echo rzeszowa

16
„Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy, / choć sami macie doskonalsze wznieść, / bo na nich się jeszcze święty ogień żarzy / i miłość ludzka stoi tam na straży / i wy winniście im cześć!” Adam Asnyk Trwa dyskusja na temat rzeszowskiego pomnika Walk Rewolucyjnych. „Echo Rzeszowa” zwróciło się do kilku znanych w mieście osób z pytaniem – Burzyć czy zachować? Oto ich stanowiska. Mgr inż. arch. Wacław Schwarz – W latach 1887- 1889 Gustaw Eiffel z okazji światowej wystawy w Pary- żu zbudował wieżę. Odsądzono go wtedy od czci i wia- ry za coś takiego. A wieża ta nosi jego nazwisko i stała się symbolem Paryża, wrosła w jego krajobraz. Można dyskutować o niezbyt udanej lokalizacji czy kształcie rzeszowskiego pomnika, ale to on stał się najbardziej roz- poznawalnym znakiem nasze- go miasta, wrósł w Rzeszów. Każde zaś nisz- czenie pamią- tek, pomników naszej historii, to po prostu for- ma wandalizmu. Artysta plastyk Jerzy Majewski – Jestem za pozo- stawieniem tego pomnika z bardzo prostego powodu. Jest to pomnik epoki, którą przeżyliśmy, obojętnie czy oceniamy ją jako dobrą czy złą. Nie burzy się pomników przeszło- ści. Gdybyśmy to zrobili, to co pozo- stałoby po nas dla przyszłych pokoleń? Gdyby chrześcjań- stwo w średniowieczu zniszczyło pomniki i budowle wcześniej- szej kultury „pogań- skiej”, to co byśmy dzisiaj podziwiali w Grecji czy w Rzymie? Mgr Zbigniew Jucha, kierownik Delegatury Woje- wódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Rzeszowie – Ten pomnik należy traktować jako dobro kultury współczesnej, jako bardzo dobrą reali- zację rzeźbiarską, pełną ekspresji i wyrazistą w krajo- brazie naszego mia- sta. Jest to jeden z tych pomników, który w przestrzeni Rzeszowa spełnia wyrazistą funkcję i wpisał się już w historię miasta. Mgr Jan Borek - Jestem za utrzymaniem pomnika, ale i za jego odnowieniem oraz uporządkowaniem tere- nu wokół niego. Niech służy mieszkańcom Rzeszowa, bo jest to historyczny pomnik i trzeba zrobić wszystko, by wpisać go do rejestru zabytków. Już raz była prowadzona podobna akcja na temat, co z nim zrobić. Było to za prezydentury Andrzeja Szlachty. I zakończyła się ona dodaniem herbu Rze- szowa na jego szczycie. Oczywiście, za przyzwoleniem autora pomnika, art. rzeźbiarza Mariana Koniecznego. Zebrał Józef Kanik Nr 4 (196) lRok XVII kwiecień 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5% Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa POMNIKOWY WANDALIZM TERMINAL GOTOWY s. 8-9 Płk Terry Virts wsród przyszłych pilotów, aktualnie studentów Politechniki Rzeszowskiej. Fot. M. Misiakiewicz Aktualny wygląd pomnika. Fot. Józef Gajda.

Upload: zdzislaw-daraz

Post on 19-Mar-2016

231 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Czasopismo mieszkańców Rzeszowa.

TRANSCRIPT

Page 1: Echo Rzeszowa

„Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy, / choć sami macie doskonalsze wznieść, / bo na nich się jeszcze święty ogień żarzy / i miłość ludzka stoi tam na straży / i wy winniście im cześć!”

Adam Asnyk

Trwa dyskusja na temat rzeszowskiego pomnika Walk Rewolucyjnych. „Echo Rzeszowa” zwróciło się do kilku znanych w mieście osób z pytaniem – Burzyć czy zachować? Oto ich stanowiska.

Mgr inż. arch. Wacław Schwarz – W latach 1887-1889 Gustaw Eiffel z okazji światowej wystawy w Pary-żu zbudował wieżę. Odsądzono go wtedy od czci i wia-ry za coś takiego. A wieża ta nosi jego nazwisko i stała się symbolem Paryża, wrosła w jego krajobraz. Można dyskutować o niezbyt udanej lokalizacji czy kształcie rzeszowskiego pom ni k a , a le to on stał się najbardziej roz-poznawa l ny m znakiem nasze-go miasta, wrósł w R z e s z ó w . Każde zaś nisz-czenie pamią-tek, pomników naszej historii, to po prostu for-ma wandalizmu.

Artysta plastyk Jerzy Majewski – Jestem za pozo-stawieniem tego pomnika z bardzo prostego powodu. Jest to pomnik epoki, którą przeżyliśmy, obojętnie czy oceniamy ją jako dobrą czy złą. Nie burzy się pomników przeszło-ści . Gdybyśmy to zrobili, to co pozo-stałoby po nas dla przyszłych pokoleń? Gdyby chrześcjań-stwo w średniowieczu zniszczyło pomniki i budowle wcześniej-szej kultury „pogań-skiej”, to co byśmy dzisiaj podziwiali w Grecji czy w Rzymie?

Mgr Zbigniew Jucha, kierownik Delegatury Woje-wódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Rzeszowie – Ten pomnik należy traktować jako dobro kultury współczesnej, jako bardzo dobrą reali-zację rzeźbiarską, pełną ekspresji i wyrazistą w krajo-brazie naszego mia-sta. Jest to jeden z tych pomników, który w przestrzeni Rzeszowa spełnia wyrazistą funkcję i wpisał się już w historię miasta.

Mgr Jan Borek - Jestem za utrzymaniem pomnika, ale i za jego odnowieniem oraz uporządkowaniem tere-nu wokół niego. Niech służy mieszkańcom Rzeszowa, bo jest to historyczny pomnik i trzeba zrobić wszystko, by wpisać go do rejestru zabytków.

Już raz była prowadzona podobna akcja na temat, co z nim zrobić. Było to za prezydentury Andrzeja Szlachty. I zakończyła się ona dodaniem herbu Rze-szowa na jego szczycie. Oczywiście, za przyzwoleniem autora pomnika, art. rzeźbiarza Mariana Koniecznego.

Zebrał Józef Kanik

Nr 4 (196) lRok XVII kwiecień 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5%Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa

POMNIKOW Y WANDALIZM

T E R M I NA L G O T OW Ys. 8-9

Płk Terry Virts wsród przyszłych pilotów, aktualnie studentów Politechniki Rzeszowskiej. Fot. M. Misiakiewicz

Aktualny wygląd pomnika. Fot. Józef Gajda.

Page 2: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.2

Do najczęściej zadawanego pytania pod adresem redakcji należy: Prawie wszystkie czaso-pisma lokalne są dotowane przez samorządy, dlaczego rzeszowska Rada Miasta nie dotuje „Echa Rzeszowa”? Tak, to jest pytanie!

Pierwszy numer „Echa Rze-szowa”, czasopisma mieszkańców miasta, wydawanego przez Towa-rzystwo Przyjaciół Rzeszowa, uka-zał się w lutym 1996 roku. Mija w tym roku 16 rocznica ukazywania się czasopisma.

Pierwszym donatorem wydaw-nictwa był ówczesny dyrektor Exsbudu Edward Chmura , b. prezydent Rzeszowa. Niestety, przez 16 lat funkcjonowania rze-szowskiego samorządu żaden z prezydentów nie zdecydował się umieścić wydatków „Echa” w budżecie miasta. Dzieje się tak nawet obecnie, kiedy „Echo” nie ukrywa swoich proprezydenckich sympatii.

Prezydent Mieczysław Janow-ski powołał wydawnictwo „Libri Resoviensis”, które między innymi wydawało „Glos Rzeszowa”. Nie-stety, wydawnictwo miało wiele nietrafionych wydawniczo pozy-cji, a również „Głos Rzeszowa” przynosił straty. Straty wynikały głównie z powodu dużego fun-duszu płac i kosztów administra-cyjnych. Ich wielkość była słodką tajemnicą zarządu. Mówiono, że sięgnęła pod koniec działalności 500 tys. zł. Tadeusz Ferenc jako radny ostro krytykował ten stan

rzeczy. W swojej kampanii wybor-czej oświadczył – „żadnej miejskiej gazety wydawał nie będę!” I tak to zostało. Nasz prezydent nie lubi zmieniać zdania.

Towarzystwo Przyjaciół Rze-szowa uznało w 1996 roku, że bez własnego czasopisma nie będzie miało możliwości realizowania swoich ambitnych zadań statu-towych. Tym bardziej, że zostało pozbawione dotacji i wyrzucone z zajmowanego lokalu. Pierwszą redakcję tworzył zarząd TPRz w składzie: Zdzisław Daraż, Anna Staruch, Zygmunt Klatka, Zdzi-sław Niedzielski, Julian Troja-nowski, Bronisław Rudnicki . Drukowaliśmy czasopismo w drukarni pana Świątoniowskiego w nakladzie 300 egz. Czasopismo było rozprowadzane poprzez sieć sklepów PSS Społem. Dużą pomoc otrzymaliśmy od prezesa spół-dzielni mieszkaniowej, Edwarda Słupka.

Część członków zarządu nie zgodziła się, by być umieszczanym w stopce redakcyjnej „Echa”, dlate-go formalnie powołaliśmy redakcję w składzie 3-osobowym. Dopro-wadziła ona do wzrostu nakładu do 1000 egz. sześcokolumnowego

czasopisma w wersji czarno-bia-łej. Adiustacją i opracowaniem technicznym kolejno zajmowali się: Władysław Boczar, Szymon Jakubowski, Adam Socha, Roman Małek. Przygotowaniem cyfrowym do druku zajmował się Janusz Berkowicz.

Podejmowane były różne próby zwiększenia nakładu, np. ukazy-waliśmy się jako dwutygodnik. Przełom nastąpił, kiedy dzięki pomocy pana Ryszarda Podkul-skiego druk przejęły Rzeszowskie Zakłady Graficzne. Zaczęliśmy ukazywać się na 16 kolumnach w pełnych kolorach. Aktualnie dzięki pomocy pana Łucjana Pietlucha drukujemy się w drukarni Geokart International, przygotowaniem cyfrowym zajmuje się rzeszowski Cyfrodruk. Dystrybucją „Echa” zaś wszystkie firmy: Ruch, Kol-porter, Garmond. Z zadowoleniem stwierdzam, że o 50 proc. wzrosła ilość egzemplarzy prenumerowa-nych w 2012 roku.

STADION NA FINISZUDobiega końca przebudowa stadionu miejskiego przy ulicy Hetmańskiej w Rzeszowie, dzięki czemu stanie

się on najnowocześniejszym na Podkarpaciu i jednym z wyróżniających się obiektów sportowych w kraju. Zakres przebudowy był bardzo szeroki. Obejmował wybudowanie wraz z zadaszeniem dodatkowej trybu-

ny po stronie wschodniej oraz generalny remont starej trybuny zachodniej. Trybuna zachodnia otrzymała jednakże nową konstrukcję betonową oraz nowe, kolorowe krzesełka. W sumie zwiększyła się liczba miejsc na stadionie do 13,5 tysięcy. Powstały też nowe boiska treningowe, a także gruntownie został zmodernizo-wany tor żużlowy, przy którym znajdą się nadmuchiwane bandy zabezpieczające. Obiekt będzie też miał nowoczesne oświetlenie.

Pomyślano także o skutecznym monitoringu. Zainstalowano już bli-sko 40 kamer, ale ich liczba – zgodnie w nowymi przepisami – zostanie zwiększona. Radni wyasygnowali z budżetu miasta, między innymi na ten cel, dodatkowo 3,5 mln zł. Z pieniędzy tych sfinansowany zostanie również zintegrowany system sprze-daży biletów. Każdy kibic kupując bilet będzie musiał potwierdzić swoją tożsamość, a bilet, który otrzyma, uprawniał będzie do zajęcia numero-wanego miejsca na trybunie.

Niektóre roboty w powodu ostrej zimy zostały opóźnione, ale prze-budowa stadionu znajduje się już na finiszu.

WIEŻOWCE NAD WISŁOKIEMNa prawym brzegu Wisłoka w Rzeszowie

rozpoczęta została budowa kompleksu biurowo--handlowo-apartamentowego Capital Towers. W budowie jest jeden z wieżowców tego zespołu.

Capital Towers będzie największym tego rodza-ju centrum w południowo-wschodniej Polsce. W kompleksie tym znajdzie się między innymi najwyższy w Rzeszowie budynek liczący 25 kondygnacji (około 80 metrów wysokości), oraz drugi – nieco niższy – 18 kondygnacji (54 metry wysokości), a także trzy budynki 8-kondygnacyjne i jeden 4-kondygnacyjny. W sumie będzie to 95 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni prze-znaczonej na najwyższej klasy biura, apartamenty, super komfortowy hotel oraz część usługowo-han-dlową. W podziemiach znajdą się parkingi mogące pomieścić 1500 samochodów.

Z okien i tarasów 300 apartamentów rozpoście-rał się będzie widok na Wisłok, stare miasto oraz rzeszowski zamek.

Capital Towers, którego lokalizacja budzi pewne kontrowersje wśród architektów, będzie niewątpliwie wielkomiejskim akcentem w panoramie naszego miasta.

Kazimierz Lesiecki

KOMENTARZE

Zdzisław DARAŻ

PRZED 200 WYDANIEM

INTERESUJĄCE

KLASZTORNY UPIÓRIleż nasłuchałam się od przyjezdnych komple-

mentów na temat uroku naszego miasta, zwłaszcza wieczorową porą, a szczególnie zimą. Nawet koksow-niki w mroźny czas stoją, gdzie trzeba. W Chorzowie złomiarze podprowadzili dwa z żarem, u nas ani jednego. Duma rozsadzała mnie do czasu przyjazdu przyjaciół z Łodzi. Nie posiadali się ze zdumienia, gdy wieczorem zjeżdżali z wiaduktu tarnobrzeskiego. Że po prawej stronie ponuro, wiadomo – budowa. Nato-miast na tle rozświetlonego miasta, również klasztoru i sadyby wojewody, jak upiorny koszmar wyłaniały się im odrealnione w ciemnym niebycie kształty pomnika symbolizującego Rzeszów, w dodatku zza blaszanego płotu. Nigdy tego tak nie postrzegałam, ale uświadomili mi, że coś z naszą logiką budowania wizerunku jest nie tak. Oświetlamy nasze urbani-styczne atrakcje coraz ciekawiej, staramy się poszuki-wać nowych akcentów architektonicznych i nie tylko. Nie potrafimy dziwnym trafem chociażby jednym reflektorem oświetlić pomnika Walk Rewolucyjnych, jakbyśmy się go wstydzili. Rzeczywiście, po zmroku robi koszmarne wrażenie na tle całej miejskiej feerii świateł. Przecież to jest najważniejsze skrzyżowanie w mieście! Pomnik wjeżdżającym pojawia się niczym opuszczona przez żywych zjawa bez twarzy, wyrazu i jakiejkolwiek ekspresji.

Gdy uświadomiłam sobie, że tak postrzegają moje miasto przybysze z zewnątrz, coś we mnie zawrzało. Skoro tyle wysiłku podejmuje przenajświętszy Magi-strat dla budowy pozytywnego wizerunku mojego miasta, to dlaczego potrafi wszystko spieprzyć jednym zaniechaniem w centralnym punkcie komunikacji miejskiej? Jeśli brakuje na to jakichś drobniaków, których nie brakuje na oświetlenie wszystkich świątyń i innych pomników, nawet tych brzydkich, deklaruję

skuteczne zorganizowanie społecznej sciepy. Jeśli ktoś jest niewierzący w kwestii pomnikowego upioru wieczorową porą, polecam zjazd, albo spacer od ul. Marszałkowskiej.

NIEDOSTATEK OLEJUO tym, że kibolska wojna pasiaków ze stalowcami

w Rzeszowie nigdy nie zagaśnie, wiedzą nawet nie-mowlaki w kołysce. Szalikowcy będą się naparzać aż miło dopóty, dopóki starczy walecznego tchu. Wojny tej nie może zakończyć żadne zawieszenie broni ani rozejm. Mogłaby tego dokonać jedynie zorganizowana gdzieś na odludziu wojna na wyniszczenie, czyli do ostatniego, żywego wojownika.

Konflikt ten rozgorzał w najmniej dla mnie ocze-kiwanym momencie, bo pod koniec pierwszego etapu przebudowy stadionu miejskiego. Niektórzy przestali się przygotowywać do niedzieli palmowej, bo palma już im odbiła. Pasiaki potraktowały tę rozbudowę jako zniewagę pasiackiego honoru, bo to przecież siedlisko znienawidzonego kibolkiego nasienia „Stali”. Nie ma najmniejszego znaczenia, że każda drużyna może sobie tu grać. Ale honor resowiacki graniem tam w roli gospodarza byłby bardziej sponiewierany, aniżeli imć Kuklinowski przez Kmicica pod Często-chową. Gdyby ten stadion wybudowano w bratkowic-kim lesie wszystko by grało, ale przy Hetmańskiej? Zgroza! I jeszcze ten Ferenc zamierza budować przy szkole sportowej największą szkolną halę sportową. Niedoczekanie, przecież to też przy Hetmańskiej, czyli na terenie wroga i dla ichniejszej hołoty. No, gdyby budował w bratkowickim lesie, to też by wszystko grało. A może by tak trochę jakiegoś oleju nalać do niektórych głów? Najlepiej dobrze używanego, albo z pierszego tłoczenia.

Nawojka Kumak

PRZYTUPY MIEJSKIE

Nie zapominajcieo Towarzystwie Przyjaciół Rzeszowa!

Prosimy o przekazanie 1 procentu od podatku, kierując go w Waszym PIT na rzecz Towarzystwa,

wpisując adres:

Towarszystwo Przyjaciół Rzeszowa35-051 Rzeszów, ul. Słoneczna 2

KRS 0000039866

Naszemu redakcyjnemu Koledze

Ryszardowi ZatorskiemuSerdecznie współczujemy

po nieodwracalnej stracie matki, czyli kogoś, kogo niesposób

w życiu przecenić.

Zespół redakcyjny

Wschodnia trybuna stadionu miejskiego już prawie gotowa. Fot. Józef Gajda.

Wieżowiec Capital Tower w budowie. Fot. Józef Gajda.

Page 3: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r. 3

Dr Mirosław Karapyta jest blisko związany z Rzeszowem od 2002 roku, gdy objął stanowisko wice-kuratora oświaty. Jego losy się tak potoczyły, że zawodowo pozostał do dziś w naszym mieście. Był wice-marszałkiem, wojewodą, a obecnie jest marszałkiem województwa. W międzyczasie prowadził zajęcia ze studentami Uniwersytetu Rzeszow-skiego. Rzeszów, jak sam mówi, traktuje z dużą serdecznością. Jest to przecież stolica województwa. W mieście tym swoją siedzibę ma wiele instytucji, dla których zarząd województwa jest organem zało-życielskim. Marszałkowi podlegają bezpośrednio: Szpital Specjalistycz-ny im Fryderyka Chopina, Szpital Wojewódzki nr 2 im św. Jadwigi Królowej, Specjalistyczny Zespół Gruźlicy i Chorób Płuc, Wojewódz-ki Ośrodek Terapii i Uzależnień, Wojewódzki Zespół Specjalistycz-ny, Obwód Lecznictwa Kolejowe-go, Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego, Wojewódzki Ośrodek Medycyny Pracy, Teatr im. Wandy Siemaszkowej, Filharmonia Podkar-packa, Wojewódzki Dom Kultury, Muzeum Okręgowe, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, Podkarpackie Centrum Edukacji Nauczycieli, Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego. Placówki te posiadają bardzo dobrze technicznie utrzymaną bazę, która jest na bieżą-co dostosowywana do aktualnych potrzeb. W podległych instytucjach na wysokim poziomie prowadzona jest działalność merytoryczna.

Marszałek współfinansuje także działalność wielu innych podmio-tów z zakresu sportu, komunikacji i infrastruktury. Jednym z takich priorytetowych zadań jest port lot-niczy Rzeszów – Jasionka. Nie ma praktycznie w mieście zadania o

wyższej randze, w którym nie brałby udziału marszałek. Życie społeczne miasta zależy zatem w dużej mierze od marszałka. Dzięki jego współ-pracy z władzami miasta, Rzeszów liczy się w Polsce oraz na arenie europejskiej. Mieszkańcy Rzeszowa to widzą i doceniają.

Poprosiłem marszałka, aby przy-bliżył nam kilka zagadnień ważnych dla Rzeszowa, którymi w najbliż-szym czasie będzie zajmował się zarząd województwa.

- Panie Marszałku! Wiele mówi się o powołaniu w Uniwersytecie Rzeszowskim kierunku lekarskiego. Jak ważne jest to zadanie?

- W chwili obecnej województwo podkarpackie jest jednym z nielicz-nych regionów w Polsce, w którym na studiach uniwersyteckich nie funkcjonuje kierunek lekarski. W Uniwersytecie Rzeszowskim istnieje Wydział Medyczny, kształcący stu-dentów w oparciu o trzy instytuty: Pielęgniarstwa i Nauk o Zdrowiu, Położnictwa i Ratownictwa oraz Fizjoterapii. Utworzenie kierunku lekarskiego podniesie niewątpliwie jakość świadczonych usług medycz-nych dla pacjentów zarówno z Rze-szowa, jak i całego regionu, stworzy możliwość podnoszenia kwalifikacji lekarzy oraz umożliwi pozyska-nie własnej wysokospecjalistycz-nej kadry medycznej i naukowej. Dla potrzeb kierunku lekarskiego konieczne jest utworzenie szpitala klinicznego. Zadanie to jest jednym z priorytetów strategii rozwoju woje-wództwa podkarpackiego. W 2011 roku Zarząd Województwa powołał pełnomocnika zarządu do spraw organizacji szpitala klinicznego w Rzeszowie. Został nim dr n. med. Wojciech Kądziołka – ordynator Oddziału Chirurgii Klatki Piersiowej w Specjalistycznym Zespole Gruź-

licy i Chorób Płuc w Rzeszowie. Oczywiście, droga do realizacji tego przedsięwzięcia nie jest prosta. Nasz plan jest ambitny, ale realny. Do jego realizacji potrzebujemy ścisłej współpracy ze strony Uniwersytetu Rzeszowskiego, ale także wsparcia ze strony parlamentarzystów, którzy lobbować będą na rzecz powstania kierunku lekarskiego. Chcieliby-śmy w niedługim czasie podpisać list intencyjny nt. współpracy przy utworzeniu kierunku lekarskiego. Jego sygnatariuszami mieliby być, obok marszałka, rektor Uniwersy-tetu Rzeszowskiego, prezydent Rze-szowa oraz wojewoda podkarpacki.

- W planach Zarządu Wojewódz-twa jest budowa nowego obiektu dla biblioteki?

- W budżecie na 2012 rok zapi-sane zostało 400 tys. zł. na przygo-towanie dokumentacji technicznej Podkarpackiego Centrum Biblio-tecznego i Edukacyjnego w Rze-szowie. Instytucją, która w imieniu samorządu województwa realizuje to zadanie jest Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie. Jest to największa biblioteka publicz-na w regionie, która funkcjonuje w zabytkowym, nieprzystosowanym do celów bibliotecznych budynku. Pozostałe agendy wojewódzkie mieszczą się w lokalach wynaj-mowanych w różnych punktach na terenie Rzeszowa. Zgodnie z założeniem WiMBP powinna pro-wadzić działalność szkoleniową i edukacyjną. Teraz nie ma mowy o prawdziwej działalności szkolenio-wej, ekspozycyjnej czy edukacyjnej. Brak miejsca na nowe zbiory oraz rozwój placówki, czy nowe formy działalności, które przyciągałyby czytelników nowoczesną formą prze-kazu. Nowa biblioteka miałaby być nowoczesną wypożyczalnią książek,

udostępniania zbiorów audiowizual-nych, instytucją z funkcjonalnymi czytelniami książek i czasopism, oddziałem dla dzieci i młodzieży oraz podkarpacką biblioteką cyfro-wą. Miałaby to być przestrzeń prze-znaczona na spotkania, wykłady, wystawy, warsztaty etc. Zgodnie z harmonogramem prac, w tym roku chcielibyśmy pozyskać działkę pod budowę Centrum. Chcielibyśmy tak-że opracować koncepcję architekto-niczną budynku, przygotować, prze-prowadzić i rozstrzygnąć konkurs na projekt budowli. Wstępnie budynek ten planowany jest o powierzchni ok.15.000 m. kw.

- Jak przedstawia się budowa cen-trum kongresowo-wystawienniczego?

- Centrum Wystawienniczo-Kon-gresowe Województwa Podkarpac-kiego będzie przestrzenią spotkań świata biznesu, polityki i nauki z kraju i Europy z regionem podkar-packim. Stanowić będzie ośrodek życia naukowego, biznesowego, pre-zentującego osiągnięcia i możliwości techniczne i technologiczne woje-wództwa dla potencjalnych inwe-storów zainteresowanych naszym regionem. Centrum posiada w swoim programie dwie podstawowe funkcje -wystawienniczą i kongre-sową, które promować będą region i jego możliwości. Idea projektu polega na tym, że te dwie funkcje będą mogły egzystować niezależnie od siebie, lub łączyć się w jedną przestrzeń wystawienniczo-kongre-sową, stanowiącą całość. W projek-cie wprowadzono wiele rozwiązań, które wynikają z sąsiedztwa lotni-ska. Projektowane centrum będzie również atrakcją wystawienniczą i kulturalną dla pasażerów korzysta-jących z portu lotniczego. Zaprojek-towano w obiekcie przestrzenie, w których można atrakcyjnie spędzić

czas oczekując na odlot samolotu, począwszy od kawiarenek i restau-racji, poprzez wystawy, odczyty, prelekcje, a skończywszy na tarasie widokowym, z którego obserwować można odlatujące i przylatujące samoloty. Budynek Centrum Wysta-wienniczo-Kongresowego w Jasionce będzie miał powierzchnię zabudo-wy ponad 9.097 m. kw. Centrum to będzie zarówno w przestrzeni lotniska, jak i całego województwa podkarpackiego jednym z najważ-niejszych obiektów. Jego lokalizacja sprawi, że będzie łatwo dostępne nie tylko dla mieszkańców Rzeszowa i okolic, ale także dzięki transportowi lotniczemu, dla gości z całego kraju, a nawet Europy i świata. W budże-cie na 2012 rok zapisane zostały 2 mln zł na wykonanie projektu cen-trum. Do końca czerwca br. mamy czas, aby złożyć w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości goto-wy wniosek o dofinansowanie tej inwestycji. Dotacja z unijnego Pro-gramu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej ma wynieść 67 mln zł. Realizacją inwestycji w imieniu samorządu województwa zajmuje się RARR.

Miasto

MIEJSKIE DECYZJE CO TAM PANIE W RADZIE

WOJEWÓDZTWO MIASTU

Toczy się walka o drogę, która ma przebiegać przez osiedle Miłocin. - Zamiast budować drogę na swoich działkach, miasto chce po cichu zabrać nam ogródki i puścić dwupasmówkę pod oknami. Na pewno się na to nie zgodzimy – protestują mieszkańcy osiedla. - Miasto ma tu swoje działki, ale zamiast zaplanować drogę na nich, chce wejść na nasze posesje. Moja sąsiadka straci w ten sposób pół ogrodu, ja mniej więcej jedną trzecią. - Twierdzi jeden z mieszkańców. I to są bardzo istotne argumenty. Ale swoje racje mają też kierowcy stojący godzinami w korkach.

Miłocin leży w północnej części miasta. Dzielnicą Rzeszowa jest od stycznia 2010 roku, kiedy prezydent przejął go od gminy Głogów Młp. To osiedle willo-we. Od zachodniej strony sąsiaduje z Przybyszówką, gdzie trwa budowa specjalnej strefy ekonomicznej „Dworzysko”.

Niestety, tereny na których z biegiem lat mają powstać nowe zakłady pracy, od kilku miesięcy są przyczyną sporów między mieszkańcami a urzędni-kami. Lokatorzy protestują przeciwko odwodnieniu terenu i budowie dróg dojazdowych do strefy.

Najnowszy sprzeciw dotyczy planowanej budowy drogi łączącej strefę z ul. Miłocińską. Proponowany przez miasto przebieg trasy nie podoba się miesz-kańcom osiedla Miłocin. Sporny odcinek zaczyna się na skrzyżowaniu z ul. Obrońców Poczty Gdańskiej, następnie omija zabytkowy park i wpada w ul. Tar-nowską.

Andrzej Dec, szef Rady Miasta, już wczoraj popro-sił prezydenta miasta o wyjaśnienie sprawy. – Spróbu-jemy też zorganizować spotkanie z udziałem radnych, urzędników i mieszkańców. Być może w ten sposób uda się osiągnąć kompromis – mówi przewodniczący Dec. Około 50 mieszkańców protestowało przed w rzeszowskim ratuszem. A chodzi o budowę cztero-pasmowej drogi do strefy ekonomicznej Dworzysko. Miała ona biec przez osiedla Baranówka i Miłocin. Po ponad dwugodzinnej dyskusji wiceprezydent Marek Ustrobiński zadeklarował, że droga wbrew woli mieszkańców nie powstanie, a urzędnicy będą szukać innej lokalizacji dla tej inwestycji. Tym razem wygrali mieszkańcy.

Zdzisław Daraż

BęDZIE FORTEPIAN WODNY

Rozmowa z dr. Mirosławem Karapytą, marszałkiem województwa podkarpackiego

Mniej więcej w połowie marca radni z konieczności zebrali się na sesji nad-zwyczajnej, aby uchwalić dodatkowe pieniądze na stadionowe ustrojstwo związane z jego monitorowaniem, gdyż w tak zwanym międzyczasie zaostrzono wymogi związane z bezpieczeństwem stadionowym. Do tych paru milionów na te instalacje dorzucono jeszcze nieco grosiwa na przebudowę ogrodzenia od al. Powstańców Warszawy i drogi dojazdo-wej. Wszystko bez specjalnych emocji i zbędnych deliberacji.

Natomiast przebieg sesji statutowej dowodzi, że wszystko wróciło do nie-normalnej normy, czyli walenia pałą po Wisłoku, żeby ten sobie nie pomyślał, że jest lekko. Wpierw przed ratuszem zebrało się coś z pół setki protestantów z hasłami na szmatach, że TIR-y mają iść na tory, tak jakby to było możliwe. Pewnie szykowali się do protestu w sali obrad, ale skoro punkt związany z budo-wą drogi od ul. Miłocińskiej do Dworzy-ska zdjęto z porządku, poprotestowali sobie obok rynkowej estrady.

Najsolidniejsze walenie ową pałą po Wisłoku nastąpiło przy uchwalaniu korekty wieloletniej prognozy finansowej miasta. A wszystko poszło o tłuczoną po raz kolejny inicjatywę budowy fontanny multimedialnej, czyli czegoś w rodzaju fortepianu wodnego. Chociaż po praw-dzie, to ta fontanna jest tylko hasłem, pod którym kryje się ich kilka oraz plac zabaw i urządzenie amfiteatralnego terenu rekreacyjnego. Ma to kosztować 6, 1 mln zł. Zaczęło się! Przewodniczący Andrzej Dec upierał się, że należy z sika-niem fontanną zaczekać, aby rozeznać czy pod spodem nie dałoby się zbudować parkingu. To już lepiej wybudować most wzdłuż rzeki. Ponadto ponoć nie mamy jeszcze pewności, że unijne grosiwo na transport wleci do magistrackiego wora, chociaż odpowiedzialni urzędnicy sumitują się, że wleci. Zatem robił tro-chę za niewiernego Tomasza, który źle na tym wyszedł. Szeryfówna PO radna

Kaźmierczak upierała się przy budowie zamiast fontanny mostu przez Wisłok i i wiaduktu od Wyspiańskiego do Hoff-manowej. Jak chce zrealizować za 6 mln dwie inwestycje po ponad 80 mln każda, nie powiedziała. Może nastąpi jakiś cud, a może ma chody u Copperfilda? Wybit-ny architekt z Radomia również dał głos. Bolał nad stanem zieleni osiedlowej oraz upierał się, że fontanna na pewno będzie kosztować ponad 10 mln. W dodatku nie ma jeszcze nawet dokumentacji poza obrazkami wizualizacyjnymi, bo gdyby była, to wiedzieliby urzędnicy na ile opie-wa kosztorys wykonawczy. Pewnie nie uwierzył pani dyrektor Wąsowicz-Duch, która oświecała go z przekonaniem, iż dokumentacja jest, bo przenajświętsza rada nawet uchwalała na nią środki, a kosztorys zamyka się bodajże kwotą 6.123.000 zł. Ale przy uchwalaniu tych pieniędzy radnemu mogło zdrzemnąć się ociupinkę. W radnym Kiczku ode-zwała się artystyczna dusza rozmiłowana w starociach, niczym w Pudencjanie Lubomirskiej, któremu owa fontanna w sąsiedztwie zamku i pałacu letniego estetycznie zgrzyta niczym zawodzenie hymnu narodowego przez umiłowanego prezesa. Nauk w tej kwestii widocznie udzielała mu Kaśka zza rzeki. Przema-wiali sensownie ci, którzy optowali za budową, podpierajac się przede wszyst-kim względami estetycznymi, rekreacyj-nymi i koniecznością tworzenia specy-ficznej atmosfery miasta, która będzie charakterystycznym i niepowtarzalnym wyróżnikiem. Czesław Chlebek wyka-zywał bezsens porównywania wszyst-kiego do fontanny, wiceprzewodniczący Fijołek zapewniał, że nie istnieje żadne zagrożenie unijnego finansowania, a traktowanie jako poważnej budżetowo kwoty 6 mln, która mogłaby zachwiać finansami miasta, świadczy o zatrzyma-niu się w postrzeganiu budżetu miasta na roku 2003. Od tego czasu budżet wzrósł trzykrotnie. Przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej Bogu-

slaw Sak oraz przewodniczący Komisji Finansowo-Budżetowej Stanisław Ząbek za niepoważne uważali dostrzeganie jakichś finasowych zagrożeń. Uznali, że logika ustalania ważności inwestycji, zawsze będzie w zderzeniu z zadaniami drogowymi niekorzystna dla fontanny. Dlatego nie wolno tego widzieć w takim wymiarze. Po półtoragodzinnym waleniu pałą budowę fontanny klepnięto 14 gło-sami za przy 11 przeciw. Budowa rusza już w tym roku.

Zwyczajowo przedstawiony przez pełnomocnika, Krzysztofa Kadłuczkę, projekt uchwały o przyjęciu wyników konsultacji w sprawie przyłączenia do Rzeszowa sołectw z gminy Trzebownisko oraz Malawy, musiał wywołać dyskusję. Zatem niektórzy panowie tradycyjnie pogadali sobie o wszystkim i o niczym, niektórzy nawet zabrnęli w ślepy zaułek, z którego nie za bardzo wiedzieli jak wyjść. Było nawet coś o aneksji, czy jakoś tak, ale w sumie uchwałę przy-jęto wiekszością głosów. Nie udało się jednak połączyć dwu rad osiedlowych ze Śródmieścia, pomimo że obie tego chciały. Radnym wyszło jednak z wyli-czeń, że może to zburzyć jakąś buchal-terię wyborczą wynikajacą z wejścia obu osiedli do jednego okręgu wyborczego, a teraz są w dwóch. Co to może obchodzić samorządy osiedlowe, o interesy których ponoć zabiegają rajcy z prawej strony? Tego nie wie nikt. Zatem muszą obie rady żyć w przymusowej separacji. Czyli z tą dbałością o samorządy jest jak z wódką. Ma być przyjemnie, a zostaje kac.

W czasie marcowej sesji Rada Miasta urodziła sobie trzeciego wiceprzewod-niczącego, Waldemara Szumnego. Jak tak dalej pójdzie, to za ladą prezydialną będzie wkrótce więcej radnych aniżeli po przeciwnej stronie. Może tak zdarzyć się nawet, jak w autobusie w Porażu, który jest najszerszy w świecie, bo wszyscy chcą siedzieć w pierwszym rzędzie.

Roman Małek

NIE ChCĄ DROGI

ciąg dalszy na s. 10

Mirosław Karapyta

Page 4: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.4Żyją wśród nas

Z początkiem marca tego roku przeprowa-dzono w Politechnice Rzeszowskiej wybory nowego rektora. Już w pierwszej turze zdecy-dowanie zwyciężył dotychczasowy prorektor do spraw rozwoju prof. dr hab. inż. Marek Orkisz. Urodzony 4 sierpnia 1956 roku w Jędrzejowie, absolwent Wojskowej Akade-mii Technicznej zrobił błyskotliwą karierę naukową właśnie w tej renomowanej uczelni wojskopwej. W ciągu 10 lat zdołał doktoryzo-wać się i habilitować, realizując równocześnie projekty badawcze, działalność dydaktyczną oraz publicystyczną ze swojej dziedziny nauki. W 1999 roku otrzymał tytuł profesorski. Puł-kownik rezerwy.

Z Politechniką Rzeszowską związany jest praktycznie od 1996 roku, gdy powierzono mu kierownictwo Katedry Samolotów i Silników Lotniczych. Pełnił również funkcję dziekana Wydziału Budowy Maszyn i Lotnictwa. W swoim dorobku ma ponad 120 publikacji, 6 książek, 2 patenty i ponad 20 projektów badawczych własnych, promotorskich i roz-wojowych. Gdy pojawiłem się na rozmowę z nowym rektorem-elektem, powitał mnie człowiek kontaktowy, o wysportowanej syl-wertce, żywym usposobieniu i bardzo precy-zyjnym formułowaniu wypowiedzi. Unikał niepotrzebnych ozdobników, jakiejkolwiek sztuczności i niedomówień.

- Panie profesorze, wybór lotnictwa to przypadek?

- Nie, wczesne dzieciństwo spędzałem w cieniu lotnictwa. Mój ojciec był pilotem wojskowym, niestety, już w 1965 roku zginął w katastrofie na poligonie pod Wałczem. Zatem z pewnością gdzieś w moich „genach” to musiało tkwić. To były też czasy (kryzys kubański), kiedy ojca częściej mogłem spo-tkać na lotnisku niż w domu i często na tym lotnisku z mamą i siostrą byłem.

- Od czegoś trzeba było zacząć.- Pozostało Technikum Mechaniczne w

Kielcach i pasja mojej młodości – piłka nożna, w którą namiętnie grywałem. Później już tyl-ko w 1976 bezkolizyjny start na kierunek lot-niczy WAT i tak moja przygoda z lotnictwem rozpoczęła się, bez specjalnych zawirowań.

- A po ukończeniu?- Na 21 lat do Dęblina. Tam zresztą dosłu-

żyłem się stopnia pułkownika.- Z Rzeszowem łączą pana jakieś związki

rodzinne?- Nie! Z tym, obecnie już moim, miastem

jestem związany wyłącznie poprzez lotnictwo. Wszystko rozpoczęło się od bardzo cieka-wej propozycji, jaką dostałem w 1996 roku od ówczesnego rektora Politechniki, prof. Stanisława Kusia. Zaintrygował mnie chęcią dużego wzmocnienia kierunku lotniczego. Miał ciekawą wizję jego rozwoju. Zresztą jego następca, prof. Tadeusz Markowski skutecznie kontynuował namawianie mnie na przejście do Rzeszowa.

- Byli skuteczni?- Nie tylko w namawianiu. W działaniu

także.- Rozmawiałem z pana studentami. Czym

zaskarbił pan sobie ich uznanie?- Miło słyszeć. Chociaż specjalnych zabie-

gów nie czyniłem. Kiedyś marzeniem było zostać nauczycielem akademickim. Ja nie muszę, ja chcę i młodzież to czuje. Lubię pojętnych ludzi, a nie cierpię gadulstwa. Zresztą pewną dyscyplinę słowną wymuszał mundur.

- Przy przeglądaniu zestawu pana aktyw-

ności organizacyjnej można dostać zawrotu głowy. Spełnił pan młodzieńcze marzenia?

- W większości tak. Chociaż one ewoluują wraz ze zmieniającym się światem. Będąc młodym człowiekiem chciałem zmieniać świat, a teraz chcę kształtować tych, którzy właśnie ten świat dopiero będą zmieniać.

- Jak kształtować?- Poprzez skuteczniejszy proces kształcenia.

Szkolnictwo jednak nie cierpi rewolucji. Prze-cież wiemy z fizyki, że opór materii rośnie z kwadratem prędkości zmian. Zatem zasada prosta i czytelna. Zamiast wykazywania się dynamizmem, lepiej wpierw zdiagnozować słabości i wówczas płynnie i skutecznie doko-nywać zmian.

- Co je aktualnie determinuje?- Przesunięcie się środka ciężkości. Dotych-

czas priorytetem był rozwój infrastruktury dydaktycznej i aparatury naukowej. Teraz staje się nim spożytkowanie wszystkiego do osiągnięcia pożądanych celów naukowych i gospodarczych. Jednak nadal nadrzędnym celem uczelni jest kształcenie dobrych kadr, zwłaszcza pod kątem innowacyjności. Temu nie sprzyja agresywna działalność gospo-darcza. Musi się zatem zachować właściwe proporcje.

- Demografia nie spędza snu?- Kiedyś pojawił się wyż demograficzny,

do którego nie byliśmy przygotowani, a teraz pojawia się jego odwrotność. Jesteśmy spokojni. W Polsce jest 11 proc. młodzieży, która nie pracuje i nie uczy się, czyli jest do zagospodarowania. Ponadto otwieramy się na euroregion. Koniecznie trzeba uelastycznić system studiów niestacjonarnych, powrócić do propozycji studiów wieczorowych, przygoto-wać się do studiów z wykorzystaniem technik informatycznych.

- W czym upatruje pan przyczynę braku integracji rzeszowskiego środowiska akade-mickiego?

- To jest nowy ośrodek, który jeszcze nie okrzepł. Ze względu na, w dużym stopniu, napływowy charakter kadry zderzają się w Rzeszowie jak w tyglu różne tradycje akade-mickie. Wszystko musi dopiero ustabilizować się i tu jest ogromna rola Politechniki i Uni-wersytetu w kreowaniu akademickości miasta. Dopiero wychowanie znacznej liczby własnego pokolenia pracowników naukowych zmieni to niekorzystne oblicze.

- Co będzie siłą napędową Politechniki?- Oczywiście lotnictwo, informatyka i

szeroko pojęta inżynieria materiałowa. To górna półka technologiczna i innowacyjna z wyrafinowaną techniką, która generuje roz-wiązania przechodzące do życia. Zgodnie z zasadą – coraz szybciej, wyżej i dalej.

- Największe marzenie rektora-elekta?- Uzyskanie przez Politechnikę do 2020

roku statusu Uniwersytetu Technicznego.- Ponieważ?- To ogromna korzyść prestiżowa, kon-

kurencyjny w Europie potencjał naukowy i niezwykła szansa rozwoju.

- Rektorskie słabości?- Wreszcie własny ogródek, który był

marzeniem blokowca. Skoro pochodzę z Jędrzejowa, a ten posiada jedyne w swoim rodzaju muzeum zegarków, kolekcjonuję cie-kawe ich okazy, najczęściej jakieś limitowane repliki, dobrze jeżeli odzwierciedlają w jakimś stopniu historię lotnictwa.

- Dziękuję. Życzę powodzenia.Roman Małek

AUTOR „ZAWIERUChY NAD SANEM”

ODZNACZONYMARZę O UNIWERSYTECIE

TEChNICZNYM

16 marca 2012 w Warszawie podczas obrad Rady Krajowej Ruchu Stowarzyszeń Regionalnych RP i Komisji Kultury NK PSL za publikacje w obronie Kresów, jako jedyny, Zdzisław Daraż odznaczony został Krzyżem Czynu Zbrojnego Polskiej Samo-obrony na Kresach Wschodnich RP. Aktu dekoracji dokonał wiceminister edukacji narodowej Tadeusz Sławecki.

Przewodniczący Rady Krajowej Tade-usz Samborski sk ładając gratulacje podkreślił duży wkład Z. Daraża w odważne naświetlanie stosunków polsko--ukraińskich w swoich publikacjach na łamach „Echa Rzeszowa”. Pokreślono, że szczególnie wartościowa jest jego książka, kilkakrotnie wznawiana pt.”Zawierucha nad Sanem”.

Józef Gajda

Już po raz 15. panie o imieniu Krysty-na zorganizowały w dniu swoich imienin tradycyjny zjazd. W tym roku odbył się on w Rzeszowie. Kilkaset Krystyn przybyło do naszego miasta, żeby świętować swoje imieniny. Na spotkanie przybyły Krystyny z różnych części Polski, a także z: USA, Francji, Brazylii, Wielkiej Brytanii, Szwe-cji, Niemiec i Belgii. W rzeszowskim, trzy-dniowym spotkaniu mogła wziąć udział każda Krystyna bez względu na wiek. W pierwszym dniu Krystyny uczestniczyły w Uniwersytecie Rzeszowskim w konferen-cji naukowej pn. „Kobieto, kim jesteś we współczesnym świecie” oraz w wernisażu wystawy pt. „Krystyna, kobieta z pasją” i spektaklu teatralnym pt. „Słodkie lata 20, 30…” w Teatrze Wandy Siemaszkowej.

Drugi, kulminacyjny dzień 13 mar-ca rozpoczął się od udziału Krystyn w mszy świętej celebrowanej przez ks. bpa Kazimierza Górnego w kościele farnym za wszystkie Krystyny biorące udział w jubileuszowym zjeździe oraz za duszę inicjatorki zjazdów – śp. Krystyny Bochenek, byłej wicemarszałek Senatu RP, dziennikarki Polskiego Radia w Katowicach, która zginęła w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Na rynku rzeszowskim prezydent Tadeusz Ferenc, przekazując na dwa dni klucz do bram miasta, życzył kobietom m.in., żeby jak najwięcej mężczyzn ich uwielbiało i … słuchało. W zamian dostał gwizdek, który ma mu pomóc w rządzeniu tym grodem.

W pięknym korowodzie z akompa-niamentem orkiestry i parady zespołów artystycznych Krystyny przeszły do Fil-harmonii Podkarpackiej na krótki koncert orkiestry symfonicznej. Wieczorem w Millenium Hall był bankiet imieninowy, a także tańce i swawole do utraty tchu oraz spotkania w grupach wedle zain-teresowań. W czasie zjazdu odbyły się różne konkursy, kiermasze, wręczono wiele nagród, nadano tytuły honorowe. Krystyny miały możliwość zwiedzenia m.in. Muzeum Dobranocek i Podziemnej Trasy Turystycznej. Na ostatni dzień zjaz-du zaproponowano do wyboru wycieczki do Łańcuta, Krasiczyna i Lwowa.

Zjazdy te uważane są za fenomen socjo-logiczny. Na ten temat promowano na zjeździe książkę pt. „Fenomen Krystyn”, napisaną przez współorganizatorkę zjazdu dr Krystynę Leśniak-Moczuk z Uniwer-sytetu Rzeszowskiego. Krystyny obiecały sobie, że w następnym zjeździe wezmą też aktywny udział.

Wybrane z serwisu internetowego znaczenie imienia Krystyna: „Krystyna to kobieta obdarzona wybitną osobowością, jest wrażliwa, posiada zmysł dyplomatycz-ny. Bardzo ambitna i przezorna, czasem aż do przesady, przez co ma problemy. Lubi kierować mężczyzną. Towarzyska, lubiąca podróże. Jest konserwatystką, jednak te zmiany, które musi jest w stanie zaak-ceptować. Z wszelkich kłopotów zawsze wychodzi obronną ręką”.

Stanisław Rusznica

15. ZJAZD KRYSTYN

Rektor-elekt, prof. Marek Orkisz jeszcze w swoim gabinecie prorektorskim. Fot. Roman Małek

Krystyny ze Szwecji na rzeszowskim rynku. Fot. Józef Gajda.

Page 5: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r. 5WSPOMNIENIA Z WęŻYKIEM CZ. 19

DOWÓDZTWO WOJSK LĄDOWYCh I śOWGen. dyw. F. Czekaj

Awantura, nie tylko medialna, wokół postaci gen. Świerczewskiego, która wybuchła przy okazji chęci zorganizowania w Jabłonkach koło Baligrodu skromnych obchodów 65. rocznicy jego śmierci z rąk nacjona-listycznych band ukraińskich, una-oczniła idiotyczny sens uprawianej polityki historycznej. Prowadzi ona bowiem do przerysowanego malo-wania postaci i faktów historycz-nych w białej i czarnej konwencji w zależności od politycznej kwalifika-cji postaci, bądź zdarzenia. Cóż to może mieć wspólnego z historyczną metodologią i obiektywizmem? Mniej więcej tyle, ile wół z karetą.

Do fanów generała Świerczew-skiego nigdy nie zaliczałem się, cho-ciażby ze względu na rozśmieszające mnie, nieudolne próby nadyma-nia balona jego surrealistycznej legendy w czasach PRL. Nie wiem dlaczego, ale kojarzyło mi się to z Zorro i Czapajewem. Również za wybitnego wodza nie uchodził w moich oczach, chociaż nie odbiegał w żadną stronę od polskiej normy, podobnie jak: Rydz Śmigły, Fabrycy, Rómmel, Bór-Komorowski, Popław-ski, Rola-Żymierski czy Anders.

Jednak robienie z niego bezmyśl-nego pijaka, narodowego szkodnika, wojskowego zera, zabójcy AK--owców, mordercy hiszpańskich zakonnic i zbrodniarza jest czymś, co nie przystoi nawet trzeźwemu dyletantowi, a co dopiero komuś, kto ma jakieś ambicje historyczne. Panu wicemarszałkowi Cholewiń-skiemu wolno robić za historyka--chałupnika, ale w domu. Na stołku samorządowym nie wypada pleść duby smalone o Świerczewskim, jakoby zbrodniarzu. Jeśli nie wie

komu to określenie przynależy, nie-chaj rozpocznie stosowną edukację, albo historycznie zamilknie.

Ze sporym zdumieniem czy-tałem, że Świerczewski stanął po złej stronie w hiszpańskiej wojnie domowej, bo po stronie komuni-stów. Przecież stanął po stronie legalnej władzy republikańskiej przeciwko puczowi faszystowskie-mu gen Franco. To co, miał zrobić odwrotnie? Każdy poważny historyk ocenia tę wojnę jako preludium II wojny światowej. Chociażby ze względu na walkę połączonych sił Franco, oddziałów hitlerowskiej Rzeszy i faszysty Duce Mussoli-niego. Mogli oni bezkarnie przete-stować sobie nowe rodzaje broni i wojskowej taktyki, przy całkowitej bojaźliwości naszych zachodnich sojuszników. Prawda, że była to brutalna wojna obejmująca wielu cywilów, ale wynikała ona z pora-chunków wewnątrz hiszpańskich, a nie ciągot Świerczewskiego, który z tym nie miał nic wspólnego. Wojenny dramat ludności cywil-nej najlepiej ilustruje „Guernica” Pabla Picassa, ukazująca cierpienia ludności zbombardowanego przez faszystów miasteczka baskijskiego. Zresztą po zwycięstwie frankistów grubo ponad 200 tys. Hiszpanów straciło życie, a ponad pół miliona musiało uciekać z kraju. Takim właśnie humanistą i demokratą był Franco. Obecnie nie zachował się żaden ślad chwały gen Franco i przyszywanych przez jego propa-gandę zbrodni republikanów.

Bodajże prof. Wieczorkiewicz ochrzcił bitwę bydziszyńską II Armii Wojska Polskiego, dowodzo-nej przez gen. Świerczewskiego, jako

klęskę. Coś musiało się profesorowi pokiełbasić, ponieważ pomimo strat i niepowodzeń w początkowej fazie, wojska Świerczewskiego nie zostały rozbite i swoje zadanie wykonały, przy okazji uniemożliwiły osiągnię-cie celu przez Niemców, chociaż silnego niemieckiego kontrataku grupy Steinera nikt nie spodziewał się. Jeśli tak wygląda klęska, to jak należy określić, kampanię wrze-śniową czy Powstanie Warszawskie? Twierdzenie, że mógł wycofać się z bitwy, jest godne szeregowca Kutaś-ki, a nie kogoś, kto choć trochę orientuje się w realiach funkcjono-wania frontu w warunkach wojny. Jedynym jego błędem, chociaż tak naprawdę popełnionym przez Łaskiego, była kwestia 9. dywizji. Nie musiał także uczestniczyć w wyścigu do Drezna, ale pokusa sukcesu była spora i chyba każdy by jej uległ. Zresztą uległ podobnej gen. Anders pod Monte Cassino z podobnym skutkiem. Bitwa na polach łużyckich jest bodajże naj-mniej znanym epizodem II wojny światowej, dlatego pozwolę sobie na poświęcenie jej odrębnego felietonu. Tak na wszelki wypadek, aby mniej glupot o niej wypowiadano.

Wiąże się z tą bitwą również zarzut, że jako dowódca nie skorzy-stał z prawa łaski w odniesieniu do skazanych przez sąd wojenny iluś tam swoich zołnierzy, byłych AK--owców. A czy w stosunku do kogo-kolwiek skorzystał? Dla niego to nie byli żołnierze AK, lecz II Armii i miał ich bodajże większość. Nie znam żadnej armii świata, w której nie funkcjonowałoby drastyczne prawo wojenne. Jeśli ktoś nie wie-rzy, niechaj sięgnie do rzetelnych

RZETELNIE SIę NIE DA, MUSI BYć GŁUPIO

- Dali spokój w tej Bydgoszczy?- Nie za bardzo! Już 5 maja 2005

roku wylądowałem w Warszawie na stołku szefa logistyki wojsk lądowych. Spędziłem w tej Warszawie rok, który uważam za najgorszy okres w mojej służbie wojskowej, graniczący niemalże ze zwykłą stratą czasu i wojskowej wie-dzy oraz umiejętności, za prawdziwy dowódczy koszmar.

- Zabrzmiało mocno!- A jak miało zabrzmieć, skoro

dzień w dzień od 8.30 do 12 lub 13 grzałem bezproduktywnie siedzenie na niekończących się odprawach pro-wadzonych permanentnie przez prze-łożonych? W dodatku przesiadywali wraz ze mną moi podwładni.

- Może od tego rosła potencja wojsk?- Jak mogła rosnąć, skoro ja nie

miałem możliwości kontaktu z podle-głymi dowódcami oraz żołnierzami i stawiania im jakichkolwiek zadań? To kłóciło się z wojskową logiką i prag-matyką. Przecież od samego mieszania herbata nie staje się słodsza. Przypo-minało to trochę obcinanie paznokci toporem.

- Nic nie odklejało dowódcy od sali odpraw?

- To była twarda sztuka! Ale spora-dycznie coś zmuszało nas do wyjazdu. Były to jakieś zdarzenia nadzwyczajne.

- Na przykład?- W czasie zimow ych ćwiczeń

kilku żołnierzy odmroziło lekko nogi i wybuchła nieunikniona w takich wypadkach w wojsku afera, która biegła niczym piorun po drucie z góry do samego dołu. Zatem bez mała całe nasze dowództwo wyleciało niemal w trybie bojowym na poligon do Drawska, badać tak zwane przyczyny i okoliczności oraz w razie potrzeby kogo należy ciągnąć za konsekwencje.

- Dowództwo pomogło na te odmro-żenia?

- Okazało się, że nie było takiej potrzeby. Otóż kilku mało ambit-nych kierowców zamiast szkolić się z saperami, zostało w swoich starach i wylegiwało w zimnych szoferkach za kierownicami. Bezruch nieco im przymroził palce u nóg. Po rozmowie z nimi oraz lekarzami wszystko stało się jasne. Żołnierzom absolutnie nic nie groziło, więc wróciliśmy do stolicy.

- Ale gdzie ta afera?- Była i to jeszcze jaka! Po naszym

wyjeździe do szpitala zjechała czujna ekipa TVN i nakrytych bojaźliwie po same nosy żołnierzy zaczęli wypytywać o samopoczucie i całość nóg. Padają odpowiedzi, że czują się źle, cierpią na osierocenie przez dowództwo. Słowem narzekali na swoją niby parszywą dolę niczym Janki Muzykanty w piwnicznej izbie. Zatem powstały jaja jak berety!

- Wyemitowali te bzdety?- A jakże! A przecież gdyby owym

żołnierzom zechciało się myć nogi nie tylko przed Wigilią i Wielkanocą, częściej prać skarpety i zażywać na poligonie nieco ruchu, a nie wyłącznie byczyć się za kierownicą stara – nie byłoby afery medialnej, a dowódca mógłby w Warszawie spokojnie pro-wadzić kolejną odprawę.

- Nic nie udało się poćwiczyć?- Tylko raz na tym stanowisku

mogłem dostąpić zaszczytu przygo-towania i przeprowadzenia, na bazie jednej z brygad ogólnowojskowych, ćwiczeń logistycznycznych dla wszyst-kich dywizji, brygad i samodzielnych pułków wojsk lądowych.

- Jestem pod wrażeniem!- Ćwiczyliśmy logistyczne zabez-

pieczenie brygady w czasie działań bojowych. Pododdziały logistyczne brygady i batalionu ćwiczyły przy stu-procentowym rozwinięciu.

- No, no!- Istotnie, niektórzy pierwszy raz

w życiu widzieli prawdziwą karawanę logistycznego zabezpieczenia komplek-sowego. W czasie rutynowych ćwiczeń najczęściej jest to zespół okrojony do około 200 samochodów i niewielkiej ilości innego wyposażenia.

- I tak dotarliśmy do 15 sierpnia 2005 roku.

- Właśnie. W czasie uroczystości z okazji Święta Wojska Polskiego z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniew-skiego otrzymałem drugą gwiazdkę generalską. Jak zwykle jest to przeżycie o dużym ładunku emocjonalnym, nie tylko dla awansowanego, ale i jego najbliższych. Nie inaczej było i u mnie. Z tym, że już po raz wtóry.

- Dają wówczas drugą szablę?- Już nie przysługuje. Dostałem

ryngraf.

- A o czymś ciekawszym od siedzenia na odprawach pomyśleli?

- Pomyśleli. Już w lutym ówczesny minister obrony narodowej, Radosław Sikorski, wezwał mnie na rozmowę kadrową. Zaczął od zaproponowania stanowiska szefa kontroli. Skończyło się zaś tym, że 30 marca wylądowałem ponownie we Wrocławiu, tym razem na stanowisku dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego. Więcej razy od Wrocła-wia lądowałem wyłącznie w Rzeszowie.

- ŚOW to była wojskowa potęga!- Bez wątpienia. To przecież obsza-

rowo połowa Polski, bo okręg śląski obejmował 9 województw południowej i poludniowo-zachodniej części nasze-go kraju, włącznie z takimi wojedz-twami jak: lubelskie, świętokrzyskie, łódzkie i lubuskie.

- Znowu coś nowego?- Zdecydowanie tak. Nowe zada-

nia, nowe wyzwania, nowe problemy, kolejne zmagania. Jedynie ich skala zdecydowanie inna.

- Coś cieszyło szczególnie?- Najbardziej radowało to, że znów

dowodziłem, gdyż to sprawiało mi zawsze wyjątkową satysfakcję bez względu na szczebel tego dowodzenia. Czułem się w tym jak przysłowiowa ryba w wodzie, chociaż nikt jeszcze nie wymyślił na to instrukcji obsługi. No i to, że po mnie i cały osobisty ekwipu-nek przyjechał do Warszawy mój były wrocławski adiutant, chor. Aureliusz Nowacki, dla przyjaciół Relek.

- To już musiała być postać!- I to jaka! Dlatego od razu prze-

niosłem go do dowództwa. Relek, jako adiutant, zdołał wpierw dobrze wychować trzech generałów od logisty-ki, a później z wyszukaną dzielnością wspierał kolejnych trzech dowódców okręgu wojskowego.

- Powrót sentymentalny?- Pudło! Po prostu dla mnie powrót

do normalności, czyli do tego, co naj-bardziej lubię. To znaczy do obracania się w takim specyficznym trójkącie – praca, tenis, praca. A w tej pracy szkolenie, do którego zawsze miałem odwzajemnianą słabość.

- I znowu ćwiczenia?- Skorzysta łem, oczy wiście, z

doświadczeń wyniesionych z Rzeszowa i przygotowałem oraz zorganizowałem

wspólnie z Kombinatem Górniczo-Hut-niczym Miedzi ćwiczenia na bazie huty w Głogowie. Zaangażowałem wojsko, zwłaszcza saperów, naczalstwo huty, wojewodę dolnośląskiego, starostę i kogo tam jeszcze należało.

- Rozpęd iście homerycki!- Bo i cele były rozległe niczym

Amazonia, gdyż były to ćwiczenia cywilno-wojskowe. Wojewoda realizo-wał zadania wynikające z kierowania obroną województwa, starosta kierował swoim zakresem kompetencji i odpo-wiedzialności. Obaj poprzez podległe im jednostki i służby. Wojsko nato-miast podjęło swoje zadania terytorial-nej obrony w ścisłym współdziałaniu ze służbami mundurowymi MSW.

- Zatem wojna?- Jak w „Działach nawalonych”.

Wpierw samoloty Aeroklubu Lubu-skiego, robiące za lotnictwo wroga, skutecznie zbombardowało hutę mie-dzi w Głogowie. Następnie wojsko w ścisłym współdziałaniu z cywilami musiało skutecznie obronić zagrożony obszar. Dyrektorzy kombinatu na czele kilkunastu dyrektorów kopalń i hut znaleźli się w wirze wydarzeń i mieli sposobność uświadomienia sobie wła-snych kompetencji i odpowiedzialności w takich warunkach. Wreszcie zorgani-zowaliśmy przeprawy przez Odrę, gdyż złośliwy nieprzyjaciel porozwalał nam wszystkie mosty.

- Uff! Wszyscy wytrwali?- W znakomitej kondycji i dyspo-

zycji. W dodatku uczestniczyli w tych ćwiczeniach wszyscy zaproszeni woje-wodowie z ośmiu województw wcho-dzących obszarowo w skład Śląskiego Okręgu Wojskowego. Byli niezwykle usatysfakcjonowani pokazem roli cywilnego zaplecza działań bojowych w warunkach wojny. Z jakichś powodów nie przyjechał na nie jedynie ówczesny wojewoda podkarpacki, który także został zaproszony.

- Obraził się?- Nie wiem! Wiem natomiast, że

województwo podkarpackie ma z dolnośląskim tyle ciekawych związ-ków historycznych i etnicznych, iż tu należałoby szukać nie tylko politycz-nych sojuszników wspierających nasze regionalne interesy, ambicje i dążenia. Przecież większość wrocławian i znacz-

n a c z ę ś ć mieszkań-ców woje-w ó d z t w a d o l n o -ś l ą s k ie go ma swoje korzenie w przedwojennym woje-wództwie lwowskim i na powojennej Rzeszowszczyźnie. To spory, ugorujący kapitał.

- Inny priorytet?- W tym okresie mój okręg wojsko-

wy organizował i realizował transport do Afganistanu: żołnierzy, sprzętu, wyposażenia, żywności i czego tylko było trzeba. To było coś w rodzaju wahadłowego mostu powietrznego pomiędzy Wrocławiem o Baghram. Tu musiało wszystko funkcjonować bez najdrobniejszych zacięć.

- A ichni klimat i nasze papu?- No właśnie! To był wielki problem.

Zamawialiśmy wyłącznie żywność o wydłużonym okresie przydatności do jedzenia, pakowaną próżniowo, u sprawdzonych producentów i dostaw-ców. Istniała zasada, że my szybko wszystko pakujemy, leci to do Afga-nistanu, a tam równie szybko całość rozładowują i zawożą do odpowiedniej chłodni.

- Proste, jak futerał na cepy.- Nie do końca. Wystarczyło, że

prawdopodobnie na lotnisku w Bagh-ram za długo na słońcu postały sobie pojemniki z wędlinami i skandal goto-wy. Z Afganistanu meldują ministrowi obrony, że dostarczono im wędliny jakieś oślizłe i dlatego morale wojska leży w gruzach. Rusza cała maszyne-ria pościgowa za sprawcami spadku morale naszego kontyngentu i w efekcie lecą ze stanowisk bogu ducha winni dowódcy brygady logistycznej i jednej z baz materiałowych.

- Uratowało to kiełbasę i morale?- Nic, a nic! Szczególnie żal mi było

zupełnie dobrego dowódcy brygady, który ledwie zdążył objąć to stanowi-sko i nawet jeszcze nie zdążył poznać swoich pododdziałów. No cóż, kaprysy i życzliwość przełożonych na pstrych chabetach jeżdżą. Rasowy rumak mgłby się zeźlić i jeźdźca zrzucić. Coś o tym również wiem.

Roman Małek

opracowań związanych z wojenny-mi dziejami polskich sił zbrojnych na zachodzie. Może sam do tego niepopularnego tematu wrócę?

Cały przyszywany generałowi od lat garb notorycznego pijaka nie zasługuje nawet na poważne potraktowanie. Taki zarzut śmierdzi na odległość maglem, zapiekłą nie-nawiścią i budką z piwem. Chociaż w czasie wojny z abstynencją wojska bywało różnie, to zarzut obezwład-niającego pijaństwa jest idiotycznym nadużyciem.

Zastanawiam się, dlaczego odda-wanie czci temu, który zginął z rąk nacjonalistycznych banderow-ców nie przystoi Polakom. Czy to oznacza, że owa cześć przysługuje zabójcom? Przecież bandyci spod tego samego znaku przed wojną zamordowali ministra Pierackiego. Czyżby zamykanie tamtego bandyty w więzieniu było też nieporozumie-niem, bo należały mu się cześć i sza-cunek? Czy aby ktoś tu nie stawia wszystkiego na głowie?

Roman Małek

hISTORIA NA KOŁKU

Page 6: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.6 Echa kulturalne

RZESZOWSKI KALEJDOSKOP KULTURALNYOd pewnego czasu słysząc

słowa „TROSKA O ZACHO-WA N I E T OŻ S A MO Ś C I NA RODOW EJ”, „DZI E -DZICTWO KULTUROWE TO NASZA SZANSA NA ZACHOWANIE ODRĘB-NOŚCI I TRADYCJI NARO-DOWEJ”, i tym podobne, brzmiące czasem jak szyder-stwo slogany, zaczynam się szczypać, aby sprawdzić czy ja śnię, czy to jest jawa. Szyb-ko przytomnieję patrząc na otaczającą nas rzeczywistość

w kontekście tego, co wyrabiają, a raczej nie robią nasi wybrańcy, którym umożliwiliśmy nadymanie się dumą i ważniactwem z racji przebywania w ważnym budynku w Warszawie przy ul. Wiejskiej oraz innych centralnych instytucjach.

Poprzednie rządzące ekipy systematycznie odrzucały od siebie wiele ważnych spraw, spychając odpowiedzialność na tzw. teren, czyli samorządy, którym na wszelki wypadek, żeby nie podskakiwały, sys-tematycznie ograniczano środki finansowe. W ostatnim czasie znowu zmniejszono je, podobno tym razem aż o jedną trzecią!

Ale do rzeczy! W roku 2011 Polska, jako jeden z OSTATNICH w Europie krajów, podpisała KONWENCJĘ UNESCO z roku 2003 w sprawie ochrony niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Do tej pory pan minister kultury i dziedzictwa narodowego, Bogdan Zdrojewski, oraz personel tej instytucji nie byli w stanie nic zrobić, żeby opracowane zostały rzeczywiste, instytucjonalne i personalne DECYZJE gwarantujące zachowanie dziedziny z obszaru naszej kul-tury i tradycji. Rzecz również w tym, żeby ta dziedzina naszej kultury i tradycji nie była postrzegana jako coś podrzędnego w stosunku do innych dziedzin kultury.

Polska jest krajem, gdzie kultura niematerialna nadal jest żywa. Dzieje się tak dzięki pasjonatom ciągle jeszcze działającym w terenie. Mimo ewidentnego grzechu zaniechania popełnianego przez STOLY-CĘ, są w terenie ludzie, którzy często dokonują rzeczy wydawałoby się niemożliwych. Żebrzą o środki na tę działalność u sponsorów (łaska pańska...), zakładają fundacje, którym podobno łatwiej prosić o pie-niądze. Owszem, od czasu do czasu jednostki samorządowe wyasy-gnują jakieś kwoty, np na jednorazowe imprezy WŁOŚCIAŃSKIE JADŁO. Spotkają się ludzie miejscowi, przyjadą - żeby się pokazać przed kolejnymi wyborami - osoby Bardzo Ważne. Pojedzą, popiją. I co dalej? A no, zostanie to odnotowane w lokalnej kronice i szybko się o nich zapomni. Brak jest natomiast szeroko pojętej dokumentacji w obrazie i w dźwięku tego, co jeszcze pozostało. Fundacje noszące w nazwie „podkarpacka”, „bieszczadzka” może by były bardziej przychylne, gdyby w dokumentowaniu zahaczyć o kraje sąsiednie, wymieszać polską kulturę z kulturą ich krajów. Tyle, że nie bardzo zdają sobie sprawę z tego, że na to potrzeba kilku lat pracy terenowej, połączonej z wielodniowymi wyjazdami.

Systematycznie, chociaż w niezadowalającym wymiarze, robią to rzeszowskie media. Radio od lat 50., a telewizja, jako jedyna w Polsce, w ciągu ostatnich 20 lat. Powodem jest brak środków finan-sowych na realizację. Tym razem nie powiem jeszcze całej prawdy dotyczącej tego zagadnienia. W ubiegłym miesiącu, 7 marca br, grupa kilkudziesięciu znanych w Polsce animatorów kultury wystosowała APEL ws. REALIZACJI KONWENCJI O OCHRONIE NIEMATE-RIALNEGO DZIEDZICTWA KULTURY. Apel został skierowany do ministra Bogdana Zdrojewskiego, do Kancelarii Prezydenta RP, Komisji Kultury i Środków Przekazu RP oraz do Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Jaki będzie efekt? Czy znowu szeregowi posłowie nie będą mieli nic do powiedzenia, bo obowiązywać ich będzie dyscy-plina partyjna związana z WIELKĄ POLITYKĄ?

Obyśmy nie doczekali czasów, niczym w latach 40., gdy jeden z hitlerowskich przywódców oświadczył, że na słowo KULTURA sięga po rewolwer.

PS.Coraz częściej myślę o tym, żeby w niedalekiej przyszłości, w

miejscu gdzie umieszczany jest felieton Z MOJEJ LOŻY, ukazała się biała plama, niezadrukowane miejsce, na znak protestu przeciwko bezskutecznemu rzucaniu przysłowiowym grochem o ścianę.

WYSTAWA LA DéFENSE RZESZÓW

Pod honorow ym patronatem François Barry Delongchamps, ambasadora Francji w Polsce, Tadeusza Ferenca – prezydenta Rzeszowa i Mirosława Karapyty – marszałka województwa podkarpackiego organizowano wystawę pt. „La Défense à Rzeszów”. La Défense, to futurystyczna dzielnica, znajdująca się w podparyskim departamencie Hauts-de-Seine,e jest jednym z największych centrów biznesu w Europie. Spełnia ona także rolę ośrodka handlowego, wystawienniczego i rozrywkowego. La Défense, muzeum pod gołym niebem, wzbogaciła się z upływem czasu o rzeźby, które wpisały się w jej urbanistyczny pejzaż, m.in. «Pająk» 1976 Caldera, «Kciuk» 1994 Césara, «Komin» 1995 Morettiego, «Podwójny totem» 1976 Miró. Pośród dzieł światowych artystów obecne są również rzeźby Polaków: Mitoraja, Piotra Kowalskiego, Adamczewskiej, czy Selingera - żydowskiego artysty polskiego pochodzenia. Interesująca architektura, jak również urbanistyczne zagospodarowanie tej części paryskiego przedmieścia, które w dalszym ciągu się rozbudowuje, jest doskonałym tematem na dialog pomiędzy dynamiczną dzielnicą La Défense, a przeobrażającymi się w dniu dzisiejszym Rzeszowem i innymi miastami Polski.

SUKCES WOKALISTEK

Reprezentantki Rzeszowa z Centrum Sztuki Wokalnej przygotowane przez dyrektorkę Annę Czenczek, zdobyly najwyższe laury podczas Ogólnopolskiego Festiwalu Pio-senki Aktorskiej i Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego „Metamorfozy sentymentalne” w Lublinie.

W kategorii piosenka aktorska 1 miejsce wyśpiewała Agnieszka Grębosz, 2 miejsce otrzymała Mariola Leń, która śpiewa również w grupie wokalnej CSW „Che Donne”.

W kategorii piosenka Jacka Kaczmarskiego 1 miejsce wyśpiewała również Agnieszka Grębosz, która otrzymała także nagrodę główną festiwalu nominacje do finału Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego „Nadzieja”, który odbędzie się w Kołobrzegu. Festiwal będzie transmitowany przez TVP1.

Podczas koncertu galowego odbyła się premiera spektaklu wokalno-tanecznego pt.”Kaziu zakochaj się” w wykonaniu solistów i grupy artystycznej Centrum Sztuki Wokalnej w Rzeszowie, który został przyjęty bardzo ciepło przez publiczność festiwalową. Obecnie uczniowie Anny Czenczek nominowani zostali do udzia-łu w programie TVP 1 „Szansa na sukces” oraz II edycji programu TVN X- Factor.

MAKSYMIUK ZAPROSIŁPod dyrygenturą Jerzego Maksymiuka wystąpi-

ła Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej oraz solista Andrew Wang skrzypce.

W programie: J. Haydn - symfonia G-moll La poule nr 83, W.A. Mozart - Symfonia C-dur, J. Maksymiuk Liście gdzieniegdzie spadające, A. Vivaldi Cztery pory roku.

śWIęTO KOBIETTradycyjnie obchodzony w świecie 8 marca, jako

Święto Kobiet uczczono również w Rzeszowie, w kinie Zorza. Na ten szczególny wieczór kino przygotowało dla pań wiele prezentów i atrakcji - dwa wyjątkowe filmy „Mój tydzień z Marilyn” i „Pół żartem, pół serio”. Do tego piękne kwiaty, pyszne włoskie jedzenie i ożywcze drinki, pokazy makijażu i fryzur, prezentacje i możli-wość skorzystania z zabiegów kosmetycznych, konkursy z cennymi nagrodami, vouchery do gabinetów kosme-tycznych, zaproszenia na kolacje .Wielkie brawa..

ChÓR PUSTOvALOvA 20 marca 2012 wystąpił w Filharmonii Rzeszowskiej

sławmy, 60-osobowy chór z Rosji. Dyrektorem chóru jest Alexandr Pustovalov, który rozpoczynał swą karierę artystyczną w ówczesnej Armii Czerwonej, gdzie przez 25 lat prowadził z ogromnym powodzeniem chór. W tym okresie Alexander Pustovalov prowadził także chóry w Rydze i Kijowie. Rozpad ZSRR sprawił, że wszystkie byłe republiki powołały do służby własne armie, w których powstały oddzielne chóry z narodowym repertuarem. Aleksander Pustovalov postanowił kontynuować swą działalność artystyczną. Tak narodziła się idea powsta-nia Chóru Alexandra Pustovalova, w którym występują najlepsze głosy z wielu miast byłego ZSRR. Jak przy-znaje słynny dyrygent, tak dobrany repertuar ma na celu uchronienie przed zapomnieniem najpiękniejszych pieśni wojskowych, ludowych i popularnych. Występ Chóru Alexandra Pustovalova, to wyjątkowe widowi-sko, podczas którego w znakomitej oprawie muzycznej zabrzmiały znakomite głosy. Niesamowite głosy. Chór brawurowo wykonał również pieśni polskie.

Z MOJEJ LOŻY

JERZY DYNIA

TO NIE PRIMA APRILIS

PRZED EKRANEM

Sporo wody upłynęło od czasów, gdy cala Pol-ska zaśmiewała się z miasta Rzeszów w filmie „Lata dwudzieste lata trzydzieste”. Dzisiaj nie sale kinowe a Internet i TV nadają popularność filmom. Właśnie w Internecie pod hasłem „Filmy o Rzeszowie” doszukałem się ponad 50 filmów o Rzeszowie w technice You Tube. Niewątpliwie największą popularnością cieszył się film „Rzeszów Klezmer Band-Yoshk” wyświetlany ponad 71 000 razy.

Do największych osiągnięć zespołu należą: udział w Festiwalu „SZIGET” w Budapeszcie, festiwalu „KLEZ-FIESTA” w Buenos Aires oraz występy w polskim pawilonie podczas EXPO 2010 w Szanghaju. Zespół wielokrotnie współpracował z choreografem tańca kle-zmerskiego Leonem Blankiem. Utwory wykonywane przez muzyków, to tradycyjne melodie klezmerskie, aranżowane w taki sposób, aby zawrzeć w nich elemen-ty tradycji i nowoczesności. Dotychczasowy dorobek muzyczny po części składa się na płyty pt. „SIEDEM” i „KAMELEON”. Videotekę otwiera tylko jeden profe-sjonalny teledysk do utworu Yoshke, wyprodukowany przez Grupę Producencką ART MIMOFON.

Młodzi i energiczni muzycy sprawiają, że muzyka w ich wykonaniu przemawia do szerokiego grona publicz-ności. Ich koncerty są żywiołowe, różnorodne, porywają-ce. Muzyka zespołu Rzeszów Klezmer Band momentami porywa do tańca, kusząc zmysłowymi nastrojami, innym razem wzrusza rzewnymi.

Internauci pokochali zespół, który wielce spopulary-zował nasze miasto. A oto nazwiska muzyków zespołu: Marcin Mucha – akordeon, Paweł Janas – akordeon, Piotr Walicki - instrumenty klawiszowe, Ira Sha-ra - śpiew (Ukraina), Sabina Nycek – śpiew, Kamil Kozłowski – perkusja, Marcin Malinowski - klarnet,

Piotr Trojanowski – perkusja, Paweł Anyszek – trąbka.Na You Tube jest sporo filmów promujących Rzeszów.

Wśród nich przede wszystkim „Kierunek Rzeszów”. Film zdobył nagrodę specjalną za walory promujące Rze-szów na II Ogólnopolskim Festiwalu Kina OFFowego, Rzeszów In Plus. Swoją drogą, w tym roku w ramach tego samego festiwalu także powstanie pewnie jakaś podobna produkcja. Inne filmy promujące Rzeszów: „Rzeszów –moje miasto” – film zrealizowany przez TVP Rzeszów z okazji 650-lecia miasta Rzeszowa, „Galeria zdjęć Rzeszów miasto.” Niezwykle wartościowe w tej serii filmy to: „Miasto In Plus”, „Kierunek Rzeszów”, „Rzeszów w świątecznych iluminacjach”, „Jak powstał i znikał hotel Rzeszów”. Wszystkie te realizacje miały od 10 tys. do 20 tys. odsłon. Znacznie większą ilość odsłon miały tematy sportowe. „Boks” 79 000 odsłon, „Asseco Resovia”. Popularnością wśród internautów cieszą się okolicznościowe filmiki, jak np. „Maszerujący Pomnik”. Ważne jest, że Rzeszów ma utalentowanych, młodych twórców.

W krajowym etapie konkursu EF Education wygrała rzeszowianka, Magdalena Mieszawska. Jej konkurso-wy filmik otrzymał w Internecie ponad 41 tys. głosów. Główną nagrodą w konkursie jest możliwość odbycia stażu w polskim oddziale EF Education. EF to najwięk-sza na świecie prywatna firma edukacyjna. Powstała w 1965 w Szwecji jako EF Education First. W 2011 szkoła rozwinęła metodę EF Efekta Learning System, wdrażając szereg aplikacji do nauki języka na urządzenia mobil-ne. EF dysponuje siecią 40 własnych szkół oraz biur sprzedaży w ponad 100 krajach na świecie. Wszystkie szkoły EF są akredytowane przez m.in.: British Council, AEQUALS, ACCET czy NEAS.

Zdzisław Daraż

FILMOWANY RZESZÓW

W klubie 21. Brygady Strzel-ców Podhalańskich odbyła się pod koniec marca swietnie przygotowana wieczornica związana z pamiecią pomordowanych w Katyniu pod znamiennym tytułem „Katyński las”. Po oficjalnym powitaniu licznej widowni przez kierownika klubu, ppłk. Kazimierza Gałkę, rozpoczęła się prawdziwa uczta liryczna. W nastrojowej atmosferze Jadwiga Kupiszewska, Dorota Kwoka i Stach

Ożóg prezentowali fragmenty listów wdowy katyńskiej, Stefanii Marsza-łek-Guniewskiej oraz jej utworów poetyckich, przesiąkniętych wielkim uczuciem, a później porażającym bólem bezsensownej i ostatecznej rozłąki. Całość wzbogacała muzycz-na ilustracja poezji śpiewanej, przy-gotowana prez Ewę Jaworską-Pawe-łek, a wykonaną ekspresyjnie przez Agnieszkę Podubny.

Rom

WIECZÓR PAMIęCI

Anna Czenczek (w środku) ze swoimi utalentowanymi podopiecznymi.

Od lewej: Jadwiga Kupiszewska, Dorota Kwoka i Agnieszka Podubny.

Page 7: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r. 7Echa kulturalne

NASZA GALERIA ZASŁUŻONYCh

ALBIN MAŁODOBRY1916-1982Urodził się w Rzeszowie. Pracował w

Wojewódzkim Zjednoczeniu Przedsiębiorstw Spożywczych i Młynarskich. Jego życiową pasją był jednak sport. Był zawodnikiem i działaczem sportowym. Przed II wojną światową był kolarzem w CWTS „Resovia” i RTKM Rzeszów. Po wojnie zawodnikiem, prezesem i współtwórcą kilku sekcji spor-towych w klubie „Resovia” (piłki siatkowej, bokserskiej i kolarskiej). Budował pierwszy tor żużlowy, angażując do tego członków rodziny, brat zwoził żużel.

Przez wiele lat prezesował Okręgowemu Związkowi Kolarskiemu w Rzeszowie i był członkiem władz krajowych. Był sędzią kolarskim klasy międzynarodowej.

Za swoje zasługi otrzymał wiele wyróżnień i odznaczeń, w tym zasłużonego działacza kultury fizycznej, złotą odznakę za zasługi dla kolarstwa polskiego, zasłużony dla województwa rzeszowskiego, wreszcie Krzyż Kawalerski OOP.

Rzeszowianin z urodzenia i serca, związany przez całe życie z Poli-techniką Rzeszowską i jej poprzed-niczkami, wieloletni rektor, działacz społeczny.

W 1957 roku ukończył studia w Politechnice Krakowskiej. Jeszcze jako student rozpoczął pracę (zastępca asystenta) w Wieczorowym Studium Terenowym Politechniki Krakowskiej w Rzeszowie. Był tu pierwszym etato-wym pracownikiem naukowo-dydak-tycznym. Z Romanem Niedzielskim, kierownikiem tegoż Studium, współ-tworzył materialne zręby samodziel-nej uczelni. Po powstaniu w 1963 roku Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Rzeszowie, już w 1965 został prodziekanem, a od 1970 dziekanem Wydziału Mechanicznego. W 1990 roku otrzymał tytuł profesora zwyczajnego.

„Jestem rodowitym rzeszowianinem i pragnąłem zostawić po sobie w moim mieście wymierny ślad. Dlatego starałem się doprowadzić do powstania w Rzeszowie samodzielnej uczelni technicznej. Wsspółor-ganizowałem ją, a potem rozwijałem. Robiłem to wszystko w rejonie kraju uznawanym za Polskę B” - wyznał w rozmowie. Zrealizował swoją ideę dzięki zaangażowaniu, umiejętnościom organizacyjnym i autorytetowi, jakim cieszył się w środowisku naukowym w kraju i za granicą.

W 1972 roku po raz pierwszy został rektorem w WSI, którą dwa lata później przekształcił w Politechnikę Rzeszowską. Funkcję rektora pełnił przez 6 kadencji (z przerwami), w sumie 18 lat.

Był członkiem PAN, jej Komitetu Budowy Maszyn i Komitetu Badań Naukowych. Redagował miesięcznik „Mechanik” i kwartal-nik w języku angielskim „Advances in Manufacturing Sciences and Technology”. Był autorem książek, podręcznika dla studentów i wielu artykułów naukowych.

Dla odprężenia spisywał ciekawe i zabawne zdarzenia, jakie towarzyszyły mu w działalności dudaktyczno-naukowej, rektorskiej i społeczno-politycznej. Szkoda, że nie wydał ich drukiem.

Występy ponad 500 tancerzy, 42 zespołów oraz wielki finał - tak zakoń-czył się II Rzeszowski Koncert z okazji Międzynarodowego Dnia Tańca pn. „Wariacje Taneczne”.

Miejscem koncertu była scena Fil-harmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego. – Podczas imprezy wystąpiły dzieci, młodzież oraz osoby dorosłe, które na co dzień uczą się tań-ca podczas zajęć prowadzonych przez instruktorów w Rzeszowskim Domu Kultury oraz jego filiach – mówi Mariola Cieśla, dyrektor RDK.

Zespoły w trakcie zajęć tanecznych doskonalą swój warsztat, powstają autorskie układy choreograficzne oraz ciekawe kostiumy sceniczne. Nabyte umiejętności taneczne są prezentowa-ne podczas konkursów rangi powiatu, województwa i kraju, a zespoły odno-

szą sukcesy podczas przeglądów. Stąd powstał pomysł prezentacji ich umie-jętności szerszej publiczności.

Podczas „Wariacji Tanecznych” wystąpili tancerze w wieku od lat 4 do 55+. – Zespoły zaprezentowały publiczności różne style taneczne: jazzowy, współczesny, ludowy, towa-rzyski, rewiowy, estradowy oraz show dance. Młodzież pokazała taniec nowoczesny, break dance i hip hop – powiedziała Karolina Słonka , instruktor tańca RDK.

„Wariacje Taneczne” są imprezą cykliczną, która odbyła się już po raz drugi. – Jej celem jest wspieranie oraz prezentacja zespołów tanecznych, które działają w Rzeszowskim Domu Kultury. Impreza propaguje także taniec pośród mieszkańców Rzeszowa – mówi Anna Kniaziewicz, specjalista

ds. animacji kultury RDK. Widownię koncertu stanowili sym-

patycy i miłośnicy tańca oraz zapro-szeni goście. Koncert trwał ponad 2,5 godziny. Całość zakończył wielki finał, podczas którego wystąpiły wszystkie 42 grupy taneczne.

Patronat honorowy nad koncer-tem objął prezydent miasta Rzeszowa Tadeusz Ferenc. Impreza była także atrakcyjna dla mediów. Patronami medialnymi „Wariacji Tanecznych” były: Telewizja Polska oddział w Rze-szowie, Katolickie Radio VIA, Polskie Radio Rzeszów, gazeta codzienna „Nowiny”, tygodnik „Teraz Rzeszów”, portale internetowe „Hej Rzeszów” i „Gospodarka Podkarpacka” oraz miesięczniki „Day and Night”, „Nasz Dom Rzeszów” i „Echo Rzeszowa”.

Rafał Białorucki

POKAZALI TANECZNE UMIEJęTNOśCI

ODKRYWANIE UKRAIŃSKIEJ DUSZY

PROF. DR hAB. KAZIMIERZ OCZOś

1931-2012

W ostanią marcową sobo-tę około 150-osobowa grupa, w tym przedstawiciele kom-batantów, działaczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz młodzieży akademickiej z Rzeszowa i władz lokal-nych, postanowiła uczcić pamięć żołnierzy poległych w walkach z banderowca-mi w Bieszczadach, a spo-czywających na cmentarzu wojennym w Baligrodzie. Ich reprezentanci złożyli również wiązanki kwiatów pod pomnikiem poległych żołnierzy w Bystrem.

Następnie udali się do Jabłonek koło Baligrodu pod pomnik gen. Karola Świerczewskiego, poległego tu 65 lat temu z rąk nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN UPA. Tutaj natknęli się na pikietę około 15 młodzieńców w wieku licealnym, którym prawdopodobnie namieszał w głowach jakiś nawiedzony „nauczy-ciel”. Wykrzykiwali nieporadne hasła i próbowali uniemożliwić przepro-wadzenie zaplanowanej uroczystości. Funkcjonariusze policji spokojnie, acz stanowczo zaprowadzili szybko niezbędny ład i porządek.

Do tragicznych wydarzeń, gdy

Bieszczady jeszcze po wojnie ocie-kały polską krwią i były znaczone nieustannymi łunami pożarów i z tej racji konieczności zachowania o tych ludzkich dramatach niczym niezmą-conej pamięci, nawiązali w swoich wystąpieniach poseł na Sejm Tomasz Kamiński i sekretarz Rady Miejskiej SLD Wiesław Buż. Zabrał również głos zołnierz uczestniczący w 1947 roku w zaatakowanym przez bandę konwoju gen. Świerczewskiego. Naocz-ny uczestnik tych zdarzeń odczytał apel o polsko-ukraińskie pojednanie na gruncie prawdy o tamtych czasach. Podstawę pomnika pokryły wieńce.

Roman Małek

UCZCILI PAMIęć POLEGŁYCh

W marcu tego roku Instytut Muzy-ki Uniwersytetu Rzeszowskiego wspól-nie z Konsulem Honorowym Ukrainy w Rzeszowie przygotowali koncert zatytułowany „Poznaj Tarasa Szew-czenkę – Odkryj Ukraińską Duszę”. Była to wspaniała uczta duchowa dla mieszkańców Rzeszowa, którzy wzięli udział w tym koncercie. Marzec przez Ukraińców nazywany jest miesią-cem Szewczenki, bowiem 9 marca 1814 roku poeta się urodził, a 47 lat później, 10 marca zmarł. Zgodnie z testamentem każdego roku Ukraińcy na całym świecie w marcu czczą jego pamięć. Żyjący w XIX wieku poeta dla wszystkich sąsiadów jest posta-cią niezmiernie ważną. Określają go mianem „duchowego ojca narodu”, uważają za swojego wieszcza. Postać Tarasa Szewczenki porównywana jest do Adama Mickiewicza. Poeta poprzez swoją twórczość rozbudzał świado-mość narodowościową Ukraińców oraz przyczynił się do powstania i kształtowania współczesnego języka

ukraińskiego. Poezja Tarasa Szewczen-ki została przetłumaczona na kilkana-ście języków świata, w tym na polski.

Koncert miał niecodzienną formu-łę. Zainaugurował go pieśnią „Testa-ment” Młodzieżowy Chór im. ks. Michajły Werbyckiego z Przemyskiego Centrum Inicjatyw Kulturalnych „Mytusa” oraz z przemyskiej „Szasz-kiewiczówki” dyrygowany przez prof. Olgę Popowicz. Profesor Włodzi-mierz Mokry z Uniwersytetu Jagiel-lońskiego wystąpił z referatem „Praw-da jako źródło wyzwolenia Człowieka i Narodu w Dziele Tarasa Szewczenki”. W koncercie, oprócz wspomnianego chóru, wystąpili soliści Lwowskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu im. S. Kruszelnyckiej, Lwowskiej Państwowej Akademii Muzycznej im. Łysenki, Akademii Muzycznej w Krakowie oraz Instytutu Muzyki Uni-wersytetu Rzeszowskiego. Uczestnicy koncertu wysłuchali śpiewane utwory T. Szewczenki, m.in.: Pływaj łabędziu, Czemuż mi ciężko, Udeptała ścieżkę, I

złotej i drogiej, W gaju nie ma wiatru, Oj na górze kwitnie rumian, Po cóż mi czarne brwi, Płynie woda, Sadek wiśniowy koło chaty, Kiedy rozstają się dwoje, Czemuż ziemio moja jesteś mi tak droga, Bandurzysto orle, Jęczy i wyje Dniepr szeroki.

Wysoką rangę koncertowi nadali znakomici goście: rektor prof. Sta-nisław Uliasz oraz prorektor prof. Aleksander Bobko z Uniwersytetu Rzeszowskiego, Władysław Kanew-skyj – konsul generalny Ukrainy w Lublinie, Teresa Kubas-hul prze-wodnicząca Sejmiku Województwa Podkarpackiego, Andrzej Dec - prze-wodniczący Rady Miasta Rzeszowa, Piotr Pipka - dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 im. Mar-kiana Szaszkiewicza w Przemyślu, proboszcz parafii greckokatolickiej w Rzeszowie ks. dr Miron Michali-szyn. Konsula honorowego Ukrainy w Rzeszowie reprezentowała Evelina Bryczek.

Stanisław Rusznica

Chór „Cantilena” działający przy Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Rzeszowie występuje często ze swoimi koncertami na terenie miasta Rzeszo-wa. Repertuarem podbija serca rzeszo-wian. Rozpoczęła się wiosna, przycho-dzi nowe życie, przyszła też pora na koncerty z nowymi pieśniami. Chór w swoich programach koncertowych ma wiele pieśni z repertuaru „Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze”. Może i dla-tego przez wielu jego fanów nazywany jest często „małym mazowszem”. 25 marca br. zaprezentował wiele pieśni w sali koncertowej Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Chór ma piękne stroje. Maria Nowak wystąpiła w stroju łowickim. W roli solistek chóru wystąpiły Maria Nowak, Maria Mazurek i Krystyna Lutecka.

Dla licznie zgromadzonych miesz-kańców Rzeszowa była okazja przy-pomnienia historii chóru. Ze swoimi pieśniami wystąpił już 21 razy. Śpiewa w nim 34 osoby. Kierownikiem chóru jest Maria Nowak, menadżerem Alicja Borowiec, akompaniatorem Albert

Pacześniak. Miejscem prób chóru jest Osiedlowy Klub Kultury RSM „Kar-ton” na Baranówce. W uniwersytec-kim koncercie towarzyszyło chórowi dwoje znanych artystów. Młoda pio-senkarka Agnieszka Podubny z akom-paniamentem Alberta Pacześniaka zaśpiewała ze swojego repertuaru trzy piosenki. Wojciech Miśków, akompa-niując na gitarze zaśpiewał swojego autorstwa kilka piosenek o Rzeszowie, pokazując w ich treści przywiązanie

do miasta, w którym mieszka od wielu lat. Za piosenkę pt. „Spacer po Rze-szowie” otrzymał gromkie brawa. Na zakończenie zaśpiewał „Skrzypka na dachu”. Konferansjerkę poprowadziły studentki Instytutu Muzyki - Natalia Mróz i Anna Wyszyńska.

Są zapowiedzi następnych koncer-tów, z których najbliższy będzie 12 kwietnia br. w Klubie „Turkus” WDK w Rzeszowie. Będą piosenki lwowskie.

Stanisław Rusznica

ChÓR CANTILENA PODBIJA SERCA

Chór Cantilena w Instytucie Muzyki URz.

Pod pomnikiem Karola Świerczewskiego. Fot. M. Kowal.

Page 8: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.8

T E R M I N A L G O T O W Y

Historia lotniska sięga lat oku-pacji hitlerowskiej. Na polach Jasionki, na potrzeby wojenne hitlerowskich Niemiec przygoto-wujących się do wojny ze Związ-kiem Radzieckim, w 1940 roku wybudowano lotnisko. Wybu-dowano na nim utwardzony pas startowy długości 1200 metrów i szerokości 40 metrów oraz 4 duże hangary wraz z zapleczem tech-nicznym i socjalnym dla personelu latającego.

Po przesunięciu się frontu na zachód, w 1944 roku zdewasto-wane lotnisko (spalone hangary i zaplecze, zniszczony pas starto-wy) przejęli Rosjanie, którym po doprowadzeniu do jakiego takiego stanu używalności służyło jako lotnisko wojenne, tu stacjonowały przyfrontowe jednostki lotnictwa bojowego.

Polskie Linie Lotnicze LOT roz-poczęły pierwsze loty pasażerskie, cywilne na trasie Rzeszów-War-szawa już w latach 1946-1947. Było to niezwykle istotne dla świeżo upieczonej stolicy nowego woje-wództwa, zważywszy odległość do Warszawy i stan ówczesnych dróg. Decyzją wydziału lotnictwa cywil-nego PKWN do 1949 roku lotnisko w Jasionce zostało gruntownie odbudowane, nieco rozrosło się skromne zaplecze i tak przyspo-sobione udostępnione zostało dla potrzeb komunikacji lotniczej na trasie Rzeszów-Warszawa-Rzeszów.

W 1959 roku zarządzanie lot-niskiem przejął od LOT-u Zarząd Ruchu Lotniczego i od tego czasu lotnisko cały czas było moderni-zowane. Po stronie południowej lotniska, w miejsce starego bara-ku, wybudowano nowy dworzec lotniczy z wieżą kontroli lotów, płytę przeddworcową, drogi koło-wania do pasa startowego, który został wybudowany w latach 1952-1956 dla potrzeb lotnictwa wojsko-wego. Pas ten znaj-dował się w miejscu obecnego przedłu-żonego pasa star-towego. Miał dłu-gość 2 700 metrów. Całość miała trwałą nawierzchnię beto-nową. Mógł zatem na nim już wylądo-wać dwusilnikowy samolot pasażerski. Była to Da kota--D3 (Li-2), która zabierała na pokład zawrotna na tam-te czasy liczbę 28

pasażerów. Samolot ten obsługi-wała trzyosobowa załoga, którą tworzyli dwaj piloci i nawigator radiotelegrafista.

W tym okresie i w latach 70. nastąpił rozwój połączeń krajo-wych z rzeszowskiego lotniska. Oprócz coraz częstszych lotów do Warszawy, uruchamiano kolejne połączenia do: Poznania, Gdańska, Koszalina, Wrocławia i Szczecina. Na tych trasach najczęściej latały samoloty An-24 i sporadycznie Ił18.

Z dniem 1 kwietnia 1974 roku lotnisko Rzeszów Jasionka awan-sowało w hierarchii krajowych portów lotniczych, gdyż otrzymało status lotniska międzynarodowego i lotniska zapasowego dla war-szawskiego Okęcia. Taką rangę otrzymało nie bez powodu. Decy-dowała o tym długość pasa starto-wego oraz specyficzny mikroklimat gwarantujący największą liczbę dni lotnych w roku.

W 1987 roku powstało Przedsię-biorstwo Państwowe Porty Lotni-cze, które skupiało wszystkie lotni-ska cywilne komunikacji lotniczej w kraju. Z początkiem lat 90. w wyniku trwającej transformacji ustrojowej nastapiło załamanie stabilności gospodarczego rozwoju. Nie ominęło to również lotniska i jego kondycji finansowej, któa uległa drastycznemu pogorszeniu. Mimo wybudowania nowej hali przylotowo-odlotowej w południo-wo-zachodniej stronie lotniska, loty do stolicy zostały zawieszone do 1996 roku.

Dopiero po roku 1996 rozpoczę-ła się powolna rewitalizacja lotni-ska. Powoli, z roku na rok, życie rzeszowskiego portu lotniczego nabierało coraz większej dynamiki, zaczynał sie nowy etap jego świet-ności w komunikacyjnym życiu. Znamiennym momentem było

oddanie cywilom przez wojsko pasa startowego. Dzięki upartym i skutecznym staraniom ówczesne-go posła Wiesława Ciesielskiego pas ten dużym nakladem środ-ków gruntownie przebudowano i wydłużono do 3 200 metrów i szerokości operacyjnej 40 m. Jest to w tej chwili drugi co do długo-ści i nowoczesności technicznej pas w Polsce, po warszawskim Okęciu. Dlatego bez najmniejszych pro-blemów może na nim wylądować każdy samolot. Lądował tu już kilkakrotnie kolos transportowy „Rusłan”. Wybudowano nowe budynki zaplecza techniczno--administracyjnego, płytę posto-jową i drogę kołowania. Ostatnio wybudowano też duży, nowoczesny terminal i nową płytę postojową.

Aktualnie regularne rejsy z Jasionki wykonywane są przez kilku przewoźników w nastę-pujących kierunkach: Londyn, Bristol, Dublin, Birmingham, Frankfurt, Nowy Jork JFK, Nowy Jork Newark oraz Warszawa.

Po drugiej stronie lotniska, w starym porcie i w wybudowanych tam budynkach utworzono Ośro-dek Szkolenia Personelu Lotni-czego (OSPL), w którym szkolono kontrolerów ruchu lotniczego, a następnie na tej bazie powstał wydział Politechniki Rzeszowskiej – Ośrodek Kształcenia Lotniczego (OKL), gdzie prowadzono szkolenie pilotażu dla studentów, przyszłych cywilnych pilotów inżynierów samolotów pasażerskich, nawet typu Boeing.

Tu, na rzeszowskim lotnisku, uczy się latać pewnie, bezpiecznie i nowocześnie. Tu właśnie szkolił się znany z niezwyklej precyzji lądowania boeingiem bez podwo-zia na warszawskim Okęciu kpt. Tadeusz Wrona

Ryszard Lechforowicz

hISTORIA RZESZOWSKIEGO LOTNISKA

Samolot Dakota D-3. Takie samoloty latały w latach 50. na linii Rzeszów-Warszawa.

Page 9: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r. 9

T E R M I N A L G O T O W Y

–Aspiracje międzynarodowe Por-tu Lotniczego „Rzeszów-Jasionka” z każdym miesiącem potwierdzane są lotami bezpośrednimi do kilkunastu miast w Europie…

– Niedawno także i do Stanów Zjednoczonych, nad przywróce-niem których to rejsów pracujemy od momentu wycofania się PLL LOT z tych połączeń. W ubiegłym roku z naszego portu odprawio-nych zostało prawie pół miliona pasażerów i te rokowania rosną, bo zmienia się w szybkim tempie baza i zaplecze techniczne, a nowy terminal, który w jednej godzinie może zapewnić obsługę około 700 pasażerom, już prezentuje się w pełnej krasie i 17 kwietnia nastąpi uroczyste jego otwarcie.

– Czego wtedy możemy się spo-dziewać?

– Oficjalne uroczystości z udzia-łem władz krajowych, samorządo-wych, a także przedstawicieli linii lotniczych, touroperatorów oraz najważniejszych firm współpracu-jących z lotniskiem zaplanowane zostały na 17 kwietnia. Natomiast 20 i 21 kwietnia wraz z marszał-kiem województwa i prezydentem Rzeszowa zapraszamy podkar-pacian i nie tylko na koncert na rzeszowskim Rynku, a w sobotę 21 kwietnia do Jasionki do nowego terminalu, gdzie przewidziane są liczne atrakcje i niespodzianki.

– Była to bardzo oczekiwana inwestycja?

– Zważmy tylko na taki fakt, że nawet w porównaniu z rekor-dowym rokiem ubiegłym port w Jasionce za pierwsze miesiące 2012 roku notuje ponad 30-procento-wy wzrost liczby pasażerów. To bardzo przekonujący dowód, że nasze inwestycje w infrastrukturę, a szczególnie w nowy terminal pasażerski, mają swoje uzasad-nienie. Zatem otwarcie terminala, tak długo wyczekiwanego przez mieszkańców regionu i pasa-żerów korzy-stających z lot-niska, będzie uroczystością o a d e k w a t-nej randze i poziomie.

– Odbędzie s ię niedługo Euro 2012?

– N a l e -ży sądzić, że ja ko jedy ne dotąd lotni-sko w całym pasie wschod-nim i najdalej wysunięte na

południowy wschód Polski, nie tylko z okazji europejskiej impre-zy piłkarskiej będzie miało wciąż rosnące znaczenie. Zapewne też realnie lotnisko w Jasionce stanie się zapasowym miejscem lądowań i startów w żywiole przemieszczania się kibiców po stadionach Polski i Ukrainy, w tym też do najbliższego nam Lwowa. Będziemy do tego dobrze przygotowani. Terminal nasz należy do najnowocześniej-szych tego typu obiektów w Polsce i był jednym z najważniejszych zadań inwestycyjnych spółki lot-niskowej. Zapewnimy podróżnym pełny komfort obsługi.

– Tempo prac modernizacyjno--inwestycyjnych na lotnisku jest imponujące. A pamiętamy przecież, że spółka zarządza portem niecałe trzy lata.

– Dokładnie od 1 lipca 2009 roku, a jej udziałowcami jest samorząd województwa i PP Porty Lotnicze. Spółka powstała równo 60 lat od innego, bardzo ważnego momentu – odbudowania lotniska po II wojnie światowej w wyniku decyzji ówczesnych władz i udo-stępnienia go dla potrzeb cywilnej komunikacji lotniczej.

– Lotnisko w Jasionce, co pod-kreślają fachowcy, należy niewątpli-wie do najlepszych portów w Polsce, bo samoloty mogą tu lądować, gdy w innych miejscach w kraju warun-ki pogodowe na to nie pozwalają.

– To prawda. U nas notuje się najwięcej tzw. dni lotnych w roku. Nic dziwnego, że miano międzyna-rodowego portu Rzeszów miał ofi-cjalnie już dawno, bo od początku kwietnia 1974 roku, i był zarazem zapasowym lotniskiem dla war-szawskiego Okęcia. A przedłużony do 3200 metrów pas startowy jest obecnie drugim co długości w Polsce, po warszawskim lotnisku im. F. Chopina. Nowoczesna apa-ratura nawigacyjna i oświetleniowa

pozwala przyjmować tu samoloty nawet w utrudnionych warunkach atmosferycznych. W minionym roku podpisaliśmy kontrakt na budowę nowej drogi kołowania, a także zakończyliśmy inwestycję wybudowania nowej płyty posto-jowej, kilkukrotnie większej niż wcześniej, i o lepszej nośności. Teraz można przyjmować naj-większe samoloty pasażerskie i w ruchu cargo.

– Proces inwestycyjny w obszarze portu lotniczego zda się nie mieć końca?

– Powstaje też nowoczesna 33-metrowa wieża kontroli lotów, którą buduje Polska Agencja Żeglu-gi Powietrznej, sprawująca pieczę nad polskim niebem. Wieża stanie się też jednym z wyróżników rze-szowskiego lotniska. Jednocześnie w otoczeniu portu oraz w obrębie Podkarpackiego Parku Naukowo--Technologicznego Aeropolis wyra-sta w szybkim tempie nowoczesna technologicznie sieć różnych firm.

– I już nie tylko PLL LOT, ale także inni przewoźnicy pojawiają się w naszym porcie…

– Od 2009 roku obecna jest tutaj niemiecka Lufthansa, która obsługuje trasę do Frankfurtu, a PLL LOT i OLT-Express codzien-nie do Warszawy (ten drugi prze-woźnik także do Gdańska via Katowice). Jednym z pierwszych po LOT partnerów był irlandzki Ryanair, który od początku listo-pada oferuje też rejsy na trasie do Manchesteru i wznawia do Barce-lony-Girony. Oprócz wymienio-nych, w tym roku z Jasionki można będzie dotrzeć także do Londynu (Stansted i Luton), Bristolu, Bir-mingham, East Midlands, Dublina oraz czarterami do Egiptu, Grecji, Turcji, Tunezji, na Wyspy Kana-ryjskie (Gran Canaria) oraz do Bułgarii (Burgas).

Rozmawiał Ryszard Zatorski

MIęDZYNARODOWE ASPIRACJERozmowa ze Stanisławem Nowakiem,

prezesem zarządu Portu Lotniczego „Rzeszów Jasionka” Sp. z o.o

Page 10: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.10

Mieszkańcy z osiedla „Kmity” chcieliby, aby ich osiedle należa-ło do najpiękniejszych i dobrze urządzonych. Jest w nim dużo bloków, ale i dużo domków jed-norodzinnych. Wszyscy chcieliby, aby dobrze im się tu mieszkało. Rada samorządowa osiedla stara się spełniać życzenia mieszkańców. Organizuje częste, otwarte spo-tkania z mieszkańcami, prowadzi dyżury, w czasie których można zgłaszać swoje uwagi i propozycje. W zebraniach rady uczestniczą przedstawiciele policji, straży miejskiej, służby miejskie, radni, posłowie, wszyscy, którzy w jakiś sposób mają lub mogą mieć wpływ na organizację życia mieszkańców. Organizowane są doroczne spo-tkania prezydenta miasta z miesz-kańcami, szczególnie, gdy jest układany budżet na następny rok.

W marcu przedstawiciele rady zostali przyjęci przez zastępcę prezydenta Marka Ustrobińskie-go. Przypomnieli zgłoszone do budżetu na rok 2012 zadania remontowo-inwestycyjne. W osie-dlu konieczne są: dokończenie remontu ulicy Witkacego, szcze-gólnie przed blokiem nr 1, chod-nika i miejsc najazdowych dla samochodów obok budynków nr 4 i 6, parkingu przed blokiem nr 3, pokrycie ulicy asfaltem wzdłuż chodnika. Potrzebne jest pokrycie jednolitą warstwą asfal-tową ulicy Zwolińskiego oraz tzw. sięgaczy łączących ulicę Wita Stwosza z parkingami przy blo-kach ulicy Korczaka. Kapitalnego remontu wymaga droga dojazdowa

oraz parking przy sklepie „LUX”. Remontu nawierzchni i wymia-ny wielu krawężników wymaga też ulica Bohaterów. Prezydent Marek Ustrobiński obiecał bliższe zainteresowanie się realizacją tych zadań. Mieszkańcy cieszą się, że na terenie „szesnastki” powstają już nowe boiska sportowe dla ich dzieci. W parku zaplanowane jest wykonanie dwóch alejek w miej-scach wydeptanych, od skrzyżo-wania ulic Witosa i Wyspiańskiego w kierunku głównej alei parku. Obok placu zabaw ma być też tzw. „poidełko”. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku wieloletnie starania Rady Samorządowej o realizację potrzebnych zadań inwe-stycyjno-remontowych w osiedlu spełnią się.

W marcu Rada osiedla spotkała się też z Konradem Fijołkiem, wiceprzewodniczącym Rady Mia-

sta. Rada jest zainteresowana udziałem finansowym z budżetu miasta w utrzymaniu spółdziel-czych klubów kultury, w tym klu-bu „Gwarek”, na zasadach podob-nych do innych takich placówek, będącymi filiami Rzeszowskiego Domu Kultury.

Stanisław Rusznica

P.S. Skład Rady Samorządowej osiedla „Kmity”: halina Barszcz – przewodnicząca, Stanisław Rusz-nica – wiceprzewodniczący, Józef Lecki – sekretarz, członkowie: Kornel Barkowski, Władysław Bielański, Adam Blajer, Robert Grzesik, Edward Łysiak, Krzysz-tof Łukasz, Walenty Majewski, Stanisław Majka, Tadeusz Szałę-ga, Jan Szczypek, Leon Sztokman, Leszek Walczyk.

- Jednym z ważnych zadań jest budowa linii kolejowej z Rzeszowa do Jasionki.

- Jestem zdeterminowany, aby zrealizować ten bardzo ważny projekt. W tej sprawie spotkałem się już z dyrektorem Centrum Realizacji Inwestycji PKP PLK w Krakowie - Włodzimierzem Żmudą.. Kwestia ta jest szczególnie ważna nie tylko jako zapewnienie dostępności lotniska w Jasionce dla pasa-żerów portu lotniczego, ale głównie jako droga transportowa dla lotniczego ruchu cargo oraz dla wyrobów firm funkcjonujących w Podkarpackim Parku Naukowo-Technologicznym. Jeszcze w tym roku chcemy wspólnie z PKP PLK zlecić przygotowanie studium wykonalności dla tej linii kolejowej. W budżecie na 2012 rok samorząd województwa przewidział na ten cel kwotę 500 tys. zł na. Wstępnie koszt budowy tej linii szacowany jest na kwotę od 80 do nawet 200 mln złotych. Chciałbym, aby inwestycja ta zyskała rangę projektu o znaczeniu krajowym, bo łączyć się będzie z linią kolejową prowadzącą do przejścia granicznego Unii Europejskiej. Za realny termin powstania linii Rzeszów-Jasionka uważam rok 2017.

- 22 kwietnia delegacja samorządu województwa wybiera się na tydzień do Chin. Czego możemy się spodziewać po pobycie w państwie środka?

- Będzie to w zasadzie rewizyta. W ubiegłym roku odwiedzili nas przed-stawiciele regionu Kuangsi-Czuang oraz miasta Fangchenggang z terenu tej prowincji. Zależy nam na nawiązaniu bliższych kontaktów. W składzie delegacji będą przedstawiciele samorządu województwa, samorządu miasta Rzeszowa z prezydentem oraz przedsiębiorcy, m.in. z Doliny Lotniczej, któ-rzy chcą nawiązać współpracę z partnerami chińskimi. O efektach będziemy mogli porozmawiać po wizycie.

- Dziękuję za rozmowę.Stanisław Rusznica

NAJŁADNIEJSZE OSIEDLE

KULTURALNIKPOCZULI INDYJSKIE KLIMATY

Mieszkańcy Rzeszowa uczestniczyli w niezwykłym dniu Indii. W Rzeszowie odbył się IV Podkarpacki Bollyday. Królowała indyjska sztuka, kultura oraz muzyka. Imprezę w dniu 11 marca zorganizował Rzeszowski Dom Kultury, filia „Wilkowyja”. Podczas festiwalu mieszkańcy uczestniczyli w warsztatach rękodzieła, podczas których stworzono orientalną biżuterię oraz w pokazach zdobienia ciała henną. W efekcie powstały liczne tatuaże bogate w kwiatowe i roślinne motywy.

Dla miłośników indyjskiej muzyki i tańca wystą-pił Zespół Tańca Bollywood, który zaprezentował egzotyczne stroje oraz orientalne układy taneczne. Atrakcją dnia była możliwość zaplanowania 2012 roku zgodnie z horoskopem indyjskim. Horoskop stawiał Marek Mazur-Mathuranath, znawca astro-logii wedyjskiej.

Podczas festiwalu odbywała się także degustacja indyjskiej herbaty. Wszystkie zainteresowane panie poznały tajniki indyjskiej urody oraz zalety kosme-tyków z Indii.

PREMIERA TEATRALNARzeszowska Grupa Teatralna „Czerwień” zaprezen-

towała spektakl „Na walizkach”. Była to specjalna pre-miera teatralna, przygotowana dla miłośników sztuki.

Grupa skupia uczniów szkół rzeszowskich i osoby dorosłe. Aktorzy amatorzy działają pod kierownic-twem Zofii Pacześniak w Rzeszowskim Dom Kultury, filia „Staroniwa”. Właśnie tam, 17 marca, w sali wido-wiskowej odbyła się premiera spektaklu przy licznym

udziale publiczności. Miejscem sztuki „Na walizkach” jest dworzec

kolejowy. Spektakl składa się z niezależnych od siebie części, które rozgrywają się w czterech porach roku. Reżyserem i autorką scenariusza jest Zofia Pacześniak, muzykę skomponował Albert Pacześniak, a scenogra-fię Elżbieta Ficek.

TANECZNE SUKCESY

Zespoły tańca „Klaps” działające w Rzeszowskim Domu Kultury zdobyły dwa drugie miejsca podczas III Ogólnopolskiego Przeglądu Dziecięcych i Mło-dzieżowych Zespołów Tanecznych Jedlicze 2012. Festiwal odbył się 20 marca, a jego organizatorem był Gminny Ośrodek Sportu i Rekreacji w Jedliczu. Dzieci i młodzież pokazały na scenie różne style taneczne: break dance, funky, hip-hop, street dance oraz taniec nowoczesny i latynoski. W festiwalu uczestniczyło prawie 30 grup tanecznych.

Zespół tańca „Klaps” grupa C zajął II miejsce w kategorii 7-11. 20-osobowa grupa tancerzy zaprezento-wała własną choreografię, stroje oraz układ taneczny do jednego z najbardziej znanych rosyjskich utworów muzycznych, „Kalinki”. Istotnym elementem występu była gigantyczna spódnica, która zmieściła prawie wszystkich tańczących na scenie.

Ciekawy układ choreograficzny zaprezentował zespół tańca „Klaps” grupa B. Formacja przedstawiła układ „Wejście smoka”. Występ został wzbogacony dodatkowo maską azjatyckiego smoka oraz oriental-nymi strojami. Zespół wytańczył II miejsce w katego-rii wiekowej 12-15 lat. W obu zespołach choreografem oraz instruktorem tańca jest Justyna Stasiak.

Rafał Białorucki

RZESZOWSKI DOM KULTURY

Jak co roku odbyło się uroczy-ste posiedzenie Komisji do Spraw Estetyki Miasta (15 marca br.). Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszo-wa w towarzystwie zastępcy Marka Ustrobińskiego, Urszuli Kukulskiej, przewodniczącej komisji oraz jej sekretarza Andrzeja Strońskiego, podziękował właścicielom oraz zarządcom wyróżnionych budynków za ich aktywny i efektywny udział w Programie Poprawy Estetyki Miasta Rzeszowa i wręczył im dyplomy za rok 2011.

W 2011 r. przeprowadzono pra-ce renowacyjne przy 85 obiek-tach, w tym 39 zabytkowych. Same spółdzielnie mieszkaniowe oddały do użytku 20 nowych budynków mieszkalnych, które poprzez swoją nowoczesną architekturę wpisały się ładnie w krajobraz naszego miasta i poprawiły jego estetyczny wygląd.

Dyplomy za 2011 rok otrzymali za odnowienie elewacji zabytko-wych budynków: Sebastian Jucha, Marzena i Grzegorz Bochenkowie oraz Anna i Sławomir Chmielo-wie (Baldachówka 3), Wojciech Magryś i Marian Michalak (Batore-go 18), Joanna i Tomasz Wapińscy (Dąbrowskiego 7), Lesław Dulla i Iwona Palczak (Fircowskiego 6), Bronisław Rychtarski (Gałęzowskie-go 7), Marek Wnęk (Grunwaldzka 1), Kamil Fok i Mariusz Cybulski RE-INWEST Sp. J. (Grunwaldzka 5), Bogusława Konieczkowska (3 Maja 5), Andrzej Szczęch, repre-zentujący Wspólnotę Mieszkaniową (Naruszewicza 13), Elżbieta Licht-blau, Adam Wojtyś, Anna Wojtyś

i Ewa Wojtyś (Szpitalna 3), Andrzej Pasterczyk, prezes Zrzeszenia Wła-ścicieli Nieruchomości (dwa budyn-ki), Roman Szczepanek, prezes MZBM (51 budynków, w tym 23 zabytkowe), Edward Słupek, prezes SM „Zodiak” (odnowienie 6 elewacji i wybudowanie 3 nowych budynków mieszkalnych), Stanisław Jedynak, prezes SM „Energetyk” (wybudo-wanie 2 nowych budynków), Adam Węgrzyn, prezes SM „Projektant” (2 elewacje i wybudowanie 15 budyn-ków mieszkalnych), Kazimierz Bajowski, prezes SM „Nowe Miasto” (elewacje 5 budynków), Anna Ocha-lik-Pęcak, prezes SM „Geodeci” (odnowienie budynku przy Wita Stwosza 15), Jerzy Kordas, prezes Zarządu Młodziezowej Spółdziel-ni Mieszkaniowej „Metalowiec” (elewacja 3 budynków), Mirosław Karapyta, marszałek województwa podkarpackiego (budynek Urzędu Marszałkowskiego), Tomasz Wojcie-chowski, prezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie (odnowienie elewacji wieży zegarowej w zamku Lubo-mirskich), henryk Pietrzak, prezes Zarządu Polskiego Radia Rzeszów (za odnowienie elewacji zabytkowe-go budynku Zamkowa 3).

Warto dodać, że w naszym mie-ście w latach 2003-2011 odnowiono, wyremontowano i zmodernizowano elewacje w blisko 840 budynkach, z tego ponad 300 to zabytkowe obiekty.

Widać to gołym okiem. Trzeba tylko przespacerować się po mieście.

Józef Kanik

DYPLOMY ROZDANE

WOJEWÓDZTWO MIASTUciąg dalszy ze s. 3

Solistka zespołu Klubu 21. Brygady Strzelców Podhalańskich Agnieszka Podubny. Fot. R. Małek.

Plac zabaw w osiedlu Kmity.

Page 11: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r. 11Spotkania z przeszłością

24 marca 1944 - w Markowej Niem-cy zamordowali rodzinę Ulmów i dwie rodziny żydowskie Goldmanów oraz Szalów, ukrywających się u nich. Zabili małżeństwo Ulmów wraz z szóstką dzie-ci Ulmów: Stanisławą, Barbarą, Włady-sławem, Franciszkiem, Antonim i Marią.

2 kwietnia 2005 - w osiemdziesiątym piątym roku życia i dwudziestym siód-mym roku pontyfikatu zmarł papież Jan Paweł II. Założyciel diecezji rzeszow-skiej, Honorowy Obywatel Rzeszowa.

1 kwietnia 1943 - powstaje nowa sieć wodociągowa w Rzeszowie.

10 kwietnia 1948 – pierwszy miejski autobus wyjechał oficjalnie na trasę Pobitno – plac Wolności – dworzec kole-jowy – ul. Grunwaldzka – plac Farny.

7 kwietnia 1974 - zatwierdzono „Koncepcję uciepłownienia miasta Rzeszowa do roku 1990”. Koncepcja ta zakładała oparcie miejskiego systemu ciepłowniczego na dwóch źródłach cie-pła: EC 20 Załęże (dziś EC Rzeszów) na

północy i EC WSK (dziś EC Fenice) na południu miasta.

24 kwietnia 2010 – Dzień Historyka. Rekonstrukcje, defilada pojazdów mili-tarnych. Miłośnicy militariów z całej Polski pokazali w Rzeszowie wojsko-we samochody, motocykle oraz pełne uzbrojenie żołnierzy z różnych formacji i krajów.

28 kwietnia 1947 - rozpoczęła się Akcja Wisła - operacja przesiedleńcza Ukraińców i Łemków z obszarów połu-dniowo-wschodniej Polski (Rzeszowsz-czyzna, Lubelskie) celem jej było osta-tecznie zlikwidowanie band Ukraińskiej Powstańczej Armii.

29 kwietnia 1964 - zelektryfikowano linię kolejową Kraków-Rzeszów-Medy-ka.

29 kwietnia 1934 - pojawiły się w mieście złote i grosze wprowadzone przez władze II RP.

Zdzisław Daraż

K A L E N D A R I U M

ZAWIERUChA NA WSChODNIM POGRANICZU CZ. Iv

W dość licznych opracowaniach i wydaw-nictwach dotyczących Ruchu Oporu w okresie II wojny światowej jest przedstawia-na biografia Władysława Kamienieckiego związana z odpowiednimi zdarzeniami bądź to przy organizacji rocznicowych uroczy-stości związanych z Ruchem Oporu. Moim zamiarem jest zebranie i uporządkowanie tych wiadomości i przedstawienie opinii publicznej sylwetki tego niezwykle zasłu-żonego człowieka, byłego żołnierza Polski podziemnej.

Władysław Kamieniecki, syn Józefa i Józefy z domu Kuc, urodził się w Błażowej w dniu 7 czerwca 1912 roku jako syn średnio-rolnego chłopa. Szkołę podstawową w zakre-sie 4 klas ukończył w Kąkolówce. Następnie 7-klasową szkołę podstawową w Błażowej. Gimnazjum I męskie im. ks. Stanisława Konarskiego kończy w Rzeszowie zdając maturę w terminie zimowym 1935 roku. Następnie rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza we

Lwowie, które kończy z dyplomem magi-stra prawa w dniu 9 września 1939 r. Był to już czas szalejących „messerschmitów” nad Polską. Jak sam wielokrotnie wspomi-nał, wespół z kolegami prosili rektora, aby przyśpieszył obronę prac magisterskich, „bo chcieli iść walczyć i jak trzeba to zginąć za ojczyznę, jako magistrowie prawa”.

Całą okupację przebywa w Kąkolówce b. powiat rzeszowski, rozpoczynając w listopadzie 1939 roku pracę konspiracyjną w Armii Krajowej, a następnie Batalionach Chłopskich, pełniąc w okresie od 1942 do 1943 roku funkcję komendanta powiatowego na powiat brzozowski. Po scaleniu pełnił funkcję dowódcy plutonu dywersyjnego AK przy Placówce AK w Błażowej z siedzibą w Futomie.

Brał udział we wszystkich walkach zbroj-nych organizowanych przez AK przeciwko wojskom i siłom porządkowym okupanta. Przez całą okupację niemiecką prowadził komplety tajnego nauczania z zakresu szkoły

WŁADYSŁAW SOWA-KAMIENIECKI

LUBACZOWKIE, WOŁYŃ BIS

Nacjonaliści ukraińscy sądzili, że po skończo-nej wojnie odbędzie się konferencja pokojowa, na której wytargują oni samostijną Ukrainę. Tymczasem o przyszłych granicach państwowych mocarstwa zadecydowały już w Jałcie, w lutym 1944 roku, a oni sami, zhańbieni współpracą z hitlerowcami w policji pomocniczej, dywizji SS „Galizien” i w innych kolaboracyjnych forma-cjach, stali się politycznymi bankrutami.

Na współpracę z Polakami nie mogli liczyć po rzezi, jaką urządzili na Wołyniu, a ich czystki etniczne były na rękę Stalinowi, który w Ukra-ińskiej Republice Radzieckiej nie chciał mieć obywateli z polskimi rodowodami. Ukraińcy często obecnie twierdzą, że celem ich walki i działań ją usprawiedliwiających było utworzenie niepodległego państwa ukraińskiego. Ale metody podjętych przez nich czystek etnicznych, okru-cieństwa i ludobójstwo zostały odrzucone przez cały cywilizowany świat.

Ideologia wynikająca z dekalogu OUN, opracowanego przez Petro Doncowa i Stefana Łenkawśkiego, nie mogła być aprobowana przez narody świata. W dekalogu tym możemy przeczytać:

- Zdobędziesz państwo ukraińskie, albo zgi-

niesz w walce o nie;- Nie pozwolisz nikomu plamić

chwały ani czci Twego Narodu;- Pamiętaj o wielkich dniach

naszych walk wyzwoleńczych;- Bądź dumny, że jesteś spadko-

biercą walk o chwałę włodzimierzo-wego tryzuba;

- Pomścisz śmierć wielkich ryce-rzy, o sprawie nie rozmawiaj z tym, z kim można, ale z tym, z kim trzeba;

- Nie zawahaj się wykonać naj-większego przestępstwa, jeśli tego będzie wymagać dobro sprawy. Nie-nawiścią i przestępstwem będziesz przyjmował wrogów twojej nacji;

- Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni

państwa ukraińskiego, nawet w drodze zniewo-lenia obcych.

Dodawana była jeszcze do tego frazeologia typu „Smert Lacham, komunistom i Żydom”

Największą zbrodnią UPA w pow. lubaczow-skim było zabicie 70 mieszkańców wsi Rudka. Dokonano jej 18 kwietnia 1944 roku i dała ona początek masakrze Polaków, co nie oznacza, że wcześniej nie było takich mordów (już 10 września 1939 r. pierwsze ofiary padły w Nowej Grobli).

Lista polskich ofiar jest bardzo długa. W Baszni Dolnej i Górnej ukraińscy nacjonaliści zabili 12 osób, Budomierzu - 18 osób, Cieszano-wie - 105 osób, Chotylubiu - 18 osób, Dzikowie Nowym i Starym - 25 osób, w Futorach - 14 osób, Horyniecu - 8 osób, Nowinach Hory-nieckich - 12 osób, Nowym Brusnie - 8 osób, Krowicy Samej, Lasowej, Hołodowskiej - 26 osób, Lipsku - 20 osób, Oleszycach i Oleszycach Starych - 17 osób, Radrużu - 16 osób, Kowalówce - 12 osób, Starym Siole - 26 osób, Suchej Woli - 12 osób, Łukawicy - 12 osób, Woli - 15 osób, Tymcach - 5 osób, Werhracie - 24 osoby, Wólce Horynieckiej - 9 osób, Wólce Żmijowskiej - 12 osób, Wielkich Oczach - 17 osób, Żmijowiskach - 12 osób. Nie ma w pow. lubaczowskim miejsco-wości, w której UPA nie popełniłaby co najmniej

pięciu zabójstw. Choć w tej sprawie zgromadzo-no obszerną dokumentację, wiele spraw wciąż pozostaje niewyjaśnionych, głównie jeśli chodzi o uprowadzenia i los uprowadzonych ludzi.

Nacjonaliści ukraińscy dokonując aktów ludo-bójstwa, opierając się na przykładach z Wołynia, wypracowali wskazówki jak mordować Polaków i kierownictwo UPA wydało nawet w tej sprawie specjalną instrukcję. Ta zbrodnicza instrukcja stosowana była również na terenie lubaczowsz-czyzny, odnosiła się ona do mordowania przez UPA starców kobiet i dzieci.

A oto wybrane przykłady ukraińskich zbrod-ni w Lubaczowie i jego okolicach z obszernej dokumentacji, zamieszczonej w kwartalniku historyczno-publicystycznym NA RUBIEŻY”. Na łamach tego pisma odnotowano, że w lubaczow-skiem zostało zamordowanych około 1000 osób cywilnych i ponad 200 żołnierzy i milicjantów. 22 kwietnia 1944 r. we wsi Dębiny zginęli z rąk upowców: Władysław Zubrzycki – lat 55, który obłożnie chory, został żywcem spalony wraz z domem. Wraz z nim zginął Józef Kosak - lat 15. 21 maja 1944 r. w Łukawicy Andrzej Zubrzycki zakłuty nożem. 25 maja 1944 r. w Bieniaszówce Władysław Niebużak – lat 24 został schwytany, związany kolczastym drutem i żywcem spalony. W marcu 1944 r. w Woli Wielkiej Władysław Polniak – lat 36 uprowadzony z założonym łańcuchem na szyi, torturowany i zamordowa-ny na terenie wsi Dahany, Jan Kogut – lat 18, uprowadzony i trzymany cały dzień w psiej budzie, wieczorem zatłuczony kołkiem. Józef Patałuch - lat 74, uprowadzony do Huty Złomy, gdzie został powieszony, uprzednio ciągnięty sznurkiem przywiązanym za genitalia w dro-dze na egzekucję. W sierpniu 1944 r. w Baszni Górnej Stanisław Kochan, Katarzyna Kochan, oraz innych 5 osób, uciekinierów z Wołynia (nazwisk nie ustalono), wszyscy zostali spaleni żywcem. W maju 1945 r. w Borowej Górze Kata-rzyna Czerwonka - lat 17 i Maria Czerwonka - lat 25. Mordu na obu dziewczętach dokonała córka ukraińskiego kierownika szkoły z Czer-winek o nazwisku Wołk. 10 czerwca 1946 r. w Suchej Woli Piotr Mazurkiewicz – lat 38 został zamordowany na oczach jego żony Ukrainki,

którą przyjechał odwiedzić, a ta oświadczyła „że poświęca swego męża dla Wielkiej Ukrainy”. 3 kwietnia 1946 r. w lesie Czerniawka Jan Smoli-niec lat 29, pochodzenia polsko-ukraińskiego był torturowany, wydłubano mu oczy, obcięto uszy i genitalia, ciało skłuto bagnetami, powieszony został za nogi. 24 sierpnia 1944 r. w Zabiale Maria Procajło - lat 22 i jej troje dzieci zginęli, choć była Ukrainką, bo służyła u gajowego „pol-skiego pana”. Jej ciało stanowiło zmasakrowaną bryłę, miała połamane ręce i nogi. Oprócz M. Procajły zamordowano też Janinę Witkowską lat 12, córkę szewca inwalidy, Danutę Tereszkowską lat 13, córkę zarządcy lasów i Kazimierę Kozicką lat – 11, córkę gajowego. W styczniu 1945 r. w Zabiale zamordowano: Pawła Bukasa - lat 20, Stanisława Pietranika - lat 31, Władysława Pie-tranika s. Mikołaja - lat 18. Ich zwłoki znaleziono w lesie, wszyscy mieli wycięte języki, wydłubane oczy oraz połamane nogi i ręce. 31 marca 1944 r. w Zalesiu Koloni Stanisław Kordas - lat 34 został uprowadzony i torturowany, ciało znaleziono w studni w Suchej Woli. Józef Balawender - lat 23, który przybył zza Sanu obejrzeć swoje gospodar-stwo, został uprowadzony do lasu Sucha Wola, gdzie był torturowany przed śmiercią. W marcu 1945 r. W Zalesiu Maria Kordas - lat 60 podczas napadu doznała szoku nerwowego i zmarła. Rozalia Gancarz z Zawady - lat 35 będąc w ciąży została zamordowana, podobnie jak i: Józef Jam-niak - lat 10, Eugenia Niemiec - lat 6, Katarzyna Lichacz – lat 6, Stanisław Siudy s. Józefa - lat 14 i Władysław Zawada - lat 2. Oprócz nich zostali uprowadzeni do lasu i zamordowani (zmasa-krowane ciała odnalezione zostały w rowie wodnym): Anna Idzi lat - 45, Piotr Kalita -lat 18, Michał Kalita – lat 45, Jan Kalita - lat 45, a Maria Jagielaszek została spalona w żywcem w swoim budynku. 20 maja 1944 r. w Suchej Woli zginęła Anna Wojtak - lat 73 akuszerka, która przyjęła wiele porodów dzieci ukraińskich, może zmordował ją ten sam Ukrainiec, któremu pomogła przyjść na świat. W marcu 1946 r. w Ułazowie dwie Ukrainki Anna Nieckarz i Anna Nibieśniak zostały powieszone „za zdradę naro-du ukraińskiego”.

Zdzisław Daraż

Konflikt polsko-ukraiński wywołali Austria-cy przekazując władzę nad Lwowem Republi-ce Ukraińskiej. Przyjęta przez rząd polski w latach dwudziestych polityka inkorporacyjna do Ukraińców nie sprzyjała polityce poro-zumienia obu narodów. Antagonizowanie Ukraińców z Polską kontynuowali sowieci, a później Niemcy. Bez wątpienia główną odpo-wiedzialność za ludobójczy atak na Polaków ze strony UPA ponoszą nacjonaliści ukraińscy wykorzystywani przez Stalina i Hitlera.

podstawowej i gimnazjalnej w Kąkolówce.Władysław Kamieniecki od XI 1939 roku do 30

VII 1944 roku walczył pod pseudonimem „Mewa” w szeregach ZWZ AK na terenie południowej Rze-szowszczyzny. Po ukończeniu w 1942 roku konspi-racyjnej szkoły podchorążych piechoty w Błażowej i przejściu kilku kursów specjalnych, między innymi w 1943 r. kursu dywersyjnego pod kierunkiem koman-dosa kpt. „Mazepy” - pełnił następujące funkcje:

W latach 1940-1943 był organizatorem i dowód-cą we wsi Kąkolówka plutonu VIII, który stał się przodującą w Podobwodzie jednostką bojową. Od jesieni 1943 do 30 VII 1944 będąc dowódcą plutonu dywersyjnego w placówce Błażowa, a następnie w podobwodzie brał udział w wielu zbrojnych akcjach organizowanych przez podobwód i inspektorat AK, między innymi w ubezpieczeniu trzech zrzutów broni i sprzętu wojskowego z Anglii i Włoch.

Latem 1944 roku brał udział w rozbiciu pierścienia oblężniczego band UPA i żandarmerii niemieckiej

wokół kilkuset mieszkańców wsi Nozdrzec k. Dynowa nad Sanem, chroniących się przed rzezią w zabudo-waniach dworskich i kaplicy.

29/30 stycznia 1944 roku w zasadzce nocnej w Czarnej k. Dębicy na pociąg-salonkę mający wieźć ze Lwowa do Krakowa gubernatora H. Franka i w zażartej bitwie z obsadą pociągu.

24-26 V 1944 roku w rozbiciu w Jaworniku Ruskim za Sanem polskożerczego posterunku UPA, w którym szkolił się kierowany przez gestapo i żan-darmerię kurs SS Galizien-Polizei.

W VIII 1942 roku w skoku na tunel w Górze Żarnowskiej pod Strzyżowem celem zdobycia nowego środka wybuchowego stosowanego na Wschodzie. Wiosną 1944 roku w odbiciu trzech członków AK w rejonie Dynowa.

8 VI 1944 roku brał udział w ubezpieczeniu zewnętrznym akcji zlikwidowania w Rzeszowie dwóch najgroźniejszych gestapowców (Pottenbaum i Flaschke). Roman Sowa

Adwokat, żołnierz Armii Krajowej, część I

Page 12: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.12MÓJ POWOJENNY RZESZÓW BABCIA I WNUSIA

Mieszczańsko-rzemieślnicza „Resovia” i robotniczo-podmiejska „Stal”! Ponad czterdzieści roków różnicy. Zdarzają się przecież bar-dzo młode babcie, w tym przypad-ku jedna może tylko przyrodnia. Ależ to ciekawe powiązania rodzin-ne! „Resovia” urodziła się przecież jeszcze za babki Austrii. Jeśli wie-rzyć znakom pilotowanej przez czas pamięci, drużyna piłkarska przy PZL w Rzeszowie powstała z początkiem 1945 roku. Nie trzeba szamać pamięciowego czosnku, żeby kumać fakty autentyczne. Gdy

dwunożne boże wynalazki zaczęły kopać wszystko, co ruszało się po naszej, świętej ziemi, najbardziej spodobało im się kopanie piłki.

Jeszcze przy końcu XIX wie-ku po rzeszowskich, trawiastych kretowiskach latano na zapalenie za balonem. Niejaki Karol Stary, nauczyciel o czeskich, rodzinnych korzeniach, entuzjasta i propagator fizycznych wygibusów, wziął do kupy te dzikie, przede wszystkim gimnazjalne zespoły i kazał im grać na mistrza. Z popiołów reszty patałachów powstała mistrzowska „Resovia”. Nie za wiele tu legendy, raczej więcej wybujałej wyobraźni, której rzeszowiakom nigdy nie bra-kowało. To był rok 1905.

Przedwojenne Polskie Zakłady Lotnicze urodziły się w łóżku COP--u. Przeszła wojna i okupacja. W lubelskiej i ludowej wszystko miało posmak polityczny. Zaproponowa-no, że 1 Maja 1945 roku drużyna piłkarska OM TUR PZL wybiegnie na boisko przy ul. Langiewicza, by

zacząć kopać piłkę. I udało się!Obie są rodzaju żeńskiego, a

więc jakby takimi przyszywanymi siostrami. Zaczęło kopanie się po nogach, bo tylko czasem owe nogi trafiały w piłkę. Gdież te jedenastki grały? Miejsca pierwszych, drugich czy trzecich boisk powinien znać każdy, tak jak pacierz. A czy zna? Podam tylko dwie takie, może dzi-siaj już zapomniane, ciekawostki. Zaplombowane obecnie betonem pole między ulicami Lenartowicza o Podpromiem nazywano ongiś Resią. Było to na tak zwanych Stawiskach. Tam zaczynała kopać balon „Resovia”. „Stal” długo nie miała stadionu na stalowe gra-nie. Jakiś jednak bardzo wysoko postawiony towarzysz z Warszawy, jadąc przez Zwięczycę, zobaczył po lewej stronie dość głęboką nieckę terenową, porośniętą rzadko drze-wami i krzakami. Miejsce wręcz wymarzone na wybudowanie amfi-teatralnego stadionu. Na szczęście wysoko postawiony towarzysz po

powrocie do Warszawy zapomniał o Zwięczycy.

Ogólnowojskowe wyboisko przy Langiewicza musiało wytrzymać wszystkich i wszystko, co pachniało kopaną. Stadion „mały” na bajorku nosił imię Karola Świerczewskiego. Miał krytą trybunę i tor żużlowy. Sporo społecznego potu wsiąknęło w nadwisłokową ziemię przy budo-wie dużego stadionu stalingradzkiej „Stali”. Monografie poświęcone dziejom „Resovii” i „Stali” (red. Socha, Kosiorowski, Klich) w dosta-teczny sposób wyczerpują wymogi statystyki tych dwóch naczelnych klubów Rzeszowa. Moim zdaniem za mało wymienieni publicyści rozpoznali barwy drużyn, które różniły się nie tylko koszulkami, spodenkami, getrami, ale także osobowością i mentalnością swoich kibiców.

„Stal” zaczęła królować w hasiu, boksie, zapasach. Resowiacy biegali i skakali medalowo, tak samo ści-nali i rzucali na dziurę. Tu nie było

znaczących szparg. Pozostawała ta sztychowa kopana! Bardzo brzydko nazywali jednych i drugich. „Stal” zatrzymała się na chwilę w pierw-szej i drugiej lidze. „Resovii” szło trochę gorzej. Gdy nastała misja szalikowców, inaczej zaczęto grać, nie tylko między bramkami. Nie-stety, czas ani myślał leczyć tych, co zapadli na dziedziczne scho-rzenia. Napięły się sploty nie tylko kibolowych mięśniaków. Nowym językiem zaczęły rzucać sektory przy Wyspiańskiego i Hetmańskiej. To swoiste rozumienie zależności od czegoś, co dzisiaj boże a jutro szatańskie.

Kto nie w „Resovii” ten w „Sta-li”. Dzisiejsze ligowe styki, to już spotkania bardzo dalekie od tych sielankowych, gdzie i mamy z dziećmi i emeryci z emerytkami. Czas kiwa się nie tylko z tymi, co żyją z balona. Telewizja, Internet, prasa! Wszystko na dwie nogi, dwie bramki, dwie bramkarskie ręce i jeden gwizdek. Niby mało, ale...

Zmieniając nieco kierunek wybie-rzemy się tym razem na zachód, gdzie przy krajowej czwórce, u progu północnej krawędzi Pogórza Karpac-kiego rozsiadła się duża wieś Trzcia-na. Jej zabudowania rozciągają się po obu stronach głęboko wciętej doliny bezimiennego potoku spływającego z progu pogórza ku północy. Tędy, z północy na południe, przewija się lokalna droga z Trzciany do Zgłob-nia i Nosówki. Górna, południowa część wsi, zwana Słotwinką, sięga wierzchowiny wzniesienia, dolna, północna rozsiadła się na równinnej terasie Pradoliny Podkarpackiej.

Trzciana pojawia się w źró-dłach po raz pierwszy w 1416 roku. Była własnością Pawła, do którego

należała także pobliska Dąbrowa. Wieś musiała to być już znaczna, skoro w roku następnym była już siedzibą parafii. Można sądzić, że wieś powstała w drugiej połowie XIV wieku, a nawet i wcześniej. W drugiej połowie XV wieku była w posiadaniu Sopichowskich, przy-puszczalnie skoligaconych z rodem Półkoziców ze Stróżysk, którzy póź-niej przyjęli nazwisko Trzcińskich. W następnych stuleciach Trzciana była w posiadaniu różnych, często zmieniających się właścicieli, m.in. Lubomirskich i Potockich.

Już w czasach zaboru austriac-kiego, na krótko przed zniesieniem pańszczyzny, majętność została prze-jęta za długi przez rząd austriacki i

następnie w 1846 roku sprzedana. Nabył ją baron Jan Christiani Gra-biński. Majątek dworski przetrwał w posiadaniu tej rodziny do 1944 roku. Tyle o właścicielach, a teraz parę zdań o wsi i jej mieszkańcach.

Pod koniec XIX stulecia Trzcia-na liczyła 1352 mieszkańców. Wieś przejawiała wówczas dużą aktyw-ność na polu gospodarczym, kultu-ralnym, a nawet politycznym. Była silnym ośrodkiem tworzącego się ruchu ludowego. Bogate tradycje działalności kulturalnej, rozwinięte w latach międzywojennych, były z powodzeniem kultywowane po wojnie.

W centrum, przy krajowej czwór-ce, wznosi się kościół parafialny pw. św. Wawrzyńca. Jest to neogotycka budowla z wysoką wieżą od fron-tu, wzniesiona w latach 1897-1898 ze znacznie starszym i bardzo interesującym w ystrojem wnę-trza, pochodzącym z poprzedniej świątyni, głównie z XVII i XVIII wieku. Najstarszym zabytkiem jest wykonana z marmuru renesansowa chrzcielnica z 1615 roku. Niewiele młodsze, bo datowane na 1635 rok, są organy. Z pierwszej połowy XVII wieku pochodzą też dwa późnore-nesansowe ołtarze boczne mające formę tryptyków z nieruchomymi skrzydłami, które do Trzciany trafiły w XIX wieku.

Jak niedawno stwierdzono, jeden

z nich, ołtarz św. Anny, pochodzi prawdopodobnie z kościoła aka-demickiego w Krakowie, a wyko-nany został w znanej swego czasu pracowni Baltazara Kunza. Ołtarz wypełniają trzy obrazy malowane na drewnie, przypuszczalnie autor-stwa krakowskiego malarza Łukasza Porębskiego. Ołtarz główny, jak i dwa następne ołtarze boczne, baro-kowe, pochodzą z XVIII wieku. Będąc tu, warto uwagę zwrócić na stojącą w pobliżu, bardzo ciekawą i sędziwą już figurę św. Antoniego, pochodzącą z 1743 roku.

Niedaleko, na północ od kościoła, przy końcu bocznej uliczki, zacho-wał się zabytkowy zespół podwor-ski. W rozległym parku w typie krajobrazowym pochodzącym z XVIII, XIX wieku, niestety, znacząco przekształconym w drugiej połowie minionego stulecia, zachował się dawny dwór i dwa spichlerze. Budy-nek dworski wzniesiony pod koniec XIX wieku, a wkrótce później rozbu-dowany, został znacząco przebudo-wany w 1959 roku, zachował jednak eklektyczny wystrój architektonicz-ny. Jego fronton zdobi efektowna logia wsparta na czterech filarach, zwieńczonych kamiennymi posąga-mi muz. W samym parku zachował się stary drzewostan, w tym sporo drzew o charakterze pomnikowym. Powojenna reforma rolna odebrała majątek jego właścicielom. Pod-

worską tzw. resztówkę przekazano na cele oświatowe, funkcję tę pełni zresztą do dziś.

Na koniec warto pojechać w górę wsi, drogą wijącą się ponad parowem potoku, na wierzchowinę progu pogórza, osiągającą w pobliskiej kulminacji Kopiec 342 m n.p.m. To ponad 100 m wyżej od centrum wioski położonego przy krajowej czwórce. Wierzchowiną, z zachodu na wschód, biegnie stara dróżka, która według hipotez ma stanowić starodawny trakt handlowy. Można nią podejść na widoczny ku zacho-dowi Kopiec. Roztacza się stąd nie-kończąca się panorama na obniżenie pradoliny podkarpackiej i siniejące na południu wzniesienia pogórza.

Tu o każdej porze roku jest ład-nie. Wzrok cieszą szerokie, otwarte przestrzenie, pola, łąki, nieużytki, laski porastające liczne parowy rzeź-biące zbocza i rozsiane w dolinach sioła. Owe sielskie widoki warte są zachodu.

Stanisław Kłos

U PROGU POGÓRZA

ZŁOTY LEWPODKARPACKI

Bogusław Kotula

Nasz miesięcznik partnerem medialnym nagrody. Telewizja Rzeszów ustanawia nagrodę, której nazwa nawiązuje do herbu województwa podkarpackiego. Nagroda w formie statuetki ma charakter prestiżowy oraz honorowy i będzie przyznawana przez kapitułę zawsze za rok poprzedni w 3 katego-riach: za osobowość, osiągnięcia gospodarcze i naukowe. Osobno widzowie i internauci wskażą swego laureata głosując na www.tvp.pl/rzeszow

Partnerem przy organizowaniu konkursu jest marszałek podkarpacki.

Głównym celem przyznawania nagrody jest promowanie osób, które swoją osobowością, wiedzą i doświadczeniem, przedsiębiorczością, konsekwencją działania w pokonywaniu trud-ności i barier oraz przełamywaniu schematów myślenia zmieniają oblicze Podkarpacia i Polski, w tym w obszarach: gospodarki, nauki, kultury, innowacji, dokonań społecznych, sportowych oraz budowy i umacniania spo-łeczeństwa obywatelskiego, gospodarczego i kulturowego Podkarpacia.

Regulamin i systematycznie aktualizowana lista kandydatów zgłaszanych do nagrody dostępne są na stronie internetowej TVP Rzeszów. Laureaci zostaną ogłoszeni podczas wielkiej gali.

Z dużym zaciekawieniem śledziłem losy autora – bohatera, Józefa Talera, a szczególnie opisy codziennego życia, obyczajów i ludzi, z którymi zetknął się najpierw w Rozwadowie, gdzie urodził się w 1923 roku, w Nisku (uczęszczał tam do gimnazjum), we Lwowie, w którym znalazł się w pierwszych latach II wojny, wreszcie w Rzeszowie, gdzie pod przybranym nazwiskiem przeżył najgorszy okres okupacji niemieckiej pracując na kolei. Uniknął getta i śmierci.

Sposób opowiadania jest szczegóło-wy i interesujący, obfituje w bogactwo ciekawych spostrzeżeń, ocen ludzi i osobistych refleksji autora na temat świata, którego nie ma już, który został w pamięci tylko niektórych z nas, starszych. Bo społeczność, okre-ślona przez autora jako grupa wyzna-nia mojżeszowego, została zmieciona z krajobrazu Rozwadowa, Lwowa, Rzeszowa, podobnie jak z całej Galicji, przez niemieckich nazistów.

Warto przeczytać uważnie tę książ-kę pisaną w języku angielskim dla amerykańskiego czytelnika przez autora, który przeżył i zapamiętał straszne chwile II wojny światowej w tej części świata. I teraz opowiedział. Książkę wydał w 1995 roku w ame-rykańskim Baltimore. W przekładzie na język polski Marka Wiatrowicza wydało ją w Sandomierzu wydawnic-two STRATUS, współkierowane przez dr. Bartłomieja Belcarza.

Mój znajomy opowiadał mi, że po

jej przeczytaniu wybrał się żoną na spacer po ulicach Rzeszowa, by szukać śladów ludzi i sklepów przedstawia-nych w niej. Odnalazł ich wiele. Pro-fesor Wacław Wierzbieniec, wybitny znawca tematyki żydowskiej, zainte-resował się tą książką i organizuje jej promocję 19 kwietnia br. w gmachu głównym Uniwersytetu Rzeszowskiego przy al. Rejtana 16 C o godzinie 17.oo. Wstęp wolny. Zaprasza wszystkich zainteresowanych tą tematyką.

Józef Taler, „W poszukiwaniu boha-terów”, przekład Marek Wiatrowicz. Wydawnictwo STRATUS, Sandamierz 2010.

Józef Kanik

CIEKAWE WSPOMNIENIA

Odrestaurowany dwór w Trzcianie. Fot. Stanisław Kłos.

Page 13: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.13Rozmaitości

TAN

KU

J NA

JTAN

IEJ!

Stacja benzynowa ul. LubelskaStacja benzynowa ul. Trembeckiego

W spóldzielczym klubie Zodiak przy al. Niepodległości w Rzeszowie odbyła się w połowie marca Miejska Konferencja Spra-wozdawczo-Wyborcza SLD dla zbilansowania dorobku mijającej kadencji władz miejskich SLD oraz dokonania wyboru nowych władz i delegatów na konferencję wojewódzką. W obradach uczestniczyli, oprócz członków kół miejskich, poseł na Sejm Tomasz Kamiński oraz prezydent miasta Tadeusz Ferenc.

Syntetyczne sprawozdanie z dokonań orga-nizacji miejskiej złożył ustepujacy przewod-niczący Rady Miejskiej SLD Konrad Fijołek, który za najwiekszy suskces uznał polityczne osiągnięcia w wyborach samorządowych, zaś

niepowodzenie dostrzegł w braku znaczacych efektów w integracji środowisk lewicowych. Rolę nowej lewicy obszernie zaprezentował poseł Tomasz Kamiński, natomiast o spra-wach rozwoju Rzeszowa i prezydenckich priorytetach w tej dziedzinie, mówił prezydent Tadeusz Ferenc.

Nowym przewodniczącym Rady Miejskiej SLD został Grzegorz Budzik, pracownik naukowy Politechniki Rzeszowskiej, zaś sekre-tarzem Kamil Czyż. Przyjęto także uchwałę okreslającą wnioski programowe dla nowej Rady Miejskiej.

Roman Małek

- Panie prezesie, proszę o przypomnienie początków firmy.

- Zaczęło się w 1984 roku. Na początku był to mały zakład świadczący usługi w zakresie urządzeń sanitarnych i grzewczych oraz sieci. Zaczęliśmy na bazie moich doświadczeń z pracy w Miastoprojekcie (byłem projektantem) oraz w Rzeszowskim Przedsiębiostwie Insta-lacji Sanitarnych, gdzie pracowałem w wyko-nawstwie, a potem w nadzorze. Była to firma rodzinna i do dziś pozostaje taką. Oparta była na moim potencjale ekonomicznym. Przełom nastąpił w 1990 r., kiedy powstała spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, promująca nowoczesne technologie i instalacje. Byliśmy pionierami w regionie, rozpoczęliśmy promo-cję wówczas nowoczesnych, energooszczęd-nych technologii. Należały do nich rurociągi z tworzyw sztucznych, armatura termostatyczna, kotły olejowe, izolacje itd.

- Start był udany, na szczęście?- Tak, udał się start. W Rzeszowie przy

ulicy Kujawskiej postawiono pierwszy budy-nek mieszkalny z zastosowaniem tworzyw sztucznych. Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Geodeci”, Anna Ochalik-Pęcak, podjęła ryzyko i zgodziła się na przeprojektowanie budynku. Wtedy zastosowanie tych tworzyw nie było wcale tańsze, dopłaciliśmy różnicę. W budynku tym zamieszkało 170 rodzin.

Potem były kolejne obiekty. Wreszcie Spółka przestawiła się na dystrybucję tych urządzeń i materiałów. Powiększyła swój potencjał eko-nomiczny. Otwierała kolejne oddziały. Dzisiaj ma ich 19 w pięciu województwach. W sumie zatrudnia ponad 200 osób. Do dziś utrzymuje nowatorski charakter, wyszukując nowe tech-nologie i wprowadzając je na rynek.

- A po drodze były jakieś kłopoty, trudności?- Początek był trudny. Nie było odbiorcy.

Musieliśmy sami wykreować rynek na te produkty. Robiliśmy to poprzez prezentacje, organizowanie szkoleń i poprzez sprzedaż. Przede wszystkim jednak przyjęliśmy na sie-bie olbrzymie ryzyko, że uda się nam to, że produkty zostaną przyjęte.

Wtedy nie mieliśmy problemów z miejsco-wymi władzami. Kupiliśmy teren i stopniowo

poszerzaliśmy działalność, rozwijaliśmy się. Dopiero od kilku lat mamy problemy tutaj w Rzeszowie, ponieważ planiści założyli sobie, że przez środek naszej nieruchomości (na której stoją obiekty firmy) zbuduje się drogę. Ta przecięłaby naszą firmę na dwie części, co w efekcie spowoduje wykluczenie działalności naszej firmy w tym miejscu. Zaś proponowane nowe lokalizacje odpadają, ponieważ nie dys-ponujemy środkami na to, by budować firmę od podstaw w innym miejscu, jak to robi właściciel „Zelmeru”. Jestem rzeszowianinem, od urodzenia związanym z tym miastem i nie chcę przenosić się do innej miejscowości. Uważam, że rozwój Rzeszowa powinien godzić równomierne i harmonijne współistnienie dotychczasowej infrastruktury ze współcze-snymi potrzebami miasta. Nasza firma w Rzeszowie płaci podatki od nieruchomości, wynagrodzeń i inne, wzbogacając budżet mia-sta. Wrosła już w jego organizm i krajobraz.

- Co firma proponuje dzisiaj?- Dzisiaj nasza aktywność w dziedzinie

najnowszej technologii koncentruje się na kolektorach słonecznych i pompach ciepła. Rozwijamy tę dziedzinę, co prawda już od 1989 r., ale początki były bardzo skromne i nieefektywne. Kiedy zaś podrożały tradycyjne nośniki energetyczne i cieplne, wzrosła też świadomość inwestorów i nasiliło się zainte-resowanie alternatywnymi nośnikami.

W odniesieniu do systemów solarnych można dzisiaj mówić o normalnym już, dyna-micznie rozwijającym się rynku. Natomiast rynek pomp ciepła wkracza w okres znacznej ekspansji. Widać to także w Rzeszowie. Są budynki wielo- i jednorodzinne, przedszkola oraz inne obiekty użyteczności publicznej mające zainstalowane urządzenia solarne. Poza Rzeszowem są baseny z wodą podgrzewaną energią z urządzeń solarnych. Stacja pomp ciepła działa w Zabajce koło Głogowa Młp. Ceny tradycyjnych nośników ciepła i energii mają tendencję wzrostową, dlatego sądzę, że nasze propozycje stają się jedną z form alter-natywnych i ekonomicznie racjonalnych.

- Dziekuję za rozmowę.Józef Kanik

KONFERENCJA SLD TANIEJ I NOWOCZEśNIEJRozmowa z Wacławem Żmudą,

prezesem Zarządu Solar-Bin Ductum Sp. z o. o. Dystrybucja S.K.A. w Rzeszowie.

Rzeszowskie koło nr 1 Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policji tradycyjnie w „Klubowej” zorganizowało dla swoich człon-kiń spotkanie z okazji Święta Kobiet, 8 Marca.

Przemawiali ze słodzonymi uprzejmościa-mi dla pań i prezes Rady Okręgowej Stowarzy-

szenia Wiktor Kowal, i jego zastępca Bolesław Pezdan. Nie mogło zabraknąć najważniej-szego, czyli wzniesionego szampanem „Za zdrowie pań”. Później już tylko wspomnienia i moc wzajemnej życzliwości.

Roman Małek

UCZCILI SWOJE PANIE

Przemawia przewodniczący Wiktor Kowal. Fot. R. Małek.

Prezydium konferencji, od lewej: gospodarz Edward Słupek, Jerzy Rybka, Beata Ratajczak, Konrad Fijołek, Tadeusz Ferenc, Tomasz Kamiński. Fot. R. Małek.

Page 14: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.14

FINEZYJNE PIęKNO

Jedną z bardziej dynamicznych i eks-presyjnych dyscyplin gimnastycznych jest akrobatyka sportowa. Oprócz ogromnej sprawności fizycznej uzyskiwanej w mozolnym i długotrwałym terningu, niezwyklej elastyczności ciała, która rów-nież nie bierze się z pietruszki, wymaga idealnej synchronizacji ruchowej oraz baletowej wręcz finezji. Zwłaszcza w gru-powej prezentacji wystarczy drobny błąd jednej osoby, aby cały efekt wizualny legł w gruzach. Ponadto, wbrew pozorom, jest to dyscyplina o wysokim współczynni-ku urazowości. Ale nikt tu nikomu nie łamie nóg i nie rozbija nosów ani łuków brwiowych. Tworzy natomiast niezwykle plastyczny wizerunek ruchowego piękna i gracji.

Od wielu lat gimnastyka akrobatycz-na w Rzeszowie jest swoistą potęgą nie tylko w Polsce. Gimnastycy „Stali”, AZS

czy od kilku lat „Sokola” odnoszą suk-cesy w międzynarodowych i krajowych zawodach. Nie inaczej było w czasie marcowych mistrzostw Polski, które odbyły się w Warszawie. Podopieczne prezesa „Sokoła” Grzegorza Bielca – trójka żenska, wróciły ze srebrnym medalem z owych mistrzostw Polski w klasie mistrzowskiej, czyli najwyższej. Nie bez swoistej dumy muszę donieść, że oprócz Claudii Ciupak w medalowej trójce mistrzowskiej znalazły się dwie moje wnuczki, młodsza Celina i jej nie-wiele starsza siostra Regina Małek, która w innym zestawieniu wcześniej zdobyła w Portugalii wicemistrzostwo Europy. Prezesowi Grzegorzowi Bielcowi i jego podopiecznym wypada pogratulować i życzyć jedynie samych sukcesów.

Roman Małek

Zakończone zostały rozgrywki sportowe na szczeblu miejskim w tenisie stołowym. Jest on jedną z najpopularniejszych gier sportowych, masowo uprawianych przez młodzież szkolną. Tenis stołowy często zwany ping-pongiem polega na podbijaniu piłeczki rakietką tak, by przeleciała nad siatką na drugą połowę stołu. Piłeczka musi uderzyć o stół tylko raz, niedo-zwolone jest odbijanie piłeczki z powietrza, tak jak to ma miejsce w tenisie ziemnym. Punkty przyznawane są za uderzenia, których przeciw-nik nie odebrał. Współczesny tenis stołowy jest bardzo szybką grą wymagającą od zawodników niezwykle energicznych ruchów i reakcji.

Zgodnie z regulaminem igrzysk młodzie-ży szkolnej szkół podstawowych przyjętym przez Szkolny Związek Sportowy, w zawodach brały w tym roku udział drużyny dziewcząt i chłopców urodzonych w 1999 roku i młodsi. Przyjęto, że drużyna liczy dwie dziewczynki lub dwóch chłopców oraz jednego zawodnika rezerwowego. Szko-ła mogła wystawić tylko jedną drużynę w każdej kategorii.

Zawody rozegra-ne zostały w Szko-le Podstawowej nr 6 w Rzeszowie. W kategor i i dziew-cząt wzięło udział 12 zespołów, nato-miast w kategorii chłopców 14. Tym razem odbyło się bez większych nie-spodzianek, wygry-wali w nich fawory-ci. Wśród dziewcząt

zwyciężyła drużyna ze Szkoły Podstawowej nr 3 w składzie Paulina Słowik i Martyna Wasi-lewska. Na dalszych miejscach uplasowały się drużyny ze szkół podstawowych nr 17, 6, 19, 1, 27, 10, SP Sióstr Pijarek, 7, 11, 5, 2. W kategorii chłopców zwyciężyli również uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 3 w składzie Bartłomiej Baran i Dominik Guzek. Dalsze miejsca zajęły drużyny ze szkól nr 27, 19, 5, 10, 6, 22, 1, 11, 17, 7, SP Sióstr Pijarek, 14, 16. Opiekunem zwycię-skich drużyn jest Feliks Kordyś.

Drużyny, które zajęły miejsca od 1 do 3 otrzymały puchary, medale i dyplomy, nato-miast za zajęcie 4 miejsca – dyplom. W zawo-dach wojewódzkich Rzeszów reprezentować będą po 2 najlepsze zespoły w każdej kategorii. Dziewczęta reprezentować będą szkoły podsta-wowe nr 3 i 17, natomiast chłopcy szkoły nr 3 i 27.

Stanisław Rusznica

IGRZYSKA MŁODZIEŻY SZKOLNEJTENIS STOŁOWY

W marcu w podrzeszowskim Tyczynie roze-grane zostały XV Halowe Łucznicze Mistrzo-stwa Polski Juniorów Młodszych. Z tej okazji do Tyczyna zjechało około dwustu zawodników i zawodniczek z całej Polski. Mistrzostwa roze-grano w konkurencjach łuków klasycznych i

bloczkowych zarówno indywidualnie jak i zespołowo. Triumfowali w zawodach goście, jednak wicemistrzostwo w konkurencji łuków bloczkowych wywalczyła zawodniczka LKS JAR Kielnarowa Kinga Sikora.

Rom.

ŁUCZNICY W TYCZYNIE

Wicemistrzynie Polski w klasie mistrzowskiej. Od góry: Claudia Ciupak, Regina Małek, Celina Małek.

Widok hali tyczyńskiego gimnazjum w czasie mistrzostw łuczniczych. Fot. R. Małek.

Uczestniczki turnieju z miejsc od 1 do 4

Uczestnicy turnieju z miejsc 1 do 4

Page 15: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.15WIEśCI SPOD KIJA POD PARAGRAFEM

Wiosenne, coraz mocniej przygrzewające słonce prowokuje nas do rozpoczęcia sezonu wędkarskiego, a wędkarstwo to nie tylko łowienie ryb. To także bliskie obcowanie z przyrodą. Obserwowanie zmian w niej zachodzących, dbanie o środowisko (nie tylko wodne). Kwiecień, pierwszy miesiąc wiosny, charak-teryzuje się zmienną pogodą. Dni ciepłe i słoneczne przeplatają się z chłodnymi, wręcz zimnymi i dżdży-stymi. Czasem nawet zaskoczy nas zadymka śnieżna.

Mimo niestabilnej pogody przyroda budzi się z zimowego letargu. Na łąkach i w lasach coraz wię-cej kwiatów. Pola pachną świeżo zaoraną ziemią. Ptaki zakładają gniazda i przystępują do lęgów. W wodach wzrasta aktywność ryb. Rozpoczyna się okres wiosennego wędkowania. Wyprawa nad wodę może dostarczyć nam wielu niezapomnianych wra-żeń. Wrażeń, od których większość z nas odwykła przez okres zimy. Wiosna to w wodach nizinnych czas połowu przede wszystkim ryb karpiowatych, które w miarę wzrostu temperatury przejawiają coraz większy apetyt. W tym okresie zdobyczą wędkarzy będą głównie: płocie, klenie, jazie, leszcze, a gdy woda osiągnie temperaturę około 10 stopni Celsjusza także: liny, karpie i karasie.

Po spłynięciu lodów woda w rzekach ogrzewa się szybciej niż w zbiornikach zamkniętych. Dlatego też na pierwsze wyprawy z wędką wybierzemy rzekę. Metodą godną polecenia wiosną jest przepływanka. Wędkując często zmieniamy miejsce, szukając stano-wisk ryb. Pozwala nam to w ciągu jednej wyprawy poznać spory odcinek rzeki, której ukształtowanie dna po jesiennych i wiosennych przyborach, po zimie mogło ulec zmianom. Sama metoda nie jest zbyt skomplikowana. Wystarczy lekkie wędzisko o długości 4-6 m, kołowrotek o szpuli ruchomej lub stałej z dobrze wyregulowanym hamulcem, żyłka główna 0,15-0,18 mm, przypon o 0,22mm cieńszy, spławik dobrany odpowiednio do uciągu wody o wyporności 2-6 gramów, haczyk w zależności od wielkości przynęty nr 14-8, na który zakładamy larwy ochotki, białe lub barwione larwy muchy, larwy chruścików tzw. kłódki czerwone, czerwone robaki kompostowe, a nawet ciasta lub pasty. Nęcimy niewielkimi ilościami zanęty.

Gdy znajdziemy stanowisko ryb, łowimy aż do zaniku brań. Łowiąc w ten sposób powinniśmy liczyć się z niespodziankami. Szukając płoci możemy złowić leszcza, polując na klenia, naszą zdobyczą może być jaź. Po kilku ciepłych dniach, pod koniec miesiąca warto wybrać się nad staw lub starorze-cze (zwłaszcza gdy ma ono połączenie z głównym nurtem rzeki). Celem naszej wyprawy będzie połów karasia, lina i karpia.

Wybieramy stanowisko z płytką wodą o dnie ciemnym, ponieważ ciemne powierzchnie lepiej pochłaniają promienie słoneczne i szybciej się nagrzewają. Dobre wyniki daje łowienie klasyczną metodą odległościową. Innym sposobem połowu jest łowienie w dryfie. „Grunt” nastawiamy tak, aby haczyk z przynętą co jakiś czas zaczepiał o podwod-ne przeszkody. Wędkując wiosną, gdy większość ryb jest w tarle lub tuż przed nim, zastanówmy się czy warto zabierać ryby nabrzmiałe ikrą, lub cieknące mlekiem, pomimo że nie są one obięte okresem ochronnym.

W kwietniu obowiązuje zakaz połowu: bolenia, brzany, certy, głowacicy, lipienia, sandacza, szczu-paka, suma, świnki oraz ryb prawnie chronionych.

Janusz Jędrzejek

Chciałoby się już pomilczeć nad trumnami ofiar katastrofy smoleńskiej, albo przynajmniej zachować powa-gę przy powracaniu pamiecią do tej tragedii. A właśnie nadeszła druga jej rocznica. Nie jest to jednak możliwe w żaden sposób. No, bo jak można zacho-wać należną powagę, jeśli polityczny komisarz smoleński, poseł Macierewicz, z przekonaniem i na trzeźwo mówi, że odkrył drugą bombę w samolocie, czyli że ktoś podwójnie i bombowo zamach-nął się na prezydenta Kaczyńskiego? A kto to był, powszechnie wiadomo od ojdoktora przez kota prezesa po

Macierewicza. Tę spiskową koncepcję prezentuje obnośnie i obwoźnie, gdzie się tylko da, zatem musi od czasu do czasu wzbogacać ją nowymi elementa-mi, o tyle coraz bardziej sensacyjnymi, co i głupszymi. Inaczej audytorium znudzi się, albo nie daj Boże, posądzi o twórcze lenistwo.

Dla mnie jednak najciekawsze są popularne u nas prace, tkwiące głęboko w mentalności chłopa małorolnego, czyli wykopki. Wpierw odgrzebano gen. Sikorskiego, aby stwierdzić, że to on i że ma połamane kończyny i kiepski mundur. Dali mu nowy i teraz czuje się już znakomicie. Jednak prawdziwa plaga rozpoczęła się wła-śnie po katastrofie smoleńskiej. Żyjący familianci co rusz winszują sobie odkopywania swoich najbliższych z katastrofy. Zaczęła latorośl żeńska posła Wassermanna. A później poszło już za chałom. Zaczynają winszować sobie tych wykopków i wdowa Merta, i coś przebąkuje generałowa Błasikowa, pani Kurtykowa, ktoś od marszalka Putry i paru innych niedowiarków. Nie wiem tylko, dlaczego mają za te fanaberie płacić podatnicy, którzy i tak sporo już wybulili.

Najświeższym wykopkiem może jednak poszczycić się pani Gosiewska. Nie zgadzał się jej wzrost i jeszcze parę innych gabarytów zawartych w protokole sekcji zwłok, no to zażyczyła sobie kopania. Ale ja mam kilka nie-jasności odnośnie posła Gosiewskiego. Która wdowa po nim jest legalna i która otrzymała odszkodowanie niczym Prusowie za ciało św. Wojciecha? A może obie? Ma bowiem dwie. Pierwszą z kościelnego pokropku i okadzenia, a drugą już tylko z obrączkowego

kontraktu magistrackiego. O tym, że poseł został dziewicem konsystorskim nic nie słyszałem, ani nie czytałem. Rozwód bowiem prawo kanonicz-ne dopuszcza tylko w przypadku matrimonium non consumatum lub choroby psychicznej. Matrimonium musiało być consumatum, bo przyszły na świat pacholęta, a te, jak wiadomo, nie pojawiają się z wiatropylenia, ani z łaskawości bociana. Magistracka żona według prawa kościelnego mogłaby być, lecz wyłącznie bez tego consumatum, czyli platonicznie. Ale pacholęta też są, zatem było po ludzku consumatum, a nie platonicznie. Mogło jeszcze wcho-dzić w rachubę owo świrum dyrdum, ale niby u którego z udziałowców tego sakramentu małżeństwa? Radio Mary-ja o tym milczy, jak normalny, a nie smoleński grób. Magistracka żona zaś cieszy się wielką estymą u kościelnych pasterzy, a inni żyjący w grzesznym związku nie mają nawet prawa do kropionego pochówku, że o jakimkol-wiek rozgrzeszeniu nie wspomnę. Z woli pobożnego prezesa, ojdoktora i jeszcze bardziej pobożnych wyborców zasiada w Senacie i organizuje wykopki.

Bowiem mają być dalsze.Cały wykopkowy proces jednak

należy jakoś przyzwoicie zorganizować, aby papranie się w ziemi miało jakąś logikę i mogło stać się naszą ekspor-tową specjalnością. Jeśli już mają z nas śmiać się, to niechaj przy okazji dostrzegą również solidną organizację pracy. Proponuję ustalić porządnie, według starszeństwa i dostojeństwa, a nie wzrostu, kolejkową listę do odko-pywania. Powinna ona zostać skonsul-towana z organizacjami związkowymi, komisją trójstronną, ekologami i Sza-nownym Obywatelem Dżeki Marchewą z Rzeszowa. Następnie ustalić harmo-nogram realizacji przedsięwzięcia, ze szczególnym uwzględnieniem okresów trwania ważnych kampanii politycz-nych i wyborczych. Lud Boży ma mieć igrzyska, a politycy o czym mówić. Każdego należy odkopać, sprawdzić czy to on, dać nowy przyodziewek i zakopać. Po dwóch miesiącach znowu odkopać, sprawdzić tych, którzy odko-pywali i zakopać. Po pół roku odkopać, sprawdzić sprawdzających sprawdzaczy i zakopać. Poczekać rok, aby trochę ule-żało się i wszystko zacząć od nowa. Ileż nowych miejsc pracy powstanie! A jak narodowa mądrość przez to wzrośnie! Ilu umrzyków postawi to na nogi!

W naszych dziejach nazbierało się tyle wątpliwych zdarzeń, że aż strach pomyśleć, ile może tkwić tu pomyłek. Odkopali przecież na Ukrainie Witka-cego, pochowali na Pynksowym Brzy-sku i co? Okazało się po odkopaniu, że to jakaś ukraińska dziewoja, a nie Igna-cy Witkiewicz. Zatem wykopki należy zacząć od Piasta Kołodzieja i Rzepichy, jak leci. I kopać, kopać, kopać...

Roman Małek

WIELKIE WYKOPKI

ZEZEM NA WPROST

ANTYNARKOTYKOWA AKCJA

Policjanci z Komendy Wojewódzkiej w Rzeszowie przeprowadzili akcję antynarkotykową w osiedlu Nowe Miasto. Akcję poprzedziły niejawne działania policjantów z wydziałów kryminalnego i dochodzenio-wo-śledczego, zmierzające do ustalenia, kto zajmuje się rozprowadzaniem narkotyków w osiedlu. Po zwe-ryfikowaniu uzyskanych informacji przystąpiono do zatrzymań i rewizji przeprowadzonych w kilkunastu domach, mieszkaniach i piwnicach oraz w samocho-dach, z których korzystali zatrzymani. W różnych miejscach znaleziono blisko kilogram marihuany oraz niewielkie ilości amfetaminy. Zatrzymano osiem osób podejrzanych o handlowanie narkotykami.

Piotr W. został przez sąd tymczasowo aresztowany na 2 miesiące. Pozostałych po przesłuchaniach zwol-niono, ale wszystkim, którzy usłyszeli zarzuty, grożą kary od roku do 3 lat więzienia.

Z FAŁSZYWĄ RECEPTĄ

Rzeszowscy policjanci zatrzymali trzech mężczyzn podejrzanych o fałszowanie recept lekarskich i próbę zakupu leków psychoaktywnych. Na ich trop dopro-wadziły ustalenia operacyjne. Do zatrzymania doszło, gdy jeden z mężczyzn wszedł do apteki w Rzeszowie i usiłował zrealizować przerobioną receptę. Okazało się, że razem z nim było jeszcze dwóch innych mężczyzn. Wszyscy zostali zatrzymani. Po wylegitymowaniu okazało się, że jeden jest mieszkańcem Leżajska, dru-gi - Nowej Sarzyny, a trzeci nie ma stałego miejsca zamieszkania.

Już podczas wstępnych czynności okazało się, że mężczyźni działali wspólnie. Jak ustalono do przeróbki posłużyła oryginalna recepta, na której widniała pie-czątka przychodni, jednakże lekarz, który miał wysta-wić ten dokument, tam nie pracuje. Policja wyjaśnia jak doszło do podrobienia recepty oraz czy było więcej tego rodzaju przypadków. Za tego rodzaju przestępstwo grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.

NACZYNIA LITURGICZNE

25-letni mieszkaniec Rzeszowa zasnął w autobusie MPK i nie sposób było się go dobudzić. Zrobili to dopiero wezwani policjanci, którzy następnie przy uży-ciu alkomatu stwierdzili, że delikwent ma w organizmie ponad 3 promile alkoholu, więc zawieźli mężczyznę do izby wytrzeźwień. Tam zajął się nim personel placówki. W trakcie przygotowywania opijusa do noclegu okazało się, że ma on przy sobie naczynia liturgiczne.

Policjanci szybko ustalili, że pochodzą one z kościoła pod wezwaniem Matki Bożej Saletyńskiej. Potwierdził to proboszcz parafii, któremu okazano naczynia. Były to pateny do komunikantów, które zostały skradzione. Ich wartość oszacowano na około 600 złotych. Do kradzieży doszło kilka godzin wcześniej, gdy mężczy-zna przechodząc obok kościoła dostał się do kaplicy w domu parafialnym i z niezamkniętej szafki zabrał naczynia liturgiczne. Po wytrzeźwieniu 25-latek trafił do policyjnego aresztu. Podczas przesłuchania męż-czyzna przyznał się do kradzieży i poddał dobrowolnie karze.

KAL

KWIECIEŃ-PLECIEŃ

W Rzeszowie obserwuje się tendencję do niewielkiego wpraw-dzie, ale wzrostu liczby osób, które trafiają do izby wytrzeź-wień. W 2010 roku trzeźwiało tu blisko 6700 osób, to jest o kilkadziesiąt więcej niż w roku poprzednim. Ubiegły rok nie odstawał pod tym względem od lat poprzednich. Pacjentami izby wytrzeźwień są najczęściej mężczyźni, ale trafiają tu także zawiane panie, a także osoby nieletnie. W tej ostatniej grupie odnotowuje się spadek.

Działalność izby wytrzeźwień wskazuje, że w naszym mieście, tak jak wszędzie, występuje pro-blem alkoholizmu, choć jego roz-miary nie są niepokojące. Jest to rezultat podejmowanych wielokie-runkowych działań, określanych w uchwalanym co roku przez Radę Miejską programie profilaktyki i rozwiązywania problemów alko-holowych oraz przeciwdziałania narkomanii.

Tegoroczny program jest kon-tynuacją zadań realizowanych w latach ubiegłych i angażuje do walki z alkoholizmem nie tylko instytucje wyspecjalizowane w

tym zakresie, ale także liczne orga-nizacje społeczne. Jest też adreso-wany do mieszkańców, którzy w życiu prywatnym lub zawodowym spotykają się z problemem naduży-wania alkoholu i narkotyków oraz ich konsekwencjami, a także do wszystkich osób zainteresowanych tą problematyką.

PRZYMUSOWE LECZENIE

Ważna rolę w tych działaniach odgrywa Miejska Komisja Roz-wiązywania Problemów Alkoho-lowych , która osoby uzależnione od alkoholu i wyrządzające przez to poważne szkody społeczne, na przykład sprawców przemocy w rodzinie, kieruje zgodnie z obowiązującymi w tej mierze procedurami na leczenie odwy-kowe, jeśli same nie chcą poddać się takiej terapii. Z wnioskami do komisji występują zarówno osoby prywatne, jak i różne instytucje. W ciągu trzech kwartałów ubiegłego roku na leczenie skierowano pra-wie 190 osób, a w roku poprzed-nim – 240.

Leczeniem alkoholików zajmuje

się przede wszystkim Centrum Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Rzeszowie. ZOZ ten jest zwią-zany kontraktem z Narodowym Funduszem Zdrowia w zakresie psychoterapii osób uzależnionych od alkoholu lub współuzależnio-nych. Ponadto Centrum realizuje umowę zawartą z władzami miasta na świadczenia usług w zakresie profilaktyki dla dzieci i mło-dzieży, pomocy psychologicznej dla dzieci z rodzin alkoholików, a także osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych, kom-putera, hazardu. Przy Centrum Profilaktyki i Terapii Uzależnień od dwóch lat działa stacjonarny oddział leczenia uzależnień.

W ostatnich latach nastąpił wzrost liczby zajęć profilaktycz-nych, którymi objęto dzieci i młodzież rzeszowskich szkół. Tematyka obejmuje takie zagad-nienia, jak przemoc i agresja w grupie rówieśniczej, uzależnienie od substancji psychoaktywnych, choroba alkoholowa i jej leczenie, dopalacze zagrożeniem wolności itp. Z roku na rok zauważalne jest coraz większe zainteresowa-nie szkół realizacją tego rodzaju

programów. W ostatnim roku dwukrotnie

zwiększyła się liczba świadczeń z zakresu psychoterapii dzieci z rodzin alkoholików. Więcej też członków rodzin skorzystało z pomocy psychologicznej.

ZDROWY STYL ŻYCIAOd wielu lat miasto finansuje

realizację szkolnych programów profilaktycznych uwzględniających organizację pozalekcyjnych zajęć sportowych oraz zajęć sportowych

z elementami gimnastyki korek-cyjno – kompensacyjnej. Celem tych programów jest promowanie zdrowego stylu życia, wolnego od nałogów, poprzez rozwija-nie zainteresowań sportowych i rekreacyjnych oraz kształtowanie przyzwyczajeń i nawyków aktyw-nego i kulturalnego wypoczyn-ku. Wychodzą temu naprzeciw organizowane co roku miejskie igrzyska sportowe. W roku szkol-nym 2010/2011 uczestniczyło w nich 12 tysięcy uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych.

Duże znaczenie mają też pro-gramy realizowane przez dział

higieny szkolnej ZOZ-u nr 1. Ukazują one mło-

dzieży, jak szkodliwe jest pale-nie papierosów, picie alkoholu, używania narkotyków. Podobne działania profilaktyczne, zwraca-jące uwagę na zagrożenia patolo-giczne, prowadzi wśród młodzieży Komenda Miejska Policji.

Do realizacji miejskiego pro-gramu profilaktyki i rozwiązy-wania problemów alkoholowych oraz przeciwdziałania narkomanii włączyły się organizacje pozarzą-dowe i kościelne. Prowadzą one świetlice środowiskowe dla dzieci i młodzieży zapewniające opiekę pedagogiczną, pomoc w odra-bianiu lekcji, dożywianie, zajęcia plastyczne, muzyczne i rekreacyj-no – sportowe. Z świetlic tych korzystają przede wszystkim dzieci z rodzin zagrożonych alkoholi-zmem. Placówki są finansowane ze środków przeznaczonych na realizację miejskiego programu.

Te różnorodne działania pozwa-lają na skuteczne zwalczanie alko-holizmu w naszym mieście, co przynosi widoczne rezultaty..

Oprac. KALPublikacja sponsorowana

ZDECYDOWANE „NIE” ALKOhOLIZMOWIProgram kontynuacji działań

Page 16: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 4 (196) rok XVII kwiecień 2012 r.16

Doświadczenie powiększa naszą mądrość, nie zmniejsza jednak naszej głupoty.

J. Billings

Oficer kawalerii musi umieć myśleć w galopie.Wieniawa Długoszowski

Są trzy najgorsze rzeczy na świecie: owad za kołnierzem, wilk w owczarni i sąsiad za miedzą.

Staropolskie

Głupota jest darem bożym, ale nie należy go nadużywać.

S. Lec

Żadna praca nie hańbi. Każda męczy.J. Kofta

Jeśliby mowę ludzką można było zamienić na energię elektryczną, to sądzę, że pięć kobiet potrafiłoby oświetlić duże miasto.

N. Coward

Nie zachodź od tyłu, by spojrzeć komuś w twarz.A. Decowski

Za wygodę kury nie zapłaci kogut, tylko konsument jaj.

M. Sawicki

Zebrał Rom

MĄDROśCI

26-letnia chodziarka Resovii wywalczyła start na olimpiadzie w Londynie. Okazało się, że w sporcie warto walczyć do końca. Katarzyna Kwoka, 26-letnia chodziarka Resovii, wywalczyła minimum dające prawo startu na olimpiadzie w Londynie. Wygrała nie tylko z rywalami na bieżni. Znane były pro-blemy finansowe zawodniczki. Dziś, jak podkreśla, grała nie tylko z rywalami na bieżni. Podkarpacki Okręgowy Związek Lekkiej Atletyki odwrócił się od niej. – „Pominęliśmy ją, bo wyniki jej były słabsze i nie dawały nadziei, że może się poprawić”.

Związek tłumaczy to również tym, że zgłoszono innych utalentowanych i bardziej perspektywicznych zawodników, którzy celować mogą nie tylko w naj-bliższą olimpiadę – twierdzi Janusz Mazur.

Wynik pani Katarzyny Kwoki na mecie: godzina, 31 minut i 25 sekund oznaczał o pięć sekund lepszy czas niż wymagane minimum na olimpiadę. – „Ogromna radość, satysfakcja, po tylu latach ciężkiej pracy.”

Urząd Marszałkowski właśnie przyznał stypendium sportowe, które wypłaci zawodniczce w kwietniu, z wyrównaniem od początku roku. ale to cały czas kro-pla w morzu potrzeb. Resovia będzie dalej wspierać Katarzynę Kwokę. Na zwołanej konferencji prasowej

prezes Resovii Aleksander Bentkowski przyznał, że klub powinien był zająć się Katarzyną Kwoką wcześniej. Na konferencji oprócz Kwoki zjawił się nie tylko prezes, ale również dyrektor klubu Witold Walawender i trener.

- Na szczęście nie było za późno, ale przyznaję, że było nie w porę – mówi Aleksander Bentkowski. – Mam nadzieję, że współpraca POZLA i pani Kasi będzie lepsza. Teraz najważniejsze jest to, żeby stwo-rzyć jej jak najlepsze warunki do dalszych przygoto-wań. Żeby uzyskała maksymalnie najlepszą formę na igrzyska – dodał Bentkowski.

Kwoka dziękowała Resovii za pomoc. Klub od lip-ca ubiegłego roku wypłaca chodziarce stypendium, znacząco wsparł ją też zakupem sprzętu sportowego i postarał się o dostęp do odnowy biologicznej.

- Cieszę się i jestem wdzięczna, że prezes Bent-kowski i pan Walawender chcieli mi pomóc, choć ludzie, którzy działają w Resovii w lekkiej atletyce nie widzieli we mnie nadziei – mówiła Kasia. - Spełniło się moje największe marzenie, że wywalczyłam start na olimpiadzie w Londynie.

Zdzisław Daraż

Rozmaitości

KRZYŻÓWKA

Poziomo: 3/ symbol Świąt Wielkanocnych, 7/ kojarzy się z kwietniem, kwiatami i słoń-cem, 8/ ciężar, balast, 9/ dwie na boisku, 10/ roślina do kawy, symbol strachu, 11/ Warszawa w Turcji, 14/ Olieg, kapitan siatka-rzy rzeszowskich, 15/ celują do niej strzelcy, 16/ ziółko w puszce.

Pionowo: 1/ uderza w czasie wiosennej burzy, 2/ linia MPK jak liczna osada wioślarzy, 3/ koło Rzeszowa, ongiś miejsce letnich wypadów, 4/ ponoszone w czasie gry w kasynie, 5/ na koszulkach piłkarzy i na tablicach rejestracyjnych, 6/ drapieżny chrząszcz wodny (znajdziesz w wyrazie – wkrętak), 11/ aktorka w kochliwej roli, 12/ dziesiąta część legionu rzymskiego, 13/ Młynówka albo Przyrwa w stosunku do Wisłoka.

Rozwiązania prosimy przesyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji. Z tej krzyżówki wystarczy podać hasła zawiera-jące literę P. Za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki z poprzedniego numeru nagrody otrzymują: Sandra Paruch z Wiercan i Grzegorz Wójtowicz z Rzeszowia.

Emilian Chyła

1 2 3 4 5 67

89

1011 12 13

14

15

16

SPORTOWE PUZZLE

RZESZOWSKA OLIMPIJKA

Wydawca: TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ RZESZOWA.Redaktor naczelny: Zdzisław Daraż. Redagują: Józef Gajda, Józef Kanik, Bogusław Kotula, Kazimierz Lesiecki, Roman Małek, Stanisław Rusznica, Ryszard Zator ski.Adres redakcji: 35-061 Rzeszów, ul. Słoneczna 2. Tel. 017 853 44 46, fax: 017 862 20 55. Redakcja wydania: Roman Małek.Przygotowanie do druku: Cyfrodruk Rzeszów, druk: Geokart-International Sp. z o.o.Redakcja nie od po wia da za treść ogło szeń i nie zwraca materiałów nieza mó wio nych. Zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.email: [email protected], strona in ter ne to wa www.echo.erzeszow.pl ISSN – 1426-0190czasopismo mieszkańców.

Wiosna, znów nam ubyło lat! Ale nie aż tyle! Ten w wózku ruszyć się nie może, nos ma zmiażdżony, gębę zatkaną, tkwi w żelaznym uchwycie zdeterminowanej damy. Może sobie jedynie siknąć.

Z ŁAWECZKI NAD WISŁOKIEM

APRILIS PRIMA

Pierwszy kwietnia to tradycyjny Prima Aprilis. Odkąd pamiętam, nabierało się wtedy, kogo się dało; a to, że dziura w rajstopach, a to, że coś wypadło z torebki, a to, że z włosami coś nie tak itd., itp. Pośmiał się człowiek, pośmiał i od razu było fajnie. Oczywiście, zawsze trzeba było zachować pewne normy i to bez względu na wiek. Patrzę na obecne młode pokolenie; smutnawe toto, wulgarne do potęgi i rozwydrzone, że hej. A kto się do tego przyczy-nił? Ano, dorośli różnej maści, począwszy od luzackich rodziców, obojętnych sąsiadów, byle jakich nauczycieli ( na szczęście nie wszyst-kich, ale tych w miarę dobrych jest bardzo mało), no i beznadziejnych i tępawych urzędasów (a tych z kolei przybywa w zastraszającym tempie!). No bo jak już przeskoczyliśmy ten płot demokracji, to od razu zaczę-liśmy naśladować zachodnie wzorce we wszystkim i to na siłę, jak tylko się da. Jeśli jakiś politykier nie znalazł dobrego stołka w rządzie,

to bach i do ministerstwa oświaty, lub w najgorszym wypadku do kuratorium się dostał. No bo pisaty, czytaty, czyli kumaty, a że bladego pojęcia o oświacie nie miał, to nic ważnego. Najwyżej, jak coś schrzani, to da mu się inny stołek, a gawiedzi powie się, że to taki żart z nim był, co by było weselej w oświacie. No i mamy oświatowy gniot w postaci gimnazjum, gdzie zebrana młódź z burzą hormonów wymowny gest Kozakiewicza zaczyna wszem i wobec pokazywać. Wszyscy narze-kają, ale tłuki ministerialne nic z tym nie robią, a statystyki za 2011 rok krzyczą, że blisko 30.000!!!!, tak, tak 30.000 gimnazjalistów w Polsce wykazywało agresję i łama-nie prawa. No i co? Ano nic. „E, to chyba jakiś żart”- odpowiedzą ci „najmądrzejsi” i dalej nic nie robią, no bo i po co. Nawet nie zechcieli przeczytać gdy zakładali gimna-zja – jak funkcjonują te szkoły na zachodzie. Owszem, od dawna mają tam gimnazja, ale trochę inaczej one funkcjonują, no i mają też nauczy-cieli, od których dużo się wymaga, a gdy nie wykazują właściwego zaangażowania są przenoszeni do szkół niższego szczebla. A u nas całe tłumy niedouczonych nauczycieli, do tego z całą listą przywilejów, albo ci, którzy od dawna siedli na laurach (bo mianowani, dyplomo-wani i chronieni Kartą Nauczyciela) są nauczycielami tylko z nazwy i z przywilejów. I wszyscy z wszystkich sobie żartują. Jak Prima Aprilis, to Prima Aprilis i już!

Nina Opic

W blokach na Nowym Mieście w Rzeszowie dochodziło przez jakiś czas do kradzieży przewodów elektrycznych znajdujących się w klatkach schodowych. Złodzieje wycinali i kradli przewody elek-tryczne z wewnętrznych linii zasi-lających. W sumie w kilku blokach skradzionych zostało ponad 100 metrów przewodów, o wartości ponad 11 tysięcy złotych.

Policjanci z wydziału krymi-nalnego komisariatu na Nowym Mieście, którzy zajęli się tą sprawą, zaczęli przede wszystkim penetro-wać okoliczne punkty skupu meta-li. W jednym z nich znaleźli frag-menty przewodów, które mogły pochodzić z kradzieży. Ustalili

też, że w punkcie tym dwie osoby aż dziewięciokrotnie sprzedawały, jako złom, miedziane przewody.

Dalsze dzia łania policjan-tów doprowadziły do ustalenia i zatrzymania dwóch mieszkańców Rzeszowa, którzy kradli przewody elektryczne z bloków mieszkal-nych. Jeden z nich ma 19 lat, a drugi 20. Sprzedali oni w punkcie skupu łącznie 68 kg przewodów miedzianych za kwotę blisko 1600 złotych. Obaj przyznali się do winy i usłyszeli zarzut kradzieży z wła-maniem, za co grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Prokuratura Rejonowa zastosowała wobec nich dozór policyjny.

kal

KRADLI PRZEWODY ELEKTRYCZNE