m 16. warszawa, d. 15 kwietnia 1888 r. tom...

16
.M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII. TYGODNIK POPULARNY, NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie " 2 Z pocztowi!: rocznie " 10 " 6 w Redakcyi i we wszystkich ksi!)garniach w kraju i . · Komitet Redakcyjny P. P. Dr. T. J . .Aleksnndrowicz b. dzi ek. U niw., K. Jurkiewicz b.dziek: Uniw., mag.K. Deike, mag. S. Kramsz tyk, Kwietniew- ski, W. Leppert, J. Na.tanson i mag. .A. prz.yjmuje których ma JakikolWiek z na warunkach: Za l Wi ersz druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera za pierwszy raz kop. 71f 2 za razy kop. 6, za dalsze kop. 5. ' .Adres E.eda.kcyi: Nr 66. O LICZENIU un o w powietrzu. Sprawa "kurzu", t, j. sprawa w powietrzu, przed laty 20- 30 i wagi z powodu nad samorodztwem, nad rozwojem mi- kroskopowego, wie nad fizyjolo- gicznemi i bijologicznemi tych powietrza, które nam pod falu- a ledwie widocznych punkcików i w najzwyczajniejszem, wrze- komo "czystem" powietrzu '). Rosprasza- nie w atmosferze, z charakterystycznych powie- trza pod optycznym, jest dla nas istnienia w nas morzu powietrz- nem. wnosimy o ') Por. z roku 1884, t. III, str. 417 i nast. "Ogólne pOj!)cie o sil) w powietrzu i o ich znaczeniu". ków zarówno z na przed- miotach kurzu i z mnóstwa faktów wych, bijologicznych, na które w ostatnich czasach przy rozwoju nauki o istotach naj- drobniejszych ( mikt-oorganizmach) szcze- zwrócono powietrza dla hygijeny i fizyjologii staly tyle nemi, w ostatnim lat silono na metody, któt·eby z lub w je- dnostce powietrza które w danych warunkach zdolne do dalszego rozwoju. O zliczeniu wszystkich w powietrzu zawar- tych, zarówno tych, które zdolne do roz- woju i zarodkami dalszego jak i tych, które martwemi najdt·o- bniejszych, widzialnych i niewidzialnych wymiarów, mowy w nauce nie Dopiero w Lutym r. b. prof. John Aitken w Edynburgu przedsta- Towarzystwu królewskiemu oryginalne opracowanie metody naukowej nego liczenia powietrza, ze wszech miar i godne u wagi. na której sposób Aitkena opiera, jest znany i stwierdzony w fizyce fakt, gdy powietrze przesyconem zostaje Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Upload: others

Post on 18-Jul-2020

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

.M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA "WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie " 2

Z przesyłki! pocztowi!: rocznie " 10 półrocznie " 6

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich ksi!)garniach w kraju i zagranicą, .

· Komitet Redakcyjny s tanowią : P. P. Dr. T. Chałubiński J . .Aleksnndrowicz b. dziek. U niw., K. Jurkiewicz b.dziek: U niw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsz tyk, Wł. Kwietniew-

s ki, W. Leppert, J. Na.tanson i mag . .A. Ś!6s arski. ,~'V~ze~hświ~t" prz.yjmuje ogłoszenia, których treść ma JakikolWiek ZWlą,~ek z nauką, na następują,cych warunkach: Za l Wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 71f2

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5. '

.Adres E.eda.kcyi: Xra.kOV7Skie-J?rzed:rnieście7 Nr 66.

O LICZENIU PYŁKOW u n o szących się w powietrzu.

Sprawa "kurzu", t, j. sprawa obecności pyłków w powietrzu, nabrała przed laty 20- 30 rozgłosu i wagi z powodu badań nad samorodztwem, nad rozwojem życia mi­kroskopowego, właści wie zaś nad fizyjolo­gicznemi i bijologicznemi właściwościami

tych zanieczyszczeń powietrza, które nam odsłania promień światła pod postacią falu­jących, a ledwie widocznych punkcików i ździebełek w najzwyczajniejszem, wrze­komo "czystem" powietrzu '). Rosprasza­nie światła w atmosferze, stanowiące jednę z charakterystycznych właściwości powie­trza pod względem optycznym, jest jedyną bespośt·ednią. dla nas wskazówką. istnienia pyłków w otaczająceru nas morzu powietrz­nem. Pośrednio wnosimy o obecności pył-

') Por. W•zechświat z roku 1884, t. III, str. 417 i nast. "Ogólne pOj!)cie o pyłkach znajdują,cych sil) w powietrzu i o ich znaczeniu".

ków zarówno z osiadającego wciąż na przed­miotach kurzu i z mnóstwa faktów życio­wych, bijologicznych, na które w ostatnich czasach przy rozwoju nauki o istotach naj­drobniejszych ( mikt-oorganizmach) szcze­gólną zwrócono uwagę. Pyłki powietrza dla hygijeny i fizyjologii staly się tyle waż­nemi, że w ostatnim lat dziesiątku silono się na metody, któt·eby pozwoliły z większą, lub mniejszą ścisłością zliczyć pyłki w je­dnostce obj ętości powietrza znajdujące się, które w danych warunkach zdolne są do dalszego życiowego rozwoju. O zliczeniu wszystkich pyłków, w powietrzu zawar­tych, zarówno tych, które zdolne są do roz­woju i są. zarodkami dalszego życia, jak i tych, które są. martwemi źdźbłami najdt·o­bniejszych, widzialnych i niewidzialnych wymiarów, mowy być dotąd w nauce nie mogło. Dopiero w miesiącu Lutym r. b. prof. John Aitken w Edynburgu przedsta­wił Towarzystwu królewskiemu oryginalne opracowanie metody naukowej doświadczal­nego liczenia pyłków powietrza, ze wszech miar zajmujące i godne u wagi.

Podstawą., na której sposób Aitkena się opiera, jest znany i stwierdzony w fizyce fakt, że gdy powietrze przesyconem zostaje

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 2: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

242 WSZECHŚWIAT. Nr 16. ~----------------------~------------------------------------------

parą. wodną, to nadmiema ilość pary skra­pla się pod postacią. mgły, dro~iutkiej a gę­stej, tern gęstszej, im więceJ w powietrzu jest kurzu, pyłu lub dymu, gdyż każda

odrobinka stała, pyłek każdy, źdźbło wszel­kie sadzy, wszelki proch, w powietrzu za­wieszony, staje się ją.drem, podstawowym niejako zawiązkiem, dokola którego osiada i przylega subtelna, niesłychanie cienka po· włoka skroplonej świeżo pary. Rzecz pro­sta, że o ile moglibyśmy wytworzone przy przesyceniu powietrza parą krople mgły zliczyć, o tyle mielibyśmy pewny i ści­sły sposób liczenia pojedyńczych zawieszo· nych w użytem do doświadczenia powie­tt·zu dt·obinek stałych. Ale jak widzieć i jak liczyć kropelki mgły niezmiernie gę­stej? jak unikną-ć przytem błędów koniecz­nych i licznych, jak pokonać nieodzowne przytern trudności?

Prof. Aitken przedsięwzią-ł najpierwsze­reg doświadczeń przed wstgpnych, ·celem uzyskania podstawy do badań zupełnie ści­słych i pewnych. W małym zbiorniku -­oczywiście szklanym- zamykał powietrze mają.ce być badanem i nasycał je parą. Za­pomocą pompy powietrznej część gazu ze zbiornika odpompowywał, a przez to powo­

.dował - skutkiem rosprężenia gazu pozo­stałego - stan przesycenia. Wtedy pod kloszem powstaje mgła, która po pewnym czasie zrasza się i opada. Gdy następnie znów część gazu odciągniemy zapomocą.

pompy, następuje nowe zamglenie powie­trza, nowe zroszenie i tak dalej dużo razy zrzędu, zanim powietrze stanie się tak czy­stem i wszelkich zawieszeń pozbawionem, że przy ponownem rozrzedzeniu (czyli prze­syceniu parą), mgły i rosy nie wytworzy. Ażeby przeto w zwykłem powiett·zu módz osadzić drogą. zroszenia wszystkie pyłki,

potrzeba zbyt wielu kolejnych doświadczeń, obok tego zaś zliczyć wszystkich osadzo­nych kropel czy pyłków bynnjmniej niepo­dobna. Wtedy tylko, gdy kurzu czy pyłu w powietrzu jest ·wyjątkowo mało, mgła

wytwarza się rzadką., krople rosy opadają stosunkowo duże i w dostatecznych jedna od drugiej odstępach, tak, że przy tych do­piero warunkach doświadczenie aż do zu­pełnego oczyszczenia powietrza 'doprowa­dzić, ·krople rosy rozróżnić i zliczyć można.

Te wyniki badań ogólniejszych pozwoliły prof. Aitkenowi przysią-pić do zbudowania właściwego przyrzą-du, pozwalającego pod­dawać zwykłe powietrze badaniu i okre­śleniu ilości zawartych w niem pyłków. Mały zbiorniczek szklany, połączony z je­

dnej stt·ony z pompą powietrzną, z drugiej z filterkiem wypełnionym watą, ba wełną. lub t. p., stanowi odpowiedni na ten cel przyrząd. Na odległości l cm od wierzch­niego dna takiego zbiorniczka umieszczona jest wewnątrz metalowa, srebrna blaszka mają.ca l cm2 powierzchni i podzielona do­kładnie wyrżniętą. podziałką na sto równych częsCI, t. j. na kwadratowe milimetry. Blaszka ta oświetlona jest z góry, przez wierzchnie dno (resp. wieko) zbiornika, za­pomocą kulistej soczewki wypełnionej wo­dą., skupiają-cej promienie światła z odpo­wiednio urządzonego palnika gazowego. Tym sposobem wszystko, co tylko na po­wierzchni blaszki zachodzi, widocznem jest zzewnątrz.

Jeśli powietrze do zbiornika wpuszczać będziemy przez filterek z watą, to po nasy­ceniu parą i rozrzedzeniu czyli przesyceniu, ani mgły w zbiorniku ani też rosy na blasz­ce nie otrzymamy. Jeśli teraz, do takiego czystego - mówiąc słowami Tyndalla: op­tycznie czystego - powietrza wpuścimy bardzo niewielką, .odmierzoną. ilość powie· trza zwykłego, niefiltrowanego, to przy pierwszym skoku pompy powietrznej (ssą· c ej), s pro wad z aj ącym bardzo nieznaczne rosprężenie gazu w zbiorniku, widoczną

staje się mgła a na blaszce drobniutka ro­sa - maleńkie kropelki deszczu. Kropelki te na każdym mm2 zliczyć możemy, całko­wita zaś ilość kropel na blaszce =l cm2 od­powiada ilości kropel wytworzonych w ob­jętości między blaszką a wiekiem zbiorni­ka, w objętości- jak wynika z powyższe­go- równej l cm3 • Przeciętnie, sto razy wzięta ilość kropelek osadzonych na l mm2

podziałki odpowiada ilości kropelek na (l cm2) całej blaszce, czyli ilości zawieszeń lub pyłków w l cm3 powietrza, które znaj­duje się w chwili doświadczenia w zbiorni­ku. Jeśli mamy daną objętość zbiornika, stosunek powietrza niefiltrowanego, zaczer­pniętego zzewnątrz w celu badania, oraz wiadomą objętość, wypompowaną pr'zez

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 3: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. WSZECHŚWIAT. 243

ruch pompy, możemy odrazu obliczyć ile mianowicie pyłków przypada nie na jedno­stkę objętości sztucznie zmięszanego w zbior­niku powietrza, lecz na jednostkę objętości

0 wego zewnętrznego powietrza, o które nam chodzi. Mięszanie tego ostatniego z po­wietrzem filtrowanem pod kloszem odbywa się jedynie w celu skrócenia doświadczenia oraz uprzystępnienia liczenia kropel wy­twarzają-cej się rosy. Taką jest zasadnicza budowa przyrządu

i taką. jest metoda dojścia p1·awdy według pięknego pomysłu prof. Ąitkena. Ramy artykułu nie pozwalają. nam zastanowić się nad szczegółami. Nie możemy tu rozbie­rać pytania, ilu doświadczeń kolejnych po­trzeba, celem otrzymania właściwej prze­ciętnej (dokładnie tej samej ilości kropelek w dwu kolejnych doświadczeniach z tym samym gazem otrzymać oczywiście niepo­dobna); nie możemy wchodzić w rozbiór szczegółów dotyczących wy konania blaszki odpowiednio do celu dokładnego rozróżnia­nia i obliczania osiadających kropelek rosy, ani też szczegółów odnośnie do temperatu­ry, jaką. blaszka ta mieć musi, aby kropelki mogły zatrzymywać się w stanie właści­wym, niezlewają.c się, nieprzesuwając i nie­spadając; nie możemy zatrzymać się na bu­dowie gazomierza, zastosowanego do ści­

słego wyliczenia objętości badanego powie-. trza. Wszystko to zostało przez angiel­skiego uczonego w najdrobniejszych zbada­ne szczegółach, wszystko obmyślane, opL·a­cowane, wszelkie trudności umiejętnie zwal­czone. Mimochodem zwrócić tylko musi­my uwagę na to, że filtrowanie powietrza· odbywać się musi bardzo spokojnie i po­wolnie, ażeby powietrze takie rzeczywiście optycznie czysteru być mogło i mgły, bez przymięszki zwykłego powietrza, nie da­wało. Prócz tego, pozwolimy sobie nad­mienić, że do wykluczenia i uwidocznienia drogą. two1·zących się kropel rosy, wszyst­kich pyłków i zawieszeń z powietrza, po­trzebnem jest pewne, dość znaczne stosun­kowo rozrzedzenie gazu, a więc przesycenie parą; przy niedostatecznem bowiem rozrze­dzeniu gazu, najpierw osadzają się większe pyłki i ziarenka, później, przy po wtórnem r~sp1·ężeniu, mniejsze drobinki i tak dalej, az do najniklejszych ciałek kurzu. Cieka-

wem jest, że zależność ta między stopniem przesycenia parą. gazu a wielkością ciałek, usuwanych drogą zroszenia, przewidzianą była przez prof. Aitkena teoretycznie z ro­zumowań odnośnych wielkiego Clerka Max­wella,

Po zupełnem wypróbowaniu metody i przyrządu, niewiele stosunkowo jeszcze wykonać się dało doświadczeń, któreby nas bliżej ze stanem zanieczyszczenia powietrza w różnych wypadkach zapoznały. Przyta­czarny tu główne cyf1·y przeciętne ze spra­wozdania edynburskiego profesora . . Cyfry te odpowiadają ilościom cząstek kurzu (ilo­ściom zawieszeń) w l cm3 powietrza:

Powietrze zewnętrzne w cza­sie deszczu

Powietrze zewnętrzne- czas pogodny

Powietrze pokojowe. Powietrze pokojowe u góry

pod sufitem Powietrze w palniku Bunse-

na.

32000

130000 1860000

5420000

30000000

Chcąc mieć cyfrę odpowiadającą. metrowi sześciennemu, należy podane tu cyfry po­mnożyć milijon razy; otrzymujemy więc cy­fry o kilkunastu znakach i milijony milijo. nów!

Nieza wadzi, wobec tych cyfr ogromnych, spojrzeć w tył, poza siebie, w dziedzinie nauki i porównać, jakie to ilości pyłków różnych znajdowano i obliczano dotychczas w powietrzu? co wyrażają. i jak wyglądają. wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza­wodnie ścisłej Aitkenowskiej metody?

Pierwszy usiłował liczyć pyłki organicz­ne, posiadające zdolność kiełkowania, po­mocnik w pracowni dra Smitha w Manche­ster, Dancer, któ1·y przed 20 niespełna laty w powietrzu miejskiem, w lecie, znajdował 15 000 pyłków komórkowych w l litrze, a więc około 15 milijonów w l m3 powie­trza 1). Później, po r. 1881, p.o założeniu

obserwatoryjum mikrograficznego w Mont­souris pod Paryżem, znajdował dr Miquel znacznie mniej spor i zalążków organicz-

1) Angus Smith. Air and rain. Lon<lyn, 1872, str. 487.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 4: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

24~4 ___________________________ ,_v_S_ZE_ C_H __ Ś,_V_IA_T_. ______________ ~ _________ N_~_r_1_6~· -

nych w powietrzu miejscowem oraz pary­skiem; z jego badań, bardzo pierwotnym sposobem dokonywanych, na l m3 powie­trza wypadało najwięcej zarodników i kieł­ków wszelkich w lecie, w miesiącu Lipcu ( 43 200), przeciętnie zaś w ciągu roku nie więcej nad 14 - 15 tysięcy na metr sze­ścienny 1). Dalej, ścisłemu bakteryjalogi­cznemu badaniu poddawali powietrze Hes­se 2) i dr Percy F. Frankland 3); według

ulepszonej metody tego ostatniego udawało się otrzymywać conajwyżej stokilkadziesiąt

do dwustu ognisk życia bakteryj aluego z 1 O litrów powietrza; maximum przeto około 2000 zarodników bakteryjalnych w l m 3

badanego w różnych warunkach powietrza. Za wyjątkiem najdawniejszych cyfr Dance· ra żadne ani trochę do wyników pracy Ait­kenowskiej się nie zbliżają. Z różnych da· wniejszych prac i źródeł można przypusz­czać, że połowa pyłków z powietrza, biorąc na wagę, jest pochodzenia organicznego, druga połowa nieorganicznego (w powie­trzu pokojowem mineralnych pyłków zu­pełnie albo prawie zupełnie niema); ponie­waż pyłki nieorganiczne są znacznie cięż­sze, przeto na ilość zawieszeń, większość

znaczna powinna być pochodzenia oJ·gani­cznego. Jeśli tak jest, to organicznych pył­ków tylko, na zasadzie badań Aitkena po­winno być w l m 3 najmniej przeładowane­go pyłkami powietrza tysiące milijonów, w zepsutem powietrzu pokojowem milijony milijonów nawet.. Okazuje si~ stąrl, jak mało _stosunkowo z liczby pyłków organicz· nych jest takich, które mogą się rozwijać i dawać początki życia, w warunkach do­świadczeń Miquela, Hessiga, Franklanda. Prawdopodobnie jednak we wszystkich tych sposobach drobnazaledwie część isto-· tnych zarodników powietrza zostaje przy­trzymaną i ujawnioną.

Ciekawą jest także przeciętna waga je­dnego zawieszenia, pojedyńczego pyłka z po-

'l" ') P. Miquel. Les organiemes vivanta de l'atmo­

sphere. Paryż, 1883, str. 38 i 59-65. 2) Ue ber quantit. Bestimmung der in der Luft en t­

hal tenden Microorganismen w Mitthlgen d. Kais. Gesundheitsamt, 1884, t. 2, str. 186.

3) New metbod for the quant. estimation of Micro­organismen w Philos. Transact. 1887, B, str. 113.

wietrza, jaka z pracy Aitkena w zestawie­niu z dawniejszeroi badaniami Tissandiera wyprowadzić się daje. Tissandier, zatrzy­mując zanieczyszczenia powietrzne na fil­trze i badając przyrost wagi tep;o przyrzą­du znalazł, że waga kurzu w l ·m3 zewnę­

trznego powietrza wynosi 0 ,007 g, wyraź.

nie siedem miligramów. Przypuśćmy, ze powietrze badane przez przyrodnika fran­cuskiego byl'o wypadkowo tak czystem jak najczystsze powietrze Aitkena, wówczas waga przeciętna jednego pyłka powietrz­nego wyrażona w miligramach będzie 7/ 32ooooooooo czyli około jednej pięciobilijo­nowej miligrama! Tak drobnej masy my, luuz.ie, z naszeroi zmysłami i zastosowane­mi do nich przyrządami oraz pojęciami, ani wystawić sobie, ani zrozumieć nie możemy. Gdy najdokładniejsze nasze wagi chemicz­ne czułe mi są zaledwie na dziesiąte części miligrama, ja kich to ważek i ja kich o u waż- · ników potrzebaby na uch wycenie wagi przeciętnego pyłka z otaczającej nas atmo­sfery, a w pyłku takim jeszcze tysiące i roi­lijony może cz~!steczek i atomów obok sie­bie się mieszczą.; przedziwną doprawdy jest wielkość przyrody w tych drobiazgach!

J. N.

ZNACZENIE

OTOLITÓ'JV CZYLI

KAMYCZKÓW SŁUCHOWYCH.

U wielu zwierząt beskręgowych, a szcze­gólniej u mięczaków i raków wyższych, znaj dują. się pęcherzyki napełnione płynem, w ścianach których kończą się nerwy w spo­sób charakterystyczny, dowodzący, że pę­cherzyki te, zwane otocystami, są. przyrzą·

darni zmysłów. Wewnątrz pęcherzyków, w płynie znajduje się jeden lub kilka ka · myczków wapiennych, podtrzymywanych przez włoskowate wyrostki komórek, poło·

żonych w ścianach pęcherzyka i zostających w związku z nerwami. Dotąd u wazano

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 5: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. WSZECHŚWIAT. 245

otocysty za organ słuchu, a kamycz}ti wa­pienne czyli otolity-za przewodniki, prze· prowadzające fale głosowe.

Niedawno Yves Delage 1) na podstawie

doświadczeń, jakie przeprowadził ze zwy­czajną. ośmiornicą (Octopus) i z rakami My­sis, Palaemon, Gebia i Polybius, doszedł do odmiennego przekonania. Jak wiado­mo, u ośmiomicy (Octopus) otocysty leżą w dolnej części chrząstki gł'owowej, u My­sis w wewnętrznej bocznej blaszce płetwy ocrono w ej, u pozostałych zaś raków-w pod-"' stawowym członku rożków wewnętrznych.

U raków otocysty łatwo dają się usunąć,

u ośmiomicy zaś trudniej; jednak p. Dela­ge udało się tak zręcznie wyciąć otocysty ośmiornicy, że operacyja ta nie wywarła żadnego wpływu na zdrowie zwierzęcia,

a w parę godzin po wycięciu, zwiet·zęta by­ły swobodne i jadły chętnie.

Po wycięciu otocystów, u wszystkich ope­rowanych zwiet·zą.t wystąpiły jednakowe objawy, które bezwątpienia mogły być tyl­ko następstwem usunięcia wspomnianych organów, a mianowicie operowane zwierzę­ta straciły możność oryjentowania się w ru­chach. Ośmiornice pozbawione otocystów, nie­

tylko straciły zdolność poruszania się w kie­runku prostym i kręciły się wokoło osi po­dłużnej ciała, ale nadto zwracały często

stronę brzuszną ku gót·ze. \V ten sam spo­sób zachowywały się raki po wy01ęcm im otocystów: traciły one zdolność pływania

w sposób zwykły, kręciły się wokoło swej osi, wywracały koziołki i t. p.

Oślepianie tych zwiet·ząt, przy pozosta­wieniu im otocystów, dawało zupełnie inne rezultaty: ośmiornice, jako też raki, pływa­ł'y znacznie wolniej, ale zupełnie prawidło­wo bez kręcenia się około osi, a jeżeli by­ły położone na grzbiecie odwracały się na­tychmiast.

Jeżeli jednak, pozbawiając te zwierzęta oczu, wycinał im p. Delage jednocześnie i otocysty, wtedy zwierzęta te traciły zdol­ność ruchu, stawały się całkowicie niedo­łężne, położone na grzbiecie ledwie z tt·udno­ścią mogły odzyski wać właści we położenie.

1) Comptes rendus d. seances d. l'Acad. a Paris,

1886, Nr 2. ·

Z doświadczeń powyższych wynika, że oto­cysty u badanych zwierząt służą nietylko za organy słuchu, ale nadto są. przyrządem pt·zeznaczonym do utt·zymania równowagi ciała.

O ile u innych zwierząt spełniają tęż sa­mą, czynność, wykazują badania poniżej po­dane.

W ciałkach zmysłowych grzebienic (Cte· nophorae) opisuje v. Chun (Fauna u. Flot·a d. Golf v. Neapel, 1880) otolity, jako utwo­ry wapienne, koliste, zawieszone na czte­rech równych rzęskach blaszkowatych ela­stycznych, piórkowatych, umieszczonych w równych odstępach w przestt·zeni koli· stej, w której, jak w dzwonie, taki utwór (kamyczek) może się swobodnie poruszać na wszystkie strony, będąc zawieszony na czterech rzęskach. W s pomniane cztery piór· kowate blaszki są umocowane w komórkach nabłonka "ciałek zmyslowych", od których ros~hodzą się w ośmiu kierunkach smugi nabłonkowe w postaci żłobków I:zęskowa­tych, udające się w kierunku południków do ośmiu żeber pokt-ytych listkami pławne­mi. W. Engelmann w pracy swej . (Zool. Anzeiger, Nr 258) o znaczeniu otolitów w ciałkach zmysłowych grzebienic, zasa­dzając się na budowie podanej przez Chu­na, przypisuje otolitom nietylko zdolność

słyszenia, ale nadto zdolność utrzymywania ciała w położeniu pionowem podczas pły­

wania przy pomocy listków pławnych. Na poparcie swego zdania, że taka rola

pt·zypada otolitom i u innych grup państwa zwierzęcego, Engelmann przytacza, że czę­

sto baruzo otolity znajdują się u zwierząt swobodnie poruszających się, gdy tymcza­sem pozbawione s~ tych organów zwierzęta stale osiadłe w stanie dojrzałym, które je­dnak zamłodu, w okresie swobodnego poru­szania się, posiadały otolity. Nadto, często otolity położone s~ w tkance miękiej, nie­sprężystej, niezdolnej do przenoszenia fal głosowych. Wreszcie częsty związek otoli­tów z wyrostkami komórek sprężystemi, włosowaterui lub szczecinkowatemi, które służą jako ramiona do podtt·zymywania ró­wnowagi ciała, przemawia za pt·zyznaniem otolitom nowej tej czynności.

A. S.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 6: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

24.~6 _________________________ w~S~Z~E~C~R~Ś~W~IA~T~·~---------------------N_r~1~6·~

Z ŻYCIA JEMIOŁ Y.

(Dokończenie).

Dla nabrania wiadomości o stosunku je­mioły do swego źywiciela, rospat;:zmy w krótkich słowach jej historyją. rozwoju. Nasienie jemioły zawiera jeden lub dwa, rzadziej trzy zarodki. Według spostrzeżeń

Pitry nasiona dwuzarodkowe oraz tt·zyza· rodkowe odznaczają się kształtem sercowa­tym, podczas gdy jednozarodkowe są długie i eliptyczne. Z au ważono również, ze wie­lozarodkowe nasiona właściwe są przeważ­nie jemiole, zamieszkującej drzewa liścia­ste, jednozarodkowe zaś napotykamy u oka-

Fig. 2. WieJozarodkowe nasiona jemioły.

zów, pasorzytujących na drzewach igla­stych. W nasionach jednozarodkowych za· rodek umieszczony jest wzdłuż nasienia, u dwuzarodkowych zaś zarodki zwrócone są. ku uszkom sercowatego nasienia. Trze­ci zarodek w razie trójzarodkowości mieści się albo pomiędzy dwoma bocznemi, jak to wskazuje litera a na fig. 2, albo też zwró­cony jest ku wierzchołkowi nasienia, -jak to unaocznia litera b, albo nareszcie przylega do jednego z zarodków bocznych, co wi­dzimy na literze c. Zarodki leżą. pogrążo­

ne w bielmie, z wyjątkiem korzonka, który wystaje na powierzchni nasienia, jak to wi­dać na załączonym rysunku, otoczony białą delikatną błonką i p1·zylegający bespośre-

dnio do lepkiej zawartości jagody. Bielmo składa się z wielkich komórek, wypełnio­nych mączką. i chlorofilem. Zarodek po. siada dwa liścienie, ułożone na kształt pal­ców, oraz doś6 długą. łodyżkę, zakończoną. korzonkiem. Wielozarodkowość nie jest wyłącznie jemiole właściwą. Napotykamy zjawisko to i u niektórych innych roślin, spomiędzy których wymienimy tu poma­l'ańczę. Zdawałoby się napozór, że wielo­zarodkowość polega na obecności kilku zdolnych do zapłodnienia jajek w woreczku zarodkowym lub na obecności kilku wo­reczków zarodkowych o jednem jajku w na. sieni u. Jednakże, według StrasbUl·ge1·a, który c;ekawe to zjawisko odkrył i w roku 1878 w pracy swej "o wielozarodkowości" opisał, rzecz cala polega na tern, że jajko po zapłodnieniu nie rozwija się dalej, nato­miast obok niego tworzą się zarodki przy­byszowe, powstające z komórek zalążka, które wypełniają. się plazmą., pęcznieją., źy­

wo się dzielą. i w końcu przybierają. kształt prawdziwych zarodków. Nie wszystkie je­dnak zarodki w ten sposób powstałe docho­dzą. zupełnego rozwoju. W miarę rozra­stania się zarodki w krótce zaczynają sobie przeszkadzać w rozwoju, jeden lub kilka bierze górę i w d oj rzałcm nasieniu znajdu­jemy, obok zupełnie wykształconych, kilka zarodków niewykształconych, powstrzyma­nych w rozwoju. Z tych jednak tylko je­den daje początek roślinie.

U jemioły w razie wielozarodkowości

wszystkie zarodki są. jednakowo rozwinięte. Dopiero przy kiełkowaniu wzrost zarod­ków ustaje z wyjątkiem jednego, któt·y da· je początek młollej roślince. Kiełkowanie

nasion jemioły nie wymaga uprzedniego stadyjum pęcznienia, jak to bywa u roślin jawnokwiatowych; kiełkowanie poprzedza tu, jak wspomnieliśmy wyżej, stan spoczyn­ku, pauczas któt·ego zapewne ma miejsce rospuszczanie znajd.ującego się w bielmie materyjału odźywczego. Ten stan spoczyn­ku, t.rwający kilka miesięcy, ma jeszcze in­ne znaczenie dla jemioły. Dutt·ochet bo­wiem zauważył jeszcze w r. 1837, że kieł·

kowanie jemioły odbywa się nr~jlepiej przy temperaturze minimum 15° R, a ponieważ

nasiona jemioły dojrzewają. dopiero w je­sieni, kiedy temperatura zazwyczaj nie do-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 7: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. WSZECHŚWIAT. 247

chodzi wspomnianego stopnia, stan więc

spoczynku, trwający do Maja, przedstawia poprostu przystosowanie się nasion do wa­runków zewnętrznych. W Maju też nasio­na zaczynają. kiełkować, a kiełkowanie mo­że mieć miejsce na wszelkich substratach, niewylączając ziemi, jak to utrzymuje Kronfeld; wszakże dalszy rozwój odbywa się wyłącznie na dt·zewach i zdanie Kluka w przytoczenem wyżej dziele: "Gdyby go kto posiał w ziemię, nigdy nie zejdzie", tylko w tern znaczeniu rozumieć należy. Kiełkowanie nasion jemioły przedstawia

kilka ciekawych zjawisk, które wpływają. na stosunek pasorzyta do żywiącej go rośli­ny i dlatego nie możemy go pominąć. Gdy

ne znaczenie, albowiem w warunkach natu­ralnych skłania młodą roślinkę do zwraca­nia się w kiemnku gałęzi, któm przedsta­wia mniej oświetloną stronę. vV ten spo­sób korzonek przylega do kory gałęzi i za­pomocą. lepkiej wydzieliny do niej się przy­mocowuje. Gdy to się już stało, we wnę­trzu korzonka zarodkowego zaczyna się wytwarzać korzeń przyszłej rośliny, który przebija korzonek zarodkowy i wtłacza się w korę gałęzi, dokąd ma łatwy przystęp wskutek rospuszczania się substancyi mię­dzykomórkowej kory. W korze korzeJ'l je­mioły rośnie dopóty, dopóki nie dojdzie do samego drewna.

Takie zjawiska towarzyszt~ rozwojowi je-

Fig. 3.

ziarno dostanie się na odpowiedni substrat, jakim zazwyczaj bywa gałąź drzewa, zielo­na łodyżka zarodka zaczyna się wydłużać, uwydatniając zarazem swobodny korzonek główkowato nabrzmiały. Dutt·ochet zapo­mocą ściśle dokonanych doświadczeń wyka­zał, że w miarę wzrostu cała część podli­ścieniowa zarodka ucieka od światła i w ten sposób zmienia stopniowo pierwotne swoje położenie. Zjawisko to odchylania się od światła nosi nazwę ujemnego (negatywnego) helijotropizmu dla odróżnienia od helijott·o­pizmu dodatniego (pozytywnego), polega­jącego na zwracaniu się organów roślinnych ku światłu i posiada dla życia jemioły waż-

mioły pierwszego lata po kiełkowaniu.

W ciągu następującej zimy liścienic wciąż

jeszcze pozostają. ukryte w skorupce nasien­nej i dopiero w lecie roślinka zupełnie się

wyzwala, skorupka nasienna się zsycha i opada, łodyżka się prostuje i na wierz­chołku jej rozwijają. się dwa liście, tak cha­rakterystyczne dla jemioły. Na tern jednak nie kończy się rozwój jemioły. Korzeń,

który tkwi w korze, służy wyłącznie do pt·zymocowania pasorzyta do żywią.cćj go rośliny. W celu wysysania z niej soków jemioła tworzy nowe korzonki, rozwijające się z nasady łodygi. Te rozrastają się na­przód w korze, następnie zapuszczają swoje

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 8: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. 248 ~------------------------------------------------------------------

WSZECHŚWIAT.

szpony głębiej, przebijają, miazgę i docho­dzą, do samego drewna, tworzą tu t. zw. przysyski. Powiedzieliśmy już wyżej, że

główny korzeń jemioły, służący do jej przy­mocowania, rośnie dopóty, dopóki nie doj· dzie do drewna, poczem rosnąć przesta­je; to samo się tyczy korzeni bocznych i przysysek. Jeżeli na starszych gałę­

ziach widzimy jemiołę silnie w drzewie zakorzenioną, tu zjawisko to zależy nie od wzrostu korzeni, nie od ich czynnego za· chowania się, lecz jest następstwem powsta­jących z każdym rokiem z miazgi nowych warstw drzewnych, które rozrastając się

warunkują bierne zagłębianie się korzeni w drewnie. Oprócz wspomnianych wyżej przysysek, napotykamy na korzeniach, prze­biegających w soczystej korze, pą.czki, któ­re dają, początek nowym pędom przebijają­cym korę i wznoszącym się wysoko nad po­wierzchnię żywiącej gałęzi. Pędy te u na­sady wypuszczają nowe korzonki w korę, tak, że czasami całe drzewo od wierzchołka do korzenia utkane jest korzeniami jemio­ły, co dość często napotykamy u starych ja­błoni.

Opisany powyżej stosunek jemioły do ży­wiciela ba1·dzo dokładnie ilustruje załączo­ny rysunek (fig. 3), przedstawiający dolną

część pńia jemioły (a), osadzony głównym korzeniem (i) w drzewie gał'ęzi (A). Lite­ry cc oznaczają warstwę korową, w niej wi­dać korzenie boczne (jj), z których wybie­gają: przysyski (ee) w głąb drewna (b); przy dd widać pierścienie roczne na poprzecz­nem przecięciu, nakonice przy g d w a pąc.z­

ki, z których jeden uchwycono w momencie przebijania kory.

Co do stosunku fizyjologicznego, jaki za­chodzi między jemiołą a. jej gospodarzem, obecnie nic stanowczego powiedzieć się nie da. WiJzieliśmy wprawdzie, że jemioła

głęboko zapuszcza swoje szpony w korę i drewno napastowanej ofiary, zdaje się je­dnak nie bardzo ją krzywdzić, gdyż zabiera jej, według wszelkiego prawdopodobiei't· stwa, zaledwie część wody i rospuszczonych w niej substancyj mineralnych. Posiada­jąc bowiem chlorofil, jemioła jest w stanie o własnych siłach prz~gotowywać pokarm organiczny, niezbędny dla utrzymania ży· cia rośliny. Nawet korzonki boczne, krze-

wiące się w korze, są bogato w chlorofil uposażone. Z tego względu zdaje się, że

współżycie jemioły z drzewami przedstawia nam raczej przykład symbijozy mutualisty­cznej, opartej na warunkach pokojowycl1, aniżeli symbijozy antagonistycznej, wyra­żającej się w zaciętej walce pasorzyta z go­spodarzem, której ofiarą pada ostatni. Bądź­cobądź jestto kwestyj a jak na teraz nim·os­strzygnięta.

W końcu zauważymy, że zarówno jagody jak i gałęzie jemioły dostarczają lepu na ptaki w najlepszym gatunku.

S. Grosglik.

Z POWODU ODCZYTOW P. OCHOROWICZA

O HYPNOTYZMXE w ratuszu warszawskim.

Śmierć każdej jednostki jest głęboką tra­giedyją, bólem bezbrzeżnym dla pozosta­łych .serc najbliższych. Gdy tych tragiedyj liczba z szaloną szybkością wzrasta, nietyl­ko, że bespośrednio wzrasta w danem spo­łeczeństwie ilość bólu i cierpienia, ale wy­twarzają się dalsze straty oll!rzymie, mia­nowicie: zmniejszenie się ludności, upadek energii społecznej, rozstrój sił ekonomicz­nych i moralnych. Nic też dziwnego, że grożąca wybuchem epidemija przeraża lu· dnośó, a obywateli przodujących jej zagrze­wa do przedsięwzięcia najenergiczniejszych środków obrony.

To też w r. 1884, kiedy epidemija chole­ry srożyła się na południowo-zachodnich

wybrzeżach Europy, ciała naukowo i admi­nistJ:acyjno - lekarskie uszykowały się w skrzętnie pracujące komisyje, by przygoto­wać regulaminy postępowania, dążące do utrudnienia postępu epidemii w przestrzeni i wzrostu jej pod względem natężenia.

I u nas godny p och wały rozwinął się ruch -pośród lekarzy. Nawiasem niech nam wol­no będzie wtrącić -- ruch płynący ze szcze­rego poczucia obowiązków obywatelskich,

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 9: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. WSZECHŚWIAT. 249

boć bardzo liczne posiedzenia komitetowe ani spracowanym często bardzo członkom nie p1·zyczyniały korzyści matcryjalnych, ani sławy, gdy odbywały się w ciszy mu­rów, a nazwiska współpracowników na od­nośnych referatach nie były publikowane.

Prace Pettenckoferów, Vogtów, Kochów i całej skrzętnej rzeszy hygijenistów, pato­logów, mikrografów, służyły za podstawę pracom komisyi, w której elaboracie naj­mocniej zaakcentowane było niszczenie źró­deł zarazy, jaknajwszechstronniejsza i naj­bardziej racyj onalna dezynfekcyj a, oraz usuwanie warunków usposabiających ustrój do ulegnięcia wpływowi zarazka, więc tego wszystkiego, co zmniejsza energiją. żywo­

tną, czy to będą. czynniki fizyczne czy m'o· ralne i t. d.

Naraz, wbrew usiłowaniom odpowiednich władz administracyjnych, które mają za­zwyczaj niełatwe zadanie w zwalczaniu braku zamiłowania do czystości, właściwe­

go ludności naszej miejskiej, wbrew usiło­waniom ciała lekarskiego, które nielat we ma zadanie w zwalczaniu zbyt ogólnie jesz­cze panującej u nas nieufn;ści do istotnych wyrzeczeń nauki, do wyroków, będących

wynikiem ostatnich postępów wiedzy ludz­kiej - u nas, gdzie łatwiej pozyskać wiarę w skuteczność cudownej wody lub w elek­tryczne płyny hr. Mateya, aniżeli w sku­teczność wody karbolowej lub elektryczne przyrządy Stoehrera - w przeddzień epi­demii grożącej społeczeństwu i tak przez klęski rozliczne zbyt nawiedzanemu - wy­stępuje filozof i wynalazca techniczny pan Ochorowicz z artykułem, usiłującym zupeł­nie zdyskredytować współczesne patologi­czno-epidemijologiczne poglądy nauki. P. O. wprowadza własną., ale z całą. stanowczością. podtrzymywaną. tcoryją., że jedynym powo­dem zarazy cholerycznej jest imaginacyj a i obawa! Furda prace bakteryjologiczne Pasteurów, Kochów, furda patologija do­świadczalna, chemija gnicia i fermentacyi Marcellego N enckiego, Hoppe-Sey l era -stan duszy to źródło i istota, za zakaźne po­czytywanych, chorób.

Wolno mieć każdemu swoje poglądy, choćby najo1·yginalniejsze, zdarzało się bez­wątpienia w dziejach wiedzy, że najdziwa­czniejsze zrazu zjawiska lub teoryje stały

się potem zrozumiałemi i ogólnie przyjęte­mi; ale im głębszy myśliciel z tem większą. ostrożnością. ogłasza teoryje swoje, pl·zede­wszystkiem zaś dziś ogłasza je w sferze wła­ściwej, dziś, kiedy każda nauka, każda nie­mal jej gałęz posiada specyjalne organy, jak archiwa, roczniki, miesięczniki i tygodniki, oddaje tym sposobem odmzu myśl swoję pod krytykę kompetentną. Przedewszyst­kiem zaś myśliciel prawdziwy, traktuje kwe­styj e naukowe poważnie. P. Ochoro wic z wszakże pomysłu swego, oba­

lającego panujące w nauce teoryj e, nie pomie­ścił w żadnym, odpowiednim przedmiotowi organie, nie zwrócił się do żadnego z pism lekarskich polskich, jakkol wiek posiadamy kwartalniki, miesięczniki i tygodniki po­święcone wszelkim działom medycyny i hy­gijeny, nawet w poważnem piśmie nanko­wem ogólnem nie uznał za właści we wysh}­pić ze swoją, nowością., zmieniającą. całą.

kampaniją. przeciwcholeryczną., ale wybrał do tego ulotną. formę felijetonu, · w najpo­czytniejszem, naj ba1·dziej rospowszechnio­nem piśmie- w "KUL·yjerze Warszawskim", rzecz zaś samą, traktował w formie naj mniej odpowiedniej traktowaniu tak bardzo ob­chodzącej ludność sprawie naukowej, w for­mie wesoło drwiącego sarkazmu. Ty­siące tedy mieszkańców miasta W arsza­wy- czytelników, przeceniających zapewne wartość tego, co drukowano-dowiaduje się z łamów Kuryjera, że antyseptyka, de­zynfekcyja, bakteryje, karbol, siarczan żela­za, chlor, kamera dezynfekcyjna, ideal­ne przestrzeganie czystości, wszystko to głupstwo, oto być pewnym siebie, drwić so­bie z zarazy i z przepisów hygijeny publi­cznej nawet gdy zaraza wybuchnie -w tern cała filozofija!

Czy p. O. tern swojem wystąpieniem dał dowód lekceważenia zdrowia społeczeństwa własnego, poświęcenia .interesu publicznego rozgłosowi własnego imienia, nie chcemy twierdzić, ale czy dał dowód mędrca i filo­zofa p1·awdziwego -stanowczo przeczyć

musimy. Zwalczać poglądy naukowe auto­ra - było niepodobna, bo chcieć zbić zda­nia autora, trzebaby nauczyć tego wszyst­kiego czytelników Kuryjera, czego brakło wiedzy p. Ochorowicza w d~tnej gałęzi nau­ki. Do tego nie wysta1:czyłby szereg felije·

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 10: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

250 WSZECHŚWIAT. Nr 16.

tonów kuryjcrowych, ciągnący się przez 360 numerów.

Ponad wszelki wyraz było oburzają­ccm to wysoce lekkomyślne wystąpienie

p. 0., obał'amucające ludność wobec klę­ski grożącćj. Wszakże tu nie o teoryją cho­dziło, ale o życie tysiąców współobywateli, a gdy uczony nigdy niemal dosyć wątpić nie może w każdej kwestyi, ternbardziej w kwestyi tak wielkiej wagi -stanowczość pr~y świadomości, że siQ kwest.yi wszech­stronnie nic zna-stanowczość w tym razie, oddająca pogląd swój nieugruntowany, pod plebiscyt bezkrytyczny, jest już ze stano­wiska obywatelskiego, nie powiem nauko­wego, grzechem nie do darowania.

Kiedy po tej inauguracyi lekarskich swych talentów, p. O. uproszony został o odczyty o hypnotyzmie i magnetyzmie zwierzęcym­zdumiałem. Jak to? katedra publiczna, z któ­rej nie tak to ł'atwo mówić nam przychodzi, której najwdzięczniejazem zadaniem sze­rzyć światło istotnej wiedzy, szczepić zami­łowanie do nauki, cześć dla jej instytucyj i kapłanów, rossiewać w formie, ogólowi przystępnej, skarby myśli i faktów, które stały się istotnym wiedzy ludzkiej zasobem, wkorzeniać zdrowe i t rzeźwe poglądy śród społeczeństwa naszego, ta tak mila nam ka­tedra publiczna, maż się stać areną dla lu­dzi, którzy albo w fanatycznem zaślepieniu krótkowidzących uczonych, albo w zręcznćj frazeologii szukających ł'atwego pokbsku karyjerowiczów, obałamucać mają publi­czność?!

Pomijamy już i to, że przed odczytami ogłosił p. O. niby ściśle naukowo-lekarski artykut, gdzie? risum - nie, chyba lacrimas -teneatis a mi ci, w "Kraju", którego redaktor p. Piltz zawstydzić chciał kolegów swoich z redakcyj: Gazety Lekarskiej, Medycyny i t. d. swoją postępowością czerwoną w dzie­dzinie nauk lekarskich - artykuł, zawieL·a­jący sprawozdanie z działalności leczniczej autora metodą. hypnotyzmu i magnetyzmu zwierzęcego-budzący bardzo, bardzo wiel­kie wątpliwości u rzeczoznawców, a nawet za wieraj ący~ herezyj e naukowe, copra wda ze stanowiska nauki lekarskiej do epoki pana Ochorowicza.

Sądząc z dotychczasowych wystąpień pu­blicznych p. O. w rzeczach dotyczących me·

dycyny, nie przypuszczałem, by publiczność nasza z korzyścią. wysłuchała zapowiedzia­nych przez p. O. odczytów o hypnotyzmie i magnetyzmie zwierzęcym, ponieważ wszak­że wątpić z pewnych względów jest cnotą­przypuszczałem jednak, że się mylę. Może

też p. 0., ze specyjalności swej naukowej filozof, z naj bardziej i istotnie zajmującej

strony rozwinie przed słuchaczami rzecz o tak ciekawych zjawiskach. Sądziłem, że

może rostoczy pogląd na naturę i liczbę po­znanych przez człowieka sil: w naturze, zwróci uwagę na to, że był czas, w którym siły nicktóre zupełnie nie były nam znane; że zmysły nasze przystosowane do wnosze­nia do świadomości pojęcia o pewnych si­łach, np. ciepła, światła, są nieprzystępne­

mi ula bespośredniego oddziałania na nie siły elektryczności, np. tak, jak ta ostatnia występuje w naturze-dopiero w sztucznie zbudowanych aparatnćh wytwarzająca się

ta . siła dochodzi przez pośrednictwo zwy­kłych zjawisk zmysłowych do naszej świa­

domości. Może wyprowadzi stąd wniosek, że nie mamy prawa t.wierdzić, iż niema w naturze sił innych poza znaneroi nam do­h!d. Może zastanowi się nad ewolucyją sił w wszechświecie, nad tem, że siła światła

jest do pewnego stopnia ewolucyją siły cie­pła, że zachodzi na dnie zjawisk ciepła

i światła tylko różnica ilościowa, formalna, dzięki naturze budowy zmysłów naszych dwie te siły powodują tak różnorodne, Jak niepodobne do siebie wyniki w stanach świadomości naszej czuciowej. Sądziłem ,

że ,może na tle tym podobnych rozumowań starać się będzie wyprowadzić bypotezę

o istnieniu nowej nieznanej dotąd siły, ro · dzą.cej się w dziwnie i tak szczególnie po­wikłanych procesach fizyko - chemicznych,

' któL·e występują w naturze ożywionej, dając tej sile nowej nazwę magnetyzmu zwierzę ·

cego. Przypuszczałem, że mówiąc o samej zjawiskowej stronie w mowie będącej kwe· styi; z objektywnością filozofa przedstawi jej ważność dla psychologii, medycyny, pra­wa, pedagogiki.

Rosczarowalem się srodze. P. O. pL·zebiegl jaknajniedokładniej dzie·

je sztuki lekarskiej w XVIII i XIX wieku. ·w tonie wyszydzającym traktował medycy·

.· nę i lekarzy. W ostatnim odczycie, w od·

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 11: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. WSZECHŚWIAT. 251

powiedzi na zarzuty w prasie, bronił się tern, że mówiąc o medycynie miał na myśli tylko terapiją, czem dał dowód wielkiej płytkości poglądu, co się poniżej okaże. Do­niosłości naukowej zjawisk t. zw. magne­tyzmu zwierzęcego i hypnotyzmu teorety­cznie nie uzasadniał, stroił zato w szaty mę­czepników nauki szermierzy lekarskiej wat·· tości tych zjawisk. Apodyktycznie głosiŁ

skuteczńość lekarską w mowie będących­metod, gdzieniegdzie popierając je gołosło­wneroi faktami bez krytycznego uzasadnie­nia wiarogodności onych. Wpt·awdzie po­wiedzianem było, że baron Puysegur byly pułkownik, wyleczył u siebie na wsi chłopa chorego na zapalenie płuc, ale jak się po­znał pułkownik, że to było zapalenie płuc, a jeżeli nawet tak było, to czy zapalenie to płuc nie znikło, jak to zazwycznj bywa, na drodze naturalnego krytycznego przełomu, a wcale nie dzięki metodzie pułkownika?

Pan O. twierdził, że hypnotyzm stosować

się daje do niewielu względnie cho1·ych, magnetyzm zwierzęcy natomiast do wszyst­kich, skuteczniej jeszcze do ostro przebie­gają-cych, zarówno u dzieci jak u osób. star­szych. "Ktoby sądził, że magnetyzm może szkodzić kiedykol wiek, musialby sądzić, że dodanie sił choremu może być szkodli w cm". Odczyty p. O. dlatego jedynie, że publicz­nie były wygłoszone, powodują mię do wy­powiedzenia następujących paru uwag. Trzeźwy współczesny krytyk historyi me­

dycyny, lllUSi zwrócić uwagę na dwie oko· liczności:

I. Medycyna różni się zasadniczo od wszelkich innych nauk, Wszystkie inne nauki idą. na wędrówkę w świat tajemnic i krocząc wprost przed siebie zbierają spo­tykane na drodze slm1·by prawd nowych; za każdą nową prawdę, ludzkość podziwem zdjęta składa dziękczynienia tryumfatorom. Zazwyczaj, rzeszy o odkryciu ani się nawet nie śniło, ani nawet śmiała onazamarzyć o po­darunku hólewskimjakimją uszczęśliwiono.

Nie stawiała ludzkość żądania, by z po­mocą pary setki mil w ciągu doby można przebywać, gdy mechanika wynalazła paro­wozy kolejowe- osłupiała ze zdziwienia. Ludziom nie śniło się żądać, by iskra elek­tryczna z zupełnem pominięciem czasu przenosić mogła myślludzką i wolę z kraju

do kraju, z jeunej części świata do innej-­gdy fizyka wynalazła telegraf elektryczny, osłupieli ludzie z podziwu; iluż było, którzy nawet nie dorośli do zrozumienia lub zapo­trzebowania korzyści z wynalazku tego pły­nących. Któż przed niewielu laty marzył, by można było głos żywy przenosić o mile całe- telefon! co za niespodzianka, łech­

cąca dumę człowieczeństwa. Czy żądał kto od chemii wynalazku farb anilinowych -znaleziono je, co za pt·zewrót w przemyśle. Czy żądał kto od chemików wynalazku chloroformu - znaleziono go, co za dobro­dźiejstwo dla ludzkości. Nie żądano wy­nalezienia analizy spektralnej, odkt-ycie jej jakieź otworzyło dalekie dla wiedzy ludz­kiej horyzonty. Nie napierano nawet na żadnego astronoma, aby nam dal poznać prawdziwą mechanikę niebieską- Koper­nik ogłosił światu pot·ządek ruchów plane­tarnych, jakże wzbił się w dumę gienijusz ludzki. Bezwątpienia odnalezienie danej nowości wskazuje już z góry nowe zadania, nowe cele, ale na małą metę, ale cele, zada­nia, stawiane, rozumiane i upragnione nie przez rzeszę , ale przez gat·stkę apostołów nauki. Słowem, ze wszystkich nauk ludzkość jest

zadowolon:}, bo ich nie woła do popisu, bo im żadnego nic podyktowala zadania; nicze­go niemal od nich ani umie ani śmie żQ>daó, zdaje się jćj, że więc tak wiele od nich otrzymuje.

Jedna jedyna medycyna miała zaclanie narzucone z góry. W naj wcześniejszym okresie rozwoju intelektualnego ludzkości, postawiono mędrcom zadanie darowywania zdrowia i najbardziej nadwerężonemu ustro­jowi, darowywania jeszcze życia i najbar­dziej vosuniętej zgrzybiałości. Dwa zadania nietylko niemożliwe do rozwiązania u koły­ski wiedzy ludzkiej ale nierozwiązalne zna­tury rzeczy nawet w najodleglejszej przyszło­ści . Zadaniu powracania zdrowia i przedłu­żania życia, sztuka zawsze w ograniczonym tylko zakresie sprostać będzie w możności. Usiłowaniom zadosyćuczynienia rozpacz­

nym wołaniom cierpiących i konających,

współczujących i kochających-nadano na­zwę medycyny .

Ale czyż usiłowanie znalezienia kamienia filozoficznego, jest nauką? Czy usilowanie

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 12: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

252 WSZECHŚWIAT. Nr 16. --------------~----------~~==~------------------~~~

zbudowania perpetuum mobile lub rozwią­zania kwadratury koła jest nauką? A pra­gnienie umiejętnego leczenia zboczeń choro­bowych od początku cywilizacyi ludzkiej do początku XIX wieku równało się pragnie­niu osiągnięcia rzeczy nieosięgalnych.

Medycyna też w starożytności i w wie­kach średnich i w nnjwiększej części nowe­go ok!'esu dziejów, nauką. nie była bynaj­mniej. Ci co mówią, że medycyna jest naj­starszą. i już pt·zez to samo, poważną. i czci­godną. nauką, grubo się mylą a przede­wszystkiem ujmę pt·zynos7.ą. nauce lekarskiej ostatnich lat stu kilkunastu.

(dok. nast.).

Hem·yk Ntbssbaum.

Towarzystwo Ogrodnicze.

Posiedzenie szóste Komisyi teo· ryi ogrodnictwa i nauk przyrodniczych p o m o c n i czy c h odby~o się dnia 5 Kwietnia 1888 roku, o godzinie 8 wieczorem, w lokalu To· warzystwa, Chmielna Nr 14.

l. Protokul posiedzenia poprzedniego zostal od­czytany i przyjęty.

2. Dr zoo!. J. Nusbaum mówił nO doświadcze­niach (eksperymentach) w erobryjologii". Przemó­wienie p. J. N. bylo krótkiero streszczeniem prac E. Pfliigera, G. Borna, W. Rouxa, A. Roubera, bra­ci Hertwigów, Fola i Waryńskiego z fizyjologii do­świadczalnej, odnoszących się głównie do procesu zapłodnienia jajka, do działania sily ciężkości na podział czyli przewężanie jajka, oraz do wywoły­wania t eratologicznych utworów, wskutek mechani­cznego drażnienia jajka lub zarodka.

Na tern pąsiedzenie ukończone zostalo.

Niechcąc zaprzątać pisma naukowo-popularnego sprawą, tylko maleńkie kólko spacyjalistów obcho· dzącą, starać się b~Jdę odpowiedzieć jaknajtreści­wiej na list pana Józefa Paczo3kiego do Redakcyi, zamieszczony w Nr 12 Wszechświata.

W Nr 5 nie roialem zamiaru robienia zarzutów, chciałero tylko zwrócić uwagę, że badając florę

Wołynia i Podola, trzeba się liczyć z dawniejsze­mi pracami, tembardziej, gdy w rzędzie praco­wników stoją takiej miary botanicy jak Andrze­jowski.

O Centaurea montans L i C. axilari3 Willd pi­sze pan Paczoski: "Najlepsi botanicy uważają te­raz te gatunki jako dwie odmiany jednego gatun· ku". Prawda-i właśnie dlatego trudno mi było odgadnąć, że pan l:'aczoski uważa je za dwa od­dzielne gatunki. Ale pojęcie gatunku, odmiany i formy jest tak nieustalone, że nie mam prawa powiedzieć, że pan Paczoski mylnie się na te dwa gatunki zapatruje. Z tegoż samego powodu po· twierdzić nie mogę zdania listu : nLedebour mylnie uznal C. montana L, jako synonim C. axilaris Willdn,

Zgadza się pan Paczoski, że w Królestwie Pol­skiem rośnie Ajuga Chamaepitys Schreb (Prodr. Rostafińskiego Nr 526), nie zaś A. Chia Schreb. W logic~nem następstwie zgodzić się powinien, że w sąsiadującej z Królestwem Galicyi rośnie także

prawdziwa A. Chamaepitys Schreb. Knapp (Pflanz. Galiziens und der Bukowina, 204) między stano· wiskami A. Cham. w Galicyi wymienia stanowi­ska naddniestrzańskie na Podolu galicyjskiem. Ważna to okoliczność. Zwróciwszy na nią uwagę, zgodzićby się powinien pan Paczoski, że A. Cba­maepitys Schreb może rosnąć poniżej Md Dnie· strem w okolicy Mobilowa podolskiego (Pamiętnik Fizyjograficzny tom V, Tli, 19), chociażby nawet prawdą być miało, że ją źle oznaczali w innych miejscowościach Podola: Bess er, Andrzejowaki i Eichwald.

K. Ł.

Działalność Akademii umiejętności

w zakresie archeologii i antropologii w r. 1888.

(Dokończenie).

Posiedzenie pierwsze Komisyi antropologicznej (8 Lutego), wedlug porządku dziennego zajęlo się rospa­trzeniem spraw bieżących od ostatniego posiedzenia i dyskusyją nad wnioskiem dra Karłowicza oo do wprowadzenia pisowni organicznej w wydawnict­wach Akademii przy drukowaniu tekstó w w jljzy­kach białoruskim i ukraińskim. Z prac nadesła­nych do użytku Komisyi przedstawione były: od p. J. Kleczyńskiego zbiór melodyj pieśui i tai1ców Górali-Podhalan, od p. M. Ciska, materyjaly etno­graficzne z Żałyni, od dra J. Karłowicza, podania bia~oruskie, od p. Zi~Jhy z Bytomia, piosnki z oko­lic Będzina i Dąbrowy górniczej, oraz opis obrZIJ­dów pogrzebowych u ludu w okolicach Uszycy na Podolu ros., a za pośrednictwem tegoż autora, zlo-

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 13: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. WSZECHŚWIAT. 253 ----- -- ----

żony został r~Jkopism p. t. Ziemia Jadźwingów opracowany przez p. N. Rogowskiego. Jedne z tych prac pr2yjęto całkowicie do druku w Zbiorze wia· domości do antropologii krajowej, inne tylko w wy· j~tkach, lub postanowiono zwrócić autorom. W za· kresie archlologii, p. A. Breza nadesłał opis wyko­paliska przedhistorycznego z Kuźmińczyka pod Ilu· siatynem w pow. Ploskirowukim, który uznano za potrzebne ogło~ić drukiem w bieżącym tomie Zbioru wiadomości do antropologii krajowej a p. B. l'opowski w darze dla zbiorów Akauemii-wykopa­!iska przez siebie, wraz z prof. Twauowskim, zdo­byte z kurhanów w okolicy Wolosowa w gub. pe­tersburskiej (pow. Jamborski), oraz kilkadziesiąt

okazów pochodz~cych z kurhanów w okolicy da­wnej Pantykapei (qkoło Kerczu). Dar ten przyjęto z wdzięcznością. Wykopaliska z pod Wolosowa składają, się z 40 ozdób i 7 strzałek bronzowych, czterech ozdób srebrnych, 100 paciorków szklanych paciorka bursztynowego i szczątków tkaniny. Wy­kopaliska z Pantykapei zawierają, 48 paciorków szklanych i z rozmaitych kamieni, oraz różne ozdo· by. - Z dyskusyi nader wszechstronnej nad wnio­skiem dra Karłowicza wynikło, że zwyczajna dziś używana w wydawnictwach Akademii pisownia dla języków mało· i bialo·ruskiego jest najzupPłniej wystarczającą,. Wobec zaś zupełnego niepodo­bieństwa narzucania nowej pisowni osobom nic­znającym lingwistyki, a które najc1ęściej zajrnu.'ą,

się zbieraniem utworów ludowych i wobec dającej sili) przewidzieć trudności, jakaby nastąpić musia­ła przy druku i korektach rzeczy ogłaszanych w ten sposób, uznano za konieczne przy wydawaniu utwo· rów ludowych w języku ruskim i bi"łoruskim trzy­mać sie pisowni polskiej, używanej dotychczas.

Na temże posiedzeniu uchwalono zaprosić do swego grona dra Jolijana Hryncewicza, jako człon­ka Komisyi antropologicznej.

Posiedzenie drugie tejże Komisyi (17 Lutego), oprócz spraw drobniejszych i odnoszących się do druku niektórych prac nadesłanych, poświ~cone było głównie sprawozdaniu członka Komisyi, G. Os­sowskiego, o badaniach, dokonanych przez niego z polecenia Komisyi w kurhanach ryżanowskich. W jednym z nich, sprawozdawca odkrył katakum· biJ urządzoną, w głębokości trzech metrów pod na· sypem kurhanowym, skladaj~cą, sie z chodnika podziemnego . maj~cego przeszło szE'ŚĆ metrów dłu­gości i z krypty grobowej około trzech metrów długości i mniej więcej takiE'jźe szerokości. W pól­nocnej polowie tej krypty, na poziomie nieco wyż­szym ustawione były rozmaite naczynia i sprzę­ty, a w polowie jej południowej złożony był szkie­let pokryły cały rozmaiterui ozdobami zlotemi, przy krórym znajdowały się jeszcze naczynia bron· zowe, gliniane i srebrne. O charukterze wszyst­kich tych przedmiotów, oraz sposobie ich usta­wienia w krypcie, czytelnicy Wszechświata wiedz~ ju~ z artykułu zamieszczonego w Nr 3 1). Rospo-

') Ob. Wszerhświat Nr 3, art. Skarby archeolo­giczne.

znaniem próby złotniczej wszystkich tych wyro­bów zaj~li się: przełożony c. k. urzędu probiercze­go w I<rakowie, p. Kunst i ofic. kontr. tegoż urzę· du, p. Lepszy; analizll zaś chemiczną, bronzu uźy· tego do wyrobu naczyń, przyrzekł dokonać reda­ktor Wszechświata, p. Bronisław Znatowicz.

G. O.

KRONłKA NAUKOWA.

ASTRONOMIJ A.

- Plałyna w widmie słonecznem. Pp. Huthins i Holden w Cambridge (Massachusets) przeprowa­dzili dokładne badania widma słonecznego, jakie otrzymali przez uginanie świaUR, do czego poslu· giwali Bill wyboru~ siatką, Rowlanda, zarazem zaś oznaczyli ściśle linije kilku ciał ziemskich, któ· rych obecności dotąd w atmosferze słonecznej nie wykazano. W ogólności praca ta nie doprowadzi­la do rezultatów stanowczych, wątpliwem wi~c

jeszcze zostaje, czy na slońcu znajdują, sil) np. ołów, cyna, srebro, cer, molibden, uran, wanad; pewniejsze wypadki osi~gnil)to tylko co do platy­ny; z 64 mianowicie linij widma platyny, wystl)­pują,cych między długościami fal 4 250 i 4650 ba­dacze ci wykazali 16 linij w widmie slonecznem. Platynę należy zatem zaliczyć do substancyj, któ­rych obecność w atmosferze słonecznej ze znacz­nem prawdopodobieństwem przyjąć można. (Hum­boldt).

S. K. FIZYKA.

Doświadczenie z żywicami elekłryzowanemi. P. C. V. Boya opisuje ciekawe bardzo doświadczenie z elektrycznemi gumami i żywicami. Jeżeli lak lub inną, podobn~ substancyją, topimy w puszce, umieszczonej na konduktorze machiny elektrycz­nej' wydobywają, sil) z niej natychmiast długie włókna, które Bill kruszą, na kawałki i tworz~ dro­bne perełki. Naczynie zawierające gumę lub ży· wic~ winno być pochylone w kierunku takim, aby wydobywające się wlókna nie zwracały sil) DA. mAo­szynę lub na bliskiego obserwatora, bez tej bo· wiem ostrożności zostałby on wkrótce oplątany cienką, i lepką, cieczą, substan<Jyi poddanej do· świndczeniu. Najosobliwsze rezultaty wydaje bal· sam kanadyjski. Gdy do naczynia zbliżamy plo­mień świecy włókna rzucają, się na plomień i piJ· krywają, niekiedy cal~ świec!); zdarza sill też, że wlókna wyładowuj~ sil) przy zbliżaniu do plomie­nia i wracają, do naczynia. W ciągu krótkiego czasu wytworzyć można znaczną, ilość włókien, ła­two się krusz~cych, dlatego sądzi p. Boys, że me­toda ta mogłaby być przydatną, do proszkowania substancyj, które inneroi metoda.mi niełatwo pro· szkować sil) daj~}. (La Nature). S. K.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 14: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

25~4 _________________________ w __ sz_E_C_H_ś_w_r_AT_. _______________________ N __ r _1_6 __ .

CHEMIJ A.

Sfera działania chemicznego. W londyliskiem towarzystwie ch emicznem prof. A. W . Riicker miał odczyt, w którym zestawiał bardzo interesu· j ące poglądy rozmaitych uczonych , dotyczące od­ległości, na jakiej winny znajdować sil) czą,steczki

rozmaitych ciał, aby pomiędzy niemi mogło za­chodzić działanie chemiczne. Odległość ta nie mo· że sil) znacznie różnić od odlegloś ci, na której wy· stępuje działanie przylegania (adhezyi). Rozmaici l1adacze, na zasadzie pomiarów uskutecznianych z pomocą niejednakowych metod , przyszli do wnio­sków, które tu - za prof. A. W. Riickerem-stre­szczamy w następującej tablicy, w której liczl1y podane w pierwszej rubryce oznaczają mikromili· metry czyli mi lijonowe części milimetra (p.fL).

P·P·

11 3 Największa ~fera dzi a- ł Plateau lania cząsteczkowego

(p) Maxwell

9G-45 Granice nietrwalej gru· } R einold bości warstw cieczy lUicker

59 Na,jwiększa granica p l'lateau

50 Wielkość p Quiucke

12 Gr u b ość blaszki s re- ~ Wiener brnej, zmieniającej fazę światła odbitego

10,5 Grubość stała warstwy } Bunsen woily na szkle przy 23° C 4,3 Średnia odlegtość mil)·

f O. Meyer dzy środkami cząsteczek gazu przy 760 mm i oo C

3- 1 Grubość warstwy ob-

~Ob&b'cl< cego metalu, która przy-legając do platyny, po-la ryzuje ją elektrolity-cznie w zupeluości

0,2 Najcieńsza, dająca sil) ( Wiener obserwować warstewka

srebra

0,14-0,11 Średnica cząsteczki ga· ( Exner O. Meyer

zowego wodoru l Van der \V aals 0,07-0,02 ,średniaodleglo~ćśrod- } w. Thomson

kow cząsteczek Cleczy 0,02 . Granica, od której śre·j (

dnicacząsteczki gazujest l W. Thomson wil)kszą l

Wziąwszy pod uwag\) wielką rozmaitość zasad, na których opartern jest wyprowadzenie powyż· szych liczb-musimy przyznać, że niewiele róźnią sil) one pomil)dzy §obą i że przedstawiają wielko· ć ci jednego szeregu . .

J. J. B.

· MINERALOGIJ A.

Nowoodkryte minerałt. l) Emonsit z Kolora· do składa się z lusze:~;ek żółtozielonego koloru i za· w.iera 590/~ telurn i 14.% żelaza. 2) Elpazolit zn.a­leziony w hrabstwie El-Paso w Kolorado w szcze­linach pachnolitu. Można go uważać za odmia-

n!) kryjolitu, w którym % sodu SI! zastąpione przez potas. 3) Ptilolit., jestto minerał zbity koloru po­pielatego, znajdujący sil) w szczelinach porfiru an­dezytowego w Kolorado. Zawiera Si02 - 590fo, Al 2 0 3 - 230fo, K20 i NazO po 4% i CaO -5°/a· (Zeit. f. Krist. Groth. B. XII Nr IV V).

B. J.

ZOOLOGIJ A.

- Rola zwierząt w wytwarzaniu gruntu rodzajnego. Badania Darwina wykazały, jak wybitne znaczenie gieologiczne ma glista ziemna; obecnie p. Sha­ler wykazuj e, że i inne zwierzl)ta pracuj ą również

gorliwie nad wytwarzaniem czarnoziemu roślinne· go. 'Vażne w szczególności znaczenie przypisuje on kretowi, oraz królikowi i .innym gryzoniom. Mrówki wydobywają też z gruntu znaczne ilości ziemi i sprowadzają je na powierzchnię; a wiatry i deszcze rospraszają je po okolicy. Niemniej ważnym pracownikiem jest rak. P. Shaler oce· nia nawet, że praca jego jest donipślejsza, aniżeli glist ziemnych; każdy bowiem rak wydobywa w ciągu roku około pół stopy sześciennej matery­jałów ziemnych, a w niektórych okolicach na po· wierzchni!) akra przypada do tysiąca raków; w ta­kim wil)c razie przerabiałyby one roczrlie 500 stóp sześc. gruntu.-Są znów strony, gdzie robota mrów­cza musi być -bardzo znaczna; w Massachusetts np. znajdują sil) okolice, w których napotykamy jedno przynajmniej mrowisko na stop~ kwadratową, za· tern około 40000 na jeden akr. W miariJ, jak deszcze i wiatry unoszą materyjaly mrowisk, miesz­kanki ich nauowo zabierają sil) do pracy, co się powtarza po cztery lub po pięć razy rocznie. Po· jąć możemy łatwo, jak potężną jest uprawa grun­tu w okolicach zRjmowanych przez te owady. (Rev. Scient.).

A. TECHNOL.OGIJA.

Rury wodociągowe robią obecni e w Wiedniu z papieru nasyconego asfaltem, który nawijają na· stl)pnie na cylinder drewniany żądanej średnicy. W Ameryce fabrykują, z masy papierowej cegl!) emalijowaną wodotrwalą. (Uhland Nr 6).

B. J.

- Największa maszyna parowa znajduje si!l na ko­palni rudy cynkowej Fridensvill w l'ensylwanii. Jestto maszyna wodociągowa nazywana the Presi· dent, zasilana obecnie pil)cioma kotlarni parowemi, rozwija pracę 5 000 koni par., ale przy odpowie­dniem zwi\jkszeniu ilości kotłów może dać pracę

podwójną. Przy jednym obrocie podnosi ona 80 metrów sześc. wody, kolo zamachowe waży 40 tonn i ma średnicę 11 m; pod kotlami spala sil) dzien­nie 280 korcy Wl)gla. Od roku 1886 maszyna dzia· la dniem i nocą. (Dingi. Pol. Jour. 263 Nr !l).

B. J.

GÓRNICTWO.

Najgłębszy otwór świdrowy znajduje si\) w Schl~­debach kolo Diirrenbergu (na poludnie od Bali); w Czerwcu 1886 r. doprowadzono go do l 748,4 m

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 15: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

Nr 16. WSZECHŚWIAT. 255

i następnie zatrzymano wskutek technicznych tru­dności. Na głębokości 1596 m temperatura dosię· gala 54,5°, na 1716 m- 56,6°. (Dingl. PoL Journ. 13. 263 Nr 3).

B. J.

- Siudnia Artezyjska w Peszcie ma 591 m glę· bokości. Daje ona codziennie 800 m sześc. wody

0 temperaturze 70°. Mają zamiar pogłębić jesz­cze studnią, aby otrzymać wodę o 800 C. (La Na­ture, Nr G51).

B. J .

ROZMAITOŚCI.

- Projekty poł~czenia Anglii z ląde~1 europejskim. Slynny projekt przeprowadzenia tunelu pod kana­lem Brytańskim nie zostal zaniechany; towarzy­stwo zawiązane w Wielkiej Brytanii pracuje nad jego urzeczywistnieniem, a dzisiejsi rrężowie sta­nu angielscy nie podzielają obaw, jakie ze wzglę­dów wojskowych przeciwnicy proj ektu wygłaszają. Stowarzyszenie brytańskie dla postępu nauk na ostatniero swem zebraniu we Wrześniu r. z. zaj­mowało Bill tą kwestyją i wysłuchało kilku refera­tów przedstawionych przez oaoby z rzeczą tą na­leżycie obeznane, a wszyscy sprawozdawcy prze· mawiali bez zastrzeżeń na korzyść tunelu. Ze względów technicznych praca nie przedstawia zby­tnich trudności, a wykonanie polowy angielskiej kosztowaloby 1 527 000 funtów sztedingó·"· Urze· czywistnianie projektu uważają referenci za nie­zbydne w widokach handlu, który obecnie jest w położeniu krytycznem, a w razie groźby napa· du ze strony francuskiej tunel dalby si\l łatwo za­topić przez otworzenie śluzy, pozostającej w bes· pośredniem połączeniu z fortyfikacyjami Douvres, możnaby wtedy wprowadzać do kanału 100000 stóp sześciennych wody w ciągu sekundy. Według prof. Boyd Dawkiusa wreszcie sondowania, jakie prze· prowadzić bedzie trzeba przed konstrukcyją tune­lu wykażą bogate pokłady węgla kamiennego, łą­czące obszary węglowe Belgii i Francyi pólnocnej z pokładami W al i i i Somersetshire.

Obok projektu tunelu poruszono też w ostatnich czasach myśl, powzięta przed atu la~y jeszcze, prze­prowadzenia przez cieśnin!) mostu. Pomysł ten uwa· Zany ni<•gdyś za niemoiliwy, przy dzisiejszych po­stępach inżynieryi i metalurgii, może mieć widoki zupełnego powodzenia. Projekt takiego mostu, roz­winięty niedawno przez p. Thome de Gam on d, opra­cowany został świeżo przez p. Hersent, przedsi!)· biorcll robót przy kanale Sueskim, a na czele zamie­rzonego przedsiębierstwa staną! ze strony francus­khij admirał Clone, ze strony angielskiej iniyniero· wie Fowler i Baker. Ma to być most metalowy, długości 35 kilometrów. Kierunek mostu przyN· dać ma nie według najkrótszej odległości, ale ma

iść za najmniejszą głębokością morza, tak aby nie przechodziła 50 metrów. Wydatki byłyby tu wszak­że znacznie wyższe aniżeli na przekopanie tunelu -­obliczone są, bowiem prawie na bilijon (tysiąc mili­jonów) franków.

T. R.

- Gwiazdy morskie jako nawóz używane są w nie· których okolicach od dawnychjuż czasów; w Holan· dyi mianowicie nawóz ten z powodzeniem używa się przy uprawie kalafiorów, - wystarczają do tego trzy lub cztery asteryje na metr kwadratowy. W Bonlonais zastosowano ~zczęśliwie tę metodll do uprawy ziemniaków. (La nature).

.4. - Dekoracyje teatralne na płótnie metalicznem.

P. E. Tepper z Berlina j est wynalazcą, nowej me­tody, która dozwala malować dekoracyje teatralne na niepalnem plótnie metalicznem. Siatka z dru­tów żelaznych, używana do tego celu, o okach wielkości około l mm2, pokrywa się drogą me­chaniczną powloką żółtą, niepalną i nierospusz· czalną w wodzie. Przy wprowadzaniu jej na sieć stanowi ona masę cieklą, która ws?:akże wkrótce krzepnie i łatwo przyjmuje malowidto.- Dekora­cyje takie dają, si~ łatwo nawijać na prętach ma­jących 5 cm średnicy, ciężar ich wynosi nie wię­cej nad 750 gramów na l metr kwadratowy i nie kos?.tują drożej aniżeli dekoracyje malowane na płótnie, które przy pomocy jakichkolwiek środ· ków uczyniono niepalnem. (Rev. Scient.).

T. R.

Nekrologij a..

Znany botanik amerykai1ski Asa G1·ay, profe­sor w Harvard University w Cambridge (Massa­chusets), zmarł dnia 30 Stycznia r. b. Urodzony w roku 1810 w Paryżu, w miasteczku stanu No­wego Yorku, poświ!)cał się z początku medycynie, następnie jednak zajął się wyłącznie botaniką, w roku 1842 został profesorem we wspomnianym wy7.ej uniwersytecie, a od r. 1874 był kierowni· kiem Smithsonian Institute. W r. 1877 zawiesił swe wykłady i zajmował Bill już tylko zarządem ogrodu botanicznego w Cambridge. Ogłosił "The flora of North-America (wspólnie z Torreyem, 2 t., 1838 - 1842), "Manuel of botany" (5 wytl. 1868), "Genera boreali-americana i!lustrata" (2 t ., 1848-9) 1 mne. W pracy "Darwiniana" (1876) podał li­czne przyczynki do darwinizmu ze świata roślin· n ego.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/

Page 16: M 16. Warszawa, d. 15 Kwietnia 1888 r. Tom VII.winntbg.bg.agh.edu.pl/skrypty4/0511/1888/wsz_1888_16.pdf · wysokie cyf1·y, otrzymane zapomocą. nieza wodnie ścisłej Aitkenowskiej

25~6 __________________________ W~SZ_E_C_H_Ś_W_I_A_T_. ________________________ N_r_l_6~·-

Ksi~żki i broszury nadesłane do Redakcyi

Wszechświata

J A K O N O W O Ś Ć.

Wisła. Tom II, zeszyt l za Styczeń, Luty i Marzec 1888 r. zawiera: E. Orzeszkowej. Ludzie i kwillty na<l Niemnem, R. Zawili1iskiego, Z po· wieści górali beskidowych, J. Karłowicza, Poda· nie lotaryńskie o królu Stanisławie, Z. GlogiEra, Podróż Niemnem, J . Karłowicza, Folklorr, J. Ro· stafińskiego, Jemioła, W. Garsona, Ratułów, S. Ula­nowskiej, Boże Narodzenie u górali zw. Zagórza­nami, S. Witkiewicza , Drzwi chaty góralskiej w Za,kopanem, 1:;. Chelchowsldego, Materyjdy do etnografii ludu z okolic Przasnysza, S. Ciszew· skiego Uzupełnienia do art. Ludowe nazwy skał i t. d. w dolinie Prądnika, M. Dowoyny-Sylwe· strowicza, Teksty szlachty źmujdzkiej, S. Ciszew­skiego, Lud jako twórca terminologii językoznaw­czej, s. Ulanowskiej, z humorystyki ludowej, s. Ciszewskiego, Uwaga do str. 279 t. I Wisły, A. S. List do rerlakcyi. Poszukiwania przez J. Karlo· wicza, A. Zakrzewskiego, A. W., S. Adalberga. Krytyka, biblijografija i wiadomości bieżące przez L. Krzywickiego, J. I.osia, J. Karłowicza, W. We· rykę, w. Nałkowskiego, Z. Wolskiego, A. Dyga· eińskiego, Ostoję.

M. Raciborskiego, Odbitki z Rospraw i Sprawozd. Wyd. m.·p. Akad. Urn.: l) O rzekomem przysto-

sowaniu sil) liści do uderzeń gradu i kropli desz. C7U, 2) Odmiana teratologiczne Lllmium albu 111 •

odbitki ze Sprawozc1. Kom. fizyjogr., 3) Małeryjr.ł; do flory grzybów l'ohki, 4) Zapiski florystyczne, cz. II, 5) Caltha palustris w Polsce, 6) Materyja­ty do flory glonów Polski, 7) Przyczynek do zna­jomości wątrobowców (Uepaticae) potudniowo-za­chodniej l:'olski; oribitka z Hedvigia 8) Bemer­kungen uel ~ er einigo in den letzten Jahren he­sobriobene Myxomyccten.

Do nabycia we wszystkich księgarniach.

Posiedzenie J-e Komisy i stałej Tcoryi

ogrodnictwa i Nauk przyrodn. pomocniczych

odbędzie się we czwartek dnia 19 Kwietnia

1888 roku, o godz. 8 wieczorem, w lokalu

Towarzystwa Ogrodniczego (Chmielna, 14).

Porządek posiedzenia:

l. Odczytanie protokulu posiedzenia po­

przedniego.

2. P. l!'. W et·miński: "Budowa i powsta­

wanie aleuronu".

Bulety-n meteorologiczny za· tydzień od 4 do lO Kwietnia 1888 r.

(ze spostrzeżeń na stacyi meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie).

Barometr E-~ l ·= 700 mm + Temperatura w st. C. g,,.§ ~ ~

O 7 r. / 1 p. / 9 w. 7r. / l p.j9 w. jNajw. jNajn. ~·;; l 41

1

42,2 T 42,5 43,2 1 9,0115,4 1 10,8 1 15,5

1

1 5,1 , 65 l

5 42. ,'3 41,0 41,0 3,8 5,2 3,7 6,0 3,0 l 95 6 40,6 41,9 43,6 1,0 0,8 0,1 3,9 0,1 93 7 42,4 44,1 47,9 -0,7 1,0 -0,1 1,8 -1,5 91 8 ' 4~,ti 49,3 50,0 -1,6 2,8 0,3 3,2 -3,2 , 72 9 50,8 50,5 50,8 1 ,O 4,7 3,6 5,2 l ,O 67

101 50,5 49,61 48,9 0,6 5,4 3,8 6,4 , 0,2 , 69 ------------ .....__.__.___. Średnia 45,8 3,3 ~

Kierunek wiatru

sw,s.s N,N,N N,N,N

w,w,sw w,w,w

SW,SE,NE NE,NE,NE

Suma

opadu

0,2 8,9

11,5 2,0 0,1 o,o 0,0 l

22,7

U w a g i.

W nocy deszcz kr. Z n. desz. cały dz. padał Desz. cały dz. popoł. ześn. Cały d z. §n. r. z d. pot. z kr. W nocy śn. prusz.

UWAGI. Kierunek wiatru dany jest dla trzer.h godzin obserwacyj: 7-ej rano, l·ej po południu i 9-ej wieczorem. b. znaczy burza, d. - deszcz.

TREŚĆ. O liczeniu pyłków unoszących sil) w powietrzu, podał J. N. - Znaczenie otolitów czyli ka· myczllów słuchowych, przez A. S.- t, życia jemioły, podał S. Grosglik. -Z powodu odczytów p. Och~· rowicza o bypnotyzmie w ratuszu warszawskim, napisał Henryk Nussbaum. - Towarzystwo Ogrodm· cze.- Korespondeucyja Wszechświata. -Działalność Akademii umiej!)tności w za,kresie archeologii i an­tropologii w roku 1888. - Kronika nau~owa.- Rozmaitości. - Nekrologija. - Książki i broszury naile·

słane do redakcy1 Wszechświata.-Buletyn meteorologiczny.

========~==========~~======================================~~===============~ Wydawca E. Dziewulski. Rędaktor Br. Znatowicz.

AosBOJIIlBO Il;easyporo. BapmaBa l Anp'liJilll888 r. Druk Emila Skiwskiego, Warszawa, Chmielna N 26.

Ze zbiorów Biblioteki Głównej AGH http://www.bg.agh.edu.pl/