gazeta Łowiecka 3/2016

146
HUBERTUS EXPO 2016 SUKCES POLSKIEGO ŁOWIECTWA „MYŚLIWI – DZIECIOM, DZIECI – ZWIERZĘTOM” EDUKACJA NA SZÓSTKĘ! BENELLI W PRAKTYCE 3 GODZINY W STRZELECKIM RAJU 3/2016 15 SAUER 100 STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ!

Upload: gazeta-lowiecka

Post on 29-Jul-2016

242 views

Category:

Documents


14 download

DESCRIPTION

Darmowy magazyn dla myśliwych i sympatyków łowiectwa

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta Łowiecka 3/2016

HUBERTUS EXPO 2016 SUKCES POLSKIEGO ŁOWIECTWA

„MYŚLIWI – DZIECIOM, DZIECI – ZWIERZĘTOM” EDUKACJA NA SZÓSTKĘ!

BENELLI W PRAKTYCE 3 GODZINY W STRZELECKIM RAJU

3/2016

15

SAUER 100STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ!

Page 2: Gazeta Łowiecka 3/2016

Drodzy Czytelnicy!

Wiosna rozpoczęła się już na dobre, ale my mamy przed oczami jesz-cze jej symboliczne powitanie, jakim w tym roku były Targi Hubertus Expo w Warszawie. Ten wczesnowiosen-ny termin (18–20 marca) okazał się strzałem w dziesiątkę. Dowodem na to była frekwencja. Ponad 17 tysięcy zwiedzających zdecydowało się na tydzień przed Wielkanocą porzucić przedświąteczne przygotowania i od-powiedzieć na zew myśliwskiej natu-ry. I nikt się nie zawiódł. Wystawców cieszyła dopracowana organizacja, a zwiedzających naprawdę ciekawa oferta, składająca się w wielu przy-padkach z nowości prezentowanych na Targach IWA w Norymberdze. Co ważne, i co podkreślało wielu od-wiedzających również nasze stoisko, tegoroczne Targi Hubertus Expo nie skupiły się tylko na wymiarze czysto komercyjnym. Znakomicie korespon-dowało to z wypowiedzią wicemini-stra środowiska Andrzeja Konieczne-go, który podkreślił, że „Myślistwo jest dziedzictwem kulturowym naszego narodu”. W te słowa świetnie wpisa-ła się wyjątkowa targowa inicjatywa. Otóż, na zaproszenie Polskiego Związ-ku Łowieckiego i przy ogromnym wsparciu Klubu Dian na Hubertus Expo gościło ponad 300 przedszkola-

ków. Mieli oni okazję przejść atrakcyj-ną ścieżką edukacyjną, wykazać się wiedzą z zakresu przyrody i łowiec-twa oraz wygrać nagrody.I tu trzeba pogratulować pomysło-dawcom i pomysłodawczyniom tej akcji (wietrzymy w tym kobiecą rękę naszych Dian, z rzecznikiem PZŁ Dia-ną Piotrowską na czele). Dlaczego? Bo tego rodzaju inicjatywy są dowo-dem na to, że myśliwi potrafią zrobić jednak krok w przyszłość, „inwestują” w kształtowanie świadomości mło-dych pokoleń oraz zdobywanie przy-szłych sympatyków łowiectwa, a nie tylko „działają” we własnym „łowiec-kim ogródku”. O tym, że tego typu negatywne postawy jeszcze pokutu-ją w naszych strukturach, nie omiesz-kał przypomnieć nasz, a właściwie Wasz felietonista Sławek Pawlikowski. Piszę „Wasz”, bo wielu Czytelników podkreśla, że jego celne obserwa-cje i wielokrotnie ostre podsumowa-nia niektórych zjawisk są świetnym przyczynkiem do dyskusji w Kołach Łowieckich. Dlatego do wszystkich, którzy pomysłami i przemyślanymi inicjatywami otwierają łowiectwo na świat, apelujemy: „Róbcie swoje!”.Darz Bór!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna

Page 3: Gazeta Łowiecka 3/2016

FOT.: GETTY IMAGES

Page 6: Gazeta Łowiecka 3/2016
Page 7: Gazeta Łowiecka 3/2016

3/2016

Page 8: Gazeta Łowiecka 3/2016

Sauer 100 Strzał w dziesiątkę!

W zeszłym roku zaraz po Targach IWA przedstawiliśmy naszym czytelnikom test Sauera 404. Teraz na rynek trafił

nowy repetier. Znając jego cenę oraz profesjonalizm i jakość niemieckiego producenta, jesteśmy pewni,

że Sauer 100 będzie strzałem w dziesiątkę!

TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEKZDJĘCIA: MATERIAŁY PROMOCYJNE SAUER

Page 10: Gazeta Łowiecka 3/2016

10

Jedna z najbardziej promowanych nowości na Targach IWA 2016 – repetier Sauer 100 był oczywi-

ście również prezentowany na war-szawskich Targach Hubertus Expo. Model, dostępny w dwóch rodza-jach osady: drewnianej i syntetycznej, budził bardzo duże zainteresowanie zwiedzających, co jak sami stwierdzi-cie po zapoznaniu się z jego opisem, nie powinno nikogo dziwić!

„SETKA” ROBI WRAŻENIE!Jak powiedział nam Marcin Kazimier-czak z firmy M.K Szuster, Sauer 100 to konkurencja dla Tikki T3, modelu He-nel Jaeger 10 oraz sztucerów Brownin-

ga. W standardzie broń sprzedawana będzie bez otwartych przyrządów celowniczych, opcjonalnie będzie do-stępny nakręcany hamulec wylotowy typu Dual Break, znany z modeli Sauer 202, 303 i 404. Osada drewniana zo-stała wykonana z drewna bukowego, które z jednej strony jest tańsze niż orzech, ale z drugiej zdecydowanie bardziej wytrzymałe. Drewniana osa-da naprawdę robi wrażenie i bardzo nam się podobała.

PONAD STANDARDJedną z głównych zalet nowego modelu jest trzyryglowy zamek i podwójny wyrzutnik gwarantują-

Page 11: Gazeta Łowiecka 3/2016

11

cy mocny wyrzut łuski po przełado-waniu. Ryglowanie zamka nie odby-wa się ani w komorze nabojowej, ani w lufie. Producent zamontował spe-cjalny pierścień, który jest wstawiony pomiędzy komorę zamkową a lufę i tam odbywa się ryglowanie. Zwięk-sza to znacząco wytrzymałość broni, a także umożliwia łatwiejszą wymianę lufy, jeśli zajdzie taka potrzeba, ponie-waż lufę połączono z komorą zam-kową za pomocą gwintu. Oglądając polimerowy, pięcionabojowy maga-zynek, wydał się on nam znajomy. Nic dziwnego, ponieważ jest identyczny z tym, który możemy spotkać w pro-dukowanym od trzech lat modelu

Sauer 101. W klasie broni tego typu magazynek w standardzie na pew-no wyróżnia się na plus, tym bardziej, że polimerowa budowa gwarantu-je odporność na upadki i innego ro-dzaju uszkodzenia. Jak wiemy, w mo-delach podobnej klasy, na przykład sztucerach Tikka, za magazynek musi-my dopłacić, natomiast Browning nie oferuje go wcale. To, co również jest bardzo ważne i ma wpływ na celność sztucera, a czego nie widać na pierw-szy rzut oka, to taki sam bedding łoża jak w modelu 101. U Sauera ma on nazwę EverRest. Łoże jest przykręco-ne do komory zamkowej, natomiast śruby mocujące kabłąk nie utrzymu-

Page 12: Gazeta Łowiecka 3/2016

12

ją komory zamkowej w łożu, lecz odpowiada za to wcześniej wspo-mniany moduł.

PRAKTYCZNE ROZWIĄZANIAKolejnym plusem jest regulowany w zakresie od 1,0 do 2,0 kg język spu-stowy. Regulację przeprowadzamy bez demontażu broni, co jest prak-tyczne i niekłopotliwe dla każdego strzelca. Spust nie posiada przyspiesz-nika i nie występuje jako opcja. Zwróciliśmy uwagę na cichą pra-cę trójpołożeniowego bezpiecznika umieszczonego w wygodnym i intu-icyjnym miejscu. Bez problemu mo-żemy delikatnym ruchem kciuka wy-brać żądane ustawienie. Pośrednie położenie bezpiecznika umożliwia przeładowanie broni, natomiast od-danie strzału nie jest możliwe. Oczy-wiście model posiada również dobrze widoczny i czytelny wskaźnik napię-cia iglicy.

ŁATWO I SZYBKOKomora zamkowa jest przystosowa-na do bardzo popularnego w naszym kraju montażu od Remingtona 700, tak więc możemy założyć np. szynę Picatinny. Dodatkowo firma Sauer wypuściła swój montaż dedykowany specjalnie do modelu 100, jego cena to 750 zł. Nam spodobała się łatwość

i szybkość założenia lunety, którą ten montaż zapewnia. Wystarczy obrócić dwie klamry i luneta jest już zamon-towana na broni.

KUSI CENĄNa koniec to, co interesuje nas najbar-dziej, czyli cena. Za model w osadzie syntetycznej będziemy musieli zapła-cić ok. 4000 zł, osada drewniana to do- datkowy wydatek rzędu 500 zł. Zgodnie z obietnicą importera będziemy mo-gli ten sztucer przetestować w łowisku i na strzelnicy, o czym naszym Czy-telnikom na pewno napiszemy w ko- lejnych wydaniach naszej Gazety.

Page 13: Gazeta Łowiecka 3/2016

13

Page 14: Gazeta Łowiecka 3/2016

TARGI HUBERTUS EXPO 2016Sukces polskiego łowiectwa!

Page 15: Gazeta Łowiecka 3/2016

TARGI HUBERTUS EXPO 2016Sukces polskiego łowiectwa!

Liczby nie kłamią! Ponad 17 tysięcy zwiedzających, którzy przez 3 dni obejrzeli na Targach Hubertus Expo stoiska 183 wystawców, zajmujące 3 tys. m2, najlepiej oddaje

sukces myśliwskiej imprezy, jaka odbyła się w dniach 18–20 marca w Warszawie

TEKST I ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 16: Gazeta Łowiecka 3/2016

16

Niewątpliwie duży wpływ na wysoką frekwencję miało przesunięcie terminu targów

z końca kwietnia na marzec, ale rów-nież przyczynili się do niej organiza-torzy, którzy po prostu świetnie wy-konali swoją pracę. Bardzo widoczna była większa niż w poprzednich la-tach obecność na targach leśników, a także delegacji z wielu nadleśnictw. Co ważne, słowa wiceministra środo-wiska Andrzeja Koniecznego: „My-ślistwo jest dziedzictwem kulturo-wym naszego narodu” dają nadzieję, że również prace nad stosowną usta-wą będą prowadzone w tym duchu.

ABSOLUTNE NOWOŚCISzczególnie zwracała uwagę duża liczba stoisk z bronią, a więc główny punkt i cel wizyty naszych myśliwych na wszelkiego rodzaju imprezach. Fir-ma M.K. Szuster zgodnie z wcześniej-szymi obietnicami pokazała wszystkie nowości prezentowane na początku marca na Targach IWA. Myśliwi mo-gli zobaczyć zarówno sztucer Sauer 100, jak i śrutówkę Blasera F16, a także dużą wystawę broni Mausera, o której opowiadał Maximilian Seigerschmidt, szef działu marketingu i public rela-tions Mauser Jagdwaffen. Nasi myśliwi mogli również zobaczyć pełną ofertę lunet i lornetek firmy Zeiss, a zainte-

Page 17: Gazeta Łowiecka 3/2016

17

Page 18: Gazeta Łowiecka 3/2016

18

Page 19: Gazeta Łowiecka 3/2016

19

resowani szczegółami zapytać o nie kolejnego gościa z Niemiec – Dimitri Wegela, który chętnie odpowiadał na pytania myśliwych.

OD LUNET DO BIŻUTERIIStoisko firmy Swarovski to oczywiście opisywana na łamach Gazety Łowiec-kiej kolejna nowość, czyli lunety serii Z8. Z kolei warszawska firma Incor-sa prezentowała bock Benelli 828U, a także bezołowiową amunicję Lapua Naturalis. Jeśli jesteśmy przy amunicji, to oczy-wiście nie mogło na Hubertus Expo zabraknąć wyrobów cenionej rodzi-mej marki FAM-Pionki, wzbudzają-cych coraz większe zainteresowanie, zwłaszcza po pozytywnych efektach zmian, jakie niedawno nastąpiły w tej firmie z wieloletnimi tradycjami. Kto nasycił oczy nowinkami technicz-nymi, mógł zapoznać się z szeroką targową ofertą ubrań i akcesoriów. Na stoisku sklepu dolasu.pl można było wybierać odzież spośród takich topowych marek, jak Härkila, Fjäll Räven czy JahtiJakt. Swoje ubrania pre-zentował także Pinewood oraz Blaser. Z kolei wszyscy zainteresowani akce-soriami łowieckimi bez problemów trafiali na stoisko polskiej marki 2Wolfs. Od ubrań i akcesoriów niedaleko już do dodatków, czyli imponującej jako-

Page 20: Gazeta Łowiecka 3/2016

20

ścią wykonania i oryginalnym wzor-nictwem biżuterii łowieckiej. Można było ją podziwiać na stoisku poznań-skiej Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowieckiej Diana. Każ-dy, kto rozglądał się za jakimś więk-szym prezentem z motywem ło-wieckim, mógł znaleźć coś dla siebie np. na stoisku firmy NEST.

ATRAKCJE DLA NAJMŁODSZYCHTargi to nie tylko impreza dla doro-słych, ale również dla dzieci. Ponad 300 przedszkolaków, którzy gościli na targach na zaproszenie Polskiego Związku Łowieckiego, przy bardzo du-żym wsparciu Klubu Dian było opro-wadzanych po ścieżce edukacyjnej. Dzieci mogły też podziwiać pokazy kynologiczne, sokolnicze, rozpozna-wać gatunki występującej w naszym kraju fauny, a także wykazać się wie-dzą z zakresu przyrody oraz łowiec-twa i wygrać atrakcyjne nagrody.

COŚ NA ZĄBJeśli ktoś chciał spróbować prawdzi-wych pyszności i posłuchać o zawi-łościach myśliwskich kulinariów, to Krzysztof Lechowski z firmy Provincja nie tylko prezentował potrawy i opo-wiadał o ich przygotowaniu, ale rów-nież częstował liczną publiczność przy- rządzonymi przez siebie smakołykami.

Page 21: Gazeta Łowiecka 3/2016

21

Page 22: Gazeta Łowiecka 3/2016

22

My natomiast regularnie zaglądaliśmy na stoisko Klubu Dian, gdzie nasze po-lujące Koleżanki częstowały własnymi wyrobami, począwszy od pasztetów poprzez kiełbasy, wędliny i smalec, a skończywszy na smakowitym bigosie.

A NA SCENIE…Dużo działo się również na scenie. Pokazy dzikarzy.pl, Klubu Wabiarzy Zwierzyny PZŁ, Gniazda Sokolników

PZŁ, czy liczne pokazy kynologicz-ne przyciągały szeroką rzeszę wi-dzów. Znany wszystkim myśliwym Przemek Malec z Darz Bór TV, bę-dący gospodarzem estrady, popro-wadził również konkurs budowy urządzeń łowieckich, którego spon-sorem były firmy Fiskars oraz Hitachi Power Tools, natomiast sklep dolasu.pl razem z pracownikami PZŁ zorga-nizowali pokaz mody myśliwskiej.

Page 23: Gazeta Łowiecka 3/2016

23

Warto podkreślić, że zgodnie ze słowami prowadzącej pokaz rzecz-niczki PZŁ Diany Piotrowskiej, tym razem można było poznać trochę inną twarz łowiectwa. Na scenie zo-baczyliśmy młodych, energicznych i uśmiechniętych ludzi, którzy na co dzień pracują w Polskim Związku Ło-wieckim, a na targach mogli w taki nie-szablonowy sposób promować nie tylko swoją pracę, ale również i pasję.

WIDZIMY SIĘ ZA ROK!Co ważne, znamy już termin przy-szłorocznych targów. Kolejna, 14. już edycja Hubertus Expo, została zapla-nowana na 24–26 marca 2017 roku.

Page 25: Gazeta Łowiecka 3/2016

Benelli 828U Ultranowoczesna strzelba typu bok łącząca w sobie niezwykłą elegancję, składność i minimalny odrzut przy masie zaledwie 2,95 kg.

Benelli SuperVinciPołączenie zaawansowanej technologii, prostoty konstrukcji,

nadzwyczajnej niezawodności, poręczności i szybkostrzelności.

Benelli Montefeltro 30” Uznany na całym świecie system automatyki z odrzutem zamka połączony z klasyczną elegancją i ponadprzeciętnym zasięgiem

strzału.

Page 26: Gazeta Łowiecka 3/2016

Wióry lecą…

Broń, amunicję, lornetkę, latarkę czy nóż nosimy ze sobą zawsze w łowisku. Jednak niezbędne

akcesoria wykraczają poza asortyment sklepów łowieckich – bo myśliwi nie mogą się również obejść bez pił, pilarek

czy też coraz bardziej popularnych elektronarzędzi bateryjnych

TEKST: MAREK REWERSZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 27: Gazeta Łowiecka 3/2016

27

Wióry lecą…

Broń, amunicję, lornetkę, latarkę czy nóż nosimy ze sobą zawsze w łowisku. Jednak niezbędne

akcesoria wykraczają poza asortyment sklepów łowieckich – bo myśliwi nie mogą się również obejść bez pił, pilarek

czy też coraz bardziej popularnych elektronarzędzi bateryjnych

TEKST: MAREK REWERSZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 28: Gazeta Łowiecka 3/2016

28

Narzędzia ręczne, takie jak młot-ki i piły czy też wkrętarki lub pi-larki łańcuchowe, to niezbęd-

ny sprzęt przy budowie i konserwacji urządzeń łowieckich, grodzeniu pól czy naprawie paśników. Doskonale wiedzą o tym dwie firmy, które są nie-kwestionowanymi liderami w swoich branżach…

Z MYŚLĄ O… MYŚLIWYCHMowa oczywiście o markach Fiskars i Hitachi Power Tools, które nie tylko promowały swoje narzędzia na Tar-gach Łowieckich Knieje w Poznaniu i Hubertus Expo w Warszawie, ale rów-nież nagradzają zespoły startujące w konkursach na budowę urządzeń łowieckich. W stolicy konkurs budowy zwyżek został zorganizowany przez Przemka Malca z magazynu Darz Bór, a nagrody zapewniły właśnie Fiskars i Hitachi.

OSTRA RYWALIZACJADo konkursu, który odbywał się w so-botę 19 marca, zgłosiły się cztery eki-py. Podczas dwugodzinnej zabawy wióry leciały gęsto, a zespoły uwijały się, wykorzystując zarówno narzędzia ręczne, jak i elektronarzędzia. Poza młotkami największą popularnością cieszyły się pilarki bateryjne, które po-zwoliły znacząco przyspieszyć pracę

Page 30: Gazeta Łowiecka 3/2016
Page 32: Gazeta Łowiecka 3/2016

32

nad zwyżkami. Liczna publiczność obserwowała zmagania na estradzie, a po dwóch godzinach zmagań Prze-mek Malec ogłosił listę zwycięzców.

WYNIKI KONKURSUI miejsce: Łukasz Malinowski Stanisław Malinowski Paweł MatyjewiczII miejsce: Mirosław Sołtys Sławomir WitkowskiWaldemar Tomiałowicz

III miejsce: Andrzej Kawalec Michał Zwolan Adrian ChwałaIV miejsce: Tomasz Krajewski Daniel Półtorak Kacper Krawczyński

Wszyscy zawodnicy otrzymali nagro-dy ufundowane przez firmy Fiskars i Hitachi Power Tools, a pełną relację z zawodów będzie można zobaczyć w magazynie Darz Bór.

Page 35: Gazeta Łowiecka 3/2016

W zgodzie z naturą

Jak sami wiemy, łowiectwo na przestrzeni lat znacznie się zmieniło. To samo dotyczy firm, które produkują

odzież, obuwie, akcesoria i niezbędny sprzęt dla myśliwych.Takie pojęcia jak ekologia czy społeczna odpowiedzialność

nie są już pustymi hasłami, o czym doskonale wiedzą czołowe światowe marki, których produkty

dedykowane są pasjonatom łowiectwa

TEKST I ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA

Page 36: Gazeta Łowiecka 3/2016

36

W dniu 30 marca odbyła się konferencja prasowa marek z grupy Fenix, czyli znanych

myśliwym: Fjällräven, Brunton, Han-wag oraz Primus, na której zaprezen-towane zostały nowości wiosna/lato i jesień/zima 2016. Wymienione firmy znane są z tego, że kładą duży nacisk na produkcję wysokiej jakości odzie-ży i sprzętu przy minimalnym nega-tywnym wpływie na środowisko na-turalne.

PO PIERWSZE: EKOFjällräven zobowiązał się do zwiększe-nia ilości materiałów pozyskiwanych zgodnie z zasadami zrównoważone-go rozwoju stosowanych w swoich produktach, nie tylko w odzieży wo-doodpornej. Ubiegłoroczna, jesienna kolekcja Keb Eco-Shell, do impregna-cji której nie użyto szkodliwych związ-ków fluorowęglowodorów, została przyjęta z dużym zainteresowaniem. W 2016 roku Fjällräven wprowadza

Page 37: Gazeta Łowiecka 3/2016

37

do kolekcji nowe produkty z serii Eco--Shell, m.in. Poncho Lappland Eco--Shell, które zdobyło dwie prestiżowe nagrody podczas zimowych targów ISPO w Monachium.

SPOŁECZNIE ODPOWIEDZIALNIMarka Hanwag również zbliża się do celu, jakim jest odpowiedzialna społecznie produkcja. Krokiem milo-wym na tej drodze było wytworzenie w pełni biodegradowalnej podeszwy.

Wiosną 2016 roku Hanwag poszerza swoją kolekcję obuwia BIO o mode-le, przy produkcji których nie użyto chromu. Zimowa kolekcja uzupełniona została m.in. o klasyczny model Alaska Winter GTX® znany do tej pory w wersji let-niej. Ciepła izolacja G-LOFT® FIT, od-porna na poślizg podeszwa IceGrip i możliwość zamocowania rakiet śnieżnych, to tylko niektóre z wielu funkcji w zimowej wersji kultowego

Page 38: Gazeta Łowiecka 3/2016

38

modelu Alaska, czyniących go praw-dziwie wszechstronnym butem.

DLA SIEBIE I… NATURYWarto pamiętać, że nawet tak z po-zoru prosta rzecz, jak zakup odzieży dla siebie na najbliższe sezony, może mieć istotne znaczenie nie tylko dla nas, ale również dla otaczającej nas natury.

Page 40: Gazeta Łowiecka 3/2016

Ledlenser P7RŚwiatowy Bestseller z możliwością doładowania akumulatora bezpośrednio w latarce.Stożek światła o mocy 1000 lumenów!

Jedna z najbardziej popularnych latarek marki LEDLENSER serii P z możliwością ładowania akumulatora bezpośrednio w latarce. LEDLENSER P7R to ekologia i ekonomia jeśli chodzi o źródło zasi-lania. System Floating Charge System umożliwia szybkie i proste ładowanie latarki. Przewagę modeli LEDLENSER nad konkuren-cją zapewnia praktyczny system ogniskowania strumienia światła w zależności od dystansu świecenia zwany Speed Focus. Dioda High End Power LED gwarantuje jasny stożek światła o mocy aż 1000 lumenów. Akumulator uzupełniamy wykorzystując magnetyczny styk i mocowanie na ścianie, co poprawia komfort i funkcjonalność modelu LEDLENSER P7R.

Cenarekomendowana

479,99 zł

®

Page 41: Gazeta Łowiecka 3/2016

Cenarekomendowana

479,99 zł

Page 42: Gazeta Łowiecka 3/2016

MYŚLIWI – DZIECIOM, dzieci – zwierzętom

Page 43: Gazeta Łowiecka 3/2016

Edukacja dzieci i młodzieży to ważny element działalności organów okręgowych PZŁ. 25 lutego w auli Bydgoskiej

Szkoły Wyższej podsumowano wyniki i nagrodzono laureatów trwającego od pięciu lat na terenie

województwa kujawsko-pomorskiego programu edukacji ekologiczno-łowieckiej

„Myśliwi – Dzieciom, Dzieci – Zwierzętom”

TEKST: EUGENIUSZ TRZCIŃSKIZDJĘCIA: EUGENIUSZ TRZCIŃSKI, GRZEGORZ SZUTKOWSKI

Page 44: Gazeta Łowiecka 3/2016

44

Uczestników uroczystości po-witała prowadząca spotkanie sekretarz Okręgowej Rady Ło-

wieckiej w Bydgoszczy – Aleksandra Szulc. W imieniu przedstawicieli ło-wiectwa woj. kujawsko-pomorskie-go, oficjalnego otwarcia uroczystości dokonał prezes Okręgowej Rady Ło-wieckiej w Bydgoszczy, dr Bogusław Chłąd. Przypomniał, że pięcioletni pro-gram był realizowany pod patronatem marszałka województwa kujawsko--pomorskiego – Piotra Całbeckiego

– w ramach programu odbudowy populacji zwierzyny drobnej. Realizo-wały go koła łowieckie województwa ze współpracującymi z nimi szkołami.

GENEZA I IDEA PROGRAMUO początkach i założeniach progra-mu opowiedział dr Bogusław Chłąd: – W Polsce w ostatnich latach dra-stycznie spadało pogłowie tzw. zwie-rzyny drobnej, czyli zająca, dzikiego królika, kuropatwy, bażanta. Nie jest to wynik działalności łowiectwa, ale

Page 45: Gazeta Łowiecka 3/2016

45

wielu równolegle działających nega-tywnie czynników, które stworzyły tę złą sytuację – wyjaśniał. Według prelegenta najgorsze z nich to inten-sywne rolnictwo, powodujące nieko-rzystne zmiany dla zwierzyny drobnej. Na szczęście nie są one nieodwracal-ne, tyle że wymagają ogromnej pracy od nas wszystkich.Od 2010 r. na terenie województwa kujawsko-pomorskiego powstał uni-katowy w skali kraju program odbu-dowy populacji tej zwierzyny, a w ra-

mach niego nie mniej ważny program edukacyjny. Dzięki tym programom nastąpiła konsolidacja sił instytucji, takich jak szkolnictwo, leśnictwo, ło-wiectwo, tych sił, dla których słowo EKOLOGICZNY nie jest tylko pustym słowem, a oznacza cel, którym jest ochrona środowiska naturalnego.Szczęśliwym jest fakt, że dla tego celu pozyskano wsparcie silnej rzeszy pedagogów i młodzieży. Dlatego też reprezentacje szkół, które uzyska-ły najlepsze wyniki w roku szkolnym

Page 46: Gazeta Łowiecka 3/2016

46

2014/2015 i pięciolatce zostały odpo-wiednio uhonorowane, a ich wysiłki docenione. Pracę edukacyjną wśród młodzieży Polski Związek Łowiecki ma zapisaną w statucie, jak również w świadomości i przekonaniu my-śliwych. Uważamy, że jest to najlep-sze, co możemy zrobić dla naszych młodych ludzi i polskiej przyrody. Dla tego celu nie szczędzimy sił i środ-ków, bo jest to cel najważniejszy. WYRÓŻNIENIAWśród wyróżnionych znalazło się 15 reprezentacji z obszaru wojewódz-twa kujawsko-pomorskiego, spośród ponad 300 szkół wspieranych przez 200 kół łowieckich. W programie wzięło udział blisko 94 tys. uczniów. Pierwsze miejsce wśród wyróżnio-nych zajął Zespól Szkół Samorzą-dowych im. Kazimierza Wielkiego w Kowalu, współpracujący z Kołem Łowieckim nr 159 „Bór” (włocławski okręg łowiecki). W bydgoskim i toruńskim okręgu ło-wieckim wyróżniono szkoły, które za-jęły następujące miejsca:II Zespół Szkół w Baruchowie i KŁ nr 7 „Bóbr”, III Szkoła Podstawowa w Czernikowie, współpracująca z Ko- łem Łowieckim nr 56 „Bażant” w Czer- nikowie, IV Zespół Szkół w Paterku, współpracujący z Kołem Łowieckim

nr 113 „Noteć” z Nakła nad Notecią, V Zespół Szkół w Kłóbce i KŁ Nr 10 w Kłóbce, VI Szkoła Podstawowa w Płonnem, współpracująca z Ko-łem Łowieckim „Szarak” w Golubiu--Dobrzyniu, VII Szkoła Podstawowa w Kruszwicy, współpracująca z Kołem Łowieckim nr 5 „Kormoran” w Ino- wrocławiu, VIII Zespół Publicznych Szkół w Brzozówce i KL Ostoja, IX Ze-spół Publicznych Szkół w Gościeszy-nie, współpracujący z Wojskowym Kołem Łowieckim nr 201 „Czapla” w Bydgoszczy, X Szkoła Podstawowa w Klonowie, współpracująca z Kołem Łowieckim nr 236 „Żbik” w Toruniu, XI Przedszkole Samorządowe w Piotr- kowie Kujawskim i KŁ Nr 67 „Grzywacz” z Radziejowa, XII Szkoła Podstawo-wa w Boguszewie, współpracująca z Kołem Łowieckim „Sokół” w Gru-dziądzu, XIII Szkoła Podstawowa w Woli, współpracująca z Kołem Ło-wieckim nr 236 „Żbik” w Toruniu, XIV Zespól Szkół w Sicienku, współ-pracujący z Kołem Łowieckim nr 16 „Żuraw” w Sicienku, XV Szkoła Pod-stawowa w Czaplach, współpracują-ca z Kołem Łowieckim nr 254 „Jenot” w Gródku.Oceniając działalność szkół, młodzie-ży i pedagogów, komisje konkursowe programu uznały, że za całokształt wysiłku włożonego w latach 2010–

Page 47: Gazeta Łowiecka 3/2016

47

Page 48: Gazeta Łowiecka 3/2016

48

–2015, czyli przez cały okres trwa-nia programu „Myśliwi – Dzieciom, Dzieci – Zwierzętom” należy specjal-nie uhonorować Zespół Szkół Samo-rządowych im. Kazimierza Wielkiego w Kowalu. – Niech ten wielki patron zawsze dodaje wam sił do osiąga-nia najwyższych wyników – życzy-ła młodzieży prowadząca spotkanie Aleksandra Szulc. Gratulacjami, pu-charami i nagrodami od sponsorów uhonorowano wszystkich laure-atów programu. Wyjątkowo ważne dla członków PZŁ jest to, że wiele nagród pochodziło od darczyńców, którzy są sympatykami łowiectwa i ochrony środowiska. Świadczy to

o zrozumieniu i wspieraniu pro-pagowanej przez PZŁ idei. Uro-czystość umilał zespół muzyczny Jacka Cudnego, z którego książek młodzież zdobywa wiedzę o zwie-rzętach, natomiast melodiami my-śliwskimi – zespół „Łoszaki”. Sygna-ły myśliwskie grali Piotr Grzywacz z uczniem Szymonem Pikulikiem. Spotkanie zakończono m.in. po-dziękowaniami dla osób zaanga-żowanych w realizację progra-mu oraz wspólnymi zdjęciami. Uczestnicy spotkania byli zgodni, że zakończony pięcioletni program „Myśliwi-Dzieciom, Dzieci-Zwierzę-tom”, należałoby kontynuować.

Page 49: Gazeta Łowiecka 3/2016

49

Polowania na wilki z fladrami i indywidualnie – Rosja, Białoruś: styczeń – luty 2016. Ceny od 1500 €. Polowanie z gończymi na zające (bielaki) w Białorusi: styczeń 2016. Wiosenne polowania na głuszce i cietrzewie na Białorusi (kwiecień 2016). Ceny od 1200 €. Wiosenne polowania na gęsi, kaczki, słonki i bekasy – Rosja, Białoruś: kwiecień 2016. Ceny od 600 €. Polowania w RPA (czerwiec – wrzesień 2016). Ceny pakietów od 1400 €. Polowania na niedźwiedzie w Rosji: zima (w gawrze), wiosna (maj – czerwiec). Pakiety od 5000 €. Polowania indywidualne na łosie w okresie bukowiska – Białoruś, Rosja: wrzesień 2016.

Tel.: 693 712 734

[email protected]

www.hunting-travel.com.pl

Page 50: Gazeta Łowiecka 3/2016

Studentom o łowiectwie

Na zaproszenie Instytutu Geografii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy 15 marca odbyła się

prelekcja pt.: „Współczesne łowiectwo a turystyka”. To doskonały przykład promowania łowiectwa wśród

młodych i walki z przedstawianiem przez media złego wizerunku polskiego myśliwego

TEKST: GAZETA ŁOWIECKAZDJĘCIA: JAROSŁAW WIKARSKI

Page 51: Gazeta Łowiecka 3/2016

Studentom o łowiectwie

Page 52: Gazeta Łowiecka 3/2016

52

Prelekcję poprowadził myśli-wy Jarosław Wikarski, członek Koła Łowieckiego 150 „Ryś”

w Inowrocławiu i Komisji Współpracy z Młodzieżą Szkolną przy Okręgowej Radzie Łowieckiej w Bydgoszczy. W spotkaniu uczestniczyło ponad sześćdziesięciu studentów III, IV i V roku kierunków: turystyka i rekreacja oraz geografia, a także kadra nauko-wa jednostki z dyrektorem Instytu-tu, prof. Zbigniewem Podgórskim na czele. Z zaproszenia skorzystała również Aleksandra Szulc, sekretarz ORŁ w Bydgoszczy i członek Komisji Promocji Łowiectwa Naczelnej Rady Łowieckiej w Warszawie.

JAKI JEST POLSKI MYŚLIWY?Spotkanie miało na celu przybliżyć osobom, które za chwilę zwiążą się w życiu zawodowym z wieloma waż-nymi instytucjami znaczenie współ-czesnego łowiectwa i gospodarki ło-wieckiej dla społeczeństwa oraz kraju. Duży nacisk położono na „złamanie” złego wizerunku polskiego myśliwego, który jest bardzo często tendencyjnie przedstawiany przez telewizyjne i inter-netowe newsy oraz artykuły w prasie.

O KŁUSOWNICTWIE I NIE TYLKOW czasie dwugodzinnego wystąpie-nia Jarosław Wikarski poruszył wiele kwestii dotyczących m.in.: stanu ło-

Page 53: Gazeta Łowiecka 3/2016

53

wiectwa polskiego, roli myśliwego jako opiekuna przyrody, walki z kłu-sownictwem, celowości dokarmia-nia zwierząt, konieczności regulacji populacji zwierząt dzikich w Polsce, prowadzonych działań edukacyjnych w szkołach. Omówił także sprawy związane z ubojem zwierząt gospo-darskich, które ostatnie godziny swo-jego życia spędzają często w męczar-niach długiego transportu. Przybliżył też problem szkód łowieckich i wy-nikających z tego odszkodowań, a szczególne wrażenie zrobiły na ze-branych zdjęcia dzikich zwierząt za-gryzionych przez wałęsające się wa-

tahy wygłodniałych psów, które jak wiadomo, są zmorą polskich łowisk.

TURYSTYKA ŁOWIECKAStudenci zostali także zaznajomieni z interesującymi ich zagadnieniami turystyki łowieckiej. Omówione zo-stały m.in. popularne w naszym kraju polowania „dewizowe”, czyli przyjaz-dy zagranicznych myśliwych do Polski w celu odbycia polowania komercyj-nego i zdobycia trofeum łowieckiego.

POTRZEBNA WSPÓŁPRACANajlepszym komentarzem były słowa dyrektora Instytutu Geografii UKW.

Page 54: Gazeta Łowiecka 3/2016

54

– Z tego wykładu dowiedziałem się wielu nowych, ciekawych rzeczy o łowiectwie. Połowicznie tylko zna-łem szerokie, jak się okazuje, spek-trum działalności polskiego my-śliwego. Wiele rzeczy dziś zostało wyprostowanych, jeżeli chodzi o oce-nę myśliwego i całego łowiectwa w Polsce. Myślę, że takie same wnioski wyciągną moi studenci. Chciałbym nawiązać stałą współpracę z myśli-wymi i jako jeden z elementów pracy z młodzieżą widzę w przyszłości takie spotkania, jak dzisiejsze – dodał prof. Zbigniew Podgórski, zapraszając do szerszej współpracy.

OSWAJANIE ŁOWIECTWA– Fajna, ciekawa prelekcja – tak pod-sumowała spotkanie Kamila Iglewska, studentka III roku turystyki i rekre-acji. – Moje dotychczasowe postrze-ganie myśliwego i moralnego prawa ingerencji w przyrodę zmieniło się diametralnie. Jeszcze wczoraj myśli-wy był dla mnie tylko intruzem zabi-jającym biegające stworzenia. Dziś wiem, że to nieodłączny element ekosystemu i przyrody, która prze-kształcona przez człowieka wymaga jego ingerencji na co dzień. Myśliwy teraz jest dla mnie kimś bliższym. Po dzisiejszym spotkaniu zastanowię się i przeanalizuję tak często wykrzywio-

ne doniesienia prasowe i medialne na temat działań naszych myśliwych. Na pewno też nie zostanę obojętna w czasie debat i wygłaszania złych opinii na temat myśliwych w moim najbliższym gronie – dodała.

PIERWSZE, NIE OSTATNIE…Prelegent Jarosław Wikarski nie krył zadowolenia z tego, że mógł przed-stawić studentom rzeczywisty wi-zerunek prawdziwego polskiego myśliwego, nie takiego z doniesień prasowych, ale pasjonata poświę-cającego cały swój czas dla przy-rody. Był również mile zaskoczony przyjęciem ze strony pracowni-ków naukowych i studentów UKW w Bydgoszczy. Szczególne po-dziękowania należą się dr. Rafało-wi Gotowskiemu za przygotowa-nie spotkania, które było pierwszym tego typu odczytem na tej katedrze. I wszystko wskazuje, że nie ostatnim!

Page 56: Gazeta Łowiecka 3/2016

FOT.: FOTOLIA

Page 57: Gazeta Łowiecka 3/2016

LUDOJAD Z TALLA DES

Niejeden myśliwy przyznaje, że jego pasji nie byłoby bez zaczytywania się w powieściach podróżniczo-

-przygodowych. Bo kto nie chciałby poczytać np. o polowaniu na tygrysa–ludojada…

Specjalnie dla Was publikujemy rozdział książki „Ludojady z Kumaonu”

Bill Baynes i Ham Vivian byli w 1929 roku wicekomisarzami odpowiednio Almory oraz Na-

ini Tal [to miasta w północnych In-diach, na pogórzu Himalajów Małych – przyp. red.] i obaj mieli utrapienie z ludojadami: pierwszy – z tygry- sem z Talla Des, drugi – z tygrysem z Chowgarh.Chociaż obiecałem Vivianowi, że roz-prawię się najpierw z „jego” tygry-sem, to zważywszy, że w miesiącach zimowych stał się on mniej aktywny niż ludojad z Talla Des, postanowiłem za zgodą Viviana odwrócić kolejność. Wierzyłem, że łowy na tego tygrysa pozwolą mi przetrwać ciężki czas i ja-koś pogodzić się z kalectwem, które

na mnie spadło. Tak więc udałem się do Talla Des.

* * *Szybko poczyniłem przygotowania i 4 kwietnia opuściłem Naini Tal w to-warzystwie sześciu Garhwalczyków, pośród których był Madho Singh, Ram Singh, kucharz o imieniu Elahai i jako swego rodzaju „zapchajdziu-ra” bramin Ganga Ram, który bar-dzo pragnął ze mną iść. Po czterna-stomilowym marszu do Kathgodam złapaliśmy tam wieczorny pociąg i jadąc przez Bareilly i Pilibhit, po po-łudniu następnego dnia przybyliśmy do Tanakpuru. Tam dowiedziałem się, że poprzedniego dnia ludojad z Talla Des zabił chłopca i że na rozkaz Bay-

Page 58: Gazeta Łowiecka 3/2016

58

nesa dwa młode bawoły przeznaczo-ne na przynętę zostały już wysłane do Talla Des via Champawat. Zaraz po posiłku wyruszyliśmy w dwudzie-stoczteromilowy marsz do Kaladhun-gi (chodzi o miejscowość o nazwie Kaladhunga, której nie należy mylić z Kaladhungi).

* * *Pierwsze dwanaście mil drogi przez Baramdeo do stóp świętej góry Pur-nagiri wiedzie przeważnie przez las. U stóp góry droga się kończy i są do wyboru dwa szlaki do Kaladhun-gi. Pierwszy jest dłuższy i prowadzi stromo pod górę, dochodząc z lewej strony góry do świątyń Purnagiri, na-stępnie przez górską odnogę prowa-dzi w dół do Kaladhungi. Druga trasa ciągnie się wzdłuż linii wspomnianej już kolejki górniczej, niegdyś zbudo-wanej przez Colliera w celu zwózki miliona stóp sześciennych damarzyka mocnego [wysokie drzewo z rodziny dwuskrzydlcowatych występujące głównie na południowych zboczach Himalajów – przyp. red.]. W wąwozie rzeki Sardy kolejka ta już nie działa, ale pewne odcinki trasy, które zostały wydarte skale środkami wybuchowy-mi, ciągle istnieją. Posuwanie się tam-tędy było trudne dla moich ciężko objuczonych Garhwalczyków i gdy nastała noc, mieliśmy za sobą zaled-

wie połowę wąwozu. Niełatwo nam było znaleźć miejsce na nocleg, gdyż wszędzie istniało niebezpieczeństwo spadających kamieni, i dopiero po obejrzeniu paru miejsc, w końcu ulo-kowaliśmy się na wąskim występie, gdzie skalny nawis dawał jaką taką ochronę. Zaraz po kolacji, podczas gdy moi ludzie jeszcze pitrasili coś dla siebie na ogniu, zdjąłem ubranie i po-łożyłem się na obozowym łóżku.

* * *Upał panował niezgorszy tego dnia, a my zrobiliśmy szesnaście mil, od momentu, gdy wysiedliśmy z pocią-gu w Tanakpurze. Odczuwałem miłe zmęczenie i delektowałem się poko-lacyjnym papierosem, gdy nagle po drugiej stronie rzeki spostrzegłem trzy światła. W Nepalu corocznie wy-pala się lasy i operacja ta zaczyna się w kwietniu. Toteż widząc światła, doszedłem do wniosku, że to wieją-cy wąwozem wiatr rozniecił ogień. Kiedy się temu przyglądałem, jesz-cze dwa ognie pojawiły się powyżej pierwszych. Wkrótce jeden z nowych ogni, znajdujący się po lewej, zaczął pełznąć wolno w dół i połączył się ze środkowym spośród pierwszych trzech. Teraz zdałem sobie sprawę, że to, co wziąłem za ognie, to nie były ognie, lecz światła, wszystkie około dwóch stóp średnicy, o jednostajnej

Page 59: Gazeta Łowiecka 3/2016

intensywności, bez migotania i dymu. Gdy wkrótce ukazało się więcej świa-teł, jedne – po lewej stronie, inne – w wyższej części wzgórza, wyjaśnie-nie tego zjawiska narzuciło się samo. Zapewne jakiś łowca zgubił coś cen-nego i wysłał ludzi z latarniami na poszukiwania. Trochę dziwne było to mimo wszystko, ale wiele dziwnych rzeczy dzieje się po tamtej stronie tej zrodzonej z wiecznych śniegów rzeki.

* * *Moich ludzi światła również zaintrygo-wały. Rzeka poniżej nas płynęła jed-nostajnie i bezgłośnie, byłem przeto ciekaw, czy słyszą jakieś dobiegające stamtąd głosy – odległość wynosiła sto pięćdziesiąt jardów – ale odrzekli mi, że nie. Spekulacje na temat tego, co się rzeczywiście dzieje na prze-ciwległym wzgórzu, były i tak jałowe, a ponieważ dzień mieliśmy za sobą męczący, wkrótce cały obóz pogrążył się we śnie.

* * *Czekał nas długi marsz połączony z ciężką wspinaczką. Uprzedziłem lu-dzi, że wyruszymy bardzo wcześnie, i już ledwie z nastaniem świtu krzepi-łem się herbatą. Zwinięcie obozu, kie-dy trzeba było tylko pozbierać kilka garnków i złożyć łóżko, było dziełem chwili. Moi Garhwalczycy wraz z ku-charzem podążyli gęsiego przesmy-

kiem zwierzęcym1 ku położonemu w dole wąwozowi, nad którym w cza-sach funkcjonowania kolejki był poło-żony żelazny most, a ja tymczasem zwróciłem wzrok ku wzgórzu, gdzie wcześniej pojawiły się światła. Słoń-ce miało wzejść lada chwila i nawet odległe obiekty były już dobrze wi-doczne. Zlustrowałem każdy skrawek wzgórza, od szczytu do brzegu rze-ki i odwrotnie, wpierw – okiem nie-uzbrojonym, później – przez lornetkę. Nie dostrzegłem jakiegokolwiek śladu ludzkiej bytności ani też, wracając do pierwszej wersji, nie widać było tlące-go się drewna, zresztą jeden rzut oka wystarczył, by się przekonać, że tego roku roślinność jeszcze nie została tam tknięta przez ogień. Wzgórze na całej wysokości miało skalistą powierzchnię i tylko kilka skarlałych drzew i krzewów rosło w miejscach, gdzie korzenie zdo-łały znaleźć szczelinę w litej skale. Miej-sce, w którym ukazały się światła, było pionową ścianą skalną, gdzie żadna ludzka istota nie mogła przebywać, chyba że zawieszona na linie.

* * *W dziewięć dni później, już po zakoń-czeniu misji, rozbiłem na noc obóz w Kaladhundze. Dla wędkarzy i w ogóle wszelkich miłośników przyrody tyl-ko kilka miejsc w Kumaonie może się równać z Kaladhungą. Poczynając od

1 Przesmyk zwierzęcy (myśl.) – ścieżka wydeptana przez zwierzynę.

Page 60: Gazeta Łowiecka 3/2016

60

bungalowu zbudowanego w cza-sach, gdy wysyłano drewno z Nepalu do Indii, teren opada łagodnie tarasa-mi w dół do rzeki Sardy. Na owych ta-rasach, gdzie niegdyś znajdowały się pola uprawne, teraz rośnie bujna tra-wa. Rankiem i wieczorem łatwo tam spotkać żerujące sambary i jelenie ak-sis, a w pięknych lasach ciągnących się za bungalowem żyją lamparty, tygrysy i mnóstwo ptactwa, łącznie z pawiami, kurami bankiwa i kiśćcami nepalskimi. Bystrzyny i rozlewiska po-niżej bungalowu to najlepsze węd-karskie łowiska w całym biegu Sardy.

* * *Nazajutrz o świcie opuściliśmy Ka-ladhungę. Ganga Ram skierował się górskim szlakiem do Purnagiri, my zaś obraliśmy trasę wiodącą przez przełom Sardy. Ganga otrzymał misję – wymagało to nadłożenia dziesię-ciu mil – złożenia ofiary dziękczynnej w świątyni Purnagiri. Zanim się roz-dzieliliśmy, przykazałem mu, żeby do-wiedział się jak najwięcej od kapłanów świątyni o światłach, które widzieli-śmy w drodze do Talla Des. Kiedy do-łączył do nas wieczorem tego same-go dnia w Tanakpurze, przekazał mi to, co usłyszał od kapłanów i co sam zdołał zaobserwować.Do świątyni Purnagiri, poświęconej kultowi bogini Bhagbatti, każdorocz-

nie odwiedzanej przez dziesiątki ty-sięcy pielgrzymów, prowadzą dwie drogi: jedna wiedzie z Baramdeo, dru-ga – z Kaladhungi. Łączą się one na północnym zboczu góry, niedaleko szczytu. U zbiegu tych dróg leży dru-ga pod względem ważności świątynia Purnagiri. Świątynia główna znajdu-je się wyżej i trochę w lewo. Do tego przenajświętszego przybytku można dotrzeć, idąc krawędzią wąskiej szcze-liny, czy też uskoku, przebiegającego w poprzek mniej lub bardziej stromej skalistej ściany. Strachliwi pielgrzy-mi oraz dzieci i starcy są wnoszeni w koszyku umocowanym na plecach wytrawnego górołaza. Lecz tylko ci, którzy cieszą się specjalnymi wzglę-dami bogini, zdołają dojść do wyższej świątyni; pozostali ulegają oślepieniu i muszą złożyć dziękczynienia w świą-tyni niższej.

* * *Pudża (modlitwa) w wyższej świąty-ni zaczyna się o wschodzie słońca, a kończy w południe. Po tej godzinie nikomu nie wolno posunąć się wyżej niż do dolnej świątyni. Blisko głów-nej świątyni znajduje się wysoka na sto stóp skalna sterczyna, na którą z zakazu bogini nikomu nie wolno się wspiąć. Dawno temu pewien sadhu o wyniosłym usposobieniu zapragnął uczynić się równym bogini i wszedł

Page 61: Gazeta Łowiecka 3/2016

61

na sterczynę. Rozgniewana jego zu-chwałością bogini strąciła go z wierz-chołka na wzgórze położone po drugiej stronie rzeki. To właśnie ów sadhu, wygnany na zawsze z Purna-giri, oddaje teraz cześć bogini, paląc lampy wotywne. Światła te widoczne są tylko czasami (my widzieliśmy je 5 kwietnia), a ujrzeć je mogą jedynie wybrani. Ja i moi ludzie dostąpiliśmy tej łaski dlatego, że zdążaliśmy z mi-sją do ludu, który bogini ma w swojej opiece.

* * *Tyle pokrótce dowiedział się o świa-tłach Ganga Ram w Purnagiri i prze-kazał mi to podczas oczekiwania na pociąg w Tanakpurze. Kilka tygodni później złożył mi wizytę Rawal (ar-cykapłan) Purnagiri. Chciał porozma-wiać o dotyczącym zagadkowych świateł artykule, który opublikowa-łem w lokalnej gazecie. Pogratulował mi również jako jedynemu Europej-czykowi, który kiedykolwiek dostąpił zaszczytu ich ujrzenia. W artykule na-pisałem wszystko, co zamieściłem na tych stronicach, dodając tylko, że je-żeli czytelnicy nie zechcą przyjąć mo-jego wyjaśnienia, mogą dopracować się własnych, z tym że powinni mieć na uwadze następujące okoliczności: światła nie ukazały się równocześnie; były jednakowego kształtu (miały

średnicę około dwóch stóp); zupeł-nie nie reagowały na wiatr; potrafiły przemieszczać się z jednego miejsca w drugie.Arcykapłan z naciskiem podkreślał, że samo istnienie świateł jest faktem bezspornym – w tym zgadzałem się z nim całkowicie, gdyż widziałem światła na własne oczy – i żadne inne wyjaśnienie prócz podanego przeze mnie w artykule nie może wchodzić w rachubę.

* * *W następnym roku wędkowałem w Sardzie z sir (obecnie lordem) Mal-colmem Haileyem, będącym wów-czas gubernatorem Zjednoczonych Prowincji2. Sir Malcolm czytał mój ar-tykuł i kiedy dotarliśmy do przełomu rzeki, poprosił, żebym pokazał mu miejsce, w którym widziałem światła. Było z nami czterech rybaków, którzy przewozili nas na nadmuchiwanych skórach na kolejne stanowiska węd-karskie. Ludzie ci byli członkami dwu-dziestoosobowej drużyny zaangażo-wanej do spławu dłużyc sosnowych z wysoko położonych lasów Kuma-onu i Nepalu aż do tamy w Ba-ramdeo. Jest to przedsięwzięcie długotrwałe, trudne i niebezpiecz-ne, wymagające wielkiej odwagi połączonej z doskonałą znajomo-ścią rzeki i jej pułapek.

2 Obecnie stan Uttar Pradesh.

Page 62: Gazeta Łowiecka 3/2016

62

Poniżej półki skalnej, na której ja i moi ludzie spędziliśmy pamiętną noc, roz-ciągała się wąska piaszczysta łacha. Na moją prośbę rybacy przybili tu do brzegu. Kiedy wskazałem miejsce, w którym ukazały się światła, i opisa-łem, jak przebiegał ich ruch, sir Mal-colm wpadł na pomysł, żeby po-rozmawiać o tym z przewoźnikami w nadziei, że może wzbogacą oni naszą wiedzę na temat tego zjawi-ska. Sir Malcolm wiedział, jak prowa-dzić rozmowę z miejscowymi ludźmi, aby uzyskać jakieś informacje, znał również doskonale ich język – i oto czego się podczas konwersacji do-wiedział. Ich domy znajdowały się w dolinie Kangry, gdzie mieli trochę ziemi uprawnej, za mało jednak na to, żeby z niej wyżyć. Zarabiali na życie, dokonując spławu drewna dla przed-siębiorcy, który nazywał się Thakur Dan Singh Bist. Znali doskonale Sardę aż do Baramdeo, gdyż pływali po niej niezliczoną ilość razy. Ten przełom zna-li również bardzo dobrze, ponieważ występowały tu prądy zwrotne, które sprawiały im niemało kłopotu. Nigdy nie zdarzyło się im widzieć niczego niezwykłego w tej części rzeki, czy to się tyczy świateł, czy czegoś innego.

Poprosiłem sir Malcolma, by zadał im jeszcze jedno pytanie. Czy w cią-gu wszystkich tych lat, odkąd pływali po Sardzie jako flisacy, zdarzyło im się spędzić w tym wąwozie noc? Odpo-wiedź była zdecydowana: – Nie!Wypytywani dalej, odpowiedzieli, że nie tylko sami nigdy tu nie noco-wali, ale również nie słyszeli, żeby ktoś inny to uczynił. Za przyczynę podali fakt, że ów wąwóz jest nawiedzany przez złe duchy.Dwa tysiące stóp powyżej nas biegł w poprzek przepaścistego urwiska wąski uskok wygładzony stopami ca-łych pokoleń pielgrzymów i niedają-cy żadnego uchwytu dla rąk. Mimo pewnych zabiegów dokonywanych przez kapłanów w celu zapobieże-nia wypadkom wśród pielgrzymów, liczba ofiar spomiędzy tych, którzy usiłowali przejść wzdłuż uskoku, była znaczna, póki kilka lat temu jego wy-sokość maharadża Mysore nie wyłożył funduszy na stalową linę, którą prze-ciągnięto w poprzek zbocza między wyższą a niższą świątynią.Rzeczywiście, jakieś duchy mogą przemieszkiwać u stóp urwiska, ale nie sądzę, iżby to były złe duchy…

TYTUŁ: TYGRYS Z OKOLIC ŚWIĄTYNI ORAZ INNE OPOWIEŚCI O LUDOJADACH Z KUMAONUAUTOR: JIM CORBETT

WYDAWNICTWO: ATRA WORLD

Page 64: Gazeta Łowiecka 3/2016

Delta Optical na Expo Hunting 2016 W dniach 8–10 kwietnia w sosnowieckiej hali Expo Silesia

kolejny już raz odbyły się targi skierowane do myśliwskiej braci. Oczywiście nie mogło na nich zabraknąć firmy Delta Optical!

TEKST: MARCIN RESZKAZDJĘCIA: MATERIAŁY PROMOCYJNE DELTA OPTICAL

Page 65: Gazeta Łowiecka 3/2016

Delta Optical na Expo Hunting 2016 W dniach 8–10 kwietnia w sosnowieckiej hali Expo Silesia

kolejny już raz odbyły się targi skierowane do myśliwskiej braci. Oczywiście nie mogło na nich zabraknąć firmy Delta Optical!

TEKST: MARCIN RESZKAZDJĘCIA: MATERIAŁY PROMOCYJNE DELTA OPTICAL

Page 66: Gazeta Łowiecka 3/2016

66

Siódma edycja Międzynarodo-wych Targów Łowieckich Expo Hunting w Sosnowcu zgroma-

dziła liczne grono myśliwych i sym-patyków łowiectwa. Na pewno nie mieli oni problemu z odnalezieniem stoiska Delta Optical, ponieważ znaj-dowało się ono w centrum hali tar-

gowej i wyróżniało się wyjątkową aranżacją, wysoko ocenioną zarów-no przez zwiedzających, jak i or-ganizatorów. Nic więc dziwnego, że tegoroczna aranżacja stoiska Del-ta Optical została nagrodzona za atrakcyjną formę prezentacji ofero-wanych produktów.

Page 67: Gazeta Łowiecka 3/2016

67

TARGOWY RARYTASJeszcze więcej atrakcji czekało na przybyłych już na samym stoisku. Na 7. edycję targów Delta Optical przy-gotowała bowiem prawdziwą sen-sację, czyli najnowszy produkt firmy Pulsar – nasadkę termowizyjną Pulsar Core FXD 50 – termowizor posiada-

jący ogromne możliwości obserwa-cyjne z zasięgiem detekcji do 1200 metrów! Docenili to goście stoiska, którzy z uznaniem wypowiadali się o termowizji i noktowizji jako urzą-dzeniach bezdyskusyjnie zwiększa-jących bezpieczeństwo polowania nocą.

Page 68: Gazeta Łowiecka 3/2016

68

Page 69: Gazeta Łowiecka 3/2016

69

Page 70: Gazeta Łowiecka 3/2016

70

FIRMOWE „PEWNIAKI”Warto odnotować, że nieustającą po-pularnością wśród łowieckiej braci cieszą się lornetki i lunety Delta Opti-cal Titanium. W Sosnowcu zapre-zentowano lunety z nowej serii HD. Lunety Titanium 2,5-10x56HD oraz 2,5-15x56HD, mające większe pole wi-dzenia oraz nową siatkę celowniczą 4A S, która jest znacznie cieńsza niż

stosowana do tej pory siatka 4 A, spo-tkały się z pozytywną oceną zwiedza-jących.

ZAPROSZENIE DO WŁOCŁAWKADelta Optical dziękuje wszystkim swo-im targowym gościom za przekaza-ne opinie i wskazówki. Któż może bo-wiem wiedzieć więcej o produktach Delty Optical od ich codziennych

Page 71: Gazeta Łowiecka 3/2016

71

użytkowników, którzy testują optykę w łowisku?Kolejna szansa na spotkanie z Del-ta Optical już 25 czerwca we Wło-cławku. Odbędzie się tam III Kulowy Puchar Delta Optical, na który firma zaprasza już dziś. Relację z tej presti-żowej i cenionej imprezy znajdzie-cie oczywiście w jednym z wydań Gazety Łowieckiej.

Page 72: Gazeta Łowiecka 3/2016

Benelli w praktyce, czyli 3 godziny w strzeleckim raju

Page 73: Gazeta Łowiecka 3/2016

Myśliwym nie trzeba przedstawiać ani włoskiej marki Benelli, ani też rodzimej FAM-Pionki.

Ale o tym, jak legendy mają się do rzeczywistości, najlepiej przekonać się w praktyce.

Dlatego wybrałem się na strzelnicę w Suchodole…

TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEKZDJĘCIA: MATERIAŁY PROMOCYJNE, GAZETA ŁOWIECKA

Page 74: Gazeta Łowiecka 3/2016

74

Firma Benelli Armi S.p.A została powołana do życia w 1967 roku, jednak idea założenia fabryki

broni kiełkowała w głowach braci Be-nelli, właścicieli słynnej fabryki moto-cykli, już od 1940 roku. Bracia, świetni inżynierowie, byli również zapalony-mi myśliwymi, przekonanymi o tym, że przyszłość śrutowej broni myśliw-skiej należy do półautomatów. Urze-czywistniając tę ideę, Benelli od 1967 do 2007 roku wyprodukowało 2 mi-liony sztuk strzelb.

TEST I… NIEZŁA ZABAWAStrzelby samopowtarzalne zyskują w naszym kraju coraz większą popu-larność. Niekwestionowanym liderem w ich produkcji jest oczywiście firma Benelli. Kto z nas, zapalonych strzel-ców i myśliwych, nie chciałby się prze-konać, jak taka strzelba sprawdza się w praktyce? Nam się to udało na strzelnicy w Suchodole. Szymon Chaciński z firmy Incorsa, dystrybu-tor Benelli w Polsce, przybył tam z trzema modelami strzelb, będący-

Page 75: Gazeta Łowiecka 3/2016

75

mi doskonałym przykładem oferty Benelli: podstawowy model Benelli Raffaello, zaprezentowany dwa lata temu Raffaello PowerBore oraz ty-powo sportowy model Vinci Super Sport. Natomiast Kamil Wiśniewski z FAM--Pionki przywiózł sporą ilość karto-nów z nową amunicją Master Trap i Master Skeet 24 i 28, a także z popu-larną „2” na zające o naważce 32 g. W Suchodole na strzelnicy zarządza-nej przez firmę Twoja Broń.pl Czer-

ski&Huminiak do dyspozycji mieliśmy profesjonalnie ustawioną oś parku-urową z 7 maszynami, wyrzucający-mi rzutki nawet zza naszych pleców. Szykowała się więc świetna zabawa!

BENELLI RAFFAELLO POWERBOREMnie w pierwszej turze przypadła do testowania broń Raffaello PowerBore. Jak już pisałem, model ten zaprezen-towany został przez firmę Benelli dwa lata temu i jest konstrukcyjnie opar-

Page 76: Gazeta Łowiecka 3/2016

76

ty na strzelbie Raffaello. Posiada ten sam, bardzo dobrze działający me-chanizm przeładowania dzięki od-rzutowi zamka, w którym zamek ry-glowany jest przez obrót przedniej jego części. Włosi nazywają to syste-mem inercyjnym. W skrócie możemy powiedzieć, że ciśnienie napierają-ce na czoło zamka przenoszone jest na mechanizm, a ryglowanie przez obrót daje nam „chwilę” opóźnie-nia w otwarciu całego mechanizmu, aż po strzale ciśnienie w lufie wró-

ci do bezpiecznego poziomu i na-stępnie spowoduje wyrzucenie łuski. Jak zobaczyliśmy na strzelnicy, jest to jedno z prostszych konstrukcyjnie rozwiązań, umożliwiające szybkie roz-łożenie strzelby do czyszczenia i kon-serwacji, zapewniające niewielką wagę i dobrą składność broni. Tym, co zdzi- wiło mnie, gdy wziąłem broń do ręki, była jej naprawdę mała waga. Power-Bore waży tylko 3 kg i to naprawdę czuć. Byliśmy ciekawi, jak mechanizm pora-dzi sobie z amunicją o naważce 24 g,

Page 77: Gazeta Łowiecka 3/2016

77

dlatego do pierwszej serii strzałów wybraliśmy Mastera 24. Do tego chcieliśmy również sprawdzić, czy FAM-Pionki poprawiło kryzy w swo-ich łuskach, tak jak było to zapowiada-ne przez nowy zarząd firmy po zmia-nach właścicielskich. I tu spotkała nas miła niespodzianka. Każdy z nas wy-strzelał po 3 pudełka Mastera 24 i au-tomaty nie miały najmniejszych pro-blemów z szybkim przeładowaniem, naturalnie bez żadnych zacięć, ani z wyrzutem łuski. To samo było przy

naważkach 28 i 32 g. Broń oczywi-ście może strzelać również amunicją Magnum o naważce śrutu 50-52 g. Jeśli rozmawiamy już o kalibrze Ma-gnum, pojawia się pytanie, czy broń ta nie będzie zbyt mocno „kopać”, szczególnie, jeśli jest dość lekka w porównaniu z klasycznymi dubel-tówkami. W modelu PowerBore za-stosowano system Progressive Com-fort, który mieliśmy okazję sprawdzić, strzelając z 2-ki 32g, czyli amunicji do polowań np. na zające, wyprodu-

Raffaello PowerBore

Page 78: Gazeta Łowiecka 3/2016

78

kowanej przez FAM-Pionki. System Progressive Comfort umieszczony jest w kolbie broni i jak jednogłośnie stwierdziliśmy, sprawdza się znakomi-cie również przy szybkim strzelaniu z ciężkich pocisków. Według produ-centa, system ten pochłania od 30 do 40% odrzutu. Aby to przełożyć na realne odczucia, powinniśmy wyobra-zić sobie, że strzelamy z broni cięższej o około pół kilograma od PowerBore’a. Strzelając dublety, mogłem przeko-nać się, że system zamka jest napraw-dę szybki, co dla strzelców strzelają-cych konkurencje sportowe takie jak np. double trap jest bardzo ważne. Kolejnym smaczkiem, który wyróż-nia model PowerBore na tle innych modeli Benelli, jest specjalna kon-strukcja lufy. Jak wiemy, wszystkie lufy Benelli są lufami kriogeniczny-mi. Obróbka kriogeniczna polega na stopniowym ochładzaniu materiału w ciągu 24 godzin do temperatury -100OC. Dzięki temu procesowi w lu-fie nazwanej CrioBarrel rozprężenia spowodowane ciśnieniem oraz cie-płem wydzielanym podczas odda-nia strzału mają stałe wartości i nie zmieniają się wraz z liczbą oddanych strzałów. Lufa jest też dużo bardziej odporna na ścieranie, co jest ważne, jeśli używamy śrutu stalowego, a jak wiemy najprawdopodobniej już za

kilka lat będzie to obligatoryjne. Mo-del PowerBore miał lufę 30’, czyli 76- centymetrową, popularną „gęsiarkę”. Szymon, który o broni Benelli może mówić godzinami, opowiedział nam również o specjalnej konstrukcji prze-wodu lufy w tym modelu. W uprosz-czeniu możemy powiedzieć, że lufa jest dość ścisła. W połowie swojej długo-ści zwęża się do średnicy 18,3-18,4 mm, czyli mniejszej niż standardowe lufy w kalibrze 12. Dzięki temu wiązka śru-tu ma lepsze pokrycie, a sam jej zasięg jest większy. Tak więc jeśli strzelamy np. gęsi na granicznym dystansie 40 m, to mamy większą pewność skuteczności celnego trafienia. Nie da się również odmówić mo-delowi PowerBore elegancji. Już na pierwszy rzut oka widzimy delikatną i zgrabną linię broni oraz długą lufę. Ustawienie kolby względem komory zamkowej to swoista perełka. Kupując broń, dostajemy komplet przekładek, które pozwalają ustawić kolbę aż w 40 różnych pozycjach. Możemy wybrać nie tylko pochylenie kolby, ale również awantaż. Regulowana stopka pozwa-la na dobranie jej długości do wła-snych preferencji. Dopasowanie bro-ni do każdego typu sylwetki strzelca nie stanowi więc żadnego problemu. Spust jest bez regulacji. Bezpiecznik, jak w większości strzelb samopowta-

Page 79: Gazeta Łowiecka 3/2016

79

rzalnych, znajduje się w obrębie spu-stu, co jest bardzo wygodnym roz-wiązaniem. W przypadku PowerBore do odbezpieczenia broni po złożeniu się wystarczy mały ruch kciukiem. Klasyczny magazynek rurowy, w tej wersji nie ma możliwości przedłu-żenia. Standardowo w magazynku mieszczą się dwa naboje, plus trzeci w komorze. Jeśli usuniemy blokadę, to możemy zmieścić tam maksymal-nie pięć naboi plus szósty w lufie. Poza strzelaniem mieliśmy okazję sprawdzić, że broń jest faktycznie prosta w rozkładaniu. Wystarczy od-kręcić nakrętkę trzymającą czółenko, a następnie po jego zdjęciu wycią-gnąć lufę, która tak naprawdę jest je-dynym elementem do czyszczenia. Na lufie mamy wentylowaną szynę z muszką światłowodową. Dla mnie PowerBore był najlepszym z prezentowanych modeli, być może dlatego, że osiągnąłem z niego naj-większą skuteczność, a może dlatego, że najlepiej leżał w rękach i polubili-śmy się od pierwszego składu.

BENELLI RAFFAELLOKolejną strzelbą był model Benelli Raffaello. Jest to, jak pisałem wcze-śniej, model wyjściowy z lufą również w technologii Crio, ale bez zwężenia jak w PowerBore. Posiada więc stan-

dardowy przewód lufy o średnicy 18,5 do 18,6 mm. Jest wyposażony w stałą kolbę drewnianą, również z orzecha, ale bez systemu pochłaniania odrzu-tu. W tym modelu jedynym elemen-tem pochłaniającym część odrzutu przy strzale jest automatyka broni. W broni Raffaello występuje sys-tem ryglowania zamka przez odrzut – Inertia Driven System. Długość lufy, pojemność magazynka, działanie me-chanizmu spustowego i bezpiecznika są identyczne jak w PowerBore. W obu modelach Raffaello w standar-dzie otrzymamy komplet pięciu czo-ków wymiennych od cylindra do peł-nego czoka. Dodatkowo, na życzenie, klient może dokupić czok przedłuża-jący lufę o kolejne 5 cm.

Page 80: Gazeta Łowiecka 3/2016

80

BENELLI VINCI SUPER SPORTNa koniec przyszło mi się zmierzyć ze strzelbą dedykowaną zdecydowa-nie bardziej do sportu niż do polo-wania. Benelli Vinci Super Sport jest to samopowtarzalna strzelba oparta na modelu Super Vinci, ale z modyfi-kacjami, które uprawniają nas do na-zwania tego modelu strzelbą sporto-wą. Pierwsze elementy, które rzucają się nam w oczy, to tak zwane porty, czyli nawiercenia w przedniej części lufy. Jest to oczywiście nic innego

jak hamulec odrzutu i podrzutu lufy. Takie rozwiązanie ma oczywiście swoje plusy i minusy. Zmniejszamy odrzut i jego wpływ na strzelca, ale zmniejszamy również prędkość wylo-tową wiązki śrutu. Nie ma to oczywi-ście znaczenia przy strzelectwie spor-towym, gdzie strzelamy szybko, ale przy polowaniu na większe dystanse pokrycie śrutu będzie słabsze. Drugi element typowo sportowy to szersza szyna celownicza, która umożliwia nam łatwiejsze „złapanie rzutka”.

Page 81: Gazeta Łowiecka 3/2016

81

Strzelby rodziny Vinci charakteryzu-ją się innowacyjną budową. Sama strzelba składa się z trzech głównych i w prosty sposób rozłączanych ele-mentów. Pierwszy z nich to magazy-nek razem ze spustem i częścią ko-mory spustowej, stanowiące jeden, integralny element. Jest on łatwo zdej-mowalny po wciśnięciu i przekręceniu blokady. Drugi to lufa z komorą zam-kową i zamkiem, trzeci to oczywiście kolba. Rozłożenie broni do transpor-tu na trzy części zajęło mi w drugim

podejściu niewiele ponad 15 sekund. Vinci, podobnie jak prezentowane wcześniej modele, posiada inercyjny odrzut zamka, czyli przeładowanie poprzez odrzut, a on sam jest ryglowa-ny jest przez obrót czoła zamka. Ma-gazynek standardowo mieści 4–5 szt. amunicji, natomiast można zamówić, tam gdzie pozwala na to prawo, ma-gazynek mieszczący 9 sztuk amunicji. Tego typu magazynek sięga prak-tycznie do końca lufy. Model, z któ-rego strzelaliśmy w Suchodole, miał

Page 82: Gazeta Łowiecka 3/2016

82

kolbę stylizowaną na wykończenie z włókna węglowego i wyglądało to, jak widzicie na zdjęciach, bardzo ciekawie. Strzelba posiada również system ComfortTech, widoczny na pierwszy rzut oka, ponieważ na kolbie są charakterystyczne znacz-ki „sierżantów”. Pozwalają one kol-bie na nieznaczne odkształcenie w chwili strzału. Jeśli dodamy do tego żelową stopkę kolby, daje to bardzo skuteczny system pochła-

niający energię strzału. Co warto zauważyć, stopki i poduszki policz-kowe są wymienne i pozwalają na dostosowanie ich do indywidual-nych upodobań strzelca. Lufa, tak jak w pozostałych modelach, wykonana została metodą Crio. Bez-piecznik został również umieszczony w kabłąku spustu, ale ze względów konstrukcyjnych umiejscowiony jest w przedniej jego części. Odblokowa-nie bezpiecznika następuje nie kciu-

Page 83: Gazeta Łowiecka 3/2016

83

Vinci Super Sport

kiem, ale palcem wskazującym. Vinci jest na pewno najładniejszą strzelbą z jakiej strzelałem, a także najlepiej niweluje odrzut po strzale.

APETYT NA WIĘCEJWystrzelaliśmy bez żadnego zacięcia ani problemów technicznych prawie 500 sztuk amunicji FAM-Pionki. Ciężko było się nam rozstać z tak fantastycz-ną i dającą radość strzelania bronią. Najlepiej strzelało mi się z modelu Po-

werBore, ale wszystkie modele Benelli sprawiły nam dużą frajdę podczas 3 godzin strzelania w Suchodole. Ja na pewno częściej będę odwiedzał ten parkur, dający nowe możliwości treningu.

Page 84: Gazeta Łowiecka 3/2016
Page 85: Gazeta Łowiecka 3/2016

Nasi triumfują w Bydgoszczy!

Wiosna już na całego, również ta strzelecka… W dniach 16–17 kwietnia na strzelnicy Zawiszy Bydgoszcz

odbyły się zawody Grand Prix Polski w Compak Sportingu – FITASC GP of Poland 2016

TEKST: KAMIL WIŚNIEWSKIZDJĘCIA: KAMIL WIŚNIEWSKI, ANDRZEJ BUCZEK

Page 86: Gazeta Łowiecka 3/2016

86

Udział w tej prestiżowej imprezie wzięło niemal 150 strzelców z kilkunastu krajów, m.in.: z Da-

nii, Ukrainy, Szwecji, Litwy, Anglii czy Norwegii. Przez dwa dni toczyła się bardzo zacięta rywalizacja i nikt nie mógł być pewny, jakie miejsce osta-tecznie zajmie…

POLACY W CZOŁÓWCE!Zwycięzcą w kategorii OPEN został reprezentant Szwecji Martin Anders-son. Najlepszy z Polaków – Remi-giusz Włodarczyk zajął drugie miejsce (w pierwszej dziesiątce znalazł się jesz-cze Marcin „Pluto” Pluciński). III miejsce po emocjonującym bara-żu przypadło Viktorowi Efremenko, a IV miejsce zajął Glen Presley z Wiel-kiej Brytanii. W kategorii Kobiety II miejsce zajęła Aleksandra Łyczy-kowska. W kategorii Junior II miej-sce zajął Krzysztof Buniowski. Z kolei w kategorii Weteran zwyciężył Krzysz-tof Łyczykowski, a III miejsce zajął Ry-szard Kamiński. W kategorii Super Weteran II miejsce zajął Andrzej Lis-sowski, a III – Henryk Zaworski. Jak wi-dać, Polacy nie byli zbyt gościnni i to pokazuje, że poziom naszych zawod-ników ciągle rośnie. W klasyfikacji drużynowej zwyciężyła reprezentacja Polski w składzie:

Page 87: Gazeta Łowiecka 3/2016

87

Page 88: Gazeta Łowiecka 3/2016

88

Pełna lista wyników:

• Remigiusz Włodarczyk,• Marcin Pluciński,• Marcin Kamiński,pokonując reprezentację Rosji oraz obecnych Mistrzów Świata – Duńczy-ków. Pełne wyniki znajdziecie poniżej.

SUKCES POD KAŻDYM WZGLĘDEMZawody o GP Bydgoszczy okazały się wspaniałym wydarzeniem zarów-no pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Imprezę zaszczyci-li swoją obecnością: prezydent fede-racji FITASC JP Palinkas oraz członek zarządu Paolo Amato. Obaj byli za-chwyceni i potwierdzili informacje,

że w 2017 roku w Bydgoszczy odbędą się Mistrzostwa Europy (11–14 maja). To wszystko pokazuje, jak bardzo ta dyscyplina rozwija się w Polsce.

GRATULUJEMY!Szczególne gratulacje należą się Jerzemu Kamińskiemu – prezesowi Polskiego Stowarzyszenia Strzelec-twa Parkurowego, Krzysztofowi Ły-czykowskiemu, Pawłowi Pokrzywce i wielu innym członkom PSSP, bez których nie byłoby tego sukcesu.Do zobaczenia na kolejnych zawo-dach!

Page 89: Gazeta Łowiecka 3/2016

89

Page 90: Gazeta Łowiecka 3/2016

Moda z liskiem

Elegancja i funkcjonalność to główne cechy, którymi możemy określić

nową kolekcję Fjällräven.Doskonałe materiały, takie jak

sprawdzony i wytrzymały G-1000, nowe fasony i ciekawe kolory.

Część z tych ubrań widzieliśmy na pokazie mody myśliwskiej

organizowanej przez naszą Gazetę w Poznaniu, część prezentujemy teraz

po raz pierwszy. Wszystkie będą dostępne w sklepach

myśliwskich po wakacjach

ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKAMODELE: DOMINIKA, IZA I KUBA

Page 91: Gazeta Łowiecka 3/2016

• kurtka Jacket No 68 Numbers• pokrowiec Rifle Case• czapka Nordic Heater

Page 92: Gazeta Łowiecka 3/2016

92

• spodnie Sormalnd Tapered Trousers• bezrękawnik Sormland Padded Vest• koszula Sormalnd Shirt LS

• buty Hanwag Canyon

Page 93: Gazeta Łowiecka 3/2016

93

• bezrękawnik Sormland Pile Jacket• sweter Ovik Frost Cardigan• koszula Sormland Shirt LS

Page 94: Gazeta Łowiecka 3/2016

94

• poncho Luhkka• spodnie Sormland Tapered Winter

• buty Hanwag Tatra

Page 95: Gazeta Łowiecka 3/2016

95

• kurtka Sormalnd Padded Jacket• spodnie Sormalnd Tapered Trousers• plecak Friluft, czapka Safety Cap

• buty Hanwag Canyon

Page 96: Gazeta Łowiecka 3/2016

96

• spodnie Sormland Tapered Winter• kurtka Singi Trekking Jacket• czapka Safety Cap• torba Gear Duffel

• buty Hanwag Tatra

Page 97: Gazeta Łowiecka 3/2016

97

• sweter Vika Sweater• czapka Ovik Melange Beanie• torba Foldsack No2• rękawice Forest Glove

Page 98: Gazeta Łowiecka 3/2016

98

• spodnie Sormland Tapered Winter• kurtka Brenner Pro Padded• czapka Ovik Melange Beanie• plecak Stubben

• spodnie Brenner Pro Trousers• kurtka Sormland Padded Jacket• mufka Varmland Hand Warmer• czapka Nordic Heater

• buty Hanwag Tatra

Page 99: Gazeta Łowiecka 3/2016

99

• kurtka Brenner Pro Padded Jacket• spodnie Sormland Tapered Winter• czapka Ovik Melange Beanie

• spodnie Brenner Pro Trousers• kurtka Sormland Padded Jacket• czapka Nordic Heater

• buty Hanwag Tatra • buty Hanwag Canyon

Page 100: Gazeta Łowiecka 3/2016

100

• koszula Ovik Flannel Shirt

Page 101: Gazeta Łowiecka 3/2016

101

• koszula High Coast Shirt LS

Page 102: Gazeta Łowiecka 3/2016

102

• koszula Sormland Flannel

Page 103: Gazeta Łowiecka 3/2016

103

• sweter Ovik Knit Sweater

Page 104: Gazeta Łowiecka 3/2016

104

felietonSŁAWOMIR

PAWLIKOWSKI

„Działacze” Zazdrość to jeden z siedmiu grzechów głównych i jedna

z największych bolączek członków naszego szanownego Związku. O czym mówię? Poczytajcie…

TEKST I ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

Jak już pisałem kilka miesięcy temu w artykule pod tytułem „Brawo Ja!”, nie jestem zwolennikiem megalo-

manii prezentowanej przez niektórych „żółtodziobów”, którzy myślą, że wie-dzą wszystko, a tak naprawdę albo nie wiedzą nic, albo wiedzą niewiele. Oso-biście zawsze posługuję się obiektywi-zmem w jego najczystszej postaci i nie jest dla mnie ważne, czy myśliwy zdał egzaminy 5 dni temu, czy 50 lat temu. Zawsze staram się docenić wiedzę

i doświadczenie konkretnych osób, bez względu na staż łowiecki, pozycję społeczną czy też urodę.

OBIEKTYWIZM? A CO TO?Obserwując jednak zachowania wie-lu członków naszego Związku, mu-szę stwierdzić, że pojęcie obiekty-wizmu jest dla wielu zupełnie obce. Dlaczego tak jest? Czy jest to efekt pewnych uprzedzeń ciągnących się z pokolenia na pokolenie? Powiedzmy,

Page 105: Gazeta Łowiecka 3/2016

105

że pradziadek danego myśliwego miał jakieś tam „predyspozycje”, mó-wiąc wprost: kłusownicze, to prawnuk też na pewno jest taki sam? Owszem, czasem tak bywa, ale nie jest to regu-łą. Bo dziadek był kiepskim myśliwym, to wnuk na pewno jest taki sam? Nie! To są właśnie częste błędy, jakie po-pełnia się podczas rekrutacji do na-szego Związku. Nie zawsze jest tak, jak piszę, a bardzo często jest odwrot-nie. Dziadek czy ojciec byli świetnymi myśliwymi i na tej podstawie trafiają do naszych szeregów zastępy ludzi, za których później PZŁ musi świecić oczami.

ZAZDROŚĆ JAK NOWOTWÓRGłównym tematem moich dzisiejszych rozważań jest jednak zazdrość, która zżera nasze szeregi od wewnątrz, jak nowotwór szczególnie złośliwy. Przy-kładów mógłbym tutaj podać pewnie setki, ale skupię się tylko na zarysowa-niu tematu. Zadaniem nas wszystkich jest praca na chwałę PZŁ. Może pom-patycznie to brzmi, ale tak jest. Każdy z nas powinien robić to, na co go stać i co potrafi najlepiej. Tak! Nie chodzi o to, żeby się ktoś „wypruwał”, wyka-zywał przed innymi bądź pokazywał, że „ja jestem najlepszy i niezastąpio-ny”. Chodzi o to, żeby robić to, co się najlepiej potrafi i co przynosi najwięk-

szą satysfakcję danemu myśliwemu. Są tacy, którzy próbują być wszędzie i pokazywać, że bez nich PZŁ by nie istniał, ale najczęściej robią oni tylko dobre wrażenie i nic poza tym… Znam wielu świetnych ludzi, którzy w naszych szeregach wykonują wspa-niałą robotę i nikt o nich nie słyszał, a tym bardziej nikt ich za nią nigdy nie nagradzał ani nie chwalił. Trzeba powiedzieć, że w różnych dziedzi-nach łowiectwa mamy świetnych fachowców, których praca jest bez-cenna. Czasem jednak ci wartościowi ludzie trafiają na… „działaczy”. Termin ten, żeby ktoś nie myślał, nie odnosi się absolutnie do pracowników PZŁ czy ogólnie rzecz biorąc do ludzi ze struktur naszego Związku. Jest to wy-łącznie termin pisany w cudzysłowie, bo to są tak zwani „działacze”. Ludzie, o których piszę „działają” jak „hamul-cowi” w szeregach PZŁ. Najczęstszym powodem takich za-chowań jest niestety zazdrość. Bo jak myśliwy o krótkim stażu może wychodzić przed szereg ze swoimi pomysłami? Czasem zazdrość jest powodowana takimi przyziemnymi sprawami jak lepsza broń czy lepszy ubiór u „żółtodzioba”. Bo „działacze” najczęściej ubierają się w „gumofilce” oraz odzież z PRL-owskiego demo-bilu. Nie dlatego, że ich na inną nie stać.

Page 106: Gazeta Łowiecka 3/2016

106

Po prostu szkoda wydać kilkaset zło-tych na „normalne” ubranie, bo to się nie opłaca.

„MŁODZI” – CICHO BYĆ!Są jeszcze „działacze”, którzy nadal traktują swoje Koła jak źródło utrzyma-nia. Spotkałem się z takimi osobnikami, którzy twierdzą, że muszą strzelić tyle zwierzyny, by w sezonie za „strzałowe” wróciły się im składki do PZŁ. Według takich „działaczy” młody kreatywny myśliwy powinien cicho siedzieć przez następne 40 lat, żeby tylko słuchać i re-alizować ich pomysły, których zazwy-czaj mają niewiele, a jeżeli mają, to są one z odległej epoki. Jakże często spotykam się z młodymi ludźmi pełnymi zapału, ale i wiedzy, a nierzadko doświadczenia, którzy re-alizują się w różnych dziedzinach ło-wiectwa od hodowli, poprzez kyno-logię, a skończywszy na działaniach propagujących kulturę łowiecką. Mają ten sam problem. Zazdrość i zawiść ludzi, którzy przeważnie po zdaniu egzaminów wstępnych do PZŁ nie wzięli do ręki żadnej książki o tema-tyce łowieckiej i którzy o łowiectwie wiedzą tylko tyle, jak przerobić dzi-ka na kiełbasy, a czasem nawet tego dobrze nie potrafią zrobić. W jed-nym są najlepsi. W sianiu nienawiści i przeszkadzaniu innym w działa-

niach pozytywnych dla naszej orga-nizacji. Teraz można sobie zadać py-tanie, czy właśnie zazdrość nie jest przypadkiem wiodącym elementem tej układanki? Myślę, że tak. Często na poziomie Kół Łowieckich ma to odzwierciedlenie w czasie Walnych Zgromadzeń i zgłaszaniu kandyda-tur do odznaczeń oraz innych wy-różnień. Procedura najczęściej jest taka, że ktoś, kto robi świetną robotę w PZŁ, jest często pomijany przy ta-kich okazjach. No i znów pada pyta-nie, gdzie jest obiektywizm? Skoro go nie ma, to co go zastępuje? My Polacy jesteśmy narodem, który się jedno-czy, jak zresztą pokazuje historia, tylko w czasie zagrożenia z zewnątrz? Dla-czego nadal krążą dowcipy typu „jak Żyd się budzi, to się modli do Boga, żeby mu dał taki piękny dom jak ma sąsiad, a Polak modli się, żeby sąsia-dowi dom spłonął, albo żeby mu go zabrali”. Czy naprawdę zazdrość stała się naszą narodową przywarą? Patrząc na łowieckie szeregi, myślę, że jest w tym wiele prawdy. Ilu młodych zdolnych ludzi próbują-cych działać na chwałę polskiego ło-wiectwa trafia na szeregi „działaczy--hamulcowych”, którzy sami nic nigdy nie zrobili, nic dalej nie robią, ale in-nym nie pozwalają nic zrobić? Nie na tym polega praca w naszym Związ-

Page 107: Gazeta Łowiecka 3/2016

107

ku, żeby siedzieć, poklepywać się po ramionach i chwalić jeden drugiego za nic, co najwyżej za to, że się znamy od wielu lat. Chodzi o to, żeby praca na rzecz PZŁ była widoczna przede wszystkim poza naszymi strukturami i żeby przynosiła wymierne korzyści dla naszego Związku. Dlaczego „zie-loni” mają przewagę nad nami? Wła-śnie dlatego, że oni przez ostatnie 20 lat robili wszystko, żeby wykazać, że myśliwi to źli ludzie, a m.in. „dzia-łacze” im w tym pomagali poprzez stagnację, jaka miała miejsce w na-szych szeregach przez ten czas. Czy nadal ma być normą, że im człowiek bardziej się stara i chce coś zrobić dla

łowiectwa, tym bardziej jest piętno-wany przez szeregi „hamulcowych”?

RÓBMY SWOJE!Wiem, że ci, o których piszę, i tak nie czytają zazwyczaj prasy łowieckiej, a pewnie i nie tylko prasy? Więc na koniec moich rozważań mam do nich prośbę. Jak już nic nie robicie, to przy-najmniej nie przeszkadzajcie tym, któ-rzy coś robią! Do tych natomiast, któ-rzy wkładają całe swoje serce w pracę na rzecz PZŁ, powiem krótko. Nigdy się nie poddawajcie! Róbcie swoje, nawet jak nie spływają na Was splen-dory. Przyjdzie czas, że ktoś to doceni. Darz Bór!

Page 108: Gazeta Łowiecka 3/2016
Page 109: Gazeta Łowiecka 3/2016

Ogar polski

Kiedy zabierałem się za pisanie tego artykułu, zastanawiałem się, co w przypadku tej rasy

należałoby wyróżnić. I doszedłem do wniosku, że… słowo POLSKI.

Dlaczego? Bo choć internet żyje sprawami teraźniejszymi, to ludzie nie mogą zapomnieć o swojej historii.

Historii łowiectwa w Polsce, z którą nieodłącznie związana jest rasa ogar polski

TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA

WWW.CHARYZMAT.PL

Page 110: Gazeta Łowiecka 3/2016

110

Mając 10 lat, wyciąłem obraz A. Raczyńskiego ,,Myśliwy z zającem” z „Łowca Polskie-

go”. Przykleiłem go do wewnętrz-nej strony drzwiczek mojej szafki na książki. I tak na całe życie utrwaliły mi się najważniejsze szczegóły, do jakich wciąż tęsknię. Jakie?Horyzontalna strzelba kurkowa, dłu-gie skórzane buty, kożuszek z ładny-mi zapięciami i… pies, który był dla mnie na tym obrazie najważniejszy. Pies ciężki, z prostą suchą łapą i dłu-gimi uszami. Często wtedy zadawa-łem sobie pytania. Jaki ma charakter? Czy ma łagodne usposobienie? Jaką ma sierść w dotyku? Minęło wiele lat. Dziś mogę się podzielić moimi spo-strzeżeniami i zderzyć je z myśliwską rzeczywistością.

TO NIE DLA MNIESporo ogarów widywałem na wy-stawach. Niestety, muszę stwierdzić, że wcale mi się nie podobały. Były nie-proporcjonalne, o małych głowach, czołgowatych tułowiach i wiecznie zaślinionych faflach. Trudno mi było sobie wyobrazić takiego psa w moich bardzo wymagających łowiskach, gę-sto porośniętych malinami i jeżynami.Pewnie dlatego moje ścieżki wciąż nie łączyły się z tą bardzo starą polską rasą. Wyraźnie to nie był pies dla mnie.

A JEDNAK ROBI WRAŻENIE!W swoich wędrówkach trafiłem pew-nego razu do bardzo gościnnego hodowcy niedaleko Bieszczad. Tam dopiero zobaczyłem, jak powinien wyglądać prawdziwy ogar polski – pies o czaprakowym ubarwieniu, z krótką i przylegającą sierścią, szcze-ciniastą na grzbiecie, z niezbyt wydat-nymi faflami, zwarty oraz sprawiający wrażenie silnego i żylastego. Zupełnie inny niż te widywane na wystawach. Kilka lat temu poproszono mnie, abym ułożył trzy ogary do polowań zbiorowych. Ciekaw byłem strasznie, jak będą się zachowywać podczas szkolenia…

WSZYSTKIEGO TRZEBA SIĘ NAUCZYĆTraf chciał, że na drugi dzień po tym, jak przyjechały ogary, przywiozłem z lasu niedużego wycinka. Położyłem dzika za bramą, aby psy nie miały do niego dostępu i wypuściłem je z kojców.Pierwszy złapał odwiatr czarnego zwierza z kilkunastu metrów. Reakcja psa mnie zaskoczyła. Podwinął ogon pod siebie i wbił się do budy. Pozo-stałe dwa również salwowały się na-tychmiastową ucieczką. Byłem zała-many…Ale cóż, przecież zabawa dopiero się zaczynała. Nie mogłem wiedzieć, jaki

Page 111: Gazeta Łowiecka 3/2016

111

Page 112: Gazeta Łowiecka 3/2016

112

bagaż doświadczeń mają ze sobą szkolone ogary. Zacząłem indywidu-alne spacery i szkolenie. Ścieżki tropo-we układane badylami jelenia wypra-cowywały perfekcyjnie po miesiącu pobytu na szkoleniu. Po kilkunastu wizytach w dziczej zagrodzie w to-warzystwie mojego kopova Dżekie-go psy zachwycały swoją grą, pasją i zawziętością. Najzwyczajniej w świe-cie musiały się wszystkiego nauczyć – w życiu nie ma nic za darmo.

Z PASJĄ I CHARAKTEREMOgary polskie urzekają swoim cha-rakterem. Kiedy na nie patrzę, jak się

zachowują, widzę od razu, że wie-lowiekowa selekcja pod kątem bra-ku agresywnych zachowań przynosi wciąż pożądane efekty. Dwa przykła-dy unaoczniają to bardzo dokładnie. Kiedy w trakcie szkolenia włączyłem etap zapoznania z tuszą lisa, ogar za-czął z zainteresowaniem obwąchiwać drapieżnika. Gdy wyciągnąłem dłoń, aby podnieść rudzielca z ziemi – pies pokazał kły, zupełnie jak to robią wilki, i popatrzył na mnie żółtymi ślepiami, jakby chciał powiedzieć: ,,Nie zabie-raj, bo to moje”. Oczywiście bez wa-hania zabrałem rude trofeum, a pies przednimi łapami przycisnął zwierza

Page 113: Gazeta Łowiecka 3/2016

113

do ziemi i zadem uderzył mnie w ko-lana. Wywinąłem kozła na łące jak po ciosie Mameda Khalidova i zanim się spostrzegłem, ogar już mnie cucił, polizując po twarzy szorstkim jęzo-rem. Miał dość zakłopotaną ,,minę” i merdał przepraszająco ogonem. Moja interpretacja takiego zachowa-nia była pozytywna i dziś je opisując, również uśmiecham się w duchu. Do-wodzi ono z jednej strony pasji łowiec-kiej – bo dobry pies myśliwski walczy zawsze o miskę i zdobytą zwierzynę, a jednocześnie łagodności w komu-nikacji. Nie było tutaj ataku, gryzienia i innych niebezpiecznych incyden-

tów. Po prostu pies pokazał, że chce aktywnie uczestniczyć w procesie polowania, a efekt również ma być jego udziałem.

JA SWOJE, ON SWOJE… Podobnie zareagował ogar polski, kiedy wypuściłem inne psy w celu poznania reakcji na lisa. Psisko tylko warczało i tak umiejętnie blokowało ciałem dostępu do zwierza, że naj-lepszy obrońca na boisku rugby ligi angielskiej nie powstydziłby się ta-kich umiejętności. Na koniec chwy-cił lisa w kufę, zaniósł do budy, idąc z wysoko podniesionym ogonem.

Page 114: Gazeta Łowiecka 3/2016

114

Położył się przy wejściu do kojca i co chwilę obnażając kły, zniechę-cał pozostałe czworonogi do kon-frontacji. Pies ten był uwielbiany przez moją kilkuletnią córkę, gdyż jego aksamit-na, niezbyt długa sierść i dobrodusz-ne zachowania wręcz zachęcały do zabawy.Oczywiście, jak zwykle każdy kij ma dwa końce. O ile komunikacja na podwórku była na poziomie dosta-tecznym, to kiedy szliśmy na spacer z ogarem, komunikacja między nami przypominała trochę kontakt z kro-wą, która wraca na wieczorny udój z pastwiska. Krótko mówiąc, ja swoje, ogar swoje. Kilka razy sprawdzałem, czy aby ten pies nie ma problemów ze słuchem… Zrywającego się do lotu bażanta słyszał doskonale z kil-kuset metrów, natomiast mnie igno-rował zupełnie! Był to efekt błędów popełnionych w czasie szczenię-cym i braku konsekwencji właścicie-la, ale należy powiedzieć otwarcie, że jest to rasa bardzo samodzielna i niezwykle uparta. Upór wewnętrz-ny jest niezbędny do wypracowy-wania tropów zwierzyny grubej, do czego moim zdaniem ogar polski nadaje się doskonale i nie ustępu-je wielu wyspecjalizowanym w tej dziedzinie rasom.

Page 115: Gazeta Łowiecka 3/2016

115

Page 116: Gazeta Łowiecka 3/2016

116

NA CO KOMU DZIŚ?Powstaje pytanie, do czego ogar może nam się przydać we współcze-snych czasach? Na którą zwierzynę i jakimi sposobami polować z ogarem?Ileż to opisów powstało w literaturze, gdzie ogary były głównymi bohatera-mi. Zapisano tyle stron, że chyba żad-na inna rasa psów nie doczekała się takiej bibliografii. Ale czasy się zmie-niły wraz ze sposobami polowań. Patrząc z praktycznego punktu wi-dzenia, odpowiednio wyselekcjono-wany pod kątem użytkowym ogar polski może służyć jako wszechstron-ny pies myśliwski. Pływa bez pro-blemów, aportuje intuicyjnie i na ogół jest tak gruboskórny i powolny, że zanim się zastanowi, że padł strzał, to już o nim zapomni. Więc nie zdąży się przestraszyć. Jego wręcz wybitne zdol-ności pracy dolnym wiatrem predys-ponują go do pracy tropowca. Upór i determinacja oraz niespieszne tempo pozwolą podążać na otoku za tropem kilometrami, co musi dać dobry efekt. To pies dla wszystkich, którzy wiedzą, jak powinien wyglądać pies użytko-wy i pod tym kątem potrafią dobie-rać skojarzenia. Z kolei, jeśli ktoś nie nastawia się na hodowlę, lecz po-trzebuje wiernego przyjaciela, a do tego lubi piesze wędrówki, to jest to na pewno bardzo dobry wybór.

Wspomnieć należy, że pies ten wy-maga sporo ruchu. Aby utrzymać go w kondycji, powinien być rozsądnie żywiony. Najlepiej będzie odpowia-dało mu mieszkanie w budzie i kojcu. Jest do tego świetnie przystosowany, a gruby podszerstek doskonale izoluje termicznie w mroźne dni.

POSTAWMY NA UŻYTKOWOŚĆDziś po wielu latach pracy z psami myślę, że jeśli św. Hubert pozwoli i zdrowie dopisywać będzie, to kie-dyś na pewno będę chciał polować z ogarem polskim, który odpowiada mi pod każdym względem. Chciał-bym, aby hodowla tego pięknego psa kierowała się w stronę użytkowo-ści, bo jest to jedyny słuszny kierunek. Już teraz widać piękne reproduktory i doskonałe eksterierowo psy na wy-stawach i konkursach, więc sądzę, że azymut już jest obrany, diabeł tkwi jednak jak zwykle w szcze-gółach. Te szczegóły to szkolenie pod kątem wykorzystania wszyst-kich atutów, jakie oferuje ta rasa i zamiłowanie do polowania z psami, które są wciąż żywą legendą polskie-go łowiectwa.

Page 118: Gazeta Łowiecka 3/2016

KOLEKCJONERSTWO MYŚLIWSKIE Filatelistyka Część III

Page 119: Gazeta Łowiecka 3/2016

TEKST I ZDJĘCIA: BOGUSŁAW BAUER

Zgodnie z obietnicą z poprzedniego wydania Gazety Łowieckiej przedstawiam Wam dział filatelistyki tematycznej: „Współcześni patroni łowiectwa”.

W temacie tym ująłem walory filatelistyczne dotyczące św. Huberta i św. Bawona. Postać św. Huberta na pewno

Wam jest znana, lecz wiedzy nigdy nie za wiele…

Page 120: Gazeta Łowiecka 3/2016

120

OD ŚW. HUBERTA…Św. Hubert urodził się w 655 r. w Ga-skonii, był potomkiem królewskiego rodu Merowingów. Zamiłowanie do polowania odziedziczył po swoim ojcu, któremu często towarzyszył na łowach. Ponoć w wieku 14 lat urato-wał ojcu życie podczas polowania na niedźwiedzia w Pirenejach. Pełno-letni Hubert udał się na dwór króla Frankonii, gdzie poślubił córkę Pepina z Heristal. Miał z nią syna Floriberta. Młody Hubert najwięcej czasu spę-dzał w puszczach, gdzie nieustannie polował. Łowy były jego największą pasją. Ponoć prowadził także hulasz-cze życie. Tak było do roku 695, kiedy to polując w Górach Ardeńskich, nie bacząc na nic, w sam Wielki Piątek napotkał białego jelenia z promienie-jącym krzyżem w wieńcu. Miał wte-dy usłyszeć głos Stwórcy nakazujący mu udać się do biskupa Lamberta. Przejęty objawieniem Hubert uczynił tak, jak mu głos nakazał – wybrał się na służbę bożą do biskupa. Studio-wał wiedzę kanoniczną i prowadził działalność misjonarską w Ardenach i Brabancji. Po śmierci Lamberta w 704 lub 705 r., z rąk papieża Ser-giusza otrzymał sakrę biskupią. Jako biskup nieustannie przemierzał po-gańskie jeszcze wioski oraz miasta i odnosił wiele sukcesów w zjednywa-

niu ludzi dla wiary w Chrystusa. Około roku 717 przeniósł stolicę biskupstwa do Leodium (Liège). Przed śmiercią miał wygłosić wzruszającą mowę, w której schorowany już i słaby prosił swoje owieczki, aby żyjąc po chrze-ścijańsku, pozwoliły swojemu paste-rzowi zasnąć w pokoju. Zmarł 30 maja 727 r. w swej rezydencji w Terune-ren. Pochowany został w kościele św. Piotra w Liège. Za doczesne za-sługi w krzewieniu chrześcijaństwa wkrótce został ogłoszony świętym. 3 listopada 743 r. przeniesiono ciało już świętego Huberta do główne-go ołtarza. Okazało się wtedy, że mimo upływu czasu nie było do-tknięte rozkładem, a z grobu rozcho-dziła się przyjemna woń. W 825 r. doczesne szczątki św. Huberta prze-niesione zostały do Andante i złożo-ne w głównym ołtarzu kościoła. Miej-scowość ta od tego momentu nosi nazwę Saint-Hubert, a kościół miano Bazyliki św. Huberta. Dzień poświęce-nia relikwi św. Huberta – 3 listopada – stał się świętem myśliwych i leśni-ków. Święto to czczone jest uroczy-stymi łowami, poprzedzanymi mszą w intencji myśliwych. W tradycji lu-dowej św. Hubert czczony jest tak-że jako patron lunatyków i chorych na epilepsję. Przypisuje mu się też szczególne orędownictwo w wypad-

Page 121: Gazeta Łowiecka 3/2016

121

Page 122: Gazeta Łowiecka 3/2016

122

kach wścieklizny. Kult św. Huberta szybko rozprzestrzenił się w sąsied-nich krajach, by niebawem objąć całą Europę z Hiszpanią i Anglią. W XI w. wchłonął legendę o św. Eustachym, poprzednim patronie myśliwych. Ikonografia przedstawia św. Hu-berta najczęściej w czasie polo-wania, gdy objawił mu się jeleń z krzyżem między tykami. W Polsce klasyką w tym temacie są prace Jerze-go Kossaka, który w 1937 r. na Świa-towej Wystawie Łowieckiej w Berli-nie otrzymał złoty medal za obraz przedstawiający widzenie św. Huber-ta. Imieniem św. Huberta nazwało się wiele kół i towarzystw myśliwskich. Znak wieńca z krzyżem jest też ofi-cjalną od 1946 r. odznaką Polskiego Związku Łowieckiego (od roku 1953 ze względów politycznych nie używa-ny). Medal św. Huberta, ustanowiony w 1993 r., nadawany jest za szczególne zasługi dla kultury łowieckiej. Źródło: Encyklopedia Polskiego Łowiectwa

Jako patron myśliwych św. Hubert jest bardzo częstym motywem w fa-lerystyce, malarstwie, rzeźbie itp., ale i w filatelistyce ma swoje zaszczytne miejsce. Motyw Huberta znajdziemy na stemplach okolicznościowych, ko-pertach FDC, znaczkach pocztowych czy kartach maksimum. Tematyka

św. Huberta w filatelistyce może nie jest tak rozbudowana jak motyw Dia-ny, ale zbiór na karty pokazowe można spokojnie zebrać. Do zbioru naszego patrona dołączyłem tematy powiąza-ne ze św. Hubertem: pies św. Huberta – Bloodhund, Bazylika św. Huberta w Saint-Hubert, kapliczki, kościo-ły pod wezwaniem św. Huberta czy wszelkie uroczystości hubertowskie.

…DO ŚW. BAWONAŚwięty Bawo (Bawon, ur. ok. 589 w Hes- baye, zm. 1 października 654 w Gan-dawie) – belgijski święty czczony w kościele katolickim i prawosławnym.Urodził się jako Allowin niedaleko Liè-ge (obecnie w Belgii). W dzieciństwie zdrobniale nazywano go Bawo (lub Bawon). W młodości znany był z bez-troskiego, hulaszczego i samolubne-go życia. Ożenił się i miał córkę Agle-trudis. Po przedwczesnej śmierci żony i pod wpływem niezwykle pobożnej córki oraz wysłuchanego kazania, wygłoszonego przez mnicha Aman-dusa, nawrócił się. Sprzedał wszystkie swoje posiadłości, pieniądze przezna-czył na budowany przez Amandusa klasztor w Gandawie i przeniósł się tam. Został mnichem benedyktyń-skim i razem z Amandusem głosił Słowo Boże. Po pewnym czasie wy-stąpił do Amandusa o pozwolenie na

Page 123: Gazeta Łowiecka 3/2016

123

Page 124: Gazeta Łowiecka 3/2016

124

spędzenie reszty życia jako pustelnik. Po uzyskaniu zgody na początku mieszkał w wydrążonym pniu drzewa, a potem zbudował w pobliskim lesie lepiankę. Żywił się warzywami i wodą. Zmarł śmiercią naturalną 1 paździer-nika roku 653 lub 654. Pochowany zo-stał w klasztorze w Gandawie, wtedy zwanym Ganda, dziś noszącym jego imię – klasztor św. Bawona (Sint-Baaf-sabdij). W czasie jego pogrzebu miał zdarzyć się cud – opętana przez dia-bła kobieta dotknęła ciała Bawona i została uzdrowiona.Nie wiadomo dokładnie, kiedy Bawon został ogłoszony świętym – praw-dopodobnie w 680 lub 1010 r. Jego dniem jest 1 października. Bawon patronuje sokolnikom, biskupstwu w Gandawie i miastu Haarlem, gdzie uznawany jest za wybawcę. W 1268 r. miasto znajdowało się pod oblęże-

niem, kiedy ukazał się na niebie świę-ty Bawon z mieczem w prawej i so-kołem w lewej ręce. Wystraszyło to oblegających miasto, którzy natych-miast uciekli, a mieszkańcy Haarlem obrali sobie Bawona na patrona.Św. Bawon przedstawiany jest jako pustelnik w wydrążonym drzewie lub na wielkim kamieniu (ponieważ jako umartwienie codziennie w drodze na mszę niósł ze sobą duży kamień). Jego atrybutami są miecz, mała waga i so-kół, z którym wiąże się legenda. Ponoć Bawona oskarżono kiedyś o kradzież białego sokoła, co w owych czasach było karane śmiercią na szubieni-cy. Kiedy wyrok już miał być wyko-nany, nadleciał zagubiony biały sokół i usiadł na szubienicy. Biały ptak – symbol niewinności – dowodził że Bawon nie dopuścił się kradzieży. Sam święty uznał to za znak od Boga.

Page 126: Gazeta Łowiecka 3/2016

Polowanie na dzikie kozice w Szkocji wydaje się całkiem komfortowymi łowami, ale polowanie

na koziorożce w odległym Kirgistanie, w centrum Azji Środkowej – już niespecjalnie

TEKST I ZDJĘCIA: SIMON K. BARRTŁUMACZYŁA: EWA MOSTOWSKA

3756 METRÓW NAD POZIOMEM MORZA

Page 127: Gazeta Łowiecka 3/2016
Page 128: Gazeta Łowiecka 3/2016

128

Dziesięciodniowa podróż wzdłuż dawnego Jedwabnego Szlaku w towarzystwie kirgiskich no-

madów, spanie w jaskiniach, picie końskiego mleka i żywienie się żoł-nierskimi racjami – to naprawdę nie jest zabawa. Ani pod względem fi-zycznym, ani psychicznym. Rok zajęło mi planowanie tej wyprawy i prawdę mówiąc, przebiła ona wszystko, co do tej pory zrobiłem...W ciągu ostatnich kilku sezonów moje myśliwskie pasje ewoluowały od po-lowania na ptaki za pomocą śrutów-ki w kierunku większej zwierzyny. Nie to, żebym w ogóle porzucił np. polowania na kaczki, ale kiedy poja-wia się okazja do wypuszczenia się na

dzikie zwierzęta i zmierzenia się z ich naturalnymi instynktami, moje serce zabiło trochę mocniej. Ten rodzaj po-lowania jest dla mnie niezwykle eks-cytujący, a poza tym daje możliwość poznania nowych, fascynujących miejsc, do których inaczej nigdy bym nie trafił. Mimo to Kirgistan będzie chyba zwieńczeniem moich marzeń o polowaniu w egzotycznych miej-scach. Polowanie w górach sprawia mi ogromną frajdę i jest niezwykle fascy-nujące. Chciałbym to robić, dopóki organizm pozwoli, czyli, miejmy na-dzieję, jeszcze kilka lat. Wysoko wśród klifów, stromych górskich zboczy i stale czyhających niebezpieczeństw,

Page 129: Gazeta Łowiecka 3/2016

129

znajduje się mnóstwo różnorodnych gatunków kóz i koziorożców z rodza-ju Capra albo owiec Ovis. Jest ich na-prawdę dużo w prawie każdym od-powiednio wysokim paśmie gór. To niesamowite, że rodzaj Capra dzieli się aż na 40 podgatunków, na które moż-na polować na całym świecie, a Ovis – aż na 46. Kirgistan, czy też oficjalnie Republika Kirgiska, leży w Azji Central-nej. Ta pocięta górskimi traktami była republika radziecka, która zyskała nie-podległość w 1991 roku, graniczy od północy z Kazachstanem, od wscho-du z Chinami, od południa z Tadży-kistanem i z Uzbekistanem od zacho-du. Kraj ten jest obecnie różnorodny kulturowo, z wyraźnymi wpływami

zarówno ze strony swych sąsiadów, jak i Zachodu. Wiele w nim też po-zostałości z czasów sowieckich, np. na każdej stacji benzynowej można znaleźć niezwykle szeroki asortyment wódek.

KRAJ PEŁEN NIESPODZIANEKW kraju panuje korupcja polityczna, a jeśli wziąć pod uwagę drażliwą kwe-stię bogactw naturalnych tutejszych gór, o które Chiny i Rosja toczą coraz bardziej zaciekłą walkę, można śmiało powiedzieć, że Kirgistan ma wystar-czająco dużo wyzwań i problemów. Tak czy inaczej, człowiek z Zacho-du, przynajmniej jako gość, może się w tej stosunkowo bezpiecznej, środ-

Page 130: Gazeta Łowiecka 3/2016

130

kowoazjatyckiej republice trochę od-prężyć. Podróżowanie po Kirgistanie nie jest bardziej niebezpieczne niż po kra-jach Europy Wschodniej albo po Turcji. Planowałem, że moja wyprawa do Kirgistanu zostanie uwieńczona tro-feum w postaci majestatycznego koziorożca syberyjskiego (Capra si-birica) albo koziorożca alpejskiego (Capra ibex ibex). Te brodate be-stie o długich, mocnych rogach żyją w stosunkowo małych grupach, na dużych wysokościach pasm górskich Azji Środkowej, m.in. w masywie Tien-Szan na pograniczu Kirgistanu

i Chin. Koziorożec jest zwierzęciem kopytnym, należącym do przeżuwa-czy. Odmiana syberyjska jest najwięk-sza i charakteryzuje się okazałymi ro-gami, które zawijają się nad grzbietem, tworząc imponującą krzywiznę. Poza Kirgistanem można na nie polować także w Uzbekistanie, Tadżykistanie i Kazachstanie, gdzie nieznacznie się od siebie różnią rozmiarami ciała i rogów, ale generalnie na największe trofea można liczyć właśnie w Kirgi-stanie. Rogi o długości 104-114 cm nie należą do rzadkości, a w przypadku okazal-

Page 131: Gazeta Łowiecka 3/2016

131

szych osobników mogą mieć nawet ponad 127 cm. Sezon łowiecki wy-pada różnie w poszczególnych pań-stwach, generalnie obejmuje okres między wrześniem a lutym.

PODRÓŻ CZAS ZACZĄĆ...Mój lot do Biszkeku, który jest stoli-cą Kirgistanu, wiódł przez Stambuł, ale równie dobrze mógł wieść przez samo piekło. Jak wiadomo, czasa-mi latanie z bronią bywa uciążliwe – i dokładnie tak było tym razem... Otóż geniusze na odprawie na lotni-sku Stanstead zapomnieli o jednym

malutkim szczególe – a mianowicie o przypisaniu mojego bagażu do ostatecznego celu podróży, co przy locie z międzylądowaniem powinno być oczywistością. Innymi słowy, zo-stałem zmuszony błagać w Stambu-le o przyznanie mi tureckiej wizy, by móc opuścić strefę tranzytową i pójść odszukać swój bagaż na taśmociągu. Kiedy ja i moje rzeczy znów byliśmy razem, znalazłem się nagle w niezbyt komfortowej sytuacji: byłem w Turcji z bronią bez odpowiednich zezwoleń. Moje umiejętności negocjacyjne zo-stały wystawione na poważną pró-

Page 132: Gazeta Łowiecka 3/2016

132

Page 133: Gazeta Łowiecka 3/2016

133

bę, jednak po długich pertraktacjach udało mi się załapać na ostatni sa-molot. Z pewnością ten niewielki in-cydent przysporzył mi wiele stresu, jednak z drugiej strony był dobrym wstępem do tej wyprawy – w końcu nie bez powodu mówi się o łowiec-kiej przygodzie... Kiedy wczesnym rankiem wylądowa-łem w Biszkeku, było całkiem ciem-no. Na dodatek miałem jet lag, więc czułem się wprost „cudownie”. Róż-nica czasowa pomiędzy Kirgistanem a moim domem wynosi sześć go-dzin, dodatkowo zawsze ciężko zno-siłem loty na Wschód. Jeśli doliczyć stres związany z sytuacją w Stam-bule i totalny brak snu w samolo-cie, to powstaje świetny przepis na to, jak rozpocząć wyprawę bę-dąc kompletnie wykończonym. Na szczęście kirgiscy celnicy byli przy-jaźni, więc odprawa poszła gładko i w końcu mogłem powiedzieć, że do-tarłem na miejsce – z bronią i w ogóle! W sali przylotów czekał już na mnie mój przewodnik, Rinat. Bez dalszych przeszkód rozpoczęliśmy dziesię-ciogodzinną podróż na północny wschód, w stronę wyższych par-tii gór. Po krótkiej chwili moje oczy same się zamknęły, nie mając się na czym zatrzymać we wszechobecnej ciemności, mogłem złapać trochę

utraconego snu. Po kilku godzinach przerywanej drzemki światło dzienne skutecznie uniemożliwiło mi dalszy sen. Zacząłem powoli wracać do życia dzięki widokowi zatykającemu dech w piersiach. Na horyzoncie rozciągała się dolina, wciśnięta w postrzępiony, smagany wiatrem górski masyw, po-kryty na wpół wyschłymi krzewami i upstrzony gdzieniegdzie kępkami pożółkłej trawy.

NA MIEJSCUOd czasu do czasu mijaliśmy mniej lub bardziej wychudzone bydło, szu-kające pożywienia w surowym klima-cie. W pobliżu widać było jurty, czyli kopulaste namioty ze skóry z otwo-rem dymnym na środku, służące no-madom z Azji Środkowej za półprze-nośne domy. Z otworów dymnych niespiesznie wydobywały się malow-niczo zakręcone smugi dymu. Po-czułem, że jestem naprawdę daleko od domu, trochę jakbym wylądował w jakimś starym numerze „National Geographic”. Po siedmiu godzinach dotarliśmy do naszego pierwszego przystanku: Na-ryn, niewielkiego miasta u stóp ma-sywu Tien-Szan. Zatrzymaliśmy się tam, żebym mógł załatwić sobie od-powiednie licencje, wydawane przez mający tam swą siedzibę kirgiski

Page 134: Gazeta Łowiecka 3/2016

134

związek łowiecki. Tutejszy rząd bar-dzo dokładnie nadzoruje polowania na koziorożce syberyjskie, pobierając od myśliwych opłaty, których celem jest nie tyle zysk, co zapewnienie ga-tunkowi przetrwania.Po załatwieniu papierkowej roboty pokonaliśmy ostatnie trzy godziny trasy do bazowego obozu drogami, przy których najgorsze szutrowe dro-gi w Szwecji wydają się autostradami. Końcowy przejazd wystawił na próbę zawieszenie naszego Land Cruisera, bo trasa wiodła dosłownie po kło-dach i kamieniach. W końcu, na polanie przed nami za-majaczyło kilka zielonożółtych bu-

dynków, otoczonych skalnymi ścia-nami. W miarę jak się zbliżaliśmy, dało się rozróżnić dwa stare, pozbawione kół wagony kolejowe, które ustawio-no na podkładach. Ach, nie ma to jak w domu! Właśnie to miejsce mia-ło służyć nam za obóz bazowy. Na-sze przybycie spowodowało go-rączkowe poruszenie. Gospodarz obozu, kucharz i konserwator zaraz rzucili się do pomocy przy przerzu-caniu moich manatków do jedne-go z wagonów, który miał stać się moją sypialnią na tę noc. Kiedy roz-pakowałem najważniejszy pakunek, zdałem sobie sprawę, że trzeba bę-dzie jeszcze raz przystrzelić lunetę,

Page 135: Gazeta Łowiecka 3/2016

135

bo w końcu rzadko kiedy strzela się do koziorożca na odległość mniejszą niż 200 m. Echo wystrzału z mojego Mausera M-03 kaliber .300 Win Mag poniosło się nad krajobrazem i ogło-siło wszem i wobec moje przybycie. Wkrótce na improwizowany tor strze-lecki przygalopowali ze swych jurt nomadyjscy przewodnicy, chcący poznać nowo przybyłego myśliwe-go. Ubrani w zadziwiającą mieszan-kę tradycyjnych wełnianych strojów i zachodniego wyposażenia łowiec-kiego, z wdziękiem wślizgujący się na konie i błyskający w uśmiechu złotymi zębami – robili wrażenie. Od razu ich polubiłem, a widocznej fa-

scynacji moim wyposażeniem, które w ich oczach było niesamowitą tech-nologią, nie dało się nie zauważyć.Każdej wiosny, kiedy rozpuści się śnieg, nomadzi przenoszą swoje domostwa z terenów nizinnych wyżej, w pokrywające się zielenią górskie do-liny. Wraz ze swym bydłem pozostają tam aż do października, kiedy to kli-mat znowu się oziębia. Z 5,5 mln ludzi zamieszkujących Kirgistan 10% wciąż żyje w taki prosty sposób. Zupełny brak Internetu, telefonów, kart kredy-towych, fast foodów i półproduktów sprawia, że żyją w błogiej nieświado-mości o naszym świecie, a ich jedyny problem to zapewnienie pożywienia

Page 136: Gazeta Łowiecka 3/2016

136

Page 137: Gazeta Łowiecka 3/2016

137

swojej rodzinie i utrzymanie wilków z dala od zwierząt domowych. Cza-sami ciężko nie zastanawiać się nad tym, który z tych sposobów na życie jest lepszy...Nomadzi wykazali się dobrym gu-stem i znaleźli mi idealnej wielko-ści nakrapianego siwka, który miał stać się moim rumakiem podczas tej wyprawy. Nazwali go Kyok-at, czyli „koń w kolorze nieba”. Młody wałach okazał się dobrze obeznany w szla-chetnej sztuce wspinaczki górskiej, a w tych okolicznościach koń to jedy-na opcja – nie istnieje żaden pojazd, niezależnie od wyposażenia i wyso-kości prześwitu, który by sobie pora-dził w takim terenie.Wykończony jet lagiem, a jedno-cześnie podekscytowany oczekiwa-niem, całą noc próbowałem złapać trochę snu przed porannymi łowa-mi. Co prawda zacząłem już prze-zornie łykać Diamox (lek przeciwko objawom choroby wysokościowej), jednak dało się odczuć wpływ prze-bywania na 3 tys. m n.p.m. Mimo sporadycznych ukłuć na języku i w stopach, ufałem, że leki powstrzy-mają objawy choroby i będę mógł kontynuować wyprawę.Rankiem osiodłaliśmy konie i udali-śmy się w ośmiogodzinną podróż na tereny łowieckie zwane Moldo Bel,

gdzie otoczenie było jeszcze bar-dziej oszałamiające – jeśli to w ogó-le możliwe. Krajobrazy z „Władcy Pierścieni” mogą się schować – mó-wimy tu o prawdziwych widokach! W drodze moi przewodnicy na zmia-nę wypatrywali koziorożców na wy-stających zboczach nad nami i jesz-cze przed południem dostrzegliśmy pierwsze z nich. Dobrze trafiliśmy.

MONOTONNA WSPINACZKAKolejne dni przebiegały według tego samego schematu. Rozpoczy-naliśmy dzień od zwiadu w dolinach, a potem kolistymi ruchami prze-mieszczaliśmy się w wyższe partie, by ustawić się w pozycji strzału. Kozio-rożce nie posiadają żadnych natural-nych wrogów, którzy by je zmuszali do wypatrywania niebezpieczeństwa z góry, więc w razie zagrożenia in-stynktownie kierują się w tamtą stro-nę w poszukiwaniu schronienia. Z tą wiedzą nasza strategia wydawała się oczywista. Pod koniec pierwszego dnia łowów dotarliśmy na płaskowyż trochę po-wyżej obozu, gdzie rozłożyliśmy się na noc w grocie. Kolacja składała się z zimnych sardynek z puszki i suchego chleba pita, do którego popijaliśmy ciepły chai, czyli kirgiską herbatę. Taka dieta obowiązywała w zasadzie przez

Page 138: Gazeta Łowiecka 3/2016

138

cały czas. Czekaliśmy, aż uda nam się upolować zwierzynę i będziemy mo-gli wzbogacić nasze racje o trochę bardziej wartościowe źródło białka. Nocami temperatura spadała zna-cząco, nawet do -10OC. Kiedy więc wieczorne siorbanie herbaty zmusiło mnie nocą do opuszczenia ciepłego śpiwora i udania się na stronę, stwier-dzenie, że panowało przeraźliwe zim-no, nie było żadną przesadą. Przez następne cztery dni wielo-krotnie obserwowaliśmy zwierzynę, ale nie było okazji do strzału. Na do-miar złego zacząłem na nowo odczu-wać fizyczne dolegliwości związane z wysokością i dniami spędzonymi

w siodle. Z pewnością nie bez znacze-nia było to, że żyliśmy „na krawędzi”, dosłownie i w przenośni. Świadomość, że jedyne, co dzieli cię od przepaści i gwałtownej śmierci, to przyczep-ność kopyt zwierzęcia, którego mózg jest podobno wielkości orzecha wło-skiego, niewątpliwie powoduje pew-ne napięcie. Z drugiej strony człowiek czuje się pełen życia, kiedy od kata-strofalnego w skutkach upadku dzieli go jedynie jeden mały krok. Wbrew wszystkiemu pokładałem ogromne zaufanie w umiejętności zarówno koni, jak i moich koczowniczych przy-jaciół, którzy wzięli mnie pod swoje skrzydła. Zdecydowanie najbardziej

Page 139: Gazeta Łowiecka 3/2016

139

obiecująca okazja do strzału pojawiła się rankiem szóstego dnia, kiedy to na-szym oczom ukazały się trzy osobniki, drzemiące sobie w cieniu, na urwisku wysoko nad nami. Dostanie się tam i zajęcie dobrej pozycji do strzału za-jęłoby cały dzień, ale z drugiej strony wtedy byłoby to prawdziwie impo-nujące trofeum. Oczywiście, jeśli one wciąż by tam jeszcze były.

WYCZEKANY STRZAŁWspięcie się na tę górę było bez wąt- pienia najtrudniejszą i najbardziej sza-loną rzeczą, na jaką kiedykolwiek na- raziłem swój i tak już nadwątlony or-ganizm. W rzadkim powietrzu, teraz

na wysokości prawie 4 tys. m n.p.m., czułem się, jakby moje serce mogło w każdej sekundzie eksplodować z wysiłku. Paliło mnie w klatce pier-siowej i płucach, a każdy oddech był jak wdychanie żywego ognia. Było tak stromo, że nawet konie nie da-wały już rady, musieliśmy zostawić je w połowie drogi i w zasadzie wspi-nać się na strome urwisko za po-mocą własnych rąk i siły woli. Konie uwolnione od ciężaru naszych ciał i tak podążyły za nami, jakby były za-klęte. Do tej pory nie rozumiem, jak to się stało. Nagle, po raz pierwszy w trakcie tej wyprawy, pomyślałem o ubezpieczeniu od następstw nie-

Page 140: Gazeta Łowiecka 3/2016

140

szczęśliwych wypadków z opcją ewa-kuacji z miejsca zdarzenia, o którym spontanicznie opowiedział mi pe-wien przyjaciel, kiedy usłyszał o szcze-gółach mojego wyjazdu.

CHWILA PRÓBYCały mój pogrążony w bólu organizm krzyczał, aby ta brutalna wspinaczka już się skończyła. Kilka ostatnich de-sperackich wdechów dało mi siłę, by wspiąć się na ostatnią półkę, zanim w końcu krajobraz się wyrównał. Nie zdążyłem jeszcze złapać oddechu, kiedy wokół mnie zagajnik eksplodo-wał tysiącem piór. W tej samej chwili dwudzieścia ptaków poderwało się

do lotu i ku swojemu zaskoczeniu usłyszałem odgłos, jaki wydaje z siebie głuszec. Nie do końca takiego pod-kładu muzycznego spodziewałem się po wdrapaniu się na coś, co wyda-wało mi się najwyższą górą świata. Po bliższej obserwacji okazało się jednak, że to pustynniki. Jak one latają! Puściły się wzdłuż zbocza niczym miniaturo-we myśliwce, omijając skrzętnie każdy wystający skalny ustęp, jakby miały wbudowany żyroskop. Obserwowa-łem te powietrzne akrobacje, dopóki nie dało się ich już rozróżnić na tle skał – to był widok niczym z pocztówki. Jeden z przewodników zniknął na zwiadach, by po chwili wrócić z in-

Page 141: Gazeta Łowiecka 3/2016

141

formacją, że zwierzyna wciąż znaj-duje się na swoim miejscu. Obser-wując przewodnika galopującego z prędkością 400 m/min wyobra-żałem sobie, jakby to wyglądało, gdybym spróbował tego samego. Kiedy przewodnik zaczął energicznie machać rękami w moją stronę, roz-szyfrowałem jego subtelne szarady, chwyciłem za broń i w nieco bardziej dostojnym tempie podążyłem za nim ku krawędzi, przy której wypatrzył koziorożce. Mój towarzysz pokazał mi na migi, bym ostatnie kilka metrów poko-nał skradając się i poczułem, że zbli-ża się wielka chwila. Widziałem te-

raz wszystkie trzy samce. Koziorożce były kompletnie nieświadome naszej obecności, ale zaczęły się trochę de-nerwować w miarę, jak słońce zaczęło się powoli obniżać. Na szczęście przed podróżą zaopatrzyłem się w lornetkę z dalmierzem laserowym i kompu-terem balistycznym, który – uwaga, uwaga! – oblicza dokładne ustawie-nie celownika na podstawie aktual-nego kąta ustawienia w stosunku do celu, ciśnienia powietrza, temperatu-ry, a także danych balistycznych kuli. To technologiczne cudeńko miało teraz zmaksymalizować moje szanse na pierwszy strzał po sześciu dniach polowania.

Page 142: Gazeta Łowiecka 3/2016

142

Page 143: Gazeta Łowiecka 3/2016

143

Po starannym wybraniu celu, którym został największy z kozioroż-ców, mierzę odległość – 305 m. Lor-netka pokazuje, że muszę wyregu-lować wysokość celownika o osiem jednostek, żeby podświetlony krzyż znajdował się dokładnie tam, gdzie chcę. Sekundy wydają się teraz minu-tami, ale ćwiczenia matematyczne są już zakończone, a zwierzyna znajduje się na celowniku, więc nie muszę dłu-żej czekać. Poprawiam uścisk na kol-bie i ostrożnie zaciskam palce na spu-ście. Kula Hornady Interbond 150GR natychmiast wysyła z dolnej półki wiadomość w postaci głuchego od-głosu, kiedy trafia w zwierzę. Koziorożec stawia jeszcze kilka chwiej-nych kroków, po czym potyka się na kamieniach i stacza w dół, poza zasięg naszego wzroku. Ponieważ za-częło się już ściemniać, wyprawa za powaloną zdobyczą byłaby zbyt nie-bezpieczna. Decydujemy się pocze-kać do rana. Teraz mogłem już tylko mieć nadzieję, że kula siedziała tak dobrze, jak myślałem, i że znajdziemy zdobycz w dobrym stanie. Zapowia-dała się długa noc oczekiwania.

NIEPEWNOŚĆNoc w lichym obozie okazała się nie tylko długa, ale też zimna. W koń-cu upragnione słońce pojawiło się

nad horyzontem. W momencie, kie-dy wyruszyliśmy w drogę do miej-sca wczorajszych wydarzeń byliśmy ledwo przytomni z powodu niewy-spania i wysokości. Wejście na pół-kę nie było łatwe, a ja nie miałem najmniejszej ochoty podzielić losu mojej zdobyczy. Zbocza opada-ły stromo i każdy najmniejszy ruch na luźnym i śliskim podłożu wyma-gał olbrzymiej ostrożności. Poru-szaliśmy się w zwolnionym tempie, jak w filmie, aż dotarliśmy do miejsca, w którym koziorożec znajdował się w mo- mencie strzału. Na ziemi były wy-raźne ślady trafienia. Kiedy prze-czołgałem się do krawędzi, z któ-rej się stoczył, mogłem odetchnąć z ulgą. Rogi zaklinowały się pomiędzy kamieniami na niewielkiej półce skalnej poniżej – co było łutem szczęścia, ponie-waż dalej znajdowała się solidna prze-paść, lekko licząc jakieś 150 m w dół.Fala ulgi przetoczyła się przez moje ciało – strzeliłem wspaniałe zwierzę jednym celnym strzałem i nie posła-łem tuszy w głęboką dolinę poniżej, czego się obawiałem. Jeden z prze-wodników zszedł na dół i obwiązał zdobycz sznurem, po czym wszy-scy wspólnymi siłami wciągnęliśmy ważącego ze 150 kg koziorożca na górę. Uszkodzenia tuszy były mini-malne. Dopiero teraz całe nagro-

Page 144: Gazeta Łowiecka 3/2016

144

madzone emocje zaczęły ze mnie uchodzić i nie mogłem doczekać się, aż wrócimy do obozu bazowego, aby zadzwonić do żony przez telefon satelitarny i przekazać jej dobre wie-ści! Mięso oraz trofeum załadowano na konie, co przypomniało mi polo-wanie w Szkocji, gdzie tusze jelenia również sprowadza się z zielonych pagórków na koniach. Nasz triumfal-ny powrót do obozu bazowego trwał 6 godzin, ale został ukoronowany konsumpcją szczególnie wartościo-wego źródła białka – serca koziorożca – na przystawkę oraz bardzo smacz-nego głównego dania w postaci gu-laszu z płuc. Nie jestem pewien, czy rosyjska wódka, którą zakrapialiśmy to wszystko, może się liczyć jako de-ser, ale tak czy inaczej skorzystałem z okazji, by wznieść toast za udane za-kończenie tego doprawdy epickiego polowania.

GORĄCO POLECAM...To było bez wątpienia najbardziej sa-tysfakcjonujące polowanie w moim życiu! Po powrocie do domu ciężko mi było opisać różne aspekty tej wyprawy i to, co sprawiło, że była ona tak nie-zwykła. Poza tym jestem w pełni świadomy, że większość tej opowie-ści brzmi jak wyssana z palca, dlate-go mam nadzieję, że chociaż zdję-

cia wesprą jej wiarygodność. Nawet jeśli ceny są wyjątkowo przystępne, na pewno nie jest to wyprawa dla wszystkich. Na dobry początek trzeba mieć przynajmniej szczere pragnienie przygody, dobrą kondycję fizyczną i umieć wyrzec się codziennych luk-susów, do których jesteśmy przy-zwyczajeni. Dopiero wtedy moż-na w ogóle zacząć rozważać coś podobnego. Ale jeśli spełniasz te warunki, a może najzwyczajniej w świecie czujesz zmęczenie ma-teriału, jeśli chodzi np. o polowania na ptaki – wtedy gorąco polecam podjęcie takiego prawdziwego wy-zwania, które wystawia nas na cięż-ką próbę. Tym słodsza jest wtedy satysfakcja z wygranej – wierzcie mi!

Page 146: Gazeta Łowiecka 3/2016

Fot.: Team Winz

Następne wydanie Gazety Łowieckiej już w czerwcu.