wywiad arkadiusz tomiak nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... ·...

51
11 (51) / listopad 2015 ISSN 2353-6357 WWW.SFP.ORG.PL Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie producentów polegam na własnej intuicji TEMAT NUMERU WYWIAD

Upload: phamkhuong

Post on 02-Mar-2019

228 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

11 (5

1) /

lis

topa

d 2

015

MAG

AZYN

FIL

MOW

Y

11 (5

1) /

list

opad

201

5IS

SN 2

353-

6357

WW

W.S

FP.O

RG

.PL

Arkadiusz TomiakNowe pokolenie producentów

polegam na własnej intuicji

TEMAT NUMERUWYWIAD

Page 2: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

Spis treścinr 51

listopad 2015

MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

na okładce: Arkadiusz TomiakFot. Daniel Raczyński/Fotografowie.com

Rys. Henryk Sawka

POLSCYFILMOWCY

archiwalnenotacje

RYNEK FILMOWYRozmowa z Magdaleną Sroką 52Targi CentEast 58Targi MIPCOM 59Rozmowa z Jerzym Śladkowskim 60Rozmowa z Piotrem Gąsowskim 62

MISTRZOWIE Wojciech Jerzy Has 64

REFLEKSJEAudiowizualna historia kina 6810 000 dni filmowej podróży 70Nie ma stolika 72

MOJA (FILMOWA) MUZYKALeszek Możdżer 73

SWOICH NIE ZNACIEKazimierz Wróblewski 74

NIEWIARYGODNE PRZYGODY POLSKIEGO FILMU Zaklęte rewiry 76

MIEJSCAKino Kultura 78

STUDIO MUNKA 80

PISF 82

KSIĄŻKI 84

DVD/CD 86

IN MEMORIAM 88

VARIA 90

BOX OFFICE 95

ROZMOWA NUMERUArkadiusz Tomiak 4

TEMAT NUMERUNowe pokolenie producentów 12

WYDARZENIA Dyplomaci w Kulturze 20

FESTIWALE W POLSCEWAMA Film Festival 22Kamera Akcja 23 Warszawski Festiwal Filmowy 24OFAFA 26Tofifest 27Regiofun 28American Film Festival 30EMIGRA 31Festiwal Kultury i Sztuki (dla Osób Niewidomych) 32

WYSTAWYWitold Sobociński. Wizualna ciągłość obrazu 34 POLSKIE PREMIERYKalendarz premier 36Rozmowa z Marcinem Koszałką 38

PREMIERY PO LATACHRęce do góry 40

W PRODUKCJI 42

FESTIWALE ZA GRANICĄSan Sebastian 44Londyn 46

POLSCY FILMOWCY NA ŚWIECIE 48

Fot.

Jace

k D

ryga

łaR

ys. Z

bign

iew

Sta

nisł

awsk

i

Page 3: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

2

SFP/ZAPA

MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

WYDAWCAStowarzyszenie Filmowców Polskich

REDAKCJARedaktor naczelnyJerzy Armata

Zastępca redaktora naczelnegoAnna Głaszczka

Sekretarze redakcjiAneta OstrowskaCecylia Żuk-Obrębska

Redakcja tekstów i korekta Julia Michałowska

WspółpracaMarcin Adamczak, Kuba Armata, Anna Bielak, Andrzej Bukowiecki, Józef Gębski, Jerzy Gruza, Andrzej Haliński, Barbara Hollender, Janusz Kołodziej, Anna Kot, Krystyna Krupska- Wysocka, Andrzej Luter, Anna Michalska, Kalina Pietrucha, Dagmara Romanowska, Ola Salwa, Grzegorz Wojtowicz, Anna Wróblewska, Artur Zaborski, Marcin Zawiśliński, Stanisław Zawiśliński, Paweł Zwoliński

ReklamaJulia Michał[email protected]

Projekt graficzny, DTPAnna Abratańska

DrukArtDrukul. Napoleona 405-230 Kobyłkawww.artdruk.com

Nakład: 2100 egz.

Adres redakcjiStowarzyszenie Filmowców Polskich

ul. Krakowskie Przedmieście 700-068 Warszawatel.: (48) 22 556 54 84faks: (48) 22 845 39 08e-mail: [email protected] Filmowców PolskichSekretariatul. Krakowskie Przedmieście 700–068 Warszawatel.: (48) 22 845 51 32, (48) 22 556 54 40faks: (48) 22 845 39 08e-mail: [email protected] Millennium SAKonto: 44 1160 2202 0000 0001 2123 7014

ZARZĄD GŁÓWNYPrezesi HonorowiJerzy KawalerowiczJanusz Majewski Andrzej Wajda

PrezesJacek Bromski

WiceprezesiJanusz ChodnikiewiczJanusz Kijowski

SkarbnikMichał Kwieciński

Członkowie ZarząduWitold Adamek Filip BajonWitold GierszDorota LamparskaJuliusz MachulskiMarcin Pieczonka Allan Starskioraz Marek Serafiński – Sekcja Filmu Animowanego (Przewodniczący)Jerzy Kucia – Sekcja Filmu Animowanego (Wiceprzewodniczący)Andrzej Marek Drążewski – Sekcja Filmu Dokumentalnego (Przewodniczący)Paweł Kędzierski – Sekcja Filmu Dokumentalnego (Wiceprzewodniczący)Krzysztof Magowski – Sekcja Telewizyjna (Przewodniczący)Witold Będkowski – Sekcja Telewizyjna (Wiceprzewodniczący)Janina Dybowska-Person – Koło Charakteryzatorów (Przewodnicząca)Andrzej Wojnach – Koło Cyfrowych Form Filmowych (Przewodniczący)Ryszard Janikowski –

Koło Kaskaderów (Przewodniczący)Michał Wnuk – Koło Młodych (Przewodniczący)Barbara Hollender – Koło Piśmiennictwa (Przewodnicząca)Michał Kwieciński – Koło Producentów (Przewodniczący)Andrzej Roman Jasiewicz – Koło Realizatorów Filmów dla Dzieci i Młodzieży (Przewodniczący)Michał Żarnecki – Koło Reżyserów Dźwięku (Przewodniczący)Maciej Karpiński – Koło Scenarzystów (Przewodniczący)Andrzej Haliński – Koło Scenografów (Przewodniczący)Krzysztof Wierzbiański – Koło Seniora (Przewodniczący)Tomasz Dettloff – Oddział Krakowski (Przewodniczący)Zbigniew Żmudzki – Oddział Łódzki (Przewodniczący)Andrzej Rafał Waltenberger – Oddział Wrocławski (Przewodniczący)

SĄD KOLEŻEŃSKIPrzewodniczącyMarek Piestrak

SekretarzBeata Matuszczak

CzłonkowieGrażyna BanaszkiewiczHenryk BielskiMarcin EhrlichBarbara KosidowskaMagdalena ŁazarkiewiczTomasz MiernowskiJan PurzyckiAndrzej SołtysikAndrzej StacheckiPiotr Wojciechowski

KOMISJA REWIZYJNAPrzewodniczącyZbigniew Domagalski

WiceprzewodniczącaEwa Jastrzębska

SekretarzŁukasz Mańczyk

CzłonkowieIrena Strzałkowska Krzysztof Tchórzewski

SFP

Listopad ze swoim świętem nie pozwala nam uciec od refleksji na temat przemijania. Od bolesnej świadomo-ści, że w ostatnim czasie pożegnaliśmy wiele naszych

wybitnych koleżanek i wielu wybitnych kolegów. Niech pozo-staną na zawsze w naszej pamięci!

Trwa niekończąca się sztafeta, której wszyscy jesteśmy uczest-nikami. Starzy mistrzowie odchodzą, a ich miejsce zajmują nowi twórcy, konstruujący swoją artystyczną wizję na mocnym fundamencie stworzo-nym przez swoich poprzedników. Taka zmiana widoczna jest na przykład wśród operatorów filmowych. Nestorzy rozsła-wionej na cały świat polskiej szkoły ope-ratorskiej przekazują pałeczkę swoim następcom – Łukaszowi Żalowi, Piotrowi Sobocińskiemu jr. czy Michałowi Engler-towi. Między innymi w tym kontekście zachęcam do lektury okładkowej rozmowy „Magazynu Filmowego” z Arkadiuszem Tomiakiem, jednym z najwybitniejszych polskich operatorów średniego pokolenia oraz nowym Przewodniczącym Stowarzy-szenia Autorów Zdjęć Filmowych (PSC). Mnie szczególnie zainteresowała inicja-tywa PSC polegająca na wyróżnianiu specjalnymi certyfikatami polskich kin dbających o wysoką jakość techniczną projekcji. Tej, a przede wszystkim doznań artystycznych, nie zabraknie na pewno w połowie listopada w Bydgoszczy podczas Międzyna-rodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Cameri-mage. Stowarzyszenie Filmowców Polskich, które od lat wspiera tę znakomitą imprezę, także i w tym roku przyzna tam nagrodę dla najlepszego operatora w Konkursie Etiud Studenckich.

Pokoleniowa sztafeta widoczna jest także w zawodzie pro-ducenta. Pierwszą grupę tych, którzy na fali zmian w systemie politycznym przekwalifikowywali się z kierowników produkcji, zastępują nowi. Lepiej wykształceni, obyci w świecie, bez kom-pleksów stają się partnerami dla swoich zagranicznych kole-gów, bez trudu sięgając po międzynarodowe fundusze. Bez ich determinacji i wizji nie byłoby światowych sukcesów filmów

Małgorzaty Szumowskiej czy Oscara dla Idy. Nie byłoby też takich filmów jak Bogo-wie, Baby Bump czy Intruz. „Wielu z rozpo-czynających karierę producentów marzy, że któregoś dnia pójdzie w ślady Piotra Dzięcioła, Ewy Puszczyńskiej i przywie-zie do Polski Oscara. Nie wszyscy głośno się do tego przyznają, ale wszyscy bardzo wysoko stawiają sobie poprzeczkę. Pasję łączą z zaangażowaniem i ciężką pracą, co z kolei przekłada się na imponujące efekty” – możemy przeczytać w temacie numeru, który poświęcony jest nowemu pokoleniu producentów.

Pozostając w orbicie dobrej zmiany, warto sięgnąć do rozmowy z Magdaleną Sroką. Na jej zakończenie, nowa dyrektor

Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej mówi, że życzyłaby sobie żebyśmy wszyscy – twórcy, przedsiębiorcy, uczestnicy rynku kinowego, animatorzy kultury i pracownicy Instytutu – chcieli wspólnie wziąć odpowiedzialność za rozwój polskiego kina: za jego sukcesy artystyczne i transparentność finansową. Do tej listy „odpowiedzialnych” dodałbym jeszcze polityków, bo tylko oni mogą umieścić w naszym systemie prawnym narzędzia, które polskiemu kinu zapewnią dalszy rozwój.

Jacek BromskiPrezes SFP

Fot.

Stu

dio

69

Page 4: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

4

Rozmowa numeru: Arkadiusz Tomiak

5MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Polegam na własnejintuicji

Z Arkadiuszem Tomiakiem rozmawia Andrzej Bukowiecki

Wrzesień należy do Festiwalu Filmowego w Gdyni, w październiku najważniejszy jest Warszawski Festiwal Filmowy, w listopadzie wszystkie drogi prowadzą do Bydgoszczy na Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage. Dlatego w tym wydaniu „Magazynu Filmowego” rozmawiamy z jednym z najwybitniejszych polskich operatorów średniego pokolenia, Arkadiuszem Tomiakiem, nowym przewodniczącym Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych, czyli Polish Society of Cinematographers (PSC). Fo

t. Ja

cek

Dry

gała

Page 5: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

Polegam na własnej intuicji

7MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Iraku powstał też dzięki specjal-nym efektom wizualnym, które wykonała Orka, przy czym pra-cownicy tego studia towarzy-szyli nam już podczas zdjęć, co ułatwiło zaplanowanie efektów.

Uniknięto więc katastrofy, którą wieszczono produkcji Karbali. W jaki sposób? Chyba nie wystarczyła sama determinacja reżysera?Katastrofa wisiała na włosku, bo z filmami czasem jest tak, że jeśli produkcję od początku prześladuje pech, to potem trapi on kolejne piony realiza-cyjne, ekipę i aktorów ogar-nia zniechęcenie, słowem: robi się coraz gorzej. Na szczęście bywa też inaczej. Wszystko staje się nagle prostsze i łatwiej-sze, kiedy pracuje się z kie-rownikiem produkcji Andrze-jem Besztakiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych; kiedy na planie jest Kazio Wró-blewski, pirotechnik i specja-lista od broni, fanatyk tego, co robi, z którym spotkałem się już przy Wichrach Kołymy i Obła-wie. Albo kiedy wchodzi się do dekoracji zaprojektowanej przez Marka Warszewskiego i dech zapiera z wrażenia. W ogóle tak wielkiego zaangażowania ekipy i aktorów w realizację filmu, jakie towarzyszyło kręceniu Karbali, dawno nie widziałem. Ta pozytywna energia – pły-nąca także od mojego, opera-torskiego, pionu – dodawała nam sił i pozwoliła zmieścić się w 34 dniach zdjęciowych. Czę-sto wracaliśmy z planu zmę-czeni, umorusani, z pyłem i pia-chem w ustach, ale zadowoleni z solidnie wykonanej pracy.

Szczęśliwi?Tak, szczęśliwi. Sprzyjała temu również stała obecność konsul-tanta wojskowego filmu, pod-pułkownika Grzegorza Kali-ciaka, który dowodził polskimi żołnierzami w Karbali. Podczas zdjęć, a nawet jeszcze na etapie montażu, Grzegorz doradzał co i jak zrobić, żeby na ekranie wszystko wyglądało prawdzi-wie. Liczyliśmy się z jego zda-niem, wiedząc, podobnie jak on, że Karbalę obejrzą polscy

weterani walk w Iraku. Film bar-dzo im się spodobał. Przyznam, że dopiero wtedy odetchnąłem z ulgą, choć telefony i SMS-y od operatorów, którzy gratulo-wali mi zdjęć, też odbierałem z wielką radością.

Na czym opiera się pańska koncepcja operatorska Kar-bali?Ten epicki film był zupełnie inny od kameralnych drama-tów, przy których pracowałem wcześniej, takich jak Daas czy Obława. One wymagały wysu-blimowanej fotografii. Dramat wojenny Łukaszewicza potrze-bował całkowicie odmiennych zdjęć, ukazujących wojnę z bli-ska i prawdziwie. Obawiałem się, że uzyskam piękny kolor i dobrze poprowadzę kamery, a prawdy w obrazie zabraknie. Mam nadzieję, że tego unikną-łem, częściowo zresztą dzięki ograniczeniom w budżecie. Brakowało pieniędzy, więc nie nastawiałem się na ujęcia w sze-rokich planach, bo często nie

było czym lub kim ich wypeł-nić, tylko byłem z kamerą przy aktorach, żeby pokazać emocje bohaterów Karbali – żołnie-rzy – malujące się na twarzach. W tym celu zaglądałem akto-rom obiektywem w oczy.

To pewnie było dużo ujęć nakręconych „z ręki”.Tak, bo kamera w rękach ope-ratora zawsze wykazuje choćby minimalną tendencję do drgań. I lepiej odda nerwowość na polu bitwy niż płynność Steadi-camu, z którego zrezygnowali-śmy. Z nowoczesnych urządzeń kamerowych użyłem długiego ramienia Technocrane. Ale znów nie po to, by wyciągnąć

je na całą długość i sfilmować z góry „zachwycającą” pano-ramę, tylko w celu pokazania wojny oczyma jej zdezorien-towanego uczestnika. Wędru-jący niezbyt wysoko nad ziemią Technocrane, z kamerą z obiek-tywem długoogniskowym, który przerzucał ostrość to na bliższy, to na dalszy plan, dawał właśnie taki efekt.

Czy nie wydaje się panu, że żółtobrązowa dominanta zdjęć w Karbali odzwierciedla ste-reotyp: skoro Irak, czy w ogóle Bliski Wschód, to na ekra-nie powinno być żółto, bo tam jest piach, pustynia, palące słońce?To nie stereotyp, świat bli-skowschodni rzeczywiście tak wygląda, więc film realistyczny, jakim jest Karbala, powinien wiernie oddawać jego koloryt i gorący klimat. Autora zdjęć filmowych obowiązuje ponadto utrzymanie ciągłości wizualnej filmu. Jednolita tonacja barwna Karbali pomogła spójnie zmon-

tować sceny nakręcone w Jor-danii i w różnych miejscach Polski. Zresztą z kolorystką Ewą Chudzik próbowaliśmy innych korekcji barwnych Karbali, ale wyglądały niedobrze. Wybra-liśmy najbliższą prawdy. Ewa w tydzień uwinęła się z równo-mierną korekcją Karbali, w któ-rej jeden akt mógł liczyć nawet 600 ujęć – tyle, ile niejeden film ma w całości! Krótkie ujęcia zdynamizowały akcję, jeszcze bardziej podgrzały emocje, lecz Ewa musiała się potem bardzo napracować. Pośpiech wyni-kał z nienaruszalności daty premiery filmu, wyznaczonej, z oczywistych względów, na 11 września. Zdążyliśmy.

Karbala startuje w Konkursie Filmów Polskich na tegorocz-nym 23. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Cameri-mage.Bardzo się cieszę. Dwa lata temu reżyser Bodo Kox i ja wygraliśmy ten konkurs. Zwy-cięskim filmem była Dziew-czyna z szafy, którą kręciliśmy w przyjacielskiej atmosferze. Tym fajniej odbierało nam się tę nagrodę we dwóch. Lau-reatami w tej konkurencji są zawsze reżyser i autor zdjęć. To dobry pomysł, podkreśla zna-czenie współpracy między nimi.

Karbalę ma pan już za sobą, a czas nie stoi w miejscu. W sierpniu padł ostatni klaps na planie Małego Jakuba, którym zadebiutował reży-ser Mariusz Bieliński. Pan był autorem zdjęć. Jaki to film?Zupełnie inny niż Karbala. Kameralny, nakręcony w ciągu dwudziestu kilku dni i to wła-śnie przez debiutanta. Lubię

debiuty, bo choć z jednej strony są trudne, z uwagi na z reguły skromny budżet i krótki czas realizacji, to z drugiej resetują mnie jako operatora. Debiutu-jący reżyser jest po trosze jak tabula rasa – nie zdążył jeszcze przesiąknąć modnymi trendami w kinie, jest szczery, niczego nie kalkuluje, chce przeważnie spełnić własne marzenia o fil-mie, pokazać na ekranie, co mu w duszy gra. Trzeba otworzyć się na kogoś takiego, być cier-pliwym, wyrozumiałym i – prze-praszam, że to powiem – mieć dobre serce. Robienie zdjęć do filmu debiutanta nie jest pracą nad zapiętym na ostatni guzik, skonwencjonalizowanym pro-

Rozmowa numeru: Arkadiusz Tomiak

6 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Andrzej Bukowiecki: Kar-bala Krzysztofa Łukaszewicza na ekranach, Zaćma Ryszarda Bugajskiego i Mały Jakub Mariusza Bielińskiego czekają na premiery. Do wszystkich tych filmów zdjęcia zrobił Arek Tomiak. Dzieje się…Arkadiusz Tomiak: Nie narze-kam na brak zajęć. Momen-tem szczególnie ważnym dla mnie było dołączenie do ekipy Karbali. Od kolegów po fachu słyszałem, że każdy ope-rator marzy o tym, by mieć w dorobku film wojenny. Mnie się udało. Myślę, że film jest udany, chociaż teoretycz-nie nie miał prawa się udać. Uprzedzano mnie o tym, prze-

strzegano, że mogę sobie nie poradzić. Ale lubię wyzwania i polegam na własnej intuicji, a ta podpowiadała mi, że będzie dobrze. I było.

Dlaczego obawiano się, że będzie źle? Za mały budżet?Jak na superprodukcję wojenną, pieniędzy mieliśmy niewiele. Z Karbalą były od początku kło-poty. Latem zeszłego roku zdję-cia zaczęły się już po raz drugi i szczęśliwie dobrnęły do końca. Za pierwszym razem przerwano je po pięciu dniach, jak się oka-zało – na prawie trzy lata. Nie chcę wnikać w powody tej decy-zji. Tak długa przerwa spowodo-wała, że zmienił się operator i na

prośbę producenta filmu, Wło-dzimierza Niderhausa, zastą-piłem Łukasza Bielana, który miał inne zobowiązania zawo-dowe. Z tych samych względów, w obsadzie miejsce Marcina Dorocińskiego zajął Bartłomiej Topa. Nie zmienił się reżyser – Krzysztof Łukaszewicz.

Musiał być zdeterminowany, skoro dokończył Karbalę.Trudności go mobilizowały. A miał je nie tylko z pieniędzmi, ale także ze zrobieniem zdjęć za granicą. Film, którego akcja dzieje się w Iraku, jeśli ma być wiarygodny, nie powinien być w całości kręcony w Pol-sce. Tymczasem wszędzie tam,

dokąd chcieliśmy udać się z kamerami, robiło się niebez-piecznie, wybuchały konflikty zbrojne. Skończyło się na ośmiu dniach zdjęciowych w Jorda-nii. Karbala w 80 proc. powstała w kraju.

W tych warunkach stworze-nie na ekranie wiarygodnego obrazu Iraku musiało być trudne, a jednak się powiodło. Jak to było możliwe?Duża w tym zasługa scenografa Marka Warszewskiego, który tak umiejętnie wybrał, i tanim kosztem zaadaptował, obiekty zdjęciowe w Polsce, że przypo-minały do złudzenia budowle irackie. Przekonujący obraz

Często zdaję się na intuicję. Tak było od pierwszego roku studiów, kiedy nie potrafiłem przelać na papier pomysłu trzyminutowej etiudy operatorskiej. W końcu profesorowie Stanisław Szymański i Janusz Tylman zgodnie orzekli: „Tomiak, nie ślęcz nad kartką, nakręć tę cholerną etiudę, a potem zobaczymy, czy zostaniesz na uczelni czy z niej wylecisz”. Zostałem. Etiuda im się spodobała.

Fot.

Jace

k D

ryga

ła

Arkadiusz Tomiak

Page 6: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

8

Rozmowa numeru: Arkadiusz Tomiak Polegam na własnej intuicji

9MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

jektem, tylko zaglądaniem obiektywem do wnętrza duszy takiego reżysera. Dusze różnią się między sobą, więc z debiu-tantem nie mogę popaść w rutynę, wszystkie pierwsze filmy reżyserów fotografuję tak, jakby były również moimi pierwszymi filmami.

Odrzucając doświadczenie zawodowe, zdawałoby się nie-odzowne w pracy z debiutan-tami?Przy debiutach staram się łączyć świeżość spojrzenia z doświadczeniem, którym służę stawiającym pierwsze kroki reżyserom. Debiuty dają mi więc poczucie, że jestem komuś naprawdę potrzebny, a tylko wtedy potrafię zaanga-żować się w pracę. Mariusz nie

wiedział, jak „widzą” poszcze-gólne obiektywy. Nie szkodzi, od tego miał właśnie mnie. Wiedział natomiast, co chciał powiedzieć swoim dziwnym filmem, w który ja od początku wierzyłem.

Na początku rozmowy powie-dział pan, że dołączenie do ekipy Karbali było szcze-gólnie ważnym momentem w pana karierze. Z pewnością nie pierwszym. Prześledźmy wcześniejsze, poczynając od narodzin fascynacji kinem. Kiedy i gdzie miały one miej-sce?Filmem interesowałem się od najmłodszych lat. Pochodzę z Koszalina, ale wychowywałem się w Darłowie, gdzie chodziłem do jedynego tam wówczas kina

kilka razy w tygodniu. Wstrzą-sające wrażenie zrobiła na mnie Obława Arthura Penna, którą obejrzałem w telewizji. Zama-rzyłem wtedy, żeby też kiedyś robić filmy silnie oddziałujące na widzów. W liceum zaczą-łem fotografować. Początkowo nie łączyłem w swoich pla-nach fotografii z filmem, ale po maturze zdawałem do Szkoły Filmowej w Łodzi na Wydział Operatorski. Bez powodzenia. Dostałem się za drugim razem. W międzyczasie był Kraków, gdzie uzupełniałem wiedzę w Studium Krytyki Filmowej, Dyskusyjnym Klubie Filmo-wym „Mikro” i grupie fotogra-ficznej Pięć Plus.

Kiedy po raz pierwszy stanął pan na planie filmowym?21 lat temu, na drugim roku stu-diów. Jan Jakub Kolski kręcił Cudowne miejsce, ja zostałem fotosistą tego filmu i asysten-tem autora zdjęć, Piotra Lenara. Ta sama sytuacja powtórzyła się przy następnym filmie Kol-skiego – Grającym z talerza. Kolejny – Szablę od komen-danta – już szwenkowałem, innymi słowy byłem operato-rem kamery. Od Janka nauczy-łem się poważnego stosunku do pracy w filmie.

Kolski powierzył panu zrobie-nie zdjęć do dramatu okupa-cyjnego Daleko od okna, za

które w 2000 roku dostał pan nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni i swoją pierwszą nominację do Orła – Polskiej Nagrody Fil-mowej. Zauważono pana. To też był chyba istotny moment w pańskiej karierze?Tak, ale poprzedził go inny: mój debiut jako autora zdjęć, przy filmie Przystań Janka Hryniaka, trzy lata wcześniejszy od obrazu Kolskiego. Oczywiście presti-żowa nagroda w Gdyni i nomi-nacja do polskiego „Oscara” miały dla mnie duże znaczenie, tym bardziej, że zaszczyty te spotkały mnie na zawodowym starcie.

Wkrótce potem Orzeł znów był blisko, dzięki Ciszy Michała Rosy. Czy spośród tamtych wczesnych filmów jeszcze jakiś uważa pan za bardzo ważny dla siebie?Symetrię, debiut Konrada Nie-wolskiego, brutalny dramat więzienny. Konrad czuje kino, ale wtedy jeszcze nie wiedział, jak się je robi. Radziłem mu na przykład: „W tej scenie przy-dałby się kontrplan. A on na to: Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale skoro tak uważasz, to zrób”. Po pierwszym dniu zdjęciowym oblał mnie zimny pot. Zdałem sobie sprawę, że odpowiadam nie tylko za zdjęcia, ale muszę również wejść w buty reżysera i baczyć, by nakręcone materiały dały się zmontować, co nie zda-rzyło mi się nigdy przedtem. Na szczęście Konrad miał dramaturgię Symetrii obmy-ślaną w każdym calu. Najlepszy dowód, że ze 100 proc. zapla-nowanych przez niego scen, do filmu weszło 99.

Symetria przyniosła panu trzecią nominację do Orła. Z Niewolskim pracował pan później przy diametralnie róż-niącym się stylistycznie od Symetrii, kreacyjnym Palimp-seście, uhonorowanym pań-ską czwartą „Orlą” nomina-cją. Niezależnie od niej, za zdjęcia do tego thrillera – i do komedii Michała Kwieciń-skiego Statyści – po raz drugi

otrzymał pan, w 2006 roku, nagrodę w Gdyni. Niewolski nakręcił jeszcze komedię Job i zniknął z kina…Teraz chce wrócić komedią Job 2. Zaproponował mi, żebym był jej operatorem, na co przysta-łem, gdyż scenariusz wydał mi się zabawny.

Wspomniał pan o precyzji dramaturgicznej Symetrii. Czy ma pan w dorobku inny film, który dorównuje pod tym względem debiutowi Nie-wolskiego?Zero, debiut Pawła Borow-skiego. Paweł pracuje z mate-matyczną dokładnością. W Zerze – wielowątkowej opo-wieści, w której krzyżują się drogi wielu postaci – niczego nie można było zmienić na planie w stosunku do scena-riusza, bo zawaliłaby się cała misterna konstrukcja fabu-larna. Dlatego ten film był dla mnie i trudnym wyzwaniem, i niezwykłą przygodą arty-styczną. A w osobie Pawła dał mi bliskiego przyjaciela, czło-wieka zarazem sumiennego i bardzo wrażliwego. Z tych wszystkich powodów Zero stało się kolejnym jasnym punktem w mojej biogra-fii. Niewykluczone, że Paweł nakręci wkrótce swój drugi

film, w czym chętnie pomogę mu jako autor zdjęć.

Zero powstało w 2009 roku. Zbliżała się ważna chwila nie tylko dla pana, ale dla więk-szości operatorów w Polsce i na świecie: cyfrowy zapis obrazu niemal zupełnie wyru-gował taśmę światłoczułą. Jak pan doświadczał tej transfor-macji?W rok po Zerze miałem swoje trzy ostatnie polskie filmy na negatywie: Mistyfikację Jacka Koprowicza, Kołysankę Juliusza Machulskiego i Cudowne lato Ryszarda Brylskiego. Defini-tywnie pożegnałem się z taśmą w malezyjskim obrazie Hanyut. Szaleństwo Almayera. W Sta-nach Zjednoczonych negatyw wciąż jeszcze bywa w użyciu. U nas przejście na elektronikę nastąpiło z przyczyn ekono-micznych – cyfra jest tańsza

i bardziej wydajna od taśmy, duble można robić teoretycznie w nieskończoność. Mówi się, że kamerę cyfrową można „spuścić ze smyczy” i ona sama wszystko sfilmuje jak trzeba. Sfilmuje, ale nie jak trzeba, obraz będzie niedobry. Zapis elektroniczny wymaga nie mniejszej kreatyw-ności niż tradycyjny. Kiedy przed czterema laty producent Lambros Ziotas poprosił mnie, abym zdjęcia do filmu Adriana Panka Daas zrobił na cyfrze, niewiele o niej wiedziałem. „Spuścić ze smyczy” mogłem kamerę z taśmą światłoczułą, bo olbrzymie możliwości współ-czesnych negatywów Kodaka znałem na wylot. I choć bardzo chciałem na tych negatywach utrwalić dramat kostiumowy Adriana, wiedziałem, że nie będę mógł sobie na to pozwolić z uwagi na ich wysokie koszty, zwłaszcza, że chodziło o debiut

reżyserski, więc w ogóle nie było mowy o dużym budżecie. I tak Daas stał się moim pierw-szym filmem cyfrowym, co miało tę dobrą stronę, że wresz-cie musiałem nauczyć się nowej technologii.

Mroczne zdjęcia w Daas, nagrodzone w 2011 roku na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Mło-dzi i Film”, uchodzą za jedno z pańskich największych osiągnięć. Twórca nie zawsze podziela cudze opinie. Jak jest w tym przypadku?Zabrzmi to nieskromnie, ale ja też uważam ten film za jeden z najlepiej przeze mnie sfoto-grafowanych. Lubię jego tajem-niczość, którą chyba udało mi się podkreślić barwą i świa-tłem. Z powodu stresu, jaki odczuwałem debiutując z cyfrą, wyjątkowo starannie przyłoży-

Lubię debiuty, bo choć z jednej strony są trudne, z uwagi na z reguły skromny budżet i krótki czas realizacji, to z drugiej resetują mnie jako operatora. Debiutujący reżyser jest po trosze jak tabula rasa – nie zdążył jeszcze przesiąknąć modnymi trendami w kinie, jest szczery, niczego nie kalkuluje, chce przeważnie spełnić własne marzenia o filmie, pokazać na ekranie, co mu w duszy gra.

Od kolegów po fachu słyszałem, że każdy operator marzy o tym, by mieć w dorobku film wojenny. Mnie się udało. Myślę, że film jest udany, chociaż teoretycznie nie miał prawa się udać. Uprzedzano mnie o tym, przestrzegano, że mogę sobie nie poradzić. Ale lubię wyzwania i polegam na własnej intuicji, a ta podpowiadała mi, że będzie dobrze. I było.

Fot.

Rob

ert

Pałk

a/W

FDiF

/NEX

T FI

LM

Fot.

Jace

k D

ryga

ła/K

ino

Świa

t

Karbala, reż. Krzysztof Łukaszewicz

Weronika Rosati i Maciej Stuhr w filmie Obława,

reż. Marcin Krzyształowicz

Page 7: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

10

Rozmowa numeru: Arkadiusz Tomiak Polegam na własnej intuicji

11MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

łem się do pracy, przed właści-wymi zdjęciami przeprowadzi-łem wiele prób. Myślę, że dobry rezultat wziął się też z koniecz-ności wynajdowania różnych kruczków na duże opory, jakie stawiały ówczesne kamery cyfrowe, daleko gorsze od dzi-siejszych.

I tak doszliśmy do Obławy Marcina Krzyształowicza. Pańska piąta nominacja do Orła za zdjęcia przestała być tylko nominacją – pol-ski „Oscar” wreszcie, w 2013 roku, trafił w pańskie ręce. Jaką drogą dotarł do nich sce-nariusz filmu?Okrężną. Obławę, trochę jak Karbalę, otrzymałem w spadku po innym operatorze. Nie będę rozwodzić się nad tym, dla-czego tak się stało. Pamiętam, że przebywałem na zdjęciach do filmu dokumentalnego w Hiszpanii, gdzie odebrałem telefon od producentki Małgo-rzaty Jurczak, która zapytała, czy w ciągu dwóch tygodni przejmę obowiązki operatora dramatu wojennego Obława, bo w przeciwnym razie przełoży realizację filmu na następny rok. Zapewniła mnie, że sobie poradzę, ale nie mogła przesłać mi scenariusza mailem, gdyż w odludnym, górskim rejo-nie, w którym kręciliśmy ten dokument, nie było dostępu do internetu. Na szczęście moja żona, Agnieszka, jest nie tylko moim najlepszym przyjacielem, ale także najbardziej godnym zaufania recenzentem scena-riuszy, które do mnie docie-rają. Poprosiłem o wysłanie scenariusza Obławy Agnieszce i powiedziałem, że jeśli ona oceni go pozytywnie, to dołączę do ekipy filmu. Żona przeczy-tała tekst, a potem usłyszałem od niej w słuchawce telefonu: „Bierz, to jest coś dla ciebie”.

Jak uporał się pan w dwa tygodnie z przygotowaniami do zdjęć?Znakomity scenariusz Krzysz-tałowicza sam podsunął mi rozwiązania estetyczne. Przyją-łem założenie, że kolorystykę Obławy stworzy srebrzystość

lasu bukowego, w którym roz-grywają się sceny plenerowe, ocieplona brązem jesiennych liści i karnacją twarzy. Sceno-graf Grzegorz Skawiński celnie wybrał lokacje, a także, może intuicyjnie, zaaranżował je na potrzeby filmu w taki sposób, by światło słoneczne padało zawsze z kierunku korzyst-nego dla zdjęć. Ze swojej strony postarałem się jeszcze tylko o dokooptowanie utalento-

wanego drugiego reżysera Huberta Koprowicza, który wsparł nas organizacyjnie. Zdję-cia plenerowe do Obławy utrud-niał pagórkowaty teren, przez co czasem trzeba było się namę-czyć z ułożeniem jazdy kamery. Ale wysiłek mi się opłacił, bo zaowocował nie tylko Orłem, ale również Nagrodą PSC, któ-rej byłem pierwszym laureatem. Wszystkie moje nagrody cenię sobie wysoko, ale tę szczegól-

nie, bowiem została przyznana przez operatorów.

Panie Arku, wiem, że przez skromność pan zaprzeczy, ale trudno oprzeć się wraże-niu, że pańskie sukcesy jako autora zdjęć w ostatnim pięt-nastoleciu – twórczy wkład wniesiony w te wszystkie wybitne filmy, o których roz-mawialiśmy, i otrzymane zań trofea – uczyniły pana jedną z największych indywidualno-ści we współczesnej polskiej sztuce operatorskiej. Szuka-jąc generalnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało, dochodzę do wniosku, że może po porostu miał pan szczęście pracować przy filmach wyma-gających od operatora szcze-gólnie kreacyjnego, inter-pretacyjnego podejścia do rzeczywistości, co uchroniło zdjęcia od banału. A może mam szczęście do współpracy ze świetnymi reży-serami? Ale chyba istotnie tak jest, że od samego początku mojej drogi zawodowej – od

Cudownego miejsca Kolskiego – przylgnąłem do „innego kina”. Z czasem zaczęły do mnie napływać wyselekcjono-wane pod tym kątem scenariu-sze. Różniły się między sobą, lecz wszystkie zapowiadały filmy nie pozwalające mi, jako potencjalnemu autorowi zdjęć, na bierny stosunek do świata, który miałbym przenosić na ekran. Z lektury poszczegól-nych tekstów mogły płynąć odmienne wnioski praktyczne: wiedziałem, że jeśli dojdzie do realizacji filmu, będę musiał podziałać kolorem bądź poba-wić się światłem, użyć dłu-giej albo – przeciwnie – krót-kiej optyki. W żadnym razie nie mogło być jednak mowy o kopiowaniu tego, co zoba-czyłbym przed obiektywem.

Nawet w filmach realistycz-nych, takich jak Statyści, czy – niesłusznie dotąd pomijany w naszej rozmowie – Żurek Ryszarda Brylskiego?To są bardzo mądre filmy i gotów jestem w każdej chwili

wziąć udział w kręceniu tak pięknych jak one. Ale realizmu też nie utożsamiam z widocz-nym nieraz w dzisiejszej sztuce operatorskiej odfotografowywa-niem rzeczywistości. Kino nie powinno być kalką świata.

Skąd bierze się ta kalkomania?Chyba z pozornej łatwości filmowania kamerą cyfrową. Wpływ może mieć również bylejakość mydlanych seriali czy telenowel, przenoszona do kina przez tych twórców, w tym operatorów, którzy pracują na dwa fronty, oczywiście nie wszystkich. W kinie nie może być miejsca dla bylejakości, obraz filmowy wymaga poważ-nego traktowania. W okre-sie przygotowawczym musi znaleźć się czas na rozmowy autora zdjęć z reżyserem, na obejrzenie materiałów, które mogą ich zainspirować: innych filmów, arcydzieł malarstwa, a jak trzeba, to i gier kompute-rowych. Mnie wszystko inspi-ruje. Spaceruję z moją dwulet-

nią córeczką. Ona jest całym moim światem. A jednak myślę obrazami filmu, do którego mam zrobić zdjęcia, choć nie-raz jeszcze na kilka tygodni przed pierwszym klapsem nie wiem dokładnie, jak je zrobię. Bo, jak już mówiłem, często zdaję się na intuicję. Tak było od pierwszego roku studiów, kiedy nie potrafiłem przelać na papier pomysłu trzyminutowej etiudy operatorskiej. W końcu profesorowie Stanisław Szy-mański i Janusz Tylman zgod-nie orzekli: „Tomiak, nie ślęcz nad kartką, nakręć tę cholerną etiudę, a potem zobaczymy, czy zostaniesz na uczelni czy z niej wylecisz”. Zostałem. Etiuda im się spodobała.

A dziś, w filmach profesjo-nalnych, jakich najchętniej używa pan operatorskich sposobów w większym lub mniejszym stopniu kreowania obrazu rzeczywistości?Zakładam folie na reflektory, uwielbiam zmiękczać świa-tło, zadymiać przestrzeń przed kamerą. Oczywiście wszystko to staram się robić w taki spo-sób, żeby nie stało się sztuką dla sztuki. Jeśli wiem, że jakieś moje działanie posłuży opowiada-nej na ekranie historii, wydobę-dzie zalety gry aktora czy akto-rów, przyda scenie emocji – nie odpuszczam. W jednej z kluczo-wych scen Obławy sfilmowałem Marcina Dorocińskiego w dale-kim planie i chciałem nakrę-cić bliski. Był grudzień, Mar-cin, nie mający w tej scenie na sobie ciepłego odzienia, dzwo-nił zębami z zimna. Pragnąc skrócić oczekiwanie aktora, nie przestawiając kamery, przybli-żyłem jego twarz obiektywem 135 mm. I zobaczyłem w lupie, że się wyabstrahowała z rozmy-tego teraz otoczenia, wyglądała nieciekawie, jak w komiksie. Na moją prośbę Marcin poszedł się ogrzać, a ja w tym czasie pod-szedłem z kamerą do przodu. Jak wrócił, sportretowałem go obiektywem 25 mm z bliska. To było to! Widziałem detale twa-rzy, a w tle – wyraźnie widoczne góry, cały kadr nabrał trójwy-miarowości i życia.

Wróciliśmy więc do Obławy, której – przypomnijmy – zawdzięcza pan Orła i przy-znaną wtedy po raz pierwszy Nagrodę PSC. A przypomi-namy dlatego, żeby przejść do następnego tematu. Niedawno został wybrany nowy zarząd tej organizacji, z panem jako przewodniczącym. Jakie cele stawia przed sobą Stowarzy-szenie w tej kadencji?Chcemy przede wszystkim nie zaprzepaścić dorobku wcze-śniejszych zarządów, a jest on pokaźny: stworzenie PSC, wywalczenie dla autorów zdjęć filmowych ochrony praw autor-skich, ustanowienie Nagrody PSC – to tylko niektóre zasługi. Nagroda i wręczanie jej na uro-czystej gali odniosło taki sam pozytywny skutek, jak festiwal Camerimage: nasze środowisko wypłynęło na szerokie wody. Notabene podczas tegorocz-nego festiwalu organizujemy panel poświęcony problemowi nierównych jakościowo projek-cji w polskich kinach. Będziemy dążyć do tego, żeby wybrane kina czy sale w multipleksach uzyskały rekomendację PSC. Rekomendacja powinna zachę-cić widzów, by płacąc odrobinę więcej za bilet, obejrzeli obraz o najwyższych parametrach technicznych.

Dużo pracy przed nowym zarządem…A to jeszcze nie wszystko. Zamierzamy też doprowadzić do sytuacji, w której teasery fil-mów polskich nie będą trafiać do obiegu bez korekcji kolo-rystycznej. To samo dotyczy fotosów. Postaramy się uświa-domić producentom i dystry-butorom, że wadliwy teaser czy fotos zniechęci publiczność do obejrzenia filmu, co przecież odbije się niekorzystnie na ich kieszeni. Planujemy założenie przy PSC operatorskiego Dys-kusyjnego Klubu Filmowego. Będziemy w nim prezentować klasykę kina polskiego, zrekon-struowaną cyfrowo, z komenta-rzami zapraszanych na pokazy autorów zdjęć.

Warszawa, jesień 2015

Od samego początku mojej drogi zawodowej – od Cudownego miejsca Kolskiego – przylgnąłem do „innego kina”. Z czasem zaczęły do mnie napływać wyselekcjonowane pod tym kątem scenariusze. Różniły się między sobą, lecz wszystkie zapowiadały filmy nie pozwalające mi, jako potencjalnemu autorowi zdjęć, na bierny stosunek do świata, który miałbym przenosić na ekran.

Fot.

Mar

cin

Gąsi

orow

ski/

Best

Film

Danuta Stenka i Andrzej Chyra w filmie Daas, reż. Adrian Panek

Page 8: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

12

Dagmara Romanowska: Idzie młode? Przyszło młode!

13MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Temat numeru: Nowe pokolenie producentów

Dagmara Romanowska

Temat numeru:

Nowe pokolenie producentów

Idzie młode?

młode!Przyszło

Fot.

Eas

t N

ews

Page 9: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

14

Temat numeru: Nowe pokolenie producentów Dagmara Romanowska: Idzie młode? Przyszło młode!

15MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Wielu z nich marzy, że któregoś dnia pójdzie w ślady Piotra Dzięcio-

ła, Ewy Puszczyńskiej i przywie-zie do Polski Oscara. Nie wszyscy głośno się do tego przyznają, ale wszyscy bardzo wysoko stawia-ją sobie poprzeczkę. Pasję łączą z zaangażowaniem i ciężką pracą, co z kolei przekłada się na impo-nujące efekty. Czy kiedykolwiek tak wiele pierwszych recenzji pol-skich produkcji i koprodukcji mo-gliśmy przeczytać najpierw w „Va-riety” czy „Hollywood Reporter”, a dopiero potem w rodzimych mediach? Czy kiedykolwiek tak wiele światowych premier naszych projektów miało miejsce poza Pol-ską? Na naszych oczach dzieje się coś niezwykłego. PISF wykształcił mechanizmy, a oni – prężni, niepo-skromieni, uparci, ambitni – pro-ducenci i reżyserzy – zaczęli two-rzyć nową jakość polskiego kina.

Kilka przykładów... Intruz Ma-gnusa von Horna, wyprodukowa-ny przez Mariusza Włodarskie-go swoją światową premierę miał w Cannes, a ostatnio triumfował na Festiwalu Filmowym w Gdy-

ni. Teraz rusza dalej – na kolejne europejskie i amerykańskie festi-wale oraz do kin m.in. w Polsce, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Fran-cji. Baby Bump Kuby Czekaja i dwóch producentek – Magda-leny Kamińskiej i Agaty Szymań-skiej – wywołał nad morzem go-rącą dyskusję. Wcześniej stał się wydarzeniem Wenecji. Czerwony Pająk – Marcina Koszałki i pro-ducentki Agnieszki Kurzydło – z Karlowych Warów pojechał m.in. do Hajfy i Chicago. Do między-narodowego obiegu (i nagród na festiwalach np. w Berlinie) trafiły również inne projekty pod pieczą Kurzydło – W imię… Małgorzaty Szumowskiej, Kebab i Horoskop Grzegorza Jaroszuka, Bejbi blues Katarzyny Rosłaniec. Demon tra-gicznie zmarłego Marcina Wrony, który tym razem był nie tylko re-żyserem i scenarzystą, ale i produ-centem swojego filmu, zachwycił publiczność i krytyków w Toronto, zdobył nagrody w Austin i w Haj-fie oraz za zdjęcia w Sitges. Miko-łaj Pokromski z reżyserką Marie Noëlle kończy pracę nad polsko- -francusko-niemieckim drama-tem Maria Curie. Lista sukcesów krótkiego metrażu i dokumen-tów jest jeszcze dłuższa – starczy wspomnieć o projektach Anny Wydry (m.in. oscarowy Królik po berlińsku) czy Katarzyny Ślesic-kiej oraz Adama Ślesickiego (nie tylko podbijają swoimi projektami świat, ale i angażują się w szkole-nia młodszych producentów). Ta fala powodzenia dotyczy nie tyl-ko sceny międzynarodowej, fe-stiwalowej, ale i Polski, widzów – by wspomnieć o Bogach Łukasza Palkowskiego, wyprodukowanych przez Piotra Woźniaka-Staraka i Krzysztofa Raka. Jest tu jakaś gigantyczna energia, zapał, któ-re przekładają się na taki obraz naszego kina, o jakim jeszcze kil-kanaście lat temu mogliśmy tyl-ko marzyć.

„Z debiutów wypływa pewna energia, świeżość; z młodych twór-ców – przekonanie o tym, że mo-gą zmieniać świat. To zaraźliwe. Wiek? Metryka nie jest wyznacz-nikiem, liczy się energia, pomysł, chęć robienia czegoś po swoje-mu” – mówiła w rozmowie z ser-wisem sfp.org.pl Agnieszka Ku-rzydło, która swoją karierę roz-

Dzięcioł, Małgorzata Staroń), To-rinoFilmLab, MAIA Workshops, Production Value i wielu innych. Z drugiej strony chętnie angażują się w konferencje i panele szko-leniowe w Polsce – np. w Koszali-nie, Krakowie, Gdyni, Wrocławiu, gdzie dzielą się doświadczeniami, starają się wyjść do branży, przed-stawić się.

Młodzi, czyli…Określenie „młody producent” po-traktować można tylko i wyłącznie umownie, hasłowo, na co zresztą uwagę zwracają wszyscy moi roz-

mówcy, także ci, skupieni wokół Sekcji Młodych Producentów KI-PA (Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych). Na początku było ich zaledwie kilka osób. Dziś to prężnie działająca grupa, która nieustannie poszerza swoją dzia-łalność i bacznie przygląda się te-mu, co dzieje się w naszej branży. Wstąpić może każdy, kto należy do KIPA, ale zarazem jako producent wiodący (główny) nie pracował przy więcej niż dwóch pełnome-trażowych produkcjach filmowych zrealizowanych przy wsparciu fi-nansowym PISF.

„Zaczęło się wyłaniać grono młodych ludzi, którzy – wycho-wani w innym systemie politycz-nym, rzeczywistości ekonomicznej i technologicznej – trochę inaczej myślą, inaczej patrzą na kino. Pa-miętają o Chełmskiej, Festiwalu w Gdyni i o Krakowskim Przed-mieściu, ale to im nie wystarcza. Ciągnie ich bardziej do Cannes, Sundance, Toronto, Berlina” – ko-mentuje Joanna Szymańska z fir-my SHIPsBOY, przewodnicząca Sekcji. „Nie stajemy w opozycji do starszych kolegów. Stworzyliśmy Sekcję, by się rozwijać, dzielić się

poczynała na planach koprodu-kowanych przez Zentropa Inter-national Polska – Antychrysta, Ko-biety, która pragnęła mężczyzny i Sponsoringu. Nie jest odosob-niona w swoim zdaniu. „Świat nie ogranicza się do jednego kraju za-równo, jeżeli chodzi o środowisko twórcze, jak i widownię” – wtóru-je jej m.in. Magdalena Kamińska (Balapolis). „Kino artystyczne fi-nansuje się bardzo trudno. Funk-cjonujemy bardziej na rynku euro-pejskim niż polskim. Korzystamy z międzynarodowych instrumen-tów finansowania kultury, a nie

tylko rodzimych” – mówi Mariusz Włodarski (Lava Films).

Młodzi działają w bardzo róż-nych obszarach produkcji. Wiele ich różni – każdy wydeptuje wła-sną drogę. Wiele jednak też łą-czy. Doskonale zdają sobie sprawę z siły wzajemnego wsparcia. Są „dziećmi” PISF – gdy zaczynali pracę, ten dopiero powstawał. Ma-ją po 30, 40 lat i stawiają przed so-bą i innymi wyzwania odpowiada-jące współczesnym realiom prze-mysłu filmowego na świecie. Są znakomicie wykształceni – i to naj-częściej nie tylko w Polsce – dla przykładu Łukasz Dzięcioł uczył się m.in. w Internationale Film-schule (IFS) w Kolonii i w Los An-geles Film School. Wszyscy walczą o miejsca (i zdobywają je!) w pre-stiżowych programach – Produ-cers on the Move (tu szlak prze-cierał Piotr Dzięcioł, ale później poszli za nim Piotr Mularuk, Grze-gorz Hajdarowicz, Andrzej Jaki-mowski, wreszcie – Kamila Polit, Łukasz Dzięcioł, Marta Plucińska, Agnieszka Kurzydło, Mikołaj Po-komorski, Mariusz Włodarski), EAVE (tu m.in. Mariusz Włodar-ski, Joanna Szymańska, Łukasz

swoimi doświadczeniami i wspól-nie podpatrywać innych, w jakiś sposób się ukonstytuować. Dzięki KIPA przestaliśmy być anonimo-wi. Nazwa »Młodzi« nie do końca oddaje to, kim jesteśmy. Najwła-ściwsze byłoby zapewne angiel-skie określenie »emerging«, ale nie ma ono swojego dobrego, tak bogatego w znaczenia odpowied-nika polskiego. »Wschodzący« nie do końca tu pasuje”.

„Chcieliśmy, żeby środowisko dowiedziało się o nas. Chcieliśmy dzielić się wiedzą i doświadcze-niami zawodowymi i uczyć się od

siebie i od starszych” – opowia-da Małgorzata Domin (Domino Film), jedna ze współzałożycielek Sekcji, dziś także członkini zarzą-du KIPA. – „Zależało nam również na możliwości skorzystania z po-rad prawnika, księgowego. Chcie-liśmy stworzyć miejsce kontaktu, spotkania ze sobą, z dyrektorami różnych instytucji związanych z ki-nematografią, telewizją, inwestora-mi. Dziś działamy w kilku grupach roboczych – jest nas już tak dużo. Przyznajemy nagrodę za Najlep-szy Debiut Producencki (laure-atki 2015 to Agnieszka Dziedzic i Marta Golba – przyp. D.R.). Cią-gle mamy nowe pomysły”.

„»Młody«? Czasami mam wra-żenie, że to krzywdzące określe-nie” – zwraca uwagę działający poza Sekcją Mariusz Włodarski. „To nie tak, że po jednej stronie barykady stoją młodzi, a po dru-giej starzy. Każdy nowy projekt wymaga od producenta pewne-go rodzaju młodości. To nie rok urodzenia ma tu znaczenie, a ra-czej sposób myślenia, otwartość. Młodsi może są bardziej bezczel-ni, nie są obciążeni przeszłością, starsi z kolei robią pewne rzeczy

Rzeczywistość polskiego lokalnego rynku ponownie determinowana będzie przez rozstrzygnięcia, które zapadną na arenie globalnej i pośród najważniejszych graczy. Te zaś związane są z dwoma fundamentalnymi i powiązanymi ze sobą kwestiami: rozwiązaniem problemu piractwa oraz wspomnianych już regulacji związanych z czasem i kolejnością uwalniania następujących po sobie okien dystrybucji.

Nowe pokolenie producentów coraz głośniej daje o sobie znać i coraz mocniej zaznacza swoją obecność na rynku. Korzystają z doświadczeń starszych kolegów i koleżanek, ale jednocześnie trochę inaczej, może odważniej patrzą na świat. Nie tylko znają języki, ale wręcz nie widzą granic. Międzynarodowe środowisko pracy i nauki jest dla nich naturalne. Pozbawieni kompleksów, żądni wyzwań, wspierani przez Polski Instytut Sztuki Filmowej i programy Unii Europejskiej z tupetem przywracają nasze kino światowym festiwalom i rodzimym widzom, ale jednocześnie chętnie wchodzą w koprodukcje. Idą w świat i świat ściągają do nas.

Kacper Olszewski w filmie Baby Bump, reż. Kuba Czekaj

Fot.

Łuk

asz

Bąk

Page 10: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

16

Temat numeru: Nowe pokolenie producentów Dagmara Romanowska: Idzie młode? Przyszło młode!

17MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

szybciej, bo już się nauczyli. Li-czy się nie wiek, a know-how” – uzupełnia. „W grupie siła. Wie-my o tym. Dlatego sama na stałe pracuję z Agatą Szymańską. Dla-tego powstała Sekcja. Grupa doda-je skrzydeł. Chcemy współpracy z innymi. Wiek nie ma znaczenia. Wielu starszych kolegów jest nie-zmiernie życzliwie do nas nasta-wionych i nam pomaga. »Młody« to hasło. Najważniejsze, by być do-brym producentem” – komentuje Kamińska.

„Moją zawodową matką chrzest-ną jest Ewa Puszczyńska, a ojcem chrzestnym Piotr Dzięcioł” – przy-znaje Włodarski, który pierwsze zawodowe kroki stawiał w Opus Film. Dla nowego pokolenia pro-ducentów te dwa nazwiska to ab-solutne autorytety. Oboje zresztą chętnie dzielą się tym, co potra-fią. Puszczyńska ostatnio gościła m.in. na warsztatach Film Spring Open Sławomira Idziaka.

Nowy rynek, nowe myśleniePrzez lata droga do funkcji produ-centa prowadziła przez asysten-tury, pracę w zespole filmowym, stanowisko kierownika produkcji. Dziś... „Wcześniej panował zupeł-nie inny system i stawiał on przed producentem inne zadania, inne walki do stoczenia, może trudniej-sze od naszych, a może o innym charakterze. Współcześni produ-cenci w pewien sposób biorą na siebie zadania dawnych zespołów filmowych, a nie kierowników pro-dukcji” – komentuje Włodarski. „Wraz z postępującą profesjonali-zacją zawodów filmowych te dwie gałęzie – kierownictwa produkcji i producenta – zdecydowanie się rozdzieliły, wiążą się z innym za-kresem obowiązków i kompeten-cji” – zauważa Joanna Szymań-ska. – „Obecnie coraz większa grupa osób od razu identyfiku-

tematów, z którymi w codzien-nej pracy mierzy się producent” – przyznaje Szymańska. – „Niektóre z rad, które na nich usłyszałam, ciągle przyświecają mi w pracy. Duncan Kenworthy, którego po-znałam w trakcie dwutygodnio-wego programu British Council Creative Entrepreneurs w Wielkiej Brytanii, poradził mi, żebym za-wsze upewniała się, że ja i reżyser robimy ten sam film. Na EAVE, szkoleniu, które uważam za obo-wiązkowe dla wszystkich, którzy

poważnie myślą o tym zawodzie, musiałam odpowiedzieć sobie na wiele kluczowych dla mojej przy-szłości pytań. Praktyczne wska-zówki, które stamtąd wyniosłam są bezcenne. EAVE to też swoista grupa wsparcia, dająca poczucie, że nie jesteś sam ze swoimi zawo-dowymi problemami”.

„Może dzięki tym kursom dziś jestem bardziej otwarty na współpracę międzynarodową” – zastanawia się Włodarski. – „Na EAVE uwierzyłem, że nie muszę czekać z debiutem producenckim do pięćdziesiątki. Wyjątkowym szkoleniem na początku mojej dro-gi był kurs Passion to Market, or-ganizowany przez łódzką Szkołę Filmową, londyńską The National Film and Television School oraz paryską La Fémis. Tu dowiedzia-łem się jak wyjść z pomysłem na rynek. Takie programy konfrontu-ją wyobrażenia o zawodzie z rze-czywistością. Doświadczeni tuto-rzy obalają różne mity. W szkole filmowej nie zawsze wszystko jest tak szczerze, momentami wręcz brutalnie prezentowane”.

Każdego roku pojawiają się no-we inicjatywy, rodzime i światowe, obejmujące różnego rodzaju pro-blematykę – od ogólnych kursów producenckich po szkolenia pitch- ingowe. Programów odpowiadają-cych indywidualnym potrzebom najlepiej szukać poprzez biuro Kre-

je się zawodowo jako producent. W dodatku jako producent, któ-ry nie zajmuje się tylko budżeta-mi i formalnościami, ale angażuje się w realizację całościowo – od pomysłu do popremierowej eks-ploatacji”. O kwestii producenta kreatywnego… za chwilę.

Niegdyś na kierunek organizacji produkcji zgłaszać się mogli tylko absolwenci ekonomii bądź prawa. Dziś na rynku edukacyjnym takich ograniczeń nie ma, a wśród wcho-dzących do zawodu producentów

są także absolwenci lub studenci filmoznawstwa, socjologii, kierun-ków biznesowych. „Szkoła filmowa jest potrzebna – tu dorasta się z ko-legami, z którymi potem będzie się pracowało” – przekonuje jednak Kamińska. W ten sposób poznała Kubę Czekaja. W ten sposób Wło-darski rozpoczął współpracę z von Hornem. „Dzięki filmoznawstwu pogłębiłam swoją wiedzę o kinie, do której teraz mogę się swobod-nie odwoływać. W czasie studiów zaczęłam też poznawać branżę. Te-raz kończę prawo – bardzo w tym zawodzie potrzebne. Każde stu-dia mają to do siebie, że wyjmiesz z nich tyle, ile włożysz” – swoimi doświadczeniami dzieli się Szy-mańska.

Jak się uczyć, to na świecie i w praktyceWszyscy bez wyjątku zgodnie przyznają, że najlepszą szkołą zawodu pozostaje praktyka, cho-ciaż bardzo pomocne są również różnego rodzaju kursy, „laby”, szczególnie te poza Polską. Dla młodych to nie tylko miejsce na-uki, spotkania profesjonalistów z olbrzymim doświadczeniem, ale i nawiązania nowych kontak-tów, partnerów produkcyjnych, poznania realiów i oczekiwań pro-dukcyjnych innych krajów. „Tego typu kursy pokazały mi ogrom i różnorodność problemów oraz

atywnej Europy (najlepszym źró-dłem wyjściowym jest broszura „Training and Networks”). Warto pamiętać, że polska branża oferuje młodym duże wsparcie w tej kwe-stii – z jednej strony wiele do zaofe-rowania mają tu same szkoły fil-mowe (dla studentów), z drugiej – (dla osób już aktywnych zawodo-wo) przede wszystkim Fundacja Polskie Centrum Audiowizualne. Producenci pragnący podnosić swoje kwalifikacje (szkolenia, kur-sy, warsztaty) mogą ubiegać się o dofinansowanie z działającego od połowy 2007 roku Programu Operacyjnego „Profesjonalizacja indywidualna”. Nabór trwa przez cały rok, a komisja oceniająca zbie-ra się mniej więcej raz na dwa ty-godnie. W roku 2014 rozpatrzo-no 209 wniosków. Pula środków na program wyniosła wówczas 461 tys. zł. „W przeważającej mierze rozpatrujemy zgłoszenia dotyczą-ce szkoleń zagranicznych – na te-mat koprodukcji, prawa obowiązu-jącego w kinematografiach innych państw, międzynarodowych pre-zentacji pitchingowych, rozwoju projektu” – mówi Ewa Borguńska, prezes Zarządu Fundacji.

Producent kreatywny czy po prostu producent?W rozmowie młodzi przytaczają znane w środowisku żarty: „Chcesz

być dobrym producentem, wyjdź bogato za mąż” albo „Jak zostać bogatym producentem? Najpierw trzeba być bardzo bogatym”. Mity o producencie z cygarem i waliz-ką pieniędzy, który siedzi za swo-im wielkim, dębowym biurkiem i nawet nie pojawia się na planie ciągle pokutują i to nie tylko w po-wszechnym obiegu, ale i w branży. Tak jak i te o producentach, któ-rzy wchodzą w kolejne projekty tylko po to, by zaksięgować swoje honorarium i zapomnieć o spra-wie. Wydaje się jednak, że takie przypadki należą do wyjątków i do przeszłości. Jeżeli jest coś, co łączy młode pokolenie producentów, to na pewno wyjątkowe zaanga-żowanie. Często kojarzy się ich z modnym hasłem „producenta kreatywnego”.

„Ten przymiotnik jest moim zdaniem zbędny, wręcz przeszka-dza mi” – stwierdza Włodarski. – „Wierzę, że każdy producent jest kreatywny. Reżyser, operator nie potrzebują tego określenia. Nie jestem przykładem producenta kreatywnego, tylko producenta zaangażowanego. Wchodzę w pro-jekt na okres jego powstania i póź-niejszego życia. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że przy takim po-dejściu do zawodu wyprodukuję ograniczoną liczbę filmów pod swoim nazwiskiem”. „Zrobię w ży-ciu bardzo mało filmów, ale będą

to te, które zrobić naprawdę chcę, które wzbudzą moją pasję. Chcia-łabym w dodatku, żeby były to fil-my, które będą coś znaczyły dla publiczności niezależnie od tego, pod jaką szerokością geograficz-ną będzie się je oglądać” – doda-je Szymańska. – „Praca tylko po to, żeby zaistnieć w napisach po-czątkowych mnie nie interesuje”.

„Poprzez to, że angażujemy się w filmy na lata, mamy wrażenie, że to są też nasze dzieci. Wpływa na to również fakt, że wybieramy projekty, kierując się własnymi fascynacjami i nasz wybór poka-zuje, co sami chcemy powiedzieć. Filmy, które produkuję są także moją wizytówką” – uzupełnia Wło-darski. – „Nie jestem osobą, która tylko zabezpiecza budżet i dys-trybucję. Chcę i mam wpływ na to, jak film wygląda, jak kształtu-je się jego realizacja, ekipa, obsa-da. To dla mnie rzeczy oczywiste. Tymczasem często bardzo nie-sprawiedliwie sprowadza się nas do bezmózgich kontrolerów fi-nansowania”.

„Producent kreatywny nie musi mieć swojego ogromnego wkła-du w sam scenariusz czy zastępo-wać reżysera w reżyserowaniu – to błędne myślenie” – dodaje Mag-dalena Kamińska. – „Kreatywność w tym zawodzie polega na umie-jętności dobrania środków do da-nej sytuacji. Kreatywnie można

podejść do sposobów finansowa-nia, do pewnych decyzji, także ar-tystycznych. Kreatywność rodzi się też w kontakcie z reżyserem i ekipą. Szalenie ważne jest, żeby nie budować barier, tylko by je ni-welować”.

Zaangażowanie w artystyczny kształt filmu nie oznacza, że mło-dzi zapominają, że producent to też zawód, praca. „Chcemy zara-biać na życiu filmu, na jego dys-trybucji, również w nowych ka-nałach – takich jak internet. Za-leży nam, by filmy podróżowały po świecie, docierały do widow-ni” – mówi Szymańska. – „Film to dzieło sztuki, ale również pro-dukt – sposób na wydanie i zaro-bienie pieniędzy. Jesteśmy czę-ścią przemysłu filmowego i pod koniec dnia zgadzać się musi nie tylko rachunek artystyczny, ale i ekonomiczny – na tym chyba polega to nowe myślenie”.

MożliwościRynek jest konkurencyjny, trudny, kapryśny, ryzykowny – to oczywi-stości, których nikomu nie trze-ba udowadniać. Nie każda z ma-łych firm producenckich da radę się na nim utrzymać. Niemniej, dzisiejsze możliwości są bez po-równania większe niż te sprzed dziesięciu lat. Młodzi z pomysła-mi mają drzwi, do których mogą pukać – by rozwijać się zawodo-

Wielu z nich marzy, że któregoś dnia pójdzie w ślady Piotra Dzięcioła, Ewy Puszczyńskiej i przywiezie do Polski Oscara. Nie wszyscy głośno się do tego przyznają, ale wszyscy bardzo wysoko stawiają sobie poprzeczkę. Pasję łączą z zaangażowaniem i ciężką pracą, co z kolei przekłada się na imponujące efekty.

Niegdyś na kierunek organizacji produkcji zgłaszać się mogli tylko absolwenci ekonomii bądź prawa. Dziś na rynku edukacyjnym takich ograniczeń nie ma, a wśród wchodzących do zawodu producentów są także absolwenci lub studenci filmoznawstwa, socjologii, kierunków biznesowych.

Intruz, reż. Magnus von Horn

Fot.

Lav

a Fi

lms/

Zent

ropa

Inte

rnat

iona

l Sw

eden

Page 11: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

18

Temat numeru: Nowe pokolenie producentów Dagmara Romanowska: Idzie młode? Przyszło młode!

19MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

wo, by rozwijać swoje projekty. „Gdy zaczynałam pracę dziesięć lat temu, programów wspierają-cych młodych nie było, a przynaj-mniej o nich nie wiedziałam” – wspomina Kamińska. – „Nie było systemu wspierającego produ-centów. Można powiedzieć, że wtedy dokonywała się natural-na selekcja. Wielu zrezygnowa-ło”. Wejście do Unii Europejskiej, Ustawa o kinematografii, powo-łanie PISF – to wszystko procen-tuje także w kinie, także w przy-padku producentów. Możliwo-ści pojawiają się też w szkołach filmowych i w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Trudno nie wspomnieć tu o Studiu Munka, nastawionym na debiuty.

Tutaj – do programów „30 Mi-nut”, „Pierwszy Dokument” i „Mło-da Animacja” swoje projekty – sce-nariusze (z odpowiednią doku-mentacją) mogą zgłaszać reżyse-rzy, nie producenci. Oni pojawiają się dopiero w momencie, gdy za-pada decyzja o skierowaniu filmu do realizacji. Czasami reżyserzy przyprowadzają ludzi, z którymi już pracowali. Czasami wybór pro-ducenta wykonawczego zapada inną drogą. „Studio Munka z pew-nością jest otwarte dla młodych producentów. Nie można temu w żaden sposób zaprzeczyć, kie-dy widzi się listę firm, które jako producent wykonawczy / kopro-ducent współpracowały czy nadal współpracują ze Studiem” – mówi

producenci wykonawczy, a teraz są już po debiucie pełnometrażo-wym – jako samodzielni produ-cenci. Studio Munka jest zatem świetnym pomostem pomiędzy szkołą filmową a pełnometrażo-wym debiutem, nie tylko dla re-żyserów i scenarzystów, ale i dla młodych producentów”.

OczekiwaniaMłodzi doskonale zdają sobie sprawę, że są beneficjentami sys-temu, nawet jeżeli nie wszystkie z ich projektów otrzymują dotację. Niemniej, jak to młodzi, zawsze chcą więcej. Bacznie obserwują programy instytutów filmowych w innych krajach. Dostrzegają roz-wiązania, które – ich zdaniem – można zaimplementować na na-szym gruncie. Bez wyjątku, wszy-scy głęboko wierzą, że im większe będą inwestycje w debiuty, mło-

Liwia Mądzik, kierownik Progra-mów dla Młodych Twórców w Stu-diu. – „Na początku działalności Działu dla Młodych Twórców (kie-dy jeszcze formalnie Studio Mun-ka nie istniało) częściej pracowa-liśmy z większymi producentami, jak np. Studio Filmowe „Tor” czy Opus Film. Teraz to głównie fir-my prowadzone przez osoby sto-jące dopiero na początku swojej producenckiej drogi. Choć oczy-wiście nie jest to zasadą”.

„Na pewno bardzo ciekawe jest obserwowanie rozwoju za-wodowego młodych producen-tów” – kontynuuje Mądzik. – „Bli-sko dziesięć lat temu pamiętam ludzi tuż po szkole, którzy np. w filmach z programu »30 Mi-nut« byli drugimi kierownikami produkcji czy asystentami kie-rownika produkcji, w pewnym momencie wracali do nas jako

dych, niezależnych producentów i reżyserów, scenarzystów, tym mocniejsze będzie nasze kino. Ja-kie mają więc postulaty?

Przede wszystkim chcieliby większej swobody i zaufania ze strony gremiów przyznających dotacje. „Weryfikacja jest po-trzebna, ale myślę, że powinno się obdarzać nas większym zaufa-niem” – mówi Joanna Szymańska. „Liczymy na zmiany w progra-mach operacyjnych. Walczymy o to, by debiut nie był traktowany jako program specjalnej troski – by przyznający dotację nie martwi-li się o to, że trzeba nas cały czas trzymać za rękę. Zdajemy sobie sprawę z tego, jaka jest stawka i je-steśmy przekonani, że potrafimy sobie świetnie z debiutem pora-dzić” – przypomina Magdalena Kamińska.

Szymańska z kolei jest jedną z osób, które zwracają uwagę na brak programów większego ry-zyka, programów dla produkcji mikrobudżetowych (milion-dwa miliony złotych), przede wszyst-kim zaś koprodukcji mniejszo-ściowych. „Tego typu realizacje pozwalają rozwijać się firmom, któ-re z czasem – tak, jak Opus Film – będą mogły coraz więcej inwe-stować w rodzime produkcje” – przekonuje producentka. Mariusz Włodarski podkreśla natomiast potrzebę poszerzania programów dla krótkich metraży – poza Stu-diem Munka oraz szkołami filmo-

wymi – skierowanych właśnie na małe i średnie firmy producenckie. „Niektóre pomysły i też reżyserzy potrzebują sprawdzenia i każdy producent, powinien mieć możli-wość zrobienia takiej małej formy pod swoim szyldem z reżyserem, z którym będzie chciał robić peł-ny metraż” – mówi.

Wśród innych bolączek i wy-zwań młodzi wymieniają kwestie związane z regulacjami prawnymi dotyczącymi statusu producen-ta, jasnymi definicjami i kryte-riami. Tak jak i całe środowisko filmowe, zwracają uwagę na ko-nieczność wdrożenia ulg podat-kowych – obecnie fiskalnie prze-grywamy w Europie ze wszystki-mi – apelują. Podkreślają wagę funduszy regionalnych i widzą ich dalszy rozwój. „Każda war-tościowa energia idąca od dołu wymaga wsparcia z góry” – za-znacza Szymańska.

Młodzi zwracają też uwagę na zbyt niską świadomość prawną w branży – potrzebę zaangażo-wania w procesy preprodukcyjne wyspecjalizowanych w sprawach filmu prawników, wspierających wszystkie zaangażowane strony. „Rzetelne umowy są bardzo waż-ne. Im lepsze, tym więcej miejsca pozostawiają na skupienie się na elementach kreatywnych. Ciągle jest u nas za dużo ukochanego przez polską strefę filmową nie-

lesii Film« – z listy rezerwowej. Do tej pory myślę, że bez tej do-tacji Klub… by nie powstał. PISF włączył się dopiero, gdy film był niemal gotowy, choć dzięki nie-mu domknęliśmy budżet. Trudno przebić się do świadomości de-cydentów i inwestorów, że takie kino jest nam bardzo potrzebne. Konieczne są odgórne dyrekty-wy i programy, odrębne alokacje finansowe, komisje eksperckie specjalizujące się w tej dziedzi-nie kina, co powinno przełożyć się na regularne premiery tego typu. Rozmowy ciągle w tym te-macie trwają, zresztą nie tylko z PISF, ale i TVP. Jako członkini KIPA będę o to walczyć”. Produ-centka planuje dwie kolejne tego typu realizacje. Nad filmem dla młodych widzów – ekranizacją komiksu „Łauma” Karola „KRL” Kalinowskiego z Pawłem Borow-skim pracuje Mariusz Włodarski. „Będzie to koprodukcja – budżetu w Polsce nie domkniemy. Mamy już partnera z Belgii, szukamy ko-lejnego. Budżet to około 12-15 mln złotych” – ujawnia producent, któ-ry prawa do pierwowzoru nabył już w 2009 roku. – „Przestaliśmy filmowo edukować dzieci. Jeżeli to się nie zmieni, stracimy tych i przyszłych widzów”.

Młodzi twardo stąpają po zie-mi. Nie są marzycielami, ideali-stami, którzy bujają w obłokach.

domówienia: Jakoś się dogada-my, jakoś to będzie” – sugeruje Szymańska.

Nowej dyrektor PISF Magdale-nie Sroce młodzi na pewno będą starali się przedstawić i pokazać swoje możliwości. Będą również proponowali – razem z Krajową Izbą Producentów Audiowizual-nych – swoje postulaty. „Nie będą to rewolucyjne hasła” – zastrzega Magdalena Kamińska. „Będziemy zapewne lobbować za zmianami w pewnych zapisach, w prioryte-tach” – komentuje Małgorzata Do-min. – „Chcemy, by funkcja produ-centa bardziej zaistniała – brakuje nas np. w komisjach eksperckich, wśród ich liderów”.

Z całą pewnością nowe po-kolenie producentów chce się zjednoczyć ze starszymi w wal-ce o lepsze traktowanie filmu dla dzieci i młodzieży. Domin, która niedawno przedstawiła wi-dzom obraz Klub Włóczykijów i tajemnica dziadka Hieronima spotkała się tu z bardzo dużymi trudnościami. „Gdy zaczynali-śmy, byłam przekonana, że łatwo zbierzemy fundusze” – wspomi-na. – „Życie przekonało nas, jak trudny był to debiut. Po drodze długo spotykały nas niepowo-dzenia. Prywatni inwestorzy nie wierzyli, że można zrobić dobre polskie kino dla dzieci. Pierwsze wsparcie przyszło dopiero z »Si-

Ta profesja na to nie pozwala – przed każdym, kto się jej podej-mie stawia bardzo wysokie wy-magania – zarówno jeżeli chodzi o wiedzę, jak i charakter. Koniecz-na jest tu żelazna konsekwencja i upór, wiara w to, że da się po-konać ograniczenia i trudności. „Sami sobie potrafimy tworzyć ograniczenia – dotyczy to nie tyl-ko zawodu producenta. Jeżeli jed-nak chcesz do czegoś dojść, coś zrealizować, to – tak naprawdę – nie będzie przeszkód. Nie można się poddawać. Nie można patrzeć na siebie jak na ofiary. Zawsze trzeba pamiętać, że wychodząc z projektem w świat, już ma się coś do zaoferowania, jakąś dro-gę za sobą. Z drugiej strony są partnerzy, którzy twojego projek-tu szukają. Czasami tylko więcej czasu i poświęcenia wymaga ich znalezienie” – mówi Włodarski. – „Producent jest pierwszym »gate- keeperem« projektu, scenariu-sza i tego, jak jest on rozwijany. Nie wszyscy twórcy to rozumieją. Choć coraz więcej to dostrzega”.

Czy tak faktycznie jest? To już zapewne temat na odrębny arty-kuł. Trochę jednak zasmuca fakt, że na zorganizowane przez Sek-cję Młodych Producentów KIPA spotkanie „Po co reżyserowi pro-ducent?” reżyserów przyszło bo-daj dwóch. Sprawdźcie młodych, dajcie im szansę!

Fot.

Adr

iann

a Kę

dzie

rska

/SFP

Koleżanki i Koledzy,

jak pewnie wiecie, komisja SFP przyznaje młodym twórcom stypendia, aby mogli pracować nad swoimi pomysłami scenariuszowymi. Czytałam ostatnio kilka sprawozdań, w których sty-pendyści przedstawiają rezultaty swojej pracy. To najczęściej pierwsze wersje scena-riuszy, często bardzo ciekawe. Z tych projektów być może powstaną niezłe lub bardzo dobre filmy. Filmy, które będą nagradzane. Ale była to mocno… przygnębiająca lek-tura. Poza nielicznymi wyjątkami, czytałam opisy okrucieństwa, przemocy, niszcze-nia wszystkiego, co dobre.Zobaczyłam też kilka filmów z festiwalu w Gdyni. Interesujących, docenionych nagro-dami. Pokazujących świat zły, życie smutne lub wręcz tragiczne. To na pewno obraz prawdziwy, ale po projekcjach zadałam sobie pytanie – czy tylko taki jest świat? Czy nie powinniśmy pokazywać w kinie także więcej jaśniejszej strony życia? I niespodzie-wana odpowiedź – film Janusza Majewskiego Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy. Mogłam się śmiać, mogłam się zachwycać mądrością i ciepłem płynącym z obrazu. Rekonstrukcja cyfrowa przywraca nam również inny film Majewskiego – Zaklęte rewiry. Pisze o nim Stanisław Zawiśliński w cyklu „Niewiarygodne przygody polskiego filmu”. Przeczytajcie i idźcie do kina na filmy Janusza Majewskiego. Koniecznie! Ciepła i „słonecznej strony ulicy” Wam i sobie życzę.

Krystyna Krupska-Wysocka

Wejście do Unii Europejskiej, Ustawa o kinematografii, powołanie PISF – to wszystko procentuje także w kinie, także w przypadku producentów. Możliwości pojawiają się też w szkołach filmowych i w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. Trudno nie wspomnieć tu o Studiu Munka, nastawionym na debiuty.

Maria Curie, reż. Marie Noëlle

Fot.

Grz

egor

z H

artfi

el/K

ino

Świa

t

Page 12: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

20 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Wydarzenia: Dyplomaci w Kulturze

„Zawsze kusiło mnie, żeby opowiedzieć o podwórku drugiej wojny światowej” – zdradził podczas spotkania Michał Rogalski, reżyser i scenarzysta Letniego przesilenia na wstępie tradycyjnego już, comiesięcznego spotkania z przedstawicielami korpusu dyplomatycznego, które odbyło się w stołecznym kinie Kultura.

Poruszający film młodego fil-mowca zyskał spore uznanie w oczach jurorów na niedaw-

no zakończonym 40. Festiwalu Fil-mowym w Gdyni. Letnie przesile-nie zdobyło tam nagrody m.in. za zdjęcia (dla Jerzego Zielińskiego) oraz za drugoplanową rolę kobie-cą (dla Marty Semotiuk). „Kiedy dowiedziałam się, jaką nagrodę otrzymam, nie mogłam w to po prostu uwierzyć. Byłam w eufo-rii” – wspominała młoda aktor-ka. Zagrała Żydówkę, Bunię, któ-ra ucieka wraz z bratem z trans-portu kolejowego, wiozącego lu-dzi z Warszawy do jednego z obo-zów zagłady.

Letnie przesilenie opowiada hi-storię dwóch młodych chłopa-ków, Polaka i Niemca, których lo-sy splatają się latem 1943 roku w Polsce, gdzieś na bliżej nieokre-ślonej prowincji. Romek pracuje jako początkujący maszynista na lokalnej stacji kolejowej. Guido, wrażliwy, pochodzący z Hambur-ga siedemnastolatek, jest żołnie-rzem Wehrmachtu, którego ma-ły oddział stacjonuje w pobliskiej wsi. W obcej rzeczywistości pró-buje stworzyć sobie azyl przed

do zrobienia tego filmu było zdję-cie moich dziadków ze znajomy-mi. Wszyscy trzymali się za ręce i uśmiechnięci biegali umoczeni po kolana w Świdrze. Myślę sobie, normalne zdjęcie. Odwróciłem je i przeczytałem datę:  maj 1943 rok. Zadałem sobie pytanie: co się tam wtedy działo?” – wspomi-na reżyser Letniego przesilenia. „Pamiętam też »Monidło«, tomik opowiadań Jana Himilsbacha – kontynuuje Rogalski – w którym ten wspomina, jak do jego matki podczas okupacji przychodził nie-miecki żołnierz, chciał się z nią umawiać na randki, dawał jej je-dzenie i kupował od niej alkohol. Tam, gdzie obok siebie żyje dwo-je, nawet najbardziej nienawidzą-cych siebie ludzi, tam po jakimś czasie musi się między nimi ro-dzić przynajmniej jakaś cieka-wość. Taka historia zdarzyła się w naszym filmie”.

Dyplomaci, którzy przybyli na pokaz Letniego przesilenia, wy-chodzili z kina poruszeni tym, co zobaczyli. Znamienna była cisza, jaka zaległa wraz z napisa-mi końcowymi filmu. Liczne py-tania tym razem padały dopie-ro w kuluarach. Jedno z najważ-niejszych dotyczyło dalszych lo-sów głównych bohaterów. „Koniec tego filmu jest wyjściem do tego, co zdarzy się im za chwilę. Niem-cowi – upadek III Rzeszy, śmierć na froncie wschodnim lub obóz pracy na Syberii, a może będzie miał szczęście i wróci do domu. Co czeka Polaka? 45 lat komu-nizmu” – odpowiadał reżyser.

Cisza, zaduma

i poruszenie

brutalnością wojny i prostackim światem jego starszych kompa-nów z armii. Na zapomnianym przez wszystkich strychu słucha zakazanej wówczas muzyki. „W fil-mie słychać piosenki śpiewane przez Wierę Gran, utwory grane przez orkiestrę słynnego Glena Millera i mój ulubiony swing” – mówi Michał Rogalski.

W tym samym czasie Romek pomaga samotnej matce, pracu-jąc na kolei. Jako pomocnik ma-szynisty codziennie na bocznicy

widzi m.in. rzeczy odebrane wy-wożonym do obozów zagłady Ży-dom. Długo nie rozumie jednak istoty tragedii, patrzy na to obo-jętnie. Kiedy nadarzy się okazja, sam stara się odebrać niemiec-kim żandarmom skradzione Ży-dom rzeczy. Bardziej niż wojna zajmują go dziewczyny. Wśród nich jest Franka, córka zamożne-go gospodarza. Ta sama wiejska dziewczyna podoba się też Gui- do. Rzeklibyśmy: z pozoru zwy-czajne życie. „Jedną z inspiracji

Marcin Zawiśliński

Fot.

Bor

ys S

krzy

ński

/SFP

Michał Roglaski, Marta Semotiuk i Maciej Strzembosz

Page 13: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

22 23MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale w Polsce: Kamera AkcjaFestiwale w Polsce: WAMA Film Festival

Wielokulturowość. Temat tegorocznej edycji fe-stiwalu wzbudził dużo

emocji, ale podkreślił jak ważna dla kina oraz Warmii i Mazur jest różnorodność. A widać to było tuż przed otwarciem imprezy, gdy na warsztatach Masterclass pojawiła się młodzież polska i ukraińska. Przedstawiciele dwóch różnych kultur, ale razem pracujący nad warsztatem filmowym. I właśnie to podkreślano na oficjalnym otwar-ciu wydarzenia. „To nie przypadek, że taki festiwal odbywa się na War-mii i Mazurach. Ta różnorodność kulturowa jest u nas normą” – tłu-maczył Gustaw Marek Brzezin, marszałek województwa.

Tym razem festiwal rozpoczął się w jednej z reprezentacyjnych sal olsztyńskiej starówki. Wszyst-kie filmy wyświetlano natomiast w kinie Helios. „To najlepsza sytu-acja, żeby wyjść do widza, który chce być blisko filmu” – mówił Marcin Kot Bastkowski, dyrek-tor festiwalu. – „Jesteśmy inni – to hasło, które powinniśmy pamiętać. A przez filmy prezentowane na festiwalu, chcemy łamać stereo-typy kulturowe”.

To, że będzie to wyjątkowa edy-cja festiwalu było wiadomo kilka dni przed pierwszymi seansami. Przede wszystkim dzięki warsz-tatom filmowym, ale także przez wybitne nazwiska i obecność wyjątkowego gościa – statuetki Oscara za film Ida. Ta rozgrzewała uczestników festiwalu, a szczegól-nie młodzież. „To może motywo-wać młodzież do rozwoju filmo-wego” – tłumaczył z uśmiechem Piotr Dzięcioł, producent Idy.

Wielokulturowość obecna była nie tylko w filmach, ale także w dyskusji „Muzułmanie i Polacy”. W gorącej i bardzo emocjonal-nej debacie, goście festiwalu – naukowcy i filmowcy, rozmawiali

Impreza wystartowała w 2010 roku jako przedsięwzięcie ów-czesnych dwudziestoparolat-

ków znajdujących się na ostat-nich latach studiów. Dziś przed-stawiciele tej grupy organizato-rów i inicjatorów zbliżają się do trzydziestki, a Kamera Akcja, co roku zyskująca na znaczeniu i rozmachu, zapewniła sobie stałe miejsce zarówno w pejzażu łódz-kiej kultury filmowej, jak i w ka-lendarzach odwiedzających ją re-gularnie gości i widzów.

W trakcie czterech festiwalo-wych dni można było obejrzeć aż 45 filmów, w tym przed ofi-cjalną premierą kinową m.in. Intruza Magnusa von Horna i Imigrantów Jacquesa Audiarda. Nie zabrakło miejsca dla retro-spektyw oraz uczty dla konese-rów filmowych osobliwości, jaką była prezentacja Substancji Lar-ry’ego Cohena z improwizują-cym na żywo lektorem, zorgani-zowana przez trójmiejską grupę VHS Hell. Od lat na festiwalu odbywa się też „Konkurs etiud i animacji”. W tym roku tryum-fowały w nim Dni z moim tatą Miłosza Kasiury oraz Journey Michała Wójcickiego. Repertuar filmowy był bogaty, ale znacze-nie Kamery Akcji od początku

o obecnej sytuacji na świecie. „Ja pochodzę z Iławy. Moja babcia kie-dyś mówiła do mnie: »mój mały Prusaku«. Dopiero wiele lat póź-niej zrozumiałem własną tożsa-mość. Dlatego ważne, żeby roz-mawiać o mniejszościach i zrywać ze stereotypami” – tłumaczył ideę dyskusji Marcin Kot Bastkowski.

„W tej dyskusji ważne są głosy młodych ludzi. Ich obawy i ocze-kiwania. No i musimy mieć pełną wiedzę o ludziach i ich proble-mach” – mówił, nawiązując do sytu-acji syryjskich uchodźców Jerzy Hoffman, ambasador festiwalu.

Sale podczas festiwalowych projekcji były wypełnione. Do kin poszło ponad 3,5 tys. osób. Nic dziwnego, bo dawno w Olsztynie takiego kina nie było. A wśród prezentowanych produkcji nomi-nowany do Oscara obraz Tim-

budowały wydarzenia towarzy-szące – adresowany do młodych krytyków konkurs na recenzję oraz konkurs dla prelegentów i autorów wideoesejów, docenia-jący właśnie tę formę prezentacji wiedzy filmowej. W konkursie „Krytyk pisze” zwyciężyła Joanna Birek, natomiast w konkursie „Krytyk mówi” Kaja Łuczyńska.

Niebanalnie zaplanowano też panele dyskusyjne, poświęcone między innymi takim już obec-nym w branżowym języku ter-minom jak „script doctor” oraz „sales agent”. W czasie panelu poświęconego konsultantom sce-nariuszowym szczególną uwagę

buktu czy Młodość z Harveyem Keitelem i Michaelem Cainem. A komentarze? „Poruszające filmy, które na pewno pozostają długo w pamięci” – mówiła po jednym z seansów Alicja Kaliniak, miesz-kanka Olsztyna.

Do tego pokazy specjalne i liczne spotkania z artystami – Januszem Kondriatukiem czy Rafaelem Lewandowskim i Hanną Polak po projekcji ich filmów.

Finałowa gala po raz kolejny odbyła się w Filharmonii Warmiń-sko-Mazurskiej. To wieczór iście filmowy – zarówno przez ogło-szenie zwycięzców festiwalu, ale także przez koncert muzyki fil-mowej. W trakcie gali zaprezen-towano muzykę skomponowaną przez Antoniego Komasę-Łazar-kiewicza. Orkiestra symfoniczna wykonała m.in. utwory z Miasta 44

zwracały wypowiedzi Andrzeja Mellina, prezentującego stano-wisko dalekie od ortodoksyj-nej wiary w skodyfikowane uni-wersalne reguły determinujące kształt scenariuszy. Podkreślał on rolę takich tradycyjnych kategorii jak emocje, psychologiczna wia-rygodność czy zwyczajne zainte-resowanie wzbudzane przez tekst. Dyskusja o agentach sprzedaży, zwłaszcza barwne anegdoty Jana Naszewskiego z New Europe Film Sales, pozwoliła z kolei na ory-ginale spojrzenie na współcze-sne kino. Tym razem w centrum uwagi znaleźli się kupcy pośred-niczący w obrocie specyficznym

Jana Komasy i serialu Agnieszki Holland Dziecko Rosemary. Wyda-rzenie zakończył mini recital pio-senkarki Mary Komasy.

Jeśli chodzi o filmowe wyróżnie-nia, to najpierw Marcin Kot Bast-kowski przyznał nominacje do Nagród Polskiego Kina Niezależ-nego. Potem skupiono się na festi-walowych nagrodach. Jury mniej-szości narodowych Nagrodę dla Najlepszego Filmu Krótkiego przy-znało obrazowi Jutta i ja w reżyse-rii Macieja Cendrowskiego. Grand Prix w tej kategorii otrzymał tytuł To, czego chcę Damiana Kocura.

Nagrodę Publiczności Konkursu Głównego zdobył film Moja chuda siostra Sanny Lenken, a Nagrodę Główną W objęciach węża Ciro Guerra’y. Jury tłumaczyło, że film zasłużył na wyróżnienie za uka-zanie trudnych, a jednak możli-wych do pokonania barier między dwiema odmiennymi kulturami, w spójnej, wizualnie zachwycającej formie. Tym samym WAMA Film Festival się zakończył, ale jak prze-konywali włodarze województwa oraz ambasador Jerzy Hoffman – w przyszłym roku możemy liczyć na kolejną edycję święta kina na Warmii i Mazurach.

towarem jakim są obrazy filmowe, poszukujący kontrahentów, sto-sujący sprytne zabiegi podczas targów i negocjacji, mający pełną świadomość słabszych i mocnych stron oferowanych przez siebie produktów i pró-bujący dla nich znaleźć grupy docelowe w wąskiej przestrzeni pozostającej poza zdominowa-nym przez hollywoodzką ofertę główny nurcie.

Największe zainteresowanie wzbudził jednak panel poświę-cony przyszłości Łodzi filmo-wej, o czym świadczyła pękająca w szwach legendarna sala kinowa Państwowej Wyższej Szkoły Fil-mowej, Telewizyjnej i Teatralnej, w której spotkanie zorganizo-wano. W wypowiedziach pane-listów pobrzmiewała zarówno nadzieja związana z  tworze-niem w kompleksie EC1 Narodo-wego Centrum Kultury Filmowej z ponad 20 000 m2 przestrzeni wystawienniczej, jak i ton pew-nego żalu związanego z przyzwo-leniem na upadek Łodzi filmowej u progu transformacji i powsta-niem po 1989 roku modelu silnej centralizacji instytucji kultury.

Festiwal organizowany w no-woczesnych salach kinowych Wytwórni oraz studia TOYA, tuż obok siedziby nagrodzone-go Oscarem studia Opus Film i majestatycznej bryły nowe-go hotelu Hilton Double Tree, nie skłaniał jednak do nostalgii, lecz optymistycznego spojrze-nia w przyszłość niegdysiejszej stolicy polskiej kinematografii. Jeśli tylko Kamery Akcji nie za-topi przypływający w przyszłym roku z Poznania Transatlantyk, to perspektywy dla kolejnych edycji imprezy również rysują się w ja-snych barwach.

Podczas 2. edycji WAMA Film Festival było wszystko – żywe i emocjonalne dyskusje o filmach, wypełnione sale i piękna gala finałowa. Do Olsztyna zawitała nawet statuetka Oscara.

W konkurencyjnym świecie współczesnych festiwali kluczem do powodzenia imprezy oraz jej przetrwania jest znalezienie własnej specyfiki i pomysłu na to, jak odróżnić się od innych imprez. Od samego początku swego istnienia problemu z tym nie miał łódzki Festiwal Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja pomyślany jako spotkanie przede wszystkim krytyków i filmoznawców, festiwal otwarty szczególnie na aspirujących do tych zawodów studentów.

Wielokulturowe FestiwalWarmia i Mazury krytykiMarcin Wójcik Marcin Adamczak

To, czego chcę,reż. Damian Kocur

Panel dyskusyjny: Kino okiem agentów sprzedaży

Fot.

WR

iTV

Fot.

Paw

eł M

ańka

Page 14: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

24 25MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale w Polsce: Warszawski Festiwal FilmowyFestiwale w Polsce: Warszawski Festiwal Filmowy

Wśród 111 pełnometrażo-wych produkcji z prze-szło 50 krajów świata

zdaniem jury najlepszy był Neo-nowy byk Gabriela Mascaro, bra-zylijskiego reżysera i artysty wi-zualnego. „Nagrodę otrzymuje piękny, szczery film za jego za-padające głęboko w pamięć ob-razy i uniwersalne przesłanie oraz za przesuwanie granic dotyczą-cych stereotypów płciowych przy jednoczesnym nawiązywaniu do wciąż żywych archetypów” – prze-konywali jurorzy. Koprodukcja Brazylii, Urugwaju i Holandii to opowieść o młodym mężczyźnie, Iremarze, który opiekuje się by-dłem startującym w rodeo. Razem z płowowłosą tancerką-amatorką Galegą, jej 10-letnią córką i paro-ma robotnikami podróżuje on roz-walającą się ciężarówką z wioski do wioski. Każde z nich ma swoje marzenia. Iremar chciałby projek-tować ubrania i mieć profesjonal-ną maszynę do szycia, ale póki co szyje tylko „sceniczne” kreacje dla tańczącej na rodeo Galegi. Neo-nowy byk to wielopoziomowe, in-trygujące kino.

Najlepszym reżyserem 31. WFF okazał się Meksykanin Rodrigo Plá. Uznanie jurorów zdobył jego Potwór o tysiącu głów, historia Sonii (w tej roli Jana Raluy, wyróż-niona Nagrodą Specjalną Jury), której mąż jest chory na raka. Cho-roba szybko postępuje, a ubez-pieczyciel nie chce pokryć kosz-tów kolejnej terapii. Sonia stawia czoła nie tylko chorobie męża, ale postanawia wymierzyć sprawie-dliwość całemu światu i nie waha się użyć broni. Plá potrafi suge-stywnie oddać spiralę przemocy (wcześniej nakręcił m.in. Zona. Teren prywatny) bez epatowania mocnymi środkami wyrazu.

Wyrazista kreska, ekspery-menty formalne i artystyczna brawura to domena twórców startujących w konkursie Wolny Duch. W tym roku najoryginal-niejszą produkcją sekcji okazała się Koza Ivana Ostrochovský’ego.

Słowacko-czeski film portretuje byłego boksera, tytułowego Kozę, który mieszka wraz z ciężarną partnerką w cygańskim getcie. Trudy codzienności zmuszają go do powrotu na ring. Ostrochovský przyprawia swój film słodko-gorz-kim sosem czyniącym z pozornie banalnej historii ponadczasową przypowieść o poszukiwaniu sie-bie samego.

Taki uniwersalny wymiar uda-ło się także osiągnąć Lenny’emu Abrahamsonowi, którego Pokój zdobył Nagrodę Publiczności. Ir-landzko-kanadyjski film był sensa-cją tegorocznego MFF w Toron-to i jest wymieniany jako moc-ny kandydat do Oscarów. Abra-hamson, twórca znanego z pol-skich ekranów Franka z Micha-elem Fassbenderem, kreśli tu su-gestywny portret kobiety i jej syn-ka więzionych przez kilka lat przez porywacza w tytułowym pokoju w szopie, znajdującej się nieopo-dal jego domu. To „małe wielkie kino” – film porywający emocjo-nalnie, a przy tym niezwykle ka-meralnie zrealizowany.

W konkursowych sekcjach brały także udział polskie pro-dukcje. W Konkursie Międzyna-rodowym nasz kraj reprezentował

Demon, ostatni, mocny – nagro-dzony już na kilku międzynarodo-wych festiwalach – film tragicznie zmarłego Marcina Wrony. „Mar-cin Wrona, jako jedyny reżyser w historii, był naszym jurorem dwukrotnie” – podkreślał na konfe-rencji prasowej dyrektor WFF Ste-fan Laudyn. W Konkursie Filmów Dokumentalnych pokazywani byli też Bracia, najnowszy film Woj-ciecha Staronia, wyróżniony na tegorocznym MFF w Locarno – Nagrodą Tygodnia Krytyki. W Warszawie festiwalowe laury powędrowały jednak do rąk debiu-tantów. Startujące w Konkursie Filmów Krótkometrażowych Loka-torki Klary Kochańskiej zdobyły Short Grand Prix, a nagradzany już m.in. w Koszalinie, Kazimie-rzu Dolnym i Opolu Dzień babci Miłosza Sakowskiego – Nagrodę Publiczności tej sekcji.

Warszawski Festiwal Filmowy, zaliczany przez FIAPF (Między-narodową Federację Stowarzy-szeń Producentów Filmowych), do grona 15 najważniejszych tego typu imprez na świecie (obok Cannes, Berlina, Wenecji czy Locarno), prezentuje co roku mozaikowy obraz świata. Trafiają tu filmy i z krajów byłego bloku

wschodniego (Polski, Czech, Słowacji, Słowenii, Macedonii, Chorwacji, Węgier, Rosji, Ukrainy, Litwy, etc.), i z Brazylii, Meksyku, Urugwaju, USA, Hiszpanii, Wiel-kiej Brytanii, Francji, Japonii czy Izraela. „Widzowie WFF – zwy-kle jako pierwsi w Polsce – mogli kiedyś się zapoznać z amerykań-skim kinem niezależnym, z kinem azjatyckim, latynoamerykańskim, irańskim, rosyjskim, rumuńskim. Zawsze istotnym elementem był czas, uchwycenie momentu naj-większych sukcesów, wzlotu, apo-geum. Chodzi nam o to, żeby pokazać film zanim dostanie Oscara, doprowadzić do spotka-nia z warszawską publicznością reżysera zanim ten zdobędzie nagrodę w Cannes. Nie gonimy za tymi, którzy już zdobyli sławę. Wspaniali reżyserzy, tacy jak Michael Haneke, Cristian Mun-giu, Ari Folman i setki innych, byli gośćmi WFF zwykle zanim osią-gnęli największe sukcesy” – pisze w festiwalowym katalogu dyrektor imprezy. Czy z tych geograficz-nych puzzli da się ułożyć spójny i wiarygodny obraz „tu i teraz”? Nawet jeśli na tym portrecie są jakieś rysy, to na pewno bardzo ciekawy pejzaż.

Poganiacz bydła marzący o projektowaniu ubrań, żona walcząca o nieuleczalnie chorego męża i były bokser wracający na ring to bohaterowie filmów, które znalazły uznanie w oczach jurorów tegorocznej edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

PuzzlewspółczesnościIwona Cegiełkówna

Neonowy byk, reż. Gabriel Mascaro

Dzień babci, reż. Miłosz Sakowski

Fot.

ww

w.v

ikin

gfilm

.nl

Fot.

Kac

per Z

ieliń

ski

Page 15: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

26 27MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale w Polsce: TofifestFestiwale w Polsce: OFAFA

Tegoroczny festiwal zdomi-nowały bardzo dobre filmy profesjonalistów. Jury pod

kierunkiem Hieronima Neuman-na w kategorii amatorów żadnej nagrody nie przyznało. Natomiast uznano, że konkurs studencki nie był dostatecznie mocno repre-zentowany. Nagrodę Specjalną za szczególne walory artystyczne przyznano Tomaszowi Pilarskie-mu z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu za But She’s Nice, peł-ną wdzięku historię o zazdrosnym cieniu. Nagrodę Główną dla naj-lepszej etiudy dostał Marcin Po-dolec z łódzkiej Szkoły Filmowej. Jego Dokument to jedna z najory-ginalniejszych etiud, jakie ostat-nio powstały. Autor, żeby stworzyć portret ojca, pomysłowo łączy ma-terię dokumentalną z animacją, z silnym akcentem na konwencję komiksu, który z sukcesem upra-wia. Opowiada w sposób, który budzi ciepłe uczucia dla bohatera, ale i samego twórcy – z czułością, bez resentymentu.

W tym roku OFAFA umożli-wiła trzykrotne spotkanie z twór-czością Piotra Dumały. Z jego satyrycznymi mini-skeczami Dr Charakter przedstawia w ramach pokazu Serafiński Studio. Następ-nie, wśród dzieł Studia Miniatur Filmowych, z najlepszą jaka ist-nieje adaptacją opowiadania

Impreza nabiera wiatru w żagle. Ma wszystko, czego trzeba, że-by do Torunia, w którym się

odbywa, wracać w kolejnych la-tach: bogaty i ciekawy program, atrakcyjnych gości, interesująco dobranych jurorów, egalitaryzm w podejściu do widowni i gwiazd, jak i organiczne miejsce w tkan-ce miasta. To ostatnie jest na tyle bogate w zabytki i atrakcje (choć-by w Muzeum Piernika, w którym festiwalowicze sami wypiekali ten goździkowy przysmak), że wizyta tu staje się dodatkowym wabikiem i dla regularnych wi-dzów, i dla festiwalowych gości. Wśród tych byli m.in. Amy Berg, reżyserka, okrzykniętej rewelacją w Wenecji, Janis – dokumentu o Janis Joplin, Joe Pantoliano, który promował tu swój doku-ment Nie żartuj, ja też! czy Is-landczyk Grímur Hákonarson, który w Toruniu zgarnął za swoją Islandzką opowieść najważniej-szą nagrodę – Złotego Anioła dla najlepszego filmu.

Już trzy przywołane tutaj tytu-ły pokazują, jakie kino interesu-je organizatorów Tofifestu. Nie-pokorność, autorskość i odwa-ga tematu wydają się istotnymi czynnikami. Łatwo zarzucić se-lekcjonerom pójście na łatwiznę, skoro sięgają po filmy, które ze światowej sławy festiwali wróciły z nagrodami (pokazano laureata Wenecji Z daleka Lorenza Viga-sa, nagrodzonych Złotą Palmą w Cannes Imigrantów Jacquesa Audiarda czy zwycięzcę Sun- dance Earl i ja, i umierająca dziew-czyna Alfonsa Gomeza-Rejona). Taki zarzut traci jednak rację by-tu, kiedy przyjrzeć się innym sek-cjom. Choćby tym popularyzują-cym kinematografie Islandii i kra-jów Bliskiego Wschodu.

Dostojewskiego – wyrzeźbioną w gipsowych płytach Łagodną. I wreszcie w konkursie – z anima-cją Hipopotamy (Brązowa Kreska), którą mocno zaskoczył wielbicieli swojego talentu. A jednak ten nie-mal monochromatyczny, wyra-finowany estetycznie, chłodny i wyczyszczony z detali obraz odwołuje się do wcześniejszych peregrynacji artysty w ciemne rejony. W Hipopotamach otoczone dziećmi kobiety w kąpieli i grupa mężczyzn, która je atakuje, odtwa-rzają zachowania zwierząt. Uroda nagich jak marmurowe posągi ciał kontrastuje z bezwzględnością i okrucieństwem napędzanymi instynktem zachowania gatunku. Ten świat, który Dumała sugestyw-nie unaocznia, świat pozbawiony horyzontu metafizycznego – do głębi przeraża.

Pod tę ostatnią można było podpiąć konkursową afgańsko- -kanadyjską koprodukcję Mi-na Walking, zwycięzcę nagro-dy publiczności. Reżyser, żyjący w Kanadzie Afgańczyk Yosef Ba-raki, zjawił się w Toruniu, gdzie – obok Pawła Lisickiego, Natalii Waloch-Matlakiewicz i Agaty Pospieszyńskiej – wziął udział w debacie „Czy należy bać się islamu?”. Po raz kolejny film stał się pretekstem do trudnej i poru-szającej rozmowy, niewolnej od emocji. Licznie przybyli, i w za-sadniczej większości uczestni-czący do końca w dyspucie, wi-dzowie stanowią dowód na to,

nywał Hans Christian Andersen. Adaptacja Joanny Jasińskiej-Ko-ronkiewicz To pewna wiadomość (Srebrna Kreska dla filmu dzie-cięcego) utrzymana w klasycznej technice malarskiej wydaje się spełnieniem intencji baśniopi-sarza. Miasteczko obiega wieść o kurze, która zgubiła piórko. Przekazywana z  ust do ust, nasyca się kolejnymi detalami i wraca jako wstrząsający news. W epoce szybkich, wszechobec-nych mediów ta dowcipna histo-ryjka o mechanizmie powstawa-nia plotki zyskuje dodatkowy sens.

Największym filmem tego festi-walu, w moim przekonaniu, była Fuga na wiolonczelę, trąbkę i pej-zaż Jerzego Kuci. Takie dzieła sztuki kinematograficznej nie rodzą się często. „Impresjonista kina” na nowo podejmuje wątek migotliwości doznań pobudza-nych sygnałami z rzeczywisto-ści. Ze Strojeniem instrumentów, animacją starszą o 13 lat, łączy Fugę… synestezyjność i technika. Jeśli jednak tam istniało delikatne fabularne zaczepienie – postać muzyka-motocyklisty – to Fugę… wypełnia strumień obrazów, pod-danych logice pamięci i skoja-rzeń. W rozbłyskach przeplatają się pejzaże, pory roku, żywioły. W przemienianych światłem jabłoniach w sadzie rozpoznajemy polski krajobraz – równocześnie sensualny i mityczny, który chwi-lami krystalizuje się w abstrak-cyjne formy. Artysta delikatnie przełamuje monochromatyczną skalę kolorami nieobecnymi we wcześniejszych filmach. To nie tylko najbarwniejszy film Kuci, ale też najbardziej pogodny, nio-sący w sobie tchnienie arkadyj-skiej duchowości.

dzanych przez gwiazdy. Czerwo-ny dywan ani zamknięte spotka-nia nie przynależą do tego festi-walu. Z gwiazdą francuskojęzycz-nego kina Anne Fontaine moż-na było porozmawiać nie tylko w trakcie i po prezentacji „making ofu” jej filmu Agnus Dei (Niewin-ne), w którego obsadzie znalazła się Agata Kulesza, ale też po pro-jekcjach konkursowych filmów (Anne Fontaine zasiadała w ju-ry konkursu On Air). Podobnie było w przypadku innych twór-ców, których oblegali widzowie.

Coraz częściej mówi się, że w 2015 roku objawił się wyraź-ny kryzys festiwalowej publiczno-ści. Imprez filmowych tego typu jest mnóstwo. Nie da się pojechać na wszystkie, dokonuje się selek-cji. Widzów jest więc coraz mniej. W wypadku Tofifestu można być jednak spokojnym. Nawet jeśli za-działa prawo dżungli i przetrwają najsilniejsi (w tym wypadku: naj-lepsi), zmierzch toruńskiej impre-zie – o ile tylko utrzyma poziom tegorocznego przedsięwzięcia – na pewno nie grozi.

Ogólnopolski Festiwal Autorskich Filmów Animowanych w Krakowie, w jubileuszowej 20. edycji, szeregiem retrospektywnych pokazów uczcił historię, a warsztatami animacji poklatkowej i dźwięku w filmie animowanym – zwrócił się ku młodym widzom, chłonnym praktycznej wiedzy. Jak zwykle jednak najważniejszy był konkurs.

Powszechnie sądzi się, że trzynastka przynosi pecha. Nie Tofifestowi, którego tegoroczna edycja, poprzedzona tą właśnie liczbą, była jedną z lepszych w historii tego festiwalu.

Animowane Szczęśliwadokumenty trzynastkaludzkich wnętrzMagdalena Lebecka Artur Zaborski

Szef jury, Hieronim Neumann, stwierdził, że autor Łaźni (Złota Kreska), Tomek Ducki, w czterech minutach zdołał powiedzieć wię-cej na temat starości, niż Paolo Sorrentino w pełnometrażowej Młodości. Dwie starsze kobiety zanurzają się w basenie miejskiej łaźni. Woda staje się żywiołem, który przemienia i przenosi w inny wymiar – w daleką przeszłość? W marzenia o sportowym wyczy-nie? Wreszcie – poza granice życia i śmierci… Młody autor z wrażli-wością wizualną sugeruje obec-ność tajemnicy. Światłem, nie-ostrościami, świadomie użytym dźwiękiem, kreuje nastrój melan-cholii. Ujmuje subtelność, z jaką przybliża symptomy starości.

„Moje baśnie to pudełka, dzieci oglądają opakowanie, a dorośli zaglądają do wnętrza” – przeko-

że właśnie taką funkcję – prowo-kowania do rozmowy, wymiany myśli – powinien spełniać festi-wal. W dobie oglądania filmów w pojedynkę, zazwyczaj na ekra-nie komputera, możliwość dia-logu, wyrażenia opinii, podzie-lenia się swoim zdaniem z ży-wym człowiekiem, a nie anoni-mowym interlokutorem na inter-netowym forum, może stanowić realną wartość budowania festi-walowej społeczności.

W tym kontekście atutem Tofi-festu jest niewątpliwie zrównanie statusu gości i widowni. W Toru-niu nie widziałem zadęcia charak-terystycznego dla imprez odwie-

Łaźnia, reż. Tomek Ducki

Fot.

ww

w.la

znia

film

.com

Fot.

Gut

ek F

ilm

Islandzka opowieść, reż. Grímur Hákonarson

Page 16: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

28 29MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale w Polsce: RegiofunFestiwale w Polsce: Regiofun

branży filmowej mieli okazję za-poznać się z siedmioma projek-tami z Polski, Finlandii, Hiszpa-nii oraz Meksyku. Wśród zapre-zentowanych tytułów znalazła się m.in. Łauma w reżyserii Pawła Bo-rowskiego, zaplanowana z rozma-chem adaptacja polskiego komik-su Karola „KRL” Kalinowskiego, której twórcy mają nadzieję zapeł-nić wyraźną lukę w polskim kinie familijnym. Będzie to koproduk-cja pomiędzy Lava Films i Platige Image, łącząca film aktorski z efektami CGI, 3D oraz silikono-wymi kostiumami. Projekt otrzy-mał już dofinansowanie z Polskie-go Instytutu Sztuki Filmowej na development, a jego planowany budżet wynosi 4,5 mln euro.

Na Look For Fund przedsta-wiono w tym roku dwa seriale, co sugeruje, że coraz silniejsze są związki produkcji filmowych i telewizyjnych na rynku europej-skim. Pierwszy z nich to rodzima Grand Banda, serial animowa-ny w reżyserii Marka Lachowi-cza i Łukasza Kacprowicza, po-święcony dwóm walecznym sta-ruszkom, które nie zgadzają się na nieprzychylną seniorom rze-czywistość. Budżet pierwszego sezonu serialu, produkowanego przez Grupę Smacznego, wynosi 1,5 mln euro. Kolejną propozycją telewizyjną był serial Catherine, zaprezentowany przez firmę Em-pire Picture OY z Finlandii. Histo-ryczno-kostiumowa produkcja, po-święcona Katarzynie Jagiellonce, ma być europejską odpowiedzią na takie hity jak Tudorowie czy Rodzina Borgiów. Producentki serialu Annalisa Schmuckli i Ma-ria Lappalainen przybyły na Re-giofun w poszukiwaniu między-narodowych koproducentów dla 10-odcinkowego serialu, którego budżet wynosi ponad 18 mln euro.

Potrzeba międzynarodowej współpracy zarówno przy pro-dukcji filmowej, jak i telewizyj-nej stała się tematem przewod-nim spotkania branżowego zorga-nizowanego przez Film New Eu-rope Association. Event podzie-lono na dwie części tematyczne: prezentację najnowszych możli-wości dofinansowania na pozio-mie regionu oraz ulg podatko-wych w krajach Europy Środko-wo-Wschodniej i case study pro-

dukcji telewizyjnych, które odnio-sły sukces, dzięki zaangażowaniu międzynarodowych koproducen-tów. Dyrektor Estońskiego Insty-tutu Sztuki Filmowej i przewodni-cząca Stowarzyszenia Film New Europe, Edith Sepp, przedstawi-ła uczestnikom najnowsze formy dofinansowania, o jakie mogą się ubiegać zagraniczni producen-ci, którzy chcą kręcić swój film w Estonii. Kraj ten w 2016 wpro-wadzi nowy fundusz, w ramach którego 30 proc. budżetu filmu bę-dzie mogło zostać sfinansowane przez Estoński Fundusz Filmowy, pod warunkiem, że zdjęcia będą w części realizowane na terenie tego kraju, a do produkcji zaan-gażowani będą lokalni członko-wie ekipy. Dyrektor Litewskie-go Instytutu Filmowego, Irma Ši-manskytė, opowiedziała o ulgach podatkowych, dzięki którym za-graniczni producenci mogą za-oszczędzić aż 20 proc. kosztów produkcji na Litwie. Nowa ulga przyciągnęła do regionu szereg lukratywnych projektów, z któ-rych największym jest brytyjski serial Wojna i Pokój. Produkowany przez BBC One przyczynił się do napływu 7 mln euro do litewskie-go przemysłu filmowego.

Od początku istnienia, kato-wicki Regiofun jest impre-zą skierowaną do polskiej

i zagranicznej branży filmowej. W tym roku jej przedstawiciele mieli okazję uczestniczyć w sze-regu spotkań i paneli, a także na specjalnej wycieczce zwiedzić Katowice, zaprezentowane jako prawdziwa kopalnia lokacji filmo-wych. Na najwięcej uwagi zasługu-je jednak, wprowadzona przed laty przez twórców festiwalu, formuła Look For Fund, czyli innowacyj-na w skali Europy możliwość spo-tkania producentów oraz ich pro-jektów z przedstawicielami fun-duszy filmowych. Po raz kolejny świetnie sprawdziła się też, wpro-wadzona w 2014 roku dodatkowa forma otwartego pitchingu projek-tów, które zostały zakwalifikowa-ne do Look For Fund. Przedstawi-ciele polskiej i międzynarodowej

i ulg podatkowych w procesie preprodukcji.

Istotną częścią spotkań branżo-wych podczas tegorocznej edycji Regiofunu była prezentacja pro-gramu Kreatywna Europa, oferu-jącego wsparcie finansowe dla sektorów: audiowizualnych, kul-tury i kreatywnych. Koordynator-ka komponentu MEDIA w Creat- ive Europe Desk Polska, Aleksan-dra Leszczyńska, przedstawiła ze-branym podstawowe informacje o programie, który realizowany będzie w latach 2014-2020 z bu-dżetem 1,46 bln euro. Leszczyń-ska zaprezentowała proces apli-kacji o fundusze w komponencie MEDIA, ze szczególnym zwró-ceniem uwagi na development projektów pojedynczych i pakie-tu projektów oraz TV program-ming. W trakcie swojego wystą-pienia podkreślała, jak ważne jest złożenie starannie wypełnionej aplikacji, która wykaże prawdzi-wy potencjał międzynarodowy i dystrybucyjny projektu.

Dzień branżowy Regiofunu zakończył się sesją pitchngową warsztatów Młody Producent, któ-rych uczestnicy spotykali się każ-dego dnia festiwalu. Pod okiem doświadczonej producentki, Joan-ny Malickiej, studenci szkół filmo-wych poznawali podstawowe tech-niki prezentacji swojego projektu, ze szczególnym zwróceniem uwa-gi na pitchingi produkcyjne i ko-produkcyjne. W trakcie warszta-tów mogli się spotkać z młodymi producentami, którzy jeszcze kil-ka lat temu sami stawiali pierwsze kroki w branży. Pitching studen-tów miał taką samą otwartą for-mę jak spotkanie Look For Fund, dzięki czemu młodzi filmowcy mogli przetestować nowo naby-te umiejętności od profesjonali-stów z całej Polski.

Warto zauważyć, że Regiofun tylko z pozoru wydaje się być wydarzeniem skierowanym je-dynie do ludzi z branży. Wyjąt-kowo mocna selekcja w tego-rocznym konkursie oraz zwycię-stwo rewelacyjnego tytułu Sta-re grzechy mają długie cienie w reżyserii Alberta Rodrígueza wskazują, że festiwal regularnie powinni także odwiedzać widzo-wie spragnieni wartościowego współczesnego kina.

Case study zorganizowane przez Film New Europe Asso-ciation dotyczyło miniserialu Szpiedzy w Warszawie w reży-serii Coky Giedroyc, zrealizo-wanego przez Apple Films Pro-duction w koprodukcji z BBC, na podstawie powieści Alana Fursta. Producent serialu, Dariusz Ja-błoński, opowiedział zebranym, jak doszło do pierwszej w historii koprodukcji zrealizowanej przez polską firmę i BBC. Wraz z Mar-kiem Rosenbaumem, właścicie-lem izraelskiej firmy Transfax, szczerze i otwarcie odpowiadał na pytania młodych producen-tów zarówno na temat procedur prawnych, jak i walki o kreatyw-ny udział w tworzeniu projektu. Ostatnim punktem spotkania był minipanel dyskusyjny z udziałem Dariusza Jabłońskiego i szwedz-kiego producenta telewizyjnego Johana Hedmana ( Tre Vanner Produktion), który odpowiedzial-ny jest m.in. za światowe hity se-rialowe: Morderstwa w Fjällbace oraz Sebastian Bergman. Produ-cenci odpowiadali na pytania do-tyczące ich preferencji w wybo-rze koproducenta i międzynaro-dowych lokacji oraz znaczenia re-gionalnych funduszy filmowych

Katarzyna Grynienko

Szósta edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Regiofun pokazała, że nowoczesna formuła imprezy filmowej stworzonej zarówno dla widzów, jak i przedstawicieli branży, nie tylko sprawdza się jako schemat organizacyjny, ale może mieć znaczący wpływ na rozwój europejskiego przemysłu filmowego i telewizyjnego. Tematem przewodnim w tym roku stały się różnorodne możliwości współpracy, jakie mogą obecnie podjąć międzynarodowi twórcy – zarówno filmowi, jak i telewizyjni.

Siław koprodukcji

Wycieczka producentów po katowickich lokacjach

Fot.

A. Ł

awry

wia

niec

Page 17: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

30 31MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale w Polsce: EMIGRAFestiwale w Polsce: American Film Festival

Mało jest bowiem festiwa-li, podczas których jeden dobry film goni drugi

(i nie ma w tym przesady!), a te mniej udane z całego programu policzyć można na palcach jednej ręki. Sytuacja dla widza komforto-wa, ale i w tym przypadku nieco kłopotliwa, bo we Wrocławiu to właśnie w rękach, a raczej głosach publiczności pozostaje werdykt końcowy. Przyglądając się uważ-nie filmom zakwalifikowanym do sekcji Spectrum (pełnometrażowe fabuły) oraz American Docs (do-kumenty), odnoszę wrażenie, że jakikolwiek rezultat głosowania

by nie był, rozstrzygnięcie moż-na by uznać za właściwe.

Ostatecznie jednak w sekcji fabularnej triumfował Dope Ricka Famuyiwy, w dokumentalnej – TransFatty żyje Patricka O’Briena. Pierwszy z nich jest przezabawną gangsterską komedią, a jednocze-śnie rodzajem hołdu dla fascy-nującej kultury lat 90. Drugi peł-nym energii i czarnego humoru filmowym pamiętnikiem, obrazu-jącym walkę reżysera z ciężką cho-robą. Żonglowanie nastrojami to zresztą znak rozpoznawczy wielu tegorocznych produkcji. Tak było chociażby w przypadku znakomi-

niowym, światopoglądowym czy ekonomicznym. Świetną tego ilu-stracją był najnowszy film jed-nego z mistrzów amerykańskiego dokumentu Fredericka Wisemana – In Jackson Heights. Reżyser przyglądał się w nim tytułowej nowojorskiej dzielnicy, w której na co dzień mówi się aż 167 języ-kami. Prezentowane dokumenty były prawdziwą kopalnią wiedzy o współczesnej Ameryce, mie-rząc się chociażby z problemem rasizmu (Witajcie w Leith Micha-ela Beacha Nicholsa i Christo-phera K. Walkera), religijnego fundamentalizmu (Ofiary pro-roka Amy Berg) czy obrazując głośne procesy sądowe ostatnich lat (Trzy i pół minuty, dziesięć kul Marca Silvera). Swoich biogra-fii doczekali się też m.in. Marlon Brando, Steve Jobs czy najsłyn-niejszy amerykański kaskader Evel Knievel.

American Film Festival to także retrospektywne sekcje poświęcone uznanym już mistrzom. W tym roku byli to: Clint Eastwood, David Gordon Green oraz Hal Hartley. Dwaj ostatni gościli zresztą we Wrocławiu, nie tylko przedstawiając publiczności swoje filmy, ale też będąc bohaterami specjalnej masterclass. Nie można również zapomnieć o rozwijają-cym się z roku na rok wydarze-niu branżowym, czyli spotkaniach koprodukcyjnych US in Progress, które przeznaczone są dla ame-rykańskich filmów niezależnych w ostatniej fazie postprodukcji.

Na koniec wielki ukłon dla organizatorów i selekcjonerów wrocławskiego festiwalu oraz nadzieja, że siódma edycja będzie co najmniej tak samo dobra.

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że tegoroczna edycja American Film Festival okazała się najlepszą w sześcioletniej historii wrocławskiej imprezy. Co prawda znak jakości i stałą rzeszę wielbicieli ten festiwal ma już od dłuższego czasu, ale jeżeli ktoś, na te kilka październikowych dni, odwiedził stolicę Dolnego Śląska po raz pierwszy, z pewnością tu jeszcze powróci.

Amerykański róg obfitości

Kuba Armata

tego Earl i ja, i umierająca dziew-czyna Alfonso Gomeza-Rejona czy równie dobrego The Diary of a Teenage Girl Marielle Heller. Oba filmy wykorzystują zresztą, jakże popularną w amerykańskiej kinematografii, formułę „coming of age movie”. O ile propozycje fabularne w dużej mierze pozwo-liły spojrzeć na Stany Zjednoczone z przymrużeniem oka, o tyle wyse-lekcjonowane dokumenty uwypu-kliły szereg problemów, którym dziś Ameryka musi stawić czoła.

Stany Zjednoczone to kraj kon-trastów i różnic niemal na każdym poziomie – etnicznym, wyzna-

Tegoroczna edycja EMIGRY, organizowanej przez Fun-dację na Rzecz Mediów Pol-

skich Za Granicą rozpoczęła się mocnym akcentem, jakim był po-kaz specjalny Tajemniczego sojusz-nika Piotra Fudakowskiego, mają-cego (jako producent) na swoim koncie Oscara dla najlepszego fil-mu nieanglojęzycznego za Tsot-si (reż. Gavin Hood, 2005). Polski reżyser i producent mieszkający w Wielkiej Brytanii wziął na warsz-tat nowelę Josepha Conrada pod tym samym tytułem, przekłada-jąc jego prozę na język filmowe-go thrillera: głównym bohaterem historii jest młody kapitan statku pływającego na wodach Morza Po-łudniowochińskiego, który niespo-dziewanie odkrywa popełnione na pokładzie morderstwo.

Znakomitą kontynuację progra-mu przyniósł cykl „Oscarowcy” – znalazła się w nim m.in. biografia Anny Walentynowicz, opowie-dziana przez Volkera Schlöndorf-fa w Strajku. Bohaterce z Gdańska czy Powrót Agnieszki H. – doku-ment poświęcony Agnieszce Hol-land przez Krystynę Krauze i Jac-ka Petryckiego. Jeszcze bardziej znaczącą atrakcją festiwalu oka-zały się seanse dwóch świetnych dokumentów Pawła Pawlikow-skiego: Podróży Dostojewskiego (do Niemiec) oraz Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jero-fiejewem, skomentowanych po-tem przez samego twórcę, który

spotkał się z widzami. Reżyser Idy opowiadał m.in. o swojej dawnej fascynacji rosyjską kulturą, nieła-twych okolicznościach pracy nad tymi produkcjami i swym podej-ściu do etykietek narodowościo-wych w sztuce filmowej – zupeł-nie według niego niepotrzebnych i niewystarczających. „Filmów nie powinno określać się w kategorii tzw. polskości, brytyjskości czy innych im podobnych. Kino jest dla mnie przede wszystkim po-dróżą w nieznane, nieograniczo-ną i daleką od tego, co może się kryć pod tymi słowami” – przyznał Pawlikowski.

Istotnym punktem, pęczniejące-go z roku na rok, programu EMI-GRY jest konkurs. Do jego tego-rocznej edycji zgłoszono ponad trzydzieści filmów fabularnych, dokumentalnych oraz animo-

wanych, zrealizowanych najczę-ściej przez Polaków mieszkających w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych. W ostatecznej selekcji znalazło się jedenaście tytułów, z których najwyższą na-grodą uhonorowano oryginalny filmowy esej z pogranicza doku-mentu i animacji – Kontrapunkt Andrzeja Papuzińskiego, opowia-dający o Michale Batorym – cenio-nym artyście plakatu, mieszkają-cym od 1987 roku w Paryżu. Z ko-lei za najlepszy dokument uzna-no Made in Poland 6: Niezwykli emigranci Witalisa Szumiło Kul-czyckiego, w którym młody reży-ser przygląda się codzienności Polaków mieszkających w Wiel-kiej Brytanii. Wyróżnienie za naj-lepszą konkursową fabułę trafi-ło w ręce Aleksandry Panisko za film Bezdom, opowiadający o lo-

sie polskiej rodziny rozdzielonej przez emigrację. Janusz Zaorski, wręczając młodej reżyserce na-grodę, wygłosił taki komentarz: „Od dawna wiedziałem, jak wiel-ka jest potrzeba takiego festiwa-lu emigracyjnego. Uprawiając ten zawód, jeżdżąc po wielu festiwa-lach, ciągle spotykałem się z wi-downią, Polakami rozsianymi po całym świecie. Jest nas przecież dwadzieścia milionów, mieszka-jących poza Odrą i poza Bugiem. Ich losy, kolejne spotkania po pro-jekcjach, układały mi się bez prze-rwy w jakieś scenariusze”. Wyda-je się, że rozwijająca się coraz bar-dziej EMIGRA stanowi okazję do świetnego tych scenariuszy pod-sumowania i nazwania – niewąt-pliwie coraz bardziej potrzebne-go i zasadnego w naszej płynnej, mobilnej rzeczywistości.

Polskie losyułożone

w scenariuszeMagdalena Bartczak

Już po raz trzeci w Warszawie odbył się festiwal EMIGRA, prezentujący filmy o tematyce emigracyjnej, w dużej mierze nakręcone przez Polaków mieszkających za granicą. Impreza trwała w dniach 23-25 października w kinie Kultura i w Oranżerii Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie.

Dope, reż. Rick Famuyiwa

Fot.

Am

eric

an F

ilm F

esti

val

Page 18: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

32 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale w Polsce: Festiwal Kultury i Sztuki (dla Osób Niewidomych)

Nie byłem dotąd na takiej imprezie, nie widziałem podobnie zaangażowanej

publiczności, nie doświadczyłem tak pozytywnej festiwalowej ener-gii. To wielkie, patetyczna słowa. Nadużywane, kiedy trzeba pod-kreślić czyjąś wyjątkowość. Podob-no wszystko już było, więc taka hiperbolizacja daje cień ułudy, że zdarzyło się nam wziąć udział w czymś wyjątkowym. Dla mnie taki właśnie jest płocki festiwal, który odkryłem późno, bo dopie-ro w ubiegłym roku. Z reguły po dwóch zaledwie edycjach trudno znajdować reguły rządzące progra-mem czy wskazywać na coroczne tradycje. W przypadku tej impre-zy warto jednak zaryzykować, tym bardziej, że obecni na nim dzien-nikarze, przyjeżdżający do Płoc-

ka od lat, gwarantowali, że pew-ne aspekty festiwalu są tu corocz-ną normą, a nie przypadkowym, w dwóch ostatnich latach, odchy-leniem. O ułudzie wyjątkowości mowy być nie może.

Potwierdzają to spotkania z publicznością. Przyjeżdżający do Płocka goście ze świata filmu (w tym roku byli to m.in. Marian Dziędziel, Michał Otłowski czy Robert Więckiewicz – ten ostatni z festiwalową publicznością spo-tkał się już po raz trzeci; od dawna jest ambasadorem imprezy) stają w ogniu krzyżowym pytań ze strony widzów. Nic w tym niby dziwnego, wszak po to te spotka-nia są organizowane. Ale czy rze-czywiście? Mam wrażenie, że kon-strukcja podobnych wydarzeń jest często taka sama: moderator spo-

tkania dwoi i się troi, by pociągnąć gościa za język, publika czasem wtrąci swoje trzy grosze, ale zanim się ośmieli, zanim odważy zadać pytanie, zanim się przełamie… Oczywiście, są od tego wyjątki, znamy przykłady spotkań „pły-nących”, które trzeba przerywać, bo znacząco przekraczają przewi-dziany czas. Na festiwalu w Płocku takie wyjątki są regułą. Niewidoma i niedowidząca publiczność nie-zwykle chętnie dzieli się reflek-sjami, komentarzami, opiniami. Porównuje i zestawia, zadaje pyta-nia i podaje w wątpliwość. Chyba żadne ze spotkań nie trwało tu kró-cej niż półtorej godziny. Krytycy filmowi, którzy po seansach pro-wadzili dyskusje z widzami, mogli się pochwalić ich zbliżonym cza-sem trwania.

Potrzeba rozmowy o kinie wśród osób, które na co dzień nie mogą go doświadczać, jest ogromna. W Płocku wszystkie projekcje odbywają się z audiodeskryp-cją. Osoby z dysfunkcją aparatu wzroku zakładają słuchawki, które umożliwiają im partycypowanie w seansie z osobami widzącymi. Głos lektora płynie wprost do ucha, dzięki czemu nikt nikomu nie przeszkadza, a poczucie uczest-nictwa w zbiorowości wytworzo-nej na czas seansu przebiega bez zakłóceń.

Płocka impreza cały czas rozwija się i uczy na błędach. Przy okazji małego jubileuszu zorganizowano debatę poświęconą przyszłości audiodeskrypcji. Niewidomi i nie-dowidzący mogli podzielić się swo-imi opiniami na temat samej tech-niki przygotowania dodatkowych ścieżek dźwiękowych. Co zaskaku-jące najczęściej powracała kwe-stia sprawności językowej. Dobry autor audiodeskrypcji to ten, który ma bogaty zasób słów, zna zasady języka polskiego i potrafi w łatwy sposób nazywać to, co widzi. Kwe-stią, która podzieliła uczestników, był natomiast emocjonalny stosu-nek do treści filmu. Część osób twierdziła, że emocje w głosie lektora są niezbędne, by oddać klimat filmu, co nie podobało się fanom stylu „zerowego”. Ci drudzy przekonywali, że potrafią odczuć warstwę emocjonalną dzieła bez podpowiedzi.

Przysłuchując się podobnym głosom, można odzyskać wiarę w zaistnienie audiodeskrypcji w Polsce na szerszą skalę. Jest na nią zapotrzebowanie, są ludzie, którym zależy na jej tworzeniu. Rola płockiego festiwalu jest w tym temacie nie do przecenienia.

Niewidomiwidzą więcejArtur Zaborski

Młodemu jubilatowi, Festiwalowi Kultury i Sztuki (dla Osób Niewidomych), który świętował w tym roku piątą rocznicę, można tylko życzyć stu lat. W tym wypadku nie jest to urodzinowy frazes.

Fot.

Ann

a M

. Chy

ła/S

tow

arzy

szen

ie „

de fa

cto”

Page 19: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

34 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

„Dla mnie to guru, uosobienie operatora filmowego. Zamiast krwi ma w żyłach celuloid. Jest stuprocentowym zwierzęciem filmowym” – tak o Witoldzie Sobocińskim mówią przyjaciele i współpracownicy. Okazji do przypomnienia jego twórczości jest co najmniej kilka. W Muzeum Kinematografii w Łodzi, 8 października, otwarto wystawę i zaprezentowano publikację poświęconą Witoldowi Sobocińskiemu. 15 października wielki operator świętował 86. urodziny.

Anna Michalska

Witold Sobociński należy do najwybitniejszych twórców polskiego ki-

na. W latach 50. był muzykiem w legendarnym zespole jazzowym Melomani. Do tych doświadczeń wielokrotnie wracał podczas reali-zacji zdjęć. Po latach mówił: „fil-muję tak, jak się gra jazz”. Zadebiu-tował w roku 1967 obrazem Ręce do góry Jerzego Skolimowskiego. Do jego szczytowych osiągnięć operatorskich należą Sanatorium pod Klepsydrą Wojciecha Jerzego Hasa oraz Wesele Andrzeja Wajdy. Sam Sobociński wymienia kolejne ważne dla siebie tytuły: Wszystko na sprzedaż, Życie rodzinne, Trze-cia część nocy, Ziemia obiecana, Smuga cienia, Śmierć prezyden-ta, Szpital Przemienienia, Własna wina, W obronie własnej, Piraci, Frantic, Skarga, Wrota Europy. Każdy obraz realizowany w od-miennym stylu: „każdy z nich jest inny, gdyż każdy film z innym re-żyserem chciałem zrobić inaczej”.

Sobociński przeżył kilka rewo-lucji technologicznych: przejście od czerni i bieli do koloru, wpro-wadzenie kamer cyfrowych. – „Filmy fabularne, które kiedyś realizowałem, powstawały dzięki

operatora dużej, rzetelnej wiedzy. Operator miał być człowiekiem, który się nie myli”. Na pytanie, z czym jest związany zawód ope-ratora, odpowiada: „z obserwacją życia. Tyle tylko, że z tego życia wybiera się najwspanialsze rzeczy, najbardziej fotogeniczne”.

Na wystawę „Witold Sobociń-ski. Wizualna ciągłość obrazu”

niezwykle precyzyjnemu opra-cowaniu ekspozycji, ostrości, ruchu kamery. Taśma filmowa musiała być nakręcona w małej ilości dubli. W związku z tym inna jest relacja operatora w dawnym sensie, gdzie wszystko musiało być opracowane, obmyślone, obli-czone według pewnych limitów i dlatego wymagało się kiedyś od

złożyły się materiały z prywat-nego archiwum bohatera oraz ze zbiorów Muzeum Kinematografii w Łodzi i Filmoteki Narodowej w Warszawie, w tym werki, fotosy i plakaty do 12 filmów, które sam operator uznał za najważniejsze w swojej karierze. Na ekspozycji znajduje się również jego sprzęt filmowy: kamera, światłomierze i obiektywy. Ekspozycję dopeł-niają materiały audiowizualne z wypowiedziami samego Sobo-cińskiego i twórców, z którymi współpracował.

Wystawie – co stało się już muzealną tradycją – towarzy-szy obszerny katalog. Publika-cja zawiera liczne relacje z pla-nów filmowych, anegdoty, a także fotosy, werki, plakaty oraz wspo-mnienia twórców współpracują-cych z Witoldem Sobocińskim (wśród nich wypowiedzi Jerzego Wójcika, Andrzeja Halińskiego, Feliksa Falka, Jacka Bromskiego). Andrzej Wajda mówi o jego nie-zawodnej kamerze. Krzysztof Zanussi przywołuje słowa słyn-nej aktorki Elizabeth Bergner: „Jak patrzę na Witolda, to myślę, że on przed chwilą wymyślił kinemato-graf”. Andrzej Reiter wspomina popłoch, jaki w ekipie wywołała szarża słoni na planie Sanatorium pod Klepsydrą. Sam bohater wraca do współpracy z Claudią Cardi-nale na planie Przygód Gerarda i Harrisonem Fordem podczas realizacji filmu Frantic.

Wystawa – prezentująca zaled-wie wycinek twórczości Witolda Sobocińskiego – jest świetnym impulsem do przypomnienia (a dla niektórych odkrycia) wiel-kich dzieł polskiej kinematografii. Można ją oglądać do 22 listopada 2015 roku.

jak jazzFilmowanie

Wystawy: Witold Sobociński. Wizualna ciągłość obrazu

W Y B O R C Z A . P L

W Y B O R C Z A . P L

Witold Sobociński

Fot.

Ann

a M

icha

lska

/Muz

eum

Kin

emat

ogra

fii w

Łod

zi

Page 20: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

Polskie premiery

36 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Piotr Głowacki, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Małgorzata Pieczyńska producent: Marta Grela-Gorostizaprodukcja: TVNczas projekcji: 103 mindystrybucja: Kino Świat

Od wydarzeń znanych z Listów do M. minęły równo cztery lata i wszyscy boha-terowie przygotowują się do kolejnej Wigilii. Mikołaj, który znalazł szczęście u boku Doris, wciąż nie może zdecydo-wać się na oświadczyny, co prowokuje jego syna Kostka do obmyślenia sprytnej, świątecznej intrygi z pierścionkiem zarę-czynowym w tle. Małgosia i Wojtek adop-towali Tosię ale teraz, tuż przed Bożym Narodzeniem, ich rodzina musi zmie-rzyć się wspólnie z nową, trudną sytuacją, związaną ze zdrowiem Małgosi. Karina – obecnie wzięta pisarka i Szczepan – teraz taksówkarz, rozstali się, lecz ich ścieżki nieustannie się przecinają. Związek Betty i „niegrzecznego” Mikołaja Mela nie prze-trwał próby czasu, Betty wychowuje ich synka Kazika z nowym partnerem Karo-lem. Bohaterowie Listów do M. 2 mają rozśmieszać, wzruszać i dawać wiarę, że w Święta wszystko jest możliwe, i że to właśnie miłość jest najlepszym prezentem pod choinkę.

Czerwony Pająkfilm fabularnypremiera: 27 listopadareżyseria: Marcin Koszałkascenariusz: Marcin Koszałka, Łukasz M. Maciejewskizdjęcia: Marcin Koszałkamuzyka: Petr Ostrouchovscenografia: Ryszard Melliwa, Magdalena Dipontmontaż: Krzysztof Komander, Marcin Koszałkadźwięk: Michał Fojcik, Bartłomiej Bogackiwykonawcy: Filip Pławiak, Adama Woronowicz, Julia Kijowska, Wojciech Zieliński, Małgorzata Foremniak, Marek Kalita, Przemysław Bluszcz, Piotr Głowacki, Andrzej Konopka, Barbara Kurzaj, Dorota Landowska, Rafał Mohr

Listy do M. 2film fabularnypremiera: 13 listopadareżyseria: Maciej Dejczerscenariusz: Marcin Baczyński, Mariusz Kuczewski, zdjęcia: Marian Prokopmuzyka: Łukasz Targoszscenografia: Joanna Kaczyńskamontaż: Jarosław Barzandźwięk: Marcin Matlak, Maciej Pawłowski, Tomasz Duksztawykonawcy: Piotr Adamczyk, Waldemar Błaszczyk, Katarzyna Bujakiewicz, Agnieszka Dygant, Roma Gąsiorowska- -Żurawska, Jakub Jankiewicz, Tomasz Karolak, Małgorzata Kożuchowska, Magdalena Lamparska, Wojciech Malajkat, Paweł Małaszyński, Maciej Stuhr, Agnieszka Wagner, Maciej Zakościelny, Katarzyna Zielińska,

Gitfilm fabularnypremiera: 13 listopadareżyseria: Kamil Szymańskiscenariusz: Kamil Szymańskizdjęcia: Mikołaj Małeckimuzyka: Jacek Mazurkiewiczscenografia: Agnieszka Bąkmontaż: Amadeusz Andrzejewskidźwięk: Karol Szykownywykonawcy: Włodzimierz Matuszak, Arkadiusz Detmer, Grzegorz Kowalczyk, Rafał Dajbor, Maksymilian Bogumił, Artur Smołucha, Tomasz Boruszczak, Justyna Sieniawskaproducent: Zbigniew Małecki, Ryszard Szymańskiprodukcja: Mad Horseczas projekcji: 71 mindystrybucja: Muschelka Distribution

Brutalne morderstwa, walka o władzę i strach, który prowokuje do najgor-szych zbrodni. Jakub M., słynny mąci-ciel, przywódca w zakładzie karnym w Łęczycy zostaje zamordowany. Ze wstępnych przesłuchań i akt sprawy wynika, że była to zemsta okaleczo-nego współwięźnia, Grzegorza R. Tydzień wcześniej Jakub M. udzielił wywiadu telewizyjnego. Dziennikarz śledczy, który z nim rozmawiał, posta-nawia dojść do prawdy. Wywiad z mor-dercą odkryje szokujący bieg zdarzeń.

Polskie premiery

MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Kalendarz premierlistopad 2015

37

Fot.

Syl

wia

Ada

mcz

uk

Fot.

Mak

ufly/

TVN

/Lis

ty d

o M

.2

Fot.

Ada

m G

olec

/Kin

o Św

iat

się w zewnętrznym świecie. Ma tylko jedno marzenie: wyrwać się z wysypi-ska.

Rozmowę o filmie z reżyserką Hanną Polak opublikowaliśmy w sierpniowym

„Magazynie Filmowym”.

Znam kogoś, kto cię szuka

film fabularnypremiera: 27 listopadareżyseria: Julia Kowalskiscenariusz: Julia Kowalskizdjęcia: Simon Beaufilsmuzyka: Daniel Kowalskiscenografia: Héléna Cisternemontaż: Martial Salomondźwięk: Philippe Deschamps wykonawcy: Liv Henneguier, Yoann Zimmer, Andrzej Chyra, Artur Steranko, Léa Mesnil, Juliane Lepoureau, Felix Jourdainproducenci: Mina Driouche, Valérie Donzelli, Jérémie Elkaïm, Maria Blicharska, Monika Sajko Gradowskaprodukcja: Les Films de Françoise (Francja), Donten & Lacroix Films (Polska)  czas projekcji: 80 mindystrybucja: Alter Ego Pictures

Francuska prowincja, schyłek jesieni. Rose, nastoletnia córka polskiego imi-granta, dorasta bez matki, za to w gąszczu emocji. Właśnie żegna się z niewinnością dzieciństwa i przechodzi w bezwzględną sferę dorosłości, gdzie ciało staje się kolej-nym towarem na rówieśniczym rynku, gdzie trwa wyścig na przekraczanie nie-naruszalnych dotąd granic i nieosią-galnych doznań. Nieoczekiwanie Rose dostaje zaproszenie do przeżycia emo-cjonalnego wstrząsu, kiedy staje między dorosłym Józefem a jego porzuconym niegdyś synem – nastoletnim Romanem. Tajemnica jej powierzona w połączeniu z emocjonalnym rollercoasterem, który zaczyna się, kiedy Roman zatapia w niej spojrzenie, popycha ją ku podroży – do Polski i w dorosłość. 

Nadejdą lepsze czasyfilm dokumentalnykoprodukcja polsko-duńskapremiera: 27 listopadareżyseria: Hanna Polakscenariusz: Hanna Polakzdjęcia: Hanna Polak, Mariusz Margas, Hans Jurgen Burkard, Ivan Phynogyev, Yula Galochkina, Maksim Drozdov,muzyka: Keaton Henson, Krystian Eidnes Andersenmontaż: Marcin Kot Bastkowski, Hanna Polakdźwięk: Kristian Eidnes Andersenproducent: Hanna Polak, Sigrid Dyeakjaerprodukcja: Hanna Polak Films,  Danish Documentary Productionczas projekcji: 95 mindystrybucja: Against Gravity

Tylko 18 kilometrów od Kremla i Placu Czerwonego znajduje się swałka – rosyjskie wysypisko śmieci. Akcja filmu rozgrywa się na tym największym śmietnisku w Europie, które ma wyso-kość siedemnastopiętrowego budynku i ponad dwa kilometry długości. To otoczony murem obszar, gdzie z wyjąt-kiem śmieciarek nikt nie może się przedostać. Jednak żyją tu też ludzie: około tysiąca osób, najuboższa, pozba-wiona wszelkich środków do życia grupa społeczna Rosji. Swałka jest ich ostatnim miejscem przeznaczenia. Jedenastoletnia Jula, bohaterka filmu, jest jedną z nich. Odgrodzona płotem z betonu od reszty świata, oficjalnie nie istnieje. Jednak, jak każda dorasta-jąca dziewczynka, marzy, śmieje się, zakochuje, maluje włosy i robi makijaż, żeby pięknie wyglądać. Żartuje, słucha muzyki, czyta czasopisma wyciągnięte ze sterty śmieci, aby wiedzieć, co dzieje

producent: Agnieszka Kurzydłoprodukcja: Mental Disorder 4czas projekcji: 90 mindystrybucja: Kino Świat

Czerwony Pająk to debiut fabularny Mar-cina Koszałki, znanego dokumentalisty i operatora. Wstrząsająca historia PRL-ow-skiego seryjnego mordercy polującego na ofiary w latach 60. XX wieku. Scenariusz został zainspirowany miejskimi legen-dami Krakowa. Jedna opowiada całkowi-cie fikcyjną historię o Lucjanie Staniaku zwanym Czerwonym Pająkiem, druga to autentyczny życiorys jedynego znanego światowej kryminalistyce seryjnego mor-dercy – nastolatka: Karola Kota, który jako „Wampir z Krakowa” stał się prawdziwą gwiazdą mediów pod koniec lat 60. Karol Kremer, główny bohater filmu, jest przy-stojnym, dobrze zbudowanym, chłonącym życie nastolatkiem. Wszystko się zmienia, gdy ten młody, grzeczny chłopak staje się świadkiem morderstwa. Kierując się ciekawością, zaczyna śledzić mordercę. W ten sposób uświadamia sobie potrzeby, których istnienia nie był świadom lub bał się do nich przyznać.

oprac. J.m.

Fot.

Alt

er E

go P

ictu

res

Han

na P

olak

/HBO

Eur

ope/

Aga

inst

Gra

vity

Page 21: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

38 39MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Polskie premiery: Czerwony PająkPolskie premiery: Czerwony Pająk

jak funkcjonują na co dzień. Woronowicz jest doświadczo-nym aktorem, wyjadaczem. Taką rolę ma też w filmie. Pła-wiak jeszcze pozycji nie ma zarówno w życiu zawodowym, jak i w tej historii. Relacja, którą obserwujemy na ekranie, w pewien sposób przypomina tę w życiu. Z Filipem nie robi-łem żadnej próby aktorskiej. Bałem się, że może zniszczyć mi ona plan. Zrobiłem tylko próby inscenizacyjne, w poszczegól-nych obiektach zdjęciowych. Nic poza tym. Młody w ogóle miał deficyt informacji. Prawie z nim nie rozmawiałem. Roz-mawiałem tylko z Woronowi-czem. Jemu wraz z profeso-rem Gierowskim musieliśmy zbudować profil, żeby poczuł, kim jest. U seryjnych zabójców na tle seksualnym to właśnie mord jest aktem seksualnym, orgazmem. Oni nie odczuwają satysfakcji ze stosunku płcio-wego z kobietą, mają ją dopiero w momencie zabicia.

Woronowicz to ponoć bardzo analityczny aktor.Czasami ciągnął w stronę swo-ich rozwiązań i musiałem mu tłumaczyć, że ja chcę inaczej. Podchodził do tego bardzo

analitycznie, a ja ciągnąłem w stronę improwizacji. Momen-tami nie chciałem, żeby wcho-dził zbyt głęboko w myślenie o jakiejś sprawie. Było trochę walki na planie (śmiech).

Sam bazowałeś na przygotowaniach czy jednak improwizacji?Ważny był etap pracy nad sce-nariuszem, żebyśmy byli pewni, czego chcemy. Dużo na ten temat rozmawialiśmy. Kluczowe było też stworzenie określonego klimatu. Bo ważnym bohate-rem tego filmu jest atmosfera. Dla niektórych to nawet jeden z motywatorów. Słyszałem opi-nie, że samo miasto, z jego chło-dem i mrokiem, też jest sprawcą.

Sam jesteś operatorem swojego filmu. Od początku miałeś jasną wizję tego, jak wyglądać ma on od strony wizualnej?To moja perspektywa rozwoju. Oczywiście chcę doskona-lić sposób opowiadania, ale punktem wyjścia jest dla mnie obraz. Nie interesuje mnie kino fabularne oparte na dia-logach i słowie. Zależało mi na takim obrazie, by dawał widzowi emocje, wzbudzał nie-

pokój, powodował dyskom-fort. Żeby wszedł on w ten świat błota, śniegu, deszczu, nocy. Chcę wywołać emocje nie tylko przez punkty zwrotne w historii, ale przede wszyst-kim poprzez serię obrazów. Postanowiłem sam być ope-ratorem tego filmu, bo bałem się, że jeżeli wezmę kogoś i nie będę umiał przekazać mu w pełni tego, czego oczekuję, pojawią się konflikty, które roz-walą plan. Mogłem sobie na to pozwolić, bo miałem świet-nego operatora kamery Wal-tera Sarkowicza, którego znam jeszcze ze szkoły. Podobnie w przypadku mistrza oświetle-nia Piotra Michalskiego, z któ-rym robiłem wszystkie fabuły. Łatwo było mi się z nimi doga-dać, więc czułem się odcią-żony. W zasadzie pracowaliśmy w ciszy, bez słów. W ogóle uwa-żam, że kadrowanie i insceni-zacja to robota reżysera. W pol-skim kinie operator ma status Boga. Tymczasem wszędzie na świecie jest inaczej. Osobą odpowiedzialną za kompozycję kadru jest reżyser.

Obraz w Czerwonym Pająku potęguje wrażenie niedopowiedzenia.

Pamiętam, jak w trakcie wykła-dów w szkole filmowej rozma-wiałem z Bogdanem Dziwor-skim. Zastanawialiśmy się, na czym polega dobra, statyczna fotografia. Patrząc na zdjęcie, wypełnienie kadru, to, co na nim jest, w głowie buduje się historia. To właśnie opowiada-nie obrazem. Nie chodzi tylko o inscenizację, ale też o atmos-ferę wizualną kadru – światło, kompozycję, nadawanie nowych znaczeń. To wszystko buduje dramaturgię.

Dobra znajomość Krakowa, gdzie rozgrywa się akcja filmu, pomagała czy przeszkadzała?Czerwony Pająk był też dla mnie przygodą i wyzwaniem, żeby sfotografować Kraków w taki sposób, by nie wejść w konkret. W zasadzie w całym filmie jest tylko jedna taka scena, choć też mam wraże-nie, że dość niepokojąca i dzi-waczna. Ludzie z Krakowa oczywiście znajdą tam swoje smaczki. Lubię Kraków, prze-wija się on w wielu moich fil-mach dokumentalnych. Jest w tym mieście jakaś magia, dru-gie dno, które działają na moją wrażliwość.

Kuba Armata: Co jest fascynującego w pokazywaniu istoty zła?Marcin Koszałka: Ten temat bardzo zaciekawił mnie, kiedy robiłem dokumentację. Roz-mawiałem wtedy z profesorem Krzysztofem Gierowskim, pro-filerem i wybitnym specjalistą od seryjnych zabójców na tle seksualnym. Interesował nas skomplikowany seryjny zabójca. Taki, który jest ukryty, ma nor-malną rodzinę, nikt się po nim niczego takiego nie spodziewa. Oni są najbardziej fascynujący. Gierowski przekonywał, że nie jest w stanie w jasny sposób odpowiedzieć, dlaczego ludzie

niejsze było dla nas zachowanie niejednoznaczności. Nie chcieli-śmy prostych wytłumaczeń, nie chcieliśmy dopowiadać niczego do końca. A przecież nawet jedno słowo mogło wszystko zniszczyć. Pojawiają się różne interpretacje filmu i to mi się podoba. Jedni w relacji bohate-rów widzą sugestię homosek-sualną, inni rodzaj przyciąga-nia śmierci. Każdy ma prawo do własnej opinii, my nie chcieli-śmy podawać jej na tacy.

Film inspirowany jest historią Karola Kota, ale zdecydowałeś się rozbić narrację pomiędzy dwóch bohaterów. Dlaczego?Poszukiwałem świeżej formy. Podążenie za jednym boha-terem byłoby dość konserwa-tywne. Bez napędu nie ma tego bohatera. Jeden stymuluje dru-giego. Inaczej nie miałby on motywacji, celu. Postać grana przez Adama Woronowicza stanowi dla młodego bohatera

dokonują seryjnych morderstw. Oczywiście może zanalizować lęki, kompleksy, choroby psy-chiczne, ale to raczej zbiór róż-nych rzeczy i samej istoty de facto nie da się zgłębić. Przy-znaję się do tego, że ten temat gdzieś tam mnie „jara”. To, co niedozwolone i ukryte, jedno-cześnie jest podniecające. To rodzaj perwersyjnego przyciąga-nia. Wystarczy spojrzeć na ulice. Ludzie przecież często zatrzy-mują się i patrzą, jak wyciągają zwłoki spod tramwaju. Stoją, obserwują i nie chcą odejść.

Ten film wysuwa nieśmiałą tezę, że w każdym z nas może siedzieć taki demon.Możliwe. Pewien amerykań-ski recenzent napisał, że on, oglądając film, czuł, jakby był w butach mordercy. Nawet nie jako oprawca, ale ktoś, kogo to fascynuje, pociąga i ciekawi. Co by było, gdybym ja dopuścił się czegoś takiego? Jakie uczucia by mi towarzyszyły? Najważ-

rodzaj magnesu. Bez tego ten układ by nie pracował.

W rolę młodego bohatera wciela się Filip Pławiak. Powiedziałeś kiedyś, że szukałeś aktora, w którym zło jest bardzo głęboko schowane.To pochodna mojej pracy w dokumencie. Zawsze bałem się oczywistości. Gdybym wziął aktora mającego w wyrazie twa-rzy coś niepokojącego, to nie miałbym o czym opowiedzieć. Mogło się to udać tylko w przy-padku takiego aktora jak Filip. Który pod maską normalno-ści, przeciętności jest w stanie w pewnym momencie pokazać mi na twarzy przemianę i fascy-nację złem.

Prowokowałeś aktorów w podobny sposób jak bohaterów swoich dokumentów?Trochę tak, zresztą obsadziłem ich w podobny sposób do tego,

Z Marcinem Koszałką, reżyserem filmu Czerwony Pająk, rozmawia Kuba Armata

Punktem wyjściajest dla mnie

obrazFo

t. M

arci

n W

arsz

awsk

i/SF

P

Fot.

Ada

m G

olec

/Kin

o Św

iat

Marcin Koszałka

Adam Woronowicz w filmie Czerwony Pająk, reż. Marcin Koszałka

Page 22: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

40 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Premiery po latach: Ręce do góry

WWW.TE L EPRO. COM . P L

WW.TE L EPRO. COM . P L

Jest to najszczerszy film, jaki w życiu wykonałem” – wy-znał reżyser. Gdyby – za-

miast na półki – zaraz po realiza-cji trafił na ekrany (i na festiwal w Wenecji, z którego go wycofa-no), byłby jednym z pierwszych filmów rozrachunkowych, rozli-czeniem pokolenia ZMP z przy-padającą na czasy stalinowskie młodością. Do niej – dzięki sym-bolicznej podróży stojącym na bocznicy pociągiem towaro-wym – wracają filmowi bohate-rowie, niegdysiejsi koledzy z me-dycyny: Alfa (Joanna Szczerbic), jej mąż Romeo (Adam Hanusz-kiewicz), Opel Rekord (Tadeusz Łomnicki), Wartburg (Bogumił Kobiela) i Zastawa (Jerzy Sko-limowski), którzy spotykają się na balu z okazji 10-lecia ukoń-czenia studiów.

„Kiedy w 1967 roku kręcili-śmy Ręce do góry byliśmy pełni entuzjazmu i wiary w to, że to, co chcemy pokazać w naszym fil-mie może się przydać dla tego kraju, że może to być jakiś głos, znak ośmielający innych do tego, żeby mówić o sprawach jakie są w tym filmie poruszane. Niestety, myliliśmy się. Cenzura w Pol-sce miała się wówczas dobrze. Zwłaszcza za radą ambasadora

Związku Radzieckiego, który nie znosił szczególnie jednej sceny w tym filmie – łatwo zorientować się której – film Ręce do góry, nie-stety, dopiero teraz można oglą-dać bezkarnie” – mówił Jerzy Sko-limowski.

Reżyser wspominał drama-tyczne losy swojego dzieła. „Ten film poniekąd zdemolował mi życie. Byłem zmuszony do emi-gracji. Po latach, w 1981 roku dokręciliśmy prolog, bo wydawało się nam, że w czasie tzw. karna-wału Solidarności film Ręce do góry będzie mógł trafić do kin. Niestety, nie zdążyliśmy. Pierw-szy pokaz tego filmu odbył się 12 grudnia 1981 roku, i kiedy publicz-ność wychodziła z warszawskiej Sali Kongresowej, to już na uli-cach stały czołgi” – mówił Jerzy Skolimowski. Ostatecznie Ręce do góry weszły na ekrany pol-skich kin w 1985 roku, w wersji bez prologu.

Gościem specjalnym wieczoru był Jerzy Skolimowski, scenarzy-sta, reżyser oraz odtwórca jednej z głównych ról w filmie. Premiera zrekonstruowanego cyfrowo dzieła odbyła się 19 października w warszawskim kinie Kultura, pro-wadzonym przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich.

O niechęci radzieckiego ambasadora, pokoleniu ZMP oraz pierwszym pokazie w asyście czołgów opowiadał Jerzy Skolimowski podczas cyfrowej premiery filmu Ręce do góry. Organizatorem pokazu było Stowarzyszenie Filmowców Polskich.

Grzegorz Wojtowicz

w asyście czołgówPremiera

Fot.

Bor

ys S

krzy

ński

/SFP

Jerzy Skolimowski

Page 23: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

42 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

W produkcji

Słaba płeć?etap produkcji: postprodukcjareżyseria: Krzysztof Langscenariusz: Hanna Węsierska, Wojciech Pałys, Katarzyna Gryga – na motywach powieści „Suka” Katarzyny Grygi zdjęcia: Michael Coultermuzyka: Robert Jansonscenografia: Ewa Skoczkowskamontaż: Milenia Fiedlerdźwięk: Wojciech Mielimąkawykonawcy: Olga Bołądź, Piotr Adamczyk, Marieta Żukowska, Marcin Korcz, Katarzyna Figura, Piotr Głowacki, Marian Dziędziel producent: Mariusz Łukomski, Wojtek Pałysprodukcja: Monolith Filmsplanowane zakończenie produkcji: jesień 2015czas projekcji: ok. 98 mindystrybucja: Monolith Filmspremiera: 1 stycznia 2016

Historia Zośki – atrakcyjnej, wykształco-nej i wiedzącej czego chce dziewczyny. Rodzinne miasteczko zamieniła na war-szawską korporację i pnie się po drabi-nie sukcesu, choć do raju jeszcze droga daleka. Zamiast luksusowego aparta-mentu – kawalerka na kredyt, zamiast prestiżowej pracy – użeranie się z szefem burakiem, zamiast szczęśliwego życia – udawanie kogoś, kim nie jest. Pewnego dnia bohaterka zalicza twarde lądowanie. Oszukana przez szefa traci pracę i repu-tację. Ten otrzeźwiający kubeł zimnej wody budzi ją z plastikowego korpo-snu i zmusza do działania. Ale to już nowa Zośka, silna kobieta, która chce wziąć z życia to, co jej się należy: miłość, przy-jaźń, szacunek i satysfakcjonującą pracę. A przy okazji ukarać byłego szefa kan-ciarza i złowić dorodny okaz prawdzi-wego faceta.

Pełnometrażowe filmy fabularne

Fot.

Hub

ert

Kom

ersk

i/A

urum

Film Ostatnia Rodzina

etap produkcji: okres zdjęciowyreżyseria: Jan P. Matuszyńskiscenariusz: Robert Bolestozdjęcia: Kacper Fertaczscenografia: Jagna Janickamontaż: Przemysław Chruścielewskidźwięk: Jarosław Bajdowskiwykonawcy: Andrzej Seweryn, Dawid Ogrodnik, Aleksandra Konieczna, Andrzej Chyra, Magdalena Boczarska, Alicja Karluk, Zofia Perczyńska, Danuta Nagórnaproducent: Leszek Bodzakprodukcja: Aurum Filmplanowane zakończenie produkcji: wiosna 2016 czas projekcji: ok. 100 mindystrybucja: Kino Światpremiera: 2016

Film przedstawia poruszające losy rodziny Beksińskich. Akcja rozgrywa się na prze-strzeni 28 lat, zaś fabuła koncentruje się na warszawskim okresie życia rodziny. Film zaczyna się w 1977 roku, gdy Tomek Bek-siński wprowadza się do swojego mieszka-nia. Jego rodzice mieszkają tuż obok, na tym samym osiedlu, przez co ich kontakty pozostają bardzo intensywne. Nadwrażliwa i niepokojąca osobowość Tomka powoduje, że matka – Zofia, wciąż martwi się o syna. W tym samym czasie Zdzisław Beksiński próbuje całkowicie poświęcić się sztuce. Po pierwszej nieudanej próbie samobój-czej Tomka, Zdzisław i Zofia muszą podjąć walkę nie tylko o syna, ale także o przy-wrócenie kontroli nad swoim życiem. Gdy Zdzisław podpisuje umowę z mieszka-jącym we Francji marszandem Piotrem Dmochowskim, a Tomek rozpoczyna pracę w Polskim Radiu, wydaje się, że rodzina najgorsze kłopoty ma już za sobą. Jednak seria dziwnych, naznaczonych fatum wyda-rzeń, dopiero nadejdzie…

#Wszystko graetap produkcji: postprodukcjareżyseria: Agnieszka Glińskascenariusz: Marta Konarzewska, Agnieszka Glińska, Ilona Łepkowskazdjęcia: Paweł Edelmanaranżacja utworów i muzyka: Paweł Lucewiczscenografia: Agnieszka Zawadowska choreografia: Agustin Egurrola, Weronika Pelczyńskamontaż: Jarosław Kamińskidźwięk: Marek Wronko, Dreamsoundwykonawcy: Eliza Rycembel, Kinga Preis, Stanisława Celińska, Sebastian Fabijański, Antoni Pawlicki, Bartosz Żuchowski, Krzysztof Stroińskiproducent: Sylwia Wilkos, Klaudiusz Frydrych, Roman Gutekprodukcja: Scorpio Studioplanowane zakończenie produkcji: styczeń 2016czas projekcji: ok. 90 mindystrybucja: Vue Movie Distributionpremiera: 12 lutego 2016

To zrealizowana w konwencji musicalu historia o poszukiwaniu szczęścia, miłości i radości życia. Zosia – próbuje zmieniać świat za pomocą sztuki. Jej mama Roma – niespodziewanie spotyka na swej dro-dze kogoś wyjątkowego. Babcia – skrywa z kolei tajemnicę z przeszłości. Wszyst-kie trzy kobiety próbują ocalić rodzinny dom, przeżywają niejedną perypetię, by  przekonać się, czego pragną. Czy uda im się to zdobyć? Wszystko to w rytmie naj-piękniejszych polskich piosenek w zupeł-nie nowych aranżacjach. Niezapomniane melodie i doskonałe teksty najlepszych autorów – od Agnieszki Osieckiej, Jona-sza Kofty przez Maanam po T.Love. Nowy blask tych przebojów mają podkreślić naj-lepsi tancerze w porywających choreogra-fiach.

oprac. J.m.

Fot.

Mon

olit

h Fi

lms

Fot.

Mar

cin

Mak

owsk

i/Vu

e M

ovie

Dis

trib

utio

n

Page 24: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

44 45MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale za granicą: San Sebastian Festiwale za granicą: San Sebastian

Dowodem tego obszerna sekcja kryjąca się pod nazwą: Hori-zontes Latinos i fakt, że nie-

mal każdy z pokazywanych w niej fil-mów prezentowali publiczności sami twórcy. Obok wspomnianego Vigasa, byli to: Michel Franco, Pablo Larraín, Patricio Guzmán czy Gabriel Ripstein. Oglądając: Chronic, The Pearl Button, Ixcanul czy The Club można zaryzy-kować stwierdzenie, że sekcja ta była najważniejszym wydarzeniem festi-walu, które przyćmiło nawet zmaga-nia o Złotą Muszlę.

Paradoksalnie zaczęło się od całko-witego falstartu, i to właśnie ze strony reżysera pochodzącego z hiszpańskiego kręgu. Bo w takich kategoriach należy niestety postrzegać film otwarcia, jakim był mainstreamowy horror Regression

autorstwa Alejandra Amenábara. Twórcy cenionego, szanowanego, który jednak od kilku dobrych lat wyraźnie znajduje się pod kreską, nie mogąc wrócić do kina spod znaku Otwórz oczy czy W stronę morza. Wpadek rzecz jasna było więcej, co jednakowoż przy tak dużym festiwalu jest trudne do uniknięcia. Zdarzały się one w Konkursie Głównym jak cho-ciażby kuriozalny Lejos del mar Imanola Uribe, wygwizdany zresztą gremialnie przez dzien-nikarzy. Koniec końców, także ostateczny triumfator festiwalu w San Sebastian, czyli islandzko- -duńsko-chorwacka koproduk-cja Sparrows Rúnara Rúnarssona spotkała się z raczej chłodnym przyjęciem. Nieco lepsze noto-wania mieli inni nagrodzeni: Tru-man Cesca Gaya (Nagroda Aktor-ska dla Ricarda Darina i Javiera Cámary), ale przede wszystkim Evolution Lucile Hadžihalilović (Nagroda Specjalna Jury oraz Nagroda za Zdjęcia). Nauczony doświadczeniem ubiegłego roku, z dość przeciętnym moim zda-niem Konkursem Głównym, w większym stopniu postanowi-łem skupić się na innych sekcjach i muszę przyznać, że decyzji tej nie żałuję.

Przyglądając się różnorodności w doborze tematów, problema-tyki, trudno się oprzeć wrażeniu,

że selekcjonerzy z San Sebastian wykonali kawał dobrej roboty. Obok wspomnianych Horizontes Latinos bardzo interesująco pre-zentował się chociażby konkurs kryjący się pod nazwą: Nuevos Directoros. W jego ramach można było zobaczyć czternaście pierw-szych bądź drugich fabuł mło-dych twórców z całego świata. I choć porównując filmy trudno byłoby znaleźć jakiś wątek prze-wodni czy tematyczny leitmo-tiv, to wspólnym mianownikiem z pewnością była artystyczna odwaga i bezkompromisowość. Na uwagę zasługiwał fakt, że początkujący reżyserzy tak dużą rolę przywiązywali do opowiada-nej historii, a jednocześnie stro-nili od wszelkiej kalkulacji. Tak było chociażby w przypadku izraelskiego Barash w reżyserii Michal Vinik, szwedzkiego Drift- ers Petera Grönlunda czy chilij-skiego Sex Life of Plants Sebastiá- na Brahma. Dwa ostatnie filmy docenione zostały przez jury, które najwyższym laurem nagro-dzić postanowiło The New Kid, reżyserski debiut francuskiego aktora Rudiego Rosenberga. Od finalnych decyzji dużo istotniej-sza była jednak świadomość, że był to naprawdę wyrównany, sto-jący na wysokim poziomie kon-kurs, co z kolei dobrze rokuje na przyszłość.

Ciekawą propozycją hiszpań-skiego festiwalu były także odby-wające się po raz kolejny sekcje tematyczne: Culinary Cinema oraz Savage Cinema. Pierwsza

z nich to owoc współpracy z Ber-linale, gdzie tradycja ta kultywo-wana jest od lat. Jak przekonuje dyrektor imprezy w San Seba-stian, José Luis Rebordinos, jed-nym z ważnych czynników, dla którego zdecydowano się na włą-czenie tej sekcji do programu, był fakt, że kraj Basków słynie ze znakomitych restauracji corocz-nie docenianych przez krytyków kulinarnych. Bo trzeba dodać, że projekcjom filmowym towarzyszą za każdym razem przygotowy-wane przez najlepszych szefów kuchni wykwintne kolacje. Rodza-jem uczty dla duszy i ciała była też druga ze wspomnianych sekcji, przygotowywana od 2013 roku wspólnie z Red Bull Media House, a skupiona wokół sportów ekstre-malnych. Pomysł ten najwyraźniej przypadł do gustu publiczności, czego najlepszym dowodem nad-komplety niemal na każdej projek-cji. Od składającego się w dużej mierze z materiałów archiwalnych dokumentu Steve McQueen: The Man & Le Mans Gabriela Clar-ke’a i Johna McKenny po fascy-nującą wyprawę na wierzchołek góry Meru (Meru w reżyserii Jim-my’ego China i Elizabeth Chai Vasarhelyi).

Jedyne polskie akcenty pod-czas 63. edycji festiwalu w San Sebastian – tej jednej z najważniej-szych europejskich imprez filmo-wych – znalazły się w sekcji Zabal-tegi, będącej rodzajem panoramy tego, co w kinie w danym roku jest najciekawsze. Na pewien para-doks zakrawa fakt, że autorami

obu zakwalifikowanych filmów nie są Polacy, bo w programie sek-cji znalazł się debiut Magnusa von Horna Intruz oraz animo-wany dokument Czarodziejska góra w reżyserii Ancy Damian. Na uwagę zasługuje znakomite towarzystwo, w jakim się znaleźli, by wspomnieć jedynie Aleksan-dra Sokurowa, Laurie Anderson czy Waltera Sallesa.

Festiwal w San Sebastian to także szereg wydarzeń towarzy-szących, które dodają mu jeszcze więcej splendoru. Jedno z nich rozegrało się podczas ceremonii otwarcia, kiedy to nagrodę Mię-dzynarodowej Federacji Kryty-ków Filmowych FIPRESCI za film Mad Max: Na drodze gniewu odebrał George Miller. W ogóle to miejsce, do którego twórcy przyjeżdżają wyjątkowo chętnie. W tym roku odwiedzili je m.in. Pedro Almodóvar, Emily Blunt, Benicio Del Toro, Ellen Page czy uhonorowana doroczną nagrodą za całokształt twórczości Emily Watson. Lista, z której przedsta-wiłem tu ledwie małą próbkę, robi wrażenie, ale z drugiej strony nie ma się co dziwić, bo to bez wątpienia jeden z bardziej przyjaznych europejskich festi-wali. Nie ma tu tego pośpiechu co w Cannes czy ślepego przy-wiązania do porządku jak w Ber-linie. Hiszpański luz w połączeniu ze sprzyjającą aurą i przepiękną lokalizacją powodują, że do San Sebastian wraca się wyjątkowo chętnie, a i na filmy patrzy się łaskawszym okiem.

Kuba Armata

Kino polskie: w dobrym towarzystwie

Dało się wyczuć, że tegoroczna, już 63., edycja festiwalu filmowego w San Sebastian wyczekiwana była z dużą ciekawością i zainteresowaniem. Przyczynił się do tego wyjątkowo udany rok dla kina latynoamerykańskiego, co udowodniły prestiżowe laury w Berlinie, Cannes czy dosłownie kilka tygodni wcześniej w Wenecji (Złotego Lwa odebrał tam debiutant z Wenezueli Lorenzo Vigas za film Desde allá). Bo choć nobliwa impreza rozgrywająca się w kraju Basków ma charakter międzynarodowy, i taki też konkurs, trudno oprzeć się wrażeniu, że w pierwszej kolejności liczy się tu właśnie kino hiszpańskojęzyczne.

Fot.

Lav

a Fi

lms/

Zent

ropa

Inte

rnat

iona

l Sw

eden

Fot.

Sol

opan

Ulrik Munther w filmie Intruz, reż. Magnus von Horn

Czarodziejska góra, reż. Anca Damian

Page 25: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

46 47MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festiwale za granicą: LondynFestiwale za granicą: Londyn

Mary Mapes – jej losy przedsta-wiono w Truth Jamesa Vanderbil-ta. Sama, najdłużej chyba z całe-go repertuaru festiwalowego, za-pamiętam dokumentalny, pełen nieznanych, rodzinnych archi-waliów, portret Ingrid Bergman – In Her Own Words Stiga Björk-mana. Chociaż poruszył mnie również Room irlandzkiego re-żysera Lenny’ego Abrahamso-na, tym razem fikcyjna opowieść o matce i jej pięcioletnim dziec-ku, żyjących w więzieniu, które stworzył dla nich porywacz. Or-ganizatorzy LFF zadbali, jak za-wsze, o różnorodność programo-wą. Pokazali produkcje z Holly- wood i Europy (w tym kilkana-ście tytułów walczących o nomi-nację do Oscara w kategorii fil-mu nieanglojęzycznego). Łącz-nie przedstawiono dzieła aż z 72 państw, wśród których znalazła się oczywiście Polska.

Tym razem wyjechaliśmy z brytyjskiej stolicy bez na-gród, ale naszą obecność dało się odczuć – nie tylko za spra-wą Pawła Pawlikowskiego, sto-

Od kobiet – pokazu drama-tu Sufrażystka w reżyse-rii Sarah Gavron i według

scenariusza Abi Morgan (Wstyd), z udziałem Carey Mulligan i Me-ryl Streep – festiwal się rozpoczął. „Kobiety muszą zostać włączone do procesów decyzyjnych. W fil-mie pada kwestia, że liczą się czy-ny, a nie słowa. Podpisuję się pod tym” – mówiła Streep w trakcie konferencji poprzedzającej pre-mierę. „Sufrażystka nie jest do-kumentem o przeszłości, a fil-mem o współczesności, o tym, gdzie dziś się znajdujemy. Jego wielkim osiągnięciem jest upa-miętnienie tego, co tamte kobie-ty nam dały” – dodawała Mulli-gan, która wciela się w skromną dziewczynę z klasy robotniczej. Oczami tej bohaterki poznajemy brytyjski odłam ruchu, który na przełomie XIX i XX wieku wal-czył o równouprawnienie kobiet, w tym przyznanie im praw wy-borczych.

jącego na czele jury. Widzowie mogli obejrzeć szereg naszych filmów Mierzący się z przypad-kiem i zbliżającą się katastrofą 11 minut Jerzego Skolimowskie-go, nasz kandydat do oscarowej nominacji, znalazł się w Kon-kursie Głównym. Intruz Magnu-sa von Horna stanął w szranki o nagrodę w Konkursie Debiu-tów. Obraz Body/Ciało Małgo-rzaty Szumowskiej, triumfator ostatniego Festiwalu Filmowe-go w Gdyni i zwycięzca za reży-serię w Berlinie, prezentowany był w ramach sekcji Dare (Wy-zwanie), mającej na celu „wy-rwanie odbiorców z ich strefy komfortu”. Widzowie mogli też zapoznać się z głośnym doku-mentem Hanny Polak – Nadejdą lepsze czasy, studencką etiudą Marty Prus – Obok mnie, wresz-cie z rosyjsko-ukraińsko-polską koprodukcją Pod elektrycznymi chmurami Aleksieja Germana jr. W kuluarach mówiło się o wyso-kim poziomie naszych filmów, a niektórzy z obecnych w Londy-nie zagranicznych dziennikarzy,

Obraz zachęcił do rozmowy nie tylko o jego tematyce, femi-nizmie, ale i o obecności kobiet przed i za kamerą w dzisiejszych czasach. Problem ten stał się rów-nież głównym tematem „Global-nego sympozjum” zorganizowa-nego w ramach LFF przez Geena Davis Institute on Gender in Me-dia oraz brytyjską organizacją Women in Film and Television. Swoimi opiniami i doświadcze-niami dzieliły się nie tylko Davis, ale i Elizabeth Karlsen (produ-centka filmu Carol), Laurie Mac-Donald (He Named Me Malala), Abi Morgan i Amanda Nevill, dy-rektor Brytyjskiego Instytutu Fil-mowego (British Film Institute – BFI). Do dyskusji dołączył też dy-rektor Film4 David Kosse.

Gavron nie była jedyną re-żyserką, której film znalazł się w programie festiwalu. Panie zwyciężyły w trzech z czterech konkursów imprezy. Prestiżowe wyróżnienie za całokształt zasług,

zainteresowanych kinem nasze-go regionu, przywoływali także tytuły z Gdyni, m.in. Obce niebo Dariusza Gajewskiego i Demo-na Marcina Wrony.

Po raz kolejny LFF zapropono-wał też bogaty program wydarzeń branżowych. Pawlikowski wziął udział w panelu poświęconym Oscarowi dla filmu nieangloję-zycznego. Reżyser podzielił się swoimi doświadczeniami związa-nymi z drogą Idy i odbiorem na-grody w Polsce, a reprezentanci Amerykańskiej Akademii Filmo-wej przybliżyli historię, mecha-nizmy oraz regulacje rządzące upragnioną, przez międzynaro-dową społeczność twórczą, sta-tuetką. Na pytania – dotyczące poszczególnych etapów procesu przyznawania nominacji, komite-tów narodowych, typowania tzw. skróconej listy itp. – odpowiadali m.in. Dawn Hudson – prezes Aka-demii czy Mark Johnson – czło-nek zarządu (z Sekcji Producen-tów). Zainteresowanie było duże, a czasu, oczywiście, za mało. Pro-fesjonaliści gnali też na inne dys-

BFI Fellowship, jako jedna z naj-młodszych laureatek, odebrała Cate Blanchett. Główne trofeum LFF – za obraz Chevalier – po-wędrowało w ręce Athiny Rachel Tsangari (Attenberg), którą prze-wodniczący jury Paweł Pawlikow-ski określił mianem „odważnej i oryginalnej” autorki. O samym projekcie polski reżyser dodawał: „W ogromnym rygorze formal-nym i z nieodpartym dowcipem Athena Rachel Tsangari tworzy film, który jest zarówno przeza-bawną komedią, jak i głęboko niepokojącą wypowiedzią na te-mat kondycji człowieka Zacho-du”. Statuetki odebrały również Jennifer Peedom za dokument Sherpa – „dający głos tym, którzy go do tej pory nie posiadali” oraz Shai Heredia i Shumona Goel za krótkometrażowy An Old Dog’s Diary, poetycki portret artysty Francisa Newtona Souzy. Co cie-kawe, mianem „feministycznego spojrzenia na ponadczasową opo-

kusje, m.in. LFF Connects, cykl przyglądający się kinu na tle in-nych dziedzin przemysłu rozryw-kowego – telewizji, muzyki, gier, technologii.

Głównym tematem tegorocz-nych londyńskich wydarzeń sek-cji Industry były jednak Chiny. W czasie serii spotkań „Insight into China” i „China Workshop” Państwu Środka przyjrzano się z różnorakich branżowych per-spektyw. Eksperci przedstawia-li gościom tamtejszy rynek fil-mowy (w tym kwestie związane z cenzurą), możliwości koproduk-cyjne i developmentowe (organi-zacja i finasowanie) oraz dystry-bucyjne, wreszcie zagadnienia kulturowe i perspektywy rozwi-jania współpracy. Stawka jest bar-dzo wysoka – pokazują to choćby statystyki serialu Sherlock. Jego ostatni sezon w Chinach oglą-dało 98 mln widzów. Dla porów-nania widownia Londyńskiego Festiwalu Filmowego wyniosła 157 tys. osób…

Za rok jubileuszowa, 60. edy-cja festiwalu.

wieść” jury określiło rozgrywający się w Nowej Anglii w XVII wie-ku horror The Witch (Czarowni-ca) Roberta Eggersa, który zdo-był statuetkę za debiut.

Frapujących, wielowymiaro-wych i silnych bohaterek wśród festiwalowych filmów na pewno nie brakowało. Jedną z nich oka-zała się grana przez Kate Win-slet Joanna Hoffman, córka re-żysera Jerzego Hoffmana i pra-wa ręka Steve’a Jobsa. Poznać ją można było w zaprezentowanym na zamknięcie dramacie Steve Jobs Danny’ego Boyle’a ze sce-nariuszem Aarona Sorkina. Inną była inspirowana prawdziwą po-stacią ekscentryczna bezdomna pianistka (Maggie Smith) z The Lady in the Van Nicholasa Hyt-nera na podstawie scenariusza i sztuki Alana Bennetta. Kolej-ną okazała się grana przez Cate Blanchett bezkompromisowa dziennikarka i producentka pro-gramu telewizyjnego 60 minut

Dagmara Romanowska

Wokół kobiet

Gdyby pokusić się o podsumowanie tegorocznej edycji Londyńskiego Festiwalu Filmowego (LFF) w kilku słowach, należałoby napisać, że należała ona do kobiet. To one zgarnęły większość nagród, były reżyserkami i bohaterkami kolejnych opowieści oraz dyskutowały o tym, jak wzmocnić swoją pozycję w branży.

Fot.

Eam

onn

M. M

cCor

mac

k/Ge

tty

Imag

es fo

r BFI

Paweł Pawlikowski i Clare Stewart

Page 26: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

48 49MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Grand Prix dla Królowej ciszy w PermNa 15. Międzynarodowym Fe-stiwalu Filmów Dokumental-nych „Flahertiana” w rosyjskim mieście Perm (18-24 września), w konkursie międzynarodo-wym, na 15 zakwalifikowanych obrazów, aż dwa reprezentowały Polskę: Królowa ciszy Agnieszki Zwiefki i Werka Pawła Łozińskie-go. Rywalizacja konkursowa oka-zała się zwycięska dla Agnieszki Zwiefki i jej film otrzymał Grand Prix. Trzeba też odnotować, że w tym roku zaprezentowano Program Specjalny przygoto-wany we współpracy z Krakow-ską Fundacją Filmową, a w jego ramach pokazano 20 polskich dokumentów. W sekcji Polish Docs: Young Talents wyświetlo-no najciekawsze, nagradzane na międzynarodowych festiwalach, debiuty ostatnich kilku lat, m.in. Kawałek lata Marty Minorowicz, Gwizdek Grzegorza Zaricznego czy nominowaną do Oscara Na-szą klątwę Tomasza Śliwińskie-go oraz najpopularniejsze tytuły ostatnich miesięcy: Superjed-nostkę Teresy Czepiec i Punkt wyjścia Michała Szcześniaka. W sekcji Krakow Film Festival

Special widzowie mogli zoba-czyć wybrane nagrodzone doku-menty z Krakowskiego Festiwalu Filmowego, zarówno te z ostat-nich dwóch edycji jak: Casa Blanca Aleksandry Maciuszek, Dom na głowie Adama Palenty, Obiekt Pauliny Skibińskiej, Plus minus, czyli podróże muchy na wschód Bogdana Dziworskiego, jak i najlepsze klasyczne doku-menty – laureatów Złotych Smo-ków i Złotych Lajkoników z lat 60., 70. i 80.: Muzykantów Kazi-mierza Karabasza, Hair Marka Piwowskiego, Szpital Krzysztofa Kieślowskiego, Elementarz Woj-ciecha Wiszniewskiego, Szkołę podstawową Tomasza Zygadły oraz Kilka opowieści o człowie-ku Bogdana Dziworskiego. Ten ostatni był gościem specjalnym festiwalu, a zainteresowani wi-dzowie i młodzi filmowcy mieli okazję przyjrzeć się jego niezwy-kle charakterystycznemu warsz-tatowi filmowemu podczas lekcji mistrzowskiej. Festiwal swoją nazwą nawiązuje do nazwiska jednego ze światowych prekur-sorów dokumentalizmu, Roberta Flaherty’ego – reżysera słynnego filmu Nanuk z północy (1922). Z tego powodu trofea festiwalo-

we nazywane są Nanook Award, a ich laureatami, również w po-przednich latach, wielokrotnie byli Polacy.

Polacy w Reykjaviku Podczas 12. edycji Międzyna-rodowego Festiwalu Filmowe-go w Reykjaviku (24 września – 4 października) bardzo licznie prezentowali się Polacy. W sek-cji New Vision pokazano nagro-dzonego w Gdyni za scenariusz i reżyserię Intruza Magnusa von Horna. Islandzka publiczność mogła też obejrzeć doceniany na różnych festiwalach doku-ment Agnieszki Zwiefki – Kró-lowa ciszy. Ponadto odbył się swoisty wieczór z polską ani-macją, z projekcjami obrazów: Ziegenort Tomasza Popakula, Hipopotamy Piotra Dumały, Świteź Kamila Polaka i Laska Michała Sochy. Pokaz filmów poprzedziła prezentacja przygo-towana przez Wojtka Wawszczy-ka i Zofię Ścisłowską na temat Stowarzyszenia Producentów Polskiej Animacji. W programie festiwalu znalazł się także seans Performera Macieja Sobiesz-

czańskiego i Łukasza Rondudy, a projekcji towarzyszyła dysku-sja i spotkanie z redaktorami książki „Kino-Sztuka” – Jaku-bem Majmurkiem i Łukaszem Rondudą.

Polskie filmy na BaliRodzime produkcje znalazły się w programie 9. Międzyna-rodowego Festiwalu Filmowe-go na Bali. Wydarzenie znane też pod nazwą Balinale odbyło się w dniach 24-30 września. W programie pokazano aż trzy filmy wyprodukowane przez Studio Munka-SFP: dokumenty Casa Blancę Aleksandry Ma-ciuszek i Obiekt Pauliny Skibiń-skiej oraz animowane Kreatury Tessy Moult-Milewskiej. Na Ba-linale można było też zobaczyć pełnometrażowy film doku-mentalny Powstanie Warszaw-skie Jana Komasy, natomiast festiwal zamknęła projekcja Chemii – debiutu fabularnego Bartka Prokopowicza.

Polskie dokumenty zwyciężają w Rosji25. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumental-nych „Message to Man” w Sankt Petersburgu (25 września – 3 października) okazała się bardzo szczęśliwa dla polskich doku-mentów. Nagrodzone zostały aż cztery nasze produkcje. W pro-gramie rosyjskiej imprezy zosta-ło zaprezentowanych 90 filmów z 45 krajów (wybranych spośród ponad 3400 zgłoszonych tytu-łów). Grand Prix festiwalu, Złote-go Centaura, zdobył dokument Mów mi Marianna Karoliny Bielawskiej, który został uhono-rowany także Press Jury Prize. Centaur za najlepszy debiut tra-fił do rąk Vahrama Mkhitaryana za Pieśń pasterza. Natomiast wy-różnienia w kategorii filmu eks-perymentalnego powędrowały do Obiektu Pauliny Skibińskiej

Polski. Przede wszystkim spotkał się z entuzjastycznym przyję-ciem zachodniej krytyki po swo-jej światowej premierze, która odbyła się na 40. MFF w Toron-to. W pozostałych sekcjach izra-elskiego festiwalu znalazły się jeszcze trzy polskie filmy. Sekcja Gala pokazała Body/Ciało Mał-gorzaty Szumowskiej – zwycięz-cę festiwalu w Gdyni (a wcze-śniej nagrodzonego za reżyserię na Berlinale). Ponadto, w progra-mie poświęconym międzynaro-dowym animacjom obecny był, wyróżniony na 50. MFF w Karlo-wych Warach, film Ancy Damian Czarodziejska góra. W sekcji East of the West pokazano nato-miast debiut fabularny Marcina Koszałki Czerwony Pająk.

Sukces Hipopotamów w RumuniiKolejna zagraniczna nagroda przypadła animacji Piotra Du-mały Hipopotamy, tym razem na 9. edycji Międzynarodowe-go Festiwalu Filmów Cyfro-wych Kinofest w Bukareszcie (25-27 września). Jury konkurso-we przyznało obrazowi Dumały Nagrodę dla Najlepszego Filmu

Animowanego Festiwalu. Hipo-potamy były jedyną polską pro-dukcją w konkursie. Kinofest jest jednym z najważniejszych ru-muńskich festiwali filmów krót-kometrażowych.

Polski festiwal w Los AngelesW prestiżowym Egyptian The-atre w Hollywood, jednym z naj-starszych kin w Los Angeles, otwarto 16. Polish Film Festi-val (13-22 października). Jak co roku na Gali Otwarcia zosta-ły przyznane nagrody festiwa-lowe. Jedną z najważniejszych jest Pola Negri Award, którą or-ganizatorzy przyznają wielkim zagranicznym twórcom, którzy przez swoją pracę przyczynili się do promocji Polski w świecie. W tym roku otrzymał ją Andy Garcia. W latach ubiegłych na-grodę tę odebrali m.in. Emma-nuelle Seigner, Michael York, Jon Voight, Anna Paquin i Ed Harris. Gala Otwarcia połączo-na jest z wręczeniem nagród festiwalu, gdyż amerykańscy ju-rorzy oglądają filmy wcześniej, a otwarcie festiwalu budzi naj-większe zainteresowanie hol-

lywoodzkich mediów i gości. I tak, główną nagrodę dla fil-mu fabularnego – Hollywood Eagle – otrzymało Miasto 44 Jana Komasy, najlepszym doku-mentem wybrano film Mów mi Marianna Karoliny Bielawskiej, a wśród animacji wygrał obraz To pewna wiadomość Joanny Jasińskiej-Koronkiewicz. Na-grodę im. Piotra Łazarkiewicza dla młodych talentów otrzyma-li aktorzy: Anna Próchniak za rolę Kamy w filmie Miasto 44 i rolę Julii w Teatrze TV Miss HIV w reżyserii Krzysztofa Cze-czota oraz Adam Bobik za rolę Seweryna w krótkometrażowym Małym palcu Tomasza Cichonia i rolę Romka w Charonie Pawła Hejbudzkiego. W kategorii fil-mu krótkometrażowego nagrody powędrowały do Lasu cieni An-drzeja Cichockiego i Przerwania Adama Suzina. Wśród kilkudzie-sięciu gości z Polski, w festiwalu udział wzięli aktorzy, m.in. Anna Próchniak, Marian Dziędziel, Tomasz Kot, Adam Bobik i Łu-kasz Simlat oraz reżyserzy, m.in. Magdalena Łazarkiewicz, Jacek Bromski, Jan Komasa, Łukasz Palkowski i Maciej Bochniak. Po-lish Film Festival w Los Angeles to największy festiwal polskich

oraz Figury Katarzyny Gondek. Specjalna Nagroda Jury przypa-dła francuskiemu filmowi Free Bullet, którego współautorką (wraz z Caroline Detournay) jest Polka, Paulina Pisarek.

Demon najlepszy w TeksasieOstatni film Marcina Wrony zo-stał uhonorowany Nagrodą dla Najlepszego Filmu na amery-kańskim festiwalu Fantastic Fest w Austin, w Teksasie (24 wrze-śnia – 1 października). Demona uhonorowano w kategorii Hor-ror Features. Na przestrzeni je-denastoletniej historii festiwalu, gośćmi tej imprezy byli tak wy-bitni twórcy światowego kina jak m.in. Tim Burton, Darren Arono-fsky, Elijah Wood, Kevin Smith, Bill Murray, Mel Gibson, Dolph Lundgren, Bill Pullman czy Paul Thomas Anderson.

Kiedy będę ptakiem wygrywa w ArmeniiDokument Moniki Pawluczuk Kiedy będę ptakiem został na-grodzony Grand Prix na Apricot Tree International Ethno Film Festival w Erywaniu (3-6 paź-dziernika). W konkursie filmów krótkometrażowych zmierzyło się 11 dokumentów trwających mniej niż 30 minut. Wyproduko-wany w Wajda Studio film Paw-luczuk ma już na swoim koncie klika nagród zdobytych na za-granicznych festiwalach.

Demon wygrywa w IzraeluFilm Marcina Wrony otrzymał Nagrodę dla Najlepszego Filmu na 31. Międzynarodowym Fe-stiwalu Filmowym w Hajfie (26 września – 5 października). War-to przypomnieć, że Demon już od dłuższego czasu budzi ogromne zainteresowanie poza granicami

Polscy filmowcy na świecieFo

t. H

BO E

urop

e

Królowa ciszy, reż. Agnieszka Zwiefka

Fot.

Mar

ta G

ostk

iew

icz/

Kino

Św

iat

Demon, reż. Marcin Wrona

Page 27: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

50 51MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

filmów w Stanach Zjednoczo-nych i jedna z największych tego typu imprez na świecie.

Superjednostka finalistą nagrody Cinema Eye Honors17 września ogłoszono listę dziesięciu filmów walczących o nagrodę Cinema Eye Honors w kategorii Outstan-ding Achievement in Nonfiction Short Filmmaking. Wśród nich znalazł się film Teresy Czepiec Superjednostka. Nagrody Cin- ema Eye Honors przynawane są najlepszym filmom dokumen-talnym od 2008 roku. Aby film mógł zostać nominowany do nagrody musi być pokazywa-ny na którymś z następujacych festiwali filmowych: Sundan-ce, Berlin, True/False, SXSW, Full Frame, Tribeca, Hot Docs, Cannes, Silverdocs, Los Angeles, Toronto, Sheffield oraz IDFA. Kandydatów do nagród Cinema Eye Honors wybierają przedsta-wiciele dużych festiwali filmów dokumentalnych, a zwycięz-ców każdego roku wybiera ok.

200 przedstawicieli branży do-kumentalnej zaproszonych do głosowania przez Cinema Eye. W zeszłym roku wśród pięciu nominowanych tytułów w kate-gorii filmów krótkometrażowych znalazła się nominowana do Oscara Joanna Anety Kopacz. Wręczenie nagród odbędzie się 13 stycznia 2016 w Nowym Jorku.

Laureaci O!PLA w Indonezji i Finalandii9 października, w ramach 3. Międzynarodowego Festiwalu Animacji BIAF w Baros odbyła się pełna prezentacja laureatów 3. Ogólnopolskiego Festiwalu Polskiej Animacji O!PLA. Fe-stiwal w Baros jest pierwszym międzynarodowym festiwalem animacji w Indonezji i jednym z najważniejszych branżowych wydarzeń w Azji Południowo- -Wschodniej. Projekcja w ramach BIAF 2015 była siódmą odsłoną projektu O!PLA ACROSS THE BORDERS 2015 (po Grecji, Ar-gentynie, Włoszech, Kanadzie, Norwegii, Rumunii), a zarazem

pierwszą wizytą O!PLA w Indo-nezji. W programie znalazły się tak uznane filmy jak: Hipopo-tamy Piotra Dumały, Niebieski pokój Tomasza Siwińskiego czy łódzka etiuda szkolna Dokument Marcina Podolca. Jednocześnie, filmy nagrodzone na 3. Ogólno-polskim Festiwalu Polskiej Ani-macji O!PLA zostały zaprezen-towane w Finlandii, gdzie przez cały październik, w aż siedmiu miastach, odbywały się ich pro-jekcje.

Las cieni najlepszy w ArgentynieKrótkometrażowa fabuła An-drzeja Cichockiego Las cieni znalazła się w gronie laureatów 2. edycji argentyńskiego festi-walu MAFICI w mieście Puer-to Madryn (1-4 października). Obraz zdobył nagrodę dla Naj-lepszego Krótkometrażowego Filmu Fabularnego. Wyproduko-wany przez Wydział Radia i Te-lewizji Uniwersytetu Śląskiego Las cieni cały czas podtrzymuje dobrą festiwalową passę. W mi-nionych miesiącach film zdobył

nagrody na festiwalach na Sar-dynii i na Cyprze.

Wildflower najlepszy na FlorydzieObraz Cansu Boguslu, student-ki Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi został najlepszym filmem studenckim międzynarodowego festiwalu The Treasure Coast na Flory-dzie (1-4 października). Jest to opowieść o pięknej i niezależ-nej młodej kobiecie w świecie mężczyzn, którzy często skłonni są ją lekceważyć bądź nie doce-niać jej inteligencji. Film powstał z inspiracji Biegnącą z wilkami Clarissy Pinkola Estes. Opieku-nami artystycznymi obrazu są Ryszard Lenczewski i Tomasz Samosionek.

Królowa ciszy i Body/Ciało nagrodzone w WiedniuW programie 4. Festiwalu Fil-mowego LET’S CEE w Wied-niu (1-11 października) niezwy-kle licznie zaprezentowali się Polacy. W Konkursie Głównym, obok 10 innych filmów ze świa-ta, starował film Małgorzaty Szumowskiej Body/Ciało, który otrzymał specjalne wyróżnie-nie. Natomiast do Konkursu Filmów Dokumentalnych za-kwalifikowały się dwie polskie produkcje: Mów mi Marianna Karoliny Bielawskiej oraz Kró-lowa ciszy Agnieszki Zwiefki. Ten drugi tytuł wywalczył na-grodę dla Najlepszego Filmu Dokumentalnego. W Konkur-sie Filmów Krótkometrażowych zaprezentowano Kreatury Tessy Moult-Milewskiej i obraz Larp Kordiana Kądzieli. Oprócz poka-zów konkursowych, wiedeńska publiczność mogła w tym roku zobaczyć jeszcze inne polskie tytuły, m.in. Bogów Łukasza Pal-kowskiego, Carte Blanche Jacka Lusińskiego oraz Strefę nagości

rzyszenia Producentów Polskiej Animacji. Polscy goście wzięli udział w szeregu spotkań indy-widualnych oraz przedstawili swoje najnowsze projekty pod-czas kilku prezentacji. Festiwal towarzyszący targom jako jedy-na hiszpańska impreza jest akre-dytowany przez Cartoon d'Or, co oznacza, że filmy nagrodzo-ne podczas 3D WIRE mogą się ubiegać o nominację do tej naj-ważniejszej europejskiej nagrody dla krótkometrażowych filmów animowanych.

Ryszard Lenczewski z nagrodą za całokształt w MacedoniiPodczas tegorocznej, 36. edycji międzynarodowego festiwa-lu filmowego Manaki Brothers, dedykowanemu sztuce ope-ratorskiej, który odbywał się w macedońskim mieście Bitoli (18–27 września) gościem ho-norowym był wybitny polski autor zdjęć – Ryszard Lenczew-ski. Zaproszony został do prze-wodniczenia jury Konkursu Głównego, ale przede wszyst-kim odebrał nagrodę Golden Camera 300 – za całokształt twórczości. Lenczewski, nomi-nowany do Oscara, dwukrotny laureat nagrody BAFTA, jest jednym z najczęściej nagradza-nych operatorów festiwalu Ma-naki Brothers. Ma trzy nagrody Konkursu Głównego za filmy: Ostatnie wyjście (2001), Lato miłości (2005) i za Idę (2014, wspólnie z Łukaszem Żalem).

Superjednostka doceniona w RumuniiNa 22. Międzynarodowym Festi-walu Filmowym Astra w rumuń-skim mieście Sybin (5-11 paź-dziernika) jedna z nagród – za Najlepsze Zdjęcia – powędrowa-ła do krótkometrażowego doku-mentu Superjednostka Teresy Czepiec. Jury doceniło sposób

w jaki film przemienia ogromny budynek mieszkalny w główne-go bohatera dokumentu, będą-cego metaforą społeczeństwa. To już kolejna zagraniczna na-groda dla tego obrazu w ciągu ostatnich kilku miesięcy. MFF Astra to największe wydarzenie w Rumunii poświęcone filmom dokumentalnym.

Polskie animacje wyróżnione w SerbiiJury 12. Europejskiego Festiwalu Filmów Animowanych Balkani-ma w Belgradzie (6-10 paździer-nika), doceniło dwa polskie fil-my. Specjalnymi wyróżnieniami nagrodzono Niebieski pokój To-masza Siwińskiego i Lato 2014 Wojciecha Sobczyka. Festiwal Balkanima jest najważniejszym

serbskim festiwalem poświęco-nym prezentacji europejskich filmów animowanych. Polskie obrazy co roku są obecne w kon-kursowych sekcjach impre-zy, a podczas ubiegłorocznych edycji wielokrotnie zdobywały nagrody. Oprócz nagrodzonych filmów, w tym samym konkursie, zaprezentowano także Rzeki Da-rii Wiktorii Kopiec oraz Fugę na wiolonczelę, trąbkę i pejzaż Je-rzego Kuci. Oprócz tego, w Kon-kursie Filmów Studenckich serb-ska publiczność mogła obejrzeć: Udomowienie Sylwii Gaweł, Pło-ty Natalii Krawczuk, Moko Marty Szymańskiej i Niebo nade mną Agnieszki Waszczeniuk. Dodat-kowo, w Panoramie zaprezento-wano Druciane oprawki Bartosza Kędzierskiego.

Urszuli Antoniak. W ramach fe-stiwalu odbyła się również dys-kusja o filmie Bogowie zorgani-zowana przez Polską Akademię Nauk w Wiedniu. W sekcji po-święconej filmom oscarowym zaprezentowano Idę Pawła Paw-likowskiego. Ponadto, w progra-mie festiwalu znalazły się warsz-taty dla najmłodszej widowni połączone z pokazami filmów animowanych: Piotruś i wilk Su-zie Templeton oraz Parauszek i przyjaciele Krzysztofa Brzo-zowskiego i Jacka Łechtańskie-go. Wśród wydarzeń towarzyszą-cych odbył się także masterclass dotyczący filmoterapii, który poprowadził Tomasz Raczek. Celem festiwalu LET’S CEE jest prezentacja produkcji fabular-nych i dokumentalnych z kra-jów Europy Środkowo-Wschod-niej. Oprócz pokazów filmowych w programie imprezy znajdują się również sympozja naukowe i wystawy fotografii.

Polska gościem na 3D WIREW dniach 8-11 października, w hiszpańskiej Segowii, odby-ła się 7. edycja festiwalu i tar-gów animacji, nowych mediów i gier komputerowych 3D WIRE. W tym roku gościem specjal-nym imprezy była Polska. W ra-mach festiwalu zaprezentowano program polskich filmów krótko-metrażowych, który powstał we współpracy z fundacją Ad Arte i Instytutem Polskim w Madry-cie. W zestawie, który obejrze-li widzowie 3D WIRE, znalazło się dziewięć filmów, w tym takie tytuły jak: Ziegenort Tomasza Popakula, Noise Przemysława Adamskiego czy Łaźnia Tomka Duckiego. W targach uczestni-czyła delegacja polskich produ-centów ze studiów: Platige Im- age, Grupa Smacznego, Dash Dot Creations, Human Ark i Animoon, a także przedstawi-ciele organizacji i firm – Moma-kin, This Way Publicity i Stowa-

Polscy filmowcy na świecie

oprac. J.m.Fot.

Waj

da S

tudi

o

Superjednostka, reż. Teresa Czepiec

Ryszard Lenczewski

Fot.

Kub

a Ki

ljan/

SFP

Page 28: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

52 53MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Rynek filmowy: Rozmowa z Magdaleną Sroką

Barbara Hollender: W Kra-kowie wszyscy panią znają. W Warszawie – jeszcze nie. Dlatego chciałabym zacząć od pytania: jaka jest nowa dyrek-tor PISF?Magdalena Sroka: Mam dwie cechy, które – jak mi się wydaje – będą ważne w miej-scu, w którym się znalazłam. Po pierwsze: staram się słuchać ze zrozumieniem. Po drugie: mam poczucie służby, bo przez całe zawodowe życie zajmowa-łam się materializowaniem idei i wizji artystów.

W Krakowie mówiono, że jest pani osobą zdecydowaną, z charakterem, potrafiącą podejmować decyzje i ogrom-nie energiczną. Ma to coś wspólnego z pani góralską krwią?Mój temperament pewnie rze-czywiście bierze się z rodzin-nych korzeni. Ale staram się go wykorzystywać nie do ścierania się z ludźmi, lecz do ścierania się z problemami. I jeśli zdarza mi się unieść, to dlatego, że coś mi uniemożliwia ich rozwiąza-nie. Strasznie mnie denerwuje, jeśli jakiś projekt nie wychodzi lub odwleka się z powodu opie-szałości organizacyjnej.

Jak to się stało, że dziew-czynka, która w podstawówce, w krakowskim Prokoci-miu, chciała zostać Winne-tou, a w liceum wybrała klasę matematyczno-fizyczną, zain-teresowała się sztuką?Okazało się, że Indianinem być nie mogę. Ale zawsze mnó-stwo czytałam: biłam rekordy w szkolnej bibliotece, wypoży-czając miesięcznie po 20 ksią-żek. A liceum to już były kon-certy, muzea, teatr. I film. Kiedyś z tą swoją klasą matematyczno- -fizyczną poszłam na Całkowite zaćmienie Agnieszki Holland. To było dla mnie arcyważne wydarzenie. Wyszłam z kina jako stuprocentowa huma-nistka.

Zaczęła pani pracować jako studentka II roku teatrologii. W ciągu piętnastu lat, jakie od tamtej pory minęły, w Biurze

Festiwalowym Kraków 2000 była pani odpowiedzialna za wdrażanie ustawy o zamó-wieniach publicznych, sze-fowała pani Stowarzyszeniu im. Ludwiga van Beethovena, wyprodukowała ponad tysiąc imprez kulturalnych i sporto-wych. A przez ostatnie cztery lata była pani wiceprezyden-tem Krakowa. Olbrzymie doświadczenie.Czasem, jak przyglądam się wypisanej na papierze własnej biografii, to myślę, że rzeczywi-ście trochę doświadczeń zebra-łam. Ale ja po prostu jestem pracoholiczką. Stąd bierze się pokaźna liczba dużych i zło-żonych przedsięwzięć kultu-ralnych, jakie zrealizowałam. Część z nich podejmowałam z wielką radością i ekscytacją, inne dlatego, że ktoś musiał się nimi zająć. Ale przy wszystkich czegoś się uczyłam.

Na przykład? Zarządzania procesem. Przed-sięwzięciem, które jest rozcią-gnięte w czasie, uzależnione od wielu źródeł finansowania, tworzone przez różnych arty-stów. Ta umiejętność z pew-nością będzie mi teraz bardzo przydatna – musi ją zresztą mieć każdy producent filmowy. Powinien być dla reżysera part-nerem, ale też przewodnikiem, który odpowiedzialnie prze-prowadzi twórców przez cały proces produkcji filmu. W ten sposób zapewni im komfort tworzenia.

Rozmawia pani cały czas jak menedżer. Tymczasem jest pani z wykształcenia teatro-logiem. I wiem, że ma pani bardzo wyrazisty gust arty-styczny. Dla dyrektor PISF będzie on przeszkodą czy pomocą?Gust artystyczny? Myślę, że jestem po prostu wrażliwa na sztukę. Sztuka pozwala człowie-kowi rozwijać się, reinterpreto-wać rzeczywistość, ale też doko-nywać autoanalizy i określać system wartości. Dlatego obco-wanie z nią i kreowanie okolicz-ności jej powstawania zawsze były dla mnie ważne. Poza tym

jestem odbiorcą doskonałym, bo mam naturalną zdolność do afirmacji. Bardzo chcę, żeby mi się podobało. Czasem nawet przeinterpretowuję to, co widzę. Nie jestem pozbawiona krytycy-zmu, ale szukam wartości, które dzieł bronią.

W Krakowie miała pani pierwsze zawodowe kontakty z kinem. Założona i kiero-wana przez panią Krakowska Komisja Filmowa ściągnęła do Małopolski około 40 produk-cji filmowych, a 30 z nich dofi-nansował fundusz regionalny. Powołanie Regionalnego Fun-duszu Filmowego wydało mi się w pewnym momencie abso-lutnie konieczne. Trzeba było włączyć samorządy w pro-ces produkcji polskich filmów. Mając dotację PISF, producenci muszą gdzieś uzbierać pozo-stałe 50 proc. budżetu. Poza tym wiedziałam, że nasze korzy-ści wielokrotnie przekroczą nakłady. Ekipy wydają w czasie zdjęć większe sumy, niż od nas dostają, a na dodatek świet-nie promują region. Natomiast Krakowska Komisja Filmowa powstała z poczucia odpowie-dzialności. Wiedzieliśmy, że musimy zapewnić odpowiedni poziom usług ekipom, ale też komfort mieszkańcom miasta, do którego i tak rocznie przyjeż-dża 10 mln turystów. I komisja stała się buforem bezpieczeń-stwa na styku filmowcy – kra-kowianie. Miałam zresztą w Krakowie i inne „filmowe” doświadczenia: współpracowa-łam przy nagrodzie scenariu-szowej „Trzy Korony”. Wspól-nie ze Stowarzyszeniem Off Camera tworzyliśmy też od zera festiwal, który dziś stał się jednym z najciekawszych mię-dzynarodowych wydarzeń fil-mowych w kraju. I nadal się roz-wija, przykładając dużą wagę do promocji polskiego kina.

Trudno się było żegnać z Kra-kowem?Bardzo trudno. Odchodząc, miałam poczucie dumy, ale też przeżyłam lekki kryzys. Ten kry-zys wrócił na chwilę, gdy Nobla dostała Swietłana Aleksijewicz.

Bo ta pisarka, którą uwielbiam, była w tym roku gościem festi-walu Conrada. Całe lata walczy-łam o jej przyjazd do Krakowa i radość z jej wizyty zmieszała się ze smutkiem, że to już nie ja będę ją pod Wawelem witać.

Teraz jest Polski Instytut Sztuki Filmowej. Przychodzi pani do niego w dobrym dla kina momencie. Oscar Pawła Pawlikowskiego, nagrody na wielkich festiwalach, kilka pokoleń, które pracują obok siebie, grupa młodych twór-ców eksperymentujących i szukających nowego języka. Ale nawet Agnieszka Odo-rowicz mówiła, że zostawia wiele spraw do załatwienia. Zacznijmy od tego, co bardzo ważne dla filmowców: roz-dział funduszy na produkcję filmów. Wiele osób twierdzi, że obecny system degeneruje się. Chce go pani utrzymać czy będzie szukała nowych rozwiązań?Uważam, że obecny system ekspercki sprawdza się, ale powinniśmy zastanowić się ze środowiskiem filmowym, jak możemy go jeszcze udosko-nalić. Jak wesprzeć ekspertów i liderów w ich pracy – bo warto pamiętać, że składanych wnio-sków w każdej sesji jest coraz więcej. I ta tendencja pewnie się nie zmieni w przyszłości. Być może rozwiązaniem będą dodatkowe oceny ekspertów zewnętrznych? Obecni liderzy też mają możliwość zamówie-nia takich dodatkowych opinii, np. na temat potencjału dystry-bucyjnego czy festiwalowego filmu. Niestety, w naszej oce-nie, korzystają z tej możliwo-ści zbyt rzadko. A może warto wprowadzić obligatoryjne spo-tkania wnioskodawców z eks-pertami? Prezentacje projek-tów? To by pozostawiło decyzje w rękach filmowców, a jedno-cześnie uczyniło ocenę każ-dego projektu bardziej kom-pletną.

Mam wrażenie, że coraz trud-niej znaleźć liderów i ustrzec się przed środowiskowymi konfliktami.

Z Magdaleną Sroką rozmawia Barbara Hollender

razem”

Powtarzam za Andrzejem Wajdą: „Bądźmy

Rynek filmowy: Rozmowa z Magdaleną SrokąFo

t. M

arci

n Ku

łako

wsk

i/PI

SF

Page 29: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

54 55MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

To dzisiaj podstawowy problem. Wchodzi dyrektywa dotycząca ustawy o prawie autorskim i nowych nadawcach, nowych polach eksploatacji. Dziś w gronie płatników z tytułu art. 19 nie mamy na przykład platform internetowych. Gdy w 2005 roku uchwalana była Ustawa o kinematografii, VoD jeszcze nie istniało. Od tego czasu rynek audiowizualny jest już zupełnie inny. Docelowo konieczna będzie więc noweli-zacja ustawy poszerzająca listę płatników o nowe grupy. Wśród najpilniejszych zadań jest też porządkowanie rynku, zwłasz-cza relacji producent-dystrybu-tor-kino. Chodzi o zapewnienie rzeczywistego dostępu do infor-macji o frekwencji na polskich filmach, a co za tym idzie – o zweryfikowanie kwot, jakie wpływają z kin.

Dzisiaj w Polsce nie ma w pełni wiarygodnego box office’u. Dystrybutorzy otrzymują infor-mację od kiniarzy, przekazują ją producentom, ci zaś – nam. Pię-trowość dostępu do tych infor-macji jest ogromnym utrud-nieniem. Trzeba będzie albo metodą regulacji, albo umów cywilno-prawnych spowodować, by każdy kolejny podmiot miał możliwość przeprowadzenia kontroli i sprawdzenia wyników rozpowszechniania. Takie infor-macje muszą być jawne. Bez zasady transparentności i bez lepszego odzyskiwania części nakładów przeznaczonych na produkcję filmów nie będziemy w stanie skutecznie powiększać budżetu przeznaczonego na wsparcie produkcji filmowej.

Jak można ten problem roz-wiązać?Trzeba poszerzyć kompeten-cje PISF, żeby miał dostęp do raportów kasowych z poszcze-gólnych filmów. To zmusi kinia-rzy do prowadzenia takiej spra-wozdawczości, jaka już dzisiaj obowiązuje kina, które przecho-dzą cyfryzację ze wsparciem finansowym Instytutu. Efekty są znakomite. Te kina, niewielkie przecież, wypracowują już dziś

Nie jest też do końca tak, że zmniejsza się liczba kandyda-tów na liderów. Do kina wcho-dzą kolejne pokolenia twór-ców. Debiutanci sprzed kilku lat mają dziś na swoim koncie po dwa, trzy filmy. Są dojrza-łymi filmowcami, bogatymi w doświadczenia międzynaro-dowe. Uważam, że twórcy, któ-rzy decydują się zostać liderami komisji eksperckich zasługują na duży szacunek. Biorą na sie-bie niemałą odpowiedzialność. Zdecydowana większość z nich stara się zachować obiektywizm i nie patrzy na projekty przez pryzmat własnych sympatii bądź antypatii. Często wznoszą się ponad osobiste upodobania i potrafią uszanować zupełnie inny język kina niż ich wła-sny. A zdarza się, niestety, że są narażeni na niesprawiedliwe komentarze kolegów, którzy nie otrzymali dofinansowania, a byli pewni, że ich długoletnia znajo-mość będzie tego gwarantem.

W swoim programie przy-gotowanym na konkurs na dyrektora PISF wspominała pani o nowym priorytecie „Kino familijne”. Rozwój kina familijnego jest jed-nym z najważniejszych zadań stojących przed Instytutem. Uważam, że tylko zagwaranto-wanie pewnej wydzielonej puli na filmy tego gatunku sprawi, że zaczną one powstawać. Bada-nia wskazują, że chętnie wyda-jemy pieniądze na rozrywkę dla naszych dzieci. Trzeba to wykorzystać. Zasada jest prosta: na ogół melomanami zostają osoby, które chodziły do filhar-monii i słuchały muzyki kla-sycznej od najwcześniejszych lat. Jeśli młody widz będzie miał kontakt z rodzimymi fil-mami, to pozostanie im wierny jako dorosły człowiek. Dziś nawyk chodzenia do kina wyra-biają bajki Disneya czy Dream-works, a przecież powinniśmy też zaproponować dzieciom cie-kawe polskie kino familijne.

A nie martwi pani, że nasze kino jest za bardzo uśred-nione? Komisje eksperckie szukają projektów dobrych,

blisko 30 proc. zysku na całym rynku.

Porozmawiajmy o producen-tach. Mamy dzisiaj około 120 firm producenckich. Wiele z nich powstało dla jednego filmu. Brakuje im sieci powią-zań międzynarodowych, zaplecza, kreatywności, ambi-cji wynajdywania tematów i umiejętności wspierania reżysera. Ale zabierają pienią-dze z rynku.Wszystkie podmioty gospo-darki muszą mieć takie same

warunki rozwoju. Te firmy trzeba traktować jako start-upy. Jedna z dziesięciu przetrwa. Nie ma innej drogi do ukształ-towania się profesjonalnego rynku niż swoboda działal-ności gospodarczej. PISF jest strażnikiem pieniędzy publicz-nych, które przekazuje na potrzeby filmu w postaci dota-cji. Ma obowiązek dbać, aby jakość projektów filmowych zarówno od strony artystycz-nej, jak i ekonomicznej była jak najwyższa – ale poza tym musi trzymać się zasady równości podmiotów. Możemy zachęcać producentów, którzy są repre-

ale jednak bezpiecznych. Jak wspierać kino trudniejsze, artystyczne, poszukujące?A może jest inaczej? Może eks-perci czekają na projekty poszu-kujące i odważne formalnie, a w przeważającej części otrzy-mują projekty zbyt ugrzecz-nione? Tak jakby sami twórcy poddawali się autocenzurze i nie byli gotowi zaryzykować. A poza tym na plan wyjeżdżają w końcu twórcy projektu, a nie liderzy komisji eksperckich. Każda decyzja o dofinansowa-niu jest wynikiem dyskusji, kon-frontowania często odmiennych wizji i racji. Ale nikt tu niczego nie narzuca, ścierają się różne poglądy. I wszyscy działają w dobrej wierze, chcąc wskazać najbardziej obiecujące projekty filmowe. Jestem przekonana, że znajdą się wśród nich pomy-sły odważne i idące pod prąd. Jeśli chcemy, żeby polski film zaistniał na arenie międzyna-rodowej, to nie może on tylko opowiadać ciekawej historii. Musi mieć „wartość dodaną” w postaci poszukiwań formal-nych. I trzeba stworzyć warunki, by takie tytuły mogły się nam przydarzać. Wielka sztuka wymaga ryzyka.

Ostatnio starsi twórcy narze-kają, że łatwiej w Polsce o pie-niądze na debiut niż na film piąty czy dziesiąty. Naturalną funkcją PISF jest wspieranie debiutów i roz-woju młodych filmowców. Nie ma powodu, by traktować to w kategoriach międzypokole-niowej rywalizacji. To błędne koło. Jednocześnie kto, jeśli nie artysta utytułowany, doświad-czony, z wielkim dorobkiem, ma choćby niewielką szansę, by zdobyć środki z innych źró-deł niż PISF? By przekonać sponsorów? Zachęcić inwesto-rów? Swoim autorytetem wspie-rać konstruowanie budżetu filmu? A nie łudźmy się, że po pokazaniu nawet najlepszego i nagradzanego filmu krótko-metrażowego drzwi prywatnego inwestora będą szeroko otwarte dla debiutującego reżysera. Dla-tego dla Instytutu tak ważne było zawsze – i będzie nadal –

zentowani m.in. przez Krajową Izbę Producentów Audiowi-zualnych, żeby profesjona-lizowali się nawzajem, żeby doświadczeni przedsiębiorcy opiekowali się nowymi, mło-dymi firmami, tworząc jakieś dodatkowe narzędzia eduka-cyjne. I tu warto podkreślić, że KIPA od dłuższego czasu takie przedsięwzięcia – szko-lenia, warsztaty prawne – ze wsparciem PISF realizuje. Czyli Instytut może stymulować roz-wój środowiska, ale na pewno nie będzie go regulować.

Na liście najpilniejszych zadań jest i to: przez lata nie udało się wprowadzić ulgi podatkowej, która pomogłaby ściągnąć do Polski zagranicz-nych producentów. Teraz jest na to jakakolwiek szansa?Mam nadzieję, że tak. Mamy nową sytuację polityczną. Każde z ugrupowań zapowiada reformę ordynacji podatkowej. Tworzy się więc przestrzeń, by zadbać o rozwiązanie, które nas jako przemysł audiowi-zualny interesuje. Poza tym zmieniła się przez ostatnie lata rzeczywistość: istnieje już 26 różnorodnych systemów zachęt

preferencyjne wspieranie debiu-tów. To dzięki temu w polskiej kinematografii pojawiło się nowe, interesujące pokolenie. Ostatnie 10 lat to przede wszyst-kim jego sukcesy.

Nie boi się pani efektu „krót-kiej kołdry”? Na pierwsze sesje napływało po 12 pakie-tów, teraz – kilkadziesiąt. A ze szkół filmowych wychodzą nowe roczniki artystów.Zasób pieniędzy jest ograni-czony. Warto o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy pod adre-sem Instytutu padają niespra-wiedliwe zarzuty. Najważniejsze w ocenie musi być kryterium jakości artystycznej. I to na każdym etapie. Począwszy od samej aplikacji, która powinna być bardzo starannie przygoto-wana. Donoszenie brakujących dokumentów, składanie wnio-sków niekompletnych to brak szacunku nie tylko dla pracow-ników Instytutu i ich czasu, ale przede wszystkim dla samego siebie. Priorytety, w których finansowana jest produkcja fil-mowa to nie są miejsca, gdzie producent przychodzi ze wstęp-nym pomysłem na film. Tam powinny trafiać projekty prze-myślane, dojrzałe. Jeśli chcesz rozwijać swój pomysł – ubiegaj się o development, a nie żądaj od PISF środków na produkcję.

Dziś producent może skła-dać dowolną liczbę wniosków o dofinansowanie, reżyser może występować w jednym projekcie. Od dawna mówi się, że ten przepis powinien zostać zmieniony.Tu wszyscy zgadzamy się, że to niesprawiedliwe i krzywdzące dla twórców. Od najbliższej sesji reżyser będzie mógł figurować w więcej niż jednym projekcie filmowym. Często pojawiają się nieprzewidziane okoliczno-ści, które wstrzymują produk-cję. Czasami film w ogóle nie powstaje. Nie ma żadnego uza-sadnienia, aby z takich powo-dów reżyserów dyskryminować.

I pytanie od dokumentalistów: 70 proc. funduszy produkcyj-nych idzie na fabułę, 18 – na

podatkowych w Europie, tylko nie w Polsce. Jesteśmy wyspą odciętą od świata nowocze-snych instrumentów proro-zwojowych. Dlatego dziś nie żądamy niczego ekstra. Chcemy mieć równe prawa na rynku europejskim. Chcemy zwięk-szyć konkurencyjność naszego kraju. W tej chwili państwo pol-skie, uniemożliwiając polskiemu producentowi skuteczną rywa-lizację na arenie międzynaro-dowej, działa na jego szkodę. Powinno więc z tą dyskrymi-nacją skończyć. Mamy nowy

Sejm i Senat, być może uda się przekonać parlamentarzystów z różnych ugrupowań, aby taką zmianę legislacji przeprowadzić.

Padło słowo Europa, chcia-łabym więc panią zapytać o promocję polskiego filmu za granicą. Nasze kino odnosi sukcesy festiwalowe, ale jaką ma szansę na pojawianie się w zagranicznych kinach?To też łączy się z systemem zachęt podatkowych, bo pierw-sza droga do kin prowadzi przez produkcje międzynaro-dowe: takie filmy w naturalny sposób wchodzą na ekrany

animację, a tylko 12 proc. na dokument, który w tej chwili na świecie robi niebywałą karierę. Rzymska aureola Gianfranca Rosiego wygrywa weneckiego Złotego Lwa, na wielkich festiwalach sensacją stają się obrazy Moore’a, Łoź-nicy, Sokurowa. Może my nie doceniamy wagi dokumentu?Nakłady potrzebne na zrobienie filmu dokumentalnego są zna-cząco niższe niż budżety fabuł, więc siła nabywcza tych 12 proc. jest wyższa, niż byłaby w fabule. Uważam, że w PISF wspieramy filmy dokumentalne w stopniu wystarczającym: to naprawdę nie są małe środki. Proble-mem jest zbyt słabe wspieranie naszych dokumentalistów przez Telewizję Polską, choć wszyscy mamy świadomość znacze-nia i jakości ich pracy. Mimo zapowiedzi nadal nie mamy TVP Dokument, a sygnały ze strony nowego zarządu są nie-jednoznaczne. Tymczasem taki kanał byłby realizacją postula-tów zgłaszanych już od dawna przez środowisko dokumentali-stów. Obiecujące jest natomiast to, że filmy dokumentalne, dzięki determinacji dystrybu-torów takich jak Gutek Film czy Against Gravity, zaczynają znów trafiać do kin i mają tam swoich widzów. Podobnie dzieje się na platformach VoD. I wła-śnie budowanie nowych kana-łów dystrybucji wydaje mi się tu najistotniejsze. Chodzi o to, żeby film dokumentalny nie żył wyłącznie życiem festiwalowym i nie był komentowany tylko w środowisku filmowym, lecz żeby miał rzeczywisty kontakt z widzem. Stawał się wydarze-niem kulturalnym. A 12 proc.? Jako długoletni widz Krakow-skiego Festiwalu Filmowego i fanka Bogdana Dziworskiego zawsze będę wspierała film dokumentalny – ale bądźmy sprawiedliwi: 12 proc. przy tych kosztach produkcji to dobry udział w budżecie PISF.

No i rodzi się pytanie, co zro-bić, żeby wartość tych 12 proc., razem z całym fundu-szem produkcyjnym, powięk-szała się?

Rynek filmowy: Rozmowa z Magdaleną SrokąRynek filmowy: Rozmowa z Magdaleną Sroką

Fot.

Kub

a Ki

ljan/

SFP

Page 30: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

56 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Rynek filmowy: Rozmowa z Magdaleną Sroką

w krajach koproducentów. W prosty sposób zwiększa się potencjał promocyjny filmu, staje się on bardziej rozpo-znawalny. Przykład Idy Pawła Pawlikowskiego jest oczywi-sty, ale warto zwrócić uwagę na ostatnie sukcesy, nie tylko międzynarodowych koproduk-cji. Do kin w Hiszpanii trafił w październiku obraz Chce się żyć Macieja Pieprzycy. Letnie przesilenie Michała Rogalskiego jest dystrybu-owane w Niemczech, Body/Ciało Małgorzaty Szumowskiej od kilku dni mogą oglądać widzowie włoscy, Czarodziej-ska góra Anki Damian trafiła na ekrany w Rumunii i będzie pokazywana we Francji. Obok systemu zachęt podatkowych, ważnym narzędziem jest roz-wój i wzmocnienie grupy agen-tów sprzedaży, którzy staną się partnerami dla naszych produ-centów. Odnosimy prestiżowe sukcesy festiwalowe i musimy zacząć je dyskontować, a tylko dystrybucja kinowa przynosi realny zysk. I to jest dla mnie absolutnym priorytetem.

Najbliższe pięć lat spędzi pani wśród filmowców. To nieła-twe środowisko. Agnieszka Odorowicz była z artystami zaprzyjaźniona, ale też prze-żyła w tym gabinecie niejedną awanturę, płacz, ktoś nawet, nie dostawszy dotacji, napisał na nią skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie boi się pani nadwrażliwości twór-ców?Nie, współpracuję z nimi „od zawsze”. Może częściej styka-łam się do tej pory z muzykami lub artystami wizualnymi, ale czy oni się różnią od filmow-ców? Wszyscy są bardzo wraż-liwi. Artyści są pozbawieni war-stwy immunologicznej, bardzo głęboko przeżywają rzeczywi-stość. Poza tym zwykle widzimy ich w momentach glorii, a prze-cież pracując, samotnie zmagają się ze sobą i ze światem. Często nie doceniamy presji, której są poddani, gdy tworzą. A potem to, co zrobią, poddawane jest osądowi widzów, krytyce. Więc rozumiem ich nadwrażliwość.

Otworzy pani dla nich drzwi gabinetu?Nie da się współpracować bez dialogu. Na pewno nie będzie tak, że ze wszystkimi się zgodzę i będę miała takie samo zdanie na różne tematy. Ale z pewno-ścią zawsze zrobię wszystko, żeby pomóc i znaleźć wyjście z trudnych sytuacji. Nie każdy uzna, że ta pomoc była sku-teczna, ktoś uzna, że mogłam zrobić więcej. Chcę jednak mocno podkreślić: jestem gotowa do słuchania naszych partnerów środowiskowych i do szczerej rozmowy.

Mówi pani o swoim pracoholizmie. A ja chciałabym wiedzieć, co pani robi, kiedy ma pani chwilę dla siebie?Na urlopie oddaję się swojej wielkiej pasji – nurkowaniu. A na co dzień? Swój czas pry-watny przeznaczam na kon-takty ze sztuką. Bo ja to po pro-stu lubię. W czasie weekendu jestem albo w muzeum, albo w filharmonii, albo w teatrze, albo w kinie. Jak pani widzi, jestem w życiu konsekwentna.

Wiem, że pani ulubionym artystą jest Mirosław Bałka, a ulubionym pisarzem – Edgar Laurence Doctorow. Kto jest pani ulubionym reżyserem?Jest ich tylu... Ważne są dla mnie filmy Agnieszki Holland, jestem fanką Wesela i Ziemi obiecanej Andrzeja Wajdy. Ich kompozycja i forma są abso-lutnie genialne. Ale jest też mnóstwo innych tytułów, które wysoko cenię. Na przykład Imagine Andrzeja Jakimow-skiego. Po obejrzeniu Body/Ciała Małgorzaty Szumowskiej wróciłam do Żółtego szalika Janusza Morgensterna i Pod Mocnym Aniołem Wojtka Sma-rzowskiego – chciałam spraw-dzić, jak inni twórcy mierzyli się z uzależnieniami i proble-mami, które często z siebie wypieramy. Z zagranicznych propozycji – bliskie jest mi kino von Triera, Almodóvara. Na ten temat mogłybyśmy roz-mawiać godzinami.

A co ma pani w swojej domo-wej wideotece?Zapisy przedstawień teatral-nych i operowych. Filmy? Sta-ram się wymieniać płyty, nie gromadzić ich. Cenię kino arty-styczne, poszukujące, ale mam i takie tytuły, które oglądam, żeby się pośmiać i zabawić. Nie mówiąc o filmach, które mają dla mnie znaczenie sentymen-talne, są związane z różnymi uniesieniami młodości. Nie wymienię tytułów, żeby się nie kompromitować. Ale zabrałam je ze sobą z Krakowa.

Podobno swoje krakowskie mieszkanie wynajęła pani na pięć lat.To taka pułapka opresyjna. Wiem, że nie należy sobie tworzyć balastów emocjonal-nych. Z krakowskiego miesz-kania przewiozłam do War-szawy wszystkie swoje rzeczy. W moim nowym lokum na Powiślu stoją meble, do któ-rych jestem przyzwyczajona, na ścianach wiszą moje ulubione obrazy, już stworzyłam tutaj swoje gniazdo. Dzięki temu już po pierwszym tygodniu poczu-łam się tu bezpieczna i super-szczęśliwa. Gdybym te rzeczy zostawiła w Krakowie, to pew-nie byłabym niepotrzebnie roz-darta i wracałabym na week-endy pod Wawel. A tak Kraków będę od czasu do czasu odwie-dzać – ale teraz jestem już war-szawianką.

A co z tą pani ulubioną kawą na krakowskim rynku?Mieszkam w świetnej okolicy, na Powiślu. I już sobie tam znalazłam kilka miejsc, gdzie można miło spędzać czas. Jest dobrze.

To prawda, że jeździ pani do pracy na rowerze?W Krakowie rzeczywiście się to zdarzało. Do Warszawy jesz-cze roweru nie przywiozłam, ale lubię chodzić pieszo. Mam z domu do PISF niecałe trzy kilometry, bardzo miły spacer. Umiem też korzystać z komu-nikacji miejskiej, w której w sto-licy łatwiej i szybciej przebija się przez korki niż w samocho-

dzie. Jazda autobusem nie jest dla mnie jakimś specjalnym wyzwaniem.

Spędzi tu pani przynajmniej pięć lat. Co musi się stać, żeby za tych pięć lat powiedziała pani: „Odnieśliśmy sukces”?To, o czym mówiłyśmy w naszej rozmowie. Ważne, żeby widzowie cenili polskie kino. Żeby publiczność stale rosła, i żeby rodzime tytuły stały się filmami pierwszego wyboru. Dziś box office jest raz lepszy, raz gorszy. Chciałabym, żeby przywiązanie Polaków do własnego kina było zjawiskiem trwałym. Żebyśmy nie zadowa-lali się frekwencją na poziomie 200-300 tys. Żeby takie spekta-kularne sukcesy, jakie odnie-śli Bogowie Łukasza Palkow-skiego, nie były przyjemnym incydentem, ale powtarzały się w miarę regularnie, stając się punktem odniesienia, a nie szczytem możliwości. Bardzo mi również zależy, żebyśmy w PISF zwiększali środki, które będziemy mogli przeznaczyć na produkcję. Żebyśmy – jak w kinematografii francuskiej – odzyskiwali przynajmniej 10 proc. wydatkowanych pienię-dzy. Jeszcze jedno. Wierzę, że polscy twórcy będą zdoby-wali nagrody, bo są niezwykle uzdolnieni. Wystarczy spoj-rzeć na ich ostatnie między-narodowe sukcesy. Ale byłoby dobrze, gdyby trzy, cztery, pięć polskich filmów rocznie tra-fiało do europejskiej dystry-bucji. I wreszcie na koniec być może to, co najważniejsze: bar-dzo bym chciała, żeby na temat naszego kina toczyła się mądra, intelektualna dyskusja.

To czego mam pani życzyć?Żebyśmy wszyscy – twórcy, przedsiębiorcy, uczestnicy rynku kinowego, animatorzy kultury i pracownicy Insty-tutu – chcieli wspólnie wziąć odpowiedzialność za rozwój polskiego kina: za jego suk-cesy artystyczne i transpa-rentność finansową. Tak, jak mówił w Gdyni Andrzej Wajda: „Bądźmy razem”.

Page 31: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

58 59MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Rynek filmowy: Targi MIPCOM

sze i liczniejsze. Całostronico-we reklamy polskich nadawców (TVN) i pism branżowych, Tele-wizja Polska eksponująca swą re-alnie najatrakcyjniejszą ofertę (cy-frowa wersja Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego, serial O mnie się nie martw i widowisko w reżyse-rii Magdaleny Łazarkiewicz Kar-ski), sąsiadująca z boksem innych

więć tytułów, m.in. Baby Bump Kuby Czekaja, Bracia Wojciecha Staronia, Demon Marcina Wrony, Hel Katii Priwieziencew i Paw-ła Tarasiewicza, Noc Walpurgii Marcina Bortkiewicza oraz zde-cydowanie najgoręcej przyjęta Karbala Krzysztofa Łukasiewicza.

Swoją szansę na bycie dostrze-żonym mają tu jednak nie tylko filmy, które miały niedawno pre-mierę bądź wkrótce trafią do kin. Najważniejszym punktem pro-gramu targów jest właśnie prezen-tacja tych projektów, które znaj-

producentów, nadawców i organi-zacji branżowych znad Wisły, fir-mowanym przez nc+ oraz PIKE/PIKSEL, czy zorganizowane, bo-daj po raz pierwszy, mniej oficjalne spotkanie dla klientów oraz przy-jaciół w „polskiej alejce” – to oczy-wiście tylko pierwszy etap zdoby-wania Cannes metodą małych kroków, ale może lepiej zacząć

dują się jeszcze na etapie realizacji bądź postprodukcji i dopiero cze-kają na zainteresowanie dystry-butorów. Tradycyjnie uwaga była skierowana w stronę Europy Środ-kowo-Wschodniej – w ostatecznej selekcji znalazło się dziesięć pro-dukcji m.in. z Rumunii, Ukrainy, Kazachstanu, Rosji i Bułgarii. Wła-śnie z ostatniego z wymienionych krajów przyjechał bodaj najlepiej przyjęty bohater warszawskich pitchingów, obraz Voevoda, zre-alizowany przez cenioną bułgar-ską reżyserkę i artystkę wizualną

na miarę możliwości, a nie prze-rośniętych ambicji. Dobrym po-mysłem wydaje się z pewnością projekt prezentacji na przyszło-rocznym wydaniu Juniora aktu-alnej oferty i możliwości polskiej animacji dla dzieci oraz wytwór-ni ją realizujących.

Polski rynek telewizyjny, choć wciąż skromnie reprezentowa-ny instytucjonalnie, funkcjonuje w europejskim krwioobiegu i ma uważnych obserwatorów. Francu-ski miesięcznik branżowy „Ecran Total” w obszernym tekście o ad-aptowaniu formatów na potrzeby lokalnych nadawców kilkakrotnie powołuje się w wydaniu targowym na polskie przykłady, oceniając je pozytywnie i doceniając dynami-kę. Niemiecka telewizja publiczna ZDF wśród swych największych hitów reklamowała serial Wataha, zrealizowany dwa lata temu przez polski oddział HBO. Kanał TVP ABC staje się z kolei coraz lepiej rozpoznawalny w Europie, cze-go dowodem niezliczone oferty kierowane na Woronicza w spra-wie wspólnych działań „w tema-cie” dziecięcej animacji i w ogó-le programów adresowanych dla najmłodszych i młodych widzów.

W sekcji 4K zaprezentowała swą ofertę, w tym pierwszy w Eu-ropie kanał nadający w tej techno-logii, spółka SPI, właściciel grupy kanałów tematycznych na czele z Kino Polska. W części handlo-wej zwracał uwagę sektor zajmo-wany przez amerykańską spółkę Scripps Networks, która od kilku miesięcy jest właścicielem telewi-zji TVN, a w Cannes, na specjal-nej konferencji prasowej, poin-formowała o nowych projektach programowych, przeznaczonych jednak głównie dla internetowe-go Player.pl.

Zornicę Sofię, której Mila z Marsa (nagradzana na licznych festiwa-lach i będąca w ojczyźnie prawdzi-wym przebojem box-office’ów) była prezentowana na Warszaw-skim Festiwalu Filmowym w 2004 roku. Podczas pokazów Works in Progress nie mogło również zabraknąć silnych reprezentan-tów Polski – były nimi nakręcony w Tajlandii dokument Mnich z morza Rafała Skalskiego i kame-ralna fabuła Bartosza M. Kowal-skiego Plac zabaw. Warto dodać, że po raz kolejny ta część targów została zorganizowana we współ-pracy z Rosją i Chinami. Wkrótce po prezentacji fragmentów filmów w Warszawie, mają one trafić do Moskwy, a w kwietniu przyszłego roku zostaną pokazane na Pekiń-skich Targach Filmowych.

Głównym miejscem akcji pozostawała Kinoteka, która na te intensywne trzy dni stała się przestrzenią spotkań ponad dwustu przedstawicieli branży filmowej z całego świata – co czyni CentEast największymi i najprężniejszymi targami tego typu w Polsce. Wydaje się przy tym, że jako niezwykle wyraziste programowo i udane organizacyj-nie, stały się już czymś znacznie więcej niż wydarzeniem towarzy-szącym Warszawskiemu Festiwa-lowi Filmowemu. Są dziś bez wąt-pienia dojrzałą, rozpoznawalną na świecie imprezą, którą na stałe wpisują w swój grafik zagraniczni selekcjonerzy festiwali, agenci sprzedaży czy producenci. Wielu z nich już teraz zdeklarowało, że ponownie przyjedzie do War-szawy za rok.

Zwały błota, drzew i kamieni zabiły 17 osób, głównie w sa-mochodach, a kilka uzna-

nych jest za zaginione. Połamane drzewa zatarasowały połączenie kolejowe z Niceą, w wielu dzielni-cach nie było wody pitnej i prądu; aż do wtorku słabo działał internet, a przed wybranymi bankomata-mi pojawiły się długie kolejki, bo wiele sklepów, restauracji i stacji benzynowych przyjmowało, z po-wodu awarii terminali, tylko go-tówkę. Niedzielny poranek 4 paź-dziernika w dzielnicy La Bocca, zalanej warstwą błota metrowej głębokości, przywitał nas samo-chodami w rozbitych witrynach sklepowych, stosami pogniecio-nych skuterów i licznymi patro-lami policji pilnującej rozbitych sklepów i banków. Trwało wiel-kie sprzątanie oraz liczenie gi-gantycznych strat.

Kataklizm z soboty na niedzielę zakłócił także przebieg pierwszej części jesiennych targów telewi-zyjnych w Cannes. MIPJunior musiały zostać przeniesione do Pałacu Festiwalowego, bo par-ter goszczącego je hotelu Marti-nez zalała woda, odcinając także dopływ prądu.

Poniedziałkowy start MIPCO-M-u odbył się bez przeszkód, ale dziennikarze do końca impre-zy musieli korzystać z prowizo-rycznego biura prasowego, bo ich stały adres, czyli dawny Dworzec Morski, nadawał się po ulewie tyl-ko do remontu. Mimo utrudnień, program tragów udało się niemal w całości zrealizować, choć część spotkań i prezentacji poprzedza-ła minuta ciszy ku pamięci ofiar kataklizmu.

Nie zawsze warte przychylne-go zauważenia canneńskie „pol-skie drogi” były tym razem gęst-

Targi filmowe CentEast, od-bywające się w drugi week-end festiwalowy, od 16 do 18

października, gościły na warszaw-skim święcie kina już po raz jede-nasty. Po ich profesjonalnej formu-le i nasyconym programie znako-micie widać, jak bardzo przez lata zdążyły się rozwinąć, stając się wizytówką WFF w oczach bran-ży. To właśnie dzięki nim wielu przedstawicielom przemysłu fil-mowego z Polski i zagranicy uda-je się w Warszawie spotkać i po-rozmawiać, podzielić przy kawie pomysłami na projekty, nierzadko także – podjąć decyzje o wspól-nej pracy przy kolejnych przed-sięwzięciach. Targi CentEast, organizowane przez Warszaw-ską Fundację Filmową wspólnie z m.in. KIPA i Mazovia Warsaw Film Commission, stanowią też dla wielu polskich filmów wstęp do ich międzynarodowej kariery. Właśnie tutaj, w ramach tzw. War-saw Screenings, prezentowane są wybrane najnowsze produkcje, oglądane przez zagranicznych selekcjonerów festiwali, agentów sprzedaży i dystrybutorów. W tym roku na listę pokazów trafiło dzie-

Rynek filmowy: Targi CentEast

Janusz Kołodziej

Jeśli zwykłą ulewę pomnożyć przez dziesięć, a standardowe oberwanie chmury przedłużyć do dwóch godzin, to dużo łatwiej wyobrazić sobie, co działo się tej październikowej nocy w nadmorskim pasie z Cannes położonym pośrodku. W ciągu dwóch godzin spadło na południową część Prowansji ponad 20 cm wody.

Prezentacje powstających projektów filmowych, spotkania networkingowe, projekcje najnowszych polskich produkcji zorganizowane dla dystrybutorów i selekcjonerów z zagranicy – to tylko część bogatego programu targów CentEast, które od lat stanowią jeden z kluczowych punktów towarzyszących Warszawskiemu Festiwalowi Filmowemu i jedno z najważniejszych wydarzeń branżowych tego typu w Polsce.

Prolog jak z katastroficznego filmu

CentEast– targi filmowew sercu EuropyMagdalena Bartczak

Karbala, reż. Krzysztof Łukaszewicz

Fot.

Rob

ert

Pałk

a/W

FDiF

/NEX

T FI

LM

Fot.

Janu

sz K

ołod

ziej

Page 32: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

60 61MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Rynek filmowy: Rozmowa z Jerzym ŚladkowskimRynek filmowy: Rozmowa z Jerzym Śladkowskim

puszczane i podtrzymywane, a historia pokazała, że do trage-dii wystarczy iskra.

Z dużą niechęcią ze strony ludzi panowie się spotykali?Nie było łatwo. Generalnie nastroje były takie, że ludzie nie chcieli rozmawiać. Szczerze mówiąc, trochę mnie to zdzi-wiło, bo nie wiedziałem, co się za tym kryje. Lęk, niechęć do rozdrapywania starych ran, a może po prostu niewiedza? Bo gdy pytaliśmy o wydarze-nia z 4 lipca 1946 roku, ludzie często mówili, że to Niemcy. Bo jak żydowski pogrom, to pewnie Niemcy. Oczywiście robili oni straszne rzeczy, ale trzeba też umieć wziąć za coś odpowiedzialność. Trzeba pamiętać, że wydarzenia te rozegrały się rok po wojnie. Ludzie, którzy do nich dopro-wadzili, z pewnością byli ska-leczeni. Rzeczywistość była wtedy okrutna, a co za tym idzie – wrażliwość nieco inna.

Jedną z niewielu osób, która chciała rozmawiać, była Romka, też czująca się wykluczoną.Mieliśmy ogromne szczęście, że na nią trafiliśmy. Uważam, że właśnie to długoletnie poczu-cie wykluczenia sprawiło, że była otwarta i chciała rozma-wiać. Ona pewnie zbyt dobrze tych wydarzeń nie pamięta, ale odwołuje się do ogólnie zna-nych w tym domu faktów, do opowieści matki. Zależało mi, żeby w tym filmie przedstawić różne punkty widzenia.

Wszystko to sprawia, że Amnezja rysuje się jako trudny, bolesny projekt.Miałem poczucie, że stąpamy po kruchym lodzie. Amnezja to nie do końca film o pogromie, bo nie weryfikujemy prawdy historycznej w każdej scenie. A na pewno nie tylko o pogro-mie. Dużym wyzwaniem była dla mnie strona intelektualna, by zachować jakiś balans i nie-jednoznaczność. Ważną rolę odegrał też w tym mój syn, który film montował i nadał mu odpowiedni suspens.

mie, ale trzeba pamiętać, że na jednym zdarzeniu się nie skoń-czyło. Tego dnia w okolicach Kielc w brutalny sposób zabito wielu Żydów. Należy uważać, żeby historia w jakimkolwiek wariancie się nie powtórzyła.

Mieliście panowie przekonanie, że robicie film na temat, który najchętniej zamieciony zostałby pod dywan?Tak, zdecydowanie. Łapię się na tym, że cały czas do pewnego stopnia mam takie poczucie. Dlatego tak bardzo przyłoży-łem się do intelektualnej strony dokumentu. Podkreślam, że dla mnie liczy się przede wszyst-kim wiarygodność. Mam jed-nak poczucie, że publiczność na Krakowskim Festiwalu Filmo-wym dobrze ten film odebrała. Złapali tę niejednoznaczność, o którą mi chodziło. To ważne, bo żyjemy w takim świecie, gdzie każdy mówi coś innego, czegoś innego jest pewien i nie-łatwym zadaniem jest dojście do tego, gdzie leży prawda. W tym przypadku nawet ci, któ-rzy byli najbliżej, nie do końca wiedzą, jaka ona była. Amnezja to dla mnie także film o tym, jak łatwo można sterować spo-łecznymi nastrojami, co rów-nież nadaje mu rys aktualno-ści. Kielecki pogrom zaczął się w końcu od jakichś niedorzecz-nych plotek, że polskie dziecko zostało porwane przez Żydów. Te plotki były precyzyjnie roz-

nie takie czasy, iż trzeba o tym przypominać. Historia Piotra jest dość skomplikowana, w tej rodzinie było trochę „brudów”. Jego matka została zniszczona przez ojca, który urządził jej za życia prawdziwe piekło. Ona później odbijała to sobie wła-śnie na Piotrku. Nie miał chyba zbyt szczęśliwego dzieciń-stwa. A do tego, gdy dokonał tego traumatycznego odkrycia, poczuł się najzwyczajniej przez kobietę oszukany. Bo o niczym mu nie powiedziała. Byłem przy wszystkich zdjęciach z matką, tam rozgrywał się duży dramat. Zobaczyłem w tym wszystkim potencjał artystyczny, który sta-rałem się zaszczepić. Mieliśmy podczas realizacji wiele spo-rów, lecz polubiłem Piotra. Jest uparty jak osioł, ale to dobry człowiek. Obecnie mieszka w Meksyku, nie zapomina jed-nak o Polsce i zaangażowany jest mocno w działalność filan-tropijną.

Patrząc na ten film, a jednocześnie obserwując społeczne nastroje na całym świecie, które coraz mocniej się radykalizują, Amnezja to rodzaj przestrogi?Do pewnego stopnia na pewno. W filmie padają nawet takie słowa, że cały czas potrzebna jest uwaga, bo zło w każdej chwili może urosnąć. Nie ma co ukrywać, że historia, o któ-rej opowiadamy, jest straszna. Mówi się o kieleckim pogro-

nie jest to dobry pomysł. Był zbyt „napalony” na tę historię. To człowiek utalentowany jako literat, ale brakuje mu wizji, jeśli chodzi o realizację. Początkowo powiedziałem mu, że nie mogę pomóc, ale koniec końców tak mnie skołował, że się w ten pro-jekt zaangażowałem. Ale na swoich zasadach.

Co okazało się decydujące?W jakiś sposób zaimponowało mi, że jest tak w to wszystko zaangażowany. Chce odkryć prawdę o swojej rodzinie, która może przecież przynieść wiele bólu. Był niesamowicie uparty, nie było dla niego rzeczy nie-możliwych. Jeżeli zamykał ktoś przed nim drzwi, to wchodził oknem, gdy nie było okna, to przez podłogę. Polubiłem go w tym wszystkim. Zdecydowa-łem się też skorzystać z części materiałów, głównie wywiadów, które nagrali wcześniej razem z Grünbergiem. Choć nie byłem ich wielkim fanem. Udało mi się namówić do współpracy Wojtka Staronia, który zrobił piękne zdjęcia, dające Amnezji arty-styczny dotyk. A to było moim głównym założeniem. Piotrek, czyli mój bohater, myśli zero-je-dynkowo, nie chciałem, żeby to było takie jednoznaczne. Chcia-łem być wiarygodny w opowia-daniu historii, a nie w robieniu filmu historycznego. Zaczęło się to wszystko dość powoli, bo miałem też inne projekty, ale montaż był już robiony w iście histerycznym tempie. Taki film montuje się pół roku, a my zro-biliśmy to w ponad dwa tygo-dnie.

Zastanawiał się pan, z czego wynikało to, że pana bohater chciał w ogóle rozdrapywać tę traumę?Zobaczyłem w tym filmie szansę, by pokazać, że w każ-dym człowieku ukryta jest pewna ilość zła i pod wpływem okoliczności może to wypłynąć. Dziadek Piotra, który uczestni-czył w kieleckim pogromie, zro-bił coś strasznego, ale przecież nikt z nas nie wie, jak w takiej sytuacji sam by się zacho-wał. Uważam, że mamy obec-

Z Jerzym Śladkowskim, reżyserem filmu amnezja, rozmawia Kuba Armata

czai się złoW każdym z nas

Jerzy Śladkowski

Fot.

Mar

cin

War

szaw

ski/

SFP

Fot.

Rag

usa

Film

Kuba Armata: W Amnezji opowiada pan trudną historię rodziny Piotra Piwowarczyka, który jest zarazem współautorem filmu, jak i jego głównym bohaterem. Pan na niego trafił czy było odwrotnie?Jerzy Śladkowski: To spo-tkanie było dość specyficzne. Przez pewien czas byłem jed-nym z tutorów na poświęco-nym kinu dokumentalnemu Dragon Forum. Pojawił się tam mężczyzna, który przyjechał ze Stanów Zjednoczonych i prze-konywał, że chciałby zrobić film o swoim dziadku. Zależało mu na tym, by zbadać jego histo-rię i udział w pogromie Żydów, do jakiego doszło w lipcu 1946 roku w Kielcach. Natknął się na tę historię przez przypadek, bo przez całe lata nikt, także w rodzinie, nie chciał o niej mówić. Od tego czasu stała się jego obsesją. Napisał treatment, gdzie co prawda był temat, ale moim zdaniem w ogóle nie było pomysłu na film. Piotr był tak bardzo przejęty tą histo-rią, że trudno było mu na nią spojrzeć w obiektywny sposób, z odrobiną dystansu. Muszę przyznać, że i mnie mocno ona przejęła. Początkowo plan był taki, że to właśnie on będzie reżyserem, a Sławomir Grün-berg operatorem. Im jednak bardziej go poznawałem, tym mocniej byłem przekonany, że

Amnezja, reż. Jerzy Śladkowski

Page 33: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

62 63MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

mentalne, uświadamiać, że zjednoczenie może dokonywać się także dzięki sztuce?Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje. Myślę, że można to śmiało sparafrazować i powie-dzieć, że X muza też. Ludzie, którzy zobaczą ten film, będą mieli szansę zrozumieć, że sztuka nie poddaje się podzia-łom. Kiedy media grzmiały o wzajemnej nienawiści, my w pełnej zgodzie stworzyliśmy wspólną ideę – film, który stoi ponad podziałami.

o mentalne spustoszenie, które może być jego konsekwencją. Boję się, że może nas czekać powtórka z rozpadu Jugosła-wii. Do tej pory nie zabliźniono wszystkich ran, które się wtedy zrodziły. Nie uczmy się tej pro-stej nienawiści. To ona jest przecież głównym celem pro-pagandy.

Międzynarodowe koprodukcje, jak Pod elektrycznymi chmurami, są pana zdaniem w stanie wpływać na przemiany

Doskonale pracuje z akto-rami, bardzo niekonwencjo-nalnie. Kiedy kręciliśmy scenę na otwartej przestrzeni, gdzie było niesamowicie zimno, odchrząknąłem przed kręce-niem, bo zdążyłem się prze-ziębić. On to podłapał i mówi: „Piotrze, rób tak na ujęciu! Chcę prawdę mieć! Smarknij, chrząknij, podetrzyj sobie nos. Nie wstydź się! To masz być ty, a nie papierowy człowiek”. U niego liczy się życie, a nie piękni aktorzy, idealnie odpra-sowani i wymalowani, którzy udają zaziębionych, zmęczo-nych. W tym szaleństwie jest metoda.

Jak pozostali Rosjanie pana traktowali? Kręcił pan ten film w szczególnym momencie kryzysu na Ukrainie, kiedy Polska potępiła działania Rosji i nie uznała aneksji Krymu.Przy tym filmie pracowali Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini, Gruzini i ja – Polak. I muszę panu powiedzieć: wszyscy na tym planie się kochaliśmy. Jeśli pojawiały się rozmowy o tematyce politycznej, to były one pełne rozpaczy, a nie wza-jemnych żali czy pretensji. Cały pion kostiumów to były Ukrainki, które mocno tę sytu-ację przeżywały. Pamiętam, jak German tulił je do siebie, kiedy płakały. Praca na tym planie to był bezpardonowy przykład tego, że sztuka łączy. Wiem, że to truizm, ale nie da się znaleźć lepszego określenia. Fajnie byłoby, gdyby na pla-nie zdarzyły się jakieś sensa-cje: ktoś komuś dał w ryj, ktoś inny splunął komuś pod nogi. Ale żeby takie sytuacje miały miejsce, nie potrzeba poli-tycznych sporów ani narodo-wych antagonizmów. Polakom trudno całą tę sytuację zrozu-mieć. To nie jest tak, że nagle czarni rzucili się na białych. To jest o wiele bardziej skom-plikowane. Połowa Ukraińców ma rosyjskiej korzenie, Rosja-nie mają na Ukrainie swoje rodziny. Ten konflikt w końcu minie. Nie mam co do tego wątpliwości. Boję się jedynie

w polskim filmie skurwysyna. Pierwsze już się spełniło.

Mało tego – ten rosyjski film zdobywa uznanie na świecie. Z Berlinale wrócił ze Srebrnym Niedźwiedziem.Z Berlinale wiąże się zabawna anegdota. Kilka osób ze śro-dowiska filmowego kiedy usłyszało, że wybieram się na festiwal, pytało mnie, czy jadę oglądać filmy. Mówiłem, że i owszem, ale przede wszyst-kim jadę promować film, w którym zagrałem. Zdziwie-nie było ogromne: jak to, ty!? Przecież ty u Szumowskiej nie grasz! – mówili. Odpo-wiadałem zgodnie z prawdą, że wysłałem kiedyś Micha-łowi Englertowi SMS-a, że jeśli byłaby możliwość zagra-nia u Szumowskiej, mógłbym „wcielić się” nawet w koło od roweru. I to za darmo. Najwi-doczniej ten czas jeszcze nie nastał. Zagrałem za to u reży-sera, który w Polsce jest mało znany, za to w Rosji cieszy się niezwykłą estymą. Po sukcesie Papierowego żołnierza uzna-wany jest za jednego z naj-ważniejszych współczesnych twórców tamtejszej kinemato-grafii. Wielu rosyjskich akto-rów marzy o tym, by „zagrać” u niego koło od roweru. I to za darmo.

Reżyser jest świadomy swojej pozycji? Ma o sobie wysokie mniemanie?To bardzo charyzmatyczna postać. Nie znam człowieka, który klnie ładniej od niego – German klnie bardzo arty-stycznie. Ma przy tym w sobie tyle z dziecka! Adam Hanusz-kiewicz kiedyś powiedział: „Pielęgnujcie w sobie dziecko jak najdłużej. Dopóki będzie-cie się wszystkiemu dziwić, będziecie lepszymi arty-stami”. I przy nim da się te słowa właściwe zrozumieć. On był tak podniecony kręce-niem tego filmu, jakby dostał nowe zabawki. A jednocześnie wszyscy na planie słuchali go jak Boga. Jego charyzmę się czuje, a przy tym udowodnił już, że zna się na swoim fachu.

Rynek filmowy: Rozmowa z Piotrem GąsowskimRynek filmowy: Rozmowa z Piotrem Gąsowskim

Artur Zaborski: Rolą w rosyjsko-polsko- -ukraińskim filmie Aleksieja Germana jr. Pod elektrycznymi chmurami wraca pan do kina po dłuższej nieobecności. O wiele częściej możemy oglądać pana w telewizji. Aż tak polubił pan szklany ekran?Piotr Gąsowski: Kiedy zacząłem pojawiać się w tele-wizji, kino zaczęło o mnie zapominać. Nie mówię tego z ubolewaniem, bo odnaj-duję się w telewizji. Lubię to, co robię. Natomiast odrobinę ubolewam nad podejściem producentów w Polsce do aktorów; do ich dzielenia na kinowych i telewizyjnych. Kie-dyś na srebrnym ekranie poja-wiałem się bardzo często. I co, nagle przestałem być dobrym aktorem? Nie, po prostu prze-stałem dostawać kolejne pro-pozycje. Naturalnie skupiłem się więc na telewizji. Chcę jednak, żeby było jasne: nigdy

nie traktowałem tego medium jako coś gorszego.

Telewizja stworzyła w ostatniej dekadzie zupełnie nową jakość. Wywindowała poziom. Stała się potężną konkurencją dla kina.To niezaprzeczalny fakt, który idzie w parze z innym: tele-wizję oglądają miliony ludzi. W kinie bijemy się o każde 100 tys. widzów. Program, który prowadzę w telewizji, ma oglądalność na średnim poziomie pięciu milionów. Oczywiście, trochę żałuję, że tak to wygląda. Życzyłbym sobie, żeby te poziomy oglą-dalności były podobne. Tym bardziej, że niedawno skoń-czyłem 50 lat. Może nadcho-dzi dla mnie nowa era na dużym ekranie? Dziwi mnie tylko, że trzeba było znaleźć pracę w Rosji, żeby w Polsce na nowo zainteresował się ktoś mną jako aktorem kino-wym.

No właśnie, jak znalazł się pan w obsadzie filmu Aleksieja Germana jr.?Wpłynął na to szereg czynni-ków. Przede wszystkim to, że mam w sobie rosyjską krew. Moja mama jest pół-Ukrainką i pół-Rosjanką. Od dziecka byłem dwujęzyczny, ale z biegiem czasu przestałem rosyjskiego używać, przez co zacząłem go zapominać. Po 27 latach postanowiłem jed-nak odnowić kontakt ze swoją rodziną rosyjską, ze swoimi ciotecznymi braćmi i wujo-stwem. Przy okazji Stefan Laudyn skontaktował mnie z producentem rosyjskim. Spotkaliśmy się, polubiliśmy się – na tyle, że po pół roku dostałem telefon z zaprosze-niem na zdjęcia próbne. Zdzi-wiłem się, ale pojechałem. Na miejscu okazało się, że podobne zaproszenie dostało wielu innych aktorów. Osta-tecznie wybrano jednak mnie, z czego bardzo się cieszę. Miałem okazję mówić w fil-

mie po rosyjsku. Kiedy poje-chałem na postsynchrony, nagrałem je w całości sam. Byłem z tego powodu nie-zwykle dumny. Nie jest to duża rola, ale nie zmienia faktu, że to dla mnie ogromny zaszczyt.

Rola jest bardzo dramatyczna, nie ma nic wspólnego z pana vis comica.Powiedziałem kiedyś półżar-tem, że ten, kto obsadzi mnie w roli skurwysyna, zarobi bar-dzo duże pieniądze. Jestem kojarzony jako „sympatyczny pan Piotrek”, „sympatyczny Gąs”, tym milej było mi zagrać kogoś, kto się okaże na końcu niesympatyczny. Mój boha-ter ma przyjazną aparycję, nie wzbudza negatywnych skoja-rzeń. Dopiero w finale wycho-dzi na jaw jego prawdziwe oblicze. Miałem dwa marzenia aktorskie. Jednym z nich było zagranie w rosyjskim filmie po rosyjsku. Drugim – zagrać

Z Piotrem Gąsowskim rozmawia Artur Zaborski

łagodzi obyczaje

Kino Piotr Gąsowski

Fot.

Vip

hoto

/Eas

t N

ews

Page 34: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

64 65MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Mistrzowie: Wojciech Jerzy HasMistrzowie: Wojciech Jerzy Has

Has umarł równo 15 lat te-mu. Adaptował na ekran Marka Hłaskę (Pętla), Sta-

nisława Dygata (Pożegnania), Zbi-gniewa Uniłowskiego (Wspólny pokój), Kazimierza Brandysa (Jak być kochaną), Andrzeja Kijow-skiego (Szyfry), Jana Potockie-go (Rękopis znaleziony w Sara-gossie), Bolesława Prusa (Lalka), Brunona Schulza (Sanatorium pod Klepsydrą), Antoniego Czechowa (Nieciekawa historia), Władysła-wa Terleckiego (Pismak), Frede-ricka Tristana (Niezwykła podróż Baltazara Kobera). Chciał zekra-nizować „Czerwone tarcze” Jaro-sława Iwaszkiewicza, do których – podobno – budowano już dekora-cje. Marzył także o filmie Osioł grający na lirze, według Jadwigi Kukułczanki. Motyw czasu obec-ny w każdym jego dziele znalazł-by tu swoje ukoronowanie, tema-tem tego obrazu miał być bowiem

rozpad świata, a niejako poza cza-sem spotkaliby się ze sobą filozo-fowie różnych epok, rozmawialiby w obecności starego i nieco zło-śliwego Pana Boga, którego miał zagrać sam Orson Welles, a po-za nim zapowiadano w obsadzie Catherine Deneuve, Gérarda De-pardieu i – oczywiście – Gustawa Holoubka, ulubionego aktora Ha-sa. Twórczością Hasa zachwycał się Luis Buñuel, podziwiają ją Pe-dro Almodóvar i Martin Scorsese. Rękopis znaleziony w Saragossie uważany jest za jeden z najbar-dziej inspirujących filmów świato-wego kina. Zdaniem wielu filmo-znawców echa tego obrazu widać w Mlecznej drodze i Dyskretnym uroku burżuazji Buñuela.

Oto co o Hasie pisała najwięk-sza polska „hasolożka”, też już nie-żyjąca Maria Kornatowska: „De-miurgos nie posiadł monopo-lu na tworzenie – tworzenie jest

przywilejem wszystkich duchów. Wojciech Jerzy Has był z rodzi-ny owych wywoływanych przez Brunona Schulza duchów de-miurgicznych. Artysta pragną-cy nade wszystko wyrazić siebie, uwrażliwiony na los indywidual-ny, pod niebem pustym, w cza-sach zamętu i chaosu, w świecie po katastrofie. Twórca czuły na dramaty wewnętrzne swoich bo-haterów, ich zagubienie w teraź-niejszości i traumę przeszłości, na brak poczucia sensu i nadziei. Rzec by można, że śladem fran-cuskiego poetyckiego realizmu Has tworzył rodzimą wersję mi-tologii klęski”.

Rękopis… według oświecenio-wej powieści Jana Potockiego uczynił Wojciecha Jerzego Ha-sa reżyserem kultowym, zwłasz-cza w USA i we Francji. Według Kornatowskiej awangardowość Hasa miała swe korzenie w jego

malarsko-literackich pasjach, w je-go synkretycznym widzeniu sztuki filmowej jako swoistej syntezy ar-tystycznych języków. – „Filmy Ha-sa stanowią zadziwiające uciele-śnienie Schulzowskiego widzenia rzeczy, z autoironicznym, prowo-kacyjnym upodobaniem do kiczu i tandety włącznie. Paradoksalnie, nawet Rękopis znaleziony w Sara-gossie przywołuje myśl o Schulzu, sytuując się na niedookreślonej, niepokojącej granicy między ra-cjonalnością i koszmarem, w po-czuciu grozy przed całkowitym pogrążeniem się w innym, kuszą-cym zmysłowością świecie, któ-ry okazuje się w istocie perfidną inscenizacją, pułapką zastawio-ną przez siły zła. Jerry Garcia, li-der sławnego psychodelicznego zespołu Grateful Dead był żarli-wym miłośnikiem tego filmu. Ko-jarzył mu się z narkotyczną po-dróżą. Wittman, bohater postmo-

Czas to metafizyka. Wojciech Jerzy Has we wszystkich swoich filmach krążył wokół tego tematu. Jego filmy pozwalają mi pofrunąć, choćby na chwilę, w przestrzeń na pograniczu jawy i snu, oto czas, który przeobraża materie żywą i martwą, ludzi, miejsca i rzeczy, jak chociażby w Sanatorium pod Klepsydrą według Brunona Schulza. Obejrzałem niedawno ponownie Rękopis znaleziony w Saragossie, odrestaurowany. Arcydzieło! Zapomniałem o wydarzeniach, które oglądam w telewizji i zazwyczaj budzą one we mnie uczucie politowania i zażenowania. Wielka sztuka jest lekarstwem. 

Ks. Andrzej Luter

czylimetafizyka

czasu

WojciechJerzy Has,

Wojciech Jerzy Has

Fot.

Jerz

y Tr

oszc

zyńs

ki/F

ilmot

eka

Nar

odow

a

Page 35: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

66 67MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Mistrzowie: Wojciech Jerzy HasMistrzowie: Wojciech Jerzy Has

intelektualny, pozwalało jednocze-śnie zatriumfować wizjonerstwu reżysera. Powstało dzieło wiel-kie, ponadczasowe. Oglądałem je wiele razy. Zawsze odkrywam w nim coś nowego, jakąś myśl, ja-kieś zdanie, jakiś szczegół, jakieś spojrzenie. I to dręczące pytanie: jakbym się zachował w sytuacji skrajnej, wręcz ostatecznej, czyli takiej, w której znalazła się Felicja (Barbara Krafftówna), bohater-ka filmu i Wiktor (Zbigniew Cy-bulski), niedoszły heros wojenny, zdruzgotany duchowo i moralnie przez ten nieludzki czas. Na pierw-szym planie Jak być kochaną to film o niespełnionej miłości. Oto początkująca aktorka Felicja, „sio-stra samotnych i żona owdowia-łych”, zakochuje się bez wzajem-ności w swoim koledze z teatru, Wiktorze Rawiczu. Jeżeli kiedyś napisze pamiętnik, to zatytułu-je go: „Od Ofelii do Felicji, czyli o tym, jak być kochaną”. W czasie wojny pracuje jako kelnerka, włą-cza się w bojkot scen oficjalnych, choć – gdyby chciała – mogłaby tam grać. Wiktor jest podejrzany o zabicie folksdojcza, choć nie on dokonał tego zamachu. Felicja po-stanawia go ukrywać. Robi to we własnym mieszkaniu, przez całą wojnę. Chce mieć ukochanego mężczyznę przy sobie. Gotowa jest dla niego do największych poświęceń. Gdy do jej mieszka-nia przychodzi gestapo ukrywa Wiktora w kanapie w jednym z po-kojów. Niemcy gwałcą dziewczy-nę i wychodzą. Spokój, zabójczy spokój, cisza, Felicja obmyła się. „Wyjdź, już poszli” – woła do Wik-tora. Nie dostrzega, że jej ofiara staje się dla niego nie do zniesie-nia, jest upokarzająca. Wiktor staje się wrakiem człowieka, zamknię-tym w czterech ścianach. Niena-widził tego mieszkania, doprowa-dzała go do obłędu świadomość, że nikt nie wie o jego istnieniu. Na drugim planie, tym ważniejszym, film Hasa to aksjologiczny pucz, choć reżyser niczego nie rozstrzy-ga. Zadaje pytania, jak Alain Re-snais w Hiroszimie, mojej miłości. W obydwu filmach reżyserzy do-konują rewizji utartych pojęć mo-ralnych. Jaki tak naprawdę był sto-sunek jednostki do wojny? Czym jest ludzki heroizm? Czy można go od kogokolwiek wymagać? To

dernistycznej powieści »Tripma-ster Monkey« pióra Maxine Hong Kingstone, gotów był nawet uznać, kiedy film zniknął z ekranów i nie mógł go nigdzie znaleźć, że było to tak, jakby ten film zwidział mu się kiedyś, przyśnił w czasach, kie-dy był młodszy i brał więcej nar-kotyków. Has z pewnością narko-tyków nie brał, a mimo to jego ob-razy budziły psychodeliczne aso-cjacje. Może dlatego, że realność była w nich zwodniczą dekora-cją, złudzeniem zmysłów. Podró-że, ucieczki, spotkania stanowiły czystą fikcję. Nic bowiem się nie spełniało i nic, jak u Schulza, nie dochodziło do skutku”.

Has był zauroczony francu-skością. Tak przynajmniej twier-dzi Kornatowska, która reżysera doskonale znała, także osobiście. Z tej francuskości „wywodziły się jego ulubione przestrzenie: kafej-ki, podmiejskie pikniki, zadymio-ne knajpy i dancingi, tudzież ulu-bione postacie: wędrowni kome-dianci, cyrkowcy, melancholijni grajkowie, filozofujące barmanki i dziewczyny o oczach z tajemni-cą”. Z zauroczenia francuskością wzięło się Rozstanie według prozy Jadwigi Żylińskiej i Pożegnania według opowiadania Stanisława Dygata. Hasowskie dotknięcie – według Kornatowskiej – nie po-legało na sposobie opowiadania, lecz na sposobie tworzenia atmos-

są pytania aktualne w każdej rze-czywistości, nie tylko wojennej.

Has nakręcił film o kobiecie – nieznanym żołnierzu wojny. Bez legendy. Oskarżona o kolabora-cję. Poświęcająca wszystko dla miłości, niedobrej miłości. Has podważa wartość powszechnie przyjętych prawd i formuł mo-ralnych, które w sytuacji ostatecz-nej „ujawniają swą nicość i bezu-żyteczność”. Reżyser narusza też nasze, polskie, narodowe, zdałoby się nienaruszalne, prawdy i mity. To nie jest film antybohaterski, jak wielka Eroica Munka. Has nie roz-dziera szat, ani nie szydzi, on tylko analizuje i konfrontuje. Patrzy na człowieka i stara się wskrzesić to, co wymazane i zapomniane. Czas teraźniejszy to tylko pozory, cała prawda o Felicji ukryta jest w prze-szłości. Konrad Eberhardt pisał po premierze w 1963: „Czas, któ-ry rządzi światem te go filmu, ma swój sens psy chologiczny i mo-ralny, jest tu taj sędzią ostatecz-nym, ustala jącym wartości mi-nionych ofiar. (...) Rzadko kiedy re trospekcja w tak małym, jak tu-taj, stopniu pełni funkcję chwy-tu konstrukcyjnego, a w tak wiel-kim – jest świadec twem bardzo istotnej ludzkiej prawdy. (...) Od-mienność tych retrospekcji od par-tii współczes nych jest zaskakująco wyrazi sta: otwiera się jakiś wielki nawias, w którym rzeczywis tość

fery, niezależnie od miejsca i cza-su natychmiast rozpoznawalnej, niczym autorski podpis. „Film nie jest tu oknem na świat zewnętrz-ny, jest światem samym w sobie”.

I trzeba także zgodzić się z Kor-natowską, że oniryczne, nieoczywi-ste z samej swej istoty kino Woj-ciecha Hasa pełniej i głębiej „od-daje obraz i atmosferę powojennej polskiej rzeczywistości niż wiele dzieł realistycznych, z politycz-no-społecznymi ambicjami. Ów stan zawieszenia między tym, co było i tym, co jest, poczucie wy-korzenienia, tymczasowości, bra-ku ciągłości. Zagubienie w teraź-niejszości i strach przed przyszło-ścią. Ciągłe wędrówki, życie w dro-dze, absurdalne ucieczki przed kimś albo przed czymś, traumy i wyrzuty sumienia. Filmy Hasa dotykały wyniesionych z wojny psychicznych i emocjonalnych okaleczeń. Dramatów rozstań, pożegnań, bolesnych powrotów. Wyrażały pragnienie znalezienia własnego miejsca na ziemi wciąż nękanej wstrząsami. Tęsknotę do zburzonej Itaki”.

„Kiedy miłość zostaje zdradzo-na, cały świat ulega rozpadowi” – tak interpretował Has historię ży-cia Wokulskiego, bohatera Lalki. Można zgodzić się z Tadeuszem Sobolewskim, który twierdzi, że słowa prezesowej Zasławskiej – „jest wiele zbrodni na świecie, ale

ma inną barwę”. Felicja nie znaj-dzie w sobie żadnych odruchów re-wanżystowskich. Kiedy dochodzi do konfrontacji wspomnień i rze-czywistości nie odczuwa satys-fakcji. „Ani śladu przyjemności” – mówi zdziwiona sama do siebie.

Has żył jakby poza czasem, a żył dlatego, że opowiadał. Sobolew-ski twierdzi, że jego bohaterowie są artystami jak on sam. A widz również zostaje postawiony w roli artysty. Has stworzył dla nas „nie-rzeczywistość”, dzięki jego filmom możemy stać się kimś, kim nie je-steśmy, i żyć w czasie, którego ni-gdy nie dotkniemy; możemy śnić i marzyć, ale nie uciekniemy osta-tecznie przed światem rzeczywi-stym. Has bowiem „ujmuje rze-czywistość w ramę, uczy dystan-su, spojrzenia na życie jak przez okno. Cofnięty czas w Sanatorium pod Klepsydrą okazuje się blagą. Józef, syn Jakuba, spotyka swego ojca, który faktycznie umarł. Jego sklep kwitnie, jakby nigdy nic, za chwilę okazuje się piwniczną norą, a potem, jak na cofniętym filmie, zmarły ojciec znów siedzi w re-stauracji otoczony fordanserkami”. 

Podobne metamorfozy, pomie-szanie czasów i porządków znaj-dziemy w innych filmach Hasa, na przykład w Rękopisie… Gdy opęta-ny Paszeko, ścigany przez upiory z szubienicy, zdyszany, chce opo-wiedzieć gospodarzowi, co się sta-

największą zbrodnią jest zabić mi-łość” – brzmią jak motto twórczo-ści Hasa. Sam reżyser mówił, że Polska – „ten ciężki, trudny kraj, gdzie tyle trzeba pracować i tyle trzeba mieć nadziei” – jest miej-scem zamordowanej lub oszukanej miłości. Tak, jak w Jak być kocha-ną i w Szyfrach, gdzie wojna to-czy się „w sublokatorskich miesz-kaniach z używalnością kuchni, z udziałem kobiet i dzieci, krzyżu-jąc się z miłością”. Gorzki, praw-dziwy i niebohaterski opis na-szych, polskich losów. Według Sobolewskiego, nic bardziej roz-paczliwego w polskim kinie nie widział – niż słynne ujęcie z Lal-ki, gdy kamera towarzyszy Wo-kulskiemu i Ochockiemu w spa-cerze między ruderami Powiśla, „gdzie na stertach śmieci siedzą żebracy – symbol zniszczonych nadziei, zaprzepaszczonych pla-nów”. Ja dołączam słynną scenę z Pożegnań, według Dygata. Lid-ka (Maria Wachowiak) i Paweł (Tadeusz Janczar), w których ży-cie za chwilę wkroczy brutalnie wojna, zastanawiają się podczas tańca, co to są pozytywne warto-ści. Co to w ogóle znaczy: pozy-tywne wartości? Okazuje się, że to nic nie znaczy; tak tylko sobie roz-mawiają. „No to co za sens tak tyl-ko sobie rozmawiać” – podsumo-wuje dziewczyna. Niedługo staną jednak przed zasadniczymi wybo-

ło, słyszy: „Kolację żona zostawiła na piecu” – oto „zdanie z innego porządku, z innej rzeczywistości, jakby echo dzieciństwa dobiega-jące z rodzinnego domu” – doda-je Sobolewski. 

Has prowadził swoją grę z cza-sem i ją wygrał. Stał się wieczny, bo pozostawił po sobie arcydzie-ła. Wszystkie jego filmy stanowią jeden świat, jeden wspólny obszar. Rozpoznajemy je łatwo, bo mię-dzy dziełami tego wielkiego reży-sera jest jakieś tajemne połącze-nie. On opowiadał sny, o czymś co jest, a w rzeczywistości tego nie ma. Był wielkim obrońcą ilu-zji, rozpamiętywał utraconą prze-szłość. Kino Hasa jest wielką re-miniscencją jakiejś przeszłości, reżyser próbował uchwycić ją na nowo, bo przecież istnieją światy równoległe. Przeszłość możemy jeszcze gdzieś spotkać. Człowiek wszak zawsze próbuje poszukiwać innej rzeczywistości, jakichś alter-natywnych światów, z tym, że te światy są wewnątrz nas, możemy je zobaczyć w lustrze. Wojciech Je-rzy Has tworzył w swoich filmach światy, do których chciałoby się wejść. Tworzył fascynującą iluzję, tak jak w Rękopisie znalezionym w Saragossie, w którym zdarza się tak wiele, a jednocześnie nic nie zdarza się naprawdę. Bo fik-cja jest ważniejsza od rzeczywi-stości. Tylko fikcja jest prawdą.

rami. W tle słyszymy największy przebój w historii polskiego kina „Pamiętasz, była jesień” z muzyką Lucjana Kaszyckiego. Oglądamy w roli piosenkarki aktorkę Annę Łubieńską, która śpiewa głosem Sławy Przybylskiej.

Wojciech Jerzy Has realizował zatem filmy o metafizyce czasu. Był i pozostaje zjawiskiem osob-nym w polskim kinie. Miał swój własny, niepowtarzalny i niepod-rabialny styl, który tworzy własny, bardzo specyficzny świat. Indywi-dualność Hasa zawsze górowała nad tekstem literackim przez nie-go adaptowanym. Porównywa-nie twórczości Hasa z twórczo-ścią Federica Felliniego wydaje się czymś oczywistym. Obaj bo-wiem są poetami zafascynowa-nymi – jeszcze raz Kornatowska – „odkrywaniem dziwności świata, urody rzeczy i spraw minionych, banalnych rekwizytów przeszło-ści”. W jednym ze swoich pierw-szych esejów o Hasie, opublikowa-nym w nieistniejącym już, łódzkim tygodniku literackim „Odgłosy” pięćdziesiąt trzy lata temu, pisa-ła Kornatowska, że zarówno Has, jak i Fellini „konstruują swą rze-czywistość z tych samych, ciągle powracających motywów. Obaj są kreacjonistami i magicznym dotknięciem swej kamery zmie-niają zwykłą codzienną rzeczywi-stość w zaczarowany krąg rzeczy poetyckich”.

I to właśnie Has zaadaptował opowiadanie Kazimierza Bran-dysa, pochodzące ze zbioru „Ro-mantyczność”. To „mój” film Hasa, oglądałem go wielokrotnie i cią-gle mnie fascynuje. Premiera Jak być kochaną odbyła się w 1963 ro-ku. Obraz przekraczał ramy na-kreślone przez szkołę polską. Oto spojrzenie na wojnę w wymiarze dramatu jednostkowego; Hasa nie interesuje narodowy sposób myślenia, który zresztą w filmach Andrzeja Wajdy i Andrzeja Mun-ka był i tak „autentycznie gorzki, goryczą zrodzoną nie z oparów kawiarnianej pseudofilozofii, ale z trudnych ludzkich doświadczeń” (Kornatowska). Film Hasa wywo-dzi się z ducha „egzystencjalistycz-nego” – modnego na początku lat sześćdziesiątych. Opowiadanie Brandysa poddawało Hasowi oś konstrukcyjną i bogaty ładunek

Zbigniew Cybulski i Iga Cembrzyńska w filmie Rękopis znaleziony

w Saragossie, reż. Wojciech Jerzy Has

Fot.

Zbi

gnie

w H

artw

ig/S

F Ka

dr/F

ilmot

eka

Nar

odow

a

Maria Wachowiak i Tadeusz Janczar w filmie Pożegnania,

reż. Wojciech Jerzy Has

Fot.

Woj

ciec

h U

rban

owic

z/SF

Kad

r/Fi

lmot

eka

Nar

odow

a

Page 36: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

68 69MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

dokumentalne, jest zupełnie nową krainą, nową dyscy-pliną, w której świat się odsłania przed naszymi oczami i naszymi obiektywami. Jak to przekazać widzowi, jak dowieść tego, żeśmy wspólnym wysiłkiem dochodzili prawdy kina na bieżąco?

Krzysztof Kieślowski, wybitny dokumentalista, oba-wiał się, żeby nie zaszkodzić obiektowi filmowanemu, i dlatego coraz częściej opowiadał o tym, że to on teraz robi film, a to co pokazuje jest… tylko filmem.

Było jasne, że to autor robi film, a nie... rzeczywistość. Ta, po prostu była, ale skoro nie była dotąd odkryta, reżyser ją odkrywał w procesie długich egzorcyzmów na planie i w montażowni. Film autorski, który ewident-nie był kinem dźwiękowym, dodawał trzeci element – dźwięk. Ten, nie musiał być zdejmowany wprost, skoro były to czasy artystycznej mowy „ezopowej”. Dźwięk stał się warstwą wręcz narracyjną, był zarazem warstwą

dialektyczną. Po Ćwiczeniach warsztatowych Łoziń-skiego widz zastanawiał się nad tym, co ogląda, i nad tym, co słyszy, a ponadto nad tym... jaka jest tam zako-dowana „dodatkowa” myśl dokumentalisty. Ten zaś, nie był autorem relacji, zostawiając ją operatorom Polskiej Kroniki Filmowej, która precyzyjnie wskazywała sło-wem to, co „ma” oznaczać dany kadr. Widz Kroniki był biernym odbiorcą, takim jak teraz jest widz dziennika telewizyjnego. Ta archaiczna praktyka ludzi z kamerą przeszła do muzeum manipulacji, jakim jest dziś tele-wizja. I nie żal, że została z własnej woli zamieniona w biuro reklamy artykułów zbędnych. Tam wszechwie-dzący spiker, wspomagany prompterem, panuje nad każdym kadrem, każdym pikselem i nad każdą sylabą. Widz przyjmuje do wierzenia to, co mu się podaje jako prawdę... nieprawdziwą i prawie natychmiast zapo-mina.

Refleksje: Audiowizualna historia kina

audio-wizualna

historia kina

32część

Józef Gębski

Filmy coraz częściej powstawały nieoczekiwanie. Bez przygotowanego materiału dokumentacyj-nego. Ciężko było sobie wyobrazić pełnometra-

żowy film dokumentalny, a szczególnie taki, za który odpowiada tylko ekipa zdjęciowo-montażowa. Żadnych redaktorów, doradców, żadnych nadzorców. Doświad-czenie wobec oporu urzędników było jeszcze słabym argumentem, ale pokusa wolności reżysera była wielka. Coś takiego przydarzyło mi się osobiście w chwili, kiedy pojechałem do Rosji, celem nakręcenia raportu o tym, jak wyglądają przemiany w tzw. sowieckiej pierestrojce. Otrzymałem ekipę techniczną i produkcyjną, bilet lot-niczy „otwarty” i życzenie, abym sfilmował coś, co nada się na jakiś film krótkometrażowy.

W Moskwie spotkałem się z Robertem Rożdżestwień-skim – poetą, który nie wyjaśnił mi niczego na temat zmian w kraju, odczuwanych przez artystów. W Kirgi-zji Czingiz Ajtmatow pokazał mi warunki życia we wsi oddalonej od cywilizacji o… średniowiecze. A w Irkucku, pisarz, którego szczególnie ceniłem, Walentin Raspu-tin, machnął ręką. Intelektualiści nie dostrzegli prze-mian gorbaczowowskich, ale już prof. Bolesław Szosta-kowicz, daleki krewny Polaków, pokazał mi w Irkuckim Muzeum naukową kwerendę, jaką od kilku lat prowadzi, spisując nazwiska Polaków zsyłanych na Syberię i skru-pulatnie notowanych w księgach „zsylnych”. Powiedział mi również, że ok. 160 km od Irkucka jest wieś Czer-wona Wierszyna, którą powinienem jak Kolumb odkryć i podać informację o jej istnieniu, ponieważ mieszka tam kilkuset zapomnianych Polaków!

Oczywiście pojechaliśmy tam, a na nasze przywita-nie wyszła cała wieś, odziana w jakieś stroje pseudolu-dowe, z instrumentami pseudopolskimi, i ze śpiewem zbliżonym do języka polskiego. Filmowaliśmy z marszu to spotkanie. Filmowaliśmy ich mieszkania, otoczenie i niby polski cmentarz. Filmowaliśmy relacje – narracje o osobistych losach, zwłaszcza, że byli to Polacy, którzy skądś tu przybyli, a ich akcent wskazywał niechybnie, że z polskiej Ukrainy. Tworzenie filmu in statu nascendi było dla nas wielka przygodą. Rosła ilość zdjęciowego materiału i dźwiękowych nagrań.

Większość z nas, dokumentalistów z Chełmskiej, wiedziała, że film zawsze jest ukryty w materiale, toteż wielokrotne przeglądanie sfilmowanej taśmy odsłania ukryte wątki, a film sam wygląda spomiędzy sklejek. Jak

żywy. Nowonarodzony. Z własnym kodem genetycz-nym. Montaż jest magicznym momentem wydobywa-nia tej tajemnicy z taśmy, a proces montowania doku-mentu jest wręcz seansem alchemii, kiedy to w garści piasku pojawia się grudka złota.

Wielki filmowiec Andriej Tarkowski, swoje genialne autobiograficzne Zwierciadło – jak wyznaje w pamięt-nikach – układał aż siedemnaście razy i wtedy dopiero ujawniło się jego własne autorskie oblicze filmowca wobec tajemnicy istnienia na świecie. Syberia była dla nas tajemnicą. To teren zamknięty, poza tym okryty legendą zbrodni masowej na Polakach. Przenosząc się z miejsca na miejsce na tej dzikiej Syberii, wszędzie można było napotkać polski ślad i polską obecność, trzeba tylko było poddać się duchowi miejsca, i... życz-liwym Sybirakom, ludziom żyjącym wespół z przyrodą. Ci zaś, na pytanie o Polaków potwierdzają, że owszem znają jakichś Polaków, że ci nawet mieszkają tuż obok albo że sami w jakiejś mierze są mieszanką krwi. Przez 150 lat przybywali tam Polacy. Są więc tam zasadzeni... jak drzewa.

Tworzenie filmu dokumentalnego, nie pokrewnego żadnej publicystycznej prawdzie, ale winne osobistemu (autorskiemu) przeżywaniu miejsca, to jest zupełnie inna, nowa kraina twórczości.

Nikt jej jeszcze nie opisał, ani nie eksplikował. Kry-tyka filmowa wprawdzie nam towarzyszyła, ale chętniej poruszała się po regionach rozpoznanych. Podziwiałem kolegów, którzy w każdym filmie opowiadali jakby z sie-bie i za siebie. Takim był niebywały artysta dokumentu Andrzej Brzozowski. We wszystkim co filmował, opo-wiadał o sobie, o swoim spotkaniu z nieznanym, mówił to i pokazywał po swojemu. Każdy przyporządkowany sobie wizualny materiał dokumentu traktował jako naukę o człowieku, również jako... o twórcy i twórczości. Marcel Łoziński, w tej epoce kina autorskiego, zrealizo-wał niezwykły film Ćwiczenia warsztatowe, w którym opowiadał o tym, jak autor może na kilka sposobów opowiedzieć tę samą historię.

Materia filmowa jest plastycznym sposobem opowia-dania wizualnego o moim spotkaniu z innym człowie-kiem. Film spokojnie zaczynał konkurować z filozofią, autor filmu może nawet mieć bieżące, rozliczne wątpli-wości, widząc, że to, co odkrywa, że jego tworzenie, jest poznawaniem świata. Filmowanie dzisiaj, zwłaszcza

Polska Kronika Filmowa – operator Karol Szczeciński

Fot.

Rom

an B

urzy

ński

/Rep

orte

r

Page 37: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

70 71MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, w Biskupinie sceny na Siczy Zapo-roskiej i fragmenty stanicy w Czehryniu, którego resztę „dorobili-śmy” w górskim skansenie w Zubrzycy Górnej. Powędrowaliśmy do Lublina, aby skręcić kaplicę Świętej Trójcy (przysięga księcia Wiśniowieckiego), komnaty książęce (czyli Łubnie) filmowaliśmy w Warszawie w Zamku Królewskim i w forcie Sanguszki. Pojecha-liśmy do Krakowa i Pieskowej Skały – tamtejszy zamek był naszym Toporowem, czyli kwaterą króla Jana Kazimierza, tam też rozegrały się finałowe sceny filmu. Zalew na rzece Ropie pod Gorlicami był naszym Dniestrem, brama Pieczarskiej Ławry w Kijowie to Piereje-sław, którego wnętrze klasztorne powstało z kolei w Warszawie. Na koniec nasza ekipa rozłożyła się pod murami Zbaraża w Biedrusku pod Poznaniem.

Już pierwszy dzień zdjęciowy w Zubrzycy Górnej mógł się zakończyć totalną katastrofą. Wieczorem, dnia poprzedniego, podziwialiśmy piękną, złotą jesień, a rano obudziliśmy się wszyscy w śniegu po kolana. Staliśmy na zasypanym śniegiem dziedzińcu naszego Czehrynia z dość zasadniczym pytaniem: co robić? Odwo-łać zdjęcia czy zmienić scenę na zimową? Drugą część tych zdjęć mieliśmy kręcić dopiero wiosną. Wszyscy czekaliśmy na decyzję Jerzego Hoffmana. Ktoś z ekipy bąknął pod nosem:

– Wiadomo, że nie zaczyna się zdjęć trzynastego, i do tego w poniedziałek.

Rzeczywiście istnieje stary, ale nadal cieszący się wielkim respek-tem przesąd, że rozpoczęcia zdjęć nie planuje się na poniedziałek ani na trzynastego. Hoffman brodził w tym kopnym śniegu przez dłuższą chwilę i w końcu zadecydował:

– A ja zawsze zaczynałem filmy trzynastego i wszystko było w porządku. Do roboty! Kręcimy! Patrzcie, jak to wszystko pięknie wygląda w śniegu. Najwyżej się potem, przed bramą da piany stra-żackiej i będzie dobrze, a tak mamy przypadkowo jeszcze jedną porę roku w filmie.

Matka natura wynagrodziła męstwo, albowiem dzięki temu nagłemu ochłodzeniu, obdarowała nas przepiękną scenerią wróżb Horpyny przy młyńskim kole. Bohun znalazł się nieoczekiwanie w otoczeniu nieprawdopodobnie długich sopli lodowych i cała scena aż skrzyła się w odbitych promieniach słońca. Te sople wyglądają tak nieprawdopodobnie, że po premierze filmu byłem wielokrotnie nagabywany, z jakiego tworzywa i jaką metodą je się robi.

Po tych kilkunastu „przerzutach” po całej Polsce, rozłożyliśmy się na dłuższy popas pod murami Zbaraża.

Czas pomiędzy ujęciami niejednokrotnie umilał nam Bohun, czyli Aleksander Domagarow. Z Saszą zaprzyjaźniliśmy się od pierwszego dnia jego pobytu w Polsce. Przyjechał do nas pełen mieszanych uczuć i obaw jak też „poliaczki” potraktują Rosjanina. Bardzo wrogo czy tylko z dystansem? Tak go nastawili w Moskwie, że kiedy przekonał się o naszej szczerej sympatii, z miejsca stał się takim polonofilem, że rosyjskie media do tej pory mu to pamię-tają. Nie sposób było nie pokochać tego otwartego i wspaniałego człowieka. Kobiety to osobna historia. Nie spotkałem chyba żadnej, która oparłaby się jego wdziękowi i urodzie. A kiedy śpiewał wie-czorami romanse Aleksandra Wertyńskiego, miękły wszystkie, bez względu na wiek i stan cywilny. Nie ominęło to nawet mojej żony! Ku memu szczeremu zadziwieniu ona również w jego obecności poruszała się inaczej i z przyjemnością zasiadała przy wspólnym stoliku... No, cóż! Nic na to nie poradzę.

Na szczęście dla wielu mężów Sasza był czujnie pilnowany przez Nataszę, żonę, aktorkę i piosenkarkę, która towarzyszyła nam przez wiele dni zdjęciowych.

* Fragmenty książki „10 000 dni filmowej podróży” Andrzeja Halińskiego; Prószyński i S-ka, 2002.

W grę wchodziły dwa wielkie poligony wojskowe: Drawsko Pomorskie oraz Biedrusko pod Poznaniem. Ten drugi wydawał mi się właściwszy ze względu na pofałdowane ukształtowanie terenu i wielką różnorodność obszarów leśnych. Znaleźliśmy tam nie tylko doskonały teren pod budowę twierdzy, ale i wspaniałe miejsce na bitwę pod Żółtymi Wodami, szerokie stepy i przeróżne pasaże. Zgromadzenie w jednym, dobrze strzeżonym miejscu tak wielu różnych obiektów zdjęciowych miało ogromny plus i znacznie ułatwiło późniejsze zdjęcia. Tym bardziej, że zarówno dowództwo poligonu, jak i szkoły oficerskiej w Poznaniu zadeklarowało pełną pomoc w naszym przedsięwzięciu.

Jerzy Hoffman i operator Grzegorz Kędzierski zaakceptowali nasze propozycje, tak więc ruszyliśmy z budową.

Brygada górali, pod wodzą świetnego Andrzeja Rychtarczyka stanęła na szczycie wzgórza. Zadziorne chłopy patrzyły na mnie wyczekująco. Pora wbić kołki wytyczające ponadstumetrowe mury przyszłej twierdzy. Całe życie hołdowałem w filmie dewizie, że lep-sza jest decyzja zła niż żadna, a więc nie było na co czekać. Uda-jąc, że nie czuję ciążącej na mnie odpowiedzialności, stanąłem na środku przyszłej bramy i rozpostarłem ramiona.

– No, chłopaki! Od tego miejsca w prawo i w lewo po pięćdziesiąt metrów.

Kołki zostały wbite, a brygada wręczyła mi na pamiątkę wielki gwóźdź przystrojony trawami i kwiatami polnymi. Mam go nadal w pracowni, już mocno zardzewiały.

Przy „wytyczaniu” Rozłogów – dworu z zabudowaniami gospodar-czymi i palisadą obronną – brodziliśmy z Anią Bohdziewicz po wiel-kiej polanie na terenie skansenu w Sierpcu, pośród traw sięgających po szyję. Nie sposób było skorygować ewentualne błędy rysunkowe i dostosować je do terenu. Uratowało nas wieloletnie doświadczenie – dwór stanął dokładnie tak, jak sobie wyobrażaliśmy.

Równo sto dni trwały zdjęcia do Ogniem i mieczem, co zresztą opisał młody asystent reżysera, Krzysztof Łukaszewicz, w książce „100 dni Hoffmana”. Jego pojawienie się w ekipie było prawdziwą niespodzianką, a ja obserwowałem go z żywym zainteresowaniem przez cały okres zdjęciowy. Może dlatego, że był w wieku mojego syna, ale też zaimponowała mi jego determinacja. Na długo przed rozpoczęciem zdjęć przed Hoffmanem stanął wysoki młody męż-czyzna i powiedział nieśmiało, że zna Trylogię na pamięć, a histo-ria to jego żywioł. Jest studentem, ale jego prawdziwym marzeniem jest chociażby sprzątać na planie filmowym. Stawia do dyspozy-cji nie tylko siebie, ale i swojego terenowego nissana. Czy można takiemu człowiekowi odmówić? „Młody”, bo taką zyskał ksywę, szybko zadomowił się w ekipie. Stał się prawą ręką naszego kie-rownika zdjęć Józka Jarosza. Pod jego czujnym okiem przechodził prawdziwą szkołę filmową, a ja obserwowałem to z rosnącym niepo-kojem i miałem coraz większe wątpliwości, czy jeszcze kiedyś wróci na studia prawnicze. Oczywiście musiał, jak każdy, przejść chrzest bojowy. Józek Jarosz, wezwał go wczesnym świtem.

– Młody! Leć po jazdę!Zawsze chętny do pomocy Krzysztof pognał co sił do obozowi-

ska koniarzy, pozbierał w błyskawicznym tempie spory oddział husarii i na jego czele pojawił się na planie. Józek aż poczerwieniał z nieudawanej złości.

– Po kiego mi tu te konie, jeżeli jazda i kamera nie są gotowe?– Jak to jazda niegotowa, przecież ich przyprowadziłem?!– Jazdę pod kamerę miałeś ściągnąć, a nie husarię! Starzy wyjadacze tarzali się ze śmiechu, ale prawdę powiedziaw-

szy, skąd Krzysztof miał wiedzieć, że w żargonie filmowym jazdą nazywa się zestaw szyn pod kamerę? Trzeba jednak przyznać, że uczył się szybko i chętnie.

Przez sto dni przemierzyliśmy właściwie całą Polskę. Kręciliśmy Rozłogi i wsie ukraińskie w odpowiednio zaadaptowanym Muzeum

Refleksje: 10 000 DNI FILMOWEJ PODRÓŻY

Nareszcie wystartowaliśmy! W Galerii Porczyńskich na Placu Bankowym odbyła się uroczysta konferencja pra-sowa. Wielu znanych aktorów, reżyserów i operatorów

życzyło nam powodzenia, a kilka dni później jeszcze więcej ludzi z branży na wspomnienie tytułu naszego filmu, pukało się zna-cząco w czoło. Nasi producenci, Jerzy Hoffman i Jerzy Micha-luk, z dużym hartem ducha znosili tę powszechną „życzliwość”, cóż więc nam pozostawało innego, niż uwierzyć w końcowy suk-ces?

Andrzej Haliński

– na planie superprodukcji

Refleksje: 10 000 DNI FILMOWEJ PODRÓŻY

Z kierownikiem produkcji, Pawłem Bareńskim, odpowiedzialnym za sprawy inscenizacji i obiektów zdjęciowych, zaczęliśmy przemie-rzać kraj wzdłuż i wszerz, aby zaprezentować Jerzemu Hoffmanowi pierwsze propozycje plenerów oraz miejsc pod budowę dekoracji. Po żmudnej i mało owocnej dokumentacji, poprosiłem, żebyśmy zwołali „spotkanie na szczycie”.

– Słuchajcie, możemy tak krążyć miesiącami. Wygląda na to, że Zbaraż trzeba po prostu zbudować jako dekorację w dogodnym dla nas miejscu.

część I

i mieczemOgniem

Na planie Ogniem i mieczem, reż. Jerzy Hoffman

Fot.

Zen

on Z

ybur

tow

icz/

East

New

s

Page 38: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

73MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015 73

Moja (filmowa) muzyka

Piszę coś w rodzaju pamiętnika,ale nie w tradycyjnej chronologii zdarzeń, tylko zaczynam od dzisiaj i cofam się do wczoraj… Ciekawie jest obserwować, jak zalążki pewnych zdarzeń urastają stopniowo do wielkich katastrof albo wspaniałych sukcesów. Wydaje się, że w tym świecie „wszystko płynie od teraźniejszości wstecz, i znika jak ślad statku na wodzie”.

Chciałoby się te ślady zatrzymać choć na chwilę.

W filozofii hinduskiejwystępuje pewien czynnik, który podważa całkowicie zachodnie myślenie. Jest to maja – ułuda, świat realny jako iluzja, coś, co naprawdę nie istnieje.

„Wahadło umysłuoscyluje między… sensem i bezsensem, a nie między dobrem a złem”. Carl Gustav Jung

od dłuższego czasuczuję się tak, jakbym za chwilę ruszał w „trasę koncertową”, a ja… Teleexpress i Marek Sierocki mnie zapowiadają, a ja n i e m a m żadnego koncertu.

Papieżprzyjmie dwie rodziny uchodźców z Iranu. Watykan, to kilka tysięcy metrów kwadratowych.

40 lat Festiwalu Filmowegow Gdańsku i w Gdyni. Węgiel i filmy to nasza największa krajowa produkcja.

antczak– świetne przemówienie z licznymi odwołaniami do Kawalerowicza i Boga. Widać amerykańską szkołę w pointowaniu i końcówce: I love you all!

Zdjęcie pamiątkowewszystkich uczestników. Założyłem biały kapelusz, aby mnie było widać.

Producenci,jeden pijany z Kanady. Chce przy mojej pomocy przy barze jeszcze bardziej wzmocnić polską kinematografię (!?).

Zapewniam go, że może ją tylko poważnie osłabić. Drugi pyta, czy bankiety odbywają się codziennie, czy co drugi dzień? Debiutuje… na festiwalu. Zagadnął z grzeczności o moje projekty. Mówię mu, że planuję film… nie do oglądania. Szukam pieniędzy. Oddala się…

Ja się nie zbliżam.

lwyJutro rozdanie nagród. Wyjeżdżam dziś Pendolino.

Dziennikarka telewizyjnapodstawia nogę biegnącemu z dzieckiem na ręku mężczyźnie,

aby ten się przewrócił przed jej kamerą. Będzie miała lepsze ujęcie! Jest po szkole filmowej.

Dyplomowana.

Dosyć!O tym co dzieje się na świecie. Ucieczka w Czechowa i jego opowiadania. Spierdalać.

Park agrykolaWarszawa. Jesienne słońce. Stadion dla młodzieży. Sport – jaka to ciężka, mozolna praca i wysiłek. Biegacze. W oddali trener udziela rad i wskazówek! Młodzi chłoną zapamiętale, a później w żółtych koszulkach okrążają stadion ze stoperami w ręku.

Jakaś drużyna piłkarska przygotowuje się do gry. Rozgrzewka. Bramkarz wykonuje cały zestaw ćwiczeń, które mają mu pomóc podczas meczu. Jest zacięty w tym i przejęty. Ma trochę za duże szpanerskie rękawice jak gwiazdorzy z boisk światowych. Ćwiczy zapamiętale. Niestety, w meczu strzelają mu łatwo gole. Jest za niski. Natura! Nie wyćwiczy zasięgu

ramion i wzrostu.My też próbujemy

takich mozolnych ćwiczeń w różnych dyscyplinach codziennego życia. Często bez rezultatu.

Strzelają nam gole.

Na pewnym spotkaniu– Czy pan jest milionerem? Czy pan jest cudzoziemcem? Czy pan jest zagranicznym turystą? – Nie. Jestem

lekarzem (!?).Godzinna rozmowa. Profesor transplantolog. Opowiadam mu o zamiarze napisania książki o leczeniu. Dzielę ją na takie części: głowa, popiersie (serce), układy: trawienny, płciowy, nogi, stopy. Specjalny rozdział:„Ojomy – oddziały intensywnej terapii” – w kraju i na świecie.

Zwiedziłem osobiście w kilkunastu szpitalach.

ojcze bank,czyli Deutsche Bank. Spotykam prezesa. Biorę go za himalaistę, bo w towarzystwie opowiada o Nepalu. Drobny, niewysoki, nadaje się w moich oczach na jakiś ośmiotysięcznik. Walczy z populistami, co chcą ograbić obcą finansjerę w Polsce. Ma poczucie humoru.

Też bym miał.

Nowe twarzew polityce. Odstające uszy i szczerbaty uśmiech posła. Who is that guy? Widziałem go już tysiąc razy.

SercePo lewej stronie, tam, gdzie portfel.

72 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Refleksje: Nie ma stolika

Jerzy gruza

niemastolika

część 23Aż dziw bierze, że Leszek Możdżer – jeden z naszych najlepszych kompozytorów jazzowych – tak rzadko otrzymuje propozycje od filmowców, a jeśli już, to głównie bywa angażowany jako odtwórca (nie tylko jako pianista, nagrywał również muzykę filmową na klawesynie, organach Hammonda, syntezatorach, gitarze, ukulele, gitarze basowej, a nawet na perkusji), zdecydowanie rzadziej jako twórca.

Często nagrywa kompozy-cje Zbigniewa Preisnera (m.in. „Requiem dla moje-

go przyjaciela”, „10 łatwych utwo-rów na fortepian”) czy Jana A.P. Kaczmarka (nagrania dla wytwór-ni 20th Century Fox oraz Miramax, m.in. nagrodzonej Oscarem muzy-ki do Marzyciela Marca Forstera). Jego nazwisko – jako wykonaw-cy muzyki – widnieje w napisach końcowych blisko pięćdziesięciu filmów, nie tylko fabularnych, ale i animowanych oraz dokumental-nych. W niektórych Możdżer po-jawia się nawet jako aktor, oczywi-ście grający muzyka (Weiser Woj-ciecha Marczewskiego, 2000; Żół-ty szalik Janusza Morgensterna, 2000), choć nie tylko – w Polskim gównie (2014) Grzegorza Jankow-skiego zagrał lokaja Romana Bloo- ma, w którego wcielił się Jan Pe-szek. W 2002 roku Sylwester Lat-kowski poświęcił mu godzinny dokument Pub 700, obserwując kompozytora podczas pracy nad muzyką do opery opartej na Szek-spirowskim „Śnie nocy letniej”,

a jedenaście lat później Filip Dzier-żawski zaprosił go na plan Miłości (2013), poświęconej kultowemu trójmiejskiemu zespołowi, pod ta-ką właśnie nazwą, w której zdoby-wał jazzowe, a właściwie jassowe (bo tak muzycy Miłości określa-li swoją muzykę) doświadczenie dwudziestoletni Możdżer (wcze-śniej, po maturze, grał w zespole klarnecisty Emila Kowalskiego).

Skomponował muzykę do kil-kunastu filmów, głównie krótkich, z których na szczególne wyróż-nienie zasługują dźwięki doby-wające się z animowanych Re-frenów (2007) Wioli Sowy oraz dokumentu Agnieszki Zwiefki Albert Cinema (2013), ale skalę jego filmowych możliwości kom-pozytorskich pokazują dopiero partytury do fabuł pełnometra-

żowych: Nienasycenia (2003) Wiktora Grodeckiego (nomina-cja do Orła, 2003) oraz Wszyst-kich kobiet Mateusza (2012) Artu-ra Więcka „Barona” (Jańcio Wod-nik za muzykę na Prowincjona-liach we Wrześni, 2013).

Naukę gry na fortepianie roz-począł w piątym roku życia i prze-szedłszy wszystkie szczeble edu-kacji, uzyskał dyplom gdańskiej Akademii Muzycznej w 1996 ro-ku. Poświęcił się muzyce jazzo-wej, ale równie znakomicie wy-konuje muzykę klasyczną. Cie-kawie brzmią uzasadnienia nie-których nagród, którymi został uhonorowany: Paszport „Polity-ki” (2005) otrzymał za „wybitny zmysł improwizacji, wyobraźnię muzyczną i wszechstronność, dzię-ki której polski jazz zyskał nowy oddech i nowych fanów”, zaś na-grodę RMF Classic „MocArt” za „chopinowskie koncerty na całym świecie, wyjątkowość i niezmien-ną klasę”. Grywa z muzykami róż-norodnymi stylistycznie, ale za-wsze są to artyści klasy najwyż-szej (m.in. Lester Bowie, Lars Da-nielsson, Zohar Fresco, David Gil-mour, Anna Maria Jopek, Adam Makowicz, Pat Matheny, Marcus Miller, Zbigniew Namysłowski, Adam Pierończyk, Tomasz Stań-ko, Kazik Staszewski, Tymon Ty-mański, Michał Urbaniak). „Uknu-łem sobie pewien plan, żeby być muzykiem totalnym i rozwijać się we wszystkich kierunkach” – po-wiedział w jednym z wywiadów. I tego się konsekwentnie – i z suk-cesem – trzyma.

Leszek Możdżer

Jerzy Armata

– kompozytorskienienasycenie

Leszek Możdżer

Fot.

Pio

tr K

amio

nka/

Rep

orte

r

Page 39: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

74 75MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Swoich nie znacie: Kazimierz Wróblewski Swoich nie znacie: Kazimierz Wróblewski

Kazimierz Wróblewski: wybuchy, strzały i… ulewy

życia. Wojciech Wójcik kręcił w Tatrach ostat-nią scenę kryminału Trójkąt bermudzki (1987), w której chata góralska wylatywała w powie-trze. „Górale zakładali się między sobą, z której strony po wybuchu nadejdzie lawina. Ironicznie podpytywali mnie, czy założyłem ładunki eks-plodujące cicho. Reżyser, jak to reżyser, chciał, żeby kamera stała jak najbliżej miejsca deto-nacji. Był tak pochłonięty tym, co działo się na planie, że w momencie odpalania ładunków zapomniał się schować. Cud, że nie oberwał jednym z kawałków dachówki, które fruwały w powietrzu jak motylki. Najwięcej odłamków poleciało w stronę drugiej kamery, filmują-cej scenę z oddalenia. Mam bardzo stresu-jącą pracę, ale nie mogę dać ekipie i aktorom poznać po sobie, że się boję. Lecz kiedy tamta chałupa poszła z dymem, przyznaję, miałem duszę na ramieniu, a kiedy opadł pył i upew-niłem się, że nikomu nic się nie stało, ode-tchnąłem z ulgą” – opowiada pan Kazimierz.

Filmowanie z broniąZdobyte w praktyce zawodowej wysokie kwa-lifikacje Wróblewskiego potwierdza fakt, że od lat 90. pracował niemal przy każdej pol-skiej superprodukcji  – począwszy od Ogniem i mieczem (1999) Jerzego Hoffmana, skoń-czywszy na Karbali Krzysztofa Łukaszewicza (2015) i realizowanym obecnie filmie Wojcie-cha Smarzowskiego Wołyń, którego premiera jest zapowiadana na przyszły rok. „Hoffman

to człowiek bajka: ma wielką wiedzę, a przy tym jest przesympatyczny. Ale złego słowa nie mogę też powiedzieć o młodszych filmowcach, takich jak Krzysiek Łukaszewicz, czy Wojtek Smarzowski. Nie tylko zresztą o reżyserach, bo długo mógłbym wymieniać na przykład wspaniałych operatorów. Sławek Idziak, Łukasz Kośmicki, Arek Tomiak czy Piotr Sobociński jr. na pewno znaleźliby się wśród nich. Ci wszyscy ludzie są bardzo profesjonalni, a jednocześnie skromni, fajni. Aż chce się z nimi pracować, nawet w trudnych warunkach. Karbala miała mały budżet, lecz dzięki energii Krzyśka, Arka i kierownika produkcji Andrzeja Besztaka wyszło nam chyba dobre, efektowne kino” – mówi Kazimierz Wróblewski.

Przy większości filmów realizowanych z udziałem Wróblewskiego jako pirotechnika, bohater naszego artykułu czuwa również nad scenami z bronią. „Z nimi miewam więcej pro-blemów niż z pirotechnicznymi, gdyż młodzi aktorzy z reguły nie przechodzą dziś przeszko-lenia wojskowego, więc wielu z nich nie umie posługiwać się bronią. Ponadto sama broń jest nieprzewidywalna. Pistolet, oczywiście ze śle-pym nabojem w lufie, potrafi zaciąć się akurat podczas kręcenia sceny zabójstwa. Ot, złośli-wość przedmiotów martwych. Tylko, że aktor wypada z rytmu, a reżyser musi w dublu budo-wać suspens od nowa” – tłumaczy Wróblewski.

Wspomina odwrotną, pozytywną, sytu-ację, jaką miał na planie Pianisty Romana

Polańskiego (Polska-Wielka Brytania-Francja 2002). W pamiętnej scenie filmu hitlerowiec zabija w getcie kilku Żydów pod rząd, przy-kładając im lufę parabellum do skroni. „Aby nawet ślepe naboje nie wyrządziły krzywdy aktorom, specjalnie je osłabiłem i zaślepi-łem wylot lufy. O tym, że padły strzały, miały, oprócz huków, świadczyć wylatujące z broni łuski i tryskająca z głów ofiar krew, którą zajęli się charakteryzatorzy. Obawiałem się, że przy tylu seryjnych strzałach parabelka się zatnie. O dziwo wytrzymała. Moje szczęście trwało do chwili, w której padła komenda: »Robimy dubel!«. Były trzy duble i wszystko poszło dobrze. Wtedy też, jak po eksplozji w Trójką-cie bermudzkim, uszło ze mnie powietrze” – zwierza się Wróblewski.

Pada deszczTrzecią filmową specjalnością Kazimierza Wróblewskiego są efekty specjalne na planie, ale już nie pirotechniczne. Jednym z wielu jest efekt deszczu. „Byłem pierwszym pracowni-kiem polskiej kinematografii, który »robił« deszcz, przedtem zajmowała się tym straż pożarna. Kilka razy podpatrzyłem, jak ten efekt uzyskują strażacy. Potem sam zrobiłem sobie deszczownicę i jej oprzyrządowanie. Mogę nią imitować każdy rodzaj deszczu, od takiego, który tylko kropi, po ulewę. Ze mną można więc nakręcić nową Deszczową pio-senkę” – śmieje się pan Kazimierz.

Andrzej Bukowiecki

Ponad 150 tytułów liczy filmografia Kazimierza Wróblewskiego, który od 40 lat nadzoruje realizację scen filmowych z użyciem broni palnej

i pirotechniki. Tę trudną, odpowiedzialną i niebezpieczną pracę wykonywał na planie m.in. Akcji pod Arsenałem, Ogniem i mieczem, Pana Tadeusza,

Pianisty, a ostatnio Obławy, Karbali oraz Wołynia.

Z poligonu na plan. Tak można opisać dro-gę, która przywiodła Kazimierza Wró-blewskiego do kinematografii. Urodził

się 19 września 1953 w Katowiczach, między Grodnem a Lidą (dziś Białoruś). Od piątego roku mieszkał w Łodzi, gdyż tak potoczyły się jego rodzinne losy. Jako młody chłopak odbył służbę wojskową. Podczas jej pełnienia nabył umiejętności sapera i pirotechnika. W czasie ćwiczeń na poligonie robił pozoracje nieprzy-jaciela. W tym celu uprzednio zapoznał się z materiałami wybuchowymi. „Byłem jeszcze w wojsku, jak dowiedziałem się przypadkowo, że w łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych zatrudniają pirotechników. Po wyjściu do cy-wila skierowałem tam swoje kroki i zostałem przyjęty do pracy. Miałem 21 lat” – wspomi-na Wróblewski.

Zaczynał jako asystent pirotechników w produkcjach wojennych – filmie Andrzeja Konica W te dni przedwiosenne (1975) i serialu Janusza Morgensterna Polskie drogi (1976- -1977). „Poligonem doświadczalnym stał się dla mnie kolejny dramat wojenny – Ocalić mia-sto Jana Łomnickiego z 1976 roku. Oficjalnie nadal byłem asystentem, ale już miałem pewną wiedzę i doświadczenie, więc podjąłem samo-dzielne próby z ładunkami wybuchowymi. Polubiliśmy się z Łomnickim, potem jeszcze

kilkakrotnie z nim współpracowałem” – mówi pan Kazimierz.

To właśnie u tego reżysera, w Akcji pod Arsenałem (1977), Wróblewski pierwszy raz nadzorował efekty pirotechniczne i działania z bronią. „Fakt, że w wieku zaledwie 23 lat otrzy-małem tak odpowiedzialne zadanie w ważnym i trudnym w realizacji filmie wojennym, chyba o czymś świadczy” – mówi z dumą. „Pamię-tam, że wtedy wszedłem do jakiegoś biura filmowego. Sekretarka zapytała: »Pan w jakiej sprawie?«. Ja na to, że jestem pirotechnikiem. »Pan, młody człowieku, pirotechnikiem?«. Nie mogła w to uwierzyć” – dodaje ze śmiechem.

Wielkim przeżyciem dla Kazimierza Wró-blewskiego było spotkanie z dowódcą akcji pod Arsenałem, Stanisławem Broniewskim „Orszą”. W magazynie WFF razem wybie-rali odpowiednią broń. Młody pirotechnik z uwagą słuchał wojennych wspomnień żoł-nierza AK. Podobna sytuacja powtórzyła się wiele lat później przy Legendzie Tatr Wojcie-cha Solarza (1994), tylko że wtedy wsłuchiwał się w góralskie opowieści ks. Józefa Tischnera.

Wielkie bum!W latach 80. kariera Kazimierza Wróblew-skiego nabrała rozpędu. Pod koniec dekady przeżył przygodę, której nie zapomni do końca

Kazimierz Wróblewski

Fot.

Arc

hiw

um K

azim

ierz

a W

róbl

ewsk

iego

Akcja pod Arsenałem, reż. Jan Łomnicki

Fot.

Rom

uald

Pie

ńkow

ski/

Film

otek

a N

arod

owa

Page 40: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

76 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Niewiarygodne przygody polskiego filmu

Zaklęte rewiry” – tłumaczył reży-ser powody zainteresowania tema-tem. Początkowo zamierzał kręcić zdjęcia w Budapeszcie, w którym można było odnaleźć przedwo-jenny wystrój i klimat. Wracając z dokumentacji w stolicy Węgier, zatrzymał się jednak w Pradze. A tam w jednej z knajp natknął się na pikolaka z fryzurą przylizaną brylantyną, przepasanego fartu-chem sięgającym kostek; obejrzał też restaurację w słynnym secesyj-

nym budynku o nazwie: Obecní dům i reżyserska intuicja podpo-wiedziała mu, że trzeba filmować nad Wełtawą.

Studio Filmowe „Tor” nawiązało kontakty z Barrandovem i zde-cydowano o koprodukcji. Jak się okazało – niezwykle udanej. Scena-riusz napisał znający język polski Czech Pavel Hajny, który nieba-wem stal się współpracownikiem nie tylko Janusza Majewskiego (Słona róża, CK Dezerterzy), ale

też kilku innych polskich reżyse-rów (np. Stanisława Różewicza, Wojciecha Marczewskiego, Juliu-sza Machulskiego).

Cała ekipa Zaklętych rewirów była mieszana, jednak główne role kreowali polscy aktorzy – Marek Kondrat i Roman Wilhelmi. Im obu udział w filmie Majewskiego przez lata dobrze procentował. Kondrat, być może podczas tam-tego kelnerskiego doświadczenia zasmakował już w winach, dla któ-rych, jak wiadomo, porzucił z suk-cesami uprawiane aktorstwo.

Operatorem filmu został słynny współpracownik Miloša Formana – Miroslav Ondřiček. Był akurat objęty zakazem wyjazdów zagra-nicznych, ale Polakom jakoś udało się go zaangażować. Efekt był zna-komity. Przez plan Zaklętych rewi-rów przewinęło się zresztą wielu uznanych niebawem za wybit-nych w swoim fachu filmowców – Ewa Braun, późniejsza laureatka Oscara odpowiadała za kostiumy, przy scenografii pracowali Tade-usz Wybult i Janusz Sosnowski, dekoracjami wnętrz zajmował się Maciej Putowski, muzykę skompo-nował Jerzy Matuszkiewicz.

Większość zdjęć zrealizowano w Pradze, ale część w Łodzi i w Kra-kowie. Widz zapewne nie orientuje się, że na przykład sceny rozgry-wające się w restauracji kręcono w praskim Obecním důmu, kory-tarze i schody – w Grand Hotelu w Łodzi, natomiast pokoik na pod-daszu, do którego wchodzą boha-terowie filmu – na hali w łódzkiej wytwórni filmowej (dziś, w prze-ciwieństwie do Barrandova – nie-istniejącej).

Sporo było w Zaklętych rewi-rach wspaniałych oszustw. W nich przejawia się znajomość filmo-wego rzemiosła i magia kina.

Mimo upływu czterech de-kad ta ekranizacja gło-śnej przed drugą wojną

powieści Henryka Worcella, jak każde dobre kino, nie zestarzała się. Nie tylko z powodu „życiowej”, ponadsystemowej tematyki, ale również ze względu na znakomi-cie odtworzony świat przedwojen-nych restauracji, soczyste dialogi i wspaniałe kreacje aktorskie.

Film opowiada o zderzeniu się pochodzącego ze wsi młodzieńca z prawdziwym wielkomiejskim życiem. Jest kroniką jego doj-rzewania i awansu społecznego. Obserwujemy, jak młody człowiek wspina się po szczeblach kariery, jakie płaci koszty, i jak broni swo-jej godności. Stworzony w filmie Majewskiego obraz relacji zawo-dowych i towarzyskich panują-cych w hotelowo-restauracyjnym mikroświatku (ale przecież nie tylko w nim) tchnie rzadko spo-tykanym, zwłaszcza w kostiumo-wym kinie, autentyzmem i wiary-godnością.

Nic dziwnego, że poddane nie-dawno cyfryzacji Zaklęte rewiry zyskują dzisiaj nowych widzów. Nie tylko intrygują, ale i… uczą. Czytałem, że w niektórych aka-demiach kelnerskich (są takie w Polsce) są „daniem” obowiąz-kowym – trzeba się z nim zapoznać i go skosztować przed wejściem do kuchni i na salony. W gastrono-mii zmieniły się bowiem zastawy i dekoracje, ale „rewiry” i układy podobno są takie same jak dawniej.

„Moje wujostwo prowadziło wielką i bardzo dobrą restaura-cję we Lwowie. Zdarzało mi się wchodzić do niej od kuchni. Jako mały chłopiec stałem tam jak zaczarowany, wydawało mi się, że odprawia się tam jakieś miste-rium. Dlatego zabrałem się za

Ach, te rewiry…

Srebrne Lwy przyznane na ostatnim Festiwalu Filmowym w Gdyni obrazowi Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy Janusza Majewskiego to jeden z ważniejszych laurów w karierze 84-letniego dziś reżysera. Jednak jego największym – jak to tej pory – sukcesem były nakręcone, bagatelka, 40 lat temu, Zaklęte rewiry.

Fot.

Eas

t N

ews/

Polfi

lm

Roman Wilhelmi i Marek Kondrat w filmie Zaklęte rewiry, reż. Janusz Majewski

Stanisław Zawiśliński

Page 41: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

CinemaParadiso...

albo –

Anita Skwara

Kinoteatr Rialto

Fot.

Ostatnio często nadużywany przymiotnik „kultowy”, akurat w odniesieniu do tego miejsca, wydaje się jedynie właściwym. Hotel Gdynia to miejsce kultowe! Od kiedy nasz narodowy festiwal filmowy przeniósł się z Gdańska do Gdyni – co roku, na jeden tydzień, hotel ten zamienia się w najbardziej pożądane miejsce pobytu gości.

Nietrudno obliczyć, że Kultura została otwarta w roku 1954. Z racji sąsia-dowania z Ministerstwem Kultury

i Sztuki (dziś: Ministerstwem Kultury i Dzie-dzictwa Narodowego) było to kino związ-kowe pracowników kultury. Dwa lata póź-niej w Kulturze zagościł na krótko Iluzjon. W następnej dekadzie siedzibę znalazł tam Naczelny Zarząd Kinematografii. I choć nie można z nim porównywać Polskiego Insty-tutu Sztuki Filmowej, to tradycji koegzy-stowania instytucji decyzyjnej w kwestiach filmu polskiego oraz kina Kultura stało się zadość, gdyż PISF wprowadził się na miej-sce opuszczone przez NZK.

Kolaudacje wczoraj i dziśKino Kultura przetrwało trudny okres trans-formacji ustrojowej państwa. W drugiej poło-wie lat 90. operatorem obiektu zostało Sto-warzyszenie Filmowców Polskich. Kino składa się z dwóch sal – większej (234 miej-sca) o nazwie Kultura i mniejszej (60 miejsc), która nosi obecnie nazwę Rejs. Ta druga nie powstała z podziału pierwszej – istniała od początku. Nie od razu jednak była ogólnodo-stępnym kinem. Do upadku komuny odby-wały się w niej kolaudacje polskich filmów. W latach 90. , ale przed przejęciem Kultury przez SFP, była „Kinem polskich filmów Rejs”.

Wspomnianym kolaudacjom warto poświęcić kilka słów. Towarzyszyły im walki twórców z partią, cenzurą, NZK, z „betonem” we własnym środowisku, o to, by ich dzieła mogły albo w ogóle ujrzeć światło dzienne, albo wejść na ekrany w wersji nieokrojonej.

Najbardziej ponury przebieg miała kolaudacja antystalinowskiego Przesłu-chania Ryszarda Bugajskiego, które w sta-nie wojennym zlinczowano i odłożono na półkę, gdzie przeleżało siedem lat. Nieco bardziej humorystyczny charakter przybrał kolaudacyjny pokaz Rejsu Marka Piwow-skiego – komedii, której mniejsza sala Kul-tury zawdzięcza swą nazwę. Reżyser, nie chcąc, aby cenzorzy usłyszeli co bardziej aluzyjne dialogi z filmu, postarał się o to, by w stosownych momentach zagłuszał je brzęk metalowej popielniczki, upadającej na podłogę. Po projekcji zaś usłyszał od jed-nego z kolaudantów: „Komedia powinna być albo śmieszna, albo słuszna, a ta nie jest ani śmieszna, ani słuszna”, czyli tekst jak… z Rejsu. Ta satyra na PRL też powę-drowała na półkę, ale tylko na rok, po czym stała się filmem kultowym.

„W sali Rejs nadal odbywają się kolaudacje, tyle że w przeciwieństwie do tych z minionej epoki, nie mają charakteru opresyjnego, lecz konsultacyjny. Biorą w nich udział głównie eksperci PISF-u” – zauważa Grzegorz Woj-towicz, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

AntymultipleksZdawałoby się, że dwie sale to – w porównaniu z multipleksami – ograniczenie działalności.

Tymczasem kino Kultura cieszy się większą swobodą w kształtowaniu repertuaru, gdyż zwyczajnie nie ma gdzie wyświetlać komer-cyjnych hitów w kilku salach, na kilku sean-sach dziennie. „Z drugiej strony członkowstwo Kultury w Europa Cinemas oraz Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych »wymusza« na kinie zapewnienie w repertuarze pierwszeństwa fil-mom europejskim, zaś przynależność do SFP wysuwa spośród nich na czoło filmy polskie. Słowo »wymusza« ujmuję w cudzysłów, gdyż dla nas nie jest to żaden przymus, lecz przy-jemność” – mówi kierownik kina Kultura d.s. operacyjnych, Kaja Błeszyńska.

Źródłem przyjemności jest stworzenie widzom wyjątkowej okazji oglądania na przy-kład tak niszowego filmu polskiego jak Per-former Macieja Sobieszczańskiego i Łukasza Rondudy, pokazywanego na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Gdyni w konkursie Inne Spojrzenie, czy europejskiej koprodukcji Panna Julia, też niedochodowej, ale będącej bądź co bądź adaptacją sztuki Augusta Strind-berga, wyreżyserowaną przez Liv Ullmann.

Zresztą usytuowanie kina w obszarze ucho-dzącym za jedną z enklaw inteligencji warszaw-skiej, w tym ludzi kultury i sztuki – w nobilitują-cym sąsiedztwie Uniwersytetu Warszawskiego, Akademii Sztuk Pięknych, Akademii Teatralnej oraz prestiżowych hoteli: Bristolu i Europej-skiego (nie mówiąc o wspomnianym Minister-stwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego) – też skłania do opierania repertuaru na sztuce fil-mowej przez duże S.

„Kultura wyróżnia się tym, że w przeciwień-stwie do multipleksów, komercję filmową, którą tworzą głównie przeboje hollywoodzkie, sta-wia dopiero na trzecim miejscu” – podkreśla Błeszyńska. „Natomiast pod względem tech-nicznym w niczym nie ustępuje obiektom wie-losalowym. A nawet je przewyższa, bowiem w obydwu salach Kultury filmy można odtwa-rzać – oczywiście z dźwiękiem Dolby Digi-tal – nie tylko z plików DCP, w wersji zarówno 2D, jak i 3D, z nośników Blu-ray czy DVD, ale także z projektorów na taśmę 35mm, których multipleksy się pozbyły” – dodaje Wojtowicz.

Warto też dodać, że ten wysoki poziom tech-niczny kina idzie w parze z niezwykle fachową obsługą oraz profesjonalnym i oddanym swej pracy zespołem ludzi.

Dla studentów i dla dyplomatówW roku 2009, po remoncie generalnym Kultury (wystrój większej sali zaprojektował wybitny scenograf, laureat Oscara – Allan Starski), nastąpiło nowe otwarcie kina. Od tamtej pory Kultura zaprasza także do restauracji, która jest miejscem towarzyskich spotkań człon-ków SFP i nie tylko – zarówno gremialnych: na poczęstunkach uświetniających uroczy-

ste pokazy filmowe, jak i kameralnych: przy restauracyjnych stolikach. W ubiegłym roku poprawiono komfort oglądania filmów w sali Kultura, wyposażając ją w nowe fotele.

W międzyczasie skrystalizowały się szcze-gólne formy prezentacji i popularyzacji dorobku kinematografii polskiej, niezależne od jego priorytetowej obecności w bieżącym repertuarze Kultury.

I tak jesienią 2009 roku, z inicjatywy PIS-F-u, wystartowała Akademia Polskiego Filmu, której organizatorem w Warszawie jest SFP. Słuchaczami Akademii są studenci wyższych uczelni, którzy w ciągu dwóch lat, oglądając około stu filmów i wysłuchując wykładów zna-nych filmoznawców, zapoznają się z historią rodzimej X muzy. Na cotygodniowych poka-zach Akademii w kinie Kultura większa z jego sal pęka w szwach.

Od trzech lat odbywają się pokazy przedpre-mierowe dla ambasadorów akredytowanych w Polsce, uświetnione spotkaniami z twór-cami filmów oraz grającymi w nich aktorami. Na pierwszy ogień poszła Obława Marcina Krzyształowicza. Te projekcje i dyskusje są wydarzeniami kulturalnymi, które na stałe wpisały się w kalendarz korpusu dyplomatycz-nego. „Naszym zdaniem spełniają niezwykle pożyteczną rolę, umożliwiając zagranicznym dyplomatom głębsze zapoznanie się z polską kulturą, tradycją, historią, a także ze współ-czesnością naszego kraju. Z reguły owocują też ożywieniem wymiany kulturalnej między Polską i zagranicą” – mówi Kaja Błeszyńska.

Róg obfitościWymienienie wszystkich pozostałych kanałów, którymi do widzów Kultury dociera cyklicz-nie ambitna twórczość filmowa, z rodzimą na czele, przekracza objętość tego artykułu. Do najważniejszych należą: pokazy obiecu-jących debiutów, uhonorowanych Nagrodą im. Janusza Morgensterna „Perspektywa”, rekonstrukcje cyfrowe polskiej klasyki filmo-wej, premiery polskich filmów dokumental-nych, gale wręczania Złotych Taśm – nagród Koła Piśmiennictwa Filmowego SFP, pre-miery filmów działającego przy SFP Studia Munka (niezależnie od nich, krótkometra-żowe filmy Studia są dołączane do seansów pełnometrażowych, a kino Kultura jest zwol-nione z wyświetlania reklam komercyjnych), repliki Krakowskiego Festiwalu Filmowego i Festiwalu Filmowego w Gdyni, przeglądy kinematografii narodowych, wieczory syl-westrowe z Anime.

„Mnogość innych pokazów i przeglądów oraz wydarzenia adresowane specjalnie do członków SFP, takie jak: „Jajeczka Wielka-nocne”, Zaduszki, projekcje dla Koła Seniorów, czy seanse naszego Dyskusyjnego Klubu Fil-mowego, dopełniają program Kultury, chyba godny nazwy kina” – podsumowuje Grzegorz Wojtowicz.

78 79MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Miejsca: kino Kultura Miejsca: kino Kultura

Andrzej Bukowiecki

Film polski w roli głównejSześćdziesiąt lat minęło… w zeszłym roku – od otwarcia w Warszawie, przy Krakowskim Przedmieściu 21/23, kina Kultura, które istnieje w tym samym miejscu do dziś. W drugiej połowie lat 90. stało się kinem Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

Fot.

Adr

iann

a Kę

dzie

rska

/SFP

Page 42: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

80 81MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Studio Munka Studio Munka

Anna Kot

Bardzo się cieszę, to zaszczyt. W takich chwilach jestem też wdzięczny całej ekipie,

z którą realizowałem film oraz głównej bohaterce – Anecie. To jej niezwykła odwaga sprawiła, że powstanie dokumentu było możliwe. Wielką inspirację, ale i pomoc, dał mi również opiekun artystyczny, pan Jacek Bławut” – powiedział reżyser dokumentu tuż po ogłoszeniu listy.

Droga w kierunku najważniej-szej w świecie kina nagrody, roz-

poczęła się dla Punktu wyjścia już w listopadzie 2014 roku – kie-dy to obraz otrzymał Złotą Ża-bę w Konkursie Krótkometrażo-wych Filmów Dokumentalnych podczas 22. edycji festiwalu Ca-merimage. Nagroda ta umożli-wiła producentom podjęcie sta-rań o kwalifikację oscarową. Film znalazł się pośród 74 produkcji z całego świata, które przeszły tę drogę selekcyjną. W między-czasie dokument otrzymał także główną nagrodę podczas Shef-

field Doc/Fest – festiwalu, któ-rego laury również kwalifikują do Oscara, co zwiększyło szan-se dokumentu w walce o znale-zienie się na shortliście. Warto jeszcze przypomnieć, że w czerw-cu 2014 Punkt wyjścia otrzymał Jantara dla najlepszego krótko-metrażowego dokumentu pod-czas 33. Koszalińskiego Festiwa-lu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”, ponadto został też doce-niony podczas m.in. Kameralne-go Lata, Opolskich Lam, Festiwa-

lu Form Dokumentalnych NURT, Documenta Madrid, Międzynaro-dowego Festiwalu Filmów Doku-mentalnych o Prawach Człowieka w Kijowie oraz Międzynarodowe-go Festiwalu Filmów Dokumen-talnych w Budapeszcie (BIDF).

Autorem zdjęć jest Przemysław Niczyporuk, zaś koproducentem dokumentu Studio Filmowe N.

Nominacje do Oscarów zostaną ogłoszone 14 stycznia 2016 roku, a uroczystość rozdania statuetek odbędzie się 28 lutego.

Produkcja Studia Munka-SFP – Punkt wyjścia Michała Szcześniaka, jako jedyny polski film – znalazła się na ogłoszonej 26 października shortliście dziesięciu tytułów, które powalczą o oscarową nominację w kategorii Documentary Short Subject.

Punkt wyjścia powalczy o nominację

do Oscara!

Jesienne premiery

Obiekt nominowanydo nagród IDA!

Film powalczy o nagrodę w kategorii krótkometrażo-wej wraz z czterema innymi

dokumentami. Głosowanie roz-pocznie się 13 listopada i potrwa do końca miesiąca. Laureatów na-grody poznamy 5 grudnia podczas gali w Paramount Theater w Los Angeles. Obiekt wyprodukowany

w ramach programu „Pierwszy Dokument” od czasu światowej premiery podczas styczniowego festiwalu Sundace wziął już udział w prawie pięćdziesięciu festiwa-lach na całym świecie. Film zdobył nagrodę specjalną na wspomnia-nym Sundance, ale także wyróż-nienia w Tampere, Wilnie oraz na

Głośny dokument Pauliny Skibińskiej Obiekt został nominowany do najbardziej prestiżowej nagrody dla filmów dokumentalnych IDA (International Documentary Awards).

Kalina Pietrucha

Słowacji. Z kolei w Nashville otrzy-mał nagrodę specjalną, a w trakcie zakończonego pod koniec wrze-śnia Camden Film Festival zdobył Camden Cartel Award dla najlep-szego krótkiego metrażu. Obiekt znalazł się także w regularnej dys-trybucji kinowej w USA, Holandii i Japonii. A.K.

F ikotko wróć to animacja Wojciecha Kołyszko – grafika, malarza, ilustra-

tora i rysownika. Bohaterką fil-mu jest tytułowa Fikotka, gwiaz-da memów, która pod wpływem impulsu porzuca rodzimy Mem-Land i zaczyna wędrówkę przez bezgraniczny Kosmos Obrazów. Twórca Fikotki, będący też nar-ratorem, próbuje na różne spo-soby skłonić ją do powrotu. Ale ona, w wyniku spotkań z rozma-itymi rodzajami obrazów, stop-niowo odkrywa własne uczucia i potrzebę autonomii. Wojciech Kołyszko jest zarówno reżyserem filmu, jak i autorem scenariusza oraz opracowania plastycznego. Film powstał w koprodukcji z Se-rafiński Studio, producentem wy-konawczym jest Marek Serafiński. Muzykę zaś skomponował Miko-łaj Trzaska.

Dokument Ostatni sezon to de-biut Sławomira Witka, absolwenta Gdyńskiej Szkoły Filmowej i ope-ratora obrazu. Film obejmuje je-den dzień: od zmierzchu do świtu, obrazując połów przeprowadzany przez bałtyckich rybaków – ojca i syna. Czas wypełniony codzien-ną mozolną i ciężką pracą. W kon-tekście filmu pojawia się pytanie o to, jak długo można jeszcze wal-czyć o podtrzymanie rodzinnej tradycji i wierzyć, że to nie jest ostatni sezon na morzu. Sławomir Witek zrealizował swój dokument właściwie w całości samodzielnie od scenariusza, przez reżyserię, zdjęcia i montaż. Koproducentem i producentem wykonawczym ob-razu jest Staroń Film.

Pierwszą z dwóch fabuł wyświe-tlanych podczas październikowej premiery była Lila – film Domini-ki Łapki, prezentowany już w Kon-kursie Polskich Filmów Krótkome-trażowych tegorocznych Nowych Horyzontów. Jego bohaterem jest

kilkuletni Joszko, u którego w do-mu zamieszkuje nieoczekiwanie kuzynka Lila. Chłopiec zyskuje kompana do zabaw, jednak z po-zoru niewinne gry szybko przera-dzają się w rywalizację o to, które z dzieci będzie spało z mamą. Lila to zanurzona w fantazji kilkulet-niego dziecka historia o zazdro-ści, odrzuceniu, poczuciu krzyw-dy i... o czymś jeszcze. Dominika Łapka napisała scenariusz i film wyreżyserowała, natomiast zdję-cia zrealizowała Weronika Bilska. Producentem wykonawczym i ko-producentem jest Centrala.

Premierowy pokaz w Kultu-rze zamknął Basen Krzysztofa Pawłowskiego – film docenio-ny już podczas tegorocznego fe-stiwalu w Gdyni, gdzie zdobył nagrodę specjalną Multimedia Polska za niepokorność twór-czą w Konkursie Krótkometra-

Fikotko wróć, Ostatni sezon, Lila i Basen – to tytuły krótkich metraży z październikowej premiery w warszawskim kinie Kultura.

żowych Filmów Fabularnych. Je-go bohater Karol (Adam Worono-wicz) ma wiele problemów. Żona (Agnieszka Grochowska) w trosce o zagrożoną ciążę releguje go z małżeńskiej sypialni na wąskie polowe łóżko. W pracy pojawia się coraz więcej młodych, którzy chcą przejąć jego stanowisko. Nowi sąsiedzi natarczywie zaznaczają swoją obecność. Teść przejmuje kontrolę nad pilotem do telewizora. Na szczęście Karol

ma ciągle swój azyl, swoje miej-sce – miejski basen. Jednak wkrót-ce okazuje się, że i tu zaczyna ro-bić się ciasno… Basen jest filmo-wą adaptacją opowiadania Mar-ka Kochana, które zostało opubli-kowane w tomie „Mówi Warsza-wa” (Trio-MPW, Warszawa 2011). Zdjęcia do filmu zrealizował Do-minik Danilczyk. Film powstał w koprodukcji z Alter Ego Pic- tures, producentem wykonaw-czym jest Izabela Igel.

Fot.

Stu

dio

Mun

ka-S

FP

Fikotko wróć, reż. Wojciech KołyszkoFo

t. S

tudi

o M

unka

-SFP

Page 43: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

82 83MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

PISFPISF

Kalina Cybulska: Scenarzyści mogą w PISF składać wnioski na stypendia scenariuszowe w czterech rodzajach: filmy autorskie, filmy o tematyce historycznej, filmy dla młodego widza oraz filmy o znaczącym potencjale frekwencyjnym. Który z tych rodzajów wypada najlepiej, a który najsłabiej?Grzegorz Łoszewski: Myślę, że ten podział wynika z potrzeby innych kryteriów oceny, ale wydaje mi się, że tak naprawdę przechodzą rzeczy, które, najprościej ujmując, są interesujące. Szuflada: film historyczny czy kino autorskie jest tak naprawdę czymś drugorzędnym. Liczy się to, czy w tym pomyśle w postaci treatmentu jest jakiś potencjał, czy jest tam coś interesującego, czy jest tam bohater, jakaś historia, coś poruszającego, intrygującego, oryginalnego. I jeśli jest, to z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to z reguły, albo niemal zawsze, znajduje w grupie oceniającej pozytywną ocenę. Oceniam projekty w Instytucie już od dziesięciu lat i oczywiście widzę pewne tendencje. Ostatnio dostajemy coraz więcej wniosków z pomysłem na kino historyczne, w którym autorzy szukają bohatera z przeszłości. Mam takie poczucie, że kino odwraca się od współczesności. Nie mówię, że ono się współczesnością kiedyś interesowało, ale było zdecydowanie więcej propozycji dotyczących „tu i teraz”. Od kilku lat widać bardzo wyraźną tendencję odwrócenia – tak jakby tu nie było postaci, jakby nie było współczesnych tematów. Jest to zaskakujące.

Może takie kino się po prostu nie sprawdziło?Trudno powiedzieć. To dotyczy tak PISF, jak też różnych konkursów scenariuszowych, np. tegoroczny konkurs w Szkole Wajdy to w zdecydowanej większości teksty historyczne. Wydaje mi się, że autorzy intuicyjnie szukają silnej postaci. To się zresztą potwierdziło w Bogach. Taki bohater coś nam daje – może być intrygujący, może mieć wyzwanie, z którym sami się jakoś solidaryzujemy. Projekty kina historycznego pojawiają się właśnie w kontekście szukania bohatera, a nie rozprawiania się z historią Polski, czyli to nie jest szukanie problemu, jakiejś niewyjaśnionej sprawy, a raczej próba odnalezienia silnej postaci. Takiej, której cel jest stosunkowo prosty do zrozumienia, a przeszkody do jego osiągnięcia trudne, może nieraz niemożliwe.

Czy po Bogach ta tendencja się jeszcze wzmogła? Pojawiają się już głosy krytyczne. Nie wszystkim podoba się to, że coraz więcej filmów jest opartych na faktach.Może to jest jakiś instynkt samozachowawczy filmowców, którzy wreszcie zrozumieli, że dla kina najważniejsza jest postać i oczywiście historia, którą tą postacią opowiadamy. Nawet w tej sesji, którą kończymy rok (3. sesja 2015 – przyp. K.C.), znowu większość wniosków to projekty z bohaterem z przeszłości. To niekoniecznie są ludzie bardzo znani. Często są to postaci zapomniane albo takie, które w swoim czasie nie były postaciami pierwszoplanowymi. Ale mają w sobie coś intrygującego, a ja bezwzględnie uważam, że trudno sobie wyobrazić dobry scenariusz bez ciekawych postaci. Jeśli nawet scenariusz nie jest w sensie opowiadania zbyt poruszający, ale sama postać ma w sobie silne wewnętrzne pęknięcie, to już jest materiał na kino. W tej sesji jest kilka takich projektów, które są interesujące przez samo wskazanie intrygującej postaci. Czy wyjdzie z tego ciekawe kino? Nie wiem, ale w sensie pewnego potencjału bezwzględnie to jest propozycja, którą należy wziąć pod uwagę.

Czy w propozycjach składanych na stypendium brakuje panu kina gatunkowego?Na pewno, tylko, że kino gatunkowe zawsze wspiera się bardzo dobrą gatunkową literaturą. Fenomen najnowszego szwedzkiego kryminału, w tym ich seriali, wziął się z literatury. U nas tej literatury aż tyle nie ma. Oczywiście są próby, ale niewiele. Drugą sprawą jest to, że kino gatunkowe chyba nie leży w naszym charakterze. Oczywiście były wyjątki, ale w Polsce takiego kina robi się mało, nie ma tradycji, nie uczy się go i chyba nie szanuje w szkołach filmowych. Być może młodsze pokolenie będzie próbowało coś w tej kwestii przełamać, aczkolwiek ja – póki co – nie dostrzegam symptomów wskazujących na to, że wejdą młodzi reżyserzy czy scenarzyści zorientowani na kino gatunków. Szkoda. Zwłaszcza brak komedii jest czymś dotkliwym. Uważam, że komedia zawsze ma w sobie coś oczyszczającego – nawet, jeśli zionie tylko sarkazmem. Tego nie ma. Nasze kino jest raczej osobiste, bardzo wewnętrzne. Podobnie jak nasza literatura współczesna, która jest, powiedziałbym, bardzo wsobna i egotyczna, skupiona na

autorze, a nie na świecie. Zatem u nas nie ma przestrzeni na kino gatunkowe. Takiej intelektualnej przestrzeni. I chyba w tym względzie nic się tutaj nie wydarzy.

Czy projekty adaptowane wypadają lepiej od oryginalnych pomysłów?Zapomnieliśmy, że największy sukces polskiego kina, czyli polska szkoła, wziął się wprost i bezpośrednio z literatury. Z jednej strony to była literatura realistyczna, która lepiej czy gorzej, ale próbowała opisać tamtą rzeczywistość, a z drugiej strony ludzie, którzy tę literaturę tworzyli byli bardzo aktywni w tworzeniu dla kina. Dokładnie taka sama rzecz dokonała się w latach czterdziestych w Stanach Zjednoczonych, kiedy wielkie studia zaprosiły do współpracy najwybitniejszych amerykańskich pisarzy i nagle dla Franka Capry czy innych reżyserów dialogi zaczęli pisać najlepsi amerykańscy literaci. To samo stało się po wojnie w Polsce. Dzisiaj tego nie ma, może poza Januszem Głowackim, Olgą Tokarczuk, Zygmuntem Miłoszewskim i jakimiś jeszcze pojedynczymi próbami. Ten brak odbija się na jakości materiału, który trafia do realizacji. Jest bardzo mało takiej współczesnej literatury, która wchodzi w ten świat, w rzeczywistość. Ja nie twierdzę, że antidotum na bolączki polskiego kina jest polska literatura, ale już literaci może tak. Nie ma ich. Nawet w sensie współpracy bardziej koncepcyjnej. W naszych studiach filmowych w latach 60., 70. I 80. pracowali pierwszoligowi pisarze – Tadeusz Konwicki, Tadeusz Różewicz, Witold Zalewski i wielu innych. Dlaczego dzisiaj producenci czy scenarzyści nie korzystają z takiej pomocy? To jest dobre pytanie.

Wróćmy do samego składania wniosków. Scenarzyści w pakiecie muszą złożyć m.in. streszczenie, treatment, scenę dialogową i eksplikację. Co wypada dobrze, a nad czym trzeba popracować?W Polsce nie umiemy pisać treatmentów. Mówię to też jako wykładowca. Jest to umiejętność, którą trzeba posiąść, żeby materiałem literackim posługiwać się w sensie rozwojowym. Ale treatment to również rodzaj dokumentu handlowego. Tego trzeba się po prostu nauczyć i z tym jest słabo. Niemniej techniczny poziom pisania w Polsce przez ostatnie dziesięć lat bardzo się podniósł. Patrząc choćby na ten rok, mogę spokojnie powiedzieć, że sporadyczne były przypadki nieosiągania literackiej poprawności. Czy to jest ciekawe czy nie, to jest osobna kwestia.

odwraca się Z Grzegorzem Łoszewskim rozmawia Kalina Cybulska

od współczesności

Polskie kino Grzegorz Łoszewski

Fot.

Mar

cin

Kuła

kow

ski/

PISF

Page 44: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

84 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

recenzje: książki Recenzje i omówienia na stronie: www.sfp.org.pl/ksiazki_i_film

Jan Kanty Pawluśkiewicz, Wacław Krupiński

Jan Kanty osobnyWydawnictwo LiterackieKraków 2015

Piotr Fronczewski, marcin mastalerz

Ja, FronczewskiZnak LiteranovaKraków 2015

Rok Fronczewskiego w warszawskiej PWST uchodzi za jeden z najwybitniejszych w historii szkoły. Kolegami aktora byli choćby: Daniel Ol-brychski, Andrzej Seweryn, Ewa Pokas czy An-drzej Nardelli. Nad tym rokiem ciążyło fatum. Kilku świetnie zapowiadających się studen-tów, jak Krzysztof Banachowicz, zginęło jeszcze w czasie studiów. Pozostali umawiali się, że już jako absolwenci będą się spotykać zawsze na je-sieni przy grobach kolegów. Z roku na rok było ich coraz mniej. Te trudne momenty z życia Fron-czewskiego są pretekstem do najciekawszych rozmów, jakie się w tej książce pojawiają. Bohater porzuca w nich swoje aktorskie emploi, odsłania się, pokazuje wartości, jakimi kieruje się w życiu. Nie boi się mocnych słów (sam się zastanawia, czy nie przekracza granicy patetyczności). Się-ga jednak po nie rzadko. A jeśli już, to jest w tym sens i prawda, jak choćby na pogrzebie wielo-letniego przyjaciela Gustawa Holoubka. Jednak mimo dużej samoświadomości, elokwencji i ja-sno zarysowanych poglądów nie jest Fronczew-ski osobą, która śmiałaby mówić innym, jak żyć. No bo jak, skoro nie ma nawet pewności, że ma pełny wgląd do wydarzeń z własnego życia. Nie ufa pamięci. „Zabij mnie, panie Marcinie, nie pa-miętam” to najczęściej powracająca odpowiedź, kierowana do przeprowadzającego wywiad Mar-cina Mastalerza. Na początku wydaje się kokie-terią, ale z każdą stroną rozmowy utwierdza nas w przekonaniu, że Fronczewski jest daleki od szpanu, udawania i fałszywej skromności. Mówi, kiedy zna się na temacie (vide rozdział o moto-ryzacji), historię komentuje z pozycji artysty, nie polityka czy historyka. Dzięki temu poza zajmu-jącym portretem aktora jest też „Ja, Fronczew-ski” kroniką polskiej kultury ostatnich kilkudzie-sięciu lat; zaproszeniem za kulisy teatru Syrena z czasów tuż po wojnie, biletem wstępu do kulu-arów PWST okresu Marca ’68, wejściówką za ko-tary Teatru Dramatycznego wyniszczanego przez władze stanu wojennego. A przewodnikiem po tych miejscach jest Piotr Fronczewski równie do-brym jak aktorem.

Artur Zaborski

Grupa filmoznawców próbuje przedstawić zjawi-ska składające się na współczesność tzw. Łodzi fil-mowej. Książka odnosi się do czasu po transforma-cji roku 1989, czasami autorzy ograniczają się do okresów krótszych. Wynika to z chronologii zda-rzeń (np. Wytwórnia Filmów Fabularnych prze-stała istnieć w 1998, Se-ma-for uległ likwidacji w 1999), po części z metody (rozprawy o Szkole Fil-mowej i filmoznawstwie uniwersyteckim). Przed-stawione artykuły obejmują kilka obszarów miesz-czących się w tytułowej problematyce. O ważnych, nie tylko lokalnie, instytucjach napisali: Jarosław Grzechowiak o WFF, Marcin Adamczak o Opus Film, Ewa Ciszewska o Se-ma-forze, Michał Don-dzik o Wytwórni Filmów Oświatowych, Michał Pa-biś-Orzeszyna o Muzeum Kinematografii. O łódz-kim okresie festiwalu Camerimage, ale przede wszystkim o budzącym kontrowersje projekcie tzw. Camerimage Łódź Center, może najbardziej w ostatnich latach dyskutowanym i medialnie na-głośnionym, pisze Konrad Klejsa. W dość specy-ficzny sposób przedstawiają autorzy sytuację łódz-kich uczelni związanych z kulturą filmową. Maja Durlik i Kuba Mikurda piszą o związkach studen-tów Szkoły Filmowej z Łodzią, a o absolwentach fil-moznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim – Marcin Chojnacki i Dominika Staszenko. Artykuł Krzysz-tofa Jajko traktuje o łódzkim ośrodku TVP, który – niestety – od dawna nie pełni roli producenta. Co-raz popularniejsza turystyka filmowa (śladami fil-mów i ich bohaterów) przedstawiona została przez Macieja Kronenberga. Przemiany w funkcjonowa-niu kin omawia Paweł Rutkiewicz, nowe zjawiska związane ze świętowaniem w kinach (walentyn-ki, Halloween) prezentuje Aleksandra Krupa- -Ławrynowicz. Ostatnia część książki to rozważa-nia Macieja Kryńskiego o sex-shopach i kinie por-no. Po co? Autorzy wiedzą. Mnie brakuje za to roz-działu(ów) o niezależnych producentach (Contra Studio, Animapol, Studio N, Taurus Film), o  łódz-kich festiwalach („Człowiek w Zagrożeniu”, Festi-wal Muzyki Filmowej, Forum Kina Europejskiego Cinergia, Mediaschool) oraz o bogatym łódzkim rynku wydawniczym książek o filmie.

Mieczysław Kuźmicki

Jan Kanty Pawluśkiewicz zasłynął jako współ-twórca i szef muzyczny krakowskiego zespołu Anawa, w którym śpiewał Marek Grechuta. Słyn-ne przeboje, m.in. „Serce”, „Niepewność”, „Dni, których nie znamy”, „Nie dokazuj”, to właśnie je-go kompozycje. Swą pozycję utrwalił wieloma piosenkami, które napisał m.in. dla Andrzeja Za-uchy czy artystów Piwnicy Pod Baranami, m.in. Grzegorza Turnaua, Beaty Rybotyckiej, Doro-ty Ślęzak, a przede wszystkim szerszymi forma-mi muzycznymi, w tym musicalem „Szalona lo-komotywa” wg Witkacego, operą „Kur zapiał” do tekstów Wiesława Dymnego, „Nieszporami ludź-mierskimi”, poematem symfonicznym „Harfy Pa-puszy” czy oratorium wielkanocnym „Droga, Ży-cie, Miłość”. Pisał też często – z sukcesem, czego dowodem liczne nagrody festiwalowe – dla teatru i filmu (ponad 70 partytur do filmów reżyserowa-nych m.in. przez Agnieszkę Holland, Feliksa Fal-ka, Krzysztofa Kieślowskiego, Kazimierza Kutza, Tomasza Zygadłę). Drugą pasją tego znakomite-go kompozytora (notabene absolwenta architek-tury na Politechnice Krakowskiej) jest malowanie (stosuje wymyśloną przez siebie technikę, któ-rą nazwał: żel-art). Książka „Jan Kanty Osobny”, która właśnie ukazała się nakładem krakowskie-go Wydawnictwa Literackiego, jest zapisem fra-pującej długiej rozmowy, jaką z tym iście renesan-sowo uzdolnionym artystą przeprowadził Wacław Krupiński. Jest ona lekka w tonie, bo Pawluśkie-wicz ma fantastyczne poczucie humoru, ale rów-nocześnie jest rozmową serio, w której z anegdo-tami sąsiadują refleksje dotyczące „wszystkiego, co najważniejsze”. Rozmowę znakomicie dopeł-nia rozdział „Osobność na 13 głosów rozpisana”, w którym o artyście mówią jego najbliżsi przyja-ciele i współpracownicy: Hanna Banaszak, Marek Czuryło, Feliks Falk, Agnieszka Holland, Halina Jarczyk, Krzysztof Jasiński, Sebastian L. Kudas, Kazimierz Kutz, Leszek Aleksander Moczulski, Jan Nowicki, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodec-ki, Tomasz Zygadło, a także dopełniają unikalne fotografie z archiwum Pawluśkiewicza oraz żel-ar-ty jego autorstwa.

Jerzy Armata

Pod redakcją ewy Ciszewskiej i Konrada Klejsy

Kultura filmowa współczesnej ŁodziWydawnictwo Biblioteki PWSFTViTŁódź 2015

Page 45: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

86 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

recenzje: DVD/CD

w archiwachBuszując

Pierwsze „Melodie filmowe” zawierały nagrania z lat… No właśnie, tu pojawia się problem. Jej tytuł sugerował bo-

wiem, że pochodzą one z lat 1934-1963. Gdy-byśmy zastosowali kryterium daty dokona-nia nagrań, to zrealizowano je – jak informuje dokumentacja zamieszczona w książeczce dołączonej do płyty – w latach 1951-1963, a gdyby wziąć pod uwagę daty powstania filmów, z których pochodzi nagrana muzyka, to byłyby to lata 1929-1962. Na płycie drugiej uniknięto już tego typu błędów, i zamiesz-czono – zgodnie z podtytułem – muzykę z filmów, nakręconych w latach 1933-1964, choć same nagrania pochodzą z lat powo-jennych (1952-1964).

Hitami pierwszej płyty były „Lato, lato”, przebojowa piosenka z Szatana z siódmej klasy Marii Kaniewskiej, marsz z Mostu na rzece Kwai Davida Leana oraz sentymentalna samba z Czarnego Orfeusza Marcela Camusa. Dopełniały je utwory głównie z komedii, m.in. ze Świateł rampy Charlesa Chaplina, Cyrku Grigorija Aleksandrowa, Skarbu Leonarda Buczkowskiego, Gangsterów i filantropów

Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego, Inspekcji pana Anatola Jana Rybkowskiego. „Melodie filmowe. Volume 2” mają charak-ter bardziej nastrojowy, by nie rzec senty-mentalny, głównie za sprawą Sławy Przy-bylskiej. Na płycie znalazły się bowiem aż cztery jej piosenki, oczywiście ze słynną „Pamiętasz, była jesień” z muzyką Lucjana Kaszyckiego i tekstem Andrzeja Czekalskiego oraz Ryszarda Plucińskiego. To moim zda-niem najpiękniejsza polska piosenka filmowa. Zaśpiewała ją w Pożegnaniach Wojciecha Jerzego Hasa przejmująco Sława Przybyl-ska, choć na ekranie zobaczyliśmy… Annę Łubieńską. Pozostałe piosenki Przybylskiej – „O nocy” z filmu Jeana Renoira Helena i mężczyźni, „Jak trudno jest zapomnieć” z Manewrów miłosnych Jana Nowiny-Przy-bylskiego i Konrada Toma oraz „Wiem, że nie byłam dla ciebie” z Trędowatej Juliusza Gar-dana – nie są wcale gorsze. W ogóle zestaw piosenek na tej płycie – zdominowanej jednak przez utwory instrumentalne – jest wyśmie-nity. Poza songami Przybylskiej znalazły się tu bowiem m.in. słynna ballada Krzysztofa

Komedy i Agnieszki Osieckiej „Nim wsta-nie dzień” zaśpiewana przez Edmunda Fet-tinga w Prawie i pięści (1964) Jerzego Hoff-mana i Edwarda Skórzewskiego oraz szlagier Jana Kiepury „Ninon, ach uśmiechnij się” z niemieckiej komedii Ein Lied für dich. Ilo-ściowo przeważają jednak – notabene zgodnie z tytułem płyty – melodie, głównie w rytmie walca, grane m.in. przez Sekcję rytmiczną Benona Hardego, akordeonistę Wojciecha Łojkowskiego, Orkiestrę Polskiego Radia pod dyrekcją Stefana Rachonia. Bardziej niespo-kojne rytmy prezentuje Orkiestra Jazzowa Zygmunta Wicharego, brawurowo wykonu-jąc „Drum Boogie” Gene’a Krupy ze zwario-wanej komedii Howarda Hawksa Ball of Fire oraz Trio Krzysztofa Komedy w przejmują-cym motywie przewodnim z Noża w wodzie Romana Polańskiego.

Podsumowując, po przesłuchaniu całej, bli-sko 70-minutowej płyty, można zanucić „Ach, jak przyjemnie”. Ten szlagier, pochodzący z Zapomnianej melodii (1938) Konrada Toma i Jana Fethkego, znalazł się także na tym jakże atrakcyjnym krążku.

Polskie Radio coraz szerzej czerpie ze swych bogatych archiwów, tym razem sięgając – po niezwykle interesujących seriach „Muzyka źródeł” i „Polish Radio Jazz Archives” – do półek z muzyką filmową. Właśnie ukazała się druga płyta serii „Melodie filmowe”, obejmująca – jak informuje podtytuł – nagrania z lat 1933-1964.

Jerzy Armata

Page 46: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

88 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

In memoriam

89MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Karierę rozpoczynał w 1947 roku jako asy-stent Eugeniusza Cękalskiego przy reali-zacji Jasnych Łanów, socrealistycznej

opowiastki poświęconej elektryfikacji tytułowej miejscowości. Potem terminował u światowej klasy dokumentalisty Jorisa Ivensa (Pierw-sze lata, 1947) oraz u własnego brata Natana (Nasze dzieci, 1948). W 1950 roku wyjechał do Izraela, gdzie realizował krótkometrażowe filmy eksperymentalne. Jeden z nich – Pieśń bez słów (1958) – nagrodzono podczas brukselskiej wystawy EXPO, notabene ex aequo z etiudą Romana Polańskiego Dwaj ludzie z szafą. Cztery lata później nakręcił, na podstawie sce-nariusza brata, pełnometrażowy film kukieł-kowy Józef Marzyciel, a rok później odniósł olbrzymi sukces komercyjny komedią Tylko za funta! W 1968 roku – po wybuchu wojny sześciodniowej – wyemigrował do Australii, gdzie zrealizował wiele popularnych seriali (Blinky Bill, Skippy) i filmów dla dzieci (m.in. Dorotka i kangur, Mały skazaniec, Sara), naj-częściej łączących animację z tzw. żywą akcją. Był także producentem serialu poświęconego przygodom popularnego profesora Filutka.

Yoram Gross urodził się 18 października 1926 roku w Krakowie. „Rodzice dali mi na

imię Jerzy. Po drugiej wojnie światowej, kiedy komunistyczne władze Polski chciały się pozbyć Żydów, z konieczności wyemigrowa-łem do Izraela. Tam zmieniono mi imię Jerzy na Yoram i tak do dnia dzisiejszego jestem dwojga imion: Yoram-Jerzy” – pisze we wstępie do swych wspomnień. Krakowianinem czuł się zawsze, często powracając do swego uko-chanego miasta. W 1997 roku w kinie Wanda odbyła się retrospektywa jego twórczości,

a dziesięć lat później, podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego, na specjalnej projekcji plenerowej na Kazimierzu zaprezentowano jego pełną poezji i nostalgii krótkometrażową impresję Krakowska jesień.

Swe losy opisał w książce „Wybrało mnie życie. Wspomnienia z czasów okupacji i nie tylko”, która ukazała się w języku polskim, angielskim i hebrajskim. Większą jej część poświęcił czasom wojennym i tużpowojen-nym. To w tym trudnym czasie przyszło mu dorastać w jakże niesprzyjającej dla niego – Żyda – rzeczywistości. Okupację spędził – na aryjskich papierach – w Krakowie, Warszawie i Otwocku, przeżywając (w dosłownym zna-czeniu tego słowa) wiele nieprawdopodob-nych wręcz przygód. Opisuje je prosto i bez patosu, choć z wyczuwalnym suspensem. Ot, choćby brawurową akcję uwolnienia przy-jaciela z przygranicznego więzienia w Zgo-rzelicach (obecnie Zgorzelec), której doko-nał w przebraniu polskiego oficera bezpieki. Przypomina się tytułowy bohater Pułkownika Kwiatkowskiego Kazimierza Kutza, opartego na scenariuszu Jerzego Stefana Stawińskiego. Bo wspomnienia Grossa czyta się momentami jak scenariusz podobnego filmu.

Yoram Gross:Jerzy Armata

Gdy zapytałem Yorama Grossa przed czterema laty – po projekcji dokumentu Tomasza Magierskiego Krakowiaczek ci ja, wyświetlanego w krakowskim Kinie Pod Baranami podczas Jego 85. urodzin – czy nadal czuje się krakowiaczkiem, odparł: „Tak, oczywiście, choć już nie »cijam«. Jak się ma osiemdziesiąt pięć lat, to się już nie »cija«, ale ciągle myśli się o »cijaniu«. Za tymi blondynkami się człowiek ogląda i tak sobie myśli: – Cholera, ale bym sobie »pocijał«. Tego nigdy dość. Krakowa także nigdy dość. Tego się nie można pozbyć, gdy się ktoś urodził i wychował w tym mieście. Jak idę spać, to sobie hejnał śpiewam, bo inaczej nie mogę zasnąć. Zawsze najlepiej się czuję w Krakowie. Co parędziesiąt lat zmieniam miejsca. Ja się urodziłem – jak to mówią – zawodowym uchodźcą. I tak sobie uchodzę, uchodzę, uchodzę, jeszcze parę lat i ujdę na zawsze”. Uszedł na zawsze przed kilkoma tygodniami, 21 września, z dala od rodzinnego Krakowa, w Sydney.

Krakowiaczekci On

In memoriam

PAMIĘTAMY O TYCH, KTÓRZY ODESZLI: LISTOPAD 2014 - PAŹDZIERNIK 2015

IWONA KAMIŃSKA 4 IV 1943 – 23 XI 2014

TADEUSZ KOSAREWICZ 9 X 1933 – 24 XI 2014

JAN LASKOWSKI 10 II 1928 – 08 XII 2014

PIOTR STUDZIŃSKI 6 XII 1939 – 23 XII 2014

KRZYSZTOF KRAUZE 2 IV 1953 – 24 XII 2014

JAN GRANDYS 10 IX 1921 – 27 XII 2014

ZBIGNIEW PITERA 17 III 1918 – 29 XII 2014

HENRYK KAMYK 13 I 1937 – 05 I 2015

TADEUSZ KONWICKI 22 VI 1926 – 07 I 2015

BOHDAN PASZKIEWICZ 03 III 1922 – 15 I 2015

MIKOŁAJ SPRUDIN 01 X 1923 – 24 I 2015

WITOLD POPKIEWICZ 12 VIII 1940 – 29 I 2015

LEON KOTOWSKI 29 II 1944 – 08 II 2015

HANNA KIJOWICZ-JAGOSZEWSKA

15 V 1930 – 13 II 2015

RYSZARD CHUTKOWSKI 31 I 1933 – 02 III 2015

JERZY VAULIN-WOLEN 9 VI 1926 – 09 III 2015

TAMARA JAKŻYNA 09 VI 1945 – 12 III 2015

BARBARA SASS 14 X 1936 – 02 IV 2015

JAN WOJCIECHOWSKI 02 I 1939 – 05 IV 2015

BOGDAN WIŚNIEWSKI 15 III 1930 – 03 V 2015

ROMAN HUSZCZO 10 VII 1930 – 11 V 2015

ŁUCJA KRYŃSKA 28 X 1928 – 25 V 2015

KRZYSZTOF RIEGE 20 VIII 1948 – 16 VII 2015

KRZYSZTOF BAUMILLER 26 VIII 1946 – 17 VII 2015

BOGUSŁAW KOBIERSKI 15 III 1935 – 27 VII 2015

JERZY PŁAŻEWSKI 27 VIII 1924 – 05 VIII 2015

WŁODZIMIERZ ŚLIWIŃSKI 3 VIII 1925 – 07 VIII 2015

FELICJA BLASZYŃSKA 28 VII 1926 – 18 VIII 2015

TOMASZ POBÓG-MALINOWSKI 28 X 1940 – 26 VIII 2015

MARTA KOBIERSKA 25 VIII 1932 – 12 IX 2015

MARCIN WRONA 25 III 1973 – 19 IX 2015

MARIA MASTALIŃSKA-PYDA 16 X 1929 – 21 IX 2015

SYLWESTER SZYSZKO08 XII 1929 – 18 X 2015

Fot.

Tom

asz

Korc

zyńs

ki/K

FF

Page 47: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

91MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

VARIA

90

VARIA

MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

In memoriam

2 października zmarł w War-szawie Krzysztof Szot (29 l.), reżyser, scenarzysta, monta-żysta i producent. Z pocho-dzenia lublinianin, ukończył studia z reżyserii w Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie oraz Wydział Prawa Uniwer-sytetu Marii Curie-Skłodow-skiej w Lublinie. Założył Sto-warzyszenie Lubelska Grupa Filmowa skupiające twórców filmowych z Lubelszczyzny. Był reżyserem wielokrotnie nagra-dzanych krótkich fabuł: Bal przebierańców, Wyłączność według opowiadania Etgara Kereta oraz Strażnicy. Stwo-rzył też seriale animowano-ak-torskie dla dzieci: Detektyw Łodyga i Opowieści Kota Śpio-cha, reżyserował również serial dokumentalny Prywatne zbrod-nie oraz serial fabularny Leka-rze nocą. Do ostatnich chwil zmagał się z ciężką chorobą.

18 października zmarł Sylwe-ster Szyszko (85 l.), scena-rzysta oraz reżyser filmowy i telewizyjny. Był absolwen-tem Wydziału Reżyserii PWSF w Łodzi. W latach 1958-1959 pracował w TVP Łódź oraz w Wytwórni Filmowej „Czo-łówka”, realizując filmy doku-mentalne i oświatowe. Wyreży-serował kilka spektakli Teatru Telewizji ( m.in. Interview, Brat-nie dusze, Wierność mężczyzn), seriali i filmów telewizyjnych (m.in. Najważniejszy dzień życia, W słońcu i w deszczu, Pan na Żuławach) i wiele fil-mów kinowych (m.in. Ciemna rzeka, Mgła, Milioner, Zerwane cumy). Za Ciemną rzekę otrzy-mał w 1974 roku Nagrodę Spe-cjalną na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Kar-lowych Warach, Grand Prix – Wielkiego Jantara na Mię-dzynarodowych Spotkaniach Filmowych „Młodzi i Film” w Koszalinie oraz Nagrodę Główną Jury na Festiwalu Pol-skich Filmów Fabularnych w Gdańsku. Sylwester Szyszko był wieloletnim członkiem Sto-warzyszenia Filmowców Pol-skich.

oprac. J.m.

Moving Camera: Dlaczego są lepsze i gorsze ujęcia?”. Garrett Brown wymyślił i zbudował na-grodzony Oscarem stabilizator kamery Steadicam i wykorzy-stał go do nakręcenia niemal stu filmów, zaczynając w 1975 roku od By nie pełzać na kola-nach Hala Ashby’ego i Rocky’e- go Johna G. Avildsena. Posia-da 50 patentów na urządzenia związane z kamerami, w tym Steadicam Merlin dla kamer vi-deo, Skycam (kamerę na prze-wodach, używaną do filmowa-nia wydarzeń sportowych) oraz Mobycam i Divecam, służące do filmowania pływaków i nur-ków podczas olimpiad. Brown jest członkiem Amerykańskie-go Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych (ASC), Ame-rykańskiej Gildii Reżyserów Fil-mowych (DGA), Gildii Aktorów

ska, Portman podzieliła się licz-nymi doświadczeniami z pra-cy na planie. Tuż przed swo-im odlotem, z rąk Sławomira Idziaka, aktorka odebrała sym-boliczny klucz do Cinebusa. To swoiste studio filmowe na ko-łach, zbudowane w fabryce So-laris, w przyszłości będzie słu-żyć edukacji filmowej i produk-cji filmów fabularnych, w szcze-gólności debiutów fabularnych młodych filmowców. W Cine-busie będzie stworzona ak-tywna przestrzeń edukacyjna oraz miejsce do cyfrowej post-produkcji, tworzenia anima-cji i efektów specjalnych. Port-man nie kryła podziwu dla Sła-womira Idziaka i jego projektu Film Spring Open, mówiąc że to niesamowita idea. Wykładow-cami i opiekunami grup twór-czych Plenerów są zawsze naj-

Filmy o niezłomnych w gdyni

W Gdyńskim Centrum Filmo-wym, w dniach 24-26 wrze-śnia odbył się 7. Festiwal Fil-mów Dokumentalnych Nie-pokorni, Niezłomni, Wyklę-ci. Nagrodę Główną Festi-walu – Złoty Opornik zdobył film Wolność i Niezawisłość. Ostatnia nadzieja Sławomira Górskiego. Nagrodę dyrekto-ra festiwalu otrzymali twórcy filmu Jaster – tajemnica He-la Małgorzata Walczak i Ma-rek Tomasz Pawłowski. Na-grodę im. Janusza Krupskiego otrzymał reżyser obrazu Stel-la Maciej Pawlicki. Laur Anioł Wolności trafił do: Joanny Śmierzchalskiej, Rafała Kacz-marka i Bartosza Duleby – młodych twórców filmu Ar-kadiusz M. Kolporter. Ten fe-stiwal to największy w Polsce przegląd twórczości inspi-rowanej polską historią, do-tykającej tematyki patrioty-zmu i tożsamości. Tegorocz-na edycja, została objęta ho-norowym patronatem prezy-denta RP Andrzeja Dudy.

maciej Karpiński w Zarządzie europejskiej Federacji ScenarzystówMaciej Karpiński – scenarzy-sta, prozaik, dramaturg, ese-ista, tłumacz, autor powie-ści, książek o teatrze i filmie (wśród nich podręcznika sce-nariopisarstwa „Niedosko-nałe odbicie. O sztuce sce-nariusza filmowego”) oraz przewodniczący Koła Scena-rzystów Stowarzyszenia Fil-mowców Polskich został wy-brany na członka Zarządu Europejskiej Federacji Scena-rzystów (FSE – Federation of Screenwriters in Europe). FSE skupia związki, gildie i sto-warzyszenia scenarzystów filmowych z większości kra-jów europejskich, reprezentu-jąc interesy ponad 6 tys. sce-

narzystów, pracujących na Starym Kontynencie. Na cze-le pięcioosobowego zarzą-du FSE stanął Brytyjczyk Ro-bert Taylor. Kadencja zarządu trwa dwa lata. Zgromadzenie Generalne FSE odbyło się 23 września w Brukseli.

Nabór na Krakowski Festiwal Filmowy

Ruszył nabór filmów na 56. Krakowski Festiwal Filmowy, który odbędzie się w dniach 29 maja – 5 czerwca 2016 ro-ku. Organizatorzy czekają na zgłoszenia filmów dokumen-talnych, animowanych i krót-kometrażowych do czterech równorzędnych konkursów – polskiego oraz trzech mię-dzynarodowych: krótkome-trażowego, dokumentalnego oraz muzycznych dokumen-tów DocFilmMusic. W kon-kursie krótkometrażowym o Złotego Smoka rywalizu-ją filmy fabularne, animowa-ne i dokumentalne nie dłuż-sze niż 30 minut. W konkur-sie dokumentalnym startu-ją filmy dokumentalne śred-nio- i pełnometrażowe po-wyżej 30 minut, a najlepszy z nich otrzymuje Złoty Róg. W konkursie DocFilmMu-sic nagroda Złotego Hejna-łu przypada jednemu z mu-zycznych dokumentów o cza-sie trwania dłuższym niż 50 minut. Natomiast do konkur-su polskiego, w którym głów-nym trofeum jest Złoty Laj-konik, można zgłaszać wy-łącznie polskie filmy fabular-ne i animowane nieprzekra-czające 30 minut oraz filmy dokumentalne o dowolnej długości. Z filmów zgłoszo-nych do konkursu polskiego komisja selekcyjna wybiera

Ekranowych (SAG) oraz Amery-kańskiej Akademii Sztuki i Wie-dzy Filmowej (AMPAS).

Film Spring open z Natalie PortmanW dniach 26 września – 5 paź-dziernika, w krakowskich Prze-gorzałach, odbyły się interdy-scyplinarne warsztaty audio-wizualne organizowane przez Sławomira Idziaka – 10. Plene-ry Film Spring Open. Zaprosze-nie na jubileuszową edycję Ple-nerów przyjęła Natalie Port-man. Słynna aktorka podzieli-ła się doświadczeniami z pracy na planie swojego debiutu re-żyserskiego A Tale of Love and Darkness. Podczas Q&A, któ-re prowadziła Ewa Puszczyń-

wybitniejsi specjaliści w swo-ich dziedzinach. Uczestnicy te-gorocznych warsztatów spo-tkali się z twórcami filmu Bo-dy/Ciało: Małgorzatą Szumow-ską i Michałem Englertem oraz opiekunami nowych grup (sce-nariuszowej) Film Script Open: Marcinem Lechem i Krzysz-tofem Rakiem oraz Grupy Fil-mów Fabularnych – Previsy: Bodo Koxem. Wśród gości po-jawili się jeszcze m.in. Magnus von Horn, scenarzysta i reży-ser Intruza oraz Marcin Koszał-ka, autor filmu Czerwony Pa-jąk. Uczestnicy Plenerów, mając ogromny wybór zajęć i warsz-tatów, mogli się zgłosić do Gru-py Interaktywnej Dramaturgii, Grupy Filmu Dokumentalnego, Grupy CGI – Animacji i Prewi-zualizacji Komputerowych albo do Grupy Filmu Reklamowego,

tytuły, które będą uczestni-czyły w konkursach między-narodowych. We wszystkich trzech międzynarodowych konkursach wymagana jest polska, a preferowana pre-miera światowa. W konkursie polskim preferowane są filmy premierowe, które nie miały w Polsce dystrybucji kinowej oraz nie były prezentowane na żadnym polskim festiwa-lu odbywającym się przed 56. KFF. Terminy zgłoszeń, regu-laminy oraz karty zgłoszeń znajdują się na stronie: www.krakowfilmfestival.pl.

Zgłoszenia na TorinoFilmlabDo 1 grudnia można składać aplikacje na AdaptLab 2016 oraz Story Editing 2016 – pro-gramów powstałych z inicja-tywy TorinoFilmLab. Adapt- Lab to zaawansowany kurs dla doświadczonych scena-rzystów zainteresowanych pracą nad adaptacją filmo-wą dzieł literackich. W pro-gramie może wziąć udział 12 uczestników. Kurs trwa 9 miesięcy i obejmuje trzytygo-dniowe spotkania warsztato-we oraz 2 sesje on-line. Sto-ry Editing natomiast to pro-gram skierowany do konsul-tantów scenariuszowych, producentów i doradców pra-cujących nad rozwojem pro-jektów filmowych oraz przed-stawicieli festiwali i instytu-cji filmowych. Więcej infor-macji na stronie: www.tori-nofilmlab.it. 

garrett Brown na CamerimageJednym z ważniejszych wyda-rzeń podczas 23. edycji Mię-dzynarodowego Festiwa-lu Sztuki Autorów Zdjęć Fil-mowych Camerimage w Byd-goszczy będzie semina-rium Garretta Browna „The

Natalie Portman i Sławomir Idziak

Fot.

Joan

na P

iecz

ara/

Film

Spr

ing

Ope

n 20

15

Page 48: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

92

VARIA VARIA

93MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

Festival, który zaprezentował dotąd ponad 240 polskich tytu-łów. Na festiwalu gościli i pre-zentowali swoje filmy znani re-żyserzy i aktorzy, wśród nich Ja-nusz Morgernstern, Agniesz-ka Holland, Jacek Borcuch, Da-riusz Gajewski, Małgorza-ta Kożuchowska, Borys Lan-kosz, Magdalena Cielecka, Bo-rys Szyc, Andrzej Chyra, ale też wielu młodych twórców, absol-wentów szkół filmowych. Pla-katy festiwalowe projektowa-li najwybitniejsi polscy graficy: Rafał Olbiński, Andrzej Pągow-ski, Andrzej Dudziński, Ryszard Horowitz i Rosław Szaybo. Har-towicz nawiązała też współ-pracę z Museum of Modern Art (MoMA), gdzie zorganizowa-ła trwający kilka tygodni, przy pełnych salach, przegląd fil-mów Agnieszki Holland (2008) oraz mającą wielką publiczność retrospektywę wszystkich dzieł Romana Polańskiego (2011). Zorganizowała także przegląd Jerzemu Skolimowskiemu oraz pokazy filmów z Elżbietą Czy-żewską. Współpracowała z wy-dawnictwem Criterion Collec-tion przy opracowaniu edycji fil-mów Krzysztofa Kieślowskiego na rynek amerykański. Obec-nie jest zaangażowana w pro-ces powstawania pierwszej

FIlm-mÓWKa w kinie elektronik

W październiku ruszyła FILM- -MÓWKA. Jest to projekt na-stawiony na otwartą rozmo-wę wokół sztuki, kultury i fil-mu, z osobami zaangażowany-mi w aktualne problemy spo-łeczne i polityczne, mający-mi wpływ na współczesny styl życia i nowe trendy. Punktem wyjścia każdego spotkania jest film. Spotkania odbywają się w każdą środę w kinie Elektro-nik w Warszawie. Propozycja jest skierowana przede wszyst-kim do młodzieży szkół ponad-gimnazjalnych i studentów, ale nie tylko. Projekcje i spotkania są otwarte i ogólnodostępne. Uczniowie i studenci (za okaza-niem legitymacji) mają wstęp wolny, pozostali widzowie pła-cą 5 zł.

Fantastyczny „Kosmos w Pałacu”W podbydgoskim Ostromec-ku w dniach 21-25 październi-ka odbyła się trzecia odsłona ogólnopolskich warsztatów fil-mowych „Kosmos w Pałacu”, organizowanych przez funda-cję Bydgoska Kronika Filmowa we współpracy z Miejskim Cen-trum Kultury w Bydgoszczy. Te-gorocznym hasłem warsztatów była szeroko pojęta fantastyka. Pod kierunkiem doświadczo-nych twórców filmowych od-były się warsztaty: z Maciejem

Cuske (reżyseria), Marcinem Sauterem (zdjęcia), Robertem Turło (efekty specjalne), Bar-tłomiejem Skolimowskim (sce-nografia) i z Ziemowitem Ja-worskim (montaż), podczas których młodzież mogła po-znać podstawowe zasady sztu-ki filmowej. Ponadto, podczas tegorocznej imprezy gościem specjalnym był uznany reżyser Marek Piestrak, autor polskich filmów scince fiction (Test pilo-ta Pirxa) i przygodowych (Klą-twa Doliny Węży).

Hanna Kosińska- -Hartowicz uhonorowana przez prezydenta RPPodczas swojej jesiennej wizyty w Nowym Jorku prezydent An-drzej Duda wręczył Krzyż Ka-walerski Orderu Zasługi RP Hannie Kosińskiej-Hartowicz – reżyserce, propagatorce pol-skiego kina w USA, twórczy-ni i dyrektor Polish Film Festi-val w Nowym Jorku. Hanna Har-towicz jest absolwentką polo-nistyki na Uniwersytecie War-szawskim i reżyserii w Szkole Filmowej w Łodzi. Od 12 lat or-ganizuje nowojorski Polish Film

amerykańskiej książki o twór-czości Wojciecha Jerzego Hasa pióra Annette Insdorf. Wyda-nie to sponsoruje Instytut Ada-ma Mickiewicza. Książka będzie wydana w Stanach i promowa-na na amerykańskich uniwersy-tetach od 2016 roku.

Kolejni laureaci medali Zasłużony Kulturze – gloria artisMinister Kultury i Dziedzic-twa Narodowego prof. Małgo-rzata Omilanowska, na uroczy-stości 21 października, odzna-czyła 26 osób medalami Za-służony Kulturze – Gloria Artis. Wśród laureatów znaleźli się również przedstawiciele świa-ta filmu, w tym twórcy (Włady-sław Pasikowski, Marek Brodz-ki, Zofia Zarzycka) producent i dystrybutor Robert Kijak oraz nowa dyrektor PISF Magdale-na Sroka. Minister przyznała, że świadomie zaprosiła nie tyl-ko tych, którzy w sposób oczy-wisty przekonują każdego słu-chacza, widza, czytelnika do swojej twórczości jako tej będą-cej w domenie ministra kultu-ry. „Ale także tych, którzy wy-dają się troszeczkę nieoczywi-ści. (…) Zmieniacie polską rze-czywistość i stosunek Polaków do kultury i za to chciałabym wam podziękować” – zakończy-ła swoją przemowę, wręczając medale, prof. Omilanowska.

Jacek Bromski w Narodowej Radzie Rozwoju przy Prezydencie RPPrezydent Andrzej Duda powo-łał gremium opiniodawczo-do-radcze przy swoim urzędzie – Narodową Radę Rozwoju, któ-ra ma stwarzać możliwość za-sadniczej debaty programo-wej o rozwoju Polski i jej przy-szłości oraz definiować kluczo-we wyzwania i oceny zagrożeń rozwoju społeczno-gospodar-

która np. miała za zadanie zre-alizować spoty promujące akcję Szlachetna Paczka.

Honorowa lama dla Witolda gierszaWitold Giersz – wybitny twór-ca filmów animowanych otrzy-mał nagrodę za całokształt 13. Festiwalu Filmowego Opolskie Lamy – Honorową Lamę. Dy-rektor programowy festiwalu Dorota Nowak podkreślała, że Giersz to „niekwestionowany nestor polskiej animacji”. Gala wręczenia nagrody odbyła się 11 października w opolskim kinie Helios. Podczas festiwalu wi-dzowie mogli się spotkać z lau-reatem, jak również obejrzeć pokaz jego filmów. Poza wyda-rzeniami honorującymi Witolda

Giersza, w programie festiwa-lu, jak co roku, znalazł się oczy-wiście Konkurs Główny, podzie-lony na filmy amatorskie i etiu-dy filmowe. Oprócz tego pu-bliczność mogła wybierać se-anse w ramach Panoramy Ki-na Światowego (m.in. najnow-szy film Roy’a Andersona Go-łąb przysiadł na gałęzi i roz-myśla o istnieniu czy Młodość Paola Sorrentino) lub z bloku o nazwie: Kino Klasyka (m.in. Broken Flowers Jima Jarmuscha czy Przełamując fale Larsa von Triera). Ponadto, w ramach tra-dycyjnego na Opolskich La-mach cyklu Retrospektywa za-proszono dwóch cenionych pol-skich dokumentalistów: Marię Zmarz-Koczanowicz oraz An-drzeja Titkowa, którzy po pro-jekcjach swoich wybranych fil-mów spotkali się z widzami. Oprócz licznych projekcji filmo-

wych, w ramach różnych sek-cji, na festiwalu nie zabrakło również wydarzeń towarzyszą-cych, a wśród nich koncertów i wystaw.

4. Przegląd Kina Prawniczego W dniach 16-18 październi-ka w warszawskim kinie Mura-nów odbył się 4. Przegląd Kina Prawniczego „Adwokat w ro-li głównej”. Przegląd po raz ko-lejny cieszył się sporym zainte-resowaniem, gdyż jak mówi je-go pomysłodawczyni mec. Ani-sa Gnacikowska: „kino prawni-cze interesuje nas, prawników – którzy możemy przejrzeć się w nim jak w lustrze oraz intere-suje widzów – bo świat przed-stawiony w filmach, które po-kazujemy kieruje się prosty-mi zasadami przeciwstawienia dobra złu. Niezależnie od tego, czy oglądamy polski film, czy sądowy dramat produkcji ame-rykańskiej, najistotniejsze dyle-maty moralne, relacje z drugim człowiekiem, pozostają uniwer-salne i zrozumiałe dla każde-go”. Warto dodać, że podczas otwarcia przeglądu Naczelna Rada Adwokacka, we współ-pracy ze stowarzyszeniem K40, zbierała środki na leczenie i re-habilitację wybitnego aktora Krzysztofa Globisza, który od zeszłego roku zmaga się z po-ważnymi problemami zdrowot-nymi.

Kreatywna europa: granty na festiwaleBiuro Kreatywnej Europy opu-blikowało nowe wezwa-nie w ramach obszaru gran-towego: Festiwale filmowe (EACEA/16/2015) z budże-tu na 2016 rok. Termin składa-nia wniosków dla działań za-planowanych w okresie: 1 ma-ja – 31 października 2016 upły-wa 17 grudnia 2015, natomiast dla działań zaplanowanych

w okresie: 1 listopada 2016 – 30 kwietnia 2017 termin apli-kacji upływa 28 kwietnia 2016. O dofinansowanie mogą ubie-gać się organizatorzy festiwa-li filmowych, których przynaj-mniej 70 proc. prezentowane-go repertuaru lub co najmniej 100 tytułów pełnometrażo-wych (lub 400 tytułów w przy-padku festiwali filmów krótko-metrażowych) pochodzi z kra-jów uczestniczących w kompo-nencie MEDIA. Dodatkowo po-łowa z tych filmów musi po-chodzić z innego kraju niż ten, w którym odbywa się wyda-rzenie. Program festiwalu po-winien być narodowo zróżni-cowany pod kątem doboru re-pertuaru – w repertuarze mu-szą się znaleźć filmy z przy-najmniej 15 różnych krajów uczestniczących w Programie Kreatywna Europa – kompo-nent MEDIA. Wśród polskich festiwali dofinansowanych w ostatnim wezwaniu znalazły się: MFF T-Mobile Nowe Hory-zonty, DOCS Against Gravity, MFF Tofifest, MFF Etiuda&A-nima, Camerimage oraz MFF Młodego Widza Ale Kino! Wię-cej na stronie: www.kreatywna-europa.eu.

Nabór na Sofia meetingsW dniach 17-20 marca 2016 podczas 20. Międzynarodowe-go Festiwalu Filmowego w So-fii odbędą się 13. spotkania producentów oraz dyrektorów programowych festiwali filmo-wych Sofia Meetings. Program spotkań podzielony jest na dwa moduły. W ciągu kilku dni trwania wydarzenia odbywają się pitchingi projektów pierw-szych, drugich i trzecich fil-mów fabularnych szukających finansowego wsparcia oraz prezentacje projektów works in progress. Zgłoszenia nale-ży wysłać do 1 grudnia. Szcze-gółowe informacje są dostęp-ne na stronie: www.siff.bg/ sofiameetings.

Witold Giersz

Hanna Kosińska-Hartowicz, prezydent Andrzej Duda i ks. Ryszard Koper

Fot.

Tom

asz

Jędr

zejo

wsk

i/SF

P

Fot.

Arc

hiw

um H

anny

Kos

ińsk

iej-

Har

tow

icz

Page 49: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

94

VARIA

MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

czego naszego kraju. Do grona wybitnych przedstawicieli róż-nych środowisk akademickich, specjalistów w poszczególnych dziedzinach, szefów głównych związków zawodowych oraz organizacji pracodawców, za-proszony został Jacek Bromski – prezes Stowarzyszenia Fil-mowców Polskich. Będzie peł-nił funkcję członka Rady w sek-cji dotyczącej kultury, tożsamo-ści narodowej i polityki histo-rycznej.

Nowy serwis mazovia Warsaw Film Commission

Na początku października do użytku filmowców został od-dany serwis Mazovia War-saw Film Commission. Na-rzędzia skupione wokół stro-ny www.mwfc.pl mają uspraw-nić pracę producentów głów-nie w okresie przygotowaw-czym produkcji filmu. Mazo-via Warsaw Film Commission funkcjonuje od 2013 roku i ofe-ruje pomoc przy wyszukiwaniu lokacji filmowych, uzyskiwaniu pozwoleń na realizację zdjęć oraz dysponuje bazami sekto-ra audiowizualnego. Do użytku branży, głównie pracowników pionów produkcji i scenogra-ficznego, oddana została roz-budowana baza lokacji. Można w niej znaleźć kilkaset znako-micie sfotografowanych ma-zowieckich lokacji. Wybór naj-ciekawszych można znaleźć w dostępnym w wersji papie-rowej i elektronicznej katalogu „Film Location Guide Warsaw” i „Film Location Guide Mazo-via”. MWFC ułatwia także zna-lezienie partnerów produkcji, koproducentów i firm specjali-stycznych. W bazie produkcyj-nej można znaleźć m.in. stu-

dia filmowe, firmy producenc-kie, firmy zajmujące się ob-sługą planu, oświetleniem czy postprodukcją. Bazy ma-ją charakter otwarty – przez cały czas można zgłaszać no-we obiekty, plenery oraz fir-my związane z produkcją fil-mową. Ze wszystkich rozwią-zań zarówno w języku polskim, jak i angielskim, można korzy-stać na stronie www.mwfc.pl oraz z poziomu aplikacji mo-bilnej MWFC. Przygotowanie nowych narzędzi było możli-we dzięki współfinansowaniu Unii Europejskiej oraz ze środ-ków budżetu województwa mazowieckiego. Mazovia War-saw Film Commission działa w strukturach Mazowieckiego Instytutu Kultury.

Dźwięk – bohaterem pokazów filmowych w NInaNarodowy Instytut Audiowi-zualny rozpoczął 5 listopa-da cykl pokazów filmowych pod hasłem „Co słychać w pol-skim kinie?”. Ideą tego projek-tu jest skupienie się na dźwię-ku w obrazie filmowym, uczy-nienie z niego „gwiazdy” sean-su, wysunięcie na plan pierw-szy. Jak zapowiadają organiza-torzy: „(…) pokażemy pięć pol-skich filmów, których reżyse-rzy oraz autorzy dźwięku ory-ginalnie i intrygująco pracują z dźwiękami, zachęcając naszą percepcję do wyruszenia w nie-oczekiwaną podróż”. Do cyklu wybrano obrazy: Strefa nago-ści Urszuli Antoniak, Wołanie Marcina Dudziaka, Body/Ciało Małgorzaty Szumowskiej, Noc Walpurgi Marcina Bortkiewicza i 15 stron świata Zuzanny So-lakiewicz. Spotkania z twórca-mi po projekcjach poprowadzi pomysłodawczyni projektu – Ola Salwa. Szczegółowe infor-macje o programie są dostęp-ne na stronie: www.nina.gov.pl/projekty.

BOX OFFICE

95MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

BOX OFFICE

94

Kalendarz imprez – listopad 2015

13. Warszawski Festiwal Filmów o Tematyce ŻydowskiejWarszawa, 2-8 listopadawww.wjff.pl

9. Festiwal Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską”Warszawa, 5-15 listopada 40 miast w Polsce, listopad 2015 – marzec 2016www.sputnikfestiwal.pl

1. Świdnicki Festiwal Filmowy SPEKTRUMŚwidnica, 11-15 listopadawww.spektrumfestiwal.pl

9. Festiwal Filmowy Pięć SmakówWarszawa, 12-20 listopadawww.piecsmakow.pl

23. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych CamerimageBydgoszcz, 14-21 listopadawww.camerimage.pl

Zamojski Przegląd Filmowy Alchemia KinaZamość, 17-19 listopadawww.alchemiakina.pl

19. Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych Off CinemaPoznań, 18-22 listopadawww.offcinema.pl

9. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Złote Mrówkojadylublin, 20-28 listopadawww.kinoteatrprojekt.pl

22. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Etiuda&AnimaKraków, 23-28 listopadawww.etiudaandanima.com

24. Europejski Festiwal Filmowy EUROSHORTSgdańsk – Warszawa – Katowice, 23-29 listopada www.euroshorts.pl

21. Festiwal Form Dokumentalnych NURTKielce, 24-27 listopadawww.festiwalnurt.pl

25. Festiwal Mediów w Łodzi „Człowiek w Zagrożeniu”Łódź, 25-28 listopadawww.festiwalmediow.art.pl

14. CINEMAFORUM – Międzynarodowe Forum Niezależnych Filmów FabularnychWarszawa, 25-29 listopadawww.cinemaforum.pl

20. Forum Kina Europejskiego ORLEN CinergiaŁódź, 27 listopada – 4 grudniawww.cinergiafestival.pl

33. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino!Poznań, 29 listopada – 6 grudniawww.alekino.com

VARIA

oprac. J.m oprac. J.m

Osborne’a. Film dorzucił do swojej puli jesz-cze 161 tys. sprzedanych biletów i łączny wynik jest już naprawdę imponujący – 677 tys.

Wrzesień przyniósł także drugą odsłonę serii Wesa Balla. Więzień labiryntu: Próby ognia okazał się tylko trochę bardziej popu-larny w porównaniu z pierwszą odsłoną z 2014 roku i w podsumowaniach miesiąca zamknął swój wynik liczbą 150 tys. sprzedanych biletów.

Przed nami najbardziej intensywne fre-kwencyjnie miesiące. W końcówce roku na rodzimych ekranach będą miały premiery takie blockbustery jak: Spectre Sama Men-desa, czyli kolejna odsłona przygód Jamesa Bonda. Następnie zobaczymy finałową część Igrzysk Śmierci; drugą część najbardziej kaso-wej polskiej komedii ostatnich 25 lat, czyli Listy do M 2. oraz Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy J.J. Abramsa. Nie można tego oczywi-ście stwierdzać przedwcześnie, ale bardzo prawdopodobne, że znowu szykuje się rekord frekwencyjny w naszych kinach.

Jak widać, pierwszy powakacyjny mie-siąc często wykazuje się zwiększoną frekwencją na rodzimych tytułach. Tak

było i tym razem. Pierwszym filmem w zesta-wieniu box office’u został dramat wojenny Karbala Krzysztofa Łukaszewicza. Produk-cja z Bartłomiejem Topą przyciągnęła przed ekrany 346 tys. widzów. Uwzględniając dane z października, wynik nie przekroczył 400 tys. sprzedanych biletów, więc w żaden sposób nie będzie konkurował z zeszłoroczną produkcją Jana Komasy. Tak czy inaczej, to jeden z naj-lepszych rezultatów polskiej kinematografii w bieżącym sezonie.

Z rodzimych obrazów w czołówce znalazły się jeszcze: wyświetlany już drugi miesiąc, dramat z Tomaszem Kotem – Żyć nie umierać Macieja Migasa (w sumie 205 tys.) oraz Król życia Jerzego Zielińskiego (110 tys.), którego gwiazdą jest Robert Więckiewicz. Wciąż jed-nak brakuje wielkiego polskiego przeboju w tym sezonie. Może premiera Listów do M.2 zmieni ten stan rzeczy?

Na drugim miejscu uplasował się Everest, przygodowy dramat islandzkiego reżysera, Baltasara Kormákura. Obraz, w którego obsa-dzie znaleźli się Jason Clarke, Josh Brolin czy Jake Gyllenhaal przyciągnął we wrześniu 320 tys. widzów. Według najświeższych danych, w ostatecznym rozrachunku, pokonany został wynik Karbali.

Podium zamyka weteran sierpniowego repertuaru, animacja Mały książę Marka

W kinach sprzedanych zostało 2,532 mln biletów. To lepszy wynik niż analogicznie rok temu, kiedy na ekranach królował jeden z najpopularniejszych obrazów ubiegłego sezonu, wojenne Miasto 44 Jana Komasy. Jest to więc najlepszy rezultat wrześniowy od 2012 roku, kiedy do kin szturmem wdarł się biograficzny obraz Jesteś Bogiem Leszka Dawida.

Polskie filmywracają na srebrne ekranyPaweł Zwoliński

Fot.

Jace

k Pi

otro

wsk

i/Ki

no Ś

wia

tFo

t. R

ober

t Pa

łka/

WFD

iF/N

EXT

FILM

Żyć nie umierać, reż. Maciej Migas

Karbala, reż. Krzysztof Łukaszewicz

Page 50: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

96 MAGAZYN FILMOWY nr 51/listopad 2015

POLSCYFILMOWCY

archiwalnenotacje

LP. TYTUŁ POLSKI TYTUŁ ORYGINALNY DYSTRYBUTOR KRAJ WPŁYWY WIDZOWIE WPŁYWY OD PREMIERY

WIDZOWIE OD PREMIERY

EKRANY DATA PREMIERY

1 EVEREST EVEREST UIP Wlk. Brytania/USA/Islandia

7 181 354 320 802 7 181 354 320 802 155 18.09.2015

2 KARBALA KARBALA NEXT FILM Polska 6 121 366 346 161 6 121 366 346 161 306 11.09.2015

3 WIĘZIEŃ LABIRYNTU: PRÓBY OGNIA

THE MAZE RUNNER: THE SCORCH TRIALS

IMPERIAL CINEPIX

USA 2 974 868 150 638 2 974 868 150 638 125 18.09.2015

4 MAŁY KSIĄŻĘ THE LITTLE PRINCE KINO ŚWIAT Francja 2 528 381 161 295 11 354 305 677 506 235 07.08.2015

5 W NOWYM ZWIERCIADLE: WAKACJE

VACATION WARNER USA 2 416 485 126 373 2 416 485 126 373 145 04.09.2015

6 ŻYĆ NIE UMIERAĆ ŻYĆ NIE UMIERAĆ KINO ŚWIAT Polska 2 104 829 117 605 3 669 757 205 515 200 28.08.2015

7 KRÓL ŻYCIA KRÓL ŻYCIA NEXT FILM Polska 2 008 538 110 536 2 008 538 110 536 224 25.09.2015

8 NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO

RICKY AND THE FLASH

UIP USA 1 863 570 95 747 1 863 570 95 747 93 11.09.2015

9 DO UTRATY SIŁ SOUTHPAW FORUM FILM USA 1 859 150 98 533 1 859 150 98 533 109 11.09.2015

10 HUGO I ŁOWCY DUCHÓW

GHOSTHUNTERS KINO ŚWIAT Niemcy/Austria/Irlandia

1 695 299 97 135 1 695 299 97 135 143 11.09.2015

30 753 840 1 624 825

11 TRANSPORTER: NOWA MOC

THE TRANSPORTER REFUELED

KINO ŚWIAT Francja/Chiny/Belgia

1 441 864 71 064 1 441 864 71 064 113 04.09.2015

12 MŁODOŚĆ YOUTH GUTEK FILM Włochy/Francja/Szwajcaria/Wlk. Brytania

1 310 198 74 939 1 310 198 74 939 74 18.09.2015

13 SICARIO SICARIO MONOLITH USA 1 120 882 58 463 1 120 882 58 463 130 25.09.2015

14 KLUB WŁÓCZYKIJÓW KLUB WŁÓCZYKIJÓW FORUM FILM Polska 1 077 446 70 539 1 077 446 70 539 159 18.09.2015

15 STRAIGHT OUTTA COMPTON

STRAIGHT OUTTA COMPTON

UIP USA 968 691 50 208 968 691 50 208 82 04.09.2015

16 WIZYTA THE VISIT UIP USA 784 128 41 497 784 128 41 497 68 11.09.2015

17 W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI

INSIDE OUT DISNEY USA 776 776 41 187 16 209 273 927 039 217 01.07.2015

18 SINISTER 2 SINISTER 2 MONOLITH USA 652 297 35 349 2 764 825 157 598 126 21.08.2015

19 ANATOMIA ZŁA ANATOMIA ZŁA KINO ŚWIAT Polska 574 747 29 950 574 747 29 950 113 18.09.2015

20 KRYPTONIM U.N.C.L.E. THE MAN FROM U.N.C.L.E.

WARNER USA/Wlk. Brytania

565 844 28 623 2 285 844 119 986 153 21.08.2015

9 272 873 501 819

TOP 20: 40 026 713 2 126 644

LP. TYTUŁ DYSTRYBUTOR WPŁYWY WIDZOWIE WPŁYWY OD PREMIERY

WIDZOWIE OD PREMIERY EKRANY DATA

PREMIERY

1 KARBALA NEXT FILM 6 121 366 346 161 6 121 366 346 161 306 11.09.2015

2 ŻYĆ NIE UMIERAĆ KINO ŚWIAT 2 104 829 117 605 3 669 757 205 515 200 28.08.2015

3 KRÓL ŻYCIA NEXT FILM 2 008 538 110 536 2 008 538 110 536 224 25.09.2015

4 KLUB WŁÓCZYKIJÓW FORUM FILM 1 077 446 70 539 1 077 446 70 539 159 18.09.2015

5 ANATOMIA ZŁA KINO ŚWIAT 574 747 29 950 574 747 29 950 113 18.09.2015

6 PILECKI KONDRAT MEDIA 429 296 26 822 429 296 26 822 68 25.09.2015

7 NOC WALPURGI AURORA FILMS 27 367 2 148 27 367 2 148 32 25.09.2015

8 MUR ALTER EGO PICTURES 20 157 1 682 20 157 1 682 34 04.09.2015

9 CARTE BLANCHE KINO ŚWIAT 11 699 636 4 804 147 289 200 151 23.01.2015

10 BODY/CIAŁO KINO ŚWIAT 9 509 740 5 135 310 286 543 152 06.03.2015

TOP 10: 12 384 954 706 819

BOX OFFICE WRZESIEŃ 2015 – WSZYSTKIE FILMY

BOX OFFICE WRZESIEŃ 2015 – FILMY POLSKIE

Page 51: WYWIAD Arkadiusz Tomiak Nowe pokolenie polegam producentów67.65f6d295efdf871bd2da7935... · Tofifest 27 Regiofun 28 American Film Festival 30 EMIGRA 31 Festiwal Kultury i Sztuki

11 (5

1) /

lis

topa

d 2

015

MAG

AZYN

FIL

MOW

Y

11 (5

1) /

list

opad

201

5IS

SN 2

353-

6357

WW

W.S

FP.O

RG

.PL

Arkadiusz TomiakNowe pokolenie producentów

polegam na własnej intuicji

TEMAT NUMERUWYWIAD