lorem ipsum [01] 10/2011

24
LOREM IPSUM KULTURA | POLITYKA | NAUKA | PODRÓŻE GAZETKA SZKOLNA iii lo im. s. zeromskiego NR 1 (1) 10.2011 ?

Upload: lorem-ipsum

Post on 19-Mar-2016

232 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

Lorem Ipsum [01] 10/2011

TRANSCRIPT

Page 1: Lorem Ipsum [01] 10/2011

LOREM IPSUM

KULTURA | POLITYKA | NAUKA | PODRÓŻE

G A Z E T K A S Z K O L N A i i i l o i m . s . z e r o m s k i e g o N R 1 ( 1 ) 1 0 . 2 0 1 1

?

Page 2: Lorem Ipsum [01] 10/2011

OD REDAKCJI 3 OBIEKTYWNYM OKIEM 4 INTERIERAMA 6 (NIE)ORGANICZNIE 7

QWERTY 9 10 SEKUND W.... 11 REFLEKSJE B. 12 HEY, MOVIE! (...) 13 ZESZYT DO NUT 15 EX LIBRIS 17 DIDASKALIA 18 ART&PASSION 19 ZWYCZAJNE/NIEZWYCZAJNE 21 BEZ-KRES 22

ERRATA

VAULTER

VERSEAU, PEOPLECANTTTALK

BONKERS

BELLITUDINIS

BELLITUDINIS

ORDOG

K.T.O

MADCAT, ERRATA

PESTFIER

MARRYME, SURREAL

MADCAT

ANTONINA

PAŹDZIERNIK 2011lorem ipsum

LOREM IPSUM - spis tresci

Adres e-mAil: [email protected]

redAKTOr NACZelNYbellitudinis

seKreTArZÖrdög

reKlAmAMarryMe

KOreKTANoName

GrAFiKA bellitudinis

f[facebook.pl/li.lorem.ipsum]

Chcesz do nas dołączyć? Jesteś osobą kreatywną, odpowiedzialną i pracowitą? Uważasz, że w naszej gazetce brakuje działu, który Ty chciałbyś stworzyć? A może po prostu lubisz angażo-

wać się w projekty takie jak ten? Redakcja Lorem Ipsum czeka na Ciebie! Wystarczy, że wypełnisz formularz kontaktowy na naszym fanpage’u na Facebooku (facebook.pl/li.lorem.ipsum).

Czekamy na Twoje zgłoszenie!

Jeśli masz do nas jakieś pytanie, uwagę, zauważyłeś błąd lub jakaś kwestia Cię nurtuje- nie czekaj, napisz do nas, a my postaramy Ci się udzielić jak najszybciej satysfkacjonującej odpowiedzi.

[2]

Page 3: Lorem Ipsum [01] 10/2011

OD REDAKCJI - LOREM IPSUM

-OD REDAKcJI-

Po długich przygotowaniach i rozwieszaniu ta-jemniczych reklam po całym Żeromie, po wielu go-dzinach pisania artykułów i poprawiania ich oraz po kłopotliwym umieszczaniu tych tekstów w autorskim projekcie, pierwszy numer „Lorem Ipsum” zawitał do ścian naszego liceum!

„Dlaczego?”, może się Wam, drodzy czytelnicy, ci-snąć na usta. Do mnie należy więc wytłumaczenie.

Po pierwsze: dlaczego nazwa? Lorem ipsum to tekst, który wypełnia przykładowe strony projektów gazet czy reklam. Jest bowiem udowodnione, że pa-trząc na stronę pełną tekstu w języku dla nas niezro-zumiałym, zwraca się większość uwagi na wygląd i rozmieszczenie elementów w projekcie, nie zaś na sam tekst. Lorem ipsum jest ciągiem pseudo-łaciń-skich zdań, które wypełniają puste miejsce.

I my chcieliśmy zapełnić to puste miejsce po daw-nych gazetkach szkolnych, lecz robić to dla pewnego celu, tak jak ten tekst.

Po drugie: dlaczego gazetka? Naszym wspólnym zamysłem było stworzyć coś nowego, lepszego. Dla-tego wolę nazywać ten wspólny projekt nie „gazetką szkolną”, lecz „gazetką DLA SZKOŁY”. W LI nie pi-szemy bowiem o rzeczach błahych i wszystkim zna-nych („W tej sali pomalowano ściany!”, „Ci uczniowie

lestie sed augue. Morbi aliquam

, nisl et dapibus fringilla, leo turpis sagittis arcu, vitae tempus nisl m

agna ut ligula. Sed ipsum nisl, placerat nec m

ollis vitae, luctus Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Donec sed lacus eu metus commodo iaculis mo-

zdobyli pierwsze miejsce w zawodach sprzątania ko-rytarzy!”, „Ta osoba grasuje po szkole i wyjada śnia-dania z plecaków!”), lecz próbujemy poruszyć tematy niezwyczajne, zachęcające Was, czytelników, do się-gnięcia po daną książkę, oglądnięcia danego filmu czy prostego rozmyślania na dany temat. Chcemy także pokazać sami sobie, że jesteśmy zdolni do przejścia samego siebie i napisania długiego, lecz czytelnego i ciekawego artykułu o sprawach, które nas trapią, inte-resują lub frustrują.

Rzućcie okiem na spis treści. W naszej gazecie znajdziecie artykuły traktujące o niemal każdym aspekcie życia, od kształcenia poglądów (polityka) przez poszerzanie horyzontów (kultura) po drobne przyjemności (rozrywka). Obiecujemy, że nie będzie-cie się nudzić, bo włożyliśmy w ten projekt całą naszą siłę i sporo naszego czasu!

W tym premierowym numerze przeczytacie o - politycznej wojnie polsko-polskiej, niewiarygodnej naturze mózgu ludzkiego, Paryżu i jego wspaniałej aurze, sztuce, w wielu znaczeniach tego słowa, cie-kawej historii całkiem zwykłego przedmiotu. Zapra-szam gorąco do czytania!

madCat

eu ri

sus.

Lore

m ip

sum

dol

or si

t am

et, c

onse

ctet

ur a

dipi

scin

g el

it. D

onec

sed

lacu

s eu

met

us c

omm

odo

iacu

lis m

oles

tie se

d au

gue.

Mor

bi a

liqua

m, n

isl e

t dap

ibus

[3]

Page 4: Lorem Ipsum [01] 10/2011

RAPORT: wybORy!

Na początku kampanii wszyscy spodziewaliśmy się politycznego „bum!”. Tymczasem kampanię tę

okrzyknięto najbardziej nudną z dotychczasowych. Te-raz, kiedy wiemy już, kto wygrał wybory, możemy jedy-nie przyjąć te wiadomość ze stoickim spokojem i czekać. Czy będą to lata owocne dla Polski przekonamy się do-piero wtedy, gdy kolejny rząd skończy swoją kadencję.

Przed tegorocznymi wyborami parlamentarny-mi byliśmy świadkami zjawiska, które nieczęsto go-ści w polskiej polityce: spokoju. Na początku kampa-nii wszyscy spodziewaliśmy się politycznego „bum!”: ataków agresji, kłótni, przekrzykiwań, kontrower-syjnych debat czy skandali. Tymczasem kampanię tę okrzyknięto najbardziej nudną z dotychczasowych. Obyło się bez grzebania kandydatom w życiorysach, nie było „dziadka z Wehrmachtu”, a motyw katastro-fy smoleńskiej pojawiał się wyjątkowo rzadko. Gazety codziennie rano zalewały nas wynikami sondaży, któ-re z dnia na dzień jeszcze bardziej utwierdzały nas w przekonaniu, że w nocy z 9 na 10 października może-my przeżyć szok. Na początku obserwowaliśmy, idące łeb w łeb, dwie głównie konfrontujące się (już po raz kolejny) polskie partie, tj. Platformę Obywatelską (PO) oraz Prawo i sprawiedliwość (PiS), niespodziewanie rosnące notowania ruchu Poparcia Palikota (RPP) i wahania sojuszu lewicy demokratycznej (SLD) na granicy progu wyborczego (5 punktów procento-wych). Kreski wykresów sondażowych zmieniały swe położenie z prędkością światła – później pokazywano nam dużą przewagę PO nad PiS-em oraz wzrost po-parcia dla SLD. Z kolei według prezesa PiS, to właśnie jego partia była na prowadzeniu. Tak naprawdę, aż do samego końca kampanii nikt nie uzyskał jednoznacz-

nej odpowiedzi na pytanie, kto wygra te wybory.

Donald Nic-Nie-Mogę TuskNie oznacza to, że wszystko wyglądało jak tzw. „cie-

płe kluchy”. Jednym z najczęściej poruszanych tematów stał się ten, którego obawiano się już od 2008 roku, mia-nowicie: kwestia światowego kryzysu gospodarczego. Spowodowała ona, że wszystkie upadki gospodarcze przypisane zostały rządom Platformy. Właściwie nie tylko niepowodzeniami gospodarczymi, ale również powodziami, wichurami i złymi warunkami atmos-ferycznymi, powodującymi nieurodzaje, obarczono Donalda Tuska. Narastała frustracja i niechęć wobec jego rządów. Opozycja zaczęła nawet prześmiewczo nazywać go „Donald Nic-Nie-Mogę Tusk” czy „Mini-ster Niedotrzymywania Obietnic”. Ograniczyło to w pewnym stopniu możliwości działania PO, stawiając jej lidera już na samym początku w złym świetle.

„Między ambicją a obsesją jest cienka granica” (Mark Zuckerberg)

PiS, na czele ze swoim prezesem, Jarosławem Kaczyńskim, desperacko dążyło do uzyskania elek-toratu wszędzie, gdzie tylko się da. Prezes owej partii, jak zwykle w okresie przedwyborczym, przyjął maskę potulnego ojca narodu, który nagminnie przekony-wał, że „Polska zasługuje na więcej”. Przed wyborami uporządkował swoją partię: na listy wyborcze naniósł ludzi ciekawych, inteligentnych, powiązanych ze świa-tem nauki, którzy na pierwszy rzut oka mogliby przy-ciągnąć niezdecydowanych jeszcze wyborców. Niestety, znając prezesa Kaczyńskiego, zaraz po 11 październi-ka odesłałby swoich kandydatów na szare końce list i sam rozpocząłby politykę. Jarosław Kaczyński już wie-le razy pokazywał, że wyborów wygrać nie musi, bo i tak za każdym razem odradzał się jak feniks z popio-łów, wracał do polityki i mącił. Wiodącym celem jego tegorocznej kampanii było udowodnienie, że Tusk po prostu nie nadaje się do rządzenia. I tyle. Kaczyński chciał wykorzystać władzę nie tylko do „uzdrowienia” polskiej rzeczywistości. Głównym motywem był swo-isty rewanż na Tusku, którego do 2005 roku w ogóle nie traktował poważnie, a który z czasem stał się jego największym przeciwnikiem. Dodatkowo, cały czas wierzy w to, że poprzez kontakty polskiego premie-ra z premierem Rosji, Władimirem Putinem, zginął jego brat, prezydent RP, Lech. Przez to Tusk powinien zniknąć z polityki, gdyż nie ma żadnego moralnego prawa uczestniczenia w niej. Kaczyński zadeklarował również, że „wojna polsko-polska” zakończy się wtedy,

LOREM IPSUM - ObIEKTywNyM OKIEM

/najnudniejsza kampania wszechczasów/

[4]

Page 5: Lorem Ipsum [01] 10/2011

ObIEKTywNyM OKIEM - LOREM IMPSUM

gdy PiS dojdzie do władzy, dodając, że „pewne spra-wy byśmy musieli oczywiście podsumować, potem byśmy to zakończyli”. Inaczej kwestię tę postrzegają osoby oficjalnie niezwiązane z żadną partią. Redaktor naczelny tygodnika „Wprost”, Tomasz Lis, powiedział, że jedynym pewnikiem tegorocznej kampanii jest to, iż „Ktokolwiek wygra, ktokolwiek stworzy rząd, wojna polsko-polska będzie trwała. Tu rozejmu nie będzie.”

Tusk w defensywieWyjściowa pozycja lidera PO była zupełnie inna.

Nie prowadził on kampanii wyborczej jako takiej. Oparł się raczej na polityce kontynuacji. Bał się rady-kalnych posunięć, obietnic, których nie będzie w sta-nie spełnić, nie odpowiadał na ataki i, jak głosiła opi-nia, nie wyczuł tonu kampanii PiS-u. Cała Platforma, jako partia rządząca, miała ograniczone pole manew-ru. Widać było, że lider na bieżąco wymyśla kolejne akcje. PiS zastawiło dodatkową pułapkę na PO, które chciało, cytując Janinę Paradowską, „pojechać na an-typisowskim paliwie”, czyli pogrążyć partię Jarosława Kaczyńskiego ich własnymi wypowiedziami, doty-czącymi Smoleńska. Tymczasem lider PiS dzielnie wytrwał w swoim postanowieniu – Smoleńsk prawie w ogóle nie pojawiał się w kampanii. Jednakże wiel-kim sukcesem PO był fakt, iż, jako partia rządząca, w kolejnych już wyborach utrzymali swój, mniej wię-cej stały, elektorat. Wszystkie problemy, wspomnia-ny wcześniej kryzys gospodarczy czy afery, chociażby tzw. „hazardowa”, które już dawno mogły obalić rząd i pogrążyć tę partię, tylko delikatnie nią zachwiały.

FiniszNa ostatniej prostej szefowie partii zdecydowali się

„wyjść do ludu”. Tusk jeździł tzw. „Tuskobusem”. Wyru-szając w Polskę, pokazał, że po czterech latach rządzenia nie boi się stanąć twarzą w twarz z Polakami. W prze-ciwieństwie do głównego oponenta, prezesa PiS, który unikał udziału w telewizyjnej debacie, lider PO nie wy-strzegał się trudnych rozmów - nawet z kibicami, któ-rzy krzyczeli: „Tusk, ty matole, twój rząd obalą kibole!”.

Kaczyński z kolei, przemierzając Polskę swoim samo-chodem (z prywatnym kierowcą!), wstąpił do plantato-ra papryki spod Radomia, któremu wichura zniszczyła plantację. Aby udowodnić, że jeśli się chce, to się da, kupił panu Stanisławowi Kowalczykowi folię i stelaże, a pytanie pana Stanisława: „Jak żyć, panie Premierze?”, stało się kluczowym w kampanijnych spotach PiS-u.

Jarosław Kaczyński pogrążył się jednak, obraża-jąc kanclerz Niemiec, Angelę Merkel. Europoseł PJN, Michał Kamiński, stwierdził, że Kaczyński wywołał „monstrualny skandal” swoim wywiadem dla „New-sweeka”. W wywiadzie zapytano Kaczyńskiego m. in. o to, co napisał w swojej książce - że kanclerstwo Angeli Merkel nie było wynikiem zbiegu okoliczności i że jej celem jest podporządkowanie Polski Niem-com. Na pytanie, kto zrobił Merkel kanclerzem, Ka-czyński odpowiedział: „Ona wie, co ja chcę przez to powiedzieć. Tyle wystarczy”. W odpowiedzi na jego słowa wystąpili byli ministrowie Ministerstwa Spraw Zagranicznych (MSZ): Władysław Bartoszewski, An-drzej Olechowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Dariusz Rosati i Adam Daniel Rotfeld. Wydali oni oświadcze-nie, w którym napisali: „W tej chwili czujemy moral-ny obowiązek powiedzenia pani kanclerz Merkel: so-lidaryzujemy się z Panią. Polacy i Niemcy mają jeszcze wiele razem do zrobienia. Nie tylko w stosunkach dwu-stronnych, ale i dla dobra zjednoczonej Europy” .

Znaczący czy mało ważni?Obok wiodących partii znalazły się również inne,

chociażby kontrowersyjny Janusz Palikot ze swoim Ruchem Poparcia Palikota, SLD na czele z Grzego-rzem Napieralskim czy PSL z liderem Waldemarem Pawlakiem. Palikota traktowano jak ulicznego głupka, który wręcz nie był w stanie powiedzieć czegoś sen-sownego. Wszyscy ze zdziwieniem oglądali sondaże, a w nich rosnące z dnia na dzień wyniki poparcia dla niego. Nota bene, nawet w naszej szkole, w ramach akcji „Młodzi głosują!”, RPP plasował się na drugim miejscu - zaraz po PO. Wokół SLD krążyły spekula-cje na temat możliwego sojuszu z PiS-em. Z kolei szef PSL, Waldemar Pawlak, na pytanie „Kto wygra wy-bory?” odpowiedział: „Nasz koalicjant”. „Czyli kto?” – dopytywała dziennikarka. „Wszystko jedno”.

„Polska to fajne miejsce”W kampanię mocno zaangażowali się również ce-

lebryci. Jedni tylko spokojnie zachęcali do głosowania, inni wręcz narzucali wyborcom swoją myśl politycz-ną. Do tych pierwszych należą m.in. Monika Brodka, Maciej Stuhr czy Jerzy Owsiak, którzy w spocie profre-kwencyjnym, przygotowanym przez Stowarzyszenie „Normalne Państwo” i Fundację „Polska Przedsiębior-cza” pod patronatem prezydenta RP Bronisława Ko-morowskiego, zachęcali obywateli do wzięcia udziału w głosowaniu. Przekonywali, że „Polska to fajne miej-sce”, o którego przyszłości my sami możemy zadecydo-wać głosując. Na odważniejsze kroki zdecydował się Kuba Wojewódzki. Opublikował na łamach tygodnika „Wprost” (nr 40) mocny artykuł, którego motto brzmia-ło „Boję się PiS”. Dziennikarz oficjalnie poparł kandy-

[5]

Page 6: Lorem Ipsum [01] 10/2011

errataerrata errata errata errata

Inteligentna. Szczera. Zazwyczaj systematyczna. Ma wysoko postawioną poprzeczkę wobec samej siebie,

a często ambicje przerastają jej możliwości. Kiedyś złudnie wierzyła w możliwość zmiany świata, ale od-kąd zaczęła interesować się polityką przekonała się na własnej skórze, że utopijna wizja państwa jest napraw-dę niemożliwa do realizacji.

data PO, jednakże dodał: „Nie jestem bezkrytycznym entuzjastą PO. Wolę jednak wilcze oczy Tuska niż wil-cze myśli prezesa. Wolę przewidywalny rząd kontynu-acji, niż nieprzewidywalność drażliwego ambicjonera o rozchwianej tożsamości”. Wojewódzki swoje słowa kierował głównie do młodych Polaków, którzy bądź nie wierzą, że ich głos może zmienić cokolwiek w ich rzeczywistości, bądź też nie wiedzą, na kogo zagłoso-wać. Dziennikarz bał się, że prezes PiS może zmanipu-lować umysły młodych, którzy nie pamiętają utopijnej wizji IV RP, więc apelował: „Potrzebny jest powszech-ny alert, bo sytuacja zaczyna śmierdzieć obojętnością. A to może zaowocować powtórką z pisowskiej roz-rywki”. „Nie idąc do wyborów, młody Polaku, nie ro-bisz władzy na złość. Robisz na złość swojej przyszło-ści” – pisze dalej Wojewódzki. Mówił, że pamięta kraj rządzony przez tamtą partię, partię ludzi, dla których hasło „wspólnota” było pustym frazesem, a „nienawiść, ta polska obok zawiści specjalność, sięgała najwyższych tonów”. Pamięta kraj pełen populizmu, obskuranty-zmu i braku tolerancji. Według Wojewódzkiego, Pol-ska powinna łączyć, a nie wykluczać. Jako kraj Euro-py, powinniśmy nadążać za zmianami zachodzącymi w niej, co z pewnością nie nastąpiłoby, gdyby rządził PiS. „Trzeba mieć kontakt z tradycją, przeszłością, toż-samością, nie tracąc jednocześnie kontaktu z rzeczy-wistością”. Zbigniew Hołdys, chyba jako jedyny polski artysta, oficjalnie powiedział, że nie weźmie udziału w wyborach, gdyż kandydują kretyni. Kuba Wojewódzki kontruje, mówiąc: „Głosuję, bo kandydują kretyni”.

W niedzielę wieczorem komisje wyborcze wycią-gnęły nową Polskę z urn. Nową czy jednak nihil novi sub Sole? PO zyskało 39,2% (206 mandatów), Pis 29,9% (158), ruch Palikota 10% (40), Psl 8,4% (28 manda-tów), sld 8,3% (27 mandatów). Frekwencja tegorocz-nych wyborów była bardzo niska, wyniosła ona tylko 49%. Głosy pomiędzy PO a PiS rozłożyły się mniej- więcej tak, jak zwykle – na wschodzie Polski wyborcy głosowali na partię prezesa Kaczyńskiego, na zacho-dzie z kolei głosowano na partię Donalda Tuska.

Teraz, kiedy wiemy już, kto wygrał wybory, może-my jedynie przyjąć te wiadomość ze stoickim spokojem i czekać kolejne 4 lata. Czy będą to lata owocne dla Polski przekonamy się dopiero wtedy, gdy kolejny rząd skończy swoją kadencję. Gazety rozpisują się o możliwej koalicji, ustawach, zmianach, ministrach. Każdy chciałby prze-widzieć, czy w trakcie najbliższych 4 lat w końcu „do-gonimy” Zachód, czy jeszcze jednak nie tym razem.

Jeśli nie głosowałeś – pozbawiłeś sam siebie pra-wa do krytykowania tego, kto rządzi. Nie podo-ba się? Trzeba było iść i zdecydować inaczej.

LOREM IPSUM - ObIEKTywNyM OKIEMJanusz Okrzesik, znany bielski wy-kładowca akademicki, ekolog, poseł na Sejm X kadencji, senator III i IV kadencji. Do niedawna prezes Towarzystwa Sportowego Podbeskidzie. Mało kto wie, że w latach osiemdziesiątych był przewodniczącym rady uczniowskiej III Liceum Ogólnokształcącego imienia Stefana Żeromskiego w Bielsku-Białej.

Vaulter: W roku 1981 był pan jednym z założycieli niezależnego samorządu uczniowskiego o nazwie „mię-dzyszkolny ruch Odnowy Uczniowskiej”.Janusz Okrzesik: Na początku muszę wyjaśnić, że samorząd uczniowski a międzyszkolny ruch… to dwie różne rzeczy. „Międzyszkolny Ruch Odnowy Uczniowskiej” o pięknie brzmiącym skrócie „MROU” był ogólnomiejską organizacją uczniowską, zaś samo-rząd działał na terenie szkoły.

V: Jakie były okoliczności powstania mrOU oraz samo-rządu?JO: Jakiś samorząd uczniowski zawsze w „Żeromie” istniał, tyle że przed rokiem ‘81 był to całkowicie sztuczny wytwór, dyrektor pokazywał palcem, kto bę-dzie przewodniczącym i już. Jak zaczęła się „rewolucja <<Solidarności>>”, zobaczyliśmy w szkole, że można inaczej. Odbyły się wówczas pierwsze demokratycz-ne wybory do samorządu, który nazwaliśmy wtedy szumnie Parlamentem Uczniowskim. W tych wybo-rach, mimo iż byłem dopiero w drugiej klasie, zosta-łem wybrany przewodniczącym. Nie wiem dlaczego, lecz podejrzewam, że nikt inny nie chciał (śmiech).V: A jaka była geneza powstania mrOU?JO: W pozostałych trzech bielskich liceach (KEN, Ko-pernik, Asnyk) także istniały grupy uczniów próbu-jące zmienić szarą, szkolną rzeczywistość. Wszystkim nam udało się zlikwidować wiele absurdów w naszych szkołach. Zaczęliśmy się spotykać i postanowiliśmy połączyć siły i stworzyć MROU. Było to nieco naśla-downictwem Niezależnego Zrzeszenia Studentów.V: Czy reakcja grona pedagogicznego i dyrekcji na Pań-ską działalność była pozytywna?JO: Większość nauczycieli odnosiła się do nas z sym-patią, gdyż byli zwolennikami wszelkich organizacji „odnowicielskich”. „Solidarność” miała wtedy wśród nauczycieli ogromną ilość zwolenników. Inaczej było ze stosunkiem dyrekcji, szczególnie dyrektora Zbi-gniewa Mykietyna, który był starym aktywistą PZPR i dlatego był bardzo krytyczny wobec naszych działań. Ale nie pamiętam, by do czasu stanu wojennego spo-

[6]

Page 7: Lorem Ipsum [01] 10/2011

INTERVIERAMA - LOREM IMPSUM

braki z matematyki. W roku 1983 nie poszedłem na obowiązkowy wówczas pochód pierwszomajowy, po-mimo tego, że dyrektor osobiście kazał mi przyjść, gdyż byłem laureatem olimpiady filozoficznej i moja nieobecność byłaby zauważona. W efekcie usłysza-łem, że nie wystawi mi pisemnej opinii, koniecznej do przyjęcia na studia. Moja wychowawczyni, profesor Irena Tępińska, podjęła bardzo duże ryzyko, w sobie tylko znany sposób zdobywając dla mnie ten doku-ment. To dzięki niej mogłem w ogóle pójść na studia. Składam więc spóźnione, ale szczere podziękowania dla niej.V: Czym w praktyce zajmował się Parlament Uczniow-ski?JO: Na przykład bardzo długo walczyliśmy o to, by w szkole można było urządzać dyskoteki, bo wcześniej było to nie do pomyślenia. Próbowaliśmy się też po-zbyć okropnych, przypinanych do ubrań plastiko-wych plakietek z podobizną sowy, z którymi ucznio-wie musieli przez cały czas paradować. Walczyliśmy też o prawa ucznia, bo w praktyce w ogóle coś takiego nie istniało. Chodziło nam o to, żeby na przykład nie było dwóch sprawdzianów jednego dnia albo żeby klasówki były zapowiadane. Teraz to wszystko wydaje się oczywiste. Z wolnością jest jak z powietrzem: gdy jest, nikt się nad tym nie zastanawia, zauważa się do-piero jej brak. Szkoła wtedy a dzisiaj to dwa zupełnie inne miejsca. V: Na zakończenie spytam Jak podobały się panu ob-chody 60-lecia liceum ?JO: Spotkałem wielu dawnych znajomych. Miałem okazję znowu odwiedzić te „stare mury”. Co więcej trzeba? Powiem krótko: jestem zadowolony. Dodam też, że odwiedziłem szkołę na jej pięćdziesięciolecie, ponieważ dobrze wspominam czasy spędzone w tym liceum. Świetnie się w nim czułem, bo to była dobra szkoła, tylko czasy były złe. ■

tkały mnie jakieś nieprzyjemności.V: Jak układały się pańskie relacje z matematykiem Ja-nem lorkiem?JO: A dlaczego pytasz?V: Bo słyszałem, że był Pana mentorem.JO: Można powiedzieć, że faktycznie był naszym guru. Był on wówczas przewodniczącym „Solidarności” w szkole. Mieliśmy z nim bardzo ścisły kontakt. Wiele godzin spędziliśmy na rozmowach, ale nie było w tym z jego strony bezpośredniej inspiracji. Raczej starał się nas hamować i uspokajać nasz młodzieńczy rewolu-cyjny zapał. W tych rozmowach przedstawiał mi swo-ją wizję świata, swój pogląd na sytuację w kraju, był dla nas dużym autorytetem.V: Pamięta Pan reakcję uczniów na stan wojenny?JO: Bynajmniej nie było nam do śmiechu. Zebraliśmy się 13 grudnia w domu koleżanki i w podniosłym na-stroju zaplanowaliśmy strajk okupacyjny w szkole. Myśleliśmy wtedy, że cała Polska stanie, wszyscy będą strajkować i stan wojenny potrwa jakieś dwa, trzy dni.

JANUSZ OKRZESIK

Świetnie się czułem w „Żeromie”, bo to była dobra

szkoła, tylko czasy były złe.

Nie pamiętam już dokładnie, w jakim składzie się ze-braliśmy, ale na pewno byli tam Artur Kasprzykow-ski i Bożena Brandys. Poszliśmy do szkoły, by zacząć strajk, ale nasze plany skończyły się na tym, że woź-ny nas wyrzucił. W tym momencie nasza rewolucja się zakończyła. Ale później wielu ludzi, których pa-miętam z tamtych czasów, zaangażowało się w pod-ziemną działalność „Solidarności”, jak choćby wspo-mniany Artur Kasprzykowski (obecnie dziennikarz i pracownik IPN – przy. red.) czy Bożena Marek i Bog-dan Chorąży, teraz małżeństwo znanych bielskich ar-cheologów. Choć jeszcze w latach siedemdziesiątych panowała opinia, ugruntowana w latach pięćdziesią-tych i sześćdziesiątych, że Żeromski był najbardziej ideologicznym, „czerwonym” liceum w Bielsku, to w latach osiemdziesiątych miałem wrażenie, że poło-wa bielskiej młodzieżowej opozycji była w jakiś spo-sób związana z tą szkołą.V: Jak, z perspektywy ucznia, wyglądał czas stanu wo-jennego w „Żeromie”?JO: Po internowaniu profesora Lorka przez kil-ka miesięcy nie mieliśmy matematyki. Mieliśmy co prawda ustanowione jakieś zastępstwo, ale nikt na to nie zważał, w zasadzie lekcji nie było. Do dziś mam

vaultervaulter vaulter vaulter

Samozwańczy dziennikarz i rysownik. Ponadto: twórca komiksów, detektyw, iluzjonista-presty-

dygitator i domorosły krytyk kulinarny. Od dziesię-ciu lat trzyma w pokoju niedziałającą lampkę nocną w kształcie wieloryba, bo wierzy, że ożyje ona pew-nego dnia, by zostać jego najlepszym przyjacielem. Ulubione zwierzę: bóbr, Ulubiona wyspa: Bornholm, Ulubiony bezsensowny ciąg cyfr: 564326767654. Nie rozumie, jak można nosić arafatkę na szyi, skoro Jaser Arafat nosił ją na głowie. W przyszłości jego taj-na organizacja przejmie władzę nad światem.

/z wolnością jest jak z powietrzem/

[7]

Page 8: Lorem Ipsum [01] 10/2011

(NIE)ORGANICZNIE

Verseauverseau verseau verseau

Wodnik z urodzenia, z wyboru pasjonat seriali medycznych

i nie tylko, ciekawy świata a zara-zem leniwy, czasami marzyciel, wolący jednak twardo stąpać po Ziemi. Amator ruchu, literatury popularno-naukowej, reportaży, prawie nigdy fantastyki. Jako re-daktor działu biologiczno che-micznego chce pokazać, że to wiele więcej niż wzory, reakcje i trudne wyrazy.

W każdej sekundzie życia nasz mózg – nie zawsze

my sami - wykonuje tysiące proce-sów decyzyjnych. Wypić, dotknąć, rzucić, złapać, uciec, uderzyć? Na niektóre z tych pytań musimy udzielić błyskawicznej odpowie-dzi, podczas gdy inne zajmują nam więcej czasu. Jak to się dzieje, że w takim natłoku problemów wciąż sprawnie funkcjonujemy?

Na skutek życia w coraz bar-dziej skomplikowanych i zorga-nizowanych społeczeństwach, rosnącej liczby spraw do rozwa-żenia, konieczności przewidywa-nia - niekiedy bardzo oddalonych w czasie - skutków działań oraz potrzeby tworzenia planów awa-ryjnych, kora płatów czołowych gatunku homo sapiens rozrosła się do imponujących rozmiarów. To właśnie ona odpowiada za za-rządzanie większością procesów decyzyjnych. Niekiedy jednak na-sze działania są tak automatyczne, że nie zdajemy sobie z nich spra-wy. W takich sytuacjach za decyzje odpowiadają bardziej pierwotne struktury mózgu.

Jądra podstawyPod korą płatów czoło-

wych miejsce dla siebie zna-lazły struktury zwane jądra-mi podstawy. Precyzując: skorupa, jądro ogoniaste oraz gałka blada. Odpowiadają one za zapa-miętywanie wzorców reagowania oraz nawyków ruchowych, część z nich tworzy także układ nagro-dy.

Korzyści, jakie przyniosły nam wybory w przeszłości, sprawia-ją, że znacznie wzrastają szanse na podobne postępowanie w przy-szłości, natomiast silne bodźce, jakimi są zawód i rozczarowanie, przez długi czas strzegą nas przed ponownym podejmowaniem błęd-nych decyzji oraz wyhamowują szkodliwe zachowania.

Markery somatyczneBy dotrzeć do podstaw podej-

mowania decyzji, musimy zajrzeć jeszcze bardziej w głąb naszego mózgu. Znajdziemy tam elemen-ty układu limbicznego - struktury w znacznym stopniu wpływającej na nasze życie codzienne. Ciało migdałowate odpowiada za prze-kazywanie sygnałów o bodźcach zagrażających życiu i o bodźcach lękowych. Podwzgórze warunku-je wiele funkcji wegetatywnych (m. in. odczuwanie temperatury, głodu czy pragnienia) oraz we-wnątrzwydzielniczych (wydzie-lanie hormonów). Amerykański neuropsycholog Antonio Dama-sio stworzoną przez siebie teorią markerów somatycznych dowodzi,

duże problemy z podejmowaniem najprostszych decyzji, podczas gdy z łatwością przychodziły im zna-czące wybory, decydujące o ich życiu i przyszłości. Pacjenci ci nie potrafili interpretować markerów somatycznych pochodzących z ich ciał oraz przewidywać skutków ich działań. Rodziny zauważały zmiany w zachowaniach członków badanej grupy, które były charak-terystyczne dla ofiar wypadków oraz chorób powodujących urazy mózgu. U wszystkich badanych uszkodzeniu uległa brzuszno--przyśrodkowa kora przedczoło-wa, która stanowi środkową część tzw. kory nadczołowej-orbitofron-talnej. To właśnie ona odpowiada za łączenie bodźców płynących z różnych podsystemów, zatem także za podejmowanie świado-mych decyzji i planowanie przy-szłości, czyli wszystko to, co może-my nazwać wolną wolą.

Dzięki temu, że o działaniu mózgu wiemy coraz wię-

cej, pojawiają się obiecujące meto-dy leczenia zaburzeń związanych z funkcjonowaniem kory przed-czołowej, np. depresji. Jedną z naj-bardziej obiecujących jest stymulo-wanie określonych grup komórek nerwowych polem elektromagne-tycznym. Być może już niedługo zaburzenia afektywne będą tylko przykrym wspomnieniem zapisa-nym w historii medycyny. ■

LOREM IPSUM - (NIE)ORGANICZNIE

/decyzje made in mózg/

że nie tylko mózg, lecz całe ciało uczy się nieprzyjemnych konse-kwencji dokonanych w przeszłości wyborów. Jeśli raz doznaliśmy bólu spowodowanego spróbowaniem papryki borbih jolokia, następnym razem wystarczy sam jej widok, by poczuć nieprzyjemne doznania na poziomie cielesnym. Te właśnie odczucia, pochodzące z trzewi, na-zwane zostały markerami soma-tycznymi i mają znaczący wpływ na podejmowane przez nas decy-zje.

Centrum dowodzeniaJak widać, w mózgu istnieje

kilka podsystemów odpowiedzial-nych za wykonywanie procesów decyzyjnych. Gdzie zatem znajdu-je się ośrodek koordynujący ich pracę ? Odpowiedź na to pytanie ponownie znajdujemy dzięki ba-daniom Damasio. Obserwował on grupę pacjentów mających bardzo

[8]

Page 9: Lorem Ipsum [01] 10/2011

STARA-NOwA NAGRODA(NIE)ORGANICZNIE - LOREM IPSUM

PeopleCantTalk.peoplecanttalk peoplecanttalk peoplecanttalk

„Później mówiono, że czło-wiek ten nadszedł od pół-

nocy od bramy Powroźniczej”. Psycholog z zamiłowania, psychol z powołania. Wieczny malkontent, humanista czytujący fantastykę i chwytający się w życiu wszystkie-go oprócz tego, co potrzebne. Cy-nik gardzący wiarą w innych ludzi. Zagorzały przeciwnik rosnącego znaczenia Internetu w obecnych czasach. Nienawidzi obnoszenia się ze swoimi ulubionymi cytatami. Ulubione cytaty: „Każdy cytat w Internecie wygląda na prawdzi-wy.” - Cyceron

W Roku Pańskim 2011 osią-gnięcie - jakże szacownego

- wieku 110 lat świętuje Nagroda Nobla - chyba najbardziej prestiżo-we w skali światowej wyróżnienie, przyznawane niemal nieprzerwa-nie od roku 1901. W cieniu szerzej znanych opinii publicznej nagród literackich i za zasługi dla pokoju na świecie stoją te - nie mniej waż-ne - w dziedzinie chemii, medycyny i fizjologii oraz fizyki.

Zawsze żywaW pierwszej kolejności należy

wymienić nagrodę będącą ewe-nementem w wymiarze nie tylko tego roku, lecz także całej historii noblowskiej, mianowicie za osią-gnięcia medyczne. W bieżącym roku uhonorowani nią zostali Fran-cuz Jules Hoffman i Ameryka-nin Bruce Beutler - obydwaj za odkrycia dotyczące aktywacji od-porności nieswoistej - oraz Kana-dyjczyk Ralph Steinman (odkrycie komórek dendrytycznych i ich roli w rozwoju odporności swoistej). Problem komitetowi noblowskie-mu sprawił trzeci z badaczy, a kon-kretnie jego śmierć, która nastąpiła zaledwie trzy dni przed oficjalnym ogłoszeniem nazwisk laureatów. Zgodnie z regulaminem, nagro-da nie może zostać przyznana po-śmiertnie, jednak na szczęście (w nieszczęściu) komisja zadecydowa-ła o podtrzymaniu decyzji, a także dołączeniu połowy z wynoszącej 10 mln koron szwedzkich (1,5 mln dolarów) nagrody finansowej do majątku zmarłego. Pozostałą czę-ścią mają podzielić się Francuz i Amerykanin.

Lata świetlne więcej...

W dziedzinie fizyki wyróżnio-nych zostało, być może dla od-miany, trzech naukowców: saul Perlmutter z The Supernova Cosmology Project, a także Brian schmidt i Adam riess z The High-

-z Supernova Search Team. Astro-nomowie badali supernowe - zjawi-ska zachodzące jako część procesu „umierania” gwiazdy, objawiające się potężnym wybuchem termoją-drowym. Charakterystyczne dla ta-kich eksplozji jest towarzyszące im niezwykle mocne światło. Badane supernowe dały go mniej niż ocze-kiwano, co stało się pretekstem do długich i żmudnych obliczeń. Ich rezultat był nieoczekiwany i zadzi-wiający: ludzkość dowiedziała się, że Wszechświat rozszerza się szyb-ciej, niż przypuszczano, a proces ten wciąż przyspiesza. Fakt ten ma ol-brzymie znaczenie dla współczesnej astronomii, pozwala naprostować teorie i spekulacje na temat końca świata, rzuca też nowe światło na przyszłość niektórych galaktyk. Na-ukowcy, którzy wyniki swych badań opublikowali już w 1998 roku, po 13 latach mogą wreszcie cieszyć się nieśmiertelną sławą, a także 1,5 mln dolarów nagrody do podziału.

ło uznać odkrycia chemika i przez świat naukowy przetoczy-ła się fala krytyki. Słynny noblista Linus Pauling posunął się nawet do stwierdzenia, że „nie ma żadnych kwazikryształów, są jedynie kwazi-naukowcy” (łac. „quasi” - prawie, jak gdyby). Niezrażony Shecht-man, opierając się na dowodach znanych fizyków i krystalografów, opublikował w 1984 roku artykuł w „Physical Review Letters”, w którym opisywał swoje odkrycie. Musiało ono jednakże czekać na ostateczne potwierdzenie kolejne 3 lata. Kwa-zikryształy są niezwykle twarde, lecz bardzo kruche i słabo prze-wodzą prąd. Ich zastosowania, np. jako izolatorów, są wciąż testowane w przemyśle elektronicznym.

niech żyje, żyje nam...

Nagrody rozdane, medialny szum powoli cichnie, nie-

bawem w teatrze „Nagroda Nobla” zgasną ostatnie światła i wszelkie dyskusje oraz polemiki związane z przyznanymi wyróżnieniami ogarną egipskie ciemności. Do cza-su. Bowiem za niecały rok kolejna - już 111 - rocznica urodzin nagrody będzie hucznie celebrowana przez ludzi z całego świata. ■daniel shechtman z Izrael-

skiego Instytutu Technologiczne-go (Technion) w Hajfie okazał się bezkonkurencyjny, zdobywając w pojedynkę nagrodę za osiągnięcie chemiczne - odkrycie struktur na-zwanych kwazikryształami. Zasko-czonemu wynikiem własnej pracy Shechtmanowi media przypisały już nawet prawdziwie archimedej-ską formułę - naukowiec miał po-wiedzieć „Eyn chaya kazo”, co po hebrajsku oznacza „Nie ma czegoś takiego”. Odkrycie, które nastąpiło w 1982 roku, było o tyle sensacyjne, że zaprzeczało większości wówczas formułowanych praw i twierdzeń. Minikryształy w badanych stopach glinu układały się w konstrukcje o aż pięciu osiach symetrii. Wie-lu ówczesnych badaczy nie chcia-

/a zwycięzcą jest.../

[9]

Page 10: Lorem Ipsum [01] 10/2011

EMULATORyPamiętasz to uczucie, gdy za-

zdrośnie spoglądałeś na kole-gę, który właśnie dostał nowego, lśniącego Game Boya? Wyciągał go z kieszeni przy każdej możli-wej okazji, byle tylko poznęcać się nad tobą. Miał kartridże z „Po-kemonami”, „Super Mario Bros” i innymi grami, które „wymiata-ły”. Teraz, kiedy zazdrość wzbu-dza tylko nowopoznana przez znajomego dziewczyna, nie mu-sisz już odkładać pieniędzy do skarbonki na upragnioną konso-lę. Masz telefon z obsługą Javy, Symbiana lub Androida? Wgraj kilka niewielkich aplikacji, a świat - nie tylko Game Boya, ale i NES--a, Commodore oraz innych plat-form - stanie przed tobą otworem!

nie jest skrótowe, mam nadzie-ję, że pozwoli ci na poznanie możliwości swojego aparatu.

JAVATwój telefon ma już parę lat

i obsługuje tylko Javę? Nic straco-nego – na tej platformie również możesz zagrać w parę ciekawych tytułów. Będą to oczywiście aplika-cje starsze, co jednak nie oznacza, że gorsze – „miodność” jest utrzy-mana na wysokim poziomie. Nie-stety, słabe „bebechy” sprawiają, że czasami wszystko „chodzi” bardzo wolno. Czy gra działa jak należy nie dowiesz się inaczej, niż spraw-dzając każdy tytuł z osobna.

Przedstawiciele telefonów z Javą: Sony Ericsson K750i, Nokia 5200

meBoy: Emulator pozwalają-cy na zabawę z tytułami z Game-boy’a i Gameboy’a Color. Obsłu-guje ogromną ilość telefonów, zarówno Nokii, jak i Sony Erics-sonów czy Samsungów. Oznacza to, że będziesz mógł „wsiąknąć” w takie tytuły jak „Final Fantasy”, „Pokemon” czy „Harvest Moon”. Brzmi nieźle? Czytaj dalej.

Vnes: NES, u nas bardziej po-pularny dzięki radzieckiej pod-róbce, zwanej Pegasus, to istna ko-palnia świetnych pozycji. „Super Mario Bros”? „Zelda”? Teraz to żaden problem. Koniecznie szu-kaj wersji z dopiskiem J2ME.

SYMBIANJeżeli Twój telefon posiada

Symbiana, masz całkiem spore pole do popisu. Znacznie szybsze procesory i bardziej pojemna pa-mięć, niż w przypadku komórek z Javą, oznaczają dużo więcej moż-liwości. Jeżeli twój telefon jest do-tykowy i nie posiada klawiatury, to nic straconego – poznasz apli-kacje także na swój aparat. Emu-latorów pod Symbiana jest cała

LOREM IPSUM - qwerty

Jakie są plusy i minusy ta-kiego rozwiązania? Do po-zytywów z pewnością należy zaliczyć fakt, że pojedynczy te-lefon może stać się multiplatfor-mowym centrum rozrywki.

Parę kliknięć wystarczy, by z ratowania księżniczki w „Super Mario Bros” przenieść się do meczów piłkarskich rodem z Atari. Duża pojemność pamię-ci pozwoli na zebranie naprawdę pokaźnej kolekcji. Niestety, nie-wielkie ekrany bądź małe przy-ciski starszych modeli telefonów są w stanie skutecznie odstraszyć mniej wytrzymałych graczy. Dłuż-sze sesje w „Zeldę” mogą zostawić na twoich palcach niemiłe odci-ski, a płynność gry na słabszych komórkach - zmusić do udania się do sklepu po melisę. Szcze-gólnie, gdy masz zamiar grać w tytuły posiadające złożoną ani-mację, np. „Earthworm Jim”.

Mimo iż poniższe zestawie-

masa. Przedstawię pokrótce te, które uważam za najciekawsze.

Przedstawiciele telefonów z Symbianem: Nokia E51, Nokia 5230, Siemens SX1Frodo: Emulator C64, któ-

ry pozwala na poczucie ośmio-bitowej przyjemności. Zagrasz na nim m. in. w takie hity, jak „Decathlon” czy „Rally Spe-edway”. Idealne dla tych, którzy chcą poczuć trochę nostalgii.

Vnes: Wspomniany już prze-ze mnie wcześniej. Tak samo, jak w przypadku Javy, pograsz dzięki niemu w masę naprawdę świet-nych tytułów. Za sprawą moc-nych podzespołów Symbiana gra będzie bardziej płynna, a co za tym idzie – przyjemniejsza.

Vsun: Twórca Vnes nie próż-nuje. Jego kolejnym dziełem jest emulator SNES. Następca popular-nego Famicoma oferuje świetne, szesnastobitowe gry: „SimCity”, „F-Zero” czy „Super Metroid”.

Virtual GameBoy Ad-vance: Aplikacja, która zamie-ni twojego Symbiana w GBA. Będziesz mógł zatracić się w takich perełkach jak „Golden Sun” czy „Advance Wares”.

sega master system: emu-lator konsoli, która mogła być całkiem poważnym rywalem NES--a. Jej atutem jest piękna, ośmiobi-towa grafika. W co warto zagrać? Przede wszystkim w „Sonic the Hedgehog” i „Phantasy Star”.

Dla wszystkich, którym brak klawiatury przeszkadza w de-lektowaniu się tymi aplikacjami, fiński developer summeli przygo-tował nie lada gratkę – trzy emu-latory przygotowane specjalnie na potrzeby dotykowych ekranów. Są to: Antsnes, gpsP oraz gnu-Boy, czyli odpowiedniki SNES--a, GBA oraz Gameboy’a Colour. Jedyną wadą takiego rozwiązania mogą być oporowe ekrany Nokii, sprawiające problemy przy grach wymagających refleksu, np. „Su-

/kieszeń pełna gier/

Internet oferuje masę autorskich

projektów.

[10]

Page 11: Lorem Ipsum [01] 10/2011

qwerty - LOREM IPSUM

per Mario Bros”. Rekompensuje to jednak ogromna wygoda przy RPG-ach czy wyścigówkach.

ANDROIDJeżeli w domu zamiast ka-

szanki zawsze miałeś kawior, za-kupy robiłeś w „Piotrze i Pawle”, a Twój telefon szczyci się sys-temem Android – czytaj śmia-ło. Android daje naprawdę duże możliwości, co widać w wyborze emulatorów, a także w bardzo ak-tywnej scenie developerskiej.

Przedstawiciele telefonów z Androidem: HTC Desire, Sony Ericsson Xperia X10

Psx4droid: Mój faworyt. Bardzo złożony emulator kon-soli Playstation, który pozwala ci zabrać popularnego „szaraczka” gdziekolwiek chcesz. Koniec wal-ki z mamą, tatą czy rodzeństwem o miejsce przed telewizorem. Wy-obraź sobie „Resident Evil”, „Gran Turismo” bądź „Metal Gear So-lid” na ekranie twojego telefo-nu. Dzięki niemu możesz zagrać w naprawdę złożone tytuły. Jedy-na wada – jest to program płatny. Cena nie jest jednak wygórowa-na i wynosi 6$ (około 20 zł).

sNesoid lite: Odpowied-nik vSun. Pozwala na bardziej komfortową zabawę z grami z Super Famicomu. Oferuje na-prawdę sporą kompatybilność.

UAe4droid: Jeżeli z łezką w oku wspominasz czasy Atari, to ten emulator będzie dla ciebie idealny. Hity lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – „Sensi-ble Soccer” czy „Cannon Fodder” - staną przed tobą otworem.

Bajeczne, prawda? A to wcale nie koniec. In-

ternet oferuje masę autorskich projektów - niektóre z nich za-sługują na szczególną uwagę.

kowników, gdyż ustawa o ochronie danych osobowych nie pozwala prywatnym firmom na swobodny wgląd do nich. Czyżby to kolejne nieczyste zagranie kancelarii Da-riusza Puczydłowskiego?

Jednego nie da się ukryć - ma-sowe pozwy na pewno po części spełniły zadanie. W szczególności kwestię finansową. Z pewnością rzesza osób zapłaciła karę, byle tyl-ko odsunąć od siebie wizję postę-powania na drodze sądowej. Wciąż otwartą sprawą pozostaje kwestia, czy kancelarii Pro Bono zostanie udowodniona jakaś wina. Na ra-zie raczej nie ma co prorokować – zwłaszcza, że sprawa jest wciąż „gorąca”. Miejmy nadzieję, że paź-dziernik przyniesie wyjaśnienie w tej sprawie.

Na koniec pozostaje pytanie chyba najważniejsze – czy ta

akcja w jakikolwiek sposób wpły-nęła na piractwo komputerowe? Wydaje się, że pomimo wszystko sieć BitTorrent na brak użytkowni-ków narzekać nie będzie, a osoby ostrożniejsze po prostu wybiorą inne metody – serwisy hostingowe czy peer-to-mail. Wszak z pobie-raniem muzyki nie tacy już próbo-wali walczyć i nie tacy wychodzili z tej walki przegrani. ■

Ściągasz muzykę przez klienta sieci BitTorrent? Musisz zdać

sobie sprawę, że kilka płyt twojego ulubionego wykonawcy może cię kosztować nie kilkadziesiąt, a kil-kaset czy nawet kilka tysięcy zło-tych. Listy wzywające do zapłaty sporych kar wysłała do użytkowni-ków torrentów Kancelaria Prawni-cza Pro Bono.

Czyżby miał to być koniec walki z wiatrakami, jaką jest kampania przeciwko piractwu komputero-wemu? Kancelaria Prawnicza Pro Bono, która reprezentuje interesy wydawnictw muzycznych, książ-kowych i filmowych przygotowała kilkanaście tysięcy listów adreso-wanych do osób, które naruszały interesy ich klientów. Jeden z ta-kich listów otrzymała pod koniec września czytelniczka „Dziennika Wchodniego”. Dowiadujemy się z niego, że przestępstwa dopu-ściła się w grudniu tamtego roku. Kancelaria Pro Bono wraz z li-stem przesyła do podpisania ugo-dę – godząc się na nią i uiszczając opłatę w wysokości 700 zł pozew w sprawie mieszkanki Lublina zo-stanie wycofany. Nieprzystanie na te warunki kieruje sprawę do Pro-kuratury Okręgowej w Białymsto-ku. W teorii osoba taka może być traktowana jako paser lub złodziej – co podlega karze do nawet 5 lat więzienia. W praktyce zazwyczaj dochodzi do pojednania stron, re-kompensaty szkód oraz umorzenia postępowania.

Czyżby idealny pomysł? Nieko-niecznie. Okazuje się, że ścigając przestępców Pro Bono... również popełnia przestępstwo. Listy za-straszające piratów bardziej koja-rzą się z wymuszeniami haraczów, niż z postępowaniem w świetle prawa. Wypadałoby dodać, że to listy zastraszające konkretne osoby – a co w przypadku, gdy komputer ma kilku użytkowników, na przy-kład całą rodzinę? Komu wtedy będzie starało się udowodnić winę Pro Bono? Zagadką pozostaje, skąd kancelaria pozyskała dane użyt-

Bonkersbonkers bonkers bonkers

Z angielskiego oznacza coś lub kogoś szalonego lub kompletnie

odlecianego. O sobie? Lekkoduch, bawidamek i skończona łajza. Lau-reat paru konkursów literackich. Zamiłowanie do nieśmiesznych i żenujących dowcipów przejawia się w moich artykułach, czego nie zamierzam zmieniać. Co lubię ro-bić? Na pewno uprawiać dzikie pląsy do dubstepowych rytmów, do tego czary-mary przy garnkach w kuchni oraz długie spacery po łąkach. W Lorem Ipsum okupuję szeroko pojętą informatykę, jed-nak nie zdziwcie się, gdy moje wy-pociny ujrzycie w innych działach.

TORRENT /spore kary za ściąganie muzyki z sieci/

[11]

Page 12: Lorem Ipsum [01] 10/2011

10 SEKUND w...

Zamykam oczy i...Bonjour! Słońce, upał, niekończące się wersalskie ogro-

dy, krople potu, nerwowy krzyk, Au secours!, turyści, szelest rozkładanej mapy, brzęk monet, kilometrowy sznur kolejki pod wieżą Eiffla, migawka aparatu, sztuczny uśmiech, zady-miona cyganeria Montmartre’u, szept, słodki croissant, na-miętne „r”, francuska piosenka, Je t’aime…, stukot wysokich obcasów, czerwona róża, gorąca para znad filiżanki z kawą, oui, oui, turyści, krzyk, mapa, Où est-ce qu’il y a…?, metro, zapach podziemnego świata, długie autokary, Rue du Louvre, szklane piramidy, złoto Napoleona, turyści, krzyk, mapa, Al-lée Jean Paulhan, zielone Pola Marsowe, wspomnienie balonu Montgolfierów, słowo „pokój” w trzydziestu dwóch różnych językach świata, Parvis Notre-Dame-place, brudna Sekwana, zatłoczony ogród luksemburski, dziewczyna z Voltairem na kolanach, francuskie powietrze, cisza na Père-Lachaise, duchy

przeszłości, turyści, krzyk, mapa… Znikam.

...przeczytaj

...zobacz

GRA W KLASY J.CortazarParyż jako świat pełen dymu, filozoficznych dysput, egzystencjalnych rozterek i życiowych tragedii to główny bohater kultowej powieści XX wieku, którą można czytać na nieskoń-czenie wiele sposobów dzięki jej ekspery-mentalnej budowie. Czy Cortázar zdobędzie również Twoje serce?

ZAPACHY MIAST D. RosenbaumJak pachnie Paryż? Na to pytanie odpowiedź znajdziesz w najnowszej książce Rosenbau-ma, który ukazuje w niej całą gamę zapachów najważniejszych miast świata! Autora cechuje niepowtarzalny sposób obserwacji i opisywa-nia otaczającej go scenerii, a także jego pasji, jaką jest podróżowanie.

Warszawa 2010, wyd. MUZA S.A.

Warszawa 2011, wyd. Elipsa

O północy w ParyżuStolica Francji tonie w deszczu, belle epoque zachwyca, a przyjemna ścieżka dźwiękowa uwodzi Twe zmysły... Tak w skrócie można opisać przeżycia związane z najnowszym fil-mem w reżyserii uznanego amerykańskiego twórcy, Woody’ego Allena, który zaskakuje li-ryczną odsłoną paryskiego miasta. To trzeba zobaczyć!

reż.: Woody Allen, komedia, 2011, 94 min, Owen Wilson, Rachel McAdams, Marion Cotillard,

...posłuchaj Cafe Paris Lounge - Mixed by DJ Dimsa • Lemongrass- Cafe

de Paris • Last Tango in Paris - Paul Mauriat • Quelqu’un m’a dit - Carla Bruni • Non, je ne regrette rien- Edith Piaf • Au Cafe de la Paix - Thomas Fersen • La Valse d’Amélie -

Yann Tiersen ...

AmeliaTego fenomenu francuskiej kinematografii chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Pary-skie piękno w pełnej krasie z Audrey Tautou jako niezapomnianą Amélie Poulain.

reż.: J.-Pierre Jeunet, dramat, 2001, 129 min, Audrey Tautou

LOREM IPSUM - 10 sekund w.. .

Zakochany ParyżMontmartre, Tuileries, Le Marais, Quartier Latin, Tour Eiffel to tylko niektóre z dwu-dziestu etiud, stworzonych na potrzeby tego projektu przez wybitnych reżyserów z całego świata, które w niesamowity sposób obrazują barwy magicznego miasta, jakim jest Paryż, ukazując, jak się tam kocha, cierpi, pragnie, tęskni i… po prostu żyje.

reż.: Gérard Depardieu Joel Coen, Wes Craven (...), dramat, 2006, 120 min, Natalie Portman, Juliette Binoche

/Paryżu/

[12]

Page 13: Lorem Ipsum [01] 10/2011

Obserwuję świat zza zapa-rowanych soczewek. Po-

dróżuję pociągiem świadomości, czasem budzę się w niebie. Mam Ci tyle do opowiedzenia, lecz przecież noc jest długa.

Jestem w Paryżu, znajdź mnie. Choć mnie nie znasz, wiesz, jak wygląda moje serce. Muszę Ci powiedzieć, ile dla mnie zna-czysz i jak się nazywam. Znajdź mnie. Nie wiem czy warto, ale nic na świecie nie jest warte wię-cej niż zostawianie po sobie śla-dów na piasku, w pustych kawia-renkach, hotelowych pokojach, rzymskich uliczkach i paryskich kwiaciarniach. Twoje życie traci wartość, jeśli niczego albo ni-kogo w nim nie szukasz. Znajdź mnie.

/jestem w Paryżu, znajdź mnie/

refleksje b. - LOREM IMPSUM

Bellitudinisbellitudinis bellitudinis bellitudinis

Podróżniczka. Turystka egzy-stencjonalna. Schowana w

książkach, marzeniach i za globu-sem. Zafascynowana metaforami, światem, emocjami i psychologią. Uwielbia przerost formy nad tre-ścią, toskańską kuchnię, miasto nocą i zapach starych książek. Ma wyimaginowany świat, cztery ścia-ny niewidzialnego Heimatu, histo-rie o przyjaciołach, których już nie ma, refleksje z dalszych lub bliż-szych podróży.

zastanawiając się, co tym razem weźmiesz ze sobą. Podnosi się ciśnienie, a myśli wariują, gdy przeglądasz mapy, dotykając pal-cami trasy, którą zaraz pokonasz na skrzydłach, kołach czy sto-pach.

Liczysz godziny spędzone w podróży i sprawdzasz pogo-dę; uzależniasz się od myśli, że już wkrótce będziesz w dro-dze. Cieszysz się, że uciekasz. Podróż jest wyłącznie wieczną ucieczką. Ucieczką od codzien-ności, rutyny, domowego wido-ku zza okna, przyjaciół, rodziny, od… siebie.

Podróżnicy. Pustelnicy z ad-resem domowym. Bezkreśni tu-łacze. Uciekają, chorują, duszą się, będąc w jednym miejscu dłużej niż kilka sekund. Są wciąż w drodze. W drodze ku szczęściu, miłości, śmierci. My, podróżnicy tego świata. Naszym paszportem jest serce (…)

Zamknięci na jeden dzień w mechanicznym pudle, wstrzy-mujemy czas, którego przemi-jania tak bardzo pragniemy. Odbijam się w brudnej szybie, oplatam rękoma kolana i popra-wiam niesforne kosmyki włosów. Jestem w drodze, mówię sobie, w drodze do lepszego świata, łu-dzę się, w drodze do szczęścia, okłamuję się. Tylko przekraczam granicę, spędzam noc w autoka-

rze i krztuszę się gorzką kawą ze stacji, patrzę zaspanymi oczami na Łuk Triumfalny, spaceruję po les Champs Elysées pełnym porannej rosy i oddycham pa-ryskim powietrzem. Niegdyś wmawiałam sobie, że to wystar-czy. Dotknąć metalowych rusz-towań Wieży Eiffla i zjeść świe-żego croissanta. Usiąść w Luwrze i wsłuchiwać się w niemy krzyk tysięcy turystów. Myślałam, że to wystarczy, by być szczęśliwą. Ale nie czułam nic.

Nagle odkryłam, że wszystkie miasta są takie same - różnią się tylko ilością nieznanych dróg i nieprzebytych nimi spacerów. Miałam wtedy wrażenie, że po-znałam wielki sekret i cicho spu-ściłam głowę, jak wiele lat temu, gdy odkryłam, że święty Miko-łaj nie istnieje, a życie nie trwa wiecznie.

Manuela Gretkowska, mój niedościgniony wzór

prozy, napisała kiedyś: „Zgubi-ła swój cień na paryskim chod-niku”. Obracam się i widzę swój cień, rzucony na ścianę pełną pocztówek z bliższych i dalszych podróży. Jest tutaj. Nie został w Paryżu. ■

Patrzę zaspanymi ocza-mi na Łuk Triumfalny,

spaceruję po les Champs Elysées pełnych porannej rosy i oddycham paryskim

powietrzem.Stapiam się ze swoimi my-

ślami i pozwalam im zawładnąć moją duszą, noszoną w kieszeni koszuli na piersi. Myślę, czuję, nieświadomie za czymś tęsknię, a niewidzialny sznur przezna-czenia oplata bezlitośnie moją szyję i dusi z uśmiechem. Kruszę się i rozpadam, tkwię i znikam. Znów jestem sobą, a nawet lep-szą wersją siebie.

„Istnieje coś takiego, jak za-rażenie podróżą i jest to rodzaj w gruncie rzeczy choroby nie-uleczalnej” (Ryszard Kapuściń-ski). Jej objawy są przyjemnie niebezpieczne, narastające już w chwili, kiedy otwierasz waliz-kę i patrzysz w jej pusty środek,

REfLEKSJE b.

[13]

Page 14: Lorem Ipsum [01] 10/2011

HEy, MOVIE! LET’S GET NAKED!

Gasną światła. Odruchowo zaczynasz wy-godniej układać się w fotelu. Oczy powo-

li przyzwyczajają się do ciemności, gdy nagle z lekkiego zamroczenia wyrywa je jasne logo popularnej firmy, produkującej kawę. Reklamy, jakie by nie były, zawsze dają czas spóźnialskim na odnalezienie swoich miejsc na sali kinowej. Jeszcze chwila, no i się zaczyna…

są wiadome z góry? Przyjrzyjmy się dokład-nie środowisku, w którym znajduje się postać. Załóżmy, że nasz Kowalski mieszka w domu, w którym walają się sterty brudnych ubrań, a jego żona wciąż marudzi, że kran w łazience cieknie. Dzięki takiej sytuacji dowiadujemy się, że bohater jest bałaganiarzem i leniem. Obie te cechy nie kojarzą się pozytywnie, dlatego nie jesteśmy zachwyceni jego postawą. Mimo to, nie dyskwalifikujemy go na wejściu, gdyż jego wady w jakiś sposób nas obrazują. Każdy jest czasem leniwy lub narobi sporego bałaganu.

Bohater filmu musi być postacią, która wy-wołuje w widzu emocje – niekoniecznie tylko te dobre. Jest metaforą nas samych i robi to, o czym marzymy. Zadaniem scenarzysty jest odnaleźć obraz postaci, której postępowanie będzie odzwierciedlało pewne schematy, we-dług których czasem chcielibyśmy postępować. Na przykład kiedy kolega lub koleżanka oskar-żają nas o coś, czego nie zrobiliśmy, w dodatku krzycząc i szturchając nas, najchętniej przenie-

LOREM IPSUM - hey, movie! let’s get naked!

ślibyśmy się do – na przykład – Nowej Zelan-dii, z dala od tego wrzasku, bądź uciszyli cu-downą koleżankę… siekierą. W normalnym życiu musimy znieść taką sytuację, natomiast bohater filmowy może realizować nasze ma-rzenia. Dlatego właśnie po pewnych seansach mówimy lub myślimy: „Tak, to był dobry film. W niektórych momentach czułem, jakbym to ja stał po drugiej stronie ekranu”. Według terminologii, używanej w świecie kinemato-grafii, główny bohater to protagonista. Słowo to pochodzi z języka greckiego i oznacza do-słownie „pierwszego na linii walki”. Tak jest rzeczywiście: pierwszoplanowa postać jest tą, z którą widz będzie się utożsamiał. To ona ma wzbudzać w nas emocje, dlatego jest budowa-na najdokładniej. Zazwyczaj cała fabuła filmu jest tworzona w ten sposób, by ów protago-nista dał się polubić, mimo iż ma jakąś wadę (tak zwaną skazę), która jest przyczyną jego

Film. Co to? Po co to? Jak to jest zrobione? Jak go oglądać, aby dostrzec pewne sztuczki, których używają scenarzyści, by zapewnić mu sukces? Istotą tego działu „Lorem Ipsum” bę-dzie rozkład filmu na czynniki pierwsze, uka-zanie drobnych, acz istotnych, szczegółów i ich znaczącej funkcji, z której czasem nie zdajemy sobie sprawy. Jeśli jesteś ciekaw odpowiedzi na pytania „Co?”, „Jak?” i „Dlaczego tak?”, nie od-rywaj oczu od tej strony.

Bohater filmu jest metaforą: robi to,

o czym my marzymy

scena pierwsza: na ekranie pojawia się ktoś, kogo będziemy mieć przyjemność podglądać przez kolejne dwie godziny. Jego uśmiech, ru-chy, słowa zaczynają nas wciągać. Powoli go po-znajemy. Dzieje się tak nie tylko przez to, jak się zachowuje, ale również przez otoczenie, w ja-kim się znajduje. Zastanawiałeś się kiedyś, dla-czego pewne rzeczy o niektórych bohaterach

/bohater całkiem nago/

[14]

Page 15: Lorem Ipsum [01] 10/2011

hey, movie! let’s get naked! - LOREM IPSUM

Ördögördög ördög ördög

Ma diabła za skórą. W swoich czerwonych fote-lach szuka pomysłu na to jak zdobyć cały świat.

Chce poznać wszystko. Wtyka nos tam, gdzie innym by się nie chciało, bo za bardzo śmierdzi, bo dużo ro-boty. Z pozoru wygląda niewinnie - lubi pozory. Słu-cha ciężkiej muzyki. Ogląda filmy, które nie gościły w komercyjnych kinach. Czasem bezwiednie orygi-nalny. Najchętniej rozebrałby wszystko. Na czynniki pierwsze oczywiście. Jego życie to wieczna analiza. Z zegarkiem w ręku. Zawsze o cztery minuty do przo-du. Zawsze o całą wieczność do tyłu. Pachnie trochę za słodko. Jego życiowe motto : Scio me nihil scire.

problemów. W filmie „Kłamca, kłamca” z Ji-mem Careyem, problemem głównej postaci jest tytułowe kłamstwo. Za sprawą życzenia syna, ojciec zaczyna mówić wyłącznie prawdę, co sprawia, że jego świat powoli się rozsypuje. Widzimy tutaj dokładnie, że ową skazą było za-kłamanie, w jakim żył główny bohater-ojciec. Zadaniem protagonisty jest pokonanie własnej skazy. Oczywiście sprawa nie jest taka prosta, gdyż na horyzoncie musi pojawić się bohater, który utrudni mu osiągnięcie celu. Jest nim antagonista – postać bardzo ciekawa i złożona - im bardziej, tym lepiej. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Joker w „Batmanie” jest tak fascynujący? Został on świetnie wykreowany - z pozoru wydaje się być silniejszy od boha-tera pozytywnego. Zatem aby pokonać wroga, postać pierwszoplanowa musi dużo się nauczyć i przezwyciężyć swoją skazę.

Nikogo nie interesowałoby przedstawienie takiej sytuacji: protagonista to mrówka, a su-chy liść to antagonista. Mrówka z początku ma trudności, aby przedostać się na drugą stronę liścia. Udaje jej się to, gdy przechodzi pod nim. Ciekawiej jest zatem, jeśli antagonistą zostanie wysoki żywopłot, który wyciąga swoje gałąz-ki, aby pochwycić mrówkę, a w dodatku pluje trującym jadem. Dzięki takiemu antagoniście mrówce musimy doczepić skrzydła i dać nad-przyrodzone moce, aby mogła pokonać prze-szkodę. Ponadto, będzie musiała się wysilić, by osiągnąć cel. Z filmem jest podobnie: im bar-dziej niebanalny antagonista, tym ciekawsze i bardziej wciągające stają się przygody prota-gonisty. Warto zwrócić uwagę na ten schemat. Antagonista nie musi być koniecznie człowie-kiem - może to być pies, kot, choroba lub nawie-dzony dom. W użytej przeze mnie terminologii z świata scenarzystów znalazły się tak trudne zagadnienia, jak: protagonista, antagonista i skaza. Ciekawym ćwiczeniem będzie odna-leźć je w następnym filmie, który będziesz miał

okazję obejrzeć. Być może dzięki temu dostrze-żesz pewien powtarzający się schemat, a co za tym idzie, szybciej odróżnisz produkcje, które nie zasługują na ponowne obejrzenie, gdyż nie wnoszą nic do naszego życia, od tych, których ciekawa konstrukcja i przemyślani bohaterowie niosą ze sobą głęboki przekaz, nad którym war-to się zastanowić. Jeśli zaczniesz odnajdywać podstawowe elementy w budowie filmu, bę-dziesz mógł przejść na wyższy stopień wtajem-niczenia, a co za tym idzie, głębiej zrozumieć system tworzenia „ruchomych obrazów”.

Twój dzisiejszy seans dobiegł końca. Oczy na nowo muszą przyzwyczaić się do światła. Stąpasz powoli po stopniach w sali kinowej. W twojej głowie pozostaną, jak po każdym fil-mie, jakieś myśli. Mam nadzieję, że moje wska-zówki pomogą ci zajrzeć w głowy scenarzystów, odnaleźć w nich te trzy elementy – protagonistę, antagonistę i skazę - i dopasować do oglądanych obrazów. Kto wie, może nasze życie to również film - przecież i w nim występuje ten schemat, a my - nieświadomie lub całkiem świadomie - się mu poddajemy. Tą tezą pozwolę sobie za-kończyć. Miejcie oczy szeroko otwarte! ■

[15]

Page 16: Lorem Ipsum [01] 10/2011

LOREM IPSUM - ZESZyT DO NUT

ZESZyT DO NUT

Muzyka francuska. Moje pierwsze, automatycz-

ne skojarzenie – edith Piaf. Nie ukrywam – lubię klasykę. Twór-czość Piaf moim i, jak mi się zda-je, wielu innych osób, zdaniem, jest właśnie synonimem muzyki francuskiej. Artystka słynęła z nie-bywałej ekspresji i dramatyzmu w wykonywaniu piosenek. Jej chro-powaty i stosunkowo niski głos kon-trastował z drobną posturą (147 cm wzrostu). Utwory Edith, takie jak „Le vie en rose”, „Non, je ne regrette rein”, „Milord” czy „Padam padam” są już klasykami muzyki świato-wej, chętnie słuchanymi pomimo całkowicie odmienionych dzisiaj standardów i gustów. Kiedy w koń-cu uciekłam myślami od zadymio-nych paryskich kafejek i drżącego głosu śpiewającego, że niczego nie żałuje, zdałam sobie sprawę, że jeśli chodzi o muzykę francuską, dru-giego skojarzenia… nie ma. Wtedy na szczęście zauważyłam żółte sło-neczko po prawej stronie monitora, spojrzałam na kontakty i zaczęłam konwersację.

Zaczynam od Dżesiki, fanki muzyki lekkiej, miłej i przyjemnej. „In-Grid, Garou!”, pisze do mnie. Koleżanka poleca, więc słucham. Piosenka „Tu es foutu” to typowy hit lata – taneczny bit, prosty tekst, sło-neczny teledysk – czego chcieć wię-cej? Niestety, okazuje się, że in-Grid nie jest Francuzką, tylko Włoszką, a zaśpiewała po francusku, bo było na to zapotrzebowanie. No cóż, na dyskotekę może się nada, ale mnie nie pasuje do obrazu Francji.

Daję szansę drugiemu wyko-nawcy rekomendowanemu przez Dżesikę. Garou brzmi bardzo fran-cusko, więc mam nadzieję usłyszeć z moich słuchawek kwintesencję miast nad Loarą. Przed przesłu-chaniem spoglądam jeszcze do Wi-kipedii - okazuje się, że pan Pierre Garand (bo tak naprawdę nazywa się Garou) jest Kanadyjczykiem!

w Awinionie. Po przesłuchaniu większej ilości ich kompozycji, mimo że fanką tego typu muzy-ki nie jestem, muszę przyznać, że tworzą naprawdę niesamowity klimat. Chwilami miałam wrażenie, że siedzę w brudnym, strasznym, śre-dniowiecznym zamku, a tuż za mną stoi szatan i śpiewa mi do ucha. Ze-spół zachowuje melodyjność, choć nie boi się agresji, wyrażania bólu i siania grozy. Do gustu przypadły mi trzy utwory: „Le mort joyeux”, „Spleen” oraz „La mesniee mor-drissoire” (ten polecam najgoręcej - prawdziwie mroczna atmosfera). Drugiego zespołu postanowiłam poszukać na własną rękę i znala-złam kapelę Anorexia Nervosa. Grupa grała (rozpadli się w 2006 roku) symfoniczny black metal. Całkiem przyjemnie się tego słucha, jednakże nie tworzą takiego klima-tu, jak Peste Noire (wokal nie jest tak ciekawy). Mimo wszystko, pole-cam utwory „Stabat Mater Doloro-sa” oraz „Chatiment de la rose”. Ze-spół ten jest mniej przerażający od poprzedniej kapeli i wydaje mi się, że mogą trafić w gusta większego grona słuchaczy. Muszę przyznać, że w przeciwieństwie do popular-nych „French hits”, francuska ciężka muzyka miło mnie zaskoczyła.

A co, jeśli nie przepadamy za muzyką z lat pięćdziesiątych,

Emocje opadają i jednak włączam jego największy hit „Gitan”. Pan--Kanadyjczyk-udający-Francuza bardzo się stara, ale jego skowyt do mnie nie przemawia. Tekst rów-nież nie porywa „Cyganem jestem i nim pozostanę, mam gitary z Ame-ryki” – myślę, że to wystarczy. Kon-kluzja rozmowy: „Co wydaje się z Francji, niekoniecznie z Francji jest.” oraz „Nie wszystkie piosenki po francusku są dobre”.

/muzyka francuska i nowa nosowska/

Nie wszystkie piosenki po francusku

są dobreKiedy otrząsnęłam się z szoku,

wywołanego poprzez skoczne neo-francuskie utwory, zaczęłam się za-stanawiać, co jeszcze bardziej może mnie zaskoczyć i z czym Francja jeszcze mniej mi się kojarzy. Zda-łam sobie sprawę, że chyba nigdy nie słuchałam francuskiego metalu. Od razu wiedziałam, do kogo zgło-sić się z tym problemem – Mrocz-ny Mieszko, który jest fanem tego typu muzyki, z chęcią mi pomógł. Okazało się, że istnieje wiele fran-cuskich kapel i parę z nich pre-zentuje naprawdę wysoki poziom. Numerem jeden jest Peste Noire, blackmetalowy zespół powstały

[16]

Page 17: Lorem Ipsum [01] 10/2011

nie szalejemy na dyskotekach, nie lubimy kanadyjskich pseudo--Francuzów z pseudowyniosłą mu-zyką, a muzyka metalowa zupełnie nie trafia w nasze gusta? Odpowie-dzią na to pytanie jest Nouvelle Vague, duet producentów i aran-żerów muzycznych – Marca Callina oraz Oliviera Libauksa. Tworzą oni covery punkowych i nowofalowych utworów z lat osiemdziesiątych, zaaranżowane w stylu bossa-novy. Zespół jest doceniany w całej Eu-ropie i ma fanów także w Polsce. Pierwszy ich album (pod tytułem, de facto, „Nouvelle Vague”) został wydany w 2004 roku (znalazły się na nim nowe wersje klasycznych utworów z nurtu new vave z reper-tuaru takich zespołów jak Joy Divi-sion, Dead Kennedys, The Clash czy Depeche Mode) i według mnie to właśnie on jest ich najlepszym krąż-kiem. Kolejne płyty są już bardzo wtórne, podobne do siebie. Mimo wszystko, z całego serca polecam ten niezwykły francuski kolektyw. Jest to zupełnie inna muzyka niż ta, do której się przyzwyczailiśmy. Na dobry początek proponuję utwory „In a manner of speaking” (według mnie, ta wersja jest znacz-nie lepsza, niż depechowska!), „Too drunk to fuck” oraz „Dance with me”. Kto jeszcze nie próbował, niech to zrobi - naprawdę warto!

Kolejnym niszowym, acz god-nym polecenia, francuskim artystą jest Yann Tiersen, muzyk i kom-pozytor, znany szerszej publicz-ności dzięki genialnemu filmowi „Amelia”, do którego skomponował ścieżkę dźwiękową. Jego utwory są łatwo rozpoznawalne dzięki pro-stej, acz wdzięcznej linii melodycz-nej oraz użyciu bardzo dużej ilości instrumentów. Cała jego twórczość jest warta polecenia - magiczny kli-mat Paryża czuje się w każdym tak-cie skomponowanym przez Tierse-na.

Teraz Francja nie kojarzy mi się już z tylko z Edith Piaf.

Gdy widzę tag „french”, przed mo-imi oczyma wyobraźni przesuwa się black metal, muzyka instrumen-talna i kadry z „Amelii” oraz cove-ry w wykonaniu Nouvelle Vague i klub pełen dobrze bawiących się, młodych ludzi. Co najważniejsze, wiem już, z czym kraj nad Loarą na pewno kojarzyć się nie może.

Jeśli chodzi o Nosowską, ciężko jest być obiektywnym

- w końcu to bogini polskiej sceny muzycznej, zdobywczyni niezliczonej ilości nagród, autorytet tysięcy młodych i mniej młodych ludzi. Każde jej przedsięwzięcie kończy się sukcesem. I jak teraz ocenić na zimno jej najnowszą płytę „8”? Jest to bardzo trudne zadanie, bo łapię się na tym, że już sama nie wiem, czy kocham Nosowską, bo wszyscy ją kochają, czy kocham Nosowską, bo Nosowskiej

„8” można opisać jakoś szeroko pojmowaną alternatywę. Stroną muzyczną zajął się Marcin Macuk, który już wiele razy współpracował z Nosowską oraz z Hey, a także jest odpowiedzialny za sukces Brodki i jej płyty „Granda”. Elektroniczne brzmienia łączą się z partiami smyczków i rockowymi basami. W przeciwieństwie do poprzednich projektów pani Katarzyny, utwory pod względem muzycznym bardzo od siebie odbiegają. Znajdziemy i spokojne, melancholijne kawałki, takie jak „Kto?” czy „Rozszczep”, pełen niepokoju „Daj spać”, czy też - niemal taneczny - singiel „Nomada”.

Nie byłaby to recenzja płyty Katarzyny Nosowskiej,

gdybym nie wspomniała o przekazie utworów z tego krążka. Warstwa tekstowa jest o wiele bardziej spójna, niż ta muzyczna. Optymizmu, czy choćby nutek radości, znajdziemy niewiele. Większość kawałków opowiada historię nieszczęśliwych miłości, odrzucenia, rozstania, pojawia się również refleksja nad istnieniem Boga („Kto?”). Na zakończenie otrzymujemy kompozycję „O lesie”. Jest to swoisty finał płyty, katharsis. Smutek, przepełniający album, odchodzi, a na jego miejscu pojawia się nadzieja, ulga, uwolnienie od starych obaw.

Całość zachwyca, zmusza do myślenia, nie daje się łatwo

zapomnieć. Jak wszystkie dobre płyty, z każdym przesłuchaniem doceniamy ją jeszcze bardziej, odnajdujemy kolejne jej plusy. „8” Katarzyny Nosowskiej to obowiązkowa pozycja w jesiennej płytotece! ■

k.t.o

Jej życie jest jedną wielką nauką na błędach. Pomiędzy błędem ,

a nauką chętnie czytuje Różewicza, Herberta i Świetlickiego. Podziwia impresjonistów i przysłuchuje się muzyce wszelakiej. Uwielbia kar-melową herbatę i ciepłą szarlotkę. Ocenia ludzi po muzyce, której słuchają i chyba się tego nie wsty-dzi.

k.t.o k.t.o k.t.o

Sama nie wiem czy kocham Nosowską,

bo wszyscy ją kocha-ją czy dlatego, że jej

nie kochać się nie danie kochać się nie da. Jednak przesłuchując po raz kolejny i kolejny najnowsze jej dzieło, utwierdzam się w przekonaniu, że liderka Hey nie bezpodstawnie jest uwielbiania przez tak szerokie grono odbiorców.

Przyznaję, zachwyt nie był moim pierwszym odczuciem po zobaczeniu okładki albumu. Dopiero po chwili zastanowienia doceniłam odwagę autora (Macio Moretti). Przyzwyczajeni do wyprasowanych twarzy i sylwetek innych artystów, tym razem otrzymujemy paznokieć i ciało czterdziestoletniej, nieidealnej kobiety. Kobiety, która, mimo że ukazuje nam swoje niedoskonałości, zyskuje nasz szacunek.

Nosowska Katarzyna8

ZESZyT DO NUT - LOREM IPSUM

[17]

Page 18: Lorem Ipsum [01] 10/2011

ART&PASSION

W poszukiwaniu nieskompliko-wanego sposobu przekazu „Artyści to nieustabilizowane psychicznie darmozjady, których wizje nikomu bynajmniej nie są potrzebne, to osoby szukające we wszystkim drugiego dna i zgłębiające pro-blematykę metafizycznych tematów”. Na pewno nie raz spotkałeś się z podobną opinią kolegi-„ścisłowca”. A może sam jesteś jej zwolennikiem? Jako humanist-ka, jestem zobowiązana przeciwstawić się temu poglą-dowi, choć obalić go nawet się nie staram.

Kiedyś próbowałam przekonać mojego przyjaciela do słuszności powstawania dzieł, a także do użytecz-ności humanistów, jednak cała konfrontacja skończy-ła się fiaskiem. On zwieńczył swój wywód słowami: „Gdyby nie my, ŚCISŁOWCY, żyłabyś nadal w erze kamienia łupanego!”, a ja, nie powątpiewając w traf-ność jego wypowiedzi (i zważając na możliwości wła-snego umysłu), postanowiłam wrócić do tego tematu w innym czasie. Sęk w tym, że nie chodzi tu o wza-jemne zwalczanie się na linii „ścisłowiec” – humani-sta. Starając się pogodzić oba te stanowiska, znalazłam konsensus dla „niezatwardziałych” wrogów twórców szeroko pojętego kunsztu. Dla wielbicieli prostego przekazu, nieskomplikowanych wyobrażeń i miłych dla oka obrazów, proponuję impresjonizm – nurt w sztuce, który wcale nie próbuje przenikać poza ko-lorową powierzchnię codzienności.

Prace impresjonistów trafiają do odbiorcy poprzez swoją tematykę, opierającą się na obrazowaniu co-dzienności i współczesności, przez co każdy znajduje w nich coś dla siebie. Oglądanie tego rodzaju twór-czości jest niezwykle przyjemne, gdyż, w większości, dzieła impresjonistyczne prezentują naturę albo kon-terfekt osób w trakcie zabaw, tudzież odpoczynku, co daje upust dość pozytywnym odczuciom u oglądają-cego.

Impresjonizm ma swoje początki w dziewiętnasto-wiecznej Francji, a mianowicie w paryskich pracow-niach artystów. Jego celem jest oddanie ulotnych mo-mentów, „złapanie uciekających chwil”. Pojawienie się tego stylu jest niczym innym, jak swoistym buntem

artystów wobec używania do tworzenia malunków brudnych, złamanych barw, dlatego też kolorystyka na płótnach jest ożywiona, sugerująca się barwami tęczy.

Prekursorem tego stylu był Claude monet. Jego najpopularniejsze obrazy to „Nenufary” (a właści-wie lilie wodne) i „Stogi siana”. Przyjaciel Moneta – Auguste renoir – wpisał się do czołówki malarzy XIX wieku pracami takimi jak: „Śniadanie wioślarzy” czy „Moulin de la Galette”. Sięgając do podstaw, ab-solutnym musem jest zobaczenie malowideł Alfreda Sisleya, Camille Pissarro, a także Berthe Morisot.

Podczas zeszłorocznej wycieczki szkolnej śladami kultury francuskiej, żałowałam tylko jednego – braku wizyty w paryskim Musée d’Orsay, prawdziwej mekce dzieł impresjonistów. Będąc w stolicy Francji, nie za-pomnij odwiedzić powyższego muzeum.

Reasumując, chciałabym zachęcić do zagłębiania się w twórczość Moneta, Renoura i innych twórców, szczególnie jeżeli szukasz w sztuce otuchy i odpręże-nia. Ciekawostką jest to, że jednym z większych kry-tyków impresjonizmu był Jean-Léon Gérôme (czyt. „Żerom”) – liczę na to, że nie będziesz sugerować się jego zdaniem i, po obejrzeniu prac, samodzielnie zde-cydujesz, czy (i jak bardzo) podobają ci się owe malo-widła. ■

Renoir, „Bal w Moulin de La Galette”

Monet, „Lilie wodne”

MarryMemarryme marryme marryme

Trochę sztuki! Promując ją w swoich artykułach, stara się przekonać do niej wszystkich, którzy

uważają, że jest zbędna. Swoje słowa kieruje przede wszystkim do wielbicieli kostki Rubika, tudzież fa-nów obliczania delty. Sic vult, sic iubet, pokochacie sztukę! Jest miłośniczką fotografii, poprzez robienie zdjęć może przekazać, na swój - często przekorny – sposób, własne myśli. Do pełni szczęścia potrzebuje tylko dużej ilości spaghetti, jazzu i dzieł Vermeera. Nienawidzi pozerstwa.

/impresjonizm i malowanie ogniem/

[18]

ART&PASSION - LOREM IPSUM

Page 19: Lorem Ipsum [01] 10/2011

ART&PASSION - LOREM IPSUM

MALOWANI E OGNIEMOgień, czyli jedno z fundamentalnych odkryć ludz-

kości, nieprzerwanie towarzyszy nam od zarania dzie-jów. Codziennie mamy kontakt z takimi przedmiota-mi, jak na przykład kuchenki gazowe, zapalniczki czy też zapałki. Jednakże francuski artysta Yves Klein po-stanowił użyć tego niezwykłego żywiołu do celów bar-dziej niekonwencjonalny, niż przygotowanie obiadu.

Na początku lat sześćdziesiątych w Niemczech od-była się pierwsza wystawa twórczości artysty obejmu-jąca „prace ogniem”. W jej skład wchodziła „Ściana ognia” oraz „Fontanny ogniowe”. To właśnie za pomo-cą fontann powstały pierwsze „Obrazy ogniem”. Po po-wrocie do Francji, Klein otrzymał pomoc przedsiębior-stwa „Gaz de France”, które służyło mu nie tylko radą, ale także specjalistycznymi przyrządami, co było wte-dy czymś niespotykanym. W tamtejszym ośrodku ba-dawczym powstała kolejna seria niezwykłych prac.

Technika zastosowana przez Kleina polegała na kontrolowanym stosowaniu wody na podłożu obrazu. Dzięki zwilżeniu niektóre obszary ulegają sile ognia bardziej, inne zaś mniej. Mimo stosunkowo prostego sposobu wykonania, treść dzieła jest skomplikowa-na i głęboka. Spotykające się żywioły - ogień i woda - stanowią symbole destrukcji oraz oporu wobec de-strukcji. Sam artysta mówił, iż jego prace są o życiu

i śmierci. Równocześnie zdawał sobie sprawę, że ta metafora tylko z pozoru jest prosta i dlatego chęt-nie cytował swojego ulubionego filozofa, Heraklita z Efezu: „Postępujący ogień wszystkie rzeczy dostrzeże i dogoni”. Warto również zwrócić uwagę na walory estetyczne prac Kleina. Jego obrazy zadziwiają nie-zwykłymi kształtami oraz niesamowitą gamą barw.

Yves Klein to nie tylko artysta stosujący nowa-torską technikę. Poprzez swoje dzieła stara się zain-trygować odbiorcę oraz skłonić go do refleksji. ■

Yves Klein (ur. 28 kwietnia 1928 w Nicei, zm. 6 czerwca 1962 w Paryżu), francuski artysta inter-medialny, malarz i rzeźbiarz, należy dziś do najważ-niejszych protagonistów powojennej awangardy.

Surreal

Zafascynowana światem sztuki fotografka. Postrze-ga siebie jako estetkę i wieczną marzycielkę. Mi-

łośniczka surrealizmu oraz powiązanej z nim i, często niedocenianej, sfery snów. Interesuje się szeroko poję-tym zjawiskiem street artu. W wolnych chwilach czy-tuje powieści Stephena Kinga i umila sobie czas ca-davre exquis - zabawą stworzoną przez surrealistów. Uwielbia filmy Allena, Tarantino i Kusturicy. Zgadza się ze zdaniem Luisa Buñuela, iż wyobraźnia jest jedy-nym obrońcą naszej wolności.

surreal surreal surreal

[19]

Page 20: Lorem Ipsum [01] 10/2011

LOREM IPSUM - ex libris

fANTASy NIEMAL wZORCOwE

Napisanie książki fantasy z najwyższej półki nie jest ła-

twe. Fantasta musi stworzyć świat całkiem inny, choć podobny do naszego. Musi pokazać wady rze-czywistości poprzez opis całkiem odmiennej krainy, rasy czy dru-żyny. Musi wykreować bohaterów wyróżniających się, a jednocze-śnie bliskich nam, posiadających te same kompleksy, problemy i dylematy. W mojej opinii przed-stawicielami najlepszej fantasy są „Władca Pierścieni” Johna Ronalda Reuela Tolkiena i „Saga o Wiedź-minie” Andrzeja Sapkowskiego. Blisko do tych wzorów jest debiu-tanckiemu zbiorowi powiastek ro-berta m. Wegnera - świat zdomi-nowany przez potężne Imperium Meekhańskie jest znajomy, choć tak bardzo abstrakcyjny.

Zbiór podzielony jest na dwie części, „Topór i Skała” oraz „Miecz i Żar”. W pierwszej z nich czytelnik zostanie przeniesiony na mroźną Północ, gdzie będzie towarzyszyć pułkownikowi Górskiej Straży, Kennethowi, by następnie zawę-drować z wojownikiem Yatechem na pustynne Południe i przeko-nać się, jak okrutne może być pra-wo plemienia Issarów. Pozornie niezwiązane ze sobą opowieści i kontrastowe prowincje Meekha-nu łączy tajemnicza sprawa pew-nej dziewczyny, która zaskakująco wpłynie na wydarzenia w Impe-rium...

Meekhan jest swoistym od-zwierciedleniem naszej historii, czerpiąc głównie ze starożytnych bitew i państw. Wegner budu-je jednak ten świat w sposób tak interesujący, że rozwlekłe opisy nie nudzą ani nie irytują czytelni-ka, chłonącego każdą informację. A jest co chłonąć – dana część Im-perium Meekhańskiego wraz z gra-niczącą z nią ziemiami jest opisana dokładnie, zaczynając od geografii, a kończąc na kulturze i zwyczajach

zamieszkujących ją ludów. Opi-sy uniwersum nie spychają fabuły na dalszy plan - są tak zręcznie w nią wplątane, że razem tworzą spójną całość.

Każda z ośmiu powiastek ma wciągającą i zaskakującą treść, hi-storie bohaterów trzymają w na-pięciu do ostatniej strony. Postaci są nakreślone wyraźnie, wraz z ich wadami, przyzwyczajeniami i lęka-mi. To powoduje, że od początku lubimy Kennetha i jego drużynę oraz czujemy cichy respekt i pew-ną dawkę współczucia dla tajemni-czego Yatecha.

„Opowieści z meekhańskie-go pogranicza” Wegne-

ra to lektura, od której trudno się oderwać. To fantasy przemyślane i wybornie skonstruowane, nie-mal wzorcowe, z dawką kryminału i horroru. Dla fanów tych gatun-ków – pozycja obowiązkowa! ■

MadCat

Recenzent. Pisarz. Felietonista. Nałogowy gracz komputerowy.

Znawca wszelkich trendów inter-netowych, używający ich, nieste-ty, w życiu codziennym. Miłośnik fantastyki i wszystkiego, co się z nią łączy. Człowiek specyficzny, chyba trochę niezrozumiany. Cza-sem zbyt leniwy, by się ruszyć, cza-sem rozpierany nieludzką energią. Czasem przewidywalny, czasem zaskakujący. Czasem śmiertelnie poważny, czasem niewytłumaczal-nie wesoły. Jak kot. Tylko trochę bardziej stuknięty. Ulubiony cytat: „Fajnie jest być głupim – ludzie się częściej do ciebie uśmiechają.”

Nike jest nagrodą za najlep-szą książkę roku. Przyznaje

się ją corocznie już od 1997 roku w pierwszą niedzielę października. Decyzję o przyznaniu nagrody jury podejmuje w dniu jej wręczenia. Zwycięzca otrzymuje 100 tys. zł i statuetkę Nike dłuta prof. Gustawa Zemły. Fundatorami Nike są „Ga-zeta Wyborcza” i Fundacja Agory.

errata

/nike 2011//opowieści z mekhańskiego pogranicza/

Robert M. WegnerOpowieści z meekhań-skiego pogranicza. Pół-

noc - Południe

madcat madcat madcat

NEwSy

Zwycięzcą okazał się Marian Pilot z

książką „Pióropusz”W tym roku po raz 15 już wyłonio-no zwycięzcę, którym okazał się marian Pilot z książką Pióro-pusz.

Pióropusz Mariana Pilota, według Dariusza Nowackiego, dzienni-karza Gazety Wyborczej to „po-wieść o potędze i przekleństwie pisma, wierze w słowo i konse-kwencjach upojenia się tą wiarą. Jedna z piękniejszych, jakie nam w ostatnich latach podarowano. Znakomita powieść autora ce-nionego za twórcze łączenie pro-zy „nurtu chłopskiego” z trady-cją gombrowiczowską.” Nowacki mówił jednak, że „(…)styl prozy w lekturze może stawiać opór.” Jest on podkręcony językowo, roz-buchany stylistycznie. Możemy znaleźć tam zdania cztero- bądź pięciokrotnie złożone, co może zniechęcić współczesnego czy-telnika, którego zasób leksykalny odpowiada, jak to określił Nowak „skromnemu raczej słownikowi maturzysty”.

Wśród starających się o nagro-dę znaleźli się również m.in.

Sławomir Mrożek, Joanna Bator, Andrzej Stasiuk, Justyna Bargiel-ska, Wojciech Nowicki i Ignacy Karpowicz. ■

[20]

Page 21: Lorem Ipsum [01] 10/2011

DEUS EX MACHINAWe wrześniu Teatr Polski za-

prosił widzów do budynku Małej Sceny na premierę mono-dramu pod tytułem „singielka” w reżyserii Jacka Bończyka, który jest również autorem scenariu-sza. W spektaklu oglądać można znaną - nie tylko w Bielsku-Bia-łej - gwiazdę teatru i telewizji, Annę Guzik.

I co z tego? Właściwie to nic. Idąc do teatru, spodziewałem się czegoś innego, lepszego. Dlaczego? Ponieważ znam pana Bończyka z jego wokalnych performance’ów, a pani Guzik ma za sobą już nie-jeden występ, także przed kamerą.

innych momentach, dzięki czemu zakończenie wyglądałoby znacznie lepiej niż obecnie.

Co do samej gry pani Anny Gu-zik, nie mam większych zastrzeżeń, ale nie porywa ona w jakikolwiek sposób. Jedyna refleksja, jaka na-szła mnie po spektaklu, była taka, że w przyszłości powinienem bar-dziej zastanowić się nad doborem sztuki, którą pójdę obejrzeć w te-atrze.

Rolę wisienki na torcie pełniło rozwiązanie akcji: brakowało tylko antycznego boga, który opuściłby się na linie. Otóż zakończenie było dla mnie nielogiczne pomimo pró-by wplecenia w całą sytuację zrozu-

pestifer

Wielbiciel teatru. Krytyk ama-tor. Od czasu do czasu pró-

buje swych sił na scenie. Lubi biegać po lesie i budować szałasy. W wolnych chwilach poszukuje szczęścia. Uzależniony od żelek i czekolady oraz większej ilości że-lek. W przyszłości chciałby zostać drwalem lub ewentualnie założy zakład fryzjerski. Jeden z ulubio-nych cytatów: ”Who is Zed? – Ze-d’s dead baby. Zed’s dead.”

Brakowało tylko antycznego boga, który opuściłby sie

na linie

Miesiąc po premierze „singiel-ki” na Dużą Scenę bielskiego

Teatru Polskiego wkracza adapta-cja „Procesu” Franza Kafki. Re-żyserem spektaklu jest Jacek Bała z krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Ludwika Solskiego.

Mam nadzieję, że widz będzie mógł zobaczyć coś znacznie lepsze-go, niż podczas ostatniej premiery – głównie ze względu na fakt, iż Teatr Polski ponownie nawiązał współ-pracę z Centrum Sztuki „Kontrast” oraz z młodym reżyserem. Ostat-nim owocem owego porozumienia było „Nowe Wyzwolenie Witkace-

DIDASKALIA - LOREM IPSUM

/singielka w teatrze polskim & proces kafki/

pestifer pestifer pestifer

go” w reżyserii Eweliny Marciniak, które zostało nagrodzone na II Koszalińskich Konfrontacjach Młodych „m – teatr”.

Na przykładzie takiego spek-taklu dochodzi się do wniosku, że pomimo upadków, teatr ma się bardzo dobrze. Co za tym idzie, odbiorca nowej sztuki ponownie może spodziewać się wydarzenia kulturalnego satysfakcjonującej ja-kości.

Ciekaw jestem adaptacji pana Bały. Być może przedstawione zo-stanie nowe, świeże, spojrzenie na Kafkę.

Przekonać się o tym będzie moż-na już od 21 października, kie-

dy to miejsce mieć będzie premiera „Procesu”. ■

Niestety, bardzo się rozczarowa-łem. Odbiorcy przedstawiona zo-staje historia śpiewaczki estrado-wej Alicji, która de facto „śpiewa do kotleta”. Większość przemy-śleń głównej bohaterki dotyczy bycia singlem, a także zalet i wad takiego stylu życia. Gdy Ala nie śpiewa, wspomina byłego męża i tęskni za prawdziwą miłością. Przez półtorej godziny oglądałem powielające się sceny - co było zdecydowanie nudne (być może reżyser chciał nam pokazać, że ży-cie niezamężnej kobiety nie należy do najciekawszych) - uzupełniane pseudofilozoficznymi stwierdze-niami, jak choćby tym, że współ-cześnie telewizja komercyjna nie dostarcza widzowi nic poza tanią rozrywką i beznadziejnymi seria-lami. Ponadto, sztuka mogłaby się skończyć w trzech, może czterech

miałego wyjaśnienia. Starając się usprawiedliwić „Singielkę”, mogę napisać, iż strona internetowa Te-atru Polskiego wyraźnie informuje nas, jakobyśmy mieli do czynienia z pierwszym monodramem Anny Guzik, a o Jacku Bończyku jako reżyserze milczy. Jak głosi polskie przysłowie: nie od razu Kraków zbudowano. ■

[21]

Page 22: Lorem Ipsum [01] 10/2011

LOREM IPSUM - zwyczajne/niezwyczajne

ZwyCZAJNE/NIEZwyCZAJNEOtaczają nas tysiące przedmio-

tów. Często nie zdajemy sobie nawet sprawy z ich istnienia lub używamy ich odruchowo. Przy-znajcie się, czytelnicy, czy ktokol-wiek z was choć raz zastanowił się, jak i kiedy wymyślono sztuć-ce, parasol czy pióro wieczne? Nie mówcie, że tak, kłamczuszki, ja wiem, że nigdy tego nie robiliście. Niektóre historie są zaś ciekawe i warte, by je usłyszeć... choćby tylko po to, by pochwalić się swą wszech-stronną wiedzą babci, koleżance czy pani Jadzi ze sklepu obok.

Wyobraźcie sobie czynność, którą wykonujecie każdego dnia, z rana. Tak, chodzi o wstawanie z łóżka. Po dziesiątym przewrocie i niezliczonych „dobrze, mamo, już wstaję, tylko jeszcze chwilka” nad-chodzi czas, żeby wreszcie „zwlec się z ciepłego wyrka” i powrócić do rzeczywistości. Ziewając i prze-ciągając się zmierzamy do łazienki, gdy nagle na ścianie zauważamy po-twora, który zachowuje się dokład-nie tak jak my. Dopiero po krótkiej chwili do zaspanego umysłu docie-ra, że te rozczochrane monstrum z podkrążonymi oczami to tak na-prawdę nasze odbicie w lustrze. Teraz wyobraźcie sobie, że żyjecie setki tysięcy lat temu. Obudzeni ojcowskim uderzeniem maczugi spadacie z wygodnego, płaskiego kamienia. Zanim skierujecie się do pracy, rozcierając bolące miej-sce szukacie pobliskiego zbiornika wodnego, w którym moglibyście zo-baczyć wielkość nabitego siniaka.

To właśnie woda była pierw-szym, prowizorycznym lustrem naszego gatunku (mówię „nasze-go”, bo ze zwierząt własne odbicie mogą rozpoznać tylko niektóre małpy, słonie i delfiny). Miała jed-nak sporo wad, w tym absolutny brak mobilności czy zniekształcenie obrazu. Dopiero długo później, gdy zaczęły kształtować się cywiliza-cje, ludzie wynaleźli dużo bardziej

przenośne, ozdobne zwierciadła. Wpierw używano polerowanych kamieni, takich jak obsydian, by później iść z duchem czasu i zacząć przeglądać się w polerowanym me-talu. W domostwach Egipcjan sta-ły kawały brązu, Grecy poprawiali togi w odbiciu miedzianych sztab, zaś Rzymianie swe „lustra” wy-tapiali z cyny, srebra lub złota.

Dopiero na początku XIII wie-ku w Europie pojawiły się lustra szklane. W celu ich wytworzenia na jedną stronę tafli szlifowanego szkła kładziono cienką folię cyno-wą, a następnie zalewano ją rtęcią. Ta rozpuszczała cynę, która trwale przylegała do warstwy. Mistrzami w wytwarzaniu takich luster byli Wenecjanie, których bardzo prze-zroczyste szkło robiło prawdziwą

MadCat

rozmiary tafli szkła na lustra, ale sposób ich wytwarzania pozostał niezmieniony. Dopiero znany che-mik niemiecki Justus Liebig w 1855 roku odkrył, podobno przypad-kiem, metodę osadzania na szkle idealnie gładkiej i doskonale od-zwierciedlającej szczegóły warstwy srebra. Lustra takie są zdecydowa-nie tańsze i łatwiejsze do wyprodu-kowania, lecz tracą tym samym na trwałości. Te lustra w nieco zmo-dyfikowanej postaci można spotkać w każdym współczesnym domu.

Wracamy do naszej wyobrażo-nej scenki. Rozczochrani, za-

spani stoimy przed lustrem i zasta-nawiamy się, jak doprowadzić się do porządku. W ruch idzie grzebień. Ale o nim w następnym artykule. ■

furorę. Tajemnica wytwarzania lu-ster znana była tylko nielicznym, zaś za jej zdradę groziła nawet kara śmierci! Wszystkie fabryki szkła lustrzanego znajdowały się na po-łożonej niedaleko Wenecji wyspie Murano, na którą nie wpuszczano nikogo z cudzoziemców. Wytwa-rzało tam szkło w różnych posta-ciach około 3 tysiące pracowników, dobrze opłacanych i mających szczególne warunki życia. Nie mo-gli oni jednak opuszczać terenu Państwa Weneckiego. Trudno się dziwić, że cena luster była bardzo wysoka. Za jedno z nich, w roku 1683 zapłacono o wiele więcej niż za obraz wybitnego flamandz-kiego malarza Petera Rubensa!

Przez wiele następnych lat, bo aż do połowy XIX wieku, udo-skonalono jakość i powiększano

Woda była pierw-szym, prowizorycz-

nym lustrem naszego gatunku

/zwierciadła na przestrzeni wieków/

Już 21 października o go-dzinie 18.30 bielskim klubem

„RudeBoy” (ul. 1 Maja 20) zatrzę-są elektroniczne rytmy pierwszej w tym roku imprezy organizowanej przez Samorząd Uczniowski III LO – „electro & dub Night”. Dzika zabawa przy dźwiękach complextro, dubstepu i innych podgatunków electro poderwie do tańca nawet najbardziej nieśmia-łych podpieraczy ścian. Wejściów-ka to już imprezowy standard – 10 złotych, płatne u Magdaleny Zgło-bicy (II g), Karoliny Jarubasz (II g) lub Doriana Machalicy (III e). Na co czekasz? Nie pozwól, by rozpo-częcie imprezowego listopada od-było się bez ciebie! Do zobaczenia na „Electro & Dub Night”!

UWAGA!!!

Bonkers

electro & dub Night

[22]

Page 23: Lorem Ipsum [01] 10/2011

b E Z K R E S

***

zawieś moje oczyna różowych zawiasachw domuw którym już nigdynie spotkają siędwa wiersze

zawieś jei zapytajchoć i tak nie zapamiętasz

spotkałam bezdomnegocuchnął miał brudną brodępodarte myślii spodnieale rozumiał bardziej

on zjada na kolacjęjesienne drzewaja przeżuwam samotnośćty tylko wypluwaszz wdziękiem

wiemnie spotkają siędwa wierszejuż nigdy

Antonina

Lubi gubić się i znajdować w pi-saniu. Wciąż poszukuje swojego

Mistrza. Sentymentalna. Zmienna. Pesymistka. Właścicielka czarnego kota. Tomiku wierszy Agnieszki Osieckiej. Marzeń. Wspomnień. Wątpliwości. Myśli, które czasem macza w smutku. Bezsenności, gdy na niebie pojawia się on. Okrągły księżyc. I kilku innych rzeczy. Wie, że jej teksty są średniej klasy i ma nadzieję, że te naprawdę dobre – dopiero przed nią.

codzienność...

Ranek z herbatą.. Z cytryną. Krzywię się i dosypuję cukru. Jak mnie to wszystko wkurza. Znowu trzeba iść. Zabić muchę. Zwątpić. Cze-

kać na zakończenie.

Siedzę na krześle. Nie jest mi wygodnie. Mojej koleżance także, ale ona mówi, że to nie ma znaczenia. Ma. Ma duże znaczenie. Będę mu-siała zjeść o jedną tabletkę przeciwbólową więcej. Martwię się o krę-gosłup. W końcu jest mój. Z tyłu, z przodu i z prawego boku otaczają mnie głosy i rozpędzone połączenia rąk i długopisów. Tylko z lewej patrzy na mnie okno. Ja też patrzę i uciekam. Z klasy zamkniętej na trzecim piętrze. Ktoś inny ma klaustrofobię i musi się dusić pod pozo-rami. Pani profesor zaraz będzie sprawdzać rysunki w zeszycie. Zrobio-ne ołówkiem rzecz jasna. Kurczę.

Mam tylko temat przy dzisiejszej dacie. Trudno równocześnie ucie-kać i rysować. Poza tym nigdy nie potrafiłam stawać się architektem. Chyba się nie nauczę. Nie wszyscy muszą mieć pojęcie o budowaniu. W etapie tworzenia znajdą się różne role. Na przerwie wstrętny auto-mat częstuje mnie zbyt słodką herbatą. Niedobrze. Mój błąd.

Już po. Skończył się tydzień w wielkim budynku. Na przystanku wi-dzę siostrę. Ciekawe, co tu robi. Podchodzę bliżej. To nie ona. Czy moż-na uznać obcego człowieka za siostrę? Tak. „Wszyscy jesteśmy rodziną” – ekumeniczne hasło trzeba wcielać w życie. Zresztą podobno każdy ma swojego sobowtóra. Pewnie właśnie spotkałam drugą Julię. Głupio się zrobiło. Takie życie. Przystanek tamtej pani jest i moim przystan-kiem. Dzwonię do siostry. Zdziwiona przyjmuje wiadomość, że nie jest niepowtarzalna. Właśnie spotkałam jej powtórzenie.

Dom niczym mnie nie zaskakuje. Szczęście. Zwyczajny zapach zupy pomidorowej. Jakaś kłótnia. Chwilę potem łzy. I piosenka „Jutro mo-żemy być szczęśliwi”. Ja wiem, że nie wszyscy. Można się przyzwycza-ić. Zastanawiam się jak smakuje szczęście. I jak smakuje kurczak. Nie pamiętam. Dziwne. Nie jadłam go tylko 5 lat. Aż 5 lat? Nie tęsknię za tym smakiem. Bo tęskni się za zapamiętanym. Lubię szybko zmieniać tematy.

Dostosowałam się do pędzącego życia. Ubiorę białą koszulę. Ściągnę glany i wypłowiały, za duży sweter. Będę inna. Bardziej udana? Mało kto kocha za samo istnienie. Przepraszam. Nie lubię odbierać złudzeń ani pozbawiać seriali oglądalności. Mój świat nie chce rujnować innych światów. Nie teraz. Piję wodę. Ktoś umiera. Ta bezsilna cząstka ludz-kości. Prawdopodobnie była „inną opcją”. Spokojnie. To tylko drugiej „innej opcji” przypadła wieczna rozpacz.

Cieszę się, że plasterki mojej cytryny jeszcze są. Choć kwaśne. Każ-dy jeden jest bezcenny. Nie pozwolę na promocję. Bo stracę. Jeszcze tylko kubek herbaty na dziś. Idę spać. W sobotę nadejdzie zdumienie. Mam szansę. Wierszowi brakuje puenty.

Proza poezja /codzienność & wiersz bez nazwy/

antonina antonina antonina

bez kres - LOREM IPSUM

[23]

Page 24: Lorem Ipsum [01] 10/2011

Wcześniej nie wiedziałeś, co oznacza nazwa„lOrem iPsUm”?

Nie martw się! Co najmniej połowa naszej redakcji również sprawdziła jej znaczenie na Wikipedii!