kwartalnik głos polski nr 44
TRANSCRIPT
Głos Polski
Kwartalnik Polonii Kazachstanu nr 44 lipiec – sierpień – wrzesień - 2013
W numerze:
ECHA FESTIWALU „POLONIA ŚPIEWAJĄCA”
POLSCY HIMALAIŚCI W KIRGISTANIE
TRZECH WIELKICH POLAKÓW
LOSY ZESŁAŃCÓW
Głos Polski - 2 - Nr 44/2013
Znani Polacy
Prozaik, dramaturg, rysownik, publicysta, krytyk teatralny, autor scenariuszy i reżyser filmowy – to wszystko Sławomir
Mrożek. Jeden z najpopularniejszych polskich twórców i jeden z niewielu naprawdę znanych w świecie; jego sztuki grywane są
od Kostaryki po Syberię. Od kilkudziesięciu lat zadomowiony w polskiej wyobraźni zbiorowej. Jego nazwisko stało się hasłem
zrozumiałym wszędzie tam, gdzie trzeba podkreślić jakiś szczególny nonsens: mawia się wtedy, że „to jak z Mrożka”.
Urodził się 29.06.1930 r. w Borzęcinie koło Brzeska. Po wojnie, w latach 50-tych, rozpoczynał w Krakowie studia
na różnych kierunkach (architektura, Akademia Sztuk Pięknych, orientalistyka) jednak żadnego nie ukończył. W tym samym
czasie podjął pracę w „Dzienniku Polskim”, jego teksty satyryczne ukazywały się również w „Szpilkach”, „ Po prostu”, „Życiu
Literackim” i „Nowej Kulturze”. W 1953 r. opublikował pierwsze zbiory tych tekstów: Opowiadania z Trzmielowej Góry i Pół-
pancerze praktyczne. W 1955 r. rozpoczyna współpracę z Krakowskim Teatrem Satyryków, studenckim teatrem Bim-Bom
z Gdańska, warszawskim teatrem „Syrena”, kabaretem „Szpak” i „Piwnicą pod Baranami”. Rezygnuje z etatu w „Dzienniku Pol-
skim”. W 1958 r. Teatr Dramatyczny w Warszawie wystawia pierwszą sztukę Mrożka pt. Policja. W 1959 r. żeni się z malarką
Marią Obrembą i przenosi do Warszawy. Publikuje w prasie (np. cykl felietonów i rysunków Przez okulary Sławomira Mrożka
w „Przekroju”), wystawia kolejne sztuki (m.in. Męczeństwo Piotra Ohey’a, Indyk, Karol, Na pełnym morzu, Strip-tease). W 1963
r. wyjeżdża z żoną do Włoch, gdzie razem podejmują decyzję o emigracji. Mimo to w Polsce publikowane są jego kolejne sztuki:
Czarowna noc, Śmierć porucznika. W 1964 r. ukazuje się Tango.
W 1968 r. przenosi się do Paryża. Ogłasza w „Le Monde” i paryskiej „Kulturze” list protestacyjny przeciwko udziałowi
polskich wojsk w inwazji na Czechosłowację. Wywołuje on niezadowolenie polskich władz, które wzywają go do natychmiasto-
wego powrotu do kraju. W odpowiedzi Mrożek zwraca się o azyl we Francji. W Polsce cenzura zakazuje publikacji jego utworów
i wystawiania sztuk. W 1969 r. w Berlinie Zachodnim jego żona umiera na raka. Rok później zuryski Theater am Neumartk wy-
stawia premierowe przedstawienie Vatzlava. W 1973 r. Pensylvania State University przyznaje Mrożkowi stypendium, dzięki
któremu może podróżować po Stanach Zjednoczonych i Ameryce Południowej. W latach 70-tych kilkakrotnie wyjeżdża do Nie-
miec, gdzie pisze scenariusze filmowe: Wyspa Róż (1974-75), Amor (1977), Powrót (1979) – dwa ostatnie również sam reżyseru-
je dla niemieckich wytwórni. W tym też czasie w Polsce powoli ustępuje zakaz publikacji utworów Mrożka, a w roku 1978 -
po raz pierwszy od 1963 r. – on sam przyjeżdża do kraju. W tym też roku otrzymuje obywatelstwo francuskie. Powtórnie odwie-
dza Polskę w roku 1981, jednak po 13 grudnia publikuje w „Le Monde” i „International Herald Tribune” List do cudzoziemców
i odmawia publikowania swoich utworów w Polsce oraz pokazywania sztuk w telewizji. Teatry nadal wystawiają jego dramaty,
jednak Ambasador, Vatzlav i Alfa zostają wstrzymane przez cenzurę. W 1984 r. reżyseruje Ambasadora w Tourneetheater
w Monachium. W 1987 r. żeni się z reżyserką teatralną, Meksykanką Susaną Osorio Rosas. Odrzuca Nagrodę Fundacji Literackiej
w Polsce, ale przyjeżdża do kraju, gdzie po raz pierwszy spotyka się z czytelnikami. W 1989 r. wyjeżdża z żoną do Meksyku
i osiada na ranchu La Epifania pomiędzy Mexico City i Puebla. Rok później przyjeżdża do Krakowa na dwutygodniowy Festiwal
Mrożka zorganizowany z okazji jego 60-tych urodzin. Mrożkowski festiwal teatralny odbył się również w Sztokholmie (1991).
W 1992 r. w ramach Dionisia Festival wyreżyserował w Sienie Wdowy.
W latach 1996-2008 Sławomir Mrożek wraz z żoną powrócił do Krakowa, w czerwcu 2008 r. państwo Mrożkowie prze-
nieśli się do Nicei.
W 2010 roku w Krakowie z inicjatywy Wydawnictwa Literackiego odbył się festiwal „Mrożek na XXI wiek” zorgani-
zowany z okazji jego 80-tych urodzin. Wtedy też ukazał się I tom jego Dziennika. Publikację dzienników Mrożka zakończył tom
3, który ukazał się w marcu 2013 roku. W zgodnej opinii czytelników i krytyków Dziennik Mrożka to jedno z najważniejszych
osiągnięć polskiej diarystyki. Być może w przyszłości ukaże się jeszcze tom 4, obejmujący lata 90-te.
Ostatni raz Sławomir Mrożek odwiedził Polskę w czerwcu 2013 roku: wziął udział w premierze swej najnowszej sztu-
ki Karnawał, czyli pierwsza żona Adama w Teatrze Polskim w Warszawie, miał też być największą gwiazdą Big Book Festivalu
i spotkać się z czytelnikami, ale nie pozwoliły na to względy zdrowotne.
Zmarł nad ranem 15 sierpnia 2013 w szpitalu w Nicei. Jego prochy spoczęły w Panteonie Narodowym w Krakowie.
Opracowano na podstawie Internetu
Nr 44/2013 - 3 - Głos Polski
Głos Polski
w numerze
Znani Polacy……….................…………………….………..…2
Polskie przepisy……….……………..........................................3
Najważniejsze bitwy i wojny Polski…………………................4
Echa Festiwalu „Polonia Śpiewająca ………………………….5
R. Śniegórska, Кокшетау нас всех собрал! …….....………….6
Rozsławili Polskę …………………………………………....7-8
R. Matusiak, Życie polonijne w Kirgistanie …...…………..9-10
Poznajemy bogaty świat przyrody……………………………….
naszych ojczyzn ………………………………………………11
Przystanek Czkałowo ………………………….………….12-14
Kolonie w Polsce …………………………………….……….15
O. Kritskaya, Trzech wielkich Polaków …………...…..…16-17
Kalejdoskop ….……………………………………………18-19
Czytanie Fredry……………………………………………….20
L. Krynicki, Co Polak to historia…………………………..21-22
E. Konik, Kronika tajynszyńska…………………………...…23
Wskazówki dydaktyczne ….………………………………24-25
Widokówka z ….……………………………………………...26
Ważne daty w historii Polski………………….……………....27
Poetyckie próby ……………………………….……………...28
Kącik dla dzieci…………………………………………….…29
Polskie tradycje wciąż żywe……………………………....30-31
Stypendia SEMPER POLONIA………………………………32
Repatriacja…………………………………………………33-34
Kalendarium…………………………………………………..35
Sos tatarski z chrzanem
6 ogórków konserwowych, 5 jajek ugotowa-
nych na twardo, słoik grzybów marynowa-
nych, duże jabłko, 3 łyżki startego chrzanu,
8 łyżek majonezu, cukier, szczypta soli,
posiekana natka pietruszki
Grzybki, ogórki, jabłko pokroić w bardzo
drobną kostkę. Ugotowane na twardo jajka
przekroić. Białka drobno posiekać, a żółtka
rozetrzeć z majonezem. Dodać chrzan,
ogórki, grzybki oraz jabłko i wszystko wy-
mieszać. Doprawić cukrem, solą i pieprzem,
a na koniec posypać natką pietruszki.
Kotlety ziemniaczane
z sosem grzybowym
1 kg ugotowanych ziemniaków, jajo, 4 łyżki
mąki, 4 łyżki oleju, tarta bułka lub mąka,
pieprz, sól,
Sos: 2 dag suszonych grzybków, łyżka ma-
sła, łyżka mąki, pieprz, sól
Obrane, ugotowane ziemniaki dokładnie
utłuc lub zemleć w maszynce, dodać jajo,
mąkę, sól, pieprz i wyrobić. Formować ko-
tlety dowolnych kształtów, obtoczyć w tartej
bułce lub mące i smażyć na rumiano na roz-
grzanym tłuszczu. Odstawić w ciepłe miej-
sce. Sos przygotować następująco: suszone
grzybki opłukać i namoczyć na kilka godzin,
następnie w tej samej wodzie je ugotować,
wyjąć, pokroić w cienkie paseczki. Masło
rozpuścić w garnuszku, dodać mąkę, chwilę
podsmażyć, wlać zimny wywar z grzybków
oraz pokrojone grzybki, doprawić solą
i pieprzem, zagotować. Kotlety podawać
gorące. Sos podawać w sosjerce.
Smacznego!
fot. winiary.pl
Polskie przepisy
Okładaka I
Wieniec dożynkowy z Czkałowa, fot. H. Nowicka
Wkładka s. 18 Dożynki w Czkałowie, fot. H. Nowicka Obóz harcerski Stepowych Orłów, fot. A. Udoczkin s. 19 Majowe święta w Tajynszy, fot. E. Konik Dzień Narodów Kazachstanu, fot. E. Konik Wakacje w Polsce i nie tylko, fot. A. Udoczkin, z arch. Gabinetu Języka Polskie w Tajynszy Okładka II Kłodzko, Most gotycki (polski Most Karola), panorama miasta fot. U. Furmanowicz
Głos Polski - 4 - Nr 44/2013
330. rocznica bitwy pod Wiedniem
12 września 1683 roku pod Wiedniem wojska polsko-
habsburskie pod wodzą króla Jana III Sobieskiego poko-
nały armię Imperium Osmańskiego, dowodzoną przez
wezyra Kara Mustafę.
Imperium Osmańskie przez wieki opierało swoją
potęgę na podbojach, początkowo głównie obszarów azja-
tyckich. Jednak w XVII wieku Turcy rozpoczęli podbój
terenów europejskich, atakując Bałkany, Węgry, księstwa
rumuńskie, Kretę i Siedmiogród. W roku 1672 zajęli należą-
ce do Polski Podole, zaś kozacki hetman Piotr Doroszenko
uznał zwierzchnictwo Turcji nad Ukrainą.
Po upokarzającym dla Rzeczypospolitej pokoju w
Buczaczu Polska nie tylko utraciła Podole, ale także zobo-
wiązała się do płacenia Turcji 22 tys. talarów rocznego
haraczu, co czyniło z niej lennika Imperium. Sejm polski
odrzucił pokój, a w 1673 roku wojska Rzeczypospolitej -
dowodzone przez hetmana Jana Sobieskiego - pokonały
Turcję pod Chocimiem. Choć konflikt zakończył się rozej-
mem, zapowiadał kolejne działania zbrojne.
Sobieski, któremu zwycięstwo pod Chocimiem za-
pewniło polską koronę, w obliczu nieuchronnego starcia z
Turcją rozpoczął poszukiwania sojuszników. Początkowo
planował koalicję z Francją i Szwecją, jednak wobec nega-
tywnego nastawienia Ludwika XIV zwrócił się w stronę
Habsburgów i Rosji. Choć zarówno car, jak i cesarz nie
zareagowali przychylnie na starania Polski, jednak wobec
fiaska zabiegów dyplomatycznych i realnego zagrożenia ze
strony Turcji Habsburgowie zaczęli dążyć do przymierza z
Rzeczpospolitą.
Sojusz, przewidujący wzajemną pomoc w razie
ataku tureckiego, podpisano 1 kwietnia 1683 roku; jego
gwarantem został papież Innocenty XI. Armia polska miała
otrzymać wsparcie finansowe ze strony cesarza i papieża.
W tym samym czasie Turcy podjęli działania zbrojne prze-
ciwko sojusznikom, organizując liczną armię dowodzoną
przez wielkiego wezyra Kara Mustafę. Mobilizacja Austria-
ków przebiegła z opóźnieniem, ponieważ do końca nie było
wiadomo, kogo zaatakuje Imperium. Habsburgowie wysta-
wili jedynie kilka oddziałów do obrony granic, zaś resztę -
ok. 32 tys. żołnierzy pod dowództwem ks. Karola Lotaryń-
skiego oraz polski oddział zaciężnych pod wodzą Hieronima
Lubomirskiego - skoncentrowali koło Bratysławy. Księstwa
niemieckie uwikłane w spór z Francją nie nadesłały wów-
czas posiłków.
Armia turecka wspierana przez Tatarów, chcąc za-
skoczyć przeciwnika, ruszyła na znajdującą się w głębi
cesarstwa twierdzę Jawaryn. Skierowały się tam także siły
habsburskie, jednak wobec oskrzydlenia przez Turków wy-
cofały się w kierunku Wiednia, przyjmując po drodze po-
tyczkę pod Petronell.
Cesarz zwrócił się do sojuszników z prośbą o po-
moc, sam opuszczając miasto. Turcy zbliżyli się do stolicy
cesarstwa 14lipca, zaś dwa dni później otoczyli Wiedeń,
wypierając oddziały austriackie. Kara Mustafa wysłał także
posiłki pod Jawaryn, by uniemożliwić załodze odsiecz dla
stolicy oraz wsparł wojskowo powstańców węgierskich
planujących atak na Bratysławę. Miastu pomocy udzieliły
oddziały ks. Lotaryńskiego, który dał odpór powstańcom i
bronił dostępu na Morawy.Stolica cesarstwa była dobrze
przygotowaną do obrony twierdzą, z 11-tysięczną załogą, 5
tys. straży miejskiej i artylerią. Siłami wojskowymi dowo-
dził gen. Ernst Starhemberg, zaś obroną cywilną - Zdenek
Kaplii. Podczas dwumiesięcznego oblężenia Turcy dzięki
ciągłym atakom i pracom minerów zdobyli pierwsze fortyfi-
kacje miasta, co groziło zajęciem twierdzy, której załoga
uległa w czasie obrony znacznemu uszczupleniu.
Polscy sojusznicy zbierali tymczasem siły. Sejm
przegłosował zgodę na działania wojenne poza granicami,
na mobilizację oraz na nadzwyczajny podatek na utworzenie
blisko 50 tys. armii. Początkowo planowano zebranie już
istniejącej armii koronnej w Trembowli na zachodniej Ukra-
inie, zaś nowego zaciągu w okolicach Lwowa. Litwini mieli
grupować się w Janowie Podlaskim.
Wobec ataku Turków na cesarstwo król zarządził
mobilizację pod Krakowem, gdzie przybyło 27 tys. wojsk
koronnych. Nie czekając na spóźniających się Litwinów,
ruszył na pomoc Wiedniowi.
Po przejściu przez Śląsk, Morawy i Czechy 3 wrze-
śnia wojska polskie połączyły się nad Dunajem, 40 km od
Wiednia, z oddziałami austriackimi i niemieckimi. Dowódz-
two nad 67-tysięczną armią objął Jan III Sobieski. Zarządził,
by oddziały austriackie i niemieckie atakowały Turków
wzdłuż prawego brzegu Dunaju, wiążąc w ten sposób ich
główne siły. W tym czasie siły polskie przedzierały się pod
miasto okrężną drogą.
12 września rano zaczęła się bitwa. Przekonani o
swojej przewadze, słabo ufortyfikowani Turcy odpierali atak
austriacko-niemiecki wzdłuż Dunaju, pozostawiając odsło-
nięty teren od strony Lasu Wiedeńskiego, skąd oddziały
polskie wyprowadziły w godzinach popołudniowych atak.
Sobieski najpierw wysłał z rozpoznaniem jedną chorągiew
husarii, która wszczęła popłoch w szeregach wroga i wyco-
fując się pociągnęła za sobą większość tureckiej kawalerii -
wprost pod ogień polskich armat. Wówczas król polski
wykorzystał rozprężenie w szeregach wroga i poprowadził
główny atak sił polsko- niemieckich. Brawurowy atak husa-
rii spowodował bezładny odwrót i ucieczkę wojsk tureckich
oraz towarzyszących im Tatarów. Król polski z powodu
zbyt późnej pory nie kontynuował pościgu, zaś jego wojska
zajęły obóz nieprzyjaciela.
W bitwie poległo ok. 10 tys. Turków, a 5 tys. od-
niosło rany. Oddziały pod wodzą króla polskiego miały 1,5
tys. zabitych i 2,5 tys. rannych. Większość armii tureckiej
zdołała uciec, pozostawiając część uzbrojenia i zapasy.
Klęska wiedeńska zakończyła okres zwycięstw Imperium
Osmańskiego, a wielki wezyr Kara Mustafa za przegraną
zapłacił życiem.
Wiktoria wiedeńska nie została jednak przez Pola-
ków należycie wykorzystana. Chociaż w obozie tureckim
zdobyto broń, namioty, siodła, ubiory, cenne tkaniny i arra-
sy, a cesarz złożył Janowi III Sobieskiemu hołd pod murami
swej stolicy, to Leopold I wjechał do miasta na czele wojsk i
on jest do dzisiaj w swym kraju uznawany za wybawcę
stolicy. Zaś wygrana pod Wiedniem była jednym z ostatnich
wielkich zwycięstw I Rzeczypospolitej, coraz słabszej we-
wnętrznie i zewnętrznie, co zbliżało ją nieuchronnie do
klęski rozbiorów.
Opracowano na podstawie Internetu
Najważniejsze bitwy i wojny Polski
Nr 44/2013 - 5 - Głos Polski
W niedzielę, 14 kwietnia 2013 roku, odbył się
w Kokszetau III Festiwal Polskiej Pieśni „Polonia
Śpiewająca”. Tegoroczna edycja miała miejsce
w przepięknym Dramatyczno – Muzycznym Teatrze
im. Sz. Kusainowa.
Święto polskiej piosenki to wydarzenie,
na które czekamy przez cały rok, wydarzenie, które
skupia miłośników polskiej muzyki nie tylko
z najbliższych okolic, ale z całego Kazachstanu.
Uczestnicy przygotowują się do niego starannie, mając
na uwadze oczekiwania nawet najbardziej wyma-
gających słuchaczy. Z roku na rok festiwal cieszy się
coraz większą popularnością czego dowodem jest
narastająca ilość napływających zgłoszeń.
Hasło tegorocznej imprezy brzmiało:
„Wszyscy Polacy to jedna rodzina, pieśń nas
związała i razem nas trzyma”.
Tegoroczna edycja festiwalu zbiegła się
w czasie z 20-leciem sesji Zgromadzenia Narodów
Kazachstanu.
W festiwalu brali udział soliści oraz wystąpiły
zespoły muzyczne z wielu miast, miasteczek i wsi
(Pawłodar, Pietropawłosk, Traz, Ałmaty, Astana,
Kokszetau, Ekibastuz, Tajnasza, Damsa (rejon
Szortandy), Pierwomajka, Aktobe, Zielony Gaj,
Czkałowo).
Występy podzielone były na trzy kategorie
wiekowe: dzieci, młodzieży i dorosłych. Każdy występ
był oklaskiwany gromkimi brawami. Wszyscy
uczestnicy nagrodzeni zostali dyplomami za udział
w festiwalu. Szczególne wyróżnienie od Ambasady
Polskiej otrzymał zespół «Нарцыз» z Pawłodaru.
Gośćmi festiwalu byli m.in. Ambasador RP
w Kazachstanie Jacek Kluczkowski, były konsul RP
w Kazachstanie Bartosz Jabłoński, główny sekretarz
Zgromadzenia Narodów Kazachstanu Marzijat
Tohajewa.
Festiwal Polskiej piosenki w Kokszetau to
impreza ważna i znacząca, dostarcza niezapomnianych
artystycznych wzruszeń, stanowi ważne ogniwo
istnienia i rozwoju polskiej kultury muzycznej
w Kazachstanie.
Realizację tego wspaniałego projektu
zawdzięczamy: kierownikowi artystycznemu – Pani
Ludmile Suchowieckiej. Dziękujemy za zaanga-
żowanie i stworzenie absolutnie rewelacyjnej
atmosfery, zarówno na scenie jak i przed nią. Słowa
uznania należą się Prezesowi Stowarzyszenia Polaków
Akmolińskiego obwodu - Panu Aleksandrowi Sucho-
wieckiemu.
Za rok ponownie spotkamy się „w magicznej
krainie muzyki”, gdzie słychać wszystkie „dźwięki
odległej Polski” – szum morza, „pól malowanych
zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą,
posrebrzanych żytem”, pagórków leśnych, łąk
zielonych…
Anita Perlińska
Echa Festiwalu „Polonia Śpiewająca” w Kokszetau
Głos Polski - 6 - Nr 44/2013
14 апреля 2013 года в Кокшетау проходил
ежегодный – и уже ставший традиционным III- ий
Республиканский фестиваль польской песни «Поющая
Полония», который собрал поляков со всего
Казахстана: Астана, Петропавловск, Костанай,Тараз,
Алматы, Экибастуз, Павлодар, Кокшетау, а так же
Шортанды, Первомайка, Лозовое, Тайынша,
Келлеровка, Зелёный гай, Чкалово и многие другие
сёла. На этом празднике присутствовали уважаемые
гости: чрезвычайный и полномочный посол РП в
Астане Яцек Ключковский, экс-консул посольства
Бартош Яблоньский, представители акимата и
духовенства Акмолинской области, председатели этно-
культурных центров.
На сцене Кокшетау выступили лучшие
польские коллективы художественной самоде-
ятельности. Этот трёхчасовой, яркий концерт порадовал
слушателей новыми талантливыми исполнителями,
интересным репертуаром, который прошёл на одном
дыхании.
Эмоциональный отклик слушателей вызвало
исполнение всех коллективов, каждый старался
вложить, показать всю свою любовь к польской песне,
каждый хотел поделиться своим духовным богатством,
донести свою радость до зрителей. Зрители слушали,
удивлялись, подпевали и веселились вместе с
исполнителями.
За последние годы стали достаточно популярны
фестивали различных направлений и тематик, но
фестиваль песни самый сближающий всех тех, кто
присутствует, ведь песня лечит душу, заряжает
жизненной энергией. Идея проведения фестиваля
польской песни действительна хороша. И хочется
выразить огромную благодарность организаторам
фестиваля председателю объединения поляков
Акмолинской области Суховецкому Александру и его
супруге Людмиле, которая всегда с ним рядом, всегда
его поддерживает за такой прекрасный праздник, где мы
поляки собрались вместе, делились своими радостями,
где слышна была польская речь, да за то, что мы были
просто - счастливы! И счастливы были не только мы, но
и жители города Кокшетау, ведь заметно оживилась
культурная жизнь малого города, растут ряды
участников самодеятельности, молодёжь приобщается к
культурным ценностям. Ведь именно фестиваль
является эффективным средством воспитания
эстетической культуры молодёжи, позволяет молодому
поколению воспитывать культурные традиции своего
народа. Хочется пожелать организаторам и участникам
фестиваля польской песни новых творческих
достижений, чтоб польская песня звучала всегда, везде и
в каждом уголке нашего родного Казахстана. Казахстан
большая страна и живут в этой стране люди разных
национальностей я желаю, всем мира , дружбы и
согласия. Наша польская диаспора частичка этой
страны, мы постараемся сделать эту частичку весом в
деле единения всех народов живущих на Казахской
земле.
14 kwietnia 2013 roku w Kokszetau odbył się co-
roczny – można powiedzieć tradycyjny – III Ogólnokazach-
stański Festiwal Pieśni Polskiej „Polonia Śpiewająca”, który
zgromadził Polaków z całego Kazachstanu: Astany, Pietro-
pawłowska, Kostanaj, Tarazu, Ałmaty, Ekibastuz, Pawłoda-
ru, Kokszetau, a także Szortandy, Pierwomajki, Łozowoje,
Tajynszy, Kellerowki, Zielonego Gaju, Czkałowa i wielu
innych wiosek.
Na tym święcie byli obecni szanowni goście: Am-
basador Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Kazachsta-
nu i Republice Kirgiskiej Jacek Kluczkowski, były konsul
w Republice Kazachstanu – Bartosz Jabłoński, przedstawi-
ciele akimatu i duchowieństwa obwodu akmolińskiego,
przedstawiciele centrów etniczno-kulturowych.
Na scenie wystąpiły najlepsze polskie zespoły ar-
tystyczne. Ten trzygodzinny, wyrazisty koncert uradował
słuchaczy nowymi utalentowanymi artystami, interesują-
cym repertuarem, który przeszedł „jednym tchnieniem”.
Wszyscy wykonawcy, soliści jak i zespoły spotkali
się z emocjonalną reakcją słuchaczy. Spowodowało to, że
każdy z występujących na scenie starał się pokazać miłość
do polskiej piosenki, każdy chciał dzielić się swoim ducho-
wym bogactwem, przekazać widzom swoją radość. Publicz-
ność słuchała ze zdumieniem, śpiew było słychać nie tylko
ze sceny… a widzowie doskonale bawili się razem z wyko-
nawcami.
W ciągu ostatnich kilku lat stały się bardzo popu-
larne różnorodne tematycznie festiwale, ale festiwal pieśni
zbliża wszystkich tych, którzy biorą w nim udział, bo prze-
cież piosenka leczy duszę, zaraża witalnością. Idea Festiwa-
lu Polskiej Pieśni jest naprawdę zacna. Pragnę wyrazić moją
głęboką wdzięczność dla organizatorów: Prezesa Stowarzy-
szenia Polaków Obwodu Akmolinskiego Pana Aleksandra
Suchowieckiego i jego małżonki Ludmiły, która jest zaw-
sze mu towarzyszy, zawsze wspierać go w przygotowaniu
święta, gdzie my - Polacy spotykamy się, aby dzielić się
swoimi radościami, gdzie możemy usłyszeć polską mowę,
za to, że jesteśmy po prostu - szczęśliwi! Szczęśliwi byliśmy
nie tylko my, ale także mieszkańcy Kokszetau, ponieważ
znacznie przyspieszyło życie kulturalne małego miasta.
Rosną szeregi amatorów sztuki, młodzi ludzie zaczynają
doceniać wartości kulturowe. To właśnie festiwal jawi się
jako skuteczny środek wychowania estetycznego i kulturo-
wego młodych ludzi, pomaga młodemu pokoleniu przyswa-
jać kulturowe tradycje swojego narodu.
Życzę organizatorom i uczestnikom Festiwalu Pol-
skiej Pieśni nowych twórczych osiągnięć, aby polska pieśń
brzmiała zawsze i wszędzie, w każdym zakątku naszego
kraju. Kazachstan to wielkie państwo, w którym żyją obok
siebie ludzie różnych narodowości. Życzę wszystkim poko-
ju, przyjaźni i harmonii. Naszapolska diaspora jest cząstecz-
ką tego kraju i postara się uczynić z siebie element jedno-
czący wszystkich ludzi żyjących na kazachskiej ziemi.
Снегурская Руслана
председатель польского общества «Полония»
Астраханского района
Кокшетау нас всех собрал!
Nr 44/2013 - 7 - Głos Polski
Tadeusz Kantor
(1915-1990)
został kiedyś nazwany
„najbardziej światowym z pol-
skich artystów i najbardziej
polskim z artystów świato-
wych”. Już za życia przez
jednych uważany był za
geniusza, ale przez innych za
mistyfikatora, zaledwie zręcz-
nego naśladowcę. Dziś nikt nie
powinien mieć wątpliwości, że w 1990 roku odszedł od nas
jeden z najwybitniejszych twórców sztuki XX wieku - choć
nadal trudno wytłumaczyć, na czym polegał fenomen jego
wyobraźni. Był artystą wszechstronnym - jak sam mówił:
„totalnym” - dlatego rozdzielanie jego dzieła na
poszczególne "dyscypliny" jest ryzykowne. Malarz,
scenograf, poeta, aktor, happener - światową sławę zyskał
jako człowiek teatru. Także i tam pozostał jednak przede
wszystkim malarzem, który myśli obrazami, a zamiast farb
używa aktorów i rekwizytów.
Największym osiągnięciem Kantora był teatr
"Cricot 2", którego spektakle - począwszy od Umarłej Klasy
(1975) - osiągnęły wymiar arcydzieła. Niezwykła formuła
"Teatru Śmierci" polegała na stworzeniu plastycznej
ilustracji mechanizmów pamięci. Sekwencje nierealnych
obrazów, strzępy wspomnień, powracające natrętnie sceny,
absurdalne sytuacje. Każdy to zna z autopsji, wszyscy mamy
podobny zamęt w głowie: splot bolesnych urazów,
zuchwałych tęsknot, urywki zapamiętanych zdań, komiczne
okruchy przeszłości. Jesteśmy cieleśni, fizyczni - okazuje
się, że nasza pamięć i wyobraźnia także. Nie istniejemy bez
formy; myślimy, a nawet czujemy obrazami - Kantor
potrafił pokazać to na scenie. Stworzył niezwykle
sugestywną przestrzeń, w której mieszają się żywi i umarli,
gdzie ujawniają się najwstydliwsze pragnienia, najbardziej
okrutne przeżycia. Wojna, miłość i zbrodnia, lęk,
namiętność, nienawiść. Na spłowiałych, wyblakłych
kliszach z rodzinnego albumu - osobista biografia splata się
z historią, narodowe mity, prywatne obsesje wracają
męczącym echem, jak w krzywym zwierciadle.
Kantor był twórcą natchnionym, który sprawy
sztuki traktuje śmiertelnie poważnie. Prawdziwy początek
jego drogi to okupacyjne przedstawienia Balla-
dyny i Powrotu Odysa. Tworzenie awangardowego teatru w
klimacie zagrożenia, w konspiracji - pokazało jego
prawdziwą hierarchię wartości: przekonanie, że
niezależność artysty i wolność sztuki jest możliwa w
każdych okolicznościach. W warunkach PRL-u oznaczało to
przede wszystkim łączność ze światem, podtrzymywanie
więzi polskiej sztuki z Europą. Jako artysta awangardowy
Kantor miał potrzebę "bycia na bieżąco", przywoził z
Zachodu najnowsze recepty na sztukę. W tym czasie
skwapliwa gonitwa za nowoczesnością płynęła nie tyle ze
snobizmu, ile z przełamywania cywilizacyjnej izolacji, z
chęci włączenia się w sprawy, którymi żyje artystyczna
Europa. Krytycy nazywali kąśliwie Kantora "komiwo-
jażerem nowinek" - jednak on miał poczucie misji.
Tropienie i przeszczepianie nowych prądów traktował jak
apostolskie posłannictwo - przywilej i obowiązek. To on
pierwszy przywiózł do Polski informel, konceptualizm,
happening. "Nieistotne są wpływy, ważne są powody!" -
powtarzał z przekonaniem. I miał rację, dlatego w jego
sztuce nie ma typowej dla pseudoawangard nudy - na cudze
pytania znajdował zawsze własne, niepowtarzalne
odpowiedzi. Był na swój sposób suwerenny tak wobec
sztuki aktualnej, jak i wobec tradycji. Dopisywał
współczesny, bezceremonialny komentarz do Największych:
Rembrandta, Velazqueza, Goyi. Od początku miał też
odwagę podejmowania sporu z twórczością polskich
Wieszczy: Słowackiego, Witkacego, Wyspiańskiego,
Stwosza. Jego sztuka jest lekcją twórczego dialogu z
przeszłością, próbą wpisania się w narodową tradycję,
oryginalną, awangardową korektą do stawianych wciąż na
nowo pytań.
Choć Kantor mawiał często, że dobry obraz trzeba
"wyreżyserować", nie lubił tego terminu. "Gdy ktoś mówi,
że jestem reżyserem, to się na to nie godzę - powtarzał - Na
malarza się godzę, bo jest to stary termin, z kolosalną
tradycją, natomiast reżyser? Dwieście lat wszystkiego...".
Malarstwo stanowiło dla niego prawdziwe laboratorium
pomysłów, prywatną scenę dialogu z tradycją i awangardą, z
całym światem. Warto przyglądnąć się tym obrazom, które
tłumaczą kolejne etapy artystycznej drogi Kantora - w nich
odsłania się czasem bardziej niż na scenie. Malowane w
latach 40. "obrazy metaforyczne", pełne splątanych,
odkształconych figur - były odreagowaniem wojennej i
powojennej traumy; tłumaczyły psychiczne uwikłanie na
język przestrzennych napięć. Z kolei abstrakcyjne,
efektowne płótna informelu "rozwiewane gwałtownym
wiatrem Przypadku" - to zapis żywiołowego gestu,
manifestacja wolności, lecz także zalążek dramatu. "To była
wydzielina mojego WNĘTRZA - wspominał Kantor - gdzie
kłębią się namiętności, żądze, wszystkie pasje, rozpacz i
rozkosz, żale przeszłości i jej tęsknoty, i pamięć
wszystkiego, i myśl trzepocząca się jak ptak w czasie
burzy." Gdy artysta znudził się abstrakcją, a powrót do
malarskiej iluzji wydawał się niemożliwy - użył podstępu:
włączył w obrazy realne materie i przedmioty. Ukrył
rzeczywistość pod opakowaniem - stąd słynne "ambalaże".
Odtąd robił sztukę ze wszystkiego. "Metafizyka - mawiał -
musi mieć swoją fizykę", i tą fizyką mogły się stać
najpospolitsze odpadki, cała "realność najniższej rangi":
worki, zmięte szmatki, papierki, parasole, prywatne notatki.
fot. Heinz O. Jurisch
Rozsławili Polskę
Głos Polski - 8 - Nr 44/2013
Kantor zawsze okazywał się rasowym,
prawdziwym malarzem, zawsze wracał do sztalug - pod
koniec życia malował zaskakująco tradycyjne,
sentymentalne obrazy, mające walor osobistego zwierzenia.
Dla jego postawy najważniejsza była żarliwość i
bezwarunkowa wiara w sztukę. Kantor miał charyzmat
przywódcy, proroka - potrafił gromadzić wokół siebie
innych twórców i zarażać ich entuzjazmem. Także i na tym
polu odegrał wielką rolę w polskiej sztuce. Gdziekolwiek się
pojawiał: w konspiracyjnym teatrze, na czele Grupy
Krakowskiej w "Krzysztoforach", w warszawskiej Galerii
Foksal, na Akademii w Hamburgu, w czasie teatralnych
staży we Florencji, w Mediolanie czy w Awinionie - jego
fascynująca, agresywna osobowość zjednywała mu
wiernych wyznawców. Był prawdziwym wizjonerem,
potrafił zasiać twórczy ferment, obudzić kreatywność
słuchaczy. "Materia sztuki była dla niego czymś niezwykle
realnym - wspomina Janina Kraupe, współzałożycielka
Grupy Krakowskiej - Kantor tym żył. Z nim się rozmawiało
o rzeczach naprawdę istotnych. W pokoleniu Kantora
wierzono, że poprzez sztukę dochodzi się do prawdy.
Praktykując malarstwo, teatr, właściwie medytował nad
sensem życia."
W pejzażu polskiej sztuki Kantor jest ważnym
symbolem, niejako twórcą-emblematem XX wieku. Na
kolejnych etapach jego artystycznej biografii można się
uczyć historii sztuki współczesnej - jej odkryć i złudzeń, jej
poszukiwań i ambicji. Twórczość Kantora pokazuje też na
czym polega etyczna lekcja prawdziwej awangardy:
wierność bezustannej kreacji, ciągły niepokój ryzyka,
przekraczanie siebie. Wybór jednej sprawdzonej konwencji
to groźba skostnienia, artystyczny oportunizm. Mimo to,
jakby wbrew presji nowatorstwa, Kantor przez cały czas
dążył w sztuce do Wielkiej Syntezy. Osiągnął ją właśnie w
spektaklach "Teatru Śmierci". Gdy się o tym pamięta,
wszystkie wcześniejsze etapy, nawet z pozoru błahe, mniej
udane, stają się ważne jako kolejne szczeble w drodze do
spełnienia. Pokazują jak Kantor myślał, jak się rozwijał,
skąd czerpał. Musiał próbować różnych dróg, eliminować
ślepe uliczki, sprawdzać
pojemność własnej wyo-
braźni. Z perspektywy Umar-
łej Klasy czy Dziś są moje
urodziny, kapryśna zmienność
artysty jawi się jako postawa
konsekwentna i pełni
świadoma.
Dramatem całej
sztuki XX wieku jest
rozminięcie się z odbiorcą. Im większe
były ambicje artystów, pragnienie
podbicia i rzucenia na kolana
całego świata - tym boleśniej
ujawniała się hermetyczność ich
dzieła, tym mniej wydawało się
ono potrzebne. Chcąc osiągnąć
status języka powszechnego -
sztuka często stawała się niema.
Wielkość Kantora polega na tym,
że zdołał to przezwyciężyć.
Zaczynał od sztuki elitarnej - pod koniec życia docierał do
ludzi na całym świecie. Jego ewolucja to piękny proces
dojrzewania artysty, który porzuca obowiązujące mody,
przestaje rozglądać się nerwowo po świecie - i "wraca do
domu": zaczyna szukać w sobie, we wspomnieniach z
dzieciństwa, w symbolach polskiej, romantycznej tradycji.
Paradoksalnie - to właśnie "prowincjonalizm" i prywatne
mitologie okazały się właściwą drogą do świata. Nie
gorączkowa, rewolucyjna pogoń "w przód", lecz podróż "w
głąb" własnej pamięci, wyobraźni.
W całe swoje dzieło - malarstwo, rysunki, teatr -
wpisał Kantor historię walki o własną artystyczną duszę i o
zachwyt widzów. Sztuka XX wieku rozdarta była między
dwie skrajności:
utopię czystej
formy, którą
głosił konstru-
ktywizm, wizję
racjonalną i
uporządkowaną
- oraz literacką
tradycję symbo-
lizmu, tęsknotę
za sztuką pełną treści i wzruszeń. Do największych
zdobyczy Kantora należy scalenie tych dwóch tendencji -
poddanie symboli i emocji żelaznej dyscyplinie formy.
"Chciałbym, żeby patrzyli i płakali" - powtarzał - i w
tajemniczy sposób potrafił hipnotyzować widzów. Na jego
spektaklach ludzie płakali pod każdą szerokością
geograficzną: w Japonii, Argentynie, Paryżu. Nie znając
naszej tradycji, ani języka; nie czytając biografii, ani
komentarzy autora, poddali się wzruszeniu do łez.
Galicyjskie, prowincjonalne miasteczko - rekonstruowane ze
strzępów pamięci, z wyblakłych fotografii - stało się
centrum świata, wstrząsającym portretem minionego
stulecia. Z jego okrucieństwem i heroizmem, z tragedią
Holocaustu, dramatem zniewolenia. Wiek wojny i śmierci,
zuchwałych utopii, artystycznych rewolucji - znalazł w
twórczości Kantora niezwykły zapis; jego sztuka okazała się
świadectwem osobistym, a zarazem uniwersalnym. To
przywilej tylko największych artystów.
Opracowanie: Krystyna Czerni
Dzieci w Ławkach
z Umarłej klasy
Postaci zaambalowane
„W tym obrazie muszę pozostać
[Z tego obrazu już nie wyjdę]”
Nr 44/2013 - 9 - Głos Polski
O przyrodzie Kirgistanu można napisać grubą
książkę. Generalnie jest tutaj jezioro Issyk-kul oraz
góry. Artykuł ten traktuje o tym, czego w Kirgistanie
jest najwięcej, czyli o górach. Nawet odpoczywając
nad Issyk-kulem na piaszczystych oraz kamienisto–
żwirowych plażach można zarazem podziwiać widoki
okolicznych szczytów o wysokości około czterech tysię-
cy metrów. Kirgistan to jeden niewielu krajów na
świecie, które mogą się poszczycić siedmiotysięczni-
kami. Kirgiskie góry cieszą się dużą popularnością
również wśród polskich alpinistów i himalaistów.
Góry Kirgistanu oferują ogromne możliwości
dla miłośników przyrody. Od prostych pieszych wę-
drówek po ekstremalną wspinaczkę grubo ponad 7 tys.
m n.p.m. Do odwiedzin zachęcają też malownicze
zielone doliny, otoczone ośnieżonymi szczytami, z
których spływają lodowce. W rejonie Batkenu znajdu-
je się „Patagonia Azji Środkowej”, czyli potężne skal-
ne ściany. A liczne ośrodki narciarskie w północnej
części kraju zapraszają zimą do białego szaleństwa.
Możliwości do trekkingu w Kirgistanie są
wprost nieograniczone, gdyż prawie cały kraj
to góry. Są tu trasy dla kompletnych amatorów jak i
dla ekspertów „z gór-
nej półki”. Nawet oso-
ba, której doświadcze-
nie górskie kończy się
na polskich Tatrach,
może wejść na szczyty
o wysokości ponad
czterech tysięcy me-
trów, a z pomocą
przewodnika zdobyć
nawet siedmiotysięcz-
ny Pik Lenina (7134 m
n.p.m.), podobno najła-
twiejszy siedmioty-
sięczny szczyt na
świecie. Jest tu także
sporo atrakcji dla do-
świadczonych alpinistów, chociażby drugi najdłuższy
lodowiec lądowy świata oraz Pik Pobiedy (7439m
n.p.m.), uważany z kolei za jedną z najtrudniejszych
gór na świecie.
Pik Pobiedy – Szczyt Zwycięstwa jest naj-
wyższą górą Kirgistanu, jest to zarazem najwyższy
szczyt Tienszanu i znajduje się na granicy Kirgistanu i
Chin. Pierwszego wejścia na szczyt dokonał Rosjanin
Witalij Abałakow, było to w 1956 r. Abałakow jest
również autorem wielu wynalazków z dziedziny sprztu
wspinaczkowego.
Góra ma sławę jednej z najbardziej wymagają-
cych na świecie. W krajach byłego ZSRR jej zdobycie
cenione jest bardziej niż zdobycie Everestu. Podsta-
wową trudnością są trudne warunki atmosferyczne.
Wskutek położenia na styku napływających z przeciw-
ległych stron mas powietrza, zmiany pogody są częste
i niespodziewane. Bardzo długa śnieżno – lodowa
grań, którą przebyć muszą alpiniści, uniemożliwia
ucieczkę w dół. Dodatkową trudnością jest panujący w
tym rejonie szczególnie zimny i surowy klimat, a także
znaczne zagrożenie obrywami seraków.
W 2010 roku na Piku Pobiedy stanęło trzech
Polaków Ola Dzik, Kuba Hornowski, Krzysztof
Starek. Wierzchołek osiągnięto 23 sierpnia o godzinie
12.40. Od tamtego momentu do chwili obecnej nikomu
z Polaków nie udało się tej góry pokonać. Tym samym
Ola Dzik została pierwszą kobietą z Polski, która zdo-
była wszystkie siedmiotysięczniki byłego Związku
Radzieckiego i jako druga Polka otrzymała prawo do
tytułu „Śnieżnej Pantery”. Pierwszą Polką
a zarazem pierwszym Polakiem(!) z tytułem "Śnieżnej
Pantery" została w 1989 r. Amalia Kapłoniak z Kra-
kowa, chociaż zdobyła "tylko" 4 siedmiotysięczniki
ZSRR, bowiem w latach 1985 a 1989, ze względu na
spór graniczny pomiędzy ZSRR a Chinami o Pik Po-
biedy, nie był on zaliczany do „Śnieżnej Pantery”.
W latach 2012 i 2013 próby zdobycia szczytu
podejmował Mariusz Baskurzyński, jednak wyjątkowo
niesprzyjająca pogoda zmusiła go do odwrotu. Ponadto
w tym roku przeszkodą była również panująca w tym
regionie dżuma, choroba która wydawałoby się, że
pozostała na zawsze w średniowieczu.
Życie polonijne w Kirgistanie
Polscy himalaiści w Kirgistanie
Głos Polski - 10 - Nr 44/2013
Pik Lenina to szczyt znajdujący się na granicy
Tadżykistanu i Kirgistanu, w Pamirze i jest on drugim co do
wysokości szczytem Kirgistanu i również drugim (po
Szczycie Ismaila Samaniego) szczytem Pamiru. Górę tę
odkrył i opisał jako pierwszy w 1871 r. młody rosyjski
geograf Aleksiej Fedczenko i nazwał go Szczytem
Kaufmana.
W 1888 r. górę ujrzał pierwszy Polak,
Bronisław Grąbczewski, wówczas porucznik armii
carskiej. W czasie swej drugiej ekspedycji w góry Azji
Środkowej, zorganizowanej przez Rosyjskie
Towarzystwo Geograficzne, opisał on „majestatyczny
szczyt Kaufmana” widziany z Doliny Ałajskiej.
Pierwsze wejście na szczyt miało miejsce w 1928 r.
Dokonali go Karl Wien, Eugene Allwein i Erwin
Schneider w ramach wyprawy niemieckiej. W latach
70tych XX w. Na Piku Lenina była również wybitna
polska himalaistka Wanda Rutkiewicz, jedna z
najlepszych himalaistek w historii, która jako trzecia
kobieta na świecie i pierwsza Europejka stanęła na
najwyższej górze świata Mont Evereście w 1978 r. i
jako pierwsza kobieta na K2.
W czerwcu 2006 r. rząd Tadżykistanu zmienił
dotychczasową tadżycką nazwę szczytu kullai Lenin
na nazwę kullai Abuali ibni Sino nadaną na cześć
perskiego naukowca Awicenny. Nazwy rosyjska i
kirgiska, tego leżącego na tadżycko-kirgiskiej granicy
szczytu, obowiązujące w Kirgistanie nie zostały
zmienione. W 2011 r. na szczycie stanął Polak
Mariusz Baskurzyński.
Trzecim siedmiotysięcznikiem Kirgistanu jest
Chan Tengri czyli „władca niebios”; góra znajduje się
w centralnej części Tienszanu i ma wysokość 7010 m
n.p.m. (a bez pokrywy śnieżnej i lodowej - 6995 m
n.p.m.). Położona jest na granicy Kirgistanu i
Kazachstanu, którego stanowi najwyższy szczyt oraz
po wprowadzeniu zmian przebiegu granicy kirgisko-
chińskiej w 2009 r., teraz znajduje się również na
granicy Chin. Jest to drugi co do wysokości szczyt
Tienszanu, a zarazem najbardziej na północ wysunięty
siedmiotysięcznik na Ziemi. Pierwszego wejścia
dokonał w 1931 roku Michaił Pobrebecki. Chan Tengri
uznawany jest za jedną z najpiękniejszych gór świata.
Jego masyw zbudowany jest z marmuru, dzięki czemu
podczas zachodu słońca góra przybiera barwę
purpurową. Podobno najpiękniej prezentuje się
widziany z wierzchołka Piku Pobiedy. W 2002 r. na jej
szczycie stanęła młoda polska himalaistka Kinga
Baranowska, która do tej pory weszła na 8
ośmiotysięczników. Dwa razy na szczycie był
Mariusz Baskurzyński, w roku 2011 od strony
północnej i w 2012 od strony południowej.
W 2011 r. Michał Król i Andrzej
Sokołowski dokonali pierwszego przejścia północnej
ściany Piku Vernyi, w pobliżu Kyzył-Asker w
zachodnim Kirgistanie niedaleko Kokshaal-too.
Drogą, którą wytyczyli nazywa się „Cztery Pory
Roku”, jest mieszanką lodu i skały i biegnie wąską
granitową ścianą, Vernyi została zdobyta przez
czteroosobowy zespół radziecki w 1988 r. trasą od
strony północno-zachodniej i przez południowy
grzbiet. Wszystkim kochającym wysokie życzę tyle
samo wejść co zejść. By spełniły się Wasze marzenia o
wysokich górach, trudnych ścianach, pięknych
drogach, zapierających dech widokach oraz byście
mieli zawsze tyle sił i energii, by „góry przenosić”.
Renata Matusiak
Fot. R. Matusiak i M. Baskurzyński
Głos Polski - 12 - Nr 44/2013
„Gratuluję wszystkim uczestnikom zakończonego
obozu harcerskiego. Dziękuję za wspólną budowę tak pięk-
nego harcerskiego miasteczka, za wspólną pracę „Sokołów”,
„Śpiewających”, a szczególnie komendzie obozu - „Dążą-
cym Wzwyż”. Pragnę podziękować także wszystkim tym,
których z nami nie było, ale bez których nasz obóz by nie
zaistniał. Dlatego w sposób szczególny dziękuję naszym
przyjaciołom: Harcerstwu z Kalifornii i z Hebronu. Gratulu-
ję zakończenia obozu i otwarcia kolejnego roku harcerskie-
go….” – tym punktem zaczęliśmy nasz ostatni obozowy
apel.
To koniec, a co było na początku?
Obóz tradycyjnie zaczął i kończył się deszczem.
Przyjechaliśmy do ładnego brzozowego lasu. „Sokoły”
szybko rozstawiły namioty, żeby schować rzeczy pod dach.
„Dążący Wzwyż” zajęli się sprawami organizacyjnymi.
„Śpiewające” przystąpiły do przygotowania obiadu. Obser-
wując z boku budowę obozu, pracę harcerzy można było
odnieść wrażenie, że człowiek znajduje się w mrowisku.
Każdy z harcerzy zajmował się swoją wyznaczoną działką i
robił to tak, jakby budował swój własny dom.
Trzeciej nocy przygotowaliśmy niespodziankę.
Nagle wartownik usłyszał, że ktoś skrada się do naszego
obozu. Jednak udało się złapać rozbójników. Okazali się
nimi chłopcy z drużyny „Dążących Wzwyż” - Mikołaj i
Włodzimierz. Zdecydowali się podejść typowo harcerską
metodą, ale zapomnieli, że wartownicy zawsze czuwają.
Mieliśmy trzy zastępy, grupa dziewczyn nosiła na-
zwę „Sowy”, zespoły chłopców to „Dzikusy” i „Sparta”.
Zaczęła się codzienna praca z zastępami oparta na urozma-
iconych zajęciach programowych, miedzy innymi grach
nocnych: szukaniu królewskich skarbów, tu harcerze musieli
popisać się odczytywaniem mapy. Sądzę, że ciekawie połą-
czyliśmy zajęcia teoretyczne z grą tematyczną, było widać
zaangażowanie każdego członka grupy, każdy chciał zdobyć
jak najwięcej punktów dla swojego zastępu. Ciekawa była
gra z szyframi, zastępy musiały szukać ich na różnych rze-
czach umieszczonych w różnych miejscach: albo wiszących,
napisanych na jakiejś części prysznica albo zaszyfrowa-
nych w ognisku. Każde z haseł było wyznaczeniem kolejne-
go miejsca z szyfrem, tutaj można było sprawdzić wiedzę,
pomysłowość, współpracę zastępu.
Kolejną niespodzianką był przyjazd instruktora z
Polski - Marcina, jednego z tych, którzy brali udział w wy-
chowaniu młodzieży i budowie harcerstwa w Kazachstanie.
Naprawdę przyjemnie było porozmawiać i podzielić się
doświadczeniami. Największą przyjemnością było dla Mar-
cina obserwowanie tego, że owoce z pracy, którą włożył w
latach dziewięćdziesiątych są i, co więcej, rozwijają się.
„Lekka stopa” w tym roku była najciekawszą ze
wszystkich, mimo że z nami był Marcin - doświadczony w
tej sprawie harcerz-instruktor, to jeszcze na dodatek deszcz
zaczął po prostu lać jak z cebra. Podchodzący mieli napraw-
dę ciężką noc. Ale „Dzikusy” dały radę, podeszły, ale nie
udało im się podrzucić mapy z wyznaczeniem swojego
miejsca zakwaterowania. Reszta niestety nie zdecydowała
się podejść komendy w tak ulewnym deszczu.
Następnym wyzwaniem dla obozowiczów była za-
miana dnia na noc, kiedy po „Lekkiej stopie” obóz w dzień
miał ciszę nocną, a w nocy oczekiwała wszystkich interesu-
jąca gra.
Pod koniec obozu drużyny miały całodniowe wyj-
ścia, ich celem było spędzenie czasu ze sobą. Bieg harcerski,
tzn. bieg na orientację. Ten egzamin przeszedł każdy
uczestnik. Drużynowa Aleksandra Weselska uzyskała w
tych zmaganiach najlepszy rezultat. Zastępowy Eugeniusz
Weselski był z kolei najlepszy w biegu na orientację.
Za udział w zmaganiach harcerze otrzymali prezen-
ty. Zastęp „Dzikusów” zdobył uznanie za owocną pracę i
zaangażowanie w obozie.
Nie obyło się bez tradycyjnego przepięknego ostat-
niego obozowego ogniska, które, jak zawsze, w sposób
szczególny nas połączyło. Każdy zastępowy miał rozpalić
swoje ognisko, które współtworzyło jedno - wspólne. No i
oczywiście deszcz, na który czekaliśmy, bo bez niego obóz
by się nie skończył. Przemoczył nas do suchej nitki, tak że
siedzieliśmy na karimatach jak w kałuży. Tym pozytywnym
akcentem zakończyliśmy nasze ognisko.
Przystanek Czkałowo
Obóz 2013
Nr 44/2013 - 13 - Głos Polski
Po obozie, decyzją Komendy, wyruszyliśmy do Borowoje,
miasteczka, gdzie można realizować swoje pasje chodząc po
górach, no i po prostu popływać w przepięknym jeziorze. To
było wynagrodzenie ciężkiej, całorocznej pracy, no i tylko
co zakończonym obozie. Przeszliśmy wiele kilometrów,
zobaczyliśmy mnóstwo różnych i niezwykle interesujących
miejsc. Tutaj Aleksander Górski złożył swoje harcerskie
przyrzeczenie. To była niespodzianka! Niesamowite
przeżycie! Wielka radość po ciężkim dniu. Spaliśmy
spokojnie, bo pilnowali nas wartownicy, ale po górach, jak
się okazało, nikt nie chodził.
Zaczyna się nowy rok szkolny, a zarazem harcerski. Co
przyniesie? Będzie to zależało od możliwości i entuzjazmu.
Radość, jak widać, przychodzi niespodziewanie. Harcerstwo
istnieje i łączy młodzież. Daje nam wszystkim wielką
przyjemność, nadzieję, wychowuje nas.
Dziękuję, przede wszystkim, Bogu za błogosławieństwo dla
naszego harcerstwa w Kazachstanie. Za pomoc, którą
okazują nam nasi bracia i siostry z Hebronu i Kalifornii,
Dziękuję też tym, dla kogo harcerstwo stało się sposobem
bycia, tu na terytorium Kazachstanu.
Szczególne wyrazy podziękowania kieruję w stronę
o. Krzysztofa, za to, że staliśmy się ziarnem w jego rękach i
dał nam możliwość wyrosnąć i kształtować się w harcerskim
duchu.
Czuwaj!
Aleksander Udoczkin
30 sierpnia bieżącego roku, niby jeszcze wakacje, ale
nie dla wszystkich. Z okazji Dnia Konstytucji Republiki
Kazachstanu, dzieci, młodzież i dorośli skupieni w polskiej
diasporze, która gromadzi się w Czkałowie wokół Domu Kultury
Polskiej i parafii, pod kierunkiem nauczycielki Heleny Nowickiej,
przygotowała program artystyczny, który przybliżał gościom z
całego obwodu tra-
dycje, obyczaje i
szeroko rozumianą
kulturę polską. Wszy-
stko to miało miejsce
w czkałowskim parku.
Wśród artystycznych
propozycji widzowie
mieli okazję zapoznać
się z od wieków kulty-
wowanym w Polsce obrzędem dożynek, świętem plonów. Na tę
okoliczność Helena Nowicka z grupą zapaleńców przygotowała
imponujący wieniec dożynkowy, wokół którego znalazły się
tegoroczne plony, zebrane z ogrodów i pól mieszkańców
Czkałowa. Nie obyło się bez tradycyjnych polskich tańców –
młodzież tańczyła poloneza.
Zebrani mieli możliwość wysłuchania piosenek
harcerskich wykonanych przez młodzież, a także tych z
repertuaru zespołu „Polskie Kwiaty”. Nikita Żan-Lin recytował
wiersze polskiego wieszcza - Adama Mickiewicza.
Dodatkowym walorem polskiego stoiska było
zaprezentowanie tradycyjnej polskiej chaty z wyposażeniem (tu
znalazły się już historyczne pamiątki przyniesione przez
mieszkańców Czkałowa), której gospodarze byli odziani
tradycyjne stroje ludowe.. Mimo bardzo zimnego wiatru
atmosfera była „gorąca”, kuchnia polska smaczna, nawet goście
z rejonu przed rozpoczęciem imprezy chcieli kupić u nas niektóre
dania.
Gości częstowano miodem pitnym i chlebem z plonów
zebranych w czasie tegorocznych żniw. Wszystkim uczestnikom
tej uroczystości za pracę i wszelką pomoc serdecznie
dziękujemy!!!
Dożynki w Czkałowie
Głos Polski - 14 - Nr 44/2013
W parafii Świętych Apostołów Piotra
i Pawła w Czkałowie organizowaliśmy w okresie letnim
wakacyjne spotkania dzieci i młodzieży. Uczestniczyły w
nich dzieci z samego Czkałowa, a także z pięciu okolicznych
wiosek należących do parafii. Były to tygodniowe spotkania,
tzw. Tygodnie z Błogosławionym Edmundem. Bojanowskim
organizowane przez zgromadzenie Sióstr Służebniczek
Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi. Dzieci
każdego dnia gromadziły się na 5 godzin w poszczególnych
wioskach przy swoich kaplicach. W tym czasie otrzymywały
słodycze, ciastka, soki, znajdowały też drobny upominek.
Program tych spotkań składał się z 3 części: 1. Pogadanka
związana z tematem dnia. 2. Wykonywanie przez
uczestników prac plastycznych opartych na założonych
celach poruszanych tematów. 3 Tematyczne zabawy w
terenie. Tematyka poszczególnych dni: poniedziałek –
stworzenie świata i Boża Opatrzność, wtorek – Anioł Stróż,
środa – Święty Józef. Pamięć o zmarłych, czwartek –
dziękczynienie za Eucharystię i kapłanów, piątek – Serce
Pana Jezusa, sobota – Matka Boża, niedziela – uwielbienie
Trójcy Świętej.
Zgodnie z tematem dnia organizowane codziennie
zajęcia z dziećmi, np. w poniedziałek wędrowaliśmy po
stepie poszukując znaków Bożej Opatrzności stworzenia
świata, wykonując przy tym różne zadania i uczestnicząc w
zabawach w terenie. We wtorek były organizowane
podchody z „Aniołem Stróżem”, który wyznaczał dzieciom
różne zadania do wykonania. W środę dzieci poszukiwały w
terenie elementów „Lilii Świętego Józefa” i składały je w
całość. Było też ognisko z zabawami i pieczonymi
kiełbaskami. W czwartek dzieci przygotowały i przedstawiły
scenkę „Ostatniej Wieczerzy”, była też wspólna agapa przy
stole. W piątek dzieci chodziły po stepie śladami „Serca
Bożego”, poszukując pięciu serc, które wyznaczały im do
wypełnienia różne cele. W sobotę wędrowały po wiosce z
Matką Boską, poszukując dwunastu gwiazd do Jej korony,
poznając przy tym w zabawie cnoty Maryjne. Niedziela
zakończyła nasze spotkania na wspólnej Eucharystii i
uwielbieniu Trójcy Świętej, której przewodniczył kapłan.
W każdej z wiosek zbierała się cała wspólnota.
Także dorośli. Po Eucharystii była agapa przy stole
zastawionym słodyczami z udziałem wszystkich zebranych.
s. Urszula Kubiak
Wakacje
z Bogiem
Nr 44/2013 - 15 - Głos Polski
Wakacje to chyba dla każdego dziecka,
szczególnie ucznia, okres wyczekiwany
z utęsknieniem. Nie inaczej jest w przypadku
potomków polskich zesłańców do Kazachstanu. Po
pracowitym roku szkolnym i długiej zimie
z utęsknieniem oczekują ostatniego dzwonka w szkole
i marzą… między innymi o wyjeździe, choćby na
krótki czas do ojczyzny swoich dziadków.
pradziadków, ale również swojej. Nie byłoby to
możliwe bez zaangażowania się w to przedsięwzięcie
dorosłych działających w różnych organizacjach
w Polsce i w Kazachstanie. Ludzi wielkiego serca
i otwartych na podarowanie dzieciom uśmiechu
i radości.
Dzięki ścisłej współpracy Stowarzyszenia
„Wspólnota Polska” z p. Aleksandrem Suchowieckim
– Prezesem Społecznego Stowarzyszenia Polaków
obwodu Akmolińskiego, z Ks. Krzysztofem Kicką –
proboszczem Parafii pod wezwaniem Matki Bożej
Nieustającej Pomocy w
Jasnej Polanie, z pracującą w
środkowym Kazachstanie
nauczycielką z Polski, P.
Marią Musiał, oraz
staraniom środowiska nasze-
go Oddziału udało się
zrealizować ten niezwykle
trudny projekt. Główny koszt
pobytu grupy pokryliśmy ze
środków grantu z
Ministerstwa Spraw Zagra-
nicznych, od którego otrzy-
maliśmy wsparcie projektu
w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami
za Granicą w 2013 r.” Konsulat Generalny RP
w Akmole sfinansował koszty podróży.
Chcieliśmy im pokazać Polskę najlepiej, jak
można. Zobaczyli najciekawsze miejsca i muzea
Warszawy, a z bazy w Domu Polonii w Pułtusku
zwiedzili fantastyczne miejsca północnego Mazowsza.
W Warszawie młodzież zwiedziła Muzeum
Powstania Warszawskiego, Stadion Narodowy,
Centrum Nauki Kopernik, Bibliotekę Uniwersytetu
Warszawskiego, Sejm, gdzie odbyło się spotkanie
z parlamentarzystami, Trakt Królewski, od Zamku
po Łazienki, a także siedzibę Telewizji Polskiej.
Ważnym punktem programu był udział
w obchodach Święta Wojska Polskiego w rocznicę
Bitwy Warszawskiej. W Małopolsce w Krakowie
grupa zwiedziła Stare Miasto i Wawel, Bazylikę
Miłosierdzia Bożego
w Łagiewnikach, Kopalnię
Soli w Wieliczce, wzięła
udział w Drodze Krzyżowej
od Piłata w Kalwarii
Zebrzydowskiej oraz zwie-
dziła Bazylikę, odwiedziła
Wadowice – miasto rodzinne
Karola Wojtyły. W drodze
do Krakowa młodzież
odwiedziła Sanktuarium
Maryjne na Jasnej Górze.
Pobyt w Polsce to
nie tylko zabawa i zwie-
dzanie. Dzieciaki codziennie miały zorganizowane
zajęcia z języka polskiego, na które bardzo chętnie
uczęszczały. Mimo, że grupa była podzielona ze
względu na poziom zaawansowania znajomości
języka, to większość dzieci uczęszczała też na zajęcia
innych grup zaawansowania.
Ten pobyt był znakomitym przyczynkiem
do problematyki repatriacji Polaków z Kazachstanu.
Staraliśmy się tę młodzież zaprezentować i pokazać,
gdzie się da, dziennikarzom, politykom, chociaż nie
zawsze temat ten wywoływał zainteresowanie.
Wszystkim Darczyńcom i ofiarodawcom
jeszcze raz składamy
serdeczne podziękowania.
Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”
Kolonie w Polsce
Głos Polski -16- Nr 44/2013
Polska od dawna ma swych męczenników i
misjonarzy. W niewytłumaczalny po ludzku sposób,
potrafili oni w wierze znaleźć siłę, by przyjąć męki, ale
także przebaczać prześladowcom, a nawet za nich ofiarować
swe cierpienia. To są postawy ludzi świętych.
„Prześladowania nie niszczą Kościoła, ale mogą Go
umacniać” – mówił Prymas Wyszyński. Życie, naznaczone
cierpieniem za wiarę, przypomina postawy męczenników z
pierwszych wieków Kościoła.
Papież Jan Paweł II, ks. Kardynał Stefan
Wyszyński, ks. Jerzy Popiełuszko… Trzech wielkich
Polaków, którzy dużo zrobili dla Kościoła a Polski w
ostatnim XX stuleciu.
Tak albo w inny sposób byli oni połączeni ze sobą.
- Papież Jan Paweł II został beatyfikowany 1
maja 2011;
- Kardynał Stefan Wyszyński: 6 lutego 2001
zakończył się etap diecezjalny
procesu beatyfikacyjnego, po czym akta
zostały wysłane do Watykanu;
- ks. Jerzy Popiełuszko został beatyfikowany 6
czerwca 2010.
„Prymas - trzy lata z
tysiąca” - to opowieść o
kardynale Stefanie
Wyszyńskim. Poznajemy w
tym filmie Polskę z okresu
walki z kościołem.
Jak to było? 8 maja
1953 r. podczas Konferencji
Episkopatu został przyjęty list
napisany przez Kardynała
Stefana Wyszyńskiego do I
Sekretarza KC PZPR Bolesława Bieruta. List kończył się
słowami: „Non possumus!” (Nie wolno!). Jak wynika z
filmu (scena z wyrwanym klockiem z gazety) jeszcze w
1950 r. zaistniały warunki porozumienia między rządem a
Episkopatem. Prymas nie zgodził się ze stalinowską polityką
wobec Kościoła i zawsze mówił o wartościach
chrześcijańskich. Trzeba było odciąć Stefana
Wyszyńskiego od wpływu na wiernych i nakłonić go do
rezygnacji ze sprawowanych funkcji. Chodziło o
przekonanie Prymasa, bo po jego aresztowaniu stosunki
państwo - Kościół układają się już dobrze. Dlatego w 1953
r. Bierut zdecydował o aresztowaniu głowy Kościoła
katolickiego w Polsce.
Scena kazania Prymasa w kościele św. Anny w
Warszawie przed aresztowaniem wskazuje, że on od dawna
spodziewał się uwięzienia i był na nie już przygotowany.
„Gdyby….. Gdyby mówili, że Prymas działa
przeciw....narodowi, nie wierzcie.”
Bez wyroku sądowego, bez aktu oskarżenia Prymas
na trzy lata został pozbawiony przez komunistów wszelkich
praw. Warunki, w jakich on przebywał w więzieniu były
okropnie. Budynek (chyba klasztor) był nieogrzewany
(świecą można było tylko rozjaśnić mrok, a nie ogrzać),
ściany pokrywał mech i pleśń. Kiedy zauważył rozrzucone
śmiecie na ołtarzu zaczął sprzątać.
Zaczynał tu prowadzić swoje życie. Ze swoimi
pomocnikami najpierw ustalił program dnia. To wskazuje,
jak był bardzo zdyscyplinowanym. Na przykład, dzień
zaczynał o świcie: pobudka była o piątej. U księdza -
pomocnika spowiadał. A kiedy on zachorował, to właśnie
Wyszyński nim się opiekował się.
Żeby wystraszyć, upokorzyć Wyszyńskiego „władza
ludowa” prowadziła cenzurowanie listów jego ojca: tych
listów nie otrzymywał do ręki, były tylko w jego obecności
odczytywane. Jakby tego było mało, wycinano z nich tylko
fragmenty. Taki sposób traktowania Prymasa zakładał
psychiczne poniżanie jego postaci i autorytetu. Na pytanie
Prymasa „Jakim prawem?”, była prosta odpowiedź –
„Prawem instrukcji”.
W tym czasie wiele się modlił. Wyszyński prosił,
żeby Bóg uchronił go od nienawiści do krzywdzicieli i
prześladowców. Dlatego postawa kard. Wyszyńskiego
wobec tych, którzy go uwięzili lub zadawali inne cierpienia,
była niezwykła. On potrafił w wierze znaleźć siłę, i dzięki
niej przebaczył im wszystkim wszystko. Był wobec nich
wielkoduszny.
Papież Jan Paweł II… 16 października 1978
roku w Rzymie papieżem został wybrany Polak - kardynał
Karol Wojtyła, z którym Prymas Wyszyński pozostawał w
bliskich stosunkach. Podczas wyboru Karola Wojtyły na
papieża prymas Polski podszedł do papieża, klęknął i
ucałował jego dłoń. W tym momencie Jan Paweł II podniósł
się z miejsca, uklęknął przed Prymasem i… tak trwali
obydwaj we wzruszającym uścisku. Po chwili papież
wypowiedział słowa:
„Czcigodny i umiłowany księże Prymasie pozwól,
że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na
stolicy tego Papieża - Polaka, który dziś pełen
bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy
pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary nie
cofającej się przed więzieniem i cierpieniem,
Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez
reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry
i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie
naszej, który jest związany z Twoim biskupim i
prymasowskim posługiwaniem”.
a ponadto obywatela kraju komunistycznego był wielką
sensacją. Jednak Jan Paweł II jako człowiek wychowany w
komunizmie i znający jego realia był najlepszym
kandydatem do przeprowadzenia zmian. Na świecie zostało
to zrozumiane jako gest polityczny ze strony Kościoła.
Trzech wielkich Polaków
Nr 44/2013 - 17 - Głos Polski Jan Paweł II był wielką indywidualnością
(przyznali to również prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow,
jak i prezydent USA Ronald Reagan). Jego dynamiczny styl
życia pozwalał zobaczyć w nim nie tylko Papieża, ale
również polityka. Jednak jego walka z systemem
komunistycznym nie
odbywała się w sposób
bezpośredni. Karol
Wojtyła, pełniąc rolę
głowy Kościoła Kato-
lickiego, nie był bowiem
uprawniony do działań
typowo politycznych.
Jego pierwsza
pielgrzymka do Polski
2 czerwca 1979 r. uru-
chomiła procesy
wolnościowe, których nie
zdołał już zatrzymać nieefektywny system władzy
komunistycznej. Miało to duże znaczenie dla rozwoju
sytuacji politycznej w kraju. Lech Wałęsa postanowił, że
„Solidarność” powinna wyjść z podziemia. „Solidarność” od
samych swych początków w roku 1980 czerpała natchnienie
z nauczania Jana Pawła II. Ojciec Święty nauczał: ,,Nie ma
wolności bez solidarności”.
Poprzez swoje pielgrzymki do Ojczyzny (odbył
ich 8), spotkania z politykami, działaczami związkowymi,
zarówno w kraju, jak i za granicą, w końcu poprzez
modlitwę pomógł doprowadzić do zmiany ustrojowej i
stworzyć podstawy państwa demokratycznego.
Na temat Jana Pawła II istnieje dużo literatury i
filmów. Wśród nich filmy: „Jan Paweł II” z John‘em
Voight’em, „Karol, człowiek, który został papieżem” z
Piotrem Adamczykiem. Obejrzałam ostatni. Piotr
Adamczyk, jako przedstawiciel nowego pokolenia poradził
sobie z rolą. Myślę, że ten temat dla niego jest losowy: w
2000 r. zagrał rolę prześladowcy Kardynała Wyszyńskiego
w filmie „Prymas”.
Karol Wojtyła wzbudził ducha. Polacy mogli
więc śmielej postępować z władzą, mniej straszne były
szykany. Dodawał odwagi (słynne już ,,Nie lękajcie
się”) nie tylko do pokonywania trudności życia
codziennego, ale przyznania się do wiary ojców i głoszenia
jej we współczesnym świecie. Przykładem tego jest życie
ks. Jerzy Popiełuszko.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko… Wiemy, ze 28 maja
1972 r. został kapłanem, przyjąwszy święcenia z rąk
Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Po drugie,
czasem przełomu w życiu ks. Jerzego stał się 31 sierpnia
1980 r., gdy decyzją Kardynała Stefana Wyszyńskiego
został oddelegowany do odprawienia nabożeństwa dla
strajkujących robotników Huty Warszawy. Delegacja
strajkujących hutników prosiła Księdza Kardynała
Wyszyńskiego o przybycie księdza do huty. Kapelan
Księdza zwrócił się z prośbą do ks. Czarnoty, który jednak
przygotowywał się do odprawiania Mszy Św. Wtedy zgłosił
się ks. Popiełuszko. Od tego spotkania rozpoczęła się
duchowa przyjaźń hutników z ks. Jerzym.
Z filmu Rafała Wieczyńskiego „Popiełuszko.
Wolność jest w nas” dowiedzieliśmy się, że Papież Jan
Paweł II czytał kazania ks. Jerzy Popiełuszko i przesłał mu
różaniec. Dlatego po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki
mówił:
„Pragnę (…) dołączyć się do wszystkich, którzy w dniu
dzisiejszym wspominają księdza Jerzego Popiełuszkę, bo
to jest rocznica jego zamordowania, jego śmierci. Jest to
postać, która nie powinna zniknąć z naszej świadomości,
ponieważ był on wymownym znakiem - znakiem tego, co
kapłan katolicki pragnie uczynić dla dobra swoich braci i
jaką cenę jest gotów za to zapłacić.”
Trochę o filmie. Obraz Rafała Wieczyńskiego
„Popiełuszko. Wolność jest w nas” to opowieść o życiu i
pracy księdza Jerzego Popiełuszki w kontekście polskiej
historii i życia kościoła. Reżyser przedstawia życie księdza
od dzieciństwa poprzez kształtowanie się jego powołania w
wojsku, aż do kapłańskiego posłannictwa. W latach 1966 -
68 odbył zasadniczą służbę wojskową w specjalnej
jednostce dla kleryków w Bartoszycach. Wcielanie
kleryków do wojska (wbrew umowie państwa z Kościołem z
1950 r.) było szykaną władz komunistycznych wobec
Kościoła i niepokornych biskupów. Kleryk - żołnierz Jerzy
Popiełuszko wyróżniał się wielką odwagą w obronie swoich
przekonań, co powodowało różne szykany. Myślę, (chociaż
może błędnie), że to było dobrze dla niego, gdy po karze
zachorował. W przeciwnym razie musiałby pojechać do
Czechosłowacji i strzelać w ludzi ( albo iść do więzienia).
Odtąd do końca życia będzie borykał się z kłopotami
zdrowotnymi.
Moim zdaniem, ten film jest hagiografią, czyli
życiem świętego. Żywot świętego nie jest jednak biografią -
pokazuje tylko pozytywną i najczystszą stronę legendy. A
przy tym postać Jerzego Popiełuszki pokazana została
metodami realizmu socjalistycznego.
„Kazanie o wolności” ks. Jerzego Popiełuszki
z 31 października 1982 roku
Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w
prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na
zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią
w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da
się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na
tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się
panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie
protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go,
milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w
zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą
prowadzącą bezpośrednio do wolności. Człowiek, który daje
świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w
warunkach zewnętrznego zniewolenia, nawet w obozie czy
więzieniu. Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji
wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie
zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna
rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz.
A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść
prędzej czy później jako konsekwencja tej wolności ducha i
wierności prawdzie.
Nic dziwnego, że po tych słowach ksiądz Jerzy
był oskarżany przez władze PRL o „antypaństwową
propagandę”. A później 19 października 1984 roku -
zamordowany przez trzech funkcjonariuszy MSW
(Ministerstwa Spraw Wewnętrznych). Żadne władze tego by
nie ścierpiały, tym bardziej władza komunistyczna.
Pamięć jest tak ulotna, a jej brak tak bolesny…
Myślę, że te wszystkie filmy, to nie tylko okruchy pamięci o
Papieżu Janie Pawle II, ks. Kardynale Stefanie
Wyszyńskim, ks. Jerzym Popiełuszce, ale również o losach
Polski. To wszystko, aby ocalić od zapomnienia każdą
minutę, każdy dzień, każdy rok życia Polski i narodu
polskiego.
Oxana Kritskaya
Głos Polski - 18 - Nr 44/2013
Dożynki w Czkałowie
OBÓZ HARCERSKI – STEPOWYCH ORŁÓW Z CZKAŁOWA
Nr 44/2013 - 19 - Głos Polski
Majówka w
Tajynszy
Dzień Narodów - Tajynsza
Wakacje
w Polsce
i nie
tylko
Głos Polski - 20 - Nr 44/2013
Szanowni Państwo, Drodzy Rodacy,
Rok temu spotkaliśmy się podczas Narodowego Czytania, by wspólnie przypomnieć sobie piękne strofy
Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza. Akcja ta cieszyła się niezwykłym zainteresowaniem. W całym kraju przyłączyło się do niej
wiele miast, miasteczek i małych miejscowości. Czytano w bibliotekach, na miejskich placach, rynkach, w domach pomocy
społecznej.
Kontynuując Narodowe Czytanie, w tym roku – 7 września – chciałbym zaprosić wszystkich Państwa do lektury dzieł
Aleksandra Fredry, najwybitniejszego polskiego komediopisarza, poety, autora pamiętników, od którego narodzin mija właśnie
dwieście dwadzieścia lat. Znakomity obserwator, niezrównany mistrz ciętej riposty, stworzył szereg postaci oraz sytuacji, z
których od dziesięcioleci uczymy się Polski i Polaków.
Na rodaków spoglądał z humorem, czasem ironią, ale i pogłębioną refleksją, zadumą. Tę rozpiętość, którą nietrudno
odnaleźć w jego dziełach, warto wydobyć właśnie dzisiaj, gdy potrzeba nam lekkości, krytycznego spojrzenia, mądrego dystansu.
Bo Fredro ukazuje polskie społeczeństwo takie, jakim ono było – z zaletami i wadami, bez upiększeń, zakłamań. Ale Cześnik
Raptusiewicz, Aniela Dobrójska, Pan Jowialski to nie tylko książkowe postaci, to my sami, Polacy z bogatą historią, wielką duszą
i fantazją.
Aleksander Fredro obecny jest w świadomości Polaków od pokoleń. Jego utwory poznajemy już jako dzieci – któż z nas
nie zna bajki Paweł i Gaweł – potem omawiamy je w szkole, wracamy do nich jako ludzie dorośli. Mówimy Fredrą, znamy jego
bohaterów, to wyróżnia nas jako obywateli tego samego narodu.
Od lat Fredro jest wystawiany na scenie, ekranizowany, ale przecież można go również czytać z rodziną, znajomymi,
wspólnie albo w pojedynkę, z podziałem na role lub bez, w parku, w ogrodzie, w domu. Bo warto czytać dramaty, które od
staropolszczyzny przez romantyzm po współczesność kształtują obraz polskiej kultury, tworzą pewien kod kulturowy, który jako
Polacy bardzo dobrze rozumiemy. Albowiem kultura w piękny sposób łączy tradycję z przyszłością, zbliża pokolenia, stając się
okazją do rozmowy i spędzania razem czasu przez dzieci, rodziców, dziadków.
Szanowni Państwo!
Narodowe Czytanie przypomina o tym, że formują nas te same lektury. Tak więc wspólne czytanie wybitnych autorów
piszących fantastycznie o Polakach i Polsce wzmacnia nasze poczucie jedności. Niech zatem 7 września 2013 roku będzie
radosnym spotkaniem z komediami Fredry, z jego piękną polszczyzną i ponadczasowym dowcipem.
Wszystkich Państwa zachęcam do uczestniczenia w Narodowym Czytaniu dzieł Aleksandra Fredry!
Bronisław Komorowski
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Nr 44/2013 - 21- Głos Polski
Rzędy domów we wsi od strony auła Karauziek, które
zaczynały się od lepianek przesiedleńców, w których to żyli:
Lozińscy, Kimmel, Gryniewicz, Zimbiccy, Nikolaj Kain,
Ozinkowscy, Ryscy, zwykle zawiewało śniegiem i równało
z ziemią. Ten klimat zdecydowanie różnił się od
ukraińskiego. Zarówno zima i lato niosły ze sobą straszne
niewygody i kolejne udręki. Długa, ciężka i okrutna zima.
Niedożywienie, pozbawienie owoców, warzyw, cukru,
wynikające z tego osłabienie i wyczerpanie organizmu
powodowało różne choroby.
Najczęstszą z nich była awitaminoza, młodzież
dostawała kurzej ślepoty, biegunki, świerzbu, szkorbutu czy
tyfusu. Duża ilość zachorowań kończyła się śmiercią.
Nie można było doczekać się wiosny!
Komendant żartem mówił: „Tu zima trwa tylko
dziewięć miesięcy, a potem to już tylko cały czas lato, lato,
lato”. On mógł sobie pozwalać na takie żarty, gdyż w
przeciwieństwie do innych mieszkańców chodził w
wojskowym kożuszku, w walonkach i miał przyzwoite racje
żywnościowe. Przesiedleńcom nie było do jednak do
żartów.
Dzieci i starcy przymierali głodem. Rosła liczba
grobów na „Abdelmanie”. Zimą wykopanie grobu było nie
lada problemem. Od strasznego mrozu ziemia zamarzała na
głębokości dwóch metrów. Stawała się jak kamień. Żelazny
drąg nie brał. Kilof odbijał się i odskakiwał jak od pancernej
płyty. Mimo tego przesiedleńcy nie siedzieli z założonymi
rękoma. Kołchoz „1 MAJA” pracował. Jak dzieci pilnowano
niewielką trzódkę społecznego bydła. Sformowano dwie
polowe drużyny. Południowa część wsi – pierwszą,
północna – drugą. Zgromadzono pszenicę na nasienie,
inwentarz rolniczy.
Nastała wiosna 1937 roku, wybuchła nagle, gołym
okiem widać było zmiany w przyrodzie. Raptownie
pojawiły się pierwsze jej oznaki. Dni były dłuższe, świeciło
słońce, a jego promieniach topniały lody. Trudno było
przejść przez wieś. Potworzyły się duże kałuże, a między
nimi zalegały grząskie bagna, w których tonęły nogi
przechodzących. Natychmiast pojawiła się trawa, na stepie
zakwitły pierwiosnki. Przyleciały gawrony, pierwsze szpaki,
które niosły dzieciom radość. Przesiedleńcy, kto miał,
zaczęli wyprowadzać na podwórka z ciasnych obór krowy i
cielęta, wszędzie było słychać gęganie gęsi, gęsiory
zawzięcie biły się o przychylność wybranek. To tu, to tam
słychać było radosny śpiew, cudem ocalałych od ogólnego
zniszczenia, kogutów. Przyroda rozbudza się. Trzeba
działać!
Zarządzeniem kołchozu postanowiono zebrać
walne zgromadzenie. Pierwsi do klubu przyszli muzykanci
niezawodnej orkiestry dętej. Dyrygent - przewodniczący
rady wiejskiej – Bronisław Świderski w błyszczących
wyszczotkowanych butach, ciemnym golfie, oficerskiej
bluzie, podpasany oficerskim pasem. W takim to ubraniu
zawsze przychodził na uroczystości. Podobnie jak on ubrani
byli barytonista - Janek Misiuna, klarnecista – Bronisław
Pałyga, flecista – Lucus. W ogóle muzyków było jedenastu.
Zajęli miejsce w półokręgu na klubowym podwórku, siedząc
na taboretach. Orkiestrę zamykał bęben, na którym grał
przystojny dobosz, ulubieniec kobiet – Witek Kłosowicz.
Zabrzmiała ulubiona muzyka, na którą przesiedleńcy tak
oczekiwali: marsz „Tęsknota za rodzinnym krajem”, po
rosyjsku „Toska po Rodinie”. Nie potrzeba żadnej komendy,
nie potrzeba żadnych ogłoszeń! Mały, młody, stary w te
pędy do klubu, wszyscy za nimi. W najlepszych ubraniach!
A orkiestra gra! Brzmi marsz „Na polach Galicji”,
„Oktiabrski” („Październikowy”), „Na bagnety”. Idą
bohaterowie pierwszej wojny światowej, kawalerzyści:
Władysław Świderski, ojciec dyrygenta, Protazy Karpiński
idzie z pychą, wyrzucając przed sobą laski. Za nim Adolf
Krynicki i inni. Od strony kantoru zbliżali się
przedstawiciele rejonu, komendant, przewodniczący
kołchozu – Gustaw Bitner. Orkiestra gra marsz „Przeciwny”
(„Wstrieczny”). Kierownicy, aktywiści wchodzą do klubu,
wszyscy za nimi. Pomieszczenie zapełniło się do końca,
zabrakło ław. Kierownicy wchodzą na scenę.
Przewodniczący otwiera zebranie, ogłasza porządek
dzienny. Orkiestra gra hymn Związku Radzieckiego. W tym
czasie wszyscy stoją. Kontynuacja zebrania. Pierwszy
udzielił głosu przedstawiciel rejonu.
- Obywatele! Rozkaz znacie. Musimy wykonać zadanie! Za
kołchozem znajduje się tysiące hektarów ziemi. Trzeba
uprawiać celiny (dziewicze powierzchnie). Trzeba zasiać je
pszenicą. Naród czeka na chleb.
Przesiedleńcy słuchali, zadając sobie zasadnicze
pytanie - Czym orać tę ziemię? To nie ukraińska, nie polska
ziemia piaseczna a glina, która jak wyschnie staje się twarda
jak kamień! W jaki sposób uprawiać tysiące hektarów?
Wołami? Końmi? Ludzie wszak umęczeni chłodem i
głodem, a koni i wołów w kołchozie mało.
Obiecują dać traktory – kontynuuje przedstawiciel .
Czekamy. Wysłuchaliśmy brygadzistów. Ci z kolei
proponują zbudować polowe obozy, gdzie można by było
odpocząć, bo nie ma możliwości rolników codziennie wozić
na roboty ze wsi. Kierownicy przystali na propozycję,
jednak komendant powątpiewa - A jak kontrolować to
wszystko? Obiecuje naradzić się ze swoimi kierownikami.
Zebranie dobiegło końca. Przesiedleńcy wychodzą z klubu z
opuszczonymi głowami. Orkiestra gra marsz „Na sopkach
Mandżurii”: „Ticho wokrug, sopki pokryli mgłoj, wot iz za
tucz mignęła łuna, mogiły chronią pokój…” W jego
dźwięku zatajony smutek. Rolników czekała ciężka praca.
Co Polak to historia i w większej części tragiczna
Głos Polski - 22 - Nr 44/2013
Ziemia podeschła. Już czas! Trzeba orać! Kto
dobrze orze, temu na chleb w komorze. Przesiedleńcy
pracowali nie szczędząc ostatnich sił. Pracowali bezpłatnie,
daremnie wierzyli i chcieli wierzyć, że jutro, za miesiąc, za
rok, za dwa będzie lepiej. Orali wołami, końmi, krowami.
Biedna krowa! Ona karmiła mlekiem cielątko, a ludzie i
jeszcze ją pod jarzmo! Jaki to grzech! Daruj nam Boże. Wot,
komu pomniki trzeba stawiać!
Siali siatkami na końskiej sile pociągowej. Kiełki
wzeszły raptownie. Przesiedleńcy radują się! Ale radość
trwała krótko. Brak deszczu. Letni upał. Wyschła woda w
dolinach. Susza. Jak ciężko spoglądać na ginący zasiew!
Roślinność usycha, cielątku nie ma gdzie nakosić trawy!
Roje głodnych muszek, komarów i innych owadów
dokuczało ludziom. Tak było do końca lata. Zesłańcy
stopniowo i powoli uczyli się tych nieznanych im dotąd
terenów. Poznawali nowe gatunki roślin i możliwości ich
wykorzystania. W trawie znajdowano szczaw i dziki
czosnek, którego zielone pędy zastępowały szczypiorek.
Wykopywali słodzień, czyścili i używali zamiast cukru,
herbata była z liści poziomek, pędów dzikiej wiśni i innych
roślin. Kawę robiono z pieczonego jęczmienia.
Latem przesiedleńcy zbudowali polowe obozy.
Zwykłe ziemianki. Obóz 5 kilometrów na wschód nazwano
„Budki” – tam stacjonowała pierwsza drużyna. Druga
natomiast również w podobnej odległości, ale na północ
nosiła nazwę „Tabor”. W prowizorycznych
pomieszczeniach postawiono piec, na nim wielkie kotły, w
których rolnikom gotowano posiłki. Wzdłuż ścian
znajdowały się nary, na nich to rolnicy spali w tym, czym
pracowali. Pościeli nie było. Kucharki gotowały najczęściej
zupy bez mięsa, które nazywano „kondior”. Na tę
okoliczność miejscowi wierszokleci stworzyli wiersz:
Kudy idysz, kudy jidesz,
Kudy szkanybaisz?
A na tabor na kondior
Chiba ty nu znaisz?
Niektórzy szli do pracy w Taborze, dla kondioru, bo w
domu, jak wymiótł, nic nie było.
Nastała jesień. Przesiedleńcy zebrali ubogie plony.
Za dniówkę obrachunkową pracownicy otrzymywali po 100
gramów pszenicy. Jeżeli człowiek za miesiąc dostawał 60
dniówek (a musiał wtedy dobrze pracować), to równało się
60 kilogramom. A do wsi wpadała komisja za komisją!
Często słyszało się: „Stracili plon! Zmarnowali!
Piłsudczyki! Szkodniki, sabotażyści. Do kryminału was
wszystkich! Partia dała wam możliwość poprawić się! I tak
dalej.
Co mogli powiedzieć przewodniczący kołchozu –
Bitner i przewodniczący rady wiejskiej – Świderski? Stali z
opuszczonymi głowami.
- Co znaczy nieurodzajny rok? Widmo głodu. Wyniszczenie
gospodarza na jego ziemi (własności prywatnej)
spowodowało, że Związek Radziecki stracił spożywcze
bezpieczeństwo i nigdy więcej nie potrafił siebie wyżywić.
Na terenie całego północnego Kazachstanu
odczuwalny był dotkliwy brak żywności. Liczni widzieli
zbawienie od cierpień w ucieczce z tego miejsca.
Doprowadzeni do rozpaczy, najczęściej uciekali zesłańcy z
Marchlewszczyzny. Zbiegowie całymi rodzinami szli pięć
dób, w konspiracji, wprost przez step, omijając ludzkie
osiedla w kierunku Omska, do maleńkiej wtedy stacji
Pietuchowo. Tam „wsiadali” do dalekobieżnych pociągów,
które udawały się na zachód. Jak to wyglądało? Głodni, w
obdartych ubraniach, omijając dworzec, bo była tam policja,
wskakiwali do wagonów w biegu pociągu. Rzadko któremu
z uciekinierów udawało się dotrzeć na Ukrainę. Łapano ich i
wsadzano do kryminału. Czesław Bajkowski, stryj mego
przyjaciela i krewnego pułkownika w stanie dymisji,
Władysława Bajkowskiego (mieszka w Kokszetau), razem z
Feliksem Lisowskim, dziadkiem mego szwagra (Wiktor
Kondracki też mieszka w Kokszetau) w 1937 roku z rodziną
podjęli próbę ucieczki. Złapano ich, kiedy resztkami sił,
usiłowali dać sobie najcenniejszy dar – wolność. Mężczyźni
trafili do kryminału na 5 lat, a ich rodziny zesłano do rejonu
astrachańskiego, obwodu akmolińskiego. Po wyjściu z
kryminału Lisowskiego zesłano w okolice Bajkonuru, do
Szczucińska, tam pracował w hucie szkła, bo do momentu
zesłania w miejscowości Dowbysz pracował w hucie
porcelany. Po wojnie Lisowski, mimo wszystko, powtórnie
podjął próbę ucieczki. W jego kryminalnej kartotece
napisano: „Politycznie niepewny”. Co niejednokrotnie
potwierdzał.
W związku z narastającymi liczbami ucieczek,
7 maja rękoma partii przyjęto uchwałę: O politycznym
nastroju w osadach przesiedleńców”, w której odnotowano,
że atmosfera wśród spec przesiedleńców jest nadzwyczaj
niezadowalająca. Kierownikom wszystkich szczebli
nakazano przedsięwziąć kroki zmierzające do odizolowania
organizatorów ucieczek, kierowanie ich do ciężkich robót i
ogarnięcie szczególną kontrolą. Zabroniono przyjmowania
przesiedleńców do pracy w innych miejscach, organizowano
też pokazowe wyroki sądowe nad organizatorami ucieczek
i sabotażystami. Leon Krynicki
Ciąg dalszy w następnym numerze
Nr 44/2013 - 23 - Głos Polski
Nasze polskie wakacje
Nasze wakacje upłynęły pod znakiem Polski.
Chociaż mieszkamy w Kazachstanie i kochamy ten kraj,
czujemy się Polakami i ucieszyliśmy się, że będziemy mogli
poznać naszą historyczną Ojczyznę – Polskę. Grupa 30
osób, w tym trójka wychowawców, przyjechała do Polski na
15 dni. Kilka dni trwała nasza podróż do Terespola (miasta
nadgranicznego położonego nad Bugiem, w polskiej części
Polesia Brzeskiego, kolejowego i drogowego przejścia
granicznego z Białorusią). Odebrani z Terespola
przewiezieni zostaliśmy do Pułtuska (niedaleko Warszawy).
Tam zwiedziliśmy zamek biskupi z XIV –XVI w.
usytuowany na brzegu Narwi, obecnie Dom Polonii.
Właścicielem Domu Polonii jest Stowarzyszenie
"Wspólnota Polska". W murach zamku przebywali m.in.:
król Zygmunt Waza, król szwedzki Karol XII, carowie
rosyjscy Aleksander I i Aleksander II. Odbyliśmy rejs
gondolami po Narwi.
Następnie wyjechaliśmy do Warszawy
(zakwaterowani zostaliśmy w Warszawie/Miedzeszynie w
Ośrodku Jazz Pol), która była miejscem naszego stałego
pobytu, skąd wyruszaliśmy na różne wycieczki. Byliśmy w
Muzeum Powstania Warszawskiego, zwiedziliśmy Stadion
Narodowy, Centrum Nauki Kopernik, byliśmy w gmachu
Sejmu Polskiego, w Łazienkach Królewskich, w Teatrze
Narodowym, zwiedzaliśmy Stare Miasto z Zamkiem
Królewskim, Pałac Kultury i Nauki.
Siódmy, ósmy i dziewiąty dzień pobytu w Polsce
upłynął pod znakiem wycieczki na południe Polski. Bazą
wypadową stał się Kraków. Zostaliśmy zakwaterowani w
studenckim Hotelu „Żaczek”. W Krakowie (mieście królów
i studentów) zwiedziliśmy Wawel, kościół Mariacki
(słuchaliśmy hejnału mariackiego granego przez
autentycznego trębacza z wieży kościoła), Uniwersytet
Jagielloński, Sukiennice, Rynek z pomnikiem Adama
Mickiewicza.
Byliśmy w Wieliczce – kopalni soli, w Kalwarii
Zebrzydowskiej, Wadowicach (mieście, z którego pochodzi
polski papież Jan Paweł II). W Wadowicach zwiedziliśmy
Rynek, Kościół Parafialny, Bazylikę, w której Karol
Wojtyła przyjął sakrament bierzmowania. Widzieliśmy dom
rodzinny Karola Wojtyłły (obecnie nieczynny –
modernizacja). Jedliśmy też papieskie kremówki (bardzo
nam smakowały).
Podczas wycieczki do Krakowa towarzyszyła nam
Pani Elżbieta, nauczycielka z Tajynszy w Kazachstanie.
Skorzystała z okazji wyjazdu, by zakupić kostiumy
krakowskie dla naszego ośrodka. Zakupiła je. Są
przepiękne! Potem był powrót do Warszawy i znów
warszawskie atrakcje: Plac Teatralny, Pałac Prezydencki,
wycieczka do Telewizji, zwiedzanie zabytkowych
kościołów, Aleje Ujazdowskie – jedna z piękniejszych ulic
w Warszawie, centra handlowe i… mnóstwo innych.
15 sierpnia, czyli w Dniu Wojska Polskiego (jest to
także kościelne święto Wniebowstąpienia NMP)
uczestniczyliśmy w mszy świętej w kościele Św. Krzyża,
byliśmy przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Nie mogliśmy
nie być w Wilanowie – siedzibie króla polskiego, zwycięzcy
spod Wiednia, Jana III Sobieskiego.
Nasze spotkania z Polską polegały także na nauce
języka polskiego. Codziennie odbywały się lekcje.
Spotykaliśmy wielu interesujących ludzi. Pobyt w Polsce
pozostanie na długo w naszej pamięci. Będziemy za Nią
tęsknić. Tęsknimy też za Kazachstanem. Jest to nasz dramat,
dramat ludzi posiadających dwie Ojczyzny.
Dziękujemy za stworzenie nam możliwości
odwiedzenia naszej historycznej Ojczyzny: Oddziałowi
Warszawskiemu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, Panu
Prezesowi Stowarzyszenia Polaków Obwodu
Akmolińskiego Aleksandrowi Suchowieckiemu, Pani Marii
Musiał i naszej tajynszyńskiej nauczycielce Pani Elżbiecie.
Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że
mogliśmy odwiedzić Polskę i spowodowali, że pobyt w
Polsce należał do niezwykle atrakcyjnych.
W imieniu wszystkich uczestników kolonii -
Junna Łopata i Waleria Łopata, Tajynsza (Kazachstan)
Tydzień Języków Narodów Kazachstanu. Spotkanie
kultur.2013/14
Tydzień Języków Narodów Kazachstanu jest okazją do
zaprezentowania różnych kultur jednego kazachstańskiego
narodu.
Szkoła Średnia Nr 4 w Tajynszy reprezentuje polską
kulturę. Uczniowie Gabinetu Języka Polskiego, pracującego
w Szkole, podczas uroczystości z okazji Tygodnia Języków
pokazali polski taniec i polski obrzęd weselny.
Zgromadzona w tajynszyńskim Domu Kultury widownia
obejrzała krakowiaka w układzie choreograficznym,
usłyszała polskie ludowe melodie. Po raz pierwszy
publicznie pokazaliśmy się w polskich strojach krakowskich
(są przepiękne), zakupionych podczas wakacji w Polsce (w
Krakowie w pracowni PERFEKT) przez Panią.
Zakup strojów sfinansowany został przez Ministerstwo
Spraw Zagranicznych za pośrednictwem SEMPER
POLONII. Za pomoc w pozyskaniu strojów dla Tajynszy
bardzo dziękujemy Ambasadzie Polskiej i Konsulatowi w
Astanie, także Prezesowi Polaków Obwodu Akmolińskiego
ALEKSANDROWI SUCHWIECKIEMU
Uczniowie Gabinetu Języka Polskiego
Kronika tajynszyńska
Głos Polski - 24 - Nr 44/2013
Jakiego typu błędy leksykalne możemy
spotykać u osób uczących się języka polskiego?
Błędy leksykalne stanowią ponad 30%
zgromadzonych przez nas błędów osób z pierwszym
językiem należącym do grupy wschodniosłowiańskiej.
Błędy tego typu są zazwyczaj najtrudniejsze do uniknięcia,
ponieważ podsystem leksykalny ma charakter otwarty.
Oznacza to, iż uczący się w niewielkim jedynie stopniu
może wykorzystywać analogię jako metodę tworzenia
połączeń wyrazowych (inaczej niż ma to miejsce w
gramatyce, gdzie duża, ale jednak ograniczona liczba reguł
pozwala na tworzenie form gramatycznych według
określonego wzorca). Tak więc błędy leksykalne mają
zazwyczaj charakter jednostkowy i z trudem poddają się
grupowaniu. Bardzo dużą rolę przy powstawaniu błędów
odgrywa interferencja międzyjęzykowa, w mniejszym
stopniu interferencja («wzajemne oddziaływanie na siebie
dwu albo więcej elementów zjawisk lub sytuacji»)
wewnątrzjęzykowa. W wyniku działania pierwszej z nich
uczący się przenosi do języka polskiego wyrazy obce lub
reguły tworzenia wyrazów oraz zakres użycia wyrazów
podobnych, występujących w obu językach. Mechanizm ten
jest szczególnie silny w przypadku języków podobnych pod
względem strukturalnym. Przy interferencji
wewnątrzjęzykowej uczący się odnosi w sposób
nieuprawniony reguły (których nauczył się często
wcześniej) do działań językowych, które regułom tym nie
podlegają (hipergeneralizacja). Widoczne to jest bardzo
wyraźnie w wypadku słowotwórstwa rzeczowników
abstrakcyjnych. Uczniowie, którzy poznali właściwość
formantu -ość, mają tendencję do tworzenia przy jego
użyciu wszystkich rzeczowników abstrakcyjnych, np.
*upartość, *odważność, *leniwość.
Do błędów leksykalnych (zależnie od przyjętej typologii)
mogą być też zaliczane błędy słowotwórcze i stylistyczne.
Wśród błędów leksykalnych można wyróżnić kilka podgrup:
1. Wyrazy o wspólnej dominancie seman-
tycznej, ale różnej kolokacji (łączliwości
semantycznej):
* Może to rzeczywiście wina nauczyciela, który zwracał
uwagę na rzeczy drobiazgowe.
Rzeczy drobiazgowe – rzeczy drobne, nieważne/drobiazgi.
*Rosja ma wielkie bogactwa przyrodnicze.
bogactwa przyrodnicze – bogactwa naturalne.
*Twój poziom życia jest ciasno związany z tym, ile
pracujesz.
ciasno – ściśle.
W języku polskim nie występują użyte w powyższych
zdaniach kolokacje (często spotykane połączenie wyrazów,
którego znaczenie wynika ze znaczenia jego składników).
2. Wyrazy o podobnym znaczeniu, lecz różnej
łączliwości gramatycznej (błędy akomodacji).
Można je traktować jako błędy leksykalno-gramatyczne,
ponieważ zwykle wystarczy wymiana jednego czasownika,
aby wypowiedź stała się poprawna także pod względem
gramatycznym.
* Polak przyjeżdżający do Kazachstanu nie powinien jakoś
szczególnie się obawiać, że nie będzie wiedział jego
obyczajów.
wiedzieć − znać; błąd ten może też zostać potraktowany
jako składniowy
− wiedział, jakie są obyczaje. Kontaminacje dwu różnych
konstrukcji gramatycznych
(tu: znać obyczaje i wiedzieć, jakie są obyczaje) są częstą
przyczyną błędów.
*Niestety, nie potrafiłem jeszcze wtedy tego wiersza na
pamięć.
potrafić − umieć (znać)
Niestety, nie umiałem (znałem) jeszcze wtedy tego wiersza
na pamięć.
Mimo iż wspomniane konstrukcje gramatyczne pojawiają
się już w pierwszym etapie nauki języka polskiego, to błędy
związane z ich użyciem spotyka się często także u
studentów zaawansowanych.
3. Wyrazy z różnych rejestrów stylistycznych
języka:
* Każdy muzułmanin powinien pojechać raz w roku do
Mekki, o ile pozwala kasa.
Wyraz pochodzący z rejestru potocznego, używany głównie
w języku mówionym.
* Jeszcze będąc uczennicą, uczestniczyłam w wycieczkach
archeologicznych, lubiłam ekskursje do różnych
historycznych miejsc.
Wydaje się, że wymienione błędy mają różne źródła. W
drugim przykładzie widoczne jest przeniesienie z języka
pierwszego uczącego się. Wyraz ten zarówno w polskim
języku mówionym, jak i pisanym ma dziś wartość
archaizmu.
Gwiazdka * umieszczana jest przed wypowiedziami lub formami błędnymi.
Wskazówki dydaktyczne
Nr 44/2013 - 25 - Głos Polski
4. Wyrazy zapożyczone z języków
wschodniosłowiańskich:
* Na początku lat dwudziestych w centralnej Rosji
zaczęli przyjeżdżać ludzie i sprzedawali tam młody
skot, stąd obecna nazwa stacji i miasta.
skot − bydło (język rosyjski)
Podobnie można by zakwalifikować wspomniany już
wyżej błąd: ekskursja lub inny błędnie używany
leksem ordynaryjny. Granica klasyfikacyjna między
punktem 3 i 4 jest nieostra. Do grupy 3 należą zawsze
wyrazy, których znaczenie jest dla polskich
użytkowników języka rozpoznawalne.
5. Wyrazy podobne pod względem brzmienia:
a) niepochodzące od wspólnej podstawy
słowotwórczej:
*Zdecydowali się na adopcję strychu.
adopcja – adaptacja
*Widać tam brak tolerancji. Wyraża się to
szykowaniem obcokrajowców.
szykować − szykanować
b) pochodzące od jednej podstawy słowotwórczej:
* Decyzja o studiach powstała dwa lata temu, kiedy
koleżanki próbowały kształtować się dalej.
kształtować się – kształcić się
* Moim zdaniem, podróże o wiele więcej dają niż
oglądanie telewizora.
telewizor − telewizja
Należy dodać, że część wymienionych tu błędów jest
popełniana często także przez polskich użytkowników
języka.
6. Zakłócenie stałych związków wyrazowych
(chodzi np. o przysłowia, idiomy, syntagmy
konwencjonalizowane), kontaminacje:
*Co kraj, to zwyczaj.
zwyczaj − obyczaj
* Czy nie powinniśmy przypomnieć stare przysłowie:
„co zanadto, to niezdrowo?”
zanadto – za dużo
*Polacy czują za swój obowiązek pójść
do kościoła.
czuć za obowiązek – uważać za obowiązek
*Ma się to rozumieć przez samo się.
przez samo się – samo przez się
Błędy występujące w tej grupie mają różny ciężar
gatunkowy – od prawie akceptowalnych do zupełnie
nieakceptowalnych, choć zrozumiałych (por. błąd
pierwszy i ostatni), na co należy zwrócić uwagę przy
ich ocenianiu.
7. Błędy słowotwórcze:
*Książka może mieć kartki sklejone, zwłaszcza w
przypadku kieszeniowca.
Błędnie utworzony rzeczownik odrzeczownikowy
(poprawnie: wydania kieszonkowego).
*Nie można pominąć jej umiejętności kulinarskich.
Błędnie utworzony przymiotnik odrzeczownikowy
(poprawnie: kulinarnych).
Przykład:
wiedzieć – umieć – potrafić – znać
Po czasowniku wiedzieć nie może wystąpić
dopełnienie w bierniku.
*Małgorzata dobrze wie swój fach i możesz się od niej
wiele nauczyć.
Małgorzata dobrze zna swój fach i możesz się od niej
wiele nauczyć.
Po czasowniku znać musi wystąpić dopełnienie w
bierniku.
*Ty na pewno dobrze znasz to, dlaczego szefowa jest
na ciebie wściekła.
Ty na pewno dobrze wiesz to, dlaczego szefowa jest na
ciebie wściekła.
Przypomnieć o sobie, o czymś to dać znać.
*Moje kolano znowu dało wiedzieć o sobie.
Moje kolano znowu dało znać o sobie.
Czasownik potrafić łączy się z dopełnieniem
bezokolicznikowym, a nie biernikowym (w negacji
dopełniaczowym).
*Niestety, nie potrafiłem wtedy tego wiersza
na pamięć.
Niestety, nie umiałem wtedy tego wiersza
na pamięć.
Niestety, nie potrafiłem wtedy powiedzieć tego
wiersza na pamięć.
Opracowano na postawie
Co warto wiedzieć. Poradnik metodyczny
Odkrywamy język polski
Głos Polski - 26 - Głos Polski
Opis Parku
Biebrzański Park Narodowy jest największym
parkiem narodowym w Polsce i jednym z większych w
Europie. Położony jest w północno-wschodniej części kraju,
na terenie województwa podlaskiego. Chroni przede
wszystkim rozległe i prawie niezmienione dolinowe
torfowiska z unikalną różnorodnością gatunków roślin,
ptaków i innych zwierząt oraz naturalnych ekosystemów.
Znaczna część parku to największy i najbardziej naturalny w
Polsce i Europie kompleks torfowisk niskich, wysokich i
przejściowych. Główną oś hydrograficzną parku stanowi
rzeka Biebrza na długości 164 km. Szerokość koryta wynosi
od kilku do kilkudziesięciu metrów, a rzeka płynie zakolami
i tworzy liczne starorzecza.
Klimat jest zbliżony do kontynentalnego z
elementami subborealnego. Cechuje go długa zima, krótkie
przedwiośnie i najkrótszy (poza górami) okres wegetacyjny.
Charakterystyczne dla klimatu doliny Biebrzy są częste
mgły pojawiające się w pogodne wieczory i utrzymujące się
do późnego rana.
Podstawowe
cele powołania parku to
ochrona specyficznych,
zanikających w Europie
siedlisk bagienno -
torfowych, ochrona
rzadkich i ginących
zbiorowisk roślinnych i
gatunków zwierząt, a
także biotopów ważnych
dla ochrony awifauny.
Obszar ten cechuje się
również unikalnymi walorami krajobrazowymi. Dolina
Biebrzy znalazła się na liście obszarów chronionych Natura
2000.
Ochrona gatunkowa
Dolina Biebrzy
jest bardzo ważnym
miejscem gniazdowania,
żerowania i odpoczynku
dla ptactwa wodno-
błotnego w Polsce, a także
w Europie Środkowej.
Charakterystyczne gatunki
lęgowe w dolinie Biebrzy
to: batalion (symbol
parku), wodniczka, 4
gatunki bekasów, bekasik,
kulik wielki, biegus
zmienny, żuraw, mewa mała, rybitwy. Można też spotkać
cietrzewia, rożeńca, świstuna, łabędzia krzykliwego, sowę
błotną. W parku
występuje wiele innych
zwierząt: łoś, jeleń,
sarna, bóbr, wilk, lis,
jenot, borsuk, tchórz,
kuna leśna, wydra,
gronostaj, łasica. W
roku 1995 została
wpisana na listę siedlisk
konwencji RAMSAR.
Szata roślinna
parku odznacza się
ogromną różnorodnością. Występuje tu wiele rzadkich
gatunków takich jak: brzoza niska, wierzba lapońska,
widłaki, goździk piaskowy, grążel żółty, rosiczki, wielosił
błękitny, gnidosz królewski, pomocnik baldaszkowy,
goryczka wąskolistna, kosaciec syberyjski, storczyki,
skalnica torfowiskowa, wełnianka, fiołek mokradłowy, kilka
reliktowych gatunków mchów.
Turystyka
Na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego
wyznaczono 483 km szlaków. Turyści mogą poruszać się po
szlakach kajakowych rzeką Biebrzą, Sidrą, Jegrznią,
Brzozówką, Wissą oraz kanałami: Augustowskim,
Woźnawiejskim i Rudzkim. Przygotowano również szlaki
rowerowe, piesze, konne oraz ścieżki edukacyjne.
Osobowości
Legenda mówi, że kiedy miał 10 lat, wyszedł do
lasu. Zamieszkał w szałasie i nigdy już stamtąd nie wrócił.
Darek Karp – Indianin znad Biebrzy, znany na świecie
fotograf natury. Gdzie żyje? Zmarznięta ścieżka biegnie
między ścianą sosen, prześwietlonych miękkim blaskiem
porannego słońca, a szklistym od lodu rozlewiskiem, wzdłuż
lasków, łąk, olsów, brzezin, krzaków i haberdzi. Zwierząt tu
zatrzęsienie: łosi, jeleni, wilków, rysi, jenotów, a ptaków
bez liku – są orły, sokoły, jastrzębie, błotniaki, krogulce,
cietrzewie, puchacze. Czerwone Bagno – 40 km dziczy
między Puszczą Augustowską a Biebrzańskim Parkiem
Narodowym – to prawdziwy raj dla fotografa natury. W
pobliskim przysiółku Tajenko ludzie mówią o Darku Karpiu
niewiele. – Żyje odosobniony, w lesie, na bagnach – z żoną
i trojgiem dzieci.
Opracowano na podstawie biebrza.org.pl
Łoś
Widokówka z … Biebrzańskiego Parku Narodowego
Nr 44/2013 - 27 - Głos Polski
22 lipca 1944
22 lipca 1944 roku, ogłoszono w Chełmie
na Lubelszczyźnie Manifest Polskiego Komitetu Wy-
zwolenia Narodowego, stanowiący proklamację suwe-
renności, a zarazem obwieszczenie o objęciu władzy
nad terytorium państwa polskiego przez PKWN,
z ramienia Krajowej Rady Narodowej. Z dzisiejszej
perspektywy dla dominującej większości Polaków ta
data nie znaczy niczego, dla części starszego pokolenia
przypomina pewne zakłady przemysłu cukierniczego,
dla tych bardziej historycznie świadomych to data
graniczna otwarcia nowego zniewolenia Polski przez
sąsiednie imperium a dla jeszcze innych to data nowe-
go porządku, który był historyczną koniecznością dzie-
jową.
Patrząc na 22 lipca z ówczesnej perspektywy,
warto na tę datę patrzeć w kontekście najdramatycz-
niejszej daty we współczesnej historii Polski tj.
1 sierpnia tegoż roku. Istnieją opinie historyków mó-
wiące o tym, że to przez wydarzenia na Lubelszczyź-
nie doszło do przyśpieszenia decyzji o proklamowaniu
Powstania Warszawskiego. Oczywiście nie będziemy
gdybać, czy Powstanie miałoby większe szanse, jakby
wybuchło dwa tygodnie później, skala społecznego
napięcia była wówczas w Warszawie tak znaczna, że
ciężko byłoby dowództwu AK utrzymać w ryzach
własne oddziały pałające żądzą zemsty na Niemcach
za pięć brutalnych lat zbrodniczej i ludobójczej okupa-
cji.
W świetle dostępnych źródeł – doskonale udo-
kumentowanych przez IPN, głównie na podstawie
dostępnych materiałów radzieckich jest oczywistym,
że jedynym inicjatorem 22 lipca był Józef Stalin. To
był akt proklamacji zależnego ośrodka polskiej władzy
ludowej, poczyniony
tylko i wyłącznie z
jego poruczenia i za
jego pozwoleniem,
bez którego wszel-
kie tego typu działa-
nia skończyłyby się
natychmiast pod
najbliższą ścianą po serii z pepeszy lub mogły być
kontynuowane w wygodnym wagonie przemieszczają-
cym się na daleką północ czy raczej północny wschód
niekończącego się Imperium.
Oceniając tę decyzję Stalina jako pełne zło za-
pominamy jednak, że był to wyraz jego daleko posu-
niętego pragmatyzmu. Przecież on nie musiał tego
robić! Mógł zakazać swoim polskim komunistom ja-
kiegokolwiek myślenia o niezależności i zaprosić ich
do bratniej rodziny narodów nieskończonego ZSRR i
co wówczas byśmy zrobili? Kolejne powstanie? Może
ze trzy powstania? Jakie to by miało znaczenie ile
powstań NKWD rozjechałaby gąsienicami czołgów i
rozstrzelała w piwnicach? Ile krwi zapłacilibyśmy za
brak spontanicznej akcesji? Jak wyglądałyby granice
„Polskiej SSR”? Może „Przywiślańskiej SSR”? Prze-
cież dwie dekady wcześniej w ZSRR stworzono nawet
„Żydowski Obwód Autonomiczny” (Еврейская авто-
номная область) w miejscu tak dalekim (z naszego
punktu widzenia koło Japonii), że rosyjscy żydzi byli
w stanie zadeklarować wszystko, żeby tylko przypad-
kiem nie być tam (w imię sprawiedliwości ludowej)
przesiedlonym. Obwód istnieje do dzisiaj, tak szanow-
ni państwo mogła wyglądać Rzeczpospolita – i co
byśmy na to poradzili? Uciekli przez Bałtyk do Szwe-
cji? Nie mieliśmy żadnych szans, gdyby Stalin chciał –
przesiedliłby dominującą większość naszego Narodu
tak jak przesiedlił Polaków z byłych dawnych terenów
wschodnich II RP – i nic naprawdę nic byśmy na to nie
poradzili, co więcej nikt by się za nami nie ujął, no bo
kto miałby to być? O czym trzeba pamiętać, przecież
tzw. alianci zachodni już nas zdradzili w Jałcie i była
„musztarda po obiedzie”, jeszcze istniała polska armia
na zachodzie, ale jej los był już zdefiniowany. Żeby
nas już totalnie ośmieszyć i upokorzyć niedługo potem
(6 lipca 1945) w ostateczności cofnięto uznanie dla
marionetkowego rządu w Londynie i zgaszono światło.
Właśnie w tym kontekście trzeba oceniać 22 lipca, bo
mogło go nie być na co nic byśmy poza zapłaceniem
kolejnej daniny krwi nie poradzili. Nikt by nam nie
przyszedł z pomocą, ba być może nawet do dzisiaj
takie wydarzenie historyczne jak przesiedlenie Pola-
ków by nie istniało – no bo o sprawach trudnych się
nie mówi.
Mając na uwadze powyższe, trzeba ocenić
22 lipca bez emocji – po prostu nie mieliśmy na to
wpływu, a to że znaleźli się aktywni wykonawcy woli
swoich wschodnich władców, trudno się dziwić, po-
nieważ nieco wcześniej wielu ochoczo lub pod przy-
musem podpisywało Volkslistę! Większość społeczeń-
stwa nie miała na to żadnego wpływu każda władza
zawsze znajdzie pomagierów, taki jest jej urok – nic
się na to nie poradzi, zwłaszcza jak umiejętnie fałszuje
się wybory.
Oczywiście to nie oznacza, że nie możemy
oceniać tych, którzy po 22 lipca budowali nową rze-
czywistość, jednakże trzeba to robić w sposób obiek-
tywny – nie pomijając licznych pozytywów jakie za-
gwarantowała społeczeństwu władza ludowa.
Krakauer
Ważne daty w historii Polski
Głos Polski - 28 - Nr 44/2013
Prolog
Jest takie Słowo
Słowo święte
Piękne jak dłonie matki
Ciepłym chlebem pachnące
Słowo co serce otula i pieści
Myśli słodkich wielość budzi
Słowo co rany liże
Rwący ból duszy koi
Chwalebne całując blizny
Jest takie Słowo co szeptem przed Bogiem się staje
I po policzkach na ziemię spływa
Jest takie Słowo
Słowo święte
Tak drogie
Proste
-Proszę o ciszę-
Ojczyzna
*******************************************
Papierowe usta
Mieli hołd złożyć-
Sami hołdem się stali.
A nam ta krew gorzka,
jakbyśmy się wstydzili?
Jakbyśmy się bali…
A więc tyś to brzozo?
Tyś to uczyniła?
Czy miałaś wspólnika?
Czyżby… mgła nim była?
Proszę nie jątrzyć!
Po co dzielić, w narodzie stawiać tamy!
…śledztwo trwa –
Mgła gdzieś uciekła, ale szukamy.
Czemu milczysz?
Przyznaj się, ty o białej korze!
A może ona… niewinna?
Może, to polski był zamach na smoleńską brzozę?
Oto przełom w śledztwie! –
Tylko proszę nie jątrzyć –
kamień stumilowy:
Delegacji wcale nie było.
A samolot? – Papierowy.
Co za wspaniałe Państwo!
Wszystko w nim takie proste,
do kanta, kolorowe…
Tylko błagam Ciebie Panie –
Nie dopuść deszczu na to Państwo papierowe.
Pusta wydmuszka w wydmuszce pustej.
Czy my też papierowi?
Czy serca?
Czy usta?
Boże… Ty też papierowy?
Musimy hołd składać Ojczyźnie,
Choćby, ci papierowi zabraniali –
to tylko strach tak bardzo ludzki,
bo mgła już opada,
A świat z papieru zwykł się szybko palić…
********************************************
Wołyńskie kłosy
W czarnej nocy świata
Nad oceanem milczenia
Zadrwił diabeł z człowieka
Wyszedł z piekielnego cienia
W tak gęstej ciszy
Czekały Wołyńskie Dziecięta
Pozwólmy jej mówić
Ona najlepiej pamięta
Dusza w niebo się wtapia
Ziemia krwią jest pojona
Lecz pić jej nie może
Bo to krew niespełniona
Wczoraj zginęli
Dziś z martwych ożyli
O jedno do nas wołają
Byśmy jutro przebaczyli
Zdejmij buty człowieku
Gdy stąpasz po Ich cmentarzu
Wyjmij serce z piersi
I złóż na Wołyńskim Ołtarzu
***
Autor wierszy to Grzegorz Przeszło, student czwartego
roku. Pisze o sobie: Moją pasją jest pisanie. Nie jestem
żadnym znanym ani sławnym człowiekiem, mimo to mam dla
Państwa pewną propozycję, która wynika nie tyle z pychy co
raczej z młodzieńczej fantazji i próby sił. Byłbym
zaszczycony gdyby Państwo przeczytali moje wiersze
a kiedyś w przyszłości zechcieli je opublikować.
Poetyckie próby
Nr 44/2013 - 29 - Głos Polski
Pan Twardowski
Twardowski był dobry szlachcic, bo po mieczu i
kądzieli. Chciał mieć więcej
rozumu, niż mają drudzy
poczciwi ludzie, i znaleźć
od śmierci lekarstwo, bo nie
chciało mu się umrzeć.
W starej księdze
raz wyczytał, jak diabła
przywołać można:
o północnej przeto dobie
wychodzi z Krakowa, kędy
leczył w całym mieście i
przybywszy na Krzemionki,
zaczął biesa głośno
przywoływać. Stanął prędko
zawezwany; jak w one czasy bywało, zawarli z sobą
umowę. Na kolanach zaraz diabeł napisał długi cyrograf,
który własną krwią Twardowski, wyciśniętą z serdecznego
palca, podpisał.
Między wielą warunkami był ten główny: że
dopóty ni do ciała, ni do duszy czart nie ma żadnego prawa,
dopóki Twardowskiego w Rzymie nie ułapi.
Na mocy tej to umowy diabłu jako swemu słudze
rozkazał naprzód, by z całej Polski srebro naniósł w jedno
miejsce i piaskiem dobrze przysypał. Wskazał mu Olkusz;
posłuszny służka dopełnił rozkaz wydany i z tego srebra
powstała sławna kopalnia srebra w Olkuszu.
Wszystko, co jeno zażądał żywnie, miał na swoim
zawołaniu: jeździł na malowanym koniu, latał w powietrzu
bez skrzydeł, w daleką drogę siadł na kogucie i prędzej
bieżał niż konno; pływał po Wiśle ze swoją kochanką
wstecz wody bez wiosła i żagli, ogromny kamień pod
Czerwińskiem sam przyniósł i jednej nocy wykopał pod
Knyszynem staw — Czechowizną zwany.
Upodobawszy jedną pannę chciał się ożenić, ale
panna chowała we flaszce robaka i pod tym warunkiem
obiecywała oddać temu rękę, kto zgadnie, co to za robak?
Twardowski w ciemię nie bity, przebrał się za dziada i
przyszedł do ładnej panny. Pyta go zaraz ukazując z dala
flaszeczkę:
Co to za zwierz, robak czy wąż? Kto to odgadnie, będzie
mój mąż.
A Twardowski odrzekł na to: — To jest pszczółka, mościwa
panno! Zgadł w istocie i wnet się ożenił.
Pani Twardowska na rynku krakowskim ulepiła z
gliny domek i w nim przedawała garnki i misy. Twardowski
za bogatego przebrany pana, przejeżdżając z licznym
dworem, tłuc je zawsze czeladzi kazał. A kiedy żona ze
złości wyklinała w pień, co żyje, on siedząc w pięknej
kolasie śmiał się szczerze z tej psoty.
Złota miał zawsze by piasku, bo co chciał, to diabeł
znosił. Kiedy długo dokazuje, raz był zaszedł w bór cienisty
bez narzędzi czarnoksięskich. Zaczął dumać zamyślony;
nagle napada go diabeł i żąda, aby niezwłocznie udał się do
Rzymu.
Rozgniewany czarnoksiężnik mocą swojego
zaklęcia zmusił biesa do ucieczki, zgrzytając kłami ze
złości, wyrywa sosnę z korzeniem i tak silnie
Twardowskiego uderzył po obu nogach, że jedną zgruchotał
cale. Od one j doby już był kulawy i zwany odtąd powszech
nie kuternogą. W ostatku sprzykrzywszy sobie, zły duch
czekając dość długo na duszę czarnoksiężnika, przybiera
postać dworzana i jak biegłego lekarza zaprasza niby do
swojego pana, że potrzebuje pomocy. Twardowski za
posłańcem spieszy do jednej wsi w Sandomierskiem, nie
wiedząc, że w niej się gospoda nazywała "Rzymem".
Skoro tylko próg przestąpił onej karczmy, mnóstwo
kruków osiadło dach cały i wrzaskliwymi głosy napełniało
powietrze. Twardowski od razu poznał, co go może tutaj
spotkać, więc z kołyski dziecię małe, świeżo dopiero
ochrzczone, porywa na ręce i zaczyna piastować, gdy w
własnej postaci wpada diabeł do izby.
Chociaż był pięknie ubrany, miał kapelusz
trójgraniasty, frak niemiecki z długą na brzuch kamizelką,
spodnie krótkie i obcisłe, a trzewiczki ze sprzączkami —
wszyscy poznali go od razu, bo wyglądały rogi spod
kapelusza, pazury z trzewika i harcap z tyłu.
Już chciał porwać Twardowskiego, gdy spostrzegł
wielką przeszkodę, bo małe dziecię na ręku, do którego nie
miał prawa. Ale bies wnet znalazł sposób, przystąpił do
czarownika i rzecze: — Jesteś dobry szlachcic,
zatem verbum nobile, debet esse stabile.
Twardowski widząc, że nie może złamać
szlacheckiego słowa, złożył w kołysce dziecię, a wraz ze
swym. towarzyszem wylecieli wprost kominem.
Zawrzasło radośnie stado kruków. Lecą wyżej, coraz wyżej.
Twardowski nie stracił ducha: spojrzy na dół — widzi
ziemię i miasto Kraków.
Żal mu szczery serce ścisnął: tam zostawił
wszystko, co kochał w życiu, ozwało się w nim uczucie z lat
niewinności i zanucił godzinki. Bowiem w młodości swojej,
kiedy był pobożny, ułożył był kantyczki na cześć Marii i
Jezusa.
To go uratowało od piekielnej mocy, albowiem gdy
skończył ona pieśń, poznał zdziwiony, że już więcej w górę
nie leci i że zawisł w powietrzu. Oglądnie się koło siebie,
już nie widzi towarzysza swej podróży, głos tylko mocny
słyszy nad sobą:
— Zostaniesz do dnia sądnego zawieszony jak teraz!
Dziś, gdy miesiąc zejdzie w pełni, pokazują czarną plamkę,
która jest ciałem Twardowskiego zawieszonym do dnia
sądnego.
Kącik dla dzieci
Głos Polski - 30 - Nr 44/2013
Uroczyste zakończenie, de facto ukoronowanie
żniw to dożynki stanowiące największe w danym roku
kalendarzowym święto rolników. Są obchodzone krótko po
zakończeniu wszystkich najważniejszych prac polowych
oraz zebraniu plonów, głównie zbóż. Zależnie od części
kraju (regionu) bywają nazywane: obżynki, wyżynki, okręż-
ne, wieniec, wieńczyny. Pochodzenie i wiek tego obrzędu
nie zostały dotychczas w pełni sprecyzowane. Zygmunt
Gloger wywodzi je prosto ze zwyczajów pogańskich, zwią-
zanych z kultem bóstw urodzaju.
Prehistoryczne święto plonów przypadające na
równonoc jesienną (23 września), poświęcano triadzie mito-
logicznych bóstw: Perunowi (piorunów), Dażbogowi (słoń-
ca, bogactwa, szczęścia, władzy) i Swarożycowi (losu).
Wzniosłemu kultowi odległych przodków podlegały naj-
pierw rośliny i drzewa, dopiero postęp cywilizacyjny umoż-
liwił rozwój rolnictwa, za sprawą którego człowiek przyspo-
sobił dary natury.
Dożynki to niezwykle radosny obrzęd zakończenia
żniw i złożenie właścicielowi (dziedzicowi) tego wszystkie-
go, czym obdarzyła matka ziemia podczas żniwnego znoju.
Od zawsze podstawowym akcentem dożynek było składanie
wieńca symbolizującego trud żniwiarzy.
Organizowano je w granicach ziem Rzeczpospolitej
prawdopodobnie już w XVI lub na przełomie XVI i XVII
wieku, gdy na obszarach wykorzystywanych rolniczo
ukształtowała się gospodarka folwarczno-dworska. Urządza-
li je dla żniwiarzy (służby folwarcznej i pracowników na-
jemnych) posiadacze większości majątków ziemskich.
W obchodach dożynkowych odbywających się
praktycznie we wszystkich regionach Polski nie brakowało
również archaicznych elementów obrzędowych starodaw-
nych Słowian, nawet plemion bałtyckich, które bywają tłu-
maczone naukowo, jako postrelikty ofiar składanych nie-
gdyś bóstwom urodzaju. Do takich należały kultywowane aż
po czasy obecne zwyczaje związane przykładowo z ostatnią
garścią, kępą lub (rzadziej) pasem niezżętego zboża, które
po żniwach czas jakiś pozostawiano na opustoszałym już
polu, dla zapewnienia ciągłości wegetacji zbóż i urodzaju.
Ostatnie sterczące na polu kłosy zwano przepiórką (Mazow-
sze, Podlasie), perepełką (Kresy), brodą (wyłącznie
wschodnie Mazowsze), kozą (Małopolska), pępem bądź
pępkiem (Kujawy, Wielkopolska), niekiedy wiązką, wią-
zanką lub garstką. Ścinano je niezwykle uroczyście i mógł
to uczynić wyłącznie najlepszy kośnik, następnie wręczano
je najlepszym żniwiarkom, aby uplotły z nich wieniec.
Dożynkowe świętowanie rozpoczynano pleceniem
wieńca, z tych właśnie resztek ostałych jeszcze na polu
zbóż, kiści czerwonej jarzębiny, orzechów, owoców, kwia-
tów i kolorowych wstążek. Wieńce dożynkowe miewały
zwykle kształt wielkiej korony, rzadziej koła. Drzewiej
umieszczano w nich także żywe (z biegiem lat sztuczne)
koguty, kaczęta lub małe gąski, co miało gwarantować pięk-
ny i zdrowy przychówek gospodarski.
Wieniec dożynkowy nazywany bywał plonem.
Uosabiał wszystkie zebrane płody i urodzaj. Niosła go na
głowie albo wyciągniętych rękach najlepsza żniwiarka,
czasami z pomocą parobków i innych żeńców. Za nią postę-
pował orszak odświętnie ubranych żniwiarzy, niosących na
ramionach przybrane kwiatami, wyczyszczone kosy i sierpy.
Osobliwe dzieło niczym wotywne sacrum trafiało najpierw
do kościoła, celem poświęcenia, następnie ze śpiewem w
uroczystym pochodzie, udawano się prosto do dworu lub do
domu właściciela pola, spełniającego zaszczytną rolę Go-
spodarza Dożynek.
Po zakończonym nabożeństwie dziękczynnym,
gromada żeńców i pomocnic udawała się do dworu, by
złożyć wieniec Dziedzicowi.
Pieśni śpiewane przez kroczących z wieńcem żni-
wiarzy mówiły o ich trudzie i plonie, wyrażały: troskę o
przyszłoroczne urodzaje, nadzieję na zasłużony poczęstunek
i tęgą zabawę. Wspominały różne miejscowe wydarzenia,
radości, troski, wytykały wady surowych ekonomów, chwa-
liły szczodrość i gospodarność dziedziców, choć czasem
wręcz przeciwnie wytykały im skąpstwo, nieudolność i
wywołane tym skutki w prowadzonym gospodarstwie. Były
więc prawdziwą, co istotne zawsze aktualną kroniką danej
wsi. Najczęściej intonowano powszechnie znaną pieśń o
treści:
„Plon niesiemy, plon
w gospodarza (lub jegomości) dom!
Aby dobrze plonowało,
Po sto korcy z kopy dało!
Otwieraj, panie, szeroko wrota
niesiem ci wieniec ze szczerego złota.
Zaściełaj, panie, stoły i ławy,
Idzie do ciebie gość niebywały.
Plon niesiemy, plon ...”
Gospodarz dożynek, przeważnie dziedzic, z właściwą sobie
powagą przyjmował wieniec od przodownicy, osobiście
wnosił go do domu i ustawiał na stole, po czym prosił przo-
downicę do tańca. Następnie prowadził wszystkich do sto-
łów ustawionych na dziedzińcu lub w stodole, częstował ich
dobrym jedzeniem i napitkiem. Po uczcie rozpoczynały się
gremialne tańce trwające niejednokrotnie do późnych godzin
nocnych. Wieniec dożynkowy skwapliwie przechowywano
w stodole aż do następnego roku, do kolejnego zasiewu, a
wykruszone z niego ziarna wsypywano do worków napeł-
nionych ziarnem siewnym. Już u schyłku XIX w. wzorem
dożynek dworskich zaczęto urządzać dożynki chłopskie.
Zamożni gospodarze wyprawiali je swym domownikom,
rodzinie, parobkom inajemnikom. Przebiegały one bardzo
podobnie do dożynek dworskich, chociaż nacechowane
wyraźnie dostrzeganą skromnością.
Polskie tradycje wciąż żywe
Nr 44/2013 - 31 - Głos Polski
W okresie dwudziestolecia międzywojennego za-
inicjowano dożynki: parafialne, powiatowe i gminne. Orga-
nizowały je lokalne samorządy terytorialne, głównie jednak
terenowe ogniwa partii chłopskich, Kółka Rolnicze, czasem
kościół, szkoła. Dożynki tamtych czasów były manifestacją
włościańskiej dumy i niezależności. Z iście pospolitej zaba-
wy urządzanej głównie dla czeladzi dworskiej nabrały cech
święta całego rolniczego stanu połączonego z wystawami
rolniczymi, festynami, występami ludowych zespołów folk-
lorystycznych.
Po II wojnie światowej, szereg lat gospodarzami
dożynek obwoływano przedstawicieli władz admin-
istracyjnych wszystkich czterech szczebli (od gminnych po
centralne). Nosiły charakter bardziej polityczny mając wy-
rażać poparcie dla ówczesnej władzy i kreowanej polityki
rolnej. Zachowywano w nich jednak szereg wartościowych
pierwiastków o rodowodzie tradycyjnym, jak uroczyste
pochody z wieńcami czy pieśni. Towarzyszyły im popularne
imprezy typu kiermasze, festyny czy zabawy taneczne.
Po roku 1980 dożynki kolejny raz zmieniły swój
zewnętrzny wizerunek. Pozostając świętem rolniczej nacji,
przybrały postać uroczystości wyznaniowej, religijnej, afir-
mującej dziękczynienie składane Panu Bogu i Matce Bo-
skiej, za szczęśliwie przeprowadzone żniwa, zebrane plony,
zdrowie. Powrócono do tradycji dożynek parafialnych.
Wzorem lat minionych formują się barwne pochody dożyn-
kowe z wieńcami, które rolnicy składają w kościołach u stóp
ołtarza łącznie z innymi płodami ziemi. Trwałym zwycza-
jem stały się liczebne pielgrzymki chłopskie do popularnych
miejsc kultu religijnego, szczególnie sanktuariów maryjnych
w tym do najstarszego sanktuarium polskiego na Jasnej
Górze w Częstochowie, gdzie odbywają się największe i
najbardziej uroczyście obchodzone dożynki ogólnopolskie.
Uczestniczą w nich liczne delegacje rolników (80–100 tys.
wiernych) z całej Polski paradujące w strojach ludowych, z
darami ziemi, wieńcami i krągłymi bochnami świeżego
chleba.
Zachowane w Polsce do dzisiejszych czasów ob-
chody dożynkowe posiadają zatem kilka wieków tradycji.
Przetrwały różnorakie burze dziejowe radykalnie zmieniając
częściowo swój wcześniejszy charakter. Są świętem dobrze
wypełnionego obowiązku. Dożynkowe wieńce bywają wie-
lokroć osobliwymi dziełami sztuki twórców nieprofesjonal-
nych mających poniekąd „od ręki” szereg oryginalnych
pomysłów na ich wykonanie.
Każdorazowo ceremonii przewodniczą Starosta i
Starościna Dożynek. Najpierw wnoszone są wieńce wyko-
nane z kłosów zbóż, owoców, warzyw, polnych kwiatów.
Oboje wręczają Gospodarzowi Dożynek bochen chleba
upieczony z mąki ostatnich zbiorów, dalej zaś inne symbole,
jak chociażby przetwory mięsne czy owoce przydomowych
ogrodów. Rolę gospodarza w przypadku organizowania
dożynek typowo świeckich, pełni przedstawiciel samorządu
lokalnego (starosta, burmistrz, wójt), zaś duchowny podczas
dożynek kościelnych.
Standardowy wieniec powstaje najczęściej z żyta i
pszenicy ewentualnie jeden z żyta, drugi z pszenicy. Za
szykowne dekoracje służą zwykle: owoce jarzębiny, gałązki
leszczyny, kwiaty, wstążki, bukszpan, sitowie, jabłka, mirta,
jak również piernikowe serca, symbol bogactwa lasów i
pasiek.
I tak już bywa od wielu, wielu pokoleń.
Właściwie zorganizowane dożynki, bez względu na
ich nazwę, mogą stanowić nie tylko jeden z istotnych walo-
rów kulturowych, świadczących o bogatej spuściźnie po
minionych czasach, lecz aktywnie wspomagać wizerunek
określonej jednostki samorządu terytorialnego.
tekst: Grzegorz Roczek
Fotografie z gminnych dożynek we wsi Rogoziniec
obchodzonych w roku 2011
Głos Polski - 32 - Nr 44/2013
Program stypendialny, którego wdrażanie rozpoczęliśmy w
1998 r., adresowany jest do studentów polskiego
pochodzenia uczących się i mieszkających poza granicami
Polski. Jest jednym z priorytetowych programów Fundacji
realizowanym we współpracy z Ministerstwem Spraw
Zagranicznych, polskimi placówkami dyplomatyczno-
konsularnymi działającymi w świecie, a od 2002 r. z
Senatem RP.
Celem programu stypendialnego jest przede wszystkim:
• wspieranie aktywizacji oświatowo-zawodowej Polaków i
osób polskiego pochodzenia mieszkających i studiujących
poza granicami Polski;
• wykorzystanie wykształconej, dobrze przygotowanej
kadry młodych ludzi o polskim rodowodzie i jej
doświadczeń do promowania polskich osiągnięć
kulturalnych i gospodarczych oraz rozwoju kontaktów
pomiędzy Polską a krajami ich zamieszkania;
• budowanie polskiego lobby w krajach zamieszkania
naszych stypendystów.
O stypendium SEMPER POLONIA mogą ubiegać się
osoby, które spełniają wymagania Regulaminu
Stypendialnego Fundacji (do pobrania poniżej), m.in.:
• posiadają narodowość polską lub mogą wykazać swoje
polskie pochodzenie;
• ukończyły szkołę średnią z polskim językiem nauczania
(chyba, że nie ma takiej szkoły w miejscu zamieszkania
wnioskodawcy);
• mieszkają poza granicami Polski od co najmniej 15 lat;
• studiują w kraju swojego zamieszkania (poza granicami
Polski);
• studiują w szkołach wyższych wydających dyplomy
uznawane przez ministerstwo edukacji danego państwa;
• osiągają w nauce wyniki co najmniej dobre;
• posługują się językiem polskim w stopniu dobrym;
• aktywnie działają na rzecz miejscowego środowiska
polonijnego lub biorą udział w przedsięwzięciach
promujących Polskę ;
• nie posiadają stałego zatrudnienia;
• nie otrzymują i nie ubiegają się o stypendium z innej
polskiej organizacji społecznej lub instytucji rządowej;
• nie ukończyły 24 roku życia w momencie składania
pierwszego wniosku o przyznanie stypendium.
Od 1 stycznia 2012 r. funkcjonuje Zintegrowany
Elektroniczny System Stypendialny (ZESS), który
umożliwia studentom polonijnym składanie wniosków
stypendialnych w formie elektronicznej (instrukcja do
pobrania poniżej). Wypełnione przez studentów aplikacje
trafiają do polskich placówek dyplomatyczno-konsularnych,
które po ich zweryfikowaniu oraz zaopiniowaniu przesyłają
je do Fundacji za pośrednictwem internetu. Od 2012 r. jest
to jedyna możliwa forma ubiegania się o stypendium
SEMPER POLONIA.
Decyzję o przyznaniu stypendium podejmuje Komisja
Stypendialna w porozumieniu z Zarządem Fundacji
SEMPER POLONIA. Na podstawie informacji
zawartych w elektronicznych formularzach oraz
opiniach polskich placówek członkowie Komisji
przyznają studentom punkty biorąc pod uwagę
następujące kryteria:
• wyniki w nauce;
• aktywność społeczno-kulturalna na rzecz środowiska
polonijnego oraz współpraca z polskimi placówkami
dyplomatyczno-konsularnymi;
• kierunek studiów;
• sytuacja materialna studenta.
Ostateczna ilość punktów decyduje o przyznaniu
stypendium oraz jego wysokości. Uzależnienie wysokości
stypendium od ilości zdobytych punktów pozwala na
transparentną ocenę oraz możliwość specjalnego
premiowania najlepszych i najbardziej aktywnych
studentów.
Fundacja zawiera ze studentami, którym przyznano
stypendia, umowy stypendialne na okres jednego semestru.
Wypłatą stypendiów oraz podpisywaniem umów
stypendialnych zajmują się polskie konsulaty działające w
krajach, gdzie realizowany jest program.
W czasie pobierania stypendium stypendysta jest
zobowiązany do:
• uczęszczania na wszystkie zajęcia zaplanowane zgodnie z
programem studiów;
• terminowego zaliczenia egzaminów;
• wykonywania uzgodnionych prac na rzecz Fundatora
stypendium lub instytucji przez niego wskazanej;
• doskonalenia znajomości języka polskiego oraz
pogłębiania wiedzy o Polsce;
• wywiązywania się z postanowień Regulaminu
Stypendialnego.
Każdy stypendysta spełniający warunki Regulaminu
Stypendialnego Fundacji po uzyskaniu zaliczenia
wszystkich egzaminów i uzyskaniu promocji na kolejny
semestr studiów ma prawo ubiegać się o dalsze przedłużenie
otrzymywania stypendium. Nabór kandydatów na
stypendystów Fundacji SEMPER POLONIA prowadzony
we współpracy z konsulatami RP odbywa się dwa razy w
roku tj. do 1 marca na semestr wiosenny oraz do 1 sierpnia
na semestr jesienny.
Wszelkich informacji o stypendiach SEMPER POLONIA
udziela: Dorota Guz
E-mail: [email protected]
Tel. +48-22-505-66-74
Stypendia SEMPER POLONIA
Nr 44/2013 - 33 - Głos Polski
P o d s t a w o w e i n f o r m a c j e
Repatriacja to powrót do Polski osób polskiego
pochodzenia. Jest to również szczególny, uprzywilejowany
sposób nabycia obywatelstwa polskiego Prawo to
przysługuje wyłącznie osobom, które nie posiadają
polskiego obywatelstwa, a pragną przesiedlić się na stałe do
Polski.
Repatriantem jest osoba polskiego pochodzenia, która
przybyła do Polski na podstawie wizy repatriacyjnej z
zamiarem osiedlenia się na stałe. Potwierdzeniem tego jest
stempel straży granicznej odciśnięty w paszporcie osoby
przybywającej do Polski, a data tego stempla jest
jednocześnie datą nabycia przez tę osobę obywatelstwa
polskiego. W drodze repatriacji obywatelstwo polskie
nabywają również małoletnie dzieci pozostające pod władzą
rodzicielską repatrianta.
Wraz z nabyciem obywatelstwa polskiego repatriant nabywa
jednocześnie obywatelstwo Unii Europejskiej.
Współmałżonkowie lub członkowie najbliższej rodziny
repatrianta nie posiadający statusu repatrianta nie otrzymują
obywatelstwa Unii.
Zasady nabycia obywatelstwa polskiego w drodze
repatriacji, prawa repatrianta, a także zasady i tryb
udzielania pomocy repatriantom i członkom ich rodzin
określa Ustawa z dnia 9 listopada 2000 r. o repatriacji.
Pierwszym i najważniejszym etapem w postępowaniu
repatriacyjnym jest uznanie za osobę polskiego
pochodzenia. Decyzje w tej sprawie podejmuje konsul
właściwy ze względu na miejsce zamieszkania tej osoby.
Za osobę polskiego pochodzenia uznaje się osobę, która
deklaruje narodowość polską i spełnia jednocześnie
(łącznie) dwa warunki:
- co najmniej jedno z jej rodziców lub dziadków albo dwoje
pradziadków było narodowości polskiej,
- wykaże ona swój związek z polskością, w szczególności
przez pielęgnowanie polskiej mowy, tradycji i zwyczajów.
Za osobę polskiego pochodzenia uznaje się również osobę
deklarującą narodowość polską, która w przeszłości
posiadała obywatelstwo polskie lub obywatelstwo to
posiadało co najmniej jedno z jej rodziców lub dziadków
albo dwoje pradziadków.
Dowodami potwierdzającymi polskie pochodzenie mogą
być dokumenty wydane przez polskie władze państwowe
lub kościelne, a także przez władze byłego ZSRR, dotyczące
wnioskodawcy lub jego rodziców, dziadków i pradziadków.
Mogą nimi być w szczególności:
- polskie dokumenty tożsamości,
- akty stanu cywilnego lub ich odpisy albo metryki chrztu
poświadczające związek z polskością,
- dokumenty potwierdzające odbycie służby wojskowej w
Wojsku Polskim, zawierające wpis informujący o
narodowości polskiej,
- dokumenty potwierdzające fakt deportacji lub uwięzienia,
zawierające wpis informujący o polskiej narodowości,
- dokumenty potwierdzające prześladowanie osoby ze
względu na jej polskie pochodzenie,
- dokumenty o rehabilitacji osoby deportowanej lub
prześladowanej, zawierające wpis informujący o jej
narodowości polskiej,
- dokumenty tożsamości lub inne dokumenty urzędowe
zawierające wpis informujący o narodowości polskiej.
Wiza repatriacyjna (wiza wjazdowa w celu repatriacji) może
być wydana osobie polskiego pochodzenia, która przed
dniem 1 stycznia 2001 r. zamieszkiwała na stałe na
obecnych terytoriach niżej wymienionych państw:
- Republika Armenii,
- Republika Azerbejdżańska,
- Republika Gruzji,
- Republika Kazachstanu,
- Republika Kirgiska,
- Republika Tadżykistanu,
- Republika Turkmenistanu,
- Republika Uzbekistanu,
- azjatycka część Federacji Rosyjskiej.
Wiza repatriacyjna nie może być wydana osobie, która:
- utraciła obywatelstwo polskie nabyte w drodze repatriacji
na podstawie Ustawy z dnia 9 listopada 2000 r. o repatriacji,
lub
- repatriowała się z terytorium Polski na podstawie umów
repatriacyjnych zawartych w latach 1944-1957 przez
Rzeczpospolitą Polską albo przez Polską Rzeczpospolitą
Ludową z Białoruską SRR, Ukraińską SRR, Litewską SRR i
ZSRR do jednego z państw będących stroną tych umów, lub
- w czasie pobytu poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej
działała na szkodę podstawowych interesów
Rzeczypospolitej Polskiej, lub
- uczestniczyła lub uczestniczy w łamaniu praw człowieka.
Wizę repatriacyjną wydaje konsul osobie posiadającej
zapewnione warunki do osiedlenia się, to jest po
przedstawieniu dowodu potwierdzającego posiadanie lub
zapewnienie lokalu i źródeł utrzymania w Polsce przez
okres nie krótszy niż 12 miesięcy. Dowodami
potwierdzającymi zapewnienie warunków do osiedlenia się
są:
- uchwała rady gminy, zawierająca zobowiązanie do
zapewnienia repatriantowi lokalu mieszkalnego i środków
utrzymania,
- oświadczenie sporządzone w formie aktu notarialnego
wystosowane przez osobę fizyczną, osobę prawną lub
jednostkę organizacyjną nieposiadającą osobowości
prawnej,
- uchwała rady powiatu zobowiązująca starostę do
zapewnienia miejsca w domu pomocy społecznej.
Uchwała oraz oświadczenie powinny zawierać w
szczególności wskazanie lokalu mieszkalnego, formę
udostępnienia tego lokalu, wskazanie źródeł uzyskiwania
lub zapewnienia dochodu. Odpowiednie oświadczenie osoby
fizycznej może dotyczyć wyłącznie wstępnych, zstępnych
lub rodzeństwa tej osoby.
Dowód potwierdzający źródła utrzymania nie jest
wymagany od osób, którym przysługują
R E P A T R I A C J A
Głos Polski - 34 - Nr 44/2013
uprawnienia emerytalne lub rentowe w rozumieniu polskich
przepisów emerytalnych i rentowych.
Dowodami potwierdzającymi posiadanie warunków do
osiedlenia się są:
- akt własności mieszkania w Polsce, lub
- umowa przedwstępna kupna/sprzedaży nieruchomości oraz
posiadanie środków na jej zakup po przybyciu do RP, lub
- umowa najmu lokalu mieszkalnego.
Źródłem utrzymania może być m.in.:
- wynagrodzenie otrzymywane za pracę w Polsce,
- emerytura lub renta z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych,
- inne środki finansowe (darowizny, pieniądze otrzymane ze
sprzedaży mieszkania za granicą, stypendia) pozwalające
repatriantowi na zapewnienie utrzymania sobie i rodzinie,
- zobowiązanie osoby lub firmy zapraszającej repatrianta do
zapewnienia mu utrzymania, pokrywania kosztów leczenia,
ubezpieczenia itp., do chwili jego usamodzielnienia się.
Osobom, które nie posiadają zapewnionego w Polsce lokalu
mieszkalnego i utrzymania, a spełniają pozostałe warunki do
uzyskania wizy repatriacyjnej, konsul wydaje decyzję o
przyrzeczeniu wydania wizy wjazdowej w celu repatriacji
(tzw. promesę).
Małżonkowi repatrianta nie będącemu osobą pochodzenia
polskiego udziela się zezwolenia na osiedlenie się na
terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. W związku z tym
nabywa on wiele praw, z których może korzystać na równi z
obywatelami polskimi, jak np. prawo podejmowania pracy
bez uzyskiwania dodatkowych zezwoleń i zgód (z
wyłączeniem niektórych zawodów), korzystania z opieki
społecznej i pomocy społecznej, korzystania z dostępu do
bezpłatnej służby zdrowia, do ubezpieczeń społecznych, do
nauki, podejmowania działalności gospodarczej.
Po otrzymaniu dokumentu zezwalającego na osiedlenie
się na terytorium Polski małżonek
repatrianta może złożyć wniosek o nadanie obywatelstwa
polskiego. Wniosek składa się
do Prezydenta RP za pośrednictwem wojewody
właściwego ze względu na miejsce zamieszkania
Od 1 stycznia 2001 r. istnieje również możliwość uznania za
repatrianta osoby, która spełnia łącznie następujące warunki:
- jest polskiego pochodzenia,
- przed 1 stycznia 2001 r. zamieszkiwała na stałe na
terytorium wcześniej wymienionych państw (jak w
przypadku repatriantów),
- nie zachodzą co do niej wymienione wcześniej
okoliczności, które uniemożliwiają wydanie wizy
repatriacyjnej,
- przebywała na terytorium Polski Polski na podstawie
zezwolenia na zamieszkanie na czas oznaczony,
udzielonego w związku z pobieraniem nauki w szkole
wyższej na podstawie przepisów o podejmowaniu i
odbywaniu studiów przez osoby nie będące obywatelami
polskimi.
Osoba ubiegająca się o uznanie za repatrianta musi w ciągu
12 miesięcy od ukończenia szkoły wyższej złożyć wniosek
do wojewody właściwego ze względu na zamierzone
miejsce osiedlenia się w Polsce. Z dniem uprawomocnienia
się decyzji o uznaniu za repatrianta osoba nabywa
obywatelstwo polskie.
Repatriantowi oraz przybywającym z nim do Polski
członkom jego najbliższej rodziny, pozostającym we
wspólnym gospodarstwie domowym, udziela się
jednorazowej bezzwrotnej pomocy finansowej ze środków
budżetu państwa w postaci:
- zasiłku transportowego (zwrot kosztów przejazdu z
miejsca zamieszkania za granicą do miejsca osiedlenia się w
Polsce),
- zasiłku na zagospodarowanie i bieżące utrzymanie,
- zasiłku szkolnego przeznaczonego na pokrycie kosztów
związanych z podjęciem nauki przez małoletnie dzieci
repatrianta.
Powyższe zasiłki nie podlegają opodatkowaniu. Oprócz nich
można indywidualnie ubiegać się o tzw. zasiłek remontowy.
Inną formą pomocy są kursy nauki języka polskiego i
adaptacji w społeczeństwie polskim.
Po przybyciu na miejsce osiedlenia repatriant musi
uregulować sprawy związane ze swoim zamieszkaniem i
zameldowaniem w Polsce:
- zarejestrować w miejscowym Urzędzie Stanu Cywilnego
swoje akty stanu cywilnego wraz z ich tłumaczeniem na
język polski dokonanym przez tłumacza przysięgłego,
- zgłosić się do Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu
Wojewódzkiego właściwego dla miejsca zamieszkania, aby
otrzymać od wojewody poświadczenie obywatelstwa
polskiego,
- złożyć w Urzędzie Miasta lub Gminy wniosek o wydanie
dowodu osobistego, zameldować się na pobyt stały oraz
wystąpić o nadanie numeru PESEL.
Apostille. W dniu 14 sierpnia 2005 r. weszła w życie w
stosunku do Rzeczypospolitej Polskiej Konwencja znosząca
wymóg legalizacji zagranicznych dokumentów urzędowych,
sporządzona w Hadze dnia 5 października 1961 r.
Praktyczne znaczenie wejścia w życie Konwencji polega na
tym, że polscy konsulowi urzędujący w Republice
Kazachstanu zaprzestali legalizacji dokumentów
kazachstańskich przeznaczonych do wykorzystania w
Polsce. W miejsce legalizacji dokumentów dokonywanej do
tej pory przez konsulów Konwencja przewiduje jedynie
opatrzenie dokumentu specjalnym poświadczeniem, tzw.
apostille. Poświadczenie to w formie kwadratowego stempla
będzie umieszczane na samym dokumencie lub będzie do
niego dołączone. Apostille wydają odpowiedni urzędnicy
miejscowi wyznaczani w akimatach obwodu (urzędach
wojewódzkich).
Ponadto, konsulowie mogą nadal potwierdzać zgodność
tłumaczenia dokumentów.
Bliższe informacje i wyjaśnienia dotyczące problematyki
repatriacji, w tym wzory odpowiednich dokumentów,
znajdują się na stronach internetowych m.in.
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji
www.mswia.gov.pl.
Urzędu do Spraw Repatriacji i Cudzoziemców
www.uric.gov.pl
Fundacji Polska Akcja Humanitarna
www.pah.org.pl
Nr 44/2013 - 35- Głos Polski
2 lipca - 90. rocznica urodzin Wisławy Szymborskiej
(1923-2012), polskiej poetki, laureatki Nagrody Nobla
(1996).
3 lipca - 70. rocznica śmierci Władysława Sikorskiego
(1881-1943), polskiego generała, polityka, męża stanu.
11 lipca - 175. rocznica urodzin Wojciecha Kętrzyń-
skiego (1838-1918), polskiego historyka, etnografa,
publicysty.
21 lipca - 110. rocznica śmierci Adama Sapiehy
(1828-1903) (4 XII – 185. rocznica urodzin), polskiego
księcia, polityka galicyjskiego, działacza społecznego i
gospodarczego
22 lipca - 135. rocznica urodzin Janusza Korczaka
(właśc. Henryk Goldszmit) (1878-1942), polskiego
pisarza, autora utworów dla dzieci i młodzieży, leka-
rza, pedagoga.
28 lipca - 15. rocznica śmierci Zbigniewa Herberta
(1924-1998), polskiego poety, eseisty i dramaturga.
Twórcy postaci Pana Cogito.
28 lipca - przypada 100.
rocznica wybuchu I wojny
światowej, która rozpoczęła
się od wypowiedzenia przez
Austro-Węgry wojny Serbii
28 lipca 1914 r. W wyniku
trwającego do 1918 r. kon-
fliktu zginęło około 9 mln
żołnierzy, a około 20 mln
zostało rannych.
30 lipca - 160. rocznica uro-
dzin Juliana Fałata (1853-
1929), polskiego malarza,
akwarelisty.
31 lipca - 60. rocznica śmier-
ci Kornela Makuszyńskiego (1884-1953), polskiego
poety, pisarza, autora utworów dla dzieci i młodzieży.
3 sierpnia - 240. rocznica śmierci Stanisława Konar-
skiego (1700-1773), polskiego księdza, reformatora
szkolnictwa, pisarza politycznego.
10 sierpnia - 115. rocznica urodzin Tadeusza Dołęgi-
Mostowicza (1898-1939), polskiego pisarza.
18 sierpnia - 80. rocznica urodzin Romana Polańskie-
go (1933), polskiego reżysera i aktora, scenarzysty.
19 sierpnia - 120. rocznica urodzin Stefana Starzyń-
skiego (1893-1944), polskiego ekonomisty, polityka,
prezydenta Warszawy.
31 sierpnia - 80. rocznica odkrycia pozostałości osady
w Biskupinie (1933)
Porozumienia sierpniowe – cztery porozumienia
zawarte przez rząd PRL z komitetami strajkowy-
mi powstałymi w 1980. Porozumienia zakończyły
wydarzenia sierpnia 1980.
Były to (kolejno):
porozumienie w Szczecinie – 30 sierpnia 1980,
sygnowane przez Mariana Jurczyka (z ramie-
nia PZPR Kazimierza Barcikowskiego) porozu-
mienie w Gdańsku – 31 sierpnia 1980, sygnowane
przez Lecha Wałęsę - w sali BHP Stoczni Gdań-
skiej im. Lenina, słynnym wielkim długopisem (z
ramienia PZPR przez Mieczysława Jagielskiego)
porozumienie w Jastrzębiu-Zdroju – 3 września
1980, sygnowane przez Jarosława Sienkiewicza (z
ramienia PZPR przez Aleksandra Kopcia)
porozumienie w Hucie Katowice (Dąbrowa Gór-
nicza) – 11 września 1980, sygnowane
przez Zbigniewa Kupisiewicza (z ramienia PZPR
przez Franciszka Kaima)
1 września - 75. rocznica napaści Niemiec na Polskę,
która zapoczątkowała II wojnę światową.
5 września - 30. rocznica przyznania Pokojowej
Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie (1983).
7 września - 85. rocznica otwarcia pierwszej polskiej
linii transoceanicznej w Gdyni (1928).
12 września - 330. rocznica zwycięstwa Jana III So-
bieskiego nad armią turecką
pod Wiedniem (1683).
17 września – tego dnia
minęło 75 lat od zaatakowa-
nia Polski przez Związek
Sowiecki. W tym dniu rzy-
pada także 75. rocznica
śmierci Brunona Jasieńskie-
go (1901-1938), polskiego
poety, współtwórcy polskie-
go futuryzmu.
18 września - 80. rocznica
urodzin Jerzego Połomskie-
go (właśc. Jerzy Pająk)
(1933), polskiego piosenka-
rza i aktora.
26 września - 35. rocznica śmierci Jana Parandow-
skiego (1895-1978), polskiego pisarza, eseisty, tłuma-
cza.
27 września - 480. rocznica urodzin Stefana Batorego,
księcia Siedmiogrodu, króla Polski (1533-1586).
Tego dnia, jeszcze przed poddaniem się stolicy Niem-
com, zawiązano w niej konspiracyjną Służbę Zwycię-
stwu Polski, stanowiącą zalążek Związku Walki
Zbrojnej (a następnie Armii Krajowej). Data ta jest
uznawana za początek funkcjonowania Polskiego Pań-
stwa Podziemnego.
29 września - 70. rocznica urodzin Lecha Wałęsy
(1943), polskiego działacza związkowego, prezydenta
III RP (1990-1995), przywódcy „Solidarności”, laure-
ata Pokojowej Nagrody Nobla (1983). 80. rocznica
powstania w Warszawie Polskiej Akademii Literatury
(1933).
30 września - 105. rocznica śmierci Karola Estreichera
(1827-1908), polskiego bibliotekarza, bibliografa,
autora monumentalnej Bibliografii polskiej.
Opracowano na podstawie Internetu
Kalendarium
Porozumienie w Gdańsku – 31 sierpnia 1980 roku
Журнал „Głos Polski” поставлен на учет в Комитете Информации и Архивов, Министерства Культуры и Информации Республики Казахстан,
свидетельство о постановке на учет № 7924 Ж от 14.12.06 г. Собственник: Р. O. Римско-Католический Приход Святых Апостолов Петра и Павла.
Адрес редакции: Дом Польской Культуры ул. Джамбула 42, СКО, 151043 Чкалово; tel. 8-71536-70590, Выходит один раз в квартал.
Отпечатано в типографии ТОО „Копировальный Центр”, г. Кокшетау, ул. Абая, 114. Тираж 700 экз. Главный редактор Е.Л.Новицкая.
Ежеквартальное издание выдаётся при участии Сената РП, фонда „Помощь полякам на востоке” и Посольства РП в Астане.
GŁOS POLSKI – kwartalnik Polonii w Kazachstanie – zarejestrowany w ewidencji środków masowego przekazu Ministerstwa Kultury i Informacji Republiki Kazachstanu – № 7924 – Ж
Redaguje zespół w składzie: ks. Marcin Sęk (dyrektor wydawniczy), Helena Nowicka (redaktor naczelny), Krystian Furmanowicz
Redaktor techniczny – Jurij Wachowski Adres redakcji: Dom Kultury Polskiej przy Parafii Rzymskokatolickiej pw. św. Ap. Piotra i Pawła,
ул. Джамбула 42, СКО, 151043 Чкалово; tel. 007-71536-70590. e-mail: [email protected], www.glospolski.narod.ru, www.facebook.com: Głos z Czkałowa
(redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania i tłumaczenia na język polski nadsyłanych tekstów) Kwartalnik wydawany jest przy dofinansowaniu Senatu RP i Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” oraz Ambasady RP w Kazachstanie