bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie...

75

Upload: others

Post on 30-Dec-2019

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin
Page 2: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Niedawno moja przyjaciółka obchodziła 75. uro-dziny. Na uroczystej kolacji z tej okazji wygła-szano toasty i powtarzano słowo „Jubileusz”.

Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawia radości „Jubilatce”. Próbowała nawet żartować, że to tylko 3 razy po 25… Wszak nikt z nas nie lubi uświadamiać sobie, że czas biegnie nieubłaganie szybko, a nam tak samo nieubłaganie przybywa lat…

Tak bywa z „ludzkimi” jubileuszami. Zupełnie inaczej rzecz się ma z tymi, które obchodzi cały Naród.

Kończący się 2018 rok dla Rodaków w Kraju i Zagranicą, dla wszystkich, którzy kochają Polskę, był Rokiem Wielkiego Jubileuszu – 100. ROCZNICY ODZYSKA-

NIA NIEPODLEGŁOŚCI PRZEZ RZECZYPOSPOLITĄ. To, o czym przez 123 lata niewoli marzyli nasi Ojcowie, o co walczyli i za co umierali – ziściło się 11 listopada 1918 roku. Trudno dziś sobie wyobrazić, ileż trzeba było hartu ducha, by w tamtych czasach „wielkiego mroku” zachować swój język, swoją tradycję i wiarę. I przekazać te wartości dzieciom i wnukom. I zwyciężyć!

Polacy Ukrainy (którym przyszło żyć w czasach „wielkiego komunistycznego mroku” i którzy podobnie jak ich Ojcowie zmuszeni byli odważnie bronić prawa do własnego języka, kultury, tradycji i wiary), ich dzieci i wnuki godnie uczcili JUBILEUSZ NAJJAŚNIEJSZEJ RZECZYPOSPOLITEJ. Nie sposób zliczyć koncertów, konferencji i wystaw, które z tej z okazji zorganizowano w Kraju nad Dnieprem. Zadbano także o mogiły Rodaków, którzy spoczęli w ukraińskiej ziemi. Godnie zamanifestowano przywiązanie do Ojczyzny. I jest to powód do prawdziwej dumy...

Kończy się Rok Wielkiego Jubileuszu… Polakom Ukrainy, Krajanom, którzy tutaj mieszkają i pracują, Rodakom w Kraju – wszystkim z całego serca składam najpiękniejsze, śniegiem przyprószone życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia: dumy z osiągnięć, radości w sercach, ciepła w rodzinach i tak bardzo potrzebnego nam pokoju. Życzę, by Nowy 2019 Rok przyniósł kolejne sukcesy i obdarzył nas wszelkim Dobrem…

Dorota JAWORSKAred. naczelny kwartalnika „Krynica”

Page 3: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

WyDARZENIA

Pamięć (Olga Ozolina) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2

„Moniuszko na różnych krańcach świata” (Antoni Kosowski) . . . . . . . . . 3

150. rocznica śmierci Antoniego Andrzejowskiego (Ks. Marek Rudź) . . 4

20 lat partnerstwa z najlepszymi (Stanisław Panteluk) . . . . . . . . . . . . . . 6

80. rocznica Bykowniańskiej Tragedii (Andżelika Płaksina) . . . . . . . . . . 7

Jubileusz Stowarzyszenia „Aster” w Nieżynie (Andżelika Płaksina). . . . . 8

W hołdzie Niepodległej (Andżelika Płaksina) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9

Porządkujemy groby Rodaków (Julia Ferencewa, Rościsław Raczyński) . 10

Zapalono znicze i pochylono głowy (Informacja własna) . . . . . . . . . . . 11

Poezja łączy narody (Wacław Turek) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12

Ojcom naszym – w hołdzie (Dorota Jaworska) . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13

GOSPODARKA

Brexit coraz bliżej. Które polskie firmy ucierpią najbardziej (PAP, Google). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14

POSTACI

Liberiusz Darkszewicz. W trosce o zdrowie człowieka (Jan Ciechanowicz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16

BADACZE SyBERII I DALEKIEGO WSCHODU

Bronisław Piłsudski (Janusz Fuksa) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Miłe miasto (Stanisław Zawadzki) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30

LOSy I DROGI

Byłem studentem Politechniki Kijowskiej… (Józef Olszewski) . . . . . . . 36

100. ROCZNICA NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI

Twórcy Niepodległej (cz. IV) (Internet). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54

HISTORIA JEDNEJ PIEŚNI

Tobie, Ojczyzno, śpiewam… (Internet) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58

POEZJA

„Jednakże miło być Polakiem…” Polskie wiersze patriotyczne. . . . . . . 62

Wiersze śniegiem przyprószone (Mieczysław A. Łyp) . . . . . . . . . . . . . . 66

DLA NAJMŁODSZyCH

„Niecodzienny gość”, „Leśna sanna”, „Ulepimy bałwana” (Edward Guziakiewicz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68

PAMIĘĆ

„Pieśń kronika” (Marek Grechuta) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72

KRYNICAKRYNICAkwartalnik mniejszościpolskiej na Ukrainie

Zespół redakcyjny:Dorota Jaworska (red. naczelny)Mariusz Woźniak OPStanisław PantelukOłeksij Brasławiec

Stali korespondenci:Teresa Dutkiewicz (Lwów)Jan Ciechanowicz (Wilno)Wiktoria Wachowska (Żytomierz)Michał Micel (Nowy Jork)

Skład i łamanie:Wydawniczy Oddział Instytutu NaukReligijnych Św. Tomasza z AkwinuRed. tech. Mychajło RojikZdjęcie na 1–4 str. okładki:Dorota Jaworska Zdjęcie na 3 str. okładki:Andrzej Kandecki

„Zadanie współfinansowane w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiejnad Polonią i Polakami za granicąw 2017 r.”

Koordynator projektu:Fundacja Wolność i Demokracja

Kontakt z redakcją:tel/fax: +380 (44) 570 19 45e-mail: [email protected]

SPIS TREŚCI:KRYNICAKRYNICAkwartalnik mniejszościpolskiej na Ukrainie

Zespół redakcyjny:Dorota Jaworska (red. naczelny)Mariusz Woźniak OPStanisław PantelukOłeksij Brasławiec

Stali korespondenci:Teresa Dutkiewicz (Lwów)Jan Ciechanowicz (Wilno)Wiktoria Wachowska (Żytomierz)Michał Micel (Nowy Jork)

Skład i łamanie:Wydawniczy Oddział Instytutu NaukReligijnych Św. Tomasza z AkwinuRed. tech. Mychajło RojikZdjęcia na okładce: 1-4 str. – Stanisław Karcz 3 str. – Stanisław Karcz

„Zadanie współfinansowane w ramach sprawowania opieki Senatu Rzeczypospolitej Polskiejnad Polonią i Polakami za granicąw 2018 r.”

Koordynator projektu:Fundacja Wolność i Demokracja

Kontakt z redakcją:e-mail: [email protected]

Page 4: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

28 września br. w pomieszczeniach Polskiej Biblio-teki Medycznej w Kijowie otwarto wystawę „Umieralinie tylko za siebie: Katyń 1940” poświęconą ofiaromzbrodni katyńskiej. Prezentowana wystawa opowiadao historii przyczynach, przebiegu i skutków zbrodni,zapoznaje z miejscami jej upamiętnienia.

Ekspozycja została zorganizowana przez AmbasadęRP w Ukrainie, Muzeum Katyńskie w Warszawie, Na-rodową Naukową Bibliotekę Medyczną Ukrainy, Na-rodowy Memoriał Historyczny „Bykowniańskie gro-by”, Polską Bibliotekę Medyczną im. prof. ZbigniewaReligi w Kijowie.

Ceremoni otwarcia dokonała Zastępca DyrektoraNarodowej Naukowej Biblioteki Medycznej Ukrainyds. technologii informacyjnych Aurelia Wid’ma, którapoinformowała, że wśród tych, którzy zginęli w Katy-niu było ponad 750 lekarzy i farmaceutów, a ponad300 nazwisk z tej strasznej listy można zobaczyć na wy-stawie.

Prezes Stowarzyszenia Lekarzy Polskich na Ukrai-nie prof. Anatol Święcicki przypomniał, że polscy le-karze, który dostali się do sowieckiej niewoli, aż doostatniej chwili swego życia pozostawali wierny przy-siędze Hipokratesa i nie zważając na własne cierpienia– starali się pomóc towarzyszom niedoli: konsultowaliich, leczyli i wspierali moralnie.

Dyrektor Muzeum Katyńskiego w Warszawie Sławomir Frątczak wyraził zadowolenie z owocnejwspółpracy między ukraińskimi i polskimi badaczamiprawdy o zbrodniach systemu komunistycznego. Pod-kreślił, że Ukraińców i Polaków dziś łączy także trage-dia podkijowskiego Lasu Bykowniańskiego, gdzie zna-lazły ostatni spoczynek zarówno ofiary Wielkiego Ter-roru, jak i męczennicy z tzw. Ukraińskiej Listy Katyń-skiej.

Zastępca Dyrektora Generalnego ds. Badań Nau-kowych Memoriału Historycznego „Bykowniańskiegroby” Tatiana Szeptycka podkreśliła, że ta i jej po-dobne wystawy przypominają o największej wartości –ludzkim życiu. Historia Bykowni i Katynia – toopowieść o wielkiej tragedii, w rezultacie której naszenarody straciły swych najlepszych przedstawicieli. Toopowieść o tragediach rodzin, o tragedii jednostek.Pani Szeptycka zaakcentowała również znaczenie upo-wszechniania prawdy o tych zbrodniach.

W specjalnej gablocie wyeksponowano osobiste rze-czy rozstrzelanych, które znaleziono podczas prac wy-kopaliskowych w Bykowniańskim Lesie.

Olga OZOLINA

2 KRYNICA nr 102

WYDARZENIA

PAMIĘĆ

Chwila zadumyprzed jedną z wystawowych plansz

Page 5: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Międzynarodowy projekt muzyczny pod taką dewizą wystartował w kijowskim Domu Aktora 4 paź-dziernika 2018 roku. Koncert inauguracyjny pt. „Mo-niuszko, «Suka» i Kozak” poświęcono 100-leciu odzy-skania przez Polskę niepodległości i zbliżającej się (wprzyszłym roku) 200. rocznicy urodzin wybitnego pol-skiego nauczyciela, organisty i przede wszystkim pol-skiego kompozytora, twórcy polskiej opery narodowej– Stanisława Moniuszki.

Wybór Ukrainy na pierwszy kraj realizacji tego pro-jektu nie jest przypadkowy, gdyż właśnie w Kijowie, w1873 roku po raz pierwszy (w granicach ówczesnegoimperium carskiego) została wystawiona jego opera„Straszny Dwór”, która otworzyła kompozytorowidrogę do sławy.

Polscy i ukraińscy artyści przedstawili kijowianomspecjalnie przygotowany program, w którym muzykęklasyczną wybitnego polskiego kompozytora (utworypopularne i niedawno odkryte) przearanżowano naukraińskie i polskie instrumenty ludowe.

Wielbiciele polskiej muzyki klasycznej, przedstawi-ciele społeczności polskiej stolicy, działacze kultury isztuki, a także przedstawiciele korpusu dyplomatycz-nego gorącymi oklaskami nagradzali występy polskichi ukraińskich solistów, w tym: Jelizawety Lipitiuk (sop-ran); Serhija Bortnyka (tenor); Wiktora Kowalskiego(baryton) – aktora, kompozytora, dziennikarza i kon-feransjera; a także Jarosława Domagały – absolwenta

Akademii Muzycznej w Łodzi, pianisty zespołu kijow-skiej filharmonii „Рідні Наспіви”, który specjalnie dlatego projektu przygotował aranżacje muzyki StanisławaMoniuszki na ukraińskie instrumenty ludowe.

Profesor Akademii Muzycznej w Krakowie, dr hab.Maria Pomianowska, wykonała dwa utwory StanisławaMoniuszki na unikatowym staropolskim instrumenciesmyczkowym zwanym „suka biłgorajska” i zapoznałapubliczność z historią tego instrumentu. Należy za-znaczyć, że Pani Profesor stoi na czele Społecznego Ko-mitetu Obchodów 200. Rocznicy Urodzin StanisławaMoniuszki.

Klejnotem koncertu stało się wykonanie znanycharii z opery „Straszny dwór” Stanisława Moniuszki.Arię Skołuby („Ten zegar stary”) wykonał AleksanderCzajkowski-Ładysz (bas) – syn słynnego polskiegośpiewaka operowego, jednego z najlepszych basówświata – Bernarda Ładysza. Pan Aleksander jest scena-rzystą i reżyserem tego projektu, stworzonego przyFundacji „POL CAN ART”, objętego wsparciem Se-natu RP i realizowanego przy współpracy z ambasa-dami i konsulatami RP oraz organizacjami polonij-nymi. Koordynatorem projektu jest Zasłużona Ar-tystka Ukrainy Natalia Kowalenko (sopran).

W ramach projektu w październiku na terenieUkrainy odbyły się jeszcze 4 koncerty – w Winnicy,Żytomierzu, Iwano-Frankowsku i Tarnopolu.

Antoni KOSOWSKI

KRYNICA nr 102 3

WYDARZENIA

„MONIUSZKO NA RÓŻNYCH KRAŃCACH ŚWIATA”

Scena stołecznego Domu Aktora gościła w tym dniu wielkich artystów

Page 6: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Antoni Andrzejowski, pseudonim: „Stary Detiuk”– polski przyrodnik, botanik, geolog, pamiętnikarz i pisarz.

Urodził w 1785 roku Warkowiczach koło Dubnana Wołyniu. Syn Łukasza – ubogiego szlachcica, kas-jera banku Antoniego Prota Potockiego, i matki z So-bińskich. Wychowany na dworze kasztelanowej Bie-rzyńskiej w Ludwipolu, później u wojewody sieradz-kiego Michała Walewskiego, gdzie jego ojciec byłrządcą majątku i marszałkiem dworu. Pierwsze naukipobierał w Korcu i w Tuczynie (pod kierunkiem F. Szo-powicza). Szkołę ukończył w Międzyrzeczu Koreckim.W roku 1801 (po śmierci ojca), został wysłany przezAleksandra Chodkiewicza do Wilna dla dalszej naukirysunku. Pod kierunkiem Jędrzeja Śniadeckiego stu-diował nauki przyrodnicze i malarstwo u J. Oleszkie-wicza. W tym czasie prywatnie pobierał nauki, wy-kłady botaniki i zoologii u Stanisława Bonifacego Jun-dziłła oraz lekcje anatomii.

W roku 1806 przeniósł się do Krzemieńca studiująctam botanikę u Franciszka Scheidta i Willibalda Bes-sera. Był wykładowcą nauk przyrodniczych m.in. w Li-ceum Krzemienieckim. Dorabiał sobie lekcjami ry-sunku. Następnie od roku 1818 został pomocnikiem, wpóźniejszym czasie adiunktem W. Bessera przy katedrzebotaniki i zoologii. Ponadto uczestniczył w pracach Towarzystwa Młodzianów Gimnazjum WołyńskiegoKształcących się w Porządnym Mówieniu i Pisaniu. Doswych prac wykorzystywał częste jego wycieczki po Wo-łyniu, Litwie, Ukrainie i Podolu (lata: 1816, 1818,1822–1825 i 1830). Zbierał okazy botaniczne i geolo-giczne. W roku 1832, w wyniku likwidacji szkoły wKrzemieńcu przez zaborcę rosyjskiego przeniósł się wrazz innymi polskimi naukowcami z Krzemieńca do Ki-jowa, gdzie podjął pracę na Uniwersytecie Kijowskimjako asystent W. Bessera (do roku 1839).

W roku 1839, zwolniony przez władze rosyjskie zaukrywanie spiskowca, nauczał historii naturalnej w Li-ceum księcia Bezborodki w Nieżynie (gubernia czerni-howska). Od roku 1852 już jako emeryt zamieszkałpoczątkowo w Niemirowie, następnie w Stawiszczach(1856 r.) na Ukrainie u Aleksandra Branickiego, gdziezałożył i opiekował się jego ogrodem botanicznym, wmiędzyczasie oddając się pracy pisarskiej.

Zmarł 12 grudnia roku 1868 w Stawiszczach.Internet

W dniu 29 września 2018 r. uroczyste obchody150. rocznicy śmierci prof. Antoniego Andrzejow-skiego rozpoczęto o godz. 12.00 Mszą świętą za duszęś.p. wybitnego naukowca, którą celebrowano na cmen-tarzu katolickim w Stawiszczach, gdzie spoczywają jegodoczesne szczątki.

Przybyłych gości powitał gospodarz uroczystości –ks. Marek Rudź, proboszcz parafii w Stawiszczach.

Eucharystii przewodniczył ks. dziekan KrzysztofWilk, proboszcz Bohusławia.

Mszę św. koncelebrowali: ks. Anatol Monżyjewski– proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin z FastowaJan Piątkowski, grekokatolicki proboszcz z Białej Cer-kwi – ks. Jewhen Merimerin oraz grekokatolicki ksiądzz Iwano-Frankiwska Piotr Basarab.

W modlitwie uczestniczyli również księża prawo-sławni z kijowskiego patriarchatu: ks. proboszcz ze Sta-

4 KRYNICA nr 102

WYDARZENIA

150. ROCZNICA ŚMIERCI ANTONIEGO ANDRZEJOWSKIEGO

Antoni Andrzejowski

Page 7: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

wiszcz – Andrij Myśko oraz ks. proboszcz z Rokitnego– Mychajło Kalika. Obecne również były siostry za-konne z Kongregacji Sióstr Boskiego Odkupiciela zHumania oraz Siostry Dominikanki z Fastowa.

Na uroczystość przybył Konsul Generalny RP z Ki-jowa pan Bartosz Jabłoński. Obecny był również merStawiszcz – pan Wołodymyr Koszyński, a także gronoprofesorów z NAN z Kijowa oraz członkowie polskichorganizacji z Taraszczy i Białej Cerkwi.

Poświęcenia memoriału – symbolicznego grobuAntoniego Andrzejowskiego dokonał ks. proboszcz zBiałej Cerkwi – Anatol Monżyjewski.

Po zakończeniu liturgii jej uczestnicy udali się doStawiskiego Rejonowego Domu Kultury, gdzie wszyscyuczestnicy zostali ugoszczeni posiłkiem, który przygo-towała Parafia Katolicka w Stawiszczach, przy finan -sowym wsparciu Dobroczynnej Fundacji „Forteca”Ołeksandra Ferenca.

Następnie rozpoczęła się konferencja naukowaprzygotowana przez naukowców NAN Ukrainy z Ki-jowa, którą poprowadził dr Mirosław Szewera.

W konferencji wzięło udział zacne grono naukow-ców z Kijowa i Białej Cerkwi: Wiktor Melnyk – prof.dr hab. nauk biologicznych, dziekan Wydziału FloryNaturalnej NAN Ukrainy z Kijowa; Mirosław Szewera– dr nauk biologicznych, pracownik Wydziału Syste-matyki i Florystyki Roślin Naczyniowych InstytutuBotaniki im. Chołodnego NAN Ukrainy z Kijowa;Ludmiła Zawiałowa – dr nauk biologicznych, pracow-nik Wydziału Systematyki i Florystyki Roślin Naczy-niowych Instytutu Botaniki im. Chołodnego NANUkrainy z Kijowa; Oksana Kuczer – dr nauk biolo-gicznych, pracownik Wydziału Geobotaniki i EkologiiInstytutu Botaniki im. Chołodnego NAN Ukrainy zKijowa; Ołeksandr Senczyło – dr nauk biologicznych,Dyrektor Ogrodu Botanicznego im. Fomina Kijow-skiego Narodowego Uniwersytetu im. Szewczenki z Ki-jowa; Witalij Kołomijczuk – dr nauk biologicznych,docent, Zastępca Dyrektora Ogrodu Botanicznego im.Fomina Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu im.Szewczenki z Kijowa; Jewhen Czernecki – dr nauk his-torycznych, dr hab. nauk humanistycznych z BiałejCerkwi.

Po zakończeniu konferencji przewidziano uroczy-sty koncert ku czci Antoniego Andrzejowskiego, któryrównież odbył się w Stawiskim Rejonowego DomuKultury.

Jako pierwsi wystąpili członkowie rodziny Meri-merin z Białej Cerkwi w składzie: Walentyna (babcia)

– skrzypce, Anna (mama) – fortepian, Matwij (syn) –skrzypce, Melania (córka) – recytacja.

Na początku wykonano utwór muzyczny „Mazu-rek Bakłanowej”, a następnie popularną pieśń w wersjiinstrumentalnej „Hej, sokoły”.

Występ rodzinny zakończyła Melania recytacjąwiersza Hrihorija Skoworody pt. „Do Zesłania DuchaŚwiętego”.

Drugim punktem koncertu był śpiew operowy wwykonaniu Jurija Nazarenko przy akompaniamenciefortepianowym Anny Merimerin. Pierwsza pieśnią byłaaria Petra z opery „Natałka Połtawka” M. Łysenki, zaśdrugą pieśń ukraińska pt. „Dywliuś ja na nebo”.

Kolejnym punktem występów był wiersz autorstwaHanny Pastuszczenko pt. „Poswiata Stawyszczu” w in-terpretacji Ołeny Petuchowej.

Następnie wystąpiła niezwykle utalentowana uczen-nica ósmej klasy z miejscowości Hostra Mohyła k/ Sta-wiszcz Anastasija Witruk. Anastasija zaśpiewała ludowepieśni ukraińskie przy własnym akompaniamencie nasyntezatorze.

Kolejnymi wykonawcami były uczennice polskiejszkoły sobotniej przy Stowarzyszenia Kultury Polskiejim. Z. Krasińskiego z Białej Cerkwi Lera Winicka orazOlha Bohucka, które deklamowały w języku polskimwiersze polskich poetów.

Koncert zwieńczył chór białocerkiewskiego Cen-trum Polskiej Oświaty i Kultury „Stokrotka” pod kie-rownictwem pani Heleny Dubowyk. Śpiewacy wyko-nali polskie pieśni popularne „Hej, sokoły”, „Czerwonejabłuszko” oraz „Gdzie strumyk płynie z wolna”.

Organizatorzy wyrażają wdzięczność pani prze-wodniczącej Centrum Polskiej Oświaty i Kultury Jadwidze Zajączkowskiej za udział organizacji w uro-czystym koncercie ku czci A. Andrzejowskiego orazpani naczelnik Wydziału Kultury, Młodzieży i SportuStawiskiej Rejonowej Państwowej Administracji – Na-talii Łukjanec za bezpłatne wynajęcie Domu Kulturyoraz zapewnienie technicznej obsługi uroczystości.

Z okazji uroczystych obchodów 150. rocznicyśmierci Antoniego Andrzejowskiego, z inicjatywy uczo-nych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy wydano pa-miątkową publikację pt. „Antoni Andrzejowski. Los italenty znanego przyrodnika” («Антоній Анджейов-

ський. Талан і таланти відомого натураліста»). Auto-rami pozycji są: M. Szewera, L. Zawiałowa, M. Fe-doronczuk, A. Iljinska, ks. M. Rudź, S. Płachotniuk.

Ks. Marek RUDŹ

KRYNICA nr 102 5

WYDARZENIA

Page 8: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

O Kompanii „Plastics-Ukraina” i dobru czynio-nemu przez ręce jej kierownictwa i pracownikówdobrze wiedzą na Ukrainie. Kompania ta angażuje sięw działania o charakterze społecznym: inicjuje akcjedobroczynne, w tym w środowisku Polaków mieszka-jących na Ukrainie, wspiera rozwój lokalnych rynkówpracy, przywiązuje duże znaczenie do dbałości o śro-dowisko naturalne.

Od dawna wielką uwagę udziela kwestiom związa-nym ze sferą zarządzania personelem i sprawom kad-rowym. „Plastics-Ukraina” – to ludzie, dlatego Kom-pania inwestuje istotne środki w ich szkolenie.

Powszechnym i zasłużonym szacunkiem cieszy sięDyrektor Generalny Kompanii „Plastics-Ukraina” Ire-neusz Derek – aktywny członek i wieloletni PrezesMiędzynarodowego Stowarzyszenia PrzedsiębiorcówPolskich na Ukrainie, który kwestiom relacji kierow-nictwo-podwładni poświęca szczególną uwagę i na tenwłaśnie temat napisał książkę (o charakterze podręcz-nika) pt. „Я раб или свободный человек”.

W jednym z wywiadów Ireneusz Derek powiedział:„Nasza kompania jest przekonana, że tylko przejrzystybiznes ma przyszłość. Tak przecież żyje cały cywilizowany

i postępowy świat. I tak będzie żyć Ukraina. Inaczej poprostu nie może być. Zaufanie jest nową walutą czasówwspółczesnych. My odczuwamy to absolutnie realnie. Wfaktach i liczbach. Bezsprzecznie, dla nas zadaniemnumer jeden jest to, aby nasza reputacja była odzwier-ciedleniem wszystkiego, co w rzeczywistości dzieje się wnaszej Kompanii. Jeżeli osiągasz zamierzony rezultat –nasi pracownicy są zadowoleni, kompania pracuje stabil-nie i rentownie, jeżeli jesteśmy uczciwi wobec siebie,wobec naszych partnerów i klientów – to wszystko wów-czas zapewnia naszej firmie wysoką pozycję, a zatem i do-skonałą jakość produkowanych wyrobów”.

Blisko 900 gości zawitało 4 października br. doprzestronnych sal kijowskiego „Arsenału Sztuki” naświętowanie 20-lecia Kompanii „Plastics-Ukraina”.Burzliwymi oklaskami zebrani powitali Dyrektora Ge-neralnego Kompanii Ireneusza Derek, który inaugu-rując święto zwięźle opowiedział o jej 20-letnimdorobek.

„Dzisiejsze święto – podkreślił Pan Ireneusz – niesprowadza się do tylko do jubileuszu kompanii „Plastics-Ukraina”, gdyż jest to święto naszych partnerów społecz-nych, którzy sprawili nam taką przyjemność, a my zeswojej strony chcemy ten uroczysty, świąteczny wieczórsprezentować naszym klientom, dostawcom, przyjaciołom.Pozwolę sobie zaznaczyć, że nasza kompania to nie tylkobiznes, to oprócz niego swoista platforma, gdzie spotykająsię rzetelni, dobrzy ludzie, którzy pragną nasz świat uczy-nić lepszym. I dziś na sali spotkacie tylko takich ludzi, niema tu obcych, tu są wszyscy swoi. I to się liczy. Chcę, aby-ście przekonali się, że pomyślny biznes może być odpo-wiedzialny w aspekcie społecznym. A jest to bardzo waż-ne, szczególnie w dzisiejszej Ukrainie”.

Program jubileuszowego wieczoru artystycznegopod dewizą: „20 lat partnerstwa z najlepszymi”, którytoczył się pod czujnym okiem dyrektora Działu Roz-woju Sieci Dariusza Górczyńskiego, był jaskrawy i nie-zwykle radosny. Prawdziwy wernisaż sztuki, oryginalneinstalacje, występy taneczne i wokalne towarzyszyły po-kazowi projektów społecznych, realizowanych w ciągu20 lat.

Jubileusz udał się „NA STO DWA”. Bo w „Plas-tics-Ukraina” nie mogło być inaczej!

Stanisław PANTELUKZdj. A. Płaksina

6 KRYNICA nr 102

WYDARZENIA

„20 LAT PARTNERSTWA Z NAJLEPSZYMI”

Na scenie Dyrektor Generalny Kompanii „Plastics-Ukraina” Ireneusz Derek

Page 9: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Z okazji 100-lecia Niepodległości RzeczypospolitejPolskiej oraz 80. rocznicy tragedii w Bykowni w cen-tralnym gmachu Kijowskiego Narodowego Uniwersy-tetu Przyrodniczego w dniu 6 października 2018 rokuobradowała V Międzynarodowa Naukowo-PraktycznaKonferencja nt. „Miejsca/miejsce pamięci w polsko-ukra-ińskim dialogu porozumienia”. Przedsięwzięcie swoimpatronatem objęli: Ministerstwo Edukacji i NaukiUkrainy, Ambasada RP na Ukrainie, Wydział Konsu-larny Ambasady RP na Ukrainie, FOPnU, NarodowyUniwersytet Przyrodniczy Ukrainy, Instytut HistoriiUkrainy NAN Ukrainy, PaństwowyMemoriał Histo-ryczny „Bykowniańskie groby”.

Celem konferencji było oddanie hołdu ofiarom ludo-bójstwa; moralna i duchowa odnowa społeczeństw; for-mowanie inkluzyjnej pamięci o przeszłości; wychowanieszacunku do zachowania pamięci we współczesnej mło-dzieży; kultywowanie kultury stosunków międzynarodo-wych i dialogu w rozwiązaniu tzw. „trudnych pytań”,rozbudowywanie dobrosąsiedzkich stosunków; formo-wanie przymierza między Polską i Ukrainą oraz „podoła-nie przeszłości”, wychowanie tolerancji, człowieczeństwa,współczesnego światopoglądu u młodego pokolenia;wzrost efektywności i jakości prac naukowych.

W konferencji wzięli udział badacze, młodzi nau-kowcy, doktoranci, studenci, przedstawiciele organiza-cji społecznych, a także pracownicy bibliotek, archi -wiści, muzealnicy, specjaliści z Ukrainy i Polski.

Inaugurację oraz obrady plenarne konferencji za-szczycili swoją obecnością: Małżonka Ambasadora Rze-czypospolitej Polskiej na Ukrainie Renata Skurczyń-ska-Piekło, Kierownik Referatu ds. Współpracy Nau-kowo-Oświatowej Ambasady RP w Kijowie Emilia Ja-

siuk i Radca Wydziału Konsularnego Ambasady RP wKijowie Jacek Gocłowski.

W swoim wystąpieniu Radca Emilia Jasiuk przeka-zała podziękowania FOPnU i podkreśliła: „Mówimy oBykowni, mówimy o Auschwitz, mówimy o innych tra-gicznych wydarzeniach po to, by mieć większą świadomośćtego, co się stało. Aby nie dopuścić w przyszłości do powtó-rzenia tych strasznych zachowań…”.

„Bykownia jest tym miejscem, które na stałe zapisałosię w historii narodu polskiego i w historii narodu ukra-ińskiego… Nie powinniśmy ulegać statystyce… Jak po-wiedziała polska noblistka Wisława Szymborska wjednym ze swoich wierszy, «Historia zaokrągla szkieletydo zera…»” – zaznaczył Radca Jacek Gocłowski.

W pracach konferencji uczestniczyła też delegacjaz Polski na czele z dr Ewą Kowalską – główną specja-listką Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pa-mięci Narodowej w Warszawie, która wygłosiła referatpt. „Przesłanie artefaktów wydobytych z mogił ”.

Wśród gości honorowych obecny był także prof. drhab. Henryk Sobczuk – dyrektor PrzedstawicielstwaPAN w Kijowie i Teresa Dutkiewicz – wiceprezes Fe-deracji Organizacji Polskich na Ukrainie, redaktor na-czelna czasopisma FOPnU „Nasze drogi”.

Podczas sesji plenarnej uczestnicy konferencji wysłu-chali wielu ciekawych i dogłębnych referatów na tematnabrzmiałych tematów doby obecnej.

Konferencja został zorganizowana i przeprowa-dzona na wysokim poziomie dzięki staraniom organi-zatorów: dyrektor Domu Polskiego w Kijowie MariiSiwko i dr Walentyny Melnik, docent NUP.

Andżelika PŁAKSINAZdj. autora

KRYNICA nr 102 7

WYDARZENIA

80 ROCZNICA BYKOWNIAŃSKIEJ TRAGEDII

Uczestnicy konferencjina wspólnym zdjęciu

Page 10: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Od niepamiętnych czasów wielki wkład w rozwójgospodarczy i kulturalny Czernihowszczyzny, a wszczególności Nieżyna, mieli Polacy. Tę piękną tradycjękontynuują aktywiści zrzeszeni w Polskim Kulturalno-Oświatowym Stowarzyszeniu „Aster”, które w roku100-lecia Niepodległości Polski obchodzi swój Jubile-usz – 20-lecie działalności.

Ciepła i radosna atmosfera zapanowała w gościn-nym Nieżynie, który w dniu 19 października br. powitał dostojnych gości: Kierownika Referatu ds.Współpracy Naukowo-Oświatowej Ambasady RP naUkrainie Emilię Jasiuk, Radcę Wydziału KonsularnegoAmbasady RP w Kijowie Jacka Gocłowskiego, PrezesaZPU Antoniego Stefanowicza i redaktora naczelnego„Dziennika Kijowskiego” Stanisława Panteluka. Przy-byłych przed miejskim ratuszem witała m.in. głównyorganizator przedsięwzięcia, Prezes Polskiego Kultu-ralno-Oświatowego Stowarzyszenia Polaków „Aster”Feliksa Bielińska.

Ważnych punktem jubileuszowych obchodów byłoodwiedzenie historycznego cmentarza katolickiego, naktórym honorowi goście złożyli kwiaty i oddali hołdmodlitwą i minutą ciszy. Zawitali oni także do odno-wionego Centrum Kultury Polskiej, w którym obywa-tele polskiego pochodzenia, dzięki licznym przed-sięwzięciom, poznają bliżej kulturę, język, tradycje i

obyczaje swej praojczyzny. Funkcjonuje tu także PolskaSzkoła Sobotnia.

Bogaty program obchodów obejmował równieżwycieczkę do Państwowego Muzeum M. Gogola i doGalerii Sztuki Uniwersytetu Nieżyńskiego. W tymdniu odbyło się oficjalne otwarcie Centrum Naukowo-Edukacyjnego „Studium Polskie” oraz podpisanieumowy o współpracy między Uniwersytetem Pedago-gicznym w Krakowie a Nieżyńskim Państwowym Uni-wersytetem im. Mikołaja Gogola.

Wspaniałą kulminacją Jubileuszowego FestiwaluKultury Polskiej stał się świąteczny koncert, przepro-wadzony w auli Nieżyńskiego Uniwersytetu Państwo-wego im. M. Gogola i przygotowany przez członkówStowarzyszenia „Aster”. W trakcie świątecznego kon-certu rektor Uniwersytetu, władze miasta i rejonu dziękowały Prezes Feliksie Bielińskiej za owocną współ-pracę; wręczano dyplomy uznania, kwiaty i prezenty,życzono dalszej owocnej pracy.

Gratulacje Dostojnej Jubilatce złożył Radca Wy-działu Konsularnego Ambasady RP w Kijowie JacekGocłowski.

Zakończyła uroczystości wykwintna kolacja, wtrakcie której wzniesiono wiele toastów za Jubilatkę –Polskie Kulturalno-Oświatowe Stowarzyszenie „Aster”i Jej Panią Prezes – Feliksę Bielińską.

Andżelika PŁAKSINAZdj. autora

Od redakcji

Z żalem zawiadamiamy, że w dniu09.11.2018 r. odeszła do WiecznościPrezes Polskiego Kulturalno-OświatowegoStowarzyszenia „Aster” Feliksa BIELIŃSKA.

Krewnym i bliskim, wszystkim członkomPKOS „Aster” redakcja kwartalnika „ Krynica” składa serdeczne wyrazy współczucia.

8 KRYNICA nr 102

WYDARZENIA

JUBILEUSZ STOWARZYSZENIA „ASTER” W NIEŻYNIE

„Bez energii, bez zaangażowania Pani Feliksy niemożliwe byłoby działanie Stowarzyszenia «Aster»” – zaznaczył Radca Jacek Gocłowski

Page 11: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Federacja Organizacji Polskich na Ukrainie, repre-zentowana przez „Dom Polski” w Kijowie, zorganizo-wała 20 października br. w kijowskim Muzeum im. M. Łysenki imprezę poświęconą 100. rocznicy Odzys-kania przez Polskę Niepodległości. Celem przedsięw-zięcia było promowanie obchodów Jubileuszu w środo-wisku polskiego społeczeństwa na Ukrainie; aktywiza-cja uczniów, młodzieży, nauczycieli, rodziców i dziad-ków oraz lokalnych środowisk, by włączały się one w teobchody; upowszechnienie pamięci o przeszłości i za-znajamianie z teraźniejszością Rzeczypospolitej.

Imprezę przeprowadzono w ramach projektu „Na-sza Niepodległa”, której patronuje Fundacja „Wolnośći Demokracja”.

Spotkanie zaszczyciła swoją obecnością AttachéWydziału Konsularnego RP w Kijowie Iga Kaca, któraprzekazała organizatorom najlepsze życzenia z okazjizbliżającego się święta i zaznaczyła, że wielkie wrażeniezrobiła na niej tak liczna obecności młodzieży pol-skiego pochodzenia, której należy przekazywać wiedzęo historii Polski w specjalny sposób. Stąd imprezy ta-kiego rodzaju to także korzystna edukacja.

Prowadząca imprezę nauczycielka Polskiej SzkołySobotniej, Helena Szymańska, przedstawiła zebranym

historyczne etapy odzyskania przez Polskę Niepodle-głości. Jej referat był ilustrowany występami muzycz-nymi.

Uzdolniona młodzież ofiarowała zebranym radość iemocje poprzez znakomitą interpretację wspaniałychdzieł muzycznych polskich kompozytorów. Zaprezen-towano najciekawsze przykłady różnych gatunków mu-zycznych: od utworów skrzypcowych, fortepianowych– po recytację wierszy patriotycznych.

Zastępca Dyrektora Szkoły im. Św. Marii Magda-leny we Lwowie, Wiera Szyrniowa, zaprezentowała in-teresujący wykład nt. „Wkład mieszkańców Lwowa wodzyskanie Niepodległości”, który zilustrowała pokazemslajdów.

Dziękując uczestnikom i słuchaczom za udział wprzedsięwzięciu, Dyrektor Domu Polskiego w KijowieMaria Siwko zaznaczyła, że dzięki temu projektowimłodzież, na której nam tak bardzo zależy, miała moż-liwość dokładniej poznać historię Odzyskania przezPolskę Niepodległości.

W finale imprezy, na ulicy, gdzie ustawiono namiotz polską symboliką i materiałami związanymi z 100.rocznicą Niepodległości RP, na zebranych czekała nie-spodzianka – pyszne rogalem świętomarcińskie. Mło-dzież otrzymała także koszulki z napisami „Niepod-legła” i stanęła do wspólnego zdjęcia na pamiątkę takbardzo korzystnej i udanej imprezy.

Andżelika PŁAKSINAZdj. autora

KRYNICA nr 102 9

WYDARZENIA

W HOŁDZIE NIEPODLEGŁEJ

Organizatorzy i uczestnicy imprezy na wspólnym zdjęciu

Page 12: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

„Mogiłę pradziadka ocal od zapomnienia” – dewizawolontariuszy z polskiej Bogatyni, którzy latem tegoroku przebyli w Kijowie celem uporządkowania pol-skiej parceli cmentarza na wzgórzu Bajkowa, w sobotniporanek 27 października br. nabrała nowego znacze-nia.

Apel Kijowskiego Narodowościowo-KulturalnegoStowarzyszenia Polaków „Zgoda”, które od wielu już latdba o polskie groby, zgromadził na Cmentarzu Bajkowaprzedstawicieli polskiej społeczności naszego miasta, któ-rych zamierzeniem było porządkowanie grobów sław-nych Polaków pochowanych w zabytkowej części cmen-tarza i tych Nieznanych, których zaniedbane mogiłyświadczą o tym, że nie żyją już ich potomkowie...

Rzetelnie opracowano plan działania. Utworzonocztery grupy. Część stara (tak zwany stary polski sektor)przypadła w udziale grupie „Zgodowców” młodszegopokolenia. Przy kwaterze 114, gdzie spoczywają polegliw 1920 roku żołnierz Pierwszej Dywizji Piechoty im.Legionów Polskich, pracował zespół kierowany przezWiceprezesa „Zgody” Wandę Pawłową. „Górką Gó-reckiego” (w okolicy zniszczonej kaplicy) opiekowałasię grupa Rościsława Raczyńskiego. Czwarta grupa, naczele z Julią Ferencewą, porządkowała groby W. Ko-tarbińskiego, W. i E. Wysockich i innych.

Do porządkujących tradycyjnie dołączyła dziesięcio-osobowa grupa z Kijowskiej Polskiej Młodzieżowej Aso-cjacji „Młodzi i Kreatywni” (Prezes Łarysa Bułanowa).

W akcji wzięli również udział przedstawiciele filiimłodzieżowego stowarzyszenia miasta Dnipro – człon-kowie Kulturalno-Edukacyjnego Stowarzyszenia Polo-nistów „Krok Pierwszy”. A uczniowie Polskiej SzkołySobotniej przyszli nie tylko ze swoim kierownikiem –Łesią Jermak, lecz także z rodzicami. Na Cmentarz Baj-kowa przybyli również przedstawiciele Szkolnego Pun-ktu Konsultacyjnego przy Ambasadzie RP na Ukrainie.

Jak zawsze sumiennie podeszła do sprawy SwietłanaGenina – Dyrektor Biura Międzynarodowego Stowa-rzyszenia Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie. Wprzeddzień, celem skoordynowania działań, p. Swiet-łana spotkała się z Wandą Pawłową – kierownikiemsekcji opieki nad polską parcelą Cmentarza Bajkowaprzy KNKSP „Zgoda”, która pokazała na cmentarzumiejsca pochówku znanych osobistości.

W sobotnich pracach porządkowych wzięło udziałkierownictwo MSPPU i członkowie Zarządu. Trady-cyjnie w akcji na Cmentarzu Bajkowa uczestniczyliprzedstawiciele Ambasady i Konsulatu RP na Ukrai-nie, m.in. Zastępca Ambasadora RP na Ukrainie Mi-chał Giergoń i Konsul RP Radca Jacek Gocłowski.

Na zakończenie tej szlachetnej akcji Zastępca Am-basadora RP w Kijowie Michał Giergoń podziękowałjej uczestnikom za ofiarny trud.

Julia FERENCEWAWiceprezes KNKSP „Zgoda”

Rościsław RACZYŃSKICzłonek Zarządu Głównego ZPU

10 KRYNICA nr 102

WYDARZENIA

PORZĄDKUJEMY GROBY RODAKÓW

Zmęczeni, ale usatysfakcjonowani uczestnicy akcji porządkowania mogił na Cmentarzu Bajkowa

Page 13: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

1 listopada br., w dniu Wszystkich Świętych polskaspołeczność Kijowa, w tym przedstawiciele organizacjizrzeszających Polaków w strukturach Związku Polakówna Ukrainie i Federacji Organizacji Polskich na Ukrai-nie, uczniowie Kijowskiego Liceum Fizyczno-Mate-matycznego nr 145, wzięli udział w oficjalnych uro-czystościach zorganizowanych z tej okazji przez Am-basadę RP na Ukrainie, Ataszat Obrony i WydziałKonsularny w Kijowie, Instytut Polski, firmę „Plastics-Ukraina” i dyrekcję Państwowego Memoriału Histo-rycznego „Bykowniańskie groby”.

Pierwsze kwiaty i znicze złożono oraz odmówionomodlitwę przed odnowionym niedawno krzyżem upa-miętniającym miejsce egzekucji polskich powstańcówstyczniowych, więzionych przez carat w tzw. SkośnejKaponierze Twierdzy Kijowskiej.

Następnie oddano hołd ofiarom stalinowskiegoWielkiego Terroru, spoczywającym na Polskim Cmen-tarzu Wojennym i ukraińskiej części tego przeogrom-nego miejsca masowej zagłady w podkijowskiej Bykow-ni. Złożono wieńce, zapalono znicze, odmówionomodlitwę i uderzono w Katyński Dzwon Pamięci.

W przededniu dnia Wszystkich Świętych z inicja-tywy Stowarzyszenia „Zgoda” kijowscy Polacy uprząt-nęli groby zasłużonych rodaków i żołnierzy 5 i 6 PułkuPiechoty Pierwszej Dywizji Legionów Polskich, poleg-łych w walkach o Kijów w 1920 roku i spoczywającychdziś na Cmentarzu Bajkowa. Przedstawiciele Amba-sady na czele z Zastępcą Ambasadora Michałem Gier-goniem i delegacje towarzyszące złożyły wieniec przedświątecznie udekorowanym krzyżem dominującymnad kwaterą 114 poległych Bohaterów.

W czasie Mszy świętej, celebrowanej w południeprzed zrujnowaną kaplicą w polskiej dzielnicy cmen-tarza, wikariusz parafii św. Aleksandra w Kijowie ks.Michał Brankiewicz powiedział: „Ci, którzy oddawaliswe życie za polskość, za naród, za wiarę, byli to ludzie,którzy czynili to nie dla siebie, lecz dla przyszłych poko-leń, w tym i dla nas. To, że dziś celebrujemy Mszę święta,jest pewnym znakiem, że patriotyzm, tożsamość naro-dowa, polskość są bardzo silnie związane z religią, z wy-znaniem, z wiarą, która pomogła nam dzisiaj zebrać siętutaj razem i wspominać tych wspaniałych ludzi, którzyzłożyli tak wysoką ofiarę w imię wartości nadrzędnych”.

Informacja własna

KRYNICA nr 102 11

WYDARZENIA

ZAPALONO ZNICZE I POCHYLONO GŁOWY…

Na Cmentarzu Bajkowa, przed kwaterą, gdzie spoczywa 114 legionistów odmówiono modlitwę i w hołdzie pochylono głowy

Page 14: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

W dniach 8-9 listopada br. w Użhorodzie, które od2008 roku jest miastem partnerskim Krosna (woje-wództwo podkarpackie), odbywała się Międzynaro-dowa Impreza Literacka – KARPACKA WATRA2018.

Krosno i Polskę reprezentowało dwóch poetów –Marek Petrykowski i niżej podpisany. Mieliśmy okazjęzaprezentować w miejscowym teatrze nasze wierszeprzetłumaczone na język ukraiński przez Dorotę Ja-worską z Kijowa.

Oprócz znanych poetów z Ukrainy w impreziewzięli udział twórcy ze Słowacji, Czech, Polski i Węgier.

Na Użhorodzkim Narodowym Uniwersytecie zor-ganizowano niezwykle interesujące spotkanie z po-etami i ich twórczością.

Uczestnicy KARPACKIEJ WATRy 2018 złożylikwiaty pod pomnikiem Tarasa Szewczenki.

Impreza odbywała się pod patronatem Minister-stwa Kultury Ukrainy i Związku Poetów Ukrainy.

Wacław TUREK

12 KRYNICA nr 102

WYDARZENIA

POEZJA ŁĄCZY NARODY

Herb Użhorodu Herb Krosna

KARPACKA WATRA 2018. Na zdjęciu od lewej: Wacław Turek, Wiceminister Kultury Ukrainy Jurij Rybaczuk, Marek Petrykowski

Page 15: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

TEGO DNIA jak ziemia deszczu wyglądali nasiOjcowie. Przez długie 123 lata. O TEN DZIEŃ wal-czyli z bronią w ręku. Za TEN DZIEŃ składali w ofie-rze to co najdroższe – własne życie. Za TEN DZIEŃpłacili więzieniem i zesłaniem. W oczekiwaniu TEGODNIA jak skarb najdroższy chronili swoją wiarę, swójjęzyk, kulturę i tradycję. Przez długie 123 lata…

1 listopada 2018 roku w 100. rocznicę OdzyskaniaNiepodległości przez Rzeczpospolitą współcześni, któ-rym przyszło żyć i pracować w Kijowie: pracownicyAmbasady RP na Ukrainie, Wydziału KonsularnegoAmbasady RP w Kijowie, Attachatu Wojskowego iprzedstawiciele polskich organizacji polonijnych – god-nie uczcili tę Wspaniałą Datę.

Rankiem odmówiono modlitwę, złożono wieńce ikwiaty, zapalono znicze na mogile żołnierzy 1 DywizjiPiechoty Legionów. Pochylono głowy w hołdzie 114-tu dzielnym legionistom, którzy spoczęli tutaj, na ki-jowskim cmentarzu. Z dala od Ojczyzny…

Następnie uczestnicy uroczystości żałobnych naczele z JE Ambasadorem RP na Ukrainie Janem Piekłoudali się do Memoriału w Kijowie-Bykowni, by i tutaj

swoją obecnością, kwiatami i zapalonymi zniczami za-świadczyć: PAMIĘTAMy! Pamiętamy o Waszej ofie-rze złożonej na Ołtarzu Ojczyzny!

Kolejnym etapem pielgrzymki śladami bohaterstwaOjców była stołeczna konkatedra pw. św. Aleksandra,gdzie pod przewodnictwem JE biskupa Witalija Kry-wickiego została odprawiona uroczysta Msza święta wintencji Ojczyzny, po której odbył się wzruszający kon-cert.

Wieczorem w wypełnionym po brzegi KijowskimTeatrze Opery i Baletu im. Tarasa Szewczenki odbyłasię prapremiera spektaklu operowego „Powrót Manru”Ignacego Jana Paderewskiego.

Ten wyjątkowy dzień, DZIEŃ SETNEJ ROCZ-NICy ODZySKANIA NIEPODLEGŁOŚCI PRZEZRZECZPOSPOLITĄ POLSKĄ, zakończyło w Kijowieprzyjęcie wydane przez Ambasadora Nadzwyczajnego iPełnomocnego na Ukrainie Jana Piekło, podczas któ-rego wzniesiono toast za pomyślność Polski i Polaków.

Dorota JAWORSKAZdj. Glib Bakaliński

KRYNICA nr 102 13

WYDARZENIA

OJCOM NASZYM – W HOŁDZIE

Delegacja na czele z JE Ambasadorem RP na Ukrainie Janem Piekło złożyła wieniec na Cmentarzu Wojennym w Bykowni

Page 16: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

– Opuszczenie przez Wielką Brytanię UE oznaczafundamentalną zmianę dla polskich przedsiębiorstw.Najwięcej stracić mogą sektory: transportowy, moto-ryzacyjny, elektromaszynowy, mechaniczny i spożyw-czy – mówi Marcin Ociepa, wiceminister przedsię-biorczości i technologii, w rozmowie z Polską AgencjąPrasową. Jego zdaniem brexit może też zachęcić Pola-ków do powrotu do kraju.

– Co brexit może oznaczać dla polskich przedsiębior-ców?

Marcin Ociepa: Odpowiedzi na każde pytanie o bre-xit powinno się zaczynać od słów: to zależy. Na pewnobrexit oznacza zmianę – fundamentalną. Wszystko za-leży od tego, jaki scenariusz dojdzie do skutku. Jeśli mó-wimy o scenariuszu wyjścia miękkiego, czyli tzw. dealsettlement, to mówimy o tym, że Unia, w tym Polska,wypracuje warunki współpracy, które ustawią WielkąBrytanię w roli specjalnego partnera w UE. A jakie tobędą warunki – zobaczymy, zależy od negocjacji.

Jest też drugi scenariusz – tzw. no deal, który zakłada, że Wielka Brytania nieuchronnie 30 marca2019 r. przestanie być państwem członkowskim UEwraz ze wszystkimi tej sytuacji konsekwencjami. Wzwiązku z tym Wielka Brytania stanie się państwemtrzecim. Krajem, który nie jest już jedną częścią uniicelnej, unii gospodarczej, gdzie obowiązuje wspólnyrynek, swoboda przepływu towarów, usług czy osób.To ma bardzo konkretne wymierne skutki dla działal-ności gospodarczej.

– A jaka część polskiej gospodarki jest zaangażowanana rynku brytyjskim?

Marcin Ociepa: Wielka Brytania jest dzisiaj naszymtrzecim partnerem handlowym. To się na przestrzenilat zmieniało. Wielka Brytania rywalizuje tu z Repub-liką Czeską. To jest zawsze drugie albo trzecie miejsce– znaczące dla nas. Obroty – kiedy mówimy o ekspor-cie polskich firm na Wyspy – to są kwoty przekracza-jące 13 mln euro, czyli prawie 60 mln zł. To bardzoznaczące środki finansowe i bardzo znaczący udział weksporcie.

– Co powinni zawczasu zrobić polscy przedsiębiorcy,jak się powinni do brexitu przygotować? Czasu jest mało.

Marcin Ociepa: Jest bardzo mało czasu, a kolejneetapy wyjścia z UE będą następować po sobie w nie-wielkich odcinkach czasowych. Bardzo późno do-wiemy się, czy będzie porozumienie, czy go nie będzie.

Przedsiębiorcy powinni sobie zadać trzy podsta-wowe pytania dotyczące kwestii: ceł; pozwoleń, certy-fikatów; miejsca w łańcuchu dostaw. Jednym słowem,wychodzimy z unii celnej i będą cła na różne towary, wróżnych branżach różne. Trzeba mieć tego świadomośći te kwestie śledzić. Jakie one będą, zależy czy będziemymieli scenariusz wyjścia miękkiego (deal scenario) czytwardego (no deal scenario).

Druga kwestia to certyfikaty, pozwolenia, akredy-tacje, czyli cała masa dokumentów unijnych, które wUE są jednolite, ale po wyjściu Wielkiej Brytanii wwielu obszarach trzeba będzie na nowo się starać o róż-nego rodzaju pozwolenia, certyfikaty, które są wyda-wane przez wiele instytucji brytyjskich. Bez tychdodatkowych dokumentów nie będzie możliwe pro-wadzenie działalności gospodarczej w partnerstwiehandlowym z podmiotami z Wielkiej Brytanii.

Trzeci aspekt to łańcuch dostaw. Fundamentalnepytanie, które sobie powinien zadać polski przedsię-biorca to: czy ja handluję z Wielką Brytanią, czy mampartnerów handlowych w Wielkiej Brytanii. Wbrewpozorom nie jest to wcale proste pytanie. Być możejacyś polscy przedsiębiorcy mają swoich partnerów wNiemczech, we Francji, w Czechach, ale są tylko do-stawcami produktów albo półproduktów, które tamdocierają, ale składają się na zupełnie inną całość. Czylina samym końcu tego łańcucha dostaw może byćWielka Brytania. Brexit na pewno zerwie ileś łańcu-chów dostaw i polski przedsiębiorca może nie miećbezpośrednich relacji z partnerem brytyjskim, ale jeżelizostanie zerwany łańcuch dostaw, prawdopodobnie tekontrakty, które miał z partnerem niemieckim, fran-cuskim czy czeskim mogą zostać też zerwane. Polscyprzedsiębiorcy powinni mieć tego świadomość.

– Który sektor może ucierpieć najbardziej w wynikubrexitu?

Marcin Ociepa: Sektor transportowy – kiedy mó-wimy o usługach. Kiedy mówimy o towarach – sektormotoryzacyjny, który ma największe znaczenie w obro-tach handlowych, ale także elektromaszynowy, mecha-

14 KRYNICA nr 102

GOSPODARKA

BREXIT CORAZ BLIŻEJ

Które firmy z Polski ucierpią najbardziej

Page 17: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

niczny, spożywczy. Jednak nie chciałbym mówić, że tesektory na sto procent najbardziej ucierpią. Bo w nie-których tych obszarach być może dojdzie do porozu-mienia, które będzie korzystne dla polskich przedsię-biorców. Trzeba to śledzić.

Największy wolumen firm i obrotów handlowychjest w tych sektorach, które wymieniłem. Więc w spo-sób szczególny należy zachować czujność. Jeśli mó-wimy o usługach transportowych, to polskie organi-zacje pracodawców zrzeszające firmy transportowe,które są obecne na rynku brytyjskim, na szczęście sąbardzo dobrze zorganizowane. Od wielu miesięcy biorąudział nie tylko w konsultacjach, spotkaniach, któreorganizujemy od dwóch lat w resorcie przedsiębior-czości i technologii, a wcześniej rozwoju, ale same or-ganizują konferencje, wydają publikacje, które mająuczulić pracodawców na brexit i to, z czym będzie sięon wiązał. Ta branża jest nastawiona na czujność, jeślichodzi o konsekwencje brexitu i warto postawić ją zawzór innym branżom.

– Czyli brexit jest groźny dla polskich firm transpor-towych. Nawet jeśli będzie porozumienie?

Marcin Ociepa: Polski rząd nie jest tu w stanie za-stąpić przedsiębiorcy, bo mówimy o potężnej skali gos-podarki: o wszystkich sektorach, o firmach mikro, ma-łych, średnich i dużych. Mówimy wreszcie o tych, któ-rzy są w łańcuchu dostaw bezpośrednio związanym zWielką Brytanią, ale też o tych, którzy pośrednio.

Na samym końcu jest przedsiębiorca, który musizweryfikować prowadzenie działalności gospodarczej,być może zrezygnować. Może cła sprawią, że będziemusiał zmienić profil swojej firmy, rynek. To niesiefundamentalne zmiany. Tę pracę musi wykonać samprzedsiębiorca. Ale nasze ministerstwo wspólnie zMSZ, a także każdy polski minister, będzie zaangażo-wane w to, żeby pomóc przedsiębiorcom.

– A czy są branże, które mogą obrócić brexit na nasząkorzyść?

Marcin Ociepa: Brexit oznacza zmianę, ale nieko-niecznie katastrofę. Gospodarka, rynek nie znosi próż-ni. Pytanie, jak będziemy mogli z tego skorzystać, jakzarobić na brexicie – szukamy takich dróg. Choć uwa-żamy brexit za złą decyzję – i dla Wielkiej Brytanii, idla UE – to szanujemy decyzję, którą Brytyjczycy pod-jęli.

Jest grupa firm, która się będzie przenosić z Wiel-kiej Brytanii, żeby być w państwie członkowskim UE.Warszawa jest otwarta na tego typu inwestycje, nanowe podmioty gospodarcze, które zapraszamy – np.

instytucje finansowe. Dzisiaj rynek fintech w Polsce jestczołowy, jeśli idzie o UE. Nie mamy się czego wsty-dzić. Ekosystem prawny, który został przez nas przy-gotowany: strefy ekonomiczne, Konstytucja Biznesu,Konstytucja Nauki – premiują inwestycje, współpracęświata biznesu i nauki, a to może przyciągnąć nowychinwestorów, którzy chcą się przenieść z Wysp Brytyj-skich.

To zmieni też pewne łańcuchy dostaw, branże – wkilku obszarach, ale to wciąż jest wielką niewiadomą.Na pewno ważne jest nastawienie, że zmiana nie musioznaczać katastrofy. Ona po porostu oznacza noweotwarcie i powinniśmy być na to gotowi.

– Jak brexit odbije się na Polakach, którzy mieszkają,uczą się, pracują, prowadzą firmy w Wielkiej Brytanii?

Marcin Ociepa: To ciągle nie jest zamknięty obszarnegocjacyjny. Brytyjczykom zależy na tym, żeby Polacypozostali na Wyspach Brytyjskich. Tu mamy trochękonflikt interesów. My jako rząd chcemy stworzyć takiewarunki w Polsce, które będą zachęcały do powrotów,my zachęcamy naszych rodaków do powrotu, do za-kładania tutaj działalności gospodarczej.

Rządowi brytyjskiemu zależy na tym, żeby Polacyzostali na Wyspach, żeby tam prowadzili działalnośćgospodarczą, żeby tam zakładali rodziny. To oznacza, żePolacy powinni być postawieni w dość komfortowejsytuacji. To znaczy, że o nich zabiegają i politycy Wiel-kiej Brytanii i w sposób szczególny politycy w Polsce.W związku z tym myślę, że nikt nie będzie tworzył ta-kich niekorzystnych warunków, które mogłyby ichzniechęcać do pozostawania tam. Chociaż część z nichmoże chcieć wrócić do Polski.

Brexit może być pewnym impulsem do takiej de-cyzji. Nawet jeśli nie ma to racjonalnego związku z sy-tuacją ekonomiczną danego rodaka, ale może byćbodźcem, powiedziałbym, emocjonalno-politycznym,który może go do tego popchnąć.

Źródło: Wypowiedź dla PAP i publikacja w Google

KRYNICA nr 102 15

GOSPODARKA

Page 18: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Wielki grecki filozof Platon (427-347 przed Chrys-tusem) był jednym z pierwszych uczonych, który wziąłpod przysłowiową lupę temat picia, pijaństwa, alko-holizmu. Przy czym, jak przystało na człowieka obda-rzonego niepospolitym rozumem, potrafił spostrzegaćto zjawisko jako złożone, mające zarówno skompliko-waną etiologię, jak i niejednoznaczne skutki. W pierw-szej księdze „Praw” filozof mówił: „Uczucia przyjem-ności, przykrości, gniewu, pożądania miłosnego stają sięgwałtowniejsze pod wpływem wina. A spostrzeżenia zmy-słowe, pamięć, zdolność myślenia i rozumowania raczejzawodzą tego, kto się upije... Popada tedy w taki standuszy, w jakim się znajdował, gdy był małym dzieckiem...Toteż jest wtedy chyba najmniej zdolny opanować samegosiebie... A o kimś takim powiadamy, że to bardzo lichyczłowiek. [...] Ten, kto pije wino, staje się natychmiast owiele pogodniejszy, niż był poprzednio, i im obficiej sięnim raczy, tym jest pełniejszy coraz lepszych nadziei i pew-niejszy swej mocy... W końcu sam sobie wydaje się mędr-cem i wzbiera w nim uczucie bezwzględnej swobody iniezależności, tak iż żadnego nie doznaje strachu i gotówjest bez wahania mówić wszystko, co mu przyjdzie dogłowy, a także czynić... W tych więc okolicznościach, wktórych popadamy w taki nastrój, że stajemy się zanadtozuchwali i butni, trzeba by szczególnie, jak się zdaje, ćwi-czyć się w zwalczaniu bezczelności i buty, i lękać się wciążi mieć na baczności, żeby nie powiedzieć, nie doznać i nieuczynić czegoś haniebnego. [...] Każda rzecz okaże sięczymś złym, gdy nie będzie się odbywać pod okiem trzeź-wego przełożonego i zwierzchnika. Pijany sternik i każdy,kto kieruje czymkolwiek, gubi wszystko doszczętnie, czyto będą statki, czy wozy, czy armia, czy co by tam jeszczepozostawało pod jego kierownictwem.”

W drugiej księdze „Praw” Platon powiada, że „bo-gowie ulitowali się nad rodzajem ludzkim skazanym znatury na trud i mozoły i jako odetchnienie po trudachustanowili dla ludzi święta obchodzone na przemian kuich czci, dając im, ażeby się podźwignęli, Muzy z Apolli-nem na czele oraz Dionizosa za towarzyszy i darząc po-krzepieniem podczas tych uroczystości, które z bogamiświęcą pospołu.” Racząc się m.in. nie w ostatniej kolej-ności dobrym winkiem.

Jeśli chodzi o zwyczaj wspólnego biesiadowania oby-wateli przy winie, zwyczaj bardzo, zdaniem Platona, po-żyteczny, to powinien on być ograniczony ścisłymi prze-

pisami prawa. Czytamy więc w wyżej cytowanym dzie-le: „Jeżeli ten zwyczaj, o którym mówimy, uprawiać się bę-dzie w jakimś państwie ze zrozumieniem jego wagi,zgodnie z prawami i wyznaczonym porządkiem, jako ćwi-czenie w zachowywaniu umiaru, i jeżeli tak samo i wed-ług tej samej zasady stronić się nie będzie, również i odinnych przyjemności, ale znajdzie się sposób, ażeby nadnimi panować, to można owszem używać wtedy wszelkichtakich przyjemności. Jeżeliby jednak wchodzić tu miała wgrę tylko pusta zabawa i wolno by było każdemu, kto chce,kiedy chce i z kim chce, pić i co by tam było jeszcze innegouprawiać przy tym, to nie głosowałbym bynajmniej zatym, żeby w państwie pozwalano sobie na upijanie się iżeby w ogóle na to pozwalał sobie taki ktoś.”

Powiada też mądry Grek, że powinien prawodawcazabronić używania wina wojsku będącemu w trakciewyprawy wojennej, rolnikom pracującym w polu, nie-wolnicom i niewolnikom w miastach. I dalej: „żebyurzędujące władze w ciągu roku urzędowania, sternicy isędziowie podczas sprawowania swych czynności nie uży-wali wina zupełnie, ani ten, kto się udaje na ważniejszeobrady i nikt w ogóle za dnia, chyba że dla pokrzepieniasił lub z powodu choroby, ani też w nocy, jeżeli chce ktośwtedy płodzić dzieci, mężczyzna czy niewiasta. I możnaby tu wyliczyć jeszcze całe mnóstwo okoliczności, kiedy niepowinni pić wina ludzie, którzy mają rozum i dobreprawa. Toteż państwo nie potrzebuje wcale posiadać wielewinnic i jeżeliby miało być ustalone, co należy wytwarzaćna roli, i miałby być ujęty w normy cały sposób życia i od-żywiania się w państwie, to uprawa wina bodaj najbar-dziej umiarkowane i skromne zajmowałaby miejsce”...

Także późniejsi mędrcy nie pomijali milczeniemtego „drażliwego” tematu. Na przykład filozof i poetarzymski Tytus Lukrecjusz Carus (96-55 p.n.e.) w dziele„O naturze rzeczy” powiada:

„Kiedy człowieka przeniknieTęga moc wina i jego żar się rozleje po żyłach,Wnet członki stają się ciężkie, nogi się plączą

i chwieją,Zamiast języka masz kołek, myśl ci się gmatwa

pijana,Oczy mętnieją, na przemian wrzeszczysz,

złorzeczysz i szlochasz,Słowem, to wszystko się zdarza”...

16 KRYNICA nr 102

POSTACI

LIBERIUSZ DARKSZEWICZ

W TROSCE O ZDROWIE CZŁOWIEKA

Page 19: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

KRYNICA nr 102 17

POSTACI

Page 20: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Wcale surowo oceniał spożywanie napojów wysko-kowych jeden z wielkich Nauczycieli Kościoła Katolic-kiego Tomasz z Akwinu (1225–1274), który w pom-nikowym dziele „Suma teologiczna” pisał: „Pijaństwomożna pojmować dwojako. Może więc oznaczać upiciesię, czyli następstwo nadmiernego wypicia wina, powo-dującego nieprzytomność umysłu. W tym wypadku pijań-stwo nie oznacza winy, lecz kalectwo, które ma charakterkary, jako następstwo upadku. Pijaństwo może jednaktakże oznaczać czynność, przez którą ktoś popada w ka-lectwo upicia się. Czynność ta może spowodować upiciesię dwojako. Albo z powodu zbytniej mocy wina, o czympijący może nie wiedzieć. Tutaj upicie się może nie byćgrzechem, zwłaszcza, jeśli pijący nie zawinił niedbal-stwem; należy wierzyć, że w ten sposób upił się Noe [...].Albo z powodu zbytniego pożądania i użycia wina; takiepijaństwo jest grzechem [...]. Pijący, który nie był świa-domy mocy wina, nie jest winien grzechu. Podobnie niepoczytuje się za grzech zapraszającemu kogoś do picia, jeślinie zdawał sobie sprawy z tego, że pijący ma słabą głowęi daną mu ilością upija się. Jeśli jednak zachodziła świa-domość u obu, obaj nie są wolni od grzechu”.

I może warto zaznaczyć, że niemałym zaintereso-waniem ten temat cieszył się także w obrębie innychliteratur i filozofii.

Buddyzm np. i jego mongolska odmiana lamaizmkategorycznie zakazują picia alkoholu w celach roz-rywkowych czy pocieszających (konsolacyjnych), do-puszczając jego umiarkowane stosowanie wyłącznie wcelach leczniczych.

Klasyczne dzieło tradycyjnej medycyny tybetańskiej„Dżud-szi” określa jako „wino” wszystkie napoje spi-rytusowe od piwa do wódki (robionej z jęczmienia lubpszenicy). Gatunki wina są przez lekarzy Tybetu podwzględem smaku dzielone na przyjemne, kwaśne igorzkie, a pod względem właściwości na ostre, gorące,grube i szybko wsysane. Napoje tego rodzaju mają sze-reg pozytywnych stron: po pierwsze, korzystnie od-działywują na funkcje jelit i żołądka, podnoszą w nichciepło i działają rozwalniająco; po drugie, usprawniająfunkcję płuc, wątroby i serca; po trzecie, oczyszczająkrew; po czwarte, „zwiększają sen i czynią umysł byst-rym”. Po tych stwierdzeniach w księdze „Dżud-szi” czy-tamy następujące zdania: „Wino, wypite w nadmiarze,zmienia usposobienie, pozbawia rozsądku i wstydu. Dzia-łanie wina ma trzy okresy: w pierwszym okresie zamro-czenia alkoholowego traci się rozum i wstyd, ale się usiłujezachować spokój i się wyobraża, że się mówi mądre iprawdziwe rzeczy; w drugim okresie ludzie stają się po-

dobni do wściekłych słoni, dokonują czynów amoralnychi szalonych; w trzecim okresie traci się przytomność, padajak snop, i nic nie może się przypomnieć ”.

***

Powstaje jednak naturalne pytanie; skoro picie jesttakim złem, dlaczego ludzie – i nie tylko ludzie – takzapamiętale kochają się w spożywaniu spirytualiów i wogóle środków odurzających?

Za alkoholem przecież przepadają nie tylko osob-nicy należący do gatunku „Homo sapiens”, ale też inneistoty ożywione. Jeszcze w XIX wieku brytyjski uczonyTutt ustalił, że samce motyli manifestują skłonność dopijaństwa podczas spijania nektaru tych właśnie kwia-tów, które zawierają najwięcej alkoholu fizjologicznego.Podczas gdy samiczki zaspakajają pragnienie pijąc rosę,samce łapczywie rzucają się na kropelki wina, likieruczy nawet wódki, jeśli pokropić nimi podłogę labora-torium. Gdy motyle podpiją, długo pozostają w staniebezruchu, widocznie ciesząc się ze stanu „nieważkości”.Psy i konie chętnie popijają piwo, małpy zaś prócz tegomogą zagustować także w wódce. Lubią alkohole kozy,świnie, szczury, myszy, a nawet kury. Po upiciu sięzwierzęta zachowują się podobnie do ludzi: stają sięnieodpowiedzialne i gadatliwe, ruchliwe i nieostrożne,wesołe i nieobliczalne. Gdy komuś dokucza szczególniesprytny i złośliwy szczur, można go „obezwładnić” dys-kretnie podstawiając nieduży talerzyk z alkoholem; pospożyciu środka odurzającego zwierzątko kompletniezatraci ostrożność, wyjdzie z kryjówki i da się bez truduzłapać lub zabić...

I o to właśnie chodzi: endorfina, związek chemicznystanowiący część składową alkoholi, wywiera działanieeuforyzujące i to właśnie uzależnia wielu ludzi od na-pojów, dających chwilę wytchnienia i radości. Lecz na-leży pamiętać, iż stan euforyczny trwa w najlepszymrazie kilka godzin, po nim zaś następuje stan głębokiejdepresji poalkoholowej, powodujący tak wielkie, wręczegzystencjalne cierpienie, że wiele osób w tym właśniestanie postanawia odebrać sobie życie. Większość próbsamobójczych jest podejmowana w stanie depresji al-koholowej; że już pominiemy w tym miejscu okolicz-ność, iż spożywanie alkoholu nadwyręża zdrowie,„spala” energię witalną, odbiera inicjatywę życiową,ogłupia, pozbawia wstydu i sumienia.

***

Ludzie traktowali nieraz wino w kategoriach meta-fizycznych, a metafizykę – w winnych. Bardzo ciekawie

18 KRYNICA nr 102

POSTACI

Page 21: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

wypowiadał się też Ibn Al-Farid (1171–1234), któryw kasydzie „Wino mistyczne” wywodził:

„Pijem wino kochance na cześć.Nim zasiany był winograd,tym winem duch nasz był pijany.Czarą księżyc – A trunkiem jest nam tarcza słońca,którą otacza opar miłego miesiąca.Sto gwiazd ujrzysz, gdy wino pieni się w szklanicy.Gdyby nie jego zapach,Nigdy bym nie znalazł piwnicy,gdzie ukryte.I gdyby nie jego blask złoty,nikt by jego nie wyśnił istoty.

.............................................

Wesela nie ma w życiu,kto trzeźwości synem;Głupiec ten, co umieranie pijany winem.Niech płacze nad swym losem,komu żywot minie,Nigdy ust nie zmaczawszyw tym rozkosznym winie.”

Jak wykładają interpretatorzy, pod „winem” po-winno się w tym przypadku rozumieć wiarę w Bogalub po prostu Boga. Wiersz zresztą jest piękny, nawetjeśli nie zna się wszystkich jego interpretacji.

A już w zaiste boski sposób gloryfikował wino ge-nialny Omar Chajjam.

***

W czasach nowożytnych na temat wina i skutkówjego używania wypowiadali się już nie tylko poeci, fi-lozofowie, ale też przede wszystkim naukowcy, lekarze;choć przyznać wypada, że te wypowiedzi rzadko były ibywają zupełnie jednoznaczne. Tak np. wybitny rosyj-ski pisarz i znakomity lekarz w jednej osobie AntoniCzechow pisał: „Nałogowy pijak rozprawiający o po-trzebie prohibicji, bardziej zasługuje na zaufanie niżprzyzwoity młody człowiek, który przez całe życie nie piłnic oprócz mleka i lemoniady”. Antoni Czechow byłprzenikliwym psychologiem i wiedział, co mówił, choćprzecież z drugiej strony jego poglądy nie mogły niebyć warunkowane także przez realia kraju, w którymmieszkał. Jeśli wierzyć obliczeniom profesora Ugłowa zUniwersytetu Nowosybirskiego, w 1905 roku w Rosjiwypijano 3,5 litra czystego alkoholu na osobę w skali

rocznej; w 1913 roku – 4,6 litra. W 1914 roku wpro-wadzono w tym kraju prohibicję, która została znie-siona dopiero w 1925 roku, po śmierci WłodzimierzaLenina. W 1926 roku spożywano tu 0,6 litra alkoholuna osobę rocznie, w 1940 roku – 1,9 litra, w 1952 roku– 1,9 litra, w 1983 roku – 20 litrów, co mniej więcej2,5 razy przewyższa przeciętny poziom światowy. W1980 roku każdy mieszkaniec ZSRR wypijał rocznie60 butelek wódki, a 40 mln osób (co siódmego miesz-kańca kraju!) klasyfikowano jako alkoholików. Na sku-tek tego w 1983 roku 3,5 procent dzieci, które urodziłysię w ZSRR, miały ciężkie defekty psychosomatyczne,a 13 procent – wady średniej ciężkości. Liczba szkółdla debili rodzących się w pijących rodzinach w latach1960–1985 wzrosła przeciętnie ponad dziesięciokrot-nie. Ponieważ 30 procent wypitego alkoholu absorbująkomórki nerwowe, po czterdziestce u pijaków rozwijasię demencja starcza. O ile dochód od sprzedaży alko-holu wynosił rocznie około 40 miliardów dolarów, otyle straty – 150 miliardów. 40 procent budżetu mi-nisterstwa zdrowia pochłaniała kuracja alkoholików; a90 procent przestępstw popełniano w stanie nietrzeź-wym. W końcu organiczna głupota sięgnęła tak głę-boko i wysoko, że w latach 1990/91 Związek Radzieckiuległ samodestrukcji, został „zdemontowany” przezwłasnych rozpijaczonych władców.

***

Jednym z najznakomitszych reprezentantów alko-hologii swego czasu był w Europie Liberiusz (Liwerij)Darkszewicz, urodzony 17 lipca 1858 roku w Jaro-sławlu, a zmarły 28 marca 1925 roku w Moskwie. Po-chodził z polskiej rodziny kresowej herbu „Lubicz”. Byłwybitnym neuropatologiem i neurohistologiem o sze-rokich zainteresowaniach badawczych.

W 1882 ukończył Uniwersytet Moskiewski; w1888 obronił rozprawę doktorską z zakresu neurooku-listyki i został zatrudniony na tymże uniwersytecie wcharakterze docenta prywatnego. Od 1892 r. do 1917 r.był profesorem katedry schorzeń psychicznych Uni-wersytetu Kazańskiego, gdzie kierował katedrą choróbnerwowych i gdzie też zorganizował klinikę tychżeschorzeń oraz pierwszą w Rosji lecznicę dla osób cier-piących na alkoholizm. Od 1917 r. pełnił funkcję pro-fesora Nowo-Jekatierininskiego Szpitala i dyrektoraŻeńskiego Instytutu Medycznego w Moskwie. Był au-torem oryginalnych prac z dziedziny anatomii i histo-logii systemu nerwowego. Jako pierwszy opisał jądrotylnego spojenia mózgu pod przednim kresomózgo-

KRYNICA nr 102 19

POSTACI

Page 22: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

wiem (tzw. jądro Darkszewicza). Badając zmianywsteczne w obwodowym systemie nerwowym odkryłna odcinku centralnym struktury, które wcale zasad-nie można nazwać „ciałkami Darkszewicza”. Stworzyłschemat włókiem nerwu źrenicowego. W szeregu arty-kułów Darkszewicz dowodził, że uwiąd rdzenia (tabes)stanowi kiłowe schorzenie systemu nerwowego.Uczony jako jeden z pierwszych badał zjawisko zanikumięśni przy schorzeniach reumatycznych. Został teżautorem pierwszego rosyjskiego podręcznika choróbnerwowych.

Do jego najbardziej znanych publikacji należą m.in.książki: „O prowodnikie swietowogo razdrażenija ssietczatoj obołoczki głaza na głazodwigatielnyj nierw”(Moskwa 1887); „O tak nazywajemom retrogradnompierierożdienii peryferyczeskich nierwnych wołokon”(Moskwa 1897); „Rol ziemskogo wracza w borbie s na-rodnym ałkogolizmom” (Petersburg 1900). W 1904roku w Kazaniu ukazał się jego trzytomowy kapitalnypodręcznik akademicki z zakresu chorób nerwowych.Prócz licznych artykułów na tematy szczególne, rozsia-nych w periodykach rosyjskich, niemieckich, francu-skich, angielskich, Darkszewicz wydał m.in. rozprawy„O doniosłości nauki pisania w szkole lewą ręką z me-dycznego punktu widzenia”, „Koordynacja ruchów”,„Wylew krwi do mózgu”, „Paraliż”, „Przemęczenie”,„Neuroza traumatyczna”.

Szereg publikacji w fachowych periodykach profe-sor Liberiusz Darkszewicz poświęcił zagadnieniom al-

koholizmu, rozpatrując je w szerokim kontekście so-cjalnym i biologicznym. W tekstach tego uczonegoznajduje się mnóstwo interesujących faktów, obserwa-cji i idei. Liberiusz Darkszewicz wskazywał m.in. napowiązanie picia alkoholu z utratą zdrowia zarównopsychicznego, jak i fizycznego, szczególnie jeśli zaczynasię używać tej trucizny w wieku młodym. Dorosły za-pada na uzależnienie alkoholiczne w ciągu 15 lat picia,a dziecko w ciągu zaledwie 3-4. Jak każda inna od-miana narkomanii, alkoholizm jest nieuleczalny: 90procent kurujących się powraca do nałogu w ciągu jed-nego roku, reszta – w ciągu trzech lat.

Przeciętnie w świecie udaje się wyleczyć od narko-manii tylko 7-8 procent chorych, ponieważ to scho-rzenie ma charakter biologiczny. Nauczyciele w szko-łach często narzekają na zachowanie poszczególnychuczniów, którzy nie potrafią się uspokoić, skupić nanauce, kontrolować własne ruchy i odruchy. Taki uczeńpotrafi skoncentrować się nie dłużej niż na dwie-trzyminuty, ma krótką pamięć i cierpi na tzw. deficytuwagi. Przeważnie są to chłopcy wyróżniający się da-leko posuniętym brakiem skupienia i pilności. Nau-czyciele często gniewają się na nich, usiłują „oddzia-ływać” poprzez prośby, perswazje, naciski lub kary. Alebez skutku. Wpadają więc w stan prostracji, gdy widzą,że żadne ich wysiłki nie dają długotrwałych pozytyw-nych skutków, że uczeń, w którego wychowanie wło-żono tyle wysiłku, nie tylko nie poprawia się, lecz zbiegiem czasu staje się coraz „gorszy”. Ta rozpacz pe-

20 KRYNICA nr 102

POSTACI

Liberiusz Darkszewicz. Życiorys

Lekarz neurolog i psychiatra, działacz społeczny, obok Biechtieriewa jeden z twórców Kazańskiej SzkołyNeurologicznej. Autor pierwszego rosyjskiego podręcznika neurologii, odkrywca jądra spoidła nadwzgórzo-wego (jądra Darkszewicza).

Urodził się 17 lipca 1858 roku w rodzinie lekarza wojskowego. Jego ojciec, Józef Darkszewicz, syn Józefa,ukończył studia lekarskie jako stypendysta rządowy na Akademii Medyko-Chirurgicznej w Wilnie w 1837roku ze stopniem lekarza drugiej klasy; następnie był lekarzem batalionowym w Astrachańskim Pułku Kara-binierów; w 1869 roku miał stopień sztabslekarza i rangę radcy kolegialnego, a od 1886 rokurzeczywistegoradcy stanu.

Liberiusz Darkszewicz w 1877 roku został absolwentem 5. Moskiewskiego Gimnazjum. Studiował me-dycynę na Uniwersytecie Moskiewskim od 1877 do 1882 roku. Jego nauczycielami byli Babuchin, Zernow,Polunin, Basow, Sklifosowski, Zacharin i Kożewnikow. Pod wpływem tego ostatniego Darkszewicz zdecydo-wał się specjalizować w neurologii. Od 1883 do 1887 roku uzupełniał studia w europejskich klinikach, m.in.u Goltza w Instytucie Fizjologii Uniwersytetu w Strasburgu, laboratoriach neuroanatomicznych Meynerta wWiedniu i Flechsiga w Lipsku, u Munka i Westphala w Berlinie, i w klinice neurologicznej Charcota w pa-ryskim szpitalu Salpêtrière.

Po powrocie do Rosji 29 lutego 1878 roku habilitował się pod kierunkiem Kożewnikowa na podstawiepracy „О проводнике светового раздражения с сетчатой оболочки глаза на глазодвигательный нерв”. Po

Page 23: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

dagogów jest jednak równie bezpodstawna i bezsen-sowna, jak wcześniejsza nadzieja na to, że uda się na-prawić naturę i zmienić na lepsze to, czego zmienić sięnie da. Chodzi bowiem o to, że syndrom braku uwagistanowi organiczną dysfunkcję mózgu, powstającą naj-częściej w okresie prenatalnym, gdy ciężarna kobietapali papierosy lub spożywa alkohol. Powstałe wówczaszmiany patologiczne w mózgu płodu są nieuleczalne iprzejawiają się w życiu już urodzonego dziecka najczę-ściej jako tzw. wrodzone wady wzroku, krótka pamięć,brak siły woli, niezdolność do samodzielnego myśleniai – przede wszystkim – niemożliwość dłuższego sku-pienia swej uwagi i wysiłku na jakiejkolwiek racjonal-nej działalności. Są to cechy zdeterminowane przezwady organiczne i nie da się ich zmienić, a tym bar-dziej zlikwidować, przez oddziaływania wychowawcze.I właśnie te dzieci, będące ofiarami głupoty własnychmatek, są najpewniejszymi kandydatami na narkoma-nów (w tym nikotynomanów) oraz na alkoholików,gdyż właśnie one – na skutek osłabionego od urodze-nia układu nerwowego – uzależniają się od używek jużpodczas pierwszego z nimi kontaktu. Są to z reguły lu-dzie straceni dla siebie i dla społeczeństwa, których ura-tować przy najlepszych nawet chęciach udaje się tylkow niewielu przypadkach, gdyż nie tylko ich mózg zos-tał w okresie prenatalnym uszkodzony, ale na domiarzłego zostali oni w tymże okresie, także wbrew swejwoli, uzależnieni w łonie matki od środków odurzają-

cych. I z tym uzależnieniem rozpoczynają własne życie,ponosząc surową karę za nie swoją winę, jak to wyrażaanonimowy wierszyk z Wileńszczyzny:

Jeśli palą tytoń matki,Krótką pamięć mają dziatki.Gdy zaś piją ich ojcowie,Mają dziatki pusto w głowie.

Już dawna historia dostarczała faktów godnychszczegółowego zastanowienia. Wiadomo, że Świątyniaw Delfach, powstała około 1600 r. p.n.e., poświęconazostała bogini Ziemi – Gai. Legenda głosi, że Apollo,syn Zeusa, zawładnął sanktuarium, zabijając smoka-węża Pytona i przejmując wieszczkę Pytię, która odtamtej pory przekazywała jego wolę, snując w eksta-tycznym uniesieniu swoje przepowiednie. Gaja nieprzestała interesować się swoją służką. Gazy wydoby-wające się z ziemi były bowiem przyczyną niezwykłegostanu kapłanki. Etylen, wydostający się ze szczelin po-wstałych w wyniku ruchów tektonicznych, był przy-czyną delirycznych uniesień Pytii. Siedziała ona natrójnogu w odosobnionym pomieszczeniu świątyni,wdychając opary unoszące się ze szczeliny w ziemi lubunoszące się nad wodami z pobliskich źródeł – tak opi-sywali wyrocznię starożytni pisarze, między innymi Aj-schylos. Plutarch pierwszy głosił, że opary wdychaneprzez Pytię były zjawiskiem geologicznym. Wyjaśnieniewydawało się prawdopodobne, ponieważ w rejonie Za-toki Korynckiej, w pobliżu której leżą Delfy, jest wiele

KRYNICA nr 102 21

POSTACI

śmierci Dmitrija Skałozubowa w 1892 roku objął katedrę neurologii Carskiego Uniwersytetu Kazańskiego,na której pozostał do 1917 roku. W tym czasie założył sześciołóżkową klinikę neurologiczną i laboratorium.Jako pierwszy w Rosji założył klinikę dla alkoholików.

Razem z Biechtieriewem Darkszewicz założył w 1893 roku jedno z pierwszych towarzystw naukowych wKazaniu, Stowarzyszenie Neurologów i Psychiatrów (Общество невропатологов и психиатров). Był pierw-szym redaktorem naczelnym „Kazanskiego Medicinskijego Żurnała” („Казанский медицинский журнал”),wydawanego do dziś. Założył w Kazaniu towarzystwo trzeźwości. Z jego szkoły neurologicznej wyszli Emdin,Faworski, Perwuszin, Osokin i inni.

W 1917 roku został powołany na katedrę chorób neurologicznych I Uniwersytetu Moskiewskiego. W1922 roku był jednym z lekarzy konsultujących śmiertelnie chorego Lenina.

W ostatnich dwóch latach życia ciężko chorował i był przykuty do łóżka. Zmarł z powodu uogólnionejmiażdżycy i mocznicy w Moskwie, 28 marca 1925 roku. Pochowany jest na Cmentarzu Nowodziewiczym.Wspomnienia pośmiertne napisali Emdin, Tarasewicz i Grinsztejn.

W 1976 roku ukazała się biografia Darkszewicza autorstwa Jakowa Popieljanskiego. 6 grudnia 2002 rokuna elewacji Głównego Wojskowego Szpitala Klinicznego im. N.N. Burdenki w Moskwie umieszczono pa-miątkowe tablice, honorujące Darkszewicza i Jewgienija Seppa. Okolicznościowe publikacje ukazały się w100. rocznicę urodzin Darkszewicza.

Był autorem ponad 60 prac naukowych. Jego nazwisko wiąże się do dziś z opisanym przez niego w arty-kule z 1889 roku jądrem spoidła nadwzgórzowego (jądro Darkszewicza, ang. nucleus of Darkschewitsch). Dark-

Page 24: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

uskoków tektonicznych. Kiedy jednak archeolodzy od-kopali świątynię w drugiej połowie XIX wieku, nie zna-leźli żadnego pęknięcia gruntu ani też śladu wydo-bywających się z ziemi gazów. Uznali więc, że twier-dzenia Plutarcha były kolejnym mitem dotyczącym sta-rożytnego świata.

Część badaczy była zdania, że miejsca, z któregowydobywały się gazy, nie należy szukać w samej świą-tyni Apollina, lecz w jej okolicy. Inni myśleli o źródleKastalia, gdzie starożytni dokonywali ablucji przed wej-ściem do świątyni, albo o wodach rzeki Pleistos. Ta-jemnicza „pneuma” mogła pochodzić ze szczeliny woddalonej o pół kilometra na zachód świątyni Ateny.Ostatecznie jednak ustalono, że miejsce, gdzie wydo-bywały się gazy, leży albo w samej świątyni Apollina,albo tuż obok niej. Skrzyżowaniu dwóch uskoków geo-logicznych towarzyszyły liczne pęknięcia skalistegogruntu, przez które na powierzchnię mogły się wydo-bywać odurzające gazy.

W wyjaśnieniu zachowania Pytii pomogła takżeanaliza minerałów znalezionych w okolicy. Na ścianachświątyni uczeni odkryli osady martwicy wapiennej po-wstałej dzięki aktywności hydrotermalnej ziemi. Pod-czas ich analizy odnaleziono ślady metanu i etanu orazinnych gazów. Szczególnie intrygującego odkrycia do-konali naukowcy w pobliżu źródła Kerna. Odkryli tamślady etylenu – gazu bardzo silnie pobudzającego cen-tralny układ nerwowy człowieka, wywołującego wra-żenie lekkości i euforii. Etylen, na początku XX wieku

używany jako środek znieczulający, może także wywo-ływać gwałtowne reakcje organizmu – ataki szału czydelirium. W dużych dawkach może być śmiertelny.

Wedle opisów starożytnych, właśnie jako napadyszału i delirium można określić zachowanie Pytii. Plu-tarch opisuje ponadto śmierć kapłanki, która prawdo-podobnie zbyt długo wdychała halucynogenne opary.Określa również ich zapach jako słodkawy, a taki właś-nie jest zapach etylenu.

Wpływ alkoholu jest tak silny, ponieważ zmieniaon i dezorganizuje całą gospodarkę chemiczną orga-nizmu. Wiadomo przecież, że jesteśmy zbudowanigłównie z tych związków chemicznych, które wprowa-dzamy do naszych organizmów pod postacią pożywie-nia. Ilościowo najwięcej zawieramy w sobie wody.Dziennie przyjmujemy około 2 litrów tego płynu, wzjadanych pokarmach i wypijanych napojach. Podwzględem wagowym organizm ludzki składa się w 70procentach z wody, a tylko w 30 procentach z ciał sta-łych. Poza pierwiastkami tworzącymi wodę – wodorui tlenu – do najważniejszych składników należą węgiel,azot i wapń. W organizmie każdego człowieka znajdujesię tyle węgla, że wystarczyłoby do napełnienia 9 ty-sięcy grafitowych ołówków. Inne pierwiastki występująw niewielkich ilościach, ale odgrywają równie ważnąrolę. Są to: sód, potas, chlor, fosfor, miedź, cynk, że-lazo, magnez, mangan i jod.

Ciała stałe występujące w ludzkim organizmie na-leżą głównie do trzech rodzajów: białek, węglowoda-

22 KRYNICA nr 102

POSTACI

szewicz badał rozmieszczenie i projekcje włókien nerwowych sznurów tylnych, a także zmiany neurozwyrod-nieniowe tych struktur, zwłaszcza w kiłowym wiądzie rdzenia.

W latach 1904-11 opublikował trzytomowy pierwszy rosyjski podręcznik chorób układu nerwowego, na-zywany „rosyjskim Oppenheimem” (Hermann Oppenheim pozostawił klasyczny podręcznik neurologii, po-wszechnie stosowany w tym czasie w krajach zachodnich). Rozdział poświęcony chorobom mięśni zostałpóźniej przedrukowany w niemieckim podręczniku anatomii patologicznej układu nerwowego.

Wspólnie z Misławskim i Razumowskim przyczynił się do powstania rosyjskiej neurochirurgii; za jegoprofesury w latach 90. XIX wieku utworzono salę operacyjną przeznaczoną do operacji neurochirurgicznych,gdzie w 1907 roku Razumowski dokonał pierwszej w Rosji ekstyrpacji zwoju trójdzielnego.

Jako jeden z pierwszych w Rosji zajmował się tematyką śpiączkowego zapalenia mózgu. Opisał m.in. po-czątek tej choroby z dominującymi objawami psychicznymi.

Podczas pobytu w Wiedniu Darkszewicz poznał w laboratorium Meynerta Sigmunda Freuda, wówczas Privatdozenta neurologii. W marcu 1885 roku Darkszewicz wyjechał do Lipska, obaj spotkali się ponownie wParyżu. Wspólnie udali się na „Wesele Figara” z Sarah Bernhardt. Rosjanin wyświadczył Freudowi przysługę,publikując w rosyjskim czasopiśmie medycznym „Wracz” artykuł o wynalezionej przez niego metodzie bar-wienia przy użyciu chlorku złota. Była to prawdopodobnie pierwsza wzmianka o Freudzie w języku rosyjskim.Według słów Freuda z listu do narzeczonej Marthy Bernays, „dusza [Darkszewicza] była przepełniona ojczyzną,religią i anatomią mózgu”. Podczas ostatnich tygodni wspólnego pobytu w Paryżu Freud i Darkszewicz wspól-nie ukończyli pracę, opublikowaną kilka miesięcy później na łamach „Neurologisches Zentralblatt”.

Page 25: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

nów i tłuszczów. Wszystkie one są związkami orga-nicznymi – to znaczy, zawierają węgiel, przeważnieatomy węgla powiązane w łańcuchy lub pierścienie. Po-nieważ tego rodzaju substancje występują zwykle wmaterii żywej, nazywamy je związkami biochemicz-nymi. Białka są głównym elementem strukturalnymkomórek, są budulcem skóry i ciała. Węglowodany itłuszcze są podstawowymi źródłami energii. Prostecząsteczki nieorganiczne, jakie można znaleźć w orga-nizmie, obejmują tak dobrze znane związki, jak chlo-rek sodu, czyli powszechnie występującą sól, fluorekpotasu, używany jako składnik pasty do zębów orazkwas solny, często wykorzystywany do doświadczeń wlaboratoriach szkolnych. Podobnie jak maszyna, orga-nizm ludzki potrzebuje do pracy stałych dostaw ener-gii. Energia jest potrzebna do pracy mięśni i doprodukowania nowych związków biochemicznych, bezktórych wzrost i regeneracja komórek i tkanek byłybyniemożliwe. Jest także niezbędna dla utrzymania wła-ściwej temperatury. Energię pobieramy z pożywienia.Palony kawałek węgla podlega gwałtownej syntezie ztlenem, w wyniku czego powstaje energia w postacidużej ilości ciepła.

W organizmie żywym paliwo, czyli pokarm, wol-niej łączy się z tlenem atmosferycznym, zatem wyzwa-lana energia nie jest tak duża, by zapoczątkowała processpalania. W celu dotarcia do komórek pożywienie musizostać rozłożone na małe cząsteczki, które będą w sta-nie przedostać się przez ścianki jelit, wędrować krwio-biegiem i przenikać przez błony komórkowe. Nastę-puje to podczas procesu chemicznego zwanego trawie-niem. Białka są rozkładane na aminokwasy, węglowo-dany na cukry, a tłuszcze na glicerol i substancje zwanekwasami tłuszczowymi. Tlen jest transportowany zpłuc do komórek przez czerwone krwinki. Czerwonekrwinki są bowiem wyposażone w zawierający żelazopigment o nazwie hemoglobina, który może luźno łą-czyć się z tlenem.

Reakcje biochemiczne odpowiedzialne za rozkłada-nie złożonych cząsteczek na związki prostsze są zwanereakcjami katabolicznymi, reakcje obejmujące syntezę,czyli budowanie cząstek złożonych, na przykład tłusz-czów – reakcjami anabolicznymi. Oba wymienione ro-dzaje reakcji razem wzięte tworzą metabolizm orga-nizmu – jego system przemiany materii.

Większość reakcji chemicznych zachodzących w ko-mórkach przebiega etapami. Na przykład glukoza łączysię z tlenem w około 30 etapach. Reakcje chemicznedostarczają organizmowi energii oraz dwutlenku węgla

i wody jako produktów ubocznych. Gdyby cała ener-gia została wydzielona równocześnie, komórka obu-marłaby z powodu przegrzania. Z tego względu energiajest wyzwalana w małych ilościach i zostaje natychmiastzużyta do produkcji związku zwanego kwasem adeno-zynotrójfosforowym.

Budowanie nowych cząsteczek białek jest o wielebardziej skomplikowane od syntetyzowania nowychtłuszczów czy węglowodanów. Każda cząsteczka białkajest zbudowana ze związków organicznych zwanychaminokwasami, połączonych ze sobą w ściśle określo-nej kolejności – sekwencji. Istnieją 23 aminokwasybiałkowe, z czego tylko 14 jest produkowanych przezorganizm. Pozostałe organizm otrzymuje z pożywie-niem.

Cząsteczka białka może powstać z kilkuset cząste-czek aminokwasów. Na przykład białko znajdujące sięwe krwi, hemoglobina, zawiera ich 574. Do wyprodu-kowania wielu tysięcy różnych białek w organizmie, zktórych każde charakteryzuje się inną sekwencją ami-nokwasów, potrzebne są także związki biochemiczne zinnej grupy – kwasy nukleinowe. Dwa główne rodzajekwasów nukleinowych to kwas dezoksyrybonuklei-nowy (DNA) i kwas rybonukleinowy (RNA).

Każdy z nich składa się z długiego łańcucha cząste-czek cukru, do którego jest przymocowany nukleotyd– pierścień atomów węgla i azotu. DNA wygląda jakdwa długie łańcuchy skręcone w spiralę, poprzecinanenukleotydami, w wyniku czego cała olbrzymia cząs-teczka wyglądem przypomina skręconą drabinę.

Sekwencja trzech nukleotydów na łańcuchachDNA tworzy specjalny kod, który determinuje, w ja-kiej kolejności aminokwasy mają być łączone ze sobą wcelu utworzenia cząsteczek białka. Jest to tzw. kod po-trójny. Niektóre aminokwasy mają więcej niż jedenkod potrójny. Skoro białka są cząsteczkami budulco-wymi organizmu, a jako enzymy kontrolują przebiegprocesów metabolicznych, oznacza to, że kod DNA de-terminuje wygląd, wzrost i funkcjonowanie orga-nizmu. Wynika stąd, że DNA stanowi materiał gene-tyczny materii żywej. Zawiera matrycę chemiczną,która przekazuje dzieciom charakterystyczne cechy ro-dziców.

I oto jeśli do tak skomplikowanych mechanizmówfunkcjonowania organizmu przenika „Terminator” wpostaci toksycznego alkoholu, skutki stają się przera-żające, a cały misterny proces wymiany materii ulegagwałtownemu zakłóceniu lub destrukcji.

KRYNICA nr 102 23

POSTACI

Page 26: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Odsetek zapadających na obłąkanie z powodu chro-nicznego alkoholizmu dochodzi do 42 procent. Tenstan stanowi grunt, na którym obficie krzewią sięgodne pożałowania zjawiska społeczne, znajdujące sięze sobą w ścisłej więzi, mianowicie z jednej strony pau-peryzm i przestępczość, z drugiej – obłąkanie. Ostatnieuwarunkowane jest tym, że alkoholik nosi w sobiecechy tak spotęgowanego zwyrodnienia fizycznego ipsychicznego, że pod wpływem zupełnie nieznacznychprzyczyn ulegają zakłóceniu regulatywne funkcjeośrodków psychicznych, powstają mniej lub bardziejtrwałe i ostre psychozy. Prócz tego zwyrodnienie alko-holika przekazywane jest na jego potomstwo, u któ-rego psychozy, padaczka, wodogłowie są nierzadkimzjawiskiem. Niekiedy niepohamowana żądza picia al-koholu przechodzi z rodziców na dzieci. Rozpo-wszechnianiu się alkoholizmu sprzyja taniość napojów,dostępność ich i niska jakość, jak też picie wódek a nienp. piwa czy win gatunkowych. Wódka jest najbardziejniszczącą odmianą alkoholu, dlatego że zawiera w sobieznaczną domieszkę trucizn, których wydalenie produ-centów kosztowałoby zbyt drogo. Producenci świado-mie robią więc i sprzedają alkohole toksyczne.

Wybitny uczony żydowski Cezare Lombroso wsłynnym swym dziele „Geniusz i obłąkanie” twierdził:„Nie tylko pijacy nałogowi pozostawiają w spadku po-tomstwu usposobienie do obłąkania i zbrodni, ale i ojco-wie niepijący, jeżeli w chwili spółkowania, podczasktórego nastąpiło zapłodnienie, byli pijani, mają zwyklesynów epileptyków lub paralityków, obłąkanych albo idio-tów, specjalnie zaś często mikrocefalów albo słabych umy-słowo, którzy przy pierwszej sposobności popadają wobłąkanie. Jeden pocałunek złożony w stanie pijanymmoże być fatalny dla następnego pokolenia”. Uczonyprzytacza również wymowny przykład, świadczący otym, że alkoholizm jest dziedziczną chorobą, pokrewnąinnym podobnym skłonnościom patologicznym, ta-

kim jak złodziejstwo, bezwstyd, cudzołóstwo, umiło-wanie gier hazardowych, występność, rozmaite nałogi,manie, fobie, tendencje samobójcze, idiotyzm, epilep-sja, wodogłowie, obłąkanie, otępienie moralne i inte-lektualne itd. „Od jednego ojca rodziny, pijaka, MaksaJucke, w ciągu 75 lat przyszło na świat 200 złodziei imorderców, 280 dotkniętych ślepotą, idiotyzmem, sucho-tami, 90 prostytutek i 300 niemowląt zmarłych przed-wcześnie. Cała ta rodzina kosztowała rząd, licząc szkodyi wydatki, więcej niż milion dolarów. Nie jest to fakt po-jedynczy... Targuet opowiada o czterech braciach Dufay,którzy byli pijakami prawdopodobnie wskutek przyczyndziedzicznych: najstarszy wskoczył do wody i utonął,drugi powiesił się, trzeci poderżnął sobie gardło, czwartywyskoczył na bruk z trzeciego piętra. [...] Pewien pijak,ożeniony z kobietą lubieżną i zepsutą, spłodził syna dzi-waka, zmarłego wskutek alkoholizmu, oraz syna tak lę-kliwego, że bał się nawet nożyczek i dostał późniejobłąkania”...

***

Współczesna nauka rozróżnia – przypomnijmy za„Encyklopedycznym słownikiem psychiatrii” pod red.prof. L. Korzeniowskiego i S. Pużyńskiego (Warszawa1986, s. 17) – następujące sposoby używania alkoholuetylowego: romański, anglosaski i północno-wschodni.Romański charakteryzuje się częstym spożywaniem wciągu dnia stosunkowo małych dawek wina. W tensposób pije się przeważnie w krajach dysponującychwinnicami, jak Francja, Hiszpania, Włochy, Portugalia,Grecja. Anglosaski styl jest typowy, jak wskazujenazwa, dla krajów anglosaskich, a polega na wielo-krotnym wypijaniu w ciągu dnia niedużych dawek stę-żonego alkoholu, rozcieńczonego z reguły wodą lubsokami (tzw. „drink”). Północno-wschodni model piciacharakteryzuje kraje skandynawskie, częściowo Nie-mcy, Rosję, Polskę, Ukrainę, Litwę, Białoruś i innekraje tego regionu, a polega na nie codziennym, leczzwykle głębokim upijaniu się jednorazowymi dawkamistężonych trunków, przeważnie wódki.

Wszystkie te style picia mogą prowadzić do alko-holizmu jako formy narkomanii, której, często wbrewswej woli, wiedzy i zasadom, ulegają też osoby inteli-gentne i odpowiedzialne, kiedy to kształtuje się typ tzw.alkoholika anankastycznego, kompulsywnego lub ob-sesyjnego.

Profesor Darkszewicz uważał, że państwo, jakostruktura stojąca na straży dobra narodu, ma nie tylkoprawo, ale i obowiązek bezpośredniego regulowania

24 KRYNICA nr 102

POSTACI

Page 27: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

tych spraw. Powinno ono kontrolować jakość alkoholujuż na stadium produkcji, jak też jej realizacji; zezwa-lać na handel napojami tylko obywatelom o niepo-szlakowanej reputacji moralnej; surowo karać tych,którzy zjawiają się po pijanemu w miejscach publicz-nych; zorganizować system penitencjarny dla kuracjialkoholików. Jak wiadomo, w ciągu następnych stu latpo wysunięciu tych idei zostały one zrealizowane nietylko w Rosji, ale i w Europie.

Stojąc w obliczu masowego spożywania alkoholuprzez ludność kraju profesor Liberiusz Darkszewicztwierdził, że najlepiej byłoby go w ogóle nie spożywać,ale skoro jest to niemożliwe, to warto byłoby nauczyćsię pić umiarkowanie i kulturalnie.

Z alkoholem jest widocznie tak, że jeden kieliszeknalewa człowiekowi Bóg – dla zdrowia; drugi człowieknalewa sam sobie – dla wesołości; trzeci napełnia sza-tan – dla szaleństwa. Ale jest to też niejako naturalnaeskalacja zła, gdy z każdego poprzedniego etapu pra-wie koniecznie wyrasta kolejny, jeszcze groźniejszy. Nieprzypadkiem w sposób paradoksalny profesor Bene-dykt Dybowski twierdził, że „łatwiej uzyskać abstynentaz nałogowego alkoholika, niż z tak zwanych «umiarko-wańców», są oni najgorsi wrogowie abstynencji”...

Jest tragiczną okolicznością, że alkoholizmowi bar-dzo często ulegają ludzie inteligentni i twórczy. Wów-czas powstaje sytuacja, którą Osip Mandelsztam opisałżartobliwie jak następuje:

„A doma – ruganju kryłatoj,Ot jarosti bledna,Wstrieczajet pjanogo SokrataSurowaja żena!”

Istotnie, pijaństwo zawsze komplikuje życie ro-dzinne, a osobę pijącą prowadzi na manowce. Na przy-kład znany ekonomista i filozof żydowski Karol Marksrównież był nałogowym alkoholikiem i satanistą.Okresy regularnie powtarzającego się nadużywaniatrunków trwały po około dwa tygodnie; w przerwachmiędzy nimi teoretyk komunizmu mocno pracował,pisząc w sumie około 100 książek. Jego ulubiona córkaLaura wyszła za mąż za socjalistę Paula Lafargue’a i po-pełniła razem z nim samobójstwo. Inna córka Marksa,Eleonora, wyszła za mąż za satanistę Maksa Evelinga, zktórym też postanowiła popełnić samobójstwo, i rze-czywiście zmarła po zażyciu trucizny, ale mąż w ostat-niej chwili wycofał się z gry.

Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że byli teżw dziejach nauki uczeni mężowie, lekarze i biolodzy,

którzy raczej bagatelizowali zagrożenie alkoholizmem,a bywali nawet zwolennikami umiarkowanego i „kon-trolowanego” spożywania napojów gorących czy in-nych środków odurzających, przywracających człowie-kowi – choćby przejściowo – komfort psychiczny ipewność siebie wpośród rozwichrzonego życia.

Doktor Józef Hornowski np. w swej pracy „Samo-obrona organizmu” zamieszcza następujące dane: „Gdyzapytano chirurga z Lotaryngii Politimana, czemu przy-pisuje swoją długowieczność (miał wtedy 115 lat), odpo-wiedział, iż temu, że od dwudziestego roku życiacodziennie upija się. Takież odpowiedzi dali Joanna Obstw 115 roku życia oraz Draakenberg, który w 130 rokużycia chciał się żenić z młodą dziewczyną... Miss Noy natakież pytanie odpowiedziała w wieku 107 lat, iż długo-wieczność swoją zawdzięcza temu, że nie wypuszcza z ustfajki, którą pali od dwunastego roku życia. Inni, którzydochodzili do wieku stu kilkunastu lat, przypisywali tobrakowi ruchu, chwaląc się, że w ciągu dnia ruszali sięnajwyżej przez 10 minut”... Z tych słów widać, że naosobistych wrażeniach trudno opierać jakiekolwiekwnioski. Tym bardziej, że na pewno jeden i ten samczynnik w jednej sytuacji może szkodzić, w innej – po-magać, jednego człowieka – uleczyć, innego znów –zabić...

Z czego nie wynika oczywiście, że nie ma tu ża-dnych reguł i prawidłowości. Umiarkowany lecz staływysiłek fizyczny, bieg, ćwiczenia gimnastyczne, prze-bywanie na wolnym powietrzu, powściągliwość w je-dzeniu i piciu są przez całą medycynę uznawane zaczynniki mogące przedłużyć ludzkie życie. Przekony-wująco pisał o tym w swych książkach wybitny neuro-patolog i alkoholog, profesor Liberiusz Darkszewicz,którego 160. rocznicę urodzin obchodzi międzynaro-dowa społeczność naukowa.

Dr Jan CIECHANOWICZ

KRYNICA nr 102 25

POSTACI

Page 28: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Urodził się 2 listopada 1866 r. (21 październikawedług starego stylu) w Zułowie powiatu święciań-skiego na Wileńszczyźnie, w szlacheckiej rodzinie Jó-zefa Wincentego Piłsudskiego i Marii z Bilewiczów.(Ojciec w czasie Powstania Styczniowego był komisa-rzem Rządu Narodowego w powiecie kowieńskim.)Otrzymał imiona Bronisław Piotr. Miał pięciu braci(Józef, Adam, Kazimierz, Jan, Kacper) i cztery siostry(Helena, Zofia, Maria, Ludwika). Bliźniacy brat Piotri siostra Teodora zmarli w niemowlęctwie. Gdy domspłonął, rodzina Piłsudskich przeniosła się w 1874 r.do Wilna. Ojciec prowadził firmę dorożkarską. Broni-sław wstąpił tu do gimnazjum (1877 r.). Wraz z bratemJózefem zorganizował kółko samokształceniowe „Spój-nia”, w którym uczniowie czytali zakazaną literaturępolską. Za to został relegowany z gimnazjum. Pośmierci matki w 1884 r. wyjechał do Petersburga, gdzieukończył gimnazjum i zaczął studiować prawo na uni-wersytecie (1886 r.). Działał w tajnej organizacji „Na-rodnaja Wola” z Aleksandrem Uljanowem – starszymbratem Włodzimierza Uljanowa, czyli późniejszego Le-nina. Za przygotowywanie zamachu na życie cara Ale-ksandra III obydwaj otrzymali wyroki śmierci.Uljanow i czterej konspiratorzy zostali powieszeni, aBronisławowi Piłsudskiemu wyrok zmieniono na 15lat katorgi i zesłania. Za zmianę wyroku rodzina Pił-sudskich zapłaciła duże sumy. W tym celu musiałasprzedać to, co zostało z folwarku Zułów, a także innemajątki. Za to samo nieco łagodniejszy wyrok otrzy-mał młodszy o rok Józef: został zesłany na 5 lat do Ki-reńska u ujścia Kirengi do Leny na Syberii.

W czerwcu 1887 r. Bronisław umieszczony zostałna statku „Niżnij Nowgorod”. Statek płynął przezMorze Czerwone i wokół Indii. Więźniowie, stłoczenipod pokładem, w okolicach podrównikowych umie-rali z pragnienia. Po dwóch miesiącach statek dotarł dowyspy Sachalin.

Po roku pracy przy wyrębie lasu i jako cieśla na Sa-chalinie Bronisław znalazł zatrudnienie w kancelariipolicyjnej nadzorującej kolonię karną. Gdy zyskałsobie sympatię strażników, mógł zamieszkać w pobli-

skiej wsi. Szybko znalazł kontakt z jej mieszkańcami zludu Gilaków. Ich kultura i styl życia zainteresowałymłodego zesłańca. Coraz częściej odwiedzał osady, spo-rządzał notatki z rozmów, opisując miejscowe zwyczajei obrzędy. Założył szkołę, w której dzieci uczył językarosyjskiego. Nauczył tubylców, myśliwych i rybaków,jak sadzić ziemniaki, jak przechowywać rybę w soli. Byłich orędownikiem wobec władzy. Jego zainteresowanieprzerodziło się w fascynację tym ludem. Piłsudski jakobadacz stał się osobą szanowaną wśród miejscowychRosjan i Polaków. W 1889 r. z biura gubernatora Sa-chalina otrzymał zlecenie prowadzenia obserwacji me-teorologicznych. Budowa stacji do badań i pracaopisująca klimat wyspy zostały wysoko ocenione.

W 1891 r. na wyspę przybył o 5 lat starszy kolegauniwersytecki Piłsudskiego – zesłaniec Lew Szternberg,który za udział w „Narodnej Woli” przesiedział jużkilka lat w więzieniu w Odessie. On także zafascynowałsię badaniem miejscowych ludów. Obaj zesłańcy roz-poczęli współpracę, badając język i kulturę Ajnów. Ludten zamieszkiwał Sachalin i Hokkaido od 7 tys. lat, imiał niezwykłą endemiczną kulturę i unikalne cechyetniczne, co jest wciąż zagadką antropologów.

W 1897 r. zesłanie zamieniono Piłsudskiemu naprzymusowe osiedlenie. Towarzystwo Badania KrajuAmurskiego zaproponowało mu pracę w tworzonymmuzeum we Władywostoku. Gubernator wyraził zgo-dę, więc badacz przeniósł się tam w następnym roku izostał kustoszem.

W 1902 r. Piłsudski na propozycję Rosyjskiej Aka-demii Nauk i na jej koszt wyruszył z powrotem na po-łudniowy Sachalin, by prowadzić badania etnogra-ficzne wśród miejscowych ludów. Znając już środowi-sko, pojechał do wodza Ajnów Bafunki we wsi Aj i uniego zamieszkał. W domu usługiwała 18-letnia bra-tanica wodza o imieniu Czuhsamma. Zaczęła uczyćprzybysza swojego języka. Dziewczyna, zwana we wsipilka menoko (piękne dziewczę), tak się spodobała Bro-nisławowi, że ożenił się z nią, a w weselu uczestniczyłacała wieś. W Aj założył szkołę, w której sam uczył.

26 KRYNICA nr 102

BADACZE SYBERII I DALEKIEGO WSCHODU

BRONISŁAW PIŁSUDSKIW związku ze stuleciem niepodległości Państwa Polskiego proponujemy przypomnieć sobie sylwetki Polaków, któ-

rzy, zesłani przez władze carskie na Syberię i Daleki Wschód, stali się wybitnymi badaczami ludów azjatyckich lubodkrywcami nowych gatunków flory i fauny. Zacznijmy od Bronisława Piłsudskiego, który w Polsce nie uzyskał sławyswojego brata, ale w nauce światowej zdobył wysokie miejsce.

Page 29: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

KRYNICA nr 102 27

BADACZE SYBERII I DALEKIEGO WSCHODU

Page 30: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

W 1903 r. dołączył do wyprawy Wacława Siero-szewskiego, badającej lud Ajnów na Sachalinie i Hok-kaido na zlecenie Imperatorskiego Rosyjskiego Towa-rzystwa Geograficznego (IRTG). Pisał, że w przejaz-dach na samym Sachalinie przebył łącznie 4655 wiorst(4967 km). Badacze mieli ze sobą aparat fotograficzny,kamerę filmową oraz nowoczesny wówczas fonografEdisona, na którym na stu woskowych wałkach na-grywali rozmowy i śpiewy tubylców. W 1903 r. Pił-sudski nagrodzony został srebrnym medalem IRTG.

Gdy wybuchła wojna rosyjsko-japońska i wojska Ja-ponii w lipcu 1905 r. zajęły południową część Sacha-linu, nadarzyła się okazja, by uwolnić się spod władzy

caratu i podjąć próbę dostania się do ojczyzny, tym bar-dziej że brat Józef telegraficznie wzywał go do kraju.Wówczas Bronisław zaproponował żonie, że całą ro-dziną udadzą się do Polski. Zaoponował Bafunka(wówczas już przyjął japońskie imię Kimura) jako opie-kun Czuhsammy. U Ajnów obowiązywał bowiem staryzakaz porzucania swojego kraju przez kobiety. Wódznie chciał łamać tego zakazu. Piłsudski, decydując sięna rozłąkę z żoną i synem Sukezo (córka Kio jeszcze sięnie urodziła), opuścił Sachalin i po krótkim pobyciewe Władywostoku nielegalnie popłynął statkiem do Ja-ponii na Hokkaido. Zapoznał się tam z wieloma poli-tykami i pisarzami, zwłaszcza z tymi, którzy dwa latawcześniej gościli u siebie jego brata Józefa. Po 8 mie-

28 KRYNICA nr 102

BADACZE SYBERII I DALEKIEGO WSCHODU

Bafunka – wódz Ajnów. Zdj. Bronisława Piłsudskiego

Czuhsamma z młodszą siostrą. Zdj. Bronisława PiłsudskiegoAjnowie. Czuhsamma z synem Sukezo na rękach. Zdj. Bronisława Piłsudskiego

Ajnowie na Sachalinie po polowaniu. Zdj. Bronisława Piłsudskiego

Page 31: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

siącach podjął długą podróż morską przez Amerykę,Anglię i Francję do Polski.

Zamieszkał (1906 r.) w Krakowie, który był pod wła-dzą Austrii (spotkał się tu z bratem Józefem). Następnieprzebywał w Zakopanem. Prowadził badania etnogra-ficzne mieszkańców Podhala. Zajął się opracowywaniemzapisków, szkiców, fotografii i przedmiotów sztuki lu-dowej z Dalekiego Wschodu a także wałków fonogra-ficznych. Prace publikował w zagranicznych czaso-pismach naukowych. Z wykładami odwiedzał Francję,Szwajcarię i Anglię. Związał się z Marią Żarnowską,sympatią z lat młodzieńczych, która była w separacji zmężem. Gdy Maria zmarła i gdy wybuchła wojna, prze-niósł się do Wiednia, a w 1915 r. do Szwajcarii, gdziepodjął działalność niepodległościową i na rzecz pomocypolskim uchodźcom. Następnie udał się do Francji. Wy-głaszał tam wykłady o ludach azjatyckich. 17 maja 1918r. utopił się w Sekwanie w Paryżu. Część historykówuważa, że było to samobójstwo związane z depresją, inni– że przypadek. Przecież w dniu, gdy zginął, miał na Sor-bonie wygłosić wykład o ludach Sachalinu. Pogrzebodbył się w Montmorency pod Paryżem i tam Broni-sław Piłsudski został pochowany. Jego symboliczna mo-giła znajduje się w Zakopanem na Pęksowym Brzyzku.

Gdy Bronisław już nie żył, jego brat Marszałek JózefPiłsudski podjął starania, by odszukać rodzinę brata.Spowodował, że ambasador Polski w Japonii wysłałswego sekretarza na Sachalin, ale ten nie znalazł Czuh-sammy, bo w Aj już nie mieszkała, a informacji onowym miejscu jej pobytu nie uzyskał. Znalazł ją do-piero we wsi Sirohama dziennikarz japoński NonakaFumio. Była ślepa i wciąż oczekiwała powrotu męża,mimo że upłynęło ćwierć wieku. Dziennikarz nie wy-jawił jej prawdy. Użył nawet podstępu. Aby ją skłonićdo zwierzeń, obiecał opowiadanie o niej wysłać mężowi.Dziennikarz opowiadanie zamieścił w książce opisującejżycie Ajnów, którą wydał w 1933 r. Czuhsamma samo-tnie wychowała syna i córkę. (Potomkowie Piłsudskiegodo dziś mieszkają w Japonii: w Jokohamie rodzina Su-kezo i na wyspie Hokkaido rodzina Kio).

Bronisław Piłsudski opracował słowniki zawierające10 tys. słów języka ajnu, 6 tys. słów języka gilackiego i2 tys. słów języka orockiego. Spisał wiele podań ipieśni. Wykonał ok. 300 fotografii przedstawicieli ba-danych ludów. Prace pisane i fotograficzne Piłsud-skiego przechowuje się w zbiorach specjalnych Biblio-teki Naukowej PAN w Krakowie. Woskowe wałki zos-tały wypożyczone z Polski przez Japończyków, którzyprzy pomocy specjalnego laserowego urządzenia od-

tworzyli z nich mowę i pieśni Ajnów, Gilaków i Oro-ków z początku XX w. Prace etnografa wydano po pol-sku, rosyjsku, japońsku i angielsku. W Polsce wyszły„Dzieła zebrane Bronisława Piłsudskiego”. W 2002 r.Poczta Polska wydała znaczek z podobizną B. Piłsud-skiego, a w 2008 r. Narodowy Bank Polski wypuściłpoświęcone mu monety 2 zł i 10 zł. W 2011 r. powstałfilm biograficzny o nim pt. „Orzeł i chryzantema”.

Na Sachalinie w paśmie Szrenka wznosi się GóraPiłsudskiego (419 m npm.). Działa instytut spuściznyBronisława Piłsudskiego. W 1991 r. przed muzeumkrajoznawczym (dawnym pałacem gubernatora japoń-skiego) w Jużno-Sachalińsku stanął pomnik badacza.Pomnik uczonego etnografa odsłonięto w 2013 r. przyMuzeum Ajnów w Shiraoi na Hokkaido w Japonii.Napis po polsku i japońsku głosi: „Bronisław Piłsudski,1866–1918, polski zesłaniec, wybitny etnograf, badaczkultury Ajnów i innych ludów Dalekiego Wschodu, prze-bywał i pracował w Shiraoi w sierpniu 1903 r.”

Janusz FUKSA

KRYNICA nr 102 29

BADACZE SYBERII I DALEKIEGO WSCHODU

Uroczysty posiłek Ajnów. Zdj. Bronisława Piłsudskiego

Bronisław Piłsudski wśród Gilaków na Sachalinie. Zdj. Bronisława Piłsudskiego

Page 32: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Cudny jest Dniepr przy cichej pogodzie, gdy swo-bodnie i płynnie poprzez lasy i góry pędzi on

pełne wody swe – tak się zaczyna wiersz w prozie na-pisany przez Gogola. Wiersz ten przychodzi na myśl,kiedy podjeżdża się do Kijowa statkiem. Gęsty pas zie-leni na wysokim brzegu osłania miasto i tylko na tlenieba widoczny jest pomnik Włodzimierza z krzyżem,po stronie południowej zamykają widok złote kopułyPieczerskiej Ławry, zaś od północy w prawo od po-mnika rozlega się Padół – niska nadbrzeżna dzielnicaKijowa.

Topografia wysokiego brzegu, na którym ulokowałsię Kijów, jest tak cudownie wyrzeźbiona przez naturę,że jest on najpiękniejszym miastem w promieniu ty-sięcy kilometrów. Wiele jest w nim ulic, z których roz-pościerają się przed oczyma panoramiczne widoki nacałe dzielnice miasta, jak na przykład ulice, które przed50 laty nazywały się: Bulwarno-Kudriawska, Fundu-klejowska, Bezakowska, przecznice Kreszczatika: Pro-riezna, Institutska oraz szereg innych. Jeśli chodzi owygląd domów, to należy zaznaczyć, że żółto-kremowacegła z cegielni, otaczających Kijów, jest nadzwyczajwdzięcznym i efektownym materiałem dla licowaniafasad domów, wobec czego stosunkowo mało jest tamelewacji tynkowanych. Architektura domów jest bar-dzo urozmaicona i, trzeba przyznać, zaprojektowana zdużym gustem. Małe wille, zgrupowane w Lipkach iwykonane w różnych stylach, są piękne. Szczególnąuwagę zwraca na siebie willa architekta Grodeckiego(Horodeckiego – przyp. red.) egzotyką swej elewacji.

Co zaś do zabudowy Kijowa, to nie sposób pomi-nąć wskazania pewnego błędu, jaki popełniły władzemiejskie w czasach odległych, gdy nie istniała jeszczenauka o urbanistyce; mianowicie nie zakazały one wswoim czasie zabudowy prawej strony (nad skarpą)ulicy Wielkiej Żytomierskiej, co zamieniłoby tę ulicę

we wspaniałą promenadę z cudnym widokiem naDniepr i otaczające łąki z ujściem Desny.

Położone nad wysoką skarpą brzegu parki, jakWzgórze Włodzimierskie, Ogród Kupiecki, OgródCarski – są bardzo atrakcyjnymi miejscami spacerów iodpoczynku. Koncerty orkiestry symfonicznej pod ba-tutą Rudolfa Bulleriana w Ogrodzie Kupieckim byłybardzo popularne. W Ogrodzie Carskim był lokal roz-rywkowy „Chateau des fleurs”, w którym występowałyartystki i artyści śpiewu i tańca. Lokal ten upamiętniłsię na pół wieku kilku kolegom z powodu tego, że omalnie przepłaciliśmy życiem zabawy, na której oblewa-liśmy w radosnym podnieceniu przyjęcie nas po egza-minach konkursowych do Politechniki w 1905 roku.Zatrucie szaszłykiem, aczkolwiek zakrapiane czerwo-nym winem, było tak silne, że wszyscy przez miesiącciężko chorowaliśmy.

***

Rok 1905 obfitował w burzliwe przeżycia. W wy-niku strajku powszechnego w całej Rosji absolutyzmcarski musiał pójść na ustępstwa. Ludność manifesto-wała na cześć powołanego do życia parlamentu wnowym ustroju konstytucyjnym w postaci Gosudar-stwiennej Dumy. Na Dumskim Placu w Kijowie zebrałsię ogromny tłum, do którego mówcy przemawiali zbalkonu ratusza. Na początku wiecu tłum został za-skoczony szarżą kozaków, którzy wcisnęli manifestan-tów w boczne ulice i na tyły ratusza, jednocześniebatalion piechoty, ustawiony dwuszeregiem u wylotuul. Mikołajowskiej, dał kilka salw karabinowych douczestników wiecu, kierując ogień na balkon i do okienratusza oraz do uciekających z placu manifestantów.Wskutek tej akcji na placu i w ratuszu było wiele osóbzabitych i dużo rannych. Chodnikiem po Kreszczatikuszła kompania piechoty i przykładami karabinówtłukła na oślep ustępujących z drogi przyciśniętych do

30 KRYNICA nr 102

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Stanisław ZawadzkiStanisław Zawadzki

MIŁE MIASTO

Wspomnienia Stanisława Zawadzkiego z okresu przed I wojną światową i tuż po niej są pracą, która w konkur-sie Sekcji Wychowanków Politechniki Kijowskiej 1962 r. uzyskała wyróżnienie.

Tekst zilustrowano współczesnymi fotografiami Politechniki Kijowskiej zimą.Janusz FUKSA

***

Page 33: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

muru ludzi. Po przejściu przez taką „młóckę”, w naj-lepszym wypadku, gdy nie było złamania kończyn,trzeba było przez tydzień leżeć w łóżku. Jednocześnieszumowiny społeczne rozpętały pogrom żydowski i ra-bowały sklepy i warsztaty pracy.

Ponieważ reakcja społeczna, posługując się dzien-nikiem „Kijewlanin” obciążała winą za strajk, rozruchyi walkę z caratem – Żydów, studentów i masonów,młodzież akademicka była często napastowana przezszumowiny. Wobec strajku tramwajów grupa studen-tów Politechniki została zaatakowana przez chuliganóww drodze z Politechniki do miasta i zmuszona do cof-nięcia się. W warsztatach przy kotłowni porąbaliśmyżelazo zbrojeniowe na pręty metrowej długości i uzbro-jeni w takie „kije” ruszyliśmy znowu do miasta, jużuformowani w kolumnę, tym razem byliśmy groźnąsiłą i chuligani nie odważyli się nas zaczepić.

Studenci wyższych uczelni w przytłaczającej więk-szości, bo w trzech czwartych swej masy, byli zasadni-czo socjalistami o różnym zabarwieniu narodowościo-wym, czy też ustrojowym.

Każde stronnictwo miało na ścianach korytarzagmachu głównego Politechniki oszkloną gablotę, wktórej były wywieszane komunikaty i artykuły dysku-syjne na aktualne tematy natury politycznej i spo-łeczno-ekonomicznej. Przy tych gablotach wrzało jak wulu, gorące i namiętne dyskusje w licznym gronietrwały do późnego wieczora. Polacy, którzy ze względuna bojkot w owym czasie przez społeczeństwo Poli-

techniki Warszawskiej, stanowili jedną z większychgrup w Politechnice Kijowskiej i przejawiali bardzodużą aktywność. Często urządzali zebrania dyskusyjnew jednej z auli Politechniki, tam też PPS zapraszała naodczyty i dyskusje grupę narodowo-demokratyczną„Polonia”, przy czym namiętności mówców dochodziłydo zenitu i często endecy demonstracyjnie opuszczalizebranie.

Dla omówienia ważniejszych kwestii, jak też dlawyborów przedstawicieli społeczności studenckiej od-bywały się ogólne wiece w dużej auli audytorium fi-zycznego, gdzie mieściło się około 100 osób, przy czymaula zawsze była szczelnie wypełniona.

Charakterystyczną cechą tych wieców było, żekażdy z mówców zaczynał przemówienie deklaracjąprzynależności swej do tego czy innego stronnictwa iwygłaszał swe „credo” polityczne. Dużą popularnościącieszyły się wystąpienia naszego kolegi Zygmunta Woj-nicz-Sianożęckiego, którego logika rozumowania i ciętydowcip podbijały słuchaczy.

Na podstawie nowej konstytucji wyższe uczelniebyły autonomiczne, wobec czego żandarmeria i poli-cja nie miały prawa wstępu bez zgody rektora czy teżdyrektora uczelni.

Mówcy na wiecach w gmachu Politechniki korzys-tali więc z wolności słowa w maksymalnym stopniu,nie zważając na to, że na wiecach były „wtyczki”, którewszystko sobie notowały. Za taką wolność pewnegodnia został aresztowany dyrektor Politechniki prof. Ti-

KRYNICA nr 102 31

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 34: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

mofiejew. Następnego dnia na wiecu, który się zebrałw audytorium fizycznym od samego rana, przy impo-nującej ilości uczestników, postanowiono nie rozcho-dzić się, dopóki nie zostanie zwolniony dyrektor, mimoże zaopatrzenie w żywność było uciążliwe. Późnym wie-czorem zjawił się na wiecu zwolniony dyrektor, co wy-wołało entuzjazm.

Niedługo cieszyliśmy się z tej wolności. W grudniu1905 r. autonomiczna Politechnika została zamkniętana rok i trzeba było wracać na prowincję do domówrodzinnych.

Po roku walka caratu z młodzieżą akademickąobostrzyła się. Dość częste były rewizje w mieszkaniach– przeważnie w nocy – i nagminne areszty.

Za posiadanie pokaźnej ilości „arkuszy dyskusyj-nych” PPS w celu kolportażu pewien student Poli-techniki został aresztowany i chociaż nie był onczłonkiem partii, lecz tylko sympatykiem, musiałodbyć półroczny staż w więzieniu na Łukianowce. Tamrozmyślał nad celowością takiej metody walki caratuze studenterią, przecież odnosiła ona wręcz odwrotnyskutek od zamierzonego. Z reguły cele dla politycznychbyły osobne od cel dla kryminalistów i były one szkołąsocjalizmu. Tam się studiowało Marksa, starsi towa-rzysze wygłaszali odczyty na aktualne tematy i wykła-dali podstawy ekonomiki politycznej, tamże nauczyłsię on wszystkich pieśni rewolucyjnych z „Międzyna-rodówką” włącznie. Po jego wyjściu z więzienia świa-

32 KRYNICA nr 102

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 35: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

topogląd rozszerzył mu się i właśnie w tym kierunku,za jaki był karany.

***

Warto poświęcić trochę uwagi rozrywkom i bez-troskiemu spędzaniu czasu wolnego od pracy. W lutymco roku odbywały się w Kijowie „kontrakty”, na którezjeżdżali się przemysłowcy różnych branż, a przedewszystkim cukrownicy. Wówczas zawierane były trans-akcje na sprzedaż produkcji; na dostawę maszyn i urzą-dzeń oraz dokonywany był werbunek pracownikówfachowych i administracyjnych. Jednocześ- nie na Pa-dole w Domu Kontraktowym odbywał się kiermasznajrozmaitszych towarów, wśród których były atrakcjeregionalne, jak wiaziemskie pierniki, kazańskie mydła,tulskie samowary itp. W powietrzu unosił się zgiełk nawoływań, zachwalanie towarów i zanikający pisk„umierających diabełków”. W tym karnawałowymokresie odbywało się dużo balów, na których przyjezdniprzemysłowcy wprowadzali w świat swe córki, toteż za-zwyczaj „kontrakty” kończyły się skojarzeniem niejed-nej pary małżeńskiej.

Zasługuje na specjalną uwagę bal w Politechnice,urządzony na rzecz niezamożnych studentów. Szczy-tem reklamy tego balu było rzucenie przez silne reflek-tory na nisko płynące nad miastem chmury trzech liter„BAL”. Powodzenie balu było niesamowite – publicz-ność wdzierała się przez okna. Jedną z ciekawszych atrakcji balu było jednodniowe ilustrowane pismo „Za-kliopka”, specjalnie na tę okazję wydane, w którymbyło dużo ciekawostek, humoru i satyry na ciało pro-fesorskie.

Jeśli chodzi. o wypoczynek w okresie wiosenno-let-nim, nie można pominąć pięknych zalesionych miejs-cowości letniskowych położonych dookoła Kijowa, jakPuszcza Wodzica, Swiatoszyn, Bojarka, Darnica i inne.Odwiedzanie tam znajomych i wycieczki w groniewłasnego towarzystwa zawsze były wesołe, zdrowe i po-budzające radość życia. Dużą przyjemnością były takżewycieczki stateczkiem do Nikolskiej Słobódki, położo-nej przy moście łańcuchowym po przeciwnej stronieDniepru. Kto nie należał do „Yacht-Clubu” lub niemiał w nim znajomych członków mógł w Słobódcewyżywać się w sporcie wioślarskim, wynajmując zatanie pieniądze łódkę na godziny i pływać po zaroś-niętych odnogach starego koryta Dniepru lub na jegonurcie. Pewnego lata, gdy grasowała w Kijowie epide-mia duru brzusznego, władze sanitarne miasta naka-zały wyrzucić do Dniepru zawartość dwóch barek w

postaci kilkudziesięciu ton arbuzów. Załoga naszejłódki wyławiała te arbuzy z rzeki i konsumowała je tużna miejscu. Na szczęście poszło to nam na zdrowie,nikt nie zachorował.

Potrzeby duchowe życia w tak kulturalnym ośrodkujak Kijów, gdzie były skoncentrowane prawie wszystkieośrodki nauki, kultury i sztuki całej Ukrainy, możnabyło zaspokajać w każdej dziedzinie zainteresowań.Każdy z kolegów chętnie poświęcał noc na stanie w ko-lejce do kasy Teatru Operowego, aby zdobyć bilety,zwłaszcza gdy chodziło o emocjonalne współzawod-nictwo tak znakomitych tenorów jak Sobinow i Smir-now, np. w partii Leńskiego w „Eugeniuszu Onie-ginie”.

Teatr Dramatyczny Sołowcowa wystawiał sztuki takklasyczne, jak i współczesne. Dobrana para utalento-wanych artystów Kuzniecow i Szatrowa wzbudzała tudużo emocji i zadowolenia. Nie można pominąć pew-nego przedstawienia w tym teatrze, którego tytuł z bie-giem czasu ulotnił mi się z pamięci, a treścią któregobyło ówczesne życie dziennikarzy i adwokatów. Gwoź-dziem przedstawienia było to, że aktorzy i recenzenciteatralni dzienników kijowskich zamienili się miejs-cami: sztukę zagrali recenzenci teatralni, wśród którychnajbardziej cięty krytyk Czagowiec wystąpił w jednej zgłównych ról jako „Nieprzemakalny”, zaś aktorzy za-jęli fotele recenzentów na widowni. Sztuka była wesołai publiczność doznała takich emocji, że ten spektakl nadługo został w pamięci widzów.

Teatr Polski zorganizowany przez „Ognisko Pol-skie” przy swoim klubie niekiedy dawał przedstawie-nia w wynajętej sali, zwłaszcza gdy przyjeżdżał nawystępy gościnne taki artysta jak Aleksander Zelwero-wicz, którego występy były bardzo popularne i mobi-lizowały całą kolonię polską.

Zaspokajanie własnych potrzeb duchowych nieograniczało jednak naszych dążeń do wszechstronnegożycia kulturalnego, toteż chciało się tę kulturę szerzyćwśród mas, które jej pragnęły, a nie mogły osiągnąćsame. Na ulicy Bulwarno-Kudriawskiej znajdowała się„Narodnaja Auditoria”, był to budynek, w którym mie-ściła się popularna biblioteka i sala odczytowo-koncer-towa na około 600 osób. Tam studenci wykonywaliwszelkie prace organizacyjne i pomocniczo-usługowe,jak wydawanie książek w bibliotece, uzupełnianie księ-gozbioru, sporządzanie negatywów i ilustrowanie prze-źroczami na ekranie odczytów na tematy naukowe,historyczne i ekonomiczne. Przy tej okazji często do-chodziło do namiętnych dyskusji, zwłaszcza z osobami

KRYNICA nr 102 33

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 36: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

starszej generacji, których światopogląd był mniej po-stępowy niż gorących umysłów studenckich. Specjalnąatrakcyjnością cieszyły się popularne koncerty, które zabardzo niską opłatą urządzano w każdą sobotę. Artyściwystępowali w nich honorowo i żeby uprzyjemnić imczas i podziękować za wysiłek, częstowano ich kawą,słodyczami, owocami i winem. Ponadto w przedsię-biorstwie transportowym wynajmowano dwa powozy,którymi studenci przywozili i odwozili artystki i artys-tów do domu. Ponieważ zgodnie z kontraktami z dy-rekcjami teatrów czołowi artyści nie mieli prawawystępować publicznie bez zgody dyrekcji, na afiszachkoncertów nie wolno im było podawać swoich nazwiski zazwyczaj ukrywali się oni pod trzema gwiazdkami,więc publiczność z góry wiedziała, że spora ilość nu-merów pod gwiazdkami oznacza, że koncert będzie nawysokim poziomie i tłumnie waliła do „Narodnej Au-ditorii ”. Należy tutaj zauważyć, że kontakt ze światempopularnych artystów, tak w toku pertraktacji o udziałw koncercie, jak też podczas przywożenia i odwożeniado domu, był nie lada atrakcją dla naszej grupy stu-dentów. A jeśli któregoś z nas urodziwa aktorka przypożegnaniu obdarzyła całusem w nagrodę za troskliwąopiekę, był on wniebowzięty.

***

Wszystko to działo się przed pierwszą wojną świa-tową. Pozostały też miłe wspominania związane z Ki-jowem z okresu po tej wojnie. Warto więc opowiedziećo letnich wakacjach 1919 roku.

W czasie wojny przez Dniepr i jego dopływ Desnęw szybkim tempie wybudowano dziewięć mostów stra-tegicznych. Nie było czasu ni technicznych możliwościusypania na terenach zalewowych tam ziemnych poobu stronach koryta rzeki, więc wybudowano estakadyna drewnianych palach. Na budowle te użyto kolosal-nych ilości drewna, gdyż przeciętna długość tych esta-kad wynosiła około 9 km, a najdłuższa była przy ujściuPrypieti – 13 km.

Przez mosty te żadna armia nigdy nie przechodziła,a po zakończeniu wojny były one uciążliwym balastem,wymagającym kosztownej konserwacji i ochrony prze-ciwpożarowej, więc każdy resort (komisariat) usiłowałprzekazać te mosty innemu komisariatowi, a ten siębronił przed ich przejęciem.

Wreszcie Przewodniczący Gławispołkomu towa-rzysz Lenin rozkazał utworzyć komisję z przedstawi-cieli wszystkich zainteresowanych komisariatów, tj.:Wojennego, Komunikacji, Żeglugi, Budowli Państwo-wych, Gospodarki Narodowej, Łączności.

34 KRYNICA nr 102

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 37: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Komisja miała przeprowadzić inwentaryzację w na-turze wszystkich mostów i protokólarnie wytypowaćurząd, który miał objąć każdy z poszczególnych obiek-tów. Komisja składała się wyłącznie z inżynierów w ilo-ści około 20 osób. Przydzielono komisji świeżoodnowiony parostatek z wygodnymi kabinami, za-opatrzono w żywność i inne potrzebne artykuły. Doskładu osobowego komisji włączeni zostali także ku-charz z pomocnikiem i obsługa.

Procedura przekazywania obiektów była bardzoprosta, zwłaszcza że mieliśmy dokładne plany, więc niepotrzebowaliśmy dokonywać szczegółowych pomia-rów, a czasu mieliśmy za dużo, gdyż nie zależało ni-komu na przedterminowym wykonaniu programu.Używaliśmy sportów wodnych, plażowania, wycieczek,zajmowaliśmy się rybołówstwem, a niektórzy nawetchodzili na polowanie. W międzyczasie kucharz doko-nywał korzystnych transakcji na wsi, wymieniając sól, cukier, naftę i mydło na drób i inne produkty wiej-skie.

Takie beztroskie życie trwało przez całe lato. Jeź-dziliśmy od mostu do mostu, niekiedy wracając do Kijowa na dwa dni celem złożenia sprawozdań i uzu-pełnienia zapasów żywności. Odpisy zdawczo-odbior-czych protokółów posyłaliśmy do domu na prowincję,gdzie żony nasze wykorzystywały je w obronie przedzakusami miejscowych adherentów władzy, którzyprzychodzili rekwirować czy to jakieś pomieszczenie,czy coś z mebli. Okazanie im protokółów, które za -czynały się od powołania się na rozkaz Przewodniczą-cego Gławispołkoma robiło wrażenie uspokajające iniekiedy powodowało zaniechanie zamierzonego dzia-łania.

***

Od tego czasu upłynęło przeszło 40 lat, w ciąguktórych burzliwe dzieje historii sprawiły, że Kijów zos-tał zniszczony w wysokim stopniu, zwłaszcza jego cen-tralna część – Kreszczatik i przylegające do niego ulicepoprzeczne. Po zakończeniu wojny, zawdzięczając sprę-żystej organizacji sił technicznych i administracyjnychoraz patriotycznemu wysiłkowi narodu, Kijów szybkopodźwignął się z ruin i został odbudowany, zyskującszatę piękniejszą niż miał dawniej. Lewa strona Kresz-czatika ma zabudowę luźną: pomiędzy punktowcamiu podnóża skarpy pieczerskiej jest wolna przestrzeńładnie zadrzewiona i upiększona klombami – stanowiona miejsce dla spacerów i wypoczynku przechodniów.Architektura domów – nowoczesna, przejrzysta w swej

prostocie. Wzdłuż skarpy nad Dniepram – wspaniałypark i kilkukilometrowa promenada pięknie zadrze-wiona – od Kupieckiego Ogrodu do Askoldowej Mo-giły.

Do osobliwości Kijowa należy zaliczyć urządzonąprzed czterema laty wystawę przemysłowo-rolniczą naskraju miasta poza Parkiem Gołosiejowskim. Szeregpawilonów o pięknej architekturze ma tę wspólnącechę, że każdy z nich w samym środku posiada salęodczytową, wyposażoną w plastyczną mapę Ukrainy,na której każdy rodzaj przemysłu oznaczony jest sieciąpunktów świetlnych, włączanych na tablicy rozdziel-czej.

Wycieczki grupowe, zwiedzające wystawę, po wy-słuchaniu wyjaśniań i obejrzeniu aktualnego filmu, zwiększym zainteresowaniem i świadomością rzeczyoglądają eksponaty rozmieszczone na licznych stano-wiskach.

W pawilonie budownictwa specjalne zainteresowa-nie wzbudza oryginalny projekt zaopatrzenia Kijowaw wodę pitną. Należy zaznaczyć, że woda dnieprowskanie nadaje się do picia ze względu na swój skład che-miczny. Znajduje to swój wyraz w kolorze wody: jeślisię wjeżdża do Dniepru parostatkiem z ujścia Desny,położonego o 5 km wyżej Kijowa, to z górnego po-kładu statku wyraźnie widać, jak jasno szary kolorwody w Deśnie raptem zmienia się w jasno burszty-nowy przy połączeniu się z wodą Dniepru.

Obecne zaopatrzenie Kijowa w wodę pitną bazujena kilku studniach artezyjskich wierconych na kilkasetmetrów poniżej poziomu wody w Dnieprze. Jest tosposób zaopatrzenia dość kosztowny i zależny od wy-dajności warstw wodonośnych. Dlatego wspomnianyprojekt przewiduje doprowadzenie do Kijowa wody zujścia Desny i w tym celu przewiduje się wybudowaniesyfonu w tunelu pod korytem Dniepru.

Obecnie, przy odwiedzaniu Kijowa nasuwają sięwzruszające wspomnienia z czasu zamieszkiwania wnim przed półwiekiem, a serdeczny stosunek dzisiej-szego ciała profesorskiego Politechniki Kijowskiej dobyłych jej wychowanków i życie kulturalne stolicyUkrainy sprawiają, że w tym miłym mieście chciałobysię znowu mieszkać.

Warszawa, luty 1962 r.

Zachowano pisownię oryginału

KRYNICA nr 102 35

WSPOMNIENIA Z KIJOWA

Page 38: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Pociąg, zmierzając do stacji Kijew Pasażyrskij, zata-cza łuk, zbliżając się bezpośrednio do gmachów Po-

litechniki. To moja Alma Mater, tutaj słucham wy-kładów i zdaję egzaminy. Co też nowego przyniesie miten kolejny, trzeci już rok akademicki?

W tym roku będę mieszkał w tym samym domustudenckim, co w roku ubiegłym, tylko w innym po-koju i z innymi współlokatorami. A chciałbym miesz-kać z tymi samymi kolegami, co poprzednio, leczczemuś to nie można było tego załatwić. Jakieś niezro-zumiałe dla mnie kryteria są stosowane przy rozmiesz-czaniu studentów w pokojach. A zresztą, pal go sześć,poznam bliżej nową piątkę współlokatorów. Może tobędzie nawet ciekawsze, bo każdy człowiek ma prze-cież inną osobowość.

Znów, jak na pierwszym roku, mieszkać będę naparterze, tym razem okno wychodzi na ulicę, będziewięc można obserwować przechodniów. Na pewnoczasami będą także przechodziły ładne dziewczyny.

Już wiem, że trzeba pójść do łaźni i przynieść kwi-tek, że poddałem się rytualnym ablucjom. Nawet misię to podoba. Po przejściu parówki czuję się zwykletaki odnowiony i z przyjemnością wypijam duży kubekpiwa. Starożytni Rzymianie też przecież rozkoszowalisię pławieniem w swoich termach.

W Rosji łaźnie zawsze były popularne. Nawet wmoim rodzinnym miasteczku Szczuczynie, gdzie zacara Mikołaja II stał pułk Dońskich Kozaków, zbudo-wano łaźnię. Do dziś mieszkańcy z niej korzystają.

***Rankiem 1 września zakładam kupiony kilka dni

temu w Warszawie nowy garnitur, granatowy w nie-bieskie podłużne prążki i idę na inaugurację nowegoroku akademickiego 1953/54. Idę sobie krokiem pew-nym, z godnością, jak przystało na studenta trzeciego

roku. Po drodze zbaczam, żeby zobaczyć na ile w cza-sie wakacji urósł nowo budowany dom studencki.Mają tam być większe pokoje i inne udogodnienia dlażycia w dużym gronie ludzi. Oby tylko dotrzymanoterminu przekazania go do użytku, żeby w roku przy-szłym już tam zamieszkać. Bo też ta obecna ciasnota wpokojach jest uciążliwa i krępująca.

Przed wejściem do Instytutu spojrzałem na zegarek,który akurat wczoraj kupiłem. Poprzedni zostawiłemw kraju, bo taka właśnie zaszła potrzeba w ostatnimdniu przed wyjazdem. Nowy jest znacznie ładniejszy.

Do godziny 8-mej było jeszcze sporo czasu, siadamwięc na ławce i z lubością przyglądam się frontonowimojej Alma Mater. Przypominam sobie przeczytane wprzewodniku informacje o tym budynku.

Jak większość budynków publicznych, zbudowa-nych w Kijowie w wieku XIX, fasada ma bogatą orna-mentykę. W przewodniku podano, że w eklektyzmietej budowli można dopatrzyć się elementów stylu ro-mańskiego, które jakoby są dominujące. Budynek zbu-dowany został według konkursowego projektu, wyko-nanego przez petersburskiego profesora I.S. Kitnera;nadzorował budowę A.W. Kobielew. W tym to właśniebudynku, pod kierownictwem wybitnych profesorów,w ciągu pięciu lat nastąpi moje przeistoczenie z kusego,małomiasteczkowego chłopca z Mazowsza w nasyco-nego solidną wiedzą inżyniera.

Siedząc na ławce obserwuję, jak od przystankutramwajowego i autobusowego (metra jeszcze wtedynie było) idą alejkami parku studenci. Wielu z nich maw rękach małe walizeczki. Chociaż nie były one gus-towne, to z powodzeniem spełniały rolę teczek, nawetbyły praktyczniejsze, bo chroniły dokumenty przed de-formacją.

Idą także prepodawatieli i profesorowie. Niektórzy,szczególnie starsi wiekiem, mają na sobie białe lniane

36 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Józef OlszewskiJózef Olszewski

BYŁEM STUDENTEM POLITECHNIKI KIJOWSKIEJ

Trzeci rok studiów 1953–1954

Oto dalszy ciąg wspomnień Józefa Olszewskiego ze studiów w Politechnice Kijowskiej, pochodzący z broszurySekcji Wychowanków Politechniki Kijowskiej wydanej w 2003 r.

Janusz FUKSA

***

Page 39: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

garnitury. Taka naonczas panowała moda w tych sfe-rach. Za kilka tygodni, kiedy zrobi się chłodniej, przy-wdzieją jasne płaszcze gabardynowe. Te staranniejuszyte kupione zostały w komisach, gdzie trafiły poprzywiezieniu z zagranicy, często z Polski.

Właśnie nadszedł mieszkający w Kijowie Jura Sz.,mój dobry znajomy z naszej grupy specjalizacyjnejEM8. Witamy się serdecznie, po przyjacielsku i razemwchodzimy w otwarte podwoje, nad którymi widniejetransparent z napisem: „Добро пожаловать! ”

Na korytarzu rozgwar, znajomi pozdrawiają siękrótkim: „привет! ”, to jakby nasze „cześć”, które też siętu przyjęło. Idziemy lewym korytarzem gmachu aż dosamego końca, gdzie na niskim parterze ma swoje po-mieszczenia i laboratoria nasza katedra maszyn elek-trycznych.

Przyjemnie jest spotkać po wakacjach życzliwych iprzyjaznych znajomych. Koleżanki jakby wypiękniałyi odmłodniały po wakacyjnych wywczasach. Ciemno-włosa Irina i blondyneczka Łarysa rozgadały się bezopamiętania. Widać, że czują się dobrze w tym gronie,gdzie jest tylu wartościowych mężczyzn.

Dzisiaj wszyscy są uśmiechnięci, w dobrych na-strojach i skorzy do żartów. Aż wierzyć się nie chce, żeza kilka tygodni ten beztroski nastrój ulotni się pod

ciężarem narastających studenckich obowiązków, aczęsto i kłopotów finansowych. Spoważnieje wtedy iutraci znaczną część swego rezonu ta tak wesoła dzisiajstudencka brać. Tylko Irina i Łarysa będą ożywiałygrupę swym perlistym śmiechem i ciągłym gadul-stwem.

Nie straci także równowagi ducha Kola N. Jego po-ważny wyraz twarzy, zaprawiony tajemniczym gryma-sem nigdy nie pozwala zorientować się, kiedy mówiserio, a kiedy drwi sobie z czegoś. Tylko po śmiejącychsię oczach można odgadnąć, jak Kola ocenia danąsprawę. Kola był każdemu życzliwy i oddany. Przyja-cielowi niczego nie potrafiłby odmówić. Bardzo mi od-powiadał charakter Koli, świadczący o jego szerokimzakresie tolerancji, jak bezkres rosyjskich przestrzeni.

Przy odpisywaniu rozkładu zajęć na nowy piąty jużsemestr widzę, że wchodzą całkowicie nowe przed-mioty specjalistyczne. Główne to wykłady, ćwiczenia izajęcia laboratoryjne z maszyn elektrycznych. Oboktego ważne są też takie przedmioty, jak napęd elek-tryczny, jak również sieci elektryczne i elektrownie. Jestteż szereg przedmiotów pokrewnych, niejako uzupeł-niających. Dużo tego. Ale jeśli zachciało mi się zostaćinżynierem elektrykiem, to teraz przyjdzie solidnie po-pracować nad przygotowaniem się do zawodu. Wszak

KRYNICA nr 102 37

LOSY I DROGI

Politechnika Kijowska. Gmach główny. Fot. z 1959 r. Autor nieznany

Page 40: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

nie święci garnki lepią. Przeszli przez ten magiel inni,to i ja powinienem dać sobie radę. Czas, praca i chęćszczera na pewno zrobią ze mnie inżyniera. Dzięki swo-jej dewizie: „chcieć to móc” na pewno podołam no-wym zadaniom.

Właśnie dzisiaj ma być pierwszy wykład z maszynelektrycznych. Jestem niezmiernie ciekawy początkównauki wybranego docelowo zawodu.

***

Od początku trzeciego roku studiów prowadzonesą wykłady z teorii maszyn elektrycznych. Programtych wykładów jest bardzo obszerny, przystosowany dlastudentów specjalizujących się w tej dziedzinie tech-niki. A studentów takich jest po dwie grupy na każ-dym roku, a w każdej grupie po kilkunastu. Na moimroku z Polaków specjalizuję się w tej dziedzinie tylko ja.Ale na czwartym roku jest trzech Polaków. Wykładyprowadzone są dla obu grup, w niewielkiej salce.Dzięki temu jest bezpośredni kontakt z wykładowcą.

Ogólną teorię maszyn elektrycznych wykładał Bław-dziewicz. Mówiono, że jest on polskiego pochodzenia.Nabrałem takiego przekonania, gdy wszczął ze mnąrozmowę na temat czasopism technicznych wydawa-nych w Polsce. Z rozmowy wynikało, że czasopisma teczytał. Niestety, nie mogłem podjąć dyskusji, ja jeszczewtedy czasopism tych nie czytałem, gdyż dopiero za-cząłem wgryzać się w początkowe arkana techniki. Iwłaśnie dla solidniejszego ugruntowania podstaw teo-retycznych po wykładach studiowałem odpowiednierozdziały w podręczniku.

Zalecany był podręcznik napisany przez L.M. Piot-rowskiego. Była to duża i ciężka, a przez to i niepo-ręczna księga. Z podobnego formatu ksiąg uczyłem sięjuż chemii i teoretycznych podstaw elektrotechniki.Widocznie w owych czasach panowała w wydawnict-wach technicznych moda na wydawanie podręcznikóww formie ksiąg dużego formatu, o wysokości 26 cm iszerokości 21 cm, w twardej oprawie. Dużo wiedzynaukowej zawiera taki podręcznik i to trudnej do opa-nowania na początku. Na szczęście wiedza ta podawanabyła w sposób przystępny.

Już od pierwszych wykładów z maszyn elektrycz-nych zdawałem sobie sprawę, iż z wiedzą tą będę zwią-zany przez całe życie i postanowiłem solidnie przyłożyćsię do jej poznania.

Zasady działania maszyn elektrycznych opierają sięna zjawisku indukcji, które odkrył Faraday. Nazwiskoto jest wymienione w podręczniku już na samym po-

czątku. Podaje je także wykładowca, już bez wyszuki-wania rosyjskiego dublera, jak to miało miejsce na wy-kładach z fizyki dwa lata temu.

Prowadzone są także wykłady z projektowania ma-szyn elektrycznych. Już po kilku wykładach otrzymu-jemy zadanie semestralne: zaprojektowanie transforma-tora dużej mocy. Tak więc zaczęło się na dobre. Odtądw miarę upływu czasu, z tygodnia na tydzień, stawaćsię już będę inżynierem. Te projekty semestralne to jestprzedsmak tego, co będę robił w przyszłości, w pracyzawodowej. Każdy student otrzymał swoje indywi-dualne zadanie projektowe i swojego konsultanta –pracownika katedry.

Należy wykonać obliczenia elektromagnetyczneoraz opracować rysunek zestawieniowy, obrazującygłówne zespoły. Przystępuję do zadania nieomal z na-maszczeniem. Będzie to przecież mój pierwszy w życiuprojekt nie wirującej maszyny elektrycznej. Zaleconostosować metodykę projektowania podaną w podręcz-niku opracowanym przez kierownika naszej katedryprof. Iwana Matwiejewicza Postnikowa. Odtąd aż dokońca mojej pracy zawodowej korzystałem z wiedzy za-wartej w tym podręczniku.

W owych latach, gdy nie było jeszcze komputerówani nawet kalkulatorów, obliczenia do projektów tech-nicznych wykonywano na suwaku logarytmicznym.Był to znamienny atrybut studenta, a także inżynieraprojektanta. Na suwaku tym wykonywano takie dzia-łania matematyczne jak: mnożenie, dzielenie, pier-wiastkowanie, potęgowanie i logarytmowanie liczb.Odczytywano także wartości funkcji trygonometrycz-nych. Wyniki działania odczytywano z dokładnościądo dwóch miejsc po przecinku, a w niektórych prze-działach skali nawet do trzeciego miejsca po przecinku.To w praktyce inżynierskiej na ogół wystarczało. Na-tomiast operacje sumowania i odejmowania przepro-wadzano na podręcznych kartkach papieru i trzebabyło usilnie śledzić, żeby się nie pomylić. Doświad-czony projektant na ogół wiedział, jaki rząd wielkościpowinien otrzymać z przeprowadzanych operacji. Alestudent musiał ślęczeć i wielokrotnie sprawdzać wyko-nywane działania. Była to naprawdę praca żmudna iuciążliwa.

Dla studenta to „ręczne” obliczanie maszyny miałowszak tę pozytywną stronę, że postępując stopień postopniu, wzór po wzorze, poznawał on maszynę w każ-dym jej milimetrze i tym samym niejako automatycz-nie wgryzał się w arkana jej projektowania. Gorzej

38 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 41: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

było, gdy maszyna nie „wyszła” po pierwszym przeli-czeniu i trzeba było obliczać kolejne jej warianty.

Zwyczajny popularny suwak logarytmiczny miał 28cm długości, w tym na 25 cm znajdowały się skale, i3,8 cm szerokości. Na odwrocie znajdowały się po-trzebne najczęściej w praktyce dane techniczne, poda-wane zazwyczaj w poradnikach. Przy pomocy takich toprostych „urządzeń” do liczenia wykonywano w owymczasie projekty skomplikowanych maszyn, mostów iinnych ważnych obiektów.

***

Zajęcia laboratoryjne odbywały się w długim, leczstosunkowo niskim pomieszczeniu. Były tam praw-dziwe maszyny elektryczne, wykonane w fabrykach. Wlaboratorium panowała niepodzielnie Anna Wasi-liewna, niemłoda już, lecz pełna werwy kobieta. By-wało, iż pokrzykiwała na studentów, traktując ichprawie jak swoją rozbrykaną dziatwę. Ale studenci wie-dzieli, że ona ich lubi i zawsze całym sercem pomoże wpotrzebie. A doprawdy warto było żyć w zgodzie zAnną Wasiliewną. Można było np. w drodze wyjątkuwypożyczyć trzymany w podręcznej szafce dokładniej-szy przyrząd pomiarowy, czy też, gdy przyciśnie taka

potrzeba, otrzymać w tajemnicy wzorzec opracowaniawyników ćwiczenia laboratoryjnego. […]

Zajęcia laboratoryjne prowadzone były w kilkuo-sobowych grupach. Miało to i tę dobrą stronę, iż przywspólnej pracy w mniejszym gronie można było lepiejsię poznać. Po pewnym czasie zawiązały się nawettrwałe przyjaźnie.

Właśnie po przyjacielsku mieszkający w mieście ko-ledzy ostrzegli mnie, bym miał się na baczności, gdyżw Kijowie od pewnego czasu zrobiło się niebezpiecznie.Otóż w ramach amnestii wypuszczono z łagrów takżekryminalistów i ci z miejsca przystąpili do uprawianiaswego procederu. Napadali na samotnych ludzi, zabie-rali cenne rzeczy, a nawet kazali zdejmować odzież.Takie przypadki zdarzały się ponoć nawet w środkachkomunikacji miejskiej. Bandyci straszyli ostrymi na-rzędziami i terroryzowali otoczenie. Mówiono także,że żyletkami tną twarze opornych kobiet. A przedamnestią było tak spokojnie, wszędzie panował ład iporządek. Trudno było nawet uwierzyć, że tak raptow-nie zmieniło się na gorsze.

Niepomny przestrogom wybrałem się ze znajomąna spacer do parków nad Dnieprem. Spacerowaliśmydo późna, aż zostaliśmy po zachodzie słońca tylko wedwoje. Lubiłem w porze wczesnego zmierzchu oglądać

KRYNICA nr 102 39

LOSY I DROGI

Politechnika Kijowska. Park z okna gmachu głównego. Fot. z 1959 r. Autor nieznany

Page 42: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

prześliczną panoramę zakoli rzeki i ciągnącą się aż hen,po horyzont równinę. Taki widok budzi w człowiekujakąś tęsknotę za niezmierzoną siną dalą, budzi przy-jazne uczucia do wszystkiego i do wszystkich.

Usiedliśmy na ławce w zacisznej, odludnej alejce ibyło nam ze sobą po prostu dobrze. Moja znajomatakże lubiła nastrojowe chwile, ale okazała się bardziejprzezorna ode mnie i poradziła schować zegarek. Nibybagatelizując sprawę poszedłem wszakże za jej radą. Idobrze, że jej posłuchałem, bo oto staje przed namidwóch młodzieńców z otwartymi scyzorykami i ost-rym, zachrypłym głosem nakazują:

– Давай часы!– Nie mam czasów – mówię, specjalnie przekręcając

rosyjskie słowa, żeby wiedzieli, że jestem inostraniec, boza takiego wyżej karzą.

– Я вас знаю – mówi rezolutna, odważna dziew-czyna.

Poszeptali coś pomiędzy sobą i dali dyla w najbliż-sze krzewy.

W taki to sposób prysła, na pewien czas, roman-tyka wieczornych spacerów w parkach nad Dnieprem.Pozostały spacery pośród tłumów na Kreszczatiku ikino. Niektóre dziewczyny nawet to wolały, chciały siębowiem pokazać znajomym, a swoje czułości okazy-wały przy pożegnaniach przed swoim domem.

Po jakimś czasie groźną sytuację opanowano i nie-godnych przebywania na wolności osadzono w odpo-wiednich dla nich pomieszczeniach.

***

Zbliżała się kolejna rocznica Rewolucji Październi-kowej, która według nowego kalendarza była obcho-dzona 7 i 8 listopada. Już od połowy październikatworzyły się wśród młodzieży, a także i ludzi starszych,tak zwane kompanie w celu zorganizowania prywatek wwolne dni.

Było oczywiste, że głównymi organizatorami będąkoledzy mieszkający z rodzicami w Kijowie. Najbar-dziej prestiżowe były prywatki w mieszkaniach znajo-mych w dzielnicy Pieczersk, położonej na najwyższymw mieście wzgórzu, uznawanej za najbardziej eksklu-zywną i niejako prominencką dzielnicę miasta.

Tego roku ja także piłem dobre wino i tańczyłem zwystrojonymi baryszniami w dużym, wyposażonym wgłębokie fotele, gościnnym pokoju mieszkania Lud-miły na Pieczersku. Poczytywałem sobie to za awanstowarzyski. Byli tam przystojni Rumuni i Węgrzy, byłyoczywiście dobrane, dorodne koleżanki Ludmiły i

jeden Polak, czyli ja. Zaprosił mnie kolega Rumun, adziewczęta na wstępnym spotkaniu zaakceptowały.

W kilka dni później z okazji rocznicy rewolucji od-było się uroczyste spotkanie w naszym Konsulacie,który w owym czasie miał swoją siedzibę także na Pie-czersku. Widoczne było, że niektórzy koledzy dobrzesię już zaadaptowali w kijowskim środowisku. Przyszlina spotkanie z pysznymi ukraińskimi dziewojami,ubranymi w bogate kreacje. I tak to rozkwitała polsko-ukraińska przyjaźń. Lubiłem takie nieformalne spot-kania w Konsulacie. Przyjemna była wówczas atmo-sfera. Pseudoaktywiści nie roztrząsali niczyich życiory-sów i nie mogli wyżywać się w swojej nienawiści doludzkich spraw.

***

Zaraz po uroczystościach solidnie zabrałem się doprojektu transformatora. Konsultant polecił mi zrobićkilka wariantów obliczeń dla różnych obciążeń induk-cyjnych i prądowych obwodu magnetycznego i prądo-wego. Zrobił to celowo, żebym głębiej wczuł się wistotę obliczeń. Siedziałem całymi godzinami z suwa-kiem w ręku i wtedy to właśnie wyrobiłem sobie spo-sób podejścia do przeprowadzania obliczeń oraznabyłem wprawy w posługiwaniu się suwakiem loga-rytmicznym.

Konsultant wbijał mi cały czas do głowy, iż po to,by uzyskiwać projekty maszyn o dobrych parametrachtechnicznych, należy obliczać wiele wariantów, słowemliczyć, obliczać i wciąż przeliczać. W późniejszych la-tach, kiedy to w pracy zawodowej zajmowałem sięgłównie obliczaniem maszyn, często w duchu wspo-minałem wymagającego konsultanta mojego pierw-szego studenckiego projektu transformatora, którynauczył mnie właściwego podejścia do projektowania.

Zainteresowały mnie także bardzo wykłady z wy-trzymałości materiałów. Po pewnym czasie, dzięki wie-dzy uzyskanej na tych wykładach, całkiem inaczejzacząłem patrzeć na wszelkiego rodzaju konstrukcjestalowe, szczególnie zaś na konstrukcje mostów i wia-duktów. Zacząłem przyglądać się z uwagą rozmiesz-czeniu żeber, kratownic i podpór oraz analizowałemcelowość ich zastosowania. Dawna czarna magia sta-wała się zrozumiała i frapująca.

Wiedziałem już, iż wiedza o wytrzymałości mate-riałów będzie bardzo przydatna w moim zawodzie, botak naprawdę maszyna elektryczna poza częścią czynną,jak uzwojenia i rdzenie magnetyczne, jest konstrukcjąmechaniczną. Postanowiłem zatem przyłożyć się także

40 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 43: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

i do tego przedmiotu. Wypożyczyłem z bibliotekiuczelnianej podręcznik, który miał mniejszy format niżinne, ale za to był niezwykle gruby. Zastanawia mniefakt, że te duże i grube podręczniki, które latami prze-chodziły przez tak wiele rąk, nie rozsypywały się, jakto miało miejsce z książkami wydanymi po unowo-cześnieniu techniki wydawniczej.

Ćwiczenia z wytrzymałości materiałów prowadziłwykładowca okazujący wyjątkowy szacunek dla god-ności osobistej studenta. O ile zdarzało się, że prowa-dzący ćwiczenia z innych przedmiotów wykładowcystosowali wcale nie akademickie metody, to na ćwicze-niach z wytrzymałości materiałów panował luz i swo-boda.

Wykładowca zwykle prosił, a rzec można nawetupraszał, żeby znalazł się ochotnik i zechciał podejśćdo tablicy i przeprowadzić rozwiązanie zadania. Chętnioczywiście się znajdowali, a niektórzy lubili nawet po-pisywać się swoją wiedzą przed koleżankami i kole-gami. W tej atmosferze nawet słabsi studenci chcielipokazać na co ich stać i zapowiadali swoje przygoto-wanie do wystąpienia na kolejnych zajęciach. […]

Wykładowca prowadzący ćwiczenia z wytrzymało-ści materiałów w przypływie dobrego nastroju opo-wiadał ciekawe historyjki z życia uczelni. Ot chociażbyi taką, jak to jeszcze zaledwie przed kilku laty jeden zprofesorów tej właśnie katedry przyjeżdżał jesienią iwiosną na uczelnię na koniu. Taką miał kozacką fan-tazję. Konika pętał i puszczał w parku, ażeby się pasł.Wciąż się jednak o niego martwił. Bywało, że podczaswykładów robił przerwy, prosząc kogoś ze studentów osprawdzenie, czy z koniem jest wszystko w porządku iaż do powrotu studenta nie prowadził wykładu.

Wykłady, a nawet ćwiczenia z niektórych przed-miotów, prowadzone były wspólnie dla kilku grup oróżnych specjalnościach i tak np. nasze dwie grupyelektromaszynowców miały wspólne wykłady z grupamio specjalizacji elektryczne sieci i systemy. W jednej ztych grup byli dwaj Polacy Janusz W. i Ludwik B., mia-łem więc okazję porozmawiać sobie z nimi po polskuw czasie przerw. […]

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. W ZwiązkuRadzieckim były to w owym czasie normalne dni ro-bocze. Niemniej w Wieczór Wigilijny byłem myślamiprzy swoich bliskich. Oni tam też na pewno myśleli omnie, dobrze mi życząc i modląc się za mnie. Musiałato być skuteczna modlitwa, bo wiodło mi się całkiemdobrze. Wspominałem dawne wigilie z lat, gdy żyłajeszcze mama. Ileż to wtedy było radości w gronie ro-

dzinnym? Ostatnią wspólną Wigilię mieliśmy w 1939roku, a więc już w czasie wojny. […]

Egzaminy zdaje się u konkretnych ludzi, którzy,zdobywając się nawet na największy obiektywizm, niesą w stanie ustrzec się swoich wrodzonych czy naby-tych słabostek, dziwactw, a nawet kaprysów. Studenci,wiedząc o tym, dokładają wszelkich starań, aby możli-wie jak najwięcej dowiedzieć się o charakterach i zwy-czajach profesorów, u których przyjdzie im zdawaćegzamin. […]

Tak po prawdzie, to średnia moich ocen z tej sesjinie była imponująca, lecz przecież wystarczała, by miećspokojną głowę o to, iż mogę być obiektem niepo-chlebnych zdań szerszego kolektywu. Nie będę więcmusiał nic ponownie zdawać i mogę sobie pohulać dowoli podczas przerwy semestralnej. Dobra nasza!

***

Już nazajutrz po ostatnim egzaminie wybrałem siędo łaźni. Trzeba po pierwsze zmyć poty egzaminacyjne,a także zażyć frajdy poleżenia na najwyższej półce, w

KRYNICA nr 102 41

LOSY I DROGI

Kijów. Choinka na Kreszczatiku. Fot. z 1959 r. Autor Janusz Fuksa

Page 44: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

najgorętszej parze. Po takim prażeniu się i płukaniuczłowiek czuje się jakby odnowiony i młodszy. Nawetskóra na twarzy robi się delikatniejsza.

Trzeba wszakże mieć się na baczności, żeby potakim rozparzeniu całego organizmu nie przeziębić się.Dlatego też dobrze jest, starym ruskim obyczajem,strzelić sobie „po bani” setkę mocnej gorzałki. Ja, coprawda, stroniłem jeszcze w tym czasie od czyściochy,lecz krzywiąc się wypiłem pięćdziesiątkę, ażeby wszystkobyło zgodne z przyjętym tutaj obyczajem. Inaczej mu-siałbym kłamliwie odpowiadać na pytania kolegów zpokoju.

Gdzieś tak w trzecim dniu ferii, gdy przyrządzałemsobie spóźnione śniadanie, wezwano mnie na portier-nię, do telefonu. Mieszałem akurat cukier w herbacieołówkiem kohinor czeskiej produkcji, z grafitem otwardości H5. Taki to był w naszym pokoju szpan,zresztą nie tylko w naszym pokoju. Ołówki tej markibyły bardzo dobrej jakości i chętnie były używane dowykonywania rysunków. Dobre były także ołówki kon-struktorskie T radzieckiej produkcji.

Wzywanie do telefonu na portiernię nie było już wtym czasie dla mnie żadną dziwotą. Dzwoniły znajome,chcąc umówić się ze mną na spotkania, spacery i napójście do kina – tak modną wtedy rozrywkę. Dzwo-nili też znajomi koledzy, żeby poinformować, gdzie bę-dzie najbliższa potańcówka studencka.

Tym razem było zupełnie coś innego. DzwoniłaOla, niedawno poznana studentka z Instytutu Me-dycznego. Zaproponowała mi wspólne pójście na katokna stadionie Dynamo. Słysząc taką propozycję, z po-czątku próbuję się wymigiwać, że ja przecież nie mamłyżew itp. Ola wszakże jest stanowcza i jak sobie po-stanowiła, to tak ma być. Twierdzi więc, że łyżwymożna sobie wypożyczyć na miejscu, na stadionie i torazem z butami dowolnych rozmiarów, na pewnoznajdą się i dla mnie buty rozmiaru 29. Tylko dobrzejest wziąć kilka par skarpet. W takiej podbramkowejsytuacji pomyślałem, że jeśli dalej będę naciągał strunę,to Ola może mnie uznać za ostatnią ofermę, więc zudawanym entuzjazmem przystałem na propozycję.

Jeśli już się umówię, to dotrzymuję słowa, no i niechciałbym utracić względów sympatycznej Oli. Przy-bywam więc punktualnie na umówione miejsce przedstadionem.

Taka ślizgawka to naprawdę bardzo dobra rzecz dlazdrowia. Nie jestem jednak pewny swoich umiejętno-ści jazdy na łyżwach. Spróbować wszakże nie zaszko-dzi. Pamiętam, przed wojną ślizgałem się na jednej

łyżwie „samodziałowej”, wystruganej z drewna i pod-kutej stalowym drutem. W owym czasie tylko nielicznedzieci w miasteczku miały prawdziwe, połyskujące ni-klem łyżwy. W czasie pobytu na naszych terenachArmii Czerwonej, w okresie październik 1939 – czer-wiec 1941 roku, zapewne dla pokazania, jaki to wZwiązku Radzieckim jest dobrobyt, przywożono donaszej kooperatywy duże ilości łyżew. Były one tanie iwobec tego praktycznie dostępne dla każdego. Przy-kręcało się je do butów zgrabnym kluczykiem. Całyszkopuł był w tym, że podeszwy paskudnie się przy tymdeformowały i buty szybko niszczały. Ojciec, dbały oto, by jego dzieci miały buty na zimę, krzywym okiempatrzył na praktyki z łyżwami. Trzeba nadmienić, że obuty było wówczas niezwykle trudno. Na dobrą sprawęmożna było liczyć głównie na zapasy sprzed wojny, nanaprawę lub na przywożone do kooperatywy walonki,do których, niestety, nie sposób było przykręcić łyżew.

Ale na łyżwach to ja się wtedy jeździć nauczyłem.Jakże to jednak już odległe czasy! I tak teraz przed Oląbędę musiał zdać egzamin ze swojej sprawności w łyż-wiarstwie. Człowiek młody i chętny wiele może doko-nać dla przypodobania się swojej wybrance.

Stadion Dynamo położony jest w centralnej częścimiasta, niedaleko od początku ulicy Kreszczatik. Już zoddali wyczuwało się nastrój jakoby jakiegoś festynu –rzęsiste oświetlenie, głośna, wpadająca w ucho muzykai spory tłum ludzi ślizgających się na tafli lodowej. Sątam przeważnie dzieci i młodzież, ale są też i ludziestarsi wiekiem. Dla utworzenia ślizgawki zalane zostałocałe boisko piłkarskie.

Ola przyniosła swoje własne łyżwy na stałe przy-mocowane do białych butów i już po chwili śmignęław tłum krążący dokoła tafli lodowej. Ja zaś po dłuż-szym przymierzaniu dobrałem sobie odpowiednie butyz łyżwami i, o dziwo, po wyjściu na lód wcale się nieprzewracałem. Tak po prawdzie to ja i poprzedniejzimy tutaj bywałem, lecz zazwyczaj krótko i po kilkuwywrotkach szybko rezygnowałem.

Teraz czemuś to szło mi lepiej. Może buty lepiej do-brałem, a może świadomość, że w pobliżu jest Ola, po-wodowała, iż wychodziło mi to ślizganie jakoś spraw-niej. Olę odnalazłem w tłumie po kilku okrążeniach,ale gdzie mi do niej. Ona śmiga jak ptak, a ja piłuję natępych łyżwach.

Wracaliśmy upojeni ruchem na świeżym powietrzu,bliżsi sobie i szczęśliwi.

Tak mi się spodobało to ślizganie się na lodowisku,że w czasie ferii chodziłem tam prawie codziennie,

42 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 45: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

nawet sam. A i później, gdy już trwały zajęcia w Insty-tucie, prawie w każdą niedzielę chodziłem na katok.Oczywiście, dopóki trwała zima i był mróz.

***

Od dłuższego już czasu nosiłem się z zamiarem pó-jścia na Krytyj Rynok, czyli bazar kołchozowy w cen-trum miasta, nieopodal Kreszczatika. Odkładałem todo czasu ferii, żeby móc tam pójść w środku dnia. Wpierwszym rzędzie chciałem kupić sobie owoców i totakich przywożonych prosto ze wsi.

Owoców było pod dostatkiem w sklepach i to posztywnych cenach państwowych, lecz człowieka ciąg-nie coś do atmosfery bazarowej, ot chociażby po to,żeby móc się trochę potargować, jako że na bazarzeobowiązywały ceny umowne, taki trochę kapitalizm.

Miały tutaj swoje stałe firmowe stoiska kołchozy zokolic Kijowa. Na stoiskach sprzedawano mięso, drób,ziemniaki, warzywa i owoce. Przyjeżdżali także koł-choźnicy na własną rękę, przywożąc w tobołach pro-dukty ze swoich działek przyzagrodowych i wystawialije na specjalnie przygotowanych długich stołach. Pobazarze można było sobie pochodzić, pooglądać wy-stawione produkty i wybrać ten, który najbardziejwpadł w oko i budził zaufanie.

Kupiłem właśnie stożkowatą kopkę dorodnych jab-łek i rozglądałem się za prażonymi pestkami słonecz-nikowymi. Sprzedawano te siemieczki na szklanki.Ostatnio sporo zjadałem tych pestek, kupiłem więc odrazu kilka szklanek.

Zajadanie się prażonymi pestkami słonecznika byłow owym czasie w Kijowie niezwykle popularne. Jednijedli te pestki w przekonaniu, że przybędzie im oleumw głowie (kłania się imć Zagłoba z „Potopu”), inniznów gryźli pestki, żeby ograniczyć palenie papierosów,a jeszcze inni robili to dla zwykłego zabicia czasu i roz-ładowania stresów. […]

***

Kijów położony jest w strefie kontynentalnej, by-wają tu okresy, gdy w powietrzu jest mało wilgoci ichce się po prostu pić. I właśnie dla wygody spacero-wiczów, czy też ludzi robiących sprawunki w mieście,już od wczesnej wiosny wystawiano automaty dla przy-rządzania sobie chłodnej wody gazowanej. Za zupełniedrobne monety, np. za 2 kopiejki można było ugasićpragnienie dużą szklanką chłodnej, czystej wody gazo-wanej, a za 5 kopiejek wodą z sokiem. I, o dziwo, au-tomaty te przez cały sezon były sprawne. Nikt się nadnimi nie pastwił dla zaspokojenia swoich niskich in-

KRYNICA nr 102 43

LOSY I DROGI

Politechnika Kijowska. Laboratorium elektryczne. Fot. z 1959 r. Autor nieznany

Page 46: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

stynktów. Nie rozbijano i nie zabierano szklanek, którebynajmniej nie były przywiązane. Szklanki te myło sięprzed wrzuceniem monety tryskającą pod ciśnieniemwodą. Przyjął się dobry zwyczaj, iż po wypiciu wodykonsument mył po sobie szklankę zanim ją odstawił.

Zawsze też sprawne i gotowe do użytku były uliczneaparaty telefoniczne. Nikt ich nie uszkadzał, ani nieokradał. Ustawione były w przeszklonych budkach wróżnych punktach miasta, czasami nawet po kilka oboksiebie.

I jak na to nie patrzeć, był to niewątpliwie pewienokreślony poziom kultury życia codziennego miesz-kańców wielkiego miasta, a także szerokich rzesz ludziprzyjezdnych. Nawykłemu do takich porządków,zwykle w pierwszym dniu po przyjeździe do Warszawyna wakacje, bardzo rzucały się w oczy walające się wcentrum miasta śmieci i ogólny bałagan.

Tak zupełnie cacy to nigdzie być nie może. Wszakjakiś procent ludzi ma w sobie zakodowane skłonnoścido wyłamywania się z obowiązujących powszechniereguł. Oczywiście tacy ludzie byli także i w Kijowie, aleto nie oni nadawali ton w życiu codziennym.

Na ogół twarze ludzi w Kijowie były pogodne iżyczliwe. Do kłopotów z permanentnym niedoboremniektórych towarów ludzie przywykli i nie narzekali,zdając sobie widocznie sprawę z tego, że gorzej jest, gdykogoś nie stać na kupno najbardziej potrzebnych dożycia produktów, a tych na ogół nie brakowało.

Tak po prawdzie to większej gotówki nie byłowtedy na co wydać. Prywatna motoryzacja zaczęła do-piero raczkować. Były już przedpłaty na samochody ro-dzimej produkcji. Za miastem budowano dacze ookreślonych, dopuszczalnych standardach i normaty-wach. Nie było to wszakże powszechne. Natomiast nawypoczynek na Krymie stać było praktycznie każdego.Sporo pieniędzy lokowano w kasach oszczędnościo-wych, mimo że oprocentowanie było niskie. Dla uzu-pełnienia należy podać, iż inflacja też była niska.

Chociaż Kijów należał do stosunkowo nielicznychmiast ZSRR o najwyższym standardzie zaopatrzenia,to przecież rzadkością były w sklepach artykuły luksu-sowe, szczególnie zaś modne damskie ciuszki z im-portu. W takiej sytuacji ileż to satysfakcji dawałokijowskiej modnicy kupno atrakcyjnej rzeczy, po którąkilka godzin stała w kolejce. Pomimo braków ceny atrakcyjnych towarów nie były wygórowane. Jak to siępóźniej taka uszczęśliwiona modnica obnosiła ze swojąkobiecą próżnością, paradując w nowej modnej bluzce,czy w sweterku!

Natomiast bardzo dobre było zaopatrzenie w ciepłą,zimową odzież, szczególnie w ciepłe nakrycia głowy.Wyglądało to tak, jakby to właśnie głowy otoczonoszczególną opieką. Ileż to tam było w sprzedaży wy-szukanych fasonów i rodzajów futrzanych kapeluszydamskich oraz męskich czapek z nausznikami!

Futrzaną czapkę nosił w czasie chłodów prawiekażdy mężczyzna i to już od młodych lat. Odnosiłemwrażenie, iż jest to niejako ubiór rytualny tutejszychmężczyzn. Dziś wydaje mi się, że zwyczaj noszenia cie-płych czapek z nausznikami przywędrował na Ukrainęz północy, z Rosji, gdzie klimat był chłodniejszy. Ty-powym, ukraińskim ciepłym nakryciem głowy wydajesię być barania papacha, taka jaką nosił narodowy poetaukraiński Taras Szewczenko.

Futrzane czapki z nausznikami pokupowali sobieniektórzy koledzy z Polski. Kupiłem także i ja, leczmając skłonności do przegrzewania się głowy – częstomiałem wilgotne czoło, co groziło poważnym przezię-bieniem – zaprzestałem noszenia takiej czapki. Parado-wałem w modnej w owych latach w Polsce czapcesamodziałowej z dużym denkiem, bez nauszników. […]

A skoro już o zimie, to warto raz jeszcze wspom-nieć o konsumpcji o tej porze roku lodów. Sprzeda-wano je nawet na ulicach z przewoźnych pojemnikówna kształt szafeczek. Były to stosunkowo duże porcje,owinięte folią i pęcherzykowatym papierem. Lody byłychłodne, ale nie zimne i można je było zimą lizać, anawet gryźć bez obawy o przeziębienie sobie gardła. Wprodukcie tym sporo było kalorii, można zatem byłozaspokoić nim nawet głód. Jak wszystkie produktyżywnościowe, tak również i lody były tanie.

Ja, zdając sobie sprawę ze swoich skłonności doprzeziębień gardła, początkowo wstrzymywałem się odspożywania tego specjału w zimowym okresie. Po pew-nym wszakże czasie stwierdziłem, iż po zjedzeniu jed-nego, a nawet dwóch lodów w sposób wolny i ostrożnyz małymi przerwami, nie następowały żadne złe skutki.A trzeba przyznać, że lody te były smaczne i nęciły pod-niebienie.

***

Ferie zimowe miały się ku końcowi. W czasie ichtrwania byłem w pokoju sam. Było tak luźno, a terazznów zrobiła się ciasnota.

Oleg przyjechał ostatni, jest pełen werwy i dowcip-kuje. Swoim zwyczajem chwali się sukcesami u kobietw swoich stronach. Wygląda na to, że w domu rodzin-nym troszczą się o niego, bo wyraźnie się zaokrąglił.

44 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 47: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Z dniem rozpoczęcia nauki sceneria z miejsca uległazmianie, rozpoczął się znowu normalny, codziennytryb życia studenckiego. Rano goliłem się codziennie,ale ileż to trzeba było wycierpieć, obdzierając twardyzarost tępawą żyletką newa! Potem ablucje wodne, śnia-danie i wymarsz do Instytutu.

Nasz park przed Instytutem także zimą ma swojeuroki. Ładnie jest tu i ciekawie, gdy spadnie świeży,czyściutki śnieg. Jego płatki osypują się z konarówdrzew, łaskocząc przyjemnie zimnem twarz i szyję.

Przed salą wykładową z radością witam grono przy-jaznych mi kolegów. Gratulujemy sobie rozpoczęciadrugiego półmetka studiów. Minęło już przecież dwa ipół roku naszych studenckich zmagań i tyleż pozostałodo końca. To jest akurat w sam raz, ani za dużo, ani zamało. Bo przecież szkoda byłoby, gdyby tych lat stu-denckich pozostało nam mniej, po prostu chce się jesz-cze pobyć studentem, a z drugiej strony to jednakdobrze, że pierwszą połowę studiów ma się już za sobą.

Rozgadani, nawet nie spostrzegliśmy, kiedy na salęwszedł wykładowca, on także włączył się do naszychrozmów. Ale tylko zdawkowo i już po chwili nauka naVI semestrze rozpoczęła się na dobre.

Rozpoczęły się wykłady nowego rozdziału teoriimaszyn elektrycznych, a mianowicie nauka o uzwoje-

niach maszyn wirujących. Sposób prowadzenia wykła-dów nie wszystkim się podoba. Wydaje się, że wykła-dowca prowadzi wykład zbyt sztywno i w dodatku niedowierza swojej pamięci; pisząc wzory na tablicy wciążspogląda do trzymanej w ręku kartki. Ciekawe, czy naegzaminie nam także pozwoli ściągać?

Już po kilku dniach otrzymujemy zadania projektusemestralnego. Tym razem jest to elektryczna maszynawirująca prądu stałego, dużej mocy.

I znów zaczęło się żmudne ślęczenie z suwakiem lo-garytmicznym w ręku nad wariantami obliczeń. Ale jużpo krótkim czasie uświadamiam sobie, że wyczuwamistotę projektowania. Z dnia na dzień rośnie ten pro-jekt w mojej wyobraźni. Przyłapuję się na tym, że myślęo nim wszędzie, nawet w najmniej stosownych kutemu okolicznościach. Teraz wiem co to są męki twór-cze, nawet w technice.

Podobnie, jak przy poprzednim projekcie, tak iteraz raz w tygodniu chodzę na konsultację. Mój nowykonsultant jest wymagający w stopniu nie mniejszymniż poprzedni. Zdołał już zauważyć, iż ja wcale nie jes-tem nastawiony na łatwiznę, czy też na odstawianiechałtury. Chcę wykonać zadanie możliwie jak najlepieji konsultant to docenia. Chętnie ze mną omawia uzys-

KRYNICA nr 102 45

LOSY I DROGI

Politechnika Kijowska. Warsztat mechaniczny. Fot. z 1959 r. Autor nieznany

Page 48: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

kane z obliczeń parametry, tu i ówdzie coś proponujei zachęca do poszukiwań optymalnego wariantu.

***

W pokoju, pomimo ciasnoty, panuje zgodna, nawetprzyjazna atmosfera. Nikt nie okazuje uprzedzeń zwy-czajowych ani antagonizmów narodowościowych. Ichociaż studiujemy na różnych wydziałach, to jesteśmyzłączeni myślami o solidarnym podejściu do obowiąz-ków studenckich.

Szkoda, że Wołodzia ma wyraźne kłopoty z nauką.Od czasu do czasu lubi sobie ulżyć wypowiadającgłośno i dosadnie zdanie o tym, co myśli o nierosyj-skim nazewnictwie i oznaczeniach w matematyce. Nieukrywa, że nauka idzie mu ciężko, a i z pieniędzmi jestkrucho, więc nosi się z zamiarem przeniesienia na stu-dia wieczorowe i ponownego podjęcia pracy w fabryce,może jeszcze nie teraz, lecz chyba już prawie na pewnood nowego roku akademickiego.

Bywały też w pokoju drobne uroczystości, podczasktórych na stole pojawiały się szklanki, a jeśli ichbrakło, to i aluminiowe kubki. Było tak, gdy ktoś dlauczczenia ważnych w jego życiu dni przynosił butelkęwina, a zdarzało się, że i kilka butelek.

Ja postawiłem na stole butelkę wina w dniu moichimienin, to jest 19 marca. Wiedziałem, że tutaj ob-chodzi się powszechnie dzień urodzin, lecz ja nie jestemprzecież tutejszy i kultywuję swoje rodzinne tradycje.Nikt oczywiście nie miał nic przeciwko temu. Wszak tood kilku już lat w domach studenckich zamieszkująstudenci różnych narodowości i zdążyli zaakceptowaćnawzajem swoje odrębne obyczaje i zapatrywania. Apamiętam, jak to jeszcze dwa lata temu powstawały za-ciekłe spory z tytułu różnicy zapatrywań. Teraz domi-nują sprawy nauki i rozrywek, które jednakowo inte-resują wszystkich. A swoją drogą to te butelki winatakże jakąś rolę i to chyba niemałą spełniły.

Dla przedłużenia ceremonii imienin Oleg wyciąg-nął z zakamarka swojej walizy butelkę moskowskiej. Jawspominałem już wcześniej o swoich imieninach i wy-gląda na to, że Oleg po swojemu się do nich przygoto-wał. Oświadczył przy tym, że on wina nie pije.

Wszyscy byli przeciwni mieszaniu wina z wódką, aja byłem temu nawet zdecydowanie przeciwny. Pamię-tałem bowiem, jakie to kłopoty zdrowotne miałem po wypiciu mieszanych trunków z okazji świętowania1 Maja w 1952 roku.

Oleg wlał dosyć sporo tego czystego, chlupiącegopłynu do swojego aluminiowego kubka i wypił du-

szkiem wypowiadając zaraz potem słowo колоссально.Otarł usta mankietem koszuli, mówiąc, że закусывает

мануфактурой. Powtórzył ceremoniał, odczekał chwilkęi jakby nabrawszy animuszu zwrócił się bezpośredniodo mnie. Więc przede wszystkim to on, Oleg M.,składa mi serdeczne życzenia. A ponadto to on obser-wuje mnie od pewnego już czasu, docenia mój zapałdo nauki i wie, że nauka wymaga wyrzeczeń, ale radzizdać sobie sprawę z tego, że czas ucieka i młode lata jużnie wrócą. Jest zdania, iż nie zaniedbując nauki po-winno się korzystać z uciech, które świat roztacza przedmłodzieżą.

Pomyślałem sobie, że jeśli do używania świata Olegzaliczał picie wódki, to ja się wtedy na to nie zgadza-łem. Lecz na szczęście miał on na myśli co innego. Za-powiedział, że to używanie świata najlepiej jest roz-począć od zaraz. Otóż on, jako członek Rady Studen-ckiej, zaprasza mnie na wieczorek taneczny, który od-będzie się dziś, była właśnie sobota, w naszym domustudenckim. Oleg zdaje sobie sprawę z tego, że tańce zdziewczętami z naszego domu studenckiego, wymę-czonymi naukami ścisłymi, nie są żadną atrakcją i dla-tego zaprosił dziewczyny z miasta, o których mówi, iżmają większą wyobraźnię, nie dodaje tylko w jakichsprawach. Podobno dziewczyny te wiedzą, że miesz-kają w naszym domu studenckim inostrancy, więc napewno przyjdą wystrojone.

Propozycję Olega chętnie akceptuję, bo akurat odkilku dni chodziła mi po głowie myśl, że dobrze by-łoby gdzieś potańczyć, no i przy okazji poprzytulać siędo młodych kobiet.

Tuż przed godziną dziewiętnastą Oleg wyprasza zdużej sali, przeznaczonej do nauki, upartych kujonów.Wychodzą niechętnie, wręcz z oporami. Trochę im współ-czuję, wszak jeszcze dwa lata temu ja także byłem prze-ciwny urządzaniu potańcówek w sali do nauki. Szkoda,że nie ma dla takich celów innego pomieszczenia.

Zawsze miałem na twarzy gęsty i twardy zarost.Przed tańcami ogoliłem się na świeżo, bo od rana od-rosła mi widoczna czarna szczotka na policzkach i bro-dzie. Włożyłem też świeżą, jasną koszulę i hajda do salibalowej.

Stoły i krzesła zestawiono pod ścianami. Głośnoprzygrywa muzyka z płyt, jej pogłos niesie się po kory-tarzach, żeby wszyscy wiedzieli, że dziś u nas są tańce.Powoli schodzą się amatorzy zabawy, łączą się w pary izaczynają wirować. Najczęściej są to walczyki tańczonew niezwykle szybkim tempie. W tym przyśpieszonymwirowaniu był cały kawalerski szyk i fason tych tańców.

46 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 49: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Jak na razie to tańczą tylko „sami swoi”, znajomi zdomu studenckiego, tyle tylko, że odświętnie ubrani.Niestety, już wyczuwa się zapach mocnych perfumzmieszanych z potem rozgrzanych ciał. Pewnie niewszystkim chciało się skorzystać z natrysków w umy-walniach. Skropienie się mocnymi perfumami nie po-maga, a wręcz przeciwnie, tylko zagęszcza powietrzenieprzyjemnym odorem. Ponoć jeszcze sto lat temuanielice z bardzo dobrych domów także myły sięrzadko, a często natomiast skrapiały się perfumami, aleto już nie te czasy i zwyczaje. Teraz woda i mydło sąnajlepszymi środkami higieny.

Kiedy zabawa rozkręciła się już na dobre, wołająOlega na portiernię. Przyjechały zaproszone dziew-czyny z miasta i powołują się na Olega, bo tylko za jegowstawiennictwem mogą zostać wpuszczone. Oleg stro-pił się mocno, gdyż wiadomość ta bardzo kompliko-wała jego dzisiejsze zamiary. Na sali była bowiemŁarysa – mistrzyni w gimnastyce, do której Oleg sma-lił cholewki. Studiowali na tym samym fakultecie.

Po wejściu dziewczyn z miasta na sali pokraśniało,zrobiło się kolorowo, weselej i ciekawiej. Po prostudziewczyny z miasta są bardziej zadbane i modniejubrane. Świecą się im oczy na widok tak dużej ilościmłodych, mądrych chłopców. Boć przecież ci chłopcyzostaną wkrótce inżynierami, a niektórzy z nich zajmąwysokie, intratne stanowiska, słowem mogą to być atrakcyjni kandydaci na mężów. Także niejednemuchłopakowi z kołchozu może trafić się gratka. Bo jeśliożeniłby się z dziewczyną, która jest zameldowana wKijowie, to on ma szansę też tutaj się zameldować i za-mieszkać, najdalej za trzy lata, po odpracowaniu na-kazu pracy na prowincji. Takie to spekulacyjne kom-binacje chodziły po głowie niektórym młodym lu-dziom, którzy wychodzili z założenia, że miłość prze-mija, a na życie trzeba patrzeć trzeźwo, często z wyra-chowaniem.

Wracając wszakże do tańców. Maestro od muzykidostał już wskazania, iż trzeba zmienić repertuar. Na-stawia więc płyty z tańcami wolniejszymi, żeby nietylko obracać partnerkę w tańcu, lecz też żeby byłaokazja ją przytulić, wyczuć jak pod bluzeczką bijemłode, spragnione miłości serce, jak pulsuje gorącakrew.

W stłoczonym stadku dziewczyn wpadła mi w okomłodziutka, bladolica brunetka. Dotąd prawie nie tań-czyłem, lecz gdy ją dojrzałem, to od razu chciałbym znią zatańczyć. Ale cóż? Mam spóźniony refleks. Zanimpo kilku taktach muzyki wystartuję, to już ktoś mnie

ubiegnie. Stoję więc sobie pod ścianą i uparcie patrzę,jak wywija moja upatrzona brunetka.

W końcu postanawiam, że niech się dzieje co chce,ale ja muszę tę dziewczynę poprosić do tańca. A tu jakna złość ogłaszają дамский вальс, czyli panie prosząpanów. Omal mnie szlag nie trafił! Ja tak długo zbie-rałem się na odwagę, a tu wszystko przepadło. Czy jajeszcze raz zdobędę się na taką determinację? Leczchyba nie będzie potrzeby, bo gdy tak patrzę zdumio-nymi oczami przed siebie, to widzę, że obiekt moichdzisiejszych westchnień i zachwytów zmierza właśniew moją stronę. Zadziałała telepatia, czy co? Dziewczęuśmiecha się pięknie i dygnięciem zaprasza do walca.Niech już będzie i walc, byle tylko z nią.

Poczułem się jak ktoś wyjątkowy, że spotkało mnietakie wyróżnienie, że oto tak rozchwytywana na dzi-siejszych tańcach piękna dziewoja właśnie mnie po-prosiła do białego walczyka. Ucieszony z miejscaprzedstawiłem się i w odpowiedzi usłyszałem, iż mojapartnerka ma na imię Dina. Jak to dobrze, że ona matakie imię, właśnie chciałem, żeby moja znajomadziewczyna miała na imię Dina.

Dziewczę, choć tak jeszcze młode, jest wszakże re-zolutne, śmiało i zalotnie patrzy mi w oczy, trzepoczącswymi długimi rzęsami. Cera jej twarzy to istna krewz mlekiem. Taką cerę mają tylko dziewczyny z rodzinod pokoleń zamieszkujących na Ukrainie, wychowanena owocach tej ziemi.

Uśmiechniętą twarzyczkę okalają pukle czarnych,połyskujących włosów. Ileż to wiosen może sobie liczyćto cudo? Jeśli już przyszła na tańce do domu studen-ckiego, to osiemnaście lat pewnie ukończyła.

Jakąż to pomocną rolę w poznawaniu się młodychludzi mogą odgrywać tańce towarzyskie! Bo oto mogętak legalnie objąć ramieniem poznaną przed chwilądziewczynę i z początku ostrożnie, a potem coraz śmie-lej przytulać ją aż jej zacznie się to podobać i sama bę-dzie się tulić. A ta moja młoda szelmutka wie, żesprawia mi to przyjemność i wcale się nie broni, anawet, ot niby tak przypadkowo, podsuwa swojewdzięki, gdy uważa, że postępuję zbyt nieśmiało. A jawobec kobiet o wyrazistej urodzie, szczególnie tych comi się bardzo podobały, zawsze czułem się onieśmie-lony, często nieporadny.

Tym razem świat jakby mi zawirował w takt walca.Nagle wszystko na tej tak dobrze znanej mi sali wydałosię tajemnicze i piękne.

Umówiliśmy się, iż do końca zabawy będziemy tań-czyć tylko ze sobą. Ja, jako człowiek co nieco już ży-

KRYNICA nr 102 47

LOSY I DROGI

Page 50: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

ciowo doświadczony, zdawałem sobie sprawę z tego, iżtak młode dziewczę łatwo może zmienić zdanie, gdyktoś bardziej atrakcyjny niż ja wpadnie jej w oko. Alekiedy poprosiła mnie potem do białego tanga, byłemjuż pewny swego. Ktoś tam później powiedział, żeJózek zaanektował Dinę na cały wieczór.

Po tańcach odprowadziłem Dinę i jej koleżankę dotramwaju. Umówiliśmy się na dzień następny na spot-kanie w centrum miasta, obok kina „Kijów”.

Nazajutrz okazało się, że Dina, owszem, lubi kino,ale dziś chciałaby ze mną pospacerować po Kreszcza-tiku. Pomyślałem sobie, iż pewnie chce pokazać zna-jomym swego nowego chłopaka. Niech tam. Wiedzia-łem już coś niecoś o próżności kobiet. […]

Spacerowało się szerokimi chodnikami, rzęsiścieoświetlonymi przez gęsto rozmieszczone lampy uliczne,zawieszone wysoko na solidnych, ozdobnych podpo-rach, odlanych z żeliwa. W nastroju odprężenia ludzieupajali się urokami wielkomiejskiego życia.

Dobrze mi było z Diną na spacerach. Było się z kimpokazać. Jej młodzieńcza uroda przyciągała wzrok nietylko mężczyzn, ale także kobiet. Mnie to nie prze-szkadzało, a wręcz przeciwnie, czułem się dumny ztego, że spaceruję z tak atrakcyjną dziewczyną. Szcze-gólnie podkreślałem swoją ważność, gdy spotkałemkogoś bliżej znajomego.

Dina miała wszystko ładne i proporcjonalne. Lubi-łem jej pełen ufności stosunek do świata. Była jak taptaszyna, co to świeżo opierzona wyfrunęła z gniazda iciekawa świata cieszyła się swoją młodością. Przeciw-ności życiowe jeszcze nie obniżały jej lotów.

Jeśli przyjąć, że ulica Kreszczatik ma swój początekod strony Dniepru, bo tak zresztą zaczynała się nume-racja domów, to spacerowało się głównie po prawejstronie tej ulicy.

Centrum miasta znajdowało się wtedy wciąż w ge-neralnej przebudowie. Pierwsze nowe domy wybudo-wano po lewej stronie ulicy, naprzeciwko Uniwermagu,gdyż ta właśnie część Kreszczatika ucierpiała najbar-dziej w czasie działań wojennych.

Szczególnie rzucały się w oczy dwa wolnostojące,dziesięciokondygnacyjne, nowo zbudowane okazałegmachy o kształtach graniastosłupów. Ściany ze-wnętrzne tych budynków obłożono jasnożółtymi płyt-kami, jaskrawo połyskującymi w promieniach słonecz-nych. Zarówno kształt tych domów, jak i te ich ze-wnętrzne płytki, niby kafelki, powodowały, iż sprawiałyone wrażenie olbrzymich pieców. I tak właśnie nazy-wali je mieszkańcy Kijowa: большие печки.

Na dolnych kondygnacjach nowych, dużych gma-chów rozlokowane były przestronne sklepy, przeważ-nie z odzieżą. Wystrój tych sklepów był iście pałacowy.Połyskiwał marmur i lśniły sztuczne kryształy. Tenblichtr aż onieśmielał. Nawykły do bytowania w zbu-dowanych jeszcze za cara Mikołaja II studenckich„czworakach” czułem się niełacno w takich sklepach-pałacach.

Rozmach budownictwa widoczny był i w wielu in-nych miejscach Kreszczatika. Wychodzące z ziemi fun-damenty świadczyły o tym, iż powstaną na nich monu-mentalne gmaszyska. Ich dolne kondygnacje zostanąsuto ozdobione ciężkimi kolumnami, a wierzchołki na-tomiast zostaną zwieńczone strzelistymi wieżyczkami.Tak solidne domy o grubych ścianach mogłyby w raziepotrzeby spełniać z powodzeniem rolę bunkrów obron-nych.

Ja także odczuwałem satysfakcję, że miasto Kijówtak się rozbudowuje. Było to w moim życiu pierwszewielkie miasto, w którym przyszło mi mieszkać przezdłuższy czas, byłem wtedy pod urokiem życia wielko-miejskiego. Dobrze mi było w Kijowie. A gdy tużobok, niby skowronek, szczebiotała Dinka, to jużwprost nie posiadałem się ze szczęścia.

Upojeni urokami zwiastunów wczesnej wiosny spa-cerowaliśmy do późna, aż tłum na deptaku wyraźniesię przerzedził. Nieomylny to był znak dla Dinki, żepora wracać do domu.

I tak oto od spaceru na Kreszczatiku zaczęła sięmoja wiosna z Diną. Chronologicznie była to już trze-cia moja wiosna w Kijowie, ale właśnie ta przyjemniesię zapowiadała, że spotkam ją z młodą, atrakcyjnąmieszkanką Kijowa. Byleby tylko te wiosenne marzeniazdradne nie rozbujały zbytnio mojej fantazji i nie od-ciągały zanadto od nauki. Trzeba się będzie mieć nabaczności i wprowadzić samokontrolę.

Ale jak dotąd to właśnie te wiosenne emocje raczejstymulowały mnie do jeszcze większego przyłożenia siędo nauki. Chcę być w gronie dobrych studentów wgrupie, chcę móc pochwalić się Dince, że otrzymujędobre oceny. Skrupulatnie więc notuję na wykładachoraz starannie przygotowuję się do ćwiczeń i zajęć la-boratoryjnych. To nic, że do sesji egzaminacyjnej takjeszcze daleko. Wszak człowiek uczy się nie po to, bypopisywać się dobrymi ocenami, chociaż i to takżeprzynosi satysfakcję, lecz głównie po to, żeby zdoby-wać wiedzę i rozwijać swój inżynierski sposób myśle-nia.

48 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 51: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

***

W 1954 roku zarówno w Kijowie, jak i na całejUkrainie uroczyście obchodzono 300-letnią rocznicęzjednoczenia Ukrainy z Rosją. Początek cyklu uroczys-tości miał miejsce 18 stycznia, w 300-letnią rocznicęUnii Pierejasławskiej. Punktem kulminacyjnym był ko-niec maja, po tym jak w dniu 22 maja odbyła się jubi-leuszowa sesja Rady Najwyższej USRR.

Nie wchodząc w szczegóły historyczne pamiętaćwszakże trzeba, iż w 1654 roku tylko część dzisiejszejUkrainy weszła w unię z Rosją. W tej właśnie częściproblemy społeczne najsilniej splatały się z narodowo-ściowymi i obroną prawosławia. […]

***

Spragniony sukcesów naszych sportowców, co roku,na początku maja, pasjonowałem się Kolarskim Wy-ścigiem Pokoju. Na początku lat pięćdziesiątych kola-rze ZSRR nie brali jeszcze udziału w tej imprezie ipewnie dlatego skąpe były o niej wiadomości w ra-dzieckiej prasie i radiu. Trzeba było biedzić się przy ra-dioodbiorniku, żeby złapać Warszawę lub Wrocław.Pomoc w tym nieśli koledzy z CSRS. Oni także bardzo

interesowali się wynikami swoich kolarzy, a co najważ-niejsze, łatwiej im było usłyszeć swoje stacje radiowe.

Jeśli więc chciałem uzyskać pełniejsze informacje olosach kolejnego etapu, to szedłem do Duszana, przy-jaźnie usposobionego do wszystkich Słowaka, którymiał zwykle pełniejsze informacje. Dopingował gofakt, że tego roku jego rodacy spisywali się w wyścigunadzwyczaj dobrze. Niestety, ku mojej głębokiej roz-paczy, Polacy nie przyjeżdżali na czołowych miejscach.Pomimo tego po każdym etapie skrupulatnie sporzą-dzałem tabelę wyników i zawieszałem ją nad swoimłóżkiem.

Po jakimś czasie koledzy z pokoju także zaczęli siężywo interesować tym, co działo się na trasie wyścigu inawet dopingowali mnie, żebym podawał informacje zwiełogonki. […]

Zbliżała się wiosenna sesja egzaminacyjna i te mojenastroje zabawowe trzeba było zdecydowanie okiełznaći solidniej pomyśleć o nauce. Zgodnie z programem potrzecim roku studiów będziemy mieli pierwszą prak-tykę produkcyjną w zakładzie wytwarzającym maszynyelektryczne. Dlatego wiosenna sesja egzaminacyjna bę-dzie wcześniej niż na pierwszych dwóch latach studiów.

KRYNICA nr 102 49

LOSY I DROGI

Politechnika Kijowska. Aula w gmachu głównym. Fot. z 1959 r. Autor nieznany

Page 52: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Czas już też najwyższy zakończyć projekt semes-tralny. Obliczenia mam wykonane i zaakceptowaneprzez konsultanta. Trzeba jeszcze wykonać rysunki, atak po prawdzie, to ja wolę robić obliczenia niż ry-sunki. Ale, jeśli już trzeba je zrobić, to się zrobi. Za-mierzam zabrać się do tego twardo i to jak najszybciej.Tak po szwoleżersku: jak się bawić – to na całego, jakpracować – to solidnie. Mam także często na myślistrofy Mickiewiczowskie z wiersza „Użyjmy więc ży-wota”: „Byś bawił się jak Greki i jak Rzymianin bił ”.

W niedzielę wczesnym rankiem, kiedy wszyscy wpokoju spali sobie w najlepsze, wybrałem się do Insty-tutu, żeby zająć miejsce przy desce kreślarskiej, takiejjak to są w biurach konstrukcyjnych. Desek takich star-czało tylko dla rannych ptaszków i ja już o tym wie-działem.

Rysowałem dzień cały, jedynie z krótką przerwą naobiad. Dobrze już się miało pod wieczór, gdy rysunekzestawieniowy był praktycznie gotów. Poszło mi taksprawnie, bo koncepcję i główne zarysy miałem wcześ-niej rozpracowane na szkicach. Pozostały jeszcze opisy,a to było dla mnie utrapieniem. Charakteru pisma toja sobie nigdy nie wyrobiłem. Dobrze że rysunki opi-suje się pismem technicznym i można było pisać sobielitera po literze.

Projekt oddałem w przewidzianym terminie i uzys-kałem wysoką ocenę. […]

***

Podczas tej sesji przeżyłem sporo emocji, a miało tomiejsce na egzaminie z elektroniki przemysłowej. Eg-zamin przyjmował młody profesor, który prowadziłwykłady z tego przedmiotu w ciągu jednego semestru.Mówiono o nim, iż jest wymagający i rzadko stawianajwyższe oceny. Miało to okazać się prawdą, gdyżnawet najlepsi znawcy tego przedmiotu, którzy jakopierwsi wchodzili na salę, nie chcieli chwalić się po wyj-ściu z sali. Po ich minie widać było, że liczyli na wyższenoty niż otrzymali.

Ja, jak zazwyczaj, ociągałem się z wejściem, aby nakorytarzu nasiąknąć atmosferą egzaminu, odpowied-nio się zmobilizować i coś tam jeszcze praktycznej wie-dzy na gorąco złapać na giełdzie pod drzwiami.Kosztuje to sporo nerwów, lecz czasami się opłaca. Tymrazem opłaciło się sowicie.

Wszyscy wychodzący narzekają, że egzaminator powysłuchaniu odpowiedzi na pytania z wyciągniętychkartek egzaminacyjnych przedkłada skomplikowanyschemat sterowania elektronicznego i wymaga omó-

wienia jego działania. Jak dotychczas nikomu nie udałosię udzielić zadowalającej odpowiedzi, przeto nikt nieuzyskał najwyższej oceny.

Na korytarzu zawrzało. Najtęższe głowy gryzą tenschemat, starając się znaleźć rozwiązanie. Głowią sięnawet ci, co są już po egzaminie. Przysłuchuję się pil-nie toczonym rozmowom, przywołuję wszystkie swojemoce poznawcze i myślę intensywnie. Po dobrej chwiliutwierdziłem się w przekonaniu, że już wiem o jaką od-powiedź chodzi egzaminatorowi. Startuję więc do saliegzaminacyjnej, jak kawalerzysta do szarży.

Po aprobacie odpowiedzi na pytania z wylosowanejkartki egzaminacyjnej profesor przedkłada mi ten takniestrawny dotąd schemat, robiąc zaciekawioną minę.Widzę jak weseleją mu oczy, że oto nareszcie ktoś nie„łamie się” na tym schemacie. Widzę jak z satysfakcjąstawia mi отлично w indeksie. Ja oczywiście także jes-tem zadowolony i w przypływie szczerości już, jużchciałem powiedzieć, że ten schemat to ja zrozumia-łem dopiero pół godziny temu, na korytarzu, ale naszczęście opanowałem się jakoś. Mógłbym przecież za-szkodzić tym, co będą zdawali po mnie.

To moje отлично było jedną z nielicznych tak wy-sokich ocen, które profesor postawił na tym egzami-nie. Rumun Ilia, kolega z grupy, zwykł porównywaćswoje oceny z moimi i choć był niskiego wzrostu, towysoko nosił głowę, jeśli otrzymywał notę wyższą odmojej. Tym razem wszakże zmarkotniał. Nie wierzył nasłowo i aż zajrzał do mojego indeksu, aby przekonaćsię, czy czasami nie przechwalam się.

Pozostałe egzaminy przeszły bez większych emocji.Uzyskane oceny utwierdziły mnie w przekonaniu, iżna pewno zostanę inżynierem. I to już bliżej było niżdalej.

***

Po kilku dniach od zakończenia sesji egzaminacyj-nej mamy jechać na praktykę produkcyjną do zakładuCHEMZ w Charkowie (Харьковский электромашинный

завод). Nasza uczelnia jest państwowa i zakład, do któ-rego się wybieramy też jest państwowy, zatem tam teżbędziemy u siebie i na swoim.

Przed wyjazdem, w ramach przysługi koleżeńskiej,być może sterowanej, poinformowano mnie, iż miastoCharków, choć jest to miasto wielkie oraz mimo to, żeprzed wojną było przez pewien okres stolicą Ukrainy,obecnie jest znacznie gorzej zaopatrywane w artykułyżywnościowe niż Kijów. Kupiłem więc przezornie dwakilogramy cukru i okazało się, że warto go było wieźć

50 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 53: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

w walizie. Sporo czasu stałem za tym cukrem, gdy go„rzucili” do sklepu w centrum miasta.

Wiosną nie było cukru w ciągłej sprzedaży, nawet wKijowie. Gospodynie domowe wykupywały każdą jegoilość, czyniąc zapasy na okres przyrządzania warenija,czyli konfitur z wiosennych i letnich owoców. A teraz,w czerwcu, akurat dojrzewały truskawki. Te powidła, owysokiej zawartości cukru, podawano na przyjęciachdomowych na spodeczku, jako dodatek do herbaty.

Zainteresowała mnie sprawa, dlaczego to przedwojną przez pewien okres stolicą Ukrainy był Charkówa nie Kijów. Otóż uważano, iż Kijów był położony zbytblisko granicy z Polską (linia Zbrucza) i w przypadkudziałań wojennych mógłby zostać szybko zajęty, jak tomiało miejsce w maju 1920 roku, gdy wojska polskie,pod dowództwem Rydza Śmigłego, wkroczyły do Ki-jowa. Naczelnym wodzem całości wojsk polskich idziałań na Ukrainie był oczywiście w tym czasie JózefPiłsudski.

Taka to w tamtych latach była przezorność rząduradzieckiego w stosunku do Kijowa. W czasie, gdy jastudiowałem, Kijów położony był daleko od granicy, ai układ sił był już zupełnie inny.

Wracając wszakże do spraw bardziej przyziemnych,to pomyślałem sobie, iż po należycie wykonanych obo-wiązkach studenckich mam pełne prawo pofolgowaćsobie trochę i nacieszyć się wolnym czasem, jaki mi po-został przed wyjazdem do Charkowa. Zadzwoniłem doDiny i bardzo się ucieszyłem, gdy wyraziła zgodę naspotkanie. Będziemy sobie spacerować w alejkach po-śród kwitnących jeszcze kasztanów i bogato wysadzo-nych kwiatami gazonów.

Wszak wiosna jeszcze trwa, rwie się do życia młodestudenckie serce. Taki jestem szczęśliwy, kiedy tuż obokmnie znajduje się kipiąca młodością i urodą Dina. Akiedy spojrzy na mnie powłóczyście swymi promien-nymi, fascynującymi oczami, to mnie wprost poraża.

Mówiąc obrazowo językiem elektryka, to jakbym zos-tał podłączony do źródła wysokiego napięcia. Kurczęsię w sobie i zaczynam się jąkać. Jak to dobrze, że wKijowie będę studiował jeszcze dwa lata, przed namityle wspólnych spacerów i emocji!

Przy pożegnaniu umawiamy się, że zadzwonię popowrocie z Charkowa i spotkamy się jeszcze przedmoim wyjazdem do Polski.

***

Podróż do Charkowa upłynęła bez szczególnychemocji. Jak na odległości i czasy podróżowania wZSRR była to taka sobie przejażdżka koleją.

Zakwaterowano nas w olbrzymim domu studen-ckim Politechniki Charkowskiej. Uderzał dziwny, nie-symetryczny rozkład pięter i poziomów. Do bocznychkorytarzy wchodziło się z półpięter. Na początku z nie-małym trudem odnajdywałem swój pokój, szczególniegdy wchodziłem do budynku bocznymi wejściami.Słowem można się było pogubić w tym labiryncie, botak właśnie nazwany został przez studentów ten ichdom.

Praktykę odbywaliśmy na wydziale zwojenia wirni-ków silników indukcyjnych. Wielki to był wydział, boteż i dużo maszyn tutaj produkowano. My na początkutylko podpatrujemy pracę robotników. Robimy to pil-nie, gdyż warunkiem zaliczenia praktyki będzie włas-noręczne uzwojenie wirnika przez dwóch studentów,którzy sami się dobiorą. Nadzorujący nas asystent z na-szego Instytutu już na początku zapowiedział, że niemożna będzie liczyć na żadną taryfę ulgową.

W położonym z dala od wielkich zbiorników wod-nych i rzek Charkowie dokuczał czerwcowy upał. Le-jący się z nieba suchy żar, niby jakaś magma, odbierałsiły i paraliżował wolę. W fabryce w godzinach poran-nych można było jeszcze wytrzymać, ale po południutrudno już było znieść gorący zaduch. Śmierdziały pod

KRYNICA nr 102 51

LOSY I DROGI

Chór Politechniki Kijowskiej.Fot. z 1959 r. Autor nieznany

Page 54: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

wpływem ciepła zawarte w materiałach izolacyjnych la-kiery i rozpuszczalniki i to tak silnie, że robiło się czło-wiekowi niedobrze.

Wysoka temperatura powodowała odparowaniewszelkich związków chemicznych. Kiedy czułem sięźle, wychodziłem na skwerek nieopodal hali produk-cyjnej. Ktoś mądrze pomyślał z tą oazą zieleni, były tamnawet ławki, można było się ochłodzić i unormowaćoddychanie.

A swoją drogą to po raz kolejny przekonałem się,iż po przebytych w dzieciństwie chorobach mój systemoddechowy nie jest odporny na wysokie temperatury izanieczyszczone oparami chemicznymi powietrze.Teraz, podczas tej praktyki stwierdzam, że ja się dopracy na wydziale produkcyjnym nie nadaję, bo stalebyłbym w stanie podduszonym, jak ryba w niedotle-nionym stawie. Z tej praktyki w Charkowie wypłynęłai ta nauka, iż w przyszłości powinienem starać się opracę w biurze, najlepiej konstrukcyjnym.

Ochłodzić się można było także w stołówce, zama-wiając bardzo oziębioną zupę zwaną okroszka (chłod-nik). Dużo było w tej zupie pokrojonej rzodkiewki iinnych wczesnych warzyw.

Stołówki były dwie: jedna na parterze dla robotni-ków, druga na piętrze dla pracowników inżynieryjno-technicznych. I tu znów zadziwia mnie ten systemadministracyjnego rozwarstwiania społeczeństwa i tow kraju, który zwie się socjalistycznym i rzekomo mi-lowymi krokami zmierza do komunizmu. Gdy zwie-rzam się ze swoimi wątpliwościami kolegom, próbująbagatelizować sprawę. Że są to jeszcze carskie zaszło-ści, to znów, że w stołówce na parterze są bardziej ka-loryczne i nawet droższe dania. Stać było młodychrobotników na droższe posiłki, bo średnio zarabializnacznie lepiej od młodych inżynierów. Ponadto nie-którzy robotnicy lubili kropnąć sobie przy obiedzie posetce czyściochy i jakoby nie życzyli sobie, żeby kierow-nicy przyglądali się im podczas jedzenia. Trzebawszakże dopowiedzieć, iż w stołówce na piętrze byłospokojniej i utrzymywany był większy porządek. Oczy-wiście nie było zakazów i każdy mógł pójść do tej sto-łówki, do której sam chciał. Podział był zwyczajowy,lecz robotników w stołówce na górze nie widywało się.

Nie mogłem jednak pogodzić się w duchu z takąsegregacją, nawet jeśli była ona tylko zwyczajowa. Takwidocznie silnie miałem w sobie zakodowane poczu-cie sprawiedliwości społecznej. Jadałem najczęściej wstołówce na dole, gdyż faktycznie był tam większywybór dań mięsnych, a i porcje były większe. Tylko ten

rozgotowany i zimny makaron, czy wodniste kasze, po-dawane do dań mięsnych zamiast ziemniaków, nie wy-glądały apetycznie.

Ziemniaki o tej porze roku można było kupić na ba-zarze kołchozowym po cenach umownych. Brakowałow owym czasie w sklepach w Charkowie także wielu in-nych produktów spożywczych, głównie wędlin. Kijówpod tym względem to była przysłowiowa Kanada. Atutaj często trzeba się było zadowolić rybą z puszki, cho-ciaż tak po prawdzie to smakował mi dorsz w oleju lubw pomidorach. Poza masłem, które trafiało się okazyj-nie, inne produkty mleczne, jak chociażby bardzo dobresery, można było dostać bez problemu.

W sposób naprawdę przemyślany i solidny rozwią-zana była sprawa napojów. W większości dużych skle-pów spożywczych były wydzielone stoiska z sokami.Można je było kupić na wynos w większych lub mniej-szych pojemnikach lub pić na miejscu na szklanki. Zakilka kopiejek można było nabyć szklankę smacznegosoku z winogron, czy też z pomidorów, do któregowedług własnego poczucia smaku dosypywało się ły-żeczką szczyptę soli. Sprzedawano także sok brzozowy.

Na ulicach i placach, podobnie jak w Kijowie, stałysaturatory z wodą gazowaną czystą lub z sokiem. Wi-doczne było, że ktoś tam myśli o potrzebach ludzkich,żeby każdy mógł zaspokoić pragnienie w tym gorącym,suchym, stepowym klimacie. Tutaj prawo wartości napewno nie działało.

Pyszny był także kwas chlebowy, odpowiednio schło-dzony i musujący przy nalewaniu. Małe jego porcjesprzedawano na szklanki, a duże nalewano do półlitro-wych kufli, niczym piwo. Na ulicach kwas sprzedawanoz olbrzymich beczek, wyglądających jak cysterny. Jakżesmakował mi ten kwas w czasie upałów! Czułemwdzięczność dla tych, co opracowali recepturę tego na-poju, a także dla tych, co przestrzegali technologii jegoprodukcji, tak, że ten kwas zawsze był smaczny.

Niemniej mnie, jako syna przedwojennego rzeźnika,trapiły braki smacznych wędlin i mięsa, że nie wspomnęo ziemniakach, których w moich stronach rodzinnychzawsze było pod dostatkiem. Świadczyło to o tym, żepomimo deklarowanych sukcesów gospodarczychsprawy rolnictwa nie zostały jeszcze do końca należycierozwiązane. Gdy w gronie zaufanych znajomych poru-szyłem ten temat, to jako jeden z argumentów poda-wano i to, że należałoby zaprzestać wyciągania ze wsizdolnej młodzieży do miast do fabryk, a także na wyższeuczelnie. Przyczyn dopatrywano się wciąż jeszcze wolbrzymich zniszczeniach wojennych. Przecież po woj-

52 KRYNICA nr 102

LOSY I DROGI

Page 55: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

nie aż 25 mln obywateli ZSRR pozostało bez dachu nadgłową, nie mogli więc oni wydajnie pracować.

Inni znów, jak mój nowy przyjaciel Wolka (Wsie-wołod), który wywodził się właśnie z kołchozu, byłprzekonany, że rolnictwo rozwija się właściwie, czegodowodem jest dostatek chleba i produktów mlecznych.Inżynierów zaś kształcić należy i to jak najwięcej. Każdyinżynier, jego zdaniem, na pewno wniesie coś nowegow rozwój rodzimej techniki. Dzięki temu kraj będziezdolny do obrony i nikomu do głowy nie przyjdziechęć rozpętania nowej wojny światowej przeciwko po-tężnemu ZSRR.

Wolka walczył na froncie, był ranny i z autopsji wie,co to jest wojna. Dlatego też uważa, że dla zapewnie-nia pokoju należy z pogodą ducha znosić wszelkie nie-dogodności, a nawet wyrzeczenia. Byleby tylko niebyło wojny, to inne sprawy na pewno da się wcześniejczy później rozwiązać.

Jeśli chodzi o mnie to byłem zdania, iż najlepiej by-łoby zapewnić pokój i kiełbasę, lecz jeśli nie możnatego zrobić jednocześnie, to rzecz jasna najważniejszyjest pokój. Chociaż nie byłem na froncie, to wojnatakże dała mi się dobrze we znaki.

Takie to były w owym czasie rozmowy młodychludzi, którzy mieli świeżo w pamięci okropności czasuwojny, widzieli śmierć kolegów i sami się o nią niejed-nokrotnie ocierali.

A tak na co dzień to Wolka był typowym Ukraiń-cem o kozackich manierach. Wyczuwało się, a nawetdobrze to było widać, iż za młodu wychowywał sięwśród otoczenia silnie duchowo związanego z pięknąukraińską ziemią, tutejszymi legendami, klechdami ibaśniami ludowymi. Ludziom wychowanym w tychbezkresnych dawniej stepach obok skłonności do na-strojów lirycznych nie brakowało także fantazji zawa-diackiej.

Minęły trzy tygodnie praktyki. Uzwoiliśmy zWolką wirnik, kontrola techniczna wystawiła pozy-tywny atest i pierwsza praktyka produkcyjna została za-liczona. Była jeszcze rozmowa z projektantami z biurakonstrukcyjnego i podczas niej kolejny raz utwierdzi-łem się w przekonaniu, iż najlepiej byłoby zostać wprzyszłości konstruktorem.

Charków opuszczałem bez żalu. Panujące cały czasupały i to suche, stepowe powietrze dały mi się weznaki. Nawet nie było gdzie popływać, żeby się dobrzewychłodzić. A i z kąpaniem pod prysznicem też byłykłopoty, bowiem na wyższych piętrach przeważnie niebyło wody w kranach w godzinach popołudniowych.

***

Po powrocie do Kijowa od razu poczułem się jak usiebie w domu. Takie tu wszystko swojskie i przyjazne!Jeszcze tego samego dnia najadłem się do syta kiełbasy.Nazajutrz, od samego rana, wybrałem się na plażę,ażeby popływać w Dnieprze i leżąc na piasku popat-rzeć na malowniczą panoramę wzniesień po prawejstronie rzeki, za którymi leży miasto mojej młodości.Wróciło dobre samopoczucie, byłem nawet szczęśliwy,jako że na wieczór umówiłem się z Diną.

Naprawdę dobrze mi było w Kijowie. Po trzech la-tach pobytu już się tutaj zadomowiłem, lecz teraz sąwakacje i ciągnie do swoich, do rodziny.

Jak zwykle, przed wyjazdem trzeba było pomyśleć okupnie upominków. Tym razem będą one skromniej-sze, gdyż zacząłem już odkładać pieniądze na kupnomotocykla, który zamierzam sobie sprawić w przy-szłym roku. Trochę oszczędności już mam, do tego do-łożę prawie całe stypendium radzieckie za okres wa-kacji. Obliczyłem, iż odkładając co miesiąc po 220rubli, już od lutego przyszłego roku będę mógł czato-wać w sklepach motoryzacyjnych na dostawy moto-cykli marki IŻ-49. Trzeba się będzie liczyć i z tym, żejakaś suma potrzebna będzie na opłacenie pośrednikówułatwiających możliwości kupna. Ot chociażby zawcześniejsze zawiadomienie o mającej nastąpić dosta-wie. Takie były zwyczaje i nie dało się ich obejść, jeślichciało się kupić coś atrakcyjnego w owym czasie. Byłato realna rzeczywistość.

Niemniej przed wyjazdem trzeba coś kupić, ot cho-ciażby kilka zegarków, bo jak tu przyjechać z ZSRR inie przywieźć zegarków? A radzieckie zegarki uważanebyły w owym czasie za bardzo dobre, no i były stosun-kowo tanie. Miały już swoje uznanie u użytkownikówpopularne pobiedy, pojawiły się już nowe marki o bar-dziej atrakcyjnych kształtach i ładnych tarczach cyfro-wych. Zegarek w owym czasie był w Polsce wciąż milewidzianym upominkiem. Można też go było korzyst-nie sprzedać. A pieniądze były potrzebne, gdyż wypła-cana w kraju część stypendium, w kwocie 320 złotychza każdy miesiąc wakacyjny, nie zaspokajała nawetśrednich potrzeb młodego człowieka, pomimo że niewydawałem jeszcze wtedy pieniędzy ani na alkohol, anina papierosy. A przecież trzeba się było także ubrać nacały następny rok, a i kupić coś oryginalnego.

Zachowano pisownię oryginału

KRYNICA nr 102 53

LOSY I DROGI

Page 56: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

WOJCIECH KORFANTY

„Jedną tylko wypowiadam prośbę gorącą do luduśląskiego a mianowicie, by został wierny swymzasadom chrześcijańskim i swemu przywiązaniudo Polski i by oddał swe głosy na kandydatówszczerze katolickich, polskich, mających zrozu-mienie dla interesów Górnego Śląska.”

(„Odezwa do ludu śląskiego”, 1927 r)

Wojciech Korfanty urodził się 20 kwietnia 1873roku na Sadzawkach. Jego ojciec, Józef, był górnikiemna kopalni „Fanny”. Po ukończeniu szkoły ludowej wSiemianowicach uczęszczał do katowickiego Gimnaz-jum Królewskiego, gdzie włączył się w działalność or-ganizacji polsko-katolickich. 14 sierpnia 1895 roku zaskrytykowanie działań Bismarcka na zebraniu Towa-rzystwa św. Alojzego został relegowany ze szkoły. Po-mógł mu wówczas poseł do Reichstagu z WielkopolskiJan Kościelski, dzięki protekcji którego ukończył eks-ternistycznie gimnazjum, po czym podjął studia wCharlottenburgu, skąd jesienią 1896 roku przeniósł sięna Uniwersytet Wrocławski. Ostatecznie studia ukoń-czył w roku 1901 w Berlinie. W tym miejscu wartopodkreślić, iż niewielu Polaków, zwłaszcza z rodzin ro-

botniczych, w tamtych czasach studiowało, a na Gór-nym Śląsku było to prawdziwy ewenement.

W tym czasie związał się na długie lata z Ligą Na-rodową. W tymże 1901 roku został redaktorem na-czelnym „Górnoślązaka”. Miał dobre pióro, a jegobezkompromisowe teksty, w których bronił prawmieszkających w zaborze niemieckim Polaków, zjed-nały mu wielu sympatyków, ale i wrogów. W rezulta-cie na cztery miesiące trafił do więzienia, przez cozyskał sobie miano męczennika sprawy polskiej.

To otworzyło mu drogę do Reichstagu. 9 listopada1902 roku utworzone zostało Polskie TowarzystwoWyborcze na Śląsku. Wojciech Korfanty kandydował zokręgu katowicko-zabrskiego. Po raz pierwszy naŚląsku Polak kandydował do niemieckiego parlamentuz polskiej listy. Dotąd bowiem Polacy kandydujący doReichstagu reprezentowali partię Centrum.

Wojciech Korfanty uzyskał 50,7% głosów i zostałposłem. Po latach tak wspominał te wydarzenia:„Walka polityczna i narodowa, walka wyborcza wrzała wcałej pełni. Pisywanie artykułów, bieganie z wiecu nawiec, z posiedzenia na posiedzenie, organizowanie ludu,udzielanie porad wypełniało mi jeden dzień po drugim.Szykany policji, procesy nie ustają, dość powiedzieć, żepod rządami pruskimi byłem coś 70 razy karany za prze-stępstwa polityczne. Ile godzin spędziłem na przesłucha-niach, ile razy były za mną wysyłane listy gończe, ile

54 KRYNICA nr 102

100. ROCZNICA NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI

100. rocznica niEPoDLEGŁoŚci PoLSKi

TWÓrcY niEPoDLEGŁEJ (cz. iV)

Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Ignacy Jan Paderewski, Wincenty Witos, Ignacy Daszyński, Wojciech Kor-fanty – to wielcy Polacy, którzy współtworzyli odrodzoną po 123 latach niewoli Polskę. Reprezentowane przeznich obozy polityczne obierały różne drogi odzyskania wolności i w sposób odmienny sobie ową niepodległośćwyobrażały, jednak mimo wszelkich różnic ideowych, stawiały sobie za cel pierwszoplanowy Polskę niepodległą.Ich rola w odzyskaniu i odbudowywaniu polskiej państwowości jest nieoceniona. Należy jednak mieć świado-mość, że pojawienie się Polski na mapach Europy po blisko 123 latach nieobecności zawdzięczamy szerokimmasom naszych Rodaków. Wszystkim tym, którzy przelewali krew w powstaniach i bitwach I wojny światoweji późniejszych walkach o ostateczne ukształtowanie granic. Tym wszystkim, którzy swoją codzienną pracą u pod-staw stworzyli podwaliny gospodarki odrodzonego państwa. Ludziom nauki, kultury i sztuki, którzy przez ponad120 lat nie tylko nie zapomnieli o Polsce, ale wręcz przeciwnie, krzewili narodową kulturę i nie pozwolili pol-skości przeminąć w pomroce dziejów. Kiedy w 1905 roku Henryk Sienkiewicz odbierał nagrodę Nobla za cało-kształt twórczości, do zgromadzonych w sali słuchaczy tak powiedział o swojej Ojczyźnie: „Głoszono ją umarłą –a oto jeden z tysięcznych dowodów, że ona żyje, głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że do podbojów jest zdolna”.Niech słowa naszego wybitnego pisarza będą inspiracją także dla dzisiejszego pokolenia Polaków. Niech Polskażyje, a jej obywatele każdego dnia dowodzą światu, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych i nie ma takiej siły,która złamałaby ich ducha. Dokładnie tak, jak 100 lat temu dowiedli tego nasi pradziadkowie.

Page 57: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

KRYNICA nr 102 55

100. ROCZNICA NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI

Page 58: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

grzywien się napłaciłem [...] W dzień zwycięstwa masypolskie opanowały ulice Katowic i po raz pierwszy za-brzmiała melodia «Jeszcze Polska nie zginęła». Odbiło sięto głośnym echem po całej Polsce, która dowiedziała siędopiero, że na Górnym Śląsku żyje lud polski, czujący popolsku”.

W latach 1903–1912 i w roku 1918 Wojciech Kor-fanty był posłem do Reichstagu, a w latach 1903–1918do pruskiego Landtagu. 25 października 1918 roku,gdy dobiegała końca I wojna światowa i jasnym stałosię, iż Niemcy wyjdą z tej wojny pokonane, wystąpił wReichstagu z głośnym żądaniem przyłączenia do odra-dzającego się państwa polskiego wszystkich ziem pol-skich zaboru pruskiego, a więc Prus Królewskich zGdańskiem, Wielkopolski, części Prus Książęcych, atakże Górnego i Środkowego Śląska.

Wojciech Korfanty wszedł w skład utworzonego 12listopada 1918 roku Komisariatu Naczelnej Rady Lu-dowej, czyli jej organu wykonawczego. Przypomnijmy,iż głównym zadaniem, jakie stawiała sobie NaczelnaRada Ludowa, powołana do życia przez polskie ugru-powania społeczne i polityczne z Wielkopolski i Gór-nego Śląska, było pokojowe przejęcie ziem zaborupruskiego przez odradzające się państwo polskie. Kiedywybuchło Powstanie Wielkopolskie, przejęła NRL wła-dzę cywilną i wojskową nad wyzwolonymi ziemiami.19 sierpnia uległa ona samorozwiązaniu, przekazującuprzednio swe kompetencje Rządowi Rzeczypospoli-tej Polskiej, który objął w posiadanie Wielkopolskę.

W styczniu 1920 roku rząd polski mianował go ko-misarzem plebiscytowym na Górnym Śląsku, czyniącgo odpowiedzialnym za całość przygotowań organiza-

56 KRYNICA nr 102

100. ROCZNICA NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI

Wojciech Korfanty. Życie prywatne

Narzeczoną Wojciecha Korfantego była ekspe-dientka z bytomskiego domu towarowego braci Ba-rasch, Elżbieta Szprotówna. Termin ślubu wyzna-

czono na 1 lipca 1903 roku w kościele pw. ŚwiętejTrójcy. W przeddzień tej daty niespodziewanie pro-boszcz Reinhold Schrimeisen zwrócił mu ofiarę i uza-leżnił udzielenie ślubu od przeproszenia krytyko-wanych przez Wojciecha Korfantego proniemieckichksięży (m.in. odmawiali Polakom rozgrzeszenia zaczytanie propolskiej prasy). Inspiratorem odmowymógł być władający diecezją wrocławską kardynałGeorg Kopp.

Korfanty odmówił przeprosin, wyjechał z narze-czoną do Krakowa, tu dopełnił obowiązku sześciu ty-godni zamieszkania w monarchii habsburskiej, anastępnie udzielono mu w końcu ślubu w kościelepw. Św. Krzyża 5 października 1903 roku przy po-parciu kleru krakowskiego.

Ze związku tego urodziło się czworo dzieci: Wi-told (ur. 1910 r., zm. 1938 r. ), Zbigniew (ur. 1905 r.,zm. 18 lipca 1970 r. w Dallas), Halżka (zm. 1990 r. wBostonie) i Maria (ur. 1908 r., zm. 6 października1996 r. w Nowym Jorku).

Opuścili Polskę w 1939 r., zamieszkali m.in. wKanadzie i w Wielkiej Brytanii.

Miał braci: Andrzeja (1879–1973) i Jana (ur.1883 r., zm. w grudniu 1947 r.).

Żona Wojciecha Korfantego, Elżbieta, wróciła doPolski po wojnie w 1945 r. i zamieszkała w Katowi-cach u swoich sióstr. Zmarła 8 stycznia 1966 r. i zos-tała pochowana w grobowcu, obok męża.Wojciech Korfanty z żoną Elżbietą

Page 59: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

cyjnych, propagandowych i politycznych. Po przegra-nym plebiscycie stanął na czele III Powstania Śląskiego,które doprowadziło do przyłączenia części GórnegoŚląska (z Siemianowicami) do Polski.

W odrodzonej Polsce jego kariera nie potoczyła siętak, jak mógłby sobie tego wymarzyć... Już w trakciePowstań Śląskich narastał jego konflikt z obozem pił-sudczykowskim, który próbował w trakcie III Powsta-nia Śląskiego doprowadzić do przewrotu, co skończyłosię aresztowaniem przez zwolenników Korfantego przy-wódców buntu, wśród których był późniejszy woje-woda śląski Michał Grażyński.

W latach 1922–1930 Korfanty był posłem na SejmRP z ramienia Chrześcijańskiej Demokracji. 14 lipca1922 roku został desygnowany przez Komisję GłównąSejmu Rzeczpospolitej Polskiej na premiera rządu. Jed-nak wobec protestu Naczelnika Państwa Józefa Piłsud-skiego, który zagroził podaniem się do dymisji, orazgroźby przeprowadzenia strajku generalnego przezPPS, nie rozpoczął formowania rządu, a 29 lipca ko-misja wycofała jego desygnację.

Od października do grudnia 1923 roku sprawowałfunkcję wicepremiera w rządzie, na czele którego stałWincenty Witos. W 1924 rozpoczął wydawanie dzien-ników „Rzeczpospolita” i „Polonia”. Po przewrocie ma-jowym znalazł się w opozycji wobec Marszałka JózefaPiłsudskiego.

W 1930 roku został aresztowany i osadzony wtwierdzy brzeskiej. Po uwolnieniu powrócił na GórnyŚląsk, gdzie jednak na każdym kroku spotykały go szy-kany ze strony zwolenników Michała Grażyńskiego. Wkwietniu 1935 roku udał się na emigrację do Czecho-słowacji. W roku 1936 wraz z Ignacym Paderewskim,Józefem Hallerem i Wincentym Witosem brał udział wrozmowach politycznych w sprawie utworzenia tzw.Frontu Morges. Był jednym z organizatorów i pierw-szym prezesem Stronnictwa Pracy, powstałego w 1937roku z połączenia Chadecji i Narodowej Partii Robot-niczej. Po aneksji Czechosłowacji przez Niemcy wyje-chał do Francji, lecz w obliczu groźby wybuchu wojnypotajemnie wrócił do kraju.

W kwietniu 1939 roku został aresztowany na pod-stawie sankcji prokuratorskiej, lecz z uwagi na zły stanzdrowia po trzech miesiącach został zwolniony. Nie-długo potem, 17 sierpnia 1939 roku, zmarł.

Wojciech KEMPA

KRYNICA nr 102 57

100. ROCZNICA NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI

Wojciech Korfanty. Cytaty

Bezrobotni są bez środków do życia... Ja samprzyznaje się do tego, że wymarzona przeze mniewolna i niezależna Polska, za którą walczyłem icierpiałem, przedstawia się inaczej.

I

My, Polacy, od pierwszej chwili, gdyśmy dotego parlamentu wstąpili, uważaliśmy się zawszeza przedstawicieli narodu polskiego.

I

Nie zwalczam instytucji, tylko człowieka, którynią kieruje, a który jest efemerydą, zjawiskiemchwilowym jak my wszyscy w stosunku do Polski[…], jestem przeciwnikiem obecnego rządu bomam inne poglądy polityczne, ale niech ten samrząd przyśle tutaj na stanowisko wojewody czło-wieka porządnego, to my się z nim na punkcie po-trzeb śląskich dogadamy.

I

Mam za sobą przeszło 35 lat służby publiczneji pracy dla Polski. Czytania nauczyła mnie matkamoja na „Żywotach Świętych Skargi”, które nie-boszczyk mój ojciec otrzymał w upominku opusz-czając szkołę ludową. Zasługę mojego uświado-mienia narodowego przypisać muszę moim haka-tystycznym profesorom w gimnazjum w Katowi-cach, którzy zohydzaniem wszystkiego co polskiei co katolickie wzbudzili we mnie ciekawość doksiążki polskiej, z której pragnąłem się dowiedzieć,czym jest ten lżony i poniżany naród, którego ję-zykiem w mojej rodzinie mówiłem.

I

Dożyliśmy nareszcie wielkiej dziejowej chwili,gdy żołnierz polski wkraczał na nasz kochany, zjarzma pruskiego wyzwolony Górny Śląsk. Ogar-nął nas wszystkich szał entuzjazmu. Spełniło się, ocośmy walczyli i krew przelewali. Dla mnie był tonajpiękniejszy dzień życia, kiedy wojska polskiewkraczały do Katowic, kiedy na rynku stolicy no-wego województwa odbywały się wspaniałe uro-czystości przejmowania Śląska przez Polskę. Byłoto spełnieniem marzeń mego życia i najpiękniej-sza nagroda za mą pracę.

I

Page 60: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

SZARA PIECHOTAJest to najważniejsza pieśń piechoty (formacji wojskowej, która zdobyła znaczenie od czasu I wojny świato-

wej), a jednocześnie jest jedną z najpopularniejszych pieśni żołnierskich XX wieku.Historycy mają wątpliwości co do autorstwa melodii i tekstu. Część opracowań na ten temat podaje jako

głównego autora podpułkownika Leona Łuskino (np. Wacław Panek. „Hymny polskie”, Warszawa, Wydaw-nictwa Szkolne i Pedagogiczne, 1997), który miał napisać ten utwór pod pieśń „Ułani, ułani” Bolesława Lubicz-Zahorskiego. Inne źródła podają Łuskino jako autora muzyki, a Lubicz-Zahorskiego jako autora tekstu. Pier-wotnie pieśń zaczynała się od słów „Nie nosim wyłogów i szary nasz strój”, co nawiązywało do kroju i barwy mun-durów legionowej piechoty.

Nie wiemy kiedy dokładnie powstała ta pieśń. Większość opracowań podaje rok 1918. Po raz pierwszy opub-likowano tę pieśń w Ostrowie w „Wojskowym śpiewniku żołnierza polskiego” (1929). Inny znany tytuł tej pieśnito „Maszerują strzelcy, maszerują”.

Podstawowa wersja jest opisem marszu legionowej piechoty, podkreślającym dumę jej żołnierzy z walki owolność odradzającej się Polski oraz ich odwagę i pogardę śmierci. Tekst ów śpiewany jest często z jednym błę-dem – w refrenie słowa „A przed nimi drzewce salutują” zastępowane są czasem przez „A przed nimi drzewa sa-lutują”. Nie drzewa, tylko drzewce legionowych sztandarów.

W czasie II wojny światowej wykorzystano melodię „Szarej piechoty” do wielu nowych piosenek partyzan-ckich, żołnierskich, powstańczych i jenieckich.

58 KRYNICA nr 102

HISTORIA JEDNEJ PIEŚNI

ToBiE, oJczYzno, ŚPiEWaM…Były odzwierciedleniem narodowych tragedii, niepokojów, tęsknot i najskrytszych marzeń Polaków. Wyrażały

ich smutki i radości. Prowadziły, wskazywały drogę, podnosiły na duchu. Niosły NADZIEJĘ. Polskie pieśni pa-triotyczne. Oto jedna z nich.

Page 61: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Szara piechota

Nie noszą lampasów, lecz szary ich strój,Nie noszą ni srebra, ni złota,Lecz w pierwszym szeregu podąża na bój,Piechota, ta szara piechota.

Ref. Maszerują chłopcy, maszerują,Karabiny błyszczą, szary strój,A przed nimi drzewce salutują,Bo za naszą Polskę idą w bój!

Idą, a w słońcu kołysze się stal,Dziewczęta zerkają zza płota,A oczy ich dumnie utkwione są w dal,Piechota, ta szara piechota!

Ref. Maszerują chłopcy, maszerują,Karabiny błyszczą, szary strój,A przed nimi drzewce salutują,Bo za naszą Polskę idą w bój!

Nie grają im surmy, nie huczy im róg,A śmierć im pod stopy się miota,Lecz w pierwszym szeregu podąża na bójPiechota, ta szara piechota.

Ref. Maszerują chłopcy, maszerują,Karabiny błyszczą, szary strój,A przed nimi drzewce salutują,Bo za naszą Polskę idą w bój!

Miarowo bagnetów kołysze się łan,A w sercu ich szczera ochota,Ze śpiewem do boju wyrusza jak w tan,Piechota ta szara piechota.

Ref. Maszerują chłopcy, maszerują,Karabiny błyszczą, szary strój,A przed nimi drzewce salutują,Bo za naszą Polskę idą w bój!

KRYNICA nr 102 59

HISTORIA JEDNEJ PIEŚNI

Page 62: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Bolesław LUBICZ-ZAHORSKI

ps. „Filip”

Polski działacz niepodległościowy, członek Organi-zacji Bojowej PPS, publicysta, poeta, bibliotekarz.

Urodził się w 1887 roku na Kresach Wschodnich,w majątku rodzinnym Teklomir na terenie później-szego powiatu Wilejka, w rodzinie ziemiańskiej, byłsynem Michała i Heleny ze Stankiewiczów.

Od młodości był związany z ruchem socjalistycz-nym. Był działaczem PPS, należał do Organizacji Bo-jowej PPS. Brał udział w działaniach Rewolucji 1905.W 1906 roku został skazany przez władze carskie na 4lata katorgi na Syberii. Zbiegł z zesłania z Zierientuja,po czym powrócił na ziemie polskie i nadal działał wruchu socjalistycznym, najpierw w Łodzi, następnie wZagłębiu Dąbrowskim. W czasie I wojny światowej byłżołnierzem 1 pułku ułanów Legionów Polskich. Dzia-łał w Polskiej Organizacji Wojskowej. Od 1918 rokuwalczył w wojnie polsko-bolszewickiej w szeregachWojska Polskiego. Uczestniczył w wyprawie wileńskiej.

W latach 1919–1920 pracował jako kierownik Od-działu Informatyczno-Politycznego przy dowództwie 1Dywizji Litewsko-Białoruskiej. W tym czasie był za-stępcą naczelnika oddziału werbunkowego Wojska Pol-skiego w Mińsku w stopniu podporucznika. Późniejawansowany na porucznika. Działał w zarządzie To-warzystwa im. Józefa Piłsudskiego w Mińsku. Brałudział w misji wojskowej na Łotwie.

W 1921 roku objął stanowisko kierownika działuwydawnictw periodycznych Biblioteki Publicznej wWarszawie. Jednocześnie zamieszkał w suterenie bib-lioteki wraz z poślubioną w tym czasie żoną. Podczaspracy 3 marca 1922 roku usiłował sprawdzić przyczynęzalewania wodą sufitu gmachu biblioteki, w tym celuwszedł na szklany dach, który pod ciężarem załamałsię, wskutek czego Zahorski upadł z wysokości dwóchpięter do wnętrza gmachu, trafiając na stół i w wynikuodniesionych obrażeń zmarł na miejscu. Został po-chowany 8 marca 1922 roku na Cmentarzu Wojsko-wym na Powązkach w Warszawie.

Był bratem szachisty Eugeniusza Zahorskiego.

60 KRYNICA nr 102

HISTORIA JEDNEJ PIEŚNI

1 kompania 22 pułku piechoty. Archiwum B. Targańskiej

Page 63: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Przyjmuje się, że jest autorem słów do piosenki żoł-nierskiej „Szara piechota” i pieśni „Łodzianka”

Opublikował książki „Jutro: jednodniówka robot-nicza”, „Pobojowisko: nowele, sylwetki, szkice”, „Wier-sze piłsudczyka”.

Leon ŁUSKINO

Urodził się 11 kwietnia 1872 roku w Chęcinachjako syn syn Ksawerego (pułkownik Armii ImperiumRosyjskiego) i Józefy z domu Krauze. Od 1889 rokusłużył w 28 Połockim Pułku Piechoty Armii ImperiumRosyjskiego, od 1890 do 1892 roku odbył kurs wszkole junkrów w Odessie i wstąpił do Armii Impe-rium Rosyjskiego. Mianowany podporucznikiem w1892 roku, następnie porucznikiem w 1896 roku.Uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej jako do-wódca kompanii. W 1907 roku został awansowany dostopnia kapitana. W 1913 roku został absolwentemstudiów w szkole oficerów sztabowych w Oranien-baum.

Podczas I wojny światowej był dowódcą zapaso-wego 291 pułku piechoty od 6 czerwca 1916 do 22grudnia 1917 roku, po czym wystąpił z armii radziec-kiej. Od kwietnia 1918 roku pełnił funkcję referentado spraw wojskowych Polskiego Przedstawicielstwa wPiotrogrodzie. W 1919 roku został uwięziony przez so-wietów, a na początku 1920 roku uwolniony i przeka-zany do Polski w grupie zakładników. Wstąpił doWojska Polskiego. 1 kwietnia 1920 roku mianowanypodpułkownikiem piechoty. Jako oficer nadetatowy 21pułku piechoty od 1920 do 1925 roku sprawował sta-nowisko zastępcy szefa Oddziału V (personalnego)Sztabu w Ministerstwie Spraw Wojskowych. W 1925roku sprawował stanowisko przewodniczącego SąduHonorowego dla Oficerów Sztabowych przy Minister-stwie Spraw Wojskowych. Od 1925 do 1926 roku słu-żył w 26 Dywizji Piechoty w garnizonie Skierniewice.Został awansowany do stopnia pułkownika piechoty.Od 1926 roku był zastępcą szefa Oddziału V w Szta-

bie Generalnym Wojska Polskiego. 4 lutego 1927 rokuzostał mianowany szefem Wydziału Wyznań Niekato-lickich Ministerstwa Spraw Wojskowych (etat general-ski). Z dniem 30 września 1927 roku został przenie-siony w stan spoczynku.

Rozpoczął pracę w administracji cywilnej. Od lu-tego 1928 roku był wydawcą pisma „Gospodarz Pol-ski”. Następnie został kierownikiem Centralnego BiuraFilmowego w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych,gdzie kierował komórką cenzury filmowej. Cenzura in-gerowała w filmy zagraniczne, usuwając z nich nierazwięcej niż połowę treści. W przypadku filmów polskichcenzorzy ingerowali w proces produkcji, wymuszającodpowiedni kształt scenariusza i ingerując w dialogi.Tygodnik „Jutro Pracy” nazwał zespół cenzorski kiero-wany przez Łukisnę „filmową Ochraną”. Działał takżena polu kulturalnym. Był kompozytorem i twórcą pio-senek. Został autorem pieśni żołnierskiej „Szara pie-chota”, autorem słów piosenek wykonywanych przezHankę Ordonówną („Dwie majstrowe”, „Wróżka”,„Rodzinna radość”, „Marzenie” – autor słów i muzyki),Zofię Terné. Był wykonawcą piosenek w warszawskimteatrzyku Qui Pro Quo.

Poniósł śmierć 9 maja 1948 roku w wyniku kolizjiz kolejką na warszawskim Czerniakowie. Został po-chowany na Cmentarzu Czerniakowskim.

Jego żoną była Aleksandra z domu Kopernik. Niemieli dzieci.

Posiadał następujące odznaczenia: Krzyż OficerskiOrderu Odrodzenia Polski (2 maja 1923), Medal Pa-miątkowy za Wojnę 1918–1921, Medal Dziesięciole-cia Odzyskanej Niepodległości, Order ŚwiętegoStanisława II klasy (Imperium Rosyjskie), Order Świę-tego Stanisława III klasy (Imperium Rosyjskie), OrderŚwiętej Anny II klasy (Imperium Rosyjskie), OrderŚwiętej Anny III klasy (Imperium Rosyjskie), OrderŚwiętego Włodzimierza IV klasy (Imperium Rosyj-skie), Kawaler Legii Honorowej (III Republika Fran-cuska, 1923), Medal Zwycięstwa (międzysojuszniczy).

Wykorzystano materiały z Internetu

KRYNICA nr 102 61

HISTORIA JEDNEJ PIEŚNI

Page 64: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

***(WY, KTÓRZY POSPOLITĄ RZECZĄ WŁADACIE)

Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie,A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie,Wy, mówię, którym ludzi paść poruczonoI zwierzchności nad stadem bożym zwierzono:

Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,Żeście miejsce zasiedli boże na ziemi,Z którego macie nie tak swe własne rzeczy,Jako wszytek ludzki mieć rodzaj na pieczy.

A wam więc nad mniejszymi zwierzchność jest dana.

Ale i sami macie nad sobą pana,Któremu kiedyżkolwiek spraw swych uczynićPoczet macie: trudnoż tam krzywemu wynić.

Nie bierze ten pan darów ani się pyta,Jeśli kto chłop czyli się grofem poczyta,W siermiędzieli go widzi, w złotychli głowach;Jeśli namniej przewinił, być mu w okowach.

Więc ja podobno z mniejszym niebezpieczeństwem

Grzeszę, bo sam się tracę swym wszeteczeństwem.

Przełożonych występy miasta zgubiłyI szerokie do gruntu carstwa zniszczyły.

Jan Kochanowski (1530–1584)

A

GDYBY

Gdybym ja był Szwajcarem, stałbym ja na warcie,

Gdybym ja był Rusinem, mówiłbym otwarcie,Gdybym ja był Hiszpanem, nie dałbym się

złotem,

Gdybym ja był Francuzem, nie byłbym ja trzpiotem,

Gdybym ja był Holendrem, mniej byłbym prostakiem,

Gdybym był Angielczykiem, nie byłbym dziwakiem,

Gdybym ja był Turczynem, nigdy bym nie fukał,

Gdybym ja miał być Włochem, ja bym nie oszukał,

Gdybym był Algierczykiem, nie kradłbym, nie łupił,

Gdybym ja miał być Niemcem, ja bym się nie upił,

Gdybym ja był Węgrzynem, dałbym wino tanio;

A jak to być Polakiem, gdy Polaków ganią?Niedobrze być nierządnym, słabym,

mizerakiem,Wiem ja o tym, jednakże miło być Polakiem.

Ignacy Krasicki (1735–1801)

A

DO MATKI POLKI

Wiersz pisany w roku 1830

O matko Polko! gdy u syna twegoW źrenicach błyszczy genijuszu świetność,Jeśli mu patrzy z czoła dziecinnegoDawnych Polaków duma i szlachetność;

Jeśli rzuciwszy rówienników gronoDo starca bieży, co mu dumy pieje,Jeżeli słucha z głową pochyloną,Kiedy mu przodków powiadają dzieje:

62 KRYNICA nr 102

POEZJA

„JEDnaKŻE MiŁo BYĆ PoLaKiEM…”

Polskie wiersze patriotyczne

Page 65: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

O matko Polko! źle się twój syn bawi!Klęknij przed Matki Boleśnej obrazemI na miecz patrzaj, co Jej serce krwawi:Takim wróg piersi twe przeszyje razem!

Bo choć w pokoju zakwitnie świat cały,Choć się sprzymierzą rządy, ludy, zdania,Syn twój wyzwany do boju bez chwałyI do męczeństwa... bez zmartwychpowstania.

Każże mu wcześnie w jaskinią samotnąIść na dumanie... zalegać rohoże,Oddychać parą zgniłą i wilgotnąI z jadowitym gadem dzielić łoże.

Tam się nauczy pod ziemię kryć z gniewemI być jak otchłań w myśli niedościgły;Mową truć z cicha, jak zgniłym wyziewem,Postać mieć skromną jako wąż wystygły.

Nasz Odkupiciel, dzieckiem w Nazarecie,Piastował krzyżyk, na którym świat zbawił.O Matko Polko! ja bym twoje dziecięPrzyszłymi jego zabawkami bawił.

Wcześnie mu ręce okręcaj łańcuchem,Do taczkowego każ zaprzęgać woza,By przed katowskim nie zbladnął obuchemAni się spłonił na widok powroza;

Bo on nie pójdzie, jak dawni rycerze,Utkwić zwycięski krzyż w Jeruzalemie,Albo jak świata nowego żołnierzeNa wolność orać... krwią polewać ziemię.

Wyzwanie przyszle mu szpieg nieznajomy,Walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny,A placem boju będzie dół kryjomy,A wyrok o nim wyda wróg potężny.

Zwyciężonemu za pomnik grobowyZostaną sucha drewna szubienicy,Za całą sławę krótki płacz kobiécyI długie nocne rodaków rozmowy.

Adam Mickiewicz (1798–1855)

A

HYMN (BOGURODZICA)

Bogarodzico, Dziewico!Słuchaj nas, Matko Boża,To ojców naszych śpiew.Wolności błyszczy zorza,Wolności bije dzwon,Wolności rośnie krzew.Bogarodzico!Wolnego ludu śpiewZanieś przed Boga tron.

Podnieście głos, rycerze,Niech grzmią wolności śpiewy,Wstrzęsną się Moskwy wieże.Wolności pieniem wzruszęZimne granity Newy;I tam są ludzie – i tam mają duszę.

Noc była... Orzeł dwugłowyDrzemał na szczycie gmachuI w szponach niósł okowy.Słuchajcie! zagrzmiały spiże,Zagrzmiały... i ptak w przestrachuUleciał nad świątyń krzyże.Spojrzał – i nie miał mocyPatrzeć na wolne narody,Olśniony blaskiem swobody,Szukał cienia... i w ciemność uleciał północy.

O wstyd wam! wstyd wam, Litwini!Jeśli w Gedymina grodzieOdpocznie ptak zakrwawiony,Głos potomności obwiniTen naród – gdzie czczą w narodzieKrwią zardzawiałe korony.Wam się chylić przed obcemi,Nam we własnych ufać siłach;Będziem żyć we własnéj ziemiI we własnych spać mogiłach.

Do broni, bracia! do broni!Oto ludu zmartwychwstanie,Z ciemnéj pognębienia toni,Z popiołów Feniks nowyPowstał lud – błogosław, Panie!Niech grzmi pieśń jak w dzień godowy.

Bogarodzico! Dziewico!Słuchaj nas, Matko Boża,To ojców naszych śpiew,

KRYNICA nr 102 63

POEZJA

Page 66: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Wolności błyszczy zorza,Wolności bije dzwonI wolnych płynie krew,Bogarodzico!Wolnego ludu krewZanieś przed Boga tron.

Juliusz Słowacki (1809–1849)

A

NIM SŁOŃCE WEJDZIE, ROSA WYŻRE OCZY

O, wiem, że Polska bój zwycięski toczy,O! nie zginęła i nigdy nie zginie –Lecz my czyż ujrzym ją w chwały godzinie? –Nim słońce wejdzie, rosa wyżre oczy!

I będzie wielka – i będzie wspaniała –Lecz robak trumien wprzód może nas stoczy,Niejedna w świecie tkwi rozbicia skała –Nim słońce wejdzie, rosa wyżre oczy!

Ach! płyną lata! ach! płyną i wieki,Nim się Myśl Boża w ciało przeistoczy!Zguba wciąż bliska – a triumf daleki –Nim słońce wejdzie, rosa wyźre oczy!

My tak kochali – a pili truciznę!My tak żyć chcieli – a żyli w zamroczy!Inni, ach! będą oglądać ojczyzno! –Nim słońce wejdzie, rosa wyżre oczy!

Zygmunt Krasiński (1812–1859)

A

MOJA PIOSNKA [II]

Do kraju tego, gdzie kruszynę chlebaPodnoszą z ziemi przez uszanowanieDla d a r ó w Nieba....Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie winą jest dużąPopsować gniazdo na gruszy bocianie,Bo wszystkim służą...Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłonySą, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,„ B ą d ź p o c h w a l o n y ! ”Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,Równie niewinnej...Tęskno mi, Panie...

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,Do tych, co mają t a k z a t a k –

n i e z a n i e ,Bez światło-cienia...Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi ówdzie, gdzie któż o mnie stoi?I tak być musi, choć się tak nie staniePrzyjaźni mojej...Tęskno mi, Panie...

Cyprian Kamil Norwid (1821–1883)

A

*** (DA BÓG KIEDYŚ ZASIĄŚĆ W POLSCE WOLNEJ)

Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnejOd żyta złotej, od lasów szumiącej,Da Bóg, a przyjdzie dzień nieustającyDla srebrnych pługów udręki mozolnej

Jeszcze oddźwiękną kamienie na młotyI z twardym ziemia pogada lemieszemI z wszystkich jeszcze kamieni wykrzeszemIskier snop złoty

Więc gdy wiosennym oglądam wieczoremW mgły otulona zagonów szarzyznę,

64 KRYNICA nr 102

POEZJA

Page 67: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Ktoś w moim sercu wykuwa toporemMoją Ojczyznę.

A

XXX

Taką jak byłaś – nie wstaniesz z mogiły!Nie wrócisz na świat w dawnej swojej krasie;Musisz porzucić kształt przeszłości zgniły,Na którym teraz robactwo się pasie;

Musisz zatracić niejeden rys miłyI wdzięk w dawniejszym uwielbiany czasie...Lecz nową postać wziąć i nowe siłyI nowych wieków oręż mieć w zapasie.

Grób cię nie odda światu – widmem bladem,Z mogilnej pleśni i zgnilizny plamą,Do wnętrza śmierci przesiąkniętą jadem...

Lecz, przystrojona w królewski diadem,Musisz do życia wkroczyć życia bramą,Musisz być inną, choć będziesz tą samą!

Asnyk Adam (1838–1897)

A

LISTOPAD 1918

To jest ostatnia jesień, niebezpieczna pora,I ostatnie zarosłe niewolą przysłowie,Zwołajcie nocne zjawy i wpuśćcie upiora,Niech pyta? i niech naród mu teraz odpowie.

Niech spojrzą sobie w oczy, dwa widma i wrogi,

I rozstrzygną, kto kogo na nowo powali:Ta przeszłość kościotrupia, talizman złowrogi,Czy tłum, co ciągnie z krzykiem i nie wie,

co dalej.

Wybierać trzeba szybko, raz jeden? na wieki,Jeśli wolność? to twardą, bez łez i zalotów.To nic, że miasto śpiewa i płaczą powieki,Kto na wierzch ją wywłóczy? na wszystko

jest gotów.

Sępim wzrokiem po kraju jałowym przeleci,Po ruinach, po nędzy rozległej dokoła:Musi zgarnąć i złożyć tę wolność ze śmieciI przepchnąć ją przed światem, i stawić

mu czoła.

Bo na cóż liczyć, patrzcie! Ta garstka pielgrzymia,

Co przed dworcem na deszczu wystaje i czeka,To jest wszystko? to pustkę bez dna

wyolbrzymi;Otwiera loch nicestwa i straszy z daleka.

A jednak tylko oni, ta młodość po prostu,Co upartym czekaniem od lat się nie nużyZ tego placu wypadnie i skoczy, jak z mostu,W ślepy mrok i na ślepo się w przyszłość

zanurzy.

Natchnionymi płucami jej ciemność przedmucha.

I udeptaną ziemię raz jeszcze rozdrapie,I z mroźnego szaleństwa przywoła tu ducha,By ogień w czterech rogach podkładał

na mapie.

Najwyższy czas! Już wieje niebezpieczną porą,Już dymi mokry dworzec i dudni pociągiem.Czy teraz jesień wygnać? niech sami wybiorą?Czy martwe truchło wynieść do góry

posągiem?!

Wstrzymajcie szumny pochód. Niech stanie na mieście

I usta rozkrzyczane w milczenie pozbiera.Jedno jest tylko hasło, milcząco je nieście:Wierzy się lub nie wierzy, żyje lub umiera.

Kazimierz Wierzyński (1894–1969)

F

KRYNICA nr 102 65

POEZJA

Page 68: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

BIAŁA KOLĘDA

Po południu przychodzicichy i kruchy jak opłatekwigilijny zmierzch

Dalekie galaktykipławią sięw śnieżnych zatokachw śnieżnych przestrzeniach

Biały śnieg biała nocbiały bez biała gołębicai lipcowy ogród z Matkąz pnącymi różamiw kolorze płonącego rubinu

Dziśtak jak i wtedyw białych zawiejachwypatruję sadu Ojcaśladów kuropatwi świateł choinki

Kiedy w rozjarzonym okniestaje Gwiazdai kiedy wieczór zostaje zasypanyzapachem drzewka wigilijnegoz chórem skrzydlatych aniołóww odwieczną głębinęgrudniowej nocywznoszę świętą kolędę pokoleń

A

CHWILA PRZEDŚWIĄTECZNA

W rynnie płynie jeszcze nocpo dachu stąpa kruchy świti pada pierwszy śnieg

Grudzieńjak zwykle rozwiesza bielbiałe obietnicei gwiazdy u okien

Jutro pójdę po choinkę

Najbliższym podaruję jej zapach

Nie zapomnę o MatceWspólnie z Ojcemnakarmię białą gołębicęi kuropatwySiostrzepodaruję gałęzie choinyi pęki białych pulsujących gwiazdz ośnieżonych połaci niebaBraciom – zapalę światła ogromneniech śnią dobry losi tamten pełen ciepła dom

Miejsce przy stolepodaruję samotnemua źdźbło sianazagubionej łaniz pobliskich pól

Julka zamruczy kolędęi przywoła wigilijny zmierzchGolden obwieści światupsią radość ze spotkaniaz Człowiekiem

Jutrona pewno pójdę po choinkę

A

66 KRYNICA nr 102

POEZJA

Mieczysław A. ŁypMieczysław A. Łyp

WiErSzE ŚniEGiEM PrzYPrÓSzonE

Page 69: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

W BLASKU GWIAZDY BETLEJEMSKIEJ

Już w pierwsze grudniowe wieczorywołają mnie drzewka wigilijneszczególnie teomotane białym zmierzchemszczególnie teomotane zapachem lasuszczególnie teomotane szumem śnieżnego potokuszczególnie teomotane światłem opłatka

Nad moim domemleci srebrna gołębicaNad moim domemrozłożyste zielone świerkicichą nocąkołyszą do snubłękitne kolędy

Lubię ten czasgdy do mojego domuwchodzibiała Wigiliaz Gwiazdąkozą piszczałką turoniemi zapachem suszonych śliwek

Rzeszów, grudzień 2018 r.

KRYNICA nr 102 67

POEZJA

Ratusz i Rynek w Rzeszowie w okresie Świąt Bożego Narodzenia

Page 70: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Rozległ się wreszcie upragniony gong u drzwi, lecznagle się okazało, że Mira straciła ochotę na spotkanie zdługo oczekiwanym gościem. Bojaźliwie skryła się zamatką, uśmiechającą się zagadkowo pod nosem. Nie-ziemski przybysz wyraźnie się niecierpliwił. Wreszcie za-czął hałaśliwie potrząsać trzymanym w dłoni dzwonkiem.

– Ja chcę do taty! – prosząco wydukała dziew-czynka.

Mama próbowała ją uspokoić. Pogłaskała ją pogłówce.

– Tatko przecież wyszedł – przypomniała. – Idźśmiało i otwórz. To święty Mikołaj.

Mireczka nie kwapiła się jednak z podejściem dodrzwi. Wreszcie mama sama otworzyła.

Przybyły miał czerwoną czapę z pomponem, czer-woną kapotę i spodnie, oraz potężną białą brodę, się-gającą mu prawie do pasa. W worku na plecachprzytargał mnóstwo prezentów.

– Dzień dobry – powitał basem matkę. Wkroczyłdo przedpokoju, a potem do salonu. – Czy w tymdomu są jakieś dzieci? – zapytał.

– Owszem, jest jedno – ze spokojem odpowiedziałamama, rozglądając się za Mirą. Ta jednak znikła jej zoczu. Wiedziała jednak, gdzie jej szukać. Zajrzała podstół. – Wychodź stamtąd, strachulo! – rzekła.

Chcąc nie chcąc dziewczynka wygramoliła się spodstołu. Kurczowo złapała mamę za rękę i z przejęciemwlepiła oczy w przybysza.

– O, jest dzidziuś – ucieszył się święty, widzącdziewczynkę z kokardami we włosach. – A jak masz naimię? – zapytał, pochylając się i biorąc ją pod brodę.Worek z prezentami złożył na krześle.

– Mireczka – odpowiedziała, a potem potulnie dyg-nęła przed świętym Mikołajem.

– Śliczniutkie imię – niewymownie ucieszył się siwo-brody przybysz. Nietrudno było się domyślić, że wprostprzepada za dziećmi – inaczej nie wybierałby się do nichz wizytą z nieba. – A czy jesteś posłuszna? – zapytał.

Mama potwierdziła za córkę.– Jest grzeczna, święty Mikołaju. Słucha mnie i taty,

szoruje codziennie ząbki i modli się do Anioła Stróża.No, ale niekiedy – poskarżyła się – bywa niesforna...

– Wcale nie – zaprzeczyła córka. Spoglądała łako-mie na worek, w którym rysowały się jakieś kuszące

kształty. Na pewno nie brakowało w nim zabawek i sło-dyczy.

Święty Mikołaj roześmiał się basowym głosem.– Ha, ha, ha! – trzymał się za brzuch. – Niegrzecz-

nym dzieciom nie przynoszę prezentów, tylko rózgi. Zpewnym rozbawieniem lustrował Mirę. – Musisz miobiecać, że zawsze będziesz słuchać rodziców.

Dziewczynka skwapliwie przytaknęła. Nie czekającna zaproszenie, pobożnie się przeżegnała i pochwaliłasię znajomością modlitwy, której się ostatnio nauczyła.

Święty z nieba był poruszony.– Bardzo się cieszę, podobają mi się dzieci, które

pamiętają o pacierzu. No, ale teraz czas na prezenty.Kulminacyjna chwila nadeszła. Wyjął z pokaźnego

worka duże pudełko, owinięte kolorowym papierem iprzewiązane czerwoną wstążką. Wręczył je dziew-czynce, która z wrażenia nie mogła utrzymać go w rę-kach. Potem wydobył jeszcze dwa mniejsze pudełka.

– Jedno jest dla mamy, a drugie dla taty – wyjaśnił.– O dorosłych też muszę dbać. Potem uderzył się rękąw czoło, niby to w nagłym olśnieniu. – Ależ jestemgapą, przecież najważniejszy prezent zostawiłem przeddrzwiami – wyjrzał z mieszkania i wniósł do salonuprzepięknego konika na biegunach.

Po jego wyjściu przejęta dziewczynka pod okiemmamy chwilę pobujała się na koniku, a potem zabrałasię do otwierania tajemniczego pudła. Mama poma-gała jej rozsupłać węzeł kokardy.

Nagle coś jej przyszło do głowy.– Mamusiu? – ciekawie zapytała. – A dlaczego

święty Mikołaj miał na nogach buty taty?..

68 KRYNICA nr 102

DLA NAJMŁODSZYCH

Edward GuziakiewiczEdward Guziakiewicz

niEcoDziEnnY GoŚĆ

Page 71: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

KRYNICA nr 102 69

DLA NAJMŁODSZYCH

Page 72: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Zgrzane konie przy dyszlu parskały, ciągnąc dużewymoszczone sanie. Po obu stronach ledwo co przetar-tej leśnej drogi majestatycznie przesuwały się ośnieżonesosny, świerki i jodły. Drzewa wyglądały jak z bajki.Białe płatki skrzyły się w promieniach styczniowegosłońca. Woźnica co rusz trzaskał z bata i ponaglał klacze:

– Wio, wio!... – przywoływał je do porządku, gdyzwalniały.

Te były podobne do siebie. Obie jasnokasztanowatez łysinkami i nierówno białymi nadpęcinami, któreMireczce żywcem przywodziły na myśl ciepłe wełnianeskarpetki.

Zakutana w wilcze skóry dziewczynka z zacieka-wieniem chłonęła leśne widoki. Ziemia była skutalodem. Wypłoszony szarak wystrzelił jak z procy itrwożnie przemknął na drugą stronę lasu, omal niewpadając pod kopyta.

– O, królik, widziałam króliczka! – zawołała poru-szona.

Woźnica uśmiechnął się pod nosem. Na jego wą-sach osiadł szron.

– To zając – sprostował. – Szarak. Spadło sporośniegu i biedaczyska mają ciężko – wyjaśnił z powagą.

Tatko milczał, nie wtrącając się do pogaduszki.Miał na sobie puchową kurtkę z kapturem, a zielon-kawy kapiszon przysłaniał mu pół twarzy.

Przejęta dziewczynka podjęła rozmowę z furma-nem, choć wcześniej trochę się na niego boczyła.Chyba wstydziła się obcego.

– Czy to prawda, że leśnym zwierzątkom brakujepożywienia?!

Woźnica przytaknął. Trzymał w rękach lejce, pil-nując drogi, lecz chętnie zwracał się do maleńkiej to-warzyszki podróży, aby przybliżyć jej to i owo ztajemnic zimowego lasu.

– Nocą spada mróz i skuwa ziemię. Sypie śnieg. Nietak łatwo dostać się do traw i mchów, skrytych podtwardą warstwą lodu. Cóż zatem mają począć? Kiedynadejdzie ostra zima, zające i sarny zaczynają głodo-wać. Trzeba stawiać karmy z sianem. Dzikom zresztąteż się podsypuje. Jesienią szkolne dzieci zbierają żołę-dzie. Potem całe worki tego leśnego bogactwa przeka-zują kołu myśliwskiemu.

Tatko dorzucił swoje trzy grosze.– Chyba to rozumiesz, przecież sama dokarmiasz

ptaki. Mamy karmnik za oknem w kuchni.Mira się ożywiła, gdyż lubiła zajmować się ptakami.– Mama rzuca wróblom okruchy chleba i wiesza si-

korkom na drucikach kawałki słoniny – pochwaliła sięwoźnicy. – I przegania duże gołębie, żeby nie zabierałyim pożywienia.

Woźnica obrócił się do tyłu.– Słonina musi być surowa – powiedział do taty. –

Wędzona może sikorkom zaszkodzić. Karmniki od-wiedzają przede wszystkim bogatki, modraszki, zięby,kosy, sierpówki, dzwońce i wróble – ciągnął. Znał sięna tym, bo pracował w nadleśnictwie. – Ale ich byt niejest zagrożony. Są przystosowane do zmian, związanychz tą porą roku. W lesie jest jednak trochę inaczej. Amoże chcecie obejrzeć z bliska karmę dla saren? – przy-szło mu nagle do głowy. – Jest tu, nieopodal, na jednejz niewielkich leśnych polan – pokazał kierunek głową.– Z dojazdem nie powinno być kłopotów.

Oboje, tatko i Mirka, chcieli zobaczyć, jak dokar-mia się leśne zwierzęta. Słońce było jeszcze wysoko,więc nie musieli spieszyć się z powrotem.

Woźnica krzyknął na konie, ściągnął lejce i sanieskręciły w boczną dróżkę. Znaleźli się nagle pod ni-skimi koronami drzew i chcąc nie chcąc zaczęli trącaćgłowami gałązki, z których sypał się biały puch.

70 KRYNICA nr 102

DLA NAJMŁODSZYCH

LEŚna Sanna

Page 73: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

Trudno było sobie wymarzyć wspanialszą pogodę.Nocą cicho sypał śnieg. Otulił drzewa i krzewy, ozdo-bił dachy domów i wyścielił białym puchem ulice iplace. W parku było nastrojowo i cicho. Słońce skrzyłosię milionami iskier w kryształkach lodu i można byłoodnieść wrażenie, że ten zamienił się w baśniowy ogródkrólowej mrozu.

Tatko wcielił się w rolę konia pociągowego. Parskałi prychał, dziarsko ciągnąc sanki z ciepło okrytą Mirą.Rzucały się w oczy jej czerwona wełniana czapeczka zpomponem i czerwony szalik.

Dotarli do połowy parku, jednak tam zabawa wsannę mu się znudziła.

– Ulepimy bałwana – rozochocony zawołał, gdyśniegowy pojazd utknął w zaspie między świerkami. –Nie ma dużego mrozu i śnieg jest w sam raz.

– Ulepimy! – krzyknęła córka. Próbowała zaklaskaćw dłonie, ale nie mogła, gdyż przeszkadzały jej ręka-wiczki.

Zabrali się pospołu do dzieła. Tato utoczył dużąbiałą kulę i ustawił ją obok przysypanej śniegiem ławki.Potem przyturlał drugą – mniejszą, a wreszcie trzecią –najmniejszą.

– Ta ostatnia, to głowa bałwana – wyjaśnił, osadza-jąc ją na tułowiu śniegowej figury. Ocenił z uznaniemswoją pracę. – Teraz ty możesz się popisać. Twoim za-daniem będzie dorobić mu oczy i nos.

Mireczka bezzwłocznie się zabrała do upiększaniapostaci. Oczy powstały z dwu maleńkich zielonych szy-szek, a nos – z grubego patyka.

– Brawo, brawo! – cieszyła się dziewczynka.Tato dokleił figurze ręce i włożył w jedną z nich ga-

łązkę jedliny.– Popatrzcie, bałwan! – zawołał jeden z przecho-

dzących alejką młokosów.– Wygląda okazale – tatko sam wpadł w podziw. –

Aż szkoda odchodzić – orzekł z odrobiną żalu.Stali i patrzyli. Śniegowa postać była jak żywa. Wy-

dawało się, że zdążyła się do nich w mig przywiązać i żenie chce się zgodzić, by ją porzucili.

– To może zabierzemy go na sanki? – Mira wpadłana olśniewający pomysł.

Ojciec nie usiłował oponować. Rzucił okiem nasanie, a potem na bałwana.

– Dlaczego nie? – zgodził się z córką.

Zabrał się do przenoszenia bałwana – choć nie byłoto łatwe. Przyciągnął sanie do śniegowej postaci i pokilku próbach ich zimowy druh chybocząc się dumnieosiadł na miejscu, które wcześniej zajmowała dziew-czynka.

– No, ale ty nie będziesz mogła jechać – rozsądził zesmutkiem. – Podrepczesz obok niego.

Mirce to nie przeszkadzało.– Nic nie szkodzi – rzekła. – Mogę iść. Czy wiesz,

gdzie go postawimy?– Gdzie? – zapytał tato.– Pod naszymi oknami. Nie będzie się czuł samotny

– posapywała i łykała powietrze, krocząc obok sań. –No i mama go zobaczy.

– Czemu nie? Może tam stać. I pewnie wytrwa dopierwszych roztopów. O ile nikt go wcześniej nie znisz-czy...

– A może wymyślimy dla niego jakieś imię?– A jak! – huknął tato. – Przecież musimy na niego

jakoś wołać. To prawie jak członek rodziny...

Opowiadania pochodzą z książki„Radosny świat Mireczki”

KRYNICA nr 102 71

DLA NAJMŁODSZYCH

ULEPiMY BaŁWana

Page 74: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin

PIEŚŃ KRONIKA

Ta ziemia taka czysta, jakby umieciona skrzydłem aniołów.

Cicha i równinna, tyle już wycierpiała, a zawsze dziecinna.

Ufa, że dobroć jest tylko dobrocią,

a prawo tak jest prawem, jak pola się złocą,

kiedy żyto dojrzewa, jak zimą śnieg pada.

Tu wierzą wciąż, że sąsiad szanuje sąsiada,

że chleb jest święty, jeszcze świętsza praca.

Ta ziemia wielkiej myśli, kiedy ją zdeptano

jak ogień tysiąc iskier – tysiąc wielkich ludzi rozrzuciła po świecie.

Kto pustynię budził, kto gasił żar równika,

kto topił lodowiec, jeśli nie iskry jej – wielcy synowie współumarli z tęsknoty.

Teraz powróceni w jedno wspólne ognisko

zbudują na ziemi więcej, niźli ktokolwiek – widzę to ja ślepy.

Ta ziemia taka czysta, jakby umieciona skrzydłem aniołów.

Cicha i równinna, tyle już wycierpiała, a zawsze dziecinna.

Ufa, że dobroć jest tylko dobrocią,

a prawo tak jest prawem, jak pola się złocą,

kiedy żyto dojrzewa, jak zimą śnieg pada.

W dalekich ziemiach za to umierali moi ojcowie.

Za gniazdo bociana, za chleb, za tę równinę, co niepokalana.

Za to powietrze ze wszystkich mądrości najzdrowsze,

za ludzi zgodnych, mądrych i cierpliwych,

za najwierniejszych z wiernych, uczciwych z uczciwych.

Za mą Ojczyznę-Polszczyznę, Mazowsze.

W dalekich ziemiach za to umierali.

Marek Grechuta (1945–2006)

72 KRYNICA nr 102

PAMIĘĆ

Page 75: Bez trudu można było zauważyć, że słowo to nie sprawiaupc.kpi.ua/wp-content/uploads/2018/12/KRYNICA-102.pdfAnatol Monżyjewski – proboszcz z Białej Cerkwi, o. dominikanin