krakowska masówka, lipiec 2014

4
Gazetka Krakowskiej Masy Krytycznej • Lipiec 2014 • Egzemplarz bezpłatny Rower to radość, ruch, witalność i wolność, czyli wszystko to z czym kojarzą nam się wakacje i czas wolny! Jeżdżąc na rowerze element wakacji bez względu na porę roku mamy zawsze ze sobą. W lipcowym numerze Masówki zabieramy Was w dłuższe i krótsze rowerowe podróże, w kilka nie zwykłych rowerowych miejsc. Jakich? Przeczy tajcie sami – zapraszamy do lektury! Będzie nam też niezmiernie miło, jeśli podzielicie się z nami opowieściami z wakacyjnych rowero wych przygód. Na Wasze artykuły czekamy pod adresem: [email protected] Redakcja KMR na facebook’u: www.fb.com/KrakowMiastemRowerow • Oficjalna strona: www.kmr.org.pl Wsparcie finansowe dla KMR – numer konta: 14 1540 1115 2044 6070 0012 0001 Więcej rowerowych informacji z Krakowa: www.ibikekrakow.com Masówka online: issuu.com/krakowskaMasowka • Kontakt z redakcją: [email protected] Rynek Główny – Szewska – Straszewskiego – Piłsudskiego – 3 maja – Piastowska – Armii Krajowej – Conrada – Weissa – Radzikowskiego – Wybickiego – Doktora Twardego Prądnicka – Słowackiego – 29. Listopada – Prandoty – Rakowicka – Grochowska – Beliny Prażmowskiego Rondo Mogilskie Powstania Warszawskiego Kotlarska – Podgórska – Daszyńskiego – Grzegórzecka – Dietla – Wielopole – Sienna Rynek Główny (rowery w górę!) szanujemy innych, w tym także kierowców nie jeździmy po chodnikach, nie robimy wyścigów pamiętamy o prawidłowym oświetleniu roweru osoby jadące wolniej zapraszamy na czoło masy nie robimy przerw, jedziemy zwartą kolumną nie wyprzedzamy porządkowych zostawiamy wolną lewą stronę dla porządkowych, Policji i karetek wykonujemy polecenia porządkowych i Policji jedziemy z uśmiechem i na luzie

Upload: krakowska-masowka

Post on 01-Apr-2016

225 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Gazetka Krakowskiej Masy Krytycznej • Lipiec 2014 • Egzemplarz bezpłatny

Wakacje

na rowerzeRower to radość, ruch, witalność i wolność, czyliwszystko to z czym kojarzą nam się wakacje i czaswolny! Jeżdżąc na rowerze element wakacji bezwzględu na porę roku mamy zawsze ze sobą.

W lipcowym numerze Masówki zabieramy Was wdłuższe i krótsze rowerowe podróże, w kilka nie­zwykłych rowerowych miejsc. Jakich? Przeczy­tajcie sami – zapraszamy do lektury!

Będzie nam też niezmiernie miło, jeśli podzieliciesię z nami opowieściami z wakacyjnych rowero­wych przygód. Na Wasze artykuły czekamy podadresem: [email protected]

Redakcja

KMR na facebook’u: www.fb.com/KrakowMiastemRowerow • Oficjalna strona: www.kmr.org.plWsparcie finansowe dla KMR – numer konta: 14 1540 1115 2044 6070 0012 0001

Więcej rowerowych informacji z Krakowa: www.ibikekrakow.comMasówka online: issuu.com/krakowskaMasowka • Kontakt z redakcją: [email protected]

Trasa

przejazduRynek Główny – Szewska –

Straszewskiego – Piłsudskiego –3 maja – Piastowska – Armii

Krajowej – Conrada – Weissa –Radzikowskiego – Wybickiego –Doktora Twardego ­ Prądnicka –

Słowackiego –29. Listopada – Prandoty –

Rakowicka – Grochowska – Beliny­Prażmowskiego ­ Rondo Mogilskie ­

Powstania Warszawskiego ­Kotlarska – Podgórska –

Daszyńskiego – Grzegórzecka –Dietla – Wielopole – Sienna ­

Rynek Główny (rowery w górę!)

Zasady

przejazdu• szanujemy innych, w tym także kierowców

• nie jeździmy po chodnikach, nie robimywyścigów

• pamiętamy o prawidłowym oświetleniu roweru

• osoby jadące wolniej zapraszamy na czołomasy

• nie robimy przerw, jedziemy zwartą kolumną

• nie wyprzedzamy porządkowych

• zostawiamy wolną lewą stronę dlaporządkowych, Policji i karetek

• wykonujemy polecenia porządkowych i Policji

• jedziemy z uśmiechem i na luzie

Felieton KonradaMyślika

Obrazletniegoroweru

Podczas miejskiego lata wyostrza sięobraz podziału rowerowego, tonącegopoza sezonem w mnożącej się (jak króliki,Panie …) masie rowerzystów. Rowery miej­skie i zamiejskie to pierwszy podział. Zbiór„rower miejski” zawiera trzy kategorie: otorower do jazdy po mieście i TYLKO po mie­ście. Szyk i sprężyny w siodełku, kierownicawysoko, spódnice i sukienki – i owszem,powiewne. Obok niego rasowy rower tu­rystyczny, na co dzień objuczony sakwa­mi, garminami i giepeesami innegorodzaju. Jest ruchomą delegaturą domu,zawiezie nas wszędzie. Poza właścicielemdotykać nie wolno go NIKOMU. To rowerzamiejski. W mieście jest czasowo rozkul­baczony i pozbawiony elementów możli­wych do ukradzenia.

Trzecia kategoria? Rower KAŻDY.Dosiądziemy wszystkiego co się rusza, mapedały i hamulec. Ze zbyt niskim siodeł­kiem lub – odwrotnie – zbyt niską kierowni­cą. Na „góralu” po asfalcie (bez sensu –opory toczenia), przez pola do Kryspino­wa, wałami do Tyńca, Mogiły, Niepoło­mic. Z przerzutkami – albo i bez. Ważne,żeby działał.

Kryterium przewozu bagażu zdradzacodzienne przyporządkowanie właścicielirowerów. „Miejscy”? Torba przez plecki(Panowie) lub w koszyku (Panie). Zamiej­scy? Bezwzględnie sakwy. Obniżony śro­dek ciężkości i przemyślne patentywewnątrz­sakwowe, żeby dyskom ani tzw.„laptokom” (oryginał! Sam słyszałem…)nic się na wybojach nie przytrafiło. Całyten opis jest skierowany do PT Czytelników,którzy w ogóle mają skłonność do przy­glądania się rowerowemu otoczeniu.

Letni rower ujawnia też dwa tzw.„międzynarodowsze” © (dziękuję PannoAgato) aspekty roweryzmu:

1. masowe użytkowanie przez przy­byszów wypożyczonego roweru miejskie­go – bądź niemiejskiego, z wypożyczalni.Tu pozdrawiamy rowerowych przewodni­ków­obwozicieli wycieczek. Stanowią oniznakomitą przeciwwagę dla nachalnychmeleksiarzy.

2. co ważne dla rozwoju stosunkówmiędzynarodowych w tych niełatwychczasach – rower ma kapitalne znaczeniew skracaniu drogi wycieczek rosyjskich kucywilizacji europejskiej. Tłumy rozstępująsię ze zrozumieniem i wschodniosłowiań­skim pouczaniem wzajemnym, gdy zastą­pią nam drogę dla rowerów (Pl. Matejki).Żeby nie było tak słodko i zagranicznie, toi polscy rowerzyści przejeżdżający ul. Pod­zamcze pod Wawelem niejeden razgrzecznie ustępują miejsca grupom zmie­rzającym z Kanoniczej na Wawel i w kie­runku przeciwnym. Żeby sobie czasem niepomyśleli…

Tym sposobem letni rower przyczynia siędo ucywilizowania wielkich zbiorowości idostarczania im dobrych wzorów. Czego iTobie, PT Czytelniku, z całego serca życzyautor.

Konrad Myślik

Rowerowewieści

Rower, na który zbieraliśmy wewspółpracy z Fundacja Mam Marzeniepodczas Targów Organizacji Pozarządo­wych i ostatniej Masy Krytycznej, jest już wrekach Dawida! Jeszcze raz dziękujemyWam za zaangażowaniei hojność.

Przejezdna jest już część ścieżki rowe­rowej na ulicy Mogilskiej. Sprawa postawio­nych tam słupków antyparkingowychokazała się kontrowersyjna. Pojawiają sięgłosy, że takie rozwiązanie jest absurdalnei niebezpieczne dla rowerzysty, z drugiej stro­ny to „jedyna skuteczna metoda, by kierow­cy nie traktowali ścieżek rowerowych jakdodatkowych parkingów” ­ niestety, jedynekilka metrów nie skończonej ścieżki rowero­wej, gdzie jeszcze nie postawiono słupków,było całkowicie wypełnione zaparkowany­mi samochodami... Starajmy się jeździć ta­kim traktem spokojnie i obliczalnie,uważajmy na dzieci i osoby starsze.

30.06 odbyło się Walne ZebranieCzłonków Stowarzyszenia KrakówMiastem Rowerów. Wybrano nowy Za­rządoraz Komisję Rewizyjną. Prezesemzostał Krzysztof Ryba.

Zapewne niejeden spośród naszychCzytelników zawita w trakcie wakacyj­nych wojaży do Włoch. I choć naturalnau osób urodzonych pod naszą szerokościągeograficzną tęsknota za słońcem naka­zywałaby udanie się w południowe rejonyItalii, rowerowo zachwycić może nas jejpółnoc, a konkretnie­ Mediolan.

Jesienią 2013 znalazłam się w mie­ście znanym ze swego snobizmu po razdrugi w życiu i nie mogłam uwierzyć, jakwielkie zmiany dokonały się tam podczaspięciu lat mojej nieobecności. Już podró­żując z lotniska przez miasto zwróciłamuwagę na zaskakującą, jak na Włochy,liczbę rowerzystów na ulicach. Co więcej,cykliści ci tłoczyli się, przemykali między sa­mochodami na rondach, niekiedy przeci­skali się między pieszymi, czasami mknęlipod prąd wąskimi, mało funkcjonalnymikontrapasami. Słowem – powiało krakow­skim folklorem – rowerzystów dużo, infra­struktury jak na lekarstwo. Przyglądając się

bliżej zauważyłam jednak istotną różnicę­w Mediolanie rowerami jeżdżą ludzie wśrednim wieku i starsi, eleganccy lub wręczwytworni. Wizerunek miejskiego rowerzystynie ma tam nic wspólnego rozczochra­nym ekoterrorystą, jakim chcieli by go wi­dzieć krakowscy urzędnicy. Podczaszwiedzania La Scali zagadnęłam pracow­nika muzeum o historię rowerowej rewolu­cji. Dowiedziałam się, że przed dwomalaty z uwagi na rosnące zanieczyszczeniewładze miasta postanowiły postawić nazrównoważony transport (inwestując rów­nolegle w wymianę pieców). Poszukiwa­nia osoby odpowiedzialnej za ten sukcesdoprowadziło mnie do mediolańskiegooficera rowerowego. Signore Fabio Lopezzgodził się na spotkanie w swoim biurze wratuszu (gdzie oczywiście stał jego rower) iw trakcie ponaddwugodzinnej rozmowypo włosku i angielsku opowiedział o naro­dzinach i rozwoju idei.

U progu zmian stoi trwająca od 5 lat inwe­stycja w rozwój roweru miejskiego­ obec­nie na 170 stacjach czeka namieszkańców 3000 rowerów. W miesią­cach szczytowych czytniki odnotowująponad 11500 wypożyczeń (od roku 2009dwukrotny wzrost) dziennie. Równoleglewładze miasta wprowadziły również opła­tę za wjazd samochodem do Area C(analogicznie okręg mniej więcej Piastow­ska­Kawaryjska­Powstania Warszawskie­go) oraz płatne parkowanie. Rower stałsię więc naturalnym wyborem wielumieszkańców. Postawiono również tysiącestojaków (pod samym uniwersytetem nali­czyłam 170), a słupki ograniczające par­kowanie ubrano w formę umożliwiającąprzypięcie doń rowerów. Każdy mediolań­czyk może więc zostawić pojazd obok ulu­bionego sklepu czy kawiarni.Infrastruktura, nienadążająca za drobnymiułatwieniami wpływającymi na ludzkiewybory, a także konsumująca znaczneśrodki, jest w planach – do 2015 ma po­wstać 100km dróg rowerowych, między in­nymi połączenie terenów Expo z centrum.Czyżby Mediolan miał stać się wkrótcesymbolem rowerowej, włoskiej rewolucji?

Kasia

Rower na świecie

Rowerw ojczyźnie Ferrari

Beskid Niskiw pigułce

czyli rzecz o krainiejeleni, bocianów,cerkwi i kapliczek

Najniższy i najrozleglejszy z Beskidów,rzadko wspominany, prawie zapomnianyzakątek naszego kraju – Beskid Niski – za­chwyca przepięknymi krajobrazami, ziele­nią, ciszą i spokojem. Wzgórza porośniętelasem poprzecinane są łąkami, polamiuprawnymi i wioskami w dolinach rzek.Gdzieniegdzie znajdziemy ślady po daw­nych PGR­ach. Spokojne, prawie sennemiejscowości, pełne skromnych drewnia­nych domów, nieogrodzone obejścia,opuszczone przysiółki, zdziczałe sady, po­rośnięte trawą i mchem podmurówki za­gród i spichlerzy – to wszystko przypomina oprzedwojennej sielance, ale też o tragicz­nych losach Łemków. Przydrożne krzyże,kapliczki i drewniane cerkwie oczarowująprostotą i nadają miejscu duchowy charakter.

Bez choćby pobieżnej znajomościdziejów tej krainy trudno docenić urokmiejsca, w którym wyludnione tereny wzię­ła we władanie sama natura… BogactwoBeskidu Niskiego – wielowyznaniowość,wspaniała architektura, specyficzny dia­lekt, rzadko spotykane rzemiosła – wynikaz przenikania się różnych kultur. Tylko po­znanie historii tego regionu pozwoli namzrozumieć dlaczego w niektórych wsiachznajdziemy aż trzy kościoły, w malowni­czych dolinach rozpadające się opusz­czone chaty, a w środku lasów, z dala odludzkich osad kamienne nagrobki idrewniane krzyże…

Bogactwa naturalneBeskid Niski to rozległe pasmo gra­

niczne. Rozciąga się od Krynicy aż do Ko­mańczy. W polskiej części beskidunajwyższą górą jest Lackowa mierząca za­ledwie 997 metrów nad poziomem morza.Te niewysokie góry utworzone są ze skałosadowych fliszu karpackiego, zlepień­ców, piaskowców i łupków ilastych.

W Beskidzie Niskim zalegają złoża ro­py naftowej i gazu ziemnego, ponoć już w

XVI wieku mieszkańcy Krosna łączyli takąwyciekającą ropę z olejem lnianem, a mie­szanki tej używali do oświetlania miasta.Oficjalnie jednak złoża te odkryto w XIXwieku i od tamtej pory wydobywano su­rowce na małą skalę. To w Gorlicach,lwowski aptekarz, Ignacy Łukasiewiczopracował metodę destylacji ropy i skon­struował pierwszą na świecie lampę naftową.

To też, a może przedewszystkim kra­ina lasów, stanowią aż 70 % powierzchni,dominującym drzewem jest buk., rzadziejpojawia się jodła i sosna, dąb, grab i olszy­na, niekiedy spotyka się też skupiska cisa imodrzewia. W dolinach rzek znaleźć moż­na zarośla wikliny. Tam, gdzie kiedyś znaj­dowały się wsie łemkowskie znajdują sięteraz zdziczałe sady owocowe. Cieka­wostką florystyczną są rzadkie gatunki pa­proci, ciepłolubne rośliny z południa i storczyki.

Zwierzęta zamieszkujące Beskid Niskito niedźwiedzie, wilki, rysie, żbiki, sarny, je­lenie, dziki i sporo drobnej zwierzyny. Spo­ro z nich można zobaczyć gołym okiempodczas spokojnych wędrówek i przejaż­dżek. Świat ptaków, płazów i gadów jestrównież bardzo bogaty, możemy tamspotkać gadożera, myszołowa, pucha­cza, puszczyka uralskiego i głuszca, sala­mandry i traszki oraz żmije.

HistoriaPoczątki zorganizowanego osadnic­

twa w Beskidzie Niskim miały miejsce wXIV wieku. Od tej pory tereny sukcesywniezaludniała ludność niemiecka, polska ipasterski lud wołoski. Ci ostatni wymiesza­ni z ludnością ruską, ukraińską, słowacką ipolską dali z czasem początek Łemkom.

Od 1769 roku „przez głuche zakątkiBeskidu Niskiego powiał wiatr dzikiej histo­rii.”* Konfederaci Barscy toczyli tu krwawewalki z Rosjanami, przypominają o tym po­zostałości po obozach konfederackich.Potężne straty przyniosła I wojna światowa,sama operacja gorlicka pochłonęła tysią­ce ofiar, a miasto prawie zniknęło, z 645budynków pozostało jedynie 20. Ponad100 cmentarzy wojskowych w samym tylkoBeskidzie Niskim to pamiątka po długich,zaciętych, krwawych bojach podczasWielkiej Wojny w Galicji. Po zakończeniuwalk władze austriackie rozkazały grzebaćwszystkich poległych, niezależnie od tegopo czyjej stronie walczyli. We wspólnychmogiłach spoczywają zatem Austriacy,Niemcy, Rosjanie, Słowacy, Węgrzy i Pola­cy. Liczne trójramienne krzyże prawosław­ne przypominają dawny rycerski obyczaj –szacunek dla pokonanego wroga.

Masowa zagłada Żydów podczas IIwojny światowej nie ominęła Beskidu Niskie­go. W Gorlicach, Żmigrodzie, Dukli i Ryma­nowie utworzono getta, a zgromadzonychtam ludzi rozstrzelano lub wywieziono doobozu zagłady w Bełżcu. Po tragicznychwydarzeniach wojennych nastąpił kolejny

dramat – „akcja repatriacyjna” – wysiedla­nie ludności Łemkowskiej, najpierw na Ukra­inę, a potem na ziemie odzyskane ZSRR,szacuje się, że w latach 1944­1946 z terenówpołudniowo wschodniej Polski (czyli głów­nie Bieszczad i Beskidu Niskiego) wysiedlonookoło 480 tysięcy ludzi. W 1947 roku zorga­nizowano akcję „Wisła” w wyniku którejokoło 140 kolejnych opuściło swoje gospo­darstwa. Dopiero po 1956 roku część Łem­ków wróciła w rodzinne strony.

EtnografiaŁemkowie to ludność góralska, wy­

wodząca się prawdopodobnie osadnikówwołoskich i ruskich, jako odrębna grupaukształtowali się dopiero po przybyciu natereny Beskidu Sądeckiego, Niskiego i Biesz­czad. Do początku XX wieku nazywano ichRusnakami. Nazwa Łemkowie pochodzinatomiast od słowackiego słowa „łem”(tylko), którego używali jako jedyni z Rusi­nów. Wytworzyli wyjątkową kulturę ludową.Jej cechy charakterystyczne widoczne sąw architekturze, stroju i zajęciach, którym sięoddają. Łemkowie byli rolnikami, uprawialiżyto, owies, ziemniaki i len. Hodowali owce,ale też krowy i konie. Najbardziej popularnerzemiosła to: kamieniarstwo (wytwarzanoosełki, żarna i kamienie młyńskie, ale teżkrzyże nagrobkowe i przydrożne), produk­cja sukna i płótna, wytwarzanie dziegciu imazi. Język Łemków to dialekt języka ukra­ińskiego z wpływami polskiego i słowackie­go. Łemkowie nie mają jednej spójnejreligii, podzieleni są na grekokatolików iprawosławnych. Trwają też spory o naro­dowość Łemków, część z nich uważa siędziś za Ukraińców, a pozostali za odrębnągrupę etniczną.

Dlaczego na rowerze?Beskid Niski to kraina marzeń dla ro­

werzysty, istny raj. Teren poprzecinany jestpolnymi drogami, górskimi szlakami, węż­szymi i szerszymi asfaltami. Tutaj każdy – mi­łośnik kolarstwa górskiego, czy jazdy narowerze szosowym, sakwiarz, a nawet ro­dzina z dziećmi – znajdzie coś dla siebie.Wystarczy zaopatrzyć się w dobrą mapę(np. wydawnictwa Compass) i samemuukładać trasy wycieczek zależnie od swo­ich możliwości i potrzeb. Jedynym proble­mem może okazać się dojazd. Pociągi zKrakowa kursują już tylko do Grybowa, aleza to jedzie się tylko 3 godziny, nie za długo,nie za krótko, a taka podróż dodaje tylkouroku rowerowej wyprawie. Trzeba miećteż na uwadze, że w Beskidzie Niskim łatwosię zakochać, a rowerowe wyjazdy tam sąuzależniające...

Dorota Czopyk

* Beskid Niski. Przewodnik Prawdzi­wego Turysty, Oficyna Wydawnicza „Re­wasz”, Pruszków 2007, str. 53

Egzotyczna Polska na rowerach cz.1

Cycling East Poland

Od jakiegoś już czasu na krakowskich Masach zauważa­

my (a właściwie słyszymy) obcokrajowców ­ wszystko jedno,

czy to turyści, którzy przejadą się z nami raz, czy osoby pocho­

dzące zza granicy, ale mieszkające w Krakowie. Ich udział

w  Masie cieszy nas bardzo, bo oznacza, że sprawy rowerowe

i  chęć miłego, wspólnego spędzenia czasu w gronie rowerzy­

stów są dla nas wszystkich tak samo ważne. Bez względu na kraj

pochodzenia :) Dlatego właśnie w lipcowym numerze Masówki,

zdecydowaliśmy się na publikację artykułu w języku angielskim,

by i nasi zagraniczni współrowerzyści mogli przeczytać coś na

temat rowerowania w Polsce. No a dodatkowo są wakacje

i  możliwości rowerowych wyjazdów w Polskę trzeba reklamo­

wać, bo warto! Przekonajcie się sami :)

Our first foray into long­distance cycling came after achance purchase of the travel book "Egzotyczna Polska" and itstales of an undiscovered Eastern European frontier brimming withnatural splendor, unparalleled hospitality, bike­friendly quiet co­untry roads and a Poland very unlike the one we had been fami­liar with. It was in the late summer of 2012 that we headed east tofollow the shadow of the stork from Przemyśl to Suwałki...

It's a traumatic enough departure. Our train from Krakowleaves from Płaszów and it's a hectic last­minute dash down oneof the busiest roads in the city. Karolina's first moments of gettingused to cycling with 20 kilos of panniers (cycle­friendly baggagenot Indian cheese) dangling off the bike and an impatient moto­rist nearly runs her off the road. Doesn’t bode well. No injuries. Justmental scars. Get the train. Just. The 10zł fee per bike gets you aroomy “bike carriage” (1.5 m sq) at the back of the train. Sadlythis is the case on many of the quieter routes on PKP’s service inPoland. They’ll charge you for a bike carriage but there won’tactually be one. You can squeeze your bike in between the toiletand the exit. When we eventually identify where the bike areaactually is, we dash down the platform like crazed inmates underthe impatient eye of the train conductor, hoping that the whistledoesn’t come too early....and...we're in!

One more cyclist in the carriage with us. Seems serious. Lotsof professional gear. Gloves. Shorts. Glasses. Helmet. Focused.Going to Bieszczady. Drinking soya milk beverages. Maybe bestto leave him to it. “Remont” on the line to the east. Hardly ashock. A 3 hour journey now extends to 5. Luckily we can gazeout at the beautiful Podkarpacie countryside and lose ourselvesin thoughts of our upcoming trip while our travelling companiongorges on organic salmon. He didn’t even want any of my mie­szanka studencka.

My last glimpse of Przemyśl was a cold, grim January eve­ning on the way back from Ukraine 5 years ago, but today it’spositively showing off. Newly revamped train station is grand andthe Rynek a fine place to have a drink in the sun and pretend wehave been cycling for weeks. Ha.

A life­affirming jaunt on the bikes to Karolina’s family. Andthe views – rolling hills, fields of sunflowers, acres of land and eve­rywhere farmers harvesting grain, long beans that creep on polesinto the sky in back garden plots – all this late summer smoky co­untry nostalgia reminds me of my childhood. It's all shades of yel­low and blue that get deeper in the late haze of the evening sun.It feels good to be alive in Sierakoście.

Leaving our fine hosts the next day – just a stone’s throwfrom the Ukrainian border – we are laden down with jars of ho­me­made pickled gherkins and a few home­grown cherry toma­toes. Cursing the decision to take these at the time on the bikes,they would be more than worth the pain. We were headed forMedyka and it's a wonderful day’s cycling in the warm Augustsun. Stopped for some refreshments at a local shop “na miejscu”.People speak funny here. I like it already and with my strange Po­lish accent I could certainly fit in. Locals tell us proudly that thesame church is used for both catholic and orthodox ceremonies.How practical. Lots of Ukrainians lived in Medyka before the warbut had been “resettled”. People were curiously asking why wehad come here (it’s a little short on sights). Nothingness is under­rated I say. We wild camp in a vast forest of pine and larch. Ka­rolina spots a lone shy wolf next to our little clearing. Wenervously gorge on tomato and garlic chili pasta al fresco thanksto the wonders of 21st century portable French gas stoves. Thatwolf is still in our minds but sticking to purely vegetarian fare willkeep those pesky carnivores at bay, I tell Karolina, reassuringly.Sun goes down quickly and it’s cold. Everything is much too dryto light a campfire and, besides, I couldn’t take the infamy ofigniting a region­wide forest inferno. In the darkness the squirrelssound like marauding elephants stomping around the bone­dryleafy forest floor. A broken sleep eventually comes but our mindsare already racing with thoughts of what tomorrow will bring...

Seamus O'Donnell

Reklama