echo rzeszowa

16
Rzeszów stolicą innowacji …? Wątpiący w realność tego stwier- dzenia powinni odwiedzić pracownie rzeszowskich uczonych, w których powstają wartościowe wynalazki mające zastosowanie w wielu dziedzinach gospodarki i przemysłu, przynosząc konkretne efekty ekonomiczne i ekologiczne. To stwierdzenie najzupełniej odnosi się do zespołu naukowców, którym kieruje prof. dr hab. inż. Józef Dziopak, kierownik Katedry Infrastruktury i Ekoro- zwoju Wydział Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Rzeszowskiej. Jego działalność naukowa skupia się na rozwoju teorii i doskonaleniu rozwiązań technicznych wykorzystywanych do efektywnego transportu i akumulacji wody i ścieków w różnych systemach ich odprowadzania z terenów zurbanizowanych. Opra- cował podstawy naukowe opisu procesu retencjonowania ścieków i wymiarowania zbiorników klasycznych i 3 generacji innowacyj- nych zbiorników wielokomorowych. Wynalazki rzeszowskiego inżyniera są wysoko oceniane na prestiżowych międzynarodowych wystawach innowacji. Ostatnio został nagrodzony m.in. złotym medalem z wyróż- nieniem, wspólnie z dr hab. inż. Danielem Słysiem, prof. PRz, za „Zbiornik retencyjny z samoczynnie regulowanym przepływem cieczy”. Rozwiązanie to ma uniwersalne zastosowanie, ponieważ umożliwia samoczynne napełnianie i opróżnianie komory aku- mulacyjnej bez użycia pompowni, eliminując całkowicie zapo- trzebowanie na energię. Ostatnie wynalazki dopisują się do sze- regu innych wartościowych osiągnięć profesora Dziopaka w skali światowej, za które był często nagradzany medalami, dyplomami i pucharami na międzynarodowych wystawach i sympozjach. Łącznie został nagrodzony przez międzynarodowe jury 3 pucha- rami, 5 statuetkami, 37 medalami i kilkudziesięcioma dyplomami, które doceniło wartości aplikacyjne tych patentów i wyniki badań naukowych, między innymi w Japonii, Anglii, USA, Belgii, Szwaj- carii, Tajwanie, Korei Południowej, Rosji i na Ukrainie. Dwukrotnie otrzymał puchary Przewodniczącego Komitetu Badań Naukowych i 14-krotnie nagrody, puchary i statuetki Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za międzynarodowe osiągnięcia innowacyjne. Jako współautor projektu wynalazczego Grawitacyjno-pompowy odciążający zbiornik retencyjny zostaje w 2010 roku wyróżniony wraz z prof. Danielem Słysiem przez międzynarodowe jury pucharem IFIA CUP. Prof. inż. J. Dziopak został odznaczony Międzynarodowym Krzyżem Kawalerskim Orderu IOMI oraz prestiżową i cenioną wśród twórców plakiet- ką INVENT AND SERVE przez prezydenta IFIA za wybitną działalność wynalazczą. Szczególne wyróżnienie spotkało prof. J. Dziopaka w roku 2011, ponieważ podczas światowej wystawy innowacji w Brukseli członkowie Belgijskiej Kapituły Królewskiej przyznali Mu Belgijski Krzyż Kawalerski w uznaniu za wybitny wkład w rozwój innowacyjności w skali międzynarodowej. Rzeszowski uczony urodził się 24 sierpnia 1947 roku w Hyż- nem, gdzie ukończył Szkołę Podstawową, a następnie 6-letnie Technikum Budowlane w Rzeszowie. W latach 1967-1972 stu- diował w Politechnice Krakowskiej, uzyskując dyplom magistra inżyniera w zakresie budownictwa sanitarnego. Pracę doktorską obronił z wyróżnieniem w 1983 roku na Politechnice Krakowskiej, a stopień naukowy doktora habilitowanego uzyskał w roku 1993 na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Wrocławskiej w specjalności wodociągi i kanalizacja. W listopadzie 2005 roku otrzymał tytuł naukowy profesora nauk technicznych nadany przez Prezydenta Rzeczypospolitej, a od stycznia 2011 roku zostaje mianowany na stanowisko profesora zwyczajnego w Politechnice Rzeszowskiej. Posiada bogate doświadczenie naukowo-badawcze, dydaktycz- ne, zawodowe i organizacyjne, które zdobył pracując w pięciu uczelniach na sześciu wydziałach, pełniąc w tym czasie różne funkcje oraz prowadząc wszystkie rodzaje zajęć aż z 17 przed- miotów. Z Politechniką Rzeszowską prof. J. Dziopak związany jest od 1999 roku. Od roku 2006 pełni funkcję kierownika Katedry Infrastruktury i Ekorozwoju, którą zorganizował od podstaw przy wybitnej pomocy dr hab. inż. Daniela Słysia, prof. PRz. Już rok później uruchamia na Wydziale nową specjalizację i kierunek dyplomowania pod nazwą Infrastruktura i Ekorozwój, która cieszy się nieprzerwanie dużą popularnością wśród studentów. Na wyjątkowo bogatą działalność innowacyjną prof. J. Dzio- paka składają się 23 patenty i jest też współautorem 9 zgłoszeń patentowych rozwiązań stosowanych w gospodarce wodno-ście- kowej. Podpisał umowę licencyjną na stosowanie trzech własnych patentów, a obecnie są przygotowane do podpisu dwie kolejne umowy z firmą KWH Pipe Poland na wdrożenie rozwiązań patentowych. Jest doradcą wielu firm projektowych w kraju i za granicą. Już od 1987 roku jest nie- przerwanie członkiem Sekcji Inżynierii Sanitarnej Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej Pol- skiej Akademii Nauk, natomiast w latach 2007-2011 Komitetu Inżynierii Środowiska PAN. Jest również członkiem trzech mię- dzynarodowych stowarzyszeń naukowych. We wrześniu 2012 roku został powołany na człon- ka rzeczywistego Ukraińskiej Akademii Nauk. Od 1993 roku jest rzeczoznawcą Ministra Śro- dowiska w zakresie gospodarki wodnej, a od 2001 roku pełni funkcję biegłego wojewody mało- polskiego w zakresie ocen oddziaływania na środowisko. Karierę naukową umiejętnie łączy z praktyczną działalnością zawodową. Kierując zespołami projektantów realizuje własne kon- cepcje projektów technicznych pod klucz wykonanych inwestycji. Jest autorem pierwszych zrealizowanych w Polsce projektów zbior- ników retencyjnych w Głogowie i Opolu oraz współautorem wielu koncepcji rozwoju systemów kanalizacyjnych w innych miastach. W swym dorobku zawodowym ma prawie 80 ważnych eks- pertyz, opinii i ocen oraz ponad sto zrealizowanych projektów architektonicznych i konstrukcyjnych. Aktualnie podjął się opra- cowania opinii o strategicznym znaczeniu o zasadności budowy Kanału Krakowskiego w ramach tworzonego studium ochrony miasta Krakowa przed powodzią. Od roku 1978 prowadzi wyjątkowo owocną współpracę mię- dzynarodową z naukowcami prawie 50 uczelni i ośrodków nauko- wo-badawczych w 12 krajach. Odbył 67 misji profesorskich, staży naukowych i brał udział w zagranicznych seminariach naukowych oraz był koordynatorem 9 umów międzyrządowych. Adam Kulczycki Fot. Archiwum Nr 12 (204) lRok XVII grudzień 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5% Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa PROF. DR HAB. JóZEF DZIOPAK - NAUKOWIEC I WYNALAZCA GALERIA RZESZóW OTWARTA! s. 8-9 Benefis aktorów w Teatrze Maska. Od prawej: Józef Gmyrek, Anna Demczuk, Jerzy Lubas, Ryszard Szetela, Anna Kowalska, Katarzyna Olesiak, Alicja Wosik. Fot. Roman Małek. W pracowniach rzeszowskich uczonych

Upload: zdzislaw-daraz

Post on 22-Mar-2016

222 views

Category:

Documents


7 download

DESCRIPTION

Czasopismo mieszkańców Rzeszowa

TRANSCRIPT

Page 1: Echo Rzeszowa

Rzeszów stolicą innowacji …? Wątpiący w realność tego stwier-dzenia powinni odwiedzić pracownie rzeszowskich uczonych, w których powstają wartościowe wynalazki mające zastosowanie w wielu dziedzinach gospodarki i przemysłu, przynosząc konkretne efekty ekonomiczne i ekologiczne. To stwierdzenie najzupełniej odnosi się do zespołu naukowców, którym kieruje prof. dr hab. inż. Józef Dziopak, kierownik Katedry Infrastruktury i Ekoro-zwoju Wydział Budownictwa i Inżynierii Środowiska Politechniki Rzeszowskiej. Jego działalność naukowa skupia się na rozwoju teorii i doskonaleniu rozwiązań technicznych wykorzystywanych do efektywnego transportu i akumulacji wody i ścieków w różnych systemach ich odprowadzania z terenów zurbanizowanych. Opra-cował podstawy naukowe opisu procesu retencjonowania ścieków i wymiarowania zbiorników klasycznych i 3 generacji innowacyj-nych zbiorników wielokomorowych. Wynalazki rzeszowskiego inżyniera są wysoko oceniane na prestiżowych międzynarodowych wystawach innowacji.

Ostatnio został nagrodzony m.in. złotym medalem z wyróż-nieniem, wspólnie z dr hab. inż. Danielem Słysiem, prof. PRz, za „Zbiornik retencyjny z samoczynnie regulowanym przepływem cieczy”. Rozwiązanie to ma uniwersalne zastosowanie, ponieważ umożliwia samoczynne napełnianie i opróżnianie komory aku-mulacyjnej bez użycia pompowni, eliminując całkowicie zapo-trzebowanie na energię. Ostatnie wynalazki dopisują się do sze-regu innych wartościowych osiągnięć profesora Dziopaka w skali światowej, za które był często nagradzany medalami, dyplomami i pucharami na międzynarodowych wystawach i sympozjach. Łącznie został nagrodzony przez międzynarodowe jury 3 pucha-rami, 5 statuetkami, 37 medalami i kilkudziesięcioma dyplomami, które doceniło wartości aplikacyjne tych patentów i wyniki badań naukowych, między innymi w Japonii, Anglii, USA, Belgii, Szwaj-carii, Tajwanie, Korei Południowej, Rosji i na Ukrainie.

Dwukrotnie otrzymał puchary Przewodniczącego Komitetu Badań Naukowych i 14-krotnie nagrody, puchary i statuetki Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za międzynarodowe osiągnięcia innowacyjne. Jako współautor projektu wynalazczego Grawitacyjno-pompowy odciążający zbiornik retencyjny zostaje w 2010 roku wyróżniony wraz z prof. Danielem Słysiem przez międzynarodowe jury pucharem IFIA CUP. Prof. inż. J. Dziopak

został odznaczony Międzynarodowym Krzyżem Kawalerskim Orderu IOMI oraz prestiżową i cenioną wśród twórców plakiet-ką INVENT AND SERVE przez prezydenta IFIA za wybitną działalność wynalazczą. Szczególne wyróżnienie spotkało prof. J. Dziopaka w roku 2011, ponieważ podczas światowej wystawy innowacji w Brukseli członkowie Belgijskiej Kapituły Królewskiej przyznali Mu Belgijski Krzyż Kawalerski w uznaniu za wybitny wkład w rozwój innowacyjności w skali międzynarodowej.

Rzeszowski uczony urodził się 24 sierpnia 1947 roku w Hyż-nem, gdzie ukończył Szkołę Podstawową, a następnie 6-letnie Technikum Budowlane w Rzeszowie. W latach 1967-1972 stu-diował w Politechnice Krakowskiej, uzyskując dyplom magistra inżyniera w zakresie budownictwa sanitarnego. Pracę doktorską obronił z wyróżnieniem w 1983 roku na Politechnice Krakowskiej, a stopień naukowy doktora habilitowanego uzyskał w roku 1993 na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Wrocławskiej w specjalności wodociągi i kanalizacja. W listopadzie 2005 roku otrzymał tytuł naukowy profesora nauk technicznych nadany przez Prezydenta Rzeczypospolitej, a od stycznia 2011 roku zostaje mianowany na stanowisko profesora zwyczajnego w Politechnice Rzeszowskiej.

Posiada bogate doświadczenie naukowo-badawcze, dydaktycz-ne, zawodowe i organizacyjne, które zdobył pracując w pięciu uczelniach na sześciu wydziałach, pełniąc w tym czasie różne funkcje oraz prowadząc wszystkie rodzaje zajęć aż z 17 przed-miotów.

Z Politechniką Rzeszowską prof. J. Dziopak związany jest od 1999 roku. Od roku 2006 pełni funkcję kierownika Katedry Infrastruktury i Ekorozwoju, którą zorganizował od podstaw przy wybitnej pomocy dr hab. inż. Daniela Słysia, prof. PRz. Już rok później uruchamia na Wydziale nową specjalizację i kierunek dyplomowania pod nazwą Infrastruktura i Ekorozwój, która cieszy się nieprzerwanie dużą popularnością wśród studentów.

Na wyjątkowo bogatą działalność innowacyjną prof. J. Dzio-paka składają się 23 patenty i jest też współautorem 9 zgłoszeń patentowych rozwiązań stosowanych w gospodarce wodno-ście-kowej. Podpisał umowę licencyjną na stosowanie trzech własnych patentów, a obecnie są przygotowane do podpisu dwie kolejne umowy z firmą KWH Pipe Poland na wdrożenie rozwiązań

patentowych. Jest doradcą wielu firm projektowych w kraju i za granicą.

Już od 1987 roku jest nie-przerwanie członkiem Sekcji Inżynierii Sanitarnej Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej Pol-skiej Akademii Nauk, natomiast w latach 2007-2011 Komitetu Inżynierii Środowiska PAN. Jest również członkiem trzech mię-dzynarodowych stowarzyszeń naukowych. We wrześniu 2012 roku został powołany na człon-ka rzeczywistego Ukraińskiej Akademii Nauk. Od 1993 roku jest rzeczoznawcą Ministra Śro-dowiska w zakresie gospodarki wodnej, a od 2001 roku pełni funkcję biegłego wojewody mało-polskiego w zakresie ocen oddziaływania na środowisko.

Karierę naukową umiejętnie łączy z praktyczną działalnością zawodową. Kierując zespołami projektantów realizuje własne kon-cepcje projektów technicznych pod klucz wykonanych inwestycji. Jest autorem pierwszych zrealizowanych w Polsce projektów zbior-ników retencyjnych w Głogowie i Opolu oraz współautorem wielu koncepcji rozwoju systemów kanalizacyjnych w innych miastach.

W swym dorobku zawodowym ma prawie 80 ważnych eks-pertyz, opinii i ocen oraz ponad sto zrealizowanych projektów architektonicznych i konstrukcyjnych. Aktualnie podjął się opra-cowania opinii o strategicznym znaczeniu o zasadności budowy Kanału Krakowskiego w ramach tworzonego studium ochrony miasta Krakowa przed powodzią.

Od roku 1978 prowadzi wyjątkowo owocną współpracę mię-dzynarodową z naukowcami prawie 50 uczelni i ośrodków nauko-wo-badawczych w 12 krajach. Odbył 67 misji profesorskich, staży naukowych i brał udział w zagranicznych seminariach naukowych oraz był koordynatorem 9 umów międzyrządowych.

Adam KulczyckiFot. Archiwum

Nr 12 (204) lRok XVII grudzień 2012 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5%Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa

prof. Dr hab. Józef Dziopak - naukowiec i wynalazca

ga l e r i a r z e Sz ów ot wa rta!s. 8-9

Benefis aktorów w Teatrze Maska. Od prawej: Józef Gmyrek, Anna Demczuk, Jerzy Lubas, Ryszard Szetela, Anna Kowalska, Katarzyna Olesiak, Alicja Wosik. Fot. Roman Małek.

w pracowniach rzeszowskich uczonych

Page 2: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.2

,

„Bezkarna l ichwa”, „Wolność i demokra-cja dla lichwy” to tytu-ły naszych komenta-rzy zamieszczonych w „Echu Rzeszowa”. Nie-stety, w mediach rze-szowskich jest to temat tabu. Ale jednak coś się zaczyna.

W branży pożyczko-wej robi się coraz bar-dziej gorąco. W drugiej połowie listopada ruszy-ła społeczna kampania przestrzegająca przed zg ubny mi skut k a mi zadłużania się ponad stan. Bank centralny,

jeden z patronów kampa-nii o odpowiedzialnym pożyczaniu, chce wciągnąć do niej kolejarzy, ZUS i księży. To może być przygrywka do akcji przeciwko firmom pożyczkowym.

Szef biura prasowego NBP oświadczył: - Chcemy skoncen-trować się na lichwie, czyli pożyczkach o bardzo wysokim oprocentowaniu. Okres przed świętami to dobry czas, żeby uczulić ludzi na rozważne pożyczanie. Akcja społecznościo-wa NBP jest pokłosiem afery Amber Gold, która pokazała, że Polacy słabo znają się na inwestowaniu. Bank centralny sądzi, że podobnie jest z pożyczaniem. Kampania może być tylko przygrywką do poważniejszych zmian, jakie czekają branżę pożyczkową.

A oto najczęściej wyrażane opinie przez obywateli: „Ban-dytyzmem jest to, że żona może pożyczać pieniądze bez zgody męża, ale gdy nie ma jak oddać, to bank zajmuje jej wynagrodzenie, a w efekcie cierpią dzieci i mąż. Mąż nie może zablokować pożyczki zawieranej przez żonę. Wiele tragedii rodzinnych tak się odbyło. Bankowcy mają krew na rękach.” „...Należy zrobić porządek jeszcze z firmami ubezpieczeniowymi. Ubezpieczą wszystko: dom, ogród, samochód czy zdrowie. Jednak w przypadku konieczności wypłaty odszkodowania unikają odpowiedzialności. Powo-łują swoich biegłych, ekspertów i szukają pretekstu, by nie wypłacić odszkodowania.” „...Prowident jest to lichwa reklamowana w TV od lat. Kto obliczał zyski Prowidenta?” „...Omijajcie banki! Kiedyś, jak brałeś kredyt, to spłacałeś od pierwszej raty kapitał z odsetkami. Jak po jakimś czasie chciałeś spłacić wcześniej kredyt, to sporo na tym zyskałeś. Teraz wykombinowali tak, że spłacasz najpierw odsetki. Ja tak właśnie miałem. W Getin Banku wziąłem kredyt na 5 lat, spłacałem go 2 lata i doszedłem do wniosku, że będzie lepiej, jak go spłacę w całości. I co się okazało? Całe te dwa lata spłacałem odsetki i nadal im wiszę tyle, ile pożyczyłem!” „...Banki wmuszają ubezpieczenie kredytu, co czasami jest kilkutysięczną kwotą. Np. Getin Bank za kredyt w wysokości 30 tys. zł, wzięty na 3 lata, zażądał sobie ubezpieczenia u nich za 3 tys zł, do tego musisz założyć płatne konto, które jeśli zlikwidujesz przed okresem 12 miesięcy, to zapłacisz 100 zł kary. Ubezpieczenie, oczywiście, jest jedną wielką ściemą, bo miało być od śmierci, utraty zdrowia czy utraty pracy. A po 2 latach okazało się, że jest od śmierci, a pewnie obiecali tak, jak kredytobiorca jeszcze żył.” „...Na Dolnym Śląsku można wziąć chwilówkę bez możliwości kredytowych, ale jest bardzo wysoka prowizja. Za 200 zł pobierają 79 zł za 30 dni, czyli 39,5 proc od 100 zł. Miesięcznie. Jest to lichwa. Przypomina mi to przedwojenną Polskę i pożyczkę od Żyda. Znam to jedynie z opowiadań babci, ale to wróciło. Niestety! Trzeba to tępić i to jak najszybciej.”

Mimo kryzysu banki bogacą się na potęgę.,

innowacyJna kŁaDka

W Rzeszowie uroczyście przekazano do użytku nietypową, bo w kształcie koła, kładkę dla pieszych. Zbudowana została nad bar-dzo ruchliwym skrzyżowaniem al. Piłsudskiego z ul. Grunwaldzką. Kładka ma ponad 39 metrów średnicy, a prowadzą na nią: pochyl-nia i schody oraz dwie windy. Pomost wyłożony został egzotycz-nym drewnem azobe bongossi, sprowadzonym z Kamerunu. To jedno z najtwardszych i najodporniejszych gatunków drewna na świecie. Odporne jest na warunki atmosferyczne, grzyby i owady, a nawet na kwasy.

Cała konstrukcja waży 776 ton i wspiera się na palach, na wy-sokości prawie 6 m nad poziomem skrzyżowania. Nowa kładka jest innowacyjnym rozwiązaniem miejskim nie tylko w kraju, ale nawet na skalę europejską. Ma szansę stać się wizytówką Rzeszowa. Jej budowa kosztowała ponad 12 mln zł.

Podczas uroczystego otwarcia kładki odbył się m.in. akrobatyczny pokaz dziewczęcego trio rzeszowskiego ETC oraz premierowy pokaz mody futurystycznej z najnowszej kolekcji Justyny półtorak. Były też pirotechniczne fajerwerki. - Nasze działania zmierzają do tego, by miasto się rozwijało, stawało coraz piękniejsze. – Powiedział przecinając wstęgę prezydent Rzeszowa, tadeusz ferenc. – Niech ta kładka służy mieszkańcom, niech będzie pokazywana w Polsce i Europie. Z kolei anna kowalska, wicemarszałek województwa, podkreśliła, że oprócz tego, iż Rzeszów jest najczystszym miastem w Polsce, to ma jeszcze innowacyjne rozwiązania w przestrzeni miejskiej. Natomiast Małgorzata chomycz-Śmigielska, wojewoda podkarpacki, pogratulowała prezydentowi ogromnej otwartości w stawianiu na atrakcyjny wygląd miasta.

ruSŁan znowu przyleciaŁ

Na rzeszowskim lotnisku w Jasionce wylądował jeden z największych samolotów transportowych świata, AN-124 Ru-słan. Zamówiła go jedna z firm Doliny Lotniczej. Rusłan przyleciał, by zabrać dwa śmigłowce ze Świdnika i przetranspor-tować je na Filipiny. Kontrakt na dostawę tych maszyn opiewa na 8 sztuk. Cztery śmigłowce zostały już dostarczone, a teraz odbyła się dostawa dwóch kolejnych. Za każdym razem przylatuje po nie transportowiec Rusłan. Tak więc było to kolejne lądowanie tej ogromnej maszyny w Jasionce. Ostatnio pojawiła się w lutym tego roku, a w lipcu ub. roku zabrała na swój pokład trzy wyprodukowane w Mielcu black hawki przeznaczone dla Arabii Saudyjskiej.

An-124 Rusłan jest czterosilnikowym odrzutowcem produkcji radzieckiej, eksploatowanym przez rosyjskie linie lotni-cze Wołga-Dniepr Airlines. Maszyna ma prawie 70 m długości, rozpiętość jej skrzydeł wynosi 73 m, a waży 177 ton.

ekologiczny biurowiec

W rzeszowskiej WSK wkrótce rozpocz-nie się budowę biurowca, który ma spełniać wymogi międzynarodowego certyfikatu ekologicznego LEED. Będzie to pierwszy tego rodzaju obiekt na Podkarpaciu, wybu-dowany przez firmę Skanska. Ulokowane w nim zostanie Centrum Badawczo-Rozwo-jowe Napędów Lotniczych.

Będzie to budynek o kubaturze ponad 16 tysięcy m. sześc. i powierzchni użytkowej blisko 3 tys.m kw. Aby uzyskać certyfikat LEED (Leadership in Energy and Environ-mental Design) musi spełnić szereg kryte-riów, m.in. w zakresie innowacyjności pro-jektu, lokalizacji, odpowiedniego doboru materiałów, z których zostanie zbudowany, a następnie efektywnego wykorzystania wody, optymalizacji zużycia energii, jakości środowiska wewnętrznego.

W budynku zastosowane zostaną szybko odnawialne materiały pochodzenia roślinnego: bambus, korek, bawełna, juta, len, wełna, słoma, słonecznik itp. Już w trakcie budowy wdrożony zostanie program zarządzania odpadami, zakładający przekazanie do recyklingu ponad 80 procent odpadów z budowy. Przekazanie do użytku nowego obiektu ma nastąpić na wiosnę 2014 roku.

Kazimierz Lesiecki

KOMENTARZE

Zdzisław DARAŻ

walka nbpz lichwą

intereSuJące

rzeszów – to moje miasto…

„Rzeszów – to moje miasto, mia-sto, w którym mieszkam, uczę się i wypoczywam”. Taki tytuł nosi konkurs adresowany do uczniów szkól ponad-gimnazjalnych aglomeracji rzeszow-skiej. Jego organizatorami są: Instytut Socjologii Uniwersytetu Rzeszowskiego, Urząd Miasta Rzeszowa, Towarzystwo Przyjaciół Rzeszowa. Patronat Hono-rowy nad konkursem objął prezydent miasta Rzeszowa, Tadeusz Ferenc.

Konkurs dotyczy historii miasta, postaci i wydarzeń, które wpłynęły na jego dzieje, pomników upamiętniających ważne osoby i organizacje, a także obej-muje współczesne osiągnięcia Rzeszowa.

Głównymi celami konkursu są: odkrywanie bogactwa dziedzictwa kul-turowego poprzez poznawanie przeszło-ści miasta, uświadamianie europejskiego wymiaru tego dziedzictwa, rozbudzanie i rozwijanie zainteresowania młodzieży szkół średnich swoim miastem, jego przeszłością, środowiskiem geogra-ficznym, kulturą oraz życiem gospo-darczym i społecznym, popularyzacja wiedzy na temat ludzi wpisanych w historię miasta, wskazywanie wzorców osobowych, kształtowanie poczucia wię-zi regionalnej poprzez upowszechnianie wiedzy o małej ojczyźnie – informuje prof. zw. dr hab. Marian Malikowski, przewodniczący Kapituły Konkursowej.

Partnerami medialnymi projektu są: Polskie Radio Rzeszów S.A., GC „Nowiny”, Teraz Rzeszów, MMRzeszów, nowiny24 oraz Miesięcznik „Echo Rze-szowa”. Konkurs wspierają: JM Rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego prof. dr hab. aleksander bobko, Podkarpacki Bank Spółdzielczy, Restauracja „Chilita”.

Warunkiem uczestnictwa jest prze-słanie zamieszczonego obok. wypełnio-nego kuponu konkursowego i udzielenie odpowiedzi pisemnej na zamieszczone poniżej pytania konkursowe. Pytania i kupony konkursowe są także zamiesz-czane na łamach GC „Nowiny” – w wydaniach weekendowych do końca grudnia. Pisemnego zgłoszenia uczest-nictwa w konkursie można dokonać wysyłając także kartę zgłoszeniową, która jest do pobrania na stronie: http://socjologia.univ.rzeszow.pl/Konkurs

Kupony i zgłoszenia należy przesłać na adres: Instytut Socjologii Uniwer-sytetu Rzeszowskiego, al. T. Rejtana 16 C, 35-959 Rzeszów lub na e-maila: [email protected], do dnia 5 stycznia 2013 roku (w przy-padku przesyłek liczy się data stempla pocztowego).

Pytanie konkursowe są także emi-towane na antenie Polskiego Radia Rzeszów w sobotnim programie Luźne Uzupełnienie Soboty w godz. od 9 do 10 oraz zamieszczane na stronie: http://socjologia.univ.rzeszow.pl/Konkurs

Wręczenie nagród laureatom finału wspomnianego konkursu odbędzie się podczas przyszłorocznych, styczniowych

obchodów 659 rocznicy lokacji miasta i otrzymania praw miejskich Rzeszowa od króla Kazimierza Wielkiego.

Laureaci konkursu zostaną nagro-dzeni wartościowymi nagrodami ufun-dowanymi przez prezydenta miasta Rzeszowa, Tadeusza Ferenca. Jedną z nagród dla laureata konkursu ufun-duje także poseł na Sejm RP, tomasz kamiński.

Natomiast wśród wszystkich uczest-ników konkursu zostaną rozlosowane okolicznościowe upominki ufundowane przez sponsorów i patronów medial-nych.

Szczegółowy regulamin konkursu dostępny jest w siedzibie głównego orga-nizatora (Instytut Socjologii Uniwersy-tetu Rzeszowskiego) przy al. T. Rejtana 16 C, 35-959 Rzeszów i zamieszczony jest na stronie: http://socjologia.univ.rzeszow.pl/Konkurs

pytania konkursowe: 1. Który król nadał Rzeszowowi pra-

wa miejskie? 2. Jaka była pierwsza nazwa obecnej

ulicy 3-Maja? 3. W którym roku i gdzie powstał

pierwszy tor żużlowy w Rzeszowie? 4. Wymień przynajmniej 3 rzeszow-

skie muzea (podaj pełne nazwy) 5. W którym roku oddano do użytku

most Zamkowy w Rzeszowie?

więcej szczegółów na:http://socjologia.univ.rzeszow.pl/

Konkurs

inforMacJe o konkurSie

Gwiazdkowych, rodzinnych oraz bożonarodzeniowych radości

i rozkoszy swoim czytelnikom i przyjaciołom życzy redakcja.

Pierwsi piesi na otwartej okrągłej kładce. Fot. Józef Gajda.

Wizualizacja ekologicznego biurowca.

Page 3: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r. 3Miasto

MieJSkie DecyzJe co taM panie w raDzie

Jedną z najważniejszych decy-zji Urzędu Miasta była budowa łącznika od ronda Kuronia do autostrady. Osiadanie gruntu w rejonie wiaduktów, będących czę-ścią łącznika, zostało zauważone w połowie ubiegłego roku. Uster-ki te należało poprawić. Prace polegają na palowaniu gruntów, które okazały się zbyt słabe i nie są w stanie utrzymać wysokich na ok. 7-10 metrów nasypów przy wiaduktach. Projektant drogi nie przewidział tego problemu, dla-tego musiano wstrzymać prace na kilku fragmentach łącznika. Dopiero po ich wzmocnieniu, powstaną tu brakujące fragmenty drogi. Przetarg wygrała firma IMB Podbeskidzie, która złożyła najatrakcyjniejszą cenowo ofertę i dlatego zwyciężyła w przetargu. Zaproponowano ponad 23 mln zł. Oferty innych firm były o wiele wyższe.

Firma będzie miała za zada-nie wzmocnić podłoże ponad 300-metrowego odcinka drogi, wykonać nasyp, położyć na nim nawierzchnię, wybudować ekrany chroniące przed hała-sem. Termin zakończenia prac przy wzmocnieniu łącznika to 15 grudnia. Awaryjny termin oddania drogi do użytku to wiosna przyszłego roku. Budowa łącznika, drogi o długości ok. 2,5 km, rozpoczynającej się od ronda Kuronia i kończącej na granicy miasta, pochłonie ponad 70 mln zł. Prawie 60 mln zł to dofinan-sowanie unijne.

Po cz ęśc i autost radowej obwodnicy Rzeszowa można już jeździć. Droga łącznie liczy sobie 15 kilometrów. Na autostradę wjedziemy więc w Rudnej Małej, czyli na Węźle Centralnym. Tutaj na autostradę dostaniemy się z krajowej dziewiątki (Rzeszów--Głogów Małopolski). Jeśli już wjedziemy na A4, to będziemy mogli pojechać tylko na wschód, gdzie po 7 kilometrach doje-dziemy do Węzła Wschodniego w Terliczce i w tym miejscu nie mamy wyboru. Będąc w Soko-łowie Małopolskim wjechałem przypadkowo na Autostradę A4, która na tym odcinku ma pełnić rolę również północnej obwod-nicy Rzeszowa. Mając w pamięci jazdę ulicą Wyzwolenia, która bije rekordy korków samochodo-wych, doświadczyłem osobiście co dla Rzeszowa znaczy obwod-nica autostradowa przez swój komfort i bezpieczeństwo jazdy.

Mam nadzieję, że otwarcie łącznika, a zatem i przejezd-ność użytkowa tego fragmentu obwodnicy autostradowej, stanie się wielkim świętem dla naszego miasta. Jest zapewnienie władz, że jazda odbywać się będzie nie-odpłatnie.

Warto dzisiaj przypomnieć z jaką determinacją radni prawicy zwalczali ten pomysł obwodni-cy prezydenta na sesjach Rady Miasta. Ze szczegółami można zapoznać się w protokołach z sesji RM.

Zdzisław Daraż

w raDzie weSoŁoW listopadzie i grudniu w

radzie i u pracowników prezy-denta trwał wytężony mozół przy opracowywaniu budżetu na rok przyszły i ściśle związanej z nim wieloletniej prognozy finansowej. Ze zrozumiałych względów budzi to zawsze sporo emocji, bowiem wszystkich postulatów inwesty-cyjnych nie da się do budżetu upchnąć. Musi się je rozłożyć w czasie, a wówczas pojawia się potrzeba ustalenia kolejności i priorytetów. Tak dzieje się cho-ciażby z dużymi i poważnymi przedsięwzięciami drogowymi, których realizacja uzależniona jest w dużej mierze od pozyska-nia środków unijnych.

Tradycyjnie kaprysił, niczym Jasio Zielone Ucho, wybitny architekt z Radomia, któremu nie podoba się nic poza wła-snym geniuszem urbanistycznym. Jeszcze nie tak dawno był zde-cydowanie przeciw połączeniu ulicy Wyspiańskiego z ulicą Pułaskiego lub Hoffmanowej, ale nagle odmieniło się mu i jest zdecydowanie za, a nawet jeszcze bardziej aniżeli za. Uczepił się tego jak rzep psiego ogona i do znudzenia zestawiał to z okrągłą kładką i fontanną, które nijak nie mogą mu przypaść do gustu. Trochę bzdur o stanie rozwiązań komunikacyjnych naplótł, że aż zeźliło to radnego Chlebka, który poprosił prezydenta, aby ten zorganizował mu ekstra eks-kursję edukacyjną po mieście, gdyż zdecydowanie go nie zna. Prezydent przystał, ale wybitny architekt obraził się i chciał iść do innej piaskownicy. W konse-kwencji ustalono perspektywiczne priorytety w taki sposób, że w nastepującej kolejności będą reali-zowane strategiczne inwestycje komunikacyjne: wpierw tak zwa-

na obwodnica północna z nowym mostem na Wisłoku, później połączenie ulicy Wyspiańskiego z Pułaskiego (wiadukt lub pod torami) i na końcu dwupozio-mowe skrzyżowanie na rondzie Dmowskiego. Trudno aktualnie planować perspektywicznie nie-które przedsięwzaięcia skoro nie są jeszcze ustalone źródła finan-sowania

Prawi i sprawiedliwi wysma-żyli parę projektów uchwał, ale wyszło im tak jakoś na bakier z prawem, czyli bez konsultacji z biurem prawnym. Ponadto z zawartymi w projektach intencja-mi, które nie odpowiadały mery-torycznym szczegółom. Prawdzi-wa burza wybuchła ponownie z kwestią uchwalania karty rodziny wielodzietnej 3+. Z determinacją godną lepszej sprawy zażarcie walczono o powielenie genialne-go ponoć pomysłu z Przemyśla i skądś tam jeszcze, chociaż nie przedstawiono solidnej analizy skutków merytorycznych i finan-sowych całego przedsięwzięcia. Szefowa biura prawnego długo musiała tłumaczyć wyrywnym radnym różnicę pomiędzy wyra-żaniem intencji, a uchwalaniem szczegułów. Wreszcie udało się, radni zaskoczyli. Tłumaczenie, że radziecka komisja rodziny pracuje nad kompleksowym roz-wiązaniem spraw prorodzinnych, nie tylko w odniesieniu do rodzin wielodzietnych, niczego nie dało. Oni chcieli koniecznie coś uchwa-lić i szlus.Bowiem według nich w żaden sposób nie może ta kwe-stia poczekać do lutego, ponie-waż dzietność w mieście runie niczym mur berliński. W końcu uchwalono, że te sprawy zostaną włączone do ogólnego programu prorodzinnego. Jednak nie do końca takie ropzwiązanie klub

radnych PiS satysfakcjonował. Chcieli uchwalić jakieś pieniądze i w konsekwencji uchwalono dwieście tysięcy nie wiadomo z czego i tym bardziej nie wiadomo na co. Ot, niekompatybilnie i tak sobie a muzom.

Już wiadomo, ze od 1 lipca Urząd Mista będzie właścicielem wszystkich wyprodukowanych w mieście śmieci. Ustalono zasady odpłatności za ich odbieranie. Otóż koszty wywozu będą prze-liczane na osobę. Wiadomo rów-nież, że będzie znacznie drożej, ale o ile, to dopiero rozstrzygnie przetarg. Za śmieci posegregowa-ne opłata ma być niższa. Uchwa-lono również dopłaty do wody i scieków mieszkańców Białej, Budziwoja i Zwieczycy. Najwięcej, bo aż 3,16 zł do każdego metra sześciennego, miasto dopłaci do ścieków firmie Eko Strug.

Najwięcej bzdurnej zabawy było z rozliczaniem po drobnych kosztów budowy okragłej kładki. Śmiech cywilizowanych obywateli budzi przede wszystkim to, że roztrząsane są szczegółowo kosz-ty po wybudowaniu, a nie przed rozpoczęciem inwestycji, jak Pan Bóg przykazał. Popieprzyły się niektórym czasy i króliki na strychu. Taka dyskusja i o takim zakresie uszczegółowienia jest kwintesencją puszczania pary w gwizdek, albo uprawiania sztuki dla sztuki, jak kto woli. Przecież nawet szanowny obywatel Dżeki Marchewa wie, że od samego mieszania herbata nie staje się słodsza. A w radzie nie wszyscy to wiedzą. Chrystus ponoć umarł na krzyżu, aby zbawić wybitnego architekta z Radomia i trubuna ludowego z Rzeszowa. I co mu z tego wyszło?

Roman Małek

Łącznik z a4 gotowy

w tyM roku

,

o cMentarzachrozmowa z inż. leokadią Siupik,

wiceprezesem Miejskigo przedsię-biorstwa gospodarki komunalnej w rzeszowie.

- Ile jest cmentarzy w Rzeszowie?- Jest ich razem 11 komunalnych

oraz 4 parafialne. Pięć z pierwszej grupy jest już zamkniętych. Są to: stary przy ulicy Targowej (3,30 ha), w osiedlu Zwięczyca przy Podkarpac-kiej (0,60 ha, około 2.500 pochów-ków), Żydowski przy al. Rejtana (2,47 ha), Wojenny Żołnierzy Armii Radzieckiej przy Lwowskiej (0,20 ha, pochowanych 2.224), cmentarz pomnik przy ul. Zielonej, osiedle Drabinianka (dawny cmentarz cho-leryków, 0,03 ha). Do rejestru zabyt-ków zostały wpisane: Stary w 1968 r. oraz Żydowski w 1983 r. Ten ostatni jest w zarządzie Gminy Żydowskiej w Krakowie.

Czynne są następujące cmentarze komunalne: w osiedlu Pobitno przy Lwowskiej (7,26 ha), Wilkowyja przy Cienistej (20,72 ha), Staroniwa przy al. Witosa (0,54 ha, 1200 grobów, około 2.500 pochowanych), Staro-mieście przy ul. Zapolskiej (1,05 ha, 1.500 grobów, około 2.900 pochowa-nych), Zalesie przy ul. Robotniczej (0,85 ha, 1.150 grobów, około 2.500 pochowanych) i Zwięczyca II (3,70 ha) Czynne cmentarze parafialne są w osiedlach: Słocina, Przybyszówka, Biała i Budziwój. Największy jest ten na Wilkowyi. Obecny jego obszar wynosi 20,72 ha, pochowano na nim od założenia w 1972 r. do 30 wrze-śnia 2012 r. ponad 22.650 zmarłych.

- Czy nie braknie miejsc?- Nie ma takich obaw ani moż-

liwości. Wokół tego cmentarza są rezerwowe tereny. Już teraz pro-wadzone są prace związane z jego poszerzeniem (oczywiście stopniowo) o dalsze 15 ha. Pod koniec 2013 r. zostanie oddana do użytku część

nowych dzielnic. Ponadto coraz wię-cej osób decyduje się na spopielenie zwłok. Urna potrzebuje o wiele mniej miejsca niż trumna.

- No właśnie, jak jest ze spopie-larnią?

- Jest gotowa. Trwa okres prób i rozruchu, przygotowania do odbioru oraz otrzymania zgody na urucho-mienie jej. Planowo winna rozpo-cząć działalność od 1 grudnia br. (wypowiedź nasza z 20 listopada br.). Nadto wymienione przeze mnie inne cmentarze, te mniejsze, wciąż są czynne. Wiele jest na nich grobów rodzinnych, wielopokoleniowych. Członkowie rodzin, zwłaszcza tych zasiedziałych, chcą spocząć obok swoich najbliższych.

- Zna pani historię rzeszowskich cmentarzy oraz ich współczesne problemy. Poproszę o kilka zdań na ten temat.

- Losy cmentarzy związane są z historią naszego miasta. Np. cmen-tarz Stary, założony po 1783 r. został zamknięty do celów grzebalnych 31 grudnia 1909 r. Ale stał się ponownie miejscem pochówku na przełomie lipca i sierpnia 1944 r., kiedy to ponad 50 osób zginęło od pocisków, padających na Rzeszów. Poległych chowano w tej części, w której nie było trwałych nagrobków. Po wojnie niektórych ekshumowano i przewie-ziono na Pobitno. W pewnym okresie mówiono o przekształceniu tego cmentarza w park. Na szczęście nie doszło do tego. Ocalało ponad 500 nagrobków. 202 zostały już wyre-montowane, a 110 poddano zabiegom konserwatorskim. Leży tu sporo osób zasłużonych dla Rzeszowa, kilku jego burmistrzów: Wiktor Zbyszewski, Stanisław Jabłoński, Wojciech Kali-nowski, a także ks. Feliks Dymnicki, założyciel szkoły i bursy dla ubogich. Cmentarz ma dzisiaj społecznego

opiekuna, Towarzystwo Opieki nad Starym Cmentarzem im. Włodzi-mierza Kozły.

Cmentarz Żydowski, założony w 1849 r. na Czekaju, został zniszczo-ny przez okupanta hitlerowskiego. Pozostały tylko nieliczne macewy. Na przełomie lat 80. wyremontowano mur i wybudowano ohele.

Na cmentarzu w Zwięczycy znaj-dują się m.in. groby z czasów II woj-ny światowej. W kwaterze żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego pocho-wano 120 nieznanych osób, zaś w kwaterze żołnierzy Armii Radzieckiej 224 osoby. Na cmentarzu Wojennym Żołnierzy Armii Radzieckiej przy ul Lwowskiej spoczywa 2.224 żołnierzy, poległych w walkach w Rzeszowie i okolicy. Z tego tylko 556 zostało zidentyfikowanych. Na Wilkowyi mają swoją kwaterę byli więźniowie obozu koncentracyjnego Auschwitz. Na cmentarzu Pobicińskim prócz kwater żołnierskich postawiono Krzyż Katyński. Sporo na tym cmentarzu jest pochowanych osób zasłużonych dla naszego miasta. Wśród nich m.in.: Roman Krogulski, burmistrz, Edward Janusz, fotograf, Tadeusz Janik, kamieniarz, ks. Józef Jałowy, Leopold Lis-Kula. Lista jest bogata, trudno wymienić wszystkich zasługujących na to.

Warto dodać, że na Pobitnie w czasie I wojny światowej pochowano około 2.500 żołnierzy armii państw zaborczych. W czasie II wojny około 450 Niemców. Nie ma tych grobów. Zachował się tylko pomnik żołnierzy austriackich z I wojny w dzielnicy XXVII. Najwięcej pochówków na tym cmentarzu dokonano w 1915 r., bo aż 2.288. Obecnie rocznie chowa się około 200. W sumie spoczywa na nim około 40.000 zmarłych.

- Dziękuję za rozmowę. Józef Kanik

Page 4: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.4P o d k a r -

packi samo-rząd tworzy strategię dla s p o r t u n a Podkarpaciu. Ja k w iemy, p r o p o n o -wa na s t ra-tegia zakła-d a budowę n o w y c h

ośrodków i unowocześnienie istniejącej bazy oraz inwestowanie w działalność merytoryczną. W strategii mają być pokazane dyscypliny, które powinny być szczególnie dopieszczone i na które trzeba kierować pieniądze.

Nowością dla Rzeszowa jest propozycja budo-wy Wojewódzkiego Centrum Sportu Młodzieży przy ulicy Wyspiańskiego, gdzie swoje mecze piłkarskie rozgrywa Resovia. Z dostępnych infor-macji wiemy, że Uniwersytet Rzeszowski, aktu-alny właściciel obiektu sportowego, jest skłonny przekazać go samorządowi województwa. W pro-jektowanej koncepcji zagospodarowania całego terenu przewidywane jest wybudowanie nowych trybun, bieżni tartanowej z czterema torami,

boiska piłkarskiego z podgrzewaną płytą, montaż oświetlenia, budowa hali sportowej i przychodni sportowej z gabinetami zabiegowymi oraz salami dla szkoły mistrzostwa sportowego. W planie jest renowacja i rozbudowa torów łuczniczych, strzelnicy oraz budowa sztucznego lodowiska. Przewidziany jest wielopoziomowy parking na samochody.

Moim zdaniem propozycja powstania takiego centrum sportowego jest godna uwagi. Tym bar-dziej, że sprawą tą zainteresowany jest samorząd województwa, kierownictwo Resovii oraz władze miasta Rzeszowa. Jest zatem pełna szansa, aby w Rzeszowie były dwa ośrodki sportowe. Jeden przy ulicy Hetmańskiej nastawiony na piłkę nożną i żużel oraz proponowane centrum sportowe przy ulicy Wyspiańskiego nastawione na piłkę nożną

oraz lekkoatletykę.Centrum takie byłoby wizytówką sportową z

prawdziwego zdarzenia na Podkarpaciu. Wydaje się, że szacowany koszt tego zadania na 60 mln złotych jest do udźwignięcia przy możliwym wsparciu ze środków unijnych oraz minister-stwa sportu. Jeśli miałoby powstać w oparciu o partnerstwo publiczno-prawne, to znalezienie odpowiedniego prywatnego inwestora w naszych warunkach byłoby też realne.

Żyją wśród nas

Urodził się 28 kwietnia 1940 roku w Rzeszowie. Po ukończeniu szkoły podstawowej (1953) i średniej (1957) podjął pracę w WSK w Rzeszowie. Po trzech latach zdecydował się kontynu-ować edukację na Politechnice Kra-kowskiej, którą ukończył w roku 1965. Jako stypendysta pracował później w rzeszowskim Zelmerze na stanowi-sku konstruktora. W zakładzie tym zetknął się z problematyką tworzyw sztucznych, która miała duży wpływ na przyszłe jego zainteresowania naukowe. Nawiązał kontakt ze swoją macierzystą uczelnią, w której pod kierunkiem prof. Stanisława Mazurkiewicza rozpoczął badania na temat nowej technologii produkcji tworzyw fenolowych. Bada-nia te zaowocowały napisaniem i obro-ną rozprawy doktorskiej pt. „Wpływ technologii na niektóre własności mechaniczne i użytkowe tworzyw fenolowych”.

Po odejściu z Zelmeru pracował w różnych zakładach, m.in.: w Zakładach Lamp Wyładowczych w Pogwizdowie Nowym na stanowisku głównego tech-nologa, w Zakładzie Wytwórni Mączek i Tłuszczu w Przewrotnem na stano-wisku dyrektora. Po reaktywowaniu w 1991 roku kierunku inżynieria śro-dowiska na Politechnice Rzeszowskiej podjął pracę dydaktyczno-naukową w tej uczelni. W swojej pracy postano-wił skupić się głównie na problemach związanych z ochroną środowiska i utylizacją odpadów. Mógł to czynić z powodzeniem, ponieważ miał nie tylko wiedzę naukową, ale i odpowiednie doświadczenie zawodowe. Swoje zainte-resowania zgłębiał udziałem w różnych konferencjach naukowych w: Stanach Zjednoczonych, Finlandii, Szwecji, Niemczech, Holandii i na Węgrzech. Wydał monografię pt. „Systemowe ujęcie gospodarki odpadami niebez-piecznymi na przykładzie lamp wyła-dowczych”. Z jego doświadczeń w sys-temowym rozwiązywaniu gospodarki odpadami przemysłowymi skorzystały też władze miasta Rzeszowa.

Wiesław Sipowicz na podstawie posiadanego dorobku uzyskał upraw-nienia rzeczoznawcy Ministra Ochrony Środowiska. Posiada certyfikat „The World Medal of Freedom” z 2006 roku, uznający jego dorobek naukowy w USA. Jest autorem 60 prac pokazują-cych jego osiągnięcia naukowe i wdro-żeniowe. Za działalność naukową był trzykrotnie wyróżniany nagrodą zespo-łową i indywidualną II stopnia przez J.M. Rektora Politechniki Rzeszowskiej oraz dwukrotnie nagrodą zespołową III stopnia Ministra Przemysłu.

Wiesław Sipowicz to nie tylko naukowiec. Znany jest szeroko jako sportowiec – siatkarz. Karierę sportową

rozpoczął w Technikum Mechanicz-nym WSK (obecnie Zespół Szkół Elek-tronicznych) w Rzeszowie. Pierwszym jego trenerem był nauczyciel wycho-wania fizycznego w tej szkole, profesor Michał Różański. To za jego czasów reprezentacja siatkówki Szkolnego Koła Sportowego „Zryw”, w którym grał W. Sipowicz, zdobyła w 1957 roku w rozgrywkach szkolnictwa zawodowego tytuł mistrza Polski. W tej swoistej szkole siatkówki profesora Michała Różańskiego wychowali się wówczas znani siatkarze, m.in.: Stanisław Rusza-ła, Edward Łysiak, Marian Pietrucha, Janusz Zimny, Jan Strzelczyk, Wiesław Bańbor, Jerzy Łobaczewski, Krzysztof Biskupski, Eugeniusz Rykiel, Adam Szmyd, Piotr Palacz, Zbigniew Sarna. Wielu z nich grało później w drużynie siatkarskiej Resovii. Jan Strzelczyk był trenerem tzw. złotej drużyny. Zasłynął szczególnie z wprowadzenia do gry podwójnej krótkiej, która zrewolucjo-nizowała tę dyscyplinę.

W. Sipowicz jest autorem cenne-go albumu pt. „Korzenie sukcesów rzeszowskiej siatkówki”, w którym pokazał je w oparciu o podanie faktów i dokumentów. Wykonał on mrówczą, benedyktyńską pracę nad tą, jak nie-którzy określają, perełką wydawniczą o początkach rzeszowskiej siatkówki z czasów, zanim stała się naprawdę wielka.

Jest aktywnym działaczem organiza-cji społecznych: Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa, Polskiego Związku Ekolo-gicznego, a szczególnie Stowarzyszenia „Nasz Dom Rzeszów”, przy którym pełni funkcję przewodniczącego Koła Korzenie Rzeszowskiej Siatkówki. Z jego inicjatywy upamiętniono zasługi Jana Strzelczyka tablicą pamiątkową, umieszczoną na budynku hali sporto-wo-widowiskowej na Podpromiu.

Stanisław Rusznica

wieSŁaw Sipowicznauka i Sport bliSko Siebie

„piękno przeMiJa, Styl pozoStaJe”

Temat ciągle żywy dla najbar-dziej zainteresowanych. W natłoku pustych, celebryckich blasków są tacy, którzy czarują autentyczno-ścią i charakterem. W jaki sposób widzą przyszłość studenci, mający jakiekolwiek artystyczne aspira-

cje? Czy mogą odnaleźć cząstkę siebie w Rzeszowie? Z pewnością jest wystarczająco wiele rzeczy do odkrycia, tutaj na miejscu.

W młodości przeważającym motorem do działań jest altruizm i ambicja, dla bardziej zmaniero-wanych, oczywiście, zysk. Kiedy kipi się jeszcze życiem i w ciele aż buzuje od pomysłów na wyraże-nie siebie, wypadałoby dać upust emocjom. Pierwsze kroki mogą zaprowadzić do jednego z gro-na, które gromadzi ludzi o tych samych upodobaniach. Kół zainte-resowań, warsztatów i innych kre-atywnych przystani nie zabraknie na rzeszowskich uczelniach, czy zajęciach organizowanych na różną skalę. Czasami wystarczy krok, przypadek, celne poszukiwania, albo życzliwość drugiego człowie-ka (o ile jeszcze mamy styczność z takim fenomenem). Może pójść gładko, można zachwycić się na chwilę, można też zostać wiernym

długodystansowcem i dać pocią-gnąć się pasji.

Warto wskazać, że współcze-śnie mamy pewną modę na bycie kimś oryginalnym. A oryginalność może być kojarzona właśnie ze sztuką. Tutaj jest chęć, by oscy-lować wokół tworzenia nowego stylu, trendu pociągającego tłumy. Nie zawsze jednak równa się to z czymś szczerym w wyrazie i bywa bardzo ulotne. Zaczyna się zatracać pewnego rodzaju auten-tyczność, która na przestrzeni wieków kształtowała ludzi sztuki. Nie jest nowością, że efemeryczne twory są dobre, żeby zrobić chwi-lowe zamieszanie, zwrócić uwagę. Jak szybko przychodzą, tak nagle gasną. Największym sukcesem sztuki zdaje się jej ponadczaso-wość. Pierwowzory się nie zmienią, ale długo żyją w ludzkiej pamięci, inspirują. Dlatego dobrze znając tradycję zdaje się łatwiej począć coś niebanalnego. Sprowadzając się

do takiego przemyślenia, wyciąga się jedynie wnioski, które wysnuli chociażby awangardowi twórcy.

Trudno się zmierzyć ze sztuką, która urosła do rangi wciąż żywej klasyki. Nowa odsłona Rzeszow-skich Spotkań Teatralnych - Vizu-Art, zorganizowany z udziałem Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, w pewnym wymiarze prezentował spektakle powracające do znanych nam dzieł. Mając w pamięci „Białe małżeństwo” na podstawie Tadeusza Różewicza czy adaptację opowiadań odno-szących się do Brunona Schulza widać, że eksperymenty na klasyce popłacają. Laureat za najlepszą sce-nografię, Andrzej Dworakowski, i spektakl „Bruno Schulz – historia występnej wyobraźni” Teatru Lalki i Aktora Pinokio w Łodzi jest dowodem na to, że klasyka oznacza również możliwość ekspe-rymentowania i tworzenia różnych jej wariantów. Być może skłania

do tego sam przedmiot przedsta-wienia, jednak podobnych prób było wiele. Spektakl wskazywał na cechy znamienne dla Schulza - oniryczność, surrealizm, szeroko pojęta dziwność. Wśród rzeszow-skich artystów, nie trzeba szukać daleko. Od razu nasuwa się Józef Szajna, był i Jerzy Grotowski.

Współcześnie jest wielu mło-dych kandydatów, którzy chcą, zostawić ślad po swojej działal-ności. Są tacy, których jeszcze nie znamy, ale wiemy, gdzie ich szu-kać. Wystarczy wieczór na spotka-niu poetyckim w Undergroundzie, bądź wizyta w Starej Drukarni na wystawie fotograficznej. Snują się po rzeszowskich uczelniach, po miejskich uliczkach, tajemni-czych zakątkach. Jeśli zaszczepiony bakcyl na prawdę nie umiera, w encyklopedie zostaną wpisane nowe nazwiska i z dumą będziemy patrzeć na nowe zaczątki klasyki.

MoiM zDanieM

Stanisław Rusznica

Strategia i nowe centruM

zbliżenia

Anna Pieczek

N i e d aw n o w Wydawnic-twie Jota Józefa Ambrozowicza u k a z a ł y s i ę dwie kolejne publikacje, jak zwykle wyjąt-kowo starannie przygotowane i profesjonal-ne edytorsko. Pierwszą jest a l b u m o w e dzieło „Powiat R o p c z y c k o -- S ę d z i s z o w-sk i , h is tor ia i w s p ó ł c z e -

sność”. Zawiera ono dziejowy zarys powiatu oraz współczesny jego wizerunek pióra władysława tabasza, sporo archiwalnych fotogramów, a przede wzsystkim znakomite fotografie współ-czesne Józefa ambrozowicza. Całość zamykają opracowane przez waldemara bałdę zwięzłe biogramy słynnych Polaków wywodzących się właśnie z tego powiatu, jak chociażby: Józefa Mehofera, Tadeusza Kantora, gen. Henryka Dembińskiego czy Marcina Dańca. Całość opra-cowana również w języku angielskim.

Równie starannie został przygotowany drugi tom „Dziejów Ropczyc, u schyłku PRL i w III Rzeczpospolitej”. Kilkunastoosobowy zespół radakcyjny składa się z pracowników i absol-wentów studiów doktoranckich Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz mieszkańców Ropczyc, pasjonujących się życiem miasta. Całość została podzielona na przejrzyste rozdziały bogato ilu-strowane fotografiami prawie w całości Józefa

Ambrozowicza. Opracowanie kończy się na roku 2011. Redakcję naukową sprawował prof. dr hab. włodzimierz bonusiak, zaś trud redak-tora prowadzącego podjął Józef ambrozowicz. Publikacja w przejrzystej i przystępnej formie prowadzi nas przez zawiłe dzieje miasta w okresie burzliwych przekształceń wynikających z trans-formacji ustrojowej, widzianych przez pryzmat życia takiego organizmu miejskiego, jakim są Ropczyce.

Roman Małek

nowoŚci „Joty”

Wiesław Sipowicz

Page 5: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r. 5

W poprzednim numerze „Echa” pisałem o Muzeum Mleczarstwa, istniejącym przy Zespole Szkół Spożywczych przy ulicy Warszaw-skiej. Ten Zespół Szkół Spożyw-czych to placówka na ogół znana, lecz ilu mieszkańców miasta wie o tym, że jej początki sięgają zarania XX wieku? Jest to więc jedna z najstarszych szkół śred-nich w naszym mieście, chociaż powstała na terenie Staromieścia, które dopiero w 1952 roku stało się częścią Rzeszowa. Kontynu-ując ten temat chciałbym nieco opowiedzieć o Szkole Mleczarskiej, popularnym niegdyś Mleczaku sta-romiejskim, która była zalążkiem obecnej placówki. Jak już poprzed-nio wspomniałem, okoliczności powstania tej szkoły i jej historia godne są poznania.

Aby poznać jej początki, prze-nieśmy się w czasy cesarsko--królewskiej Galicji, tej już nieco lepszej, bo od kilkudziesięciu lat cieszącej się autonomią. Sprawy wewnętrzne pozostawały w gestii Sejmu Krajowego i Wydziału Kra-jowego, które miały siedzibę we Lwowie, będącym niejako stolicą

Galicji. Była to jedna z najbar-dziej zacofanych gospodarczo i społecznie prowincji cesarstwa. Pod koniec XIX wieku z inicjaty-wy Wydziału Krajowego, wielce upraszczając to jakby rządu Gali-cji, zaczęto zakładać mleczarnie i tworzyć spółdzielnie mleczarskie. Jak każda, tak i ta dziedzina gospodarki wymagała kadr. Nie-liczni fachowcy, którzy zdobywali wiedzę za granicą lub w świeżo powstałych zakładach w kraju, nie byli w stanie podołać zada-niu. Pionierami w tej dziedzinie byli: Franciszek Stefczyk, Tadeusz Rylski, Zygmunt Chmielewski i jeszcze kilku innych.

Wydział Krajowy uchwałą z dnia 6 marca 1902 roku powołał Krajową Szkołę Mleczarską, którą ulokowano w podrzeszowskim Staromieściu. Zadecydowała o tym chyba możliwość nabycia istnieją-cej tu od pewnego czasu mleczarni parowej niemieckiej spółki „Wil-kens i Oswald”, która splajtowała. Odkupiono ją za 20 tysięcy koron.

Organizację szkoły powierzono Tadeuszowi Rylskiemu, prekurso-rowi polskiego mleczarstwa. Od

2003 roku jest on patronem szkoły, toteż godzi się coś o nim napisać. Urodził się w 1871 roku w Duplanach pod Lwowem, gdzie jego ojciec był dyrektorem niedawno powstałej Wyższej Szkoły Rolniczej. Po ukończeniu gimnazjum we Lwowie, w 1890 roku rozpoczął studia na ojcowskiej uczelni, potem przeniósł się do Krakowa na Uniwersytet Jagielloński, następnie pogłębiał wiedzę mleczarską w uczelniach w Lipsku i Getyndze. W 1897 roku za pracę w dziedzinie mleczarstwa uzyskał na UJ tytuł doktora. Nie poprzestał na tym i jeszcze przez kilka lat pogłębiał swoją wiedzę w Danii, Szwecji i w Niem-czech. W 1899 roku Wydział

Krajowy powołał go na instruktora adiunkta mleczarstwa. Wprowa-dził on niemiecki system szkolenia mleczarzy, który przetrwał do 1949 roku. Z jego inicjatywy w całej Galicji nastąpiła wzmożona akcja szkolenia mleczarzy i zakładania mleczarń.

W Staromieściu tadeusz rylski energicznie zabrał się do pracy. Niezwłocznie rozpoczęto rozbu-dowę obiektu niezbędnego dla potrzeb szkoły, jak i modernizację samej mleczarni mającej stanowić warsztat pracy dla praktycznej nauki zawodu. W 1903 roku goto-wy był budynek Krajowej Szkoły Mleczarskiej, a szkolna mleczarnia zaopatrzona w najlepsze wówczas maszyny i urządzenia do przero-bu mleka, produkcji masła i sera. Szkołę otwarto 1 maja tego roku. Była to pierwsza szkoła mleczar-ska nie tylko w Galicji, ale i na całym obszarze rozdartej zaborami Polski. Pomimo trwających prac, już 15 października rozpoczął się pierwszy, dwumiesięczny kurs mleczarski. Szkolna mleczarnia od 1904 pracowała na własny rachu-nek przerabiając mleko dostarcza-ne przez włościan ze Staromieścia i okolicznych miejscowości, a także folwarków. Tylko w pierwszym półroczu tego roku przerobiono ponad 173 tysiące litrów mleka, sprzedano ponad 8 ton masła i 7 ton sera. Jak na tamte czasy to dużo. Znana była z doskonałych wyrobów masła i sera, które były nawet eksportowane za granicę, zdobywały też liczne nagrody na krajowych i zagranicznych wysta-wach.

Ówczesna szkoła była całkiem inna od tej współczesnej. Zapla-nowana była na naukę zawodu dla 14 uczniów i to osób dorosłych, którzy wcześniej odbyli stosowną praktykę w mleczarniach. Kierow-nikiem i jedynym nauczycielem był Tadeusz Rylski. Dopiero z chwilą oficjalnego otwarcia szkoły rozpoczął tu pracę Jan licznerski,

wkrótce potem dołączył franci-szek gorecki, ceniony fachowiec mleczarstwa, który prowadził zaję-cia praktyczne. Szkoła prowadziła kursy niższe – czteromiesięczne i kursy wyższe – ośmiomiesięczne oraz roczne dla serowarów. Rylski kierował szkołą do września 1908 roku. Jego następcą został inż. Józef Mokrzycki. Trzy lata później funkcję tą objął wspomniany już Licznerski. Wybuch wojny w 1914 roku przerwał działalność szkoły. Uczniów wcielono do armii, a sam Licznerski w 1915 roku wstąpił do Legionów.

Po zakończeniu wojny, dzięki wysiłkom Licznerskiego, działal-ność szkoły została wznowiona. Czasy były jednak trudne, szkole groziło przeniesienie w inne miej-sce, a nawet likwidacja. Jednak dzięki zabiegom dyrektora w 1925 roku Ministerstwo Rolnictwa postanowiło rozbudować obiekt szkolny i jego zaplecze, jak również mleczarnię, którą zaopatrzono w najnowocześniejsze maszyny i urządzenia. Rozbudowę ukoń-czono w 1928 roku. Licznerski położył wielkie zasługi dla szkoły, kierował nią do 1932 roku. Jego następcą został inż. chemik Jan cesul. Jego staraniem szkoła nadal się rozwijała, kolejny raz unowo-

cześniono mleczarnię, urządzono nowe laboratoria. Wybuch woj-ny w 1939 roku znowu zakłócił działalność szkoły. Jeszcze przed wkroczeniem Niemców zdołano najcenniejsze urządzenia, księgi i dokumenty zapakować do kil-ku skrzyń i zakopać w ogrodzie dyrektora. W dobrym stanie prze-trwały do 1944 roku. Niemieckie władze okupacyjne zgodziły się na kontynuowanie działalności szkoły i uruchomienie mleczarni. Była im potrzebna i chyba dzięki temu przetrwała wojnę, ucierpiała jednak podczas walk frontowych w 1944 roku. Dopiero w styczniu 1945 roku zorganizowano w szkole pierwszy kurs mleczarski, a jej normalną działalność przywróco-no w czerwcu tego roku.

Powojenna historia szkoły to już oddzielny temat. Zmiany były zbyt szybkie i gruntowne. W 1949 roku na bazie szkoły utworzono dwulet-nie Państwowe Liceum Mleczar-skie, w 1951 roku czteroletnie Pań-stwowe Technikum Mleczarskie, które dwa lata później wzbogaciło się o nowy gmach. Ostatecznie w 1973 roku przekształcono je w Zespół Szkół Spożywczych. Ten szczęśliwie przetrwał do dziś.

Stanisław Kłos

o Mleczaku StaroMieJSkiM

Dni kultury SzkolneJDni Kultury Szkolnej organizowane przez III LO w Rzeszowie

to cykliczne wydarzenie, które na stałe zagościło w kalendarzu artystycznym Podkarpacia. W tym roku była to już 20. edycja Rzeszowskich Dni Kultury Szkolnej. Młodzież szkół średnich i 3 klas gimnazjów mogła wykazać się swoimi umiejętnościami w konkursach: literackim poezji i prozy, teatralnym „Monodram”, muzycznym, dziennikarskim oraz po raz pierwszy tańca nowo-czesnego. W listopadzie br na jubileuszowym koncercie, który odbył się w Teatrze „Maska” ogłoszono wyniki i wręczono lau-reatom konkursów nagrody. Na poszczególne konkursy wpłynęło około 300 prac.

Najwięcej przesłano ich na konkurs literacki. W tym roku przygotowano antologię przedstawiającą najlepsze prace poetyckie i prozatorskie nadesłane na 20 konkursów przez 99 laureatów (stąd tytuł: „99 światów”). W jubileuszowym 20. konkursie poetyckim wystartowało 61 uczniów. Natomiast w zakresie prozy przysłano 48 opowiadań. Komisja oceniająca: wanda lignow-ska-bajda (profesorka III LO w Rzeszowie), lidia Miś-nowak (pisarka, właścicielka Wydawnictwa Dreams), dr Stanisław Dłuski (poeta, krytyk literacki, Uniwersytet Rzeszowski) i Marek pękala (pisarz, krytyk literacki) postanowiła przyznać pierwsze trzy nagrody w dziedzinie poezji za zestaw wierszy dla: Mateusza kucaby, Justyny toton i anety bąk. W dziedzinie prozy nagrody otrzymali: agata piechota – „Guajira guantanamera”, weronika wołoszyn – „Anielska reklama” i adrian pałacki – „Człowiek z dwiema ojczyznami”.

Po ocenie wszystkich prac, przyznaniu nagród oraz wyróżnień jury stwierdziło, że 20. konkurs pokazał nową tendencję. Mamy coraz mniej wierszy, chociaż na dobrym poziomie i coraz więcej, coraz lepszej prozy. Być może proza pozwala szerzej pokazać, co młodzi lubią, czego oczekują, co ich bawi, gdzie szukają rozrywki, pomocy czy zrozumienia. Wanda Lignowska-Bajda, nauczycielka z III LO w Rzeszowie, w swoim posłowiu do antologii dodaje. - Oni w swojej twórczości odrzucili komercję, nie gonią za sensacją, nie chcą wszystkiego przeznaczyć na sprzedaż. Szukając związków słów pięknych, metafor tylko im zrozumiałych, chcą barwić, uszlachetniać i naprawiać rzeczywistość. Młodzi nie do końca ulegają wszystkiemu, co proponuje kultura masowa. Ich twórczość jest pretekstem przeciwko dzisiejszemu światu. Wierzą w siłę słowa, próbują wyrazić i opisać swoje lęki, cierpienie, brak akceptacji, nieszczęśliwą miłość czy samotność. Wierszem manifestują uczucia, bunt, a jednocześnie pokazują swoją wrażliwość i piękno duszy. Chcą też udowodnić, jak bacznie potrafią obserwować rzeczywistość. W wielu utworach widać zagubienie, rozczarowanie, nieustanne pretensje rodziców, mających wygórowane ambicje względem swoich dzieci, refleksje nad światem strasznym i pięknym, a także deklarację pomocy, poświęcenia, służenia drugiemu człowiekowi, ofiarowania prawdziwej przyjaźni i miłości po grób. W ich utworach fruwają śliczne anioły, które wspierają, doradzają, pocieszają, odganiają zło, są zabawne i pomysłowe.

Dodam, że młodzież jest zdolna, dlatego trzeba dać jej możliwość pokazania siebie. Ten konkurs literacki stwarza takie możliwości.

Stanisław Rusznica

W Rzeszowie otwarto aptekę, w której leki wydaje… robot. Potrzebu-je na to zaledwie 8 sekund, a może jednocześnie dostarczyć z magazynu do 6 opakowań. Jest to pierwsza taka apteka w regionie, a piąta w kraju. Powstała w rzeszowskim Centrum Medycznym Medicor. Farmaceutom pomaga tu w pracy niemiecki robot apteczny ROWA VMax.

Robot umieszczony został na zaple-czu apteki, gdzie dzięki temu składo-wanie i magazynowanie leków odbywa się w sposób automatyczny. Maszyna dba o to, by apteka była zaopatrzona we wszystkie potrzebne medykamenty

i automatycznie uzupełnia zapasy. Automatycznie też układa najczęściej używane leki blisko śluzy, tak by czas ich dostarczenia na apteczną ladę był jak krótszy. Ponadto robot ocenia, które produkty wymagają niskiej temperatury i w takim miejscu je przechowuje.

Skąd robot wie, jakie wydać lekar-stwo? Służy do tego kod kreskowy na recepcie, używany w tej przychod-ni. Wystarczy taką receptę wsunąć do skanera a maszyna natychmiast dostarczy potrzebny lek.

kal

robot wyDaJe leki

Sz tandar y szkolne . Fot. Stanisław Kłos.

Budynek główny szkoły. Fot. Józef Gajda.

Page 6: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.6 Echa kulturalne

rzeSzowSki kaleJDoSkop kulturalnyW k a l e n d a r z u

moich tygodniowych zajęć ważne miejsce zajmuje przypomnie-nie o kolejnym kon-cercie w Filharmonii Podkarpackiej. Nie zawsze mi się to uda-je, ale… W piątkowy wieczór, 23 listopada MUSIAŁEM pójść na koncert. Solistą był paweł gusnar. Dla

mnie ważna była zapowiedź, że artysta ten będzie grał na saksofonach sopranowym oraz altowym. Absolwent katowickiej, a także warszawskiej wyższej uczelni z powo-dzeniem łączy wykonawstwo muzyki klasycznej z jazzem i rozrywką. Z prowadzoną przez zadomowionego w Pol-sce od lat, boliwijskiego dyrygenta, Rubena Silvy, Paweł Gusnar zagrał H. Villi Lobosa FANTAZJĘ NA SAKSO-FON SOPRANOWY, słynnego A. Piazzoli oryginalnie opracowane na ten instrument TANGO BALET oraz P. Iturralde, wirtuozowski utwór PEQUENA CZARDA na saksofon altowy i orkiestrę symfoniczną.

Byłem bardzo ciekawy jak w rękach i wargach P. Gusnara zabrzmi saksofon sopranowy. Bywający w Rzeszowie dyrygent, Jan walczyński, podczas naszej rozmowy wyraził opinię, że jest to trudny instrument. Ma na to wpływ nie tylko jego budowa, ale też fakt, że dość często traktowany jest przez saksofonistów jako drugi, a nawet trzeci wśród używanych przez nich z tej rodziny instrumentów. A wymaga on poważnego traktowania i szczególnego sposobu tzw. zadęcia. Paweł Gusnar zagrał, moim zdaniem, rewelacyjnie, pięknie ukształtowanym i wyrównanym w poszczególnych rejestrach brzmieniem, wirtuozowską techniką. Miałem to, czego oczekiwałem. Melomani kolejny raz byli świadkami ciekawego, nie tylko pod względem repertuarowym, koncertu.

Koniec listopada zakończył się miłym akcentem dla szefowej filharmonii. Pani dyrektor, prof. Marta wierz-bieniec, podczas IV Gali Magazynu VIP Biznes&Styl, w rankingu Najbardziej Wpływowi Podkarpacia 2012, uznana została za najlepszego menadżera w kategorii kultura. Było to zwycięstwo zdecydowane. W komenta-rzach słyszało się, że jest to szczególny rodzaj wpływów, ponieważ dobrze sobie radzi na rynku kulturalnym, ma dobrą ofertę programową i sporą ilość odbiorców. Laureatka otrzymując statuetkę autorstwa Macieja Syrka powiedziała, że ta nagroda dodaje skrzydeł, wzrusza, ale i zobowiązuje. Wielkie gratulacje!

Grono znajomych, dobrze znających moją słabość do instrumentów dętych stroikowych, namówili mnie nie bez trudności na pójście do kina na polski film „MÓJ ROWER”. Przy mnogości różnych zajęć, jednym okiem przeczytałem krótką recenzję, nie na tyle przekonującą, żebym sam się zdecydował na ten krok. Od razu powiem, że zrobił na mnie wielkie wrażenie i to z kilku powo-dów. Trzech aktorów, trzy pokolenia: dziadek, w bardzo zaawansowanym wieku muzyk jazzowy, syn, znerwicowa-ny pianista i wnuk, studiujący za granicą. Któregoś dnia muszą się spotkać, mimo luźnych rodzinnych więzów, by przy okazji nawzajem się życiowo ustawiać.

Ze zdziwieniem zobaczyłem na ekranie w roli dziadka, debiutującego w filmie jako aktora, wybitnego polskiego saksofonistę, jazzmana Michała urbaniaka. Wybierają-cego się do Berlina pianistę gra w filmie ojciec Mateusz, czyli artur żmijewski, zaś wnuka nieznany mi dotąd piotr trzaskalski. Filmowy dziadek, mimo podeszłego wieku, sfatygowanych nerek oraz serca, nie może obejść się bez alkoholu, lądując w efekcie w szpitalu. Syn musi jechać do Berlina na ważny koncert, a wnuk do Anglii. Kto zaopiekuje się dziadkiem, skoro jego licząca 72 lata żona (Anna Nehrebecka) zakochuje się w emerytowanym pilocie odrzutowców i odchodzi od męża zacierając za sobą ślady? Ot, problem współczesnego, zagonionego społeczeństwa.

Film mądry. Jego zakończenia nie zdradzę. Jest prze-konująca akcja, są przepiękne zdjęcia, no i jest muzyka. Nie tylko blues, tym razem grany przez Michała Urba-niaka zamiast na saksofonie, na klarnecie. A na koniec opracowany na dwa sposoby utwór ARIA, popełniony przez angielskiego jazzowego klarnecistę, Acker Bilka. To właśnie przez tego gentelmana w meloniku, z bródką i wąsikiem porzuciłem przed laty instrumenty klawiszowe na rzecz budowanego na całym świecie z hebanowego drzewa klarnetu. Dla tego filmu warto było przecierpieć na początku trwające 25 minut reklamy i zwiastuny innych filmów.

Jak ten czas leci! Za oknem coraz chłodniej i ani się nie obejrzymy, a w domu zaświeci się choinka. Spokoju i pogody ducha życzę. I oczywiście zdrowia, no bo jakże by inaczej.

pro et contraAgencja artystyczna ogłasza, że służy fachową wiedzą,

doradztwem, dobrą organizacją i kontaktami. Dla zorga-nizowania oprawy artystycznej na: śluby kościelne, śluby cywilne, przyjęcia weselne, chrzciny, wieczór sylwestrowy, karnawałowy i… uroczystości 3 Maja, 11 listopada.

Przy takiej ofercie, kiedy 11 listopada porównane jest przez te firmy do chrzcin, czyli deprecjonowane, nic dziw-nego, że w uroczystościach państwowych w naszym mieście udział bierze coraz mniej osób. Programy artystyczne nie mają swojej myśli przewodniej, ponadto sposób budowania programu całej uroczystości rozpoczyna się mszą świętą. Eliminuje to z nich Polaków, którzy nie są katolikami. Przecież msza święta może być zorganizowana na zakoń-czenie uroczystości.

ruSzyŁy Spotkania XraiiXRAii to rzeszowskie spotkania z najważniejszymi ludź-

mi polskiego Internetu. W klubie Wytwórnia trwa właśnie pierwsza w tym sezonie edycja imprezy. - Otwarta formuła naszych spotkań w Rzeszowie doskonale się sprawdza od kilku sezonów – mówi Mateusz tułecki, pomysłodawca i organizator XRAii’a. – Głównie dzięki świetnemu połącze-niu praktycznej wiedzy specjalistów z owocnymi spotkania-mi lokalnej branży internetowej. Każdy na tym korzysta.

Pośród prelegentów obecnego XRAii’a są: Marcin Szeląg

(Innovation Nest), Michał Dyrda (LingApp), B (Future Simple, BASE), Michał kraus (Grupa Unity) oraz Mateusz tułecki (Satus Venture). XRAii odbywa się w Rzeszowie od czterech lat. Przez ten czas przewinęło się przez niego dziesiątki ekspertów związanych z Internetem, a przez publiczność setki, jeśli nie tysiące widzów.

weSoŁych Świąt i...W grudniu w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie

odbędzie się wystawa wczesnych dzieł andy warhola pt. „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, Andy!”. Towarzyszyć jej będą pokazy filmów i warsztaty.

Twórczość Andy Warhola jest głównie postrzegana jako przykład pop-artu i rewolucyjnej zmiany w podejściu do dzieła sztuki. Pomimo iż stał się artystą ciągle komento-wanym i budzącym zainteresowanie, znamy go tylko jako autora obrazów przedstawiających puszki Coca-Coli, zupy Cambella, portrety znanych gwiazd oraz frapujących auto-portretów. Mniej znane są początki jego drogi twórczej, w której badacze odnajdują tradycję rusińską związaną z pochodzeniem artysty. Na wystawie zaprezentowane będą mniej znane obrazy artysty. Ukazują one nieznanego War-hola nie jako ekscentryka, budzącą kontrowersje gwiazdę popkultury, ale jako wrażliwego człowieka, powracającego do swych rodzinnych korzeni, do swojego dzieciństwa, gdzie można odnaleźć spokój i bezpieczeństwo.

Zdzisław Daraż

z MoJeJ loży

Jerzy Dynia

naJlepSzy Manager poDkarpackieJ

kultury

benefiS Doroty

W tym roku Związek Literatów Polskich Oddział w Rzeszowie obchodzi 45-lecie powstania. Z tej okazji odbyła się piękna uroczystość powiązana z 20 edycją wręczenia Honorowych Nagród Literackich „Złote Pióro”. Jedną z uhonorowanych osób była barbara Mazurkiewicz, która otrzymała nagrodę za tomik wierszy „Wronie lądowisko”. Tomik ten jest kontynuacją jej drogi twórczej, na którą weszła przed laty jako debiutantka.

Przedstawione wiersze są zapisem jej przeżyć i prze-myśleń, pokazujących ją jako osobę bardzo wrażliwą na różne sytuacje. Autorka jest znaną poetką, felietonistką i fotografikiem. Opublikowała już 709 wierszy. Jak sama mówi, dużo pisze, podróżuje, kocha naturę, zwierzęta i ludzi. Pisze wiersze, gdy ma natchnienie. Stara się tworzyć poezję, która jest dziś jej pasją, w której może zaistnieć. Jest współzałożycielką poetyckiego portalu internetowego „E-Literaci.pl” oraz dziennikarzem portalu „twojewiado-mości24.pl”.

W ubiegłym miesiącu autorka zaprezentowała w Osie-dlowym Klubie Kultury „Karton” Rzeszowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wiersze z nagrodzonego tomiku oraz wier-sze z najnowszego wydania pt. „Życie kobiety wpisane w tarczę zegara”. W spotkaniu uczestniczyło liczne grono poetów, przyjaciół i sympatyków jej twórczości literackiej. Byli wśród nich, m.in.: prowadząca spotkanie prezes ZLP O/Rzeszów Marta pelinko, bogusław kotula, adam Decowski, Jerzy nawrocki, Dorota kwoka, zdzisław Stokłosa, edward bolec, eugeniusz buczek. Gospodarzem spotkania był Józef tadla, kierownik OKK „Karton”.

Stanisław Rusznica

Spotkanie z barbarą Mazurkiewicz

Benefisy poetów organizują już od dłuższego czasu Błażowej. Mają one specyficzną oprawę zarówno scenogra-ficzną, jak i sceniczną. Angażują się w ich przygotowanie, przebieg i związaną z tym atmosferę niecodzienności nie tylko władze gminy, pracownicy placówek oświatowych i kulturalnych, mecenasi kultury, ale i zwykli mieszkańcy Blażowej oraz okolicznych miejscowości. Dlatego również dla wszystkich jest to swoiste wydarzenie nie tylko kultu-ralne, ale i towarzyskie.

W listopadzie zorganizowali benefis rzeszowskiej poet-ki, malarki, recytatorki i animatorki kultury, a zarazem aktywnej członkini Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa i współpracowniczki naszej redakcji, Doroty kwoki. W nie-banalnej atmosferze prezentowano jej utwory przetykane dobrą muzyką i piosenką w wykonaniu lokalnych artystów,

a znakomitą i niekonwencjonalną moderatorką całości była dobrze do tego przydotowana Danuta heller, dyrektorka gminnej biblioteki. Cały poetycki wieczór aktywnie spędził z uczestnikami benefisu wójt gminy, zygmunt kustra. Na miejscu można było zdobyć tomiki z autografem, nabyć obraz Doroty oraz rzeźbę miejscowego artysty z Futomy. Benefisantce gratulujemy!

Roman Małek, fot. autor

Barbara Mazurkiewicz w klubie Karton. Fot. Mieczysław Kowal.

Dorota Kwoka

Benefis Doroty. W głębi z lewej autorka, obok prowadząca imprezę Danuta Heller.

Page 7: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r. 7Echa kulturalne

anDrzeJ koSiorowSki

1925-2012Rzeszowianin z urodzenia, dzienni-

karz sportowy z zamiłowania. Związany był z wieloma pismami regionalnymi i ogólnokrajowymi, jak: Nowiny Rzeszow-skie, Tempo, Sport, Przegląd Sportowy, Dziennik Polski, ostatnio Nowiny i Super Nowości.

Był kronikarzem wszelkich wydarzeń sportowych, piewcą sukcesów oraz świad-kiem niepowodzeń sportowców Rzeszowa i Podkarpacia. Szczególnie bliskie były mu trzy dyscypliny: siatkówka, koszy-kówka i piłka nożna. Był wiernym fanem „Resovii”. Do końca swojego aktywnego życia uczestniczył w każdym jej wyda-rzeniu.

Napisał kilka książek i monografii, w tym na temat klubu „Resovia” oraz historii siatkówki na Podkarpaciu. Osobiście grywał w tenisa i ping ponga. W tych dwóch dyscyplinach zdobył medale na mistrzo-stwach Polski dziennikarzy. Prezesował rzeszowskiemu oddziałowi Klubu Dziennikarzy Sportowych. Jako dziennikarz uczestniczył w trzech olimpiadach i raz w mistrzostwach świata w piłce nożnej.

Stał się wzorem dziennikarza sportowego.

Doktor nauk medycznych, pediatra i epidemiolog, urodzil się w Rzeszowie, studia ukończył w Krakowie w 1957 roku, doktorat obronił w 1976. W latach 1962-1964 był miejskim inspektorem sanitarnym i dyrektorem Mieskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszo-wie, zaś w latach 1964-1992 odpowiednio wojewódzkim inspektorem i dyrektorem wojewódzkiej stacji w Rzeszowie.

Jego zasługą jest przede wszystkim: dobre zorganizowanie służby sanitarnej w Rzeszowie i w województwie i zbudowa-nie dla niej bazy materialnej; wprowadza-nie nowych badań z zakresu wirusologii, serologii, diagnostyki toksoplazmy i analizy pozotałości pestycydów; rozwój pracowni aparatury specjalnej i produkcji antyszczepionek; wreszcie walka o dobre wykonawstwo szczepień ochronnych, dzieki czemu województwo rzeszowskie przo-dowało w kraju w zakresie uodpornienia populacji.

Wdrażał nowoczesne metody zapobiegania chorobom zakaźnym i zakażeniom szpitalnym. Doprowadził do utworzenia w Rzeszowie ośrodka kształcącego specjalistów pierwszego stopnia z zakresu higie-ny i epidemiologii dla południowo-wschodniej Polski.

Dostarczamy ciepło do prawie 70% budynków w Rzeszowie,

Projektujemy, wykonujemy i modernizujemy:

przyłącza i węzły cieplne,

instalacje wewnętrzne c.o. i c.w.u.,

sieci ciepłownicze,

ekspertyzy i orzeczenia techniczne,

CAŁODOBOWE POGOTOWIE CIEPŁOWNICZE - 993

Zajmujemy się konserwacją instalacji wewnętrznych c.o. oraz węzłów cieplnych,

Wynajmujemy transport i maszyny budowlane.

45 lat tradycji zobowiązuje…

Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej - Rzeszów Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością

Ul. Staszica 24, 35-051Rzeszów tel. (017) 854 52 22, fax. (017) 854 17 07

www.mpec.rzeszow.pl

„Ten, który zmienia polski przemysł”

wieSŁaw bochenek1933-1992

propozycJe zachęty

– Po wygraniu konkursu na stanowisko dyrektora Teatru Maska rozpoczęła Pani obecny sezon artystyczny w środo-wisku znanym sobie i przyjaznym?

– We własnym i przyjaznym, a piętnastoletnia praca w tym teatrze dała mi gruntowną wiedzę jak funkcjonuje i czego potrzebuje nasz teatr, jak jest postrzegany w Rze-szowie, jak się znajduje na rynku podkarpackim, z jakimi sytuacjami mierzymy się na co dzień.

– Jak choćby ta, która od razu urzekła widzów na pre-mierze „Sklepu z zabawkami” otwierającej sezon, gdy przy brawach widowni wręczyła Pani kwiaty bohaterom spektaklu – swoim kolegom artystom, którzy to widowisko stworzyli…

– Może trzeba było wcześniej być częścią zespołu arty-stycznego, aby czuć empatię dla innych aktorów i ogromny szacunek dla ich pracy. A że są to moi artyści, to wydało mi się zupełnie naturalne, że to ja im powinnam podziękować.

– Była też Pani z nimi w owej chwili znowu jako artystka, nie tylko dyrektorka teatru?

– Chyba nie, chociaż miłość do sceny pozostaje na całe życie, bez względu na pełnioną obecnie funkcję. Na pewno czuję się częścią zespołu…

– To znaczy, że pojawi się Pani także znowu na scenie jako aktorka?

– Nie, definitywnie ni! Teraz mam inne obowiązki i jest ich na tyle dużo, że trudno byłoby je pogodzić z występo-waniem na scenie.

– Widzom by to nie przeszkadzało…– Być może jest to nawet atut, że teatrem kieruje czynny

artysta.– Za nami dwie premiery, bo oprócz wspomnianej jeszcze

i dla dorosłych spektakl „Mama da”, a co w najbliższym czasie?

– Dla maluchów premiera 2 marca. Będzie to Korne-la Makuszyńskiego „Szewc Kopytko i Kaczor Kwak” w adaptacji i reżyserii Zbigniewa Głowackiego, dyrektora Olsztyńskiego Teatru Lalek, a potem dla trochę star-szych dzieci „Dzikie łabędzie” Andersena, natomiast dla dorosłych kolejna premiera, tym razem w reżyserii Pawła Aignera. I od 11 stycznia co piątek będą grane spektakle, które w naszym teatrze powstawały dla dorosłego widza. To będą nasze spektakle, ale i Rzeszowskiego Stowarzysze-nia Inicjatyw Artystycznych Pełna Kultura, które tworzą teatralni aktorzy. To właśnie oni wystawili m.in. „Boboka” prezentowanego niedawno na inauguracji festiwalu „Źródła pamięci”. „Weekend zaczyna się w Masce” – tak nazwali-śmy ten cykl propozycji dla dorosłych widzów.

– Te propozycje poniekąd uzasadniają zmianę przed laty Kacperka – teatru lalki i aktora – na Maskę?

– Wtedy, przypomnimy może ten moment, teatr Kac-perek zaczął kojarzyć się już nawet gimnazjalistom tylko z teatrzykiem dla przedszkolaków. Stąd była ta zmiana, w zamyśle przede wszystkim programowa i chcemy teraz szerzej wyjść z repertuarem dla różnych grup wiekowych widzów, także tych dorosłych.

– Przy owej zmianie nazwa Kacperek miała być jednak zachowana dla małej sceny…

– Sztuki dla maluchów rze-czy wiście mia-ły być grane na ma łej scenie i ona funkcjonuje, a le jeśl i mamy t a k w s p a n i a -łe mo ż l iwo ś c i na dużej scenie, to żal byłoby z nich rezygnować. Ale mamy nadal ogromny senty-ment do lat Kac-perka i wiemy, że z czasów tamtej tradycji, z pracy tamtych aktorów się wywodzimy. I może przemyśli-my nawet takie oficjalne otwarcie małej sceny pod nazwą Kacperka.

– Maska dla dorosłych i w innych propozycjach już pozytywnie objawiła się, by wspomnieć bliskie mi benefisy aktorów, przygotowywane tutaj przez Towarzystwo Kultury Teatralnej, ale i „Źródła pamięci” niedawne na tej scenie w ogromnej mierze się działy, i Maskarada, i Piątki Pełne Kultury…

– Te ostatnie wprawdzie miały inny charakter, chociaż z udziałem naszych aktorów, i już nie funkcjonują od dawna, ale wniosły ten dobry klimat i dały impuls, żeby przedsta-wić Maskę jako teatr dla każdego, jako miejsce, w którym każdy poczuje się jak u siebie. I dało nam też pewność, że mamy dla kogo robić te spektakle, bo widownia jest chłonna i pragnie sztuki różnej. Stąd i nasze przekonanie, że uruchomienie sceny dla dorosłych na stałe, a nie tylko okazjonalnie, jest potrzebne.

– Obejmowała Pani teatr w pełni zaprogramowany na ten sezon artystyczny?

– Przeciwnie. Zastałam teatr w lipcu bez żadnych planów, poza gotową już premierą „Sklepu z zabawkami”. Umowy z reżyserami zawiera się często nawet kilka sezo-nów wcześniej, i pewnie tylko sympatia do nas sprawia, że podejmują oni teraz z nami współpracę, na bieżąco, często zmieniając własne plany artystyczne. A to ma dla nas ogromne znaczenie. Bo w lipcu byłam w sytuacji trudnej.

– Ale widz tego nie odczuwa, wręcz przeciwnie…– Bo bardzo dużo się dzieje, bardzo dużo gramy, więcej

niż w ubiegłym sezonie. Pracujemy bardzo intensywnie.– Tu, w Rzeszowie przy ulicy Mickiewicza13?– Teatr utrzymuje też funkcję objazdową, z którą od

dawna jest kojarzony. Będziemy nadal jeździć ze spektakla-mi do przyjaznych nam miejsc, gdzie są warunki sceniczne, aby występować.

teatr Dla każDego

Podkarpackie Towarzystwo Zachę-ty Sztuk Pięknych w listopadzie przygotowało dwie nowe wystawy. W „Galerii na Najwyższym Poziomie” rzeszowskiego Elektromontażu odbył się wernisaż wystawy twórcy średnie-go pokolenia, Macieja Majewskiego, rodowitego rzeszowianina. Zaprezen-tował on swoje propozycje plastyczne tchnące ciepłem i optymizmem, nie tylko ze względu na pastelowe barwy. Wszędzie jednak widać jego graficzne inklinacje, które w zderzeniu z malar-stwem dają zaskakujące efekty. Zresztą podkreślali nietuzinkowe walory tej ekspozycji i otwierający wernisaż Jacek nowak, prezes Zachęty i jego uczestnicy.

Tydzień później pokłosie pleneru malarskiego z Wiśniowej można było obejrzeć w salonie wystawienniczym ICN Polfy w Rzeszowie. Wszystkich przybywających uczestników tra-dycyjnie powitał zespół muzyczny

z Wiśniowej. Następnie wszystkich uraczył wokal-nym kunsztem swoich chó-rzystów z działajacego przy WDK „Collegium Musi-cum” wielki patriota tej miejscowości i siła spraw-cza wielu akcji nie tylko kulturalnych, andrzej Szy-puła. Udało mu się nawet podyrygować połączonym chórem swoich śpiewaków i zgromadzonych muzycz-nych chałupników. Tym

razem nieco odmienny w nastroju i technice był zestaw prezentowanych dzieł, ale i skład tegorocznych uczest-ników także różnił się zdecydowanie od tych z lat poprzednich. Przeważały jednak motywy pejzażowe, kolory-styczne.

Na wernisaż wystawy poplene-rowej „Wiśniowa pachnąca malar-stwem”przybyli wójt gminy tadeusz przywara i jego zastępca Marcin kut. Po wstępnych uprzejmościach prezesa Jacka Nowaka wystąpił komisarz pleneru rafał pacześniak, który nie szczędził wiśniowskim gospodarzom wyrazów wdzięczności. Później przy dźwiękach zespołu z Wiśniowej moż-na było smakować efekty kulinarnych talentów tamtejszych gospodyń, które szczodrze obdarzyły swoimi regional-nymi wiktuałami wszystkich uczestni-ków wernisażu.

Augustyn Jagiełła

W ostatnim okresie ukazała się ciekawa, szczegól-nej wagi dla dziejów regionalnych Podkarpacia książka pt.„Dzieje majętności błażowskiej od XVII do XIX w. Ludność”. Pokazane jest w niej życie mieszkańców sześciu miejscowości skupionych na obszarze błażowskim na przestrzeni kilku stuleci. Dotyczy to: Błażowej, Kąkolówki, Baryczy, Białki, Piątkowej i Futomy. Książka autorstwa Małgorzaty kutrzeby powstała na kanwie dysertacji jej pracy doktorskiej. Autorka opisuje całościowy obraz dóbr błażowskich w badanym okresie. Uwzględnia w swoim opracowaniu fakty z historii zawartej w już wcześniej wydanych drukiem książkach o dziejach: Błażowej, Futomy, Kąkolówki i Piątkowej, pokazujących obraz życia mieszkań-ców, ale w sposób cząstkowy. Wykorzystała też wiele faktów opracowanych w dziejach sąsiednich miast, tj.: Dynowa, Tyczyna, Rzeszowa czy Brzozowa.

Książka jest dużym przyczynkiem do opracowań,

które gromadzi Towarzy-stwo Miłośników Ziemi Błażowskiej i które jest jej wydawcą. Jest publikacją wartą zauważenia też ze względu na autorkę, która pochodzi z Kąkolówki, jest nauczycielką i uczy historii w Błażowej. Doktorat obro-niła na Wydziale Socjolo-giczno-Historycznym Uni-wersytetu Rzeszowskiego. Wiele form pracy TMZB zbliżonych jest do pra-cy naszego Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa.

Stanisław Rusznica

z Moniką Szelą, dyrektorem teatru Maska w rzeszowie, rozmawia ryszard zatorski

MaJętnoŚĆ bŁażowSka

Od lewej: Jacek Nowak, Maciej Majewski, Marian Burda. Fot. R. Małek.

Z lewej Andrzej Szypuła, przy mikrofonie Jacek Nowak i Marcin Kut, z prawej w głębi Józef Gazda, Rafał Pacześniak. Fot. R. Małek.

Monika Szela

Page 8: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.8

galeria rzeSzów otwarta!Pamiętam moją romowę sprzed

czterech lat, wówczas już nie pierw-szą, z dynamicznym rzeszowskim bisnesmenem, ryszardem podkul-skim. Opluwanym medialnie, odże-gnywanym od rzeszowskiej czci i wiary, poniewieranym za biznesowe powodzenie, po prostu za tak zwany całokształt. W tym czasie wybitny architekt z Radomia, niczym niejaki rewolucyjny M. Robespierre, z pełną, alergiczną wręcz determinacją doło-wał już wszystko, co tylko służyło rozwojowi Rzeszowa, a najbardziej Podkulskiego. Nie mógł, biedaczysko, otrząsnąć się po stracie prezydenta Andrzeja Szlachty, po którym pozo-stało w magistrackiej szafie sporo niezrealizowanych, ale sowicie opła-conych projektów z czyimś tam bło-gosławieństwem zlecanych.

Wówczas Ryszard Podkulski stał się właścicielem większości terenu, na którym aktualnie wyrosła praw-dziwa wizytówka miasta, czyli galeria Rzeszów. Miał ponadto nietuzinkową wizję zagospodarowania tej kupionej za ciężkie setki milionów, małohek-tarowej dziury z garbem idiotycznych uwarunkowań, ze strupami komu-nikacyjnych przyległości i setkami nawet domniemanych właścieli i pseudowłaścicieli. Ten cały hipotecz-ny, ponadczasowy bajzel, którego od zakończenia wojny nie mogła z jakiegoś bliżej określonego powodu uregulować maszyneria biurokratycz-na, pozamiatali w ciągu roku prawnicy Podkulskiego. Ale cały czas dziura przy głównym skrzyżowaniu miasta była wrzodem na zdrowym rozsądku, sprawczej mocy Rady Miasta i swo-istym pomnikiem prawnej niemocy, albo wręcz głupoty.

Podziwiałem wówczas determinację Ryszarda Podkulskiego, który dekla-rował, że hotel Rzeszów i związaną z nim najpiękniejszą galerię na Pod-karpaciu otworzy pod koniec 2012 roku. Ja mu wierzyłem, ponieważ w życiu spotkałem paru fantastów i ludzi potrafiących realizować nawet niezwy-kłe cele, którzy wiedzą, co mówią, czyli konsekwentnych pragmatyków, a nie politycznych i propagandowych wodolejców. A on akurat był owym pragmatykiem oraz wizjonerem i kultysowa fobia jedynie mobilizująco na niego zadziałała. Co zresztą widać. Po otwarciu galerii odczekałem nieco i wprosiłem się do prezesa na okolicz-nościową kawę.

- Snute przed czterema laty marze-nia zmaterializowały się?

- Przecież to widać!- Fakt! Ale czy tak do końca?- Nigdy dzieło nie jest idealne,

ani zgodne z pierwotnym zamysłem. Pomiędzy poczęciem a ostatecznym wytworem wiele dzieje się. W tym również pojawiają się zupełnie nie-oczekiwane zdarzenia. Taka jest uroda życia, zwłaszcza inwestycyjnego.

- Czyżby jakiś żal?- Trochę! Miałem zbyt wiele bez-

sensownych ograniczeń narzuconych planem zagospodarowania przestrzen-nego, a także sporo biurokratycznej konieczności udowadniania, że nie jestem wielbłądem.

- Wyszło bez garbu?- Przecież trzymam się prosto!

Chociaż garbatych traktuję z życzli-wością i wyrozumiałością, pomagam im również.

- Wszedłem do galerii, pochodziłem i do administracji nie trafiłem. Zapy-tałem umundurowanego i kopara mi opadła, jak, mawiają małolaty.

- Oddech miał nieświeży?- Wszystko miał świeże, nawet wie-

dzę i uprzejmość. Bez problemów do pana dotarłem.

- Cieszy mnie to, bo tak szkolimy tych ludzi. Solid, ma być solidny. Oni są dla wygody i bezpieczeństwa ludzi i muszą znakomicie orientować się w naszej topografii i każdemu naszemu klientowi ułatwiać życie, zresztą jak i cały personel.

- Cztery lata temu ze stoickim spokojem obwieścił pan, że na tej zapuszczonej dziurze będzie stał hotel Rzeszów. Sentyment?

- A jakże! Był to jakiś wymierny symbol i chciałem go zachować. I tu odzywa się coś, czego biznes powinien wystrzegać się, sentyment. Nie potra-

fiłem go wystrzec się, zapłaciłem dużą cenę, ale mimo wszystko warto było. Czuję się dobrze, bowiem mam swoje i miasta prestiżowe dzieło.

- Czterdzieści lat temu, w Rzeszo-wie...

- No właśnie! Historia zatoczyła krąg. Pośpiesznie kończono wówczas nieistniejący już hotel Rzeszów dla kolarzy i całego kolarskiego majdanu, związanego z Wyścigiem Pokoju. Hotel sporo na tym ponoć ucierpiał, a le prestiż miasta zdecydowanie zyskał. W tym samym miejscu, i również w hotelu Rzeszów, w 40-lecie tamtego zdarzenia przyjmiemy u sie-bie, także kolarzy, tym razem Tour de Pologne 2013.

- Hotel już na chodzie?- Jak najbardziej. Ma aktualnie

swoich gości usatysfakcjonowanych czterogwiazdkową ofertą. Funkcjonuje SPA, fitness. No i trwają intensywne przygotowania do atrakcyjnego Balu Sylwestrowego.

- Z lotu ptaka hotel ma kształt bumerangu. To coś znaczy?

- Z pewnością chodzi panu o to, że nietrafiona inwestycja, bez ugodzenia w sedno, powinna powrócić do wła-ściciela, jak u australijskich ludów łowieckich bumerang? Przecież to jest już trafione. Tu nie ma co wracać.

- Wygląda pan na inwestora speł-nionego.

- Bo takim jestem. Spełniłem swoje marzenie, nie szczędziłem sił i środ-ków, abym mógł bez żadnych obiekcji uznać, że hotel i galeria Rzeszów ist-nieją. Tylko ja byłem zdeterminowany, aby taki hotel w Rzeszowie pozostał. Rozumiał to i wspierał mnie życzliwie prezydent Tadeusz Ferenc. Prezydent jest prawdziwym gospodarzem. Gale-ria Rzeszów to nie tylko sentyment, ale i wyraz wdzięczności dla mojego już miasta.

- Łatwo takim molochem zarzą-dzać?

- Całością precyzyjnie i bez zakłó-ceń zarządza system komputerowy. On wszystko najlepiej wie i sprawnie całością zawiaduje. Ponadto czuwają nad tym profesjonalni pracownicy.

- Galerii ci u nas dostatek...- Ale ta jest niepowtarzalna i

skazana na sukces. Tego nie zmienią żadne zaklęcia, ani pobożne życzenia, ani zadęcia nieżyczliwych. Tu liczy się lokalizacja i niekwestionowana światowa klasa.

- Reszta sama przyjdzie?- O, nie! Datego nasza galeria

oprócz tego, że jest jasna, biała, prze-stronna, przeszklona i... wyciszona, ma jeszcze znakomitą obsługę i przy-tulność oraz moc atrakcji. Nie ma takiej kondygnacji i zakątka, gdzie ktoś mógłby się poczuć obco. Tu każ-dy klient musi przeżywać pozytywne doznania. A dzieci mają coś takiego, że sam chciałbym być dzieckiem. Królowa Śniegu zjeżdzająca renife-rowym zaprzęgiem, czy chata św. Mikołaja z pełnym anturażem, każde za sto tysięcy, dziatwę wręcz zniewala. Mam wewnątrz kompleksu obszerny plac pod gwiazdami (szklany dach) z fontanną i windą panoramiczną. To wszystko do organizacji wszelkiego rodzaju imprez okolicznościowych, zwłaszcza w weekendy. Warto coś takiego robić.

- Wejście do galerii Rzeszów szoku-je. Na zewnątrz intrygująco chłodne szkło i ciepły piaskowiec, wewnątrz ...

- Coś, o co mi chodziło. Przestrzeń, biel, światło, dużo poświaty ciepłej i przyjaznej. To są standardy już nie tyl-ko europejskie. Poza tym architektura nietuzinkowa, niemal eksperymental-na, z zastosowaniem nowoczesnych materiałów.

- Zdarzają się w tym sezonie brzyd-kie zjawiska w galeriach, tu też?

- Są, ale incydentalne, a nawet śmieszne.

- Tak?- Wpadłby pan na pomysł kradzie-

ży deski klozetowej?- W życiu! To pewnie musiał być

romantyk. Czy jest jakiś przepis na dobrą galerię?

- Nie sądzę. Każdy musi znaleźć receptę we własnym zakresie i po swo-jemu korzystać z mądrości tych, którzy coś już zdołali zdziałać w tej branży.

- Ocenia to ktoś?

- Jak zwykle nasi klienci i kon-trahenci weryfikują i oceniają naszą aktywność.

- Ocenili?- Pewnie! Za 2010 i 2011 rok moją

galerię Grafficę uznano za najlepiej zarządzaną galerię spośród 180 w kraju. Wszystkie dobre doświadczenia wykorzystałem tutaj.

- Ile to kosztowało?- Właśnie. Nic, ponieważ tę nagro-

dę przyznają najemcy, a nie jakieś jury. Oni dobrze wiedzą, kto stwarza im dobre warunki i traktuje bardzo życzliwie, bez względu na wielkość wynajmowanej powierzchni. Mnie to rzeczywiście satysfakcjonuje.

- Otwierał pan swoją wymarzoną galerię Rzeszów z nieukrywaną satys-fakcją i prawdziwą galą. Zaprosił wielu znamienitych gości i wszystkich rajców miejskich, ale bez wybitnego architekta z Radomia. Przypadek?

- Nic podobnego. Nie chciałem mu robić przykrości, przecież od początku do końca nie sprzyjał tej inwestycji, mógłby zatem źle poczuć się na uro-czystej gali. Tak naprawdę już nie chowam do niego żadnej urazy.

- Grzmieli malkontenci niczym armaty pod Stoczkiem, że galeria zakorkuje główne skrzyżowanie miasta.

- Taka już ich uroda. Przecież gołym okiem widać, że ruch jest bardziej płynny, aniżeli był wcze-śniej. Kosztem 30 mln uruchomiłem między innymi alternatywną dla al. Piłsudskiego drogę przechodzącą pod wiaduktem Tarnobrzeskim.

- Media tworzą wrażenie wojny galerii Rzeszów i Millenium Hall.

- Przecież nie wypowiadałem żad-nej wojny, ani takiego wypowiedzenia nie otrzymałem. Ot, zwykła konku-rencja, chociaż zaczynają niektóre uznane firmy przechodzić do mojej galerii. Tak zrobił dla przykładu BOS. Przecież te galerie są nieporównywalne i takie medialne zagrywki niczego nie zmienią. Galeria Rzeszów jest skazana na sukces.

- Nie uwierzę, że po odespaniu gale-riowej zadyszki związanej z otwarciem, będzie pan już tylko jeździł na ryby, albo grał w tenisa?

- To znaczy, że wiarę ma pan dobrze umocowaną. Mam sporo biznesowych propozycji. Ciekawych, oryginalnych, a nawet egzotycznych. Poczekam, pomyślę, może i pomarzę?

- Ba! Zaskoczy mnie pan czymś?- Bo ja wiem? Ponoć czwarta wła-

dza wszystko wie.- Ale ja do nich nie pasuję, bo ja bez

błogosławieństwa.- No to powiem, że pojawiła mi się

propozycja kupna 49,5 procent udzia-łów w Millenium Hall.

- Żartuje pan!- Dlaczego? Przecież Millenium

Hall należy po 25 proc. do każdego z małżonków państwa Półtoraków, z połówką procenta pewnie po stronie pani Marty. Nie jestem pewien. Reszta, czyli 49,5 proc. udziałów w Millenium Hall należy do funduszu inwestycyjne-go pana Pawłowskiego.

- Tego, za którym tak dzielnie w Radzie Miasta lobbował radny Kultys?

- Pewnie tak. - Głośno było w mediach o budowie

kompleksu sportowego Resovii...- Zapytano mnie o ewentualne

zainteresownie się tą inwestycją. Mam w tej sprawie swoją wizję wynikającą z doświadczenia i własnych przemyśleń. Złożyłem zatem wszystkim uczestni-kom przedsięwzięcia własną propo-zycję i czekam. Najbardziej niepokoi mnie w tym przedsięwzięciu brak spójności w prawach własnościowych. Ponadto ciągle otrzymuję biznesowe propozycje od swoich przyjaciół, nie tylko z kraju, ale jedna wyjątkowo zaintrygowała mnie swoją egzotyką.

- Może coś konkretnego.- Biznes lubi ciszę, zwłaszcza w

fazie wstępnej nie cierpi rozgłosu. Obiecuję, że pierwszy dowie się pan po moim ewentualnym wejściu w tę egzotykę.

- Jeszcze raz gratuluję skutecznej realizacji tak imponującego przedsię-wziecia. Kapelusze z głów! Dzięki za rozmowę i mam nadzieję, że pewnie raczej szybciej niż później spotkamy się. Może z tą egzotyką? Powodzenia.

Roman Małek

Mamy nową, największą w Rze-szowie i na Podkarpaciu wielko powierzchniową galerię. Oddana klientom galeria ma głównie charakter handlowo-usługowy z częścią rozryw-kową i biznesowo-konferencyjną. Jest czterogwiazdkowy hotel Rzeszów, wielosalowe kino, klub fitness, klub muzyczny oraz gastronomia. Galeria posiada swój wewnętrzny parking samochodowy z miejscami postojo-wymi.

Centrum handlowe galeria Rze-szów jest trzypoziomowe. Mieści się w nim ponad 200 stoisk handlowych. Urządzone jest bardzo estetycznie. Układ sklepów jest klarowny, np. w jednym ciągu pieszym, blisko sie-bie znajdziemy artykuły odzieżowe, sportowe, buty dla dzieci i dorosłych. Jest wiele towarów markowych, są akcesoria najlepszych światowych producentów. Klienci mogą skorzystać ze znanych sieciowych marek, tj. Zara, H&M, Reserved, Cubus, KappAhl,

Home&You, Empik. Są też marki, jak: Vistula, Wólczanka, W. Kruk, Decor Flor, Solar, Hexeline, Betty Barclay, Pandora, Catering, Olsen, Lancerto, Calzedonia, Intimissi, Swarovski, Rossmann, Smyk Megastore. Niektóre marki są pierwszymi na Podkarpaciu, niektóre pierwszymi w Polsce. Tak jest np. z turecką firmą adL, która ma oko-ło 200 sklepów w Turcji, 40 w innych krajach. W Polsce pierwszy taki sklep możemy odwiedzić w Galerii Rzeszów. Jest sklep RTV Euro AGD ze sprzętem elektronicznym. W artykuły spożyw-cze można dobrze zaopatrzyć się też w supermarkecie „Piotr i Paweł”.

Proponowana różnorodna oferta dobrze wróży galerii, jest ona zachętą do odwiedzenia galerii i zrobienia zakupów. Oferowane towary nowych marek mogą stanowić pewną oso-bliwość dla galerii, mogą przynieść szybko oczekiwane handlowe powo-dzenie. Jeśli dojdą jesz-cze atrakcyjne ceny, to

hiStoria zatoczyŁa krąg

Serce MiaSta

Wnętrza galeriiKonferencja prasowa. Z lewej Ryszard Podkulski,

z prawej Tadeusz Ferenc.

Page 9: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r. 9

galeria rzeSzów otwarta!

W listopadzie tego roku znany biznesmen rzeszowski, ryszard pod-kulski, ukończył budowę galerii Rze-szów. Oficjalnemu otwarciu towarzy-szyła wielka gala z udziałem znanych celebrytów i artystów. Tym samym Ryszard Podkulski dotrzymał danego publicznie przed trzema laty słowa, co do terminu zakończenia inwestycji i jej architektonicznego rozmachu. To ogromne przedsięwzięcie inwestycyjne było nie lada wyzwaniem. Zresztą ma swoją niezwykłą historię i swoistą dramaturgię. Dlatego chyba warto sięgnąć do korzeni oraz późniejszych perypetii, nie zawsze wynikających z racjonalnych przesłanek, a bardzo często z subiektywnych acz niezdro-wych ambicji i uprzedzeń. Wiele na sumieniu ma też w tym względzie rozbuchana u nas do niewiarygodnych rozmiarów idiotyczna maszyneria biurokratyczna. Kolejne ekipy rzą-dzące naszym krajem deklarowały w kampaniach wyborczych postawienie tego molocha na nogi, a w efekcie jeszcze bardziej podpierały go, aby nie przewrócił się i nadal twardo stał na głowie. I stoi!

Okres transformacji ustrojowej fatalnie przeżywał jeden z symboli

miasta, jakim był bez wątpienia hotel Rzeszów. Po początkowej pomyślności nastały dla niego czasy złe. Zmieniały się wymogi, za którymi nie był w stanie nadążać. Jego właściciel, Budi-mex, nie potrafił sobie z tym poradzić, wolał wybudować nowy hotel. Stary poszedł pod młotek. Chętnych do jego nabycia nie brakowało ze względu na najlepszą w mieście lokalizację. Już w 2004 roku pojawiła się idea budowy w tym miejscu galerii handlowej. Jeszcze wcześniej Ryszard Podkulski zaczął przymierzac się do tego. Podjął sto-sowne rozmowy z Budimexem i nawet gotowy był już akt notarialny, ale nic z tego nie wyszło, zaś akt wylądował w archiwum.

Wpierw nabył całość Cushman i zaczął biurokratyczną drogę przez mękę. Wówczas wybitny architekt z Radomia, radny Kultys i spółka wytoczyli wszystkie działa z kolu-bryną apokaliptycznej demagogii w pierwszej linii, aby zamysł budowy centrum konferencyjno-handlowego uwalić, podobnie jak i dla przykladu przebudowę ulic: Cieplińskiego, Lisa Kuli czy Dąbrowskiego. Oczywiście, na zasadzie nie, bo nie! Znużony

inwestor zniechęcił się do tego stopnia, że pozbył się tego ba lastu, w któ-rym utopił środki nie dające żadnej realnej perspek-tywy, aby zaczęły przynosić jakieś efekty rzeczowe. Później próbowało swoich sił Semako, z podobnym rezul-tatem.

W międzycza-sie straszący pustostanem budynek hotelu, w którym również widowi-skowo ćwiczyli swój kunszt antyter-roryści, został zburzony przy licznej widowni nie tylko rzeszowian, dla któ-rych miał on jakiś magiczny wymiar, a nawet k ręc ą-ce łezką w oku nostalgiczne sko-jarzenia. Dla wie-lu właśnie na ich oczach zamienia-no niepowtarzalne wspomnienia, nie tylko młodości, w imponującą kupę gruzów. Rodziło to liczne komen-tarze, w zdecydo-wanej większości n i e p r z y c h y l n e . Tr a k tow a no to jako przejaw mar-notrawstwa, bez-myślności i wręcz głupoty. Przez tłum gapiów często przechodził złowrogi pomruk. Każde uderzenie młota w ścianę budynku niemal fizycznie tra-fiało także w obserwatorów. Burzenie

stało się tema-t e m n u m e r jeden wszelkich t ow a r z y s k i c h dyskusji, zwłasz-cza tych przy kufelku. Hote-lowa restaura-cja z wielkimi b a l a m i , c ho -c ia żby pr a s y, a z w ł a s z c z a owiane legendą Piekiełko roz-budzało wielkie emocje. Później

do szewskiej pasji doprowadzała wszystkich ogrodzona prowizorycz-nie, ziejąca przez lata pohotelowa dziura zalewana wodą i porosła wszel-kim badziewiem. Wsz yst k ich ten bezruch irytował, tylko nie drących rejtanowskie sza-t y r a d z i e c k i c h ha mu lcow ych z Rady Miasta. Ci rozkwitali w bez-sensownym boju z każdym przeja-wem dążenia do podjęcia zabudo-wy tego central-n ie położonego wyrzutu na zdro-wym, urbanistycz-nym rozsądku.

Próbował także swoich sił w zma-ganiu z oporną rzeszowską materią również fundusz inwestycyjny Copernikus. Też poła-mał sobie zęby. Nie tracił optymizmu i nadziei jedynie Ryszard Podkulski. Nabył teren po hotelu i od miasta

odkupił w prze-targu niespeł-na hektarową dzia łkę obok . Był to najdroż-szy w dziejach miasta za kup gruntu, ponie-waż jeszcze nikt w Rzeszowie nie zapłacił za kil-kadziesiąt parę arów 35 milio-nów z łot yc h . To był początek

prawdziwej golgoty inwestorskiej.Zaczęli swoje roszczenia do grun-

tów pod przyszłe centrum zgłaszać ci, którzy jaki taki tytuł prawny mieli i ci, którzy chcieliby mieć, a mieli tylko chęci na skubnięcie jakiejś gotowizny. Po dokładniejszym przyjrzeniu się sta-nowi prawnemu okazało się, ze trzeba będzie odnaleźć około 200 osób dla uporządkowania spraw własnościo-wych, gdyż biurokratyczna machina nie zdołała tego pozamiatać od wojny. Dochodziło nawet do tak kuriozalnych sytuacji, że po zakup 30 cm kwadra-towych gruntu trzeba było jeździć wielokrotnie do Ustki czy Bolesławca.

Po uporaniu się z tym pasztetem własnościowym ruszyły prace ziem-ne i na dzień dobry plac budowy po powodziowych ulewach zamienił się

w okazałe jezioro. Jednak na dłużej nie zatrzymało to budowy. Pojawiła się własna, mobilna betoniarnia i wszystko ruszyło, podobnie jak i zajadła kampania wymierzona przeciw inwestorowi. Czegóż to „odkrywczego” wówczas nie wyssali z palców wierni pewnemu właścielowi lokalnej gaze-ty redaktorzy! W dodatku co rusz dolewał oliwy do medialnego ognia nasz wybraniec, znany z miłości do hamulca rozwojowego miasta.

Nie było jednak większych zacięć w planie budowy, w odróżnieniu od tych osławionych już perturbacji, które towarzyszyły wznoszeniu Millenium Hall. Ta budowa zwielokrotniała obro-ty wielu hurtownikom, dawała niemałe zatrudnienie, słowem w mieście napę-dzała gospodarczą koniunkturę. Psy szczekały, karawana jednak zmierzała do przodu. Wszystko zostało zreali-zowane w zaplanowanym terminie, chociaż jeszcze aktualnie w galerii i obok można dostrzec robotników

budowlanych i monterow. Są bowiem usuwane ostatnie usterki, których nie da się uniknąć przy takim zakresie inwestycyjnym.

Powstał najładniejszy i największy tego typu obiekt, pewnie nie tylko na Podkarpaciu. Wrósł już prawie w rzeszowski pejzaż. Nawet malkontenci, którzy mieli za złe burzenie starego hotelu Rzeszów, kręcą z podziwem głowami i kiwają nimi z aproba-tą. Rzeczywiście, jakby na przekór wszystkim hamulcowym, starającym się zablokować tę inwestycję i co się da utrudnić, galeria Rzeszów wraz z przywróconym hotelem o takiej samej nazwie stała się niekwestionowaną wizytówką miasta i Podkarpacia.

Roman Małek

zwabienie klientów będzie łatwiejsze. Ma to szczególnie duże znaczenie w naszym regionie, w którym ludzie nie mają dużej kasy.

Kinomaniacy mogą obejrzeć sean-se w jednej z sześciu klimatyzowa-nych sal kina Helios, wyposażonych w ekrany umożliwiające projekcję 3D. Sale kinowe wyposażone są w wygodne fotele dla prawie 1200 osób, w tym miejsca dla widzów niepeł-nosprawnych. Siedząc przy stoliku można spokojnie oglądnąć film. W repertuarze kina poza filmami 3D, są największe światowe hity filmowe i najnowsze polskie produkcje. W ofercie galerii Rzeszów znajdują się również restauracje, kawiarnie, biura podróży i salony prasowe.

Hotel Rzeszów jest marką samą w sobie – uważa Ryszard Podkulski. Ma on standard o najwyższej liczbie gwiazdek na Podkarpaciu. Jest częścią

centrum konferencyjno- szkoleniowego Feniks.

Jest to miejsce do organizacji spotkań biznesowych, warsztatów oraz wyda-rzeń firmowych. W wielofunkcyjnym centrum można zorganizować imprezę na kilkaset osób. Nowy hotel Rzeszów może być przystanią dla turystów. Z pokoi hotelowych goście mają możli-wość podziwiać panoramę Rzeszowa i okolic. Do ich dyspozycji pozostają również restauracja, klub fitness oraz klub muzyczny.

Ga ler ia R zeszów w l iczbach: Powierzchnia handlowo- usługowa wynosi 42,8 tys. metrów kwadrato-wych. Jest ponad 200 lokali handlo-wych, 20 punktów oferujących jedze-nie, obiekt jest przewidziany na 170 tysięcy klientów. Zatrudnienie znala-zło w galerii około 1500 osób. Jest 150 pokoi w czterogwiazdkowym hotelu Rzeszów. Wewnętrzny parking ma 1200 miejsc postojowych. Centrum konferencyjne może pomieścić 500 osób, zatrudnienie około 1500 osób.

Stanisław Rusznica

Serce MiaSta

powrót SyMbolu MiaSta

Fot. Józef Gajda (10)

Galeria Rzeszów nocą. Fot. Józef Ambrozowicz.

Tu stanie galeria Rzeszów.

Wnętrza galerii

Wmurowanie aktu erekcyjnego przez Ryszarda Podkulskiego.

Na placu budowy stanęło 7 dźwigów.

Faza budowy

Faza budowy

Page 10: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.10

piJarzy znowu w rzeSzowieDr Józef Świeboda (członek i dzia-

łacz m.in. Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa) wydał kolejną książkę. Nosi ona tyuł „Pijarzy w Rzeszowie w XVII-XVIII wieku”. Napisał ją z okazji jubileuszu 350-lecia Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów, ale uka-zała się dopiero w bieżącym roku. Powodem opóźnienia były problemy finansowe. Druk i oprawę wykonała Drukarnia Pijarów w Krakowie w 2012 roku.

Pijarzy pojawili się na ziemiach polskich w 1642 roku (w Podolińcu i Warszawie), zaś w Rzeszowie w 1655 roku. Trzy lata później otworzyli tu szkołę. Władze austro-węgier-skie zlikwidowały ośrodek pijarski w Rzeszowie w 1786 roku. Szkoła pozostała. Jej spadkobiercą jest dzi-siejsze I Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Konarskiego. Pijarzy pojawili się ponownie w Rzeszowie w 1974 roku.

Autor opisuje uwarunkowania ich pojawienia się na ziemiach polskich i w Rzeszowie, rolę, jaką odegrali

w dziejach oświaty i kultury, także naszego miasta, przypomina zasłu-gi rodu Lubomirskich, sylwetki nauczycieli i uczniów tej szkoły. W epilogu przypomina próby odbu-dowy polskiej prowincji pijarskiej po I wojnie światowej oraz po 1945 roku, zakończone sukcesem. Całość jest udokumentowana przypisami, wykazem pijarów domu rzeszowskie-go, indeksem osób oraz kolorowymi ilustracjami. Książkę czyta się łatwo, bo napisana jest językiem komu-nikatywnym, prostym. Układ jest logiczny i przejrzysty.

Warto więc przeczytać ją i poznać bliżej losy pijarów w naszym kraju i w naszym mieście oraz wiedzieć, że 23 sierpnia 1992 roku odbyło się poświęcenie kościoła pod wezwa-niem św. Józefa Kolasancjusza oo. pijarów przy ulicy Lwowskiej w osie-dlu Wilkowyja. Józef Kolasancjusz założył zakon oo. pijarów w 1617 roku, a żył w latach 1556-1648.

Józef Kanik

W dnu 23 października odbyły się wybory do Rady Osiedla Budziwój. W głosowa-niu wzięło udział 112 miesz-kańców, głosów ważnych odda-no 110

W skład rady weszły nastę-pujące osoby: ożyło tadeusz, Drążek Stanisław, kalandyk ryszard, Myrda kazimierz, Jacek grzegorz, głodowska Marta, pałka Dorota, pite-ra zenon, Szwed krystyna, błoński Janusz, białogłowski

robert, głodowski Stanisław, bomba Jan, ankes alina, biały urszula, Ślączka leszek.

Przewodniczący m Rady Osiedla został przewodniczą-cy z poprzedniej kadencji, Tadeusz Ożyło, zastępcami przewodniczącego zaś Błoński Janusz i Głodowski Stanisław a sekretarzem Biały Urszula. Członkami zarządu Leszek Ślączka oraz Drążek Stanisław.

DZ

wybory w buDziwoJu

Mały, skromny pokoik ume-blowany sprzętem sprzed wielu, wielu lat, ze stareńką maszyną do pisania, bez komputera, a w nim trzy miłe, skrupulatne panie. Uprzejmie rozmawiają z nauczy-cielami i innymi pracownikami oświaty, członkami Kasy, udziela-jąc ponad 2 tys. pożyczek rocznie i obracając dużymi środkami. Dla nauczycieli jest to znaczące wsparcie w związku z: choro-bą, wyjazdem leczniczym czy remontem mieszkania. Pożyczka wynosi od 2 do 10 tys zależnie od wysokości wkładu własnego. Roczne obroty są znaczne. W 2011 roku wyniosły 36,7 miliona złotych, a w obecnym zbliżają się do 45 milionów.

Funkcję opiekuńczą nad Kasą pełni Zarząd Oddziału ZNP w Rzeszowie, a bezpośredni nadzór sprawuje Zarząd Kasy pod prze-wodnictwem beaty ratajczak oraz dyrekcja Zespołu Szkół Ekonomicznych, gdzie znajdują się etaty pracowników.

Czy jubileusz 60-lecia działal-ności został uhonorowany przez Zarząd Kasy? Jeszcze nie, na

przeszkodzie stoi zapewne skom-plikowana struktura nadzoru, być może nastąpi to w najbliższych tygodniach.

Pracujące tu panie: Jadwiga perłowska, Marzena czarnota i Jolanta ataman marzą o prezen-cie w postaci dwóch komputerów przystosowanych do zadań kasy. Jeden komputer nawet mają, ale jest nieczynny, bo brak profesjo-nalnego oprogramowania. Może znalazłyby się też dwa biurka, bo te stojące w lokalu pamiętają połowę minionego wieku.

Mimo woli nasuwa się pyta-nie, czy Kasa Zapomogowo--Pożyczkowa ZNP w Rzeszo-wie to relikt przeszłości, czy potrzebna nauczycielom, lecz zapomniana instytucja? Dobrze byłoby, aby wypowiedzieli się na ten temat sami nauczyciele, zaś Paniom pracującym tu od wielu lat składam serdeczne gratulacje za skuteczność ich mrówczej, solidnej pracy i życzę, aby ludzie odpowiedzialni za tę placówkę pamiętali o ich potrzebach.

Anna Staruch

60-lecie kaSy zapoMogowo-pożyczkoweJ

poD paragrafeM

SukceS zeSpoŁu colibri

Scena Tańca Colibri zajęła drugie miejsce podczas Ogólnopolskich Konfrontacji Tańca Współczesnego „Kon-trasty” w Mielcu. Ponadto Anna Puzio zdobyła trzecie miejsce w kategorii tańca solowego.

Turniej już po raz szósty odbył się w listopadzie w Samorządowym Centrum Kultury w Mielcu. – Kon-frontacje popularyzują taniec współczesny, integrują środowisko taneczne, są także miejscem artystycznej rywalizacji tancerzy amatorów – powiedziała Izabela Serwan, koordynator festiwalu.

Scena Tańca Colibri działa w Rzeszowskim Domu Kultury filia Staromieście. Zespół tworzą doświadczone tancerki w wieku 14-24 lata. Podczas zawodów w Mielcu rywalizowały z amatorskimi zespołami tańca współcze-snego. Grupa przedstawiła dwie inscenizacje taneczne

„W pułapce podświadomości” oraz „Letarg”. – Wszyst-kie opierają się na technice tańca współczesnego oraz improwizacji ruchowej, dodatkowo jesteśmy autorami kostiumów i układów tanecznych – mówi Karolina Słon-ka, choreograf i instruktor zespołu.

Konkursowe jury oceniając opracowanie choreogra-ficzne, technikę tańca, dobór repertuaru, muzyki i kostiumów oraz pomysłowość i wyraz artystyczny zde-cydowało, że drugie miejsce zdobyły tancerki ze Sceny Tańca Colibri. W kategorii zespoły, rywalizowało 11 grup w 17 układach tanecznych.

Podczas tanecznych konfrontacji występowali również soliści. W tej kategorii trzecie miejsce zdobyła Anna Puzio. 19-letnia tancerka zaprezentowała układ pod nazwą „Pomiędzy”.

pragnienie zwyciężyŁoSmakosz piwa włamał się do sklepu w Rzeszowie i zaczął spoży-

wać ów trunek już na miejscu. Taka była siła jego pragnienia. Do włamania doszło w nocy do sklepu przy ul. Hetmańskiej. 23-latek wybił szybę w oknie wystawowym. Włamywacz uruchomił alarm w sklepie. Na miejsce przyjechali policjanci. Sprawcą okazał się być mieszkaniec Rzeszowa. Nie wiadomo, ile butelek piwa zdążył ukraść i wypić. Po przebadaniu alkomatem okazało się, że mężczyzna ma prawie 3 promile alkoholu w organizmie. 23-latek został zatrzyma-ny. Po wytrzeźwieniu będzie grozić mu kara do 10 lat pozbawienia wolności.

co za pechWielki pechowieć złodziejski wpadł podczas kradzieży wódki w

jarosławskim sklepie. Włamał się do sklepu poprawnie i ... udawał manekina. Ukradł 8 tys. zł, ale od razu zgubił 5 tys. Ukradł zgrzew-kę piw, wino i wędziska. A co, chciał na ryby! Włamywacz wypił piwo i siły witalne go dziwnie opuściły. Nie mógł samodzielnie wyjść. Udało mu się dopiero przy pomocy policjantów.

poDkarpacka otwarta!

Zespół Colibri.

Przedostatnia trasa wylotowa z miasta została gruntownie przebudowana. Otrzymała nie tylko nową nawierzchnię, ale i wszystkie instalacje towarzyszące: chodniki, scieżki rowerowe, oswietlenie, lewo- i prawoskręty, nową organizację zieleni. Trwa jeszcze przebudowa ostatniej trasy wylotowej, czyli ulicy Lubelskiej. Fot. Józef Gajda.

po co ten baJzel?

Na moim osiedlu Dąbrowskiego odbyć miały się spóźnione o prawie dwa lata wybory do samorządu mieszkańców. Całość rze-komo organizowała Rada Miasta, która wydumała sobie, że musi przyjść na wyborcze zbiegowisko przynajmniej stu mieszkańców, aby wszystko było ważne. Aż tylu, bo podobno mądrzy w Radzie z Cyprysiem na czele ubzdurali sobie, że wtedy będzie bardziej prawdziwa reprezentacja. Czegoś durniejszego wymyślić się już nie da! Niby w czym tak wybrana rada osiedlowa będzie mądrzejsza i lepsza? W liczeniu do stu? Za pierwszym razem nie wyszło, bo nie mogło przy bałaganie urzędniczym.

Od góry jacyś Cyprysie znowu ustaliły drugi termin, ale nawet nie zadbały, żeby po ludzku zawiadomić ludzi. Ulotki pojawiły się w skrzynkach w przeddzień i w dniu zebrania, a wszystkie trzy afisze też. Przyszło nas, mimo to, ponad czterdziestu. Pojawił się młody radny Deręgowski, który pojęcia nie miał, co z tym fantem zrobić. Zapytany o bałagan powiedział, że to winien prezydent Ferenc i po cichu zwiał. Tylu paskudnych wyzwisk pod adresem opiekuna samorządów, pana Cyprysia, już dawno nie słyszałem. Wiekszość była tak wnerwiona, że aż kipiało. Obiecali już panu Cyprysiowi dobrą, najbliższą kampanię wyborczą. Nawet szykują mu specjalny plakat o tym, że za rozwalenie samorządów nie można pozwolić mu na rozwalenie Rady Miasta i samego miasta. Nikt nie wie, co dalej. Jak to jest tam, gdzie nie wybrali rady osiedla? Jest stara, czy nie ma żadnej. I po co komu ten bajzel?

Janusz S.(personalia do wiadomości redakcji)

liSty

Page 11: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.11Spotkania z przeszłością

naJgŁębSza taJeMnica iii rp17 września 1939 roku armia radziecka

udzieliła bratniej pomocy sojuszniczym wojskom hitlerowskim i uderzyła na Polskę, łamiąc obowiązujący traktat o nieagresji i zajmując Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej. Po 22 lipca 1944 roku na mocy zdrady doko-nanej przez naszych sojuszników w Jałcie, powstała Polska Ludowa (zachowująca do 1952 roku formalną nazwę Rzeczpospolita Polska) o powierzchni o wiele mniejszej od II Rzeczypospolitej, mimo odzyskania ziem północnych i zachodnich. Przypomnę, powierzchnia II RP wynosiła 389 720 km kwadr., natomiast obecna powierzchnia Polski wynosi niewiele ponad 312.000 km.

Międzynarodową umowę warszawską zawarto 21 kwietnia 1920 pomiędzy rząda-mi Ukraińskiej Republiki Ludowej i Polski. Rząd polski uznał w niej istnienie URL i zrezygnował z roszczeń do ziem sięgających granicy Polski z 1772. Rząd URL uznał granicę polsko-ukraińską na Zbruczu i przecinającą Wołyń na wschód od Zdołbu-nowa (pozostawiając Równe i Krzemieniec po stronie polskiej) i dalej na północ do linii Prypeci. Częścią składową umowy była konwencja wojskowa z 24 kwietnia 1920 r. podpisana przez ukraińskiego generała Wołodymyra Sinklera i najbliższego współ-pracownika Józefa Piłsudskiego, Walerego Sławka (działającego jako pełnomocnik Naczelnego Wodza), która rozpoczynała współpracę militarną obu krajów przeciw bolszewickim wojskom na terytorium Ukrainy.

Zakończeniem wojny polsko-bolszewic-kiej był traktat ryski (lub inaczej pokój ryski), traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą, podpisany w Rydze dnia 18 mar-ca 1921 r. W kwestii granic Polska uzyskała ziemie należące przed trzecim i częściowo drugim rozbiorem do Rzeczpospolitej, a w latach 1795-1916 stanowiące część zaboru rosyjskiego, zaś od wiosny 1919 zajmowane przez Wojsko Polskie: gubernie grodzieńską i wileńską oraz zachodnie części guberni wołyńskiej z Łuckiem, Równem i Krzemień-cem i mińskiej z Nieświeżem, Dokszycami i Stołpcami. Rosja i Ukraina zrzekły się roszczeń do Galicji Wschodniej. Warto również przypomnieć, że po pierwszej woj-nie światowej powstała niepodległa Litwa i fakt, że w lipcu 1919 Rada Najwyższa kon-ferencji pokojowej w Paryżu zdecydowała o poprowadzeniu linii demarkacyjnej wzdłuż linii Grodno-Wilno-Dyneburg, zostawiając Wilno po stronie polskiej (linia Focha). Były to umowy międzynarodowe, podpi-sane dwustronnie z Ukrainą lub z Litwą i trójstronnie z udziałem przedstawicieli Ukrainy, złamane bezprawnie przez najazd Armii Czerwonej na Rzeczpospolitą Polską w dniu 17 września 1939 roku.

Gdy następował rozkład ZSRR, to Gor-baczow i Jelcyn dokładali starań, aby odra-dzająca się Ukraina nie była na tyle potęż-na, aby mogła zagrozić Rosji, co dawało możliwość naszym elitom upomnienia się o zwrot Polsce Lwowa i Stanisławowa, bo

wtedy zwolennik UPA, Wiktor Juszczen-ko, miałby z jednej strony powiększoną o prastare ziemie Polskę, a z drugiej jeszcze potężniejszą Rosję!

Istnieją w Internecie niepotwierdzone oficjalnie wzmianki, że W 1989 r. Michaił Gorbaczow zaproponował na spotkaniu w Moskwie z najważniejszym przedstawicielem ówczesnego PRL-u, zwrot ziem wschodnich w dwóch wersjach. Pierwsza: zwrot Wilna, Lwowa i Krzemieńca, druga – okręg gro-dzieński z puszczą białowieską i dawne woj. Lwowskie z zagłębiem naftowym. Powodem tej propozycji było unieważnienie umów jałtańskich i chęć wzajemnego zrzeczenia się roszczeń o odszkodowania.

Nie odwołujemy się do niepotwier-dzonych źródeł. Sprawa ta jest najbardziej tajnym sekretem trzeciej Rzeczypospolitej, gdyż nasze elity zamiast zabiegać o Lwów i Stanisławów poparły pomarańczową rewolu-cję, na której czele stał zwolennik polakobój-ców spod znaku UPA, Wiktor Juszczenko, który ogłosił już jako urzędujący prezydent, Stepana Banderę bohaterem Ukrainy! Krążą w obiegowej opinii publicznej przekazy, że nawet jeden z okrągłostołowych polityków prosił Gorbaczowa, aby nie upubliczniał jakichkolwiek możliwości zwrotu Polsce Lwowa i Stanisławowa, bo to mogłoby doprowadzić do odrodzenia ruchu naro-dowego w Polsce, który jest antyunijny, a wszystkie strony okrągłego stołu uzgodniły, że Polska przystąpi do UE.

Rosja przedputinowska była znacznie bardziej życzliwa dla Polski niż dla Ukra-iny, bo silna Polska stanowiłaby polityczną przeciwwagę dla odradzającej się potęgi potomków zbrodniarzy z UPA! Powrót do Polski Lwowa i Stanisławowa, jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec, dałby również szansę na neutralizację Rzeczypospolitej, która poprzez rozrost własnego terytorium stałaby się faktycznie piątą potęgą w Europie (po Rosji, Niemcach, Anglii i Francji). Kto wtedy oddał Lwów i Stanisławów Ukrainie, a Wilno Litwie? Tymi tajemnicami powinien zająć się jak najszybciej IPN!

Bardzo zaskakujący jest fakt, że o prze-biegu obecnej granicy polsko-litewskiej zadecydowano w Wilnie 5 marca 1996 roku, jednak oficjalnie dziennik ustaw w tym ważnym temacie ukazał się dopiero trzy lata później! Dziennik Ustaw z 1999 r. Nr 22 poz. 199 UMOWA między Rzeczpospo-litą Polską a Republiką Litewską o wspólnej granicy państwowej, stosunkach prawnych na niej obowiązujących oraz o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawach granicznych, sporządzona w Wilnie dnia 5 marca 1996 r. W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej prezy-dent RP podaje do powszechnej wiadomości: W dniu 5 marca 1996 r. została sporządzona w Wilnie umowa między Rzeczpospolitą Polską a Republiką Litewską o wspólnej granicy państwowej, stosunkach prawnych na niej obowiązujących oraz o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawach granicznych.

Jeszcze bardziej zaskakuje sprawa usta-

lenia przebiegu obecnej granicy z Ukrainą! Dz.U. z 1994 nr 63 poz. 267 umowa między Rzeczpospolitą Polską a Ukrainą o stosun-kach prawnych na polsko-ukraińskiej grani-cy państwowej oraz współpracy i wzajemnej pomocy w sprawach granicznych, sporzą-dzona w Kijowie dnia 12 stycznia 1993 r. W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej prezydent RP podaje do powszechnej wiadomości: W dniu 12 stycznia 1993 r. została podpisana w Kijowie umowa między Rzeczpospolitą Polską a Ukrainą o stosunkach prawnych na polsko-ukraińskiej granicy państwowej oraz współpracy i wzajemnej pomocy w sprawach granicznych w następującym brzmieniu: umowa między Rzeczpospolitą Polską a Ukrainą o stosunkach prawnych na polsko-ukraińskiej granicy państwo-wej oraz współpracy i wzajemnej pomocy między obu państwami, zgodziły się na następujące postanowienia: ROZDZIAŁ I Artykuł 1 1. Umawiające się Strony, stojąc na gruncie nienaruszalności granic państwowych, potwierdzają przebieg linii granicy państwowej między Rzeczpospoli-tą Polską a Ukrainą, ustalonej w Umowie między Rzeczpospolitą Polską i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich o polsko-radzieckiej granicy państwowej, podpisanej dnia 16 sierpnia 1945 r.. Umowie między Rzeczpospolitą Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich o zmianie odcinków terytoriów państwowych, podpisanej dnia 15 lutego 1951 r. – Zatem Umowa ta może być uznana za nieważną prawnie, bo : 1. 16 sierpnia 1945 roku istniał legalny Rząd Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, który żadnej umowy granicznej z ZSRR nie podpisał, 2. Stroną umowy z ZSRR z dnia 15 lutego 1951 roku nie był Rząd niepodległej Rzeczypospolitej, lecz i Rząd Polski Ludowej. 3. Po upływie 50 lat umowa trzech mocarstw z Jałty o oddanie Polski w strefę wpływów ZSRR przestała obowiązywać. 4. Sukcesorem prawnym ZSRR jest Rosja, a nie Ukraina, a zatem dawne umowy z ZSRR nie mogą być podsta-wą prawną do umów z Ukrainą! To, że powrót Lwowa, Stanisławowa i Wilna oraz powiększenie terytorium RP po rozpadzie ZSRR było możliwe nie tylko teoretycznie wykazali Niemcy, którzy doprowadzili do unicestwienia porozumień z Jałty w sprawie terytorium Niemiec! Politycy RFN zupełnie inaczej rozmawiali z Gorbaczowem i z Jel-cynem. RFN dokonało przy pomocy silnej marki niemieckiej tego, czego się w historii Europy nie udało dokonać żadnemu pań-stwu bez rozlewu krwi. Politycy RFN zdołali wykupić od ZSRR wolność dla okupowa-nej przez Armię Czerwoną od 1945 roku części terytorium Niemiec oraz formalnie okupowanego przez USA, Francję i Wielką Brytanię Berlina Zachodniego.

Zanim jednak nastąpiło Deutsche Wiede-rvereinigung, odbyło się szereg konferencji międzynarodowych: 5 maja 1990 roku w Bonn, 22 czerwca 1990 w Berlinie, 17 lipca 1990 r. w Paryżu (w tej konferencji brała

udział również Polska) i wreszcie ta naj-ważniejsza 12 września 1990 r. w Moskwie! Podstawą zjednoczenia Niemiec był bowiem moskiewski traktat dwa plus cztery, który ustalał: Zjednoczone Niemcy obejmą obszar RFN i NRD oraz obie części Berlina. Obecne granice są ostateczne, tzn. Niemcy zrzekają się roszczeń wobec innych krajów (granica na Odrze i Nysie zostaje potwierdzona). Niemcy potwierdzają uznanie pokoju i rezygnują z broni atomowej, chemicznej i biologicznej. Wielkość niemieckiej armii zostanie zredukowana z 500 do 370 tys. żołnierzy. ZSRR wycofa swoje wojska z NRD najpóźniej do 1994 roku. Na terenie NRD nie mogą stacjonować wojska NATO oraz nie można umieszczać tam rakiet. Zakończenie podziału Berlina. Zjednoczone Niemcy uzyskają pełną suwerenność. Cały koszt wyprowadzenia wojsk radzieckich z NRD łącznie z wydatkami na budowę w Rosji mieszkań dla krasnoarmiejców wzięła na siebie RFN nastąpił już po zjednoczeniu.

RFN stała się największym orędowni-kiem interesów Rosji wewnątrz całej Unii Europejskiej. Dawni agenci Stasi zostali wprawdzie zdemaskowani, ale żaden z nich nie trafił do więzień niemieckich za dzia-łalność antydemokratyczną. Żaden z ofice-rów politycznych w armii NRD, ani żaden niemiecki agent KGB czy GRU nie trafił do więzienia. Były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder zgodził się objąć stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej konsor-cjum budującego gazociąg północny pod Bałtykiem z pominięciem terytorium Polski. Taka demonstracja polityczna uległości RFN wobec Rosji nie mogła być przypadkowa. Prawdziwa cena polityczna (i finansowa) za zjednoczenie Niemiec pozostaje nadal okryta tajemnicą, tak samo jak tajemnicą pozostają nazwiska tych naszych polity-ków, którzy po 1989 roku oddali Ukraiń-com Lwów i Stanisławów! Ciekawe, że na zjednoczeniu Niemiec zyskali terytorialnie zarówno Ukraińcy jak Litwini, Białorusini, Łotysze i Estończycy (których terytoria wchodziły w skład ZSRR), ale nie zyskała nic Polska! Skoro było możliwe zjednoczenie Niemiec (które wywołały II wojnę światową) z Berlinem Dreznem i Lipskiem, to tym bardziej było możliwe zjednoczenie Polski ze Lwowem, Stanisławowem i Wilnem, bo to Polska jako pierwsza stawiła czoło hitlery-zmowi, nazizmowi i sowietyzmowi! Jednak, jak widać, pakt Ribbentrop-Mołotow oraz Jałta obowiązują po 1990 roku już tylko wobec Polski!

Dzisiaj politycy usiłują przedstawić jako ich największy sukces wejście Polski w 1999 roku do NATO. Można odnieść wrażenie, że jest to rekompensata za utrwalenie w Polsce układu zawartego w Jałcie.

Zdzisław Daraż

PS. Korzystałem z publikacji zamieszczo-nej w „Gazecie Śląskiej” autorstwa Rajmun-da Pollaka.

kalenDariuM18 grudnia 1922 – zwołanie żałobnej sesji Rady Miejskiej w Rzeszowie w związku z zamordowaniem prezydenta Gabriela Narutowicza. Ustanowionona niej fundację jego imienia, z której miano opłacać dokształcanie wyróżniających się młodych rzemieśl-ników.grudzień 1924 – początek ukazywania się Trybuny Rzeszowskiej.grudzień 1926 – wybór ostatniego rabina Rzeszowa, którym został Aron Lewin.23 grudnia 1934 – uruchomienie pierwszego zakładu wodociągowego w Rzeszowie. Stacja miała wydajność 80 l/sek.grudzień 1937 – wykonanie pierwszej serii gotowych obrabiarek w Zakładach H. Cegielskiego w Rzeszowie.3 grudnia 1938 – wmurowanie aktu erekcyjnyjnego pod dom kolejarza w Rzeszowie.grudzień 1939 – reaktywowanie Polskiej Policji określanej mianem „granatowa”, która podlegała niemieckiej policji porządkowej.4 grudnia 1939 – usunięcie orła z wieży ratuszowej.6 grudnia 1939 – uzyskanie zgody na budowę nowych pomieszczeń szkoły przez Gimnazjum Mechaniczne w Rzeszowie.19 grudnia 1939 – przybycie do Rzeszowa pierwszego transportu wysiedlonych z Kalisza Żydów.24 grudnia 1939 – aresztowanie Stanisława Jachimowskiego, profesoraII Gimnazjum i Liceum, organizatora tajnego nauczania w Rzeszowie.grudzień 1940 – wprowadzenie karty pracy dla wszystkich pracowników fizycznych i umysłowych.17 grudnia 1941 – ukazanie się zarządzenie o utworzeniu dzielnicy żydowskiejw Rzeszowie.23 grudnia 1943 – ukazanie się pierwszego numeru dwutygodnika „Prawda Dnia”, wydawanego w Podokręgu Rzeszów AK.2 grudnia 1945 – otwarcie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie przy ul. H. Sawickiej.

Oprac. Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie.

Page 12: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.12

Żydzi pojawili się w Rzeszowie na początku 1550 roku. Osiedlali się na własną rękę, czy proponowano im zamieszkanie nad Wisłokiem i Mikoś-ką? Rzeszów od początków swojego powstania był miastem prywatnym. Przybyli Zydzi stanowili zwartą grupę etniczną i wyznaniową. Po co zatem dość szybko zasiedlili Rzeszów? Nor-malnie, za interesami. Poświęcali się przede wzsystkim handlowi, określo-nym rzemiosłom, arendom młynów. Posądza się ich o lichwiarstwo.

Kahały były jednym z ogniw ustroju dawnej Rzeczpospolitej. Rzeszowska gmina wyznaniowa uzyskała samo-dzielność gdzieś około 1670 roku. Ograniczenia, które rzekomo miały obowiązywać Żydów w wieku XVII

i XVIII, a wyznaczane przez kolej-nych dziedziców Rzeszowa to bzdura. Powstanie w XVII wieku tzw. Nowego Miasta, jako wyodrębnionej dzielnicy żydowskiej (niby izolowanej) to także nieprawda. Franciszek Kotula myli sie wyraźnie wyznaczając i ograniczajac tereny miasta, które zamieszkiwali Żydzi w XVII wieku tylko do ulicy Gałęzowskiego, części Piłsudskiego i Batorego. Tak to już bywa, że formal-ności z nieformalnościami powinny urzędowo gryźć się.

Wszystkim wiadomo, że Żydzi zawsze mieli pieniądze. Małe, duże, olbrzymie, ale mieli. Skąd? Że oszczę-dzali to fakt, ale to nie wszystko. Mieli milionowe fortuny w: Warszawie, Łodzi, Krakowie. Skąd brali ten zasad-niczy kapitał początkowy? W samym Rzeszowie za bogatych uchodziło zaledwie kilka rodzin, między innymi-:Wangowie, Druckerowie, Silberowie. Żydzi bardzo lubili mieć kupę dzieci, a już męskich potomków nawet bez liku. Za wydaną zamąż córką szedł spory posag.

Nigdy w swojej historii Rzeszów nie był wyjątkowo bogatym miastem. Jak policzyć skrajną biedę dawnej ludności polskiej i żydowskiej? Jaka była straszna nędza przed wojną wsi

lasowiackich, to trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Jeszcze parę lat po okupacji widziałem to na własne oczy. Można postawić także pytanie na odwyrtkę. Skąd polska magnateria brała fundu-sze na budowanie tak milionowych rezydencji? Czy podpieranie się pracą chłopa na roli wyjaśnia wszystko? Żeby coś kupić, trzeba mieć za co. Chłop nie miał grosza przy dupie. Oczywiście, bez sensu jest generalizowanie tych spraw. Żydzi żyli z handlu. Pytanie, czym handlowali i z kim, że był to interes tak opłacalny? To już zupełnie inny temat.

Ilu chłopów na zapadłych, polskich wsiach umiało czytać i pisać? Nikt nie odpowie. Małe, żydowskie sklepiki z towarami mieszanymi, przycupnięte po większych wsiach i miasteczkach Rzeszowszczyzny, musiały jakoś pro-sperować. Jak? Na kryche, na zeszyt dla zaufanych, na słowo. Wątpię, czy chłop znał się na wyższych waluto-wych nominałach. Co i ile rodziła folwarczna ziemia, a ile chłopskie parę morgów? Czy jest na to autorytatywna odpowiedź?

W miarę dobrze poznałem powojen-ną wieś rzeszowską, jako tako wielko-polską, kielecką i podlaską. Jak można scharakteryzować psychikę, osobowość i mentalność tych tak różnych od siebie

miejsc zamieszkiwania polskich prze-cież chłopów? To pytanie nie dla mnie.

Chrystus Pan po to umarł na krzyżu, aby zbawić ludzkość. Wiara katolicka gwarantowała drugie życie po ziemskiej śmierci, życie wieczne. Chłop polski wierzył w to i to jeszcze jak! Pazerność, chciwość, zazdrość, obłuda polskiego chłopa to cechy wiadome i do dzisiaj widoczne. Skąd one wzięły się, z czego się urodziły? Z potwornych warunków życia, ze strasznej codzienności, z bra-ku jakiejkolwiek ludzkiej nadziei. Do czego to doprowadziło? Te wszystkie kaganki oświaty niesione na wieś gasły już przy lekkim wietrze. Ojciec Franciszek uczył po wojnie w: Straszy-dlu, Budach Głogowskich, Tyczynie i Głogowie. Czytajcie o chłopskiej men-talności w licznych jego publikacjach. A czego nie chciał napisać?

Bardzo głośno dzisiaj o powojen-nych pogromach, polskich mordach na Żydach. O rzeszowskim pogromie to sama bzdura. Miał takowy być w Krakowie, a właściwie to tylko w Kielcach doszło do tej potworności. Pojedyncze przypadki mordowania Żydów w rzeszowskim, to nie były pogromy. Co czyni z człowieka wojna? Nawet z tego porządnego, uczciwego i prawego? Oczywistą prawdą jest, że

chłopi i nie tylko oni zadłużali się u Żydów. Niekoniecznie odbywało się to na zasadach lichwiarskich. Gdy pożycza się, to wypada oddać. No, nie zawsze! Bij Żyda! Nie kupuj u Żyda! Precz z Żydami! Żydówki z nami! To hasła bardzo popularne w Polsce okre-su międzywojennego. Pewien rodowity, rzeszowski Żyd opowiadał mi, że skle-pu jego ojcu bronili dorośli synowie tych ojców, którzy byli zadłużeni w sklepie. Swoisty odrobek, prawda?

Żydzi zawsze byli obcy na polskiej ziemi. Ta obcość była jakby uspra-wiedliwieniem powojennych mordów, zabójstw i rzeczy niewyobrazalnych dla normalnego człowieka. Można patrzeć i nic nie widzieć, można widzieć i zapo-mnieć, że jest się człowiekiem.

Bieda potrafi żreć człowieka gorzej niż gangrena, nędza może doprowadzić do szału i żeby tylko do szału! Zanika myślenie, w kąt idzie jakakolwiek odpowiedzialność. I co wtedy dzieje się z człowiekiem? Wielu nie tylko wszyst-ko widziało, wielu to robiło, ale było coś, czego dzisiaj można się wyprzeć. Bogaty, syty, ubrany i zdrowy zawsze może powiedzieć temu innemu - spie-przaj dziadu.

Stanisław Kłos

MóJ powoJenny rzeSzów żyD, wieczny tuŁacz

Ostatnim razem pisałem o wyjąt-kowej nekropolii w Starym Bruśnie w powiecie lubaczowskim. Powiat ten położony jest wprawdzie kawał drogi od Rzeszowa, lecz pełen miejsc i obiektów godnych poznania. Pozo-

stając w tym regionie chciałbym przedstawić lubaczowskie Muzeum Kresów, wyjątkowe już choćby z samej nazwy, małe i na pierwszy rzut oka prowincjonalne, ale na swój sposób niezwykłe.

Jak żadne inne w województwie przybliża nam obraz dawnych kresów, tak miłych sercu każdego Polaka. Jego nazwa to nie przypadek. Przed wojną powiat lubaczowski należał do woje-wództwa lwowskiego, a to już przecież były owe, mityczne dziś kresy.

Początki tego muzeum były dość niezwykłe. Jego zalążkiem były pry-watne zbiory Włodzimierza Czar-neckiego, miejscowego regionalisty, nauczyciela i wieloletniego dyrektora tutejszego liceum. Powstało w 1967 roku wysiłkiem społecznym dzia-łaczy miejscowego oddziału PTTK i Towarzystwa Miłośników Ziemi

Lubaczowskiej. Przez kilkana-ście lat działało jako Muzeum Regionalne PTTK. Dopiero w 1981 roku stało się instytucją państwową. Pięć lat później znalazło siedzibę w starym, zabytkowym spichlerzu, zaś w 2004 roku nadano mu nazwę Muzeum Kresów, co w pełni odpowiada profilowi jego zbio-rów i charakterowi regionu. Do II wojny światowej Lubaczów był miastem trzech kultur i trzech religii, zamieszkałym pospołu przez Polaków, Rusi-nów (Ukraińców) i Żydów.

W muzeum posiada grubo ponad 6 tysięcy eksponatów, których zdecydowana większość prezentowana jest na trzech stałych wystawach, są to: dzieje miasta i regionu, kultura wsi lubaczowskiej i sztuka kresów. Każda z nich jest bardzo sta-

rannie i pomysłowo urządzona, jednak najbardziej efektownie prezentuje się ta ostatnia. Wystawę poświęconą historii otwiera bogata kolekcja zabyt-ków archeologicznych obrazujących pradzieje osadnictwa. Ten okres zamy-ka interesująca makieta lubaczowskie-go grodu wzmiankowanego w XIII stuleciu. Dalsza część poświęcona jest lokacji miasta i jego dziejom w okresie staropolskim, rzemiosłu i handlowi.

Jak mieszkali dawni lubaczowia-nie możemy się przekonać oglądając ukazany w pełnej krasie salon miesz-czański z przełomu XIX i XX wieku. W tym dziale sporo miejsca zajmują militaria, pamiątki z Powstania Stycz-niowego, I i II wojen światowych oraz historii lubaczowskiej konspiracji.

Kultura wsi lubaczowskiej to boga-ta wystawa etnograficzna obrazująca kulturę materialną i duchową luba-czowskiej wsi, jest ona tym bardziej cenna, że w okresie walk z UPA dziesiątki ich zostało spalonych, a drugie tyle wyludnionych. Zebrano

tu setki przedmiotów, urządzeń, sprzętów oraz narzędzi niezbędnych w gospodarstwie i w domu. Obraz ten dopełnia ekspozycja izby chłop-skiej oraz ubiorów i strojów, zarówno tych używanych na codzień, jak i od święta. Osobna część ukazuje ludową twórczość artystyczną, raczej już współczesną.

No i wreszcie to, co najbardziej istotne, kultura kresów. Jako całość wystawa ta wzbudza największe zain-teresowanie, gdyż sporo z prezento-wanych tu eksponatów to prawdziwe rarytasy, o znaczących walorach artystycznych i historycznych. W części poświęconej sztuce sakralnej prezentowane są obrazy, w tym cenne ikony, z XVIII-XIX wieku, a nawet starsze. Interesujące jest malarstwo portretowe, szlacheckie i magnackie, sarmackie i mieszczańskie z XVII i XVIII wieku oraz z doby galicyjskiej. Spore wrażenie robi pokaźna kolekcja judaików, głównie obrzę-dowych i kultowych związanych z kulturą Żydów lubaczowskich. W większości są to wytwory rzemio-sła artystycznego. Należy do nich kamienny gryf, jedyna pozostałość po zniszczonej przez Niemców synagodze. Wyjątkowym, wręcz unikatowym dziełem jest lampa chanukowa wykonana ze srebra, wyjątkowo misternej roboty. Eks-pozycję dopełniają krzyże i figury będące wytworem bruśnieńskiego ośrodka kamieniarskiego, datowa-ne na przełom XIX i XX wieku oraz kolekcja monumentalnych, żelaznych krzyży pochodzących przeważnie ze zniszczonych cer-kwi.

Całkiem innego rodzaju atrak-cją tej placówki są zbiory współ-czesnego rysunku autorstwa wielu

wybitnych polskich artystów rysowni-ków. Jak widać historię można godzić ze współczesnością.

Lubaczowskie muzeum ma swoją siedzibę na południowo-wschodnim krańcu miasta, przy ulicy Jana III Sobieskiego, w zabytkowym spichlerzu zbudowanym przez Austriaków gdzieś pod koniec XVIII wieku. Integralną częścią muzeum jest usytuowany po przeciwnej stronie ulicy zabytkowy zespół pałacowo-parkowy. Przetrwały tu jeszcze relikty średniowiecznego grodu oraz późniejszemu dworu sta-rościńskiego, zwanego potocznie zam-kiem, park z okazami pomnikowych drzew oraz odrestaurowana niedawno dziewiętnastowieczna oficyna zamko-wa, aktualnie mieszcząca muzealną „Galerię oficyna”.

Warto o tym wiedzieć, a może i przy okazji zobaczyć.

Fot. autor

MuzeuM kreSów

Bogusław Kotula

bron kom – aż na tyle zdobyło się kiepskie sfałdowanie mózgowe Artura Zawiszy, klęski polskiej psy-chiatrii politycznej, gdy wyraził się o prezydencie naszej Rzeczpospolitej. Odpowiadam adwersarzowi, czyli wyż wzmiankowanemu talibowi politycz-nemu o zawołaniu Ar Zawi, iż nie musi podobać mu się przezydent Bro-nisław Komorowski, ani first lady, gdyż nie jest to konkurs piękności. Jednak psią jego pozaestetyczną powinnością jest elementarny szacunek dla pań-stwa i jego wybranej przez miliony głowy. Artur Z. (niby jaki pan?) może swoje pierdoły wypowiadać, gdzie chce. Ale dlaczego pozwalają mu na upublicznianie tego niby mądrzy publicyści? Czy musi potwierdzać się zasada, że im głupiej tym ciekawiej? Ortodoksyjny Ar Zawi już był w paru partiach, jak Chińczyk, który sprzedał duszę diabłu, a ta po roku się psuje. Naprawiają następni. Ale po co! Mnie osobiście ekstremalnie ubarwiony na żółto, Ar Zawi, zaimponował jed-

nym. Pełni otóż funkcję wiceprezesa Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, chociaż w czasie działania tej formacji nie mógł nawet siknąć z kołyski w kierunku buta wrogiego ubeka, ponieważ jeszcze go tatuś nie zdołał w jakimś tam odpowiednim czasie zmajstrować. Widocznie jednak w końcu tatuś Ar Zawiego musiał to prokreacyjne dzieło patriotyczne robić w ogromnym stressie i jakoś chyba poskąpił solidnego materiału. I wyszło to, co widać i słychać! Ale krawat, który ostatnio nosił, jest do przyjęcia. Skośnopaskowy, chociaż za krótko zawiązany. Natomiast z resztą już jest zdecydowanie gorzej. Ale może zrobią go nawet prezydentem Międzynarodo-wej Federacji Cymbergaja? Kto wie?

Mikromania – to ponoć paskudne niedomaganie umysłu premiera i jego partyjnych współplemieńców w rzą-dzeniu, a raczej poniewieraniu naszej ponoć mocarnej potencji narodowej w jakiejś tam Unii Europejskiej. Toko rzekł prezes I Ogromny i jego oba

cwaj potakiewicze o polityce premiera Donalda Tuska w kwestii perspek-tywicznego budżetu unijnego. Fakt, prezesowskiemu nadymaniu, gromo-władnemu spojrzeniu i mocarnemu grzmoceniu w chochoły nikt nie podo-ła. Nawet Chuck Norris i niejaki Ram-bo. Ale jak to potraktować językowo? Prezes z pewnością tu też postanowił zadziałać mobilnie, chociaż równie mądrze jak Macierewicz w spiskowej robocie. Mikro to coś maleńkiego, zaś mania to już poważniejsza spra-wa. Przesadne upodobanie, pociąg i jeszcze gorzej. Jeśli premier ma mikro upodobanie, a nawet pociąg, to skąd prezes I Ogromny o tym wie? Spraw-dzał? A jeśli tak, to do czego owe tuskowe mikro upodobanie przesadne i pociąg porównywał, aby nad całością boleć? Z góry osądził, że dotyczy to wyłącznie polityki zagranicznej i to podług nowego znaczenia tego wyra-żenia, które należy zdefiniować. Otóż chodzi o coś zupełnie innego, czyli pomniejszanie naszej potęgi miedzy-

narodowej. Według prezesa premier bowiem tak powinien palnąć w co trzeba, aby poleciały farfocle, a cała unia i ruskie stanęły na baczność i waliły z pielgrzymką na Wawel i Żoli-borz. A co! Wtedy pewnie pojawiłaby się jakaś makromania i wdodatku na jakiż temat!

Smerf Maruda – świeże miano, którym rzucił Waldemar Pawlak w Janusza Piechocińskiego w ferwo-rze przedkongresowych lansadów w kwestii prezesowskiej reelekcji w koniczynach. Smerf, choć maruda, jest postacią barwną i sympatyczną w odróżnieniu od marudzących u nas polityków. Potrafi nawet marudzić na temat, a nie na całokształt. Poza tym marnie usatysfakcjonowany smerf jest niebieskim ludzikiem i nie za bardzo konweniuje z koniczyną. Bardziej pasowałby tu raczej Shrek, ale takie porównanie z pewnością w odczuciu, byłego już prezesa, byłoby zbytkiem prezesowskiej łaski. Z kolei

dalekowzroczny rzecznik partyjny uznał kandydaturę Piechocińskiego do prezesowskiego stolca za spełnianie roli zająca, czyli takiego, który ma pohasać i spylać pod miedzę. Jakież było zdumienie, gdy smerf Maruda vel wyborczy zając pogonił niewzruszoną w swoim śnie o potędze ludową opokę i na złość wielu wyborczy bój zkończył zwycięsko. Nastąpiło coś w rodzaju trzęsienia ziemi. Wicepremier obraził się, zabrał zabawki i poszedł do swojej piaskownicy, spece zaczęli kombi-nować czy aby nie jest to zjawisko zakaźne zdolne do zaifekowania pozo-stałych partii wodzowskich, a klasie robotniczej, inteligencji pracującej i wahającemu się chłopstwu to komplet-nie wisi. Osobiście wolę jednak taką bajkową frazeologię od codziennej szarzyzny, czyli złowróżbnych grzmo-tów ciskanych przez polityków i ich nienawistnych inwektywów.

Roman Małek

bron koM z MikroManiąnowoMowa

Fragment ekspozycji etnograficznej.

Galeria rzeźby bruśnieńskiej.

Fragment ekspozycji etnograficznej - ubiory wieśniaczek.

Page 13: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.13Rozmaitości

TA

NK

UJ

STAcJA bENZyNOwA Ul. lUbElSKA

otworzyĆ granicę, a DeMokracJa póJDzie SaMa

Z uwagą śledzę wydarzenia po wyborach do Najwyższej Rady Ukra-iny. Opozycja, zamiast tworzyć dobrą atmosferę i klimat do ewentualnego podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, wzięła się ostro do bojkotowania działań rządzącej partii. Jak podają ukraińskie media, opozycja zamierza wezwać UE, aby nie podpisywała umowy stowarzysze-niowej z Ukrainą dopóty, dopóki rząd Wiktora Janukowycza nie wywiąże się z wykonania wszystkich warunków. Tym samym opozycja włączyła się w dyplomatyczną walkę o przyszłość Ukrainy.

Prym w tym względzie wiedzie przewodniczący parlamentarnego komitetu ds. eurointegracji, Borys Tarasiuk. Oświadczył, że wszelkimi sposobami będzie apelował do UE, aby umowa nie została podpisana, jeżeli rząd nie wykona w całości co najmniej tych wymagań Unii Europejskiej, które stawiano wcześniej. Wtóruje mu doradca Julii Tymoszenko Grzegorz Nemyria.

Przyznam szczerze, że na taki nieprzemyślany krok opozycji Unia Europejska czekała. Przysłuchując się różnym debatom o sytuacji po wybo-rach na Ukrainie dochodzę do coraz większego przekonania graniczącego z pewnością, że brak demokratycznych standardów w życiu społecznym i przejrzystości w sektorze gospodar-czym u naszych wschodnich sąsiadów jest dobrym pretekstem dla UE, aby odkładać w czasie ewentualne przyszłe członkostwo kraju nad Dnieprem i Dniestrem w strukturach unijnych.

A na Ukrainie jak na Ukrainie, jedni oskarżają drugich o fałszerstwa, korupcję, zawłaszczanie państwa, itp. Jednego jestem pewien, że nawet w przypadku zwycięstwa „Batkiwsz-czyny” czy „Swobody” lub UDAR-u (partii Witalija Kliczki) Ukraina nie stałaby się w cudowny sposób przy pomocy nadprzyrodzonych sił demo-kratycznym krajem, jak za pociągnię-ciem czarodziejskiej różdżki. Gdyby opozycji zależało na wprowadzaniu demokratycznych standardów i trans-

parencji w życiu publicznym, to mogła to czynić w zachodnich obwodach, gdzie ma polityczną przewagę, a przynajmniej starać się je wprowa-dzać. Niestety, korupcja nie jest wcale mniejsza we Lwowie czy Iwano-Fran-kowsku niż w Dniepropietrowsku czy w Doniecku, gdzie dużym poparciem cieszy się rządząca Partia Regionów.

Powodów takiego stanu rzeczy na Ukrainie jest wiele. Jednym z nich jest brak niezależnych i wolnych mediów. Pluralizm medialny nie oznacza, że panuje tam swoboda słowa. Każdy znaczący oligarcha stara się mieć wpływ na media. Większość z nich jest właścicielami stacji radiowych i telewizyjnych, tygodników czy dzien-ników. W zasadzie nie ma mediów publicznych. Kto zatem ma edukować społeczeństwo? Powinny to czynić media, elity społeczne, ale wszyscy mają świadomość, że obywatelskie społeczeństwo jest wymagające i trud-ne do manipulowania.

Unia Europejska, jeśli myśli poważ-nie o Ukrainie, to nie ma zbyt wiele wyjść i jakoś musi przełknąć status quo. Unia celna z Rosją oznacza wykup gospodarki przez Rosję, a obecny model jest równoznaczny z

zastojem i monopolem klanów oli-garchicznych oraz mafijnym charak-terem polityki. Europa musi wreszcie zrozumieć, że trzeba zaryzykować. Parafowanie umowy Ukrainy z UE otworzy ukraiński rynek na podmioty zagraniczne, bo tylko w ten sposób da się ucywilizować ten kraj. Innej drogi nie ma! Czekanie na cud jest czasem straconym. Wypuszczenie Julii Tymo-szenko nie uzdrowi ukraińskiej gospo-darki, a tym bardziej demokracji.

Do tego dochodzi granica strefy Schengen, która niczym mur berliński odgradza Ukrainę od Europy. UE, chcąc zmieniać Ukrainę, musi przede wszystkim złagodzić system wizowy, a po drugie przeznaczyć znaczne środki na budowanie przejść granicznych. Tylko zwiększenie liczby przejść granicznych umożliwi łatwiejszy przepływ towarów i ludzi. Przejścia te mogą być różnorodne: osobowe, osobowo-towarowe i towarowe, stałe i sezonowe (turystyczne), drogowe (pie-sze, rowerowo-piesze, samochodowo--piesze i samochodowe). Sprawiłoby to znaczne ożywienie ruchu przygranicz-nego, a nade wszystko otworzyłoby Ukrainę na Europę.

Adam Kulczycki

Rzeszowski oddział Towarzy-stwa Kultury Teatralnej kontynuuje zainaugurowaną w roku ubiegłym organizację benefisów wybitnym ludziom teatrów rzeszowskich. Tym razem w Teatrze Maska zebrali się przyjaciele i wielbiciele talentu: anny Demczuk, ryszarda Szeteli, Józefa gmyrka i Jerzego luba-sa. Uroczysty koncert w ciekawie zaaranżowanej przestrzeni scenicz-nej poprowadzili Dorota kwoka i Dariusz Dubiel.

Benefisantów zaszczyciły swoją obecnością wicewojewoda podkar-packi alicja wosik i wicemarszałek podkarpacki anna kowalska . Stosow-ne benefisowe lauda-cje wygłosili: anna kujałowicz, Dariusz Dubiel, ewa fuda-la i Jolanta nord . P r z e d s t a w i c i e l k i wojewódzkiej wladzy udekorowały boha-terów teat ra l nego w ieczor u: Z łot y m Krzyżem Zasługi i medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis – Ryszarda Szetelę, Srebrnym Krzyżem Zasługi i honorową odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej – Annę Demczuk i Józefa Gmyrka, zaś Jerzego Lubasa hono-

rową odznaką zasłużony dla Kultury Polskiej.

Każdy z benefisantów miał spo-sobność zasiąść niemalże na zdob-nym tronie i wysłuchać wszystkich słodkości, którymi hojnie szafowali obecni. Po uhonorowaniu każdego odbywało się śpiewne bądź aktorskie urozmaicenie sceniczne na cześć. No i na zakończenie nieodzowny przy takich okolicznościach wielki finał z ukłonami, kwiatami, listami, niedźwiadkami i brawami. Bardzo dobrze skrojony i przeprowadzony program. Gratulacje!

Augustyn Jagiełła

teatralny benefiSzapiSki tranSgraniczne

Autor nad legendarnym Czeremoszem.

Loża oficjeli

Wielki finał benefisu.

Page 14: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.14

Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji Spółka z o.o. 35-055 Rzeszów, ul. Naruszewicza 18

NN AA SS ZZ AA WW OO DD AA TT OO CC ZZ YY SS TT AA PP RR ZZ YY JJ EE MM NN OOŚŚĆĆ !!

sekretariat: 17 85 36 728, fax: 17 85 09 658 centrala: 17 85 09 600 pogotowie 994, 17 85 35 539 (całodobowo)

Podkarpacka Nagroda Gospodarcza 2009, Diament Forbesa, Zielony Laur 2009, Złota Setka „Nowin”

OFERUJE:

■ PODŁĄCZENIA WOD-KAN

■ USŁUGI PROJEKTOWE

■ SERWIS POMP FLYGT

■ USŁUGI SPRZĘTEM SPECJALISTYCZNYM

■ BADANIA LABORATORYJNE WODY

■ BADANIA LABORATORYJNE ŚCIEKÓW

■ USŁUGI GEODEZYJNE

Nasze laboratorium ścieków posiada certyfikat akredytacji PCA

www.mpwik.rzeszow.pl

wielki SukceS w chinach

W Rzeszowie powstanie budynek pasywny, czyli taki, który zużywa o wiele mniej energii niż tradycyj-ny. Okna zastosowane w domu pasywnym pozwalają ciepłu promieni słonecznych przenikać do wnętrza, ale nie uciekać na zewnątrz. Zasada jest prosta - pozyskiwanie ciepła powinno być jak największe. W domu pasywnym unika się np. wszelkich kołkowań i naruszania ciągłości ściany, bo przez te miejsca ciepło łatwiej ucieka. Nawet gniazdka elektryczne są montowane w specjalny sposób. Wybudowanie budynku pasywnego jest droższe od tradycyjnego nawet o 30-40 proc.

***W naszym miesicie powstały nowe restauracje

„Stary Lwów”, „Ach te Baby”, „Restauracja japońska KYOTO SUSHI” oraz chińska „Sajgon” i „Czeska Hospoda”. Adresów nie podajemy proszę znaleźć podczas rodzinnej wycieczki.

***

17 listopada odbyło się otwarcie kładki dla pie-szych w ciągu alei Piłsudskiego w Rzeszo. Dużym zaskoczeniem dla widowni był przyjazd sporto-wych jaguarów, z których wysiedli akrobaci. Byli to artyści z grupy Elite Talent Club. „Ruch to życie, a życie to wznoszenie się nad ziemią” – komentował lektor, gdy akrobaci wzbili się 6 metrów nad drogę i zaprezentowali niesamowity performance z wyko-rzystaniem tissue.

***Mający w Rzeszowie swoją siedzibę krakowski

zakon bernardynów zapowiedział koniec swoich interesów parkingowych. Klasztorne ogrody to inwestycja warta prawie 30 mln zł. Powstają na placu w samym centrum Rzeszowa. Ponieważ inwestycja jest dofinansowana przez Unię Europejską, ojcowie muszą zakończyć ją w umownym terminie – do końca tego roku.

Chociaż parking pod płytą ogrodu jest już goto-wy, na razie, niestety, nie można go otworzyć. Będzie to możliwe dopiero po zakończeniu odbiorów. Ojco-wie zapewniają, że parking będzie ogólnodostępny, ale płatny.

krótko

licealiada

Rozgrywki w siatkówce chłopców w ramach Miejskich Igrzysk Młodzieży Szkolnej zakończone. Podobnie jak w roku ubiegłym organizatorem tego turnieju był Międzysz-kolny Ośrodek Sportowy. Turniej trwał od 5 października do 6 listopada br. Zawody rozegrano w halach sportowych: II LO, IV LO, VIII LO, Zespołu Szkół Kształcenia Usta-wicznego, Zespołu Szkół Ekonomicznych oraz Rzeszowskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Pierwsze trzy miejsca medalowe wywalczyły w kolejności drużyny ze szkół: V LO – 6 pkt, XII LO – 5 pkt, VIII LO – 4 pkt i Zespół Szkół Mechanicznych – 3 pkt. Opiekunem zwycięskiej drużyny z V LO jest artur Łoza, a zawodnicy to: paweł bieszczad, Mate-usz gaweł, Dawid Jakóbski, Mateusz Jóźwik, Marcin kawa, Marcin komenda, kamil koniuszewski, Marcin Maćkowicz, paweł Stabrawa, Dawid wiczkowski, karol ziobro.

W rozgrywkach piłki ręcznej chłopców pierwsze trzy medalowe miejsca zajęły drużyny ze szkół: III LO – 8 pkt, IV LO – 6 pkt i Zespół Szkół Gospodarczych – 4 pkt. W piłce ręcznej dziewcząt pierwsze trzy miejsca zajęły drużyny ze szkół: II LO, Zespół Szkół Gospodarczych i VIII LO.

gimnazjada

Podsumowano rozgrywki w koszykówce chłopców szkół gimnazjalnych. Pierwsze cztery miejsca przypadły drużynom ze szkół: Gimnazjum nr 9 – 6 pkt, Gimnazjum nr 7 – 5 pkt, Gimnazjum nr 6 – 4 pkt i Gimnazjum nr 8 – 3 pkt. Opiekunem zwycięskiej drużyny z Gimnazjum nr 9 jest bogusław Szczypta, który do rozgrywek wystawił ją w składzie: tomasz koziński, Mateusz kawa, radosław pluta, adrian pośpieszny, Marcin kulczycki, karol karp, Jakub Jurek, adrian Szmyd, wojciech przysada, filip lelek, Daniel tańcula, Marcin rozmus.

Wszystkie drużyny finałowych rozgrywek otrzymały pamiątkowe puchary, medale i dyplomy.

Stanisław Rusznica

licealiaDa i giMnazJaDa

Wielki sukces odnieśli zawodnicy Rzeszowskiego Klubu Sportowego „Nan Bei-Tygrys” na Międzynaro-dowych Mistrzostwach Polski w Wushu, w kwietniu w Warszawie. Zawodnicy specjalizujący się w for-mach tradycyjnych i sportowych taiji zdobyli trzy-dzieści medali: dziesięć złotych, dziesięć srebrnych i dziesięć brązowych, dominując w formach zwanych taolu nad pozostałymi uczestnikami i uzyskując opinię najlepszego klubu w tej kategorii w Polsce.

W związku z tym kadra Polski udająca się z początkiem listopada br. na Mistrzostwa Świata Wushu Tradycyjnego do Chin została uzupełniona siedmioosobowym zespołem z Rzeszowa. Zawodnicy rzeszowscy, startując po raz pierwszy w imprezie o takiej randze, spisali się rewelacyjnie, zdobywając osiem medali. bogdan Sawczyn – dwa srebrne medale, anna liszcz – medal srebrny i brązowy, bartłomiej rawski – dwa medale brązowe, anna kubiak – medal brązowy, Mariola kubiak – medal brązowy. Oprócz medalistów w składzie Tygrysów byli ewa Solarz i rober Mrozek, którzy znaleźli się poza podium.

W tej listopadowej imprezie sportowej, będącej wielkim świętem chińskich sztuk walki, brały udział ekipy z 55 krajów, z 5 kontynentów, w tym 245

teamów i około 3 000 zawodników prezentujących najwyższy poziom wyszkolenia.

Mistrzostwa odbyły się w mieście Huangshan koło Shanghaju. Ze względu na dużą liczbę startu-jących zawody rozgrywane były w dwóch sesjach dziennie, na czterech arenach równocześnie.

Naszym Tygrysom przygotowanie do tej najwięk-szej imprezy zajęło wiele miesięcy wyrzeczeń, oku-pionych ciężką pracą na treningach, ale, jak twierdzą sami zainteresowani, było warto. Cała reprezentacja Polski zdobyła 47 medali.

Do Rzeszowa z mistrzostw ekipa wróciła zmę-czona, ale szczęśliwa. Na pewno udział rzeszow-skiej ekipy w tak prestiżowych zawodach nie byłby możliwy bez wsparcia prezydenta miasta Rzeszowa, tadeusza ferenca, oraz wicemarszałek województwa podkarpackiego, anny kowalskiej, a także osób anonimowych, które okazały wielkie zrozumienie i życzliwość dla rzeszowskiej ekipy.

Trenerem rzeszowskich Tygrysów jest Robert Mrózek. Niesposób tu wspomnieć też o dużym zaan-gażowaniu się w sprawy wyjazdu ekipy Rzeszowa do Chin Mirosława kubiaka, który swój wolny czas poświęca rzeszowskim Tygrysom.

Ryszard Lechforowicz

SukceSy akrobatówWśród finalistów telewizyjnego show TVN

„Mam talent” znalazły sie dwa zespoły akroba-tyczne z prowadzonego przez grzegorza bielca Elite Talent Club z Rzeszowa. W finałowych zmaganiach wzięli udział – duet Delfiny prze-szłowskiej i bartka byjosia oraz trio sióstr regi-ny i celiny Małek oraz klaudii ciupak. Czegoś takiego jeszcze nie było, aby o Rzeszowie przy okazji całej edycji konkursu tak sporo dobrego w TVN mówiono.

Bezapelacyjne zwycięstwo w plebiscycie tele-widzów odniósł duet Delfiny i Bartka, zaś trio Regina, Celina i Klaudia uplasowało się na czwar-

tej pozycji. Oba zespoły wraz z trenerem przyjął prezydent tadeusz ferenc, który wyraził im gratulacje i swój podziw dla sportowego kunsztu. Obiecał wspierać wszelkie dążenia do tworze-nia warunków rozwoju talentów sportowych w naszym mieście. W spotkaniu uczestniczyla także teresa kubas-hul, przewodnicząca sej-miku województwa podkarpackiego. Sportowcy i trener otrzymali od prezydenta specjalne listy gratulacyjne, ekskluzywne wydawnictwa oraz okazjonalne plakietki imienne.

RomLicealiada – zwycięskie drużyny w siatkówce chłopców.

Gimnazjada – zwycięskie drużyny w koszykówce chłopców.

Od prawej: prezydent Tadeusz Ferenc, choreografka ETC, Delfina Przeszłowska, Bartek Byjoś, trener Grzegorz Bielec, Klaudia Ciupak, Regina Małek. Fot. Józef Gajda.

Ekipa rzeszowska w Chinach.

Page 15: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.15wieŚci SpoD kiJa

Kalendarzowa zima tuż, tuż. Nadchodzą ciężkie czasy dla zwierząt stałocieplnych. Niektóre z nich, np.: niedźwiedzie, borsuki, świstaki, susły, wyszukały sobie w norach, pod wykrotami zaciszne schroniska, w których spędzą zimowe miesiące.

Nietoperze, nasze rodzime latające ssaki, zaszyły się w jaskiniach, starych budowlach, wieżach, a nawet w dziuplach dużych drzew. W stanie hibernacji przetrwają do wiosny. Roślinożercy ze zdobywaniem pokarmu radzą sobie całkiem dobrze nawet wtedy, gdy spadnie niewielki śnieg. Dopiero kiedy pokrywa śnieżna jest na tyle gruba, że uniemożliwia dostanie się do roślin miękkich, zaczynają się kłopoty.

Jeleniowate: łosie, jelenie, daniele, sarny zgryzają młode pędy drzew, krzewów, a w skrajnych przypad-kach zdzierają korę (spałowanie drzew). Na szczęście w grudniu bardzo obfite opady śniegu bywają niezbyt częstym zjawiskiem.

W lasach i parkach w poszukiwaniu pokarmu uwijają się zimujące u nas ptaki: dzięcioły, pełzacze, kruki, sójki, kosy oraz pomniejsza ptasia brać: sikory, wróble, mysikróliki, rudziki. Remizy czyli śródpol-ne skupiska drzew i krzewów są ostoją bażantów i kuropatw.

Wraz z nadciągającą zimą nad wodami robi się cicho i pusto. Większość gatunków ptaków odlatuje w cieplejsze okolice, a te które zostają poszukując niezamarzających wód zbierają się często w duże stada. Zimujące u nas ptaki nauczyły się, że względ-nie duża obfitość pożywienia występuje w pobliżu większych miast. Przykładem mogą być łabędzie, łyski, kaczki (zwłaszcza krzyżówki). W wartkich strumieniach górskich polują pluszcze. Nad wolny-mi od lodu wodami bytują zimorodki, polując na drobne rybki.

Zdawać by się mogło, że zimowe miesiące dla ryb, zwierząt zmiennocieplnych, to okres zaniku aktyw-ności. Jednak tak wcale nie jest. W grudniu możemy liczyć na dobre brania ryb drapieżnych. Teraz, kiedy drapieżnikom niełatwo o zdobycz, umiejętnie poda-ny żywiec lub martwa rybka może dać zaskakujący wynik. Jest to okazja złowić okazałego szczupaka, sandacza lub okonia.

Pogoda w grudniu wędkarzom od wielu lat płata figle. Bywa że występują temperatury jesienne, innym razem panują siarczyste mrozy. Jeżeli w tym roku będzie relatywnie ciepło, oddamy się spinningowaniu lub wędkowaniu spławikowemu. Biorą naprawdę okazałe ryby. Jeśli jednak wody zamarzną, wybierz-my się na pierwszy, lód by połowić w przeręblach. Planując grudniową wyprawę wędkarską pamiętajmy o własnym bezpieczeństwie. Nie wchodźmy na nie-pewny lód – ostrożności nigdy za wiele. Zadbajmy o to, aby nasze ubranie było ciepłe i nieprzemakalne, było możliwie lekkie i nie krępowało ruchów. Dobrze mieć ze sobą termos z gorącą herbatą.

Mając na uwadze wszelkie niedogodności związa-ne z wędkowaniem o tej porze roku, nieraz zadajemy sobie pytanie - czy warto? I natychmiast stwierdza-my, że tak. Warto nawet wtedy, gdy okaz jest takim sobie przeciętniakiem. Warto nawet wtedy, gdy ryby ignorują naszą przynętę. Czasem jedno jedyne branie daje wielką radość, znaną tylko wędkarzom. Przy-prawia o szybsze bicie serca. Przyjemnie jest, siedząc na wędkarskim stołku obserwować, jak niskie, gru-dniowe słońce przebija się przez chmury, rozświetla i rozwesela smutny o tej porze roku pejzaż. Takich chwil życzę wszystkim wędkującym.

Łowiąc ryby pamiętajmy zawsze o wymiarach i okresach ochronnych. W grudniu obowiązuje zakaz łowienia: pstrąga potokowego, siei, troci wędrownej i jeziorowej, łososia, miętusa, suma oraz ryb prawnie chronionych.

Janusz Jędrzejek

Było to wiosną 1992 roku. Od niespełna dwóch lat w Polsce południowo-wschodniej ukazywał się samodzielny program Telewizji Rzeszów. Czasu antenowego przybyło na tyle dużo, że można było pomyśleć o programach nie tylko informacyjnych, ale i o publicystycz-nych, a nawet muzycznych. Przy aprobacie ówczesnego szefa rzeszowskiego Oddziału TVP, któregoś dnia wiosną tego roku, w godzinach popołudniowych, dziennikarz Telewizji Rze-szów, Jerzy Dynia, pojechał do wsi Dąbrowa koło Trzciany. Towarzyszyli mu operator kame-ry Zbigniew Słowik i jego asystent Sławomir Stanio. W tej właśnie wsi przed laty mieszkał nieżyjący już wtedy skrzypek, Władysław Łoboda. Kapela Władysława Łobody była sławna dzięki wielu audycjom w Rozgłośni Pol-skiego Radia w Rzeszowie. Wówczas poznał go Jerzy Dynia. Postanowił on zatem zobaczyć, co w tej wsi pozostało z tradycji ludowego muzy-kowania? Spotkał się z kapelą trębacza Ludwika Czachora. Wraz z nim grali skrzypkowie Ste-fan Franczyk i Edward Przywara, sekundzista Krzysztof Ignas oraz kontrabasista Józef Czech. Natomiast w grupie śpiewaczej występowały bardzo młode wówczas: Iwona Bąk, Ewa Cza-chor, Marzena Długosz, Małgorzata Fularz i Marta Pająk. Nagranych wówczas zostało 5 utworów, a 17 czerwca 1992 roku ukazał się pierwszy program, który zapoczątkował cykl folkloru w Telewizji Rzeszów.

Początkowo programy te miały mieć tytuł „Z kamerą i mikrofonem przez rzeszowską wieś”. Miały nawiązywać do audycji Jerzego Dyni w Radiu Rzeszów. Uczennica rzeszow-skiego Państwowego Liceum Plastycznego Anka Pieronik opracowała oryginalną planszę. Dziś trudno już dojść do tego, jak doszło do zmiany tytułu na „Spotkania z folklorem”. W jednym z pierwszych programów tego nowego cyklu telewizyjnego wystąpiła zaliczana do najsłynniejszych na Podkarpaciu, krośnieńska kapela Sachy.

Do udziału w jednym z następnych pro-gramów Jerzy Dynia zaprosił działającą przy Fabryce Obuwia Sportowego w Krośnie kapelę Jacoki. W plenerach malowniczych ruin zamku w Odrzykoniu nagrana została wówczas na okarynie przez kierownika kapeli Leopolda Guzika melodia, która stała się sygnałem „Spo-tkań z folklorem”. Podczas tej sesji nagraniowej utrwalona również została na taśmie magneto-widowej piosenka o kukułeczce. Propozycję jej nagrania autor programu przyjął bez entuzja-zmu, uważając ją za mało ludową, wywodzącą się raczej z grupy piosenek towarzyskich. Jak wspomina po latach, okazało się, że tak do końca nie miał racji. Kukułeczka stała się jed-nym z hitów rzeszowskich koncertów życzeń. Była jeszcze jedna piosenka, która zdobyła sobie wśród telewidzów szczególną popular-ność - „Spod kamienia woda tryska” Śpiewała ją solistka kapeli Piotra Przybosia z Bukowska.

Po krośnieńskich kapelach: Jacoki, Stachy, Swaty, Kamraty, Pogórzanie przyszła kolej na kapele z pogranicza podregionów: rzeszow-skiego, przeworskiego i lasowiackiego. Furorę robił Władysław Pogoda, skrzypek i śpiewak ludowy z kolbuszowskiej kapeli. Jedna z jego najpopularniejszych piosenek zaczynała się od słów: „Wara chłopcy wara, od mojej kochanki, bo się napijecie czerwonej maślanki”. Chodziło, oczywiście, o groźbę rozbicia nosa konkuren-tom smalącym cholewki do dziewczyny.

Na początku nowego stulecia, poczynając od roku 2000, w swoich programach Jerzy Dynia gościł kapele z okolic Dynowa. Występowali: Bachórzanie, Ostrzewianie, Przysietniczanie, Dynowianie oraz Lubeniaki, Jany z Niebylca i kapela Wójta Tycznera z Tyczyna. Na począt-ku obecnego stulecia doszło do nagrań kapeli rodzinnej Pudełków ze śpiewaczką i sekun-dzistką, Elżbietą Siry, kapeli z Gniewczyny Try-nieckiej, w której śpiewała Zofia Sokół, kapeli rodzinnej Zagrodzianie z Łąki oraz kapeli Widelanie z Widełki. Sporo miejsca w swych programach poświęcał najstarszym ludowym skrzypkom. Henryk Kretowicz, Jan Jakielaszek, Stanisław Wyżykowski, Jan Marzec, Jan Cebula, Jan Marek, Albina Kuraś mogli wystąpić dzięki nagraniom dokonanym podczas organizowa-nych w Nowej Sarzynie konkursów nazywanych „Majdanówką”. Z kamerą bywał też w rzeszow-skim WDK podczas grudniowych spotkań cymbalistów. Władysław Chochołek, Edward Markocki, czy grający na cymbałach przedsta-wiciele młodszego pokolenia występowali w Telewizji Rzeszów wielokrotnie.

Działają na Podkarpaciu także zespoły pieśni i tańca prezentujące na scenach folklor opracowany artystycznie. Wiele satysfakcji sprawiały Jerzemu Dyni spotkania z: Bandoską, Połoninami, Resovią Saltans, sędziszowskimi Rochami, a ostatnio z Lasowiakami ze Stalo-wej Woli i odradzającymi się Rzeszowiakami z Mielca.

Prezentował również zwyczaje i obrzędy. Są w województwie podkarpackim zespoły specjalizujące się w opracowywaniu na scenę tej dziedziny życia dawnej rzeszowskiej wsi. Prezentowali je na ekranach telewizorów: Lipiniacy z Lipinek, Graboszczanie z Grabow-nicy Starzeńskiej, Straszydlanie ze Starszydla, Górniacy z Kolbuszowej Gornej, Mazurzanie z Mazurów, Lubatowianie z Lubatowej, Folusz z Giedlarowej.

Osobny rozdział stanowi prezentowanie w programach telewizyjnych dzieci i młodzieży występujących w zespołach folklorystycznych. Telewidzowie mogli zobaczyć: zespół Domu Kultury Arka w Zarzeczu k. Niska, młodzieżo-we kapele ludowe Olsza z Trzciany, Hop-siup z Albigowej, Lesianie z Kupna, Młoda Harta z Harty.

Jerzy Dynia wyjeżdżał kilkakrotnie za gra-nicę nie tylko jako realizator programów, ale też jako kamerzysta. Powstały w ten sposób relacje z koncertów na festiwalach folklory-stycznych zespołu Rochy z Sędziszowa Młp (we Włoszech i na Litwie), również na Litwie Ban-doski, a także Zespołu Tradycja z MDK w Rze-szowie w Budapeszcie i na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Młodych w Charkowie.

Uzbierało się tych programów w Archi-wum Telewizji Rzeszów sporo. Kto wie, czy nie ponad 700. Z Jerzym Dynią pracowało na

planie zdjęciowym kilku operatorów kamer Telewizji Rzeszów. Sporo utrwalił na taśmie magnetowidowej Zbigniew Słowik. Pracowali również: Lucjan Góźdź, Paweł Teichman, Dariusz Jadach, Sławomir Stanio, Jan Grudysz, a wszyscy wspierani przez Ryszarda Filipo-wicza, Daniela Marciniaka, Jacka Bernaczka, Tomasza Lewandowskiego. Od pewnego cza-su do tego grona dołączył Krzysztof Rączka, przed którego kamerą od kwietnia 2001 roku zapowiadane były programy z nowego cyklu „Mapa folkloru Podkarpacia”. W tym cyklu prezentowane były materiały pochodzące z lat ubiegłych. Opracowywali te programy na stanowiskach montażowych: Józef Sowiźrał, Marek Kołton, Paweł Nycz, Grzegorz Gurgul. Jak widać grono współpracowników było sto-sunkowo duże, ale taka jest specyfika telewizji .

Każdy człowiek, który coś tworzy, oczekuje aprobaty i Jerzy Dynia spotyka się z nią ze stro-ny telewidzów bardzo często. Mimo, że sytu-acja w polskim ruchu amatorskim jest bardzo trudna, zespoły ludowe nadal grają, śpiewają i tańczą z myślą o ocaleniu od zapomnienia rodzimej tradycji, polskiej kultury.

Za propagowanie folkloru i jego doku-mentację w Radiu Rzeszów, a następnie w Telewizji Rzeszów Jerzy Dynia otrzymał kil-ka odznaczeń państwowych. Został również uhonorowany m.in. medalem im. Franciszka Kotuli oraz dwukrotnie nagrodą I i II stopnia jego imienia. Jest laureatem nagród marszałka województwa podkarpackiego oraz Miasta Rzeszowa za działalność w dziedzinie kultury. We wrześniu 2005 roku otrzymał najważniejszą w Polsce dla folklorystów, prestiżową nagrodę im. Oskara Kolberga. Zaś w maju 2009 r. za propagowanie ludowej kultury w Telewizji Polskiej otrzymał Srebrny Krzyż Gloria Artis. Od roku 1985 jest członkiem grupy ekspertów ds. muzycznego folkloru Międzynarodowego Stowarzyszenia Organizatorów Festiwali Folk-lorystycznych CIOFF. Od kilku lat prowadzi wykłady z polskiego folkloru na letnich kursach organizowanych dla Polonii, a także w studium podyplomowym dla choreografów w Uniwer-sytecie Rzeszowskim. Od roku akademickiego 2008/2009 jest wykładowcą na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu będącym filią PWST w Kra-kowie. Młodym tancerzom przekazuje wiedzę na temat polskiej muzyki ludowej.

W 2012 roku współpracował z rzeszowską choreografką, Alicją Haszczak, przy reedycji książki o ludowych tańcach z okolic Rzeszowa, opracowując nuty 170 utworów. Obecnie pra-cuje nad książką, w której znajdzie się ponad 200 melodii instrumentalnych z repertuaru kapel ludowych woj. podkarpackiego. Jest felietonistą rzeszowskich miesięczników spo-łeczno-kulturalnych „Echo Rzeszowa” i „Nasz Dom Rzeszów”. W czerwcu br. opracował dla Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa zbiorek pio-senek o tym mieście.

Pięć lat temu powrócił do czynnego muzy-kowania i prowadzi w Rzeszowie koncertujący zespół jazzu tradycyjnego OLD RZECH JAZZ BAND.

W roku 2012 Telewizji Rzeszów przyznana została prestiżowa nagroda im. Oskara Kolber-ga za promowanie i dokumentowanie folkloru w ciągu 20 lat w cyklicznym programie „Spo-tkania z folklorem”.

Roman Małek

to Już 20 latfolkloru!

zezeM na wproSt

przeDziMie

W dniu 14 listopada obchodzi-liśmy doroczny Światowy Dzień Walki z Cukrzycą na pamiątkę odkrycia w roku 1922 przez Ban-tinga i Besta insuliny. To epokowe dla medycyny, jakże ważne dla diabetyków odkrycie uhonorowane zostało w 1923 roku Nagrodą Nobla dla Bantinga. Tegoroczne obchody odbywały się pod hasłem ogólnym „ Edukacja i prewencja”, a szczegó-łowym „Cukrzyca, chrońmy naszą przyszłość”.

Początki zorganizowanego ruchu diabetyków w naszym regionie sięgają roku 1988, kiedy grono zapaleńców-cukrzyków utworzyło grupę inicjatywną i doprowadziło do zebrania założycielskiego w dniu 20 września 1988 r. Dużą rolę informacyjną odegrały „Nowiny” i Polskie Radio w Rzeszowie. W Rzeszowie utworzono pierwsze koło Stowarzyszenia Chorych na Cukrzy-cę. W 1989 roku otrzymaliśmy lokal przy ulicy Dąbrowskiego 17/37, gdzie mieścimy się po dzień dzisiejszy. Powstawały nowe koła w terenie, powołano oddział wojewódzki.

Od początku szczególną aktyw-nością odznaczyli się: Janusz Bereś, Teresa Rybak, Aleksander Opioła, Anna Czyżewska, Urszula Kotowicz

i Kazimiera Majewska. Stanowią oni do dziś trzon działaczy Stowa-rzyszenia. Od 1991 roku nazywamy się Polskie Stowarzyszenie Diabety-ków. Obecnie podkarpacki oddział wojewódzki naszego stowarzyszenia skupia koła z: Rzeszowa, Mielca, Łańcuta, Stalowej Woli, Nowej Dęby, Tarnobrzega, Mielca Podleszan, Przeworska i Jarosławia. W sumie 931 członków.

Obecnie cukrzyca, osiągnęła na świecie rozmiary pandemii, szacun-kowe dane mówią, że w najbliższych latach dotknie co piątego miesz-kańca Ziemi. Nie wybiera: kobieta czy mężczyzna, człowiek młody czy stary, gruby czy chudy, dorosły czy dziecko. Cukrzyca nie jest chorobą jednorodną, ale zespołem zaburzeń przemiany materii. Wymaga wie-loprofilowego leczenia przez leka-rzy specjalistów. Niewłaściwie lub wręcz źle leczona prowadzić może do utraty wzroku, zawałów serca, udarów mózgu i amputacji kończyn u chorego.

Statutową powinnością Polskie-go Stowarzyszenia Diabetyków jest nieodpłatna działalność na rzecz poprawy sytuacji prawnej, ekono-micznej i zdrowotnej osób chorych na cukrzycę w zakresie ochrony i

promocji zdrowia, działań na rzecz osób niepełnosprawnych, edukacji diabetologicznej i działalność cha-rytatywna. Reprezentujemy interesy członków wobec władz państwo-wych i samorządowych, inspirując podejmowanie tematyki opieki dia-betologicznej zarówno przez Sejm, Ministerstwo Zdrowia, jak i organy władz samorządowych.

Głównym celem działalności kół terenowych Polskiego Stowarzy-szenia Diabetyków jest edukacja diabetyków oraz prowadzenie edu-kacji diabetologicznej wśród całego społeczeństwa dla podniesienia poziomu wiedzy o cukrzycy. Orga-nizowane są szkolenia dla chorych i ich rodzin z udziałem lekarzy wielu specjalności: dietetyków, spe-cjalistów fizjoterapii, psychologów oraz edukatorów diabetologicznych. Każdego roku odbywa się w kole 10 spotkań szkoleniowych. Kluczowe znaczenie dla pogłębienia wiedzy o naszej chorobie mają organizowane już od kilku lat turnusy szkoleniowe z pełną obsadą dydaktyczną. Dzięki pomocy finansowej Urzędu Miasta Rzeszowa rokrocznie już od 7 lat grupy cukrzyków pogłębiają swoją wiedzę w wybranych miejscowo-ściach uzdrowiskowych naszego

regionu. Utrwaleniu wiedzy służą spotkania samokształceniowe.

Dla zintegrowania naszego śro-dowiska podejmujemy różnorakie działania: spotkania w siedzibie koła raz w tygodniu, spotkania przy ognisku, wyjazdy autokarowe na wycieczki krajoznawcze, wyjazdy na pielgrzymki diabetyków. Stałymi punktami programu są organizowa-ne opłatki i spotkania wielkanocne. Każdemu potrzebującemu rozdaje-my bezpłatnie materiały szkoleniowe oraz glukometry, zawsze można liczyć na przyjazną informację bar-dziej doświadczonych koleżanek i kolegów.

Sprawą najwyższej wagi jest w tej chwili staranie o powstanie w naszym regionie poradni stopy cukrzycowej. Amputacja powikłanej stopy u diabetyków stanowi aż 70 proc. niewypadkowych amputacji. Leczenie zespołu stopy cukrzycowej w jednostce specjalistycznej służby zdrowia jest o 40 proc. skuteczniej-sze i o 30 proc. mniej kosztowne niż w jednostce niespecjalistycznej. Pacjent z tym schorzeniem, zanim trafi na konsultację do specjalistów, już nadaje się do amputacji.

Działania naszego stowarzysze-

nia, trwające już kilka lat, nareszcie ujrzały światełko w gąszczu trud-ności. Otóż zarówno Urząd Miasta Rzeszowa jak i Urząd Marszałkow-ski, ale też i Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia, w przeprowa-dzonych rozmowach wyrazili wolę współpracy w celu pozytywnego rozwiązania tego problemu. Wydaje nam się , że w dalszym ciągu nie zabraknie dobrej woli urzędów i ludzi, którzy są odpowiedzialni za podległą służbę zdrowia. Poradnie takie powstały dzięki uporowi leka-rzy i ludzi dobrej woli już w pięciu miastach w Polsce. Liczymy, że także w Rzeszowie działania te doprowa-dzą do powstania takiej poradni.

Św iatowego Dn ia Wa l k i z Cukrzycą nie nazywajmy świętem, niestosownie chyba jest święto-wać chorobę, chcemy z całej siły i z odwagą zwrócić uwagę społe-czeństwa na problem cukrzycy i działania dla zmniejszenia skutków tej cichej lecz strasznej choroby. Przecież losowo może dotknąć ona każdego z nas lub członków naszej rodziny.

JMKoło nr 1 w Rzeszowie

bąDźMy razeM!

Page 16: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (204) rok XVII grudzień 2012 r.16

Najstarszy zawód świata piastują zwykle młode kobiety.

A. DecowskiA może piekło jest na dnie raju?

S. LecNigdy nie mów wszystkiego, co wiesz, ale

zawsze wiedz, co mówisz.W. Churchil

Tyle tej wiary na świecie jest, ale tylko nasza najlepsza.

Japycz, „Ranczo”Akt urodzenia kobiety jest zawsze starszy od

niej.L. Krukowiecki

Wolę polskie gówno w polu, niz fijołki w Neapolu.

K. Przerwa TetmajerBijecie się o honor? A my o naszą wolność.

Czyli każdy walczy o to, czego mu brakuje.gen. Wieniawa Długoszowski

Pesymista to ktoś, kto postawiony wobec wyboru jednego z dwojga złego, wybiera oba.

O. WildeAdministracja to sposób na uniknięcie

bezrobocia wśród urzędników.P. Szreniawski

Zebrał Rom

MąDroŚci

Upływa ponad 20 lat od przedstawienia przez aleksandra bentkowskiego Radzie Miasta pierwszego projektu ośrodka sportowego „Reso-via”. Przedstawienie tego projektu spowodowało upadek przygotowanej przez miasto inwestycji, czyli remontu kapitalnego lodowiska. Obecnie ten projekt uwolni Uniwersytet Rzeszowski od konieczności zbudowania bazy sportowej dla Wydziału Wychowania Fizycznego. Władze uczelni pozbędą się też kłopotu z administrowa-niem swojego stadionu.

Ma powstać za 60 mln zł w Rzeszowie na terenach „Resovii” wojewódzkie centrum sportu. Właścicielem tego terenu jest Uniwersytet Rze-szowski. Rzecznik uniwersytetu potwierdził, że uczelnia już zwróciła się do władz województwa

podkarpackiego o przejęcie przez nie stadionu. Na grudniowej sesji sejmiku zostanie praw-dopodobnie przedstawiony projekt uchwały o przejęciu stadionu przez samorząd. Oczywiście, konieczna jest również zgoda senatu uczelni na oddanie obiektu. Czy senat odda to, co za darmo otrzymał od miasta? Inwestycji, która miałaby pochłonąć dziesiątki milionów złotych samorząd wojewódzki nie byłby w stanie sam podołać. Ale będzie można się ubiegać o pieniądze z budże-tu państwa, będą też unijne fundusze w nowej perspektywie finansowej na lata 2014-2020, czyli kolejne 20 lat czekamy na realizację kolejnego projektu pana prezesa „Resovii”.

Zdzisław Daraż

rozmaitości

KRZYŻÓWKA

poziomo: 3/ święty z pre-zentami, 7/ Bożego Narodze-nia, 8/ rzeka, którą pezkroczył przysłowiowo Cezar, 9/ obrady radnych ratuszowych, 10/ syla-ba, 11/ skłonność do okrucień-stwa i zadawania cierpień, 14/ wielka flota wojenna, 15/ kraj w Ameryce Środkowej lub kapelusz z dużym rondem, 16/ jednorazowa ilość egzemplarzy „Echa Rzeszowa”.

pionowo: 1/ Zapalana na wigilijnym stole, 2/ długie, podwi-jane u koszuli, 3/ bezwład, zastój, apatia, 4/ wróżba albo kłopoty, tarapaty, 5/ święty, ewangelista, 6/ bursztyn lub nazwisko piosen-karki, matki Natalii Kukulskiej, 11/ musujące wino sylwestrowe, 12/ założyciel zakonu, patron 8 sierpnia, 13/ śnieżyca, kurzawa.

Rozwiązania prosimy nadsyłać pod adresem redakcji. Z tej krzyżówki wystarczy podać hasła zawierające literę Ł. Za roz-wiązanie krzyżówki z nr. 203 nagrody książkowe otrzymują: Józef żuchowski z Sanoka, Maria bętkowska z Kostomłotów Pierwszych.

Emilian Chyła

1 2 3 4 5 67

89

1011 12 13

14

15

16

Sportowe puzzle

Wydawca: TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ RZESZOWA.Redaktor naczelny: zdzisław Daraż. Redagują: Józef gajda, Józef kanik, bogusław kotula, kazimierz lesiecki, roman Małek, Stanisław rusznica, ryszard zator ski.Adres redakcji: 35-061 Rzeszów, ul. Słoneczna 2. Tel. 017 853 44 46, fax: 017 862 20 55. Redakcja wydania: roman Małek.Przygotowanie do druku: Cyfrodruk Rzeszów, druk: Geokart-International Sp. z o.o.Redakcja nie od po wia da za treść ogło szeń i nie zwraca materiałów nieza mó wio nych. Zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.email: [email protected], strona in ter ne to wa www.echo.erzeszow.pl, webmaster: Zdzisław Daraż, ISSN – 1426-0190czasopismo mieszkańców.

z Ławeczki naD wiSŁokieM

Oj, zimno na tej mojej ławeczce i tak jakoś smutno, bo nawet nie ma do kogo ust otworzyć. Czas wracać do domu i o pieczeniu ciastek, kręceniu maku i sma-żeniu karpia trzeba myśleć. Toż to święta za pasem; jadło trzeba przygotować, a i dom posprzątać, może jacyś goście zawitają, albo kolędnicy... Uśmiechnęłam się na myśl o dawnych kolędnikach (bo dzisiaj nie ma już ich, oj nie ma)... Kiedy byłam małą dziewczynką, to z niecierpliwością oczekiwałam Mikołaja (tylko nie wiem dlacze-go, ale bardzo często przynosił mi rózgę), robiłam papierowe łańcuchy na choinkę, wyglądałam pierwszej gwiazdki przed wigilią, a po świętach kolędników. Przy-chodził kłapiący wielgachnym pyskiem turoń, król Herod, Żyd, śmierć, parę aniołów i diabeł wywijający czerwonym ogonem. Śmiechu było co niemiara: tańczy-li, skakali, śpiewali, mówili „trzy

po trzy”, a nawet dostawali za owe kolędowanie coś w dzwoniących monetach. Ale to im uchodziło, bo to byli kolędnicy i raz w roku tolerowano ich wygłupy...

A teraz cały rok jacyś przebiera-ńy - popaprańcy wygłupy czynią: naobiecują gruszki na wierzbie, ręką nawet nie kiwną, żeby popra-wić wygłupiaste decyzje, a do tego, wody w usta nabierają i z nikim nie chcą gadać. A za to wszystko biorą całą kiesę dobrze szeleszczą-cych banknotów i jeszcze się śmie-ją. Przebierańcy jedne! A mamy tych przebierańców, oj mamy! Namnożyło się ich co niemiara. Jacyś dobrzy w rachunkach euro-pejscy ludzie stwierdzili, że w Pol-sce jest nadmiar wszelkiej maści urzędników, ewidentny przerost administracji, która powiększa się i powiększa (chyba przez pącz-kowanie). Nawet jednym okiem spojrzawszy można zauważyć, że te wszelkie urzędasy, to tylko z racji siadania na urzędniczym stołku szumnie chcą się nazywać „urzędnikiem państwowym”, bo z rzetelności wykonywanej pracy to na pewno nie. Przywiercą takiemu na drzwiach tabliczkę: „starszy referent” lub „inspektor”, a on już myśli, że może widowisko odsta-wiać. Durnowate wygłupy robi, ale nawet do kłapiącego turonia to mu daleko, oj daleko, że ho, ho... Daw-niej to były czasy, dawniej, to za komuny byli wspaniali kolędnicy...

Hej kolęda, kolęda!Nina Opic

heJ, kolęDa, kolęDa! koleJny proJektprezeSa bentkowSkiego

nowa Droga

Toż dopiero jest maszyneria do oczyszczania miasta! Ekonomiczna, ekologiczna i wie-lofunkcyjna. Zimą śnieg odmiecie, a latem imprezowe pozostałości. O materiał miotny także nietrudno, brzeziny ci u nas dostatek.

W ramach ofsetu Ryszard Podkulski wykonał przebicie pod wia-duktem Tarnobrzeskim i zbudował ulicę Jablońskiego, która stała się alternatywną drogą dla równolegle biegnącej alei Piłsudskiego. Usprawniło to znacznie ruch na centralnym skrzyżowaniu miasta. Fot. Józef Gajda.