rodriquez deborah - szkoła piękności w kabulu. za zasłoną afgańskiej kobiety

157
Szkola piękności w Kabulu Za zasloną afgańskiej kobiety Jane von Mehren Vice President Random House Drogi Czytelniku! Wkrótce po obaleniu talibów w 2001 roku, Deborah Rodriguez wyjechala do Afganistanu z grupą niosącą temu rozdartemu wojną krajowi pomoc humanitarną. Otoczona przez kobiety i męŜczyzn, których umiejętności lekarskie, pielęgniarskie i terapeutyczne zdawaly się być znacznie bardziej potrzebne Rodriguez, fryzjerka z Michigan, nie wiedziala, do czego moglaby się przydać. Wkrótce jednak odkryla w sobie talent do zawierania przyjaźni z Afgańczykami, a gdy na jaw wyszedl jej wykonywany zawód, wszyscy pragnęli się z nią skontaktować: ludzie z Zachodu, desperacko pragnący dobrze się ostrzyc i afgańskie kobiety, za którymi stala wieloletnia tradycja prowadzenia salonów piękności. W ten oto sposób narodzil się pomysl otwarcia szkoly piękności w Kabulu. Gdy ponad rok temu uslyszalam historię Debbie Rodriguez, od razu mnie zauroczyla. Kiedy ukończony maszynopis trafil na moje biurko, nie moglam przestać czytać. Kocham tę zadziorną Amerykankę, walczącą z patriarchalną kulturą, by spelnić swoje marzenie. Bylam zafascynowana, a czasem przeraŜona, opowieściami z Ŝycia jej uczennic. Wzruszylo mnie, jak Rodriguez zmienila ich Ŝycie, dodając im sil poprzez nowe dla nich poczucie samodzielności, a jej uczennice w zamian ofiarowaly jej swoją mądrość i przyjaźń. Delektowalam się teŜ moŜliwością dzielenia tej malej, aczkolwiek pelnej Ŝycia przystani, jaką stala się szkola fryzjersko--kosmetyczna. To jedna z tych ksiąŜek, którą chcialabym podzielić się ze wszystkimi, których znam. Zatem z wielką przyjemnością zapraszam Cię, Drogi Czytelniku, do odkrycia niesamowitych kobiet i fascynującego świata „Szkoly piękności w Kabulu". Z powaŜaniem Deborah Rodriguez Szkola piękności w Kabulu Za zasloną afgańskiej kobiety Ptylip Wilsoą Tytul oryginalu: Kabul Beauty School An American Woman Goes Behind the Veil Copyright © Deborah Rodriguez Copyright © na polskie wydanie Philip Wilson 2007 This translation published by arrangement with Random House Publishing Group, a dwision of Random House, Inc. Ali rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeŜone. śadna część ani calość nie moŜe być reprodukowana bez wcześniejszej zgody Wydawcy. „Szkola piękności w Kabulu" to powieść oparta na faktach. Mimo Ŝe wszystkie wydarzenia opisane w ksiąŜce mialy miejsce w rzeczywistości, niektóre imiona i nazwiska, nazwy miejsc, jak równieŜ nazwy niektórych organizacji zostaly zmienione. Niektóre dane dotyczące chronologii wydarzeń równieŜ zostaly przystosowane na potrzeby ksiąŜki. Tlumaczenie: Justyna Brzezińska

Upload: tadawoosh

Post on 30-Jan-2016

17 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Arabic

TRANSCRIPT

Page 1: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Szkoła piękności w Kabulu Za zasłoną afgańskiej kobiety Jane von Mehren Vice President Random House Drogi Czytelniku! Wkrótce po obaleniu talibów w 2001 roku, Deborah Rodriguez wyjechała do Afganistanu z grupą niosącą temu rozdartemu wojną krajowi pomoc humanitarną. Otoczona przez kobiety i męŜczyzn, których umiejętności lekarskie, pielęgniarskie i terapeutyczne zdawały się być znacznie bardziej potrzebne Rodriguez, fryzjerka z Michigan, nie wiedziała, do czego mogłaby się przydać. Wkrótce jednak odkryła w sobie talent do zawierania przyjaźni z Afgańczykami, a gdy na jaw wyszedł jej wykonywany zawód, wszyscy pragnęli się z nią skontaktować: ludzie z Zachodu, desperacko pragnący dobrze się ostrzyc i afgańskie kobiety, za którymi stała wieloletnia tradycja prowadzenia salonów piękności. W ten oto sposób narodził się pomysł otwarcia szkoły piękności w Kabulu. Gdy ponad rok temu usłyszałam historię Debbie Rodriguez, od razu mnie zauroczyła. Kiedy ukończony maszynopis trafił na moje biurko, nie mogłam przestać czytać. Kocham tę zadziorną Amerykankę, walczącą z patriarchalną kulturą, by spełnić swoje marzenie. Byłam zafascynowana, a czasem przeraŜona, opowieściami z Ŝycia jej uczennic. Wzruszyło mnie, jak Rodriguez zmieniła ich Ŝycie, dodając im sił poprzez nowe dla nich poczucie samodzielności, a jej uczennice w zamian ofiarowały jej swoją mądrość i przyjaźń. Delektowałam się teŜ moŜliwością dzielenia tej małej, aczkolwiek pełnej Ŝycia przystani, jaką stała się szkoła fryzjersko--kosmetyczna. To jedna z tych ksiąŜek, którą chciałabym podzielić się ze wszystkimi, których znam. Zatem z wielką przyjemnością zapraszam Cię, Drogi Czytelniku, do odkrycia niesamowitych kobiet i fascynującego świata „Szkoły piękności w Kabulu". Z powaŜaniem Deborah Rodriguez Szkoła piękności w Kabulu Za zasłoną afgańskiej kobiety Ptylip Wilsoą Tytuł oryginału: Kabul Beauty School An American Woman Goes Behind the Veił Copyright © Deborah Rodriguez Copyright © na polskie wydanie Philip Wilson 2007 This translation published by arrangement with Random House Publishing Group, a dwision of Random House, Inc. Ali rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeŜone. śadna część ani całość nie moŜe być reprodukowana bez wcześniejszej zgody Wydawcy. „Szkoła piękności w Kabulu" to powieść oparta na faktach. Mimo Ŝe wszystkie wydarzenia opisane w ksiąŜce miały miejsce w rzeczywistości, niektóre imiona i nazwiska, nazwy miejsc, jak równieŜ nazwy niektórych organizacji zostały zmienione. Niektóre dane dotyczące chronologii wydarzeń równieŜ zostały przystosowane na potrzeby ksiąŜki. Tłumaczenie: Justyna Brzezińska

Page 2: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Okładka: design - Random House, zdjęcie: copyright © Alamy Limited, photo Jochem Wijnands Redakcja: Urszula Przasnek Korekta: Danuta Rzeszewska-Kowalik, Małgorzata Pośnik Redakcja techniczna: Aleksandra Napiórkowska CIP - Biblioteka Narodowa Rodriguez, Deborah Szkoła piękności w Kabulu ; za zasłoną afgańskiej kobiety / Deborah Rodriguez ; [tł. Justyna Brzezińska]. - Warszawa : Philip Wilson, cop. 2007 ISBN 978-83-60697-02-3 ISBN 978-83-7236-217-9 Philip Wilson ul. Gagarina 28A, 00-754 Warszawa [email protected]; www.philipwilson.pl Dystrybucja: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o. o. 05-850 OŜarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 tel/faks (22) 721 30 00, sekretariat: (22) 721 30 11 zamówienia internetowe: (22) 721 70 07 lub 09 Skład i łamanie: Małgorzata Brzezińska Druk i oprawa: Drukarnia Naukowo-Techniczna, Warszawa, ul. Mińska 65 9 Kobiety zaczynają się schodzić do salonu przed ósmą. Gdyby to był jakikolwiek inny dzień, pewnie leŜałabym jeszcze w łóŜku, próbując złapać kilka dodatkowych minut snu, i przeklinałabym koguta sąsiadów, który znów obudził mnie o świcie. Pewnie narzekałabym na sprzedawców warzyw i ich hałaśliwe zaprzęŜone w konie wozy, przejeŜdŜające ulicą koło trzeciej nad ranem, lub na muezina płaczliwym tonem wzywającego do modlitwy o czwartej trzydzieści. Dziś jednak jest dzień przyjęcia zaręczynowego Roshanny, więc jestem juŜ ubrana i gotowa do pracy. ZdąŜyłam wypalić cztery papierosy i wypić dwa kubki kawy rozpuszczalnej; kawę zrobiłam sama, bo kucharka jeszcze nie przyszła. Było to dla mnie większe wyzwanie, niŜ moglibyście przypuszczać, poniewaŜ ledwie nauczyłam się gotować wodę w Afganistanie. Gdy muszę robić to sama, kładę palące się zapałki na kaŜdym z palników starej gazowej kuchenki, odkręcam kurki, potem odsuwam się i czekam, który zapłonie pierwszy. 8 RODRIGUEZ «*#*** Następnie stawiam na nim czajnik z wodą i modlę się, Ŝeby pływające w niej bakterie, jakiekolwiek by były, zginęły w czasie gotowania. Pierwsza do salonu wchodzi teściowa. Wymieniamy tradycyjne afgańskie powitanie, trzymając się za ręce i całując trzy razy w policzki. Roshanna jest tuŜ za nią. Ubrana w tradycyjną burkę, zakrywającą ją od czubka głowy po palce stóp, z niewielkim tylko zasłoniętym siateczką otworem na oczy, wygląda jak maleńki, dziwny niebieski duch. Siateczka przekrzywiła się, zsuwając się na nos, i dziewczyna potyka się w drzwiach. Wybucha śmiechem i macha rękami, wzburzając workowate okrycie, a dwie ze szwagierek pomagają jej wejść do środka. JuŜ w salonie Roshanna zrzuca z siebie burkę i układa jej fałdy na jednej ze stojących suszarek do włosów. - Czuję się znów jak za czasów talibów - wykrzykuje.

Page 3: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Nie wkładała burki od jesieni 2001 roku, kiedy to talibowie zostali przepędzeni z Kabulu. Zwykle nosi stroje, które sama szyje - bajecznie kolorowe shalwar kameezy* i sari w barwach orchidei, brzoskwini, limonkowej zieleni lub pawiego błękitu. Dzięki temu wyraźnie odcina się od zakurzonej szarości Kabulu i od innych kobiet na ulicach, które zwykle chodzą w strojach burych i nieciekawych . Dziś jednak przestrzega tradycji, jak przystało pannie młodej w dniu przyjęcia zaręczynowego. Wyszła z domu rodziców pod osłoną burki, by sześć godzin później wyłonić się fantazyjnie umalowana, ze sztucznymi rzęsami wielkości jaskółczych skrzydeł, z kunsztownie ufryzowanymi włosa- * Shalwar kameez - tradycyjny strój ludów południowej Azji; shalwar to luźne spodnie, a kameez długa koszula. ^000$ Szkoła piękności w Kabulu 9 mi i w stroju, który błyszczy niczym rozświetlone wesołe miasteczko w pogodną noc. W Ameryce pomyślano by, Ŝe to drag nueen spiesząca na imprezę w klimacie balu maturalnego z lat 50., jednak tutaj, w Afganistanie, z niezrozumiałych dla mnie powodów, taki wygląd podkreśla mistyczność dziewictwa. TuŜ za uczestniczkami przyjęcia zjawia się kucharka i szepcze, Ŝe zaparzy herbatę. Potem wpadają do salonu Topekai, Ba-seera i Bahar, pozostałe kosmetyczki, w biegu zdejmując z głów chusty. I rozpoczyna się radosny, rozplotkowany, trwający cały dzień zabieg przekształcania dwudziestoletniej Roshanny w tradycyjną afgańską pannę młodą. Większość salonów piękności policzyłaby za taką usługę 250 dolarów, czyli połowę rocznego dochodu przeciętnego Afgańczyka, ale ja jestem nie tylko byłą nauczycielką Roshanny, ale równieŜ jej przyjaciółką. A ona to moja pierwsza i najlepsza przyjaciółka w Afganistanie. Kocham ją z całego serca i dlatego usługi salonu to zaledwie jeden z prezentów, które ode mnie dostanie. Zaczniemy od tych części ciała Roshanny, których dziś nie będzie oglądał nikt poza jej męŜem. Afgańscy tradycjonaliści uznają owłosienie na ciele nie tylko za brzydkie, ale i nieczyste, musimy więc wydepilować wszystkie włosy z wyjątkiem brwi, rzęs i pięknych jedwabistych loków zdobiących jej głowę. Nie wolno zostawić Ŝadnego włoska na ramionach, pod pachami i w miejscach intymnych, ani tym bardziej zbędnego owłosienia na twarzy. Ciało Roshanny ma być miękkie i gładkie jak u dziewczynki przed pokwitaniem. Prowadzimy ją korytarzem uo pokoju depilacji woskiem, muszę dodać, Ŝe jedynego w całym Afganistanie. Z niewesołą miną siada na łóŜku. 10 - Mogłaś zrobić to sama w domu - droczę się z nią, a pozo stałe kobiety się śmieją. Często panny młode są zbyt wstydliwe lub wystraszone, by pozwolić, aby ktoś obcy usuwał im włosy łonowe, wiec robią to same w domu, wyrywając włoski ręcznie lub za pomocą gumy do Ŝucia. KaŜdy z tych sposobów jest niezwykle bolesny, poza tym cięŜko osiągnąć efekt idealnej brazylijskiej gładkości z przodu i z tyłu, nawet jeśli tak jak Roshanna ma się to wyjątkowe szczęście, i posiada duŜe lustro. - Przynajmniej wiesz, Ŝe twój mąŜ robi teraz to samo - do rzuca Topekai z chytrym uśmiechem. Kosmetyczki chichoczą na wzmiankę o uwadze, jaką pan młody poświęca dziś swojemu nagiemu ciału. On równieŜ musi usunąć całe zbędne owłosienie. - Ale jemu wolno je po prostu zgolić - wzdycha Roshanna, by zaraz potem zarumienić się i spuścić oczy. Wiem, Ŝe nie chce przy teściowej krytykować przyszłego męŜa, którego jeszcze nawet nie poznała. Nie chce dać starszej pani Ŝadnego powodu, dla którego ta mogłaby dopatrzyć się w narzeczonej syna jaldejś wady. Po chwili Roshanna podnosi wzrok i uśmiecha się do mnie

Page 4: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

nerwowo. Zdaje się jednak, Ŝe teściowa nic nie słyszała, bo zatrzymała się tuŜ za drzwiami, szepcząc coś do jednej z córek. Gdy znów skupia uwagę na pokoju, patrzy na Roshannę niczym dumny właściciel na atrakcyjny przedmiot. To ona wybrała ją na Ŝonę dla swojego syna w niecały rok po tym, jak Roshanna wraz z pierwszym rocznikiem, jesienią 2003 roku ukończyła kabulską szkolę kosmetyczek i otworzyła swój salon. Będąca daleką kuzynką dziewczyny, przyszła teściowa od- **##•* Szkoła piękności w Kabulu \ i wiedziła jej salon, by zrobić sobie trwałą. Z podziwem patrzyła na ładną, zaradną i przedsiębiorczą młodą kobietę, która musiała utrzymywać swoją rodzinę, odkąd uciekli w 1998 roku przed talibami do Paldstanu. Gdy tylko wyszła z salonu piękności Ro-shanny, od razu zaczęła zbierać o niej kolejne informacje. A to, co usłyszała, spodobało jej się. Ojciec Roshanny był lekarzem i przed ucieczką rodzinie dobrze się powodziło. W Paldstanie jednak zabroniono mu wykonywania zawodu, co często spotykało uchodźców, i musiał podjąć pracę fizyczną jako pucybut. Nim wrócili do Kabulu, tak podupadł na zdrowiu, Ŝe nie był juŜ w stanie pracować w wyuczonym zawodzie. WciąŜ jednak sumiennie wypełniał obowiązki ojca, towarzysząc wszędzie Roshannie. Teściowej nie udało się wywęszyć nawet najmniejszego skandalu, moŜe z wyjątkiem przyjaźni ze mną. Jednak nawet to jej nie zniechęciło, poniewaŜ cudzoziemek nie ocenia się według tak surowych standardów jak Afganek. Stanowimy jakby oddzielną płeć, której przedstawicielkom wolno lawirować między środowiskami afgańsldch kobiet i męŜczyzn, które we wszystkich sferach Ŝycia są od siebie całkowicie oddzielone. Gdy zrobimy coś szokującego, na przykład uściśniemy rękę męŜczyźnie, odbierane jest to zwykle jako wy-baczalny i moŜliwy do przewidzenia afront. Teściowa mogła nawet postrzegać znajomość ze mną jako coś pozytywnego, poniewaŜ jestem łącznikiem z bogactwem i potęgą Ameryki; wszyscy Afgańczycy zakładają bowiem, Ŝe Amerykanie są bogaci. I moŜna powiedzieć, Ŝe jesteśmy - przynajmniej w sensie materialnym. W kaŜdym bądź razie teściowa była zdeterminowana, by zdobyć Roshannę jako pierwszą Ŝonę dla swojego najstarszego 12 13 syna, inŜyniera mieszkającego w Amsterdamie. Nie ma w tym nic dziwnego. Niemal wszystlde pierwsze afgańslde małŜeństwa są aranŜowane i z reguły to matka męŜczyzny wybiera dla niego odpowiednią dziewczynę. Później wolno mu pojąć drugą, a nawet trzecią Ŝonę, ale pierwsza niewinna owieczka naleŜy tak samo do niego, jak i do jego matki. Widzę, Ŝe Roshanna czuje się nieswojo pod czujnym spojrzeniem teściowej, postanawiam więc odciągnąć kobiety od pokoju, w którym będzie miała miejsce depilacja. - Co by pani powiedziała na nowe pasemka? - zagaduję starszą panią. - Moje dziewczyny robią je lepiej niŜ ktokolwiek stąd do Nowego Jorku. - Lepiej niŜ w Dubaju? - pyta teściowa. - Zdecydowanie lepiej - odpowiadam. - I duŜo taniej. Wracamy do głównego pomieszczenia salonu. Szybko upewniam się, Ŝe zasłony we wszystkich oknach są dokładnie zaciągnięte, by Ŝaden przechodzący męŜczyzna nie dojrzał kobiet z odlaytymi głowami. Gdyby do tego doszło, prawdopodobnie nie tylko mój salon, ale

Page 5: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

i kabulska szkoła kosmetyczek zostałyby zamknięte. Zapalam wystarczająco duŜo świec, Ŝeby moŜna było wyłączyć elektryczne oświetlenie. ZwaŜywszy na to, ile prądu zuŜywają maszyna do podgrzewania wosku, lampy do naświetlania twarzy, suszarki i inne niezbędne w salonie urządzenia, nie chcę ryzykować wysadzenia bezpieczników. A potem włączam płytę z kolędami. To jedyna płyta, którą znalazłam, a kobietom i tak nie robi róŜnicy, czego słuchają. Pomagam starszej pani i pozostałym ulokować się na miejscach odpowiednich do zabiegów, którym zostaną poddane, upewniam się, Ŝe wszyst- lde zostały poczęstowane herbatą, wręczam im do przejrzenia kolorowe amerykańskie magazyny mody z jak najświeŜszą datą, a gdy do pracy przystępują manikiurzystka, pedikiurzystka i fryzjerka, mogę wreszcie dyskretnie się wycofać pod pozorem wyjścia na papierosa. Zwykle palę w salonie, ale pamiętając spojrzenie, jakie posłała mi Roshanna, gdy wychodziłam z pokoiku, w którym odbędzie się depilacja, chcę tam jak najszybciej wrócić. Moja przyjaciółka skrywa bowiem tajemnicę i jestem jedyną osobą, która zna jej sekret. Przynajmniej na razie jedyną. Zarówno przyjęcia zaręczynowe, jak i wesela to w Afganistanie wielkie, przebogate wydarzenia. Rodziny przez lata oszczędzają, często nawet zadłuŜają się, by wydać jak najhuczniejsze przyjęcie. W końcu jest to kraj, w którym publiczne Ŝycie towarzyskie nie istnieje. Nie ma tu klubów, nie odbywają się koncerty i działa zaledwie kilka restauracji, z których te, otwarte po odejściu tali-bów, odwiedzane są głównie przez gości z Zachodu. Jest teŜ kilka kin, ale bywają w nich przewaŜnie męŜczyźni. Jeśli pojawia się jakaś kobieta, tale jak mi się to raz zdarzyło - poprosiłam znajomego, by mnie ze sobą zabrał - staje się ona główną atrakcją wieczoru i głowy wszystkich męŜczyzn na sali bez przerwy obracają się w jej stronę. Nie ma więc okazji, podczas których odświętnie ubrani Afgańczycy obu płci mogliby się spotkać i swobodnie ze sobą przebywać. ChociaŜ podczas zaręczyn i wesel takŜe właściwie są oddzielnie. Na wielkich, kilkusetosobowych przyjęciach kobiety 1 męŜczyźni przebywają w oddzielnych salach. Orkiestry teŜ są Wie. Jeśli spotkanie jest mniej liczne, jedną salę dzieli się na pół, 14 DEBORAH RODRIGUEZ przeciągając zasłonę. Zawsze jednak przy takich okazjach wszyscy mają na sobie drogie ubrania i kilogramy biŜuterii. Kiedy pierwszy raz przyjechałam do Kabulu, zdziwiła mnie ogromna liczba sklepów sprzedających suknie ślubne. Na kaŜdej ulicy są przynajmniej dwa. Z olden wystawowych z wyŜszością spoglądają na ulice naturalnej wielkości manekiny ubrane w kolorowe suknie, wyszywane cyrkoniami lub spowite w niezliczone metry tiulu. Wyglądają jak gigantyczne lalki Barbie, bardzo wysokie, smukłe, o kaukaskim typie urody. Wpatrywałam się w nie z uwagą, a potem, wracając do hoteliku, udawałam, Ŝe odprowadzają mnie aŜ do drzwi. Gdy przyszła teściowa po raz pierwszy odwiedziła rodziców Roshanny, przynosząc w prezencie ciasta, importowane słodycze i inne drobiazgi i prosząc o rękę dziewczyny, spotkała się z odmową. To część rytuału, który ma zasygnalizować, Ŝe córka jest dla rodziców cenna, Ŝe ją kochają i Ŝe niezwykle trudno będzie im pogodzić się z opuszczeniem przez nią domu rodzinnego. Niemniej jednak byli zadowoleni z propozycji. Był to równieŜ pierwszy krok w procesie dobijania targu. Przez kilka następnych miesięcy ojcowie młodych wykłócali się o wysokość posagu w gotówce, o liczbę sukienek, które rodzina pana młodego kaŜe swojemu krawcowi uszyć dla narzeczonej, ilość materiału, jaką otrzyma rodzina panny młodej, by mogła uszyć sobie nowe ubrania, a wreszcie o wartość złotej biŜuterii, którą miała być obdarowana Roshanna. Jej ojciec okazał się dobrym negocjatorem. Posag miał wynosić

Page 6: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

10 000 dolarów, a panna młoda miała dodatkowo otrzymać 5000 dolarów w zlocie i mnóstwo przedmiotów, bez których nie mógłby odbyć się ślub przedstawicieli a®®®®*6 Szkoła piękności w Kabulu 15 klasy wyŜszej. Roshanna nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia. Tak jak w przypadku wszystkich pierwszych małŜeństw w Afganistanie, była to czysto handlowa transakcja, którą przeprowadzali ojcowie. Roshanna jednak cieszyła się na ślub. Właściwie jest jedyną znaną mi kabulską panną młodą chętną do wyjścia za mąŜ. Od chwili kiedy poznałam Roshannę, podczas mojej pierwszej wizyty w Kabulu, na wiosnę po wypędzeniu talibów, zastanawiał mnie jej smutek. Dlaczego właściwie tak bardzo mnie poruszył, skoro w Afganistanie wydarzyły się miliony smutnych historii? To miasto całe przepełnione jest smutkiem. Podczas trwającej dwadzieścia siedem lat wojny mnóstwo ludzi straciło bliskich, domy, środld do Ŝycia, zniszczono całe miasteczka i odarto mieszkańców ze wszystkich marzeń. Nadal zdarzają się bombardowania, wybuchają zapomniane miny, rozrywając na strzępy odzyskane szczęście. Dlaczego więc Roshanna wyróŜniała się na tle całego tego smutku? Za swoją radością, ciepłem, entuzjazmem, kolorowymi ubraniami i szeroldm uśmiechem tak bardzo starała się ukryć ból, Ŝe gdy wychodził na jaw, nie sposób było nie cierpieć z nią. Minęło kilka tygodni, nim poznałam jej historię. Wpierw zauwaŜyłam, Ŝe jej spojrzenie się rozświetla, gdy do budynku, w którym pracowałyśmy, ona jako sekretarka, a ja jako wolonta-nuszka organizacji humanitarnej, wchodził pewien młody męŜczyzna. Początkowo smutek przypisywałam brakowi zainteresowania z jego strony, wkrótce jednak zauwaŜyłam, Ŝe odwzajemnia )eJ spojrzenia. Zaczęłam nawet z tego Ŝartować. 16 - CzyŜbyś miała chłopaka? - pytałam, a ona rumieniła się i odwracała ode mnie. - My nie zawieramy małŜeństw z miłości - odpowiedziała wreszcie, gdy kolejny raz zadałam jej to pytanie. - Muszę poślubić tego, kogo wybiorą moi rodzice. Wiedziałam, Ŝe Roshanna i chłopak nie mogą wyznać swoich uczuć ani tym bardziej ich okazywać. Tak na dobrą sprawę w ogóle nic nie mogli z nimi zrobić, poniewaŜ w Kabulu nie istnieje coś takiego jak chodzenie na randki. Zastanawiałam się jednak, czy nie byłoby moŜliwe, Ŝeby jego matka porozmawiała z jej rodzicami i wówczas zaaranŜowano by małŜeństwo oparte na miłości. Zapaliłam się do tego pomysłu i wspomniałam Ro-shannie o tym pewnego dnia, a wtedy wciągnęła mnie w ciemny korytarz i powiedziała: - To się nigdy nie zdarzy, Debbie. - Jej oczy błyszczały w słabym świetle. - Byłam juŜ kiedyś zaręczona z kimś innym. Rodzice chłopaka, który mi się podoba, nigdy mu nie pozwolą mnie poślubić. Oparłam się o ścianę i spytałam: - Dlaczego to taki problem, Ŝe wcześniej byłaś zaręczona? Nie wolno ci zmienić zdania? - Ty nic nie rozumiesz - tłumaczyła. - Na przyjęciu zaręczynowym dopełniliśmy nika-khat. Pierwsze prawie małŜeństwo Roshanny miało miejsce, gdy ta-libowie byli jeszcze u władzy. Jej rodzina Ŝyła w strasznych warunkach w obozie dla uchodźców, tuŜ za granicą Pakistanu. Dziewczyna miała szesnaście lat i była tak bystra, Ŝe nawet tam znalazła moŜliwość zdobycia wykształcenia. Nauczyła się angielskiego 17 Szkoła piękności w Kabulu

Page 7: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

i podstaw obsługi komputera, a następnie znalazła pracę sekretarki w międzynarodowej agencji pomocy humanitarnej. Często musiała wracać do Afganistanu, oczywiście zawsze w towarzystwie ojca, by wykonać jakieś zlecenia dla agencji. Ale praca sprawiła, Ŝe znalazła się w niebezpiecznej bliskości talibów, będących wówczas u szczytu swojej potęgi. Często zdarzało się, Ŝe porywali Oni młode, niezamęŜne dziewczyny i zmuszali je do małŜeństw ze swoimi zwolennikami. Wiele afgańskich rodzin nie pozwalało córkom wychodzić z domu w obawie, Ŝe zwrócą one na siebie uwagę talibów, ale nawet mimo takich środków ostroŜności zdarzały się porwania dziewczyn z domów. Plotkujący sąsiedzi i usłuŜni donosiciele dostarczali talibom konieczne informacje. Rodzina Roshanny stanęła więc przed dylematem: potrzebowali jej dochodu, ale bali się, Ŝe któregoś dnia zostanie uprowadzona i zmuszona do Ŝycia z wrogiem, którego nienawidzili. A talibów nienawidzili z całego serca. Jak wiele afgańskich rodzin powitali ich przybycie w 1996 roku z ostroŜnym optymizmem. Wcześniej Kabul rozrywany był na strzępy przez frakcje mudŜa-hedinów, którzy pokonali Rosjan, a następnie zwrócili się przeciwko sobie w krwawej walce o panowanie nad krajem. Mimo Ŝe rodzice Roshanny nie byli konserwatystami, chcieli, aby Ŝycie w ich kraju wróciło do normy, a talibowie właśnie o to walczyli z niezwykłą determinacją. Z biegiem czasu coraz mniej jednak podobały się im bezwzględność i okrucieństwo, jakie towarzyszyły wprowadzaniu reŜimu talibów. By zapewnić Roshannie bezpieczeństwo, jej rodzice postąpili tak, jak wiele innych afgańskich rodzin w tym czasie - na gwałt szukali jej męŜa, mając nadzieję, Ŝe w ten sposób ochronią ją przed 18 porwaniem. Poszukiwania uznali za zakończone, gdy okazało się, Ŝe w Niemczech mieszka samotnie daleki kuzyn. W tym czasie kandydaci na męŜów byli niezwykle poŜądanym towarem, a rodziny dziewcząt nie miały czasu wykłócać się o posagi, sukienki i złote pierścionki, poniewaŜ talibowie krąŜyli wokół jak głodne wilki. Szybko osiągnięto więc porozumienie, na podstawie którego rodzina Roshanny miała otrzymać jedynie niewielki posag. PoniewaŜ obie rodziny chciały, by związek zawarto najszybciej, jak to moŜliwe, pan młody natychmiast przyleciał do Afganistanu na przyjęcie zaręczynowe. Właściwy ślub miał się odbyć za ldlka miesięcy w Niemczech, więc nika-khat dopełniono w noc przyjęcia. Nika-khat to małŜeński kontrakt zawierany według muzułmańskiego prawa. To on, bardziej niŜ oficjalny ślub, czyni z pary męŜa i Ŝonę. W normalnych warunkach nika-khat podpisuje się długo po przyjęciu zaręczynowym, by dać rodzinie pana młodego czas na zgromadzenie środków na posag, ubrania i wesele. Rodzice Roshanny postąpili wi ęc nietypowo, pozwalając, by została legalną Ŝoną poprzez podpisanie nika-khat juŜ na przyjęciu zaręczynowym. Rodzina pana młodego równieŜ na to nalegała, chcąc mieć pewność, Ŝe Roshanna nie zmieni zdania po wyjeździe małŜonka do Niemiec, poza tym jako legalna Ŝona miałaby teŜ ułatwioną emigrację. Ale ldlka dni później jej świeŜo poślubiony mąŜ po prostu wyjechał. Bez podania powodu i bez niej. Czuła się załamana i poniŜona, a miało być jeszcze gorzej. Dwa tygodnie później powiedziano jej, Ŝe tuŜ po powrocie do Niemiec mąŜ się z nią rozwiódł. - To takie proste dla męŜczyzny - wyjaśniła Roshanna. -Wszystko, co musi zrobić, to powtórzyć trzy razy przy świad- 19 kach: „Rozwodzę się z tobą". Dopiero później dowiedzieliśmy się, Ŝe w Niemczech miał dziewczynę lub nawet Ŝonę. Gdy do niej wrócił, postanowił sprzeciwić się woli rodziców i pozostać z nią. Roshanna płakała, a ja trzymałam ją w ramionach tak jak ldedyś swoje dzieci. Mimo Ŝe dopiero od niedawna przebywałam w Afganistanie, wiedziałam juŜ, Ŝe dziewczyny

Page 8: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

nie mogło spotkać nic gorszego. Tu powodem rozwodu nie bywa niezgodność charakterów. Jeśli męŜczyzna się rozwodzi, wszyscy zakładają, Ŝe to z kobietą jest coś nie tak. MoŜe jest leniwa, nieposłuszna lub źle gotuje? A w najgorszym wypadku - nie była dziewicą. Kocham Afgańczyków, ale plotkarstwo to ich narodowa dyscyplina sportu. Jako fryzjerka, czyli ktoś, kogo zawodowe motto brzmi: „Proszę, powiedz więcej" i kto czerpie wielką przyjemność, Ŝyjąc w wirze sekretów i przypuszczeń wychodzących na jaw w kaŜdym salonie, uwaŜam się za eksperta w tej dziedzinie. Zastanawiałam się więc, czy opinie o zawartym przez Roshannę małŜeństwie zdąŜyły juŜ obiec okoliczne herbaciarnie i sldepy. Potwierdziła moje obawy, opowiadając, jak to większość afgańskich męŜczyzn, którzy znali jej sytuację, a z którymi weszła w kontakt jako sekretarka, automatycznie zakładali, Ŝe rozwód czyni z niej dziwkę. Wykorzystywali kaŜdą nadarzającą się okazję, by obmacywać ją w ciemnym kącie biura, na co nigdy by się nie odwaŜyli, gdyby była „porządną" dziewczyną. Ojciec prosił ją nawet, by z tego powodu zrezygnowała z pracy. Gdy wspomniałam, Ŝe zamierzam wrócić do Kabulu i otworzyć szkołę dla kosmetyczek, skwapliwie skorzystała z moŜliwości podjęcia w niej nauki. Jednak tego dnia w 2002 roku było mi ogromnie przykro, gdy swiadomiłam sobie, Ŝe ta wspaniała dziewczyna prawdopodob- $«««* 20 DEBORAH RODRIGUEZ ****** nie nigdy nie zostanie niczyją pierwszą Ŝoną. Skończy jako druga lub trzecia Ŝona, i to duŜo starszego od siebie męŜczyzny. Ona równieŜ była o tym przekonana i dlatego płakała za kaŜdym razem, kiedy rozmawiałyśmy o małŜeństwie. A przynajmniej wydawało mi się, Ŝe to z tego powodu płakała. Nagle dwa lata później w jej salonie kosmetycznym pojawiła się mama pana inŜyniera i los Roshanny diametralnie się odmienił. Byłam wtedy w Ameryce, ale planowałam wrócić do Afganistanu najszybciej, jak to moŜliwe. Utrzymywałyśmy kontakt mailowy i pewnego dnia zauwaŜyłam, Ŝe ton wiadomości się zmienił. Miałam wraŜenie, jakby kaŜdemu jej mailowi towarzyszyła radosna muzyka. Roshanna zawsze miała nadzieję, Ŝe dane jej będzie wyjść za mąŜ za męŜczyznę z dobrej rodziny i urodzić mu dzieci, a teraz wreszcie to Ŝyczenie miało się spełnić. Cieszyłam się jej szczęściem i nawet nie chciałam pytać o problemy związane z poprzednimi zaręczynami. Wydawało mi się niemoŜliwe, aby rodzina inŜyniera nie słyszała o tym, co spotkało Roshannę, zwłaszcza Ŝe byli spokrewnieni, istniało jednak prawdopodobieństwo, Ŝe nie mają wspólnych znajomych. Mogli teŜ być rodziną postępową i nie oceniać jej źle ze względu na podłego kuzyna, który zabawił się jej kosztem i zszargał jej reputację. Być moŜe patrzyli teŜ obiektywnie i widzieli w Roshannie najlepszą kandydatkę na Ŝonę, jaką męŜczyzna mógłby sobie wymarzyć. Miałam nadzieję, Ŝe tak właśnie było. Przed przyjęciem zaręczynowym odbyło się jeszcze jedno przyjęcie - świętowano zakończenie negocjacji między rodzina- 21 Szkoła piękności w Kabulu mi. Roshanna zaprosiła mnie jako gościa honorowego, a ja, będąc juŜ z powrotem w Kabulu, bardzo chciałam dzielić szczęście przyjaciółki. Przyjęcie odbywało się w duŜym domu, w jednej ze starych dzielnic Kabulu. MęŜczyźni i kobiety z obu rodzin wchodzili do środka, a następnie rozdzielali się. Kobiety szły na górę, gdzie przygotowano dla nich pokój z suto zastawionym stołem, męŜczyźni natomiast pozostawali na parterze. Teściowa podarowała matce Roshanny kosz importowanych słodyczy, a następnie ucałowała ją, Roshannę i mnie trzy razy w policzki. Siostry pana młodego oraz jego ciotki i kuzynki równieŜ kolejno się z

Page 9: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

nami witały. Tyle było tego całowania, Ŝe rozbolała mnie szyja od ruszania głową w lewo i w prawo. Następnie teściowa obdarowała Roshannę złotym naszyjnikiem. Był ogromny i przypominał mi nagrodę z turnieju zapaśniczego. Siostry i ciotki pana młodego nałoŜyły tyle pierścionków na palce Roshanny, Ŝe przestały być one widoczne spod złota. Z pomieszczenia na parterze słyszałam śmiechy męŜczyzn, a potem klaskanie. Zeszłam na półpiętro i wyjrzałam na dół, ale jedna z sióstr pana młodego wciągnęła mnie z powrotem do pokoju. - Teraz podpisują papiery - wyjaśniła. Jej ojciec prawdopodobnie wręczał właśnie ojcu Roshanny grubą kopertę wypchaną pieniędzmi na posag. Następnie męscy krewni pana młodego zaczęli klaskać i śpiewać, podczas gdy jeden z nich grał na małym bębenku. Teściowa 1 jedna z sióstr pana młodego rozłoŜyły coś, co wyglądało jak wielka parasolka okryta miękką siateczką wyszywaną kwiatami, rzymały to nad głową, a pozostałe kobiety z rodziny pana mło-ego podeszły tanecznym krokiem, przejęły to „coś" i obtańczy- ®m@&® 22 DEBORAH RODRIGUEZ »*»«« ły Roshannę dookoła. Dziewczyna była jakby środkiem jasnej, hałaśliwej karuzeli. Stała w miejscu, podczas gdy pokój wirował wokół niej, nerwowo dotykała rękami włosów, a jej twarz była niezwykle blada na tle barwnych sukienek kobiet. W głębi pokoju jej matka i siostry obejmowały się. Ze smutkiem patrzyły na tancerki. Gdybym wiedziała wtedy to, co wiem teraz, nie byłabym pewnie aŜ tak przestraszona dziwnym wyglądem Roshanny podczas ceremonii. Afgańskie panny młode wcale nie mają wyglądać wówczas radośnie. Podobnie jak jej rodzice, którzy odrzucili pierwszą propozycję małŜeństwa, by pokazać, jak waŜna jest dla nich córka, i którzy przez cały czas zaręczyn i ślubu muszą mieć niewesołe miny, tak i panna młoda nie powinna okazywać, Ŝe cieszy ją zawierany związek. Powinna dawać do zrozumienia, Ŝe smuci ją myśl o opuszczeniu rodziców i wejście do rodziny męŜa. Smutek ten jest oznaką szacunku dla rodziców. Nawet jednak teraz, wiedząc o tym wszystkim, nie uwaŜam, by cały ten smutek był udawany. PrzecieŜ panna młoda zostawia za sobą ciepło własnej rodziny i trafia do nowej, w której moŜe znaleźć równie wiele smutków, co radości. Teściowe czasem, gdy tylko minie dzień wesela, zmieniają się w tyranów i oczekują, Ŝe synowa stanie się swego rodzaju bezpłatną słuŜącą, która zamiecie podłogi, przyniesie drewno na opał i wymasuje im bolące stopy. MęŜowie równieŜ często się zmieniają. Bywa, Ŝe spędzają całe dnie w pracy i na spotkaniach z innymi męŜczyznami, a w domu pojawiają się tylko po to, by coś zjeść. Młoda Ŝona podaje posiłek, nie licząc nawet, Ŝe mąŜ z nią porozmawia lub Ŝe zjedzą razem. Tego dnia nie wiedziałam jednak tego wszystkiego, więc podeszłam do Roshanny, która sprawiała wraŜenie niezwykle zagu- 23 Szkoła piękności w Kabulu bionej. Wzięłam ją za rękę, chcąc ją chronić, nagle pełna obaw o jej przyszłość, poniewaŜ wiedziałam tak wiele o jej przeszłości. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym przeraŜenia i pochyliła się w moją stronę, podczas gdy kobiety z rodziny jej przyszłego męŜa cały czas tańczyły i klaskały. - O mój BoŜe - powiedziała zdławionym głosem. - To się dzieje naprawdę. Co ja teraz zrobię... Wtedy odgadłam jej tajemnicę. Nie była dziewicą.

Page 10: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Tej nocy nie mogłam spać. Nie mogłam przestać myśleć o tym, przez co ona teraz przechodzi. Następnego dnia przyszła do szkoły kosmetyczek i wyszłyśmy razem, by porozmawiać w cichym zakątku między budynkami. Oparła się o ścianę i płakała czarnymi od tuszu łzami. - Mój pierwszy mąŜ, ten z Niemiec, zmusił mnie do makuni dzień po naszym przyjęciu zaręczynowym - łkała. Nigdy nie miała odwagi powiedzieć o tym rodzicom. Gdyby się dowiedzieli, byliby oburzeni i wytrąceni z równowagi. Zawsze przecieŜ odbywa się oficjalna ceremonia skonsumowania małŜeństwa, podczas której para spędza razem pierwszą noc, a rodziny czekają za drzwiami sypialni, by na własne oczy ujrzeć dowód dziewictwa panny młodej. Jest to jedyny właściwy sposób skonsumowania małŜeństwa, ale niemiecki pan młody wolał szybki numerek, zanim się ulotnił. Roshanna wstydziła się tak bardzo, Ŝe nie umiała przyznać się nawet przede mną. A teraz zbliŜał się jej drugi ślub z kolejnym męŜczyzną, który mieszkał za granicą. Następne nika-khat zostanie podpisane na P zyjęciu zaręczynowym przez pana młodego i reprezentanta jej 20 nie nigdy nie zostanie niczyją pierwszą Ŝoną. Skończy jako druga lub trzecia Ŝona, i to duŜo starszego od siebie męŜczyzny. Ona równieŜ była o tym przekonana i dlatego płakała za kaŜdym razem, kiedy rozmawiałyśmy o małŜeństwie. A przynajmniej wydawało mi się, Ŝe to z tego powodu płakała. Nagle dwa lata później w jej salonie kosmetycznym pojawiła się mama pana inŜyniera i los Roshanny diametralnie się odmienił. Byłam wtedy w Ameryce, ale planowałam wrócić do Afganistanu najszybciej, jak to moŜliwe. Utrzymywałyśmy kontakt mailowy i pewnego dnia zauwaŜyłam, Ŝe ton wiadomości się zmienił. Miałam wraŜenie, jakby kaŜdemu jej mailowi towarzyszyła radosna muzyka. Roshanna zawsze miała nadzieję, Ŝe dane jej będzie wyjść za mąŜ za męŜczyznę z dobrej rodziny i urodzić mu dzieci, a teraz wreszcie to Ŝyczenie miało się spełnić. Cieszyłam się jej szczęściem i nawet nie chciałam pytać o problemy związane z poprzednimi zaręczynami. Wydawało mi się niemoŜliwe, aby rodzina inŜyniera nie słyszała o tym, co spotkało Roshannę, zwłaszcza Ŝe byli spokrewnieni, istniało jednak prawdopodobieństwo, Ŝe nie mają wspólnych znajomych. Mogli teŜ być rodziną postępową i nie oceniać jej źle ze względu na podłego kuzyna, który zabawił się jej kosztem i zszargał jej reputację. Być moŜe patrzyli teŜ obiektywnie i widzieli w Roshannie najlepszą kandydatkę na Ŝonę, jaką męŜczyzna mógłby sobie wymarzyć. Miałam nadzieję, Ŝe tak właśnie było. Przed przyjęciem zaręczynowym odbyło się jeszcze jedno przyjęcie - świętowano zakończenie negocjacji między rodzina- 21 Szkoła piękności w Kabulu mi. Roshanna zaprosiła mnie jako gościa honorowego, a ja, będąc juŜ z powrotem w Kabulu, bardzo chciałam dzielić szczęście przyjaciółki. Przyjęcie odbywało się w duŜym domu, w jednej ze starych dzielnic Kabulu. MęŜczyźni i kobiety z obu rodzin wchodzili do środka, a następnie rozdzielali się. Kobiety szły na górę, gdzie przygotowano dla nich pokój z suto zastawionym stołem, męŜczyźni natomiast pozostawali na parterze. Teściowa podarowała matce Roshanny kosz importowanych słodyczy, a następnie ucałowała ją, Roshannę i mnie trzy razy w policzki. Siostry pana młodego oraz jego ciotki i kuzynki równieŜ kolejno się z nami witały. Tyle było tego całowania, Ŝe rozbolała mnie szyja od ruszania głową w lewo i w

Page 11: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

prawo. Następnie teściowa obdarowała Roshannę złotym naszyjnikiem. Był ogromny i przypominał mi nagrodę z turnieju zapaśniczego. Siostry i ciotki pana młodego nałoŜyły tyle pierścionków na palce Roshanny, Ŝe przestały być one widoczne spod złota. Z pomieszczenia na parterze słyszałam śmiechy męŜczyzn, a potem klaskanie. Zeszłam na półpiętro i wyjrzałam na dół, ale jedna z sióstr pana młodego wciągnęła mnie z powrotem do pokoju. - Teraz podpisują papiery - wyjaśniła. Jej ojciec prawdopodobnie wręczał właśnie ojcu Roshanny grubą kopertę wypchaną pieniędzmi na posag. Następnie męscy krewni pana młodego zaczęli klaskać i śpiewać, podczas gdy jeden z nich grał na małym bębenku. Teściowa 1 jedna z sióstr pana młodego rozłoŜyły coś, co wyglądało jak wielka parasolka okryta miękką siateczką wyszywaną kwiatami. * rzymały to nad głową, a pozostałe kobiety z rodziny pana mło-ego podeszły tanecznym krokiem, przejęły to „coś" i obtańczy- 22 ły Roshannę dookoła. Dziewczyna była jakby środkiem jasnej, hałaśliwej karuzeli. Stała w miejscu, podczas gdy pokój wirował wokół niej, nerwowo dotykała rękami włosów, a jej twarz była niezwykle blada na tle barwnych sukienek kobiet. W głębi pokoju jej matka i siostry obejmowały się. Ze smutkiem patrzyły na tancerki. Gdybym wiedziała wtedy to, co wiem teraz, nie byłabym pewnie aŜ tak przestraszona dziwnym wyglądem Roshanny podczas ceremonii. Afgańskie panny młode wcale nie mają wyglądać wówczas radośnie. Podobnie jak jej rodzice, którzy odrzucili pierwszą propozycję małŜeństwa, by pokazać, jak waŜna jest dla nich córka, i którzy przez cały czas zaręczyn i ślubu muszą mieć niewesołe miny, tak i panna młoda nie powinna okazywać, Ŝe cieszy ją zawierany związek. Powinna dawać do zrozumienia, Ŝe smuci ją myśl o opuszczeniu rodziców i wejście do rodziny męŜa. Smutek ten jest oznaką szacunku dla rodziców. Nawet jednak teraz, wiedząc o tym wszystkim, nie uwaŜam, by cały ten smutek był udawany. PrzecieŜ panna młoda zostawia za sobą ciepło własnej rodziny i trafia do nowej, w której moŜe znaleźć równie wiele smutków, co radości. Teściowe czasem, gdy tylko minie dzień wesela, zmieniają się w tyranów i oczekują, Ŝe synowa stanie się swego rodzaju bezpłatną słuŜącą, która zamiecie podłogi, przyniesie drewno na opał i wymasuje im bolące stopy. MęŜowie równieŜ często się zmieniają. Bywa, Ŝe spędzają całe dnie w pracy i na spotkaniach z innymi męŜczyznami, a w domu pojawiają się tylko po to, by coś zjeść. Młoda Ŝona podaje posiłek, nie licząc nawet, Ŝe mąŜ z nią porozmawia lub Ŝe zjedzą razem. Tego dnia nie wiedziałam jednak tego wszystkiego, więc podeszłam do Roshanny, która sprawiała wraŜenie niezwykle zagu- (?#*### Szkoła piękności w Kabulu 23 bionej. Wzięłam ją za rękę, chcąc ją chronić, nagle pełna obaw o jej przyszłość, poniewaŜ wiedziałam tak wiele o jej przeszłości. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym przeraŜenia i pochyliła się w moją stronę, podczas gdy kobiety z rodziny jej przyszłego męŜa cały czas tańczyły i klaskały. - O mój BoŜe - powiedziała zdławionym głosem. - To się dzieje naprawdę. Co ja teraz zrobię... Wtedy odgadłam jej tajemnicę. Nie była dziewicą. Tej nocy nie mogłam spać. Nie mogłam przestać myśleć o tym, przez co ona teraz przechodzi. Następnego dnia przyszła do szkoły kosmetyczek i wyszłyśmy razem, by porozmawiać w cichym zakątku między budynkami. Oparła się o ścianę i płakała czarnymi od tuszu łzami. - Mój pierwszy mąŜ, ten z Niemiec, zmusił mnie do makuni

Page 12: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

dzień po naszym przyjęciu zaręczynowym - łkała. Nigdy nie miała odwagi powiedzieć o tym rodzicom. Gdyby się dowiedzieli, byliby oburzeni i wytrąceni z równowagi. Zawsze przecieŜ odbywa się oficjalna ceremonia skonsumowania małŜeństwa, podczas której para spędza razem pierwszą noc, a rodziny czekają za drzwiami sypialni, by na własne oczy ujrzeć dowód dziewictwa panny młodej. Jest to jedyny właściwy sposób skonsumowania małŜeństwa, ale niemiecki pan młody wolał szybki numerek, zanim się ulotnił. Roshanna wstydziła się tak bardzo, Ŝe nie umiała przyznać się nawet przede mną. A teraz zbliŜał się jej drugi ślub z kolejnym męŜczyzną, któ- y mieszkał za granicą. Następne nika-khat zostanie podpisane na przyjęciu zaręczynowym przez pana młodego i reprezentanta jej 24 DEBORAH RODRIGUEZ «•«§>$<* rodziny, poniewaŜ narzeczony, którego nadal nie znała, kilka dni po zaręczynach wraca do Amsterdamu. Nie zamierza teŜ przyjechać do Afganistanu na przyjęcie ślubne, co jakkolwiek dziwne, zdarza się dosyć często, i w związku z tym jego rodzina ogłosiła, Ŝe ceremonia skonsumowania małŜeństwa ma nastąpić w noc po przyjęciu zaręczynowym. Pamiętałam o tym wszystkim w trakcie następnych kilku miesięcy, które upłynęły od podpisania kontraktu, ale podobnie chyba jak Roshanna, starałam się o tym nie myśleć, poniewaŜ niczego nie mogłam zmienić. Ona równieŜ była bez wyjścia, jeśli zamierzała poślubić inŜyniera z Amsterdamu. Gdyby jego rodzina dowiedziała się, Ŝe nie jest dziewicą, nie zaakceptowano by jej jako pierwszą Ŝonę. śadna inna rodzina równieŜ by tego nie zrobiła. Dlatego teŜ, gdy odwiedzałam jej salon, rozmawiałyśmy jedynie o sukienkach na zbliŜające się przyjęcie zaręczynowe i wesele, o fryzurach, jedzeniu, jakie będzie podane, o zaproszonych gościach i tym podobnych nieistotnych sprawach. Cieszyłyśmy się z plotek, które napływały do mojego salonu wraz z klientkami i wypełniały go jak zapach mocnych perfum. Nawet gdy byłyśmy same, nie rozmawiałyśmy o tym, co moŜe się stać podczas ceremonii skonsumowania małŜeństwa. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Za kaŜdym razem, gdy moje myśli wracały do tego tematu, robiło mi się niedobrze. Ale dziś nadszedł wreszcie dzień przyjęcia zaręczynowego, po którym nastąpi ceremonia skonsumowania małŜeństwa. W głównym pomieszczeniu mojego salonu sprawdzam folię na *00®&® Szkoła piękności w Kabulu 25 pasemkach teściowej Roshanny i pomagam jej przyszłym szwa-gierkom wybrać pasujący do sukienek kolor lakieru do paznokci, potem wracam do pokoju, w którym odbywa się depilacja i widzę prześcieradło złoŜone w kostkę w nogach łóŜka. Przechodzę do pokoju przeznaczonego do zabiegów wykonywanych na twarzy. Roshanna siedzi pod ostro świecącą lampą, a Topekai uwaŜnie się jej przygląda. Do tej pory zdąŜyła juŜ ukształtować jedną brew w delikatny łuk, a teraz przygląda się drugiej. Wyreguluje ją za pomocą staroŜytnej afgańskiej techniki, uŜywając kawałka nitki. Przesuwa się ją po skórze, a włoski okręcają się dookoła i w ten sposób są wyrywane. Topekai przytrzymuje jeden koniec nitki ustami, drugi omotała między palcami. Wskazuje kącik oka dziewczyny, w którym błyszczy łza. Myśli, Ŝe Roshanna płacze, bo zabieg jest bolesny. To rzeczywiście moŜe boleć, ale ja wiem lepiej, co jest powodem łez. Gdy w końcu Roshanna wchodzi do głównego pomieszczenia, skóra na jej twarzy jest niezwykle czysta i blada, z wyjątkiem miejsc, w których po depilacji pozostały czerwone ślady. Wszystkie kobiety wiwatują z radości, Ŝe pierwsza czekająca ją tego dnia cięŜka próba dobiegła końca. Roshanna uśmiecha się nieśmiało. Bahar przynosi miskę gorącej wody - kolej na mani-kmr i pedikiur. Nim kończę fryzurę teściowej, Baseera myje i suszy włosy Roshannie, potem ja zaczynam ją czesać. Oddzielam kilka cienkich pasemek i upinam je z

Page 13: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

tyłu. Następnie sięgam po łel ze złotym brokatem. Jedno z grubych pasm układam w widok na czubku głowy. Zdaje się, Ŝe wszystkie kobiety w salonie wstrzymują oddech w oczekiwaniu, czy lok się utrzyma. Następ-- układam kolejne pasma w grube, błyszczące złotym broka- 26 27 tern loki, aŜ jest ich całe mnóstwo. Część pozostawionych pasm układam dookoła loków, uŜywając Ŝelu z czerwonym, zielonym i niebieskim brokatem. KaŜda z kobiet dorzuca swoje pomysły: a moŜe by tak poprowadzić dwa wijące się jak węŜe pasma wzdłuŜ policzków? Kiedy zwracam uwagę, Ŝe ułoŜyłam juŜ wszystkie włosy, by stworzyć wielkie loki na czubku głowy, Ba-seera proponuje, Ŝeby obciąć trochę jej włosów i przymocować je Roshannie za pomocą Ŝelu. Roshanna odmawia. Wreszcie wszystkie kobiety zasiadają dookoła, by patrzeć, jak robię makijaŜ. Przyjęte jest nakładanie na twarz panny młodej grubej warstwy białego podkładu, co sprawia, Ŝe wygląda ona niemal jak gejsza, ja jednak tego nie lubię, a dzisiaj wyjątkowo działa mi to na nerwy, poniewaŜ mam wraŜenie, jakbym wymazywała twarz przyjaciółki. Nakładam więc niewiele podkładu i patrząc na Roshannę, widzę, Ŝe to docenia. Następnie maluję powieki pasującym do sukienki zielonym cieniem, który rozprowadzam teŜ na skroniach. TuŜ pod linią brwi, podkreślonych czarną konturówką, rozprowadzam brokatowy cień do powiek w kolorze brzoskwini. Moje ręce trzęsą się za bardzo, bym mogła prawidłowo wykonać następny ruch, więc podaję słoiczek ze sproszkowanym eyelinerem Baseerze. Ta tłumaczy Roshannie, Ŝe powinna polizać aplikator, zanurzyć go w słoiczku z proszkiem, a następnie zdmuchnąć nadmiar kosmetyku. Potem Baseera odbiera z rąk Roshanny aplikator i zaczynając od wewnętrznego kącika oka, rysuje kreski na górnych i dolnych powiekach. Sprawnie poprowadzony aplikator prześlizgnie się między wewnętrznymi powiekami, nie dotykając gałki. Korzystając z tego, Ŝe Roshanna ma zamknięte oczy, Baseera przykleja od razu wielkie sztuczne rzęsy. Dziewczyna otwiera oczy i mruga tak zawzięcie, aŜ jedna z jej szwagierek ze śmiechem komentuje, Ŝe rzęsy omiotą podłogę. Ostatni etap makijaŜu to usta. Najpierw obwodzę je ciemnoczerwoną konturówką, a następnie wypełniam intensywnie czerwoną szminką. Jeszcze tylko odrobina róŜu na policzki i makijaŜ jest skończony. Teściowa ujmuje Roshannę pod brodę i dokładnie ocenia efekt końcowy. Jest zadowolona, ale zastanawia się, czy nie warto byłoby przykleić lalka drobnych cyrkonii tuŜ pod brwiami, bo coś takiego widziała u innej panny młodej kilka tygodni wcześniej. Jej córki sugerują jednak, Ŝe byłoby to za wiele. Teraz pozostaje mi tylko zadbać o swój makijaŜ i przebrać się. Wkrótce pod salon z dźwiękiem klaksonów podjeŜdŜają samochody i słyszymy okrzyki męŜczyzn. Wychodzimy zbite w grupkę wokół Roshanny, a jej szwagierki delikatnie osłaniają fryzurę panny młodej przed podmuchami wiatru. Teściowa próbuje unieść suknię dziewczyny na tyle wysoko, by nie zabrudził jej pył drogi, ale na tyle nisko, by nie było widać kostek nóg. Kuzyni pana młodego z dumą wskazują samochód nowoŜeńców. Poświęcili cały dzień na udekorowanie go kolorowymi wstąŜkami i kwiatami, tak Ŝe wygląda teraz jak wielki kawałek tortu pokryty mnóstwem lukru. Roshanna i krewni pana młodego wsiadają do samochodu, wciągając mnie za sobą do środka. W domu weselnym matka pana młodego i jego siostry od ra-

Page 14: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

U zaDierają Roshannę na sesję fotograficzną. Pokój, w którym ione będą zdjęcia, zalewa oślepiające fluorescencyjne światło wie mogę patrzeć na przyjaciółkę, poniewaŜ odbija się ono rokatu, ozdób i biŜuterii. Fotograf kaŜe odwracać się dziew- 28 czynie to w jedną, to w drugą stronę, instruuje, jak ma trzymać ręce i odchylać głowę. Pragnie ją widzieć w pozach, które sprawią, Ŝe będzie wyglądała niewinnie, a jednocześnie uwodzicielsko. Przypomina mi to zdjęcia gwiazd filmowych z lat czterdziestych, z tą róŜnicą, Ŝe nikt im nie trzymał nad głową Koranu. Widząc mnie obok jednej ze swych sióstr, Roshanna robi do nas minę, a następnie podkłada złoŜone ręce pod podbródek i posyła uduchowiony uśmiech w obiektyw aparatu. Przypomina mi bohaterkę tak popularnych w Afganistanie hollywoodzkich filmów. - Czy powinnam teraz śpiewać? - Ŝartuje. Bo to właśnie robią hollywoodzkie gwiazdy w najmniej spodziewanych momentach. Fotograf odkłada aparat i znów zaczyna się wydzierać. Chce, Ŝeby wyglądała równie wyniośle co manekiny w sklepach z modą ślubną. Wreszcie sesja dobiega końca i fotograf składa swój sprzęt. Roshanna patrzy na niego zdumiona, myślami będąc juŜ chyba przy zbliŜającej się ceremonii zaślubin. Siostry i matka krzątają się dookoła. W pewnym momencie jedna z nich otwiera drzwi do pokoju, w którym odbywa się przyjęcie, i zalewa nas hałas. Roshanna zwraca do mnie pobladłą twarz. - Chodź ze mną - prosi i wyciąga rękę. Podchodzę więc do niej, ujmuję wyciągniętą dłoń i razem przechodzimy przez drzwi. W pokoju jest tyle błyszczących dekoracji, Ŝe aŜ kręci mi się w głowie. Ozdobne kryształowe kandelabry połyskują nad głowami setek kobiet ubranych dokładnie tak jak wspaniałe sklepo- $$<»** Szkoła piękności w Kabulu 29 we manekiny: aksamit, złoty brokat, frędzle, perty, haftowany jedwab, a wszystko to na jednej sukni. Gdy idziemy po białym dywanie, który prowadzi nas w stronę obrośniętej róŜami pergo-li, dostrzegam drugie oblicze kobiet z Kabulu, zwykle wyglądających tak, jakby szły na pogrzeb. Wreszcie naprawdę wyraŜają siebie - poprzez głębokie rozcięcia sukien, duŜe dekolty i szpilki tak wysokie, Ŝe moŜna by z nich skakać na główkę do basenu. Później dowiaduję się, Ŝe podczas tego typu imprez wiele matek szuka Ŝon dla swoich synów. Dziś jednak koncentruję się tylko na olśniewających widokach. Moje zainteresowanie podzielają kobiety z kamerami wideo, przechadzające się od stolika do stolika i filmujące gości. Jedna z nich cofa się przed nami wzdłuŜ dywanu, po którym idziemy z Roshanna, i cały czas filmuje nas wielką, wspartą na ramieniu kamerą. Czuję się jak gwiazdka filmowa prowadząca wzdłuŜ sceny zdobywczynię Oscara. Roshanna spogląda na dywan, a tuŜ za nami podąŜają jej matka i siostry, rozrzucając płatki róŜ. Jedna z sióstr niesie nad głową panny młodej Koran, ale ręce jej słabną i omal nie miaŜdŜy nim misternej fryzury. Gdzieś z boku gra zespół. Gdy przechodzimy pod pergolą, zauwaŜam, Ŝe salę przedziela na pół wielka kurtyna. Skoro wszystkie kobiety są po tej stro-ie, to męŜczyźni muszą być po tamtej. Jakby na potwierdzenie loich domysłów jeden z męŜczyzn wychyla się i gapi poŜądliwie kobiety. Wkrótce ktoś wciąga go z powrotem i zasłona wraca rc>je miejsce. ZdąŜyłam się juŜ zorientować, Ŝe zbliŜamy się -eny, na której ustawiono dwa pozłacane krzesła, niczym tro-a króla i królowej. Przed krzesłami stoi stół, a na nim wiel-Jzynia pełna skarbów. Na krzesła skierowano światło reflek- 30

Page 15: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

torów. Gdy jesteśmy juŜ bardzo blisko, zza zasłony wychodzi męŜczyzna. W ostrym świetle niezbyt wyraźnie widzę jego twarz. - Myślę, Ŝe to pan młody - szepczę do Roshanny, ale ona nie patrzy na mnie. Chciałam zapytać jej matkę, czy to pan młody, ale uświadomiłam sobie, Ŝe przecieŜ ona równieŜ nigdy go nie widziała. Idziemy w stronę sceny. Orkiestra przyspiesza, a Roshanna drŜy tak mocno, Ŝe trudno mi się jej trzymać. W końcu podchodzimy na tyle blisko, Ŝe dokładnie widzę stojącego na scenie męŜczyznę. Jest blady i wygląda, jakby był w transie. W tym momencie teściowa wyciąga rękę do Roshanny. Pomaga jej wejść na scenę i łączy jej dłoń z dłonią pana młodego. Dziewczyna wzdryga się, jakby dłoń męŜczyzny ją parzyła. Wkrótce na scenę wchodzą wszyscy członkowie obu rodzin, a mnie spycha na bok tłumek fotografów i kamerzystów. Błyskają flesze, słychać odgłosy przewijanej taśmy i klikanie naciskanych wyzwalaczy. Operatorzy kamer przepychają się między sobą, bo kaŜdy chciałby filmować pod jak najlepszym kątem i mieć jak najlepsze ujęcia. Stoję na palcach, starając się dojrzeć, jak radzi sobie Roshanna i walcząc z pokusą, by krzyknąć: „Uśmiechnij się!", co zwykle robię na tego typu imprezach w Ameryce. Ona jednak, podobnie jak pozostali członkowie jej rodziny, sprawia wraŜenie zmartwionej. Pan młody nie jest moŜe aŜ tak przejęty, ale na szczęśliwego teŜ nie wygląda. Raczej na zdezorientowanego, jakby ktoś ogłuszył go parę minut wcześniej i zdołał się ocknąć właśnie w chwili ataku kamer i aparatów. Po chwili matki sprowadzają Roshannę i jej męŜa ze sceny i ciągną poprzez tłum do drzwi znajdujących się na samym koń- «i»*®* Szkoła piękności w Kabulu 31 cu sali. Kobiety siedzące przy stolikach, obok których stoję, wstają i zapraszają mnie, bym do nich dołączyła, wreszcie więc siadam. - Dokąd oni poszli? - pytam kobietę, która ma na głowie stroik z cyrkonii i chyba zna choć trochę angielski. - Mają okazję się teraz poznać - odpowiada. - Bliska rodzina teŜ zostanie ze sobą zapoznana. - Czy wrócą na salę, by zjeść z gośćmi? - Nie, nie będą spoŜywać swojego pierwszego posiłku jako mąŜ i Ŝona w obecności wszystkich zebranych tu ludzi. Orkiestra znów zaczyna grać. Wszyscy wstają, by podziwiać matkę i siostry pana młodego, które wyszły właśnie na parkiet. Przemierzają salę razem, stawiając drobne, delikatne kroczki, pochylając się do siebie, to znów odchylając się. Przypomina mi to wzory w kalejdoskopie, które kolejno zmieniają się: czasem to matka znajduje się w centrum układu, a jej potęŜna, obleczona w purpurę sylwetka sprawia wraŜenie zadziwiająco giętkiej i lekkiej. Po chwili to córki są najwaŜniejsze - kręcą biodrami, wyciągają w bok ręce, a setki noszonych przez nie bransolet błyszczą 1 pobrzękują. Rodzina Roshanny siedzi z boku, ich smutne, ściągnięte twarze ostro kontrastują z tą radością. Muzyka się zmienia, a taniec staje bardziej sugestywny. Sio-pana młodego imitują ruchy towarzyszące erotycznemu Gęsiemu, poruszając biodrami w tył i w przód, w pieszczotliwych gestach przeciągając dłońmi po twarzach. Ich matka włą-siC na chwilę do tańca, ale zaraz potem ze śmiechem opada a Podsunięte przez kogoś krzesło. A wtedy na parkiet wchodzą Szystkie kobiety. Wychodzę i ja, nalegała na to kobieta przy- ®®m&® 32 DEBORAH RODRIGUEZ «»«»$«

Page 16: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

strojona cyrkoniami i jej przyjaciółka. Nigdy nie spodziewałabym się, Ŝe tak mogą tańczyć kobiety zwykle przemykające ulicami miasta, owinięte w ciemne burki, chodzące ze spuszczonymi oczami. To kabulski „Dirty Dancing": kobiety wiją się i przeginają, wyginają plecy w łuk i wypychają biodra do przodu. Te, które mają długie włosy, energicznie zamiatają nimi, przesłaniając sobie twarze niczym woalami. Widać rozchylone usta i płonące namiętnością oczy. Ramiona wiją się wzdłuŜ ciał i unoszą nad głowy, dłonie zdają się pieścić niewidzialnych kochanków. Chwilami tańczą w parach, chwilami osobno. Gdy tworzą parę, ich ręce przesuwają się wzdłuŜ ciał partnerek, aby w drodze powrotnej otrzeć się o biodro, ramię, policzek. Wpatruję się w tłum i z zaskoczeniem dostrzegam, Ŝe w części sali przeznaczonej dla kobiet przebywają teŜ męŜczyźni. Tańczą, obejmując partnerki w pasie, okręcając w piruetach i przyciskając do bioder. Zastanawiam się, czy do pokoju nie wtargnie policja i nie zaaresztuje ich za przebywanie z płcią przeciwną. Ale właśnie w tym momencie uświadamiam sobie, Ŝe to nie męŜczyźni, tylko przebrane kobiety, zachowujące się tak jak oni, zastępujące ich. Wycofuję się z parkietu, poniewaŜ to, co się wokół mnie dzieje, jest zupełnie niepojęte, zwłaszcza gdy znajduję się w samym sercu akcji. Widzę, Ŝe kolejny męŜczyzna wetknął głowę między zasłony oddzielające salę, by popatrzeć na kobiety. PotęŜna dłoń łapie go jednak za włosy i wciąga z powrotem. Moja ciekawość została juŜ jednak rozbudzona. Podchodzę do kotary i przez szparkę zerkam. Wszystko wygląda mniej więcej tak jak dzikie tańce w sali dla kobiet, z tą tylko róŜnicą, Ŝe jest mniej błyszcząco i czuć ostry zapach męskiego potu. MęŜczyźni tańczą 33 Szkoła piękności w Kabulu ze sobą, oplatając się ramionami, poruszając biodrami, przytulając się, osuwając w stronę podłogi i głaszcząc wzajemnie. Jestem tak zdumiona, Ŝe rozchylam szerzej zasłonę, by móc się lepiej przyjrzeć. MęŜczyznom najwyraźniej jest całkiem dobrze ze sobą. Okazują nie tylko uczucia, ale równieŜ seksualny wigor. Zastanawiam się, co by się stało, gdyby sala nie była podzielona. Czy jakiejś parze udaje się czasem wymknąć razem z takiego przyjęcia? Niestety, nie mogę poświęcić tym rozwaŜaniom więcej czasu, poniewaŜ kilku męŜczyzn zauwaŜyło, Ŝe zaglądam i rozciągnęli zasłony nieco szerzej. Stoję więc z głową wetkniętą na ich stronę, wyglądając zupełnie tak, jakbym włoŜyła ją w gilotynę. Mam wraŜenie, Ŝe wszyscy męŜczyźni na sali odwrócili się, by na mnie spojrzeć albo nakrzyczeć. Rumieniąc się ze wstydu, wycofuję się i zaciągam za sobą kotarę. Po damskiej stronie sali szykuje się przerwa w tańcu, poniewaŜ zaraz mają podać jedzenie. Przy kaŜdym przykrytym czerwonym obrusem stole siedzi około dwudziestu kobiet, ale jedzenia spokojnie starczyłoby dla ponad czterdziestu. Sterty kebabu, makarony nadziewane porami i polane mięsnym sosem, miski z jajkami przetworzonymi na wszelkie znane ludzkości sposoby, tyz z orzechami i rodzynkami. Jedzenie podawane jest przez wie-e godzin, rodzina musi mieć pewność, Ŝe nikt nie opuści uczty lie najadłszy się do syta przynajmniej z dziesięć razy. Na stołach ma sztućców, wszyscy jedzą rękoma. Podziwiam zręczność iet, które uronią co najwyŜej kropelkę sosu lub ziarenko ry-Mnie natychmiast spada na kolana kawałek kapusty polanej gurtem; w końcu mam na ubraniu chyba więcej, niŜ udało mi 00^*** 34 DEBORAH RODRIGUEZ «0«S»

Page 17: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

się zjeść. Upuszczam tak duŜo, Ŝe prawdę mówiąc, jestem nadal głodna, a kelnerld zaczynają juŜ zbierać talerze ze stołów. Gdy resztki jedzenia są juŜ zabrane, kobiety siedzące ze mną przy stoliku wstają, obcałowują mnie na poŜegnanie i odchodzą. Zastanawiam się, jak wrócę do domu, kiedy nagle widzę jedną z sióstr Roshanny spieszącą w moim kierunku. Roshanna chce, Ŝebym razem z innymi honorowymi gośćmi i rodziną pana młodego pojechała do domu jej rodziców. Wciskam się do samochodu z oszołomioną Roshanna i bodajŜe sześcioma innymi kobietami w ciasnych sukienkach i butach na wysokich obcasach. Gdy odjeŜdŜamy, samochód za nami trąbi i próbuje się z nami zrównać, a męŜczyzna siedzący obok kierowcy wychyla się przez okno z kamerą w ręku. Rozpoczyna się szalony wyścig, podczas którego nasz kierowca stara się jak najbardziej utrudnić aucie z kamerzystą zrównanie się z nami. Pędzimy ulicami Kabulu, wymijając pieszych, rowerzystów i z piskiem opon biorąc zakręty. Wymijamy autobus i jakimś cudem nagle jedziemy pod prąd i to w dodatku prawie po chodniku. Ledwie udaje nam się wyminąć starego, zakurzonego bawoła wodnego, który stoi obok grupki kłócących się męŜczyzn. Kierowca rechocze, Ŝe udało mu się zgubić kamerzystę, ale gdy tylko skręcamy, znów stajemy z nim twarzą w twarz. Kamerzysta wychyla się i mam wraŜenie, Ŝe zaraz wypadnie, ale w końcu wygrywa i udaje mu się sfilmować naszego kierowcę wycofującego się w panice z uliczki, by z powrotem włączyć się do ruchu. Wszystkie kobiety w samochodzie, z wyjątkiem Roshanny, śmieją się głośno. Jazda samochodem w Kabulu nigdy nie jest łatwa i przyjemna, ale musicie mi wierzyć - sądziłam, iŜ zginiemy, nim dojedziemy do domu Roshanny. 35 Szkoła piękności w Kabulu PrzyjeŜdŜamy na miejsce, zostawiamy buty na progu i wchodzimy do salonu. Roshanna i jej świeŜo poślubiony mąŜ siadają na jedynych w pokoju krzesłach, my zaś rozsiadamy się na poduszkach. Macham do Roshanny i uśmiecham się do niej promiennie, ale nie reaguje. Oboje z męŜem siedzą sztywno, nie dotykając się, jak manekiny ze sklepu z modą ślubną. Siostra Roshanny bierze mnie za rękę, prowadzi w stronę młodej pary i wskazuje poduszkę, na której mam usiąść. Zajmuję więc miejsce koło przyjaciółki, która spogląda na mnie przelotnie, by za chwilę znów wpatrywać się w przestrzeń. Przez moment trudno mi uwierzyć, Ŝe ta siedząca sztywno kobieta o martwym spojrzeniu to moja Roshanna. Następnym punktem programu jest ceremonia skonsumowania małŜeństwa. Uświadamiam sobie, Ŝe sparaliŜowana strachem kobieta ma siłę jedynie patrzeć w przestrzeń. Nie jestem nawet w stanie dostrzec, czy oddycha. Podano herbatę i słodycze. Goście i rodzina prowadzą oŜywioną rozmowę, której nie rozumiem, poniewaŜ bardzo słabo znam dań, a Roshanna, jedyna osoba w tym gronie, swobodnie mówiąca po angielsku, w ogóle się nie odzywa. Wkrótce rodzina pana młodego 1 pozostali goście Ŝegnają się i małymi grupkami wychodzą. Ja równieŜ wstaję, z ulgą przyjmując moŜliwość wyjścia, a jednocześnie Ŝując się winna, Ŝe zostawiam Roshannę samą. Po raz kolejny jednak jej siostra łapie mnie za rękę. Potrząsa głową i coś mówi. Wkrót-; dołącza do nas matka Roshanny. Nie wiedziałam, co się dzieje, poki Roshanna nie odwróciła się w moją stronę i nie wyszeptała: >zę, zostań", zaciskając swoją zimną dłoń na moim nadgarsdai. atka Roshanny zwraca się do młodej pary, wskazując, by za mą. Wstają, ale Roshanna zaczepia obcasem o podusz- 36 37

Page 18: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

kę i o mało się nie wywraca. Potem podąŜają za jej matką korytarzem. Roshanna wciąŜ niepewnie trzyma się na nogach. Zatacza się na ścianę, jakby była pijana, ale wesele było ortodoksyjnie muzułmańskie, więc nie podawano Ŝadnego alkoholu. Jeśli o mnie chodzi, cały czas mam świadomość, Ŝe w domu czeka na mnie butelka Johnnie Walkera Red Label. Słyszę trzaśniecie drzwiami gdzieś na tyłach domu, potem z czterema innymi kobietami trafiam do pokoju gościnnego. Układamy się na poduszkach, nie zdejmując naszych wizytowych sukien i jedna po drugiej zapadamy w sen. Zasypiam ostatnia. Wsłuchuję się w odgłosy dobiegające z pokoju na końcu korytarza, ale bezskutecznie. Wreszcie strach mnie opuszcza, a moŜe to ja porzucam swój strach. W kaŜdym razie zasypiam. I budzę się, gdy ktoś mną potrząsa. Matka Roshanny stoi nade mną, machając białą chusteczką, a jej długi czarny warkocz kołysze się nad moją głową. Mówi bardzo szybko, przyciskając Koran do piersi. Co jakiś czas przerywa na chwilkę monolog, by obsypać Koran pocałunkami. Patrzę na jedną z sióstr Roshanny, która wzdryga się i próbuje mi wytłumaczyć co się stało. - Nie ma krwi - szepcze. Uświadamiam sobie, Ŝe miał to być dowód dziewictwa Roshanny: zakrwawiona chusteczka przed drzwiami pokoju, w którym małŜeństwo zostało skonsumowane. Matka Roshanny cały czas wyrzuca z siebie potok słów. Być moŜe nawet w dari nie mają one Ŝadnego znaczenia. Potem łapie mnie za rękę i wciska chusteczkę w moją zaciśniętą pięść. Razem z siostrą Roshanny, nie zwaŜając na moje protesty, ciągną mnie wzdłuŜ korytarza i otwierają drzwi do pokoju, w którym przeby- waią nowoŜeńcy. W przytłumionym świetle widzę Roshannę skuloną w kącie na jednej z poduszek. Jej mąŜ siedzi na łóŜku. Odwraca od nas twarz, a matka Roshanny wywleka córkę z pokoju i zamyka drzwi. _ To się nie uda - odzywa się nagle pan młody. Nie przypuszczałam, Ŝe mówi po angielsku. - To się nie uda. Nie jestem pewna, o co mu chodzi, ale zdaje się być raczej zakłopotany niŜ zły. MoŜe ma problem z erekcją? MoŜe Roshanna jest zbyt sucha? Czy moŜliwe, by mając czterdzieści lat, facet nie wiedział, co powinien teraz zrobić? Skoro całe Ŝycie powtarzano mu, Ŝe seks jest czymś brudnym i wstydliwym, moŜe go nigdy jeszcze nie uprawiał? Choć wielu Afgańczyków uwaŜa, Ŝe Amerykanie potrafią poradzić sobie ze wszystkim, decyduję się nie zaczynać od szukania odpowiedzi na Ŝadne z powyŜej postawionych pytań. Próbuję podejść do problemu z innej strony. - Czasem nie ma łowi nawet jeśli dziewczyna była dziewicą - mówię. - Jeśli wcześniej cięŜko pracowała albo na przykład spadła ze schodów. Wtedy czasem nie ma krwi. Kiwa głową, wpatrując się ciemnymi oczami w podłogę. - Bywa, Ŝe trudno się kochać, gdy dziewczyna jest zdenerwo wana - brnę dalej. - Musisz być delikatny. Musisz dotykać jej delikatnie, by miała szansę się zrelaksować. 1 an młody nic nie mówi. Nie chcę demonstrować na sobie, g zie powinien jej dotykać, zamiast tego głaszczę swoje ramię. - -I o tak jak wtedy, kiedy głaszczesz psa, który się boi - do- daję w akcie desperacji. agle przypominam sobie, Ŝe przecieŜ muzułmanie nie lubią 3W' PoniewaŜ kiedyś pies podobno ugryzł Proroka.

Page 19: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

38 - Ja to wszystko wiem - mówi wzburzony pan młody. - Ale to nie działa. Potem do drzwi puka matka Roshanny i wprowadza dziewczynę do pokoju. Przygładza jej włosy i uśmiecha się do mnie, jakbym wszystkiemu zaradziła. - Do widzenia, do widzenia, do widzenia! - mówi i ciągnie mnie w stronę drzwi. Jedna z sióstr panny młodej prowadzi mnie z powrotem do pokoju gościnnego, podczas gdy matka zajmuje miejsce pod drzwiami sypialni, w której przebywają Roshanna i jej mąŜ. Pozostałe kobiety juŜ nie śpią i czekają na mnie. ZałoŜę się, Ŝe w tej chwili zabiłyby za słownik dari-angielski, Ŝeby zapytać mnie, co się dzieje. Macham ręką, aby dać im do zrozumienia, Ŝe problem w pokoju na końcu korytarza to nic waŜnego i zajmuję miejsce na swojej poduszce. Ignoruję je, wreszcie przestają gadać i idą spać. Potem, co dziwne, ja równieŜ zasypiam. Mam koszmarny sen. Znów jestem w samochodzie w drodze na ślub, a kierowca obija go o inne auta i boję się, Ŝe wszyscy zginiemy. Znowu ktoś mną potrząsa. Wróciła matka RoShanny. Macha czystą białą chusteczką, całuje Koran i tuli go do piersi, kołysze się w przód i w tył, zawodzi i płacze, mówi szybko do mnie i swoich córek, które znów ponaglają mnie, bym wstawała. Tym razem matka panny młodej wygląda na jeszcze bardziej przeraŜoną niŜ poprzednio, a nie sądziłam, aby to było moŜliwe. Nie wiem, na ile prób moŜe liczyć Roshanna, zanim pan młody stwierdzi, Ŝe jego rodzina została oszukana, panna młoda nie jest dziewicą i tylko przynosi wstyd i poniŜenie obu rodom. Pr°' buję sprawiać wraŜenie, jakby to, co się dzieje, wcale nie był° . ^ Szkoła piękności w Kabulu 39 . ,<im problemem, a młoda para potrzebowała jeszcze trochę czasu i dobrych rad. _ Pozwólcie mi porozmawiać z Roshanna na osobności - proszę. Pan młody wychodzi, a ja siadam i obejmuję drŜącą przyjaciółkę. - Boję się - szepcze Roshanna. - Gdy on próbuje we mnie wejść, to tak boli, Ŝe się odsuwam. Nie mogę nic na to poradzić. - Postaraj się zrelaksować - mówię. - Oddychaj powoli. Nie będzie tak bardzo bolało, jeśli się zrelaksujesz. Potem radzę jej robić to samo, co kobiety, które nie lubią seksu i nie czerpią z niego Ŝadnej przyjemności - połóŜ się wygodnie, rozłóŜ nogi i postaraj się myśleć o czymś innym. Mówię jej, Ŝe po kilku razach to juŜ nie będzie tak bolało, a kto wie, moŜe nawet będzie dla niej równie przyjemne jak dla mnie. Patrzy, jakbym usiłowała ją przekonać, Ŝe któregoś dnia polubi Ŝucie tłuczonego szkła. - I jeszcze jedno - mówię - jeśli znów się nie uda, powiedz, Ŝe chciałabyś jeszcze raz ze mną porozmawiać. Tylko tym razem nie pozwól swojej matce zabrać ze sobą chusteczki. Całuję ją i wychodzę. Sprawdzam, która godzina, bo wiem, eściowie wrócą po porannych modlitwach i będą chcieli zobaczyć zakrwawioną chusteczkę. Juz nie zasypiam. Za jakieś pół godziny matka Roshanny po rzeci wchodzi do pokoju gościnnego, płacze, całuje Koran )e mi do zrozumienia, Ŝebym jeszcze raz porozmawiała z Roną- Jestem na to przygotowana - pod sukienką ukryłam to-w pokoju nowoŜeńców proszę Roshannę, by dała mi eczkę, potem wyciągam z torebki cąŜki. 40

Page 20: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

DEBORAH RODRIGUEZ - Co robisz? - pyta. Zaciskam zęby i wbijam cąŜki pod paznokieć, a następnie tnę aŜ do krwi. Kilkakrotnie wycieram palec w chusteczkę, a potem oddaję ją Roshannie. - Oto twoje dziewictwo - mówię. - Schowaj to pod podusz kę, a gdy po raz kolejny dojdzie do penetracji, dyskretnie wycią gnij. Niech twoja matka ją znajdzie. Chowa twarz w dłonie, a ja wychodzę. Po powrocie do pokoju gościnnego zasypiam i budzę się w chwili, gdy niebo zaczynają rozświetlać pierwsze promienie słońca. W domu panuje chaos. Słyszę, jak matka Roshanny zawodzi i krzyczy. Drzwi trzaskają, ludzie tłoczą się w korytarzu, wszyscy równocześnie mówią. Niezgrabnie podnoszę się z poduszek, przeraŜona, Ŝe mąŜ zbyt wcześnie znalazł zakrwawioną chusteczkę w łóŜku albo Ŝe z jakiegoś powodu nie wygląda ona tak jak powinna. Ale gdy wpadam do hallu, widzę, Ŝe matka Roshanny zawodzi z radości. - Dziewica! - Wykrzykuje do mnie tryumfalnie, machając przy tym chusteczką umazaną moją KRwią. - Dziewica! do Afganistanu wyjechałam w maju 2002 roku, pierwszej wiosny po upadku reŜimu talibów. I nawet nie przyszło mi do głowy, Ŝe pięć lat później będę tu nadal, robiąc trwałe i wprowadzając sztukę depilacji owłosienia łonowego za pomocą wosku. Na dwa miesiące przed pamiętnym 11 września przeszłam w organizacji charytatywnej Care For Ali Foundation (CFAF) szkolenie z zakresu działania w sytuacjach zagroŜenia i podczas katastrof. Potem ugadalam sobie miejsce w pierwszym zespole, który organizacja wysyłała do Afganistanu. WyobraŜałam sobie, Ŝe spędzę tam miesiąc, opatrując rany, nastawiając złamane kończyny, przedzierając się przez pobojowiska i pomagając ludziom, którzy wciąŜ ukrywali się przed talibami, bojąc się wyjść na powierzchnię. Na tę właśnie podróŜ kupiłam w sklepie z nadwyŜkami z dostaw wojskowych swoją pierwszą parę wojskowych butów. Sądziłam, Ŝe większość czasu spędzę pod namiotem i nie będę mogła nawet wziąć prysznica, więc połowę zawartości mojej walizki sta- 44 DEBORAH RODRIGUEZ nowiły mokre chusteczki, którymi mogłabym myć się co rano, skryta za jakimś drzewem. Tymczasem niewiele z tego, co potem się zdarzyło, odpowiadało moim wyobraŜeniom. Z pozostałymi członkami mojej druŜyny pierwszy raz spotkałam się w Chicago. Rozpoznaliśmy się na lotnisku dzięki małym czerwonym czapeczkom, które kazano nam załoŜyć. Potem polecieliśmy do Pakistanu, a stamtąd samolotem ONZ do Kabulu. Tych kilka godzin spędziłam śpiąc, czytając i wyglądając przez okno. Przez większość czasu chmury przesłaniały wszystko, ale od czasu do czasu mogłam zobaczyć teren, nad którym przelatywaliśmy. Sterczące góry przypominały zepsute, brązowe zęby, a na tle takiego krajobrazu samolot wydawał mi się niezwykle kruchy. Gdy wreszcie samolot zaczął podchodzić do lądowania, wszyscy przykleiliśmy się do okien, Ŝeby zobaczyć, co nas czeka. Pod nami, pośród gór, rozpościerała się wielka niecka, a w niej właśnie leŜało miasto - ogromna plama zielonej równiny połoŜonej ponad 2000 metrów nad poziomem morza; tu i ówdzie widać było duŜe brązowe plamy osiedli ludzkich. Z wysokości, na której znajdował się samolot, nie mogłam dojrzeć Ŝadnych wojennych zniszczeń, pamiętam jednak, Ŝe

Page 21: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

zastanawiały mnie widziane poniŜej kształty. Kabul układał się jakby w idealne kostki, jak krzyŜówka. Gdy wreszcie opadliśmy na pas startowy, zieleń zniknęła z pola widzenia. Poprzez kurz unoszący się w powietrzu nie mogłam juŜ nawet dostrzec gór. Zamiast nich widziałam jedynie ruiny otaczające lotnisko. Po obu stronach pasa startowego były leje i wyrwy, pozostałości po wybuchach bomb i min. Wyglądały 45 Szkoła piękności w Kabulu • k poprzekłuwane pęcherze, jątrzące się i bolesne. W pobliŜu aidowało się równieŜ ogromne cmentarzysko czołgów i samolotów, poszarpanych i porozrywanych w trakcie walk. Fasadę głównego budynku lotniska zdobiła, ręcznie chyba malowana, tablica z hasłem: Witamy w Afganistanie. Budynek jednak sprawiał wraŜenie, jakby od lat nie witał Ŝadnych gości. Szyby były powybijane, cegły się kruszyły, a przed wejściem zalegały sterty gruzu. Zanim wysiedliśmy z samolotu, wszystkie kobiety pozakrywały głowy chustami, które polecono nam wziąć. Idąc przez lotnisko, mijaliśmy tuziny groźnie wyglądających męŜczyzn uzbrojonych w karabiny maszynowe. Zupełnie jakbyśmy byli brani w niewolę, a nie witani, ale wyprostowałam plecy - obolałe po dwóch dniach podróŜy - i wraz z pozostałymi ochotnikami weszłam do budynku. Nie bałam się. Ludzie nadal pytają mnie, czy zastanawiałam się, jakie przyjęcie zgotują nam Afgańczycy. Czy będą nas kochać, poniewaŜ przepędziliśmy talibów, czy raczej nienawidzić, bo bezlitośnie bombardowaliśmy ich kraj, by to osiągnąć. Nie wiedziałam, czy mieszkańcy Afganistanu podzielali fanatyzm, który doprowadził do ataku 11 września, kosztującego Ŝycie trzy tysiące niewinnych mieszkańców Nowego Jorku, czy teŜ bali się go jeszcze bardziej niŜ my. Wówczas jednak nie zaprzątałam sobie ym głowy. Byłam podekscytowana Ŝe tam jestem i próbowałam me stracić z oczu swojej grupy. Wewnątrz budynku lotniska panował kompletny chaos, im ludzi napierał na męŜczyznę, który sprawdzał paszporty; °Piero potem moŜna było przejść po odbiór bagaŜu. Gdy wresz- - przedostaliśmy się przez kontrolę, zauwaŜyliśmy, Ŝe kilku fzn w duŜych, obdartych turbanach zrzuca nasze bagaŜe 46 DEBORAH RODRIGUEZ 47 i sprzęt na stertę, a inni męŜczyźni i chłopcy Idębili się wokół nas, pytając, czy nie potrzebujemy pomocy. Przewodnicy grup ostrzegli nas jednak wcześniej, Ŝe musimy sami troszczyć się o swój bagaŜ, poniewaŜ tubylcy liczą sobie za to cięŜkie pieniądze. Gdy więc trzech męŜczyzn sięgało po moje walizki, pokręciłam przecząco głową. Odsunęli się, wyraźnie rozczarowani, ale pełni szacunku. Muszę przyznać, Ŝe przez cały pobyt w tym kraju

Page 22: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

nigdy nie spotkałam niekulturalnego Afgańczyka. Są uprzejmi, nawet gdy mierzą do ciebie z broni. W pobliŜu lotniska czekał na nas van z kierowcą. Zanim udało się nam odjechać, przeŜyliśmy chwilę niepewności, gdy jeden z uzbrojonych męŜczyzn, a było ich pełno równieŜ przed budynkiem, rozmawiał z lderowcą i cały czas potrząsał przecząco głową. Wstrzymałam oddech, zastanawiając się, czy w ogóle pozwolą nam odjechać. W końcu ruszyliśmy. - Dlaczego on tak potrząsał głową - zapytałam lderowcę. Musiałam powtórzyć ruch głową, o który mi chodziło, by tam ten zrozumiał. - W Ameryce to oznacza „nie". W odpowiedzi kierowca posłał mi uśmiech. - U nas to oznacza „w porządku, moŜecie jechać". W pierwszym momencie Kabul jawił mi się jako miasto szarości. Wszystko zdawało się być w tym samym kolorze, począwszy od walących się ścian z szarej glinianej cegły, poprzez ubrania ludzi, aŜ po przysłonięte kurzem niebo. Nawet drogi były długimi pasmami szarego błota, pełnymi dziur i kamieni, w miarę płasldmi tylko w nielicznych miejscach. Na tle tej palety odcieni szarości zaczęłam jednak w końcu dostrzegać kolory. Ulica, którą jechaliśmy od lotniska, okazała się pasaŜem han- dlowym. Po obu jej stronach tłoczyły się sklepiki urządzone w starych metalowych kontenerach; podobne kontenery widywałam na platformach pociągów towarowych w Ameryce. Niektóre sldepy zrobiono w wypalonych cięŜarówkach, inne pod plandekami udrapowanymi na drewnianych lub metalowych ramach. Jednak nawet najbardziej prowizoryczne z nich reklamowały się kolorowymi szyldami, na których elegancko, płynnym dań wypisana była nazwa. Gdzieniegdzie dodano równieŜ szyldy w języku angielskim. W tych sklepach sprzedawano podstawowe towary, takie jak opony, cynowe fajki i wielkie rolki bawełnianej waty. Na dachach składowano części samochodowe i plastikowe pojemniki. Przypuszczam, Ŝe było to dodatkowe wyposaŜenie. Wtem skręciliśmy za róg, a na tej ulicy we wszystkich sklepach sprzedawano jedzenie. Kierowca wyminął grupkę starszych męŜczyzn, który stali, rozmawiając, na środku drogi i o mało nie zahaczył o wielką martwą owcę, wiszącą przed jednym ze sklepów. Jej skóra i głowa leŜały juŜ na ziemi. Obok przywiązana była Ŝywa owca. Wyobraziłam sobie, Ŝe ma ona nadzieję, iŜ wszyscy najedzą się mięsem obdartego ze skóry i obsiadłego przez muchy krewniaka i jej dadzą spokój. Dalej, wzdłuŜ ulicy stały Jlorowe wózld, na których piętrzyły się największe warzywa rc>ce, jakie w Ŝyciu widziałam. Czy kalafiory naprawdę mogą wielkości piłld do koszykówki, a melony tak ogromne, Ŝe po- =ba dwóch rąk, aby je unieść? Mknęliśmy wzdłuŜ straganów, °rych stały wielkie plastikowe worki podparte cegłami, wy- 'ne przyprawami i orzechami - czerwone, złote i brązowe y przypraw. Mijaliśmy sldepy, z których dachów zwisały 48 setki przedmiotów przypominających rakiety śnieŜne; później dowiedziałam się, Ŝe były to placki chlebowe, które Afgańczycy jedzą właściwie do kaŜdego posiłku. Potem były sklepy sprzedające towary pakowane w puszki, pudełka i torby, tak kolorowe i artystycznie wyeksponowane, Ŝe stoiska sprawiały wraŜenie zasypanych pięknie zapakowanymi prezentami. Mimo Ŝe z pewnością nie przyjechaliśmy tu na zakupy, chciałam, Ŝeby kierowca zatrzymał się choć na chwilę, bym mogła pooglądać to wszystko z bliska.

Page 23: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Wreszcie minęliśmy męŜczyznę, który potrząsał wielką patelnią nad otwartym ogniem, a gdy do samochodu dotarł zapach praŜonej kukurydzy, poczułam, jak bardzo jestem głodna. ChociaŜ Afgańczycy oŜywiali swoje otoczenie kolorami - malowanymi szyldami i wielobarwnymi wystawami sklepowymi - ich stroje były raczej nijakie. Mijaliśmy ludzi poruszających się pieszo, na rowerach, stłoczonych na wozach i w samochodach, zdarzyło nam się nawet przestraszyć młodych męŜczyzn, przejeŜdŜających konno między sznurami samochodów, a ich ubrania były z reguły takie same - prawie białe lub prawie czarne. Jedyne wyróŜniające się stroje to niebieskie burki okrywające kobiety, taki szept koloru na tle czarnych, białych, szarych i beŜowych strojów męŜczyzn. W ślad za kobietami podąŜały grupki dzieci. Zajęło mi parę minut, nim uświadomiłam sobie, Ŝe na ulicach, poza kilkoma kobietami w burkach nie widać Ŝadnych innych. Nawet na tętniących Ŝyciem osiedlach, gdzie obserwować moŜna było setki męŜczyzn spacerujących, pchających taczki z towarami, targujących się o ceny, niosących na ramionach zwinięte w długie rulony dywany, nawołujących 49 Szkoła piękności w Kabulu klientów, wybierających owoce, zaangaŜowanych w rozmowy, jedzących szaszłyki i bacznie się nam przyglądających, nie było biet Zmroziła mnie, ta uświadomiona sobie właśnie, nieobecność kobiet w Ŝyciu publicznym. Kierowca znów skręcił i znaleźliśmy się na ulicy, przy której nołowę budynków zbombardowano. Mimo to niektóre z nich wciąŜ jeszcze były zamieszkane, przynajmniej na poziomie parteru. W jednym na pierwszym piętrze kwitł handel metalowymi garnkami, na drugim znajdował się jakiś magazyn, a na trzecim piętrzyły się gruzy, w kaŜdej chwili groŜące zawaleniem. Zastanawiałam się, dlaczego tak wiele dzieci bawi się na chodnikach i ulicach, a nie gdzieś na otwartej przestrzeni. Później dopiero dowiedziałam się, Ŝe otwarte przestrzenie nie zostały jeszcze rozminowane. PrzeraŜające pamiątki po wojnie wciąŜ tam były, zagrzebane ledwie kilka centymetrów pod ziemią. Wreszcie sklepy i tłumy pozostały daleko w tyle. Teraz tłukliśmy się ulicami przypominającymi kaniony - wszystkie znajdujące się przy nich budynki otoczono wysokimi murami z surowej albo pokrytej stiuldem lub betonem cegły. Przypomniały mi się dziwne kwadraty, które widziałam z samolotu, i zdałam sobie sprawę, Ŝe były to prawie jednakowe, ogrodzone osiedla, róŜnią- S1ę tylko kolorami bram. Wyglądało to tak, jakby w jednym pokoju zgromadzono ludzi, którym pozwolono ubrać się tylko na tto, ale równocześnie kaŜdemu wolno było ozdobić strój niesa- ,wicie wyszukaną broszką. Na szczytach niektórych murów do-' zasieki z drutu kolczastego. W wielu ścianach ziały dziury, Matki po ostrzale. Na murach widać teŜ było plakaty namalo-lebieskim lub czarnym atramentem, przedstawiające po- 50 dobizny groźnie wyglądających, brodatych męŜczyzn. Przed większością mijanych osiedli stały małe, nie większe niŜ budki telefoniczne domki, o które opierali się uzbrojeni w karabiny maszynowe straŜnicy. Co działo się za murami, trudno było zobaczyć. Widziałam dachy i drzewa, a od czasu do czasu któraś z bram się otwierała i dostrzegałam znajdujące się za nią ogrody i samochody. Wreszcie kierowca podjechał pod jedno z takich osiedli, zatrąbił i brama się otworzyła. Mieliśmy mieszkać nie w namiotach, tylko w pensjonacie dla zagranicznych ochotników i pracowników pomocy społecznej.

Page 24: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Jasne czy ciemne rzeczy? - wołałam, gdy moi współpracownicy kończyli kolejną naradę dotyczącą strategii naszego działania. - Napełniam wannę gorącą wodą i mam nawet dostęp do detergentów! Gdy juŜ rozlokowaliśmy się w pensjonacie, mogłam wreszcie poznać ludzi, z którymi tworzyłam zespół. Cała szóstka była wspaniała: lekarze, pielęgniarki i dentyści, niektórzy z nich pracowali juŜ w warunkach katastrofy. Uświadomiłam sobie, Ŝe muszą się pewnie zastanawiać, dlaczego CFAF w ogóle wysłało z nimi fryzjerkę. Mnie takŜe to zaintrygowało. Przez kilka następnych dni, kiedy dyskutowali na temat najbardziej palących problemów opieki zdrowotnej w mieście i planowali otwarcie kliniki, starałam się być jak najbardziej pomocna. Z początku jedyne, co mogłam robić dla wszystkich, to było pranie. Później, gdy zespół zaczął wychodzić do ludzi i organizować tymczasowe przychodnie - wiedzieliśmy, Ŝe wiele wody upłynie, nim uda Szkoła piękności w Kabulu 51 • znaleźć odpowiedni dom do wynajęcia i przekształcenia rzvchodnię z prawdziwego zdarzenia - chodziłam z nimi . mierzyłam ludziom ciśnienie krwi. Ale to przecieŜ kaŜdy potrafmy zrobić. Gdy więc koleŜanka z ekipy oznajmiła, Ŝe ma dla mnie zadanie, ucieszyłam się. Okazało się jednak, Ŝe miałam tylko przygotować plakaty witające ochotników, którzy mieli niedługo do nas dojechać. Czułam się sfrustrowana i nie mogłam usiedzieć na miejscu. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek dane mi będzie zrobić coś znaczącego. Jedyne pocieszenie w ciągu tych pierwszych kilku dni czerpałam z faktu, Ŝe podczas gdy wszyscy pozostali zastanawiali się, jak ratować Ŝycie, ja zaczęłam zaprzyjaźniać się z pracującymi na naszym osiedlu Afgańczyka-mi. Śliczna dziewczyna, która zawsze pomagała mi wykombinować gorącą wodę, nazywała się Roshanna, a nieśmiały, przystojny kierowca vana miał na imię Daud. Po kilku dniach nasza mała grupka ochotników udała się na spotkanie z innymi cudzoziemcami mieszkającymi w Kabulu. Niektórzy z nich byli tu juŜ od lat. Na miejsce spotkania pojechaliśmy vanem i gdy dotarliśmy, przewodnicy grup polecili nam szybko wysiąść i od razu kryć się w budynku. Nikt nie chciał zwracać uwagi miejscowych na fakt, Ŝe duŜa grupa obcokrajow-°w sPotyka się w jednym miejscu. To mogłoby uczynić z nas cel 1 tycn sympatyków talibów, którzy ostali się jeszcze w mieście, budynku zebrało się około stu pięćdziesięciu osób. Jedliśmy s eczka, przedstawialiśmy się sobie nawzajem, wymienialiśmy owkami i opowiadaliśmy, w jakie projekty i akcje jesteśmy gazowani. Słuchając tych rozmów, miałam wraŜenie, Ŝe y poza mną był przeszkolony w jakiejś dziedzinie, która od- 52 53 powiadała napotykanym w Kabulu konkretnym i palącym potrzebom. Od chwili upadku talibów kraj zalewały setki obcokrajowców i tuziny organizacji pozarządowych - wielkich, jak np. Czerwony KrzyŜ, i mniejszych, talach jak CFAF. Wokół mnie ludzie przedstawiali się jako nauczyciele, inŜynierowie, specjaliści do spraw Ŝywienia, specjaliści do spraw rolnictwa i inni wszelkiego rodzaju eksperci. Nikt nie przedstawił się jako fryzjer lub fryzjerka. Pod koniec spotkania Allen - jeden z przewodzących grupie - został poproszony o przedstawienie naszej ekipy. Stojąc przed zgromadzonymi, opisał plany naszej organizacji

Page 25: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

dotyczące otwarcia przychodni. Zebraliśmy gromicie oklaski. Przyklaśnięto mu równieŜ, gdy zaoferował pomoc medyczną wszystkim obecnym. Niektórzy z nich pracowali tu od miesięcy, cierpiąc z powodu bolących zębów, dziwnych wysypek, które nie chciały zniknąć, i innych dolegliwości, z którymi nie mogli sobie poradzić. Następnie przedstawiał wszystkich członków naszego zespołu: lekarz, pielęgniarka, dentysta, lekarz, pracownik opieki socjalnej, połoŜna. Gdy wreszcie przyszła moja kolej, Allen uśmiechnął się do mnie promiennie, jakby chciał zapewnić, Ŝe nie zostanę pominięta. - Jest jeszcze Debbie - powiedział. - Pochodzi z Holland w stanie Missouri i jest z zawodu fryzjerką, ale została przeszkolona w... Nie dane mu było dokończyć zdania, poniewaŜ w pomieszczeniu rozbrzmiał najdonośniejszy tego wieczora aplauz. Niektóre z kobiet aŜ podskakiwały z radości. Miałam wraŜenie, Ŝe co najmniej połowa znajdujących się tu ludzi z ulgą dotyka swo- ich włosów. Allen zawahał się przez chwilę, a potem dokończył opowiadanie o planach dotyczących przychodni. Spotkanie dobiegło końca, a ja nagle znalazłam się w centrum zainteresowania. - Ogromnie się cieszymy, Ŝe jesteś! - powiedziała kobieta, której udało się do mnie podejść jako pierwszej. - Nawet ó dzień drogi od Kabulu nie ma porządnego fryzjera. - Zdarzało nam się ryzykować Ŝycie dla pasemek - dodała inna. - Kiedyś jechałam dziesięć godzin szlakiem Khyber przez Hindukusz, by pójść do fryzjera w Pakistanie, Miałam tam oczywiście i inne sprawy do załatwienia, ale tylko strzyŜenia tak naprawdę nie udałoby mi się załatwić tu, na miejscu. - Czy w Kabulu nie ma Ŝadnych salonów piękności? - zapytałam. - Myślę, Ŝe kiedyś, zanim talibowie doszli do władzy, było ich całkiem sporo - powiedziała pierwsza z kobiet - później zostały przez nich wytępione. Słyszałam, Ŝe niektóre wracają do interesu, ale są w naprawdę kiepskim stanie. Ja i moje dzieci złapaliśmy w afgańskim salonie jakiś okropny rodzaj wszy - dodała jej przyjaciółka. - Po powrocie do anow musieliśmy stosować przemysłowe pestycydy, by się ich pozbyć, a i tak zajęło nam to miesiące! na udzie kłębili się wokół mnie, chcąc natychmiast umówić się strzyŜenie. Chcieli wiedzieć, co będę robić przez lalka dni na- Cpnych i jak długo zostaję w Kabulu. Prosili teŜ o wskazówld, rzec do pensjonatu, w którym się zatrzymaliśmy, ale nie * lch podać, bo nie wiedziałam, jakimi ulicami jechali- a to sPotkanie. Starałam się jednak odesłać wszystkich za- 54 interesowanych do tych, którzy mogli objaśnić im drogę. Nikt nawet nie pytał, czy przywiozłam ze sobą przybory fryzjerskie. Gdyby jednak pytali, mogłabym ich uspokoić i zapewnić, Ŝe mam wszystkie podstawowe przybory. Nigdy bowiem nie podróŜuję bez moich noŜyczek, grzebieni, peleryny, którą w salonach fryzjerskich okrywa się klientów, i podstawowych kosmetyków. To wszystko stanowi część mnie, taka juŜ jestem. Nazajutrz do pensjonatu zaczęli napływać ludzie. Nie wiem, jak znaleźli drogę. Zdaje się, Ŝe informacja o pobycie w mieście zachodniej fryzjerki rozprzestrzeniła się niezwylde szybko. Wkrótce próbowali się ze mną skontaktować ludzie przeróŜnych profesji -dziennikarze, dyplomaci, misjonarze, pracownicy pomocy społecznej i wszyscy inni, którzy mogliby przyjść wam do głowy. PoniewaŜ w Kabulu nie było w tym czasie działających linii telefonicznych, takie umawianie się na wizytę było niemoŜliwe, a jednak zawsze jakoś uprzedzali o swoim przybyciu. Kiedy wracałam z wykonywania jakiegoś zadania z moją

Page 26: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

grupą ochotników, zastawałam drzwi do pokoju zasłonięte przyklejonymi do nich karteczkami z informacjami, kto chciałby umówić się na strzyŜenie. Wcześniej zespół wyznaczał mi zadania, na przykład prowadzenie terapii kukiełkowej dla dotkniętych traumą dzieci, pod koniec jednak pierwszego tygodnia mojego pobytu w Afganistanie zawsze, gdy wracałam z pracy w terenie, na podwórku przed pensjonatem czekała na mnie grupka obcokrajowców. Między kolejnymi zadaniami zapraszałam ich do swojego pokoju i strzygłam. Czasem przychodziły nawet całe rodziny. Pewna Niemka mieszkająca w Afganistanie od siedmiu lat, przyniosła ze sobą stary płyn do trwałej, który przechowywała w brązowej butelce Szkoła piękności w Kabulu 55 wyginającej tak, jakby wykopano ją na jakimś stanowisku archeologicznym. Opowiedziała mi, jak talibowie wielokrotnie przeczesywali jej dom, ale nigdy nie udało im się zabrać tej butelki. Przeprosiłam ją i wyjaśniłam, Ŝe nie mam ze sobą wałków, ale wtedy pokazała mi torebkę, w której przyniosła własne. Posadziłam ją więc w ogrodzie pensjonatu i zrobiłam trwałą. Wraz z Roshanną poczęstowałyśmy ją herbatą i ciasteczkami, a potem czekałyśmy, aŜ trwała się ułoŜy. Następnie dokładnie spłukałyśmy głowę wiadrem wody. Przez te wszystlde dni zawierałam przyjaźnie z Afgańczyka-mi. Kiedy pozostali członkowie mojego zespołu dokonywali zabiegów, na których tylko oni, z racji medycznego wykształcenia, się znali, ja spędzałam czas z Roshanną, kierowcą Daudem, kucharzem Maąuimem i paroma innymi osobami. W ogrodzie stała "huśtawka, na której zwykliśmy z Maąuimem siadywać. Huśtaliśmy się i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i huśtaliśmy tak wysoko, aŜ widzieliśmy, co się dzieje za murem. Daud i Maąuim skakali czasem z wysoko rozbujanej huśtawki i przekomarzali się, komu udało się dolecieć dalej. Zaśmiewałam się wówczas, myśląc: tak, to właśnie są ci przeraŜający Afgańczycy, przed którymi drŜą ze strachu mieszkańcy połowy kuli ziemskiej. Pewnego dnia, gdy wróciłam z terapii prowadzonej w jednej e szkół, Daud, oglądając moje kukiełki, zwrócił uwagę na tę, ^tora miała brodę i turban na głowie. Obejrzawszy ją, zapytał: - Czy to Osama bin Laden? Kukiełka rzeczywiście przypominała bin Ladena, ale jeszcze niedawno była Józefem z Nazaretu. Dostaliśmy ją, podobnie jak °zostałe, od organizacji chrześcijańskiej. Teraz zmieniałam Jó- 56 zefa, Marię i Jezusa w zwykłą afgańską rodzinę próbującą Ŝyć szczęśliwie po wojnie. Daud i Roshanna woleli jednak, by patriarcha został Osamą. Roshanna wzięła do ręki figurkę Marii i oznajmiła: - Jestem Ŝoną Osamy. Pomogę Amerykanom go zabić! I tak przez następne pół godziny bawiliśmy się w „Poszukiwania bin Ladena". Zrobiliśmy parę naprawdę złych rzeczy kukiełce Osamy, ale szybko wrócił do zdrowia i juŜ następnego dnia znów był afgańskim tatą. Zaczęłam teŜ strzyc Afgańczyków. MęŜczyźni długo obserwowali, jak pracowałam nad fryzurami obcokrajowców, poniewaŜ w pogodne dni robiłam to w ogrodzie, wreszcie zaintrygował ich Ŝel o zapachu kiwi, którego uŜywałam przy wykańczaniu niektórych fryzur. Wycisnęłam więc kaŜdemu z nich trochę kosmetyku na ręce, a oni wtarli go sobie we włosy. Tak bardzo im się to podobało, Ŝe przez kolejne dni nie chcieli go zmyć i chodzili ze sztywnymi, pokrytymi kurzem czuprynami. Któregoś razu zaproponowałam Roshannie, Ŝe posadzę ją w ogrodzie i podetnę jej włosy. Ścięłam parę centymetrów z końcówek i przycięłam niektóre pasemka przy twarzy tak, by drobne loczld mogły niby niepostrzeŜenie

Page 27: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

wymykać się spod chusty, którą dziewczyna nosiła na głowie. Gdy skończyłam, zapytałam Maquima, czy chciałby, Ŝebym go ostrzygła. Zastanawiał się kilka minut, wreszcie się zgodził. Wiedziałam, Ŝe afgańscy męŜczyźni nie pozwalają, by strzygły ich kobiety. Chodzą do balwierzy, a nie do fryzjerek, poniewaŜ męŜczyźni i kobiety wolnego stanu nie mogą się dotykać, obojętne czy na gruncie zawodowym, czy towarzyskim. Starałam się zatem ograniczyć kontakt fizyczny do mi- 57 Szkoła piękności w Kabulu nimum, Ŝeby wracając do domu pod koniec dnia, Maąuim nie myślał, Ŝe zgrzeszył. Mimo to, gdy skończyłam, posłał mi rozmarzone spojrzenie: - Kocham cię - wychrypiał. - Kocham, kocham! Potem mój wybór padł na Dauda. Z moich obserwacji wynikało, Ŝe miał fryzurę typową dla afgańsldch męŜczyzn. Coś w stylu pompadour, z włosami krótko przyciętymi z tyłu i dłuŜszymi, napuszonymi z przodu i na czubku głowy. Przypominało to trochę fryzurę Eh/isa z czasu jego najgorszych dni, kiedy nosił obcisłe skórzane spodnie i koszmarne pelerynki. Daud chciał uciec, ale Maąuim, Roshanna i kilku stojących w pobliŜu Afgańczyków postanowili go dla mnie złapać. OdłoŜyłam więc noŜyczki i przyłączyłam się do pościgu. Ganialiśmy po podwórku, ślizgając się w kałuŜach, potykając o płotki, śmiejąc się i pokrzykując. Bawiliśmy się tak, jakbyśmy byli pijani. Wreszcie pochwycono ofiarę. Posadzili go na krześle, przywiązali, Ŝeby nie mógł się ruszać, i zakneblowali, Ŝeby nie protestował. Po tym wszystldm ledwie podcięłam mu włosy. Gdy byłam tym zajęta, Roshanna przyniosła kamerę i nagrała, jak stoję nad Daudem, groŜąc mu noŜyczkami, a on rozpaczliwie przewraca oczami i kręci głową. WciąŜ zastanawiam się, czy taśma ta nie zostanie ldedyś puszczona w telewizji Al Jazeera jako dowód na to, Ŝe amerykańskie fryzjerki torturują afgańsldch męŜczyzn. Wychodząc z pokoju, o mało nie staranowałam Allena, przywódcy naszej grupy. Szybko odzyskał równowagę, ale wpatrywał Sle we mnie zdecydowanie za długo. 58 - Czy coś jest nie tak? - zapytałam. Zaczerwienił się lekko i odchrząknął. - Czy naprawdę musisz malować się tak jaskrawą szminką? I tak mocno podkreślać oczy? Zastygłam w miejscu i równieŜ posłałam mu uwaŜne spojrzenie. - Przyjrzałeś się kiedyś dobrze Afgankom, z którymi się stykasz? Malują się zdecydowanie mocniej niŜ ja. - Przypuszczam, Ŝe masz rację - przyznał i ruszył dalej swoją drogą. Zdałam sobie wówczas sprawę, Ŝe moje zachowanie denerwowało pozostałych członków ekipy. Uwielbiałam Allena i nadal go uwielbiam, ale postrzegał mnie jako kobietę lekkiego prowadzenia się. Jest naprawdę mądrym i inteligentnym facetem niosącym pomoc ludziom na całym świecie i nie sądzę, by kiedykolwiek wcześniej miał okazję spędzać czas z kimś takim jak ja. Nawet mój wygląd wytrącał go z równowagi. Podczas gdy pozostałe kobiety w zespole miały konserwatywne fryzury, moje włosy były krótkie, nienaturalnie czerwone i sterczały na wszystkie strony. Mimo Ŝe wtedy pierwszy raz poruszył temat mojego makijaŜu, widywałam juŜ wcześniej, Ŝe wzdraga się na mój widok. Poczułam się jednak usprawiedliwiona w swoim zamiłowaniu do maldjaŜu, gdy do Afganistanu przyjechały cztery załoŜycielld CFAF. Te cztery damy z Teksasu - nazywaliśmy je teksańskimi laleczkami - miały ogromne

Page 28: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

natapirowane fryzury, dosłownie zlewały się perfumami, ich polałderowane paznokcie widać było z daleka, a makijaŜ przywodził na myśl gwiazdki oper mydlanych. Pewnego dnia wywiązała się dyskusja o zestawach awaryj- 59 Szkoła piękności w Kabulu nego wyposaŜenia, które wszyscy musieliśmy zawsze mieć przy sobie, zawierających mapę z zaznaczonymi bezpiecznymi rejonami, kompas, gwizdek i złoto o wartości 500 dolarów. - Ja zawsze mam w swoim takŜe zapasową szminkę - skomentowała jedna z pań i włączyła turystyczny wiatraczek, by pot nie zrujnował jej makijaŜu. Powiedziałam wtedy Allenowi, Ŝe jeśli nasze załoŜycielki mogą się mocno malować, to ja teŜ. On jednak wciąŜ się martwił i regularnie próbował mnie zmienić. Szczęście się do mnie uśmiechnęło, gdy dołączyli kolejni ochotnicy i grupa CFAF rozrosła się z siedmiu do piętnastu osób. Pensjonat byl przepełniony i wszyscy odczuwali niewygodę, więc Allen zapytał, czy kilka osób nie mogłoby do końca miesiąca zamieszkać w hotelu Mustafa. Nie przypuszczam, Ŝeby chciał mnie przenieść, raczej wolał mieć mnie na oku. Poprosił zresztą o to jedną z kobiet, trzeźwo myślącą, odpowiedzialną połoŜną, która, jak ufał, będzie bezpieczna nawet w oddaleniu od grupy. Pewnie nigdy byście nie przypuszczali, Ŝe ta dziewczyna i ja staniemy się wspólniczkami w przestępstwie, ale poniewaŜ do tej pory zdąŜyłyśmy się juŜ zaprzyjaźnić, poprosiłam, by wyznaczyła mnie na swoją współlokatorkę w hotelu. Zrobiła to, zapewniając Allena, Ŝe będzie mnie pilnować. Przeniosłyśmy się więc do pokoju hotelowego i wtedy ruszyłam na poznanie Kabulu. Allen oczywiście wcale nie był tym zachwycony. WciąŜ niewiele mogłam zrobić dla zespołu, poniewaŜ nie posiadałam odpowiednich kwalifikacji, razem więc z paroma innymi osobami wymyślili zadanie, które miałam wykonywać do końca miesiąca. 0 dobrzy chrześcijanie wpadli na pomysł, Ŝe skoro mam tyle 60 61 wolnego czasu, mogę siedzieć w pokoju i modlić się za całą ekipę, podczas gdy oni będą pracować w terenie. Ja takŜe jestem wierząca, ale są rzeczy, w których nie jestem dobra. A modlitwa w czyjejś intencji to właśnie jedna z tych rzeczy. Ale próbowałam. Siedziałam w pokoju i zaczynałam się modlić, aŜ tu nagle przerywał mi afgański handlarz uliczny, zachwalający swoje rzepy lub coś innego, co akurat sprzedawał, i po prostu musiałam wyjść i to zobaczyć. Potem postanowiłam słuchać uduchowionej muzyki, która przytłumiłaby dochodzące z ulicy dźwięki. Włączałam płytę, zakładałam słuchawki i próbowałam usiedzieć spokojnie w jednym miejscu, ale szybko mnie to nudziło. Doszłam więc do wniosku, Ŝe mam talent do szybkiej modlitwy. Zamiast poświęcać temu trzy godziny, uwijałam się w trzy minuty, a potem pod rękę z Roshanną ruszałam na miasto. I gdzie szłyśmy? Osiedle dalej, na tale zwaną ulicę Kurczaków! Kiedyś, dawno temu na tej ulicy kwitł handel kurczakami, podobnie jak na ulicy Hydraulicznej moŜna było kupić zlewy i miedziane rury, a na Ptasiej kanarki i papuŜki. Obecnie na ulicy Kurczaków moŜna kupić tradycyjne afgańskie wyroby, w tym i rękodzielnicze. Trzymałyśmy się z Roshanną kurczowo, by nie zgubić się w tłumie chłopców spieszących do szkoły, męŜczyzn pchających taczki pełne pomarańczy i Ŝebrzących o pieniądze kobiet w burkach. Momentalnie otoczyli nas chłopcy, krzycząc: - Pozwól mi być twoim ochroniarzem!

Page 29: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Gdy udało nam się od nich uwolnić, popędzili za Ŝołnierzem z korpusu pokojowego, który oglądał wiszący w jednym ze sklepów dywan ze wzorem z karabinów maszynowych i helikopterów zamiast tradycyjnego geometrycznego. - Pozwól mi być twoim ochroniarzem! - krzyknęli do niego, a on odpowiedział speszonym uśmiechem. Szłyśmy ulicą i oglądałyśmy wystawy sklepowe. Wspaniałe dywany w tysiącach odcieni czerwieni z kilkoma innymi barwami dla kontrastu. Juki dla wielbłądów i osłów tak piękne, Ŝe nie mogłam uwierzyć, iŜ zakłada się je zwierzętom, dopóki nie zobaczyłam tego na własne oczy. Wymalowane w skomplikowane wzory meble z Nuristanu, krainy na północnym wschodzie Afganistanu, której mieszkańcy wierzą, Ŝe wywodzą się od Aleksandra Wielkiego. Cudownie haftowane tkaniny, począwszy od zasłon purdah, które słuŜą oddzielaniu damskich pokoi w domu od jego pozostałej części, po ciepłe pokrowce na dzbanki z herbatą. Grube, robione na drutach wełniane rękawiczki, swetry i skarpetki. CięŜka biŜuteria ze sprowadzanych z Pakistanu kamieni półszlachetnych i dźwięcząca, metalowa noszona przez kuch, afgańskich nomadów. Fajki wodne, metalowe garnki, baty, kolorowe frędzelki do wplatania we włosy - wszystko to i jeszcze wiele innych rzeczy moŜna kupić na ulicy Kurczaków. Kochałam tę ulicę i to nie tylko ze względu na wszystkie wspaniałe rzeczy, które moŜna tu było dostać. Właściciele sklepów przetrwali wojnę z Rosją, wojnę między mudŜahedinami i ponure lata panowania talibów, a teraz rozkoszowali się obecnością obcokrajowców, których zachwycały oferowane przez nich towary. Nie miałam wystarczająco duŜo pieniędzy, by kupić wiele, ale im to nie przeszkadzało. Gdy tylko wstępowałyśmy z Roshanną do któregoś ze sklepów, odrywali się od południowego posiłku rozłoŜonego na obrusie gdzieś z tyłu sklepu lub od Partyjki bakgammona rozgrywanej na ladzie i zachęcali, byśmy 62 63 weszły do środka i porozglądały się. Zwykle kończyło się to tak, Ŝe zostawałyśmy jeszcze dłuŜej, by wypić herbatę, a wychodząc, dostawałyśmy w prezencie jabłka, migdały w cukrze lub herbatniki importowane z Iranu; sprzedawcy nalegali na dzielenie się z nami posiadanymi słodyczami. Po niecałym tygodniu takiego zwiedzania większość sklepikarzy z ulicy Kurczaków znała mnie juŜ po imieniu. - Panienko Debbie! - wołali, gdy przechodziłam. - MoŜe herbaty? Oczywiście nie powinnam tak postępować, bo od czasu naszego przyjazdu środki ostroŜności jeszcze zaostrzono, wkrótce bowiem miała się zebrać Loya Jirga, pierwsza od momentu upadku reŜimu talibów. Ta wielka rada wybranych spośród wszystkich afgańskich plemion miała w czerwcu 2002 roku wyznaczyć rząd tymczasowy, dlatego właśnie wszystkie mury w Kabulu oklejone były portretami powaŜnych brodatych męŜczyzn - były to plakaty pozostałe po wyborach. PoniewaŜ wciąŜ trafiali się sympatycy talibów i przeciwnicy Loya Jirgi, wzmocniono ochronę w całym mieście. Zdawało się, Ŝe jedynymi pojazdami na ulicach były czołgi naleŜące do Międzynarodowych Sił Pokojowych, ustanowionych w grudniu 2001 roku przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Od ósmej wieczorem obowiązywała godzina policyjna, której naruszenie dawało Ŝołnierzom prawo strzelania bez ostrzeŜenia, więc około wpół do ósmej ludzie spieszyli się, by jak najszybciej skryć się w domach. Napięcie podnosiła dodatkowo świadomość kolejnego z całej serii konfliktów między Indiami a Pakistanem.

Page 30: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Obawiano się, Ŝe moŜe dojść do ataku bronią atomową. Spotykaliśmy się więc co rano, by zaplanować dzień i porozmawiać o obecnej sytuacji, a któregoś dnia odwiedził nas nawet jakiś waŜniak do spraw bezpieczeństwa. Powiedział, Ŝe jeśli zobaczymy na wschodzie ciemną chmurę, powinniśmy kierować się do ambasady amerykańskiej tak szybko, jak to tylko inoŜliwe. Fajnie, Ŝe dał mi kompas. W przeciwnym razie nigdy bym nie wiedziała, gdzie jest wschód. Zatem nie powinnam chodzić na ulicę Kurczaków. Powinnam siedzieć w moim pokoju, modląc się, ale odbierałam to jako areszt domowy. Wiem, Ŝe przywódcy grupy chcieli tylko mnie chronić. Byli pewni, Ŝe jeśli ktoś jest zagroŜony, to na pewno ja. Myśleli, Ŝe jestem zbyt przyjacielska i nie doceniam powagi sytuacji, w której się znaleźliśmy. I była to prawda. Po prostu nie bałam się Afganistanu ani niczego, co spotkało mnie, zanim tu przyjechałam. Bałam się tego, co moŜe przytrafić się innym, ale nie lękałam się o siebie. W końcu jednak zostałam przyłapana na moich wyprawach. Pod koniec pobytu okazało się, Ŝe w grupie są jeszcze inni, którzy słyszeli o ulicy Kurczaków i mimo zaostrzonych wymogów bezpieczeństwa chcieli tam przed wyjazdem zajrzeć. Pytali, kto jeszcze chciałby do nich dołączyć - oczywiście chciałam. Wybraliśmy się w końcu pewnego dnia w obstawie tłumaczy i kierowców. Kobiety tak poowijały się szalami, Ŝe wyglądały jak mumie, a męŜczyźni starali się wtopić w tło, zakładając takie same nakrycia głowy jak Afgańczycy. Wtem jeden ze sklepikarzy wybiegł ze swojego stoiska z okrzykiem: - Panno Debbie! Wielu innych odwróciło się wówczas w naszą stronę, machali i uśmiechając szeroko. 64 65 - No cóŜ, sądzę, Ŝe wiemy juŜ, co porabiałaś! - zauwaŜył ktoś z ekipy. I przestali próbować mnie ograniczać. ty®®®®®® - Tam! - Roshanna wskazała okno z pękniętą szybą, za któ rą wisiała brudna, podniszczona koronkowa firanka. - Myślę, Ŝe to tutaj. Daud wjechał na chodnik tak gwałtownie, Ŝe o mało nie wpadłam Roshannie na kolana. Usiadłam prosto i przyjrzałam się oknu. Widać w nim było duŜe spłowiałe zdjęcie damskiej twarzy w makijaŜu Kobiety Kota i z upiętymi wysoko na głowie wielkimi lokami. Na wewnętrznym parapecie stała głowa manekina z napuszoną blond peruką, otoczona kilkoma wazonami plastikowych róŜ. - W środku jest ciemno - powiedziałam. - MoŜe zamknięte. Roshanna przecząco potrząsnęła głową. - Debbie, w Kabulu wszędzie jest ciemno. Te panie włącza ją generator tylko wtedy, gdy jest to niezbędnie konieczne. Kilka chwil trwało, nim zakryłam głowę, by móc przejść od samochodu do salonu. Chyba tylko te jedne drzwi na całej ulicy były zamknięte; dzień był łagodnie ciepły i pozostali sklepikarze postanowili wpuścić ciepły wiaterek do wnętrza swoich pomieszczeń. Roshanna wyciągnęła rękę w stronę klamki, a ja przygotowałam się na wizytę w pierwszym afgańskim salonie piękności, jaki dane mi było zobaczyć. Wraz z upływem dni coraz bardziej przywiązywałam się do Roshanny - która juŜ wówczas mówiła do mnie: „Mamo" - i Dau-da, kolejnego z moich afgańskich przyjaciół. Dobijała mnie myśl,

Page 31: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Ŝe będę musiała ich opuścić. Właściwie chodziło nie tylko o nich; zdaje się, Ŝe pokochałam Afgańczyków jako naród - ich przyjacielskie nastawienie, humor, gościnność i odwagę. Chciałam wymyślić sposób, by wrócić tu i coś dla nich zrobić. I właśnie zaczynałam mieć pomysł. Przeprowadzka do hotelu ułatwiła odnalezienie mnie wszystkim obcokrajowcom, którzy marzyli o wizycie u fryzjera. W Mustafie rotacja gości była ogromna: reporterzy, pracownicy akcji humanitarnych i podróŜnicy, a równieŜ, jak twierdzili niektórzy, szpiedzy i przemytnicy. Większość była zachwycona, Ŝe na terenie hotelu przebywa fryzjerka. Drzwi do mojego pokoju znów zasłaniały karteczki z prośbami o wizytę. I znów spędzałam godziny, tnąc i podcinając. Pewnego dnia zajrzała do mnie Afganka, która ostatnie dwadzieścia pięć lat spędziła w Kanadzie. Podobnie jak ja naleŜała do grupy ochotników niosących pomoc medyczno-humanitarną. Zbierała teŜ informacje na temat posesji, która naleŜała do jednego z jej wujów, a którą ten porzucił za czasów talibów. W przeciwieństwie do przybyszów z Zachodu pamiętała Kabul z czasów młodości, gdy we wczesnych latach siedemdziesiątych panował tu ostatni król. Powiedziała mi, Ŝe starał się on popchnąć Afganistan w stronę XX wieku, czym wywołał wściekłość konserwatywnych mieszkańców wsi i tradycjonalistycznych duchownych w miastach. - Kobiety chodziły po ulicy Kurczaków w minispódniczkach! - powiedziała. - Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, aby dziś któraś załoŜyła miniówkę? Powiedziała teŜ, Ŝe w łatach siedemdziesiątych w Kabulu Zjałało mnóstwo salonów piękności i Ŝe był to kwitnący interes. 66 - Afganki zawsze bardzo dbały o fryzury i makijaŜ - stwier dziła. - Nawet pod tymi okropnymi burkami. Gdy wyszła, Roshanna wyjaśniła, Ŝe salony piękności były jedną z wielu rzeczy, których talibowie zabronili wraz z muzyką, tańcami, robieniem zdjęć ludziom i innym Ŝywym stworzeniom, białymi butami, puszczaniem latawców i uprawą winogron. - Gdy byłam małą dziewczynką, mama często zabierała mnie do salonu prowadzonego przez kuzynkę - wspominała Ro shanna. - Gdy ta zajmowała się klientkami, ja nalewałam herba tę i zmiatałam włosy z podłogi. Czasem matka Roshanny i kuzynka śpiewały stare piosenki i prosiły, Ŝeby śpiewała z nimi, a ona zgadzała się, mimo Ŝe była zbyt nieśmiała, by gdziekolwiek indziej śpiewać przed publicznością. Tamta fryzjerka nie chciała sprzeciwiać się reŜimowi talibów, mówiła Roshanna, ale córka jednej z jej najlepszych klientek wychodziła za mąŜ i pragnęła choć odrobiny blasku i szyku, o który taka okazja aŜ się dopomina. Fryzjerka zgodziła się. Przytłumiła światła i podkreśliła urodę dziewczyny na tyle delikatnie, by nie wpędzić ani jej, ani siebie w kłopoty. Ktoś jednak doniósł. - Dwa dni później wszystkie szyby w oknach salonu były juŜ powybijane - mówiła ze smutkiem Roshanna. - Wnętrze zdemo lowano, sprzęt zniszczono albo rozkradziono, a jej mąŜ równieŜ stracił pracę. Nagle zdałam sobie sprawę, Ŝe nie widziałam jeszcze Ŝadnego afgańskiego salonu piękności i zapytałam Roshannę czy ona i Daud mogliby mnie do któregoś zabrać. Zgodzili się, chociaŜ 67 zajęło nam to ponad tydzień. Wiele fryzjerek znów pracowało w zawodzie, ale przyjmowały w domach, wciąŜ bojąc się wywiesić szyld lub wystawić w oknie zdjęcia. W ciągu ostatnich

Page 32: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

paru dni widzieliśmy kilka miejsc wyglądających jak salony, były one jednak puste. Wreszcie ktoś podał Roshannie ten adres, wyruszyłyśmy więc, by odnaleźć salon. A nie było to łatwe zadanie, bo w tym czasie większość ulic Kabulu nie miała nawet nazw. Gdy podchodziłyśmy do drzwi, nie mogłam dostrzec, co się dzieje wewnątrz, i bałam się, Ŝe trafiłyśmy na kolejną wydmuszkę. Ale gdy Roshanna otworzyła, poczułam zapach płynu do trwałej. Było mi głupio, Ŝe zostawiłyśmy Dauda na zewnątrz, ale Roshanna tylko zdecydowanie przecząco potrząsnęła głową. - śadnemu męŜczyźnie nie wolno tu wejść - powiedziała. - To jest niedozwolone w naszych salonach, poniewaŜ kobiety mają odkryte głowy. - Ale Daud i inni afgańscy męŜczyźni widzą cię z odkrytą głową w pensjonacie. - To co innego, to tak jakbym była w maciupeńkiej Ameryce - odpowiedziała. - W salonach kosmetycznych zasady są bardzo surowe. MąŜ właścicielki pobiłby Dauda lub nawet go zabił, gdyby ten wszedł do środka. Popatrzyłam z niedowierzaniem. - To prawda Debbie - powiedziała. - Kotara wisi po wewnętrznej stronie drzwi, Ŝeby nikt, nawet gdy są otwarte, nie mógł zajrzeć do środka i zobaczyć kobiet. - Nie wolno tu wejść Ŝadnemu męŜczyźnie? - Nawet męŜowi właścicielki - potwierdziła Roshanna. - To mjejsce przeznaczone wyłącznie dla kobiet. - 68 DEBORAH RODRIGUEZ *»*&!»& Wciągnęła mnie do małego przedsionka, zamknęła za nami drzwi i podniosła róŜową zasłonę wiszącą przed wejściem do głównego pomieszczenia salonu. Znów ogarnęła mnie ciekawość i zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo i czym ten salon róŜni się od swoich amerykańskich odpowiedników. Pomieszczenie było ciemniejsze i mniejsze niŜ salony, które znałam, nie większe od przeciętnej łazienki. Okno przesłaniała gęsta koronkowa firanka, a zamiast ściany wielkich luster było jedno małe i to nadpęknię-te. Blat pod lustrem zastępowała nieociosana deska. Zdawało mi się, Ŝe widzę wiszące na wystających ze ściany kolkach niebieskie peleryny uŜywane równieŜ w amerykańskich salonach, potem jednak uświadomiłam sobie, Ŝe to zdjęte przez kobiety burki. Poza tym czułam tę samą ciepłą, gościnną atmosferę, w jakiej spędziłam większość swojego Ŝycia. Słyszałam głosy kobiet i ich śmiech - wyczuwałam stan relaksu, towarzyszący przebywającym razem kobietom, które się dotykają i opowiadają sobie o szczegółach swojego Ŝycia, mówią o Ŝyciu innych. Zastanawiałam się, czy to nie z tego właśnie powodu talibowie byli tak przeciwni salonom piękności. Nie dlatego, Ŝe po wyjściu kobieta wyglądała jak dziwka albo Ŝe, jak twierdzili, były one przykrywką dla burdeli, ale dlatego, Ŝe dawały kobietom przestrzeń, która naleŜała tylko do nich, i w której przebywały poza kontrolą męŜczyzn. Gdy weszłyśmy do maleńkiego pokoiku, wszystkie rozmowy ucichły. Dwie fryzjerki zwróciły się w naszą stronę, by nas powitać. Jedna była młoda, chuda, z głęboko osadzonymi oczami, druga, starsza, miała mocno kręcone, zniszczone, sięgające linii szczęki włosy. Gdy zauwaŜyły, Ŝe jestem obca, przywitały nas 69 Szkoła piękności w Kabulu lekko nerwowym, ale grzecznym „salaam aleichem" - standardowym powitaniem znaczącym „pokój z tobą". Potem Roshanna rozmawiała z nimi przez chwilę. - To siostry - powiedziała. - Ta młodsza to Nadia, starsza to Raksar. Dom ich rodziny stoi za tym budynkiem.

Page 33: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Kiedy wytłumaczyła, Ŝe jestem amerykańską fryzjerką, która chciała zobaczyć jak wyglądają afgańskie salony, kobiety uśmiechnęły się zachwycone. Klientka wstała, ustępując mi miejsce; nalegała, tłumacząc, Ŝe Raksar dokończy układanie jej fryzury. Nadia poczęstowała mnie herbatą, a kilka małych dziewczynek, które bawiły się pod firanką, podeszło, Ŝeby mi się przyjrzeć. Zanim Nadia poszła zrobić herbatę, zauwaŜyłam, Ŝe szuka czegoś w pudełku, w którym znajdowały się patyczki i gumki re-cepturki. Zapytałam Roshannę, do czego one słuŜą. - UŜywa się ich do robienia trwałej - odparła zaskoczona. Poprosiłam Nadię, Ŝeby opisała mi, jak wygląda proces robienia przez nią trwałej. Z wyjątkiem uŜywania patyczków i gumek recepturek zamiast wałków postępowała właściwie tak samo jak ja, pomijając ostatnią fazę procesu. Powiedziała, Ŝe po nałoŜeniu trwałej wysyłają klientkę do domu. Płyn działa na włosy, dopóki nie wyschnie, a następnego dnia klientka przychodzi na płukanie. Nic dziwnego, Ŝe włosy Raksar były tak zniszczone. Pewnie miała juŜ za sobą mnóstwo takich trwałych! Starsza z fryzjerek prowadziła przez chwilę oŜywioną rozmowę z Roshanna. - Mówi, Ŝe otworzyła salon jeszcze za czasów, gdy byli tu Rosjanie - wyjaśniła Roshanna. - Musiała zamknąć na czas rzą- °w talibów. Lustro i inne przybory zakopała w ogródku. 70 - Od jak dawna salon jest ponownie otwarty? - Mówi, Ŝe zaledwie dwa miesiące. Z początku mąŜ nie chciał się zgodzić. Wolał, Ŝeby siedziała w domu i pomagała jego matce. Teraz jednak sam nie ma pracy, więc się zgodził. - Czy cięŜko jest zdobyć kosmetyki i przybory? Raksar dumnie wskazała ręką kilka grzebieni, szczotek i noŜyczki wyłoŜone na desce. Nic z tego nie było salonowej jakości. NoŜyczki wyglądały, jakby słuŜyły do strzyŜenia owiec, a grzebienie, jakby zostały przez rzeczone owce przeŜute. Podczas rozmowy z tymi dwiema kobietami zdałam sobie sprawę, Ŝe nie tylko brakowało im narzędzi do pracy. RównieŜ ich fryzjerskie umiejętności były jak najbardziej podstawowe. Zapytałam, gdzie się szkoliły, a wtedy wzruszyły ramionami. Raksar jeszcze w latach osiemdziesiątych szkoliła się u przyjaciółki, a następnie przekazała całą swoją wiedzę Nadii. śadna z nich nie wiedziała, jak się robi pasemka. Jednak nawet bez odpowiedniego przeszkolenia zarabiały całkiem nieźle. Raksar przynosiła do domu około osiemdziesięciu dolarów miesięcznie, przynajmniej dwukrotnie więcej, niŜ wynosiła przeciętna pensja w Afganistanie. Nadia zarabiała mniej, ale spodziewała się, Ŝe jej dochód z czasem wzrośnie. Wykonanie ślubnego makijaŜu na bogatsze wesele wystarczało, by podreperować finanse jej rodziny. Poza tym, jak mi przekazały przez Roshannę, cięŜko było znaleźć pracę gdzieś indziej. Przez jakiś czas pracowała jako kucharka w pensjonacie, ale zatrudnieni tam męŜczyźni chamsko się do niej odnosili, więc zrezygnowała. Wtem Nadia powiedziała coś do Raksar i obie uśmiechnęły się szelmowsko. Roshanna klasnęła w ręce i zaczęła się śmiać. 71 - Chcą wiedzieć, czy nie miałabyś ochoty wypróbować niektórych z tradycyjnych afgańskich usług oferowanych przez salony kosmetyczne - powiedziała. - Chcą się z tobą tym podzielić, bo jak mówią, jesteś ich siostrą z Ameryki. - Chętnie - odpowiedziałam, zsuwając z głowy zakrywającą ją do tej pory chustę. Obie kobiety zamarły, patrząc na moje krótkie, sterczące niczym kolce włosy. Z wahaniem

Page 34: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

wyciągnęły ręce, by ich dotknąć. Powiedziały coś do Roshanny, a w ich głosach słychać było zachwyt. Podniosłam głowę i spojrzałam pytająco. - Mówią, Ŝe wyglądasz jak kot - powiedziała. - Pashak. - Miau - dodała Raksar. Miałam lekkie wyrzuty sumienia z powodu Dauda, który będzie musiał czekać na nas na zewnątrz tak długo, ale odchyliłam się na oparcie fotela i nastawiłam na relaks. Ale gdy zobaczyłam Nadię zbliŜającą się do mnie z długą nitką zamotaną między palcami, wyprostowałam się. Delikatnie jednak popchnęła mnie z powrotem na oparcie fotela i przystąpiła do pracy. Za pomocą nitki wydepilowała mi brwi i wąsiki, z których istnienia nawet nie zdawałam sobie sprawy. Otworzyłam oczy tylko raz, gdy o mało nie krzyknęłam z bólu, i zobaczyłam skupioną twarz Nadii nachylającą się tuŜ nad moim czołem. Jeden koniec napiętej nitki trzymała w ustach, drugi nadal oplątywał jej palce. Roshanna zaśmiewała się. Gdy Nadia skończyła zabieg, usiadłam Wyprostowana i przesunęłam dłonią po twarzy. Byłam pewna, Ŝe poczuję spływającą krew. Następnie Raksar zaoferowała, Ŝe zrobi mi makijaŜ w afgań-skim stylu, taki, jaki zrobiłaby kobiecie zaproszonej na wesele. 72 73 I znów się zgodziłam. Uznałam, Ŝe nie poznam afgańskich salonów tak naprawdę, jeśli nie wypróbuję ich usług. Raksar pokryła więc moją twarz bardzo jasnym podkładem, nałoŜyła chyba ze cztery róŜnokolorowe cienie do powiek, tworząc łuki na całych powiekach, przyciemniła mi brwi i przedłuŜyła je za pomocą kredki tak, Ŝe unosiły się do góry, zbliŜając do linii włosów, a na koniec pomalowała mi na czerwono usta. Najgorsza była aplikacja eylinera. Raksar polizała słuŜący jako aplikator patyczek, zanurzyła go w czarnym proszku, zdmuchnęła nadmiar kosmetyku, a następnie wetknęła patyczek w wewnętrzny kącik oka i za jednym pociągnięciem pokryła krawędzie powieki kosmetykiem. Nie mogłam się nie zastanawiać, ile innych oczu przyczerniono tym samym patyczkiem. Z łzawiącymi oczami wstałam i zaczęłam macać dookoła w poszukiwaniu mojej chusty na głowę. Podprowadzono mnie do lustra i przyjrzałam się sobie uwaŜnie. Patrzyła na mnie jakaś zupełnie obca kobieta, w dodatku mająca na twarzy maskę z festiwalu Mardi Gras. Dziękowałam siostrom kilkakrotnie, korzystając z mojej, bardzo jeszcze wówczas podstawowej, znajomości dari. - Tashakur, tashakur - powtarzałam, kłaniając się i ściskając je za ręce. PoŜegnałyśmy się trzema ledwie muskającymi policzki pocałunkami, a potem, niewiele widząc, wypadłam na zewnątrz, gdzie Daud aŜ westchnął z podziwu. Eyliner spływał z moich oczu przez trzy kolejne dni, co sprawiło, Ŝe obcokrajowcy, którzy mieszkali w Kabulu od dłuŜszego czasu, dopytywali się, jak udało mi się tak szybko dostać zaproszenie na afgański ślub. Nie licząc łzawiących oczu, byłam zadowolona i podniecona. Okazało się, Ŝe znalazłam oto tę jedną rzecz, którą mogłam zro- bić, by pomóc Afgańczykom - i co waŜniejsze, spośród wszystkich poznanych tu przeze mnie wykształconych i pełnych poświęcenia obcokrajowców tylko ja mogłam to zrobić. Wiedziałam, Ŝe jestem w stanie pomóc Afgankom prowadzić lepsze salony i zarabiać więcej pieniędzy. A z własnego fryzjerskiego doświadczenia wiedziałam, Ŝe salon to dobry biznes dla kobiety, zwłaszcza jeśli trafił się jej zły mąŜ.

Page 35: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Niestety, wiedziałam to aŜ za dobrze. WciąŜ byłam Ŝoną tak podłego męŜczyzny, Ŝe Afganistan, wówczas uwaŜany przez wielu za najniebezpieczniejsze miejsce na ziemi, wydawał mi się rajem. Przez cały czas trwania naszego małŜeństwa ratowało mnie jedynie to, Ŝe mąŜ nie wiedział, ile zarabiałam. W tajemnicy oszczędzałam, by w końcu stać mnie było na wolność. A teraz doszłam do wniosku, Ŝe kosmetyczny biznes nawet lepiej będzie sprawdzał się w Afganistanie, gdzie męŜczyznom nie wolno wchodzić do salonów. Nigdy nie zobaczą, ile gotówki przechodzi z rąk do rąk i nie będą mogli wtrącać się kobietom do interesu. Poprosiłam Roshannę, by powiedziała, w jakich jeszcze zawodach pracują tu kobiety. Okazało się, Ŝe zna kilka, które tkają dywany, sprzedają jajka, pracują w pensjonatach i warsztatach krawieckich i tym podobnych miejscach. Wszystkie te zakłady prowadzone jednak były przez ojców, męŜów, braci lub wujów kobiet. Pomyślałam, Ŝe mogłabym wrócić do Afganistanu z kilkoma walizkami kosmetyków dobrej jakości i przez kilka tygodni pochodzić po salonach. Mogłabym nauczyć prowadzące je kobiety wszystkiego, co sama wiedziałam, i pokazać im, jak rozminąć interes i zarabiać więcej. Mogłabym teŜ nauczyć je zasad higieny, które wpojono mi w szkole kosmetyczek; jeśli juŜ ktoś 74 miałby płakać na ślubie, to ze wzruszenia, a nie z powodu bakterii przeniesionych do oczu wraz z eylinerem. Gdy wspomniałam o swoim pomyśle znajomemu Amerykaninowi, od kilku lat pracującemu w Kabulu dla organizacji charytatywnej, wcale nie śmiał się z mojej chęci niesienia pomocy afgan -skim kosmetyczkom. Uznał, Ŝe powinnam pomyśleć o czymś na jeszcze większą skalę i otworzyć w Kabulu szkołę dla kosmetyczek. Oświadczył teŜ, Ŝe postara się mi pomóc. Gdy wspomniałam Roshannie o moim pomyśle - na tym etapie rozwiniętym juŜ do otwarcia szkoły - zarzuciła mi ramiona na szyję. - Chcę być w pierwszym roczniku uczennic - powiedziała. - Mój ojciec nalega, Ŝebym zrezygnowała z pracy dla organizacji pozarządowej ze względu na to, jak traktują mnie niektórzy męŜczyźni. Jeśli będę miała swój salon, nic takiego juŜ mnie nie spotka. Wszystkie moje marzenia zdawały się łączyć w wizję szkoły piękności. Mimo Ŝe moje Ŝycie zawodowe dobrze się układało, zawsze chciałam być kimś więcej niŜ tylko kosmetyczką. Chciałam być częścią czegoś większego i znaczącego, co dawałoby mi poczucie, Ŝe pomagam ocalić świat. Oczywiście kocham salony piękności. Gdy miałam siedem lat, moja mama otworzyła swój pierwszy salon tuŜ koło naszego domu. Ze smuldymi jasnymi meblami, lustrami w złotych ramach i rzędem suszarek wyglądających jak statld kosmiczne mające lada chwila wystartować w stronę KsięŜyca było to, w moim mniemaniu, najpiękniejsze miejsce na ziemi. A kosmetyczki ubrane w krótkie zielone szorciki zestawione z róŜowymi spód- $»0i» Szkolą piękności w Kabulu 75 niczkami i białymi butami w stylu go-go były dla mnie najpiękniejszymi kobietami na świecie. Nie mogłam się doczekać, ldedy wreszcie ja teŜ będę mogła załoŜyć taki mundurek. To były lata sześćdziesiąte w Holland w stanie Michigan i wszystkie kobiety przychodzące do salonu miały wielkie, sztywne od lakieru fryzury, piętrzące się jak u Marge Simpson, matki z animowanego serialu „Simpsonowie". Pomagałam mamie, rozdając magazyny, składając ręczniki i nalewając kawę, ale bardzo często po prostu szwendałam się po salonie, bo moje ciągłe gadanie sprawiało klientkom przyjemność. PoniewaŜ uwielbiałam to, mama postanowiła wprowadzić mnie w tajniki zawodu. Zaczęłam od pomocy w przygotowywaniu tresek. Przytrzymywałam je na głowach maneldnów, podczas gdy mama układała włosy w

Page 36: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

loczki. Następnie niosłam głowę z treską i ustawiałam na kilku pudłach pod strumieniem ciepłego powietrza z suszarki. Potem znów przytrzymywałam treskę, gdy mama rozczesywała ją w ładne, duŜe, puszyste klębuszki. Wkrótce pozwoliła mi' pomagać przy treskach przyczepionych do czyjejś głowy. Gdy panie przychodziły na mycie, układanie i stylizację, stawałam za nimi i wyjmowałam wsuwki przytrzymujące treski. Z reguły, mimo usunięcia wszystkich spinek, trzymały się one na miejscu z powodu ogromnej ilości lakieru, którym pokryte były włosy. W tamtych czasach wizyta u fryzjera kończyła się wyjściem z fryzurą na kształt gniazda os, usztywnioną lakierem, a po dwóch tygodniach klientki wracały z nienaruszoną. Sprzedawałyśmy teŜ im jedwabne poszewki na poduszki, Ŝeby koafiury nie potargały się za bardzo podczas snu, ale wiele z nich stosowało dodatkowe środki ostroŜności, by zachować swoje gniazda os 76 w idealnym stanie, np. owijały fryzurę kilkoma warstwami papieru toaletowego, zanim poszły spać. Gdy mama pozwoliła mi zająć się myciem głów, klientki zawsze pouczały mnie, bym szorowała je mocniej i dłuŜej. - Do krwi - mówiły. Powodem takiego zachowania był pewnie fakt, Ŝe przez dwa tygodnie nie mogły nawet podrapać się po głowie. Potem mama zakręcała im włosy na duŜe plastikowe wałki i przysmaŜała je pod suszarką, a ja dostawałam zadanie wyjmowania lokówek. Uwielbiałam czuć między palcami gorące włosy, tak sztywne od płynu do układania, Ŝe pozostawały dokładnie na swoim miejscu, dopóki moja mama ich nie rozczesała. Mając piętnaście lat, poszłam do szkoły fryzjersko-kos-metycznej, bo pomyślałam, Ŝe pracując jako fryzjerka, opłacę sobie studia. Na tym etapie wcale nie chciałam jeszcze wykonywać tego zawodu, gdy dorosnę. Widziałam, jak cięŜko pracowała moja mama i jak zmęczona była wieczorami, a poza tym dostrzegłam Ŝycie, które wydawało mi się duŜo fajniejsze. Chciałam robić coś w świecie muzyki. Odkąd skończyłam pięć lat, na Ŝyczenie mamy brałam lekcje gry na fortepianie. Mama chciała teŜ, Ŝebym chodziła na lekcje baletu, ale trwało to zaledwie jeden dzień. Byłam za duŜa, nie umiałam utrzymać równowagi ani na jednej, ani na dwóch nogach i nie mieściłam się w spódniczkę. Niemniej jednak kochałam muzykę i postanowiłam się jej trzymać. Tak więc w szkole średniej grałam na fortepianie, organach, gitarze i trąbce. Miałam tyle pary w płucach, Ŝe wydobywałam z trąbki dźwięki głośniejsze niŜ jakikolwiek chłopak. Lubiłam teŜ śpiewać, więc poszłam do koledŜu Johna Browna w Arkansas 77 na specjalizację piosenkarską, ale gdy stanęłam między tymi wszystkimi naprawdę dobrymi piosenkarzami, wiedziałam, Ŝe nie jestem do tego stworzona. Potem na moich strunach głosowych utworzyły się guzki i gdy śpiewałam włoskie arie operowe, brzmiałam jak James Brown. Wróciłam więc do Michigan i pracowałam w salonie mamy. Poślubiłam mojego chłopaka z liceum i urodziło się nam dwóch pięknych chłopców: Noah i Zachary. Ale oboje z męŜem byliśmy młodzi i głupi i wkrótce dopadło nas zniecierpliwienie. Pamiętam, jak mając dwadzieścia sześć lat siedziałam w domu u mamy i płakałam, pytając ją, co jest ze mną nie tak. Miałam wszystko, czego kobieta mogłaby zapragnąć: kochanego męŜa, dzieci, dobrą pracę, ładny dom i samochód, ale byłam nieszczęśliwa. Nic więc dziwnego, Ŝe juŜ wkrótce byłam samotną matką. Pewnego dnia usłyszałam, jak jedna z klientek salonu mówi, Ŝe w naszej okolicy ma powstać więzienie o średnio zaostrzonym rygorze. Zaczęłam wtedy zastanawiać się, jakby to było pracować w instytucji, która zapewnia ubezpieczenie zdrowotne i inne świadczenia, a według klientki zarówno zarobki, jak i świadczenia miały tam być wysokie. ZłoŜyłam zatem

Page 37: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

podanie o przyjęcie do pracy w więzieniu i planowałam dorabiać jako fryzjerka. Nie miałam licencjatu, mogłam więc zostać tylko straŜniczką. Nie będzie tak źle, myślałam. Ale było naprawdę niewesoło. Z początku wszystko szło dobrze. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy przeszłam szkolenie i dogadywałam się nieźle zarówno z więźniami, jak i z pozostałymi straŜnikami. Z miejsca powiedziałam więźniom, Ŝe nie jestem tu, by utrudniać im Ŝycie - sa- 78 mi uczynili je juŜ wystarczająco trudnym. Wyjaśniłam, Ŝe moje zadanie polega na pilnowaniu, by postępowali według panujących w zakładzie zasad. Traktowałam ich z szacunkiem, a oni odpłacali mi tym samym. Doceniali chyba takŜe to, Ŝe mimo pracy w więzieniu nie wyglądałam jak lesba. Malowałam się i skraplałam perfumami, układałam włosy, dodając do nich długie pasemka i miałam długie, krwistoczerwone paznokcie wampa. Pewnego razu na jednej z klatek schodowych wybuchła bójka i wezwałam pomoc; wszyscy straŜnicy mieli u pasa krótkofalówki zamiast broni. W zakładzie było więcej więźniów niŜ straŜników, istniało więc niebezpieczeństwo, Ŝe buntujący się więźniowie bez trudu mogliby uŜyć naszej broni przeciwko nam. Gdy czekałam na wsparcie, wrzasnęłam na awanturujących się więźniów: - Nie zamierzam nawet złamać sobie paznokcia, powstrzy mując tę awanturę! Wyszła z tego niezła bijatyka. Trzech straŜników miało rozcięte głowy, a spora grupa więźniów trafiła do izolatek. Później jeden z więźniów aŜ się wzdrygnął, gdy dowiedział się, Ŝe tam byłam. - Nie wiedziałem, Ŝe pani tam była, panno Debbie - powie dział. - Ale nie stała się pani krzywda, prawda? Odpowiedziałam, Ŝe nic złego mnie nie spotkało, ale Ŝe zabiłabym go, gdyby złamał mi się paznokieć. Po kilku miesiącach nie potrafiłam sobie poradzić ze współczuciem. Dosłownie krwawiło mi serce. UwaŜałam, Ŝe niektórzy z więźniów byli naprawdę miłymi ludźmi - jednymi z najmilszych, jakich dane mi było w Ŝyciu poznać, a niektórzy straŜnicy zwykłymi łobuzami naduŜywającymi swojej władzy. Nie #000^^ Szkoła piękności w Kabulu 79 chciałam się do nich upodobnić, a czułam, Ŝe się zmieniam. Inni ludzie teŜ zdąŜyli to odczuć. Któregoś dnia przechodziłam obok celi odsiadującego doŜywocie więźnia, który przez cały okres mojej pracy w zakładzie nie odezwał się do nikogo ani słowem. Zwykle całymi dniami gwizdał przepięknie niczym ptak śpiewający. Tamtego dnia przysunął twarz do krat. - To nie jest miejsce dla pani, panno Debbie - wyszeptał. - Nie chciałaby pani przecieŜ stać się taka jak pozostali. W jakiś rok po tym, jak zaczęłam pracować w więzieniu, jechałam na słuŜbę. Lał deszcz i byłam tym zdenerwowana. Stale pracowałam na drugą zmianę i w weekendy, w ogóle nie widywałam dzieci i miałam wraŜenie, jakbym sprzedawała duszę diabłu w zamian za ubezpieczenie zdrowotne i płatny urlop. Po apelu poszłam do biura naczelnika i zrezygnowałam. W ostatnim dniu pracy więźniowie ustawili się, by mnie poŜegnać. Niektórzy płakali. - Powodzenia, panno Debbie - mówili. - Teraz juŜ będzie pani miała dobre Ŝycie. Ja jednak nie wiedziałam, jak to dobre Ŝycie odnaleźć. Znów pracowałam w salonie kosmetycznym mojej matki, ale często dopadała mnie depresja i zastanawiałam się, czemu

Page 38: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

nie jestem szczęśliwa. Doszłam do wniosku, Ŝe potrzebuję więcej rozrywek. Wyszłam za mąŜ i urodziłam dzieci tak wcześnie, Ŝe w przeciwieństwie do większości moich przyjaciół, nie miałam czasu na mtensywne Ŝycie towarzyskie i chodzenie na randki, postanowiłam więc teraz zostać najbardziej imprezowa dziewczyną w Holland w Michigan. A jeśli juŜ się na coś decyduję, zawsze posuwam się do skrajności, więc w kilka miesięcy poznałam wszystkie kluby w okolicy i wszystkich ludzi spędzających w nich czas. Wkrótce 80 przestało mi to wystarczać i kupiłam jacht, mimo Ŝe nie umiałam Ŝeglować i wcale nie zamierzałam się tego uczyć. Wystarczyło mi, Ŝe trzymałam go w dokach w Saugatuck na jeziorze Michigan. Co weekend zjeŜdŜali się ludzie, by imprezować, a impreza była zawsze tam, gdzie ja. Gdy jednak zostawałam sama, docierała do mnie rzeczywistość. Spędzałam tak duŜo czasu poza domem, Ŝe nie mogłam być dobrą mamą. Zresztą większość ludzi, z którymi się bawiłam, nie była nawet moimi przyjaciółmi. Po prostu podobał im się mój jacht. Pomyślałam więc o religii. Zacznijmy od tego, Ŝe nigdy nie byłam ateistką, ale nie miałam dla mojej wiary silnych podstaw, nie Ŝyłam teŜ w społeczności, która by sprzyjała jej pogłębianiu. Rozejrzałam się więc i znalazłam chrześcijański Kościół. Dołączyłam do niego. Nie był to jednak jakiś tam pierwszy lepszy Kościół, ale taki z gatunku: głoście dobrą nowinę, bądźcie uzdrowieni, alleluja, chwalmy Pana. Wkrótce pochłonął cały mój czas, który do tej pory spędzałam samotnie, pogrąŜając się w depresji. Dał mi teŜ moŜliwość wykorzystania mojej kreatywności i tej odrobiny talentu muzycznego, który posiadam. Zapomniałam o rozczarowaniu wywołanym świadomością, Ŝe nigdy nie zaśpiewam arii z „Aidy" na scenie Metropolitan Opera i zostałam gwiazdą kościelnego kółka teatralnego. Pisałam sztuki, reŜyserowałam je i sama w nich grałam. Nie były to Ŝadne powaŜne produkcje. Kochałam programy w stylu Saturday Night Live i MAD TV i dlatego w swoich sztukach starałam się umieszczać jak najwięcej humoru rodem z nich. Niemniej jednak niektóre sprawy poruszane w Kościele mnie niepokoiły. Spotkałam tam ludzi, którzy pokazali mi zupełnie inny sposób patrzenia na świat. Zawsze uwielbiałam podróŜo- 81 Szkoła piękności w Kabulu wać, ale szybko nudziły mnie miejsca, do odwiedzenia których nakłaniali mnie znajomi i zwykle kończyło się to tak, Ŝe spędzałam czas w rejonach unikanych przez większość turystów. Kiedy pojechałam na Jamajkę, znudziły mnie skutery wodne i popijanie margerity na plaŜy naleŜącej do otoczonego murem hotelu, złapałam więc autobus do miasta. W efekcie poznałam dwudziestoletnią matkę pięciorga dzieci i zostałam przez nią zaproszona do domu, gdzie zjadłyśmy zupę rybną ugotowaną właściwie z samych ości. Ostatni tydzień spędziłam, odwiedzając ją, przynosząc pieluchy i produkty spoŜywcze. W takich właśnie sytuacjach czułam się spełniona i zadowolona. W Kościele poznałam Herba Stuarta, emeryta, który podróŜował po świecie, wykonując róŜnorakie projekty organizacji humanitarnych. Zaprosił mnie, bym pojechała z nim na miesiąc do Indii. Przez jakiś czas znano mnie na mieście jako Szaloną Deb. Mówiono: ta Szalona Deb z dziwaczną fryzurą, długimi paznokciami i makijaŜem tancerki rewiowej. Szalona Deb, która pracowała w więzieniu. Mówiono: idę w przyszłym tygodniu na strzyŜenie do Szalonej Deb. Teraz zostałam Szaloną Deb, bo zaczęłam podróŜować po świecie, by pracować dla organizacji humanitarnych. Pierwsze zadanie, które wykonywałam z Herbem w Indiach, polegało na podróŜowaniu od wioski do wioski i pomaganiu ludziom w wierceniu nowych

Page 39: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

studni. W jednym z miasteczek dowiedziałam się, ze ludzie cierpią straszny głód. Pewna rodzina opowiedziała mi, ze najgorszym czasem były dla nich trzy miesiące pory suchej, napytałam, co mogłoby im pomóc, a oni odpowiedzieli: ryŜ. znalazłam więc kogoś, kto miał cięŜarówkę, i poprosiłam, by za- 82 wiózł mnie na targ do wioski, w której susza nie dała się ludziom tak bardzo we znaki. Tam napełniliśmy ją ryŜem. Nie mogłam przecieŜ zaopatrzyć tylko jednej rodziny? Po powrocie do wioski wysypaliśmy ryŜ na betonową płytę i za pomocą klaksonu zwołaliśmy mieszkańców. Za jakieś sto dolarów udało mi się kupić poŜywienie dla całej wioski na trzy miesiące. Jakby tego było mało, w tamtym okresie wyszłam za mąŜ za wędrownego pastora związanego z moim Kościołem. Wiedziałam, Ŝe bardzo się od siebie róŜnimy, ale chciałam znów być zamęŜna. Lubiłam być zamęŜna. Sądziłam, Ŝe skoro był człowiekiem mocno wierzącym, a ja zmierzałam w podobnym kierunku, wszystko jakoś się ułoŜy. Jednak krótko po ślubie mój mąŜ, zasadniczy i wiecznie ponuro zamyślony, stał się nagle najzwyczajniej w świecie podły i chorobliwie zazdrosny. Jeśli wyszłam do sklepu spoŜywczego i wróciłam piętnaście minut później, niŜ przewidywał, czekał na mnie w drzwiach, gotując się z wściekłości, a następnie chodził za mną krok w krok po domu, wypytując, dlaczego się spóźniłam. Chyba sądził, Ŝe w ciągu tych piętnastu minut miałam z kimś romans. Z początku próbowałam tłumaczyć mu, Ŝe to nieprawda, ale wkrótce uświadomiłam sobie, Ŝe protesty na nic się nie zdają. Zatem pewnego dnia, gdy zaczął krzyczeć, próbowałam wyjść z domu, ale złapał mnie za włosy, wciągnął z powrotem do środka i pchnął na ścianę. Odepchnęłam go i rzuciłam się do drzwi, tyle Ŝe to go jeszcze bardziej rozwścieczyło. Uderzył mnie na odlew w twarz. Mocno. Po tych wydarzeniach starałam się nie robić nic, co mogłoby rozniecić jego gniew, cały czas nienawidząc siebie za wplątanie się w taką sytuację. Matka wychowała mnie na silną kobietę, więc 83 iak to się mogło stać? W domu panowało ciągłe napięcie. Moi synowie starali się spędzać jak najwięcej czasu u dziadków. Udawało mi się powstrzymywać męŜowskie wybuchy agresji, grając rolę uległej, posłusznej Ŝony. Któregoś dnia jednak, po wizycie w kościele, on, ja i jego przyjaciel poszliśmy do McDonald'sa na śniadanie. Ja i ten przyjaciel śmieliśmy się z jakiejś historyjki. Pomyślałam sobie wówczas, Ŝe od miesięcy się tak dobrze nie bawiłam. Ale gdy wróciliśmy do domu, mój mąŜ wpadł w szał. - Widziałem, jak na niego patrzyłaś - krzyczał, dysząc z wściekłości. - Jesteś zwykłą dziwką. Zapędził mnie do naszej sypialni i uderzył na odlew w twarz z taką siłą, Ŝe aŜ upadłam. Uderzyłam głową w ramę łóŜka. Gdy otworzyłam oczy, w drzwiach sypialni zobaczyłam moich synów i mamę. Właśnie przywiozła ich do domu. Pamiętam, Ŝe myślałam, jakie to straszne. Nie tylko to, Ŝe mąŜ mnie zaatakował, ale równieŜ to, Ŝe mama i dzieci musieli być świadkami tej sytuacji. Potem moja maleńka mama stanęła między mną a męŜem, a on ją odepchnął. To przewaŜyło szalę. Byłam wściekła. Wypchnęłam go z domu, a następnie zadzwoniłam na policję. Gdy przyjechał radiowóz, mąŜ stał na trawniku i krzyczał tak głośno, Ŝe sąsiedzi powychodzili zobaczyć, co się dzieje. Spakowałam rzeczy swoje 1 dzieci i wyszłam z domu, odwracając twarz, jak gangster opuszczający salę sądową. Moja mama zabrała nas do siebie. Chciałam zostać u rodziców i nigdy juŜ nie wracać do męŜa, ale zaczął nękać moją matkę, jakby mało jej było, Ŝe zajmowała S1C cierpiącym na demencję i powoli umierającym na zakrzepową niewydolność serca ojcem. Dzwonił do niej do domu i do pra-

Page 40: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

84 cy, podjeŜdŜał samochodem i blokował podjazd, domagając się, by nakazała mi z nim porozmawiać. W końcu zdałam sobie sprawę, Ŝe nie mogę zostać u mamy, bo w takim wypadku mój mąŜ nigdy nie da jej spokoju. Zostawiłam więc synów u ich ojca i wprowadziłam się z powrotem. Planowałam przeczekać do momentu, aŜ oszczędzę trochę pieniędzy i zaplanuję ucieczkę. Przez chwilę sądziłam, Ŝe Kościół moŜe mi pomóc. Spotkałam się z kilkoma z naszych przywódców religijnych i powiedziałam im, co się dzieje, ale chociaŜ wyrazili współczucie, powiedzieli równieŜ, Ŝe byłoby to nie w porządku z mojej strony, gdybym zostawiła męŜa. Nie popełnił przecieŜ cudzołóstwa. Naprawdę Ŝałowałam, Ŝe nie popełnił. Wkrótce od któregoś z współwyznawców usłyszałam o organizacji, która urządzała szkolenie dla osób zajmujących się niesieniem pomocy w czasie katastrof i sytuacji kryzysowych. Powiedziałam męŜowi, Ŝe chciałabym ukończyć ten kurs i, ku mojemu zdziwieniu, pozwolił mi jechać. Myślał, Ŝe dzieło szkoleniu będę mu pomocna, gdy będziemy podróŜować do krajów Trzeciego Świata. Zatem w sierpniu 2001 roku pojechałam do Chicago na dwa tygodnie szkolenia organizowanego przez fundację Care for Ali. Nauczyłam się, co robić w razie poŜaru, trzęsienia ziemi, osunięcia ziemi, powodzi, huraganu i nalotu bombowego. Dowiedziałam się teŜ, jak dokonać odkaŜenia, w przypadku uŜycia broni chemicznej, jak dbać o niedoŜywione noworodki i chronić ludzi przed chorobami przenoszonymi wraz ze skaŜoną wodą. Po raz pierwszy pokazano mi teŜ na mapie Afganistan. Podczas ostatniego dnia szkolenia sprawdzono naszą wiedzę podczas symulowanej katastrofy. Patrząc z perspektywy czasu, wydaje mi się to dziwnie 85 złowieszcze: symulacja miała miejsce zaledwie trzy tygodnie przed wrześniowymi atakami na Nowy Jork i Waszyngton, a przedstawiony w niej scenariusz zakładał atak terrorystyczny na Chicago, podczas którego uŜyto broni chemicznej i wykorzystano zamachowców z przyczepionymi do ciała ładunkami wybuchowymi. Pracowaliśmy w druŜynach. Rozstawialiśmy namioty, ocenialiśmy stopień odniesionych przez ofiary obraŜeń i przenosiliśmy poszkodowanych w odpowiednie dla nich miejsca, a nawet wyznaczaliśmy tych, którzy i tak by zmarli, mimo prób niesienia im pomocy. Wszystko to było bardzo realistyczne i przeraŜające. Potem terroryści wbili samoloty w budynki World Trade Center i Pentagonu. Następnego dnia nagrano na automatyczną sekretarkę pytanie, czy nie dołączyłabym do ekipy ratunkowej udającej się do Nowego Jorku. Zgodziłam się, nie pytając nawet męŜa o zdanie. Wyjechałam tak szybko, jak to było moŜliwe. Kolejne dwa tygodnie naleŜały do najcięŜszych w moim Ŝyciu. Byłam jedną z wielu osób zajmujących się straŜakami, którzy rozbierali ruiny World Trade Center i wynosili z nich ciała - często ciała swoich kolegów. Przeprowadzałam terapię masaŜem i rozmawiałam o przeŜytej przez nich traumie. Przytulałam ich, gdy płakali, i myłam ich śmierdzące, poparzone stopy, gdy wreszcie zdjęli ochronne buty, w których chodzili po gorącym rumowisku, i omagałam teŜ na tuzin innych sposobów. Czasem szlam się wypłakać do przenośnej toalety, bo nie chciałam załamywać się w obecności straŜaków. MąŜ dzwonił na moją komórkę jakieś siedemdziesiąt razy dziennie, aŜ w końcu musiałam ją wyłączyć. rzez cały czas bałam się, Ŝe dowie się, iŜ dotykam innych męŜczyzn i natychmiast po mnie przyjedzie. Gdy ekipa z kanału 86

Page 41: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Discovery filmowała naszą pracę, schowałam się pod stołem do masaŜu i nie wyszłam, dopóki nie odeszli, Ŝeby tylko mąŜ nie zobaczył na filmie, jak kręcę się wokół straŜaków. Po powrocie do domu utonęłam w lęku. Nie mogłam przestać oglądać programów o Afganistanie i talibach. Szczególnie wstrząsnął mną reportaŜ o talibach dokonujących na stadionie Ghazi w Kabulu egzekucji na kobietach. Czytałam ksiąŜkę za ksiąŜką o Afganistanie i miałam wraŜenie, Ŝe prowadzę tak samo ograniczone Ŝycie jak tamtejsze kobiety. Potem usłyszałam, Ŝe CFAP wysyła w następnym roku ekipę do Kabulu. Dzwoniłam do nich codziennie, mówiąc, jak bardzo chcę jechać. Gdy wreszcie zgodzili się, dowiedział się o tym mój mąŜ i zabronił mi. Schowałam więc swój paszport i bilety lotnicze w sejfie w domu mojej matki, Ŝeby nie mógł się do nich dostać. Nikt i nic nie mogło mnie powstrzymać. Wiedziałam, Ŝe po raz pierwszy w Ŝyciu będę we właściwym miejscu we właściwym czasie. W dniu, gdy przyjaciele przyjechali zawieźć mnie na lotnisko, mąŜ stał, opierając się o ścianę, i patrzył, jak niosłam walizkę do drzwi. - Mam nadzieję, Ŝe zginiesz w Afganistanie - powiedział. - Wolę zginąć tam, niŜ Ŝyć tu z tobą - odpowiedziałam. W moim sercu otworzyły się drzwiczki, przez które wypadło wszystko, co jeszcze czułam do męŜa. Wyjechałam do Afganistanu, gdzie moje serce miało wkrótce znów wypełnić się miłością do ludzi. Postawna kobieta ze sterczącymi na wszystkie strony zafolio-wanymi pasemkami popukała smuldym niebiesldm paznokciem w twarz Roshanny. - Czy to jest ta twoja młoda afgańska przyjaciółka? - zapytała. - Ja teŜ chcę zobaczyć. Druga kobieta sięgnęła po plik zdjęć leŜących na kolanie tamtej. Nie odrywając się od rozdzielania włosów kolejnej kobiety na pasma, pogratulowałam sobie, Ŝe przezornie zrobiłam dodatkowe odbitki zdjęć z mojej podróŜy. Nie miałam czasu po raz kolejny ich przeglądać. Za parę minut zaplanowane miałam jeszcze robienie trwałej. Moje stałe klientki w Stanach czekały, aŜ wrócę z Afganistanu, by poumawiać się na wizyty, więc w ciągu pierwszych kilku miesięcy byłam dosłownie zawalona robotą. Raz za razem opowiadałam teŜ historie z podróŜy i pokazywałam zdjęcia. I ciągle mówiłam o powrocie do Afganistanu, aby pomagać tamtejszym 90 DEBORAH RODRIGUEZ ****** kosmetyczkom i fryzjerkom. Na tym etapie mój pomysł przewidywał otwarcie salonu szkoleniowego, w którym oferowałabym usługi zachodnim klientom, a zatrudniałabym afgańskie fryzjerki jako praktykantki. Moje klientki nie naśmiewały się z tego pomysłu ani nie mówiły, Ŝe jest zbyt niebezpieczny. Były nim tak samo podniecone jak i ja. Nie miałam jednak pojęcia, jak właściwie powinnam się do tego zabrać. PrzecieŜ nawet w Stanach nigdy nie otworzyłam własnego salonu. Zawsze pracowałam u swojej mamy. Aby otworzyć szkoleniowy salon w Afganistanie musiałabym oczywiście wynająć odpowiedni lokal, a od tamtejszych organizacji pozarządowych docierały do mnie informacje o gwałtownie wzrastających czynszach i o tym, jak to właściciele lokali, nawet tych w zbombardowanych kabulskich dzielnicach, próbowali pobierać od przyjezdnych z Zachodu opłaty równe tym naliczanym w Nowym Jorku. Potem pomyślałam o salonie, który odwiedziłam, a w którym uŜywano dziesięcioletniego płynu do trwałej i noŜyczek wielkości sekatora. Musiałabym zawieźć masę sprzętu i kosmetyków, jeśli chciałabym wypuszczać w świat praktykantki dobrze przygotowane. - Sądzicie, Ŝe mogłabym liczyć na darowiznę w postaci kosmetyków od któregoś z producentów? - głośno się zastanawiałam. A co mi szkodzi - wzięłam do ręki słoiczek Ŝelu do układania włosów Paul Mitchell, zerknęłam na etykietę i znalazłam numer telefonu. Gdy po drugiej stronie ktoś się odezwał, zapytałam, czy mają dział zajmujący się prośbami o

Page 42: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

darowizny. Przełączano mnie od jednej osoby do drugiej, aŜ w końcu trafiłam na automatyczną sekretarkę. Patrząc na moje klientki, wzniosłam 91 wymownie oczy do nieba, ale zostawiłam długą wiadomość. Opowiedziałam, kim jestem, jak to talibowie zamknęli wszystkie salony kosmetyczne w Afganistanie i jak ich właścicielki próbują ponownie je otwierać, oraz Ŝe bardzo chciałabym im pomóc. Instrukcja nagrana na sekretarce informowała wprawdzie, Ŝe naleŜy zostawić szczegółową wiadomość, ale wątpię, czy spodziewali się czegoś aŜ tak wyczerpującego. Dwa dni później w salonie zadzwonił telefon. Odebrała jedna z pracownic, po chwili skinęła, bym podeszła. - Kto dzwoni? - wrzasnęłam, usiłując przekrzyczeć suszarkę. Byłam właśnie w trakcie prostowania długich, cięŜkich, mocno kręconych rudych włosów i nie chciałam przerywać zabiegu, by się z powrotem nie poskręcały. - Mogłabyś przyjąć wiadomość? - Mówi, Ŝe chce rozmawiać z tobą osobiście. Spięłam więc włosy kobiecie, którą właśnie czesałam, i poszłam odebrać telefon. - Witam, Pani Międzynarodowa Fryzjerko - powiedział głos na drugim końcu linii. - Tu JP. - Kto? - John Paul Dejoria, właściciel Paul Mitchell. No więc niech mi pani opowie o tej szkole dla kosmetyczek, salonie szkoleniowym czy cokolwiek tam planuje pani otworzyć w Afganistanie. Tak więc w salonie, przekrzykując płacz dziecka jednej z klientek, głośne opowieści innej, nieco przygłuchej i nieustanne trzaskanie drzwi, opowiedziałam mu o moim pomyśle. Nie trzeba go było długo przekonywać, Ŝe jest dobry. Powiedział, Ŝebym zadzwoniła do głównego managera firmy, Luke'a Jacobellisa. 92 - Po prostu poproś Luka o wszystko czego potrzebujesz - po wiedział. Kiedy odłoŜyłam słuchawkę, wypadłam na środek salonu, krzycząc z radości. Wrzawa panowała jeszcze przez kilka następnych dni. Jeszcze tego samego popołudnia, kiedy obsłuŜyłam juŜ wszystkie klientki, znalazłam ciche i spokojne miejsce i zadzwoniłam do Lukę'a. - Jak pani myśli, ile produktów będzie pani potrzebowała? -zapytał. - Właściwie to nie wiem. Wystarczająco duŜo, by starczyło na parę lat, ale nie jestem pewna, ile to by było w kraju, w którym nigdy nie wiadomo, czy będzie woda i prąd. Byłam tam tylko miesiąc. Powiedział, Ŝebym przygotowała listę, więc wyciągnęłam katalog produktów Paul Mitchell i przeglądając go, mówiłam: -Och, moŜe by tak z tuzin tego i trzy albo cztery tamtego, jeśli byłoby to moŜliwe. Sporządziliśmy całkiem sporą listę, na której znalazły się szampony, odŜywki, Ŝele, lakiery, farby i płyny do trwałej, jak równieŜ kolorowe peleryny i ręczne lusterka - właściwie wszystko, co sprzedawali. Dobrze znałam produkty Paul Mitchell, poniewaŜ mama uŜywała ich w salonie od lat. Cały czas miałam w pamięci te zniszczone włosy afgańskich kobiet i myślałam o kosmetykach, które przywróciłyby im zdrowie. Potem Lukę podał mi nazwy innych firm z branŜy kosmetycznej, do których powinnam zadzwonić w sprawie darowizn: Takara Belmont, jeśli chodzi o meble, Redkin po więcej kosmetyków, Orły i Opi po kosmetyki do pielęgnacji dłoni i paznokci i tak dalej. Praktycznie wszystkie te firmy gotowe były coś mi podarować.

Page 43: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

93 W niespełna trzy tygodnie po rozmowie z Luke'iem przed dom zajechała półcięŜarówka pełna produktów Paul Mitchell. Wyraźnie skołowany kierowca zapukał do drzwi. Zakładał, Ŝe wiezie ładunek do jałdegoś magazynu albo przynajmniej na tyły hipermarketu. - Ma pani kogoś do pomocy przy rozładunku? - powiedział, wskazując kciukiem wielką cięŜarówkę na końcu podjazdu. - Tylko siebie - powiedziałam. Przyjrzał mi się krytycznie i westchnął. - Nie ma pani przypadkiem wózka widłowego? - Tylko taczkę. Wyprowadziłam z garaŜu samochody, dmuchawę do odśnieŜania i kosiarkę, następnie razem z kierowcą wnieśliśmy do środka wszystkie dziesięć tysięcy pudełek z cięŜarówki, podczas gdy mój mąŜ obserwował nas z okna pokoju dziennego. Nie jestem pewna, czy pudełek było aŜ dziesięć tysięcy, ale z pewnością miałam wraŜenie, Ŝe jest ich właśnie tyle, a nawet jeszcze więcej. Zajęły cały garaŜ, w którym normalnie mieszczą się dwa samochody, i nie tylko one. Gdy cięŜarówka wreszcie odjechała, patrzyłam na te wszystkie pudła - było tego trochę więcej, niŜ mogłabym zmieścić do walizki, nawet jeśli zapłaciłabym za nadbagaŜ. Przez kilka następnych miesięcy kolejne cięŜarówld przywoziły stoliki i krzesła potrzebne do umeblowania salonu, grzebienie, suszarki, lusterka, lokówki i inne podstawowe elementy wyposaŜenia. Wszystko to składowałam juŜ jednak w magazynie. MaŜ zaczął szydzić z mojego zapasu kosmetyków w garaŜu. Powiedział, Ŝe jeśli spróbuję od niego odejść, spali garaŜ wraz z całą zawartością. Co się wtedy stanie z moją kabulską szkołą dla 94 kosmetyczek? Powiedział teŜ, Ŝe jeśli nie będę uwaŜać, co robię, zostawi otwarte frontowe drzwi i pozwoli moim psom wybiec prosto na ruchliwą ulicę. Czekałam więc na właściwy moment. Starałam się nie wchodzić mu w drogę, a tymczasem potajemnie wynajęłam mieszkanie i znalazłam prawnika. Nadal nie miałam pojęcia, jak przetransportuję to wszystko do Kabulu. Pewnego dnia zadzwoniłam do kolejnej firmy, którą podpowiedział mi Lukę. Ku mojemu zdumieniu osoba, z którą rozmawiałam, powiedziała, Ŝe ktoś juŜ kontaktował się z nią w sprawie darowizny produktów na rzecz afgańskiej szkoły dla kosmetyczek. Poprosiłam o numer telefonu do tej osoby i zadzwoniłam. Wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszałam o legendarnej Mary MacMakin, Amerykance od czterdziestu lat mieszkającej w Afganistanie. W 1996 roku Mary załoŜyła nienastawioną na zyski organizację PARSA, mającą nieść pomoc owdowiałym w czasie wojny Afgankom, które, aby przeŜyć, zmuszone były Ŝebrać. Było to nowe i okrutne doświadczenie, poniewaŜ do tej pory w Afganistanie nikt nigdy nie Ŝebrał. Mary jest jedną z bohaterek Afganistanu, a w roku 2000 „Vogue" poświęcił jej cały artykuł. Wtedy to właśnie Terri Grauel, stylista z Nowego Jorku, miał uczesać Mary do tej sesji; później pozostali ze sobą w kontakcie. Po upadku reŜimu talibów Mary widziała, Ŝe afgańskie fryzjerki bardzo chciałyby ponownie otworzyć salony, ale na przeszkodzie stają braki w wyposaŜeniu i zapomniane często umiejętności. Zasugerowała Terriemu, Ŝe amerykańscy fryzjerzy mogliby pomóc Afgankom, otwierając szkołę fryzjersko-kosmetyczną. Zatem Terri i jego koledzy po fachu zamęczali nowojorski prze- 95 rnysł kosmetyczny prośbami o wsparcie dla takiej szkoły. „Vo-mie" i Estee Lauder dokonały duŜej pienięŜnej darowizny, a wkrótce i inne przedsiębiorstwa przeznaczyły dotacje i produkty na potrzeby projektu. Miał on nosić nazwę „Kabulska szkoła piękności, piękno bez granic" i być prowadzony jako jeden z programów PARSA. UlŜyło mi, Ŝe ktoś z większą siłą przebicia i lepszymi kontaktami pracował juŜ nad pomysłem szkoły dla kosmetyczek. W Holland robiłam wszystko, co było moŜliwe, ale w

Page 44: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

głębi duszy zdawałam sobie sprawę, Ŝe sama nie zrealizuję tak wielkiego przedsięwzięcia. Szybko połączyłam siły z PARSA i przekazałam kosmetyki i sprzęt warte około pół miliona dolarów. Planowane otwarcie szkoły miało nastąpić w czerwcu 2003 roku, w budynku afgańskiego Ministerstwa ds. Kobiet. Mary zdecydowała się na tę lokalizację, uwaŜając, Ŝe kobiety będą tam bezpieczne. Wiedziała, Ŝe w Kabulu nadal jest wielu ludzi, którzy, podobnie jak talibowie, uwaŜają, Ŝe salony piękności, tak jak próby usamodzielnienia się kobiet to bluźnierstwo. Razem z grupką innych kosmetyczek z Zachodu zgłosiłam się do pracy w szkole jako instruktorka. PARSA gromadziła sprzęt i kosmetyki na Wschodnim WybrzeŜu. W grudniu kontener miał wyruszyć do Kabulu. Wcześniej musiałam dostarczyć tam swoje zapasy. Właścicielka jednego z zaprzyjaźnionych salonów miała przyjaciela, który prowadził firmę przewozową i zgodził się wypoŜyczyć mi ludzi 1 cięŜarówki do przetransportowania zebranych przeze mnie rzeczy. Wszystko, co mi pozostało do zrobienia, to wydostanie części kosmetyków z garaŜu i przeniesienie ich do przygotowanego wcześniej magazynu. Problem polegał na tym, Ŝe to juŜ nie 96 97 był mój garaŜ, poniewaŜ do tego czasu zdąŜyłam się rozwieść z męŜem. Pewnego pochmurnego dnia moi synowie Noah i Zach - obaj mający juŜ prawie po dwadzieścia lat - zebrali znajomych i wynajęli wielką cięŜarówkę. Moje przyjaciółki i ja pojechałyśmy za nimi samochodami, a z kaŜdego bagaŜnika wystawały taczki. Gdy cięŜarówka podjeŜdŜała pod garaŜ, mój były mąŜ wyszedł przed dom i powiedział, Ŝe ma nakaz sądowy zabraniający mi zabierania czegokolwiek z terenu posesji. Gdy go zignorowałam, zadzwonił na policję i w kilka minut później podjechały wozy patrolowe. Mimo deszczu, który padał juŜ od jakiegoś czasu, sąsiedzi zbiegli się, by z bliska obejrzeć zamieszanie. Podeszło do mnie dwóch policjantów, ale byłam jakby szalona. Nie zamierzałam pozwolić, by ktokolwiek lub cokolwiek mnie powstrzymało. - Te rzeczy naleŜą do mnie i zabieram je - wrzasnęłam. -Macie trzy moŜliwości: moŜecie mnie zastrzelić, aresztować albo dać mi święty spokój. Bez słowa odsunęli się i patrzyli, jak moi synowie i nasi przyjaciele ładują kosmetyki do cięŜarówki. I to by było tyle - ostatni powaŜny problem do rozwiązania przed wyjazdem na początku 2003 roku do Afganistanu; miałam dotrzeć na miejsce w tym samym czasie co kontener. Byłabym zapomniała - w tym czasie zaczęła się jeszcze wojna w Iraku. Sądzę, Ŝe dla wielu ludzi to byłby najpowaŜniejszy problem. Zgodnie z planem kontener powinien dotrzeć do Kabulu pod koniec stycznia. Miałam zamiar być juŜ wówczas na miejscu i pomagać przy jego rozładunku. Uprzedziłam więc wszystkie klientki, Ŝeby umówiły się na wizyty najpóźniej na dwa dni przed moim planowanym wyjazdem, poniewaŜ w przeciwnym razie będą musiały czekać trzy tygodnie, zanim wrócę. Przychodziły tłumnie, niektóre przynosiły nawet skromne datki na pokrycie wydatków związanych z podróŜą, albo wypieki, ze sprzedaŜy których mogłam mieć dodatkowe pieniądze. Odbyło się teŜ wiele hucznych poŜegnań w gronie znajomych. Spędziłam równieŜ

Page 45: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

sporo przepłakanych chwil z synami i mamą. I nagle pierwszy zawód; okazało się, Ŝe kontener jeszcze nie opuścił portu. Data wypłynięcia została przełoŜona ze względu na zamieszanie na Środkowym Wschodzie, w tym, jak się później dowiedziałam, manewry amerykańskich i brytyjskich sił przygotowujących się do marcowej inwazji na Irak. Zamiast zatem lecieć do Kabulu, poleciałam na tydzień do Nowego Jorku, by odbyć specjalne szkolenie zawodowe w zakresie makijaŜu, zorganizowane przez firmę Mac Cosmetics, która przekazała na rzecz szkoły kosmetyki kolorowe o wartości około trzydziestu tysięcy dolarów. W połowie lutego dowiedziałam się, Ŝe kontener opuścił wreszcie Stany Zjednoczone i odzyskałam dawny zapał. Jednak w marcu, na tydzień przed moim zaplanowanym wylotem, otrzymałam wiadomość o utknięciu kontenera na Kanale Sue-skim. Po raz kolejny zatrzymały go przygotowania do wojny. W tym momencie marzyłam juŜ o opuszczeniu Holland. Zbyt wiele razy Ŝegnałam się z rodziną i przyjaciółmi, nie miałam teŜ zaplanowanych Ŝadnych klientek aŜ do końca kwietnia. Dowiedziałam się, Ŝe organizacje humanitarne w Jordanii spodziewają się napływu uchodźców z Iraku, więc zgłosiłam się do jednej z nich i pod koniec marca wyjechałam do Jordanii. W kil- 98 99 ka dni po przyjeździe powiadomiono mnie, Ŝe nasz kontener nie tkwi juŜ na Kanale Sueskim, ale został dostarczony do Kabulu. Natychmiast wyruszyłam, by dołączyć do pozostałych kobiet, które podzielały moje marzenia. Mój kierowca przeciągle jęknął. Główna droga odchodząca od kabułskiego lotniska była tak zakorkowana, Ŝe posuwaliśmy się w tempie kilkunastu centymetrów na dziesięć minut. W końcu zjechał z drogi i przemknął tuŜ przed frontami sklepów sprzedających części samochodowe. Mijał je w tak niewielkiej odległości, Ŝe gdybym wystawiła rękę przez okno, mogłabym zgarnąć z któregoś z nich pasek klinowy. Następnie wjechał w zatłoczoną boczną uliczkę, nawet na moment nie zwalniając. Samochód, niczym narciarz, mknął zygzakiem, jakby przechodnie byli słupkami wyznaczającymi trasę na stoku. Obiwszy się kolejny raz o drzwi, zaczęłam macać dokoła w poszukiwaniu pasa bezpieczeństwa. Bezskutecznie, był ucięty. Gdy dotarłam do Kabulu w marcu 2003 roku, nie mogłam uwierzyć, jak wiele się zmieniło przez prawie rok mojej nieobecności. Mimo Ŝe niektóre części miasta nadal wyglądały jak staroŜytne ruiny, wszędzie wyrastały nowe, wymyślne budynki z łukowatymi portykami, oknami z lustrzanego szkła, pokryte kolorowymi stiukami z domieszką jakiejś mieniącej się substancji. Ulice, rojące się niegdyś od łudzi, rowerów, wozów wypełnionych najróŜniejszymi produktami, osłów i bawołów wodnych, były teraz dodatkowo zakorkowane samochodami, SUV-ami i czołgami. Powstały ronda i skrzyŜowania, prawdopodobnie po to, by zwolnić tempo ruchu ulicznego. Zabrakło chyba jednak porozumienia, czy ruch powinien odbywać się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, czy moŜe przeciwnie, więc kierowcy jeździli tak i tak. W rezultacie wokół kaŜdego ronda zawsze moŜna było natknąć się na korek przegrzewających się aut. Drogi były niewiele lepsze niŜ rok temu, nadal głównie bite, pełne kolein i stert gruzu, które trzeba było omijać, niemniej jednak samochody i SUV-y pędziły po nich, jakby je sam diabeł gonił. Przepisy drogowe zdawały się w ogóle nie istnieć. Dwa pasy z minuty na minutę mogły stać się trzema, gdyŜ auta, łamiące wszelkie zasady, wciskały się w kaŜdą pojawiającą się w zasięgu wzroku lukę. Gdy przyjechałam do

Page 46: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

naleŜącego do Mary MacMakin domu PARSA na ulicy Hydraulików, czułam się, jakby całe moje ciało zostało rozbite na części, a następnie boleśnie złoŜone z powrotem. Salon w domu PARSA urządzony został w typowo afgań-skim stylu, co oznacza podłogę wyłoŜoną ładnym dywanem, prawie zawsze w kolorze czerwonym, i długie, płaskie poduszki, zwane toushak, porozkładane wzdłuŜ ścian. Na piętrze było lalka sypialni, przeznaczonych dla wiecznie napływających gości. Oddzielały je ściany ze sklejki. Rzuciłam walizkę na toushak w mojej sypialni i zamierzałam zejść z powrotem na dół. I wtedy zauwaŜyłam otwarte drzwi prowadzące na najwyŜsze piętro. Dach domu był płaski, cały zawieszony powiewającym na sznurach praniem. Z boku stały gliniane doniczki z ziołami. Odsunęłam jedno z suszących się płócien i odkryłam, Ŝe mogę spojrzeć z góry na ulicę Hydraulików. Spodziewałam się, Ŝe będzie Pełna zmierzających w najróŜniejszych kierunkach męŜczyzn niosących przepychaczki do toalet, ale wyglądała zupełnie jak inne 100 101 ulice - zatłoczona i tętniąca Ŝyciem, z budynkami które wyglądały tak, jakby były właśnie wyburzane lub odbudowywane. Trudno było mi ocenić, któremu z tych procesów je poddawano. Mogłam teŜ zajrzeć na dziedzińce domów sąsiadujących z domem Mary. Na jednym podwórku jakaś kobieta z dziećmi sadziła małe roślinki na równych grządkach urządzonych tuŜ przed drzwiami domu; niezwykły kontrast z wszechobecnym hałasem ruchu ulicznego, odbudowy i zrównywania ruin z ziemią. Zeszłam na dół i mogłam wreszcie poznać Mary. Była wysoką, dobiegającą siedemdziesiątki kobietą o ciemnych, patrzących zdecydowanie oczach i krótko ostrzyŜonych, stalowoszarych włosach. Rozmawiała w języku dań, a właściwie, afgańskim dialekcie dań, szybciej niŜ ja byłabym w stanie mówić po angielsku. Zdawało się, Ŝe moŜe załatwiać równocześnie z pięćdziesiąt róŜnych spraw. Była przemiła, wdzięczna i pełna godności, a jednocześnie oburzona czymś, co właśnie działo się gdzieś na terenie kraju. Nadal, ilekroć ją spotykam, tak właśnie wygląda. Powiedziała mi, Ŝe nie widziała jeszcze salonu kosmetycznego i szkoły mieszczącej się w budynku Ministerstwa ds. Kobiet, ale powiedziano jej, Ŝe wszystko jest juŜ tam prawie gotowe. Chwilę później wyprowadziła z domu rower, wsiadła i z odkrytą głową wmieszała się w ruch uliczny. JuŜ wcześniej wiedziałam, Ŝe jest odwaŜna, Ŝe była więziona przez talibów, którym nie udało się złamać jej ducha, niemniej jednak jazda na rowerze w takim ruchu wymagała zupełnie innego rodzaju odwagi. Następnego ranka przed budynkiem Ministerstwa ds. Kobiet doszło do radosnego, ponownego spodlania z Roshanną i Dau-dem. Przyjechałam tam z kilkoma osobami, równieŜ zaangaŜowa- m/mi w projekt otwarcia szkoły dla kosmetyczek, a byli wśród nich: Patricia 0'Connor, konsultantka z Nowego Jorku, i Noor, młody Afgańczyk australijskiego pochodzenia, zatrudniony przez Piękno Bez Granic; miał pozostać w Afganistanie i zarządzać programem pomiędzy kolejnymi pobytami instruktorów. Na spotkanie wyszło dwóch męŜczyzn uzbrojonych w karabiny maszynowe, byli jednak przyjaźnie nastawieni i od razu wpuścili nas na teren ministerstwa. Widok karabinów juŜ mnie tak nie przeraŜał. W drodze do ministerstwa mijaliśmy kolejne zamknięte osiedla, przed którymi stały grupki umundurowanych i uzbrojonych męŜczyzn. Niektórzy wyglądali powaŜnie i posyłali gniewne spojrzenia kaŜdemu przejeŜdŜającemu autu, inni prowadzili oŜywione, przyjacielskie

Page 47: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

rozmowy, wymachując przy tym rękoma, podczas gdy karabiny zwisały na wysokości ich pasów. Jeszcze inni wyglądali tak, jakby mieli zaraz zasnąć na stojąco, a jeden rzeczywiście spał, siedząc na zielonym, plastikowym krzesełku z pistoletem niebezpiecznie balansującym na jego kolanach. W Kabulu czuło się optymizm, ulice wyglądały bezpiecznie. Wszystkie te pistolety sprawiały raczej wraŜenie męskich zabawek niŜ broni. Budynek, w którym miały mieścić się szkoła i szkoleniowy salon piękności, był tak piękny, Ŝe na jego widok łzy zakręciły mi się w oczach. Niski, zbudowany z jakiejś odmiany marmuru w kolorze karmelowym stał na uboczu osiedla, w miejscu, w którym ktoś wcześniej najwyraźniej zaplanował ogród. Był tam duŜy, okrągły klomb otoczony kamieniami, a obok jeszcze trzy prostokątne. TuŜ obok budynku rosły teŜ trzy sosenki, co sprawiało, Ŝe otoczenie zdawało się pełne bujnej roślinności - w Kabulu nie ostało się zbyt wiele drzew, poniewaŜ talibowie wycięli 102 103 wszystkie, za którymi moŜna by się schować, Ŝeby strzelać zza tej naturalnej osłony. Okna wyglądały na nowo zamontowane, a eleganckie łuki ich ram zrobiono ze złotobrązowego drewna. Drzwi wejściowe równieŜ wykonano z tego drewna. Gdy weszliśmy do środka, okazało się jednak, Ŝe budynkowi, który miał być „prawie gotowy", było naprawdę daleko do tego, a przecieŜ następnego ranka mieliśmy rozpocząć przenoszenie tu zapasów z kontenera! Bielone ściany, jak we wszystkich znanych mi afgańskich domach, były brudne i w wielu miejscach poplamione. Zainstalowano wprawdzie Ŝyrandole, ale brakowało włączników. Z niezliczonych dziur w ścianach sterczały długie kable i przewody. Podłogi stanowił goły beton, a Ŝadne z szaf, szafek i stołów, o które prosiliśmy, nie zostały zbite i zamontowane. Nie widać było, aby ktokolwiek tu pracował, a zamiast narzędzi znaleźliśmy stare rowery i taczkę. Noor wyruszył na poszukiwania robotników odpowiedzialnych za prowadzenie prac wykończeniowych, a reszta z nas starała się wykombinować, gdzie moglibyśmy przewieźć zapasy kosmetyków. Większość mogła kilka miesięcy pozostać w kontenerze, do czasu przyjazdu następnej ekipy fryzjerów, jednak niektóre kosmetyki, szczególnie farby do włosów, wkrótce nie nadawałyby się do niczego. W kontenerze była zbyt wysoka temperatura. Baliśmy się teŜ, Ŝe kosmetyki kolorowe się rozpuszczą. Okazało się, Ŝe na trzecim piętrze domu PARSA jest sporo wolnego miejsca. Wprawdzie przetransportowanie farb do włosów i kosmetyków kolorowych do Mary oznaczało, iŜ w rezultacie trzeba będzie przenosić je dwa razy, musieliśmy się na to zdecydować. Wiązało się to równieŜ z obarczeniem kogoś zadaniem opróŜnienia kontenera i posortowania produktów na te do przetransportowania i te, które trzeba będzie z powrotem ułoŜyć w kontenerze. Od razu zgłosiłam się, doszłam bowiem do wniosku, Ŝe najlepiej znam te produkty. Wiedziałam jednak, Ŝe będę potrzebowała pomocy. Roshanna od razu znalazła rozwiązanie. - Musisz zatrudnić męŜczyzn z meczetu. Byłam zdezorientowana. - Dlaczego niby mułłowie mieliby chcieć mi pomóc? Wydawało mi się, Ŝe Ŝaden z nich raczej nie popiera idei salonów piękności?

Page 48: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Nie mułłowie - powiedziała Roshanna; śmiejąc się, zasłaniała ręką usta. - Wielu męŜczyzn czeka przed meczetem na pracę. Sama zobaczysz. Noor i Patricia musieli gdzieś iść, więc ruszyłyśmy z Roshanna pieszo w stronę meczetu. Noor miał do nas później dołączyć. Chyba po raz pierwszy odbywałam tak długi spacer po Kabulu i niezmiernie mi się to podobało, chociaŜ szło się cięŜko. Mimo Ŝe miałam na nogach sandały na płaskim obcasie, chodniki były jak górskie ścieŜki, więc często potykałam się i traciłam równowagę. Tymczasem Roshanna, chodząca w pantofelkach na wysokim obcasie szła z niezwykłym wdziękiem. Było mi teŜ trudno powstrzymać się przed przystawaniem, oglądaniem wystaw sklepowych i zaglądaniem do wnętrz pomieszczeń przez otwarte drzwi. Roshanna cierpliwie czekała do chwili, aŜ zdałam sobie sprawę, Ŝe gapię się na coś za długo, i przyspieszałam kroku, by do niej dołączyć. Ale tyle było rzeczy, które chciałam obejrzeć! Mogłam teŜ, jak nigdy dotąd, przyjrzeć się ludziom na ulicach i uświadomiłam sobie, jak róŜnie wyglądają Afgańczycy. Wydaje mi się, Ŝe Ameryka- 104 DEBORAH RODRIGUEZ $*#**$ nie zwykli postrzegać mieszkańców Afganistanu jako ciemnookich, ciemnowłosych i noszących turbany. Wielu sądzi, Ŝe Afgańczycy to Arabowie, poniewaŜ obie te nacje to głównie muzułmanie. W rzeczywistości wcale tak nie jest. Afganistan był jednym z pierwszych tygli, w którym mieszały się rasy. PołoŜenie geograficzne sprawiło, Ŝe leŜał na głównej trasie Jedwabnego Szlaku prowadzącego z Azji w kierunku reszty świata i mimo Ŝe dziś uwaŜany jest za jeden z najbardziej odizolowanych i odległych krajów, w przeszłości wielokrotnie przezeń przechodziły szlaki staroŜytnych ludów. Niektórzy przybywali handlować, inni podbijać, ale wszyscy odcisnęli tu swoje piętno. Większość Afgańczyków ma tureckie lub perskie korzenie, ale jest teŜ mnóstwo domieszek róŜnych innych ras. Gdy tak szłyśmy ulicą, widziałam tyle twarzy o czysto azjatyckich rysach, Ŝe aŜ pociągnęłam Roshannę za rękę i zapytałam, czy w Kabulu są teŜ imigranci z Chin. Pokręciła przecząco głową. - Ci ludzie naleŜą do plemienia Hazar. Przybyli po inwazji DŜyngis-chana. -A to było... - Osiemset lat temu. Wskazałam głową męŜczyznę o azjatyckich rysach, który układał przed sklepem stos dywanów. - Czy on teŜ jest Hazarem? - Nie, jest Uzbekiem. Ale ma teŜ mongolskie korzenie, widać to po noszonej przez niego wyszywanej czapeczce. Zresztą to właśnie głównie Uzbecy tkają i sprzedają dywany, które tu widzisz. Wszyscy są braćmi. W miarę jak szłyśmy dalej, starałam się wyławiać z tłumu idących i jadących z naprzeciwka męŜczyzn, tych, którzy odróŜ- 105 niali się rysami lub strojem. Większość z nich nosiła brązowe lub szare shalwar kameezy i marynarki w typowo zachodnim stylu. W pewnym momencie minęłyśmy jednak męŜczyznę w długiej, brązowej szacie, jego skóra była jasna a zarost przystrzyŜony w krótką bródkę. Na głowie miał filcowy kapelusz z wałkiem materiału i falbanką tuŜ nad rondem. - Z jakiego plemienia pochodzi? Zerknęła. - To oczywiście TadŜyk. Wszyscy oni noszą takie kapelusze. Massoud był TadŜykiem, dlatego na wszystkich zdjęciach ma na głowie taki kapelusz.

Page 49: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Massoud... - Nasz wielki bohater. Przywódca podczas walk o wypędzenie z kraju Rosjan. Na kilka dni przed 11 września padł ofiarą dwóch arabskich zamachowców i w lalka dni później zmarł. Minęłyśmy kolejnych dwóch męŜczyzn, którzy gapili się na mnie, podczas gdy ja starałam się nie gapić na nich. Byłam wyŜsza od wszystkich znanych mi Afganek, a takŜe od większości tutejszych męŜczyzn, zdąŜyłam się więc juŜ przyzwyczaić, Ŝe ludzie się na mnie gapią. Dodatkowo nadal miałam bardzo krótkie, ufarbowane na blond włosy, które w Ŝadnym razie nie chciały pozostać ukryte pod zasłaniającą głowę chustą. Właściwie zawsze jakiś kosmyk musiał gdzieś wystawać. Ludzie wpatrywali S1? we mnie równieŜ dlatego, Ŝe nie zachowywałam się jak typowa mieszkanka Afganistanu. Większość z nich patrzyła albo w chodnik, albo w przestrzeń przed sobą - gdziekolwiek, byle nie ^usiały nawiązać kontaktu wzrokowego z męŜczyzną. Tak więc czystko odróŜniało mnie od tych kobiet. Czułam, Ŝe równie 106 dobrze mogłabym mieć na głowie ozdobiony wzorem amerykańskiej flagi cylinder Wuja Sama. - Roshanna! - Pociągnęłam ją za rękę i wskazałam głową męŜczyzn, którzy nas właśnie minęli. - Mają bardzo jasną karnację i niebieskie oczy. Czy to Amerykanie albo Europejczycy w afgańskich strojach? - Nie, Debbie! - Była wyraźnie rozbawiona. - To Nuristańczy-cy, z gór na północy. Twierdzą, Ŝe są potomkami Aleksandra Wielkiego. Niektórzy z nich mają włosy w takim samym kolorze jak ty. - Wsunęła zbłąkany kosmyk włosów z powrotem pod moją chustę. - Blond, jak tym razem, albo rude, jak miałaś poprzednio. - A z jakiego plemienia ty pochodzisz? A Daud? - Było to dla mnie strasznie dziwne, bo do tej pory myślałam o nich po prostu jako o Afgańczykach. - Oboje jesteśmy Pasztunami - powiedziała. - Stanowimy największą grupę w Afganistanie i często jesteśmy przywódcami. W poprzednim stuleciu przepędziliśmy Brytyjczyków. Król panujący przed inwazją Rosjan pochodził z plemienia Pasztunów, podobnie jak prezydent Karzai. I podobnie jak talibowie. - Tu skrzywiła się. Gdy wreszcie dotarłyśmy przed meczet, Noor czekał juŜ na nas w vanie. Obok, gdzie stal stragan oferujący kebaby zawijane w chleb nan, zatrzymywało się więc wielu ludzi. Meczet był starym budynkiem zwieńczonym niebieską kopułą. Tak na większości budowli w Kabulu widać na nim było ślady po kulach i wyrwy w miejscach, w których odłamki bomb wyrwały większe kawałki muru. Przed meczetem znajdowało się duŜe skrzyŜowanie, wokół którego przykucnęli męŜczyźni. Tuziny, a moŜe setid męŜczyzn. Niektórzy 107 rozmawiali, inni przesuwali w palcach koraliki modlitewne, jeszcze inni z nadzieją przyglądali się przejeŜdŜającym samochodom. Większość z nich ubrana była w prostą, surową odzieŜ i wielkie turbany; wyglądali, jakby zeszli prosto z gór. Z niektórych turbanów zwisały pojedyncze pasma materiału, powiewające w podmuchach wywoływanych przez przejeŜdŜające samochody. - Wielu jest ze wsi - wyjaśniła Roshanna. - Wioski zostały zbombardowane, więc nie ma w nich pracy. Mogą to być równieŜ rolnicy, których dotknął nieurodzaj wywołany suszą, więc przyszli tu, Ŝeby coś zarobić. Noor wysiadł z vana i podeszliśmy do najbliŜszej grupki. Kiedy Noor powiedział, Ŝe potrzebujemy dziesięciu do noszenia paczek, polowa z nich zerwała się na równe nogi i

Page 50: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

ruszyli za nami przez ulicę. Roshanna i ja wdrapałyśmy się do samochodu, a wtedy podąŜający za nami męŜczyźni rzucili się do drzwi. Kilku utknęło w nich tak, Ŝe widać było tylko młócące powietrze ręce, wykrzywione wysiłkiem twarze i spadające turbany. Wreszcie jeden zdołał przytrzymać się fotela i wciągnął się do środka. Kolejnych pięciu wpadło za nim do wnętrza, a w chwilę później w drzwiach utworzył się następny przepychający się i wiercący zator. Noor stał na zewnątrz, krzycząc i odciągając męŜczyzn. W końcu kilku kolejnych dostało się do vana, Noor zatrzasnął drzwi i pojechaliśmy odnaleźć kontener. MęŜczyźni zbili się w przeciwnym końcu auta, jak najdalej od nas, kobiet. Rozmawiali ze sobą szeptem i grzecznie kiwali na mnie głowami. Kontener ulokowano na zapleczu kompleksu szpitalnego, razem z kilkoma innymi zawierającymi zaopatrzenie medyczne. Noor miał jakieś sprawy do załatwienia, zostawił więc mnie i Ro- 108 shannę sam na sam z męŜczyznami. Wkrótce ze szpitala wyszedł pracownik niosący jakieś urządzenie działające na baterie i zajął się otwieraniem wielkich, zamykających kontener zasuw. Wreszcie wrota kontenera stanęły otworem, ukazując ogromną płachtę sklejki. MęŜczyźni odsunęli j ą i ujrzeliśmy kartony z kosmetykami. Prawie czterysta metrów kwadratowych kosmetyków. Podeszłam, by sięgnąć po jedno ze stojących na samej górze pudełek, a męŜczyźni rzucili się w moją stronę z wyciągniętymi ramionami, wyraźnie zszokowani. Roshanna roześmiała się. - Nie są przyzwyczajeni do widoku kobiety wykonującej taką pracę - powiedziała. - Wszyscy będziemy ją musieli wykonywać. Nagle pudełko wyślizgnęło mi się z rąk i spadło; z kilku butelek wylał się szampon. MęŜczyźni zaczęli zbierać butelki, a następnie zapytali o coś Roshannę. Rozmawiali przez chwilę, a potem Roshanna znów się roześmiała. - Chcą wiedzieć, dlaczego po prostu nie umyłaś głowy w Ameryce! Wkrótce Roshanna musiała iść i zostałam sama z męŜczyznami. PoniewaŜ pudełka nie były oznakowane, musiałam zajrzeć do kaŜdego, by przeprowadzić wstępne sortowanie. Chodziło o to, byśmy później mieli jak najmniej do wnoszenia z powrotem. Stopniowo przekopywałam się w stronę tylniej ściany. Gdy znajdowałam pudło z farbami do włosów lub kosmetykami do makijaŜu, rzucałam je stojącemu za mną męŜczyźnie, a on kolejnemu. Ten łańcuszek ciągnął się aŜ na plac przed kontenerem, gdzie kolejny męŜczyzna ustawiał otrzymane pudełka. Gdy po raz pierwszy rzuciłam pudełko, trafiło ono stojącego za mną 109 Szkoła piękności w Kabulu męŜczyznę w klatkę piersiową i o mało go nie przewróciło. Sądzę, Ŝe nie przypuszczał, iŜ kobieta będzie zdolna rzucić pakunek tak daleko. Wkrótce męŜczyźni przyzwyczaili się do pracy ramię w ramię ze mną. Zrzucali mi pudełka z samej góry, tuŜ spod dachu, a ja robiłam, co w mojej mocy, by się nie przewrócić. Wreszcie skończyliśmy sortowanie i przepakowywanie kontenera, gromadząc w okolicy wyjścia te opakowania, które miały być przetransportowane do Mary. Pod koniec dnia podarowałam kaŜdemu z męŜczyzn kilka próbek szamponów i odŜywek. Musieli chyba porównać produkty, bo gdy wrócili następnego dnia, okazało się, Ŝe kaŜdy z nich ma swój ulubiony zapach; domagali się kolejnych próbek. Następnie przyjaciele z organizacji pozarządowej wypoŜyczyli mi swoje samochody i kierowców. Pokonanie trasy od kontenera do domu Mary zajmowało około czterdziestu pięciu minut, a przejazd trzeba było powtórzyć piętnastokrotnie, mimo to udało nam się przetransportować wszystkie pudełka z farbami do włosów i kosmetykami kolorowymi na

Page 51: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

trzecie piętro domu Mary w jeden dzień. Dobrze się stało, poniewaŜ tego wieczora zaczęło padać. Gdy spadły pierwsze krople, wszyscy w Kabulu byli podnieceni. Susza trwała siedem lat i spiekła gliniaste ulice miasta na twardą skorupę, którą z kolei tysiące samochodów, bawołów wodnych i ludzi starły na drobny pył. Wcześnie rankiem niebo było jeszcze czyste, jednak juŜ po kilku godzinach kurz i spaliny wzbijały się w niebo niczym Ŝółta mgła, skrywając słońce, góry 1 najwyŜsze nawet budynki. Cieszyłam się więc z deszczu nie mniej niŜ inni, bo z powodu pyłu nabawiłam się najgorszego w swoim Ŝyciu suchego kaszlu. Męczył mnie całymi nocami, bu- 110 dząc przy tym ludzi śpiących po drugiej stronie drewnianej ścianki. Zdaje się jednak, Ŝe deszcz jeszcze wszystko pogorszył. Ulice zmieniły się w strugi biota, a biegnące wzdłuŜ nich kanały ściekowe spłynęły fekaliami. Nie moŜna było nie ubrudzić się. Ale kiedy nastawał dzień bez opadów, ulice natychmiast wysychały, a kurz stawał się jeszcze gorszy niŜ wcześniej. Z kaŜdym dniem mój kaszel okazywał się coraz powaŜniejszym problemem. Martwiłam się równieŜ tym, Ŝe z powodu deszczu opóźni się najwaŜniejszy termin w naszym kalendarzu: spotkanie z potencjalnymi uczennicami szkoły. Zdecydowaliśmy się jako pierwsze przyjmować kobiety wykonujące juŜ zawód fryzjerki. Chcieliśmy pomóc im podnieść kwalifikacje, a co za tym idzie, osiągnąć sukces. PoniewaŜ w mieście nie działała poczta, Noor spędził kilka dni poprzedzających mój przyjazd na poszukiwaniu salonów piękności. Pukał do drzwi kaŜdego z nich i dostarczał w ten sposób zaproszenia na mające się odbyć u Mary spotkanie. PoniewaŜ na komunikację miejską nie moŜna było liczyć nawet wtedy, kiedy było sucho, nie byliśmy pewni, ilu kobietom uda się do nas dotrzeć w błocie i deszczu. Nie wiedzieliśmy równieŜ, ile z nich wymknie się męŜom i ojcom z racji tak niezwykłej i podejrzanej okazji, jak spotkanie fryzjerek. Stałam na dachu domy Mary i spoglądałam na znajdującą się poniŜej ulicę. Na tle błota dostrzegłam plamę błękitu, ruchliwą i zmieniającą kształt w pełnym podniecenia oczeldwaniu. To fryzjerki przybyły na spotkanie! Większość miała na sobie niebieskie burki, ale było teŜ kilka w jasnoŜółtych, a niektóre kobie- ®®®®®® Szkoła piękności w Kabulu \ \ \ ty nosiły zwykłe ubrania i tylko zakrywały chustami głowy. Potem zauwaŜyłam kolejne burki zmierzające ulicą w stronę naszego domu. Niezmiernie uradowana zbiegłam po schodach. Stałyśmy z Mary w drzwiach i kolejno witałyśmy prawie trzydzieści przybyłych kobiet. Usiadły na toushakach w salonie i podwinęły burki tak, Ŝe materiał okalał ich twarze jak cięŜkie zasłony. Niektóre z nich miały ze sobą dzieci i kołysały je cały czas w ramionach. Obeszłam pokój, częstując przybyłe ciasteczkami. Jedna z kobiet była wprost oszałamiająco piękna. Miała ogromne, zielone oczy, brązowe włosy i najsłodszy uśmiech, jaki w Ŝyciu widziałam. Poczęstowała się małym ciasteczkiem i połoŜyła mi rękę na ramieniu. - Dziękuję - powiedziała głosem o oktawę niŜszym, niŜ się spodziewałam. - Dziękuję. - Jak masz na imię? - Próbowałam przypomnieć sobie słowa w dań. - Nam e chi ast? - Baseera - powiedziała powoli, Ŝebym załapała, jak wymawia się poszczególne sylaby i jak brzmi „r" na końcu. - Baseera - powtórzyła. A potem roześmiała się, gdy próbowałam naśladować melodię jej głosu. - Dobrze - powiedziała. Miała twarz stworzoną do uśmiechu. Gotowa byłam natychmiast przyjąć ją do naszej pierwszej ldasy, tu i teraz. Rozdałyśmy kobietom numerki i zrobiłyśmy im z nimi zdjęcia, aby później wiedzieć, o kim rozmawiamy. Wyjaśniłyśmy, Ŝe czekają je jeszcze szczegółowe wywiady, w których uczestniczyć miał teŜ Noor, i Ŝe nie wszystlde zostaną przyjęte do pierwszej

Page 52: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

112 dwudziestoosobowej klasy. PoniewaŜ twarze kobiet były odkryte, Noor nie mógł wejść do pokoju. Powitałam je, a Mary tłumaczyła moje słowa. Wyjaśniłam, kim jestem i jakie mamy plany odnośnie szkoły, następnie powiedziałam, Ŝe muszę zadać im parę pytań, byśmy wiedzieli, jak najlepiej przygotować szkołę. Najpierw jednak poprosiłam, Ŝeby powiedziały mi kilka słów o sobie. Wówczas pękły wszelkie tamy. Wszystkie kobiety równocześnie zaczęły opowiadać swoje historie. Wreszcie Mary udało się je uspokoić i nakłonić, by opowiadały kolejno, podczas gdy ona szybko tłumaczyła. Pierwsza z kobiet wyglądała na moją rówieśnicę, a tymczasem okazała się duŜo młodsza; zaczynałam zauwaŜać, Ŝe to niemal reguła. Powiedziała, Ŝe pracowała jako fryzjerka, zanim nastali talibowie, a w zeszłym roku wróciła do wykonywania zawodu. W burce chodzi juŜ od piętnastu lat. Gdy zdjęła ją po raz pierwszy, światło słoneczne okazało się tak oślepiające, Ŝe dopiero po trzech dniach mogła poruszać się swobodnie bez potrzeby przysłaniania oczu. Kolejna kobieta nie opuszczała domu przez ostatnich osiem lat. Powiedziała, Ŝe cierpi na depresję i strasznie się nudzi, a na spotkanie przyszła, nie mówiąc nic męŜowi. Uznała, Ŝe gdy mąŜ dowie się, ile mogłaby zarobić, pozwoli jej iść do szkoły fryzjer-sko-kosmetycznej. Dotąd strzygła swoje córki, a później równieŜ ich nauczycielki, które zawsze podziwiały jej pracę. Wreszcie wskazałam Baseerę, która cały czas obserwowała mnie uwaŜnie. - Czy mogłabyś opowiedzieć nam swoją historię? Pokiwała głową, a Mary zaczęła tłumaczyć. 113 Szkoła piękności w Kabulu - Jest fryzjerką od ośmiu lat. Nawet za czasów reŜimu tali-bów zarabiała, pracując w zawodzie. Tak naprawdę Baseera była przez te lata jedynym Ŝywicielem rodziny, poniewaŜ po dojściu talibów do władzy mąŜ stracił rządową posadę. Jej klientkami były Ŝony talibów, które mimo zakazu przychodziły do niej do domu, by zrobić sobie fryzurę i makijaŜ odpowiednie dla gościa weselnego. Odprowadzający je męŜowie udawali, Ŝe wierzą, iŜ to tylko wizyty towarzyskie. Potem kobiety opuszczały dom Baseery, skrywając fryzury i makijaŜe pod burkami, a wymanicurowane dłonie w rękawiczkach. Ale pewnego dnia ostrzeŜono ją, Ŝe talibowie będą przeszuldwać dom. Potłukła więc lustra, a kawałki i całe wyposaŜenie zakopała w ogródku, bo wyrzucenie na śmietnik mogło być zbyt niebezpieczne. Talibowie wywrócili jej dom do góry nogami, pobili jej męŜa, a ją na dwa dni zamknęli w więzieniu. Kiedy opowiadała to wszystko, łzy spływały jej po policzkach. Musiałam objąć ją i przytulić. Miała dwadzieścia dziewięć lat, ale przypominała dziecko, które równie łatwo płacze, jak i śmieje się. Potem Mary zachęciła do mówienia kolejną kobietę, i kolejną. Policzyłam, Ŝe kaŜda z nich pracowała jako fryzjerka od około dziesięciu lat. Teraz chciałam się dowiedzieć, co właściwie umiały i jak pracowały, aby odpowiednio ułoŜyć program szkoły. Zaczęłam więc wskazywać kolejne kobiety i zadawać im pytania: Jak długo trzymasz na włosach płyn do trwałej? Czy obsługujesz kobiety, które mają wszy? Jak postępujesz z włosami farbowanymi henną? Czy jeśli upuściłaś grzebień, nadal go uŜywasz? Nagle atmosfera uległa zmianie. Mimo iŜ wcześniej kobiety chętnie opowiadały o sobie, teraz sprawiały wraŜenie zdenerwowanych.

Page 53: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

114 Bały się, Ŝe wyjdą na ignorantki. Gdybym lepiej znała afgańską kulturę, nigdy nie postawiłabym ich w takiej sytuacji. Przepytywałabym je na osobności. Wtedy jednak nie zdawałam sobie sprawy, Ŝe igram z ich dumą zawodową, Ŝe niektóre poczuły się dotknięte. Najczęściej wprawdzie okazywało się, Ŝe akurat najmniej wiedziały, choć zachowywały się tak, jakby były doświadczone. Niemniej jednak Ŝałuję, Ŝe nie załatwiłam sprawy inaczej. Mimo to pod koniec spotkania wszyscy zdawali się być podnieceni szkołą. Ja byłam pewnie najbardziej podekscytowana, wiedząc, jak wiele będą się mogły nauczyć i jak odmieni to ich pracę. Myślałam o tych wszystkich pudłach wspaniałych produktów, które właśnie przetransportowaliśmy, i wyobraŜałam sobie te kobiety, wypróbowujące je po raz pierwszy - wdychające egzotyczne zapachy i rozcierające jedwabiste odŜywki między palcami. Kobiety zbierały się do wyjścia, zaciągając z powrotem burki lub zakładając na głowy chusty. Wiele całowało mnie na poŜegnanie. Gdy Ŝegnałam się z Baseerą, przyszła Roshanna i przez chwilę jeszcze ze sobą rozmawiały. - Chciałbym wiedzieć o niej coś więcej - poprosiłam Roshan- nę. - Czy moŜesz poprosić, by została chwilę? Usiadłyśmy we trzy na toushakach i Roshanna zaczęła zadawać pytania. - Pochodzi z Mazar-e-Sharif, na północy Afganistanu. Potem słuchała i tłumaczyła, podczas gdy ja trzymałam Ba- seerę za rękę, gdyŜ kobieta znów zaczęła płakać. Pod koniec lat siedemdziesiątych wojna z Rosją toczyła się w okolicach Mazar. Bomby spadły tuŜ koło szkoły. Ojciec Basee-ry był człowiekiem postępowym i chciał, aby dwie starsze córki, 115 Szkoła piękności w Kabulu siostry Baseery, chodziły do szkoły - ona miała wówczas zaledwie trzy lata - przeniósł więc rodzinę do Kabulu, gdzie mieszkał brat jego Ŝony. Znalazł ładny dom, dokonał garroul, to znaczy dał właścicielowi sporą sumę pieniędzy, po upływie pięciu lat rodzina mogła albo odzyskać część wpłaconej kwoty, albo zatrzymać dom na własność. Gdy juŜ się urządzili, ojciec pojechał do Mazar, by zakończyć interesy, nigdy jednak nie wrócił. Matka Baseery przez kilka miesięcy z niepokojem oczekiwała wieści od niego, aŜ wreszcie musiała uznać, Ŝe zabili go Rosjanie lub mudŜahedini, choć ciała nigdy nie odnaleziono. Zaczęła pracować jako sprzątaczka w szkole i dzięki temu wszystkie córki pobierały tam naukę. Po pięciu latach garroul przestało obowiązywać i matka zadecydowała, Ŝe powinny wziąć pieniądze i przenieść się do jakiegoś tańszego domu. Zarabiała mało i z biegiem lat rodzina stawała się coraz biedniejsza. Wuj zaoferował, Ŝe zajmie się odbiorem pieniędzy. Oczekiwano zresztą tego od niego, jako od najstarszego męskiego krewnego. Kiedy jednak matka Baseery zapytała go o pieniądze, chciwy brat odmówił ich oddania i kazał jej się wynosić. Tak więc rodzina została bez domu i bez pieniędzy. Baseera, nie miała jeszcze wtedy ośmiu lat, nadal chodziła do szkoły, ale nie mogła mieszkać w domu matki, której nie było stać na jej wykarmienie. Zamieszkała więc u jednej ze swoich nauczycielek i zajmowała się prowadzeniem jej domu. Tęskniła za matką, a widywała ją tylko w piątki, ale nauczycielka była dla niej tak dobra, jakby dziewczynka była jedną z jej córek. Wtedy Baseera postanowiła, Ŝe teŜ chce być nauczycielką. Gdy miała dwanaście lat, matka zaręczyła ją z dwudziesto-iewięcioletnim urzędnikiem rządowym. Bała się, Ŝe jeśli jej cór-

Page 54: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

116 kom zabraknie nie tylko pieniędzy, ale i męŜów ludzie zaczną posądzać je o róŜne złe rzeczy, nawet o to, Ŝe są prostytutkami. Po Kabulu krąŜyły równieŜ plotki, Ŝe męŜczyźni próbują porywać młode dziewczyny i sprzedawać je do innych krajów. Baseera jednak nic z tego nie rozumiała. Kuzynka draŜniła się z nią, Ŝe jest zaręczona ze staruchem, ale Baseera wciąŜ bawiła się lalkami i nie zwracała na to uwagi. Nawet podczas przyjęcie zaręczynowego, ubrana w wymyślną aksamitną sukienkę, uganiała się dookoła pokoju wraz z innymi dziećmi. Gdy jej przyszły mąŜ pochylił się i dał jej złoty pierścionek, myślała, Ŝe to jakaś nowa zabawa. Przez następne dwa lata narzeczony wstępował co jakiś czas z wizytą i dawał jej prezenty, ale nadal nie zwracała na niego uwagi. Nagle, pewnego dnia, a była wtedy w domu matki, poczuła straszny ból w plecach. PołoŜyła się, a gdy wstała, po nogach pociekła jej krew. Zawołała matkę, krzyczała, Ŝe umiera. Nie, zaprzeczyła matka. To oznacza, Ŝe nadszedł czas, by wydać cię za mąŜ. Tak więc, mając czternaście lat, Baseera poślubiła męŜczyznę, który dał jej złoty pierścionek. Zapamiętała to jako straszny dzień. Kosmetyczka depilowała jej brwi, a ona płakała z bólu, a potem ze strachu przed tym, co miało nastąpić. Matka powiedziała jej jedynie, Ŝe po ślubie mąŜ zrobi jej coś, co sprawi, Ŝe jeszcze trochę pokrwawi. W jakiś czas potem dowiedziałam się, Ŝe matki nie mówiły córkom o szczegółach nocy poślubnej, poniewaŜ chciały, by te prezentowały się jako nic niewiedzące o seksie; śmiertelne przeraŜenie było oznaką dziewictwa. Baseera tak płakała przed ślubem, Ŝe kosmetyczka musiała malować ją ciągle na nowo, poniewaŜ łzy spłukiwały makijaŜ. Wieczorem męŜczyźni z jej rodziny i mułła zawarli nika-khat, a w drugim pokoju Baseera <e*®«» Szkoła piękności w Kabulu 117 siedziała na kolanach swojej starej nauczycielki, która mówiła, jak jej przykro, Ŝe Baseera musi wyjść za mąŜ i zrezygnować z nauki. Stwierdziła teŜ, Ŝe byłaby z niej dobra nauczycielka. Później matka zagoniła ją do jednego pokoju z męŜem, a Baseera wcisnęła się w kąt i wrzeszczała. Sztuczne rzęsy spłynęły z twarzy zmyte łzami, w rozpaczy rwała z głowy utrefione w wielkie loki włosy. MąŜ przez trzy dni trzymał się od niej z daleka, ale czwartego dnia był juŜ zdecydowany. Rano pokazano jego matce zakrwawione prześcieradło. Gdy była w dziewiątym miesiącu ciąŜy z pierwszym dzieckiem, w kraju nadal panowała wojna, tyle Ŝe juŜ nie między mu-dŜahedinami a Rosjanami; to frakcje muhadŜedinów walczyły między sobą. Wielu ludzi uciekało z Kabulu i mąŜ uznał, Ŝe i oni powinni wyjechać. Powiedział, iŜ mogliby załatwić sobie miejsca w autobusie opuszczającym Kabul, więc się zgodziła, ale zanim wsiedli do autobusu zaczęły się bóle porodowe, więc razem z męŜem i szwagierką udali się do szpitala. Był zamknięty, nie było personelu, nie było teŜ światła. Pełno w nim jednak było ludzi, którzy mieli nadzieję znaleźć kogoś, kto się nimi zajmie. Swoje pierwsze dziecko Bassera urodziła, leŜąc na betonowej podłodze w ciemnym szpitalu. Nie krzyczała. Gdy ból stawał się wyjątkowo silny, gryzła dłonie lub szczypała szwagierkę. Urodziła dziewczynkę. Jej mąŜ był zadowolony, mimo Ŝe ani ona, ani nikt z rodziny tej radości nie podzielał. Kolejną córkę urodziła w czasie wojny domowej, potem trzecią za czasów reŜimu talibów. Bóle porodowe przy trzeciej nadeszły po jedenastej w nocy, gdy obowiązywała juŜ godzina policyjna i nikt nie chciał zabrać jej do szpitala, nie mając na to pisemnego pozwolenia. Bóle były tak 118 silne, Ŝe musiała chodzić, wyszła więc na zewnątrz. Rodzina ułoŜyła na chodniku wyniesione z domu toushaki i to na nich urodziła, w pobliŜu frontowych schodów swojego domu. A

Page 55: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

zaledwie kilka miesięcy temu urodziła czwarte dziecko - chłopca. Chciała iść do szkoły, bo nie wiedziała nic o strzyŜeniu i farbowaniu włosów, a nie dopuszczała myśli, Ŝe mogłaby skończyć jak jej matka, tak biedna, Ŝe musiała oddać dzieci obcym ludziom. W tym momencie płakałyśmy juŜ wszystkie i kaŜda miała na dłoniach i policzkach smugi rozmazanego makijaŜu. Wówczas po raz pierwszy usłyszałam tak ze szczegółami jedną z typowych smutnych afgańskich historii. Rodzina Roshanny takŜe przeŜyła cięŜkie chwile, jak zresztą kaŜda afgańska rodzina, im jednak udało się przezwycięŜyć przeciwności, pozostać razem, a ona sama miała dobrą pracę. Historia Baseery dosłownie złamała mi serce. Nic dziwnego, Ŝe sprawiała wraŜenie jakby pozostała oszołomioną czternastolatką, cierpiącym dzieckiem, które nie jest jeszcze gotowe na dorosłość. Tego wieczoru bardziej niŜ kiedykolwiek przedtem czułam determinację, by szkoła zadziałała: dla Baseery i innych dzielących jej los kobiet. Moim jedynym problemem była ciągłość projektu. Martwiłam się tym, Ŝe w czasie, gdy amerykańskich fryzjerek nie będzie na miejscu, jedyną osobą czuwającą nad szkołą będzie Noor. Nie tylko, Ŝe niewiele wiedział o fryzjerstwie, to na dodatek nie wolno mu będzie nawet wejść do szkoły, gdy ta zostanie juŜ otwarta. W Kabulu nie było nikogo na tyle wykwalifikowanego, by prowadzić szkołę. Kładąc się tego wieczora spać, zastanawiałam się, czy mogłabym zostawić moje amerykańskie klientki na dłuŜszy czas, powiedzmy na pół roku, by pracować tutaj. Zastana- ###*$* Szkoła piękności w Kabulu 119 wiałam się równieŜ, czy wytrzymałabym tak długo z dala od mojej mamy i synów i czy kiedykolwiek będę w stanie poruszać się po Kabulu z taką łatwością jak Mary. Miałam wątpliwości, czy jestem w stanie sobie z tym wszystkim poradzić, niemniej jednak czułam, Ŝe ktoś z personelu będzie w końcu zmuszony pozostać w Kabulu, by podtrzymywać funkcjonowanie szkoły. - Obudź się! Otworzyłam oczy i zobaczyłam pochylającą się nade mną Mary. Ostatnie, co pamiętałam, był muezin, który obudził mnie o 4.30 nad ranem swoimi wzywaniami do modlitwy, potem wreszcie zasnęłam w salonie na jednym z toushaków. Mój kaszel nasilił si ę na tyle, Ŝe dosłownie wstrząsał drewnianymi ściankami działowymi w sypialni. Starałam się go stłumić, aby nie budzić wszystkich wokół, ale nieustannie słyszałam westchnienia i odgłosy ludzi przewracających się na posłaniach. Zeszłam w końcu do salonu, mając nadzieję na lalka godzin porządnego snu. Za kilka dni miałam wyjeŜdŜać, ale obawiałam się, iŜ linie lotnicze nie wpuszczą mnie nawet na pokład samolotu. Lęk przed rozprzestrzenianiem się wirusa SARS był wówczas niezwykle silny i słyszałam, Ŝe linie lotnicze poddają kaszlących pasaŜerów kwarantannie. Nie dość, Ŝe było mi smutno opuszczać Afganistan, to przeraŜała mnie perspektywa zamknięcia tu, bądź w Pakistanie w jakimś pokoju zapełnionym podejrzanymi o SARS. -Obudź się Debbie — powtórzyła Mary; oczy znów mi się zamykały. - Chcę ci coś pokazać. 120 Przez okna sączyło się mdłe światło, nie słychać teŜ było zbyt wielu hałasów. Wiedziałam, Ŝe skoro ruch na ulicy jeszcze się na dobre nie zaczął, musi być naprawdę wcześnie. - Która godzina? - Ubieraj się. - Głos Mary oddalał się. - Potrzebujesz zaczerpnąć trochę świeŜego powietrza. Zanim się zorientowałam, siedziałam w taksówce, która jechała gdzieś poza miasto. Zapytałam, co robimy, ale Mery tajemniczo potrząsnęła głową. Obok kierowcy siedział jeden z jej afgańskich pomocników, chłopiec imieniem Achtar, który miał pogruchotane ramię.

Page 56: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Tylko się do mnie uśmiechnął. Zostawiliśmy daleko za sobą wszystkie stoiska z kebabami, stacje benzynowe i wózki z melonami i wjechaliśmy na górską drogę. Wreszcie kierowca zatrzymał wóz. Nie wiedziałam dlaczego, bo nie było tu nic poza skałami. Mary i Achtar ruszyli wąską ścieŜką, a ja podąŜyłam za nimi. Szliśmy i szliśmy, aŜ dotarliśmy do skalnego mostu nad strumieniem; pod nami była zieleń. Widziałam młode dziewczyny idące wzdłuŜ strumienia z wiadrami wypełnionymi wodą. W oddali zobaczyłam wioskę. W pewnej chwili podeszło do nas kilku męŜczyzn, powiedzieli coś ostro do Mary, ona tak samo im odpowiedziała. Zapytałam, o co chodzi. - Terytorium talibów - wyjaśniła. Szliśmy wzdłuŜ pól i przez kolejne mosty. Znów mijali nas męŜczyźni i znów ostra wymiana zdań. Gdy zapytałam, co mówili, Mary tylko wzruszyła ramionami: - Terytorium talibów. Wreszcie doszliśmy do bardzo starego miasta, w którym wąska ulica wiła się między ogrodzonymi osiedlami. 121 Szkoła piękności w Kabulu Wyglądałam jak nieboskie stworzenie. Nie wypiłam porannej kawy, miałam odkrytą głowę, a sweter tak krótki, Ŝe nawet nie zakrywał mi tyłka. Zupełnie nie pasowałam do tego miejsca, ale Mary szła dalej, jakby było to najzwyczajniejszą rzeczą na świecie. W chwilę później doszliśmy do domu Achtara - chaty z wysuszonych na słońcu błotnych cegieł. - Sam zrobił cegły - powiedziała Mary, a Achtar wskazał połyskujące w nich kawałki słomy. - Sam równieŜ wybudował chatę - kontynuowała. - Jest z tego bardzo dumny, poniewaŜ do tej pory jego rodzina mieszkała w namiocie. Achtar wprowadził nas do środka. Na dywanie siedział, czekając na nas, jego ojciec. Z białą brodą sięgającą połowy klatki piersiowej, z czarnym turbanem owiniętym pasmem niebieskiego płótna, rozglądający się po pomieszczeniu mglistymi szarymi oczami wyglądał, jakby miał tysiąc lat. Nagle uświadomiłam sobie, Ŝe jest niewidomy. Do pokoju weszła matka Achtara z duŜym dzbankiem herbaty. Była maleńka, niewiele większa od chłopca. Obawiałam się trochę, Ŝe od tej herbaty mogę dostać biegunki, ale niegrzecznie byłoby odmówić. Piłam więc, podczas gdy Mary mówiła i mówiła. To było jak sen. Siedziałam tam z chłopcem, maleńką kobietą i niewidomym męŜczyzną i czułam, jak chłodne, czyste górskie powietrze koi mój kaszel. I zrozumiałam wtedy, Ŝe za zniszczonymi wojną budynkami i smutnymi historiami ludzi, 'rzy przeŜyli bomby, było w Afganistanie coś magicznego. Po kolejny zastanawiałam się, czy mogłabym Ŝyć tu sama, tak jak Lry, i czy umiałabym czuć się równie pewnie wśród tych ludzi. Przed wyjazdem odwiedziłam jeszcze jedno miejsce niczym snu. Obcokrajowcy szeptali coś o irlandzkim pubie, pierw- 122 szym w Kabulu ery po talibach i kilkoro z nas wyruszyło na poszukiwania. Jeździliśmy po osiedlu, na którym ponoć miał się znajdować pub, ale nie dostrzegliśmy niczego, co by świadczyło o jego istnieniu. W końcu ktoś stwierdził, Ŝe pewnie jest za bramą, przed którą stoi spora grupka uzbrojonych w karabiny maszynowe „mięśniaków", a Ŝaden nie ma na głowie turbanu. MęŜczyźni sprawdzili nasze paszporty, przeszukali nas, kazali spisać na kartce nazwiska, a następnie otworzyli bramę. Weszliśmy do środka i poczuliśmy się tak, jakbyśmy przeskoczyli ponad trzy tysiące kilometrów. Zobaczyliśmy ogródki i stoły z parasolami. Wewnątrz znajdował się bar, o który moŜna było się oprzeć, stały stoły bilardowe

Page 57: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

i wisiały tarcze do gry w rzutki. W lokalu tłoczyli się ludzie z całego świata. Miałam wraŜenie, Ŝe przy kaŜdym stoliku mówiono w innym języku. Nie sprzedawano alkoholu, pewnie dlatego, Ŝe właściciele obiecali to władzom, moŜna było natomiast nabyć kupony, które następnie wymieniało się na drinki. Bawiliśmy się świetnie, uciekając na parę godzin od zakurzonego, tłumnego, skomplikowanego Kabulu, tego za bramą. Wróciliśmy tam dwa dni później, ale wszystko zniknęło. Nie było straŜników, brama była zamknięta, a przez pęknięcie w ścianie mogliśmy dojrzeć jedynie ciemny, pusty budynek. Usłyszałam później, Ŝe właścicielom groŜono podłoŜeniem bomby, więc zdecydowali, iŜ pieniądze, które mogą zarobić, oferując obcokrajowcom moŜliwość ucieczki od rzeczywistości, nie są warte zagroŜenia. l\j)biety przyglądały się z powagą, jak podchodzę do sztalugi i rysuję na kartce duŜe czerwone kółko. - Czerwony - oznajmiłam. Anisa przetłumaczyła to na dań i wszystkie pokiwały głowami. - Jak na razie łatwo, prawda? - dodałam. - ZałoŜę się, Ŝe kaŜda z was mogła to przetłumaczyć! Dwadzieścia kobiet w bladoniebieskich mundurkach zaczęło się śmiać, a siedząca z tyłu Roshanna uniosła do góry kciuk, by pokazać, Ŝe dobrze mi idzie. Po trwającym pięć miesięcy bolesnym oczekiwaniu byłam z powrotem w Kabulu, by uczyć teorii koloru, czyli mojego przedmiotu w szkole „Piękno bez granic". Byłam tak podekscytowana, Ŝe ledwie mogłam powstrzymać się od ciągłego szerokiego uśmiechu. Drugą ochotniczką była Anisa, kanadyjska fryzjerka afgańskiego pochodzenia. WciąŜ nie mogłyśmy uwierzyć, Ŝe pomagamy wprowadzić w Ŝycie tak niesamowity projekt. 126 127 Wzięłam głęboki oddech i jakieś trzydzieści centymetrów poniŜej namalowałam niebieskie i Ŝółte kręgi, odsunięte na prawo i lewo od czerwonego, tak jakby były to trzy piłeczki wciśnięte w rogi trójkąta. Następnie wymieszałam kolory, by między czerwonym i Ŝółtym kółkiem narysować pomarańczowe, między Ŝółtym i niebieskim zielone, a fioletowe między niebieskim a czerwonym. Czarnymi liniami połączyłam czerwone kółko z zielonym, Ŝółte z fioletowym i pomarańczowe z niebieskim; zupełnie jakbym malowała złoŜoną z kulek wielobarwną stokrotkę. Wykorzystując trzy słoiczki kolorów podstawowych, zamierzałam wytłumaczyć, jak mogą zmienić brunetkę w rudą z pasemkami blond albo zielonymi, w zaleŜności od Ŝyczenia klientki. Byłam w mieście zaledwie od kilku dni. Noor odebrał mnie z lotniska i z miejsca przeprosił, Ŝe nie ma dla mnie zarezerwowanego pokoju. Nie zmartwiło mnie to. Powiedziałam, Ŝeby po prostu jechał do szkoły, a pokój znajdę w jakimś najbliŜszym pensjonacie. I rzeczywiście znaleźliśmy wygodne miejsce trochę dalej, ale na tej samej ulicy, przy której mieściło się Ministerstwo ds. Kobiet. Był to duŜy biały dom z ogródkiem, po którym biegały króliczki i spacerował kogut. Wprawdzie wieczorem, gdy chciałam wziąć prysznic, nie było gorącej wody, ale szczerze mówiąc, wcale się jej nie spodziewałam. Następnego ranka poszłam do szkoły i była tak piękna, jak sobie wyobraŜałam, Ŝe będzie. Ściany były kremowobiałe, a wszędzie widać było kolorowe zdjęcia i palety produktów. Słychać było szmer kobiecych głosów i śmiechu - charakterystyczne odgłosy kobiet

Page 58: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

zajmujących się sobą, nieodłączny element salonu kosmetycznego lub szkoły fryzjerskiej. Dla mnie te odgłosy stanowiły zmysłową ucztę - jak wejście do gorącej kąpieli czy otwarcie drzwiczek piekarnika, w którym pieką się ciasteczka - zawsze sprawiały, Ŝe czułam się dobrze. Jedna z amerykańskich fryzjerek afgańskiego pochodzenia prezentowała akurat na włosach uczennicy techniki strzyŜenia i gdy weszłam do sali, wszystkie kobiety podniosły głowy i spojrzały na mnie z szerokimi uśmiechami. Roshanna podbiegła i zarzuciła mi ręce na szyję. Wszystkie uczennice ubrane były w bladoniebieskie mundurki i bardzo się róŜniły od zdenerwowanego, odzianego w burki tłumku kobiet, które tak niedawno gościłyśmy w domu Mary. Rozejrzałam się, poszukując Baseery, ale dowiedziałam się później, Ŝe Noor nie wybrał jej do tej grupy. Powiedziałam, Ŝe nie mogę juŜ się doczekać pracy z nimi, a potem trzymałam się na uboczu, obserwując. Po południu, wraz z kilkoma innymi fryzjerkami, pracowałam w przyszkolnym salonie, a uczennice nas obserwowały. I wtedy zdarzyło się coś śmiesznego. Na strzyŜenie przyszła jedna z kobiet z ministerstwa. Kiedy wyciągnęłam suszarkę, westchnęła, jakbym mierzyła do niej z pistoletu. Nigdy wcześniej nie widziała suszarki i nie miała pojęcia, dlaczego skierowałam to urządzenie na jej głowę. A gdy uderzyło ją gorące powietrze, krzyknęła i zeskoczyła z krzesła. Parę dni później zebrałam grupę na nasze pierwsze zajęcia z teorii koloru i rozdałam kaŜdej z uczennic mały okrągły diagram kolorów. Podczas gdy Anisa tłumaczyła, namalowałam ta-w sam diagram na tablicy i zaczęłam omawiać podstawy teorii Koloru. Mówiłam o barwach podstawowych, pochodnych i uzupełniających. Wytłumaczyłam, Ŝe kolory uzupełniające umiesz-zone są na diagramie naprzeciwko siebie. Wskazałam kolory 128 namalowane na stojącym na sztaludze arkuszu - czerwony znajdował się naprzeciwko zielonego, pomarańczowy - niebieskiego i tak dalej. Kiwały głowami. - Czy wiecie, co to ma wspólnego z włosami? - zapytałam. - Nie - odpowiedziało kilka pokornie. -A moŜe któraś zgadnie? - rozejrzałam się po sali. - Roshanna? Zrobiła kwaśną minę, wyraźnie Ŝałując, Ŝe się ze mną za przyjaźniła. Wyjaśniłam więc, Ŝe we włosach kaŜdego człowieka poza podstawowym kolorem występuje równieŜ dopełniający pigment. Włosy mogą być czarne, ale gdy się je rozjaśni, często okazuje się, Ŝe dopełniającą barwą jest pomarańczowy. Zatem jeśli chce się zmienić komuś kolor włosów, trzeba wziąć pod uwagę ten dopełniający pigment i przeciwdziałać mu, wybierając kolor z przeciwnej strony diagramu. Jeśli dopełniającym pigmentem jest pomarańczowy, ale klientka nie chce pomarańczowych włosów, naleŜy wybrać kolor z niebieską bazą - np. blond - by zrównowaŜyć pomarańczowy. By to zademonstrować, rozsmaro-wałam trochę niebieskiej farby na pomarańczowym kółku i pokazałam im, Ŝe zamazane miejsce zmieniło kolor na brązowy. - Widzicie? UŜyłam dopełniającego koloru, by pozbyć się pomarańczowego. Rozumiecie? AleŜ oczywiście, zapewniły mnie słodko wszystkie. Rozumiały-Tego popołudnia z kafejki internetowej wysłałam do przyjaciół w Michigan maila, opowiadającego o moich pierwszych zajęciach. Gdy spojrzałam na datę, czułam mieszankę dziwnych emocji. Był jedenasty września, dwa lata po ataku terrorystycznym na Nowy Jork i Waszyngton. Tamte wydarzenia sprawiły > 4Htrtti»$$ Szkoła piękności w Kabulu 129

Page 59: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Ŝe świat nagle zauwaŜył Afganistan i uświadomił sobie, jaki wpływ na ten kraj mają Osama bin Laden i inni ekstremiści. Zaowocowały równieŜ amerykańską inwazją w celu wypędzenia ta-libów. I oczywiście skierowały mnie i pozostałe ochotniczki „Piękna bez granic" do Afganistanu. Wiedziałam, Ŝe w Stanach jedenasty września jest dniem Ŝałoby narodowej, jednak w Kabulu niczym się nie wyróŜniał. Gdy wyglądałam przez okno, widziałam samochody, które trąbiąc przeraźliwie, wymijały się, sprzedawców wykładających towary i pieszych spieszących w swoją stronę, osłaniających twarze przed wiatrem i kurzem. I poczułam nowy przypływ determinacji. Chciałam mieć pewność, Ŝe szkoła fryzjersko-kosmetyczna - i szansa, jaką dawała Afgankom - będzie jedną z tych dobrych rzeczy, które swoje źródło mają w jedenastym września. Następnego dnia postanowiłam zacząć zajęcia od powtórzenia omówionego dzień wcześniej materiału. Wzięłam w palce długi kosmyk brązowych włosów jednej z dziewcząt i zapytałam: - Co robicie, jeśli chcecie zmienić ją w blondynkę? O czym musicie wówczas pamiętać? śadna nawet nie próbowała odpowiedzieć. Wierciły się, a spojrzenia ich obramowanych czarnymi kreskami oczu uciekały w stronę drzwi, rzędu głów manekinów, w stronę zwisających ze ściany salonowych peleryn. Wszędzie, byle tylko nie patrzeć na mnie. Nawet Roshanna, gdy spojrzałam w jej stronę, schowała się za jedną z dziewcząt. Próbowałam pytać o inne zagadnięta, o których dzień wcześniej rozmawiałyśmy. Okrągły diagram Kolorów? Dopełniające pigmenty? Mieszanie czerwonego z Ŝółtym, by otrzymać pomarańczowy? Wszystkie patrzyły, jakbym 130 nagle zaczęła podawać im plany zbudowania rakiety. Pod koniec dnia byłam zmęczona i sfrustrowana. Zaczynałam wątpić w moje zdolności pedagogiczne. Trzeciego dnia impas nadal trwał. Stałam przed nimi kilka godzin, mówiąc o teorii koloru, ale one po prostu tego nie łapały. A musiały zrozumieć, gdyŜ w przeciwnym razie nigdy nie będą w stanie prawidłowo ufarbować komuś włosów. Z końcem dnia sprawiały wraŜenie nieszczęśliwych i jestem pewna, Ŝe ja teŜ tak wyglądałam. Zdecydowałam, Ŝe powinnyśmy spróbować farbowania, uŜywając tablicy z pasemkami włosów, podarowanej przez jednego z producentów kosmetyków, nie mogłam jej jednak znaleźć. W końcu spojrzałam na dziewczęta i ciachnęłam noŜyczkami w powietrzu. - Będziemy musiały zrobić pasemka do próbek z waszych włosów! - ogłosiłam. Gdy Anisa przetłumaczyła moje słowa wszystkie, wrzasnęły i złapały się za głowy. Długie włosy nadal były bardzo cenione w Afganistanie. Dziewczęta z długimi włosami czuły się jak romantyczne bohaterki oglądanych przez nie hollywoodzkich filmów, a i męŜowie często nalegali, by nie ścinały włosów. Nawet rodzicom na tym zaleŜało, poniewaŜ długowłosą łatwiej było wydać za mąŜ. Ale dopadłam je i poobcinałam krótkie pasemka na nową tablicę z próbnikami. Od zaledwie jednej dziewczyny, której włosy sięgały aŜ do pupy, udało mi się zdobyć dziesięć pasemek. Całej operacji towarzyszyły takie krzyki i śmiechy, Ŝe jeden ze straŜników ministerstwa zapukał w końcu do naszych drzwi. Wykrzywiłam się do uczennic i otworzyłam przekonana, Ŝe straŜnicy będę chcieli wyprowadzić mnie na ulicę za takie hałasowanie. 131 Szkoła piękności w Kabulu

Page 60: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Sprawiacie nam radość swoim śmiechem! - powiedzieli tymczasem, uśmiechając się przepraszająco. - Ale prosimy nie tak głośno. Ludzie pytają, co się tu dzieje. Tej nocy leŜałam w moim nędznym łóŜku w pensjonacie i płakałam. Byłam taka podniecona otwarciem szkoły fryzjersko-kos-metycznej, ale teraz czułam, jakbym jedynie torturowała uczennice. To, co im tłumaczyłam, wydawało mi się takie proste - zawsze zresztą wydawało mi się proste - one jednak po trzech dniach nie miały o niczym pojęcia. A przecieŜ wiedziałam, Ŝe nie są głupie. Przepytaliśmy je dokładnie, by mieć pewność, Ŝe wybraliśmy te, które naprawdę byłyby w stanie wykorzystać to, czego nauczą się w szkole i umocnić swoją pozycję zawodową. Poza tym z łatwością opanowały inne tematy. Czułam więc, Ŝe to moja poraŜka - moja spektakularna afgańska poraŜka - i nie wiedziałam, co z tym zrobić. Wtem do moich drzwi zaczęli dobijać się Val i Suraya. Gdy pięć dni temu dostałam pokój w pensjonacie, zauwaŜyłam, Ŝe dom pełen jest Afgańczyków, którzy swego czasu wyjechali do Europy, Ameryki lub Australii i wrócili teraz z najróŜniejszych powodów - jedni pracowali dla organizacji pozarządowych, inni szukali porzuconych w trakcie wojny rodzinnych własności, niektórzy odwiedzali starych przyjaciół. Byłam podekscytowana, Ŝe znalazłam się wśród nich. UwaŜałam to za najlepszą z moŜliwych kombinacji: Afgańczycy, którzy mówili teŜ po angielsku. Okazało się jednak, Ŝe większości z nich nie interesowały pogawędki ze mną. Zajęci byli podniecającym i bolesnym odkrywaniem Kabulu na nowo i chcieli mówić w ojczystym języku, a nie Po angielsku. Jestem pewna, Ŝe postępowałabym tak samo, tyle e utrudniało mi to nawiązywanie przyjaźni. Byłam okropnie sa- 132 motna, dopóki nie zobaczyłam kogoś, kto wyglądał, jakby równie był nie na miejscu. To był Val, amerykański fotograf serbskiego pochodzenia, mąŜ Surayi, przepięknej amerykańskiej dziennikarki afgańskiego pochodzenia. Wkrótce zostaliśmy przyjaciółmi. - Po trzech dniach zajęć patrzą na mnie, jakbym mówiła po grecku - powiedziałam. - Nie sądzę, bym była w stanie nauczyć je czegokolwiek. - Musisz być cierpliwa, Debbie - przekonywała Suraya. - Ale minęły juŜ trzy dni! - Bardziej cierpliwa. Te kobiety przeŜyły straszną traumę. Uciekały przed coraz to nowymi wojnami i wciąŜ otacza je chaos. A wiele z nich przez lata nawet nie wychodziło z domu. - Wiem o tym. Właśnie dlatego sądziłam, Ŝe będą jak najbardziej gotowe nauczyć się czegoś nowego. - Tak, ale od lat nie musiały się niczego uczyć. Wiesz, to jak z samochodem. Jeśli nie jeździłaś od pięciu lat, to nie zapali od razu. Tak właśnie jest z ich umysłami. - Taak, tyle Ŝe ja nie jestem jakimś cholernym mechanikiem. Nie wiem, jak je ponownie odpalić. - Czy brałaś udział w szkoleniu z zakresu pomocy w przypadku katastrofy? - zapytał Val. - Czy skutkiem wywołanego szokiem stresu nie jest przypadkiem utrata pamięci krótkoterminowej? Gdy juŜ pokręciliśmy się trochę razem i zjedliśmy jakąś kolację, wróciłam pamięcią do odbytego w 2001 roku, kiedy to jeszcze nie wiedziałam, gdzie w ogóle Afganistan leŜy, szkolenia z zakresu niesienia pomocy w przypadku katastrofy. Nagle stało 3H3H3BSH» Szkoła piękności w Kabulu 133

Page 61: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

się dla mnie całkowicie jasne, Ŝe wszystkie te kobiety - moŜe nawet wszyscy Afgańczycy - cierpią na syndrom szoku posttrauma-tycznego. MoŜe i jestem kiepską nauczycielką, ale one tyle przeszły, nadal tyle przechodziły, Ŝe musiało im być cięŜko skupić się na nowych informacjach. Byłoby cięŜko nawet wtedy, gdyby pracowały z kimś, kto uczył całe Ŝycie. Rozchmurzyłam się więc i postanowiłam spróbować raz jeszcze. I następnego dnia nastąpił przełom. Po raz kolejny próbowałam omówić koncepcję pigmentu uzupełniającego jako czegoś, czemu trzeba przeciwdziałać, by otrzymać właściwy kolor. Wszystkie patrzyły na mnie grzecznie i bez zrozumienia - pustym, aczkolwiek łagodnym wzrokiem - a ja desperacko usiłowałam znaleźć jakieś porównanie. - Myślcie o tym jako o szatanie! - powiedziałam w końcu, wskazując plamkę pomarańczowej farby. - To zło we włosach, które musicie zwalczyć. Musicie uŜyć przeciwnego koloru, by powstrzymać je od przejęcia władzy. I nagle na twarzy jednej z uczennic pojawił się wyraz zrozumienia. To była Topekai, młoda kobieta o inteligentnych, ciemnych oczach, zawsze szybka i zdecydowana. Pociągnęłam Anisę bliŜej i zadawałam Topekai jedno pytanie za drugim, by upewnić się, Ŝe naprawdę zrozumiała. Byłam tak podekscytowana, Ŝe ucałowałam ją w oba policzki - dwa razy - i obejmując tak mocno, Ŝe ledwie mogła iść, zaprowadziłam z powrotem do grupy. - Powiedz, Ŝeby je uczyła - powiedziałam Anisie. - Będzie Wiedziała, jak ubrać to w słowa, które wszystkie zrozumieją. Po raz kolejny wyjaśniłam pojęcie koloru uzupełniającego 1 Anisa przetłumaczyła. Topekai - rumieniąc się z dumy, ale mó- 134 135 wiąc mocnym, czystym głosem - wyjaśniła koncepcję własnymi słowami. Potem dwie kolejne dziewczyny powiedziały, Ŝe rozumieją. Podzieliłam więc klasę na grupki, tak by te trzy uczennice mogły pracować z resztą. W końcu wszystkie zrozumiały. Potem zajęcia z koloru odniosły wielki sukces. Zasypywałam je pytaniami w stylu: - Masz kobietę o naturalnym kolorze na poziomie czwartym, która chce być ciepłą ósemką, co robisz? - a one z miejsca podawały odpowiedź. Gdy doszłyśmy do części zajęć poświęconej foliowaniu - co jest akurat moją osobistą piętą achillesową - przeprowadziłam demonstrację, a potem wyszłam na papierosa. Gdy wróciłam ich manekiny były perfekcyjnie zafoliowane. KaŜdy mały złoŜony pakiecik był jak orgiami - dziełem sztuki. Po tych wydarzeniach codzienna praca z uczennicami stała się czystą rozkoszą. Ich pilność mnie zadziwiała. Wiedziałam, Ŝe większość musiała godzić szkołę z opieką nad dziećmi, radzić sobie z agresywnymi męŜami i teściowymi, Ŝe mieszkały w domach bez wody, elektryczności i innych udogodnień, które ludzie na Zachodzie uznawali za coś oczywistego, Ŝe stawiały czoło szyderstwom i sceptycyzmowi tych, którzy uwaŜali, Ŝe powinny zostać w domu. Ale codziennie zjawiały się na czas, bez reszty oddane chęci poprawienia swojego Ŝycia. Ich umiejętności zwiększały się bardzo szybko i wiedziałam, Ŝe pod koniec semestru opuszczą szkołę, wiedząc wszystko, co trzeba, by prowadzić dobrze prosperujący interes.

Page 62: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Lubiłam przebywać w szkole takŜe dlatego, Ŝe mogłam obserwować, jak bawią się, plotkując, chichocząc i zajmując się na- wzajem swoimi włosami. Pod koniec dnia włączały często maleńkie radyjko i próbowały znaleźć jakąś muzykę. Gdy im się udawało, pokazywały mi, jak tańczą na weselach. Niektóre przyznały, Ŝe tak naprawdę bawią się po raz pierwszy od wielu lat. Szkoła i znajdujący się na jej terenie salon piękności były jak cieplarnia, a te dziewczęta były kwiatami, które zdeformowano i zdeptano, ale mimo to nigdy ich nie złamano, a teraz na moich oczach rozkwitały. Fajnie było z nimi przebywać. No i dowiadywałam się coraz więcej o Afganistanie - nie tylko smutnych, ale i wesołych rzeczy. Pewnego dnia Topekai i dwie inne dziewczyny, ćwicząc na manekinie nakładanie wałków do trwałej, prowadziły oŜywioną wymianę zdań. Nie przysłuchiwałam się zbyt uwaŜnie, bo nadal słabo mówiłam w dań, ale w pewnej chwili zwróciły moją uwagę dziwne, angielsko brzmiące słowa. Czy naprawdę powiedziały „Titanic" i „Leonardo DiCaprio"? W końcu zapytałam Roshannę, z czego się śmieją. - Przypominałyśmy sobie, jak to talibowie utrudniali Ŝycie nie tylko kosmetyczkom - powiedziała. - Czasem równieŜ balwierze wpadali w kłopoty! Okazało się, Ŝe mimo surowego zakazu talibów, amerykańskie filmy docierały do Afganistanu. Szczególnie wielkim hitem w podziemnej dystrybucji był Titanic, a jego gwiazdy podbiły ser-ca Afgańczyków. MęŜczyźni pragnęli nosić fryzurę taką, jaką w filmie miał Leonardo DiCaprio. Jeśli dobrze pamiętam, włosy byly długie na czubku głowy i sięgały do połowy policzków. JednakŜe taki styl był niezgodny z wyglądem, jaki talibowie uznali odpowiedni dla muzułmanina - krótkie włosy, długa broda. końcu jakiś chytry balwierz wykombinował, jak zarobić na tej 136 nowej modzie. Spopularyzował fryzurę, która przypominała trochę fryzurę DiCaprio, jeśli chodzi o długość włosów na czubku głowy. Nie były one jednak tak długie, by nie moŜna ich było ukryć pod wkładaną do modlitwy czapeczką. JednakŜe któryś z klientów zdradził tajemnicę - zdjął czapeczkę i pokazał długie włosy a la DiCaprio i ktoś doniósł talibom. Zaczęli wi ęc zaglądać pod modlitewne nakrycia głowy, by przekonać się, czy w Kabulu jest więcej takich bluźnierczych fryzur. Następnie przeprowadzili śledztwo, aŜ dotarli do balwierza, który w efekcie trafił na kilka dni do wiezienia. To doprawdy niewolnik mody! Staliśmy na ulicy, naprzeciw czerwonych drzwi, wąchając powietrze. - To mi nie pachnie jak restauracja - powiedziałam. - Dwoje ludzi przysięgało, Ŝe podają tu jedzenie - powiedział Val. - Wejdźmy i przekonajmy się. Jeśli zamiast zupy won--ton zaproponują masaŜ, wyjdziemy. Szyld na budynku głosił, Ŝe to chińska restauracja, ale to nic nie znaczyło. Zazwyczaj restauracje zaspokajające potrzeby obcokrajowców - to jest oferujące alkohol i koedukacyjne spoŜywanie posiłków - nie wywieszały szyldów w obawie przed zwróceniem na siebie wrogiej uwagi. Za to wiele miejsc podających się za chińskie restauracje w rzeczywistości okazywało się burdelami. Ale Val, Suraya i ja mieliśmy ochotę na chińskie jedzenie, więc pchnęliśmy drzwi i weszliśmy do środka. Wewnątrz znajdowały się nawet stoły i siedzieli przy nich ludzie. To był dobry znak, mimo Ŝe podające drinki kelnerki ubrane były w spódnicz- 137

Page 63: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Szkoła piękności w Kabulu ]<j z rozcięciem na całej długości uda, a nie jest to w Kabulu powszechny widok. Któryś z siedzących przy sąsiednim stoliku gości pochylił się w naszą stronę i powiedział, Ŝe niegdyś kelnerki nosiły minispódniczki, ale wywoływało to zbyt wielkie zamieszanie, poniewaŜ afgańscy męŜczyźni tłoczyli się, próbując podejrzeć coś przez drzwi. - Dosłownie spadali z rowerów! - dodał ktoś, siedzący przy innym stoliku. Tak właśnie mieszkańcy Kabulu opisują reakcję na kobiety zbytnio wyróŜniające się z tłumu. W czasie posiłku mówiłam Valowi i Surayi, Ŝe moim zdaniem wyjściowy plan „Piękna bez granic" ma wady. ZałoŜyliśmy, Ŝe będziemy opłacać zagranicznym fryzjerkom przelot do Afganistanu za kaŜdym razem, gdy miała się rozpocząć nauka, ale były to naprawdę wielkie koszty. Zdaje się, Ŝe wydaliśmy juŜ ponad 25 000 dolarów na bilety za nasze przeloty pierwszą klasą, a nie wiadomo, jak długo będziemy mogli zdobywać dotacje. Trudności, z jakimi spotkałam się na zajęciach z koloru, sprawiły, Ŝe zmieniłam zdanie - uznałam, Ŝe powinniśmy raczej szkolić afgańskie fryzjer-"" na nauczycielki niŜ sprowadzać takie z Zachodu. Zwłaszcza Ŝe ązał się z tym skomplikowany proces tłumaczenia, w czasie tórego trzeba było czasem wyjaśniać pojęcia nie mające odpo-edników w dari. Sama widziałam, Ŝe afgańskie fryzjerki umiały rzekazać waŜne informacje w zrozumiałych dla wszystkich czennic słowach. I chociaŜ ich koleŜanki z Zachodu mogły za-rezentować nowe, odlotowe style i techniki, faktem jest, Ŝe utejsza klientela nie była tym specjalnie zainteresowana. Powielałam równieŜ, iŜ moim zdaniem jedna osoba spośród pracow- 138 ników szkoły powinna być na stałe w Kabulu, aby utrzymać kontakt z naszymi tutejszymi poplecznikami i gospodarzem, Ministerstwem ds. Kobiet. Ale nie mogła to być Mary MacMakin, poniewaŜ ona była zbyt zajęta innymi przedsięwzięciami PARSA. Nie mógł to równieŜ być Noor, bo jemu nie wolno było nawet wejść do szkoły, gdy wewnątrz przebywały uczennice. - Chciałabyś więc zostać tu na stałe? - zapytała Suraya. - Myślałam o tym. Ale byłoby mi cięŜko; sama i do tego z dala od mojej mamy i dzieci. - Więc potrzebny ci mąŜ. - Val powiedział to tak swobodnie, jakby proponował mi kolejną sajgonkę. - Dopiero co pozbyłam się jednego - przypomniałam mu. - Nie sądzę, Ŝebym chciała następnego. - On ma rację, Debbie! Ty naprawdę potrzebujesz męŜa - wykrzyknęła Suraya. - Kobiecie, nawet kobiecie z Zachodu, cięŜko mieszkać tu samej. Potrzebujesz męŜa, by cię wspierał, podczas gdy ty wspierasz szkołę. Wzniosłam oczy do góry. - Chyba juŜ wiecie, Ŝe nie jestem dobra w wybieraniu męŜów. - śaden problem - powiedziała Suraya. - W tym kraju małŜeństwa są aranŜowane. Będziemy tylko musieli znaleźć ci odpowiedniego faceta. - Myślałam, Ŝe tylko pierwsze małŜeństwa są aranŜowane. Uśmiechnęła się. - PrzecieŜ to będzie twoje pierwsze małŜeństwo w Afganistanie. Odbyliśmy więc długą dyskusję, jakiego to męŜczyznę powinnam poślubić i zgodziliśmy się, Ŝe nie powinien to być ktoś z Zachodu. Tacy męŜczyźni albo przebywali w Afganistanie

Page 64: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

139 Szkoła piękności w Kabulu krótko, albo byli misjonarzami siedzącymi tu od dwudziestu lat, obarczonymi Ŝoną i trójką dzieci, albo teŜ alkoholikami pracującymi dla którejś z ambasad lub wielkich organizacji pozarządowych. CięŜko będzie teŜ znaleźć odpowiedniego Afgańczyka, poniewaŜ większość z nich pragnęła Ŝony, która byłaby słuŜalcza, robiła im kolacje, podawała herbatę i masowała stopy teściowej. Coś takiego nie wchodziło w grę. Niemniej jednak pod koniec wieczoru Suraya poprzysięgła, Ŝe znajdzie mi męŜa. I chociaŜ wszystko brzmiało jak jeden wielki Ŝart, co dziwne, wcale nie wydawało mi się takie bezsensowne. Afganistan był wspaniały, gdy przebywałam z moimi uczennicami lub przyjaciółmi, ale gdy oni szli do domu, czułam się samotna. Tamtejsza kultura mocno koncentruje się na rodzinie, a ja do Ŝadnej nie naleŜałam. Nie byłam teŜ częścią Ŝadnej duŜej organizacji pozarządowej, których pracownicy mieszkali razem w wielkich osiedlach i stawali się czymś w rodzaju rodziny. Pragnęłam zostać w Afganistanie na dłuŜej niŜ tylko kilka tygodni, kiedy trwały zajęcia. Nie byłam jednak pewna, czy dam sobie z tym radę sama. Dziewczyna nie mogła mieć więcej niŜ piętnaście lat. Na głowie miała brudny niebieski szal opadający strzępami na ramiona. Na policzku widniała otwarta rana. Wyciągnęła ręce, by bjąć mnie za szyję, a ja zapomniałam o wszystkich ostrzeŜe- !ach, Ŝe więźniarki mogą mieć wszy. - PomóŜ mi - wyszeptała, tuląc się do mnie. - Proszę, pomóŜ. Zwróciłam się do Surayi. - Za co ona tu siedzi? - 140 DEBORAH RODRIGUEZ $$$$*$ Po krótkiej rozmowie Suraya przetłumaczyła. - Była Ŝoną starego męŜczyzny, który ją bił, więc uciekła. Jej rodzice zgłosili na policję, Ŝe złamała przysięgę małŜeńską. O mój BoŜe, pomyślałam. Gdybym była Afganką, mnie takŜe zamknięto by za opuszczenie agresywnego męŜa. Suraya chciała napisać artykuł o kobietach osadzonych w afgańskich więzieniach. Przez jakiś czas pracowałam w więzieniu w Stanach, więc Minister ds. Kobiet załatwiła nam wizytę w kabulskim Welayat, więzieniu dla kobiet. Słyszałam tak wiele okropnych historii o tym miejscu, Ŝe trochę się denerwowałam. Cały czas zresztą borykałam się z problemami zdrowotnymi - „kabulskim kaszlem" wywoływanym przez unoszący się w powietrzu pył i kurz, a takŜe z ciągłymi problemami z Ŝołądkiem - i ludzie ostrzegali mnie przed złapaniem nowych dolegliwości w więzieniu. Pomyślałam, Ŝe mogłabym jakoś zadbać o włosy więźniarek, ale wówczas zaczęto mnie ostrzegać przed wszami. Nie mogłam znieść myśli o wszach. Zapakowałam więc wielkie pudło zestawów upominkowych, ofiarowanych nam parę miesięcy wcześniej przez Paul Mitchell; jeszcze w Michigan rozdałam tuziny takich torebek z upominkami moim klientkom, a takŜe kobietom działającym w organizacjach kościelnych i szkołom. Producent przygotował próbki produktów o działaniu leczniczym i upiększającym, wstąŜki do włosów i tym podobne, fajne dziewczęce drobiazgi. Wzięłam wystarczająco duŜo, by obdarować równieŜ straŜniczki, co powstrzymałoby je od okradania więźniarek. Eskortująca nas straŜniczka była ogromną kobietą o piersiach wielkości arbuzów. Nim wpuściła nas do środka, wskazała 141 Szkoła piękności w Kabulu moją torebkę. Oddałam ją z czarującym uśmiechem, którym miałam nadzieję utorować sobie drogę przez kolejną godzinę biurokratycznych utarczek. Zignorowała mnie, odwróciła torebkę do góry dnem, wysypała zawartość na ladę, a następnie wybrała dwie buteleczki lakieru do

Page 65: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

paznokci. Przyjrzała się im dokładnie i bez słowa odstawiła na półkę za swoimi plecami. Wkrótce wraz z Suraya podąŜałyśmy za nią korytarzem, który z kaŜdym krokiem stawał się ciemniejszy, zimniejszy i coraz bardziej wilgotny. Wreszcie zatrzymałyśmy się w jakimś pomieszczeniu, by spotkać się z pierwszą grupą więźniarek. Wydałam stłumiony okrzyk. NiewaŜne, jak straszne historie krąŜyły o tym więzieniu, i tak nie byłam przygotowana na podobny horror. Był to jeden z najgorszych dni w moim Ŝyciu, a przeŜyłam przecieŜ lalka naprawdę okropnych. Więzienie mieściło się w starym, ciemnym budynku o długich, wilgotnych korytarzach, a do kaŜdej maleńkiej celi wciśnięto pięć kobiet; w więzieniu, w którym pracowałam w Michigan, złodzieje i mordercy siedzieli w lepszych celach. Niektóre z kobiet usiłowały szyć na starych, zepsutych maszynach, z innymi w celach mieszkały dzieci, brudne, patrzą-e na nas martwym wzrokiem. Wielka straŜniczka kazała kobietom ustawić się w rzędzie; nagle nasze prezenty wydały mi się odraŜająco kiepskim Ŝartem. Kiedy tak stały przede mną, serce mi się krajało. Skórę znaczyły lm rany i zadrapania, włosy miały tłuste i zmierzwione, a spojrzenie ich oczu przypominało to, które widzi się u martwych zwierząt. Muszę powiedzieć, Ŝe mieszkańcy odwiedzanych przeze mnie w Indiach kolonii trędowatych wyglądali lepiej. Suraya 142 DEBORAH RODRIGUEZ *«»$ robiła notatki i tłumaczyła, a ja pytałam ją, za co kaŜda z kobiet trafiła do więzienia. Jedna była tu, poniewaŜ została zgwałcona. Inna dlatego, Ŝe ją zgwałcono, a mąŜ zabił gwałciciela. On równieŜ trafił do więzienia, ale jej wyrok był dłuŜszy. Kilka młodych dziewcząt uwięziono, gdyŜ próbowały uciec ze swoimi chłopakami. Kolejną osadzono dlatego, Ŝe zaszła w ciąŜę ze swoim chłopakiem, zanim rodzice zdąŜyli wydać ją za mąŜ za kogoś innego. Jeszcze inna trafiła tu, poniewaŜ próbowała zabić swojego szwagra. Jej mąŜ zmarł, a ona została w domu teścia. Szwagier bił jej syna, a ją gwałcił. W końcu, gdy spał, wylała na niego benzynę i podpaliła, ale nie zginął. Teść odwiedził ją w więzieniu i spytał, dlaczego to zrobiła. Gdy mu powiedziała, poszedł i zastrzelił syna leŜącego w szpitalnym łóŜku. Wszystkie historie były potworne, ale płacząca mi w ramię młoda dziewczyna - uwięziona, poniewaŜ uciekła od agresywnego męŜa - zupełnie mnie dobiła. Płakałam i płakałam, aŜ Sura-ya poczuła się niezręcznie. Wróciłam do szkoły i nadal płakałam. Uczennice zgromadziły się wokół mnie. - Co się stało, Debbie? - spytała, obejmując mnie Roshanna. Powiedziałam, Ŝe to dzielne kobiety Afganistanu, męŜnie znoszące wojny, małŜeństwa, do których są zmuszane, i wiele innych ograniczeń, zainspirowały mnie do opuszczenia agresywnego męŜa w Michigan. Powiedziałam takŜe, Ŝe zawdzięczam im wolność i za to juŜ zawsze będę je kochać. Nim skończyłam, wiele z nich równieŜ płakało. Sądzę, Ŝe właśnie wtedy stałam się dla 143 czennic autentyczna. Przestały widzieć mnie jako kolejną szczęśliwiającą innych na siłę Amerykankę, a raczej jako jedną nich. Wizyta w więzieniu uświadomiła mi równieŜ jak cenna i wy-ątkowa była nasza szkoła. Uczennice ubrane w niebieskie mundurki, zdobywające nowe umiejętności, stające się profesjonalistkami miały szansę na lepszą przyszłość. A przecieŜ równie dobrze mogłyby teraz cierpieć w więzieniu, zamknięte i pozbawione nadziei. ChociaŜ w kaŜdej chwili mogło się to zmienić. Kobiety nadal przecieŜ wysyłano do więzienia za posiadanie chłopaka lub porzucenie agresywnego męŜa. W szkole wszystko szło dobrze, ale Ŝycie w pensjonacie stawało się coraz cięŜsze. Głupi kogut, który z początku, jak mi się wydawało, dodawał pensjonatowi uroku, budził mnie kaŜdego cholernego ranka i to zwykle w chwilę po tym, jak wreszcie udało mi się ponownie

Page 66: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

zasnąć po nawoływaniach muezina. Posyłałam więc kogutowi mordercze spojrzenie, ilekroć go tylko widziałam. Któregoś dnia, szczególnie rozwścieczona, kazałam pensjonatowym straŜnikom, zwanym chowkidorami, przytrzymać go, a sama pomalowałam mu pazury na czerwono. Poza tym w pensjonacie brakowało gorącej wody, i to zawsze wtedy, gdy chciałam wziąć tysznic. Wreszcie któregoś sobotniego poranka, gdy w szkole ie było nikogo poza chowkidorami, poszłam się tam wykąpać, ydliłam się właśnie, gdy zobaczyłam pod prysznicem skorpiona. Podniosłam wrzask. Jeden z chowkidorów wpadł z karabinem gotowym do strzału, przekonany, Ŝe ktoś mnie zaatakował. Usiłowałam zasłonić się ręcznikiem, straŜnik krzyczał coś w dari rozglądał się za intruzem. Wreszcie zobaczył skorpiona i śmie- 144 jąc się, osunął się po ścianie. Potem wziął butelkę szamponu i po prostu zmiaŜdŜył wroga. Zimna woda i kogut to były jednak zaledwie drobne niedogodności. Gorszy był właściciel. Paskudny stary dziad, zmuszający swoją piętnastoletnią córkę do poślubienia czterdziestoparo-letniego męŜczyzny. Przyszły pan młody był bardzo bogaty, wykombinował bowiem, jak zgarnąć niezłą sumkę z napływających do Afganistanu dotacji i teraz był podobno wart miliony. W Kabulu panowało wówczas coś na kształt gorączki złota. Jeśli miałeś dobry pomysł na kant, mogłeś zbić fortunę. Właściciel pensjonatu był chciwy i chciał podczepić się pod bogatego faceta, nawet za cenę unieszczęśliwienia własnej córki. Ciągle znajdowałam ją zapłakaną w łazience, mówiła mi, Ŝe chce iść do szkoły, a nie wychodzić za mąŜ. Robiło mi się od tego niedobrze. Pensjonat stał się teŜ głównym miejscem imprez dla Afgań-czyków, którzy kiedyś mieszkali na Zachodzie. W salonie ciągle był tłum ludzi. Tańczyli, jedli lub rozmawiali, siedząc na tousha-kach, podając sobie półmiski z ryŜem i obtoczonym w cukrze haszyszem. Większość z nich nie chciała zawracać sobie głowy rozmowami ze mną, a właściciel ciągle usiłował zapędzić mnie lub którąś z pozostałych kobiet w jakiś ciemny kąt i naraić jednemu ze swoich przyjaciół. A większość z nich była tak samo odraŜająca jak on. Pewnego piątku odbywała się szczególnie huczna impreza. Wystroiłam się i zeszłam na dół. Starałam dobrze się bawić, a muszę zaznaczyć, Ŝe raczej nie naleŜę do ludzi, którzy nie wiedzą, jak to się robi. Ale pozornie przesiąknięci zachodnią kulturą Afgańczycy byli zamknięci jak zawsze. Staruch był pijany 145 Szkoła piękności w Kabulu i jeszcze bardziej obleśny niŜ zwykle. Przez chwilę rozmawiałam z jednym z jego przyjaciół, który nie był taką świnią jak pozostali. To był Ali, płowowłosy, czterdziestoparoletni Afgańczyk mieszkający w Niemczech. Nigdy do końca nie wiedziałam, jak zarabiał na Ŝycie, ale zawsze był dobrze ubrany i miał duŜo pieniędzy. A znał chyba wszystkich w mieście, ilekroć bowiem próbowałam wykombinować coś dla szkoły, Ali wiedział, jak to zrobić. Był czarujący i przystojny. MoŜe trochę nazbyt czarujący, jak na mój gust. W końcu poŜegnałam się z nim, opuściłam pensjonat i złapałam taksówkę, by pojechać do Roshanny. Gdy wróciłam, impreza wciąŜ trwała. Val i Suraya dołączyli do tłumu, ale ja tylko pomachałam do nich z daleka, przestępując nad leŜącym na podeście schodów pijanym Afgańczykiem. Tydzień później ktoś zaczął dobijać się do moich drzwi. Byłam juŜ w piŜamie i czytałam w łóŜku, więc tylko zawołałam: - Kto tam? - To my - odkrzyknęła Suraya. - Znaleźliśmy ci męŜa!

Page 67: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Gdzie? - Poznaliśmy go na imprezie w zeszły piątek, a potem spędziliśmy z nim dzień. Zejdź na dół! - Jest Afgańczykiem? - Tak! Chodź go poznać. OdłoŜyłam ksiąŜkę. - Oby to nie był ten facet, który zległ wtedy na podeście chodów. Słyszałam, jak szeptali coś za drzwiami, a potem Suraya się °ześmiała. - MoŜliwe, Ŝe to ten facet, ale teraz trzyma pion. 146 147 - Dajcie sobie spokój - powiedziałam. - Jest dla ciebie idealny - nalegała Suraya. - ZałóŜ coś seksownego i chodź tu! Wstałam więc z łóŜka, ubrałam się i zeszłam, by poznać Samera Mohammada Abdul Khana. Od razu rozpoznałam w nim faceta, który tydzień temu spił się do nieprzytomności i leŜał przy schodach. Mimo Ŝe teraz stał, nie zrobił na mnie duŜo lepszego wraŜenia. Miał czarne włosy i mały czarny wąsik, a policzek przecinała mu postrzępiona blizna. Z tą blizną i w bardzo ciemnych okularach wyglądał jak członek kolumbijskiej mafii. Miał na sobie czarne shalwar kammezy i zastanawiałam się, czy moŜe myśleć postępowo, skoro nosi tak tradycyjny strój. Gdy Suraya obwieściła, Ŝe wychodzimy, Samer, czy inaczej Sam, po prostu odwrócił się i wyszedł, nie przepuszczając mnie przodem. Nie zrobiło to na mnie dobrego wraŜenia, ale przynajmniej miałam szansę ocenić jego tyłeczek. Wyglądał w porządku, ale w tych workowatych ciuchach trudno było tak naprawdę ocenić. Zresztą nawet się nie przywitaliśmy. Wsiedliśmy do samochodu Sama - równieŜ czarnego - Ali usiadł z przodu, a ja, Val i Suraya z tyłu. Suraya przedstawiła mnie Samowi jako jego przyszłą Ŝonę, Ali przedstawił mi Sama jako przyszłego męŜa. Wszyscy śmiali się do rozpuku. Czułam się, jakbym była jedyna trzeźwa w towarzystwie mocno pijanych. Pojechaliśmy do tureckiej restauracji. Sam wskazał stojący z tyłu stolik i powiedział coś do kelnerów. Wkrótce przyszli z drewnianymi parawanami i rozstawili je wokół nas. Sam miał ciepłe brązowe oczy, które przypominały mi spojrzenie mojego ojca, ale nie patrzył na mnie. Uświadomiłam sobie nagle, Ŝe po prostu jest nieśmiały. A potem zaczęły się negocjacje. - Zastępuję matkę Dębie - powiedziała Syraya. - Co sądzisz o posagu, Sam? Uśmiechnął się i coś powiedział, ale Suraya stanowczo potrząsnęła głową. - Co powiedział? - zapytałam Alego. - Proponuje dwa wielbłądy. Suraya, mówiąc w dań, zaczęła czepiać się Sama. - Co ona teraz mówi? - dopytywałam się. - Mówi, Ŝe jesteś jej ukochaną córką i chce złota. DuŜo złota, jak równieŜ dom i samochód. Sam wyrzucił ręce do góry, jakby bronił się przed fizycznym atakiem. Kelnerzy przynieśli tymczasem pizzę i Sam podał kawałek Surayi. Potem długo mówił coś w dań.

Page 68: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Mówi, Ŝe bez problemu da złoto, ziemię i samochód - przekazał mi Ali, potem powiedział coś do Surayi i Sama. Wszyscy spojrzeli na mnie i roześmiali się. - Ali to zły człowiek. - Suraya poklepała mnie po ramieniu. - Powiedział, Ŝe muszę zgodzić się na mniej, bo nie jesteś dziewicą. Trwało to chyba godzinę. W tym czasie dowiedziałam się teŜ trochę o Samie. Był właścicielem firmy wiercącej studnie, z centralą w Kabulu, ale wraz z rodziną od dwudziestu siedmiu lat mieszkał w Arabii Saudyjskiej. Był jednym z uzbeckich mu-dŜahedinów, którzy wraz z generałem Dostumem - niesławnym afgańskim dowódcą - walczyli przeciwko rosyjskiemu okupantowi w czasie wojny. Mówił biegle po arabsku, turecku, uzbecku, Pashto i w dań. Znał teŜ dość dobrze hindi i parę słów w malaj- 148 skim, indonezyjskim i angielskim. Robienie interesów zaczął od sprzedaŜy piŜam pielgrzymom w Mekce. Był ode mnie dziesięć lat młodszy. Gdy zjedliśmy obiad, Sam zapytał, czy nie mielibyśmy ochoty wpaść do niego na herbatę. Władowaliśmy się więc z powrotem do samochodu i pojechaliśmy. W salonie Sam usiadł jak najdalej ode mnie. Tamci wciąŜ bawili się, prowadząc negocjacje dotyczące mojego posagu. Nikt mnie nawet nie zapytał, czego bym chciała, więc postanowiłam się wtrącić. - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak funkcjonują małŜeństwa na Zachodzie, ale ja nie zgodzę się na Ŝadne inne - powiedziałam Samowi. - Chcę zarówno kochanka, jak i partnera w pracy i Ŝyciu. Nie zamierzam siedzieć w domu i podawać ci herbaty. - Widuję takie Ŝony w telewizji i teŜ chciałbym taką mieć -powiedział Sam przez Surayę. - Nie chcę kobiety, która nie wychodzi z domu. - Nie będę ci prała, nie gotuję teŜ i nie sprzątam. Chcę zarabiać wystarczająco duŜo, by móc zapłacić komuś za wykonywanie tych prac. - A ja nie będę chodził z tobą na targ i załatwiał za ciebie Ŝadnych spraw. Najmę kogoś, by to robił. - Lepiej, Ŝebyś nie chciał dzieci. Ta fabryka jest juŜ zamknięta. Skrzywił się: - Jak mógłbym chcieć dzieci, skoro mam siedem córek? W tym momencie wtrąciła się Suraya, by potwierdzić, Ŝe owszem, ma Ŝonę i siedmioro dzieci w Arabii Saudyjskiej; w większości przypadków byłby to bardzo powaŜny powód do zerwania umowy. mQ&®®® Szkoła piękności w Kabulu 149 - Jesteście nienormalni - powiedziałam, ale zaraz mi wszystko iaśniła. To było zaaranŜowane małŜeństwo z kobietą, której ni- dy wcześniej nie spotkał. Przez pierwszych dziesięć dni po ślubie nawet nie znał jej imienia. Nie kochał jej, ale nie mógł się rozwieść, poniewaŜ wówczas zhańbiłby ją, a moŜe nawet pozbawił środków do Ŝycia, poniewaŜ rozwódkom zwykle odmawia się prawa powrotu do domu rodziców, a w tej kulturze z pewnością nie mogła wyjść do ludzi i poszukać pracy. Odmówiła opuszczenia Arabii Saudyjskiej, gdzie mieszkała z rodzicami, dali mu więc pozwolenie na wzięcie drugiej Ŝony. Z jego punktu widzenia, był wolny. Z mojego, wcześniejsza Ŝona i siedmioro dzieci oraz zbrojna przeszłość u boku wojskowego przywódcy, to było trochę za duŜo bagaŜu. Wtedy Sam, po raz pierwszy tego wieczoru, spojrzał mi pro- to w oczy. - Jeśli nie traktujesz tego powaŜnie, nie igraj z moimi uczu-iami. - PrzecieŜ dopiero cię poznałam! - Nie bierzesz tego na powaŜnie? - zapytał przez Surayę. - Nie wiem!

Page 69: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Bez słowa poszedł na górę do swojego pokoju i wrócił z ja- mś pakunkiem. Była to bela lawendowego jedwabiu wyszywa- ego w stokrotki i z mnóstwem cekinów. O takim rytuale w cza- zalotów jeszcze nie słyszałam - pewnie rodzina pana młode- powinna dać rodzinie panny młodej materiał na suknię ślub- %• Wtedy jednak jeszcze nie miałam o tym pojęcia. Siedziałam, zymając tę okropną, jarmarczną tkaninę na podołku i starając le wykombinować, co powinnam z nią zrobić, ale Suraya wy- zyknęła: - Pani Sam! 15o Tydzień później zdecydowaliśmy, ja, Val i Suraya, Ŝe mamy dość prowadzonego przez starucha pensjonatu. Cały czas mieliśmy problemy Ŝołądkowe i doszliśmy do wniosku, Ŝe mogą być skutkiem serwowanego przez starucha jedzenia - kebabów z mięsa kóz pasących się codziennie przed szpitalem, na śmietnisku pełnym medycznych odpadów. Poza tym Suraya wdała się w kłótnię z jednym z jego chowkidorów. Pensjonat robił nam pranie - taka była umowa, ale oczywiste było, Ŝe bieliznę kobiety piorą same. Suraya miała masę koronkowych rzeczy, które prała i wywieszała do wyschnięcia, przykrywając je kocem, by nikt ich nie widział. I pewnego dnia przyłapała jednego z chowkidorów, jak zagląda pod koc i wącha jej ciuszki. Gdy wspomnieliśmy Samowi, który teraz codziennie kręcił się w pobliŜu pensjonatu, Ŝe chcemy się przenieść, zaprosił nas, byśmy wprowadzili się do domu, który aktualnie wynajmował. Zatem Val i Suraya wprowadzili się do jednego pokoju, a ja do drugiego. I nagle Sam i ja niemal ciągle przebywaliśmy razem. Nie oznaczało to, Ŝe mogliśmy spędzać duŜo czasu na osobności. Randkowanie nie dotarło jeszcze do Afganistanu. Być moŜe za czasów króla ludzie chodzili na randki, ale zdaje się, Ŝe praktyka ta umarła wraz ze schyłkiem tamtej ery. Sam i ja niemal zawsze byliśmy w towarzystwie Surayi, Vala, Alego, Noora lub znajomego przemytnika diamentów, którego poznaliśmy w pensjonacie starucha. Gdyby zobaczono mnie sam na sam z Samem lub jakimkolwiek innym męŜczyzną, uznano by, Ŝe jestem prostytutką. Chodziliśmy zatem z Valem i Suraya na niezliczone pikniki albo do tureckiej restauracji, a zawsze towarzyszyły tym spotkaniom Ŝarty na temat mojego wychodzenia za 151 mąŜ za Sama. Val i Suraya cały czas udawali, Ŝe prowadzą negocjacje, zwykle bowiem rodzina panny młodej spędza całe miesiące na dobijaniu targu i ustalaniu szczegółów dotyczących posagu. Świetnie się w trakcie tych negocjacji bawiliśmy. Pewnego razu, gdy Suraya i Sam targowali się w tureckiej restauracji, śmiałam ię tak głośno, Ŝe aŜ zawstydziłam Sama. Obok siedziała spora Tupka Afgańczyków, którzy zaczęli się gapić. Wtedy Sam pod-zedł do nich i powiedział, Ŝe jestem generałem z międzynarodo-ch sił pokojowych; dał im do zrozumienia, Ŝe nie naleŜy spo-ziewać się po mnie poprawnego zachowania. Wszyscy traktowali nas tak, jakby zaręczyny były juŜ ogło-zone, ale ja wciąŜ zastanawiałam się, czy biorą to na powaŜnie. Sam przychodził codziennie przed budynek ministerstwa, by spotkać się ze mną pod czujnym okiem chowkidorów. Co wieczór byliśmy razem, ale zawsze w otoczeniu ludzi, mieszkających w jego domu; Sam postanowił przekształcić go w pensjonat, więc ojawiło się więcej ludzi wynajmujących tam pokoje. Co jakiś zas udawało nam się skraść parę minut sam na sam, ale było to o pewnego stopnia stresujące, poniewaŜ on nie mówił po anielsku a ja w dań. Gdy nikogo nie było w pobliŜu, zakradałam ię do niego do biura, ale często kończyło się to tak, Ŝe tylko obserwowałam, jak stawia na komputerze pasjansa. UwaŜałam, Ŝe est przystojny. Zdawało mi się teŜ, Ŝe ma poczucie humoru, poniewaŜ śmiał się szczerze, a wszyscy Afgańczycy śmiali się wraz z nim. Nie sądziłam, Ŝe

Page 70: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

istnieje jakaś ukryta, nieprzyjemna, mroczna strona jego charakteru, poniewaŜ widywałam go zarów-, gdy wychodził ze znajomymi, jak i gdy zajmował się interesami w swoim biurze. Jego nastrój nigdy nie zmieniał się gwał- 152 townie. Nawet jeśli nie byłam zakochana, to z dnia na dzień lubiłam go coraz bardziej. Wszyscy pozostali zachowywali się tak, jakbyśmy mieli się lada chwila pobrać. Przystałam na to. Któregoś dnia Ali zakomunikował mi, Ŝe zabiera się za papierkową robotę, niezbędną, byśmy mogli się z Samem pobrać, i zabrał mnie do jakiegoś budynku, by zrobiono mi zdjęcie i pobrano odciski palców. W kilka dni później Val i Suraya kazali mi się ubrać, wyjaśniając, Ŝe idziemy spotkać się z sędzią w sprawie małŜeństwa. Sam miał na sobie ciemne shalwar kameezy, ja róŜową haftowaną sukienkę i szal, które dała mi Suraya; uwaŜała, iŜ Ŝadne z moich ubrań nie są wystarczająco ładne. Ali teŜ się z nami wybrał. Pojechaliśmy do starego, brudnego, trzypiętrowego budynku. W środku było ciemno, bo tego dnia wyłączono prąd. Zaglądałam do wszystkich mijanych przez nas pokoi i zdawało mi się, Ŝe w kaŜdym widzę pijących herbatę męŜczyzn; niektórzy siedzieli na podłodze. Wreszcie dotarliśmy do gabinetu sędziego i usiedliśmy na starej, wysiedzianej kanapie, nasze tyłki nieledwie dotykały podłogi. Przy stole siedział męŜczyzną w szarym turbanie i z siwą brodą -wywnioskowałam, Ŝe musi to być sędzia - po obu jego stronach siedzieli, popijając herbatę, inni męŜczyźni. Wszyscy posyłali mi zaciekawione spojrzenia. Gdy podeszliśmy do sędziego, ten przesuwając palec wzdłuŜ tekstu dokładnie przeczytał wszystkie rozłoŜone przez Alego dokumenty. Potem popatrywał na mnie i na zdjęcie. Powiedział coś do jednego z siedzących u jego boku męŜczyzn, a ten pokręcił głową. Wreszcie sędzia powiedział do mnie przez Surayę: - Jeszcze nigdy nie mieliśmy tu obcokrajowca. 153 PowaŜnie pokiwałam głową. Czułam się wyzywająco róŜowa w tym ciemnym, ponurym pokoju. - Czy jest pani stanu wolnego? - Tak. - A skąd mamy wiedzieć, Ŝe jest pani stanu wolnego? Musi pani przynieść z ambasady amerykańskiej potwierdzający to dokument. -Ambasada nie ma pojęcia, czy jestem stanu wolnego, czy nie! Sędzia wyłowił z kieszeni papierosa. - No cóŜ. My potrzebujemy jakiegoś dowodu. W jednej chwili wpadłam na pomysł i przekopałam torebkę w poszukiwaniu paszportu. Wskazałam wizę, na której napisano „pojedynczy wjazd", co oznaczało, Ŝe wolno mi było wjechać do kraju tylko raz. - Tu jest wyraźnie napisane „pojedyncze". Sędzia pokazał to Surayi. Potwierdziła. Postukał papierosem w blat stołu. - W Afganistanie kobieta nie moŜe rozwieść się z męŜem. Czy pani o tym wie? - To Ŝaden problem - powiedziałam. - Jeśli mi się nie spodoba, po prostu go zostawię. Nie wiem, czy Suraya wiernie przetłumaczyła moje słowa, ale sędzia wyraźnie je zaakceptował. - W takim razie w porządku. Proszę powtarzać za mną. I powtarzałam. Nagłe uświadomiłam sobie, Ŝe dokonuję oto nika-khat - prawnej ceremonii, która sprawia, Ŝe stajemy się mę-Zern i Ŝoną. Zastanawiałam się, jak to moŜliwe, Ŝe wychodzę za kogoś, z kim nie mogę nawet porozmawiać, ale powtarzałam sło-

Page 71: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

154 wa sędziego. W kilka minut było po wszystkim. Nikt nie powiedział: „Teraz pan młody moŜe pocałować pannę młodą", po prostu odwróciliśmy się powoli w stronę wyjścia z pokoju na długi korytarz; poślubieni zaledwie dwadzieścia dni po tym, jak się poznaliśmy. PoniewaŜ wcześniej juŜ zaplanowaliśmy na ten wieczór imprezę z okazji urodzin Vala, Surayi i moich, zatrzymaliśmy się po drodze, by kupić tradycyjne słodycze, które rozdaje się na weselach, a potem zajrzeliśmy do szkoły, by powiedzieć o wszystkim uczennicom. Były zachwycone, a Roshanna uściskała mnie z taką siłą, Ŝe o mało się nie przewróciłam. - Teraz naprawdę jesteś Afganką. Sam zaczął traktować Vala i Surayę jako teścia i teściową. RozwaŜałam najgorszy scenariusz: wrócę do Stanów i nikomu nie powiem, Ŝe wyszłam za mąŜ, problem polegał na tym, Ŝe nigdy nie mogłabym wrócić do Afganistanu. Chciałam jednak chociaŜ przez jakiś czas utrzymać małŜeństwo w tajemnicy. Nie zamierzałam mówić rodzinie i przyjaciołom w Michigan, Ŝe po raz kolejny jestem męŜatką, bo większość moich związków nie trwała dłuŜej, niŜ Ŝyje złota rybka. Nie chciałam teŜ, by wieść rozeszła się po Kabulu. W pobliŜu kręciła się masa reporterów, poniewaŜ szykowaliśmy się do wypuszczenia pierwszych absolwentek szkoły, a nie wyobraŜałam sobie, by moja mama, babcia i synowie dowiedzieli się o małŜeństwie z gazet lub telewizji. Zatem wszystko pozostało bez zmian, przynajmniej na zewnątrz. Dzieliłam pokój z Anisą, a Sam pozostał w swoim. Gdy 155 Szkoła piękności w Kabulu spotykaliśmy się u niego w salonie lub gdzieś w restauracji, ograniczaliśmy się do tęsknych spojrzeń. Parę razy wykorzystaliśmy fakt, Ŝe nikogo nie było w domu i pozwoliliśmy sobie na rozkosznie sekretny seks. I chociaŜ podobał mi się ten nagły skok w małŜeństwo, wciąŜ planowałam wrócić do Michigan miesiąc po zakończeniu zajęć. MoŜe będę na przemian dwa miesiące w Afganistanie - i w małŜeństwie - i trzy w domu, Ŝyjąc swoim dawnym Ŝyciem. Szczerze mówiąc nie miałam zbyt wiele czasu na zastanawia-ie się, czy poślubiłam kolejnego dziwaka, bo zbliŜał się dzień ęczenia dyplomów. Wszyscy organizatorzy szkoły fryzjersko-osmetycznej chcieli uczynić z tego największą imprezę dla grupy kobiet, jaką do tej pory widziano w Afganistanie. Zgłosiłam się na ochotnika, Ŝe wszystko zaplanuję; naiwnie sądziłam, Ŝe załatwienie wszystkiego nie zajmie mi więcej niŜ trzy dni. Myliłam się. Dwóch dni potrzebowałam na znalezienie miejsca, które pomieściłoby dwieście osób wraz z prasą. Chcieliśmy zaprosić wszystkich urzędujących w mieście dygnitarzy, ale ci nie pojawiali się nigdzie, jeśli nie zapewniono im bezpieczeństwa. Sprawdzałam więc jedno miejsce za drugim, ale zawsze był jakiś problem: za małe, zbyt brudne, kiepska dzielnica, za drogie. W końcu pomyślałam, Ŝe odpowiednia mogłaby być turecka restauracja, w której Val i Suraya dobijali targu w sprawie mojego posagu. Sam i Suraya poszli ze mną wszystko wynegocjować. Po-tern jedyne, co musiałam zrobić, to zaprosić gości. W Holland w Michigan nie byłoby to nic wielkiego, tyle Ŝe w Holland nie zapraszałabym na przyjęcie prezydenta. Chcieli- 156

Page 72: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

śmy zaprosić wszystkich waŜnych ludzi w mieście, ale ja przecieŜ nie obracałam się w tym towarzystwie. Nie znałam nawet imion tych ludzi. Zrobiłam więc listę, która wyglądała mniej więcej tak: Prezydent Karzai i jego ludzie; Minister spraw zagranicznych i jego ludzie; Minister ds. kobiet i jej ludzie; Minister HadŜ dla kobiet (islamski minister do spraw kobiet - bardzo waŜny); Minister transportu; Głównodowodzący Amerykańskich Międzynarodowych Sił Pokojowych; Ambasadorzy: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanady, Holandii, Niemiec i Turcji i ich ludzie; Generał Haltoon, jedyna kobieta w Afganistanie nosząca stopień generała. Gdybym była w Holland, znalazłabym adresy tych ludzi i wysłała zaproszenia pocztą. Ale w Afganistanie nie istniała Ŝadna poczta. Nie było nawet jak wyszukać adresów, bo większość kabulskich ulic nie miała nazw! Ja, Sam, Roshanna i Suraya stworzyliśmy w końcu prowizoryczny plan miasta, wskazujący osiedla, w których moŜna było znaleźć większość z wyŜej wymienionych gości. Pewnego dnia, ubrana w najbardziej konserwatywny strój, jaki miałam, i owinięta szczelnie niczym zamorska przesyłka, wyruszyłam, by osobiście doręczyć odręcznie napisane zaproszenia. Wszędzie witali mnie uzbrojeni straŜnicy, którzy nie rozwaŜali nawet, czy mnie wpuścić, skoro nie byłam umówiona. Poza tym musiałam wydawać się im podejrzana, bo nie znałam nawet imion niektórych z zapraszanych dygnitarzy. Zostawiałam 3HSM3H»*» Szkoła piękności w Kabulu 157 więc zaproszenia straŜnikom, ale na wszelki wypadek prosiłam o numery telefonów do asystenta kaŜdego z polityków. Minęły trzy dni, a nikt nie oddzwonił. Obdzwoniłam wszystkich asystentów i okazało się, Ŝe Ŝaden nie dostał zaproszenia. Okutałam się więc po raz kolejny i wyruszyłam, by je ponownie dostarczyć. Dwa dni przed przyjęciem usiłowałam telefonicznie ustalić, kto będzie, ale siadły linie telefoniczne w całym mieście. Kolejny raz przewędrowałam po wszystkich osiedlach, prosząc o krótkie spotkania z asystentami, wreszcie, mając poczucie zwycięstwa, wróciłam do szkoły. Wyglądało na to, Ŝe frekwencja będzie niesamowita i pojawią się niektórzy z najbardziej znanych ludzi w mieście. Dziewczęta były tak podekscytowane, Ŝe rozwaŜałam, czy nie zabrać im noŜyczek. Nadszedł wielki dzień i w szkole zapanowało istne pandemonium. Wszystkie uczennice i instruktorki szykowały się do przyjęcia. Biegały w tę i z powrotem z włosami nawiniętymi na zielone lub róŜowe wałki, robiły sobie nawzajem maldjaŜ i przyldejały sztuczne rzęsy. Wchodzący ledwie mogli oddychać z powodu unoszącego się w powietrzu pudru i lakieru do włosów. Umalowałam się szybko i wybiegłam z budynku na długo przed pozostałymi, by upewnić się, Ŝe w tureckiej restauracji wszystko jest gotowe. Okazało się, Ŝe nic nie jest. Więc w pełnym paradnym stroju - a mówię tu o złotoróŜowym stroju w stylu PundŜabi - złotych szpilkach, z włosami utrefionymi niebywale wysoko i z rzęsami przypominającymi motyle skrzydła, zaczęłam przesuwać stoły. Kiedy wreszcie udało mi się je odpowiednio ustawić, przybył szef ochrony ambasadora Holandii. Rozejrzał się dookoła stwierdził, Ŝe miejsce jest nieodpowiednie - stoły stały za blisko 158 DEBORAH RODRIGUEZ «®«$

Page 73: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

okien, a waŜni ludzie nie siadają przy oknach, w obawie, Ŝe ktoś moŜe próbować do nich strzelać. Przesunęłam więc je w drugi koniec sali, ale takŜe nie był zadowolony. Tym razem z lokalu. Restauracja nie miała tylnego wyjścia, a co by było, gdyby ambasadorzy i ich ludzie chcieli się szybko wycofać? Budynki po obu stronach restauracji takŜe stały za blisko i były zbyt wysokie, co sprawiało, Ŝe snajper mógłby ustawić się na górze i tylko czekać, aŜ pojawi się dobry cel. I gdzie się podziewali ochroniarze? No właśnie, gdzie byli ci cholerni ochroniarze? Sam przyjechał akurat w chwili, gdy wydzierałam się na właściciela restauracji. Sądziłam, Ŝe zorganizował dodatkową ochronę, a on sądził, Ŝe ja się tym zajęłam. Jeśli lokal nie będzie otoczony ochroniarzami, Ŝaden z dygnitarzy nie wysiądzie z samochodu. Na szczęście Sam przyjaźnił się z komendantem tureckich sił pokojowych, który był tak miły, Ŝe przysłał trzydziestu Ŝołnierzy; przybyli zaledwie parę minut przed gośćmi. Muzycy zaczęli grać, a my podawać drinki - bezalkoholowe oczywiście - i dokładnie w chwili, gdy wpadałam w panikę, Ŝe uczennice z pewnością zostały porwane, weszły na salę dostojnym krokiem niczym parada debiutantek z lat pięćdziesiątych. To była olśniewająca uroczystość. W połowie wieczoru pani generał Haltoon zapytała, czy mogłaby wygłosić mowę. - Pozdrawiam was moje siostry! - zawołała, stojąc na środku sali. - Stoję tu dziś dumna, Ŝe mogę nazwać was siostrami, poniewaŜ dzięki waszej cięŜkiej pracy i wytrwałości moŜemy stworzyć dla Afganistanu jaśniejszą, piękniejszą przyszłość! To był wspaniały wieczór. Rozglądałam się po sali, a szczególną radość sprawiał mi widok wszystkich tych kobiet i męz' 159 czyzn przebywających razem i czerpiących z tego radość. Poza pensjonatem u starucha nie widziałam właściwie Ŝadnych spotkań przedstawicieli obojga płci. Goście zaczęli powoli wychodzić. Poczułam wielką ochotę, by zatańczyć. Pociągnęłam kilka uczennic za ręce, chcąc tak właśnie uczcić to wspaniałe wydarzenie, ale wszystkie się odsunęły. I to są te same dziewczyny, które tańczyły jak kobiety z haremu, gdy skończyłyśmy pracę szkole! Chwyciłam Topekai za ręce i poprosiłam do tańca. Topekai była szczególną dla mnie uczennicą - pierwszą, któ-a załapała teorię kolorów - wyróŜniała się teŜ pod innymi zględami: jej rodzina była wprawdzie biedna i jak wiele innych ciekła przed wojnami do Pakistanu, ale jej szwagier wcześniej wyemigrował do Stanów i sumiennie przesyłał pieniądze, więc nigdy nie było im tak źle, jak wielu pozostałym uczennicom, dy wrócili do Afganistanu, szwagier przesłał wystarczająco uŜo pieniędzy, by umoŜliwi ć jej męŜowi rozkręcenie własnej ziałalności gospodarczej, polegającej na sprzedaŜy drewna opa-owego. Gdy Topekai spędzała długie godziny w szkole, kocha-ący mąŜ zajmował się dziećmi, a nawet robił pranie. Zawsze zdawała mi się tak silna i spokojna, sądziłam więc, Ŝe nie czuje się tak związana restrykcjami kulturowymi jak pozostałe uczen-ice. Gdy poprosiłam ją do tańca, spojrzała powaŜnie na męŜa, ten pokiwał głową. Zatańczyłyśmy, ale zachowując się skrom-e- Mimo to zgromadził się wokół nas milczący krąg widzów, Policzki Topekai poróŜowiały. Gdybym wiedziała wówczas to, > wiem teraz, nigdy nie poprosiłabym jej do tańca. Był to bo-em nietakt. Szkoda, Ŝe nie było obok Surayi, powiedziałaby x. Ŝe przekraczamy waŜną granicę. MąŜ Topekai wyraził zgodę 160 nie dlatego, Ŝe pochwalał taniec Ŝony na oczach innych męŜczyzn. W rzeczywistości był tym ogromnie zawstydzony. Zgodził się, poniewaŜ nie chciał wprawiać mnie w zakłopotanie i dlatego, Ŝe pomogłam jego Ŝonie zdobyć umiejętności, których potrzebowała, by prowadzić intratną działalność w czasie, gdy jego firma walczyła o przetrwanie.

Page 74: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Zrozumiałam to jednak dopiero później. Tamtej nocy byłam jedynie ogromnie podekscytowana i przepełniona wielkimi nadziejami. Zostałam do późna i robiłam, co w mojej mocy, by oczarować wszystkich dygnitarzy. Wcześniej tego dnia dzwonili z ambasady amerykańskiej, by wyrazić Ŝal, Ŝe nie będą obecni, ale pojawiło się zagroŜenie ze strony terrorystów. Ja nawet nie pomyślałam o swoim bezpieczeństwie. Wymieniałam spojrzenia z nieznajomym przystojniakiem, który był moim męŜem, i nie mogłam się juŜ doczekać najbliŜszych dni, kiedy to większość Amerykanów odjedzie do domu, kiedy nie będzie dziennikarzy i kiedy będziemy mogli wreszcie skosztować naszego nowego wspólnego Ŝycia w atmosferze prywatności. Byłam tak szczęśliwa, Ŝe dopóki nie dotarłam do domu i nie zrzuciłam z nóg złotych szpilek, nie zdawałam sobie nawet sprawy, Ŝe krwawią mi stopy. X rzeszłam przez drzwi zwęglonego domu, kuląc ramiona, by nie ubrudzić się sadzą. Nie było Ŝadnych wewnętrznych ścian, tylko ledwie widoczne w mroku poszarpane i ostre kształty. Listopadowe powietrze było zimne i cięŜkie od dymu. Promień latarki oświetlił dziurę w suficie, docierając aŜ do strychu. Nadepnęłam na coś, co chrupnęło i wyskoczyło spod mojej stopy. Mama schyliła się. Była to jedna z moich starych lalek. - Nie przejmuj się kochanie! - powiedziała, jakbym nadal miała sześć lat. - Pewnie uda nam się ją oczyścić. Próbowała zetrzeć z jej twarzy sadzę, ale widziałam, Ŝe celuloidowe policzki są popękane. Czułam się tak, jakbym wciąŜ była w Afganistanie, a nie z powrotem w Michigan. Kilka tygodni wcześniej poszłam z afgańskim przyjacielem popatrzeć na dom opuszczony przez jego rodzinę w czasie wojen. Wszędzie pierzchały przed nami szczury i nawet w wewnętrznych ścianach ziały wielkie dziury po pociskach. Trud- 164 no było uwierzyć, Ŝe to był kiedyś budynek mieszkalny, a przecieŜ przyjaciel mówił, Ŝe niegdyś był to jeden z najświetniejszych domów w Kabulu. Gdy przechodziliśmy z pokoju do pokoju pokazał mi, gdzie stał stół, przy którym jedli ostatni wspólny posiłek, gdzie stała naleŜąca do jego ojca piękna szafka z Nuristanu, w której trzymał swoją kolekcję monet. Wszystko to zniknęło. Nie umiałam sobie wówczas wyobrazić tego rodzaju straty, ale teraz zaczynałam rozumieć, jak się czuje człowiek, kiedy jego dom rodzinny idzie z dymem. W zgliszczach nie było najmniejszych nawet oznak naszego wcześniejszego wspólnego Ŝycia. Gdzie było krzesło mojego ojca? Umarł ponad rok temu, ale mama pilnowała, by jego krzesło stało w tym samym miejscu. A gdzie się podziała szafka, w której przechowywaliśmy świąteczne ozdoby? Minęło zaledwie parę dni od wręczenia dyplomów w szkole i tydzień od ślubu z Samem. Ledwie mieliśmy czas poznać się jako mąŜ i Ŝona, gdy dostałam od mamy maila z informacją o poŜarze i następnego dnia wyruszyłam do Michigan. Mama wprowadziła się juŜ do chatki nad brzegiem jeziora Ma-catawa, którą wynajęłam po rozwodzie z kaznodzieją. To był dom moich marzeń. Mały, niebieski bungalow z gankiem, z którego był widok na pływające kaczki. Brakowało jedynie białego płotka. Idealne miejsce dla mnie, mojej mamy i synów, w którym mogliśmy się pozbierać po tragedii, jaką był poŜar. Mama cierpiała najbardziej. Po paru dniach wróciłam z nią do pracy i widziałam, Ŝe z trudem panuje nad sobą, by nie płakać przy klientkach. Przy kaŜdym głośniejszym dźwięku podskakiwała i coraz częściej zapominała, co ma robić. Ogień pochłonął jej wszystkie piękne ubrania i przez wiele tygodni chodziła w cudzych, obszernych swetrach i spodniach. 0®ifc&®® Szkoła piękności w Kabulu \ 55

Page 75: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Mimo Ŝe niewiele jeszcze znałam Sama, bardzo za nim tęskniłam. Dzwoniliśmy do siebie i w minutę wykorzystywaliśmy wszystkie słowa, które kaŜde z nas znało w języku tego drugiego. - Witaj, kocham cię, tęsknię za tobą, do widzenia, do zobacze nia wkrótce! Gdy mieliśmy więcej do powiedzenia, dzwoniłam do Surayi, ona do Sama i organizowaliśmy trzyosobową rozmowę z udziałem tłumacza. Sam musiał wrócić do Arabii Saudyjskiej, by rozwiązać jakieś problemy dotyczące rodzinnego interesu. Zanim się z tym uporał, nadeszła pora hadŜi, kiedy to setki tysięcy bogobojnych muzułmanów pielgrzymują do Mekki. Zdobycie biletu na samolot do Kabulu było niemoŜliwe, poniewaŜ wszystkie miejsca od miesięcy były juŜ zarezerwowane, tak więc utknął ze swoją rodziną: rodzicami, braćmi i ich rodzinami oraz swoją pierwszą Ŝoną i dziećmi. Powiedział mi jednak przez Surayę, Ŝe cały czas o mnie myśli. - Nigdy dotąd nie kochałem kobiety - powiedział. - To zła rzecz cała ta miłość. Czuję przez nią ból w piersi. Ale czasem w trakcie rozmów słyszałam w tle płacz dzieci, ja-~'eś kobiece głosy i znów się denerwowałam, Ŝe poślubiłam niewła-ciwego męŜczyznę. Takiego, który ma inną Ŝonę i dzieci. Czułam ię jak kochanka, nie jak Ŝona. Nie było to uczucie przyjemne. Sam wyjaśnił, Ŝe nie powiedział jeszcze o mnie swojej rodzinie, bo reprezentowałam trzy znienawidzone przez jego rodziców rzeczy: byłam Amerykanką, chrześcijanką i fryzjerką. Nie chciał tez jeszcze bardziej pogarszać Ŝycia swojej pierwszej Ŝony; jego rodzice uwaŜali, Ŝe jest bezwartościowa, poniewaŜ nie urodziła mu syna, i traktowali ją jak słuŜącą. Mogliby być dla niej nawet bar-ZJej okrutni, gdyby zaczęli mieć nadzieję, Ŝe druga Ŝona moŜe 166 urodzić mu syna. Powiedział, Ŝe juŜ zaczęli stawać się podejrzliwi ze względu na telefony, zwłaszcza Ŝe słyszeli mój głos dobiegający ze słuchawki. Sam wyjaśnił im, Ŝe prowadzi jakieś negocjacje z ambasadą amerykańską w Kabulu. Moja mama teŜ zrobiła się podejrzliwa, zwłaszcza Ŝe raz zadzwonił jeden z przyjaciół Sama, który całkiem dobrze mówił po angielsku, i zostawił wiadomość, bym zadzwoniła rano do męŜa. - O czym on mówi? - zapytała mama. Gorączkowo szukałam wiarygodnego kłamstwa. - W dań to samo słowo oznacza „męŜa" i „przyjaciela" - po wiedziałam wreszcie. - Afgańczycy zwykle sądzą, Ŝe po angielsku jest tak samo. Mogłam juŜ wówczas powiedzieć jej całą prawdę o małŜeństwie, ale nie zrobiłam tego. Nadal nie chciałam, by ktokolwiek wiedział. Nie byłam pewna, czy wychodząc za mąŜ za Sama, nie popełniłam największego błędu swojego Ŝycia. A moŜe po prostu kolejny największy błąd? A poza tym zaczynałam czuć się całkiem dobrze w Michigan. Tęskniłam wprawdzie za Samem, ale wspaniale było znaleźć się znów wśród znajomych i rodziny. Moje dzieci dobrze sobie radziły, a ja mieszkałam w wymarzonym domu. Klientki, dowiedziawszy się o moim powrocie, zaczęły tłumnie wracać do salonu, miałam więc pieniądze. A kiedy zapytałam, na jak długo mogę wyjechać, zanim ze mnie całkiem zrezygnują i znajdą nową fryzjerkę, powiedziały, Ŝe poradzą sobie beze mnie najwyŜej dwa miesiące. Zanim się zorientowałam, upłynęły trzy miesiące w Michigan. Sądziłam, Ŝe to idealny układ: trzy miesiące w Stanach, w mojej chatce i z moimi bliskimi, dwa w Afganistanie z sekretnym męŜem i ciągłym zaangaŜowaniem w szkołę fryzjersko-kosmetycz- 167

Page 76: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

ną. Ale po jakimś czasie zaczęłam się niepokoić o powrót do Afganistanu. Jeśli ktoś z organizatorów nie wróci, i to szybko, efektem naszej cięŜkiej pracy, by zebrać fundusze, zbudować szkołę i zaopatrzyć ją w produkty, będzie pomoc tylko tym dwudziestu dziewczętom, które niedawno ją ukończyły. Wiedziałam, Ŝe kolejne setki czekają na przyjęcie. Kręciły się w pobliŜu i błagały o miejsce w następnej grupie. Miałam równieŜ świadomość, Ŝe nowe budynki w Kabulu nie pozostawały zbyt długo puste, bez względu na to, do kogo naleŜały. Noor poinformował mnie, Ŝe nie ma juŜ Ŝadnych pieniędzy i Ŝe w Ministerstwie ds. Kobiet zaczęto narzekać na niezapłacone rachunki. Pozostali organizatorzy mówili, Ŝe w Nowym Jorku teŜ nie ma juŜ pieniędzy. Ktoś musiał więc wrócić i upewnić się, Ŝe utrzymamy szkołę, dopóki nie zdobędziemy dalszych funduszy. Nie miałam wątpliwości, Ŝe tym kimś będę ja. Wreszcie powiedziałam o tym mamie, a ona tylko się uśmiechnęła. - Wszyscy wiedzieliśmy, Ŝe zaraz będziesz chciała wracać. Wystawiłam więc na samochodzie tabliczkę z napisem: „Na sprzedaŜ" i zawarłam umowę z byłym męŜem, Ŝe zapłaci mi za moją cześć naszego domu. Mając te pieniądze i datki od klientek oszłam zaszaleć w sklepach, robiąc zakupy dla szkoły. Kupiłam arby, utleniacze, walki do trwałej, grzebienie i szczotki, butle la- eru, folie i głowy manekinów. Prawie całą walizkę wypakowałam eczami, których niezmiernie brakowało mi w Kabulu, czyli dezodo- antami, tamponami, mokrymi chusteczkami i taśmą izolacyjną. kolejną załadowałam woskiem: ponad dwudziestoma kilograma- i, wiedząc, Ŝe będzie to prawdziwy przebój wśród panien mło- ych oraz kobiet z Zachodu, które chciałyby być wydepilowane. iałam nadzieję, Ŝe mogłybyśmy zarabiać, przyjmując klientki 168 169 w przyszkolnym salonie, i starczyłoby na opłacenie rachunków, przynajmniej do czasu zdobycia innych funduszy. Większość moich ubrań nie była wystarczająco skromna jak na Afganistan, gdzie damska odzieŜ musi zasłaniać pupę i ramiona, więc je zostawiłam. Zapakowałam za to kolekcję pluszowych Ŝab, które przez lata dostawałam od ojca, jak równieŜ ulubioną poduszkę, parę butelek te-qiuli i mieszanki do robienia margarity. Czyli wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Wysiadłam z samolotu w Islamabadzie i stanęłam naprzeciw znanego mi juŜ morza ludzi. Było to ciemne morze. Wydawało się, iŜ stanowili je głównie męŜczyźni w ciemnych marynarkach, gdzieniegdzie tylko widać było przybrudzone białe turbany i białe czapeczki modlitewne. Po drobnych przepychankach tłum rozdzielał się w długie szeregi, przechodzące przez obsługę celną. Kiedy wreszcie wynurzyłam się po drugiej stronie, zaangaŜowałam dwóch męŜczyzn do niesienia moich sześciu walizek, a następnie ruszyłam w stronę poczekalni. Przyjrzałam się wielu brodatym twarzom, aŜ wreszcie znalazłam tę, której szukałam. Był to zaprzyjaźniony przemytnik diamentów poznany jeszcze w Kabulu, w pensjonacie u obleśnego starucha. Czekał na mnie z wetkniętym pod ramię tomikiem poezji. Kumplowanie się z przemytnikiem moŜe wydawać się dziwne, ale w czasie trwających wiele lat wojen wielu Afgańczyków szmuglo-wało najwaŜniejsze rzeczy, by przetrwać.

Page 77: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Zarówno Sam, jak i ja nie znaliśmy go zbyt długo, ale polubiliśmy bardzo. Był wówczas bogaty. Przynajmniej raz w tygodniu przychodził do pensjonatu z cia- stem i drogą whisky, by świętować swoje urodziny, a po kilku szklaneczkach całą noc nucił afgańskie, miłosne ballady. Val i Suraya przez jakiś czas rozwaŜali, czy mnie za niego nie wydać, ale miał juŜ trzy Ŝony i nie znał ani słowa po angielsku. Był właścicielem dwóch domów w Pakistanie - jednego w Islamabadzie i jednego w Pesza-warze; teraz jednak miał kłopoty finansowe, bo w Iranie skonfiskowano jeden z jego ładunków diamentów. Niemniej jednak był niezwykle szczodry, troszcząc się o mnie podczas mojego pobytu w Islamabadzie. Był typowym afgańskim gospodarzem, który traktuje gościa, a szczególnie Ŝonę przyjaciela, jak ukochaną siostrę. Zabrał mnie do pięknego, starego pensjonatu i nalegał, bym pozwoliła mu zapłacić rachunki. Do czasu podjęcia decyzji, jaką drogą dostać się do Kabulu, przydzielił mi opiekuna, przystojnego męŜczyznę, który znał angielski. Nie sądzę, aby Fahim, mój opiekun, spędził wcześniej trochę czasu sam na sam z kobietą, dlatego pewnie wkrótce był juŜ we mnie w pewnym sensie zadurzony. Nadal zdarza mu się do mnie dzwonić, gdy jest po paru drinkach. Po kilku dniach sprawdzania cen przelotów do Kabulu, postanowiłam podróŜować drogą lądową. Mimo Ŝe sprzedałam samochód - pieniądze za dom miałam dostać dopiero za jakiś czas - nie zostało mi zbyt wiele gotówki, zwłaszcza Ŝe kupiłam bilet lotniczy i zapasy dla szkoły. Prawdę mówiąc, miałam marne 300 dolarów, za które musiałam dostać się do Kabulu. Przyleciałam do Islamabadu, sądząc, e taniej będzie stąd dotrzeć do Kabulu jednym ze specjalnych lotów a pracowników organizacji pozarządowych. Kosztowałoby to zaleje 100 dolarów, a ja kwalifikowałam się jako wolontariuszka działająca w PARSA. Ale dowiedziałam się, Ŝe wolno mi zabrać tylko oko-0 dwudziestu kilogramów bagaŜu, a ja miałam przynajmniej dziesięć 170 razy tyle. Tak więc przelot kosztowałby mnie setki dolarów, a kolejne setki poszłyby na opłatę za nadbagaŜ. W końcu uznałam, Ŝe jedyny sposób, by przetransportować do Kabulu mnie, mój wosk, lokówki, pluszowe Ŝaby i teąuilę, to podróŜ samochodem. Przejazd z Pakistanu do Afganistanu moŜe wydawać się łatwy, ale oznaczało to, Ŝe będę musiała podróŜować przez Khyber Pass. Jest to wąska przełęcz w górach Hindukusz, od wieków wykorzystywana przez podróŜnych. LeŜy jednak tak daleko od ośrodków władzy jakiegokolwiek państwa, Ŝe zawsze słynęła z dzikości i bezprawia. PodróŜ tym przejściem moŜe być niebezpieczna dla kaŜdego, ale dla Amerykanki podróŜującej bez męŜa szczególnie. Przemytnik diamentów poświęcił kilka dni, aby dobrać dla mnie eskortę. Gdy zajmował się tym w Peszawarze, Fahim - moja przystojna niańka - eskortował mnie na zakupy i lunch. Któregoś dnia, gdy siedzieliśmy w restauracji, ktoś zadzwonił do niego na komórkę. Po kilku minutach rozmowy Fahim powiedział, Ŝe przemytnik diamentów - a nazywał go HadŜi, co jest honorowym tytułem dla kaŜdego, kto odbył w porze hadŜi pielgrzymkę do Mekki - mówi, Ŝe musimy się pospieszyć i ruszać. - Czy znalazł kogoś, kto zabierze mnie do Przejścia? Fahim przecząco pokręcił głową. - śona HadŜiego potrzebuje winogron. Musimy iść na rynek. RozwaŜałam to przez chwilę. Poznałam Ŝony HadŜiego, poza nimi w domu mieszkało jeszcze parę innych kobiet. Solidnych, krzepkich. - Co się stało? CzyŜby wszystkie połamały nogi? - zapytałam. Potrząsnął przecząco głową. - Nie, nie, nie. Ale nie wolno im wyjść z domu.

Page 78: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

171 Byłam tym zszokowana. To ja przejechałam sama niemal pół świata i szykowałam się do przeprawy przez Khyber Pass, jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na ziemi, tymczasem Ŝona HadŜiego dzwoniła do niego do Peszawaru, skąd on dzwonił z powrotem do Islamabadu, do Fahima, by ten poszedł na targ i kupił jej winogron. Ciekawe, co ci wszyscy ludzie muszą o mnie myśleć. Przemytnik diamentów zawiózł mnie w końcu do leŜącego jakieś 110 km od granicy z Afganistanem, Peszawaru i zostawił pod opieką kogoś, kim naprawdę pogardzałam: starego, poznanego jeszcze w Kabulu taliba. WyróŜniał się tym, Ŝe obmacywał zarówno kobiety, jak i męŜczyzn, gdy tylko było to moŜliwe. Jeśli Sam i ja chcieliśmy zaŜartować z któregoś z naszych przyjaciół, upewnialiśmy się, Ŝe osoba ta stanie tuŜ koło tego faceta na przyjęciu. W Kabulu nie tylko bardzo swobodnie zachowywał się pod względem seksualnym, ale w dodatku pił na umór. Ale tu był poboŜny i surowy dla wszystkich swoich domowników. Powitał mnie w swojej posiadłości, będącej jednym z największych domów, jakie w Ŝyciu widziałam, następnie wskazał owiniętą ciemnym szalem, kręcącą się gdzieś z tyłu kobietę. - Spójrz na moją starą Ŝonę - powiedział, głaszcząc się po brodzie. Zawsze głaskał się po brodzie w odraŜający sposób. - Potrzebuję ładnej i młodej Ŝony, moŜe Amerykanki jak ty. Zakłopotana zdjęłam z głowy chustę. Gdy tylko męŜczyzna opuścił pokój, jedna z jego Ŝon podeszła i zarzuciła mi szal z po-otem na głowę. Po raz pierwszy spotkałam się z tym, Ŝe kobiety musiały być zasłonięte nawet w domu. Miałam nadzieję, Ŝe wyjadę juŜ następnego dnia, ale stary ta-ub codziennie powtarzał: 172 - Jutro, jutro. Skończyło się na tym, Ŝe spędzałam duŜo czasu z jego kobietami. Niektóre były równie odpychające co staruch; jego siostra wciąŜ brała rzeczy z mojej walizki i udawała, Ŝe to prezent ode mnie. „Dostała" w ten sposób moją lampkę do czytania w podróŜy i parę butów. Ale pozostałe kobiety były po prostu smutne. Miały okropnie nudne Ŝycie: gotowały, sprzątały, a resztę czasu spędzały w przeznaczonej dla nich części domu, malując sobie henną dłonie i stopy. Zanim wyjechałam, pokryta byłam taką ilością henny, Ŝe czułam się jak jakiś cyrkowy dziwoląg. Gdy miały pewność, Ŝe nikt ich nie słyszy, pytały, jak mogą wydostać się z Pakistanu. Jedna z córek powiedziała mi, Ŝe została zmuszona do poślubienia męŜczyzny, który mieszka w Londynie i przyjeŜdŜa do niej co dwa lata, tylko po to, by począć dziecko. Kolejna wyznała, Ŝe bardzo chciałaby uczyć się tak jak jej brat. Zanim ojciec zmusił ją do małŜeństwa, chciała studiować medycynę. Ale wiedziała, Ŝe nawet gdyby ukończyła studia, ojciec i tak nie wypuściłby jej z domu. Mdliło mnie na myśl, Ŝe dla tej dziewczyny nie ma innej przyszłości niŜ zamknięcie w domu i co najwaŜniejsze, ona o tym dobrze wie. Pewnego dnia jeden z zadufanych braci gospodarza próbował wciągnąć mnie w dyskusję o wartościach Wschodu kontra wartości Zachodu. - Nasze kobiety są szczęśliwe - przekonywał. - Niech pani na nie spojrzy. Nie Ŝyją w stresie i napięciu jak kobiety na Zachodzie. To był jedyny raz, kiedy ktoś próbował dyskutować ze mną na taki temat. Nie chciałam rzucać mu wyzwania w jego własnym domu, ale myślałam sobie: - Hej, kolego, twoja Ŝona właśnie włoŜy- $-##<$« Szkoła piękności w Kabulu 173 ła mi do kieszeni liścik informujący o tym, jak jest nieszczęśliwa! Jedynym powodem, dla którego z tobą zostaje, jest fakt, Ŝe trzymasz ją w pozłacanej klatce. Wreszcie stary powiedział, Ŝe zorganizował dla mnie przejazd przez Khyber Pass. Miał mnie zabrać jego zięć, ale za całkiem wygórowaną cenę. Chciałam zadzwonić do Sama i zapytać, czy cena jest uczciwa, czy moŜe raczej powinnam się targować, ale stary nie wyraził

Page 79: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

zgody na telefon. Miałam przeczucie, Ŝe nie chciał, bym rozmawiała z Samem, poniewaŜ ten wściekłby się na tak bardzo nieafgańskie traktowanie gościa. Przemytnik diamentów nawet nie pomyślałby o wzięciu ode mnie najmniejszej opłaty, nawet gdyby miał najgorszy dzień z moŜliwych, ale tak bardzo chciałam wydostać się z tego domu, Ŝe zrobiłabym niemal wszystko. Powiedziałam więc staremu, Ŝe przyjmuję propozycję. Nazajutrz zięć podjechał pod dom duŜym białym samochodem i krzyknął na słuŜących, by ładowali moje walizki. Wynieśli je z pokoju, zanim zdąŜyłam zapakować ulubioną poduszkę. Wyszłam więc, niosąc ją wetkniętą pod pachę. Zięć powiedział, Ŝe mam załoŜyła czarczaf, w stylu nindŜa - widać było tylko oczy - i nie wolno mi się odzywać przez najbliŜsze osiem godzin. Nie wolno mi było w Ŝaden sposób zdradzić się, Ŝe jestem cudzoziemką. Wyruszyliśmy w stronę Khyber Pass, zostawiając za sobą miasto. Ruch na trasie stawał się coraz większy, a droga była coraz bardziej stroma i wyboista. Góry zdawały się patrzeć na nas spode iba. Minęliśmy jedną z tak przeze mnie uwielbianych jaskrawo pomalowanych, podzwaniających cięŜarówek. Te wozy, przypominające furgonetki lodziarzy, kaŜdy kawałek powierzchni mają pomalowany, wyłoŜony lusterkami, ozdobiony frędzelkami i cudacznie 174 udekorowany w iście karnawałowym stylu, a dostarczają wszelakiego rodzaju towary. Ta leŜała przewrócona na poboczu. Zięć pocił się, mimo Ŝe na zewnątrz wirował śnieg. - Nie odzywaj się - powiedział. - Nawet na nikogo nie patrz. To tutaj bezpieczni są talibowie, handlarze opium, tutaj spokojnie Ŝyją bandyci. Tu nie panuje Ŝadne prawo. Ani afgańskie, ani pakistańskie. W pewnym miejscu przejście zwęŜało się do około dwunastu metrów, a zaraz potem był odcinek drogi, wzdłuŜ którego po obu stronach ciągnęły się sklepy. Doszłam do wniosku, Ŝe wystarczyłoby mieć odpowiednio duŜo pieniędzy, a moŜna by pewnie kupić nawet bombę atomową. Wreszcie dotarliśmy do granicy. Oczekiwałam czegoś podobnego do granicy między Stanami i Kanadą - przyjemnej budeczki, z której pytają cię, jaki jest cel pobytu i jak długo planujesz tu zabawić. Nigdy jednak, no, moŜe w filmach katastroficznych, w których ludzie uciekają przed powodzią lub erupcją wulkanu z całym dobytkiem zarzuconym na plecy albo grzbiet prowadzonego na sznurku osła, nie widziałam granicy takiej jak ta. Musieliśmy zaparkować samochód i wysiąść. Podczas gdy ja zapadałam się w błoto w moich szpilkach - nikt nie uprzedził, Ŝe będę musiała iść pieszo - przez tłum przedzierał się do nas malutki chłopczyk z taczką. WłoŜyliśmy do niej wszystkie moje walizki, a chłopiec obwiązał taczkę liną. Zięć szedł przede mną i musiałam się mocno spręŜać, by nadąŜyć. Z kaŜdym krokiem zapadałam się po kostki w błoto i z trudem je wyciągałam, cały czas mając nadzieję, Ŝe nie zgubię butów. Gdybym musiała się schylić, Ŝeby je wyciągnąć, pewnie zostałabym zadeptana. Bałam się równieŜ, Ŝe gdybym spuściła z oka mojego ^#0000 Szkoła piękności w Kabulu 175 przewodnika, zgubiłabym go wśród tych wszystkich ciemnych marynarek i turbanów. Wreszcie dotarliśmy do punktu kontrolnego, gdzie straŜnik poprosił o mój paszport. Podałam go, nie odzywając się ani słowem. Spojrzał i aŜ uniósł brwi ze zdziwienia. - Nie wolno pani tu przebywać bez uzbrojonego ochroniarza! - ogłosił. - Tu jest bardzo niebezpiecznie. - Ale juŜ tu jestem. - Powinna pani mieć uzbrojonego ochroniarza.

Page 80: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Przepraszam. - Oczy miałam cały czas spuszczone. - Następnym razem będę przestrzegać zasad. Pokiwał na mnie paszportem. - Czy to naprawdę pani? Nadal zasłonięta tak, Ŝe widać mi było jedynie oczy, twierdząco pokiwałam głową. Podstemplował mój paszport i chwiejnym krokiem ruszyłam przed siebie, do Afganistanu. Zięć starucha zniknął, na szczęście udało mi się znaleźć taksówkę, która zabrała mnie do Kabulu. Siedziało w niej juŜ trzech męŜczyzn, ale kierowca posłusznie załadował moje walizki i powiedział, by tamci się przesunęli i zrobili mi miejsce. Przez następne pięć godzin, cały czas mając zakrytą twarz i głowę i nie mówiąc ani słowa, siedziałam wciśnięta w drzwi samochodu. Coraz bardziej marzyłam o toalecie i w pewnej chwili zasygnalizowałam kierowcy, Ŝe chcę się zatrzymać; przystanął wreszcie przy jakimś obskurnym barze dla kierowców. Pomijając drobną stłuczkę z innym samochodem, podróŜ przebiegała spokojnie. śadnych bandytów, snajperów, talibów polujących na nas w swoich białych jeepach. Gdy wjechaliśmy do Kabulu i zaczęłam rozpoznawać znajome widoki, ściągnęłam z gło- wy zasłonę i zapaliłam papierosa. To zdumienie na twarzach jadących ze mną męŜczyzn! Po prostu musiałam się roześmiać. Taksówka podrzuciła mnie pod naleŜący do Sama pensjonat. Nie wiedziałam, kogo tam zastanę, ale juŜ po chwili w drzwiach pojawił się Ali ubrany jak sezonowy pracownik restauracji Fridays w Stanach. Wybiegł, by pomóc mi wyładować bagaŜe. Afgańczycy nie przywykli do kobiet rzucających im się w objęcia, pomyślałam jednak, Ŝe Ali jest juŜ całkiem pod silnym wpływem zachodniej kultury i po prostu nie mogłam się powstrzymać. Odwzajemnił mój uścisk, a następnie pomógł mi się rozgościć. Przyniósł herbatę i mieszankę kruchych ciasteczek na jednym z pięknych turkusowych talerzyków pochodzących z maleńkiej wioski Istalif, połoŜonej wysoko nad Kabulem. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy aŜ do zachodu słońca. - Dobrze, Ŝe wróciłaś - powiedział. Piwny kolor jego oczu bar dzo przypominał odcień herbaty, która ogrzewała moją dłoń. - Te raz jest jak w domu. Uśmiechnęłam się. - Ja teŜ czuję się jak w domu. - Chciałabyś zadzwonić do męŜa? - Wstukał kilka cyferek na swojej komórce i uśmiechnął się szeroko, gdy Sam odebrał. Z przeciwległego końca pokoju nie mogłam dokładnie słyszeć słów, zresztą i tak bym ich nie zrozumiała, słyszałam jednak jego zawadiacki ton głosu. Ali podał mi komórkę i słuchał, jak wyczerpuje się nasza lista znanych obojgu słów. Potem powiedziałam Alemu, Ŝeby zapytał Sama, kiedy wróci. Usłyszałam szybko wypowiadane słowa i Ali przecząco potrząsnął głową; Samowi nadal nie udało się zarezerwować miejsca na powrotny lot do Kabulu, mimo Ŝe codziennie szedł na lotnisko i stał w kolejce, mając nadzieję, iŜ któ- ś z pielgrzymów postanowi zostać dłuŜej i zwolni swoje miejsce, iorąc jednak pod uwagę jeden lot dziennie i około trzydziestu ty-ięcy hadŜi czekających, szanse były marne. - Salaam Aleicheml - zwróciłam się do zaskoczonej kobiety wa- ącej w klawisze starej maszyny do pisania. Następnie podałam jej próbkę Ŝelu do układania włosów i ruszyłam dalej wzdłuŜ korytarza do następnego biura. Wkrótce po powrocie postawiłam sobie za cel krąŜenie po Ministerstwie ds. Kobiet, by pokazać wszystkim, Ŝe wróciłam i szykuję się do ponownego otwarcia szkoły. Następnie spędziliśmy z Noorem dwa dni, przeprowadzając wywiady z kandydatkami. Jedną z pierwszych kobiet, które przyszły, była Baseera, wciąŜ nosząca burkę. Nie poznałam jej,

Page 81: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

dopóki nie zarzuciła okrycia za głowę i nie zobaczyłam tych przepięknych zielonych oczu. - Witaj z powrotem w Afganistanie - powiedziała po angiel sku, bardzo z siebie dumna. Byłam zachwycona, Ŝe ją znowu widzę. Powiedziałam Nooro-% Ŝe juŜ znam jej historię. - Jeśli o mnie chodzi, juŜ jest przyjęta - powiedziałam. Pozostałe kobiety były w wieku od czternastu do czterdziestu ośmiu lat. Niektóre wyeliminowałam natychmiast. Garstkę naprawdę uroczych dziewcząt poniŜej osiemnastego roku Ŝycia poinformowałam od razu, Ŝe nie będziemy nawet rozwaŜać ich kandydatur. Stwierdziłam, Ŝe powinny pójść do szkoły wyŜszej i zdobyć szelką moŜliwą edukację. Patrzyły na mnie wielkimi, smutnymi, obwiedzionymi czarną kreską oczami, a ja błagałam Noora, by wy- •&$«?«>& 178 DEBORAH RODRIGUEZ tłumaczył, Ŝe próbuję wyświadczyć im przysługę. Z tego samego powodu chciałam odmówić pewnej osiemnastolatce, ale zaczęła szlochać i opowiadać swoją historię, a była tak nieśmiała, Ŝe cały czas zasłaniała usta. Powiedziała, Ŝe jej ojca zabili talibowie i głową rodziny został brat. Nie umiała czytać ani pisać, bo brat nie pozwolił jej uczęszczać do zwykłej szkoły, dał jednak pozwolenie na szkołę fryzjersko-kosmetyczną. Od razu zdecydowałam się ją przyjąć, mimo Ŝe nie pasowała do profilu kobiet, które, jak ustaliliśmy, skorzystałyby ze szkoły najwięcej. Nie interesowało mnie, czy coś juŜ umiała albo czy okaŜe się najgorszą fryzjerką w mieście. Liczyło się jedynie, Ŝe jej historia chwyciła mnie za serce, a tylko w ten sposób mogłam jej pomóc. Było zresztą wiele takich przejmujących historii. Jak zawsze. Kolejna młoda dziewczyna miała około dwudziestu lat. Jej matka zmarła, a ojcu mina oderwała nogi. Teraz to ona była jedynym Ŝywicielem rodziny. JakŜe mogłam jej nie przyjąć? Do drugiej klasy, która miała rozpocząć zajęcia na początku marca 2004 roku, wybraliśmy w końcu dwadzieścia siedem kobiet. Powiedzieliśmy wszystkim, z którymi rozmawialiśmy, Ŝe wywiesimy listę przyjętych na drzwiach szkoły. Pomyślałam, Ŝe będę mogła ukrywać się tego dnia na zapleczu, poniewaŜ i tak czekało nas duŜo sprzątania, i nie będę musiała przeŜywać rozczarowania tych, które się nie dostały. Potem jednak Noor wszedł do szkoły, a wszystkie pięćdziesiąt kobiet pospieszyło za nim. Był to tłum kipiący silnymi emocjami. Niektóre tańczyły w euforii, a inne albo płakały, albo chodziły za mną krok w krok, wciąŜ próbując przekonać mnie w języku, którego nie rozumiałam. Gdybyśmy mieli pieniądze, przyjęłabym wszystkie. KaŜda z nich wyraźnie potrze- 179 bowala takiej szansy. Nie wiedziałam jednak, czy mamy wystarczająco duŜo pieniędzy dla tych dwudziestu siedmiu, które właśnie braliśmy. Kiedy wreszcie wieczorem dotarłam do domu, czułam się kropnie. Cały czas prześladowały mnie smutne twarze. Jedyne, a co miałam ochotę, to zaszyć się z ksiąŜką w łóŜku i wypić jed-ą lub dwie margarity. Ale gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam sie-zącą na kanapie młodą, najwyŜej czternastoletnią dziewczynę. Na mój widok poderwała się na równe nogi, przewracając fili Ŝankę herbaty, którą postawiła na oparciu. Pochyliła się i zaczęła wycierać kałuŜę swoją chustą. W tej samej chwili z góry zbiegł Ali. Sprawiał wraŜenie zaniepokojonego, ale przeszedł przez pokój, by wziąć ode mnie pudełko, które niosłam. - To moja siostrzenica - powiedział. - Ma na imię Hama. - Powiedz, Ŝeby nie przejmowała się herbatą.

Page 82: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Podejdź - zawołał do dziewczyny. Podeszła i stanęła obok niego z lekko pochyloną głową, a jej ładne, kasztanowe włosy wysunęły się spod spinki i opadały na twarz. Posłała mi radosne spojrzenie za tych loków, a następnie wyciągnęła dłoń i uścisnęła moją rękę. Dziewczyna była maleńka i miała proporcjonalnie maleńkie dłonie z paznokietkami wielko-'ci łez. - Pozwól pomalować sobie paznokcie! - Udawałam, Ŝe przesu-am po nich pędzelkiem, a ona się roześmiała. - Chciała podjąć naukę w twojej klasie, ale jej nie przyjęłaś -owiedział Ali z wyrzutem. - Mówiłem ci, Ŝe przyjdzie w dniu wy- adów. Nie pamiętałam tego, ale i tak potrząsnęłam głową. 180 - Ona jest za młoda, Ali. Powinna być w zwykłej szkole. - Ma dwadzieścia lat - powiedział. - Jej ojciec jest zbyt chory, by pracować. Matka równieŜ choruje. Opiekowałem się nią, ale ona chce iść do twojej szkoły. - Nie ma dwudziestu lat! - Ma - upierał się, ale nie chciał spojrzeć mi w oczy. Ujęłam w dłoń podbródek dziewczyny. - Ile lat? - zapytałam. Udało mi się nauczyć choć tyle w dań. Hama wyciągnęła jedną dłoń z rozłoŜonymi palcami, potem drugą, a potem jeszcze raz pierwszą. Potrząsnęłam głową. - Ali, piętnaście to za mało. Powiedz jej, Ŝeby poszła do zwykłej szkoły. Przeniosła spojrzenie na Alego, a potem złapała mnie za rękę. Skrzywiła jasną twarzyczkę i rozpłakała się. - Proszę - powiedziała. - Proszę, szkoła fryzjerek. Przeczesałam palcami jej włosy i poprawiłam spinkę, a potem wytarłam łzy nadgarstkiem. Była tak młoda, Ŝe nie zdziwiłabym się, gdyby wciąŜ bawiła się lalkami. Jeśli oczywiście je miała. Niemniej jednak nie mogłam nalegać, by spędziła kolejne trzy lata, dojrzewając. Wydawała się tak zdesperowana, Ŝe zastanawiałam się, czy ma w ogóle szanse na jeszcze trzy lata dorastania. Powiedziałam więc: - MoŜe. Zapaliłam papierosa, a potem machałam zapałką w powietrzu, by ją zgasić, ale nadal się paliła. Przytknęłam ją więc do kropelki, ®&®®®® Szkoła piękności w Kabulu 181 która utworzyła się na spoconym kieliszku margarity i patrzyłam, jak z sykiem dogasa. Uniosłam kieliszek, by skubnąć okruszek soli osiadłej na brzegu i zauwaŜyłam, Ŝe Sam obserwuje mnie z przeciwległego krańca pokoju. Wyraz pogardy w jego oczach był jednoznaczny. - Nie myśl, Ŝe zrezygnuję z moich koktajli tylko dlatego, Ŝe nagle stałeś się taki wierzący - wymamrotałam do siebie pod nosem i wyszłam z pokoju. Sam wrócił wreszcie do Kabulu. Tak zawzięcie kłócił się na lotnisku w Arabii Saudyjskiej, Ŝe pozwolono mu lecieć w kabinie pilotów. PrzeŜyliśmy więc radosne ponowne zjednoczenie, ale stres następnych kilku tygodni zabił całą tę radość. Po pierwsze, z Arabii wrócił męŜczyzna zupełnie inny niŜ ten, którego poślubiłam. Gdy go poznałam, był imprezowym gościem, zawsze pierwszym do wznoszenia toastów i opowiadania dowcipów. Za długo widać pozostawał pod wpływem wszystkich tych pielgrzymów w Mekce, bo teraz modlił się pięć razy dziennie i patrzył na mnie wilkiem, ilekroć widział, Ŝe piję lub palę. Było to trochę straszne, ale Roshanna zapewniła mnie, Ŝe wszyscy hadŜi zachowują się tak po powrocie i Ŝe raczej nie potrwa to długo. Poza tym były jeszcze inne bardzo powaŜne problemy. Podczas

Page 83: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

jego nieobecności partner osuszył firmowe konto i wyjechał z kraju, złodzieje rozkradli część sprzętu, a trzech pracowników porwano. Próbował więc ratować swoją firmę w tym samym czasie, gdy ja usiłowałam ponownie otworzyć szkołę. Odmienne oczekiwania, jakie mieliśmy wobec MałŜeństwa, wkrótce przerodziły się w wielkie bariery. Wiedziałam, Ŝe tylko ogromna cierpliwość pozwoli nam uporać się z tymi Problemami. śadne z nas jednak nie miało jej zbyt wiele. 182 Naprawdę nie mogłam się doczekać chwili, kiedy będę miała Sama po swojej stronie, borykając się z przygotowaniami do rozpoczęcia zajęć z drugą grupą uczennic. Zawsze był zwolennikiem szkoły, ale obecna jego draŜliwość powodowała, Ŝe nie miałam w nim wsparcia. Coraz trudniej było teŜ kontaktować się z Ministerstwem ds. Kobiet. Asystentka pani minister wciąŜ pytała, czy otrzymałam juŜ fundusze. Zapewniałam ją w kółko, Ŝe na pewno lada dzień je otrzymam, a ona wypytywała, czemu to tak długo trwa. Na szczęście nie przyciskała mnie zbyt mocno w tej kwestii. Topekai i trzy najlepsze uczennice z pierwszej klasy przychodziły codziennie, Ŝeby mi pomóc. Byłam im wdzięczna, ale jednocześnie czułam się strasznie, bo nie mogłam im płacić. WciąŜ powtarzały: - Nie ma problemu, nie ma problemu - ale wiedziałam, Ŝe desperacko potrzebują pensji. Zaraz po nadejściu funduszy zamierzałam zatrudnić je jako nauczycielki, ale z Nowego Jorku nie docierały ani wieści o nowych dotacjach, ani Ŝadne pieniądze. W akcie desperacji poprosiłam jedną z kobiet pracujących w Kabulu dla organizacji pozarządowej, aby rozgłosiła, Ŝe strzygę w salonie naleŜącym do szkoły i wkrótce zaczęli się schodzić klienci. Pomogło mi to dać Topekai i dziewczętom trochę pieniędzy, ale z pewnością było to za mało, by finansować zajęcia w szkole. Dziewczęta widziały, Ŝe się martwię, i często słyszałam, jak rozmawiają o mnie ściszonymi głosami. Pewnego dnia wszystkie przyszły do szkoły z dumnymi minami, niosąc wypchane do granic moŜliwości torby. Posadziły mnie przy jednym ze stanowisk fryzjerskich, a następnie zaczęły wyciągać pięknie haftowane serwetki, fartuchy i poszewki na poduszki. Zrobiły to wszystko same, wieczorami. $#«««& Szkoła piękności w Kabulu 183 - Sprzedaj to - powiedziała Topekai. - Wykorzystaj pieniądze a szkołę. Rozpłakałam się. To ja przyjeŜdŜam do Afganistanu, Ŝeby im omóc, a okazuje się, Ŝe jestem tak biedna, Ŝe one sprzedają swo-e robótki, by mi pomóc. Jedynym moim pocieszeniem w tym trudnym okresie była Ha-ma, która zawsze kręciła się w pobliŜu domu, gdy wracałam z pracy. Tylko ona miała dla mnie uśmiech, bo Sam wciąŜ szalał z niepokoju o firmę i porwanych pracowników. Ich krewni pojawiali się u nas co kilka dni, by sprawdzić, czy wiemy coś o ich bliskich, ale nie mieliśmy Ŝadnych informacji. Sam dzwonił do najróŜniejszych urzędników, tyle Ŝe nikt chyba o tych męŜczyzn nie dbał. Dom był teŜ pełen róŜnych innych ludzi i zaczynało mnie to doprowadzać o szału. Ali miał u nas pokój i jakimś sposobem przejął odpowie-zialność za wynajmowanie pozostałych; w jednym ulokował na-et siedmioosobową rodzinę. Resztę gości stanowili męŜczyźni, tórzy co noc długo balowali. Nie podobało mi się teŜ, jak patrzy-i na Hamę. Ona takŜe nie była z tego zadowolona. Gdy zaczyna-i pić, dosłownie mnie nie odstępowała - nie mogłam iść bez niej awet do toalety. Aby odsunąć ją od męŜczyzn, zabrałam ją końcu do swojego pokoju. Siadała mi na kolanach i zarzucała rę-e na szyję, jakby była małym, przeraŜonym dzieckiem. Naklania-am ją do zejścia z kolan, grałyśmy w gry i malowałyśmy paznok-ie u stóp, byle tylko zapomnieć o męŜczyznach.

Page 84: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Ale trudno było o nich zapomnieć. Gdy przebywałam poza szkołą, widziałam jedynie męŜczyzn. PoniewaŜ pierwszy raz nie mieszkalam z ludźmi przybyłymi tu z Zachodu, zwłaszcza z kobietami, zaczęłam czuć się boleśnie osamotniona. Codziennie szłam do 184 85 ministerstwa zdając sobie sprawę z tego, Ŝe jestem jedną z niewielu kobiet na ulicy. Miałam wraŜenie, Ŝe inne znajdujące się poza domem kobiety były jak liście, niezauwaŜalnie niesione wiatrem przez ulice. Topekai i pozostałe dziewczęta ktoś zawsze podwoził do pracy, a wychodziły punktualnie o trzeciej trzydzieści, na długo przed zachodem słońca. Ja często zostawałam dłuŜej, by kogoś ostrzyc lub posprzątać. Jeśli wychodziłam po zmroku, byłam jedyną kobietą na ulicy. MęŜczyźni zauwaŜali to równie szybko i gapili się na mnie. Rankami skarŜyłam się na to Topekai. - Zaczynam myśleć o tym miejscu jako o MęŜczystanie, nie Afganistanie - powiedziałam. - W powietrzu jest o wiele za duŜo testosteronu. Spojrzała na mnie uwaŜnie swoimi ciemnymi, bystrymi oczami. - Nie rozumiem. - To... - Machnęłam ręką w kierunku świata za oknem. - To jest MęŜczystan, nie Afganistan. - Tak! - Zrozumienie malowało się na jej twarzy jak światło wpadające przez okno. - Bardzo MęŜczystan. Pewnego wieczoru powiedziałam dobranoc straŜnikom przy ministerstwie, uszłam pół przecznicy dalej i nagle otoczyło mnie pięciu młodych męŜczyzn. Próbowali powiedzieć parę słów po francusku, potem po angielsku, ale ich zignorowałam i szłam dalej ze spuszczoną głową. W pewnej chwili dwóch złapało mnie za ręce. Rozejrzałam się, czy w pobliŜu jest ktoś, kto mógłby mi pomóc, ale nie było akurat nikogo. Tylko samochody, rzucające snopy światła z przednich reflektorów. Nikt nie przyjdzie mi na ratunek. Na szczęście na wypadek talcich właśnie sytuacji szkolono mnie w więzieniu w Stanach, więc całkiem łatwo wyrwałam się z ich ścisku. Zaczęli wtedy krzyczeć i popychać mnie w stronę bramy 'ednego z zamkniętych osiedli i wiedziałam, Ŝe muszę działać zybko albo będę miała powaŜne kłopoty. Wysłałam cały swój gniew wzdłuŜ ramienia do pięści i uderzyłam jednego z nich w splot słoneczny z taką siłą, Ŝe wywalił się jak długi. I wrzeszczałam - wykrzykiwałam wszystkie przekleństwa w dań, których uczyły mnie moje dziewczęta. Napastnicy odsunęli się, a potem zatrzymali. Jeden się roześmiał. Nie chciałam dać im czasu na przegrupowanie, więc ruszyłam na nich. Odwrócili się i pobiegli za róg, nie zdąŜywszy zobaczyć, jak potykam się o kamień i wpadam do rynsztoka. Gdy wróciłam do domu, Sam i Ali popatrzyli na moją podartą spódnicę, na siniak na twarzy i gówno, którym miałam oblepione buty i spytali, co się stało. Potem złapali pistolety - a wszyscy mieli broń - i wypadli na ulicę. Myślę, Ŝe Samowi pomogłoby to rozładować frustrację, ale ulŜyło mi, Ŝe nie znaleźli tamtych chłopaków. Nagle znalazły się fundusze dla szkoły. Pewnego dnia przyjechała dziennikarka, Ŝeby przeprowadzić ze mną wywiad i gdy powiedziałam jej o problemach finansowych, zasugerowała, Ŝebym zwróciła się do niemieckiej organizacji pozarządowej finansującej

Page 85: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

edukacyjne projekty dla kobiet. Odpowiedzieli od razu, proponując, Ŝe sfinansują dwie kolejne grupy. Fundusze okazały się wystarczające i mogłam nie tylko zapłacić pensje nauczycielkom, opłacić posiłki i transport dla nich i uczennic, ale przyznać równieŜ kaŜdej z dziewcząt stypendium na czas nauki. Wbiegłam do biura, w którym siedział Sam, ściskając komórce w zaciśniętej pieści. - Mam pieniądze! - powiedziałam. 186 DEBORAH RODRIGUEZ *»*«$ Ale wtedy akurat zadzwonił jego telefon, więc odwrócił się do mnie plecami, krzycząc na kogoś po arabsku. Poszłam do pokoju gościnnego, gdzie Hama oglądała jeden z moich magazynów z salonu piękności i obtańczyłam z nią pokój. W poprzek wejścia do szkoły ktoś przykleił jakieś zawiadomienie. Nachyliłam się, by je przeczytać, ale było napisane w dań. Nagle poczułam coś z tylu głowy i wyprostowałam się; jeden z chow-kidorów ministerstwa celował do mnie z karabinu maszynowego. Opuścił lekko lufę i oblizał wargi. Miał zaledwie dziewiętnaście lat i był kochanym chłopcem, zawsze próbował zamienić ze mną kilka słów po angielsku, teraz jednak nie mógł sobie nic przypomnieć i wyjąkał parę zdań w dań. - Mówi, Ŝe przeprasza, ale jeśli wejdziesz do szkoły, zmuszony będzie cię zastrzelić - powiedziała jedna z moich nowych uczennic, mówiąca po angielsku. Wszystkie pozostałe uczennice i nauczycielki stały razem, z twarzami posmutniałymi, jakby czekały na pogrzeb. Zapłakana Baseera wyglądała zza swojej burki. Jedynie Hama tkwiła u mego boku. - Powiedz mu, Ŝe muszę wziąć stamtąd swoje rzeczy. - SkrzyŜowałam ramiona i wbiłam wysokie obcasy w ziemię. Wtem z okien ministerstwa, gdzieś z drugiego krańca osiedla, ktoś krzyknął coś i uczennica przetłumaczyła: - Mówią, Ŝe teraz musisz odejść. - Nie odejdę, dopóki nie wezmę swoich rzeczy. - Mówią, Ŝe wszystko, co znajduje się wewnątrz, naleŜy do ministerstwa. - Te rzeczy zostały podarowane szkole i nie zamierzam ich tam zostawić! - krzyknęłam. 187 Zaczął się gromadzić tłum: pracownicy ministerstwa, ludzie, którzy po prostu przechodzili chodnikiem, kobieta, która zwykle siedziała pośród ulicznego ruchu, Ŝebrząc. Wszyscy chcieli przyjrzeć się tej wywołującej zamieszanie Amerykance. Gdy wreszcie na przeciwległym krańcu dziedzińca otworzyły się drzwi i asystentka pani minister skierowała się w moją stronę, wszyscy zamilkli. Właściwie byłam przygotowana na tę ostateczną rozgrywkę. Dzień po tym, jak dowiedziałam się o moich nowych funduszach, poszłyśmy z Roshanną do ministerstwa, by przekazać dobrą wiadomość asystentce pani minister. Obserwowałam jej twarz w czasie, gdy Roshanną mówiła. Liczyłam, Ŝe trochę się rozpogodzi, zamiast tego mówiła coś długo i ostro. Uśmiech Roshanny zamarł. - Pani minister jest niezadowolona, Ŝe minęło aŜ pięć miesię- , nim rozpoczęłaś zajęcia z następną grupą - przetłumaczyła Ro- hanna. Asystentka wyrzuciła z siebie kolejny potok ostrych słów, Roshanną pokiwała głową. - Pani minister nie rozumie, dlaczego były takie problemy pieniędzmi, skoro szkoła uzyskała rozgłos. Kolejny potok słów, a potem Roshanną wzięła głęboki oddech. - Poza tym do pani minister dochodziły skargi, Ŝe w szkole łychać zbyt duŜo śmiechów. Ludzie skarŜyli się równieŜ, Ŝe mogli

Page 86: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

zajrzeć do środka i zobaczyć kobiety bez zasłon na głowach. Przez kilka następnych tygodni starałam się naprawić stosunki z ministerstwem. Trzy razy chodziłam tam i mówiłam asystentce Ŝe mamy jeszcze parę wolnych miejsc w klasie. Zasugerowałam, Ze jeśli urząd myślałby o jakichś dziewczętach, które moglibyśmy Przyjąć do szkoły, to z radością umieścimy je w następnej grupie. 188 DEBORAH RODRIGUEZ ®®»«® Zaoferowałam teŜ, Ŝe za darmo ostrzygę kaŜdą pracownicę ministerstwa. Ostatni raz poszła ze mną Roshanna. Widziałam, jak oczy jej się rozszerzają, gdy zobaczyła leŜący na biurku asystentki jakiś dokument. Gdy wyszłyśmy, wyszeptała: - Mają zamiar cię wyeksmitować! Dokument mówił, Ŝe odbio rą budynek i zatrzymają całe naleŜące do ciebie wyposaŜenie! Dzwoniłam i odwiedzałam wszystkich znajomych, szukając kogoś, kto miałby wystarczająco duŜe wpływy, by skutecznie wstawić się za nami w ministerstwie. Jedną z moich klientek była Amerykanka afgańskiego pochodzenia, dysponująca w Kabulu zarówno polityczną, jak i rodzinną władzą. Uruchomiła swoją sieć kontaktów. Gdy oddzwoniła, byłam pewna, Ŝe po to, by powiedzieć mi, iŜ znalazła odpowiedni sznurek, za który naleŜało pociągnąć. Ale jej głos był pełen Ŝalu. - Jesteś stracona - powiedziała. - Zabierają wszystko. - Zapłaciliśmy za ten budynek i powinniśmy go mieć przez dwa lata. Podpisali przecieŜ umowę! Westchnęła: - Cokolwiek teraz zrobisz, rób to szybko. Pierwsze, co zrobiłam, to zaczęłam wydzierać się jak wariatka. Wszyscy w domu szukali bezpiecznego schronienia. Rzuciłam się na łóŜko i płakałam, myśląc o całej tej cięŜkiej pracy, o wszystkich wspaniałych produktach podarowanych przez firmy kosmetyczne i zaufaniu, które pokładały we mnie uczennice i ludzie w domu. Płakałam przez godzinę, a moŜe przez sześć - straciłam poczucie czasu. Potem przestałam płakać i wkroczyłam na o wiele bardziej satysfakcjonującą ścieŜkę gniewu. Rodzice wychowali mnie na silną kobietę, wojowniczkę i w tej sytuacji miałam zamiar walczyć gH**** Szkoła piękności w Kabulu 189 - Zabiorą tę szkołę po moim pierdolonym trupie - powiedzia- am mojej poduszce. Był piątek, początek weekendu w Afganistanie, a szkoła miała ię zacząć w sobotę. Ali i ja zadzwoniliśmy po pięć taksówek. Gdy odjeŜdŜały pod pensjonat, ze spotkania wrócił Sam. Nakreśliłam u plan. - Jesteś wariatką! - wykrzyknął. - Nie moŜesz walczyć z Mini- terstwem ds. Kobiet. KaŜą cię aresztować. Ale był przecieŜ wojownikiem tak jak ja. Pod tym względem się dobraliśmy. Wyjaśniłam, jaki mam plan. Powiedziałam, Ŝeby zorganizował cięŜarówkę i wraz z kilkoma pracownikami spotkał się ze mną przed ministerstwem, ale w wystarczającej odległości, y nie widzieli nas chowkidorowie. Mój plan opierał się na tym, Ŝe do szkoły prowadziły dwa wejścia. Jedno znajdowało się wewnątrz naleŜącego do ministerstwa osiedla, i tych drzwi zwykle uŜywałyśmy po przejściu przez bramę. Inne, małe drzwi znajdowały się jakieś dziesięć metrów od bramy, ogradzającym osiedle murze. Korzystałyśmy z nich, gdy brama była zamknięta lub gdy na podwórku osiedla panowało zbyt duŜe zamieszanie. Otworzyłam więc te małe drzwi i wszyscy cicho weszliśmy do środka. Ali rozłoŜył na podłodze koce i prześcieradła i zaczęliśmy układać na nich butelki szamponów, odŜywek,

Page 87: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

farb i inne produkty, a następnie wynosiliśmy je do taksówek i cięŜarówki. RozłoŜyłam teŜ na podłodze wszystkie moje szale i napełniłam je lakiera-ftu do paznokci, kosmetykami do makijaŜu i to teŜ wynieśliśmy na zewnątrz. Następnie ściągnęłam z półek głowy manekinów i dałam Po dwie kaŜdemu z zatrudnionych męŜczyzn spod meczetu. Zdu- 190 mieni otoczyli je ramionami i na paluszkach wyszli na zewnątrz. Wzięłam teŜ ze sobą walizki i kilka pudełek i zapełniliśmy je tym, co jeszcze zostało, a potem wynieśliśmy. Gdy skończyliśmy, w szkole pozostały tylko stanowiska fryzjerskie, telewizor i lustra. Sam poŜyczył pieniądze od kaŜdego, kogo znał, i wyruszył na poszukiwanie jakiegoś pensjonatu do wynajęcia. Potrzebne nam było coś, co nie tylko byłoby odpowiednie na szkołę, ale równieŜ na biura jego firmy i mieszkanie dla nas. W naszym obecnym pensjonacie absolutnie nie dałoby się urządzić szkoły, a poza tym oboje byliśmy zmęczeni mieszkającymi tam ludźmi. Lubiliśmy Alego, ale nie podobali nam się męŜczyźni, którym wynajmował pokoje. MoŜe zdawać się wariactwem, Ŝe tak zbieraliśmy i przenosiliśmy wszystko od razu, ale Afgańczycy tak właśnie postępują, i to bez najmniejszego wahania. Tak często uciekali przed konfliktami i trudami, Ŝe byli naprawdę dobrzy w pospiesznym przenoszeniu się. Jedynym naszym problemem był ten odwieczny: pieniądze. Kabulscy właściciele zwykle domagali się czynszu za sześć miesięcy z góry, a my nie byliśmy pewni, czy tak szybko uda nam się znaleźć coś w dostępnym nam przedziale cenowym. Jeśli odsuniemy szkołę od ministerstwa, koszty jej utrzymania równieŜ wzrosną. W zamian za to, Ŝe „Piękno bez granic" wydało około 50 000 dolarów na zbudowanie szkoły wewnątrz osiedla, ministerstwo płaciło za nasz prąd, wodę, ogrzewanie i ochronę. W sobotni poranek Hama, którą zdecydowałam się przyjąć do grupy, weszła ze mną ramię w ramię do Ministerstwa ds. Kobiet, jak gdyby nigdy nic. Baseera, Topekai oraz pozostałe uczennice i nauczycielki juŜ tam na mnie czekały z promiennymi uśmiechami na twarzach. Jeśli zauwaŜyły, Ŝe lokal świeci pustkami, to nic 191 tym nie wspominały. Brak materiałów nie miał teŜ tak napraw-c znaczenia, poniewaŜ pierwszego dnia chciałam się tylko zorien-ować. Mówiłam o celach programu i moich oczekiwaniach z nim iązanych. Powiedziałam wszystkim, Ŝe wiele kobiet chciało czestniczyć w tym przedsięwzięciu, nie będę zatem tolerować kra-zieŜy, nieobecności i opieszałości. KaŜda miała dostać zestaw za-'erający wszystko, czego będzie potrzebowała przez następne zy miesiące, i te przedmioty nie mogą opuścić budynku. W po-rzedniej grupie mieliśmy problemy z tym, Ŝe dziewczęta gubiły lub psuły róŜne rzeczy, a nie było nas na to stać. Niezwykle zaaferowana wizją przebiegu zajęć nowej grupy prawie zapomniałam czającym się tuŜ za drzwiami kryzysie. I teraz właśnie ten kryzys nadciągał. TuŜ przede mną stała asystentka pani minister, chłodna, ale grzeczna. Odbyłyśmy tradycyjne powitanie - trzy pocałunki w policzki, bo w Afganistanie nie apominasz o tym, nawet w kontaktach z najgorszym wrogiem. Tastępnie kobieta zaczęła perorować i narzekać w dań. Uczennica, tóra tłumaczyła, nie mogła za nią nadąŜyć. Wszystkie patrzyly-my, jak tamta zapędzała się dalej i dalej, gorączkując się i gesty-ulując z taką siłą, Ŝe omal nie wypadła ze swoich szpilek. Zwra-ała się zarówno do tłumu, jak i do mnie. Nagle wszyscy spojrzeli a mnie i jęknęli. - Co ona powiedziała? - zapytałam przeraŜoną uczennicę. - Mówi, Ŝe nie jest pani dobrą nauczycielką i Ŝe ministerstwo tworzy tu swoją własną szkolę. Twierdzi, Ŝe okradała pani zarów-

Page 88: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

firmy kosmetyczne, jak i Afgańczyków. Mówi teŜ... - uczenni-a zaczęła szlochać -... mówi teŜ, Ŝe wyciągnie panią z minister-*wa za włosy, Ŝe zostanie pani aresztowana i wyrzucona z kraju. 192 W tym momencie asystentka odwróciła się i posłała mi nienawistne spojrzenie. - Jak to moŜliwe, Ŝe ja zdaję się bardziej dbać o te kobiety niŜ pani, chociaŜ jestem Amerykanką a pani Afganką? - powiedziałam, a łzy strumieniami spływały mi po twarzy. Wystąpiła do przodu, jakby zamierzała mnie uderzyć. Nagle wyrósł koło mnie Sam. Poczułam, Ŝe przybyła odsiecz. Przeprowadził pospieszną rozmowę z moimi uczennicami, by dowiedzieć się, co zaszło, a następnie wyprowadził mnie na ulicę. Histeryzowałam, ale on był spokojny. Przypalił dla nas papierosy, a potem ruszyliśmy, by odwiedzić kaŜdego w Kabulu, kto mógłby cokolwiek dla nas zrobić, od rządowych urzędników po Mary MacMakin. W końcu złoŜono tak wiele skarg przeciwko ministerstwu, Ŝe musiało ustąpić. Oddano nam wszystkie nasze rzeczy, a ja przeprosiłam za brak wraŜliwości na róŜnice kulturowe, co mogło przyczynić się do konfliktu. Ministerstwo chciało naszego budynku, zapasów i wyposaŜenia oraz kontroli nad szkołą; zatrzymali budynek, a moja noga nigdy więcej w nim nie postała. Okazało się, Ŝe Sam przyszedł do ministerstwa, by powiedzieć mi, Ŝe znalazł dla nas nowy lokal. Był to przestronny, ozdobiony stiukami pensjonat o nazwie „Peacock Manor", z małą przybudówką przy ulicy, która byłaby idealna na szkołę. Przedpłata za sześć miesięcy wynosiła 22 000 dolarów, gdy jednak zebraliśmy nasze pieniądz i te od Noora i Alego, podpisaliśmy umowę na cały rok. Byliśmy pewni, Ŝe zapełnimy pokoje pensjonatu dobrze płacącymi gośćmi i nie stracimy na tej inwestycji. Sam, ja i Ali równieŜ zamierzaliśmy tam zamieszkać. ®®®<&®® Szkoła piękności w Kabulu 193 Przed przeprowadzką poszłam z Samem obejrzeć budynek, tory chcieliśmy wykorzystać na szkołę. Podniosłam stary but lecący wśród gruzów i śmieci na podłodze i rzuciłam go do małego, najdującego się na tyłach pomieszczenia. Zza drzwi pokoju wyj-zała kobieta o wielkich, przeraŜonych oczach. Była mocno zbudowana i szeroka w ramionach, miała twarz z wysokimi kośćmi po-iczkowymi, która kojarzyła mi się z amerykańskimi Indianami, yla teŜ bardzo brudna, jej twarz i ręce pokrywały smugi kurzu, bezkształtna tunika była poplamiona i podarta. Sądziłam, Ŝe jest ezdomna, ale Sam ostro ją przepytał i odkrył, iŜ dostaliśmy ją ra-em z budynkiem - podobnie jak zlewy i toalety. - Jego imię Shaz - powiedział, przedstawiając kobietę. Sam ni-dy prawidłowo nie uŜywał zaimków określających płeć. - On być obry sprzątacz dla szkoła i pensjonat. - Jak duŜo muszę jej płacić? - Pewnie osiemdziesiąt dolar miesięcznie. - Odszedł, by spraw-zić, czy działa jeden z kontaktów. - Salaam Aleichem - powiedziałam do Shaz. - Mam na imię ebbie. Gapiła się na mnie, a potem wycofała do swego pokoiku. Następnego dnia Sam zatrudnił męŜczyzn spod meczetu, by burzyli ściany, zrobili łazienkę i załoŜyli rury do zlewów, zbu-owali półki i pomogli mi malować. Shaz malowała razem ze mną byłam zadowolona z energii i siły, jakie wkładała w pracę. Ścia-y były jednak tak popękane, Ŝe zwykła farba zdawała się jedynie odkreślać ich zły stan. W końcu wysłałam

Page 89: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Shaz po wiadro piachu e znajdującej się po przeciwnej stronie ulicy budowy i wsypałam e do farby. Zamieszałam, maznęłam po ścianie i popatrzyłam, usi- 194 łując ocenić efekt. Ciekawa byłam, co moi pomocnicy sądzą o tym zaimprowizowanym rozwiązaniu. MęŜczyźni stali z otwartymi ustami i wzniesionymi w pół ruchu pędzlami, z których kapała farba. Chyba myśleli, Ŝe zwariowałam, ale Shaz uśmiechnęła się po raz pierwszy. Miała kilka złotych zębów, które stanowiły zadziwiający kontrast z brudną twarzą i ponurymi ubraniami. Kilka dni później prawie zwariowałam. Przenosiliśmy umeblowanie salonu piękności z ministerstwa do szkoły w „Peacock Manor". Po wniesieniu do środka jednej partii pudeł, usłyszałam dobiegający przez okno dziwny hałas i wyszłam na dwór, gdzie znalazłam jałówkę przywiązaną do błotnika stojącej w pobliŜu cięŜarówki. Skubała przednie koło i muczała tak głośno, Ŝe musiałam się uśmiechnąć. Nie wiedziałam, dlaczego przywiązano ją przed wejściem do pensjonatu, ale do tej pory nauczyłam się juŜ niczemu nie dziwić w Afganistanie. Pogłaskałam krowę, a potem wróciłam do środka rozpakowywać pudła. Cały czas słyszałam muczenie i dźwięk ten mnie uspokajał. Był to odgłos, który słyszałam w Michigan, kiedy byłam małą dziewczynką i miałam z milion zwierzątek. Gdy po jakimś czasie wyszłam po nowe pudło, omal nie poślizgnęłam się na spływającej krwią ulicy. Ktoś zarŜnął krowę tuŜ przed naszymi drzwiami, a teraz, zaledwie parę metrów dalej, robili z niej steki. Nie mogłam sobie pozwolić na luksus pójścia do pokoju i schowania się w ciemności. Musiałam dalej przenosić pudła, uwaŜając, by nie nanieść do budynku krwi i nie patrzeć na głowę jałówki, leŜącą na stercie skóry i kości. Plądrowałam kuchenne szafld, aŜ wreszcie znalazłam owiniętą w serwetkę małą tackę herbatników. Chwyciłam ją i popędziłam do salonu. - Salaam Aleichem - powiedziałam po raz czwarty do męŜczyzny spacerującego przed wychodzącymi na ulicę oknami. Odwrócił się gwałtownie, by posłać mi wrogie spojrzenie. Jeden koniec jego czar nego turbanu kołysał mu się nad głową, drugi miął w dłoni. Prze szedł szybko koło mnie i popędził na piętro, skąd mógł spoglądać na ulicę przez znajdujące się w jego pokoju okno. Parę minut póź niej zszedł na dół, wyszedł przed budynek i szarpnięciem otworzył bramę na ulicę. Rozmawiał z naszym chowkidorem, który kulił się przy ścianie, jakby noszący czarny turban męŜczyzna ział ogniem. A potem zadzwonił ktoś z Ministerstwa Handlu. - Seminarium zawodowe skończyło się późno - powiedziała kobieta na drugim końcu linii. - Ruch uliczny jest duŜy, więc Nahidy jeszcze przez jakiś czas nie będzie w domu. 198 - Co mam zrobić z jej męŜem? - zapytałam. - On dostaje szału. - Niech go pani uspokoi! Proszę znaleźć kogoś, kto mu to wytłumaczy, inaczej on ją pobije. - Pobije ją w mojej obecności? - Wie pani, to talib. Oni są dość surowi w stosunku do swoich Ŝon. - Jest talibem? - Poczułam, jak zasycha mi w ustach. Jeśli nie znajdę jakiegoś sposobu, by uspokoić tego faceta, mogę skończyć ciągnięta za wielbłądem przez pustynię, a będzie to wycieczka w jedną stronę. - Czy jest jeszcze coś, o czym powinnam wiedzieć? - No cóŜ, jest jeszcze uzaleŜniony od opium. Powinna pani trzymać się od niego z daleka, jeśli wygląda, jakby miał ochotę sobie zapalić.

Page 90: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Gdy wraz z Samem przejęliśmy pensjonat „Peacock Ma-nor", wiele osób przychodziło na imprezy, ale nie mieliśmy Ŝadnych płacących gości. Naszymi pierwszymi gośćmi z prawdziwego zdarzenia byli Nahida i jej pochodzący z miasta Herat mąŜ, męŜczyzna o podłym charakterze i pokrytej licznymi bliznami twarzy. Wszystko, co wiedziałam o prowadzeniu interesu, ograniczało się do salonów piękności. Nie wiedziałam nic o karmieniu ludzi i sprzątaniu dla nich domu. Poza tym chciałam, aby pensjonat był nowoczesny i miał liczne udogodnienia, które przyciągałyby do dziennikarzy i innych przybyszów z Zachodu, a to wymagało duŜego nakładu pracy. Doszłam więc do wniosku, Ŝe mogę się nie spieszyć z rozkręcaniem interesu. 199 Potem zadzwoniono do mnie z organizacji pozarządowej, mieszczącej się w Heracie, mieście leŜącym przy granicy Afganistanu z Iranem, na zachód od Kabulu. Powiedziano mi, Ŝe przyszła do nich dwudziestojednoletnia dziewczyna o imieniu Nahida, która błagała, by pomogli jej dostać się do szkoły fry-zjersko-kosmetycznej. Usłyszała o niej od mieszkającej w Kabulu krewnej i była zdesperowana; chciała podjąć naukę, a następnie otworzyć w Heracie własny salon. Największą przeszkodą nie były jednak odległość czy pieniądze, ale mąŜ. Organizacja miotała się, by znaleźć sposób na jego ułagodzenie i umoŜliwienie Nahidzie rozpoczęcia nauki. Rozmawiali z jej krewnymi w Kabulu i ci obiecali, Ŝe Nahida, jej mąŜ i dziecko będą mogli mieszkać u nich za darmo. Organizacja pozarządowa obiecała równieŜ wysłać ją na zajęcia przygotowujące do prowadzenia działalności gospodarczej i pomóc otworzyć salon w Heracie. Wszystko to zaczynało brzmieć zdaniem męŜa całkiem nieźle, zwłaszcza Ŝe on w tym czasie był bez pracy. Niepokoiła go jednak niemoralna atmosfera panująca w szkole i charakter prowadzących ją ludzi, więc organizacja chciała, bym pozwoliła im przez tydzień pomieszkać w „Peacock Manor", by rozwiać obawy męŜa w obu kwestiach. To dopiero była presja! Miałam zaledwie tydzień, na upewnienie się, Ŝe pensjonat działa wystarczająco sprawnie, by przyjąć gości, a przede wszystkim zapewnić męŜa dziewczyny, Ŝe okazuję naleŜną cześć afgańskim zwyczajom. Gdy przejmowaliśmy pensjonat, brakowało w nim wielu rzeczy. Były łóŜka, ale Ŝadnych poduszek i koców, garnki, ale Ŝadnych szklanek. A co najgorsze, brakowało dzbanka do herbaty i kubeczków. Niewie- 200 DEBORAH RODRIGUEZ \ ««<&$ le jest rzeczy waŜniejszych dla Afgańczyka niŜ herbata. Poszliśmy więc z Samem kupić brakujące przedmioty, ale nie wiedziałam jakie one powinny być. Nie miałam teŜ pojęcia, jak zabrać się za parzenie herbaty, kiedy wszystkie naczynia będą juŜ w pensjonacie; Afgańczycy umieli ocenić po smaku, czy była parzona dobrze. Zaczynałam się naprawdę denerwować tym tygodniem z Nahidą i jej męŜem, a parzenie herbaty było pierwszą wielką przeszkodą. Jak na złość przyjechali dwa dni za wcześnie. Sam i ja nie spaliśmy jeszcze w pensjonacie, ale natychmiast podjechaliśmy, by się z nimi spotkać. Stali obok naszego chowkidora, który był jednym z tych trzech porwanych wcześniej męŜczyzn; na szczęście tak jak i pozostali nie doznał obraŜeń i został odnaleziony w jaskini strzeŜonej przez dziesięciu talibów. Po trzech miesiącach uwięzienia był jednak tak znerwicowany, Ŝe nie mógł juŜ pracować w firmie wiertniczej, więc Sam zatrudnił go jako straŜnika. Ale okazało się, Ŝe przeŜył zbyt duŜy szok, i tu teŜ się nie sprawdzał. Przez większość czasu po prostu siedział przy stole kuchennym i płakał. Teraz teŜ chyba płakał, bo miał czerwone oczy i czkał, kiedy mówił. MąŜ Nahidy gapił się na niego nienawistnie, a potem odwrócił do mnie, jakby juŜ zdecydował, Ŝe jestem nieodpowiednią instruktorką dla jego Ŝony. Ale Nahida - dziewczyna o skórze koloru karmelu i zdecydowanym spojrzeniu czarnych oczu - złapała mnie za ręce i pocałowała.

Page 91: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Dziękujemy, Ŝe nas przyjmujecie - powiedziała. Sam poszedł kupić kebaby, ryŜ i non na kolację. Nahida szybko wybrała pokój gościnny z dwoma podwójnymi łóŜkami 201 i zaczęli się z męŜem rozgaszczać. Kiedy byli na górze, próbowałam przygotować herbatę, ale zajęło mi to trochę czasu; najpierw z trudem zapaliłam gaz w kuchence, poniewaŜ do tej pory zawsze uŜywałam elektryczności, potem stałam, wpatrując się w garnek z wodą i puszkę herbaty. Usiłowałam wykombinować, czy powinnam wsypać herbatę do wody zanim, czy po tym jak ta się zagotuje. Nagle usłyszałam za sobą ciche kaszlnięcie, była to Nahida, mająca ciągle zakrytą głowę. - Pozwól, Ŝe ci pomogę! A zrobiła to sympatycznie, bym nie wyszła na osobę niekompetentną. Nawet jeśli Sam nie poślubił mnie ze względu na moją umiejętność parzenia herbaty, mógłby czuć się zawstydzony, gdybyśmy podali talibowi niedobry napój. Byłam wdzięczna Nahidzie za pomoc, ale gdy obserwowałam ją poruszającą się po kuchni, pomyślałam, Ŝe jest to zachowanie typowe raczej dla osoby w średnim wieku. Wydawało się, Ŝe coś kompletnie odarło ją z młodości. Tego pierwszego wieczoru nie miałyśmy jednak szansy porozmawiać. Jedliśmy, a potem siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy hollywoodzki film. Podkręciłam dźwięk, Ŝebyśmy nie słyszeli płaczącego w kuchni chowkidora. Następnego dnia Nahida miała uczestniczyć w seminarium w Ministerstwie Handlu, Sam musiał iść do pracy, a mąŜ Nahidy zostawał w „Peacock Manor", podczas gdy ja starałam się przygotować pomieszczenie na szkołę. Za kaŜdym razem, kiedy byliśmy w tym samym pokoju, próbowałam zachowywać się kulturalnie, ale on na mój widok odwracał się gwałtownie plecami. Chyba był wzburzony tym, iŜ miałam odwagę chodzić po wła- 202 DEBORAH RODRIGUEZ $0*00$ snym domu z odkrytą głową, a w miarę upływu dnia stawał się coraz bardziej niespokojny. Po telefonie z Ministerstwa Handlu podeszłam do niego ostroŜnie i próbowałam wytłumaczyć, na czym polega problem. Wykrzywił twarz wyraźnie zagniewany, Ŝe tak kiepsko mówię w dań. Zadzwoniłam więc do Sama i powiedziałam, co się dzieje. - Ty z nim porozmawiaj - błagałam, a następnie podałam te lefon talibowi. Trzymał go przez chwilę przy uchu, następnie zamknął z trzaskiem i rzucił na stół. Myślałam, Ŝe mnie uderzy, ale w tym momencie wbiegła Nahida i nie mogąc złapać tchu, zaczęła coś do niego mówić. Zanim jednak zdąŜyła zdjąć buty, rzucił się w jej stronę i pociągnął ją na górę do pokoju. Znów zadzwoniłam do Sama. - Musisz natychmiast wrócić - krzyczałam. - On ją stłucze na miazgę! - JuŜ idę, juŜ idę. Jestem na naszej ulicy. Słyszałam, jak talib wydziera się, a Nahida głośno płacze. Potem łomoty, jakby rozwalał krzesło o ścianę. W tym momencie do domu wpadł Sam i zawołał męŜa Nahidy. Ku mojemu zaskoczeniu, ten przerwał bicie i zszedł na dół. - Połammy mu teraz nogi - wyszeptałam, ale Sam mnie zi gnorował. Miał rację: prawda była taka, Ŝe to Nahida poniosłaby tego konsekwencje. Poszłam więc na górę i znalazłam ją roztrzęsioną na łóŜku. Zaciągnęłam dziewczynę do swojego pokoju i spędziłyśmy całą noc, rozmawiając. Nahida powiedziała, Ŝe jej pech zaczął się od tego, iŜ urodziła się w rodzinie, w której były cztery córki i tylko jeden syn. 203

Page 92: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

W kraju, w którym dziewczęta nie mogą znaleźć pracy, posiadanie wielu córek uznawane jest za cięŜar. Jej rodzina jednak nigdy nie sprawiła, Ŝe czuła się niechciana. Rodzice byli kochający, choć biedni, a jej dzieciństwo szczęśliwe. Potem do władzy doszli talibowie. Rodzina usiłowała trzymać dziewczęta w ukryciu, ale pragnący przypodobać się władzy sąsiad, rozpuszczał wieści o pięknych niezamęŜnych córkach, i pewnego dnia zjawił się czterdziestopięcioletni talibski policjant, Ŝądając, by rodzice oddali mu Nahidę. Nawet nie oferował posagu, co w Afganistanie traktowane jest jak najzwyklejsza kradzieŜ, zaproponował jedynie, Ŝe nie zabije ojca Nahidy, jeśli ten wyrazi zgodę na małŜeństwo. Nahida miała ledwie szesnaście lat i nienawidziła taliba, ale chciała ochronić ojca, zgodziła się więc na małŜeństwo. Gdy po ślubie talib przyprowadził ją do swojego domu, zaskoczona odkryła, Ŝe miał juŜ Ŝonę, starszą kobietę. Z kolei tamta, dowiedziawszy się, Ŝe młoda dziewczyna ma stać się członkiem rodziny, wpadła w gniew; urodziła talibowi pięć córek, ale on chciał Nahidy, bo miał nadzieję, Ŝe da mu syna. Synowie są bardzo cenieni w Afganistanie, poniewaŜ po ślubie nadal mieszkają z rodzicami i pomagają ich utrzymać. Zatem Nahida stała się niewolnicą nie tylko taliba, ale takŜe jego pierwszej Ŝony. Ale była niepokorną niewolnicą i wolała raczej znosić bicie, niŜ robić coś wbrew sobie. Przez pewien czas odmawiała mu spełniania obowiązków małŜeńskich i za kaŜdym razem była za to bita. - Tu są blizny - powiedziała, jakby pokazywała mi trofea. * odciągnęła tunikę, a następnie pochyliła się. Plecy pokrywały 204 DEBORAH RODRIGUEZ #$«©« blizny najróŜniejszych rozmiarów, niektóre płaskie i wyblakłe, inne ledwie zagojone. Wskazała teŜ ślady po przypalaniu papierosem na stopach i brzuchu, miejscach, których nikt nie mógł widzieć. Nahida miała nadzieję, Ŝe talib zmęczony jej buntowaniem się, w końcu się z nią rozwiedzie. ChociaŜ rozwód uwaŜano za najbardziej upokarzające wydarzenie w Ŝyciu kobiety, wolałaby to od małŜeństwa. Potem jednak zaszła w ciąŜę i urodziła syna. Według niej było to najgorsze, co mogło ją spotkać. Nagle stała się jego uprzywilejowaną Ŝoną i wiedziała, Ŝe juŜ nigdy się od niego nie uwolni. Była tak nieszczęśliwa, iŜ myślała o samobójstwie. Któregoś dnia polała się nawet benzyną; podpalenie się było swego rodzaju modą wśród zdesperowanych Ŝon w Heracie. Zobaczyła jednak, Ŝe patrzy na nią jej malutki synek i nie mogła tego zrobić. Wkrótce jednak Nahida odkryła, iŜ moŜe wykorzystać swoją nową pozycję i uzyskać większą swobodę. Gdy odsunięto tali-bów od władzy, obwieściła męŜowi, Ŝe zamierza podjąć pracę i on nie jest w stanie jej w tym przeszkodzić. Kręciła się po Heracie, przysłuchując rozmowom i szukając obcokrajowców. Usłyszawszy wreszcie jak kilku rozmawia po angielsku, podąŜyła za nimi i przekonała ich, by jej pomogli. Wiedziała, Ŝe Ŝaden Afgań-czyk tego nie zrobi. Była mądra i zdolna, więc wkrótce nauczyła się obsługi komputera i angielskiego. Udało jej się teŜ oszczędzić trochę pieniędzy zarobionych na sprzedaŜy wyszywanych robótek. Wszystko, czego teraz pragnęła, to uwolnić się od męŜa. - Byłam przez niego wielokrotnie gwałcona i bita. Biła mnie takŜe pierwsza Ŝona, a ich dzieci na mnie plują - zakończyła, 205 dotykając jednej z blizn na podeszwie stopy. - Jestem szczęśliwa tylko wtedy, kiedy pali opium. Co noc modlę się o jego śmierć. W miarę jak upływały dni tego tygodnia, zaczynałam się obawiać, Ŝe nie zaliczymy z Samem sprawdzianu. Nahida zauwaŜyła, Ŝe jestem beznadziejna w kuchni, więc wślizgiwała

Page 93: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

się tam i przygotowywała odpowiedni posiłek, abym mogła wnieść go do jadalni i udawać, Ŝe sama gotowałam. Tyle Ŝe, talibski mąŜ zawsze był z jakiegoś powodu zły. Szybko zdecydował, Ŝe nienawidzi Sama, poniewaŜ on był Pasztunem, a Sam Uzbekiem i w czasie wojny walczyli po przeciwnych stronach barykady. Próbowałam wszystkiego, co tylko przychodziło mi do głowy, by ugłaskać męŜa Nahidy, wiedząc, Ŝe jeśli mnie znienawidzi, nie pozwoli jej dołączyć do trzeciej grupy uczennic. Nic jednak nie przynosiło efektów. Albo krzyczał na Nahidę, albo palił opium, albo udawał, Ŝe mnie nie widzi. Dwie noce przed wyjazdem Nahidy i jej męŜa śniło mi się, Ŝe spadam ze schodów. Nagle obudziłam się, Sam szarpał mnie za ramię. Kiedy wreszcie się ocknęłam, stał w drugim końcu pokoju, szukając pistoletu. - Trzęsienie ziemi - krzyknął. - Uciekaj natychmiast! Z szafki przy łóŜku zsunęła się na podłogę sterta ksiąŜek, z głośnym trzaskiem pękła w oknie szyba. Wrzasnęłam i wyskoczyłam z łóŜka, przeraŜona bardziej niŜ kiedykolwiek wcześniej w swoim Ŝyciu. Było ciemno i zimno, a podłoga drŜała pod moimi stopami. Słyszałam, jak na zewnątrz ludzie krzyczą i płaczą, i byłam pewna, Ŝe dom lada chwila zawali się nam na głowy. JuŜ wyobraŜałam sobie nas zakopanych pod stertą gru- 206 DEBORAH RODRIGUEZ ««»<SB» zów i płaczącego chowkidora, który próbuje wykopać nas łyŜeczką. Wybiegłam w ciemny korytarz, zderzyłam się z kimś, następnie zjechałam ze schodów i wypadłam przez frontowe drzwi. Na podwórku zebrała się grupka ludzi. Z przeciągłym, prZyp0minającym jęk odgłosem i hukiem zawalił się róg sąsiedniego domu. Kiedy tak staliśmy, drŜąc i słuchając dobiegających zewsząd krzyków, trzęsienie ustało. Udało mi się trochę opanować - do tej pory zawodziłam, mimo Ŝe byłam juŜ przecieŜ w bezpiecznym miejscu - a po chwili wszyscy zaczęli się śmiać i rozmawiać; typowe dla ludzi, którzy zdali sobie sprawę, Ŝe nie zginą. Potem spojrzeliśmy na siebie i omal nie umarłam ze wstydu. Nahid^ i jej mąŜ byli kompletnie ubrani, aŜ po jego turban i jej zasłon? na głowę, tymczasem Sam i ja staliśmy w samej bieliź-nie, eksponując w świetle księŜyca rozległe fragmenty pokrytego gęsią skórką ciała. Pisnęłam i próbowałam się jakoś zasłonić. Ta-lib łasKawie spojrzał w inną stronę a Sam pobiegł szukać chowkidora. Biedny facet, mimo Ŝe bał się wszystkiego, wbiegł do domu i wrócił z naręczem prześcieradeł. Przypuszczam, Ŝe widok mojej nagości przestraszył go bardziej niŜ trzęsienie ziemi. Nie chcieliśmy jeszcze wracać do domu, a potem ktoś przyniósł herbatę i ciasteczka - nie pamiętam nawet kto to był - i do piątej rano siedzieliśmy razem na trawie. Jakimś cudem dzięki temu zdarzeniu wszystko się zmieniło. Talib postanowił nam ufać. Gdy następnego dnia Nahida poszła na zajęcia* jej mąŜ udał się do pracy z Samem i załatwiał dla niego róŜne sprawy. Kiedy wyjeŜdŜali, talib powiedział mi, Ŝe zdecydował pozwolić Nahidzie wrócić za trzy miesiące i uczęszczać 207 do szkoły. Dziewczyna promieniała szczęściem. Zdjęła mały pierścionek z ametystem i wsunęła mi go na palec. - śebyś pamiętała o mnie, dopóki nie wrócę - powiedziała, całując mnie na poŜegnanie. Roshanna i ja stałyśmy po prawej stronie głowy manekina, a Topekai i pozostałe dwie nauczycielki po lewej. Baseera, Hama i inne uczennice siedziały skromnie przed nami na zielonych plastikowych krzesełkach ogrodowych. ZłoŜyłam palce na kształt okręgu i przyłoŜyłam do linii włosów manełdna tuŜ nad czołem. - Tę część nazywamy przodem głowy - obwieściłam. Roshanna przetłumaczyła to na dań a Topekai i pozostałe

Page 94: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

nauczycielki przedstawiły to uczennicom własnymi słowami. Przesuwałam dłoń nad głową manełdna, wskazując kolejne jej części: czubek, korona, tył, kark, lewy i prawy bok. - Musicie znać części głowy, zanim przejdziemy do trwałych i stylizacji. Później, gdy powiem wam „rozdzielcie włosy po pra wej stronie od korony do karku", będziecie wiedziały, o co mi chodzi. Czekałam, gdy Roshanna tłumaczyła to dla nauczycielek, potem Topekai posłała mi szerold uśmiech i zaczęła przekazywać lekcję własnymi słowami, dotykając części głowy manełdna wdzięcznymi ruchami smuldej dłoni. Pozostałe nauczycielki teŜ dodały komentarze. Kiedy uczennice pokiwały głowami, szepnęłam Roshannie, Ŝe mój plan działa. Tak więc ucząc drugą grupę, szkoliłam jednocześnie na nauczycielki najzdolniejsze uczennice 208 z pierwszej. Było to równie trudne, co wyścigi w workach, ale zdawało egzamin. Dostrzegałam, Ŝe program nauczania oŜywa, a obserwując pracę uczennic, widziałam równieŜ, jak szybko pozyskują nowe umiejętności. Doszłam do wniosku, Ŝe nim będziemy prowadzić zajęcia dla trzeciej lub czwartej grupy, Topekai i pozostałe nauczycielki mogą juŜ nie potrzebować ani mnie, ani tłumacza. Wszystkie uczennice, poza Hamą, która patrzyła na schowany w kieszeni telefon komórkowy, bardzo uwaŜały. - Proszę odłoŜyć telefon do torebki - powiedziałam, przyrzekając sobie jednocześnie w duchu, Ŝe nie przyjmę do szkoły kolejnych piętnastolatek. Topekai rzuciła Hamie pogardliwie spojrzenie. Sądzę, Ŝe myślała dokładnie to samo. Przy okazji drugiej grupy wprowadziłam teŜ inne zmiany. Chciałam, by moje nauczycielki podjęły dodatkowe obowiązki poza uczeniem. Doszłam do wniosku, Ŝe jeśli nauczą się zarządzania, w przyszłości ułatwi im to samodzielne prowadzenie interesów. Musiały teraz przybywać do szkoły wcześniej, by upewnić się, Ŝe starczy nam benzyny do generatora, gdyby nie było prądu - generator był bardzo istotny, poniewaŜ rzadko zdarzało nam się mieć sieciowy prąd dłuŜej niŜ cztery godziny dziennie, musiały się równieŜ upewnić, czy do zbiornika na dachu napompowano wystarczająco duŜo wody, aby nie zabrakło jej w trakcie zajęć. Zdawało się, Ŝe krany zawsze wysychały, gdy dziewczęta ćwiczyły z szamponami i nie było moŜliwości spłukania włosów. Jeśli dzień był zimny, potrzebowałyśmy teŜ duŜo drewna, by ogrzewać pomieszczenie. Gdyby mimo wszystko w ciągu dnia zabrakło benzyny, wody lub drewna, nauczycielki powinny umieć zdobyć więcej na własną rękę. 209 Trochę czasu zajęło im ułoŜenie sobie tych i innych obowiązków, częściowo dlatego, Ŝe większość z nich nie miała doświadczenia w podejmowaniu decyzji. Były teŜ róŜnice kulturowe, które cięŜko mi było zrozumieć. Tak banalne sprawy jak troska o prąd czy wodę, albo sprawdzenie, czy podłogi wokół stanowisk i półki na produkty są czyste, zdawały się ranić ich dumę. UwaŜały, Ŝe powinna się tym zajmować Shaz lub jakaś inna osoba z niŜszej kasty. W dodatku, by zdobyć więcej benzyny, wody czy drewna, musiały wyjść na zewnątrz i porozmawiać z chowkidorem, a wstydziły się rozmawiać z męŜczyznami spoza rodziny. Dotyczyło to nawet bystrej, pewnej siebie Topekai! DuŜo czasu zajmowało im zdecydowanie, która pójdzie, a i tak wybrana kobieta musiała iść z osobą towarzyszącą. CięŜko było mi okazywać im cierpliwość, bo miałam zupełnie inny charakter. Rzadko kiedy zastanawiam się przed podjęciem jakiegoś działania. Po prostu działam, chociaŜ czasem z katastrofalnym skutkiem.

Page 95: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Któregoś dnia, gdy zabrakło prądu, postanowiłam zostawić nauczycielld same z tym problemem. Siedziałam w swoim pokoju, piłam herbatę i czytałam ksiąŜkę. W końcu Topekai zapukała do drzwi. -Bakh niest, Debbie - powiedziała przepraszająco. - Nie moŜna ćwiczyć ciąć włosy. - Nie ma bakh od trzech godzin - odpowiedziałam. - Zajmij się tym! Westchnęła, naciągnęła szal na głowę i wyszła porozmawiać z chowkidorem. Zanim w okresie letnim rozpoczęły się zajęcia trzeciej gru-Py> nauczycielld potrafiły juŜ zadbać o wystarczający zapas 0®®&®<& 210 DEBORAH RODRIGUEZ «»$$ benzyny, wody i drewna. Zdecydowałam więc, Ŝe mogą podjąć jeszcze większą odpowiedzialność; z początkiem semestru przekazałam im część pieniędzy. Miały za zadanie kupować wszystko, czego potrzebowała szkoła, np. mydło i nowe ręczniki. Musiały jedynie pilnować rachunków. Tak więc ich umiejętności menadŜerskie zwiększały się. Gdy jesienią zajęcia zaczęła czwarta grupa, powiedziałam, Ŝe wolno im dzwonić do mnie jedynie wtedy, kiedy budynek stanie w ogniu. Powiedziałam równieŜ, Ŝe ze wszystkim innym mogą poradzić sobie same. I tak się stało. W trakcie zajęć z drugą grupą zaczęłam teŜ zmieniać program szkoły, by lepiej pasował do potrzeb afgańskiej klienteli. Kiedy w 2002 roku układałyśmy go dla pierwszej grupy, wydzieliłyśmy dwa tygodnie na naukę prawidłowego robienia makijaŜu, ale szybko zorientowałam się, Ŝe zachodnie pojęcie makijaŜu nie ma w Afganistanie sensu. Według tutejszych standardów Amerykanki malowały się tak lekko, Ŝe wyglądały zdaniem Afganek niemal jak męŜczyźni, i to nieatrakcyjni. Ilekroć salon opuszczała amerykańska klientka ze zrobionym na przyjęcie manicurem, słyszałam, jak uczennice zastanawiają się, czy nie pozwoliłaby im ozdobić się wyszukaną fryzurą i makijaŜem. Bez tych upiększeń wyglądała ich zdaniem jak jedna z hodujących kury wieśniaczek. Przy drugiej grupie skupiłam się więc na afgańskim makijaŜu. To jasne, Ŝe wszystkie panny młode nadal będą chciały wyglądać jak drag ąueens, ale doszłam do wniosku, Ŝe mogłyby byc przynajmniej atrakcyjniejsze i wyjątkowe. Pokazałam, jak stosować makijaŜ w celu wyeksponowania walorów urody kaŜdej 211 Szkoła piękności w Kabulu kobiety. Zaprezentowałam równieŜ, jak moŜna wyszczuplić pucołowatą twarz, podkreślić kości policzkowe albo sprawić, Ŝe wielki nos będzie wydawał się mniejszy, rozjaśnić cerę, nie powodując, Ŝeby wyglądała jak wymazana mąką i dopasować makijaŜ do koloru sukienki. Któregoś dnia wykorzystałam Baseerę jako modelkę, wykazując, Ŝe zindywidualizowane podejście moŜe sprawić, iŜ jej zielone oczy będą wyglądały jak jadeit, miedziane włosy jak ogień, a usta delikatnie i słodko, a nie krzykliwie. Chciałam równieŜ, by zaczęły dowolnie eksperymentować i tworzyć własne wizje piękna, ale był to dla nich zbyt wielki wysiłek. Sądziły, Ŝe kaŜdej pannie młodej muszą zrobić dokładnie taki sam makijaŜ i identyczną fryzurę. Moim zdaniem mogłyby wyróŜnić się jako kosmetyczki i więcej zarobić, gdyby odstąpiły od tej formuły. Spędziłam więc jeden dzień, mówiąc o kreatywności. Z Internetu wydrukowałam zdjęcia obrazów znanych artystów, by pokazać, jak drastycznie róŜne były ich podejścia do portretów lub martwej natury. Kazałam im oglądać na wideo pokazy mody, na których kobiety nosiły obszyte kamieniami księŜycowymi bluzki i zrobione z przepychaczek do toalet buty. No dobra, tego tam moŜe nie było, ale inne zwariowane rzeczy z pewnością. Powiedziałam, Ŝe kreatywność polega na

Page 96: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

puszczeniu wodzy fantazji i gdy pozwolą juŜ swojej wyobraźni pogalopować wśród gwiazd, zawsze mogą na powrót ściągnąć cugle. - Nie jesteście po prostu kosmetyczkami - tłumaczyłam. - Jesteście artystkami! Następnie dałam kaŜdej głowę manekina do ćwiczenia kreatywności. Powiedziałam, Ŝe chcę, by ozdobiły je wymyślonym 212 przez siebie fryzurami i makijaŜami. Własnymi, choć niekoniecznie pięknymi. - Przyprowadzę komisję, która oceni, czyja głowa jest naj bardziej kreatywna - powiedziałam. - Ta dziewczyna dostanie podczas wręczenia dyplomów specjalną nagrodę. Roshanna przetłumaczyła moje słowa, a wtedy zabrzmiał szmer podnieconych głosów. I to zanim Topekai i pozostałe nauczycielki miały okazję coś dodać. Szliśmy na targ i nagle zauwaŜyłam, Ŝe gapi się na mnie jeszcze więcej męŜczyzn niŜ zwykle. MoŜe nie byłam dostatecznie skromnie ubrana albo za bardzo wymachiwałam ramionami i za często rozglądałam się dookoła, przez co nie wyglądałam wystarczająco pokornie. Zdawało się, jakby obdarci męŜczyźni w turbanach ustawiali się w kolejce, by gniewnie na mnie popatrzeć. Wtem usłyszałam krzyk spod arkady jednego z budynków: - Fesha! Mordagaw! Nie wiedziałam, co znaczą te słowa, ale Sam odwrócił się gwałtownie, jakby coś go uŜądliło. ZauwaŜył krzyczących męŜczyzn i rzucił się w ich stronę przez tłum. Jeden gdzieś zniknął, ale drugiego Sam złapał i walnął nim o ścianę budynku. Uderzał, aŜ na murze pojawiła się krew. Stałam wśród tłumu, krzycząc, by przestał. Gdy wreszcie puścił męŜczyznę, z tłumu wystąpiło kilku innych, by odprowadzić pobitego. Sam podszedł do mnie, a ludzie rozstąpili się, przepuszczając go. - Teraz idziemy - powiedział, przygładzając włosy. Zacho wywał się, jakby burda była zaledwie drobną niedogodnością. 213 - Omal nie oderwałeś temu facetowi głowy! - To był mój obowiązek. - Sam gniewnie przyjrzał się siniakom wykwitającym na dłoni, którą zadawał ciosy. - Nazwał cię prostytutką, a mnie twoim alfonsem. Teraz zdawało się, jakby wszyscy mijani ludzie bardzo starali się na nas nie patrzeć. Obserwowałam plecy Sama idącego w stronę samochodu i przypominałam sobie historie, które opowiadał mi o czasach, kiedy walczył przeciwko Rosjanom. Zabijał ludzi, choć gdy zdarzyło się to po raz pierwszy, tak to wytrąciło go z równowagi, Ŝe kręcił się po obozie i pytał, czy nie mógłby pracować jako kucharz. Upłynęły miesiące, zanim ponownie stanął do walki. W czasie naszego wspólnego Ŝycia nigdy nie widziałam w jego zachowaniu Ŝadnych oznak przemocy. Był gościnny w stosunku do nieznajomych, uprzejmy dla biednych i słabych i delikatny dla mnie. Uwielbiał łzawe hollywoodzkie filmy, w których aktorzy tańczyli na szczytach gór i śpiewali miłosne piosenki. Lubił teŜ filmy z Rambo - Sylvester Stallone miał zresztą w Afganistanie wielu oddanych fanów - i był bardzo przywiązany do swojego karabinu maszynowego, ale nie znałam wielu Afgańczyków, którzy nie mieliby broni. Jedną z moich klientek w salonie w „Peacock Manor" była wykształcona, elegancka Ŝona afgańskiego dyplomaty i polityka. Wiedziałam, Ŝe nosi w torebce pistolet. Dowiedziałam się o tym, gdy uczennica przenosiła jej torebkę z jednego stanowiska fryzjerskiego na drugie. - UwaŜaj! - powiedziała kobieta. - W środku jest pistolet. Nigdy zatem zbytnio nie przejmowałam się wojowniczą stro ną Ŝycia Sama, teraz jednak byłam odrobinę zaniepokojona. Na

Page 97: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

214 tle wszystkich tych męŜczyzn w turbanach i sandałach wyglądał szczególnie groźnie: w czarnym zachodnim garniturze i okularach przeciwsłonecznych prezentował się jak czarny charakter z filmu. Odwrócił się i spojrzał na mnie z niezmąconym spokojem. - Nie mogę iść z tobą na targ. Za duŜo kłopotów i jeszcze musiałbym kogoś zabić. To by było tyle, jeśli chodzi o zakupy z mudŜahedinem. Koniec z romantycznymi wizjami wspólnego odkrywania miasta. Byłam bardzo zaabsorbowana zajęciami z drugą grupą i prowadzeniem pensjonatu, ale w wolnych chwilach czułam się samotna i okropnie tęskniłam za towarzystwem. Chciałam wychodzić i poznać lepiej miasto. Pragnęłam odwiedzić mandai - wielkie, mieszczące się w pobliŜu rzeki Kabul targowisko, ciągnące się przez cale osiedla - poniewaŜ wydawało mi się, Ŝe będzie to świetna zabawa. Potrzebowałam teŜ zaopatrzenia, a mijaliśmy stragany sprzedające dokładnie to, czego mi było trzeba. - Nie moglibyśmy się zatrzymać i kupić paru rzeczy? - Nie jest to moŜliwe. - Nie mogę więc nawet iść na mandai? - Dam ci mój samochód. MoŜe weźmiesz Roshannę? Sam dotrzymał obietnicy i oddał mi samochód. Denerwowałam się trochę, Ŝe będę prowadzić, więc pierwszy raz wyjechałam na ulicę w towarzystwie odwiedzających mnie obcokrajowców. Przejechaliśmy przez całe miasto za jakąś cięŜarówką, poniewaŜ inaczej nie wiedziałabym, jak jechać. CięŜarówka mknęła przez zatłoczone ulice i wszyscy krzyczeliśmy, gdy ledwie udawało mi się przeciskać autem między wozami, osłami 215 przechodniami. Skupiałam teŜ na sobie uwagę jako kobieta Ideowca. W innych samochodach takŜe jechały kobiety, ale nigdy ie prowadziły ani nawet nie siedziały przy kierowcy. MęŜczyź-i spadali z rowerów! Krzyczeli do mnie: „Kocham pana!". Gdy słyszałam to po raz pierwszy, pomyślałam, Ŝe mimo kolczy-ów, umalowanych oczu i chusty na ^towie ktoś wziął mnie za ęŜczyznę. Później wytłumaczono rai, Ŝe w dari nie ma słów dróŜniających płeć: on, ona i ono wyraŜa się jednym słowem. o by tłumaczyło problemy Sama z zaimkami! Wkrótce przy-wyczaiłam się, Ŝe ludzie zwracają się do mnie per pan lub mó-ią o mnie „on". Mimo Ŝe prowadzenie samochodu w Kabulu było straszniejsze niŜ cokolwiek, co do tej pory robiłam, i przypominało raczej przejaŜdŜkę kolejką górską, kttóra wypadła z torów, szło mi coraz lepiej. Czułam się całkiem fajnie, będąc jedną z niewielu kobiet za kółkiem. Kierujący ruchem na rondzie policjant szybko przywykł do tego niezwykłego widoku i uniesioną do góry ręką wstrzymywał ruch w tchwili, gdy przejeŜdŜałam przez skrzyŜowanie. Raz pomachał, lym się zatrzymała, i podszedł. Następnie zapytał, czy chciałabym wypić z nim herbatę, którą miał w stojącym na chodniku termosie. Musiałam się uśmiechnąć. Korek, który się utworzył, miał długość około półtora kilometra i z kaŜdą chwilą z mojego powodu stawał się dłuŜszy. Policjant jednak gotów był wypić ze mną herbatę. To jedna z cech, którą kocham w Afgariczykach. Zawsze jest czas na herbatę. Uczucie odmiany związane z prowadzeniem samochodu szybko mi jednak spowszedniało. Nie moŜna się było ani na 216 217

Page 98: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

chwilę zrelaksować, a poza tym zawsze lubiłam prowadzić, mając kubek kawy i paląc papierosa. Często dzwoniła mi równieŜ komórka i musiałam po nią sięgać. A telefon zwykle oznaczał, Ŝe w szkole lub pensjonacie coś się zdarzyło albo Ŝe klientce udało się dotrzeć do salonu i czekała zdesperowana, bym zafarbowała jej odrosty, zanim wyjedzie na urlop. Któregoś dnia udało mi się skoordynować telefon, kawę i papierosa, ale o mały włos nie wjechałam w zadek wodnego bawołu. Wtedy postanowiłam zrezygnować z jazdy samochodem po Kabulu. Poprosiłam Sama, by załatwił dla mnie kierowcę. Pragnęłam jeszcze raz odwiedzić mandai, ale nie chciałam iść sama. Często słyszałam, Ŝe nie byłoby to bezpieczne, a poza tym nie znałam wystarczająco dań, by targować się z handlarzami. Chciałam afgańskich cen, a nie tych wysokich, naliczanych obcokrajowcom. Gdyby w mieście był Ali, poprosiłabym, aby mnie zabrał, ale on w tym czasie podróŜował. Mała Hama z chęcią pojechałaby ze mną, jednak ledwie mówiła po angielsku i nie pomogłaby w targowaniu. W końcu przekonałam Ro-shannę, by poszła ze mną. Miała niewiele czasu, bo gdy nie pomagała mi uczyć, próbowała otworzyć własny salon. ZałoŜyłam najdłuŜszą, najciemniejszą spódnicę i ciemne buty, a nawet burkę, mając nadzieję, Ŝe nikt nie zorientuje się, Ŝe nie jestem Afganką. Kierowca zaparkował w pobliŜu rzeki. Warto wspomnieć, iŜ w tej okolicy frakcje mudŜahedinów walczyły tak zaciekle, Ŝe budynki na obu brzegach pełne były dziur po pociskach. Zastanawiałam się nawet, jakim cudem niektóre z nich jeszcze stoją. Ruszyłyśmy z Roshanną ramię w ramię, a kierowca szedł tuŜ za nami, nie spuszczając z nas oka, by w razie czego móc odnieść zakupy do samochodu. Przeszliśmy przez wąski most nad śmierdzącą wodą, na którym kucało kilka osób piorących ubrania. Po drugiej stronie zaczynało się mandai. Ludzie sprzedawali towary ze stołów, rozpostartych na ziemi koców, wozów i taczek, budek i sklepików. Niektórzy prezentowali je nawet na sobie - był na przykład męŜczyzna ubrany w sweter obwieszony bransoletkami do zegarków. Sądzę, Ŝe niektórzy handlowali nielegalnie, poniewaŜ przechadzający się po targowisku policjant z kijem rozpędził małych chłopców sprzedających ustawione na ręczniku popielniczki i męŜczyznę z przewieszonymi przez ramię koronkowymi stanikami. Przegonieni uciekli w tłum i rozstawiali się gdzie indziej. Chciałam się zatrzymywać i wszystko oglądać, ale Roshanną popędzała mnie do przodu. - Lepiej iść szybko - powiedziała. Nie mogłam jednak iść szybko. Otaczało nas tak wielu ludzi, jakby właśnie zakończono wielką paradę. Było równieŜ tyle towarów, Ŝe miałam wraŜenie, jakby nastąpił wybuch w ogromnym magazynie, a zgromadzone dobra wszędzie się rozsypały. PoniewaŜ burka ograniczała widok na boki, wciąŜ musiałam się zatrzymywać, by wszystko zobaczyć. Towary pogrupowano. Roshanną wciągnęła mnie w boczną uliczkę i pokazała dziedziniec otoczony trzema piętrami sklepów sprzedających sztuczne kwiaty: ogromne róŜe, długie girlandy maków, nawet plastikowe choinki. Potem minęłyśmy rząd sklepów oferujących pedałowe maszyny do szycia, wszystkie ozdobione pięknymi pozłacanymi wzorami. W kolejnej alejce sprzedawano 218 DEBORAH RODRIGUEZ jedynie noŜe i noŜyczki, a w jeszcze innej artykuły dziecięce. No i była teŜ oczywiście wielka sekcja, w której sprzedawano tylko chusty i szale. Gdy mijałyśmy stoisko ze zwisającymi z drewnianej ramy sznurami suszonych daktyli, poczułam, jak coś szturcha mnie w tyłek. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Pomyślałam, Ŝe mandai jest tak zatłoczone, iŜ ktoś po prostu obił się o mnie przez przypadek.

Page 99: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Przyspieszyłam kroku, ale wkrótce poczułam to znowu. Tym razem był to wyraźny dotyk, jakby ktoś ściskał mnie ręką. Nie Ŝadne przypadkowe zderzenie. - Chyba ktoś złapał mnie za pupę - wyszeptałam do Ro- shanny. Ona jednak tylko pociągnęła mnie dalej. Wtedy znów to poczułam. Ktoś mnie obmacywał. Odwróciłam się i zobaczyłam wielkiego, obleśnego, depczącego mi po piętach męŜczyznę. Posłałam mu wściekłe spojrzenie przez okienko w burce i uznałam, Ŝe przyjmie to jako ostrzeŜenie, jednak, gdy tylko się odwróciłam, znów mnie uszczypnął. Obróciłam się, odrzuciłam do tyłu burkę i z całej siły trzepnęłam go w twarz. Roshanna mało nie zemdlała. Sklepikarze z otaczających nas straganów wybiegli w panice na ulicę. Krzyczałam, ile sił w płucach, w moim najlepszym ulicznym dari, Ŝe ten facet łapał mnie za tyłek i nie zamierzam tego znosić. MęŜczyzna leŜał na ziemi i wszyscy tłoczyli się dookoła, próbując dowiedzieć się, na czym polega problem. Słyszałam, jak Roshanna mówi im w dari, Ŝe męŜczyzna ciągnął mnie za rękaw. - Nie ciągnął mnie za rękaw! - powiedziałam. - Roshanna, on mnie łapał za tyłek! 219 Szkoła piękności w Kabulu Ona jednak za bardzo się wstydziła, by to powtórzyć, więc wciąŜ mówiła wszystldm, Ŝe szarpał mnie za rękaw. Potem siłą odciągnęła mnie na bok. - To się często dzieje na mandai - powiedziała. - Uspokój się, proszę, juŜ niedługo wrócimy do domu. - Myślałam, Ŝe nie wolno im dotykać kobiet, które nie są ich Ŝonami. - Tak, ale dotykają. - Nie reagujesz, gdy tak się dzieje? Roshanna przecząco potrząsnęła głową. - Za bardzo się wstydzę. Przez kilka minut szłyśmy w milczeniu. Byłam zbyt zdenerwowana, by zainteresowało mnie bogactwo otaczających towarów. Wściekałam się, Ŝe Roshanna i wszystkie inne kobiety muszą godzić się na obłapianie przez męŜczyzn na mandai. Przypomniałam sobie więźniarki, które rzuciły wyzwanie podporządkowaniu płci, bo miały chłopaka albo uciekły od złego męŜa. Dlaczego męŜczyźni na bazarze mogli łamać zasady? Przypomniałam sobie blizny na plecach Nahidy i poczułam kolejną falę gniewu. Zatrzymałyśmy się z Roshanna, by kupić papier toaletowy, i wtedy znów poczułam rękę na pupie. Odwróciłam się i zobaczyłam, Ŝe ten obleśny facet przyszedł za nami aŜ tutaj. Na obrzeŜu tłumu dostrzegłam teŜ policjanta, więc złapałam męŜczyznę za koszulę i zaczęłam ciągnąć w stronę funkcjonariusza, znów krzycząc w dari, Ŝe łapał mnie za tyłek. Policjant słuchał przez chwilę, następnie wyjął pałkę i zaczął okładać natręta. Patrzyłam z satysfakcją, jakby ten drobny odwet pomagał wyrów- 220 nać rachunki między kobietami a męŜczyznami. Roshanna połoŜyła mi rękę na ramieniu i odprowadziła do samochodu. - Przepraszam, Debbie, ale nigdy więcej nie pójdę z tobą na mandai - powiedziała. I niewaŜne, jak często prosiłam, by jeszcze raz mi towarzyszyła, zawsze odmawiała - miło, wdzięcznie, ale zdecydowanie. Shaz - moja złotozęba gosposia - klęczała wraz ze mną w łazience koło bokari, opalanego drewnem pieca, który wygląda trochę jak wymyślny metalowy kosz na śmieci. Miał ogrzewać

Page 100: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

łazienkę i wodę. Usiłując przygotować sobie gorącą kąpiel zadymiłam piętro pensjonatu. Shaz uchyliła okno, by wypuścić dym, następnie otworzyła malutkie drzwiczki z przodu bokari, upchnęła dookoła drewna więcej gazet i prysnęła do środka benzyną. Gdy wrzuciła zapaloną zapałkę, odsunęłam się pod ścianę, ale na widok ognia, podeszłam z powrotem. Dym znów zaczął wydostawać się zagięciem w metalowym kominie. Shaz miała jednak i na to sosób. Wybiegła z łazienki i wróciła z mokrymi szmatami, którymi owinęła gorącą rurę. Zasyczało i w ciągu kilku minut dym opadł. Mogłam wziąć kąpiel bez zakasłania się na śmierć. Heroiczne wysiłki Shaz powstrzymywały mnie przed zwolnieniem jej z pracy. Nie, Ŝeby cięŜko nie pracowała. Gdy przyszło do szorowania podłóg, tyrała jak maszyna, niemniej jednak maszyna wadliwa. Pewne fragmenty podłogi szorowała prawie do fundamentów, inne w ogóle omijała. Ilekroć pędziła przez pensjonat, zostawiała za sobą ślad w postaci potłuczonych kub- t00»&&& Szkoła piękności w Kabulu 221 lców a czasem nawet lamp. Miała prasować nasze ubrania, ale często zdawała się o tym zapominać. MoŜe nie rozumiała nawet, po co ludzie robią takie rzeczy, skoro sama była tak zaniedbana. Sam wyciągał więc z szafy pogniecione koszule i pytał, dlaczego nie moŜemy znaleźć lepszej gosposi. Codziennie miała teŜ za zadanie wymyć łazienkę w szkole i salonie, a wciąŜ widziałam klientki wychodzące stamtąd z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Doszłam do wniosku, Ŝe widać Shaz ma za duŜo pracy. Gdy tylko wprowadziliśmy się do „Peacock Manor", jej głównym zadaniem było utrzymywanie w czystości pensjonatu, ale kiedy ruszyła szkoła, zakres jej obowiązków się zwiększył. Nie wiedziałam, jak mogłaby sobie sama z tym wszystkim poradzić, więc powiedziałam Samowi, by przekazał jej, Ŝe spróbujemy znaleźć dla niej pomocnicę. Następnego dnia Shaz pojawiła się z jakąś starszą kobietą, tak do niej podobną, Ŝe poprosiłam Sama, by zapytał, czy to jej siostra lub kuzynka. Po krótkiej rozmowie Sam odwrócił się do mnie. - To jego matka. Byłam zszokowana. Druga kobieta wyglądała na zaledwie o parę lat starszą od Shaz. - Ile ona ma lat? - wskazałam Shaz. - Dwadzieścia pięć - odpowiedział mąŜ. A ja przypuszczałam, Ŝe miała przynajmniej pięćdziesiąt, Ŝe była starsza ode mnie! - Chcę wiedzieć więcej! - powiedziałam Samowi, gdy za uwaŜyłam, Ŝe kieruje się w stronę drzwi. - Chcę znać całą jej hi storię. 222 - Musisz poprosić Roshannę. Shaz nie mówić męŜczyźnie wszystkie seksowne szczegóły jakie ty chcieć znać. Roshanna odwiedziła „Peacock Manor" jeszcze tego popołudnia. Natychmiast wciągnęłam ją i Shaz do mojego małego pokoiku. Shaz i jej matka naleŜały do plemienia Hazar. Wywodzący się z Pasztunów talibowie szczególnie nimi gardzili. Uznawali ich za prosty lud, niewiele lepszy od osłów i stworzony jedynie do najbardziej niewdzięcznych prac. Mimo Ŝe jej rodzina utrzymała się w Kabulu przez prawie całą wojnę, gdy władzę przejęli talibowie, uciekli w góry, poniewaŜ krąŜyła plotka, Ŝe zamierzali oni wymordować wszystkich Hazarów. Tak więc Shaz wraz z rodziną przez rok mieszkała w górskiej jaskini, zbierając jedzenie, a nawet kradnąc je z okolicznych gospodarstw, by nie umrzeć z głodu.

Page 101: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Opowiadając to, ku memu zaskoczeniu, Shaz się uśmiechała. Okazało się, iŜ była wówczas Ŝoną dobrego męŜczyzny, którego bardzo kochała. Mimo trudów, jakim trzeba było stawiać czoło, jej wspomnienia z tamtych czasów były szczęśliwe. Pewnego dnia mąŜ natknął się jednak na grupę talibów i został zabity. Kiedy talibowie odeszli, wraz z innymi uciekinierami zeszła z gór. Znaleźli krewnych, którzy przez jakiś czas im pomagali. Rodzina wkrótce postanowiła wydać ją za męŜczyznę, którego pierwsza Ŝona jeszcze nie dała mu syna. Shaz jednak nie zachodziła w ciąŜę i mąŜ się z nią rozwiódł. Potem rodzina zdecydowała kolejny raz wydać ją za mąŜ za męŜczyznę mieszkającego ze swoją pierwszą Ŝoną w mieście Kondoz, na północ od Kabulu. Ten liczył, Ŝe Shaz urodzi mu syna i często przy- ®®®®®<& Szkoła piękności w Kabulu 223 jeŜdŜał do Kabulu, by uprawiać z nią seks. Próbował teŜ wyciągnąć od niej pieniądze. Rozwiązała ten problem, idąc na ulicę Złotą i za wszystkie swoje oszczędności kupując pierścionki i bransoletki, na które mąŜ nie zwracał uwagi. I z tym męŜczyzną teŜ nie dane jej było począć dziecka. Ocierała łzy brudnymi rękoma, gdy mówiła Roshannie, Ŝe boi się, iŜ on teŜ się z nią rozwiedzie. Obiecałam sobie zatrzymać Shaz. PrzecieŜ prowadziłam program, który miał pomagać kobietom, i chciałam pomagać nie tylko fryzjerkom. ZaleŜało mi, jeśli tylko byłabym w stanie, nieść równieŜ pomoc biednym, niewykształconym kobietom, takim jak ona. Shaz nie robiła jednak Ŝadnych postępów w pracy. WciąŜ wszystko niszczyła. Zdarzało się teŜ, Ŝe coś po prostu ginęło i nigdy nie byłam pewna, czy to wyrzuciła, poniewaŜ zepsuła, czy teŜ ktoś ukradł. CięŜko było mi uwierzyć, Ŝe Shaz kradła, bo wielokrotnie odnosiła mi, pozostawione nie na swoim miejscu rzeczy. W końcu jednak ze stolika przy moim łóŜku zniknął złoty pierścionek i zaŜądałam wyjaśnień, co się z nim stało. Shaz, jej matka, nasz chowkidor i kucharka, wszyscy oskarŜali siebie nawzajem. Wreszcie Sam zasugerował, byśmy udali się do posiadającego dar jasnowidzenia mułły. KaŜdy podejrzany miał stanąć przed duchownym i wyznać swoją niewinność, a ten powie, kto mówi prawdę. Nie mogłam się doczekać spotkania z mułłą jasnowidzem, ale niespodziewanie matka Shaz przyniosła pierścionek. Stwierdziła, Ŝe znalazła go na podłodze w salonie piękności. Nigdy więc nie dowiedziałam się, co tak naprawdę się stało z pierścionkiem. 224 225 Potem pojawił się kolejny problem z Shaz. Jedna z uczennic wbiegła zapłakana do salonu, zasłaniając rękami klatkę piersiową. Złapałam ją, kazałam się połoŜyć i krzyknęłam: - Chyba ma atak serca! Topekai i Baseera podeszły, by porozmawiać z dziewczyną, a ta powiedziała, Ŝe Shaz łapała ją za piersi. - Nie - zaprotestowałam. - Nie sądzę, by Shaz zrobiła coś takiego. A jeśli nawet, to po prostu się wygłupiała. Jednak dwie inne uczennice stwierdziły, Ŝe Shaz zrobiła im to samo, łapiąc nie tylko za piersi, ale i za krocze. Jedna z nich uniosła nawet tunikę, bym mogła zobaczyć pierś. Widniały na niej ciemne sińce. Zadzwoniłam do Roshanny i błagałam, by przyszła. Przyjechała następnego dnia. Posadziłam z nami Shaz i powiedziałam, co mówiły uczennice. - To jest molestowanie seksualne. Gdybyś była męŜczyzną, mogłabyś trafić za to do więzienia. Roshanna przetłumaczyła, ale Shaz potrząsnęła głową, jakby była totalnie skołowana.

Page 102: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Mówi, Ŝe nie robi takich rzeczy - powiedziała Roshanna. - Twierdzi, Ŝe dziewczęta kłamią. Nie wiedziałam, co myśleć. Przez kilka następnych tygodni wciąŜ pytałam uczennice, czy sytuacja się powtórzyła. Kilkakrotnie potwierdziły, Ŝe Shaz znów je obmacywała. Nie chciałam w to wierzyć, bo przypominał mi się obleśny męŜczyzna, obmacujący mnie na mandai. Sądziłam, Ŝe być moŜe Shaz tak brakuje seksu i czułości, iŜ dotykanie innych dziewcząt wydaje jej się jedynym rozwiązaniem. WciąŜ chcąc pomóc, próbowałam racjo- nalnie wytłumaczyć jej zachowanie. Któregoś dnia zobaczyłam jednak, jak Shaz podchodzi od tyłu do jednej z uczennic, gdy ta zakłada buty, i łapie ją za piersi. Uczennica objęła się ramionami i zaczęła płakać. Przebiegłam przez pokój i popchnęłam Shaz na ścianę. - To koniec - powiedziałam. - Jesteś zwolniona. Czułam się okropnie, Ŝe musiałam ją zwolnić. Smutne były teŜ nauczycielki a nawet uczennice. Shaz zdąŜyła juŜ stać się częścią rodziny. Była jak czarna owca, którą mimo to wszyscy kochają. Przez tydzień snuliśmy się z nieszczęśliwymi minami. Wreszcie jedna z moich klientek, psycholog, zapytała, co się dzieje. Wyjaśniłam jej sytuację. - Ktoś prawdopodobnie robił jej to samo całe Ŝycie - powie działa. A potem Shaz wróciła. Całymi dniami kręciła się w pobliŜu bramy osiedla i ilekroć chowkidor ją otwierał, zaglądała do środka, patrząc zbolałym wzrokiem. Wyszłam w końcu na zewnątrz i wciągnęłam ją na podwórko. Przytuliłyśmy się i płakałyśmy. - Tylko nie rób tego nigdy więcej - powiedziałam. Zdaje się, Ŝe wylanie z pracy ją zmieniło. Pamiętała o sprzątaniu toalet. Przestała niszczyć tak wiele przedmiotów, a jej ubrania i włosy były czyściejsze. UlŜyło mi, bo ją pokochałam i chciałam zauwaŜalnych dowodów na to, Ŝe jej Ŝycie moŜe się poprawić, tak jak los szkolonych przez nas uczennic. Któregoś dnia Sam dosłownie wpadł na matkę Shaz zmierzającą w stronę bramy. Upuściła coś na ziemię. Była to jedna z trzymanych przez nas w pobliŜu łóŜka latarek, byśmy mogli przyświecać sobie w środku nocy, idąc do łazienki. Z miejsca 226 227 zwolnił kobietę i Ŝadne prośby Shaz nie mogły wpłynąć na jego decyzję. - Jeśli ona kraść małe rzeczy, kiedyś ukraść duŜa - powiedział. Nahida, jej mąŜ talib i ich syn wrócili do Kabulu tuŜ przed rozpoczęciem zajęć trzeciej grupy. Mieszkali z lo-ewnymi, podczas gdy ona chłonęła wszystko, czego nauczycielki i ja byłyśmy w stanie ją nauczyć. Wiedziałam, Ŝe będzie jedną z moich najlepszych uczennic. śałowałam, Ŝe nie mieszka z nami w „Peacock Manor", bym mogła widywać się z nią częściej poza szkołą, ale wraz z Samem często zapraszaliśmy Nahidę i jej męŜa na kolację. Mówiła wówczas o swoich planach dotyczących interesów. Miała tak wiele świetnych pomysłów! Jej mąŜ siedział obok jak kołek. Gdy wyjechała, pozostawałyśmy w kontakcie telefonicznym i mailowym. Organizacja pozarządowa ofiarowała jej fundusze potrzebne na otwarcie salonu i w ciągu kilku miesięcy biznes nieźle juŜ prosperował. Wydrukowała wizytówki i rozdawała je na ślubach. Rozdawała teŜ kupony oferujące dwa strzyŜenia w cenie jednego, jeśli klientka przyjdzie z przyjaciółką. Zaczęła zarabiać duŜe pieniądze i męŜowi się to podobało. Nie czyniło to jednaK z niego

Page 103: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

lepszego męŜa. Nadal ją bił, poniewaŜ odmawiała mu seksu - nie chciała więcej dzieci, a on nie zamierzał korzystać z antykoncepcji. Bił ją zresztą z wielu powodów, a gdy nie mog znaleźć powodu, bił za to, Ŝe była mądra, młoda, ładna, a zwłaszcza za to, Ŝe była kobietą. Gdy moi znajomi z Michigan zapytali, co mogą zrobić dla Afganistanu, sporządziłam długą listę potrzeb. Zawsze teŜ prosiłam, by modlili się za Nahidę, aby przetrwała małŜeństwo. Ukrywała część swoich pieniędzy, więc mąŜ tak do końca nie wiedział, jak wielki odniosła sukces. Pracowała tak cięŜko i była bita tak często, Ŝe nawet pierwszej Ŝonie zrobiło się jej Ŝal. Potem Nahida zaczęła obdarowywać pierwszą Ŝonę prezentami: słodyczami dla dzieci, perfumami, nową suknią, gdy szli na ślub, a nawet nowym telewizorem. Z czasem Ŝony stały się sobie bliskie jak siostry. W niedługim czasie pierwsza zaszła ponownie w ciąŜę i urodziła syna. Nahida była pewna, Ŝe otwiera jej to drogę na wolność. Było to coś, czego pragnęła najbardziej na świecie, ale kobietom nie wolno opuszczać męŜów ani się z nimi rozwodzić. Błagała więc tą pierwszą, Ŝeby przekonała męŜa, by dał Nahidzie rozwód. - Powiedz mu, Ŝe jestem zła, Ŝe okrywam go hańbą, pracując poza domem, i Ŝeby się ze mną rozwiódł, bo tylko sprawiam kłopoty - namawiała. - Spróbuję - obiecała pierwsza. I zaczęła podszeptywać to talibowi. Wykazywała liczne wady Nahidy jako Ŝony i mówiła, jak to sąsiedzi się z niego śmieją, bo nie jest w stanie jej kontrolować. Powiedziała teŜ, Ŝe sama nie moŜe znieść mieszkania pod jednym dachem z nieokazującą jej szacunku karierowiczką. Talib wziął sobie do serca słowa pierwszej Ŝony. Bił Nahidę jeszcze bardziej, chcąc zmusić ją do bycia odpowiednią Ŝoną. W końcu jednak, by utrzymać dobre stosunki z pierwszą małŜonką, zgodził się rozwieść z Nahida. Pozwolił jej teŜ zatrzy- 228 mać syna - „pomiot tej złej kobiety", jak określała go pierwsza Ŝona - mimo faktu, Ŝe to męŜowie zwykle zatrzymują dzieci po rozwodzie. Nahida wróciła więc do domu rodziców, a ci niezmiernie się z tego ucieszyli. Miała teraz swój salon, w którym zatrudniała kilka pracownic. Obecnie sprowadza jeszcze wyroby rękodzielnicze z prowincji, pracuje jako tłumaczka i przemawia na konferencjach kobiet. Powiedziała mi, Ŝe nie obchodzi ją, czy wyjdzie jeszcze kiedyś za mąŜ, a co waŜniejsze, nie musi się juŜ tym przejmować. "4 jT P X óźną wiosną straciłam nagle połowę funduszy od niemieckiej organizacji pozarządowej, która zobowiązała się zapłacić za zajęcia dla trzeciej i czwartej grupy. Organizacja ta sponsorowana była przez niemiecki rząd i redukcja jej funduszy odbiła się takŜe na mnie. Przyjęłam juŜ kolejne dziewczęta, dwadzieścia pięć, wśród nich Nahidę, ale teraz miałam pieniądze jedynie dla połowy. Nie jestem dobra w zbieraniu funduszy. Nie mam pojęcia, jak pisać prośby o datki i robić to wszystko, co pozwala finansować projekty. Uciekłam się więc do jedynego znanego mi sposobu zarabiania pieniędzy - postanowiłam rozkręcić salon i poprosić Topekai i kilka zdolnych uczennic, talach jak Baseera, by zostawały parę godzin po zajęciach i obsługiwały płacących klientów. Uznałam, Ŝe zyskami z salonu mogę wesprzeć finansowo następną grupę, bo dla przyjezdnych z Zachodu było w Afganistanie zdecydowanie za mało luksusów i chętnie trochę sobie dogadzali. 232

Page 104: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Przygotowałam odpowiednie ulotki i rozłoŜyłam je w miejscach regularnie odwiedzanych przez obcokrajowców, takich jak zachodnie restauracje i sklep, w którym kupowali alkohol. Prosiłam równieŜ klientki, by brały ulotki ze sobą i rozgłaszały wiadomość w miejscu swego zamieszkania. Wkrótce wielu nowych ludzi zaczęło dzwonić, by umówić się na wizytę. Teraz stało przede mną wyzwanie opisania im dojazdu do „Peacock Manor". W Kabulu nie było znaków drogowych i adresów, jedynie ogólnie rozpoznawalne osiedla i punkty orientacyjne. Moje wskazówki brzmiały więc mniej więcej tak: Proszę jechać do kafejki internetowej przy skrzyŜowaniu w Shar-e--Now; tej przy budynku pogotowia ratunkowego z wymalowaną na biało--czerwono ścianą. Potem proszę skręcić w prawo i będzie pani na głównej ulicy Sher-e-Now. Zanim dojedzie pani do zbombardowanego kina, zobaczy pani duŜy, Ŝółty budynek. Proszę skręcić przy nim w prawo i minąć ulicę, na której leŜy duŜo martwych krów. Niech pani minie stary dom gubernatora wojskowego i skręci w lewo w następną ulicę. Zobaczy pani skrzynkę w biało-niebieskie paski i szyłd z wypisanym czarnymi literami ASSA. Kawałek dalej znajduje się szary budynek, przed którym stoi wielu Afgańczyków, zakład krawiecki, osiedle z niebieską bramą i ręczna pompa na rogu. Mój pensjonat to ten z niebieską bramą. Nietutejsza kobieta w Ŝółtym szalu, stojąca na studni i rozmawiająca przez komórkę, to będę ja. Prawdopodobnie zgromadzi się wokół mnie tłumek. Do salonu zaczęło przychodzić o wiele więcej klientek, co oznaczało, Ŝe Topekai, Baseera i Bahar wystawione były na kontakt z najróŜniejszymi obcokrajowcami. Z początku wydawało się, jakby kaŜda wchodząca do salonu kobieta z Zachodu robiła coś, co je szokowało. 233 Pewna młoda kobieta przyszła i chciała zrobić sobie depilację woskiem okolic bikini. - Ona jest panna młoda? - zapytała mnie Topekai, błędnie zakładając, Ŝe Amerykanki równieŜ lubią przedślubną gładkość. Przecząco potrząsnęłam głową. - WyjeŜdŜa z chłopakiem na tydzień na Cypr. Inna kobieta po wejściu do salonu ostentacyjnie odwinęła z głowy szal i wyplątała się z długiego płaszcza, następnie obciągnęła bluzkę na brzuchu tak, abyśmy wszystkie mogły zobaczyć maleńkie zaokrąglenie. - Jestem w ciąŜy! - wykrzyknęła uradowana. Bahar, jedna z najlepszych uczennic w drugiej grupie, uśmiechnęła się promiennie. - Twój mąŜ, on jest zadowolony? - zapytała. - AleŜ ja nie jestem męŜatką - odpowiedziała kobieta. - Będę je miała sama. Kolejna klientka przyszła i przedstawiła się jako ktoś waŜny w korpusie dyplomatycznym jednej z ambasad. Gdy zdjęła płaszcz, afgańskie fryzjerki popatrzyły po sobie i spuściły głowy, by powstrzymać się od śmiechu. Kobieta miała na sobie odsłaniającą jej pulchny brzuch bluzkę i ohydną minispódniczkę, która ledwie okrywała jej bardzo obfity tyłek. Nawet ja byłam zszokowana! Gdy ją strzygłam, słyszałam dziewczęta zaśmiewające się w jednym z pokojów na zapleczu. Kiedy klientka wyszła, zajrzałam do pokoju, by zobaczyć, skąd ta radość: Baseera, z podwiniętą do pół łydki spódnicą i wepchniętymi w bieliznę ręcznikami dostojnie przechadza się tam i z powrotem. 234 - Jestem dyplomatką! - mówiła, idąc wolno i kołysząc biodrami. - Jestem wielką dyplomatką!

Page 105: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Powoli moje fryzjerki przyzwyczaiły się do dziwnych zachowań obcokrajowców i nauczyły profesjonalnie zachowywać. Cieszyło mnie to, poniewaŜ jeśli będą w stanie obsługiwać klientów z zagranicy, to zarobią naprawdę wielkie pieniądze. Niemniej jednak od czasu do czasu znajdowałam się w trudnej sytuacji, kiedy musiałam odesłać jakąś klientkę z kwitkiem. Działo się tak, gdyŜ byłam jedyną fryzjerką, której pozwoliłyby się ostrzyc lub ufarbować włosy, a nie miałam wystarczająco duŜo czasu, Ŝeby zająć się nimi wszystkimi. W Stanach dziewczęta uczęszczają do szkoły fryzjersko--kosmetycznej przez rok, potem zwykle przez parę lat pracują w zakładzie oferującym szybkie strzyŜenie, a dopiero później dostają pracę w eleganckim salonie. Nim dostaną swoje własne klientki, przez kilka miesięcy myją tam głowy i asystują jednemu z doświadczonych stylistów. Moje afgańskie fryzjerki otrzymały zaledwie dwanaście tygodni nauki i kilka godzin praktyki w salonie, co oznaczało, Ŝe nie były jeszcze przygotowane, by świadczyć usługi o oczekiwanej przez przybyszów z Zachodu jakości. Wiedziałam jednak, iŜ wystarczy odrobinę więcej praktyki, a dzięki silnej motywacji będą pracowały naprawdę dobrze. Skupiłam się więc na wykazywaniu ich zawodowej atrakcyjności. Jeśli klientka chciała strzyŜenia i pasemek, mówiłam, Ŝe ją ostrzygę, ale Ŝe Bahar zafoliuje pasemka, poniewaŜ robi to lepiej niŜ ja, co zresztą było zgodne z prawdą. Postanowiłam teŜ dodać więcej usług do oferty salonu. W kontenerze z zapasami, do którego nadal jeździłam co tydzień po kosmetyki, odkryłam stół do 235 masaŜu. Nie miałam pojęcia, skąd się tam znalazł, ale pomyślałam, Ŝe mogłabym go wykorzystać: do masaŜu, zabiegów pielęgnacji twarzy, a nawet robienia pedicure. Topekai i Baseera szkoliły się u kanadyjsldej terapeutki masaŜystki, więc sprawdziłyby się idealnie. Zaczęłam więc mówić klientkom, Ŝe robimy masaŜ i pedicure. Pielęgnacyjna strona działalności salonu, szczególnie pedicure, stały się prawdziwym hitem. W ciągu dwóch tygodni obsłuŜyłyśmy stopy z Bośni, Australii, Anglii, USA, Niemiec, Francji, Szwajcarii, Rosji i Filipin. Zaczęłyśmy się teŜ mieszać w afgański biznes ślubny. Był to zaskakujący rozwój, bo nigdy nie spodziewałam się, iŜ będę robić makijaŜe pannom młodym. Szkoliłam do tego moje uczennice, a wygląd d la drag aueen i tale nigdy nie był moją specjalnością. Okazało się jednak, Ŝe w mieście jest sporo Afganek, które przez lata mieszkały na Zachodzie, wróciły do kraju i tu się zaręczyły, a rodzice chcieli, by przeszły przez tradycyjne afgańskie narzeczeństwo i ślub. Dziewczęta te jednak mdliło na myśl o bardzo mocnym makijaŜu i wysokich koafiurach. Pierwsza, pozostająca pod wpływem zachodniej kultury Afganka, która znalazła się w takiej sytuacji, poprosiła, bym zrobiła jej ślubny makijaŜ. Zgodziłam się, ale ustaliłam wysoką cenę, licząc sobie 300 dolarów za jej małdjaŜ i 10 za makijaŜ kaŜdej towarzyszącej jej kobiety; zwykle cena makijaŜu panny młodej waha się między 100 a 160 dolarów, chciałam jednak wywindować je tak, by nie istniało niebezpieczeństwo, Ŝe mój salon zacznie konkurować z zakładami moich uczennic. Pierwsza panna młoda przyszła ze wszystkimi lo-ewnymi i przyj aciółkami i pracowałam nad jej makijaŜem około pięciu godzin. Mogłam to zrobić w dwie, ale zdaje się, iŜ tradycyjne podejście kaŜe rozciągnąć 236 wydarzenie w czasie, sprawiając, by było pamiętne. Później panna młoda powiedziała wszystkim zaproszonym na ślub gościom, Ŝe to ja zrobiłam jej makijaŜ, i zaczęły do mnie dzwonić inne panny młode, znajdujące się w podobnej sytuacji. Nawet mimo dodatkowych usług nadal nie byłam w stanie zarobić wystarczająco duŜo, by pokryć wszystkie wydatki szkoły. Dzwoniło do mnie wielu męŜczyzn, którzy równieŜ chcieli

Page 106: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

przyjść do salonu, ale odrzucałam kaŜdego, poniewaŜ tu męŜczyzn po prostu do salonów się nie wpuszczało. Tylu jednak dosłownie błagało mnie o strzyŜenie, a nawet manicure, Ŝe zrobiło mi się ich Ŝal. Dla przebywającego tu przez dłuŜszy czas obcokrajowca Afganistan moŜe być naprawdę dobijający. Ciągle zamknięci są w ambasadach i osiedlach organizacji pozarządowych, a gdy wychodzą na zewnątrz, by wykonać jakąś pracę, nigdy nie mają pewności, czy pod ich samochód ktoś nie podłoŜył bomby. Ilekroć jadę samochodem i widzę któryś z samochodów terenowych naleŜących do jednej z duŜych organizacji pozarządowych albo czołg sił pokojowych, mówię kierowcy, by ominął taki pojazd w duŜej odległości na wypadek, gdyby ten stał się celem zamachu. Było mi więc Ŝal tych męŜczyzn, którzy tęsknili za odrobiną luksusu. Wiedziałam teŜ, Ŝe byłby to stały duŜy dochód. Przyjmowałam ich więc późnymi popołudniami i wieczorami, gdy zarówno szkoła, jak i oficjalnie działający salon były juŜ zamknięte, a wszystkie moje dziewczęta poszły do domów. Kiedy jednak wysiłki zmierzające w kierunku rozszerzenia zakresu usług salonu zaczęły przynosić efekty, sytuacja w Kabulu stała się naprawdę trudna. Znów zbliŜały się wybory, tyle ze tym razem stawka była jeszcze wyŜsza. W październiku Afgan- 237 czycy mieli anonimowo głosować na nowego prezydenta. Startowało około dwudziestu kandydatów i między wystawiającymi ich frakcjami wybuchało wiele konfliktów. KrąŜyły plotki, Ŝe Stany Zjednoczone spróbują sfałszować wyniki wyborów, by wygrał popierany przez nich kandydat, obecny prezydent Hamid Karzai. Poza tym talibowie byli oczywiście przeciwni wyborom, niezaleŜnie od tego, kto by wygrał. Wzrosła ilość porwań i zamachów bombowych oraz ogólnie przemoc. Ambasada amerykańska sugerowała wszystkim przebywającym w Afganistanie obywatelom, by jak najmniej rzucali się w oczy. Organizacja Narodów Zjednoczonych wprowadziła system znaków ostrzegawczych dla swoich pracowników, a większość organizacji pozarządowych i ambasad w mieście równieŜ go przejęła. „Zielone miasto" znaczyło, Ŝe moŜna chodzić właściwie wszędzie. „Białe" - tylko w niektóre, dobrze chronione miejsca poza zamkniętym osiedlem, a „czerwone", Ŝe naleŜałoby juŜ myśleć o ewakuacji. Przez te miesiące ONZ funkcjonowała głównie w ramach „białego miasta". Mimo Ŝe „Peacock Manor" nie spełniało wymogów bezpieczeństwa „białego miasta" - okalający osiedle mur nie był zwieńczony drutem kolczastym, okna nie miały zaciemnień, a na dachu brakowało osłony antyrakietowej - niektórzy obcokrajowcy nadal wślizgiwali się do mojego salonu. Osobiście ignorowałam alarmy. Nie sądziłam, aby cały ten strach był uzasadniony, zwłaszcza jeśli jest się ostroŜnym i szanuje tutejszą kulturę. Najsilniejszą moją reakcją na „białe miasto" było poirytowanie, poniewaŜ szkodziło to interesom. Wielu z moich klientów nie mogło jednak ominąć restrykcji „białego miasta". Dzwonili, by odwołać wizyty, i narzekali, Ŝe 238 239 utknęli w swoich zamkniętych osiedlach. Gdy otrzymałam juŜ sporo takich telefonów, wpadłam na świetny pomysł. - A moŜe to my przyjedziemy do was? - zapytałam. - Jeśli zbierze się grupa klientów, wezmę samochód męŜa i załaduję ba gaŜnik kosmetykami. Dziewczęta i ja moŜemy któregoś popołu dnia ostrzyc was po prostu na waszym osiedlu. W niedługim czasie organizowałyśmy regularne wypady do rozrzuconych po mieście osiedli organizacji pozarządowych. Klienci byli tak wdzięczni i szczęśliwi, Ŝe mogą odwrócić

Page 107: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

myśli od zagroŜenia, iŜ dawali moim dziewczętom bardzo wysokie napiwki. Po jednej z takich wycieczek dziewczyny aŜ podskakiwały z radości na siedzeniach, bo tak duŜo zarobiły w napiwkach, a był to dodatek do tego, co ja zapłacę za wykonaną pracę. Byłam ciekawa i zapytałam Baseerę, ile dostała. - Pięćdziesiąt dolarów! - Jej zielone oczy błyszczały. - Mój mąŜ nie zarabia tyle w dwa tygodnie. Czytałam ksiąŜkę, a Sam wpatrywał się we mnie. Siedzieliśmy w naszym pokoju przy włączonym telewizorze, ale on nie zwracał uwagi na hollywoodzki dramat. Wpatrywał się we mnie, gdy tylko miał okazję, a zaprzeczał temu, ilekroć go na tym przyłapałam. - Co się dzieje? - zapytałam chyba po raz piąty. - Dlaczego na mnie patrzysz? Westchnął i popukał długopisem w kubek z herbatą. - Muszę wysłać pieniądze do domu - powiedział wreszcie. - Dlaczego? - On musi iść do lekarza. - Twój ojciec? - Nie, ona. Ona musi iść do lekarza. - Która ona? Twoja matka, siostra, córka... - Moja Ŝona. - Czy jest chora? - Jeśli miałam o niej myśleć, łatwiej było wyobraŜać sobie, Ŝe marnieje z powodu śmiertelnej choroby i całkowicie znika z mojego Ŝycia. Potrząsnął przecząco głową i westchnął. - Jest w ciąŜy. Tak cięŜko pracowałam tej wiosny, rano w szkole, wieczorami przy klientach, Ŝe wracając na chwiejnych nogach do naszej sypialni, miałam nadzieję, iŜ mąŜ okaŜe mi trochę czułości. Szybko nauczyłam się, Ŝe musiałabym właściwie zapędzić go do kąta i przy dusić, by okazał jakiekolwiek uczucia, a tego oczywiście nie chciałam robić. By oddać mu sprawiedliwość, muszę powiedzieć, Ŝe Sam wciąŜ miał powaŜne problemy ze swoją firmą. Ale gdy w interesie nastąpiła poprawa, jego zachowanie niewiele się zmieniło. LeŜały między nami róŜnice kulturowe, równie trudne do pokonania co pasmo gór Hindukusz. śadne z nas nie wiedziało, jak sobie z nimi poradzić. Często się kłóciliśmy. Jednym z pierwszych nowych słów, jakiego Sam nauczył się po angielsku, było „dinozaur". Przezywał mnie tak, bo uwaŜał, Ŝe walczę jak jeden z nich. Uczucia, a raczej ich brak, wywoływały jedną kłótnię za drugą. Mieliśmy za sobą przekrzyczanych i przepłakanych wiele nocy, poniewaŜ przychodziłam do pokoju, całowałam Sama, a on odsuwał się wyraźnie zdenerwowany. Wreszcie Roshanna wytłumaczyła, w czym tkwi problem. Okazało się, Ŝe całowałam go, gdy dokonał juŜ rytualnego oczyszczę- 240 nia przed wieczorną modlitwą. Z tego powodu musiał podgrzewać wodę i robić to jeszcze raz. Ale nawet jeśli pamiętałam, by dotykać go, zanim się oczyści przed modlitwą, nie do końca odwzajemniał moje pieszczoty. Nie rozumiał, dlaczego chciałam trzymać się za ręce, przytulać, całować lub dotykać. Nigdy nie robił tego ze swoją afgańską Ŝoną, tak jak nie robił tego jego ojciec z matką. Wydaje mi się, Ŝe nigdy zresztą nie widział Afgańczyka zachowującego się w ten sposób w stosunku do kobiety. MęŜczyźni chodzili ulicami Kabulu, trzymając się za ręce lub głaszcząc po ramionach, nigdy jednak nie postępowali tak z kobietami. Pewnego razu, gdy jechaliśmy samochodem, wyciągnęłam rękę i zaczęłam głaskać jego ramię. Poczerwieniał i zjechał na pobocze.

Page 108: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- To nie czas na seks, Debbie! - syknął. - Nie chcę się teraz kochać - powiedziałam. ChociaŜ kto wie? MoŜe bym i chciała, gdyby nie wyglądał, jakby zaraz miał wyskoczyć z samochodu. - Chciałam się tylko poprzytulać. - Co to jest to przytulanie? - spytał poirytowany. Naprawdę tego nie rozumiał. Poza tym, jak większość kobiet, chciałam, by mąŜ był dla mnie partnerem. śeby okazywał mi nie tylko fizyczne zainteresowanie, ale dbał równieŜ o moje najskrytsze myśli i uczucia. Ze względu na barierę językową było to dość trudne do osiągnięcia, ale bardzo chciałam próbować. Chodziłam za Samem po osiedlu ze słownikiem ^n-angielskim, próbując wykombinować, jak powiedzieć: „Jestem taka zdołowana" albo „O tej porze roku najbardziej tęsknię za ojcem". Słuchał moich wymęczonych zdań, a potem po prostu patrzył na mnie totalnie zagubiony. W koń- #««*« Szkoła piękności w Kabulu 241 cu postanowił zgromadzić w jednym miejscu grupę obcokrajowców, bym z ich pomocą poradziła sobie z nadmierną chęcią wygadania się. Jedną z tych osób był młody fotograf David, wynajmujący pokój w „Peacock Manor". Sam powiedział Davido-wi, Ŝe będzie mu płacił cztery dolary za godzinę rozmowy ze mną. Sądzę, Ŝe po zachodzie słońca stawka jeszcze wzrastała. Wariowałam, czułam, Ŝe duszę się w „Peacock Manor". Gdy szkoła mieściła się w Ministerstwie ds. Kobiet, musiałam przynajmniej chodzić z jednego osiedla na drugie. Obecnie wszystko robiłam wyłącznie w obrębie naszego. Desperacko chciałam zobaczyć nowe miejsca i poznać nowych ludzi, ale jednocześnie nie chciałam wychodzić sama. Nie znałam dań i nie umiałam poruszać się po mieście, a zewsząd rozbrzmiewały ostrzeŜenia o terrorystach szukających łatwych zagranicznych celów. Zdawałam sobie sprawę, Ŝe fryzjerki do tej łatwiej kategorii naleŜą, musiałam więc być ostroŜna. Sam nie tylko nie miał ochoty ze mną wychodzić, ale równieŜ pozwalać mi na spędzanie czasu z odwiedzającymi go w pensjonacie Afgańczykami. Prosił, bym do czasu ich wyjścia siedziała w sypialni. Często na to narzekałam. Byłam pewna, Ŝe wstydzi się mnie i dlatego nie chce, by go ze mną widywano. Sądziłam, iŜ właśnie dlatego domaga się, bym się chowała i nie zabiera mnie na mandai lub do jednej z serwujących kebaby restauracji. W końcu poskarŜyłam się na to Roshannie. - AleŜ nie, Debbie! - powiedziała. - Kocha cię tak bardzo, Ŝe nie chce, by jakiś inny męŜczyzna na ciebie patrzył. NiewaŜne jednak, jak często Roshanna próbowała wszystko Wyprostować, kłótnie wciąŜ trwały. Sam wielokrotnie traktował mnie bardziej jak słuŜącą niŜ Ŝonę, poniewaŜ tylko taki model 242 rodziny znał. UwaŜałam, Ŝe muszę natychmiast wyprowadzić go z tego błędu. Gdy prosił, bym zrobiła mu herbatę lub znalazła jego buty, odszczekiwałam: „A co, połamałeś nogi?". Raz powiedział naszym zagranicznym przyjaciołom, Ŝe łatwiej jest mieć tysiąc afgańskich Ŝon niŜ jedną amerykańską. - Mówisz tysiącowi afgańskich Ŝon, Ŝeby siedziały i siedzą. Mówisz jednej amerykańskiej Ŝonie, Ŝeby usiadła, a ona odpo wiada: pocałuj mnie w dupę. Czasem Ŝartowaliśmy z tych róŜnic kulturowych, kiedy indziej wydzieraliśmy się na siebie, kaŜde w swoim języku i jedno lądowało na noc na kanapie w salonie. Zdarzało mi się teŜ wychodzić przed bramę, by uciec: od Sama, od pensjonatu, od naszej małej, ciasnej sypialni, od Alego i Davida oraz pozostałych gości, od wszystkiego. Tak postąpiłabym w Holland, gdybym się z kimś pokłóciła. Poszłabym na długi spacer pod gwiazdami, by

Page 109: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

odzyskać emocjonalną równowagę. Przynajmniej na takie zachowanie Sam reagował. Gdy postąpiłam tale po raz pierwszy, wybiegł za mną spanikowany. - Proszę, zrozum, to złe miejsce, Ŝeby się gniewać - powie dział, zawracając mnie w stronę pensjonatu. - Karzai kontroluje dzień, ale talibowie wciąŜ rządzą w nocy. Pewnego ranka, po nocy spędzonej w salonie, zdecydowałam, Ŝe mam dość. Zadzwoniłam do Roshanny, powiedziałam jej, Ŝe odchodzę od Sama, i zapytałam, czy mogłabym wprowadzić się do niej i jej rodziny. Natychmiast przyjechała do pensjonatu, gdzie pakowałam wszystkie moje rzeczy do dwóch walizek. To, co się nie mieściło, owijałam w chusty i szale. Gdy zobaczyła stertę tobołków, zaczęła się śmiać, ale ja siedziałam zapłakana na podłodze, więc przysiadła się do mnie. Kilka minut póź- 243 niej płakałyśmy juŜ obie. To jeszcze jedna rzecz, którą kocham w Afgańczykach - nigdy nie pozwolą ci płakać samotnie. Starała się mnie pocieszyć, ale nic to nie dawało. - Odchodzę - łkałam. - Zostawiam Sama, szkołę i Afganistan. Chcę gorącej kąpieli i bekonu, do jasnej cholery! Sam wrócił do domu i zastał nas zapłakane na podłodze. Stal w drzwiach i patrzył, a na jego twarzy malowało się przeraŜenie. Chyba myślał, Ŝe coś stało się moim synom lub matce. Potem Roshanna odwołała go na stronę i spędziła z nim około godziny, tłumacząc, jak cięŜko mi pogodzić się z nowym krajem i nowym małŜeństwem. Potem wróciła z miską wody i zanim się zorientowałam, myła mi twarz i rozczesywała włosy. Wybrała strój i pomogła mi się ubrać. Sam dał jej pieniądze, by zabrała mnie do ładnej restauracji, mogłyśmy teŜ skorzystać z jego samochodu i kierowcy. Poszłyśmy kupić więcej chust, a potem parę godzin siedziałyśmy w restauracji. Zdałam sobie wówczas sprawę, Ŝe moim największym problemem wcale nie był Sam. Być moŜe brakowało mi tego rodzaju towarzystwa, jakie moŜe dać tylko przyjaciółka. Obie z Roshanna byłyśmy bardzo zajęte - ona swoim nowym salonem, ja salonem i szkołą. Mimo Ŝe pracowałyśmy razem, szkoląc nauczycielki, od wieków razem się nie bawiłyśmy. Nadal nie wiem, czy wyszlibyśmy z Samem zwycięsko z tego trudnego okresu, gdyby do Kabulu nie wrócili Val i Suraya. Zamieszkali z nami w „Peacock Manor" i stopniowo wiedza Sama z zakresu bycia męŜem w zachodnim stylu zaczęła się zwiększać. Spędzaliśmy we czwórkę wiele czasu w pokoju dziennym, śmiejąc się i rozmawiając, i zauwaŜyłam, Ŝe Sam obserwu- 244 DEBORAH RODRIGUEZ #««««« je Vala i naśladuje go. Jeśli Val pogłaskał Surayę po ramieniu, Sam głaskał mnie. Gdy Val trzymał Surayę za rękę, Sam ujmował moją dłoń. Zaczęliśmy draŜnić się z nim z tego powodu, więc postanowił się na nas odegrać, cały dzień zdecydowanie ignorując wszystko, co robił Val. Kiedy jednak Suraya usiadła męŜowi na kolanach, Sam wstał i umościł się na moich. I tak to pomału, dzięki pomocy przyjaciół, mój mąŜ przestał być spięty w kontaktach z wygadaną, uczuciową i niezaleŜną kobietą, którą poślubił. Z kolei ja zaczęłam rozumieć seksualne obyczaje kultury, w którą weszłam przez małŜeństwo, i przestałam tak bardzo przejmować się brakiem męŜowskich instynktów Sama. A przynajmniej próbowałam się tym nie przejmować. Mimo jego szorstkiego sposobu bycia kochałam go coraz bardziej. NiewaŜne, Ŝe trudne było to nasze małŜeństwo. Wiedziałam teŜ, Ŝe nigdy nie dałabym rady utrzymać szkoły, gdyby nie pomoc męŜa. Tyle Ŝe musiałam przypominać sobie o tym za kaŜdym razem, gdy miałam ochotę czymś w niego rzucić. Myślałam teŜ o nieszczęsnej przeszłości moich uczennic oraz o dumie i nadziei, które widziałam teraz na ich twarzach.

Page 110: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Powtarzałam sobie równieŜ, Ŝe nie mogę ciągle czymś w niego ciskać, bo wkrótce nic nie zostanie; nie mieliśmy juŜ ani jednej działającej latarki. Wreszcie nasza wojna, nazywana przez Sama konfliktem afgań-sko-amerykańskim, przycichła przynajmniej na chwilę. Weszliśmy w związek bardziej partnerski, w sferze seksu, jak i kaŜdej innej, niŜ bym się spodziewała w czasie, gdy Val i Suraya aranŜowali to małŜeństwo. Kiedy jednak Sam powiedział, Ŝe jego pierwsza Ŝona jest w ciąŜy, zupełnie się załamałam. Chciałam całkowicie lekcewa- 245 Ŝyć tę drugą kobietę. Nie myślałam o tym, Ŝe mógł z nią sypiać, gdy byłam w Michigan, a on w Arabii Saudyjskiej, dlatego czułam się, jakby mnie zdradził. Złapałam jego kubek i rzuciłam o ścianę, gdzie rozprysnął się na setki drobnych, przypominających zęby kawałeczków. - Który to miesiąc? - zapytałam. - Piąty. Policzyłam. Będzie rodzić w październiku. Jeśli uda nam się pozostać małŜeństwem, będziemy obchodzić naszą pierwszą rocznicę. Pod koniec października były teŜ moje urodziny. Nie mogłam znieść myśli, Ŝe swoim nowym dzieckiem tamta kobieta zrujnuje ten pełen waŜnych dla mnie dat miesiąc. Następnych kilka nocy spałam na kanapie w salonie. W końcu jednak poradziliśmy sobie. Widziałam, Ŝe dla niego teŜ jest to trudna sytuacja. Udało nam się odtworzyć nasze specyficzne szczęście, mimo Ŝe nie mogłam znieść myśli o październiku. Wkrótce Ŝycie przypomniało mi, Ŝe w Afganistanie moŜna pozwolić sobie jedynie na krótkie okresy szczęścia. Zdaje się, Ŝe jest to jeden z warunków tamtejszego Ŝycia - jak kurz i wiatr. Nowy koszmar czai się za rogiem i dopada cię, gdy tylko zwolnisz kroku, by cieszyć się pięknymi widokami. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, Ŝe koszmar będzie czekał w moim własnym domu. Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i zastałam Sama siedzącego na łóŜku w naszym pokoju ze spuszczoną głową i twarzą ukrytą w dłoniach. Jak kaŜdego z nas znajomość obcego języka zawodziła go, gdy miał do powiedzenia coś naprawdę waŜnego. Mówił coś o Alim i małej Hamie, ale wciąŜ musiałam dopytywać się, o co mu chodzi. - On go całuje - powiedział Sam. - Ją. Ali j ą całuje. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego był tym aŜ tak zdenerwowany. - Mój wujek zwykł mnie całować, gdy byłam małą dziewczynką. To było nieszkodliwe. - Nie wujowski pocałunek! - Popchnął mnie mocno na ścianę i nakrył moje usta swoimi, potem się odsunął. - Tak Ali całował. Wszedł do pokoju Alego bez pukania, on nigdy nie puka, i tak ich zastał. Jeśli Sam miał jakieś wątpliwości co do rodzaju pocałunku, rozwiał je fakt, Ŝe ręce Alego były pod bluzką Hamy, a na jej twarzy malował się wyraz przeraŜenia. Sam nie wiedział, jak powiedzieć „piersi" po angielsku. W naszym erotycznym języku mówiliśmy na moje „jabłuszka" i „pomarańczki". Mówił coś o jabłuszkach i pomarańczkach Hamy, ale tym razem nie było w tym Ŝadnej Ŝartobliwości. Siedziałam obok niego na łóŜku zszokowana. Nigdy nie czułam się dobrze z tym, Ŝe Hama snuje się za Alim po domu, poniewaŜ nie chciałam, by przebywała sama w pokoju z odwiedzającymi go męŜczyznami. Starałam się więc trzymać ją przy sobie tak często, jak było to moŜliwe. Ali zresztą mi w tym nie przeszkadzał. Zachęcał Ha-mę, by spędzała ze mną czas i mówił, Ŝe jestem dla niej jak ciocia. Właściwie to czułam się bardziej jak jej matka, bo lgnęła do mnie, jakby była maleńldm dzieckiem. OdpręŜała się jedynie w szkole. - Powiedziałeś mu, Ŝe go zabijesz, jeśli jeszcze raz ją tlenie?

Page 111: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Przecząco pokręcił głową: - Ali nie jest rodziną. Hama teŜ nie. Mogę tak rozkazywać tylko rodzinie. Jak burza wypadłam więc z pokoju, by poszukać Alego, ale nigdzie go nie było. Rozsiadlam się więc ze szklaneczką whiski, paczką papierosów i mnóstwem magazynów, by na niego poczekać. Wrócił wreszcie koło jedenastej w towarzystwie Hamy. Gdy zobaczyła mnie na kanapie, jej twarz pojaśniała i podbiegła, by koło mnie usiąść. Pogłaskałam ją po buzi. Usta miała umalowane mocną, czerwoną szminką, a powieki pokryte grubą warstwą tuszu i cieni. Było to tak ostre i niepotrzebne na tle jej ładnej, małej twarzyczki, Ŝe wyglądała niemal jak dziecięca aktorka w wodewilu. Poprosiłam, by poszła do kuchni zrobić herbatę. Od razu skoczyła wykonać polecenie. - Co robisz z tą małą dziewczynką, Ali? - zaŜądałam wyjaśnień. - Czy naprawdę jesteś jej wujkiem? - Nie. - Obmacywał kieszenie w poszukiwaniu papierosa. Nie proponowałam mu moich. - Jestem przyjacielem rodziny. - Nie jesteś jej przyjacielem, jeśli j ą całujesz i dotykasz. Zrujnujesz tylko jej reputację i nigdy nie wyjdzie za mąŜ. - Ale posłuchaj, Debbie. - Uśmiechnął się i rozłoŜył ręce. - Mam poślubić Hamę. Zrobiło mi się niedobrze i - chociaŜ myślałam, Ŝe bardziej juŜ nie zdołam - dosłownie się wściekłam. Byłam pewna, Ŝe kłamie. - Ali, jesteś od niej przynajmniej trzydzieści lat starszy. Je steś za stary. A nawet jeśli masz ją poślubić, nie ma powodu, byś przed ślubem dotykał jej w sposób, w jaki Sam widział, Ŝe ją do tykałeś. Mogę być głupią Amerykanką, ale przynajmniej tyle wiem. Twarz mu poczerwieniała: - To, co robię, robię z błogosławieństwem jej rodziców. 248 - Nie Ŝyczę sobie, byś więcej przyprowadzał ją do tego do mu. Nie chcę, by przebywała w twoim pokoju lub z twoimi przy jaciółmi. Po skończonych zajęciach w szkole ma wracać prosto do domu rodziców. Widziałam, Ŝe jest zdenerwowany, ale nie kłócił się ze mną. W tej właśnie chwili zszedł jeden z męŜczyzn wynajmujących na górze pokoje i Ali odwrócił się gwałtownie w jego stronę i zaczął krzyczeć na niego w dari. - Zabierz ją do domu. Weszłam do kuchni i zobaczyłam stojącą przy zlewie Hamę, przeraŜoną dobiegającym z sąsiedniego pokoju hałasem. Powiedziałam, Ŝeby poszła do domu i trzymała się od Alego z daleka. Pewnie niewiele z tego rozumiała, ale widziała, Ŝe jestem zdenerwowana. Potem Ali zawołał ją z salonu i wybiegła. Postanowiliśmy dowiedzieć się o Alim czegoś więcej. Gdy tylko zaczęliśmy się rozpytywać, zewsząd napływały do nas niemiłe historie. Mdliło mnie na myśl, Ŝe byliśmy zbyt zajęci i zbyt ufni, by wcześniej zainteresować się tymi sprawami. Plotki głosiły, Ŝe Ali był dealerem narkotyków i często wykorzystywał kobiety do wywozu heroiny z kraju. Kontrole celne na lotniskach były zwykle mniej dokładne w odniesieniu do kobiet, poniewaŜ męŜczyznom nie wolno było ich przeszukiwać, a kobiety nie mogły lub nie chciały pracować

Page 112: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

w tak silnie zmaskulinizowanym otoczeniu. Korzystając ze swoich narkotykowych kontaktów, Ali rozkręcił równieŜ kolejny biznes - znajdował zagranicznych sponsorów Afgańczykom, którzy chcieli opuścić kraj. Wszystko to wyjaśniało tajemniczą stronę Ŝycia Alego. Dlatego zawsze zdawało się, Ŝe nie ma pracy, chociaŜ miał pienią- «*<»« Szkolą piękności w Kabulu 249 dze i znał dobrze sytuowanych Afgańczyków w całej Europie i na Wschodzie. Został ponoć aresztowany w Indiach i spędził nawet jakiś czas w więzieniu. Ludzie mówili, Ŝe przeŜył tam prawdziwy koszmar, co uczyniło go impotentem. Twierdzili, Ŝe płacił lu- dziom, by przywozili mu viagrę i inne mające temu zaradzić me- dykamenty. UlŜyło mi, kiedy usłyszałam tę ostatnią informację, o pomyślałam, iŜ w takim razie jest szansa, Ŝe Hama moŜe jesz- e być dziewicą. Niewiele mogliśmy zrobić w związku z Alim. Wraz z nami był współwłaścicielem pensjonatu „Peacock Manor" i byliśmy z nim związani do czasu, aŜ wygaśnie umowa najmu. Nie mogliśmy więc zmusić go, by się wyniósł. W rzeczywistości nie mogłam nawet nalegać, by przestał przyprowadzać do pensjonatu Hamę, ale nie przyprowadzał. Widywałam ją codziennie w szkole, upewniłam się teŜ, Ŝe zawsze miał ją kto przywieźć i odwieźć do domu rodziców. Poza tym przy mnie była zawsze taka serdeczna i szczęśliwa. Raz odciągnęłam ją od pozostałych i poprosiłam Roshannę, by dla mnie tłumaczyła. - Czy Ali nadal dotyka cię tam, gdzie nie powinien? - zapytałam. Zasłoniła twarz. - Powiedz mi, Hama. Powiedz, co robi. Rozpłakała się. Wskazała na swoje piersi i łono. - Nie pozwól mu na to, nawet jeśli jest przyjacielem rodziny! Pokiwała głową i zarzuciła mi ręce na szyję. Gdy wróciła na zajęcia, powiedziałam Roshannie, by nie mówiła o Hamie nauczycielkom i pozostałym uczennicom. - One juŜ o tym wiedzą, Debbie - powiedziała. - Wiedzą, Ŝe robi złe rzeczy z tym męŜczyzną. 250 251 - Jak się dowiedziały? - Jest tak wiele oznak! - Roshanna poczęła wyliczać je na palcach. - Przebywa z nim do późna w nocy. Nawet ty przychodzisz do szkoły i opowiadasz, jak to Hama chodzi na imprezy. Porządne dziewczyny nie chodzą na nocne imprezy z męŜczyznami. - Sądzę, Ŝe powinnam sama to zrozumieć - wymamrotałam. - Wyskubuje sobie brwi - mówiła dalej Roshanna. - Tylko kobiety to robią. Poza tym on daje jej komórkę, by móc ją wezwać. Widzisz, Ŝe nigdy nie kupuje minut, by dzwonić do kogoś innego. Telefon jest tylko po to, by on mógł ją zlokalizować. Ali wciąŜ starał się mnie oczarować, ale go unikałam. Wściekał się z tego powodu. Nigdy nie okazał mi gniewu, ale słyszałam, jak wydzierał się na Shaz, a właściwie na kaŜdego, kto wszedł mu w drogę. Zawsze otaczała go grupka męŜczyzn, którzy przesiadywali w jego pokoju albo w pokoju dziennym. Któregoś dnia zauwaŜyłam, Ŝe przyprowadzili ze sobą kobietę. Ali przedstawił ją jako swoją narzeczoną, ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, Ŝe musi być prostytutką. Jej komórka dzwoniła z sześćdziesiąt razy w ciągu godziny i zawsze na linii był męŜczyzna. Wiem to, poniewaŜ rzuciła mi aparat i powiedziała, Ŝebym odbierała,

Page 113: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

gdy będzie w toalecie. Później ktoś powiedział, Ŝe z nią właśnie Ali znalazł rozwiązanie swoich problemów z potencją. Cieszyłam się, Ŝe jest zajęty tą kobietą i Ŝe trzyma go to z daleka od Hamy. Nasz telefon satelitarny zadzwonił w środku nocy. Słyszałam, jak Sam strącił go na podłogę, a następnie macał dookoła, próbując ponownie go znaleźć. W końcu odebrał, odzywając się po uzbecku, potem przeszedł na angielski. Usiadłam na łóŜku, a serce tłukło mi się w piersi. Jeśli moja rodzina miała mi do powiedzenia coś tak waŜnego, Ŝe zignorowali dziewięcioipółgo-dzinną róŜnicę czasu, to musiało być źle. - Cześć mamo - odezwał się mój syn Zachary. - Przechodzę ostatnio przez trudny okres. Zastanawiałem się, czy mógłbym przyjechać i pomieszkać z tobą. - Jasne - ziewnęłam, opadając na poduszki. - Przyjedź do Afganistanu! Oddzwoniłam do niego rano, by ustalić szczegóły. Miałam nadzieję, Ŝe Afganistan wpłynie na niego tak jak na mnie; Ŝe syn zapomni o swoich problemach i zacznie dbać o innych. Zarezerwowałam mu więc lot i wkrótce był juŜ w drodze. Do tego czasu moja rodzina zdąŜyła się dowiedzieć o małŜeństwie z Samem; jak się obawiałam, wzięli gazetę i po prostu przeczytali o tym. Sądzę, Ŝe mojej mamie ulŜyło, Ŝe nie jestem tu sama. Wkrótce Zach dołączył do nas w „Peacock Manor" i zaczął pracować jako wolontariusz w sierocińcu dla chłopców, ucząc plastyki i angielskiego. Rozkoszując się widokiem mojego wspaniałego syna, na chwilę zapomniałam o Hamie. Zach nie był w Kabulu dłuŜej niŜ dzień, gdy zaczęli do nas przychodzić chłopcy w jego wieku, Pytający, czy nie poszedłby z nimi w coś zagrać, obejrzeć film albo wypić herbatę. Sądzę, Ŝe w okolicy nie było zbyt wielu amerykańskich chłopców w jego wieku, dlatego wzbudzał taką ciekawość. W kilka dni po przyjeździe zjawił się na odbywającym się w szkole przyjęciu. Było to niezwykłe, bo męŜczyzn z reguły nie puszczano do szkoły i salonu. Po przyjęciu z wielkim oŜywię- 252 DEBORAH RODRIGUEZ niem mówił o ładnej dziewczynie z rudymi włosami. Wyciągnęłam zdjęcia, a on wskazał palcem na twarz Hamy. Następnego dnia draŜniłam się z nią w szkole z tego powodu. Powiedziałam, Ŝe zdaniem Zacha jest piękna. Niektóre dziewczęta teŜ się z nią z tego powodu przekomarzały, ale zauwaŜyłam, jak Topekai szepcze coś do Roshanny. - Co ona mówi? - zapytałam ściszonym głosem. - Martwi się, Ŝe nie rozumiesz, iŜ Hama nie jest juŜ dziewczyną. - Roshanna połoŜyła mi rękę na ramieniu; czuła, Ŝe juŜ się jeŜę. - To, Ŝe nie jest dziewczyną, znaczy, Ŝe nie jest juŜ czysta. UwaŜa, iŜ nie powinnaś pozwolić synowi się nią interesować. Spojrzałam na Topekai, która przyglądała się nam z powaŜną miną. - Niedobrze - zawołała przez pokój. - Same kłopoty. Niemniej jednak widziałam, Ŝe Hama cieszy się z okazywanego jej przez Zacha zainteresowania. Wydawało mi się, Ŝe to waŜne, by wiedziała, iŜ inni męŜczyźni uwaŜają ją za ładną. Nie chciałam, by myślała, Ŝe utknęła z Alim albo Ŝe jest na zawsze naznaczona przez to, co jej robił. Parę tygodni później Hama wślizgnęła się chyłkiem do szkoły. Miała podbite oko i rozciętą wargę. Zasłoniła twarz dłońmi i wyszeptała przez palce, Ŝe Ali dowiedział się o Zachu i pobił ją. Do szkoły przyszła za nią maleńka, owinięta w wielki niebieski szal kobieta. Była to jej matka. Gdy zsunęła szal, zauwaŜyłam, Ŝe musiała być niegdyś bardzo ładna, ale brzydko się zestarzała. Przyszła błagać, bym wyzwoliła jej córkę od Ale-go, który przez miniony rok dawał jej chciwemu ojcu pieniądze za dziewczynę.

Page 114: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Mówiła, Ŝe nie wie, jak przetrwają, jeśli Ali przestanie płacić, ale zdawała sobie sprawę, Ŝe jest złym człowiekiem i chcia- 253 ła uwolnić od niego córkę. Płacząc, ujęła mnie za ręce i zapytała, czy pozwolę synowi poślubić Hamę i zabrać ją z kraju. Jak powiedzieć załamanej matce, Ŝe tam, skąd pochodzisz, nie postępuje się w ten sposób? śe nie aranŜuje się synom małŜeństw, nawet jeśli miałyby one uratować dziewczynę, którą kochasz, przed molestowaniem przez potwora. Nie mogłam obiecać jej mojego syna, ale mogłam przysiąc, Ŝe zawsze będę się Hamą opiekować. Kiedy jednak Sam usłyszał o wszystkim, zdecydował, Ŝe małŜeństwo z Hamą jest właśnie tym, czego Zachowi trzeba. JuŜ wcześniej uwaŜał, Ŝe mojemu synowi, jak zresztą wszystldm amerykańskim chłopcom, przyda się zahartowanie i doszedł do wniosku, Ŝe wzięcie dobrej Ŝony będzie dla niego korzystne. W końcu jego teŜ w ten sposób oŜeniono, gdy był mniej więcej w wieku Zacha; i był zdania, Ŝe zrobiło to z niego męŜczyznę. - OŜeń się z Hamą - powiedział Zachowi. - Będzie dla ciebie dobra afgańska Ŝona. JuŜ ma progresywne, zachodnie pomysły. Widziałam, Ŝe syn rozwaŜał to przez dzień czy dwa, potem usiadł naprzeciwko mnie i Sama, gdy jedliśmy kolację. - OŜenię się z nią - powiedział. Nie byłam tym specjalnie zdziwiona, w końcu miał wielkie serce. Nie chciał jej za Ŝonę, by stać się męŜczyzną w oczach Sama, a raczej dlatego, Ŝe prześladowała go myśl o słodkiej, małej Hamie sprzedawanej Alemu przez ojca. Nie był w Afganistanie wystarczająco długo, by wiedzieć, jak często się to zdarza. Nie wiedział, Ŝe tysiące, setki tysięcy uroczych dziewcząt sprzedawano brutalnym męŜczyznom. A wszystkich nie mógł przecieŜ poślubić. Ali nie przestał jednak bić Hamy, mimo Ŝe Zach się zadeklarował. Powiedziałabym, Ŝe bicie się nasiliło. Codziennie Hama 254 DEBORAH RODRIGUEZ «*&®§HS przychodziła do szkoły z nowym siniakiem lub rozcięciem, a kaŜdy taki ślad był znakiem zazdrości Alego. Zach z niepokoju odchodził od zmysłów. Wykonał szlachetny gest, mówiąc, Ŝe poślubi Hamę, ale skończyło się to zwiększeniem jej cierpienia. Nadal mieszkaliśmy razem w tym samym pensjonacie i Ali przychodził co wieczór w towarzystwie męŜczyzn, a czasem towarzyszyło im jeszcze kilka kobiet. Wyglądał jak zawsze gładko i elegancko. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego kiedykolwiek wydawał mi się czarujący, a nawet przystojny. I wtedy wpadłam na pomysł, który mógł uratować Hamę, a nie był aŜ tak drastyczny jak małŜeństwo. Moja przyjaciółka Karen z Michigan śledziła historię dziewczyny i miała dla niej wiele sympatii, poniewaŜ sama w młodości była w pełnym przemocy związku ze starszym męŜczyzną. UłoŜyłyśmy więc plan, według którego Hama miała polecieć do Stanów i zamieszkać z Karen. Zebrałybyśmy wspólnie pieniądze, by pokryć wszystkie wydatki, a nawet załoŜyć dla niej fundusz na poczet opłacenia przyszłych studiów. Któregoś dnia po zajęciach w szkole usiadłam z Hamą i przekazałam jej te wieści, a ona skakała z radości i tańczyła dookoła pokoju. - Jestem amerykańską dziewczyną! - podśpiewywała. Wzięła ze stołu magazyn mody, przycisnęła do piersi zdjęcie dziewczyny w skąpym ubraniu i zrobiła słodką minkę. Wyglądała jak mała dziewczynka bawiąca się papierowymi kukiełkami, tyle Ŝe to ona była lalką. Powiedziałam, by nie mówiła o tym nikomu, a zwłaszcza Alemu. Dodałam teŜ, Ŝeby trzymała się od niego z daleka, wrzuciła telefon komórkowy do studni i nie pozwoliła, by kiedykolwiek jeszcze ją wezwał. 255

Page 115: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Dzień był tak piękny, jak tylko moŜna to sobie w Kabulu wyobrazić. Nad moją głową trzepotał na wietrze zielono-nie-bieski baldachim. Dzieci uczennic kręciły się po podwórku, pogryzając ciasteczka i spoglądając w górę na las słoneczników. Zdawało się, Ŝe są ich miliony. Dosłownie otaczał nas złoty blask. Sceneria pasowała do blasku w moim sercu. Był dzień wręczenia dyplomów. Gdy w lipcu nadszedł moment ukończenia zajęć przez drugą grupę, byłam wykończona, ale szczęśliwa. Mimo wszystkich przeciwności Kabulska Szkoła Fryzjersko-Kosmetyczna przetrwała i przygotowała kolejną grupę kobiet do powaŜnej, kosmetycznej kariery. Sądziłam nawet, Ŝe zmiany, które wprowadziłam do programu, pomogą im odnieść jeszcze większy sukces, a wszystko to osiągnięte zostało zaledwie ułamkiem kosztów poniesionych przy pierwszej grupie. W ciągu ostatniego tygodnia zajęć dziewczęta cięŜko pracowały nad głowami manekinów, mając nadzieję na zdobycie nagrody dla „Najbardziej Kreatywnej". Grupkami wybrały się na wielki targ pod gołym niebem i wróciły z cekinami, piórkami, koralikami, wstąŜkami i róŜnymi innymi materiałami. Gdy wieczorem wychodziły, oglądałam ich prace. Czułam się jak na paradzie z okazji Mardi Gras - takiej, na której wszystkich bawiących się odcięto na wysokości szyi. Rozdanie dyplomów odbywało się na dziedzińcu domu PARSA, ale nie było tak uroczyste jak pierwsze. Pojawiło się mniej dygnitarzy, mimo to byłam dumna, witając grupę ochotników z fundacji Care for Ali, organizacji humanitarnej, która sprowadziła mnie do Afganistanu tej pierwszej wiosny po upad- 256 ku talibów. Moje uczennice i ich rodziny ubrani byli w swoje najlepsze stroje. Baseera i kilka innych dziewcząt przyszły w pięknych, cięŜkich od cekinów i haftów, jedwabnych afgań-skich sukniach. Niektóre miały na sobie seksowne, wyszywane cekinami sari, a inne, jak mała Hama, swoje najlepsze dŜinsy i dopasowane białe bluzki. Sam dał mi z tej okazji cięŜkie złote kolczyki. Jeśli dodać do tego długie, sztuczne rzęsy i z półtora kilo przedłuŜających włosy pasemek, nic dziwnego, Ŝe ledwie mogłam utrzymać głowę. Dziewczęta wchodziły na scenę po odbiór dyplomów, niosąc głowy manekinów w ramionach. Potem stawiały je delikatnie na stole twarzą do publiczności. Zwycięski manekin miał, niczym maseczkę karnawałową, namalowaną na wysokości oczu i wokół nich mapę Afganistanu, a na policzku lśniącego pawia, którego ogon zawijał się wdzięcznie na szyję. Po wręczeniu dyplomów drugiej grupie starałam się bardziej jeszcze rozwinąć działalność salonu. Potrzebowałam pieniędzy nie tylko na sfinansowanie zajęć dla trzeciej, a moŜe i czwartej grupy, ale teŜ na uwolnienie się od Alego. Nadal byliśmy z nim związani najmem „Peacock Manor", ale nie widziałam Ŝadnego powodu, dla którego nie moglibyśmy przenieść szkoły, salonu i naszego mieszkania przed wygaśnięciem umowy, a pokoje wynająć komuś innemu. Chciałam teŜ odłoŜyć pieniądze na bilet lotniczy dla Hamy; w tym czasie wraz z Karen kombinowałyśmy, jak zdobyć dla dziewczyny wizę. Topekai, Baseera i Bahar pracowały dłuŜej w salonie. Poprosiłam Hamę, by do nich dołączyła, chociaŜ nie okazała się dobrą 257 fryzjerką ani kosmetyczką. Czasami pozwalałam jej ćwiczyć na Shaz, która obserwowała niekiedy dziewczęta przy pracy. Shaz z kaŜdym dniem wyglądała zresztą coraz lepiej. Dałam jej trochę ubrań, by nie musiała juŜ nosić swoich starych łachmanów. Poza tym uśmiechała się i odzywała częściej, pewnie dlatego, Ŝe W końcu odkryliśmy, iŜ źle słyszy. Okazało się, Ŝe straciła słuch W lewym uchu, gdy w pobliŜu wybuchła bomba. Nadal nie była najlepszą ze sprzątaczek, ale wiązałam z nią pewne nadzieje. Pracowała cięŜko, gdy tylko jej coś zleciłam. Biegała teŜ za mną, przynosząc klucze, waŜne dokumenty, a nawet pieniądze, które

Page 116: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

zostawiłam nie tam, gdzie ich miejsce. Czułam się, jakby zawsze zabezpieczała mi tyły i było to miłe uczucie. Cieszyło mnie, Ŝe Hama moŜe jej pomóc czuć się choć trochę kobieco. Pewnego dnia Hama pudrowała szorstkie policzki Shaz, gdy zadzwonił telefon. Tego sygnału nigdy wcześniej nie słyszałam. Hama upuściła puder na podłogę, podbiegła do torebki i wcisnęła się w najdalszy kąt pomieszczenia, by porozmawiać. - Czy to nowa komórka? - zapytałam, gdy skończyła. Spuściła głowę i wróciła do pracy nad Shaz, ale byłam podejrzliwa. Topekai i Baseera równieŜ wyraźnie były zaniepokojone; szeptały między sobą i ostro rozmawiały z Hamą. W końcu przyznała, Ŝe Ali dał jej kolejny telefon. - Dlaczego z nim rozmawiasz? - Miałam ochotę ją spolicz- kować. - Dlaczego przyjmujesz od niego prezenty? Potem znów zaczęłam widywać ją w „Peacock Manor", zwykle w porach, gdy sądziła, Ŝe mnie nie ma albo Ŝe leŜę jeszcze w łóŜku. Raz siedziała wcześnie rano w pokoju Alego i malowała się, innym razem wracała z nim do domu późno w nocy, ubrana 258 w błyszczącą sukienkę i szpilki. Przyłapałam ją teŜ w pokoju Ale-go otoczoną grupką męŜczyzn; paliła papierosa i śmiała się tak jakoś dziwnie, jakby nie była sobą. Kiedy mnie zobaczyła, usiłowała się chować. Gdy następnego dnia przychodziła do salonu do pracy, w kółko powtarzałam jej, by trzymała się z dala od Alego. Kiwała potakująco głową, ale nie chciała spojrzeć mi w oczy. Potem było juŜ tylko gorzej. Któregoś dnia usłyszałam jej głos z pokoju Alego i otworzyłam drzwi. Hama i jej dwunastoletni brat, częściowo rozebrani, kulili się przy ścianie. Dłoń Hamy była pod tuniką brata. Dziewczyna wyszarpnęła ją stamtąd gwałtownie i ukryła za plecami. Trzęsła się przy tym tak, Ŝe dostrzegłam to, stojąc w przeciwległym końcu pokoju. Ali leŜał rozciągnięty na toushaku i obserwował ich. - Zostaw ich w spokoju! - krzyknęłam. Wyciągnęłam Hamę i jej brata z pokoju i wezwałam dla nich taksówkę. Wreszcie zaczęła przychodzić do salonu zgięta z bólu. Kazałam jej się kłaść, robiłam herbatę i próbowałam namówić na wizytę u lekarza. Doszłam do wniosku, Ŝe albo ją bił, albo była w ciąŜy. W końcu poprosiłam Roshannę, by tłumaczyła. Musiałam wiedzieć, co się dzieje. - Czy zmusza cię, byś uprawiała z nim seks? - zapytałam. Zasłoniła twarz. - Hama, czy on wkłada swojego kar (penis) do twojej kos (pochwa)? - Nie, Debbie, nie - powiedziała smutno. Sięgnęła ręką do tyłu i dotknęła pupy. Rozpłakałam się. Była taka maleńka i drobna, Ŝe musiało to być strasznie bolesne. Jej maleńka pupka była niewiele większa od sprzedawanych na targu melonów, a Ali był duŜym męŜczyzną. 259 - To bardzo źle - wyszeptała Roshanna. - Ali nie bierze jej dziewictwa dla siebie. Pewnie planuje sprzedać je komuś innemu. - Nadal moŜesz od niego uciec, Hama - powiedziałam. - Ka-ren szykuje dla ciebie dobry dom w Ameryce. Kiedy jednak przedstawiałam plan, Hama się nie rozpogodziła. JuŜ wtedy się ode mnie odsuwała. Nadal nie wiem czemu. MoŜe bała się Alego albo była przekonana, Ŝe bycie z nim odebrało jej szanse na jakiekolwiek inne Ŝycie. A moŜe kochała go w jakiś niepojęty dla mnie sposób, jak dziecko, bite i poniŜane przez rodzica, nadal na swój sposób go kocha. Jego pragnienie juŜ ją upośledziło. Codziennie dzwoniła do niego z salonu, co jakiś czas mignęła

Page 117: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

mi w pobliŜu „Peacock Manor" z Alim, a czasem z jego przyjaciółmi. Wreszcie przestała się przede mną ukrywać, a ja przestałam zamęczać ją moim gniewem. Nadal codziennie przychodziła do salonu. Cieszyłam się, Ŝe ją widzę, dla mnie był to znak nadziei, ale Topekai i Baseera stawały się coraz bardziej wrogie. Pewnego dnia Baseera po prostu nie przyszła do pracy. Poszłyśmy z Roshanna dowiedzieć się, dlaczego. Zaprosiła nas do środka, usadziła w przeznaczonej dla kobiet części domu i jakby nigdy nic przyniosła herbatę i ciasteczka. Gdy jednak zapytałam o pracę, rozpłakała się i zalała Roshannę potokiem słów. - Ona chce pracować, ale obawia się, Ŝe salon nie jest dla niej bezpiecznym miejscem - wyjaśniła Roshanna. - RównieŜ jej mąŜ nie chce, by więcej chodziła do pracy. To przez Hamę. Zdałam sobie wówczas sprawę, Ŝe Hama naraŜa na niebezpieczeństwo wszystkich w salonie, a nawet szkole. Moralni ekstremiści mogli postanowić wziąć salon szturmem i oblać kwasem 260 twarze wszystldch przebywających tam kobiet, rząd mógłby zamknąć naszą działalność raz na zawsze, gdyby pracowała u nas znana wszystkim prostytutka. Wielu ludzi wciąŜ sądziło, Ŝe salony były przykrywkami dla prostytutek. Mówiąc szczerze, czasami rzeczywiście tak było. Nie mogłam pozwolić, by obecność Hamy skalała dobre imię Topekai, Baseery, Nahidy i wszystldch afgańsldch kobiet, które próbowały zarobić na Ŝycie jako fryzjerki i kosmetyczki. Martwiłam się o to tygodniami. Wreszcie któregoś dnia przeczytałam w Internecie artykuł o wieśniakach z okolic Kabulu, którzy ukamienowali prostytutkę. Podjęłam decyzję. Gdy Hama przyszła do salonu, odciągnęłam ją na stronę i powiedziałam, Ŝe musi wybierać między mną a Alim. Uświadomiłam jej, Ŝe znalazłam nowy dom i szykuję się do przeprowadzki. Miałam zamiar urządzić pokój specjalnie dla niej i powiedzieć chowkidorowi, by zastrzelił Alego, jeśli ten będzie próbował wejść do budynku. Gdy przeprowadziłam się do nowego domu, kupiłam do jej pokoju ładne firanld, a ściany pomalowałam na ciepły brzoskwiniowy kolor. Wstawiłam teŜ telewizor, a na łóŜku ułoŜyłam pluszowe maskotki. Czekałam, aŜ się pojawi, bo obiecała przyjść, a oczy jej zabłysły, gdy o tym mówiła. Ale pozostała dziewczynką Alego. Od tego czasu widziałam ją tylko raz, na jakimś przyjęciu, ubraną w błyszczący strój odkrywający ramiona i dekolt. Nalewała drinld, paliła i dawała się obmacywać męŜczyznom. Nie byłam w stanie zostać na tej imprezie. Nasz nowy dom był Pusty, ale, juŜ cieSZyłam się na myśl o długiej gorącej kąpieli w otoczeniu masy świeczek. Drzwi do łazienki były zamknięte, ale nie musiało to koniecznie oznaczać, Ŝe ktoś jest w środku. Zawsze zamykaliśmy drzwi, by utrzymać wewnątrz ciepło. Mimo wszystko zapukałam, na wypadek gdyby miało się okazać, Ŝe Sam wrócił, a ja jeszcze tego nie zauwaŜyłam. Nikt się nie odezwał, ale gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam pochylającego się nad zlewem, rozebranego do pasa obcego męŜczyznę. Odwrócił się, spoglądając na mnie, a z jego długiej do pasa brody kapała brudna piana. - Wynoś się! - powiedziałam. - To nie twój dom. - Salaam Aleichem. - Szybko wciągnął z powrotem tunikę i powiedział coś uspokajająco w dań, ale nie zamierzałam go słuchać. - Weź ze sobą swoje mydło! No nie, uŜywał mojej pasty do zębów. Dobrze chociaŜ, Ŝe w dłoni ściskał własną szczoteczkę. Sięgnął po rozwinięty, wiszą-

Page 118: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

264 cy na zasłonie od prysznica turban i owinął nim głowę, zawinął szczoteczkę i mydło w brudny ręcznik i umknął na parter. Obserwowałam z okna, czy wychodzi za bramę, on jednak sprawdził, czy za nim nie idę, a następnie otworzył drzwi jednego z zabudowań gospodarczych i wślizgnął się do środka. Pomyślałam, Ŝe później Sam będzie musiał go wykurzyć. Gdy zamykałam drzwi łazienki na zasuwę, doszłam do wniosku, Ŝe nie powinnam się na faceta wściekać. W końcu to on między innymi stanowił powód, dla którego nasz czynsz był tak niski. Obydwoje - Sam i ja - mieliśmy ochotę wynieść się z „Peacock Manor". Chciałam znaleźć kolejny wielki dom na zamkniętym osiedlu, ale tym razem nie miałam zamiaru zmieniać go w pensjonat. Na parterze i pierwszym piętrze planowałam umieścić szkołę i salon, zachowując dwa pokoje na górze na nasz prywatny uŜytek. Doszłam do wniosku, Ŝe w ten sposób będę miała większy salon piękności, w którym zarobię wystarczająco duŜo, by utrzymać szkołę. Sam wciąŜ jednak powtarzał, Ŝe nie mam wystarczająco duŜo pieniędzy, by wynająć inny budynek i miał rację. Od momentu, gdy tutejsi właściciele doszli do wniosku, Ŝe zagraniczne organizacje pozarządowe desperacko potrzebują lokali, czynsze w Kabulu rosły w zawrotnym tempie. Nie byłam w stanie zaoszczędzić tyle, by starczyło na przeprowadzkę. Co gorsza, namówiłam moją przyjaciółkę Chris, aby przyjechała do Afganistanu na dziesięć dni i pomogła mi pomalować salon i szkołę, których jeszcze nie miałam. Bardzo chciała pomóc Afgankom i kupiła juŜ bilet lotniczy na początek grudnia. 265 Trzy dni przed jej przyjazdem przepłakałam całą noc z powodu zamieszania, którego narobiłam. Chris przyleci do Kabulu i nie będzie miała nic innego do roboty, jak tylko kręcić się po „Peacock Manor" i patrzeć, jak pracuję i denerwuję się Hamą. Zrobiłam wszystko, co tylko przyszło mi do głowy, by zdobyć pieniądze. Przez kilka ostatnich tygodni modliłam się, ale doszłam do wniosku, Ŝe widać Bóg ma mnie za idiotkę. Na czynsz i renowację potrzebowałam dokładnie dziewięć tysięcy dolarów, a zaoszczędziłam ledwie ponad tysiąc. Ale zdarzył się wspaniały, wielki cud. Gdy tego dnia wieczorem sprawdzałam pocztę elektroniczną, czekała na mnie wiadomość od Mary MacMakin, Ŝe „Clairol" i „Vogue" przesłały właśnie datki dla szkoły. Około dziewięciu tysięcy dolarów. Zatem kiedy przyjechała Chris, miałam pieniądze, ale nie miałam domu. Sam nadal nie znalazł nic w odpowiadającej nam cenie. Drugiego dnia pobytu Chris przeŜyłam załamanie. Byliśmy z Samem w naszym pokoju w „Peacock Manor", a dopływ prądu był tak słaby, Ŝe lampy migotały jak świece - idealna scenografia dla histeryzującej fryzjerki. - Znajdź coś w ciągu następnych trzydziestu minut! - wrzasnęłam. - Przejechała pół świata, by pomalować tę szkołę. Wrócił szybko i przedstawił kolejną propozycję. Był to tani, jak na kabulskie standardy, duŜy, biały dom otoczony mocnym murem, z ładnym frontowym podwórzem. Właściciel mieszkał w Heracie i desperacko pragnął znaleźć płacących lokatorów. Mieszkający tam na dziko stary talib - facet, który przestraszył mnie w łazience - podłączył prąd i nabijał ogromne rachunki, które właściciel musiał opłacać. Powiedziałam Samowi, by załatwił umowę, i następnego dnia rozpoczęliśmy przeprowadzkę. «««$$ 266 DEBORAH RODJUGUEZ

Page 119: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Poza pojawiającym się od czasu do czasu dzikim lokatorem z nowym domem dostaliśmy teŜ uśmiechniętego hydraulika Zil-gai. Zostawiłam go razem z Chris; mieli znaleźć robotników i zacząć malowanie, podczas gdy ja radziłam sobie z najazdem obcokrajowców domagających się przed wyjazdem na święta BoŜego Narodzenia: pasemek, strzyŜenia, maseczek, manicure, pedicure i depilacji woskiem okolic bikini. Byłam tak zajęta, jakby ktoś, niczym w CzarnoksięŜniku z Krainy Oz, napisał moje nazwisko i numer telefonu dymem na niebie. Do nowego domu mogłam zaglądać zaledwie parę razy dziennie. Za kaŜdym razem, gdy mi się to udawało, widziałam Chris otoczoną ekipą ośmiu zdumionych męŜczyzn, nie mogących uwierzyć, Ŝe kobieta moŜe malować sufit, nie wchodząc przy tym na krzesło. Nazywali ją „dwumetrową kobietą". Tak naprawdę, to właśnie Chris ostatecznie odstraszyła dzikiego lokatora. Znalazła stertę jego rzeczy wetkniętych w naroŜnik domu, włoŜyła je do wiadra, a później mu oddała. Gapił się na nią z otwartymi ustami, następnie rzucił do ucieczki i nigdy więcej juŜ go nie widzieliśmy. Pewnego dnia Chris powiedziała, Ŝe do wykonania specjalnych malarskich efektów potrzebna jej miotełka z piórek. Nie wydawało mi się, bym kiedykolwiek widziała jakąś w Kabulu, ale korzystając ze słownika d«ri-angielskiego próbowałam opisać taki przedmiot Zilgaiowi i malarzom. Chris stała obok, machając rękami jak kurczak skrzydłami, by pomóc im zrozumieć. W końcu jeden z malarzy pokiwał głową i powiedział, Ŝe zdobędzie dla mnie miotełkę. Miała kosztować dwieście afghani. Było to dosc drogo, ale dałam pieniądze. Półtorej godziny później wrócił.-z Ŝywym kurczakiem. Chris westchnęła i udała, Ŝe dźga się n°' 267 Ŝem w serce, by pokazać, Ŝe nie chciała, aby przynosił Ŝywego. śaden problem: malarz zarŜnął go na frontowym dziedzińcu i przyniósł jej martwego. Wyrwała kilka piórek i przytrzymała je przy patyku. Wtedy dopiero zrozumiał. Oskubał kurczaka, pióra przymocował do patyka za pomocą sznurka, a następnie zaprezentował zaimprowizowaną miotełkę z taką dumą, jakby • ofiarowywał Chris buldet długich róŜ. Później, obserwując, jak jej uŜywa, spojrzałam na patyk i zapytałam, którą ścianę pomalowała na czerwono. - AleŜ to krew - odpowiedziała. Wraz z malarzami zjadła kurczaka na lunch. Biedna Chris! Przyjechała w najgorszej z moŜliwych porze roku. Na szczęście nie był to „sezon terrorystów" - gdy temperatury spadają, wracają oni do Pakistanu. Jest to jednak pora trudna pod kaŜdym innym względem. Jest zimno, a nie ma centralnego ogrzewania. DuŜo czasu trzeba, by nauczyć się obsługiwać bokari. Nim pójdzie się spać, naleŜy dobrze w nim napalić: nie za bardzo, bo gorąco nie dawało wtedy zasnąć, ale jednocześnie ogień musi być wystarczająco silny, by palił się całą noc. Nikt nie chce, by nawoływania muezina budziły go w zimnym pokoju, w którym bokari wygasło, a para oddechu unosi się w powietrzu. Chris nie była tu wystarczająco długo, by nauczyć się obsługiwać swoje bokari, cały więc czas przymarzała. Mimo to praca Chris zaowocowała kompleksem szkolno-salo-nowym równie miłym dla oka jak te w Stanach. Główne pomieszczenie pomalowała w motywy egipskie. KaŜde lustro okalają postaci wyglądające jak Kleopatra i jej słuŜki - wszystkie WyposaŜone w lusterka, szczotki do włosów, filiŜanki herbaty 268 i tym podobne. Sala do manicure i pedicure była po prostu wspaniała. Chris zbudowała podwyŜszenie, w które wbudowała zlewy do pedicure. Resztę platformy przykryła afgańskimi dywanami, a następnie udrapowała tkaniny na suficie; sprawiało to wraŜenie wnętrza wielkiego, pięknego namiotu. Następny pokój przypominał przestronny pawilon rozświetlony odbijającym się od morza blaskiem: na turkusowych ścianach namalowała kolumny, między

Page 120: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

którymi przebiegały łuki, a kaŜdy łuk ozdobiony był misternymi fioletowo-białymi wzorami w formie medalionów. Kilka miesięcy po wyjeździe Chris przyjmowałam w salonie grupę ludzi z pewnej organizacji pozarządowej. Ulica, na której mieszkali, została zbombardowana i obudzili się w środku nocy pokryci odłamkami szkła. Zjawili się u mnie, bo bardzo im był potrzebny dzień dogadzania sobie. Gdy zobaczyłam, jak w urządzonym przez Chris turkusowym pokoju kobiety odpręŜają się i przestają drŜeć ze strachu, poczułam wdzięczność dla przyjaciółki. Do Świąt BoŜego Narodzenia przenieśliśmy wszystko do nowego domu i nadaliśmy salonowi nazwę „Oaza". Wiedząc, Ŝe w tym większym, ładniejszym salonie będę mogła prowadzić lepsze interesy, zaoferowałam Topekai, Baseerze i Bahar pracę na pełny etat, pod warunkiem, Ŝe pomogą mi przeszkolić kolejny zespół nauczycielek dla następnej grupy. Cztery dni w tygodniu prowadziłam więc salon, a przez pozostałe trzy szkołę. Zatrudniliśmy teŜ więcej pracowników do naszego nowego kompleksu mieszkalnego: uroczą młodą kucharkę Maryam, małą, zadziorną rudą afgańską dziewczynę Lailę jako tłumaczkę oraz radosnego faceta Achmeda Zia jako chowkidora. Wkrótce »#««## Szkoła piękności w Kabulu 269 Achmed i pozostali faceci podciągnęli do budki straŜniczej prąd, wstawili telewizor, zamontowali pobrzękujący szldany Ŝyrandol i obwiesili ściany zdjęciami hollywoodzkich gwiazd. Przesiadywali tam razem długo po zachodzie słońca. Czasem dzwoniłam do Sama w porze kolacji i pytałam, czemu jeszcze nie ma go w domu, a on odpowiadał, Ŝe jest tu juŜ od godziny i siedzi w budce chowkidora, oglądając mecz piłld noŜnej. Niekiedy na tej ledwie mogącej pomieścić dwóch ludzi powierzchni tłoczyło się ośmiu męŜczyzn. - Nie rozmawiaj z nim, dopóki on nie porozmawia z tobą - powiedziała Laila. - Musisz pokazać, Ŝe to ty jesteś silniejsza! Topekai obserwowała mnie powaŜnymi, ciemnymi oczami, potem zarzuciła mi ręce na szyję. - Jesteś moją siostrą - powiedziała. - Co mogę zrobić? Baseera skrzyŜowała ramiona i lekcewaŜąco wydęła usta: - śaden męŜczyzna nie jest wart płaczu, Debbie. Nie ma dziś więcej płakania. Zawyłam jeszcze głośniej. Dobrze, Ŝe szkoła jeszcze się nie zaczęła, a wszyscy moi ldienci wyjechali z kraju. Twarz miałam czerwoną, pokrytą plamami i zapuchniętą. W tej chwili nie byłam raczej reklamą przemysłu kosmetycznego. Od października, w miarę jak rosło moje przeraŜenie ciąŜą jego pierwszej Ŝony, przeŜyliśmy, ja i Sam, mnóstwo trudnych momentów. Nie umiałam cieszyć się naszą rocznicą, bo myślałam tylko o tym, jak tamta przetacza się przez dziewiąty miesiąc. Nie potrafiłam czerpać przyjemności ze swoich urodzin, ponie- 270 waŜ bałam się, Ŝe tego dnia przyjdzie na świat dziecko i co roku będę myślała o tym, Ŝe jestem starsza, a jednocześnie wracać będzie wspomnienie bolesnego rozłamu między mną a Samem. Odetchnęłam trochę, gdy te dwie daty minęły i czekałam, aŜ Sam powie mi, jak się sprawy mają. Nic jednak nie mówił. Wreszcie w okolicy Święta Dziękczynienia zapytałam go o dziecko. Okazało się, Ŝe urodziło się juŜ parę tygodni temu. Chłopiec. Wiedziałam, jak waŜne są dla Afgańczyków dzieci płci męskiej i byłam zdruzgotana. Moi kabulscy przyjaciele powtarzali, Ŝe to najlepsze, co mogło się stać: rodzice Sama będą milsi dla jego pierwszej Ŝony i przestaną nalegać, by uprawiał z nią seks, aby począć chłopca. Przypominali, Ŝe wciąŜ byłam jego ulubioną Ŝoną, Ŝe ze mną przecieŜ mieszkał, jednak w

Page 121: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

najczarniejszych chwilach zastanawiałam się, jak długo to potrwa. Mimo Ŝe Sam nie powiedział rodzicom o naszym małŜeństwie, jego matka dowiedziała się o tym od mieszkającej w Kabulu krewnej. Wściekła zadzwoniła do niego i powiedziała, Ŝe słyszała, iŜ poślubił starą Amerykankę. Skłamał, Ŝe mam zaledwie trzydzieści dwa lata. Zapytała, czy mamy juŜ jakieś dzieci. Powiedział, Ŝe nie i Ŝe jak kaŜda Amerykanka w wieku trzydziestu lat miałam operację, na skutek której nie mogę mieć więcej dzieci. Wiedziałam, Ŝe prawda rozwścieczyłaby jego matkę jeszcze bardziej. Zwłaszcza wiadomość, Ŝe jestem od Sama o dziesięć lat starsza. Niemniej jednak chciałam, by zaakceptował mnie taką, jaka jestem. Teraz płakałam, bo Sama nie było juŜ kilka godzin. Zawsze wychodził na dłuŜej, ale teraz akurat bardziej niŜ kiedykolwiek brakowało mi jego bliskości. To było moje pierwsze BoŜe Naro- 271 dzenie w Afganistanie i nigdy wcześniej aŜ tak nie tęskniłam za domem, ani nie byłam tak przygnębiona. Zach wrócił do Michigan i bardzo mi go brakowało. Sam wiedział, ile znaczy dla mnie ten dzień, ale chyba o tym zapomniał. Wigilia była zimna, pełna kurzu i niesionego wzdłuŜ ulicy hałasu generatorów. Jak kaŜdy inny zimowy dzień w Kabulu. Ktoś widać musiał zadzwonić do Sama i powiedzieć mu, jaka jestem nieszczęśliwa, bo nagle się zjawił. Pogładził mnie po głowie, co było niezwykle rzadkim wyrazem okazywania uczuć w obliczu innych ludzi. - Oczywiście, Ŝe będziemy mieć BoŜe Narodzenie w tym muzułmańskim kraju - powiedział. - Będziemy mieć wspaniałe muzułmańskie BoŜe Narodzenie. Zwołał pracowników i poinformował ich, Ŝe urządzamy przyjęcie. Wyjaśnił, Ŝe Amerykanie zawsze jedzą na świąteczny obiad indyka, więc Achmed Zia zadzwonił gdzieś i wkrótce pod bramę osiedla przyszedł staruszek z ośmioma Ŝywymi indykami. Miałam wybrać dwa. Staruszek rozwiązał im nogi i puścił je. Zaczęły biegać po osiedlu, a ja czułam się tak okropnie z powodu ich zbliŜającej się śmierci, Ŝe wyrzuciłam im masę jedzenia. Gdy następnego dnia przyszła pora je ubić, kucharka Maryam stwierdziła, Ŝe nie mamy wystarczająco ostrego noŜa. Wszystkie zakłady rzeźnicze były tego dnia nieczynne, wzięła więc indyki pod pachę i poszła na posterunek policji, by ktoś uciął im głowy. Kiedy wreszcie przygotowała je do pieczenia, wysiadł prąd i nie mogliśmy znaleźć wystarczająco silnego generatora, by utrzymać działający piec. Zatem Maryam przygotowała je w wielkim szybkowarze, który trząsł się i grzechotał na rozpalonym przez Shaz 272 na podwórku ogniu. Zupełnie jakby to była bomba, a nie boŜonarodzeniowy obiad. W pierwszy dzień świąt Zilgai i jego brat kwiaciarz przyszli udekorować dla mnie dom. Wszystkie drzwi ozdobili plastikowymi gałązkami oliwnymi, a w pokoju dziennym stworzyli mały lasek ze sztucznych drzewek pomarańczowych. Chyba wydawało im się, Ŝe pomarańczki wyglądają jak świąteczne ozdoby. Potem zaczęło się przyjęcie. Wszystkie kobiety: fryzjerld, damski personel, Ŝony, matki i siostry zatrudnionych przez nas męŜczyzn, udały się schodami na górę, do pokoju dziennego, a męŜczyźni zostali w salonie. W kaŜdym z tych pokoi ktoś włączył płytę z afgańską muzyką i zaczęły się tańce. Patrzyłam, jak Maryam z siostrą wirują wokół siebie, aŜ nagle przestały i skryły się gdzieś w tłumie. Sam stał obok mnie z buldetem kwiatów i wielkim pudłem. - To dla ciebie! - powiedział. Wszystkie kobiety klaskały, gdy otwierałam prezent, następnie stłoczyły się, by go obejrzeć. A gdy odwinęłam bibułę, ukazując oślepiająco czerwoną rzecz, westchnęły. Była to

Page 122: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

tradycyjna afgańską suknia przyozdobiona tysiącami maleńkich lusterek, koralików i celdnów. - Och! - powiedziałam. Gdy usiłowałam wyjąć kreację z pudełka, zostałam niemal przewaŜona cięŜarem wszystkich ozdób. - To się nazywa sukienka! - ZałóŜ ją. - Sam gestem dłoni slderował mnie do naszej sypialni. ZałoŜenie sukni zajęło mi trochę czasu. Czułam się jak średniowieczna królowa, która potrzebowała dwóch lub trzech słu- 273 Ŝek, by się odziać. Z tą róŜnicą, Ŝe w pobliŜu nie było nikogo do pomocy. W końcu pozasuwałam wszystlde suwald, pozapinałam guziki, okryłam głowę pasującym do stroju szalem i chwiejnym krokiem wróciłam do pokoju. Sam czekał na mnie. Na głowie miał czapeczkę Świętego Mikołaja. Mimo Ŝe z odtwarzacza wciąŜ dobiegały dźwięki afgańsldej muzyld, próbował zatańczyć ze mną walca. Ale ja ledwie mogłam się ruszać. Niesamowicie błyszcząca suknia sprawiała, Ŝe czułam się, jakbym była na Jowiszu albo jakiejś innej planecie, gdzie przyciąganie jest silniejsze niŜ u nas. Zaczynały mnie boleć mięśnie. Mimo to płakałam ze szczęścia, bo Sam dał mi gwiazdkowy prezent. - On tak bardzo cię kocha! - powiedziała do mnie jedna z kobiet, gdy mijałam ją chwiejnym krokiem, tańcząc w ramionach męŜa. 0000000 Trzasnęły drzwi szkoły, ale Mina nie wykrzyknęła jak zwykle swego porannego powitania. Chyłldem, z nisko opuszczoną głową pomknęła na tyły domu. Wkrótce usłyszałam tłumione szlochanie. Wraz z grupą uczennic obserwowałam, jak trzy nowe nauczycielki wyjaśniają teorię kolorów. Wymieniłyśmy z tłumaczką Lailą zaskoczone spojrzenia, a potem pociągnęłam ją w korytarz, by dowiedzieć się, co się stało Minie. Chowała się w pokoju do manicure i pedicure. Gdy uniosła głowę, zauwaŜyłyśmy, Ŝe musiała płakać juŜ wiele godzin. Nie zadała sobie nawet trudu, Ŝeby zrobić makijaŜ, a przecieŜ zawsze podkreślała swoje piękne oczy w kształcie migdałów długimi kreskami. Rozmawiała z Lailą przez chwilę, następnie tłumaczka zwróciła się do mnie. 274 - Nie ma gdzie zostawić swojego synka. - Wydawało mi się, Ŝe codziennie zostawiała go ze swoją matką. - Teraz nie moŜe go tam zabrać. - PoniewaŜ...? - Rodzice się jej wyrzekli. Musi znaleźć inne miejsce dla dziecka albo zostać z nim w domu. - Dlaczego się jej wyrzekli? - Kłócą się z jej męŜem o posag. Po raz pierwszy Sam przyprowadził Minę, przepiękną czarnowłosą i czarnooką dziewczynę o naj promienniej szym w Afganistanie uśmiechu, gdy byliśmy bardzo zajęci po powrocie obcokrajowców z boŜonarodzeniowych urlopów. - Moja kuzynka Mina - powiedział. - Znajdź tu dla niej pracę. - Nie stać mnie na zatrudnianie jeszcze jednej osoby. - Starałam się smutnym uśmiechem przekazać dziewczynie moje wyrazy współczucia, ale wyglądała na tak podnieconą, jakbym właśnie zaproponowała jej pracę na stanowisku asystentki prezydenta. - Potrzebujesz dodatkowej sprzątaczki. Shaz jest za stara i padnięta. Shaz była młodsza ode mnie, a poza tym była wprost niezmordowana. - Sam, ona nie potrzebuje pomocy. - Nie musisz płacić Minie. Ona po prostu robić to i tamto.

Page 123: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Nie mogę jej nie płacić. - Przyjmij ją Debbie! Ona siedzieć cały dzień w domu z dzieckiem, bez prądu i ogrzewania. 275 Zatem przyjęłam Minę. Codziennie zostawiała dziecko ze swoją matką i z czasem stała się niezbędna. Teraz, gdy mieliśmy większy salon i szkołę, trzeba było w ich utrzymanie włoŜyć o wiele więcej pracy. Kupiłam wreszcie pralkę i suszarkę, poniewaŜ zawsze za szybko kończył się nam zapas czystych ręczników, ale pracy nie ubywało. Pralka nie napełniała się sama wodą. Trzeba było nosić ją wiadrami, gorącą i zimną, i wlewać tak, by uzyskać poŜądaną temperaturę. Następnie włączałyśmy, a ona trochę kotłowała zawartość. Potem wypuszczałyśmy wodę, a do tej czynności musiałyśmy zakładać gumowe klapki i podwijać nogawki spodni, bo zawsze zalewało całą podłogę. By więc uprać ręczniki, potrzebne były dwie lub trzy osoby: Shaz, Mina i ja. Przez większość dni nie starczało teŜ prądu dla suszarki. Gdybyśmy ją włączyły, w salonie zgasłyby suszarki do włosów, urządzenie do czyszczenia twarzy i wszystkie inne zasilane prądem sprzęty. Zwykle więc suszyłyśmy ręczniki, rozwieszając je na kaŜdej dostępnej powierzchni. Ostatnia, wykonywana kaŜdego wieczoru czynność, polegała na udrapo-waniu ręczników na krzesłach i innych meblach w salonie, tak Ŝe wygląda! na nawiedzony i opuszczony. Sam z początku cieszył się, Ŝe dałam Minie pracę, poniewaŜ jego matka surowo przykazała mu mieć na nią oko. Nie był jednak zadowolony, gdy zobaczył, czym Mina się zajmuje. Pewnego dnia próbowałam wytłumaczyć jej, Ŝe zanim rano otworzymy salon, toalety muszą być dokładnie wyczyszczone. Chciałam, by klienci czuli, Ŝe na kilka godzin całkowicie uwolnili się od kabul-skiego pyłu. Słuchający tego Sam zmarszczył brwi. - Mina nie moŜe czyścić toalet. 276 - Dlaczego? - Niewłaściwe. Nikt z mojej rodziny nie wykonuje takich prac. Nigdy cięŜkie sprzątanie, tylko lekkie. Westchnęłam. Zdaje się, Ŝe znów uraziłam dumę jego rodziny. - Co więc moŜe robić? MoŜe zamiatać podłogi? - Nie zamiatać podłogi. - Wycieranie kurzu? - Wycieranie kurzy w porządku. Podawanie herbaty w porządku. śadnych toalet. Mina zdawała się nie dbać o to, co ma robić, ale by nie urazić Sama, znów powierzyłam Shaz pełną odpowiedzialność za toalety. Mina za to co rano odkurzała półki z kosmetykami i czyściła lustra. Był to wielki postęp, bo nigdy dotąd nie byłam w stanie przekonać pracownic, iŜ utrzymywanie w czystości miejsca pracy nie jest poniŜej ich godności. Mina pomagała teŜ Maryam w przygotowywaniu posiłków dla personelu, fryzjerek i kosmetyczek, nauczycielek oraz uczennic. Często słyszałam, jak podśpiewywały radośnie w kuchni podczas obierania bakłaŜanów albo zagniatania ciasta na aushak: afgańską odmianę ravioli z porami i szalotkami. Kiedy tylko do salonu wchodziła klientka, Mina natychmiast nadchodziła posuwistym krokiem, uśmiechając się promiennie, niosąc dwie karafld herbaty i mając w zanadrzu parę słów po angielsku: - Pani herbaty? Pani czarnej herbaty? Pani zielonej herbaty? Pani cukru?

Page 124: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Poza tym wniosła do salonu szczyptę zwariowanego humoru, równie cenną jak jej drobne sprzątanie. Była kuzynką Sama - dwunastą albo trzynastą, ale zawsze kuzynką - więc pozwala- $»<&$« Szkoła piękności w Kabulu 277 ła sobie na duŜovwięcej niŜ pozostałe dziewczęta. Pewnego dnia trzepała razem z Shaz dywany i zmywała patio, polewając je wodą z węŜa. Niim się obejrzałam, toczyły juŜ wodną bitwę. Woda bryzgała naa. okna salonu i lala się w tę stronę podwórka, gdzie przechowywaliśmy stare stanowiska fryzjerskie. W końcu Mina ochlapał a Zilgaia, gdy biegł przez bramę w stronę kuchni. Miałam klientów, ale nie mogłam się powstrzymać: wybiegłam na zewnątrz, z3apałam wąŜ i oblałam Minę. Gdy tak stała, krzyczą i bełkocząc, iv mokrych, oblepiających ją ubraniach, zauwaŜyłam, jaka jest maleńka. Rzuciła się, odebrała mi węŜa, a pozostałe fryzjerldi kosmetyczki oraz klientki wystawiały głowy z salonu i dopingowały. Oblała mnie, a potem odwróciła się i zobaczyła przechodzącego przez bramę Sama - w garniturze i pod krawaterm, z teczką pod pachą. Popatrzył na nas srogo zza ciemnych okul-arów, a wówczas Mina skierowała strumień wody na niego. ObkEłagco od stóp do głów. Usiłował wprawdzie zasłonić się teczką, .ale nic to nie dało. Gdy skończyła, był naprawdę wściekłym mucdŜatiedinem. Minął nas zły, a małe kropelki wody drŜały munawąsach. Nawet ja nie miałabym odwagi tak zaŜartować. Dziś jedrcJk bLask zniknął z jej twarzy. Od miesięcy, nie, od lat, zanosiło się na kłopoty, a ona nie mogła ich juŜ ukrywać za olśniewającymi, uśmiechami. Mina pochodziła z północnego wschodu, z okolic TadŜykistanu. W rodzinie t>yło sześć córek i dwóch synów, jeden starszy od Miny. Ojcie c był nauczycielem, ale w wiosce wyróŜniał się raczej z powodu naduŜywania alkoholu. Gdy dostawał wypłatę, natychmiast wszystko przepijał, a potem, dopóld się z jakiegoś powodu nie wściekł, śpiewał radośnie na pijacką nutę. Pozostały czas stanu upojenia alkoholowego poświęcał na awantury. Matka Miny wykombinowała jakoś, jak wyciągać od niego pieniądze i chowała je. Na trzeźwo uwaŜał to za dopuszczalne, ale kiedy się upił zaczynał się awanturować. Kłócił się wtedy równieŜ ze starszym synem. Mina powiedziała, iŜ pił z Ŝalu, Ŝe są biedni i mają duŜe długi. W czasie wojny z Rosją ojciec Miny przeniósł rodzinę do Kabulu, kiedy jednak rozpoczęła się wojna między mudŜahedi-nami, chodzenie do szkoły stało się niebezpieczne dla dzieci i wtedy stracił pracę. Przeniósł więc rodzinę z powrotem pod granicę z TadŜykistanem, do pokoju w domu swojego brata. Wuj Miny był bogaty, ale nie miał ochoty przyjąć ich do siebie i źle ich traktował. Ojciec nie mógł znaleźć pracy. Rodzina przechodziła więc trudne chwile, czasem nawet nie mieli nic do jedzenia. Wuj i jego rodzina gromadzili się tymczasem w sąsiednim pokoju i jedli sute posiłki. Mina powiedziała mi kiedyś, Ŝe wraz ze starszym bratem zdarzało jej się stać pod oknami wujostwa i patrzeć, jak jedzą, podczas gdy ich skręcało z głodu. Ciotka wychodziła wtedy i przepędzała ich, wyzywając od Ŝebraków. Wreszcie brat dostał pracę jako nauczyciel w Kabulu i rodzina miała wreszcie wystarczająco duŜo pieniędzy, by przenieść się do własnego, wynajętego tu domu. Brat się oŜenił i wraz z Ŝoną zajmował pokój na piętrze. Mina byłaby wówczas w ósmej klasie, ale rodzice nie wypuszczali jej w obawie, Ŝe mogłaby zostać porwana przez talibów. Któregoś dnia do domu przyszedł jakiś męŜczyzna i powiedział, Ŝe chciałby poślubić Minę. Nie był ta-libem, ale rodzice i tak mu odmówili. Miała zaledwie czternaście lat, a on był juŜ po czterdziestce, poza tym cała rodzina uwaŜała zalotnika za zbyt brzydkiego dla pięknej Miny.

Page 125: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Przez trzy lata męŜczyzna prosił o rękę dziewczyny. Nie przejmowała się tym, pewna, Ŝe ojciec zawsze będzie mu odmawiał. W rodzinie było paru młodych i przystojnych kuzynów, miała więc nadzieję, Ŝe gdy przyjdzie ich czas na małŜeństwo, przekonają rodziców, by wzięli Minę pod uwagę. Afgańscy chłopcy i dziewczęta nie mogą chodzić na randki, spotykać się towarzysko ani nawet otwarcie flirtować. Niemniej jednak ładna dziewczyna moŜe zauroczyć męŜczyznę choćby sposobem, w jaki zarzuca szal, siedząc w przeciwległym krańcu pokoju. Mina miała nadzieję, Ŝe niektórzy z tych kuzynów ją obserwowali. Nie chciała czterdziestosiedmioletniego męŜa. Biorąc pod uwagę długość Ŝycia w Afganistanie, było to prawie jak poślubienie dzie-więćdziesięciolatka u nas. Potem jednak jej brat poŜyczył od starego, brzydkiego zalotnika pieniądze na inwestycję, która się nie powiodła, i gdy nie mógł spłacić poŜyczki, zalotnik zaŜądał Miny. Ojciec niechętnie, ale się zgodził. Wydał za niego swoją piękną córkę, chcąc chronić honor rodziny. Mina błagała rodziców, by nie kazali jej za niego wychodzić, zwłaszcza Ŝe o jej rękę prosiło juŜ wielu młodych męŜczyzn, ojciec jednak powiedział nie; musi poślubić pierwszego zalotnika. Po ślubie konflikt między męŜczyznami w jej rodzinie nadal wzbierał, aŜ w końcu osiągnął apogeum. Ojciec i brat kłócili się, poniewaŜ ten drugi zachował się niezgodnie z afgańskimi zwyczajami, czyli wyprowadził się z rodzinnego domu; brat był szaleńczo zakochany w Ŝonie i to ona przekonała go, by zamieszka- 280 li sami. Ojciec poczuł się obraŜony. Do tego nadal wściekał się na syna za to, Ŝe ten nie spłacił długu i z tego powodu rodzina nie dostała za Minę posagu. Ojciec był teŜ wściekły na męŜa Miny, gdyŜ w sumie zdobył on Ŝonę za stosunkowo maleńką opłatę. Z kolei mąŜ wściekł się, bo tuŜ po ślubie stracił pracę i teraz Ŝałował, Ŝe w ogóle udzielił bratu Miny poŜyczki. Chciał odebrać pieniądze, by zainwestować je w nowy interes. A cały ten gniew męŜczyzn skierowany był na jedną osobę, którą właściwie najmniej moŜna było winić i która nie miała Ŝadnej moŜliwości, by coś zmienić - na Minę. Mina szlochała, a Laila wyjaśniała mi, Ŝe jej ojciec i brat znów się kłócili. Ojciec wtargnął do domu brata podczas kolacji i obarczył go winą za to, Ŝe nie dostał posagu za Minę, a brat odparł, Ŝe nie dba juŜ o finansowe problemy rodziny, poza tym posag nie miał z nim nic wspólnego. On nie dopełnił w stosunku do męŜa Miny tylko warunków powiązanej z interesami poŜyczki. Jeśli ojciec chce posagu, powinien podjąć ten temat z jej męŜem. Wtedy ojciec poszedł zobaczyć się z męŜem i zaŜądał posagu, którego ten nie mógł zapłacić. W rezultacie ojciec powiedział, Ŝe wyrzeka się Miny, dopóki nie dostanie pieniędzy. Przykazał teŜ Ŝonie, matce Miny, Ŝe nie wolno jej utrzymywać kontaktów ani z córką, ani z synem, dopóki nie dostaną naleŜnej mu sumy. Zarówno Mina, jak i jej matka cierpiały męki z tego powodu. -A gdzie jest dziecko? - Niemal spodziewałam się, Ŝe będzie ukryte pod wielkim, czarnym szalem Miny. - U sąsiadki, ale tylko dzisiaj - powiedziała Laila. Później wyjaśniłam całe to zamieszanie Samowi. Jęknął, Ŝe wpakował się w taką sytuację, poniewaŜ jednak Mina była krew- «§*$!!»«&<&* Szkoła piękności w Kabulu 281 ną, choć daleką, powiedział, Ŝe spróbuje coś zaradzić. Następnego dnia Mina przyszła do pracy, ciągnąc ze sobą synka. Był to uroczy, powaŜny brzdąc o niesfornych rudych włosach i obwiedzionych czarną obwódką oczach. - By odŜegnać uroki - wyjaśniła mi później Laila.

Page 126: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

JakŜe mogłam nie pozwolić jej wziąć dziecka do pracy? Nie Chciałam jednak, by kręcił się po budynku - mieliśmy za duŜo pstrych noŜyczek i silnych chemikaliów. Na szczęście chowkidor, hydraulik i kierowca sami zaproponowali, Ŝe zajmą się chłopcem. Przez cały więc czas trwania kryzysu posagowego ledwie widywałam malca. Któregoś jednak dnia przyszła klientka zatrudniona w organizacji pozarządowej, nalegającej, by jej pracownicy trzymali się z dala od miejsc, które nie były świetnie zabezpieczone. - Macie tu całkiem młodego chowkidora - zauwaŜyła oschle. Zmarszczyłam brwi: - Ma przynajmniej trzydzieści lat. - Raczej osiemnaście miesięcy! Wyszłam na zewnątrz sprawdzić, co się dzieje, i zobaczyłam, Ŝe Achmed Zia zamknął synka Miny w budce, podczas gdy sam poszedł załatwić jakąś sprawę w mieście. Chłopczyk siedział na podłodze, oglądając telewizję. Zadzwoniłam do hydraulika Zilgaia i kazałam mu zostać z dzieckiem, dopóki nie wróci Achmed. Gdy skończyłyśmy tego dnia pracę, chłopczyk wszedł do salonu ze zrobioną dla niego przez Zilgaia małą miotłą i pomógł zamiatać włosy. Samowi udało się na jakiś czas zaŜegnać kryzys. Chyba zagroził wszystkim trzem męŜczyznom z rodziny Miny - ojcu, bra- tu i męŜowi - Ŝe jeśli nie przestaną jej dręczyć, wezwie swoich przyjaciół, byłych mudŜahedinów, i z ich pomocą skopie im tyłki. A przynajmniej to mi właśnie powiedział. ChociaŜ sądzę, Ŝe po prostu sam zapłacił posag. W kilka tygodni później Mina znów przyszła do pracy rozszlochana. Tym razem miała siniak prawie na pół twarzy, a całe ramiona pokrywały ślady palców. Raz jeszcze dostała się w krzyŜowy ogień między męŜczyzn ze swojej rodziny. Mieszkający w pobliŜu TadŜykistanu wuj - nie ten podły z czasu dzieciństwa - przyjechał do Kabulu, by odwiedzić rodzinę. Szczególnie chciał zobaczyć się z Miną. Została więc wraz z męŜem i dzieckiem zaproszona na kolację w domu rodziców. MąŜ jednak wściekł się, bo ojciec z wujem pili, i powiedział Minie, Ŝe chce natychmiast wyjść. Wujek poprosił go, by ponownie rozwaŜył decyzję, chciał bowiem spędzić trochę czasu ze swoją ulubioną siostrzenicą. Mina połoŜyła męŜowi rękę na ramieniu i błagała, by zostali. To go rozwścieczyło. Złapał ją za włosy, wywlókł przed dom i zaczął bić. Ojciec wypadł z domu i kazał męŜowi się wynosić. Rozsierdziło go nie to, Ŝe córka była bita - wiedział, Ŝe często się to zdarza - wściekł się, Ŝe to nie on bije. W domu rodzinnym dziewczyna moŜe być bita przez ojca, nigdy przez kogoś innego. Zagniewany mąŜ odmaszerował zatem sztywnym krokiem, zabierając synka, a rozhisteryzowana Mina spędziła noc u rodziców. Wzięłam ją w ramiona. - MoŜesz zamieszkać ze mną. Albo odejść od męŜa i ponownie zamieszkać z rodzicami! Rozszlochała się tylko jeszcze bardziej. - Jeśli to zrobi, straci syna - wyjaśniła Laila. - Odzyska dziecko tylko wtedy, kiedy wróci do męŜa. Teraz jednak jej oj ciec grozi, Ŝe uniewaŜni małŜeństwo, a ma do tego prawo, ponie waŜ nie zapłacono posagu. Mimo Ŝe Mina nie chciała wracać do starego męŜa, wiedziała, Ŝe jeśli małŜeństwo zostanie uniewaŜnione, straci syna. Po raz kolejny nie miała jednak w tej kwestii Ŝadnego wyboru. Jedynie ojciec mógł podjąć decyzję, podobnie jak kilka lat temu zadecydował, Ŝe córka ma poślubić tego a nie innego męŜczyznę. Zatem Sam po raz kolejny rozmawiał z nimi i zdołał przekonać ojca, by nie wymuszał uniewaŜnienia. PoniewaŜ z męŜem Miny nie był spokrewniony, po prostu powiedział mu, Ŝe go zabije, jeśli ten jeszcze kiedykolwiek uderzy Ŝonę. Mina wraz z synem przez tydzień

Page 127: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

mieszkała u rodziców, a pod koniec tygodnia mąŜ przyszedł błagać teścia o litość, a ten oddał mu Ŝonę. Mimo Ŝe wszystko wróciło do normy, Mina nadal była bardzo nieszczęśliwa i przeraŜona. Wiedziałam, Ŝe chce uczęszczać do szkoły fryzjersko-kosmetycznej i dostrzegałam, Ŝe ma wrodzony talent fryzjerski, ale nigdy nie poprosiła, bym przyjęła ją do grupy. Pewnego dnia zaprosiłam ją więc, by wypiła herbatę ze mną i Samem. - Mam dla ciebie niespodziankę - powiedziałam, licząc, Ŝe rozjaśni się jej spojrzenie. - Wpisuję cię na listę do mojej następ nej grupy uczennic. Sam przetłumaczył, ale Mina tylko smutno pokręciła głową. - On mówi nie da rady - powiedział Sam. - MąŜ nie pracu je. Potrzebują zarobionych przez nią na sprzątaniu pieniędzy. 284 - To się da zrobić - wykrzyknęłam. - MoŜe nadal pracować parę godzin dziennie jako gosposia i będę jej płacić całą pensję. Spłaci mnie po ukończeniu szkoły, pracując w salonie po parę godzin dziennie. - KaŜesz jej później pracować za darmo? - spytał z niedowierzaniem Sam. - Nie, mówię tak tylko, by nie czuła się upokorzona. Powiedz, Ŝe jeśli będzie cięŜko pracować i okaŜe się jedną z najlepszych uczennic w swojej grupie, zatrudnię ją na pełen etat jako fryzjerkę. Gdy Sam to przetłumaczył, Mina znów się uśmiechnęła. Troszkę teŜ popłakała, ale wkrótce radośnie podskakiwała przez teren osiedla, jakby znów była małą, beztroską dziewczynką. Dołączyła do piątej grupy uczennic, a ja od razu zaczęłam się niepokoić. Nie byłam pewna, czy jest w stanie usiedzieć spokojnie wystarczająco długo, by nauczyć się fryzjerskiego rzemiosła. Miała pewną smykałkę, ale była wśród wielu ambitnych kobiet, nie tylko utalentowanych w tym kierunku, ale i silnie zmotywowanych. Wiedziałam, Ŝe jeśli nie skończy jako jedna z najlepszych i nie dołączy do mojego personelu, będę musiała borykać się nie tylko z nią, ale i z gniewną, saudyjską rodziną Sama. To moje nauczycielki miały wybrać najlepsze uczennice i nie mogłam ingerować w ich decyzje. Gdy grupa kończyła naukę i przechodziła do etapu testów, niepokoiłam się coraz bardziej. Sama Mina pełna była euforii. Na kilka dni przed wręczeniem dyplomów umawiała się z moimi dziewczętami w salonie, by robiły zdjęcia i filmowały ją podczas ceremonii. Kopie chciała wysłać rozrzuconym po całym Afganistanie krewnym. «#»««« Szkoła piękności w Kabulu 285 - Jestem taka szczęśliwa! - wołała. - Nigdy wcześniej niczego nie osiągnęłam. Rozdanie dyplomów odbyło się pewnego słonecznego, zimowego dnia w pokoju Kleopatry. Uczennice zjeŜdŜały się z kilkugodzinnym wyprzedzeniem, a wyglądały olśniewająco! Nikt nie umie błyszczeć tak jak afgańska kobieta. W pokoju były takie ilości kryształu górskiego, cekinów, drobnych pereł, złotych galonów, drobinek brokatu i złotej biŜuterii, Ŝe rozświetliłyby ciemną stronę KsięŜyca. Moje uczennice miały na sobie wspaniałe stroje, które najpewniej same sobie uszyły, i buty z najdłuŜszymi czubami, jakie w Ŝyciu widziałam. Mina nie załoŜyła błyskotek tylko... piersi, a dokładniej włoŜyła pod sweter cztery usztywniane staniki jeden na drugi, by stworzyć wraŜenie większego biustu. Obecne były teŜ nauczycielki, fryzjerki z mojego salonu „Oaza" i niektóre dawne absolwentki, a wszystkie jak powaŜne matrony siedziały na ustawionych wzdłuŜ pokoju składanych krzesłach. Tego dnia błyszczeć miały nowe absolwentki i wyglądało na to, Ŝe nikt nie chce zaćmić ich blasku.

Page 128: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Miały być tańce, więc męŜczyźni nie mieli wstępu na osiedle, a brama od ulicy była zamknięta. Dziewczęta przyniosły swoje ulubione płyty i tańczyły ponad godzinę, przemykając, kołysząc się i wijąc w parach po parkiecie, podczas gdy pozostałe klaskały w dłonie i podśpiewywały. Nie pozwoliły nikomu siedzieć. Ja, nauczycielki i niektórzy zachodni goście zostaliśmy wyciągnięci na środek parkietu. Tańce były bardzo zmysłowe. Jak zawsze z przyjemnością obserwowałam, jak muzyka wydobywa na powierzchnię drugą stronę natury tych dziewcząt. Często to te najcichsze, skromnie ubrane okazywały się prowokujące 286 w tańcu. Ten dzień to równieŜ potwierdził: wysoka, smukła dziewczyna w białej tunice i spodniach, ze szczelnie owiniętą szalem głową najwdzięczniej poruszała biodrami i miała naj sugestywniej sze ruchy rąk. W pewnym momencie musiałyśmy wpuścić do salonu męŜczyzn - Sama i Achmeda. Trwało to moment. Wwieźli na wózku do lokówek ogromny tort. Tańce ustały i wszystkie dziewczęta stłoczyły się, by podziwiać kremowy, biały lukier i prawdziwe Ŝółte róŜe. Stanęłam na środku pokoju, by wygłosić mowę. - Jestem z was wszystkich niezmiernie dumna. - Starałam się powstrzymać łzy, które z pewnością zrujnowałyby mój makijaŜ, a moŜe i jedwabną suknię. - Nic na świecie nie daje mi takiej radości, jak pomaganie wam, byście zostały fryzjerkami i kosmetyczkami. Nigdy nie przebywałam w otoczeniu kobiet, które pracują tak cięŜko, by czegoś się nauczyć i odnieść sukces. Zmieniłyście moje Ŝycie, pozwalając mi być waszą nauczycielką, i wiem, Ŝe zmienicie na lepsze Afganistan. Mówię to kaŜdej grupie i zawsze jest to prawda. Ich determinacja zapiera mi dech w piersi. Potem dziewczęta zbiły się w grupkę i trzymały za ręce, gdy szykowałam się do ogłoszenia czterech najlepszych. Jest to zawsze najtrudniejsza chwila dnia, poniewaŜ kaŜda bardzo pragnie tego wyróŜnienia. Gdyby zaleŜało to ode mnie, zrezygnowałabym z tego, ale dziewczęta nalegają, by zmuszać je do rywalizacji. Spojrzałam dookoła po twarzach, które stały mi się tak drogie - niektóre bardziej niŜ inne - i odczytałam imiona z podanej mi przez nauczycielki listy. - Shukira! ®®®®®& Szkoła piękności w Kabulu 287 Dziewczyna o długich, poprzetykanych cekinami włosach krzyknęła i zajęła miejsce koło mnie. - Mazari! Do przodu wystąpiła ta smukła, ubrana na biało. - Todrai! Cicha dziewczyna o krótkich kręconych włosach dołączyła do nas stojących na środku pokoju. Pozostałe uczennice tuliły się do siebie, a na ich twarzach malowało się wyczekiwanie. Wzięłam głęboki oddech, a następnie wykrzyknęłam: - Mina! Podskakiwała, co utrudniało zadanie filmującym ją dziewczętom. Ucałowałam kaŜdą ze zwycięskich uczennic i przekazałam im nagrody: wysokiej jakości noŜyczki do strzyŜenia i do cieniowania. Następnie rozdałam wszystkim uczennicom torby z prezentami, czyli „salon w pudełku", pozwoli to im pracować, gdzie tylko zechcą. W zestawie były dwa ręczniki, suszarka, duŜa i mała lokówka elektryczna, głowa manekina, pięć grzebieni uŜywanych przy strzyŜeniu, dwa grzebienie do podpinania i przytrzymywania włosów, dwa grzebienie pomocne przy zawijaniu pasemek w folię, jeden do układania włosów, dwie szczotki, duŜa i mała okrągła metalowa szczotka, peleryna zakładana do mycia głowy, druga do strzyŜenia, jedna peleryna dziecięca, pudełko folii, pudełko rękawiczek, zestaw lokówek, wałki do

Page 129: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

trwałej, lusterko i cały stos wspaniałych rzeczy do pracy z włosami, paznokciami i stopami. Dziewczęta pewnie nigdy dotąd w Ŝyciu nie dostały takiego prezentu. Kiedy przeglądały swoje pudła, piszczały tak głośno, Ŝe aŜ dzwoniło mi w uszach. 288 Zaledwie w kilka dni później Mina zrobiła swój pierwszy pedicure płacącej klientce. Zanurzała stopy kobiety w ciepłej wodzie z taką czcią, jakby były cennymi artefaktami, a przykucnięta koło niej Bahar szeptała słowa otuchy. Wykonała dobrą robotę i później tańczyła w kółko z pierwszym napiwkiem w kieszeni. Dosłownie promieniała szczęściem. Wyszłam z załoŜenia, Ŝe jej podły mąŜ musi być zadowolony z przynoszonych przez nią do domu pieniędzy. Jednak któregoś dnia znów znalazłam ją zapłakaną w pokoju na tyłach salonu. Okazało się, Ŝe do domu wprowadziła się teściowa, która była zła, Ŝe Mina pracuje. Wściekała się za to na swojego syna i ten znów bił Ŝonę. Mina zwijała się z bólu, a ze stresu miała pewnie wrzody Ŝołądka. Desperacko chciała się wyprowadzić i znów zamieszkać z matką, ale cały czas myślała o tym, Ŝe straci syna, jeśli ojciec uniewaŜni małŜeństwo. Zdecydowałam, iŜ jako zatrudnionej na pełen etat pracownicy przysługuje jej chorobowe i wysłałam ją do domu rodziców. Przekonałam teŜ jej męŜa, by pozwolił zabrać Minie syna na tę dwutygodniową przerwę. Modliłam się, by wszystko się jakoś dla niej ułoŜyło, bo nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym zrobić. X ewnej nocy wyglądałam przez okno naszej sypialni. Była późna wiosna. Tego dnia w kabulskim powietrzu unosiło się wyjątkowo duŜo kurzu i niebo miało głęboki szary kolor. Nie widać było ani gwiazd, ani księŜyca. Przyprawiało mnie to o uczucie klaustrofobii, powietrze było tak przesycone kurzem, Ŝe nie mogłam złapać tchu. Nagle zobaczyłam na niebie coś błyszczącego. - Popatrz Sam - zawołałam. - Spadające gwiazdy! Podszedł i stanął koło mnie przy oknie, a następnie pokle pał mnie po ramieniu. - Nie spadająca gwiazda, Dębie - powiedział. - To rakiety. Znów ktoś walczy. Coraz cieplejsze dni wybudzały złoczyńców z zimowego snu. Wkrótce po rozdaniu dyplomów Afganistan, a nawet nasze małe osiedle w Kabulu, przeŜyły wstrząsy. Na mojej ulicy doszło do próby porwania. Potem wysadzono w powietrze naszą lokalną kafejkę internetową, a młodą kobietę pracującą dla nowej afgan- $**»« 292 DEBORAH RODRIGUEZ skiej telewizji zamordowano na jej własnym podwórku przed domem. Wszyscy podejrzewali o to jej brata, bo występowała w telewizji z odkrytą głową. Porwano teŜ włoską pracownicę pomocy społecznej, Clementię Cantoni, gdy wychodziła z zajęć jogi. Z kolei po wiadomości, Ŝe amerykańscy funkcjonariusze w więzieniu Guantanamo spuścili Koran w toalecie, wybuchły zamieszki. W najohydniejszym ze wszystkich incydentów zgwałcono i uduszono trzy pracujące dla zagranicznej organizacji pozarządowej Afganki, a ich ciała porzucono na poboczu drogi. Przyczepiona do nich kartka informowała, Ŝe taki sam los spotka wszystkich zdrajców i dziwki. Ludzie starali się nie załamywać i dawać sobie radę, mimo Ŝe wieści były bardziej przygnębiające niŜ kiedykolwiek. W małym kabulskim pisemku skierowanym do

Page 130: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

obcokrajowców zamieściłam reklamę salonu i wciąŜ napływali nowi klienci, zarówno obcokrajowcy, jak i pozostający pod wpływem Zachodu Afgańczycy. Zawsze twierdzę, Ŝe Afganistan to miejsce dla najemników, misjonarzy, outsiderów i ludzi ze złamanym sercem, i wszyscy ci ludzie przychodzili do mojego salonu dla pielęgnacji i plotek. Z reguły miałam równocześnie pięć lub sześć klientek i czasami wydawało mi się, Ŝe konkurują między sobą o to, czyja historia jest najbardziej niezwykła. Nie sądzę, by jakakolwiek fryzjerka na świecie miała bardziej interesującą klientelę. Te kobiety dokonywały niezwykłych rzeczy i to w najtrudniejszych z moŜliwych okolicznościach. Jedna dbała o zdrowie cięŜarnych kobiet w wioskach tak odległych, Ŝe moŜna było do nich dotrzeć jedynie konno. Inna pomagała policjantom z kabulskiej drogówld wykombinować, jak ułatwić dzieciom bezpieczne poruszanie się po ulicach miasta. 293 Kolejna współpracowała z afgańskimi dziennikarzami, usiłującymi stworzyć agencję informacyjną. Sądziłam, i nadal sądzę, Ŝe to co robię, jest waŜne: przygotowywałam Afganki do jednej z naj-"epszych karier, jaka czekała je w Afganistanie. Czasem jednak, buchając o pracy innych kobiet, uczyłam się pokory. Zawsze teŜ ieszyłam się, obserwując, jak wymieniają między sobą wizytów-i. Czułam, Ŝe stworzyłam miejsce, w którym kobiety mogą się ie tylko zrelaksować, ale i lepiej poznać, a moŜe nawet znaleźć artnerki do niektórych ze swoich projektów. A popołudniami, gdy moje dziewczęta szły do domu, nadal ferowałam usługi salonu zachodnim męŜczyznom. Niektórzy yli najmniej prawdopodobnymi klientami, jakich mogłabym so-ie wyobrazić - wielkie, napakowane, zwaliste mięśniaki, zatrud-ieni, by chronić waŜnych ludzi w mieście. Ludzie zwykle nazy-ali ich strzelcami lub niedoszłymi Rambo, a niektórzy z moich ientów nie mogli nigdzie pójść, nie mając u boku jednego lub wóch takich kolesiów. W ten właśnie sposób takŜe i strzelcy tali się moimi klientami. Pewnego dnia zobaczyłam jednego nich stojącego przy budce chowkidora. Patrzył wzdłuŜ ulicy, a wielkie mięśnie uniemoŜliwiały mu nawet skrzyŜowanie ramion na piersi. Miał na sobie coś w rodzaju grubego, skórzanego pasa na narzędzia, tyle Ŝe ten najeŜony był bronią i amunicją. - MoŜe wejdzie pan do środka i poczeka w holu? - zawoła łam przez okno. Odwrócił się i potrząsnął głową. - Muszę mieć oko na taldch, co to mogliby sprawiać kłopoty. Miał ładny uśmiech, niemal zasłonięty zaniedbanymi, krzy- mi baczkami. 294 - Proszę wrócić po pracy. Przystrzygę panu baczki za darmo! Wrócił więc, gdy wszystkie pracownice juŜ wyszły, i przyprowadził ze sobą kolegę. Wkrótce wielu strzelców przychodziło, gdy oficjalnie salon był juŜ zamknięty. Czasami wszystko to wyglądało przezabawnie. Przychodziło dwóch lub trzech facetów, kładli broń w pobliŜu tac z lokówkami i zapadali się w fotele, Ŝebym mogła przystrzyc im włosy, przyciąć skórki przy paznokciach albo nawet połoŜyć maseczkę. A poniewaŜ peleryny w salonie były róŜowe, z nadrukowanymi zdjęciami Marylin Monroe, wyglądało to jeszcze śmieszniej. Sam uwielbiał takie wieczory. Dzwoniłam, by mu powiedzieć, Ŝe w salonie są jego ulubieni strzelcy, a wtedy pędził do domu, Ŝeby powymieniać się z nimi opowieściami i porównywać broń. Gdy się ociepliło, wielu obcokrajowców zostawało po godzinach otwarcia salonu i tak oto weszliśmy prosto w sezon imprez pod gołym niebem. Okazało się, Ŝe hydraulik Zilgai był największym imprezowiczem w mieście. Kiedy zaczynała grać muzyka, wyskakiwał wraz ze znajomymi na środek podwórka i demonstrował szalony, afgański taniec. Obcokrajowcy

Page 131: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

uwielbiali te imprezy, poniewaŜ wielu z nich tkwiło przez tak długi czas w swoich zamkniętych osiedlach, Ŝe nigdy nie udało im się wydostać do prawdziwego Kabulu. To teŜ właściwie nie był prawdziwy Kabul, ale był mu bliŜszy niŜ cokolwiek, czego do tej pory doświadczyli. Wynajmowałam afgańskie zespoły, kucharka Maryam przygotowywała tradycyjne jedzenie, a Sam zapraszał swoich afgańskich znajomych i tańczyliśmy długo w noc. Jeśli do obcokrajowców ktoś przyjeŜdŜał z wizytą lub słuŜbowo, dzwonili do nas i pytali, czy danego wieczoru odbywa się impreza. ««*«#$ Szkoła piękności w Kabulu 295 Na jednym z takich przyjęć przedstawiłam Sama męŜczyźnie, który pracował przy programie zwalczania handlu opium. - To jeden z zabójców maków - powiedziałam do Sama. - Zabójców maków? - Oczy mu się rozszerzyły. Niemal wzdrygnął się patrząc na tego faceta. - Debbie, zawsze sądziłem, Ŝe kochasz kwiaty! TuŜ za naszą bramą zebrała się grupka podekscytowanych męŜczyzn. Zbiegli się z całej ulicy, by popatrzeć, jak męŜczyzna z długą czarną brodą gromi Achmeda Zię, naszego chowkidom. Nawet kozy grzebiące w stercie odpadków leŜących na ulicy przyczłapały, by zobaczyć, co się dzieje. Achmed posłał mi zmartwione spojrzenie. Wiedziałam, Ŝe brodacz był pod wpływem alkoholu, ale nie sądziłam, by był szczególnie niebezpieczny, raczej głupi. - O co on robi to całe zamieszanie? - zapytałam Lailę. Uniosła głowę, spojrzała na męŜczyznę, a następnie wstrzą snęła się z odrazą. - Mówi, Ŝe zabije Achmeda. - Dlaczego chce go zabić? - Bo przeniosłaś budkę chowkidom z jednej strony naszej bramy na drugą. Mówi, Ŝe ściana po tej stronie bramy naleŜy do niego. Przepchnęłam się między męŜczyznami i stanęłam obok Achmeda. - Powiedz mu, Ŝe to nie jego ściana! Laila sięgała męŜczyźnie ledwie do ramienia, ale od razu na niego naskoczyła. Wyglądało to tak, jakby do ataku ruszyła ma- 296 lenka laleczka w sandałkach na trzynastocentymetrowych szpilkach, odkrywających palce z róŜowymi, opalizującymi paznokciami. Czarnobrody spojrzał na nią, marszcząc brwi, a potem znów zaczął się wydzierać. Laila odwróciła się do mnie. - Mówi, Ŝe zabije ciebie, Debbie, i pozostałych obcokrajow ców, którzy przychodzą do twojego domu. - Powiedz mu, Ŝe zgłoszę na niego skargę na policję! Przez chwilę dyskutowaliśmy tak - on zamierzał nas zabić, my mieliśmy ściągnąć na niego wymiar sprawiedliwości, aŜ pojawił się jeden z jego braci. Był to wychudły facet o ziemistej cerze i zniekształconym uchu. Popatrzył na mnie ponuro i zaciągnął pijanego brata z powrotem na ich osiedle. JuŜ wcześniej wiedzieliśmy, Ŝe z tymi sąsiadami będą kłopoty. Wszyscy pozostali byli przyjacielscy i porządni, ale ci dwaj pochodzili z rodziny cieszącej się w całej dzielnicy złą sławą. Handlujący za rogiem sprzedawca warzyw powiedział, Ŝe podchodzili, łapali garść fasoli albo główkę kalafiora i po prostu odchodzili, kpiąc, gdy protestował. Właściciel małej pasmanterii na końcu ulicy - nazywaliśmy go Karzai, poniewaŜ zawsze nosił taki sam kapelusz z owczej skóry, jak ten noszony przez prezydenta Afganistanu - takŜe skarŜył się, Ŝe

Page 132: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

go okradają. Karzai cały dzień palił haszysz i wiecznie był spowity dymem, ale ci faceci byli w stanie popsuć nawet jego radosny haj. TakŜe moje dziewczęta narzekały, Ŝe sąsiedzi, mijając je, kierują w ich stronę ob- raźliwe komentarze. Do pierwszego starcia między mną, Samem a tymi facetami doszło kilka tygodni wcześniej. Nie dochodziła do nas wystarczająca ilość miejskiego prądu i światła w nocy były tak mdłe, Ŝe 0**$** Szkoła piękności w Kabulu 297 ledwo cokolwiek widzieliśmy. Zgłaszaliśmy to odpowiednim władzom, ale facet, który odbierał telefon, za kaŜdym razem powtarzał „jutro". W końcu jeden z wujków Sama poprowadził z głównej trafostacji do naszego domu grubszy kabel; nie wiem, jak to się stało, Ŝe nie poraził go prąd, ale w Kabulu wiele rzeczy naprawia się w ten sposób. Jeśli moŜna to nazwać naprawą. Owszem, mieliśmy jaśniejsze światło w nocy, ale poza tym z gniazdek buchały płomienie. W kaŜdym razie źli sąsiedzi byli oburzeni. Stali, krzycząc na wujka Sama, podczas gdy ten na dachu mocował się z przewodami pod napięciem. Doszliśmy do wniosku, Ŝe po prostu nie chcą, by zaglądał na teren ich osiedla i widział ich kobiety. Niedługo potem oglądaliśmy z Samem telewizję w naszym pokoju. Nagle usłyszeliśmy zza okna odgłos około trzydziestu przeładowywanych jednocześnie pistoletów. Złapałam buty i szal i miałam zamiar wybiec na zewnątrz, by zobaczyć, co się dzieje, ale Sam pociągnął mnie z powrotem. - Chcesz dać się zabić? - wysyczał. Przeszliśmy zatem na drugi koniec korytarza do małego pokoju, w którym ustawiłam stół do masaŜu i wyjrzeliśmy przez okno. Na wszystkich dachach wokół naszego domu widać było ubranych na czarno męŜczyzn z bronią w ręku, którzy skradali się w stronę osiedla złych sąsiadów. Nagle zeskoczyli z dachów i popędzili do środka. Przez około półtorej godziny obserwowaliśmy, jak wbiegają i wybiegają z budynku. Kobiety z tamtego domu roiły się wokół jednego z zabudowań gospodarczych i słyszeliśmy ich płacz. Potem zobaczyliśmy, jak faceci w czerni wyciągają na zewnątrz grupkę skutych męŜczyzn, wsadzają ich do samochodów i gdzieś wywoŜą. 298 Następnego dnia dostawałam po prostu świra - musiałam się dowiedzieć, co się stało. ZałoŜyłam szal i poszłam do krawca, ale nie umiał mi powiedzieć. Wstąpiłam do kwiaciarni i do małego, mieszczącego się przy tej samej ulicy salonu kosmetycznego, ale teŜ nic nie wiedzieli. Poszłam do Karzaia. Skoczył na równe nogi i pozdrowił mnie jak zwykle, ale nie miał Ŝadnych informacji. Pewnie nie zdawał sobie nawet sprawy, jaki był wówczas dzień. W końcu Achmed Zia dowiedział się wszystkiego. Policja podejrzewała, Ŝe nasi źli sąsiedzi mogą mieć związek z porwaniem Clementine, więc to, co widzieliśmy w nocy, było zwyczajnym nalotem. Policja nie znalazła wprawdzie kobiety, ale odkryła tajny skład broni i narkotyków. Znaleźli teŜ dwóch porwanych Afgańczyków. To był dla nich szczęśliwy dzień - policja pewnie nigdy nie zadałaby sobie trudu, by ich szukać. Niemniej jednak uświadomiło to wszystkim mieszkańcom naszej ulicy, jak źli naprawdę byli ci faceci. W tydzień po tym, jak brodaty oprych przyszedł i wydzierał się na nas z powodu budki chowkidora, zaspałam i zwlokłam się na dół jeszcze bardziej nieprzytomna niŜ zwykle. Pierwsze, co zobaczyłam, to Achmed Zia ze spływającą po brodzie krwią. Miał całą twarz poharataną, podartą koszulę i rozciętą wargę. - Co się, do cholery, stało? Kto cię pobił? Nie potrzebował tłumacza. Po prostu wskazał ponuro wzdłuŜ ulicy, w stronę domu sąsiadów.

Page 133: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Nigdy nie byłam rześka rano. Zawsze potrzebowałam filiŜanki kawy, papierosa i chwili spokoju. Gdy mi tego zabraknie, staję się naprawdę niemiła. Jeśli ktoś chce mnie wzburzyć, łatwiej przyjdzie mu to rano, zwłaszcza jeśli jestem w tym szcze- PH&#$«« Szkoła piękności w Kabulu 299 golnie niebezpiecznym momencie. Wpadłam więc w furię. Złapałam szal i pistolet maszynowy Sama i ruszyłam w piŜamie wprost na domostwo złych sąsiadów. Wszyscy moi pracownicy deptali mi po piętach. Zaczęłam kopać w bramę. Nikt się nie zjawił, ale brama po prostu się rozwarła, jakby zasuwka była ledwie zasunięta. Pchnęłam ją i weszłam do środka. Kobiety złych sąsiadów wyległy na zewnątrz. ZaŜądałam, by mi powiedziały, gdzie są ich męŜczyźni. „Nie tutaj", powtarzały. WciąŜ krzyczałam, Ŝe chcę widzieć ich męŜczyzn. Widziałam, jak przy bramie gromadzą się wszyscy pozostali sąsiedzi. WciąŜ wrzeszczałam, wykorzystując kaŜde znane mi w dań słowo, pewnie nawet oznaczające „dywan" i „szczotkę do włosów". Potem przez tłum przy bramie przecisnęło się trzech facetów. Dwóch z nich to byli ci męŜczyźni, którzy zamęczali nas z powodu budki chowkidora, trzecim był przystojniak, którego widywałam wcześniej na ulicy. Wiedziałam, Ŝe są braćmi, mimo Ŝe wcale nie yli do siebie podobni. Stali tak we trzech, uśmiechając się rwiąco. To rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej. - Który z nich zrobił krzywdę Achmdowi? - zapytałam mo- ch pracowników. Zdawało się, Ŝe nikt nie wie albo nie chce powiedzieć, więc łapałam tego przystojnego brata za koszulę. Lekko obróciłam łowę, by móc widzieć pracowników. - Zawiadomcie policję. Ja dopilnuję, Ŝeby się stąd nie ruszyli. Wówczas sytuacja stała się odrobinę zabawna. Kiedy Laila lumaczyła, moi pracownicy stali ze skupionymi wyrazami twa-2y i rozmawiali między sobą. Zdaje się, Ŝe nikt nie wiedział, jak awiadomić policję. Nikt nigdy nie powiadamiał policji, bo nie 300 DEBORAH RODRIGUEZ §?*><[»» miało to sensu, bo nigdy nie przyjeŜdŜała, a w Afganistanie nie było teŜ Ŝadnego telefonu alarmowego, tak jak u nas. Zatem wszyscy moi pracownicy, z wyjątkiem Achmeda, rozeszli się, by wykombinować, jak zawiadomić policję, zostawiając mnie trzymającą na muszce trzech braci terrorystów; ci przynajmniej juŜ się drwiąco nie uśmiechali. W końcu policja jednak przyjechała. Nie wiem, czy dlatego, Ŝe jestem Amerykanką, czy raczej dlatego, Ŝe juŜ wcześniej interesowali się całą tą rodziną. Pozostali sąsiedzi okazali większe zdziwienie z powodu przyjazdu policji niŜ ze względu na moją napaść na dom terrorystów w piŜamie. Policja zgarnęła braci, a ja poszłam do domu wypić kawę, ubrać się i zacząć pracować z klientkami. Właśnie robiłam pasemka pewnej misjonarce, gdy do salonu wbiegła Laila. - Przyszła matka kryminalistów! - obwieściła. Stłoczone pod naszą bramą stały matka, babka, kilka ciotek i Ŝon oraz masa dzieci złoczyńców. Cała ich wielopokoleniowa kryminalna rodzina przybyła prosić mnie, bym wycofała oskarŜenia. Ich matka, wysoka kobieta o smutnej, zniszczonej twarzy, ubrana była, jakby szła na pogrzeb. - Gdybym miała talach synów, teŜ bym się ubierała jak na pogrzeb - powiedziałam Laili. - Powiedz jej, Ŝe nie wycofam za rzutów. Matka usiłowała łapać mnie za ręce, ale schowałam je za plecami. Rozmawiała z Lailą cichym, proszącym głosem, ale ta od razu jej odszczekiwała. - Mówi, Ŝe kaŜe synom napisać do ciebie list z przeprosinami! - Laili wyraźnie podobała się rola mediatora.

Page 134: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- Co mi to da? 301 - Mówi, Ŝe jej synowie nie będą cię juŜ więcej niepokoić. - A od kiedy to jakaś kobieta w tym kraju ma władzę nad męŜczyznami w swojej rodzinie? Pewnie traktują ją tak samo źle, jak i wszystkich innych. Nie jestem pewna, czy Laila to przetłumaczyła, ale coś powiedziała, a wszystkie kobiety bandziorów zaczęły mówić jednocześnie. - Pytają, czy nie wycofasz zarzutów w ramach wyświadczenia im przysługi. - Nail - Potrząsnęłam głową w stronę tłumu kobiet. - Nail Nail Twoi synowie to zwykłe bandziory i od dawna terroryzowali wszystkich na ulicy. Jeśli mogę sprawić, Ŝeby trafili do więzienia, to tam właśnie wylądują. Wróciłam do środka i dalej pracowałam, ale słysząc dochodzący z zewnątrz hałas, wiedziałam, Ŝe kobiety nie poszły do domu. Raczej wyglądało na to, Ŝe dołączyło do nich więcej ludzi. Podeszłam do frontowych drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. Faktycznie, teraz pod bramą kłębiło się jakieś dwadzieścia osób. Ach-med Zia i Zilgai stali twarzą do tłumu ze skrzyŜowanymi na piersiach ramionami, a Laila rugała starego faceta w grubym szarym turbanie. Czułam się, jakby mój dom przeŜywał oblęŜenie i po raz pierwszy zastanowiłam się wówczas, czy jesteśmy bezpieczni. W dodatku wszyscy ci ludzie przeszkadzali mi w pracy! Jedna z klientek zadzwoniła, by powiedzieć, Ŝe przejechali z kierowcą obok naszej bramy, ale bali się zatrzymać ze względu na tłum. - Wygląda, jakbyś miała pod domem jakieś zamieszki - po wiedziała. - Chyba Ŝe rozdajesz naprawdę świetne próbki szam ponów. 302 DEBORAH RODRIGUEZ *»®®*» Złapałam za telefon i zadzwoniłam do Sama, potem do ambasady amerykańskiej, do znajomych Afganek, których męŜowie, jak wiedziałam, pracowali w rządzie, i do ministra do spraw wewnętrznych. Usiłowałam znaleźć kogoś, kto mógłby mi w tej sytuacji pomóc. Podczas gdy wszyscy ci ludzie usiłowali przypomnieć sobie nazwiska osób, które mogłyby zatrzymać tych facetów w więzieniu i powstrzymać ich rodzinę przed zamordowaniem mnie, zadzwonili do mnie z policji z prośbą, bym przyszła i powiedziała im więcej na temat zaistniałej sytuacji. Na posterunku wielki policjant w burooliwkowym mundurze powitał mnie, jakbyśmy byli przyjaciółmi. - Proszę usiąść panno Debbie, proszę usiąść! - powiedział, wskazując na krzesło, a kolejny policjant przyniósł herbatę. Za pośrednictwem Laili przeszliśmy przez zwyczajowe uprzejmości o pogodzie i ruchu ulicznym, następnie policjant przeszedł do rzeczy. - Ci męŜczyźni są nam dobrze znani - powiedział. - Sądzimy, Ŝe naleŜą do tej samej przestępczej rodziny, która porwała Clementinę Cantoni. Nie znaleźliśmy dowodów na jej obecność w ich domu, ale nadal sądzimy, Ŝe są powiązani. - Czy to terroryści? - Tak, ale nie talibowie. Ci tutaj robią to tylko dla pieniędzy i władzy. Skrzywiłam się. - Zamierzacie zatem wysłać ich do więzienia? - Postaramy się. Ale powiedzieli mi, Ŝe chcą teŜ wnieść skargę przeciwko pani. - Przeciwko mnie? - Zastanawiałam się, czy czasem nie wyrwałam temu, którego złapałam za koszulę, za duŜo włosów 303 z klaty. Nie byłam w stanie wykombinować, jak mogłam zrobić im coś złego.

Page 135: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Policjant poczerwieniał i spojrzał na papiery na biurku. - Chcą wnieść oskarŜenie o niemoralne zachowanie. Mówią, Ŝe wychodzi pani nago na balkon. Laila wybuchnęła śmiechem. - Bardzo śmieszne - zwróciłam się do niej. - Powiedz mu, Ŝeby zapytał tych facetów, co mam wytatuowane na tyłku. Nie sądzę, Ŝeby zdecydowała się przetłumaczyć to zawstydzonemu policjantowi. Powiedziałam, Ŝe oskarŜenie nie moŜe być prawdziwe, bo nie wychodziłam i nie stałam nago na balkonie. Nigdy. A nawet jeśli bym to robiła, to te kreatury i tak nie mogłyby mnie widzieć ze swojego osiedla. Policjant kiwał głową, jakby wstydził się, Ŝe w ogóle podjął ten nieprzyjemny temat. Kiedy wracałyśmy do vana, zauwaŜyłam w pobliŜu posterunku kilku Ŝołnierzy międzynarodowych sił pokojowych. Kręcili się i opierali o czołg. Kiedyś gdzieś poznałam jednego z nich, zatrzymałam się więc, by wyjaśnić, co się dzieje. Powiedziałam, Ŝe obawiam się, iŜ rodzina zbirów moŜe chcieć odegrać się na mnie za ich aresztowanie. - MoŜe podczas następnego patrolu moglibyście przejechać moją ulicą i zatrzymać się przed ich domem? MoŜe nawet skie rować na niego tę wielką lufę? Popatrzył na mnie z rozbawieniem. - Ej, przecieŜ nie toczę bojów z sąsiadami, bo mają za wyso ką trawę w ogródku. To przestępcy! Zapytajcie policjantów. Wzruszył ramionami. - Zapytam szefa. 304 Właśnie miałyśmy z Lailą wdrapywać się do vana, kiedy dogonił nas jeden z policjantów. - O, widzę, Ŝe mają panie vana! - powiedział. Kiedy twierdząco polowałyśmy głowami, wyjaśnił, Ŝe komisariat nie posiada wystarczająco duŜego samochodu, by przetransportować moich trzech sąsiadów zbirów do więzienia, czyli tam, gdzie ich miejsce. PoniewaŜ to ja wnosiłam oskarŜenie, czy nie mogłabym pomóc policji i odwieźć zbirów do więzienia moim wozem - oczywiście pod obstawą policji. Był bardzo małym policjantem o zatroskanym spojrzeniu. Bezmyślnie zgodziłam się. Popędził z powrotem na posterunek, a potem wrócił, trzymając na muszce trzech domniemanych porywaczy. Gdy ci wdrapali się na środkowe siedzenia vana, wskoczył za nimi i zamknął za sobą drzwi. Więc to on byl moją obstawą! To było chyba moje najbardziej szalone doświadczenie w Afganistanie. Mały policjant dawał mojemu kierowcy wskazówki, jak jechać, a zbiry rozmawiali przez komórki, przerywając co jakiś czas, by odwrócić się i uśmiechnąć przyjacielsko do mnie i Laili. Wreszcie jeden z nich podał mi swoją komórkę. - Witaj, Debbie! - powiedział głos w słuchawce. - Rozumiem, Ŝe masz drobne kłopoty z moimi braćmi. Co ty na to, Ŝe tym razem puścisz ich wolno i taka sytuacja więcej się nie powtórzy? Z osiedlowych plotek wiedziałam, Ŝe mieli jeszcze jednego brata, który uchodził za najgorszego ze wszystkich. Ponoć, wskutek popełnienia jakiegoś przestępstwa, ukrywał się przed policją. Zatrzasnęłam klapkę telefonu i rzuciłam go z powrotem na środek siedzenia. Mały policjant rozmawiał z moim kierowcą na temat najłatwiejszego dojazdu do więzienia: na których dro- ®®<&®®® Szkoła piękności w Kabulu 305

Page 136: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

gach o tej porze dnia ruch był za duŜy, w których ziały straszne dziury i takie tam głupoty. Nie zwracał najmniejszej uwagi na zbirów, którzy stawali się coraz odwaŜniej si w swoich kierowanych do mnie prośbach. Ten przystojny odwrócił się i poklepał mnie po kolanie. - Nie jesteśmy tacy źli. Podwieźliśmy jedną z twoich przyja ciółek do Wardak i nie zabiliśmy! Potem odwrócił się brodacz. - Jeśli nas nie wypuścisz, to będzie dla nas powaŜny pro blem. Zobaczysz, od teraz będziemy dobrymi sąsiadami. Wreszcie zadzwoniłam z komórki do Sama i powiedziałam, co się dzieje. Wrzasnął: - Jesteś szaloną kobietą! Wysiadaj z samochodu, zanim po rwą was wszystkich. Jak się zorientowałam, byliśmy zaledwie kilka osiedli od naszej ulicy. Powiedziałam więc kierowcy, by jechał do domu i wypuścił nas wszystkich z samochodu: mnie, Lailę, małego policjanta i oprychów. Sam zadzwonił na policję i powiedział, by przyjechali zabrać z powrotem swoich więźniów, ale nigdy się nie zjawili. Zbiry poszły do domu i zostali głośno powitani przez rodzinę. Myślę, Ŝe Achmed Zia w końcu podwiózł małego policjanta do domu. W lalka dni później pięć czołgów międzynarodowych sił pokojowych przetoczyło się naszą ulicą i z pomruldem zatrzymało przed moim osiedlem. Pobiegłam do domu terrorystów i waliłam w bramę, dopóki jeden z braci nie wystawił głowy na zewnątrz. Wskazałam czołgi i powiedziałam, Ŝe jeśli jego rodzina będzie jeszcze ldedyś tyranizować kogokolwiek na naszej ulicy, kaŜę 306 ostrzelać ich dom. Oczywiście nie miałam takiej władzy, ale oni o tym nie wiedzieli. O ile wiem, odtąd nikt w sąsiedztwie nie miał juŜ z nimi kłopotów. Stali się tak serdeczni i dobrze wychowani, jak moi dawni sąsiedzi w Michigan. Było czwartkowe popołudnie, pora, gdy moje fryzjerki nie robiły nic innego, jak tylko Ŝartowały i dogadywały sobie na temat seksu. Piątek to w Afganistanie początek weekendu, więc właściwie cały kraj kocha się w czwartkowy wieczór. Na piątek mówi się joma, a czwartkowy wieczór nazywa się rozi joma. Tego wieczoru kobiety oczyszczają się gruntownie, usuwają owłosienie łonowe i przygotowują, by oddać się męŜom. Zgodnie z tym powszechnym zwyczajem w kaŜde czwartkowe popołudnie moje dziewczęta zaczynały chichotać i mrugać do siebie. Wypytywały się teŜ nawzajem, czy kaŜda jest gotowa na rozi joma. Gdy zaczynało się przekomarzanie, Bahar zwykle robiła kwaśną minę i odwracała głowę. Mówiła wszystkim, Ŝe nienawidzi seksu i swojego męŜa. Tego jednak popołudnia Bahar usiadła przed lustrem i zaczęła poprawiać makijaŜ. Baseera zajrzała jej przez ramię, imitując odgłosy cmokania przy pocałunkach, i powiedziała coś tak sprośnego, Ŝe Topekai się zarumieniła. Ale zamiast się skrzywić, Bahar promiennie się uśmiechnęła. Kołysząc biodrami, obeszła cały pokój, a pozostałe dziewczęta klaskały w ręce i wykrzykiwały: rozi jomal Odciągnęłam Lailę na stronę. - Myślałam, Ŝe nienawidzi męŜa. 307 Szkoła piękności w Kabulu - Ponownie się w nim zakochała - zapewniła mnie Laila. - Jak to moŜliwe, skoro jest dla niej taki niedobry? Laila spojrzała na mnie swoimi duŜymi, okrągłymi oczami. - Och, Debbie, on się zmienił! Zabrała go do lekarza i przyj

Page 137: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

muje jakieś leki na swoje dolegliwości. Teraz znów jest dobrym człowiekiem. Poznałam Bahar, gdy przeprowadzałam wywiady z potencjalnymi kandydatkami na uczennice szkoły fryzjersko-kosme-tycznej. Był to jeden z tych dni pod koniec zimy, kiedy z nieba spadło nagle na miasto około trzydziestu centymetrów śniegu. W Kabulu nie było, i o ile się orientuję, nadal nie ma sprzętu do odśnieŜania, zatem Ŝycie właściwie zamarło. Gdy ludzie kusili los, wyjeŜdŜając na drogi samochodami, zsuwali się do rynsztoków i na ulicach tworzyło się jeszcze większe zamieszanie. Mieliśmy prawie sto kandydatek, ale ze względu na śnieg tego dnia pojawiło się zaledwie około dwudziestu. Wiedziałam, Ŝe tych dwadzieścia naprawdę powaŜnie myśli o pójściu do szkoły i to dało im przewagę. Najzabawniejsze, Ŝe w innych okolicznościach pewnie nie przyjęłabym Bahar. JuŜ wówczas zarabiała około czterdziestu dolarów miesięcznie jako nauczycielka w przedszkolu - całkiem niezła pensja jak na Kabul - i nie miała Ŝadnego doświadczenia fryzjerskiego. Zawsze starałam się przyjmować przede wszystkim te kobiety, które najbardziej potrzebowały takiej szansy i mogły jak najwięcej na tym skorzystać. Pracujące zwykle lądowały na końcu mojej listy, zatem dla Bahar był to szczęśliwy opad śniegu. Miała około dwudziestu ośmiu lat, uroczą twarz i była niezwykle łagodna. Wkrótce po tym jak grupa rozpoczęła zajęcia, 308 stała się jedną z najlepszych uczennic. Umiała tak wspaniale obchodzić się z ludźmi, Ŝe wiedziałam, iŜ sprawdzi się zarówno jako nauczycielka, jak i fryzjerka w moim salonie. Była to jednak ambitna i zdolna grupa i znalazły się w niej jeszcze cztery kobiety, które równieŜ się sprawdziły. Zaczęłam więc wyciągać z nich bardziej szczegółowe historie. Gdy usłyszałam opowieść Bahar, zdałam sobie sprawę, Ŝe muszę jej pomóc uwolnić się od szalonego męŜa. Jak wielu kobietom, mimo odejścia talibów, nadal groził jej terroryzm. Spotykał ją codziennie ze strony męŜczyzny, którego poślubiła. Sądzę, Ŝe niegdyś był dobrym męŜem i Ŝe go kochała. Mieszkali z jego mocno starszymi rodzicami i Bahar z radością dbała zarówno o nich, jak i o dwoje swoich dzieci. Zanim do władzy doszli talbowie, jej mąŜ był policjantem w Kabulu, talibowie pozwolili mu zachować pracę, wkrótce jednak okazało się to dla niego bardzo trudne. Często musiał wcielać w Ŝycie ich absurdalne zarządzenia dotyczące białych butów, muzyki i tym podobnych rzeczy. Co gorsza, zmuszony byl równieŜ przyglądać się, jak talibowie brutalnie traktują męŜczyzn i kobiety za najmniejsze naruszenie zasad i pomagać w zaprowadzaniu spokoju podczas publicznych egzekucji. W pewnym momencie naraził się grupie talibów i ci się na niego rzucili. Pobili go tak dotkliwie, Ŝe doznał uszkodzenia mózgu, które spowodowało najróŜniejsze komplikacje - depresję, utratę pamięci i niekontrolowany szał. Nie mógł juŜ pracować. Stał się potworem. Zamykał Bahar i dzieci w pokoju i zostawiał ich czasem na kilka dni. Jego rodzice przebywali w innej części domu, ale byli tak starzy, Ŝe nie zauwaŜali, Ŝe coś jest nie w porządku. W domu nadal było jedze- 309 nie, więc wyszukiwali je i karmili się sami. Bahar i dzieci nie mieli jednak nic do jedzenia, a rodzice męŜa byli zbyt skołowani, by ich wypuścić. Co gorsza, ona była wtedy w ciąŜy z trzecim dzieckiem. MąŜ zamykał ją bez jedzenia tak często, Ŝe i to dziecko głodowało. Poza tym często ją równieŜ bił. Nie było nikogo, do kogo mogłaby zwrócić się o pomoc: z pewnością nie pomogliby jej talibscy przywódcy. Ci nigdy nie uwaŜali, Ŝe skargi Ŝon na męŜów są uzasadnione. Trzecie dziecko Bahar urodziło się upośledzone, z pewnością na skutek znęcania się nad nią męŜa. Dziewczynka miała teraz sześć lat i nadal nie chodziła.

Page 138: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Po wypędzeniu talibów Bahar mogła wreszcie wyjść z domu. Kłóciła się z męŜem i powiedziała mu, Ŝe podejmie pracę, skoro on nie moŜe zarabiać. Kiedy zaczęła pracować jako nauczycielka w przedszkolu, jej rodzina miała wreszcie co jeść. Następnie, po ukończeniu szkoły, rozpoczęła pracę w salonie. Jej specjalnością były manicure i pedicure, a delikatny, lekki dotyk sprawiał przyjemność klientkom. Dawały jej wysokie napiwki i w efekcie miesięczne dochody wzrosły z czterdziestu do prawie czterystu dolarów. Jedynym problemem nadal był mąŜ. Całymi dniami wydzwaniał do niej na komórkę i Ŝądał, by wyjaśniała, co robi. Czasem musiała biec do domu w środku dnia, bo właśnie miał jeden ze swoich ataków szału i bił dzieci. Podskakiwała i wzdragała się, gdy dzwoniła jej komórka, poniewaŜ ciągle bardzo się go bała. W miarę jednak jak coraz lepiej zarabiała, stawała się coraz silniejsza i bardziej niezaleŜna. Kilkakrotnie słyszałam, jak zdecydowanie rozmawiała z męŜem i mówiła, by nie zawracał jej głowy. W końcu przestała odbierać telefon, jeśli dzwonił zbyt często. Zawsze wyraŜała się o nim z pogardą. 310 Potem, któregoś dnia, Bahar zapytała mnie, czy mogłaby wziąć tydzień wolnego. Powiedziała, Ŝe oszczędzała pieniądze, by móc zabrać kogoś z rodziny do znanego lekarza w Pakistanie. Doszłam do wniosku, Ŝe chodzi o dziecko, więc nie zadawałam więcej pytań. Jednak tego popołudnia, gdy Bahar upiększała się na rozi joma, wyszłam za nią z salonu pod koniec dnia, by przyjrzeć się jej męŜowi. Czekał na nią ubrany w czyste ciemne shal-war kameezy, brodę miał schludnie przyciętą, a twarz dumną i uprzejmą. Nawet go nie poznałam. Jakimś cudem pakistański lekarz przywrócił mu zdrowie. Znów stał się męŜczyzną takim, jakim był, zanim talibowie wybili z niego przyzwoitość. Bahar najwyraźniej nie posiadała się z radości, Ŝe ma go z powrotem. W środku nocy zadzwonił telefon satelitarny. Przy trzecim sygnale przepełzłam przez Sama, by go odebrać. Dzwonił jakiś męŜczyzna, a poniewaŜ mówił w dań, wiedziałam, Ŝe nie chodzi o kłopoty w Michigan. Jednak ilekroć telefon dzwonił w nocy, nie wróŜyło to nic dobrego. Trąciłam więc Sama i połoŜyłam mu telefon na uchu. - Nie chodzi o Robinę, prawda? Uniósł głowę i słuchał. - Nie o Robinę. Nic złego. Niemniej jednak miałam problem z ponownym zaśnięciem. Zawsze w nocy martwiłam się o nią i jej siostry. Poznałam Robinę w kilka miesięcy po tym, jak wprowadziliśmy się do „Oazy". Pewnego dnia weszła na teren osiedla, gdy siedziałam na dworze, pijąc kawę. Nie przyszła jeszcze Ŝadna 311 z moich fryzjerek i sądziłam, Ŝe to nowa klientka. Ubrana była w elegancką, niebieską marynarkę i buty, które wyglądały na włoskie. Sądziłam, Ŝe mogła być pracownicą ONZ, moŜe z Francji albo Hiszpanii, której udało się wyminąć wszelkie środki bezpieczeństwa i stawić czoło kurzowi, by zrobić sobie manicure. Gdy jednak dokładnie przyjrzałam jej się z bliska, zauwaŜyłam, Ŝe nie potrzebuje manicure. Wszystko w niej było nienaganne. - Dzień dobry - powiedziała. - Czy to „Oaza"? Wyciągnęła egzemplarz „Afghan Scenę", lokalnego magazynu zamieszczają cego reklamę mojego salonu. Pokiwałam twierdząco głową. - Ja tu w sprawie pracy. Mnóstwo Afganek prosiło o pracę w salonie, ale nie chciałam zatrudniać nikogo, kto nie byłby po jakiejś szkole fryzjersko--kosmetycznej. Dla Robiny zrobiłam wyjątek. Z samego jej wyglądu wnosiłam, Ŝe będzie wiedziała, jak zadbać o moją zachodnią klientelę.

Page 139: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Robina miała trzydzieści trzy lata i właśnie wróciła do Afganistanu po wielu latach spędzonych na emigracji w Iranie. Przyszła do mnie jako doświadczona fryzjerka. Z twarzą w kształcie serca, wysokimi kośćmi policzkowymi, umiejętnie podkreślonymi pasemkami rudymi włosami i modnymi strojami nadała „Oazie" całkiem nowy styl. Mimo Ŝe do tego czasu Topekai cieszyła się juŜ sporym powodzeniem, wiele moich klientek nie zawsze miało pewność, czy pozostałe fryzjerki uczeszą je tak, jakby tego chciały. Wynikało to z faktu, Ŝe Baseera i Bahar nie wyglądały szczególnie modnie. Tymczasem klientki nie wahały się ani chwili, gdy mówiłam, Ŝe ostrzyŜe je lub ufarbuje im włosy Robi- 312 na. Kobiety po prostu lubią, gdy fryzjerka prezentuje styl, w jakim same chciałyby się widzieć. Jednak to nie tylko wygląd odróŜniał Robinę od moich pozostałych fryzjerek. Wszystko było w niej inne. Wszystko, poza trudem bycia kobietą w Afganistanie. Rodzina Robiny opuściła Kabul, gdy dziewczynka miała pięć lat, tuŜ przed rozpoczęciem wojny z Rosją, kiedy jeszcze nikt nie słyszał o talibach. Osiedlili się w Iranie, poniewaŜ jej ojciec bardzo podziwiał szacha Mohammada Rezę Pahlaviego, władcę skłaniającego się w stronę kultury Zachodu, którego wysiłki modernizacyjne zakładały prawo wyborcze dla kobiet. Jednak szach budził teŜ wielką niechęć, zarówno wśród islamskich duchownych, jak i demokratów. Jego obalenie w 1979 roku utorowało drogę ajatollahowi Chomeiniemu i rewolucji, która miała zakończyć się utworzeniem w Iranie islamskiej republiki. Ojciec Robiny postrzegał jednak szacha jako siłę oświecającą na Środkowym Wschodzie; nazwał nawet jedną ze swoich córek imieniem jego trzeciej Ŝony. Dorastanie w Iranie przyniosło Robinie same korzyści, których większość moich dziewcząt nie umiałaby sobie nawet wyobrazić. Miała kochających rodziców, którzy nie byli ani trochę niezadowoleni, Ŝe urodziły im się trzy córki. Hołubili je tak samo jak trzech synów. Jej rodzina była teŜ całkiem zamoŜna, więc ani jej, ani siostrom nigdy nie brakowało jedzenia czy innych artykułów pierwszej potrzeby. Ojciec, hurtownik ubrań i perfum, przynosił do domu próbki dla Ŝony i córek. Kobiety, wychodząc z domu, owijały się wielkimi szalami, zwłaszcza wtedy, kiedy atmosfera w Iranie stała się sroŜsza w stosunku do kobiet. W do- 313 mu jednak nosiły spodnie i koszulki z krótkimi rękawkami, zupełnie jakby były dziewczętami w Michigan. W przeciwieństwie do większości rodziców afgańskich dziewcząt, matka i ojciec Robiny nie zamierzali zmuszać jej do poślubienia kogoś, kto się jej nie podoba. Młodzi Irańczycy prosili o jej rękę; nie chciała Ŝadnego z nich, więc ojciec ich odsyłał. Zabiegali o nią równieŜ mieszkający w Iranie Afgańczycy, a kiedy i ich nie chciała, ojciec zgadzał się z tym. Kiedy trafiali się kandydaci mieszkający w Kabulu, to ojciec błagał, by odmawiała, bo nie mógł znieść myśli, Ŝe mogłaby wyprowadzić się tak daleko. Nadal więc mieszkała w rodzinnym domu. W Iranie mogła prowadzić z siostrami Ŝycie towarzyskie, które w ich ojczyźnie po prostu nie istniało. Wolno im było wychodzić w towarzystwie innych młodych kobiet i męŜczyzn - razem! - na pikniki, wycieczki i grzeczne małe imprezy. Z początku Iran serdecznie witał afgańskich imigrantów, ale zmieniało się to w miarę, jak coraz więcej Afgańczyków napływało w trakcie wojen przez granicę. Wkrótce irańsid rząd zaczął nakładać restrykcje na Afgańczyków. Coraz trudniej było im znaleźć pracę, posiadać na własność domy i samochody, a nawet mieć telefon. Robina powiedziała, Ŝe wielu mieszkańców Iranu zaczęło nawet wrogo traktować Ŝyjących wśród nich Afgańczyków, skarŜąc się, Ŝe ci zajmują wszystkie intratne posady i sprawiają, Ŝe szkoły są przepełnione.

Page 140: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Młodsze siostry Robiny studiowały trochę na uniwersytecie, ona jednak uczęszczała na specjalne kursy kroju i szycia dla Afganek, prowadzone przez ONZ. Wyrobiła tam sobie reputację osoby bez ogródek mówiącej o tym, jak źle traktowani są Afgan- 314 czycy w Iranie. Ktoś ostrzegł ją, Ŝe moŜe zginąć za wyraŜanie takich poglądów. Nie przestała, ale zrezygnowała z krawiectwa. Ojciec obawiał się, Ŝe popsuje sobie wzrok, a poza tym znalazła w sąsiedztwie salon piękności, w którym chciano szkolić ją na fryzjerkę. To sprawiło, Ŝe pojawiły się problemy w społeczności afgań-skich imigrantów; wielu z nich uwaŜało, Ŝe salony, szczególnie irańskie, są przykrywką dla domów publicznych. W efekcie kontakty Robiny z afgańską społecznością były bardzo luźne. Mimo iŜ rząd ostro rozprawiał się z zatrudniającymi Afgańczyków Irań-czykami, prowadząca salon kobieta troszczyła się o Robinę. Jeśli pojawiał się jakiś węszący urzędnik, właścicielka zarzekała się, Ŝe Robina jest przyjaciółką albo klientką. Jednak Ŝycie stawało się coraz cięŜsze dla Robiny i innych mieszkających w Iranie Afgańczyków. Ojciec stracił pracę hurtownika. Wszedł w interes z Irańczykiem, partner jednak go okradł, a zgodnie z prawem ojcu Robiny nie przysługiwało odszkodowanie. Dwóch z jej braci zostało krawcami, ale cięŜko było im zdobyć wystarczająco duŜo zleceń, by utrzymać rodzinę. Robina dopiero zaczynała pracę i nie zdąŜyła jeszcze pozyskać wystarczającej klienteli, by pomóc jakoś. Za to obie jej siostry znalazły zatrudnienie w jednej z ostatnich profesji otwartych dla afgańskich dziewcząt: zostały opiekunkami do dzieci przy pewnej brytyjskiej rodzinie przebywającej w Iranie w interesach. Po dwóch latach Anglicy poinformowali je, Ŝe firma przenosi ich do Stanów Zjednoczonych. Siostry były zrozpaczone zarówno utratą pracy, jak i miłych przyjaciół, ale pracodawcy chcieli, by dziewczęta podąŜyły za nimi do Ameryki i nadal pracowały 315 u nich jako nianie. Zaproponowali teŜ, by pojechała z nimi tak- 'e Robina, jako przyzwoitka. Anglicy postaraliby się znaleźć ziewczętom sponsorów, a one musiałyby jedynie zdobyć wizy przyjechać do nich. PowaŜną wadą tego planu był fakt, Ŝe Iranie nie było amerykańskiej ambasady; była zamknięta od zasu kryzysu zakładniczego* do jakiego doszło po obaleniu sza- ha. Chcąc otrzymać wizę, dziewczęta musiałyby wrócić do ganistanu i działać poprzez znajdującą się tu ambasadę. Coraz trudniej było być Afgańczykiem w Iranie, trzy siostry ostanowiły więc wykorzystać okazję lepszego Ŝycia w Ameryce, awet jeśli miało to oznaczać krótki postój w Kabulu. Słyszały mieście same złe rzeczy - Ŝe jest brudne i przeludnione, zniszczone i biedne. Słyszały teŜ, Ŝe jest to dla kobiet najgorsze miejsce na ziemi, ale postanowiły zaryzykować. Matka płakała i błagała, by zostały w Iranie, natomiast ojciec ufał, Ŝe są wystarczająco silne i mądre, aby poradzić sobie w Kabulu. Sądził, Ŝe potrwa to tylko kilka miesięcy, zanim dostaną wizy do Ameryki. Zatem Robina i jej siostry zrobiły coś, czego Afganki nie robią właściwie nigdy: podróŜowały same, bez męskiej eskorty. Z lotniska odebrali je krewni, u których mieszkały przez następnych kilka tygodni, potem znalazły samodzielne mieszkanie. Ludziom z Zachodu cięŜko pojąć, jak rewolucyjne było takie postępowanie. W Ameryce wyjazd do innego miasta i mieszkanie z przyjaciółmi to dla młodych dziewcząt właściwie rytuał

Page 141: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

* Irański kryzys zakladniczy: trwający od 4 listopada 1979 roku do 20 stycznia 1981 roku kryzys dyplomatyczny, w trakcie trwania którego muzułmańscy ekstremiści przetrzymywali w ambasadzie amerykańskiej w Iranie 63 dyplomatów i 3 cywilnych obywateli USA. 316 Szkoła piękności w Kabulu 317 przejścia w dorosłość, ale w Afganistanie tego rodzaju niezaleŜność jest niesłychana - to nagłe odejście od utrwalonego przez wieki zwyczaju. Takie zachowanie budziło zgrozę, gdziekolwiek siostry się pojawiły. Niemal wszyscy zakładali, Ŝe skoro mieszkają razem, muszą być prostytutkami. Gdy chodziły do najróŜniejszych firm na rozmowy w sprawie pracy i ludzie dowiadywali się, Ŝe Ŝyją na własną rękę, natychmiast dzwonili jacyś męŜczyźni, by zaprosić je na kolację lub imprezę. Tak zachowują się Afgań-czycy wobec prostytutek. Stawiam tysiąc dolarów, Ŝe nigdzie indziej w całym Afganistanie nie było podobnych do nich, samodzielnie mieszkających dziewcząt. ZałoŜę się, iŜ nadal nie ma. Chyba Ŝe są to dziewczęta z Zachodu albo moŜe Afganki przez większość Ŝycia mieszkające na Zachodzie. Nigdy jednak afgańskie dziewczęta, którym nie zdarzyło się opuścić Wschodu. W pewnym sensie wychowanie przez postępowych rodziców jeszcze bardziej naraŜało Robinę i jej siostry. Problem polegał na tym, Ŝe postępowe podejście nie pasowało do kultury, do której wróciły. Koniec końców ich plan się nie powiódł. Anglicy stracili pracę w Stanach i wrócili do domu, więc Robina i jej siostry nie miały dokąd jechać. Nie mogły teŜ powrócić do Iranu, poniewaŜ przeprowadzając się do Kabulu, zdały swoje dowody osobiste, a zdobycie wizy do Iranu było dla Afgańczyków niezwykle kosztowne, tak Ŝe miały nawet kłopot z odwiedzaniem rodziców. Iran juŜ ich nie chciał. Siostry zmuszone więc były pozostać w Kabulu i Ŝyć na własną rękę. Wiedziały, Ŝe to niebezpieczne, dlatego z pomocą znajomych z zagranicy uzbierały sumę wystarczającą, by wysłać najmłodszą na studia do Indii. Robina nie chciała wyjeŜdŜać, dopóki nie uzbierają wystarczająco duŜo pieniędzy, by wysłać teŜ drugą siostrę. Jeśli myślicie, Ŝe inne Afganki były pełne współczucia dla Robiny i jej sióstr, to się mylicie. Nawet moje dziewczęta, które łamały tak wiele zasad, chodząc do szkoły i zostając Ŝywicielami rodzin, nawet one patrzyły na Robinę zimno, gdy dowiedziały się, Ŝe mieszka sama z siostrami. Potem Robina tylko pogorszyła sytuację, łamiąc kolejne tabu - wybrała się na ldlka randek z obcokrajowcem. To wystarczyło, by sprawić, Ŝe wszystkie moje dziewczęta stroniły od niej, jakby miała ptasią grypę. Nie był to jedyny moment, kiedy między dziewczętami dochodziło do podziałów, chociaŜ często byłam zupełnie ciemna w kwestii tych napięć. W pewnym sensie sama pogłębiałam te podziały, dbając o to, Ŝeby kaŜda grupa była zróŜnicowana. Kiedy walczyłam o utrzymanie szkoły, nie miałam nawet pojęcia, Ŝe grupy nie były zróŜnicowane. AŜ pewnego dnia do szkoły wszedł Sam, rozejrzał się i zmarszczył brwi w wyrazie niezadowolenia. - Dlaczego wszystkie uczennice są Hazara? - zapytał. Nie zdawałam sobie sprawy, Ŝe tak jest, ale okazało się, iŜ dwie nauczycielki, które pomogły mi wybrać grupę naleŜały właśnie do plemienia Hazara i to one ponosiły odpowiedzialność. Od tego czasu Sam był obecny przy wszystkich wywiadach

Page 142: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

poprzedzających przyjęcie do szkoły i pomagał mi upewnić się, Ŝe nie faworyzuję Ŝadnej grupy etnicznej. RównowaŜyliśmy grupę nie tylko zresztą pod kątem toŜsamości etnicznej, ale równieŜ religii i regionu. A mimo to odwieczne konflikty wybuchały czasem w szkole i salonie. Wówczas musiałam stawać przed kłócącymi się i dawać im wykład w stylu Rodneya Kinga. #«>•&•&<;• o 318 RODRIGUEZ ««S><» - Czy nie moŜemy się jakoś dogadać? - prosiłam. - Jak Afganistan ma funkcjonować, skoro nawet w tym małym zakątku nie moŜemy odłoŜyć na bok róŜnic? Nie zauwaŜyłam, Ŝe pozostałe dziewczęta lekcewaŜą Robi-nę, dopóki Laila nie zwróciła na to mojej uwagi. Wskazała mi, jak wszyscy nagle pędzili do jadalni, a ją zostawiali z tyłu, jak dziewczęta szeptały w sąsiednim pokoju, a Robina czytała ksiąŜkę i starała się je ignorować. Z czasem juŜ nie potrzebowałam Laili, by wiedzieć, Ŝe źle się dzieje. Znajdowałam Robinę rozszlochaną w pokoju na tyłach salonu. Musiało jej się naprawdę źle dziać, skoro zrzucała swój starannie dopracowany, profesjonalny wizerunek. Napięcie wokół Robiny wreszcie zelŜało, przynajmniej trochę. MoŜe dlatego, Ŝe Laila postanowiła wspomóc ją z zaciekłością zawodnika wagi koguciej. Była jedyną, poza Robina, zatrudnioną przeze mnie niezamęŜną kobietą. Miała teŜ postępowych rodziców, którzy chcieli, by kontynuowała studia i nie zamierzali zmuszać jej do małŜeństwa z kimś, kogo by nie chciała. Jednak w odróŜnieniu od Robiny, Laila nie dorastała w dobrobycie. W czasie wojen jej rodzina uciekła do Pakistanu, gdzie o wszystko trzeba było walczyć zębami i pazurami; zarabiała tam juŜ jako maleńkie dziecko, pięć godzin dziennie tkając dywany. Dzięki temu rodzina mogła opłacać miesięczny czynsz. Obecnie Laila mieszkała z rodzicami w Kabulu, ale wiedziała, jak cięŜko codziennie być samotną kobietą w tym mieście. śeby uniknąć męskich zaczepek, przybierała gniewną minę i utrzymywała ją na twarzy przez całą drogę na moje osiedle. Niekiedy musiało minąć trochę czasu, zanim jej twarz rozluźniła się do uśmiechu. Była więc dla Robiny potęŜnym sprzymierzeńcem. 319 Niemniej jednak Robina potrzebowała cięŜszej artylerii, by chronić siebie i siostry poza salonem. Zdawałoby się, Ŝe wybrały idealne mieszkanie, w bezpiecznej okolicy - tuŜ obok Ministerstwa Rolnictwa. Miało zamykaną bramę i miłego gospodarza. Jednak gospodarz w miarę jak uświadamiał sobie, Ŝe Ŝaden ojciec, brat czy mąŜ nie przybywa, by zająć naleŜne mu w rodzinie miejsce, stawał się coraz mniej miły. Robina codziennie opowiadała mi o wzrastającej jego nieuprzejmości, aŜ pewnego poranka, gdy salon był zamknięty i miała się zacząć szkoła, zadzwonił telefon. Umocowywałam na blatach głowy manekinów dla uczennic i nawet nie poznałam głosu na drugim końcu linii. - Spychają mnie! - wydyszał głos. - Oni spychają mnie ze schodów! - Robina? Obudziła się tego ranka i odkryła, Ŝe do domu nie dopływa woda. Robina słynie z czystości - codziennie przynosi do salonu swój kubek zawinięty w folię - zatem myśl, Ŝe nie będzie mogła się umyć, była nie do zniesienia. Zapukała do sąsiadów, by zapytać, czy mają wodę. Mieli. Poszła więc zobaczyć się z gospodarzem, by zapytać, czemu wszyscy mają wodę, a ona nie. Ponuro wzruszył ramionami. Zapytała więc, czy zawór prowadzący do ich mieszkania został zamknięty; gospodarze czasami postępują w ten sposób, gdy chcą dręczyć lokatorów. Wówczas wpadł w gniew i wyzywał ją i jej siostry od dziwek i osłów. Cała jego rodzina wyległa z mieszkania i popychali ją, aŜ spadła ze schodów.

Page 143: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Poszłam tam z Samem natychmiast. Wzięłam bandaŜe i maść oraz paczkę mokrych chusteczek, którą oszczędziłam na potrzeby sytuacji kryzysowych. Sam poszedł nawrzeszczeć na 320 gospodarza, a poniewaŜ zabraliśmy Zilgaia, ten z powrotem podłączył wodę. Sam później raz jeszcze odwiedził gospodarza ze swoim przyjacielem, generałem, który powiedział gospodarzowi, Ŝe Robina jest jego daleką kuzynką i chce, by gospodarz się nią opiekował. Generałowie bardzo wiele tu znaczą. Lepiej przyjść z generałem niŜ z policjantem. Sytuacja na razie się poprawiła, ale w rzeczywistości Robina i jej siostry były w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie było dla nich miejsca w Afganistanie, mimo Ŝe powinien być ich domem. Jest wiele rodzajów terroryzmu, a Robina i jej siostry musiały stawiać czoło temu ciągłemu, codziennemu, wymierzonemu w kobiety, które wyłamują się z porządku społecznego. A moŜe wszystkie te rodzaje terroryzmu są w gruncie rzeczy takie same? Nie wiem. Wiem tylko, Ŝe za kaŜdym razem, gdy telefon dzwonił, a Robiny nie było w salonie, bałam się, Ŝe ktoś znów dopadł ją i jej siostrę. Bałam się, Ŝe zostały zgwałcone, zamordowane albo i jedno, i drugie. Kucharka Maryam nie przyszła do pracy drugi dzień z rzędu. ZbliŜała się pora lunchu, widziałam, Ŝe niektóre uczennice posyłają tęskne spojrzenia w stronę drzwi pokoju do manicure i pedicure, gdzie Maryam zwylde rozstawiała dla nich jedzenie. Od dobrych dwóch godzin robiły mocno kręconą trwałą na długowłosych manekinach. Nawijały ponad półmetrowej długości pasma na setki małych lawendowych wałków. Musiały uwaŜać, by nie skręcić włosów lub ich nie pokarbować, i upewniać się, Ŝe kaŜde zawinięte pasmo ma tę samą długość i leŜy pod talom samym kątem. Niektóre uczennice były tak zmęczone, Ŝe nie mogły juŜ ruszyć ręką. Wiedziałam, Ŝe muszą mieć przerwę na lunch, więc po raz kolejny dałam sobie z Maryam spokój. Przywołałam Achmeda Zię i powiedziałam, by poszedł i kupił dla wszystkich kabulskie burgery - chleb nan z sałatą, smaŜonymi ziemniakami, jajkami na twardo i jakimś mięsem. Topekai i Baseera siedziały naprzeciwko siebie na zielonych plastikowych krzesłach ogrodowych, chwilowo nieświadome pory 324 DEBORAH RODRIGUEZ dnia ani tłoczących się dookoła uczennic. Topekai wyciągnęła obie ręce przed siebie i poruszała nimi, jakby sterowała wielkim, topornym statkiem kosmicznym. Oczy rozszerzyły się jej z przeraŜenia, a potem zamknęły, gdy trajkocząc coś w dari, zwracała się do Baseery. Nagle pisnęła i zatrzęsła się od udawanego zderzenia i obie się roześmiały. Uczennice gapiły się i zastanawiałam się przez moment, czy one takŜe myślą, Ŝe pokaz ma coś wspólnego z trwałą ondulacją. Potem uświadomiłam sobie, iŜ, w przeciwieństwie do mnie, uczennice mogły zrozumieć wszystko, co mówiły Topekai i Baseera. A ona po prostu uczyła się prowadzić auto i w coś wjechała. Poprosiłam Topekai i Baseerę, by przyszły uczyć, bo jedna z pracujących u mnie na stałe nauczycielek była chora. Uznałam teŜ, Ŝe poznanie dwóch odnoszących sukcesy afgańskich fryzjerek będzie dla uczennic wspaniałym doświadczeniem. - Opowiedz im o dawaniu pieniędzy męŜowi - zwróciłam się do Baseery, chcąc zająć czymś uwagę uczennic do czasu, aŜ Ach-med wróci z jedzeniem. Opowiedziała im więc, jak to musiała kiedyś błagać męŜa o sumę tak drobną jak dwadzieścia afganis. Czasem nie chciał ich dać, a czasem nie mógł. Gdy ukończyła szkołę

Page 144: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

fryzjersko-kosmetyczną i zaczęła dla mnie pracować, przestała prosić go o pieniądze. Mało tego, uświadomiła sobie, Ŝe czasem on nie miał pieniędzy i zaczęła zostawiać mu w kieszeni równowartość dwudziestu dolarów. Nigdy nie dala mu pieniędzy wprost, gdyŜ to by go zawstydziło, niemniej jednak wiedziała, Ŝe zarabia więcej od niego, a on zdawał się to doceniać. Odkładali nawet pieniądze, by kupić samochód. Zarówno Topekai, jak i Baseera miały więcej swobody niŜ więk- 325 szość afgańskich kobiet. Codziennie pracowały tak długo, jak to było konieczne i dzieliły z męŜami prace domowe i obowiązki przy wychowywaniu dzieci. Topekai zawsze była silną kobietą, ale przez te trzy lata, odkąd znałam Baseerę, ona równieŜ stała się silna. Nie byłam pewna, jak wiele Baseera powiedziała nowym uczennicom o swoim obecnym Ŝyciu, ale były chyba pod wraŜeniem. Niektóre patrzyły teŜ z niedowierzaniem. Trzy z nich wróciły właśnie do Afganistanu, spędziwszy większość swojego Ŝycia jako uchodźcy w Pakistanie. Dorastały, słuchając opowieści rodziców o cudach Afganistanu, ale teraz ojczyzna okazała się ostra i nieustępliwa. W Pakistanie przez całą dobę był prąd, bieŜąca woda, przyzwoite drogi i dobre szkoły. W Pakistanie nie musiały zakrywać głów i zdawać relacji z kaŜdego wykonywanego poza domem ruchu. Ale Pakistan stawał się dla afgańskich uchodźców coraz surowszy i utrudniał im znalezienie pracy. Zatem ojcowie i męŜowie dziewcząt nalegali, by wróciły z nimi do Kabulu. Stopa bezrobocia wynosiła tu wprawdzie czterdzieści procent, ale przynajmniej nikt nie mówił męŜczyznom, Ŝe nie mogą ubiegać się o pracę, bo są Afgańczykami. Dla tych dziewcząt jednak powrót do Kabulu okazał się okrutnym krokiem wstecz. Powiedziały mi, Ŝe szkoła fryzjersko-kosmetyczną była jedynym, co dawało im nadzieję. Wreszcie zjawił się Achmed z burgerami. Dziewczęta, znów radosne i trajkoczące, popędziły do pokoju pedicure i manicure. PodąŜając ich śladem, zauwaŜyłam, Ŝe podłoga w holu nie została dziś zamieciona. Shaz nie zamiotła jej równieŜ wczoraj i było juŜ tyle pyłu, Ŝe widziałam ślady stóp dziewcząt. - Gdzie jest Shaz? - zapytałam Topekai i Baseerę. - Wiem, Ŝe dziś przyszła, ale czemu nie zrobiła nic z tą podłogą? 326 DEBOR/H RODRIGUEZ «M$«»$ Widziałam, jak wymienił) spojrzenia, i jęknęłam. - Nie poszła spotkać się zFarooąiem prawda? - Nai, Debbie - odpowiedziała szybko Baseera. - Myślę, Ŝe pracuje teraz w twoich prywatnych pokojach. Wskazała na dom stojący w obrębie osiedla, obok szkoły, dokąd przenieśliśmy z Samem nasze mieszkanie; szkoła i salon zajmowały teraz całą przestrzeń w pierwszym domu. - Znów składa szale? - Ilekroć ostatnio szukałam Shaz, sie działa na podłodze w mojej garderobie, składając szale lub bieli znę. - Dlaczego tak się cacka z moimi cholernymi szalami? Znów wymieniły spojrzenia. Ruszyłam, by odnaleźć Shaz z postanowieniem, Ŝe po raz kolejry porozmawiam z nią o Farooąu. Jakieś cztery miesiące ternu zauwaŜyłam zachodzące w Shaz zmiany, zdawało się pozytywne. Któregoś ranka przyszła do pracy lekko umalowana oraz w ładnym, nowym zielonym szalu w tureckie wzory. Gdy go zdjęła, zobaczyłam, Ŝe jej krótkie, ciemne włosy zostały dokładnie wyszczotkowane i spięte dwoma błyszczącymi grzebieniami. Zawołałam wszystkie fryzjerki, by ją komplementowały. Właściwie nie wyglądała ładnie - na skutek trudów, których nie byłam sobie nawet w stanie wyobrazić, jej skóra była dziobata, oczy i usta za małe jak na tak pełną twarz, poza tym była zbudowana jak zawodnik druŜyny rugby.

Page 145: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Niemniej jednak jest coś urzekającego w trudzie, jaki zadaje sobie kobieta, chcąc wyglądać ładniej. MoŜe chodzi o uwagę przywiązywaną do szczegółów albo nadzieję ukrytą w podkreślaniu tego, co się juŜ ma. W kaŜdym razie byłam wzruszona i oczarowana nowym wyglądem Shaz. Sądziłam, Ŝe wskazuje to, iŜ trochę bardziej o siebie dba. Niemądrze pogratulowałam sobie, Ŝe mam z tym coś wspólnego. 327 Szkoła piękności w Kabulu Zwykle wszyscy pracownicy wychodzili razem i Achmed Zia odwoził ich do domów naszym vanem. Parę miesięcy po przemianie Shaz, weszłam któregoś dnia do salonu, przekonana, Ŝe wszyscy juŜ sobie poszli, i zastałam Shaz wciąŜ układającą włosy. - Czy Achmed Zia odjechał bez ciebie? Byłam gotowa rzucić się do walki w jej imieniu. Zdawało mi się, Ŝe dziewczęta trochę jej przygadywały w ciągu ostatnich kilku tygodni. Niekiedy jednak złośliwości wymieniane przerastały moją ograniczoną znajomość dań. Czasem jedyne, co zauwaŜałam, to wyniosłe spojrzenie lub wredny ton głosu, który jakimś cudem przebił się przez zgiełk szkoły i salonu. Niekiedy udawało mi się namówić którąś, by powiedziała mi, co się dzieje, częściej jednak zatrzymywały te informacje dla siebie. Nigdy nie skarŜyły się jedna na drugą, nawet jeśli Ŝal był uzasadniony, nawet jeśli w jakiś sposób dotyczył mnie lub szkoły. - Dlaczego na ciebie nie zaczekali? - zaŜądałam odpowiedzi. - śaden problem, Debbie - powiedziała, rumieniąc się. ZałoŜyła płaszcz i szal, poklepała mnie po ramieniu i wyszła w stronę bramy. Coś w sposobie, w jaki mnie poklepała - jakby mówiła, bym została z tylu - obudziło moje podejrzenia, więc poszłam za nią aŜ do bramy. Usłyszała, jak kopnęłam kamyczek wzdłuŜ podjazdu i popędziła z powrotem, by ponownie poklepać mnie po ramieniu. - śaden problem - powtórzyła zaniepokojona. Cofała się w stronę bramy, uśmiechając i machając do mnie, ale wciąŜ za nią szlam. - Co się dzieje? - zapytałam. - Czego nie powinnam widzieć? W końcu odwróciła się i popędziła. Za murem osiedla zdeze lowany czarny sedan szarpał się i trząsł, mając lada chwila ruszyć. 328 DEBORAH RODRIGUEZ Wspięła się na tylne siedzenie i zaciągnęła szal na twarz. Nim samochód odjechał, kierowca odwrócił się, by popatrzeć na mnie i pomachał, jakby mnie znał. Był równie poobijany jak samochód, miał złamany nos i cięŜkie wąsy skrzywione przez przecinającą usta bliznę. Następnego ranka złapałam Lailę. - Kim był męŜczyzna, który wczoraj wieczorem odebrał Shaz? Laila ściągnęła z głowy szal i przyjrzała mi się chłodno. - To jej chłopak, Debbie. Ma na imię Farooq. Słyszałam juŜ to imię. - Myślałam, Ŝe to jej kuzyn! - Kuzyn moŜe być teŜ chłopakiem - przypomniała mi. - Ale on nie jest nawet kuzynem. - Od jak dawna to trwa? - Nie wiem. MoŜe od dawna. - Dlaczego mi nie powiedziałyście? Wzruszyła tylko ramionami, składając szal w schludny prostokąt. Shaz była zamęŜna, więc jej zachowanie powaŜnie naruszało dobre obyczaje i, niestety, mogło zakończyć się dla niej śmiercią. Gdyby mąŜ się dowiedział, mógłby wnieść przeciwko

Page 146: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

niej oskarŜenie i zostałaby ukamienowana. Byłam wściekła na Shaz za jej głupotę. Ustawiłam się w pobliŜu bramy, by móc z nią porozmawiać, gdy tylko przyjdzie. Zamierzałam powiedzieć, Ŝe musi wybierać między Farooąiem a pracą na osiedlu. Jednak gdy wślizgnęła się przez bramę, poczułam się tak okropnie, Ŝe aŜ wybuchnęłam płaczem. Nadal była zawadiacko podmalowana, ale nie mogło to ukryć jej smutku. Wiem, jak to jest być uwięzioną w złym małŜeństwie. «ł>«0©0 Szkoła piękności w Kabulu 329 Wiem, jak desperacko moŜna pragnąć miłości. Widziałam, Ŝe kilka dziewcząt obserwuje nas przez okno, odciągnęłam ją więc na tyły osiedla. Nie chciałam zawstydzać jej jeszcze bardziej. Gdyby to nie był Afganistan, pewnie byłabym szczęśliwa, Ŝe biedna, prosta Shaz, tkwiąca w małŜeństwie z pazernym, mieszkającym w innym mieście męŜczyzną znalazła sobie chłopaka. Ale byłyśmy w Afganistanie i nie chciałam ryzykować, Ŝe odbierze mi ją rozjuszony tłum. - śadnego Farooqa! - wyszeptałam. Podniosłam z ziemi kamień i odegrałam, jak dostaję nim w głowę. - Nie w samochodzie z Farooąiem, nie telefon do Farooąa. Zbyt niebezpieczne! Pokiwała głową i powlokła się do mojego domu. Zdjęła swój ładny, zielony szal i owinęła włosy szarą szmatą, by chronić je przed kurzem, który wzbije trzepiąc dywany. Gdy weszłam do salonu, dziewczęta spojrzały na mnie, ale dobrze wiedziały, Ŝe nie powinny krytykować Shaz. Oczywiście moje odegranie scenki z kamieniem niczego nie zmieniło. Mimo iŜ przez lalka dni upewniałam się, Ŝe Shaz dołącza do pozostałych w vanie, nie mogłam tego robić codziennie. Poza tym udawało jej się widywać z Farooąiem, nawet jeśli jechała vanem. Achmed Zia przyszedł pewnego dnia, by mi powiedzieć, Ŝe poprosiła, by wysadził ją w innym miejscu niŜ zwykle. Kiedy spojrzał we wsteczne lusterko, zobaczył, jak wsiadała do samochodu Farooąa. Rozmawiała z nim teŜ często przez komórkę; widywałam ją, jak siedziała z telefonem w jakimś pustym kącie domu, a twarz rozjaśniała jej zakazana przyjemność. Raz przyłapałam ją nawet, jak rozmawiała z nim z mojej komórki, poniewaŜ w jej telefonie wyczerpała się bateria. 330 DEBORAH RODRIGUEZ - śadnego Farooąa! - krzyknęłam, ale zachowałam numer, Ŝeby wiedzieć, czy jeszcze kiedykolwiek będzie próbowała dzwo nić do niego z mojego telefonu. Idąc do mojej garderoby, spodziewałam się więc, Ŝe zastanę ją rozmawiającą z Farooąiem. Ale siedziała na podłodze z rozmarzonym wyrazem twarzy, wśród rozrzuconych szali i bielizny i składała wszystko w schludne, małe stosiki. - Nie robiłaś tego wczoraj? - zapytałam. Wpatrywała się we mnie, jakby chciała sobie przypomnieć, kim jestem. - Nai. - Dobrze się czujesz? Nadal wyglądała na skołowaną. - Chciałabyś napić się herbaty? -Nai. - Jak z tym skończysz, zejdź na dół i zamieć podłogi. Pokazałam jej to na migi. Próbowała się podnieść, ale opadła

Page 147: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

na podłogę. Następnie podniosła czerwony, przezroczysty szal, rozciągnęła go leniwie, uniosła w górę, do światła słonecznego, a następnie opuściła na podłogę i pogłaskała palcami. - Pospiesz się Shaz, wołałabym, Ŝebyś zamiotła podłogi. Zeszłam na dół z uczuciem, Ŝe coś mi umyka. Wchodząc do holu szkoły, omal nie zderzyłam się z Maryam. Wyglądała, jakby była w Ŝałobie. Oczy miała czerwone i zapuchnięte i była szczelnie owinięta wielkim czarnym szalem. Maryam zawsze była najradośniejszą, najmilszą osobą na osiedlu. Śpiewała, gdy obierała warzywa, skubała kurczaki i zmywała naczynia. Miała dobre małŜeństwo, dobrą rodzinę i pracę. Raz tylko widziałam ją nieszczęśliwą, kiedy 331 wszyscy wyszli z jakichś powodów z domu, zostawiając ją samą w kuchni. ICiedy odkryła, Ŝe jest sama, spanikowała i płakała, gdy wróciliśmy. Teraz wyglądała, jakby płakała przez ostanie dwa dni. - Gdzie jest Laila? - krzyknęłam w stronę zamkniętych drzwi salonu. Wiedziałam, Ŝe cokolwiek się dzieje, potrzebuję pomocy tłumaczki. Maryam usiadła na schodach, łkając, a z salonu przybiegły Baseera i Mina. Laila weszła z ganku. - Coś jest nie w porządku - powiedziałam. - Dowiedz się, o co chodzi. Laila nachyliła się nad Maryam, która wyrzucała potok słów zza zaciśniętych pięści. Potem Laila znów się wyprostowała. Przez chwilkę rozmawiała z fryzjerkami. - Część historii juŜ znamy - powiedziała. Dwa dni wcześniej Achmed Zia odwoził Shaz i Maryam do domu. Nagle pękła jedna z opon vana. Zapasowe koło teŜ było flakiem, więc postanowił zostawić dziewczęta w samochodzie, a sam pójść zreperować koło. Wówczas Shaz zaproponowała, Ŝe zadzwoni do Farooąa, Ŝeby sprawdzić, czy nie mógłby ich podwieźć. Poprosiła Maryam o telefon, bo ona nie miała juŜ impulsów. Farooą przyjechał i wkrótce pędzili jedną z dróg prowadzących do dzielnicy, w której mieszkały zarówno Shaz, jak i Maryam. Nagle Farooą zwolnił na jakimś rogu, a Shaz otworzyła drzwi od swojej strony i wyskoczyła z samochodu. Gdy odjeŜdŜał, spojrzał na Maryam we wstecznym lusterku i powiedział, Ŝe jest w niej zakochany. Stwierdził, Ŝe widział ją, gdy odbierał Shaz spod osiedla i Ŝe musi ją mieć dla siebie. Chciał, Ŝeby zostawiła męŜa i uciekła z nim. Przerwałam: 332 - Dlaczego Shaz miałaby wyskakiwać z samochodu, by pozwolić mu być z inną kobietą? - Farooą powiedział, Ŝe musi to zrobić, by udowodnić, Ŝe go kocha - stwierdziła Laila. - Powiedział, Ŝe Maryam go pociąga i poprosił Shaz, by pozwoliła im spotkać się ten jeden raz. - Dlaczego się na to zgodziła? Laila skrzywiła się: - Bo jest szalona, Debbie. Zwariowała z miłości i od narkotyków. Złapałam się poręczy schodów i usiadłam koło Maryam. - O czym ty mówisz? Pali haszysz z męŜczyznami? - Jest uzaleŜniona od opium. Codziennie bierze pigułkę pod język, a potem idzie w samotności składać twoje szale. Farooą dostarcza jej narkotyk. - Ale ona tak cięŜko pracuje! Jak moŜe być uzaleŜniona od narkotyków i mimo to tak cięŜko pracować? - Nie mogłam tego pojąć.

Page 148: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Maryam uniosła głowę i ponownie odezwała się do Laili. Gdybym słyszała ją przez telefon, nie poznałabym jej głosu. Zniknęła cała jego lekkość i ciepło. Laila i dziewczęta słuchały z wyrazami przeraŜenia na twarzy, następnie spojrzały na mnie wyczekująco. - Jest coś jeszcze? Co więcej? - zapytałam. Ostatecznie Farooą wypuścił rozhisteryzowaną Maryam z samochodu. Poszła piechotą do domu. Spóźniła się, ale powiedziała męŜowi, Ŝe van się zepsuł, a nie chciała czekać, aŜ Achmed Zia załatwi naprawę zapasowego koła. Stwierdziła, Ŝe nie mogła wziąć taksówki, bo nie miała wystarczająco duŜo pieniędzy, a nie mogła zadzwonić, bo jej komórka nie łapała zasięgu; sieci komórkowe padały w mieście tak często, Ŝe nie zadał sobie trudu, by to kwestionować. Nie zastanawiało go równieŜ podenerwowanie Ŝony, 333 Szkoła piękności w Kabulu poniewaŜ wiedział, jak jest lękliwa i jak bardzo nie lubi sama chodzić ulicami. Jednak później tego wieczoru sprawdził jej komórkę, by zobaczyć, czy juŜ działa i znalazł długi, dramatyczny SMS od Farooąa, opisującego, jak to po ich krótkim sam na sam, pragnie jej jeszcze bardziej niŜ kiedykolwiek. Farooą napisał, Ŝe wie, iŜ ona pragnie go równie mocno. Wówczas mąŜ Maryam rzucił telefonem przez pokój i wyszedł z domu, krzycząc, Ŝe się z nią rozwiedzie, skoro spędza czas z innym męŜczyzną. W tym momencie Shaz otworzyła drzwi do holu. Nadal sprawiała wraŜenie odrobinę rozmarzonej, ale gdy tylko zobaczyła Maryam, skuliła się przy ścianie. Laila i Baseera kilkakrotnie na nią zawołały, ale odmawiała wejścia do środka. Wtem rozległ się krzyk Miny. Przeglądała komórkę Maryam i rozpoznała numer Farooąa. Ona teŜ odbierała wiele nieprzyzwoitych telefonów i wszystkie były z tego samego numeru. A dla męŜa Miny byłby to kolejny powód, by ją bić; rozpłakała się na samą myśl, Ŝe Farooą mógł zostawić obciąŜającą wiadomość na jej telefonie. Laila i Baseera natychmiast wyciągnęły swoje komórki i znalazły ten sam numer w swoich telefonach zarówno wśród spisu połączeń odebranych, jak i wychodzących. Obie pamiętały, Ŝe w ciągu ostatnich kilku dni Shaz prosiła, by pozwoliły jej skorzystać z telefonu. Wyglądało na to, Ŝe Shaz zdesperowana dostarczała Farooąowi dziewczęta jedną po drugiej. W holu rozbrzmiewały krzyki i płacze, a kilka klientek, które miałyśmy tego dnia w salonie, wyszło, wymijając nas ostroŜnie. Achmed Zia podszedł wreszcie do drzwi i zajrzał do środka ze zmartwioną miną. Dwa dni później zwolniłam Shaz. Starałam się skłonić ją, by zabrała nas do Farooąa. Sam gotów był złoŜyć mu wizytę i zagrozić, Ŝe go zabije, jeśli ten będzie jeszcze kiedyś nagabywać któ- 334 335 rąkolwiek z moich dziewcząt, jednak Shaz nie chciała się na to zgodzić. Kręciła przecząco głową, a jej twarz traciła wyraz. Nie chciała spojrzeć mi w oczy. Wzbijała w powietrze chmury pyłu i waliła w dywany, starając się bardzo okazać, jak jest mi niezbędna. I istotnie była, poza tym kochałam ją, ale nie mogłam pozwolić, by jej brak rozsądku zagroził reszcie moich dziewcząt. Gdy odeszła, czułam się, jakby zabrakło jakiejś części mnie samej. Chciałam z kimś o tym porozmawiać. Z kimś, kto byłby w stanie pomóc mi to zrozumieć. Pierwszą osobą, o której pomyślałam, była oczywiście Roshanna, moja przyjaciółka od chwili, kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Afganistanu. Pomagała mi rozwikłać kaŜdą zagadkę wynikającą z ignorancji i mojego konfliktu z tutejszą kulturą. Niestety, Roshanna wyjechała.

Page 149: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Po dramatycznych przeŜyciach związanych ze ślubem Ro-shanny wróciłam do domu i przepłakałam cały dzień. Sam wyjechał wtedy z miasta i nie mógł być ze mną na przyjęciu, ale zadzwoniłam do niego i opowiedziałam, co się stało. - Wszystko będzie dobrze - zapewnił mnie. - Tym razem ona poślubić dobry Afgańczyk i jechać do kraju, gdzie nigdy nie było talibów. Nakazałam więc sobie spokój. Skonsumowanie małŜeństwa było wprawdzie dla niej koszmarem, ale rozpocznie nowe Ŝycie z męŜem. Popłakałam sobie jeszcze trochę na myśl, jak bardzo będzie mi jej brakowało. Jej mąŜ, zgodnie z planem, wyjechał do Amsterdamu trzy dni po przyjęciu zaręczynowym. Nie minęły dwa miesiące, a Roshan- na miała juŜ wizę i szykowała się, by do niego dojechać. Wraz z jej rodziną odwiozłam ją na lotnisko i gdy zniknęła wewnątrz budynku, łkaliśmy, stojąc na dziurawej drodze. Dwa tygodnie później spanikowana zadzwoniła do brata. Okazało się, Ŝe w Amsterdamie czekała na nią teściowa. Starsza pani wyjaśniła, Ŝe rzeczy nie miały się do końca tak, jak przedstawiła to Roshannie w Kabulu. Jej mąŜ tak naprawdę nie jest odnoszącym sukcesy inŜynierem, tylko urzędnikiem pracującym w wielkim, holenderskim przedsiębiorstwie. Co więcej, nie mieszkał w domu rodziców na stałe, tylko wpadał do nich jakieś dwa razy do roku. Teraz akurat go nie było, a pojawić się miał dopiero za cztery miesiące. Roshanna powiedziała bratu, Ŝe przez te dwa tygodnie była właściwie niewolnicą rodziny męŜa. Szorowała podłogi, gotowała i podawała posiłki, robiła wszystko, co tylko kazała teściowa. Jak wielu afgańskim pannom młodym zabroniono jej wszelldch kontaktów z najbliŜszymi. Miało to trwać kilka miesięcy, by mogła przystosować się do rodziny męŜa. Brat był oburzony i chciał natychmiast polecieć jej na ratunek, ale nikt z nich nie znał adresu rodziny jej męŜa. Nie mieli teŜ wystarczająco duŜo pieniędzy, by wynająć detektywa, więc pozostało im tylko czekanie. Czekałam wraz z nimi i codziennie się o nią martwiłam. Wreszcie po kilku miesiącach zadzwoniła. Powiedziała rodzinie, Ŝe sytuacja znów się zmieniła. Wrócił jej mąŜ. Wziął ją za ręce i zapytał, czy kocha go, nawet jeśli jest prostym urzędnikiem a jego rodzina nie jest zamoŜna. I oczywiście Roshanna powiedziała, tak. Wówczas mąŜ się roześmiał. Powiedział, Ŝe naprawdę jest inŜynierem i Ŝe jego rodzina rzeczywiście jest zamoŜna. Po prostu sprawdza- 336 li j ą. Teraz, widząc, jak jest mu oddana, i to bez względu na jego pozycję społeczną, wiedział, Ŝe będą szczęśliwi. Powiedziała rodzinie, Ŝe mogą przestać się o nią martwić. Jej Ŝycie dobrze się ułoŜyło. Nie rozmawiałam z Roshanną, odkąd opuściła Kabul. WciąŜ zastanawiam się, czy mówiła rodzinie prawdę, czy tylko starała się ratować twarz. Od dawna nie mają od niej Ŝadnych wieści. Gdy się spotykamy, śmiejemy się i udajemy, Ŝe Roshanną musi radzić sobie naprawdę świetnie z dala od pyłu Kabulu. W najczarniejszych chwilach zastanawiam się, czy oddałam jej przysługę, przelewając swoją krew w noc skonsumowania jej małŜeństwa. Czasem zresztą mam wątpliwości, czy w ogóle robię tu coś dobrego. Jest nas tu wielu, ludzi z Zachodu, którzy chcą pomóc afgańskim kobietom, ale nasze wysiłki nie zawsze przynoszą efekty. Jest tyle więzów krępujących te kobiety i wstrzymujących ich rozwój, niekiedy nawet niewidocznych dla zachodniego oka. Trzeba czasu, by zrozumieć, jak ich Ŝycie róŜni się od naszego. A przecieŜ czasem nie moŜemy pomóc, nawet jeśli rozumiemy wszystkie jego zawiłości. Kultura zmienia się o wiele wolniej niŜ ich marzenia. Zobaczyłam odbicie księŜyca w kieliszku wina i szybko pociągnęłam łyczek, zanim przeniosło się do innego kieliszka. Wraz z grupką przyjaciół, afgańskich i zagranicznych,

Page 150: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

urządziliśmy sobie piknik pod gwiazdami na naszym frontowym podwórku. To była przepiękna noc. Wyciągnęliśmy na zewnątrz dywan z pokoju dziennego, obłoŜyliśmy go toushakami i obstawiliśmy świecami, a na środku ustawiliśmy półmiski owoców i ciast. Nie zadawałam sobie trudu, by zatrudnić zespół, ale muzyka dolaty- 337 wała z ustawionego w oknie odtwarzacza CD. Trochę teŜ śpiewaliśmy. Byłam akurat w trakcie opowiadania zabawnej historii: zeszłego wieczoru Sam przyniósł do domu kebaby na kolację i sporo zostało. Następnego dnia koło południa przysłał pod drzwi szkoły Achmeda, by ten powiedział mi, Ŝe Sam ma w swoim biurze spotkanie w interesach i chce podać pozostałe kebaby. Ale ja i dziewczęta juŜ je zjadłyśmy, więc zadzwoniłam do Sama z komórki. PoniewaŜ odbywały się zajęcia, nie chciałam mówić za głośno i wyszeptałam: - Zjadłyśmy mięso. - Debbie? Debbie, czy to ty? - powiedział głos na drugim końcu linii. - Tak. Chciałam, Ŝebyś wiedział, Ŝe nie ma juŜ mięsa. -Co? - Zjadłyśmy mięso! Na drugim końcu linii zaległa cisza, a potem głos powiedział: - Debbie, przeraŜasz mnie. Czy to jakiś kod? Mam ewakuować miasto, czy jak? - Sam? - Spojrzałam na telefon i zobaczyłam, Ŝe przez pomyłkę zadzwoniłam do jednego z moich klientów. - O mój BoŜe, to ty Viani? Oboje śmialiśmy się przez jakieś dziesięć minut. Zadzwoniłam do niego później w ciągu dnia i znów wyszeptałam: - Zjadłyśmy mięso. - Orzeł wylądował! Odwołać misję! Odwołać! - odszepnął. Kiedy opowiedziałam tę historię znajomym, od razu załapali. Gdzie indziej na świecie, słysząc kogoś szepczącego: „zjadłyśmy 338 mięso", natychmiast gotów jesteś uznać, Ŝe to zakodowane ostrzeŜenie, by wyjechać z miasta? Czy to znaczyło, Ŝe wszyscy, mieszkający tu, jesteśmy szaleni? Śmialiśmy się i śmialiśmy. Potem zadzwonił telefon Sama i ten dał nam gestem do zrozumienia, byśmy się uciszyli. Straciłam humor, gdy przeszedł z dań na uzbecki, poniewaŜ oznaczało to, Ŝe prawdopodobnie dzwoni jego rodzina. Sam odszedł na bok, a kiedy wrócił, widziałam, Ŝe jest zdenerwowany. - Czy z twoją rodziną wszystko w porządku? - W porządku. - Sięgnął po jabłko i zaczął kroić je na małe kawałeczki. - Czemu dzwonili? - Mój ojciec jest na lotnisku w Arabii. Będzie tu rano. - Czy będzie mu przeszkadzało, Ŝe mieszkasz tuŜ obok salonu piękności? - zapytał jeden z naszych przyjaciół. Sam jęknął. - Czy juŜ go poznałaś? - zwrócił się do mnie drugi przyjaciel. - On nie wiedzieć o ślubie - powiedział Sam. - Tylko matka wiedzieć. - Nie powiedziała mu? - zapytałam. - On nadal o mnie nie wie? Gdy Sam potrząsnął głową, cała moja radość odpłynęła. Nigdy do końca mu nie wybaczyłam, Ŝe sam nie powiedział o mnie rodzicom. Teraz wiedziałam, Ŝe po prawie trzech latach małŜeństwa nadal ukrywał mnie przed nimi. Starałam się jednak jakoś to wszystko zorganizować. Salon był nazajutrz otwarty i tego nie moŜna było zmienić. Jedyna droga do naszego prywatnego osiedla prowadziła przez to, na

Page 151: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

którym mieści się szkoła. Gdy przyjechały fryzjerki i klientki, powiedziałam im, co się dzieje i kiedy Sam zadzwonił, by powiedzieć, Ŝe je- 339 dzie z ojcem naszą ulicą, wszyscy pognaliśmy do pokoju, w którym przechowywałam farby do włosów. Wstrzymaliśmy oddech i zasłoniliśmy dłońmi usta. Słyszałam, jak Sam i jacyś męŜczyźni przechodzą przez podwórze, a potem jak zatrzaskuje się brama pomiędzy naszym domowym osiedlem a osiedlem piękności. - JuŜ jest bezpiecznie - powiedziałam wszystkim, zachowując się, jakby to wszystko było świetną zabawą. - Tata Sam wylądował. - Czy on teŜ ma na imię Sam? - zapytała jedna z klientek. - Nawet nie wiem, jak ma naprawdę na imię. - To takie podniecające - powiedziała inna. Pół jej głowy było podzielone na schludne, małe, foliowe pakieciki, druga strona pełna była prawie trzycentymetrowych szarych odrostów. - Będę musiała wrócić za tydzień, by zobaczyć, jak się to wszystko ułoŜy! Postanowiłam dać Samowi dwadzieścia cztery godziny spokoju na rozmowę z ojcem. Umówiłam się na kolację z przyjaciółmi, a on zabrał ojca do restauracji. Później zadzwonił do mnie do domu przyjaciół i powiedział, Ŝe odwiózł tatę do naszego domu i jedzie juŜ po mnie, Ŝebyśmy razem wrócili. Kiedy jednak zatrzymaliśmy się przed naszą bramą, do samochodu podszedł Achmed i uprzedził nas, Ŝe kilku mudŜahedinów, z którymi przyjaźnił się Sam, wpadło w odwiedziny i siedzą właśnie na podwórku razem z tatą. - Zostań tu - powiedział Sam. - Pozwól mi wprowadzić ojca do domu. - Czy wtedy mnie przedstawisz? - Tak, ale w domu. Nie przy całym tym tłumie. Poszedł, a mnie furia dosłownie rozsadzała. Jeśli ojciec był taki, jak wszyscy inni Afgańczycy, których znałam, bez wątpienia utknę 340 w samochodzie na wiele godzin. W Afganistanie nie istnieje coś takiego jak zwykłe poŜegnanie się z gośćmi i wejście do domu. Tata Sam będzie musiał podać im herbatę lub napoje bezalkoholowe, upewnić się, Ŝe mają owoce i herbatniki, zapytać o ich rodziny i wiosła, w których mieszkali dziadkowie, o męskich potomków i tak dalej. Doszłam do wniosku, Ŝe jeśli Sam w ogóle wróci, to wyłącznie po to, by wprowadzić mnie chyłkiem do domu, korzystając z tylnego wejścia, alejką, w której wszyscy stawiali swoje generatory i śmieci. Po jakichś dziesięciu minutach przelazłam więc na siedzenie kierowcy i po prostu odjechałam. Mój telefon dzwonił, ale go zignorowałam. Pędziłam przez miasto przez jakieś dwadzieścia minut, a gdy wróciłam, Sam przechadzał się przed bramą. Był wściekły. - Nie mogłaś poczekać? - krzyknął. - Czy zamierzasz mu o mnie powiedzieć? Zdecyduj się. Albo jestem dziś twoją Ŝoną, albo nie - odkrzyknęłam. Wskazał na leŜący w samochodzie szal. - ZałóŜ szal i chodź! Weszliśmy na podwórko. Tata Sam, okrągły, bezzębny męŜczyzna w turbanie prawie tak wielkim jak on sam, siedział otoczony innymi męŜczyznami. Nie wstał, Ŝeby mnie powitać; męŜczyźni w tym kraju zwykle nie wstają, gdy wchodzi kobieta, kilku jednak z obecnych podniosło się, przywitali się ze mną ciepło po angielsku i uścisnęli mi ręce. Wszyscy oni byli ludźmi generała Dotsuma, a Sam znał ich ze swoich wojennych czasów. Często zresztą odwiedzali nasz dom. Gdy Sam po raz pierwszy przedstawił mnie im jakiś rok temu, a

Page 152: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

następnie poprosił, bym się do nich przysiadła i wypiła herbatę, uznałam to za waŜny punkt zwrotny w naszym małŜeństwie. Kiedy Afgańczyk przyjmuje przyjaciół, Ŝona pozostaje zwy- 341 kle zamknięta w sąsiednim pokoju do chwili, aŜ męŜczyźni wyjdą. Wiedziałam, Ŝe zaszczytem było przedstawienie mnie generałowi Dotsumowi i jego ludziom, poniewaŜ Dotsum był dla Sama bohaterem. Zresztą wszyscy ci męŜczyźni byli dla niego jak rodzina. A więc było to prawie tale waŜne jak przedstawienie mnie właściwej rodzinie, toŜsame z wyznaniem światu miłości do mnie. MęŜczyźni znów się rozsiedli, a ja zajęłam swoje miejsce na toushaku. Po chwili ponownie przeszli na uzbecki. Nie byłam w stanie nadąŜać za rozmową, nie mogłam teŜ palić ze względu na obecność taty Sama, więc skubałam tylko herbatnika. Wiedziałam, Ŝe Sam jest wściekły, bo jego przyjaciele słyszeli pewnie naszą kłótnię i uznali, Ŝe nie potrafi zapanować nad swoją Ŝoną. W porządku, myślałam, juŜ dawno powinni mieć tego świadomość. Widziałam, jak tata Sam zerka na mnie od czasu do czasu i zastanawiałam się, czy mnie poznaje. Właściwie to juŜ go raz spotkałam, gdy wraz z Samem mieszkaliśmy jeszcze w „Peacock Manor". Wpadł wówczas z niezapowiedzianą wizytą. Ani ja, ani Sam nie byliśmy gotowi, by powiedzieć rodzinom o naszym małŜeństwie, więc przez kilka tygodni, gdy ojciec Sama u nas gościł, bawiliśmy się w durnego chowanego. WciąŜ kryliśmy się w pokojach, to znów szybko się z nich ewakuowaliśmy, by nie widział nas razem. Powiedzieliśmy, Ŝe jestem przebywającą tu gościnnie nauczycielką współpracującą ze szkołą, a on wyraźnie zatrwoŜony pokiwał głową, usłyszawszy, Ŝe mieszkam sama. Pewnego dnia omal się nie zdemaskowałam, robiąc mu śniadanie, gdy kucharka się nie pojawiła. Jeśli wi ęc mnie pamiętał, pewnie był zdziwiony, Ŝe wciąŜ kręcę się w pobliŜu jego syna. Miałam nadzieję, Ŝe nie wziął mnie przynajmniej za prostytutkę. 342 Miałam wraŜenie, Ŝe jeden z ludzi generała Dotsuma mówi juŜ przynajmniej godzinę. Stare wojenne historie, pomyślałam smętnie. Jasne więc było, Ŝe Sam nie wstanie nagle i nie przedstawi mnie jako swoją Ŝonę. Równie jasne było, Ŝe ci męŜczyźni będą mnie pewnie ignorować przez kolejne trzy godziny. Jedyne, na co miałam ochotę, to wpełznąć do łóŜka, ale nie wiedziałam, jaką historyjkę o mnie Sam wymyślił tym razem. Nie wiedziałam nawet, gdzie mam spać. Westchnęłam, a tata Sam spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Powiedział coś do jednego z męŜczyzn i rozmowa nagle się zmieniła. Wszyscy patrzyli na mnie, dorzucając swoje komentarze. Jeden z nich wskazał najpierw na Sama, potem na mnie. Sam spuścił wzrok w ziemię, ale jego ojciec się uśmiechnął. - Więc teraz juŜ wie - powiedział jeden z ludzi Dotsuma, uśmiechając się od ucha do ucha. - Mówi: witaj w rodzinie. Mó wi, Ŝe wiedział od samego początku, nawet dwa lata temu, ale cze kał, aŜ Sam mu powie. Sam spłonął ognistym rumieńcem, a ja się rozpłakałam. Następnie podeszłam do toushaka taty Sama i usiadłam u jego stóp. Ujęłam jego dłoń, pocałowałam ją, a potem połoŜyłam sobie na głowie. Sam powiedział mi kiedyś, Ŝe jego dzieci w ten sposób się z nim witały. - Mój ojciec zmarł cztery lata temu - powiedziałam w moim kulawym dań. - Mam nadzieję, Ŝe teraz pan będzie dla mnie oj cem. Pragnęłam tego, odkąd poślubiłam pańskiego syna. PołoŜył dłoń na moich włosach i gładził je. Nadal płakałam, a gdy uniosłam głowę, zobaczyłam, Ŝe i po jego pokrytych siwym zarostem policzkach spływają łzy. Dostrzegłam, Ŝe Sam, a nawet

Page 153: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

343 niektórzy z tych starych mudŜahedinów ocierają łzy. Wreszcie byłam Ŝoną Sama. W końcu wyszłam z szafy. Następnego ranka tata Sam czekał na mnie w pokoju dziennym. Zdjął ze ścian wszystkie obrazki; chciał się modlić, a nie mógł tego robić, patrząc na haraam (wszystko, co zabronione przez wiarę) obrazy oŜywionych istot. Swoją drogą musiał się wzdragać, gdy zdejmował obraz przedstawiający nagie cherubinki. Teraz jednak był gotów, by Ŝona syna zrobiła mu poranną herbatę. Powiedział mi, Ŝe w Arabii Saudyjskiej czeka na mnie złota biŜuteria. Miał nadzieję, Ŝe wkrótce przyjadę poznać całą rodzinę, włącznie z pierwszą Ŝoną Sama i ośmiorgiem jej dzieci. A moŜe przywiózłby ich wszystkich do Kabulu, by poznali mnie i obejrzeli osiedle! Powiedział, Ŝe jego zdaniem dobrze, Ŝe Sam wziął druga Ŝonę i miał nadzieję, Ŝe urodzę mu wielu synów. Zabrałam tatę Sama do miejscowej kawiarni. Usiedliśmy razem nad frappacino. Z uwagą obserwował otaczających nas ludzi, ale ja ich nie dostrzegałam. Trochę wystraszona rozwaŜałam wszystkie radości i trudy bycia afgańską Ŝoną z prawdziwego zdarzenia. 0000000 Kilka tygodni później niemal nadszedł koniec. Nie koniec mojego małŜeństwa, to trwa. Był to jednak niemal koniec Kabul-skiej Szkoły Fryzjersko-Kosmetycznej. Tamtego dnia w salonie był spory tłumek. Wszystkie dziewczęta miały klientów. Robina suszyła Amerykankę, na której głowie było ze czterdzieści kilo długich blond włosów. Mina robiła pedicure francuskiej pani piekarz, która niedawno przeprowadziła się do Kabulu, a Bahar manicure pracującej dla Organizacji Na- 344 Szkoła piękności w Kabulu 345 rodów Zjednoczonych Amerykance afgańskiego pochodzenia. To-pekai strzygła prawniczkę, której płacono grube pieniądze, by przecierpiała w Kabulu jeszcze jedno lato, a Baseera była na górze i robiła komuś masaŜ. Ja starałam się namówić misjonarkę na pasemka. Nagle usłyszałam dudnienie kroków na podjeździe. Wyjrzałam i zobaczyłam pędzącego Sama. W chwilę później był wewnątrz budynku, w którym mieścił się salon, i z rozmachem otworzył drzwi. - Wsadzą nas do więzienia! - wysapał. Wszystkie moje pracownice i klientki przerwały swoją pracę i odwróciły się. Sam opierał się o framugę z telefonem komórkowym przyciśniętym do serca. Koszula wyszła mu ze spodni i nawet okulary przeciwsłoneczne miał przekrzywione. Misjonarka, której podgalałam właśnie kark, odsunęła się ode mnie nieznacznie, jakby juŜ nie ufała mojej umiejętności obchodzenia się z brzytwą. - O czym ty mówisz? - Nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek widziała Sama tak zdenerwowanego. - Chcą, byś zapłaciła dwadzieścia tysięcy dolarów zaległego podatku. - Nie muszę przecieŜ płacić podatków - odpowiedziałam. - Jestem Organizacją Pozarządową. - śadnych podatków za szkołę. - Machnął ręką, wskazując pokój. - Podatki za salon!

Page 154: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

- To jedno i to samo - wyjaśniłam. - Finansuję szkołę z pieniędzy zarobionych przez salon, który i tak sam w sobie jest częścią szkoły. Nie mam dochodów. - Mówią, Ŝe jesteś działalność gospodarcza. - Jestem działalnością gospodarczą niosącą pomoc społeczną. Tak jest zapisane w mojej urnowe ustanawiającej Organizację Po zarządową. Do rozmowy włączyła się obsługiwana przez Topekai prawniczka. - Prześlę pani mailem dokument o prawie podatkowym doty czącym organizacji pomocy społecznej. Zdaje się, Ŝe działa pani w zgodzie z nim. Sam ją zignorował. - Debbie, oni mówią, Ŝe stoją na zewnątrz, obserwując kaŜde go, kto wchodzi i wychodzi. To nie zabawa. Rozgryzienie tego problemu zajęło kilka dni i nadal do końca go nie rozumiem. Zdaje się, Ŝe jakaś jednostka rządowa postanowiła nałoŜyć podatek na moje roczne dochody, szacowane przez nich na tysiące dolarów. Takie wymuszenia pieniędzy zdarzały się raz po raz w Afganistanie, poniewaŜ prawa, podatki i podstawowe jednostki rządowe były całkiem nowe. W dodatku powszechna była nieufność wobec zagranicznych organizacji pozarządowych i nastroje te wzrastały, poniewaŜ Afgańczycy nie rozumieli, dlaczego wszystko nadal było w ruinie, skoro do kraju rzekomo napływało tyle pieniędzy na odbudowę. Fundusze nie napływały do szkoły, a mogłam udowodnić kaŜdemu, Ŝe dochody rodzin uczennic, które ją ukończyły, wzrastały o czterysta procent. Ale nawet jeśli oskarŜenie przeciwko nam było nieprawdziwe, mogło jednak zaszkodzić. Ja i Sam musielibyśmy stawić się w sądzie, który rozpatrywał sprawy przeciwko fałszerzom paszportów i pieniędzy. Szkoła stałaby się nagle jednym z głównych tematów rozmów na mieście, ale w złym tego słowa znaczeniu, nawet gdybyśmy wygrali sprawę. 346 347 Ojcowie i męŜowie nie pozwoliliby juŜ swoim córkom i Ŝonom uczęszczać do szkoły. A jeślibyśmy przegrali - to takŜe było moŜliwe, mimo Ŝe działaliśmy w pełnej zgodzie z prawem podatkowym - trafiłabym na dwa lata do więzienia, a Sam na pięć lat. Skonsultowałam się z zaprzyjaźnionymi prawnikami w Kabulu. Wniosek był taki, Ŝe jeśli poczekamy na oficjalne oskarŜenie, stracimy wszystko. Uciekliśmy się więc do uświęconego tradycją rozwiązania polegającego na zapłaceniu skromnej sumy komuś, kto obiecał, Ŝe akty oskarŜenia przeciwko nam trafią do pieca. Mogłam więc znów odetchnąć, ale tylko na moment. W chwili, gdy to piszę zarówno Kabulska Szkoła Fryzjersko--Kosmetyczna, jak i salon „Oaza" są zamknięte na głucho. Tragiczny wypadek, podczas którego amerykańskie pojazdy wojskowe zderzyły się z cywilnymi autami i zabiły kilku ludzi, sprawił, Ŝe w mieście wybuchły zamieszki, dochodzi do podpaleń i plądrowania. Kiedy zebrał się gniewny tłum, amerykańscy Ŝołnierze i afgańska policja oddali strzały - twierdzą, Ŝe w powietrze - ale kilku cywilów zginęło, a wielu innych zostało rannych. Spalono parę siedzib zagranicznych

Page 155: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

organizacji pozarządowych. Rząd Ka-rzaia ogłosił godzinę policyjną, tak jak wtedy, kiedy wypędzono talibów. Odkąd tu Ŝyłam, nie widziałam miasta w stanie takiego napięcia ani jego mieszkańców tak wściekłych i przeraŜonych. Nasze osiedle jest bezpieczne, poniewaŜ wkrótce po tym, jak wybuchły zamieszki, zjawili się ludzie generała Dotsuma. Ich obecność gwarantowała, Ŝe nie zostaniemy spaleni ani Ŝe nikt na nas nie napadnie, ale cięŜko było przyzwyczaić się do brodatych męŜczyzn i karabinów maszynowych zajmujących przestrzeń, która zwykle naleŜała do moich uczennic. Mogę jedynie mieć nadzieję, Ŝe wkrótce powróci spokój, a wszyscy ludzie, którzy chcą pomóc odbudować ten kraj, będą mogli tym właśnie się zająć. Rola, jaką odgrywała w tym procesie Kabulska Szkoła Fryzjersko-Kosmetyczna, jest pewnie w porównaniu z innymi maleńka, a przecieŜ ogromna. Wiem, jak zmieniło się Ŝycie uczęszczających do niej kobiet. Kiedyś były w kwestiach finansowych zaleŜne od męŜczyzn, teraz zarabiają i dzielą się z nimi swoimi pensjami. Niegdyś domowe niewolnice, stały się teraz osobami szanowanymi w rodzinie, podejmującymi waŜne decyzje. MoŜe nie wszystkie i nie zawsze, wystarcza to jednak, by dać nadzieję innym kobietom. A teraz na koniec zabawna historia. Ludzie często przysyłają datki dla szkoły w postaci produktów, a ja otwieram kaŜde pudło i rozdaję jego zawartość. Czasem są to produkty potrzebne w salonie - te zawsze są mile widziane, poniewaŜ zwykłe szybko się nam kończą, a tutaj cięŜko jest uzupełnić choćby zapasy dobrego szamponu - niekiedy jednak datki przeznaczone są dla samych dziewcząt. Dostawaliśmy więc torebki, bele materiału i robione na drutach szaliki, a dziewczęta zawsze doceniały wszystkie te prezenty. Jednak pewnego dnia to Laila miała otworzyć jedno z pudeł; po chwili przyniosła je do mnie ze skonsternowanym wyrazem twarzy. - Co to za rzeczy? - zapytała, a pozostałe dziewczęta zebrały się dookoła. Zajrzałam do pudla i zobaczyłam - stringi! Koronkowe, skórzane, satynowe, wyszywane w kwiatki. Pochyliłam się nad paczką i śmiałam przez kilka minut, zanim spróbowałam odpowiedzieć. - Majtki - powiedziałam w końcu. - To, co panie noszą pod ubraniem. 348 Szkoła piękności w Kabulu 349 Laila przetłumaczyła i wszystkie zmarszczyły czoła. - Nie, Debbie - powiedziała Baseera. - To nie mogą być majtki. - AleŜ tak. Niektóre kobiety lubią je nosić. UwaŜają, Ŝe wyglądają wtedy seksownie. Topekai podniosła jedne stringi i pomachała nimi w powietrzu. - One nic nie zakrywają. - W tym właśnie rzecz. Z przodu jest skrawek materiału, który to co trzeba zakrywa, ale tył jest cieniutki, Ŝeby majtki nie odznaczały się przez ubranie. - Ta część idzie między...? -Mina poklepała się po pupie, a ja pokiwałam głową.

Page 156: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Tygodniami wyśmiewały się z tych stringów. Rzucały nimi w siebie, a czasem, gdy naprawdę się wygłupiały, nawet zakładały je na głowy. Sadzę, Ŝe gospodyni w końcu spaliła je w piecu. To właśnie przykład niewłaściwej próby niesienia pomocy kobietom w Afganistanie. Niedługo potem pojechałam z grupką przyjaciół do Istalif, górskiej wioski, w której wytwarzana jest piękna, turkusowo glazurowana porcelana. Szwendaliśmy się po wiosce, oglądając kubki, półmiski i dzbanki, a kaŜdy z nas kupił parę rzeczy od sprzedawców, którzy siedzą na słońcu i czekają na odwiedzających. Następnie zatrzymaliśmy się w znajdującym się w pobliŜu starym pałacu gubernatora wojskowego, gdzie zwiedziliśmy szklarnię pełną geranium, a ogrodnik pozował nam do zdjęcia między wielkim plakatem Massouda i czerwonym sercem namalowanym na jednej ze ścian. Mijaliśmy potem źródło, które, jak twierdził Sam, ma lecznicze właściwości, więc napełnił kubek wodą, którą postanowił zabrać do domu. W drodze powrotnej do Kabulu mijaliśmy długi szereg dzieci maszerujących błotnistą drogą w stronę mieszczącego się na jednym z pustych pól boiska do piłki noŜnej. Wszystkie miały na sobie nowiutkie kalosze, w najróŜniejszych jasnych kolorach: fioletowe, czerwone, zielone, Ŝółte i pomarańczowe. Nagle górska droga zamieniła się w tęczę dziecięcych stóp. Wiedziałam, Ŝe gdzieś na świecie dobrzy ludzie zebrali te buty i wysłali je do Afganistanu. Ci ludzie wiedzieli, Ŝe muszą tu być dzieci, które dobrze te dary wykorzystają. MoŜe wiedzieli nawet, Ŝe te piękne kolory rozjaśnią dziecięce buzie. Kiedy mam dobre dni, wiem, Ŝe Kabul-ska Szkoła Fryzjersko-Kosmetyczna da moim dziewczętom więcej niŜ kalosze. Gdyby lalka lat temu ktoś powiedział, Ŝe będę mieszkać w Afganistanie i prowadzić tam szkołę, roześmiałabym się. Jednak od chwili, gdy moja noga stanęła na tej ziemi, wiedziałam, Ŝe w pewien sposób udało mi się wrócić do domu. Odnowił mnie duch tego miejsca i pobudziły tutejsze wyzwania. Bóg pobłogosławił mnie rodziną i jestem bogata - szczególnie bogata - w siostry. Czasem zastanawiam się, czy zrobiłam dla nich równie wiele, jak one dla mnie. Pomogły mi uleczyć złamane serce i ponownie uwierzyć w siebie. Starałam się odpłacić im za miłość, którą tak z serca się ze mną podzieliły. Kobiety Afganistanu muszą teŜ same się uleczyć. Bardzo długo trzymano je w ciemnościach, a podczas najgorszych lat wycierpiały więcej, niŜ mogę to sobie wyobrazić. Jednak ciemność trochę się juŜ rozproszyła i zaczyna na nie padać światło. Potrzebują, by reszta świata patrzyła, uwaŜała i upewniała się, Ŝe nic juŜ tego światła nie zaćmi. Spis treści X Rozdział | | 0000000 5 ?t Rozdział | Jj/ft 0000000 41 O Rozdział j | 0000000 87 Tc Rozdział j j 0000000 123 J Rozdział vJ | 0000000 161 A Hi O Rozdział r \ 0000000 195 / Rozdział | | 0000000 229 o wm O Rozdział r\ | 0000000 261 y Rozdział j gg 0000000 289 10 Rozdział » ? 0000000 321 Wkrótce po obaleniu talibów w 2001 roku, Deborah Rodriguez, fryzjer] z Michigan, wyjechała do Afganistanu z grupą niosącą temu rozdarten wojną krajowi pomoc humanitarną.

Page 157: Rodriquez Deborah - Szkoła Piękności w Kabulu. Za Zasłoną Afgańskiej Kobiety

Gdy na jaw wyszedł jej wykonywany z wód, wszyscy pragnęli się z nią skontaktować: ludzie z Zachodu, despera ko pragnący dobrze się ostrzyc i afgańskie kobiety, za którymi stała wiel letnia tradycja prowadzenia salonów piękności. Tak narodził się pomy otwarcia szkoły piękności w Kabulu. Z pomocą sponsorów Rodriguez zał Ŝyła szkołę i w 2003 roku powitała w niej pierwszą grupę uczenni Zadziorna Amerykanka borykała się z barierą językową, przekraczała grar ce dobrych obyczajów i wciąŜ Ŝonglowała wyzwaniami, jakie stawiał przi nią powojenny kraj. Jednocześnie starała się natchnąć uczennice siłą, mogły dzięki zdobytym umiejętnościom stać się Ŝywicielkami dla swoich r dŜin. Granica między nauczycielką a uczennicami szybko się zatar] Dzielne kobiety opowiadały Rodriguez historie swojego Ŝycia i odkry przed nią serca: panna młoda, która w noc poślubną musiała sfingow swoje dziewictwo, dwunastoletnia dziewczyna sprzedana męŜowi, by sp3 cić długi rodziny, Ŝona taliba kontynuująca naukę, mimo ostrego sprzech* męŜa. Dzięki nim sama Deborah zdołała wyzwolić się ze swojego niezdr wego małŜeństwa i znów się zakochać, tym razem w afgańskim stylu. Niezwykła opowieść o wyjątkowej wspólnocie kobiet -(g- WRPL Cena 34,90 zl ISBN 978-83-60697-02 ISBN 978-83-7236-217 PoRTAL KSIĘgARcfKlI wvv.ksiazka.net.pl I