stephenie meyer - intruz

Download Stephenie Meyer - Intruz

If you can't read please download the document

Upload: pmk21

Post on 02-Jul-2015

378 views

Category:

Documents


15 download

TRANSCRIPT

STEPHENIE MEYER INTRUZ PYTANIE Ciao mym domem rumakiem chartem c biedna poczn kiedy je strac Gdzie bd spa Czym pomkn w dal Co bd je Dokd si udam ju bez wierzchowca ktry mnie nis Skd bd wiedzie co na mnie czeka w lenej gstwinie Bez mego Ciaa wiernego psa Jake to bdzie snu si po niebie bez drzwi ni dachu z wiatrem za wzrok pord obokw jake si skry? May Swenson PROLOG ZABIEG

Uzdrowiciel nazywa si Fords Cicha To. Jako e by dusz, by z natury dobry - wspczujcy, cierpliwy, uczciwy, szlachetny een mioci. Niezwykle rzadko si niepokoi. Jeszcze rzadziej si denerwowa. Ale poniewa mia ludzkie ciao, zdenerwowania czas em po prostu nie dao si unikn. Tak jak teraz, kiedy, syszc dochodzce z drugiego koca sali podniecone szepty s tudentw, odruchowo zacisn usta. Na zazwyczaj umiechnitej twarzy grymas ten wyglda ni dziwnie. Widzc to niezadowolenie, jego pomocnik, Darren, poklepa go po ramieniu. -Po prostu s ciekawi - powiedzia cicho. -Zabieg wszczepienia duszy nie jest ani ciekawy, ani szczeglnie trudny. W ra zie nagej potrzeby mogaby to zrobi na ulicy pierwsza lepsza dusza. Niczego nowego s i dzisiaj nie naucz - odpar Fords. Ostry ton pobrzmiewajcy w zazwyczaj kojcym gosie z skoczy nawet jego samego. -Nigdy wczeniej nie widzieli dorosego czowieka - tumaczy Darren. Fords unis b -Jak to, nie widz siebie nawzajem? Nie maj w domach luster? -Wiesz, o co mi chodzi - o dzikiego czowieka. Bez duszy. Rebelianta. Fords spojrza na lece na stole operacyjnym twarz do dou nieprzytomne ciao dziew zyny. Przypomnia sobie, jak bardzo byo sponiewierane, gdy owcy przywieli je do szpit ala, i ponownie wezbrao w nim wspczucie. Ile ona musiaa wycierpie... Teraz, oczywicie, bya ju w bardzo dobrym stanie - cakiem uzdrowiona. Fords sam o to zadba. -Wyglda przecie tak samo jak my - powiedzia pod nosem do Darrena. - Wszyscy ma my ludzkie twarze. Gdy si zbudzi, bdzie jedn z nas. -Po prostu s podekscytowani, nic wicej. -Dusza, ktr dzisiaj wszczepiamy, zasuguje na szacunek. Nie naley si tak wgapia

jej ywiciela. I tak aklimatyzacja bdzie dla niej wystarczajco trudna. To nie w porzd ku, eby musiaa znosi jeszcze to - odpar Fords. Nie chodzio mu jednak wcale o gapienie si. W jego gosie znowu brzmiaa ostra nuta. Darren ponownie go poklepa. -Nic zego si nie stanie. owca potrzebuje informacji i... Na dwik sowa owca Fords posa Darrenowi spojrzenie pene zoci. Ten a zamrug -Wybacz - przeprosi go pospiesznie Fords. - Nie chciaem. Po prostu si o ni mart wi. Przenis wzrok na niewielk kapsu umieszczon na stojaku obok stou. Lampka wieci czerwieni, co oznaczao, e co w niej zahibernowano. -Wybrano j specjalnie do tego zadania - stara si go uspokoi Darren. - To wyjtko a dusza, odwana jak mao kto. Wszystkie jej ycia mwi same za siebie. Pewnie zgosiaby a ochotnika, gdyby mona j byo o to zapyta. -Kto by si nie zgodzi, poproszony o pomoc dla wyszego dobra? Tylko czy na pewn o mamy tu wanie tak sytuacj? Czy tu chodzi o wysze dobro? To nie jest kwestia jej dob rej woli, tylko tego, jak wielkiego powicenia mona wymaga od duszy. Studenci rwnie rozmawiali o zahibernowanej duszy. Fords sysza ich szepty bardz o wyranie - mwili coraz goniej, nie mogc opanowa podniecenia. -Mieszkaa na szeciu planetach. -Ja syszaem, e na siedmiu. -Podobno za kadym razem w innym gatunku. -To moliwe? -Bya prawie wszystkim. Kwiatem, Niedwiedziem, Pajkiem... -Wodorostem, Nietoperzem... -Nawet Smokiem! -Nie wierz, e na siedmiu planetach. -Co najmniej na siedmiu. A urodzia si na Pocztku. -artujesz? Na Pocztku? -Prosz o cisz! - interweniowa Fords. - Jeeli nie potraficie przyglda si w cis skupieniu, bd was musia wyprosi. Caa szstka zamilka zawstydzona i spucia wzrok. -Darren, bierzmy si do roboty. Wszystko byo gotowe. Odpowiednie lekarstwa leay ju obok ciaa dziewczyny. Specja lny czepek zakrywa jej dugie, czarne wosy, odsaniajc smuk szyj. Dziewczyna oddycha i - bya w gbokiej narkozie. Na opalonej na brz skrze trudno byo dopatrzy si jakichk k ladw po... wypadku. -Zacznij rozmraanie - powiedzia Fords. Jego siwowosy pomocnik sta ju przy kapsule w penej gotowoci, z doni na gace. iej blokad i przekrci j odwrotnie do ruchu wskazwek zegara. Czerwone wiateko na szar cylindrze zaczo miga, najpierw wolno, potem coraz szybciej, zmienio te kolor. Uwaga Fordsa bya skupiona na nieprzytomnym ciele. Oszczdnymi, precyzyjnymi r uchami przecign ostrzem skalpela wzdu skry u podstawy czaszki, nastpnie spryska nac ubstancj powstrzymujc krwawienie i dopiero wtedy poszerzy szczelin. Ostronie dosta s d minie szyi, uwaajc, aby ich nie uszkodzi, i obnay biae koci u szczytu krgosupa -Dusza jest gotowa - odezwa si pomocnik. -Ja te. Daj j tutaj. Fords poczu okie Darrena obok wasnego. Nie musia nawet odrywa wzroku od stou; dzia, e jego pomocnik jest gotowy, e stoi z wycignit rk i czeka na polecenie. Praco ze sob od lat. Fords poszerzy otwr. -Do dziea - wyszepta. Ujrza przed sob do Darrena, a w niej srebrzysty blask budzcej si istoty. Pikno giej duszy niezmiennie go poruszao. Mienia si w mocnym wietle lamp, janiejsza ni skalpel, ktry lni wycznie wia Bya jak ywa wstka, wia si, marszczya i rozcigaa, cieszc si dopiero co odzyskan cienkich, zwiewnych wici kbiy si mikko niczym srebrna czupryna. Wszystkie dusze wygl ay wspaniale, lecz ta wydaa si Fordsowi szczeglnie urodziwa. Nie by zreszt w swoich odczuciach odosobniony. Sysza cichutkie westchnienie Da rrena, szmer zachwytu wrd studentw. Darren delikatnie umieci lnic istot w szczelinie. Dusza wlizna si gadko w ze i od razu zespolia z otoczeniem. Fords podziwia sprawno, z jak zadomowia si na n

miejscu. Wici ciasno oploty orodki nerwowe, niektre wyduyy si, sigajc dalej ni je enie, a do samego mzgu, nerww wzroku, kanaw suchowych. Dziaaa szybko i bez wahania. e byo ju wida tylko jej may skrawek. -Dobra robota - szepn do niej, cho wiedzia, e nie moe go usysze. Lece na s ao uszy, nadal jednak trwao pogrone w gbokim nie. Reszta bya ju tylko formalnoci. Fords oczyci i wyleczy ran, posmarowa j ma lepia nacicie, potem rozprowadzi wzdu blizny proszek wspomagajcy gojenie. -Idealnie, jak zwykle - powiedzia Darren, ktry z nieznanego Fordsowi powodu p ozosta przy imieniu swojego ywiciela. Fords westchn. -le si z tym czuj. -Speniasz tylko swoj powinno, jeste Uzdrowicielem. -To jedna z tych rzadkich chwil, w ktrych uzdrawiajc, wyrzdzam tak naprawd krzy wd. Darren zacz sprzta po operacji. Nie bardzo wiedzia, co odpowiedzie. Fords wykon wa przecie swj zawd. Z punktu widzenia Darrena liczyo si tylko to. Ale dla Fordsa bycie Uzdrowicielem oznaczao co wicej; dotykao sedna jego istni enia. Spoglda zafrasowany na pogrone w spokojnym nie ciao, wiadom, e w spokj pry lko kobieta si obudzi. Koszmarny los, jaki j spotka, bdzie teraz musiaa udwign niew dusza, ktr przed chwil umieci w rodku. Fords pochyli si nad dziewczyn i bolejc w duchu, e nie moe go usysze, wyszept do ucha: -Powodzenia, moja maa wagabundo, powodzenia. Jakebym chcia, eby go nie potrzebo aa. ROZDZIA 1 WSPOMNIENIE Wiedziaam, e wszystko zacznie si od koca i e koniec ogldany tymi oczami bdzie mier. Uprzedzono mnie. Nie tymi oczami. Moimi oczami. Moimi. Teraz to ju byam ja. Jzyk, ktrym teraz mwiam, by dziwny, ale sensowny. Rwany, prosty, lepy i linearn . Niesychanie uomny w porwnaniu do wielu innych, ktrymi posugiwaam si wczeniej, ale ak pynny i pozwalajcy si wyrazi. Chwilami pikny. Mj nowy jzyk. Moja mowa. Kiedy znalazam si w tym ciele, najbardziej pierwotny instynkt kaza mi ople orod k mylenia, sprzgn si z kadym oddechem i odruchem, a to ciao przestao by osobnym b ao si mn. Nie w tym ciele - w moim ciele. Czuam, jak sen powoli ustpuje, a jego miejsce zajmuje jasno. Czekaam, a uderzy e mnie pierwsze wspomnienie, bdce w istocie ostatnim - ostatnie chwile tego ciaa, w spomnienie koca. Uprzedzono mnie, jak to bdzie wyglda. Ludzkie emocje miay by potni i ywsze ni doznania gatunkw, ktre zamieszkiwaam do tej pory. Staraam si by na to p towana. Kiedy jednak wspomnienie wreszcie nadeszo, okazao si - tak jak mnie ostrzegan o - czym, na co nie sposb si byo przygotowa. Parzyo ostrymi kolorami i gonymi dwikami. Skr ywicielki przenika chd, koc y bl. W ustach miaa nieznonie metaliczny posmak. I by jeszcze jeden, nowy, pity zmys, ktrego nigdy wczeniej nie miaam, zbierajcy czsteczki z powietrza i przetwarzajcy je w mzgu na dziwne komunikaty, ostrzeenia, czasem na przyjemnoci - byy to zapachy. Rozpr aszay mnie i dezorientoway - mnie, ale nie jej pami. Pami nie miaa czasu na rejestro ie zapachw. Jedynym wspomnieniem byo uczucie strachu. Strach wypenia j ca, popycha dziwaczne koczyny do przodu i zarazem je hamowa. tylko biec, ucieka. Przegraam.

Ta myl, nienaleca do mnie, pojawia si nagle z wielk si, jak gdyby nie bya ty zym wspomnieniem, lecz czci mnie samej. Mimowolnie zanurzyam si w piekle ostatnich ch wil jej ycia, staam si ni, biegymy razem.

Jak ciemno. Nic nie widz. Nie widz podogi. Nie widz przed sob swoich doni. Bieg po omacku, wsuchujc si w pocig, ktry czuj za plecami, ale sysz tylko huczc w usza

Zimno mi. To teraz mao istotne, ale marzn. Strasznie tu zimno.

Nieprzyjemne uczucie w nozdrzach. Okropny zapach. Tak nieprzyjemny, e a na c hwil udao mi si uwolni od wspomnie. Ale ju sekund pniej zalay mnie ze zdwojon si mi zami przeraenia. Ju po mnie. Ju po nas. To koniec. Sysz, e owcy s tu, tu. Jest ich wielu, ja sama. Przegraam. Woaj za mn. Na ostaj skurczu odka. Niedobrze mi. -Nie bj si, nic ci nie zrobimy - woa eskim gosem jeden z nich, gono dyszc, -Ostronie! - krzyczy inny. -Nie zrb sobie krzywdy - baga ktry z trosk w gosie. Z trosk!

Poczuam, jak gorca krew uderza mi do gowy, jak ogarnia mnie dzika nienawi. W adnym z poprzednich y nie doznaam nigdy czego takiego. Na krtk sekund odepc wstrtem to wspomnienie. Wysoki, przenikliwy dwik przeszywa mi uszy i pulsowa w skron iach. Wydobywa si z moich puc. Poczuam saby bl w gardle. To krzyk, wyjanio moje ciao. Krzyczysz. Zamaram w przestrachu i dwik gwatownie si urwa. Tym razem to nie byo wspomnienie. To moje ciao - mylao! Mwio do mnie! Ale wspomnienia byy silniejsze ni zdumienie.

-Prosz, zaczekaj! - krzycz. - Tam jest niebezpiecznie! To wy jestecie niebezpieczni, odpowiadam im w mylach. Ale rozumiem, o co im chodzi. Na kocu korytarza, nie wiadomo skd, wydobywa si saba smuga wiata. To nie lep auek, ktrego si spodziewaam. To czarna dziura. Szyb windy. Pusty, nieuywany, jak cay ten budynek. Niegdy kryjwka, teraz - grb. Biegn przed siebie z uczuciem narastajcej ulgi. Jednak jest szansa. Nie na p rzeycie, ale moe chocia na zwycistwo.

Nie, nie! Ta myl bya ju moja. Rozpaczliwie prbowaam si uwolni od jej wspomnie na prno. Biegymy razem ku krawdzi, za ktr czekaa nas mier. -Prosz, nie rb tego! - kto krzyczy coraz bardziej rozpaczliwie. Wiem ju, e nie zd mnie zapa, i chce mi si mia. Oczyma wyobrani widz, jak rzodu, prbujc mnie chwyci w ostatniej chwili. Ale jestem dla nich zbyt szybka. Nie zwalniam, nawet gdy koczy si pode mn podoga. W jednej chwili pod stopami otwiera mi si czelu. Poyka mnie pustka. Wywijam nogami. Rkoma chwytam si powietrza - miotaj si bezra dnie w poszukiwaniu oparcia. Z dou uderza we mnie podmuch zimna. Najpierw sysz uderzenie, a dopiero potem je czuj... Podmuch zamiera... Po caym ciele rozlewa si bl... Bl jest wszystkim. Jak dugo jeszcze bdzie bole? -Za nisko - szepcz do siebie. Kiedy przestanie bole? Kiedy...?

Potem nastaa ciemno, a ja poczuam niezmiern ulg, e nie ma ju nic wicej. Byo Byam wolna. Nabraam powietrza, by si uspokoi, tak bowiem podpowiadao mi ciao. Moje ci . Wtem jednak obrazy wrciy i znw porwa mnie wir wspomnie. -Nie! - krzyknam, bojc si zimna, blu oraz samego strachu. Ale nie byo to ju to samo wspomnienie, co do tej pory, lecz wspomnienie we w spomnieniu - ostatnie ze wszystkich, niczym ostatnie tchnienie umysu - a jednak, nie wiedzie czemu, jeszcze silniejsze od pierwszego. Tym razem z ciemnoci wyonia si jedynie czyja twarz. Jej wygld by mi zupenie obcy, tak samo jak memu nowemu ciau obcy wydaby si kszt mojego poprzedniego ywiciela - bezgowych, wijcych si macek. Podobne twarze widziaam jednak na obrazkach, ktre pokazywano mi, zanim przybyam na t planet. Wszystkie zleway si w jedn, rniy si tylko nieznacznie ksztatem i kolorem. Byy prawie identyczne. Na twarzy nos, nieco wyej oczy, niej usta, a po bokach uszy. Wszystkie zmysy - z wyjtk iem dotyku - skupione w jednym miejscu. Koci obleczone skr, wosy na czubku gowy i, co

ciekawe, tu nad oczami. Niektre twarze, ale tylko samcw, miay te owosion uchw. Ko byy rne, od bladotych po bardzo ciemne, niemale czarne. Poza tym bardzo trudno byo ozrni. Ale t jedn rozpoznaabym wrd miliona twarzy. Bya prostoktna, z wyranie zarysowanymi komi. Miaa jasnobrzow cer. Wosy - ni ciemniejsze, z wyjtkiem kilku janiejszych pasemek - pokryway jedynie gow i kawaek sk nad oczami. Okrge tczwki byy ciemniejsze ni wosy, ale podobnie jak one rozjaniay ku miejscach. Wok oczu rysoway si delikatne zmarszczki - jej pami podpowiadaa mi, e d umiechania si i mruenia oczu na socu. Nie wiedziaam nic o tutejszym pojciu pikna, lecz mimo to czuam, e to pikna twar . Miaam ochot dugo jej si przyglda. Gdy tylko sobie to uwiadomiam, znikna. Jest moja, zabrzmiaa obca myl, ktra nie miaa prawa pojawi mi si w gowie. Znowu zamaram, cakiem osupiaa. Przecie nie powinno tu by nikogo poza mn. Tymcz m ta myl bya tak ywa, tak silna. Niemoliwe. Co ona tu jeszcze robi? Przecie teraz to jestem ja. Wanie e moja, poprawiam j, pragnc da wyraz mojej niepodzielnej wadzy. Wszystk t moje. Ale w takim razie dlaczego z ni rozmawiam? - zadaam sobie pytanie, lecz nie zdyam si nad tym zastanowi, bo usyszaam gosy. ROZDZIA 2 GOSY Dwie osoby rozmawiay gdzie obok ciszonymi gosami, najwyraniej ju od duszego c -To dla niej zbyt wiele - powiedzia kto agodnym, lecz gbokim mskim gosem. - N lko dla niej, dla kogokolwiek. Tyle przemocy!... - doda tonem obrzydzenia. -Krzykna tylko raz - odezwa si wyszy, piskliwy kobiecy gos, nie bez pewnej sat akcji, jak gdyby jego wacicielka odniosa mae zwycistwo. -Wiem - przyzna mczyzna. - Jest bardzo silna. Wielu reagowao gorzej, cho mieli wiejsze zadanie. -Na pewno sobie poradzi, niech mi pan wierzy. -Moe mina si pani z powoaniem. - W gosie mczyzny pobrzmiewaa dziwna nuta. S odpowiedziaa mi moja pami. - Moe powinna pani by Uzdrowicielk. Kobieta wydaa z siebie odgos rozbawienia. miech. -Nie wydaje mi si. Nas, owcw, interesuj innego typu diagnozy. Moje ciao znao ten wyraz, ten zawd: owca. Na jego dwik poczuam ciarki na pleca Przestarzay odruch, ktrego szybko si wyzbd. W kocu nie miaam adnego powodu, by si wia. -Zastanawia mnie czasem, czy przedstawicieli waszej profesji nie dotkna aby c zowiecza zaraza - rzek mczyzna, nadal poirytowany. - Przemoc wydaje si nieodczn cz o Powoania. Czy nie odziedziczya pani przypadkiem po ywicielu zamiowania do okropiest w? Zaskoczy mnie ten oskarycielski ton. Bya to prawie... ktnia. Co dobrze znanego ojemu nowemu ciau, ale zupenie obcego mnie. -Niechtnie uywamy przemocy - bronia si kobieta. - Ale czasem trzeba stawi jej c oo. Pana i ca reszt powinno cieszy, e niektrzy maj w sobie do siy, by oddawa si mnym zajciom. Tylko dziki nam moecie spa spokojnie. -Moe byo tak dawno temu. Mam wraenie, e wkrtce wasze Powoanie straci racj byt -Myli si pan, a dowd tej pomyki ley na tym ku. -Jeden czowiek, i to dziewczyna, samotna i nieuzbrojona! Doprawdy, oka bym w nocy nie zmruy. Kobieta gono wypucia powietrze. Westchnienie. -Ale skd przysza? Skd wzia si w samym sercu Chicago, miasta od dawna ju skolo anego, setki mil od ostatnich skupisk rebeliantw? Sama tego dokonaa? - Zadawaa kole jne pytania, najwyraniej nie oczekujc odpowiedzi, jak gdyby mwia to ju wczeniej wiele razy. -To wasz problem, nie mj - odpar mczyzna. - Ja mam tylko pomc tej duszy zaaklim tyzowa si w nowym ywicielu i oszczdzi jej niepotrzebnego blu i przykroci. A pani mi utrudnia. Wci byam nieco zdezorientowana i nieoswojona z nowymi zmysami i dopiero teraz zrozumiaam, e to o mnie rozmawiaj, e to wanie ja jestem t dusz. Tym samym sowo, kt zao dla mojego ywiciela wiele rnych rzeczy, zyskao nowe znaczenie. Dusza. To chyba od

powiednie okrelenie. Niewidzialna sia kierujca ciaem. -Odpowiedzi na moje pytania s rwnie wane jak pana powinnoci wzgldem tej duszy. -Nie bybym tego taki pewien. Usyszaam, e jedno z nich si poruszyo, po czym dobieg mnie szept kobiety. -Kiedy si obudzi? rodki nasenne powinny ju chyba przesta dziaa. -Jak bdzie gotowa. Prosz j zostawi w spokoju. Ma prawo postpi wedle swego uzna . Niech pani sobie wyobrazi szok, jakim bdzie dla niej przebudzenie - wewntrz ywici ela - rebelianta, ktry prawie zgin w trakcie ucieczki! W czasach pokoju nikogo nie powinno si naraa na takie traumatyczne przeycie! - Jego gos wzmaga si wraz ze wzburz em. -Jest silna - odrzeka kobieta, tym razem uspokajajcym tonem. - Przecie wietnie sobie poradzia z pierwszym wspomnieniem, tym najgorszym. Czegokolwiek si spodziewaa , spisaa si bardzo dobrze. -Tylko czy to byo konieczne? - wymamrota mczyzna, nie oczekujc odpowiedzi. Mimo to j usysza. -Jeeli mamy zdoby informacje, ktrych potrzebujemy... -To wam si wydaje, e ich potrzebujecie. Ja bym raczej powiedzia, e ich chcecie. -...to kto musi wzi na siebie to nieprzyjemne zadanie - kontynuowaa niezraona. I uwaam, sdzc po tym, co mi na temat tej duszy wiadomo, e by si tego podja, gdyby m byo j o to zapyta. Jak pan na ni mwi? Mczyzna przez dusz chwil milcza. Kobieta czekaa. -Wagabunda - odpar w kocu niechtnie. -Pasuje do niej. Nie mam adnych oficjalnych danych, ale podejrzewam, e jest j edn z niewielu dusz, ktre byy w tylu rnych miejscach, jeeli nie jedyn. O tak, Wagabu to dobre imi, w kadym razie dopki nie wybierze sobie innego. Uzdrowiciel nic nie odpowiedzia. -Oczywicie moe przyj imi ywiciela... Sprawdzilimy odciski palcw i siatkwk e mamy ich w bazie, wic nie wiem, jakie to imi. -Nie przyjmie ludzkiego imienia - powiedzia mczyzna pod nosem. -Oczywicie nie musi, jeeli tak bdzie jej atwiej - odpara pojednawczym tonem. -Dziki waszym metodom bdzie jej o wiele trudniej ni innym. Rozleg si odgos krokw - twarde stukanie butw o podog. Kiedy chwil pniej kob wnie si odezwaa, jej gos dobiega z drugiego koca pomieszczenia. -Trudno byoby panu odnale si we wczesnych latach okupacji. -Pani za to chyba trudno odnale si w czasach pokoju. Kobieta rozemiaa si, ale jej miech nie brzmia autentycznie - wcale nie bya rozb wiona. Mj umys cakiem niele radzi sobie z odgadywaniem prawdziwych uczu. -Chyba nie do koca zdaje pan sobie spraw z tego, jak wyglda moja praca. Dugie g odziny lczenia nad mapami i dokumentami. Gwnie praca przy biurku. O wiele rzadziej w alka i przemoc, ktr pan sobie wyobraa. -Dziesi dni temu cigaa pani to ciao uzbrojona w miercionon bro. -Zapewniam pana, e to wyjtek, nie regua. Prosz nie zapomina, e ilekro my, ow azujemy si niedostateczn czujnoci, bro, ktr tak si pan brzydzi, zostaje uyta przec emu gatunkowi. Ludzie nie wahaj si nas zabija, gdy tylko maj ku temu okazj. Dusze, kt e zetkny si z ich przemoc, patrz na nas, owcw, jak na bohaterw. -Mwi pani tak, jakby toczya si wojna. -Niedobitki ludzkiej rasy wanie tak to widz. Sowa te wywary na moim umyle due wraenie. Czuam reakcj ciaa - oddech mi przys y, serce zaczo bi goniej ni zwykle. Stojca przy ku maszyna pikaa teraz szybciej i owczyni byli jednak zbyt pochonici rozmow, by to zauway. -Ale nawet oni musz rozumie, e przegrali. Jak mamy przewag liczebn? Milion do nego? Powinna to pani chyba wiedzie. -W istocie znacznie wicej ni milion - przyznaa z wyrzutem. Uzdrowiciel najwyran iej uzna, e nie wymaga to komentarza. Przez chwil oboje milczeli. Staraam si wykorzysta przerw w rozmowie, eby oceni moj sytuacj. Wiele si wyj Znajdowaam si w orodku leczniczym, gdzie odpoczywaam po nadzwyczaj traumatyczn ym zabiegu wszczepienia. Nie ulegao wtpliwoci, e ciao mojego nowego ywiciela zostao edtem cakowicie uleczone. Gdyby byo uszkodzone, toby si go pozbyto. Rozmylaam o wymianie zda pomidzy Uzdrowicielem i owczyni. W wietle informacji, e otrzymaam, zanim zdecydowaam si przyby na t planet, racj mia ten pierwszy. Walki

ztkami oporu praktycznie ju si zakoczyy. Planeta zwana Ziemi bya tak cicha i spokojna jaka wydawaa si z kosmosu - kojca ziele i bkit spowite niegronymi biaymi gazami. P tu teraz pena harmonia, jak w kadym innym miejscu zamieszkanym przez dusze. Spr pomidzy Uzdrowicielem a owczyni odbieraam jako co dziwnego. Zaskoczy mnie spotykany wrd dusz poziom agresji. Dao mi to do mylenia. Czy to moliwe, e pogoski ro odzce si niczym fale po mylach... Nie wiedziaam, jak nazwa gatunek mojego poprzedniego ywiciela. Mielimy jak nazw tego byam pewna. Jednake, nie majc poczenia z tamtym ywicielem, nie potrafiam jej so przypomnie. Uywalimy tam duo prostszego, niemego jzyka myli, ktry czy wszystkich wielki umys. Przydatna rzecz, gdy przez cae ycie tkwi si korzeniami w ciemnej, wilgo tnej glebie. Potrafiam za to opisa tamten gatunek w moim nowym, ludzkim jzyku. ylimy na dnie ogromnego oceanu, ktry zajmowa ca powierzchni planety - mia on swoj nazw, ale jej ie zdoaam przywoa. Kade z nas miao sto ramion, a na kadym z nich sto oczu, a poniewa imy poczeni mylami, nie byo takiego miejsca, ktrego nie sigalibymy wzrokiem. Niepot e nam byy dwiki, wic nie mielimy w ogle suchu. Smakowalimy wod i w ten sposb, a t aszym oczom, wiedzielimy wszystko, co musielimy. Chonlimy te promienie odlegych so emienialimy je w niezbdny dla nas pokarm. Potrafiam nas opisa, ale nie wiedziaam, jak nas nazwa. Poczuam al za stracon w z. Szybko jednak wrciam do rozwaa o tym, co usyszaam. Dusze z zasady mwiy tylko prawd. Oczywicie owcy mieli specyficzne Powoanie, kt wymagao od nich szczeglnych metod postpowania, jednake midzy duszami nie byo miejsca a kamstwo. W moim poprzednim yciu, kiedy to komunikowaam si za pomoc myli, w ogle ni ao si kama, nawet gdyby kto mia taki kaprys. Opowiadalimy sobie za to historie, aby ie nudzi. Snucie opowieci byo najbardziej cenionym ze wszystkich talentw, poniewa su splnemu dobru. Czasem fakty tak zupenie mieszay si z fikcj, e - cho nikt nie kama - zapomina co jest prawd, a co nie. Na myl o nowej planecie, Ziemi - tak suchej i rnorodnej, zamieszkanej przez i stoty tak niszczycielskie i okrutne, e przechodzio to nasze pojcie - ogarniaa nas je dnoczenie trwoga i podniecenie. Byskawicznie staa si ona tematem nowych, ekscytujcych opowieci. Doniesienia o wojnach - niewiarygodne, bylimy zmuszeni walczy! - byy rzet elne, lecz szybko zaczlimy je ubarwia i dopowiada do nich rne rzeczy. Gdy krce opo si z oficjalnymi informacjami, do ktrych udao mi si dotrze, uznawaam je oczywicie za ewiarygodne. A chodziy suchy o ludzkich ywicielach tak silnych, e dusze musiay ich porzuci. ludzkich umysach, ktre nie daway si cakiem ujarzmi. O duszach, ktrym ywiciel narzu bowo, cho powinno by przecie odwrotnie. Opowieci, nic wicej. Szalone plotki. Ot co. Ale czy nie to wanie zdawa si sugerowa Uzdrowiciel?... Odepchnam od siebie t myl. Zajcie owcw budzio niesmak wikszoci z nas i zape ia si jego reakcja. Po co komu ycie wypenione konfliktem i przemoc? Kto chciaby trop wyapywa opornych ywicieli? Zmaga si z t brutaln ras ludzi, ktrym zabijanie przycho ak atwoci? Tu, na tej planecie, owcy stali si praktycznie... zbrojn band - mj mzg dzia mi sowa na okrelenie rzeczy, ktrej wczeniej nie znaam. Wrd dusz panowao przek e zawd owcy wybieraj jedynie najsabiej rozwinite, najbardziej prymitywne z nas. Na Ziemi jednak owcy zyskali zupenie nowy status. Jeszcze nigdy adne Powoanie tak si nie wynaturzyo. Jeszcze nigdy nie zamienio si w krwawy bj. Nigdy wczeniej tyle dusz nie stracio ycia. owcy byli niczym mocna tarcza, a przybye na t planet dusze mia wobec nich potrjny dug: za bezpieczestwo, ktre im gwarantowali, za ryzyko ostateczne j mierci, ktre wiadomie ponosili kadego dnia, i za dostarczane na bieco nowe ciaa. Teraz, gdy zagroenie praktycznie mino, poczucie wdzicznoci sabo. Dla owcw, a razie dla tej konkretnej owczyni, oznaczao to zmian na gorsze. Nietrudno byo si domy i, o co bdzie mnie pyta. Uzdrowiciel dokada stara, by da mi jak najwicej czasu na z wienie si w nowym ciele, ale nie miaam wtpliwoci, e zrobi, co w mojej mocy, eby pom . Byam dusz, obywatelska postawa bya dla mnie czym oczywistym. Wziam gboki oddech, aby przygotowa si do rozmowy. Maszyna zarejestrowaa to por enie. Zdawaam sobie spraw, e nieco si ocigam. Wstyd mi byo si do tego przyzna, ale . Wiedziaam, e jeli chc zdoby informacje, o ktre zapyta mnie owczyni, bd musiaa z i we wspomnieniach, tych samych, ktre sprawiy, i krzyczaam z przeraenia. Mato tego, b m si gosu, ktry usyszaam wtedy bardzo wyranie w swojej gowie. No, ale teraz panowaa

ej cisza, taka jak powinna. Czowiek, ktry zamieszkiwa to ciao, te by ju tylko wspomn iem. Nie powinnam si ba. W kocu nazwano mnie tutaj Wagabund. I to nie bez powodu. Wziam kolejny gboki oddech, zacisnam zby i, przeamujc strach, zanurzyam si wspomnieniach. Wspomnienie jej ostatnich chwil nie byo ju takie straszne jak za pierwszym r azem. Odtworzyam je teraz w przyspieszeniu - znw biegam w ciemnociach, krzywic si z b , starajc si nic nie czu. Po chwili byo ju po wszystkim. Pokonawszy t przeszkod, mogam z atwoci porusza si po rzeczach i miejscach mni epokojcych w poszukiwaniu konkretnych informacji. Ujrzaam, jak przyjeda do tego zimn ego miasta w nocy, niepozornym kradzionym samochodem, jak chodzi w ciemnociach po ulicach Chicago, trzsc si z zimna, ubrana w cienki paszcz. Ona te kogo szukaa. Sobie podobnych, byli tutaj, a przynajmniej miaa tak nadzie j. W szczeglnoci jednej osoby. Znajomej... nie, kogo bliskiego. Nie siostry... kuzyn ki. Sowa przychodziy mi do gowy coraz wolniej. Z pocztku nie rozumiaam, dlaczego. Z apomniaa? Stracia cz wspomnie na skutek traumy, po tym jak otara si o mier? A mo i do koca nie przebudziam? Moe moje ciao byo nadal upione? Czuam si cakiem przyto umys nie potrafi dostarczy mi odpowiedzi na moje pytania. Ponowiam prb z innej strony. Jaki miaa cel? Szukaa... Sharon - udao mi si wyo - by wraz z ni... Uderzyam w cian. Dalej nic, pusto. Prbowaam obej przeszkod, ale nie potrafiam nawet ustali, gdz zaczyna si ta prnia. Tak jakby kto wymaza informacje, na ktrych mi zaleao. Tak jakby mzg by uszkodzony. Ogarn mnie nagy gniew, dziki i palcy. Ta niespodziewana reakcja bya dla mnie ta k duym zaskoczeniem, e a zabrako mi tchu. Uprzedzono mnie, e ciaa ludzi s niestabiln mocjonalnie, ale czego takiego najzwyczajniej nie byam w stanie przewidzie. yam na om u rnych planetach i jeszcze nigdy adne uczucie nie wezbrao we mnie z tak si. Poczuam, jak krew pulsuje mi w szyi, jak szumi w uszach. Donie zacisny si w pi Wraz z pulsem przyspieszyo pikanie urzdzenia stojcego obok ka. Usyszaam gon butw owczyni na zmian z cichym szuraniem, najpewniej Uzdrowiciela. -Witaj na Ziemi, Wagabundo - odezwaa si kobieta.

ROZDZIA 3 OPR -To imi nic jej nie mwi - mrukn Uzdrowiciel. Moja uwaga skupia si na nowym, miym doznaniu. Gdy kobieta podesza do ka, w pow rzu co si zmienio. Zorientowaam si, e to zapach. Ju nie sterylne, bezwonne pomieszcz e. Perfumy, podpowiedzia mj nowy umys. Kwiatowe, bujne... -Syszy mnie pani? - zapytaa owczyni, odwracajc moj uwag od nowej woni. - Jest i przytomna? -Nie musi si pani spieszy - doda Uzdrowiciel tonem agodniejszym ni wczeniej. Nie otworzyam oczu. Nie chciaam si rozprasza. Umys podpowiada mi, jakich sw u je intonowa - za pomoc tonu mogam przekaza wicej treci. -Czy aby nie umieszczono mnie w uszkodzonym ciele, ebym moga uzyska dla pani i nformacje? owczyni zadyszaa. Wyraz zdziwienia i zarazem oburzenia. Poczuam na doni ciepy d otyk. -Ale oczywicie, e nie - zapewni mnie mczyzna. - Nawet owca nie posunby si iego. owczyni znowu ciko westchna. Sykna - poprawi mnie mzg. -Dlaczego w takim razie mj umys nie dziaa, jak powinien? Na chwil zapanowaa cis a. -Wyniki bada byy bez zarzutu - odrzeka owczyni. Nie tyle chciaa mnie uspokoi, udowodni mi, e si myl, tak jakby zaleao jej na ktni. - Ciao jest w peni zdrowe. -Po prbie samobjczej, ktra prawie si powioda - odparam stanowczo. W moim gosi obrzmiewaa zo. Byo to nowe uczucie, jeszcze nie umiaam nad nim zapanowa. -Wszystko byo w jak najlepszym porzdku... -Co jest nie tak? - przerwa jej Uzdrowiciel. - Orodek mowy, z tego co sycha, dz iaa bez zarzutu.

-Pami. Prbowaam dotrze do informacji, na ktrych zaley owczyni. Nikt nic nie powiedzia, ale co si zmienio. Napita atmosfera spowodowana moim os kareniem nieco si rozadowaa. Po czym to poznaam? Miaam dziwne uczucie, e czerpi inf je nie tylko z piciu dostpnych mi zmysw, ale skd jeszcze - zupenie jak gdybym posiad aki szsty zmys, nie cakiem okieznany, gdzie na obrzeach mojej wiadomoci. Intuicja? gam znale na to lepszego sowa. Zdumiewajce - na co ywej istocie a tyle zmysw? owczyni odchrzkna, ale to Uzdrowiciel odezwa si pierwszy. -C, prosz si nie martwi pewnymi... trudnociami. Nie twierdz, e naleao si ewa, ale te naprawd trudno si dziwi, zwaywszy na okolicznoci. -Nie rozumiem. Co pan ma na myli? -Pani ywiciel nalea do ludzkiego ruchu oporu - wtrcia owczyni. Przez jej gos ijao teraz podniecenie. - Trudniej ujarzmi ludzi, ktrzy przed pojmaniem wiedzieli o naszym istnieniu. Widocznie ten osobnik stawia jeszcze opr. Zapada cisza. Czekali, a co powiem. Opr? ywiciel blokowa mi dostp do pamici? Znw gwatownie i znienacka wezbra we gniew. -Czy jestem prawidowo zespolona z ciaem? - zapytaam przez zby. -Tak - odpar Uzdrowiciel. - Wszystkie osiemset dwadziecia siedem kocwek jest na swoich miejscach. Mj nowy umys wymaga wikszej liczby pocze ni poprzednie - pozostao mi zaledwi siemdziesit niewykorzystanych kocwek. By moe wanie dlatego wszystkie doznania byy t tensywne. Postanowiam otworzy oczy. Chciaam si upewni, e Uzdrowiciel ma racj i e wszyst ne dziaa jak naley. Jasno. Bl. Od razu zamknam powieki. Ostatnie wiato, ktre widziaam, jeszcze w dnim yciu, musiao pokona odlego stu sni, zanim dotaro do mnie na dno oceanu. Na sz zao si, e moje nowe oczy przyzwyczajone s do duej iloci wiata. Otworzyam je ponown razem bardzo ostronie, zerkajc przez rzsy. -Moe zgasz wiato? - zapyta Uzdrowiciel. -Dzikuj, nie trzeba. Zaraz przywykn. Moje oczy potrzebuj paru chwil. -Wspaniale - odpar, bdc chyba pod wraeniem atwoci, z jak uyam sowa moje. Oboje stali w milczeniu, czekajc, a cakiem otworz oczy. Mj nowy umys szybko ustali, e niedue pomieszczenie, w ktrym si znajdujemy, jes zci placwki medycznej. Szpitala. Sufit pokryty by biaymi pytkami w ciemne kropki. Pr oktne wiata, umieszczone na suficie w rwnych odstpach, byy tych samych rozmiarw co p . ciany miay kolor jasnozielony - kojcy, lecz take kojarzcy si z chorob. Nie najleps wybr, moim wieo wyrobionym zdaniem. Bardziej ciekawili mnie jednak stojcy nade mn ludzie. Gdy tylko spojrzaam na Uzdrowiciela, w mojej gowie rozbrzmiao sowo lekarz. Mia na sobie luny zielono - nieb ki strj, z krtkimi rkawami. Chirurg. Twarz mia poronit wosami dziwnego koloru: poma ymi. Pomaraczowy! Ostatni raz podobny kolor widziaam trzy wiaty temu. Broda Uzdrow iciela, cho rudawozota, przywoaa odlege wspomnienia. Twarz mia typowo ludzk, ale - doda zaraz mj umys - dobr. Usyszaam gony oddech, bdcy oznak zniecierpliwienia. Zwrciam wzrok ku owczyn Bya znikomej postury. Gdyby nie zwrcia na siebie uwagi, mogabym jej nie dostrz ec jeszcze przez dusz chwil. Nie rzucaa si w oczy. Od szyi po nadgarstki ubrana bya czarno. Miaa na sobie skromny kostium, a pod nim jedwabny golf. Rwnie wosy miaa czarn e. Sigay jej brody, ale nosia je zaczesane za uszy. Cer miaa ciemniejsz ni Uzdrowici Oliwkow. Trudno byo cokolwiek wyczyta z subtelnych zmian w wyrazie ludzkiej twarzy. Z pomoc przysza mi jednak pami. Czarne, nieco wygite brwi i due oczy ukaday si w zn sztat. Niezupenie zo. Napicie. Poirytowanie. -Jak czsto to si zdarza? - zapytaam, spogldajc na Uzdrowiciela. -Niezbyt czsto - przyzna. - Coraz rzadziej korzystamy z dorosych cia. Mode bard iej nadaj si na ywicieli, nie stawiaj oporu. Ale pani zayczya sobie dorosego... -Zgadza si. -To do nietypowa proba. Ludzie yj o wiele krcej ni pani poprzedni ywiciele. -Dzikuj za trosk, ale wszystkie istotne fakty s mi znane. Czy pan osobicie spot a si wczeniej z przypadkiem... opornego ywiciela?

-Tylko raz. -Niech mi pan o tym opowie - powiedziaam. - Prosz - dodaam po chwili, gdy nie c hciaam zabrzmie niegrzecznie. Uzdrowiciel westchn. owczyni zacza bbni palcami o rami. Oznaka zniecierpliwienia. Nie miaa ochoty c a. -To byo cztery lata temu - zacz Uzdrowiciel. - Pewna dusza zayczya sobie ywici pci mskiej. Pierwsze wolne ciao naleao do czowieka, ktry od wczesnych lat okupacji ebywa wrd rebeliantw. Gdy go schwytano... wiedzia, co go czeka. -Tak samo jak mj. -No tak. - Chrzkn. - To byo dopiero drugie ycie tamtej duszy. Najpierw bya na cznej Planecie. -Mroczna Planeta? - zapytaam, odruchowo nadstawiajc ucha. -No tak, prosz wybaczy, przecie pani nie zna tych okrele. Ale to chyba jedna z ani planet, jeeli si nie myl? - Wycign z kieszeni niewielkie urzdzenie, komputer, i bko odnalaz potrzebne informacje. - Tak, pani sidma planeta. Sektor osiemdziesity p ierwszy. -Mroczna Planeta? - powtrzyam raz jeszcze, tym razem z niesmakiem w gosie. -Tak jest. To znaczy, dusze, ktre tam byy, wol mwi na ni Planeta piewu. Przytaknam. Ta nazwa brzmiaa o wiele lepiej. -S i tacy, ktrzy nazywaj j Planet Nietoperzy - powiedziaa pod nosem owczyni. Zwrciam wzrok w jej stron. Czuam, jak oczy zwaj mi si na wzmiank o brzydkim gryzoniu. -Pani, jak rozumiem, nigdy tam nie bya - powiedzia Uzdrowiciel do owczyni dypl omatycznym tonem. - W kadym razie, w pierwszej chwili dalimy tej duszy na imi Rwca P ie, poniewa mniej wicej tak tumaczy si na tutejszy jzyk imi, jakiego uywaa na Pla u. Wkrtce jednak postanowia, e przyjmie imi swojego ywiciela: Kevin. Cho z racji poch dzenia jej Powoaniem miaa by muzyka, uznaa, e woli pozosta przy zajciu ywiciela, kt onywa prace techniczne. Przypisany do niej Pocieszyciel troch si zaniepokoi, jednak w gruncie rzeczy nie byo to zachowanie wykraczajce drastycznie poza norm. Nastpnie K evin zacz si uskara na zaniki wiadomoci. Ponownie trafi do mnie i przeprowadzilimy e badania, aby upewni si, e mzg ywiciela nie ma adnych ukrytych defektw. W czasie ty bada kilku Uzdrowicieli zwrcio uwag na istotne zmiany w jego zachowaniu i osobowoci. Gdy go o to pytalimy, twierdzi, e w ogle nie przypomina sobie niektrych rzeczy, jakie mwi i robi. Poddalimy go dalszej obserwacji, a w kocu wraz z jego Pocieszycielem dos limy do wniosku, e ywiciel co jaki czas przejmuje kontrol nad ciaem. -Przejmuje kontrol? - Otworzyam szeroko oczy. - Dusza nie zdawaa sobie z tego sprawy? ywiciel odzyska wadanie nad ciaem? -Niestety, wanie tak byo. Kevin okaza si nie do silny, nie potrafi go ujarzm Nie do silny. Czy pomyl, e i ja jestem saba? Czy rzeczywicie byam saba, skoro nie mogam wyd umysu odpowiedzi? Mao tego, jej ywe myli pojawiay mi si znienacka w gowie, cho nie nam tam znale niczego prcz pamici. Zawsze uwaaam, e jestem silna. Zrobio mi si nag d. -Doszo do pewnego incydentu, po ktrym zapada decyzja... -Do jakiego incydentu? Uzdrowiciel milczco spuci wzrok. -Do jakiego incydentu??? - powtrzyam. - Chyba mam prawo wiedzie. Mczyzna westchn. -To prawda. Kevin... zaatakowa jednego z Uzdrowicieli... nie bdc... sob - wydus i. - Uderzy go pici tak, e tamten straci przytomno, i wyj mu z kieszeni skalpel. im adnego kontaktu. ywiciel prbowa sam wyci sobie dusz. Potrzebowaam dobrych paru chwil, eby ochon. W kocu z trudem wyszeptaam: -Co byo dalej? -Na szczcie ywiciel straci przytomno, zanim zdy zrobi co wicej. Kevina u nym ciele, tym razem dziecicym. Zbuntowany ywiciel by w kiepskim stanie, wic uznano, e nie ma sensu utrzymywa go przy yciu... Kevin ma teraz siedem lat i wszystko u ni ego w porzdku... chocia zosta przy starym imieniu. Jego opiekunowie dbaj, aby mia duo kontaktu z muzyk, wszystko przebiega pomylnie... - Ostatnie sowa zabrzmiay jak dobra nowina, ktra miaa przesoni ca reszt. -Dlaczego? - przerwaam i odchrzknam, aby mwi goniej. - Dlaczego nic mi o tym

wiedziano? -Przecie - wtrcia si owczyni - wszystkie materiay na temat rekrutacji mwi wy doroli ywiciele s o wiele trudniejsi ni dzieci, i zalecaj wybr modego ciaa. -Sowo trudniejsi chyba nie do koca oddaje groz historii, ktrej wanie wysuch -No tak, c, wolaa pani zignorowa zalecenia. Minie mojego ciaa napiy si, materac pode mn zaszeleci cicho. Widzc to, owc sa donie w pojednawczym gecie. -To nie tak, e robi pani wyrzut. Dziecistwo jest wyjtkowo mczce, a pani z pewn est ponadprzecitna. Jestem przekonana, e sobie pani poradzi. To ywiciel jak kady inn y. Na pewno wkrtce bdzie pani miaa peen dostp do zasobw pamici. Dziwia mnie cierpliwo owczyni - wydawao si, e nie przeszkadza jej, i musi cze waa mi duo czasu na aklimatyzacj w nowym ciele. Wyczuwaam jednak, e jest rozczarowana brakiem informacji, i znw zaczo narasta we mnie to dziwne uczucie - zo. -Moga pani zada, aby to pani umieszczono w tym ciele, i sama znale odpowiedzi woje pytania. owczyni zesztywniaa. -Nie jestem dezerterem. Instynktownie uniosam brwi. -Tak si tutaj mwi na tych, ktrzy porzucili ywiciela - wyjani Uzdrowiciel. Potaknam na znak zrozumienia. Na innych planetach rwnie mielimy okrelenia na ta ie dusze. Nigdzie nie cieszyy si uznaniem. Daam wic owczyni spokj i zaczam opowiada tko, czego si dotychczas dowiedziaam. -Nazywaa si Melanie Stryder. Urodzia si w Albuquerque, w stanie Nowy Meksyk. Ki edy dowiedziaa si o okupacji, bya w Los Angeles. Potem przez kilka lat ukrywaa si na odludziu, a w kocu natkna si na... Hmm, przepraszam, sprbuj wrci do tego za chwil dwadziecia lat. Do Chicago przyjechaa z... Potrzsnam bezradnie gow. -Podrowaa etapami, nie zawsze sama. Samochd by kradziony. Szukaa kuzynki o imi u Sharon, gdy miaa powody przypuszcza, e jest ona nadal czowiekiem. Nie zdya nikogo le ani z nikim si nie skontaktowaa. Ale... - urwaam, zmagajc si z kolejn bia plam mi si... nie mam pewnoci... ale wydaje mi si, e zostawia gdzie wiadomo. -Czyli spodziewaa si, e kto bdzie jej szuka? - zapytaa zaintrygowana owczyni -Tak. Jej zniknicie... nie pozostanie niezauwaone. Jeeli nie spotka si z... Zacisnam zby. Teraz ju naprawd walczyam. Prbowaam przebi si przez t cian ak grub. Pot wystpi mi na czoo. owczyni i Uzdrowiciel milczeli, pozwalajc mi si skup Sprbowaam pomyle o czym innym - o gonym, nieznajomym odgosie wydawanym przez k samochodu, o adrenalinie uderzajcej za kadym razem, gdy w oddali pojawiay si wiata nnego pojazdu. Te wspomnienia byy ju moje, miaam do nich swobodny dostp. Pozwoliam, a by moja pami sama poniosa mnie dalej, od nocnego spaceru zimnymi ulicami miasta a do budynku, w ktrym mnie znaleziono. Nie mnie, j. Przeszy mnie dreszcze. -Prosz si nie forsowa... - zacz Uzdrowiciel. -Psst - przerwaa mu owczyni. Pozwoliam, aby mj umys ponownie wypeni si groz tamtych chwil, nienawici do przesaniaa niemal wszystko inne. To uczucie byo ze, sprawiao mi bl. Znosiam je z tru . Miaam jednak nadziej, e w ten sposb zdekoncentruj przeciwnika, osabi jego czujno Widziaam, jak prbuje si ukry, ale nie ma jak. Pisze wiadomo zamanym owkiem n adkowo znalezionym skrawku papieru. Wsuwa j pospiesznie pod drzwi. Pod konkretne drzwi. -Pite drzwi na pitym korytarzu pitego pitra. Tam zostawia wiadomo. owczyni podniosa do ust niewielki telefon, ktry trzymaa w doni, i zacza mwi o szybkim, ciszonym gosem. -Budynek mia by bezpieczny - kontynuowaam. - Wiedzieli, e nikogo tam nie ma. Ni e ma pojcia, jak j namierzono. Czy zapano Sharon? Przebieg mnie dreszcz przeraenia. W jednej chwili dostaam gsiej skrki. To pytanie nie byo moje. Nie byo, a mimo to przeszo mi przez gardo, tak jakby byo. owczyni nic nie zauwa . -T kuzynk? Nie, nie znaleziono nikogo wicej - odpara, na co minie mojego ciaa agoway odpreniem. - Pani ywicielk widziano, jak wchodzia do budynku. Osobie, ktra j

aya, wydao si to podejrzane, poniewa budynek by przeznaczony do rozbirki, wic nas p omia. Przez jaki czas obserwowalimy wejcie w nadziei, e moe uda nam si zapa kogo ale nic na to nie wskazywao, wic wkroczylimy. Czy potrafi pani ustali, gdzie miao doj o spotkania? Sprbowaam. Tyle rnych wspomnie, wszystkie ywe i wyrane. Ujrzaam setki miejsc, w ktrych ni nie byam, pierwszy raz usyszaam ich nazwy. Dom w Los Angeles, obsadzony wysokimi z ielonymi drzewami. Lena polana z namiotem i ogniskiem nieopodal Winslow w stanie Arizona. Bezludna kamienna plaa w Meksyku. Jaskinia schowana za strugami deszczu gdzie w stanie Oregon. Namioty, chatki, kryjwki. Z biegiem czasu nazwy staway si cor az mniej konkretne. Nie wiedziaa, gdzie dokadnie si znajduje, i mao j to obchodzio. Nazywaam si teraz Wagabunda, ale to imi pasowao rwnie do jej wspomnie. Rnica na tym, e ja wczyam si z wyboru, podczas gdy wszystkie obrazy z jej pamici byy prze ite strachem. Moje ycie byo wdrwk, jej - cig ucieczk. Nie mogam pozwoli, aby zawadno mn wspczucie. Staraam si skoncentrowa na ws . Nie musiaam wiedzie, gdzie bya wczeniej, interesowao mnie tylko, dokd zmierzaa. Pr ertowaam obrazy zwizane ze sowem Chicago, ale wszystkie wydaway mi si zupenie przyp e. Zarzuciam wic szersz sie. Co byo na obrzeach Chicago? Chd. Byo zimno i troch j . Gdzie? Sprbowaam przywoa obraz tego miejsca i znowu uderzyam w niewidzialn cia -Za miastem... na odludziu - wysapaam. - Park narodowy, z dala od terenw zami eszkanych. Nie bya tam nigdy wczeniej, ale wiedziaa, jak tam dotrze. -Kiedy? -Wkrtce - odparam byskawicznie. - Jak dugo tu jestem? -Leczenie ywiciela zajo nam dziewi dni, chcielimy mie absolutn pewno, e c sprawne - powiedzia Uzdrowiciel. - Wszczepienie byo dzisiaj, dziesitego dnia. Dziesi dni. Przez moje ciao przelaa si fala ulgi. -Za pno - powiedziaam. - Nawet na odnalezienie wiadomoci. Czuam reakcj ywiciela - czuam j o wiele za dobrze. Bya niemale... zadowolona z ebie. Pozwoliam, aby moje usta wypowiedziay sowa, ktre pomylaa: -Nie przyjdzie. -Nie przyjdzie? - podchwycia owczyni. - Kto taki? Niewidzialny mur wyrs ze zdwo jon si. Spnia si jednak tym razem o uamek sekundy. Mj umys ponownie wypenia tamta twarz. Pikna, opalona na zoto, z lnicymi oczam j widok by dziwnie, intensywnie przyjemny. Dzika zo, z jak ywiciel odgrodzi mnie od swych wspomnie, na wiele si tym raze zdaa. -Jared - odparam. - Jared jest bezpieczny - dodaam tak szybko, jakby bya to moja wasna myl. Ale nie bya. ROZDZIA 4 SEN Jest zbyt ciemno jak na takie gorco, a moe zbyt gorco jak na tak ciemno. W kad razie co tu jest nie tak. Kucam w pmroku za duym, rzadkim krzakiem. Wypociam z ciaa ju chyba ca wod. P inut temu z garau wyjecha samochd. Od tamtego czasu w domu nie zapalio si wiato. Drz do raju stoj lekko uchylone, widocznie klimatyzator czerpie powietrze z zewntrz. W yobraam sobie ten chodny wiew wilgotnego powietrza. Jaka szkoda, e mnie nie siga. Burczy mi w brzuchu, wic napinam minie, eby powstrzyma odgos. Dookoa panuje ta cisza, e kto mgby usysze. Jestem strasznie godna. Ale jest co, co doskwiera mi jeszcze bardziej - pusty brzuch kogo innego, do brze ukrytego w odlegym miejscu, czekajcego samotnie w ciemnociach jaskini, ktra chw ilowo suy nam za dom. Ciasna, pena wystajcych ska wulkanicznych. Jak on sobie poradzi , jeli nie wrc? Czuj si za niego odpowiedzialna jak matka, cho przecie nie wiem nic acierzystwie. Mczy mnie poczucie okropnej bezsilnoci. Jamie jest godny. Obserwuj ten dom od wielu godzin. W bezporednim ssiedztwie nie ma adnych innyc h. Wyglda te na to, e waciciele nie maj psa. Powoli wstaj z kucek, cho ydki mi si buntuj, ale nie podnosz gowy, nadal chowa i za krzakiem. Spogldam na wiodc do domu piaszczyst ciek, bielejc w bladym wietl d strony drogi cisza, adnego samochodu.

Kiedy te potwory o wygldzie miej starszej pary wrc, od razu zrozumiej, kim jest em, i natychmiast rozpocznie si pocig. Musz by wtedy daleko std. Oby miay w planach d i wieczr w miecie. Zdaje si, e dzi jest pitek. Tak skrupulatnie trzymaj si naszych ajw, e trudno zauway rnic. Swoj drog, wanie dlatego udao im si nas zwyciy. Pot siga mi ledwie do talii. Przechodz z atwoci, bezszelestnie. Dalej jest wir musz stpa bardzo ostronie, eby nie zgrzyta mi pod stopami. W kocu docieram do tarasu a ktrym jest posadzka. Zostawili odsonite zasony. wiato gwiazd wystarcza mi, aby stwierdzi, e po domu kt nie chodzi. W kwestii wystroju waciciele najwyraniej ceni sobie prostot, co mnie c ieszy, gdy dziki temu nie ma tam wielu miejsc, w ktrych kto mgby si schowa. Oczywi acza to rwnie, e w razie kopotw i ja nie bd miaa si gdzie ukry. Tyle e nawet gdy tak koniec kocw na niewiele by si to zdao. Powoli odsuwam drzwi, najpierw te z moskitier, pniej szklane. Obie pary otwie raj si bezszelestnie. Ostronie stawiam stop na kafelkach, ale ju tylko z przyzwyczaje nia. Nikogo tu nie ma. Chodne powietrze, jak cudownie. Kuchni mam po lewej. Poznaj po lnicych granitowych blatach. Zdejmuj pcienn torb z ramienia i zaczynam od lodwki. Wstrzymuj oddech, gdy zap si w niej wiato, ale szybko znajduj odpowiedni guzik i przyciskam go duym palcem u s topy. Nic teraz nie widz, ale nie mam czasu na przyzwyczajanie oczu do ciemnoci. S zukam po omacku. Mleko, ser w plastrach, resztki obiadu w plastikowej miseczce. Oby to by te n kurczak z ryem, ktrego widziaam, jak przyrzdzali. Zjemy to dzisiaj na kolacj. Sok, worek jabek. Mae marchewki. Jutro bd jeszcze dobre. Przechodz do spiarni. Potrzebuj teraz jedzenia, ktre si nie psuje. Wraca mi wzrok. Zgarniam z pek wszystko, co mog unie. Mm, ciasteczka z czekolad pycha. Mam wielk ochot natychmiast je otworzy, ale zaciskam tylko zby, nie zwaajc na skurcze pustego odka. Torba zbyt szybko nabiera ciaru. Starczy nam tego ledwie na tydzie, nawet jeli bdziemy oszczdni. A ja zupenie nie mam ochoty by oszczdna; marz, by si naje do sy uj po kieszeniach batoniki musli. Jeszcze jedno. Pdz do zlewu i napeniam bidon wod. Potem nachylam si jeszcze i p ij prosto z kranu. Woda wydaje w odku dziwne dwiki. Pora si std wynosi. Wczaj mi si nerwy. Chc jak najszybciej opuci to miejsce acja rwna si niebezpieczestwo. Idc ku wyjciu, spogldam pod nogi, eby nie wywrci si z moj cik torb, dlate wytajc za klamk, dostrzegam stojc przed domem czarn sylwetk. Z ust wydobywa mi si niemdry stumiony pisk; jednoczenie sysz, jak nieznajomy ma rocze pod nosem jakie przeklestwo. Obracam si na picie i rzucam w stron drzwi frontow ych. Mam nadziej, e nie s zaryglowane, a przynajmniej, e atwo je otworzy. Nie zdyam nawet przebiec dwch krokw, gdy dua, twarda rka nieznajomego chwyta m za ramiona i przyciga do siebie. Za wysoki, za silny, by mg by kobiet. Odzywa si nis im gosem, rozwiewajc wszelkie wtpliwoci. -Otwrz tylko usta, a zginiesz. - Przykada mi do szyi cienk, ostr krawd, wrzyna w skr. Czego nie rozumiem. Dlaczego daje mi wybr? Kim jest ten potwr? Z tego, co mi wiadomo, one nigdy nie ami zasad. Mog odpowiedzie tylko w jeden sposb. -miao - wyrzucam z siebie przez zby. - No, miao. Nie chc by pasoytem! Czekam, a podetnie mi gardo, i czuj bl w sercu. Kade jego uderzenie jest jak im i. Jamie. Jamie. Jamie. Co si teraz z tob stanie? -Sprytne - mamrocze nieznajomy, jakby w ogle nie do mnie mwi. - To pewnie owca. Nieza puapka. Skd wiedzieli? - Odejmuje mi n od szyi, ale zaciska na niej do tward stal. Ledwie oddycham. -Gdzie reszta? - pyta stanowczo, nie zmniejszajc ucisku. -Jestem sama - odpowiadam z trudem. Nie mog go zaprowadzi do Jamiego. Co zrob i Jamie, gdy nie wrc? Jest godny! Uderzam go z caej sity okciem w brzuch i od razu tego auj. Bolao. Ma tam tak sa o twarde minie jak w ramionach. Dziwne. Takie minie zawdzicza si cikiej pracy albo yjnemu treningowi, a przecie pasoytw nie dotyczy ani jedno, ani drugie.

On nawet nie drgn. Zrozpaczona wbijam mu pit w rdstopie. To go zaskoczyo, chwi si, a ja prbuj si wyrwa, ale chwyta za torb i przyciga z powrotem do siebie. Jego d wu lduje na moim gardle. -Krewka jeste jak na pasoyta. A podobno nie lubicie przemocy. To, co mwi, nie ma sensu. Mylaam, e wszyscy obcy s tacy sami. Najwidoczniej jed nak i wrd nich zdarzaj si pomylecy. Rzucam si i szarpi, prbujc wyrwa si z jego ucisku. Wbijam mu paznokcie w rami z wtedy jeszcze mocniej ciska mnie za gardo. Naprawd ci zabij, syszysz, potworze? Nie blefuj. -To na co czekasz! Nagle wzdycha gwatownie. Czybym go uderzya? Nie czuj adnego blu. Puszcza moje rami i chwyta mnie za wosy. A wic jednak. Podetnie mi gardo. Czek am na mier. On tymczasem zabiera do z mojego garda i zaczyna gorczkowo obmacywa mi kark. Cz uj na skrze ciepo jego szorstkich palcw. Co upada z haasem na podog. Upuci n? Zaczynam si zastanawia, jak po niego s y udao si schyli. Jego do nie zaciska mi si mocno na karku, dam rad si wyrwa. Chyb , w ktrym miejscu upad n. Nagle obraca mnie gwatownie ku sobie. Sysz pstryknicie i w tej samej chwili mo je lewe oko zalewa wiato. Odruchowo prbuj odrzuci gow w bok, ale on jeszcze mocniej iska do na moich wosach. Po chwili wieci mi w prawe oko. -Nie do wiary - szepcze. - Ty cigle jeste czowiekiem. Obejmuje domi moj twarz i gwatownym ruchem przyciska usta do moich. Na chwil zastygam w bezruchu. Nikt mnie nigdy nie pocaowa. Nie w taki sposb. Z naam tylko pocaunki w policzek i w czoo, ktre przed wieloma laty dostawaam od rodzicw Nie sdziam, e kiedykolwiek co takiego poczuj. Nawet teraz nie wiem do koca, jakie to uczucie. Jestem zbyt przeraona. Wymierzam z zaskoczenia cios kolanem. Udao si, zaparo mu dech w piersi, jestem wolna. Nie rzucam si jednak ponownie ku drzwiom frontowym, tak jak mgby si spodziewa, lecz przemykam mu pod ramieniem i w ybiegam przez otwarte drzwi do ogrodu. Chyba jestem w stanie mu uciec, nawet z c iarem na plecach. Nie zacz jeszcze mnie goni, sysz, e cigle dochodzi do siebie. Wi biec, w tych ciemnociach nie zostawi po sobie ladw. Na szczcie ani na moment nie upu m torby z jedzeniem. Za to chyba zgubiam batoniki musli. -Poczekaj! - krzyczy. Zamknij si, myl, ale mu nie odpowiadam. Biegnie za mn. Jego gos si zblia. -Nie jestem jednym z nich! Akurat. Biegn dalej, nie odrywajc wzroku od ziemi. Mj tata zawsze mi powtarza, e biegam jak lampart. Zanim nadszed koniec wiata, byam mistrzyni stanu. -Posuchaj! - nie przestaje krzycze na cay gos. - Udowodni ci. Zatrzymaj si i p trz! Niedoczekanie. Zbaczam ze cieki i wbiegam pomidzy zarola. -Mylaem, e zostaem sam! Chc z tob porozmawia! Prosz ci! Zaskoczyo mnie, jak blisko jest za mn. -Przepraszam, e ci pocaowaem! To byo gupie! To przez samotno! -Zamknij si - nie mwi tego gono, ale wiem, e mnie syszy. Jest coraz bliej. J nigdy nikt mnie nie przecign. Prbuj biec jeszcze szybciej. On te przyspiesza. Coraz ciej oddycha. Nagle co wielkiego powala mnie od tyu na ziemi. Mam piasek w ustach. Przygnia ta mnie ciar tak duy, e z trudem oddycham. -Poczekaj. Chwil. - Prbuje zapa dech. Przesuwa si i obraca mnie na plecy. Siada na mnie okrakiem, unieruchamiajc m oje rce swoimi nogami. Zgniecie mi cae jedzenie. Staram si wylizn, wciekle jczc. -Zobacz, zobacz! - Wyjmuje z kieszeni w spodniach niewielki, poduny przedmiot , przekrca kocwk - wystrzeliwuje z niej snop wiata - i wieci sobie w twarz. W wietle latarki jego skra wyglda to. Ma mocno zarysowane koci policzkowe, du hudy nos, kanciasty podbrdek. Usta rozcigaj mu si w umiechu, jak na mczyzn ma wydat rgi. Brwi i rzsy zbielay mu od soca. Ale nie to prbuje mi pokaza.

Jego oczy koloru ziemi lni wycznie odbitym wiatem, jak u czowieka. wieci sobi ark na przemian w lewe i prawe oko. -Widzisz? Rozumiesz? Jestem taki jak ty. -Poka kark - odpowiadam podejrzliwym tonem. Nie dam si oszuka. Nie rozumiem, p o co ta caa farsa, ale nie wierz w adne jego sowo. Nie ma ju dla mnie nadziei. -Ale... co to da? - Wykrzywia usta. - Oczy powinny ci wystarczy. Widzisz, e n ie jestem jednym z nich. -Dlaczego nie chcesz pokaza karku? -Bo mam tam blizn - przyznaje. Prbuj mu si wywin, ale chwyta mnie za ramiona i przyciska do ziemi. -Sam j sobie zrobiem - tumaczy. - Chyba nawet niele mi wyszo, cho bolao jak d . Nie wszyscy maj takie adne dugie wosy jak ty. Blizna pomaga mi udawa, e jestem jedn m z nich. -Zejd ze mnie. Waha si przez chwil, po czym wstaje jednym zwinnym ruchem, nie uywajc rk. Wycig do mnie do. -Prosz, nie uciekaj. I... prosibym te, eby mnie ju wicej nie kopaa. Nie rusz miejsca. I tak nie dam rady uciec, dogoniby mnie. -Kim jeste? - pytam ptszeptem. Umiecha si szeroko. -Nazywam si Jared Howe. Ostatni raz rozmawiaem z drugim czowiekiem ponad dwa l ata temu, wic pewnie mog ci si wydawa troch... stuknity. Przepraszam. Ale powiedz, ja masz na imi? -Melanie - szepcz. -Melanie. Nie masz pojcia, jak mi mio. Zaciskam kurczowo donie na torbie z jedzeniem, nie spuszczajc z niego wzroku . Powoli wyciga do jeszcze bliej. Chwytam j. Dopiero widzc nasze donie splecione razem, uwiadamiam sobie, e mu ufam. Pomaga mi si podnie, ale nie puszcza mojej rki nawet wtedy, gdy ju stoj o wasn siach. -Co teraz? - pytam przezornie. -Nie moemy tu duej zosta. Wrcisz ze mn na chwil do tego domu? Zostawiem tam b. Wyprzedzia mnie. Potrzsam gow. Widz na jego twarzy zrozumienie, chyba poj, e musi si ze mn obchodzi bardzo de atnie. -W takim razie poczekasz tu na mnie? - pyta agodnym tonem. - Zajmie mi to ty lko chwil. Zdobd dla nas wicej jedzenia. -Dla nas? -Naprawd mylisz, e pozwol ci teraz odej? Bd szed za tob, nawet jeli mi za Nie chc nigdzie i bez niego. -Ja... - Jak tu nie ufa w peni drugiemu czowiekowi? Jestemy dla siebie rodzin, atunkiem na wymarciu. - Nie mam czasu. Mam przed sob dug drog, a... Jamie na mnie cz eka. -Czyli nie jeste sama. - Na jego twarzy po raz pierwszy maluje si niepewno. -To mj brat. Ma dopiero dziewi lat i bardzo si boi, kiedy zostaje sam. Zanim do niego dotr, minie p nocy. Bdzie si martwi, czy mnie nie zapali. Jest bardzo godny. Jakby na podkrelenie ostatniego sowa mj brzuch burczy gono. Jared umiecha si t o, jeszcze bardziej promiennie ni wczeniej. -Co powiesz na to, ebym ci podwiz? -Podwiz? -Dobijmy targu. Ty tu poczekasz, a przynios wicej jedzenia, a ja zabior ci moim jeepem, gdziekolwiek zechcesz. Samochd jest szybszy ni nogi - nawet twoje. -Masz samochd? -Oczywicie. Nie mylisz chyba, e dotaram tu pieszo? Szam tutaj bite sze godzin. Przypominam to sobie i czuj, jak marszcz mi si brwi -Ani si obejrzysz, a bdziesz znowu z bratem. Nie ruszaj si std, dobrze? Kiwam g w. -I prosz ci, zjedz co. Nie chciabym, eby twj brzuch nas wyda. - Umiecha si mruc oczy. Czuj mocniejsze uderzenie serca i wiem, e bd tu na niego czeka, nawet je jmie mu to ca noc.

Cigle trzyma moj do. Wypuszcza j bez popiechu, nie odrywajc wzroku od moich oc Cauje mnie znowu i tym razem czuj to bardzo wyranie. Nawet w tym upale jego mikkie usta wydaj si gorce. Instynktownie wycigam ku niemu rce. Dotykam jego ciepych policzk i szorstkich wosw z tyu gowy. Palce przelizguj mi si po podunym wybrzuszeniu na ka Krzycz.

Ocknam si zlana potem. Jeszcze zanim na dobre si przebudziam, wdrowaam palcami szyi, ledzc bieg podunej blizny po zabiegu. Niewielkie rowe znami byo ledwie wyczu . rodki, ktrych uy Uzdrowiciel, speniy swoje zadanie. Sabo zagojona blizna Jareda bya tak naprawd bardzo marnym kamuflaem. Zapaliam nocn lampk i pooyam si na plecach, czekajc, a opadnie mi adrenalina koi si oddech. Sen by bardzo realistyczny. Nowy, a zarazem bardzo podobny do wielu innych, ktre drczyy mnie nocami w cigu ostatnich miesicy. To nie mg by sen. To wspomnienia. Wci czuam na ustach ar jego warg. Rce, nie pytajc mnie o zdanie, szukay w skot ej pocieli czego, czego nie mogy tam znale. Wreszcie podday si i puste opady bezwa ko, a wtedy al cisn mi serce. Zamrugaam, prbujc pozby si wilgoci w oczach. Nie mogam ju tego znie. Jak inn z tym radzili - z ciaami, ktrych wspomnienia nie chciay odej w przeszo, tam gdzie iejsce? Z uczuciami tak potnymi, e sama nie wiedziaam, co waciwie czuj? Jutro bd wycieczona, pomylaam, ale czuam, e jestem zbyt rozbudzona, eby zasn ajbliszych paru godzin. Moe lepiej po prostu napisa raport i mie to z gowy. Moe uda m si dziki temu oderwa myli od rzeczy, o ktrych wolaabym nie myle. Wygrzebaam si z ka i potoczyam w stron stojcego na pustym biurku komputera. E monitora rozwietli si po kilku sekundach, kolejne kilka zajo mi uruchomienie programu pocztowego. Nietrudno byo znale adres owczyni; miaam tylko cztery kontakty: j, Uzdro iciela, mojego nowego pracodawc oraz jego on, a moj Pocieszycielk. Z moj ywicielk, Melanie Stryder, by kto jeszcze. Pisaam od razu na temat, nie bawic si w formuki powitalne. Nazywa si Jamie Stryder, jest jej bratem.

Uwiadomiam sobie, jaka jest silna, i przeja mnie naga trwoga. Przez cay ten cza nawet przez myli mi nie przeszo, e mg z ni by may chopiec - nie dlatego, e mao aczy, lecz przeciwnie, dlatego e strzega go bardziej ni innych tajemnic, do ktrych ud ao mi si dotrze. Ile jeszcze miaa takich sekretw? Tak wanych, tak jej drogich, e pil aa, aby nie pojawiy si nawet w moich snach? Czy bya, a tak silna? Pisaam dalej drcy lcami. Teraz pewnie jest ju nastolatkiem. Moe mie jakie trzynacie lat. Mieszkali w pro wizorycznym obozowisku na pnoc od miasta Cave Creek w Arizonie, tak mi si wydaje. A le to byo kilka lat temu. W kadym razie mona poszuka na mapie linii, o ktrych wspomin aam wczeniej. Jeeli dowiem si czego wicej, oczywicie dam zna.

Nacisnam wylij. Nie miny dwie sekundy, a ogarna mnie trwoga. Tylko nie Jamie! Jej gos rozbrzmia w mojej gowie tak wyranie, jakbym sama si odezwaa. Otrzsna eraona. Oprcz obezwadniajcego strachu poczuam te nagle absurdalne pragnienie napisania drugiego e - maila i przeproszenia owczyni za to, e wysaam jej swoje bzdurne sny. Ch ciaam napisa, e byam na wp nieprzytomna, i poprosi, eby zapomniaa o tych gupotach To pragnienie nie byo moje. Wyczyam komputer. Nienawidz ci, warkn gos w mojej gowie. -W takim razie moe powinna si wynie - odgryzam si. Na dwik mojego wasnego d mnie dreszcz. Nie mwia nic do mnie od tamtych pierwszych chwil w szpitalu. Dopiero teraz z

rozumiaam, e jest coraz mocniejsza. Zupenie jak te sny. Nie miaam adnych wtpliwoci - jutro bd musiaa odwiedzi moj Pocieszycielk. Na any mi w oczach zy zawodu i upokorzenia. Wrciam do ka i przykryam twarz poduszk, starajc si nie myle o niczym.

ROZDZIA 5 PACZ -Witaj, Wagabundo! Wejd, prosz, i rozgo si. Przez chwil zawahaam si, stojc w drzwiach, jedn nog w gabinecie Pocieszycielki, drug na zewntrz. Umiechna si do mnie, unoszc leciutko kciki ust. Umiaam ju czyta ludzk mimik e ruchy i drgnienia mini po paru miesicach pobytu na Ziemi nie byy dla mnie tajemnic. Zrozumiaam, e mj wewntrzny opr troch j bawi. Jednoczenie wyczuwaam, e jest nieco wana faktem, i nadal przychodz do niej bardzo niechtnie. Westchnam cicho, zrezygnowana, wkroczyam do nieduego, ja - skrawego pomieszcze nia i usiadam tam gdzie zawsze - w mikkim czerwonym fotelu, jak najdalej od niej. Zacisna usta. Nie chciaam spojrze jej w oczy, wic wygldaam przez otwarte okno na sunce po so znym niebie oboki. Gabinet wypeniaa delikatna wo oceanu. -A wic, moja droga. Dawno si nie widziaymy. Posaam jej spojrzenie pene poczuc ny. -Ostatnim razem nie mogam, jeden z moich studentw mnie potrzebowa. Zostawiam w tej sprawie wiadomo... -Tak, wiem - odpara, znowu leciutko si umiechajc. - Odebraam j. Jak na starsz et bya atrakcyjna, przynajmniej wedug ludzkich standardw. Nie farbowaa wosw - byy p te, naturalnie szare, bardziej biae ni srebrne, dugie, upite w luny warkocz. Intrygow aa mnie ziele jej oczu - nie widziaam takiej u nikogo innego. -Przepraszam - powiedziaam, gdy odniosam wraenie, e czeka, a co powiem. -W porzdku. Rozumiem. Te spotkania nie s dla ciebie atwe. Chciaaby, eby nie by w ogle potrzebne. Nigdy wczeniej nie byy. Teraz jest inaczej i to ci martwi. Spuciam wzrok na drewniany parkiet. -Tak, ma pani racj. -Pamitam, e prosiam ci, eby mwia mi Kathy. -Dobrze... Kathy. Zamiaa si cichutko. -Nie oswoia si jeszcze z ludzkimi imionami, prawda? -Nie. Prawd mwic... to dla mnie troch jak kapitulacja. Podniosam wzrok i zobaczyam, e wolno mi przytakuje. -No tak, potrafi zrozumie, dlaczego. Szczeglnie w twoim przypadku. Przeknam g i ponownie wbiam wzrok w podog. -Porozmawiajmy teraz na atwiejszy temat - zaproponowaa. - Czy twoje nowe Powoa nie nadal sprawia ci przyjemno? -Tak - odparam bez zastanowienia. Rzeczywicie, by to dla mnie atwiejszy temat. - Wanie zaczam nowy semestr. Zastanawiaam si wczeniej, czy aby si nie znudz, powta nowa ten sam materia, ale na razie jest ciekawie. Mam nowych suchaczy, wic jest in aczej. -Curt opowiada mi o tobie same dobre rzeczy. Mwi, e twoje zajcia nale do najbar ziej obleganych na caej uczelni. Lekko si zarumieniam. -Mio mi to sysze. Jak si miewa twj partner? -Dzikuj, Curt ma si wietnie. Nasi ywiciele s w znakomitym stanie, biorc pod u h wiek. Myl, e przed nami jeszcze wiele lat ycia. Byam ciekawa, czy Kathy zamierza zosta na Ziemi i w stosownym czasie po pros tu zmieni ywiciela, czy te przeniesie si gdzie indziej. Wolaam jednak nie zadawa pyta ktre mogyby skierowa rozmow na niewygodne tematy. Wrciam wic do poprzedniego wtku. -Lubi uczy. Na Planecie Wodorostw miaam do podobne Powoanie, wic atwo byo yczai. Mam u Curta dug wdzicznoci. -To oni maj szczcie, e u nich pracujesz - odpara Kathy, umiechajc si ciepo. em, czy zdajesz sobie spraw, e rzadkoci jest nawet profesor historii z dwiema planet ami w yciorysie. A ty mieszkaa prawie wszdzie. I do tego na Pocztku! Nie znajdziesz n a tym wiecie szkoy, ktra nie chciaaby ci mie u siebie. Curt gowi si, jak by tu ci

e miaa czasu nawet pomyle o przeprowadzce. -Profesor nadzwyczajny - uciliam. Kathy umiechna si, po czym wzia gboki oddech, powaniejc. -Nie byo ci u mnie tak dugo, e pomylaam, i moe twoje problemy same si rozwi tem uwiadomiam sobie, e moe by odwrotnie; e nie chcesz si ze mn spotka, bo jest co zej. W milczeniu przygldaam si swoim doniom. Byy jasnobrzowe - nie bledy, nawet gdy nie spdzaam zbyt wiele czasu na socu. T d lewym nadgarstkiem ciemnia duy pieg. Paznokcie miaam krtko przycite. Nie lubiam nos dugich, ich dotyk nie by przyjemny. Poza tym moje palce byy bardzo dugie i chude - z dugimi paznokciami wygldaam dziwnie. Nawet jak na czowieka. Odchrzkna, przerywajc blisko minutow cisz. -Czy moje przeczucie nie byo suszne? -Kathy - wymwiam starannie jej imi, grajc na zwok. - Dlaczego zatrzymaa imi wiciela? Czy po to, eby by bardziej... w zgodzie? Z ywicielem? - Miaam te ochot zapyt o decyzj Curta, ale bya to bardzo osobista sprawa. Pytanie o to kogokolwiek innego ni jego samego, nawet jego partnerki, byoby niestosowne. Zreszt baam si, e moe i ta rzekroczyam ju granic taktu. Kathy jednak tylko si zamiaa. -O rany, nie, skde znowu. Nie mwiam ci o tym? Hmm. Moe nie, w kocu moja praca ega na suchaniu, nie na mwieniu. Wikszo dusz, z ktrymi rozmawiam, nie potrzebuje a t wsparcia. Czy wiesz, e przybyam na Ziemi w jednym z pierwszych rzutw, jeszcze zanim ludzie zaczli sobie zdawa spraw z naszej obecnoci? Miaam ludzkich ssiadw po obu str ch domu. Przez kilka lat musielimy z Curtem udawa naszych ywicieli. Nawet pniej, kied y ju zasiedlilimy ca najblisz okolic, moglimy w kadej chwili natkn si na czowi prostu zostaam Kathy. Inna sprawa, e moje poprzednie imi w tumaczeniu na ten jzyk ma czternacie sw i trudno je zgrabnie skrci. Mwic to, umiechna si szeroko. Wpadajce z zewntrz wiato odbio si od jej oc na cianie zielonym refleksem. Przez chwil jej tczwki mieniy si jak szmaragdy. Do tej pory nie miaam pojcia, e ta delikatna, czua kobieta bya w pierwszym szer egu kolonizatorw. Potrzebowaam paru chwil, eby przetworzy nowe informacje. Przygldaam si jej, zdumiona i zarazem pena uznania. Nigdy nie traktowaam Pocieszycieli zbyt po wanie - nigdy, a do dzi, nie miaam ku temu powodw. Pomagali tym, ktrzy nie radzili so ie sami, czyli sabym, i wstydziam si, e musz tu przychodzi. Nieznane mi wczeniej fak z przeszoci Kathy sprawiy, e nie czuam si ju przy niej tak zaenowana. Wiedziaa, na olega sia. -Trudno ci byo? - zapytaam. - Udawa jedn z nich? -Nie, nieszczeglnie. Widzisz, kiedy umieszczono mnie w tym ciele, musiaam si p rzyzwyczai do tak wielu nowych rzeczy. Moje zmysy odbieray mnstwo dozna. Na pocztku c iem mnie to absorbowao. -A Curt... Postanowia pozosta z partnerem swojego ywiciela? Gdy byo ju po wszy im? Tym razem moje pytanie byo bardziej dociekliwe i Kathy od razu to poja. Popra wia si w fotelu, podnoszc stopy i opierajc jedn na drugiej. Odpowiadaa wpatrzona w pu kt gdzie ponad moj gow. -Tak, wybraam Curta. A on mnie. Oczywicie na pocztku to by czysty przypadek, ta ki a nie inny przydzia obowizkw. Zbliy nas czas, ktry spdzalimy razem, i ryzyko, kt elilimy podczas naszej misji. Widzisz, jako rektor uniwersytetu Curt mia rozliczne kontakty. W naszym domu odbyway si zabiegi. Miewalimy czsto goci. Przychodzili do na s ludzie, a wychodziy dusze w ludzkiej powoce. Wszystko odbywao si szybko i po cichu - sama wiesz, jak gwatowny potrafi by ten gatunek ywicieli. ylimy z dnia na dzie ze adomoci, e kada godzina moe si okaza nasz ostatni. Towarzyszyy nam due emocje, b strach. Tak wic, jak widzisz, nie brakowao nam dogodnych powodw, by si zwiza i pozosta r nawet wwczas, gdy mona ju byo wyj z ukrycia. I mogabym ci okama, uspokoi, mw dy byy rozstrzygajce. Ale... - Tu potrzsna gow, po czym jakby zapada si gbiej w ajc we mnie wzrok. - Przez wszystkie te tysiclecia ludziom nie udao si rozgry zagadki jak jest mio. Na ile jest spraw ciaa, a na ile umysu? Ile w niej przypadku, a ile p znaczenia? Dlaczego zwizki doskonae si rozpadaj, a te pozornie niemoliwe trwaj w najl psze? Ludzie nie znaleli odpowiedzi na te pytania i ja te ich nie znam. Mio po prostu

jest albo jej nie ma. Mj ywiciel kocha ywiciela Curta i ta mio przetrwaa nawet wte dy umysy zmieniy wacicieli. Przygldaa mi si uwanie. Widzc, e osuwam si w fotelu, uniosa lekko brwi. -Melanie nadal opakuje utrat Jareda - powiedziaa oznajmiajcym tonem. Kiwnam twierdzco gow, ledwie zdajc sobie z tego spraw. -Ty go opakujesz. Zamknam oczy. -Cigle miewasz te sny? -Co noc - wymamrotaam. -Opowiedz mi o nich. - Jej gos by agodny, przekonujcy. -Nie lubi do nich wraca. -Wiem. Sprbuj. Moe ci to pomoe. -Jak? Co z tego, e ci powiem, i widz jego twarz za kadym razem, gdy zamykam ocz y? Ze budz si i pacz, bo nie ma go przy mnie? e jej wspomnienia s tak silne, i nie p afi ich ju oddzieli od moich wasnych? Zamilkam gwatownie, zaciskajc zby. Kathy wyja z kieszeni bia chusteczk i wycigna j w moj stron. Widzc, e ni ejsca, wstaa, podesza do mnie i upucia mi j na kolana, po czym usiada na oparciu moje o fotela, czekajc. Trwaam uparcie w bezruchu przez kolejne p minuty. Wreszcie w zoci chwyciam chus eczk i wytaram oczy. -Nie znosz tego. -Wszyscy pacz przez pierwszy rok. Te uczucia s po prostu nieznone. Kade z nas m w sobie troch dziecka, czy tego chcemy, czy nie. Kiedy rozklejaam si za kadym razem, gdy widziaam adny zachd soca. Albo nawet jedzc maso orzechowe. - Poklepaa mnie del ie po czubku gowy, nastpnie czule pocigna palcami po kosmyku, ktry chowaam zawsze za ho. -Masz takie adne, lnice wosy - zauwaya. - Za kadym razem, kiedy si widzimy, Dlaczego? Widziaa moje zy, nie miaam ju w jej oczach wiele do stracenia. Czemu miaabym ka a, tak jak zwykle, e krtsze s atwiejsze w utrzymaniu? W kocu jestem tu po to, eby si erzy i otrzyma wsparcie. -eby zrobi jej na zo. Ona woli, jak s dugie. Nie wydaa adnego odgosu zdumienia, cho chyba wanie takiej reakcji oczekiwaam. hy bya naprawd dobra w swoim zawodzie. Jej niepokj zdradzay tylko sekundowa pauza i chwilowe problemy ze znalezieniem sw. -Czyli... ona... ona cigle... tam jest? Daam ujcie przeraajcej prawdzie. -Gdy zechce. Nasza historia j nudzi. Kiedy pracuj, jest jakby upiona. Ale to n ie znaczy, e jej nie ma, o nie. Czasem jej obecno wydaje mi si tak samo prawdziwa ja k moja. - Te ostatnie sowa wypowiedziaam, ju szeptem. -Wagabundo! - wykrzykna przeraona Kathy. - Dlaczego nic mi nie powiedziaa? Jak go to ju trwa? -Jest coraz gorzej. Zamiast sabn, robi si coraz silniejsza. Nie jest tak le, ja w przypadku, o ktrym mwi Uzdrowiciel - rozmawiaymy o Kevinie, pamitasz? Nie przeja mn kontroli. Nie uda jej si. Nie pozwol na to! - Mj gos by coraz wyszy. -Oczywicie, e jej si nie uda. - Kathy prbowaa mnie uspokoi. - Oczywicie, e n skoro jeste tak... nieszczliwa, powinna bya mi powiedzie wczeniej. Musimy ci umwi wicielem. Byam w tak zym stanie, e upyna chwila, zanim pojam, o co jej chodzi. -Jak to z Uzdrowicielem? Chcesz, ebym porzucia to ciao? -Gdyby si zdecydowaa, nikt nie pomyli o tobie le. To zrozumiae, e gdy ywicie wadliwy... -Wadliwy? Ona nie jest wadliwa. Chyba raczej ja. Jestem za saba na t planet! Opuciam gow i ukryam twarz w doniach. Ogarno mnie przemone poczucie upokorzenia. owu zaszy mi zami. Kathy obja mnie za rami. Byam tak zajta poskramianiem swoich krnbrnych emocji, wcale nie zareagowaam na ten gest zbytniego spoufalenia, cho miaam do tego prawo. Melanie te nie bya zachwycona. Nie podobao jej si, e obejmuje j obca istota. Oczywicie po tym, jak przyznaam w kocu, e jest silna, bya bardzo obecna i trium

fujca. Radowaa si. Zawsze, kiedy rozpraszay mnie silne emocje, trudniej byo mi nad ni zapanowa. Staraam si uspokoi, by pokaza jej, gdzie jej miejsce. Tu jest moje miejsce. Jej myl bya saba, ale zrozumiaa. Oto, do czego ju doszo: ya na tyle silna, e moga do mnie mwi, kiedy tylko zapragna. Poczuam si rwnie stra wtedy w szpitalu, w pierwszych chwilach po przebudzeniu. Id sobie precz. Teraz to moje miejsce. Nigdy. -Wagabundo, skarbie, to nie tak. Nie jeste saba, obie o tym wiemy. -Uhm. -Posuchaj mnie. Jeste silna. Zdumiewajco silna. My, dusze, na og jestemy do si e bardzo podobne, ale ty wykraczasz ponad przecitno. Twoja odwaga jest zadziwiajca. Twoje poprzednie ycia s tego wiadectwem. Moje poprzednie ycia moe i tak, ale teraz? Gdzie si tym razem podziaa moja sia? -Ale ludzko jest bardziej zrnicowana ni my - cigna Kathy. - U nich spektrum wiele szersze, jedni s o wiele mocniejsi ni inni. Jestem wicie przekonana, e gdyby um ieszczono w tym ciele jak inn dusz, Melanie rozprawiaby si z ni w kilka dni. Moe to padek, a moe przeznaczenie, ale wyglda mi na to, e najsilniejszy spord nas trafi na n jsilniejszego spord nich. -To chyba nie wiadczy zbyt dobrze o naszym gatunku, nieprawda? Zrozumiaa suges ti kryjc si w moich sowach. -Ale przecie ona wcale nie wygrywa. To ty tu ze mn siedzisz, skarbie. Ona jes t tylko cieniem w zakamarku twojego umysu. -Mwi do mnie, Kathy. Cigle ma swoje wasne myli. Cigle ma przede mn tajemnice. -Ale chyba nie mwi za ciebie? Gdybym to ja bya na twoim miejscu, pewnie niewi ele byabym w stanie powiedzie. Przemilczaam to. Byam rozbita. -Myl, e powinna rozway zmian ywiciela. -Kathy, sama przed chwil powiedziaa, e ona z atwoci zniszczyaby kad inn d m pewna, czy w to wierz - pewnie prbujesz mnie tylko pocieszy, na tym polega twoja praca. Ale jeeli ona rzeczywicie jest a tak silna, to chyba nie byoby w porzdku przek aza j komu innemu tylko dlatego, e nie umiem sobie z ni poradzi. Kogo zaproponowaaby moje miejsce? -Nie powiedziaam tego, eby ci pocieszy, skarbie. -Skoro nie, to... -Nie sdz, eby zdecydowano si na umieszczenie w tym ywicielu innej duszy. -Ach! Dreszcz przeraenia przebieg mi po plecach. Nie tylko mnie ten pomys wytrci z rw owagi. Brzydziam si takim rozwizaniem. Nie byam dezerterem. Na poprzedniej planecie w wiecie Wodorostw, jak je tu nazywano - czekaam cierpliwie, zataczajc z ca reszt k jne koa wok tamtejszych soc. Bycie przytwierdzon do ziemi zaczo mnie nuy szybciej dziewaam, a dugo ycia Wodorostw w przeliczeniu na ziemskie lata wyniosaby kilka wiek imo to nie porzuciam swojego ywiciela. Byoby to niewdzicznoci, marnotrawstwem, czynem niegodnym. Zaprzeczeniem tego, czym my, dusze, jestemy. Zawsze zaleao nam, aby czyn i wiaty lepszymi. W przeciwnym razie nie zasugiwaybymy na to, by je zamieszkiwa. I rzeczywicie, wszdzie, gdzie pojawiy si dusze, panowao dobro, pikno i pokj. C nnego ludzie, ci byli zupenie nieokrzesani. Zabijali si nawzajem tak czsto, e zbrodn ia bya dla nich zwyczajn czci ycia. Rozliczne metody tortur, ktre stosowano tu od ty lat, przechodziy moje pojcie; nie mogam znie nawet suchych raportw na ten temat. Na rawie wszystkich kontynentach szalay wojny, w czasie ktrych zabijano w majestacie prawa, nie szczdzc nikogo. Nawet ludzie, ktrym dane byo y w pokoju, odwracali wzrok, idzc, jak czonkowie tego samego gatunku umieraj z godu pod ich drzwiami. Obfite boga ctwa naturalne planety nie byy sprawiedliwie dzielone midzy wszystkich. I wreszcie , o zgrozo, ich wasne potomstwo - nastpne pokolenie, ktre wrd nas, dusz, otaczano nie male czci, gdy niesie obietnic ycia - padao nieraz ofiar straszliwych zbrodni. I to tylko z rk obcych ludzi, lecz take wasnych opiekunw. Ludzka lekkomylno i chciwo z u zagraa caej planecie. Nie ulega wtpliwoci, e dziki nam Ziemia staa si lepszym mi Wymordowalicie cay gatunek istot, a teraz poklepujecie si z uznaniem po pleca ch.

Donie zacisny mi si w pici. Nie zapominaj, e ode mnie zaley, co si z tob stanie, zauwayam. No wic miao. Niech to morderstwo bdzie oficjalne. Blefowaam, ona zreszt te. Moe nawet wydawao jej si, e chce umrze. W kocu skoczya w szyb windy. Ale zrobi w panice, przekonana o swojej porace. To zupenie co innego ni rozway to wnikliwie, s iedzc w wygodnym fotelu. Kiedy zaczam rozmyla o ewentualnej zmianie ywiciela, poczua yach gwatowny przypyw adrenaliny - by to jej strach. Chciaam znowu by sama. Mie umys tylko dla siebie. Ten wiat by peen nowych, prz mnych dozna i wspaniale byoby mc si nimi cieszy bez przeszkd, zamiast skupia ca uw zsierdzonej jani, ktra nie chce mnie zostawi w spokoju. Melanie przysuchiwaa si moim rozwaaniom i skrcao j. Moe jednak powinnam si p Na samo to sowo a drgnam. Ja, Wagabunda, miaabym si podda? Uciec? Uzna porak a jeszcze raz, ze sabym ywicielem, ktry nie bdzie sprawia kopotw? Potrzsnam gow. Nie mogam znie nawet tej myli. A poza tym... to byo moje ciao. Przyzwyczaiam si do niego. Polubiam uczucie nap ronych mini, zgitych staww, pracujcych cigien. Znaam dobrze swoje lustrzane odbic na skra, podune, wyranie zarysowane koci twarzy, czepek z wosw w kolorze mahoniu, ci y brz i ziele moich oczu - oto ja. Chciaam ocali siebie. Nie mogam dopuci, by zniszczono to co moje. ROZDZIA 6 GO Za oknami zaczto si nareszcie ciemnia. Gorcy jak na marzec dzie duy si niem jak gdyby na zo. Pocignam nosem i kolejny raz zoyam mokr chusteczk. -Kathy, pewnie masz inne rzeczy na gowie. Curt bdzie si martwi, gdzie jeste. -Zrozumie. -Nie mog tutaj siedzie w nieskoczono. Zreszt nic dzisiaj nie wskraymy. -Nie lubi prowizorycznych rozwiza. Nie chcesz nowego ywiciela... -Zgadza si. -W takim razie uporanie si z tym problemem pewnie zajmie ci troch czasu. Zacisnam bezsilnie zby. -Przyda ci si pomoc. Wierz mi, e wtedy wszystko przebiegnie szybciej i atwiej. -Bd si czciej umawia na wizyt, obiecuj. -Mam nadziej, cho nie do koca o to mi chodzio. -Masz na myli... pomoc innych osb? - Skuliam si lekko na myl o tym, e miaabym zy dzisiejsze wyznanie komu nieznajomemu. - Jestem pewna, e masz takie same kwalifi kacje jak inni Pocieszyciele. Nawet lepsze. -Nie mwi o innym Pocieszycielu. - Poprawia si i wyprostowaa w fotelu. - Powiedz mi, ilu masz znajomych? -Pytasz o ludzi z pracy? Widuj kilku innych wykadowcw prawie codziennie. Jest te paru studentw, z ktrymi czsto rozmawiam po zajciach... -A poza uczelni? Zamilkam. -Ludzcy ywiciele potrzebuj interakcji. Zreszt ty te nie zwyka by samotna. Dzi i z ca planet... -Nie umawialimy si na piwo - staraam si zaartowa, z marnym rezultatem. Umiechna si nieznacznie, po czym kontynuowaa: -Twj problem tak bardzo ci doskwiera, e nie potrafisz si skupi na niczym innym. Sprbuj moe mniej si na nim koncentrowa. Wspominaa, e Melanie si nudzi, kiedy pracu .. e jest wtedy niemrawa. Moe gdyby udao ci si nawiza wicej kontaktw, znudzi si je ardziej. cignam usta w zamyleniu. Istotnie, zmczona dugim i intensywnym dniem Melanie n wydawaa si zachwycona tym pomysem. Kathy potakna gow. -Zamiast zajmowa si ni, zajmij si yciem. -To brzmi cakiem rozsdnie. -Kolejna rzecz to fizyczne instynkty tych cia. Pod wzgldem siy nie maj sobie rw ych. Pamitam, e na pocztku kolonizacji jedn z najwikszych trudnoci byo dla nas okie e popdu pciowego. Nie byo atwo, ale nie mielimy wyboru, jeeli nie chcielimy zwraca ebie uwagi. - Umiechna si szeroko i przewrcia oczami, jakby przypomniao jej si co

go. Nie doczekawszy si spodziewanej reakcji, westchna i zaoya rce na piersi. - Och, sz ci, moja droga. Musiaa zauway. -No tak, oczywicie - wymamrotaam. Melanie poruszya si niespokojnie. - Naturalni e. Opowiadaam ci moje sny... -Nie chodzi mi teraz o wspomnienia. Nie spotkaa nikogo, kto dziaaby pobudzajco a twoje ciao? Chodzi mi o reakcj czysto chemiczn. Dokadnie przemylaam jej pytanie. -Nie wydaje mi si. W kadym razie nie zauwayam. -Wierz mi, e zauwayaby - odpara z kamienn twarz i potrzsna gow. - By mo j rozglda. Dobrze ci to zrobi. Moje ciao a si wzdrygno. Melanie bya zniesmaczona, ja sama wcale nie mniej. Kathy wyczytaa to z mojej twarzy. -Nie pozwl jej decydowa o twoich kontaktach z wasnym gatunkiem, Wagabundo. Nie pozwl jej decydowa o twoim yciu. Zwlekaam chwil z odpowiedzi, prbujc pohamowa zo - uczucie, do ktrego cigle e przywykam. -Ona o niczym nie decyduje. Kathy uniosa brew. Gniew cisn mi gardo. -Ty te nie rozgldaa si za partnerem. Moe nie zadecydowaa o tym sama? Zignorowaa zo w moim gosie i starannie rozwaya pytanie. -By moe - odpara w kocu. - Trudno powiedzie. Ale rozumiem, co masz na myli. to, zacza skuba nitk u rbka koszuli, po czym, jakby uwiadomiwszy sobie, e unika moje spojrzenia, stanowczym ruchem skrzyowaa donie i wyprostowaa ramiona. - Kto wie, jaki wpyw maj na nas rni ywiciele z rnych planet. Tak jak mwiam wczeniej, myl, e c odpowied. Jeeli Melanie osabnie i ucichnie, moe uda ci si zainteresowa innym mczyzn i nie... c, owcy s bardzo skuteczni. Ju go szukaj. A jak jeszcze przypomnisz sobie co co im pomoe... Zastygam w cakowitym bezruchu, lecz najwyraniej uszo to jej uwadze. -Moe w kocu go znajd i bdziecie mogli by razem. Jeeli jego uczucie jest rwnie e, to jego nowa dusza raczej nie stanie na przeszkodzie. -Nie! - Nie byam pewna, czyj to okrzyk. Mg by mj. Mnie rwnie przeja groza. Zerwaam si na nogi, caa roztrzsiona. zy, cho wczeniej staway mi w oczach z by wodu, tym razem si nie pojawiy, za to donie zacisny si w drce pici. -Wagabundo? Nie odezwaam si, tylko obrciam i ruszyam biegiem w stron drzwi, tumic sowa, miay prawa pa z moich ust. Sowa, ktre nie mogy by moje. Ktre miay sens wycznie a, a mimo to czuam si tak, jakby byty moje. Nie mogy by moje. Nie mogy by wypowiedzia e. To tak jakby go zabi! Sprawi, e przestanie istnie! Nie chc nikogo innego. Chc J reda, a nie kogo o jego wygldzie! Bez niego samo ciao jest nic niewarte. Wybiegajc na ulic, syszaam, jak Kathy woa mnie po imieniu. Mieszkaam niedaleko, ale zdezorientowa mnie panujcy na ulicy pmrok. Minam dwie zecznice, zanim uprzytomniam sobie, e biegn w zym kierunku. Przechodnie dziwnie na mnie patrzyli. Nie byam ubrana na sportowo; wida byo, e nie uprawiam joggingu, tylko uciekam. Nikt mnie jednak nie zatrzymywa, wszyscy t aktownie odwracali oczy. Musieli rozumie, e to mj nowy ywiciel i dlatego zachowuj si roch jak dziecko. Przestaam biec i ruszyam na pnoc, by nie przechodzi znowu obok gabinetu Kathy. Szam jednak bardzo szybko. Moje stopy uderzay o chodnik w zbyt krtkich odstpac h, jak gdyby w rytm ywej piosenki. Bach, bach, bach o beton. O nie, to brzmiao zby t wciekle, by mogo by muzyk. To byo jak przemoc. Bach, bach, bach. Jak ciosy pici. nam gow, eby odegna ten straszny obraz. Wreszcie ujrzaam lamp nad drzwiami mojego domu. Pozosta odlego pokonaam bardz o. Nie przeszam jednak na drug stron ulicy. Byo mi niedobrze. Wiedziaam z pamici, co znaczy wymiotowa, ale dotychczas ani razu mi si to nie zdarzyo. Czoo zrosi mi zimny pot, w uszach szumiaa krew. Wygldao n o, e przekonam si sama, jak to jest. Wzdu chodnika cign si trawnik. Staa na nim latarnia, a dalej zaczyna si star rzystrzyony ywopot. Nie miaam czasu szuka lepszego miejsca. Ruszyam chwiejnym krokiem w kierunku wiata i oparam si o sup latarni. Krcio mi si w gowie od nudnoci.

O tak, zdecydowanie zbierao mi si na wymioty. -Wagabundo, czy to ty? Dobrze si czujesz? Gos zabrzmia znajomo, ale nie byam w stanie si na nim skupi. wiadomo, e kto a, sprawia jednak, e poczuam si jeszcze gorzej. Nachyliam twarz w stron krzeww i gwa ie zwrciam ostatni posiek. -Kto jest tutaj twoim Uzdrowicielem? - zapyta gos. Szum w uszach sprawi, e wyda mi si odlegy. Czyja do dotkna moich zgitych plecw. - Potrzebujesz karetki? Kaszlnam dwukrotnie i potrzsnam gow. Mj odek by ju oprniony. -Nie jestem chora - powiedziaam, prostujc si, wsparta o latarni. Uniosam wzrok, chcc si dowiedzie, kto by wiadkiem mojego blamau. Ujrzaam owczyni z Chicago. Trzymaa w rku telefon, nie mogc si zdecydowa, kogo adomi. Przygldaam jej si przez chwil, po czym znowu pochyliam si w stron ywopotu. odkiem czy nie, nie miaam najmniejszej ochoty na ni patrze. Nagle dotaro do mnie, e przecie nie zjawia si tu bez powodu. O nie! O nie! O nieeeee! -O co chodzi? - wydusiam z siebie gosem sabym ze strachu i choroby. - Co tu ro bisz? Co si stao? - W gowie dudniy mi zowrbne sowa Pocieszycielki. Przez dugie dwie sekundy wpatrywaam si w donie zacinite na konierzu czarnej ma arki owczyni, a w kocu uprzytomniam sobie, e nale do mnie. -Przesta! - Na jej twarzy widniao wzburzenie. Gos dziwnie dra. Potrzsaam ni. Oderwaam od niej rce i chwyciam si za twarz. -Przepraszam! - wyrzuciam z siebie, dyszc ciko. - Przepraszam. Nie wiem, czemu to zrobiam. owczyni spojrzaa na mnie krzywo i wygadzia przd kostiumu. -Nie czujesz si najlepiej, a ja ci chyba zaskoczyam. -Nie spodziewaam si pani tutaj - odparam pszeptem. - Co pani tu robi? -Zanim porozmawiamy, udajmy si do kliniki. Jeeli masz gryp, trzeba ci wyleczy. aley dba o swoje ciao. -Nie mam grypy. Nie jestem chora. -Zjada co? Powinna to zgosi. Jej wcibskie pytania bardzo mnie draniy. -Nie zjadam niczego niedobrego. Jestem zdrowa. -Co szkodzi sprawdzi? Uzdrowiciel zbada ci w pi sekund. Naley utrzymywa swojeg iciela w dobrym stanie. Bd odpowiedzialna. Przecie opieka zdrowotna jest oglnodostpna i w peni skuteczna. Wziam gboki oddech, powstrzymujc si od ponownego potrznicia ni. Bya o ca e. Nie daaby mi rady w walce. W walce? Odwrciam si i ruszyam wawym krokiem w stron domu. Emocje bray nade mn usiaam si uspokoi, zanim zrobi co niedopuszczalnego. -Wagabunda? Poczekaj! Uzdrowiciel... -Nie potrzebuj Uzdrowiciela - przerwaam, nie ogldajc si. - Po prostu... ponios nie nerwy. Czuj si ju dobrze. owczyni nie odpowiedziaa. Byam ciekawa, co o tym wszystkim myli. Syszaam za sob ej wysokie obcasy, wic zostawiam drzwi otwarte, wiedzc, e wejdzie w lad za mn. Podesz do zlewu i nalaam sobie szklank wody. Czekaa w milczeniu, a skocz puka usta. Gdy j uam wod, oparam si o barek i wlepiam wzrok w kran. -Wagabundo... Czy nadal uywasz tego imienia? Jeeli nie, to przepraszam. -Tak, nadal go uywam - odparam, ani na chwil nie podnoszc wzroku. -Ciekawe. Sprawiaa wraenie osoby, ktra bdzie chciaa wybra sobie wasne. -I wybraam. Wanie to. Ju dawno zrozumiaam, e win za agodn sprzeczk, ktrej byam wiadkiem tu po pr w szpitalu, ponosia owczyni. Bya to najbardziej ktliwa dusza, na jak natknam si w ch dziewiciu y. Mj pierwszy lekarz, Fords Cicha To, by wyjtkowo agodny, uprzejmy i nawet jak na dusz, a mimo to nie potrafi utrzyma przy niej nerww na wodzy. Kiedy sob ie o tym przypomniaam, spojrzaam agodniejszym okiem na wasne zachowanie. Obrciam si twarz do niej. Siedziaa na mojej niewielkiej kanapie, wygodnie rozo , jak gdyby miaa zamiar zosta duej. Jej twarz przybraa wyraz samozadowolenia, a due o zy byy rozbawione. Musiaam si powstrzymywa, eby nie spojrze na ni wrogo. -Co pani tu robi? - zapytaam jeszcze raz. Mwiam spokojnym, cichym gosem. Postan

owiam, e nigdy wicej nie ponios mnie przy niej nerwy. -Nie odzywaa si od duszego czasu, wic pomylaam, e porozmawiam z tob osobi sprawie nadal nie poczynilimy wikszych postpw. Zacisnam donie na krawdzi barku, lecz gdy si odezwaam, nie daam po sobie pozna k wielk poczuam ulg. -To chyba lekka... nadgorliwo z pani strony. Poza tym wczoraj w nocy wysaam pan i wiadomo. Jej brwi zeszy si w charakterystyczny sposb, nadajc twarzy wyraz gniewu i poir ytowania zarazem, jak gdyby to nie ona, lecz kto inny odpowiada za jej zo. Wyja swoj palmtopa i parokrotnie dotkna ekranu. -Ach - powiedziaa sztywno. - Nie sprawdzaam dzisiaj poczty. W milczeniu przes tudiowaa tre mojej wiadomoci. -Wysaam to wczenie nad ranem - wyjaniam. - Byam pprzytomna. Nie jestem pewna tego to wspomnienie, a ile sen albo nawet lunatykowanie. Wymawiaam gadko kolejne sowa - sowa Melanie; na koniec dodaam nawet od siebie w sny niewinny miech. Byam nieszczera. Wstyd, niedobrze. Ale nie chciaam, eby owczyni w iedziaa, e ywiciel jest ode mnie silniejszy. Po raz pierwszy Melanie nie chepia si tym, e wzia nade mn gr. Bya zbyt szcz wdziczna, e jej nie wydaam, i nie zwaaa na to, e kieroway mn wycznie niskie pobud -Ciekawe - zaszemraa owczyni. - A wic jest jeszcze jeden. - Potrzsna gow. e nam si wymyka - dodaa, ale idea nieustajcej wojny zdawaa si jej nie przeraa; przec ie, odniosam wraenie, e przypada jej do gustu. Zagryzam warg. Melanie bardzo chciaa, ebym jeszcze dobitniej zaprzeczya temu, c o napisaam, i powiedziaa owczyni, e chopiec tylko mi si przyni. Nie bd gupia, od byo zbyt oczywiste. Fakt, i obie znalazymy si nagle po tej samej stronie, najlepiej iadczy o tym, jak odpychajca bya owczyni. Nienawidz jej. Syczcy szept Melanie by tak przenikliwy, e a bola. Wiem, wiem. aowaam bardzo, e... nie mog si odci od tych sw. Nienawi bya nym. Ale owczyni... nie daa si lubi. Ani troch. Teraz przerwaa mj wewntrzny dialog. -A wic, nie liczc nowego miejsca do sprawdzenia na mapie, nie masz dla mnie ad nych innych wskazwek? Poczuam mechaniczn reakcj mojego ciaa na jej krytyczny ton. -Wcale nie pamitam, ebym mwia, e te linie byy na mapie. To pani przypuszczenie nie, nie mam nic wicej. Trzykrotnie cmokna. -Przecie mwia, e to wskazwki. -Tak mi si wydaje. Nic wicej si nie dowiedziaam. -Dlaczego? Chcesz powiedzie, e nie zapanowaa jeszcze nad ywicielem? - Zamiaa Drwia ze mnie. Odwrciam si do niej plecami, starajc si uspokoi. Prbowaam sobie wyobrazi, e nie ma. e jestem w kuchni sama i wpatruj si przez okno w trzy gwiazdy lnice na skrawk u nocnego nieba. No, moe nie cakiem sama. Kiedy tak przygldaam si tym malutkim wiatekom w ciemnociach nocy, stany mi na rzed oczami owe linie, ktre widywaam regularnie w snach i fragmentach wspomnie; lin ie, ktre pojawiay si niespodziewanie w do przypadkowych momentach. Pierwsza: agodna krzywa, skrcajca gwatownie na pnoc, pniej z powrotem na pou jeszcze raz ostro na pnoc, dalej znowu na poudnie, i wreszcie na powrt agodniejca. Druga: nierwny zygzak o czterech spiczastych wierzchokach i pitym dziwnie zao krglonym, jakby zamanym... Trzecia: agodna falista linia z wskim pnocnym szpikulcem gdzie w poowie. Niezrozumiae, z pozoru nic nieznaczce. Wiedziaam jednak, e s dla Melanie bardzo wane. Wiedziaam o tym od samego pocztku. Chronia tej tajemnicy skrztniej ni wszystki h innych, nie liczc chopca, jej braciszka. Do wczoraj nie miaam w ogle pojcia o jego istnieniu. Zastanawiao mnie, co takiego sprawio, e ten sekret jej si wymkn. By moe ejsza stawaa si jej obecno, tym trudniej byo jej zachowa wspomnienia tylko dla siebie Moe znowu popeni jaki bd i dowiem si, co te linie oznaczaj. Wiedziaam, e co okd prowadz. I w tej wanie chwili, gdy echo miechu owczyni dwiczao mi jeszcze w uszach, uw

iam sobie nagle, jak wane s to znaki. Oczywicie, e prowadziy do Jareda. Do nich obu, Jareda i Jamiego. Gdzie indzie j miayby prowadzi? Jakie inne miejsce mogoby si dla niej liczy? Rozumiaam jednak, e bya to droga powrotu, poniewa adne z nich nigdy wczeniej tam nie byo. Te linie byy d a niej rwnie tajemnicze jak dla mnie - dopki... Melanie si zagapia, nie zdya mnie odgrodzi. Bya zbyt rozkojarzona, zajta owc dziej ni ja. Poruszya si nagle, zwracajc moj uwag na ciche odgosy dochodzce zza ple dopiero wtedy uwiadomiam sobie, e owczyni podesza bliej. -Wicej si po tobie spodziewaam - westchna. - Twj yciorys wyglda bardzo obie -Wielka szkoda, e nie bya pani akurat wolna, by podj si tego zadania. Nie wtpi la pani zapanowanie nad krnbrnym ywicielem byoby dziecinn igraszk - stwierdziam spoko nym gosem, nie obracajc si ani na chwil w jej stron. -Pocztki kolonizacji byy wystarczajco trudne nawet bez opornych ywicieli - pryc hna. -Wiem, sama kilka razy braam udzia w zasiedlaniu. owczyni parskna. -Czyby trudno byo utemperowa Wodorosty? Moe prboway ucieka? Zachowaam spokj. -Na biegunie poudniowym nie mielimy adnych trudnoci. Na pnocnym, oczywicie, s ja rozwina si inaczej. Popeniono powane bdy. Stracilimy cay las. - W moim gosie p smutek tamtych dni. Tysic wiadomych istot wolao na wieczno zamkn oczy ni nas przyj ie, ktrymi czerpay pokarm, i umary z godu. Szczliwe istoty, szepna Melanie. Jej ton nie by ani troch jadowity, wyraaa ty probat i oddawaa cze ofiarom tamtej tragedii. To bya wielka strata. Przypomniaam sobie dojmujcy smutek i bl, jaki czulimy, ki edy cay las bratnich istot, poczonych z nami mylami, umiera w naszej obecnoci. I tak czekaa je mier. Rwnoczenie odezwaa si owczyni, postanowiam wic skupi si na jednej rozmowie. -Tak - przyznaa z pewnym zaenowaniem. - Nie zrobiono tego tak jak naleao. -Pewne dziaania naley podejmowa z du ostronoci. Niestety niektrzy nie chc wiadomoci. Nie odpowiedziaa, usyszaam tylko, jak cofa si o par krokw. Wiadome byo, e win sowe samobjstwo ponosz owcy, ktrzy uznali, e skoro Wodorosty s nieruchome, to nie bd way ucieka. Przystpili wic do pierwszego etapu zasiedlania, zanim jeszcze osignlimy miejscu liczebno umoliwiajc asymilacj caej planety. Kiedy w kocu zorientowali si, o zdolne s Wodorosty, do czego s gotowe si posun, byo ju za pno. Kolejny transport y zbyt daleko - zanim dotar do celu, stracilimy cay pnocny las. Odwrciam si teraz w stron owczyni, chcc zobaczy, jaki wpyw wywaro na ni to, dziaam. Staa niewzruszona, ze wzrokiem utkwionym w biaej cianie na przeciwlegym kocu okoju. -Przykro mi, e nie mog pani wicej pomc - powiedziaam stanowczo, dajc do zrozum ia, e ju na ni czas. Chciaam mie dom z powrotem dla siebie. Dla nas, poprawia mnie Me anie z przeksem. Westchnam. Pozwalaa sobie na coraz wicej. - Naprawd nie trzeba byo ak daleko fatygowa. -To moja praca - odpara owczyni, wzruszajc ramionami. - Powierzono mi tylko tw oj spraw. Dopki nie znajd pozostaych ludzi, bd w pobliu. A nu czego si dowiem. ROZDZIA 7 SPICIE -Tak, W Stron Soca? - zapytaam, wdziczna studentowi, e przerywa mi wykad. Nie si dzisiaj zbyt pewnie. Moj najwiksz zalet i zarazem jedyn prawdziw kwalifikacj by dowiadczenie i to wanie na nim zwykle si opieraam, prowadzc wykady. Mj ywiciel,