biuletyn sks

4
Studencki Komitet Solidarności – po co go przypominać? Bo to kawał historii Krakowa. Uczestników głośnego ruchu – niezależnie, czy byli w pierwszym szeregu, w drugim, czy na obrzeżach, a nawet tych, którzy sytuowali się po przeciwnej stronie – SKS jakoś ukształto- wał. Historia Studenckiego Komitetu Solidarności dotyczy pokolenia ludzi, którzy w dru- giej połowie lat 70., w Krakowie, wchodzili w dojrzałość. Początek SKS jest znany: wyznaczyła go śmierć Stanisława Pyjasa. Działalność SKS znana jest mniej, a przecież w ciągu 3 lat za sprawą SKS działy się w Krakowie, i nie tylko w Kra- kowie, rzeczy ważne. Do dziś trwają spory, ilu ich było: kilkunastu, kilkudziesięciu czy kil- kuset. Jedno jest pewne: wprowadzili w podwawelski gród ożywczy ferment. Nie było internetu, facebooka, telefonów komórkowych, ba, nawet telefony stacjonarne należały do rzadkości, a przecież o ich inicjatywach, akcjach i pomysłach rozmawiano w krakowskich domach, uczelniach, w kawiarniach i klubach. Zaprzątali uwagę setek funkcjonariuszy partyjnych i milicyjnych. Trochę jak u Norwida: „Ogromne wojska, bitne generały /Policje – tajne, widne i dwu-płciowe /Przeciwko komuż tak się pojednały?/ Przeciwko kilku myślom... co nienowe!” Jakież to wywrotowe myśli irytowały władze? Na przykład myśl, że cenzura jest czymś nonsensownym. Lub myśl, że wolność wypowiedzi, sumienia i religii jest elementarnym pra- wem. Myśl, że zmuszanie ludzi do upokarzających zabiegów administracyjnych, by uzyskać jednorazowy paszport, czyni z nas zakładników władzy. Myśl o prawie do uczenia historii zgodnej z faktami, a nie interesami władz i sąsiedniego mocarstwa. Myśl, że Polska pogrąża się w zapaści gospodarczej i cywilizacyjnej, jej potencjał jest marnowany, a ludzie ulegają przyśpieszonej demoralizacji, bo promowane są lichota, kłamstwo i lizusostwo, a prześla- dowane wolność, inwencja i niezależność… Dozwolone aspiracje sięgały zakupu małego fiata, a dozwolonym otwarciem na Zachód były dżinsy z Peweksu i pepsi cola. „Pepsi piją lepsi” – kpiono ze smutnym autoszyderstwem. Realny socjalizm czuć już było stęchlizną. Desperaci ze Studenckiego Komitetu Solidarności nie liczyli na szybką zmianę systemu. Odrzucili jednak ścieżkę życia, jaką fundował PRL. Bunt wyrażali w setkach działań. Byli młodzi, więc byli kreatywni. Stworzyli własną bibliotekę, własną poligrafię, własne pisma, własne autorytety. Wyznawali zasadę „kto nie przeciw nam, ten z nami” i wychodzili z pro- pozycją zmiany myślenia o Polsce do wszystkich, którzy słuchać chcieli. Tworzyli paralelną edukację w postaci prywatnych wykładów w prywatnych mieszkaniach. Z nieco młodszymi od siebie jeździli w góry, by razem analizować lektury i sytuację w kraju. I żarliwie dyskuto- wali. Między sobą, a potem także z przedstawicielami Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Na swoich kierunkach studiów podejmowali rezolucje przeciw ograniczeniom w dostępie do bibliotecznych zbiorów i ograniczeniom paszportowym. Słowo „solidarność’ było w mowie publicznej nowością. Nie zawsze zrozumiałą. Często ich więc pytano: „z kim solidarni?” Odpowiadali – wszyscy ze sobą, bo na tym polega doj- rzałość. Dojrzałość to solidarna odpowiedzialność. 15 maja 1977 r. w Krakowie narodził się niezależny ruch studencki. Po kilku miesiącach Studenckie Komitety Solidarności powstały w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Szczecinie. Trzy lata później powstał NSZZ Solidarność. Rodziła się nowa Polska... HIstoRIa PewNego buNtu 18.04.1978 r. Kraków, przed Magistratem po wyjściu z kolegium ds. wykroczeń od lewej zbigniew Jankowski, Wojciech sikora, Bogusław sonik, iwona galińska (Wildstein), Jacek nowaczek zdjęcie Archiwum stowarzyszenia Maj 77 KRAKÓW 25 MAJA 2012 dodAteK do dzienniKA polsKiego

Upload: tomasz-drozd

Post on 10-Mar-2016

249 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Wkładka do Dziennika Polskiego z dnia 25 maja 2012.

TRANSCRIPT

Page 1: Biuletyn SKS

Studencki Komitet Solidarności – po co go przypominać? Bo to kawał historii Krakowa.Uczestników głośnego ruchu – niezależnie, czy byli w pierwszym szeregu, w drugim, czy naobrzeżach, a nawet tych, którzy sytuowali się po przeciwnej stronie – SKS jakoś ukształto-wał. Historia Studenckiego Komitetu Solidarności dotyczy pokolenia ludzi, którzy w dru-giej połowie lat 70., w Krakowie, wchodzili w dojrzałość.

Początek SKS jest znany: wyznaczyła go śmierć Stanisława Pyjasa. Działalność SKS znanajest mniej, a przecież w ciągu 3 lat za sprawą SKS działy się w Krakowie, i nie tylko w Kra-kowie, rzeczy ważne. Do dziś trwają spory, ilu ich było: kilkunastu, kilkudziesięciu czy kil-kuset. Jedno jest pewne: wprowadzili w podwawelski gród ożywczy ferment. Nie byłointernetu, facebooka, telefonów komórkowych, ba, nawet telefony stacjonarne należały dorzadkości, a przecież o ich inicjatywach, akcjach i pomysłach rozmawiano w krakowskichdomach, uczelniach, w kawiarniach i klubach.

Zaprzątali uwagę setek funkcjonariuszy partyjnych i milicyjnych. Trochę jak u Norwida:„Ogromne wojska, bitne generały /Policje – tajne, widne i dwu-płciowe /Przeciwko komużtak się pojednały?/ Przeciwko kilku myślom... co nienowe!”

Jakież to wywrotowe myśli irytowały władze? Na przykład myśl, że cenzura jest czymśnonsensownym. Lub myśl, że wolność wypowiedzi, sumienia i religii jest elementarnym pra-wem. Myśl, że zmuszanie ludzi do upokarzających zabiegów administracyjnych, by uzyskaćjednorazowy paszport, czyni z nas zakładników władzy. Myśl o prawie do uczenia historiizgodnej z faktami, a nie interesami władz i sąsiedniego mocarstwa. Myśl, że Polska pogrążasię w zapaści gospodarczej i cywilizacyjnej, jej potencjał jest marnowany, a ludzie ulegają

przyśpieszonej demoralizacji, bo promowane są lichota, kłamstwo i lizusostwo, a prześla-dowane wolność, inwencja i niezależność…

Dozwolone aspiracje sięgały zakupu małego fiata, a dozwolonym otwarciem na Zachódbyły dżinsy z Peweksu i pepsi cola. „Pepsi piją lepsi” – kpiono ze smutnym autoszyderstwem.Realny socjalizm czuć już było stęchlizną.

Desperaci ze Studenckiego Komitetu Solidarności nie liczyli na szybką zmianę systemu.Odrzucili jednak ścieżkę życia, jaką fundował PRL. Bunt wyrażali w setkach działań. Bylimłodzi, więc byli kreatywni. Stworzyli własną bibliotekę, własną poligrafię, własne pisma,własne autorytety. Wyznawali zasadę „kto nie przeciw nam, ten z nami” i wychodzili z pro-pozycją zmiany myślenia o Polsce do wszystkich, którzy słuchać chcieli. Tworzyli paralelnąedukację w postaci prywatnych wykładów w prywatnych mieszkaniach. Z nieco młodszymiod siebie jeździli w góry, by razem analizować lektury i sytuację w kraju. I żarliwie dyskuto-wali. Między sobą, a potem także z przedstawicielami Socjalistycznego Związku StudentówPolskich. Na swoich kierunkach studiów podejmowali rezolucje przeciw ograniczeniom wdostępie do bibliotecznych zbiorów i ograniczeniom paszportowym.

Słowo „solidarność’ było w mowie publicznej nowością. Nie zawsze zrozumiałą. Częstoich więc pytano: „z kim solidarni?” Odpowiadali – wszyscy ze sobą, bo na tym polega doj-rzałość. Dojrzałość to solidarna odpowiedzialność.

15 maja 1977 r. w Krakowie narodził się niezależny ruch studencki. Po kilku miesiącachStudenckie Komitety Solidarności powstały w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku i Szczecinie. Trzy lata później powstał NSZZ Solidarność. Rodziła się nowa Polska...

historia pewnego buntu

18.04.1978 r. Kraków, przed Magistratem po wyjściu z kolegium ds. wykroczeń od lewej zbigniew Jankowski, Wojciech sikora, Bogusław sonik, iwona galińska (Wildstein), Jacek nowaczek

zdjęcie Archiwum stowarzyszenia Maj 77

K R A K Ó W 2 5 M A J A 2 0 1 2 d o d A t e K d o d z i e n n i K A p o l s K i e g o

Page 2: Biuletyn SKS

B e z S K S - u n i e b y ł o b yN Z S . G d y b y n i e o s t a t n i

c z ł o n n a z w y S K S– „ S o l i d a r n o ś ć ”

– z w i ą z e k o t a k i e jn a z w i e b y n i e p o w s t a ł .

N i e p o w s t a ł a b ys o l i d a r n o ś c i o w a f o r m a c j ai t r a d y c j a . N i e p o w s t a ł b y

m i t „ S o l i d a r n o ś c i ” j a k oz n a k r o z p o z n a w c z y

i m a r k a w s p ó ł c z e s n e jP o l s k i .

Studencki Komitet Solidarności w dziejach PRL-u maszczególne miejsce. I wyjątkowe w historii oporuspołecznego. Narodził się w Krakowie, mieście, którezaznaczało swój udział na mapie walki i sprzeciwu wobecsystemu, ale najczęściej nie w roli lidera. W czerwcu1956 r. liderem był Poznań, a w październiku tego rokuWarszawa. W marcu 1968 r. ponownie Warszawa,a w grudniu 1970 r. oraz w sierpniu 1980 r. Gdański Wybrzeże. Opozycyjny Kraków podczas tzw. polskichmiesięcy dopełniał obrazu oporu, podobnie jak Poznańczy Wrocław, lecz nie był źródłem inspiracji. Podobniew czerwcu 1976 r. stolicą sprzeciwu wobec polityki władzykomunistycznej był Radom, Płock i Warszawa. NatomiastKraków był gotowy do wyrażania akcji solidarnościowychi czynił to skutecznie.

Protestującym, a następnie represjonowanymrobotnikom na pomoc przybyli polscy intelektualiści,którzy wyspecjalizowali się w pisaniu listówprotestacyjnych. Skala tak wyrażanego oporu mocnozaskoczyła władzę. Wśród kontestujących nie brakowałointelektualistów z Krakowa. Równolegle do powyższychakcji zaczął się kształtować w Warszawie ośrodek opozycji,który latem 1976 r. powołał do życia Komitet ObronyRobotników (KOR) na czele z Michnikiem, Kuroniemi Macierewiczem. Była to pierwsza od lat jawna, alenielegalna struktura opozycyjna w PRL-u. Korowcynawiązali kontakty ze środowiskami opozycyjnymi, w tymstudenckimi Krakowa. Z ich inicjatywy w grudniu 1976 r.zebrano w Krakowie 517 podpisów osób protestującychprzeciwko łamaniu praworządności, przeciwko karom,jakie spadły na robotników. Studenci m.in. zbieralipieniądze dla poszkodowanych i usuniętych z pracyz wilczym biletem i na pomoc dla ich rodzin.

W Krakowie uformowały się trzy środowiskastudenckie: tzw. anarchistów ze Stanisławem Pyjasem,Bronisławem Wildsteinem i Lesławem Maleszką, jużwówczas tajnym współpracownikiem SB, „Ketmanem”na czele; wychowanków dominikańskiej „Beczki”z Bogusławem Sonikiem, Lilianą Batko, TeresąHonowską; oraz tzw. grupa Ryszarda Terleckiegoz Franciszkiem i Janem Drausami.

Funkcjonariusze SB starali się je skłócić i poróżnić. Doróżnych osób wysyłali anonimy informujące jakobyo agenturalnej ich działalności, o współpracy z SB.Ponieważ nie okazało się to skuteczne, dlategopostanowili silniej uderzyć. Na ich celowniku w pierwszejkolejności znalazł się Pyjas, uchodzący w siedzibie SB naul. Mogilskiej za wyjątkowo niebezpiecznego agitatorai jak go nazywano „pyskacza”.

7 maja 1977 r. o godz. 7 rano, w korytarzu kamienicyprzy ul. Szewskiej 7 znaleziono zwłoki Pyjasa. 1 sierpnia

1977 r. z Zalewu Solińskiego wyłowiono zwłokiStanisława Pietraszki, studenta fizyki UJ, przyjacielaPyjasa. Był on niewygodnym dla SB i prokuraturyświadkiem, gdyż zapamiętał wygląd osoby, którachodziła krok w krok za zamordowanym. Pietraszko byłdrugą ofiarą zbrodni dokonanej przez SB. „Ulica, gdziezabito niewinnego studenta, który mógł być tobą, Ulica,gdzie wolno było zabijać” – pisał o ul. Szewskiej AdamZagajewski.

15 września 1977 r. Prokuratura Wojewódzkaw Krakowie umorzyła śledztwo. Protest pełnomocnikarodziny, mecenasa Andrzeja Rozmarynowicza, okazał sięnieskuteczny. Mecenas zakwestionował również wynikitzw. ekspertyzy przeprowadzonej przez profesoraZdzisława Marka z Zakładu Medycyny Sądowej. Jednakdziałania władz, by zatuszować śmierć Pyjasa, nie byłyefektywne. Dzięki zachodnim rozgłośniom radiowym,wiadomość dotarła do kraju. 10 maja na gmachach„Gołębnika”, Collegium Novum oraz Żaczka, gdziemieszkał Pyjas, student ostatniego roku polonistyki UJ,zawisły czarne flagi, szybko usuwane przez administrację.Na murach przyjaciele Stanisława nalepiali klepsydryoraz wzywali do bojkotu Juwenaliów. Rzeczywiście,bojkot w części się powiódł. Wielu zrozumiało, że trudnosię bawić, gdy ich kolega z przeciwka, student, zostałzamordowany.

15 maja o godz. 9 rano odbyło się nabożeństwo żałobnew intencji zmarłego, w którym wzięło udział ponad 2000osób. Po nabożeństwie jego uczestnicy sformowali„czarny marsz” z czarnymi flagami i tegoż koloruopaskami i pomaszerowali w kierunku ul. Szewskiej 7.Była to największa manifestacja w Polsce od grudnia1970 r. i największa w Krakowie od marca 1968 r. Tegosamego dnia wieczorem odbyło się zgromadzenie

zwołane przez przyjaciół zamordowanego, podczasktórego odczytano Oświadczenie o powołaniu do życiaStudenckiego Komitetu Solidarności (SKS) „dlazainicjowania prac nad utworzeniem autentycznejorganizacji studenckiej, by przymus zastąpić autentycznąsolidarnością i budową prawdziwych więzi”- mogliśmyusłyszeć. SKS powstał spontanicznie jako wyraz gniewu,żalu i buntu. „Śmierć Staszka Pyjasa sprawiła, żewydorośleliśmy z dnia na dzień... Staraliśmy się mówićjęzykiem, w którym tak znaczy tak, a nie znaczy nie. Tylkotyle można było zrobić. Wiedzieliśmy jednak, że milczećnie można” – podkreślał Bogusław Sonik.

SKS był największym sukcesem opozycyjnegoKrakowa od wielu lat. Ale bez oparciaw duszpasterstwach akademickich nie byłby możliwy.Wkrótce SKS-y zaczęły powstawać w całej Polsceakademickiej, aczkolwiek krakowski do końca pozostałośrodkiem najsilniejszym i najbardziej wyrazistym.Krakowski SKS skupiał ponad 200 osób – członkówi sympatyków, głównie studentów UJ, ale w wypadkuekstraordynaryjnych przedsięwzięć mógł liczyć naszersze wsparcie. Świadectwem tego jest list skierowany31 maja do Sejmu podpisany przez 629 osób z Krakowaz żądaniem uwolnienia aresztowanych w trakciewydarzeń czerwcowych 1976 – robotników.

Oczywiście, celem SKS-u nie było obalanie systemukomunistycznego. To nie ten czas. Natomiast głównymzdaniem było pomnożenie wolności, w tym słowa i drukuoraz stowarzyszania się. Jednym słowem zadaniem byłoprzyspieszenie liberalizacji i demokratyzacji systemu.Wierzono, że na drodze reform system stopniowoprzestanie być systemem.

Sukcesem ludzi SKS było uruchomienie niezależnejod cenzury i władzy oficyny wydawniczej o nazwieKrakowska Oficyna Studencka (KOS), która skuteczniełamała monopol państwa na druk i dystrybucję. Naparterze Collegium Novum można było spotkaćkolporterów KOS-a, którzy sprzedawali książkiwyciągnięte z plecaka. Znakiem sukcesu były koncertyJacka Kaczmarskiego organizowane w krakowskichmieszkaniach. Kolejnym sukcesem była akcjasamokształceniowa i edukacyjna, a jej znakiem KlubDyskusyjny. Jego pierwszym gościem był lider RuchuObrony Praw Człowieka i Obywatela Leszek Moczulski.Studenci organizowali też utrzymane w konwencjihappeningu akcje przeciwko prohibitom w BiblioteceJagiellońskiej tzw. resom. Jednak „walka w obroniewolnej książki” póki co nie zakończyła siępowodzeniem, ale pozwoliła na ujawnieniei nagłośnienie problemu.

W warunkach systemu komunistycznegoi wszechwładzy służb ciężko się funkcjonowało ludziomopozycji. Ich działalność wymagała niezwykłej siły woli,determinacji i wewnętrznego przekonania, że tak trzeba,tak należy. Przeciwnikiem była też propaganda sukcesuwładzy i osobisty urok Gierka. Nie wszyscy mogliskutecznie opierać się zręcznej manipulacji. Natomiastmimo ostrej penetracji SKS przez SB, środowisko nie dałosię poróżnić i rozbić. Trwało i działało, osłabiając wolęaktywności SZSP. SKS wywołał ferment właśnie w łoniestruktur oficjalnych.

SKS formalnie nie zaprzestał swojej działalności.Jednak jako datę końcową w jego aktywności uznaje sięwiec założycielski Niezależnego Zrzeszenia Studentów 22IX 1980 r. Bez SKS-u nie byłoby NZS i tak skuteczneji okresowo masowej organizacji studenckiej. Z pewnościąinna byłaby „Solidarność”. Najprawdopodobniej, gdybynie ostatni człon nazwy SKS „Solidarność”, związeko takiej nazwie by nie powstał. Nie powstałabysolidarnościowa formacja i tradycja. Nie powstałby mit„Solidarności” jako znak rozpoznawczy i markawspółczesnej Polski.prof. Andrzej ChwAlbA

g n i e w i n t e l e k t ua l i st ó ws t R . B K R A K Ó W 2 5 M A J A 2 0 1 2

15 maja 1977 r. - “czarny marsz”.zdjęcie tomasz sikora Archiwum stowarzyszenia Maj 77

Page 3: Biuletyn SKS

Z B O G U S ł A W e MS O N I K I e M , p o s ł e m

d o P a r l a m e n t ue u r o p e j s k i e g o ,

z a ł o ż y c i e l e mS t u d e n c k i e g o K o m i t e t u

S o l i d a r n o ś c i , d z i a ł a c z e mo p o z y c y j n y m ,

k o r e s p o n d e n t e m R a d i aW o l n a e u r o p a

– r o z m a w i a e w a P i ł a t

– początek ruchu Studenckich Komitetów Solidar-ności wyznacza śmierć Stanisława pyjasa. Czy, zda-niem pana, to właściwa data? Czy zabójstwo studentapolonistyki nie było efektem jego zaangażowaniaw ruch, który, choć nie nazwany, de facto już istniał?

– Tak. Jego początki siegają jesieni 1976 r., kiedy jakogrupa studentów związanych z duszpasterstwem akade-mickim włączyliśmy się w działania Komitetu ObronyRobotników. Wcześniej czytaliśmy przemycone z Zacho-du książki George’a Orwella, Leszka Kołakowskiego czyAleksandra Sołżenicyna. Odzwierciedlały rozdźwięk mię-dzy naszą oceną rzeczywistości a wszechobecną propagan-dą. Pierwszy komunikat KOR-u przywiózł z Warszawy doKrakowa zaprzyjaźniony dominikanin. My kolportowali-śmy go w Krakowie, organizowaliśmy zbiórki pieniędzy dlawyrzuconych z pracy robotników. Nie uszło to uwadze Służ-by Bezpieczeństwa: były pierwsze rewizje i połajanki z szan-tażem w tle.

Jesienią 76 r., spotkały się drogi grupy skupionej przy oo.Dominikanach z grupą Bronka Wildsteina i Staszka Pyjasa. Razem przygotowywaliśmy listy prote-stacyjne, razem zbieraliśmy podpisy pod nimi, byliśmyzastraszani my i nasi rodzice. Nam grożono wyrzuceniemze studiów, rodzicom z pracy. 1 maja 1977 r. spotkaliśmy sięz przedstawicielami warszawskiej opozycji. 7 maja zginąłStaszek. Jego śmierć i to, co się stało potem, przyśpieszyłobieg wydarzeń, stało się katalizatorem idei i ruchu, a takżenarzuciło jego nazwę – Solidarność. Już nie było zgody namanipulacje i kłamstwa. Gniew, który tkwił w nas od wielumiesięcy, wyprowadził nas na ulicę.

– jako jeden z założycieli SKS-ów był pan perma-nentnie inwigilowany i nachodzony przez Sb. Ile razybył pan aresztowany?

– Tyle, że przestałem liczyć. Trafiałem do aresztu przedkażdą historyczną datą, która mogła sprowokować nas, stu-dentów, do nielegalnych obchodów. Były takie tygodnie,kiedy zdarzało mi się trzy razy trafić do tej samej celi. Współ-więźniowie witali mnie stwierdzeniem: „Znowu ten poli-tyczny”. Rewizje w moim domu były tak częste, że w końcuesbecy nic już nie znaleźli, bo mieszkanie zostało puste.

– jak w takich okolicznościach można było organi-zować działalność opozycyjną?

- Nie było telefonów, ale mieliśmy swoje punkty infor-macyjne w Krakowie: np w kawiarni „Zamkowej” czyw empiku na Małym Rynku. Działaliśmy pod własnyminazwiskami. Jawność stanowiła – paradoksalnie – nasząochronę. SB zależało, aby nas zaszczuć, zastraszyć, poróż-nić, rozdzielić. Ale bycie razem dawało siłę.

– nie ustrzegliście się jednak przeniknięciaw wasze szeregi esbeckich agentów. Czy wiadomopanu o innych tajnych współpracownikach – oprócz„Ketmana” i „Moniki”?

– Nazywał się Mariusz Nowak. Powiedział, że jest z WSP i chce pracować dla SKS. Gdy zapytałem, co chciał-

by robić, usłyszałem, że chętnie zajmie się finansami.Zaświeciło mi się światełko ostrzegawcze. Zaproponowa-łem mu pracę na powielaczu. Raz za razem następowaływpadki. Lilka z Gosią Gątkiewicz wzięły go na spytki. Krę-cił tak, że już nie było wątpliwości, że to kret. Zaprosiliśmygo na spotkanie. Nie przyszedł. Miesiąc później już prze-słuchiwał naszych kolegów.

My jednak nie bardzo się przejmowaliśmy agentami.Szkoda było energii na podejrzliwość. TW mogli być prze-kaźnikami informacji, ale przecież nie kryliśmy naszychpoglądów. Agenci utrudniali jak mogli, ale nie potrafili nasrozbić ani zniechęcić. Przykładem była akcja obrony Kazi-mierza Świtonia. W listopadzie 78 r. wysłaliśmy do Kato-wic pięć ekip, które pod różnymi kościołami rozdałytysiące ulotek. Tylko jedna została aresztowana.

– Ilu studentów zaangażowało się w SKS? w latach70. trzeba było nie lada odwagi, aby protestować prze-ciw władzy.

– W Krakowie byliśmy jedną dużą grupą opozycyjną.W każdej chwili mogliśmy liczyć na kilkadziesiąt osób, alepod listami protestacyjnymi zawsze zbieraliśmy kilkasetpodpisów. Zajmowaliśmy się nie tylko sprawami stu-denckimi. Organizowaliśmy wykłady w mieszkaniach:przychodziło na nie nawet do stu osób, chociaż SB częstowkraczała. Dlatego zaniepokojeni intelektualiści powoła-li TKN – jako parasol ochronny. Mieliśmy własną poli-grafię, wydawaliśmy własne pismo, a nawet dwa.Organizowaliśmy akcje informacyjne zwracające uwagęna absurdalne ograniczenia wolności. No i kursowaliśmypo Polsce. Studenckie Komitety Solidarności powstałypotem w Poznaniu, Warszawie, Gdańsku, Szczeciniei Wrocławiu. Wzorem Krakowa.

– Co dziś dzieje się z animatorami ruchu, któryhistoria wpisała w genezę zarówno nzS, jak i „Soli-darności”? wszyscy zostali politykami?

– Absolutnie nie. Chyba najwięcej wśród nas nauczy-cieli, inżynierów po AGH i dziennikarzy, jak choćbyAndrzej Mietkowski, Jacek Rakowiecki czy Liliana Sonik.Dziennikarką była też Beata Pawlak – zginęła w zama-chu terrorystycznym na Bali. Bronek Wildstein jest pisa-rzem i publicystą. Jeden z braci Beków był burmistrzem,ale np. ela Majewska, po polonistyce, jest aktorką w Chile,a Asia Barczyk po ASP – maluje. Nieżyjąca już AnkaSzwed była nauczycielką. ela Krawczyk była chirurgiem- wstąpiła do zakonu, pracuje w hospicjum. Anna Kra-jewska jest bizneswoman. Mamy więc wśród nas wydaw-ców, nauczycieli, naukowców, wynalazców, artystów,w tym świetnego poetę – Jana Polkowskiego.

– Kiedyś walczył pan w opozycji ramię w ramięz bronisławem wildsteinem. dziś znaleźliście sięw innych kręgach politycznych. Czy zachowaliścieprzynajmniej życzliwe kontakty?

– W Studenckich Komitetach Solidarności zajmowali-śmy się głównie kwestią wolności. Sprawy ideologicznebyły na drugim planie, a tu się różniliśmy, co nie przeszka-dzało nam się przyjaźnić. Tak jest do dziś. 10 lat temu wspól-nie zakładaliśmy stowarzyszenie MAJ77, które maprzypominać o ruchach wolnościowych i upominać sięo prawa człowieka. Jestem pewien, że dla wszystkich byłychSKS-owców Polska pozostała bardzo ważna.

– Czy nachodzi pana posła czasem refleksja, jak tomożliwe, że ludzie, którzy kiedyś w działalności opo-zycyjnej ryzykowali dla siebie życiem, dziś skacząsobie do gardeł, szczerze się nienawidząc?

– Różnice wśród działaczy opozycyjnych były widoczneod początku. łączyła nas idea pozbawienia władzy komu-nistów oraz to, że nie chcieliśmy przemocy. Jednak polary-zacja poglądów i utworzenie partii politycznych o różnychprogramach było kwestią czasu. Ludzie różnie definiujądobro wspólne, inne wybierają priorytety i metody. Nie maw tym nic złego.

Jednak intensywność negatywnych emocji dawnychsojuszników robi dziś wstrząsające wrażenie. Trudno uwie-rzyć, że ci ludzie mogli kiedyś oddać za siebie życie. Cośtakiego nie zdarzyło się w żadnym kraju.

– Czym był dla pana SKS?– Szkołą życia. Te 3 lata ukształtowały moją tożsamość

człowieka i Polaka. W naszej nazwie było słowo „solidar-ność”, co oznaczało odpowiedzialność za siebie nawzajemi za kraj. W PRL ludzie byli zakładnikami państwa, mypostanowiliśmy być podmiotami. I to się udało. Dlategowarto było znosić ciosy i upokorzenia.

– Czy dzisiejsi studenci byliby zdolni do takiegozrywu ideologicznego?

– Niedawno o tym rozmawiałem ze studentami. Myślę,że w każdym pokoleniu tkwi tęsknota za przeżyciem cze-goś wyjątkowego. To pokolenie nie jest inne, o czymświadczy chociażby reakcja na śmierć papieża. Zauważ-my jednak, że od 20 lat Polska w pocie czoła pracuje, byzmniejszyć odziedziczony po PRL gigantyczny dystansgospodarczy, jaki dzieli nas od Zachodu. Z sukcesem. Alewielu młodych ludzi wychowywało się z kluczem na szyi,bo rodzice pracowali na dwa etaty. Nie jest im bliskiemyślenie wspólnotowe, które zawsze nam towarzyszyło.Od dziecka uczą się liczyć na samych siebie. To pokole-nie indywidualistów.

Byc i e r a z e m d awa ł o n a m s i ł ęK R A K Ó W 2 5 M A J A 2 0 1 2 s t R . c

od lewej: Andrzej Murawski, Bogusław sonik, Jakub Meissner zdjęcie Archiwum stowarzyszenia Maj 77

Page 4: Biuletyn SKS

s t R . d K R A K Ó W 2 5 M A J A 2 0 1 2

W 1978 roku ukazał się pierwszy numerSYGNAłU, czasopisma redagowanegoprzez grupę studentów związanych ze Stu-denckim Komitetem Solidarności. Okre-ślenie czasopismo brzmi dość dumnie, a przynajmniej poważnie, bowiem w rze-czywistości było to kilka kartek formatu A4drukowanych na powielaczu i zszytych bylejak w górnym rogu. Kolorowy tytuł, wydru-kowany techniką sitodruku, był stosunko-wo elegancki, jednak najtrudniejsząprzeprawę mieliśmy z treścią. Teksty, którez niemałym trudem zbieraliśmy do kolej-nych numerów, świadczyły aż nadto wyraź-nie o braku doświadczenia w naszychgorących głowach, o rozwichrzonych oso-bowościach, o falowaniu opinii i konwul-sjach chwilowych pasji.

Piszę słowo „wyraźnie” z lekkim uśmie-chem, bo pierwszy numer wydrukowany napowielaczu białkowym przez AndrzejaMietkowskiego był nadzwyczaj słabo czy-telny. Winna była farba, matryce białkowe,maszyna do pisania lub powielacz. Tak klę-skę techniczną tłumaczył przybyły z War-szawy student fizyki, pasjonat sztukidrukarskiej i nie zawsze udanych ucieczekprzed tropicielami ze Służby Bezpieczeń-stwa. Lektura pierwszego numeru była taktrudna, że Bogusław Sonik, chcąc odcyfro-wać mój, skądinąd mętny felieton, musiałrozłożyć na kanapie wiele egzemplarzynaszej gazetki i odcyfrowywać z różnychegzemplarzy pojedyncze zdania i słowa.Brak doświadczenia w redagowaniu i pisa-niu tekstów, brak chętnych autorów spra-wiał, że świat, który nas drażnił, upokarzałi odrzucał, pozostawał w gruncie rzeczybezpieczny w swoim komunistycznym, stę-chłym kokonie. Nasze przekonanie, żepisząc artykuły szybko obnażymy jego ide-ologiczny fałsz, głupotę i zło okazało sięzłudne, a przynajmniej mniej oczywiste.Brak redakcyjnej skuteczności nie dokuczałnam zbytnio i nie odbierał nam ekscytacjiwypływającej z odgrywania roli podziem-nych bojowników walczących słowem ztymi, którzy temu słowu odbierali cyniczniei codziennie nie tylko znaczenie i prawo doprzekazywania prawdy, ale i zdolność dokomunikowania najprostszych informacji.

Mimo słabości i wad, nasze pismo eks-cytowało również Milicję Obywatelską i Służbę Bezpieczeństwa. emocje funkcjo-nariuszy były na tyle intensywne, że wkrót-ce po ukazaniu się pierwszego numeruzadzwonił do mnie (w gazetce podane byłomoje nazwisko, adres i telefon) nieznany mistudent prawa UJ, deklarując chęć współ-

pracy. Na spotkanie przybył lekko pod-chmielony i piekielnie stremowany. Te dwieokoliczności plus kompletny bełkot, jaki zsiebie wydobywał, nie pozwoliły mu wejśćskutecznie w rolę agenta-prowokatora. Byćmoże winę za nieudaną próbę infiltracjiredakcji SYGNAłU ponosił jego nieroz-garnięty oficer prowadzący, który nie potra-fił podpowiedzieć swojemu podopiecznemuani wiarygodnej legendy, ani przygotowaćgo psychicznie do inteligentnej obrony jedy-nej możliwej formy państwowości międzyRosją a Niemcami.

Młody mężczyzna bardzo cierpiał, uda-jąc, że drażni go monopol SocjalistycznegoZwiązku Studentów Polskich, wił się, szu-kając argumentów przeciwko cenzurze itracił wątek, usiłując wydusić zdanie opotrzebie wolności nauki na wyższychuczelniach. Ponownie tego asa wywiadu, amoże króla kontrwywiadu, zobaczyłem podCollegium Novum podczas akcji SKS prze-ciwko resom. (ReS na karcie bibliotecznejoznaczał, że książka należy do zbioruzastrzeżonego, korzystanie z niego byłoalbo niemożliwe, albo bardzo utrudnione.W zbiorze zastrzeżonym czekało na lepszeczasy wiele książek wydanych przed IIwojną, trafiały tam również wydawnictwaemigracyjne, np. paryskiej „Kultury”).Teraz ów student był już oficjalnym człon-kiem bojówki, która miała nie dopuścić dootwartej dyskusji na temat resów. Człowiek,który z najwyższym trudem grał krótką, izapewne epizodyczną, rolę porządnegoczłowieka, który bez sukcesu klecił zdaniawyrażające zrozumienie dla potrzeby praw-dy i wolności, wyraźnie odżył, opowiadającsię po stronie ciemności i ciemnoty. Byłroześmiany i rozluźniony, a przecież przy-szedł na polecenie SB zakrzyczeć i rozpę-dzić rówieśników, którzy postulowalizaledwie, że podczas studiów chcą czytaćksiążki bez idiotycznych ograniczeń cenzu-ry. Jako żółtodziób w aparacie przemocy,nie poznał jeszcze smutnej prawdy, że kom-fort, jaki daje panowanie nad innymi, niejest pełny, że władza boi się, być może bar-dziej od społeczeństwa.

Strach, całkowicie uzależnionej odMoskwy, peerelowskiej elity był oczywiścieinny niż strach poddanych, ale te inne lękiuzupełniały się i wzmacniały nawzajem,wysysając z powietrza nad Polską tlen iświatło.

Jeden z tekstów wydrukowanych wSYGNALe dowodził, że z komunistamipowinno się prowadzić walkę wszelkimi spo-sobami, także metodą partyzantki miejskiej.

Autor, Grzegorz Małkiewicz, powoływał sięna przykład terrorystów niemieckich. Spie-rałem się z Grzegorzem, argumentując, żenic, co ma swoje źródło w komunizmie, leni-nowskim czy maoistowskim – to bez zna-czenia, nie powinno być dla nas inspiracją. Ion, i ja mieliśmy rację i jednocześnie nie mie-liśmy jej obaj. Maskowaliśmy i omijaliśmyistotę sprawy, jaką było przecież pragnienieodzyskania niepodległości. Skupialiśmy sięna peryferiach, zamiast na problemach cen-tralnych. Wychowani na jałowej, podszytejstrachem glebie komunizmu nosiliśmy wsobie truciznę klęski i rezygnacji swoichrodziców. Byliśmy przygnieceni długim cie-niem śmierci naszych rówieśników, wymor-dowanych w latach 40. i 50., wypełnienipustką ich nieobecności, ich niespełniony-mi losami.

To dziwne, ale wspierała nas i popycha-ła do przodu inna śmierć. Śmierć StaszkaPyjasa, studenta takiego jak my, z chleba-kiem na ramieniu, z długimi włosami. Toon, zamordowany przez światłych reforma-torów z SB, za zwykły odruch moralnywsparcia dla pokrzywdzonych, nie pozosta-wił nam wyboru, nie pozwolił, by do końcastarł nas strach. Także dzięki niemu wyzwo-liliśmy się wspólnie z lepkiej magmy sowiec-kiego strachu i zaczęliśmy się bać jakzwykli, wolni ludzie, którzy ryzykują, pro-wadząc grę o cofnięcie historii. Dlatego innywysłannik diabła, Lesław Maleszka, prze-grał pewnego razu dyskusję, oponując prze-ciwko hasłu wzywającemu do bojkotupeerelowskich wyborów: zostań w domu,Breżniew głosuje za ciebie. Było swobodnei dowcipne, a Maleszka, a jakże, mówił orealizmie, umiarze i geopolityce. Odrzuce-nie wewnętrznej cenzury było bardzoodświeżające. Piszę wewnętrznej, bo niewiedzieliśmy wtedy, że Maleszka jest zdraj-cą i pracuje dla SB.

W tym samym mniej więcej czasie, w dokumentach oficjalnej cenzury, finezyj-nie działającej na rzecz państwa w naresz-cie piastowskich granicach, znalazł sięzapis mówiący, że nie należy dopuszczać dopublikacji zdjęć edwarda Gierka w kape-luszu. Ilekroć, ze wstrętem, wspominamPRL, przychodzi mi na myśl ten tajemniczyzapis i ukryta za nim nieusuwalna aurawszechobecnego strachu. A ilekroć ktoś zrozrzewnieniem wspomina złote czasyGierka, życzę mu po cichu, by pierwszysekretarz PZPR przyśnił mu się, podczasdobrotliwego snu, w dowolnym kapeluszu.Tyrolskim, meksykańskim czy kowbojskim.jAn polKowSKI

Zostań w domu,breżniew głosuje za ciebie!

niecH pRzepAdnie zgieŁK

Wierność to długa opowieśćnim spłoną biblioteki tylkojedno słowozanim wysiedlą wioskę dopieropoczątek myśli(ogień szybko szepce) zanimspalą się kufry, zdjęcia krewnych, sukienki i buciki – dopiero otwarcie ust.

Muszą nienarodzone dziecizapomnieć rodzinnej mowymusi popiół uchwalić nowąnazwę miastamusi rdza uchwalić odświętnyhymn dla lududonosiciel i pajęczynazasiąść do stołuobjąć lepkimi wargamikielichy i chleb.

dopiero wtedy słowa powoliwędrująodnajdują mozolnie wychudłezwierzętaocierają się w ciszy okalekich ludzi.

Jan polkowski

PARTNER PRZEDSIĘWZIĘCIA:

PATRONAT MEDIALNY:

WSPÓŁPRACA:

ORGANIZATORZY PRZEDSIĘWZIĘCIA:

SKS Pod JaszczuramiJutro, 26 maja, o godz. 16 w Klubie Pod Jaszczurami odbędzie sięspotkanie „Studencki Komitet Solidarności po 35 latach”. Spotkaniubyłych członków SKS będzie towarzyszyła konferencja poświęconalosom Studenckiego Komitetu Solidarności, a także KoncertRocznicowy elżbiety i Wojciecha Wojnarowskich. Wstęp wolny.