wycieczki z africangamesafari do afryki południowej
Post on 30-Mar-2016
213 Views
Preview:
DESCRIPTION
TRANSCRIPT
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
1
Piesza wycieczka na Górę Stołową
Relacja z pięciodniowej pieszej wycieczki na
samym końcu Afryki. Wspaniałe widoki i tysiące
gatunków unikalnej roślinności pozostaną na
zawsze w naszej pamięci.
Góra Stołowa, jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych
świata, zapewnia miastu Kapsztad wspaniałe położenie. Nazwana
była jako "Stary, Siwy Ojciec Kapsztadu", bo prawdopodobnie bez
Góry Stołowej, miasto nigdy nie powstało by właśnie w tym
miejscu. Góra Stołowa jest 6 razy starsza niż Himalaje, powstała pod
powierzchnią morza około 600 milionów lat temu. Pod wpływem
ruchów tektonicznych podniosło się dno morza, co tłumaczy
pochodzenie tego ogromnego bloku piaskowca. Widziana przez
marynarzy z odległości 200 km, ułatwiała nawigację do "Tawerny
Mórz", oferującej schronienie, pitną wodę i świeże produkty z
zawsze zielonych ogrodów i plantacji. Pierwszy marynarz który
zobaczył Górę Stołową z pokładu holenderskiego statku dostał w
nagrodę dzbanek wina i 10 guldenów żeby kupić więcej wina. Nie
do uwierzenia, ale na szczyt Góry Stołowej wiedzie prawie 500
szlaków, od bardzo łatwych a skończywszy na niebezpiecznych
wspinaczkach. Wielu turystów poniosło śmierć, nawet jeśli wybrali
łatwiejszą trasę. Dlatego wskazane jest wychodzenie w grupie, jako
że góra lubi płatać figla i poruszanie się utartymi ścieżkami, wielu
turystów spadło w dół w czasie szukania skrótów. Bardzo ważne jest
żeby mieć ze sobą wodę i ciepłą odzież. Kiedy tylko chmura nakryje
wyższe partie góry, temperatura zaczyna szybko spadać, nawet
latem. Wtedy powinieneś niezwłocznie zawrócić. W pełni
naładowany telefon komórkowy też jest wskazany. Dlatego już na
początku XX wieku planowano budowę kolejki linowej, z powodu
wojen i problemów ekonomicznych budowę ukończono dopiero w
roku 1929. W sierpniu 2011 ogłoszono pobicie rekordu, na szczyt
Góry Stołowej wyjechał kolejką linową 21 milionowy turysta.
Stoki Góry Stołowej porasta roślinność zwana tutaj fynbos licząca aż
1500 gatunków (więcej niż wszystkich gatunków roślin na Wyspach
Brytyjskich), w tym 50 endemicznych lub zagrożonych
wyginięciem. Czyli, warto jest dobrze się rozglądać, to co znajduje
się pod twoimi stopami jest mało znane bardziej interesujące jak
skaliste krajobrazy. Wiele gatunków fynbosu sprowadzili do Europy
XVIII wieczni kolekcjonerzy i podróżnicy, jako kwiaty doniczkowe
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
2
Jednym z najbardziej znanych jest pelargonia, po raz pierwszy
przywieziona do Europy w 1690 roku, obecnie znana przez
wszystkich roślina doniczkowa. Wycieczka do RPA będzie naszym
zdaniem udana jeśli poznamy bogactwo tutejszej przyrody, dlatego
postanowiliśmy zwiedzić całą Peninsulę na piechotę. Wybraliśmy
szlak pieszy Hoerikwaggo Trail biegnący z Przylądka Dobrej
Nadziei na sam szczyt Góry Stołowej.
Trasa tego 75 kilometrowego szlaku pieszego przecina góry, lasy,
plaże. Trasa podzielona jest na pięć etapów i jest strasznie męcząca,
z wyjątkiem dnia drugiego na trasie z Redhill do Slangkop,
uważanego za łatwy. Musieliśmy iść z plecakami po górzystym
terenie ale na szczęście wieczorem mogliśmy wykąpać się w ciepłej
wodzie i spaliśmy w wygodnych łóżkach. Przewodnicy nasi mieli
duże doświadczenie, przekazali nam wiele unikalnych informacji,
jakich nie znajdziecie w książkach. Pieszy szlak Hoerikwaggo jest
jedynym sposobem na zwiedzenie sekcji Orange Kloof. Rosnący
tam niewielki las to tylko pozostałość po masywnych drzewach
porastających kiedyś te tereny. Osadnicy europejscy wycieli
większość tych
potężnych drzew w początkach XVIII wieku. Nic dziwnego że
zarząd parku tak zawzięcie pilnuje tego miejsca, wydając
pozwolenia na zwiedzanie tylko dla 12 osób dziennie. Żeby
zachować miłą atmosferę, Orange Kloof Tented Camp ma kuchnię i
jadalnię zrobioną na wzór tree house. Stojąca na drewnianych palach
jadalnia zapewnia wspaniały widok na góry i jest ciepła i przytulna
zimą. Przy dobrej pogodzie rozsuwana jest jedna że ścian dla
lepszego widoku. Najlepszą tutaj trasą trekkingową jest Disa Gorge,
nazwa pochodzi od czerwonych disa (symbol Góry Stołowej) kiedyś
rosnących po tej stronie góry. Niegdyś były one bardzo tanie i
powszechne, obecnie musisz mieć wiele szczęścia żeby zobaczyć te
piękne kwiaty. Miejsca gdzie kwitnie red disa trzymane są w
tajemnicy. Trasa Hoerikwaggo Trail biegnie wzdłuż Disa Gorge do
samego stołu, na dół możesz powrócić kolejką albo zejść po
Platteklip Gorge.
Co 10 do 15 lat samoistnie powstają tutaj pożary (bez podpalaczy).
Na czarnym popiele wyrastają wtedy kwiaty flame-red fire lily
(Cyrtanthus ventricosus). Przypomina mi to krokusa wyrastającego
w białym śniegu, flame-red fire lily wyrasta z czarnego popiołu.
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
3
Plemię Himba, ludzie z odległej epoki
Relacja z wycieczki do zakątków Namibii z
minionych epok i spotkanie z autentycznymi
plemionami Himba. Z przewodnikiem znającym
lokalne zwyczaje udaliśmy się do wioski ludu
Himba.
Po odwiedzeniu wodospadów Epupa, przy granicy z Angolą
pojechaliśmy na południe, widokową trasą C43 do Okangwati.
Odkryliśmy że lepiej jest jechać szybciej tą gruntową trasą, wtedy
nierówności drogi stawały się mniej uciążliwe. Należało jednak
zachować ostrożność, często najeżdżaliśmy na uskok w korytach
wyschłych rzek, gdzie łatwo było stracić panowanie nad kierownicą.
W Okangwati zrobiliśmy zakupy w niewielkim sklepie
spożywczym. Przy drodze kobiety sprzedają chleb i bułki. Nie ma
tutaj stacji benzynowej ale można zapytać lokalesów i kupić paliwo
od drobnego handlarza w cenie wyższej o dwa dolary niż
obowiązująca cena. Tutaj przestały pracować nasze telefony
komórkowe, następne miejsce, z którego można było zadzwonić
było Sesfontein. Z Okangwati dojechaliśmy do gorących źródeł
Otjijandjasemo. Mężczyźni Himba często kąpią się w miejscu gdzie
wrząca woda wypływa spod ziemi. Gorący strumień płynie do
jeziorka, gdzie poi się krowy. Wzdłuż strumyka rosną znane w
Polsce kaktusy hoodia, używane do produkcji leków
zmniejszających apetyt. Od tego miejsca nasza wycieczka po
Namibii staje się bardziej uciążliwa. Wznosimy tuman kurzu
delikatnego jak mąka, który pokrywa gruba warstwa nasze twarze,
wciska się w oczy, w usta. Po pięciodniowej jeździe nasze nosy
zaczynają krwawić, pomimo używania kremu przeciwsłonecznego
spalona skóra piecze. Znajdujemy się w budzącym zachwyt
surowym pięknem regionie Kaokoveld, w północno-zachodniej
części Namibii, w niezmienionym zakątku Afryki. Absolutny dziki
busz drzew mopane, głęboka cisza i magiczny nastrój ziemi
bezlitośnie spieczonej prażącymi promieniami słońca, sprawiają
wrażenie kompletnej izolacji od reszty świata. Na noc
zatrzymaliśmy się na kempingu w Kamanjab prowadzonym przez
lokalną ludność jako projekt pomocy. Następnego ranka pojawił się
na kempingu przewodnik wywodzący się z ludu Himba.
Opowiedział nam najpierw historię swojego życia. Okazało się że
tylko około 14 tysięcy Himbów wychowanych jest zgodnie z
tradycjami jako żywe skanseny. Trafią oni do grupy skazanych na
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
4
monotonną egzystencję w prymitywnym świecie pasterzy tylko w
celu zachowania tradycji i promowania turystyki. Pozostali muszą
chodzić do szkół i prowadzą bardziej cywilizowane życie.
Nauczyliśmy się też kilku podstawowych zwrotów, i tak w języku
Himba "dzień dobry" to „morro”, "jak się masz?" – „peribi”, na co
odpowiada się "nałła" (takie „ok, dobrze się mam”). Całość
powitania to typowy afrykański trzykrotny uścisk dłoni, podczas
którego wymawia się formułkę: „morro-peribi-nałła”.
Tutejsze dzieci nie są dobrze wychowane, przyzwyczajone do
turystów, proszą o słodycze. Jednak nie mogliśmy łamać przepisów i
nasze dary pozostawiliśmy w chacie królowej. To koczownicze
plemię, liczące dzisiaj nie więcej niż 30 tysięcy osób, stanowi jedną
z głównych atrakcji Namibii, bo nie wiele jest w Afryce tak
fascynujących grup etnicznych. Stało się już zwyczajem, że turyści
przywożą drobne prezenty, dlatego żeby być dobrze przyjętym
zakupiliśmy kaszę kukurydzianą, cukier i papierosy. Duże wrażenie
zrobiły na nas kobiety, leżące w cieniu akacji za domostwami.
Chętnie pozowały z nami do zdjęć i potem chciały zobaczyć się na
ekranie aparatu fotograficznego. Ich całe ciała, łącznie z włosami
pokryte są grubą warstwą rudej ochry zmieszanej z tłuszczem. Nigdy
nie zmywają swojej dekoracji, nigdy się nie kąpią. Jedna z kobiet
pokazała nam, jak się Himby myją. Wody nie używają, tylko
okadzają się nad dymem z ogniska, do którego dorzucają pachnące
zioła. Również zamiast prania wolą „odświeżać” ubrania przy
pomocy dymu. Ciekawe, że mimo takich metod wcale tak bardzo nie
śmierdzą. Włosy splątane w grube warkocze pokryte ochrą. Ciała
piękne, prawie posągowe, ledwie przysłonięte w pasie kilkoma
kawałkami zwierzęcej skóry. Liczne ozdoby w postaci rzemieni,
bransolet, naszyjników, spinek, koralików i misternie nabijanych
żelaznych ćwieków. Wszystko to wykonane własnoręcznie ze skór,
muszli, kości zwierzęcych, nasion i owoców. Twarze dumne o
silnych rysach, wydaje się niewiarygodne, to jest realne życie,
czujemy się jakby czas cofnął się 2000 lat. Kobiety, za
pośrednictwem przewodnika pytają się skąd przyjechaliśmy, ile
mamy dzieci? Przed odjazdem zatrzymaliśmy się przy straganie z
pamiątkami zrobionymi przez kobiety Himba. Najbardziej znane są
chyba ręcznie wykonane lalki.
Plemię pomimo długotrwałego wpływu turystycznego biznesu, nie
zatraciło swojej godności i przywiązania do tradycyjnego stylu życia
i tradycyjnych wartości chyba tylko dzięki staraniom rządu.
Z wioski Himba pojechaliśmy na safari w Parku Narodowym
Etosha.
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
5
Relacja z safari w Parku Krugera
Park Krugera w Republice Południowej Afryki ma sławę
najlepszego rezerwatu w Afryce. Safari w Krugerze było bez
wątpienia przygodą naszego życia. Zobaczyliśmy wiele dzikich
zwierząt w ich naturalnym środowisku.
Park Krugera jest najbardziej znanym rezerwatem w Afryce, dlatego
przy planowaniu wycieczki był na pierwszy na liście atrakcji do
zwiedzenia. Z lotniska w Johannesburgu odebrał nas lokalny
przewodnik i z nim pojechaliśmy prosto do Krugera. Pierwszym
zaskoczeniem było to, że szosy w RPA są dobre, nie ma w nich
dziur tak jak w Polsce. Po drodze minęliśmy kilka wiosek
murzyńskich, nie kojarzących się jednak z naszymi oczekiwaniami.
Były to walące się chaty zbudowane z ocynkowanej blachy. Po
pięciu godzinach jazdy wjechaliśmy do Parku Krugera bramą
Crocodile Bridge Gate w południowo wschodniej części rezerwatu.
Zaraz po minięciu bramy spotkaliśmy samotnego słonia, żerującego
na pożółkłych krzewach. Pierwszy dzień w parku był dla nas pełen
niespodzianek. Zachwyceni byliśmy całym otoczeniem. Na widok
zwierząt krzyczeliśmy i cieszyliśmy się jak dzieci. Udało nam się
nawet podjechać do lwów jedzących kudu. Nieodłącznymi
towarzyszami tej uczty były hieny i sępy. Typowy scenariusz jaki
znamy z filmów przyrodniczych o Afryce.
Na noc zatrzymaliśmy się na kempingu Crocodile Bridge – w
niewielkim obozie położonym na samym brzegu parku - jak nazwa
wskazuje - nad rzeką Crocodile. Po drugiej stronie rzeki widoczne są
pola uprawne. Na kempingu jest mały sklep gdzie można kupić coś
do picia albo lód na safari. W drugiej części sklepu można zakupić
hamburgery albo kanapki. Nasz przewodnik był dobrze
przygotowany do tego wieczoru. Szybko rozpalił ogień na
tradycyjnego afrykańskiego grilla zwanego w Afryce Południowej
"Braai". Na ruszta wrzucił lokalne kiełbaski zwane "Boerewors" i
kawałki baraniny. Kiełbaski smakowały znakomicie, chociaż miały
całkowicie inny smak niż te znane nam z Polski. Zamiast czosnku i
pieprzu dodawane były jakieś ziołowe przyprawy o bardzo
charakterystycznym zapachu. Spotykany jest też "Boerewors" z
dodatkiem chili albo sera.
Przy piwie Castle Lager przewodnik opowiadał nam
nieprawdopodobne historie z Parku Krugera. Najlepiej pamiętam
opowieści o słoniach. Przykładowo, kiedy w Parku Krugera
nadchodzi susza i zaczyna brakować soczystych liści i trawy, słonie
zaczynają spoglądać na drugą stronę ogrodzenia, z plantacjami
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
6
kukurydzy i trzciny cukrowej. Jedyną przeszkodą na drodze do
smakowitego jedzenia jest wysoki płot pod napięciem.
Nie zajęło słoniom długo żeby odkryć że kość słoniowa nie jest
dobrym przewodnikiem prądu. Dlatego dwa, albo trzy samce
podnoszą płot swoimi kłami i ciągną do tyłu aż druty zostaną
przerwane.
Wtedy mogą spokojnie wyjść na plantację trzciny i jeść do syta.
Najgorsze jest to że czynią przy tym bardzo dużo zniszczeń. Na
dzień wracają spokojnie do parku i dziwią się, dlaczego ludzie są
tacy nerwowi? Po co tyle zamieszania o jakąś tam słodką trzcinę.
Następnego dnia obudziliśmy się dopiero po godzinie 8.00. Słońce
grzało już dosyć mocno i upał stawał się nie do zniesienia.
Wyjechaliśmy na poranne, ale bardzo spóźnione safari. O tej porze
zwierzęta kończą już śniadanie i zaczynają rozglądać się za cienistą
kryjówką. Klimatyzacja nie pomagała bo cały czas mieliśmy otwarte
okna i nie jechaliśmy szybo. Zmęczeni podróżą prawie wjechaliśmy
na słonia, który nagle wyszedł na drogę. Słonie – szczególnie
samotne samce mogą być niebezpieczne i złośliwe, przykładowo ten
zamiast przejść przez drogę nagle skierował się na samochód.
Musieliśmy szybko wycofać. Całe szczęście, że skręcił z powrotem
do buszu. Cała sytuacja uświadomiła nam żeby zachowywać więcej
ostrożności.
Dalsze safari umilały nam żyrafy, zebry, które nie zwracały na nas
uwagi. Kemping Crocodile Bridge słynie z dużej różnorodności
roślinności przyciągającej wiele zwierząt. Spotykane są tutaj
bawoły, nosorożce, gepardy i nawet trudne do spotkania likaony.
Jechaliśmy drogą S28 (Nhlowa Road) uważaną za najlepszą trasę do
obserwacji zwierząt w całym Krugerze w poszukiwaniu wielkich
kotów. Występuje tutaj wiele antylop stanowiących pożywienie dla
drapieżników. W miarę jazdy w kierunku północnym, roślinność
stawała się niższa czyniąc otoczenie bardziej pasujące gepardom. Te
najszybsze zwierzęta świata lubią polować na otwartych
przestrzeniach, nie znoszą kolczastego buszu. Po przejechaniu około
12 km minęliśmy Mac Waterhole (oczko wodne). Po następnych 10
km zobaczyliśmy Nhlanganzwani Dam. Dwa kilometry dalej
zatrzymaliśmy się przy kryjówce Ntandanyathi Hide ze widokiem na
oczko wodne otoczone drzewami. Długo siedzieliśmy tam i
obserwowaliśmy hipopotamy i podchodzące do wody zwierzęta. Z
tego miejsca pojechaliśmy drogą S137 do Duke Waterhole gdzie
udało nam się zobaczyć hieny. Po następnych 8 km dojechaliśmy do
skrzyżowania z drogą S130, skręciliśmy w lewo i jechaliśmy około
10 km. W gęstym buszu zobaczyliśmy białe nosorożce. Zdobyczą
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
7
dnia było zobaczenie lamparta. Przed południem wróciliśmy na
kemping, około godziny 15.00 ponowny wyjazd na bezkrwawe
polowanie w Parku Krugera.
Wycieczka do Parku Lwów w Johannesburgu
Przy okazji pobytu w Johannesburgu w RPA
polecam odwiedzenie Parku Lwów. Można tam
zobaczyć bardzo rzadko występujęce na wolności
białe lwy. Istnienie białych lwów było legendą do
1975 roku.
Tradycyjna legenda afrykańska powtarzana z pokolenia na pokolenie
mówi biały lew jest dzieckiem Boga Słońca i został zesłany na
Ziemię w gwieździe dla ochrony całej rasy ludzkiej. Nasuwa się
pytanie, jeśli był wysłany żeby bronić ludzi, dlaczego ludzie je
zabijają? Legenda przez długi czas była tylko legendą, nikt nie
widział białego lwa do 1975 roku, kiedy to strażnik parku Timbavati
natknął się na trzy białe lwiątka. Znalezisko to miało miało tym
większe znaczenie że lwiątka znaleziono w Timbavati co w języku
Shangaan znaczy „miejsce gdzie gwiezdne lwy przybyły na Ziemię”.
W czasie mojego dwudniowego pobytu w Johannesburgu, pierwszą
atrakcją jaką pragnąłem zwiedzić był Park Lwów słynący z pokaźnej
grupy białych lwów. Tym bardziej że jeśli miejsce to odwiedzili i
byli zadowoleni Chris Daughtry, Shakira, Timbaland, Paul Walker i
Natalie Portman, mnie też powinno się spodobać. To nie ważne że
Born Free i Światowe Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt (WSPA)
odradzają odwiedzania Lion Parku. Są zdania, że przyzwyczajanie
lwów do ludzi może skrócić ich życie i prowadzi do konfliktu
pomiędzy lwem i człowiekiem. Właściciele Parku Lwów tłumaczą,
że pieniądze, które płaci się za bilety wstępu idą na ochronę
naturalnego środowiska, jednak negatywny wpływ na rehabilitację
lwów znacznie przewyższa szkody. Łatwiej powiedzieć niż zrobić,
Johannesburg to bardzo duże miasto, transport publiczny praktycznie
tutaj nie funkcjonuje. Nie zdecydowałem się na wypożyczenie
samochodu że względu na lewostronny ruch i wysokie ceny w
wypożyczalniach samochodów. Na szczęście w internecie znalazłem
lokalne biuro podróży prowadzone przez Polaka. Oni odebrali mnie
z lotniska, zawieźli do hotelu, po kąpieli i krótkim odpoczynku
byliśmy gotowi na zwiedzanie Lion Park. Jeśli wolisz pojechać tam
wypożyczonym samochodem, podaję współrzędne GPS S25.59.663
E027, 55.847
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
8
Informatory turystyczne mówią że Park Lwów założony został
listopadzie 1966 roku przez cyrk Chipperfields. Od samego początku
inwestycja okazała się to ogromnym sukcesem, głównie dzięki
położeniu w centrum prowincji Gauteng, w pobliżu Johannesburga i
Pretorii. Wszystkie lwy czują się tam jak u siebie w domu, panuje
tutaj przecież klimat w jakim żyją na wolności. Dlatego Park Lwów
nie możemy uważać za zoo, rezerwatem też chyba nie jest.
Podzielony na dwie części, pierwsza to roślinożercy z zebrami,
żyrafami i większość gatunków antylop niegdyś żyjących na tych
terenach. Druga część to kilka ogrodzonych wysokim płotem
stanowisk z lwami, likaonami i gepardami. W centralnej części,
zaraz obok miejsca gdzie robione są zdjęcia z młodymi lwami
można zobaczyć sympatyczne surykatki.
Nasze safari po Lion Park rozpoczęło się zwiedzaniem największej
części z żyjącymi ta antylopami, żyrafami i strusiami. Nie
chcieliśmy marnować tutaj czasu, przyjechaliśmy tutaj żeby
podziwiać białe lwy. Pomimo że lwy były wychowane przez ludzi,
robiono z nimi zdjęcia, karmiono z ręki, cały czas mają wrodzony
instynkt drapieżnika. Problemem jest że nie rozumieją strategii
polowania, na wolności zginęły by z głodu. Mogą być niebezpieczne
dla zwiedzających, dlatego niedozwolone jest otwieranie okien w
samochodach dla lepszych zdjęć. Przewodnik powiedział nam że
biały lew to nie albinos. Posiadają one gen recesywny, czyli ukryty
element informacji genetycznej lub genotypu. Biały kolor lwów
przeniesiony będzie do pokolenia następnego i w tym następnym
pokoleniu ujawni się, gdy jego partnerem będzie identyczny gen
recesywny. Recesywny gen nie ujawni się gdy jego partnerem
będzie gen dominujący. Nie do uwierzenia że znany czarownik
Zuluski Credo Mutwa nie tylko przewidział w latach 60 tych że
mityczne białe lwy pojawią się na Ziemi, ale wskazał też miejsce
gdzie to nastąpi. Kiedy w 1975 roku strażnik parku natknął się na
lwiątka, było to w odległości tylko 47m od przewidzianego miejsca.
W Hollywood krążą pogłoski o kręcenia filmu o Lindzie Tucker,
słynnej działaczce na rzecz ochrony białych lwów. W czasie jej
pobytu w Parku Narodowym Krugera wydarzyło się coś trudnego do
wytłumaczenia. Podczas nocnego safari, samochody zostały
okrążone przez stado rozwścieczonych lwów. Uczestnicy safari byli
pewni że będą zabici, nagle w buszu pojawiła się stara kobieta
niosąca na plecach dziecko. Podeszła powoli i weszła na jeden z
samochodów. Jej obecność uspokoiła lwy. Linda Tucker
dowiedziała się później że była to Maria Khosa, znana lokalna
szamanka uważana za obrońcę lwów.
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
9
Zanim ukaże się wspomniany film, polecam obejrzenie filmu White
Lion nakręconego w Republice Południowej Afryki. Brały w nim
udział właśnie lwy z Lion Parku.
Jednodniowe wycieczki z Durbanu
Durban nazywany często miastem riksz i rekinów
od dawna jest najpopularniejszym ośrodkiem
wypoczynkowym w Republice Południowej Afryki.
Różnorodność kulturowa i religijna sprawia że
miasto jest uważane jest za jedno z
najciekawszych w tym zakątku świata.
Jest wiele do zobaczenia i zrobienia w Durbanie, jest to przecież
najpopularniejszy ośrodek turystyczny w RPA dzięki plażom i
tropikalnemu klimatowi. Możesz odwiedzić Amphiteatre Garden
czyli kompleks basenów, ogrodów, trawników i fontann, Victoria
Embankment słynący z kilku ciekawych zabytków, jak Da Gama
Clock, zegar ufundowany przez rząd Portugalii dla uczczenia 400
rocznicy lądowania Vasco da Gamy. Nieco bardziej na zachód
znajduje się pomnik Dicka Kinga, który w 1842 roku pokonał konno
w 10 dni 1000 km, aby sprowadzić posiłki dla oblężonego przez
Burów Durbanu. Marine Parade – hałaśliwy i zatłoczony ciąg
basenów, fontann, salonów gier, budek małej gastronomii,
luksusowych hoteli i apartamentów. W tym właśnie miejscu jest
najwięcej atrakcji turystycznych miasta. Zwiedzimy tutaj Golden
Mile, czyli plażę długości 6 km leżącą pomiędzy ujściem rzeki
Umgeni i głównym portem. Jest to doskonałe miejsce do kąpieli w
oceanie, opalania, surfowania i innych form czynnego odpoczynku.
Chcesz zobaczyć więcej? Odwiedź mały ale bogaty kulturowo kraj
Lesotho. Wyjedziesz wcześnie rano z tętniącego życiem Durbanu.
Początkowy odcinek autostrady N2 jest niezbyt ciekawy,
szczególnie kiedy przejeżdża się przez wielkie i raczej
przygnębiające Pinetown. Kiedy jednak w tyle zostaną już jego
satelickie miasta Hillcrest i New Germany, krajobraz zdecydowanie
się poprawia. Wkrótce pojawia się Pietermaritzburg, założony przez
angielskich osadników, o czym przypominają na przedmieściach
parkany z białych sztachet, precyzyjnie przystrzyżone trawniki,
alejki wyłożone czerwoną cegłą i starannie przycięte krzewy azalii.
Miasto pretenduje do miana jednego z najlepiej zachowanych
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
10
wiktoriańskich osiedli na świecie. O zasadności tych roszczeń
można się przekonać podczas spaceru po starówce, który najlepiej
jest rozpocząć od bogato zdobionego ratusza (największa budowla z
czerwonej cegły na półkuli południowej). Przed nami daleka droga,
nie możemy zatrzymać się choćby na chwilę w Pietermaritzburgu.
Odwiedzimy tylko Queen Elizabeth Park. To świetne miejsce na
spacer po ogrodach zamieszkiwanych przez zebry, impale, buszboki
i wiele odmian mniejszych ssaków. Przy okazji odwiedzimy
Douglas Mitchell Centre, aby obejrzeć kolekcję zagrożonych
wyginięciem sagowców. Wkrótce jesteśmy w Górach Smoczych i
przesiadamy się do samochodów 4X4. Jedziemy przez granicę RPA
(więc nie zapomnij paszportu i wizy!) malowniczym Sani Pass do
granicy w Lesotho. Odcinek pomiędzy przejściami granicznymi
RPA i Lesotho ma długość 9 km, wspina się ostro na wysokość 2873
m. n. p. m. Lesotho to maleńkie górskie królestwo wyglądające jak
sen poszukiwacza przygód. Poszarpane grzbiety, głębokie doliny,
huczące rzeki, wodospady, wioski zbudowane z mułu i trawy z
których pasterze strzegą swych stad. Odwiedzimy tutaj wioskę Sotho
i spotkamy się z mieszkańcami Po tym szczególnym spotkaniu czas
na lunch w Sani Top Chalet i rozpoczynamy podróż powrotną przez
wzgórza KwaZulu-Natal, zatrzymujemy się przy wspaniałym 110-
metrowym Howick Waterfall.
Również w ciągu dnia możesz z Durbanu odwiedzić rezerwat
Hluhluwe-Imfolozi na północnym wybrzeżu prowincji KwaZulu-
Natal. Hluhluwe założony w 1897 roku, jako drugi po Phongolo
rezerwat w Afryce i Imfolozi dawniej były oddzielnymi parkami.
Podjęto jednak decyzję o ich połączeniu korytarzem przebiegającym
przez państwowe tereny. Obecnie całkowity obszar rezerwatu
wynosi ponad 1000 km kwadratowych. Hluhluwe-Imfolozi zasłynął
sukcesami w ratowaniu nosorożca białego. Kiedy na początku lat 30.
XX wieku okazało się że populacja nosorożców zmalała do zaledwie
150 sztuk, rozpoczęto wdrażanie specjalnego programu
rozmnażania. W jego wyniku liczba zwierząt wzrosła do 1000 sztuk,
a dalsze 4 tysiące trafiło do parków i rezerwatów na całym świecie.
Obecnie prowadzi się podobne działania, aby uratować od zagłady
nosorożca czarnego. Rezerwat zamieszkuje w sumie 81 gatunków
ssaków, z czego kilka większych przywrócono stosunkowo
niedawno. Wśród nich znajduje się liczna grupa słoni, żyraf i
guźców i endemicznych niali grzywiastych. Można tutaj napotkać
lwy, lamparty, gepardy, hieny i likaony.
top related