w numerze - aktualności · 2017. 6. 16. · 18 pòmión skòwrónka – renata gleinert tómk...

68
W NUMERZE: POMERANIA GROMICZNIK 2016 3 Mam silną rodzinę, piękne drzewa, a nawet stolemowe kamienie... Z prof. Józefem Borzyszkowskim, w 70. urodziny, rozmawiał Aleksander Gosk 8 Miedzwiôdk Pùfôtk ju w ksãgarniach! Red. 10 Kònferencjô na tczã patrona DM 12 Źródło rzetelnej wiedzy Z prof. Cezarym Obracht-Prondzyńskim, prezesem Instytutu Kaszubskiego, rozmawiał Dariusz Majkowski 14 Kociewie. Wykorzystać potencjał Waldemar Gwizdała 16 Kocham pisać Z Zytą Wejer, m.in. o gwarze kociewskiej, rozma- wiał Dariusz Majkowski 18 Gadki Rózaliji. Moja Woda je Czarna Zyta Wejer 19 Z Kociewia. Zaułki i cichacze Maria Pająkowska-Kensik 20 Mòja tatczëzna... w Winonie (z Dziennika podróżnego, cz. 1) Daniel Kalinowski 23 Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wieków (cz. 7) Zygmunt Szultka 26 „Nagónka” KPZ na Bôłtëcczi Institut wedle „Periklesa” (dz. 1) Słôwk Fòrmella 28 Gawędy o ludziach i książkach. Niezłomny książę litewski w Paryżu Stanisław Salmonowicz 30 Z południa. Kłopoty z geografią Kazimierz Ostrowski 30 Z pôłnia. Jiwrë z geògrafią Tłóm. Danuta Pioch 32 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 50 Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 34 Gdańsk mniej znany. Szafarnia Marta Szagżdowicz NAJÔ ÙCZBA 35 Òstawic pò sobie cos wiãcy Z Andrzejã Arendtã, żłobiôrzã i grafikã, gôdôł Stanisłôw Janka 38 Szkic z dziejów oddziału wejherowskiego Bogusław Breza 41 Pamiętne dni. Szczyt karczmy zawaleniem grozi Józef Ceynowa 44 Listy 46 Serce miec – pò spiéwnika wëmiãgòlenim Tomôsz Fópka 48 Biôłô plama na kôrce Kaszëb? Pioter Léssnawa 50. Zaślubiny Polski z morzem i Nowowiejski Jerzy Nacel 50. Òddzãkòwanié sã Jerzégò Szewsa Sj 51 Fenomen pomorskości. Zatopione miasta Jacek Borkowicz 52 Zrozumieć Mazury. Bziałka Waldemar Mierzwa 54 Lektury 59 Szkòłownik mùszi wińc z łôwczi Z Elżbiétą Prëczkòwską, wespółaùtorką ùczbòwnika W jantarowi krôjnie, gôdała Lucyna Radzymińskô 61 Klëka 67 Sëchim pãkã ùszłé. Psowé rozmiszlanié Tómk Fópka 68 Z bùtna. Brifczi górz ò terôczasné wëchòwanié Rómk Drzéżdżónk Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego

Upload: others

Post on 07-Mar-2021

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

W NUMERZE:

POMERANIA GROMICZNIK 2016

3 Mam silną rodzinę, piękne drzewa, a nawet stolemowe kamienie...

Z prof. Józefem Borzyszkowskim, w 70. urodziny, rozmawiał Aleksander Gosk

8 Miedzwiôdk Pùfôtk ju w ksãgarniach! Red.

10 Kònferencjô na tczã patrona DM

12 Źródło rzetelnej wiedzy Z prof. Cezarym Obracht-Prondzyńskim,

prezesem Instytutu Kaszubskiego, rozmawiał Dariusz Majkowski

14 Kociewie. Wykorzystać potencjał Waldemar Gwizdała

16 Kocham pisać Z Zytą Wejer, m.in. o gwarze kociewskiej, rozma-

wiał Dariusz Majkowski

18 Gadki Rózaliji. Moja Woda je Czarna Zyta Wejer

19 Z Kociewia. Zaułki i cichacze Maria Pająkowska-Kensik

20 Mòja tatczëzna... w Winonie (z Dziennika podróżnego, cz. 1)

Daniel Kalinowski

23 Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wieków (cz. 7)

Zygmunt Szultka

26 „Nagónka” KPZ na Bôłtëcczi Institut wedle „Periklesa” (dz. 1)

Słôwk Fòrmella

28 Gawędy o ludziach i książkach. Niezłomny książę litewski w Paryżu

Stanisław Salmonowicz

30 Z południa. Kłopoty z geografią Kazimierz Ostrowski

30 Z pôłnia. Jiwrë z geògrafią Tłóm. Danuta Pioch

32 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 50 Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch

34 Gdańsk mniej znany. Szafarnia Marta Szagżdowicz

NAJÔ ÙCZBA

35 Òstawic pò sobie cos wiãcy Z Andrzejã Arendtã, żłobiôrzã i grafikã,

gôdôł Stanisłôw Janka

38 Szkic z dziejów oddziału wejherowskiego Bogusław Breza

41 Pamiętne dni. Szczyt karczmy zawaleniem grozi Józef Ceynowa

44 Listy

46 Serce miec – pò spiéwnika wëmiãgòlenim Tomôsz Fópka

48 Biôłô plama na kôrce Kaszëb? Pioter Léssnawa

50. Zaślubiny Polski z morzem i Nowowiejski Jerzy Nacel

50. Òddzãkòwanié sã Jerzégò Szewsa Sj

51 Fenomen pomorskości. Zatopione miasta Jacek Borkowicz

52 Zrozumieć Mazury. Bziałka Waldemar Mierzwa

54 Lektury

59 Szkòłownik mùszi wińc z łôwczi Z Elżbiétą Prëczkòwską, wespółaùtorką ùczbòwnika

W jantarowi krôjnie, gôdała Lucyna Radzymińskô

61 Klëka

67 Sëchim pãkã ùszłé. Psowé rozmiszlanié Tómk Fópka

68 Z bùtna. Brifczi górz ò terôczasné wëchòwanié  Rómk Drzéżdżónk

W NUMERZE:

POMERANIA LËSTOPADNIK 2014

3 Opowieść o losach Polski Krzysztof Korda

5 Od konnych omnibusów do Pesa Duo SławomirLewandowski

8 Teatr Szekspirowski z widokiem na gwiazdy GrażynaAntoniewicz

10 Jubilatka Politechnika MartaSzagżdowicz

11 Kaszëbizna w stolëcë kg

12 Kaszubi w Gdańsku. Gdańsk stolicą Kaszub? – raz jeszcze!

JózefBorzyszkowski

17 Działo się w Gdańsku TeresaJuńska-Subocz

18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert TómkFópka

20 Ożywiają przeszłość MarekAdamkowicz

22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona StanisłôwJanke

23 Na zdrowié wejrowsczich szewców rd

24 Tacewnô pòzwa „Grif”. Wòjcech Czedrowsczi w papiorach bezpieczi (dz. 2)

SłôwkFòrmella

26 Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel StanisławSalmonowicz

28 Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 1) MarianHirsz

30 Na kùńc Eùropë i jesz dali… ZTomaszãPlichtãgôdôDarkMajkòwsczi

32 Ùczba 37. Kaszëbsczi króm RómanDrzéżdżón,DanutaPioch

34 Terpy stworzyły Fryzów JacekBorkowicz

I–VIII Najô Ùczba

35 Jô jem kòmédiantã ZeZbigniewãJankòwsczimgôdôStanisłôwJanke

39 Dzień Edukacji, czyli po naszamu Uczby MariaPająkowska-Kensik

39 Mirosława Möller Szkoła

40 „Gdynia” w Holandii AndrzejBusler

42 Żyją w niewygasłej pamięci KazimierzOstrowski

42 Żëją w niewëgasłi pamiãcë Tłóm.DanutaPioch

44 Biég za zdrowim BògumiłaCërockô

46 Wiérztą żëcé pisóné MayaGielniak,tłóm.BòżenaÙgòwskô

48 Zrozumieć Mazury. Pobożność WaldemarMierzwa

50 Z drugiej ręki

51 Listy

53 Lektury

57 Pamiętajmy o Żeromskim – piewcy morza JerzyNacel

59 Pusta noc w Kanadzie AleksandraKurowska-Susdorf

62 Klëka

66 X Konkurs „Moja pomorska rodzina” KrzysztofKowalkowski

67 Po czim pòznac artistã TómkFópka

68 Pëlckòwsczi meloman RómkDrzéżdżónk

Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.

Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska

Numer wydano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego

Page 2: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

POMERANIA LUTY 201622

ADRES REDAKCJI80-837 Gdańsk

ul. Straganiarska 20–23tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31e-mail: [email protected]

REDAKTOR NACZELNYDariusz Majkowski

ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.

Bogumiła Cirocka

ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY)

Piotr Machola (redaktor techniczny)Marika Jocz (Najô Ùczba)

KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak

(przewodniczący kolegium) Andrzej Busler

Roman DrzeżdżonPiotr Dziekanowski

Aleksander Gosk Ewa Górska

Stanisław Janke Wiktor Pepliński

Bogdan WiśniewskiTomasz Żuroch-Piechowski

TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI

Danuta Pioch

NA OKŁADCEProf. Józef Borzyszkowski

Fot. Arkadiusz Wegner

WYDAWCAZarząd Główny

Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego80-837 Gdańsk

ul. Straganiarska 20–23

DRUKWydawnictwo Bernardinum Sp. z o.o.

ul. Bpa Dominika 1183-130 Pelplin

Nakład 1200 egz.

Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów

oraz zmiany tytułów.Redakcja nie ponosi odpowiedzialności

za treść ogłoszeń i reklam.Wszystkie materiały objęte są

prawem autorskim.

„Myślę, że mogę stwierdzić, iż Kaszuby to dla Jubilata początek i koniec, sens i istota życia, cel i uzasadnienie aktywności. To także radości i smutki. Zabrać Profeso-rowi Kaszuby, to wyrwać mu największą cząstkę duszy. Ale i odwrotnie – trudno sobie Kaszuby wyobrazić bez Profesora Borzyszkowskiego” – tak we wstępie do Przy-jacielskiego sztambucha Józefa Borzyszkowskiego napisał o swoim mistrzu prof. Cezary Obracht-Prondzyński.

W tym zdaniu można zamienić słowo „Kaszuby” na „Pomorze”, bo cały nasz region byłby bez tego znakomite-

go historyka, działacza społecznego, pedagoga etc. wiele uboższy. 70. urodziny Pana Profesora to okazja do podziękowań za wszystkie jego dokonania. Zachę-camy Czytelników do lektury wywiadu z Jubilatem, który publikujemy w tym numerze naszego miesięcznika.

Dodajmy, że dla J. Borzyszkowskiego to rok podwójnie rocznicowy, bo upły-wa 20 lat od powołania Instytutu Kaszubskiego, którego był wieloletnim preze-sem i jest „znakiem rozpoznawczym”.

W lutowej „Pomeranii” przyglądamy się też baczniej niż zwykle Kociewiu, bo podsumowujemy ważny dla tego regionu rok kongresowy. W oficjalny jego program wpisano aż dwadzieścia dwa wydarzenia o różnorodnym charakterze. Poza tym zorganizowano wiele imprez towarzyszących. W uchwale podsumo-wującej ów rok znalazł się m.in. zapis o konieczności podjęcia „działań mających na celu ochronę i promocję mowy kociewskiej”. Postulat ten realizuje Zyta We-jer, znana naszym Czytelnikom jako Rózalija. Dlaczego zdecydowała się pisać gawędy? Gdzie nauczyła się gwary? O tym opowiada specjalnie dla Państwa. Zapraszamy do lektury.

Dariusz Majkowski

Od redaktora

Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenu-meraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.

Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP,

ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres

• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected]• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można skła-

dać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Pre-numeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora.

Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2016 roku otrzymają jedną z książek do wyboru.Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/prenu-merata. Książki wyślemy we wrześniu br.

PRENUMERATAPomerania z dostawą do domu!

Page 3: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

3POMERANIA GROMICZNIK 2016

ROCZNICE

Wszelkiego rodzaju rocznice, rów-nież urodziny, zwyczajowo sprzyjają bilansowaniu dokonań. Widzimy pana profesora w wielu zawodowych/życiowych rolach – naukowca, peda-goga, ale też działacza społecznego, także polityka. Które z nich to efekt pasji, obowiązku, ambicji, życiowej pragmatyki – w której roli odnajduje się pan najlepiej?„Wszystko się liczy…” – także rocznice, dni urodzin itp. wydarzenia. Przyjmu-ję je, nie tylko pogrzeby bliskich, świa-dom, że „Lata nasze przemijają jak tra-wa…” Niekiedy tylko coś po nich (po latach i po nas) pozostaje – w pamięci najbliższych, w krajobrazie oraz zbio-rach rodziny i przyjaciół lub np. w bi-bliotekach. Ale i tu zachodzą zmiany – np. w pracy bibliotekarzy oraz w po-stępowaniu adresatów trudu ich i au-torów zgromadzonych w bibliotekach książek.

Z przywołanych przez pana ról bez wątpienia najważniejsza – obok po-miniętych: męża, ojca i dziadka – jest ta zawodowa, szkólnégò, badacza, po trochu też dokumentalisty, człowie-ka nauki. Od początku towarzyszy jej praca społeczna, niewolna od polityki, ułatwiająca badanie, zrozumienie źró-deł historycznych, wyjaśnienie prze-szłości. Bez wątpienia to po części efekt warunków życia, ale głównie własnej aktywności, osobistych wyborów.

Z profesorem Józefem Borzyszkowskim – wybitnym badaczem, Kaszubą, obywatelem Pomorza – rozma-wiamy w Jego 70. urodziny.

Mam silną rodzinę, piękne drzewa, a nawet stolemowe kamienie…

Page 4: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

ROCZNICE

POMERANIA LUTY 20164

Jest pan znanym i cenionym uczo-nym – w którym momencie życia stał się oczywisty wybór tej właśnie drogi zawodowej aktywności?Od Liceum Pedagogicznego w Koście-rzynie jestem wciąż szkólnym i stąd od półwiecza i więcej mam ze szkólnymi, nie tylko kaszubskimi, do czynienia. Utwierdziła to we mnie Wyższa Szko-ła Pedagogiczna w Gdańsku, którą wybrałem ze względu na… Gdańsk. Od czasu studiów tkwię więc w świe-cie nauki, najpierw jako konsument, a z czasem także współtwórca.

Momentem przełomowym było ukończenie studiów, któremu towarzy-szyła życzliwość mistrzów: promotora prof. Stanisława Gierszewskiego, dy-rektora Biblioteki Gdańskiej PAN prof. Mariana Pelczara oraz byłego dyrekto-ra Liceum Pedagogicznego w Koście-rzynie mgra Edwina Stosika, wówczas kierownika Domu Studenckiego Stu-dium Nauczycielskiego przy ówczesnej ulicy Leningradzkiej 20. Dyrektor Sto-sik zapewnił mi 1/3 etatu wychowawcy w DS i pokój-mieszkanie; dyrektor Pel-czar 3/4 etatu młodszego bibliotekarza w Bibliotece PAN, a profesor Gierszew-ski zajęcia zlecone na studiach zaocz-nych Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Zadbał też, abym otrzymał od 1 paź-dziernika 1970 r. etat asystenta na nowo powstałym Uniwersytecie Gdańskim. A mało kto dziś pamięta, że wtedy,

żeby podjąć pracę w Gdańsku, trzeba było mieć zameldowanie, natomiast aby je uzyskać – trzeba było mieć pra-cę…! Tu decydująca była pomoc pana Edwina Stosika. Jeszcze raz dziękuję!

Na wybór drogi zawodowej miał też swój wpływ mój drugi życiowy „uniwersytet” – Klub Pomorania i ZKP, w którym poznałem niejednego z mistrzów, obok Lecha Bądkowskiego także profesora Gerarda Labudę.

Rodzina, tradycje miejsca urodzenia – jakie miały znaczenie w kształtowa-niu się osobowości pana profesora?Rodzina moja rozprzestrzeniona nie tylko na Wielkim Pomorzu, od wie-ków jest zakorzeniona na Gochach i Zaborach. A stamtąd są nie tylko Bo-rzyszkowscy, lecz także Hieronim Der-dowski, Jan Karnowski, Aleksander Majkowski, Teodora i Izydor Gulgow-scy i Wincenty Rogala… Wszystkich poznałem już w dzieciństwie – dzięki lekturze „Kaszëb”, wspomnieniom starszych, a Wincentego Rogalę oso-biście, występując razem z nim na niejednej akademii szkolno-gminnej. Byłem też blisko – jako goniec – To-warzystwa Śpiewu „Harmonia” oraz gminnego Zespołu Pieśni i Tańca „Ka-szuby”, wystawiającego również nie-jedną sztukę teatralną, np. „Chatę za wsią”, gdziem grał na scenie… I z wiel-ką, i z małą rodziną jestem związany

bardzo blisko do dziś. Cieszę się, że tak wielu jej przedstawicieli w różnym cza-sie i w różnych oddziałach ZKP było, a i dziś jest aktywnie obecnych.

Polska – Pomorze – Kaszuby. Jak widzi pan profesor na tym tle kształ-towanie się poczucia regionalnej toż-samości Kaszubów i rozwój ruchu kaszubsko-pomorskiego?Co pytanie, to temat na osobne opraco-wanie czy wręcz monografię! Na miarę chociażby tych, które popełnił prof. Ce-zary Obracht-Prondzyński, jak Kaszu-bi. Między dyskryminacją a regionalną podmiotowością czy Zjednoczeni w idei. Pięćdziesiąt lat działalności Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 1956–2006. Sam przed 35 laty, we wspominanym dziś jako piękny okresie pierwszej „Solidarności”, popełniłem nadal istotny, jak sądzę, tekst pt. „Istota ru-chu kaszubskiego i jego przemiany od połowy XIX w. po współczesność”. To efekt szkoły m.in. Lecha Bądkowskiego i Gerarda Labudy. To oni pisali i mó-wili o kształtowaniu naszej regionalnej, kaszubskiej i obywatelskiej tożsamości, podmiotowości „twarzą ku przyszło-ści”. Tę przyszłość po części osiągnę-liśmy – z przełomami m.in. w 1912, 1990, 1992, 1998 oraz 2004 i 2005 roku. Za każdym z tych momentów kryje się ważne wydarzenie i zobowiązanie do naszej twórczej obecności i odpo-wiedzialności, przede wszystkim za dziś i jutro, tu na Pomorzu, w Polsce, a w równej mierze i w Europie. Oby-śmy nie stracili twarzy, dobrego imie-nia, które dziś mamy.

Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie jako efekt aspiracji społeczności ka-szubskiej czy szerzej: pomorskiej.Ponownie zwrócę uwagę na badawcze dociekania zawarte w książkach C. Obracht-Prondzyńskiego analizujące istotę ruchu kaszubskiego. Przytoczę konieczny w tym momencie obszer-niejszy cytat z dokumentu z 1982 r. wyjaśniający bliskie mi pojęcie ruchu kaszubskiego:

Pojęcie ruch kaszubski można zastą-pić określeniami: regionalizm kaszubski,

Page 5: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

5POMERANIA GROMICZNIK 2016

ROCZNICE

ruch regionalny na Kaszubach, kaszub-sko-pomorski ruch regionalno-społecz-ny. Wszystkie te hasła kryją w swej istocie działalność społeczną określo-nego grona ludzi rozmiłowanych we własnym regionie, w jego specyfice krajobrazowej, językowej, kulturowej, działania zmierzające do propagowania tej specyfiki, jej zachowania i – co naj-ważniejsze – rozwoju, przekształcania, wprowadzania elementów swej rodzi-mej kultury do kultury ogólnopolskiej i ogólnoludzkiej.

Na świecie, a zwłaszcza wśród spo-łeczeństwa polskiego, przez pojęcie regionalizmu rozumie się działalność miłośników regionu, jego odrębność w zakresie kultury duchowej i mate-rialnej, wiedzy o jego przeszłości, sztuce i kulturze – przede wszystkim ludowej, działalność zmierzającą do kultywo-wania tych wartości w kształcie raczej zastanym niż w kierunku rozwojowym przy jednoczesnym odżegnywaniu się od szerszych ambicji o skutkach spo-łeczno-politycznych. Ruch kaszubski w odróżnieniu od innych regionali-zmów polskich, tak w przeszłości (wiek XIX), jak i dziś (bieżący wiek XX) nosi szczególne piętno ukierunkowania ku przyszłości, troski o rozwój i wzbogace-nie własnej kultury i całości przejawów życia społeczeństwa, także o pewne wzorce moralno-społeczne.

Stąd trzeba mocno podkreślić, że w ruchu kaszubskim najistotniejszą sprawą jest kształtowanie konkretnych postaw społecznych, wzorców społecz-nego działania ludzi znających wczoraj, współtworzących dziś z myślą o jutrze, głęboko czujących swoją współodpo-wiedzialność za to, co na naszej ziemi, w naszej małej, a tym samym wielkiej ojczyźnie się dzieje. Kładąc nacisk na sprawy kultury, nie można jej widzieć w oderwaniu od całości życia społe-czeństwa.

W tej definicji, w tej refleksji jest odpowiedź na pańskie wielkie pyta-nie, a nasze zadanie, zobowiązanie. Zrzeszenie było i powinno być przede wszystkim szkołą kaszubsko-pomor-skiej tożsamości i obywatelskiej pod-miotowości – nie tylko dla Kaszubów, dla wszystkich mieszkańców Pomorza; obok Kaszubów z Kociewiakami, Kraj-niakami, Borowiakami, Powiślanami i Chełminiakami na czele… Szkołą uwolnienia od kaszubsko-pomorsko--polskich kompleksów niższości czy wyższości, a jednocześnie kształtowa-nia otwartości na innych, ku współ-pracy, czerpania z naszego wspólnego bogactwa w różnorodności, przekra-czającego granice regionów i państw, i wzbogacania go. Jedną z ważnych ról przypisanych w moim mniemaniu do społeczności zrzeszonej jest rola tkan-ki łączącej (podobnie jak całej zachod-niej i północnej Polski) między Pol-ską a Niemcami, Europą Zachodnią i Wschodnią, w której także tkwimy. To, nie tylko nasze, zadanie potwier-dzania deklaracji o chrześcijańskich korzeniach i wartościach, nie tyle sło-wem, co czynem – tu, dziś i teraz!

Jak zatem sytuuje pan profesor Ka-szubów na mapie społeczno-politycz-nej Rzeczypospolitej?Znając nieźle naszą historię, podziela-jąc nasze współczesne smutki i rado-ści, sukcesy, ale nie zapominając nigdy o słabościach, cieszę się, że nasz obraz na mapie społeczno-politycznej Polski może być przedmiotem nawet dumy. Należymy bowiem pod niejednym względem do społeczności wyróż-niających się – nie tylko w dziedzinie przedsiębiorczości, samorządności, politycznej odpowiedzialności, ale nawet przyrostu naturalnego… Do-tyczy to też różnorodnych działań na rzecz zachowania i rozwoju języka ka-szubskiego. Ale to wcale nie oznacza, że zrobiliśmy i osiągnęliśmy wszyst-ko, co było możliwe i jest konieczne! A to właśnie winno być przedmiotem codziennej troski, intelektualnego wysiłku, także na łamach „Pomera-nii”, zwłaszcza w 60-lecie Zrzeszenia

Page 6: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

ROCZNICE

POMERANIA LUTY 20166

Kaszubsko-Pomorskiego, do którego przyszedłem 10 lat po jego powstaniu.

Kaszubi a naród. Polska i Europa przeżywają swoistą redefinicję do-tychczasowego porządku społeczne-go, narodowych akcentów. Miejsce Kaszubów w Polsce „narodowej” a narodowość kaszubska, artyku-łowana np. przez stowarzyszenie Kaszëbskô Jednota.Z dotychczasowej rozmowy wynika chyba dość wyraźnie, że należę do tych Kaszubów, którzy idą śladami poprzedników i następców młodoka-szubów, z Aleksandrem Majkowskim i Janem Karnowskim, Lechem Bąd-kowskim i Gerardem Labudą oraz Tadeuszem Bolduanem na czele. Oni bowiem najpełniej sformułowali naszą specyfikę, nasz interes, naszą drogę ku przyszłości, dzięki której osiągnęliśmy, zwłaszcza w ostatnim 25-leciu, tak wiele. Dzięki nim po części czuję się podwójnie bogaty i odpowiedzialny, jako Kaszuba i Polak, partner godny zaufania wśród ludzi z podobnych społeczności regio-nalnych i narodów zjednoczonej Eu-ropy. Narodowość kaszubska – jej kre-owanie oderwane od tożsamości ogółu Kaszubów – na dodatek pod hasłem „Kaszëbskô Jednota”, dzielenie Kaszu-bów i ruchu kaszubsko-pomorskiego,

to zawracanie koła historii. To tkwienie w wybiórczo, wąsko pojmowanej histo-rii i zaścianku, z którego już dość daw-no wyszliśmy. To zarazem sygnał naszej demokracji i niestety słabości, niedostat-ków w zakresie zrozumienia i realizacji istoty ruchu kaszubsko-pomorskiego. To także obraz i efekt działań konkret-nych ludzi o innej niż moja osobowości i mentalności…

Powołanie i misja Instytutu Kaszub-skiego – kluczowe dokonania, próba bilansu prawie 20 lat jego działalno-ści, w konfrontacji z założonymi pod-czas powoływania oczekiwaniami.To temat na kolejne osobne opowia-danie. Może warto to pytanie zadać komuś innemu lub samemu na nie od-powiedzieć – sięgając do instytutowych sprawozdań publikowanych na łamach naszego rocznika „Acta Cassubiana”? Bez wątpienia Instytut to wielkie nasze osiągnięcie – istotny podmiot ruchu kaszubsko-pomorskiego. Stowarzy-szenie ludzi nauki, konsekwentnie re-alizujących statutowe cele – program badań zaprezentowany na II Kongresie Kaszubskim przez prof. Gerarda Labu-dę. To instytucja oparta na pracy spo-łecznej, której dorobek można również porównywać z osiągnięciami instytu-cji państwowych. Zazdroszczą nam jej

inne społeczności regionalne. Nie moja to wina, a może i nasza, że często nie doceniają tej pracy najbliżsi, w tym re-dakcja „Pomeranii”…

Cieszę się, że Instytut i jego doro-bek naukowy współtworzył i nadal to czyni śp. prof. Gerard Labuda. Jako autor tomu pierwszego Historii Ka-szubów w dziejach Pomorza. Czasy średniowieczne, zlecił nam podjętą już kontynuację tegoż dzieła. On też, jako wielki sponsor, ustanowił decyzją swoich dzieci Nagrodę im. Gerarda Labudy dla młodych badaczy spraw kaszubsko-pomorskich. A po części i nam zlecił pieczę nad swoją skarbni-cą – biblioteką i archiwum w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko--Pomorskiej w Wejherowie, które obok ZKP jest naszym najbliższym statutowym partnerem. Cieszę się, że także dzięki pracy Instytutu Kaszub-skiego powstała Stacja Naukowa PAU w Gdańsku i jej Komisja Kaszubska z nadzieją większej siły, także w na-szym kaszubsko-pomorskim środowi-sku naukowym i społecznym. Cieszę się, że ten nowy podmiot łączy różne regiony Wielkiego Pomorza i realizuje konsekwentnie to, co doń przypisane…

Jednym z ważnych kierunków badaw-czych podejmowanych przez Instytut są prace z dziedziny, którą nazwał-bym historią rodzinną, fundamen-tem pod „dużą” historię.Ta, jak pan to określił, historia rodzin-na bez wątpienia należy do naszych instytutowych priorytetów. To nie tylko seria „Nasze korzenie”, związa-na z modnymi badaniami genealo-gicznymi i sagami rodzinnymi. To nie tylko 8 tomów serii „Borzyszkowy i Borzyszkowscy”, wydawanych ostat-nio sumptem rodziny pod firmą IK. To także tomy wspomnień – seria „Ślada-mi pomorskiego pogranicza”, w której do najbardziej znaczących zaliczyłbym Elżbiety Pintus Moje prawdziwe prze-życia oraz Romana Klebby Z Kłanina w świat – między Gdańskiem a Gdynią; pierwsze przygotowane z dr Miłosławą Borzyszkowską-Szewczyk, drugie z dr. Tomaszem Rembalskim.

Page 7: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

7POMERANIA GROMICZNIK 2016

ROCZNICE

Instytut Kaszubski ma dziś nowego prezesa, panu profesorowi nadano godność Prezesa Honorowego. Czy należy to traktować jako naturalną sztafetę pokoleń, może poczucie wy-pełnienia misji?Wybór młodszego o całe pokolenie prof. Cezarego Obracht-Prondzyńskiego na kolejnego prezesa Instytutu Kaszub-skiego był dla mnie czymś naturalnym, a może nawet o kilka(naście) lat spóź-nionym. Prezesura jest dziś w bardzo dobrych rękach – rękach człowieka, z którym tworzyliśmy przed 20 laty In-stytut i w licznym gronie jego dorobek. Można więc to nazwać naturalną sztafe-tą pokoleń, a także wiązać z wymarzo-nym poszerzaniem programu działań i oddziaływania na naszą rzeczywistość.

Żałuję, że nie sprawdziły się prze-powiednie profesora Labudy dotyczą-ce stabilizacji sytuacji instytucjonalnej i finansowej Instytutu – stałego wspar-cia przez samorządy i kaszubsko-po-morskich biznesmenów, a tym bardziej deklaracje wielu osób na wysokich sta-nowiskach: wojewodów i marszałków, a nawet ministrów i premiera…

W pierwotnych założeniach prze-widywaliśmy, że będziemy odgrywać rolę stowarzyszenia wspierającego instytucję samorządowo-państwową w rodzaju Instytutu Śląskiego w Opo-lu czy Ośrodka Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiego w Olsztynie…

Niejedni spośród członków społecz-ności zrzeszonej, a tym bardziej poza nami, funkcję społeczną prezesa IK mylą ze stanowiskiem dyrektora, nie doceniając tego, że można tyle badać, tworzyć, pisać, wydawać, zrobić – bez pensji czy innego honorarium. Naszą jest jednak satysfakcja i przeróżne for-my uznania ze strony innych…

Czy zechce pan profesor wyliczyć swoje badawcze satysfakcje – tematy zamknięte? I jakie wyzwania widzi pan przed sobą na kolejne lata?Tematów zamkniętych niestety nie ma! W każdej podejmowanej przeze mnie problematyce badawczej jest ogromne pole – żniwo dla wielu. Także dla mnie. Stąd powtarzam, że mam roboty na 100 i więcej lat. Chciałbym zrealizować choćby już ww. zadania; przypomnieć jeszcze kilka z bliskich i ważnych nie tyl-ko dla mnie w ruchu kaszubsko-pomor-skim postaci; uporządkować bibliotekę i archiwum; pobyć dłużej wśród przyja-ciół – w tym książek przede wszystkim, więcej popracować w bibliotekach, ar-chiwach i muzeach… Żniwo wielkie…

Jak określiłby pan profesor własne życiowe priorytety, przestrzeń wypeł-nioną badaniami, tradycją rodzinną, regionalną…Wspominałem już o tym wcześniej. Mam silną rodzinę, mam piękne

drzewa, a nawet stolemowe kamienie; mam w najbliższym otoczeniu mnó-stwo pamiątek – przedmiotów obec-ności licznych krewnych i przyjaciół, żywych i umarłych. Chciałbym nadal łączyć te dwa światy z nadzieją na lepszą, a przynajmniej nie gorszą przyszłość. A istotą nadziei, według mej własnej fi-lozofii, zgodnej z filozofią wspaniałego ks. Józefa Tischnera, jest zdwojona pra-ca, organiczna praca, w tym intelektual-na na pierwszym miejscu.

I jeszcze jedno to moja wdzięczność dla rodziny oraz mistrzów i przyjaciół – tak żywych jak i umarłych. Rad je-stem zarówno z tego, że te moje 70. urodziny poprzedziło ukazanie się książki pt. Moi mistrzowie i przyjaciele, jak i z tego, że w tym gronie i na tym tu świecie nadal nie jestem osamotniony.

Ktoś gdzieś wyraził żal, że nie po-zostawię męskiego potomka. Jednak przypominam, że wraz z białką, Hanią, mamy trzy córy, a każda z nich to nie-przeciętna indywidualność i każda na swój sposób dzieli wraz z Hanią moje – nasze pasje; każda uczestniczy od ma-leńkości w tym, co nie tylko dla mnie najbliższe, najważniejsze. A ponadto mam trzech „przychodnich synów” i rosnące karno wnuków, z których je-den, Roch ma energii tyle, że jeśli się ona z latami nie rozpłynie, to wystarczy jej za wielu. Ponadto Borzyszków, mam na-dzieję, nigdy nie zabraknie… A jeśli ze-chcemy – my i nasi następcy – to Kaszu-bi nigdy nie przyjdą do zguby, a Wielkie Pomorze będzie dzięki nam piękniejsze i bogatsze, przyśpieszające akulturację – zakorzenienie tych, których los skiero-wał po 1920 i po 1945 roku nad Bałtyk, o którym ktoś pięknie (zobowiązująco) powiedział, że to Morze Śródziemne Północnej Europy…

Dziękujemy panu profesorowi za roz-mowę, a gratulując dotychczasowego dorobku, życzymy w dniu urodzin wytrwałości i realizacji kolejnych wyzwań na rzecz Kaszub i Pomorza.

Z prof. J. Borzyszkowskim rozmawiał Aleksander Gosk

Fot. z archiwum rodzinnego Borzyszkowskich

Page 8: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

POMERANIA LUTY 20168

LËTERATURA

Znóny w całim swiece roman zatitlo-wóny Winnie-the-Pooh, jaczi napisôł pò anielskù A.A. Milne, przełożëła na kaszëbsczi Bòżena Ùgòwskô. Ta kaszëbskô pòétka za tłómaczënk ksą-żczi wzãła sã ju w 90. latach (wspié-rôł jã Tomôsz Wicherkiewicz), ale

dopiérze terô ùdało sã ùdostac licencjã òd miéwcë aùtorsczich prawów na wëdanié Pùfôtka pò kaszëbskù. Dłudżé lata nie bëło to mòżlëwé z pòzdrzatkù na przejimniãcé tëch prôw przez Walt Disney Company i stolemné dëtczi, jaczé mùsz bëło zapłacëc za licencjã.

W 2014 r. Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrze-szenié, wëdôwca tłómaczeniô, zôs spróbòwało jã ùdostac – tim razã ju òd erbów britijsczégò pisarza. Próbë te skùńczëłë sã dobëcym.

Roman ò Miedzwiôdkù Pùfôtkù òstôł wëdóny w cwiardi òbkłôdce,

Na wëdôwnym rënkù pòjawiła sã kaszëbskô wersjô Miedzwiôdka Pùfôtka, bò tak prawie brzëmi miono misza ò baro môłim rozëmkù w najim jãzëkù.

„Miedzwiôdk Pùfôtk” ju w ksãgarniach!

ZKP_kubuspuchatek_wyklejka1.indd 1 2015-12-18 09:25:21

Page 9: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

9POMERANIA GROMICZNIK 2016

LËTERATURA

z farwnyma malënkama Ernesta H. She-parda i 18 stëcznika kùreszce trafił do ka szëbsczich czëtińców.

Wôrt wspòmnąc, że ju w 90. latach Miedzwiôdk Pùfôtk béł pùblikòwóny, w partach, w gazéce „Kurier Bytowski”. W tim téż czasu dzélëczi czëtóné pò kaszëbskù przez Mariã Kraùzã z Rãbù słëchińcowie mòglë czëc na antenie Ra-dia Gduńsk w magazynie „Na bôtach i w bòrach”.

Jednégò razu, baro dôwno temù, tak kòle zeszłégò piątkù, Winia Pùfôtk mieszkôł so w lese, czësto sóm pòd nôzwëskã Sanders.

– A cëż to „pòd nôzwëskã” mô òznaczac? – spitôł Krësztof Robin.

– To òznôczô, że òn miôł to nôzwëskò wëpisóné na dwié-rzach złotima lëtrama i mieszkôł pòd nim.

– Winia Pùfôtk nie béł czësto gwësny tegò – pòwiedzôł Krësztof Robin.

– Terô ju jem – òdrzekł mrëklëwi głos.– Tej bãdã cygnął dali – jô rzekł.Jednégò dnia, czej so szpacérowôł, doszedł òn do jednégò

pùstégò môla we westrzódkù lasu, a jesz na westrzódkù tegò pùstégò môla béł wiôldżi dąb, a z czëpa tegò dãbù rozchôda-ło sã głosné brzãczenié.

Winia Pùfôtk sôdł so pòd nym dãbã, wsadzył łebk midzë łapë i zaczął mëslec.

Nôprzód rzekł do se:– To brzãczenié cos òznôczô. Ni ma taczégò

brzãczeniégò, nick le brzãczenié i brzãczenié, bez żódnégò znaczeniô. Jeżlë tu je brzãczenié, to chtos mùszi robic to brzãczenié, a jediną przëczëną, jaką znóm do brzãczeniô, je to, że sã je pszczołą.

Pòtemù zôs mëslôł bez dłëgszi czas i rzekł:– A jediną przëczëną do bëcégò pszczołą, a jem tegò

gwës, je robienié miodu.Tej òn wstôł i rzekł:– A jediną przëczëną do robieniô miodu je to, żebë jô

mógł gò jesc.I zaczął trekac sã na drzewò.

Dzysdnia Miedzwiôdk Pùfôtk i jegò drëszë ze Stomòrgowégò Lasa kùreszce w  całoscë przemówilë w kaszëbsczim jãzëkù. Ksążkã jidze kùpic w internetowi ksãgarni www.kaszubskaksiazka.pl.

Najim Czëtińcóm bédëjemë niżi wëjimczi ksążczi w tłómaczenim B. Ùgòwsczi i malënczi, jaczé jidze w ni nalezc (tak na zôchãtã!)

Red.

Nie bëło taczich, co bë wiedzelë, skąd òni sã wzãlë, ale faktã je, że bëlë òni w Lese: Kangamëma i Kangùszk. Czej Pùfôtk spitôł sã Krësztofa Robina:

– Jakùż òni sã tu dostele?Krësztof Robin òdrzekł:– Kò w Zwëczajny Spòsób, jeżlë wiész, co jô móm na

mëslë, Pùfôtkù.A Pùfôtk, chtëren nie wiedzôł tegò, rzekł:– Aha! Tej dwa razë cziwnął głową i pòwtórził:– W Zwëczajny Spòsób. Aha! Tej zaszedł do swégò drëcha Prosątka, bò chcôł sã

wëznac, cëż òno ò tim mësli. A ù Prosątka w chëczë pòtkôł jesz Trusa. Tak tej rozprôwielë ò tim wszëtcë troje.

– Czemù mie sã to wszëtkò nie widzy? – rozprôwiôł Trus. – Bëlë jesmë tu më… të Pùfôtkù i të Prosątkò, i Jô… i narôz…

– I Ijaòseł – dorzucył Pùfôtk.– I Ijaòseł… i tej narôz…– I Sowa – rzekł jesz Pùfôtk.– I Sowa… i tej narôz…– Ach, i Ijaòseł – rzekł Pùfôtk. – Jô zabéł jesz ò nim.– Bëlë jesmë tu më – rzekł baro pòmału i ùwôżno Trus

– më wszëtcë, i tej, narôz, jednégò dnia sã bùdzymë i cëż më widzymë? Widzymë Cëzégò Zwierza westrzód se. Zwierza, ò chtërnym donëchczas më nawet nie czëlë. Zwierza, chtëren nosy swòjã rodzënã przë se, w swòji taszë. Wëòbrażëta so mie dwigającégò mòjã rodzënã przë se w mòji taszë, jak wie-le taczich taszów jô bëm brëkòwôł?

– Szesnôsce – rzekło Prosątkò.– A nié czasã sédmënôsce? – rzekł Trus – a jesz jednã na

sznëpelnik – to je òsmënôsce. Òsmënôsce taszów w jednym wãpsu!

Page 10: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

WËDARZENIA

POMERANIA LUTY 201610

Ùroczëzna zaczãła sã w Zespòle Wëżi-gimnazjalnëch Szkòłów nr 1.

Starosta Gabriela Lisius zaprezen-towała wizualizacjã projektu Ksą-żnicë prof. Labùdë. Prezydent Wej-rowa Krësztof Hildebrandt rzekł ò planach sparłãczonëch z ùnowienim zabëtkòwégò młëna, jaczi je krótkò placu, gdze pòwstónie Ksążnica. W arti-sticznym dzélu wëstąpiła mło dzëzna z wejrowsczégò liceùm, przërëchtowónô przez Editã Łësa kòwską-Sobiczewską i Jolantã Piastowską.

Drëdżim partã ùroczësti inaù-gùracje Rokù prof. Labùdë bëła nôù-kò wô kònferencjô „Profesor Gerard

Labuda – do konania, idee, inspiracje”. Òdbëła sã w Mùzeùm Kaszëbskò- -Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi. Naje Mùzeùm to bëlny plac na taczé wëdarzenié – pòd czorchiwôł direk-tór MKPPiM Tomôsz Fópka. Mómë òbrzészk w òdniesenim do ti wiôldżi pòstacje. Pò pierszé dlôte, że przekôzôł nama swòje zbiérë, a pò drëdżé – przez lata béł przédnikã nôùkòwi radzëznë ti institucje i dzãka niemù ùdało sã wiele w tim môlu zrobic.

Òbradë prowadzëlë: prof. Józef Bò rzëszkòwsczi z Gduńsczégò Ùni -wer sytetu i prof. Jerzi Strzelczik z Ùni-wer sytetu miona Adama Mic ke wicza

w Pòznaniu. Ùczałi, chtërny przë-rëchtowelë referatë, mielë starã pòkazac patrona latoségò rokù i jegò nôùkòwą robòtã z wszelejaczich strón. Ùczãstnicë

W Wejrowie ùroczësto òstôł zaczãti Rok prof. Gerata Labùdë, chtërnégò latosym patronã ògłosëło Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié.

Kònferencjô na tczã patrona

Page 11: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

11POMERANIA GROMICZNIK 2016

WËDARZENIA

kònferencji mòglë pòsłëchac pò prôw-dze bëlnëch prelegentów, jak: prof. Dariusz Sykòrsczi („Gerard Labuda jako mediewista”), prof. J. Strzelczik („Gerard Labuda jako niemcoznaw-ca [z pomorskim doświadczeniem]”), prof. Józef Dobòsz („Gerard Labuda jako organizator życia naukowego”) – jegò tekst przeczëtôł dr Édwôrd Ski-bińczi, prof. Daniél Kalinowsczi („Ge-rard Labuda jako recenzent literacki”), prof. J. Bòrzëszkòwsczi („Gerard Labu-da a ruch kaszubsko-pomorski”), prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi („Gerard Labuda jako historyk Kaszub. Inspi-racje”), T. Fópka („Spuścizna Gerarda Labudy w muzeum wejherowskim oraz projekt utworzenia Książnicy Gerarda Labudy”).

Òbczas paùzë midzë referatama ùczãstnicë kònferencje mòglë òbzerac wëstôwk na wdôr wiôldżégò ùczałégò z Lëzëna. Przërëchtowałë gò: Justi-na Grabòwskô i Zuzana Szwedek--Kwiecyńskô. Na zakùńczenié òdbëła sã diskùsjô, w jaczi wzął ùdzél m.jin Adóm Labùda, syn Profesora, chtëren wspòminôł swòjégò òjca.

Wôrt jesz dodac, że przed òtem-kniãcym kònferencje òstôł pòdpisóny intencjowi lëst. Przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Łukôsz Grzãdzëcczi, direktór Mùzeùm Ka-szëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mù-

zyczi w Wejrowie T. Fópka i przéd-nik Kaszëbsczégò Institutu prof. C. Òbracht Prondzyńsczi zòbòwiązelë sã w  nim do wespółrobòtë przë pòwstôwanim i rozwiju Ksążnicë m. prof. Gerata Labùdë. Jak òstało napi-sóné w lësce: Książnica służyć będzie upamiętnieniu postaci tego wybitnego Kaszuby, historyka-mediewisty. Po-zwoli w sposób godny przechowywać, opracowywać oraz udostępniać spuści-znę, którą na mocy testamentu Profesor przekazał do wejherowskiego Muzeum.

Służyć będzie dalszym badaniom nad Kaszubami, Pomorzem i regionem

nadbałtyckim oraz realizować będzie szereg funkcji, w tym badawczą, edu-kacyjną, kulturalną i turystyczną.

Òrganizatorama ùroczëstoscë inaù-guracje Rokù prof. Gerata Labùdë bë-lë: Ka szëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié, Mù zeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pis-mieniznë i Mùzyczi w Wejrowie, Ka-szëbsczi Institut, Kaszëbskô Kò misjô kòl Nôùkòwi Stacje Pòlsczi Akademie Ùmiejãtnoscë we Gduńskù i Zespół Wëżigimnazjalnëch Szkòłów nr 1 we Wejrowie.

DM

Page 12: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

NASZE ROZMOWY

POMERANIA LUTY 201612

Co Kaszubi zyskają na projekcie „Gniazdo gryfa”?Zyskają wiedzę podaną rzetelnie i w atrakcyjny sposób. Trudno wyma-gać od uczonych czegoś więcej. Mamy bedekery, przewodniki encyklopedycz-ne języka, muzyki, a także geografii, mamy oczywiście ogromną literaturę, ale doszliśmy do wniosku, że słownik, który zbierałby w jednym miejscu, w sposób przekrojowy, a jednocześnie syntetyczny (bo taka jest rola słowniko-wych haseł) wiedzę z szeroko rozumia-nego obszaru tradycji, mitów, symboli, pamięci, będzie ciekawy dla osób inte-resujących się Kaszubami i Pomorzem.

To będzie podsumowanie tego, co do tej pory zostało wydane, czy przy okazji zostaną przeprowadzone nowe badania?Taka jest natura słownika, że opiera-my się na stanie wiedzy. Nie będziemy więc prowadzili specjalnych badań ar-chiwalnych albo jakichś terenowych, ale w gruncie rzeczy każdy z autorów jest w trakcie jakichś badań i cały czas czegoś nowego się dowiadujemy, więc będziemy z tego korzystali.

W projekcie przeważają historycy, ale są również kulturoznawcy, lite-raturoznawcy, socjolodzy, etnolodzy, filolodzy…Takie jest założenie. Przyglądamy się historii, kulturze, tradycji kaszubskiej z różnych perspektyw, też niemieckiej lub czeskiej. To ma być analiza krzy-żowa, wielokontekstowa. Jak będzie hasło gryf, to napiszemy zarówno hi-storycznie o gryfie jako symbolu heral-dycznym Pomorza, jak i o micie gry-fa, o motywie literackim, wskażemy,

gdzie funkcjonuje w nazewnictwie, a także w elementach pozaliterackich – w tradycji ustnej, w mowie. To nie będzie łatwe od strony redakcyjnej, ale powinno być ciekawe. Na przykład Arkona to i miejsce historyczne, i mito-logiczne, pojawiające się w literaturze, w nazewnictwie – m.in. różne firmy tak się nazywają.

Ile haseł znajdzie się w słowniku?Lista dopiero powstaje. Do końca roku planujemy stworzyć zestaw haseł i ich mikrokonstrukcji, czyli tego, co w ha-śle powinno się znaleźć. Jedna osoba będzie pisała dane hasło, ale wszystkie pozostałe będą je czytały i uzupełnia-ły ze swojej perspektywy, ze swojego punktu widzenia.

A potem będziemy zbierać mate-riały, przygotowywać hasła. Bardzo dużo czasu przewidujemy na pracę redakcyjną. Haseł będzie kilkaset, ile dokładnie, jeszcze nie wiadomo, dużo będzie zależało od ich konstrukcji, jak bardzo będą przekrojowe. Być może to, co powiedziałem o gryfie, znajdzie się w kilku mniejszych hasłach.

W opisie projektu czytamy, że jednym z powodów jego realizacji jest fakt, że „Kaszubi w przeciętnym odbiorze ogólnopolskim i niemieckim repre-zentowani są w kilku, dość stereoty-powych figurach kulturowych (zwykle jest to obraz silnie przesycony folklo-ryzmem)”. Poprzez słownik chcecie walczyć z takimi stereotypami?Chcemy nie tyle polemizować, ile pokazać Kaszubom, ale też innym odbiorcom, całe to zróżnicowanie, bogactwo, specyfikę kaszubskiego wyposażenia kulturowego. Chcemy

pokazać, że dziedzictwo jest cały czas żywe, wciąż podlega reinterpretacjom, wprowadzane są zupełnie nowe ele-menty. To nie ma być leksykon wyłącz-nie historyczny. Chodzi o to, aby po-kazać kulturę kaszubską jako kulturę żywą, cały czas się dziejącą. Jeśli chodzi np. o pewne rytuały, to przecież kilka-naście lat temu nie było Dnia Jedności Kaszubów, nie było Zjazdu Kaszubów. Mamy do czynienia z renesansem nie-których rzeczy – wracają, ale nie są już takie, jak kiedyś, bo wprowadzają je nowi ludzie z odmienną wrażliwością, innymi pomysłami, za pomocą no-wych technologii itd.

Jak długo potrwa projekt?Słownik ma być gotowy w 2020 r. Wy-daje się, że to mnóstwo czasu, ale trze-ba zebrać masę materiału, przejrzeć wiele literatury…

Tak długie projekty to dzisiaj rzad-kość. Przeważają jedno-, dwuletnie. Naukowcy skarżą się, że pracują pod presją czasu.To jest specyfika Narodowego Progra-mu Rozwoju Humanistyki. Pojawił się dlatego, że wielu humanistów mówi-ło, że nie ma programu skierowanego wprost do nich, który byłby wieloletni. A często badania, działania edytorskie wymagają dużo czasu. Jednocześnie z góry założono, że jest to nie na pro-jekty przyczynkarskie, tylko przekrojo-we. Dzięki temu programowi uzyska-liśmy już grant na 4-tomową „Historię Kaszubów”, która obecnie powstaje. Traktujemy to jako wielkie osiągnięcie, potwierdzenie nie tylko tego, że ocenia-jący doceniają indywidualne kompe-tencje autorów, ale również pracę IK.

Instytut Kaszubski (IK) otrzymał grant Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki na projekt „Gniazdo gryfa. Słownik kaszubskich symboli, pamięci i tradycji kultury”. Na ten temat, a także o 20-leciu IK i nagro-dzie naukowej im. Gerarda Labudy rozmawiamy z prezesem Instytutu prof. Cezarym Obracht-Prondzyńskim.

Źródło rzetelnej wiedzy

Page 13: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

13POMERANIA GROMICZNIK 2016

NASZE ROZMOWY

Przyznanie tych grantów jest znakiem, że Instytut w sensie naukowym jest istotną, liczącą się jednostką.

Instytut Kaszubski w tym roku ob-chodzi 20-lecie istnienia. W jaki spo-sób zamierzacie uczcić ten jubileusz?Jesienią zrobimy spotkanie – planujemy zorganizować je w listopadzie. Chcemy je połączyć z prezentacją naszych kon-cepcji wspomnianej wyżej „Historii Kaszubów”. Poddamy je pod dyskusję. Gdy powstawał IK, to jednym z zadań wpisanych do statutu było przygotowa-nie syntezy historii Kaszubów. Teraz to się dzieje. Jestem pewien, że będzie to zupełnie nowa jakość, jeśli chodzi o sa-mowiedzę Kaszubów. Liczę na to, że Ka-szubi (przynajmniej część osób zainte-resowanych swoimi dziejami) zechcą to dzieło przeczytać. Myślę, że żadna inna społeczność w Polsce, grupa mniejszo-ściowa, takiej syntezy nie będzie miała. Przygotujemy, jak już mówiłem, 4-to-mową publikację. Razem z dziełem prof. Labudy będzie zatem 5 tomów.W ramach obchodów jubileuszu pla-nujemy też zrobienie wystawy prezen-tującej działalność IK, w tym nasze wydawnictwa, których jest już ok. 200 tytułów, w tym wiele publikacji wie-loletnich, jak Acta Cassubiana, Pro memoria, Biblioteka Pisarzy Kaszub-skich czy seria Stegnami pomorskiego pogranicza. Taka systematyczna dzia-łalność pokazuje żywotność. To nie

są działania jednorazowe. A przecież jesteśmy stowarzyszeniem, nie mamy aparatu administracyjno-badawczo--naukowo-etatowego. Dlatego tym wielu ludziom, którzy pracowali w IK, którzy są i tworzą Instytut, wkładają cząstkę swojej społecznej pracy, należą się słowa podziękowania i uznania. Po 20 latach będzie okazja, żeby się spo-tkać, porozmawiać i pomyśleć, co dalej.

Wspomniał pan o osobach zasłużo-nych dla IK. Pytanie za sto punktów: z kim przede wszystkim kojarzony jest Instytut?Oczywiście z prof. Józefem Borzysz-kowskim.

Niełatwo chyba było przejąć kiero-wanie stowarzyszeniem po tak cha-ryzmatycznym prezesie?Współpracujemy ze sobą już od 30 lat. Wiemy, co każdy z nas robi, co potrafi. Myślę, że Kaszubi i Pomorzanie mogą być dumni z tego, że jest w naszym gro-nie ktoś taki, jak prof. Borzyszkowski, a Instytut to na pewno jedno z waż-nych dzieł jego życia.

W statucie Instytutu zapisano, że bę-dzie współpracował ze Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim i Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko--Pomorskiej w Wejherowie. 12 stycz-nia podczas inauguracji Roku prof. Gerarda Labudy przedstawiciele tych

trzech organizacji i instytucji podpi-sali list intencyjny w sprawie współ-pracy. Czego dotyczy?Taka współpraca była podejmowana od samego początku. Traktowaliśmy zawsze IK jako wyspecjalizowaną agendę zrzeszeniową ds. nauki. A jeśli idzie o Muzeum, to uważamy, że jest ono unikatową placówką w skali nie tylko polskiej – przechowuje najwięk-sze skarby kultury kaszubskiej z za-kresu piśmiennictwa i muzyki. Ktokol-wiek chce coś sensownego powiedzieć o kulturze kaszubskiej, musi tam trafić.

Jednym z zadań otrzymanych w spadku po prof. G. Labudzie – jako testament do wykonania – było utwo-rzenie książnicy, w której będzie zgro-madzona jego ogromna spuścizna książkowa. Powstanie w ten sposób w Wejherowie ważna biblioteka nauko-wa – ponad 26 tys. książek. Będą tam też rękopisy i maszynopisy prof. La-budy. Ma powstać placówka, która bę-dzie chronić tę spuściznę, umożliwi jej badanie, posłuży dalszym działaniom animacyjnym, popularyzacji wiedzy. Cieszę się, że ten list został podpisany przez nasz Instytut, ZKP i MPiMKP, bo te podmioty będą miały za zadanie zre-alizować tę część testamentu Profesora.

Imię prof. Labudy nosi też nagroda naukowa przyznawana młodym uczo-nym „za wybitne i twórcze prace w za-kresie kaszubo- i pomorzoznawstwa”.W tym roku wręczymy ją po raz drugi. Kapituła oceniła przysłane prace i wzo-rem pierwszej edycji przyznaliśmy dwie równorzędne nagrody – po 12,5 tys. zł. Otrzymają je Lechosław Jocz za System samogłoskowy współczesnych gwar centralnokaszubskich [recenzja tej publikacji ukazała się w „Pomera-nii” 1/2016], a także Piotr Kitowski za Sukcesję spadkową w mniejszych mia-stach województwa pomorskiego w II połowie XVII i XVIII wieku. Studium prawno-historyczne, pokazującą spe-cyfikę kulturową wynikającą z tradycji prawnej Pomorza. To bardzo solidne, bardzo dobre publikacje.

Rozmawiał Dariusz Majkowski, fot. DM

Page 14: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

KOCIEWIE

POMERANIA LUTY 201614

WA L D E M A R G W I Z DA Ł AByła to już jego piąta edycja, która mia-ła jednak trochę odmienny charakter niż poprzednie. W roku 2014 bowiem, w trakcie intensywnych przygotowań do kolejnego kongresu, gorąco dys-kutowano na jego temat, dostrzegając potrzebę zmiany, odświeżenia dotych-czasowej formuły oraz celów, dzięki którym można będzie lepiej i skutecz-niej wypromować Kociewie. Dodat-kowo głosy krytykujące IV Kongres spowodowały, że organizatorzy po-stanowili powrócić do formuły z 1995 roku, przedstawiając propozycje kon-kretnych działań, które będą się wpi-sywać w V Kongres Kociewski.

Za główny cel organizowanego kongresu uznano zidentyfikowanie i przedyskutowanie wyzwań, jakie stoją przed regionem w XXI wieku. Według tych założeń kongres powinien także wytyczyć najistotniejsze kierunki dzia-łań na rzecz Kociewia oraz wprowadzić w nich nową jakość, opartą na tradycji i dotychczasowych doświadczeniach kongresowych.

Tak duże przedsięwzięcie poprzez bogaty i różnorodny dobór imprez i wy-darzeń odbywających się w ramach kongresu ma szansę stać się ważnym elementem dla promocji regionu. Może uwypuklić drzemiący w nim potencjał i jeszcze bardziej zintegrować miesz-kańców sąsiadujących z sobą powiatów, a nam wszystkim pozwolić na odkrywa-nie walorów kulturowych i antropoge-nicznych Kociewia – podkreślała Maria Pająkowska-Kensik podczas jednego ze spotkań organizacyjnych.

V Kongres Kociewski został uro-czyście zainaugurowany 10 lutego w Dzień Kociewia (upamiętniający

pierwszą wzmiankę o Kociewiu), a na-stępnie przez kolejne miesiące odby-wały się wcześniej ustalone działania i wydarzenia kongresowe. W oficjalny program kongresu wpisano aż dwa-dzieścia dwa wydarzenia o różnorod-nym charakterze oraz wiele wydarzeń i inicjatyw towarzyszących. Od imprez sportowych i turystycznych przez kon-certy i imprezy plenerowe po spotka-nia poetyckie, sympozja i konferencje naukowe, które podsumowane zostały na konferencji finałowej 4 grudnia 2015 roku w Centrum Kultury „Zamek” w Nowem. Lider społecznego Komitetu Organizacyjnego V Kongresu Kociew-skiego dr Michał Kargul podzielił się na niej swoją wstępną analizą realiza-cji zakładanych przez organizatorów celów kongresu. Powiedział, że odbyło się wiele ciekawych wydarzeń, które poszerzały wiedzę o Kociewiu i mogły pobudzić zainteresowanie regionem, ale zwrócił także uwagę na sprawy,

których nie udało się sfinalizować, jak głębsze zaangażowanie na rzecz regio-nu samorządów z całego Kociewia czy opracowanie kociewskiej strategii edu-kacji regionalnej.

Dorota Piechowska z Towarzy-stwa Miłośników Ziemi Kociewskiej z wielkim entuzjazmem omówiła wy-darzenia kongresowe z terenu powiatu starogardzkiego. W swojej wypowiedzi uwydatniła znaczenie I Kociewskich Targów Wydawniczych w Starogar-dzie Gdańskim, które bez wątpienia były jedną z najważniejszych inicjatyw kongresowych, skarszewskiego prze-glądu gwary kociewskiej „Kociewski Skowronek” oraz konferencji „Kultura Fizyczna na Kociewiu” zorganizowanej przez starogardzką Pomorską Szkołę Wyższą. Podkreślała także zaangażo-wanie młodych ludzi w wydarzenia związane z V Kongresem.

Wydarzenia kongresowe z ziemi tczewskiej przedstawił dr Krzysztof

Obserwując to, co się dzieje na Kociewiu, lub też bywając w tym regionie, trudno było nie zauważyć licznych wydarzeń organizowanych w 2015 roku pod hasłem Kongresu Kociewskiego.

Wykorzystać potencjał

Jednym z najważniejszych wydarzeń kongre-sowych była konferencja naukowa „Polska

Regionalna. Mowa – kultura – edukacja”

Page 15: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

15POMERANIA GROMICZNIK 2016

KOCIEWIE

Korda z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie. Zaakcentował to, że takie wydarzenia odbyły się w każdej gminie powiatu, a ich większość była inicjatywą organizacji regionalnych. Poza cyklicz-nymi imprezami, które w roku kongre-sowym nabrały jedynie świątecznego charakteru, jak festiwale folklorystycz-ne w Piasecznie, sympozjum „Jeście na Kociewiu” w Subkowach czy Festiwal Twórczości Kociewskiej im. Romana Landowskiego w Tczewie, wiele wyda-rzeń zorganizowano specjalnie z okazji V Kongresu Kociewskiego. Tutaj warto wymienić spotkania poetyckie w Pel-plinie oraz konferencję naukową „Pol-ska Regionalna” w Tczewie, których pomysłodawcami i realizatorami były miejscowe środowiska Zrzeszenia Ka-szubsko-Pomorskiego.

Katarzyna Bączkowska ze Staro-stwa Powiatowego w Świeciu omówi-ła natomiast wydarzenia kongresowe z ziemi świeckiej. Podkreśliła fakt wy-jątkowego zaangażowania południa Kociewia w V Kongres, czego najlep-szy dowód stanowi fakt, że aż 10 z 22

imprez kongresowych odbywało się właśnie w powiecie świeckim. Były one niezwykle różnorodne. Od Pu-charu Kociewia w marszach na orien-tację, zorganizowanego przez Bractwo Czarnej Wody, przez Plachandry Sa-morządowe, których realizacją zajęło się głównie starostwo, Plachandry Edu-kacyjne organizowane przez świecki Urząd Miasta i starostwo, kongresową edycję Festiwalu Smaku w Grucznie, aż po konferencję naukową na temat tożsamości południowego Kociewia. Za zasługi dla kultury regionalnej na południu Kociewia samorządowcy z powiatu świeckiego nagrodzili prof. Marię Pająkowską-Kensik i Grażynę Woźnicką.

Kulminacją zakończenia kongresu było odczytanie przez prof. Kazimierza Ickiewicza, przewodniczącego Rady Programowej „Kociewskiego Maga-zynu Regionalnego”, uchwały kon-gresowej jednogłośnie przyjętej przez zebranych.

Jak ocenić miniony rok kongre-sowy? Czy organizatorom udało się

osiągnąć wyznaczone cele? Z pewno-ścią tak, chociaż na efekty (bądź nie) trzeba będzie poczekać. V Kongres Kociewski zebrał wiele dobrych słów (chociaż nieliczne głosy krytyki też się pojawiały), a wydarzenia kongresowe były pozytywnie odbierane w lokalnych społecznościach. Wydaje się, że w tych społecznościach kongres był widziany bardziej przez pryzmat danego wyda-rzenia, na które można było przyjść i coś ciekawego zobaczyć, niż ogólno-kociewskiego wydarzenia roku. Orga-nizacje i instytucje z każdego powiatu, realizując wydarzenia pod szyldem V Kongresu, promowały różne oblicza Kociewia – historyczne, geograficzne, kulturalne, literackie bądź kulinarne. Jednak w dysproporcji organizowanych wydarzeń w poszczególnych powiatach widać poziom ich zaangażowania. Dziś należy mieć nadzieję, że przyszły kon-gres przyniesie jeszcze więcej inspiru-jących wydarzeń nie tylko na południu Kociewia, ale również na zachodzie i północy regionu.

Fot. DM

Uchwała V Kongresu Kociewskiego

Kociewie, jeden z najważniejszych i najbardziej aktywnych regionów w Polsce, szczyci się długą i ciekawą historią, własną mową i do-robkiem twórczym, bogatą kulturą duchową i materialną, piękną tradycją. Stanowią one mocny fundament tożsamości dla każdego pokolenia i zachętę do dalszego wzbogacania dziedzictwa przodków. Kociewiacy przez stulecia z wielkim oddaniem pracując na rzecz Małej Ojczyzny, wnosili swój znaczący wkład w dzieje Polski. Nie szczędzili krwi i ofiar w obronie polskości w czasie zagrożeń, zaborów, wojen i okupacji. Oddawali swój trud, talenty i gorące serca dla jej rozwoju gospodarczego, kulturowego i społecznego. My, uczestnicy V Kongresu Kociewskiego, jako kontynuatorzy dorobku poprzedników, w trakcie prac kongresowych sformułowa-liśmy wnioski i wyzwania, mające rozwijać przez kolejne lata nasz regionalizm. Stawiając sobie za cel rozwój kulturowy, społeczny i gospodarczy, będziemy dążyć i apelujemy do władz samorządowych i państwowych o:

1. Wprowadzenie systemowych rozwiązań w edukacji regionalno-patriotycznej, poprzez opracowanie strategii edukacyjnej na po-ziomie samorządów, jak i rozwiązań prawnych obejmujących całą Polskę. Pragniemy także dalszego rozwijania wśród nauczycieli i wychowawców przekonania o konieczności upowszechniania wiedzy o regionie;

2. Podjęcie działań mających na celu ochronę i promocję mowy kociewskiej;3. Rozwijanie współpracy organizacji regionalnych, zainteresowanych działaniami na rzecz Kociewia i całego Pomorza, w celu stwo-

rzenia sieci regionalistów, promowania etnodizajnu kociewskiego i dalszego budowania marki „Kociewie”;4. Wzmocnienie reprezentacji Kociewia w sejmikach wojewódzkich, zwłaszcza poprzez stworzenie kociewskiego okręgu wybor-

czego w województwie pomorskim;5. Wspieranie i rozwój kultury regionalnej. Kultura jest fundamentem kapitału społecznego, bez którego nie jest możliwy rozwój

społeczności lokalnych, zwłaszcza rozwój ekonomiczny. Chcemy zabiegać o to, by kociewscy samorządowcy doceniali funda-mentalną rolę kultury dla funkcjonowania społeczności, którym przewodzą, a środki wydawane na działania kulturalne traktowali jako mądrą inwestycję.

My, Kociewiacy, zebrani w dniu 4 grudnia 2015 roku w Nowem, na zakończenie V Kongresu Kociewskiego przyjmujemy niniejszą Uchwałę przez aklamację.

Page 16: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

NASZE ROZMOWY

POMERANIA LUTY 201616

Pochodzi pani z Czarnej Wody…Tak, to moje miejsce urodzenia i moja mała ojczyzna, w któ-rej jestem zakochana.

A zwłaszcza w małym białym domku, o którym często pani pisze w swoich gadkach.Tak. Na szczęście ciągle stoi, uschło tylko drzewo, które znaj-dowało się w pobliżu.

Dlaczego ten domek jest taki ważny?Spędziłam w nim dzieciństwo. Między innymi czas wojny.

Ten wojenny czas pamięta pani dobrze?Byłam wtedy dzieckiem, ale pamiętam, jak jechały czołgi, jak przedzieraliśmy się przez las do Małych Krówien, żeby uciec przed frontem. Pamiętam też moment, gdy byliśmy w bunkrze znajdującym się w ogrodzie obok białego dom-ku. Dokładnie przy naszym bunkrze spadła bomba. Ojciec przekonany, że to już koniec, że to wszystko runie, powie-dział wtedy do nas: zostańta z Bogiem. Ale przeżyliśmy.Dach naszego domu był cały w kulach. A do środka przez okno wpadła kula i nie wybuchła. Był tam wtedy – pod koniec wojny – szpital niemiecki. Nasz ojciec w miejscu, gdzie wpadł ten pocisk, zrobił po prostu taką łatę i normal-nie po tym chodziliśmy, tańczyliśmy na weselach. Dopiero wiele lat później moja siostra, kiedy się o tym dowiedziała,

zawiadomiła kogo trzeba. Przyjechali żołnierze, którzy na początku nam nie wierzyli, ale kiedy zdjęli tę łatę, to zbledli. Wzięli ten niewybuch i pojechali.

Podobno pani mama była bardzo silną kobietą.To była niesamowita kobieta. Rządziła mężczyznami z całe-go wybudowania. To dzięki niej założyli u nas elektryczność. W planach było pociągnięcie prądu tylko tam, gdzie teren był ściśle zabudowany, a na wybudowaniu już nie. Moja mama rozdała każdemu zadania: wujkom, którzy mieli las, kazała wykonać słupy, znalazła człowieka, który miał nam zakładać elektryczność. Od ludzi pozbierała różne rzeczy, np. jajka, sznaps itp. Wiedziała, do kogo trzeba się zwrócić o pozwolenie. Mój ojciec jako brieftriger [listonosz] z torbą pełną takiego przekupstwa pojechał, gdzie go mama wysłała, i dostaliśmy zezwolenie.Mama to był zmarnowany talent. Nie mogła przeżyć tego, że nie była w szkołach. Kiedy ludzie po wojnie musieli robić 7 klas, pisała wszystkim w okolicy różne prace, opowiadania. Myślę, że ten dryg do pisania mam po mamusi.

Z kolei tata pojawia się w pani opowiadaniach głównie w kontekście wojny, jako odważny człowiek, który ukry-wał partyzantów.Przede wszystkim był bardzo dobrym człowiekiem. Nie umiał nikomu nic odmówić. Nie potrafił powiedzieć nie.

Z Zytą Wejer, autorką gawęd i felietonów, znaną czytelnikom „Pomeranii” jako Rózalija, rozmawiamy o wojnie, małym białym domku i gwarze kociewskiej.

Kocham pisać

Page 17: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

17POMERANIA GROMICZNIK 2016

NASZE ROZMOWY

Ale odważny był również. Wiedział przecież, że na naszej szopie mieszkają partyzanci. Mamie o tym nie powiedział. Mówił tylko: „Mama, weź ta pierzyna, bo pomiśló, że łu nas só partyzanty”. „Jo, stary, ti masz prawda” – i pierzynę chowała, ale partyzanci spali na sianie. Tata był na wskroś dobry. I bardzo posłuszny żonie.

Ilu was było w domu?Rodzice mieli trzy córki. Ja byłam najstarsza, a najmłodsza urodziła się 11 lat po mnie. Mama nas wszystkich wysłała w szkoły, bo to było dla niej najistotniejsze. A przecież wielu bardziej zamożnych od nas nie słało dzieci do szkół. Mama była na tym punkcie mocno wyczulona.

Mówiliście w domu po kociewsku?Przemiennie, ale skądś przecież to mam…

A dlaczego się pani wyprowadziła z Czarnej Wody?Bo poszłam do „pedałów” – Liceum Pedagogicznego w Tcze-wie. Gdy skończyłam tę szkołę, zastanawiałam się, gdzie iść do pracy. Spodobała mi się nazwa Nowy Dwór i tam sobie wy-brałam pracę. A tam ani drzewka, ani chójki. Ja nie mogę! A ja na wsi wychowana. To było dla mnie coś strasznego. Byłam tam dwa lata. Mój tatuś miał znajomego w wydziale oświaty w Starogardzie (był to ktoś z Czarnej Wody) i wyszukał mi robotę w Szkole nr 2, gdzie uczyłam krótko. Zaczęłam studio-wać zaocznie filologię rosyjską w Studium Nauczycielskim. Kiedy ją skończyłam, to napisałam podanie do Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Starogardzie, tzw. budowlanki – bardzo mi się podobało w tej szkole, był tam taki błysk i porządek. Po-szłam do dyrektora zapytać, czy by mnie przyjął do pracy, ale kazał mi najpierw uzyskać zgodę z kuratorium. Poszłam więc do kuratora i mówię, że skończyłam SN, chciałabym uczyć rosyjskiego w Starogardzie. „Proszę pani, my byśmy chętnie pani dali tę pracę, ale już ją dostał jakiś nauczyciel. Damy jego adres, niech pani do niego napisze. Jeśli będzie chciał, to za-trudnimy go w Elblągu”.

I tak zrobiłam. On się zgodził i trafiłam do szkoły za-sadniczej. Później musiałam zrobić jeszcze WSN (w trakcie pracy) – to było równe wyższemu wykształceniu bez tytułu magistra.

W Starogardzie wyszła pani za mąż?Tak. Za Kaszuba. Nazwisko mam więc teraz kaszubskie – Wejer.

Ale po kaszubsku pani nie mówi?Nie, ale np. „Pomeranię” czytam od dechy do dechy. Zdarza-ją się słowa, których nie rozumiem, ale ogólnie rzecz biorąc, czytanie po kaszubsku nie jest problemem.

A kiedy zaczęła pani pisać po kociewsku?Gdy poszłam na emeryturę, to zastanawiałam się, co robić. Nuda! A w tym czasie zachorował gawędziarz kociewski

Antoni Górski, który pisał do „Gazety Kociewskiej”. Pomy-ślałam, że ktoś go musi zastąpić. I postanowiłam spróbować. Bogdan Kruszona był wtedy redaktorem. Kiedy przyniosłam gotowy tekst, poprosiłam, żeby przeczytał, czy tak może być, a on stwierdził: „Pisz pani, co chcesz, byle było po kociewsku”. Świetnie się układała współpraca z gazetą przez 4 lata. Potem zachorowałam, w międzyczasie zmieniły się dwukrotnie rzą-dy w gazecie i tak się złożyło, że przestałam już tam pisać. Za to od 3 lat piszę do „Pomeranii”, a od niedawna też do kwar-talnika „Kociewski Magazyn Regionalny”.

Skąd bierze pani pomysły do swoich tekstów?Jakoś mi się samo nasuwa. Poza tym żyłka do pisania tkwi-ła we mnie od dawna. Podobnie jak moja mama, pisałam w Starogardzie różne prace, wypracowania, rozprawki swo-jej rodzinie, znajomym. Zawsze z bardzo dobrym skutkiem. Kocham pisać. Łączę w sobie tę chęć pisania i miłość do ko-ciewskiej gwary.

A jeśli chodzi o samą gwarę – skąd czerpie pani np. słow-nictwo?Kociewska gwara jest w mojej głowie. Pamiętam, że kiedy pani prof. Maria Pająkowska-Kensik przyniosła mi słownik wyrazów kociewskich, to z głowy dopisywałam jej wyrazy, których tam brakowało. Dużo pamiętam z dzieciństwa.

Page 18: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

NASZE ROZMOWY / GADKI RÓZALIJI

POMERANIA LUTY 201618

Z Y TA W E J E R

Jak żam była eszcze małi gzub, to pamniantóm taki wjyr-szik:

Płinie, wjije sia rzyczka, jak błyszcząca (w)stóżeczka.Tu sia srybrzi, tam ginie, a tam znówki wipłinie!Woda wew rzyczce przejrzista, zimna, bistra ji czista.

Jak to szło dali, móm łuż zabaczóne. Ji druga blamaża je taka, że łuż nie wjam, czi był wew Elamantarzu do 1 klasi we szkole, czi go Matuś deklamowali pod gruszó wew pjankne letnie dni. Niy, niy, ja ni móm fógla ji żam nie je dómajt – moja Matuś naprawda tyle wjyrszów nóm kładła do naszych makówków, że strach. Jano że tera łuż lepsi wnuki jy mogó niyż mi Stare Lóle, jeji dzieci, znaczi. Ale jidźma do ti moji Wodi, co to je Czarna. Łod ti Czarni Wodi, abo jak wolita Wdi, nazywa sia wieś, we chtórni ja sia łurodziyłóm! Wej co ja klepja, toć to je tera mniasto!

To mniasto, a po mojamu wjoska (bo nasza chałupa je na Leśni 5 we śróćku chojnów) całkam otula ta pjankna rzyka. Na ti Leśni 5 mi mómi raj, co sia nazywa „Wiwczasi pod gruszó”! Ji zicher tak je. Jano jak jedzim wew ty chojni, to musim mniyć walna tabza dytków, bo dawni to choc ma-ślaki rośli wnetki na łoborze, a tera maślaka nie nańdziesz, chocbiś przeszed śłat dokoła! Matuś zawdy recitoweli:

Chocbiś przeszed śłat dokoła, nalaz łuśmniych syrcu rzadkiNicht zastópjyć Ci nie zdoła łukochani Twoji Matki. Nicht tak dobrze nie rozumni, nie łukoji Cia wew rozterceJako łóna jedna łumni swygo Dziecka łodczuć syrce!Wjanc dopókónd Matka żije, póki słodko zez Tobó gwarzi –Niech Twoje syrce dló Ńi bjije ji mniyłośció niech jó darzi!

Według pani gwara kociewska ma szanse przetrwać?Napisałam ostatnio taką gadkę: „Gwara idzie do przoć-ka”. I na czym ja to buduję? Na przykład na ubikację, ustęp mówi się po kociewsku wychodek, ale moja bab-cia mówiła wygódka. Teraz już nikt u nas tego słowa nie używa. Tak samo, jak język literacki się rozwija, tak i nasza gwara. I jeszcze jedna historia na potwierdzenie tych słów. Dzwoniłam ostatnio do moich wujków, bo chciałam się zapytać, czy są już po obiedzie, bo mieliśmy do nich sprawę i planowaliśmy przyjechać. „Sóta łuż po

łobiedzie?” – pytam. „A – odzywa się mój wujo – kon-sumujim”.Jezus, Maria! Myślałam, że upadnę. Łoni konsumujó! Uspo-koiłam się dopiero, kiedy sobie uświadomiłam, że nawet ta-kie słowo powiedział „z kociewska”. I zakończyłam tę gadkę: „Łoni konsumujó, a ja eszcze durch jam. Ale wszyscy ciągle po kociewsku!”.

Rozmawiał Dariusz MajkowskiFot. ze zbiorów Z. Wejer

Moja Woda je CzarnaNó jó, ale Matuś nie żijó. Tedi nasza „słóneczna dolina”, bo tak jó tyż mómi nazwane, jakbi troszeczka łuż nie funksny-ruje jak dawni. Grusza eszcze je – ano wjyrszów nie słiszisz jedan zez drugim. Chiba że przijedzie zez Gdyni Siostrzenica Magdalena (po babce Helenie, ksiwa Lyna Liberka, ji sia do-stało take jimnie), co je taka jucha pamniantliwa, że wnetki bi Babka zastópjyła. Ale jak to dzisiaj młode, nagrała se te wszitke „skarbi” na taki dinks, wjera kómórka, ji po całkim akademniku łuczyła po kociewsku „szprechać”. (Szpresien zi dojcz? To tak na marginesie, żebiśta wiedzieli, skóndi ja wzia-nóm to szprechać). Mi żam take móndre nie byli! Razu nie mnielim eszcze tedi komórków, co to tera jy ma „kóżda baba ji żaba”! A nasza pamniać łuż nie funksnyruje. Ja jano pam-niantóm, że najbardzi było smutno, jak Babka, abo jak wolita Lólka, dawała kóncert pt. „Pożegnała siostra brata”. Niy banda go tu wipsisiwać, bo bi sia pewnie poriczałóm, jak to było za młodu. Ja miślałóm, że to był wjyrsz M. Kónopnicki, ale niy, bo T. Lenartowjicza, to so nandzieta, przeczitata – ano mnijta sznoptuch, cobiśta mnieli we wco łopciyrać łoczi. Nasza Ma-tuś nie mniała litości, co wjanci była rada zez tych naszych łzów. Tedi jak bi to było mało, zaczinała bajka ło „Chłopcu zez masła”, co to go czarownica do pieca zamknyła. Ji znówki rik!

Ja żam sia dopjyrku dziś, przi tim psisaniu spostrzegła, za kim ja to móm! Toć ja sia tyż nad Wami znacóm ji każa Wóm czytać ty moje luri! Toć jak chceta, możeta dać mnie kosza!

Sia martwia, że za wjele je tego mojygo fyfloniania na jedan maltich!

Strapjóna Rózalija

PS. Ja żam je ti dbi, że ło ti Czarni Wodzie musza eszcze re-el łopsisać, co to sia wiglajchuje, bo żam napsisała ło Lólce, czi jak wolita Babci, a tak riśtiś ło Matusi! Ło ti postaci bi móg ksióżka napsisać ji dopjyrku bi bylim glit. Ale wszitkygo niy moga wiglyglónić, bo Matuś mówjyli: „Niy powjedaj wole, co sia dzieje wew szkole!”

Page 19: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

19POMERANIA GROMICZNIK 2016

Z KOCIEWIA

M A R I A PA JĄ KO W S K A- K E N S I K

Coraz częściej słyszymy slogan „bę-dzie się działo” – jest zapowiedzią, ofertą, reklamą. No i dzieje się, żyjemy obecnie w coraz bardziej zagęszczo-nych czasach zastraszającego zgiełku, namolnej reklamy wszystkiego, obez-władniającej nawałnicy informacji. I ten szalony pośpiech – okropność! Chwała tym, którzy umieją ocalić swoją ciszę, zrobić miejsce dla refleksji, nieśpiesz-nie rozmawiać z kimś bliskim. To, co piękne, dobre, musi przecież osadzić się w duszy, by byle podmuch sensacji nie zmiótł nastroju. To, co wielkie, ważne, istotne, powstaje w ciszy. Przypomina mi się rozmowa z bliskim mi twórcą, Janem Drzeżdżonem, który (podczas wizyty na Kociewiu) mówił, że jedzie do klasztornego ustronia, by w ciszy pochylać się nad słowami. Teraz wiem, dlaczego wśród ulubionych przez mnie słów pamiętających spokojne dzieciń-stwo na wsi jest (i było) słowo cichacz, czyli miejsce zaciszne, bezpieczne, bez przewiewów, hałasu. Miejsce, gdzie czas też lubi przysiąść, np. za drew-nianym szałerkiem, w sadku, gdzie wszystkie stare grusze i dawne odmia-ny jabłoni miały swoje swojskie bardzo imię i czuwały nad ciszą świętojanek. Tamte powidoki przywołają pa-mięć słów strudzonego pracą na roli ojca, który spokojnie zachęcał, by przysiąść na murawie, w cicha-czu i odpocząć... Przypomina mi się to teraz, gdy cisza jest tak potrzebna. A wspomniane słowo cichacz (tyle

w nim nie tylko słowotwórczej treści) jest punktem wyjścia dla opracowania też innych ważnych „słówek” z gwary kociewskiej. Upewniłam się w tym za-miarze, zobaczywszy niedawno wyda-ną antologię Najpiękniejsze śląskie słowa. Świetny pomysł. W każdym języku, tj. też w gwarach, są słowa, których wypo-wiedzenie wywołuje magiczne światy. Pełen słownik kociewski (dzieło B. Sych-ty oraz ciągle jeszcze tworzące się uzu-pełnienia z „zaostałych kłosów”, z kon-tekstami) to nie jedyne zadanie. Jeszcze chciałabym opracować zbiór słów szcze-gólnych, którym należałoby przywrócić blask, a choćby je ocalić. Ciągle jednak zbyt pochłania mnie przestrzeń spo-łeczna, edukacyjna, sytuacja rodzinna, a trzeba schować się w „zaułku” (jakimś cichaczu) i pisać, pisać...

Uświadomiłam to sobie (zresztą nie pierwszy raz) podczas nadzwyczaj ciekawego spotkania z niepospolitym naukowcem profesorem Januszem Limonem. Lekarz genetyk i zarazem wielki humanista. Spotkanie zor-ganizował Instytut Kaszubski. Na obwolucie książki prof. Limona pt. Przestrzenie i zaułki czytamy słowa autora: „Kiedy czytam swoje skoja-rzenia spisane na przestrzeni wielu lat i zastanawiam się, czy można w spo-sób tak bezpośredni opisać nasze przemijanie, smutki, śmieszności ży-cia, chwile radości, naszą pracę...” No właśnie, zapiski świadczą o tym, że nie tylko można, ale na pewno warto... Lektura niezwykła, na jedną noc... Przebudzająca. Tyle trafnych spostrze-żeń, niebanalnych uwag, też gorzkiej

prawdy. Podczas czytania najpierw zaczęłam notować złote myśli auto-ra, potem już tylko podkreślałam, bo udało mi się zdobyć książkę. Zatrzy-mał mnie fragment: „Nigdy nie są-dziłem, że życie, nawet to naukowe, zawiera tyle elementów napięć i walki między ludźmi. Świadomość, że na-uka to wydobywanie najprostszych elementów prawdy z chaosu świata, pozwala też zauważyć rozwiązane sznurowadło”. Tę książeczkę będę po-lecać moim bliskim, też doktorantom. Uwagi o kondycji polskiej nauki cią-gle niepokojonej reformami, niestety nietrafionymi, nie nastrajają optymi-zmem. Na pociechę czepiam się obie-cującego zdania ludzi dobrej woli jest więcej... i choć dziwny jest ten świat, w ostatnich tygodniach nawet bardzo, to pewnie trzeba przypominać Syzy-fowi, że może być szczęśliwy... Jakiś dowód potrzebny? Proszę bardzo, w ostatniej „Nordzie” (strona „ Dzien-nika Bałtyckiego”) znajdujemy dość obszerną i budującą relację Iwony Joć pt. „Regionalizm do szkół”. Autorka nawiązuje do ważnej konferencji, która w Roku Kongresowym (2015) odbyła się w kociewskim Tczewie. Przypo-mniano dobry wiatr od morza (zasługa ZKP, też „Pomeranii”) i to, że ciągle ak-tualne są „Wskazania dla synów Pod-hala” Władysława Orkana. Powielony tekst przekazałam swoim studentom. Wszystkim regionalistom życzę odna-wialnych sił, to co, że kamień ciężki, że spada (nie ma już międzyprzedmioto-wej ścieżki edukacji regionalnej), ale siać trzeba…

Zaułki i cichacze

R E K L A M A

Page 20: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

Mòja tatczëzna… w Winonie (z Dziennika podróżnego, cz. I)

REPORTAŻ

POMERANIA LUTY 201620

DA N I E L K A L I N O W S K I

Missisipi organizuje tutaj życie ludziZ okien samolotu Winona wygląda jak wyspa kolorowych klocków w ob-jęciach ramion potężnej rzeki. Przela-tuje się nad tym trzydziestotysięcznym miastem, by wylądować w La Crosse, dwukrotnie większym ośrodku, bo to w nim znajduje się regionalne lotnisko. Stamtąd już tylko pół godziny autostra-dą i wjeżdżamy do cichej i czystej Wi-nony – miasta osiedlenia się Hieronima Derdowskiego oraz wielu Polaków, Po-morzan i Kaszubów w drugiej połowie XIX wieku. Pierwsze wrażenie można mieć całkiem pozytywne, wysokie brzegi Wielkiej Rzeki, żółtawo-rdzawe skałki obrośnięte iglastym lasem, a tuż przed Winoną górująca nad okolicą naga skała Sugar Leaf, wizytówka re-gionu, nieco dzika, trochę tajemnicza, idealnie się nadająca do zrobienia sobie fotografii.

Wjeżdża się do miasta szerokimi arteriami, ruch przeciętny i raczej nie-spieszny. Na przedmieściach wielkie sieciowe markety, stacje paliw, typowo amerykańskie restauracje. Jednakże jest tutaj coś więcej… Rzeka wyżło-biła w skałach i żwirowym gruncie dolinę Missisipi, która poprzecinana odnogami i zbiornikami wodnymi stworzyła dla miasta malownicze oto-czenie. Widać od razu, że właśnie bu-dząca respekt Missisipi zorganizowała

i dalej organizuje tutaj życie ludzi. To dzięki niej można było tu dotrzeć z in-nych stron świata, za jej sprawą można było importować i eksportować, nad jej brzegami rozłożone były tartaki, które przecierały drzewa z pobliskich lasów. Rzeka wydaje się tutaj leniwa, ale w istocie to olbrzym, w którego żyłach przepływają wielkie zwały siwej, zmęt-niałej wody.

Winona nie imponuje wielkością. Nie ma tutaj ogromnych wieżow-ców, choć kilka wyższych budynków mieszkalnych i przemysłowych daje się zauważyć. Najdawniejsza część miasta składa się z różnorodnej tkanki, która średnio przypomina to, co w Europie nazywamy starym miastem. Ot… kilka ulic ma w swoim ciągu dziewięt-nastowieczne budynki o historyzują-cych zdobieniach, ale pomiędzy nimi znajdują się dużo mniej imponujące kamieniczki o zaniedbanych, brud-nych fasadach. Co więcej… w centrum zdarzają się bardzo posępne miejsca, jakby całkiem niedawno wybuchł tu pożar czy zdarzyła się jakaś budowla-na katastrofa. Choć znowu w innych częściach tegoż centrum widać pozo-stałości dawnych, świetnych czasów Winony: budynki banków o kolo-nialnej architekturze, przyciężkawe, z pretensjonalnymi zdobieniami. Owi bankierzy, właściciele tartaków, tkalni, garbarni i browarów budowali obiekty, które swym rozmachem, wystrojem

wnętrz z marmurami i witrażami mia-ły przysłonić wrażenie tymczasowości i nuworyszostwa, a wyrazić ambicje lo-kalnych posiadaczy. Dziś możemy zo-baczyć, że przemysłowo-handlowa pro-sperity nagle się urwała: wielki gmach banku przechowujący potężny kapitał stoi bowiem obok rachitycznego drew-nianego domku nieco wzbogaconego kupca, który już nie zdążył się dorobić ceglanej kamienicy, a eklektyczna bryła ratusza nie ma godnego siebie architek-tonicznego sąsiedztwa. Jeśli już się coś w pobliżu pojawia, to wielkometrażo-wa, „socrealistyczna” hala domu han-dlowego lub jakiś mieszkalno-usługo-wy karzeł.

„Jeny Kochany! Polish Museum”Podczas przechadzki po starszej części miasta można się natknąć na okazały, piętrowy budynek, obok którego znaj-duje się jeszcze mały, drewniany Do-mek Schulzów oraz nowa, stosunkowo duża, metalowa hala Museum Annex. Wszystko razem tworzy dziś kompleks budynków Polish Museum in Winona – najważniejszego miejsca tożsamo-ści dla kaszubsko-pomorsko-polskiej społeczności amerykańskiej. Na jed-nych z drzwi wejściowych do Muzeum widnieje napis: „Boze Cos’ Polske”, a na ścianach wewnątrz obiektu można przeczytać: „Jeny Kochany! Polish Mu-seum”, co w specyficzny sposób infor-muje o sytuacji kulturowo-językowej

Page 21: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

21POMERANIA GROMICZNIK 2016

REPORTAŻ

miejsca. Z jednej strony daje to sygnał o katolicko-patriotycznych korzeniach emigracji, która Muzeum założyła, z drugiej zaś pokazuje ludowo-prywat-ne nastawienie do tradycji przodków. Stąd więc obok patetycznego hymnu kościelnego obecność emocjonalnego wiejskiego zawołania. Wymieszanie się porządków rodzimej tradycji dokona-ło się zresztą bardzo dawno, już w po-przednich pokoleniach osadników ze Starego Kontynentu. Ci z osiedleńców, którzy używali kaszubsko-pomorskiej polszczyzny, nie mieli przecież du-żej świadomości normy językowej. Z punktu widzenia standardów edu-kacyjnych nie mówili poprawnie, tym bardziej więc nie pisali gramatycznie ani ortograficznie. W sytuacji winoń-skiej społeczności dawnych osadników, którzy przyjeżdżali z taką znajomością języka, jaką wynieśli ze swoich kaszub-skich, pomorskich lub polskich domów najczęściej osadzonych w realiach wiej-skich, nie było to jednak największym problemem. Potomkowie dawnych pionierów żartują, że może ich rodziny nie używały poprawnej polszczyzny, jednak była to „poprawna” kaszubsz-czyzna Gochów i Zaborów. Dzisiaj trudno ocenić, jak było w istocie, po-nieważ w ich pamięci i okazjonalnym użyciu pojawia się tylko kilka zwrotów, które dodatkowo jeszcze zniekształco-ne amerykańskim akcentem są niekie-dy trudne do zrozumienia.

Witającym w Muzeum Polskim gości jest ksiądz Paul Breza, potomek kaszubskich osadników, którego ży-ciowym zadaniem stała się opieka du-chowa (a czasami nawet i materialna) nad zamieszkałymi w okolicy Winony Kaszubami i Polakami. Jako ksiądz spełniał posługę kapłańską, dbając o katolickie chrzty, komunie święte, bierzmowanie, śluby, namaszczenie chorych i pogrzeby. Angażował się również w życie kulturalne i społecz-ne, dzierżąc ważne funkcje i mając ważny głos w dyskusjach. Teraz, kie-dy ksiądz Breza jest na emeryturze, paradoksalnie ilość czasu i sił zaczyna się kurczyć… Pokolenie ludzi, dla któ-rych był najważniejszą postacią, także

odchodzi, młodsza generacja natomiast poza zachowaniem dawnych nazwisk zdaje się bardziej zainteresowana teraź-niejszością oraz przyszłością niż prze-szłością przodków i Polską, Pomorzem czy Kaszubami. Właściwie trudno im się dziwić, już ich ojcowie, dziadowie i pradziadowie zapominali o ojczyźnie, której albo jeszcze nie było na mapach Europy, albo była poddawana coraz to nowym kataklizmom światowych wojen, albo zajmowała się wewnętrz-nymi i zewnętrznymi koniunkturami politycznymi. W Ameryce zaś, a do-kładnie w Winonie, jaką nawiedzali niewykształceni, prości ludzie z ziem dawnej Rzeczpospolitej poszukujący ekonomicznego szczęścia lub uciecz-ki od pruskiego poboru, spotykali się z innego typu problemami… Poczucie obcości, nieznajomość języka, ciężka praca i kulturowa samotność powo-dowały, że z roku na rok, z pokolenia na pokolenie, ludzie ci coraz bardziej wrastali w amerykański model życia społecznego. Nie używając swojego macierzystego języka, zapominali go, nie praktykując swej religii, stawali się coraz bardziej laiccy…

Ksiądz Breza cieszy się z każ-dych odwiedzin. Cierpliwie opowia-da o zbiorach, prezentuje ciekawsze według niego części ekspozycji, choć uważa siebie raczej za spontanicznego

zbieracza niż historyka czy kulturo-znawcę. Mówi, jak to pewnego dnia do jego biura przyszedł mężczyzna, który wyciągnął z bagażnika pickupa karto-ny. W pudłach były rzeczy jego zmar-łej matki: zakurzone książki, sterty papierów ze świadectwami szkolnymi, listami, wszystko po polsku i angielsku. W dzisiejszym amerykańskim domu polskojęzyczne materiały są passé, nie stanowią większej wartości material-nej czy praktycznej, więc mogłyby świadczyć o ekstrawagancji... Ksiądz Breza ma zatem kolejne zadanie: musi oddzielić materiały prywatne od tych, które można upublicznić w zbiorach muzeum, powinien wyłączyć przed-mioty niemające żadnej wartości arty-stycznej od tych, które mogą zaintere-sować historyka lub kolekcjonera. Na dokładne opracowanie daru donatora czasu i siły już nie ma, zatem jedynie złoży pudła w odpowiednich częściach strychu.

Jeśli ksiądz Breza ma trochę wię-cej czasu i nie jedzie na jakiś pogrzeb albo nie wykonuje prac technicznych lub fizycznych w obiektach muzeum, to pokazuje gościom zbiory. W jed-nym miejscu mamy „zakątek tartacz-ny”, z dawnymi narzędziami pracy, ze starym zdjęciem pracowników o ka-szubsko-polskich nazwiskach, w in-nym rogu odnajdziemy przedmioty

Page 22: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

REPORTAŻ

POMERANIA LUTY 201622

i fotografie świadczące o aktywności sportowej lub działalności kulturalnej, tyleż amerykańskiej, co wciąż realizo-wanej przez Cierzanów, Jażdżewskich czy Zaborowskich z poczuciem przy-należności do kultury polskiej. Jesz-cze inna część Muzeum to biblioteka, w której znajdują się setki książek reli-gijnych: śpiewników, modlitewników, wydawnictw moralistycznych, elemen-tarzy oraz podręczników do nauki ję-zyka polskiego i angielskiego. Więk-szość pozycji jest po polsku, zostały wydane w Winonie, Chicago lub Min-neapolis pod koniec XIX i w pierwszej połowie XX wieku. Leżą na półkach zapomniane i pokryte kurzem, świad-cząc swoim zróżnicowaniem i ilością o sile dawnej kaszubsko-pomorskiej emigracji. Współcześnie jeśli kogoś in-teresują, to raczej jako obiekty o war-tości sentymentalnej lub pozycje, które można sprzedać na internetowej aukcji. Przed takim zainteresowaniem ksiądz Breza broni się, montując szyby na szafkach, co wygląda tyleż muzealnie, co i więziennie.

Bardzo poruszająca dla polsko-ka-szubskiego gościa Muzeum może być osobna ekspozycja poświęcona życiu religijnemu. Poruszająca, ale w duchu odczuwania smutku i rezygnacji, gdyż wystawione ornaty, sutanny, doku-menty kościelne, mszały, figury świę-tych, chrzcielnice i krucyfiksy świadczą o zanikaniu katolicyzmu i zanikaniu

poczucia przynależności do Europy. Trudno zaakceptować widok dziesią-tek szat liturgicznych, których nikt nie używa, tyluż modlitewników, z których nikt się nie modli, czy wreszcie świecz-ników, do których nikt nie wkłada świec. Wstrząsająca wręcz jest historia znajdującego się w Muzeum konfesjo-nału. Był używany… przez wędkarza. Mężczyzna zrobił sobie z niego tuż na brzegu jeziora oryginalne schronienie przed deszczem. Ksiądz Breza czasem jeździ na aukcje majątków likwidowa-nych parafii, aby odkupić coś, co może trafić w przepastne magazyny jakiegoś lombardu lub… na śmietnik.

Jaka przyszłość czeka tę społeczność o kaszubskich i polskich korzeniach?Obsada winońskiego Muzeum to kilka kobiet: Louise Prondzinski, Mary Dru-ry, Mara Streberger. Wszystkie mniej lub bardziej powiązane korzeniami lub rodzinnymi relacjami z Polską lub Ka-szubami. Katalogują zbiory, skanują co ciekawsze dokumenty, prowadzą ko-respondencję, bynajmniej nie czerpiąc z tego wielkich zysków, a raczej trak-tując swoją aktywność jako połączenie pracy zawodowej i wolontariatu. Są współpracowniczkami księdza Brezy, wydatnie wspierają działalność całego Muzeum, czy jednak postrzegają sie-bie jako kontynuatorki lub następczy-nie w pracy muzealno-animatorskiej, można powątpiewać… Jaka więc czeka

przyszłość winońską społeczność o ka-szubskich i polskich korzeniach? Kto ma przejąć schedę po wieloletnim ko-lekcjonowaniu materialnych pamiątek, kto ma na nowo zorganizować atrak-cyjne centrum?

To, że dawna formuła polskie-go ośrodka kultury już nie do końca jest twórcza, uświadamia sobie wielu miejscowych animatorów. Szuka się zatem świeżych rozwiązań i powsta-ją projekty, które są próbą odnowy… Skoro kultywowanie przeszłości przez kolekcjonowanie pamiątek rodzinnych przestaje wystarczać, być może należy przesunąć akcent z przeszłości na te-raźniejszość? Takim właśnie ekspe-rymentem jest zorganizowanie przez Muzeum festiwalu kulinarno-środo-wiskowego „Smaczne jabłka”. Spotka-nia ludzi podczas targów rolniczych, wspólne gotowanie czy pieczenie, wy-mienianie się przepisami kulinarnymi i plotkami daje jakąś odmianę, wpro-wadza większą aktywność w krąg pol-sko-kaszubski. W ramach promowania owoców mówi się przecież o swoich doświadczeniach, o dawnych meto-dach spożytkowywania darów natury. Może to sposób, aby polsko-kaszubską agrokulturę sprzedać na amerykań-skim rynku?

Inną formą odnowy Muzeum Pol-skiego jest lifting ekspozycyjny. Zamiast zmieniać wystawy, by prezentować nowe eksponaty, obsada winońskiego ośrodka przygotowała duże tablice, na których w układach fotografii i krótkich opisów przedstawia się losy osiedleńców w Winonie. Wielkie tafle z ilustracjami wiszą w oświetlonej jaskrawym świa-tłem hali, w której można organizować spotkania, targi czy wydarzenia kultu-ralne. Muzealne billboardy mogą być przewożone do innych społeczności, które zapoznają się dzięki nim z tym, jak wyglądała przeszłość ich przodków, albo z tym, jak obecnie wygląda Pomo-rze, Kaszuby. Czy jednak takie prze-formułowanie muzeum w obwoźną galerię rzeczywiście pogłębia poczucie tożsamości, czy istotnie ugruntowuje identyfikację? [cdn]

Fot. ze zbiorów autora

Page 23: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

23POMERANIA GROMICZNIK 2016

HISTORIA

Z YG M U N T S Z U LT K A

W wyniku pierwszego rozbioru Polski cały kaszubski obszar językowy (nie-liczni Kaszubi z Gdańska i jego dóbr ziemskich również od 1793 r.) znalazł się ponownie w granicach jednego państwa – tym razem pruskiego. Ani wówczas, ani w przyszłości nie miało to w praktyce prawie żadnego pozytywne-go dla Kaszubów znaczenia, gdyż inną wobec nich politykę prowadziły władze prowincji Pomorze Zachodnie, a inną Prusy Zachodnie. Jeszcze ważniejsze było, że dotychczasowa granica polsko--pruska oraz różnice wyznaniowe zro-dziły tak silne bariery, że nie zdołał ich pokonać Florian S.W. Ceynowa, gdyż jego działania były spóźnione i nie zna-lazły zrozumienia wśród ewangelickich Kaszubów znad jezior Gardno i Łebsko. Druga próba działaczy polskich od koń-ca XIX w. do około 1920 r. ograniczyła się już tylko do Kaszubów i Polaków wyznania katolickiego i dała ograniczo-ne rezultaty, bo stanęli jej na przeszko-dzie niemiecki kler katolicki, a przede wszystkim władze państwowe1.

W prowincji Pomorze Zachod-nie ewangelicka ludność kaszubska w zwartej masie mieszkała już tylko w 6 parafiach północno-wschodniej części powiatu słupskiego oraz w po wiecie lęborsko-bytowskim (z wyjątkiem

parafii Garczegorze oraz miast Lę-borka i Bytowa). Wówczas mieszka-ło na Pomorzu Zachodnim ponad 20 000 Kaszubów, w przeważającej większości wyznania ewangelickie-go. Bardzo ważne jest to, że po 1815 r. represyjny kurs lat wojen napo-leońskich (za stosunek Kaszubów do niej) został utrzymany w szkol-nictwie ludowym i katechezach ko-ścielnych, przywrócono zaś polskie nabożeństwa w niektórych kościo-łach powiatu lęborsko-bytowskiego, chociaż w mniejszym zakresie. Nie we wszystkich parafiach i szkołach, z uwagi na obiektywne stosunki języ-kowe, można było zaniechać nauki po polsku, gdyż wiele dzieci nie znało ję-zyka niemieckiego. Władze prowincji zachodniopomorskiej sprawą Kaszu-bów zainteresowały się bliżej w 1820 r. i doszły do przekonania, że kaszubsz-czyzna – w porównaniu do dawnych czasów – stała się tak słaba, że nie ma potrzeby podejmowania przeciw niej zaostrzonych działań. Jej obumarcie i wynarodowienie się Kaszubów jest kwestią bliskiego czasu. Nastąpi to tym prędzej, im prędzej kaszubskie dzieci opanują język niemiecki. Dla-tego punkt ciężkości w działalności wynarodowieniowej został przesu-nięty z kościołów na szkoły, które do 1872 r., a faktycznie dłużej, pozosta-wały jednak pod nadzorem pastorów.

Ta linia polityczna zachowała ak-tualność do powstania listopadowe-go w 1830 r., kiedy powzięto decyzje w sprawie jak najszybszego zlikwido-wania języka polskiego we wszystkich szkołach i kościołach. Realizacja tej dy-rektywy przybierała niekiedy brutalny charakter, bo prowadziła do procesów sądowych i więzień. Koordynatorem akcji pozostał Kościół ewangelicki, który działał poprzez pastorów współ-pracujących z władzami państwowymi i patronami. Wyjątek stanowili pasto-rzy saliński Samuel Tomaszczyk (Tho-masius; 1818–1844) oraz główczycki Jan Koberstein (1802–1828). Ewange-liccy Kaszubi bronili języka polskiego w kościołach i szkołach jako najwyż-szej świętości (faktycznie swego języka macierzystego). Władze państwowe, kościelne i przytłaczająca większość górnych warstw społeczeństwa nie-mieckiego uważały, że zaszczepienie Kaszubom języka i kultury niemieckiej jest niezbędnym warunkiem wyrwa-nia się ich z zacofania i podniesienia na wyższy stopień rozwoju cywiliza-cyjnego. Kaszubi zaś bronili się przede wszystkim metodą izolacjonizmu. Stronili od wszystkiego, co niemieckie, oraz nowe – bo też niemieckie. Skut-kiem tego sposób gospodarowania Kaszubów stał na niższym poziomie, zwyczaje i obyczaje były uświęcone tradycją i różniły się od obyczajów

Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wiekówCzęść 7. Kręta droga Kaszubów w XIX wieku

Page 24: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

HISTORIA

POMERANIA LUTY 201624

i tradycji ludności niemieckojęzycz-nej, ale według ich przekonania były lepsze. Przełomowe znaczenie w tej konfrontacji odegrały uwłaszczenie i zniesienie polskich konfirmacji. Uzy-skanie wolności osobistej i własności posiadanego gospodarstwa, zniesienie pańszczyzny, opanowanie umiejętno-ści czytania, pisania i rachowania oraz zrazu wymuszone, a potem dobrowol-ne posługiwanie się niemczyzną w ży-ciu codziennym było dla kaszubskich rodzin prawdziwą rewolucją. Procesy asymilacyjne i integracyjne stymulo-wały codzienne kontakty Kaszubów z ludnością niemieckojęzyczną, język niemiecki jako język urzędowy, służba wojskowa i inne czynniki. Teraz zawie-rali związki małżeńskie z Niemcami, zgodnie z nimi współżyli, nierzadko ukrywając swój kaszubski rodowód. Niemcy zaś przestali traktować ich jak Kaszubów i przypisywać im wszystko, co najgorsze. Około 1830 r. w rejencji koszalińskiej było około 17 000 osób mówiących po kaszubsku, w 1850 r. – około 15 000, z tego około 6000 ka-tolików, w 1875 r. – około 3300 kaszub-skich ewangelików i 6000 katolików, a w 1905 r. około 1000 ewangelików i 9700 katolików.

Największy wpływ na wzrost licz-by katolików miała pruska kolonizacja w powiecie lęborskim, w której – mimo przeszkód ze strony pruskich władz – znaczący udział mieli Kaszubi i Polacy z Prus Zachodnich oraz napływ pol-skich robotników sezonowych. Pro-ces obumierania kaszubszczyzny był wielopokoleniowy, ale zróżnicowany w czasie i terytorialnie. Na początku XIX w. kaszubszczyzna była najsilniej-sza w powiecie bytowskim, ale ostatnie nabożeństwo ewangelickie w tym po-wiecie odprawiono w Bytowie w 1859 r., w lęborskim, w Charbrowie, w 1870 r., w najsłabszym zaś powiecie słupskim, w Główczycach w 1886 r., a w szkole w Klukach w 1890 r. Nie oznacza to, że w tych latach nastąpiło całkowite zniemczenie ewangelickich Kaszubów2.

O ile na początku XIX w. w rejencji koszalińskiej katolicy stanowili maleń-ką cząstkę Kaszubów, to sto lat później było odwrotnie. W przemianach tych decydującą rolę odegrał Kościół kato-licki i podporządkowane mu szkoły. Biskupi chełmińscy i większość księ-ży parafialnych dekanatu lęborskiego uważali, że nauka religii i katecheza kościelna dzieci muszą się odbywać w ich języku ojczystym, przy czym jak

dawniej kaszubszczyznę utożsamiali z polszczyzną. Kaszubi to akceptowali, bo język polski rozumieli. Kaszuba--katolik w kościele, w rozmowie z żan-darmem i pruskim urzędnikiem, na zebraniu wiejskim był Polakiem i wal-czył o język polski, ale w drodze z ko-ścioła do domu, w obejściu domowym i z sąsiadem rozmawiał po kaszubsku i walczył o wychowanie dziecka po polsku, gdyż pragnął, aby zachowa-ło swój macierzysty język kaszubski. Dłuższe trwanie tego procesu spra-wiło, że władze i Niemcy traktowali ludność kaszubską jako polską. Pruska polityka narodowościowa, a przede wszystkim stosunek władz do języka polskiego i kaszubskiego sprawiły, że Kaszubi w obronie swego rzeczywi-stego języka macierzystego podawali, iż jest nim język polski. To wielorakie krzyżowanie się woli katolickich Ka-szubów z Kościołem katolickim miało decydujące znaczenie dla zachowania przez Kaszubów-katolików swej tożsa-mości i języka.

Takiej pomocy w walce o zacho-wanie języka macierzystego w życiu codziennym i języka polskiego jako ję-zyka kościelnego i nauczania szkolne-go nie uzyskali kaszubscy ewangelicy.

Słownik kaszubski K.C. Mrongowiusza z 1826 r. przekazany do zbiorów Towa-rzystwa Historii i Starożytności Pomorza w Szczecinie. AP Szczecin, RiS, sygn. 205. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko--słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie

Page 25: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

25POMERANIA GROMICZNIK 2016

HISTORIA

1 Z. Szultka, Nowe spojrzenie na kaszubskie badania K.C. Mrongowiusza, cz. I–II, Slavia Occidentalis, t. 48/49: 1991/1992, t. 50: 1993; tenże, Posłowie historyka do nowego wydania Resztek Słowian na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego Aleksandra Hilferdinga, Studia z Filologii Polskiej i Słowiańskiej, 31: 1993, s. 232 n.; tenże, W sprawie zainteresowań Floriana Stanisława Wenancjusza Ceynowy Kaszubami na Pomorzu Zachodnim, w: III Konferencja Słowińska (Łeba, maj 1994), pod red. J. Borzyszkowskiego, Łeba – Gdańsk 1995, s. 55 n.; tenże, Spis miejscowości powiatów słupskiego i wejherowskiego dokonany przez Floriana W. Ceynowę w roku 1848, Rocznik Gdański, 54: 1995, z. 1; J. Lindmajer, Z. Szultka, Parafia katolicka i problem świadomości narodowej wiernych, w: Historia Bytowa, pod red. Z. Szultki, Bytów 1998, s. 184 n.2 Z. Szultka, Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do XIX wieku, Wrocław 1991, s. 278 n.; tenże, Wokół książki Aleksandra Hilferdinga o Kaszubach, Zapiski Historyczne 78: 2013, 1, s. 149 n.; tenże, Ludność kaszubska wschodniej części Pomorza Zachodniego w świetle relacji pastorów z końca XVIII i pierwszej połowy XIX wieku [w druku]; tenże, Liczba Kaszubów na kaszubskim obszarze językowym Pomorza Zachodniego w XIX wieku, w: Pomorze – trudna ojczyzna? Kształtowanie się nowej tożsamości 1945–1995, pod red. A. Saksona, Poznań 1996, s. 51 n.3 Z. Szultka, Ludność kaszubska na Pomorzu Zachodnim w pierwszej połowie XIX w., w: Historia Pomorza, pod red. G. Labudy, t. III (1815–1850), cz. 2, opr. J. Jasiński przy współudziale Z. Szultki, Poznań 1996, s. 170 n.; tenże, Liczba Kaszubów na kaszubskim obszarze językowym, s. 23 n.; tenże, Nowe spojrzenie na kaszubskie badania K.C. Mrongowiusza, cz. II, Slavia Occidentalis 50: 1993, s. 188–189.

Zarządzenie o organizacji kościoła i szkolnictwa w Pru-sach z 1734 r., w którym zawarto również przepisy o nabożeństwach i nauczaniu szkolnym w języku polskim lub kaszubskim w miejsco-wościach z ludnością polską lub kaszubską na Pomorzu Zachodnim. AP Szczecin, AKS I/4253, s. 13. Reproduk-cja z wystawy: Z kaszub-sko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie

Przeciwnie – władze i pastorzy na lokalnym szczeblu wzięli na siebie ciężar koordynatorów walki z polsz-czyzną i kaszubszczyzną, zwłaszcza w powiecie bytowskim. Dlatego wła-dze kościelne i państwowe ich właśnie wykorzystały do likwidacji języka polskiego w kościołach powiatu lę-borskiego i słupskiego. Bardzo dobrze zaobserwował to w czasie swych badań nad kaszubszczyzną zachodniopomor-ską pastor Krzysztof C. Mrongowiusz

(1764–1855), który trafnie przedstawił proces germanizacji ludności kaszub-skiej w 1828 r. nadprezydentowi pro-wincji Pomorze Johannowi A. v. Sacko-wi. Dlatego też dynamika obumierania języka macierzystego Kaszubów-ewan-gelików była wielka. Stały na nich na-cisk ze strony pastora, nauczyciela, urzędników i niemieckojęzycznych współwyznawców powodował, iż Ka-szubi wyznania ewangelickiego de-klarowali się jako Niemcy, a jeszcze

częściej robili to za nich przedstawiciele władz i pastorzy oraz nauczyciele, cho-ciaż lepiej władali kaszubszczyzną niż niemczyzną, którą ledwie rozumieli. Likwidacja nabożeństwa w języku pol-skim była dla strony urzędowej jedno-znaczna z likwidacją kaszubszczyzny, chociaż w rzeczywistości tak nie było, bo nieliczni ewangeliccy Kaszubi jesz-cze na przełomie XIX–XX w. w spisach powszechnych wykazywali język ka-szubski jako macierzysty3.

Page 26: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

PAGINA LEWA

POMERANIA LUTY 201626

Dzejający w latach 1925–1950 (w tim òb czas II swiatowi wòjnë jaczis czas w pòdzemim) Bôłtëcczi Institut (BI) miôł prôwdac nié za wiele robòtników, ale nimò to miôł wiôldżé zasłudżi dlô nôùczi. Prawie temù, że robiło w nim mało lëdzy i że nie béł òn tipòwą ùczbòwò-badérną institucją, zaji-môł sã òn colemało pòdskacëwanim i òrganizowanim badérowaniów. Òkróm tegò rozszérzwiôł òn brzôd robòtë ùczałëch dzãka swòji wëdôwny dzejnoce. BI trzimôł łączbã z wiele roz-majitima òstrzódkama, co zajimałë sã sprawama sparłãczonyma z Pòmòrzim, mòrzã i kòlbôłtëcczim regionã. Wôż-nym dzélã jegò robòtë bëła téż midzë jinszima òbrona prawów Pòlsczi do pòmòrsczi zemi w biôt ce z Niemca-ma, co chcelë przëłączëc jã nazôd do swòjégò państwa. Mùsz je w tim môlu pòdsztrëchnąc, że nawetka przed wòjną, czej Pòlsce słëchôł leno wą-sczi pòmòrsczi „kòridor”, BI zajimôł sã badérowanim téż nëch zemiów, co tedë bëłë jesz dzélama Niemiec-czi Rzeszë a do Pòlsczi przëłączoné òstałë dopiérze w 1945 r. W pierszich pòwòjnowëch latach w BI ùsadzoné òstało pòjãcé „Wiôldżégò Pòmòrzô” jakno machtnô òbéńda zrzeszonô z mòrzã nié blós geògraficzno, ale téż ekònomiczno.

W rokù 1950 Institut òstôł zlëkwi-dowóny przez państwòwé wëszë znë, a w 1958 r. pòwsta institucjô zwónô téż Bôłtëcczim Institutã, chtërną òpiekòwa sã Wòjewódzkô Nôrodnô Radzëzna (pòl. Wojewódzka Rada Narodowa) we Gduńskù, równak jeżlë chòdzy ò syg dzejnotë i metodë robòtë, to nowi institut różnił sã òd swòjégò pòprzédcë.

Pòzdrzatk M. Bòduszińsczi-Bòrowi-kòwi na nowi Bôłtëcczi Institut Czemù tëlé ò tim tuwò piszã? Pra-wie temù, że w 1971 r. dzejarze Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô (KPZ) dosc mòcno zainteresowelë sã Bôłtecczim Institutã. W czwiôr-tim numrze „Pòmeranie” z tegò rokù ùkôzôł sã tej midzë jinyma tekst Ma-rie Bòduszińsczi-Bòrowikòwi pòd titlã „Bôłtëcczi Institut. Lata 1925–1950 i dalszé perspektiwë” (òrig. „Instytut Bałtycki. Lata 1925–1950 i dalsze per-spektywy”). Aùtorka òbgôda w nim dzeje ny placówczi i swój pòzdrzatk na to, jak widzy ji dzejanié w przińdnoce. Wedle M. Bòduszińsczi-Bòrowikòwi BI pòwinien miec òglowòpòlsczi syg dzej-notë, a nié blós wòjewódzczi, jaczi mia placówka, co pòwsta w 1958 r. Na ògle aùtorka artikla bëła dbë, że institucjô ta pòwinna w swòjim dzejanim barżi szlachòwac za tim BI, jaczi dzejôł w la-tach 1925–1950. Scwierdza dejade téż, że pòwstałô w kùńcu 50. lat placówka różni sã òd ti wczasniészi i chòc nosy

juwerną pòzwã, równak ni mòże bëc nazéwónô ji pòsobnikã.

Jinszim znakã zainteresowa-niô KPZ Bôłtëcczim Institutã bëłë rë chtowóné w 1971 r. zéńdzenia, na chtërnëch bëła gôdka ò nim i ò rozmajitëch z nim sparłãczonëch spra-wach. Ò jednym z taczich zetkaniów zòrganizowónym w òbrëmienim cyklu „Terôczasnô kùltura Pòmòrzégò” (òrig. „Współczesna kultura Pomorza”) na-lezc jidze nadczidkã we wspòmnionym ju wëżi czwiôrtim numrze „Pòme-ranie”. Je tam wiadło, że referat na témã dzejów BI i jegò problematiczi wëgłosa tam prawie M. Bòduszińskô--Bòrowikòwô. W rëszny diskùsje, jakô sã tedë òdbëła, brelë téż ùdzél robòtnicë i wespółrobòtnicë negò in-stititutu. Nie bëło to równak òstatné pòtkanié tikającé sã ti témë. W aktach òbiektowi sprawë ò tacewny pòzwie „Saga”1 nalôzł jem pismiono z dnia 20 rujana 1971 r., pòd jaczim pòdpiselë sã Przédnik Nôùkòwi Radzëznë BI prof. dr hab. Róman Wapińsczi ë Wice-przédnik Òglowégò Zarządu KPZ Re-gina Grzenkòwicz. Bëła to rôczba na diskùsjowé zéńdzenié, jaczé ùdbóné òstało na dzéń 6 lëstopadnika 1971 r., a chtërno miało bëc ò nôùkòwi pro-blematice nadmòrsczégò makroregio-nu2. Pismiono to sczerowóné òstało do lëdzy bezpòstrzédno zrzeszonëch z dzejnotą BI i nëch, co sã nią inte re sëją. Z zamkłoscë dokùmeńtu wëchôdô téż,

„Nagónka” KPZ na Bôłtëcczi Institut wedle „Periklesa”

S Ł Ô W K F Ò R M E L L A *

(dzél 1)

KASZËBI W PRL-U

Page 27: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

27POMERANIA GROMICZNIK 2016

KASZËBI W PRL-U

że ùczãstnikama pòt kaniô wedle ùdbë òrganizatorów mielë bëc lëdze nié blós z Trzëgardu, ale téż z Zôpadnégò Pòmòrzô, to je ze Szczecëna ë Kòszalëna. Do pismiona tegò dołączo-ny òstôł czwiôrti numer „Pòmeranie” z nadczidniãtim wëżi artiklã M. Bòduszińsczi-Bòrowikòwi i jinszima tekstama ò donëchczasny dzejnoce BI. Wôrt zwrócëc w tim môlu ùwôgã na to, że chòc pòd dokùmeńtã tim pòdpiselë sã przedstôwcowie BI ë KPZ, równak wëzdrzi na to, że przédnym (chòc nié jedurnym) òrganizatorã zéńdzeniégò bëło prawie Zrzeszenié. Wëchôdô to z zamkłoscë tekstu i z tegò, że w lewim górnym nórce kôrtë widzec je leno sztãpel Przédnégò Zarządu KPZ. Czemù zwrócył jem na to ùwôgã, wëklarëjã pózni.

Pòtkanié nôleżników KPZ i BI wedle esbecczégò wiadłodôwôczaJak wëzdrzało zéńdzenié z 6 lësto padnika 1971 r., mòżemë sã wëdowiedzec z esbecczégò służbòwégò zôpiskù, chtëren ùsadzony òstôł dwa dni pó-zni przez prowadzącégò òperacjową sprawã „Saga” inspektora IV Grëpë III Wëdzélu Wòjewódzczi Kòmańdë Òbëwatelsczi Milicje w Gduńskù ser-żanta Krësztofa Kòtasa. Pòszedł òn w gromadze ze znónym ju Czëtińcóm najégò cządnika Aleksandrã Kwa-sniewsczim (w tim czasu ju majorã) do człowieka, chtëren wëzwëskiwóny béł przez gduńską Służbã Bezpiekù jakno tpzw. „służbòwô łączba” (pòl. „kon-takt służbowy”) ò tacewnym mionie „Perikles”. To prawie òn òpòwiedzôł fónkcjonariuszóm, jak wëzdrzało diskùsjowé pòtkanié tikającé sã spra-wów BI.

Wedle „Periklesa” ùdbòdôwcama zéńdzeniô bëlë dzejarze KPZ zgrë-pòwóny wkół Lecha Bądkòwsczégò równak w slédny chwilë dzãka wmié-szaniémù sã w tã sprawã gduńsczégò

Wòjewódzczégò Kòmitetu Pòlsczi Zjednóny Robòtniczi Partie (PZRP) wespółòrganizatorama jegò stelë sã téż robòtnicë BI. Jak pamiãtómë, na wspòmnionym përznã wëżi pismionie, co dôwało wiédzã ò zetkanim, je wi-dzec blós sztãpel KPZ, co ùdokazniwo,, że to prawie òno bëło przédnym òrganizatorã i wedle esbecczégò wia-dłodôwôcza bëło tak, że dopiérze pózni i to pòd cëskã rządzący tedë kòmùnysticzny partie pòd tekstã miôł pòdpisac sã téż przedstôwca BI, to je R. Wapińsczi.

Dzejarzama zrzeszeniowima, chtërny wzãlë ùdzél w zetkanim, bëlë wedle „Periklesa” Jerzi Czedrowsczi, R. Grzenkòwicz, L. Bądkòwsczi, Iza-bella Trojanowskô ë M. Bòduszińskô--Bòrowikòwô. Òkróm nich wiadło-dôwôcz bezpieczi ùzdrzôł na zalë téż całą régã młodëch przedstôwców KPZ, jaczich „Perikles” ju nie znôł.

Wôrt mòże na sztót zatrzëmac sã w tim môlu, bë dac Czëtińcowi do wiédzë, jaką dbã mia SB na personã M. Bòduszińsczi-Bòrowikòwi, to je białczi, ò jaczi ju wiémë, że mòcno tej interesowa sã BI. W dokùmeńce z 10 łżëkwiata 1971 r., w chtërnym òsta òpisónô sytuacjô w gduńsczim lëteracczim strzodowiszczu i w KPZ, zamkłô je midzë jinszima òglowô cha-rakteristika ti dzejarczi. Wedle esbecczi dbë M. Bòduszińskô-Bòrowikòwô mia pòspólné z L. Bądkòwsczim pòliticzné pòzdrzatczi. Znónô bëła téż òd lat jak-no procëmnik socjalisticznégò ùstawù i wróg rządzący tedë w Pòlsce PZRP. Nibë przed wòjną i pò ni chca, żebë lëdze mielë jã za kòsmòpòlitkã. Wedle bezpieczi wrodżé pòzdrzatczi ny białczi wzãłë sã z tegò, że mia òna szlachecczé pòchòdzenié. Òkróm te fónkcjona-riuszowie krëjamnëch służbów bëlë dbë, że jakno òsoba stôrô (ùrodza sã w 1910 r. – S.F.) i niezanôleżnô dëtkòwò w kòżdi chwilë mòże òdpòwiedzec na

zéwiszcza Bądkòwsczégò, tim barżi, że w ùszłoce jiscëła sã chwilowima paùzama w dzejnoce òpòzycjonistów.

Chcemë równak wrócëc do „Pe-riklesa” i do jegò òpisaniô zéńdzeniô tikającégò BI. Òkróm przedstôwców KPZ ùczãstnikama jegò bëlë téż lëdze z procëmny starnë. Przënôlégelë òni do ùczbòwégò strzodowiszcza Trzëgardu a bëlë westrzód nich midzë jinyma Ma-rión Pelczar, Andrzéj Piskòzub ë jeden gòsc z kòszalińsczégò wòjewództwa, a przédnikòwôł całémù zéńdzeniémù R. Wapińsczi. Wedle relacje „Periklesa” òb czas diskùsje przedstôwcowie KPZ ùżiwelë pòjãcô tpzw. pòmòrsczégò ma-kroregionu. Pòdług nëch òsób zbrzątwiô nadmòrsczich wòjewództwów (szczecyń-sczé, kò sza lińsczé, gduńsczé, bëdgòsczé) je jednym spòłeczno-ekònomicznym òrganizmã. Zôs zadanim Bôłtëcczégò Institutu je prowadzenié na wiôl-gą miarã dzejnotë, co bë kòòrdinowa wszëtczé badérné dzejania ò charakte-rze ekònomicznym, gòspòdarczim jak téż hùmanysticznym. Terôzka Bôłtëcczi Institut – wedle dzejarzów KPZ – nie wëkònywô nëch zadaniów. Je placówką mało rëszną procëmno do Bôłtëcczégò Institutu, co dzejôł w latach 1925–1950, chtëren w swòjim czasu pòwierzoné mù zadania zwënégòwiwôł.

* Aùtor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë.

1 Sprawa ta prowôdzonô bëła w latach 1971–1976 przez III Wëdzél Wòjewódzczi Kòmańdë Òbëwatelsczi Milicje w Gduńskù a ji figùrantã (institucją rozprôcowiwóną) bëło Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Òglowé òbgôdanié ti sprawë naléze Czëtińc w artiklu pòd titlã „»Saga« ò Zrzeszenim” òpùblikòwónym w cządnikù „Pomerania” w gromicznikù 2014 r. (nr 2 [473], s. 28–29).2 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzãté z pòlskòjãzëkòwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Fòrmella.

R E K L A M A

POMERANIA na Facebookuwww.facebook.com/pomerania.kaszuby

Page 28: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

POMERANIA LUTY 201628

Niezłomnyksiążę litewski w Paryżu

w polityce zagranicznej, drogi myślenia politycznego na przyszłość, był może najważniejszym inspiratorem strategii „długiego trwania” w opozycji wobec komunizmu i Rosji, nietracenia jednak nigdy nadziei w latach trudnych, na-dziei, która spełniła się w latach 1980– –1989, doprowadziła do kraju wolnego po przemianach roku 1989.

Kim był Jerzy Giedroyć do roku 1939? Zubożały ziemianin, ale dobrze wykształcony polski inteligent, był za młody, by brać udział w walce o nie-podległość lat 1914–1921. Z tych lat czer-pał swe poglądy, z tradycji rodzinnych, a zwłaszcza może z polskiej wielkiej li-teratury romantycznej i neoromantycz-nej. Dla niego, choć był konserwatystą, ważną szczególnie była twórczość Ste-fana Żeromskiego, łączącego kult walki o niepodległość z etosem społecznika. Pozostawał stąd Giedroyć pod urokiem postaci i legendy Józefa Piłsudskiego, której pozostał wierny całe życie, co nie przeszkadzało mu po roku 1945 kryty-kować wielu spraw lat 1930–1939. Był jednak całe życie przedstawicielem „my-ślenia państwowego”, którego nam dziś tak bardzo brakuje: popierał takie roz-wiązanie każdego problemu, jakie było potrzebne, bez względu na to, jaka par-tia była jego autorem. Propaganda sana-cyjna po śmierci Piłsudskiego spłyciła to pojęcie. Jestem jednak nadal przekona-ny, że Polska, kraj zawsze w trudnym położeniu geograficznym, wymaga od polityków myślenia w kategorii interesu państwa, a nie koterii, partii, zawodu czy

środowiska. Nadrzędność spojrzenia na interes państwa określała i nadal okre-śla konieczność widzenia tych spraw z punktu widzenia międzynarodowe-go, zagrożeń dawniej czy dziś żywot-nych. Polska leży między Wschodem i Zachodem i musi szukać sobie miejsca. Wskazania w tej mierze Giedroycia od 1945 r. są nadal żywe, nadal aktualne. Miałem zaszczyt przed wielu laty po-znać w Paryżu Giedroycia i pilnie mimo morza trudności lat pięćdziesiątych czy późniejszych studiowałem jego wydaw-nictwa, jego poglądy. Czasem czy dziś nie zawsze bym się z nim zgadzał, ale nie zmieniało tu faktu, że był to myśli-ciel spraw polskich jeden z największych w minionym stuleciu.

Giedroyć z wykształcenia był praw-nikiem, ale i znawcą kultury i literatury polskiej, także rosyjskiej. Był człowie-kiem kresów wschodnich, ale do roku 1939 działał w Warszawie w gronie tak zwanych „młodszych piłsudczyków”, krytycznych wobec polityki sanacji. Wybitnie uzdolniony, świetne pióro, był bliski tym politykom, którzy dążyli do przebudowy polskiego ówczesnego ustroju gospodarczego. Warto dodać, że sprawami bałtyckimi, budową Gdy-ni, Gdańskiem i jego rolą ogromnie się interesował. Miał wybitnych przyja-ciół konserwatystów (Adolf Bocheń-ski, Ksawery Pruszyński), ale wiedział, że mądry konserwatyzm polega na reformach. Szukał także dróg poro-zumienia z mniejszościami narodo-wymi, zwalczał antysemityzm, a choć

GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH

STANISŁAW SALMONOWICZ

W tym roku obchodzimy roczni-cę szczególną: stu dziesięciu lat od urodzin człowieka, który wprawdzie w kraju był znany w wąskim kręgu, ale odegrał w upadku PRL-u rolę ogrom-ną. Chodzi o Jerzego Giedroycia (1906–2000) pochodzącego z zubo-żałej rodziny książąt litewskich, który jako redaktor paryskiej „Kultury”, wy-dawca książek, inicjator spraw polityki wobec komunizmu, Rosji i PRL-u miał w okresie od 1945 r. po upadek komu-nizmu wielkie znaczenie nie tylko dla spraw polskich. Komunistyczne krajo-we władze uważały Giedroycia za naj-większego swego wroga na emigracji po Janie Nowaku-Jeziorańskim, dyrek-torze polskiej rozgłośni Radia „Wolna Europa”. „Wolna Europa”, mimo prze-szkód, jeżeli tylko ktoś chciał i się nie bał, docierała do szerokiego grona Polaków słuchaczy radia. Giedroyć nie miał takiego bezpośredniego kontaktu ze społeczeństwem w kraju, ponieważ główną formą jego działania były wy-dawnictwa Instytutu Literackiego, a słynny miesięcznik „Kultura” był zajadle tropiony przez UB/SB, i dostęp do lektury publikacji Giedroycia był trudny i niebezpieczny. Chciałbym przypomnieć sylwetkę i działania człowieka, który ciągle bez pieniędzy, zawsze jednak niezależny, nie tylko bronił kultury polskiej przed cenzurą i zniewoleniem, ale wytyczał, zwłaszcza

Page 29: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

29POMERANIA GROMICZNIK 2016

GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH

zdecydowany wróg komunizmu, był otwarty na nastawienie lewicowe, ale koniecznie demokratyczne i otwarte na świat. Był redaktorem i publicystą ważnych pism tej epoki: „Bunt Mło-dych”, pismo „Polityka” sprzed 1939 r. Krytyki Giedroycia nie były mile wi-dziane wśród dygnitarzy sanacyjnych, choć z wieloma miał dobre stosunki. Klęska roku 1939 ujawniała, jak wiele jego krytyk czy działań zasługiwało na zrozumienie. W latach II wojny prze-bywał na Zachodzie, służył w wojsku, pod koniec wojny u generała Andersa jako redaktor wydawnictw II Korpusu. W 1946 r. założył w Rzymie Instytut Literacki, nie tylko wydawnictwo, ale i ośrodek myśli intelektualnej, który przeniósł wkrótce do Paryża. Od 1947 r. redagował miesięcznik „Kultura”, który stał się najważniejszym organem pol-skiej emigracji politycznej od tej daty aż po upadek komunizmu w Polsce.

Po roku 1945 dla Polaków, którzy byli przeciwni rządom komunistycz-nym i modelowi zależności od Rosji, podstawową kwestią było pytanie, co robić w kraju, co robić na emigracji. Je-rzy Giedroyć był realistą i pesymistą na krótką metę: nie widział szans w kraju na otwarty opór, na masowe, okupio-ne ciężkimi stratami konspirowanie. Nie wierzył także w naszych byłych aliantów, nie wierzył w żadną „trzecią wojnę światową”, która Polskę miałaby wyzwolić. Za najważniejsze zadanie emigracji uważał walkę o niezależność polskiej kultury i wpływanie w różny sposób na postawy Polaków w kraju, unikając wskazań nierealnych i kosz-townych dla społeczeństwa poddawa-nego represjom w latach stalinowskich. Stąd po tak zwanym Polskim Paździer-niku l956 r., po odejściu rządzących komunistów od polityki terroru stali-nowskiego, popierał z Paryża kontak-ty emigracji z krajem, był otwarty na rozmowy z każdym, kto z Polski przy-jeżdżał. Celem zasadniczym – jeżeli nie na bieżącą przyszłość, to na dalsze lata – było wpływanie na polskie elity kulturalne, by zachowały niezależność od systemu sowieckiego, by broniły wartości polskiej kultury.

Ogromną zasługą Instytutu Li-terackiego w podparyskim Maisons--Laffite była działalność wydawnicza, początkowo publikowanie głównie pisarzy emigracyjnych zakazanych w kraju, a potem, zwłaszcza od lat sie-demdziesiątych, autorów krajowych (występowali bądź pod pseudonimami, jak Stefan Kisielewski, bądź z otwartą przyłbicą, ujawniając swoje nazwisko), którzy nie mieli szans na druk w kraju. Ogromną rolę odegrał także Giedroyć, popierając na całym świecie i propa-gując twórczość dwóch największych pisarzy politycznej emigracji: Czesła-wa Miłosza i Witolda Gombrowicza. „Kultura” była jednak, wbrew tytułowi, w dużej mierze pismem politycznym, które żyło wydarzeniami w kraju. Gie-droyć i jego autorzy rozważali, jakie są perspektywy europejskie i polskie po upadku komunizmu, w który to upa-dek wierzono w „Kulturze”, choć zda-wano sobie sprawę z tego, że to proces może długi i trudny. Stąd też popar-cie cenne, jakiego Giedroyć udzielał opozycjonistom wobec komunizmu w Związku Sowieckim, a zwłaszcza jego dążenie, w różny sposób akcento-wane, by Polacy ułożyli sobie w przy-szłości stosunki przyjazne z Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami i to bez względu na liczne bolesne wspomnie-nia z niedawnej przeszłości. Co z tych ogólnych wskazań wynikało na co dzień? „Kultura” Giedroycia popierała rodzący się nowy system stosunków europejskich, szukała dlań na przy-szłość miejsca Polski. Naczelnym za-daniem było utrzymywanie we wszelki możliwy sposób kontaktów z krajem, wspomaganie zjawisk pozytywnych, nawet niewielkich, prowadzenie dia-logu z przybyszami z kraju do Paryża i unikanie wyłącznie negatywnej reak-cji na wiele spraw krajowych w różnych sytuacjach. Różnił się więc Giedroyć zdecydowanie od tych polskich kół emigracyjnych, które ciągle myślały kategoriami nierealistycznymi, obo-wiązującymi przed 1939 r. i w istocie pozostawały dalekie od spraw krajo-wych, od spraw, którymi, chcąc czy nie chcąc, Polacy w kraju żyli na co dzień.

Podobnie jak „Wolna Europa” Jana Nowaka-Jeziorańskiego środowisko „Kultury” chciało możliwie najwięcej wiedzieć o sprawach krajowych, także o sytuacji w krajach obozu sowieckie-go. Informowano rzetelnie opinię mię-dzynarodową i Polaków, nie unikając popierania tych spraw dziejących się pod rządami komunistycznymi, które zdaniem Giedroycia były pozytywne na przyszłość. Stąd początkowe na przy-kład umiarkowane poparcie dla Włady-sława Gomułki w 1956 r. zastąpiła zde-cydowana krytyka metod totalitarnych, krępowania kultury dotkliwą cenzurą oraz ścisłego popierania polityki Mo-skwy. Potępiano zdecydowanie zarów-no politykę antysemicką PRL-u w latach 1967–1968, jak i udział LWP w stłumie-niu praskiej wiosny w 1968 r. Stałej kry-tyce poddawano politykę ekonomiczną rządów w Warszawie i wynikające z niej krwawe kryzysy lat 1970, 1976, 1980. Początkowo jednak Giedroyć witał z uznaniem pewne nowe formy polityki E. Gierka, a zwłaszcza jego „otwarcie na świat”, jednakże wkrótce było jasne, że kredyty zachodnie zostały zmarnowa-ne. Dziś jednak raczej się zapomina, że znaczne udogodnienia stworzone dla podróży zagranicznych, naukowych i kulturalnych kontaktów, które wpro-wadził Gierek, odegrały wielką rolę na przyszłość, choć niekoniecznie po myśli Edwarda Gierka: coraz więcej Polaków rozumiało, że staliśmy się pod rządami komunistycznymi krajem zacofanym, że „Zachód” bez komunizmu rozwijał się po II wojnie światowej o wiele szyb-ciej, był coraz bogatszy, a ludziom żyło się w nim o wiele lepiej niż w komuni-stycznej Polsce. „Wolna Europa” i Gie-droyć otwierali ludziom oczy, wskazy-wali na jednoznaczny rezultat wszelkich porównań.

Jerzy Giedroyć był wielką postacią narodowej historii XX w. Nadal war-to jego rady, ostrzeżenia czy prognozy studiować. Jeśli po roku 1990 był może zbyt często krytyczny wobec biegu spraw w kraju, to nigdy jednak nie kwestionował tezy, że Polacy dostali od historii szansę niemającą sobie rów-nych i muszą ją umieć wykorzystać.

Page 30: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

POMERANIA LUTY 201630

Z POŁUDNIA

Przyjaciel zwrócił niedawno moją uwagę na postęp, jaki się dokonał w sprawach kaszubskich. „Popatrz – mówi – ile dobrego się stało. Kiedy chodziłem do szkoły, nauczyciele zakazywali rozmawiać po kaszubsku, byśmy nie kaleczyli języka polskiego, a teraz dzieci uczą się kaszubskiego i jedno drugiemu nie przeszkadza. To jest wspaniałe. A książek ka-szubskich nie było wcale, dziś literaturę i wiedzę o regionie możesz czerpać pełnymi gar-ściami”.

Przyznałem mu rację, Kaszuby – ich kultura, język, tradycje – były niegdyś dys-kryminowane w imię jedności narodu, którą rzekomo odręb-ności regionalne rozbijały. Rzadko używana nazwa Kaszuby miała posmak egzotyki, a Pomorze nazwano „bezpiecznie” Wybrzeżem. Poborowi z Kaszub nie mogli służyć w mary-narce wojennej, byli natomiast wysyłani do kopalni. Prasa

kaszubska była marzeniem, a gdy na przełomie lat 50. i 60. mentalność mieszkańców przeorywał świetny dwutygodnik „Kaszëbë”, władze przeraziły się skutków tej roboty i pismo zamknęły. Ale to już odległa przeszłość, sytuacja odwróci-

ła się o 180 stopni i gdyby-śmy tylko chcieli z obecnych możliwości korzystać, wielki byłby z tego pożytek. „A te wszystkie zmiany – konklu-duje przyjaciel – stały się za przyczyną Zrzeszenia, dzięki jego działaczom”. „To praw-da – potwierdziłem – z ka-szubszczyzną obcujemy na co dzień, a nazwą Kaszuby posługują się nawet telewi-zyjni prezenterzy pogody.

Myślę jednak, że postęp i sukces zawdzięczamy w dużym stopniu zasadniczym zmianom ustrojowym i społecznym w kraju, a także zgodnemu z duchem czasu spojrzeniu na kulturę regionalną”.

Kłopoty z geografiąKAZIMIERZ OSTROWSKI

Kaszuby – ich kultura, język, tradycje – były niegdyś

dyskryminowane (...). Ale (...) sytuacja odwróciła się

o 180 stopni i gdybyśmy tylko chcieli z obecnych możliwości korzystać, wielki byłby z tego

pożytek.

Jiwrë z geògrafiąDrëch kôzôł mie niedôwno dac bôczënk na pòkrok, jaczi sã zjiscył w kaszëbsczich sprawach. „Zdrzë le – gôdô – wie-le dobrégò sã stało. Czedë jô chòdzył do szkòłë, szkólny zakôzywelë kôrbic pò kaszëbskù, żebë më nie kaléczëlë pòlaszëznë, a terôzka dzecë sã ùczą kaszëbsczégò i jedno drëdżémù nie wadzy. To je widzałé. A kaszëbsczich knéż-ków wcale nie bëło, dzysdnia lëteraturã i wiadła ò regionie mòżesz brac fùl gôrscama”.

Mùszôł jem mù przërozmiôc, Kaszëbë – jich kùltura, jãzëk, tradicje – bëłë pierwi ùpichóné w miono jednotë nôrodu, jaką bòdôj regionalné apartnoscë rozbijałë. Rzôdkò ùżiwónô pòzwa Kaszëbë miała w se szmakã apartnoscë cëzëch krajów, a Pòmòrzé zwelë „dlô bezpiekù” Wëbrzeżim. Rekrucë z Kaszëb ni mòglë służëc w wòjnowi òkrãcëznie, szlë zato do kòpalni. Kaszëbsczé gazétnictwò bëło rojenim, a czedë na przełómanim 50. i 60. lat mentalnotã miesz-kańców przeòriwôł apartno dobri dwatidzenik „Kaszëbë”, wëszëznë sã ùrzasłë wińdzënów ti robòtë i zamkłë pismiono.

Ale to je ju dalekô ùszłota, sytuacjô sã òbrócyła ò 180 stop-ni i jakbë më blós chcelë z dzysdniowëch mòżlëwòtów zwëskiwac, zwënéga bë bëła z tegò wiôlgô. „A te wszëtczé zmianë – wëprowôdzô dali drëch – sã zjiscyłë za sprawą Zrzeszeniô, dzãka jegò dzejôrzóm”. „Môsz rëcht – jem przëcwierdzył – z kaszëbizną mómë do ùczinkù na co dzéń, a pòzwã Kaszëbë zwëskiwają nawetka telewizyjny prezentérzë wiodra. Równak jem dbë, że pòkrok i dobiwk zawdzãcziwómë we wiôldżim dzélu dërżéniowim zjinakóm ùstrojowim i spòlëznowim w kraju, a téż zgódnémù z dëchã czasu zdrzeniémù na regionalną kùlturã”.

Nié wszëtcë Pòlôszë rozmieją ùmôlnic Kaszëbë na karce. Òsoblëwą niewiadã pòkôzôł przed latama w gôdce ze mną jeden telewizyjny òperator z Warszawë, jaczémù parłãczëłë sã z… Wałczã. Zdôrzô sã, że i Pòmòrzôcë miéwa-ją wątplëwòtë. W banie na trase Gdiniô – Chònice chłop (na pierszé wezdrzenié – sztërdzescelatny) rézëjący pierszi rôz na pôłnié wòjewództwa wątpi, czë Chònice leżą na Kaszëbach,

Page 31: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

31POMERANIA GROMICZNIK 2016

Z PÔŁNIÉGÒ

Nie wszyscy Polacy potrafią umiejscowić Kaszuby na mapie. Szczególnym nieuctwem wykazał się przed laty w rozmowie ze mną pewien operator telewizyjny z Warsza-wy, któremu kojarzyły się z… Wałczem. Bywa, że i Pomo-rzanie mają pewne wątpliwości. W pociągu relacji Gdynia – Chojnice mężczyzna (na oko – czterdziestka) podróżujący pierwszy raz na południe województwa powątpiewa, czy Chojnice leżą na Kaszubach, bo jego zdaniem to już nie. Roz-mawiamy przyjaźnie, krzyżujemy argumenty, ale na końco-wej stacji interlokutor wysiada nieprzekonany. Krakowski artysta (urodzony chojniczanin), któremu dom kultury w Łęgu koło Czerska urządził niedawno wystawę jednego obrazu, dopytuje mnie, czy ta duża i piękna wieś należy do Kaszub. Należałoby o to zapytać samych mieszkańców: gdzie im bliżej – do Kaszub czy do Kociewia, które już na pewno jest za odległą o parę kilometrów rzeką Wdą.

Dokładne określenie granic Kaszub zawsze stwarzało kłopot. Zwłaszcza zmieniającej się w ciągu wieków granicy zachodniej, wobec kurczenia się kaszubskojęzycznego obsza-ru pod naporem żywiołu germańskiego, jak to przedstawił ostatnio na łamach „Pomeranii” profesor Zygmunt Szultka. Ale także współcześnie południową i wschodnią granicę niełatwo precyzyjnie ustalić. Pamiętamy, co zdarzyło się profesorowi Józefowi Borzyszkowskiemu, który w swo-jej pierwszej książce umieścił rodzinny Karsin na końcu Kaszub, drugą zaś monografią (po sugestiach urażonych

bò wedle niegò to ju nié. Rozpòwiôdómë drëszno, pôdają argùmentë z dwùch strón, ale na slédny stacje rozpòwiôdôcz wësôdô nieprzekònóny. Krakòwsczi artista (ùrodzony chòniczón), jaczémù dodóm kùlturë w Łãgù kòle Czerska przëszëkòwôł niedôwno pòkôzk jednégò òbrazu, chce sã òd mie dowiedzec, czë ta wiôlgô i snôżô wies nôleżi do Kaszëb. Wôrt bë bëło sã ò to spëtac samëch mieszkańców: gdze jim blëżi – do Kaszëb czë do Kòcewiégò, jaczé ju na gwës je za òddaloną pôrã kilométrów rzéką Wdą.

Akùrôtné wëznaczenié grańców Kaszëb wiedno stwô-rzało jiwer. Òsoblëwie zmieniający sã w cządze stalatów zôpadny grańcë, przë grużdżënim sã kaszëbskòjãzëkòwi òbéńdë pòd cëskã germańsczi nawałë, jak to w slédnym czasu pòkôzôł na starnach „Pòmeranie” profesor Zygmùnt Szultka. Ale téż dzysdniową pôłniową i pòrénczną grańcã nie je letkò wëznaczëc. Mómë w pamiãcë, co sã przëtrafiło profesorowi Józefòwi Bòrzëszkòwsczémù, chtëren w swòji pierszi ksążce ùmôlnił rodné Kôrsëno na kùńcu Kaszëb, a w drëdżi mònografie (przë wskôzach ùrażonëch miesz-kańców) òbrëmił wies na zôczątkù Kaszëb. Tak a tak Kôrsëno je zberkã i mòcną redutą kaszëbiznë. A Chònice? Karno chònicczich intelektualistów w midzëwòjnowim cządze, z historikã i pòetą Janã Karnowsczim na przódkù,

wëdôwającë cządnik „Zabory”, bezògôdkòwò przëznało miastu przënôleżnotã do historiczny kaszëbsczi krôjnë.

Z tegò wëchôdô, że do kùńca nie je wiedzec, gdze sã za-czinają i gdze kùńczą nasze Kaszëbë. Wcyg do rozrzeszeniô je téż sprawa, jaczémù miastu nadac widzałą pòzwã stolëcë regionu. Przed wiele latama pòetka Marila Wòlskô (ùm. 1930) skwitowała to szpòrtowno: Siedem miast od dawna / Kłóci się ze sobą, / Które to jest z nich / Wszech Kaszub głową: / Gdańsk – miasto liczne, / Kartuzy śliczne, / Święte Wejrowo, / Lębork, Bytowo, / Cna Kościerzyna / I Puck – perzyna.

Kòżdé z nich mô swòje prôwdë, ale rozsądzywającé wôrtnotë mô prawie Gduńsk. Prezydent tegò miasta nie òstawił nikòmù wątplëwotów, nakazëjącë ùstawienié na wjezdze infòrmacjowëch tôflów: Gduńsk – stolëca Kaszëb. Le wej, nie felô procëmników parłãczeniô gardu nad Mòtławą z regionã nachôdającym sã dokładno za rogatka-ma, ò czim jem sã dokònôł w gôdce z młodim gduńczanã (a jesmë kôrbilë w Bëdgòszczë), jaczi nie skriwôł swégò niezadowòleniô, nawetka bëm rzekł – rozprzenieseniô tą sprawą. Pò prôwdze nie wiém, w czim jemù (i wiele jinszim) przeszkôdzô nen przëdóny titel do pòczestnotë Gduńska!

Tłómaczëła Danuta Pioch

mieszkańców) przyznał wiosce miejsce na początku Kaszub. Tak czy inaczej Karsin to rubież i mocna reduta kaszubsz-czyzny. A Chojnice? Grono chojnickich intelektualistów w okresie międzywojennym, z historykiem i poetą Janem Karnowskim na czele, wydając czasopismo „Zabory”, jed-noznacznie określiło przynależność miasta do historycznej kaszubskiej krainy.

Wynika z tego, że nie wiadomo dokładnie, gdzie się za-czynają i gdzie kończą nasze Kaszuby. Wciąż nierozstrzy-gnięta jest także kwestia, jakiemu miastu przyznać splendor stolicy regionu. Przed wielu laty poetka Maryla Wolska (zm. 1930) skwitowała to żartobliwie: Siedem miast od dawna / Kłóci się ze sobą, / Które to jest z nich / Wszech Kaszub głową: / Gdańsk – miasto liczne, / Kartuzy śliczne, / Święte Wejrowo, / Lębork, Bytowo, / Cna Kościerzyna / I Puck – perzyna.

Każde z nich ma jakieś racje, ale rozstrzygające walory posiada oczywiście Gdańsk. Prezydent tego miasta nie po-zostawił nikomu wątpliwości, nakazując ustawienie na wjeź-dzie tabliczek informujących: Gdańsk – stolica Kaszub. Nie-stety, nie brakuje przeciwników łączenia grodu nad Motławą z regionem znajdującym się dosłownie za rogatkami, o czym przekonałem się w rozmowie z młodym gdańszczaninem (a rozmawialiśmy w Bydgoszczy), który nie krył swego nie-zadowolenia, powiedziałbym nawet – oburzenia tym faktem. Zaiste nie wiem, w czym jemu (i wielu innym) przeszkadza ów dodatkowy tytuł do chwały Gdańska!

Page 32: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH

POMERANIA LUTY 201632

Cwiczënk 1Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język pol-ski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).– „Jem jô Lesôk z prapradżada”…– Jô sã namiszlóm, acz të spiéwiesz? Hòla że!

Të falszëwò nócysz. To jidze czësto jinaczi: „Jem jô rëbôk”. – Ten sã òdzéwô, co sóm słabò spiéwô! Të so mòżesz spiewac tak, jak të rzekł, bò jes òd nëch Rëbôków z Kar­wi. Jô jem rodã z Mechòwë, jô doch ni mògã ò rëbach spiewac! Mùszã bëc taczi, jaczi bëlë mòji starcë. Jem jô „Lesôk z prapradżada, zbierac grzëbë mie wëpôdô”.– A niech cë tak, Lesôkù, mdze. Bãdzë tim, czim le chcesz. Bëlno jes przëszedł, a ju sã sztridëjesz. A rzeczë mie, môta wa w nym wajim lese jesz jaczé grzëbë. Kò jô bë rôd przëjachôł nazbrac so grzëbów, blós le samëch prôw­dzywków jô bë chcôł. – Terô ni mómë…– Czej tak je, tej ni ma ò czim gadac. Wa wszëtkò môta wëzbróné?– Tak gôdô ten, chto ò lese nick nie wié. Nié, bò je zëma, mackù të! – Në jo, jak wa to, Lesôce, gôdôta: Jô w las pònëknął!– Bò wa, Rëbôcë, môta słabi môg.– Të sã ze mie nie wëszczérzôj. Pamiãc më prawie mómë dobrą! Òd rib jedzeniô.– Jô ce rôczã na grzëbë na jeseni, znajã baro dobré place. Ëż të chcesz, to terôzka mòżesz na jachtã przëjachac. – Jô nie jachtëjã.– Ale òdjimczi robisz, kò widzã, że môsz fòtoaparat ze sobą.– Jo, jô jem fòtografikã.– Tej rôczã ce na fòtograficzną jachtã w naju pëszné Darżlëbsczé Lasë.– Në nie wiém… – Mòże ùdô sã nama trafic lesną pannã… Jô na niã jachtëjã ju wiele lat. Bëm chcôł sã przëzdrzëc temù, czemù przëzérelë sã mòji przódkòwie.– A cëż to je za zwiérz?– Niżóden zwiérz, leno ùkôzka. Pòwiôdają, że je baro piãknô, òblokłô je w ruchna z pajiczënë, na głowie mô wińc a pëszno spiéwô i tańcëje.

– Docz të mie tak nãcysz, kò doch wiesz, że jem żeniałi!– Ale brëkùjã snôżich òdjimków, a blós të to pòtrafisz zro­bic!– Zrobiã jich tëli, kùli mdzesz chcôł. Pùdã z tobą tam, gdze blós bãdzesz chcôł. Terô të mie przekònôł. Zrobimë tak, jak të rzekł. Tej co, czedë jidzemë w ten waji las?

Cwiczënk 2Wëdolmaczë znaczënk pòstãpnëch rzeklënów i przësłowiów (objaśnij znaczenie następują-cych powiedzeń i przysłów):

W las pònëknąc – Wòzëc drzewò do lasa – Të jesz jes dalek w lese – Stôri jak òliwsczi las – Przëdô sã jak bróna w lese –Tegò tam tëli je, jak jëglënë w lese –Rëbôcë żëją z rib, Lesôcë z grzib –

Cwiczënk 3Na kôrce Kaszëbsczi naléze a wëpiszë pòzwë nôwikszich kaszëbsczich lasów.(Znajdź na mapie Kaszub i wynotuj nazwy naj-większych kaszubskich lasów).

– Wëwidnij, czemù kòle Darżlëbiégò je Pùszcza, a przë Tëchòlë Bòrë. Napiszë, jaczé lasë zwiemë pùszczama, ja­czé bòrama, a jaczé np. dąbrowama.(Wyjaśnij, dlaczego koło Darzlubia jest Puszcza, a przy Tu-choli Bory. Napisz, jakie lasy nazywamy puszczami, jakie borami, a jakie np. dąbrowami).

Cwiczënk 4

Na 33 starnie nalézesz pòzwë rozmajitëch ôrtów lasu, ale nôleżi dobrze pòłączëc ze sobą pôrë

pòlsczich i kaszëbsczich pòzwów. Żelë bãdą jaczé wąt­plëwòtë w tim, jak zrobic zadanié, zazdrzë do słowarza.(Na stronie 33 zapisano nazwy różnych rodzajów lasu, ale należy prawidłowo połączyć ze sobą pary polskich i kaszubskich nazw. Jeśli pojawią się jakieś wątpliwości co do tego, jak wykonać zadanie, to zajrzyj do słownika).

ÙCZBA 50

LasRÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH

Las jinaczi bór mòże bëc jiglany, tj. pò pòlskù sosnowy, danowi – świerkowy, ten z przewôgą lëstowatëch drzéw (dãbów) to dąbrowa – liściasty/dębowy. Żelë las je przepastny, nierëszony, to zwie sã gò pùszczą. W lese żëją rozmajité zwierzãta, np. dzëk – dzik, sôren – sarna, lës – lis. W lese robi np. rąbca – drwal i lesny – leśniczy.

Page 33: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

33POMERANIA GROMICZNIK 2016

KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH

LAS:dębowy jiglënowi, jiglastistary, dziewiczy chòjowi, chòjnowi, sosnowinasienny danowi, jaglijowi, danówcmłody lëstowati, lëscastiolchowy bùkòwi, bùczënowi, bùkòwina, bùkówcmieszany brzozówc, brzozôk, brzozownik, brzozowiiglasty dąbrowa, dãbówc, dãbnik, dãbnica, dãbòwisosnowy grabòwina, grabówc, grabòwibukowy òlszëna/ólszëna, òlszéwc, òlszówk, òlszewibrzozowy miészónygrabowy stôri, stôrodôwny, nienarëszony, dzewiczi, pùszczô, pralasświerkowy semiénnyliściasty szachòwina, drągòwina

Cwiczënk 5Ti, co szlë w las, òdmôwielë taką mòdlëtwã (idą-cy do lasu odmawiali taką modlitwę):Jidã w las, bierzã Nôswiãtszi Pannë pas i tim pasã sã òpaszã, i wszëtczé nieszczesca... robac­twa òdstraszã.

– Rzeczë, jaczé znaczenia wedle cebie są skrëté w ti mòdlëtwie. (Powiedz, jakie znaczenia twoim zdaniem są ukryte w tej modlitwie).

Żlë chcesz sprawdzëc swòje mëszlenié w ti spra­wie, wëszukôj w internece zéwiszcze: pas Bogu-rodzicy abò pas Najświętszej Maryi Panny.

(Jeśli chcesz zweryfikować swoje myślenie na ten temat, to znajdź w internecie hasło: pas Bogurodzicy albo pas Najświętszej Maryi Panny).

W Żëcym i przigòdach Remùsa Majkòwsczi téż wëzwëskôł ten mòtiw i pisôł tak:

Dużi kawałk zemi kaszëbsczi pòkriwają lasë, ale żóden nie je taczi wiôldżi i pełen tajemnicë jak

Las Mirochòwsczi... Zabłądzëc mòżesz na zybi straszny, kądka pòrenë i pò zôchòdze słuńca górą letkò wãdrëje Dëch Lasu i cã prowadzy na pewną smierc, złi, że lëdzczé òkò zazérô do jegò państwa. Tedë żóden twój krzik cã nie retëje, bò twòjégò zéwù nie pòslą drzewa dali do lë dzczich ùszu. Le westchniesz do Matczi Bòsczi w te słowa: Jidã dali, dali w las, weznã Nôswiãtszi Pannë Mariji Matczi pas!

Przë ùżëcym słowarza przełożë nen wëjimk na pòlsczi jãzëk. (Korzystając ze słownika, przetłu-macz ten fragment na polski).

Cwiczënk 6Niżi są przësłowia sparłãczoné z lasã. Szukôj w pòlaszëznie taczich, co bë mògłë bëc jich równoznaczënama (zapiszë je z bòkù).(Poniżej zapisano przysłowia związane z lasem. Znajdź ich polskie odpowiedniki i zapisz obok).

Jim dali w las, tim wicy drzew.W lese dwa razë padô, z nieba i chójk.Gdze las, tam dzãcołë.Swiat jak las, człowiek jak lëst.

Jesz miedwiédz w lese, ju z niegò kòżëch szëją.Wilk znaje drogã do lasu.Nie wòłôj wilka z lasa, bò sóm przińdze.Jak sã òdezwiesz do lasa, tak cë las òdpòwié.

Cwiczënk 7Wëpiszë z tekstu wszëtczé pòdsztrëchniãté sło­wa. Spróbùj sã domëslec jich pòlsczich znacze­niów, żelë nie jidze, tej sprawdzë te znaczenia w słowarzu.

(Wypisz z tekstu wszystkie podkreślone słowa. Spróbuj się domyśleć ich polskich znaczeń, jeśli ci się nie uda, to sprawdź znaczenia w słowniku).

Taczé słowa, jak: acz, blós, doch, bëlno, ëż, kò, kùli nôle­żą do wskôzowników sparłãczeniô. Te tuwò wëpisóné są apartnyma przikładama słów cëzëch lëteracczi pò­la szëznie. W rolë wskôzowników sparłãczeniô mògą wëstąpic: przëmiónczi, wiążënë, partikle, zamiona.(Słowa: acz, blós, doch, bëlno, ëż, kò, kùli są wskaźni-kami zespolenia. Te wymienione są obce polszczyźnie li-terackiej. W roli wskaźników zespolenia mogą wystąpić: przyimki, spójniki, partykuły, zaimki).

Ùżij wëmienionëch w zestôwkù pògrëbionëch słów w zdaniach zesadzonëch.(Użyj wymienionych w ramce pogrubionych słów w zdaniach złożonych).

Cwiczënk 8Badérowie kaszëbiznë, np. F. Lorentz czë B. Sëchta, gôdelë téż ò tpzw. zapòwiednikach i òdpòwiednikach sparłãczeniô. Nôleżą do nich wszëtczé pôrë zapisóné w zdaniach dialogù pògrëbioną kùrsywą: ten – co, taczi – jaczi, tim – czim, czej – tej, ten – chto, temù – czemù, tëli – kùli, tam – gdze, tak – jak.(Badacze kaszubszczyzny, np. F. Lorentz, B. Sychta, mó-wili też o tzw. zapowiednikach i odpowiednikach zespo-lenia. Należą do nich wszystkie pary zapisane w dialogu pogrubioną kursywą).

Nalezë i wëpiszë wszëtczé wskôzowniczi i za­pòwiedniczi sparłãczeniô w rzeczeniach i przë­sło wiach z cwiczënkù 2 i 5.

(Znajdź i zapisz wszystkie wskaźniki i zapowiedniki zespole-nia użyte w powiedzeniach i przysłowiach z ćwiczenia 2 i 5).

Cwiczënk 9Lasë mają w kaszëbsczi demónologie swòje dëchë. Nôleżą do nich np.: Bòrowô Cotka i Bòrówc. Są to strogòtlëwé dëchë lasu. Rzeczë, jak sobie je

wëòbrôżôsz. (Lasy mają w demonologii kaszubskiej swoje duchy. Na-leżą do nich np.: Borowa Ciotka i Borowiec. Są to opie-kuńcze duchy leśne. Opowiedz, jak je sobie wyobrażasz).

czësto – tu: całkiem, całkowicie, jachta – polowanie, môg – tu: rozum, pamięć, òdjimk – fotografia, zdjęcie, pëszny – piękny, plac – tu: miejsce w lesie, gdzie rosną grzyby, ruchna – ubrania, szaty, ùkôzka – zjawaSŁ

OWÔR

ZK

Page 34: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

GDAŃSK MNIEJ ZNANY

POMERANIA LUTY 201634

M A RTA S Z A G Ż D O W I C Z

Kamieniarz z przezwiskiem Spacer zaczynamy przy Hotelu Po-dewils. Budynek zwany jest Domem pod Murzynkiem. Został zbudowa-ny w 1728 roku przez kamieniarza Krzysztofa Strzyckiego. Strzycki, choć był wybitny, dorobił się przezwiska „li-chy Murzyn”. Wynikało to nie z jako-ści jego prac, ale niskiego pochodzenia, którym gardziły gdańskie rody. Jego ojciec był ogrodnikiem z dzisiejszego Dzierzgonia, zwanego wtedy Christ-burgiem. Strzycki mieszkał na Zaro-ślaku, ale jego pracownia, po której nie ma śladu, mieściła się nieopodal hote-lu. W okolicy znajdowały się też skła-dy kamieniarskie i dlatego mostek na wyspę Ołowiankę nazywa się Mostem Kamieniarzy. Strzycki, nie przejmu-jąc się przezwiskiem, wkomponował główkę Murzynka we własny herb. Można go zobaczyć nad wejściem do hotelu. Obiekt zachwyca swym filigra-nowym kształtem. Barokowy pałacyk jest ozdobą Szafarni, szczególnie od

2001 roku, gdy został odrestaurowany i działa w nim hotel. Podczas prac re-nowacyjnych detale pokryto dwudzie-stoczterokaratowym złotem, ubytki w rzeźbach z piaskowca wypełniono sztucznym kamieniem. Właściciel hotelu zarządza także drugim obiek-tem – zamkiem w miejscowości Krąg w powiecie koszalińskim, który należał do rodu Podewilsów. Była to rycerska rodzina pochodząca z Podwilcza pod Białogardem na Pomorzu Zachodnim i to właśnie do niej nawiązuje dzisiejsza nazwa obiektu.

Średniowieczni biznesmeniRuszamy w kierunku deptaku. Ulica Szafarnia pełniła bardzo ważną funk-cję już w czasach średniowiecznych. Gdy Gdańsk należał do Zakonu Krzy-żackiego, to właśnie tutaj szafarz, czyli urzędnik odpowiedzialny za handel, składował zakonne dobra. Dziś przy-pomina o tym jedynie nazwa ulicy. Naj-ważniejszymi szafarzami byli malborski i królewiecki. Przez ich ręce przechodzi-ły wielkie sumy, ponieważ sprzedawali zboża, bursztyn, sukna, miedź, czy też wosk. Po naszej prawej stronie rozciąga się przystań jachtowa – Marina Gdańsk. Została oddana do użytku w 1997 roku, kiedy miasto świętowało swoje tysiącle-cie. Przystań dysponuje 75 miejscami na jachty o zanurzeniu nieprzekraczającym 3,5 m. Idąc wzdłuż nabrzeża, natknie-my się na stalowe dźwigi i pachołki do cumowania. To pozostałości po okresie,

gdy deptak służył jako nabrzeże przeła-dunkowe.

Najstarsze muryPerełką wśród nowoczesnej zabudowy ulicy jest zabytkowy Hotel Gdańsk. Mieści się on w dawnym spichlerzu, który został zbudowany w 1750 roku. Historyczna nazwa budynku to Nowa Pakownia. Pakowniami nazywano spichlerze przeznaczone na towary opakowane. Pierwsze powstały w 1649 roku na Wyspie Spichrzów, ale nieste-ty nie przetrwały II wojny światowej i nigdy ich nie odbudowano. W XIX wieku w Nowej Pakowni składowano drobnicę, która musiała zostać oclona. Inspektorzy pruskiej Dyrekcji Ceł i Ak-cyzy pracowali w sąsiednim budynku, na którego miejscu dziś stoi Amber Tower. Nazwa ta nie funkcjonuje jesz-cze w świadomości mieszkańców, po-nieważ nadana została po renowacji zakończonej w 2014 roku. W środku mieści się restauracja, biura oraz apar-tamenty. Nowa Pakownia nie została zniszczona, dzięki czemu hotel może szczycić się wyjątkowym wnętrzem. Dla zachowania oryginalnej konstruk-cji zrezygnowano nawet z doprowadze-nia windy na najwyższe kondygnacje. W uznaniu za wkład w rewitalizację obiektu Rada Miasta Gdańska nadała hotelowi prawo do używania presti-żowej nazwy Gdańsk. Miejsce słynie głównie z restauracji Brovarnia, która szczyci się własnym minibrowarem.

Lutowy spacer poświęcimy ulicy znajdującej się w pobliżu centrum Gdańska, tuż nad brzegiem tzw. Nowej Motławy – Szafarni. W ostat-nich latach tchnięto w nią nowe życie.

Szafarnia

Hotel Podewils, fot. MS

Page 35: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

35POMERANIA GROMICZNIK 2016

NAJE KÔRBIÓNCZI

Ze żłobiôrzã i grafikã Andrzejã Arendtã gôdôł Stanisłôw Janka.SzafarniaÒstawic pò sobie cos wiãcy

Të jes pòczestnym na Kaszëbach i Pòmòrzim żłobiôrzã i grafikã, ale całé twòjé żëcé je sparłączoné z Wejrowã. Tuwò je twòje rodné gniôzdo, tuwò të mieszkôsz i ùsôdzôsz. Nié tak dôw-no prawie w wejrowsczim Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi òdbéł sã widzałi twój bene-fis, chtërny zgromadzył baro wiôlgą lëczbã ùczãstników. Tuwò téż pòd kùńc lat szescdzesątëch rozpòczãła sã twòja przigòda z artisticzną robòtą…Wszëtkò, to je mòja przigòda z kùńsztã, zaczãło sã w 1976 rokù. Jô to baro dokładno mògã sobie wdarzëc – to béł piątk i 13, ale chto bë tam mëslôł ò tim, że to są gùsła. Wôżné dlô mie i dlô mòjich drëchów bëło to, że më mòżemë miec plac na zetkania. Szło ò warkòwniã pani, chtërna mieszkała na dólny kòndignacji najégò blokù. I hewò le pani Òtiliô Szczukòwskô, bò ò ni je gôdka, żłobiôrka, rôczëła nas knôpów z pòdwòrzégò do se. W ji mieszkanim bëło wiele żłobinów, bëłë żłobioné zachë, dosc tëlé ksążków. A më knôpi w tim wszëtczim bëlë môłi i ùrzasłi. Përznã nama sã dostało za to, że czasama më stojelë pòd ji dwiérzama a trzôskòwelë i przeszkôdzelë. Czej ju më nabralë përznã òdwôdżi, tej më sã ji spitelë, czë bë nama ùżëczëła swòjã warkòwniã na przãtrze na klub, jak më to zwelë. Òna òdrzekła, że jo, ale pòd warënkã, że bãdze nas ùczëc żłobieniô. Më sã zgòdzëlë na ji warënk. Pierszi mój do-kôz to bëła snycerka na sztëczkù délëka ze wzorama kaszëbsczégò wësziwkù. Jô znôł te elementë z dodomù, bò mëma wësziwała. Ale te na délëkù bëłë jina-czi rozmieszczoné kòl sebie. Szło ò to, żebë rozpòscercé midzë elementama

bëło jak nômnié szé. To takô techni-ka wërobionô przez naszą szkólną. To zaczãło sã nama widzec. A dokazë bëłë corôz wiãkszé, bò i wiãkszé bëłë délëczi. Do tegò jesz doszłë talérzëczi tłoczoné w drewnie. Pani Òtiliô miała jesz zasobë z czasów, czedë sama żło-biła. Za naszich czasów przez chòrobã tegò nie robiła. Òkróm òrnamentalny snycerczi më próbòwelë naszi mòcë w plaskatożłobiznie. Òne bëłë jistné do òrnamentów, ale przedstôwiałë pòstacë czë architekturã kaszëbsczich chëczi. Jô wëżłobił Kaszëbkã przë skrzëni, a ù górë na rówiznie môłi wzór, co sã skłôdôł z tëlpóna i lëstów. Naszi pani to sã wi-dzało. W tim czasu na zajãca chòdzëło nas szterzech knôpów mieszkającëch w tim samim blokù przë rënkù, më bëlë z jedny klasë. W pòsobnym rokù doszło dwùch knôpów i jedno dzéwczã – Zosza. W 1971 doszedł jesz Frank Sëchòwsczi.

Szeroczim pòmiónã w tim cza-su òdbiło sã wiadło, że w Wejro-wie dzejô żłobiarskô szkółka Òtilii Szczukòwsczi…Pani Òtiliô corôz barżi nas pòd-skacywała do robòtë. W strë m ia nnikù 1968 rokù më mielë òdjimkòwą sesjã. Marian Szëszkò, warkòwi òdjimnik, robił nama zdjãca, jak më żłobimë, i ju zrobionëch dokazów. Pòtemù przëszło wiadło, że nasze ùsôdzczi òstaną pòkôzóné w lëpińcu na pòwiatowim wëstôwkù lëdowégò kùńsztu w Wejro-wie. Tej më zaczãlë robic nowé doka-zë, w tim sztaturczi, co bëło dlô naju pòsobnym wezwanim. Ale sã ùdało, w lëpińcu i zélnikù béł wëstôwk naszich żłobinów. W lëstopadnikù do naszi pani

i do nas przëjachała redaktorka Izabella Trojanowskô z gazétë „Głos Wybrzeża” (GW). Pògôdała z nama, przezdrza-ła kronikã, chtërną jô prowadzył. Më tej sã nazywelë klubã, Iza zabédowa-ła, żebë më przëjãlë nazwã szkółczi. I tak òstało. 8 lëstopadnika 1968 rokù w GW ùkôzôł sã ji articzel „Rzeźbiar-ska Szkółka”. Pòza wiele òpisënkama naszi robòtë bëła wëpòwiésc naszi pani, że ju wszëtczé nôrzãdza porozdôwała knôpóm, òstało ji le jedno dłóto, chtër-nym żłobi Andrzéj. Pòd tim béł apel, żebë lëdze dobri wòlë, czëtińcë gazétë pòmòglë w zwëskanim do żłobieniô drewna i dłëbôków. Pò czile niedze-lów më dostelë drzewò, chtërno nama przëwiózł syrenką doktor Miron Łukòwicz, lékôrz i kaszëbsczi dzejôrz. Nalezlë sã téż pani Òtilii dôwny zna-jemny, chtërny przënieslë prosté dłóta bòdôj zrobioné z wilëców. Jesz czile razy më mielë widzóné redaktorkã Izã. Òna wiedno bëła zaczekawio-nô naszą robòtą i pòkrokama. I wcyg pòwtôrzała: „Knôpi, wa sã ùczta, a pózni mòże pùdzeta do plasticzny szkòłë”. Më wtenczas nie wierzëlë, że më mòżemë chòdzëc do taczi szkòłë. W tim samim rokù jô sprzedôł mój jeden dokôz do Archeòlogicznégò Mùzeùm w Łodzy. Më brelë ùdzél z naszą szkólną w rozmajitégò ôrtu kùlturalnëch wëdarzeniach w Wej-rowie, téż w pòsobnym wëstówkù. Izabella Trojanowskô chwôlëła nas za pòkroczi w naszi robòce. Znôwù Òtiliô Szczukòwskô dostała za swòjé dzejanié wejrowską Nôdgrodã Remùsa. W tim czasu jô pòznôł kaszëbsczégò dzejôrza Édmùnda Kamińsczégò i lëdowégò żłobiôrza Izajasza Rzepã z Rédë.

Page 36: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

NAJE KÔRBIÓNCZI

POMERANIA LUTY 201636

Të ùczãstnicził w aristicznëch kònkùrsach dlô dzecy i młodzëznë kaszëbskò-pòmòrsczi, pòzwónëch Lëdowé Taleńtë…19 czerwińca 1971 rokù më pòjachelë na pòdsëmòwanié kònkùrsu Lëdo-wé Talentë do Łątczińsczi Hëtë. Kòżdi z ùczãstników naszi szkółczi zwëskôł nôdgrodã abò wëprzédnienié. Jô dostôł wiôldżi wazón z ceramiczny warkòwni Necla w Chmielnie, òn jesz dzys stoji ù mie doma. W pòstãpnëch kònkùrsach jakò nôdgrodë dôwelë òdjimkòwé apa-ratë czë kòła. Mie zanôlégało na ùdzélu w tëch kònkùrsach nie le ze wzglãdu na te nôdgrodë. Më sã ùczëlë tamò spiewac pò kaszëbskù, bëłë zéńdzenia z czekawima lëdzama. Më pòmôgelë przë drobnëch pòlowëch robòtach òbéńdowim gbùróm, w tim dzys

znónémù dzejôrzowi Hùbertowi Lew-nie z Łątczińsczi Hëtë. Przë ògniszczu bëłë, òkróm spiéwù, pòwiôstczi ò Ka-szëbach Izabellë Trojanowsczi i Józefa Bòrzëszkòwsczégò. Pózni kònkùrs sã òdbiwôł co rokù w jinym môlu. Na-gromadzëło mie sã dosc wiele tëch nôdgrodów i wëprzédnieniów. Jô do dzysô wspòminóm i przechòwiwóm z sentimentã wszëtczé pamiątczi z tam-tëch czasów. Czej jô òstôł szkólnym i prowadzył żłobiarską szkółkã w mòjim Ògniszczu Pòzaszkòłowi Robòtë w Wej-rowie, jô jezdzył z mòjima ùczniama na ten kònkùrs jakò òpiekùn.

Czej të bë miôł scharakterowac twòje pierszé żłobiarsczé dokazë, a pózni graficzné – nawkół jaczi tematiczi òbrôcało sã twòje ùtwórstwò?Jô pòznôwôł w iele czekawëch i widzałëch dlô Kaszëb lëdzy. Jô

dostôwôł ksążczi. Pierszą béł Bede-ker kaszubski Izabellë Trojanowsczi i Różë Òstrowsczi. Jô gò dostôł òd mòji szkólny z dedykacją: „Mojemu pra-cowitemu uczniowi teraz już koledze Andrzejowi Arendtowi na pamiat-kę Otylia Szczukowska,Wejherowo, Boże Narodzenie 1968”. Ta ksążka bëła dlô mie kòpalnią wiédzë ò na-szi zemi i ji lëdzach. To wszëtkò mie pòdskacywało do ùtwórczi robòtë. Nierôz same zéwiszcza nasuwałë ùdbã na plaskatożłobiznã. W tim czasu pòwstało szesc tôflów kaszëbsczégò wieselô „Hanka sã żeni” wedle Ber-nata Zëchtë i jesz plaskatożłobiznë ò Remùsu i jegò przigòdach. Jô sã stôł ilustratorã, chtëren żłobił w drzewòritniczich klockach, tim sa-mim jô pòwtôrzôł tematë z chùdzy robionëch żłobiznów. Grafiką jô sã za-jimóm òd 1976 rokù. Drzewòritniczé klocczi bëłë zrobioné do wësokòscë czcónczi tipògraficzny drëkarni. Temù mògłë bëc wëkòrzistóné jakò ilustracje w teksce. Taką techniką jô zrobił pierszé ilustracje do wiérztów Jana Karnowsczégò, a téż inicjałë i òbkłôdkã. W drzewòrice pòwstôł jesz rôz pòsobny cykel „Hanka sã żeni”, a pózni ilustracje do ksążczi Legendy wejherowskie Terézë Leh-man. Jô ilustrowôł tomiczi wiérztów naszich rodnëch pòétów. Za namòwą Édmùnda Kamińsczégò, bibliofi-la, jô robił ekslibrisë, nôpierwi dlô niegò, a pózni dlô jegò znajemnëch, rodzënë, ksążnicë w Toruniu. Wôż-nym tematã mòjich dokazów bëłë sa-kralné môle: przëdrogòwé kaplëczczi, pòmniczczi, tôfle ùpamiãtniwającé znónëch lëdzy, pòmnik błogòsławiony zmartwëchwstanczi Alicji Kòtowsczi w Piôsznicë, czë téż tam zabitégò przez Miemców Władisława Czedrowsczégò. Pierszô drzewianô kaplëczka, chtërną jô zrobił dlô jegò ùpamiãtnieniô, sã zniszczëła przez czas, temù jô zrobił pòsobną w kamieniu.

Mie sã baro widzy, że chòc të jes warkòwim artistą plastikã, rów-nak të wcyg ni môsz nic procëm temù, że cebie nazéwają lëdowim

ùtwórcą. Co sprawiło, że të pòdjął sztudia w Państwòwi Wëższi Szkòle Plasticznégò Kùńsztu we Gduńskù, chtërne të ùkùńcził jakò magister plasticznégò wëchòwaniô?Lëdowi ùtwórca to nie je, jak sã cza-sama gôdiwô, prostôk, wiesón i temù jistné. To pòczątczi kòżdégò ùtwórstwa. Kùńszt wërostiwô z zemi, òtoczeniô i zwëskónëch doswiôdczeniów. Ùczimë sã i wchòdzymë na drôbkã żëcô pò ji pòsobnëch stãpniach. Zmieniwómë sã przez pòznôwanié òtôczającégò nas swiata. Lëdowi ùtwórca mô wiãcy wòlnoscë, nie ògranicziwają gò sztiw-né ramë i mòże twòrzëc kùńszt we-dle swòjégò swiata. Jô wzrostiwôł westrzódka lëdowégò kùńsztu, czej jô rozpòczął nôùkã żłobieniô. Bëłe zetkania z ùtwórcama na wëstawach czë jôrmarkach, bëłë Zéńdzenia Lëdowëch Ùsôdzców we Gduńskù. Tamò jô dostôł pierszą nôdgrodã prawie jakò lëdowi ùsôdzca. Jô téż móm dostóné medal Za Zasłëdżi dlô Lëdowégò Ùtwórstwa. Jô pòznôł systemã sztôłceniô na Ùkrajinie, czej jô òdwiedzywôł artisticzné ùczelnie w Iwano-Frankòwskù czy Symferopòlu na Krimie. Tam na pierszim rokù sztu-diów je òbrzészkòwi rodny kùńszt regionu. Mòją motiwacją jidzeniô na sztudia bëło przed wszëtczim speł-nienié zòbòwiązaniô złożonégò Òtilii Szczukòwsczi, że jô bãdã sã ùcził w czerënku plasticznym. Pòza tim nadgôdiwôł ò to Józef Bòrzëszkòwsczi. Në i jô sóm chcôł jic w ten wëższi swiat, naùczëc sã czegòs nowégò i zmienic swòje żëcé. Jakò knôp z môłégò miasta jô miôł wiele òbawë. Tuwò nasuwô sã tekst wëczëtóny w ksążce Brunona Sy-naka Moja kaszubska stegna, gdze òn pisze, że téż miôł taczé jiscënczi, czej wëchôdôł w swiat ze swòjich Pòdjazów, môłi kaszëbsczi wsë. Żłobiznã jô miôł z Mariuszã Kùlpą, dzys znónym profesorã. Më sã ùczëlë mòdelowaniô w glënie, rozmajitëch technik w tim materiale, òdlewnictwa. Malarstwò jô miôł z Andrzejã Dyakòwsczim, òn naùcził mie malowaniô we farwach, do tegò czasu jô béł zamkłi w czôr-no-szarim swiece graficzi. Wiele mie

Kùńszt wërostiwô z zemi, òtoczeniô i zwëskónëch

doswiôdczeniów. Ùczimë sã i wchòdzymë na drôbkã

żëcô pò ji pòsobnëch stãpniach.

Page 37: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

37POMERANIA GROMICZNIK 2016

NAJE KÔRBIÓNCZI

dała metodika naùczaniô plasticzi, chtërną prowadzëła Bògna Łajming, białka zawòłónégò malôrza Włodz-mierza, syna naszi kaszëbsczi pisôr-czi Anë. To bëła, prosto rzec, nôùka zdrzeniô na kùńszt, interpretacji tegò, jak przedstawiac, twòrzëc dokazë, jak je òdczëtëwac. Wëższô szkòła to kùreszce zetkanié z wësoczim kùńsztã, z jegò ùtwórcama, profesorama i jô dopòwiém – z pôchą. Jo, pôchą! Czej sã wchòdzëło do bùdinkù ùczelni, tej czëło sã pôchã farwów, chtërna zachãcywała do ùsôdzaniô. Słowama to je cãżkò òpisac. Prôwdac jô ùkùńcził studia, ale jô wcyg kòchóm prosti kùńszt. I niech tak òstónie.

Të jes ùtwórcą wnet szterdzescë żło-biarsczich i pònad szterdzescë gra-ficznëch dokazów. Czë w twòjim doróbkù są taczé, chtërne sã tobie wi-dzą nôbarżi?

Jô zrobił wiele ùsôdzków, równak nié wszëtczé òstałë wëmienioné w katalogù wëstawë, przërëchtowóny na benefis mòji ùtwórczi robòtë przez Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie. Nié wielosc tuwò mô znaczenié, a to, co jô chcôł przez mòje dzejanié pòwiedzec. Jô chcôł përznã ùwiecznic Kaszëbë wi-dzóné przez òbserwacje i na spòdlim przeczëtóny lëteraturë. Taczim znakòwnym elementã je dlô mie sa-crum: Kaplëczka w Łątczińsczi Hëce. W dzéń, czej më jã ùstawilë reno, mie sã ùrodzëła córka, a wieczorã bëła òdprawionô we Wigòdze pierszô kaszëbskô mszô przez ksãdza Fran-cëszka Grëczã. W grafice to pierszô zilustrowónô ksążeczka z wiérztama Jana Karnowsczégò. Dlô mie téż baro je wôrtnô żłobizna Swiãti Francëszk, chtërna bëła na papiesczim wôłtôrzu w Sopòce òbczôs wizytë Jana Pawła II.

Òna przez niegò òstała pòswiãconô, a terô stoji w mòjim ògrodze.

Przez 27 lat të béł direktorã Ògniszcza Pòzaszkòłowi Robòtë w Wejrowie. Ja-czi béł główny program twòjégò dzeja-niô w czerowanim tą szkòłą. Jô nad wszëtkò ùczerënkòwôł jã na kaszëbsczi regionalizm. Jô sóm prowa-dzył warkòwnie żłobin i malarstwa na szkle. Szkòła to nié le dwie warkòwnie, do jinëch jô zatrudniwôł szkólnëch, chtërny tak jak jô, czëlë Kaszëbë. W na-szim ògniszczu bëła téż znónô w całim swiece mòdelarniô jachtów sterowónëch radiã „Bliza”; nié le nazwa bëła sparłą-czonô z regionã, ale przed wszëtczim ji nôleżnicë – młodi Kaszëbi. Jô wëmëslił kònkùrsë, chtërne bëłë baro scësło zrze-szoné z Kaszëbama: „Gwiazdka tuż, tuż”, w dzélu plasticznym na zrobienié szopczi bòżonarodzeniowi, w dzélu lëteracczim na napisanié dokazów ò Gòdach na Kaszëbach. Béł téż kònkùrs „Szukamy własnych korzeni”. Wszãdze górowała kaszëbizna, dzecë ùsôdzałë pò pòlskù, ale tematika wiedno nawlékała do regionu.

Jô przëjął za òglowi profil ògniszcza regionalizacjã przez kùńszt. Na ta-czé dzejanié jô miôł przëzwòlenié Kùratorium Òswiatë we Gduńskù. Bëlną dëszą mòjégò dzejaniô bëła wizytatorka Grażina Rosiak. W pù-blikacji kùratorium ùkôzôł sã nawet-ka program regionalizacji mòjégò ògniszcza. Przë taczim wspiarcym jô mógł to wszëtkò robic, jak jô czëjã i mëszlã, z pòżëtkã dlô młodëch. Pòcwierdzenim, że młodi cos bël-négò wënioslë z tegò naùczaniô, są wëpòwiedzë dôwnëch ùczniów w mòji pùblikacji z benefisu.

Czejbë të miôł przekazac przesélënk do ùtrimòwónëch artisticzno młodëch lëdzy na Kaszëbach i Pòmòrzim, co të bë rzekł?Jô jem dbë, że kòżdô ùtwórczô spòd-lëzna, a tim barżi robòta, pòmôgô w żëcym. Òsoblëwò w cãżczich czą-dach naszégò krótczégò bëtowaniô na zemi. Wôrt je, bë òkróm wspò-mnieniów òstawic pò se cos wiãcy.

Page 38: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

Z ŻYCIA ZRZESZENIA

POMERANIA LUTY 201638

B O G U S Ł AW B R E Z AW Paradnicy można było „kulturalnie spędzić czas”Niespodziewanie, poszukując wiado-mości na inny temat, w przeglądanych dokumentach trafiłem na ciekawą, pozytywną opinię o działalności wej-herowskiego Zrzeszenia Kaszubskie-go w 1958 roku. Rozpoczynała się stwierdzeniem, że stanowi ono „jedną z najpoważniejszych placówek kultu-ralnych”.

Powodem tej opinii był między innymi prowadzony przez Zrzesze-nie z dużym powodzeniem amatorski teatr regionalny. Podkreślono, że jego głównym zadaniem było propagowa-nie kaszubskich sztuk scenicznych. Jednocześnie z widoczną troską po-wiedziano o słabych stronach teatru. Przede wszystkim zwrócono uwagę na „chroniczny brak kandydatów o odpo-wiednim poziomie artystycznym” na członków i instruktorów zespołu. Po-nadto teatr musiał pracować w warun-kach dalekich od doskonałości, czyli w zbyt ciasnej sali ówczesnej siedziby wejherowskiego oddziału, tzw. Parad-nicy na ul. Wałowej. Nie było w niej choćby „jednej sali do zajęć praktycz-nych”. W konsekwencji w 1958 r. te-atr nie był w stanie wykorzystać – ze szkodą dla kultury kaszubskiej – swo-ich możliwości twórczych, w tym nie wystawił żadnej sztuki kaszubskiej w całości. Najłatwiej ówczesnemu Zrzeszeniu Kaszubskiemu (ZK) było organizować przy pomocy zespołu te-atralnego „wieczorki rozrywkowo-ta-neczne”. Miały się one cieszyć wśród mieszkańców Wejherowa znacznym zainteresowaniem, gdyż można na nich było „przyjemnie i kulturalnie spędzić

czas”. Podsumowując, postulowano w kolejnym roku poprawienie bazy lokalowej Zrzeszenia i zatrudnienie przez nie (oraz znalezienie na to środ-ków) profesjonalnych instruktorów: trzech teatralnych, po dwóch muzycz-nych, recytacji i śpiewu oraz jednego tanecznego. Wiadomości te dotyczyły oczywiście prowadzonego przez Kle-mensa Derca Teatru Kaszubskiego, do dzisiaj uznawanego za jedno z najważ-niejszych osiągnięć wejherowskiego oddziału Zrzeszenia. Większość po-danych o nim informacji jest łatwo do-stępna w różnych publikacjach. Moją uwagę natomiast zwrócił fakt, że ów-czesne oceny działalności kaszubskie-go teatru, jego mocnych i słabych stron, pokrywają się prawie całkowicie z dzi-siejszymi o nim opiniami, a postulat profesjonalizacji kaszubskich teatrów w dużej mierze jest aktualny do dzisiaj.

Zrzeszenie a realizacja ówczesnej polityki kulturalnej państwaNa podkreślenie zasługuje, że tę w su-mie życzliwą ocenę działalności Zrze-szenia Kaszubskiego i prowadzonych przez nie placówek kulturalnych zna-lazłem w sprawozdaniach władz socja-listycznego powiatu wejherowskiego (w części ta dokumentacja była wy-korzystana przez Cezarego Obracht--Prondzyńskiego w jego książkach o Zrzeszeniu i kaszubskim ruchu regio-nalnym). Zaznaczyłem to dlatego, że na ogół – szczególnie w publikacjach auto-rów związanych z Kaszubami i Zrze-szeniem – wyraźnie przeciwstawia się oczekiwania, postawę przedstawicieli ówczesnego systemu społeczno-poli-tycznego i aktywnych, świadomych wartości tkwiących w kaszubskim regionalizmie zrzeszeńców. Miało

to jednak różne odcienie. Oba te śro-dowiska rzeczywiście wiele dzieliło, ale miały one też liczne powiązania, w tym personalne i merytoryczne. Gdyby było inaczej, moim zdaniem, Zrzeszenie Kaszubskie by nie powstało i nie mogłoby działać w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (od 1964 jako Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie). Nic więc dziwnego, że w tym samym spra-wozdaniu uznano za wiodącą imprezę socjalistycznych władz i podległych jej podmiotów kulturalnych zorganizo-waną w 1958 r. przez wejherowskich zrzeszeńców wystawę kaszubskiej sztu-ki ludowej z czterech powiatów: wejhe-rowskiego, puckiego, kartuskiego oraz kościerskiego, stanowiącą spory sukces całego ZK i jeden z etapów powstawa-nia Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. Miało to swoje uzasadnienie, bo na jej organizację przyznano środki z budże-tu powiatu, jego organy ujęto w gronie współorganizatorów, a części twórców przyznano i uroczyście wręczono na-grody pieniężne oraz pamiątkowe me-dale. Odpowiadały one charakterem duchowi tamtych czasów, w tym me-dal „Powrót Gdańska do Macierzy”. Na marginesie można dodać, że według tego źródła wystawę obejrzało sporo zwiedzających, bo około 4 tysięcy osób.

Ponadto warto wspomnieć, że wejherowskie Zrzeszenie Kaszubskie zostało także włączone w realizację ówczesnej polityki kulturalnej pań-stwa, zmierzającej do umożliwienia kontaktu z przejawami kultury w każ-dej niemalże wsi poprzez utworzenie w niej świetlicy. Zgodnie z przyjętym planem pracy z 1956 r. (czyli pierwsze-go roku działania ZK!) władze powiatu wejherowskiego przekazały opiekę nad

Szkic z dziejów oddziału wejherowskiego

Page 39: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

39POMERANIA GROMICZNIK 2016

Z ŻYCIA ZRZESZENIA

takimi świetlicami w południowej czę-ści powiatu kołom Związku Młodzieży Wiejskiej, a Zrzeszeniu w jego części zachodniej, sobie pozostawiając jedy-nie bezpośredni wpływ na pozostałe świetlice. To między innymi dzięki za-angażowaniu członków społeczności zrzeszonej praca świetlic miała „ulec niewątpliwej poprawie”.

Dokumenty zachowane w archi-wach peerelowskich powiatówTo, że ogrom informacji o pracy wej-herowskiego oddziału (i na pewno również innych) znajduje się w ak-tach peerelowskich powiatów, nie jest przypadkowe. Wynikało to z tego, że Zrzeszenie traktowano w nich jako swoje i przejawy jego działalności były często wykorzystywane do chwale-nia się miejscowych oficjeli władzom zwierzchnim. Ponadto, ponieważ Zrzeszenie zabiegało i stosunkowo często otrzymywało środki finansowe właśnie z powiatu, wypadało powiada-miać organy powiatowe o przejawach jego funkcjonowania. Było to też spo-wodowane uprawnieniami powiatu do sprawowania nadzoru nad organi-zacjami działającymi na jego terenie, z czym w części wiązał się obowiązek dostarczania przez te organizacje pro-tokołów z zebrań, treści powziętych uchwał, sprawozdań, planów itp. Dzię-ki temu zachowało się sporo dokumen-tów wytworzonych przez wejherowskie Zrzeszenie dobrze oddających jego ówczesną sytuację i pozwalających po-równywać ją np. z dzisiejszym funkcjo-nowaniem ZKP. Najłatwiej zilustrować to informacjami z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, bo tych – jak się wy-daje – jest najwięcej.

W lutym 1968 roku odbyło się ze-branie sprawozdawczo-wyborcze od-działu. Rozpoczęło się w drugim ter-minie, gdyż przyszło na nie tylko 19 członków. Jeżeli weźmie się pod uwagę, że skład Zarządu (w znacznej części w kończącej się i nowej kadencji wcho-dziły do niego te same osoby) był 9-oso-bowy, do tego dochodziło 3 członków Komisji Rewizyjnej, a na walny zjazd wybierano 12 delegatów, to okaże się, że

właściwie wszyscy spośród zebranych powinni zostać wybrani. Mógł więc być spory problem z takim skomple-towaniem komisji skrutacyjnej, żeby jej członkowie jednocześnie nie liczyli oddanych głosów i kandydowali w wy-borach. Działo się tak, mimo że do wej-herowskiego oddziału Zrzeszenia Ka-szubsko-Pomorskiego (ZKP) należało wówczas kilkuset członków. Znacznie większa była frekwencja na wielu or-ganizowanych przez niego przedsię-wzięciach, co zgodnie podawały władze państwowe, partyjne i samo Zrzesze-nie. Można jedynie domniemywać, że wpływ na to miało kilka czynników. Niewątpliwie znaczna część członków

ZKP chętnie uczestniczyła w organizo-wanych przez nie imprezach kultural-nych, stroniła jednak od angażowania się w pracę jego organów. W części byli zniechęceni do takiej pracy z powodu występujących w gronie czołowych działaczy Zrzeszenia w Wejherowie ostrych sporów i kłótni. Niektórym nie odpowiadały założenia programowe or-ganizacji, sposób ich realizacji itp.

Na samym zebraniu sporo miejsca poświęcono kwestii powstającego wte-dy Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej oraz innym ważnym problemom Kaszub i Zrze-szenia, takim, jak opieka nad twórcami ludowymi czy organizacja wycieczek

krajoznawczych. Znamienne jednak też, że jeden z czołowych wejherow-skich działaczy regionalnych, członek zarówno władz powiatowych Zrze-szenia, jak i partyjno-państwowych zarzucił brak w sprawozdaniach infor-macji o aktywnej działalności człon-ków Zrzeszenia w organach władzy państwowej. Przytoczył jednocześnie wiele takich przykładów. Podniósł też, że zasługi z utworzenia wejherowskie-go Muzeum nie mogą sobie przypi-sać wyłącznie członkowie Zrzeszenia, ale także radni kilku szczebli. Było to w sumie oczywiste, bo uchwałę o po-wstaniu Muzeum podjęła Powiatowa Rada Narodowa, a nie Zrzeszenie.

Page 40: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

Z ŻYCIA ZRZESZENIA

POMERANIA LUTY 201640

Całkiem możliwe, że celowo po-minięto w sprawozdaniach informacje o powiązaniach wejherowskiego Zrze-szenia z socjalistyczną władzą. Mógł to być, bezpośredni bądź pośredni, skutek działań tych zrzeszeńców, którzy nale-żeli do mniej lub bardziej wyrazistej opozycji wobec ówczesnego systemu społeczno-politycznego. Jednak już nawet samo zakwestionowanie takiego sposobu postępowania pokazuje, że do Zrzeszenia należeli również zwolenni-cy, sympatycy socjalizmu, potrafiący łączyć te dwie sfery aktywności. Naj-bardziej pod tym względem wymow-na jest poufna prośba jednego z nich o wydanie zaświadczenia o jego wkła-dzie w likwidację struktur podziemia niepodległościowego.

W uchwale podjętej na wspomnia-nym wyżej zebraniu z 1968 r. łatwo odczytać satysfakcję jego uczestników z dotychczasowych sukcesów orga-nizacji, pewność jej znaczącej pozycji w ówczesnej rzeczywistości i przeko-nanie o słuszności urzeczywistnia-nych celów. Oto jeden z jej fragmentów: „Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie w Wejherowie umiejętnie i twórczo kojarzy pielęgnowanie tradycji swoje-go regionu z ambicjami pomnażania i wzbogacania jej [tak w oryginale – BB] kultury na gruncie współczesno-ści. Reprezentując nowocześnie pojęty »regionalizm«, działalnością swoją przeciwstawia się prowincjonalizmowi życia i rozwija na swoim terenie ambi-cje i aspiracje kulturalne odpowiadają-ce potrzebom naszego czasu”.

Finanse, prelekcje, akademie, anegdoty...Stosunkowo zróżnicowane, w części intrygujące były źródła dochodów wejherowskiego oddziału. Najmniej-sze stanowiły składki członkowskie. Kilkakrotnie większe były dotacje zakładów pracy i „społeczeństwa”. Te z kolei były kilkakrotnie mniejsze od wsparcia finansowego powiatu. Naj-więcej jednak środków uzyskiwano od Zarządu Głównego Zrzeszenia. Wni-kając w strukturę tego budżetu, trud-no oprzeć się wrażeniu, że również

w czasach siermiężnego socjalizmu zabiegano o pozyskanie licznych, hoj-nych sponsorów, chociaż nazywano ich wtedy inaczej. Wejherowscy dzia-łacze, jak widać, potrafili być w tym skuteczni. Było to możliwe także dzię-ki temu, że nie ograniczali się wyłącz-nie do sfery kultury, ale angażowali się również pod szyldem Zrzeszenia w inne rodzaje działalności. Do nich między innymi należy zaliczyć za-biegi o elektryfikacje poszczególnych wsi. Jeżeli wierzyć ich wypowiedziom, to staraniom Zrzeszenia zawdzięcza-ło postęp w tej dziedzinie Koleczkowo i kilka innych wsi.

Imponuje ilość prelekcji i wieczor-nic poświęconych różnym tematom i postaciom związanym z Kaszubami. Przeprowadzali je członkowie wejhe-rowskiego oddziału, między innymi Jan Trepczyk i Hubert Suchecki, ale także osoby spoza powiatu wejherow-skiego, np. Lech Bądkowski i Tadeusz Bolduan. Często okazję do nich stano-wiły rocznice, między innymi śmierci księcia Świętopełka II czy Franciszka Sędzickiego. W tym nurcie mieści-ła się też uroczysta akademia z okazji 10-lecia oddziału „z udziałem władz partyjnych i administracyjnych po-wiatu wejherowskiego” czy uczczenie 45-lecia pracy twórczej znanego wejhe-rowskiego lutnika Pawła Ponki. Sporo

takich przedsięwzięć organizowano w podwejherowskich wsiach, co wy-raźnie wskazuje na to, że miejscowym działaczom Zrzeszenia zależało z jed-nej strony na aktywizacji mniejszych społeczności kaszubskich, z drugiej na zaszczepieniu w nich kaszubskiej idei regionalnej. Informacje na ten temat mogą wywoływać intrygujące reflek-sje o rozpowszechnianiu się pamięci o znaczących kaszubskich postaciach i wydarzeniach, tworzeniu się regio-nalnych mitów. Najmocniej dotyczy to najwybitniejszego kaszubskiego pisarza Aleksandra Majkowskiego. Wystarczy powiedzieć, że z mieszkańcami ziemi wejherowskiej swoimi wspomnienia-mi o nim podzielił się także Lech Bąd-kowski, który się z nim osobiście nie zetknął, co zgodnie potwierdzają ich biografowie.

Przejrzenie kilkunastu dokumen-tów z pierwszego dwudziestolecia działalności wejherowskiego Zrze-szenia niespodziewanie podważyło prawdziwość osobiście zasłyszanego przeze mnie stwierdzenia Ferdinanda Neureitera, autora pomnikowej Historii literatury kaszubskiej, że liczba pisarzy kaszubskich była tak mała na przeło-mie lat sześćdziesiątych i siedemdzie-siątych, że kiedy wiózł trzech z nich swoim samochodem, to bardzo się bał wypadku, bo byłoby to równoznaczne z końcem literatury kaszubskiej. Cie-kawe, czy miał świadomość, że Wej-herowo chciało ukazać większą siłę ka-szubskiego piśmiennictwa. W kwietniu 1967 r. powstało tutaj w ramach ZKP – Koło Pisarzy Kaszubskich. Skupiało ono 10 członków, „w tym poetów i pro-zaików”.

To tylko niektóre wątki z mojej wędrówki po historii oddziału Zrze-szenia w Wejherowie. Zwróciłem na nie uwagę, bo ukazują one jej wielo-wymiarowość, a to dowodzi, że dzieje Zrzeszenia mogą być przedstawiane i analizowane z różnych perspektyw, z których pewne ich fragmenty będą eksponowane, inne pomijane.

Śródtytuły pochodzą od redakcji, fot. DM

Page 41: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

41POMERANIA GROMICZNIK 2016

WSPOMNIENIA

J Ó Z E F C E Y N O WA

Pracując w Dąbrówce gniewskiej, uważałem za konieczne poznać jak najrychlej okolicę i jej mieszkańców. Od znajomości tej w wysokim stopniu zależała moja praca wychowawcza. Dąbrówkę tylko las opaleński i Wisła oddzielały od granicy państwowej. Propaganda hitlerowska docierała tu poprzez szwendających się w okolicy gości sezonowych oraz przez legalne i nielegalne kontakty gospodarcze. Przy okazji różnych prac społecznych, m.in. zbiórek pieniężnych na cele spo-łeczne, w stosunkowo krótkim czasie poznałem ludzi i ich nastroje, sięgną-łem do przeszłości i przekonałem się o wielu wartościach charakteru mo-ich rozmówców. Okazało się, że okres pierwszej wojny światowej był kon-tynuacją zapoczątkowanych w latach bismarckowskiego Kulturkampfu prac aktywnej postawy patriotycznej wszystkich mieszkających tu Pola-ków. Naturalnie ci byli zorganizowani, skupieni w Towarzystwie Ludowym, w Kółku Rolniczym, prowadzeni przez światłych księży polskich. Rozmów-cy wprowadzili mnie opowiadaniami i pokazywanymi obiektami w czasy przedwojenne. Zwróciłem jednemu z nich uwagę na charakterystycznej budowy dom mieszkalny należący do pewnego gospodarza.

– A niech szkólny się zapyta byłego właściciela tego domu, Tramka Macie-ja, on najlepiej wie, co to za dom. On w domu tym prowadził kolonialkę

i wyszynk. Miał tam i salę, a jakże. Ten dom ma i swoje tajemnice. Nie chca ich ujawniać, niech to Tramek zrobi – po-wiedział.

Udałem się do Tramka. Starusz-kiem już był potomek szlachty zagono-wej: Bieda Tramowski Maciej. Przyjął mnie serdecznie, ucieszył się, że i jego odwiedzam.

– Polną karczmą się szkólny inte-resuje – powiedział. – To pięknie, kie-rownik szkoły winien znać przeszłość wsi. Nie tylko wsi, ale całej okolicy, tu granica, tu walka była.... – i tak zaczął mi klarować na żywo, z przejęciem się rolą przekaziciela epizodów ogólnokra-jowych zmagań z okupantem o utrzy-manie języka ojczystego i ziemi, warsz-tatów rzemieślniczych. Uwypuklał swoją w walce tej rolę, jak również rolę polskich księży. O strajku szkolnym mówił lat 1906/7, biciu jego dzieci przez nauczycieli niemieckich.

A więc nie tylko we Wrześni okrut-nie dzieci polskie bito, ale i gdzie in-dziej – pomyślałem. Obrazowo mówił Tramowski; ujemne strony charakteru władz szkolnych owych czasów cha-rakteryzował. Przecież pod nadzorem niemieckiego radcy szkolnego bito jego synów; ten za każdym uderzeniem grubą trzcinką nakłaniał nauczyciela do przeciągania. „Derber anziehen” – wołał, uważając, że razy zadawane przez nauczyciela są za łagodne. Bicie dzieci odbywało się nawet w obecności rodziców.

– Tu, panie, wiece organizowa-łem, w mojej karczmie, właśnie w tym domu, o który pan pyta. Mnie za to

policja brała. U mnie co rusz rewizja była. Szukali, węszyli, i nic. Nic, co by namacalnie pod ich cholerne paragra-fy podpadało, znaleźć nie mogli. Chy-try byłem, przyjaciół miałem, ksiądz Wolszlegier posłem był naszym, wie-dział, co i jak robi, a jakże.

– A jednak wam Niemcy karczmę zamknąć kazali – się wtrąciłem.

– A nakazali, nakazali, prawda, bo przecież wściekłość ich brała, gdy się dowiedzieli, że nasza spółka par-celacyjna wykupiła majątek Szäfera i przystąpiła do jego rozdrabniania, do sprzedawania samym Polakom więk-szych i mniejszych działek gruntu. To w mojej karczmie sejmikowaliśmy nad przeprowadzeniem parcelacji – mówił coraz to piskliwszym głosem, zwłasz-cza gdy dochodził do uwypuklania własnych zasług, a te były naprawdę wielkie. – Biedą chcieli w metryce za-klajstrować moje nazwisko, bo gdy mój ojciec stanął przed urzędnikiem Stanu Cywilnego, by zadokumentować moje przyjście na świat, niemiecki sługus ja-koś szybko uwinął się z wypełnieniem formularza, potem grzecznie pod-sunął go ojcu do podpisania. Ojciec jednak druczka nie podpisał. „Jakże, panie Biede – pytał urzędnik. – Pan nie podpisuje aktu urodzenia dziec-ka?” „Nie nazywam się Biede ani też Bieda, lecz nazywam się Tramowski”. „Jak to? Przecież tu wszyscy pana na-zywają Bieda”. Już więc przy samym urodzeniu musiałem z obcymi się brać, chociaż przez ojca... Bieda, hm, była u nas bieda. Ojciec zapytywany przez znajomków, jak idzie, zwykł był mówić

Pamiętne dni. Szczyt karczmy zawaleniem grozi

Page 42: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

WSPOMNIENIA

POMERANIA LUTY 201642

„Bieda, biedka w domu i za domem”, stąd nazywali go i Biedą. O! Panie szkólny, mój sąsiad miał nasze pomor-skie nazwisko – Żmuda Trzebiatowski, a teraz metrykalnie zwie się Schmude Trzebiatowski, przydomek Żmuda przekształcili. Oni nawet takie piękne imiona słowiańskie zapisywali z nie-miecka; Bogusław, Bogumił, Wojciech to u nich znaczyło Gottszalk, Gottfried, Adalbert. Tak, panie, pan młody i z in-nych stron, więc dobrze, że nas starych odwiedza, się o to i o owo pyta.

Nie mogłem się doczekać opowia-dań o karczmie, miała jakieś tajemnice, miała i jakieś ciemne strony. Zacząłem więc gospodarza lekko naprowadzać na jej dzieje, pytając, co było bezpośrednią przyczyną zamknięcia karczmy.

– Nasłali żandarma, zapewne po jakiejś naradzie, bo tym razem nie-wiele myszkował, zresztą poprzednie rewizje zawsze chybiały. Wiedział, że formalnie jest wszystko w porządku, że wymogom higieniczno-sanitar-nym nie będzie mógł niczego zarzu-cić. Przystąpił więc do penetrowania ścian, obszedł dom, szukając rys. Ob-serwowałem go bacznie, udawał szu-kanie pęknięć po stronach, ale jakoś długo wpatrywać się zaczął w szczyt graniczący z ogrodem. Zadrżałem, bo ten istotnie był lekko zarysowany. Dostrzegł tą rysę. Stanął w rozkroku, wyciągnął cygaro, zapalił je, pociągnął parę razy, delektując się swoim odkry-ciem, a patrzał, patrzał na mnie, pie-run, by rozkoszować się zmianą rysów mej twarzy, ale i ja wpatrywałem się w niego i pierwszy zacząłem. „Panie Wachmeister, rysa ta ma co najmniej sto lat, a może być zatarta, to nie ma nic wspólnego z interesem”. „Ma, ma, panie Bieda Tramowski, ma – on na to. – Giebel ist baufällig – szczyt grozi zawaleniem; rysa, ot, rysa jest; mu-szę zaraz wypisać Befehl zmuszający pana do natychmiastowego zamknię-cia karczmy. Od jutra przestanie pan tu kogokolwiek przyjmować”. Byłem na ten werdykt przygotowany, ale za-cząłem się szarpać. Jednak przyjechał następnego dnia zbadać wykonanie polecenia. Myślał, że zastanie karczmę

otwartą, ale się omylił. Z daleka do-strzegł zwisającą kłódkę, chciał zaraz zawrócić, ale widocznie zaintrygowała go kartka przymocowana obok. Pod-jechał na koniu, a jakże, i sylabizować zaczął polskie słowa: „Zamknięta na polecenie Wachmeistra – szczyt ma rysę”. Nie wiem, czy informacja mu się nie podobała, polskie słowa pewno nie, lecz nie mógł mieć do mnie pre-tensji. Zacząłem pukać do władz, ale bez nadziei na uchylenie postanowie-nia. Chodziło mi o nękanie ich pre-tensjami: wam, diabły, przynajmniej roboty nadam, ośmieszę was, ale bez nadziei, poseł polski to wykorzysta – szeptałem.

– Powiedzcie, gospodarzu, coś o tej rysie. Mówiliście, że żandarm jej dłu-go nie szukał – przerwałem jego prze-chwałki.

– Nie szukał, bo o niej dowiedział się z akt policyjnych, na pewno je wy-szperał, albo nauczyciel w kronice szkolnej coś o niej wyczytał…

Zainteresowanie moje jeszcze bar-dziej wzrosło, wyczuwałem jego nie-chęć do dalszego omawiania przyczyn zamknięcia interesu, ale gdy pytanie uzupełniłem słowami „co to za rysa?”, odchrząknął i rzekł:

– Muszę jednak powiedzieć o wszystkim, choć nie jestem pewien, że przekazywać będę zdarzenie praw-dziwe – odsapnął, chrząknął, jakby zabierał się do rzeczy trudnej. Potem spojrzał na mnie i mruknął: – Szkól-ny coś już wie, widza to po oczach, ale przecie to nic dziwnego, ludzie dziw-ne gadki plotą. Ja tą karczmę kupiłem prawie za taszę bobu, bo w niej nikt nie chciał mieszkać. Jakiś czas stała zamknięta, gadali, że w niej straszy, pokutuje tu żyd, co zabił kuńdę. Z tym zabiciem wiąże się owa rysa szczytowa. – Spojrzał na mnie wnikliwie i rzekł: – Musza jednak opowiedzieć wszystko. Otóż kiedyś w naszej wsi był godziwy zarobek, ludzie pracowali przy budowie kolei biegnącej ze Smętowa do Kwidzy-na. Budowano most przez Wisłę, ten, który teraz nasze władze kazały roze-brać, by postawić go w Toruniu. Zaro-bek służył interesom, karczmarzom,

ale jak to bywa, ten, co ma dobry inte-res, ten chce mieć interes jeszcze więk-szy. Bogaty zazdrości bogatemu i pnie się nieraz po trupach. Tak było z ów-czesnym właścicielem karczmy polnej, bo tak ta karczma się nazywała. Ludzie o nim szeptali, że jest „farmazynem”, ale wyszło szydło z worka: pies, obcy pies go zdradził.

– Pies, pies go zdradził – szepną-łem.

– Było tak – kontynuował swoje opowiadanie Tramowski. – Pewnego wieczora późnojesiennego przybył do karczmy wędrowczyk, miał tęgi kij i wilczura, naturalnie miał i sakwę. Mówił, że jest kupcem skupującym świnie, poprosił o nocleg. Wracał przez Opalenie do Kwidzyna, a był już zdrożony. Błysnął talarem, po-prosił o wieczerzę dla siebie i psa. Po otrzymaniu wiktuałów i pożywieniu się zaczął oglądać się za łóżkiem; to również otrzymał w górnym pokoju, psa ulokowano na podwórzu, a więc wydawałoby się, że człowiek ten zo-stał obsłużony dobrze. Przed ułoże-niem się do snu poprosił karczmarza o rychłe obudzenie go – z pierwszym pianiem koguta – miał mówić. Ale nie doczekał się podróżny pierwszego piania koguta. Różni różnie opowia-dają, to jednak pewne, że następnego dnia nikt go nie widział. Zniknął, są-siedzi tylko widzieli jego psa, widzieli i słyszeli, bo szczekał i wył przeciągle, żałośnie. Widzieli też ciskanie w niego kamieniami przez karczmarza, chciał go zatłuc albo odegnać. Pies jednak oddalał się wprawdzie, ale zawsze wra-cał w pobliże karczmy. Upodobał sobie wyrwę w płocie, wpadał przez nią, by rzucać się na kupę chrustu. Karczmarz czuł się zmuszony wyrwę zagrodzić. Zaczęto o tym dziwnym zachowaniu się obcego psa szeptać, snuto różne wnioski. Dowiedział się o tym żan-darm, przywołał psa, pogładził go i… rozpoznał – to pies handlarza bydłem i trzody. Zabłąkał się. Jest jak w febrze. Spojrzał na karczmarza i się go zapytał o przyczynę pobytu psa tutaj.

„To dziwne – rzekł żandarm. – Gdzie handlarz? W Kolonii mówią,

Page 43: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

43POMERANIA GROMICZNIK 2016

WSPOMNIENIA

że miał przybyć z furmanką po odbiór świń, a go jeszcze nie ma”.

„O, był tu, był, z tym psem, ale rychło rano wyruszył ze swoją lagą w garści i psiakiem w kierunku Opale-nia” – powiedział śmiało żyd.

„Psa wpuścić do ogrodu” – rozka-zał żandarm.

Karczmarz żachnął się: „Po co, tu kury, je pogryzie, pewno głodny”.

Kur nie było. Żandarm uznał to za wykręt i ponowił żądanie. Przy ogro-dzeniu zaczęli skupiać się gapie, skrzy-żowanie dróg i karczma ułatwiały zbie-gowisko.

„Pies, pies, żandarm” – wołali. Ledwo wpuszczono psa do ogrodu,

ten skoczył jakby wystrzelony z procy wprost na kupę chrustu, by ją drapać i rozsuwać. Pod chrustem znaleziono świeżo skopaną ziemię.

„Szpadel i do roboty” – rozkazał teraz stróż porządku i pchnął w bok karczmarza. Ten hardy był.

„Kopać nie pozwolę. Tam zakopa-łem zdechłe kury – pomór czy co, pies głodny, je czuje, więc chce do nich się dorwać. Na co ta heca, panie Wach-meister?” – zapytał.

„Kopać, kopać!” – wołano zza pło-tu. Dwaj chłopcy płot przeskoczyli. „My będziemy kopali” – krzyknęli. Pies rwał się do pomocy. Tamci ujęli rydle, wydobyte z szaruzni i zaczęli odrzucać ziemię blisko szczytowych fundamentów, właśnie naprzeciw owej nieszczęsnej rysy, której jednak wów-czas nie było. To kopanie, i to dosyć głębokie, spowodowało obsunięcie się gruntu, co z kolei pociągnęło za sobą lekkie obniżenie fundamentu, w wyni-ku czego powstała ta rysa.

Opowiadający znowu odsapnął, dochodził do sedna sprawy, spuścił z tonu i wyszeptał: – Co tu gadać, do-kopali się do zwłok. Pies zawył, rzucił się na ciało swego pana, bucał no-skiem, jakby chciał całować. Żandarm skłódkował karczmarza. Żydówka zaczęła lamentować, zapewniać, że o niczym nie wiedziała – szwargota-ła i płakała. Pochowali biedaka na jej koszt. Karczmę zamknięto. Po pew-nym czasie nabył ją Niemiec, ale mu

nie szło. Ludzie unikali tego miejsca, rozeszły się gadki, że w niej straszy. I tak przechodziła karczma z rąk do rąk, aż ja się odważyłem ją kupić. I zrobiłem dobrze. Księdza jegomo-ścia poprosiłem o wyświęcenie. Uczy-nił to, okolica się o tym dowiedziała, zamieszkałem, wyremontowałem wnętrze gruntownie, rodacy rozrekla-mowali moje towary, więc z miejsca ruszył interes. Ale głównie im i mnie chodziło o miejsce zebrań. Tu zaczę-liśmy planować pracę narodową. Nie mam się czego wstydzić – opowiada-nie zakończył i westchnął, jakby żal mu było koncesji.

– Ależ, gospodarzu, wstydzić się? Wam się należy za całość prac naro-dowych ogólne uznanie, krzyż zasługi.

– Co mnie krzyż? Bylebym po krzyżu nie dostał za walkę z sanacją, za ujawnianie konszachtów niemieckich u Wormy, Kriesa... Nam narodowcom zakazują odbywania wieców, a tamtym zezwalają – nie wszystko mu się podo-bało w zmartwychwstałej Ojczyźnie, jak wówczas niektórzy Polskę między-wojenną nazywali. Lubił krytykować, a zmysł krytyczny miał niemały. Traf-nie oceniał i sytuację polityczną. Niem-cy go trwożyły, ich nachalne parcie do rewizji granic. Bezrobocie go zatrwa-żało, bieda i niedostatek u robotników, kradzieże i napady rabunkowe.

– Niech pan patrzy, nasze obo-ry i chlewy muszą być zamykane na wszystkie sposoby. Niech pan się przejdzie po gburach; pokażą swoje

pomysłowe zamknięcia, psy kęszne, oblatujące podwórza. Pan nasz, wszy-scy mają do pana zaufanie.

Wolałem nie lustrować mister-nych zamknięć gospodarzy, bo każde zamknięcie może być otwarte, a gło-dujący sam ustanawiał sobie prawo penetrowania bogatego. Ale to nie bie-dacy byli zmorą okolicy. Złodziejami, złoczyńcami wyższego, tj. gorszego rzędu byli zamiejscowi cwaniacy, zor-ganizowani w grupy, samochodami się posługujący. Tramowski dziwił się, że policja z nimi sobie rady dać nie może, choć się puszy.

– Sanacja mówi, że silna, że kraj za nią, ale tak nie jest – mówił mi jedne-go dnia – wystarczy czytać prasę, białe plamy gazet... a może właśnie prawdzie trzeba by w oczy spojrzeć!

Otrzymał Krzyż Zasługi Maciej Tramowski, starosta mu go wręczył. Cieszył się staruszek i śmiałym okiem nadal śledził wszystkie poczynania miejscowych i zamiejscowych Niem-ców, wierząc, że za Polską stoi prawda, sprawiedliwość dziejowa, a i siła soju-szu polsko-francuskiego.

– Byleby ten sojusz rysy nie miał, jak pańska karczma – powiedziałem mu pewnego dnia. Zastanowił się, westchnął:

– Tak, byleby on rysy nie miał, ale Anglia coś ku nam zerka, hm... to kra-marze, ale daleko, chytrzy... Nie daj Bóg rysy, Giebel baufällig – powiedział żandarm i koniec. Tu jednak co innego, o Polskę chodzi. Hm...

R E K L A M A

www.KaszubskaKsiążka.pl

45 zł45 zł

45 zł

zamówienia telefoniczne pod numerem 607904846

Page 44: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

POMERANIA LUTY 201644

Czë Młodi z Szëmôłda dali bãdą chcelë jic

w kaszëbsczégò dëcha?

Czej w 2012 rokù pòwstôwała stowôra Młodi dlô Regionu – Gmina Szëmôłd (Młodzi dla Regionu – Gmina Sze-mud), czwòro drëchów wiedzało, co chce zrobic. Konkùrs wiédzë ò samòrządnoscë pòdsënął jima ùdbã założeniégò Młodzëznowi Radë Gmi-në Szëmôłd. Czej chwëcało to ùczniów gimnazjalnëch szkòłów w całi gminie, wiedzec bëło, że chtos mùszi cos zrobic, żebë młodi mòglë ùczëc sã samòrządu. Żebë bëło nama lżi, w czerwińcu 2012 rokù w wejrowsczim starostwie nasza òrganizacjô wpisónô òstała do ewiden-cje stowôrów.

Tedë, szterë lata temù, zanôlégało nama nié le blós na Młodzëznowi Radze Gminë Szëmôłd. Bòlało nas to, że w naji gminie ni ma co robic, że lëdze sã nie znają, że młodi miast robic cos dobrégò, wòlą sedzec na aù-tobùsowëch przëstankach a pic piwò. Chcelë më rëszëc përzinkã młodzëznã w żëcé pùbliczné gminë. Stowôra chcała bëc mòstã midzë sprawama młodëch a gminą a jedurno wójtã.

Tak téż bëło. Wspòminóm naszą kampaniã spòłeczną ò ùtwòrzenim Młodzëznowi Radë Gminë Szëmôłd, zbiéranié pòdpisów pòd wnioskã a pòtkania w Ùrzãdze Gminë. Wszët-kò miało bëc dobrze, lëdze chãtny do robòtë (a tim samim do ùczbë!) bëlë. Le nasza Rada Gminë jakòs ni mògła tegò pòjąc i òdrzucëła wniosk. To nas jednak nie złómało. Dali më robilë swòje. Bëłë festinë, pielgrzimczi, pierszé akcje ,,Pamiãtôjmë ò tëch zabôczo-nëch” – czej młodzëzna w całi gminie na Wszëtczich Swiãtëch czëszczała òpùszczoné grobë na smãtôrzach.

Jednym z wiãkszich naszich projektów do dzysô dnia je ùdzél w òglowòpòlsczi akcje „masz głos, masz wybór”. W ji ramach pòjawiłë sã akcje profrekwen-cyjné do wëbòrów. Naszim zadanim bëło i je ùswiądnienié mieszkańców przez pòdôwanié infòrmacjów ò tim, że je głosowanié, do czegò je to głosowanié, jak zagłosowac i co sã stónie, jak skreszlã tak, a nié jinaczi. Zdôwô sã nama, że to bëłë jedne z barżi ùdónëch naszich akcjów, chòc bëłë òne baro mãczącé a trôpiącé. Sparłãczony z tą akcją je I (i mómë nôdzejã nié òstatny) Kòngres Młodëch. Do Szëmôłda zjachała wnet całô Pòlskô, bë pòkazac młodzëznie z gminë, że mòże robic jesz co jinégò, niż leno sedzec przë kómpùtrze. Tak richtich chcelë më téż pòkazac naszi Radze Gminë Szëmôłd, że Młodzëznowô Rada Gminë to je dobrô ùdba. Jiné stowôrë òpòwiôdałë nama a naszim ùrzãd-nikóm, jak to wszëtkò wëzdrzi i że nick nie kòsztô. Na naszi binie przemôwiała òkróm wejrowsczégò starostë (tedë to béł Józef Reszke) pòsłanka z gminë Szëmôłd Teréza Hoppe. To bëła wiôlgô ùcecha dlô młodëch, że taczi lëdze nas wspiérają!

Zdôrzało sã nama jachac razã na Zjazdë Kaszëbów a robic z nich relacje na naszim Facebookù. Kaszëbsczé dze-jania pò prôwdze bëłë wpisóné w naszą dejã, ale wiedno bëłë z bòkù. Czej

Zarząd 2 lata temù dopùscył mie do władzë, pewno nie zdôwôł so sprawë, że jaż tak bãdã sã trzimac kaszëbs-czich sprawów. Kò jô téż tegò tej nie wiedzała. Nie dérowało długò... Kùrs kaszëbsczégò pisënkù dlô dozdrzelałëch w szëmôłdzczi bibliotece, na chtëren przëszło dosc wiele lëdzy, béł dëcht pierszim naszim dzejanim pòd mòją rãką. To mie dało wiater we włosë. Liczëc nôleżi téż dobré głosowanié na Zymkòwą Stolëcã Kaszëb 2014, wëstãpë naszich nôleżników w kònkursach a olimpiadach nawetkã ticzącëch sã całëch Kaszëb.

Z inicjatiwą do Młodëch dlô Re-gionu wëszła Stowôra Lesôk (zrzesziwô òna lëdzy w wiekù 60+) w òsobie wastny Irenë Piastowsczi. Tak zaczãłë sã nasze Wieczórczi Kaszëbsczé. Zakłôdają òne bùdowanié midzëpòkòleniowégò dia-logù przë zastawionym dobrim zjestkù stole i z òbecną wkół kaszëbską kùlturą. Na stole bëłë ju pùlczi ze sledzama, młodzowi kùch, szadé klósczi, a òstat-no nawetkã dzëk! Przë stole sôdiwalë ju Tómk Fópka, Kòleczkòwianie, lesnicë i jachtarze z gminë Szëmôłd czë ksądz Róman Skwiercz. Kaszëbskô gôdka, piesnie a nawetkã tuńce co pół rokù gòscą na salë w szëmôłdzczi bibliotece. Baro nas ceszi, że Kaszëbsczé Wieczórc-zi są wëdarzenim, na chtërne przëchôdô tak wiele lëdzy z gminë Szemôłd a téż z òkòlégò!

Page 45: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

45POMERANIA GROMICZNIK 2016

LISTY / WAŻNE DATY

Terôzka, czej przëchòdzy mie pò-żegnac sã z Młodima, je mie cãżkò. Nié temù, że nie mdã z nima ju wespółrobic (bò robic gwës mdã!), ale temù, że leżi mie na sercu, żebë Młodi dlô Re-gionu dali chcelë jic w kaszëbsczégò dëcha! Terôzka jô widzã, że dzejania sparłãczoné z Kaszëbską są dobré dlô młodzëznë. Ni mògã so zmëslëc, jak to bãdze z nają stowôrą, czej òni òdéńdą ze stegnë, jaką przez dwa lata jô, jakno przédniczka, dreptała pòmalinkù, ale do przódkù. Żëczã sobie a jima, żebë chcelë dali jic tą drogą, żebë ni mielë strachù ò to, co mdze za zôkrãtã. Baro bëm chcała, żebë Młodi dlô Regionu

nie bëlë dlô naj krôjnë blós le z pòz-wë. Dobrze bëłobë jesz dzes, czedës òbaczëc kaszëbsczé dzejanié Młodëch z gminë Szemôłd, ò nim przeczëtac a ùczëc.

Rôczã serdeczno na naszą stronã mlodzi.jimdo.com a na Facebooka: www.facebook.com/MlodziDlaRe-gionu

Jesmë i mòżemë dzejac òbëwatelskò!Jesmë i mòżemë dzejac dlô Kaszëbsczi!

Mónika LidzbarskôÒdjimczi z archiwum stowôrë

Młodzi dla Regionu – Gmina Szemud

R E K L A M A

DZIAŁO SIĘ

• 8 II 1906 – w Czersku urodził się Konstanty Bączkowski, urzędnik administracji państwo-wej, działacz społeczny, publicysta, żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie podczas II wojny światowej, laureat Medalu Stolema (1968). Zmarł 5 maja 1977 w Toruniu i  tam został pochowany.

• 8 II 1926 – w Łebnie urodził się Jan Piepka, nauczyciel, poeta, prozaik kaszubski i  polski, znakomity gawędziarz. Zagrał rolę szypra w filmie fabularnym Ryszarda Bera „Kaszëbë”. Członek Związku Literatów Polskich, lau-reat Medalu Stolema, autor m.in. powieści Szumiące wrzosy, Dzierzby w  głogach i  Cisza. Zmarł w Kościerzynie 8 marca 2001 i pocho-wany został w rodzinnej wsi. Pamiątki po nim są w Izbie Pamięci w Łebnie.

• 10 II 1926 – Gdynia otrzymała prawa miej-skie.

• 12 II 1866 – w Mirachowie urodził się ks. An-toni Ignacy Marcin Kowalkowski, filomata po-morski, działacz ludowy, pierwszy proboszcz w  Rytlu, gdzie wybudował plebanię i  muro-wany kościół. Jego dziełem są powszechnie śpiewane w  kościele pieśni „Kiedyś o  Jezu chodził po świecie” oraz „Pan Jezus już się zbli-ża”. Ks. Kowalkowski zmarł 6 listopada 1932 w Rytlu i został tam pochowany na cmentarzu parafialnym.

• 17 II 1946 – w  Słupsku powstało Polskie Towarzystwo Naukowe z  prezesem Antonim Świtalskim na czele. Towarzystwo prowadziło akcję odczytową oraz podjęło badania nad ludnością kaszubską w powiecie. Działało do 19 października 1949, a  zostało rozwiązane decyzją Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie.

• 22 II 1957 – w  Gdańsku urodził się Filip Lacke, sekretarz gdański, polityk i publicysta, doradca króla Władysława IV, zwolennik ści-słej współpracy Gdańska z  Koroną. Zmarł 29 sierpnia 1640 w Gdańsku i pochowany został w kościele Mariackim.

Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie

w lutym

NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKPW TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER

Page 46: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

MÙZYKA

POMERANIA LUTY 201646

TOMÔSZ FÓPKA

Dwanôsce lat pò pierszim jich wes-półaùtorsczim spiéwnikù Piesnie Rodny Zemi (Banino 2003, z T. Fóp-ką) łoni wëszedł pòsobny. Jerzi Sta-chùrsczi – ùsôdca mùzyczi a Euge-niusz Prëczkòwsczi – aùtór tekstów, jesz rôz ùdokaznilë, że są nôbrzadnié-szim kaszëbsczim aùtorsczim duetã. W Serce miec nalôżómë jaż 87 dokôz-ków, pòstrzód nich są le dwa („Dalek”, „Dzecynny czas”), do jaczich melodiã pòdôł sóm aùtór tekstu, a w przëtrôfkù „A deszcz wcyg leje” jakno wespółaùtór mùzyczi pòdóné je karno Przyjaciele z Lëzëna, jaczé pierszé téż nagrało tã piesniã.

Pòstrzód tëch wnetkã 90 pies-niczków są prôwdzëwé szlagrë, jak chòc „Kaszëbë, Kaszëbë” czë „Dëtczi, dëtczi”. (Cekawé, że mają prawie pò dwa jistné słowa w titule). Są téż ta-czé, całô ùrma, co je wôrt kònieczno „òdkrëc” dlô snôżoscë mùzyczi, sło-wa – a pùscëc na szerszé mùzyczné wòdë. Czerownicë karnów, dirigencë chórów, samòstójny spiéwôcë- -artiscë, rëchtownicë kaszëbsczich mszów a  szkólny – nalézą tuwò skòpicą nowëch bédënków, co mògą pòdskacëc a zaczarzëc. Baro bëlnô, wësmùkónô kaszëbizna Eùgeniusza Prëczkòwsczégò sparłãczonô z bò-ka dnoscą mùzycznëch ùdbów Je-rzégò Stachùrsczégò wespółgrają jak w zgódnym małżeństwie. Chòcô ùtwórcë le ti sami dwaji, to brzôd jich wëspółdzejaniô je baro farwny.

Stachùrsczi trzimie sã tonacjów midzë trzema krziżama a sztërzema bemòlama w kwintowim kòle. Rów-no czãsto ùżiwô tribów moll i dur,

z czegò d-moll dosc chãtno. Nótë jidą za sobą colemało w sekùńdach a ter-cjach, mało co w ritmie pąktowónym (np. „Bòżiczk”) i bez wikszich skòków, jak np. septima w „Jezës Jegò bãdze miono”.

Prëczkòwsczi, twòrzącë do mù-zyczi, trzimie sã szturu ritmù i do-kład nëch rimów. Z lësztã sygô do jednoszlabizowëch słów, np. dëcht, dërch, fùl. Tekstë Eùgeniusza Prëczkòwsczégò są mòcno òpiarté na kaszëbsczi tradicji

Serce miec – pò spiéwnika wëmiãgòlenim

Page 47: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

47POMERANIA GROMICZNIK 2016

MÙZYKA / ZACHË ZE STÔRI SZAFË

a żëcowim doswiôdczenim aùtora. Colemało mają w  se wskôzã abò bédënk pòstãpòwaniô. Prëczkòwsczi przëwrôcô do żëwi mòwë/spiéwë sło-wa, jich zestôwczi, jaczé ju mało dze fąksnérëją, jak: kamizna, môg, kandarë, jachac na szczestlëwim kòle, pak, mir czë na pòszëkù. W jednym sztëczkù, himnie szkòłë w Bòrkòwie pt. „Ste-gna”, mómë w pòłowie tekst pòlsczi, co je dzysôdnia módné przë tegò zortu dokôzkach.

Żelë wôrtosc samëch piesniów nie je nawetkã przez ZAiKS pieńdzama do zapłaceniô, to edicjô nótów i skłôd spiéwnika są môlama mało pasow-né. Spiéwë, pòdobno jak w Piesniach Rodny Zemi, pòzebróné są w szesc tematicznëch dzélów: miłosné, dzec-né, jadwańtowé a gòdowé, pòstné a ja-strowé, òglowò-pòbòżné a patrioticzné (w PRZ – różné). Docëgac sã mòże, skądka wzãła sã kòlejnosc spiéwków w pòsobnëch czãscach, bò nie je to pòdług alfabetu. Nie je téż chronolo-giczno, pòdług czasu pòwstôwaniô abò premierë – co mògłobë bëc ceka-wą rzeczą dlô badérë historie mùzyczi, żelë przë piesniach bëłëbë te datë, czë pòdóné leżnoscë pierszégò wëkònaniô. Nie nalézemë wskôzë do te we wstãpie. Ni ma téż alfabeticznégò indeksu wszëtczich usôdzków, co gwësno bë

„Kòchóny stôri Gduńsk” – ne słowa ò najim stolecznym gardze napisôł kaszëbsczi pòéta Jerzi Łisk. Do te bez sromòtë mòże dodac – pëszny. Nã pësznotã stôrégò Gduńska mòże chòcbë òbezdrzec w pùblikacje, jaką przërëchtowa w kùńcu XIX stalata wëdôwizna R. Bar-tha, pt. Album von Danzig und Umgebund (Albùm Gduńska i òkòlégò). Na 22 kôrtach, jaczé sã do dzys ùchòwałë, mòże napasc òczë snôżima widzënkama Gduńska, Òliwë, Nowégò Pòrtu i Sopòtu. Westrzód nich je fòtografiô Fischmarktu (Rëbacczégò Tôrgù) da-towónô na 1894 rok. Widzec na ni są rozmajité bôtë, sécë ë krómë. Albùm przechòwiwóny je w Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejro-wie.

rd

Gduńsk na dôwnëch òdjimkach

pòmògło w chùtczim nalézenim szu-kóny piesnie. Përznã zamiészaniô robi zmiłka w spisënkù zamkłoscë, dze „Ùczba” je na 33 starnie, a timczasã spiéwa je w ksążce stronã dali. Bez to do kùńca dzecnégò dzélu w spisënkù mómë przesëniãcé ò stronã w  tił pòdług tegò, co je. W czëtanim nótów i tekstów pòd nima bë pòmògło, czejbë edicjô nótów szła na jedno mòdło, chòcle tak, jak przë spiéwie „Pòrządk”, dze mómë drëszné a czëtelné dlô grającégò a spiéwającégò ùłożenié nótów (wiele rëmù midzë znakama), a tekst piesnie pòdóny je na sąsedny stronie. Temù całą piesniã móme przë jednym kôrtk rozłożenim. A timczasã w spiéwnikù rôz je chòranka z baro drobnym drëkã, jakbë wtromòlonô na stronã („Kaszëbë, Kaszëbë”), a czasã placu zbiégô tëli, że nótë są procëm jich nôtërze pòrozcygóné („Mùlka wspòmink”). Wëzdrzi na to, że skrãtno òstałë wëzwëskóné graficzné lopczi (pliczi) nótów z Piesni Rodny Zemi, a nie dopasowelë jich do mniészégò ò centiméter z kraja nowégò spiéwnika. Z Piesni RZ do Serce miec przeszło 39 spiéwków, téż tamsam z feloma pòprzédnégò editora nótów, jak np. w „Zwònë biją”, dze w przedòstatnym systemie je pôrã „i” do wëcãcô. Przë przejscym z jednégò spiéwnika do

drëdżégò w  titule gòdowi spiéwë „Na pasterkã” zdżinãłë dzes „we dwa kònie”. W „Wespół dërno”, „Ùczbie”, „A më so gôdómë”, „Żdanim”, „Spij mòje dzeckò”, „Dobëcym”, w pierszi réżce „Kòlãdë ùbëtkù”, „Jadą z kòlãdą”, „Żëczbach na Gòdë” a w nowszi „Da-lek” – òznaczenié fąkcjów zdżinãło w całoscë. Żelë ùsôdca mùzyczi dôwô harmòniczną pòjugã wëkònôwcë – je to chwalebné, ale czemù tu jo, a tam nié...? W „Serce sã rwie” tekst jakbë wëpchnął w górã nótë, nad chtërnyma biédné harmòniczné fąkcje ùsadłë jak ne mòkré kùrë na grzãdze...

Wëdôwca Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié z Banina, dzãka ùdë tkò -wieniù z gminów Żukòwò a Przed -kòwò, wëpùscëło na swiat wôżną ksążkã. Dokùmeńt, co przeswiôdczi-wô ò dzyrskòscë a bòkadnoscë kaszëb-sczégò, terôczasnégò ùtwórstwa, repre-zeńtowónégò przez przédny nasz aùtorsczi duet: Stachùrsczi – Prëcz-kòwsczi. Je to dokôz na òdbiwający sã na naszich òczach a w naszich ùszach pòkrok w kaszëbsczi aùtorsczi mùzyce, a jegò „sprôwcë” na pewno nie napiselë jesz òstatnégò słowa a nótë...

Eùgeniusz Prëczkòwsczi, Jerzi Stachùrsczi, Serce miec, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie w Baninie, 2015.

Page 48: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

Z NORDË

POMERANIA LUTY 201648

PIOTER LÉSSNAWA

Ni ma kòl naji cëskù na rozkòscérzanié kaszëbiznë – taczégò, jak je w òkòlim Kartuz, Kòscérznë czë w Bëtowie – gôdô wójt gminë Pùck Tadéùsz Pùszkarczuk. Gôdóm z lëdzama na wszelejaczich pòtkaniach, rozegracjach ë w jinszich placach i to wëchôdô pra-wie z gôdków z nima. Co wicy – zdôwô mie sã, że tego cëskù ni ma nié blós w naji gminie, ale téż w całim pòwiece. Dlôte na przëmiar do dzysô w niżódny gminie pùcczégò powiôtu ni ma tôflów z kaszëbsczima pòzwama – dodôwô.

Pò prôwdze tak je? Czë na Nordze ni ma zainteresowaniô kaszëbizną? Czë pòwiôt pùcczi je taką biôłą plamą na kôrce Kaszëb? Òdpòwiésc na to pi-tanié nie je jednoznacznô. Më mdzemë mielë starã jã nalezc, prawie wzerając na sprawã tôflów z kaszëbsczima na-zwama wsów ë gardów.

* * *W czerwińcu 2013 rokù part Ka szëb skò- -Pòmòrsczégò Zrzeszeniô ze Strzelna, nôwikszi w gminie Pùck, złożił wniosk do Radzëznë Gminë ò to, żebë pòdjąc ùchwôlënczi tikający sã dëbeltnëch tôflów. Na zymkù pòstãpnégò rokù na sesje gminowi radzëznë pòjawił sã

przédnik KPZ – Łukôsz Grzãdzëcczi. I zaczãła sã biôtka.

„Kùli to mdze kòsztac?” „Za czim to nama je brëkòwné?” „Nicht nie brëkùje tëch tôflów, żebë wiedzec, że jesma na Kaszëbach”. I tak dali. Rów-nak dzejôrzów to nie wëstraszëło. Pisalë pòstãpné papiorë i jesz tegò samégò rokù Radzëzna Gminë Pùck przëjãła ùchwôlënk w sprawie nada-niô dodôwkòwëch nazwów môlëznów w kaszëbsczim jãzëkù.

Ale to nie bél kùńc jiwrów – dolma-czi wójt gminë Pùck. To, że procedu-ra dérëje tak dlugò, wëchôdô z faktu, że do dzysô ni mómë jednoznaczny òpinie, jak wse w gminie Pùck mialëbë sã nazewac pò kaszëbskù. Zapitania mielë jesmë sczerowóné do trzech eks-pertów i kòżden z nich pòdôl jinszą pòzwã. To wszëtkò trafilo do Radzëznë Kaszëbsczégò Jãzëka i terô żdajemë na jich decyzjã – dodôwô.

Ale to, co pòdô RKJ, ni mùszi sã wcale widzec mieszkańcóm gminë Pùck. A mòżna bëc wnet gwësnym, że nie mdze sã widzało. Bò radzëzna przedstawi wëszëznóm gminë Pùck pòzwë w  lëteracczi, ùjednolicony kaszëbiznie. A Kaszëbi w gminie Pùck gôdają pò bëlackù i nie do przëjãcô

mdze dlô nich na przëmiar nazwanié wsë Łebcz tak samò pò kaszëbskù, bò kòl nich gôdô sã Lebcz.

Ni mòże bëc taczi stojiznë, że lëdze nie mdą sã identifikòwac z pòzwama swòjich môlëznów. Mieszkańco-wie sã na to nie zgòdzą i jô téż nié – pòdsztrichiwô wójt Tadéùsz Puszkar-czuk. Samòrządôrz rechùje równak, że w przińdnym rokù w gminie Pùck mdą ju tôfle z kaszëbsczima nazwama.

* * *Na pùcczi zemi nié blós gmina Pùck mô prawò wprowadzëc dwajãzëkowé pòzwë môlëznów bez rëchlészégò ro-bieniô spòlëznowëch kònsultacjów. Òb czas nôrodnégò spisënkù z 2011 rokù téż wicy jak 20% mieszkańców Jastarnie ë gminë Krokòwò mia za-deklarowóné, że gôdô pò kaszëbskù, a samòrządôrze pòcwierdzëlë, że mdą mielë starã ò dwajãzëkòwé pòzwë. Równak do dzysô jich ni ma. Dlôcze?

Jesma chãtny, żebë to zrobic – gôdô wójt Krokòwa Henrik Doering. Latos złożã wniosk, żebë Radzëzna Gminë pòdjãła ùchwôlënczi, jaczé są do tegò brëkòwné. Pòtemù złożimë wniosczi do Ministra Bënowëch Sprôw ë Admini-stracje, tak cobë wprowadzëc dëbeltné pòzwë w 2017 abò nôdali w 2018 rokù

Biôłô plama na kôrce Kaszëb?

Page 49: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

49POMERANIA GROMICZNIK 2016

Z NORDË

– dodôwô ë jesz dolmaczi, że sprawa mia bëc sfinalizowónô ju dôwno, równak wiedno nalézą są rzeczë, jaczé są wôż-niészé i jaczé trzeba prosto zrobic rëchli.

Na nen sóm ôrt dolmaczi sã bùr-méster Jastarnie Tiberiusz Nar kò-wicz: Tôfle z kaszëbsczima pòzwama mialë bëc i w ùszlim rokù, i dwa lata temù. Gwës latos jich jesz nie mdze, ale Jastarna nie je procëmnô taczim rozpëzglenióm i  w  przindnoce sã pòjawią – gôdô. Chòc 20 procent miesz-kańców pòcwierdzëlo w pòwszechnym spisënkù, że są Kaszëbama, to òb czas pòtkaniów z lëdzama zapitelë jesmë jich ò zdanié na témã dëbeltnëch nazwów.

I tej prawie pòjawił sã jiwer. Miesz-kańcowie Kùsfeldu, to je môlëznë, co sã pò pòlskù zwie „Kuźnica”, nie bëlë gwës, czë pòzwa jich wsë dobrze bë wëzdrza na tôflach. Czãsc z nich ùwôża, że Kùsfeld brzmi za baro z miemiecka i òb czas pòtkaniô z wëszëznama gminë rze-kła, że nie chce dëbeltnëch tôflów. Rów-nak bùrméster Narkòwicz mô wiarã, że ùdô sã jich przekònac: Doch Kùsfeld to je pòzwa, jakô je znónô òd lat, wszëtcë Kaszëbi tak gôdają i pòdle mie tak pra-wie pòwinna wëzdrzec kaszëbskô pòzwa ti wsë.

Kùsfeld to nie jedurny problem, jaczi mô Jastarniô. Téż mieszkańco-wie stolëcë gminë nie są przekònóny do kaszëbsczégò brzmieniô pòzwë gardu. Kòl naji wiedno bëla to Jastar-na – z cwiardim „a” na kùńcu, a pòdle Radzëznë Kaszëbsczégò Jãzëka mô to bëc Jastarniô, a na to ani mieszkańco-wie, ani jô sóm, ni mòżemë sã zgòdzëc – cwierdzy bùrméster Narkòwicz. Ë dodôwô, że jiwrów ni ma blós co do pòzwë Jurata. Bò pò kaszëbskù je to prosto – Jurata.

Gôdając ò Jastarnie, wôrt jesz nad-czidnąc, że w całi gminie òd cziles lat są tôfle z kaszëbsczima pòzwama sztra-sów. Południowa to Zidowô, Szkolna – Szkòlowô ë tak dali. Tôfle są ju dosc długò ë bëłë ju mòcno zniszczoné, tej òd dwùch lat dérëje jich wëmiana na nowé.

* * *W sąsednym Hélu ju òd trzech lat mają Kòpc Kaszëbów, równak tôflów

z kaszëbsczima nazwama môlów ni ma i gwës długò jesz nie mdze.

Pò pierszé ë nôwôżniészé – òb czas nôrodnégò spisënkù za malo miesz-kańców mia zadeklarowóné, że gôdô pò kaszëbskù, a pò drëdżé – do terô nie bëlo nawetka gôdczi, żebë tak cos wprowadzëc – rzekł nama bùrméster Klémãs Adóm Kòhnka (pòl. Kohn-ke). Ale nie widzy téż nic procëm temù, żebë taką diskùsjã zacząc. Chòc z drëdżi starnë wiele mieszkańców Hélu to lëdze z Pòlsczi, jaczi pò prôw-dze kaszëbiznë nie czëją. Ju to dobrze widã na co dzéń i mòże bec to jiwer – dodôwô.

* * *Z Hélu jedzemë do Wiôldżi Wsë, gdze téż dëbeltnëch tôflów dzysô ni ma, ale robòta nad jich wprowôdzenim ju sã zaczãła. Gmina nie spelniwô warënków nôrodnégò spisënkù – czëjemë w Cen-trum Kùlturë, Promòcje ë Spòrtu – tej mùszimë przeprowadzëc spòlëznowé kònsultacje na tã témiznã. A te mògą bëc jesz latos – dodôwają lëdze zajima-jący sã kùlturą w gminie.

Czësto nieòficjalno czëjemë téż, że diskùsjô nad dëbeltnyma tôf la-ma zaczãła sã prawie òd diagnozë stanu kaszëbiznë na Nordze. Dze-jôrze z Wioldżi Wsë mielë taczi sóm pòzdrzatk, jak wójt gminë Pùck, że w całim pòwiece cësk na regionalné sprawë je baro môłi. Tej mùsz je gò zwikszëc.

* * *W Kòsôkòwie kaszëbizna je dosc mòcnô – przede wszëtczim za spra-wą henëtnégò partu Kaszëbskò-Pò-mòrsczégò Zrzeszeniô, jaczi m.jin. miôł wëbùdowóné Chëcz Nordowëch Kaszëbów. Dzejôrze regionalny mò-gą téż rechòwac na wspiarcé wójta gminë. Równak gôdczi o kaszëbsczich pòzwach jesz w gminie Kòsôkòwò do dzys dnia nie bëło.

* * *Në a na sóm kùńc òstôwiómë sto-lëcã pòwiôtu – Pùck. Tu téż żebë wprowadzëc dwajãzëkowé nazwë mùszôłbë nôpierwi zrobic spòlëznowé kònsultacje. Ale taczich planów na dzy-sô ni ma.

Nie bëlo do dzysô niżódny gôdczi ò wprowadzenim dëbeltnëch tôflów – dolmaczi bùrméster gardu Hana Pruchniewskô. Dodôwô, jak jin-szi samòrządôrze, że nie wëchôdô to z procëmnictwa dlô kaszëbsczi kùlture. Jak nôbarżi jesmë za promòcją kaszëbiznë na wszelejaczé ôrtë. Na przëmiar czej wëjéżdżiwómë z gardu, że-gnô nas tôfla z nôdpisã „Do ùzdrzeniô”, a w gromicznikù zacznie dzejac win-da kòle ùrzãdu gardu, w jaczi mdą kòmùnikatë w kaszëbsczim jãzëkù. A na diskùsjã ò kaszëbsczich tôflach téż jesz przińdze czas.

* * *Ni ma wiôldżégò cëskù na ka szëb iznã na Nordze, a gwës nie je òn tak wiôldżi, jak w òkòlim Kartuz, Kòscérznë czë w Bëtowie – pòdczorchiwô jesz rôz wójt gminë Pùck.

Czemù tak sã dzeje? Pòdle samò-rządôrza òdpòwiedzë na to pitanié mùszelëbë szëkac ùczałi, socjologòwie. Brëkòwny je prawie nôùkòwi dokôz na tã témiznã.

Ale téż mùsz je pòdczorchnąc, że nie je tak czësto lëchò. Na Nordze cos sã zmieniwô. Prawie w Hélu – gdze wikszosc mieszkańców nie czëje sã Kaszëbama, pòwstôł Kòpc Kaszëbów. W Jastarnie òd lat są ju wspòmnióné tôfle z kaszëbsczima pòzwama sztra-sów. We Wiôldżi Wsë bùrméster miôł w ùszłim rokù zadeklarowóny wikszi cësk na kaszëbiznã i terôzka, w strëmiannikù, mdzemë ju mielë – Biég Jednotë Kaszëbów. Są téż planë na zrobienié kònsultacjów w sprawie dëbeltnëch tôflów ë téż pòjawiła sã ùdba na pòmalowanié bùsowiszczów w całi gminie w kaszëbsczé farwë. Do zwik-szeniô kaszëbsczi swiądë dokłôdô sã téż pùcczi pòwiôt, jaczi we wszëtczich wëżigimnazjalnëch szkòłach wprowa-dzył ùczbã kaszëbsczégò jãzëka.

Aùtor tegò tekstu – człowiek z Nordë – wié dobrze, że pùcczi pòwiôt przegri-wô w biôtce o kaszëbiznã z Kartuzama czë Bëtowã. Ale nicht mie nie rzecze, że kaszëbizna je tu czësto zabôczonô czë mòżna jã nalezc blós w mùzeùm. A chto nie wierzi, tegò rôczimë, żebë przëjachôł na Nordã i ùzdrzôł to sóm.

Page 50: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

ROCZNICE / PÒŻEGNANIÉ

POMERANIA LUTY 201650

JERZY NACELW lutym mija kolejna, już 96. rocznica odzyskania niepodległości Pomorza, rocznica „zaślubin”.

Odzyskanie niepodległości Pomo-rza w 1920 roku zawdzięczamy gene-rałowi Józefowi Hallerowi. Przez cały okres międzywojnia ten dowódca cie-szył się wielką sympatią i szacunkiem ludności Pomorza, był dla niej symbo-lem. Żołnierze jego Błękitnej Armii, która powstała we Francji, rekrutowali się z ochotników Polaków, zarówno tych z Europy, jak i z Ameryki. Generał Józef Haller przygotowywał plan wy-zwolenia Pomorza już od sierpnia 1919 roku, by następnie konsekwentnie swój zamiar urzeczywistniać, dokonując oswobodzenia tej części Polski. Głów-nym zadaniem jego armii było pokojo-we zajęcie ziem pomorskich nadanych Polsce na mocy traktatu wersalskiego, co też w dużej mierze się udało. Uro-czystości zaślubin były wielkim dniem radości dla Kaszubów z obecnymi wśród nich Antonim Abrahamem i ks. Józefem Wryczą.

W tym roku przyjrzyjmy się arty-ście, który w swoich utworach odnosił

się do tych wydarzeń. Jest nim Feliks Nowowiejski, którego wraz z Henry-kiem Sienkiewiczem polski parlament ogłosił patronem 2016 roku.

Feliks Nowowiejski, twórca mu-zyki „Roty” (do słów M. Konopnic-kiej) i „Hymnu Kaszubskiego” (słowa Jarosza Derdowskiego), zmarły 70 lat temu, był jednym z pierwszych kom-pozytorów, który wykorzystał folklor kaszubski w swej twórczości i nadał mu artystyczny kształt, włączając go tym samym do polskiej kultury muzycznej. Skomponował m.in. dwie „pomorskie” opery: „Legenda Bałtyku” i „Kaszuby” (tej drugiej niestety nie skończył).

Wkroczenie w styczniu 1920 roku Błękitnej Armii do Torunia Nowowiej-ski upamiętnił w swojej twórczości ar-tystycznej. Ten Warmianin był bardzo zaangażowany w sprawy bytu państwo-wego, przede wszystkim przyszłych granic Polski. Jego twórczość muzyczna miała na celu podsycanie uczuć patrio-tycznych. F. Nowowiejski tworzy hymny, z których dwa, do słów Stanisława Ryb-ki – „Hymn Rzeczpospolitej Polskiej” („Złamane berła, powalone trony, / nie-woli więzy już rozbite w pył...”) i hymn Floty Polskiej „Nasz Bałtyk” („Wolności

słońce pieści lazur, / Strażnico naszych polskich granic...”) – zostały przedsta-wione Hallerowi przez Nowowiejskiego podczas przyjęcia u generała. Działo się to w Toruniu, mieście, w którym roz-począł się triumfalny marsz nad polskie morze. Spotkanie u generała Hallera za-inspirowało twórcę do skomponowania dwóch kolejnych utworów z nim związa-nych: „Zaślubin Bałtyku” („Generał Hal-ler na czele swej świty / Witać przyjechał toń...”) oraz „Wejścia wojsk polskich do Torunia. Marszu hallerczyków” („Wioną sztandary, grzmi hymn w orkiestrach...”), obydwa powstały do słów Stanisława Melsztyńskiego.

Na koniec tej rocznicowej publika-cji pozwolę sobie przypomnieć naszym czytelnikom fragment tekstu, który zamieściłem w „Pomeranii” z okazji 90. rocznicy zaślubin: „Cieszmy się, że w wolnej Polsce znów możemy rado-śnie i swobodnie obchodzić rocznicę tak istotnego wydarzenia z naszej hi-storii, silnie związanego z kaszubskim brzegiem. Starajmy się, by wiedza o tym prawdziwie triumfalnym »wjeź-dzie« do morza kaszubskiego na trwale zagościła w sercach i umysłach naszych rodaków, zwłaszcza tych młodych”.

20 stëcznika ùmarł dr Jerzi Szews, pedagòg, historik, znajôrz dzejów òswiatë na Pòmòrzu. Béł 90 lat stôri.

Pòchôdôł z Gniezna. Sztudérowôł pedagògikã na Ùni-wersytece Adama Mickewicza w Pòznaniu. Òd 1952 rokù ùcził w Pedagògicznym Liceùm w Szklarsczi Pòrãbie, a òd 1952 – w Lãbòrgù, znôwù òd 1962 w wejrowsczim Pedagògicznym Liceùm, gdze wësztôłcył pònad sto szkólnëch, w tim jãzëkòznajôrza prof. Jerzégò Trédra z Wejrowa i pisôrza z Lëzëna Féliksa Sykòrã. Òd 1961 rokù wëkłôdôł w Wëższi Pedagògiczny Szkòle we Gduńsku, a òd 1970 na Gduńsczim Ùniwersytece. Doktorską rozprawã napisôł na témã: „Język polski w szkolnictwie średnim Pomorza Gdańskiego w la-tach 1815–1920”. Do 1987 rokù, czej przeszedł na emeriturã, wëpromòwôł przeszło sto magistrów pedagògiczi, ze

szpecjalizacją historie szkòłownictwa, òswiatë i wëchòwaniô. Wëdôł kòle 150 nôùkòwëch dokazów, w tim cziledzesąt ksążków. Nôwôżniészé z nich to: Filomaci Pomorscy. Księga pamiątkowa (1975), Filomaci pomorscy. Tajne związki mło-dzieży polskiej na Pomorzu Gdańskim w latach 1830–1929 (1992), Kształcenie nauczycieli i 350 lat szkolnictwa w Wej-herowie (1994, wespółaùtór Bòlesłôw Bieszk).

Òd 1962 mieszkôł we Gduńskù-Òléwie. W 2012 rokù òdebrôł tituł Hònorowégò Òbëwatela Lubawë, midze jinszi-ma za napisanié prôcë Słownik Biograficzny Ziemi Lubawskiej.

Jerzi Szews béł baro bëlnym człowiekã, przëz swòjich wëchòwańców béł pòzwóny „chòdzącą dobrocą”.

Spòczął 25 stëcznika na smãtôrzu w Òléwie. Sj

Zaślubiny Polski z morzem i Nowowiejski

Òddzãkòwanié sã Jerzégò Szewsa

Page 51: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

Zatopione miastaJACEK BORKOWICZ

Z rugijskiego przylądka Palmer Ort pa-trzę na wody Bałtyku. To jeszcze nie-zupełnie otwarte morze: Greifswalder Bodden jest właściwie osobnym base-nem, głęboko wciętym między wyspę Rugię a duży ląd i przylegającą doń wyspę Uznam. Fale morskie wdzierają się tu przez szeroki przesmyk – od wy-spiarskiego półwyspu Mönchgut, zwa-nego Mnichowem przez Wincentego Pola, aż po wysunięty brzeg niemiec-kiej części Uznamu wodna odległość wynosi tu równe 12 kilometrów.

Zaraz, zaraz… Przecież wszystkie inne Bodden (nazwa występuje tylko na tym odcinku bałtyckiego wybrzeża) są prawie zamkniętymi zalewami. Łączą-ce je z morzem przesmyki są wąziutkie, mają najwyżej kilkaset metrów szero-kości. A Greifswalder Bodden to prawie otwarta zatoka! Coś tu jest nie tak.

Po chwili przychodzi ref leksja. Czyż nazwa nie pochodzi z czasów, gdy Rugię z Uznamem łączyła jeszcze mierzeja? Jej istnienie jest wielce praw-dopodobne: resztką tej mierzei może być przecież wysepka Ruden, wysu-nięta poza uznamski przylądek Peene-münder Haken, gdzie kiedyś odpalano próbne pociski V-2. Ze starych kronik wiadomo, że 1 listopada 1304 roku gwałtowny jesienny sztorm przerwał połączenie Uznamu z Ruden, które od-tąd przestało być półwyspem. Skoro na

początku XIV wieku woda urwała tu kawałek lądu, wcześniej mógł on sięgać jeszcze dalej w głąb zatoki.

Dawni pomorscy dziejopisowie tutaj właśnie lokowali Winetę. Gród słynący z bogactwa, opisany przez Adama Bre-meńskiego, zatopiony – jak chce legen-da – za karę, z powodu chciwości jego mieszkańców. Jeśli ta katastrofa rzeczy-wiście miała miejsce, to mogła się do-konać mniej więcej w końcu XI wieku, podczas jednego z większych sztormów. Niestety, nie dysponujemy tak starymi kronikami, aby prześledzić lata mor-skich kataklizmów owego stulecia.

Tak czy owak byłoby to idealne miejsce na lokalizację gardu i przylega-jącego doń portu: niewielka, spokojna zatoczka od strony zalewu, wciśnięta między nasadę mierzei a plażę Uzna-mu. W całkiem podobnym miejscu odnaleziono resztki pomorskiego grodziska nad jeziorem Jamno, koło Mielna. Na Pomorzu takie miejsca od niepamiętnych czasów nazywano wikami (północnoniem. Wiek). Na-zwa to prastara, sugerująca językową wspólnotę z greckim oikos, co z kolei oznacza miejsce zamieszkane. Wiki bowiem były zatokami, u których na-sady budowano porty dla długich mor-skich łodzi.

Przed tysiącem lat Greifswalder Bodden i ujście rzeki Piany były ma-tecznikiem dla wikingów ze Skan-dynawii, potem zaś, od XI wieku, dla naszych, słowiańskich morskich

rabusiów. Stąd wyprawiali się oni na plądrowanie wysp duńskich. Stąd po-morski książę Racibor wyprawił się w 1135 r. na szwedzką Konungahelę, inne bajecznie bogate miasto, którego istnienie – w odróżnieniu od Wine-ty – potwierdzone jest historycznymi źródłami. Tego dnia mieszkańcy Ko-nungaheli świętowali i nie spodziewali się najazdu. Pomorzanie zdobyli gród „z marszu”, skarby zabrali, a domy spa-lili. Miasto już nigdy się nie odrodziło, pozostawiając po sobie jeszcze jedną bałtycką legendę.

Każde pomorze posiada swoją opo-wieść o zatopionym mieście. Czasem taka legenda przybiera rzeczywistą po-stać. W 2000 r. odkryto port Herakle-jon, który kiedyś mieścił się u wybrze-ży delty Nilu. Jeszcze w starożytności zatopiony został z powodu obniżania się poziomu gruntu. Dziś resztki por-tu znajdują się kilka kilometrów od brzegu. Pamiętam, z jakimi emocjami śledziłem zdjęcia wydobytych z głębi majestatycznych posągów, stel, obeli-sków, złotych monet. Leżały na dnie, nie niepokojone przez nikogo, ponad dwa tysiące lat, zanim dotknęła je ręka płetwonurka.

W naszej Winecie, jeśli istniała, posągi ciosano z drewna – więc już ra-czej nie wyłowimy ich z głębiny. Może jednak kiedyś na brzegu Greifswalder Bodden znajdzie ktoś chociaż gliniany garnek wypełniony po brzegi złotymi monetami?

FENOMEN POMORSKOŚCI

A MOŻE PRENUMERATA? s. 2R E K L A M A

51POMERANIA GROMICZNIK 2016

Page 52: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

POMERANIA LUTY 201652

ZROZUMIEĆ MAZURY

Trzeba przyznać, że wśród niemieckich etnografów i podróżników niewielu było entuzjastów urody mazurskich bziałek (kobiet). Albert Zweck w pra-cy Mazurzy pozwolił sobie nawet na uwagę, że „rzadko spotka się tu ładne dziewczęta, a jeszcze rzadziej ładne kobiety”, dodając przy tym, zapewne szowinistycznie, że „starzeją się one po wyjściu za mąż tak niesłychanie szyb-ko, że można mówić jedynie o mło-dych dziewczynach i starych babach”. Być może dlatego Franz Tetzner pisał (Die Slaven in Deutschland, 1902), że Mazur „młode dziewczyny uwielbia jak kwiaty, stare kobiety natomiast wyklina, bije, traktuje wręcz obrzy-dliwie i obciąża pracą”, uczciwie jed-nak zastrzegając, że „staruchy te są wystarczająco chytre i dowcipne, by uwzględniać ten stan rzeczy i mimo to nie dać sobie w kaszę dmuchać, wy-łudzić suknię, leniuchować, kiedy nikt nie widzi, wyręczać się innymi i raczyć wódką”. Szczerze mówiąc, trudno mi jako Polakowi zgodzić się z dokonaną przez Zwecka czy Tetznera oceną uro-dy mazurskich bziałek, bo jakie pojęcie o pięknie kobiet mogą mieć przedsta-wiciele akurat niemieckiej nacji?

Max P. Toeppen zauważał w Histo-rii Mazur, że tutejsze kobiety, „aby nie uchodzić za próżne, nie przywiązują dużej wagi do stroju. (…) Dziewczęta, pokazując się poza domem, troszczą się o wygląd, natomiast po domu cho-dzą bardzo zaniedbane”. Wtórował mu Zweck, dodając, że strój Mazurek nigdy nie zwracał niczym szczególnym uwagi, a jedyne, co go w jakiś sposób wyróżniało, poza prostym krojem, który długo „ostał się w modzie”, to „szczególne upodobanie w jaskrawych

Bziałka

WALDEMAR MIERZWA kolorach: czerwonym, błękitnym i zie-lonym w najdziwniejszych zestawie-niach. Ponadto wielce skłaniają się ku trzymaniu głowy w cieple”, co było alu-zją do powszechnego noszenia chust. Warto zwrócić za Zweckiem uwagę na fakt, że „podczas gdy materiały na odzież męską w większości się kupu-je”, kobiety nosiły najczęściej odzienie z „samodziału, trwałego, znakomicie utkanego z wełny i lnu”.

Opisując w połowie XIX w. życie rodzinne Mazurów, Toeppen pod-kreślał, że ułożone ono było na wzór patriarchalny, gdzie żona i dzieci bez sprzeciwu uznają wolę ojca, a pozycja

kobiety była niższa niż u Niemców, „chociaż jest ona poważana i dają się nawet znaleźć przykłady serdecznych małżeńskich stosunków, co prawda raczej w starszych rodzinach”. Etno-grafowie zwracali uwagę, że od kobiet wymagało się posłuszeństwa, które uzyskiwano, odwołując się także do pomocy kija, „na co zresztą były one przygotowane: »Wiemy przecież – po-wiadają – że mąż musi żonę okładać kijem, ale nie za tęgo«”. Mazurskie bziałki miały więc wybaczać swojemu mężczyźnie wiele, także picie, „byleby tylko nie chciał bić”.

Friedrich S. Oldenberg w spra-wozdaniu dla władz kościelnych (Przy-czynki do poznania Mazur), pocho-

dzącym mniej więcej z tego czasu, co dzieło Toeppena, stwierdzał wprost, że kobietom na Mazurach jest ciężko, harują tu od świtu do nocy, a kiedy za-chorują, muszą same wyzdrowieć, bo „chłop mazurski nie zna lekarza. Jeśli kobieta umrze, to umrze. Już prędzej pośle po weterynarza, gdy zachoruje koń lub wół. »Żonę – powiada chłop mazurski – mogę mieć znowu, wołu nie«”. Swoją drogą, trudno będzie może niektórym uwierzyć, ale świadkiem takiego podejścia w tej kwestii byłem jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych XX w., kierując pracami Muzeum Bi-twy Grunwaldzkiej w Stębarku. Kiedy spytałem jednego z moich pracowni-ków o stan zdrowia jego żony, złożonej ciężkim wylewem, odpowiedział mi ze smutną szczerością: „Nie jest dobrze, tak sobie nawet myślę, że już bym chy-ba wolał, aby mi krowa zdechła”…

Mazurski chłop nie afiszował się ze swoimi uczuciami do kobiet. Olden-berg zwracał uwagę, że ani w czasie narzeczeństwa, ani małżeństwa nie było miejsca dla „czulszych tonów”, Toeppen, że „nie spotyka się w ogóle tkliwych scen, np. małżonkowie nigdy nie chodzą ze sobą pod rękę (czuliby się bardzo skrępowani). Gdy wyrusza-ją razem do miasta, wtedy mąż podąża przodem, a żona kilka kroków za nim, a jeśli zabierają ze sobą tłumoczek, to niesie go kobieta”.

Wśród Mazurów nie brakowało oczywiście osób samotnych. Różne bywały tego powody, także ekono-miczne. Większość Mazurów czyniła jednak wszystko, by życia nie spędzić samotnie.

Za Gottfriedem Rauschnickiem (Be-merkungen eines Russen, 1817) Toeppen odnotuje, że ożenki z miłości były tu jednak rzadkie, i choć Mazurzy „w mał-

Mazur w ogóle uważa, że popęd płciowy, jako

potrzebę daną przez naturę, może zaspokajać,

nie budząc szczególnego zgorszenia (...).

Page 53: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

53POMERANIA GROMICZNIK 2016

ZROZUMIEĆ MAZURY

żeństwie są zgodni, brak im jednak czu-łości, za to panuje niezwykle skandalicz-na rozwiązłość”. Wtórował mu Zweck, pozwalając sobie twierdzić, że „moral-ność Mazurów pozostawia nieco do ży-czenia. Mazur w ogóle uważa, że popęd płciowy, jako potrzebę daną przez natu-rę, może zaspokajać, nie budząc szcze-gólnego zgorszenia (…) cudzołóstwo zdarza się tu nierzadko (…) i bardzo często w zakazanym związku płeć żeń-ska okazuje się stroną uwodzącą. Chłop-skie córki często nie gardzą miłostkami z parobkami służącymi u ojca, a ojciec zadaje się ze służącą. Narzeczeni często schodzą się już przed ślubem, a wdowy goszczą całymi tygodniami zalotników, zanim dokonają wyboru”.

Podobne opinie, wygłaszane jednak na pewno z mniejszym oburzeniem, znaleźć można było także w pracach polskich etnografów. Oskar Kolberg twierdził w Mazurach pruskich, że „dziewczyny, które straciły niewin-ność, bywają mimo to poważane i tak łatwo mężów dostają, jak panny po-rządne”, i przypominał zwyczaj „dość ogólnie między Mazurami rozpo-wszechniony”, że każda para, „co myśli się pobrać, jakiś czas przed ślubem żyje ze sobą na próbę”.

Rzeczywiście dokładano także sta-rań, aby po stracie żony lub męża mał-żeńskie łóżko nie stygło zbyt długo. Aktywne były w tych sprawach przede wszystkim kobiety, rzadko można było znaleźć wdowę, która w kilka tygodni po śmierci męża nie byłaby ponownie zamężna. Największym powodzeniem na matrymonialnym rynku cieszyli się oczywiście zamożni wdowcy. Zdarza-ło się, że nawet w dzień pogrzebu do domu owdowiałego bogatego gospoda-rza wprowadzała się „byle jaka kobieta, która sobie wszystkie prawa żony wobec męża przywłaszcza”. Kolberg przytacza opowieść o młodym wdowcu z Pietrasz, z którym w kilka dni po śmierci żony za-mieszkała pewna panienka z Kowalew-ska, dziewczyna dotąd porządna, „wszę-dzie poważana”, i choć tenże ją „często wysmagał i za dom wyrzucał, ona pomi-mo to na obranym miejscu mężnie aż do ślubu wytrzymała”.

Nie ulega wątpliwości, że to matki przygotowywały swoje córki do roli żon. Hans Hellmut Kirst wspomina w Moich Prusach Wschodnich, że mło-de dziewczęta poddawano „ostremu egzaminowi praktycznemu w zakresie spraw typowych dla dobrej wschod-niopruskiej gospodyni. Obowiązywa-ły trzy podstawowe zadania: wypatro-szyć kurę, zaczynić ciasto drożdżowe, ugotować jarzynową. Dochodziło do tego pranie, prasowanie, przygotowy-wanie gniazda dla kwoki do wylęgu piskląt, mycie okien i pieczenie chleba” i podkreśla, że w ten właśnie sposób kształtowano „wspaniałe, wzorowe gospodynie”. Siegfried Lenz w Mu-zeum ziemi ojczystej zauważył zaś, że „w kraju, gdzie w razie pożaru pościel

wynoszono w bezpieczne miejsce jesz-cze przed kasetką z oszczędnościami”, pierwszym, czego wymagano od ma-zurskiej dziewczyny, było: „gęsi pięć-dziesiąt oskubiesz i łoże uścielisz po ślubie”. Jeszcze inaczej, no i znacznie wcześniej, bo na początku XIX w., wi-dział to przywoływany już tu Gottfried Rauschnick, który miał twierdzić, że oblubieniec patrzył najpierw „na ką-dziel swojej narzeczonej i gdy dostrzeże dobrze uprzędzoną nić, dopiero wtedy spogląda na jej oblicze”.

Kirst podkreśla, że w sprawach ożenków kobiety umiały świetnie kal-kulować, „już zawczasu roztrząsały, kto dla kogo może wchodzić w rachubę. Wszystko musiało »grać« jak najlepiej, nie najmniejsze znaczenie miał tu tak-że posag. Dziewczęta była dokładnie takie, jak ich matki: nie tylko podobne do nich z wyglądu, ale umiały też goto-wać jak one, co stanowiło najważniej-szą część ich wiana”.

Rola kobiety na Mazurach zmieniła się, tak jak wszędzie, wraz z rozwojem ruchów feministycznych i emancypacją, z początkiem XX w. Niezmiennie naj-ważniejszym składnikiem życia miesz-kańców tej krainy pozostała rodzina, ale rządy nad ogniskiem domowym coraz częściej sprawowała kobieta. Kirst, pa-miętając, że jedynym panem domu jego dziadków była babka, przypominał, że w latach trzydziestych na Mazurach mówiło się powszechnie, „i to o wiele bardziej trafnie, niż można by sądzić”, iż „stare kobiety wyglądają jak mężczyźni, a starzy mężczyźni wyglądają jak baby”.

Tenże Kirst we wspomnieniowych Moich Prusach Wschodnich, zauważa, że to, „co się zazwyczaj nazywa »wychowa-niem seksualnym«, nigdy nie było tutaj nikomu potrzebne. Ledwie wyszedłszy z pieluch, widzieliśmy, jak żwawo parzą się króliki, jak barany wskakują na owce, a buhaje ciężko wspinają się na krowy”. Może właśnie dlatego w sprawach mo-ralnych Kirst gotów był wiele wyba-czyć swoim pobratymcom, dla których sprawy seksu nie były tabu, często zaś stanowiły temat żartów czy anegdot, jak choćby tej o pewnym gospodarzu, który po przyłapaniu żony w łóżku ze swoim parobkiem miał powiedzieć tylko: „Zmienić tego już się nie da – ale potrącę Ci z zapłaty”.

W obecności kobiet starano się nie świntuszyć, co prowadziło do zabaw-nych sytuacji: np. nie wymawiano przy nich nazwy Pisy (niem. pissen – siu-siać), zastępując ją „rzeczką”. W spra-wie zmiany tej nazwy złożono ponoć nawet petycję do króla Fryderyka Wil-helma III, który rozbawiony pruderią poddanych, miał napisać na margine-sie pisma „Proponuję Urinoco”.

Mazurki z Krutyni, lata trzydzieste XX w. Fot. z archiwum autora

Page 54: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

POMERANIA LUTY 201654

Akt pamięci i wiary

Pod koniec ubiegłego roku nakładem Instytutu Kaszubskiego ukazała się ko-lejna książka Józefa Borzyszkowskiego. Nie jest to typowa dla środowiska na-ukowego pozycja, ponieważ zawiera mniej lub bardziej organizowane dys-kursem akademickim refleksje Auto-ra na temat osób, które zaważyły na jego intelektualnym rozwoju i pozycji zawodowej. Obszerna praca pt. Moi mistrzowie i przyjaciele już samym tytułem informuje czytelnika, że ob-cujemy z tekstami, które ukazują rze-czywistość z bardzo indywidualnego punktu widzenia. Jest to wielokrotnie zaznaczane w samej wypowiedzi Bo-rzyszkowskiego, co nadaje specyficzny prywatno-środowiskowy wymiar nar-racji, która jednocześnie stale próbuje się przekształcić w dyskurs bardziej obiektywny i uniwersalny.

Teksty zawarte w omawianej książce są rozszerzonymi wersjami ar-tykułów, które były już publikowane w innych tomach. Tutaj wszakże za-opatrzone zostały w aktualizujące do-datki, czasami notujące rozszerzający się stan badań naukowych, czasami zaś stanowiące komentarz do dzisiejszej sy-tuacji kulturowej, która z kolei zachęca do dalszych przewartościowań i ocen. W książce honorowego prezesa Insty-tutu Kaszubskiego pojawiają się bardzo różne persony; w części pierwszej książ-ki poznajemy grono związane z Uniwer-sytetem Gdańskim, w części drugiej to przyjaciele skupieni w Zrzeszeniu Ka-szubsko-Pomorskim, w trzeciej zaś du-chowni diecezji chełmińskiej. Łącznie 32 osoby opisywane w osobnych roz-działach, przedstawione w różnych od-słonach życia publicznego i prywatnego.

Powoduje to, że raz poznajemy ich dzia-łalność wyraźnie z autobiograficznej perspektywy Borzyszkowskiego jako ucznia, współpracownika czy przyja-ciela, innym razem ludzie ci widoczni są w opisie Borzyszkowskiego jako na-ukowca, a więc w ujęciu historyka, so-cjologa czy antropologa. Czasami te dwa typy opowieści uzupełniają się, czasami jednak nie korespondują ze sobą, pozo-stawiając czytelnika w niedosycie i pew-nej konfuzji. Jak traktować obecność zewnętrznej recenzji dla tej książki? Ma to być obiektywna ocena subiektywnych obserwacji? Jak można recenzować wy-znanie, kto był, a kto nie był ważną oso-bą w egzystencji Autora?

Wśród Mistrzów z Uniwersytetu Gdańskiego, których opisał Józef Bo-rzyszkowski w pierwszej części swo-ich rozważań, pojawiają się Stanisław Gierszewski, Stanisław Mielczarski, Wacław Odyniec, Roman Wapiń-ski oraz Gerard Labuda. W partiach owych najbardziej widać atencję Au-tora dla swoich nauczycieli, którym zawdzięcza inspirację, zachętę do pra-cy czy wybory środowisk twórczych. Podziw, szacunek, wreszcie przyjaźń, jakie wobec Nich przejawia, to niejako etapy rozwoju relacji mistrz – uczeń. Jak to przedstawia Borzyszkowski, każdy z owych etapów był nieodłącz-nym czynnikiem procesu wzrastania intelektualnego, budowania warsztatu naukowca, a i dojrzewania do bycia człowiekiem wykształconym i z eto-sem. Droga życiowa zawodowego hi-storyka nigdy bowiem nie była prosta. Pojawiały się na niej wybory nie tylko przedmiotu badań, ale i decyzje poli-tyczne czy ideowe, a pomiędzy nimi… życie prywatne z problemami rodzin-nymi czy zdrowotnymi.

W drugiej części najnowszej książ-ki Józefa Borzyszkowskiego dominuje opis przyjaciół z kaszubskiej społecz-ności zrzeszonej. Pojawiają się tutaj Lech Bądkowski, Tadeusz Bolduan, Józef Bruski, Helena z Byczkowskich Lewnowa, Józef Chełmowski, Maria Kowalewska, Anna Łajming, Feliks Marszałkowski, Jan Piepka, Kazimierz Przybyszewski, Julian Rydzkowski,

Władysława Spiczak-Brzezińska, Le-okadia Trepczykowa i Władysława Wi-śniewska. To ludzie tworzący niegdyś kaszubską tożsamość, kobiety i męż-czyźni mieszkający nie tylko w różnych częściach Kaszubach, ale i na szerzej rozumianym Pomorzu, przynoszący ze sobą własne rozumienie świata, indy-widualną ekspresję czy specyfikę stylu bycia. Są to nazwiska osób-instytucji i osób-symboli, które przedstawia Bo-rzyszkowski z punktu widzenia kogoś, kto podziwia, przyjaźni się, czasami się nie zgadza, lecz zawsze podtrzymuje kontakt i chce zrozumieć postępowa-nie. W dzisiejszym odbiorze, gdy tych ludzi już nie ma, niektórzy z nich stają się postaciami legendarnymi, mitycz-nymi. Inne znowu osoby blakną w pa-mięci, są zapominane nawet w dawniej najbliższym ich otoczeniu. Tym bar-dziej zatem ważne jest, że rozdziały im poświęcone przynoszą cząstkową (ale jednak) wiedzę o nich. Były to niekie-dy osobowości trudne (o czym świad-czy np. bardzo ciepły, ale nie „brązow-niczy” rozdział o Bądkowskim albo podany z humorem i z dystansem roz-dział o Janie Piepce), z bardzo silnym poczuciem własnych racji. Jednocze-śnie jednak – co najbardziej imponuje wspominającemu Autorowi – byli to ludzie potrafiący powstrzymać swoje partykularne interesy, własne potrzeby i wizje na rzecz budowania wspólnoty. Właśnie tworzenie wartości zbiorowej oraz dążenie do zorganizowania ze-społu jednostek, które będą dążyć do tych samych celów ideowych, jest dla Borzyszkowskiego potężnym i wciąż postulowanym do realizacji ideałem. W taką aktywność wierzył Autor Mo-ich mistrzów i przyjaciół, angażując się w prace Zrzeszenia Kaszubsko-Po-morskiego i wyraźnie słychać w jego wypowiedziach, że oceniając przywo-ływane przez siebie osoby, bierze pod uwagę ich gotowość na środowiskowe poświęcenie. Ponieważ książka ogól-nie opowiada o postaciach odgrywają-cych pozytywną rolę, nie odnajdziemy w poszczególnych rozdziałach wielu tonów minorowych. Choć z drugiej strony Borzyszkowski nie ukrywa, że

Page 55: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

55POMERANIA GROMICZNIK 2016

LEKTURY

nie wszystkie postawy członków Zrze-szenia były kryształowo czyste albo że nie każdy zwrot polityczny, jaki doko-nywał się w losach tej organizacji, zy-skiwał i zyskuje jego akceptację. Może to się komuś wydać nieskromne i but-ne, ale trzeba jednak zauważyć, że pisze te wszystkie wspomnienia ktoś, kto ma prawo sądzić wielu i wiele, przechodził wszak w owej organizacji wszystkie stopnie uczestnictwa, od zwykłego, początkującego członka do prezesa Zarządu Głównego, pracował tak przy remoncie chaty pomorańców, jak i był organizatorem rozlicznych konferencji i sympozjów, wreszcie potrafi zarówno śpiewać pieśni kaszubskie, jak i dysku-tować o zawiłościach i detalach historii nowożytnej Pomorza. Niewielu to po-trafiło i potrafi…

Trzecia część książki Borzyszkow-skiego opisuje dostojników Kościoła katolickiego, dokładnie zaś duchow-nych diecezji chełmińskiej w osobach: ks. prof. Jerzego Buxakowskiego, ks. prałata Johannesa Goedekego, ks. in-fułata Franciszka Janka, ks. prałata Edmunda Kosznika, ks. pułkownika Józefa Narlocha, ks. Henryka Mrossa, ks. Bazylego Olęckiego, ks. Antoniego Peplińskiego (a przy okazji jego brata Aleksego), ks. Kazimierza Raepkego, ks. Bernarda Sychtę, ks. Józefa Szar-kowskiego i ks. Józefa Tischnera. Jak w poprzednich częściach książki, tak i tutaj wyczuwa się subiektywny ton

wypowiedzi, choć niewątpliwie jest on mocniej autocenzurowany aniżeli przy opisach przyjaciół z ZKP. Każdemu jednak piszącemu trudno jest poradzić sobie z materią przywoływania osoby duchownej, która zawsze pozostaje na służbie, ciągle realizuje swoją prywat-ność, a jednocześnie wypełnia jakieś zadanie. Co więcej, od kapłana ocze-kuje się nie tylko i nie tyle zwykłości człowieczej, co nadzwyczajności oraz niepospolitości. I takie też problemy nie ominęły Autora Moich mistrzów i przyjaciół, który stale szuka sposobu na taką charakterystykę, aby wyrazić składniki życia uświęconego i życia uspołecznionego. Największą emocję opisu wyczuwa się u Borzyszkowskiego wówczas, kiedy prezentuje pomorską lub kaszubską aktywność duchownego. To wówczas wedle historyka wypełnia się posłannictwo kapłańskie: oddanie dla Boga i dla wiernych. Jako, że Autor wspomnień jest człowiekiem świeckim, właśnie z tej perspektywy widziani są księża w chyba najwyżej cenionej umie-jętności rozmowy ze zwykłymi ludźmi, w ich zdolnościach animatorskich, od-powiedzialnej uczoności i wreszcie du-chowej dojrzałości.

Najnowsza książka Józefa Borzysz-kowskiego to rzadki dziś przykład su-gestywnej charakterystyki inteligencji pomorskiej i kaszubskiej. Oczywiście nie całej, wszak pojawiają się głównie ci, z którymi było Autorowi po drodze, z którymi się rozumiał i szanował. Zło-śliwcy będą więc mogli sobie z tej książki ułożyć grupę osób odrzuconych, prze-milczanych oraz zbagatelizowanych… i wysnuć z tego daleko idące wnio-ski… Borzyszkowski wyznaje jednak pewien typ wiary w pozytywistyczną pracę, konsekwencję, racjonalizm i or-ganicyzm, co powoduje, że tak bardzo akcentuje harmonijnie rozwijające się życie społeczne, utylitaryzm i legalizm. Niezbyt jest to popularne w czasach, kiedy bardziej do głosu dochodzi in-dywidualizm, przyjemność i labilność postaw. U Autora omawianej tu książ-ki świat wygląda jednak inaczej, więc stwarza w swoim pisaniu (zwłaszcza w posłowiu) sytuację wyznania wiary,

atmosferę deklaracji składanej serio, acz z lekkim uśmiechem melancholii. Z taką postawą można, ale nie trzeba dyskutować. Można przyjąć te spostrze-żenia i obrazy mistrzów oraz przyjaciół jako akty pamięci o wielkich ludziach i o swojej wśród nich roli. Owa książka staje się przez to odważnym głosem za-sadniczego wartościowania rzeczywi-stości przez człowieka wchodzącego na kolejny stopień drabiny żywota. Kto jest gotów w takich wyznaniach i ocenach Borzyszkowskiemu towarzyszyć? Chyba niewielu…

Daniel Kalinowski

Józef Borzyszkowski, Moi mistrzowie i przy-jaciele, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2015.

Nie tylko Festiwal Smaku

Współcześnie na Pomorzu, w tym rów-nież na Kociewiu, wydaje się mnóstwo regionalnych publikacji. Liczne sto-warzyszenia, fundacje, urzędy gmin czy osoby prywatne pomnażają zasób wydawnictw nie zawsze najwyższych lotów. I nie chodzi tu tylko o przykłady grafomaństwa, ale też publikacji, któ-re nie powinny się ukazać z powodu ewidentnych braków warsztatowych, rażących błędów językowych, styli-stycznych, rzeczowych… Nie każdy powinien ogłaszać drukiem swoje re-fleksje na temat przeszłości regionu, ludzkich losów, walorów przyrodni-czych etc.

Książek i broszur przybywa w ta kim tempie, że nawet wytrawni re gionaliści nie wiedzą o istnieniu ich większości. Dlatego trzeba na łamach „Pomeranii” polecać wartościowe lektury, również dotyczące małych miejscowości, jed-nakże starannie opracowane przez znawców danej problematyki i auto-rów korzystających z uwag historyków i polonistów.

Taką pozytywnie wyróżniającą się książką jest Bedeker gruczeński 2. Pierwsze wydanie tego opracowania pojawiło się w 2007 roku (148 ha-seł) z okazji podwójnego jubileuszu:

Page 56: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

LEKTURY

POMERANIA LUTY 201656

15-lecia Zespołu Parków Krajobrazo-wych Chełmińskiego i Nadwiślańskie-go (z dyrekcją w Świeciu) oraz 10-lecia Towarzystwa Przyjaciół Dolnej Wisły (z siedzibą w Grucznie). Znakomi-cie sprawdziła się formuła krótszych i dłuższych haseł bogato ilustrowanych archiwalnymi i współczesnymi foto-grafiami. Warto podkreślić, że wiele zdjęć i dokumentów dostarczyli dawni mieszkańcy Gruczna i okolic pochodze-nia niemieckiego. Kolejne wydanie Be-dekera zawiera 180 haseł. Jedno z nich dotyczy imprezy plenerowej, z której od 10 lat słynie Gruczno – Festiwalu Smaku (s. 64–67); inne – znanej osoby kojarzonej z miejscową parafią: bisku-pa pomocniczego diecezji pelplińskiej Wiesława Śmigla (s. 229–231). Nie tyl-ko jednak kulinarne rarytasy (w tym doskonałe miody i nalewki) i hierarcha Kościoła są emblematycznie powiąza-ne z tym obszarem ziemi kociewskiej. Czytelników mogą zainteresować liczne biogramy (np. księdza poety Franciszka Kameckiego, s. 90–93, czy reżysera Jerzego Ridana, s. 207–208), hasła problemowe (m.in. Jazy i stawy rybne w średniowiecznym Grucznie, s. 87, bądź Powidła śliwkowe z Doliny Dolnej Wisły, s. 193–194) oraz artyku-ły hasłowe na temat miejscowości (np. Chrystkowa ze słynną chatą olęder-ską, s. 47, lub Topolna z Sanktuarium

Matki Bożej Uzdrowienia Chorych, s. 239–240). Cieszą ponadto szata gra-ficzna Bedekera i wysokiej jakości ma-teriał ikonograficzny oraz znajdujące się w tekście odsyłacze do innych haseł.

Publikacja została zatem przygo-towana z wielką dbałością zarówno o zawartość merytoryczną, jak i o stronę formalną. W gronie współautorów wy-dawnictwa są Jadwiga i Andrzej Cho-lewscy, którzy jako architekci urbaniści, zatroszczyli się o każdy „detal”. Więcej takich książek traktujących o wielkiej historii małych miejscowości!

Kazimierz Jaruszewski

Bedeker gruczeński 2, praca zbiorowa pod redakcją Jadwigi Luterek-Cholewskiej, To-warzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły, Grucz-no 2015.

Księga historii „Blizy”

Bardzo trudno jest pisać o kimś, kogo się znało. Jeszcze trudniej pisać w spo-sób wyważony i w miarę obiektywny o książce, w której się wspomina taką osobę. Właśnie z takim przypadkiem mam do czynienia, kiedy chcę napisać o książce wspomnieniowej dotyczącej przyjaciółki moich rodziców, ważnej dla Kaszub i Pomorza dziennikarki i pisarki, Izabelli Trojanowskiej. Poja-wiają się wtedy pozornie zapomniane obrazy z czasów dzieciństwa, miesza-jąc się ze wspomnieniem nieodległych, wydawałoby się, przeżyć okresu mło-dzieńczego. Książka wydana w ubie-głym roku przez Instytut Kaszubski w ważnej i ciekawej serii Pro memoria jest taką właśnie księgą przypomnień. Na tym polega jej podstawowa, choć nie jedyna oczywiście wartość.

Obok tekstów bardzo subiektyw-nych, fragmentów korespondencji, dziennika czy też dedykacji dla „Blizy” (tak ją przecież można nazwać!) zna-leźć tam można teksty naukowe. Do nich należy na pewno „Inwentarz spu-ścizny Izabelli Trojanowskiej w zbio-rach Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie” opracowany i skomentowany przez

Barbarę Wojewódkę. To rzecz ważna, a jakże często niedoceniana, opisać i uporządkować spuściznę nieżyjące-go twórcy. Świetny punkt wyjścia do dalszych badań i stworzenia choćby podstawowej bibliografii współautorki Bedekera kaszubskiego. Wielkie brawa za tę świetną pracę dla autorki, ale rów-nież dla prof. Józefa Borzyszkowskiego, że pomyślał o tym, aby ją w tej książce zamieścić. Do tekstów o charakterze naukowym należy także tekst wstępny i te komentujące poszczególne części książki, autorstwa prof. Józefa Borzysz-kowskiego, który jest jednocześnie inicjatorem całej serii książek „prome-moryjnych”. Chwała mu za to! Opubli-kowano już m.in. prace dotyczące życia i twórczości Róży Ostrowskiej, Lecha Bądkowskiego, Tadeusza Bolduana, Marii Kowalewskiej, Jana Piepki czy Gerarda Labudy.

Należy również docenić to, że w końcu ukazała się książka o Izabelli Trojanowskiej. To bardzo ważne uzu-pełnienie wiedzy o Kaszubach i Pomo-rzu. Ta luka była zbyt widoczna. „Bliza” zasługiwała na opracowanie w formie książkowej, tak jak zasługiwała na pa-mięć. To zresztą widać, kiedy się wer-tuje i studiuje omawianą publikację, jak wielu miała ważnych i dobrych przyjaciół, którzy byli także przyja-ciółmi ziemi kaszubskiej i pomorskiej. Widać to, kiedy czytamy wspomnie-nia tych już nieżyjących i tych, co da-lej działają, piszą i pamiętają. Ta część jest bardzo ciekawa, choć może nieco za bardzo subiektywna, ale nie mamy przecież do czynienia z książką nauko-wą, a raczej ze swego rodzaju „Silva re-rum” – lasem rzeczy, gdzie jakże często wiersz spotyka namiętną publicystykę, a słowo liryczne przechodzi w mocne słowa obrony własnej. Tak to czasem bywa we wspomnieniach. Jednak warto powściągnąć swój język. Szcze-gólnie jeśli tekst ma być wykorzystany w tego rodzaju książce. Oczywiście nie chodzi o to, żeby lukrować rzeczywi-stość, ale paradoksalnie warto zacho-wać w swojej subiektywnej opowieści pewnego rodzaju obiektywizm w do-borze słów i cytatów. Trzeba przyznać,

Page 57: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

57POMERANIA GROMICZNIK 2016

LEKTURY

że w pracach Pro memoria piszący starają się taką równowagę zachować. Między tym, co prywatne, bardzo czasem osobiste, a tym, co publiczne i ważne dla całej społeczności kaszub-skiej i gdańskiej. Może właśnie dlatego książki z tej serii są tak ciekawe i do-starczają wielu wzruszeń czytelnikom. Przeczytawszy wspomnienia, listy lub choćby dziennik z lat 50., warto także sięgnąć do tekstów publicystycznych i literackich Trojanowskiej. Poczuć jej styl, zapach tamtych czasów i tamtych Kaszub. Przypomnieć sobie tych, któ-rzy odeszli. Tych ważnych zarówno dla Izabelli, jak i dla historii Pomo-rza, Kaszub, Gdańska, a także tych mniej ważnych, o których mało kto pamięta. Warto wspominać jednych i drugich. Dopiero wtedy uzyskamy prawdziwy i nieudrapowany obraz historii naszej małej ojczyzny. Zresztą źródeł dotyczących tej małej i dużej historii można znaleźć w książce bar-dzo wiele. Są na przykład listy do Izy od Lecha Bądkowskiego, Tadeusza Bolduana, Józefa Borzyszkowskiego, od twórców ludowych, a w końcu de-dykacje od przyjaciół i znajomych. Są także w tomie nieopublikowane dotąd teksty Trojanowskiej. Właściwie wy-bór takich tekstów opatrzony wstępem prof. Józefa Borzyszkowskiego. Więk-szość ich dotyczy spraw związanych

z Polonią Gdańską, Kaszubami, także tych nazywanych kiedyś problemem tzw. „autochtonów”.

Chociaż książka Izabella Trojanow-ska (1929–1995) ma swój zaplanowany porządek, koniec i początek, to jednak myślę, że warto ją czytać i studiować na „wyrywki”. Jak księgę historii nie tylko osobistej jednej postaci („Blizy”), ale także historii pomorskiej, gdańskiej. Więcej wtedy zrozumiemy z naszej hi-storii i z dziejów naszych rodzin. Z tej książki płynie także nauka dla nas. Mo-głoby się wydawać, że czytając teksty Trojanowskiej i o Trojanowskiej, obcu-jemy z czymś historycznym i nieco an-tykwarycznym. Nic bardziej mylnego. Nauka, która płynie z lektury tych „Pro memoriów” Trojanowskiej, jest nauką o tym, jak żyć godnie, aktywnie, nie tylko dla siebie, i co ważniejsze, w jaki sposób się organizować, nawet w ta-kich czasach, które temu pozornie nie sprzyjają. Jest to także pomimo wspo-mnianego już subiektywizmu pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chce wiedzieć dużo o swojej małej ojczyźnie. Można właściwie napisać, że książka Izabella Trojanowska (1929–1995). Pro memoria to swoiste podsumowanie ca-łej serii, która od wielu lat przedstawia ważne dla Kaszub i Pomorza sylwetki twórców, naukowców, a także działa-czy. Swego rodzaju opus magnum, po którym, miejmy nadzieję, będą się uka-zywać następne pozycje z tej serii.

Andrzej Fac

Izabella Trojanowska (1929–1995). Pro me-moria, zebr. i opr. J. Borzyszkowski, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2015.

Farwny swiat dzecka

Piesniodzejôrka Éwa Warmòwskô, chòc miała swòjã pierszëzna pòétną ksążką Trapë do nieba dzesãc lat temù, je ju aùtorką baro znóną w naszim kaszëbsczim lëteracczim strzodowiskù. W 2008 rokù wëdała Dzéń za dniã, rok pózni zbiórk wiérztów wëbrónëch i nowëch lirików A serce bije jedno…

Terô, z datą 14 gòdnika 2015 rokù, w Bącczi Hëce wëszła ji ksążka dlô dzecy, jak wskôzëje sóm nôdpis Dze-cynny malowóny swiat, z wiérztka-ma, rimòwónkama, òdliczónkama. A wszëtkò z farwnyma malowónkama dzecy ze szkòłów kartësczi zemi.

Ksążka mô 168 stronów i 94 pòéticczé dokazë. Je tamò pò prôwdze baro wiele ze swiata dzecka: rodzëzna, chëcz, jigrë, prziroda, zwierzãta, kąsk do smiechù. Aùtorka òtmikô baro bògati swiat dzecka, ale w całoscë je to przed wszëtczim swiat kaszëbsczi, nie jidze le ò jãzëk, ale starowno dobróną słowiznã, z naszima frazeòlogicznyma zrzeszama, z òpòwiedniama, zwëkama i òbëczajnotą. Wôżny plac w tim zaji-mô chrzescëjańskô wiara, etos robòtë, przërzeszenié do naj zemi i kùlturë.

Aùtorka, w ùprocëmnienim do dzysdniowi jawernotë, stôwiô na wielepòkòleniową rodzënã, z dzecama, starszima i starëszkama. Chëcz to nié le bùdink z zachama, scanama, ale nad wszëtkò môl, gdze z chãcą wrôcómë,/ gdze nama pòspół dobrze je. Sama nie-dzela wëzdrzi jak piãknô rojitwa: Spiã sobie dłëżi niż wiedno,/ Pòkrzésnik jém pòspół z mëmą i tatkã./ Pôłnie je dzys taczé smaczné,/ i ceszã sã, że rodzëców blós dlô se móm…/ Rozdôwómë sobie ùsmiéwczi z wszëtczich strón./ Niedzela to naszé szczescé (…) („Niedzela”)

Wôżną, a mòże nôwôżniészą w tim swiece je naj rodnô mòwa: Chòc jem jesz môłô/ i niewiele móm lat/ pò kaszëbskù chcã kôrbic/ jak starka i stark./ Cëż w ti mòwie naszi je,/ że tak cygnie nas do se./ Kaszëbsczé zwëczi, mùzyka, spiéw,/ lubiã

Page 58: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

LEKTURY

POMERANIA LUTY 201658

tak baro, że jaż bierze dzyw!/ Jak ùczëją mòje słowa/ Stark, starka, mëma, tatk/ gwësno ùceszą sã baro,/ że pò naszémù gadac chcã (…) („Mòwa”).

Éwa Warmòwskô jakò wielelatnô szkólnô, w tim téż kaszëbsczégò jãzëka, wié, jak gadac do dzecy, jak z nima rozpòwiadac. Nie ùnikô, jak to szkól-nô, letczi didakticzi, ji jãzëk pòézji je zrozmiałi, chòc òna nijak nie pòlaszi, a nawetka ùżiwô w jaczim dzélu archa-izmów i neòlogizmów, ale taczich ju przëjãtëch w naj lëteraturze, jak słowò „wastnô” (pani), wëmëszloné przez zrzeszińców w latach trzëdzestëch XX stalata.

Ta ksążka bãdze baro pòżëtecznô, żelë tak mòżemë gadac ò lëteraturze, w nôùce jãzëka, w kònkùrsach recyta-torsczich rodny mòwë, dlô szkòłowëch téatrów. Je téż sama w se wôżną pùblikacją dlô naszi dzecny lëteraturë, chtërna òd Ùkłôdkù dlô dzôtk (1975) Jana Trepczika baro sã rozwinãła.

Mało chto wié, że od 2010 rokù w szkòle w Szopie, gdze pòétka ùczi kaszëbiznë, òdbiwô sã rok w rok „Wo-jewódzki Konkurs Recytatorski Wier-szy i Fraszek Ewy Warmowskiej”. Na tã ksążkã recytatorzë tegò kònkùrsu bãdą sã baro chcëwic.

Stanisłôw Janka

Éwa Warmòwskô, Dzecynny malowóny swiat, Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju So-łectwa Bącka Huta, Bąckô Hëta 2015.

O Przybyszewskim inaczej

Kim był Stanisław Przybyszewski? Przeciętnie wykształconemu Polakowi postać ta kojarzy się przede wszystkim z Młodą Polską i Krakowem. Przywód-ca modernistycznej bohemy, bardziej znany był w swoim czasie jako skanda-lista niż literat. Posądzany o satanizm, uwodziciel kobiet (między innymi żony Jana Kasprowicza), ojciec nieślubnych dzieci i alkoholik, autor manifestu li-terackiego Confiteor wytworzył wokół swojej barwnej postaci legendę, która trwa do dziś.

Zupełnie inne oblicze znanego pisarza i skandalisty ukazał Tadeusz Linkner w swojej najnowszej publi-kacji. Autor – nauczyciel akademicki, pracownik Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego, profesor zwyczajny, historyk literatury Młodej Polski, który zasłynął między innymi takimi pozycjami, jak: Mitologia sło-wiańska w literaturze Młodej Polski (1991) czy Zanim skończyło się ma-skaradą. Ze studiów nad twórczością Tadeusza Micińskiego (2003) – po raz kolejny dowiódł i swojej głębokiej wie-dzy, i literackiego kunsztu. A także za-skoczył, bo zamiast Przybyszewskiego – guru modernistów mamy tu do czy-nienia ze spokojnym starszym panem, który w okresie międzywojennym an-gażuje się w walkę o polskość w Gdań-sku i na Pomorzu.

Przybyszewski na początku lat dwudziestych XX w. zamieszkał w So-pocie i podjął pracę w biurze tłuma-czeń Dyrekcji Kolei Państwowych w Gdańsku. Książka Tadeusza Link-nera stanowi omówienie jego publicy-stycznej działalności z lat 1920–1924, na którą składało się, jak podaje Autor, blisko czterdzieści artykułów opubli-kowanych między innymi w „Gazecie Gdańskiej”, „Dzienniku Gdańskim”, „Roczniku Gdańskim” czy „Gazecie Robotniczej”. Obrazują one jego zain-teresowanie polityką (pisał o Piłsud-skim, pokoju ryskim, rocznicach pol-skich powstań), przedstawiają walkę o Gimnazjum Polskie w Gdańsku (tu angażował się nie tylko na papierze – zbierał fundusze i książki do biblioteki), pokazują, że pamiętał o przywiązaniu Kaszubów do Polski, przyczynił się do powstania Domu Polskiego w Gdań-sku – miejsca niezwykle ważnego dla Polonii gdańskiej, apelował o tworzenie środowisk akademickich na Pomorzu, walczył o prawa polskich studentów Politechniki Gdańskiej, pamiętał rów-nież o gdańskich ochronkach. Mimo to Gdańsk pożegnał Przybyszewskie-go chłodno i dość szybko o nim zapo-mniał. W Encyklopedii Gdańskiej nie ma nawet hasła „Stanisław Przyby-szewski”.

Omawiana publikacja ma przejrzystą strukturę. Składa się z tekstu Tadeusza Linknera oraz obszernego aneksu. W części autorskiej Linkner zapropo-nował układ chronologiczno-proble-mowy, a tytuły podrozdziałów sformu-łowane zostały w charakterystycznym szyku przestawnym, np.: „Nasz Dom” w Gdańsku już widział, Wszak o „Pol-sce w Gdańsku” myślał. Mimo jednak tej przejrzystości książkę można czytać, jak napisała we wstępie Maria Olszew-ska, na kilka sposobów – „jako życiorys artysty, który nie wpisuje się w narzu-cone schematy, jako prolegomena do dziejów polskiej inteligencji, jako za-rys historii polskiej literatury i kultu-ry Gdańska z okresu dwudziestolecia międzywojennego oraz przyczynek do dziejów Gdańska”.

Całość ukazuje nie tylko ogromną wiedzę Autora, ale i jego niezwykłą do-ciekliwość badawczą, odnalazł on bo-wiem fakty nieznane, uzupełnił życio-rys Przybyszewskiego, a także wiedzę o epoce. A że do tego książka napisana została wspaniałą, barwną polszczyzną, czyta się ją z prawdziwą przyjemnością.

Katarzyna Dunaj-Dziecielska

Tadeusz Linkner, Publicystyka Stanisława Przybyszewskiego w Wolnym Mieście Gdań-sku, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskie-go, Gdańsk 2015.

Page 59: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

59POMERANIA GROMICZNIK 2016

EDUKACJÔ

I wastnô, i Jadwiga Héwelt ùczita kaszëbsczégò ju długò. W gimnazjach, jak jidze sã doznac z Systemù Pòùcznëch Wiadłów (System Informacji Oświatowej, SIO), naji rodny mòwë ùczi sã wiele mni szkòłowników nigle w spòdleczny szkòle. Czë jednym z célów pisaniô tegò ùczbòwnika bëło dlô waji przëchłoscenié kaszëbsczi młodzëznë?Mëslimë, że je baro wiele pòwòdów do te, że w gimnazjum wiele mni ùczniów chòdzy na kaszëbsczi. Jednym z nich je to, że nôczãscy są òne póznym pòpôłnim, pò wszëtczich jinszich ùczbach. Szkólny mùszi pò prôwdze prowadzëc ne ùczbë baro cekawie, wprowadzac wiele aktiwnosców i zwënégów.

Dzél tëch ùczbów, jaczé sã nalazłë w najim pòdrãcznikù, mómë przeprowadzonëch z naszima ùczniama i mùszimë rzec, że rôd brelë w nich ùdzél. Mómë téż pòkôzóné nã ksążkã naszim absolweńtóm i gimnazjalistóm, chtërny nie chòdzą na kaszëbsczi. Widzôł sã jima. Òni deklarowelë, że téż bë chcelë sã gò ùczëc. Na gwës do ùczbòwnika młodëch mòże przëcygnąc to, że w nim głównyma herojama téż są młodi lëdze: Sławina, Miłka i Barnim, a w jich rolach: Wérónka, Nataliô i Błażéj, chtërny bëlno gôdają pò kaszëbskù, są lëdzama baro aktiwny-ma i mają swòjã pasjã. Je to dlô młodzëznë bëlny przëkłôd. Baro nama zanôlégało na tim, żebë ta ksążka bëła redosnô. Ùdało sã tegò dokònac, dzãka wiele lëdzóm i dzecóm, chtërne na òdjimkach sã ùsmiéchają i swiôdczą ò tim, że kaszëbizna to je cos òsoblëwégò i żëwégò. Baro bë nama zanôlégało na tim, żebë nëch ùczniów gimnazjalistów bëło wiele wiãcy.

Nen ùczbòwnik mô baro czekawi, mòżna bë rzec mòderny, wëzdrzatk. Jakô ùdba wama towarzëła przë ta-czim rozwiązanim?Dzysdnia, czej młodzëzna baro mòcënkò òdbiérô swiat òbrazama, w kómpùtrach, tabletach, zdrzélnikù, na re-klamach, më mùszimë sã téż wpisac w to z naszima kaszëbsczima tématama. Czile baro wôżnëch rzeczi sã na to złożëło. Przede wszëtczim nasze baro bògaté archiwùm òdjimkòwé, zbiéróné przez wiele lat z tegò, co sã na Kaszëbach dzejało. Wiele òdjimków ùdostãpnilë téż jinszi

dzejôrze kaszëbsczi, za co jesmë jima wdzãczny. Zrobionô bëła téż apartnô sesjô òdjimkòwô z naszima trzema hero-jama. To wszëtkò w swòje rãce wzãła graficzka Małgòrzata Miklaszewskô, chtërna zjiscëła wiele naszich ùdbów i dała téż bòkadny bédënk swòjich wizjów, jaczé możemë w ksążce òbzerac. Jak gôda dr Justina Pòmierskô, wiôldżim zadanim szkólnégò do rozwicô wrazlëwòtë naszégò szkòłownika, a téż bògaceniô słowiznë kaszëbsczi, je wëzwëskanié òbrazów, òdjimków i malënków. Ùdało sã nama zrëchtowac mòdło internetowi starnë, jakô na gwës je nót stwòrzëc. Dlô próbë nalôzł sã na ni zbiérk wikszoscë platków kaszëbsczich dzysdniowi i fòlkloristiczny mùzyczi, zbiérk kómpòzytorów i tëch, co piszą tekstë piesniów, nasz bédënk playlëstë kaszëbsczich hitów i téż zbiérk kònkùrsów sparłãczonëch z mùzyką. To wszëtkò mô pòkazac bòkadosc lëdzy, co sã zajimają tim dzélã kaszëbiznë. Jak widzec, są to w wikszoscë młodi, chtërny rozmieją stwòrzëc wiôldżé dokazë. Nama za-nôlégało na tim, żebë młodzëzna na tim spòdlim bùdowa swòjã swiądã, że kaszëbizna jidze w przódk. Wôżnym dzélã są téż òdjimczi krôjmalënków z Kaszëb, chtërne pòkazywają widzałosc naszi môłi tatczëznë.

Jaczi je ùkłôd ti ksążczi?Zaczinómë òd przëbôczeniô so wszëtczich nôbarżi brëkòwnëch wiadłów sparłãczonëch z naszą codniowòscą. Tej jidze òglowô wiédza ò Kaszëbach, jakô ùdokazniwô wielewiekòwą ùszłotã kaszëbsczi krôjnë. Dali spòtikómë sã z  familiama, jaczé ùkòchałë swòjã tatczëznã i są bëlnym wzorã dlô jinszich rodzënów. Za nima wôrt je jic. Pòkôzywómë téż wiele mòżna dokònac, czej sã rozëmno wëzwëskiwô swòje taleńtë na rozmajitëch niwiznach, jak chòcbë spòrtowëch, aktorsczich czë mùzycznëch. Mòżemë bëc bùszny z nëch wszëtczich dobiwców, jaczi pòkôzelë, że lëdze z naszi zemi bëlno zjiscywają swòje ro-jenia. Wãdrëjemë w głãbiznã snôżotë naszégò regionu, jegò òsoblëwòtów i dërch jesz tak mało znónëch czekawëch placów. Prowadzymë na wanodżi i rozegracje, chtërne

Szkòłownik mùszi wińc z łôwcziW slédnëch dniach ùkôzôł sã nowi ùczbòwnik dlô gimnazjalëstów W jantarowi krôjnie. Jegò aùtorkama są Elżbiéta Prëczkòwskô i Jadwiga Héwelt.

Page 60: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

EDUKACJÔ

60

przëcygają tësące lëdzy. I na kùńcu wmikniemë w bòkadosc naszi kùlturë, ji wszelejaczé snôżé wietwie. Kò to mô dac pòczëcé bùchë z bëcô Kaszëbą.

Na co aùtorczi kładzą òsoblëwi cësk w nym pierszim dzélu ùczbòwnika?Zanôlégało nama, żebë wiôldżi cësk kłasc na sztôłcenié gôdczi szkòłowników. Je to mòżebné dzãka krótczim, czãsto szpòrtownym gôdkóm, piesnióm, òpisënkóm, a téż przez twòrzenié włôsnëch wëpòwiedzów, pisanié e-mailów i artiklów. Tekstë lëteracczé, wiérztë, gazétowé wëjimczi, wë-wiadë radiowé nie są dłudżé. W kòżdim dzélu wprowadzoné są baro rozmajité tekstë kùlturë. Całim spòdlim je pisënk apartnëch kaszëbsczich lëtrów. Ùczniowie w dzélu je ju zna-ją, jednakò tuwò zasadë pòkôzóné są baro wizyjno. Spòdlim wszëtczich òrtograficznëch i gramaticznëch znanków je to, co sã dzysdnia na Kaszëbach dzeje. Rozmajité rozegracje, nowô móda, òsoblëwé pòdjimniãca. Naszim zadanim bëło pòkazac w jednym placu, jak wiele tegò je. Bëlno bë bëło, żebë kòżdi nalôzł cos dlô se.

Nalézą tu szkòłownicë i szkólny wiele nowëch inno wa-cyjnëch metodów… Wiele systemów szkòłowëch na swiece, òsoblëwie w nôùce jãzëków, baro wiôldżi cësk kładze na samòrozwij młodégò człowieka. Szkólny je jegò prowadnikã i pòdpòwiôdô metodã, dzãka chtërny mòże nôchùtczi naùczëc sã gadac, pisac, czëtac. Wôżnô zasada – szkòłownik mùszi bëc ak-tiwny. Mùszi wińc z łôwczi i zmienic sã w człowieka, co szukô i òdkriwô cekawé znanczi jãzëkòwé. Służëc mają temù metodë, jaczé aktiwizëją, rozmajité robòtë w grëpach, pôrach i metodë projektowé. Wiele taczich metodów òstało w pòdrãcznikù ùjãtëch. Wprowadzoné są w to téż mión-czi, jaczé pòdskacywają do bëlny robòtë. Na przëmiôr wprowadzonô je tu metoda aktiwnégò czëtaniô, jakô za-nôlégô na tim, żebë kòżdi ùczónk béł baro mòckò skòncentrowóny. Tej ta ùczba jidze wiele lżi. Mómë téż tuwò wëzwëskanié in-ternetu. Ùczniowie wëbiérają so wëjimk piesnie, szukają jã w inter-nece. Chùtuszkò mùszą sã ji naùczëc, pòkazac jinszim i naùczëc drëdżich. Mùszą sami duńc do te, jak to nôlepi zrobic. Na kùńc ksążczi je projekt na-zwóny atelier jãzëkòwé. Pòlégô òn na tim, że szkólny rëchtëje zalã tak, żebë bëło czile stanowiszczów do robòtë. Na kòżdim je jaczés zadanié do wëkònaniô. Ùczniowie dostóną kôrtkã òbiegòwą i mùszą wëbrac so piãc z sétmë zadaniów do wëkònaniô. Je to jich samòstójnô robòta. Co je wôżné, òni mògą sã sami dokònac, wiele przez rok ùczbë sã naùczëlë. Zadania są rozmajité, ale baro twórczé – òd zrobieniô

kalãdôrza, tangramów, przez malowanié i twòrzenié zôchãcbów, pò krótczé szpòrtowné dialodżi. Pò zrobiony robòce ùczniowie ùkazywają swòje zwënédżi przed całą kla-są. Na kùńc ùczniowie dobiwają titel „Dobiwca kaszëbsczégò jantarowégò skarbù”. Żëczimë kaszëbiznie, żebë tëch dobiw-ców bëło jak nôwiãcy. Wiôlgô pòdzãka téż Zrzeszeniémù Kaszëbskò-Pòmòrsczémù, że chcało nen ùczbòwnik wëdac.

Do pòdrãcznika doparłãczonô je platka CD. Co na ni je i jaczi je ji cél?Na platce są ùjãté w ksążce tekstë: wëjimczi kaszëbsczi lëteraturë, jak Żëcé i przigòdë Remùsa, wëwiadë, rozmòwë młodëch lëdzy, i téż nowòczasné piesnie kaszëbsczé. Gôdczi czëtają młodi lëdze, jaczi przeszlë pòsobné szczeble kaszëbsczi edukacji i dzys tak piãkno rozmieją gadac pò kaszëbskù, że jeden z nich, Robert Groth z Miszewa, òd niedôwna robi przë radiowim magazynie „Na bôtach i w bòrach”. W òstatnym czasu ùczba kaszëbsczégò baro mòcno rozkòscérzô sã w krézu lãbòrsczim, słëpsczim i wejrowsczim. Wiele szkólnëch wcyg sã ùczi, temù prawie dlô nich mdze to bëlnô pòmòc w ùczbie dobrégò kaszëbsczégò. Na platce sã nalazło téż czile piesniów z dzysdniowi mùzyczi. To je blós nasz bédënk. Tu wôrt dac za ks. prałatã Bernatã Sëchtą zéwiszcze „Żebë jinszich zapôlëwac, samémù nót skrzëc”. Temù nót kaszëbiznã miec głãbòk w ser-cu, swiôdczëc ò ni na co dzéń i wcyg trzeba pòznawac to, co sã terô wkół nas dzeje. I jesz ze wstãpù do ùczbòwnika zdanié, jaczé je fùńdamentã całégò dzejaniô: „To, co rodzy sã dzys, mô swòje głãbòczé spòdlé w tim, co twòrzëłë pòkòlenia przed nama. Dlôte nót je pòznac i ùszłotã, i dzysdniowòtã, żebë twòrzëc bëlną przińdnotã”.

Z Elżbiétą Prëczkòwską gôdała Lucyna Radzymińskô

Page 61: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

61POMERANIA GROMICZNIK 2016

KLËKAÒTOMINO. NOWÒROCZNY KÒNCERT BËLNY KASZËBCZI

PIERWÒSZËNO. NÔPIÃKNI ZASPIÉWÔŁ CHÙR LUTNIA

kòncertową zalã, przë akómpaniamen-ce artistczi zaspiéwa piesniã z repertu-aru Bògùsława Meca „Jej portret”.

Wôrt wspòmnąc, że É. Jasyńskô je aùtorką ksążczi do nôùczi spiéwù Ba-jeczka o Królu Arabskim. Pùblikacjô ta je przëstãpnô w trzech jãzëkach – pòlsczim, niemiecczim i szpańsczim.

Red. Òdj. z archiwùm E. Prëczkòwsczégò

nôdgrodã dobéł chùr Lutnia z Lëzëna, drëgą Cantus z Gdinie, trzecą Kosa-kowianie z Kòsôkòwa. Wëprzédnienia dostałë chùr Cecylia z Pùcka i karno Nadolanie z Nôdolô. Festiwal skùńcził sã pòspólnym zaspiéwanim kòlãdë „Cëchô noc” pò niemieckù, kaszëbskù i pòlskù.

Red.Òdj. ze zbiérów Gminë Kòsôkòwò

W sobòta 2 stëcznika w Òtominie (k. Kòl bùd) chãtny mòglë pòsłëchac na dzwë kòwégò kòncertu. Na klawirze za grała Éwa Jasyńskô (pòl. Jasińska), pianistka i kómpòzytorka, jakô miesz-kô w Chile.

Wëkònała nokturnë Friderika Szo-pena i dokazë jinëch kómpòzytorów, w tim niemiecczich i szpańsczich. Na zakùńczenié pùblika, jakô wëfùlowa

Stowôra Kaszëbsczi Regionalny Chùr Morzanie, Mùzycznô Akademiô m. Stanisława Mòniuszczi we Gduńskù i Gmina Kòsôkòwò zòrganizowałë ju X Festiwal Kaszëbsczich Kòlãdów. Kònkùrsowé kòncertë òdbiwałë sã òd 27 do 29 gòdnika 2015 r. w Pùckù, Gdini i Pierwòszënie, gdze béł galowi kòncert.

Wszëtczé kòlãdë i pastorałczi, tak stôré, tej-sej ju zabëté, jak i nowé, bëłë spiéwóné pò kaszëbskù. Latos pierszą

WEJROWÒ. KASZËBSKÔ LËTERATURA A PÒLITIKAi jej twórców w pierwszej połowie lat 70. XX wieku”. Dejowò-pòliticzné spòdlé pòwòjnowëch òpòwiôdaniów Lecha Bądkòwsczégò òbgôda Zuza-na Szwedek-Kwiecyńskô (pòl. Kwie-cińska), jakô reprezentowa GÙ i wej-rowsczé MKPPiM. Ùczãstnicë mòglë téż pòsłëchac prof. D. Kalinowsczégò („Polityczne gry (wobec) Jana Romp-skiego?”) i prof. Cezarégò Òbracht- -Prondzyńsczégò („Literatura kaszub-ska jako projekt polityczny? Eman-cypacja – podmiotowość – niepew-ność”).

Red. Òdj. DM

W sedzbie wejrowsczégò Mùzeùm 11 gòdnika 2015 r. òdbëła sã nôùkòwô kònferencjô na témã „Kaszëbskô lëteratura a pòlitika. Wstãpné roze-znania”. Òrganizatorama wëdarzeniô bëlë: Mùzeùm Kaszëbskò--Pòmòrsczi

Pismieniznë i Mùzyczi w Wejro-wie, Kaszëbsczi Institut, Wëdôwizna Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Radzëzna Kaszëbsczégò Jãzëka.

Kònferencjô zaczãła sã òd promòcji ksążczi pòd redakcją prof. Daniela Kalinowsczégò Tłumaczenia z kaszub-skiego. Osoby, techniki i perspektywy.

Pózni dr Bògùsłôw Gògòl (Gduń-sczi Ùniwersytet) rzekł ò cenzurze wedle kaszëbsczi pùblicysticzi w latach 1945–1970. Pò nim Sławòmir Fòrmella z Institutu Nôrodny Pamiãcë wëgłosył referat: „»Smutni panowie« a literatu-ra kaszubsko-pomorska. Rzut oka na stosunek Służby Bezpieczeństwa PRL do literatury kaszubsko-pomorskiej

Page 62: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

KLËKA

POMERANIA LUTY 201662

BANINO. ÒPŁÔTK Z JËBLEÙSZÃ MÙLKÓW

KÒSÔKÒWÒ. NOWÒROCZNÉ PÒTKANIÉ

WIERZCHÙCËNO. FAMILIOWÉ KÒLÃDOWANIÉ

CHWASZCZËNO. KÒLÃDË NÔLEPI SPIÉWÔ SÃ Z FAMILIĄ

tnicë pòtkaniô wësłëchelë m.jin. do-kazów z nônowszégò zbiéru spiéwów Eùgeniusza Prëczkòwsczégò i Jerzégò Stachùrsczégò Serce miec. Òbezdrzelë téż mùltimedialną prezentacjã dzeja-niów KPZ w Baninie łońsczégò rokù.

Na zéńdzenim bëlë przedstôwcowie gminë Żukòwò z bùrméstrã Wòjcechã Kankòwsczim.

Red. Òdj. z archiwùm KPZ p. Banino

nu Kosakowianie zajimniãcô trzecégò môla na X Festiwalu Kaszëbsczich Kòlãdów. Na zakùńczenié wieczoru béł czas na pòspólné spiewanié i jedzenié.

Red.Òdj. ze zbiérów KPZ p. Dãbògórzé-Kòsôkòwò

sniewa. Kòżdé karno zaspiéwało dwie kaszëbsczé kòlãdë i  jednã pòlską. Pòtkanié prowadzył Dariusz Lad-dach. Spiéwającym kibicowała wielnô pùblika.

Pózni nôleżnicë KPZ i kònkùrsowé familie zeszlë sã przë jedzenim i pòs-pólnym spiéwanim kòlãdów.

Jadwiga Kirkòwskô, tłóm. DMÒdj. Kinga Laddach

Latos wëstąpiłë familie: Mùnch, Fópka, Jażdżewscë, Rodak i Drëszë, Makùrôt, Familiô Kaszëbskô i jesz Strzelenka i Drëszë. Familiowé karna zaspiéwałë pòlsczé i kaszëbsczé gòdowé piesnie

Piątô roczëzna dzejaniô dzecnégò kar-na piesni i tuńca Mùlczi bëła przéd-

nym pónktã òpłôtkòwégò pòtkaniô banińsczégò partu Kaszëbskò-Pò-mòrsczégò Zrzeszeniô, jaczé òdbëło sã 27 gòdnika 2015 r. Karno dzejô przë parce i Spòdleczny Szkòle m. J. Trepczi-ka w Miszewie, a jegò czerowniczką je Elżbiéta Prëczkòwskô. Chòreògrafią za-jimô sã Jerzi Soliwòda, a mùzycznyma instruktorama są: Mark Mùnch i Łu-kôsz Skrodzczi. Òkróm Mùlków wë-stą piłë téż gwiżdże z Gimnazjum nr 2 w Żukòwie i dwa karna mùzyczné: Spiéwné kwiôtczi i Młodzëzna. Ùczãs-

W Chëczë Nordowëch Kaszëbów, to je w sedzbie partu Kaszëbskò-Pò-mòrsczégò Zrzeszeniô Dãbògórzé--Kòsôkòwò, 6 stëcznika miało plac zéńdzenié z leżnoscë Nowégò Rokù. Ze zrzeszeńcama pòtkôł sã téż wójt gminë Jerzi Włudzyk, chtëren sóm je nôleżnikã KPZ. Òkróm nawzôjnëch żëczbów ùczãstnicë winszowelë kar-

Part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrze-szeniô Wierzchùcëno zòrganizowôł ju czwiôrti rôz familiowi przezérk kòlãdów.

27 gòdnika 2015 r. w kòscele pw. Nôswiãtszégò Serca Pana Jezësa w Wie-rzchùcënie wëstąpiło sédmë ro dzëz-nów: Gòyke, Jung, Jaffke (wszëtczé trzë z Wierzchùcëna), Górkòwscë z Brzëna, Ceynowa z Mechòwi, Łasyńscë (pòl. Łasińscy) z Chòczewa, Òkóń z Le-

27 gòdnika 2015 r. w ùroczëznã Swiãti Familie òdbëło sã „IV Rodzëznowé Pòtkanié z Kòlãdą”. Szesc mùzycznëch karnów zaprezentowało pò dwie kòlãdë w wëbróny przez se aranżacje.

(np. „Za Gòdama żdanié”, „Pasturzo-wô spiéwa 2011”, „Bóg rodzy sã”, „Nie-ba sprzątanié”).

Red.

Page 63: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

63POMERANIA GROMICZNIK 2016

KLËKA

LËNIÔ. 10 LAT ÒRKESTRË

WEJROWÒ. „ZEMIA RODNÔ” W KPSW

LËNIÔ. SWIÃTO KÙLTURË I SPÒRTU

12 mùzykańtów, chtërnyma òd 2006 r. jaż do terô czerëje Éwa Studzyńskô. Òrkestra wëstãpiwô òbczas wszëtczich wôżnëch kùlturalnëch, patrioticznëch i kòscelnëch wëdarzeniów w gminie. Towarzi téż pielgrzimóm, jaczi jidą do Wejrowa abò Swiónowa. Bierze ùdzél w rozmajitëćh przezérkach i festiwa-lach, kòncertëje na plenerowëch im-prezach. W 2014 r. nagra platkã (CD).

Red.Òdj. z archiwùm Gminowégò

Dodomù Kùlturë w Lëni

Dzysdnia kòło rëchtëje sã do wpro-wadzeniô nowégò przedmiotu Histo-riô i Kùltura Kaszëbów dlô sztu dérów socjologie i ekònomie, co mô sã stac w drëdżim semestrze akademicczégò rokù 2015/2016. Załóżcama „Zemi Rodny” są: Zbigniéw Bëczkòwsczi (przédnik), Ana Łukòwskô (zôstã-piôczka przédnika), Katarzëna Szlas (sekretéra), Joana Tkaczik, Michôł Su-doł, Riszard Richert, Lidiô Felkner.

ZBÒdj. z archiwùm ZB

telë je: Pioter Złoch, Beniamin Reclaf, Mónika Szczëpior, Nataliô Wica, I. Warmòwskô, Éwa Studzyńskô, Jan Szulc, Édmùnd Szëmikòwsczi, Tomôsz Chëła i Kòła Wiesczich Gòspòdëniów, co dzejają w gminie Lëniô. Wëprzéd-nienia dostało téż wiele lińsczich spòrtówców. Na kùńc achtniony òstôł direktor GDK Jan Trofimòwicz.

Red. Òdj. ze zbiérów Gminowégò

Dodomù Kùlturë w Lëni

Gminowô Dãtô Òrkestra z Lëni 16 stë-cznika swiãtowała 10-lecé swòjégò jist-nieniô. Na roczëznã przëjachało m.jin.

Dzekón Kaszëbskò-Pòmòrsczi Wë-soczi Szkòłë (Kaszubsko-Pomorska Szkoła Wyższa) w Wejrowie dr Béjata Dudzyńskô-Hùczuk (pòl. Dudzińska--Huczuk) w stëcznikù przëjimnãła

W Gminowim Dodomie Kùlturë w Lëni 21 stëcznika pòdrechòwelë kùlturalny i spòrtowò-rekreacyjny ùróbk gminë w 2015 r. Òbczas ùroczë-znë zaprezentowałë sã wszëtczé sekcje GDK, zaczinającë òd nômłodszich nôleżników karna tuńca Kaszëbskô Rodzëzna, czerowónégò przez Irenã Warmòwską. Pò jich wëstãpie wójt Bògùsława Engelbrecht i ji zôstãpiôcz-ka Astrida Kaczińskô wrãcziwałë pòdzãkòwania i wëprzédnienia. Dos-

wiele samòrządôrzów i przedstôwco-wie òrkestrów z Lãbòrga, Łãczëców i Gniewina. Na zôczątkù rozegracji gòscy pòwitôł direktór Gminowégò Dodomù Kùlturë w Lëni Jan Tro fi-mò wicz. Kòncert zaczãło nômłodszé karno lińsczich mùzykańtów, jaczé dzejô òd zélnika 2015. Pózni na binie zaprezentowelë sã jubilacë. 10-lecé bëło téż leżnoscą do pòdzãkòwaniô tim, co pòmôgelë w pòwstanim i rozwiju Gmi-nowi Dãti Òrkestrë.

Direktór GDK òpòwiedzôł ò histo-rie òrkestrë, w jaczi na pòczątkù grało

wniosk sztudérów w sprawie pòwstaniô Nôùkòwégò Kòła „Zemia Rodnô” i jegò regùlaminu. Wëkładowcama, chtërny mdą sã zajimelë kòłã, są: dr Ja-nusz Iskersczi (pòl. Iskierski) i dr Éwa Kòwnackô.

Célã „Zemi Rodny” mô bëc m.jin. dzejanié dlô rozwiju nôleżników przez wëmianã pòzdrzatków, bùdowanié i rozkòscérzanié kùlturowi tożsamòscë Pòmòrzô. Kòło chce wespółrobic z jin-szima pòmòrsczima òrganizacjama, òrganizowac zéńdzenia, kònferencje, seminaria, jaczé mają pòmòc w lepszim pòznanim tradicje, historie i kùlturë Pòmòrzô.

Page 64: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

KLËKA

POMERANIA LUTY 201664

SZËMÔŁD. GÒDOWÉ SPIÉWË PÒ KASZËBSKÙGimnazjum Soliscë: 1. Nikòla Neumüller, 2. Nata-liô Machòll, 3. Zofiô Szutenberg; Kar-na: 1. Wókalné Karno z Pùblicznégò Gimnazjum w Lëzënie, 2. Lento z Zes-pòłu Szkòłów w Kòstkòwie, 3. Fer-mata z Zespòłu Szkòłów w Bòjanie, wëprzédnienié: Wókalné Karno z Gimnazjum w Szëmôłdze. Wëżigimnazjalné szkòłë i ùstny Soliscë: 1. Kamila Sëchta, 2. Mar-ta Òkrój, 3. Barbara Sypion; Karna: 1. Wókalné Karno Studia Wókalu z Rédë (Pòwiatowi Zespół Òswiatowò--Wëchòwnëch Môlów z Wejrowa), 2. Mùzyczné Karno z Zespòłu Szkò-łów m. I Pancerny Brigadë Bòh. We-sterplatte w Kartuzach, 3. Kabuki z I LO w Wejrowie, wëprzédnienié: Wókalné Karno z Zespòłu Szkòłów w Przedkòwie.

Całowną lëstã wszëtczich nôd gro-dzonëch jidze nalezc na starnie http://gimnazjumszemud.cba.pl.

Medialny patronat nad rozegracją miôł miesãcznik „Pomerania”

Red. Òdj. http://gimnazjumszemud.cba.pl

Gimnazjum w Szëmôłdze 15 stëcznika zòrganizowało Pòmòrsczi Kònkùrs Gòdowi Spiéwë.

Wzãło w nim ùdzél wiãcy jak 240 ùczãstników z rozmajitëch strón Ka-szub, chtërny spiéwelë tak stôré, lëdowé kòlãdë, jak i dzysdniowé aùtorsczé dokazë sparłãczoné z Bòżim Narodze-nim – wszëtczé blós w kaszëbsczim jãzëkù.

Jurorama bëlë: dr Witosława Fran-kòwskô i dr hab. Aleksandra Kù char skô--Szefler, ks. dr hab. Róbert Ka czorowsczi, Tomôsz Fópka i Jerzi Stachùrsczi. Laù-reatama kònkùrsu òstelë: Przedszkòla i kl. 0Soliscë: 1. Maja Hébel, 2. Agnészka Ruszkòwskô, 3. Aldona Cëbùlskô; Kar-na: 1. Karno Wókalné z Przedszkòla

w Zespòle Spòdl. Szk. w Kòleczkòwie, 2. Tuchlińskie Skrzaty ze Spòdl. Szk. w Tëchlënie. Klasë I–III Spòdl. Szk.Soliscë: 1. Maja Klawikòwskô, 2. Antón Wittstock, 3. Òlga Żornaczuk i Karina Dampc, wëprzédnienié: Nikòdém Bla-dowsczi; Karna: 1. Wiktoriô Wiskòrz, Wérónika Niklas, Agnészka Kraùza, Michalëna Labùdda z Zespòłu Szkòłów z Integracyjnyma Òddzélama (ZSzIÒ) w Czelnie, 2. Krosniãta ze Spòdl. Szk. w Szëmôłdze, 3. Mariô Dëszer, Ma-céj Mëszk, Matilda Kùchta ze Spòdl. Szk. w Serakòjcach, wëprzédnienié: Skowrónczi z Zespòłu Sztôłceniô i Wëchòwaniô w Dzérzążnie.Klasë IV–VI Spòdl. Szk. Soliscë: 1. Bernat Ruth, 2. Sewerin Cë-bùlsczi, 3. Wérónika Bòmk, wëprzéd-nienié: Agnészka Brzozowskô, Kònrôd Kąkòl; Karna: 1. Bel Canto z Zespòłu Szkòłów w Bòżimpòlu Wiôldżim, 2. Wó kalné Karno z ZSzIÒ w Czelnie, 3. Agnészka Wenta, Szëmón Wenta, Kinga Król ze Spòdl. Szk. w Tëchlënie, wëprzédnienié: Wókalné Karno ze Spòdl. Szk. w Szëmôłdze; Luziń-skie Dzwoneczki ze Spòdl. Szk. m. L. Bądkòwsczégò w Lëzënie.

BÓLSZEWÒ. KASZËBSCZI GRIF DLÔ BÒLESŁAWA BÒRKAw Bëdgòszczë i jakò wëższą szkòłã Institut Sztôłceniô Szkólnëch we War-szawie. Przez wiele lat béł szkólnym i czerownikã szkòłów w Kòleczkòwie, Chwaszczënie i Bòjanie, gdze téż przez wiele lat mieszkôł. Terô miesz-kô w Górnym Rekòwie. Dlô gminë Wejrowò zasłużił sã òsoblëwie tim, że napisôł historiczné mònografie czile wsów i biografiã ks. dr. Léóna Heyczi Piesniodzej z lesocczich stron, chtëren sã ùrodzył na pùstkach w Cérzni (téż terô nôleżący do wejrowsczi gminë). Do

Nôstarszi dzysdnia kaszëbsczi pi-sôrz Bòlesłôw Bòrk dostôł z rãków wójta gminë Wejrowò, Henrika Skwarłë, nôwëższą nôdgrodã ti gminë – Sztaturkã Kaszëbsczégò Grifa. Pi-sôrz i historik ùrodzył sã 93 lata temù w Zbichòwie, jedny z òsmënôsce wsów gminë Wejrowò. Jesz jakno ùczéń spòdleczny szkòłë za bëlną nôùkã do-stôł stipendium Przebendowsczich. Òd 1936 do wëbùchniãcô wòjnë ùcził sã w wejrowsczim gimnazjum. Pò wòjnie skùńcził Szkólnowsczé Sztudium

nôbarżi znónëch ksążków pisôrza nôle-żą: Nad Ślężą. Zarys walk Kaszubów le-sockich (1978), Ścieżki, drogi i bezdroża (1984), historiczny roman Twierdzą był im każdy próg (1998).

Czej Bòlesłôw Bòrk òdbiérôł nôdgrodã, pòdczorchnął, że je jaż skrëszałi, że pamiãtają ò nim lëdze z jegò rodny zemi, co pòd kùńc żëcô je òsoblëwie miłé.

Stanisłôw Janka

Page 65: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

65POMERANIA GROMICZNIK 2016

KLËKA

GDUŃSK. SŁOWÒ I ÒBRÔZ

SOPOT. WYSTAWA PRAC HANNY ŻUŁAWSKIEJ

(i nié blós) z aùtorã gôdôł prof. Stani-słôw Rosiek.

W drëdżim dzélu pòzeszłi gòsce mòglë òbezdrzec wëstôwk dokazów Małgòrzatë Limòn. Ji „Obrazy czernią malowane”, ò chtërnëch òpòwiedzała dr Dorota Grubba, baro widzałë sã ùczãstnikóm zéńdzeniô, chtërny wëfùlowelë zalã Tawernë.

Red.Òdj. DM

Na wystawie można obejrzeć przy-kłady twórczości artystki z różnych okresów. Prace pochodzą ze zbiorów najważniejszych ośrodków muzealnych w kraju oraz z kolekcji prywatnych.

Wystawa potrwa do 31 marca.Warto podkreślić, że jest to już

czwarta odsłona tego cyklu, wcześniej prezentowano prace Józefy Wnukowej, Artura Nacht Samborskiego oraz Juliu-sza Studnickiego.

Red. Fot: https://www.facebook.

com/Muzeum-Sopotu

Nôùkòwô Stacjô Pòlsczi Akademie Ùmiejãtnoscë i Kaszëbsczi Institut przërëchtowałë cykl pòtkaniów z cyk-lu „Méster Gduńsczi Nôùczi”. Pier-szé zéńdzenié òdbëło sã 15 stëcznika w Tawernie Mestwin w Kaszëbsczim Dodomie we Gduńskù. Òrganizatorzë pòzwelë je „Òjc i córka”. Na zôczątkù bòhaterama bëlë prof. dr hab. Janusz Limòn i jegò nônôwszô ksążka Prze-strzenie i zaułki. Na témã ti pùblikacje

W Muzeum Sopotu otwarto 22 stycz-nia wystawę prac Hanny Żuławskiej (1908–1988) z cyklu „Twórcy i założy-

ciele szkoły sopockiej”. H. Żuławska była artystką wszechstronną. Zajmo-wała się malarstwem, także malar-stwem monumentalnym, ceramiką i mozaiką. Należała do współorgani-zatorów Państwowej Wyższej Szko-ły Sztuk Plastycznych w Gdańsku (obecnie: Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku), była związana z tą uczel-nią do 1978 r. Od 1964 do 1971 kiero-wała Katedrą Ceramiki Artystycznej na Wydziale Rzeźby, równocześnie w latach 1964–1966 była dziekanem tego wydziału.

MIASTKÒ. Ò REGIONALNY EDUKACJEkształcenie sprawności językowej na lek-cjach języka kaszubskiego”). Òkróm te Tomôsz Fópka kôrbił ò dwajãzëkòwim wëchòwanim w familie.

W artisticznym dzélu wëstąpiłë dzecë z Zespòłu Szkòłów w Dretiniu, jaczé przërëchtowelë szkólny: Éwa Kòwalik i Andrzéj Bòhdan.

Kònferencjã zòrganizowała Gmina Miastkò i Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrze-szenié.

Red.Òdj. ZB

Pòd kùńc 2015 r. w Centrum Turist-ny Infòrmacje w Miastkù òdbëła sã kònferencjô „Edukacja regionalna w teorii i praktyce”. Ji ùczãstnikama bëlë colemało szkólny kaszëbsczégò jãzëka, direktorzë szkòłów i samòrządôrze. Z referatama wëstąpilë: Cezari Òbracht--Prondzyńsczi („Edukacja jako projekt kulturowy: cele – tożsamość – odpo-wiedzialność”), Danuta Pioch („Mate-riały dydaktyczne jako narzędzie pracy nauczycieli języka kaszubskiego”), Justi-na Pòmierskô („Od tekstu do tekstu –

WIADOMOŚCI & KOMUNIKATYWWW.KASZUBI.PL

Page 66: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

KLËKA / KÒNKÙRS

POMERANIA LUTY 201666

BOLSZEWO. INTENSYWNY KURS JĘZYKA KASZUBSKIEGOkulturę kaszubską. Uczestnikami są też pracownicy instytucji kultury, organów samorządowych i nauczyciele, którzy chcą uczyć języka kaszubskiego w szko-łach.

Organizatorami kursu są Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo w Bol-szewie i CASSUBIA Promocja Kultury.

Red.Fot. ZB

W Bibliotece Publicznej Gminy Wejhero-wo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie trwa Intensywny Kurs Języka Kaszub-skiego. Dzięki wsparciu finansowemu Gminy Wejherowo jest on bezpłatny. Odbywać się będzie raz w tygodniu od stycznia do marca włącznie. W kursie uczestniczą m.in. starsze osoby, które mówią po kaszubsku, ale nie potrafią pi-sać, oraz osoby, które niedawno osiedliły się w Bolszewie i chciałyby się nauczyć mówić i pisać po kaszubsku oraz poznać

WEJROWÒ. KRÔJMALËNK NORDË W ÒDJIMKACHJi nôleżnicë òd lat robią òdjimczi nor-dowëch Kaszub. Dokazë ùtwórców z tegò karna mòże òbzerac na starnie: http://nadmorskagf.pl.

Red.

W Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie w dniach 6–31 stëcznika chãtny mòglë òbezdrzec wëstôwk „Kaszubskie kraj-obrazy z okolic powiatów puckiego

W strëmiannikù łońsczégò rokù jesmë ògłosëlë w najim cządnikù kònkùrs (a barżi wierã plebiscyt) na nôwôżniészé kaszëbsczé lëteracczé ksążczi. Do kùńca 2015 r. naji Czëtińcowie mòglë słac swòje bédënczi. Dobéł – co mést nikògò ni mô zadzëwòwóné – roman Aleksandra Majkòwsczégò Żëcé i przigòdë Remùsa.

Czëtińcowie mòglë pòdawac pò 5 ksążków. Za pierszi plac na lësce jesmë dôwelë 5 pónktów, za slédny jeden. Remùs ùdostôł razã 59 pónktów. To przez dwa razy wiãcy jak drëgô ksążka, jakô dobëła w plebiscyce, tj. Twarz Smętka Jana Drzéżdżona. Trzecy môl pòdług ùczãstników kònkùrsu zajął pòémat Heronima Derdowsczégò Ò panu Czôrlińsczim co do Pùcka pò sécë jachôł. W regùlaminie jesmë pòdelë, że mòżna welowac téż na tłómaczenia. Dzãka temù na czwiôrtim placu nalôzł sã skaszëbiony przez Stanisława Jankã Pón Tadeùsz Adama Mickewicza. Dosc tëli głosów przëszło téż na tłómaczenié Biblëji i czejbë je razã pòdrechòwac, sygłobë na 5. môl, ale w swòjich bédënkach jesta pòdôwelë kònkretné dokazë, np. Ewanielie na kaszëbsczi tołmaczoné czë Kaszëbską Biblëjã ks. Francëszka Grëczë, tej mùszimë te głosë rozdzelëc. Kùńc kùńców piąti môl zajimnął Aleksander Labùda ze swòjima felietonama pt. Gùczów Mack gôdô. Nôblëżi placu w pierszi piątce béł Zwònnik J. Drzéżdżona i Namerkôny Artura Jablonsczégò.Wespół naji Czëtińcowie welowelë na przez 30 rozmajitëch ksążków. Bóg zapłac tim wszëtczim, co chcelë wząc ùdzél w najim plebiscyce. Kąsk nama żôl, że zainteresowanié wëbòrã nôwôżniészich ksążków bëło tak môłé (kòl 20 ùczãstników) nimò promòcji w rozmajitëch kaszëbsczich mediach. Mómë nôdzejã, że nie je to dokôz na to, że tak mało lëdzy czëtô lëteraturã w rodny mòwie…

Dark Majkòwsczi

Nad Remùsa ni ma!

i wejherowskiego”. Aùtorama do-kazów bëlë ùczãstnicë warkòwniów zòrganizowónëch w 2015 r. przez Kòlmòrsczé Fòtograficzné Karno. Se-dzbą ti grëpë je wejrowsczé mùzeùm.

Page 67: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

67POMERANIA GROMICZNIK 2016

SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ

Psowé rozmiszlanié

Jón Brzechwa napisôł:

Nie wiéta wa, a jô wiém,Jak szlachùje jãzëk psy,Naùcził mie gadac pies,Czej jem mieszkôł w jedny wsë.

Jidze to sã nama, lëdzoma, czegò naùczëc òd tëch mądrëch stwòrzeniów? Czë leno pòzérómë na nie jak na towa-rzësza òbczas szpacéru, dozérôcza dzecka czë ratownika, co z bùdelką rumù sznëkrëje za zadżinionyma w smio-tach pùrgôczoma? A mòże dlô wiele z nas je to drëch, co je nôleżnikã familie, a czej ti familie ni ma abò je bële jakô – jedinym swiôdkã naszich jiwrów a pòceszëcelã?

Dzecë lubią psë. Mòże sã z nima bawic. Pies cerplëwi je, nawetkã czej gò za włosë na pëskù cygnie a z misczi mù môłi pampers wëżérô. Przëpilëje dobëtkù. Załajô na cëzégò. Nawetkã sónczi pòcygnie, czej je mòcniészi. Pies mô miono. Reks. Tusy. Psota. A czejbë tak nadôwac i lëdzoma, i pso-ma miona pózni, dopiérze tej, czej ju wiémë, jaczé to stwò-rzenié je? Tak jak to czënilë Indianerowie. Wlôżómë do krómù, a tam przë tómbakù za chlebã stoją: Szadi Zyga z Përdëgónów z Czawrotkã, Łãgô Mónika spòd Trzech Bùków z Pòdgrizajkã, Dzëwi Majkel zeza Żukòwsczégò Zôkrãtu z Miãgòlëczką, Spiącô Sztazjô z Lizajkã, Bòrowô Cotka z Krôsniôkã a Dzyrsczi Tóna z Wãglëkòjc z Diri-geńtką. Z Dirigeńtką? Jo, bò òna rządzy. Kôże wstac Tónie. Dac jesc psu. Wëlezc bùten. Piesk biegô a Tóna z Rómanã pò sąsedzkù ò pòlitice prawią. Że ta naszô w Brukseli bëła. A że rzekła jima do słëchù. Róman rzecze, że nie lëdô, jak mù chto kónrëje. Jakbë mù, chcemë wząc, Tóna, do chëczë zazérôł a grôpë kôzôł òmëwac – Róman bë gò prosto w pësk mógł szmaksnąc. – Mie? W pësk? – Tónã weznie górz a sã pòszãtolą kąsk. Dirigeńtka prawie taką sprzéczkã wëcëszi. Trzë razë zaszczeknie, że ju czas jic dodóm, i Tóna pòsłëszno pòczurpie, mùrmòcącë, za co gò téż Bóg mùszôł skôrac taczim sąsadã... Doma pieska mù zadô sedzenié na zeslu a lekturã: „Ò psu, co to baną jachôł”. Pózni mdą òbzerac przigòdë Szarika w „Sztërzech tankòwëch”. A czej ju prziń-dze czas żużkac, Dirigeńtka zamrëczi Tónie na ùszkò

wëjimk ze „101 dalmatińczików”. Zachrapi Tóna, jaż tam-péta ze scanów sã skùlnie, pòzérającë, skądka taczi trzôsk.

Pò sąsedzkù Róman, co to psa ni mô, mdze na kóm-pùtrze krëjamkò òbzérôł psé piãknoscë. Długą Szerzchelkã z Gdinie, Mòkrą Noskã z Kòscérznë, Drëbòlkã z Wiôldżi Wsë i Landrinã z Chwaszczëna. W całoscë ta òstatnô, co to pòkùsno szpëcëje ùszka – wpadnie Rómanowi w òkò. Wzdichnie cos ò niezjisconëch nôdzejach a redoce dlô głupëch i ùsnie.

Òd rena w radio baro wëszczekónô redachtorka Grëzofiô Szczwalińskô mdze prowadza programã „A pies to czidôł”. Znajôrzka wiodra Matilda Deszczka – zapòwié pògòdã pòd scërzã òb całi tidzéń, a psô kùchôrka Szmakòrdia Wësuska – pòdô przepis na pùrcle „tósz-tósz”. Ana, szëkùjącë sã z dze-

coma do szkòłë, a Wòjk, co to prawie zmerkôł, że mù z kòła w aùtole ùszedł lëft – mdą mielë na jãzëkach swòje „tósz--tósze”. Nie mdą òne ju tak smaczné, jak te z radia.

Mówią, że pies szlachùje za swòjim miéwcą. A mòże je w drëgą stronã? Równak cos w tim je. Przëzdrzëta sã na

te lëdzkò-psé pôrë. Colemało, w całoscë ti, co dłëżi psąt-ka mają – pòdobno wëzérają. Białczi mają jistné frizurë. Chłopi – figùrë. I cygną, kòżdé swòjégò na tiderkù. Wik-szé psëskò mòże czësto letkò z mòcë wząc. Môłi piesk chce bëc na rãkã bróny. Takô je terô móda, że chłopi, w całoscë pòd szescdzesątkã, chòdzą z môłim pieseczkã pòd pôchã. Kò to same plusë dodatné są. Chłop taczi je galanti. Białczi gò widzą i mëszlą, że to mòże jaczi pòéta je. Ùsmiéwają sã do nie, a czej le za krótkò pòdéńdą, zachãconé mòżlëwòscą wëlézeniô z prozë żëcô – spòde pôchë chłopa z psëczką jidze òstrzega: mój òn je!

Wiérnosc a miłota. Tegò w całoscë mòżemë a bë mielë sã naùczëc òd psów. Tec taczi pies kòchô na całégò. 100-proceń-tową miłoscą. Bez żódnëch warënków. Ògón tak psu chòdzy, że nierôz za jaczi heliopter mógłbë robic. Jak sã ceszi – skôcze a wkół gòni. Na przëwitanié mòże pòlizac tak skrãtno, że nie zdążisz zmerkac a ju całą mùniã, szëjã, rãce a westrzédné ùchò môsz pòmòkrzoné. Nawetkã, czedë przëtrôfkã wlézesz w psé – bòdôj môsz szczescé na resztã żëcô! Twòja droga je jegò drogą. Leno czë kòżdi człowiek mòże miec taczégò drëcha? Nawetk czej rozmieje jãzëk psy...?

Wiérnosc a miłota. Tegò w całoscë

mòżemë a bë mielë sã naùczëc òd psów.

TÓMK FÓPKA

BOLSZEWO. INTENSYWNY KURS JĘZYKA KASZUBSKIEGO

WEJROWÒ. KRÔJMALËNK NORDË W ÒDJIMKACH

Page 68: W NUMERZE - Aktualności · 2017. 6. 16. · 18 Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert Tómk Fópka 20 Ożywiają przeszłość Marek Adamkowicz 22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona

Z BÙTNA

POMERANIA LUTY 201668

Në jo, ten mój drëch, ten nigdë ni móże do mie, do negò mòjégò Pëlckòwa, przińc z dobrim słowã czë ùsmiechã na gãbie. Wiedno, në wnetkã wiedno, z gòrzã ë krzëwą mùnią na swòjim strëpiałim kòle przënëkô, a tej mie prawi a gniece. A biôjta mie lóz! Co téż człowiek mùszi sã nasłëchac.

Ną razą nie bëło jinaczi. Wëzérajã bez kùchniowé òkno bùten, dze sniegòwô biôłosc prawie negò dnia nad szaroscą zëmòwégò swiata dobëła, a widzã, że tã brifka bez smiotë do mie cësnie. Jachac ni mógł, temù kòło na chrzebce dwigôł. A pësk miôł czerwiony jak gùlôcz. Czerwionô farwa brif-czi gãbë równô sã górz! Dwiérze sztëkac czë wiornąc? Za pòzdze, hó hó hó – brifka je tu.

– Të bë ni mógł ti stegnë òdsnieżëc?! – òd bùtnowëch dwiérzi dôł sã czëc jegò grëbi głos a trzôskanié bótama ò flizë, co jô je miôł niłoni swié-żo w dómie wëłożoné. – Ja-kùż państwòwi ùrzãdnik mô swòjã robòtã wëkònëwac? – nié to szpòrtowno, nié to pòwôżno riknął.

– Môsz të móże jaczé ùrzãdowé pismiono do mie? Abò chòc jaczi, nawetkã bëlejaczi, lëst?

Brifka, czëjącë tak co, òstôł stojącë na progù kùchnie. Ha, bratkù, tu cë móm!

– Dzysô… eee… prawie dzysô nick ni móm. Ale… – Ni ma niżódnégò ale! Të jes tuwò priwatno, a nié

ùrzãdowò! A dlô priwatny personë òdsnieżac ni mùszi. Przënômni jô ò taczim prawie nigdë nie czuł.

Widzec bëło, że brifka mòckò rozmësliwô, jaką dac mie kòńtrã, ale gwësno w jegò mùskù nie bëło ju placë na niżód-ną mądrą mëslã. Dôł so z tim pòkù, leno łaszczëwò zdrzôł na taskã gòrący arbatë, co stojała na kùchniowim stole, a knéra mù drëżała òd pôchë młodzowégò kùcha.

Zasmiôł jem sã a zarôcził drëcha bënë.– Pòjczkôj, sadnij so tuwò. Jô cë zarôzka arbatkã zalejã.

Të jes pewno zmiarzłi? – Zmiarzłi jak zmiarzłi, ale rozgòrzony…

Në jo, to sã zaczinô! Naszpëcowôł jem ùszë, nachilił w jegò czerënkù głowã (jistno jak ksądz w pluderkasce) a spòkójno jem mù w ùchò szeptnął:

– Tej gadôj, drëszkù kòchóny.Brifka zarôzka zrozmiôł, ó co jidze. Wzął szluk gòrący

arbatë, hapsnął sztëczk kùcha, a tej miast zarôzka rzec, co mù na sercu leżi, wëjikôł:

– Tu ni ma nick do gôdaniô, to je do rikaniô. – Tej rikôj, czej to cebie pòmòże…– Jo, të sã ze mie wëszczérzôsz, a jô niżódnégò szacënkù

òd lëdzy ni móm. Jem dlô nich jak lëft. Ti starszi to jesz jo, ale ti młodi a dzecë… Ë ni ma co gadac…

– Gadôj, gadôj – a dlô wik-szi zôchãtë zaaplikòwôł jô mù do arbatë kropelkã.

Nen wëchilił fëst szluk, a jak to miôł w zwëkù, za-grzëmiôł mònologã:

– Cëż to je za terôczasné wëchòwanié! Ani mek, ani bek, to cë nick nie rzecze, leno łep w drëgą stronã wëkrący a jidze, jakbë cebie nie bëło. Në rzeczë

sóm, widzôł të tak co? Czej jô bë za knôpiczich lat szkólnémù, szôłtësowi, ksãdzowi czë brifce chòcbë negò „pòchwôlony” nie rzekł, tej jô bë nôprzód òd mëmë a wieczór òd tatka pa-ternoster dostôł. To bë le grzëmiało. A dzysôdnia taczi ùnuzel, jeden a drëdżi, cë nawetkã „kùsznij mie…” na pòwitanié nie rzecze.

Zamëslił jem so na sztócëk a spitôł mòjégò drëcha:– Në jo, a czejbë cebie tak nen ùnuzel rzekł „kùsznij

mie…”, tej cëż të bë jemù òdrzekł?– Co jô bë òdrzekł? Na tak cos jô bë nick nie rzekł, leno

gò prawie pò nym môlu, co jak dobrze wiész òd kùszkaniô nie je, ną rãką, fëst wëtrzôskôł – òdrzekł dërno brifka, pòcérającë swòje wiôldżé paje.

– Czej të chcesz ne biédné dzecë pò tim mitczim placu bic, tej ni ma dzëwù, że òne mają strach sã z tobą witac – zasmiôł jem sã, ale w dëchù przëznôł jô drëchòwi prôwdã. Kò wszëtcë bëlno wiémë, jak to terôczas z nyma najima dzôtkama je…

Brifczi górz ò terôczasné wëchòwanié

A biôjta mie lóz! Co téż człowiek

mùszi sã nasłëchac.

RÓMK DRZÉŻDŻÓNK