-
SEBASTIAN MIERNICKI
PAN SAMOCHODZIK I...
KAUKASKI WILK
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
-
WSTP
Mody czowiek od miesica by w drodze. Wpierw musia pyn tureckim statkiem
transportujcym bro dla powstacw. Potem kilka dni spdzi w siodle, nim znalaz si w
kwaterze wodza powstania. Na razie mczyzn zakwaterowano u miejscowego zotnika.
Wszyscy nazywali go poreng, czyli Polak. Wymawiali to sowo z ogromnym szacunkiem.
Polak cay czas pilnowa swoich skrzynek. Dwie z nich to by dar dla samego Szamila.
Codziennie mczyzna spotyka przy wodopoju urodziw dziewczyn. Nic dziwnego, e
zakocha si w niej. Pewnego dnia przy kolacji stary gospodarz odesa wszystkich z pokoju.
- Bismillah Arrachman arvanym - wypowiedzia Polak islamsk formu biorc jado.
- Uwaaj, eby twoje ciao nie potrzebowao niczego wicej ni naszego placka -
ostrzeg go starzec.
- Ojcze, w twym domu dane mi jest nasyci ciao posikiem, dusz rozmow z tob i
oczy piknymi widokami - odpowiedzia Polak.
- I niech tak pozostanie - mrukn gospodarz. - Nasze prawo jest niezwykle surowe.
Mimo tych ostrzee Polak spotyka si z gralk. Na jego nieszczcie czyje
zawistne oczy obserwoway schadzki i doniesiono o wszystkim Szamilowi.
Ten pojawiwszy si w wiosce wezwa do siebie Polaka. Mczyzna min skarbiec
powstacw i siedzib szariatu, czyli sdu. Wkroczy do dwupitrowego domu Szamila.
Sudzy nieli za nim dwie skrzynki. Polak zosta sam na sam z Szamilem.
Nastpnego dnia Polak ochraniany przez grupk jedcw ruszy w gry. Tydzie
wspinali si. Potem modzieniec przez tydzie wchodzi samotnie na sam szczyt cignc za
sob sanie ze skrzyniami. Czekajcy na niego jedcy usyszeli z gry przytumiony huk
wybuchu.
Polak bezpiecznie wrci do wioski. U wrt sakli, chaty zotnika, kto krzykn do
niego.
- Odwr si! - za Polakiem sta gral ubrany w odwitny strj.
- Czego chcesz? - dziwi si Polak.
- Prawo zabrania nam zabija odwrconych do nas plecami - odpowiedzia gral
mierzc do Polaka z pistoletu.
Pad jeden strza.
Gdzie we wsi rozleg si szloch modej gralki.
- Ansubiaczy mine szajtany radym, odstpcie nieczyste siy - zotnik mamrota
-
modlitw poegnaln nad ciaem cudzoziemca.
-
ROZDZIA PIERWSZY
WYJAZD DO KOLEGI W BIESZCZADY PORWANIE DWCH
UCZENNIC POCIG PRZEZ GRY BIESZCZADZKA SIWUCHA
ZNALEZISKO PRZY OGNISKU PIERWSZE STRZAY
Rosynantem niemiosiernie kiwao na wyboistej drodze. Dodatkow trudnoci byo
to, e przed kilkunastoma minutami przesza tdy typowa bieszczadzka ulewa. Amerykaskie
amortyzatory doskonale spisyway si na tych wertepach. Nie wiem, jak harcerze z orodka
Berdo nad Jeziorem Myczkowskim mogli tdy przejecha swoimi UAZ-ami i star
ciarwk. Po prawej stronie miaem wysokie i strome zbocze grki okrelonej na mapie
jako Grodzisko, wznoszcej si 560 metrw nad poziomem morza. Podobno kiedy
rzeczywicie znaleziono tam jakie lady osadnictwa. Po lewej stronie, za wskim pasem lasu
znajdowaa si tafla wody, ktra przebyskiwaa w resztkach popoudniowego soca. Koo
orodka wypoczynkowego nie istniejcego ju dawno wielkiego molocha przemysowego
musiaem skrci w prawo i jecha piaskow drog w d, do doliny Berenicy.
By koniec sonecznego i piknego maja. Jechaem do starego kolegi z wojska.
Zazdrociem mu, e mieszka w jednym z najdzikszych zaktkw naszego kraju, w
Bieszczadach. Latem pracowa w orodku harcerskim jako czowiek do wszystkiego,
najbardziej lubi jednak prowadzi wycieczki po grach. Teraz postanowiem skorzysta z
wolnego weekendu i pomc mu w malowaniu oznakowa na szlaku. To miaa by
dwudniowa wdrwka po grach. O tej porze w Bieszczadach prawie nie ma turystw, jest
cisza, spokj, a widoki takie, e dech zapiera.
Przeprawiem si przez malek rzeczk Berenic i u podny gry Berdo jechaem
do orodka wypoczynkowego. Zdziwiem si widzc o tej porze roku grupki modziey
krce po zalesionym zboczu wzniesienia. Po kilku minutach ciskaem ju do Tomka.
Chopak by w moim wieku, wysoki, szczupy, wysportowany, mia czarne wosy i krtk
brod. Mwi cicho i spokojnie, rzadko kiedy podnosi gos.
- Cze! - patrzyem w jego smutne oczy. - Co tu tak toczno?
- Cze! - odrzek. - Dobrze, e jeste. Wyrw si na par dni z tego baaganu. Jak
widzisz, peno tu modziey, ale to nie harcerze, tylko licealici z wielkich miast. Korzystajc
z piknej pogody przyjedaj tu na wycieczki szkolne.
-
- Hmm - mruknem domylajc si, co to oznacza.
- Ty mi tu nie mrucz - Tomek artobliwie pogrozi mi palcem. - Nie ma miacia! Noce
tu s niespokojne...
- Domylam si, e odbywa si tu tgie pijastwo, ale dlaczego na to pozwalacie?
- Harcerstwo ju nie moe si samo utrzyma. Robimy co moemy, ale czasami trzeba
wynajmowa domki kademu, zwaszcza przed sezonem.
- Dobrze, ale skd oni bior alkohol? Przecie, eby tu si dosta, trzeba albo
przepyn jezioro, albo pj na piechot dookoa jeziora, a to dwie godziny drogi; o trasie
przez Solin nie wspomn.
- Szkoda gada - Tomek machn rk. - lepiej jedz.
Siedzielimy w przeszklonej stowce orodka Berdo. To pikne miejsce nad
brzegiem jeziora. Na zboczu gry, wrd wysokich sosen i wierkw stoj czteroosobowe
domki wypoczynkowe. Przy pomocie leniwie kiwaa si wielka szalupa DZ z wmontowanym
silnikiem od traktora napdzajcym rub. To wanie dziki niej harcerska baza utrzymywaa
kontakt ze wiatem. Na samej grze, na kawaku paskiego terenu, harcerze zrobili boiska do
piki nonej i siatkwki, a spor hal wykorzystywali jako miejsce do gry w koszykwk lub
do organizowania dyskotek. Wanie doleciay do mych uszu gone dwiki muzyki techno.
- Znowu - westchn. - Ale wcinaj, wcinaj - popdza mnie.
Zgrabna kelnerka, dziewczyna z Leska, ktr ju kiedy tu widziaem, postawia
przede mn dymicy talerz prawdziwego barszczu ukraiskiego, a do tego koszyk ze wieym
chlebem oraz soczysty kawaek kiebasy wieo zdjtej z patelni, z obowizkow wysepk
musztardy.
- Nauczyciele nic nie robi z tymi dzieciaczkami? - spytaem przeykajc kolejn yk
zupy.
- Co ty?! Machaj tylko zrezygnowani rkoma. Rzecz jasna kwitn wrd nich
romanse typu pan od wychowania fizycznego zaleca si do polonistki, a chemica lata
wcieka, bo dla niej zabrako towarzysza do zabaw. Ona jedna stara si zapanowa nad
towarzystwem.
- arty sobie stroisz - nie dowierzaem.
- Czasy si zmieniy. Gdy niekiedy w nocy wypdzam towarzystwo z krzakw
mwic, e jest cisza nocna, ktra u nas w orodku obowizuje, czuj si jak dinozaur.
Zamiaem si smutno.
- Jak mina zima? - dopytywaem si.
Tomek zim by sam w orodku. Jeden z domkw mia ogrzewanie. Kto musia
-
doglda dobytku. Mimo urokw samotnoci w Bieszczadach nie chciabym tak spdza
mronych miesicy.
- Normalnie - wzruszy ramionami. - Kad si spa. Przygotowaem ci miejsce w
domku numer jeden. Jest najniej nad jeziorem. Teraz nie bdzie tam gono, ale rano
poczujesz chodek. Wstajemy wczenie.
- Ktry szlak malujemy?
- Zielony.
- To fajnie - ucieszyem si. - Lubi t tras.
Umyem si i pooyem si spa w domku zawsze zajmowanym przez komendanta
bazy, pana Marka. Dobrze, e nie sysza tego, co dziao si w jego orodku wypoczynkowym.
Zawsze gdy przyjedali tu harcerze, osobicie pilnowa porzdku i zasypia, kiedy zgasy
wiata we wszystkich domkach i wszyscy smacznie spali.
Obudzi mnie omot w okno.
- Pawe, obud si! - Tomek uderza doni w szyb.
Spojrzaem na zegarek. Bya trzecia w nocy. Troch zaspany otworzyem mu drzwi.
- Ju idziemy? - zapytaem przecierajc oczy.
- Mamy problem - oznajmi Tomek.
Za nim widziaem stojc w cieniu nauczycielk, ktra co chwila wycieraa chusteczk
zapakane oczy.
- Co si stao?
- Do jednej z uczennic przyjechali koledzy. Jakie szemrane towarzystwo. Zrobili
zadym na dyskotece, kogo pobili, komu zabrali skrzan kurtk i zniknli z t panienk i
jej koleank.
- Ci ludzie to bandyci - chlipaa nauczycielka.
Na letni sukienk w kwiatki miaa zarzucony sweterek domowej roboty.
- Wszyscy w naszym miecie wiedz, e oni kradn samochody, moe handluj
narkotykami
- A ta pani uczennica? - pytaem.
- To panienka z tak zwanego dobrego domu, znudzona rodzicami gonicymi za
kadym groszem - wyjania mi Tomek. - Musimy dogoni towarzystwo, nim trzeba bdzie
wzywa policj.
Odwrciem si i zaczem pakowa plecak.
- Ilu ich jest? - dopytywaem si.
- Piciu - krtko powiedzia Tomek. - Nas dwch.
-
Mj kolega by ju przygotowany, wic czym prdzej ubraem si w wysuony
amerykaski mundur z demobilu.
Tomek bez sowa prowadzi mnie drog w stron Berezki.
- Moe przeszli przez kadk, eby szybciej doj do Myczkowiec - zwrciem mu
uwag.
- Miejmy nadziej, e nie. Maj nad nami godzin przewagi, co oznaczaoby, e
wsiedli ju do samochodw i s daleko std.
Noc bya gwiadzista, wic moglimy przypieszy kroku. Bardzo szybko, ostronie
omijajc gbokie kaue bota, doszlimy do brodu. Tomek powieci latark na drugi brzeg.
W silnym wietle w przybrzenym, mokrym piasku ujrzelimy wyrane odciski butw.
Rozpdzilimy si i robic ogromne kroki przeskoczylimy przez rzeczk po uoonych tam
kamieniach. Pdem dobieglimy do rozstaju drg przy starym dbie. Znowu wczylimy
latarki.
- Poszli w stron Berezki - orzek Tomek wiecc w prawo. - Pjd pewnie przez
szczyt Kamieca.
- Skd wiesz, e akurat tamtdy?
Tomek zamia si.
- Bo jeszcze nie zdylimy namalowa nowych znakw zielonego szlaku. Nie znaj
gr tak dobrze, eby w nocy przej kilka razy przez brody na Berenicy nie gubic drogi. -
Czemu zmierzaj do Berezki?
- Stamtd najbliej do Polaczyka i Soliny, a wic miejsc, gdzie mona dobrze si
zabawi.
Bez zbdnych sw skierowalimy si na poudnie, a potem rozpoczlimy wspinaczk
po stromym i zaboconym zboczu Kamieca. W wietle latarek widzielimy, gdzie
zelizgiway si podeszwy butw uciekinierw. Na szczcie mielimy na nogach solidne buty
traperskie i nic nam nie grozio. Mimo to podpieralimy si rkoma na szczeglnie liskich
odcinkach drogi. Nagle niebo zasnuo si czarnymi chmurami i powoli zacz pada deszcz. Z
kad chwil stawa si silniejszy zamieniajc si w ulew. Po kurtkach ciekay nam wielkie
krople deszczu.
W adne dni przez przewit midzy drzewami na Kamiecu wida szczyty Berce na
poudniowym wschodzie oraz Trzy Kopce i Czulni na pnocnym zachodzie.
- Moe panienki w tak pogod zaami si i zrezygnuj z wyprawy? - wyraziem
nadziej.
- Nie sdz. Oni s ju w Berezce.
-
Tym razem taplalimy si w bocie po kostki. Nasze wysokie, wojskowe buty szybko
zamieniy si w wielkie bryy oblepione mokr glin.
Zauwayem, e Tomek coraz czciej spoglda na kompas. Spostrzeg moje
zdziwione spojrzenie.
- Dzieciaki zabdziy - wytumaczy mi. - Zmyliy ich wiee drogi zrobione przez
robotnikw lenych zwocych drzewo z wycinki. Teraz uciekaj na zachd, w stron
redniej Wsi.
Kolejn godzin szlimy po tropach uciekinierw, a deszcz pada i niemal przelewa
nam si przez konierze kurtek. Brzask nowego dnia powoli rozwietla lene mroki.
Gdy wyszlimy na otwart przestrze i schodzilimy w stron widocznej z daleka
redniej Wsi, zadzwoni mj telefon komrkowy. Ledwo syszaem, co krzyczaa do
suchawki zdenerwowana nauczycielka.
- Ci ludzie dzwonili do rodzicw Agatki, tej drugiej dziewczynki. Mwili, e to
porwanie i daj dwudziestu tysicy zotych okupu. Jej rodzice ju tu jad z pienidzmi. Nie
chc, eby wzywa policj.
- Bzdura - mruknem.
- Co mwisz? - zapyta Tomek.
Odstawiem od ucha suchawk, w ktrej syszaem gos histeryzujcej nauczycielki.
- Podobno porwano dziewczyny dla okupu - wyjaniem koledze. - To bzdura.
Dzieciaki nie maj pienidzy na dalszy cig wesoej zabawy, wic wymyliy tak gupot.
Tomek tylko smutno pokiwa gow.
- Ka nam wraca i nie wzywa policji - kontynuowaem.
- Nie bdziemy zawraca gowy policji - stwierdzi Tomek. - Sami rozwiemy
problem tego porwania.
Bez sowa poegnania rozczyem rozmow i telefon ukryem gboko w
wewntrznej kieszeni.
We wsi przywitay nas jedynie ogromne psy ganiajce po podwrkach, ktre
odprowadzay nas wzdu potu szczekaniem.
ciek midzy potami dotarlimy przed sklep. Mimo wczesnej pory przed drzwiami
stao ju trzech mczyzn popijajcych z brudnych szklanek jaki dziwny pyn.
- Dzie dobry! - przywita ich Tomek.
- Dobry - odpowiedzieli chmn
- Nie widzieli panowie grupki modziey? Piciu chopcw i dwch dziewczyn? -
zapyta Tomek.
-
- Usidcie - zaprosi nas jeden z mczyzn wskazujc szerokim gestem aw przy
dugim drewnianym stole.
Mebel mia wysuony blat, z odciskami szklanek i butelek, wbitymi we kapslami
oraz czarnymi krgami po gaszonych na nim papierosach. Posusznie usiedlimy. Bylimy
troch zmczeni i krtki odpoczynek, cho to niewskazane przy dugich wdrwkach, mg
nam troch pomc.
- No wic jak? - Tomek niecierpliwi si.
- Pilicie bieszczadzk siwuch? - odpowiedzia pytaniem ten, ktry nas zaprosi.
Mczyzna by wysoki i szczupy. Mia zmierzwione blond wosy, brod i ogorza
twarz. Jego rce byy wielkie jak bochny chleba, nosiy lady cikiej pracy.
- Jestem harcerzem - oznajmi Tomek. - Kolega moe sprbowa, to turysta - doda
umiechajc si.
Natychmiast przed moje oblicze podsunito szklanic z napojem. Odniosem
wraenie, e w naczyniu jest mga, tak rne odcienie bieli mia alkohol. Dodatkowo na
odlego mierdziao od niego karbidem.
- Sprbuj pan - zachca mnie drugi mczyzna.
Caa trjka i Tomek patrzyli na mnie z oczekiwaniem w oczach. C, nie chcc
uchybi gocinnoci grali postanowiem ykn tej ambrozji. Przez moje gardo do odka
popyno pynne pieko. Nie smakowao tak strasznie, ale pniej Tomek wielokrotnie
odwraca twarz nie chcc wcha woni karbidu pyncej z mych ust.
- Mocne - rzuciem syczc.
Tym stwierdzeniem wywoaem tylko radosne umiechy grali. Po dopenieniu tej
grzecznociowej formalnoci mczyni mogli nam udzieli informacji.
- Te dziewczyny ucieky z wycieczki - tumaczy Tomek. - Martwi si o nie rodzice i
nauczycielki.
- Co tam, poczuy wiosn, dziouchy byy jak trza... - usyszelimy komentarz.
- No dobra, ale s nieletnie i nie powinny tak sobie ucieka - rzek Tomek.
Po wypiciu bimbru nie byem chwilowo zdolny do otwierania ust, gdy wszystko mnie
palio i ca si woli powstrzymywaem si przed wymiotami.
- Sza taka wycieczka - w kocu powiedzia nam chudy i brodaty. - Mwili co midzy
sob o Polaczyku. Nawet si zdziwiem, e id na Cztery Kopce. To jak w tym powiedzeniu:
Wstpi do piekie, po drodze mu byo.
- Moe nie chcieli i gwn drog - zastanawia si Tomek.
- Jak z gr zejdzie si do Matiaszowej Woli, to ju tylko cztery kilometry w linii
-
prostej do Polaczyka - zauway trzeci mczyzna, do tej pory milczcy. - Moe chcieli
odpocz w bacwce na szczycie.
- Ona jeszcze stoi? - zdziwi si Tomek.
- Czasami nocuj tam robotnicy leni - odpar brodacz.
- Wielkie dziki, musimy lecie - rzek Tomek podajc rk naszym rozmwcom.
- Serdeczne podzikowania za poczstunek - odezwaem si. - To naprawd zacny
trunek.
- Zapraszamy czciej - pada odpowied.
egna nas zgodny rechot trzech grali.
Podeszlimy kilka metrw wzdu drogi i piaszczyst cieyn pomidzy potami
ruszylimy w stron ciemnego masywu grskiego poronitego lasem.
- Ile maj te Cztery Kopce? - zapytaem Tomka.
- Cztery Kopce to miejscowa nazwa dla czterech szczytw poczonych jednym
grzbietem - odpowiedzia. - Patrola ma szeset dziesi, Bania szeset trzynacie, Szczub
szeset sze, a Biay Wierch szeset osiem metrw wysokoci nad poziomem morza. My
musimy pokona tu rnice wysokoci okoo trzystu metrw. Dobrze, e idziemy po bocie.
- Czemu? - spytaem zdziwiony.
- Wida doskonale lady naszych uciekinierw - wyjania mi. - Dopki nie nadejdzie
kolejna fala ulewy, ktra wszystko rozmyje. Widzisz, na szczyt prowadzi kilka cieek
tworzcych do spki z drogami drwali prawdziwy labirynt. Nawet ja teraz nie wiem, jak tam
wej. Bdziemy szli ich tropami lub kierujc si moim kompasem.
- Jeste pewien, e id do bacwki?
- Po takiej nocnej wycieczce musz gdzie odpocz. Bacwka znajduje si okoo p
kilometra od sporej ki prowadzcej na poudnie. W adne dni wida stamtd nawet szczyty
poonin. Maj z tego miejsca kilka drg ucieczki i naprawd blisko do Polaczyka.
Droga, ktr szlimy, lekko opadaa w d. Spomidzy bota wystaway paskie
kamyki tworzce specyficzny bruk. Przeszlimy przez jeden brd na malekiej rzeczce.
Schyliem si, eby napi si wody.
- Odradzam - ostrzeg mnie Tomek. - Tutaj miejscowi poj krowy. Dalej jest czystsza
woda.
Musiaem wic dalej walczy z nudnociami. O poranku Cztery Kopce prezentoway
nam wspaniay widok. Czarna ciana lasu a bia chodem. Midzy koronami drzew unosiy
si opary mgy, ktra opadaa w d zwiastujc pogodny i ciepy dzie. Po lewej stronie
mijalimy kawaki ska wapniowych wystajcych z ki. Po prawej stronie, powyej nas biega
-
droga przez pola.
W gbokim jarze ocienionym krzakami leszczyn wesoo pluskaa woda. Na dnie
strumyka widziaem kamyki.
- Tutaj moesz pi do woli - rzek Tomek.
Z rozbawieniem patrzy, jak apczywie poykam wielkie hausty wody.
- Pamitasz, co stao si ze smokiem wawelskim? - mia si.
Byem na tyle rozsdny, eby pi nadstawiajc dno manierki do nurtu. W ten sposb
do rodka nie wpaday wiksze paprochy i paskudztwa, ktre mg nie ze sob strumie.
Kady yk przed przekniciem chocia chwil staraem si grza w ustach, eby nie zazibi
si od lodowatej wody.
Tomkowi znudzio si patrzenie na mnie i zacz kry z nosem przy ziemi w
poszukiwaniu tropw. Zapewne wczesn wiosn strumie zamienia si w rzek zalewajc
cay jar, ktrego dno wypeniaa masa kamykw.
- Tak, jak mylaem - odezwa si Tomek. - Pomylili drogi. Chod! Nie ma czasu.
Teraz pewnie bdz wrd krzeww nie mogc znale cieki.
Mimo wczesnej pory soce zaczo ju solidnie grza. Powoli wspinalimy si po
drodze nie zaschnitego jeszcze bota. Nie zawsze moglimy zej na bok, gdzie rs las i
ziemia bya twardsza. Brak snu i duga wdrwka daway mi si we znaki. Jedynym
pocieszeniem byo to, e dzieciaki byy pewnie rwnie zmczone i chyba przestraszone.
Droga wia si jak w eskulap, ktrego czasami mona spotka w bieszczadzkich
lasach. Raz szlimy w gr, raz w d. Spojrzaem na kompas. Kierowalimy si na zachd.
- Czy idziemy w dobrym kierunku? - nie wytrzymaem.
- Tak - krtko powiedzia zdyszany Tomek.
Po pgodzinie wdrwki dotarlimy do kolejnego brodu na tej samej rzeczce. Przed
nami wznosio si strome zbocze gry. Strumie spywa po kamiennych kaskadach pod
parawanem bukw. Wzdu niego prowadzia droga wyrobiona przez samochody woce
drewno. wiadczyy o tym gbokie odciski opon cikich pojazdw i tabliczka: Wyrb lasu,
wstp grozi kalectwem lub mierci.
Tomek stan i dugo zastanawia si.
- Kurcz, stracilimy trop - odezwa si po chwili.
Spojrzaem na niego zdziwiony. Wanie moczyem w wodzie kapelusz. Dziki
wilgotnemu nakryciu moja gowa nie nagrzewaa si tak szybko. Tomek mia zawizan na
szyi mokr chust, ktra studzia jego kark. To wanie to miejsce w czasie dugich wdrwek
pierwsze mczy si i wielu wytrawnych traperw stara si chodzi sobie szyj, aby
-
zwalczy zmczenie.
- Cofamy si? - zapytaem.
- Nie, niemoliwe, eby nagle zboczyli w las.
- Pewnie poszli strumieniem.
- Czego ci jednak nauczyli w tym wojsku. Pewnie, e tak. Nie chcieli wdrowa
przez morze bota, a po schodach wyobionych przez wod te mona wchodzi.
Ruszylimy gbokim parowem cierpliwie wypukanym przez wieki hektolitrami
spywajcej tdy wody. Nie byo gboko, a wdrwka sprawiaa przyjemno. Jak mae
dzieci skakalimy z jednego kamienia na drugi. Po kwadransie doszlimy do zwenia koryta
potoku. Drog zagradzao nam wielkie kbowisko kczy jeyny. Wspilimy si w prawo,
po prawie pionowym zboczu i wyszlimy na paski teren. Wrd citych bali drzew walay
si butelki po winie, puszki po piwie, skrki chleba i puszki po konserwach misnych.
Tomek znowu nachyli si ku ziemi.
- Byli tu cakiem niedawno - orzek.
- I bawili si bardzo wesoo - dodaem ze smutkiem.
Na kocwk kija nadziaem jak szmat. Gdy materia rozoy si na wietrze,
zobaczylimy, e to rozerwana z przodu koszulka.
- Boj si myle o najgorszym - rzek Tomek.
Mnie rwnie przerazio to znalezisko. Mogo ono oznacza, e koledzy dziewczyny
nie byli wcale dentelmenami. Dowiedli tego zreszt w czasie dyskoteki.
- Mogem ich od razu przegna - wyrzuca sobie Tomek. - Ta dziewczyna, Ewa miaa
na imi, prosia mnie, tumaczya, e to jej znajomi i nic nie zrobi
- Nie paczmy - przerwaem mu. - Jeszcze nic nie jest przesdzone. Musimy chyba
zadzwoni po policj.
Signem po telefon komrkowy. Jak na zo na ekraniku ujrzaem, e w tym
miejscu znajdujemy si poza zasigiem sieci.
- Z gry bdziesz mg zadzwoni - powiedzia Tomek. - Popieszmy si.
Szybko zaczlimy wspina si po stromym zboczu. Nogawki spodni co chwila
zahaczay o gazki jeyn. Musielimy omija miejsca, gdzie leay bale citych drzew.
Opieray si one na konarach jeszcze rosncych bukw, ale caa ta konstrukcja sprawiaa
wraenie, e zaraz moe stoczy si. Tabliczka na dole mwia prawd. Miejscami
musielimy i podpierajc si rkoma.
- Tu, gdzie te wierki, jest szczyt Patroli - pociesza mnie Tomek.
W chwili gdy drapalimy palcami mokr ziemi chcc zdoby kolejne metry
-
wysokoci, nad nami wisno kilka kul wystrzelonych z pistoletu. Dwie uderzyy w plecak
Tomka. Sia uderzenia uniosa chopaka i obrcia. Straci rwnowag, upad i zacz zjeda
gow w d. Natychmiast chwyciem go praw rk za nog, ale by ciki, wic we dwch
zsuwalimy si kaleczc si o kolce jeyn. Wyrwaem zza paska n i z caej siy wbiem go
w zbocze. Ostrze utkwio w korzeniu. Zatrzymalimy si dwa metry od kilkunastometrowej
pionowej ciany. W dole znajdowao si kamieniste koryto potoku.
- Nie ruszajcie si, bo wam by odstrzel, harcerzyki usyszelimy z gry.
-
ROZDZIA DRUGI
TAJEMNICZY LIST SPOTKANIE W HOTELU MARRIOTT
STRZELCY GRSCY NA WOJNIE TAJNA MISJA NA KAUKAZIE
ODPRAWA W ORZYSZU
Tego dnia postanowiem pj do pracy na piechot. Przyznam, e jedynie spacer
przez warszawsk Starwk sprawi mi przyjemno. Ulice byy tradycyjnie zapchane.
Minem demonstracj niezadowolonych z czego ludzi protestujcych przed jednym z
ministerstw. W takich chwilach zazdrociem Pawowi, ktry wyrwa si w Bieszczady i
oddycha pen piersi nie naraajc ycia wdychaniem zatrutego spalinami powietrza.
W sekretariacie przywitaa mnie umiechem panna Monika. Czekay na mnie listy i
najwiesze gazety. Usiadem w gabinecie za biurkiem i odoyem na bok wszystkie
czasopisma. Na dzi miaem do polityki. Zainteresowaem si listami. Przed sob uoyem
w wachlarzyk dziesi kopert. Od razu moj uwag przykua jedna, nienobiaa. Nie byo na
niej znaczka ani piecztki. Za to kto bardzo rwnym pismem napisa: Herr Tomasz N.N..
Domylaem si, e piszcym do mnie by Niemiec.
Spojrzaem pod soce. W rodku bya kartka papieru i wizytwka. To byo to -
zapowied nowej przygody. Wanie w takiej zwykej kopercie. Delektowaem si trzymajc
j w rce. W kocu delikatnie otworzyem i zaczem czyta tekst napisany w jzyku
niemieckim.
Panie Tomaszu, wiele syszaem o pana dokonaniach w dziedzinie poszukiwania
zaginionych dzie sztuki i skarbw. Parokrotnie, gdy chodzio o zbiory zwizane z histori
Niemiec, mogem o Panu czyta w naszych gazetach. Uznaem, e jest Pan osob godn
zaufania. Historia, ktr chciabym Panu opowiedzie, o ile wyrazi Pan swoje
zainteresowanie, dotyczy historii was, Polakw, oraz grali z Kaukazu, o ktrych walce z
Rosjanami co chwila donosz media.
Wiedzc, e przyjad do Polski przygotowaem si do rozmowy z Panem. Jeli jest Pan
zainteresowany, prosz zadzwoni pod numer telefonu podany na wizytwce.
Z powaaniem
Otto Ebersche
-
Spojrzaem na wizytwk. Oprcz imienia i nazwiska by tam numer telefonu w
Warszawie. Zaintrygowany listem wystukaem podany numer.
- Dzie dobry, centrala hotelu Marriott - usyszaem miy dziewczcy gos.
- Dzie dobry - odpowiedziaem. - Czy mgbym rozmawia z panem Ebersche?
- Oczywicie, prosz poczeka
W suchawce usyszaem relaksacyjn melodi, a po chwili odezwa si mski gos.
- Tak, sucham - powiedzia kto po niemiecku.
- Witam pana, nazywam si Tomasz N.N. - zaczem. - By pan askaw napisa do
mnie list
- Zainteresowaa pana ta historia - Niemiec wyranie ucieszy si. - Czy zechce si pan
ze mn spotka?
- Oczywicie, dlatego dzwoni.
- wietnie. Czy mog pana zaprosi na obiad? Prosz tylko wskaza dobr i cich
restauracj.
Chwil wahaem si.
- Dobrze, zrobimy tak, prosz przyj do mojego pokoju, numer 222 - zaproponowa
Ebersche.
Umwilimy si na trzynast. Szczerze przyznam, ze glos w suchawce rozczarowa
mnie. Spodziewaem si usysze tajemniczy szept, a tu przemawia do mnie lekko rubaszny,
starszy pan.
Po dwunastej wyszedem z biura obiecujc sobie, ze jeli informacje nie bd ciekawe,
to odrobi godziny leniuchowania dzi po poudniu.
Wszedem do holu eleganckiego hotelu i po zapowiedzeniu si przez telefon w
recepcji wszedem na gr. Niemiec czekajc na mnie przeglda polsk gazet. Na mj
widok wsta i zaprosi gestem na fotel. By wysoki, szczupy, szpakowaty, ubrany w ciemny
garnitur, lecz koszul mia rozpit pod szyj. W klapie bya wpita maleka blaszana
szarotka. Trudno byo odgadn jego wiek. Musia mie doskona kondycj fizyczn. Lekki
umiech wykwit na jego twarzy, gdy zauway, jak mu si przygldam.
- Polacy na widok Niemca s tacy nieufni - odezwa si po polsku, troch kaleczc
nasz jzyk.
- Prosz si nie dziwi - odpowiedziaem. - Zbyt wiele razy stawalimy po
przeciwnych stronach.
- Tak - przyzna. - Wanie czytaem na temat kolejnych manewrw Bundeswehry w
Polsce i to w Orzyszu. Koo historii zatoczyo krg i zrobio nam niezego psikusa. Kiedy by
-
to orodek dowiadczalny Wehrmachtu, teraz Niemcy wrcili tam ze swoimi najlepszymi
czogami, aby wsplnie wiczy z nowymi sojusznikami - Polakami.
- Paradoks historii - mruknem wymijajco.
- Niech pan si tak nie burmuszy, tak mwicie? Mam synow Polk. Mj syn
przyjecha do Polski zrobi dobry interes i wrci z pikn i wspania on. Mam teraz
dwch wnukw i jedyne o czym marz, to wrci do domu i wybra si z nimi w gry.
Bdziemy we wsplnej Europie i tak ju powinno chyba by zawsze.
Sign po suchawk telefonu i zamwi w room-serwisie stolik z przekskami.
- Wie pan - umiechn si - na weselu spotkaem si z rodzin mojej synowej. Gdy
modzi taczyli, my starsi rozmawialimy przy kieliszku. Okazao si, e dziadek mojej
synowej walczy pod Monte Cassino. Ja te. Jak si pan zapewne domyla, on atakowa, a ja
si broniem. Polacy mao mnie nie pobili. Kto mnie broni? Mj przeciwnik.
Nie wiedzc co powiedzie, tylko pokiwaem gow.
Rozlego si ciche stukanie do drzwi.
- Wej - krzykn po niemiecku gospodarz.
Mody kelner wprowadzi stolik i znikn jak duch.
Ebersche zachca mnie do jedzenia. Naoyem sobie na talerz saatk i kawaki
pysznego schabu ze liwkami.
- Przejdmy do rzeczy - rzek po zaspokojeniu pierwszego godu Ebersche.
Wycign z pudeka lecego na stole grube cygara. Poczstowa mnie i
wypuszczajc grube kby dymu zacz opowie.
- Cae dziecistwo i lata modziecze spdziem w rodzinnym Innsbrucku w Tyrolu.
Mieszkajc w takiej okolicy nie mona nie zna i nie kocha gr. Do czasu wybuchu drugiej
wojny wiatowej uczyem wspinaczki i narciarstwa turystw odwiedzajcych nasze gry.
Pewnego dnia, wiosn 1939 roku, otrzymaem powoanie do 1. batalionu 98. puku strzelcw
grskich w Mittenwald, wchodzcego w skad 1. dywizji strzelcw grskich. Moj dywizj
oficjalnie sformowano 9 kwietnia 1938 roku. Gdy zjawiem si w jednostce, od razu
zauwaono, e nie jestem amatorem we wspinaczce. Wikszo onierzy naszej jednostki
miaa wczeniej dowiadczenie w chodzeniu po grach.
- Ebersche! - wezwa mnie do siebie sierant. - Skoczye dwunastotygodniowe
szkolenie podstawowe. Musz kogo wyznaczy do szkoy podoficerskiej. Ty jeste dobry.
Otrzymujesz skierowanie na kurs.
Dziwio mnie, e tak szybko zostaem wybrany do szkolenia na podoficera. Normalnie
przyjmowano, e szeregowiec jest w peni wyszkolony dopiero po jedenastu miesicach
-
suby. Wobec nas stawiano wiksze wymagania. Zwyky piechur zawsze mg si okopa i
ukryty w dole przeczeka bombardowanie lub ostrza ze strony przeciwnika. My w grach
musielimy by bardziej odporni fizycznie i psychicznie.
Wyjechaem wic na kurs w batalionie zapasowym. W tym czasie Hitler wyda rozkaz
ataku na Polsk. Moja dywizja miaa atakowa z terenu Sowacji razem ze sowackim
zgrupowaniem piechoty Skulety na Nowy Scz i dalej na Gorlice. Pi dni po wybuchu
wojny oddziay mojej dywizji zaatakoway posterunki polskiej Stray Granicznej pod
Muszyn. Po zacitej walce polscy pogranicznicy musieli wycofa si. Pniej 1. dywizja
grska dotara do Sanoka i sforsowaa San. Pukownik Schorner 12 wrzenia zabra z dywizji
cztery kompanie piechoty, wsparte artyleri i saperami. Powstaa w ten sposb grupa bojowa
uderzya na Lww. Koledzy opowiadali mi o twardej obronie i imponujcym nocnym ataku
na bagnety przeprowadzonym przez polskie formacje ochotnicze. W czasie oblenia Lwowa
mj macierzysty puk star si z sowieckim oddziaem pancernym. Oczywicie, wtedy
obowizywa pakt Ribbentrop-Mootow, ale jednak do przypadkowej walki doszo.
Po kampanii wrzeniowej wrciem do swojego batalionu z naszywkami kaprala i
uprawnieniami instruktora. Praktycznie ca zim spdziem na przygotowywaniu swojej
druyny do walki. W maju 1940 roku braem udzia w ataku na Francj. Najgorzej
wspominam walki nad Somm. Tylko jednego dnia nasza dywizja stracia 139 zabitych i 430
rannych.
- Syszae? - zapyta mnie pewnego dnia Max Knopf, dowdca innej druyny w moim
plutonie. - Mamy zaatakowa Wielk Brytani.
- Przecie od bitwy pod Hastings w 1066 roku, gdy Normanowie wyldowali na
wyspie, nikomu to si nie udao - odpowiedziaem.
- Goering zapewnia, e zniszczy cae brytyjskie lotnictwo - mia si Knopf.
Los chcia, e przydzielono nam jako miejsce do ldowania wysokie wybrzee klifowe
koo Hastings. Przeszkolono nas do kierowania samochodami brytyjskimi i nauczono zasad
lewostronnego ruchu na drogach. Jesieni, gdy byo ju wiadomo, e operacja Lew Morski,
a wic desant na Wyspy Brytyjskie nie dojdzie do skutku, mj puk przygotowano do operacji
zdobycia Gibraltaru. Rwnie do tego ataku nie doszo. O koszmarze wojny na Bakanach nie
bd opowiada. Lecz dopiero front wschodni mia nam przynie ca seri nieszcz, a
mnie niezwyk przygod i najwiksz tajemnic mojego ycia.
W czasie kampanii wschodniej moja dywizja walczya na poudniowym odcinku
frontu. Ju na pocztku wojny ze Zwizkiem Radzieckim, w czerwcu 1941 roku, toczylimy
cikie walki w okolicach Lubaczowa. W pierwszej poowie lipca bralimy udzia w
-
przeamaniu Linii Stalina koo Baru na Podolu. Po kilku dniach przeamalimy trzy linie
obrony, zniszczylimy kilkadziesit bunkrw i udao nam si przeama front na szerokoci
dwudziestu kilometrw. Wzilimy do niewoli pidziesit sze tysicy onierzy rosyjskich.
Nasz powolny marsz na wschd zakoczy si jesieni 1941 roku, gdy odpieralimy rosyjskie
kontruderzenie w rejonie Rostowa nad Donem.
Pamitam pewien padziernikowy dzie. Siedzielimy razem z Knopfem nad
brzegiem rzeki Mius. Co prawda byo to niebezpieczne ze wzgldu na rosyjskich snajperw,
ale warto byo. Palilimy papierosy, popijalimy rosyjsk wdk i wspominalimy stare dobre
czasy wspinaczek w Alpach. Wtedy przysiad si do nas porucznik Porowsky, Austriak,
doskonay narciarz.
- Siedcie - ruchem rki wskaza, ebymy nie wstawali. - Ja te tskni za grami i
wspinaczk.
Nie rozumiaem, dlaczego tak powiedzia.
- Ebersche - zacz. - Chciaby zabra kilkunastu ludzi w gry? Prawdziwe gry?
Pyta mnie i jednoczenie patrzy przed siebie, zacigajc si dymem. Pali jakie
ohydne skrty z rosyjskiego, zdobycznego tytoniu.
- No pewnie - odpowiedziaem natychmiast.
- Jest tylko jeden problem - mwi porucznik. - Bdziesz podlega rozkazom SS.
Mina mi zrzeda.
- Tym zadufanym w sobie bucom? - Knopf nie kry oburzenia.
Porucznik smutno pokiwa gow.
- Ebersche, masz due dowiadczenie we wspinaczce i to jest potrzebne do tej misji;
nic nie poradz, e wmieszao si w to SS.
- Ilu bd mia ludzi? - zapytaem.
- Dwudziestu naszych, do tego po kilku SS-manw oraz cywilw.
- Poruczniku, o co chodzi? - nie mogem powstrzyma ciekawoci.
- Dowiesz si, jeli zgodzisz si na udzia w akcji. Szczerze powiem, e to mi mierdzi
na odlego jak kompletn gupot. Z drugiej strony, naley obawia si tego, co SS-mani
zaczn wyczynia w grach bez kilku dowiadczonych alpinistw albo gdy wezm od nas
kilku ludzi na si. Te pacany w czarnych mundurach niczego si jeszcze nie nauczyy. Nie
dotaro do nich, e wcale nie jestemy ras panw.
Nie rozumiaem, o czym porucznik mwi, ale wypowiada si w sposb, ktry mg
zakoczy si tylko jednym sadem polowym i wysaniem go do jednostki karnej.
- Zgoda, poruczniku, pod warunkiem, e mog wzi ze sob Knopfa.
-
- Chcesz, Max? - porucznik zapyta mego przyjaciela. - Nikogo nie zmuszam.
Max tylko skin gow.
- Dobra - porucznik pocign solidny yk wdki. - Jutro o dziewitej stawicie si u
mnie na kwaterze.
Po chwili wsiad na swj motocykl BMW R35 i odjecha.
- Dziwne - mrukn Max.
- Kadmy si spa - odpowiedziaem.
Przed snem sprawdziem jeszcze, czy moi chopcy wystawili warty i zasnem. To by
mj ostatni spokojny sen przez najblisze p roku. Nastpnego dnia, zgodnie z rozkazem,
stawilimy si. na kwaterze Porowskyego.
- Siadajcie - wskaza nam krzesa.
Na drewnianym stole w rosyjskiej chaupie o niskim suficie i zwisajcych z sufitu
papierowych ozdbkach leay teczki. Porowsky wycign w moj stron kartk papieru z
rcznie zapisanymi nazwiskami.
- Wybraem tych ludzi - powiedzia. - Jeli si zgodz, pjd z tob.
Przejrzaem spis. Byli tam ludzie gwnie z naszego puku. Zauwayem, e Porowsky
wybra fachowcw z rnych dziedzin: saperw, kierowcw, snajperw, dwch operatorw
radiostacji, artylerzyst, jednego byego geografa, lekarza oraz czterech mulnikw. Wszyscy
mieli doskonale opanowane umiejtnoci wspinaczki.
- Poruczniku, wybra pan nieze komando - rzek Knopf zagldajc mi przez rami. -
Czytaem, e Anglicy podobne zespoy tworz w Afryce Pnocnej i wysyaj je przeciwko
Wochom lub naszym oddziaom stacjonujcym na wyspach Morza Egejskiego.
Suchajc wywodu Maxa uzmysowiem sobie, jaki moe by cel naszej misji.
- W jaki sposb zostaniemy przerzuceni na Kaukaz? - zapytaem.
Porowsky zrobi wielkie oczy. Drzwi prowadzce do drugiego pokoju otworzyy si z
hukiem.
- Brawo! - rykn wysoki, mody SS-man stajc we drzwiach. - Wybra pan
najlepszych ludzi. Skd oni wiedzieli o Kaukazie? - nagle sta si podejrzliwy.
- Wybralicie ludzi z dowiadczeniem we wspinaczce alpejskiej - odpowiedziaem. -
Dobralicie z nas, tak jak powiedzia Knopf, samodzielne komando. Mamy wic kierowcw,
mulnikw do prowadzenia karawany muw w wysokich grach. Ludzie o okrelonych
umiejtnociach zostali co najmniej zdublowani. Z tego wnosz, e misja moe by
niebezpieczna. Pytanie tylko, jaki jest jej cel? Pireneje? Alpy? Skandynawia? Nie. Zostaje
tylko Kaukaz. Tylko e nie jestemy nawet u wrt Kaukazu.
-
- O to si nie martwcie - SS-man machn lekcewaco rk.
Gdy wyszlimy przed dom porucznika, ujrzelimy dwie ciarwki z onierzami,
ktrych wytypowano do tej tajemniczej operacji. Przerzucono nas na najblisze lotnisko, skd
dwoma samolotami Junkers-52 odlecielimy do Rzeszy. Nastpne miesice upyway nam
na cigym szkoleniu. Trenowalimy w Skandynawii, Alpach, Karpatach. Za kadym razem
starano si nam stworzy ekstremalne warunki, chodzio o to, abymy byli samodzielni.
Podobno druga cz uczestnikw wyprawy trenowaa pod okiem instruktorw z Waffen-SS.
Czsto wyraalimy z Knopfem obawy o to, jak ci ludzie dadz sobie rad. Na wszelki
wypadek wprowadzilimy do szkolenia duo elementw asekuracji, znoszenia rannych. Wiele
uwagi powicilimy sztuce przetrwania w grach.
W tym czasie nasza dywizja braa udzia w ofensywie na poudniu ZSRR. Nasi
strzelcy grscy sforsowali rzek Kuba i zdobyli miasto Majkop. Latem 1942 roku wojska
niemieckie stay u wrt Kaukazu. Rozkaz natychmiastowego stawienia si w miecie Arys, to
po polsku Orzysz, otrzymalimy na pocztku sierpnia 1942 roku.
Przerzucono nas samolotami do Krlewca, skd samochodami przewieziono do
Orzysza, a potem do Bemowa Piskiego. Tam w koszarach poznalimy reszt naszej
niezwykej wycieczki. Przy bramie przywita nas znany nam ju SS-man.
- Witam panw - rzek. - Nazywam si Stucker i tak prosz mnie tytuowa, mj
stopie nie ma znaczenia.
Faktycznie, zauwayem, e pniej zakada mundury z rnymi dystynkcjami
zarwno Waffen-SS, jak i Wehrmachtu. Drug, rwnie wan osob, ktr nam
zaprezentowano, by profesor Klaus Sauer. By to naukowiec z berliskiego uniwersytetu,
historyk, specjalista od historii Rosji carskiej. Oprcz nich, w naszej ekipie byo omiu
milczcych odakw z SS oraz czterech dziennikarzy z kroniki filmowej i oficjalnej
gadzinwki nazistw Der Angriff.
- W oczekiwaniu na Fuhrera moe przejrz panowie map interesujcego nas rejonu -
zaproponowa Stucker.
Zapowied wizyty Hitlera zaskoczya mnie. Jednak jeszcze bardziej byem zdziwiony
tym, co Stucker rozoy na stole.
- To mapa Kaukazu wydana czterdzieci lat temu! - wykrzykn zdumiony Knopf.
- Prosz dotkn jakiego punktu na mapie! - poprosi go operator kamery.
Jednoczenie przyklkn kierujc obiektyw z wysokoci blatu stou na nasze twarze.
- Tak, to stara mapa - Stucker wydawa si niewzruszony. - Wasi koledzy walczcy na
Kaukazie nie maj wieszych
-
- Jad! - wydysza podoficer SS wchodzc do pokoju.
Przez okno zobaczyem zatrzymujca si limuzyn. Stucker wypry si, a profesor
nerwowo przeciera szka okularw.
Zamiast Hitlera do pokoju wszed zupenie nie znany mi wczeniej mczyzna.
- Panowie, oto Arno Schickedanz, gubernator Kaukazu - Stucker przedstawi nam
gocia.
- Fuhrer nie mg przyby osobicie - zacz Schickedanz. - Zatrzymay go sprawy
wagi pastwowej. Kaza mi jednak zapewni was, e wasza misja jest bardzo wana dla
Trzeciej Rzeszy. To co zrobicie moe przyczyni si do przeksztacenia Kaukazu w zwizek
buforowych pastewek tworzcych antyrosyjski kordon sanitarny, w ktrym byaby
zapewniona polityczna i gospodarcza kontrola Rzeszy.
Knopf kopn mnie w kostk i spojrza pytajco. Podoficer SS niewzruszenie patrzy
ponad gowami wszystkich na portret Hitlera. Stucker a pokrania na twarzy. Dziennikarze
wytrwale co notowali w swych notatnikach.
- Panie profesorze, jest pan pewien, e to tam jest? - gubernator zwrci si do Sauera.
Naukowiec skin gow.
- Polacy nigdy nie ujawnili faktu odkrycia tego, a bolszewicy niewtpliwie
wykorzystaliby to do uspokojenia nastrojw wrd kaukaskich grali - odpowiedzia Sauer. -
Komunici nie powinni wierzy w zabobony, ale w tym wypadku zrobiliby wyjtek, aby
uzyska odpowiedni efekt propagandowy.- Powodzenia! - gubernator uderzy rk w map Kaukazu i wyszed.
- Profesorze Sauer - odezwaem si. - Mgby pan nam wskaza cel naszej akcji?
- Oczywicie - profesor na moment przytkn ustnik fajki do maego krzyyka na
mapie.
Obaj z Knopfem schylilimy si.
- Elbrus, 5633 metry nad poziomem morza - odczyta Knopf.
- Najwyszy szczyt Kaukazu - Stucker zaciera rce. - To dopiero wyzwanie!
- My, strzelcy grscy, tam wejdziemy, ale wy? - wyrazi wtpliwo mj kolega.
Podoficer SS na moment przesta patrze na portret wodza i przenis wzrok na
Knopfa. Gdyby spojrzenia mogy zabija, pewnie leelibymy na pododze z wielkimi
dziurami w gowach.
- Myl, e to tylko wy i redaktorzy bdziecie wspina si tak wysoko, na sam szczyt -
powiedzia Sauer.
Stucker gronie spojrza na profesora. Naukowiec od razu zamilk.
-
Dalszy cig narady upyn nam na ustalaniu spraw organizacyjnych zwizanych z
przerzuceniem prawie czterdziestu ludzi z Prus Wschodnich na Kaukaz.
Gdy wychodzilimy z pokoju, podoficer SS zbliy si do Knopfa.
- Mdl si, ebym nie musia ciebie asekurowa - szepn do niego.
Knopf zachowa spokj.
- Tym gupkom uwia si w gowach jaka szalona myl. auj, e daem si w to
wpakowa - powiedzia przed snem.
Na szczcie bylimy sami w sali. To byy ostatnie sowa skargi mojego kolegi, jakie
usyszaem.
-
ROZDZIA TRZECI
POD OSTRZAEM DO AKCJI WKRACZAJ NOWI GRACZE
CIGAMY POSIKI WALKA O TOWAR DZIEWCZYNY
URATOWANE POWRT DO ORODKA BERDO
Posusznie, pomny uwagi strzelajcego, przywarem do ziemi. Tomek by ciki, ale
czuem, e ju zaczyna odzyskiwa siy po naszym zjedzie.
- Co to za go do nas strzela? - zapyta lekko oszoomiony.
Wzruszyem ramionami. Staraem si ostronie wyjrze zza pnia drzewa. Ponad
pidziesit metrw nad nami z krzakw jeyn wystawaa sylwetka krtko ostrzyonego
modzieca. Mia na sobie czarne dinsy, skrzan kurtk i koszulk z wielkim napisem:
Adidas. W prawej rce trzyma wycelowany w nas pistolet. My za to leelimy za
podwjnym pniem buka na malekim skrawku ziemi. Za nami bya tylko kilkunastometrowa
przepa.
- Dziewczyny wpady w ze towarzystwo - to jedno przyszo mi do gowy.
- Moesz zadzwoni po pomoc? - poprosi Tomek.
Ostronie wyjem z kieszeni telefon. Niestety nadal nie bylimy w zasigu
jakiejkolwiek stacji przekanikowej telefonii komrkowej. Przeczco pokrciem gow.
- Co robimy, komandosie? - zapyta Tomek.
- Poczekaj, niech pomyl - odpowiedziaem.
Rozejrzaem si na boki. Z lewej strony rs gszcz krzakw. Z prawej znajdowa si
spory kawaek odkrytej przestrzeni. Bylimy w puapce. Co prawda nie wierzyem w
zdolnoci strzeleckie modzieca na grze, ale nie warto byo ryzykowa.
- Ciekawe, czy jest sam? - zastanawiaem si.
- Pewnie w pobliu czatuje reszta towarzystwa - mrukn Tomek.
Nagle co mi si przypomniao.
- Tomek, czy masz w plecaku rakietnic?
- Jasne - na jego twarzy wykwit saby umiech, ktry jednak szybko zgas. - Rakieta
nie przebije si w gr przez gazie nad nami.
Faktycznie, nad nami bya prawie jednolita ciana zieleni.
- Moe troch postraszymy chopaczka? - zaproponowaem.
-
- Co nam to da? - Tomek mia wtpliwoci.
- Odwrcimy jego uwag - mwiem i jednoczenie w gowie ukadaem plan. - Jeden
z nas zostanie tu, a drugi pobiegnie po pomoc. Ty jeste silniejszy, wic dasz rad szybko
dobiec do wsi. Ja przez jaki czas tu wytrzymam, chyba e ci z gry zechc mnie odwiedzi
- Z ciebie jak zwykle bohater - kpi Tomek. - Niech ci bdzie.
Jeszcze raz ostronie wyjrzaem zza pnia.
- Widz ci, harcerzyku! - usyszaem.
Natychmiast schowaem gow.
- Na trzy zaczynamy - powiedziaem do Tomka.
- To znaczy, jak powiemy trzy mam biec, czy po trzy? - drani si ze mn.
To by cay Tomek! W krytycznym momencie trzymay si go arty.
- Na trzy - rzuciem.
Pooyem si na plecach. Sprawdziem, czy do pistoletu jest zaadowana rakieta.
Zapasowe dwa pociski pooyem pod rk.
- Gotw?
Tomek skin tylko gow.
- Raz, dwa i trzy!
Obrciem si, przyklknem wystawiajc zza drzewa tylko praw rk i gow.
Tomek poderwa si z miejsca. Nacisnem spust. Celowaem powyej gowy modzieca.
Tamten jak w westernie poderwa do gry uzbrojon rk, ale szybciej zadziaa u niego
instynkt samozachowawczy i natychmiast pad na ziemi. Ponca rakieta szybowaa w jego
stron. W tym czasie Tomek lecia w d zbocza, pdzc na eb, na szyj i przeskakujc przez
zwalone pnie. Czym prdzej padem w kryjwce oczekujc intensywnego ostrzau. Patrzyem
za Tomkiem, ktry bardzo szybko znikn za zakrtem drogi. Zaadowaem drug rakiet i
czekaem. W lesie panowaa przejmujca cisza. Jedynie gdzie w oddali syszaem rytmiczne
stukanie dzicioa, ktry nie przejmowa si t wojenn zawieruch.
Soce ogrzewao mi kark. Na grze nic si nie dziao. Ten spokj dziaa mi na
nerwy. Nie lubiem takiej bezczynnoci. Postanowiem sprawdzi, czy modzieniec z
pistoletem nadal jest na posterunku. Powoli przykucnem i wysunem gow. Nic. Wstaem
i wtedy rozleg si strza. Natychmiast wykonaem skok do kryjwki. Ktem oka zauwayem,
e kula uderzya kilka metrw od miejsca, gdzie wstaem. Kole na grze mia dobry pomys.
Przyczai si i czeka, a wstan. le wycelowa. Nie wzi poprawki na to, e strzela z gry.
W takich sytuacjach trzeba mierzy troch powyej celu. Znowu wdychaem zapach ciki i
czekaem. Po piciu minutach usyszaem za sob tupot. Obejrzaem si. To bieg Tomek,
-
zdyszany i czerwony na twarzy. Daem mu znak, eby ukry si. Pad na ziemi w sam por.
Kula przeleciaa nad nim.
Od drzewa do drzewa, niewidoczny dla strzelca, ktry lea na grze, przekrad si do
mnie.
- Co tak leysz? - zapyta na wstpie. - Przecie moge uciec?
- Pilnowaem go - palcem wskazaem szczyt. - Nie mogem std uciec. Nie mg mi
nic zrobi, ale sam te nie mg sobie pj.
- Dobra - Tomek machn rk. - Ty si bawisz w szachy, a tam z dou nadciga burza
z piorunami.
- Odsiecz? Kawaleria w policyjnych mundurach?
- Nie. P kilometra std widziaem szeciu facetw. Wszyscy uzbrojeni. Jeden mia
sztucer, drugi pistolet, reszta kaasznikowy.
Poczuem, e ogarnia mnie chd. Zaczem si ba.
- No wanie - Tomek przytakn moim mylom. - Zachowywali si troch
nieostronie. Gono rozmawiali i palili papierosy. Jeden z nich debatowa z kim przez
telefon komrkowy. Domylam si, e z tymi na grze.
- Czemu?
- Ten z dou zapewnia, e kto le zrobi zabierajc jaki towar. Powinien go
natychmiast zwrci. Oczywicie mona w zamian wypaci nagrod, ale nie tak sum, jakiej
dano.
- Czyli ci dzielni modziecy na grze maj co, na czym tym z dou bardzo zaley.
Nie jest to prawdopodobnie adna z dziewczyn. Chodzi pewnie o narkotyki, ktre okrela si
mianem towaru.
- Moe - mrukn Tomek. - W kadym razie jestemy midzy motem a kowadem.
- Zaraz pewnie zacznie si tu strzelanina, trzeba ucieka i ratowa te dziewczyny.
- Musimy zej ten kawaek po skarpie do strumienia - zaproponowa Tomek. - Szum
wody zaguszy nasze przedzieranie si w gr potoku. Jednoczenie zejdziemy z linii ognia.
W ten sposb dostaniemy si te na szczyt, gdzie bdziemy mogli zaj si panienkami.
Spojrzaem w d.
- Masz lin?
Tomek zaprzeczy.
- Mamy tylko swj talent i zgrabne donie - rzuci.
- Troch mao - wyszeptaem.
Usyszaem z gry jaki ruch. Szybko wyjrzaem. Do snajpera doczy kolega nioscy
-
jednak dusz bro.
- Id - Tomek trci mnie w rami.
Z dou dobiegay nas czyje sapania.
Byskawicznie zsunlimy si na skraj ciany. Z tej perspektywy zejcie w d nie
zapowiadao si tak strasznie, zwaszcza e w niedalekiej przyszoci ponad nami miay
zapewne lata kule. Nie byo czasu na zastanawianie si. Zaczlimy schodzi.
Przeoyem nogi nad krawdzi, pooyem si na brzuchu i powoli opuszczaem si
szukajc stopami mocnych punktw oparcia. Gdy ju miaem na czym oprze nogi, lekko
odchyliem si. Obejrzaem t ciank wyznaczajc sobie drog zejcia. W tym czasie Tomek
by ju pi metrw poniej mnie. Rozpoczem karkoomn wdrwk. Przyznam, e baem
si, ale jeszcze wikszym lkiem napawao mnie leenie pod drzewem w czasie bitwy na
stoku gry. Po kilku minutach staem ju po kostki w wodzie. Obejrzaem okrwawione palce i
zanurzyem je w potoku. Zimno ostudzio palce donie, ktre odzyskiway czucie. Bez sowa
ruszylimy w gr strumienia. Powoli przedzieralimy si przez zwisajce gazie krzakw.
- Daleko std do szczytu? - zapytaem.
- Jeszcze kilometr, agodnie pod gr.
ciany strumienia obniay si, a my wchodzilimy do ogromnej stokowej kotliny.
Grzbiet czcy cztery szczyty jakby owin si wok gbokiego dou. Po cianach
prowadziy drogi, ktrymi mona byo doj na Bani. Tam, jak zapewnia Tomek,
znajdowaa si ogromna ka, z ktrej by wspaniay widok. Za nami, po prawej stronie
znajdowa si modzieniec z pistoletem oraz zmierzajcy do niego uzbrojeni mczyni.
Bacwka staa na malekiej czce, okoo p kilometra od nas w lewo.
Czulimy si niepewnie w lesie pozbawionym poszycia, krzakw. Wok nas byy
tylko nagie pnie bukw i sosen. Postanowilimy porusza si krtkimi skokami. Gdy jeden z
nas bieg do przodu, drugi obserwowa okolic. W cigu dwudziestu minut doszlimy ju do
szczytu Bani. Uoylimy si pod nisko zwieszajcymi si gazkami wierku i
nasuchiwalimy. Przy okazji stwierdziem, e Tomek mia racj. Widok z tego miejsca by
wspaniay.
Cztery szczyty czy lena droga. Przekradalimy si wzdu niej w stron bacwki.
Tomek pocztkowo straci orientacj i nie by pewien, czy dobrze idziemy. Jednak po
dwudziestu minutach bylimy ju na skraju lasu. Dwadziecia metrw od nas, w wysokiej
trawie staa bacwka. By to niewielki budynek z drewna, ze spadzistym dachem. Nie mia
okien, a tylko w cianie szczytowej wmontowano drzwi zamykane na skobel. Wrota byy
otwarte.
-
- Chyba mamy pecha - orzek Tomek rozgldajc si na boki.
- Jeli tu ich nie ma, to znaczy, e dziewczyny s na grze, skd do nas strzelano -
powiedziaem. - Musimy tam wrci
- Czekaj tu - rozkaza Tomek.
Przyjaciel wsta i ostronie zbliy si do bacwki. Wszed do rodka i wtedy zza
zakrtu drogi wyszo dwch modziecw. Jeden z nich mia kaasznikowa i omiata luf
okolic, jakby by komandosem. Obaj byli odziani jak ich kolega, ktry do nas strzela, tyle e
mieli koszulki sportowe innych firm. Szli prosto do bacwki. Zamarem, bo nie widziaem,
jak uprzedzi Tomka. Signem po rakietnic, ale widziaem, e niewiele ni zdziaam.
Pozostao mi tylko czeka.
- Popilnuj lasu - rzek rolejszy modzian do kolegi z karabinem.
Sam znikn w bacwce. Czekaem na to, co teraz nastpi. Jednak panowaa cisza.
Wartownik przed bacwk zapali papierosa, a po chwili doczy do niego osiek dwigajcy
pod pach pakunek wielkoci solidnego wiejskiego chleba.
Modziecy szybko zniknli w lesie. Tomek wysun gow za prg. Spojrza w moj
stron. Kiwnem do niego rk. Natychmiast podbieg do mnie.
- Widziae? - dysza.
- Jasne, chopcy mieli tu ukryty w towar. Musimy pj za nimi.
Tomek przytakn.
- Powiedz, jak - nie wytrzymaem.
Mj towarzysz niedoli wzruszy ramionami.
- Gdy usyszaem ich kroki, wlazem na stryszek.
Teraz bez sowa ruszylimy w pocig. Po minucie widzielimy ju plecy obu
modziecw. Od tej pory utrzymywalimy pidziesiciometrowy odstp. Minlimy szczyt
Bani i ruszylimy w stron Patroli. Poczulimy saby zapach dymu. Tomek pooy mi rk na
ramieniu i ruchem gowy nakaza wycofanie si. Odeszlimy gbiej w las.
- Czas wezwa kawaleri - powiedzia. - Postaramy si wyrwa dziewczyny, ale tu
moe by jatka. Trzeba zawiadomi policj.
Kiwnem gow. Signem po telefon komrkowy. Ze szczytu gry mogem
zadzwoni, chocia syszalno bya bardzo saba.
- Dzwoni w sprawie tych dziewczynek z orodka Berdo - powiedziaem, gdy
odezwa si oficer dyurny policji.
- Czekaj, zaraz ci przecz - rzek policjant.
Chcieli mnie namierzy, ale my nie mielimy czasu na takie zabawy.
-
- Czowieku, nie rb tego - prawie krzyknem. - Nazywam si Pawe Daniec, razem z
Tomkiem szukalimy tych dziewczynek. S na Czterech Kopcach koo redniej Wsi. Bagam,
nie wyczaj si - zawyem, gdy poczuem, e policjant mnie nie sucha. - One tu s, sowo
honoru
- Mwi komisarz Oleski - nagle w suchawce usyszaem inny gos. - Musielimy
sprawdzi, czy to wy wyszlicie z orodka szuka tych panienek. Miejscowy GOPR i policja
s w pogotowiu. Mw.
Odetchnem z ulg.
- Ci kolesie, z ktrymi ucieky panienki, maj co, na czym bardzo zaley kilku
uzbrojonym facetom. Prawdopodobnie jest to paczka narkotykw. Obie grupy spotkay si tu
na grze. Moe doj do strzelaniny. Gdy to si zacznie, postaramy si zabra dziewczyny i
uciec. Wy musicie obstawi teren i co zrobi
- Do - przerwa mi komisarz. - Macie szczcie. Akurat na zaporze w Solinie wiczy
krakowska brygada antyterrorystyczna. Maj dwa helikoptery, wic zaraz tam bd. Ta ka
na Bani jest pusta?
- Tak.
- Dobra, uprzedz chopcw, e tam jestecie. Najlepiej nic nie rbcie i czekajcie na
przybycie policji - Oleski wyczy si.
- I co? - Tomek niecierpliwi si.
- Rozmawiaem z jakim Oleskim. Kaza nam siedzie cicho. cignie tu kawaleri.
- O, Oleski to pistolet - rzek z uznaniem Tomek. - Pracowa w Warszawie, ale
wylecia stamtd z wielkim hukiem, bo w czasie pocigu za dealerem po ulicach troch
stukn samochd jakiego dziaacza aktualnie rzdzcej partii. Szef policji by
rekomendowany przez t sam parti, wic Oleskiemu znaleziono posadk daleko w grach.
Podobno jest bardzo dobry.
- Miejmy nadziej.
- Bdziemy czeka? - pyta Tomek.
- Nie, zobaczymy, gdzie s dziewczyny, a potem przyjrzymy si wymianie na grze.
Po cichu skradalimy si w miejsce, skd dolatywa zapach dymu. Przykadajc twarze
do samej ziemi ujrzelimy obozowisko. Dwie niby porwane panienki dzielnie warzyy straw
w kocioku zawieszonym nad malekim ogniskiem. Przy nich siedzia chopak o tpym
wyrazie twarzy bawicy si bezpiecznikiem pistoletu. Nie wiem, gdzie taki typek zdoby bro
i to w dodatku Glocka 17. Z Tomkiem spojrzelimy po sobie. Cofnlimy si kilkanacie
metrw.
-
- Sielski obrazek - mrukn Tomek.
Nastpne kilkanacie minut powicilimy na podejcie do miejsca, gdzie do nas
strzelano. Gdy usyszelimy krzyki, padlimy na ziemi, prosto w krzaki jeyn. Ostronie
wysunlimy gowy, eby lepiej wszystko widzie.
- Niech jeden z was przyniesie tu fors! - krzycza nasz dobry znajomy w koszulce
Adidasa.
Na dole stao trzech uzbrojonych i ponurych mczyzn.
- Gdzie znikno dwch? - szeptem zadaem pytanie.
Tomek wykona rk koo. Wskazywa, e prawdopodobnie obeszli modziecw na
grze, aby ich zaj od tyu.
- Macie towar? - zapyta jeden z tych stojcych na dole.
Zapewne by to dowdca. Mimo upau mia na sobie marynark i eleganckie pantofle.
On jeden nie trzyma w doni adnej broni.
Osiek, ktrego widzielimy przy bacwce, podnis w gr rk z paczk. W tym
momencie bandzior uzbrojony w sztucer zoy si do strzau i nacisn spust. Usyszelimy
cichy trzask. Osiek na grze wrzasn, a paczka wypada mu z rki i potoczya si w d po
zboczu. Zatrzymaa si w poowie wysokoci skarpy na jakim korzeniu.
Modziecy na grze padli na ziemi i zaczli bezwadnie strzela w d. Ci z dou
skryli si za drzewami i czekali. Zapewne na atak swoich kolegw wysanych do okrenia
przeciwnika.
Poderwalimy si z Tomkiem z miejsca i pobieglimy w stron obozowiska. Ktem
oka zauwayem, e na placu boju pojawili si nowi gracze. Byli ubrani w mundury,
kamizelki kuloodporne i kevlarowe hemy. To nadcigaa obiecana przez Oleskiego odsiecz.
Policjanci skradali si od tym do trzech bandziorw na dole.
Jednoczenie usyszelimy oskot dwch wielkich migowcw, ktre zawisy nad k
na Bani. Jak byskawica wpadlimy do obozowiska.
Okazao si jednak, e dwch bandziorw ju tam byo. Jeden z nich niedbale celowa
z trzymanego w jednej rce kaasznikowa do modzieca lecego na ziemi i przyciskajcego
donie do krwawicej twarzy. Metr od niego lea pistolet. Drugi gangster podziwia
przestraszone dziewczyny. Obaj zamarli na nasz widok.
Nie czekajc ani chwili wymierzyem kopniaka w podbrzusze mczyzny
ogldajcego dziewczyny. Gdy skuli si, zabraem mu karabin i metalow kolb uderzyem
go w ty gowy. W tym czasie Tomek doskoczy do drugiego napastnika. Zatrzyma kierujc
si w jego stron luf i lew rk chwyci przeciwnika od tyu za nos. Wbrew pozorom taki
-
chwyt jest bardzo bolesny i powoduje osabienie walczcego. Zaraz potem Tomek wykrci do
tyu rce bandziora i rzuci go na ziemi. Kantem doni uderzy go w okolice prawego ucha
powodujc krtkie omdlenie. Modzieniec, ktry do tej chwili lea i paka, usiowa sign
po pistolet. Kopniakiem wylaem na niego wrzc zawarto kocioka.
Obie panienki patrzyy na nas z szeroko otwartymi oczami. Byy typowymi
przedstawicielkami znudzonych creczek bogatych rodzicw, ktre maj ju wszystko, ale
uwaaj, e nikt si nimi nie interesuje. Teraz miay pozlepiane botem wosy. Jedna z nich
miaa kurtk dinsow zaoon na goe ciao.
Poderwaem jedn z nich, a drug szturchnem karabinem.
- Jazda! - ryknem.
Pchnem je w kierunku, skd dochodzi dwik pracy helikopterowych silnikw.
Tomek pomg mi i prawie je cignlimy przez las. Dobieglimy do jakiej zaronitej
metrowymi pokrzywami drogi.
- Prowad je! - rozkazaem Tomkowi.
Sam biegem kilka metrw za nimi, co chwila ogldajc si do tyu. Rzecz jasna,
gangsterzy byli zawodowcami i otrzsnwszy si bardzo szybko rozpoczli pocig. Po piciu
minutach krt drog, przez palce odygi pokrzyw nad moj gow przeleciaa krtka seria
pociskw. Obejrzaem si. Obaj bandyci biegli za nami.
Tomek zatrzyma si i spojrza na mnie.
- Biegnij! - poganiaem go.
Obrciem si w stron pogoni i oddaem kilka strzaw, tak eby zatrzyma ich.
Musiaem oszczdza amunicj, a miaem tylko jeden, trzydziestonabojowy magazynek.
Chwil spokoju wykorzystaem na ucieczk. Tomek znikn mi sprzed oczu. Co
kilkanacie metrw zatrzymywaem si, oddawaem trzy, cztery strzay i biegem dalej. W
pewnym momencie mj kaasznikow zamilk. Nie byo ju amunicji. Nie ogldajc si
biegem przed siebie. Po chwili potknem si o wystawion nog, a czyje silne rce
wcigny mnie w krzaki. Nad sob ujrzaem twarz w kominiarce i kolb gadkolufowej
strzelby mossberg.
- To nasz! - krzykn Tomek.
Mimo to poczuem silne uderzenie w gow.
Obudzio mnie czyje troskliwe poklepywanie w moj twarz. Soce grzao ju
porzdnie. Byo poudnie. Leaem w wysokiej trawie na ce na Bani. Tomek prbowa mnie
ocuci. Obok niego sta niepozorny jegomo w czarnych, wpuszczonych w wysokie buty
-
spodniach i w czarnej koszuli. Facet umiecha si do mnie.
- Budzi si nasz bohater - przywita mnie. - Oleski - poda mi rk. - Troch
spnilimy si, przepraszam.
- Nie szkodzi - odpowiedziaem podnoszc si powoli.
W gowie dudniy mi wszystkie okoliczne dzwony.
- Mamy ju wszystkich - opowiada nam komisarz. - Ci chopcy ukradli samochd
kurierowi grupy narkotykowej. Przy okazji znaleli w baganiku arsena. Pomyleli, e
odwiedz koleanki w grach i ubij wietny interes z mafi. W pwiatku nie lubi takich
cwaniaczkw, wic wysano piciu gangsterw, aby ci rozwizali problem, dali
modzieniaszkom po apkach i nauczyli innych respektu.
- Aha - pprzytomny kiwnem gow.
- Podwie was gdzie? - zapyta Oleski.
- Nie, dzikujemy - odezwa si Tomek, nim zdyem wyrazi szczer ch na
przejadk chocia do najbliszej wsi.
Komisarz poegna nas i podszed do radiowozw i samochodw terenowych, ktre
zjechay si na samym szczycie. Po krzakach krcili si policyjni technicy, fotoreporterzy,
ekipy telewizyjne.
Nim zdyem cokolwiek powiedzie, Tomek pomg mi wsta i pocign mnie na
drugi koniec ki pod wierki. Tam uoylimy si w trawie i patrzylimy na szczyty gr
widoczne w oddali. Tomek wyj kanapki, ktre uszykowa na nasz wypraw zwizan z
malowaniem szlaku. Jedlimy powoli rozkoszujc si widokiem i starajc si nie sysze
harmidru za nami. Po godzinie wstalimy i nie zaczepiani przez nikogo ruszylimy w stron
redniej Wsi. Po dwch godzinach maszerowalimy ju wzdu prawego brzegu Sanu, w gr
rzeki, w stron orodka Berdo.
-
ROZDZIA CZWARTY
SZKOLENIE NA KAUKAZIE WYJAZD W GRY ZASADZKA U
PODNY ELBRUSU WSPINACZKA DO SCHRONISKA
JEDENASTU ZAGINICIE KAMERZYSTY
Byo ju pne popoudnie. Za oknem widziaem tumy samochodw z mieszkacami
Warszawy przebijajcymi si do osiedli - sypialni oraz do obrzey miasta. Ebersche na chwil
zamilk wspominajc koleg z wojska.
- Nie wie pan, co profesor mia na myli mwic o czym, co Polacy odkryli, ale tego
nie ujawnili? - zapytaem.
- Jasne, e wiem - odpowiedzia gospodarz.
Sign po kolejne cygaro i powoli je zapali. Wok roznis si aromatyczny dym. Po
ostatniej wizycie u lekarza, ktry namawia mnie do rzucenia palenia, solennie postanowiem
nie siga po papierosy. Niemiec wysun w moj stron pudeko z cygarami. Mimowolnie
signem po jedno.
- Ta rzecz to Wilk Kaukazu - Ebersche umiechn si tajemniczo. - Zoty posek
wacy kilka kilogramw.
- I po to wysano doborowy oddzia wysoko w gry? - powtpiewaem.
- Tu nie chodzi o zoto, ale o moc tej figurki - Niemiec by niewzruszony. - By moe
wie pan, e w SS wydzielono specjaln komrk do poszukiwa witego Graala. Hitler
otumaniony przez swego astrologa i innych pochlebcw wierzy w takie cuda. wity Graal
mia uczyni z SS armi niemiertelnych. Wie pan doskonale, e Himmler, zwierzchnik SS,
uczyni z tej siy co w rodzaju sekty, do ktrej naleeli wysi rang oficerowie z czarnej
gwardii.
- Wilk Kaukazu mia jaki zwizek ze witym Graalem? - caa historia do tego
momentu wydawaa mi si prawdopodobna. Teraz zaczynaem w to wtpi.
- I tak, i nie - Ebersche zachowywa spokj. - Prosz sucha dalej, o ile dysponuje pan
czasem?
- Tak - mruknem.
- Panie Tomaszu, widz, e ma pan wtpliwoci. Ja te wtedy nie wiedziaem, o co
chodzi. Peny obraz sytuacji nawietli mi si dopiero, gdy w Niemczech przeczytaem artyku
-
o owej tajemniczej komrce SS. Na zdjciu pokazano jej trzech gwnych pracownikw.
Jednym z nich by Stucker, do ktrego to nazwiska nie powinnimy przywizywa wikszej
wagi. Podpis pod zdjciem podawa inne, pewnie rwnie faszywe jak Stucker.
- Wilka Kaukazu i witego Graala czy jedna osoba, w Stucker - podsumowaem. -
Czy co jeszcze?
- Niech pan sucha dalej - odpowiedzia Ebersche.
Nastpnego dnia po naradzie zerwano nas z ek o szstej rano, kazano wsi do
ciarwek i przewieziono na lotnisko. Jechalimy z opuszczonymi plandekami.
- eby nikt nie zauway dziwnego transportu ze strzelcami grskimi - wytumaczy
nam Stucker.
Podejrzewam, e startowalimy gdzie z okolic Ktrzyna, a wic opodal kwatery
Hitlera w Gieroy. Lecielimy samolotem Kondor, bombowcem dalekiego zasigu
przerobionym na pasaerski. Mielimy midzyldowanie gdzie w Rosji. Jeszcze tego samego
dnia wyldowalimy w Krasnodarze nad rzek Kuba. Wehrmacht przygotowa do ofensywy
na Kaukazie znaczne siy, lecz to co wygospodarowano dla nas, zaskoczyo mnie.
- wietnie - mrukn Stucker patrzc na stojcy park maszyn.
SS-man z zadowoleniem stuka si rkawicami po udzie. Stalimy lunym wachlarzem
przed rzdem samochodw. Byy to: dwa volkswageny typu 82, czyli Kubelwagen, dwa
omiotonowe half-tracki Sd. kfz. 7, cztery ciarwki krupp protz kfz. 69 oraz dwa motocykle
BMW R75 z koszami.
Knopf a gwizdn zdziwiony.
- U nas kompania nie ma tylu pojazdw - mrukn.
- Do zachwytw - odezwa si Stucker. - Chodmy do hangaru, gdzie czeka nasz
ekwipunek.
Wyposaenie zgromadzone w hangarze zadziwio mnie jeszcze bardziej. Mielimy do
wyboru kady rodzaj broni dostpnej w naszych siach zbrojnych z zapasem amunicji na
blisko miesic walki. Osprzt wspinaczkowy by nowy i najlepszej jakoci. Zaczlimy
przebiera w broni. SS-mani natychmiast rzucili si na pistolety maszynowe schmeissery. Moi
chopcy wybrali tradycyjne karabiny mausery. Trzech ludzi musiao uzbroi si w karabiny
maszynowe MG-34. Radiotelegrafici otrzymali schmeissery. Miaem w oddziale czterech
snajperw.
Po dwch godzinach kady z nas mia odpowiedni ekwipunek.
- No to jedziemy - rzek Stucker.
-
On, profesor i dziennikarze jechali w samochodach osobowych eskortowanych przez
SS-manw na motocyklach. SS-mani dodatkowo zajli jeden z half-trackw, cignikw
artyleryjskich, na ktry zaadowali dwie spore skrzynie. Wyjechalimy na pnoc od miasta,
a na skraj ogromnych bagien. Tam czeka na nas obz z rozbitymi ju namiotami.
- Ebersche - wezwa mnie Stucker. - Prosz przygotowa plan wart i program wicze
strzeleckich. Jaki czas spdzimy w tym miejscu. Posiki bd dowoone.
Razem z Knopfem i Johannem Rasiererem, podoficerem SS, ustaliem wszystko.
Szkoleniu strzeleckiemu poddalimy take dziennikarzy, ktrzy niechtnie wdziali mundury i
pogodzili si z wojskowym drylem.
Rwno tydzie spdzilimy w tym dziwnym miejscu. Nikt nas tu nie niepokoi, posiki
dowoono regularnie. Rwnie dostarczono nam zapas amunicji, jako uzupenienie tego, co
wystrzelalimy na strzelnicy.
W dniu 9 sierpnia 1942 roku nasz radiotelegrafista odebra depesz do Stuckera.
- Doskonale! - krzykn SS-man.
Po godzinnej naradzie z profesorem wyda rozkaz spakowania si. Po pgodzinie
siedzielimy ju w naszych maszynach.
- Ebersche - powiedzia do mnie Stucker. - Dzi nasza armia zdobya Majkop. Teraz
rozpocznie zwyciski marsz ku zoom ropy na Kaukazie. My doczymy do czterdziestego
dziewitego korpusu grskiego, ktry bdzie przedziera si na poudnie przez wysokogrskie
przecze. Od tej pory znajdujemy si w strefie wojennej i kade nieposuszestwo bdzie
karane mierci.
Ostatnie sowa prawie wyplu mi prosto w twarz.
- Nam, strzelcom grskim, nie trzeba tego mwi - odpowiedziaem.
Stucker bez sowa odwrci si do mnie plecami. Teraz ja dowodziem, wic
ustawiem nasz kolumn pojazdw do marszu ubezpieczonego. Moi onierze i SS-mani
mieli rozkaz trzyma pod rk odbezpieczon bro.
Cay dzie zajo nam przedzieranie si przez Kropotkin, Armawir do Czerkieska.
Wszdzie po drodze widzielimy lady zacitych walk. Rozbite samochody, zburzone domy,
skromne onierskie groby, niemieckie i rosyjskie. Cywile patrzyli na nas jak na samego
szatana.
- Na Krecie kompani rozpoznawcz z pitej grskiej miejscowi rolnicy zatukli
motykami - mrucza Knopf popijajc wod z manierki na jednym z postojw.
Faktycznie, czuo si tu napicie. Zauwayem, e aden z naszych onierzy ani przez
chwil nie rozstawa si z naadowan broni. Mimo upau nikt nie zdj hemu.
-
Czerkiesk by typowym rosyjskim miasteczkiem z ponurymi szarymi blokami.
- To mode miasto, ktre powstao w miejsce dawnej stanicy Batapaszyskiej -
powiedzia nam profesor Sauer.
Nastpnego dnia rano wyjechalimy z Czerkieska na poudnie, w gr rzeki Kuba.
Powoli jechalimy przez pasmo Gr Skalistych i dotarlimy do miasta Karaczajewsk,
lecego na wysokoci 882 metrw nad poziomem morza. Wska dolina rzeki wia si jak
w. Co jaki czas na horyzoncie widzielimy poyskujcy w socu szczyt Elbrusu.
Wieczorem zatrzymalimy si w Teberdzie, radzieckim uzdrowisku. Czulimy w powietrzu
przejmujcy zapach wierkowego igliwia.
Wszdzie wok nas trway walki. Jednak nasz konwj dotar do Teberdy bez
przeszkd. W oddali syszelimy pojedyncze wystrzay armatnie naszych armat grskich.
Niebo a roio si od nurkujcych stukasw. Po drodze mijalimy ciarwki z rannymi.
- To jest jak sen - zagadnem Knopfa zapatrzonego na wierzchoki gr. - Wszdzie
wok nas wojna, a my jedziemy na grsk wycieczk.
- Wojna i nasza misja to szalestwo - odpowiedzia. - Po co to wszystko, gdy u nas w
Tyrolu mona przy piwku i smaonej kiebasie pogada o starych, dobrych czasach. Moe ten
widok ma by nagrod?
Stucker tak wszystko zaatwi, e nigdzie nikt nas o nic nie pyta. Bylimy jak Arka
Noego sunca po morzu szalestwa.
Noc upyna spokojnie i rano, po uzupenieniu zapasw paliwa, ruszylimy w stron
Elbrusu.
Skierowalimy si na wschd, w dolin potoku Demagat. Za kamiennym mostkiem
widzielimy ruiny grskiej wsi, czyli auu. Na przedzie jecha cignik z Knopfem i obsug
karabinu maszynowego, potem ciarwka z szstk strzelcw grskich, dalej auto
dziennikarzy, samochd Stuckera i profesora, motocykle z SS-manami, ich cignik i na kocu
nasze trzy ciarwki.
Gdy tylko Knopf i pierwsza ciarwka przejechay przez mostek, nad nami rozleg
si przecigy gwizd.
- Wysiada! - ryknem wyskakujc z szoferki.
Pocisk modzierzowy uderzy pomidzy motocykle rozbijajc je i zabijajc czterech
SS-manw. Volkswagen Stuckera wbi si w kamienn porcz przeprawy. Trzem ludziom z
MG-34 nakazaem osanianie naszych tyw. Reszta strzelcw pobiega ze mn do przodu. Po
drugiej stronie mostu Knopf ustawi pojazdy na poboczu. Za nimi ukryli si onierze i
dziennikarze.
-
Stucker wycign osupiaego profesora z auta i pchn pod mostek. Minem ich i
doczyem do Knopfa.
- Rosjanie, w ruinach jest kilkunastu - meldowa mi. - Za wsi maj ustawiony
modzierz.
- Co robi? - zapytaem.
- To samo co my: czekaj na odpowiedni moment - odpowiedzia.
- Trzeba wysa zwiad - do rozmowy wczy si Rasierer.
Rozgldaem si na boki. Nasi strzelcy zajli ju pozycje obronne. Snajperzy
wypatrywali celw.
- Pjdziesz? - Knopf zaczepnie spyta SS-mana.
- Pewnie - mrukn tamten.
Nie czekajc na nasze uwagi przywoa gestem rki drugiego SS-mana i skulony ruszy
w stron krzakw rosncych pomidzy nami a wsi.
- Dobra przynta - cicho powiedzia Knopf.
Strzelcy grscy osaniali Rasierera. Gdy gdzie pojawia si gowa Rosjanina,
natychmiast strzela nasz snajper. W ten sposb SS-man i jego kolega bez przeszkd dotarli
do pierwszych niskich murkw okalajcych au.
- Wycofuj si - zameldowa jeden ze strzelcw.
Wyjrzaem zza cignika SS-manw. Faktycznie, midzy ruinami dostrzegem ruch.
Rosjanie uciekali.
- Dzielny Rasierer powinien zosta feldmarszakiem za t bohatersk szar -
dowcipkowa Knopf.
Zawoaem trzech onierzy i wraz z nimi doczyem do Rasierera. Ten sta
zamylony nad jednym z polegych Rosjan.
- Co jest? - zapytaem go.
- Dziwny ten Iwan - stwierdzi. - Niby ma ruski mundur, ale niemieck bielizn, spjrz
na metk przy podkoszulce.
Sprawdziem. Na metce zamiast cyrylicy bya informacja o rozmiarze i marce
produktu w jzyku niemieckim.
- Moe zdoby - powtpiewaem.
- Niemieckiego schmeissera z zapasem amunicji, granatami i lornetk te? - Rasierer
kopn pistolet maszynowy lecy niedaleko.
Zamilkem zadziwiony tym zbiegiem okolicznoci.
- Lepiej nie mwmy o tym nikomu - zaproponowaem.
-
O dziwo, Rasierer przysta na moj propozycj.
- Uciekli - zameldowa jeden ze strzelcw.
Razem z SS-manem zasonilimy sob ciao zabitego. Wyszlimy przed resztki domu.
Jak spod ziemi wyrs Stucker.
- To by jaki rosyjski oddzia partyzancki - powiedzia mu Rasierer.
- Trzeba pogrzeba zabitych i czym prdzej jecha dalej - rozkaza Stucker.
Dwie godziny zajo nam wykopanie pytkich grobw dla czterech SS-manw i tego
dziwnego Rosjanina.
Dalej jechalimy ostronie rozgldajc si na boki. Wieczorem ustawilimy nasze
wozy w czworokt i wzorem amerykaskich osadnikw przygotowalimy si do obrony
okrnej. Gdyby zaatakowa nas jaki wikszy oddzia rosyjski, nie mielibymy szans.
Zauwayem, e Sauera bardzo zdenerwowaa zasadzka. O czym dugo debatowa ze
Stuckerem. Po pnocy zerway nas na rwne nogi strzay w odlegoci p kilometra od nas.
- To nasi bij si z Rosjanami - orzek Knopf wsuchujc si w odgosy strzelaniny.
Stucker stanowczo zakaza nam wysyania zwiadu w tamtym kierunku. Do rana
trwalimy na stanowiskach pic z gowami na kolbach karabinw.
Gdy pierwsze promienie soneczne wyjrzay zza szczytw gr, z bliska ujrzelimy cel
naszej wdrwki: odlegy o dwadziecia kilometrw Elbrus.
Cay nastpny dzie przedzieralimy si wskimi, grskimi drogami w stron Elbrusu.
Czsto gsienicowe cigniki holoway nasze ciarwki. Pnym wieczorem dotarlimy do
podny Elbrusu. Cay czas dookoa nas syszelimy odgosy walk, lecz naszego konwoju nikt
nie atakowa. Kolejnego dnia jechalimy drog po stoku Elbrusu i na noc zatrzymalimy si w
dawnej rosyjskiej wysokogrskiej stacji naukowej. W pitrowym budynku nie zastalimy
nikogo. Wszdzie po pododze walay si jakie kartki z notatkami zapisanymi cyrylic.
Sauer do pnej nocy wertowa je, nim wrzucalimy kolejne kilogramy papieru do
pieca. Bylimy na wysokoci 3900 metrw nad poziomem morza. Noc bya przeraliwie
zimna. Za oknami szalaa wichura. Nie zazdrociem tym, ktrzy stali na wartach i
kierowcom, ktrzy musieli co cztery godziny wcza silniki, aby nie zamarzy.
Rano 14 sierpnia za oknami widzielimy tylko biae tumany niegu. Padao krtko, ale
wichura uniemoliwiaa nam dalsz wdrwk, tym bardziej e dalej moglimy i tylko
pieszo. Trzy dni czekalimy na popraw pogody. O wicie 17 sierpnia obudzi mnie Stucker.- Wstawaj, musimy zdoby gr! - szarpa mnie za rami.
Wyjrzaem na dwr, wiecio soce i byo bardzo ciepo. Przy niadaniu ustalilimy,
e przy maszynach zostanie Knopf z dziewitk strzelcw grskich. Reszta miaa maszerowa
-
w gr. Do Schroniska Jedenastu lecego zaledwie trzysta metrw wyej, ni my
musielimy wspina si cay dzie po ogromnych blokach skalnych. Kady z nas zabra
niezbdne wyposaenie i wymaszerowalimy.
Strzelcy grscy musieli wdrowa przodem, eby przygotowa reszcie tras w
miejscach szczeglnie niebezpiecznych. Ju w poudnie dotarlimy do granicy lodowca.
Czapa lodowa okrywajca Elbrus ma sto czterdzieci cztery kilometry kwadratowe
powierzchni. Kady z nas mia standardowe wycigi lin o dugoci osiemdziesiciu metrw i
gruboci okoo dwudziestu milimetrw. Nasze oporzdzenie wysokogrskie uzupeniay
klamry stalowe, haki asekuracyjne, ruby lodowe, motki do ich wbijania, czekany ze
stalowym ostrzem i okuciem oraz jesionowym trzonkiem. Do grskich butw wizanych na
rzemienie przymocowalimy raki, czyli stalow ram z kolcami.
Biorc pod uwag, e id z nami amatorzy zastosowalimy technik wspinaczkow
sztucznych uatwie przygotowujc na trasie chwyty z hakw i ptli. Czterech ludzi wspinao
si na przedzie. Pierwszy z nich, prowadzcy, wbija haki, robi oporczowanie linami,
zakada stanowiska do podcigania reszty ekipy. Trzech pozostaych asekurowao go.
Zadaniem reszty strzelcw byo pomaganie innym we wspinaczce. Na szczeglnie trudnych
odcinkach zastosowalimy metod Bilgeriego. Wykorzystywalimy dwie liny zakoczone
ptlami. Wspinajcy si wkada w nie stopy, a liny przeprowadza przez szelki asekuracyjne
na piersi. Potem podciga praw stop, a onierze na grze wybierali luz. Nastpnie
korzystajc z prawej stopy jako podpory wysuwao si do gry lew nog. W sumie
przypominao to wchodzenie po drabinie i wymagao jedynie dobrego zgrania zespou
onierzy wybierajcych luz na linach.
Pnym wieczorem dotarlimy do Schroniska Jedenastu na wysokoci 4200 metrw
nad poziomem morza. By to metalowy, dwupitrowy budynek o opywowych ksztatach.
Podobnie jak w schronisku niej zastalimy tu jedynie pustki.
- Rosjanie wybudowali go tu przed wybuchem wojny, a materia wnieli na
grzbietach muw - powiedzia nam zdyszany profesor.
Wszyscy bylimy zmczeni wdrwk.
- Jutro musimy zaoy baz i jeden dzie powici na aklimatyzacj - powiedziaem
Stuckerowi.
Ten bez sowa zgodzi si z moj sugesti. Nasz marsz znacznie opniali SS-mani
dwigajcy swe dwie ogromne skrzynie oraz dziennikarze. Operator kamery by bardzo
wcibski i filmowa prawie kady nasz ruch.
Nastpnego dnia, 19 sierpnia, wyszlimy skoro wit. Poprzedniego dnia wszyscy
-
zdobyli pewne dowiadczenie, wic wspinaczka sza nam atwiej. Oceniaem, e wieczorem
dotarlimy na wysoko ponad 5200 metrw nad poziomem morza. W szybko zapadajcych
ciemnociach rozbijalimy obz. Mielimy ze sob mae namioty i bardzo szybko wszyscy
zaszylimy si w nich.
Rano obudzi mnie reporter kroniki filmowej.
- Zagin kamerzysta! - krzycza cignc mnie za nog.
Zesztywniay wyszedem na dwr. Stali tam ju SS-mani i Stucker.
- Co za pomys, eby zabiera takie ofiary losu w gry - narzeka Rasierer.
Bez sowa zaczem obchodzi teren wok naszych namiotw.
- Kto go widzia ostatni? - zapytaem.
- Ja - odpowiedzia reporter. - Wychodzi w nocy za potrzeb.
- Polizn si i spad - orzek Rasierer. - Spdzimy kilka dni na poszukiwaniu ciaa.
- Niemoliwe - zaprzeczy reporter. - Wzi ze sob czekan i lin, eby si
ubezpieczy. Czekan wbi tu przed wejciem do namiotu.
Poszedem w tamtym kierunku. Rzeczywicie w lodzie by otwr po czekanie. Lecz
zauwayem, e kto wyrwa go. wiadczyo o tym znaczne poszerzenie dziury, tak jakby kto
wpierw musia poluzowa ostrze gboko wbite w ld. W tym miejscu stok mia niewielkie
nachylenie, ale po lodzie kamerzysta mg zjecha bardzo daleko.
- Nie ma co go szuka, bo jeli przey upadek, to pewnie zamarz w nocy -
powiedziaem.
Wypadek kamerzysty wzbudzi lk wrd dziennikarzy, ktrzy od tej pory nie
wychodzili ze swego namiotu. Ten dzie mielimy spdzi na aklimatyzacji, lecz Stucker
zabra SS-manw i profesora z obozu i wyszli na dugi spacer. Nawet nie staraem si ich
zatrzyma. W tym czasie odwiedziem dziennikarzy.
- Proponuj, eby na gr wszed jedynie fotoreporter - odezwaem si. - Jednego
czowieka atwiej upilnowa ni trzech. I tak bdziemy musieli wrci do tego obozu, a wy
moecie tu zosta.
Dziennikarze mieli nietgie miny i nic nie odpowiedzieli.
- Co jest? - zapytaem. - Wypadki zdarzaj si i powinnicie liczy si z tym
wybierajc si na t wypraw.
- Nie o to chodzi - nie wytrzyma kronikarz. - Razem z operatorem zgina jego
kamera i filmy. Nie sdz, eby, wychodzi z nimi na dwr noc.
Cicho gwizdnem.
- Mwi mi wczoraj, e nakrci wntrze skrzynek SS-manw i jaki szkic profesora -
-
opowiada dziennikarz.
- Mwi, co konkretnie widzia? - spytaem.
- Nie - usyszaem.
Stao si jasne, e kamerzysta widzia co, czego nie powinien by ujrze. Dlatego
zgin. Zabi go pewnie Stucker albo Rasierer. Z ca pewnoci to Stucker podj decyzj.
Wieczorem SS-mani i profesor wrcili zmczeni, ale i zadowoleni.
- Jutro strzelcy grscy i dziennikarze wejd na szczyt - oznajmi wieczorem Stucker. -
Zostawi nam pan czterech onierzy.
- A pan, profesor i ludzie Rasierera? - dopytywaem si.
- My tu poczekamy - sucho odpowiedzia Stucker.
O nic nie pytaem. Rozkazaem swoim chopcom, eby zabrali z obozu tyle rzeczy, ile
tylko mog. Czuem, e Stucker co kombinuje. Nie pomogy protesty dziennikarzy, musieli z
nami wej na gr.
-
ROZDZIA PITY
NA SZCZYCIE ELBRUSU TAJEMNICZY WYBUCH UCIECZKA
STUCKERA ZEPSUTE RADIO ATAK KAUKASKICH GRALI
OCZEKIWANIE W ZASADZCE ZAKOCZENIE MISJI CZY
EBERSCHE POWIEDZIA CA PRAWD?
Niemiec westchn, a ja poczuem, e zimne ciarki chodz mi po plecach. Mimo upau
za oknami w pokoju powiao chodem.
- Nikt nie interesowa si losem kamerzysty i jego filmw? - nie dowierzaem.
Ebersche wzruszy ramionami.
- Mielimy wiksze zmartwienia - powiedzia po chwili namysu. - Widzi pan, Stucker
zatrzyma czterech strzelcw, onierzy, za ktrych byem odpowiedzialny. Nikt tego nie
powiedzia wprost, ale byli oni czym w rodzaju zakadnikw. Trzeba doda do tego, e samo
wejcie na szczyt nie sprawiao problemw, ale zejcie do dolin, gdzie czaili si Rosjanie byo
o wiele trudniejsze. Co gorsza, nie wiedziaem, czy to co Stucker i Sauer chc zabra z
Elbrusa nie sprawi nam jeszcze wikszych kopotw.
- Stucker nie ba si dziennikarzy?
- Nie. W kadym pastwie totalitarnym dziennikarze suchali wadzy albo znikali.
Akurat ci mieli tylko sawi nasz wyczyn. Pod przykrywk tej wyprawy Stucker zorganizowa
swoj akcj.
Wypiem yk kawy.
- Prosz opowiada dalej - poprosiem.
O poranku rozstalimy si ze Stuckerem. Na boku poprosiem czterech strzelcw,
ktrzy mieli z nim zosta, eby w razie kopotw wystrzelili czerwon rakiet. Potem
zabraem pitk onierzy i trjk dziennikarzy i ruszylimy na szczyt.
Przyznam, e wspinaczka bez obcienia, jakie stanowili SS-mani, bya wspaniaa.
Dziennikarze, przeraeni tym, co si stao z ich koleg, starali si jak mogli nie zatrzymywa
naszego marszu.
Lodowiec Elbrusa, gry dookoa nas, powietrze i przejmujca cisza sprawiy, e na
moment zapomniaem o bezmylnym okruciestwie w dole. Moi strzelcy czuli chyba to samo.
-
Rwnie dziennikarze byli zafascynowani tym, co widzieli.
Okoo poudnia stanlimy na wschodnim szczycie najwyszej gry Kaukazu, Elbrusa.
Oczywicie fotoreporter zrobi nam zdjcie, dziennikarze zadali kilka pyta. Po pgodzinie
trzeba byo schodzi. Nie byo sensu duej wystawia si na porywy lodowatego wiatru i
czeka, a zapadnie zmrok.
- Dwudziesty pierwszy sierpnia 1942 roku bdzie dat historyczn - patetycznie rzek
pismak z Der Angriff, nim zaczlimy opuszcza go na linie.
- Moe i tak - mruknem.
Okoo trzeciej, gdy bylimy ju tylko dwiecie metrw powyej naszej bazy,
masywem gry wstrzsn wybuch. My schodzilimy pnocno-zachodni cian, a eksplozja
nastpia po poudniowo-wschodniej stronie. Mimo duej odlegoci widzielimy chmur
bryek lodowych uniesionych w powietrze. Echo nioso jeszcze bardzo dugo odgos
detonacji.
Moi onierze spojrzeli na mnie pytajco. Obawiali si schodzi, gdy nie
wiedzielimy, czy wyczyny SS-manw nie doprowadziy do powstania lawiny.
- Idziemy dalej - rozkazaem. - Nie mamy wyboru. Tu na cianie nie mamy szans na
spdzenie nocy i przeycie do rana.
Od tej chwili bardziej brawurowo opuszczalimy si ku naszej bazie. Czuem, e
kada minuta zwoki grozia nam nieszczciem. Mniej wicej po godzinie od wybuchu nad
naszymi gowami ukazaa si czerwona rakieta.
Dochodzilimy do miejsca, gdzie powinien znajdowa si obz. Zamiast namiotw
ujrzelimy tylko zwalisko lodu.
- Wszystko szlag trafi - nie wytrzyma jeden z onierzy.
- Gdzie byo radio? - zapytaem.
- Mia je Bisch, ale on zosta ze Stuckerem - odpowiedzia ten sam strzelec.
Na gr zabralimy jedn radiostacj, drug mia Knopf.
- Idziemy tam - wskazaem rk miejsce, skd wystrzelono rakiet.
Musielimy wpierw wej ponad resztki lawiny, aby nie wdrowa przez lune bloki
lodu. Grozio to poliniciem si, upadkiem, a nawet mierci.
Powoli nad grami zaczynao zmierzcha. Po godzinie trawersowania zboczem gry
dotarlimy do czwrki strzelcw. Siedzieli skuleni pod nawisem lodu i niegu. Nie mieli
broni, plecakw, sprztu wspinaczkowego. W samych kurtkach musieli straszliwe
przemarzn.
- Co si stao? - pytaem szarpic za ramiona Bischa.
-
- Wykiwali nas, zostawili na pastw losu - mamrota.
- Bisch! - wrzasnem. - Baczno! Melduj natychmiast, co si wydarzyo?!
Chopak poderwa si na rwne nogi.
- Stucker i jego ludzie zeszli pierwsi, opucilimy nasze plecaki i bro - opowiada. -
Wtedy oni cignli liny wyrywajc ze ciany wszystkie bloczki.
- Co wysadzalicie w powietrze? - dopytywaem si.
- Nie wiem. Sauer mia jak map. W jednym miejscu, gdzie wczoraj wykopali
dziur, byo wejcie do jaskini. SS-mani podoyli adunki wybuchowe, eby poszerzy
wejcie. Musielimy odej na sto metrw i ubezpieczy si czekanami i linami. Cay swj
sprzt nieli w tych dwch wielkich skrzyniach. Potem Stucker ze swoimi ludmi wszed do
rodka. Wyszli bardzo szybko. W tych skrzyniach po materiaach wybuchowych co nieli.
Gdy zobaczylimy, e lawina wywoana wybuchem zmiota obz, Stucker kaza nam
schodzi.
- Co z radiem?
- Byo w moim plecaku.
Ostronie wyjrzaem w d. Pidziesit metrw pod nami, na niegu leay plecaki.
W tym miejscu ciana bya prawie pionowa.
- Schodzimy - zadecydowaem. - W poowie wysokoci ciany zrobimy przystanek na
przepicie lin.
Po ptorej godziny wszyscy ju bylimy na dole.
- Bisch! - zawoaem radiotelegrafist. - Pocz nas z Knopfem!.
- Tak jest!
Natychmiast siad do radia i zacz je rozgrzewa.
- Piset dwanacie! - woa do suchawki. - Tu dwa, zero, cztery. Zgo si!
Nikt si nie zgasza przez kilkanacie minut. W tym czasie moi onierze
przygotowali nastpn drog zjazdow. Zaniepokojony milczeniem radia zbliyem si do
Bischa, Ten oglda tyln ciank radiostacji.
- Prosz spojrze - ostrzem bagnetu wskazywa czubki rubek. - Normalnie, po
naprawie, elektrycy zamalowuj lady po wykrcaniu. Pniej wiadomo, czy kto dobiera si
do radia czy nie. Niestety, ludzie Stuckera manipulowali przy sprzcie i pewnie dlatego nie
dziaa. Jak pan chce, mog zajrze do rodka
- Szkoda czasu - odpowiedziaem.
Natychmiast dalej prowadzilimy zjazd po zboczu. Pnym wieczorem dotarlimy do
Schroniska Jedenastu. Zacz pada deszcz, ktry momentalnie zamienia si w wie
-
warstw lodu. W takiej sytuacji kontynuowanie wdrwki nie miao sensu. Po rozstawieniu
posterunkw wartowniczych uoylimy si do snu. Po godzinie od naszego przybycia do
schroniska po jego metalowych cianach zaczy uderza kule karabinowe. Kto nas
zaatakowa.
- Jaki silny oddzia, kilkunastu ludzi, podszed do nas od zachodu - zameldowali mi
dwaj wartownicy, ktrzy stali na dworze.
Metalowe ciany budynku i jego dziwny, opywowy ksztat zapewniay nam chwilow
ochron przed kulami przeciwnika. Postanowiem zostawi na dole, w korytarzu, trzech ludzi.
Ich zadaniem byo zatrzymanie atakujcych, ktrzy wdarliby si na parter przez zamknite
drzwi lub okna. Reszta, na pierwszym pitrze miaa zatrzyma szturm.
Ostronie wyjrzaem p