jakub bobrowski, mateusz wrona - wydawnictwo bosz strone  · 2019. 3. 15. · jakub bobrowski,...

21
Czarty, biesy, zjawy Opowieści z pańskiego stołu Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona ilustracje Błażej Ostoja Lniski

Upload: others

Post on 01-Oct-2020

3 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

Czarty, biesy, zjawyOpowieści z pańskiego stołu

Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona

i lus

trac

je B

łaże

j Ost

o ja

Lnis

k i

Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58

Page 2: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

5

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

O D A U T O R Ó W

Biesy ok 2.indd 4 12.02.2019 12:58

Page 3: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

5

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

Zachęceni życzliwym przyjęciem, z którym spotkała się nasza Mitologia słowiańska,

postanowiliśmy przygotować dla Czytelników książkę utrzymaną w podobnej konwen-

cji i poświęconą zbliżonej tematyce. Nieprzebrane bogactwo słowiańskiej demonologii

kolejny raz stało się dla nas źródłem inspiracji. Czarty, biesy, zjawy to zbiór opowia-

dań poświęconych wyobrażeniom demonologicznym z czasów Polski szlacheckiej, gdy

słowiańskie pogańskie wierzenia przemieszały się już z wpływami chrześcijaństwa oraz

kultury zachodnioeuropejskiej.

Pracując nad niniejszą książką, korzystaliśmy z licznych tekstów źródłowych z epoki

oraz współczesnych opracowań naukowych. Przedstawione w niej historie nie są jed-

nak ścisłą rekonstrukcją staropolskich podań, ale autorską fabularną wizją tego, jak nasi

przodkowie wyobrażali sobie świat nadprzyrodzony. Język naszych opowiadań nie sta-

nowi wiernego odwzorowania staropolszczyzny, ale wyraźnie do niej nawiązuje, dlatego

pojawiają się w nich dawniejsze lub mniej znane słowa. Zostały one objaśnione w słow-

niczku zamieszczonym na końcu książki.

Zapraszamy zatem Czytelników, by spędzili wieczór przy pańskim stole i wysłuchali

kilku niesamowitych opowieści rodem z siedemnastowiecznego dworu.

O D A U T O R Ó W

Biesy ok 2.indd 5 12.02.2019 12:58

Page 4: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

P R Z Y P A Ń S K I M S T O L E I

Biesy ok 2.indd 6 12.02.2019 12:58

Page 5: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

Biesy ok 2.indd 7 12.02.2019 12:58

Page 6: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

9

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

Było to w zapusty u schyłku panowania przesławnego króla Jana III Sobieskiego. Pan Waw-

rzyniec Chrzanowski, jak to miał w zwyczaju, sprosił gości do swojego dworu położonego

w ziemi krakowskiej. Zwyczaj ów wziął się z tego, że gospodarz był od lat wielu wdowcem

i przykrzyło mu się samemu w domu, szczególnie w długie zimowe wieczory. Czas ten

nie sprzyjał dalekim podróżom i polowaniom, zachęcał za to do wspólnego biesiadowania

w cieple ognia buchającego w kominku.

Jak co roku zjawił się we dworze mieszkający w pobliżu brat Wawrzyńca, Walenty, z żoną

Reginą. Przybył także sąsiad i przyjaciel domu pan Tomasz Borowicki z nieodległej Wielicz-

ki. Towarzyszyła mu niezwykłej urody małżonka Anna.

Zebrani zdążyli się już rozgościć przy wielkim stole zajmującym pół sporego pokoju.

Nastał wczesny zmierzch zimowy, więc służba rozstawiła świeczniki i dorzuciła do ognia

w kominie, tak że pomieszczenie wypełniło się rzęsistym światłem i przyjemnym ciepłem.

Stół zastawiono suto wyszukanymi potrawami. Były na nim rozmaite mięsiwa, tak zwie-

rząt hodowlanych, jak i dzikich. Gość znaleźć tam mógł pieczone prosięta i wykwintne

bażanty, a nawet wielką sławą okryte kapłony, co wiele mówiło przybyłym o zamożności

gospodarza. Nie brakło także drogich trunków, wśród których znalazły się szlachetne pol-

skie miody i zagraniczne wina.

Uczta jeszcze się nie rozpoczęła, gdyż oczekiwano przybycia licznych gości. Pan Chrzanow-

ski zabawiał obecnych rozmową, ale zerkał co chwila na drzwi, mając nadzieję, że wkrótce sta-

ną w nich kolejni zaproszeni. Ci jednak się nie zjawiali. Dopiero po dłuższym czasie do pokoju

wkroczył służący, oznajmiając, że oto przybył proboszcz z miejscowej parafii, ksiądz Adam

Trąbka. Zaraz potem pojawił się sam kapłan, strzepując z odzienia resztki śniegu, i rzekł:

– Niech będzie pochwalany Jezus Chrystus!

– Na wieki wieków! – odparli chórem obecni.

– A cóż to zatrzymało księdza dobrodzieja? – zapytał pan Wawrzyniec.

– Wybaczcie, szlachetni państwo, ale śnieżycy takiej dawnom nie widział – tłumaczył

się ksiądz Adam. – Myślałem już, że nie dotrę do dworu waszego.

– To pewno inszych naszych gości śniegi zupełnie zatrzymały – wtrącił Walenty. – I sami

będziemy musieli wieczór ten spędzić.

Zasmucił się nieco pan Wawrzyniec, bo lubił liczne towarzystwo, a sproszonych było

przeszło dwadzieścia dusz. Z zasmucenia wyrwał go jednak wnet tumult, który powstał na

ganku. Wszyscy wstali od stołu i w tej samej chwili do izby wparowało dwóch nieznajomych

szlachciców w płaszczach pokrytych grubą warstwą śniegu.

– Wybaczcie, waćpaństwo, że bez zaproszenia domostwo wasze nachodzimy – rzekł

jeden z obcych.

Był to mężczyzna w wieku lat pięćdziesięciu, słusznej postury, z głową podgoloną i wą-

sem sumiastym. Jego towarzysz był dużo starszy, szczupły, ale o twarzy czerstwej, na któ-

rej widać było oznaki zmęczenia.

Biesy ok 2.indd 8 12.02.2019 12:58

Page 7: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

9

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

– Jam jest Bogdan Zagórski – prawił dalej mężczyzna – a ten oto szlachcic to czcigodny

pan Mikołaj Madaliński. Znajomy wasz, pan Janusz Mackiewicz, w drodze do dworu waćpana

w śniegu ugrzązł. Szczęściem myśmy tamtędy jechali. O pomoc prosi waszmości gospoda-

rza. Śpieszyć się trzeba jeno, bo niewiasty widzieliśmy w saniach zakopanych, a ziąb okrutny.

Zaraz pan Wawrzyniec posłał pachołków, by sanie co prędzej zaprzęgli i ruszyli z pomo-

cą. Do niespodziewanych gości zwrócił się natomiast tymi słowy:

– Chyba Bóg zesłał nam waćpanów, żeście od zguby uchronili przyjaciół naszych. Pod

dach mój was zapraszam, bo nie godzi się tak szlachetnych panów w drogę dalszą pusz-

czać, gdy zamieć sroga szaleje. Ucztę tu wyprawiamy, a gości niesporo dotarło, to i jadła,

i napitków nikomu nie zbraknie.

Podstarzały pan Mikołaj z widoczną ulgą przyjął to zaproszenie i odparł:

– Wielceśmy wdzięczni, gościnę waszą z pewnością przyjemną znajdziemy. Jam już sta-

ry, do Krakowa z ziemi wieluńskiej zmierzam, by przyjaciół młodości nawiedzić, a także

w Zebrzydowskiej Kalwaryi przebaczenia grzechów przed śmiercią błagać. Pana Zagórskie-

go zasię w drodze poznałem i tak razem ku Krakowu zmierzać nam wypadło.

Tu wtrącił się drugi przybysz:

– Ja z kolei z Wielkopolski wyruszyłem, by syna obaczyć, co w przesławnej krakowskiej

akademiji nauki pobiera. Dobrze się stało, żeśmy na siebie na gościńcu trafili, albowiem

we dwóch zawsze milej podróż spędzać niźli w pojedynkę. A pan Mikołaj moc ciekawych

historyj opowiadać jest zdolen.

Pan Chrzanowski zaprosił wszystkich do stołu, by specjałów jego skosztowali i pokrze-

pili się trunkami. Zaczęli więc ucztować. Niedługo to jednak trwało, gdyż wnet powrócili

pachołkowie, a wraz z nimi pojawili się przybysze, wśród których był pan Janusz Mackie-

wicz, przyjaciel pana domu, oraz żona jego, Zofia. Prócz nich pojawił się także nieznajomy

jakiś szlachcic oraz towarzyszące mu młode dziewczę, które mogłoby być jego córką. Jak

się później okazało, było nią w istocie.

Gospodarz ucieszył się niezmiernie na widok państwa Mackiewiczów, którzy byli bardzo dro-

gimi mu przyjaciółmi i musieli przebyć drogę aż z dalekiej Litwy, by się z nim spotkać. Podczas

wylewnych powitań i uścisków pan Janusz wyjaśnił, że gdy był w podróży, napotkał szlachet-

nego pana Krzysztofa Wołosowicza i córkę jego, Helenę, którą tenże odwoził na pensję klasz-

torną po Godach spędzonych w domu rodzinnym na Rusi. Okazało się, że przydarzyła im się

wcześniej podobna przygoda i sanie ich zatonęły w śniegu, a gdy chciano je wydobyć, rozpadły

się zupełnie. Szczęściem pan Janusz zabrał ich z sobą, jednak i jego sań zamieć nie oszczędzi-

ła. Gdy myśleli, że przyjdzie im umrzeć od wiatru i mrozu, nadjechali dwaj konni, którymi to

byli panowie Zagórski i Madaliński. Dowiedziawszy się, że dwór Chrzanowskiego nieopodal się

znajduje, pognali z prośbą o ratunek. Takim to sposobem kolejni goście pojawili się we dworze.

Gdy zakończyły się powitania i opowieści o trudach podróży, a wszyscy obecni zasie-

dli do stołu, okazało się, że oto dom pana Chrzanowskiego, wbrew jego wcześniejszym

Biesy ok 2.indd 9 12.02.2019 12:58

Page 8: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

11

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

obawom, zgromadził całkiem spore grono biesiadników. Wnet wszyscy zaczęli się raczyć

obficie jadłem i napojami, które wprawiły ich w doskonały humor. Trunki rozwiązały im

języki, a żarty i anegdoty sypały się jak z rękawa. Czas mijał beztrosko i przyjemnie, ogień

strzelał w kominku, a śnieg za oknem nadal walił obficie.

– Straszliwa to noc – ozwała się nagle pani Anna Borowicka, piękna wieliczanka, spoglą-

dając na wirujące za szybami płatki śniegu.

– A cóż nam rzec, kiedyśmy się o śmierć otarli – odparła panienka Helena Wołosowiczówna.

– Bogu dziękować, że szlachetni goście szczęśliwie do nas dotarli – dodał brat gospo-

darza – bo nie mróz jeno zgubę może przynieść, ale wilki alibo zbójcy, co po gościńcach

łatwego łupu szukają.

Zebrani przytaknęli, a ksiądz Trąbka dodał niespodziewanie:

– Gorsze niźli dzikie zwierzęta i źli ludzie są czarty, biesy a zjawy, co w noce takie po

świecie hulają, bo nie tylko ciała, lecz i dusze powieść są zdolne na zatracenie.

Zgromadzeni w pierwszej chwili wzdrygnęli się na te słowa, ale wnet wesołość do nich

powróciła. Panu Chrzanowskiemu, który był wielkim miłośnikiem ciekawych opowieści,

bardzo spodobały się słowa księdza dobrodzieja i przejęty nimi, zagadnął zebranych:

– A może znają waćpaństwo jakie zajmujące historyje o sprawach i mocach z zaświatów

pochodzących, którymi zabawilibyście miłe towarzystwo?

Wesoły nastrój ponownie ustąpił powadze. Po chwili odezwał się pan Mikołaj Madaliński:

– Jeśli waćpaństwo pozwolą, uraczę was pewną niesamowitą opowieścią.

Zebrani zwrócili na starca oczy pełne zaciekawienia. Gospodarz zaś rzekł:

– A jużci, opowiadaj, waszmość, ciekawi jesteśmy wielce.

Wielunianin pociągnął ze szklanicy i zaczął:

– Historyja owa przydarzyła się w moich rodzinnych stronach…

K TO WIATR SIEJE…Historyja owa przydarzyła się w moich rodzinnych stronach i choć pacholęciem wtedy

byłem, wryła mi się w pamięć tak głęboko, że mimo włosa siwego, co już całą czuprynę

porósł, wiernie ją waćpaństwu wyłożę.

Tatko mój samotnie mnie wychował, bo matka zmarła w połogu. Poczciwy był z niego

szlachcic, dobry ojciec i gospodarz, a jako że mnie jednego miał na świecie, to od lat naj-

młodszych z sobą brał na wycieczki, polowania i wszelkie rozjazdy. Ojciec dwór posiadał

pod Wieluniem i kilka wsi okolicznych. Rolą jednak mniej się zajmował, bo od majątku na-

szego aż po brzegi Warty młyny stały, które sobie upodobał i w szczególną opiekę wziął.

Młynarzy wprawnych sprowadził i chłopów swoich w tym rzemiośle szkolić kazał. Sam

też dobrze młyński fach rozeznał i wrychło dziesiątki wiatraków na ziemi naszej skrzydłami

kręciło i zboże z całej okolicy zwożone mełło. Ojciec pracy doglądał, z młynarzami do-

brze żył i majątek zebrał niemały. Ja sam, jak już wspomniałem, towarzyszyłem mu często

Biesy ok 2.indd 10 12.02.2019 12:58

Page 9: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

11

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

w rozjazdach, bo choć we dworze był mój nauczyciel, to wolałem czas pędzić na rozmaitych

wycieczkach, podczas których uczyłem się rzeczy ciekawszych niźli łacina i geografia.

Razu pewnego ojciec przywołał podstarzałego Bonifaca, który służbę ekonoma pełnił.

Zmyślny to był człowiek i dobrego serca, a tatko niemal na równi go traktował. Bonifacy

z nami we dworze mieszkał, z nami przy jednym stole jadał, ojcowe interesa prowadził

i prac chłopskich pilnował, mnie zaś rachunków uczył.

– Młynarze się dziś w karczmie spotkać mają – przemówił ojciec. – Będą tam nasi i ci,

co wodne młyny na Warcie w arendzie mają. I my powinniśmy się tam udać, żeby sprawy

wszelkie ułożyć.

– Panie Andrzeju – odparł Bonifacy, bo tak się do ojca zwracał. – Toć tam się popiją

i pewno awanturę jaką zaczną. Nie dość, że nic nie uradzimy, to jeszcze uszczerbku jakiego

doznać możemy.

– Nie ośmielą się, a rozmówić się trzeba, bo obawy jakieś ma chłopstwo, jakoby za wiele

wyrosło młynów w okolicy i zboża arendarzom nie wystarczy, żeby na swoje wyszli. Waśnie

się poczynają, więc nam trzeba towarzystwo uspokoić, bo tu nikomu ani zboża, ani roboty

nie braknie.

Tak rozprawiali, aż uradzili, że w południe do karczmy umówionej ruszą. Ojciec wóz kazał

zaprzęgać, a ja co prędzej do niego pognałem wiercić mu dziurę w brzuchu, aby mnie z sobą

zabrali. Tatko pierwej zgody dać nie chciał z obawy pewno, że do bijatyki jakiej faktycznie

tam dojść może. Uległ jednak w końcu, a to za sprawą Bonifaca, który ujął się za mną. Raz

dlatego, iż uznał ojcowe słowa, że „się nie ośmielą”, a w obecności panicza tym bardziej

pilnować się będą, po wtóre, iż mnie lubił niezmiernie. Tak też ruszyliśmy we trzech do

karczmy, gdzie zaczęła się ta paskudna przygoda.

Gospodę prowadził Żyd. Jego jadło i napitki uchodziły za najlepsze w okolicy. Tłoczno

tam było przez okrągły niemal rok, bo kto chciał, to i izbę na nocleg w karczmie mógł zna-

leźć, z czego chętnie korzystali kupcy ciągnący do Wielunia. Mnogo ich było, bo u Żyda izba

i wikt tańsze były niźli w samym mieście, a do onego nie było wcale daleko.

– Witam, witam, ukłony waszmościom – przymilał się gospodarz. – A, jest i młody pa-

nicz. Zapraszam, zapraszam. Miodu podać czy wina?

– Wina i pieczystego, bo zabawimy chwilę – zakomenderował ojciec i zajęliśmy ławę

przy stole ustawionym pod belkowaną ścianą.

Tak jak zapowiedział Bonifacy, wrychło poczęli schodzić się młynarze. Stary ekonom

znał wszystkich nie tylko z imienia, witając się z każdym, dopytywał o żony, dzieci i inne

sprawy wiadome tylko ludziom będącym w dobrej komitywie. Znać było, że chłopi da-

rzą go szacunkiem, co rzadkością jest wielką, gdyż gmin wszelkich rządców ma zwykle

w pogardzie.

Przybyli także ci, co wzięli młyny wodne w dzierżawę, a Bonifacy także kilku z nich koja-

rzył. Poznać ich można było po chmurnych obliczach. Nie rozumiałem wonczas tych rzeczy

Biesy ok 2.indd 11 12.02.2019 12:58

Page 10: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

P R Z Y P A Ń S K I M S T O L E V

Biesy ok 2.indd 66 12.02.2019 12:58

Page 11: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

Biesy ok 2.indd 67 12.02.2019 12:58

Page 12: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

69

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

Ksiądz Adam uronił kilka łez, które starał się szybko otrzeć szerokim rękawem swej sutan-

ny. Goście zasępili się, usłyszawszy jego poruszającą historyją. Pierwsza przerwała ciszę

młoda Helena Wołosowiczówna:

– Księże dobrodzieju, smutna to opowieść, ale tak pięknie przedstawiona, niby w jakiej

księdze poezyj!

– Miłowanie często splatać się lubi z nieszczęściem, a przez to i z nieczystymi sprawy –

wtrąciła pani Zofia Mackiewiczowa. – Sama świadkiem byłam pewnych zdarzeń, które po-

dobnymi zdają mi się do tego, co czcigodny ksiądz Trąbka opowiedział wykwintnymi słowy.

– Pierwsze słyszę – zdziwił się małżonek pani Zofii, pan Janusz – że miałaś do czynienia

z czartowskim działaniem. Wielcem teraz ciekaw.

– Nie mówiłam dotąd nikomu o owych przypadkach, bo wstyd mi było, ale jeśli już w tak

szlachetnym gronie wszyscy nasze tajemnice jawnymi czynimy, to i ja za mospaństwa przy-

zwoleniem chętnie wyznanie uczynię, tusząc, że na mnie potępienie nie spadnie.

– Nie obawiaj się, waćpani! – odezwał się zaraz gospodarz domu. – Z życzliwością i przy-

jemnością wysłuchamy waszej opowieści.

Zebrani potwierdzili jego słowa, więc pani Zofia zaczęła mówić:

– Panną jeszcze będąc, mieszkałam z ojcem i matką na Lubelszczyźnie…

SIÓDMA CÓRKAPanną jeszcze będąc, mieszkałam z ojcem i matką na Lubelszczyźnie. Ojciec mój, Jerzy

Chmielewski, cieszył się powszechnym poważaniem ze względu na sławę wojenną, jaką

w latach młodości zyskał i którą sobie łaski królewskie zaskarbił. Stąd też i wonczas, gdy

zdarzenia owe miejsce miały, znaczną był personą, bo urząd sędziego ziemskiego sprawo-

wał, a i na sejmikach posłuch niemały mu dawano. W wojnach licznych udziału już nie brał,

jednak brata mego chętnie na wojaczkę posyłał. Dzielny to był młodzieniec i wielką dumą

ojca napawał. Prócz brata mam i siostrę, Marię, której to dotyczyć będzie owa historyja.

Maria jako i ja panną wtedy była, więc ojciec, o przyszłość syna spokojny, począł rozmyślać

o jej wydaniu. Jako najmłodsza z rodzeństwa rozumiałam, że ojciec pierwej o Marysi zamęściu

pomyśli. Mnie zresztą tak pilno do tego stanu nie było. Majątek znaczny, zaszczyty i sława wo-

jenna ojca sprawiły, że zapragnął znaleźć jej męża mającego nazwisko, ambicyję, rozum i pie-

niądze. Szlachty zacnej u nas sporo było, więc i widoki na takiego kawalera. Czekać przyszło

jednak Marysi na zamążpójście, bo w okolicy naszej sporo panien na wydaniu było. O kilka staj

od nas mieścił się dwór pana Zawadzkiego, który to miał siedem córek i ani jednego syna.

Panny owe były nad podziw urodziwe, więc nie dziwota, że kawalerowie licznie tam zajeżdżali.

Gniewało to mego ojca, bo Zawadzcy nie byli w jego mniemaniu tak znakomitym rodem, jak

Chmielewscy. Los jednak odwrócił się niespodziewanie, a miało to miejsce w czas zapustów.

Zima była wtedy piękna. Śniegu napadało, co bielą pokrył pola taką, że aż oczy trzeba

było mrużyć od tej jasności. Słońce styczniowe wzmagało te uroki, świecąc na czystym

Biesy ok 2.indd 68 12.02.2019 12:58

Page 13: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

69

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

niebie. Mróz trzymał jednak tęgo. Stawy lodem skuł, a na dachach i drzewach śnieżne czapy

zmroził, które się mieniły niebiesko a srebrzyście. Toć na sannę pogoda wspaniała.

Jednego pięknego dnia brat nasz oświadczył, że mnie i Marię na kulig zabiera. Niezmier-

nieśmy się ucieszyły i chyżo pognały na pokoje. Wystroiłyśmy się jak na bal jaki – suknie

piękne, choć ich w saniach nijak podziwiać nie można było, kontusiki lisami podszyte i per-

łami zdobione, na głowach sobolowe kołpaczki, a do nich broszami piórka przypięte. Tak

wyszykowane wyszłyśmy na dziedziniec, gdzie brat już czekał przy saniach. Ach, cóż to był

za widok. Czwórka dziarskich koni zaprzęgniętych do sań maści była siwej, a sierść ich tak

jasna, że się zdawały od śniegów bielsze. Para im z nozdrzy buchała i kopytami biły, jakby się

już chciały w dziki puścić galop. Starannie przez brata dobrane zwierzęta ustrojono w cugi

zdobne, dzwonki i czuby. A sanie, duże a zgrabne i futrami wyścielone, przybrano igliwiem.

Zaraz się obie bratu rzuciłyśmy na szyję, aby go ucałować, bo takiej wycieczki musiały nam

pozazdrościć wszystkie panny w okolicy.

Usiadłyśmy w saniach, otuliwszy się futrami, a brat nasz sam za lejce chwycił i z bata

strzelił, aż się ptactwo w niebo poderwało. Ruszyły sanki, a obok nich czterech młodych

parobków konno jechało z pochodniami. Ogni nie zapalono jednak, bo wczesne popołu-

dnie było i widno jeszcze, ale kulig mógł i do wieczora późnego potrwać, a zimą prędko

zmrok zapada.

Sanie szły z początku wolno, ale gdyśmy w pola wjechali, braciszek konie puścił w pęd

taki, żeśmy się od krzyków z Marysią powstrzymać nie zdołały. Przez wsie tak gnaliśmy, aż

chłopi z chałup wychodzili, żeby ujrzeć, kto to jedzie. Zajeżdżaliśmy pod dwory i dworki

sąsiednie, gdzie już insze sanie stały przygotowane i wrychło kulig nasz dziesięć ponad

zaprzęgów liczył. W saniach panie z pannami siedziały i starsi panowie, a na jednych jesz-

cze orkiestra, co nam w drodze przygrywała. Młodsi zaś kawalerowie luzem na koniach

dokazywali wokół korowodu.

Bardzośmy dumne były z siostrzyczką, że nasz braciszek wszystko tak dobrze obmyślił,

a najwięcej, że do dworu naszego wszystkich prosił, gdzie się kulig miał zakończyć, a zaba-

wy i gry rozmaite rozpocząć.

Gdy pod majątek nasz dotarliśmy w świetle pochodni, z muzyką i świstem batów, ojciec

na ganku czekał, by gości powitać. Kiedyśmy się już w saloniku zgromadzili, dostrzegłam

najmłodszą córkę Zawadzkich. Pod opieką swego kuzyna tu przybyła, a ten był wielce z bra-

tem naszym zaprzyjaźniony. Nie obeszło mnie to szczególnie, ale dostrzegłam, że grymas

jakiś skrzywił twarz mojej siostry. Trwało to tyle, co uderzenie serca i wnet wypogodziła

się, roztaczając wszędy swój urok. A przyznać to trzeba, że wyglądała wspaniale. Pływała

niemal między rozbawionymi młodzieńcami, to zerkając na nich spod rzęs, to śmiejąc się

jak trzpiotka, to znów wdając się z nimi w rozmowy. Znać było, że wrażenie chce zrobić na

kawalerach, bo przyznać to trzeba, do stanu małżeńskiego od dawna już wstąpić pragnę-

ła. Ja sama, jak już waćpaństwu wspomniałam, nie miałam do zamęścia aż takiej ochoty.

Biesy ok 2.indd 69 12.02.2019 12:58

Page 14: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

71

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

Niemniej, będąc rok zaledwie od siostry młodszą, takoż chciałam się młodym paniczom

przypodobać. Marysia jednak wzrok wszystkich na się ściągnęła, a zwłaszcza jednego żoł-

nierza, co w chorągwi husarskiej służył. Tak był przystojny i ubrany bogato, że wrychło sio-

stra z nim jeno tańcowała. „Spodobałby się on i ojcu” – pomyślałam i przyznać to muszę,

zazdrość mnie lekka zdjęła, że nie ze mną on tańcuje i nie mnie po rękach całuje.

Nie wiedziałam tedy, że owe amory takie przykrości na siostrę moją sprowadzą. Otóż ku-

zyn panny Zawadzkiej oznajmił bratu, że pożegnać się pragnie, bo do domu czas im wracać.

Zdziwiło nas to wielce, bo zabawa nijak się ku końcowi nie zbliżała. Powody tak rychłej rej-

terady poznać mieliśmy później. Brat wyściskał przyjaciela na pożegnanie, ten przykładnie

się gospodarzom oraz gościom skłonił i dwór opuścił razem z panną Zawadzką, która także

dygnęła, ale w stronę Marysi nawet nie spojrzała.

Wspaniała to była zabawa, a najwięcej rada z niej była moja siostra. Towarzysz husarski,

co się na kuligu i tańcach pojawił, tak się Marysią zachwycił, że niemal co dzień już dwór

nasz odwiedzał. Długo nie trzeba było czekać, jak ojca o rękę jej poprosił. Tak jak sobie

pomyślałam, ojciec znalazł go wyśmienicie jako męża dla córy najstarszej i wnet poczęto

myśleć o weselu.

Czas tej radości zmąciła jednak nagła choroba Marii. Z początku słabowała jeno. Uskar-

żała się na sen zły i zmęczenie. Wkrótce pobladła bardzo, oczy miała mętne i nawet widok

narzeczonego nie rozświecał ich dawnym blaskiem, a radość wszelka znikła z jej twarzy. Po-

tem jeść przestała niemal zupełnie i chudła w oczach. Doktorom z miasta sprowadzanym

mówiła, iż czuje, jakoby jej co noc na piersiach siadało, że tchu złapać nie może i snu zaznać

spokojnego. Pierwszy z nich radził upusty krwi. Drugi, żeby okna w pokoju chorej szczelnie

pozamykać, aby się złe powietrze nie wdało. Trzeci znów, aby leki jakoweś podawać. Dość

powiedzieć, że nijak te zabiegi biednej Marysieńce nie pomagały, a nawet i coraz gorzej

z nią było. Poczęli się wszyscy o jej życie obawiać.

Rozpaczali ojciec i matka. I ja się w rozpaczy pogrążałam, bo mi się zdawało, że to przez

zazdrość moją o narzeczonego Marysi taka ją słabość zdjęła. Wiadomo przecie, że gdzie

grzech, tam i choroba. Udałam się tedy do kościoła, aby Boga miłościwego o ratunek dla

siostry prosić i wybaczenia błagać. Gdym tak w samotności pacierze przez łzy odmawiała,

zagadnął mnie kościelny:

– A cóż to panience tak żałośnie?

– Ach, żeby pan wiedział, wielkie nieszczęście. Tu już tylko Bóg może dopomóc.

– Może ksiądz proboszcz by co panience poradził?

– Może i tak, ale wyjdźmy przed świątynię, bo nie godzi się w Domu Bożym rozprawiać –

tak mu rzekłam szczerze, ale i dlatego że nieprzystojnym jest przebywać pannie w samot-

ności z mężczyzną, nawet jeśli to ława kościelna.

Toteż wyszliśmy na podwórze i tam już z nim rozmawiać było mi skorzej, bo brat mój

w sankach przy bramie na mnie czekał.

Biesy ok 2.indd 70 12.02.2019 12:58

Page 15: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

71

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

– Siostra moja Maria niemocą zdjęta. Nijak jej dopomóc nie można – rzekłam, po czym

opowiedziałam mu dokładnie, co się z biedaczką dzieje.

– Niech panienka lepiej do proboszcza nie idzie – ozwał się kościelny, ściszając głos. –

Znam ja się trochę na tych sprawach i zdaje mnie się, że to zmora siostrę panienki nawiedza.

– Na litość Boga! – wykrzyknęłam. – To tym rychlej trzeba do proboszcza.

– Ciszej, ciszej, panienko! Proboszcz jest człek popędliwy i na czartowskie psoty czuły

zanadto. Jeszcze by z tego jakie większe nieszczęście wynikło.

– To cóż mam czynić? – spytałam ciszej niż uprzednio, mimo niepokoju, jaki we mnie

jego słowa wzbudziły, bo rozpacz mnie pchała do sięgania po wszelkie sposoby.

Gotowam była wtedy nawet i kościelnego rady wysłuchać, chociaż wiadomym było, że

gorzałkę zanadto lubi.

– Znam ja sposób na takową zmorę. Pewny jest, bom nieraz już o takich wypadkach

słyszał. Jeśli panience na ratunku dla siostry zależy, to pomóc mogę. Za dwie kwaterki

siwuchy, choćby i zaraz.

Cóż było mi robić, kiedy innego sposobu wymyślić nie mogłam? Zgodziłam się, ale pod

warunkiem, że się brata mojego o wszystkim uwiadomi i nikogo więcej.

Tak też się stało. Brat z początku wilkiem na kościelnego spoglądał, ale widząc moją

troskę, uległ. Udaliśmy się do dworu, tam stanęliśmy we troje przy łożu chorej. Kościelny

najpierw przyjrzał się Marii, która leżała bez przytomności, a znać było, że żyje jeszcze jeno

po tym, iż oddech miała głośny i charczący. Rzekł wówczas, że ani chybi zmora ją nawiedza,

po czym wziął kredę święconą i liniją wokół łożnicy począł kreślić. Powiedział nam potem,

że środek to niezawodny, bo zmora linijej takiej przekroczyć nie zdoła i chorej poniecha.

Otucha wstąpiła w me serce i ufność wielką miałam w tym koncepcie. Brat mój tymczasem

wódkę z czeladnej wziął dla kościelnego i odwiózł go do chałupy.

Nazajutrz zbudził mnie brat, który wtargnął do mojej sypialni, krzycząc:

– Zośka, Zośka, wstawaj!

– Cóż się dzieje? – spytałam zupełnie już wybudzona.

– Chodź i sama zobacz!

Po tych słowach wypadł z pokoju, a szczerzył się w takim uśmiechu, jakiegom dawno

u niego nie oglądała. W pokoju, gdzie Marysi łóżko stało, oprócz brata byli także rodzice.

A na posłaniu, o dziwo, siedziała Marysia. Przytomną pokazała się zupełnie i wyglądała na

zdrowszą. Chudość, której się nabawiła, oczywiście nadal w oczy kłuła, ale twarz jej była

rumiana, spojrzenie bystre, a mowa żwawa jak dawniej. Oznajmiła, że jej już lepiej, że spa-

ła dobrze, duszności ustąpiły, i na koniec, że głodna jako wilk. Uradowali się wszyscy, ale

w obawie przed nawrotem choroby w łożu jej jeszcze pozostać kazano.

Przez kilka następnych dni Marysia kwitła w oczach. Spała snem spokojnym a głębokim.

Apetytu nabrała i widocznym było, że siły jej wracają. Lico stawało się pełniejsze i odzyskała

dawny dowcip. Już obmyślać poczęliśmy z bratem, jak tu kościelnego za pomoc nagrodzić,

Biesy ok 2.indd 71 12.02.2019 12:58

Page 16: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

P R Z Y P A Ń S K I M S T O L E X

Biesy ok 2.indd 126 12.02.2019 12:59

Page 17: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

Biesy ok 2.indd 127 12.02.2019 12:59

Page 18: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

129

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

Na ostatnie słowa pana Walentego towarzystwo obruszyło się wielce.

– A czemuż to mielibyśmy nie wierzyć, skoro niemal każden z tu obecnych doświadczył

jakowych dziwów – powiedział gwałtownie pan Mackiewicz.

Pani Regina Chrzanowska w obawie, aby niedowiarstwo męża nie wywołało jakiejś awan-

tury, powiedziała uspokajającym tonem:

– Małżonek mój nikomu kłamstwa zarzucać nie chciał. Z przyrodzenia już jest jako ten

Tomasz niewierny. A że na własne oczy podobnych cudów nie oglądał, tym więcej jest po-

dejrzliwy.

– Nie dziwna-ć to – wtrącił się ksiądz Adam. – Człowiek rozumny nie powinien dowierzać

wszystkiemu, co mu ludzie bają. Każdą rzecz umysłem swoim zbadać należy. A przyznać to

trzeba, że dysputy nasze dotyczą materyj, które się w granicach ludzkiego rozumowania

nie mieszczą.

– Bardzoś mądrze to, ojcze, powiedział – pochwaliła słowa księdza pani Regina. – Z mę-

żem moim od lat żyję i za jego sprawą też nieskora jestem wierzyć w każdą relacyją o spo-

tkaniach z czartami. Jednak opowieści, którem tu zasłyszała, przypomniały mi pewną przy-

godę sprzed lat. Jechałam wonczas z ojcem moim do dworu jego dalekiej ciotki…

NAWIEDZONY DWÓRJechałam wonczas z ojcem moim do dworu jego dalekiej ciotki Honoraty. Zdarzyło się wła-

śnie, że umarł jej mąż i szlachcianka ze sporym majątkiem sama pozostała. Dla ojca mojego

była to co prawda dziesiąta woda po kisielu, jednak okazało się, że najbliższą rodziną im je-

steśmy. Po prawdzie szczerze wyznać muszę, że nigdy tych dalekich krewniaków nie odwie-

dzaliśmy, a jam ich nawet na oczy nie widziała. Wiadomym nam jeno było, że ciotka dobrych

parę lat temu zmysły postradała, dlatego też ojcu wypadało w opiekę wziąć nieszczęsną

kobietę, jak i jej majątek, którego w przyszłości stać się miał dziedzicem.

Dwór przez Honoratę zamieszkiwany leżał w znacznym oddaleniu od inszych domostw.

Droga do niego wiodła głębokim parowem, otoczonym z obu stron gęstymi borami. Na

zboczach tu i ówdzie z morza drzew wyłaniały się potężne, białe skały, których widok czło-

wiek pięknym znajdował, acz przerażeniem napełniał on zarazem. Gościniec bardzo był

wyboisty, przeto kolasa, którąśmy podróżowali, trzęsła się niemiłosiernie. Na końcu tej

uciążliwej drogi ukazały się nam budynki. Minęliśmy stajnie i czworaki, za którymi wznosił

się dwór. Znalazłam go mocno już podupadłym. Pobielane ściany poczerniały wyraźnie od

słot i śniegów, niektóre okiennice zwisały bezładnie, znać było, że dawno nikt się domo-

stwem z należytą troską nie zajmował.

Gdyśmy z kolasy byli wysiedli, nikt nie wyszedł nas powitać, co niezmiernie ojca oburzyło.

– Do diabła! – zaklął. – Co to za obyczaje? Czy służby tu już nawet nie stało?

Na krzyk jego ze stajni wychylił się podstarzały parobek i nieśpiesznie ruszył w naszym

kierunku.

Biesy ok 2.indd 128 12.02.2019 12:59

Page 19: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

129

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

– Konie wyprząc? – zapytał niegrzecznie.

– A jużci! Na co czekasz, chłopie, na dzień sądu?

– Służę – odparł, jakby wcale służyć nie miał ochoty.

– A gdzie panią Honoratę znajdę?

– A kto ją tam wie? – odparł parobek i nie mówiąc nic więcej, przystąpił do swojej roboty.

Ojciec obruszył się raz kolejny, ale nie zgromił prostaka, jeno pod nosem warknął:

– W dziczy żyją, to i dzikie obyczaje mają!

Weszliśmy do dworu, gdzie jak się okazało, również panował nieporządek. Ciotki nigdzie

widać nie było. Ruszyliśmy zatem na pokoje. Gospodynię zastaliśmy w jednej z izb sypial-

nych leżącą na wielkim łożu. Ubrana była w strój dzienny, lecz oczy miała zamknięte. Zrazu

nie odgadliśmy, czy drzemie tylko, czyli też co gorszego się z nią stało. Lęk mnie zdjął,

ojciec zasię powiedział:

– Ta też pomarła czy co?

Przyznać trzeba, że w pokoju unosiła się przykra woń dawno niezmienianej pościeli. Tatko

podszedł do łoża i nachylił się nad ciotką, gdy ta niespodziewanie otworzyła oczy. Odsko-

czył jak oparzony, a z mej piersi wydobył się krzyk przestrachu.

– A sio, szkarady! – wrzasnęła ciotka. – Wszędzie ćmy! Po coście je tu wpuścili?

– Bredzi stara – zamruczał ojciec.

W istocie w pokoju ciem żadnych nie było, roiło się co najwyżej od much. Tatko posta-

nowił, że służby poszuka i nakaże jej strawę nam przyszykować i miejsca jakie do spania, ja

zasię przy ciotce pozostałam. Żal mi się zrobiło nieszczęśnicy. Pomyślałam sobie, że wypa-

da mi spróbować chociaż przedstawić się krewniaczce.

– Tuszę, że nie znasz mnie, waćpani. Jam jest Regina Wojciechowska, córka Piotra, da-

lekiego krewniaka waszego.

– Dobrze, dobrze, drogie dziecko, pomóż mi wstać – odezwała się nagle Honorata cał-

kiem dorzecznie i głosem łagodnym.

Zadość jej prośbie uczyniłam. Gdy staruszka na nogi stanęła, kazała się prowadzić po

domu. W czasie tego spaceru znów od rzeczy gadać poczęła, że nic wyrozumieć nie mo-

głeś. Prawiła wciąż o owych ćmach, a takoż inszym robactwie i gadzinie. Tymczasem odna-

lazł nas ojciec.

– Gdzie się z ciotką włóczysz?! – zwrócił się do mnie surowo. – Do jadalni chodź, strawa

już przyszykowana, delicyj się wprawdzie nie nadziewaj, bo kuchnia tu całemu domowi

kroku dotrzymuje.

Pani Honorata zasiadła z nami do stołu, przy którym spożyliśmy skromniutki bardzo

posiłek. Gdyśmy jeść skończyli, ojciec przemówił:

– Z trudem niemałym wywiedziałem się u służby, że ciotka się już nie tylko do gospoda-

rzenia, ale i do życia zupełnie nie nadaje. Noc tu spędzimy, a nazajutrz udam się sprawy spad-

kowe szczegółowo rozeznać. Ty w tym czasie pieczę nad domem i ciotką trzymać będziesz.

Biesy ok 2.indd 129 12.02.2019 12:59

Page 20: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

131

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

Niepokojem jakowymś przepełniła mnie myśl, że noc mam w tym dziwacznym dworzysz-

czu spędzić, lecz cóż było począć, kiedy mnie ojciec z sobą zabrał ku pomocy takowej.

Reszta dnia zeszła mi w towarzystwie obłąkanej ciotki, która albo plotła coś trzy po trzy,

albo też jako grób milczała, patrząc bezmyślnie przed siebie. A w oczach jej, przeraźliwie

wytrzeszczonych, czaił się wtedy strach niepojęty, jakby dostrzegała coś, czego nikt inny

zobaczyć nie był zdolen. Przed snem zasię zupełnie niespodziewanie wpełzła pod swoje

łoże i wydobyła stamtąd niewielką szkatułę. Usiadła z nią na posłaniu, podniosła wieko

i przywoławszy mnie, rzekła:

– Spójrz.

W szkatule znajdowały się rozmaite przedziwne przedmioty. Były wśród nich zasuszone

kwiaty, orzechy laskowe i przybory do szycia. Uwagę moją przykuły jednak fartuszek i cze-

piec, jakich używały dziewki służebne. Pani Honorata, widząc moje zaciekawienie, wydo-

była je i rozwinęła. Spostrzegłam, że zapaska jest splamiona czerwienią. Przeraziłam się,

bo ślady owe wyglądały na krew zaschłą. Gdym spróbowała ująć fartuszek w dłonie, ciotka

wpadła w gniew straszny a niespodziewany. Ukryła swoje skarby w szkatule i zatrzasnęła

wieko, wołając:

– Wyjść, wyjść! Zostawić mnie w spokoju.

Następnie legła na posłaniu i przykryła się pierzyną. Nie chcąc więcej Honoraty denerwo-

wać, opuściłam jej sypialnię i udałam się do pokoju, który dla mnie tymczasem wyszykowano.

Zastałam tam jeno proste, stare łóżko i żadnych inszych sprzętów. Przebrałam się w noc-

ną koszulę i ułożyłam do snu. Szybko wprawdzie nie zasnęłam, bo łoże skrzypiało przy

najmniejszym nawet poruszeniu. Jednak trudy podróży dały wreszcie znać o sobie i zmogły

moje ciało.

W środku nocy zbudził mnie chłód niezmierny, który zaległ nagle w sypialni mimo okien

zawartych, pory letniej i grubej pierzyny, com się nią była okryła. Zza drzwi uszu mych do-

biegło skrzypienie podłogi, jakby ktoś stawiał na niej kroki. Pomyślałam, że to ciotka Hono-

rata błądzi po domu, toteż mimo wszechogarniającego zimna zapaliłam świecę i opuściłam

sypialnię. W dalszych pomieszczeniach nikogo jednak nie zastałam. Blade światło świecy

z trudem rozpraszało mroki dworu. Dotarłam do pokoju ciotki i zastałam ją śpiącą smacz-

nie. Uznałam, że odgłosy kroków ułudą były jeno, toteż ruszyłam z powrotem do łoża. Gdy

byłam już u drzwi sypialni, usłyszałam wyraźnie czyjś ciężki oddech. Nie mogło być mowy

o pomyłce, chociaż wokół nie widziałam nikogo. Zesztywniałam cała z przerażenia i nagle

poczułam to – niewidzialna dłoń dotknęła mojego ramienia. Nie znalazłam w sobie sił na

krzyk, jeno rzuciłam świecę na podłogę i pognałam do sypialni, gdzie ukryłam się zaraz cała

pod kołdrą. Do rana nie zmrużyłam już oczu.

Gdy świt nastał, pobiegłam zaraz do ojcowej sypialni. Tatko spał jeszcze, więc zbudzi-

łam go, wołając:

– Tatku, tatku, wstawaj, umykać nam trzeba z tego przeklętego dworzyszcza.

Biesy ok 2.indd 130 12.02.2019 12:59

Page 21: Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona - Wydawnictwo BOSZ strone  · 2019. 3. 15. · Jakub Bobrowski, Mateusz Wrona i Biesy ok 2.indd 3 12.02.2019 12:58. 5 Czarty iesy jaw powie2c pa6skieg

131

Czarty, biesy, zjawy Opow

ieści z pańskiego stołu

Ojciec zerwał się na równe nogi.

– Co się dzieje, do diabła?! – wrzasnął. – Gorze czy jak?

– Nie, tatku! Nie gorze. Ale bodajby ten dom ogień pochłonął! Duchy tu straszą!

– O czym ty mówisz?

– Nocą mnie cosik straszyło. Po pokojach chodziło, dyszało strasznie, za ramię złapało.

– Czyście wszystkie, baby, rozum postradały? – ojciec rozeźlił się zupełnie. – Jak nie

jedna od rzeczy bełkocze, to druga duchy widzi! Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! Po-

spać nawet nie dadzą!

I rozsierdzony poszedł się odziewać. Płakać mi się chciało, że ojciec rodzony na moje

skargi głuchy pozostał. Lecz cóż mnie było robić, biednej białogłowie.

Śniadaliśmy jak uprzednio, we troje. Pani Honorata nic o duchach ni strachach w bełko-

taniu swoim nie napomknęła, a ja bałam się ją dopytywać, by się znów na gniew ojca nie

narazić. Tatko powiedział, że lada chwila wyrusza do miasta i długo go nie będzie, ale przed

zmierzchem powróci. Ja natomiast porządku mam pilnować, czekać jego powrotu i bojaźni

swojej z byle powodu nie ulegać.

Wyjechał. Zostałam sama z obłąkaną ciotką i nielicznymi sługami, z których wiele po-

żytku nie było. Snuli się jeno po kątach alibo po obejściu. Próbowałam ich podpytywać,

czy czasem czego niezwykłego nocą nie słyszeli, lecz gdym tylko kwestyją tę podejmowa-

ła, wszyscy wrychło oddalali się ode mnie pod pozorem jakich obowiązków.

Mijały kolejne godziny, a we dworze nic szczególnego się nie działo. Ciotka spacerowa-

ła, trochę drzemała, potem zasię usiadła na ganku i wygrzewała się w słońcu. Przysiadłam

się do niej, kiedy akurat grzebała w ziemi długim patykiem. Wtem spojrzała na mnie ze

zmienionym obliczem. Usta wykrzywił jej potworny grymas, po czym przemówiła:

– Uciekaj z tego domu! Uciekaj co sił!

Po tych krótkich, acz przerażających słowach grymas ustąpił jej z twarzy i wróciła do

poprzedniego zajęcia. Wzięłabym pewnie to wszystko za gadanie pomyleńca, jednak wyda-

rzenia ostatniej nocy sprawiły, że poważnie potraktowałam jej słowa. Coś przecież mogło

kryć się za nimi. Jaka szkoda, że służba nie chce puścić pary z ust…

Nie było to ostatnie niepokojące wydarzenie tego dnia. Po obiedzie nadjechał pacholik

przez ojca wysłany z wiadomością, że sprawy urzędowe zatrzymają go w mieście na dłużej

i do jutra do dworu nie wróci.

„Jeszcze tego brakowało” – mruknęłam do siebie, bo już sama myśl o spędzeniu kolejnej

w tym domu nocy napawała lękiem, a świadomość, że bez rodzica ona upłynie, zmroziła

krew w moich żyłach. Później zasię, gdy szłam na wieczerzę, z jadalni dobiegł mnie prze-

raźliwy krzyk pani Honoraty:

– Nie bij! Poniechaj! Dosyć już, dosyć!

Wpadłam tam i ujrzałam ciotkę leżącą na podłodze, a nad nią pochylonego młodego

sługę.

Biesy ok 2.indd 131 12.02.2019 12:59