nikos kazantzakis - grek zorba

405
Nikos Kazantzakis Grek Zorba (Przełożył Nikos Chadzinikolau)

Upload: monikabasa

Post on 22-Nov-2015

256 views

Category:

Documents


2 download

TRANSCRIPT

Nikos Kazantzakis

Nikos Kazantzakis

Grek Zorba

(Przeoy Nikos Chadzinikolau)

1.

Po raz pierwszy spotkaem go w Pireusie. Udaem si do portu, aby wsi na statek pyncy na Kret. Zblia si wit. Pada deszcz. D silny sirokko, bryzgi morza docieray a do maej kafejki. Oszklone, drzwi byy zamknite, w powietrzu unosia si wo szawii i odstrczajcy fetor ludzkich cia. Byo zimno, szyby zasnua para oddechw. Kilku marynarzy w brzowych bluzach z koziej weny, ktrzy czuwali ca noc, pio kaw lub szawi i spogldao na morze przez zamglone szyby.

Ryby oguszone uderzeniami sztormu schroniy si w gbinach, gdzie wody byy spokojne, i oczekiway, a spokj wrci na powierzchni. Rwnie stoczeni w kafejkach rybacy czekali na zakoczenie tego zamtu, aby ryby znw nabray odwagi i wypyny po przynt. Sole, skorpiony, selachie powracay z nocnych eskapad. Dniao.

Oszklone drzwi otworzyy si, wszed robotnik portowy, krpy, ogorzay, z go gow, bosy i zabocony.

O, Kostandi zawoa stary wilk morski w obszernym niebieskim paszczu. Co porabiasz?

Kostandi splun.

Co mam robi? odpar pospnie. Dzie dobry, kafejko. Dobry wieczr, chato. Dzie dobry, kafejko. Dobry wieczr, chato. Oto moje ycie. Pracy ani na lekarstwo.

Jedni wybuchnli miechem, inni klnc kiwali gowami.

wiat jest doywotnim wizieniem zawyrokowa jaki wsal, ktry odbywa studia filozoficzne w teatrze grozy Karagiozisa. Przekltym doywotnim wizieniem.

Blade, zielononiebieskie wiato przenikno przez brudne szyby, wdaro si do kafejki, kado si na rkach, nosach i czoach. Przeskoczyo na kominek i owietlio butelki. wiato elektryczne zblado, znuony i senny waciciel kafejki wycign rk i zgasi je.

Na chwil zapanowaa cisza. Wszystkie oczy zwrciy si na brudne niebo za oknami. Ryk fal dociera a tu, w kafejce zabulgotay nargile.

Stary wilk morski westchn.

Och, co te moe dzia si z kapitanem Lemonisem? Niech Bg ma go w swojej opiece! Rzuci morzu wcieke spojrzenie.

Tfu, ty fabrykancie wdw! wrzasn i przygryz szpakowate wsy.

Siedziaem w kcie. Byo mi zimno. Zamwiem jeszcze jedn szawi. Chciao mi si spa. Walczyem ze snem, zmczeniem i pustk poranka. Przez zamglone szyby patrzyem na budzcy si port, wsuchiwaem si w wycie syren okrtowych, krzyki tragarzy i wiolarzy. Wpatrywaem si w ten widok, a tajemna ni, ktr uprzdy morze, deszcz i mj odjazd, gst sieci opltywaa moje serce.

Oczy bdziy po czarnym kadubie wielkiego statku, ktry zaledwie majaczy w mroku. Wci padao, potoki deszczu zacieray granic midzy niebem i botem.

Kiedy tak wpatrywaem si w czarn sylwetk statku, mrok i deszcz, mj smutek zacz przybiera realny ksztat. Wracay wspomnienia. W wilgotnym powietrzu coraz wyraniej rysowaa si posta mojego drogiego przyjaciela, zrodzona z deszczu i tsknoty. Kiedy to byo? W ubiegym roku? W innym yciu? Wczoraj? Kiedy to przyszedem do tego portu, by go poegna? Pamitam jeszcze ten deszcz, zimno, ten wit. Wtedy take byo mi ciko na sercu. Jake gorzkie jest powolne rozstawanie si z ukochanymi istotami. O ile atwiej dokona jednego cicia i pozosta w samotnoci, ktra jest naturalnym stanem czowieka. Ale wwczas, w ten deszczowy wit, nie mogem oderwa si od przyjaciela (potem zrozumiaem, niestety za pno, dlaczego). Wszedem z nim na statek i usiadem w jego kabinie midzy rozrzuconymi walizkami. Kiedy zajty by czym innym, patrzyem na niego dugo i uparcie, jakbym chcia utrwali w pamici kady jego rys byszczce, niebieskozielone oczy, krg modziecz twarz, spojrzenie wytworne i wyniose, a nade wszystko jego arystokratyczne rce o dugich, smukych palcach. W pewnej chwili zauway, e wpatruj si w niego dugim zachannym spojrzeniem. Odwrci si z t kpic min, ktr zwykle pokrywa wzruszenie. Spojrza na mnie. Zrozumia. I eby rozproszy smutek poegnania, zapyta drwico:

Dugo?

Co dugo?

Czy dugo zamierzasz u papier i nurza si w atramencie? Dlaczego nie jedziesz ze mn? Daleko std, na Kaukazie, tysicom naszych wspplemiecw grozi niebezpieczestwo. Spieszmy im na ratunek.

Zamia si, jakby drwic z tej wzniosej misji.

By moe, niewiele im pomoemy doda ale prbujc ocali innych, ocalimy siebie. Czy nie s to prawdy, ktre gosisz, mistrzu? Jedynym sposobem ocalenia siebie jest walka o ocalenie innych..." Naprzd wic, kaznodziejo. Dlaczego nie ruszasz ze mn, ty, ktry tak piknie nauczasz?

Nie odpowiedziaem. wita ziemia Wschodu, matka bogw, jk przykutego do skay Prometeusza... Przykute do tych samych ska, woa nas nasze plemi. Znw zagroone, wzywa pomocy swych synw. Tymczasem ja sucham biernie, jakby bl by tylko snem, a ycie porywajc tragedi, podczas ktrej jedynie prostak lub naiwny gupiec rzuca si z loy na scen, by wzi udzia w akcji. Nie czekajc na odpowied, mj przyjaciel wsta. Syrena okrtowa zawya po raz trzeci. Kryjc wzruszenie pod mask drwiny, wycign rk.

Do widzenia, gryzipirku.

Gos mu zadra. Wiedzia, jaki to wstyd nie mc zapanowa nad swoimi uczuciami. zy, czue sowa, nieopanowane gesty, poufao wszystko to uwaa za sabo niegodn mczyzny. My, ktrzy bylimy sobie wzajem tak bliscy, nie uywalimy nigdy czuych sw. artowalimy, nie szczdzc pazurw na podobiestwo dzikich zwierzt. On inteligentny, ironiczny, dobrze uoony, ja podobny barbarzycy. On opanowany, w agodnym umiechu wyraajcy wszystkie drgnienia duszy, ja gwatowny, ni std, ni zowd wybuchajcy dzikim miechem.

Prbowaem i ja ukry wzruszenie pod twardym sowem, ale byo mi wstyd. Nie, moe nie tyle wstydziem si, co nie potrafiem si na to zdoby. Chwyciem jego do. Trzymaem j kurczowo w swojej. Spojrza na mnie zdziwiony.

Wzruszony? zapyta, starajc si umiechn.

Tak odpowiedziaem spokojnie.

Dlaczego? Co zdecydowalimy? Czy nie uzgodnilimy tego dawno? Co mwi twoi ukochani Japoczycy? Fundosin. Ataraxia. Olimpijski spokj. Twarz jak umiechnita, nieruchoma maska. Co dzieje si pod t mask to nasza sprawa.

Tak powiedziaem znowu, usiujc nie skompromitowa si nadmiern afektacj. Nie byem pewien, czy mj gos nie zadry.

Na pokadzie rozleg si gong, wypdzajc odprowadzajcych z kabin. Myo. Powietrze wypeniy patetyczne sowa poegnania, przysigi, dugie pocaunki, popiesznie rzucane, zadyszane polecenia... Matki rzuciy si do synw, ony do mw, przyjaciele do przyjaci. Jakby rozstawali si na zawsze, jakby ta maa rozka kazaa im myle o innej tej wielkiej. Nagle w wilgotnym powietrzu od rufy a do dziobu rozbrzmia agodny dwik gongu jak aobny dzwon. Zadraem.

Przyjaciel pochyli si do mnie.

Suchaj szepn. Czyby mia ze przeczucia?

Tak powtrzyem raz jeszcze.

Wierzysz w takie bzdury?

Nie odrzekem z przekonaniem.

A wic?

Nie byo a wic". Nie wierzyem, ale baem si.

Przyjaciel opar lekko lew do na moim kolanie, jak to mia zwyczaj czyni ustpujc mi w dyskusji. Nakaniaem go do podjcia jakiej decyzji nie chcia sucha, protestowa, odmawia, ale w kocu ulega, dotyka wtedy mego kolana, jakby chcia powiedzie: W imi przyjani zrobi, co chcesz..."

Powieki jego drgny kilkakrotnie. Znw przenika mnie wzrokiem. Zrozumia, jak bardzo jestem zgnbiony, i zawaha si przed uyciem naszej ulubionej broni umiechu, ironii, drwiny...

Dobrze powiedzia. Daj rk. Gdyby ktry z nas znalaz si w miertelnym niebezpieczestwie...

Urwa zawstydzony. My, ktrzy od lat drwilimy z metafizycznych wzlotw" i wrzucalimy do jednego worka wegetarianw, spirytystw, teozofw i ektoplazm...

Wic? zapytaem, usiujc odgadn.

Potraktujmy to jak gr, chcesz? powiedzia spiesznie, pragnc wybrn z ryzykownego zdania, ktre rozpocz. Gdyby ktry znalaz si w miertelnym niebezpieczestwie, niech pomyli o drugim z tak moc, aby wezwanie dosigo go, gdziekolwiek by si znajdowa... Zgoda?

Sprbowa si umiechn, lecz wargi jego nie drgny, jakby byy zlodowaciae.

Zgoda powiedziaem.

Obawiajc si, e zbytnio uzewntrzni swoje wzruszenie, przyjaciel mj doda popiesznie:

Oczywicie nie wierz absolutnie w telepati ani w te wszystkie...

Nie szkodzi wyszeptaem. Niech tak bdzie...

Dobrze wic, niech bdzie. Gramy. Zgoda?

Zgoda odpowiedziaem.

Byy to nasze ostatnie sowa. W milczeniu ucisnlimy sobie donie, nasze palce sploty si, zwary gwatownie i nagle rozczyy si. Odszedem szybko, nie ogldajc si, jakby mnie kto goni. W pewnej chwili chciaem odwrci gow, by po raz ostatni spojrze na przyjaciela, ale wstrzymaem si, nakazujc sobie: Nie odwracaj si! Id!"

Dusza ludzka, uwiziona w cielesnym bagnie, jest surowa i niedoskonaa. Jej odczucia s jeszcze prymitywne, zwierzce. Nie moe przewidzie niczego w sposb jasny i pewny. Gdyby bya do tego zdolna, jake inaczej wygldaoby nasze rozstanie.

Byo coraz janiej. Nakaday si na siebie dwa wity. Widziaem teraz coraz wyraniej drog twarz przyjaciela, ktry samotny i nieruchomy pozosta na deszczu i wietrze. Drzwi kawiarni otworzyy si. Rozleg si ryk morza. Szeroko rozstawiajc nogi, wszed krpy marynarz z obwisymi wsami. Zabrzmiay rozradowane gosy:

Witaj, kapitanie Lemonisie!

Skuliem si w kcie, aby znw pogry si w zadumie, ale twarz przyjaciela rozpyna si ju w deszczu.

Byo coraz janiej. Kapitan Lemonis, ponury i milczcy, wyj bursztynowe paciorki i zacz przesuwa je w rku. Usiowaem nie patrze, nie sucha, aby cho na chwil zatrzyma wizj, ktra si rozwiewaa. Gdybym mg wskrzesi w sobie t wcieko pomieszan ze wstydem ktra wezbraa we mnie, kiedy przyjaciel nazwa mnie gryzipirkiem. Od tej pory, dobrze to pamitam, sowo to stao si uosobieniem obrzydzenia do ycia, jakie prowadziem. Jak mogo si zdarzy, e ja, ktry tak ukochaem ycie, na dugo zagrzebaem si w stosie ksig i sczerniaych papierw. W owym dniu rozki mj przyjaciel pomg mi ujrze to jasno. Poczuem ulg. Znajc ju imi mego nieszczcia, moe bd mg skuteczniej z nim walczy. Nie byo ju bezcielesne i nieuchwytne, przybrao nazw i ksztat.

Sowo to dryo mnie bezustannie. Szukaem pretekstu, by cisn papiery i rzuci si do akcji. Mierzio mnie to ndzne godo na mojej tarczy. I oto przed miesicem znalazem wymarzon okazj. Wydzierawiem na wybrzeu Krety, od strony Morza Libijskiego, jak opuszczon kopalni wgla brunatnego i miaem teraz y wrd prostych ludzi, robotnikw, chopw, z dala od rasy gryzipirkw.

Wielce przejty gotowaem si do wyjazdu, jakby wyjazd ten mia w sobie jakie ukryte znaczenie. Zdecydowaem si zmieni styl ycia. Duszo moja mwiem sobie dotd widziaa jedynie cie i tym si zadowalaa, teraz oblok ci w ciao".

Wreszcie byem gotw. W przeddzie, grzebic w papierach, znalazem nie dokoczony rkopis. Wziem go i ogldaem niezdecydowany. Od dwch lat w gbi mojej duszy jak ziarno kiekowao wielkie pragnienie. Budda. Czuem nieustannie, jak rozrasta si i zera moje wntrznoci. Roso, poruszao si, zaczo uderza stop w moj pier, chcc wydosta si na zewntrz. Nie miaem odwagi zniszczy go. Nie mogem. Byo ju zreszt za pno na takie duchowe poronienie.

Nagle, gdy tak staem niezdecydowany z rkopisem w rku, objawi mi si peen ironicznej czuoci umiech mego przyjaciela. Zabior powiedziaem dotknity do ywego zabior go. Nie umiechaj si". Owinem rkopis troskliwie jak niemowl w pieluszki i zabraem.

Gos kapitana Lemonisa brzmia ciko i ochryple. Nastawiem ucha, opowiada o duszkach wodnych, ktre podczas burzy wdrapay si na maszty jego odzi i lizay je.

S mikkie i liskie mwi ale gdy si ich dotyka, rka zaczyna pon. Kiedy podkrciem sobie wsa, w ciemnoci wieciem jak diabe. Wic jak wam ju mwiem, woda dostaa si do odzi i zalaa adunek wgla, ktry nadmiernie obciy d, tak e zacza si przechyla. Ale Bg mia nas w swojej pieczy, zesa grom. Pokrywa luku otwara si gwatownie i morze unioso wgiel. d staa si lejsza i wyprostowaa si. Bylimy uratowani. To wszystko.

Wyjem z kieszeni mae wydanie Dantego towarzysza podry. Zapaliem fajk, oparem si o cian i rozsiadem wygodnie. Przez chwil wahaem si. Do jakich strof sign? Do palcej smoy pieka czy do odradzajcych pomieni czyca? Czy te mam uda si prosto przed siebie na najwzniolejsze szczyty ludzkiej nadziei? Do mnie naley wybr. Trzymaem kieszonkowe wydanie Dantego i rozkoszowaem si swoj wolnoci. Strofy, ktre wybior o wicie, uycz swojego rytmu caemu dniu. Chcc podj decyzj, pozwoliem owadn sob tej wizji, lecz nie na dugo. Nagle zaniepokojony uniosem gow. Nie wiem, dlaczego doznaem wraenia, jakby dwoje oczu wiercio mi otwory w czaszce. Spojrzaem szybko za siebie w stron oszklonych drzwi. Szalona nadzieja byskawic przeszya mzg: Znowu zobacz przyjaciela". Byem gotw przyj cud, lecz cud nie nastpi. Jaki nieznajomy, lat okoo szedziesiciu, bardzo wysoki i chudy, przylepiwszy nos do szyby spoglda na mnie szeroko rozwartymi oczami. Trzyma pod pach may, paski toboek.

Najwiksze wraenie zrobio na mnie jego zachanne, uporczywe spojrzenie, jego oczy, smutne, niespokojne, drwice i pene ognia. Przynajmniej takie wyday mi si przez chwil.

Kiedy nasze spojrzenia spotkay si, nieznajomy jakby przekonany, e jestem tym, kogo szuka wycign rk i zdecydowanym ruchem otworzy drzwi. Szybkim, zwinnym krokiem lawirowa pomidzy stolikami, a stan przede mn.

W podr? zapyta. Dokd Bg prowadzi?

Na Kret. Dlaczego pytasz?

Zabierzesz mnie z sob?

Spojrzaem na niego uwanie. Zapadnite policzki, mocna szczka, wystajce koci policzkowe, szpakowate kdzierzawe wosy, byszczce, przenikliwe oczy.

Po co? Co z tob zrobi?

Wzruszy ramionami.

Po co!? Po co!? wykrzykiwa z pogard. Czy nic nie mona zrobi bez celu? Tak sobie, bo ci si tak podoba. Wic dobrze, we mnie powiedzmy jako kucharza. Umiem gotowa zupy, o jakich ci si nie nio...

Rozemiaem si. Podoba mi si jego bezceremonialny sposb bycia i to, co mwi. Zupy te. Nie byoby le pomylaem zabra z sob tego starego dryblasa na dalekie puste wybrzee. Zupy, gawdy..." Wygldao na to, e niemao tuk si po wiecie, co w rodzaju Sindbada eglarza. Podoba mi si.

O czym mylisz? spyta obcesowo, potrzsajc wielk gow. Porwnujesz szale wagi? Waysz wszystko z dokadnoci grama? A wic zdecyduj si, przyjacielu. Pu si na otwarte wody.

Sta nade mn chudy i tak ogromny, e zmczyo mnie zadzieranie gowy, gdy z nim rozmawiaem. Zamknem Dantego.

Siadaj powiedziaem. Napijesz si szawii?

Usiad, ostronie pooy toboek na krzele obok.

Szawii? spyta pogardliwie. Kelner, jeden rum!

Sczy rum maymi yczkami, dugo smakujc go w ustach, a potem przeykajc powoli, aby rozgrza si od wntrza. Zmysowiec pomylaem znawca..."

Jaki masz zawd? zapytaem.

Wszystkie zawody. Pracuj nogami, rkoma, mzgiem wszystkim. Tego by jeszcze brakowao, ebym wybiera.

Gdzie pracowae ostatnio?

W kopalni. Jeli ci to interesuje, jestem niezym grnikiem, wiem co nieco o metalach, potrafi znale cenne yy w ziemi, buduj sztolnie, zjedam do szybu, Niczego si nie boj. Pracowaem dobrze. Byem majstrem, nie miaem powodu si skary, ale diabe pomiesza wszystko swoim ogonem. W ubieg sobot ogarn mnie wesoy nastrj, bez zastanowienia poszedem do waciciela, ktry akurat przyjecha na inspekcj, i stukem go na kwane jabko.

Dlaczego? Co ci zrobi?

Mnie? Nic. Doprawdy nic, wierz mi. Po raz pierwszy widziaem poczciwin. Biedak poczstowa nas nawet papierosami.

A wic?

E, cigle pytasz. To naszo na mnie, mj stary. Znasz historyjk o mynarce? Czego spodziewasz si po tyku mynarki, ortografii? Tyek mynarki nie jest od mylenia.

Czytaem wiele okrele dotyczcych umysu ludzkiego, ale to wydao si niezwyke i podobao mi si. Spojrzaem na mego nowego towarzysza z ywym zainteresowaniem. Twarz pokryta bruzdami, zarta deszczem i wiatrem, bya jak stoczone przez robaki drzewo. Podobne wraenie sponiewieranego, umczonego drzewa zrobia na mnie kilka lat pniej twarz Panaita Istratiego.

Co masz w toboku? Jedzenie? Ubranie? Narzdzia?

Mj towarzysz wzruszy ramionami miejc si.

Za przeproszeniem powiedzia wydajesz si zupenie rozsdny.

Pieci zawinitko swymi dugimi, twardymi palcami.

Nie rzuci to jest santuri. Santuri. Umiesz gra na santuri?

Kiedy mnie przycinie bieda, chodz po kafejkach grajc na santuri. piewam stare, macedoskie ballady zbjeckie. Potem zdejmuj czapk ten oto beret i chodz wokoo, a ona napenia si fors.

Jak si nazywasz?

Aleksy Zorba. Nazywaj mnie te Piekarska Szufla", bo jestem dugi i chudy i mam czaszk spaszczon jak placek. Nazywaj mnie jeszcze Passa Tempo", poniewa swego czasu sprzedawaem palone ziarna dyni. Mwi te o mnie Zaraza", gdy podobno, jak si tylko gdzie pojawi i zaczn swoje sztuczki, wszystko wok schodzi na psy. Mam jeszcze inne przydomki, ale o tym kiedy indziej...

Jak nauczye si gra?

Miaem dwadziecia lat. Na festynie w mojej wiosce u stp Olimpu usyszaem po raz pierwszy dwik santuri. Z zachwytu zaparo mi dech, przez trzy dni nie mogem niczego przekn. Co ci jest?" zapyta mnie pewnego wieczoru ojciec, niech spoczywa w pokoju. Chc si nauczy gra na santuri". Jak ci nie wstyd. Nie jeste Cyganem. Chyba nie chcesz powiedzie, e zamierzasz zosta grajkiem?" Chc si nauczy gra na santuri..." Miaem kilka groszy zaoszczdzonych na wypadek oenku. Widzisz, byem jeszcze szczeniakiem o gorcej krwi, chciao si eni durnemu kolakowi. Wydaem wic wszystko, co miaem, i kupiem santuri. Widzisz, to wanie. Uciekem potem do Salonik, gdzie odszukaem Turka, niejakiego Retsep-efendi, nauczyciela gry na santuri. Rzuciem mu si do stp. Czego chcesz, mj may Greku?" spyta. Chc si nauczy gra na santuri". Dobrze, ale dlaczego rzucasz mi si do stp?" Bo nie mam ani grosza, by ci zapaci". Czyby mia bzika na punkcie santuri?" Tak jest". Zosta wic, mj chopcze, nie chc zapaty". Byem tam rok i uczyem si u niego. Niech Bg ma w opiece jego prochy bo ju chyba nie yje. Jeli Bg pozwala psom wej do swego raju, niech otworzy jego bramy przed Retsep-efendim. Od czasu, gdy nauczyem si gra na santuri, staem si innym czowiekiem. Kiedy drczy mnie smutek lub doskwiera mi bieda, gram na santuri i to mnie pociesza. Kiedy gram, mona do mnie mwi, nie sysz, a: jeli nawet sysz, nie mog mwi. Gdybym nawet chcia nie mog.

Ale dlaczego, Zorbo?

Och, nie wiesz? Namitno.

Drzwi otwary si. Do kafejki znowu wtargn szum morza. Nogi i rce lodowaciay. Jeszcze gbiej zapadem w swj kt i otuliem si paszczem. Rozkoszowaem si niebiask szczliwoci tej chwili. Dokd i? pomylaem. Dobrze mi tu. Oby ta chwila trwaa wiecznie".

Spogldaem na dziwnego faceta naprzeciwko mnie. Utkwi we mnie mae, okrge, czarne niby smoa oczy z czerwonymi ykami na biakach. Czuem, jak przenikaj mnie badawczo, nienasycone.

A wic? spytaem. A potem?

Zorba znowu wzruszy kocistymi ramionami.

Zostaw ju to powiedzia. Dasz mi papierosa?

Daem mu. Wyj z kieszeni kamie do zapalniczki i knot, zapali. Z zadowoleniem przymkn oczy.

Czy jeste onaty?

Czy nie jestem mczyzn? powiedzia rozdraniony. Jestem mczyzn to znaczy lepcem. Jak wszyscy przede mn tak i ja zwaliem si do dou na eb, na szyj. Oeniem si. Zaczem si stacza. Zostaem gow rodziny, wybudowaem dom, miaem dzieci same kopoty. Ale niech bdzie bogosawione santuri. Grae sobie, aby odpdzi troski?

Ach, mj stary, wida, e nie grasz na adnym instrumencie. Co za bzdury opowiadasz? W domu s same zmartwienia. ona, dzieci. Co bdzie si jado, co woy si na grzbiet? Co bdzie z nami dalej? Pieko. Nie, santuri wymaga radosnego nastroju, dla santuri trzeba by czystym. Jak mog by w nastroju do gry na santuri, kiedy ona gada jak najta. Sprbuj gra na santuri, kiedy dzieci s godne i wrzeszcz jak optane. Aby gra na santuri, trzeba zapomnie o wszystkim, rozumiesz?

Pojem, e Zorba jest czowiekiem, ktrego daremnie tak dugo szukaem. ywe serce, szerokie aroczne usta, wielka prosta dusza, zronita jeszcze z matk-ziemi.

Ten robotnik najprostszymi z ludzkich sw wyjani mi znaczenie takich poj, jak sztuka, mio, pikno, czysto, namitno. Patrzyem na jego muskularne rce, pokryte odciskami, popkane i znieksztacone, ktre umiay si obchodzi z kilofem i z santuri. Rce te, troskliwie i czule, jakby rozbieray kobiet, otwary worek i wyjy stamtd stare santuri wypolerowane w cigu wielu lat, z mnstwem strun, ozdobione mosidzem. Grube palce pieciy je powoli, namitnie, jakby pieciy kobiet. Potem otuliy je na nowo, jak si otula ciao ukochanej istoty, aby uchroni je przed zazibieniem.

Oto moje santuri wyszepta, kadc je ostronie na krzele.

Marynarze, miejc si gono, trcali si kieliszkami. Jaki stary wilk morski przyjanie poklepa kapitana Lemonisa po ramieniu.

Miae porzdnego stracha, kapitanie, przyznaj si. Bg jeden wie, ile wiec obiecae witemu Mikoajowi.

Kapitan zmarszczy krzaczaste brwi.

Kln si na morze, chopaki, gdy mier zajrzaa mi w oczy, nie pomylaem ani o Matce Boskiej, ani o witym Mikoaju. Zwrciem si ku Salaminie. Pomylaem o onie i zawoaem: Ach, moja poczciwa Katarzyno, gdybym mg by teraz w twoim ku!"

Marynarze znowu zarechotali. Kapitan Lemonis mia si rwnie.

Patrzcie, jakim dziwnym zwierzciem jest czowiek powiedzia. Archanio mierci wznosi swj miecz nad jego gow, a jego myl jest tam, nie gdzie indziej, lecz wanie tam. Niech go diabli porw, starego rozpustnika.

Klasn w rce.

Kolejka dla chopcw! zawoa do kelnera.

Zorba sucha, nastawiajc wielkie uszy. Odwrci si, spojrza na marynarzy, potem na mnie.

Gdzie jest to tam"? zapyta. Co ten typ plecie?

Nagle zrozumia i podskoczy.

Brawo, przyjacielu! zawoa z zachwytem. Ci marynarze wiedz, w czym rzecz. Pewnie dlatego, e dzie i noc wodz si za by ze mierci.

Podnis do gry swoj wielk pi.

Dobrze powiedzia to inna materia. Przejdmy do naszej: mam zosta czy odej? Decyduj.

Zorbo powiedziaem, z trudem hamujc ch rzucenia mu si w ramiona. Zgoda, Zorbo, idziesz ze mn. Mam kopalni na Krecie, bdziesz nadzorowa robotnikw. Wieczorem rozcigniemy si obaj na piasku nie mam ony ani dzieci, ani psa bdziemy jedli i pili. A potem zagrasz na santuri. ... Jeli bd w nastroju, syszysz? Jeli bd mia nastrj. Bd pracowa dla ciebie, ile zechcesz, jestem twoim czowiekiem. Ale santuri to zupenie inna sprawa. To dzikie zwierz, ktre musi mie wolno. Jeli bd w nastroju zagram. Nawet zapiewam. A nawet zatacz zebekiko i sirtaki. Lecz mwi szczerze musz mie natchnienie. Stawiajmy spraw jasno. Jeli sprbujesz mnie zmusza wszystko skoczone. Musisz wiedzie, e w tych sprawach jestem mczyzn.

Mczyzn? Co chcesz przez to powiedzie?

No, wolnym.

Jeszcze jeden rum! zawoaem.

Dwa razy rum! krzykn Zorba. Ty te wypijesz jednego, musimy si trci. Szawia i rum nie stanowi dobrej pary. Poza tym musisz wypi, aby obla nasz umow.

Trcilimy si szklaneczkami. Byo ju cakiem jasno. Statek zahucza. Przewonik, ktry zanis moje walizki na pokad, skin na mnie.

Chodmy powiedziaem wstajc. Niech nas Bg wspomaga!

... I diabe uzupeni spokojnie Zorba.

Pochyli si, wzi pod pach santuri, pchn drzwi i ruszy przodem.

2.

Morze, sodycz jesieni, wyspy skpane w wietle, przezroczysty welon drobniutkiej mawki, powlekajcy niemierteln nago Grecji. Mylaem, jak szczliwy jest czowiek, ktremu przed mierci dane byo eglowa po Morzu Egejskim.

Wiele rozkoszy kryje w sobie ten wiat kobiety, owoce, idee. Ale pru to morze w czas cichej jesieni, szepcc imi kadej wyspy to rozkosz, ktra zdolna jest przenie serce czowieka wprost do raju. Nigdzie tak agodnie i atwo nie przechodzi si od rzeczywistoci do marzenia. Zacieraj si granice, a maszty najstarszych okrtw obrastaj owocami jak pdy winogron. Mona powiedzie, e tu, w Grecji, cud rodzi si na zawoanie.

Koo poudnia deszcz usta, soce wyjrzao spoza chmur agodne, ciepe, orzewiajce i wiee i piecio promieniami ukochane wody i ldy. Staem na dziobie i upajaem si tym cudem, ktry objawia si w krg jak okiem sign.

Na statku panoszyli si Grecy, diablo zoliwi, o chciwych oczach, umysowoci przekupniw; intrygi i ktnie, rozstrojone pianino, przyzwoite kobiety i zoliwe jdze, atmosfera prowincjonalnej ndzy. Ogarniao czowieka pragnienie, aby uchwyci ten statek z dwch kocw, zanurzy go w morzu i potrzsn nim mocno, oczyci go z wszelkiego robactwa, ktre go plugawi ludzi, szczurw, pluskiew aby wypyn znowu na fale pusty i wymyty.

Chwilami braa mnie lito. Lito buddyjska, zimna jak wniosek sylogizmu metafizycznego. Lito nie tylko dla ludzi, lecz dla caego wiata, ktry walczy, krzyczy, pacze, ywi jakie nadzieje i nie widzi, e wszystko to jest miraem nicoci. Litowaem si nad Grekami i nad statkiem, i nad morzem, i nad sob, i nad kopalni wgla brunatnego, i nad swoim nie dokoczonym rkopisem Buddy", i nad tymi wszystkimi zudnymi kombinacjami wiata i cienia, ktre nagle mc i zanieczyszczaj czyste powietrze.

Spogldaem na cignit, woskowot twarz Zorby. Siedzia na zwoju lin na dziobie. Wcha cytryn, nastawia swoje wielkie uszy i wsuchiwa si w ktnie pasaerw, spord ktrych jedni byli zwolennikami krla, inni Wenizelosa. Kiwa swoj wielk gow i spluwa.

Stare bajdy! mrukn z pogard. Oni nie maj wstydu.

Co za stare bajdy, Zorbo?

No wszystko: krlowie, demokracje, gosowania, posowie zawracanie gowy.

Dla Zorby wspczesne wydarzenia byy jedynie kup staroci, tak bardzo je wyprzedza. Telegraf, statek parowy, kolej elazna, powszechna moralno, religia wszystko to byo dla niego zapewne jak sterane, zardzewiae karabiny. Jego dusza posuwaa si naprzd znacznie szybciej ni nasz wiat.

Trzeszczay liny masztw, wybrzee wirowao, kobiety zky jak cytryny. Zoyy bro szminki, gorsety, spinki, grzebienie. Wargi im zbielay, paznokcie zsiniay. Stare sroki traciy cudze pirka wsteczki, sztuczne rzsy, sztuczne pieprzya. Wstrzsane torsjami, budziy niesmak i lito.

Zk i pozielenia take Zorba. Jego byszczce oczy zmatowiay. Dopiero pod wieczr jego spojrzenie oywio si. Wycign rk i wskaza dwa ogromne delfiny, ktre skakay, chcc wyprzedzi statek.

Delfiny! zawoa radonie.

Wtedy dopiero zauwayem, e wskazujcy palec jego lewej rki jest ucity prawie do poowy. Wzdrygnem si i zrobio mi si niedobrze.

Co si stao z twoim palcem? zawoaem.

Nic odpar troch dotknity, e nie do ucieszy mnie widok delfinw.

Czy to maszyna ci go ucia? nalegaem.

Jaka tam maszyna? Sam sobie uciem.

Sam? Dlaczego?

Nie zrozumiesz tego, szefie powiedzia, wzruszajc ramionami. Mwiem ci, e prbowaem wszystkich zawodw. Swego czasu byem garncarzem. Kochaem t prac do szalestwa. Wyobraasz sobie, co to znaczy wzi do rki kawa gliny i zrobi z niej wszystko, co ci si spodoba? Trrr! Koo furkoce, glina krci si jak szalona, a ty stoisz nad ni i mwisz: Zrobi dzban, zrobi talerz, zrobi wiecznik i diabli wiedz, co jeszcze". Oto co znaczy by czowiekiem: wolno.

Zapomnia o morzu, nie gryz ju cytryny, oczy odzyskay blask.

Tak, ale co z palcem? dopytywaem si.

Och, przeszkadza mi, wkrca si w koo, odstawa i psu najdoskonalsze ksztaty. Pewnego dnia chwyciem wic siekier...

I nie bolao ci?

Jak to nie bolao? Nie jestem z drewna. Jestem czowiekiem. Bolao mnie, oczywicie. Ale powtarzam przeszkadza mi, wic go obciem.

Soce zaszo, morze uspokoio si nieco, rozproszyy si chmury. Na niebie zajaniaa pierwsza gwiazda. Spogldaem na morze, na niebo, pogryem si w zadumie... Kocha tak bardzo, aby schwyci siekier, uderzy i cierpie... Ale ukryem wzruszenie.

Nie najlepszy to sposb, Zorbo powiedziaem z umiechem. Przypomina mi to ascet z legendy, ktrym tak wstrzsn widok kobiety, e zapa siekier...

Idiota!przerwa mi Zorba, odgadujc dalszy cig. Ten may szczeg nigdy nie przeszkadza.

Jak to? upieraem si. Nawet bardzo przeszkadza.

W czym?

Aby wszed do krlestwa niebieskiego.

Zorba popatrzy na mnie ironicznie, z ukosa.

Ale, idioto, to to jest wanie klucz do raju!

Podnis gow, spojrza na mnie uwanie, jakby chcia zbada, co myl o przyszym yciu, o krlestwie niebieskim, o kobietach, o ksiach. Niewiele wida osign, bo potrzsn nieufnie swoj szpakowat gow.

Kastraci nie wejd do raju stwierdzi i zamilk.

Pooyem si w swojej kabinie, wziem do rki jak ksik. Znw Budda owadn moimi mylami. Czytaem Dialog Buddy i pasterza", ktry w ostatnich latach dawa mi poczucie spokoju i bezpieczestwa.

Pasterz: Posiek mj jest gotw, wydoiem moje owce, zaryglowaem drzwi mojej lepianki, rozpaliem ogie, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.

Budda: Nie trzeba mi strawy ni mleka, lepiank moj s wiatry, ogie mj zgas, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.

Pasterz: Mam woy, mam krowy, odziedziczyem po ojcu pastwiska i byka, ktry pokrywa moje krowy, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.

Budda: Nie mam pastwisk, nie mam wow ni krw, nie mam nic, nie boj si niczego, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.

Pasterz: Mam przy sobie agodn i wiern pastuszk. Od wielu lat jest moj on. Szczliwy jestem radoci, ktr obdarza mnie co noc, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.

Budda: Jestem wolny, a moje serce jest mi posuszne. Od lat wicz je, aby obdarzao mnie radoci, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz".

Te dwa gosy towarzyszyy mi nawet wtedy, gdy ju zapadem w sen. Znowu zerwa si wiatr i fale uderzay o przezroczyste, grube szko okienka mojej kajuty. Niby smuga dymu unosiem si miedzy snem a jaw. Wybucha gwatowna burza. Wody pokryy pastwiska, pochony krowy, woy i byka. Wiatr zerwa poszycie chaty, ogie zgas, kobieta krzykna i martwa osuna si w boto, a pasterz opakiwa j w gos. Nie rozumiaem sw, ale syszaem ten krzyk, i wci coraz gbiej zapadaem w sen jak ryba, ktra zelizguje si w morskie gbiny.

Kiedy obudziem si o wicie, z prawej strony rozcigaa si wielka, wspaniaa wyspa, wyniosa i dzika. Bladorowe szczyty grskie umiechay si spoza mgie do jesiennego soca. Wok nas szafirowe morze kbio si wci niespokojnie.

Zorba, otulony w brzowy koc, zachannie wpatrywa si w Kret. Jego spojrzenie raz po raz przenosio si z gr ku dolinom, biego wzdu brzegu, jakby ten brzeg i ten ld by mu ju dobrze znany i jakby teraz cieszy si, e znw moe bdzi po nim mylami.

Zbliyem si i dotknem jego ramienia.

Zapewne nie pierwszy raz jeste na Krecie, Zorbo powiedziaem. Patrzysz na ni jak stary przyjaciel.

Zorba ziewn jakby znudzony. Wyczuem, e nie ma ochoty do rozmowy. Umiechnem si.

Nudzi ci rozmowa, prawda?

Nie, szefie, nie nudzi; trudno mi mwi.

Trudno? Dlaczego?

Nie od razu odpowiedzia. Nieustannie wodzi wzrokiem po wybrzeu. Spdzi noc na pokadzie, rosa zwilya jego krcone, szpakowate wosy. Wschodzce soce wydobyo gbokie bruzdy na policzkach, podbrdku i na szyi.

Grube, obwise jak u koza wargi poruszyy si w kocu.

Trudno mi z rana otwiera gb. Bardzo trudno. Wybacz mi.

Zamilk i znowu utkwi w Krecie swoje mae okrge oczka.

Gong wezwa na pierwsze niadanie. Z kajut poczy wyania si zmite, zielonote twarze. Kobiety z rozsypujcymi si wosami chwiejnym krokiem wloky si od stou do stou. Cuchny torsjami i wod kwiatow, spojrzenia miay zamglone, przeraone i gupie.

Siedzcy naprzeciwko Zorba zmysowo, wschodnim zwyczajem, wcha swoj kaw. Smarowa chleb masem i miodem i jad. Twarz jego rozpogadzaa si i uspokajaa, linia ust agodniaa. Przygldaem si ukradkiem, jak powoli wyzwala si z pancerza snu, a oczy nabieray blasku.

Zapali papierosa, zacign si z rozkosz i przez owosione nozdrza wypuci kb bkitnego dymu. Podwinwszy praw nog usadowi si wygodnie na wschodni mod; teraz mg ju mwi.

Czy pierwszy raz przybywam na Kret? zacz, spod pprzymknitych powiek spogldajc przez okienko na gr Id, ktra znikaa za nami w oddali. Nie, nie pierwszy. W tysic osiemset dziewidziesitym szstym roku byem ju dorosym mczyzn. Moje wsy i wosy miay swj naturalny kolor, czarny jak skrzydo kruka. Miaem wszystkie trzydzieci dwa zby i gdy si upiem, pochaniaem najpierw zakski, a potem talerz, na ktrym leay. Wanie wtedy diabli nadali wybuch powstania na Krecie.

Byem wwczas domokrnym kupcem w Macedonii. Wdrowaem od wioski do wioski, sprzedajc rne drobiazgi, i zamiast pienidzy braem ser, wen, maso, krliki, kukurydz, a potem odsprzedawaem to wszystko za podwjn cen. Obojtne, gdzie zastawaa mnie noc, wiedziaem, u kogo zanocowa w kadej wiosce znajdzie si zawsze jaka wdowa o czuym sercu, niech jej Bg bogosawi. Dawaem jej kbek nici, grzebie lub chust, oczywicie czarn, z uwagi na aob, i kadem si z ni do ka. Niewiele to kosztowao.

Tak, szefie, niewiele mnie to kosztowao i bawiem si wietnie. Ale jak ju powiedziaem, diabe pomiesza szyki i Kreta znw chwycia za bro. Do diaba z ni powiedziaem. - Ta Kreta nigdy nie da nam spokoju?" Rzuciem nici i grzebienie, chwyciem karabin i doczyem do powstacw na Krecie.

Zorba zamilk. Bylimy w okrgej zatoce, spokojnej i piaszczystej. Fale kady si agodnie, nie rozbijajc si, lecz opadajc cieniutk pian wzdu wybrzea. Chmury rozproszyy si, rozbyso soce, pogoda wygadzia ostre kontury wyspy.

Zorba odwrci gow, spojrza na mnie drwico.

Nie wyobraaj sobie, szefie, e zaczn ci teraz opowiada, ile tureckich gw obciem i ile tureckich uszu woyem do spirytusu zgodnie z kreteskim zwyczajem... Nic z tego. Nie mam ochoty, wstydz si. Co za barbarzystwo myl dopiero teraz, kiedy nabraem rozumu. Co za barbarzystwo rzuca si na czowieka, ktry nie zrobi ci nic zego, gry go, obcina nos, obrywa uszy, rozpruwa brzuch, i to wszystko wzywajc Boga na pomoc. To znaczy chcemy, eby i on obcina nosy, uszy i rozpruwa brzuchy? Ale widzisz, wtedy miaem gorc krew. Czy mogem przystawa, aby zada sobie pytania: Dlaczego? Po co?" Mdre, sprawiedliwe myli przychodz wraz ze staroci i spokojem. Kiedy si jest bezzbnym starcem, atwo mwi: Haba, chopcy, nie wolno gry!" Ale gdy si ma wszystkie trzydzieci dwa zby... Tak, szefie, mody czowiek jest jak dzika bestia, ktra poera ludzi.

Pokiwa gow.

Poera przecie kury i winie, ale nie jest syta, jeli nie pore czowieka. Zgnit papierosa na podstawce i dorzuci:

Nie jest syta. Co o tym sdzisz, uczony mu? I nie czekajc na odpowied, cign, mierzc mnie wzrokiem.

Zreszt, co ty moesz powiedzie? O ile wiem, wasza wysoko nigdy nie bya godna, nie zabijaa, nie krada, nie cudzooya. C ty moesz wiedzie o wiecie? Niewinny umys, niepokalane ciao... mrucza z wyran pogard.

Wstyd mi byo moich wydelikaconych rk, bladej twarzy i ycia nie skalanego krwi ani botem.

Dobrze powiedzia Zorba, przesuwajc cik doni po stole, jakby ciera co gbk. Dobrze. Chciaem ci jednak o co zapyta. Przewertowae stosy ksig, moe wiesz...

Mw, Zorbo, co?

Jest w tym wszystkim co bardzo dziwnego, szefie, co, co nie mieci mi si w gowie. Te wszystkie ajdactwa, grabiee, mordy, ktrych dopucilimy si my, partyzanci, utoroway drog na Kret ksiciu Jerzemu. Wolnoci.

Spoglda na mnie zdumiony, z wytrzeszczonymi oczami.

To niepojte mrucza. Zupenie niepojte. eby zapanowaa na wiecie wolno, trzeba byo tylu zbrodni i morderstw? Gdybym ci uprzytomni wszystkie mordy i bezecestwa, jakich si dopucilimy, wosy powstayby ci na gowie. A jednak jaki skutek? Wolno. Bg zamiast spali nas piorunem da nam wolno. Nic nie rozumiem...

Patrzy na mnie, jakby wzywajc pomocy. Wida bardzo gnbia go ta myl, nie mg sobie z ni poradzi.

Czy ty to rozumiesz, szefie? zapyta z lkiem.

Co tu mona rozumie? Co powiedzie? Albo to, co nazywamy Bogiem, nie istnieje, albo to, co nazywamy mordem i podoci, jest konieczne w walce o wyzwolenie wiata...

Prbowaem znale dla Zorby prostsze wyjanienie.

W jaki sposb w gnoju i bocie kiekuje i wyrasta kwiat? Pomyl, Zorbo, czowiek to gnj i boto, a wolno to kwiat.

A ziarno? krzykn Zorba, tukc pici w st. Aby wyrs kwiat, musi by ziarno. Kto zasia je w naszych ohydnych trzewiach? Dlaczego kwiat nie wyrasta z ziarna zasianego w glebie dobroci i uczciwoci? Dlaczego aknie krwi i nieczystoci?

Potrzsnem gow.

Nie wiem powiedziaem.

A kto wie?

Nikt.

A zatem krzykn Zorba z rozpacz, toczc dookoa dzikim wzrokiem na co mi statki, maszyny i krawaty?

Grupka zmaltretowanych przez morze pasaerw, pijcych kaw przy ssiednim stole, oywia si. Wyczuli awantur i nastawili uszu.

Zorba niezadowolony ciszy gos.

Mwmy o czym innym powiedzia. Kiedy o tym myl, mam ochot tuc wszystko, co mi wpada w rk krzeso, lamp a wasn gow rozbi o cian. Tylko co mi z tego przyjdzie? Zapac za rozbite naczynia, pjd do doktora, ktry obandauje mi gow. A jeli dobry Bg istnieje, tym gorzej, przepadem z kretesem. Patrzy na mnie z nieba i pokada si ze miechu.

Machn gwatownie rk, jakby chcia odpdzi dokuczliw much.

Zreszt rzek znudzony chciaem ci tylko powiedzie, e gdy nadpyn krlewski okrt obwieszony sztandarami, kiedy dziaa wystrzeliy na wiwat i stopa ksicia dotkna Krety... Czy widziae kiedy lud, ktry szaleje upojony wolnoci? Nie? A wic, mj biedny szefie, urodzie si lepcem i lepcem umrzesz. Gdybym mia y tysic lat i gdyby pozosta ze mnie tylko strzp ywego ciaa, nigdy nie zapomn tego, co widziaem owego dnia. I gdyby czowiek mg wybiera swj raj wedug wasnego gustu a tak by powinno, tak wanie wyobraam sobie raj powiedziabym do Stwrcy: Panie, spraw, aby rajem moim bya Kreta, spowita w mirty i sztandary, i aby wiecznie trwaa owa chwila, kiedy ksi Jerzy postawi stop na ziemi kreteskiej... Niczego wicej nie pragn".

Zorba znowu umilk. Podkrci wsa, nala pen szklank zimnej wody i wypi duszkiem.

Co si dziao na Krecie? Opowiedz, Zorbo.

Co tu duo gada? rzek zirytowany. Mwi ci, dziwny jest ten wiat, a czowiek na nim to wielka bestia. Wielka bestia i wielki bg. Pewien ajdak spord powstacw, ktrzy wraz ze mn wyszli z Macedonii, zodziej i rzezimieszek zwany Jorga, wstrtna winia, c, i on paka. Dlaczego paczesz, otrze Giorgarosie? zapytaem go wylewajc potoki ez. Czego paczesz, wieprzu?" A on rzuca mi si w ramiona i zaczyna mnie caowa, szlochajc jak mae dziecko. Potem ten pody skpiec wyciga sakiewk, wysypuje na kolana zote monety, zrabowane na Turkach, i rzuca je garciami w powietrze. Rozumiesz, szefie, co to jest wolno?

Podniosem si i wyszedem na pokad, gdzie owion mnie ostry morski wiatr.

Oto jest wolno pomylaem. Niewolnik namitnoci zbierania zotych monet nagle przezwycia t namitno i rozrzuca swj skarb na cztery wiatry".

Wyzwoli si z jednej namitnoci, aby podda si innej, szlachetniejszej... Ale czy to rwnie nie jest forma niewoli? Powica si dla idei, dla rodzaju ludzkiego, dla Boga? A moe im dalej znajduje si pan, tym duszy sznur na szyi niewolnika. Moemy wtedy bawi si i dokazywa na szerszej arenie i umrze nie nacignwszy sznura do koca. Czy nie to wanie nazywamy wolnoci?

Pod wieczr przybilimy do piaszczystych wybrzey. Biay, miaki piasek, kwitnce jeszcze wawrzyny, re i figowce, drzewa witojaskie, nieco dalej na prawo niewysoka, naga i spopielaa gra, bez jednego drzewa, przypominajca twarz lecej kobiety, pod ktrej podbrdkiem przebiegaj brunatne, ciemne yy wgla.

Wia jesienny wiatr. Strzpiaste chmury przesuway si powoli, agodziy kontury ziemi, przesaniajc j mrokiem. Inne, grone, ukazyway si na niebie. Soce niko i pojawiao si, oblicze ziemi janiao i ciemniao jak yjca wzburzona twarz.

Zatrzymaem si chwil na piasku i rozejrzaem si. Przede mn rozcigaa si wita pustka, smutna i urzekajca jak pustynia. Buddyjska pie oderwaa si od ziemi i przenikna mnie do gbi: Kiedy wreszcie odejd w pustk samotny, bez towarzyszy, bez radoci i bez smutku, jedynie ze witym przewiadczeniem, e wszystko jest tylko snem? Kiedy. odziany w achmany, pozbawiony pragnie skryj si radosny w grach? Kiedy widzc, e moje ciao nie jest niczym, jak tylko chorob, zbrodni, staroci, mierci peen radoci i wyzwolony od lku skryj si w lesie? Kiedy? Kiedy? Kiedy?"

Zbliy si Zorba ze swoim santuri. A oto kopalnia powiedziaem, by ukry wzruszenie, i wycignem rk w stron pagrka podobnego do kobiecej twarzy.

Ale Zorba nie odwracajc si zmarszczy brwi:

Pniej, szefie powiedzia. To nie jest odpowiednia chwila. Najpierw niech ziemia si zatrzyma, ona si jeszcze porusza, psiakrew, ona wci jeszcze krci si, przeklta, koysze si jak pokad statku. Chodmy szybko do wsi ruszy wielkimi krokami.

Dwaj mali, bosi chopcy, opaleni jak fellachowie, podbiegli do naszych walizek. Niebieskooki, gruby celnik pali nargile w baraku, gdzie mieci si urzd celny. Zerkn na nas z ukosa, obrzuci nasze bagae lekcewacym wzrokiem. Poruszy si na krzele, jakby chcia wsta, ale siad na powrt. Powoli podnis cybuch:

Witajcie powiedzia sennie.

Jeden z chopcw zbliy si do mnie i mrugn czarnymi jak oliwki oczami:

On nie jest Kreteczykiem powiedzia drwico. Dlatego taki le.

Kreteczycy nie s leniwi? zapytaem.

S... ale inaczej... odrzek may.

Daleko std do wioski?

Na odlego strzau. O, tam, w wwozie za ogrodami. Pikna wie, panie, peno tam wszystkiego: chleb witojaski, groch, oliwki, winnice. A tam na piaskach rosn najwczeniejsze na Krecie ogrki, pomidory, oberyny, melony. Afrykaski wiatr przypiesza ich dojrzewanie. Jeli pooysz si noc na plantacji, usyszysz, jak trzeszcz dojrzewajc.

Zorba szed przodem, jeszcze krcio mu si w gowie. Splun.

Odwagi, Zorbo! zawoaem. Wyszlimy na czyste wody. Nie ma si czego ba.

Przypieszylimy kroku. Ziemia bya pomieszana z piaskiem i muszelkami, czasami trafia si jaki tamaryszek, dzika figa, gorzkie dziewanny, kpy sitowia. Chmury opaday coraz niej, wiatr ucich. Byo duszno.

Mijalimy wielkie drzewo figowe o podwjnym, skrconym pniu, ktry zaczyna ju prchnie od staroci. Jeden z chopcw zatrzyma si i ruchem gowy wskaza stare drzewo.

Figowiec Panienki powiedzia.

Poderwao mnie. Na kreteskiej ziemi kady kamie, kade drzewo ma swoj tragiczn histori.

Panienki? Dlaczego?

W dawnych czasach, jeszcze gdy y mj dziadek, crka szlachcica zakochaa si w modym pastuszku. Stary hrabia nie chcia sysze o maestwie. Panienka pakaa, szlochaa, bagaa, ale stary nie ustpowa. Pewnego wieczoru modzi zniknli. Szukano ich dzie, dwa, trzy, tydzie, nie znaleziono. Byo lato, ludzie zaczli odczuwa jaki odr, idc za tym odraajcym zapachem znaleziono pod tym drzewem rozkadajce si ciaa, splecione w ucisku. Gdyby nie ten smrd, nie znaleziono by ich chopak wybuchn miechem.

Docieray odgosy ze wsi: szczekanie psw, przeraliwy jazgot kobiet, pianie kogutw na zmian pogody. W powietrzu unosia si wo fermentujcych winogron, z ktrych wyrabiano wdk.

Oto i wioska! krzyknli chopcy i ruszyli naprzd.

Okrylimy piaszczyste wzgrze i naszym oczom ukazaa si maa wioska, jakby przyczepiona do zbocza. Bielone wapnem, niskie domy tuliy si do siebie. Otwarte okna wyglday jak ciemne otwory bielejcych wrd ska czaszek.

Zbliyem si do Zorby.

Uwaaj, Zorbo powiedziaem cichutko teraz gdy wchodzimy do wsi, zachowuj si przyzwoicie. Musimy wyglda jak powani ludzie interesu: ja szef, a ty majster. Kreteczycy nie artuj. Gdy tylko spojrz na ciebie, od razu widz, czy wszystko jest w porzdku, a jeli nie, przyklej ci etykietk, ktrej si ju nie pozbdziesz. A ty biegniesz jak kot z pcherzem.

Zorba szarpa wsa i pogry si w zadumie.

Suchaj, szefie powiedzia wreszcie. Jeli w okolicy znajdzie si jaka wdowa, moesz si nie obawia, ale jeli nie...

Kiedy wchodzilimy do wsi, podbiega do nas odziana w achmany ebraczka, ogorzaa, pomarszczona, z maym, czarnym, sztywnym wsem.

Hej, kumie! krzykna do Zorby. Kumie, masz ty dusz?

Zorba przystan.

Mam odpar z powag.

W takim razie daj pi drachm wycigna rk.

Zorba wyj z kieszeni zniszczon, skrzan sakiewk.

Masz powiedzia; umiech zagodzi gorzki wyraz jego ust. Rozejrza si wok.

Tu, wida, taniocha, szefie, pi drachm za dusz.

Rzuciy si na nas wsiowe kundle, kobiety wychylay si za parapety okien, dzieci biegy za nami z piskiem. Jedne naladoway szczekanie psw, inne gosy klaksonw samochodw, jeszcze inne biegy przed nami, spogldajc zachwyconymi oczami.

Dotarlimy do wiejskiego rynku. Dwie ogromne biae topole otoczone byy grubo ciosanymi pniami, ktre suyy za aweczki. Naprzeciwko kawiarenka, nad ktr wisia duy wyblaky szyld: Kawiarnia i masarnia Cnota".

Dlaczego si miejesz, szefie? spyta Zorba.

Ale nie zdyem odpowiedzie, w drzwiach kawiarni-masarni stano kilku dryblasw w granatowych szarawarach, przewizanych czerwonymi pasami.

Witajcie, przyjaciele! zawoali. Wejdcie na kieliszek rakiji. Jeszcze ciepa, prosto z kota.

Zorba mlasn.

Co ty na to, szefie? zwrci si do mnie, przymruywszy oko. Wypijemy jednego?

Wypilimy po jednym, poczulimy we wntrzu ar. Waciciel kawiarni-masarni, kocisty, energiczny, dobrze trzymajcy si staruszek, przynis krzesa.

Zapytaem, gdzie moglibymy zamieszka.

Idcie do madame Hortensji krzykn kto.

Francuzka? zdziwiem si.

Diabli wiedz skd, z drugiego koca wiata. Ta miaa ycie! Z niejednego pieca chleb jada, a na staro osiada tutaj i otworzya gospod.

Sprzedaje nawet cukierki! rzuci jaki chopiec.

Pudruje si i maluje! krzykn drugi. Nosi wstk na szyi... Ma te papug...

Wdowa? zapyta Zorba. Jest wdow?

Nikt mu nie odpowiedzia.

Wdowa? zapyta raz jeszcze, przeykajc lin.

Gospodarz pogadzi doni gst, szpakowat brod:

Ile wosw mieci si w tej brodzie, przyjacielu? Ile? Ona jest wdow po tylu mach. Rozumiesz?

Rozumiem odpar Zorba, oblizujc si.

Z ciebie te moe zrobi wdowca, uwaaj, przyjacielu! krzykn jaki staruszek, a wszyscy wybuchnli miechem.

Wypilimy nastpn kolejk, a waciciel zjawi si z tac. Przynis jczmienny chleb, owczy ser i gruszki.

Dajcie im spokj! krzykn. Nie pjd do adnej madame Hortensji. Przenocuj u mnie.

Wezm ich do siebie, Kontomanoliosie! oznajmi staruszek. Nie mam dzieci, dom duy, starczy miejsca.

Wybacz, wuju Anagnostisie zawoa waciciel, pochylajc si do ucha starego. Ja byem pierwszy.

We jednego powiedzia wuj Anagnostis. Ze mn pjdzie stary.

Co za stary? Zorba by dotknity do ywego.

Nie rozczymy si odezwaem si i daem znak Zorbie, eby si uspokoi. Nie rozczymy si, pjdziemy do pani Hortensji.

Witajcie, Witajcie!

Midzy topolami ukazaa si malutka, tuciutka kobiecina z wypowiaymi, lnianymi wosami. Sza na krzywych nogach, koyszcym krokiem, z otwartymi ramionami. Jej podbrdek zdobi szczeciniasty pieprzyk. Szyj otaczaa czerwona aksamitka, a na zwidych policzkach widniay placki fioletowego pudru. Figlarny kosmyk wosw opada na czoo, co czynio j podobn do starej Sary Bernhardt w Orltku".

Bardzo nam mio pozna pani, pani Hortensjo powiedziaem i opanowany nag wesooci schyliem si, aby pocaowa jej rk.

ycie wydao mi si nagle jak czarodziejska ba albo jak scena z Burzy" Szekspira. Wyldowalimy wic przemoczeni do nitki przez nawanic, ktr szalaa w naszej wyobrani. Badamy przedziwne wybrzea, z powag pozdrawiamy tubylcw. Pani Hortensja wydawaa si krlow wyspy, czym w rodzaju biaej, lnicej foki, ktr przed tysicem lat morze wyrzucio na to piaszczyste wybrzee, nieco zuyt, na p wylinia. Za ni toczyy si pomarszczone, owosione, rozemiane twarze tumu, ktry jak wielogowy Kanibal spoglda na ni z dum i pogard zarazem.

Zorba niby przebrany ksi wpatrywa si w ni, jak w dawn towarzyszk, star fregat, ktra walczya na dalekich morzach, zwyciaa i bya zwyciana. Teraz zniszczona, z porozbijanymi drzwiami kajut, poamanymi masztami, z porwanymi aglami, poryta szczelinami zamaskowanymi kremem i pudrem, ukrya si na tym wybrzeu, trwajc w oczekiwaniu. Zapewne oczekiwaa Zorby, kapitana o twarzy pokrytej tysicem blizn. Cieszyem si ze spotkania tych dwojga aktorw w scenerii surowego, jakby namalowanego kilkoma miaymi pocigniciami pdzla, kreteskiego krajobrazu. .

Dwa ka, pani Hortensjo skoniem si przed star amantk. Dwa ka bez pluskiew...

Pluskiew nie ma! Pluskiew nie ma! krzykna, rzucajc wyzywajce spojrzenie wiekowej fordanserki.

S! S! woa z drwin stugbny Kanibal.

Nie ma! Nie ma! zocia si primadonna, tupic tuciutk, ma nk w grubej, niebieskiej poczosze.

Miaa stare, sfatygowane pantofelki, ozdobione kokieteryjn jedwabn kokardk.

Id do diaba, primadonno! sroy si jeszcze Kanibal.

Ale dama Hortensja, pena godnoci, sza przodem, wskazujc nam drog. Pachniaa pudrem i tanim mydem.

Zorba szed za ni i poera j wzrokiem.

Spjrz no, szefie szepn jak ta dziewka si kryguje. Czap, czap koysze tykiem jak owca tustym ogonem...

Spado kilka kropel deszczu, niebo pociemniao. Sine byskawice przeciy gry. Dziewczta w biaych pelerynkach z koziej skry spdzay spiesznie kozy i owce z pastwisk. Kobiety pochylone przy piecach rozpalay ogie.

Zorba zagryza nerwowo wsa, nie odrywajc wzroku od ruchliwego kuperka naszej damy.

Hm! mrukn nagle, wzdychajc. To pieskie ycie nigdy nie ma do niespodzianek.

3.

Hotelik pani Hortensji skada si ze starych kabin kpielowych, pooonych ciasno obok siebie. W pierwszej mieci si sklepik. Mona tam byo kupi cukierki, papierosy, fistaszki, knoty do lamp, elementarze, wiece i kadzido. W czterech nastpnych byy sypialnie, z tyu, w podwrzu, znajdowaa si kuchnia, pralnia, kurnik i krlikarnia. Dookoa z drobnego piasku wyrastay grube bambusy i opuncje. Wszystko pachniao morzem, gnojem i moczem. Lecz od czasu do czasu, gdy przechodzia pani Hortensja, w powietrzu unosiy si inne wonie jakby kto rozla pod nosem misk wody fryzjerskiej.

Gdy tylko ka byy gotowe, pooylimy si i spalimy do rana. Nie pamitam, co mi si nio, ale byem lekki i wypoczty, jakbym wyszed z morza.

Bya niedziela. Nazajutrz mieli przyj robotnicy z pobliskich wiosek i rozpocz prac w kopalni. Miaem wic czas, by wyj i zbada, na jaki ld wyrzuci mnie los. Zaledwie nasta wit, opuciem hotel, przeszedem ogrd i ruszyem wzdu wybrzea, aby jak najprdzej zawrze znajomo z wod, ziemi i powietrzem tych stron. Zbieraem dzikie zioa. Moje donie pachniay czbrem, szawi i mit.

Wszedem na wzniesienie i rozejrzaem si. Surowy krajobraz, skomponowany z granitu i twardych ska wapiennych. Ciemne pnie drzew witojaskich, srebrzyste oliwki, figowce i winne krzewy. W zacisznych dolinkach sady pomaraczowe, cytrusowe i krzewy niespliku. Tu przy brzegu warzywniki. Na poudniu ogromna przestrze morze, cigle jeszcze wzburzone i ze, jakby specjalnie pdzce swe wody od Afryki, aby uderzy nimi w brzegi Krty. Tu, tu widniaa niziutka piaszczysta wysepka, janiejca ranym rumiecem w pierwszych promieniach soca.

Ten kreteski krajobraz przypomina mi dobr proz: wypracowan, oszczdn, woln od zbdnych ozdobnikw, pen dynamizmu i powcigliw. Jak ona wyraa istot rzeczy najprostszymi rodkami, wolny od wszelkiej kokieterii, od najmniejszej sztucznoci, po msku surowy. Ale wrd jego ostrych ksztatw mona byo odnale nieoczekiwan czuo i zmysowo. W cichych dolinach upajay woni drzewa pomaraczowe i cytrynowe, a dalej z nieskoczonoci morza jak z niewyczerpanego rda emanowaa poezja.

Kreta, Kreta... szeptaem z biciem serca.

Zszedem ze wzgrka i znalazem si nad sam wod. Zobaczyem dwoje rozszczebiotanych dziewczt w nienobiaych chusteczkach i wysokich tych butach; unoszc spdnice szy na msz do klasztoru, z oddali janiejcego biel na wybrzeu. -

Przystanem. Dostrzegy mnie i miech umilk. Na widok nieznajomego twarze przybray kamienny wyraz, ciaa przyjy pozycj obronn, a palce nerwowo wpiy si w ciasno zapite na piersiach bluzki. Krew ttnia na alarm. We wszystkich okolicach Krety, ssiadujcych z Afryk, przez cae wieki korsarze dokonywali napadw, porywali owce, kobiety i dzieci. Wizali je czerwonymi pasami, wrzucali pod pokady statkw i odpywali, aby sprzeda je w Algierii, Aleksandrii, Bejrucie. Wody tych wybrzey, zdobnych w czarne warkocze, od wiekw rozbrzmieway paczem. Patrzyem na zbliajce si przestraszone dziewczta, tulce si do siebie, jakby chciay stworzy nieprzebyt barier. By to odruch, kiedy niezbdny, zachowany do dzi, mimo e przyczyna znika. Dawno miniona konieczno nadal dyktowaa im rytm krokw.

Kiedy mijay mnie, odsunem si spokojnie, z umiechem. Nage jakby odczuy, e niebezpieczestwo dawno mino, zbudziy si w naszej bezpiecznej epoce, twarze ich pojaniay, rozluniy swj szyk bojowy i czystymi, radosnymi gosami powiedziay mi chrem: Dzie dobry". W tej samej chwili dzwony z odlegego klasztoru wypeniy powietrze wesoym, rozedrganym, radosnym dwikiem.

Soce stao wysoko na czystym niebie. Wcisnem si midzy skay, skuliem jak mewa i podziwiaem morze. Czuem, e ciao moje staje si silne, wiee i posuszne. Myl, podajc za fal, stawaa si jak fala lekka i bez oporu poddawaa si rytmowi morza.

Serce moje ogromniao. Obiegy mnie ponure gosy, wadcze i bagalne. Wiedziaem, kto mnie woa. Gdy tylko przez chwil zostawaem sam, jcza we mnie lk straszliwych przeczu, obdna groza, czekajca na wyzwolenie.

Szybko otworzyem Dantego, towarzysza podry, by zaguszy w sobie i odpdzi straszliwego demona. Przerzucaem stronice, czytaem lune wiersze, tercyny, przypominaem sobie cae pieni. Z tych poncych kart z wyciem powstawali potpiecy, nieco dalej zranione dusze usioway wspi si na urwist gr, jeszcze dalej dusze bogosawione bdziy po szmaragdowych kach niby pene jasnoci wietliki. Bkaem si po wszystkich krgach tego straszliwego gmachu przeznaczenia. Jak po wasnym domu kryem swobodnie po piekle, czycu, raju. Cierpiaem, karmiem si nadziej, kosztowaem szczliwoci, pozwalajc si unosi tym przecudnym strofom.

Zamknem Dantego, spojrzaem daleko w morze. Mewa, muskajc brzuszkiem wod, wznosia si i opadaa wraz z falami, oddana im, radujca si swoim oddaniem. Na wybrzeu zjawi si opalony i bosy chopak, piewa miosn pie. By moe rozumia jej bolesn tre, bo chwilami gos jego brzmia chrypliwie jak gos koguta.

Strofy Dantego od wiekw rozbrzmiewaj w ojczynie poety. Jak pieni miosne sposobi chopcw i dziewczta do mioci, tak pomienne strofy florentyczyka sposobiy woskich modziecw do walki o wyzwolenie. Z pokolenia na pokolenie wszyscy obcowali z duchem poety, przemieniajc niewol w wolno.

Usyszaem miech za plecami i runem z dantejskich szczytw. Odwrciem si i zobaczyem Zorb miejcego si pen gb.

Co to za zwyczaje, szefie? krzykn. Szukam ci od kilku godzin! Ale skd mogem wiedzie, gdzie si zaszye?

Staem nieruchomo w milczeniu, a on woa dalej:

Poudnie mino, kura ugotowana, pewnie rozlaza si zupenie, biedaczka! Syszysz?

Sysz, ale nie jestem godny.

Nie jeste godny! zawoa, klepic si po udach. Od rana nie miae niczego w ustach. O ciao te trzeba si troszczy i mie nad nim lito. Nakarm je, szefie, nakarm, widzisz, to jest twj osioek. Jeeli nie dasz mu je, zostawi ci na rodku drogi.

Od lat miaem w pogardzie przyjemnoci cielesne i gdyby to byo moliwe, jadbym w ukryciu, jakby to byo co wstydliwego. Ale teraz, aby ustrzec si przed urganiem Zorby, powiedziaem:

Dobrze, id.

Ruszylimy do wsi. Godziny spdzone wrd ska miny z szybkoci byskawicy niby godziny mioci. Czuem jeszcze na sobie pomienny oddech florentyczyka.

Mylisz o kopalni? spyta Zorba ostronie.

A o czyme mam myle? odpowiedziaem ze miechem. Jutro przystpujemy do pracy, musz zrobi obliczenia.

Zorba zerkn na mnie z ukosa i zamilk. Zrozumiaem, e raz jeszcze taksuje mnie, nie wie, w co ma wierzy, a w co nie.

No i co wynika z twoich rachunkw?

e po trzech miesicach powinnimy wydobywa dziesi ton wgla dziennie, aby koszty si zamortyzoway.

Zorba przyglda mi si wci, teraz z niepokojem. Po chwili rzek:

Po kiego diaba poszede rachowa nad morze? Wybacz, szefie, e ci pytam, ale doprawdy nie rozumiem. Co do mnie, kiedy zmagam si z cyframi, chciabym skry si w mysi dziur, eby nic nie widzie. Wystarczy, ebym podnis oczy i dojrza morze, drzewo albo kobiet, nawet star, a wiskie cyfry uciekaj, jakby im wyrosy skrzyda.

To twoja wina, Zorbo rzekem, chcc go podrani. Nie masz siy, eby si skupi.

Czy ja wiem, szefie? To zaley, jak si na to patrzy. Bywaj wypadki, e nawet mdry Salomon... Suchaj, kiedy przechodziem przez wiosk. Jaki dziewidziesicioletni dziadunio sadzi drzewo migdaowe. Hej, dziadku! woam. Sadzisz drzewo migdaowe?" A on, zgarbiony, odwrci si i powiedzia: Tak, mj synu, ja postpuj tak, jakbym nigdy nie mia umrze!" A ja odparem postpuj tak, jakbym mia umrze w kadej chwili". Kto z nas dwch mia racj, szefie? Spojrza na mnie triumfalnie. Tu ci mam! powiedzia.

Milczaem. Na szczyt mog prowadzi dwie rwnie strome i ryzykowne cieki. Dziaa tak, jakby mier nie istniaa, i dziaa, mylc w kadej chwili o mierci, to chyba to samo, ale gdy Zorba mnie o to zapyta, nie wiedziaem.

A wiec? drwi. Nie martw si, szefie, tu nie dojdziesz koca. Mwmy o czym innym. W tej chwili myl o kurze i pilawie z cynamonem i mj mzg dymi jak pilaw. Najpierw co zjedzmy, a potem zobaczymy. Wszystko w swoim czasie. Teraz mamy przed sob pilaw, mylmy wic o pilawie. Jutro bdzie wgiel bdziemy myle o wglu. Bez prodkw, rozumiesz?

Wchodzilimy do wsi. Na progach siedziay kobiety, gawdzc, starcy wsparci na laskach trwali w milczeniu. Pod rosym, penym owocw drzewem granatu pomarszczona staruszka iskaa gow wnuczka.

Przed kafejk sta wyprostowany starzec o wielkopaskim wygldzie, o surowej i skupionej twarzy z orlim nosem. By to Mavrantonis, dawny wjt, od ktrego wydzierawiem kopalni. Wczoraj przychodzi do pani Hortensji, chcc zabra nas do siebie.

To wstyd powiedzia abycie mieszkali tutaj, jakby nie byo we wsi nikogo, kto by was przyj.

By powany i oszczdny w sowach. Odmwilimy. Poczu si dotknity, ale nie nalega.

Speniem swj obowizek powiedzia odchodzc a wy postpicie, jak bdziecie uwaali.

Za chwil przysa nam dwie gomki sera, kosz granatw, misk rodzynek i fig oraz kwaterk wdki.

Pozdrowienia od kapetana Mavrantonisa powiedzia sucy, zdejmujc to wszystko z osa. Poleci mi przekaza, e niewiele tego, ale z caego serca.

Podzikowalimy teraz wiejskiemu dostojnikowi, nie szczdzc serdecznych sw.

Obycie yli dugo odrzek kadc rk na sercu i zamilk.

Nie lubi duo gada, mruk szepn Zorba.

Dumny poprawiem. Podoba mi si.

Ruszylimy. Nozdrza Zorby poruszay si radonie. Pani Hortensja, ujrzawszy nas w progu, wydaa radosny okrzyk i wesza do kuchni.

Zorba wynis st na dwr i postawi pod bezlistn winorol, pokroi due kromki chleba, przynis wino, rozstawi talerze i nakry. Spogldajc na mnie bystro, wskaza st. Byy tam trzy nakrycia.

Rozumiesz, szefie? szepn.

Rozumiem, stary rozpustniku!

Dobry ros robi si ze starych kur rzek oblizujc si. Wiem co o tym.

Rusza si zwinnie, oczy jego rzucay iskry, nuci jaki stary szlagier.

To jest ycie, szefie. Bawi si i je kury! Widzisz, w tej chwili postpuj tak, jakbym za chwil mia umrze. Spiesz si, abym zdy zje kur, zanim wycign kopyta.

Prosz do stou! zawoaa pani Hortensja.

Przyniosa garnek i postawia przed nami. Nagle stana zaskoczona, zauwaya trzy nakrycia. Zaczerwienia si z radoci. Spojrzaa na Zorb i jej mae, niebieskie oczka oywiy si.

Ma ogie pod spdnic powiedzia cicho Zorba, po czym z najwiksz uprzejmoci zwrci si do damy:

Pikna nimfo tych wd, jestemy rozbitkami, ktrych morze wyrzucio na brzeg w twoim krlestwie, zechciej, syreno, podzieli z nami posiek.

Stara piewaczka kabaretowa otworzya szeroko ramiona i cisna je, jakby chciaa obj nas obu. Pochylia si z wdzikiem, musna doni Zorb, potem mnie i szczebiocc pobiega do swego pokoju. Po chwili wysza krygujc si i trzepoczc w swej najlepszej toalecie w sukni z zielonego wytartego aksamitu, ozdobionej pokymi, sfatygowanymi pajetkami. Stanik rozwiera si, a wycicie spinaa ra z wyblakego jedwabiu. W rkach niosa klatk z papug, ktr zaczepia naprzeciwko o krat z winorol.

Posadzilimy j w rodku, miaa wic Zorb po prawej stronie, a mnie po lewej.

Wszyscy rzucilimy si na jedzenie. Mina spora chwila, zanim kto wyrzek sowo. Zamieszkujce w nas zwierz poywiao si i poio winem. Jedzenie i napj szybko zamieniay si w krew. wiat wydawa si coraz pikniejszy, siedzca obok kobieta z kad minut stawaa si modsza, zmarszczki znikay z jej twarzy. Wiszca przed nami papuga w zielonym fraku z t kamizelk wysuna ebek, by si nam przyjrze. Czasem wydawaa si krasnoludkiem, to znw duchem starej piewaczki w jej zielono-tej toalecie. Winorol nad naszymi gowami nagle pokrya si wielkimi limi i czarnymi owocami.

Zorba, toczc dokoa wzrokiem, otworzy szeroko ramiona, jakby chcia obj cay wiat.

Co si dzieje, szefie? zawoa zdumiony. Wystarczy wypi szklaneczk wina i wiat stoi na gowie. Ech, szefie, ycie to dziwna historia. Na Boga, czy to winogrona wisz nad naszymi gowami, czy anioowie? Nie wiem. A moe nie ma niczego: ani kury, ani syreny, ani Krety? Mw, szefie, mw, bo zwariuj!

Zorba by w wymienitym humorze. Skoczy ju z kur i spoglda apczywie na pani Hortensj. Poera j wzrokiem, jego spojrzenie wdrowao po jej ciele, wlizgiwao si midzy pene piersi, jakby dotykajc ich. Oczka naszej damy take byszczay; lubia wino i wychylia niejedn szklaneczk. Psotny boek wina przenis j w dawne dobre czasy. Znowu staa si wiea, wesoa i czua. Wstaa, eby zamkn furtk, aby nie widzieli jej wieniacy barbarzycy" jak ich nazywaa. Zapalia papierosa i przez may, zadarty z francuska nosek zacza wypuszcza kby dymu.

W takich chwilach kobieta otwiera ca dusz, przestaj dziaa wszelkie hamulce, a dobre sowo staje si rwnie wszechmocne jak zoto lub mio.

Zapaliem wic fajk i wyrzekem to sowo:

Pani Hortensjo, przypomina mi pani Sar Bernhardt... kiedy bya moda. Nie spodziewaem si znale w tej dzikiej okolicy takiej elegancji, wdziku, takiej piknoci i wytwornoci. Czy to Szekspir kaza ci zej midzy barbarzycw?

Szekspir? zapytaa, otwierajc szeroko wyblake oczta. Co za Szekspir?

Myl jej w mgnieniu oka obiega wszystkie teatry, w ktrych bywaa, kawiarnie, kabarety i tawerny od Parya a do Bejrutu i dalej wzdu wybrzey Anatolii. Nagle przypomniaa sobie. To bya Aleksandria, wielka sala, z krytymi aksamitem krzesami, wypeniona tumem mczyzn i kobiet o nagich plecach. Perfumy, kwiaty. Kurtyna rozsuna si i na scenie ukaza si grony Murzyn...

Co za Szekspir? zapytaa raz jeszcze, dumna, e sobie przypomniaa. Czy to ten, ktrego nazywaj Otello?

Ten sam. C za Szekspir, szlachetna damo, rzuci ci midzy te dzikie skay?

Spojrzaa wok siebie. Drzwi byy zamknite, papuga drzemaa, krliki uprawiay mio. Bylimy sami. Hortensja wzruszona zacza otwiera swoje serce jak stary kufer peen pikantnych wspomnie, listw, starych toalet...

Greckim wadaa nie najlepiej, poykaa sowa, pltaa goski i sylaby, admiraa zmieniaa w miraa", rewolucj nazywaa ewolucj", ale rozumielimy j doskonale. Chwilami z trudem powstrzymywalimy si od miechu, chwilami znw bylimy ju niele wstawieni wylewalimy potoki ez.

Ot opowiadaa stara syrena, siedzc na swoim woniejcym podwrzu macie przed sob nie fordanserk, o, nie! Byam sawn aktork, nosiam jedwabne halki, zdobione prawdziw koronk. Ale mio...

Westchna gboko i przypalia od Zorby nastpnego papierosa.

Pokochaam miraa. Na Krecie wanie wrzaa ewolucja i floty wielkich mocarstw stay w portach. Po kilku dniach i ja tam zakotwiczyam. Co za potga! Szkoda, e nie widzielicie tych czterech miraw: angielskiego, francuskiego, woskiego i rosyjskiego kapicych od zota, w lakierkach i piropuszach. Jak koguty, wspaniae koguty, osiemdziesit do stu kilogramw wagi kady! I co za brody! Wijce si, jedwabiste: kruczoczarna, jasna, szpakowata, kasztanowa. A jakie zapachy! Kady mia swj wasny zapach po tym odrniaam ich noc. Anglia pachnie wod kolosk, Francja fiokami, Rosja pimem, Wochy, ach, Wochy upajay paczul. Co za brody, mj Boe, co za brody!

Czsto zbieralimy si na miralskim okrcie i mwilimy o ewolucji. Wszyscy mieli rozpite mundury, a moja jedwabna koszulka przyklejaa si do ciaa, bo obleli j szampanem. Byo lato. Mwilimy wic o ewolucji, prowadzilimy powane rozmowy, a ja chwytaam ich za brody i bagaam, aby nie strzelali do tych biednych drogich Kre-teczykw. Obserwowalimy ich przez lornetki na skaach Chanii. Malecy jak mrwki, w niebieskich spodniach i tych butach. Krzyczeli, krzyczeli, wznoszc sztandary...

Trzciny ogradzajce podwrze zaszeleciy. Stara bojowniczka zamilka, przeraona. Wrd lici bysny zoliwe oczka. Wiejska dzieciarnia wywszya nasz uczt i podgldaa nas.

Nasza piewaczka prbowaa wsta, ale na prno, zbyt duo zjada i wypia, usiada wic oblana potem. Zorba podnis kamie, dzieci ucieky z piskiem.

Mw dalej, pikna, mw, mj skarbie! powiedzia Zorba, przysuwajc krzeso coraz bliej.

Powiedziaam wic woskiemu miraowi, wobec ktrego byam najmielsza, powiedziaam apic go za brod: Mj Canavaro tak si nazywa mj kochany Cana-varo, nie robi bum! bum! Nie robi bum! bum!"

Ile to razy ta, z ktr tu dzi rozmawiacie, ratowaa ycie Kreteczykw! Ile razy armaty stay gotowe do strzau, a ja czepiaam si brody miraa i nie pozwalaam mu robi bum! bum! A kto podzikowa mi za to? Co do odznacze...

Pani Hortensj rozgniewaa ludzka niewdziczno. Uderzya w st swoj ma, mikk pistk. Zorba wycign swoje dowiadczone rce ku jej rozchylonym kolanom i cisn je, woajc z udanym wyrzutem:

Moja Bubulino, bagam ci, nie rb bum! bum!

Precz z apami! krzykna nasza cnotliwa dama. Za kogo mnie masz, stary? rzucia mu tskne spojrzenie.

Jest jeszcze dobry Bg mwi stary chytrus. Nie martw si, droga Bubulino! My te jestemy przy tobie, nie bj si.

Stara syrena wzniosa ku niebu wyblake bkitne oczta i dojrzaa swoj zielon papug, drzemic w klatce.

Mj Canavaro, mj drogi Canavaro gruchaa mionie.

Papuga poznaa gos swej pani, otworzya lepia, uczepia si prtw klatki i zacza wrzeszcze ochrypym gosem toncego czowieka:

Canavaro! Canavaro!

Obecny! krzykn Zorba, znw wycigajc rk ku zasuonym kolanom, jakby chcia obj je w posiadanie.

Stara piewaczka lekko poruszya si na krzele i znowu otworzya pomarszczone usta: Ja te walczyam dzielnie, pier w pier. Ale nadeszy ze dni. Kreta zostaa wyzwolona, statki otrzymay rozkaz odwrotu. Co bdzie ze mn woaam chwytajc si czterech brd. Czy mnie tu zostawicie? Przywykam do dostatkw, szampana i kurczakw, przywykam do przystojnych marynarzy, ktrzy mi salutuj. Co poczn jako poczwrna wdowa, moi wspaniaomylni miraowie?"

Ale miali si ach, ci mczyni! obrzucili mnie angielskimi funtami, woskimi lirami, napoleonami i rublami. Ukryam je w poczochach, w staniku, w sandakach. Ostatniej nocy, kiedy pakaam i szlochaam, miraowie zlitowali si nade mn, napenili wann szampanem, zanurzyli mnie w niej stosunki byy bardzo intymne i na moj cze wypili szampana, w ktrym si kpaam. Upili si, a potem zgasy wiata...

Rano pachniaam szampanem, wod kolosk, pimem, fiokami i paczul. Trzymaam na kolanach wszystkie cztery mocarstwa Angli, Rosj, Francj i Wochy i tak oto si zabawiaam...

Pani Hortensja rozkadaa szeroko krtkie, pulchne rczki, unosia i opuszczaa, jakby koysaa dziecko.

Tak oto, tak oto! A nad ranem zacza si kanonada na moj cze, przysigam na honor. Przybya biaa d z dwunastoma wiolarzami, by mnie zabra i wysadzi na ld...

Chwycia chusteczk i zacza szlocha, niepocieszona.

Moja Bubulino! zawoa roznamitniony Zorba. Zamknij oczy... Zamknij oczy, skarbie. To ja, Canavaro!

Precz z apami! pisna znw nasza cnotliwa dama. Spjrz na swoj gb! Gdzie s zote epolety, gdzie trjgraniasty kapelusz i pachnca broda?

agodnie cisna rk Zorby i rozpakaa si na nowo.

Zrobio si chodniej. Umilklimy na chwil. Za trzcinami wzdychao morze, wreszcie spokojne i agodne. Ucich wiatr, zaszo soce. Przeleciay nad nami dwa kruki, opot ich skrzyde przypomina trzask rozdzieranej jedwabnej tkaniny jedwabnej koszuli naszej piewaczki.

Zmierzch opad na podwrko zotym pyem. Loczek pani Hortensji rozbysn pomieniem i powiewa w wieczornym wietrzyku, jakby chcc wzlecie i przenie pomie na gowy ssiadw. Jej pnaga pier, rozchylone, znieksztacone wiekiem kolana, zmarszczki na szyi, rozdeptane pantofle rozbysy zotem.

Nasza stara syrena draa. Przymykajc oczka, zaczerwienione od ez i wina, spogldaa to na mnie, to na Zorb, ktry suchymi ustami koza dotyka niemal jej piersi. Byo coraz ciemniej. Patrzya na nas obu pytajcym wzrokiem, jak gdyby usiujc odgadn, ktry z nas jest Canavaro.

Bubulino moja grucha namitnie Zorba, przyciskajc si do niej kolanem. Nie martw si, nie ma Boga ani diaba. Podnie malek gwk, oprzyj policzek na doni i zapiewaj nam piosenk. Precz ze mierci!

Zorba pon cay. Lew rk podkrca wsa, praw obejmowa pijan piewaczk. Mwi zdyszanym gosem, oczy mia zamglone. Zapewne widzia teraz przed sob nie t star wymalowan mumi, ale cay babski rd", jak zwykle mwi o kobietach. Znikay wszelkie cechy osobiste, zacieray si rysy twarzy: moda czy stara, pikna czy brzydka to ju byy tylko szczegy bez znaczenia. W kadej kobiecej postaci oywaa surowa, wita tajemnica twarzy Afrodyty.

T wanie twarz widzia Zorba, do niej przemawia, jej pragn, a pani Hortensja bya ju tylko zudn przejrzyst mask, ktr Zorba zerwa, by ucaowa te niemiertelne usta.

Podnie swoj nien szyj, mj skarbie przemawia bagalnym i rwcym si gosem. Podnie nien szyj i zapiewaj!

Stara piewaczka wspara policzek na pulchnej, popkanej od prania doni; jej oczy byy pene tsknoty. Wydaa dziki aosny okrzyk i rozpocza sw ulubion, tysice razy powtarzan piosenk. Spogldajc na Zorb przymknitymi, powleczonymi mg oczami, dokonaa ostatecznego wyboru.

Ach, czemu ci spotkaam

na drodze swego ycia...

Zorba poderwa si, pobieg po swoje santuri, usiad po turecku na ziemi, wydoby instrument z futerau, opar na kolanie i wycign swoje wielkie apska.

Och! Och! rykn. We n i zarnij mnie, moja Bubulino!

Gdy zapada noc i na niebie pojawia si pierwsza gwiazda, zabrzmia kuszco gos santuri, przybliajc Zorb do celu. Dama Hortensja, nadziana kur, ryem, palonymi migdaami i winem, opada ciko na rami Zorby i westchna. Przytulia si czule do jego kocistych ramion, ziewna i znowu westchna.

Zorba da mi znak i ciszy gos:

Jest gotowa, szefie! Zostaw nas samych.

4.

Otworzyem oczy o wicie i zobaczyem Zorb. Siedzia ze skrzyowanymi nogami na brzegu ka i pogrony w mylach pali, zacigajc si chciwie. Okrge renice utkwi w lufciku, ktry lni mleczn biel w pierwszym blasku dnia. Mia podpuchnite oczy, a jego obnaona, niezwykle duga i chuda szyja przypominaa szyj drapienego ptaka.

Wczoraj wstaem wczeniej od stou, eby zostawi go sam na sam ze star syren. Odchodzc, powiedziaem:

Baw si dobrze, Zorbo. Powodzenia!

Dobrej nocy, szefie. pij dobrze. Ju my tu sami zaatwimy swoje sprawy.

Wida zaatwili, bo wydawao mi si przez sen, e w ssiednim pokoju sysz jakie zduszone gosy, po czym pokj zadra. Potem znowu zasnem. Dugo po pnocy Zorba wszed cichutko, by mnie nie obudzi, i wycign si na ku.

Teraz, o wicie, siedzia tu i patrzy w przestrze matowym wzrokiem. Zdawao si, e jest pogrony w odrtwieniu, e skronie jego nie wyzwoliy si jeszcze ze snu. Spokojny i peen zaufania, dawa si unosi mtnemu, gstemu jak mid nurtowi. Wszechwiat ldy, wody, myli, ludzie pyn wolno ku dalekiemu morzu, a Zorba pyn wraz z nim, nie stawiajc oporu, nie zadajc pyta, szczliwy.

Wioska budzia si, mieszay si w jeden gosy kogutw, wi, osw, ludzi. Chciaem wyskoczy z ka i krzykn: Hej, Zorba, dzisiaj do pracy!" Ale i ja te odczuwaem bogo milczcego pogrenia si w narodzinach rowego witu. W takich czarownych chwilach ycie wydaje si lekkie jak mga. Ziemia jak nietrwaa kbiasta chmura za kadym powiewem wiatru zmienia swoj posta.

Mnie take zachciao si zapali. Wycignem rk po fajk. Spojrzaem na ni ze wzruszeniem. Bya to wielka, cenna angielska fajka, prezent od przyjaciela o szarozielonych oczach i wysmukych doniach. Od lat przebywa za granic. Gdy tylko ukoczy studia, wrci do Grecji.

Rzu papierosy radzi mi. Papierosa zapalasz, wypalasz poow i porzucasz niby uliczn kobiet. To niegodne. Oe si lepiej z fajk, ona jest wiern on. Kiedy wrcisz do domu, ona bdzie czekaa na ciebie nietknita. Zapalisz, spojrzysz na dym unoszcy si w powietrzu i pomylisz o mnie.

Byo poudnie. Wychodzilimy z berliskiego muzeum, gdzie przyjaciel mj egna ulubiony obraz Rembrandta: Wojownika" w wysokim hemie z brzu, z wychudymi, zapadnitymi policzkami i stanowczym, bolesnym spojrzeniem.

Jeli kiedykolwiek w yciu dokonam czynu godnego czowieka wyszepta patrzc na nieruchomego wojownika to bdzie jego zasuga...

Stalimy na dziedzicu muzeum wsparci o kolumn. Przed nami wznosi si posg z brzu naga amazonka, z niewysowionym wdzikiem kusujca na dzikim rumaku. Maa, szara ptaszyna, pliszka, przysiada na chwil na gowie amazonki i zwrcona ku nam poruszya par razy ogonkiem, zagwizdaa szyderczo i odleciaa.

Zadraem. Spojrzaem na przyjaciela.

Syszae tego ptaka? spytaem. Wydawao si, e chce nam co powiedzie.

Mj przyjaciel rozemia si.

To ptaszek, niech sobie piewa, to ptaszek, niech sobie mwi odpowiedzia mi sowami naszej popularnej ballady.

Dlaczego wanie w chwili witu na kreteskim wybrzeu to wspomnienie i ta ballada oyy w mej pamici i wypeniy moje serce gorycz?

Powoli nabiem fajk tytoniem i zapaliem.

Wszystko na tym wiecie ma swj ukryty sens pomylaem. Ludzie, zwierzta, drzewa, gwiazdy s tylko hieroglifami. Biada temu, kto zechce je odczyta i odgadn ich znaczenie... Kiedy spogldasz na nie, nie wiesz, co one znacz, i mylisz, e to ludzie, zwierzta, drzewa, gwiazdy. Dopiero po latach, kiedy jest ju za pno, pojmiesz..."

Wojownik w hemie z brzu, mj przyjaciel, oparty o kolumn, pliszka, ktra chciaa nam co powiedzie wszystko to, myl dzi miao jaki ukryty sens. Ale jaki?

Biegem wzrokiem za smug dymu, ktra zwijaa si i rozpywaa w pwietle. Moja dusza czya si z t smug i z wolna gubia w bkitnym dymie. Przez dug chwil, bez udziau rozumu, ale niezwykle wyranie przeyem powstanie, rozwj i koniec wiata. Tak jakbym znw da si pochon Buddzie, ale tym razem bez oszukaczych sw i zwodniczych wybiegw rozumu. Ten dym stanowi kwintesencj jego nauki, te zanikajce smugi to ycie, ktre niecierpliwie zda do szczliwego koca w bkitnej nirwanie...

Westchnem cichutko i westchnienie to jakby przywrcio mnie do rzeczywistoci. Rozejrzaem si i zobaczyem ndzny barak z desek, mae lusterko na cianie, w ktrym odbijay si pierwsze promienie soca. Na drugim ku, odwrcony do mnie plecami, siedzia Zorba i mi papierosa.

Od razu przypomniaem sobie wszystkie tragikomiczne wydarzenia wczorajszego dnia. Wo zwietrzaych fiokw, wody koloskiej, pima i paczuli, papug, a raczej niemal ludzk istot zamienion w papug, bijc skrzydami o prty elaznej klatki i wzywajc dawnego kochanka, star bark, ktra zapisaa si w niejednej bitwie morskiej, teraz opuszczon przez zaog...

Zorba, usyszawszy westchnienie, potrzsn gow.

lemy si zachowali mrukn. lemy si zachowali, szefie. Ty si miae, ja te, a ona, biedaczka, zauwaya to. Odszede, nie powiedziawszy jej miego sowa, jakby bya stuletni staruszk. Wstyd, haba! Nieadnie, szefie. Pozwl sobie powiedzie, e mczyni tak nie postpuj. W kocu to jest kobieta, sabe, wraliwe stworzenie. Na szczcie ja zostaem, aby j pocieszy.

Co ty wygadujesz, Zorbo? spytaem rozbawiony. Czy ty naprawd sdzisz, e adna kobieta nie myli o niczym innym?

O niczym innym, szefie. Wierz mi... Ja, ktry z niejednego pieca chleb jadem, mam ju niejakie dowiadczenie. Kobieta nie myli o niczym innym. To sabe stworzenie, mwi ci, i wraliwe. Jeli jej nie powiesz, e j kochasz i pragniesz jej, zaczyna paka. Moe ona ci wcale nie chce, moe jej si nie podobasz, moe powie ci: Nie" to inna sprawa. Ale kady, kto j widzi, musi jej poda. Tego pragnie, biedactwo, mgby wic i ty zrobi jej przyjemno.

Miaem babk, miaa chyba z osiemdziesit lat. Dzieje tej staruszki to prawdziwa bajka. Ale mniejsza o to... Dobiegaa wic chyba osiemdziesitki. Naprzeciw nas mieszkaa dziewczyna, wiea jak kwiat. Na imi miaa Krustalo. Co sobota wieczorem zbieralimy si, wyrostki z caej wsi, i szlimy na kieliszek wina. Wino dodawao nam odwagi. Zakadalimy za uszy gazki bazylii, mj kuzyn bra gitar i szlimy piewa serenady. Co za mio! Co za namitno! Beczelimy jak kozy. Wszyscy jej pragnlimy, co sobota wieczr szlimy caym stadem, aby moga dokona wyboru.

Uwierzysz, szefie? To przedziwne! Kobieta nosi w sobie ran, ktra si nigdy nie zablinia. Wszystkie rany si goj, ale ta nie zwaaj na to, co pisz w ksikach ta rana nigdy si nie goi. Nawet jeli kobieta ma osiemdziesit lat. Ta rana zawsze pozostaje otwarta.

A wic co sobota stara przycigaa swoje legowisko do okna, wycigaa mae lusterko i grzebie i czesaa resztki wosw, ktre jeszcze zostay. Rozgldaa si, czy jej nikt nie obserwuje, a gdy kto nadchodzi, przybieraa min niewinitka, ukadaa si spokojnie i udawaa, e pi. Ale jake moga spa! Czekaa na serenad. W osiemdziesitym roku ycia! Widzisz, szefie, jak tajemnicz istot jest kobieta? Jeszcze dzi chce mi si paka. Ale wtedy byem szczeniakiem, niczego nie rozumiaem i chciao mi si mia. Pewnego dnia wpadem w zo. Naurgaa mi, e latam za dziewcztami, wic powiedziaem jej: Po co smarujesz liciem orzecha wargi i fryzujesz si co sobota? Mylisz moe, e dla ciebie piewamy serenady? To Krustalo budzi nasze podanie. Ty zalatujesz trupem!"

Nie wiem, czy mi uwierzysz, szefie. Tego dnia po raz pierwszy zrozumiaem, czym jest kobieta. Z oczu mojej babki spyny dwie zy; skulia si jak zbity pies, podbrdek jej dra. Krustalo! krzyczaem, podchodzc bliej, aby mnie dobrze syszaa. Krustalo!" Modzi s okrutni, nieludzcy, nie maj rozumu. Babka wzniosa ku niebu wychude ramiona: Przeklinam ci z gbi serca!" zawoaa. Od tego dnia zacza gasn, a po dwch miesicach niewiele jej ju brakowao. W agonii zauwaya mnie, sykna jak mija i usiowaa chwyci mnie wychud rk. Ty mnie zabie, Aleksy! Bd przeklty, oby cierpia tak jak ja!"

Zorba zamia si.

Przeklestwo starej nie chybio! powiedzia, muskajc lekko wsa. Mam ju chyba szedziesit pi lat, ale nawet gdybym doy setki, nie spoczn. Zawsze bd nosi w kieszeni mae lusterko i ugania si za babskim rodem.

Znowu si umiechn i wyrzucajc niedopaek przez lufcik przecign si.

Mam wiele wad, lecz ta mnie dobije!

Zeskoczy z ka:

Do gadania! Dzi pracujemy! Ubra si byle jak, woy buty i wyszed.

Spuciwszy gow na piersi. rozwaaem sowa Zorby i nagle przypomniaem sobie jakie dalekie, pokryte niegiem miasto. Zwiedzaem wystaw Rodina i zatrzymaem si przed ogromn rk z brzu, Rk Boga". Do bya na p zacinita, a na tej doni mczyzna i kobieta trwali w ekstazie, czc si w ucisku i w walce.

Podesza dziewczyna i zatrzymaa si obok, wstrznita. Ona take spogldaa na odwieczny ucisk kobiety i mczyzny zarzewie niepokoju. Szczupa, elegancka, miaa gste jasne wosy, mocny podbrdek i wskie wargi. Byo w niej co z mskiej stanowczoci. Nienawidz atwych znajomoci, ale nie wiem, co mn kierowao, kiedy zagadnem:

O czym pani myli?

eby czowiek mg uciec! szepna z rozpacz.

Dokd? Rka Boga dosignie go wszdzie. Nie ma ratunku. Martwi to pani?

Nie. Mio moe sta si najwiksz radoci na ziemi. Ale teraz, kiedy patrz na t rk z brzu, chciaabym uciec.

Woli pani wolno?

Tak.

Ale czy nie jest prawd, e tylko wtedy jestemy wolni, gdy jestemy posuszni tej rce z brzu? Czyby sowo Bg" nie miao tego znaczenia, jakie przypisuj mu masy?

Spojrzaa na mnie zaniepokojona. Jej oczy nabray metalicznej szaroci, jej usta byy suche i gorzkie.

Nie rozumiem powiedziaa odchodzc.

Znika. Dotd nigdy nie zjawia si w mych mylach. A jednak ya w gbi mego serca i dzisiaj na tym pustym wybrzeu znw wydostaa si z wntrza mojej istoty, blada i pena alu.

Zorba mia racj, le si zachowaem. Ta rka z brzu stanowia doskonay pretekst, kontakt zosta nawizany. Trzeba byo kilku miych sw, a moglibymy powoli, bezwiednie spokojni poczy si na rce Boga. Ale ja zbyt gwatownie wyrywaem si z ziemi do nieba i kobieta sposzona pierzchna.

Na podwrzu pani Hortensji zapia stary kogut. Przez okienko wdziera si ju biay dzie. Zerwaem si.

Nadchodzili pierwsi robotnicy, uzbrojeni w kilofy i oskardy. Syszaem, jak Zorba wydaje polecenia. Od razu wzi si do roboty. Czuo si, e jest to czowiek, ktry lubi rozkazywa, ale i ponosi odpowiedzialno.

Spojrzaem przez lufcik i zobaczyem go. Sta ogromny, grujc nad trzydziestk szczupych, opalonych, wyniszczonych mczyzn. Rami jego wycigao si rozkazujco, mwi krtkimi, jasnymi sowami. W pewnej chwili zapa za kark jakiego modzika, ktry sta nie opodal i mamrota co pod nosem.

Masz co do powiedzenia? krzykn. Mw goniej! Nie znosz szeptanki! Do pracy trzeba mie dobry nastrj. Jeli go nie masz, zmykaj do kafejki!

Wtedy wanie ukazaa si rozczochrana pani Hortensja. Jej obrzmiae policzki nie byy umalowane, miaa na sobie obszern, brudn koszul, powczya rozdeptanymi pantoflami o dugich nosach. Zakasaa ochrypym kaszlem starych piewaczek, podobnym do ryku osa. Stana, z dum spojrzaa na Zorb. Oczy jej zaszy mg, zakasaa znowu, eby j usysza, i przesza koo niego, krcc tykiem. O may wos zaczepiaby go szerokim rkawem. On jednak nie odwrci si nawet, aby na ni spojrze, wzi od jednego z robotnikw kawa jczmiennego placka i gar oliwek.

A wic, ludzie, w imi boe! zawoa. Przeegnajcie si!

Wielkimi krokami pocign na czele kolumny prosto ku grze.

Nie bd opisywa pracy w kopalni. Do tego trzeba cierpliwoci, ktrej mi brak. Na wybrzeu zbudowalimy barak z trzciny, wikliny i kanistrw po benzynie. Zorba zrywa si o wicie, chwyta kilof i szed do kopalni, zanim przyszli robotnicy, kopa chodniki, docierajc coraz niej, a gdy znajdowa y lnicego wgla brunatnego, taczy z radoci. Po kilku dniach ya znikaa, a Zorba rzuca si na ziemi i pokazywa niebu fig.

Wkada serce w swoj prac, ju nawet mnie nie pyta o nic. Od pierwszych dni wzi na siebie ca odpowiedzialno. Na nim spoczywa ciar decyzji i wykonania, ja miaem tylko pokrywa wydatki, co mi si bardzo podobao, gdy doskonale zdawaem sobie spraw, e te miesice nale do najszczliwszych w moim yciu. A wic w ostatecznym rachunku miaem wiadomo, e tanio kupowaem swoje szczcie.

Mj dziadek, a ojciec matki, mieszkajcy w jednej z wiosek na Krecie, co wieczr bra latark i obchodzi ca wie, aby zobaczy, czy przypadkiem nie zjawi si kto obcy. Przyprowadza go do domu, karmi i poi obficie, po czym siada na dywanie, zapala dug tureck fajk, zwraca si do swego gocia i jakby nadesza chwila rewanu, nakazywa mu:

Opowiadaj!

O czym mam opowiada, ojcze Mustogiorgisie?

Kim jeste, skd przybywasz, jakie kraje i wioski obejrzay twoje oczy. Opowiadaj wszystko, wszystko. Jazda, mw!

I przybysz opowiada, mieszajc prawd z kamstwem, a mj dziadek sucha palc cybuch i wdrowa z nim, siedzc spokojnie na dywanie. A jeli go mu si podoba, mwi:

Nie wyjedaj, zosta do jutra. Masz jeszcze wiele do powiedzenia!

Dziadek mj nigdy nie opuszcza wioski. Nie by nawet w Kastellionie ani w miecie Rethymnon.

Po co mam tam i? mwi. Ludzie z tych miast, Bg z nimi, przechodz tdy. Oba miasta przybywaj do mnie. Po c wic miabym wdrowa do nich?

Teraz ja, tu, na wybrzeu Krety, kontynuuj mani swojego dziadka. Ja te znalazem gocia, jakbym go ze wiec szuka; nie pozwalam mu odej, kosztuje o wiele wicej ni jeden posiek, ale wart jest tego. Co wieczr czekam na niego po pracy, sadzam go naprzeciwko i posilamy si, a gdy przychodzi jego chwila rewanu, mwi: Opowiadaj!" Sucham go palc fajk. Ten go zwiedzi wiele ldw, przemierzy gruntownie dusz ludzk. Sucham go niestrudzenie: Mw, Zorbo, mw!"

Wystarczy, by otworzy usta, a staje przede mn caa Macedonia, na niewielkiej przestrzeni midzy Zorb a mn ukazuj si jej gry, lasy, wody, partyzanci, pracowite kobiety i proci, cicy mczyni... Zjawia si te gra Athos z dwudziestu jeden klasztorami, arsenaami i wakoniami o cikich tykach. Koczc histori o mnichach, Zorba targa swj konierz i mwi miejc si gono:

Niech ci Bg strzee, szefie, od rufy mua i dziobu mnicha!

Co wieczr Zorba oprowadza mnie po Grecji, Bugarii, Konstantynopolu. Przymknwszy oczy, widz to wszystko. Zorba przemierzy krty szlak Bakanw, jego sokole oczy dostrzegy wszystko, co chwila rozszerzajc si w zdumieniu. To, do czego przywyklimy i co mijamy obojtnie, Zorbie wydaje si zagadk nie do rozwizania. Na widok przechodzcej kobiety zatrzymuje si oszoomiony: Co to za tajemnicze zjawisko? pyta. Czym jest kobieta i dlaczego potrafi nam tak zakrci w gowie? Powiedz, prosz, co to wszystko znaczy". To samo zdumienie ogarnia go na widok mczyzny, kwitncego drzewa czy szklanki zimnej wody. Zorba codziennie dostrzega wszystko na nowo.

Wczoraj siedzielimy przed barakiem. Wypi szklank wina i zwrci si do mnie w podnieceniu:

Powiedz mi, szefie, co to znw znaczy czerwona woda. Stary pie wypuszcza gazie, zwisaj z nich jakie kwane ozdbki, a po pewnym czasie dojrzewaj w socu, staj si sodkie jak mid; nazywamy je winogronami, zrywamy je, wyciskamy sok i wlewamy do beczek, gdzie fermentuje; otwieramy na witego Nikodema. Wino gotowe! Cud! Pijesz ten czerwony sok i dusza ci olbrzymieje, nie mieci si ju w swojej starej skorupie, wyzywa Boga do walki. Powiedz, szefie, jak to si dzieje.

Nie odpowiedziaem. Suchajc Zorby, czuem, jak wiat odzyskuje swoj pierwotn wieo. Wszystkie sprawy powszednie i wyblake znowu nabieray blasku, ktry miay owego pierwszego dnia, kiedy wyszy z rk Boga. Woda, kobieta, gwiazda, chleb wszystko wracao do pierwotnego, tajemniczego rda i boski ywio znw wybucha w powietrzu.

Oto dlaczego co wieczr, lec na nadbrzenym wirze, oczekiwaem niecierpliwie Zorby. Obserwowaem, jak nagle wydostawa si z wntrza ziemi i wysmarowany wglem i botem niby ogromna mysz zblia si dugimi, koyszcymi krokami. Z daleka zgadywaem, jak tego dnia sza praca. Poznawaem po jego postawie, pochylonej lub podniesionej wysoko duej gowie, po sposobie poruszania si jego dugich rk.

Pocztkowo chodziem razem z nim. Obserwowaem robotnikw. Usiowaem wstpi na now drog ycia: wzbudzi w sobie zainteresowanie dla spraw praktycznych, pokocha ludzkie tworzywo, ktre dostao si w moje rce, zasmakowa dugo oczekiwanej radoci i nie mie ju do czynienia z ksikami, lecz z ywymi ludmi. Snuem romantyczne plany, aby jeli kopalnia bdzie dobrze sza stworzy rodzaj komuny, w ktrej by wszyscy pracowali, gdzie wszystko byoby wsplne, wszyscy jak bracia jedlibymy t sam straw i nosili to samo odzienie. Myl moja tworzya now religi, dwigni nowego ycia.

Nie zdecydowaem si jeszcze ujawni swoich planw Zorbie, ktrego i tak irytowao to, e przychodziem, krciem si wrd robotnikw, zadawaem pytania, wtrcaem si, zawsze biorc stron robotnikw.

Marszczy brwi i mwi:

Szefie, nie masz ochoty troch pospacerowa? Taka pikna pogoda!

Z pocztku upieraem si i nie suchaem go. Pytaem, rozmawiaem, poznawaem ycie robotnikw, wiedziaem, ile ktry ma dzieci, sistr na wydaniu, kto ma niedonych rodzicw, znaem ich kopoty, choroby, zmartwienia.

Nie wnikaj tak w ich ycie, szefie upomina mnie ze zoci. Twoje serce ulegnie, polubisz ich bardziej ni trzeba, ni wymaga interes, i cokolwiek zrobi, wybaczysz... A wtedy biada im, ca robot diabli wezm. Biada im wiedz o tym. Kiedy szef jest twardy, robotnicy szanuj go, pracuj, kiedy jest saby wchodz mu na gow, leniuchuj. Rozumiesz?

Ktrego wieczoru zaraz po powrocie z pracy rzuci przed barakiem swj kilof i powiedzia wzburzony:

Suchaj, szefie, prosz ci, nie wtrcaj si ju do niczego. Ja buduj, a ty wszystko psujesz. Co im dzi znowu naopowiadae? Socjalizm i inne bzdury! Jeste mesjaszem czy kapitalist? Musisz si na co zdecydowa.

Trudny wybr! Od wielu lat trawio mnie naiwne pragnienie pogodzenia dwch rzeczy przeciwstawnych, znalezienia syntezy, w ktrej dokonaoby si pojednanie kracowych przeciwiestw osignicie szczcia doczesnego i krlestwa niebieskiego. Tkwio to we mnie od najwczeniejszego dziecistwa. Jeszcze w szkole zaoyem wraz z najbliszymi przyjacimi tajne Stowarzyszenie Przyjaci. Zamknici w pokoju przysiglimy powici ycie walce z niesprawiedliwoci. Kiedy skadalimy przysig, pakalimy rzewnymi zami.

Chopice ideay! Ale biada temu, kto z nich kpi! Teraz, gdy widz, czym stali si czonkowie Stowarzyszenia Przyjaci, gdy patrz na owych doktorkw, kauzyperdw, sklepikarzy, politykierw, pismakw serce mi si ciska. Twarda i surowa gleba, w ktrej najszlachetniejsze ziarno nie kiekuje, lecz ginie zduszone przez chwast i pokrzywy. Jeli o mnie chodzi, chwaa Bogu nie nabraem jeszcze rozumu. Czuj si wci gotowy poprowadzi wypraw Don Kichota.

Co niedziela stroilimy si jak kawalerowie w konkury, golilimy si, wkadalimy czyste biae koszule i pod wieczr szlimy do pani Hortensji. Co tydzie zarzynaa dla nas kur i znw zasiadalimy w trjk do jedzenia i picia. Zorba wyciga dugie apy do gocinnego ona dobrej damy i bra j w posiadanie. Gdy noc zapadaa, wracalimy do swojego baraku; ycie wydawao nam si proste i pene dobrych intencji, stare, ale przyjazne i yczliwe jak dama Hortensja.

Pewnej niedzieli, gdy wracalimy z naszej wystawnej uczty, zdecydowaem si zwierzy Zorbie swoje plany. Sucha mnie zdumiony, nakazujc sobie cierpliwo, tylko od czasu do czasu ze zoci potrzsa wielk gow. Ju po pierwszych sowach otrzewia i odzyska jasno mylenia, a gdy skoczyem, wyrwa nerwowo kilka wosw z wsa.

Za pozwoleniem, szefie powiedzia. Wydaje mi si, e twj mzg jest rzadki jak ciasto na naleniki. Ile ty masz lat?

Trzydzieci pi.

No, w takim razie nigdy nie zgstnieje zawyrokowa i wybuchn miechem.

Poczuem si dotknity.

Ty nie wierzysz w czowieka! zawoaem.

Nie gniewaj si, szefie. W nic nie wierz. Gdybym wierzy w czowieka, musiabym teraz wierzy w Boga i diaba, a to jest caa historia. Wszystkie sprawy zazbiaj si, szefie, i to wanie stwarza mi tyle kopotw.

Zamilk. Zdj czapk, z pasj podrapa si po gowie, szarpn znowu wsy, jakby chcia je wyrwa, zamierza jeszcze co powiedzie, lecz powstrzyma si. Spojrza na mnie spod oka, raz, drugi i wreszcie zdecydowa si.

Czowiek to zwierz! krzykn, uderzajc zaciekle lask o kamienie. Wielkie zwierz! Wasza wysoko nie wie tego, bo dla waszej wysokoci wszystko byo atwe... Ale spytaj tylko mnie. Zwierz, mwi ci. Jeli jeste dla niego bezwzgldny bdzie ci szanowa i ba si. Jeli jeste agodny wydrapie ci oczy.

Trzymaj si z daleka, szefie! Nie spoufalaj si z ludmi, nie mw im, e wszyscy jestemy rwni i mamy te same prawa, bo doczekasz si, e podepcz twoje prawa, obrabuj ci z chleba i ka ci zdycha z godu. Trzymaj si z dal