wittigo keller, "wiedeń - światowe miasto śmierci", Śmierć w europie Środkowej

4
W iedeń jest inny: oto hasło reklamowe miasta, które lubi wyjątkowość. Jego wymowa ujawnia swo- ją ostateczną trafność wtedy, gdy w grę wchodzi temat śmierci. Niektórzy uważają, że całe miasto jest z tego punktu widzenia unikatowym muzeum na wolnym powie- trzu. Poeci posuwają się nawet do tego, by twierdzić, iż „autentyczny” wiedeńczyk powinien przyjść na świat już jako obiekt muzealny; jeśli zawierzyć literaturze i muzyce, należy mu przypisać także bardzo pierwsze i jedyne w skali światowej Początki i uwarunkowania zjawiska sięga- ją czasu, gdy gmina miasta przejmowała przedsiębiorstwa prywatne: w 1907 roku, za burmistrza Karla Luegera, został po- wołany do życia Miejski Zakład Chowania Zwłok Miasta Wiednia. Trzy lata później Lueger już nie żył i otrzymał swój „piękny pogrzeb” staraniem niedawno założonego przedsiębiorstwa. W ciągu kilku dzie- sięcioleci prywatne zakłady pogrzebowe musiały zostać wykupione wraz z całym inwentarzem, który ostatecznie legł u podłoża założenia muzeum: to zbiory historycznie wartościowych przedmiotów, pierwotnie przeznaczonych dla wewnętrz- nych potrzeb szkoleniowych, których wyjątkowości nie chciano jednak ukrywać przed publicznością. W 1967 roku wystrze- lono pierwszą racę: muzeum kultury po- chówku i czci zmarłych w Wiedniu zostało otwarte. Dwadzieścia lat później w po- czątkowo skromnie wyposażonej placówce narodziła się gruntownie nowa koncepcja muzeum: powstać miała wystawa o neu- tralnym, ahistorycznym designie, oparta na zasadzie twórczego dialogu pomiędzy eksponatem a publicznością. odejść z cechami EVENTU „Piękny pogrzeb” ciągnie się celowo jak czerwona nić przez wszystkie pomiesz- czenia muzeum, zapraszając do udziału szerokie grono zwiedzających: turystów, szkoły, uniwersytety, fachowców, zwolen- ników alternatywnego gotyku i voyerów..., wszyscy przychodzą, żeby wziąć udział w tym szczególnym wydarzeniu kulturo- wo-społecznym, jakie oferuje im miasto Wiedeń. Przez „piękny pogrzeb” bowiem rozumie się pełne poloru i światowego blasku uroczystości pogrzebowe, jakie nowo powstała zamożna warstwa mieszczańska powołała do życia w ostatnich dziesięciole- ciach XIX wieku, i które przemysł pogrze- bowy potrafił przemienić w wydarzenie o charakterze teatralnym. Naśladując wspaniałe pogrzeby arystokracji doby baroku, epoki nadmiaru i przesadnej dekoracyjności, finansowo wyższe klasy społeczne dokonywały swojej ostatniej autoprezentacji: powstawała doskonała inscenizacja ostatniej drogi martwego ciała, mająca dodatkowo cechy społecznego eventu. Nie dziwi fakt, że niejeden wiedeń- czyk chętnie brał sobie jeden dzień urlopu, by skorzystać z okazji i móc się przyjrzeć takiemu wydarzeniu. Z „Entreprise des Pompes Funèbres”, pierwszego prywatnego przedsiębiorstwa pogrzebowego, które umożliwiło realizację takich pogrzebów, powstał wiedeński wyraz dialektalny Pompfüneberer, oznaczający symboliczną postać w ozdobnym mundu- rze, z charakterystycznym kapeluszem (pierogiem). Przejście konduktu żałobnego, ciągnącego od domu przez całe miasto, na- leżało pojmować w kategoriach dramatur- gicznych: był to rodzaj dopracowanej co do najmniejszego szczegółu sztuki teatralnej, naśladującej często hiszpański ceremoniał dworski arystokracji i przedstawianej na rozkładających się w harmonijkę stronach katalogów oferujących wszystkie kategorie zamówień: od „luksusowego full service’u” aż po model typu „tani pogrzeb”. Sensację wywoływały jednak przede wszystkim pogrzeby władców. mieście – miejscu, gdzie swoją siedzibę ma miejski zakład pogrzebowy Bestattung Wien, otwarte zostało pierwsze muzeum poświęcone czci oddawanej zmarłym oraz kulturze pochówku? Oferuje ono podróż w czasie w obrębie estetyki rzeczy ostatecz- nych, która przybliża zwiedzającym temat tabu. Gama obiektów jest tu szeroka: od kluczowych dla ewolucji zjawiska świa- dectw, poprzez imperialne kosztowności, aż po unikaty dla koneserów. szczególny stosunek do śmierci i umierania. Nasuwa się tu nieuchronnie pytanie, czy za tę sytuację odpowiadają sami wiedeńczycy, których swoją drogą najpierw należałoby zdefiniować (jako że od czasów c.k. tworzyli oni pstrokatą mozaikę wielokulturową), czy też za ów szczególny stosunek do śmierci odpowiedzialne jest samo miasto Wiedeń? Tylko tutaj istnieje pojęcie „pięknego pogrze- bu”, od dawna oscylujące między mitem, stereotypem a rzeczywistością. Czy mogłoby być jednak inaczej, skoro właśnie w tym WIEDEŃ ŚWIATOWE MIASTO ŚMIERCI Wittigo Keer Aranżacja wystawy muzealnej Uroczyste wystawienie trumny – zakład „Entreprise des Pompes Funèbres” autoportret 3 [24] 2008 | 9

Upload: malopolski-instytut-kultury

Post on 14-Aug-2015

1.136 views

Category:

Documents


2 download

TRANSCRIPT

Page 1: Wittigo Keller, "Wiedeń - światowe miasto śmierci", Śmierć w Europie Środkowej

Wiedeń jest inny: oto hasło reklamowe miasta, które lubi wyjątkowość. Jego wymowa ujawnia swo-

ją ostateczną trafność wtedy, gdy w grę wchodzi temat śmierci. Niektórzy uważają, że całe miasto jest z tego punktu widzenia unikatowym muzeum na wolnym powie-trzu. Poeci posuwają się nawet do tego, by twierdzić, iż „autentyczny” wiedeńczyk powinien przyjść na świat już jako obiekt muzealny; jeśli zawierzyć literaturze i muzyce, należy mu przypisać także bardzo

pierwsze i jedyne w skali światowej

Początki i uwarunkowania zjawiska sięga-ją czasu, gdy gmina miasta przejmowała przedsiębiorstwa prywatne: w 1907 roku, za burmistrza Karla Luegera, został po-wołany do życia Miejski Zakład Chowania Zwłok Miasta Wiednia. Trzy lata później Lueger już nie żył i otrzymał swój „piękny pogrzeb” staraniem niedawno założonego przedsiębiorstwa. W ciągu kilku dzie-sięcioleci prywatne zakłady pogrzebowe musiały zostać wykupione wraz z całym inwentarzem, który ostatecznie legł u podłoża założenia muzeum: to zbiory historycznie wartościowych przedmiotów, pierwotnie przeznaczonych dla wewnętrz-nych potrzeb szkoleniowych, których wyjątkowości nie chciano jednak ukrywać przed publicznością. W 1967 roku wystrze-lono pierwszą racę: muzeum kultury po-chówku i czci zmarłych w Wiedniu zostało otwarte. Dwadzieścia lat później w po-czątkowo skromnie wyposażonej placówce narodziła się gruntownie nowa koncepcja muzeum: powstać miała wystawa o neu-tralnym, ahistorycznym designie, oparta na zasadzie twórczego dialogu pomiędzy eksponatem a publicznością.

odejść z cechami eventu

„Piękny pogrzeb” ciągnie się celowo jak czerwona nić przez wszystkie pomiesz-czenia muzeum, zapraszając do udziału szerokie grono zwiedzających: turystów, szkoły, uniwersytety, fachowców, zwolen-ników alternatywnego gotyku i voyerów..., wszyscy przychodzą, żeby wziąć udział w tym szczególnym wydarzeniu kulturo-wo-społecznym, jakie oferuje im miasto Wiedeń. Przez „piękny pogrzeb” bowiem rozumie się pełne poloru i światowego blasku uroczystości pogrzebowe, jakie nowo powstała zamożna warstwa mieszczańska powołała do życia w ostatnich dziesięciole-ciach XIX wieku, i które przemysł pogrze-bowy potrafił przemienić w wydarzenie o charakterze teatralnym.

Naśladując wspaniałe pogrzeby arystokracji doby baroku, epoki nadmiaru i przesadnej dekoracyjności, finansowo wyższe klasy społeczne dokonywały swojej ostatniej autoprezentacji: powstawała doskonała inscenizacja ostatniej drogi martwego

ciała, mająca dodatkowo cechy społecznego eventu. Nie dziwi fakt, że niejeden wiedeń-czyk chętnie brał sobie jeden dzień urlopu, by skorzystać z okazji i móc się przyjrzeć takiemu wydarzeniu.

Z „Entreprise des Pompes Funèbres”, pierwszego prywatnego przedsiębiorstwa pogrzebowego, które umożliwiło realizację takich pogrzebów, powstał wiedeński wyraz dialektalny Pompfüneberer, oznaczający symboliczną postać w ozdobnym mundu-rze, z charakterystycznym kapeluszem (pierogiem). Przejście konduktu żałobnego, ciągnącego od domu przez całe miasto, na-leżało pojmować w kategoriach dramatur-gicznych: był to rodzaj dopracowanej co do najmniejszego szczegółu sztuki teatralnej, naśladującej często hiszpański ceremoniał dworski arystokracji i przedstawianej na rozkładających się w harmonijkę stronach katalogów oferujących wszystkie kategorie zamówień: od „luksusowego full service’u” aż po model typu „tani pogrzeb”. Sensację wywoływały jednak przede wszystkim pogrzeby władców.

mieście – miejscu, gdzie swoją siedzibę ma miejski zakład pogrzebowy Bestattung Wien, otwarte zostało pierwsze muzeum poświęcone czci oddawanej zmarłym oraz kulturze pochówku? Oferuje ono podróż w czasie w obrębie estetyki rzeczy ostatecz-nych, która przybliża zwiedzającym temat tabu. Gama obiektów jest tu szeroka: od kluczowych dla ewolucji zjawiska świa-dectw, poprzez imperialne kosztowności, aż po unikaty dla koneserów.

szczególny stosunek do śmierci i umierania. Nasuwa się tu nieuchronnie pytanie, czy za tę sytuację odpowiadają sami wiedeńczycy, których swoją drogą najpierw należałoby zdefiniować (jako że od czasów c.k. tworzyli oni pstrokatą mozaikę wielokulturową), czy też za ów szczególny stosunek do śmierci odpowiedzialne jest samo miasto Wiedeń?

Tylko tutaj istnieje pojęcie „pięknego pogrze-bu”, od dawna oscylujące między mitem, stereotypem a rzeczywistością. Czy mogłoby być jednak inaczej, skoro właśnie w tym

WIEDEŃ – ŚWIATOWE MIASTO ŚMIERCI

Wittigo Keller

Aranżacja wystawy muzealnej

Uroczyste wystawienie trumny – zakład „Entreprise des Pompes Funèbres”

autoportret 3 [24] 2008 | 9

Page 2: Wittigo Keller, "Wiedeń - światowe miasto śmierci", Śmierć w Europie Środkowej

dujemy je na pokrytych metalową folią ozdobach z kartonu, składających się na rodzaj poetyckich albumów tłoczonych ozdób trumiennych. Osobliwie wyspecja-lizowane firmy wydawały grube katalogi próbek z obrazkowymi wzorami oscylują-cymi pomiędzy biegunem „jeszcze sztuki” i „już kiczu”. Zostawiano w nich możliwość wyboru pewnych parametrów, na przykład słowa „Spoczywaj w pokoju”, „Śpij dobrze!”. „Do widzenia!” można było zamówić w czer-ni, w złocie, w srebrze albo z miedzianą patyną. W ten sposób nawet bardzo tanie trumny dawały się przemienić w okazałe skrzynie z prawdziwego zdarzenia, czyniąc złudzenie pięknego, drogiego pogrzebu dostępnym również dla niższych warstw społecznych.

Dziś grób Falco zdobi najbardziej chyba niezwykły pomnik wszechczasów: przezro-czysta szklana płyta kompaktowa o trzyme-trowej średnicy, na której przedstawiony jest sam mistrz, w swoim stroju przypomi-nający skrzyżowanie Batmana z aniołem. Fani zostawiają tu listy i prezenty. Miejsce jego ostatniego spoczynku na wiedeńskim Cmentarzu Centralnym jest już od daw-na celem pielgrzymek. Jak trafnie pisze Helmut Qualtinger, prototypowy autor wie-deńskiej literatury popularnej, w Wiedniu musisz najpierw umrzeć, żeby pili twoje zdrowie – za to potem będziesz żył długo. Osoby publiczne, szczególnie te związane z kulturą i ze sceną, jeszcze dziś postrzegają swój własny pogrzeb jako ostatni, a nieraz i największy show. Kultowy Falco osiągnął w tej dziedzinie prawdziwe mistrzostwo.

przybytek na wieczność

Na trumny w Wiedniu zawsze był sezon; ten rodzaj drewnianej piżamy zdawał się uniwersalny i dobrze dostosowany do potrzeb długiego snu. W etnologii uważa się trumny za ważne pojazdy służące do podró-żowania w zaświaty; w zachodnim świecie realizują one wytyczne pozwalające na możliwie najsprawniejszy przebieg procesu rozkładu, ale czasem mogą także być po-strzegane jako element wyposażenia miesz-kania-krypty, który powinien odpowiadać potrzebom nabywcy związanym z jego statusem społecznym. Luksusowe modele oferują wnętrza z ruchomym oświetleniem i wystawnymi trumiennymi dekoracjami; klucz do trumny – umieszczony w szka-tułce wyłożonej aksamitem – pozwala się bezpiecznie zamknąć.

Emblematyczny obraz opłakujących przy grobie oraz urna ze złamaną kolumną pod wiszącymi gałęziami płaczącej wierzby stały się motywami naczelnymi i odnaj-

kwietnia o 16.30 nadeszła godzina „zero”: po uroczystym requiem w katedrze c.k. odświętny kondukt ruszył w miasto: rozpo-częła się inscenizacja radości w cierpieniu, pompe funèbre dla „ludu jako gościa honoru”, jak sobie tego Zyta życzyła. W swoją ostat-nią podróż wyruszyła w uroczystym, histo-rycznym powozie dworskim, który swego czasu służył jeszcze cesarzowi Józefowi I. Mundur stangreta pochodził oczywiście z depozytu muzeum. Trumnę w powozie od-prowadzali w kierunku krypty Kapucynów tyrolscy strzelcy w kapeluszach z piórami o jaskrawo czerwonym kolorze; powóz po-przedzały oddziały prawie tysiąca strzelców i milicji obywatelskiej z „monarchicznymi” flagami i godłami, nadającymi konduk-towi zdumiewająco pstrokaty charakter. Tradycyjny „trójpodział” Habsburgów został nieco zredukowany: serce Jej Cesarskiej Mości leży już w nowej krypcie w klaszto-rze Muri w Szwajcarii, reszta Jej szczątków w Wiedniu.

nostalgiczna c.k. pompa cesarzowej Zyty

Kto dysponował odpowiednim aparta-mentem, naturalnie nie omieszkał dać adekwatnego ogłoszenia o jego dużych oknach: można było je wynająć jako loże, by móc przyglądać się widowisku z lepszej pozycji. Oprócz tego każdy mógł wypoży-czyć za kaucją porządne ubranie żałobne w jednym z ekskluzywnych „zakładów towarów żałobnych”.

Ostatni raz można było tego wszystkiego doświadczyć w Wiedniu w 1989 roku, przy okazji śmierci Zyty, ostatniej cesarzowej Austrii. Jej pogrzeb stanowił prawdziwe wyzwanie organizacyjne i wielkie wyda-rzenie z racji obecności mediów z całego świata: całodniowe uroczystości, pożeg-nanie ludu i arystokracji, tysiące wpisów kondolencyjnych i barwne morze wieńców. Miejsca w stosownych oknach sprzedano za horrendalne kwoty, przemysł turystyczny zareagował jak należało. W republikańskim jadłospisie stypy dla Zyty, księżnej domu Burbonów i Parmy, znalazła się oczywiście szynka parmeńska z melonem. Oprócz tego przy okazji pogrzebu oferowano obrazki nieboszczki, widokówki oraz podkoszulki z motywami upamiętniającymi. Pierwszego

ostatni rock show Falco

Pięćdziesiąt lat życia, dziewięć lat w grobie, dziś żywy jak nigdy; Falco – światowa gwiazda rocka – jest prawdziwie wiedeń-skim fenomenem. Na jego odejście przy-szli muzykalni miłośnicy rocka z czasów młodości, klub motocyklowy „MC Outsider Austria”: ogolone czaszki, gęste brody, przepaski na czołach, ubrani w dżinsy i skóry. On sam był niesiony w mahoniowej trumnie, przykryty czerwonym płasz-czem z gronostaja à la król Ludwik II: tym samym, w którym tak chętnie paradował w jednym ze swoich clipów. Przemysł muzyczny zaprosił wszystkich fanów na last event: Out of the dark, into the light.

Kondukt pogrzebowy pierwszej klasy

Falco wiecznie żywy – nagrobek gwiazdora na Cmentarzu Centralnym w Wiedniu

Trumny z ekspozycji muzealnej

Klucz do trumny

autoportret 3 [24] 2008 | 10 autoportret 3 [24] 2008 | 11

Page 3: Wittigo Keller, "Wiedeń - światowe miasto śmierci", Śmierć w Europie Środkowej

umarli jak żywi

Albin Mutterer, pionier w dziedzinie fotografii nowatorskich i pomysłowych, poszerzył swoją ofertę dzięki genialnej idei: jego hasło – „Reprodukujemy nie-boszczyków jak żywych, z uderzającym podobieństwem” – doskonale zapełniło ni-szę rynkową. Koncepcja, by po raz ostatni ukazać zmarłego w odpowiednim świetle, doprowadziła do powstania pierwszego „atelier dla trupów”; w 1854 roku powstał słynny portret dr. Petrusa – sympatyczny i wierny. Uderzające było przede wszyst-kim umiejętne przywracanie naturalnej postury zmarłym znajdującym się już w stanie trupiej sztywności, poprzez sadzanie ich na krzesłach. Gdy retuszerzy dorysowali im oczy sprawiające wrażenie naturalnych, nieboszczycy rzeczywiście po raz ostatni wracali do życia. Kłopot sprawiało jedynie przewożenie zmarłych do atelier. Odbywało się to – trudno w to uwierzyć – publicznie: sadzano ich razem z żywymi w dorożce i wieziono przez cały Wiedeń do fotografika. Dopiero lata póź-niej (1891) Ministerstwo Spraw Wewnętrz-nych wydało w tej sprawie zakaz, motywo-wany wymogami higieny.

w

Zmarłym członkom „Arcyksiążęcego Domu Austrii” przypadały w udziale przeładowa-ne sarkofagi cynowe w prywatnym miejscu pochówku Habsburgów, w krypcie Kapu-cynów, zdobne w ukoronowane czaszki, godła królewskie albo w całe sceny i hołdy z minionego życia w kwiecie barokowego przepychu.

Zupełnie inaczej kazał się pochować Józef II, starszy syn Marii Teresy, którego prosta miedziana trumna miała odzwierciedlać samą istotę jego oświeceniowego projektu reform pogrzebowych. Józef usiłował mocą dworskich dekretów zahamować pompa-tyczną wystawność pogrzebów; jego plany rozbiły się ostatecznie o tradycję, jednak próby położenia kresu okazałej afektacji pochówków, nawet w obrębie rodziny ce-sarskiej, szokowały całe miasto. To od niego wywodzi się typ grobów o strukturze szybu, mieszczący do sześciu osób położonych jedna na drugiej. Chowano tak nawet znane osobistości, na przykład Wolfganga Amade-usza Mozarta, pogrzebanego na cmentarzu biedermeierowskim St. Marx.

W swoim spornym dekrecie dworskim z 1784 roku oświecony cesarz nakazał także wpro-wadzenie tzw. józefińskiej trumny gminnej: mechanizm otwierający jej dno sprawiał, że wrzucani do niej zmarli, wszyci w lniane worki, wypadali dołem. Posypywanie ich wapnem miało przyspieszyć proces rozkła-du i pozwolić na szybsze ponowne zajmo-wanie grobów, co było istotne z punktu widzenia oszczędności miejsca. Trumnę można było zamknąć i wykorzystać do

wrzucania następnych nieboszczyków, bez dodatkowych kosztów. Na burzę protestów rozzłoszczonej ludności nie trzeba było długo czekać. Niecały rok później cesarz musiał się pogodzić z ograniczeniami swojej władzy. Dekret został odwołany, zamożni wrócili do swoich „pięknych pogrzebów”.

W dziedzinie transportu trumien pró-bowano wprowadzać najprzedziwniejsze innowacje: obok tramwajów pogrzebo-wych i salonowego wagonu pogrzebowego Stowarzyszenia Linii Kolejowych (którym zresztą przewieziono z Genewy do Wiednia ciało zamordowanej cesarzowej Elżbie-ty) pojawiła się na przykład koncepcja „pneumatycznego” przewożenia zwłok. Miał to być rodzaj powiększonej poczty pneumatycznej służącej do przesyłania

trumien z centrum Wiednia na Cmentarz Centralny z użyciem ciśnienia. Przedsta-wiony projekt został odrzucony jako mało pobożny.

Znacznie mniejszy był w Wiedniu popyt na kremację i urny. Pojemniki wydawały się zbyt małe i niepozorne, by występować w teatrze „pięknego pogrzebu”, ponadto zaś pojawiał się „problem metamorfo-zy”: zwłaszcza starsi ludzie mieli zawsze trudność z identyfikacją ukochanej osoby (mierzącej – dajmy na to – 180 cm), kiedy umieszczono ją w tak małej puszce. O ileż prościej było wspominać nieboszczyka, wyobrażając go sobie w trumnie natural-nej wielkości... dlatego to właśnie trumny uchodziły od zawsze w Wiedniu za najważ-niejsze elementy przybytku na wieczność.

Józefińska trumna wielokrotnego użytku

Dorożka pogrzebowa

Samochód pogrzebowy

Tramwaj pogrzebowy

Sympatyczny portret nieboszczyka – fotografia autorstwa Albina Mutterera

autoportret 3 [24] 2008 | 12 autoportret 3 [24] 2008 | 13

Page 4: Wittigo Keller, "Wiedeń - światowe miasto śmierci", Śmierć w Europie Środkowej

„U nas leżą Państwo zawsze na swoim miejscu”. To hasło zakładu pogrzebowego może brzmieć nieco odważnie, trafia ono jednak w samo sedno, gdy je umieścić w kontekście współczesnej kultury eventu. Coroczne uczestnictwo w Nocy Muzeów stało się hitem i sytuuje Muzeum Pochówku w liczbie najbardziej niezwykłych muzeów Wiednia. Wydarzeniem 2008 roku była specjalna oferta przetestowania trumny i poleżenia w pudle – dla najodważniej-szych. Wzięło w tym udział ponad 1200 osób – po raz pierwszy w świecie spoczywających w trumnie „Mojra”...

bestattung Wien goes art W 2001 roku powstał niesamowity projekt artystyczny: „siedząca trumna” – hołd złożony surrealistycznemu malarzowi René Magritte’owi. Szukając nowych form wyrazu i chcąc się rozprawić z pewną epoką historii sztuki, którą uznawał za minioną, pionier nowego kierunku w sztuce namalo-wał własną wersję obrazu swojego neoklasy-cystycznego kolegi Jeana Jacques’a Davida, wprowadzając weń prostokątną trumnę. Pomysł podjęto na nowo z okazji odbywa-jących się co trzy lata targów pogrzebo-wych „De Vota”: odwzorowano tu obraz Magritte’a w trzech wymiarach w postaci instalacji artystycznej i odtworzono go w należącej do zakładu trumnie.

Wciąż rosnące zainteresowanie publicz-ności, oddźwięk prasowy i medialny oraz niektóre inicjatywy Muzeum Pochówku uczyniły z tej instytucji rodzaj tarczy obro-towej, gdzie spotykają się wciąż oddziałują-ca przeszłość, teraźniejszość i już zapocząt-kowana przyszłość.

nowe muzeum na fali

Od 2004 roku Muzeum Pochówku stanowi samodzielny kompleks instytucjonalny w obrębie Zakładu Pogrzebowego Mia-sta Wiednia. W dziedzinie pochówków prywatnych przypadła mu w udziale szczególna rola przedstawiciela instytucji odpowiedzialnej za ciągłość kulturalnego dziedzictwa.

Koncepcja edutainment, trafnego połącze-nia education i entertainment, wypracowana specjalnie dla potrzeb wystawy zawie-rającej dziś prawie tysiąc eksponatów, odnosi się do procesu poznawania poprzez interaktywne zwiedzanie muzeum z ku-ratorem. Promuje się oferty pedagogiki muzealnej, proponowane są specjalne programy dla uniwersytetów oraz insty-tucji specjalistycznych, ze szczególnym uwzględnieniem medycyny paliatywnej.

Obok wystawy w muzeum znajduje się zasobne w teksty i obrazy archiwum dokumentalne z bogatymi zbiorami parte (zawiadomienia o śmierci), biblioteka spe-cjalistyczna zawierająca ponad trzy tysią-ce pozycji, warsztat konserwatorski oraz sklep, w którym można zakupić kawałek muzeum i zabrać go na pamiątkę.

podłączano do budzika w domu grabarza; przy najlżejszym ruchu uruchamiał się alarm. W 1874 roku, po otwarciu Wiedeń-skiego Cmentarza Centralnego, urządzenie ulepszono za pomocą techniki elektromag-netycznej i udostępniono je naraz wielu zmarłym: najlżejszy ruch był dodatkowo sygnalizowany zapaleniem się numero-wanego światełka. Droga do wymyślnych trumien ratunkowych była już krótka.

Obok tych kosztownych i skomplikowa-nych urządzeń stosowano też rozwiązania prostsze. Już za życia można było zażądać w testamencie tzw. przebicia serca, które przeprowadzane było przez lekarzy po wystawieniu zaświadczenia o śmierci. Skojarzenia z gatunkiem filmów o wam-pirach jest jak najbardziej na miejscu, w praktyce bowiem rzecz odbywała się w bardzo podobny sposób: obosieczne ostrze sztyletu o długości 19 cm przebijało serce, nie pozostawiając cienia wątpliwo-ści co do żywotności nieboszczyka. Na dłu-giej liście osób, które kazały sobie przebić serce, znajdujemy wybitne osobowości, takie jak pisarz i lekarz z wykształcenia, Artur Schnitzler.

na pochówek. Podprogowy strach zachował się jednak do dziś; przypominają o nim filmy, między innymi oparty na motywach opowiadania Edgara Allana Poego Żywcem pochowany, gdzie płomyk nadziei, że godzi-nę rozłąki uda się jednak jeszcze trochę oddalić, skłania bohaterów do eksploracji najbardziej niezwykłych metod ratunku. Liczne grono wynalazców wykoncypowało szeroką gamę urządzeń mieszczących się w skali od realnej użyteczności, poprzez śmieszną osobliwość, po zagadkowo filuter-ną utopię.

W tej dziedzinie zasłynął na przykład wiedeński budzik ratunkowy wprowadzo-ny na miejscowym cmentarzu w Währing. Zmarłym, którzy musieli kontrolnie prze-leżeć dobę w otwartej trumnie w kostnicy, przywiązywano do ręki sznurek, który

dwieście lat histerii wokół pozornej śmierci

Przerażające wyobrażenie bycia pogrzeba-nym żywcem należy zapewne do najbar-dziej pierwotnych obaw dręczących ludzką świadomość. Jego upowszechnienie w ciągu XIX wieku wywołało w Europie prawdziwie masową histerię, której objawy można było obserwować we wszystkich warstwach spo-łecznych. Przereklamowany temat pozornej śmierci stał się jednocześnie publicystyczną sensacją.

Nowe odkrycia ówczesnej medycyny akade-mickiej, zainteresowanej przede wszystkim dokładnym ustalaniem przyczyny i czasu śmierci, doprowadziły do utworzenia kost-nic pozwalających na zapewnienie zmarłym wystarczająco długiego okresu oczekiwania

Twórcze podejście do tradycji: siedząca trumna – hołd dla René Magritte’a

Budzik ratunkowy z 1828 roku

Sztylet sercowy

Tłumaczenie Emiliano Ranocchi

wsz

ystk

ie f

ot. w

art

yku

le: W

itti

go, B

esta

ttu

ngs

mu

seu

m d

er B

esta

ttu

ng

Wie

n (

Fun

eral

Mu

seu

m V

ien

na)

autoportret 3 [24] 2008 | 14 autoportret 3 [24] 2008 | 15