nasze sukcesy 2001/2012

140
Szkoła Podstawowa Nr 114 z Oddziałami Integracyjnymi im. Jędrzeja Cierniaka w Warszawie Nasze sukcesy

Upload: szkola-podstawowa-114

Post on 12-Mar-2016

220 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Sukcesy uczniów z SP114 w Warszawie

TRANSCRIPT

Page 1: Nasze Sukcesy 2001/2012

Szkoła Podstawowa Nr 114

z Oddziałami Integracyjnymi

im. Jędrzeja Cierniaka

w Warszawie

Nasze sukcesy

Page 2: Nasze Sukcesy 2001/2012
Page 3: Nasze Sukcesy 2001/2012

Szkoła Podstawowa Nr 114

z Oddziałami Integracyjnymi

im. Jędrzeja Cierniaka

w Warszawie

Nasze sukcesy

Prace uczniów powstałe

w roku szkolnym 2010/11

Warszawa 2012

Page 4: Nasze Sukcesy 2001/2012

Po raz kolejny podjęliśmy próbę opublikowania prac naszych uczniów

powstałych na przestrzeni roku szkolnego. Pomysły na teksty literackie, jak

i prace graficzne rodziły się przy okazji ważnych wydarzeń, różnorodnych

konkursów, omawianych na zajęciach tematów, czy zwyczajnie z potrzeby

dziecięcych wyobrażeń i fantazji. Publikacja ta próbuje zebrać owe wytwory:

próby literackie, czy też kompozycje plastyczne, aby ukazać ich różnorodność

i ocalić od zapomnienia. Celem takiego działania nie jest ocenianie, ale nade

wszystko przybliżenie twórczości naszych dzieci wszystkim tym, którzy zechcą

się z nią zapoznać.

Książka „Nasze sukcesy” jest efektem całorocznej pracy uczniów

naszej szkoły, ich nauczycieli i rodziców oraz wszystkich, dla których

dziecięca twórczość stanowi niepodważalną wartość. Wraz z wychowawcami,

nauczycielami i rodzicami staraliśmy się systematycznie gromadzić wszelkie

prace dzieci w naszej placówce, by móc je utrwalić i rozpowszechnić. Nie jest

to łatwe zadanie, uważamy jednak, że warto dać dzieciom szansę wyrażania

siebie poprzez sztukę pisarską i twórczą.

Pragnęliśmy zachować autentyczność formy i treści publikowanych

prac, dlatego też pozostały one w oryginalnym zapisie. Pozwala to na wierne

oddanie ich charakteru oraz pewną skarbnicę wiedzy o ich autorach. Dzieci

chętnie dzielą się swoimi przemyśleniami i poglądami, ujawniają swoje uczucia

i pragnienia, powierzając nam – dorosłym – obraz własnego świata, oczekując

tym samym akceptacji i wsparcia. Chcąc wyjść naprzeciw potrzebom naszych

dzieci i wesprzeć ich twórcze działania oddajemy w ręce czytelników naszej

szkolnej społeczności niniejsza książkę, jako zbiór wszelkich, twórczych

działań naszych uczniów w roku szkolnym 2011/12.

Publikacja powstała z inicjatywy Rady Rodziców i Szkolnego Zespołu Wspierania

Uczniów Uzdolnionych i Rozwijających Zainteresowania.

Opracowanie: Agnieszka Szewczak

Page 5: Nasze Sukcesy 2001/2012

Prace powstałe na zajęciach koła literacko – ortograficznego z wykorzystaniem dowolnie

wybranych wyrazów z h i ch, które grupa zgromadziła pracując z obrazkiem i rozsypanką

oraz tworząc własne.

Uśmiechy dzieci

Dzieci w szkole są dzisiaj bardzo uśmiechnięte, bo jest zakończenie

roku. Każdy nie może doczekać się, kiedy przeczyta swoje świadectwo. Hanka

nie mogła niestety przyjść, bo musiała zaopiekować się młodszym bratem

Hubertem, a mama musiała iść do pracy. Obiecała Hance, że przyniesie jej

świadectwo. Na szczęście mama zdążyła wrócić i zabrać dzieci na zakończenie

roku. Hanka była bardzo szczęśliwa i reszta dzieci też.

Małgorzata Dobosiewicz, kl. III d

Uśmiechy dzieci

Hania, Hubert i Honorata są harcerzami. Właśnie mieli iść na zbiórkę,

gdy nagle usłyszeli huk, a potem hałas. Jakiś chłopiec ze słuchawkami na

uszach jechał hulajnogą przez pasy ulicy. Niespodziewanie zjechał na chodnik.

Dzieci szybko pobiegły i krzyczały: Hamuj! Na szczęście chłopiec zatrzymał

się i nie potrącił małej dziewczynki, która właśnie schodziła z huśtawki. Dzieci

dostały w nagrodę od pana policjanta, po dwa lizaki. Na zbiórce dziewczynki i

chłopiec zdobyli dwie odznaki wyżej. Wszystko dobrze się skończyło.

Aleksandra Pająk, kl. III d

Page 6: Nasze Sukcesy 2001/2012

Uśmiechy dzieci

Była sobie niezwykła, mała dziewczynka imieniem Hania, która

pięknie grała na harfie. Zawsze jak grała koleżankom i kolegom, oni uśmiechali

się. Babcia robiła im herbatę i zaczynała haftować chusteczkę. Pewnego dnia

dziewczynka poszła spać, obudziła się i zobaczyła wszystkie dzieci, które

uśmiechały się do niej.

Katarzyna Sierakowska, kl. III d

Helikopter wojenny

Był sobie mały helikopter. Miał 10 lat, lecz było mu źle. Przed nim

test latania bezszelestnego. O wiele bardziej wolał huśtać się w hamaku, albo

jeździć na hulajnodze. Gdy przyszedł dzień testu helikopter wystrzelił

w chmurki! Nagle przebił szkolną płachtę! Gdy tak latał utworzył piękny haft

na niebie. Zdał test na szóstkę z plusem.

Adam Słupek, kl. III d

Helikopter wojenny

Dziadek ze swoim kolegą hutnikiem opowiadali nam, że kiedyś Morze

Bałtyckie wylało i była powódź. Wtedy żołnierze zabrali ich z dachu huty

wojskowym helikopterem, lecz on zepsuł się w połowie drogi! Musieli

wyskoczyć. Nałowili tyle śledzi i makreli, że wystarczyło na rok.

Kacper Romańczuk, kl. III d

Page 7: Nasze Sukcesy 2001/2012

Historyjka

Pan Hubert pracuje w wielkim gmachu. Właśnie skończył pracę,

wsiadł do samochodu i wyruszył na spotkanie ze swoja rodziną. A w domu złe

wieści! Córka Hania dostała uwagę i złamała nogę! Wcześniej w czasie drogi

pomachał dzieciom stojącym przed filharmonią. Po dwóch minutach zawiała

wichura, dzieci szybko wsiadły na hulajnogi, a będący w pobliżu mechanik do

samochodu. Wstąpili do pewnej kawiarenki, wypili herbatę, zjedli orzechy

i postanowili wyruszyć dalej mimo pochmurnego dnia, aby pooddychać

świeżym powietrzem.

Kacper Romańczuk, kl. III d

Wakacje

Hubert pojechał z rodzicami nad morze. Podczas podróży rozpętała się

wielka wichura. Na miejscu spotkał dziewczynkę o imieniu Hania. Bawili się

razem, jedli orzechy i jeździli na hulajnogach. Po kilku godzinach zachciało im

się spać , więc poszli do domu. Rano z Hanią oddychali świeżym powietrzem,

ale potem zrobiło się pochmurno i musieli się schować. W nocy zepsuł się

samochód i mama zadzwoniła do mechanika. Tata pojechał oglądać gmach

filharmonii, która niedawno kupił. Ostatniego dnia pobytu dzieci wypiły

herbatę. To były najlepsze wakacje w życiu.

Iza Szczepańska, kl. III b

Page 8: Nasze Sukcesy 2001/2012

W lesie

Pewnego pochmurnego dnia jeż Hubert i króliczek Hania wyszli

z domu, gdy nagle zaczął padać deszcz. Schowali się w domku Hanki. Było im

przykro, bo spóźnią się do filharmonii na koncert ich przyjaciela słowika.

Wzięli wi ęc samochód i pojechali do filharmonii. Okazało się, że koncert

odwołano. Dwóch małych kolegów siedziało na ławce i nudziło się. Hania

i Hubert zabrali ich do domu, dali ciepłą herbatę i ciastka

z orzechami. Wichura ustała i postanowili pojechać do gmachu hulajnogami.

Niestety hulajnogi były popsute. Na szczęście niedaleko mieszkał mechanik,

który je naprawił. Na dowidzenia pomachali mu i w kilka minut dojechali na

miejsce oddychając świeżym powietrzem.

Klaudia Olszewska, kl. III d

Wyprawa

Mała Hania miała brata Huberta. Pewnego dnia Hania usłyszała z okna

piękny dźwięk. Hubert wyjrzał i po dwóch minutach zauważył filharmonię.

Dzieci za nim poszły do gmachu, zjadły parę orzechów i wypiły herbatę. Potem

wzięły hulajnogi i pojechały na wycieczkę. Niespodziewanie rozszalała się

wichura, więc schowały się w kawiarence, a gdy wichura się zmniejszyła, ze

swoimi hulajnogami ruszyły w dalszą trasę. Po drodze zobaczyły tęczę

i pomachały do taty – muzyka.

Małgorzata Dobosiewicz, kl. III d

Page 9: Nasze Sukcesy 2001/2012

Wycieczka

Było lato. Pewien chłopiec o imieniu Hubert siedział w domu, bo był

pochmurny dzień. Jego koleżanka Hania chodziła do szkoły na akcję „Lato

w mieście”. Razem z grupą miała pójść do filharmonii na występ pt. „Dziadek

do orzechów”. Hubert postanowił pojechać hulajnogą i pomachać jej. Gdy

występ się skończył zaprosił koleżankę na herbatę. Po chwili mijali mechanika,

który naprawiał samochód i schował się w garażu podobnym do starego

gmachu. Po dwóch minutach byli w domu. Gdy wichura ucichła, wyszło

słońce, więc poszli do parku i zaczęli oddychać świeżym powietrzem.

Aleksandra Pająk, kl. III d

Zbiory

Hania i Hubert zabrali ze sobą herbatę w termosie i pojechali na

swoich hulajnogach do drzewa z orzechami. Jadąc oddychali świeżym

powietrzem. Po kilku minutach spotkali mechanika, który jechał samochodem.

Pomachali mu. Zebrali orzechy i musieli je schować. Mieszkali w wielkim

gmachu. Gdy dotarli do domu zerwała się wichura. Kiedy przejaśniło się w

nagrodę poszli do filharmonii, a na scenie było dwóch muzyków.

Eryk Chaber, kl. III d

Page 10: Nasze Sukcesy 2001/2012

Historyjka o dzieciach

Pewnego pochmurnego dnia dwójka dzieci szła ulicami miasta

objadając się orzechami. Dziewczynka miała na imię Hania, a chłopiec Hubert.

Po dwóch minutach rozpętała się potężna wichura, a nawet niektóre

ciężkie narzędzia mechanika wylatywały mu z pudełka. Gdy dzieci szukały

schronienia zauważyły mechanika wsiadającego do samochodu i podbiegły do

niego. Mechanik podwiózł ich pod piekarnię i doprowadził na miejsce, a sam

pędem wrócił do samochodu.

Dzieci schowały się w pomieszczeniu piekarni i oddychały słodkim

zapachem ciast. Kierownik poczęstował ich herbatą i pysznym pączkiem,

a kiedy zjedli i wypili, podziękowali mu. Potem wsiedli na hulajnogi

i pomachali na pożegnanie, a sami wrócili do domu.

Kamil Malczyk, kl. III d

Historyjka

Hania i Hubert, oddychając świeżym powietrzem, pojechali

samochodem do filharmonii. Po drodze pomachali grupce dzieci, jeżdżących na

hulajnogach przed gmachem. Nagle zerwała się wichura i dzień stał się

pochmurny. Nawet mechanik po dwóch minutach zaczął uciekać! Na szczęście

zdążyli się schować. Po koncercie wypili herbatę i zjedli orzechy.

Adam Słupek, kl. III d

Page 11: Nasze Sukcesy 2001/2012

Moje marzenia

Nazywam się Karolina. Mam jedenaście lat i chodzę do piątej klasy.

Mieszkam w Warszawie, na Targówku.

Jak każde dziecko, mam marzenia. Jednym z nich jest mieszkanie

w cudownej rezydencji z basenem, kilkoma łazienkami, kinem domowym

i wielkim ogrodem z fontanną. Zapragnęłam tego, gdy kiedyś oglądałam

w telewizji program o siostrach Radwańskich i ich domu w Londynie. Mają

w nim basen, w którym mogą pływać i relaksować się. W ich domu jest także

piękny taras, na którym istnieje możliwość opalania się i przyjmowania gości.

Ten „pałacyk” mieści w sobie również olbrzymi salon, który może służyć jako

miejsce do urządzania np. urodzin, prywatek, dyskotek. Prywatna sala kinowa

pozwala na samotne lub wspólne oglądanie seansów. Kilka łazienek bardzo

udogadnia życie kilkuosobowej rodzinie. Ogród umożliwia wypoczynek, np.

z gazetą przy miłym szumie wody z fontanny. Dom sióstr Radwańskich zdobią

m.in. marmury, rzeźby i stylowe meble. Gdybym mieszkała w takiej

rezydencji, to nie musiałabym też wykonywać części obowiązków domowych,

ponieważ sprzątaniem oraz innymi pracami zajmowałaby się nasza gosposia.

Ja natomiast poświęcałabym wtedy wolny czas na swoje pasje, np. jazdę konną,

pielęgnowanie ogródka, zabawę z rodziną i psem. No, ale na dzień dzisiejszy,

takie marzenia to „bujanie w obłokach”. Przejdę zatem do mojego bardziej

realnego marzenia, którym jest posiadanie psa.

O psie myślę od dawna. Marzenie to nasiliło się jednak, kiedy

w czasie wakacji mogłam zaopiekować się pieskiem, a raczej suczką mojego

wujka. Doszło do tego, gdy wujek z rodziną miał wyjechać do Grecji na

wakacje. Nie miał co zrobić z rodzinnym pupilem – Bajką. Ciocia i wujek

zastanawiali się nad oddaniem pieska do hotelu dla psów, ale doszli do

wniosku, że nie jest to najlepszy pomysł. Bajka jest psem znalezionym i bardzo

źle znosi rozstania z rodziną. Zaproponowali więc mi, abym za zgodą rodziców

Page 12: Nasze Sukcesy 2001/2012

zajęła się ich pupilką. Wiedzieli, że obydwie się lubimy. Z chęcią się

zgodziłam. Byłam bardzo szczęśliwa, że chociaż przez chwilę będę mogła mieć

psa. Po niedługim czasie Bajka przybyła do naszego domu. Wychodziłam z nią

na spacery, czesałam jej bujną sierść, a także razem się bawiłyśmy. Bardzo

szybko minęły dwa tygodnie i Bajka wróciła do swoich właścicieli. Od tamtego

czasu jeszcze bardziej odczuwam brak psa i myślę o jego posiadaniu.

Chciałabym mieć czarną lub jasną samiczkę rasy labrador. Najlepiej pragnę,

żeby był to szczeniak. Oczywiście z czasem by urosła. Wabiłaby się Fiona.

Miałaby legowisko niedaleko mojego łóżka. Byłaby moją najlepszą psią

przyjaciółką. Powierzałabym jej swoje sekrety. Fiona witałaby mnie

w drzwiach i cieszyłaby się z mojego powrotu do domu. Zaraz

wychodziłybyśmy na spacer. Bardzo lubiłabym spędzać z nią czas i myślę, że

ona ze mną też.

Ciągle proszę rodziców o pieska. Mam nadzieję, że moje marzenie się

spełni. Po cichutku pragnę, aby moje to mniej realne marzenie o rezydencji,

choć w jakiejś części, też się spełniło.

Karolina Bińka, kl. V d

Page 13: Nasze Sukcesy 2001/2012

Moje magiczne miejsce

Moja „wyspa” to magiczny staw, który znajduje się w małej wsi

Szczeglacin na Podlasiu. Od kilku lat spędzam tam część wakacji. Pierwszy raz

zobaczyłem to miejsce, gdy miałem pięć albo sześć lat.

Nad staw, na spacer zabrał mnie mój dziadek, który uwielbia łowić

ryby. Od tamtej pory bardzo polubiłem to miejsce. Latem często chodzę tam na

łowisko albo tylko posiedzieć i popatrzeć na przyrodę.

Staw jest położony niedaleko wsi w bardzo uroczym miejscu. Z daleka

widać panoramę miasteczka Drohiczyn. Latem wokół stawu jest zielono,

kwitną drzewa, rosną trzciny i pałki wodne. Naokoło panuje cisza i spokój.

Słychać tylko śpiew ptaków, rechot żab i plusk ryb. Po stawie często pływają

dzikie kaczki. Czasami można zobaczyć spacerujące nad brzegiem wody

bociany. Gdy są sianokosy, w powietrzu wyczuwa się zapach świeżo skoszonej

trawy.

Jest to miejsce, z którego chętnie przeniósłbym się do krainy bajek,

czarów i magii. Spotkałbym się z bohaterami bajek, na przykład z Calineczką.

Może porozmawiałbym z żabami i rybami, które miałyby na dnie stawu swoje

królestwo... Wśród zieleni odnalazłbym chatkę pracowitych krasnoludków

i królewnę Śnieżkę, a na końcu zobaczyłbym bagno Shreka.

Staw kojarzy mi się z miejscem magii, z odpoczynkiem i wakacjami.

Bardzo lubię to miejsce, chciałbym tam teraz być, łowić ryby i rozmyślać

o świecie bajek.

Czuję się tu dobrze, bezpiecznie i zawsze wracam.

Piotr Stańczewski, kl. IV d

Page 14: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mój przyjaciel pies W maju ubiegłego roku razem z rodzicami wybraliśmy się do

hodowcy psów niedaleko Otwocka. W hodowli, spośród trzech małych

piesków, wybrałem sobie szczeniaczka, którego nazwałem Nuka. Mój piesek

miał jeszcze dwie siostry. Ale Nuka była najbardziej żywa i radosna, jednego

szczeniaczka podgryzała, a drugiego przygniatała łapką.

Wybrany przeze mnie piesek wyglądał jak mała, włochata, czarna

kuleczka i był śliczny. Od razu go pokochałem.

Nuka jest długowłosym, czarnym, podpalanym owczarkiem

niemieckim. Obecnie ma dziesięć miesięcy i swoim wyglądem przypomina

małego, puchatego niedźwiadka. Moja sunia ma piękne, świecące jak perełki,

brązowe oczy, czarne, spiczaste i stojące uszy, czarny jak węgielek nosek oraz

długi i puszysty, jak u lisa, ogon. Zwraca uwagę swoim donośnym

szczekaniem.

Nuka głównie żywi się suchą karmą. Jej ulubionym przysmakiem są

kolorowe, psie ciasteczka w kształcie serduszek i kostek. Lubi obgryzać surowe

kości. Zwyczajem większości psów zakopuje je w ziemi, a później ich szuka.

Mój pies jest pełen życia, chętnie i szybko uczy się nowych rzeczy.

Potrafi podać łapę, siadać na komendę, aportuje, daje głos, umie stawać na

dwóch łapach i prosić o smakołyki.

Jego ulubioną zabawą jest gra w piłkę. Wykazuje przy tym dużo sprytu

i przebiegłości. Lubi również dużo biegać i psocić. Regularnie gryzie miski

oraz niszczy swoje zabawki i ukradzione rzeczy, na przykład rękawiczki.

Bardzo zaprzyjaźniliśmy się z Nuką. Kiedy wracam do domu, mój

przyjaciel radośnie szczeka, merda ogonem, skacze i przynosi w zębach piłkę,

zapraszając mnie do zabawy.

Kocham moją Nukę i mam nadzieję, że zawsze będzie mi towarzyszyć

w zabawach.

Piotr Stańczewski, kl. IV d

Page 15: Nasze Sukcesy 2001/2012

Jesienny liść

Pewnego jesiennego dnia padał ulewny deszcz. Poczułem, że

zaczynam odrywać się od gałęzi rodzinnego drzewa. Wtedy pomyślałem

zaniepokojony: co mnie spotka na dole? W tym samym momencie zobaczyłem,

że moi koledzy z sąsiednich drzew także odlatują. Podjąłem decyzję, że polecę

z nimi, w grupie będzie raźniej.

Leciałem szybko, lekko i beztrosko. Byłem bardzo szczęśliwy i wesoły.

Po drodze widziałem domy i świeżo zaorane pola. Jednak zacząłem się

niepokoić, co będzie, kiedy gdzieś spadnę. Nagle w oddali usłyszałem znajomy

głos. Najstarszy liść krzyczał, że niedługo lądujemy. Pode mną zobaczyłem

jezioro. Spostrzegłem, że pływają na nim inne liście. Uświadomiłem sobie, że

mój lot za chwilę się skończy. W tej chwili poczułem silniejszy powiew wiatru.

Było rewelacyjnie! Leciałem jak ptak. Zanim zdążyłem się spostrzec, byłem

już w zimnej wodzie jeziora. Niebawem fala wyrzuciła mnie na brzeg. Nagle

zobaczyłem dziewczynkę z mamą. Krzyknęła: „Mamo, zobacz, jakie piękne

liście, zróbmy z nich bukiet!

Dziecko zabrało mnie do swojego domu. Teraz jestem szczęśliwy

i stoję dumnie w wazonie na półce.

Piotr Stańczewski, kl. IV d

Page 16: Nasze Sukcesy 2001/2012

Wakacyjna pamiątka

Jestem małym, czarnym kamykiem. Wiele lat spędziłem na dnie

oceanu. Dookoła mnie pływały różne kolorowe rybki. Widziałem rekiny,

meduzy, raz nawet otarła się o mnie ogromna płaszczka. Tak mijały moje dni.

Codziennie toczyłem się powolutku z ruchem fal. Jednak pewnego dnia

wzburzone fale wyrzuciły mnie na brzeg. Było tam dość dziwnie, czułem się

zaciekawiony, ponieważ nigdy nie widziałem takiego świata. Leżałem na

plaży, oglądałem niebo i wszystko, co mnie otaczało. Trochę się nudziłem

i chyba byłem samotny. Gdy pewnego dnia podniosła mnie dziewczynka, tak

bardzo się bałem, że zamknąłem oczy. Trwało to dość długo. Gdy je

otworzyłem, leżałem na półce wśród innych kamyków podobnych do mnie.

Zrozumiałem że stałem się wakacyjną pamiątką.

Agata Milewska kl. IV b

Wschód słońca

Moim zdaniem, najpiękniejszą rzeczą na świecie jest wschód słońca.

Na początku niebo jest czarne i posępne. Po pewnym czasie robi się coraz

jaśniejsze i lekko różowe. Widać już pierwsze promyki słońca. Nastaje nowy

dzień. Złocista kulo pnie się coraz wyżej i wyżej, a wokoło jest jasno

i promiennie. Z każdym wstającym dniem przed ludźmi pojawiają się nowe

możliwości. Czekają na nas niespodzianki, przygody i nowiny. Możemy

poznać nowych ludzi, zaprzyjaźnić się, dowiedzieć się czego. Wschód słońca to

nowy dzień, nowa szansa i nowa nadzieja. Wszystko znowu jest możliwe.

Krzysztof Jakubowski, kl. IV d

Page 17: Nasze Sukcesy 2001/2012

Szczęście muszelki

Jestem małą, brązową muszelką, do niedawna domkiem ślimaka. Jak

już wspomniałam, byłam brązowym i kruchym domkiem pana Ślimaka,

a obecnie jestem pustą, kruchą i brązową muszelką. Pan Ślimak mieszkał

u mnie długo, ale kiedy byłam już przetarta, opuścił moje wnętrze. Zostałam

sama, pływając po tafli jeziora. Pewnego dnia wiatr robiąc fale popchnął mnie

do brzegu i tam leżałam na piachu.

Jak już się domyślacie, jestem z jeziora, a dokładnie z Mazur. Leżąc

na piachu wśród innych muszelek miałam jedno, lecz bardzo dla mnie ważne

marzenie – być przez kogoś przygarnięta. Pewnego słonecznego dnia

przechodziła nad brzegiem dziewczynka, wzięła mnie i rzuciła do jeziora, a już

myślałam, że spełniło się me marzenie. Następnego dnia był wielki wiatr, który

znowu przywiał mnie do brzegu, do moich muszelkowych przyjaciół. Pewnego

dnia spacerował tamtędy kot, za którym szły dwie dziewczynki. Jedna z nich

uśmiechnęła się i powiedziała: „Ciebie dzisiaj wezmę”. Mimo że wokoło mnie

były inne i ładniejsze muszelki, ona wybrała właśnie mnie. Poczułam się taka

ważna, gdy dziewczynka zabrała mnie do pokoju i włożyła do pudełeczka

wyściełanego chusteczką. Kiedy moja nowa właścicielka i jej rodzice wracali

z wakacji razem ze mną do domu, byłam na honorowym miejscu

w pudełeczku.

Po dotarciu na miejsce okazało się, że nie byłam jedyną muszelką, ale

traktowano mnie jak prawdziwy skarb. Do tej pory dziewczynka patrząc na

mnie wspomina wakacje. Jest mi bardzo dobrze u mojej opiekunki i świetnie

rozumiemy się z innymi koleżankami muszelkami. Jestem szczęśliwą

muszelką.

Wiktoria Ludwig, kl. IV b

Page 18: Nasze Sukcesy 2001/2012

Historia muszelki

Jestem małą muszelką. Mieszkałam w Morzu Bałtyckim. Codziennie

porywały mnie fale i przenosiły w inne miejsce. Zwiedziłam prawie całą

Zatokę Gdańską. Z wody obserwowałam turystów wypoczywających nad

morzem. Bardzo chciałam zamieszkać na lądzie i poznać życie ludzi. Pewnego

dnia porwała mnie wielka fala i wyrzuciła daleko na plażę, w głąb lądu. Byłam

bardzo szczęśliwa, że będę wygrzewać się na słońcu. Niedługo po tym

zobaczyłam dziewczynkę zbierającą muszle. Moim marzeniem, które wkrótce

się spełniło, było by do nich dołączyć. Dziewczynka schowała mnie do

plastikowego kubeczka. Mieszkało w nim bardzo dużo innych muszelek.

Szybko się zapoznałyśmy. Nasza właścicielka zawiozła nas bezpiecznie do

swojego domu. Zamieszkałyśmy w czerwonej szkatułce na regale

z pamiątkami.

Dzisiaj jestem bardzo szczęśliwa. Dziewczynka traktuje nas tak, że

czujemy się wyjątkowo. Czasem jeszcze tęsknię za błękitnym morzem.

Julita Pietranik, kl. IV b

Muszelka

Jestem muszlą, która wiele lat pływała w morzu. Pewnego

słonecznego dnia duża fala wyrzuciła mnie na brzeg. Gdy na plaży zażywałam

słonecznej kąpieli, znalazła mnie dziewczynka o imieniu Zuzia i zaniosła do

rodziców. Mama dziewczynki obejrzała mnie dokładnie, przyłożyła do ucha i

usłyszała szum fal. Dziewczynka również chciała posłuchać tych dźwięków.

Następnie zabrała mnie do domu i położyła na półce w salonie, gdzie leżało

wiele innych muszli. Między muszlami czułam się bardzo bezpiecznie i szybko

przyzwyczaiłam się do nowego otoczenia.

Wieczorami Zuzia z rodzicami wspomina wakacje słuchając mojego

szumu i innych muszli.

Marta Jagielska, kl. IV b

Page 19: Nasze Sukcesy 2001/2012

Moja pamiątka z wakacji

Cześć, jestem podkową. Powstałam u kowala w kuźni. W wysokiej

temperaturze, z kawałka stali, ciężkim młotem wykuł mnie kowal.

Następnie przyjechałam do Sztutowa do stajni ,,U Bohuna”. Zostałam

przymocowana do końskiego kopyta. Moją właścicielką została srokata klacz

Elba. Przez dwa miesiące byłyśmy nierozłączne. Czas mijał szybko, aż

nadszedł dzień, kiedy trzeba było się rozstać. Pościerałam się i wykrzywiłam,

a końskie kopyto urosło. Przestałyśmy do siebie pasować i nie mogłam pełnić

swojej funkcji. Przy następnej wizycie kowal zdjął mnie z kopyta Elby, a moje

miejsce zajęła całkiem nowa podkowa.

Po pracowitych dniach spędzanych nas końskim kopycie, teraz mam

przynosić szczęście Krzysiowi.

Krzysztof Jakubowski, kl. IV d

Page 20: Nasze Sukcesy 2001/2012

Warszawa,18 kwietnia 3062 r.

Drogi pamiętniku!

W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień. Wiedziałam, że dziś

właśnie przyjedzie mój wspaniały wujek Zenek i, jak sam mówił, przywiezie

mi ekstra prezent!

Wujek Zenek jest nieco zwariowanym naukowcem i nigdy nie wiem

co przyjdzie mu do głowy. Kiedy weszłam do kuchni zastałam tam wujka

Zenka. Wujek przywitał się i wręczył mi zegarek. Zdziwiło mnie, że na tarczy

nie miał godzin tylko daty. Pomyślałam, że nastawię wskazówkę na jakąś inną.

Wybrałam 1856. Nagle wszystko zawirowało i znalazłam się na ulicy, po której

jeździły wozy zaprzężone w konie. Ku swemu zdziwieniu obok zobaczyłam też

wujka Zenka.

-Gdzie my jesteśmy? - zapytałam.

- Jak to gdzie? W 1856 roku. Sama wybrałaś - odparł wujek. Kazał mi zdjąć

zegarek i popatrzeć na jego odwrotną stronę. Była tam malutka mapa świata.

Niechcący dotknęłam napisu „Paryż” i o dziwo, nagle pojawiła się dorożka

która latała. Znaleźli śmy się w środku,

A po chwili wypadliśmy na drogę.

-Aaa.. Co to za stary gruchot z metaul? – wrzasnęłam.

- Nie gruchot, tylko wieża Eiffla – odparła wujek.

- Ale ona jest jakaś inna i w ogóle – zdziwiłam się.

- To prawda – zaczął znów wujek – ale oni ją dopiero budują.

- Wow! Gdzie teraz pójdziemy? – wysapałam.

- Na dzisiaj już wystarczy, no ale zegarek nie jest jednorazowy – roześmiał się

i po chwili znów byliśmy w domu. To była cudowna podróż!

Izabela Porowska, kl. III a

Page 21: Nasze Sukcesy 2001/2012

Cudowna podróż

W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień. Wiedziałem, że dziś

właśnie przyjedzie mój wspaniały wujek Zenek i wybierzemy się w daleką

podróż.

Postanowiliśmy odwiedzić ciotkę Konstancję w jej domu pod

Paryżem. Kupiliśmy bilety na dyliżans, spakowaliśmy się i czekaliśmy na

przyjazd naszego pojazdu. Spodziewając się długiej i ciężkiej podróży

wypiliśmy trochę uspokajającego miodu z ziołami. Szybko wsiedliśmy do

dyliżansu, wtuliliśmy się w kąt i zasnęliśmy. Trzęsło nami i obijało strasznie.

Bolały nas wszystkie kości. Po wielu godzinach nasz pojazd w końcu się

zatrzymał. Woźnica krzyknął-koniec trasy. Wydawało nam się dziwne, że

jesteśmy już na miejscu. Zaspani wyszliśmy z bagażami a nasz woźnica

pojechał tak szybko jakby go sam diabeł gonił. Rozejrzeliśmy się wokoło.

Wszędzie ciemno i las. Nie pozostało nam nic innego jak poszukać noclegu.

Ruszyliśmy szybkim marszem. W końcu stanęliśmy przed ogromnym

zamczyskiem. Było tam trochę, ale co mogliśmy zrobić o tak późnej porze.

Drzwi otworzył nam sztywny lokaj mówiący dziwnym językiem. Jakoś udało

nam się wytłumaczyć, że poszukujemy za gościnę i udaliśmy się w dalszą

drogę. Wszyscy napotkani ludzie dziwnie się nam przyglądali. Dopiero

woźnica z napotkanego przez nas dyliżansu uświadomił nas, że nie jesteśmy

pod Paryżem tylko w Rumuni. A noc spędziliśmy u najsłynniejszego na

świecie wampira Drakuli. Dziwił się, że jesteśmy cali i zdrowi.

Postanowiliśmy w takim razie zwiedzić Rumunię skoro pomyliliśmy

dyliżanse, a ciotkę odwiedzimy innym razem.

Mariusz Krysiak, kl. III a

Page 22: Nasze Sukcesy 2001/2012

Wehikuł czasu

Mam na imię Kacper – naukowiec, zbudowałem wehikuł czasu.

Myślałem, że nigdy go nie wykorzystam, a jednak... cofnę się o kilka dni.

Jestem uczniem III klasy. Właśnie minął stary rok, a w noc

sylwestrową powitaliśmy Nowy Rok. Były fajerwerki i petardy. Ja też z tatą

odpalałem małe petardy. W kieszeni została mi zapalniczka, którą niestety

zabrałem do szkoły. Chciałem zaimponować kolegom i wyjąłem ją na

przerwie. Niestety zobaczyła ją moja pani i zabrała. Było mi bardzo wstyd, gdy

musiałem powiedzieć o tym rodzicom.

Dlatego teraz wykorzystam wehikuł i cofam czas. Nigdy więcej nie

popełnię takiej głupoty.

Kacper Romańczuk, kl. III d

Wehikuł czasu

Jestem posiadaczem wehikułu czasu. Ten niezwykły pojazd umożliwi

mi odbycie podróży w czasie.

Pewnego dnia zapragnąłem dowiedzieć się jak stary jest węgiel, który

w postaci rozdrobnionej służy jako opał. Cofnąłem się kilkaset milionów lat w

przeszłość i zobaczyłem jak Ziemię porastały bagniste lasy pełne

gigantycznych roślin, a rośliny które już wyginęły, ich szczątki przykrywało

bagno.

Ponownie wsiadłem do pojazdu i posunąłem się o 150 lat

w przyszłość. Kiedy znalazłem się już na miejscu ujrzałem skały , które

powstały z twardniejącego bagna, a ciepło z wnętrza Ziemi ogrzewało je i po

upływie czasu przemieniły się w węgiel. Dzięki tej podróży moja ciekawość

została zaspokojona.

Kamil Malczyk, kl. III d

Page 23: Nasze Sukcesy 2001/2012

Niezwykły pojazd

Jak wiemy, wehikuł czasu to urządzenie pozwalające na

przemieszczanie się w czasie. Zawsze myślałem, że jest to coś nieistniejącego.

Aż do czasu...

Pewnego czerwcowego dnia szperałem w garażu dziadka, szukając

części potrzebnych mi do zbudowania gokarta. Nagle, w samym rogu

zauważyłem coś dużego, przykrytego zieloną plandeką. Byłem ciekaw co to

jest. Okazało się, że było to coś podobnego do niedużej łódki, pośrodku której

był fotel, a tuż przed nim kolorowe pokrętło. Usiadłem wygodnie

i pociągnąłem dźwignię w prawo. Ocknąłem się w pomieszczeniu pełnym

laboratoryjnych naczyń i różnych mechanicznych części. Gdy wyjrzałem przez

okno, zobaczyłem dziwny widok. Po ulicach miasta jeździły dyliżanse i inne

pojazdy ciągnięte przez konie. Z podsłuchanej rozmowy dowiedziałem się, że

naukowcy pracują nad wynalezieniem paliwa do napędu samochodów. Nagle

przypomniałem sobie współczesne czasy: mnóstwo samochodów pędzących po

ulicach wielkiego miasta i jeszcze więcej spalin. Za wszelką cenę chciałem

zapobiec wynalezieniu paliwa, które zanieczyszczałoby środowisko naturalne.

Korzystając z nieuwagi naukowców wylałem ich roztwór, zastępując go

sokiem malinowym, który miałem w kieszeni. Niechcący strąciłem coś ze stołu

i musiałem uciekać. Po drodze pośliznąłem się na rozlanym płynie

i przewróciłem się.

Obudziłem się w swoim pokoju. Zerwałem się z łóżka i podbiegłem

do okna. Po ulicy pędziły samochody zostawiając za sobą kłęby spalin. Byłem

zawiedziony, że to był tylko sen.

Jakub Czerwiński, kl. III d

Page 24: Nasze Sukcesy 2001/2012

Cudowna podróż

W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień. Wiedziałem, że dziś

właśnie przyjedzie mój wujek Zenek i ciocia Ewa. Wujek jest naukowcem,

a ciocia dziennikarką. Bardzo lubię wujka i ciocie. Gdy jeszcze spałem mama

zawołała:

- Marcin wstawaj wujek z ciocią przyjechali.

Szybko przywitałem się. Mama poszła pokazać coś cioci. Wujek pokazał mi

prototyp wehikułu czasu. Dowiedziałem się też, że prototyp nie ląduje tam

gdzie ty też się dowiedziałem, że ma się dwa dni na powrót i oczywiście, że

czas płynie wolniej.

Gdy wszyscy poszli spać razem z moim kolegą Oskarem

postanowiliśmy przyjrzeć się prototypowi. Niestety przez przypadek kliknąłem

guzik. Cofnęli śmy się mniej więcej o 100 lat. Dobrze, że Oskar złapał

urządzenie do namierzania prototypu. Zauważyliśmy, że jesteśmy około 200

km od celu. Szybko ruszyliśmy w stronę prototypu. Wiedzieliśmy, że w tym

tempie nigdy nie zdążymy. Oskar wpadł na świetny pomysł.

- Słuchaj Marcin spójrz, jaki ten balon szybki.

Gdy tylko wsiedliśmy do balona obraliśmy kurs na prototyp. Po około 100km

wlecieliśmy na drzewo.

Jak tylko wsiedliśmy do dwóch kajaków szybko popłynęliśmy. Robiło się

późno musieliśmy gdzieś przenocować. Rozbiliśmy obóz i poszliśmy spać. Gdy

już dopłynęliśmy zaczęli śmy szukać prototypu. Ciężko było znaleźć prototyp.

Zdążyliśmy znaleźć prototyp 10 sekund przed końcem. Jak wróciliśmy do

domu. Postanowiliśmy nic nie mówić rodzicom.

Marcin Sokołowski kl. III a

Page 25: Nasze Sukcesy 2001/2012

Cudowna podróż

W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień. Wiedziałam, że właśnie

dziś przyjedzie mój wspaniały wujek Zenek i pokaże mi swój nowy dyliżans!

Bo mój wujek jest hrabią…

Była pora obiadu. Siedziałam z rodzicami przy stole, gdy za oknem

dało się słyszeć tętent kopyt.

- To wujek!!! - krzyknęłam i wybiegłam na ganek.

Machałam rękami, skakałam i krzyczałam z radości, bo wujek przyjeżdża tylko

raz w roku: 1 czerwca, w Dzień Dziecka.

- Witaj, Aniu! - powiedział wujek - Witajcie!

Nie zorientowałam się, gdy na ganek wyszli moi rodzice. Dyliżans wujka stanął

przed domem i wysiadł z niego hrabia Zenon Ludwig IV.

- Jagoda! Tadeusz! Jak ja was dawno nie widziałem!

- Witaj Zenku! - powiedziała moja mama.

- Cześć Zenku! - powiedział tata.

- Cześć wujku! - powiedziałam.

- Witaj moja księżniczko! Ale ty urosłaś! - powiedział wujek, wziął mnie na

ręce i zaniósł z powrotem do domu. Tam dokończyliśmy obiad i wujek

powiedział, że zabierze mnie na wycieczkę!

Po obiedzie poszłam do swojego pokoju, żeby poczytać swoją

ulubioną książkę: „Monster High upiorna szkoła”. Ok. godz. 13:30 ktoś

zapukał do drzwi mojego pokoju. Otworzyłam drzwi, ale nikogo nie było.

Spojrzałam w dół i zobaczyłam ozdobne pudełko. Zabrałam je do pokoju

i szybko otworzyłam. W pudełku była śliczna błękitno-turkusowa sukienka

(w moim rozmiarze), szklane pantofelki (w moim numerze) i karteczka:

Page 26: Nasze Sukcesy 2001/2012

DROGA ANIU!

PRZYMIERZ STRÓJ I ZEJDŹ NA DÓŁ!

TWÓJ WSPANIAŁY WUJEK ZENEK ☺

Wykonałam polecenie i kiedy zeszłam na dół, mama aż płakała ze szczęścia.

Wujek wziął mnie za rękę i wsiedliśmy do karety, woźnica Albert strzelił z bata

i wyruszyliśmy.

Dzień był upalny, źle się czułam, więc zdrzemnęłam się na fotelu.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam z pojazdu i stanęłam bez ruchu.

- Witaj w moim domu! - powiedział wujek i weszliśmy do OGROMNEGO

zamku. Zwiedzaliśmy różne sale i bardzo mi się podobało. Zwiedzanie zajęło

nam ok. 1 godz. Wujek został już w zamku, a ja pojechałam do domu (Albert

mnie tam zawiózł).

To był najlepszy Dzień Dziecka w moim życiu i mam nadzieję, że za

rok będzie on taki sam, jak ten!

Justyna Ignaczewska, kl. III a

Page 27: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 28: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 29: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 30: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 31: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 32: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 33: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 34: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 35: Nasze Sukcesy 2001/2012

Książka pt. „Nasze podróże w czasie”, autor: Paulina Snopek, Grażyna Sagała, kl. III a

Page 36: Nasze Sukcesy 2001/2012

Bajka

Kiedy królowa wróżek obdarzyła darem małą księżniczkę do kolebki

podszedł król i powiedział:

- Od tej pory będziesz nosiła imię Anna.

Gdy nasza mała księżniczka podrosła i mogła już sama wychodzić do

ogrodu, razem ze swoją przyjaciółką Emilką postanowiły wybrać się na

przechadzkę po ogrodzie.

- Weźmy piłkę! - oznajmiła Ania.

- I skakankę! – powiedziała Emilka.

I to zrobiwszy pobiegły do ogrodu śmiejąc się wesoło. Zobaczywszy to król

Aleksander, który obecnie był na balkonie uśmiechnął się i powiedział do

swojej żony, królowej Ewy:

- Ania i Emilka bardzo się lubią, nie sądzisz?

- Masz rację, mój drogi mężu - powiedziała królowa.

I tak mijały lata, a Ania i Emilka wyrosły na młode, urocze i pełne wdzięku

dziewczyny. Pewnego dnia król otrzymał zaproszenie od króla Kacpra

i królowej Katarzyny z sąsiedniego królestwa. Na zaproszeniu było napisane:

Ja król Kacper mam zaszczyt zaprosić króla Aleksandra,

królową Ewę i księżniczkę Annę na podwieczorek,

który odbędzie się 13.07. o godzinie 15:00 w moim pałacu.

Na wieść o tym Ania od razu wybrała suknię. Oczywiście nikt nie powiedział

jej, że król kacper ma młodego, przystojnego syna, który jest dokładnie w tym

samym wieku co Ania. W końcu przyszedł dzień podwieczorku. Ania miała

długą, czerwoną suknię balową i wpiętą w swoje piękne, krótkie, brązowe

włosy broszę w kształcie róży. Gdy dotarli na miejsce cała rodzina królewska

wyszła im na powitanie. Kiedy Ania wysiadała z karocy książe Kszysztof podał

Page 37: Nasze Sukcesy 2001/2012

jej rękę , ale gdy ich spojrzenia się spotkali oboje stanęli nieruchomo. Królowa

Ewa szepnęła do królowej Katarzyny:

- To jest miłość od pierwszego wejrzenia!

- Powiem Ci szczerze, że masz rację.

Później podczas podwieczorku Ania i Krzysztof nie odrywali od siebie oczu,

lecz nagle Krzysztof rzekł:

-T we oczy są piękne, a uroda nieopisana, lecz imię twoje wciąż jest dla mnie

tajemnicą.

- Na imię mi Anna, lecz jak zwą Ciebie książę?

- Mnie zwą Krzysztof droga Anno.

I tak rozmawiali, aż w końcu trzeba było wracać do domu. Od tego dnia Ania

bez przerwy myślała o Krzysztofie aż w końcu dostała list:

Droga Anno!

Spotkajmy się przy fontannie na rynku.

Twój Krzysztof.

Gdy się spotkali Krzysztof uklęknął przed Anią, pokazał pierścionek i spytał:

- Księżniczko Anno, czy chcesz być moją żoną?

Ania przez chwilę się wahała i w końcu krzyknęła:

- TAK! Tak, Krzysztofie!

Wesele było śliczne, a panna młoda miała przepiękną suknię. I żyli

długo i szczęśliwie, a Ania doczekała się dzieci.

Justyna Ignaczewska, kl. III a

Page 38: Nasze Sukcesy 2001/2012

Niezwykła przygoda

Dawno, dawno temu, w odległej krainie zwanej Leniuchowo,

mieszkali ludzie, którzy najbardziej na świecie uwielbiali nicnierobienie. Całe

dnie upływały im na leżeniu, narzekaniu i spaniu. Wśród tych leniuchów żył

jednak jeden pracowity chłopiec o imieniu Kacper. Lubił on się uczyć,

poznawać nowe rzeczy, a przede wszystkim uwielbiał zajmować się swoim

zaczarowanym ogrodem. W ogrodzie tym rosły kolorowe, egzotyczne kwiaty,

drzewa, na których wisiały smakowite owoce oraz stara gadająca wierzba.

Kacper codziennie obficie podlewał rośliny, wyrywał niepotrzebne chwasty,

a także gawędził z wierzbą, która była jego najlepszym przyjacielem. Pewnego

razu, gdy po raz kolejny użalał się nad swym losem, nad lenistwem swoich

rodziców i innych mieszkańców Leniuchowa, magiczne drzewo wyjawiło mu

sekret. Wierzba powiedziała, że w dalekich górach Robólach, w jaskini

Pracowitości jest cudowne źródełko. Jeśli chłopiec wykaże się odwagąi

zdobędzie wodę z tego źródełka, a następnie podleje ją, wówczas zdarzy się

coś niezwykłego. Na wierzbie wyrosną gruszki. Każdy, kto zje taki owoc,

zmieni się w pracowitego człowieka. Jednak wejścia do jaskini pilnuje

potworny wielkolud, który wpuści tego kto odgadnie jego zagadkę. Niestety,

ten, kto nie odgadnie łamigłówki, zostanie zjedzony. Kacper, mając dość tego,

że wszyscy się nim wysługują, a sami nic nie robią, postanowił wyruszyć

w góry i przynieść wodę ze źródełka. Chłopiec pobiegł do domu, spakował

potrzebne rzeczy i ruszył w góry. Wędrował prawie dwa dni, kończyło mu się

jedzenie i picie. Był już całkiem blisko, gdy usłyszał jakiś głos. Chłopak zaczął

się rozglądać i zauważył małego ptaszka, który wyglądał na chorego. Kacper

podszedł do niego i zapytał co się stało. Zwierzątko odrzekło, że dawno nic nie

jadło i nic nie piło, dlatego nie ma już siły latać. Pomimo tego, że chłopca

Page 39: Nasze Sukcesy 2001/2012

czekała jeszcze długa droga powrotna, podzielił się wodą i jedzeniem. Ptaszek

podziękował i obiecał się odwdzięczyć za okazane serce. Po rozstaniu ze

zwierzątkiem Kacper kontynuował wędrówkę. Dotarł do jaskini, przed którą

siedział straszny wielkolud. Potwór nie czekając ani chwili zaczął mówić

zagadkę: „Kto to taki, kto odgadnie

Przy nim nie musisz wyglądać ładnie,

Przy nim nie musisz udawać kogoś innego,

Bo lubi cię takim, jakim jesteś kolego”

Chłopiec pomyślał i odpowiedział: „Przyjaciel” – bo jak wiadomo tylko

prawdziwy przyjaciel zawsze potrafi zrozumieć i nie trzeba przed nim niczego

udawać. Wielkolud nie był zadowolony, że ktoś odgadł jego łamigłówkę, ale

przepuścił Kacpra. Szczęśliwy chłopiec wszedł, aby nabrać wody z magicznego

źródełka. Niestety okazało się, że źródełko jest bardzo głęboko w skale i tylko

gdyby ktoś potrafił latać, mógłby nabrać z niego wody. Chłopczyk był bardzo

smutny, że będzie musiał wracać bez niczego, ale wtedy pojawił się ptaszek,

któremu pomógł. Z radością wziął buteleczkę od Kacpra i napełnił ją źródlaną

wodą, spłacając swój dług. Kacper pięknie podziękował i wyruszył w drogę

powrotną. Gdy dotarł do Leniuchowa, szybko podlał wierzbę. Wtedy wydarzył

się cud! Na drzewie pojawiły się piękne, soczyste gruszki. Nasz bohater dał

każdemu z mieszkańców po jednym owocu. Marudząc, z ociąganiem ludzie

zjedli gruszki. Wtedy znów wydarzyło się coś niezwykłego. Nagle wszyscy

wzięli się do pracy. Sprzątali, sadzili kwiaty, drzewa. Miasteczko z dnia na

dzień stawało się coraz piękniejsze. Zmieniło także swoją nazwę. Od tamtej

pory było to miasteczko Szczęśliwice. Wszyscy mieszkańcy byli wdzięczni

Kacprowi, który był otoczony wieloma przyjaciółmi.

Czy słyszeliście podobną historię? Myślę, że tak, bo nie od dziś wiadomo, że

nauką i pracą ludzie się bogacą. Natalia Balcerzak, kl. IV c

Page 40: Nasze Sukcesy 2001/2012

Czekolada truskawkowa

W pewnym mieszkaniu w jednym z bloków na warszawskim osiedlu

mieszkał sobie chłopiec o imieniu Krzyś. Nie byłoby w tym nic

nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że mieszkanie, w którym mieszkał chłopiec

wraz rodzicami i dwoma braćmi, było niezwykłe. A tak naprawdę niezwykłym

był pokój Krzysia, który dzielił ze swoim młodszym bratem. To był

zaczarowany pokój, ale wiedział o nim tylko Krzyś, który wieczorami, kiedy

leżał już w swoim łóżku, spoglądał na sufit. Działy się tam rzeczy niezwykłe.

Spytacie, co mogło być nadzwyczajnego w pokojowym suficie? Otóż, ów sufit

był biały jak śnieg, a mieszkały na nim małe ludki zwane Jogusiami. Była to

mała rodzina zupełnie taka jak rodzina Krzysia. Nawet imiona miały takie

same.

Jogusie mieszkały w białym domku z ogródkiem, w którym wszystko

było śnieżnobiałe,

i rosły czekoladowe drzewka. Na nich dojrzewały czekoladowe jabłuszka,

z których mama przygotowywała czekoladowe pyszności. Ludki nie potrafiły

żyć bez czekolady, która oprócz tego, że była ich przysmakiem, to dawała im

czarodziejską moc.

Po zjedzeniu czekolady, Jogusie nie tylko potrafiły przemieścić się

w wybrane miejsca, ale spełniały również marzenia dzieci. Najpierw z góry

nasłuchiwały ich rozmów, a następnie wnikały do ich serduszek, poznając ich

najskrytsze marzenia. Bez Jogusiów świat nie byłby taki sam, o czym mało kto

wiedział.

Pewnego razu zdarzyło się jednak ogromne nieszczęście. Rano, kiedy

Jogusie wstały i jak zwykle pobiegły do ogrodu, nagle zobaczyły, że zniknęły

stamtąd wszystkie czekoladowe drzewka. Kto mógł zrobić coś takiego? –

Page 41: Nasze Sukcesy 2001/2012

przeraziły się Jogusie, a najbardziej zmartwiła się mama. Wtedy tata Joguś

zauważył dziwne ślady i rzekł: „Już wiem, kto jest sprawcą tego nieszczęścia!

To Szaropiwniczaki”.

Szaropiwniczaki to ludki zamieszkujące piwniczne sufity. Uwielbiają

truskawki, a w szczególności dżemy truskawkowe. Jogusie i Szaropiwniczaki

od zawsze mieszkały osobno. I choć nie przepadały za sobą, nigdy nie robiły

sobie nawzajem krzywdy. Tym razem stało się inaczej. Tato zaczął się

zastanawiać nad przyczyną takiego zachowania. Postanowił odwiedzić

piwniczne czeluści i odzyskać czekoladowe drzewka. Uruchomił swój

zakurzony, dawno nieużywany pojazd linowy i wybrał się w odwiedziny do

Sztaropiwniczaków. Wyprawa była niebezpieczna. Tata musiał zejść siedem

pięter w dół. Dlatego też postanowił wybrać się tam sam. Na miejscu

potwierdziły się wcześniejsze przypuszczenia taty. To Szaropiwniczaki ukradły

drzewka czekoladowe i, jako że nie potrafiły się nimi opiekować, drzewka

zaczęły usychać. Tata postanowił zabrać drzewka i wrócić do domu. Ale wtedy

pojawiły się Szaropiwniczaki, które nie zamierzały niczego oddawać. Wtedy

tata-Joguś wpadł na pomysł. Obiecał Szaropiwniczakom, że jeśli oddadzą

drzewka i nigdy więcej niczego nie ukradną, Jogusiowa mama będzie

przygotowywać z szaropiwniczakowych truskawek przepyszną czekoladę

truskawkową. Szaropiwniczakom ten pomysł bardzo się spodobał.

Odtąd codziennie Szaropiwniczaki dostarczają Jogusiowej mamie

kosze pełne truskawek, a w zamian dostają wagoniki z czekoladą truskawkową.

Wszyscy bardzo się cieszą, gdyż jest ona przepyszna. Od tej pory Jogusie

i Szaropiwniczaki żyją w przyjaźni.

Krzysztof Perzyna, kl. IV c

Page 42: Nasze Sukcesy 2001/2012

Wilcza jagoda

Wszystko zaczęło się kiedy znalazłam małego wilka. Akurat przechadzałam się po puszczy, gdy jeden z moich służących zauważył leżące w trawie wątłe ciało zwierzęcia. Biedaczysko było odwodnione. Rozkazałam moim towarzyszom nakarmić go i napoić. Zgodnie z poleceniem wilczka zaniesiono do mojego pokoju. Królowa matka nie pozwalała mi posiadać żadnych zwierząt, dlatego postanowiłam trzymać go w ukryciu. Jakiś czas później, kiedy wilk odzyskał siły, postanowiłam poszukać informacji na jego temat w królewskiej bibliotece. Okazało się, że zwierzę jest jednym z pięciu legendarnych, magicznych wilków. Postanowiłam powiedzieć o tym matce. Ta jednak przeraziła się, wpadła we wściekłość i nakazała, aby mój nowy przyjaciel natychmiast opuścił pałac. Nie chcąc do tego dopuścić, powzięłam zamiar ucieczki. Pod osłoną nocy dosiadłam jednego z królewskich jednorożców i razem z moim wilkiem opuściliśmy skrycie zamek.

Postanowiłam odnaleźć resztę legendarnych członków jego rodu. Wędrowałam przez dzikie, nieznane puszcze na zachód od mojego królestwa. To właśnie tam, zgodnie ze znalezioną w bibliotece księgą znajdować się miał tajemny wilczy gaj. Podróż trwała wiele dni i nocy. W końcu, straciwszy już niemal nadzieję, odnalazłam wilcze ślady w zastygłym od dawna błocie. Wiedziałam, że jestem już bardzo blisko. Nie spodziewałam się jednak, że to one znajdą mnie jako pierwszą. Jechałam leśną ścieżką, gdy nagle cztery magiczne wilki wyskoczyły i zastąpiły mi drogę. Każdy z nich posiadał niezwykłe, magiczne spojrzenie, takie same, jakie widziałam u swojego przyjaciela. Rene, bo tak go właśnie nazwałam, wybiegł dziarsko do przodu i powitał towarzyszy. Najstarszy z wilków odezwał się do mnie telepatycznie, dziękując za pomoc w odnalezieniu członka stada. W nagrodę postanowił podarować mi talizman z wilczych jagód. Założyłam go na szyję, ciekawa co się stanie. Nagle obudziłam się w swoim łóżku, tak jakby cała ta przygoda była tylko snem.

Aleksandra Larwa, kl. V d

Page 43: Nasze Sukcesy 2001/2012

Zły czarodziej Tom Chciałabym Wam opowiedzieć moją baśń. Każdy, kto ją przeczyta, pewnie zechce do niej wróci niejeden raz. Dawno, dawno temu istniały dwie krainy. Jedna była „Czekoladowa” a panowały w niej dobro, cisza i spokój. Mądrze władali nią król Maciej ze swoja żoną Anastazją. Druga nazywała się „Ciernista”. Królowało tu zło, a rządził czarodziej Tom. Był on bardzo groźny i okrutny, eksperymentował na zwierzętach. Swoją magią niszczył wszystko, co napotkał na drodze. Ludzi zmieniał w krasnoludki i więził ich w lochach swojego zamczyska. Jego największym marzeniem było złączenie krainy Czekoladowej z Ciernistą i przejęcie wszystkich znajdujących się tam bogactw. Obie krainy dzielił jaszczurowy most, na którym mieszkało dużo jaszczurek. Za nim, po prawej stronie było pełno złocistych i bajecznie kolorowych kwiatków, natomiast po lewej rosły ciemnoczerwone krzewy i mnóstwo zielonych drzew.

Pewnego dnia Tom dowiedział się o chronionym i dobrze strzeżonym kwiecie życia. Zapewniał on nieśmiertelność temu, kto go zerwie. Wybrał się więc do krainy Czekolady, aby go zdobyć. Zanim wyszedł, wziął czerwony laser, na wypadek gdyby zabrakło światła. Wsiadł na swojego rumaka i pogalopował w dal. Po krótkim czasie Tom zauważył pałac w kolorze fioletowym. Obok niego stało wiele kolorowych dwupiętrowych domków. Każdy z nich miał własny ogródek, a w nim mnóstwo warzyw i owoców, a także drzewa, na których rosły tabliczki czekolady. Czarownik Tom był zaskoczony tym zjawiskiem. Podbiegł do bramy zrobionej z diamentów i schronił się w dużych zaroślach. Obserwował tam rodzinę królewską, która właśnie miała przyjęcie urodzinowe swej córki Alicji. Była ona tak przepiękna, że Tom chciał wyjść i poprosić o rękę, ale kto by się z takim złym czarodziejem ożenił. Czarownik ze smutkiem tylko patrzył i nic nie mówił. Nagle wszystkie światła pogasły. Tom nic nie widział. Było tak ciemno, że zachciało się spać, więc wdrapał się na wysokie drzewo czekoladowe, zjadł sobie jedną tabliczkę czekolady i zasnął.

Page 44: Nasze Sukcesy 2001/2012

Następnego dnia obudził się bardzo wcześnie, gdy akurat królowa

podlewała magiczny kwiat życia, który otoczony innymi kwiatkami rósł w wielkiej donicy na samej górze w zamkowej wieżyczce. Czarownik zerwał się, aby iść po ten kwiat, ale zapomniał, że jest na drzewie i spadł. Złamał sobie rękę i próbował magią ją uleczyć. Niestety, jego czary w tej krainie nie działały, więc przeturlał się do ukrycia. Jednak ból nie ustąpił i czarownik zaczął płakać. Jego szlochanie usłyszała królewna, która codziennie rano śpiewała, podlewając kwiatki w ogródku. Powoli wyciągnęła go i zaprowadziła do swojej komnaty. Położyła Toma na miękkiej poduszce i zawołała lekarza, który szybko przybiegł z pomocą. Założył mu opatrunek i nie pozwolił się ruszać prze godzinę.

Czarodziejowi Tomowi było wstyd przyznać się, po co tutaj przybył, więc, gdy ktoś się o to pytał, odpowiadał, że nic nie pamięta. Po dwóch tygodniach leczenia ręka zupełnie się zagoiła. Czarnoksiężnik postanowił powrócić do swojej krainy, lecz nie chciał wracać sam. Nie miał tam przecież osoby, która by tak troskliwie się nim opiekowała. Zaproponował Alicji, aby z nim pojechała i została jego żoną. Prosząc ja o to, wyjawił jej całą prawdę i obiecał odmienić dla niej całe swoje życie. Serce Alicji podpowiadało, że w słowach czarodzieja nie kryje się żaden podstęp, więc zgodziła się pod jednym warunkiem - że połączy te dwie krainy ze sobą i zapanuje tu spokój i dobro. Czarodziej zgodził się bez wahania. I żyli długo i szczęśliwie…

Klaudia Kowalska, kl. IV c

Page 45: Nasze Sukcesy 2001/2012

Alinka, Jadzia i książę Dawno temu, za górami, za lasami stała chatka uboga. Nawet myszki z głodu z niej pouciekały. I właśnie tam żyła dziewczynka, której na imię było Alinka. Za lasami i górami żyła też Baba – Jaga, o imieniu Jadzia. W domku na kurzej nóżce mieszkała i robaczki na śniadanie zjadała… Raz obie usłyszały wieści, że w Diamentowym Królestwie książę szuka żony. Wybranka musi być odważna, miła, uczciwa i inteligentna. Jadzia zaraz wyleciała na swej miotle, a Alinka udała się tam pieszo. O północy obie dotarły do diamentowo-bursztynowego pałacu. Aby zobaczyć, która z nich byłaby szlachetną księżniczką, poddano je próbie. Wybrana zostanie ta, która pocałuje prawdziwego księcia. Pierwsza do komnaty weszła Baba – Jaga. Zobaczyła trzy osoby: biednego chłopca, bogatego szlachcica i przystojnego chłopaka. Biedny chłopiec ukłonił się Jadzi, a ona pomyślała: „O to biedak! Szachcic – to bogacz, a trzeci z pewnością jest księciem. Ten trzeci jest przystojny, z pewnością ma rubiny i będzie władcą całego królestwa.” Jadzia podeszła i pocałowała trzeciego chłopaka. On tylko powiedział: – nie wszystko złoto, co się świeci – i zniknął. Alinka wchodząc do sali potknęła się. W sali stali jak nieżywi ci sami młodzieńcy co poprzednio z wyjątkiem biednego chłopca, który podał jej rękę. Ona pomyślała: „on pewnie jest księciem, bo ma dobre serce”. Pocałowała go. Jej suknia, która była już tylko wielką łatą, zmieniła się w przepiękny strój balowy a chodaki w bursztynowe pantofelki. Chłopiec podszedł do niej i powiedział: - Ty wiesz, że prawdziwe piękno jest w sercu, dlatego zostaniesz moją żoną i księżniczką naszego królestwa. - Wyjął zza pleców diadem i podał go Alince. Niedługo było słychać dzwony kościelne dzwoniące na ich ślubie. Jadzia nauczyła się, że piękno kryje się w sercu. Wyszła za mąż za bogatego szlachcica. Potem wszyscy żyli długo w szczęściu i miłości.

Klara Eyoum, kl. IV c

Page 46: Nasze Sukcesy 2001/2012

Eurolandia Posłuchajcie mojej opowieści. Baśń jest niezwykła. Dawno, dawno temu, za górami, za lasami leżało królestwo „Eurolandia”. Tam mieszkał młody Euro, który miał kochających rodziców. Bardzo szanowali się wzajemnie i byli wspaniałą rodziną. Któregoś dnia matkę porwała zła czarownica, a ojciec został ciężko ranny. Ich syn był zrozpaczony. Postanowił szukać mamy, gdy tatusiowi zapewniono opiekę medyczną. Wyruszył w drogę. Szedł, szedł, aż dotarł do wsi leżącej nad rzeką. Na brzegu grupa dzieci wykrzykiwała coś, patrząc w ziemię. Euro podszedł. - Co tam robicie, chłopcy?- pyta. - Rozkopujemy mrowisko - mówią dzieci. - Nie róbcie tego, po co niszczycie dom, który mrówki z takim trudem budowały? Gdyby tak wam ktoś zburzył chatkę, w której mieszkacie, co byście zrobili? - zapytał. Chłopcy umilkli, spojrzeli po sobie i rozeszli się wzdłuż brzegu, zostawiając mrowisko w spokoju. Poszedł dalej Euro. Był już wieczór. Z lasu doleciały go jakieś okrzyki. Zbliżył się i zobaczył, że to chłopcy z pobliskiej wioski łapią robaczki świętojańskie i zabijają je. - Dlaczego to robicie? Tak pięknie błyszczą nocami! Co się dzieje z wami?- spytał. Chłopcy stanęli zadziwieni, ale potem zawrócili do domów i dali spokój świetlikom. Na drugi dzień znów idzie Euro lasem i widzi, jak chłopcy gonią po polanie wiewiórkę, a ta przerażona już ledwo dyszy. - Chłopcy, zostawcie ją w spokoju, czy ona wam coś złego zrobiła? - zapytał Euro. - Spójrzcie, ona już ze strachu umiera. Chłopcom nagle zrobiło się żal wiewiórki i przestali ją dręczyć. Euro szedł dalej, aż dotarł do pięknego miasta. Dowiedział się od przypadkowych ludzi, że tu, w ponurym zamku, więziono jego matkę. Okazało się, że zła czarownica wypuści jego mamę, jeśli spełni on jej życzenia. Poszedł do wiedźmy i obiecał, że spróbuje wykonać zadania. Czarownica śmiała się i powiedziała: - Moje pierwsze życzenie jest takie: w lesie zakopałam pierścień twojej matki. Masz go odnaleźć. Poszedł Euro do lasu, chodził pośród drzew i krzaków, kopał tu, kopał tam, zajrzał do nor mysich, pierścienia odnaleźć nie mógł. Przyszły mrówki z pomocą i mówiły, że dobrze pamiętają, co uczynił dla nich. Jedna twierdziła, że widziała, jak czarownica zakopywała coś pod wielkim dębem. Poszły mrówki, znalazły pierścień i oddały Euro. Czarownica była zła i rzekła:

Page 47: Nasze Sukcesy 2001/2012

- Moje drugie życzenie jest takie: za zamkiem jest sad. Masz do wieczora zerwać wszystkie jabłka z drzew i ułożyć w koszach. Idzie Euro do sadu, patrzy, a tu tysiące drzew, a na każdej setki jabłek. To niemożliwe - myśli. - Tego zadania jeden człowiek nie spełni. Musiałbym rok pracować. - Dlaczegoś taki smutny, Euro? - usłyszał nagle głos z wysoka. Była to wiewiórka. Gdy zwierzę usłyszało jego opowieść, powiedziało mu, że zawoła swoje siostrzyczki. Wiewiórki zwinnie i szybko z robotą się uwinęły, po niedługim czasie wszystkie jabłka leżały pięknie w koszach ułożone. Zła czarownica była wściekła i powiedziała: - Jeszcze tylko jeden warunek spełnisz, a matka wróci do ciebie. Gdy tylko noc zapadnie, przyjdziesz do zamku. Tam będą na ciebie czekały twoje matki. Ty masz wybrać prawdziwą spośród pięciu kobiet. Jakże zdołam ją rozpoznać, kiedy ciemna noc dookoła?- myśli Euro zrozpaczony. Już zmierzch zapadł, zbliżała się pora ostatecznej próby. - Co cię tak trapi? - słyszy nagle cieniutki głosik, jakby słabe brzęczenie. To nadleciał świetlik nocny. - Ach, świetliku - rzecze Euro - jestem w rozpaczy. Jeśli nie rozpoznam swej prawdziwej mamy, to nie będzie ona mogła wrócić do domu. - Ach, Euro - zabrzęczał świetlik - przywołaj uśmiech na swą twarz. Zobaczysz, że wszystko pójdzie doskonale. Zwołam mych braci i me siostry, zatańczymy w krąg nad czołem prawdziwej matki i wtedy ty od razu poznasz, którą masz wybrać. Tak też się stało. Mnóstwo świetlików tańczyło nad głową prawdziwej, aż cała zajaśniała od błękitnego blasku. Euro śmiało podszedł do niej i powiedział: - Tyś jest moją mamą… Czarownica była wściekła! I zniknęła na zawsze. Czy wiecie, dlaczego czarownica porwała jego matkę? Wiedźma była zazdrosna o szczęśliwą i kochającą rodzinę w Eurolandii. Myślała, że nikt nie uratuje matki Euro. A syn udowodnił, że kocha swoją matkę i wyruszył odszukać ją. Uratował zwierzęta od niegrzecznych chłopców. Wiewiórki, świetliki i mrówki były mu wdzięczne i z przyjemnością pomogły. Euro i jego rodzice byli szczęśliwi, że są razem. A w drodze powrotnej do domu młodzieniec spotkał piękną dziewczynę. Już niedługo odbędzie się ich ślub. Kochani, tak się kończy moja opowieść, że dobro i sprawiedliwość zwycięża nad złem.

Mateusz Gocejna, kl. IV c

Page 48: Nasze Sukcesy 2001/2012

O tym, że warto się uczyć

Dawno, dawno temu żyła kobieta, która piekła najsmaczniejsze chleby w całej okolicy. To była ciężka praca, ale pracowita kobieta bardzo ją lubiła. Wiedziała też, że jest pożyteczna dla swojej rodziny. A miała bardzo piękną, ale leniwą córkę, którą ślepo kochała, i nie widziała jej wad. Jej córka nigdy nawet nie pytała, czy pomóc mamie w pracach domowych.

Gdy pewnego dnia zmęczona kobiecina piekła chleb z nasionami dyni, śpiewała piosenkę:

„Moja córka, to nic nie piecze! córka nie piecze nic”.

W tym momencie koło jej domu przejeżdżał Książę Skrzatów. Podszedł do okna i zapytał: - Co śpiewałaś przed chwilą, dobra kobieto? Kobieta, wstydząc się, zaśpiewała tak : „ Moja córka upiekła sześć chlebów, sześć chlebów upiekła dziś”.

Książę zachwycił się cudownym zapachem chleba i oświadczył, że ożeni się z córką. Obiecał matce, że przez jedenaście miesięcy jej córka będzie dostawała wszystko, co zapragnie, spełni każdą zachciankę i każde jej marzenie. Pierwszego dnia ostatniego miesiąca będzie musiała dla niego upiec chleb. Jeśli tego nie wykona, to on ją wypędzi. Odbyło się więc wielkie skrzacie wesele. Druhną panny młodej była jej przyjaciółka gadająca oślica. Drużbą pana młodego był jego przyjaciel – najpracowitszy skrzat – Ciapek. Po ślubie, w czasie miesięcy miodowych, życie upływało im wśród magicznych stworzeń: skrzatów, wróżek, jednorożców i gadających stworzeń. Książę spełniał wszystkie zachcianki młodej żony, której bardzo spodobało się takie życie, i sam też jej się spodobał. Pierwszego dnia dwunastego miesiąca Książę zaprowadził żonę do zaczarowanej komnaty pełnej pieców, garnków i zapasów mąki.

Page 49: Nasze Sukcesy 2001/2012

Powiedział: - Teraz dostaniesz jedzenie i picie, musisz też upiec najwspanialszy chleb z różnymi nasionami. Jeżeli nie wypełnisz tego zadania, będę musiał cię wypędzić. Po czym zamknął komnatę na klucz. Młoda żona gorzko zapłakała, bo przecież nic nie umiała robić. Żal jej się zrobiło straconych miesięcy . Nazajutrz przyszedł Książę Skrzatów i zobaczył zimne piece oraz że nie ma żadnego chleba. Powiedział więc do żony: - Żaden z ciebie pożytek, tak więc muszę cię wypędzić. Jak powiedział, tak zrobił. Zapłakana dziewczyna odeszła w głąb magicznego lasu. Tam spotkała stado jednorożców, które wiozły mąkę do zaczarowanej piekarni, gdzie pracowite krasnale piekły magiczne chleby. Jednorożce zaprowadziły dziewczynę do piekarni. Krasnale wysłuchały opowieści dziewczyny o tym, że wygnano ją z pałacu, bo jest leniwa i nic nie potrafi robić. Powiedziała im też o tym, że chce zmienić swoje życie na lepsze, a przede wszystkim pragnie nauczyć się piec chleb, taki jaki piekła jej mama. Krasnale postanowiły jej pomóc. Przez wiele miesięcy dziewczyna uczyła się magii pieczenia i poznawała różne smaki. Naprawdę ciężko pracowała. Kiedy Krasnale stwierdziły, że wszystko już umie i nauka się skończyła, wezwały jednorożce, by zawieźć ją do pałacu. Książę ucieszył się z powrotu żony, bo tak naprawdę to za nią bardzo tęsknił. Dziewczyna opowiedziała mu o tym, że nauczyła się piec najwspanialszy chleb na świecie. Poprosiła więc, żeby sprowadził do pałacu jej mamę. Kiedy matka przyjechała do pałacu i dowiedziała się o przeżyciach córki, oznajmiła, że dobrze się stało, a na naukę nigdy nie jest za późno,

Młodzi małżonkowie żyli długo i szczęśliwie. Doczekali się dwójki dzieci – Chlebosława i Chlebiny, których uczyli od małego sztuki pieczenia chleba.

Zuzanna Szafaryn, kl. IV c

Page 50: Nasze Sukcesy 2001/2012

Listopadowe opowiadanie

Pewnego listopadowego dnia, obudziłam się wraz ze wschodem

słońca. Było bardzo ładnie, ale coś wydawało mi się inne niż zwykle. Przy

moim łóżku na szafce leżał jesienny listek, a na nim było napisane: „Drzwi do

innego świata”. Podniosłam go i trafiłem do „Innego świata”. Bardzo się

zdziwiłam, bo pomyślałam, że to jakiś żart, i że ktoś to napisał bezsensownie,

ale się myliłam.

Wraz z dotknięciem listka trafiłam do jesiennego lasu, pełnego

różnych kwiatów i drzew. Las pachniał grzybami. Zielone, miękkie jak gąbka

mchy ozdobione były kolorowymi liśćmi. Złoto-brązowa dębina przeplatała się

z pomarańczowo-zielonymi listkami brzozy i rudo-miedzianym igliwiem.

Rozglądałam się długo i zadawałam sobie pytanie „Gdzie ja jestem?”.

Niestety, nie umiałam na nie odpowiedzieć. Po paru minutach przyleciał jakiś

ptaszek i usiadł mi na ręku. Wydawało mi się, że to jest wróbelek. Zaczął do

mnie mówić, na początku nie rozumiałam, ale później się wszystko wyjaśniło.

Pani wróbelek oznajmiła:

- Jestem Dżafa, mieszkam w tym lesie. A ty, jak się nazywasz?

- Mam na imię Kasia. Mogłabyś mi powiedzieć, gdzie ja jestem i skąd się tu

wzięłam? – ze zdziwieniem zapytałam.

- Jesteśmy w listopadowym lesie snów i marzeń. Czy to ty znalazłaś

zaczarowany liść? – spytała Dżafa z radością.

- Tak, to ja, ale o co chodzi z tym liściem?

- To ty jeszcze nie wiesz? Królowa zażądała, żeby do jednego domu na ziemi

wysłać ten liść i sprowadzić do nas jakąś dziewczynkę - mówił ptak. – Ona ma

nam pomóc zachować jesień w lesie.

- To ja już nigdy nie wrócę do domu?! To niemożliwe! – krzyknęłam.

Page 51: Nasze Sukcesy 2001/2012

Właśnie wtedy przyszła do nas królowa. Była nią sowa.

- Dzień dobry, jestem sowa, królowa tego lasu – mówiła. – Jak się nazywasz?

- Mam na imię Kasia. Wasza Wysokość ja nie mogę tu zostać, przepraszam –

powiedziałam.

- Nie musisz tu zostawać. Ja chcę tylko, żebyś mi pomogła – rzekła królowa.

- Chcę, żebyś razem ze mną zatrzymała jesień.

- Ale ja nie mogę tu zostać – powtórzyłam.

- Nie musisz, wystarczy, że będziesz tu przychodziła. Musisz tylko potrzeć liść

i już trafisz do nas. Wrócić też jest łatwo, trzeba tylko zamknąć oczy, pomyśleć

o swoim domu i już się w nim jest – powiedziała sowa.

Królowa pokazała mi mój pokój w ślicznym pałacu, cały zamek

i ogród zamkowy. Wszystko mi się bardzo podobało. W pałacu znajdowała się

wielka jadalnia, a w niej ogromny stół. Zjadłam z królową Dżafą obiad,

a następnie wróciłam do domu.

- Nie mów o naszym lesie nikomu. To jest tajemnica, pamiętaj! – powiedziała

Dżafa przed moim powrotem. – Przyjdź do nas jeszcze.

- Dobrze, dotrzymam tajemnicy, obiecuję i przyjdę jutro – zawołałam

skwapliwie.

Gdy wróciłam do domu, był już wieczór. Zjadłam kolację i położyłam

się spać. Następnego dnia, po szkole wróciłam od razu do domu, odrobiłam

lekcje i do pałacu, aby jak najdłużej pomóc królowej zatrzymać jesień w lesie.

Tę przygodę zapamiętam na zawsze, a do listopadowego lasu będę

chodzić codziennie.

Katarzyna Dolecka, kl. V d

Page 52: Nasze Sukcesy 2001/2012

Szczęście

Pewnego pochmurnego jesiennego dnia wybrałem się na spacer do

parku. Było chłodno i kropił deszcz. Świat dookoła wydawał się ponury i ja

również czułem się podobnie.

Nagle przydarzyło mi się coś dziwnego…

Za drzewem zauważyłem skrzydła. Podszedłem bliżej, by przekonać

się co to jest. Mignęła mi przed oczyma jakaś postać, która przestraszyła się

i uciekła. Powiedziałem cichutko żeby się nie bała. Uspokojona podeszła,

dzięki czemu mogłem się jej bliżej przyjrzeć.

Była to wróżka z różowymi skrzydłami. Niespodziewanie powiedziała

do mnie, że spełni moje jedno życzenie. W parku panowała bezbarwna jesień,

więc zażyczyłem sobie, by wszystko dookoła stało się kolorowe. Wróżka

dotrzymała słowa i zaraz po tym zniknęła. Niestety, nie tak to miało być…

Wszystko działo się na odwrót - niebo stało się zielone jak trawa,

a trawa przybrała niebieski kolor nieba. To samo przydarzyło się z drzewom –

miały zielone pnie i brązowe liście. I tak było ze wszystkim. Nie mogłem tego

znieść, więc jak najszybciej zacząłem szukać wróżki.

To nie była łatwa sprawa, ponieważ nie wiedziałem, gdzie ona mogła

się podziać. Błąkałem się po parku długi czas, gdy nagle podszedł do mnie

wielki pająk, który powiedział mi szeptem, że spotkam wróżkę w miejscu o

nazwie Metropolis. Spytałem go jeszcze, gdzie to jest, po czym wyruszyłem w

drogę.

Szedłem około pół godziny i dotarłem do budynku z wielkim szyldem

„Metropolis”. Stał tam strażnik, który zapytał czego chcę. Odpowiedziałem mu,

Page 53: Nasze Sukcesy 2001/2012

że pragnę się dostać do wróżki. Przepuścił mnie mówiąc: „Ona zada ci pytanie.

Przemyśl je dobrze zanim odpowiesz”.

Rzeczywiście wróżka zadała mi pytanie: „Co jest najważniejsze

w życiu?”. Myślałem długo, ale przyszło mi do głowy to, co zobaczyłem po

drodze - dwie dziewczynki huśtające się na huśtawce, wtedy zrozumiałem.

Podszedłem do wróżki i odpowiedziałem krótko: „Przyjaźń!”. Odpowiedź

chyba była dobra, bo wróżka łaskawie zgodziła się mnie wysłuchać.

Opowiedziałem jej o zaburzeniach w przyrodzie, które wywołała, ale

nie wydawała się przejęta:

- „Przecież masz to, co chciałeś. Świat jest kolorowy. Powinieneś być

zadowolony.” – powiedziała ze stanowczością w głosie.

- „Tak, jest kolorowy, ale zupełnie inny niż ten, w którym żyłem do tej pory.

Chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy. Wolę, żeby świat znów był taki,

jak wcześniej. Czy mogłabyś cofnąć moje życzenie?”- poprosiłem z nadzieją

w głosie.

- „Zwykle tego nie robię, ale widzę, że wiesz, co w życiu jest najważniejsze”.

Kazała mi zamknąć oczy. Gdy je ponownie otworzyłem, niebo znów

było szare i pochmurne, trawa pożółkła, a drzewa prawie nie miały liści.

Ale tym razem, byłem bardzo szczęśliwy.

Adrian Bartosiak, kl. V d

Page 54: Nasze Sukcesy 2001/2012

Listopadowy spacer

W ciepły listopadowy dzień wybrałam się z mamą i siostrą na spacer na

Cmentarz Powązkowski. Najpierw poszłam do części wojskowej, by zobaczyć

grób Jana Brzechwy, autora m.in. wierszy dla dzieci i opowieści, którą

ostatnio czytałam: „Akademia Pana Kleksa”. Grób znajduje się pod wielką

starą i wysoką brzozą. Jest brązowy. Zapaliłam na nim biały znicz. Na

cmentarzu wojskowym pochowani są żołnierze i generałowie, którzy polegli

podczas I i II wojny światowej oraz Powstania Warszawskiego. Szczególną

uwagę zwróciłam na rzędy krzyży, obok których rosły brzozy z żółtymi liśćmi.

Później poszliśmy na Stare Powązki. Było tam mnóstwo starych

grobów, jedne były zaniedbane i ubogie, drugie wręcz bogate w kwiaty

i znicze. Niektóre z nich ozdabiały figury aniołów i artystyczne krzyże, inne

były otoczone metalowymi bramami, a najładniejsze przypominały małe

kościółki. Moją uwagę zwrócił grób z leżącym na nim kotkiem. Ziemia, po

której stąpałam, pokryta była „dywanem z liści” szeleszczących pod nogami.

Dalej skierowaliśmy się w stronę katakumb. Znajdowały się tam groby

w postaci tablic. W jednym miejscu paliło się mnóstwo zniczy. Gdy tam

podeszłam, okazało się, że to groby piosenkarzy: Katarzyny Sobczyk

i Czesława Niemena. Na tablicy piosenkarki był wyryty tekst jej piosenki „Był

taki ktoś, kogo nie zastąpi nikt”. Później udaliśmy się do Alei Zasłużonych.

Tam m.in. znajdują się groby śpiewaka operowego Jana Kiepury, poety

Leopolda Staffa, pisarza Władysława Reymonta, prezydenta Stefana

Starzyńskiego.

Pomimo tego, że wycieczka była bardzo męcząca, pozostało mi dużo

wrażeń i wspomnień. Idąc na ten długi spacer udowodniłam duszom zmarłych,

że o nich pamiętam.

Marta Rawińska, kl. IV b

Page 55: Nasze Sukcesy 2001/2012

Listopadowy spacer Pewnego listopadowego dnia poszłam na spacer z psem do parku. Idąc po trawie, wśród liści zobaczyłam, że coś świeci. Podniosłam mały złoty kluczyk. Zastanawiałam się, do czego służy. Zrobiłam trzy kroki i pod drzewem znalazłam starą, grubą książkę zamkniętą na kłódkę. Kluczyk pasował jak ulał. Usiadłam na ławce, spuściłam psa i otworzyłam książkę. Nagle znalazłam się w miasteczku, gdzie było dużo przebranych postaci. Na trawniku leżała ogromna, podświetlana dynia, wokół której biegała moja ukochana Sisi. Podeszła do mnie czarownica i zaprosiła mnie i moja suczkę do swojego domu na mleko i ciasteczka. Gdy skończyłyśmy jeść, Ann oprowadziła nas po miasteczku Halloween. Wszystko było straszne, zamek duchów, królowe strachów, szkieletony. Jednak nie bałam się, bo lśniły kolorowe oświetlenia i lampiony, a potwory zachowywały się przyjaźnie. Nawet „Siska” machała ogonem. Weszłyśmy do piekarni i poprosiłyśmy o pączki i miód. Gdy tak zajadałyśmy, niespodziewanie trafiłyśmy na rynek, gdzie odbywał się festyn. Duchy rozdawały balony. Były stragany z biżuterią, porcelaną, popcornem, watą cukrową i krepinowymi kwiatami. Rozgrywały się też liczne konkursy. Rywalizację na największą dynię wygrał smok, a na najwspanialszy tort – goblin. Kto chciał, mógł wystąpić na scenie, zaśpiewać piosenkę lub powiedzieć wiersz. Na chodniku było pełno ślicznych szklanych kulek, które zbierałyśmy z Ann. Gdy zaczęło się ściemniać, potwory zapaliły na środku rynku ognisko i wszyscy piekliśmy słodkie pianki. Tak bardzo zaprzyjaźniłam się z czarodziejką i jej znajomymi, że chodziłam z nimi od domu do domu i zbierałam cukierki lub robiłam psikusy.

Gdy byliśmy przy trzynastym domu, wróciłam do rzeczywistości. Znów siedziałam na ławce, Sisi spała mi na kolanach, a obok leżała otwarta książka. Nie wiem, czy mi się to śniło, czy przeniosłam się do „halloweenowego” miasteczka? Musiałam wracać do domu, więc dłużej się nie zastanawiałam. Wzięłam książkę, włożyłam zmarzniętą rękę do kieszeni i nagle poczułam mały okrągły przedmiot. I teraz już byłam pewna, że w następnym rozdziale spotkam się z Ann…

Julia Borowska, kl. IV b

Page 56: Nasze Sukcesy 2001/2012

Szczęśliwe zakończenie baśni „Dziewczynka

z zapałakami”

Zima, ostatni dzień starego roku. Biedna dziewczynka idzie

sprzedawać zapałki, aby zarobić na chleb.

Było jej bardzo zimno, więc usiadła między domami, aby schronić się

przed sypiącym śniegiem i rozgrzać swoje rączki od płonącej zapałki.

W pewnej chwili usłyszała odgłos zbliżających się kroków, gdy się

odwróciła ujrzała starszą panią. Elegancko ubrana Pani wzięła zmarzniętą

dziewczynkę na ręce i zaniosła ją do swojego domu. Kiedy już dziewczynka

rozgrzała się i ciepło ubrała poszła wraz z miłą panią po swoich rodziców, aby

zabrać ich do domu, ogrzać i nakarmić.

Starsza Pani nie miała rodziny, więc zaproponowała rodzicom

dziewczynki, aby pozostali razem w tym dużym domu. Wszyscy byli bardzo

zadowoleni i razem powitali mroźny Nowy Rok.

Kamil Malczyk, kl. III d

Page 57: Nasze Sukcesy 2001/2012

Przyjaciel z Mediolanu

Pewnego razu Lampo stał na peronie wyczekując pociągu, który

właśnie nadjeżdżał. Wsiadł do wagonu i wyruszył w podróż do Mediolanu.

Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji Lampo wysiadł i poczuł się samotnie

w nieznanym mu miejscu. Wędrując ulicą obok mediolańskiej katedry ujrzał

równie sympatycznego kolegę. Psiaki przywitały się merdając ogonem. Kiedy

jego kolega powracał do swojego domu Lampo posmutniał, bo też był już

głodny. Widząc to, opiekun kolegi zawołał Lampo do swojej posesji, tam został

nakarmiony

i szczęśliwy. Z nowego przyjaciela powrócił do swojego pana zawiadowcy.

Kamil Malczyk, kl. III d

Page 58: Nasze Sukcesy 2001/2012

Dalsze losy królewny Śnieżki (po obejrzeniu filmu „Królewna Śnieżka”

w reż. Tarsema Singla)

(…) Śnieżka czuła, że jabłko podarowane jej przez Złą Królową mogło być zatrute. Odkroiła więc najpiękniejszy kawałek i podała Macosze. Jak się domyślacie, podstępna czarownica wyrzuciła owoc i zniknęła ze złowieszczym wyrazem twarzy.

*** W baśniowym królestwie zapanowało wreszcie szczęście i radość.

Śnieżka i Królewicz mieszkali w zamku i wraz z odczarowanym Królem dbali o dostatek poddanych. Wszystko wróciło do baśniowego porządku. Poddani znowu tańczyli a wokół kwitła radość i szczęście. Zła Królowa już nie szkodziła. Po spotkaniu ze Śnieżką popatrzyła w lustro, w którym dostrzegła swój wizerunek w przyszłości. Wpadła w gniew, gdyż jej uroda zniknęła bez śladu. Z wściekłością zamknęła się w magicznym lustrze.

Po pewnym czasie w królestwie zaczęły zachodzić zmiany. Na świat przyszło dwoje bliźniaków: chłopiec i dziewczynka, były to oczywiście dzieci Śnieżki i Królewicza. Nadano im nietypowe imiona: Monter i Zelda. Młoda para królewska musiała wypełniać liczne obowiązki, toteż wychowaniem bliźniąt zajmowały się…. kto? Krasnoludki: Czak, Gryz, Napoleon, Rzeźnik, Grim, Kufel, Wilk. Pod wpływem Śnieżki zaprzestały one swojej zbójeckiej działalności i zamieniły się w mądrych, uczciwych i pracowitych wujków. Dzieci rosły, a czas płynął szybko, jak to w baśniach bywa. Monter i Zelda wyróżniały się inteligencją, toteż umiejętność czytania i pisania opanowały w miesiąc. Krasnoludki wykazały się wspaniałymi umiejętnościami pedagogicznymi.

Na dobranoc opiekunowie zawsze mówili dzieciom wiersz Jadwigi Śląskiej „ Krasnoludek”:

„Gdy noc zapadnie i cisza, A dzieciom sen tuli czoło, Z norki swej krasnal wychodzi Bacznie rozgląda się wkoło

Zagląda we wszystkie kąty

Page 59: Nasze Sukcesy 2001/2012

Nawet pod szafę i stoły Gdy znajdzie wszędzie porządek, Wtedy jest bardzo wesoły.”

Po tym wierszyku – dobranocce dzieci zasypiały, lecz gdy sobie przypomniały, że czegoś nie posprzątały, to zaraz wstawały z łóżka i brały się za porządki. Wszyscy na dworze bardzo lubili te małe szkraby, a szczególnie służące, gdyż miały dzięki nim mniej pracy. Oczywiście Królewicz i Śnieżka opiekowali się swoim potomstwem, nawet dziadkowie – Tolina i Edward, czyli mama i tata Królewicza, często przybywali ze swego królestwa, by cieszyć się towarzystwem wnuków. Rodzeństwo, oczywiście jak każde się kłóciło, ale zdarzało się to rzadko, tak rzadko jak wybuch wulkanu. Dzieci wspierały się w trudnych chwilach. Rodzice zabierali je na spacer do miasta, co było największą przyjemnością dla królewskich potomków, gdyż mogli spotykać się z innymi dziećmi. Dzieci często wstawały rano i przygotowywały rodzicom śniadanie. Po tak rozpoczętym dniu wszyscy wybierali się na wycieczki do lasu, w którym już nie było strasznej Bestii. Karzełki często zabierały tam bliźnięta w tajemnicy przed rodzicami i pokazywali im swoje dawne ścieżki oraz domek, do którego trafiła biedna Śnieżka. Oczywiście pomijali swoja działalność zbójecką, gdyż się odmienili i nie chcieli wracać do przeszłości. Wykorzystywali swoje talenty i wreszcie uwierzyli, że są dobrzy i potrzebni.

*** W końcu Monter i Zelda skończyli osiemnaście lat i wtedy na świat

przyszła ich młodsza siostra – Manda. Była ona wyjątkowo uroczym dzieckiem o jaśniutkich blond włosach, oczkach jak perełki oraz koralowych ustach i rumianych policzkach. W wyglądzie była zupełnym przeciwieństwem Śnieżki, ale charakter miała do mamy podobny.

Starsze rodzeństwo przejęło zwyczaje krasnoludków i usypiając młodszą siostrę recytowało jej z podziałem na role wiersz o krasnoludku. Dodały jedną zwrotkę:

„Gdy noc zapadnie i cisza, A dzieciom sen tuli czoło, Z norki swej krasnal wychodzi Bacznie rozgląda się wkoło

Page 60: Nasze Sukcesy 2001/2012

Zagląda we wszystkie kąty Nawet pod szafę i stoły Gdy znajdzie wszędzie porządek, Wtedy jest bardzo wesoły. A więc dzieci przed snem Gdy sobie przypomniały Że o porządku zapomniały Szybciutko z łóżka wstawały I o czystość pokoju zadbały.”

Madzie tak się wierszyk podobał, że chciała go słuchać przez całe dnie. Dorastała ona również w szczęściu, u boku rodzeństwa, które bardzo ją kochało. Ją również uczyły krasnoludki, toteż błyszczała nie tylko pięknością, lecz i mądrością. Królestwo było z niej dumne, bowiem brała udział we wszystkich olimpiadach i najczęściej stawała na najwyższym podium. Lubiła wycieczki, ale nie tak jak rodzeństwo. Wolała odbywać spacery na królewskim dworze. Uwielbiała lekcje z Gryzem, który uczył ją gotowania. Po tych zajęciach ulubione przekąski Mandy i Gryza często lądowały na ścianach kuchni. Oboje świetnie się bawili, a w całym królestwie słychać było ich śmiechy i przekomarzania.

Król był już stary i miał problemy z zarządzaniem królestwem, więc któregoś dnia zebrał wszystkich w sali tronowej i powiedział: - Jestem już stary, mam córkę, wspaniałego zięcia i ukochane wnuki. Spełniłem moją życiową misję. Jestem bardzo szczęśliwy, lecz królestwem nie mogę się opiekować. Przekazuję od dziś władzę Śnieżce i jej mężowi.

I tak się stało. Rok później Zelda wyszła za mąż za Księcia Olafa i byli bardzo szczęśliwi. Jej brat bliźniak poszedł wkrótce w ślady siostry i poślubił księżniczkę zamorską Florę. Po jakimś czasie urodził im się książę Antoni. Zamieszkali poza zamkiem w mieście, by syn uczył się razem z innymi dziećmi. Początkowo Śnieżka i Królewicz sprzeciwiali się temu, uznając że potomkowie królewscy powinni mieszkać w zamku, ale widząc smutek Antoniego, zgodzili się. W tym królestwie nikt przecież nie mógł być nieszczęśliwy.

Wiktoria Ludwig, kl. IV b

Page 61: Nasze Sukcesy 2001/2012

Recenzja książki

Ostatnio czytałam książkę pt. „Wojownik trzech światów”. Napisał ją

Robert Kościuszkowski. Utwór jest mało popularny i dlatego w wielu

bibliotekach i księgarniach go nie ma. Książka nie ma swojego odpowiednika

w znanych dziełach. Cały cykl jest podzielony na trzy tomy.

Książka jest z rodzaju przygodowych, jednak jej najważniejszą, nie dla

wszystkich widoczną cechą, jest to, że zawiera wątki religijne. Opisane w niej

są dzieje pewnego chłopca, który musi wykonać zadanie, by powrócić do

swoich czasów. Podczas tej przygody napotyka liczne trudności, jednak zawsze

ma wsparcie przyjaciół, którzy mu pomogą. Jest to bardzo wciągająca lektura.

Choć nie polecam jej tym, którzy są bardzo wrażliwi.

W książce dużo się dzieje, więc moim zdaniem jest bardzo ciekawa.

Ma ona bardzo dużo wątków. Poruszono w niej temat, między innymi

narkotyków oraz tego, że ludzie są strasznie zapracowani i przez to zapominają

o swojej rodzinie. W tym dziele tematem jest także to, że każdy może się

zmienić na lepsze. Książka ma bardzo ciekawy charakter.

Książka ma wiele zalet i myślę że po jej przeczytaniu zmieniłam się

trochę, tak jak jej bohaterowie. Według mnie to bardzo ciekawa książka

zawierająca wiele nauk, więc zachęcam do jej przeczytania.

Marysia Gutkowska, kl. VI c

Page 62: Nasze Sukcesy 2001/2012

Być odważnym

Chcąc napisać wypracowanie na wyżej wymieniony temat, trzeba

wcześniej zastanowić się nad tym, co to jest odwaga? Według mnie jest to

śmiałość, nieustraszenie, męstwo wobec różnych sytuacji życiowych. Odwagę

ludzie okazują w różny sposób. Przykładem może być zachowanie Stasia

Tarkowskiego w stosunku do Mahdiego. Wiedząc, że prorok mógł pozbawić go

życia, nie wyrzekł się swojej wiary. Kiedyś uwolnił słonia zamkniętego

w wąwozie. Wysadził wtedy prochem skałę odcinającą wyjście. Innym razem

zabił dwóch Beduinów, Chamisa i Gebhra w obronie Nel, która także

postępowała odważnie. Wiele razy wstawiała się za Stasiem, np. u Gebhra, by

go nie ranił korbaczem. Innym przykładem odwagi może być postawa Stasia

podczas spotkania z lwem. Mimo, iż miał dopiero czternaście lat, dał radę

stawić czoło bestii i pokonać ją.

Odważni są nie tylko bohaterowie powieści „W pustyni i w puszczy”,

ale także ludzie z codziennego świata. W telewizji ukazało się wiele informacji

o policjancie, który postąpił odważnie, zwracając uwagę nastolatkom

demolującym tramwaj. Przypłacił to własnym życiem, ale zachował się

odpowiednio. Nakręcono także film o znanym polskim bokserze Przemysławie

Salecie, który oddał swojej córce nerkę. Uczynił to nie tylko kierując się wielką

miłością do swojego dziecka, ale także jakiegoś rodzaju odwagą, poświęcając

swoje dalsze plany zawodowego boksera. Często słyszy się o odważnych

zachowaniach przeciętnych ludzi, którzy bez chwili zastanowienia skaczą do

rzeki w celu uratowania życia tonącemu. Innym rodzajem odwagi są

zachowania ludzi, którzy muszą się nią wykazywać w swej codziennej pracy

Page 63: Nasze Sukcesy 2001/2012

zawodowej. Takimi przykładami są zawody: policjanta, strażaka, strażnika

miejskiego, ratownika WOPR-u i GOPR-u. Według mnie odwaga jest

wspaniałą cechą, której pokłady można odkryć u każdego człowieka. Nawet ci,

którzy wydają się strachliwi, mogą wykazać się jakiegoś rodzaju odwagą.

Można się nią wykazać w szkole, stając w obronie dręczonej koleżanki. Można

też bez względu na dokuczanie dalej robić swoje i starać dobrze się uczyć.

Kiedyś usłyszałam na apelu zacytowane słowa: „Trzeba mieć odwagę być

mądrym”. Myślę, że już w naszej szkole jest wielu odważnych w ten sposób

ludzi.

Tak więc odwaga niejedno ma imię i właściwie u każdego można ją

odkryć i zauważyć. Trzeba tylko poczekać na odpowiednią chwilę lub sytuację.

Karolina Bińka, kl. V d

Page 64: Nasze Sukcesy 2001/2012

Być odważnym

Być odważnym to znaczy dokonywać bohaterskich czynów i być

gotowym do ponoszenia ryzyka nawet za cenę życia.

Przykładem bohaterskiej postawy jest Staś Tarkowski z powieści

„W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza. Młody Polak przemierzył całą

pustynię opiekując się małą Nel, pokonał lwa, przeżył burzę piaskową oraz

zabił kilku Arabów.

Innym przykładem bohaterskiej postawy jest Elena - bohaterka książki

„Pamiętniki wampirów”. Walczy ona z wampirami, które są dużo potężniejsze

i silniejsze od człowieka i przeżywa wiele niebezpieczeństw.

W życiu codziennym również spotykamy odważnych ludzi, są to np.:

policjanci, strażacy, żołnierze i ratownicy. Oni, wykonując swoją pracę,

codziennie narażają swoje życie lub zdrowie dla dobra potrzebujących pomocy

ludzi.

Bycie odważnym to nie tylko dokonywanie wielkich czynów, takich jak

ratowanie czyjegoś życia, bohaterstwem jest czasem także przyznanie się do

popełnienia błędu lub powiedzenie prawdy.

Myślę, że bycie odważnym to wspaniała cecha, lecz jest to bardzo

trudne i przeważnie wymaga dużego poświęcenia. Nie każdy jest zdolny do

dokonywania bohaterskich czynów, lecz na pewno każdy o tym marzy.

Karolina Kwiatkowska, kl. V d

Page 65: Nasze Sukcesy 2001/2012

Co to znaczy być odważnym?

Często w wypowiedziach w prasie, telewizji albo wśród koleżanek

i kolegów słyszymy słowa: ,,stracić odwagę”, ,,komuś nie brakuje odwagi”,

,,ktoś nie grzeszy odwagą”, ,,opuszcza kogoś odwaga”. Warto więc zastanowić

się, co to znaczy być odważnym?

Ludzie często wykazują odwagę pomagając innym

w niebezpieczeństwie. Strażacy ratują ludzi z pożarów. Ratownicy pomagają

tonącym oraz zasypanym przez lawiny. Słyszymy czasami, że uwięzionym w

podziemiach górnikom niosą pomoc ich koledzy. W okresie wojen ludzie

wykazują odwagę walcząc i pomagając zagrożonym. Dzieci także są często

odważne, tak jak ludzie dorośli. Odważnym można być na co dzień. Przyznanie

się do błędu, demonstrowanie swojej postawy bez względu na możliwość

przykrych konsekwencji - to też odwaga. W wielu sytuacjach umiejętność

przedstawienia swego zdania w jakiejś ważnej sprawie, kiedy wiemy,

że nie spodoba się ono innym, też wymaga od nas odwagi.

Warto jednak posiadać tę cechę, bo zawsze z szacunkiem mówi się

o ludziach odważnych.

Hania Rabong, kl. V d

Page 66: Nasze Sukcesy 2001/2012

Kąty pisarza

Pewien pisarz z Anakondy

Wciąż chciał opisywać kąty

Lecz, gdy talent miał do pióra

Nie chce by dostała mu się bura

Bura od pani matematyczki,

Która karci za wszelkie potyczki

Pisarz rozsiadł się w fotelu

Myśli - jak tu z humanisty

Przerobić się na umysł ścisły

Nie było to łatwe zadanie

Gdyż ciężko szło mu dodawanie

Zrezygnowany w końcu poszedł spać

A nazajutrz na taki pomysł wpadł:

- Zamiast za matematykę

Wezmę się za turystykę

Nie będę już rachować

Będę tylko podróżować!

Julia Borowska, kl. IV b

Page 67: Nasze Sukcesy 2001/2012

Zwierzęta

Zwierzęta są różne: małe i duże.

Kaczki na przykład uwielbiają kałuże.

Pamiętać trzeba również o psach.

Co dzień widzę je w moich snach.

Uwielbiam również wszystkie koty.

Z nimi są same kłopoty.

Są również niebezpieczne zwierzęta, na przykład

krokodyle.

Sprawiają one wielkie zagrożenia , nie są jak motyle.

Spotkać możemy zwierzęta latające.

Te zwierzęta mają skrzydła nie jak zające.

Jeszcze nie wspomniałam o gryzoniach.

Szynszyle mają sierść na ogonach.

Jest grup kilka, na przykład ssaki.

Po urodzeniu ssą mleko matki.

Ja uwielbiam wszystkie z nich.

Mam psa, wabi się Puch.

Jednak każde zwierzę potrzebuje troskliwej opieki.

Musi mieć smaczne pożywienie, nie jakieś obierki.

To ogromny obowiązek jest.

Musisz sprostać, jeśli zwierzątko chcesz.

Paulina Sprycha, kl. IV b

Page 68: Nasze Sukcesy 2001/2012

Kruki

Krucze gniazdo,

Kruczy głos,

Krucze pióro,

Kruczy los.

Kruki to są dziwne ptaki,

Kruki mają los nijaki.

Kruki w czerń są ubrane,

Kruki nie chcą bywać same.

Różnią się od swych kolegów:

Tamci mają śnieżny płaszczyk.

Spotkać ich to wielki zaszczyt.

Zdarza to się nie każdemu

Bo do celu kręta droga

Upór i cierpliwość mając

Można spotkać go dodając:

Białe kruki to jest rzadkość,

Nie jest dana byle komu.

Karolina Bińka, kl. V d

Page 69: Nasze Sukcesy 2001/2012

Matematyka – Królowa Nauk

Siedem, osiem, dziewiętnaście,

pięćset i setnych dwanaście.

Liczby, wyrażenia, cyfry,

no i jeszcze algorytmy.

Co z tym zrobić? Kto to wie?

Wszystko w głowie myli się.

Same mierne są w dzienniku,

a ja trudzę się bez liku.

Może by ogłosić strajk,

by dyrektor zmienił plan.

W miejsce matmy mógłby wpisać:

W - F, PLASTYKA, MUZUKA.

No cóż, strajk – to dla dorosłych,

ja rozwiązań szukam prostych.

Trzeba w pszczółkę zamienić się,

by braki w wiedzy nadrobić swej.

Wszak „Bez pracy nie ma kołaczy”;

„Królowa Nauk” odwdzięczy się.

Eureka! Wszystko już umiem,

wszystko pojąłem i wszystko rozumiem.

Jakie to proste i jakie banalne,

jakie przyjemne i nauczalne.

I teraz już na pewno wiem.

MATEMATYKA super przedmiotem jest.

Karolina Bińka, kl. V d

Page 70: Nasze Sukcesy 2001/2012

Spacerek

Idę sobie drogą,

ptaszki mi ćwierkają,

że we wtorek deszcz zapowiadają.

Więc…

Szykuję parasole,

by uchronić swoją głowę.

A tu nagle,

niespodzianka,

deszczu nie ma,

tylko gorące słońce.

Więc…

Opalam się na plaży,

a na plaży,

dobrze się marzy,

o tym, by wesoło spędzić czas.

Rafał Kuczmański, kl. IV b

Page 71: Nasze Sukcesy 2001/2012

Moje marzenia

Moje marzenia latają

oraz mi machają

Ci, którzy ich szukają

na pewno je pokochają.

To jest samolot,

to wyspa,

to morze

i ogniska.

Moje marzenia są duże

tak jak me podróże

ten kto chce je poznać

to będzie chciał już zostać.

Te plaże,

te widoki,

zachody słońca,

kamienie z wody.

Czy mogę przestać marzyć?

O nie, to zbyt trudne

To same myśli moje

Wracają w te podróże.

Moje marzenia latają,

czy kiedyś więc przestaną?

Nie wiem, bo wciąż mnie przyciągają

I bujam wciąż w obłokach

I chodzę z myślą w chmurach.

Czy to jest utrapienie,

mieć ciągle głowę w chmurach?

Klaudia Basta, kl. V a

Page 72: Nasze Sukcesy 2001/2012

Potrzebna Ja

Potrzebna jestem Bliskim

Jak powietrze dla nas

Czasem potrafię oddychać za Was

Jednak trudno być łagodnym

Gdy wokół dużo głodnych

Dobra też potrafię być

Więc nie ma co tu kryć

Kierować się szczerością

To nie łatwa sprawa

Lecz gdy chodzi o przyjaciół

Oddanie to podstawa

Cierpliwość kocha spokój

Więc w imię tego posprzątam pokój

Niech dobroć nam króluje

Niech Pan Bóg nam pomoże

To będzie wszędzie radość

I tak kochany spokój.

Klaudia Basta, kl. V a

Page 73: Nasze Sukcesy 2001/2012

Minecraft

Minecraft to gra wspaniała

Nie jednemu uśmiech dała

Gdy w nią zagrasz, uwierz mi,

Staniesz się postacią z gry

Crepper, Ząbi, Szkielet i …

Są to nieźli goście z gry.

Mając zdolność oraz chęci,

Możesz stworzyć świat, co nęci.

Gdy zbudujesz wszystko w niej,

możesz skończyć grę, że hej!

Ale bracie, uwierz mi

Nie tak łatwo wyjść z tej gry.

Karol Piotrowski, kl. V a

Page 74: Nasze Sukcesy 2001/2012

Radosna wiosna

Każda dziewczyna radosna

Bo nadchodzi wiosna.

Choć jeszcze chłodny poranek

Wyrósł już pierwszy sasanek.

Już czuć ciepłe chwile,

Kwitną żółte żonkile.

Są jeszcze tulipany,

W bukiety je składamy.

Możesz wyciągnąć rower

Lub może rolki nowe.

Marzannę do wody wrzucamy,

Zimę razem żegnamy.

Joanna Jóśko kl. I d

Page 75: Nasze Sukcesy 2001/2012

Uśmiech jesieni

Jesień uśmiecha się wkoło

Wiewiórki skaczą wesoło

Dzieci grzyby zbierają

Liście z drzew spadają

Las czerwieni się

Dzień już skraca się

Jesień wita wszystkich nas

Na szkołę najwyższy czas

Przez park ze szkoły wracamy

Kasztany błyszczące mamy

Zrobimy z nich ludziki

I kolorowe koniki

Joanna Jóśko kl. I d

Page 76: Nasze Sukcesy 2001/2012

Odpowiedz nam Zimo

Odpowiedz nam Zimo,

kiedy śniegiem nas obdarzysz.

Bo na sankach jeździć chcemy,

ale nadal nie możemy.

Marzą nam się śnieżne bitwy,

a nie po suchej trawie gonitwy.

I bałwana ulepić chcemy,

ale ciągle nie możemy.

Każde dziecko się zawsze wzruszy,

kiedy z nieba śnieżek prószy.

A uśmiech na dziecięcej twarzy się pojawi

i dziecko z radością w śniegu się pobawi.

Tak więc Zimo, nie żałuj nam swych darów,

bo my bardzo pragniemy twych lodowych czarów.

Krzysztof Bożym, kl. IV b

Page 77: Nasze Sukcesy 2001/2012

Zima Przyszła zima do nas dzieci

Śnieg puszysty z nieba leci

Wokół wszędzie biały puszek

Niedźwiedź zwinął się w kłębuszek

Gdy przestanie z nieba padać

Dzwonię zaraz do sąsiada

Razem z nim i jego psem

Polecimy bawić się

Ulepimy wnet bałwana

I radocha murowana

Karol Piotrowski, kl. V a

Page 78: Nasze Sukcesy 2001/2012

Ferie zimowe

Zadzwonił wreszcie upragniony dzwonek.

Szkoda, że to tylko ferie zimowe – rzekł Bronek.

Będziemy mieli dwa tygodnie przerwy.

By móc odpocząć od szkolnej werwy.

Jedni będą chodzić na zimę w mieście.

Drudzy będą piekli jabłka w cieście.

Zima, zima każdy marzy o niej.

Lecz tylko w białej szacie nowej.

Gdy spadnie pierwszy śnieg.

Na podwórku będzie wielki śmiech.

Duzi i mali lepią bałwana.

By była radość niesłychana.

Kiedy mróz szczypie w policzki.

W moje ręce biorę tyczki.

Zrobię fajny slalom dzieciom.

Rodzicom oraz ich pociechom.

Dwa tygodnie szybko skończone.

Trzeba wracać do szkoły na lekcje nieskrócone.

Żegnajcie góry, żegnajcie lasy.

Dla niektórych również wczasy.

Paulina Sprycha, kl. IV b

Page 79: Nasze Sukcesy 2001/2012

Magiczny czas

W ten magiczny czas,

choinka rozraduje nas.

Wszyscy przy niej się zbierzemy,

i ją pięknie ubierzemy.

Lampki, gwiazdki i aniołki,

bombki, pierniczki i łańcuchy,

niech do każdego domu

wniosą wiele otuchy.

A pod choinką prezentów moc,

niech umili tę magiczną noc.

Niech się wszystkim spełnią marzenia,

aby były długo miłe wspomnienia.

Paulina Sprycha, kl. IV b

Page 80: Nasze Sukcesy 2001/2012

Błażej Dąbrowski, kl. I d

Joanna Jóśko, kl. I d

Page 81: Nasze Sukcesy 2001/2012

Justyna Urbańska, kl. I d

Martyna Olbory, kl. I d

Page 82: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mateusz Aptacy, kl. I d

Zofia Kowalczyk, kl. I d

Page 83: Nasze Sukcesy 2001/2012

Zuzanna Borowska, kl. I d

Page 84: Nasze Sukcesy 2001/2012

Prace napisane w czasie szkolnych eliminacji Konkursu Ojczyzny Polszczyzny

„Marzenia się spełniają”. Temat: Moje fantastyczne urodziny.

Kończyły się wakacje i uświadomiłem sobie, że za kilka dni są moje

urodziny. Bardzo chciałem zaprosić moich kolegów: Tomka, Adriana i Piotrka,

więc poprosiłem mamę, żeby się na to zgodziła. Gdy uznała moją propozycję

za dobry pomysł, tak się ucieszyłem, że miałem ochotę ze szczęścia śpiewać

jak skowronek.

W dniu moich urodzin, gdy wszystko było już przygotowane,

pomyślałem o prezentach, które prawdopodobnie dostanę. Znów opanowała

mnie radość i wtedy uświadomiłem sobie, że do pełni szczęścia brakuje mi

tylko kolegów. No właśnie, a gdzie oni są? Wyjrzałem przez okno, by

sprawdzić, czy nie nadchodzą i oniemiałem… Moi koledzy byli właśnie

porywani przez jakieś nieokreślone stwory. Zbiegłem po schodach, wziąłem

rower i pojechałem za porywaczami. Nagle otworzył się portal do magicznego

świata, a te poczwary wpychały tam moich przerażonych przyjaciół. Miałem

szczęście, może los tak chciał, że w ostatniej chwili zdążyłem wskoczyć za

nimi. Moim oczom ukazała się niesłychany świat, o którym już wcześniej

wiedziałem, ale nie myślałem, że jest tak piękny. Opowiadano mi, że jest to

świat wyobraźni. Odwołałem się więc do niej i wyobraziłem sobie, że mam

super moc. Kiedy poczułem magiczną siłę, ruszyłem do walki z porywaczami.

Zmagałem się z nimi cały dzień i noc, aż w końcu dopiąłem swego

i odzyskałem moich przyjaciół. Kiedy opadły emocje, uświadomiłem sobie, że

Page 85: Nasze Sukcesy 2001/2012

jest już dawno po moich urodzinach, więc wyobraziłem sobie wróżkę

i poprosiłem ją, żeby ten dzień zaczął się od nowa. Po chwili tak się stało.

W moim domu, już bezpieczni, ja i moi koledzy najedliśmy się do syta

i bawiliśmy się do późna w wiele magicznych gier. Za sprawą wróżki nikt

z domowników nie zauważył naszego spóźnienia.

Adam Bielecki, kl. V d

Page 86: Nasze Sukcesy 2001/2012

Pewnego dnia, gdy miałem jedenaście lat, nie mogłem doczekać się

swoich urodzin. Kiedy wreszcie nadeszły, zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

Tego dnia na ostatniej lekcji miałem język polski. Rozwiązywałem

rebus i patrzyłem ukradkiem na zegar, gdyż myślałem cały czas o czekającej

mnie w domu urodzinowej niespodziance. Nagle zatrzęsło budynkiem szkoły i

zamiast sufitu zobaczyłem błękitne niebo. Okazało się, że to jakiś troll zerwał

dach i zabrał mnie ze sobą. Gdy odzyskałem przytomność, zorientowałem się,

że jestem w jego grocie.

- Co ty mi zrobiłeś okropny trollu i dlaczego tylko mnie zabrałeś? –

zawołałem oburzony.

- Przepraszam, ale jestem bardzo samotny i chciałbym znaleźć

wybrankę mego serca, a ty wydajesz mi się naprawdę mądry, więc może mi

pomożesz? - poprosił z nadzieją w głosie.

Zarumieniłem się z dumy i popatrzyłem z sympatią na mego porywacza.

Wyglądał naprawdę smutno. Wyszedłem przed grotę, by pomyśleć nad

rozwiązaniem i nagle zobaczyłem idealną dziewczynę dla mego trolla. Nie

wiem skąd się tam wzięła, ale to chyba przeznaczenie. Popatrzyli na siebie i

rzucili się sobie w objęcia. Mój porywacz był tak szczęśliwy, że postanowił

odstawić mnie do domu.

Po chwili znalazłem się w domu wśród rodziny. Czułem radość, ale

zarazem smutek, że nigdy więcej nie zdarzą mi się tak niesamowite urodziny.

A dach szkoły? Okazało się , że jest na miejscu…

Adrian Bartosiak, kl. V d

Page 87: Nasze Sukcesy 2001/2012

Był to szary, zwykły dzień jeden z tych zwykłych dni, w których nic się

nie udaje. Padał deszcz.

Kiedy poszedłem do szkoły od razu dostałem jedynkę, a potem na lekcji

w – f ciągle się przewracałem. W drodze do domu zauważyłem, że trochę się

przejaśniło. Pomyślałem: „Dziś są moje urodziny, więc w domu pewnie coś

szykują.”. Miałem już biec do mieszkania, gdy nagle zobaczyłem koniec tęczy.

Podszedłem i zacząłem badać to cudowne zjawisko. Ujrzałem garniec złota.

Wtedy pojawił się niski gnom.

- Jeśli zostawisz ten garniec, dam ci jednodniowy zapas szczęścia –

zaproponował.

- Dobrze! – odpowiedziałem.

Gdy tylko wybrzmiały moje słowa, wszystko zniknęło.

- Chciałbym loda! – powiedziałem sam do siebie.

Nagle koło mnie przejechał wóz z lodami. Wypadł z niego karton

lodów.

- A więc to działa – powiedziałem cicho.

Przez cały dzień w dziwnych okolicznościach dostawałem to, czego

zapragnąłem. Stałem się nawet jednodniowym miliarderem, gdyż wygrałem na

loterii. Kupiłem mnóstwo wspaniałych rzeczy, jak np. komputer (na dom nie

miałem czasu). Nagle po zachodzie słońca stała się rzecz niesłychana, wszystko

co kupiłem i dostałem zniknęło.

Może był to sen, może nie. Teraz żyję jak dawniej, tylko w głowie mam

cały czas to wydarzenie.

Tymoteusz Tymków, kl. V d

Page 88: Nasze Sukcesy 2001/2012

3. 02. 2012. Właśnie tego dnia przypadają moje urodziny, które już minęły, a wraz z nimi wspaniała przygoda, zmieniająca mój pogląd na życzenia urodzinowe.

Zacznę jednak od początku. Kiedy przyszli już wszyscy goście (zaprosiłam tylko rodzinę, babcię, dziadka oraz kilka cioć i kilku wujków), zostałam obsypana prezentami i uściskami. Nie za bardzo mi się to podobało, ale przecież to moje święto i każdy chce być dla mnie miły.

Muzyka grała bardzo głośno, a cała rodzina rozsiadła się na kanapie. Poszłam trochę znudzona do pokoju, by otworzyć prezenty i wtedy coś zaczęło mnie ciągnąć za spódnicę. Byłam przerażona, kiedy zobaczyłam małego, brązowego, kudłatego z zielonymi ślepiami stworka. Odezwał się do mnie cichym piskliwym głosikiem: „Wszystkiego najlepszego przesyłają Ragowie, którzy zamieszkują pod twoim łóżkiem, o Pani”.

Otworzyłam szeroko oczy i nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą wydarzyło. Dziwny stwór przypominał mi kogoś lub coś, ale na pewno znajomego. Nagle uświadomiłam sobie, że to on śnił mi się zeszłej nocy. Stworek nie był już straszny, więc spokojnie spytałam, skąd się tu wziął. Odparł, że spod łóżka. Zabrzmiało to przekonywująco, więc schyliłam się i zajrzałam tam. Zobaczyłam to, o czym mówił ludek. Wiele małych stworków biegało pod moim łóżkiem, niektóre z nich spały, inne czytały malutkie książeczki. Spytałam zdumiona, skąd się wzięły. Mój nowy znajomy z poważną miną wyjaśnił, iż sama o to prosiłam. Następnie dodał, że potrafią przewidywać przyszłość, więc spytali ją wcześniej o zgodę. Dopiero teraz przypomniałam sobie ten sen, w którym pozwalam jakimś „cosiom” mieszkać w moim pokoiku. A życzenia urodzinowe? Przecież chciałam mieć więcej wiernych przyjaciół. Teraz dopiero wszystko się wyjaśniło.

Z pokoju docierały do mnie dźwięki muzyki i ożywione rozmowy rodziny. Chyba o mnie zapomnieli. To dobrze, bo przynajmniej mogę spokojnie pomyśleć? Mam przyjaciół, więc życzenia urodzinowe się spełniają, a myślałam, że to niemożliwe.

Lena Rudnicka, kl. V d

Page 89: Nasze Sukcesy 2001/2012

Moje ferie

Mam na imię Julita i chciałabym opowiedzieć, jak spędziłam

tegoroczne ferie zimowe. Muszę wtrącić, że minęły bardzo szybko i nie miałam

czasu na nudę.

Ferie zaczęły się wspaniale, gdyż puszysty śnieg otulił całą Warszawę.

Od razu wybrałam się na górkę, by pozjeżdżać na sankach pierwszy raz tej

zimy. Spotkałam tam bardzo dużo dzieci i nie mogłam swobodnie zjeżdżać.

Jednak mimo to, bawiłam się świetnie. Wolny czas spędziłam w Warszawie

uczestnicząc w akcji „Zima w mieście” organizowanej przez osiedlowy klub

„Pinokio”. Pierwszego dnia byliśmy na lodowisku, gdzie mogłam doskonalić

swoją jazdę na łyżwach oraz w jednostce straży pożarnej. Odwiedziliśmy

również Starówkę oraz Cytadelę Warszawską. Oglądaliśmy między innymi

ruchomą szopkę bożonarodzeniową w kościele Kapucynów. Była bardzo

piękna. Przedstawiała mnóstwo poruszających się postaci i zwierząt.

Przewodnik opowiadał nam legendy o „Warsie i Sawie” i o „Bazyliszku”.

Natomiast w Cytadeli Warszawskiej widzieliśmy cele, gdzie dawniej

odsiadywali wyrok Polacy. W każdej celi znajdował się piec i łóżko.

Oglądaliśmy obrazy przedstawiające pobyt Polaków na Syberii. Niektóre

zdjęcia były drastyczne. Przedstawiały prawdziwe historie i przeżycia ludzi

w czasie wojny. Byliśmy również na basenie i w Sejmie. Najbardziej podobał

mi się dzień spędzony w kinie na projekcji filmu „Mappety”. Opowiada on

o grupie przyjaciół, którzy dzięki prawdziwej przyjaźni odzyskali srebrny ekran

i dawnych fanów. Wieczorami czytałam książkę i malowałam obrazy.

Ferie minęły bardzo szybko. Wolny czas spędziłam aktywnie w gronie

przyjaciół i znajomych. Moje opowiadanie jest dowodem na to, że również

w Warszawie można fajnie przeżyć ferie. Julita Pietranik, kl. IV b

Page 90: Nasze Sukcesy 2001/2012

Moje ferie zimowe

Nareszcie rozpoczynają się ferie zimowe. W tym roku nie wyjeżdżam

w góry, lecz spędzę je korzystając z uroków zimy na śniegu w mieście.

Właśnie, ale skąd wziąć śnieg? Za oknem szaro, smutno a nawet pada deszcz w

połowie stycznia. Jednak synoptycy zapowiadają zmianę pogody. Czy tak

będzie? Zobaczymy.

Pierwszego dnia ferii rano wyjrzałam przez okno i nie wierzyłam

własnym oczom. Biało! Wprawdzie śnieżnego puchu jest bardzo mało, ale

maleńkich płatków z każdą minutą spada więcej. Drugiego dnia postanowiłam,

że ulepię bałwana. Niezbędne akcesoria do jego wystroju już przygotowałam.

Ale co ja jemu założę na głowę? Mama podarowała mi stary, czerwony garnek,

ale ja wolę coś bardziej oryginalnego. Muszę poszperać w szufladach w szafie.

Kryją one różne skarby. O, już jest stary kapelusz mojej babci, będzie pasował

jak ulał. Zabrałam się z wielką ochotą do lepienia bałwana. Był piękny i duży.

Nagle przypomniałam sobie, że nie mam marchwi na nos, więc zastąpił ją długi

sopel. Oczy były z dwóch kamieni, guziki też. W ręku trzymał miotłę, którą

zrobiłam z patyków. W kapeluszu wyglądał wyniośle i trochę zawadiacko,

ponieważ założyłam go lekko na bok. Byłam dumna, że udało mi się wykonać

tak okazałą i wspaniałą postać. Następnego dnia już go nie było. W miejscu,

w którym stał, leżał kapelusz i kamienie. Odniosłam do domu kapelusz

i poszłam na sanki. Długo zjeżdżałam z moją koleżanką. Po zabawie poszłyśmy

do mnie do domu napić się ciepłej czekolady.

Paulina Sprycha, kl. IV b

Page 91: Nasze Sukcesy 2001/2012

W ferie chodziłam na „Zimę w mieście”. Tam też się świetnie

bawiłam. W piątek poszliśmy do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej.

Rozgrywano tam konkursy. W jednym z nich trzeba było narysować jakieś

miejsce, o którym wspomniał przewodnik. Ja narysowałam cmentarz we

Lwowie i w nagrodę otrzymałam płytę. Dawniej Cytadela to było więzienie,

przebywał w niej kiedyś Józef Piłsudski. Dwudziestego czwartego stycznia

byliśmy w kinie na filmie pt. „Muppety”. Epizodyczną rolę grała w nim Selena

Gomez, moja ulubiona piosenkarka. W trakcie seansu trochę się nudziłam.

Wybraliśmy się również na lodowisko. Pierwszy raz w życiu weszłam na lód.

Myślałam, że będę się cały czas przewracać, ale świetnie sobie radziłam. Raz

nawet udało mi się zrobić piruet, ale nie był on taki piękny jak sobie

wyobrażałam. Kiedy na lodowisku było mało osób, więc próbowałam jeździć

tyłem.

Ferie upłynęły szybko ale zarazem ciekawie. Miło spędziłam czas,

mimo że nigdzie nie wyjeżdżałam. Okazało się, że można ferie zimowe spędzić

bardzo przyjemnie w mieście nie szusując po stokach gór.

Paulina Sprycha, kl. IV b

Page 92: Nasze Sukcesy 2001/2012

Noc w klasie

Pewnego dnia moja pani zabrała mnie ze sobą do szkoły. Siedziałem

w torbie. Po kilku godzinach znalazłem się na ławce i oglądałem

pomieszczenie, w którym się znajdowałem. Była w nim miła pani i dużo dzieci.

Na ławkach leżały różne pluszaki, samochodziki, piłki, klocki itp. rzeczy.

Słuchałem historii o pochodzeniu tych zabawek. Gdy zobaczyłem znajomego

królika, chciałem szybko do niego iść. Nie poszedłem, bo zadzwonił dzwonek

i Julka schowała mnie do reklamówki. Po czym włożono mnie do szafy.

Najpierw się zdziwiłem, że nie wracam do domu, ale później pomyślałem, że to

czas, żeby poznać coś nowego. Kilka książek pomogło mi wyjść

z torby. Odchyliliśmy trochę drzwiczki i słuchaliśmy jak nauczycielka

prowadziła lekcje z innymi uczniami. Zbliżał się wieczór, więc sprzątaczka

przyszła do pomieszczenia z wiadrem pełnym wody i z mopem. Umyła

podłogę i wytarła ławki, wszędzie ładnie pachniało. Było cicho i spokojnie.

Potem ołówki zabrały mnie na spacer po szkole z latarkami. W sali

matematycznej wisiały duże przyrządy do kreślenia na tablicy. Najbardziej

podobała mi się ogromna linijka. W pracowni przyrodniczej moją uwagę

zwróciło akwarium z rybkami, a w historycznej wielka mapa. W sali

plastycznej oglądaliśmy rysunki dzieci. Zdziwiło mnie pomieszczenie

z komputerami. Spotkałem tam myszkę do komputera, która była straszną

gadułą. Wytłumaczyła mi ,że znajduje się w sali informatycznej. Opowiadała

jak dzieci robią tu prezentacje, wizytówki, plan lekcji i inne rzeczy. Zeszliśmy

piętro niżej. Na ścianach zobaczyłem wywieszone najciekawsze prace uczniów

i informacje z życia szkoły. Następnie maszerowaliśmy korytarzem wzdłuż

łazienek. Byłem ciekawy, gdzie idziemy, trochę też zaczęły mnie boleć nogi.

W końcu dotarliśmy. Przed nami były potrójne drzwi. Weszliśmy do

Page 93: Nasze Sukcesy 2001/2012

pomieszczenia po lewej stronie. To była sala muzyczna z pianinem. Podobało

mi się. Nagle jakiś głos powiedział, że możemy trochę pograć. To był

podręcznik do muzyki. Nigdy wcześniej nie grałem na takim instrumencie.

Brzdąkałem najpierw niepewnie, później z coraz większą ochotą. Podręcznik

powiedział, że jak na pierwszy raz to dobrze mi poszło. Zapewniał, że po latach

pracy będzie idealnie. Wiele razy to słyszałem, gdy mama Julki powtarzała jej

podobne słowa podczas nauki gry na gitarze. Wiedziałem, że tak jest, bo moja

opiekunka teraz coraz lepiej gra. Tuż po rozmowie przeszliśmy do pokoju

nauczycielskiego. Były tam… Ci…. Nie mogę powiedzieć, bo to przecież

pokój dorosłych, a nie dzieci. Weszliśmy znów na górę. Znaleźliśmy się w sali

ze słuchawkami. Tu odbywa się zazwyczaj język angielski. Ławki są

nietypowo ustawione. Założyłem słuchawki, chłopaki włączyli sprzęt

i usłyszałem piosenki w obcym języku. Długopis wytłumaczył nam, dlaczego

trzeba uczyć się tych niezrozumiałych słów. Okazało się, że po to, by móc

porozumiewać się z ludźmi prawie na całym świecie. Plakat zaproponował,

żebyśmy zeszli jeszcze na parter i do szatni. Na parterze rozwieszono wystawę

pt.: ,,Ekologiczna sztuka’’. Bardzo mi się podobała. Szczególnie słoń zrobiony

z opakowań po coli i popcornie ozdobiony cekinami i kolorowym papierem.

Następnie odwiedziliśmy świetlicę. Było w niej dużo zabawek. Siedzieliśmy tu,

grając w różne gry i oglądając książki, aż do momentu, kiedy zaczęło się

rozwidniać. Niestety, nie mieliśmy już siły, by zejść do sali gimnastycznej

i szatni. Musieliśmy wracać do naszej klasy zanim przyjdą pierwsi ludzie.

W szkole jest fajnie, ale wyczerpująco. Ledwie zasnąłem, poczułem,

że ktoś wziął mnie na ręce. Niedługo miała zacząć się lekcja. Jula

przedstawiła mnie wtedy całej klasie, ale o tym opowiem innym razem, bo

jestem bardzo zmęczony.

Julia Borowska, kl. IV b

Page 94: Nasze Sukcesy 2001/2012

Pierwsze spotkanie ze śniegiem

Pewnego dnia z nieba leciały białe płatki. Wdrapałam się na parapet,

wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że wszystko na dworze przykryte jest

śnieżną pierzynką. Gdy dzieci zbiegły na dół, skakały z radości i krzyczały:

,,Śnieg! Śnieg!’’.

Moja pani założyła dziwne ubranie, że tylko oczy i nos było jej widać.

Ja też dostałam nowy, czerwony kubraczek, który przy każdym ruchu szeleścił.

Julka założyła mi obrożę i wyruszyłyśmy na zewnątrz. Brr … jak zimno!

Szłyśmy i szłyśmy, a raczej tylko dziewczynka szła, a mnie niosła na rękach.

Dotarłyśmy do cichego i spokojnego miejsca, gdzie była gruba warstwa białego

puchu. Julka postawiła mnie na nim i … zapadłam się. Nagle zobaczyłam

większą dziurę, w której siedziała i śmiała się moja właścicielka. Nosem

wydrążyłam korytarz wprost do niej. Biegałyśmy jak szalone, śnieg

rozpryskiwał się na wszystkie strony. Julka zaczęła lepić kulkę. Rzuciła ją

w moim kierunku, trafiła w mój ogon. Śnieżka rozpadła się. Po chwili

w powietrzu pojawiła się druga. Zdążyłam złapać ją w pyszczek i biegłam

w stronę pani, która zaczęła budować murek, za którym się schowałam.

Zrozumiałam, że mam jej szukać. Szczekałam radośnie na jej widok. Ja też

uciekałam i chowałam się w zaspach. Julka położyła się na plecach i poruszała

ciałem. Rzuciłam się na grzbiet i przebierałam łapkami. Okazało się, że

zrobiłyśmy na śniegu aniołki.

Po chwili zobaczyłyśmy, że idą nasze ulubione dzieciaki. Miały ze

sobą sanki. Pobiegłyśmy do nich. Michał wziął mnie na kolana i jechaliśmy

razem na saneczkach. Zaraz za zakrętem była górka. Zjechaliśmy z niej. Na

początku bałam się, ale byłam zadowolona. Wiatr rozwiewał mi sierść.

Page 95: Nasze Sukcesy 2001/2012

Czułam się jakbym jechała ferrari. Martynka i Michał robili wyścigi saneczek,

jeździłam raz z jednym, raz drugim dzieckiem. Nikt nie wygrał, był remis.

Tuż przed domem zaczęliśmy lepić bałwana. Był ogromny, złożony z trzech

kulek. Z domu mama wyniosła marchewkę na nos, węgiel na oczy, guziki

i usta, garnek na kapelusz. Patyki na ręce dostarczyły maluchy.

Wróciliśmy do domu zmarznięci i szczęśliwi. Byłam cała w śniegu.

Julka wybierała mi kulki lodu z pyszczka. Przy łapkach zrobiły się kałuże.

Wytarto mnie do sucha ręcznikiem. Wszyscy razem wskoczyliśmy na kanapę

przy kominku i owinęli śmy się kocami. Dzieciaki dostały gorące kakao, a ja

ciepłe mleko.

Nie wiem, co było potem, bo zrobiło się ciepło i miło, zasnęłam.

Śniłam o zabawach na śniegu z moimi psimi przyjaciółmi.

Nie wiedziałam, że zimą może być tak zimno i wesoło. Oby ta biel

trwała jeszcze trochę…

Julia Borowska, kl. IV b

Page 96: Nasze Sukcesy 2001/2012

Problem Moniki

Historia, którą chcę opowiedzieć, jest o dziewczynce o imieniu

Monika. Moja bohaterka od najmłodszych lat interesowała się grą w siatkówkę.

Pasją tą „zaraziła się” od swojej starszej siostry Zuzi.

Dziewczynka bardzo lubiła tę dyscyplinę sportową i całkiem nieźle

sobie w miej radziła. Po lekcjach chodziła z siostrą trenować siatkówkę

w osiedlowym klubie. W klasie nikt nie wiedział o pasji „Nowej”. „Nowa” to

było przezwisko, jakim określali Monikę koledzy

i koleżanki z klasy. Nikt do niej nie mówił po imieniu. Właściwie to w ogóle

nikt nie chciał z nią rozmawiać. Trzeba wspomnieć, że Monika doszła do klasy

Vc po przeprowadzce jej rodziny z innego miasta do Łodzi. Dzieci z nowej

klasy znały się od przedszkola. Były już potworzone grupy i pary znajomych.

Nikt nie chciał przyjąć Moniki do swojej „paczki”. Na lekcjach wychowania

fizycznego było podobnie. Zawsze była wybierana jako ostatnia do któreś

z drużyn. Podczas gry w siatkówkę, Monika „grzała” ławkę rezerwowych lub

„stała jak kołek”, gdyż dziewczyny nie podawały jej piłki i ją przeganiały. Taka

atmosfera bardzo źle wpływała na jej samopoczucie. Niedobrze czuła się tak

odizolowana w klasie. I tak by było do końca szkoły, gdyby nie międzyklasowe

rozgrywki w siatkówkę. Monika, jak na każdy inny mecz siatkówki, przyszła

na rozgrywki. Nie grała w drużynie, ale lubiła oglądać mecze. Tuż przed

rozpoczęciem rozgrywek, okazało się, że zawodniczka główna i rezerwowa

z Vc nie mogły przyjść. Dziewczyny z drużyny zauważyły, że na widowni

siedzi Monika. Wolały zaproponować jej grę w drużynie, niż oddać mecz

walkowerem. Monika początkowo nie chciała zgodzić się na tę propozycję.

Pomyślała, że będzie tak samo, jak na lekcjach WF-u. Jednak po chwili

zastanowienia, zgodziła się. Szybko przebrała się w pożyczony strój i po

Page 97: Nasze Sukcesy 2001/2012

krótkiej rozgrzewce weszła na boisko. Zaczął się „set”. Dziewczyny

rzeczywiście zachowywały się jak na WF-ie. Żadna nie podawała do niej piłki.

Zmiana nastąpiła, kiedy przez przypadek piłka trafiła do Moniki, a ona

wykorzystała sytuację i zdobyła punkt dla swojej drużyny. Dziewczyny stanęły

„jak wryte”. Ani jedna z nich nie umiała „ściąć” jak „Nowa”. Od tej pory już

świadomie kierowały do niej piłki, a ona zdobywała punkt za punktem.

W dużej mierze dzięki Monice Vc wygrała mecz. „Moni”, bo teraz tak już ją

koleżanki nazywają, znalazła się w podstawowym składzie drużyny

w kolejnych meczach. Oczywiście wszystkie te mecze, Vc już wygrywała.

Zwyciężyła również w całych rozgrywkach. „Moni” została uznana za

najlepszą zawodniczkę turnieju.

Od tej pory życie Moniki w klasie bardzo się zmieniło. Teraz wszyscy

zabiegali, aby stać się jej ulubioną koleżanką, czy kolegą. „Moni” teraz

z chęcią chodziła do szkoły. Miała tam bowiem wiele przyjaznych jej osób.

Karolina Bińka, kl. V d

Page 98: Nasze Sukcesy 2001/2012

Pewnego listopadowego dnia wybrałam się z rodzicami na spacer do

Łazienek. Bardzo lubię tam spacerować, ponieważ jest bardzo pięknie. Można

przepłynąć się gondolą i zobaczyć dużo różnych zwierząt, które lubię

dokarmiać. Zawsze pamiętam, żeby zabrać ze sobą smakołyki dla zwierząt.

Był piękny słoneczny dzień, promienie słoneczne prześwitywały

przez korony drzew i wyglądały jak opadające złoto. To znak ,że jesień jest

w pełni. Tym razem też byłam przygotowana i miałam ze sobą orzechy i chleb.

Gdy tylko weszliśmy w jedną z alejek, mama spostrzegła ,że w koronie jednego

z drzew, po gałęziach skacze coś rudego. Tak, z pewnością była to wiewiórka.

Miała długi puszysty ogon, który pięknie kontrastował z białym brzuszkiem.

Staliśmy w bezruchu i obserwowaliśmy jej zachowanie. Wiewiórka zbierała

buczynę i zabierała ją do swojego gniazda. Pewnie robiła zapasy na zimę.

Postanowiłam jej w tym pomóc i wyciągnęłam rękę, w której trzymałam

orzech. Zwierzątko na początku trochę się bało, ale po chwili ciekawość wzięła

górę i zaczęło kicać w moją stronę. Nagle bez zastanowienia chwyciła orzech

i uciekła ze swoim skarbem. My poszliśmy dalej, aby nakarmić łabędzie i ryby.

Po drodze spotkaliśmy dumnego pawia. Kroczył powoli i wyglądał dostojnie na

tle pałacu. Słońce odbijało się od jego przepięknie rozłożonego ogona. Pióra

pawia wywołały mój zachwyt, toteż postanowiłam sobie zrobić z nim zdjęcie.

Spacer po Łazienkach Królewskich zawsze dobrze nam robi.

Jesteśmy uśmiechnięci, wypoczęci oraz zrelaksowani. Bardzo często tam

chodzimy całą rodziną, dokarmiamy zwierzęta i świetnie się przy tym bawimy

o każdej porze roku.

Agata Milewska, kl. IV b

Page 99: Nasze Sukcesy 2001/2012

Zbójca

Pewnego razu żył sobie zbójca. Miał żonę i małego synka. Był zbójcą,

więc z dwunastoma pomocnikami rabował, okradał i mordował ludzi, a także

kupców przyjeżdżających do miasta. Jego los jednak się zmieni, a dowiecie się

tego za chwilę.

Jak co dzień zbójca ze swoją bandą poszedł zbójować. Od pewnego

czasu czyhali na kupców przyjeżdżających do miasta. W tym samym czasie

gościńcem jechała wesoła rodzina, która nawet nie spodziewała się takiej

niemiłej niespodzianki. Nagle zbóje wyskoczyli z krzaków i napadli na rodzinę.

Wtem usłyszeli krzyk. Czyżby to krzyczał zbój? Najstarszy ze zbójów

powstrzymał swoich kamratów. Serce nie dawało mu spokoju. Nagle

uświadomił sobie, co by się stało gdyby jemu ktoś napadł na rodzinę. Poczuł

empatię, nigdy jeszcze nie czuł się tak, jak wtedy. Dlatego puścił ich wolno

i poprosił dzieci, aby i za niego zmówiły czasem modlitwę. Od tamtej pory

skończył ze zbójowaniem. Zamiast okradać i rabować zaczął pomaga ludziom

biednym. Zatrudnił się w kuźni jako kowal. Swojego synka uczył dobroci

i miłości. Wszyscy uważali go za dobrego człowieka. Pewnego ranka

postanowił się wybrać w wielką podróż w nieznane. To było jego marzenie z

dzieciństwa. Wsiadł na pokład, pożegnał się z najbliższymi i udał się w rejs.

Postanowił całą swą podróż opisać w notatniku, aby jego rodzina mogła poznać

jego wspaniałe przygody. Rejs miał trwać rok. Wkrótce podnieśli żagle,

wyciągnęli kotwicę i w końcu wyruszył. Płynął trzy dni i trzy noce, a potem

słońce schowało się za chmury i wybuchł gwałtowny sztorm. Fale uderzały

o pokład statku, wiał silny wiatr. Był na środku morza i znikąd nie miał

ratunku. Po godzinie statek tonął. Wielka burza była nieubłagana. Rozbili się

o skałę. Kowal wypadł za burtę. Tego nikt się nie spodziewał. Kiedy ocknął się

Page 100: Nasze Sukcesy 2001/2012

rano leżał na skałach nieprzytomny. Był oszołomiony. Zobaczył wrak statku

rozbity na mieliznach. Szukał tam pożywienia i broni. Po drodze w hamaku

spał pies – Skipper, towarzysz kapitana. Długo szukał ludzi, ale ich nie znalazł.

Zaginęli w głębinach oceanu. Został tylko pies, on i wyspa. Czekał aż inne

statki będą przepływały obok wyspy, ale żaden się nie pojawił. Miał małe

szanse na ujrzenie kiedykolwiek swojej rodziny. Po miesiącu zbudował sobie

szałas z łodygi bambusa. Tam miał swoje królestwo razem ze Skipperem. Po

roku nie miał ani zapasów, ani wody. Zaczął łowić ryby i je smażyć na ognisku.

Pozyskiwał wodę z owoców i roślin. Był bardzo smutny i samotny. Na

pamiątkę swojego przybycia na wyspę wyrzeźbił w korze drzewa drewniany

krzyż. Któregoś dnia nasz bohater usłyszał dziwny szelest dochodzący z głębin

puszczy. Wyszedł z szałasu, aby zobaczyć skąd on dochodzi. Ujrzał człowieka,

który zrywa z gałęzi owoce. Był inny. Był czarnoskóry. Kowalowi to jednak

nie przeszkadzało. Podszedł powoli, aby się z nim zapoznać, ale on nie był

wcale taki przyjazny jak się wydawało. Ciągle uciekał. Najwyraźniej bał Się

ludzi. Były zbój nie zrażając się podchodził do niego coraz bliżej i bliżej, aż

w końcu udało mu się z nim porozumieć. Co prawda nie znał jego języka, ale

umieli się porozumieć poprzez mimikę twarzy oraz gestami. Kowal zaprosił go

do swojego szałasu na jedzenie. Z początku bał się tam wejść, ale później

nabrał śmiałości. Kowal uczył go języka polskiego, a rozbitek kowala-

afrykańskiego. Po miesiącu zostali najlepszymi przyjaciółmi na śmierć i życie.

Od tamtej pory żaden z nich nie był samotny. Mieszkali na wyspie sześć lat.

Zbudowali wielką łódź i popłynęli do Polski. Wrócili razem do domu. Rodzina

byłego zbójcy bardzo się ucieszyła. Żyli jeszcze przez wiele lat w szczęściu.

Nie oceniajmy ludzi po pozorach i wyglądzie zewnętrznym. Ludzie się

zmieniają, tylko trzeba dać im szansę!

Ala Mateusiak, kl. IV b

Page 101: Nasze Sukcesy 2001/2012

Praca nagrodzona II miejscem w konkursie „Wycinanka ludowa”, wyk. Patrycja Tomko, kl. I b

Praca nagrodzona wyróżnieniem w konkursie „Wycinanka ludowa”, wyk. Julia Król, kl. III

Page 102: Nasze Sukcesy 2001/2012

Praca nagrodzona III miejscem w konkursie „Wycinanka ludowa”, wyk. Matylda Kaczkan, kl. III a

Praca nagrodzona III miejscem w konkursie „Wycinanka ludowa”, wyk Natalia Rejczak, kl. III b

Page 103: Nasze Sukcesy 2001/2012

Praca nagrodzona III miejscem w konkursie „Wycinanka ludowa”, wyk, Natalia Soszyńska, kl. V a

Praca nagrodzona wyróżnieniem w konkursie „Wycinanka ludowa”, wyk. Ksenia Rejczak, kl. III b

Page 104: Nasze Sukcesy 2001/2012

Prace napisane na konkurs eseistyczny na temat: „Czy dzieci jak ryby głosu nie mają?”

organizowany przez Rzecznika Praw Dziecka.

Czy dzieci jak ryby głosu nie mają?

„Dzieci i ryby głosu nie mają” to powiedzenie, które dzieci czasem mogą usłyszeć od dorosłych. Oznacza ono, że dzieci nie mają prawa do własnego zdania lub, że dorośli nie liczą się z ich opinią. Rodzicom często wydaje się, że są najmądrzejsi i wszystko wiedzą najlepiej ponieważ są dorośli. Uważają, że ich dzieci nic nie wiedzą i niewiele rozumieją, dlatego nie powinny zabierać głosu lub decydować o sobie. Jako troskliwi opiekunowie zabraniają im wielu rzeczy, a za nieposłuszeństwo wymierzają kary. Często jednak nie mają racji i w ten sposób krzywdzą swoją pociechę. Jeśli mały człowiek bardzo chce czegoś doświadczyć, a nie zagraża to jego zdrowiu, rodzic powinien mu na to pozwolić. W ten sposób dzieci wiedzą, że ich potrzeby są dla rodzica ważne, i że są rozumiane. Mają możliwość uczyć się na własnych błędach i zbierać doświadczenia, co jest często najlepszą nauką. Szkoda, że dorośli tak szybko zapominają jak to jest być małym i ciekawym wszystkiego – zarówno tego dobrego jak i złego. Rodzice nie powinni być tylko surowymi opiekunami, którzy zabraniają i wymierzają kary, powinni być przede wszystkim przyjaciółmi i doradcami. Dobrze byłoby, gdyby jak najwięcej z dziećmi rozmawiali i pytali je o zdanie na różne tematy. Myślę, że wychowywane w ten sposób dzieci są szczęśliwsze i bardziej samodzielne. Chętniej rozmawiają ze starszymi i zwierzają się ze swoich problemów.

Mali ludzie zadają dużo pytań bo wielu rzeczy nie wiedzą i wtedy bywa, że starsi niecierpliwią się i wolą je uciszyć niż wszystko tłumaczyć. Jednak dzieci są w stanie wiele rzeczy zrozumieć, choć nie zawsze potrafią wypowiadać się w jasny sposób. Być może dorośli czasem nie chcą dopuścić najmłodszych do głosu bo okazuje się, że ci są mądrzejsi od nich? Tak jak miało to miejsce w baśni Christiana Andersena pt. „Nowe szaty cesarza”. Tylko dziecko nie bało się powiedzieć prawdy, że król jest nagi, ośmieszając w ten

Page 105: Nasze Sukcesy 2001/2012

sposób zarówno króla, jak i wszystkich pozostałych. Mali ludzie często widzą rzeczy takimi jakimi są naprawdę, nie komplikują i nie szukają dziury w całym.

Bywa i tak, że zakazy i kary są potrzebne gdyż dziecko zachowuje się niewłaściwie lub lekceważy swoje obowiązki. Na przykład kiedy nie chce się uczyć i chodzić do szkoły albo kiedy robi komuś (lub sobie) krzywdę. Wtedy jednak też ważne jest, aby nie tylko osądzać, lecz również wysłuchać winowajcę i wytłumaczyć dlaczego postąpił źle. Dzieci, tak jak wszyscy, mają prawo do błędów i przewinień.

Jeśli z kimś nie rozmawiamy i nie liczymy się z jego zdaniem, sprawiamy, że ta osoba czuje się lekceważona. Wiem na swoim przykładzie, że jeśli jestem zmuszona stosować się do pewnych zasad, prędzej się z tym pogodzę jeśli ktoś mi wytłumaczy dlaczego tak musi być lub nawet pójdzie ze mną na małe ustępstwa. Życie nie składa się z samych obowiązków, ważne jest również to, żeby móc decydować o tym jak chce się spędzać czas wolny i aby móc rozwijać swoje zainteresowania. Na pewno czułabym się bardzo nieszczęśliwa, gdyby moi rodzice nie zgodzili się na lekcje gitary, a zamiast tego kazali np. chodzić na lekcje karate. Janusz Korczak był pierwszym rzecznikiem praw dziecka, który walczył właśnie o to żeby najmłodsi mieli swoje prawa i byli traktowani z szacunkiem. Dziś gwarantuje nam to Konwencja Praw Dziecka uchwalona przez ONZ i przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w dniu 20 XI 1989r. Konwencję tę ratyfikowała Polska w 1991r. Co oznacza ten przepis dla mnie? Dowiedziałam się z niego, że pomimo, iż jestem tylko dzieckiem, jako istota ludzka mam prawo do szacunku, do własnego zdania i wyrażania swoich poglądów. Nikt nie może mnie zmusić do zrobienia czegoś złego, wbrew mojej woli. Nikt nie może mnie poniżać i krzywdzić. Gdyby jednak tak się stało mogę się zawsze zwrócić o pomoc. Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule uważam, że dzieci nie ryby i swój głos mają. Jest to bardzo ważne gdyż ze szczęśliwych dzieci wyrosną potem szczęśliwi dorośli.

Karolina Kwiatkowska, kl. V d

Page 106: Nasze Sukcesy 2001/2012

Czy dzieci jak ryby głosu nie mają?

Wiele decyzji w polityce zapada większością głosów. Czasami są one ustanowione przez Parlament lub inne zgrupowania polityczne, albo przez mieszkańców państw. Jednak można dostrzec, że w polityce są sami dorośli ludzie, a w państwie głosują jedynie osoby pełnoletnie. A co z nami – dziećmi? Dlaczego nikt nie daje nam prawa do głosu? Oto, co mam do powiedzenia na ten temat.

Zacznijmy może od pytania:, „Co jest przyczyną tego, że dzieci nie mają prawa do głosu w wielu ważnych sprawach?” Patrząc na to od strony dorosłego, dzieci są mniejsze, mniej wiedzą, mają mniej doświadczenia i w sprawach wyższej rangi mogłyby dokonać nierozsądnych wyborów. Janusz Korczak głoszący wiarę w kompetencje mówi w tej sprawie tak: „Gdyby dorośli nas zapytali, my byśmy niejedno dobrze doradzili. Przecie my lepiej wiemy, co nam dolega, przecie my więcej czasu mamy, żeby patrzeć i myśleć o sobie i mamy czasem bystrzejsze pomysły niż Wy.” Przecież każdy jest człowiekiem. Każdy jest dzieckiem nawet, jeśli teraz jest dorosły. A jaka jest tolerancja dorosłych wobec dzieci? Janusz Korczak zareagował na ten temat takim słowami: „Młodzi maja różne własne sprawy, własne zmartwienia, własne łzy i uśmiechy, własne młode poglądy i młodą poezję. Często ukrywają przed dorosłymi, bo się wstydzą, nie ufają, boją się, żeby się z nich nie śmieli”. Osoba dorosła, kiedy rozmawia z dzieckiem czuje, że jego zdanie jest ważniejsze. Dlaczego? Uważa, że jest starsza, większa, mądrzejsza i dziecko powinno ją wysłuchać. Są takie dzieci, które się temu poddają, ale też są takie, które się spierają z rozmówcą. Pomimo swojej niepełnoletniości zdobywa ono uznanie i prawo głosu w innych sprawach.

Zajmijmy się inteligencją, jaka różni dzieci od dorosłych. Janusz Korczak i w tej sprawie ma coś do powiedzenia. „Nie ma dzieci - są ludzie, ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach i innej grze uczuć”. Co prawda dzieci nie żyją tyle lat ile dorosły człowiek, ale powinny przynajmniej brać udział w sprawach na skalę swojej inteligencji? Przykładowo uczniowie kończący szkole podstawową powinni mówić, co im się w szkole podobało a co nie, aby szkoła mogła naprawić różne błędy. Wtedy

Page 107: Nasze Sukcesy 2001/2012

prawdopodobnie szkoła byłaby miłym miejscem dla wszystkich, a każdy uczeń czułby się tam dobrze. To jest właśnie sprawa, w której dzieci mają więcej do powiedzenie niż dorośli. A nawet dorośli powinni dostosować się do uwag dzieci.

Każde dziecko potrzebuje opieki. Opieka ta powinna być dostosowana do cech i potrzeb danego dziecka. Dobrze by było, gdyby rodzice rozumieli swoje dziecko, akceptowali jego zdanie i rozmawiali z nim jak „równy z równym”. Janusz Korczak wyraził takie słowa: „Dziecko chce by je traktować poważnie, żąda zaufania, wskazówki i rady. My odnosimy się do niego żartobliwie, podejrzewamy bezustannie, odpychamy niezrozumieniem, odmawiamy pomocy.” Dorośli nie potrzebują opieki, jednak mają dodatkowy obowiązek oprócz pracy - rodzinę. To dla tej rodziny pracują, się śmieją, z nią mogą spokojnie rozmawiać, spędzać wolny czas - to dla niej żyją. Są rodziny skłócone, które tych elementów nie spełniają. Wtedy w takiej rodzinie dzieci się „chowają” a nie „wychowują”.

Na koniec chciałbym zaapelować do dorosłych, aby nie ignorowali spraw dzieci. Potraktujcie nasze zdanie, jako normalny i pełnoprawny głos w naszej sprawie. Wysłuchajcie z uwagą, co mamy Wam do powiedzenia. Potraktujcie nas jak prawie dorosłych i pozwólcie nam wyrażać swoje zdanie w wielu sprawach, też niekoniecznie ważnych.

Radosław Relidzyński, kl. V d

Page 108: Nasze Sukcesy 2001/2012

Czy dzieci jak ryby głosu nie mają? Zanim napiszę pracę na wyżej wymieniony temat, powinnam się chyba zastanowić nad tym, co to w ogóle jest esej? Z definicji wynika, iż pod tym pojęciem kryje się krótka rozprawa na wybrany temat. W dalszej części pracy postaram się spełnić wymagania tego gatunku. Swoje rozważania zacznę od własnego podwórka. Chodziło o likwidację naszego placyku zabaw i wybudowaniu na jego miejscu bloku. Tu jednoznacznie można by stwierdzić, że dzieci nie miały prawa głosu. Nasze zdanie, reprezentowane przez rodziców, zostało zlekceważone. Innym przykładem na to, iż „dzieci jak ryby głosu nie mają”, stał się nakaz noszenia mundurków we wszystkich szkołach. Moim zdaniem, gdyby dorośli chcieli wziąć pod uwagę opinie uczniów, powinni przeprowadzić ankiety na ten temat. Tak się jednak nie stało. Decyzja zapadła tylko w gronie dorosłych – bez udziału „małoletnich obywateli kraju”. No, ale cóż się dziwić władzom państwowym, skoro już w rodzinach, rodzice nie respektują zdania swoich „latorośli”. Opiekunowie mojego kolegi co kilka lat zmieniają miejsce zamieszkania. Spowodowała to praca poza granicami Polski jego taty i mamy. Z jednej strony poprzez takie podróże, chłopiec może poznawać świat i języki obce. Z drugiej zaś strony, ciągle musi zmieniać szkoły, otoczenie, kolegów, a także ma utrudnione kontakty z dalszą rodziną. Rafał, bo tak ma na imię, nie lubi tych przeprowadzek i rozstawania się z kolegami. Jednak musi się podporządkować woli rodziców. W tym przypadku z całą pewnością można stwierdzić, że „jak ryba, nie ma głosu.” Następnym potwierdzeniem tego, iż „dzieci jak ryby głosu nie mają” jest zachowanie rodziny mojej koleżanki. Również, nie zwracając uwagi na jej odczucia, podejmują decyzje, u kogo ma przebywać w danym momencie. Przekładana jest, jak przedmiot z miejsca na miejsce, bo „dorosłym wydaje się, że wiedzą lepiej, co sprawia jej radość.” Dorośli załatwiają sprawy między sobą i nie słuchają tego, co dziewczynka ma do powiedzenia. Ona nie czuje się z tym najlepiej, a wręcz bardzo źle. Może świat „rządzony ” przez dzieci wyglądałby chaotycznie, ale ignorowanie w zupełności ich zdania, też nie jest w porządku.

Page 109: Nasze Sukcesy 2001/2012

Wszak: „Dziecko ma prawo do poważnego traktowanie jego spraw, do sprawiedliwego ich rozważania.” – jak pisał Janusz Korczak. Zdarzają się jednak sytuacje, w których dorośli słuchają opinii dzieci. Na szczęście ja mam do czynienia z osobami, które tak postępują. Z opowieści mojej koleżanki – Natalki, wynika, iż ona też znajduje się w otoczeniu ludzi, liczących się z jej zdaniem. Dorośli z naszego otoczenia konsultują z nami np. wyjazdy na wakacje, wizyty u rodziny, sposób i miejsce spędzania wolnego czasu, a także różne inne błahe i bardzo ważne sprawy. Następnie razem podejmujemy decyzje. Podsumowując, myślę, że dzieci nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Małoletni nie mają pojęcia o większości problemów życia dorosłego i dlatego trudno im się pogodzić z faktem, że ich zdanie mało znaczy. Wydaje mi się jednak, że to się coraz bardziej zmienia. Dorośli chyba zaczynają rozumieć, że dziecko – to przecież mały człowiek i z jego zdaniem też się trzeba liczyć. Takich sytuacji odnotowuje się jeszcze wciąż za mało.

„Dzieci – to przyszli ludzie. Więc dopiero będą, więc jakby ich jeszcze nie było. A przecież jesteśmy: żyjemy, czujemy, cierpimy.” – zauważył i napisał już lata temu słynny pisarz i pedagog – Janusz Korczak. Z pewnością różne padną odpowiedzi na pytanie : „Czy dzieci jak ryby głosu nie mają?” Ja jednak jestem skłonna przychylić się do stwierdzenia, iż rzeczywiście dzieci głosu nie mają.

Karolina Bińka, kl. V d

Page 110: Nasze Sukcesy 2001/2012

Czy dzieci jak ryby głosu nie mają?

Ależ absolutnie nie jest to prawdą! Mają i należy ich słuchać! Dzieci

nie są niewolnikami! Kim są niewolnicy? Niewolnicy, to są ludzie, którzy

podlegają swoim władcom. Jedynie ich właściciele mają prawo decydować

o losie niewolników, bez żadnej konsultacji z nimi. Ja zupełnie nie aprobuję

takiego podejścia do życia. Kim jest człowiek? Uważam, że wszyscy jesteśmy

takimi samymi ludźmi. To, co nas różni, to kolor skóry, włosów, oczu,

kontynent, z którego pochodzimy, kultura, tradycja, wygląd zewnętrzny,

usposobienie, status społeczny, wiek. Jednak każdy z nas powinien podlegać

takim samym zasadom i prawom.

Kim jest dziecko? Wszystkie dzieci, to tacy mali ludzie. Dzieci czują,

myślą, kochają i boją się. Niestety czasami bardziej niż dorośli, ze względu na

mniejszą siłę i zależność od dorosłych. To tyle tytułem wstępu. Skoro już

wypowiedziałam się jasno, dlaczego dziecko nie jest niewolnikiem, czas

pokazać cechy dzieci, które potwierdzą moje zdanie.

Już Henryk Sienkiewicz w swojej znanej powieści pt.: „W pustyni

i w puszczy”, ukazał mądrość dzieci. Pomimo młodego wieku, Staś wykazał się

dużą rozwagą i umiejętnością przewidywania. Tę ostatnią cechę głównie

przypisuje się dorosłym, pewnie z racji ich doświadczenia. Ale przecież wiele

dzieci potrafi poskładać wszystkie fragmenty układanki w jedną całość

i wyciągnąć wnioski. Może nie zawsze będą one idealnie trafne, ale według

starego porzekadła: „Nie od razu Kraków zbudowano”.

Dziecko, na kolejnych etapach swojego rozwoju, poznaje coraz więcej

tajemnic życia. Oczywiście, takie malutkie, jak Agnieszka, jedna z bohaterek

Page 111: Nasze Sukcesy 2001/2012

książki Marii Jaworczakowej pt.: „Oto jest Kasia”, wymaga stałej opieki kogoś

starszego. I mogę się z tym zgodzić, że nie potrafi jeszcze odpowiednio ocenić

sytuacji. Ale na przykład Michalina, z utworu Beaty Ostrowickiej pt.: „Misia

rządzi”, to już zupełnie, co innego. Przecież to nastolatka, zresztą tak jak ja,

która umie rozsądnie myśleć i zapobiegać niebezpiecznym sytuacjom. A także

odpowiednio się zachować w trudnej chwili. W przeciwieństwie do niektórych

dorosłych, takich jak rodzice, czy dziadkowie słynnego Stasia Pytalskiego

z wiersza Jana Brzechwy: „ …Babka jakiś czas myślała, Ale wkrótce osiwiała,

Matka wpadła w stan nerwowy I musiała zażyć bromu, Ojciec zaś poszedł po

rozum do głowy I kiedy powróci - nie wiadomo…”. Doskonale widać na tym

przykładzie, że dorośli nie ze wszystkim sobie radzą.

Uważam, że powinni bardziej się wsłuchiwać w głos dziecka. Nie odbierać mu

prawa do własnego zdania, bo przecież wtedy nigdy nie nauczy się

prawidłowo, logicznie myśleć. Należy również dać dziecku możliwość

popełniania błędów, aby nauczyło się wyciągać z nich wnioski, Według

powiedzenia: „ Na błędach człowiek najlepiej się uczy”, w moim przekonaniu

zarówno ten duży dorosły człowiek, jak i ten mały człowiek, czyli dziecko.

W powiedzeniu „Dzieci i ryby głosu nie mają” jest ziarnko prawdy,

ale ci mali ludzie jednak mają swoje zdanie, różne pomysły, nawet niektóre są

lepsze niż myśli dorosłych.

Według mnie dzieci zdecydowanie mają głos.

Katarzyna Dolecka, kl. V d

Page 112: Nasze Sukcesy 2001/2012

Esej - Dzieci i ryby głosu nie mają

,, Dzieci i ryby głosu nie mają” to przysłowie, którego sens moim zdaniem jest taki: ,, Dzieci są głupsze i mniej dojrzalsze od dorosłych, więc decydujmy za nie i nie dajemy im prawa wyboru”. Przypuszczam, że dorosły człowiek wymyślił je i kierował się nim podczas wychowania swoich dzieci. Później ta ,,zasada” stała się przysłowiem i zyskała popularność wśród rodziców i opiekunów.

Mędrcy zaczęli tworzyć też inne przysłowia podobne tematycznie do powyższego, np. ,,Dorośli nigdy nie rozumieją niczego sami i dzieci są zmęczone wiecznym udzielaniem im wyjaśnień”. Nie zgadzam się z tym, ponieważ rodzice rozumieją większą część spraw dzieci, chyba że latorośle mówią do nich jakąś wymyśloną przez siebie gwarą. A gdy dorosły czegoś nie rozumnie, dziecko jest zachwycone, że jest od niego mądrzejsze. Wtedy rodzic się złości ,, przecież wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich o tym pamięta”. Zgadzam się z tym, niewielu dorosłych wspomina o swoim dzieciństwie przy dzieciach. W sytuacjach, gdy chcą pokazać jak ich pociecha źle robi, twierdzą ,, ja w twoim wieku” i tu następuje mnóstwo przykładów jak oni byli dobrzy, odpowiedzialni itp. Wyjątkiem jest mój dziadek, który napisał książkę o swoim dzieciństwie. Świadczy to o tym, że ,, dzieci nie chcą mówić, a rodzice słuchać”. To stwierdzenie jest mądre, ponieważ pokazuje problem, który występuje w większości rodzin. Według mnie, dzieci dużo mówią, ale dorośli zmęczeni tym gadaniem, nie chcą słuchać. A więc dzieci powinny mówić krócej i bardziej na temat, a rodzice słuchać uważnie. O tego zależy jakimi będą ludźmi. ,,Takie będą Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie” napisał Andrzej Frycz Modrzewski. Moim zdaniem miał na myśli fakt, że kiedyś dzisiejsza młodzież będzie władać narodem, więc wychowujcie swe dzieci tak, aby były mądre i umiały rządzić. Wielu nauczycieli wygłasza pogląd, by uczniowie bardziej się przykładali do nauki. Uważam, że mają rację. Dzisiejsza młodzież powinna się pilniej uczyć, aby mieć lepsze życie w przyszłości. Niestety niewielu z nas to rozumnie, coraz mniej czytamy książek, a więcej gramy w gry komputerowe.

Page 113: Nasze Sukcesy 2001/2012

Myślę, że przysłowie ,,Dzieci i ryby głosu nie mają” to częściowo prawda. Często prosimy dorosłych o rzeczy , których oni nie mogą zrobić. Przykładem jest moja siostra, która poprosiła tatę, aby wyłączył słońce, bo jest jej za gorąco. Czasami żądamy od dorosłych „czegoś” nieodpowiedniego. Zdarzyło mi się poprosić rodziców, aby kupili mi kawę. Odmówili, ale wytłumaczyli że jestem za mały, aby pić ten napój. W parku albo na placu zabaw wiele razy słyszę jak dzieci proszą: ,, Mamo chcę być duży, nie chcę iść do szkoły!”; „Po co mam jeść warzywa, przecież są niedobre”; „Kup mi to…, bo chcę”. Gdy dziecko nie może zrozumieć, że tego nie może robić albo nie może mieć, to w takich sytuacjach dorosły ma racje posługując się przysłowiem: Dzieci i ryby głosu nie mają”.

Chciałbym teraz przeanalizować inny przypadek. Zdarza się często, że dorosły uważa, iż dziecko nie może podjąć mądrej decyzji w sprawie siebie samego, np. dziecko chce zostać informatykiem, ale rodzice byli sportowcami i nie zgadzają się z wyborem zawodu. Dorosły wtedy nie ma racji odwołując się do powyższego stwierdzenia. Przykładem może być życiorys Henryka Sienkiewicza. Rodzice chcieli, aby był lekarzem albo prawnikiem, a został słynnym pisarzem. Dowodzi to, że dorosły czasami się myli i nie zawsze ma rację. Młody człowiek wie w czym jest najlepszy i co mu najlepiej wychodzi. Mój kolega bardzo dobrze grał w piłkę nożną, ale rodzice postanowili, że będzie grał na instrumencie. Chodził on smutny i przygnębiony po podwórku, ale jego rodzice nie chcieli go słuchać i nadal nie gra w piłkę tylko chodzi na inne zajęcia. Jest mi go żal, gdyż moi rodzice mnie słuchają. Dorośli, podejmując decyzje o przyszłości dziecka wbrew jego woli, powodują, że jest ono nieszczęśliwe.

Janusz Korczak miał racje mówiąc ,, Gdyby dorośli nas zapytali, my byśmy niejedno dobrze doradzili. Przecież my lepiej wiemy, co nam dolega, przecie my więcej czasu mamy, żeby patrzeć i myśleć o sobie, przecież my lepiej siebie znamy, więcej razem jesteśmy”. Janusz Korczak był jednym z pierwszych obrońców praw dziecka. Domagał się, aby uznano, że dziecko jest pełnowartościowym człowiekiem od chwili narodzin. Teorie swoje w praktyce wprowadzał w Domu Wychowawczym . Stosowane tam zasady

Page 114: Nasze Sukcesy 2001/2012

wychowawcze opierały się na szanowaniu praw dziecka: współgospodarzeniu, współzarządzaniu. Poprzez tworzenie rady samorządowej oraz sejmu dziecięcego dawał najmłodszym możliwość współdecydowania o życiu Domu Wychowawczego. Szkoda, że tak mało jest dorosłych, którzy wcielają w życie rady i nauki Korczaka. Powinien być on wzorem dla rodziców, wychowawców, pedagogów i wszystkich innych decydujących o dzieciach, którym nakazałbym stałe powtarzanie sobie za Korczakiem ,, Nie ma dzieci są ludzie”.

A przysłowie ,,Dzieci i ryby głosu nie mają” powinno odejść do lamusa i nikt nie powinien o nim pamiętać.

Page 115: Nasze Sukcesy 2001/2012

Jak powszechnie wiadomo stwierdzenie, iż „dzieci jak ryby głosu nie mają” jest błędne. Myślę tak, ponieważ młodzież może decydować na przykład do jakiej pójdzie szkoły czy z kim się zaprzyjaźni.

Dzieci powinny wypowiadać się w wielu sprawach. Zwłaszcza w rodzinnych rozmowach. Muszą one poczuć, że są ważne i dokonać wyboru, który według nich byłby lepszy. Jak powiedział Janusz Korczak: „Nie ma dzieci są ludzie”, a wszyscy ludzie mają uczucia, a przede wszystkim najwięcej uczuć jest u tych najmłodszych. Poczucie własnej wartości jest dla dzieci szczególnie ważne, ponieważ ma to wpływ na samodzielność i pewność siebie, a to jest potrzebne w przyszłym życiu. Dzieci mają także swoje prawa, które pozwalają wypowiadać się im w różnych sprawach. Mają one swój własny sposób spoglądania na świat, dzięki czemu niektórzy dorośli zmieniają swoje wcześniej ustalone poglądy i podążają za czymś nowym. Służy to rozwojowi społecznemu. Oczywiście nie można zaprzeczyć temu, że dzieci są czasami w błędzie, lecz uzupełnia to ich myślenie wiedza i doświadczenie dorosłych. Decydują oni częściej o poważniejszych sprawach, ale powinni pamiętać o tym, że też byli kiedyś młodzi. Bardziej zorganizowaną grupą dziecięcą, z którą najczęściej mam do czynienia jest samorząd szkolny. Decyduje on o życiu szkoły. Organizuje także konkursy i wycieczki. W wybieraniu samorządu uczestniczą same dzieci bez udziału dorosłych. Podsumowując dotychczasowe rozważania, stwierdzić należy, iż dzieci powinny wypowiadać się we wszystkich sprawach, choć nie musi to rozumowanie być uznane przez bardziej doświadczonych dorosłych.

Adam Bielecki, kl. V d

Page 116: Nasze Sukcesy 2001/2012

Prace zgłoszone do szkolnego konkursu „Polskie stroje ludowe”

Błażej Dąbrowski, kl. I d

Joanna Jóśko, kl. I d

Page 117: Nasze Sukcesy 2001/2012

Maria Bielecka, kl. I a

Mateusz Aptacy, kl. I d

Page 118: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mateusz Pisarski, kl. I a

Wiktoria Raczkowska, kl. I a

Page 119: Nasze Sukcesy 2001/2012

Adam Słupek, kl. III d

Aleksander Gryczka, kl. II a

Page 120: Nasze Sukcesy 2001/2012

Aleksandra Pająk, kl. III d

Bartosz Pienta, kl. II a

Page 121: Nasze Sukcesy 2001/2012

Gabriela Strus, kl. II a

Jakub Czerwiński, kl. III d

Page 122: Nasze Sukcesy 2001/2012

Jakub Dąbrowski, kl. II a

Liliana Jakubowska, kl. II a

Page 123: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mateusz Pisarski, kl. II a

Natalia Krusiewicz, kl. III b

Page 124: Nasze Sukcesy 2001/2012

Ola Krawczyk, kl. II a

Paulina Szymańska, kl. III b

Page 125: Nasze Sukcesy 2001/2012

Weronika Tarnowska, kl. II a

Page 126: Nasze Sukcesy 2001/2012

Wymarzona lekcja w akademii

Moją wymarzoną lekcją jest lekcja o zwierzętach. Codziennie ktoś

z klasy przynosiłby swoje zwierzątko. Opowiadałby o nim, mówił skąd jest

i jak się nazywa. Każdy mógłby pogłaskać to zwierzątko i nadać mu imię. Tak

było pewnego razu.

Weszliśmy do klasy i zobaczyliśmy, że Wiktoria przyniosła ze sobą

jakieś pudełko. Potem dowiedziałam się, że to klatka z chomikiem. Wiktoria

wyszła na środek klasy i zaczęła opowiadać. Dowiedziałam się, że jej chomik

wabi się Tuptuś i ma 3 lata. Podeszłam do niej i pogłaskałam Tuptusia. Był

mięciutki i ciepły, miał krótkie wąsiki. Następnie Wiktoria powiedziała, żeby

każdy wymyślił dla niego imię. Ja powiedziałam, że może Czaruś, Klaudia

Zoja a Szymon Ferb. W brudnopisie namalowałam Tuptusia, ale nie wyglądał

tak jak prawdziwy. Niestety lekcja dobiegała końca. Wiktoria wsadziła

Tuptusia do klatki i zamknęła. Tuptuś widocznie zgłodniał, więc dała mu

marchewkę.

Chciałabym, żeby takie lekcje były w naszej szkole. Byłyby znacznie

ciekawsze niż przyroda czy matematyka i milej spędzilibyśmy czas w szkole.

Pewnie w jakiejś innej szkole są tak bardzo interesujące lekcje, ale w naszej

nie, żałuję i to bardzo.

Ala Klimowicz, kl. IV a

Page 127: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mit

Dawno, dawno temu, na samym początku świata ziemia była pokryta

lodem i wysokimi górami. Potem, gdy powstało Słońce i ogrzewało Ziemię to

lody zaczęły topnieć, a góry kruszyć się i maleć. Po wielu tysiącach lat

większość wód wyparowała, a góry też pozostały tylko w niektórych

miejscach. Na szczycie jednej góry była siedziba potężnego boga Nasusa. Bóg

ten rządził całym światem. Uciszał wiatr, kiedy miał taką ochotę. Gdy chciał

powstrzymać deszcz- rozganiał chmury, gdy uznał, że jest mu za gorąco, to

burymi chmurami przesłaniał słońce. Pewnego dnia promienie słoneczne nie

były posłuszne bogu Nasusowi i wyjrzały zza chmur. Rozgniewało to bardzo

potężnego władcę i chcąc ukarać słońce pomieszał promienie słoneczne

z wodą i przycisnął je górami. Powstała z tego gorąca mieszanka, która czasami

wydostaje się z wnętrza niektórych gór w postaci gorącej lawy, a ludzie

nazywali te wybuchające góry wulkanami.

Marcin Nasiadka, kl. V a

Page 128: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mit o tym, skąd wzięły się opady deszczu

W starożytności igrzyska olimpijskie odbywały się co roku

w Atenach. Pewnego razu podczas takich igrzysk zdarzyło się coś

niesamowitego.

Zawody zaczęły się normalnie i nikt nie przypuszczał, że może się

stać coś niezwykłego. Igrzyska rozpoczęły wyścigi rydwanów. Zawodnicy

to: Melikles z Miletu, Korytnem z Koryntu, Izejczyk z Ikarii. Dystans, który

mieli zawodnicy do pokonania wynosił dwanaście stadionów.

Bezkonkurencyjny w tej dziedzinie okazał się Melikles z Miletu. Następną

konkurencją były biegi. Zawodnikami byli: Meraten z Maratonu, Iranes ze

Sparty, Minet z Delfy, Samotrakes z Ikarii oraz Polinik z Itaki. Był to bardzo

upalny dzień, a zawodnicy mieli do przebiegnięcia dziesięć stadionów.

Zawodnicy musieli wykazać się ogromną siłą i kondycją. Zwycięzcą był

Polinik z Itaki, przy ostatnim okrążeniu wyprzedził Mineta z Delfy, który

prowadził od samego początku. Ostatnią konkurencją był rzut dyskiem. W tej

konkurencji udział wzięli: Knofis z Knossos, Destyp z Miletu i Takiter

z Koryntu. Pierwszy rzucał Knofis z Koryntu. Był on najprawdopodobniej

najsilniejszym z uczestników. Podczas rzutu potknął się o kamień

i rzucił tak niefortunnie dyskiem do góry, że zrobił dziurę w niebie. Z tej dziury

zaczął padać deszcz. Trwało to bardzo długo i ludzie nie potrafili sobie z tym

poradzić udali się więc o pomoc do bogów. Bogowie wysłali Ariadnę i Aresa,

żeby zszyli tę dziurę. Ares na swoich skrzydłach zabrał Ariadnę ku niebu a ona

swymi mocnymi nićmi zszyła dziurę. Sytuacja została opanowana jednak raz

na jakiś czas szew puszcza i dlatego po dziś dzień mamy opady deszczu.

Anna Adamczuk, kl. V a

Page 129: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mit o porach roku

Przed tysiącami lat, kiedy Ziemia była jeszcze młoda, światem rządził

król Rok – bóg czasu. Jego żoną była bogini Natura. Mieli cztery piękne córki:

Wiosnę, Lato, Jesień oraz Zimę. Młode boginie bardzo różniły się od siebie

wyglądem i charakterem. Wiosna była bardzo ciepłą, miłą i wesołą osobą. Na

jej promiennej twarzy zawsze gościł uśmiech. Długie, bujne, brązowe loki

ozdobione były kwiatami o rozkosznej woni. Nosiła najczęściej zieloną szatę.

Uwielbiała wszystkie kolory tęczy. Lato miała gorący temperament, lecz

czasem bywała ospała i leniwa. Uwielbiała wylegiwać się na słońcu. Często

spacerowała wśród łanów zboża. Miała przepiękne blond włosy sięgające

prawie do ziemi. Jej suknie były zazwyczaj w różnych odcieniach żółci. Jesień

z kolei posiadała usposobienie raczej smutne. Czasami była porywcza

i potrafiła płakać rzewnymi łzami całe dnie. Piękne, rude włosy spływały

kaskadą na jej ramiona. Nosiła złote, czerwone, pomarańczowe lub żółte

suknie, lecz, gdy była w złym nastroju ubierała się w brązy

i szarości. Czwarta siostra Zima miała bardzo tajemniczy charakter, wydawała

się zimna i niedostępna. Była poważna, nieskora do śmiechu i żartów. Miała

czarne jak smoła włosy i bladą cerę. Zakładała wyłącznie śnieżnobiałe

i jasnoniebieskie suknie.

Pewnego razu Rok zachorował. Natura bardzo się zmartwiła, gdyż jej

mąż nie miał już tyle siły co za dawnych czasów, a nie mieli syna, który

mógłby zostać następcą tronu. Bóg czasu był bardzo mądry, więc w końcu

wpadł na pomysł jak rozwiązać ten problem. Każda córka miała rządzić

światem ¼ roku, w kolejności w jakiej się urodziły, najpierw Wiosna, potem

Page 130: Nasze Sukcesy 2001/2012

Lato, później Jesień i na samym końcu Zima. Boginie podczas swojego

panowania używały mocy, aby zmieniać pogodę i otoczenie na takie, które

najbardziej lubią. Podczas rządów Wiosny było ciepło, wszystko budziło się do

życia. Rosły piękne rośliny. Gdy rządziła Lato dni były długie

i upalne. Kiedy panowała Jesień było wietrznie, chłodno i deszczowo, ale

czasami pogoda dopisywała. Z drzew spadały kolorowe liście. Zima podczas

swojego panowania sprawiała, że padał śnieg i było bardzo zimno. Od tej pory

ludzie zaczęli nazywać okresy zmiany pogody porami roku, a pory roku wzięły

nazwę od imion pięknych, czterech córek boga czasu.

Ewa Bułatowicz, kl. V a

Page 131: Nasze Sukcesy 2001/2012

Mit o Muzonie

W całej nicości panowała ogromna cisza. Nagle pojawił się ledwie

słyszalny dźwięk. Narodził się Bóg Muzon. Muzon wszędzie wyszukiwał

dźwięki, ale wokół niego było cicho i pusto. Nagle zobaczył coś

przypominającego patyk, zrobił z niego flet. Gdy wygrywał na nim melodie,

zaczynały rosnąć drzewa i kwiaty. Świat był coraz piękniejszy i barwny.

Muzon wygrywał coraz bardziej wymyślne melodie i zaczęły z tych dźwięków

powstawać ptaki i inne zwierzęta. Bóg cieszył się z tego, co stworzył, ale

brakowało mu istoty podobnej do niego. Muzon z trawy i patyków wykonał

kukłę podobną do siebie. Do wnętrza drewnianej kukły wkładał płynącą z fletu

muzykę. Były to dźwięki wesołe, skoczne, smutne i bardzo nastrojowe, które

pobudzały do życia.

I tak stworzył człowieka. Bóg Muzon podarował człowiekowi flet

i nauczył go tworzyć muzykę.

Michał Wieczorek, kl. V a

Page 132: Nasze Sukcesy 2001/2012

„O czym marzysz najczęściej? ” – Bardzo trudno jest odpowiedzieć na

to pytanie ponieważ, jak każde dziecko mam wiele marzeń. Jednym z nich jest to, że chciałbym zostać czarodziejem. Chodziłbym do szkoły czarodziejów, która mieściłaby się w podziemiach starego zamku, gdzieś daleko od miast. Byłoby w niej bardzo dużo magicznych, dziwnie wyglądających przedmiotów. Przeżywałbym wiele przygód, tak jak Harry Potter. Umiałbym rzucać zaklęcia, robić eliksiry i latać na miotle! Gdybym ukończył szkołę i zdałbym egzaminy z najlepszymi ocenami, to zacząłbym zmieniać świat na lepsze. Wyczarowałbym wiele jedzenia, żeby już nikt więcej nie musiał się o nie martwić. Nie byłoby już więcej wojen, bo wyeliminowałbym wszystkie spory i powody do kłótni. Każdy miałby pracę i mógł zarobić pieniądze na swoje potrzeby.

Gdyby już wszystko było zrobione, wyczarowałbym sobie wehikuł czasu, którym przeniósłbym się do epoki, która bardzo mnie ciekawi. Przeniósłbym się do starożytnego Egiptu. Widziałbym wtedy na własne oczy, jak się żyło w tamtych czasach, jak powstają piramidy. Może sam pomógłbym Egipcjanom je budować. Może powiedziałbym, co i jak się szybciej da zrobić. Gdybym zabrał ze sobą kilka przedmiotów z naszych czasów, może ułatwiłoby im to życie, ale tak bym to zrobił, żeby nie wpłynęło to na historię.

Jeśli chodzi o moje drugie marzenie, to znaczy, gdybym był najmądrzejszą osobą na świecie, mógłbym rozwikłać wiele zagadek, tajemnic i nierozwiązanych zadań. Może to drugie marzenie dałoby się spełnić, ale chyba nie dałbym rady tyle się uczyć, żeby ze wszystkich przedmiotów, być bardzo dobrym, albo musiałbym się już urodzić geniuszem.

Myślę, że nie wszystkie marzenia powinny się spełniać, bo po pewnym czasie nie miałbym o czym marzyć, bo miałbym wszystko co chcę. Bycie marzycielem jest bardzo fajne i pozwala ćwiczyć wyobraźnię.

Daniel Czerniejewski, kl. V a

Page 133: Nasze Sukcesy 2001/2012

Lekcja zwierzętografii

Obudziłam się i przypomniałam sobie mój sen. Byłam w szkole, ale

niezwyczajnej szkole. Uczyłam się tam przeróżnych lekcji. Nie było tam języka

polskiego i innych zwyczajnych lekcji. Najbardziej spodobała mi się lekcja

zwierzętogragii.

Na lekcji zwierzętografii uczyłam się o zwierzętach np.: o psach,

kotach. Moja klasa przyniosła przeróżne zwierzaki. Ja miałam Jokigo. Nagle

zapadła cisza i nasza wychowawczyni poprosiła mnie. Na początku nie

wiedziałam, o co chodzi, ale zaraz zrozumiałam. Zaczęłam opowiadać o Jokim,

że czasami szczeka na inne osoby, raz był bardzo chory, a jeszcze kiedyś miał

być miniaturką. Gdy to wszystko mówiłam, wszyscy mnie słuchali. Pani

słuchała mnie uważnie. Gdy skończyłam, klaskali. Pani dała mi ładną żółtą

gwiazdkę, ponieważ dawała je wszystkim kto robił lub mówił to, co trzeba.

Jedna duża gwiazda, która była powieszona w ramce nad tablicą się zaśmiała,

że mam małego rozrabiakę, który mnie kocha. Bardzo się z tego cieszyłam, ale

nie zdążyłam o tym powiedzieć, ponieważ zadzwonił dzwonek. Nie zdążyłam

nic już powiedzieć.

Nagle zaczęłam się unosić w powietrzu, leciałam do nieba i się

obudziłam. Właśnie taki fantastyczny był mój sen.

Klaudia Cichocka, kl. IV a

Page 134: Nasze Sukcesy 2001/2012

Opis pana Kleksa Ambroży Kleks jest głównym bohaterem książki Jana Brzechwy pt.

„Akademia pana Kleksa”. Jest on jedynym nauczycielem w Akademii. Pan Kleks jest średniego wzrostu. Nie wiadomo, czy jest gruby, czy chudy, albowiem cały tonie w swoim ubraniu. Twarz ma piegowatą. Jego piegi są różnokolorowe i codziennie zmieniają swoje położenie. Głowę pokrytą ma ogromną czupryną mieniącą się wszystkimi barwami tęczy. W nocy pan Kleks łysieje, dopiero po zażyciu specjalnych pigułek włosy mu odrastają. Pan Ambroży ma również długą, gęstą i czarną jak smoła brodę oraz długie, sztywne, pomarańczowe wąsy. Ma olbrzymi, ruchliwy nos przekrzywiony w lewo lub w prawo w zależności od pory roku. Oczy nauczyciela są jak dwa świderki, da się je wyjąć i wysłać w dowolne miejsce. Na nosie ma srebrne binokle przypominające mały rower. Można je powiększyć i jeździć na nich. Pan Kleks nosi aksamitną, cytrynową kamizelkę zapinaną na szklane guziki wielkości śliwek z dwudziestoma czteroma kieszeniami, szerokie spodnie z dużą ilością kieszeni bez dna i obszerny surdut koloru czekoladowego lub bordo z jedną kieszenią z tyłu przeznaczaną dla Mateusza. Bohater książki maleje na noc, powiększa się za pomocą powiększającej pompki. Profesor Akademii je na śniadanie kulki z kolorowego szkła i zielony płyn, motyle sadzone jak fasola i kwiaty nasturcji maczane w farbie. Małe potrawy powiększa pompką. Posiłki tworzy ze szkiełek, płynów i farb. Pan Kleks porusza się fruwając, zjeżdżając i wjeżdżając po poręczy oraz siedząc w powietrzu. Profesor reperuje sprzęty jakby były chorymi ludźmi, posiada również umiejętność porozumiewania się ze zwierzętami, czyta przędąc litery i robiąc supełki na nitkach oraz zbiera z lusterek sny chłopców i przechowuje je. Moim zdaniem pan Kleks jest bardzo ciekawą i zabawną postacią, którą polubiłam podczas czytania książki. Chciałabym, aby w mojej szkole uczyli tacy nauczyciele jak on.

Laura Guzowska, kl. IV a

Page 135: Nasze Sukcesy 2001/2012

Rodzinne anegdoty

Każdy ma na pewno wiele zabawnych historii ze swojego dzieciństwa. Nawet jeśli o niektórych chciałby zapomnieć, to rodzina nie pozwoli. Ja też mam w swojej „biografii” różne anegdoty, ale na razie za nic ich nie ujawnię! Dlatego teraz opowiem przygodę z dzieciństwa mojej mamy.

Mama, jej młodszy brat, babcia i dziadek często jeździli na wakacje do wsi Rudno, do domu pradziadka Zenona i prababci Marii. Zjeżdżała się tam cała rodzina – wszyscy kuzyni, ciocie i wujkowie. Dom był dość duży, więc wszyscy mogli w nim nocować. Dzieci były wniebowzięte, mogły całymi dniami odwiedzać zwierzęta hodowlane albo bawić się w ogrodzie. W okolicach ogrodu był też sad, w którym rosły drzewa owocowe – jabłonie, wiśnie, grusze i śliwy. Pewnego razu, gdy wszyscy dorośli pojechali na żniwa, pradziadek został z dziećmi. Postanowił, że pozbiera wiśnie i nastawi sok. Potem taki sok na ogół był pasteryzowany i czekał na zimę. Powinnam jeszcze wspomnieć, że pradziadek był bardzo dobrym, oczytanym, miłym i religijnym człowiekiem, ale jak coś go rozzłościło, to nie ręczył za siebie. Jak postanowił, tak zrobił – poszedł i zaczął zrywać wisienki. Jednak był niskim mężczyzną i nie dosięgał do owoców, które rosły wysoko i były najładniejsze. Próbował wszystkiego – znosił z domu stołki, krzesła, nawet drabinkę i usiłował z nich sięgnąć do wiśni. Niestety, ciągle pozostawały poza jego zasięgiem. To go okropnie zdenerwowało. Pobiegł po siekierkę i zrąbał wisienkę. Gdy dzieci usłyszały odgłos upadającego drzewa, natychmiast przybiegły, żeby zobaczyć, co się stało. Ku ich radości dziadek pozwolił im też zrywać i wszystkie mogły sięgnąć po słodkie owoce. Przeszczęśliwe buszowały wśród liści jak szpaki. Mogły nie tylko zaspokoić łakomstwo, lecz także pobawić się w chowanego. Oczywiście po powrocie pozostałych członków rodziny dziadkowi nieźle się dostało za zniszczenie drzewka, ale w oczach dzieci stał się bohaterem i długo wspominały jego fantastyczny pomysł.

Druga zabawna historia także wydarzyła się w domku pradziadków. To było innego lata. Wtedy moja mama częściej bawiła się ze starszą stryjeczną siostrą Ewą, a wujek Robert jako młodszy miał więcej wspólnych tematów z najmłodszą siostrą stryjeczną - Danką. Tego samego lata urodziło się parę

Page 136: Nasze Sukcesy 2001/2012

małych kociąt. Dzieciom bardzo spodobały się kotki, ale siedmioletnich Danusię i Roberta zmartwiła jedna rzecz. - Posłuchaj, te koty to tylko piją mleko matki… - powiedziała Danka. - Właśnie! Powinny polować na myszy! – zgodził się Robert - One chyba nie poirafią. – zmartwiła się dziewczynka. - To nic. Nauczymy je! – odparł chłopiec. Trochę później Renata i Ewa też zechciały odwiedzić kotki. Poszły do stodoły i zobaczyły coś, czego się nie spodziewały. Przez dłuższą chwilę tylko patrzyły osłupiałe na to, co się tam działo. Robert łapał kociaka i rzucał nim w stron ę uciekającej w popłochu myszy. Kot lądował przy niej na czterech łapach i patrzył, jak biegnie w stronę dziury. To się powtarzało z każdym kolejnym „kocim uczniem”. Niestety, maluchy nic nie rozumiały i ku rozczarowaniu dzieci nie polowały. Jedna mysz podczas ucieczki utknęła w dziurze. Widząc to Danka, chwyciła siedzącego najbliżej kotka i podreptała z nim do myszy. Przystawiła go do niej i tonem nie znoszącym sprzeciwu rozkazała: - Gryź! Naturalnie kociak nie zareagował, ale stojące w drzwiach Renata i Ewa parsknęły śmiechem. Oczywiście kotki uwolniono z przymusowego szkolenia, a wszystkie myszy uciekły w pole.

Takich historii jest znacznie więcej. Czasem siadamy w gronie rodziny i je sobie opowiadamy. Za parę lat pewnie ja też chętnie wrócę do moich dokonań i wpadek z dzieciństwa. Miło jest powspominać, ale teraz wracam już do rzeczywistości i z przyjemnością oznajmiam, że to już koniec.

Gabriela Sagała, kl. VI c

Page 137: Nasze Sukcesy 2001/2012

Nazywam się Weronika Aleksandra Powierża i w 2012 r. miałam

zaszczyt być uczennicą szkoły 114.

Mam ciemne włosy, oczy, a czasem nawet myśli. Kocham wszystko

co nie ma końca: szczęście, wszechświat i literaturę. Umiałam czytać w wieku

trzech lat. Już wtedy mówiłam do mamy: „Tylko czytam! Nie liczę!’’ i tak mi

zostało do dziś. Nie lubię matematyki, bo ma tylko jedno rozwiązanie

problemu. Może nie zawsze 2 + 2 musi równać się cztery.

Już dawno odkryłam, że słowa maja wielką moc. Potrafią rozbawić,

pocieszyć, rozzłościć czy wzruszyć. Ja swoje małe dzieła chowam do szuflady,

ale marzę, że ktoś je tam kiedyś znajdzie. Wtedy podstępnie, z łatwością

nauczę ludzi jak żyć pięknie. Pokarzę im szczęście, przygodę, tajemnicę, walkę

i śmierć. Będę pisarką. Gdy otwieram zeszyt w urocze, małe owieczki,

w którym zapisuje swoje opowiadania to tak jakbym otwierała drzwi do Narni

z powieści C.S. Lewisa. W swoim królestwie najbardziej lubię być sama, choć

czasem zabieram tam mamę. Wtedy razem przeżywamy tam wspaniałe,

niezapomniane, choć czasem mroczne chwile. To właśnie wtedy marzę.

Moimi kwiatami są pełne słońca i radości słoneczniki o pysznych

pestkach. Mój dom pachnie kompotem i lawendą. Odpoczywam w altance

w przydomowym ogródku. Zawsze towarzyszy mi mój pies – mały zabawny,

kosmaty York - Pedro. Potrafi jedynie podać łapkę, ale dla mnie jest

wyjątkowy. Gdy był mały zjadł co prawda parasol, ale tylko on potrafił

zmiękczyć swoim widokiem serce mojego taty.

Dziś jestem już w innej szkole, ale podstawówki nigdy nie zapomnę,

bo w jej murach zapisałam część swojej historii. To tu znalazłam przyjaciółkę

- Gabrysię Sagałę, ta szkoła pamięta moje sukcesy i porażki. To miejsce oraz

ludzie których miałam okazję tu poznać na zawsze pozostaną w mojej pamięci.

Weronika Powierża, kl. VI c

Page 138: Nasze Sukcesy 2001/2012

Moje wspomnienie ze szkoły

Pamiętam swój pierwszy dzień w szkole. Strach i obawy. Pierwszy dzwonek, łzy pożegnanie z mamą. Wystraszyłam się, gdy zobaczyłam morze dzieci, które wrzeszczały wniebogłosy bez żadnej przyczyny i biegały po korytarzu jak szalone. Wtedy podeszła do mnie dziewczynka z kucykami i w granatowej sukience i podała mi rączkę mówiąc: „Też się boję”. I od tej pory bałyśmy się razem podniesionego głosu pani wychowawczyni, sprawdzianów, smutnych minek w zeszycie. Wszystko wydawało mi się takie trudne. Tyle tych liczb i liter! Rysunki i piosenki!

Wielkim ułatwieniem była dla mnie, zdobyta w wieku trzech lat, umiejętność czytania. Matematyka pozostała dla mnie, na długo, wielką tajemnicą. Tabliczka mnożenia nie była tabliczką marzeń, a ułamki zwykłe nie były proste ani zwykłe.

Mijał czas. Poznawałam nauczycieli, dla których przekazywanie wiedzy z danej dziedziny było pasją, a nie zawodowym obowiązkiem. Rozbudzili we mnie ciekawość świata i potrzebę zdobywania nowych umiejętności.

Dzięki szkole stawałam się samodzielna. Nie zatracałam swej osobowości i indywidualizmu. To w szkole narodziły się przyjaźnie. Nauczyłam się, co to lojalność i odpowiedzialność. Czas nigdy nie zatrze w mojej pamięci twarzy moich przyjaciół. Łączy mnie z nimi tak wiele: wspólne rozmowy, wycieczki, konkursy. To z nimi poznałam radość sukcesu i gorycz porażki. Oni wpletli się na zawsze w moje dzieciństwo. To z nimi śpiewałam kolędy przy choince, zdobywałam kartę rowerową, zachwycałam się sztuką teatralną.

Lubię patrzeć na zdjęcia. Na małym kartoniku zatrzymujemy kawałek historii życia, czyjś uśmiech, żal lub smutek. Czas płynie, a zdjęcia zostają. Do tych szkolnych będę wracać, bo mają dla mnie wartość wyjątkową.

Weronika Powierża, kl. VI c

Laureatka konkursu „WSPOMNIENIE ABSOLWENTA STO CZTERNASTKI”

Page 139: Nasze Sukcesy 2001/2012

Sportowe wspomnienie

Pewnego jesiennego dnia, gdy wszyscy czekali na trenera, Kondzio powiedział: - Ej, jak myślicie, czy ktoś zdobędzie złoto? - No pewnie – szybko odpowiedział jego brat. Przyszedł trener, sprawdził listę i w pośpiechu ruszyliśmy na przystanek. Dojechaliśmy na miejsce. Wszyscy przebrali się i zaczęli rozgrzewać przed zawodami. Zawodnicy z innych szkół byli już przygotowani. Trener powiedział nam, w jakich konkurencjach startujemy: - Kondzio – biegi na 300 m i 60 m oraz piłeczka palantowa i sztafeta. - Dobrze, trenerze – zgodził się kolega. - Marcin – 300 m, 60 m, skok wzwyż i sztafeta - ja również się zgodziłem. Gdy wszyscy z naszej szkoły dostali przydziały, zaczęliśmy się rozchodzić w odpowiednie miejsca, gdzie rozgrywano te konkurencje. Bieg na 60 m okazał się pierwszy. Rozgrzany stanąłem na starcie i myślałem, czy dam radę. - Do biegu … gotowi … start – krzyknął pan prowadzący biegi. I … ruszyliśmy. Poszło mi średnio. Na pięć osób startujących byłem trzeci na mecie. Bałem się, że dalej będzie jeszcze gorzej. - Marcin, Konrad, Kacper, chodźcie! Teraz bieg na 300 m. – zawołał do nas trener. Zacząłem bieg z ostatniej pozycji. Udało mi się skończyć na czwartym miejscu. Zaczęło padać. Z tego powodu skok wzwyż został przeniesiony do sali gimnastycznej. Wszyscy skaczący rozgrzewali się przed tą konkurencją. Ja też starałem się zrobić to jak najlepiej. Każdy zawodnik miał dwie skuchy. Mnie wszystkie próby udały się. Chociaż byłem najmniejszy, skoczyłem aż 125 cm. Cieszyłem się z wyniku, ale jeden chłopak pokonał mnie. Skoczył o 5 cm więcej. Mimo to i tak byłem zadowolony, gdy odbierałem srebrny medal. To jedno z moich najmilszych wspomnień związanych z naszą szkołą.

Marcin Gałązka kl. VI a

Wyróżnienie w konkursie literackim „WSPOMNIENIA ABSOLWENTÓW STO CZTERNASTKI”

Page 140: Nasze Sukcesy 2001/2012

Autorzy zamieszczonych prac: Adamczuk Anna Aptacy Mateusz Balcerzak Natalia Bartosiak Adrian Basta Klaudia Bielecka Maria Bielecki Adam Bińka Karolina Borowska Julia Borowska Zuzanna Bożym Krzysztof Bułatowicz Ewa Cichocka Klaudia Chaber Eryk Czerniejewski Daniel Czerwiński Jakub Dąbrowski Błażej Dąbrowski Jakub Dobosiewicz Małgorzata Dolecka Katarzyna Eyoum Klara Gałązka Marcin Gocejna Mateusz Gryczka Aleksander Gutkowska Maria Guzowska Laura Jagielska Marta Jakubowska Liliana Jakubowski Krzysztof Jóśko Joanna Kaczkan Matylda Karkowski Mikołaj Klimowicz Alicja Kuczmański Rafał Kowalczyk Zofia Kowalska Klaudia Krawczyk Ola Król Julia Krusiewicz Natalia Kwiatkowska Karolina Larwa Aleksandra Ludwig Wiktoria

Malczyk Kamil Mateusiak Alicja Milewska Agata Nasiadka Marcin Olbory Martyna Olszewska Klaudia Pająk Aleksandra Perzyna Krzysztof Pienta Bartosz Pietranik Julita Piotrowski Karol Pisarski Mateusz Powierża Weronika Rabong Hanna Raczkowska Wiktoria Rawińska Marta Rejczak Ksenia Rejczak Natalia Relidzyński Radosław Rudnicka Lena Romańczuk Kacper Sagała Gabriela Sagała Grażyna Słupek Adam Sierakowska Katarzyna Soszyńska Natalia Sprycha Paulina Stańczewski Piotr Strus Gabriela Szafaryn Zuzanna Szczepańska Iza Szymańska Paulina Tarnowska Weronika Tomko Patrycja Tymków Tymoteusz Urbańska Justyna Wieczorek Michał