poza bydgoszcz nr 52

24
BEZPŁATNA GAZETA REGIONU BYDGOSKIEGO Jesteśmy też na facebook.com/pozabydgoszcz www.pozabydgoszcz.pl NR 52 | 9 PAŹDZIERNIKA 2015 | ISSN 2084-9117 | NAKŁAD 30.000 EGZ. szukaj nas następne wydanie 23 października Wieś wydojona FELIETONY 6-7 Gmina Osielsko 14 Na zostanie przeznaczony fun- dusz sołecki? Solec Kujawski Grupa „Crex” zaprasza na wę- drówki po lesie 16 *** Gmina Sicienko 13 Przeglądamy inwestycje reali- zowane w gminie *** Gmina Dobrcz 12 Gminna biblioteka z kolekcją papieskich książek *** Gmina Koronowo Co dalej z parkiem Grabina? Rowerzyści wygrają? 18 *** O mężczyznach i kobietach, najnowszym filmie „Karbala”, a także kolejnych premierach, z Bar- tłomiejem Topą, aktorem i producentem filmo- wym, rozmawiał Michał Ciechowski Wszyscy jesteśmy tacy sami J edni mówią o podpalaczu. Inni sugerują, że stogi i budynki podpalają sami właściciele gospodarstwa. Niektórzy wspominają o... sprawiedliwości boskiej, a większość zapewnia, że kolejny pożar nikogo tu nie zdziwi Łuny nad Kusowem

Upload: poza-bydgoszcz

Post on 07-Dec-2015

391 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Poza Bydgoszcz nr 52

TRANSCRIPT

BEZPŁATNA GAZETA REGIONU BYDGOSKIEGO Jesteśmy też na facebook.com/pozabydgoszcz

www.pozabydgoszcz.pl

NR 52 | 9 PAŹDZIERNIKA 2015 | ISSN 2084-9117 | NAKŁAD 30.000 EGZ.

szukaj nas

następne wydanie23 października

Wieś wydojona

FELIETONY

6-7

Gmina Osielsko

14Na zostanie przeznaczony fun-dusz sołecki?

Solec KujawskiGrupa „Crex” zaprasza na wę-drówki po lesie 16

***

Gmina Sicienko

13Przeglądamy inwestycje reali-zowane w gminie

***

Gmina Dobrcz

12Gminna biblioteka z kolekcją papieskich książek

***

Gmina KoronowoCo dalej z parkiem Grabina? Rowerzyści wygrają? 18

***

O mężczyznach i kobietach, najnowszym filmie „Karbala”, a także kolejnych premierach, z Bar-tłomiejem Topą, aktorem i producentem filmo-

wym, rozmawiał Michał Ciechowski

Wszyscy jesteśmy tacy sami

Jedni mówią o podpalaczu. Inni sugerują, że stogi i budynki podpalają sami właściciele gospodarstwa. Niektórzy wspominają o... sprawiedliwości boskiej,

a większość zapewnia, że kolejny pożar nikogo tu nie zdziwi

Łuny nad Kusowem

2

stopka redakcyjna

Redakcja „Poza Bydgoszcz”Złotoria, ul. 8 marca [email protected]

WydawcaGoldendorfRedaktor naczelnyRadosław Rzeszotek

Redaktor wydaniaKinga Baranowska Dział reportażu i publicystykiJacek Kiełpiński (GSM 723 030 103), Tomasz Więcławski (GSM 535 405 385)Marcin TokarzDział informacyjnyTomasz Skory, Łukasz Piecyk, Aleksan-dra Radzikowska, Michał CiechowskiKulturaŁukasz PiecykZdjęciaAdam Zakrzewski, Łukasz Piecyk, Maciej Pagała

REKLAMAAleksandra Grzegorzewska (GSM 512 202 240), Agnieszka Korzeniewska (GSM 534 206 683),Małgorzata Kramarz (GSM 607 908 607), Karol Przybylski (GSM 665 169 292),Iwona Zuchniak (GSM 500 324 572)[email protected]

SkładStudio Poza BydgoszczDrukAgora S.A.

ISSN 2084-9017Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń.

***Na podstawie art.25 ust. 1 pkt 1b ustawy z dnia 4 lutego

1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych Agencja Public Relations Goldendorf zastrzega, że

dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w “Poza Toruń” jest zabronione bez zgody wydawcy.

FELIETONY 9 października 2015 r.pozabydgoszcz.pl

Kontakt pod numerem: 733 842 795

Masz dla nas temat?

Red. Łukasz Piecykczeka na informacje

F E L I E T O N

JACEKKIEŁPIŃSKI

Duch Rostowskiego nad regionem

Usłyszałem i zobaczyłem to na żywca. Akurat włączyłem Pol-sat News. To wyjątkowe uczucie, gdy nagle dzieje się coś zaska-kującego, gdy człowiek w jednej chwili nie dowierza temu co wi-dzi i słyszy. Mają tak świadkowie wypadków, gdy to właśnie na ich oczach wykoleja się pociąg albo samochód ścina słup wysokiego

napięcia, samolot zawadza o pień brzozy, coś się rozpieprza...

"Miastem, które nas gości-ło był Bydgoszcz" - powiedziała rozpoczynając konferencję pra-sową po wyjazdowym posiedze-niu rządu premier Ewa Kopacz. I było pozamiatane. Taka wpadka sprawia, że z całej dwudniowej wizyty premier w naszym regio-

nie te słowa zostaną po pierwsze zapamiętane. Reszta pójdzie w cień.

A trzeba przyznać, że dzień wcześniej w Toruniu też było o krok od wywrotki, gdy premier najpierw zapewniała, że za radą córki nie zamierza uczniom I LO "ściemniać", a zarazem zdradziła, że jadąc tu pociągiem pomyśla-ła: "jak będę w Toruniu, to będę mówić: o, piękne miasto Toruń. Jak będę w Bydgoszczy, będę mó-wić: piękne miasto Bydgoszcz". Złośliwi zauważyli, że to przecież klasyczny wręcz przykład ściem-niania i wciskania kitu.

Coś jest w naszym regionie, co sprawia, że politycy z najwyższej

półki zaczynają się u nas nerwo-wo zachowywać, a przez to robią głupie błędy. Duch Jana Vincen-ta-Rostowskiego krąży widać nadal nad kujawsko-pomorskim. Przypomnijmy, że w marcu 2014 deklarował iż "zamieszka w Byd-goszczu" i dobrze wie, że Toruń ma "problem z Bydgoszczem".

Coś tu wisi w powietrzu, co sprawia, że podejrzanie często gościom mieszają się języki. Ba, czasem tracą w ogóle orientację w czasie i przestrzeni. Jak wi-cepremier Janusz Piechociński podczas ubiegłorocznej wizyty w Brodnicy, gdy przed kamerą TVP rozczulił się: "cieszę się, że tutaj w Jabłonowie..."

F E L I E T O N

TOMASZWIĘCŁAWSKI

Rok 2015

Żeby zrozumieć obecną awantu-rę o kary za przekroczenie limi-tów produkcji mleka przez rolni-ków, trzeba cofnąć się do czasów „przedunijnych”. Wtedy to polski rząd wynegocjował cyrograf i wprowadził nasze gospodarstwa do Wspólnej Polityki Rolnej UE. Obwieszczono sukces, wy-brzmiały fanfary, a Leszek Miller stał się kolejnym ojcem zjedno-czonej Europy.

Zapomniano wtedy jednak

głośno powiedzieć o kilku kwe-stiach. Po drugiej stronie stołu negocjacyjnego siedzieli bowiem Włosi, Holendrzy, Hiszpanie. W ich interesie nie było konkurowa-nie z polskimi rolnikami i żyw-nością znad Wisły. Po pierwsze koszty produkcji tejże, a co za tym idzie cena, były nieporów-nywalnie niższe, a jakość wysoka. Kraje „piętnastki” wpadły więc na pomysł, w jaki sposób kon-kurencję, na wzorzec radziecki,

nieco zreglamentować. Wyznaczono więc pol-

skim rolnikom kwoty mleczne, których mieli, pod groźbą kary, nie przekraczać. Nadprodukcję bardziej opłacało się wylać do rowu niż zawieść do mleczarni. Stanąć z konwią pod blokiem w mieście i sprzedawać w butelkach zabroniono. Przecież to „szara strefa” i nikt tego nie przebadał. Od wieków gospodarz utrzymy-wał się z takiego handlu i maso-wych epidemii nie stwierdzono, ale przepis stał się ważniejszy od zdrowego rozsądku. Wtłoczono rolników w machinę kolczyków dla krów, paszportów dla zwie-rząt oraz kwot mlecznych - ab-surdów brukselskiej biurokracji.

Pomysł był taki, że dopłaci

się Polakom do upraw (zdecy-dowanie mniej niż ich odpo-wiednikom na Zachodzie) i w ten sposób zamknie się im usta. A scenariusz najbardziej pozy-tywny zakładał, że większość te-renów rolnych się zalesi i polskie rolnictwo nie będzie znaczącą siłą w ramach wspólnego ryn-ku. W ten sposób „wykończono” część mniejszych gospodarstw. A sen o tym, że kupimy sobie mle-ko od chłopa i zrobimy - wzo-rem Szwajcarów - twaróg, sery i masełko nigdy się już nie ziści. Polska nie będzie drugą Japonią, Irlandią ani Szwajcarią. A chłop z pańszczyźnianego przeszedł dro-gę do zniewolonego przez urząd. Czysty Orwell.

Rubryka ma charakter satyryczny, a cytow

ane wypow

iedzi są fikcyjne.

3REKLAMA9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

4 REGION

Dziwna sprawa. Tak w największym skrócie ko-mentują serię pożarów

w "Gosp-Rolu" mieszkańcy oko-lic Kusowa w gminie Dobrcz. W nocy z 1 na 2 października ogromne płomienie wystrzeliły w powietrze po raz kolejny. Moż-na odnieść wrażenie, że nikogo to nie zaskoczyło.

- Po czwartej rano było, jak pies zaczął ujadać. Wyszedłem przed dom, a tu bije łuna od zabudowań dawnego PGR-u - wspomina jeden z bezpośrednich sąsiadów ogromnego obszaru należącego dziś do rodziny Pa-prockich. - Jak tam było, czy ich kto podpalił - nie wiem. A ludzie różnie mówią...

Mężczyzna nie kryje, że z sze-fostwem "Gosp-Rolu" nie żyje w najlepszej komitywie.

- Ich tu chyba nikt nie lubi - podkreśla. - Stanisław, jak praco-wał w PGR, był innym człowie-kiem. Znamy się od dawna. Dziś orze coraz bliżej mojego domu, na podwórko najlepiej by ciągni-kiem wjechał. Potrafi mi tu obor-nik rozrzucać pod samymi okna-mi, auto gównem zachlastać, a potem nawet nie zwróci za jego umycie...

Sprawą pożaru zajmują się po-licjanci z Koronowa.

- Prowadzimy postępowanie - mówią zmierzając wyraźnie

do zakończenia rozmowy. - Bie-gły był na miejscu, ale trudno stwierdzić, jakie były tym razem przyczyny zajęcia się budynków gospodarczych.

Gdy pytam o poprzednie po-żary dodają: - Wiadomo, że po-przedni pożar z 16 sierpnia był wywołany samozapłonem. A po-jawienie się ognia dwanaście go-dzin później spowodowane było niedokładnym dogaszeniem. Uznajemy więc, że był to jeden pożar. Tu nie ma zagadek.

Strażacy, zarówno ochotnicy z Dobrcza, jak i zawodowcy z komendy PSP w Bydgoszczy, są innego zdania.

- Takich cudów nie ma, że w miejscu, gdzie brak instalacji elektrycznej następuje samoza-płon - komentuje Sławomir Ro-sołowski z OSP Dobrcz. - Wtedy, 16 sierpnia, wszystkich nas to za-skoczyło. Najpierw w nocy palił się stóg. Rozrzuciliśmy go po po-

lach i dogaszaliśmy do godziny 13. Wróciłem do domu, a tu zno-wu wezwanie do "Gosp-Rolu". Teraz palił się inny stóg i obora. To był nowy pożar.

Tego samego zdania jest To-masz Płaczkowski z PSP Byd-goszcz. - To policja ustala przy-czyny. Ale co do tego, że 16 sierpnia mieliśmy dwa nieza-leżne pożary w odstępach około dwunastu godzin, nie mamy wąt-pliwości.

Obaj strażacy sugerują wprost - w tym miejscu dochodzi do re-gularnych podpaleń. A w takim przypadku wersje są dwie: ktoś bardzo Paprockich nie lubi albo, czego nie można wykluczyć, to oni sami podkładają ogień w celu uzyskania pieniędzy z odszkodo-wania.

Sam Stanisław Paprocki nie chce na ten temat rozmawiać. - Niczego nie chcę rozgłaszać. To drażliwy, śliski temat. Coś na

własne oczy widziałem, ale nic nie powiem. Nie było rozmowy - rozłącza się w pół zdania.

Panie pracujące w biurze "Go-sp-Rolu" reagują wyraźnie przy-gotowaną na taką okoliczność kwestią: - Żadnych komentarzy nie mamy w tej sprawie.

Kierujący dziś bezpośrednio firmą, Marcin Paprocki, syn Sta-nisława, mówi, że... nic nie mówi.

- Nie ma rozmowy - powtarza. Nagle jednak wtrąca: - To było podpalenie, ale nie było rozmo-wy...

Ostatni pożar jest równie za-gadkowy, jak ten z sierpnia.

- Paliły się dwa budynki w środku - mówi Tomasz Płacz-kowski z bydgoskiej Straży Po-żarnej. - Budynek inwentarski i stodoła. Oba oddalone o około 60 metrów. Co tu jeszcze doda-wać? Ktoś ogień musiał podło-żyć.

Pozostało ustalić kto. W pobliskim sklepie na hasło:

"pożar" reagują wyjątkowo emo-cjonalnie. - Nic ci chłopie nie po-wiemy. Bo oni nas będą oskarżać, już pewnie to robią. Pewnie sami się podpalili.

Nikt tu nie kryje, że Paproc-kich w okolicy nie lubią.

- Stachu sam się o to postarał. On się lubić nie da... - zaczyna je-den z mężczyzn.

- Przyczyn jest wiele. O, choć-by to, że odciął nas od plaży - wtrąca kolejny. - Zaorał drogę pożarową do tutejszego jeziora. To teraz, jak te pożary nastały, wodę strażacy muszą wozić z

dalej położonego jeziora w Bo-równie. Takich wątków jest wiele. Szkoda gadać... Opowiadać mu-sielibyśmy do jutra.

- Chytrość ich spaliła. Sami sobie winni - podpowiada jedna z klientek i opowiada o sąsiadach zbierających rozsypaną gdzieś na drodze lucernę. Stanisław Pa-procki miał ją ludziom wyrzucać z koszyków krzycząc, że wszystko tu wokół jego. - Wszystko tylko do siebie łapami zagarnia. Tak to jest, jak bidak z PGR-u, a przez lata pracował tam w warszta-cie, zobaczy większe pieniądze. Zmienia to człowieka, oj zmie-nia! Wszyscy kiedyś jechaliśmy na jednym wózku, a dziś on ma nas za śmieci. To i kara boska go spotyka. Dziwić się nie powinien. Sam na to zapracował.

Oficjalnie jednak wieś uznaje, że nikt z tutejszych mieszkańców Paprockich nie podpalał.

- Może ma wrogów gdzieś dalej, w Polsce? Dużo różnych interesów się tu przewaliło - do-powiadają pod sklepem. - Może komuś nie zapłacił? Płakać tu po nim nikt jednak nie będzie. Tego może być pan pewien. I jakoś tak z sąsiadami jesteśmy zgodni, że to nie ostatni pożar w tym miej-scu.

Fot. Grażyna Brzezińska

9 października 2015 r.pozabydgoszcz.pl

Łuny nad Kusowem

Jacek Kiełpiński

Jedni mówią o podpalaczu. Inni sugerują, że stogi i budynki podpalają sami właściciele gospodarstwa. Niektórzy wspominają o... sprawiedliwości boskiej, a większość

zapewnia, że kolejny pożar nikogo tu nie zdziwi

5WYWIAD

Ile orzechów brazylijskich po-trzeba, aby zrobić mleko?

Na litr piętnaście procent. Są to dwie garści na dwa litry.

Istnieje coś takiego jak dieta prawdziwego mężczyzny?

Jest żywienie, które dotyczy każdego z nas. Wypadkowa po-szukiwań jedzenia, które serwuje nam dom, restauracja i szkoła. W świecie, kiedy 99 procent je-dzenia jest przetworzona, wciąż się go uczymy.

Dieta wymaga dyscypliny, po-dobnie jak życie żołnierza.

Żołnierzem nigdy nie byłem. Żołnierzem-aktorem już tak. Krzysztof Łukaszewicz, reżyser filmu "Karbala" zaproponował mi rolę ppłk Grzegorza Kalickiego. Trochę więc etos żołnierza po-znałem. Pierwowzorem postaci był ppłk Grzegorz Kaliciak, bo-hater wydarzeń w mieście Karba-la, w Iraku w 2004 roku. Kręcąc zdjęcia miałem z nim bezpośred-ni kontakt.

Na temat "Karbali" powiedział Pan już sporo, zadano mnóstwo pytań. A jest takie, które jeszcze nie padło, a powinno?

No widzi pan. To jest bardzo dobre pytanie. Musielibyśmy wejść na ścieżkę filozoficzną za-dać sobie pytanie, co jest sensem naszego życia na ziemi. Każde spotkanie ze śmiercią i wzięcie za nią odpowiedzialności jest najtrudniejszym procesem, jaki

może istnieć na ziemi. Nie pa-miętamy narodzin, umieramy, nie wiedząc kiedy. A wszystko, co jest pomiędzy to pasmo wyborów i decyzji, które de facto w tym ty-glu życia bez uważności niczego nie zmieniają.

Symulacja wojny robi wrażenie?Jest wiele faktorów, które się

składają na moment zmontowa-nego filmu i sfilmowanej akcji. Widzimy wyimaginowany ob-raz. Ładunki pirotechniczne są sztuczne, łuski ślepe. Karabiny są udawane.

Mundury prawdziwe.Prawdziwy też jest pył i beton.

To jest kompletnie nieporówny-walna sytuacja, w odniesieniu do faktów, które miały wtedy miej-

sce. Dobrze, że ten film powstał. Mam nadzieję, że spora rzesza widzów zada sobie pytania, które wyrzucam z siebie, jak z karabinu. Po co to robimy? Gdzie jest nasza odpowiedzialność za życie swoje i innych? Co to znaczy wykonać rozkaz? I w końcu, kim jesteśmy tak naprawdę w całej tej politycz-no-wojskowej układance, która dzisiaj w warunkach polskich na-zywa się misją stabilizacyjną?

Jak zmieniło się pana postrzega-nie filmu od momentu otrzyma-nia scenariusza, do prapremiery "Karbali", kiedy stanął pan przed bohaterami tamtych wydarzeń i ich rodzinami?

Ten właśnie moment był cza-sem uczenia się rozmowy. Oni to, co my odgrywaliśmy, doświad-

czyli na własnej skórze. Doświad-czyli śmierci i zranienia, a także post bojowej traumy.

Dlaczego rola przypadła akurat panu?

Zastanawiam się, dlaczego re-żyserowie podejmują to ryzyko zatrudniania mnie do ról.

"Kaliciak to duży facet. Sto osiem-dziesiąt centymetrów wzrostu, szerokie ramiona, wyraźny, lekko zagięty ku dołowi nos, pełne usta, wysokie czoło [...] Zdaniem zna-jomych kobiet - przystojniak."

Kilka faktów z opisu pasuje. Nie robiliśmy dokumentu. Moim zadaniem było unieść tę postać i przekazać jej historię.

"Karbala" wyglądałaby inaczej, gdyby wyreżyserowała ją kobieta?

Wszystko wyglądałoby ina-czej. Kobiecość to inne postrze-ganie wrażliwości i zmysłów. A to jest bardzo rozedrgany materiał. Pewien rodzaj dźwięku, który albo rezonuje, albo nie. Dobrze się stało, że film ten wyreżyse-rował Łukasiewicz. Widzę jakąś prowokację w pana pytaniu.

Żyję godnie i pracowicie. Wrze-sień i październik to trzy pre-miery - "Karbala", "Król życia" i "Obce niebo". Jak zdefiniować obce niebo?

Przewrotnie. Emigrując za granicę oczekujemy, że będzie to dla nas raj. Ale nie jesteśmy uważ-ni na to, co dzieje się w naszych

rodzinach. Życie jest bardzo dy-namiczne i szybko się zmienia. Dorastamy i mamy inne potrze-by. Różnice są tak dramatyczne, że wydarza się coś niespodziewa-nego - tragedia. Mojemu boha-terowi i granej przez Agnieszkę Grochowską żonie odebrane jest dziecko. W Skandynawii kilka ty-sięcy rodzin zmaga się z podob-nymi problemami, a to właśnie tam dzieje się akcja filmu.

W najbliższym czasie w kinach zobaczymy także "Kapsla". Ksywa nieodłącznie na myśl przywodzi alkohol.

Kapsel jest gościem, który traktuje życie lekko. Idzie do par-ku, zobaczy co się wydarzy, wy-pije piwko. "Się zobaczy" - to jest jego dewiza. Idealnie wpisuje się w potrzeby głównego bohatera, którego kreuje Robert Więckie-wicz. Wzajemnie się uzupełniają. Role ich życia w końcu się odwra-cają. Dzięki głównemu bohate-rowi Kapsel również się zmienia. Lubię takie postaci. Są to wyzwa-nia.

"Drogówka", "Dom Zły", "Sługi Boże". Krąży przy panu ta policja.

Lubię takie historię. Uwiel-biam dochodzić, szukać, rozwią-zywać zagadki... Topa na tropie.

Czego na koniec mógłbym panu życzyć?

Tego, co pan sobie sam może życzyć. Tak to działa. Wszyscy je-steśmy tacy sami.

Wszyscy jesteśmy tacy samiO mężczyznach i kobietach, najnowszym filmie „Karbala”, a także kolejnych premierach, z Bartłomiejem Topą, aktorem i producentem filmowym, rozmawiał Michał Ciechowski

9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

REGION6 pozabydgoszcz.pl 9 października 2015 r.

Polska przekroczyła limit nałożony przez Unię Euro-pejską i mimo, że nikt nie

wycofa już tego towaru z ryn-ku, to ktoś musi ponieść koszty zbytniej efektywności naszych krów. Każdy gospodarz zna swo-ją kwotę mleczną od 2005 roku. Pomimo handlu limitami wielu osobom nie udało się zmieścić w wyznaczonej normie. Teraz przez trzy lata pieniądze za nadgorli-

wość i przedsiębiorczość będą im potrącane z kolejnych wypłat.

Kary nałożone zostały za po-przedni okres rozliczeniowy, któ-ry trwał od 1 kwietnia 2014 do 31 marca 2015. Rolnicy dostali pi-sma z wyliczeniem, jaką powinni uiścić opłatę z tytułu zwiększonej ilości mleka wprowadzonego do obiegu.

- Mamy w województwie 7525 producentów - mówi Tadeusz

Zaborowski, dyrektor Agencji Rynku Rolnego w Bydgoszczy. - "Ukaranych" zostało ponad cztery tysiące rolników. Średnia opłata na gospodarstwo wynosi nieco ponad 12 tysięcy złotych. Mi trudno, jako urzędnikowi, wypowiadać się w tym temacie. My tylko wykonujemy ustawy i rozporządzenia, które od nas nie zależą. W poprzednich latach trzykrotnie mieliśmy już taką sy-

tuację, ale mniej się o tym mówi-ło, bo opłata była niższa. Chociaż, jeżeli porównać cenę mleka wte-dy i teraz, to wyliczana była ona na podobnym pułapie.

Za każdy "nadprogramowy" kilogram (w taki sposób wyraża-ne są limity) rolnik został w tym roku obciążony kwotą ponad 90 groszy. Agencja Rynku Rolnego rozłożyła naliczone kary na trzy lata.

- Mam dwadzieścia krów i do-stałem pismo, że muszę oddać 28 tysięcy - mówi Wojciech Jarząb-kowski z Pigży. - To nie jest wiel-ka produkcja, to i kara jest umiar-kowana. Mam kolegów, którzy muszą zapłacić blisko dwieście tysięcy. Odczują już to znaczą-co. Na szczęście, przynajmniej w moim przypadku, mleczarnia rozłożyła to na spłaty miesięcz-ne i teraz określona kwota będzie odciągana od mojej wypłaty. Tyl-ko, że ta produkcja ma jakiś po-ziom opłacalności. Żeby krowy dały więcej mleka, to trzeba je lepiej nakarmić, lepiej o nie za-dbać, a wszystko kosztuje. Jeżeli teraz z obecnej ceny mleka odej-mę to, co muszę oddać, to może się okazać, że przez ileś miesięcy będę dokładał do interesu. Cho-ciaż jak mówię, znam ludzi w znacznie gorszej sytuacji.

Sprawa nie jest jednak tak jednoznaczna, jakby się wydawa-ło. Inni rolnicy wcale nie zawsze solidaryzują się z kolegami po fachu.

- Bez wątpienia produkcja mleczna nie należy do najłatwiej-szych - mówi Tomasz Zakrzew-ski, przewodniczący rady powia-tu toruńskiego, rolnik. - Sam nie mam krów, bo kilka lat temu zde-cydowałem o zmianie profilu go-spodarstwa. Trzeba jednak uczci-wie powiedzieć, że producenci mleka płacą teraz za to, że apetyt rósł im w miarę jedzenie. Ceny były, chociażby w ubiegłym roku, dość wysokie i jego sprzedaż się opłacała. Gospodarze więc, jak rozsądni biznesmeni, inwesto-wali i stawiali w oborach kolejne krowy. Tylko, że w biznesie przy-chodzi też taki moment, że do

Tomasz Więcławski

Zapłać za to, co sprzedałeś!

Ponad 4 tysiące rolników w regionie zapłaci kary za

zbyt wysoką produkcję mleka. Jedni mają do uregulowania kilka,

inni kilkanaście tysięcy, a rekordziści ponad milion

złotych. Bo „mućkę” za dobrze karmili

To była Pani pierwsza kadencja w Sejmie. Na czym upłynęły te cztery lata?

To był pracowity, a jednocze-śnie bardzo owocny okres. Prze-prowadziłam ponad 800 dyżurów poselskich, skutecznie pomaga-łam tym, którzy prosili mnie o wsparcie. Nie tylko polegało ono na mojej osobistej interwencji. W biurze poselskim można również bezpłatnie skorzystać z pomocy prawnej. Byłam zaangażowana w pozyskanie 332 milionów złotych na inwestycje w całym regionie, m.in. budowa, przebudowa wraz z wyposażeniem Szpitala Dzie-cięcego w Bydgoszczy. Angażo-wałam się w realizację inwesty-cji na drogach krajowych - S5, S10, DK25. Zorganizowałam lub objęłam swoim patronatem 37 konferencji, dotyczących nauki i szkolnictwa, polityki prorodzin-nej, ustawy śmieciowej, rolnic-twa, infrastruktury drogowej, w których uczestniczyli przedsta-wiciele samorządów i członkowie rządu. Z mieszkańcami spotyka-łam się w pięciu biurach posel-skich - w Bydgoszczy, Sępólnie Krajeńskim, Szubinie, Świeciu i Żninie.

Mówi pani o aktywności w regio-nie, ale praca posła to przecież również posiedzenia w Sejmie.

Jak pokazują sejmowe sta-tystyki, brałam udział w 99,8 procentach głosowań. Uczestni-czyłam w debatach sejmowych, wielokrotnie byłam sprawozdaw-ca komisji w istotnych zmianach ustawowych. Złożyłam 265 inter-pelacji poselskich i 45 zapytań w sprawach dla mieszkańców waż-nych - świadczeń rodzinnych, pomocy rolnikom. Wszystkim im nadano bieg, co nie jest re-gułą, a raczej wyjątkiem wśród interpelacji zgłaszanych przez in-nych posłów.

Czym zajmowała się pani przed

tym, jak została posłem?Pracę zawodową rozpoczę-

łam jako nauczycielka, później jako neurologopeda prowadzi-łam m.in. terapię i rehabilitację z osobami po udarach i incyden-tach neurologicznych w Szpita-lu Miejskim w Bydgoszczy. W 2007 roku zostałam dyrektorem Domu Pomocy Społecznej w Ka-mieniu Krajeńskim. Zostawiłam to miejsce w zupełnie innym sta-nie niż zastałam. Zależało mi na tym, żeby mieszkające tam osoby miały godne warunki.

Skąd więc w tym wszystkim po-

lityka?To przejście było dość płynne.

Mieszkańcy regionu zaufali mi i w 2006 roku uzyskałam mandat radnej sejmiku województwa ku-jawsko-pomorskiego. Wyborcy docenili moją pracę, zaangażo-wanie i cztery lata później także zostałam radną. Rok później z ra-mienia Platformy Obywatelskiej z powodzeniem kandydowałam w wyborach do Sejmu. Starto-wałam w tamtych wyborach pod hasłem "Zawsze blisko ludzi" i z czystym sumieniem mogę po-wiedzieć, że wywiązałam się z danej obietnicy.

Co było największym wyzwa-niem w tej kadencji?

Prowadziłam ustawę, któ-ra ma istotny wpływ na sys-tem ubezpieczeń społecznych. Umożliwia ona rozłożenie na raty wszystkich zaległości przed-siębiorców wobec ZUS, dzięki czemu jest łatwiej im prowadzić firmy, a miejsca pracy, które two-rzą, są lepiej chronione.

Wobec polityków pada często zarzut, że w swoich programach skupiają się na ludziach młodych, przedsiębiorcach, a zapominają o osobach starszych, które często nie mogą związać końca z koń-cem.

Pracowałam nad ustawą, dzię-ki której działacze dawnej opo-zycji antykomunistycznej, lu-dzie bardzo zasłużeni dla Polski, otrzymali wsparcie finansowe, mieszkaniowe, a także m.in. w opiece zdrowotnej. A w ramach utworzonego przy Minister-stwie Pracy i Polityki Społecznej Zespołu ds. Rozwiązań Syste-mowych walczę o to, by osoby niepełnosprawne miały pracę i mogły normalnie żyć. W Komisji Polityki Senioralnej byłam moc-no zaangażowana w pracę nad pierwszą ustawa dla seniorów.

Na co dzień jest intensywnie, ale kiedy przychodzi chwila odde-chu, to...

Mam wspaniałego męża Kazi-mierza i trzech synów – Mikołaja, Marcina i Miłosza. Na co dzień jesteśmy zabiegani i nie widzimy się często, ale cenię każdą chwi-lę, kiedy możemy pobyć razem, zwyczajnie porozmawiać przy obiedzie, wspólnie się pośmiać, obejrzeć dobry film. Bardzo lubię spacery z moim psem – labrado-rem Arią - i jazdę na rowerze, z przyjemnością biorę udział w weekendowych rajdach. Jeśli po-goda nie pozwala, chętnie sięgam po dobrą książkę, najchętniej biografie znanych, silnych i ak-tywnych kobiet.

Dotrzymałam słowaPraca posła to nie tylko posiedzenia sejmowe znane wszystkim z telewizji i występy w politycznych debatach – to codzienna praca w regionie, spotkania z mieszkańcami, samorządowcami i rozgrzany do czerwoności te-lefon. O kulisach pracy parlamentarzysty rozmawiamy z Iwoną Kozłowską, poseł na Sejm RP, kandydatką PO w

kolejnych wyborach do parlamentu z okręgu bydgoskiego, rozmawiał Maciej Pagała

REGION 79 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

interesu trzeba dołożyć. Działam w różnych orga-nizacjach rolnych i były tam wnioski, żeby te opła-ty pokrył rząd z budżetu. Ale inni producenci, np. buraków cukrowych, na-tychmiast się temu sprze-ciwiali argumentując, że jak im wyrośnie więcej, to też nikt nie zapłaci im tak dobrej ceny jak ta, któ-rą mają w kontrakcie na określoną sprzedaż.

Zakrzewski podkreśla, że jeżeli człowiek wie, że ma zapewnioną sprzedaż na po-ziomie 1000 czy 10 000 tysięcy kilogramów, to musi liczyć się z tym, iż wyższa produkcja spowo-duje ryzyko straty. W poprzed-nich latach wielu gospodarzy korzystało bowiem na tym, że inni rolnicy nie wypełnili swoich limitów i Polska, rozliczana przez UE jako kraj, nie przekroczyła globalnie kwoty mlecznej. Indy-widualna produkcja była więc większa niż kwota mleczna na gospodarstwo, ale kar nie było.

Rolnicy zadają jednak, dość zdroworozsądkowe, pytanie.

- Czemu tylko my mamy po-nosić koszty przekroczenia li-mitu? - mówi Wojciech Jarząb-kowski. - Przecież nasze mleko zostało już przetworzone, sprze-dane i w większości przypadku pod postacią różnych artykułów zjedzone. A te produkty w sklepie nie były sprzedawane po niższej cenie. Odniesienie do biznesu jest średnio trafione, bo jak ktoś już na wolnym rynku coś sprze-da i znajdzie się na to kupiec, to potem nie przychodzi znów do sprzedawcy i nie negocjuje jesz-

cze raz ceny. Są także gospodarze, którzy

idą jeszcze dalej. - Rząd nas oszukał - mówi

wprost Jacek Szarszewski z gminy Obrowo, który hoduje 120 krów. - Państwo zrobiło nas w konia.

Wiedzieliśmy o karach za nad-produkcję, ale nie w takiej wyso-kości. 91 groszy za litr? Przecież

to groteska. Dożynają polskich producentów, jak tylko mogą. Dostałem rok temu 130 tysięcy kary, a w tym roku 180 tysięcy. Jeździłem, pytałem doradców rok temu, co mam zrobić, żeby utrzymać gospodarstwo na po-

wierzchni. Kazali się ratować i zwiększać liczbę krów, żeby załatać poprzednią dziurę. Tak więc zrobi-łem.

G o sp o -darz z gmi-ny Obrowo kupił cielne jałówki w H o l a n d i i oraz Cze-chach i p r o d u k o -wał jeszcze więcej, żeby

pokryć stratę za okres rozlicze-niowy 2013/2014.

- Wtedy sprzedawałem mleko

po 1,5 za litr, a karę naliczyli mi 45 groszy - mówi Jacek Szarszew-ski. - Nie poradzili mi jednak, żeby dokupić limit. Liczyłem na rezerwę państwa i kwotę mlecz-ną kuzyna. Ale rząd zostawił nas samym sobie i wtedy kiedy było trzeba, nie wstawił się za nami w Brukseli. Cena mleka w okresie 2014-2015 sukcesywnie spada-ła - nawet do złotówki za litr. A karę naliczyli mi 91 groszy. Więc sprzedawałem mleko za 9 gro-szy? Przecież to jest kpina. Czesi i Holendrzy, którzy mi sprzedali jałówki, tylko czekali na "głupich" Polaków, którzy przyjadą i zosta-wią u nich swoją kasę. Teraz mam 180 tysięcy kary i spłacam swoje zakupy. Bo chciałem ratować go-spodarstwo, gdy kazali mi oddać 130 tysięcy. Błędne koło.

Rolnik jest niezwykle rozgory-czony i trudno mu się dziwić.

- W 2002 czy 2003 roku jeź-dziłem na szkolenia do Między-zdrojów przed wejściem do UE - mówi Szarszewski. - Dwa ty-godnie tam byłem. Ile pięknych słów nam do głów nakładli. A ja od początku mówiłem, że bogaty

nie da biednemu zarobić. Czemu rolnik z Zachodu miałby się inte-resować naszym losem. Gówno, a nie zachód tutaj mamy.

Od tego roku nie ma już sys-temu kwot, ale to też wywołuje spore kontrowersje.

- Przecież po zniesieniu li-mitów raptownie produkcja nie wzrosła - mówi Jacek Szarszew-ski. - A cena mleka spadła do 70 groszy za litr. Czemu, pytam się? Bo duże koncerny zablokowały ją na takim poziomie i w nosie mają nasz interes. Nie ma w Polsce już naszych wiejskich mleczarni. Są molochy z kapitałem większo-ściowym w obcych rękach.

Są jednak rolnicy, którzy wie-dzieli, czym grozi przekraczanie limitów.

- Ja kary nie dostałem - mówi Jan Wałachowski z Brąchnowa. - Ci, którzy je dostali w przeważa-jącej większości brali dopłaty za ilość wyprodukowanego mleka. Czasami nawet płacono im 1,7 za litr. Nikt chyba nieświadomy nie był. Wiem, że gospodarze nie mają już tych pieniędzy. Wy-dali je albo zainwestowali. Ale można było się tego spodziewać. Chociaż minister Sawicki parę lat temu też zrobił błąd. Bo szybciej było tak, że jak ktoś przekraczał limit, to mleczarnia od razu po-bierała zaliczkę na poczet kary. Ale ministerstwo to zniosło przy oklaskach gospodarzy. A teraz skutki są takie, jakie widać.

Fot. Łukasz Piecyk

“ Od początku mówiłem, że bogaty nie da biednemu zarobić. Czemu rolnik z Zachodu miałby się interesować naszym losem. Gówno, a nie zachód tutaj mamy.

[ ]70 groszy za litr

tak spadła cena mleka, chociaż

produkcja nie wzrosła

Dotrzymałam słowa

8 REGION 9 października 2015 r.

Zdradliwa i niebezpieczna. Można czekać godzina, a ona

nie zawsze przychodzi. Dając nieprzespane noce, nagradza dawką adrenaliny i kuszącym pięknem. Zamiast w nią wchodzić, lepiej wy-przedzić. I czekać. Tak, by jej piękno zobaczyć z jak najlepszej strony.

Polscy łowcy burz. Ludzie z pasją, którzy z nieba czytają jak z kartki. Obraz tworzony chmurami, wsadzony w ramę z wyliczeń i map, pozwala złapać najpiękniejsze zjawisko, jakie od milionów lat maluje się na niebie. Aby uchwycić ten mo-ment, potrafią brać w pracy wol-ne czy przez całą noc patrzeć w ciemne sklepienie nieba.

- Burza idzie w parze z adre-naliną - mówi Małgorzata Telus,

łowczyni burz nad powiatem

bydgoskim. - Jeżeli się ją zna, nie jest niebezpieczna. Aby jednak złapać ten jeden moment, w któ-rym przez ćwierć sekundy piorun przecina niebo, najlepiej wybrać się na otwartą przestrzeń.

Burze omijają miasta. Dlatego, aby je uwiecznić, łowcy burz na obserwacje najczęściej jeżdżą na

otwarte, duże tereny. Z aparatem

w ręku czekają, aż niebo rozerwie jasny blask i głośny huk.

- W tym roku burzę zdarzyło mi się gonić raz, a nawet ją wy-przedzić - mówi Piotr Gutkowski, kujawsko-pomorski łowca. - Le-piej na nią czekać, wtedy moż-na zrobić naprawdę wyjątkowe zdjęcia. Podniecenie, połączone

z dozą strachu jest dopiero wtedy, gdy kilkadziesiąt metrów od nas uderza piorun.

Gwałtowne zjawiska atmosfe-ryczne zawsze są zapowiedziane. Można je określić nawet pięć dni wcześniej. Na kilka godzin przed spektaklem na niebie tworzą się

między innymi cummulonim-busy, chmury zwiastujące burze czy chmury szelfowe - według łowców, najpiękniejsze na świe-cie.

- Łowiąc burze posługujemy się modelami numerycznymi, oznaczając na mapie Polski cy-frami i parametrami występu-jące zjawiska - tłumaczy Mał-gorzata. - Odczytujemy zdjęcia satelitarne, mapy synaptyczne oraz radarowe. Im ciemniejsza na niej plamka, tym większy jest opad. Często też sięgamy po detektory burzowe, które

pokazują na mapie miejsce ude-rzenia pioruna o ziemię.

Najbezpieczniejszym miej-scem do obserwacji burz na otwartym terenie jest samochód, który stanowi podobieństwo klat-ki Faradaya. Piorun, przechodząc przez karoserię, nie ma kontaktu z ciałem człowieka.

- Najniebezpieczniejsze są burze suche, czyli bezdeszczowe - opowiada mężczyzna. - Kiedy człowiek jest mokry, piorun po nim "spłynie". Jeżeli dosięgnie nas, gdy opadów nie ma, może dosłownie spalić nas od środka. Zdradliwość wyładowań elek-trycznych może być tragiczna w skutkach. Stojąc w rozkroku, piorun uderzający w ziemię może przejść przez nas, od jednej do drugiej nogi, paląc wszystko po drodze. Stojąc na baczność przej-dzie przez same stopy.

Pioruny pojawiają się na se-kundę. To właśnie dla tego ułam-ka "gniewu Boga", jak Małgorza-cie mówiła babcia, poświęcają bezpieczeństwo i większość swo-jego czasu.

Burza jest jak kobieta. Wybu-chowa, pieszcząca zmysły i po-budzająca ciało. Pięknem uwodzi każdego, kto choć raz się do niej zbliży. Gdy rozkocha, na zawsze stać się można jej własnością.

Michał Ciechowski

Burza jak kobieta

Dwadzieścia osób każdego lata poszukuje najpiękniejszych zjawisk atmosferycznych w regionie

pozabydgoszcz.pl

Stojąc w rozkroku, piorun uderzający w ziemię może przejść przez nas, od jednej do drugiej nogi, paląc wszystko po drodze.

Piotr Gutkowski

‘‘

Podczas burzy nie po-winniśmy palić w piecu. Zanieczyszczenia wydo-bywające się z komina ściągają pioruny.

Małgorzata Telus

‘‘

9REGION9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

Państwo Brylewscy od dziec-ka byli uczeni, że dobrych rzeczy się nie wyrzuca. Pie-

niędzy nie mają za wiele - jak to w Polsce emeryci. Dlatego po-stanowili nagłośnić, ich zdaniem absurdalne, wymiany wodomie-rzy w Spółdzielni Mieszkaniowej "Transportowiec" w Solcu Kujaw-skim.

- Co miesiąc musimy się moc-no nagimnastykować, żeby star-czyło nam pieniędzy do pierwsze-go - mówi Bogumiła Brylewska. - Na jedzenie dużo nie wydajemy, ale są opłaty, trzeba wykupić re-cepty, a zawsze jeszcze pojawi się niespodziewany wydatek. Dlate-go tak zdenerwowała nas sprawa wodomierzy. Może, żeby chodzi-ło tylko o nas, to byśmy nie robili rabanu, ale przecież wszyscy tutaj tak mają.

Lokatorzy bloku SM "Trans-portowiec" w Solcu Kujawskim ze zdumieniem przyjmują fakt, że

znów muszą wymienić wodomie-rze. Poprzednie są dobre, sprawne i nieszczególnie mocno eksplo-atowane. W mieszkaniach ludzie mają ich od 1 do 4. Za każdy nowy muszą zapłacić 70 złotych, a jak chcą rozłożenia kosztów na raty - to 88,13.

- Mamy w mieszkaniu dwa wodomierze - mówi Leon Bry-lewski. - Jeden w łazience, a drugi w kuchni. Przez pięć lat w kuchni zużyliśmy 75 metrów, a w łazience dwa razy tyle. Przecież te urządze-nia są zupełnie sprawne. Zresztą nam wodomierz w kuchni jest niepotrzebny. Zimnej wody nie musimy puszczać, czego już nie robimy, a ciepłą grzeje nam terma.

Dlatego, gdy do ich mieszkania przyszedł monter, żeby wymienić urządzenia, to poprosili o zmianę tylko tego w łazience.

- Mężczyzna powiedział nam jednak, że nie ma takiej możliwo-ści - mówi ze zdumieniem Bogu-

miła Brylewska. - Czemu mamy płacić za coś, czego nie chcemy i co jest nam niepotrzebne? Ro-dzice nas oszczędności uczyli, a ta sytuacja to zwykłe marnotraw-stwo. Podpisali umowę z firmą na taki okres czasu i teraz muszą to zmieniać. Tylko czemu naszym kosztem? Czemu nie dokonają legalizacji urządzeń? Przecież by-łoby taniej.

Państwo Brylewscy zapewnia-ją, że to temat głośny wśród sąsia-dów.

- Boją się jednak cokolwiek mówić, bo są zahukani - mówi Leon Brylewski. - Między sobą gadają, ale władz spółdzielni się boją.

W siedzibie spółdzielni wiedzą, kto zgłosił nam ten problem. De-klarują, że tylko ci lokatorzy mają z wymianą wodomierzy problem. Prezes twierdzi, że wszystko robi zgodnie z prawem.

- Podstawą rozliczeń wody w

spółdzielni mogą być wyłącznie urządzenia posiadające ważną i nienaruszoną cechę legalizacyj-ną - mówi Maria Kobiak, prezes zarządu SM "Transportowiec". - Po upływie terminu jej ważności urządzenia należy wymienić na nowe lub legalizowane z ważną cechą legalizacyjną. Rachunek ekonomiczny mówi, że wymiana na nowy wodomierz jest bardziej uzasadniona.

Ten po "legalizacji" nie ma już bowiem gwarancji, a żeby jej do-konać trzeba urządzenie wymon-tować, zastąpić na jakiś czas in-nym, za co też trzeba zapłacić, dwa razy zaprogramować i z powrotem wmontować. W SM wyliczyli, że kosztowałoby to 65 zł, a więc tylko 5 zł mniej niż nowy wodomierz. Wymiany urządzenia tylko w ła-zience nie chcą wykonać.

- Każdy pion w lokalu ma za-montowany wodomierz - mówi Maria Kobiak. - W zależności od

instalacji może to być 1, 2, a na-wet 4 wodomierze. Jeżeli ktoś ma 2 wodomierze w kuchni i łazience, to jak może twierdzić, że jeden jest mu zbędny. Nie będzie korzystać z wody w toalecie czy też w kuchni ?

Państwo Brylewscy twierdzą, że jeżeli nie zgodzą się na wymia-nę, to będą płacili znacznie więcej niż dotychczas.

- Nawet do końca nie wiemy ile, bo dali nam tabelę, której nie rozumiemy - mówi starsza kobie-ta.

Władze spółdzielni tłumaczą, że w takim wypadku lokal będzie traktowany jako nieopomiarowa-ny. Ustawodawca wyznacza kilka różnych stawek dla takich lokali. W przypadku państwa Brylew-skich będzie to najprawdopodob-niej 3 metr sześcienne miesięcznie na osobę, czyli dwa razy więcej niż zużywają.

Tomasz WIęcławski

Wymiana dla wymiany?

Wody zużywają tyle, co nic. Przez pięć lat w kuchni zużyli jej 75 metrów

sześciennych. Nie chcą mieć dwóch wodomierzy, bo ten w łazience, by im wystarczył. Ciepłą wodę grzeje terma i tylko ją używają poza łazienką. Ale

spółdzielnia nie chce się na to zgodzić

10 REGION

Wiara w wartość idei i przyrzeczenia. Sza-cunek do siebie i nie-

sienie pomocy potrzebującym. Skauting i harcerstwo próbowano opisywać już na dziesiątki sposo-bów. Pewnie każdy ma inną wizję tej działalności, jednak skauting w dużym skrócie opiera się na trzech ogólnych prawach – obo-wiązku wobec Boga, bliźnich i samego siebie. A jak stwierdził celnie Andrzej Małkowski – har-cerstwo to skauting plus niepod-ległość.

- Ono zmieniło nas – mówią Weronika Stróżyńska i Magdale-na Baciak .- W mundurze kroczy się inaczej, dostojniej, on zobo-wiązuje.

Wie to również 12-letni Kamil Małdachowski.

- Jestem harcerzem i mu-szę starać się zawsze, nie tylko na zbiórkach, ale na co dzień – mówi. – Nawet, gdy nie mam na sobie munduru. To sposób na życie, a harcerz powinien być au-torytetem.

Niestety, zbyt często nawet w skali ogólnopolskiej, traktuje się ich instrumentalnie.

- ZHP i harcerze są traktowani jak egzotyka i „krakowiaczki” – mówi druh Włodzimierz Domek. – Obstawiamy różne imprezy i z

jednej strony patrzy się na nas, jak na przysłowiowych chłopców w krótkich spodenkach, a z dru-giej - wikła w dziwne sytuacje i określa mianem „czerwonych”, bo kiedyś nakazywano istnienie w szkołach drużyn harcerskich. A kiedy wychodzimy z kościoła to da się nawet usłyszeć – „O! Czar-ni!” albo „moherowe berety”…

Nie jest to jednostkowa opinia. - Chodzi właśnie o instru-

mentalne traktowanie harcerzy – mówi drużynowa Sabina Szy-mańska. – Jeśli są potrzebni, to

wystawiają wartę honorową, a z codzienną współpracą wyglą-da to już inaczej… Nie jesteśmy sfrustrowani, tylko czasem jest nam trochę przykro, że mundur się wykorzystuje.

Po 1989 roku harcerstwo nie znalazło chyba swojego miejsca w środowisku.

- To pewnie kwestie finansowe i ideologiczne, chociaż od poli-tyki staramy się odcinać – mówi dodaje Sabina Szymańska. – Je-steśmy neutralni, a młodzieży nie powinno się wikłać w rozgrywki

z politycznym tłem. Mamy swoją metodo-logię, w zgodzie z któ-rą pracujemy i chcemy reprezentować natu-ralne oblicze harcer-stwa, a nie to na pokaz. Do naszej grupy należą małe zuchy, harcerze, harcerze starsi i wę-drownicy. Na terenie gminy są drużyny koronowskie, ale środowisko zuchowe i harce-rze do poziomu gimnazjalnego działają również w Wierzchucinie Królewskim. Ci młodzi ludzi na-prawdę wiedzą, czym jest powaga munduru.

Symbolika ZHP nigdy nie ule-gła zmianie. Bóg. Honor. Ojczy-zna. Dla tych pojęć nie ma rede-finicji.

- Podstawą metodyki harcer-skiej jest tak naprawdę wycho-wywanie dzieci przez dzieci, pod czujnym okiem dorosłych – mówi Sabina Szymańska. – Sami uczą się pracy zespołowej i współdzia-łania. Rajdy, zbiórki czy wyjazdy są częścią tego życia.

Tak było od zawsze, ale wy-chowanie patriotyczne i rozwój artystyczny również są nieodłącz-nym elementem harcerstwa.

- Propagujemy taką działal-ność – mówi druh Włodek. –

Tworzymy nowe logo dla gminy, na zlocie hufca zrobiliśmy też eksperymentalną grę artystycz-ną. Niech sobie pani wyobrazi, że dzieciaki mają do przedsta-wienia „Wiosnę” albo „Narodziny Wenus” Botticellego i dają radę! Młodzież nakręciła też kiedyś sztukę „Temida nie jest ślepa” na podstawie „Procesu” Kafki i zro-bili to fenomenalnie. Nie sztuka spotkać się raz czy dwa i napisać projekt. My jesteśmy zwolennika-mi długofalowego i różnorodne-go rozwoju. Harcerstwo to rów-nież przezwyciężanie własnych lęków, oporów czy nocnych stra-chów związanych np. z pełnie-niem warty.

Co ciekawe, do koronowskie-go hufca należy więcej dziew-czyn, niż chłopców, ale ci wszyscy młodzi ludzie wiedzą, że najlep-sze rzeczy, które przytrafiają się w życiu, to... nie są rzeczy.

Aleksandra Radzikowska

W mundurze kroczy się dostojniej

Mają swoje ideały i wiedzą, jak należy wybrać pomiędzy tym, co słuszne a łatwe. Nawet wtedy, gdy nie mają na sobie munduru. Harcerstwo to dla nich wieloletnia praca i duma

Dla harcerzy z Koronowa mundur to nie tylko ubranie, ale i zobowiązanie.

Fot. ŁUKASZPIECYK

“– Jesteśmy neutralni, a młodzieży nie powinno się wikłać w rozgrywki z politycznym tłem.

9 października 2015 r.pozabydgoszcz.pl

11REKLAMA9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

12 GMINA DOBRCZ pozabydgoszcz.pl 9 października 2015 r.

Skarby w bibliotece

Prywatne książki Jana Pawła II znajdują się w Gminnej Bibliotece Publicznej w Dobr-czu

Równo sto osiemdziesiąt cztery książki z prywatnej biblioteki Ojca Świętego

Jana Pawła II ma w swoich zbio-rach Gminna Biblioteka Publicz-na w Dobrczu. Pozyskanie uni-katowych egzemplarzy umożliwił pochodzący z gminy ks. Hiero-nim Fokciński.

Duchowny stara się, co pe-wien czas, przekazać do Polski literaturę, którą miał w swojej bi-

blioteczce Jan Paweł II. Okazję do przejrzenia w Watykanie zbiorów papieża miała dyrektor biblioteki

w Dobrczu, pani Agnieszka Le-wandowska.

- Będąc w Papieskim Instytu-cie Studiów Kościelnych miałam okazję sama wybrać te wyda-nia, które chciałabym zabrać dla mieszkańców gminy Dobrcz - mówi dyrektor placówki. - Wró-ciłam z prawdziwymi białymi krukami.

Za szybą gabloty umieszczo-

nej w placówce gminnej znajduje się oryginał „Annuario Pontificio Per L’Anno” z 1994 roku. Jest to

Rocznik Papieski, pochodząc y z prywatnej biblioteki Jana Paw-ła II. Powszechne egzemplarze są oprawione na czarno, jedynie te, z których korzystał papież oprawione są w kolorze białym. Rocznik ten zawiera wszystkie informacje dotyczące Kościoła na całym świecie.

- Wśród książek znaleźć u nas można także egzemplarze z dedykacjami dla Ojca Świętego od autorów oraz te z odręcznymi podpisami Jana Pawła II - doda-je Agnieszka Lewandowska. - W kilku z nich znajdują się również pisemne adnotacje samego papie-ża.

Podczas dokumentowania

książek przedstawiciele biblio-teki znaleźli w nich pocztówki adresowane do papieża, kawałek opłatka, a nawet prywatne zdję-cia osób, które wysłały Karolowi Wojtyle książkowe upominki.

- Gdy w „Legendach spod Giewontu” należących do papieża znalazłam zdjęcie dwóch dziew-czyn - bliźniaczek, dzięki danym na odwrocie fotografii, postano-wiłam skontaktować się z nimi i zwrócić książkę - mówi kobieta. - Podczas rozmowy ustaliliśmy jednak, że „Legendy” mogą u nas zostać.

Biblioteka w Dobrczu posia-da także prywatny album Pa-pieża-Polaka z fotografiami z lat

siedemdziesiątych. On również leżał między książkami, które dla mieszkańców gminy są najcen-niejszą pamiątką po Ojcu Świę-tym.

Unikatowe zbiory trafiły do bi-blioteki dzięki zaprzyjaźnionemu księdzu Hieronimowi. Choć pla-cówkę ostatni raz odwiedził po-nad pięć lat temu, wciąż pamię-ta o jej pracownikach i każdego roku przysyła do pani Agnieszki listy. Duchowny dba nie tylko o polskie słowo za granicą, ale także o swoją Małą Ojczyznę. Może, gdy ponownie zawita do Dobrcza, Gminna Biblioteka Pu-bliczna otrzyma dla mieszkańców kolejny, namacalny ślad historii?

Fundusz podzielony

Michał Ciechowski

Zbiory ze śladami użytkowania oraz osobistymi adnotacjami papieża Jana Pawła II, pochodzą z jego prywatnej biblioteczki w Watykanie.

Fot. ŁUKASZ PIECYK

“Biblioteka w Dobrczu posiada tak-że prywatny album Papieża-Polaka z fo-tografiami z lat siedemdziesiątych.

Mieszkańcy gminy rozdzielili pieniądze, które w 2016 roku zmienią ich sołectwa

Zakończył się cykl zebrań wiejskich, podczas których mieszkańcy sołectw gminy

Dobrcz zdecydowali, jak rozdys-ponują fundusz sołecki.

Wrześniowe zebrania od-bywały się przez trzy tygodnie. Podczas rozmów mieszkańcy wspólnie z Krzysztofem Szalą, wójtem gminy Dobrcz, podzielili fundusz społeczny na rok 2016. Każde sołectwo otrzymało dofi-nansowanie według zgłoszonych potrzeb inwestycyjnych.

Augustowo otrzymało 11.576,60 zł. na oświetlenie, skanalizowanie oraz popra-wę estetyki sołectwa. Borówno przeznaczy 28.166,90 zł na dal-szą budowę świetlicy wiejskiej. Taką samą kwotę otrzymało so-łectwo Dobrcz, które zainstaluje lampy solarne przy ulicy Łąko-wej i Stawowej, a także przełoży chodnik wzdłuż ulicy Jarzębi-nowej i wykonany zostanie pro-jekt kanalizacji ulic Jabłonio-wej i Agrestowej. Wspomnianą kwotę wydadzą także sołectwa Kotomierz, Stronno i Wudzyn. Tam powstanie m.in. oświetlenie dróg.

Sołectwo Gądecz, przy wspar-ciu 13.576,45 zł zmodernizuje plac zabaw oraz poprawi bezpie-czeństwo mieszkańców. Miesz-kańcy Kozielca dzięki przezna-czonej kwocie 11.463.93 zł będą mogli wkrótce korzystać z no-

wowyposażonej świetlicy oraz zagospodarowanego wokół niej terenu. W Kusowie za kwotę 19.097,16 zł rozbudują i zmoder-nizują świetlicę wiejską.

O bezpieczeństwo pieszych zadbają władze sołectwa Mag-dalenka - budując chodnik. Na ten cel otrzymali 14,674,95 zł. Nekla i Sienno za przekazane kwoty w wysokości odpowiednio 14.815,79 zł i 23.068,69 zł popra-wią stan świetlic wiejskich oraz bezpieczeństwo w sołectwie, budując chodnik i, podobnie jak Strzelce Dolne, za 11.435,76 zł postawią oświetlenie.

Strzelce Górne postawiły na sport i bezpieczeństwo miesz-kańców, dzięki czemu fundusz sołecki w znacznej części prze-znaczą na oświetlenie boiska i dróg lokalnych. Stworzą także projekt nowej świetlicy. Supo-nin (10.280,92 zł), Trzebień (13.520,11 zł), Trzęsacz (12.210, 28 zł), Włóki (14.083,45 zł) i Za-lesie (11.210,43 zł) zainwestują w świetlice wiejskie. Poszczególne sołectwa zadbają także o odpo-wiedni stan dróg w regionie i ich oświetlenie.

Mieszkańcy Wudzynka i Trzeciewca otrzymane pienią-

dze - 19.294,33 zł i 19.604,16 zł przeznaczą na oświetlenie sołec-twa oraz poprawę jego estetyki. Dodatkowo Wudzynek część środków finansowych przekaże harcerzom.

Spotkanie w Augustowie za-owocowało również wybraniem nowego sołtysa, którym została Anna Szopieraj. O cztery osoby wzbogaciła się także Rada Sołec-ka, do której wybrano: Krystynę Milhausen, Krystiana Nawroc-kiego, Andrzeja Kucharczyka oraz Roberta Skrabułę.

(MC)

Mieszkańcy tłumnie przychodzili na zebrania wiejskie. Tutaj mieszkańcy wsi Wudzyn Fot. NADESŁANE

Pieniadzę dla LGDPracę nad nową strategią

rozwoju na lata 2014-2020 rozpoczęła Lokalna Grupa

Działania „Trzy Doliny”. W ra-mach działań organizowane są spotkania z mieszkańcami gmin w całym powiecie bydgoskim.

Województwo Kujawsko-Po-morskie, jako jedno z dwóch, będzie wdrażać Rozwój Lokalny Kierowany przez Społeczność. Oznacza to, że LGD będą dys-ponować środkami z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich i z Regionalnego Programu Opera-cyjnego województwa Kujawsko –Pomorskiego.

- Spotkania z mieszkańcami mają określić potrzeby rozwoju LGD ‘Trzy Doliny”, szczególnie pokazać, jakie będą realizowane projekty przez samorząd, przed-siębiorców, rolników, organizacje pozarządowe, grupy nieformalne czy mieszkańców - mówi Anna Kutkowska, pełnomocnik wójta ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi. - Bardzo ważne jest, by na etapie konsultacji było jak najwięcej osób. Spotkania umożliwią wskazanie obszarów, na które zostaną skierowane środki.

W obecnym okresie programo-wania połowa środków zostanie przeznaczona na rozwój przed-siębiorczości. Pierwsze spotka-nie w ramach LGD odbyło się 30 września w Dobrczu, ostatnie zaś będzie miało miejsce 13 paździer-nika o godzinie 14.00 w Osielsku w sali Gminnego Ośrodka Kultury.

- Po spotkaniach w poszcze-gólnych grupach rozpoczną pracę zespoły robocze, do których zapra-szamy lokalnych liderów - podsu-mowuje Anna Kutkowska.(MC)

139 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

Mówiąc o działaniach in-westycyjnych, powin-niśmy wziąć pod uwa-

gę ostatnie kilka lat ponieważ procesy inwestycyjne nie zawsze można zrealizować w ciągu jed-nego roku budżetowego - za-znacza Krzysztof Kula, zastępca wójta gminy Sicienko. - Mówiąc jednak tylko o roku bieżącym - ciągle rozbudowujemy naszą sieć wodno-kanalizacyjną. W gminie systematycznie przybywa miesz-kańców, zabudowywane są nowe obszary, dlatego musimy zadbać o doprowadzenie do nich no-wej infrastruktury technicznej. Jedną z najważniejszych prac re-alizowanych w roku 2015 była rozbudowa sieci wodociągowej w Wojnowie, Osówcu, Sicienku, Kruszynie i Łukowcu oraz budo-wa pośredniej stacji wodociągo-wej, ze zbiornikiem retencyjnym o pojemności 100 metrów sze-ściennych, dla poprawy zaopa-trzenia w wodę sołectwa Łuko-wiec i Murucin.

W bieżącym roku gmina kon-tynuowała także rozbudowę sieci kanalizacji sanitarnej w Sicienku i Wojnowie. Kolejne prace roz-poczną się w Kruszynie, Gonca-rzewach, Osówcu oraz Strzelewie.

W prężnie rozwijającej się gminie nie zabrakło także inwe-stycji drogowych. Wśród wielu warto wspomnieć o wykonaniu w tym roku przebudowy ul. Orze-chowej i Akacjowej w Pawłówku,

dokończeniu przebudowy ulicy Lipowej, Wierzbowej i Kaszta-nowej w Sicienku, wykonaniu pierwszego etapu drogi wokół jeziora w Samsiecznie oraz mo-dernizacji kilometrowego od-cinka drogi w Wierzchucinku. Koszt wykonanych inwestycji na drogach w tym roku wyniesie 1,7 mln złotych.

- Niebawem prawdopodobnie dokonamy także wykupu grun-tów niezbędnych do poszerzenia drogi Wierzchucinek-Wierzchu-cice - zapowiada Krzysztof Kula.- Aktualnie przygotowywany jest wniosek o dofinansowanie tej inwestycji w roku 2016 z Naro-dowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych. Projektujemy także ścieżkę pieszo-rowerową z Wojnowa do Mochla oraz chod-nik w Sicienku od ulicy Bydgo-skiej do ulicy Józefa Budy oraz chodnik w Zielonczynie.

Mówiąc o drogach nie można

pominąć kwestii ich oświetlenia, które poprawia ich standard, ale również, a może przede wszyst-kim wpływa na poprawę bezpie-czeństwa. Systematycznie każde-go roku ze środków budżetowych rozbudowujemy infrastrukturę oświetlenia drogowego. Tylko w tym roku wybudujemy 32 nowe latarnie drogowe.

Poza inwestycjami drogowy-mi, gmina wciąż bierze udział w pracach proekologicznych, mo-dernizując budynki użyteczno-ści publicznej, jakimi są obiekty szkolne. W ostatnim czasie przy wsparciu unijnym wykonano termomodernizację budynków szkolnych w Wojnowie i Trze-miętowie.

- W najbliższym czasie pla-nujemy wykonać kompleksową termomodernizację budynków Szkół Podstawowych w Samsiecz-nie i Strzelewie - zaznacza zastęp-ca wójta gminy.- Również w tym

przypadku liczymy na znaczące wsparcie finansowe ze środków UE. W naszych zamysłach jest także budowa ścieżek rowero-wych, m.in. Kruszyn-Osówiec i Osówiec-Szczutki (do drogi krajowej nr 25), w ramach Zin-tegrowanych Inwestycji Teryto-rialnych.

W niedalekiej przyszłości w gminie Sicienko powstać mają także cztery nowe świetlice wiej-skie - w Łukowcu, Dąbrówce Nowej, gdzie budynek obecnej świetlicy zostanie przebudowany, Teresinie oraz w Pawłówku.

Dla młodzieży oraz sportow-ców zamieszkujących gminę w ostatnim czasie oddano do użyt-ku m.in. pełnowymiarowe bo-isko piłkarskie w Wojnowie oraz boisko do siatkówki plażowej w Sicienku. Władze nie zapomniały także o najmłodszych, dla któ-rych budowane są kolejne place zabaw.

Budujemy dla mieszkańców Najdalej wysunięta na północny-zachód i najbardziej rozciągnięta terytorialnie gmina powiatu

bydgoskiego stale się rozwija. Powstaje nie tylko rozbudowana sieć drogowa, ale także ta wodno-kanalizacyjna. Włodarze regionu nie zapomnieli również o najmłodszych i sportowcach

Michał Ciechowski

Gmina Sicienko, realizując swoje inwestycje, stawia na działania proekologiczne, a także poprawę bezpieczeństwa na drogach.

Krzysztof Kula, Z-ca Wójta

‘‘ Nowy chodnik, bo o nim mowa, realizowany jest w ramach inicjatywy

lokalnej ze środków Starostwa Powiatowego i Urzędu Gminy. Liderem grupy inicjatywnej jest Szymon Dunal - sołtys miej-scowości. To on, wraz z grupą mieszkańców, złożył stosowny wniosek.

- Ten chodnik jest bardzo ważny, bo poprawia bezpie-czeństwo pieszych w naszej miejscowości - mówi Szymon Dunal. - Dlatego złożyłem sto-sowne dokumenty w ramach inicjatyw lokalnych w Staro-stwie Powiatowym.

Inwestycja realizowana jest wzdłuż ulicy Strażackiej po-między ulicą Bydgoską i Po-godną. W prace zaangażowała się Ochotnicza Straż Pożarna w Dąbrowie Chełmińskiej. Chod-nik będzie miał ok. 900 metrów długości i dwa metry szeroko-ści.

Prace mają zakończyć się jeszcze w październiku. Przy-pominamy, że w 2013 roku w taki sam sposób wybudowano chodnik wzdłuż ulicy Wiślanej w Ostromecku, a w 2014 roku wzdłuż ulicy Chełmińskiej w Czarżu.

(WT)

W partnerstwie Samorząd powiatowy

i gminny realizują wspólne zadanie w

Dąbrowie Chełmińskiej

SICIENKO i DĄBROWA CHEŁ.

14 GMINA OSIELSKO

Dowiedziałem się, że gmi-na zmienia zasady od-bierania śmieci – mówi

Krzysztof, mieszkaniec Osiel-ska. - Według mnie coś tu nie gra. Jak można do jednego wor-ka wsadzać metal, papier, two-rzywa sztuczne i opakowania wielomateriałowe? Czy to nie stoi aby w sprzeczności z gospo-darką odpadami? - pyta Czytel-nik.

O zmniejszenie ilości wor-ków na śmieci zawnioskowała Komisja Rady Gminy. Raz na pół roku będą oni otrzymywać pakiet nie 18, a 15 worków. Zda-niem Marzeny Alińskiej, kie-rownika referatu oraz ds. ochro-ny środowiska, gospodarki odpadami oraz zbiorowego za-opatrzenia w wodę i zbiorowego odprowadzenia ścieków, nie ma odstępstwa od idei recyclingu. Firmy komunalne przewożą bo-wiem wymienione przez Czytel-nika odpady razem, de facto je mieszając.

- Zmniejszyliśmy liczbę wor-ków właśnie po sygnałach od mieszkańców, którzy nie mieli

miejsca na taką ilość odpadów – tłumaczy Marzena Alińska.

Jak się dowiedzieliśmy, od 1 stycznia przyszłego roku papier i metale, do tej pory odbierane raz w miesiącu od kwietnia do końca października odbierane będą raz na dwa tygodnie, a od listopada do końca marca raz w miesiącu. Tworzywa sztuczne, opakowania wielomateriałowe, odpady ulegające biodegradacji

i odpady zielone, które dotych-czas były odbierane od maja do końca października raz na dwa tygodnie, a od 1 listopada do 30 kwietnia raz w miesiącu po zmianie będą odbierane od kwietnia do końca października raz na dwa tygodnie, a od 1 li-stopada do 31 marca raz w mie-siącu.

Fot. Łukasz Piecyk(MAD)

Segregacja na skróty

Od nowego roku zmieni się gminna polityka gospodarki odpadami. Zamiast sześciu worków na śmieci dostaniemy teraz trzy, ale będą one częściej odbierane. Nie wszystkim mieszkańcom taka modyfikacja się podoba

Marek Dobrosz

Wnioski o dofinanso-wanie z funduszu sołeckiego można

było składać do końca wrze-śnia. Najmniej dostanie Bo-żenkowo, bo jedynie niespełna 28 tysięcy. Dwa i pół tysią-ca więcej – Jarużyn. Później stawka wzrasta i jest równa w przypadku Maksymilianowa, Niemcza oraz sołectw Niwy--Wilcze, Osielsko i Żołędowo. One będą mogły zlecić prace za 42,5 tys.

Danuta Szatkowska-Rzep-ka, sołtys Jarużyna, tłumaczy, że mieszkańcy głosowali na zebraniu głównie na doposa-żenie placów zabaw dla dzieci oraz na wydatki na integrację, czyli wyposażenie świetlicy dla dzieci, działalność klubu seniora oraz coroczny lipcowy festyn „Jarużynka”.

Integracja stanowi połowę wydatków z funduszu w sołec-twie Maksymilianowo. - Wy-damy na nią dwa dwadzieścia tysięcy, ale drugie tyle na po-

trzebny mieszkańcom parking przy ulicy Kościelnej. To teren gminny, blisko cmentarza czę-sto parkuje sporo samocho-dów, ludzie nie mają gdzie ich

stawać, łamią przepisy – argu-mentuje sołtys Czesław Bety-na.

W sołectwie Niwy-Wilcze integracja nie jest najważniej-

sza. Sołtys Ireneusz Kraszkie-wicz wylicza kluczowe inwe-stycje: wykonanie projektu budowy ulicy Rybinieckiej od skrzyżowania z ulicą Su-walską, łącznie ze skrzyżowa-niem ulicy Olsztyńskiej oraz projektu odwodnienia placu na skrzyżowaniu ulic Karpac-kiej i Rybinieckiej (19 tys. zł), wykonanie projektu i budowa oświetlenia na całej długości ulicy Sopockiej (14 tys. zł), projekt budowy boiska w piłkę nożną dla sportowców z Wil-cza (plus dwie lampy, razem 5 tys. zł). Integracja to ostatnie miejsce na liście - 4593 złote i 29 groszy, czyli reszta z 42 593,29 zł.

- Wnioskowałem o dwa projekty oświetlenia ulic, dwa-dzieścia pięć tysięcy na kolej-ne wyposażenie placów zabaw, osiem tysięcy na imprezy oko-licznościowe oraz doświetlenie kortu tenisowego – informuje Konrad Cichański. Sołtys z Osielska dodaje, że 42,5 tys.

zł to górna granica dofinanso-wania dla sołectw. Gdyby nie było tego ograniczenia, sołec-two powinno dostać więcej środków. - Jesteśmy znacznie większą wsią, niż na przykład Żołędowo.

Warto przypomnieć, że o tym, na co zostaną przezna-czone konkretne środki z bu-dżetu gminy, decydują miesz-kańcy – podczas głosowań na zebraniach wiejskich. Nie możemy więc mieć pretensji o wydatkowanie pieniędzy, jeśli na tym spotkaniu nie byliśmy i nie przedstawiliśmy swoich propozycji. Co ważne, projek-tu funduszu sołeckiego wcale nie musi składać tylko sołtys. Może być to rada sołecka lub, uwaga, 15 pełnoletnich miesz-kańców sołectwa. Musi on tylko spełniać trzy podstawo-we warunki: służyć poprawie życia mieszkańców, być zgod-nym ze strategią gminy i nale-żeć do jej zadań własnych.

42 tysiące na wieś. Dużo to czy mało?

Wiadomo już, na co otrzymają pieniądze sołectwa w gminie Osielsko. To najbardziej oczekiwane drobne remonty i inwestycje, ale także integracja. W najlepszym wypadku wydać będzie można nieco ponad 42 tysiące

Takiego miejsca nie znaj-dziecie w całej gminie. W „Księgarni63” na pierw-

szym piętrze galerii handlowej w Osielsku można wypić kawę, po-grać w gry, poczytać.

Marek Tarczyński, właściciel księgarni-kawiarni nie ma zamia-ru prowadzić szablonowy biznes. Postawił na oryginalność. Są tu oczywiście tytuły na topie, ale w przeciwieństwie do empiku znaj-dziemy tu też tytuły lokalnych pisarzy.

To nie wszystko - na ścianach księgarni zobaczymy obrazy i grafiki naszych twórców. Gale-ria będzie się rozwijała, wkrótce będzie można obrazy kupić. - Wszystko po to, żeby przełamać stereotyp galerii handlowych, które nie sprzyjają lokalnym ini-cjatywom – zapewnia Tarczyński.

„Księgarnia63” zaprosi wkrót-ce także na spotkania poetyckie, muzyczne i warsztaty. Co dwa tygodnie organizowane będą warsztaty kreatywności. Ostatnio odbyły się Pierwsze warsztaty z książką dla dzieci "Jesień na ulicy Czereśniowej". „Szliśmy śladami bohaterów i wątków. Odnajdywa-liśmy owoce jesieni w księgarni. Ręce dzieci oznaczyły liście na wspólnym drzewie i stworzyły jeże z okazałych szyszek. Wy-obraźnia dzieci (i rodziców) pra-cowała doskonale, a nam było bardzo miło” - informuje Księ-garnia63 na swoim profilu face-bookowym. Warto skontaktować się z tym wyjątkowym miejscem: [email protected]. Księgarnia otwarta jest od godz. 9 do 20.

(MAD)

Księgarnia jak kawiarnia

pozabydgoszcz.pl 9 października 2015 r.

Prace pana Waldemara Bucholtza można oglądać na jego ofi-cjalnej stronie na portalu społecznościowym facebook, wpisując „pirografia-wiwaldi”.

Fot. GRAŻYNABRZEZIŃSKA

15GMINA OSIELSKO9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

W drewnie wypalane Po trzydziestu latach pasja w mieszkańcu Niemcza odrodziła się na nowo Michał Ciechowski

Przygodę z pirografem pan Waldemar Bucholtz roz-począł w latach osiemdzie-

siątych. Dziś, po latach przerwy, tworzy wspaniałe obrazy. Gdyby nie jego 7-letni syn, płomień pa-sji zgasłby na kolejne długie lata.

W jego pracowni nie ma pędzla ani farb. "Maluje" pirogra-fem, urządzeniem zbliżonym do lutownicy, które przejął od brata prawie trzydzieści lat temu.

- Zdolności plastyczne wi-doczne były u mnie od najmłod-szych lat - opowiada Waldemar Bucholtz, pirograf. - W latach osiemdziesiątych w moje ręce trafiło stare urządzenie, produk-cji ZSRR. Zafascynowany sprzę-tem stawiałem pierwsze szkice.

Wraz z wejściem pana Wal-demara w dorosłe życie pirograf zszedł na drugi plan. Urządze-nie trafiło wraz z nieużywanymi przedmiotami na strych.

- Przeprowadzałem się już kil-ka razy - zaznacza mężczyzna. - Nie miałem świadomości, że cały czas podąża gdzieś za mną piro-graf. O tym dopiero uświadomił mi siedmioletni, wówczas, syn.

Znaleziony przez chłopca pi-rograf trafił w ręce ojca prawie dwa lata temu. Dzięki przypad-kowemu odkryciu pasja pana Waldemara odżyła w nim na nowo. Dziś pracuje na profe-sjonalnym sprzęcie i na większą

skalę. - Pirografia jest trudniejszą

dziedziną sztuki niż malarstwo - zaznacza mieszkaniec Niem-cza. - Za pomocą nagrzanej do pięciuset stopni końcówki urzą-

dzenia maluję na drewnie, pły-tach pilśniowych i narzędziach z drewna. Przy wypalaniu każdy błąd jest nieodwracalny. Trzeba być skupionym i mieć dużo cier-pliwości. Malowanie na formacie

A4 trwa około 7-8 godzin. Pan Waldemar tworzy na

drewnie z drzew liściastych: bukowych, olchowych i brzozo-wych. Jak zaznacza, ważne, aby było one suche i jasne. Wtedy

łatwiej jest uzyskać efekt wypa-lania. Na ciemnym drewnie nie będzie widać głębi.

- Pasja, stłumiona przez do-rosłe życie, wykiełkowała po-nownie - podsumowuje pan Waldemar. - Potrzebny był tylko ten siedmioletni strażak, który rozpalił we mnie iskrę. Teraz tli się ona w sercu od nowa. W tej chwili nie wyobrażam sobie dnia, w którym nie usiadłbym i nie za-czął wypalać choć małego obrazu na kawałku drewna. W wolnych chwilach tworzę dla siebie. Dzię-ki pirografowi powstały unika-towe zaproszenia, portrety czy malunki na deskach do krojenia.

Dzięki swojej twórczości mieszkaniec Niemcza sprawia przyjemność innym, a także po-maga. Kilka jego prac trafiło na aukcje i charytatywne licytacje. Jak zaznacza, nie chce niczego robić do szuflady. Jeżeli tylko może w jakiś sposób pomóc, to chętnie to robi. Choć wciąż się uczy sztuki wypalania na drew-nie, w planach ma odtworzenie obrazu w formacie 100 x 70. Do tego jednak musi jeszcze dojrzeć.

Prace pana Waldemara Bucholtza można oglądać na jego oficjalnej stronie na portalu społecznościowym facebook, wpisując „pirografia-wiwaldi”.

Fot. ŁUKASZ PIECYK

Dlaczego kandyduje pan do sej-mu?

Polska wymaga zmian, a nic się jeszcze samo nie zrobiło. Dla-tego postanowiłem poświęcić najbliższe cztery lata, aby popra-wić sytuację w naszym kraju.

Co chciałby pan zrobić jako po-seł?

Przede wszystkim spowodo-wać aby politycy odczepili się od gospodarki.

Dla Polaków podstawowym pro-blemem jest brak pracy, niska płaca, brak perspektyw rozwoju zawodowego. Dlaczego mamy z tym taki problem?

Państwo nadmiernie drenuje kieszenie Polaków. Wszystkich Polaków, i pracowników , i pra-codawców. Dlatego postuluję obniżkę podatków i uwolnienie gospodarki. Wtedy te problemy natychmiast by zniknęły.

Posłów jest 460, a pan może być tylko jednym z nich. Jak chce pan realizować swój program będąc tylko jednym z wielu?

Bycie jednym na 460 wystarczy aby za pośrednictwem mediów dotrzeć do milionów Polaków. Bycie jednym z 460 wystarczy aby wykorzystać inicjatywę ustawo-dawczą i zgłosić projekty ustaw lub poprawki do istniejących po to, aby przywrócić Polakom wła-

dzę nad owocami ich pracy. Siła nie tkwi w ilości, a w jakości.

Czy są takie kwestie, ustawy, któ-re z pewnością nie znajdą pana poparcia?

Nigdy nie poprę żadnej ustawy ograniczającej wolność Polaków,

ani regulującej sprawy światopo-glądowe. Zaneguję każdą próbę ingerencji w prywatne życie Po-laków.

Powiedział pan, czego na pewno nie poprze. A co na pewno pan zrobi?

Będę informował opinię pu-bliczną o niekorzystnych dla Polaków ustawach głosowanych w sejmie. Będę też korzystał z inicjatywy ustawodawczej. Naj-ważniejsze jest uproszczenie i ujednolicenie prawa oraz obniż-ka podatków. Dzięki temu więcej pieniędzy zostanie w kieszeniach obywateli. A tego nam właśnie potrzeba.

Twierdzi pan, że swoją działal-ność publiczną finansuje z wła-snych środków. Naprawdę?

Tak. Od czasów kiedy byłem nastolatkiem, utrzymuję się sam. Obecnie prowadzę działalność gospodarczą w branży usługowej. W taki sposób zarabiam na życie i z tego finansuję wszelkie swoje aktywności.

Wydaje pan pieniądze na działal-ność publiczną i nie liczy chociaż na zwrot poniesionych kosztów?

Liczę na to, że uda się wpro-wadzić postulowane przeze mnie zmiany, a co za tym idzie, jeśli wrócę do prowadzenia działalno-ści, to państwo polskie nie będzie mnie łupić z większości owoców moje pracy, tylko one pozostaną w mojej kieszeni. To będzie zwrot wielokroć wyższy niż inwestycja, ponieważ będzie dotyczył nie tyl-ko mnie, ale wszystkich Polaków.

Skoro nie czerpie pan profitów ze

swojej działalności publicznej, to po co pan to robi?

Abym mógł z czystym sumie-niem odpowiedzieć na pytanie zadane kiedyś przez moje dziec-ko: „Tato, a co Ty zrobiłeś abym ja nie musiał emigrować?”

Jaki jest pana stosunek do uchodźców?

Taki sam jak do wszystkich ludzi. Jeśli chcą tu przyjechać i uczciwie pracować na swoje utrzymanie, płacić podatki, roz-wijać polską gospodarkę i szano-wać panujące tu zasady, to zapra-szam. Jeśli mają tu trafić na koszt obywateli, to jestem przeciwny.

Z jakimi ugrupowaniami jest pan gotów współpracować?

Należy współpracować z ludź-mi, a nie z ugrupowaniami. Mó-wiąc o partiach zdejmujemy z konkretnych ludzi odpowiedzial-ność za podejmowane przez nich decyzje. Będę współpracował z każdym, kto będzie popierał słuszne propozycje zmian.

Niech pan sobie wyobrazi, że kończy już czteroletnią kaden-cję. Jakimi sukcesami, tak hipo-tetycznie, chciałby się pan wtedy pochwalić?

Jednomandatową ordynacją wyborczą, prostym systemem podatkowym, silną armią i uwol-nioną gospodarką.

Chcę mieć czyste sumienie wobec moich dzieci – wywiad z Piotrem Najzerem, kandydatem do sejmu RP

16 pozabydgoszcz.pl 9 października 2015 r.

Pikniki historyczne w Sol-cu Kujawskim odbywają się od pięciu lat, zawsze

na przełomie września i paź-dziernika. Mieszkańcy mogli m.in. przywitać się z Napole-onem Bonaparte i zobaczyć, jak ze swoimi wojskami wchodził do miasta generał Jan Henryk Dąbrowski. Tym razem muze-alnicy oraz grupa „Sarmackie Dziedzictwo” chcą przywołać historię śreniowieczną.

- Związane jest to oczywiście z 690-leciem nadania Solcowi praw miejskich przez księcia Przemysła – mówi Rafał Ku-biak, dyrektor muzeum.

Oprócz ludycznych zabaw impreza będzie miała dwa punkty kulminacyjne. Około południa przybędzie do mia-sta Przemko inowrocławski,

którego poddani rozbiją na skwerze książęcy na-miot. Później nastąpi odczytanie wstępu do przywileju lo-kacyjnego Solca Kujawskiego i przedstawie-nie postaci, które w tym wydarzeniu brały udział.

Soleckie m u z e u m , choć jego patronem jest książę inowro-cławski, nie ma w swoich zbio-rach wielu śre-dniowiecznych eks-ponatów. - To są jakieś pojedyncze przedmioty

znaj- dowane w okolicach – tłuma-czy Rafał Kubiak. - Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowa-

na, bo na tę chwilę nie jeste-śmy w stanie określić, gdzie

ten średniowieczny Solec był! Wszystkie nadzory archeologiczne, przepro-wadzane na przykład przy budowach dróg w mieście, nie dostar-czyły nam materiału archeologicznego ze średniowiecza. To już są czasy nowożytne,

XVII - XVIII wiek. Od lat robimy też odwierty

archeologiczne, bo próbu-jemy ustalić, gdzie ta naj-

starsza część miasta była. To też nie przynosi pozytywnych rezultatów. Być może sytuacja jest taka, że szukamy czegoś,

czego nie ma, bo przez lata brzeg Wisły się zmieniał. Być może ten najdawniejszy Solec jest na przykład pod Wisłą. Ale nie poddajemy się, bo wytypo-waliśmy jeszcze kilka miejsc, gdzie przeprowadzone zostaną odwierty – podkreśla dyrektor muzeum.

Przywilej lokacyjny Solca nie zachował się, ale w Archi-wum Państwowym w Bydgosz-czy są trzy jego odpisy (każdy król potwierdzał przywilej, jeśli się miasto o to do nie-go wystąpiło) – sporządzone przez urzędników Jana III So-bieskiego, Michała Korybuta i Augusta II. W archiwum są też oryginalne pieczęcie księcia Przemysła.

(MD)

Przybij piątkę z księciem PrzemysłemJuż w tę niedzielę na skwerze przed soleckim muzeum kolejny piknik historyczny.

Będzie można spotkać patrona miasta, księcia Przemysła i średniowiecznych wojów.

Na początku września po-stanowiliśmy przejść ra-zem sto kilometrów. Już

na początku dopadła nas ulewna burza z piorunami – opowiada Marek Maćkowiak, założyciel grupy "Derkacz" (z łac. crex). - W chwilę później musiał z marszu zrezygnować pierwszy z nas, a podczas kolejnego postoju na-stępny. Czterdzieści kilometrów w mokrych butach poraniło mu stopy. Pamiętam doskonale świt, kiedy zauważyliśmy orła bielika podczas śniadania i atakujące go kruki, takie obserwacje zawsze są magiczne. Na siedemdziesią-tym piątym kilometrze odpada

następny. Do końca doszliśmy w trzech. Lubię wracać na czwora-kach do domu – żartuje entuzja-sta ekstremalnych wędrówek.

Marek Maćkowiak jest pasjo-natem marszu w lesie od wielu lat. Wcześniej często wyruszał na trasę, żeby obserwować i fotogra-fować zwierzęta. Na pomysł przy-gotowania się do stukilometrowe-go marszu wpadł właśnie podczas jednego z takich wypadów. Po-stanowił zarazić tym pomysłem grupę znajomych. Początkowo uczestniczyli w zorganizowanych marszach na orientację. Później sami się zorganizowali. Tak po-wstała Adventure Group Crex.

Grupa zajmuje się szeroko ro-zumianą aktywnością w terenie. Najczęściej organizuje wypady na krótszych dystansach (np. 15 ki-lometrów marszu, ognisko, 15 ki-lometrów marszu). W paździer-niku "Crex" planuje wycieczkę na Wał Pomorski, a w listopadzie kolejną próbę przejścia stu kilo-metrów. Marek Maćkowiak przy-znaje, że to tytaniczny wysiłek.

- Bez odpowiedniego przygo-towania nie ma możliwości spro-stać takiemu wyzwaniu. Trzeba wcześniej trenować. Wycieczki na krótszych dystansach organizu-je np. lokalne PTTK – tłumaczy Maćkowiak.

Nawet dla osób z odpowied-nim treningiem sto kilometrów to nie lada wyzwanie. - Zmęcze-nie może wywołać halucynacje, przywidzenia, zdarzało się to już nam. Ja miałem wrażenie, że widzę idącego po śniegu wilka, może dlatego, że obserwuję te zwierzęta z inną grupą, do której należę – dodaje pasjonat.

Marek Maćkowiak zachęca mieszkańców Solca Kujawskiego do uczestnictwa w grupie. Jest ono bezpłatne, a entuzjaści skła-dają się jedynie na ewentualne noclegi. Każdy musi też posiadać własne wyposażenie. Najważ-niejsze są oczywiście buty, więc

jeśli nie chcą Państwo wracać do domu w łapciach z kory brzo-zowej i wikliny, to nie warto na nich oszczędzać. Zdania są lek-ko podzielone, niektórzy wolą trekkingi, inni lekkie buty biego-we. Najlepiej zabrać także odzież przeciwdeszczową, naładowany telefon komórkowy, latarkę i za-pasowe baterie oraz suchy pro-wiant.

Z "Derkaczem" można skon-taktować się przez stronę na por-talu społecznościowym:

www.facebook.com/crexat.

„Crex” zaprasza na marsze w terenie

Jesteś mieszkańcem Solca i pasjonatem pieszych wycieczek z przygodami? Pora poznać Adventure

Group Crex, czyli Marka Maćkowiaka i jego przyjaciółMarek Dobrosz

SOLEC KUJAWSKI

179 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl SOLEC KUJAWSKI

W byłej nasycalni pod-kładów kolejowych w Solcu prowadzone są

prace rekultywacyjne. We wtorek był tam minister środowiska.

Rekultywacja rozpoczęła się w tym roku. Większość funduszy na inwestycję pochodzi z funduszu ochrony środowiska (25,5 mln zł). Cała szacowana jest na 30 mln zł. Projekt szybko zyskał ak-ceptację, a promesę Teresa Sub-styk, burmistrz Solca, podpisała 6 września ubiegłego roku. Roboty już trwają, a teren rekultywowa-ny jest nowatorskimi metodami, biologicznego oczyszczania grun-tu, m.in. specjalnymi bakteriami.

Nasycalnia podkładów dzia-łała ponad sto lat, od 1873 roku, jednak oprócz tego, że dawała

pracę także sukcesywnie skażała teren. Okazało się, że chlorofe-nami zostało zanieczyszczonych 16,6 hektara, ziemia i wody pod-skórne. Po 2005 roku działał tu jedynie syndyk masy upadłościo-wej, a odkryte zbiorniki z nie-bezpiecznym szlamem straszyły. Teren też nawiedzali złomiarzem. Słowem – ruina bez nadzoru. Na-sycalnia była ogromnym proble-mem. Trujące miejsce w centrum sąsiaduje przecieź z aquaparkiem, halą sportową, stadionem....

Gmina chce, by powstał tutaj w przyszłości stadion, boiska, skate-park, góra saneczkowa, strzelnica i parkigi oraz tereny zielone.

Fot. Łukasz Piecyk(MAD)

Minister w nasycalni

Tu na razie jest nasycalnia, ale będzie San Francisco

18 pozabydgoszcz.pl 9 października 2015 r.KORONOWO

Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Koronowie zaprasza na zajęcia z

technik samoobrony dla kobiet. Pierwsze spotkanie odbędzie się w piątek, 16 października o go-dzinie 18. Zajęcia prowadzić bę-dzie Maciej Makowski, wykwali-fikowany instruktor.

Maciej Makowski na swoim koncie ma wiele szkoleń i zajęć z zakresu samoobrony. Trenował m.in. policjantów z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. To właśnie praca z funkcjonariu-szami pokazała, że samoobrona to nie tylko nabywanie umiejęt-ności radzenia sobie w sytuacji zagrożenia, ale także poprawa i utrzymanie sprawności fizycznej.

- Poczucie własnego bezpie-czeństwa daje komfort zarówno fizyczny, jak i psychiczny - za-powiadają organizatorzy wyda-rzenia. - Miejsko-Gminny Ośro-dek Sportu i Rekreacji zaprasza wszystkie panie, które chcą po-znać technikę samoobrony. Za-jęcia odbędą się w sali konferen-cyjnej hali MGOSiRu. Dla pań niejednokrotnie samoobrona może okazać się lepsza niż fitness.

Organizatorzy zapraszają wszystkie kobiety, mieszkanki regionu, bez względu na wiek. Warsztaty koordynowane przez Macieja Makowskiego w Miej-sko-Gminnym Ośrodku Kultury prowadzone będą bezpłatnie.

(MC)

Lepsze niż fitness

Woda w stawie we Wtel-nie znikała od maja. Na wilgotnej ziemi,

którą dziś porasta już tylko trzci-na, zdychały wielkie karpie i inne, mniejsze ryby. Mieszkańcy sugerują, że woda sukcesywnie wypływała przez nieszczelny rurociąg jeszcze przed upalnym latem.

Jak powiedział nam admi-nistrator portalu Wtelno.info, który problem zauważył, wody w stawie nie było już pod ko-niec maja. Według osób miesz-kających w sołectwie, zanika-nie stawu może mieć związek z nadmiernym spływem wody do instalacji ściekowej. Ilość cieczy i ścieków zdecydowanie przekra-cza ilość pobranej wody pitnej.

O sprawę zapytaliśmy w Zakła-dzie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Koronowie.

- Staw jest akwenem nieprze-pływowym - zaznacza Maciej Szlagowski, zastępca kierownika Wydziału Wodociągów i Kanali-zacji ZGKiM. - Wody faktycznie ubyło. Otrzymaliśmy pismo, aby uzupełnić staw wodą ze stud-ni głębinowej. Niestety, aby nie zabrakło jej dla mieszkańców i zwierząt, musieliśmy wydać de-cyzję negatywną.

Staw jest akwenem płytkim, wysokie temperatury bardzo szybko sprawiły, że woda wy-parowała. Jak zaznacza zastępca kierownika Wydziału Wodocią-gów i Kanalizacji, nie jest możli-we, aby ciesz wypłynęła rurami.

- Między przepompowniami zainstalowane zostały rury PCV - zaznacza Maciej Szlagowski. - Jeżeli wcześniej staw był prze-pełniony, to woda mogła prze-siąkać w studniach czy innych zbiornikach. Nie jest możliwe, aby ona odpłynęła rurami. W lipcu i sierpniu, kiedy trwały upały, w większości stawów nie było wody. Tak też dziś wygląda we Wtelnie.

Jak poinformował Krzysztof Holka, sołtys Wtelna, staw w przyszłości może zostać pogłę-biony. Jest to jedno z rozwiązań, aby uniknąć ponownego wy-schnięcia akwenu i zginięcia ryb, które znajdowały się w stawie.

Komentarz: Wody w stawie we Wtelnie

brakuje od trzech miesięcy. Gdy-by przejść dwa kilometry dalej, dostrzec można piękne, wy-pełnione stawy w Tryszczynie. Może susza nie traktuje wszyst-kich wód jednakowo? A może ich właściciele mają swoje uję-cia? Nie wiadomo. Wiadomo je-dynie, że we Wtelnie wciąż wody nie ma. Zgodnie z wyliczeniami meteorologów, aby uzupełnić jej braki, musiałoby padać bez przerwy przez około trzy mie-siące. Może to odpowiedni czas na sprawdzenie wszystkich in-stalacji lub, jak sugeruje sołtys Krzysztof Holka, rozpocząć pra-ce pogłębiające?

Sucho i głucho

Woda w stawie we Wtelnie znikała od maja. Na wilgotnej ziemi, którą dziś porasta już tylko trzcina, zdychały wielkie karpie i inne, mniejsze ryby. Mieszkańcy sugerują, że woda sukcesywnie wypływała przez nieszczelny rurociąg jeszcze przed upalnym latem

Michał Ciechowski

Kiedyś park okalający Ko-ronowo był miejscem spotkań mieszkańców i

turystów. Dziś stał się zarośnię-tym obszarem zielonym, o któ-rym prawie zapomniano. Prawie, ponieważ to właśnie tam zbierają się miłośnicy ekstremalnej jaz-

dy rowerowej, którzy własnymi siłami sprzątają park, tworząc w nim specjalne ścieżki do sportów wyczynowych. To dzięki nim i pomocy Urzędu Miasta we wrze-śniu odbyły się tam pierwsze za-wody rowerowe downhill.

- Park Grabina, a w szcze-

gólności jego roślinność, jest systematycznie niszczona przez rowerzystów - mówi Grzegorz Myk, koronowski przewodnik turystyczny. - Rozjeżdżają rośli-ny tworząc trasy zjazdów, a tak-że kopią ziemię z roślinnością tworząc garby - skocznie. Tak

zostało znisz-czone m.in. jedno z naj-ciekawszych stanowisk na ścieżce dy-d a k t y c z n e j „C y s t e r s k i Gaj” - „Zbio-rowisko grą-dowe”.

Jak mówi G r z e g o r z Myk, w parku są miejsca, gdzie przyroda nie przeszkadzałaby ro-werzystom, a sportowcy jej.

- Opodal są jeszcze tzw. „Szań-ce” - tłumaczy mężczyzna. - Tam nie ma wcale roślinności, oprócz drzew. Można do woli tworzyć trasy do zjazdu i budować skocz-nie.

O sprawę zapytaliśmy samych zainteresowanych.

- Przystosowaliśmy ten teren do naszych potrzeb, ponieważ od lat nikt z niego nie korzystał - mówi Przemysław Lipiec, uczest-nik zawodów. - "Szańce", o któ-rych wspomina pan Grzegorz są dla nas terenem niekorzystnym, a nawet niebezpiecznym. Zbyt wysokie urwiska nie są odpo-wiednie dla rowerów. Dopóki nie rozstrzygnie się konkurs na zago-spodarowanie tego miejsca, my tu będziemy ćwiczyć. Konkurs "O Puchar Burmistrza Koronowa" zorganizowaliśmy przy współ-

pracy z Urzędem Miasta. Gdyby władze miały coś przeciwko, na pewno by nam nie pomogły.

W sprawę zaangażował się już wiceburmistrz Koronowa - Rafał Gibas, który zapowiedział przyj-rzenie się sprawie. Według niego, organizując zawody nikt nie miał na celu niszczyć cennych okazów przyrodniczych znajdujących się w Parku Grabina.

Park o powierzchni prawie 24 hektarów jest pozostałością zwar-tych obszarów leśnych okalają-cych Koronowo od południowe-go zachodu. To właśnie dla tego terenu zorganizowano niedawno konkurs dla szkół "Mój pomysł na Grabinę", w którym dzieci i młodzież obmyślały plan zago-spodarowania "Grabiny".

- Szkoda, że konkurs nie był równoległy z konkursem dla do-rosłych - podsumowuje Grzegorz Myk. - Ciekawe, jakie będą jego efekty w praktyce?

Co dalej z Grabiną? Dotąd niezagospodarowany park stał się miejscem pierwszych zawodów rowerowych downhill

„O Puchar Burmistrza Koronowa”. Wydarzenie wzbudziło wiele emocji wśród lokalnych działaczy. W parku rosną unikatowe rośliny, które poprzez ekstremalną jazdę zostają niszczone

Michał Ciechowski

Jak powiedział nam administrator portalu Wtelno.info, który problem zauważył, wody w stawie nie było już pod koniec maja.

Fot. ŁUKASZ PIECYK

“Przystosowaliśmy ten teren do naszych po-trzeb, ponieważ od lat nikt z niego nie korzystał

- Park Grabina, a w szczególności jego roślinność, jest systematycznie niszczona przez rowerzystów - mówi Grzegorz Myk, koronowski przewodnik turystyczny.

Fot. ŁUKASZ PIECYK

19GMINA NOWA WIEŚ WIELKA

W sobotę, 19 września, na starcie imprezy stanęło ponad 1500 zawod-

ników - rowerzyści, biegacze, piechurzy nordic-walking oraz dzieci i młodzież. Głośno dopin-gowali ich kibice.

- Imprezę zaczęliśmy rów-nolegle w dwóch miejscowo-ściach - mówią organizatorzy wydarzenia. - W Przyłękach, w biegu wystartowała młodzież, w Brzozie zaś rozpoczął się X Rodzinny Rajd Rowerowy. W jednej kolumnie rowerzyści ru-szyli na wspólną przejażdżkę po

ulicach Brzozy z metą w Przyłę-kach. Podczas startu na miejscu obecna była pani poseł Iwona Kozłowska oraz wójt gminy Woj-ciech Oskwarek z sołtysem Brzo-zy Waldemarem Owczarkiem.

W samo południe w Przyłę-kach na starcie stanęło ponad 560 biegaczy, aby wziąć udział w VI Biegu Trzeźwości na dy-stansie dziesięciu kilometrów. Równo z nimi ruszyli pasjona-ci nordic-walking, którzy mieli do przejścia pięć kilometrów. Honorowym starterem biegu głównego był dwukrotny meda-

lista mistrzostw świata w skoku o tyczce - Paweł Wojciechowski oraz Wójt Gminy Białe Błota Maciej Kulpa. Wspólnie z biega-czami, symbolicznie, przebiegli pierwsze sto metrów.

Na mecie, z czasem 31 minut i 18 sekund pojawił się Kamil Sie-radzki. Drugie miejsce zajął Da-mian Kabat, który był wolniejszy od lidera o sześć sekund. Na naj-niższym stopniu podium stanął Mikołaj Raczyński.

Wśród pań liderką biegu zo-stała Aleksandra Brzezińska, która trasę 10 km przebiegła w 36 minut i 32 sekundy. Drugie miejsce zajęła Marta Szenk, z czasem 37 minut i 28 sekund, trzecie zaś Paulina Kulpa - 38 minut i 47 sekund.

W konkurencji nordic-wal-king nagrody odebrały trzy naj-lepsze panie: Agnieszka Mie-lecka, która na metę przybyła w 32 minucie marszu, Barbara Możdżeń, której zajęło to 35 mi-nut i 31 sekund oraz Grażyna Gwoźdź z czasem 36 minut i 11 sekund.

Wśród panów zwyciężył Włodzimierz Krych z czasem 31 minut i 51 sekund. Tuż za nim na metę przybyli Grzegorz Nowak - 32 minuty i 20 sekund oraz Zbi-gniew Szymański - 32 minuty 25 sekund.

W dodatkowej kwalifikacji, zarówno w kategorii open, jak i służb mundurowych, najszyb-si okazali się zawodnicy RWT Bydgoszcz. Drugie miejsce zajął klub TKKF Kolejarz Bydgoszcz, a trzecie klub Bydgoskie Okonie. Najszybszą biegającą rodziną okazała się rodzina w składzie Bartosz i Mariusz Kryske.

- Nagrodziliśmy również najlepszych w zawodach rowe-rowych - dodają organizato-rzy wydarzenia. - Z 9 rowerów przeznaczonych jako nagro-dy główne, aż osiem trafiło do uczestników X Rodzinnego Raj-du Rowerowego, a jeden wygrał uczestnik zawodów nordic-wal-king.

Podczas wrześniowej soboty świętowano także 80. urodziny biegacza i jednocześnie organi-zatora jubileuszowego Rodzin-nego Rajdu Rowerowego - Zdzi-sława Mielcarka, który w swojej kategorii wiekowej nie miał sobie równych. Stowarzyszenie "Brzo-za Biega" uhonorowała pana Zdzisława specjalnym pucha-rem. Życzenia złożył mu także Prezydent Miasta Bydgoszczy - Rafał Bruski

Głównym organizatorem wydarzenia było Stowarzysze-nie Klub Turystyki Rowerowej Rowerowa Brzoza wraz z przed-stawicielami Gminy Nowa Wieś Wielka i Białe Błota.

Święto sportu zakończone

Rekordowo szybki i rekordowo kolorowy - tak określić można VI Bieg Trzeźwości i X Rodzinny Rajd Rowerowy. Mieszkańcy regionu wzięli udział w dwóch wielkich wydarzeniach sportowych

Michał Ciechowski

9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

20 pozabydgoszcz.pl 9 października 2015 r.

Poziom czytelnictwa w Pol-sce sukcesywnie spada. Cała nadzieja w tym, że

pasja do śledzenia przygód bo-haterów na kartach książek, a nie szklanym ekranie, powróci u najmłodszych. W miejskich autobusach i na szkolnych kory-tarzach nie widać niestety malu-chów, które w rękach trzymały-by tomy powieści. Za to tablety i komórki zobaczyć można bez problemu. Rządowy program zakłada, że do bibliotek i szkół trafią nowe książki, ale nie będą to zwykłe podręczniki.

- Nie można powiedzieć, że

to prawidłowość przypisywana wszystkim, ale jeśli dzieci mają do wyboru dowolną książkę i lekturę, to wybierają zgodnie ze swoimi pasjami – mówi Ewa Wilk z Gminnej Biblioteki Pu-blicznej w Białych Błotach. – To często historie przygodowe lub

fantasy, dziewczynki, szczegól-nie starsze, sięgają raczej po hi-storie miłosne. Nie każdy inte-resuje się tym samym, a wiemy też, że niektórzy lektury uwiel-biają. Nie dla wszystkich jest to przykry, narzucony odgórnie obowiązek. Najważniejsze, żeby w ogóle czytali.

Zrozumieli to także twórcy rządowego projektu, którego gmina jest beneficjentem. Jeśli ktoś raz załapie bakcyla, z książ-ką pod pachą będzie szedł przez całe życie. Wystarczy, że świat zamknięty w kartach jednej po-wieści po prostu kogoś oczaruje.

Dlatego pro-gram, który realizowany będzie w roku s z k o l n y m 2015/2016 na terenie całej Polski, umoż-liwi nie tylko zakup ksią-żek do biblio-

tek, ale pozwoli też dzieciom i młodzieży na rozwój zaintereso-wań czytelniczych. O taką szan-sę i dofinansowanie starało się blisko dziesięć tysięcy placówek z terenu kraju. Cieszy więc to, że kulturę czytelnictwa krzewi się już u najmłodszych, również w

szkołach z terenu gminy Białe Błota.

Uśmiech na twarzy powinni mieć jednak również ucznio-wie, bo to właśnie oni wybiorą, jakie pozycje trafią na regały ich bibliotek. Mogą to być lektury, którymi są zainteresowani albo książki, których fabuła pozwo-li im rozbudzić wyobraźnię i wyostrzyć ciekawość na świat. Inspiracja do twórczego dzia-łania i umiejętność odniesie-nia książkowej rzeczywistości do świata realnego to również

cenne lekcje, podobnie jak zdol-ność abstrakcyjnego myślenia. Zwiększony zasób słownictwa, sprawność pisania wypracowań szkolnych czy umiejętność wy-korzystania pięknej polszczyzny w mowie – właśnie to przede wszystkim daje uczniom z klas 1-6 czytanie.

- Kiedyś nie lubiłam czytać i dzisiaj sama się sobie dziwię – mówi Marysia, dziś uczennica szóstej klasy. – Wystarczyło, że pani polonistka poleciła mi „Ta-jemniczy ogród”, zakochałam

się w tej historii i nie wyobra-żam sobie życia bez książek. Lektury też lubię, bo to przecież tylko spis fajnych pozycji, które musimy znać. Umówiłam się nawet z koleżankami, że czasem będziemy czytać tę samą książ-kę i dyskutować o niej. Mamy już za sobą pierwszą część Har-ry’ego Pottera, chociaż osobiście znam już cztery.

Okazuje się, że ważna ini-cjatywa leży również po stro-nie nauczycieli i bibliotekarzy, chociaż oni o czytaniu przypo-minają swoim podopiecznym bardzo często. Ważne jest, by w mądry sposób wykształcali w uczniach nawyk wypożyczania książek na okres ferii letnich czy zimowych. Młodzi ludzie muszą mieć z czytania przyjemność i odkryć, że to atrakcyjny sposób na zdobywanie wiedzy, dlatego „Książki naszych marzeń” to nie jest jednostkowa akcja. Poprze-dza Narodowy Program Rozwo-ju Czytelnictwa, który w latach 2016-2020 realizować będzie Ministerstwo Edukacji Narodo-wej we współpracy z Minister-stwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Czytajcie co chcecie Do trzech szkół z terenu gminy, w ramach programu rządowego „Książki naszych marzeń”, trafi dofinansowanie o

łącznej kwocie 5640 zł. To promocja czytelnictwa, ale i ukłon w stronę tych, którzy z dziełami literackimi są za pan brat

Aleksandra Radzikowska

Fot. ŁUKASZ PIECYK“ - Kiedyś nie lubiłam czytać

i dzisiaj sama się sobie dziwię – mówi Marysia

Rozgrywki V ligi sezonu 2015/2016 świetnie wystartowały dla zespołu z gminy Białe-Błota. Dwa zwycięstwa i jeden remis spowodowały,

że KS Łochowo znalazło się w ścisłej czołówce tabe-li. Niestety, po przegranym spotkaniu z ówczesnym liderem – Legią Chełmża, i tym samym przerwaniu prawie półrocznej passy bez porażki na własnym stadionie, beniaminka dopadła zadyszka.

- Nie wzmocniliśmy się przed sezonem, a wręcz nawet osłabiliśmy – szuka przyczyn kryzysu trener KS Łochowo, Marek Sperski. – Dwóch chłopaków musiało przerwać treningi z powodów osobistych. Nasi rywale nie próżnowali i teraz widzimy tego efekty. Zawodnicy KS Łochowo grają bez wyna-grodzeń i łączą pasję z pracą. Często to koliduje i musimy jeździć na mecze w 12-osobowym składzie. Wiadomo, że każdy musi utrzymać rodzinę i to jest priorytetem.

Szczególnie ostatnie spotkanie było bardzo do-tkliwe dla zawodników z Łochowa – przegrali z re-zerwami Olimpii Grudziądz 8:1.

- Rezerwy były tylko z nazwy – twierdzi szkole-niowiec. – Rozmawiałem z trenerem z Grudziądza, który wręcz mnie przepraszał, ale sytuacja była taka, a nie inna i praktycznie wszyscy zawodnicy, którzy trenują z pierwszym składem, zagrali przeciwko nam. Bardzo ciężko jest rozgrywać mecz przeciwko np. bramkarzowi Marcinowi Wróblowi, który ma ponad dwa metry wzrostu, a dodatkowo ma za sobą przeszłość w Wiśle Kraków czy Górniku Zabrze.

Co w takim razie zamierza zrobić Marek Sperski, aby przerwać złą passę?

- Będziemy się zastanawiać podczas przerwy zimowej – odpowiada trener. – Musimy jakoś do-trwać i robić wszystko co w naszej mocy, aby reszta drużyn nam nie uciekła. W tym momencie mamy przed sobą mecz z Drwęcą Golub-Dobrzyń i celem jest zwyciężyć. Być może będziemy mieli do dyspo-zycji pełny skład. Prawdopodobnie rozejrzymy się zimą za nowymi zawodnikami, jednak bardzo cięż-ko jest przeprowadzić solidny transfer, jeżeli w grę nie wchodzą pieniądze. Nie poddajemy się jednak i na pewno w każdym meczu będziemy ciężko wal-czyć o punkty.

Spotkanie z Drwęcą Golub-Dobrzyń odbędzie się 10 października o godzinie 15 na stadionie w Łochowie.

(KŻ )

Zadyszka KS Łochowo

Po świetnym starcie sezonu w wykonaniu beniaminka z Łochowa przyszedł mały kryzys. Drużyna nie potrafi wygrać spotkania od końca sierpnia

Zawody były otwarte dla wszystkich uczniów szkół podstawowych, gimnazjal-

nych oraz ponadgimnazjalnych. Dziewczyny musiały uporać się z dystansem 1200 metrów, zaś chłopcy mieli za zadanie przebiec 1500 metrów.

- Odnotowaliśmy rekordową liczbę uczestników – mówi Zbi-gniew Karnas, koordynator za-wodów. – Na starcie stanęło bli-sko 400 osób, a sklasyfikowanych zostało dokładnie 361. Bardzo nas cieszy tak duża liczba uczest-ników. Szczególnie chciałbym wyróżnić dyrekcję i nauczycieli ze szkoły podstawowej w Białych--Błotach, którzy stworzyli najlicz-niejszą reprezentacje – było to blisko 70 startujących.

W dużej części zawody spor-towe są przeznaczone dla osób, które są w pewien sposób uzdol-nione w danej dyscyplinie.

- Parę lat temu każda szkoła mogła wystawić po pięciu zawod-ników – opowiada Karnas. – Ktoś kiedyś powiedział, że tak musi być i tak było. My się jednak wy-mknęliśmy z tej reguły i nie mamy z tego powodu nieprzyjemności. Uważamy, że każdy powinien otrzymać szansę na sprawdzenie swoich umiejętności.

Dla każdego zawodnika przy-gotowany był napój oraz ciepły posiłek.

Wśród szkół podstawowych najlepsza okazała się Wiktoria Kilian reprezentująca Dąbrowe Chełmińską, a najlepszy Miko-łaj Winiecki z ZS w Solcu Ku-jawskim. Kategorie dziewczyn gimnazjalnych ponownie wy-

grała reprezentantka Dąbrowy Chełmińskiej – Marta Górecka. Wśród chłopców na pierwszej pozycji bieg ukończył Aleksander Zieliński z Gimnazjum w Koro-nowie. Najmniej liczną katego-rię – szkoły ponadgimnazjalne, zwyciężyli Weronika Baumgart z ZSA-E Karolewo i Mateusz So-bociński z ZSZ Koronowo. Warto dodać, że Mistrzostwa Powiatu Bydgoskiego były jednocześnie Mistrzostwami Gminy Białe-Bło-ta. Najlepszymi zawodnikami z gminy zostali: Dominika Falkow-ska, Alicja Lament, Maksym Bro-dala i Karol Jankowski.

Już dzisiaj, 9 października, w Bydgoszczy odbędą się woje-wódzkie zawody w biegach prze-łajowych. Powiat bydgoski będzie reprezentować 50 biegaczy.

- W latach poprzednich wra-caliśmy z medalami – mówi Zbigniew Karnas. – Teraz wielu naszych zdolnych biegaczy uczy się w szkołach nie należących do naszego powiatu. To wszystko jest jednak sport. Będzie ciężko o sukcesy, ale lepiej się miło za-skoczyć niż robić niepotrzebne oczekiwania, które nakładają nie-potrzebną presję.

Organizatorem Indywidual-nych Mistrzostw Powiatu Bydgo-skiego był klub Uczniowski Klub Sportowy „CZAPLA” Białe Błota.

(KŻ)

Bieg dla wszystkich

GMINA BIAŁE BŁOTA

21DODATEK

BUDOWLANKA

9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

Lato przeminęło, a wraz z nim na balkonach powo-li wkrada się szarość. Aby

chociaż jeszcze przez jakiś czas móc się cieszyć kolorami warto na tarasie posadzić wrzosy, astry i chryzantemy. Oprócz kwiatów, warto też postawić na inne dary jesieni. Dynie, jarzębina i kolo-rowe liście z pewnością dodadzą uroku naszym balkonom.

Astry to kwiaty, które kwitną prawie cały rok. Jesienią mogą zachwycać tak jak latem. Przy-bierają piękne barwy. Od żółtego i pomarańczowego, po róże, fio-lety, czerwienie, odcienie bordo i niebieskiego. Astry zaczynają kwitnąć pod koniec sierpnia, jed-nak są takie odmiany, które będą cieszyć nasze oko aż do końca listopada. Astry jesienne dzieli się na dwie grupy. Te o dużych i drobnych kwiatach. Wśród wiel-kokwiatowych najpopularniejsze są astry krzaczaste, nowoangiel-skie i nowobelgijskie. Jeśli chodzi o astry z drobnymi kwiatami naj-chętniej na balkon wybierane są wrzosolistne.

Równie popularne jak astry są chryzantemy, czyli złocienie. Choć częściej kojarzą nam się z kwiatami, które zanosimy na cmentarz, to mają również swo-ich zwolenników przy dekorowa-

niu nimi balkonu. Podobnie jak w przypadku astrów wyróżniamy rodzaje drobno i wielkokwiatowe. Jeśli już zdecydujemy się na chry-zantemy, kupujmy te doniczkowe. Nie urosną zbyt duże, ale na pew-no nie zawiodą nas pod wzglę-dem barw. Złocienie występują w kolorach białych, czerwonych, żółtych, pomarańczowych, różo-wych i fioletowych. Mimo iż na rynku dostępne są takie odmia-ny chryzantem, które przetrwa-ją do początku zimy, to musimy się liczyć z tym, że kiedy przyjdą

przymrozki, kwiaty po prostu zwiędną. Aby tego uniknąć, za-nim pojawią się minusowe tem-peratury przenieśmy doniczki np. do piwnicy. Jeśli będziemy je regularnie podlewać, wiosną po-nownie upiększa nasz taras.

Aby balkon mimo chłodnych i szarych dni wyglądał kwitnąco, do jego ustrojenia możemy wy-korzystać wrzosy. Te kwiaty po-trafią wytrzymać również zimę, o ile dobrze zabezpieczymy do-niczki. Nie strąca nic ze swojej barwy i będą ozdobą tarasu przez

długi czas. Nie musimy się też obawiać, że wyrosną nam duże okazy. Wrzosy i wrzośce rosną do maksymalnie 40 cm. Ich barwy są iście jesienne, co nie ujmuje, a wręcz dodaje im uroku. Mo-żemy sadzić je pojedynczo lub w grupach po to, aby uzyskać efekt do tego, który jest leśnej po-lanie. Ze wszystkich dostępnych odmian na balkon najlepiej nada-dzą się wrzosy pączkowe. Dosko-nale również współgrają z iglaka-mi. Wrzosy w sklepach pojawiają się wraz z końcem lata. Są pięk-

ną ozdobą, ale niestety w domu, gdzie temperatura jest wyższa niż na dworze szybko zakończą swój żywot.

Obok tak popularnych zło-cieni, wrzosów i astrów swoją przychylność znajdują też mniej znane rośliny o nazwie hebe. Zawdzięczają ją greckiej bogini młodości. Ich kwiaty są drobne, ale zebrane w większe grona na końcach pędów. Okres ich kwit-nienia trwa od końca maja do pierwszych przymrozków. Ko-lory, w jakich występują to biel, fiolet i róż.

Balkonową kompozycję mo-żemy wzbogacić o wydrążone dynie, jarzębiny, szyszki, kaszta-ny i kolorowe liście. Jeśli mamy trochę chęci i zacięcie artystyczne nawet w najmniejszym stopniu, to przy użyciu tych roślin stwo-rzymy piękne stroiki.

Jesień na balkonie nie musi być „szaro-bura”. W sklepach ogrod-niczych, przy fachowym doradz-twie sprzedawców znajdziemy odpowiednie kwiaty, które tchną życie w nasz taras. Kolorowe astry, chryzantemy czy wrzosy będą, choć trochę przypominały ciepłe, letnie dni. Jeśli dobierze-my do nich ozdobne skrzynki lub donice będziemy się cieszyć kolo-rami do wczesnej zimy.

Jesienna aranżacja balkonuJesień na balkonie nie musi smutna i szara. W jego aranżacji warto wykorzystać jesienne kwiaty

Małgorzata Kramarz

22 DODATEK

BUDOWLANKA

9 października 2015 r.pozabydgoszcz.pl

Stół jadalny jest niezbędny w każdym domu. To przy nim spotyka się cała rodzi-

na, ta bliższa i dalsza. Zazwyczaj posiłek to jedna z niewielu szans na wspólne spędzenie czasu. Problem pojawia się wtedy kiedy w mieszkaniu jest za mało miej-sca aby go na stałe ulokować. Nie ma jednak sytuacji bez wyjścia. Nawet w najmniejszych poko-jach jest szansa żeby zmieścić stół.

W obecnych czasach mamy wachlarz możliwości na to, żeby funkcjonalnie, ale też ciekawie i oryginalnie urządzić własne „m”. Jednym z takich rozwiązań jest stolik ścienny. Możemy ku-pić gotowy w każdym sklepie budowlanym lub wykonać go samemu, co da nam dużą satys-fakcję. Taki stół możemy zamon-tować przy ścianie w salonie lub w kuchni. Wszystko zależy od tego czy będziemy tylko przy

nim jeść, czy też ma nam posłu-żyć jako blat roboczy. Kiedy po-siadamy już wszystkie potrzebne materiały czyli płyty MDF, za-wiasy, klej, zasuwki i farbę akry-lową możemy brać się do robo-ty. Prace powinniśmy zacząć od wytypowania miejsca. W salonie stół możemy postawić w dowol-nym miejscu, tam gdzie nam pa-suje, nad stojąca już komodą czy szafką lub po prostu przy ścia-nie. W kuchni taki blat najlepiej sprawdzi się pod oknem – nawet jeśli mamy tam zamontowany kaloryfer, możemy zbudować go tak, że ciepło nadal będzie oddawane do pomieszczenia. Sprytnym sposobem jest wyko-nanie stołu w ten sposób, żeby przy złożeniu przypominał na ścianie ramę od obrazu. W tym celu odpowiednio docinamy płyty i za pomocą kleju oraz koł-ków do drewna łączymy ze sobą elementy, czyli całą płytę MDF

z resztą części imitujących ramę . Żeby wygładzić nierówności które powstały możemy użyć szpachli. Najpierw nakładamy jej niewielką warstwę, a następnie przy użyciu papieru ściernego szlifujemy całość. W momencie oczyszczenia płyty z pyłu, może-my pomalować stół. Kiedy farba już wyschnie zastało nam nie-wiele pracy do wykonania. Do blatu przykręcamy zawiasy. Za pomocą kołków rozporowych montujemy je w ścianie, ale mu-simy pamiętać aby zachować od-powiednie odległości i propor-cje, po to żeby nie były za bardzo widoczne kiedy blat jest złożony. Aby utrzymać blat w pozycji pionowej do ściany montujemy zasuwki. Ponieważ są to małe elementy, nie powinny rzucać się w oczy. Aby je zamaskować możemy w ich pobliżu zamonto-wać dwie małe półki, które będą robiły za „przykrywkę”. To już

wszystkie elementy naszej pracy. Stół jest gotowy. Aby mieć pew-ność, że będzie stabilny, możemy podczas jego rozkładania pod-kładać nóżkę pod blat. Wbrew pozorom pracy jest niewiele, ale satysfakcja ogromna i przede wszystkim trochę zaoszczędzo-nych pieniędzy w kieszeni.

Jeśli mamy duży stół i krzesła w pokoju, ale znudził nam się ich wygląd w prosty sposób możemy wszystko odświeżyć i nadać rze-czom nowego blasku. Stół mo-żemy przemalować na dowolny kolor, albo też możemy zeszli-fować z niego dotychczasową barwę i pozostawić go w stanie surowym zabezpieczając tylko lakierem. Z krzesłami robimy to samo. Oprócz ich odmalo-

wania postawmy też na zmianę obić. Wystarczy kawałek tkaniny, zszywacz tapicerski lub pistolet z ciepłym klejem i nowe krzesła gotowe.

Stół to jeden z ważniejszych elementów domowego wyposa-żenia. Trudno wyobrazić sobie sytuację, żeby mogło go zabrak-nąć. Jak wiadomo, nie każdy może mieć taki stolik, który bę-dzie stał w salonie na stałe. Ale nie ma się czym martwić. W dzi-siejszych czasach, nawet same-mu i niedużym kosztem możemy sami taki stół zrobić. Stół ścienny nie zajmuje dużo miejsca, a jada-nie przy nim jest bardzo wygod-ne.

Do It Yourself – stół ścienny

Trudno sobie wyobrazić dom bez stołu jadalnego. Nawet na małych powierzchniach będziemy mogli gościć liczną rodzinę przy suto zastawionym stoleMałgorzata Kramarz

23DODATEK

BUDOWLANKA

9 października 2015 r. pozabydgoszcz.pl

Na Leśnej 19-21, w jednej z atrakcyjniejszych lo-kalizacji w Bydgoszczy,

jeszcze w tym roku oddane zo-staną pierwsze gotowe mieszka-nia. Finalnie, na niemal dziesię-ciu hektarach, oprócz budynków mieszkalnych, powstaną biura, lokale handlowo-usługowe, dom kultury, hotel oraz podziemne parkingi. Już wkrótce rusza I etap budowy Platanowego Parku.

- Mieszkania w dwóch bu-dynkach przy Leśnej 19-21 są już prawie gotowe - informuje Daniel Mackiewicz, koordynator ds. marketingu i public relations w Grupie IMMOBILE. - Budo-wa jest początkiem największej inwestycji deweloperskiej w Bydgoszczy. Jeszcze w tym roku zaczniemy prace związane z bu-dową I etapu Platanowego Parku.

Wielofunkcyjne osiedle z do-minującymi budynkami miesz-kalnymi, uzupełnione zostanie o lokale handlowo-usługowe, hotel, dom kultury i liczne tereny zielo-ne. Inwestorem jest spółka CDI Konsultanci Budowlani wcho-dząca w skład giełdowej Grupy Kapitałowej IMMOBILE. Pla-tanowy Park położony będzie między ulicami Leśną, Dwernic-kiego, Sułkowskiego i Kamien-ną, na skraju Osiedla Leśnego, uznawanego za jedną z najbez-pieczniejszych lokalizacji miasta. Miejsce powstawania inwestycji bezpośrednio przylega do ścisłe-go śródmieścia, a jednocześnie

jest położone w zaciszu. W pobliżu znajdują się szkoły,

przedszkola, szpitale i markety, a niska zabudowa osiedla sprzy-ja komfortowi życia - zaznacza przedstawiciel firmy dewelo-perskiej. Bezpośredni dostęp do przystanków tramwajowych i autobusowych pozwala na bez-problemową komunikację z każ-dą częścią miasta. Dodatkowym atutem będzie planowany wzdłuż ulicy Kamiennej ciąg budynków biurowych, które stanowić będą odgrodzenie od ulicy i zniwelo-

wanie hałasu.CDI Konsultanci Budowlani w

tym roku do użytkowania oddają mieszkania przy Leśnej 19-21 w stanie deweloperskim. W ofercie jest również możliwość wykoń-czenia mieszkania "pod klucz". Metraż lokali rozpoczyna się od dwudziestu siedmiu metrów kwadratowych, największe mają do osiemdziesięciu metrów kwa-dratowych.

- Wychodząc na przeciw oczekiwaniom naszych klien-tów, mieszkania powstające w

ramach inwestycji można łączyć w większe, przestronniejsze loka-le - zaznacza Daniel Mackiewicz. - Cena w standardzie deweloper-skim rozpoczyna się od 4.700 zł za metr kwadratowy.

Leśna 19-21 to dwa 5-piętro-we budynki mieszkalne. Każdy z nich mieści 72 mieszkania z prze-stronnym balkonem, garażami podziemnymi i windami z po-ziomu -1. W każdym mieszkaniu jest pełna infrastruktura teletech-niczna oraz indywidualna stacja ciepła. Sterowanie temperaturą

pozwala na większe oszczędności finansowe. Dzięki dużym, pano-ramicznym oknom, pomieszcze-nia są bardzo dobrze nasłonecz-nione, co nadaje im swoistego ciepła. Właśnie zakończyliśmy prace na terenie zielonym za bu-dynkami, ułożony jest system au-tomatycznego nawadniania, spe-cjalistyczne oświetlenie parkowe, wkrótce montujemy ławki , tak by teren był gotowy dla pierwszych mieszkańców – dodaje Mackie-wicz.

- Wychodząc naprzeciw na-szym klientom utożsamiamy się z akcją "Mieszkanie Dla Młodych", wiosną uruchomiliśmy także pro-gram "Stare na nowe", skierowa-ny do mieszkańców Bydgoszczy i okolic - podsumowuje przed-stawiciel firmy. - Kupując miesz-kanie, można u nas rozliczyć te stare. Koszta wpisane zostaną w cenę nowego lokalu.

Wraz z zakończeniem budowy Leśnej 19-21, inwestor rozpoczy-na realizację I etapu Platanowego Parku. Inwestycja planowana na okres 18 miesięcy zakłada bu-dowę dwóch budynków na 143 mieszkania z lokalami usługowo--handlowymi w poziomie parte-ru i podziemnymi parkingami. Platanowy Park to bez wątpienia miejsce bezpieczne i intymne. Aby cieszyć się nim przez długie lata, warto pomyśleć o własnym mieszkaniu już dziś.

Wybierz wysoki standardPlatanowy Park - największa inwestycja deweloperska w Bydgoszczy