lan, czyli orchidea. niemożliwe miłości, modowe wybiegi i sztuka życia
DESCRIPTION
Marzena Wilkanowicz, Ewa Maciąg: Lan, czyli Orchidea. Niemożliwe miłości, modowe wybiegi i sztuka życia Ta książka zabierze was w niezwykła podróż - z magicznego Krakowa poprzez wybrzeże wietnamskiej Rzeki Perfumowej, mediolański Fashion Week oraz najlepsze butiki i kawiarnie Paryża do góralskiego domu wśród Tatr. Na kartach tej książki spotkacie Grzegorza Turnaua, Wojciecha Manna, Tadeusza Mazowieckiego i Karola Wojtyłę. Odwiedzicie pracownię Gosi Baczyńskiej, będziecie towarzyszyć Jolancie Kwaśniewskiej w jej pierwszej ważnej sesji zdjęciowej i dowiecie się, jak Marcin Tyszka namawiał profesora Geremka, aby uśmiechnął się do obiektywu.TRANSCRIPT
CCCCCCCCZZZYYYLLLIII OOOORRRRCCCCHHHHIIIIDDDDDDEEEEAAAA
LA
NC
ZYLI O
RCH
IDEA
Szalona miłość Rodziców, polsko-wietnamskie korzenie,cesarskie koneksje, środowisko krakowskie, trzynaście lat tworzenia
polskiej edycji „Elle”, a wszystko to na tle wyjątkowych wydarzeńi wielkich zmian w Polsce i na świecie.
Podobno mam w garści wszystkie składniki potrzebnedo dobrej historii.
W końcu zdecydowałam się ją opowiedzieć.
Marzena Wilkanowicz
Ta książka zabierze was w niezwykłą podróż – z magicznego Krakowa poprzez wybrzeże wietnamskiej Rzeki Perfumowej, mediolański Fashion Week oraz najlepsze butiki i kawiarnie Paryża do góralskiego domu w Tatrach. Na kar-tach tej książki spotkacie Grzegorza Turnaua, Wojciecha Manna, Tadeusza Mazowieckiego i Karola Wojtyłę. Odwiedzicie pracownię Gosi Baczyńskiej, będziecie towarzyszyć Jolancie Kwaśniewskiej w jej pierwszej ważnej sesji zdjęciowej i dowiecie się, jak Marcin Tyszka namawiał profesora Geremka, aby uśmiech-nął się do obiektywu.
To niezwykła opowieść o karierze i cenie, którą trzeba za nią zapłacić.
Marzena Wilkanowicz fascynuje i inspiruje do tego,aby podobnie jak ona odnaleźć swoje miejsce na ziemi.
„K„K„K„K„ sisisiążążąążążkakakaka PPPPPananana i i i i MaMaMaMarzrzrzrzzenenenene y y yy jejejejestststst prprzyzykłkładademem ttegego,o, jjakak oo sswowoimim
żyżyciciuu momożnżna a opopowowiadać pięknymjęjęzyzykikiemem, , niniezezwywyklkle e zazajmjmujującąco,o
bebez z ucucieiekakaniniaa sisię ę dodo, , prprzezeprprasaszaz mmzaza wwyryrażażenenieie, , tatablbloio dydyzaz cji
trtreśeścici ii fforormymy”.”.
WOWOJCJCIEECH MANN
C„Czezekakałałam m nana ttę ę ksksiąiążkżkę,ę,bobo wwieiedzd iałam, że bębędzdzieie
ffafffafafafafaascsccssss yynynnujujjącącą a.a. MMararzezenana WWililkakanonowiw czczpopopokakkazazałałał , czczymymy jjjesstt szszykyk,,
klklasasa,a, eelelegagancncjaja, , mąmądrdrośość!ć!””
GOGGOSIS A BACZCZYŃYŃSKSKAA
„B„B„B„„BB„Bararararwnwnnwnwnieieieie ooopipipp sasane bbararwnwneeżyżyżyżyżyżyciciciciciee ee bababababbarwwwwrwr nenen j j kokobibietetyy
dzdzzzdzzisisisisisisisssieieieieiejsjsjsjsjj zyyyzyzyzychcchchchch czaasósów”w”.
KAKAKAAAKAATATATATATATATAAT RZRZR YNNNY A AA MIMIMIMIILLLLLLLERER
Cena detal. 39,90 zł
© A
gnie
szka
Gas
t
Niemożliwe miłości, modowe wybiegi i sztuka życia
LAN, CZYLI ORCHIDEA
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 1Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 1 2012-08-29 13:42:352012-08-29 13:42:35
KRAKÓW 2012
MARZENA WILKANOWICZEWA MACIĄG
LAN,CZYLI ORCHIDEANiemożliwe miłości, modowe wybiegi
i sztuka życia
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 3Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 3 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
Copyright © by Marzena Wilkanowicz-Devoud & S.I.W. Znak Sp. z o.o. 2012
Projekt okładkiMagda Kuc
Karykatura autorki na czwartej stronie okładkiAgnieszka Gast
Projekt wkładek fotografi cznychMaria Gromek
Fotografi e zamieszczone na wkładkach pochodzą z archiwum domowego autorki z wyjątkiem fotografi i:
Wkładka Sztuka życia w „Elle”s. 1, 2, 3 (dół po prawej), 6–8 – © Wojciech Wełnicki
s. 2 (dół – kobieta), 3 (góra) – © Polska Fundacja imienia Roberta Schumana s. 4 (dół), 5 – © FotoChannels
Wkładka My, Eurazjacis. 8 – © Wojciech Wełnicki
Opieka redakcyjnaJulita CisowskaEwa Polańska
Artur Wiśniewski
AdiustacjaKatarzyna Mach
KorektaBarbara Gąsiorowska
Projekt typografi cznyDaniel Malak
ŁamaniePiotr Poniedziałek
ISBN 978-83-240-2276-2
Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] I, Kraków 2012
Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca S.A., Kraków
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 4Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 4 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
7
CIOS
Wybieramy się do Th éâtre de l’Odéon na sztukę Krzysz-
tofa Warlikowskiego Koniec. Gdy kilka dni temu zoba-
czyłam afi sz, zamiast na spotkanie pobiegłam po bilety.
Po osiemnastu latach znów mieszkam w Paryżu. Tropię polskie ak-
centy, trochę tęsknię za przyjaciółmi i krakowskim środowiskiem.
Krzysztof Warlikowski jest dla paryżan prawdziwym chouchou,
dużo się o nim mówi. Dla jednych geniusz, dla innych tylko prowo-
kator. Nikt mu jednak nie odmawia talentu, zwłaszcza od czasu gdy
w Tramwaju zwanym pożądaniem w jego reżyserii wystąpiła Isabelle
Huppert, odtwórczyni tytułowej roli w ekranizacji Pianistki. Warli-
kowski nie musi przekonywać nikogo do swoich projektów, od ręki
podpisuje umowy na kolejne spektakle. W latach 90. taką gwiazdą
był tu Krystian Lupa, kiedyś Gombrowicz.
Jest z nami Gosia Baczyńska. Przyjechała na targi tkanin, by po-
szukać koronek, skór i jedwabi do swojej kolejnej kolekcji. To moja
ukochana polska projektantka. Poznałyśmy się dziewięć lat temu
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 7Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 7 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
8
przy okazji setnego numeru „Elle”. Był to czas, gdy Polska wchodziła
do Unii Europejskiej. Zorganizowałam w Belwederze pokaz kreacji
polskich projektantów – chciałam, żeby dziennikarze, dyplomaci
i politycy zobaczyli potencjał młodych, utalentowanych ludzi. Mie-
liśmy się kim pochwalić i podzielić z resztą Europy. Poprosiłam Go-
się, żeby zaprojektowała dla mnie na ten wieczór suknię, koniecznie
z oryginalnym polskim akcentem. Pierwsze spotkanie w jej pracowni
na Tamce było dość sztywne. Gosię, jak przyznała później, onie-
śmielała redaktor naczelna prestiżowego magazynu, a mnie z kolei
zawsze onieśmielali artyści. Od pełnej kurtuazji rozmowy o kreacji
(stanęło na czarnej asymetrycznej sukni z ramiączkiem z biało-czer-
wonych koralików) i pokazu w Belwederze zaczęła się nasza przy-
jaźń. Lubię, gdy Gosia przyjeżdża. Moje dość uporządkowane życie
w Paryżu wypełnia się wtedy dyskusjami do świtu o polskim świecie
(i światku) mody, o ostatnich premierach, o wyborach między pracą,
żeby przeżyć, a pracą, żeby tworzyć. No i tak po prostu: żarty i plotki,
dużo wina i francuskich serów.
Th éâtre de l’Odéon jest o piętnaście minut spacerem od naszego
domu, więc się nie spieszymy. W powietrzu już czuć wiosnę. Eseme-
sujemy do Magdy Cieleckiej, która gra w spektaklu, i umawiamy się
na wspólny wieczór. Gdy docieramy do teatru, sala wypełniona jest
do ostatniego miejsca. W rzędzie przede mną fi ligranowa Isabelle
Huppert, po mojej lewej stronie diabelsko przystojny aktor i model
Gaspard Ulliel. Rozpiera mnie duma, że Warlikowski przyciąga pa-
ryski zblazowany świat krytyków i aktorów. Koniec, oparty na Pro-
cesie Kafki, wciąga, drażni, męczy. Mnie hipnotyzuje. Widownia po
pierwszej części lekko się przerzedza – niektórzy są znużeni, inni nie
wytrzymują napięcia, jakie daje się odczuć ze sceny. Przez cztery i pół
godziny bohaterowie mierzą się ze swoimi demonami, poczuciem
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 8Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 8 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
9
winy, oskarżeniami. Sami się przesłuchują, sądzą i dokonują na sobie
egzekucji. Siedzimy do końca wśród najwierniejszych. Po spektaklu
idziemy na wino do pobliskiej kawiarni na bulwarze Saint-Germain.
Magda Cielecka, Maja Ostaszewska, Andrzej Chyra, Jacek Poniedzia-
łek, Wojciech Kalarus, Maciej Stuhr z żoną Samantą.
Jest pierwsza w nocy, siedzimy w ogrzewanym kawiarnianym
ogródku Le Relais Odéon. Jacek kupuje u przechodzącego sprzedawcy
po róży dla każdej z nas, zamawiamy wino. Gdy zjawia się Warlikowski,
przypominam mu, że razem studiowaliśmy romanistykę na Uniwer-
sytecie Jagiellońskim. Wtedy w połowie lat 80. trzymał się na uboczu,
chodził swoimi drogami. Nie uczestniczył w pogawędkach podczas
przerw pomiędzy zajęciami, zwykle stał oparty o ścianę i czytał naj-
nowsze książki. Mówił mało, ale gdy coś go zainteresowało, drążył,
pytał, nie odpuszczał. Pierwszy przyniósł świeżo wydane we Francji
Imię róży Umberto Eco i przejęty recenzował głośno książkę na kory-
tarzu. „Musicie to przeczytać!”
Maja i Magda mimo zmęczenia prawie pięciogodzinną grą wyglą-
dają zjawiskowo. Magda w prostych granatowych dżinsach i białym
T-shircie, Maja w szafi rowej sukience baby doll. Dziewczyny budzą
żywe zainteresowanie studentów przy sąsiednim stole. W rytm ko-
lejno przynoszonych karafek czerwonego wina żartujemy, wymieniamy
wrażenia. Czuję się tak, jakbyśmy znów spotkali się na party po rozda-
niu nagród „Elle”, a wręczałam je im kilka razy – za „styl, klasę i talent”.
Z Magdą, która kocha Paryż, dzielimy się tajnymi adresami skle-
pów, galerii, antykwariatów. Nagle coś sobie przypomina, wyjmuje
komórkę.
– Zobacz, nie uwierzysz! – pokazuje mi czarno-białe zdjęcie, jakie
zrobiła dziś w jednej z małych uliczek na przedmieściach. Witryna
niewielkiego salonu fryzjerskiego z fotosem przystojnego bruneta
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 9Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 9 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
10
w dżinsach. Dwadzieścia lat, koszula w stylu marynarskim, włosy
zaczesane „na żel i błysk” do tyłu. Esencja lat 80. Wybuchamy śmie-
chem i rzeczywiście – nie wierzę! Na zdjęciu jest Marek Straszewski.
Dziś to jeden z najbardziej rozchwytywanych polskich fotografów,
który zaczynał karierę jako model u paryskich mistrzów. Z nim zro-
biliśmy kilka okładek „Elle”.
Towarzyskie spotkanie zamienia się w wieczór wspomnień. Oni
wszyscy są mi bliscy nie tylko dzięki rozmowom bez zadęcia i konwe-
nansów, toczonym przy okazji wspólnych sesji zdjęciowych i wywia-
dów, ale też za sprawą nocy przetańczonych po zamknięciu części
ofi cjalnej wielu imprez „Elle”. Zaraz po tym jak grzecznie wypro-
szeni fotografowie znikali za drzwiami, zaczynały się szalone zabawy,
w których brali udział wszyscy bez względu na wiek, rozpoznawal-
ność i zajmowane stanowisko, a ja dbałam o tłok na parkiecie, sy-
cząc dyskretnie do ucha redaktorkom: „Proszę tańczyć, to polece-
nie służbowe!”.
Maja, która przyjechała do Paryża z dwójką małych dzieci, mar-
twi się, że nie wstanie rano – żegna się. Jest trzecia w nocy. Z resztą
towarzystwa idziemy pospacerować wzdłuż rozświetlonej Sekwany.
O świcie docieramy z Gosią do domu w szampańskich humorach.
Następnego dnia rano świat mi się wali.
Guillaume, jak co dzień od początku naszego małżeństwa (zawsze
będę mu wdzięczna za ten gest!), przynosi mi do łóżka dużą fi liżankę
kawy. Przyznaję się do uzależnienia od dwóch rzeczy: kofeiny i gazet.
Codziennie rano otwieram laptop, wstukuję adresy polskich i fran-
cuskich dzienników. Zaczynam zawsze od polityki, a potem kolejno:
społeczeństwo, kultura, media, styl życia i moje ulubione wiadomości
ekonomiczne. Następnie zaglądam na strony „Elle”, „Vogue” i „Ma-
dame Figaro” oraz do kilku branżowych blogów. Póki nie skończę
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 10Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 10 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
11
przeglądu prasy, nie wychodzę z łóżka. Do tego jeszcze wysyłam
całkiem sporą porcję mejli.
Tamtego dnia pierwszym tekstem, na jaki trafi am, jest wywiad
Roberta Mazurka z Romanem Graczykiem w „Rzeczpospolitej”. Czy-
tam i serce mi staje. „»Tygodnik Powszechny« był infi ltrowany przez
Służbę Bezpieczeństwa dużo bardziej, niż to się komukolwiek wyda-
wało, a zarejestrowani jako tajni współpracownicy byli także ludzie
ze szczytów Tygodnikowej hierarchii”. Oskarżeni? „Halina Bortnow-
ska, Stefan Wilkanowicz, Marek Skwarnicki i nieżyjący Mieczysław
Pszon”. Czytam jeszcze raz i nadal nie rozumiem. Szok. Uderza mnie
zarówno treść, jak i styl wywiadu. Wypowiedzi obu panów podszyte
są tymi samymi podejrzeniami, a pytający w żaden sposób nie do-
ciska pytanego. Mam wrażenie, że wciąż jestem na sztuce Warlikow-
skiego, w oparach Kafkowskiego absurdu. A może wino nie wywie-
trzało mi z głowy? Proszę Guillaume’a, by przeczytał i potwierdził.
Jest czarno na białym: w „Tygodniku Powszechnym” – twierdzi Gra-
czyk – byli ludzie, którzy się złamali, przeszli na stronę SB. Między
nimi – sugeruje – Stefan Wilkanowicz.
Stefan Wilkanowicz – mój Ojciec.
Ale Stefan Wilkanowicz to ktoś więcej niż tylko mój Ojciec. To
fi lar środowiska „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”, którym jako
redaktor naczelny kierował szesnaście lat. Bliski współpracownik kar-
dynała Wojtyły, a potem papieża Jana Pawła II. Kolejny papież docenił
zaangażowanie Ojca w dialog chrześcijańsko-żydowski, wręczając
mu Oświęcimską Nagrodę Praw Człowieka. Mogłabym długo wy-
mieniać funkcje, które pełnił, i jego osiągnięcia. Kim jest Stefan Wil-
kanowicz, najlepiej jednak pokazuje rola, jaką odegrał przy pracy nad
konstytucją niepodległej Rzeczypospolitej. Spór o kształt preambuły
ciągnął się miesiącami i wydawał się nie do rozstrzygnięcia. Dopiero
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 11Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 11 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
12
tekst, który mój Tata opublikował w „Tygodniku Powszechnym”, prze-
łamał impas. W Sejmie zgodzili się na niego wszyscy: od wierzących
przez niewierzących po postkomunistów. To dzięki Stefanowi Wil-
kanowiczowi w preambule konstytucji znalazło się sformułowanie:
„My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno
wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra
i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości
wywodzące się z innych źródeł...”.
Tylko raz w życiu czułam się podobnie. To było wtedy, gdy Mama
trafi ła do szpitala i usłyszałam od lekarki, że ma przed sobą jakieś pół
roku życia (pomyliła się, Mama jest znów w dobrej formie). To, co się
dzieje, boli tym bardziej, że cios przychodzi z najmniej oczekiwanej
strony. Autora tych oskarżeń znam z widzenia. Chodziliśmy w Kra-
kowie na „dziewiątkę” (mszę o godzinie dziewiątej dla studentów
u dominikanów), widywaliśmy się tam na rekolekcjach. Był wów-
czas zaangażowany w życie duszpasterstwa akademickiego Beczka.
Gdy w 2008 Benedykt XVI wręczał Ojcu Oświęcimską Nagrodę
Praw Człowieka im. Jana Pawła II, Graczyk sportretował go w „Ga-
zecie Wyborczej”. Pisał wtedy: „Wilkanowicz należy do tej generacji
środowiska »Znak«, która traktowała pracę bardziej jako misję niż
jako sposób zarabiania pieniędzy na życie. Ma rację redaktor Janusz
Poniewierski, gdy pisze, że Wilkanowicz jest zawsze w drugim (albo
i w trzecim) szeregu, kiedy rozdają ordery i posady – ale w pierw-
szym, gdy trzeba pracować. Czapki z głów, Panowie!”. Laurka! Teraz
zmienił się w egzekutora. Wiedzieliśmy od dwóch lat, że Graczyk
przygotowuje książkę o „Tygodniku”, jednak nie przewidziałam, ja-
kich „rewelacji” należy się spodziewać.
Boję się, że nieoczekiwany cios zabije Tatę. Ma osiemdziesiąt
osiem lat.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 12Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 12 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
13
Nie wiem, czy znajdzie siły na odpieranie ataków. Widział, jak jego
przyjaciel, arcybiskup Józef Życiński, przeżywał podobne oskarże-
nia. Był młodszy, pracowicie ripostował, ale kalumnie – tak myślę –
skróciły mu życie. Przez dwie godziny po prostu płaczę. Nie wiem,
czy bardziej ze smutku, czy wściekłości. „Calomniez, calomniez, il
en restera toujours quelque chose” – przypomina mi się przestroga
Beaumarchais’go. Okrutna jest bezsilność wobec insynuacji. Mu-
szę zadzwonić i powiedzieć Rodzicom, co znajdą dziś w „Rzepie”.
W Krakowie czas płynie wolniej, z pewnością jeszcze nic nie wiedzą.
– Czytałeś?
Nie czytał. Streszczam. Milczy. Nieznośnie długo.
– Cóż, tak to jest, nie da się przejść przez życie bez dramatów.
Zastanawiamy się z moją siostrą Kasią, co robić, jak go ochronić,
jak pomóc, kogo się poradzić. Na szczęście przyjaciele odzywają się
szybko. Tworzy się łańcuch dobrych ludzi. Pierwsza dzwoni Ania
Skowrońska. Chyba odgaduje moje myśli i za chwilę wysyła SMS:
„Nie martw się, bo dobro i tak zwycięży”. Znamy się z Anią od dzie-
ciństwa, razem spędzałyśmy rodzinne wakacje w górach, razem jeź-
dziłyśmy na obozy.
Następne dni mijają jakby obok mnie. Nie odchodzę od telefonu.
Sprawdzam co godzinę, w jakim stanie są Rodzice. Śni mi się strze-
lający w plecy Ojca snajper.
Ktoś z paryskich znajomych zaprasza nas na kolację. Bardzo to lu-
bię. Sztuka stołu zabrania rozmów o polityce, religii czy problemach
wychowawczych – mogłyby być niestrawne. Takie kolacje to zazwy-
czaj okazja, by w dobrym towarzystwie i z typowo francuską lekkoś-
cią wymienić myśli o ostatniej wystawie w Grand Palais czy pody-
skutować o Nagrodzie Goncourtów dla Houellebecqa. Gospodarze
dbają o dobry scenariusz wieczoru. Taki żeby każda z zaproszonych
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 13Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 13 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
14
osób nie tylko czuła się świetnie, ale mogła też poznać kogoś dla sie-
bie interesującego. Wśród gości są kolekcjoner sztuki, bankier, deko-
ratorka wnętrz, prawnik. Rozmawiamy o winach (gospodarz podaje
Château Latour apelacji Pauillac, rocznik 1978, a potem Saint-Émilion,
rocznik 1995), ktoś snuje opowieść o wyjątkowym roczniku Pauillac.
Tego wieczoru nie mogę jednak znieść przepaści między wyrafi no-
waną liturgią stołu na lewym brzegu Sekwany a pospolitym rusze-
niem lustratorów znad Wisły. W duchu drążę kwestię: czy zabójcze
moralnie wnioski wobec tygodnikowej starszyzny obrócą się prze-
ciwko ich autorowi? Czy wyniknie z tego jakieś dobro? Dlaczego
ubeckie dokumenty, oparte z defi nicji na kłamstwie, traktuje się jak
Pismo Święte?
Insynuacje pod adresem ludzi „Tygodnika” mną wstrząsnęły. Za-
częłam się zastanawiać, czy nie warto może opowiedzieć, jacy byli,
gdy miałam kilka czy kilkanaście lat i podsłuchiwałam ich zebrania
redakcyjne w naszym domu.
Jeszcze jeden powód, by zabrać się do spisywania wspomnień.
Dzwonię do Znaku, żeby powiedzieć: „Tak, napiszę”. Namawiano
mnie do tego kilka razy, twierdząc, że mam w garści wszystkie skład-
niki potrzebne do dobrej historii. Szalona miłość moich Rodziców,
polsko-wietnamskie korzenie, cesarskie koneksje, środowisko kra-
kowskie, trzynaście lat tworzenia polskiej edycji „Elle”, a wszystko to
na tle wyjątkowych wydarzeń politycznych i przemian społecznych.
Próbowałam się bronić, że nie mam przecież osiemdziesięciu lat, by
już teraz opowiadać historię mojego życia. Kiedy jednak propozy-
cja przyszła z „mojego” Znaku, pomyślałam, że są może dwa powo-
dy, dla których warto spróbować. Po pierwsze, przeprowadzka do
Paryża stworzyła naturalną cezurę i chęć uporządkowania „pol-
skich” wspomnień. Poza tym na nowo zbliżyła mnie do korzeni: część
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 14Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 14 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
CIOS
rodziny, która musiała uciec z komunistycznego Wietnamu, mieszka
we Francji. Każde spotkanie z nimi jest okazją do opowieści, których
nasze dzieci słuchają z zapartym tchem. Po drugie, burza wokół „Ty-
godnika” sprawiła, że ożyło mnóstwo wspomnień. Historia moich
Rodziców zaczęła mi się układać w opowieść, której częścią mam
szczęście być. Czuję, że powinnam ją opisać, także po to, by wyra-
zić wdzięczność za dziedzictwo, jakie teraz mogę przekazać moim
dzieciom, ich kuzynom i przyjaciołom. Po trzecie wreszcie: znając
dobrze wydawnictwo, mam gwarancję, że jeśli moje próby pisania
będą nieudane, Znak mi ich nie wyda, choćbym stanęła przed jego
redaktorem naczelnym na głowie. To mnie zupełnie uspokaja i po-
zwala skupić się na wzruszających spotkaniach, zaskakujących przy-
godach, nieprzewidzianych wyzwaniach i zabawnych przeżyciach,
które mi się przydarzyły.
Przypomniała mi się puenta jednego z felietonów Wojciecha
Manna: „Pewien żądny krwi znajomy, czytając moje teksty w »Elle«,
powiedział: Nawet niezłe, ale za ogólnie. Tu trzeba po nazwiskach,
mamy nowe czasy”.
No to po nazwiskach.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 15Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 15 2012-08-29 13:42:472012-08-29 13:42:47
199
KOGO KOCHA „ELLE”
Od pierwszego numeru minęło już pięć udanych lat. Numer
na urodziny musiał być wyjątkowy. Każde pytanie o zawar-
tość (A co będzie w środku? Same nadzwyczajne mate-
riały! A kto na okładce? Wyjątkowa gwiazda!) było torturą. Wreszcie,
po niekończących się zebraniach przy dużej ilości zielonej herbaty
i czarnej kawy, wpadamy na pomysł, by zrobić bezprecedensową
okładkę – z Michałem Żebrowskim. Po raz pierwszy luksusowe
pismo dla kobiet ma otworzyć mężczyzna. Był wtedy największą
gwiazdą młodego pokolenia polskiego kina i bożyszczem młodych
czytelniczek. Zresztą nie tylko czytelniczek... Kiedy pojawił się któ-
regoś dnia w redakcji, znakomita większość dziennikarek przerwała
pracę. Były pod wrażeniem. Ja również!
W urodzinowym numerze chcemy ogłosić wyniki konkursu „Elle”
na najbardziej stylowe osoby. „Elle” nominuje, czytelniczki głosują.
Potem, jak co roku, uroczyście rozdajemy nagrody czytelniczek –
Trofea „Elle”.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 199Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 199 2012-08-29 13:42:522012-08-29 13:42:52
KOGO KOCHA „ELLE”
200
Gdy podliczamy głosy, okazuje się, że w tym roku Żebrowski wy-
grywa w kategorii specjalnej: Kogo kocha „Elle”. Zapraszamy wszyst-
kich laureatów na wspólną sesję zdjęciową na Zamku Ujazdowskim
w obiektywie Marka Straszewskiego. Wśród nich jest wicepremier
Leszek Balcerowicz (najbardziej stylowy polityk), Marek Kondrat
(najlepszy aktor), Joanna Klimas (najlepsza projektantka), Kayah (naj-
bardziej stylowa gwiazda) i Grażyna Torbicka (najbardziej stylowa
dziennikarka telewizyjna).
Pierwsza na Zamku zjawia się Joanna. Cieszy się, że pozna Bal-
cerowicza, bo „gdyby nie on, nie prowadziłabym dziś fi rmy i nie by-
łabym projektantką”. Wchodzi Marek Kondrat, rozgląda się i z szel-
mowskim spojrzeniem pyta: „Skoro wygrałem jako najlepszy aktor,
to co tu robi Michał Żebrowski?”. Wreszcie zjawia się sam wicepre-
mier w asyście doradców. Sławek Blaszewski proponuje mu do zdjęć
brązową koszulę, bo brąz to teraz kolor sezonu. „Postarza!” – na-
tychmiast protestują asystenci premiera, ale rozbawiony Balcerowicz
wkłada brązową koszulę.
Jako ostatnia pojawia się roześmiana i pełna energii Kayah. Gdy
laureaci ustawiają się do zbiorowego zdjęcia, wszyscy są trochę
sztywni, ale ona przychodzi z odsieczą i nagle woła: „Słuchajcie, na
raz dwa wszyscy mówimy »SEEEKS«. To ma być z uśmiechem!”. Nu-
mer z „seksem” fotografowie powtarzali wielokrotnie. Trzeba było
jednak widzieć minę profesora Bronisława Geremka, gdy kilka lat
później, na podobnej sesji jako laureat Trofeów „Elle”, stanął przed
obiektywem Marcina Tyszki i usłyszał zza aparatu: „Panie profeso-
rze, proszę powiedzieć »seks!«, głośno i szeroko!”. Profesor aż odłożył
nieodłączną fajkę! Nie dał się sterroryzować, a jego uśmiech pozostał
powściągliwy i tajemniczy.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 200Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 200 2012-08-29 13:42:522012-08-29 13:42:52
KOGO KOCHA „ELLE”
201
Po sesji premier długo rozmawia z modelką Ewą Witkowską, która
robi karierę w Paryżu. Dopytuje o jej pracę: „Na ilu okładkach pani
była? W jakich krajach?”. Jest konkretny i (mam wrażenie) autentycz-
nie zaciekawiony. Maria Barcz, nasza dziennikarka odpowiedzialna
za wywiady i reportaż z planu, pyta Balcerowicza:
– To pewnie najprzyjemniejszy punkt dnia, panie premierze?
– Nie, zaraz mam negocjacje z górnikami – odpowiada wice-
szef rządu.
Rzeczywiście, górnicy protestują przed Sejmem, za pół godziny
Balcerowicz musi być z powrotem w kancelarii. Na odchodnym
rzuca jeszcze, że bardzo się cieszy, iż spotkał Marka Kondrata, bo to
jego ulubiony aktor. Gdy Marysia powtarza komplement Kondra-
towi, ten mówi tajemniczo: „Nawzajem”.
Michał Żebrowski cały czas trzyma się na uboczu. Zawsze cho-
dzi swoimi drogami. Czeka nas z nim jeszcze sesja okładkowa w Pa-
ryżu i wywiad. Sesja udaje się znakomicie. Stylistki francuskie uznają,
że jest bardzo profesjonalny i tellement sexy. Michał w białej koszuli
i dżinsach, boso, siedzi na podłodze. Okładka jest świetna, za to
wywiad...
Są poważne komplikacje. Pierwsze spotkanie z Marysią Barcz nie
wróżyło kłopotów. Pojawił się w umówionym miejscu na czas i chęt-
nie odpowiadał na pytania, ale przy autoryzacji jednak zmienił się nie
do poznania. Napisał na nowo nie tylko swoje wypowiedzi, ale też py-
tania. Przez chwilę, wściekła, wahałam się, czy nie zrezygnować i nie
wyrzucić do kosza całego materiału. W końcu zdecydowałam, że za-
mieścimy rozmowę Michała Żebrowskiego z... Michałem Żebrow-
skim. Mimo to czytelniczki i tak były zadowolone. Przez następne
kilka tygodni po ukazaniu się numeru Marysia dostawała dziesiątki
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 201Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 201 2012-08-29 13:42:522012-08-29 13:42:52
KOGO KOCHA „ELLE”
telefonów z prośbą o numer do gwiazdora. Była nawet jedna próba
szantażu i trzy przekupstwa.
Generalnie nie mieliśmy specjalnych kłopotów na sesjach ze zna-
nymi osobami. Czasem może ktoś protestował. Na przykład pewna
prezenterka miała żal, że nie wyretuszowaliśmy na zdjęciu charakte-
rystycznej szpary między zębami i że w ogóle wygląda staro. Z Pho-
toshopem jednak jak z chirurgią estetyczną: nie można przesadzić.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 202Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 202 2012-08-29 13:42:522012-08-29 13:42:52
203
108 POKŁONÓW
Moją największą pasją zawsze było łączenie ludzi i świa-
tów. Odnalezienie się w różnych kulturach i odnalezie-
nie w nich przyjaciół, a potem podzielenie się z innymi
tym, co dla mnie bliskie, a dla nich odległe. Kiedy pytano mnie o wa-
runek sukcesu redaktora naczelnego pisma, odpowiadałam, że jest
nim umiejętność otaczania się odpowiednimi ludźmi.
Zawsze chciałam, by w „Elle” znalazły się osoby o różnym świa-
topoglądzie, zainteresowaniach i temperamentach, bo z tego wyni-
kała siła.
Mój Ojciec powtarzał, że dobry redaktor naczelny powinien ota-
czać się lepszymi od siebie i pracować nad tym, żeby w zespole po-
szczególne talenty mogły się rozwijać. Tak żeby móc od nich wyma-
gać. Chyba udało mi się stworzyć silny, a jak się po latach okazało,
zgrany zespół. Miałam bardzo zdolnych szefów działów, świetnych
zastępców. Gdy patrzę na to dziś, dochodzę do wniosku, że właści-
wie nigdy nie zawiodła mnie intuicja w ocenie ludzi.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 203Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 203 2012-08-29 13:42:522012-08-29 13:42:52
108 POKŁONÓW
204
Pamiętam, jak szukałam sekretarza redakcji. Przyszła na rozmowę
dziewczyna w dżinsach i szarozielonym swetrze. Długie jasne włosy
zaczesane do tyłu, styl sportowy; na pierwszy rzut oka widzę, że
chyba nie czyta „Elle”.
– Co pani robiła dotąd? – pytam.
– Krakowskie wydanie „Gazety Wyborczej”, pisałam reportaże.
– Interesują panią pisma kobiece?
– Szczerze? Nie bardzo – odpowiada.
Nie mogę uwierzyć w to, co słyszę, ale jeszcze jej nie skreślam.
– Może ma pani jakichś ulubionych projektantów, interesuje pa-
nią moda?
– Nie, nigdy mnie to nie interesowało.
– Uroda? – nie daję za wygraną.
– Też nie.
– To w takim razie co panią interesuje?
– Polityka, społeczeństwo... – i zaczyna opowiadać o swoich re-
portażach. Błysk żywej inteligencji, energia, poczucie humoru i roz-
brajająca naturalność.
Tak dołączyła do zespołu Kamila Sypniewska. Przez jakiś czas
sekretarz redakcji, a potem moja wieloletnia zastępczyni (w opinii
wielu osób w zespole – niezastąpiona). Choć pewnie zarówno pierw-
sza, jak i druga odpowiedź niejedną naczelną by uprzedziła, ja jed-
nak wyczułam, że Kamila jest współpracownikiem, którego szukam.
W tym czasie chciałam wzmocnić redakcję od strony tekstów i po-
myślałam, że ktoś z doświadczeniem z zupełnie innej bajki (czyli
z „Gazety”) może być świetnym kontrapunktem w redakcji z prze-
chyłem w stronę mody i urody. Kamila okazała się fi larem magazynu,
a świat mody wciągnął ją błyskawicznie. Niebawem mój mąż dzwonił
do niej po radę, gdzie w Pradze znajdzie dobry adres „Elle”. Kamila
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 204Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 204 2012-08-29 13:42:532012-08-29 13:42:53
108 POKŁONÓW
205
już jako ta wtajemniczona doradziła mu mały antykwariat jubilerski,
skąd przywiózł mi moje ulubione kolczyki art déco.
Podobną outsiderką jak Kamila była też moja wcześniejsza za-
stępczyni Ania Moczulska. Siedziały razem z Ewą Siemieńską, sekre-
tarzem redakcji, w pokoju obok i zbierały historie, z których wyła-
niały się tematy. Pilnowały terminów, autorów, jakości tekstów. Ania
słynęła z pracowitości, śmiałyśmy się, że jeden tekst mogła popra-
wiać aż do wykończenia autora. „Na nazwanie sekretariatu komi-
sariatem pracowałyśmy ciężko. Autorów dręczymy nieustająco, ale
i same doznajemy udręczenia od naszej naczelniczki Marzeny, która
w materiałach uznanych za fantastyczne wytropi każdą nieścisłość” –
żartowała sobie Kamila w felietonie do jednego z urodzinowych
numerów. Cóż, perfekcjonizm kazał mi „tropić nieścisłości”. Nikt
nie jest doskonały! Poza tym dawałam im się we znaki też z innych
powodów.
Okropnie kopciły. Sekretariat był szary od dymu, a ich niemal
nie było widać zza stert papierów i porzuconych w nieładzie ga-
zet. Doprowadzało mnie to do rozpaczy, bo na tych niezwykle waż-
nych i potrzebnych do pracy dokumentach stało jeszcze co najmniej
kilka kubków z kawą i torebki z rodzynkami lub innymi zabijaczami
głodu. Kiedy patrzyłam na ich biurka, moje poczucie estetyki cier-
piało okrutnie.
Próbowałam jednak powstrzymywać się od jakichkolwiek komen-
tarzy. U mnie było odwrotnie: kiedy pisałam, nic wokół nie mogło
mi wizualnie przeszkadzać. W moim pokoju musiał panować asce-
tyczny minimalizm: biurko, szary macintosh, przy oknie czarna ka-
napa i czarny stolik, czarno-białe zdjęcie Toma Forda w obiektywie
Bensimona, lniana stora w oknie i szare półki z ustawionymi alfabe-
tycznie międzynarodowymi edycjami „Elle”.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 205Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 205 2012-08-29 13:42:532012-08-29 13:42:53
108 POKŁONÓW
206
Bożena Kiszczak, moja asystentka, pilnowała, żeby bałagan z se-
kretariatu nie przedzierał się do naszej przestrzeni. Była najbardziej
niezwykłą osobą w redakcji. Szczupła brunetka, piękny uśmiech
i mocne spojrzenie, a do tego wrodzona siła spokoju. Długo nie
mogłam rozgryźć jej opanowania. Nawet w chwilach największych
nerwów, awantur z Paryżem, zamykaniem numeru, katastrofami
w drukarni, roszczeń reklamodawców i gwiazd Bożena rozbrajała
wszystkich swoim opanowaniem i uśmiechem. Regułą było, że gdy
dzwoniła do sekretariatu jakaś wzburzona czytelniczka, moja asy-
stentka po dziesięciu minutach rozmowy odkładała z uśmiechem
słuchawkę, tak rozbroiwszy rozmówczynię, że ta zamiast złorzeczeń
prosiła o przekazanie redakcji serdecznych pozdrowień. Bożena po
mistrzowsku operowała grzecznościowymi trikami i pełnymi kurtua-
zji uprzejmościami. Dopiero po kilku latach wspólnej pracy udało
mi się odkryć jej tajemnicę: wstaje codziennie o szóstej rano i ćwiczy
przez dwie godziny jogę, poza tym robi tybetańskie pokłony (120).
A po pracy biegnie na zajęcia tai-chi i walki mieczem. „Z Bożenką
się nie dyskutuje, sama rozumiesz...” – żartowały inne dziennikarki.
Pod jej wpływem zaczęłam ćwiczyć jogę. Nie o szóstej rano, ale
wieczorami. Może naturalne byłoby, gdybym to ja, pół-Azjatka, wpro-
wadziła ją, Polkę, w tajniki medytacji i sztuk walki, ale było odwrotnie.
Jej spokój mobilizował mnie do pracy nad sobą. Zaczęłam ćwiczyć
jogę, a męża namówiłam na tai-chi. Asystowała mi osoba, która nie
tylko perfekcyjnie panowała nad moją agendą, ale także nad moim
rozwojem wewnętrznym. I kto tu był czyim mistrzem?
Muszę wspomnieć też o Marku Straszewskim, Marcinie Tyszce
i Robercie Wolańskim.
Marek pojawił się w redakcji na Świętojerskiej, kiedy jeszcze praco-
waliśmy głównie z fotografami z Paryża. Był pierwszym debiutującym
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 206Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 206 2012-08-29 13:42:532012-08-29 13:42:53
108 POKŁONÓW
207
na naszych łamach Polakiem. Od razu spodobał się Françoise. Może
właśnie przez swój styl pełen energii. Na jego zdjęciach dziewczyny
zawsze były młodzieńcze i radośnie sexy. Lubił fotografować out-
fi ty, które podkreślały ruch i zmysłowość. Fryzura modelki była dla
niego niezwykle istotna: najlepsze zawsze okazywały się włosy dłu-
gie, poskręcane tak, by mogły najpierw unosić się swobodnie w po-
wietrzu, a potem oczywiście opadać zmysłowo na twarz. Marek czę-
sto opowiadał za pomocą zdjęć jakąś historię. I chwytał ulotność
chwili. Błysk w oku kobiety, jej śmiech. Oczywiście ten „spontaniczny
uśmiech” często był zatrzymywany przed obiektywem na godziny...
Lubił sam podchodzić do modelki i tłumaczyć jej cicho i spokoj-
nie, o co w danym ujęciu chodzi i jaki klimat chce stworzyć. Miał
emocjonalny stosunek do pracy i takie były jego najlepsze zdjęcia:
emocjonalne i impresyjne.
Marcin Tyszka był światowcem, kosmopolitą, uroczym chłopcem.
Bardzo wcześnie zaczął fotografować. Wkroczył w świat „Elle” z pew-
nością kogoś, kto jest świadomy swojego talentu. Czuło się, że „Elle”
dla Marcina to tylko przystanek na drodze do kariery. Pracował dla
nas, myśląc o „Vogue”, i wcale tego nie ukrywał. Rzeczywiście, jego
wyrafi nowane zdjęcia wyraźnie i konsekwentnie zmierzały w tym
kierunku. Modelki przed jego obiektywem były bardziej intrygujące
i posągowe niż klasycznie piękne. Marcin nie do końca utożsamiał się
ze stylem „Elle”. Pismo czerpało bardziej ze zmysłowości życia, a jego
ulubiony „Vogue” sięgał do fi lmu, spektaklu, art-show. Marcin często
wyjeżdżał na Półwysep Iberyjski – myślę, że należąc do gatunku lu-
dzi światłolubnych, po prostu ładował tam akumulatory, a potem to
słońce i światło w zdjęciach, nawet w studio, przekazywał bezbłędnie.
Ubrania fotografował najchętniej markowe, więc w czasach, kiedy
na sesjach „Elle” mieliśmy rzeczy rodzimej proweniencji, widać było,
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 207Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 207 2012-08-29 13:42:532012-08-29 13:42:53
108 POKŁONÓW
że światowiec Marcin cierpiał. I to bardzo. Ale to, co robił dla nas,
nawet cierpiąc, było na bardzo wysokim poziomie. Niezależnie od
tego, czy były to modelki z agencji X, top modelki, znane postacie
ze śmietanki towarzyskiej czy nawet profesor Geremek – zagrzewał
zawsze do pozowania jakimś radosnym wykrzykiwaniem typu „Yes,
yes, yes! Seeeeks!”. Sam Marcin ma słynny w branży donośny śmiech,
używany jako ostateczna broń, gdy trzeba zmusić modelkę, by się
uśmiechnęła. Nie ma wtedy żadnych szans.
Lubiliśmy pracować także z Robertem Wolańskim. Szybki,
sprawny, energiczny i bardzo zdecydowany. Beata Misiewicz wspo-
mina swoje pierwsze spotkanie z nim: przyjechał właśnie z Paryża,
w swoim portfolio miał portret Rossy de Palma! On sam i to, co robił,
wydawało się zawsze bardzo fi lmowe. Takie też było światło i ruch
na jego zdjęciach. Kadrowanie lekko przekrzywionym obiektywem
dodawało jego zdjęciom charakterystycznej dynamiki. Profesjonalny
i niezawodny w sesjach „fi lmowych”.
Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 208Wilkanowicz_Wspomnienia.indd 208 2012-08-29 13:42:532012-08-29 13:42:53
CCCCCCCCZZZYYYLLLIII OOOORRRRCCCCHHHHIIIIDDDDDDEEEEAAAA
LA
NC
ZYLI O
RCH
IDEA
Szalona miłość Rodziców, polsko-wietnamskie korzenie,cesarskie koneksje, środowisko krakowskie, trzynaście lat tworzenia
polskiej edycji „Elle”, a wszystko to na tle wyjątkowych wydarzeńi wielkich zmian w Polsce i na świecie.
Podobno mam w garści wszystkie składniki potrzebnedo dobrej historii.
W końcu zdecydowałam się ją opowiedzieć.
Marzena Wilkanowicz
Ta książka zabierze was w niezwykłą podróż – z magicznego Krakowa poprzez wybrzeże wietnamskiej Rzeki Perfumowej, mediolański Fashion Week oraz najlepsze butiki i kawiarnie Paryża do góralskiego domu w Tatrach. Na kar-tach tej książki spotkacie Grzegorza Turnaua, Wojciecha Manna, Tadeusza Mazowieckiego i Karola Wojtyłę. Odwiedzicie pracownię Gosi Baczyńskiej, będziecie towarzyszyć Jolancie Kwaśniewskiej w jej pierwszej ważnej sesji zdjęciowej i dowiecie się, jak Marcin Tyszka namawiał profesora Geremka, aby uśmiech-nął się do obiektywu.
To niezwykła opowieść o karierze i cenie, którą trzeba za nią zapłacić.
Marzena Wilkanowicz fascynuje i inspiruje do tego,aby podobnie jak ona odnaleźć swoje miejsce na ziemi.
„K„K„K„K„ sisisiążążąążążkakakaka PPPPPananana i i i i MaMaMaMarzrzrzrzzenenenene y y yy jejejejestststst prprzyzykłkładademem ttegego,o, jjakak oo sswowoimim
żyżyciciuu momożnżna a opopowowiadać pięknymjęjęzyzykikiemem, , niniezezwywyklkle e zazajmjmujującąco,o
bebez z ucucieiekakaniniaa sisię ę dodo, , prprzezeprprasaszaz mmzaza wwyryrażażenenieie, , tatablbloio dydyzaz cji
trtreśeścici ii fforormymy”.”.
WOWOJCJCIEECH MANN
C„Czezekakałałam m nana ttę ę ksksiąiążkżkę,ę,bobo wwieiedzd iałam, że bębędzdzieie
ffafffafafafafaascsccssss yynynnujujjącącą a.a. MMararzezenana WWililkakanonowiw czczpopopokakkazazałałał , czczymymy jjjesstt szszykyk,,
klklasasa,a, eelelegagancncjaja, , mąmądrdrośość!ć!””
GOGGOSIS A BACZCZYŃYŃSKSKAA
„B„B„B„„BB„Bararararwnwnnwnwnieieieie ooopipipp sasane bbararwnwneeżyżyżyżyżyżyciciciciciee ee bababababbarwwwwrwr nenen j j kokobibietetyy
dzdzzzdzzisisisisisisisssieieieieiejsjsjsjsjj zyyyzyzyzychcchchchch czaasósów”w”.
KAKAKAAAKAATATATATATATATAAT RZRZR YNNNY A AA MIMIMIMIILLLLLLLERER
Cena detal. 39,90 zł
© A
gnie
szka
Gas
t
Niemożliwe miłości, modowe wybiegi i sztuka życia