rocznicą odzyskania niepodległości postara się o unijne fun-
dusze, dołoży swój koalicyjny grosz i ruszy zabytkowi z odsieczą?
W Piasecznie przecież brakuje prawdziwego muzeum. Poruszony
sytuacją wołam w ślad za księdzem Kamińskim, „niegdyś kawale-
rem wielkiej fantazji” z „Trylogii” Henryka Sienkiewicza: Na Boga,
Panie Starosto! Larum grają, „Poniatówka” w niebezpieczeństwie…
A Ty się nie zrywasz. Czemu milczysz? Konceptu Ci chyba nie bra-
kuje! Ratuj obiekt!!! Historia zaniedbania nie wybaczy.
Jan Romuald Krzyżewski
Wiadomość z ostatniej chwili.
Niedawno, dosłownie na kilka dni przed wyborami, starosta
z burmistrzem pochylili się nad „Poniatówką” i podpisali porozu-
mienie o współpracy. Choć z lekka trąci ono kiełbasą wyborczą,
bądźmy dobrej myśli. Może na realizację remontu nie trzeba będzie
czekać kolejnych 100 lat.
J. R. K.
FOT. JAN R. KRZYŻEWSKI
16 Sąsiedzi 24/2015
S U B I E K T Y W N I E W Y C Z Y T A N E
Umrzeć po raz drugi
Tess Gerritsen
Wydawnictwo Albatros
Nazwisko Tess Gerritsen to znak firmo-
wy cenionej przez czytelników autorki
thrillerów medycznych. Najnowsze śledz-
two pary bohaterek, już jedenaste w serii
o detektyw Jane Rizzoli i lekarce sądowej
Maurze Isles łączy tym razem wątki sensa-
cyjne i przygodowe. Akcja rozgrywa się
dwutorowo, współcześnie w Bostonie oraz
sześć lat wcześniej, w Botswanie. Śledz-
two w sprawie okrutnie zamordowanego
mężczyzny, znalezionego w domu znane-
go bostońskiego myśliwego i preparatora,
zatacza coraz szersze kręgi. Tropy wiodą
do innych, podobnych zbrodni w Amery-
ce. Wątek amerykański autorka łączy
zgrabnie z afrykańskim. Tajemnicze mor-
derstwo szóstki turystów w afrykańskim
buszu wpisuje się w profil zbrodniczych
działań w Bostonie. Jest i osoba, która
przeżyła masakrę, ale czy odważy się
pomóc w śledztwie? Akcja wciąga od
pierwszych stron, mocno trzyma w napię-
ciu do ostatnich. Pozory mylą, tropy klu-
czą, rozwiązanie zaskakuje. Wraz
z bohaterami uczestniczymy w mrożącym
krew w żyłach safari w delcie rzeki Oka-
wango. Co charakterystyczne dla pisarstwa
autorki, wątki sensacyjno-przygodowe
okraszone są sporą dawką wiedzy, tym
razem o zwyczajach łowieckich najwięk-
szych i najniebezpieczniejszych kotowa-
tych na afrykańskim kontynencie. Całość
czyta się doskonale. Thriller sprawnie napi-
sany, gwarantuje mocne wrażenia. Są ofia-
ry i śledztwo, jest tajemnica i realne
zagrożenie, czyli wszystkie nieodłączne
elementy gatunku. Serdecznie polecam!
Monika Rzepka, poraczytania.pl
Smak szczęścia
Agnieszka Maciąg
Wydawnictwo Otwarte
Czytając książkę Agnieszki Maciąg moż-
na rzeczywiście poczuć smak szczęścia. Ta
lektura odpręża jak przyjemna rozmowa
z dobrą przyjaciółką. Z pięknie wydanych
stron biją harmonia i spokój. Widać, że
autorka to osoba poszukująca i otwarta na
doświadczanie świata wokół. To piękna
kobieta, była modelka, dziennikarka i pio-
senkarka, autorka książek kucharskich.
Mimo sukcesów, które osiągała, nie ma
w niej nic z celebryckiego blichtru. Wręcz
przeciwnie, jest wyciszona choć inspirują-
ca, wcale nienarzucająca się ze swoimi
radami i wiedzą popartą niejednokrotnie
badaniami naukowymi czy analizami mię-
dzynarodowych organizacji. „Smak szczę-
ścia” nazwałabym poradnikiem dobrego
życia blisko i w zgodzie z naturą. Dzieli się
na sześć rozdziałów: dieta, uroda,
wewnętrzna harmonia, joga, natura i pięk-
no. Autorka nie kryje swojej fascynacji kul-
turą dalekiego wschodu, jogą i medytacją,
które praktykuje. Na bazie osobistych
doświadczeń stara się nam przybliżyć, jak
radzić sobie ze stresem oraz wszędobyl-
skim pośpiechem. Pokazuje, jak cieszyć się
prostymi zabiegami z naturalnych składni-
ków w domowym spa. Dużo miejsca autor-
ka poświęca zdrowemu odżywianiu,
a w szczególności wypróbowanej na sobie
diecie niełączenia i wegetariańskiej. Dorzu-
ca garść przepisów i praktycznych wska-
zówek o zaopatrzeniu kuchni. Prezentuje
holistyczne podejście do życia, warto pod-
patrzyć, jak jej się to udaje. Polecam tę nie-
śpieszną, emanującą ciepłem lekturę!
Dziękuję Wydawnictwu Otwarte za udo-
stępnienie książki.
Co Ty mówisz? Magia słów czyli retoryka dla dzieci
Aneta Załazińska, Michał Rusinek
Wydawnictwo Literatura
Jak dobrze komunikować się z innymi?
Czy można się tego nauczyć? Oczywiście,
że tak! O magii retoryki i jej wcale nie magicz-
nych zasadach dowiecie się ze świetnej
książki Michała Rusinka, literaturoznawcy,
tłumacza, pisarza i sekretarza Wisławy Szym-
borskiej oraz Anety Załazińskiej, językoznaw-
cy i autorki książek o języku, wykładowcy
Uniwersytetu Jagiellońskiego. To swoisty
przewodnik po retoryce dla dzieci od 8 do
12 lat, choć starsi również skorzystają.
Dowiemy się z niego jak nie dać się zbić z pan-
tałyku, jak przygotować przemówienie, wal-
czyć na argumenty czy mówić metaforami.
Książka składa się z przyjaznych historyjek
o rezolutnej Zosi pokazujących jej codzien-
ne potyczki z retoryką w domu i w szkole.
Równolegle mamy okazję zapoznać się skró-
towo i dowcipnie z historią retoryki opowia-
daną w komiksie o doktorku O’Rety. Po
każdej historyjce autorzy przygotowali przy-
pominajki podsumowujące najważniejsze
myśli, jak się skutecznie wypowiadać oraz
krótkie ćwiczenia do praktycznego wyko-
rzystania zdobytej wiedzy. Całość jest nie-
zwykle lekka, przyjemna, a jednocześnie
wartościowa. Jak twierdzi profesorek O`Re-
ty: „Przekonać, to tak skonstruować swoją
wypowiedź, żeby nasz rozmówca po jej
wysłuchaniu myślał tak, jakbyśmy chcieli”.
Okazuje się, że można to ćwiczyć. To jed-
nak nie magia, tylko efekt może być magicz-
ny, kiedy się pięknie wypowiemy lub kogoś
przekonamy. To pozycja, która z powodze-
niem wsparłaby szkolne programy naucza-
nia. Polecam!
M ogłoby się wydawać, że depilacja ciała to pomysł czasów
współczesnych. Nic bardziej mylnego. Pierwsze prymitywne
narzędzia do usuwania zbędnego owłosienia powstały ok. 30 tys.
lat p.n.e , choć trzeba przyznać, że nie były w zbyt częstym użyciu.
Ideę usuwania włosów z ciała rozpropagowali Egipcjanie, którzy do
golenia stosowali ostre muszelki lub oszlifowane kamienie oraz wosk
z żywicy z dodatkiem miodu, cytryny i oliwy. Depilacja w starożyt-
nym Egipcie była nie tylko pielęgnacją, ale również zabiegiem
magicznym. Wierzono, że we włosach czai się zło i jedynie poprzez
rytuał ich usunięcia można się z niego wyzwolić.
Współczesny kanon depilacji określiła w 1943r. amerykańska
gwiazda estrady Betty Grable, która ubrana w jednoczęściowy stój
kąpielowy i buty na wysokich obcasach, dumnie prezentowała swo-
je długie nogi pozbawione włosków; modzie na usuwanie zbędne-
go owłosienia wtórowała także projektantka mody Coco Chanel.
Obecnie – na szczęście – nie musimy uciekać się do magii; ist-
nieje wiele metod na bardziej lub mniej trwałe usunięcie zbędnego
owłosienia (choćby użycie maszynki do golenia, depilatora, czy
wosku depilującego).
Jednak najskuteczniejszą metodą trwałej depilacji jest depilacja
laserowa, a najnowocześniejszym urządzeniem do jej wykonywa-
nia – laser diodowy LIGHTSHEER. Zasada działania Lightsheer pole-
ga na niszczeniu włosa za pomocą światła laserowego, które
wypala komórki odżywcze znajdujące się w mieszku włosowym i tym
samym zapobiega ponownej regeneracji włosa i jego odrastaniu.
W celu usunięcia włosa światło lasera wnika głęboko w skórę wła-
ściwą, gdzie energia optyczna z wiązki laserowej jest wybiórczo
absorbowana przez barwnik znajdujący się we włosie (melaninę),
co powoduje szybkie ogrzanie trzonu włosa i mieszka włosowego.
W ten sposób następuje jego uszkodzenie, czego skutkiem jest brak
regeneracji mieszka i odrastania włosa. Warto podkreślić, iż sku-
teczność trwałego usuwania owłosienia dokonywana innymi urzą-
dzeniami (np. typu IPL) jest dużo mniejsza, niż przy laserze
Lightsheer, gdyż zabiegi trzeba powtarzać wiele razy, włosy często
odrastają, a klienci często odczuwają dyskomfort związany z moż-
liwością poparzenia skóry pomimo stosowania żeli chłodzących
i znieczulających. W laserze Lightsheer stworzono odmienny, sku-
teczny system chłodzenia. Specjalna końcówka ChillTip umożliwia
aktywne chłodzenie i sprawia, że podczas jednokrotnego przyło-
żenia głowicy do skóry zniszczeniu ulega większa liczba włosów.
Zabieg jest całkowicie bezpieczny i daje gwarancję skuteczności
oraz oczekiwanego efektu całkowitego pozbycia się owłosienia
z wybranej partii ciała.
Idealną porą na zabiegi depilacji laserowej jest jesień – gdy cia-
ło traci letnią opaleniznę i nie jest już wystawiane na działanie moc-
nych promieni słonecznych. Przed przystąpieniem do wykonywania
pierwszego zabiegu przeprowadzony jest wywiad. Konsultacja jest
niezbędna do oceny stanu skóry i określenia jej typu według 6 stop-
niowej skali Fitzpatricka (karnacja, szybkość opalania się, reakcje na
promienie słoneczne, kolor i grubość włosów. Zaproponowana po
próbnym naświetlaniu wykonanym przez doświadczonego kosme-
tologa seria zabiegów laserowych (na ogół są to trzy, cztery zabie-
gi, w zależności od rodzaju włosa) pozwoli nam już zawsze cieszyć
się gładkim, pięknym ciałem…
Dobrochna Frąc
Instytut Urody VaBene
Z P O R A D N I K A K O S M E T O L O G A
■ Dzielenie włosa na czworo, czyli skuteczna depilacja
AR
TY
KU
Ł S
PO
NSO
RO
WA
NY
18 Sąsiedzi 24/2015
FOT.
AN
NA
WY
SMO
LIŃ
SKA
R E K L A M A
O K I E M W E T E R Y N A R Z A
W poprzednim numerze Magazynu
Sąsiedzi poznaliśmy życie wielory-
bów. Dziś przeniesiemy się do krainy mro-
zu i śniegu. Mam na myśli zwierzęta, które
kojarzą się z kołem podbiegunowym Lapo-
nią i Św. Mikołajem. Nawet małe dzieci już
wiedzą, że mam na myśli renifera.
W Finlandii widok renifera spacerujące-
go wzdłuż ulicy lub przechodzącego przez
nią to powszechne zjawisko. Zwierzęta te
żyją w surowych warunkach północnej
części Europy, w Azji i Ameryce Północnej
(tam znane jako karibu).
Osobiście obserwowałam je jadąc
z Laponii na Nordkapp. Różnią się między
sobą wielkością barwą sierści (od brązu
przez odcienie szarości po biały). Zarów-
no samce jak i samice dumnie noszą poro-
że – jako jedyne ze znanych nam
jeleniowatych. W grudniu zrzucają je sam-
ce natomiast w lutym i marcu samice. Stąd
przypuszczenie, iż w zaprzęgu Św. Miko-
łaja są samice.
Racice reniferów są rozstawione szero-
ko co ułatwia im chodzenie po śniegu, a wio-
sną po błocie. Świetnie widzą o zmroku.
Zawdzięczają to możliwościom widzenia
promieniowania ultrafioletowego, które nie
jest dla nich szkodliwe. Podczas podróży
wielokrotnie zatrzymywaliśmy się, by zbie-
■ Reniferyrać na podmokłych łąkach maliny błotne.
Zatem przyjrzałam się czym żywią się reni-
fery. W jadłospisie przeważają porosty, tra-
wy, jagody, liście krzewów i karłowatych
drzew. Opanowały też umiejętność jedze-
nia zmarzliny, co ułatwia im przetrwanie.
W okresie rui – od września do listopada –
powstają haremy. Najsilniejszy samiec jest
ojcem wszystkich cieląt w stadzie. Poza tym
okresem samce żyją osobno.
W czasie podróży widziałam wiele
reniferów, lecz z żalem zawiadamiam, iż
Rudolfa Czerwononosego nie spotkałam.
Anna Wysmolińska
Lek.weterynarii, Nowa Iwiczna
Sąsiedzi 24/2015 19
AR
TY
KU
Ł S
PO
NSO
RO
WA
NY
uregulowaniu snu, poprawienie trawienia, podnosi odporność orga-
nizmu, stymuluje układ hormonalny, wycisza i uspokaja.
Integracja sensoryczna (SI) – diagnoza i terapia.Proces integracji sensorycznej odbywa się już w łonie matki i najin-
tensywniej przebiega do 7 roku życia. Integracja sensoryczna jest
naturalnym procesem. Bodźce sensoryczne czyli dotykowe, słu-
chowe, węchowe, smakowe i ruchowe są odbierane, porządkowa-
ne, przetwarzane oraz interpretowane przez mózg w sposób ciągły.
Jeśli te procesy przebiegają bez zakłóceń to dziecko rozwija się
prawidłowo. Co powinno skłonić rodziców do przeprowadzenia
diagnozy SI u dziecka? Nadmierny niepokój, lękliwość, nadruchli-
wość, problemy z koncentracją, kłopoty z równowagą i koordyna-
cją ruchową, niskie napięcie mięśniowe i nadmierna męczliwość,
zbyt gwałtowna reakcja na dotyk, nieumiejętność naśladowania
ruchów innej osoby, problemy z komunikacją,itp.
Wszystkie ww. badania i terapie prowadzą mgr fizjoterapii posia-
dający niezbędne uprawnienia (potwierdzone certyfikatem) w danym
obszarze. Niektóre terapeutki posiadają dodatkowo dyplom mgr
psychologii lub uprawnienia pedagogiczne.
Pozostałe zajęcia dla dzieci:● Diagnoza noworodków met. Prechtla – badanie globalnych
wzorców ruchu (ocena neurologiczna noworodków do
16 tygodnia życia)
● Badanie wad postawy.
● Ćwiczenia wad postawy (popularna gimnastyka korekcyjna).
● Trening funkcjonalny.
● Diagnoza i terapia logopedyczna/ neurologopedyczna
● Konsultacje dietetyczne.
Centrum Rehabilitacji Constance Care
Kierszek k. Konstancina-Jeziornej ul. Działkowa 125
Informacje i zapisy pod numerem tel.: 48 22 111 00 57
www.constancecare.pl
■ Noworodki, niemowlęta i dzieci… czyli model kompleksowej terapii w Constance Care
C onstance Care prowadzi terapię dzieci w każdym wieku zaczy-
nając od najmłodszych – noworodków.
Skala Oceny Behawioralnej Noworodków, tzw. Ska-la Brazeltona, czyli … niezapomniane badanie, które pokazuje
rodzicom, że noworodek umie znacznie więcej niż się wydaje.
To badanie zachowań i umiejętności dziecka w pierwszych tygo-
dniach życia, które wykonuje się do 8 tyg życia. Rodzice uczestni-
czący w badaniu są zaskoczeni ilością sygnałów, które przekazuje
maluch. Poznają w jaki sposób dziecko komunikuje się, czy prawi-
dłowo reaguje na bodźce, jak wyraża swoje emocje. To jedna z naj-
częściej stosowanych na świecie metod do badania noworodków.
Przeznaczona dla tych rodziców, którzy chcą jak najlepiej poznać
i zrozumieć noworodka.
Terapia metodą NDT BobathNDT-Bobath to metoda pracy z niemowlętami oraz dziecmi, które
wymagają stymulacji rozwoju psycho-ruchowego. Metoda zakłada
współpracę z dzieckiem, które odpowiednio motywowane podejmu-
je określone aktywności ruchowe. Terapia NDT Bobath jest polecana
dla niemowląt z zaburzeniami napięcia mięśniowego, z asymetrią
posturalną, dla dzieci z opóżnieniem rozwoju psycho-ruchowego,
z MPD, dla wcześniaków i niemowląt z grupy wysokiego ryzyka, dla
dzieci z wadami wrodzonymi i chorobami genetycznymi.
Masaż Shantala, czyli… co przeszkolona mama może zrobić sama.Ta forma kontaktu polega na delikatnym głaskaniu całego ciała
dziecka. Wykorzystuje bardzo prostą technikę, dzięki czemu każdy
może to wykonać. Pozytywnie wpływa zarówno na dziecko jak i opie-
kuna. Przyjemna forma dotyku oraz bliski kontakt dostarczają dziec-
ku poczucia bezpieczeństwa, wyciszają oraz budują więź między
rodzicem i dzieckiem. Rodzic uczy się języka niemowląt, poznaje
jego potrzeby oraz możliwości. Masaż Shantala może być ciekawą
formą zabawy z dzieckiem. Jednocześnie pozytywnie wpływa na
D L A C I A Ł AFO
T.
CO
NST
AN
CE
CA
RE
20 Sąsiedzi 24/2015
P O D R Ó Ż E
R ozmawiając ze znajomymi o wakacyjnych podróżach, często sły-
szymy o Chorwacji. Popularność tego kraju sprawiła, że za auto-
stradę można płacić w złotówkach, sprzedawca lodów w Dubrowniku
płynniej mówi po polsku niż po angielsku, a na „Jadrańskiej Magistra-
li” częściej niż lokalne widać swojskie rejestracje WI, DW i KR, ale im
dalej na południe tym jest ich coraz mniej.
MACEDONIA – uroki Ochrydzkiego JezioraPonad dwa lata temu za cel wakacyjnej wyprawy obraliśmy rzadziej
odwiedzane przez rodaków obszary Bałkanów, kierując się do Alba-
nii oraz ku części Bośni i Hercegowiny. Pierwszym przystankiem
w podroży była Macedonia i malownicze jezioro Ochrydzkie, które
■ Bałkany niedocenione i nieodkrytetak nas zachwyciło, że spędziliśmy nad nim nadprogramowy dzień,
choć w planach mieliśmy bezpośredni przejazd do Albanii. Niezwy-
kle klimatyczna Ochryda pełna średniowiecznych cerkwi, z cudow-
nym targiem urzekającym świeżymi warzywami, aromatycznymi
przyprawami i egzotycznymi owocami, leżące nieopodal Muzeum
na Wodzie (zwane Zatoką Kości) – przypominające nieco nasz
Biskupin, tylko położony na jeziorze, Monastyr Św. Nauma no i samo
jezioro – idealne dla dzieci kąpielisko, które rekompensuje
Macedończykom brak dostępu do morza, to atrakcje, dla których
tego regionu Macedonii nie można pominąć. Bez problemu znaj-
dziemy tam noclegi – z czystym sumieniem mogę polecić camping
leżący w pobliżu Muzeum na Wodzie, gdzie można rozbić namiot
przy samym brzegu.
BOŚNIA I HERCEGOWINA fragmentarycznieBośnia i Hercegowina to tajemniczy, okaleczony wojną kraj, który
wiele osób omija ze strachem… Powiedzmy sobie szczerze, strach
ten podzielałam i choć marzę o przejechaniu BiH „wzdłuż i wszerz”,
wolałabym w taką wyprawę jednak nie zabierać z sobą dzieci.
Dlatego jeżdżąc rodzinnie po Bałkanach kraj ten zwiedziliśmy frag-
mentarycznie, nie zapuszczając się poza utarte turystyczne szlaki.
To jednak, co zobaczyłam, to jedne z najsilniejszych kadrów, które
pozostały w mojej pamięci.
Wielu turystów udaje się do Bośni i Hercegowiny od strony
Chorwacji, za cel obierając Mostar oraz Medjugorje. Jadąc tą trasą
nie da się nie zauważyć licznych śladów bałkańskiej wojny – zruj-
nowane, opuszczone domy z murami poranionymi od kul, zamknię-
te boczne drogi i ostrzeżenia dotyczące min to widoki, na które
Mostar
Sarajewo
Mostar
FOT:
PA
WE
Ł P
ILIP
Sąsiedzi 24/2015 21
trzeba się przygotować. Taki jest też i Mostar – choć tętniący życiem,
pełen turystów, z dziesiątkami kolorowych kramów i sympatycz-
nych kawiarenek i knajp, to jednak na każdym kroku przypomina
nam, że wojna skończyła się nie tak dawno, a w „bałkańskim kotle”
zagotować się może w każdej chwili.
Medjugorie to zaś zupełnie inna historia – pojechaliśmy tam z cie-
kawości, wszakże to miejsce kultu ważne dla wielu katolików. I… cóż,
mając świeżo w pamięci czarnogórski Monastyr Ostrog, gdzie pra-
wosławny mistycyzm wprowadzał w nastrój spokojnej zadumy, tra-
filiśmy nagle do miejsca zgoła innego. Nowo wybudowana świątynia
otoczona jest ciągiem pawilonów z tajemniczymi drzwiczkami – jed-
no obok drugiego. Na każdych drzwiach napisany język… w którym
można się w tym miejscu wyspowiadać. Wokół zaś pełno kramów
z medjugorską Świętą Panienką wyhaftowaną na wszystkim, co tylko
przyszło do głowy ich wytwórcom (moim hitem były podróżne
poduszki w kształcie rogala). Do tego wszechobecny hałas, głośne
rozmowy uczestników wycieczek… wróć! – pielgrzymek. Poza tym
knajpki i inne „turystyczne atrakcje”. Jednym słowem – jeśli szukamy
miejsca na skupienie i modlitwę, w Medjugorie o nie trudno.
Największym moim podróżniczym marzeniem było jednak Sara-
jewo. Z jednej strony obawiałam się go, z drugiej – nie mogłam docze-
kać. Sarajewo jest dla mnie do dziś symbolem niespodzianek.
Pierwszą z nich była pełna pięknych widoków droga z Mostaru do
stolicy Bośni i Hercegowiny. Drugim zaś – samo Sarajewo i jego miesz-
kańcy. Wyobrażałam sobie, że zobaczę szare, zrujnowane miasto i ludzi
o smutnych oczach. Trafiliśmy zaś do tętniącej życiem, kolorowej
europejskiej stolicy, pełnej przepięknych meczetów, malowniczych
lokalnych sklepików, butików z luksusowymi markami i knajpek z prze-
pysznym bałkańskim jedzeniem. Przyjemnie było patrzeć na roze-
śmiane, piękne młode Bośniaczki i przystojnych Bośniaków, na
grających w szachy na powietrzu starszych panów, na biegające wokół
Studni Sebilj dzieci. Sarajewo trzeba zobaczyć, trzeba poczuć, spę-
dzić w nim trochę czasu, bo to miejsce, którego nie da się łatwo zapo-
mnieć. CDN
Anna Pilip
Muzeum na wodzie
Mostar
Mostar
R E K L A M A
22 Sąsiedzi 24/2015
M O D A
M ała czarna to nic innego jak niezawodna, niezastąpiona w każ-
dej sytuacji – czarna sukienka. Najczęściej blisko ciała, bez
zbędnych detali, ostatnia deska ratunku w każdej szafie.
Odrobina historii.W okresie powojennym, około roku 1920, zasady etykiety dotyczą-
cej ubioru znacząco się zmieniły. Z garderoby damskiej zniknęły stro-
je i dodatki o szczególnym przeznaczeniu. Mam na myśli chociażby
gorsety. Owszem, wielu projektantów podejmowało próby mające
na celu wskrzeszenie mody sprzed 1914 roku, ale skończyły się one
niepowodzeniem. Kobiety zaczęły cenić sobie ubiory o prostej linii,
bluzki swobodnie spływające z ramion i maskujące figurę. Około
roku 1920 pojawiły się luźne suknie z obniżoną talią aż do linii bio-
der, sięgające nad kostkę. Niespodziewanie jednak w sezonie 1924-
25 suknie te uległy znacznemu skróceniu i odsłaniały całą łydkę.
Była to prawdziwa rewolucja! Madame Chanel wiodła prym wśród
ówczesnych projektantów i dyktowała trendy. Powstanie „małej czar-
nej» miało wszakże jedną głębszą przyczynę. Arystokrata z którym
była w tamtym czasie związana, Boy Capel, zginął w wypadku samo-
chodowym. Sama Coco nie była w stanie nosić żałoby, więc ubra-
ła w czerń cały świat. Wylansowała sukienkę, która zmieniła swój
charakter z codziennej na wizytową, a nawet wieczorową. Chanel
ozdabiała ją projektowaną przez siebie biżuterią z taniego surowca,
zacierając w ten sposób różnice społeczne. Pragnęła bowiem two-
rzyć modę dla wszystkich kobiet, nie tylko dla tych zamożnych. Na
lata 50-e i 60-te XX wieku przypadł największy rozkwit «małej czar-
nej» i nieprzerwanie trwa po dziś dzień.
Butik VerisW dzisiejszym mocno zabieganym świecie przede wszystkim liczy
się wygoda, szczególnie jesienią. Chętnie sięgamy po tkaniny mięk-
kie, miłe w dotyku i zlewające się z naszym ciałem. Współcześni
polscy projektanci potrafią czerpać inspirację z najlepszych i dlate-
go dobrych propozycji nie trzeba szukać daleko. Właścicielki ele-
ganckiego butiku Veris Marta i Ola z Józefosławia postawiły na
jakość, fason i elegancję. W zasięgu ręki mamy możliwość skom-
pletowania naszej garderoby, od małej czarnej poprzez miękki, pełen
nonszalancji kardigan, aż po buty. Można zakupić tu doskonałe ubra-
nia od projektantek takich jak Bunny The Star, dla których odzwier-
ciedleniem miłości do kobiet jest najwyższa jakość tkanin, proste
■ Mała czarna – niezawodna elegancja na jesienne wieczory
formy oraz styl indywidualnej nieformalnej elegancji, oraz Vzoor
tworzący wygodne ubrania łączace miejską klasykę ze sportowym
stylem. Dla tej marki wiek i rozmiar nie gra roli.
Sukienka dobra na każdą okazję Klasyczna sukienka sprawdza się tak naprawdę w każdej sytuacji
i nie ma sobie równych. Kobieta powinna mieć ich kilka. Jednak
bezwzględnie należy pamiętać o swojej sylwetce, zanim zdecydu-
jemy się na jakiś model. „Obecnie mamy zdecydowanie większy
wybór fasonów i krojów” – mówią właścicielki butiku Veris. Każda
klientka może zdecydować, w jakim stylu sukienkę wybierze. Wystar-
czy zastanowić się, jakie atuty swojej sylwetki panie chcą podkre-
ślić. Wyeksponować biust czy pokazać nogi? Pamiętajmy, że jedną
sukienkę można założyć na wiele sposobów. Efektowna biżuteria
od Tatami sprawi, że będzie to materiał na wielkie wyjście. Ta sama
sukienka połączona na przykład z grubym luźnym swetrem pozwo-
li nam osiągnąć styl codzienny. To samo dotyczy butów. Szpilka
zawsze nada eleganckiego klimatu, a modne w tym sezonie koza-
ki z frędzlami dodadzą koniecznego pazura.
Dzisiejsza moda daje nam bardzo szeroki wachlarz możliwości.
Projektanci proponują sukienki w wielu fasonach, krojach i długo-
ściach. Mamy sukienki o prostej linii, gładkie, koronkowe, z dekol-
tem lub bez, w linię A, ołówkowe, rozkloszowane, na jedno ramię,
bez ramiączek, asymetryczne, dopasowane do talii, proste, drapo-
wane. Macie panie w czym wybierać! I nie trzeba długo szukać,
zapraszamy do Butiku Veris w Centrum Marcredo (Piotr i Paweł)
w Józefosławiu.
K.K. AR
TY
KU
Ł S
PO
NSO
RO
WA
NY
Sąsiedzi 24/2015 23
■ Witamina DSzczypta naukiPewnie już wszyscy słyszeli, że trzeba przyjmować witaminę D3
zimą, więc dla przypomnienia i dla tych, co nie słyszeli, garść uży-
tecznych informacji.
Szlak metaboliczny witaminy D jest dość złożony. Najpierw
powstają w organizmie prowitaminy D, które w skórze pod wpły-
wem ultrafioletowych promieni UVB, czyli światła słonecznego, ule-
gają przekształceniu w prewitaminy D. Następnie pod wpływem
ciepła ciała prewitamina D zostaje przekształcona w witaminę D3
czyli cholekacyferol. Dalszy szlak metaboliczny przebiega najpierw
w wątrobie, a następnie w nerkach, gdzie powstaje aktywna postać
witaminy D, kalcytriol. Dopiero w tej postaci witamina D zyskuje
swoją moc, a ma się czym pochwalić.
DziałanieGłówne działanie witaminy D to znana wszystkim regulacja mine-
ralizacji kości. Niedobory u dzieci prowadzą do krzywicy, czyli sła-
bo uwapnionych „miękkich” kości, a u dorosłych niedobór prowadzi
do osteoporozy, czyli odwapnienia kości, które wtedy zaczynają
przypominać dziurawy, szwajcarski ser.
Wiedza medyczna o witaminie D w ostatnich latach bardzo się
poszerzyła. Teraz wiemy, że jej działanie przebiega w wielu tkan-
kach. Poprzez kontrolowanie ponad 200 genów odpowiedni poziom
witaminy D może uchronić przed licznymi chorobami.
Zmniejsza zachorowanie na cukrzycę typu 1, stwardnienie rozsia-
ne, nadciśnienie tętnicze, zmniejsza powstawanie komórek nowotwo-
rowych różnego rodzaju, pomaga regenerować wątrobę i zwiększa
produkcję plemników. Bardzo ważny jest wpływ na odporność orga-
nizmu. Ma działanie przeciwbakteryjne oraz hamujące procesy zapal-
ne. Niedobór witaminy D zwiększa poczucie zmęczenia, braku
witalności i depresji. Jest główną przyczyną wiosennego przesilenia,
bowiem w tym okresie wszystkie jej zapasy są już wyczerpane.
Trudno więc znaleźć kogoś komu witamina D się nie przyda, ale
dawkowanie jest zależne od potrzeb.
StosowanieNajważniejsze, to ocenić wstępnie poziom witaminy D w postaci
witamin D 25-OH , czyli formy po przemianach w wątrobie. Wystar-
czający poziom to 30-100ng/ml, poziom niewystarczający 10-30g,
niedobór poniżej 10ng/ml, niebezpiecznie wysoki poziom powyżej
100ng/ml. W Polsce większość osób ma poziom niewystarczający,
te osoby powinny suplementować witaminę D3 w postaci cholecal-
cyferolu (prewitaminy syntetyzowanej w skórze) w ilości 1000-
2000jm od października do maja, dzieci od 500-1000jm, a osoby
otyłe nawet do 4000jm. W przypadku niedoboru dawkę ustala lekarz
i kontroluje poziom po 2 miesiącach leczenia.
Kilka słów o opalaniu Wystarczy około 15 minut w bikini aby wyprodukować prawie
10000jm witaminy D, ale kremy z filtrem blokują syntezę w 98%.
Lampy w solarium emitują duże ilości promieniowania UVB, znacz-
nie większe niż potrzeba do syntezy witaminy D, dlatego korzyści
z produkcji witaminy D w solarium nie równoważą uszkodzeń skó-
ry i działania rakotwórczego.
W diecie najlepszym źródłem witaminy D są tłuste morskie ryby,
niepodzielnie króluje węgorz oraz łosoś i śledź. Ich zaletą są jesz-
cze kwasy Omega 3 w równie imponującej ilości.
Dlatego jedzmy ryby, buzie do słońca, kropelki do buzi i jakoś to
będzie.
I jeszcze słowo: witamina D rozpuszcza się w tłuszczach, dlate-
go podajemy wprost do ust lub na kawałku chleba.
Katarzyna Bukol Krawczyk
lekarz medycyny rodzinnej, dietetyk kliniczny i sportowy
P O R O Z M A W I A J M Y O Z D R O W I U
FOT. KATARZYNA SIERŻANT
lek. med. Katarzyna Bukol-Krawczyk
WIZYTY DOMOWE dla dzieci i dorosłych
tel. 505 140 250
R E K L A M A
O G R Ó D
komitym lekarstwem przy przeziębieniach. W ogrodzie możemy posa-
dzić dużo ciekawsze, czerwonolistne odmiany tego gatunku: Black
Tower – o pokroju kolumnowym, zajmujący w ogrodzie mniej miejsca
oraz krzaczaste Black Lace i Thandercloud.
Kolejnym ciekawym gatunkiem jest nieszpułka (Mespilus germa-
nica). Jest to prawie u nas nieznana, ciekawa roślina jadalna. Była
uprawiana w Europie od ponad 2 tysięcy lat. Przyjmuje się, że to naj-
starszy, uprawiany od starożytności gatunek wśród roślin owoco-
wych. Jej owoce są jadalne po przemrożeniu, posiadają oryginalny,
kwaskowaty smak. Sama roślina jest dużym krzewem, dorastającym
do 4 metrów wysokości i kwitnącym na biało. Owoce są podobne
do małych jabłek lub gruszek. Mają średnicę 2-4 cm. Są barwy brą-
zowej lub brązowozielonej. Smak nieszpułki przypomina nieco smak
gruszki lub daktyli. Można je spożywać na surowo, robić kompoty,
dżemy lub galaretki. Dodatkowym walorem ozdobnym nieszpułki
jest jej jaskrawo pomarańczowe jesienne przebarwienie.
Syrop z owoców bzu czarnego: Syrop sporządzamy z 1 kg owo-
ców zasypujemy 0,5 kg cukru oraz dodajemy szklankę wody. Całość
gotujemy, aż do uzyskania syropu, nie dopuszczając do zbyt długie-
go wrzenia. Rozlewamy do przygotowanych uprzednio naczyń, prze-
cedzając nasiona i resztki po owocach. Syrop podaje się jako środek
witaminizujący i wzmacniający w dni obarczone ryzykiem przezię-
bienia oraz jako środek lekko napotny przy przeziębieniach – po 2
łyżki na szklankę dwa razy dziennie. Syrop działa też jako środek
moczopędny oraz przeciwzapalny.
Nalewka z owoców bzu czarnego: Wyśmienity leczniczy trunek.
500 g owoców bzu czarnego zalewamy 1 szklanką wódki i odsta-
wiamy na tydzień. Następnie wyciskamy przez płótno. Zażywamy
po kilka łyżeczek na szklankę herbaty, jako środek w chorobach
przeziębieniowych, napotny i wzmacniający.
Joanna Widaj
www.acrocona.pl
K oniec lata i początek jesieni to czas kiedy rośliny wydają swe plo-
ny w postaci różnych owoców i nasion, a te mogą być nie tylko
ozdobne, ale również bardzo użyteczne. To znakomita stołówka dla
ptaków i innych drobnych zwierząt pozwalająca im lepiej przetrwać
zimę. My także możemy korzystać z wartości leczniczych i smako-
wych owoców bardzo wielu roślin.
Najprostszym przykładem jest „dziko” rosnący bez czarny (Sambu-
cus nigra). Wiosną z jego kwiatów możemy zrobić wyjątkowo smaczny
i aromatyczny sok lub nalewkę. Natomiast przetwory z owoców są zna-
■ Stołówka nie tylko ptasia
*Wigilia/wynajem domu na Święta
*Andrzejkowe szaleństwo/Stara Szkoła wróżenia*Warsztaty Stylizacji/z fashionmagenta.com.pl*Kulinarne Mikołajki/Z Autorką bloga Czosnek w Pomidorach
www.trzcin20.plzapraszamy
reklama sąsiedzi 3.indd 1 2015-11-03 09:44:47
FOT. JOANNA WIDAJ
Mikołaj Rej przypominał sobie współczesnym o potrzebie
powszechnego stosowania języka polskiego, a nie łacińskiego.
Łacinę nazwał językiem gęsim, bo miała brzmienie, zdaniem
Reja, podobne do głosu gęsi. W cytowanym zdaniu wyraz gęsi
należy więc rozumieć jako przymiotnik, a nie rzeczownik.
Odpowiedź do artykułu ze str.8
Sąsiedzi 24/2015 25
Na listopad proponuję pastę z bakłaża-
na – przepis kuchni arabskiej. Uwielbiam
bakłażana pod każdą postacią, więc i ta
aksamitna pasta z dodatkiem czosnku
będzie, jak mniemam, bardzo mile
widziana na Waszych stołach. Tym
doskonalsza, gdy podamy ją schłodzo-
ną. Mutabal znakomicie komponuje się
z chlebkami manakeesh z zaatarem.
Czas przygotowania 60 min.
SKŁADNIKI
∞ 700g bakłażanów
∞ sok z jednej cytryny
∞ 2 łyżki oliwy
∞ 3 ząbki czosnku
∞ ½ łyżka kminu rzymskiego
∞ 1 dojrzały pomidor
∞ posiekana natka pietruszki
∞ sól morska, pieprz
L O K A L N E S M A K I
■ Jesienny ananasowo-jabłkowy placek z amarantusem
Zapachy i kolory, jakie kojarzą mi się z jesie-
nią, są korowe, ziemiste, wilgotne, korzenne.
I takie jest też to ciasto. Łączy słodycz z wil-
gotną kwaskowością, a korzenną goryczkę
z rozgrzewającym smakiem cynamonu.
SKŁADNIKI:
∞ 4 jajka
∞ 1 szklanka cukru
∞ ½ szklanki stewii
∞ 1 cukier wanilinowy
∞ 2 łyżeczki mieszanki przypraw korzennych
∞ 2 szklanki mąki
∞ ¼ szklanki amarantusa
∞ 2 łyżeczki proszku do pieczenia
∞ 1 i ½ łyżeczki sody
∞ ½ szklanki oleju
∞ 6 plasterków ananasa
∞ 6–8 jabłek (miękkich)
WYKONANIE
Bakłażany kroimy na pół, odkrawamy ogo-
nek, nakłuwamy widelcem, smarujemy deli-
katnie oliwą i układamy skórką do góry na
blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy przez ok. 30 minut w piekarniku
nagrzanym do 180 stopni. Przed wyjęciem
ich z piekarnika można sprawdzić czubkiem
noża czy są już miękkie.
Potem odstawiamy je do przestygnięcia,
zdejmujemy z nich skórkę i kroimy na
mniejsze części. Wkładamy do blendera,
dodajemy oliwę, czosnek, sok z cytryny,
kumin, pieprz i sól. Wszystko dokładnie
blendujemy. Pomidora parzymy i zdejmu-
jemy z niego skórkę, kroimy w drobna kost-
kę. Pastę wykładamy na płaski talerz,
dekorujemy pokrojonym pomidorem i po-
siekaną natką. Możemy włożyć na 60 min
do lodówki.
Agata Witowska
kulinarneprzygodygatity.pl
■ Pasta z bakłażana Mutabal
FOTO: KULINARNEPRZYGODYGATITY.PL
FOTO: MARCI MOŚCICKI
WYKONANIE:
Jajka, cukier, stewię i cukier wanilinowy
ubij mikserem, dodaj przesianą mąkę, pro-
szek do pieczenia, sodę oraz, cały czas
mieszając, cienkim strumieniem olej. Wsyp
amarantus i na końcu przyprawę korzen-
ną. Wymieszaj. Wcześniej umyte i pokro-
jone w kostkę (nie za małą) jabłka oraz
pokrojone w kostkę plastry ananasa dodaj
do ciasta i połącz łyżką, tak aby ciasto
dokładnie oblepiło owoce. Tak przygoto-
waną masę przełóż na blachę o wymia-
rach 25x30 cm wysmarowaną tłuszczem
i obsypaną bułką tartą. Piecz ok. 1 godz.
i 10 min w temp. 180 st. C. Po upieczeniu
i schłodzeniu posyp cukrem pudrem.
Ewa Mościcka
www.miodmalina.pl
26 Sąsiedzi 24/2015
PINOKIO
22 listopada, godz. 18.00 KDK Hugonówka
Klasyczna bajka, przedstawiająca historię drewnianego chłopca,
opowiedziana w formie musicalu. Na scenie zobaczymy dzieci
i młodzież z grupy musicalowej „Tugeder”, działającej przy Kon-
stancińskim Domu Kultury. Przygodom Pinokia towarzyszyć będą
piosenki skomponowane przez Miszę Hairulina.
Reżyseria: Radosław Dunaszewski
Adaptacja oraz teksty piosenek: Grzegorz Ryczywolski
Muzyka: Misza Hairulin
Scenografia: Ewa Panasiuk
Choreografia: Ewa Kliszewska
Wstęp wolny
I N F O R M A C J E K U L T U R A L N E
KOLACJA NA CZTERY RĘCE28 listopada, godz. 19.00 – KDK Hugonówka
Znakomita sztuka teatralna autorstwa niemieckiego pisarza, publi-
cysty, historyka kultury i muzykologa, Paula Barza przedstawia zda-
rzenie fikcyjne – spotkanie dwóch najwybitniejszych kompo-
zytorów baroku: Jana Sebastiana Bacha i Jerzego Fryderyka Hän-
dla. W rzeczywistości muzycy nigdy się nie spotkali. Konfrontacja
dwóch genialnych twórców ukazuje, jak bardzo różnią się ich nie-
zwykłe osobowości. W zachowaniu Händla dominuje porywczość
i gwiazdorska pewność siebie najlepiej opłacanego artysty świata.
Przybyły na spotkanie Bach, skromny kantor lipskiego kościoła, jest
wręcz sparaliżowany obecnością sławnego kolegi. Kolacja, rozpo-
częta kurtuazyjną wymianą grzeczności, stopniowo przeradza się
w dyskusję nad znaczeniem sztuki i pozycją artysty. Coraz ostrzej-
sza wymiana zdań stopniowo ujawnia tajemnice, skrywane przez
obu mężczyzn. Pojedynki na słowa i… utwory muzyczne podgrze-
wają atmosferę spotkania. Konwencja przedstawienia przenosi
akcję sztuki w czasy współczesne. Zestawienie realiów świata baro-
ku z dzisiejszą rzeczywistością staje się z jednej strony dodatko-
wym źródłem humoru, z drugiej zaś – sprzyja eksponowaniu
ponadczasowych treści ukrytych w dziele Barza.
W spektaklu rozbrzmiewa muzyka Jana Sebastiana Bacha
i Jerzego Fryderyka Händla. Wszystkie dzieła muzyczne wykony-
wane są na żywo, a to za sprawą powierzenia roli kamerdynera
Schmidta pianiście.
Występują:
Przemysław Stippa – Jerzy Fryderyk Händel
Leszek Zduń – Jan Sebastian Bach
Rafał Odrobina – Jan Krzysztof Schmidt (fortepian)
Bilety w cenie 40 zł do nabycia w kasie KDK oraz na KupBilecik.pl
„GIGANCI POLSKIEJ SCENY” – KONCERT
21.listopada, godz. 18.00 – Dom Kultury w Piasecznie,
ul. Kościuszki 49
Bohdan Łazuka i Andrzej Rosiewicz to wszechstronni artyści,
przez całe lata nadający ton polskiej kulturze. Program GIGAN-
CI SCENY z ich specjalnym udziałem jest niewątpliwą okazją
do pięknych wzruszeń i estetycznych przeżyć. Nie brak ich
wielkich przebojów, takich jak: „Bal na Gnojnej”, „Bo to się zwy-
kle tak zaczyna”, „Miłość złe humory ma” i wiele innych.
Bilety w przedsprzedaży dostępne od 2 listopada w cenie
40 PLN w kasach Centrum Kultury w Piasecznie.
KLUB KULTURY W JÓZEFOSŁAWIU
19 listopada, godz. 20.00 – koncert: muzyka hiszpańska
w wykonaniu Paweł Kwaśny – gitara, Bartosz Kołsut – akor-
deon. W programie utwory: Astor Piazzola, Izaac Albeniz,
Francisco Tarreega. Wstęp wolny
TRIO MOULANA
24 listopada godz. 20.00
Dom Kultury w Piasecznie, ul. Kościuszki 49
Koncert – muzyka perska (pieśni i recytacje) w wykonaniu
Saba Krasoczko – wokal, Mieczysław Litwiński – kompozy-
tor, multiinstrumentalista i śpiewak, Jacek Wudarczyk
– malarz, rzeźbiarz, teoretyk sztuki.
15 PLN bilety w kasach Centrum Kultury w Piasecznie
G R U PA D E W E L O P E R S K A
www.makdom.pl tel.: (22) 322 70 03warszawa@makdom.pl
Gotowe mieszkania przy Lesie KabackimOutlet wyprzedaży
Wszystkie mieszkania po 4950 zł/m2
Kuropatwy V
Mieszkania z dofinansowaniem
w MDM od 4740 zł/m2
Kuropatwy VI
Nowa inwestycja przy Lesie Kabackim
Promocyjna przedsprzedaż
mieszkań!
Kuropatwy VII
top related