ymon datner sprawiedliwycł...pomocy Żydom], marek arczyński, dotykamy tu problemu o istotnym...

62
Dąbrowski YMON DATNER r y - ł ltr sprawiedliwych KARTA Z DZIE10W RATOWNICTWA ŻYDÓW POLSCE * CII 111(2(1 i W I E D Z *

Upload: others

Post on 17-Feb-2021

1 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

  • DąbrowskiYMON DATNER

    r y - ł ltrsprawiedliwychKARTA Z DZIE10W RATOWNICTWA ŻYDÓW

    POLSCE* CII

    1 1 1 ( 2 ( 1 i W I E D Z *

  • LAS SPRAWIEDLIWYCH

    Książka i Wiedza • Warszawa

  • Okładkę projekiowalJerzy KAfciewjcz

    Redaktor">' "'"• .-ł: T łł *'

    Zadaniem niniejszej publikacji fest w nader skro-mnym zakresie, uwarunko wanym żar ó wno roz-miarami książki, jak i bardzo cząstkową wiedząw dziedzinie, w której historycy dopiero od nie-dawna stawiają pierwsze kroki, zilustrować posta-wę narodu polskiego wobec tragedii wycinanegow pień, na oczach świata, narodu żydowskiego.

    Copyright by „Książka i Wiedza-, 1968Warszawa, Poland

  • Geneza pracy

    Jak doszła do niniejszej pracy? Dlaczego zainteresowałemsię problemem ratowania Żydów przez Polaków w czasiedrugiej wojny światowej, a zwłaszcza zbrodniami doko-nanymi przez hitlerowców na Polakach niosących Żydomratunek?

    W 1966 r. wydałem książkę poświeconą ucieczkomz niewoli niemieckiej l. W zakończeniu podałem do wia-domości czytelników, że pracuję nad drugą częścią tejksiążki, traktującą o pomocy niesionej przez polską lud-ność zbiegom oraz o zbrodniach popełnionych przez hitle-rowskiego okupanta zarówno na zbiegach, jak i na osobachpomagających im w ucieczce z niewoli, przed prześlado-waniami, przed zagładą.

    Otóż w sferze tego tematu zetknąłem się. z mało dotych-czas zbadaną dziedziną pomocy, pomocy całkowicie nie-legalnej, zagrożonej najbardziej okrutnymi sankcjami —pomocy niesionej skazanym na zatracenie Żydom.

    Częstokroć w czasie długoletnich badań nad zbrodniamihitlerowskimi zastanawiały mnie okoliczności, dziękiktórym dziesiątki tysięcy Żydów uniknęły zagłady w get-tach lub obozach śmierci. Liczbę ocalonych trudno spre-cyzować z matematyczną dokładnością. Przypuszczam, żenajbliższą prawdy jest liczba oscylująca między 80 000a 100000 osób. Jedni autorzy szacują ją poniżej 100 tyś.,inni powyżej 100 tyś., nie biorąc oczywiście pod uwagęliczby uratowanych dzięki uchodźstwu do ZSRR.

    Co oznacza powyższa liczba uratowanych? Czy ta liczba,niewielka w stosunku do około 3 milionów wymordowa-

    1 Ucieczki z niewoli niemieckiej 1939—1945, KiW, Warszawa1966.

  • nych Żydów polskich, jest wielkością znaczna, jeśliuwzględnić, w jakich warunkach i okolicznościach [prze-biegała — z jednej strony — akcja eksterminacyjna,a z drugiej — ratownicza?

    Rezultaty niedawno opublikowanych 2 badań przepro-wadzonych przez Główną Komisję Badania ZbrodniHitlerowskich w Polsce dowiodły, że w pierwszych imie-siącach drugiej wojny światowej „impet eksterminacyjny"hitlerowskich Niemiec skierowany był przede wszysttJdmprzeciwko Polakom, .a w dalszej kolejności przecinkopolskim Żydom. Z czasem kolejność ta odwróciła się;okupant, nie zrezygnowawszy z polityki masowej ekster-minacji Polaków, z największą gwałtownością zwrócili sięprzeciwko Żydom, realizując politykę totalnego wyniisz-czenia ich.

    W połowie 1941 r., wraz z najazdem niemieckim naZSRR, nastąpiła fala rozstrzeliwań, która,objęła komiu-nistów, aktywnych działaczy partii oraz politycznychfunkcjonariuszy (komisarzy) wśród jeńców radzieckich.Równocześnie rozpoczęła się eksterminacja Żydów aaokupowanych obszarach Europy wschodniej, włączającw to wschodnie obszary Polski w jej przedwojennychgranicach. Na przełomie lat 1941/1942 fala eksterminacjiprzesunęła się na zachód. Tak rozpoczął się ostatni aa Htragedii narodu żydowskiego, znany jako „ostateczne roz-wiązanie kwestii żydowskiej" (Endlósung). Gdy minął rrckzaskoczenia i w pozostałych jeszcze gettach uświadomiic-no sobie, że Żydom z woli Berlina przeznaczona jest totaa!-na zagłada, gdy pewnikiem stało się istnienie zorganizo-wanych na skalę przemysłową masowych „kombinatem/śmierci", zginęło już około 90% Żydów polskich. Tegoprzewidzieć ani spodziewać się nie mógł nikt, temu przee,ciwdziaiać w okupowanym kraju można było jedyniij

    1 Szymon Datner, 55 dni Wehrmachtu w Polsce, MON, War-szawa 1967.

    6

    w stopniu niewielkim. A zatem ratowanie się tych milio-nów i uratowanie ich przed zagładą było już wtedyniemożliwością, albowiem, gdy zorientowano się w praw-dziwych zamysłach Niemców, było już za późno.

    \V okresie poprzedzającym zagładę i w czasie jej trwa-nia nie ustalona bliżej liczba Żydów, szacowana na dzie-siątki tysięcy, w ucieczce szukała ratunku najpierw przeddyskryminacją, a później przed eksterminacją. Jak wynikaz wstępnych badań, tylko niewielki odsetek Żydów usiłu-jących uniknąć zagłady przetrwał, mając to wyłączniesobie do zawdzięczenia. Ogromna większość pozostałychprzeżyła dzięki pomocy setek tysięcy Polaków, którzywbrew niemieckiemu „prawu", ryzykując życiem swo-im i swoich najbliższych, wyciągnęli w najcięższychchwilach pomocną dłoń prześladowanym i skazanym nazagładę.

    Przeszło 20 lat temu, w 1945 r., w niespełna rok po roz-gromieniu III Rzeszy, autor niniejszej pracy pisał m.in.:

    „W województwie białostockim kilkuset Żydów, którzyuratowali się i przetrwali, zawdzięcza to przede wszystkimodwadze, ofiarności i miłosierdziu polskich chłopów" 3.

    Ci, których schwytano i którym udowodniono — lubpodejrzewano — że ratowali Żydów, byli bezlitośnie mor-dowani przez okupanta. Niemal zawsze ginęli wraz ze swy-mi rodzinami, włączając dzieci, niemowlęta, starców. Nie-jednokrotnie chowano ich w jednym grobie z tymi, któ-rych ratowali.

    3 Szymon Datner, Walka i zagląda białostockiego getta, Cen-tralna Żydowska Komisja Historyczna przy Centralnym KomitecieŻydów w P-jlsce, Oddział w Białymstoku, Łódź 1946, s. 23.

  • Ratownictwo Żydóww warunkach bezwzględnego terroruwobec Polaków

    Fakt wymordowania przez Niemców około 3-milionowejspołeczności żydowskiej w Polsce jest powszechnie zna-nym pewnikiem, nie wymagającym potwierdzenia przezdowody. A jak przedstawia się nasza wiedza o wymordo-wanej ludności polskiej, ,,aryjskiej" — jak by powiedzielihitlerowscy „naukowcy"? Sprawy te, niestety, są dziś —niemal w ćwierćwiecze po zakończeniu wojny — zbadanetylko fragmentarycznie, wyrywkowo; fakt biologicznejeksterminacji potężnego odłamu ludności polskiej prze-słoniła niemal totalna zagłada ludności żydowskiej, mimoże w cyfrach absolutnych rozpiętość w stratach obu naro-dów jest nieduża.

    Na skutek terroru okupanta w każdym roku pierwszegookresu okupacji, w latach 1939—1941, ginęły dziesiątkitysięcy Polaków wymordowanych w masowych egze-kucjach lub w obozach koncentracyjnych. W tym czasie —a zwłaszcza w 1939 r., jak zdołaliśmy już stwierdzić napodstawie naszych badań — liczba wymordowanych Po-laków przewyższa 3-, a nawet 4-krotnie liczbę wymordo-wanych w tym czasie Żydów. W każdym następnymroku giną setki tysięcy Polaków w egzekucjach tajnychi publicznych oraz w obozach koncentracyjnych. Ba, ginąmasami w kilku lub kilkunastu tygodniach ostatniego,1945 roku, w masowych rzeziach u progu wolności. Ginątysiącami już po wyzwoleniu, po maju 1945 r., w pierw-szych dniach, tygodniach i miesiącach po wojnie — w re-

    zultacie nieludzkich warunków, w których wypadło imżyć" we wszelkiego rodzaju obozach, w wyniku okrut-

    nego reżimu okupacyjnego (ta kategoria zbrodni całko-wicie — i niesłusznie — znalazła się poza polem widzeniabadacza). W latach tych zmieniały się proporcje: o ilew latach 1939—1941 stosunek mordowanych Polaków domordowanych Żydów kształtował się jak 10 : l, to w la-tach 1942—1944 wynosił on jak 2 :, 3. Prawda jest jedna:w wyniku zbrodniczej, przemyślanej i zaplanowanej orazsystematycznie realizowanej polityki okupanta ginęłyeksterminoicane obydwa narody — polski i żydowski.

    Miliony Polaków żyły pod ustawicznym, codziennymterrorem, ustawiczna grozą unicestwienia: aresztowani,wysiedlani, przesiedlani, ścieśniani (V er drań guń g), obra-bowywani, wyzuwani z ojcowizny, pozbawieni oświaty —szkół po d s ta w o wy cli, średnich i wyższych, głodzeni, zsy-łani milionami na niewolniczą katorgę w Niemczech, natzw. ziemiach wcielonych do Rzeszy szykanov?ani za po-sługiwanie się językiem ojczystym, w niektórych rejonachwcielani przymusowo do znienawidzonego Wehrmachtu,poniewierani wszędzie w swej godności ludzkiej i narodo-wej, niepewni dnia ni godziny.

    Tę sytuację narodu polskiego pod okupacją przedstawiłdosadnie i bez osłonek jeden z katów tego narodu, do-wódca policji bezpieczeństwa i SD, brigadefuhrer SS,dr Schóngarth, wypowiadając 20 kwietnia 1943 r. na po-siedzeniu rządu Generalnej Guberni w obecności HansaFranka pamiętne słowa:

    „Takiego ucisku, jakiego doznaje naród polski, niedoznawał jeszcze nigdy jakikolwiek inny naród" (Einensolchen Druck, wie ihn das polnische Volk erleide, habenoch nie ein Volk erleiden miissen} l.

    Ta ocena Schóngartha jest miarodajna oceną, a naszymzdaniem koniec roku 1943 i cały następny rok okupacji

    1 Dziennik Franka, t. XXXII, s. 33.

  • to okres jeszcze większego terroru aniżeli za czasówSchongartha. A zatem ratowanie Żydów przez Polakówodbywało się w warunkach najcięższych, w warunkacheksterminacji znacznych odłamów narodu polskiego i bez-względnego terroru, jakiemu poddany był cały naród.

    Cała Europa pod hitlerowską okupacją była sterroryzo-wana, nigdzie jednak — z wyjątkiem okupowanych obsza-rów Związku Radzieckiego, Jugosławii i Grecji — terrornie przybrał takich rozmiarów jak w Polsce.

    Okoliczności tej nie wolno pomijać przy wszelkichpróbach porównań i przeprowadzania analogii.

    Motywyratownictwa Żydów

    ,W żadnym podbitym kraju hitlerowcy nie stosowali takbrutalnego terroru za pomoc okazywaną Żydom przezmiejscową ludność jak w Polsce. Jednak mimo tragicz-nych i odstraszających przykładów społeczeństwo polskienie przeraziło się gróźb okupanta i okazywało pomoc prze-śladowanym. Działały tu zarówno świadomość wspólnegolosu, jak i pobudki najszlachetniejszego humanitaryzmui współczucia dla niedoli ludzkiej — uczucia mocniejszeod groźby i strachu" — wspomina jeden z działaczy RadyPomocy Żydom ], Marek Arczyński,

    Dotykamy tu problemu o istotnym znaczeniu: motywówdziałania tych, którzy w warunkach najcięższego .terroru,wiedząc, czym ryzykują, decydowali się nieść pomoc ska-zanym na nieuchronną zagładę.

    Napoleon Gustaw Banaszewski, oficer w stanie spo-czynku, w czasie wojny przechowywał w swoim domuŻydów. Dlaczego?

    „Wówczas, w te ciężkie czasy okupacji, za przechowy-wanie Żydów groziło rozstrzelanie — powiada on. — Aletrzeba było pomagać wszystkim, bez względu na ich na-rodowość, jeśli groziło im niebezpieczeństwo. Czy to byłaodwaga? Bohaterstwo? Mnie się wydaje, że nie. Poprostu — c z ł o w i e k".

    Tej bezspornej zasady — „po prostu człowiek" — jako1 Rada Pomocy Żydom, kryptonim „Żegota" — organizacja dzia-

    ła jąca w latach 1942—1945 w okupowanej Polsce, mająca na celuniesienie pomocy prześladowanym Żydom. Skupiała przedstawi-ciel: różnych ugrupowań związanych z rządem emigracyjnym orazugrupowań żydowskich (red.).

    n

  • motywu decydującego w ratownictwie nie mdgą przesło-nić nieliczne przypadki, w których działał również motywmaterialnego zainteresowania.

    Byli więc „zawodowi ratownicy", którzy brali wynagro-dzenie za wywiezienie Żydów z zagrożonych stref i dopro-wadzenie ich do miejsc bezpieczniejszych, do stałychmiejsc schronienia itp. Byli tacy, którzy otrzymywali pie-niądze za przechowywanie swych podopiecznych. Dłuższeprzechowywanie, obok wielu innych trudności, wiązało sięz kosztami utrzymania. Przy przechowywaniu kilku lubwiększej liczby osób koszty utrzymania stanowiły nie-bagatelny problem. Tylko niektórzy spośród ukrywają-cych się mogli sami pokryć te koszty w całości i przez całyczas lub częściowo i przez pewien czas-—większość po-zbawiona była środków materialnych. Spośród licznychzasług Rady Pomocy Żydom wyróżnić należy mobilizo-wanie środków materialnych na koszty związane z ratow-nictwem, rozdzielanie funduszów otrzymywanych naten cel przez Delegaturę Rządu na Kraj.

    Ocena moralna materialnego aspektu ratownictwa możebyć niejednolita, kontrowersyjna, zwłaszcza jeżeli bę-dziemy patrzeć na ten problem z punktu widzenia od-wiecznych postulatów humanitaryzmu i norm etycznychczasu pokojowego, a nie wojny, t a k i e j wojny, jakąprowadzili Niemcy w latach 1939—1945. „To nie byławojna, to było zdziczenie!" — wołał na procesie norym-berskim jeden z oskarżycieli. Ratowano ludzi w czasach,które potocznie zwykło się nazywać „czasami pogardy"lub ,,epoką pieców". Terminy te w języku ludzkim za-warły dramat Człowieka, gdy w sercu Europy hodowanyprzez lat kilkanaście twór państwowy sprzeniewierzyłsię podstawowym założeniom państwowości — gdy IIIRzesza propagowała i realizowała masowe ludobójstwo.Utworzony przez nią w tym celu „porządek prawny" zo-bowiązywał— i obwarowywal ten obowiązek drakoński-mi karami — każdego, kto znalazł się w zasięgu jego

    12

    działań*3 ' do bezwzględnego przestrzegania zawartychw nim wskazań.

    Z mieczem Damoklesa nieustannie wiszącym nad gło-wa bvł w takich czasach uczciwym każdy człowiek, którynie stał się łajdakiem i kanalią — zgodnie ze wskaza-niami okupacyjnego „prawa". Był arcyprzyzwoityni czło-wiekiem każdy, kto nawet w bierności swej pozostałuczciwy. Lecz ten, kto czynnie rzucał wyzwanie temu„prawu" i zwalczał je z bronią w ręku lub w inny sposób,bvł bohaterem albo może jeszcze kimś więcej: był C z ł o -w i e k i e m w nieludzkich czasach pogardy.

    Dlatego jestem zdania, że nie tylko nie wolno potępiaćtych, którzy ryzyku jąc życiem stali się „zawodowymi ra-townikami", ale należy ich umieścić w tej samej kate-gorii ludzi zasługujących na uznanie za swe dzieło rato-wania zagrożonego życia ludzkiego. Jedynie w hierarchiidostojeństwa czynu, być może, należałoby tu poczynićpewne rozróżnienia.

    Nie ulega bowiem wątpliwości, że k a ż d y , kto decy-dował się na ratowanie ludzi prześladowanych przezhitlerowców, a zwłaszcza Żydów i jeńców radzieckich,czynił to — jeśli działał pojedynczo — albo kierowanyludzkim odruchem udzielenia jednorazowej, dorywczejpomocy, gdy zetknął się nagle z tym problemem, albodziałał w sposób przemyślany, gdy kierując się motywamimoralnymi gotów był przyjąć całe związane z pomocą ry-zyko na siebie i swoich najbliższych. Taka była zasadapostępowania w ogromnej większości wypadków indywi-dualnego udzielenia pomocy. Nie trzeba podkreślać, że za-sada ta była podstawą każdego zorganizowanego działaniana rzecz ratowania Żydów, czy to przez Radę PomocyŻydom, czy przez inne organizacje Polski Walczącej. Otoprzykład pomocy indywidualnej, przytoczony przez ura-towanego Żyda:

    Biedny woźny magistracki w Stryju, Okuński, o którymrelacjonujemy na innych stronicach niniejszej pracy,

    13

  • przez długie miesiące przechowywał małżeństwo Talerów.Gdy przyszli do niego, udzielił im schronienia. O żad-nym wynagrodzeniu nie było mowy. Po kilku tygodniachTalerowie, którzy dysponowali pewnymi funduszami, sa-mi zaproponowali Okuńskiemu wynagrodzenie, ponawia-jąc kilkakrotnie propozycję. „Ale on zwykł był odpo-wiadać: «Błagam o wynagrodzenie i pomoc tylko od Boga,modlę się, by uratował On mnie razem z wami, albowiemteraz niebezpieczeństwo grozi zarówno wam, jaki mnie»"2. Talerom, którzy byli zamknięci na strychui nigdzie nie wychodzili, przynosił dwa do trzech razy natydzień artykuły żywnościowe, załączając za każdym ra-zem dokładne rachunki wydatków związanych z kupnemtych artykułów.

    Bartoszewski i Lewinówna przytaczają w swojej książ-ce 3 inny wypadek:

    Erna Langenauer (obecnie Brand) pisze do swych wy-bawców, Władysława Komarnickiego z żoną, którzy prze-chowali ją przez dwa lata w Kcmarnikach (pow. Turkanad Stryjem, Stanisławowskie), że pragnie im przysłaćz Izraela pieniądze. Komarnicki, mieszkający obecniew Brunowie, pow. lubiński, informując o liście i jego treś-ci wikarego, ks. Jana Bernasa, mówi:

    „Chce przysłać pieniędzy, ale jej odpisałem, że jeszczemogę pracować. Gdybym już kiedyś nie mógł pracować,a potrzeba by mi było, to co innego. Jej też potrzeba".

    Nadmienić należy, że sytuacja materialna Komarnickie-go jest bardziej niż skromna.

    Inż. Feliks Cywiński wraz ze swą rodziną zamieszkałą

    2 N aftali Taler, Histatarnu bewinian irija nazit — wenicalnu(Ukrywaliśmy się w gmachu magistratu nacystowskiego—ocale-liśmy), Yediot Yad Washem nr 19/20, Jerozolima, Nisan 5719 (maj1959).

    3 Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna, Ten jest z Oj-czyzny mojej, „Znak", Kraków 1966, s. 469—470 (relacja ks. JanaBernasa).

    \Varszawie i Brwinowie, szczęśliwie przechował 26 Ży--mężczyzn, kobiety i dzieci. Gdy wyczerpały się

    środki finansowe jego podopiecznych, Cywiński, aby u-możliwić im przetrwanie, zakupić żywność, opłacić miesz-kania — które często zmuszony był zmieniać, gdy „spala-Jo" się jedno po drugim — nie zawahał się sprzedać swojąwilie., pożyczał pieniądze i zadłużał się.

    Podobnie współpracujący z nim blisko w dziele ratow-nictwa inż. Jan Bachański, aby opędzić wydatki związa-ne z ratownictwem, zdecydował się sprzedać 5 ha swojejziemi 4.

    Na podstawie tych migawkowo zilustrowanych przy-kładów możemy stwierdzić, że akt drugi ratownictwa, niemniej trudny niż wyrwanie człowieka ze strefy bezpośred-niego zagrożenia, to ukrycie go i zapewnienie mu warun-ków przetrwania. Sprawy te, związane nie tylko z niebez-pieczeństwem, ale i z kosztami, nie odgrywały — jak wi-dzimy — żadnej roli, jeśli ludzie udzielający schronieniadysponowali środkami materialnymi lub mogli je zdobyć.

    Wielkiej sprawy ratownictwa Żydów w okupowanejPolsce nie mogą zatem przyćmić wydarzenia naturyincydentalnej, drugorzędne. Zagadnienie motywów leżywyłącznie w sferze moralnej — w każdym lub niemalw każdym wypadku — w której nie można operować jed-nostkami przeliczeniowymi. U niosącego ratunek w gręwchodziły wyłącznie nakazy etyczno-moralne, górującenad wszelkimi innymi, górujące nad świadomością niebez-pieczeństwa grożącego ze strony okupanta, który za pomocŻydom karał śmiercią. Czynnikiem współdziałającym by-ła całkowita negacja rnetod stosowanych przez okupanta,m.in. w odniesieniu do Żydów, bierny i czynny opór olb-rzymiej większości narodu polskiego wobec najeźdźcy,wielka wola przeciwstawienia się hitleryzmowi jako syste-mowi wymierzonemu w cały moralny dorobek ludzkości.

    4 Tamże, s. 385—387.

    14 15

  • W tej sferze szukać należy genezy ratownictwa, to byłgrunt, na którym ono wyrosło.

    Każdy- wypadek zetknięcia się z „problemem żydows-kim" w owych czasach konfrontował człowieka z jegomoralnym zaangażowaniem, był swego rodzaju moralno--etycznym kryterium jego oceny. Przytłaczająca więk-szość zwycięsko wyszła z tej próby. Polacy wobec pro-blemu żydowskiego zachowali się z wielką godnością na-rodową i ogólnoludzką. Naród polski nigdy nie pogodziłsię z tym, co Niemcy robili z Żydami.

    Na zakończenie rozważań o motywach działania ludzispieszących na ratunek przytaczamy ocenę dokonaną nagorąco w latach 1943—1944 przez historyka EmanuelaRingelbluma, ukrywającego się wraz z 34 Żydami w schro-nie przy ul. Grójeckiej w Warszawie pod opieką Polaków.Ringelblum, omawiając serdeczną przyjaźń, jaka wytwo-rzyła się między ukrytymi a ich opiekunami, pisze:

    „Takich schronów jest więcej po aryjskiej stronie. Tkwiw nich dozgonna przyjaźń i wdzięczność ludzi wydar-tych z łap faszystowskiego gada. Nazwiska tych ludzi,których przyszła Polska powinna udekorować orderem«Za Humanitaryzm*, na zawsze pozostaną nam drogiejako nazwiska bohaterów, którzy w walce z największymwrogiem ludzkości uratowali tysiące ludzi od niechybnejzagłady" 5.

    s Emanuel Ringelblum, Stosunki polsko-żydowskie w czasiedrugiej wojny światowej. Uwagi i spostrzeżenia, Biuletyn Żydow-skiego Instytutu Historycznego (ŻIH) nr 30/1959, s4 86.

    Niemieckie ostrzeżeniai groźby

    Warunkiem realizacji tzw. „ostatecznego rozwiązaniakwestii żydowskiej" 1 było m.in. niedopuszczenie do u-cieczki Żydów z gett, w których mieszkali pod strażą.Władze okupacyjne wydawały w tym przedmiocie odpo-wiednie zarządzenia-ostrzeżenia, zarówno dla Żydów jaki Polaków.

    Rozporządzeniem z dnia 15.X.1941 r. generalny guber-nator Hans Frank zapowiada drakońskie kary dla zbieg-łych z gett Żydów oraz dla Polaków, którzy pomogą imw ucieczce lub ich przechowają.

    § 4b tego rozporządzenia stanowi:(1) „Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wy-

    znaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samejkarze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie da-ją kryjówkę.

    (2) Podżegacze i pomocnicy podlegają tej samej karzeco sprawca; czyn usiłowany karany będzie jak czyn do-konany. W lżejszych wypadkach można orzec ciężkie wię-zienie lub więzienie.

    (3) Zawyrokowanie następuje przez sądy specjalne" 3.P„unkt 3 wymienionego paragrafu nie był w praktyce

    w Generalnej Guberni nigdy stosowany wobec zbiegłychŻydów. Byli oni na miejscu schwytania zabijani albo od-prowadzano ich do najbliższego posterunku policji lubżandarmerii, placówki gestapo lub kripo, gdzie po stwier-dzeniu, że są Żydami, poddawano ich torturom, aby wy-

    1 Endlósung der Judenfrage.2 Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich

    w Polsce (dalej: AGK).

    ' Las sprawiedliwvch 17

  • dali tych, którzy im pomagali lub przechowywali. Potembyli zabijani. Na ogól ten sam los spotykał Polaków, któ-rzy pomagali zbiegom z gett w miastach, wsiach lub w sa-motnych, leżących na odludziu ,,koloniach".

    Jedyna i najwyższa kara — kara śmierci — przewidzianadla Polaków za udzielanie Żydom pomocy wzbudziła nawetwątpliwości u jednego z sędziów sądów specjalnych:

    Szef Głównego Wydziału Sprawiedliwości przy rządzieGG, Wille, uznał za stosowne wydać 18.VII.1943 r. okólnikskierowany do „urzędów sprawiedliwości przy dystryk-tach" 3 (Distrikts-Abteilung Justiz), w którym wypowiadasię, iż w wypadku „gdy nie można stwierdzić, czy Żydopuścił wyznaczoną mu dzielnicę w sposób niedozwolony,a stwierdza się jedynie, że w sposób niedozwolony zna-lazł się on poza swoją dzielnicą mieszkaniową, w takimwypadku — stwierdza Wille — brak rozporządzenia, któ-re można by bezpośrednio zastosować jako podstawę doukarania osoby, która takiemu Żydowi udzieliła schro-nienia". Wille zaleca jednakże, jakby przestraszonyswym „liberalizmem", aby w odniesieniu do udzielają-cych pomocy Polaków liczyć się i w tych wypadkachz „podstawową ideą zawartą w § 4b, punkt l, zdanie 2,polegającą na zwalczaniu niebezpieczeństw politycznych,kryminalnych i zdrowotnych emanujących od Żydów".W szczególności zaleca on stosowanie kary śmierci wobecPolaków udzielających schronienia tym Żydom, którzyw ogóle nie podporządkowali się nakazowi udania się dożydowskich dzielnic mieszkaniowych (gett) i ukrywająsię od samego początku. Dlaczego ten rodzaj „przestęp-stwa" Wille uznaje za szczególnie niebezpieczny dla inte-resów III Rzeszy, tego szef „sprawiedliwości" GG niewyjaśnia. Stwierdza on jedynie, że takiej kary, tj. karyśmierci dla osób przechowujących tę kategorię Żydów, do-maga się „zdrowy rozsądek".

    3 Tzw. Generalna Gubernia w okresie hit lerowskiej okupacjipodzielona była na pięć okręgów admini s t racy jnych — dystryktów.

    18

    Należy zwrócić uwagę, że rozporządzenie Franka z 15.X.194l r. zostało wydane, gdy przygotowano już akcjętotalnej zagłady Żydów, gdy przystąpiono już do „osta-tecznego rozwiązania kwestii żydowskiej". Drakońskiezarządzenia miały zniechęcić Żydów do szukania ratunkupoza gettem i odstraszyć ludność polską od udzielaniaim pomocy. W ciągu 1942 r. w Generalnej Guberni hitle-rowcy przeprowadzili morderczą akcję likwidacji skupiskżydowskich, centralnie kierowaną przez „referat żydows-ki" Adolfa Eichmanna i nadzorujący go Główny UrządBezpieczeństwa Rzeszy, przy aktywnym współudziale naj-wyższych lokalnych czynników partyjno-administracyjno--policyjnych okupanta. Akcja ta, rozpoczęta już w 1941 r.na okupowanych obszarach ZSRR, została „w zasadzie"zakończona z końcem 1942 r. Jej rezultatem było wymor-dowanie jeńców radzieckich i około 90% polskich Żydów.

    Trzeba z naciskiem stwierdzić, że ten gwałtownie szyb-ki przebieg akcji likwidacyjnej polskich Żydów tłumaczyw znacznej mierze niewielką liczbę uratowanych Żydów.Świadomość tego, że „wysiedlenie" nie oznacza '„wyjaz-du na wschód do pracy" — jak to oficjalnie utrzymywaliNiemcy, aby uśpić czujność ofiar — bardzo powoli prze-sączała się do umysłów więźniów gett, wraz z przenika-niem niemożliwych do sprawdzenia i z niewiarą przyjmo-wanych pogłosek o tym, że Żydzi wywożeni są do miejscmasowej zagłady. Utrudniało to i niemal hamowało akcjęratowania się podejmowaną przez samych Żydów, jak teżakcję ratowania ich z zewnątrz.

    W tym czasie tylko pewna, nieznaczna liczba Żydówuniknęła „wysiedleń", decydując się na ucieczkę choćbydo lasów, na wędrówkę po wsiach, aby znaleźć schronienieu Polaków. Hitlerowcy postanowili uciekinierów tych za-straszyć l włączyć do akcji „wysiedleńczej", jak równieżzastraszyć tych, którzy spieszyli zbiegom z pomocą.

    28.X.1942 r. wyższy dowódca SS i policji, Kriiger, wy-daje rozporządzenie utworzenia w dystryktach warszaws-

    19

  • kim i lubelskim zamkniętych gett-pulapek, do którychod LXII.1942 r. winni byli pod grozą kary śmierci ściąg-nąć wszyscy przebywający poza gettem Żydzi. „Tej samejkarze podlega ten, kto takiemu Żydowi udziela świadomieschronienia, tzn. kto w szczególności umieszcza Żyda pozaobrębem żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej, żywi golub ukrywa", a ,,wobec tego, kto uzyskawszy wiadomośćo tym, że jakiś Żyd bezprawnie przebywa poza obrębemżydowskiej dzielnicy mieszkaniowej, nie zgłosi tego po-licji, zastosowane będą policyjne środki bezpieczeństwa".

    Takimi gettami-pulapkami w dystrykcie warszawskimbyły getta w następujących miejscowościach: Warszawamiasto, Kaluszyn, Sobolew, Kosów, Rembertów; w dys-trykcie lubelskim: Łuków, Parczew, Międzyrzecz, Włoda-wa, Końskowola, Piaski, Zaklików, Izbica.

    Znamienną ewolucję prześledzić można na podstawiezarządzeń wydanych przez kreishauptmanna grójeckiegow końcu 1941 r. w sprawie „wałęsających się" Żydów.Pod pretekstem walki z rozszerzającą się epidemią tyfusuplamistego, której nosicielami mieli być Żydzi, kreis-hauptmann w trzech kolejnych obwieszczeniach wzywałludność wiejską, aby nie wpuszczała Żydów do swychmieszkań, by nie sprzedawała i nie dostarczała im żyw-ności, lecz by donosiła władzom, gdy się tacy pojawią.

    Rozplakatowano trzy tego rodzaju obwieszczenia:Obwieszczenie pierwsze, z 30.X.1941 r„ zawiera jedynie

    zakaz udzielania jakiejkolwiek pomocy Żydom oraz —w razie przekroczenia tego zakazu — groźbę represji w po-staci aresztowania i zesłania „na czas dłuższy do obozupracy przymusowej".

    Obwieszczenie z 15.XII.1941 r. nie zawiera już gróźb.Kreishauptmann ma tym razem do zaofiarowania ,,1 metrzboża po cenie urzędowej w nagrodę każdemu z miesz-kańców, który władzom policyjnym poda wiadomośćo przebywającym bez zezwolenia Żydzie w taki sposób,by można go było natychmiast ująć".

    20

    Upłynęły zaledwie cztery dni, gdy niemiecki włodarznowiatu grójeckiego wydal jeszcze jedno obwieszczenieC19 XII-1941 r.). Tym razem kreishauptmann jest hojniej-szy i ofiarowuje donosicielowi już bezpłatnie l metr żyta.Rozszerza jednak kategorię „przestępców": l metr żytaotrzymać można nie tylko za zadenuncjowanie Żyda, lecz,taką samą nagrodę naznacza się i w tym wypadku, gdy

    zamiast nazwisk włóczących się Żydów poda się tych,którzy Żydom udzielają gościny lub dają pożywienie".

    W listopadzie 1941 r. na murach Warszawy i dystryktuwarszawskiego pojawiły się wielkie czerwone afisze,podpisane przez gubernatora dystryktu, drą Ludwika Fi-schera, datowane 10 listopada 1941 r. Afisz drukowanybył w dwu językach: u góry tekst niemiecki, poniżej pols-ki. Przytaczamy tekst polski (z zachowaniem pisowni ory-ginału):

    O B W I E S Z C Z E N I E

    D o t y c z y : k a r y ś m i e r c i z a n i e u p r a w n i o n e o p u s z -c z e n i e ż y d o w s k i c h d z i e l n i c m i e s z k a ń i ' o w y c h .

    W ostatnim czasie rozprzestrzenili żydzi, którzy opuścili wyzna-czone im dzielnice mieszkaniowe, w licznych udowodnionych wy-padkach tyfus plamisty. Aby zapobiec grożącemu w ten sposóbniebezpieczeństwu dla ludności, rozporządził Generalny Guberna-tor, ze żyd, który w przyszłości opuści nieuprawniony wyznaczonąmu dzielnicą mieszkaniową, będzie karany śmiercią.

    Tej samej karze podlega ten, kto takim żydom udziela świado-mie schronienia lub im w inny sposób pomaga (np. przez udostęp-nienie noclegu, utrzymania, przez zabranie na pojazdy wszelkiegorodzaju itp.).

    Osądzenie nastąpi przez Sąd Specjalny w Warszawie.Zwracam calej ludności Okręgu Warszawskiego wyraźnie uwagę

    na to nowe postanowienie ustawowe, ponieważ odtąd będzie sto-sowana bezlitosna surowość.Warszawa, dnia 10 listopada 19.41.

    (—) Dr FischerGubernator" *

    4 Bekannttnachung, AGK, T. 970/z/A-Inw. 977, t. 77/49.

    21

  • Wraz z nasileniem akcj i eksterminacyjnej wobec pols-kich Żydów, która osiągnęła punkt szczytowy w drugiejpołowie 1942 r., wzmaga się niemiecki terror przeciwkoPolakom udzielającym skazańcom pomocy i schronienia.

    26 września 1942 r., kreishauptmann radomszczański,Driessen, wydaje w języku niemieckim i polskim okólnikdo burmistrzów. Przytaczamy tekst polskiego oryginału:

    Radomsko, den 26. Sept. 1912-„Der Kreishauptmann

    Amt fur PolizeiverwaltungKo/Dr.

    Dowszystkich Burmistrzów Powiatuwraz z miastem Piadomskiem

    D o t.: U U r y w a n i a z b i e g ł y c h ż y d ó w p r z e z p o l a k ó w .

    Doświadczenia ostatnich tygodni dowiodly, że wielu żydów ucie-ka z żydowskich dzielnic mieszkaniowych, aby ujść ewakuacji.Tych żydów napewno ukrywają palący. („Diese Juden mussendurch Polen aufgenommen worden sein").Upraszam Pana jak najdobitniej uświadomić mieszkańców Pańs-kiej Gminy, że każdy polak, który przyjmie do siebie żyda, wy-kracza przeciw 3. rozporządzeniu o ograniczeniu pobytu w Gene-ralnym Gubernatorstwie z dn. 15.X.1941 r. Dz. Rozp. GG. str.595. Również za pomocników uważać należy tych polaków, którzyzbiegłym żydom nie udzielają wprawdzie schronienia, to jednakzaopatrują ich w żywność lub sprzedają im środki żywnościowe.W takich wypadkach polacy karani będą śmiercią.

    Im Auftrage („Z polecenia"—Sz.D.)"(—) podp. nieczyt.

    W związku z utworzeniem gett kreishauptmann Dębicywydal w listopadzie 1942 r. następujące

    O G Ł O S Z E N I E 5

    § ł.Począwszy od 1.XI 1.1942 r. na terenie Kreishauptmannschaft

    Dębica żydowi wolno przebywać tylko w już istniejących zamknię-tych obozach żydowskich.

    5 Tamże.

    22

    § 2.

    W myśl § 3. rozporządzenia policyjnego o utworzeniu żydows-kich dzielnic mieszkaniowych w dystryktach Radom, Krakau i Ga-licja, z 10.X1.1942 r., w związku z § 3. rozporządzenia o bezpieczeń-stwie i porządku w Generalnym Gubernatorstwie z 26.X.1939 r.,podlega karze śmierci każdy, kto poza obrębem zamkniętychobozów świadomie udziela żydowi schronienia, tzn. kto w szcze-gólności umieszcza żyda u siebie, żywi go lub ukrywa.

    Wobec tego, kto otrzyma wiadomość o tym, że jakiś żyd bez-prawnJe przebywa poza obrębem obozu i nie zgłosi tego policji,zastosowane będą policyjne środki bezpieczeństwa.

    § S.

    Rozporządzenie policyjne o tworzeniu żydowskich dzielnic mie-szkaniowych w dystryktach Radom, Krakau i Galicja wchodziw życie z dniem 20.Xl.1942 r,Dębica, dnia 19 listopada 1942.

    Der Kreishauptmanngez. Schluter"'

    Okresem szczególnie nie sprzyjającym akcji ratowni-czej był okres częściowej, a zwłaszcza całkowitej, likwi-dacji niektórych skupisk żydowskich. Taki okres nastąpiłm.in. w Warszawie w kwietniu i maju 1943 r.

    „Kiedy w kwietniu br. paliło się getto, kiedy nowocześ-ni Neronowie palili żywe pochodnie ludzkie, kiedy czer-wone plakaty krzyczały ze wszystkich murów: «Polacy!Biada każdemu z was, kto ukrywa Żydów. Uczynimyz wami to samo, co z Żydami!*, w tym czasie u «Krysi» 7

    zapanowała czarna rozpacz. Niejeden widział w łunachpłonącego getta brata, siostrę..." *

    W tym czasie brutalnej presji i bezwzględnego terroru,gdy groza unicestwienia mogła w niejednym człowiekuzachwiać postanowienie kontynuowania pomocy dla szczu-

    _ s Tamże. W wyżej przytoczonych trzech ogłoszeniach zachowu-jemy wiernie znamienną pisownię oryginałów.

    T Kryptonim schronu przy ul. Grójeckiej, w którym ukrywałS1S m.in. h i s toryk Ringelblum z rodz iną .

    E. Ringelblum, Stosunki polsko-żydowskie..., cyt. wy d., s. 86.

    23

  • tych i prześladowanych, byli tacy, którzy nie wpadliw panikę, nie ulękli się gróźb, nie wyrzucili swych pod-opiecznych na bruk.

    W działaniu tym ujawniała się cecha, często na prze-strzeni dziejów znamionująca postawę narodu polskiego:zdeterminowane działanie przy dużym — w danym wy-padku najwyższym — ryzyku, mimo, a nawet n a p r z e -k ó r wszelkim przeciwieństwom.

    Ringelblum w słowach najwyższego uznania wyraża sięo postawie rodziny Marczaków, ukrywającej 34 Żydów,która w owych ciężkich dniach kwietniowych nie tylko niezałamała się, ale jeszcze dodawała otuchy ukrywającymsię 9. Mówi on również o zimnej krwi i graniczącej z bra-wurą odwadze kierującego całym „przedsięwzięciem",37-letniego ogrodnika, Władysława Marczaka.

    Ostentacyjnie zajeżdżał on wozem do określonego punk-tu Warszawy, ładował na wóz walizki i paczki uciekinie-rów, ludzi sadzał na paczkach i jechał do domu. „Razwsadził ośmiu ludzi — kobiety i dzieci — i na oczach po-licji, «szmalcowników» 10 i sąsiadów przewiózł głównymiulicami miasta bezpiecznie do domu". Szczytem tej bra-wury było zaproszenie do swego ogrodu znajomego volks-deutscha i pracownika gestapo (,,pana R."), który był roz-miłowany w ogrodnictwie; na terenie zwiedzanego przezNiemca ogrodu znajdował się schron („Krysia") z ukry-tymi w nim Żydami.

    „Mieszkańcy «Krysi» zachowali grobowe milczenie, gdypan W. oprowadzał pana R. nad ich głowami. Niemiec,który dotychczas chodził po żydowskich trupach, tym ra-zem szedł po żywych" n.

    Czy to była tylko brawura? Wydaje się, że ta ostentacja,zarówno w doprowadzeniu grupami ponad 30 Żydów do

    9 Tamże.10 „Szmalco\vnik" — tak ludność Warszawy nazywała szanta-

    żystów i denuncjatorów.11 E. Ringelblum, Stosunki polsko-żydoioskie..., cyt. wyd. s. 84.

    24

    schronu przy Grójeckiej, jak i oprowadzanie vołksdeut-qcha po terenie kry jącym schron, była czynnikiem działa-iacym na rzecz bezpieczeństwa, „SzmaJcownik" musiałbymieć wiele fantaz j i i odznaczać się nieprzeciętnym reflek-sem, aby dopuścić mysi, że w biały dzień na ulicach War-szawy ośmiela się ktoś przewozić grupę Żydów. „Wizyta"gestapowca w ogrodzie niejako „legalizowała" ten teren,przynajmniej na jakiś czas stawiała go poza podejrzenia-mi- Większość ratu jących raczej unikała stosowania ta-kich metod, aczkolwiek niejednokrotnie uznawano —za-równo w ratownictwie Żydów, jak i innych formach pra-cy konspiracyjnej — za najbezpieczniejsze pomieszczeniaznajdujące się np. w pobliżu posterunku policyjnego czyżandarmerii, a nawet w gmachu niemieckiego urzędu.

    W wyniku cytowanych wyżej zarządzeń w okupowa-nym kraju zginęły dziesiątki tysięcy Żydów próbującychucieczką ratować się od deportacji do obozów zniszczenialub ukrywających się poza obrębem skazanego na zagładęgetta. Nieomal każda osada, wieś, miasteczko l miastopolskie były świadkami tragedii pojedynczych Żydów lubmniejszych czy większych grup, "schwytanych poza get-tem, poza transportem wiezionym na śmierć i zamordo-wanych.

    Wraz z nimi mordowano Polaków, którzy ściganymŻydom okazali pomoc, ukrywali ich i żywili. Dokładnejliczby Zamordowanych jeszcze nie ustalono, lecz jest toliczba wysokiego rzędu.

    Wykonawcami zbrodni byli funkcjonariusze hitlerows-kiego aparatu bezpieczeństwa: gestapowcy, członkowieSD, żandarmi, niemiecka policja porządkowa (schupo itd.),sonderdienst, cywilni Niemcy. Wspomagali ich w tymdziele konfidenci gestapo. Terenem zbrodni były przedewszystkim lasy, zaga jnik i , rowy przydrożne w pobliżu da-nej miejscowości itp., a także więzienia. Ofiary zakopy-wano na miejscu zbrodni, a grunt "plantowano, ^y nie po-zostawić ś ladu zbrodni .

    25

  • Reasumując ten punkt naszych rozważań:Niemieckie obwieszczenia przytoczone wyżej były

    ostrzeżeniami nie dla Żydów, którzy według niemieckiego„prawa" musieli zginąć z samej racji swego istnienia.Polacy mogli według tegoż „prawa" żyć, gdyby chcieli toprawo uszanować i dali Żydom zginąć. Nie chcieli. Wieluzapłaciło najwyższą stawkę — stawkę życia.

    Wbrew ostrzeżeniom i groźbom hitlerowskich obwiesz-czeń, wbrew okrutnej praktyce mordowania ludzi udzie-lających Żydom pomocy i ich rodzin, szerokie rzesze Po-laków do końca niosły ratunek skazanym na zagładęŻydom.

    Postawy ludzi i możliwościratownictwa

    Gdy w nocy do okna chaty chłopskiej zapukał nieznajomyŻyd, wraz z nim zapukał problem żydowski owych lat,z całym splotem implikacji, ryzyka, niebezpieczeństwa,wraz z koniecznością powzięcia decyzji i związaną z tymrozterką duchową. Zaszczuty proa o pomoc, o łyżkę stra-wy, o kilka chwil, aby ogrzać się w ciepłym kącie. Gdyt r a f i a na cieplejszy błysk oczu, życzliwe słowo, prosi, bypozwolono mu kilka dni pobyć — popracuje i odejdzie.Chłop staje przed pytaniem: jak zareagować? Zdaje sobiesprawę, że do jego okna zapukał problem moralny, prob-lem człowieka, któremu odmówiono człowieczeństwa, za-pukało wielkie zagadnienie humanitarne. Problem od-wieczny, będący udziałem tysięcy pokoleń: problem chwi-lowej przewagi zła, problem ściganego i prześladowane-go. W takiej chwili przed człowiekiem staje koniecznośćsprawdzenia siebie, skonfrontowania swej postawy z na-kazem moralnym. Ryzyko związane z opowiedzeniem siępo stronie dobra — po stronie ściganego — było zawszewielkie. Jednak w łatach 1939—-1945 rozmiary tego ry-zyka były nieporównywalnie wielkie.

    Wydaje się, że ogólnie rzecz biorąc, istniały cztery mo-żliwości rozwiązania takiego dylematu:

    pierwsza — to zgodnie z narzuconym przez najeźdźcęokupacyjnym „prawem" — wydać Żyda w ręce opraw-ców, co równało się skazaniu go na śmierć;

    druga — nie wydać, lecz nie udzielić pomocy;trzecia—udziel ić mu doraźnej pomocy;czwarta — zaopiekować się i udzielić schronienia na

    czas dłuższy.

    27

  • Brak niestety danych, które pozwoliłyby z"matematycz-ną dokładnością określić częstotliwość występowania każ-dej z tych możliwości.

    Na zasadzie ogólnej znajomości problemu można z dużądozą prawdopodobieństwa i wiarygodności sformułowaćnastępującą odpowiedź co do postaw ludzkich:

    1) Możliwość pierwsza, implikująca aktywne współ-działanie z okupantem w dziele niszczenia Żydów, byłaz reguły odrzucana, stanowiąc niesłychanie rzadki, wy-jątkowy przypadek. Fakty zdrady przejawiające się w po-staci współpracy mętów społecznych z hitlerowskim na-jeźdźcą stanowiły wąski margines zarówno w społecznościpolskiej, jak i żydowskiej. Nie ma narodów całkowiciewolnych od odpadu społecznego. Wojna zawsze jest czyn-nikiem deprawującym, bardzo niebezpiecznym dla sła-bych charakterów. Naród polski, który jako jeden z nie-licznych nie skalał się hańbą politycznej kolaboracji z hi-tlerowskim okupantem, w nie mniejszym stopniu aniżeliŻydzi ucierpiał od działalności tych samych donosicielii konfidentów gestapo. Stanowisko zarówno narodu pols-kiego, jak i żydowskiego było tu jednoznacznie wspólne:zdrajcy wszelkiego autoramentu, ,,szmalcownicy", szanta-żyści i konfidenci znajdowali się w powszechnej pogar-dzie i potępieniu. Zorganizowane podziemie polskie tępiłoich z całą surowością i bezlitośnie — aż do karania win-nych śmiercią. Tak samo postępowano ze zdrajcami w get-tach Warszawy, Białegostoku i innych. W białostockimgetcie po okrutnej masakrze, jaką hitlerowcy przeprowa-dzili w lutym 1943 r., w której zginęło na miejscu lubwywieziono do obozów śmierci ponad 10 000 ofiar, ludnośćgetta dokonała samosądu nad denuncjatorami; aby rato-wać własne życie, wskazywali oni oprawcom schrony bę-dące kryjówką ich współziomków.

    Zdrajcy stanowili w tych czasach wąski, cienki mar-gines społeczny. Był to cuchnący ropień na zdrowym ciele,

    28

    wąska, brudna pręga na wielkiej i jasnej karcie historii.Generalizowanie zjawiska wyjątkowego i przejaskrawia-nie go byłoby deformowaniem prawdy.

    Przytaczamy przykładowo opublikowane w prasie kons-piracyjnej dwa fakty surowego rozprawienia się PolskiPodziemnej ze zdrajcami, którzy zhańbili się współpracąz Niemcami:

    „Wyrokiem Sądu Specjalnego w Warszawie z dnia 7 lipca 1943 r.został skazany na karę śmierci oraz utratę praw publicznychi obywatelskich praw honorowych:

    Borys, vel Bogusław, vel Bogusław Jan Pilnik, ur. 5.V.1912 r.,syn Aleksandra .i Felicji Szolkowsktej, sam. w Warszawie przyul Pterackiego 17 — za to, że w czasie okupacji niemieckiej w Pol-sce, współpracując z niemieckimi władzami okupacyjnymi naszkodę społeczeństwa polskiego, w charakterze konfidenta, wydalw ręce władz niemieckich obywateli polskich narodowości ży-dowskiej, ukrywających się przed władzami niemieckimi, orazże wyłudził na swoją korzyść od swych o f i a r duże sumy piemężnepod pretekstem potrzeby tych sum dla ochrony ukrywających się,a następnie, po wydaniu ukrywających się w ręce wiadz niemiec-kich, wyłudził od rodzin ofiar różne przedmioty majątkowe —rzekomo w celu dostarczenia ich aresztowanym — które następnieobrócił na swoją korzyść.

    Wyrok wykonano przez zastrzelenie dnia 25.VIII.1S43 r.7.IX.1'J43

    Kierownictwo Walki Podziemnej"1

    9

    „Kierownictwo Walki Podziemnej ogłosiło, że Sądy SpecjalneCywilne Okręgu Warszawskiego i Krakowskiego skazały za współ-pracę z policją niemiecką na karę śmierci i utratę praw publicz-nych i obywatelskich praw honorowych:

    Tadeusza Karcza, zam. w Warszawie (wydał Niemcom Ży-dów — obywateli polskich);

    Antoniego Pajora, zam. w Dobranowicach k. Wieliczki (tropiłdziałaczy niepodległościowych i denuncjował Polaków ukrywają-cych Żydów)" 2.

    1 Biuletyn Informacyjny nr 37 (192), Warszawa. 16 wrześniar., s. l, A r c h i w u m Z s k l a d u Historii Part i i przy KC PZPR

    Tamże, nr 49 (204), Warszawa, 9 grudnia 1943 r., s. 5, AZHP

    29

  • Czego dowodzą te i inne wykonane wyroki śmierci? Sąone wyrazem postawy zorganizowanego społeczeństwa,postawy działających w podziemiu organizacji PolskiWalczącej. Specjalne organa zbrojnego podziemia w Pol-ce zajmowały się zwalczaniem szpicli, konfidentów, pro-wokatorów i tych komórek hitlerowskiego aparatu, które,jak np. Policja Bezpieczeństwa i Służba BezpieczeństwaRzeszy, organizowały w Generalnej Guberni śledzenie,wykrywanie i likwidowanie ukrywających się Żydów. Dotych komórek wchodzili gestapowcy, Niemcy z Rzeszyi volksdeutsche znający język polski oraz policjanci nie-mieccy, wyspecjalizowani w procedurze tropienia Ży-dów.

    Zarówno Gwardia Ludowa i Armia Ludowa, jak rów-nież Kierownictwo Dywersji AK (Kedyw), Korpus Bez-pieczeństwa AK, Bataliony Chłopskie, Polska Armia Lu-dowa (PAL — organizacja wojskowa RPPS), Socjalistycz-na Organizacja Bojowa i inne tropiły i zwalczały te prze-stępstwa wobec narodu polskiego.

    W 1943 r. intensywną działalność na tym odcinku roz-winęło Kierownictwo Walki Podziemnej. Zorganizowałoono cały system skróconej procedury karnej, grupy ob-serwacyjne, dochodzeniowo-śledcze, prokuraturę, sądyspecjalne i komórki likwidujące przestępców skazanychza zajmowanie się tropieniem i likwidowaniem ukrywa-jących się Żydów.

    W czasie prawie rocznej działalności Wydział DywersjiOsobowej Kierownictwa Walki Podziemnej wydal naterenie Warszawy ponad 70 wyroków śmierci na hitlerow-ców i ich konfidentów zajmujących się tropieniem Żydów.Większość tych wyroków została wykonana przez działlikwidacyjny KWP i przez inne współpracujące grupy.

    Wielu członków polskiego podziemia zapłaciło za tędziałalność życiem podczas wykonywania wyroków lubw czasie prowadzenia czynności dochodzeniowo-śledczychczy sądowych.

    Dzięki tej akcji udało się uratować wielu Żydów przedniechybną śmiercią. Działalność ta w znacznym stopniudazorganizowala hitlerowski aparat terroru. Był to po-ważny wkład w obronę Żydów organizowaną przez zbroj-ne ramię walczącego narodu polskiego.

    2) Równie rzadkim przypadkiem jak współdziałaniez okupantem było całkowite odżegnanie się od udzieleniapomocy i pozostawienie ściganego własnemu losowi. Przyocenie tego również sporadycznie występującego zjawis-ka nie wolno zapominać, że okupant wszelką pomoc oka-zywaną ludziom ściganym przez niego — a zwłaszcza Ży-dom—zwalczał najokrutniejszynji metodami. Tych, któ-rzy udzielali pomocy, hitlerowcy zabi jal i zwykle wrazz ich rodzinami, a częstokroć wraz z sąsiadami. Instynktsamozachowawczy podpowiadał: może Żyda tropi żan-darm, może ścigany po otrzymaniu pomocy zostanieschwytany przez Niemców i wyjawi im, kto mu pomógł?Lęk o siebie i swych najbliższych mógł podyktować de-cyzję: ,,Odejdźcie, na miłość boską, was zabiją i nas za-biJ3" — która dla ściganego musiała brzmieć jak wyrok.

    Postawy takiej nie można pochwalać, nie może ona sta-nowić wzoru do naśladowania ani tym bardziej nie możebyć uznana za etyczną normę postępowania. Wziąwszyjednak pod uwagę czas wojny i h i t l e r o w s k i e j oku-pacji, nie można pochopnie w czambuł potępić tych, któ-rzy taką postawę przyjmowali. Nie eliminowała ona jesz-cze możliwości ratowania przez innych, mniej rezonują-cych, mniej lękliwych. Jeśli wolno mówić w takim kon-tekście o pewnych moralnych pozytywach, to w tychsytuac jach—„ani zdrady, ani pomocy" — polegały onena uchyleniu się od narzuconego przez okupanta obo-wiązku współdziałania w ściganiu prześladowanych,w tym wypadku Żydów. Według nakazów władz hitle-rowskich k a ż d y Polak miał obowiązek wskazać im lubwydać k a ż d e g o napotkanego Żyda, lub też meldowaćini o każdym zasłyszanym przypadku jego ukrywania się.

    3031

  • Gdyby miliony Polaków chciały poddać się tym okupa-cyjnym nakazom i współpracować z Niemcami, nie ocalał-by ani jeden lub niemal ani jeden Żyd. Nawet ten biernyopór Polaków wobec zarządzeń niemieckich umożliwiłtysiącom i dziesiątkom tysięcy Polaków aktywną pomoc,której rezultatem było uratowanie w najcięższych warun-kach około 100000 istnień ludzkich. Albowiem w tychczasach pogardy pomocą było wszystko, co umożliwiałoŻydowi przetrwanie. Pomocą było nawet „niezauważenie"Żyda, milczenie—-jako punkt wyjścia dla przeciwstawie-nia się i aktywnej pomocy. Takich, którzy wiedzielio ukrywających się Żydach, lecz nie donieśli o tym Niem-com, mimo że zobowiązywało ich do tego „prawo" hitle-rowskie, były miliony — oczywiście, w y ł ą c z a j ą c konfi-dentów. Zjawiskiem znamiennym z tego punktu widzeniajest fakt, że wielu przedwojennych endeków, a nawetoenerowców, włączyło się w ten powszechny w narodziepolskim nurt i nie tylko nie poszło na rękę okupantowiw jego „rozwiązaniu kwestii żydowskiej", lecz — jak np.Jan Mosdorf w Oświęcimiu, Leon Nowodworski w War-szawie i inni — aktywnie pomagało Żydom lub wypowia-dało się w ich obronie.

    3) Pomoc doraźna to już aktywne ratownictwo, na-zwijmy je „mniejszego kalibru". Formy tej czynnejpomocy zależały w poszczególnych wypadkach od okre-ślonej sytuacji i warunków. Wartość czy jakość tej pomocytrudno dziś szacować, jest na pewno niemała i nie po-winna być minimalizowana. Polegała ona na jednorazo-wym, szybko przebiegającym i przemijającym kontakciez żywym „problemem", na ofiarowaniu ściganemu tego,czego najbardziej w danej chwili potrzebował: kawałkachleba, łyżki strawy, starego obuwia lub odzieży, chwiliodpoczynku w ciepłym kącie lub noclegu. Udzieleniektórejkolwiek z tych form pomocy decydowało często-kroć o jeszcze jednym lub niejednym dniu życia. Opatrze-nie ran, jednorazowa pomoc lekarska dla chorego zbiega

    decydowały częstokroć o życiu w ogóle. Sam fakt udzie-lenia nawet najmniejszej pomocy miał swój niezaprze-czalny pozytywny wpływ na psychiczny i fizyczny stanściganego. Dodawał mu bodźca do przetrwania, do walkio życie. Często ratu jący wskazywał ściganemu dalsządrogę wędrówki oraz ludzi, do których można się byłoz zaufaniem zwrócić o pomoc w dniu następnym. Poudzieleniu krótkotrwałego schronienia i doraźnej pomocyprzekazywano sobie zbiega z rąk do rąk, tworząc żywioło-wy „łańcuch przerzutowy" — jedną z najbardziej f rapują-cych i skutecznych form ratownictwa organizowanegonie tylko w Polsce, lecz w całej |0kupowanej Europie dlanajrozmaitszych kategorii zbiegów ściganych przez aparatIII Rzeszy.

    Jakże wymowna byłaby odpowiedź na pytanie: ilu Po-laków zajmowało się, w ten na pól zorganizowany sposób,uratowaniem jednego Żyda w ciągu 6 lat — kilku, kilku-nastu czy kilkudziesięciu? Bywało, że cały ten wysiłekzostał zniweczony przez tragiczny przypadek. Jest dzisiajrzeczą niemożliwą do ustalenia, ilu Polaków zetknęło sięz tymi sprawami. Jedno nie ulega wątpliwości: liczba ichbyła bardzo wielka, rzędu setek tysięcy.

    Za przykład jednorazowej, krótkotrwałej, lecz decydu-jącej o życiu pomocy posłużyć może następujący przy-padek:

    W listopadzie 1942 r., w małym miasteczku Izbica naLubelszczyżnie, trwała „akcja Reinhard"3, która dziękigorliwości SS-untersturmfiihrera Kurta Engelsa i jegopomocników dawała codziennie plon w postaci setekzamordowanych w bestialski sposób ludzi. Ci, którychnie mogły pomieścić przeładowane pociągi odchodzące doBełżca i Sobiboru, byli mordowani na miejscu. Pozostałekilka tysięcy osób zgromadzono w Domu Strażaka i stąd,

    3 Niemiecki kryptonim akcji zagłady Żydów — od ReinhardaHeydricba, szefa RSHA, zgładzonego w maju 1942 r. przez patrio-tów czeskich.

    32 Las- sprawiedl iwych 33

  • partiami, pędzono ich na cmentarz żydowski, gdzie bylirozstrzeliwani nad wykopanymi uprzednio masowymigrobami.

    Tamtejsza ludność polska nie dala się jednak gestapow-com sterroryzować; w sąsiednich wsiach z narażeniemżycia chłopi przechowywali dziesiątki Żydów. Oto co wy-darzyło się w Izbicy bezpośrednio po jednej z codziennychegzekucji:

    „...Listonosz Szajduk, który w listopadową noc 1942 r.miał dyżur na poczcie w Izbicy, usłyszał ciche pukaniedo okna urzędu. Ostrożnie otworzył drzwi. Na proguurzędu stal kilkunastoletni chłopiec, ociekający krwią.Uciekł z przepełnionego trupami dołu na cmentarzu ży-dowskim. Kula, która miała roztrzaskać mu głowę, zra-niła tylko ramię. Gdy oprawcy odeszli, chłopak wy-grzebał się jakoś z dołu, w którym leżał udając trupa,i uciekł z miejsca kaźni. Całe ubranie przesiąkło mukrwią zabitych, pod którymi leżał. Szajduk oraz naczelnikpoczty, Szczelik, który wielokrotnie pomagał Żydom,umyli chłopca, dali mu nowe ubranie, opatrzyli ramięi pokazali drogę do okolicznych wsi..." 4

    4) Najwyższa forma ratownictwa polegała na trwałymlub długotrwałym kontakcie z ratowanym. Stała, syste-matyczna opieka, zapewniająca dzięki stabilności — w da-nych warunkach — maksimum bezpieczeństwa dla rato-wanego, była pomocą najcenniejszą, najbardziej sku-teczną, ukoronowaną dziesiątkami tysięcy uratowanychistnień ludzkich, ich przetrwaniem i definitywnym ura-towaniem życia prześladowanych Żydów. Ten rodzajratownictwa — właśnie przez swą długotrwałość — byłnajbardziej niebezpieczny dla niosącego ratunek.

    Ratownictwo długotrwałe występowało w postaciachbardzo różnorodnych — stosownie do warunków i możli-

    4 Józef Stefanowski. Tajemnica betonowego bunkra w Izbicy,Wrocławski Tygodnik Katolicki (WTK) nr 23 (716), 4.VI.1967.

    34

    wcści. Akcja ta obejmowała wypadki indywidualneji zorganizowanej (społecznej) pomocy; inicjatywaw pierwszym wypadku wychodziła od jednej lub drugiejstrony (od ,,ratownika" lub ratującego się). Zaczęła sięona niemal nazajutrz po najeździe i trwała do końca oku-pacji, a je j napięcie wzrastało w miarę, jak rozpoznawanorzeczywiste zamiary okupanta wobec ludności żydowskiej,gdy utworzył on getta i zastosował wywózkę („wysiedla-nie"), którą, niestety, zbyt późno rozpoznano jako trans-port na zagładę. Wiele osób zacierało ślady swego „nie-aryjskiego" pochodzenia, zaopatrując się przy pomocyznajomych (a niekiedy i krewnych „aryjczyków") w od-powiednie dokumenty. W wielu* wypadkach „aryjczycy",wyczuwając niebezpieczeństwo związane z uwięzieniemw getcie, energiczną perswazją skłaniali swych bliskichi znajomych, aby się w ogóle w getcie nie stawiali, i urzą-dzali ich ,,po stronie aryjskiej", zaopatrując w dokumenty,mieszkania i pracę. O wiele trudniejsze "były akcje pole-gające na wydobyciu z getta pojedynczej osoby lub grupyosób, a najwięcej trudności przysparzało ratowaniew czasie aktualnie trwającej akcji (wywózka na śmierć,rzeź na miejscu itp.).

    Oto przykład ilustrujący tego rodzaju ratownictwo:Zbiegły z niewoli niemieckiej Teodor Niewiadomski,

    przybrawszy imię swego zmarłego brata — Czesław Stett--Niewiadomski — pracował w zakładzie OczyszczaniaMiasta w Warszawie przy ul. Madalińskiego w dziale wy-wozu śmieci (tzw. ,,dewuesie"). Był on członkiem organi-zacji ruchu oporu, w której występował pod pseudoni-mem ;,Bicz".

    Niewiadomski pracował w specjalnej grupie, którazajmowała się wywożeniem śmieci z instytucji niemiec-kich na terenie warszawskiego getta. Wkrótce wszystkiepracujące w getcie samochody, opatrzone specjalnymidokumentami, zostały obsadzone przez członków pod-ziemnej organizacji. Był to jeden ze sposobów utrzy-

    85

  • mywania kontaktu z gettem. Do zadań Niewiadomskiegonależało dostarczanie do getta broni i amunicj i oraz wy-wożenie stamtąd Żydów, którzy stawiali się na punktachkontaktowych. Adresy tych punktów Niewiadomski otrzy-mywał od Witolda Bednarczyka (poległ w PowstaniuWarszawskim w 1944 r.). Znakiem rozpoznawczymna punkcie kontaktowym była przedarta na pól kartkaz adresem; jedną jej połowę posiadał przybyły samocho-dem, a drugą musiał okazać człowiek przeznaczony doprzerzutu. Przekazywanie Żydów odbywało się na terenienie istniejącej dziś fabryki papy (prawdopodobnie ul. So-kołowska lub Syreny na Woli), a wywożono ich podspecjalnymi osłonami z desek przysypanych śmieciami.

    Odbiorcami broni w getcie byli członkowie ŻydowskiejOrganizacji Bojowej (ŻOB), m.in. Rakolicki. Do ustalo-nego punktu broń dostarczał ,,Miecio" na wskazany z góryśmietnik, przy którym kręcił się cały czas, aż do momentu,gdy ładunek został zabrany./Tym dostawcą broni, jak siępóźniej okazało, był Tadeusz Prengiel (zginął w Powstaniuw 1944 r.), pracujący wówczas jako tokarz w WytwórniUzbrojenia na Powązkach.

    l lutego 1943 r. działalność Niewiadomskiego w getciezostała zdekonspirowana przez volksdeutscha AlfredaHebicha. Niewiadomskiemu udało się wyrwać z jego rąk,lecz stracił kontakt z organizacją. Po tym zajściu musiałukrywać się i przerwać swą działalność 5.

    Problemem przysparzającym szczególne trudności byłoratowanie osób o „złym wyglądzie", tj. osób o wybitniesemickich rysach twarzy, lub też nie władających popraw-nie językiem polskim. Żydzi „dobrze wyglądający" i po-prawnie władający polskim językiem mogli przy pomocyokreślonego i ograniczonego ze względu na bezpieczeństwokręgu znajomych i przyjaciół ,,aryjskich" żyć „na po-

    1 Teodor Niewiadomski, z cyklu: Z otwartych szkatuł, Stolicanr 49 (1043), 3.XII.1967 r.

    wierzchni", tj. zmieszać się ze społecznością polskąi uchodzić za rodowitych „aryjczyków". Życie tych ludzibyło jednak pełne nerwowego napięcia na skutek niebez-pieczeństwa stale zagrażającego zarówno im, jak i ichopiekunom. Mogli się oni jednak poruszać, oddychać świe-żym powietrzem, grzać się w promieniach słońca.

    Zupełnie inaczej przedstawiała się sprawa osób o „złymwyglądzie". Miesiącami, a niekiedy i latami musiały żyć„pod powierzchnią", były przechowywane w mieszkaniulub specjalnie w tym celu spreparowanym schowku, bezruchu lub z bardzo ograniczoną możliwością ruchu, niemogły nigdzie wychodzić lub korzystały jedynie z bardzociemnych nocy, aby odbyć krótki spacer w pobliżuschowka. Gdy schowek znajdował się pod ziemią, długieprzebywanie bez ruchu, powietrza i słońca odbijało siębardzo szybko na zdrowiu osób mniej odpornych, powo-dując niekiedy fatalne w skutkach komplikacje. Możnasobie wyobrazić samopoczucie ludzi zmuszonych — zewzględu na bezpieczeństwo — do przebywania miesiącaminp. pod łóżkiem, w szafie, za kotarą, ludzi, którzy poje-dynczo lub w większej grupie osób ukrytych na mini-malnej przestrzeni obowiązani byli pod groźbą śmiercido zachowania absolutnego spokoju. Jak poważną kompli-kacją była np. ciąża kobiety ukrywającej się i koniecz-ność odbycia porodu w wyżej przedstawionych warun-kach!

    Zdarzało się, że ukryty w schronie Żyd umierał w spo-sób całkowicie naturalny, swoją własną i — jak tow owych czasach mawiano — „luksusową" śmiercią.Przypadek taki przysparzał wiele kłopotów i mógł spro-wadzić niebezpieczne i tragiczne w skutkach komplikacje.Wszak trzeba było zwłoki ,,niearyjskiego", często nie zna-nego otoczeniu i nie zameldowanego nieboszczyka prze-wieźć „aryjskim" karawanem na „aryjski" cmentarz.Formalności, sąsiedzi, ciekawość ludzka związana zwyklez eksportacją zwiok... Gdy zdarzało się to na odludnej

    37

  • „kolonii", zwłoki można było odprowadzić nie zwracającpowszechnej uwagi. W miastach radzono sobie rozmaicie.Czasem rozwiązania bywały makabryczne.

    Nie mniej poważną komplikacją była nagła choroba,mająca ostry przebieg i wymagająca szybkiej interwencjilekarskiej. Przewiezienie do szpitala groziło dekonspiracją.Nie każdemu lekarzowi można było powierzyć tej miarytajemnicę. Jak wynika z dotychczas znanych nam wypad-ków, lekarze polscy zapisali jedną z najpiękniejszych kartw dziejach swego narodu niosąc — zgodnie z powołaniemtego pięknego zawodu — ofiarną pomoc ludziom prześla-dowanym przez okupanta, w tym także ukrywającym sięŻydom.

    Do codziennych trosk osób sprawujących opiekę nadukrywającymi się należało zaopatrzenie ukrytych w żyw-ność, pranie ich bielizny, wynoszenie kubłów, umożli-wienie im utrzymania ciała w należytej czystości, co byłoniezbędnym warunkiem uniknięcia chorób, zwłaszczaw licznej, częstokroć stłoczonej grupie ludzi.

    Bardziej plastyczne wyobrażenie o tym, co kryło się zaakcją ratowania ludzi zmuszonych do życia „pod po-wierzchnią", daje poniższa, własnoręcznie napisana re-lacja ocalonej Żydówki warszawskiej, Sabiny Szafirman,ur. w 1912 r., złożona autorowi:

    „Mieszkałam stale w Warszawie — przed wojną, jakrównież w czasie ostatniej wojny. Przebywałam w getciewarszawskim do dnia 4 lutego 1943 r., w którym to dniuwyprowadził mnie na stronę aryjską znajomy mój,ob. Ryszard Kamiński (Polak). Zaprowadził mnie domieszkania Stanisławy Borkowskiej, z domu Szymkiewicz,która, wyszedłszy niedawno powtórnie za mąż, nosi -obec-nie nazwisko Dawidziuk. Mieszkanie to znajdowało sięw Warszawie na Grochowie, ul. Grenadierów 39, gdzieBorkowska mieszka również obecnie. W mieszkaniutym przez 19 miesięcy przebywałam w ukryciu, nie wy-chodząc z niego ani razu (ze względu na tzw. „zły

    38

    Wygląd" — Sz.D.), aż do wyzwolenia przez Armię Czer-woną (wrzesień 1944 r.}. Wspólnie ze Stanisławą Bor-kowska mieszkał tamże je j brat, liczący wówczas lat13 i45 który czynnie pomagał siostrze w ukrywaniumnie. Przebywałam stale w pokoiku, w którym byłakotarka — za nią chroniłam się, gdy przychodził przy-godnie jakiś sąsiad lub krewny Borkowskiej. Gdy istniałaobawa rewizji policyjnej lub innej większej nieprzyjem-ności, wchodziłam do «bokówki» na «górkę», używanejwyłącznie przez Borkowska, a która znajdowała sięw tymże korytarzu, na facjatce. W tej sionce znajdowałosię jeszcze jedno mieszkanie. (Jdy musiałam wejść do«bokówki», wówczas Stasia odwiedzała sąsiadów, zaga-dywała ich, brat zaś Stasi, Józio, dawał sygnał, kiedymożna przejść i kiedy wyjść... W razie najgorszego byłamzaopatrzona w kennkartę na nazwisko Marii Jasińskiej,którą załatwił dla mnie ob. Ryszard Kamiński, lecz którejani razu nie wykorzystałam.

    Pewnego razu u sąsiadów na dole odbyła się rewizja,powstała wówczas bieganina na korytarzach, nie mogłamprzejść do «bokówki» i musiałam zostać w pokoju. Umówi-łyśmy się wtedy ze Stasia, że w wypadku przybycia donas policji, mamy zgodnie zeznawać, że przyszłam donie j *przed godziną policyjną, że nie miałam dokąd pójść,że znamy się stąd, iż wspólnie jeździłyśmy «za szmuglem».Szczęśliwie policja do naszego mieszkania nie weszła. Niemam słów na podkreślenie serdecznego stosunku i starań,jakimi mnie otaczali Stasia i jej brat. Nigdy, w jakżelicznych chwilach niesłychanego napięcia i wyczekiwanianajgorszego, nie usłyszałam z ich ust słowa niechęci lubzdenerwowania, wyrzutu lub wymówki i wypomnieniatego, co oni ryzykują przeze mnie. Wprost przeciwnie,gdy wpadałam w zwątpienie, pocieszali mnie, jak mogli,i dodawali otuchy. Najlepszy kąsek obiadu dostawał sięmnie: podczas gdy oni jedli czarny chleb, dla mnie zawszestarali się o biały lub bułki. Gdy przybywali krewni Stasi,

    39

  • to starała się ich jak najszybciej pozbyć, bym nie musiaładługo przebywać za kotarą w napięciu nerwowym. Gdyzaś przychodzili koledzy do Józia, natychmiast wychodziłz nimi na podwórze, tłumacząc się chęcią zabawy. Jedy-nym człowiekiem z zewnątrz, którego widywałam, byłob. Ryszard Kamiński, organizator mego ocalenia. Przy-nosił nam wiadomości, krzepił na duchu i zaopatrywałw środki materialne. Przez kilkanaście dni po moim przy-byciu do Borkowskiej cierpiałam na nerwową chrypę,połączoną z dusznicą (uszkodzenie strun głosowych),której nie mogłam opanować. Zdarzyło się wówczas kilka-krotnie, że do mieszkania naszego zachodził sąsiad,a w chwilach gdy ja za kotarą nie mogłam opanowaćkaszlu, wszyscy w tym momencie zaczęli kaszleć i kichać,starając się w ten sposób zagłuszyć mój kaszel. Sąsiadbył zdumiony, było to po trosze komiczne, również wyso-ce niebezpieczne. Aby zorientować się, czy nie powinnamudać się do schronu w «bokówce», Stasia codziennie dzwo-niła do ob. Ryszarda Kamińskiego, a ten w umówionysposób informował o sytuacji na mieście — czy nie maobław, czy też nie odbywają się rewizje. Z końcem lipca(1944 r. — Sz.D.) ob. Ryszard Kamiński zapowiedział, żemoże być sytuacja, że nie będzie mógł przez dłuższy czasnas odwiedzać, ze względu na przybliżenie się frontu, żenależy się liczyć z możliwością bombardowania, że będęmusiała schodzić do schronu. By uniknąć niebezpieczeń-stwa zdemaskowania mnie w ostatniej chwili, przyniósłbandaże, polecił mi obandażować twarz, rękę i nogę i tylkow takiej maskaradzie pokazać się sąsiadom. Rzeczywiścienastgpiły bombardowania, wówczas Stasia rozpuściławśród sąsiadów wieści, że przybyła do niej krewnaz Otwocka, która została ranna podczas bombardowania.Położyłam się do łóżka, do mieszkania zaczęły przychodzićsąsiadki, które rnnie pocieszały. Gdy rozpoczynało siębombardowanie, schodziłam obandażowana do piwnicyi nie wzbudzałam podejrzenia.

    40

    Tuż przed wyzwoleniem nastąpił tragiczny moment,d rozeszły się wieści, że Niemcy nakazali ewakuację

    ludności cywilnej z Grochowa. Pojawienie się. moje nawetw tej maskaradzie na ulicy na dłuższą metę mogło skoń-czyć się tragicznie. Wówczas Stasia zdecydowała się nakrok którego je j nigdy w życiu nie zapomnę- Oddała miswoje sześciomiesięczne dziecko, aby swym dobrym aryj-skim wyglądem służyło mi za alibi, niwelowało mój «nie-dobry wygląd*. Rozstając się ze mną powiedziała, żedziecko na pewno mnie uratuje, że szczęśliwie przeżyję,a po wojnie zwrócę je j dziecko, gdyby natomiast onazginęła, to jest przekonana, że( dziecku będzie dobrzeu mnie. Na szczęście wszystko to było zbyteczne, gdyżw ostatniej chwili Stasia dowiedziała się, że matkiz dziećmi mogą pozostać w swoich domach, że Niemcyzwolnili od wysiedlenia matki z dziećmi. Stasia zostałai wraz z nią ja, ukryta w «bokówce». Wkrótce doczeka-łyśmy się wyzwolenia.

    Życie swe zawdzięczam ob. Ryszardowi K a miński e mu,Stanisławie Borkowskiej i Józefowi Szyrńkiewiczowi,którzy uratowali mnie, narażając swoje życie przez długie19 miesięcy. Moje głębokie uczucie wdzięczności towa-rzyszyć im będzie przez całe życie (...)" 6.

    8 Protokół zeznań Sabiny Szafirman, z d. Rozenberg, córkiMenela i Tyli z d. Graf, ur. w Warszawie, 26.XI.1912 r., z zawoduurzędniczki, złożonych przed drem Szymonem Datnerem w War-szawie, 7X11.1950 r. Protokół przekazany do AGK, sygn. 1108z inw. 1164.

  • Ratownictwo długofalowe— zbiorowe i masowe

    Jeszcze trudniejszą J bardziej skomplikowaną formąratownictwa, jak przechowywanie przez dłuższy czasjednej osoby, było długotrwale ukrycie większej grupyosób.

    Takie przypadki przechowania od 2 do 10 osób nazwie-my umownie ratownictwem zbiorowym, a powyżej10 osób — masowym.

    Jest rzeczą samą przez się zrozumiałą, że wraz zewzrostem liczby ukrywanych wzrastały skomplikowaneproblemy techniczne, higieniczno-sanitarne, materialne,aprowizacyjne, zdrowotne itp., a przede wszystkim ostrowystępował* sprawa niebezpieczeństwa stale zagrażają-cego życiu ukrywanych i ukrywających.

    Zilustrujemy ten rodzaj ratownictwa na trzech przy-kładach z Warszawy i dwóch z terenów zabużańskich. Wewszystkich wypadkach ratownictwa zbiorowego i ma-sowego podopieczni znajdowali się w stałym ukryciu(„pod powierzchnią"), zdani całkowicie na starania ratu-jących, którzy musieli zajmować się podopiecznymi naco dzień, wykonywać przy nich różne czynności, niemaljak przy małych dzieciach.

    Wszystkie przytoczone niżej przypadki ratownictwadługofalowego zakończyły się szczęśliwie.

    Większą grupę Żydów uratował w Warszawie, m.in. naterenie Ogrodu Zoologicznego, uczony zoolog i dyrektorZOO, dr Jan Żabiński, oraz jego żona, literatka AntoninaŻabińska.

    „W klatkach dla zwierząt ukrywali się Żydzi, którym

    42

    Babińscy dostarczali żywności i troskliwie, z narażeniemżycia, opiekowali się nimi" '.

    Jedna z uratowanych, Regina Kenigswein, zamieszkałapo wojnie w Izraelu, pisze m.in.:

    Dr Żabiński pomógł wydostać się z warszawskiegooetta mnie i trojgu mych dzieci w wieku od 4 miesięcydo 6 lat. Dnia 10 grudnia 1942 r. przyszłam do domu drąZabińskiego. Następnie wyprowadził on z getta megomęża, Samuela Kenigsweina, byłego boksera warszaw-skich klubów sportowych. Dom dr Zabińskiego był jakbyArką Noego — ukryli się tam ludzie i zwierzęta. W akcjiratowania Żydów wzięli równi&ż udział jego żona Anto-nina i syn Ryszard. Dr Żabiński ukrył mego męża u swegoznajomego, inż. Feliksa Cywińskiego, przy ul Sapieżyń-skiej. Ja z trojgiem dzieci ukrywałam się u niego przezcały 1943 r.; później za jego pośrednictwem ukrywałamsię u jego znajomych i przyjaciół — aż do wybuchu Po-wstania Warszawskiego" 2.

    Żabiński, związany z Armią Krajową, przechowywałna terenie ZOO magazyn z amunicją. Gdy rozpoczęły sięprześladowania Żydów, a następnie ich masowa ekster-minacja, podjął wraz z żoną akcję ocalenia, r y z y k u j ą cżyciem swoim, i swoich najbliższych — żony i dwojgadzieci.

    „Jest w tym przede wszystkim zasługa mojej żony... —powiada. — Co się zaś mnie tyczy, to miałem pewien mo-ralny dług wobec Żydów. Mój ojciec był wojującym ateis-tą i dlatego oddał mnie do gimnazjum Kreczmara, jedyne-go wówczas w Warszawie, w którym nie było obowiązko-wej nauki religii. W związku z tym około 65"/o uczniów

    1 Władysław Bartoszewski i Zofia Lewinówna, Ten jest z Oj-czyzny mojej, cyt. wyd., s. 82.

    2 Józef Goldkorn, W) tn Noachs tejwe (Jak w Arce Noego),Folks-Sztytne nr 57 i3580), Warszawa, 12.IV.1967.

    43

  • stanowili Żydzi. Po zakończeniu wyższych studiów byłemnauczycielem w tym gimnazjum. Miałem wielu przyjaciółwśród żydowskiej inteligencji" 3.

    Rodzina Babińskich uratowała kilkudziesięciu Żydów,m.in.: Reginę Kenigswcin, córkę Samuela Sobola, przed-wojennego dostawcy owoców dla zwierząt w ZOO; IrenęWajs (z męża Majzel); żonę i córkę zoologa SzymonaTenenbauma; adwokata Lewi, który był krewnymadwokata Kramsztyka (Szymon Tenenbaum i ad w.Krarnsztyk, obaj szkolni koledzy Żabińskiego, zmarliz wyczerpania w getcie w pierwszych miesiącach jegoistnienia); Różę Amzel, asystentkę prof. Ludwika Hirsz-felda, j e j matkę i wielu innych, którzy przebywali w domuŻabińskiego przez kilka tygodni lub dni, po czym byliprzekazywani dalej, w bezpieczne miejsca. Pożywienie dlaludzi ukrytych w klatkach, w których przebywały przed-tem dzikie zwierzęta, przynosił przeważnie 7-letni synekŻabińskich, Ryszard — tak było bezpieczniej. Po nawią-zaniu kontaktu z Janiną Bucholc, która była członkiemRady Pomocy Żydom, ratownictwo przybrało bardziejzorganizowany charakter.

    Małżeństwo Żabińskich zostało odznaczone przez in-stytut Yad Washem medalem „Sprawiedliwi Wśród Na-rodów", a w Gaju Sprawiedliwych w Jerozolimie zasa-dzono na ich cześć dwa drzewka.

    Inż. Feliks Cywiński, oficer lotnictwa, w okresiemiędzywojennym członek Komunistycznej Partii Polski,w czasie od 1943 do 1945 r. uratował 26 osób: kobiet,mężczyzn i dzieci pochodzenia żydowskiego.

    Zapewnił im mieszkanie i żywność oraz w koniecznychwypadkach opiekę lekarską drą Jana Mackałly. Skaza-nych na zagładę Żydów przechowywał w swoim miesz-kaniu w Warszawie, przy ul. Sapieżyńskiej 19, orazw mieszkaniu swoich rodziców w Brwinowie.

    3 J. Goldkorn, tamże.

    44

    Poza tym inż. F. Cywiński wielu osobom ułatwił zdo-bycie „aryjskich" papierów, ucieczkę z getta, przetrwa-nie okresu okupacji. W okresie Powstania Warszawskiegowszyscy ci ludzie wzięli czynny udział w walce z hitle-rowcami.

    A oto niektóre z nazwisk osób uratowanych: małżeń-stwo Szac z 6-letnim synkiem, Aniela Klepfin, ReginaKenigswein z mężem, Helena Kelner, Urszula Ruminsz-tein, małżeństwo Finkielsztein, Maria Modzelewska, Noj-man, Rybak...

    W czasie pobytu w Tel-Awiwie na zaproszenie jednegoze swoich „podopiecznych" inż.tCywiński został odzna-czony medalem izraelskiego instytutu Y ad Washem —„Sprawiedliwi Wśród Narodów" 4.

    Niezwykle ofiarną i pełną samopoświęcenia działalnośćna rzecz ratowania skazanych na zagładę Żydów war-szawskich, a zwłaszcza dzieci żydowskich, rozwinęław Warszawie Irena Sawicka, ps. ,,Stefa", „Teresa". Jejsylwetkę i działalność w latach 1942—1944 opisuje IgnacyRobb, ps. „Narbutt", poświęcając jej ciepłe, serdecznewspomnienie 5.

    Irena Sawicka była członkiem Komitetu DzielnicowegoPolskiej Partii Robotniczej na Żoliborzu, a potem na Mo-kotowie. Działała ona przede wszystkim w środowiskuradykalnej inteligencji, w którym założyła Stowarzysze-nie Pomocy Partyzantom. Przez je j niewielkie, dwupoko-jowe mieszkanie na Żoliborzu przewijali się ludzie prze-śladowani, ścigani Żydzi, „spaleni" bojowcy getta.

    Mówiąc o pomocy, jaką Irena Sawicka okazała Żydom,Robb podkreśla, że mimo zapracowania i marnych do-chodów z korepetycji, Sawicka „znajduje czas na to, by

    4 J. Golkern, Sprawiedliwy wśród narodów, Nasz Glos nr 15(247), Warszawa, 19.IV. 1967 r.

    * Ignacy Narbutt, Ludzie i wydarzenia, „Książka", 1947 (roz-dział pt. Setce Gorejące), s. 91—98.

    45

  • zająć się ludźmi najnieszczęśliwszymi, ludźmi, których"okupant wygnał i drutem od miasta odgrodził" 6.

    Wraz z Loda Komarnicką, kobietą o przekonaniachraczej zachowawczych, lecz którą wstrząsnął widok mor-dowanych dzieci żydowskich i naprowadził na drogę ichratowania, Sawicka organizuje fabrykowanie fałszywychkennkart dla Żydów kryjących się w Warszawie. W czasiepowstania w getcie w 1943 r. w jej mieszkaniu spotykająsię przedstawiciele walczącego getta (Adolf Berman,Jicchak Cukierman) z przedstawicielami PPR i GL, byzorganizować pomoc zbrojną dla żołnierzy ŻydowskiejOrganizacji Bojowej; poprzez GL nawiązują oni kontaktz Delegaturą Rządu na Kraj.

    Irena Sawicka zginęła w Powstaniu Warszawskim, wewrześniu 1944 r.

    „W tych ciężkich czasach przeciwności i walk pozostałatym, czym pozostać bylo najtrudniej — po prostu czlo-wiekiem. Gdy myślą o j e j śmierci w boju powstańczym,na Mokotowie, wiem, że śmierć te. przyjęla cicho i spokoj-nie, jak wszystko przywykła, w życiu przyjmować. Na-przeciw śmierci wyszła jak naprzeciw codziennej walce —z sercem gorejącym" 7.

    Fryderyk Czerwień i jego żona, Maria Czerwień, ro-dzice siedmiorga dzieci, przechowali w okresie okupacjiw Rawie Ruskiej 12 Żydów pochodzących z tego miasta.Przetrwali w schronie, który Czerwień wybudował podwłasnym mieszkaniem. Wszyscy przeżyli i doczekali sięwyzwolenia.

    Byli to: Lazar Diller z żoną, Mendel Hoch, AbrahamKlag z żoną, Herman Graf z żoną Różą, Lewinowa (żonaMojżesza Lewina) z dzieckiem, Abisz Post, Dawid Posti Efraim Post. Dziecko Lewinowej, a po pewnym czasie

    także matkę, Czerwień umieścił w Domu Dziecka, gdzieprzeżyli w lepszych warunkach.

    \V 1951 r. ziomkostwo Żydów z Rawy Ruskiej w USAskierowało do swych wybawców pismo, w którym stwier-dza m.in.:

    „...Z narażeniem własnego życia i życia członków jegorodziny Fryderyk Czerwień wybudował pod własnymmieszkaniem schron, w którym przechował przez całyczas okupacji tych jedenastu 8 Żydów, udziełając im po-mocy, żywiąc ich, i dzięki niemu i jego rodzinie zostali ciżydowscy jego rodacy ocaleni od.niechybnej śmierci z rąksiepaczy hitlerowskich... My, niżej podpisani, składamypowyższe oświadczenie dobrowolnie, w dowód zobowią-zania i wiecznej wdzięczności dla Fryderyka Czerwienią,jego żony i ich dzieci, oceniając ich bohaterstwo i ofiar-ność, gdyż z narażeniem własnego bezpieczeństwa i życiauratowali od niechybnej śmierci rodaków żydowskich,bezinteresownie, kierując się tylko szlachetnością i współ-czuciem dla doli rodaków. Będziemy mu wdzięczni powieczne, czasy i nazwisko Fryderyka Czerwienią i jegorodziny będzie wpisane do serc naszych i do złotej księginaszej organizacji" (podpisany: sekretarz „Rawa RuskaRelief", 32 Jackson Str, New York w WY, Moses Katz)9.

    W latach 1943—1944 trzy rodziny polskie przy współ-działaniu dwóch Ukraińców uratowały życie 7 Żydom,z których 6 pochodziło ze Lwowa, a jeden (adwokatWeiser) z Kołomyi.

    Od czerwca 1943 r. do lipca 1944 r. we wsi KrzywczyceWielkie (koło Winnik pod-Lwowem) Stanisław Niedziółka

    1 Tamże, s. 96.1 Tamże, s. 98.

    8 Jak wynika z listu, ziomkostwo wie o 11 uratowanych, napodstawie badań GKBZH ustalono, że uratowało się 12 osób.

    9 Pismo Marii Czerwień do GKBZH z 28.IV.1966 r., oraz odpispisma ziomkostwa, AGK, teczka: Rawa Ruska.

    46 47

  • i jego żona Katarzyna przechowali 7 Żydów, w tymdzieci.

    Byli to: F. Weiser, syn Jakuba, małżeństwo Aron i He-lena Charatan oraz ich dwaj synowie Józef i Ludwik,Henryk Hauben i 12-Ietni Izio Hecht. Wiele przeżyli polikwidacji lwowskiego getta, zanim znaleźli bezpiecznąprzystań w domu Niedziółków. Ludwik i Józef Charata-nowie oraz Hauben uciekli z osławionego obozu janows-kiego na peryferiach Lwowa, Izio błąkał się po okolicz-nych polach, zaś Weiser i Hauben, którzy ukrywali siępoczątkowo razem we Lwowie, utrzymywali ze sobą łącz-ność przez Ukrainkę, Halinę Iwanowną Szkurpiełło.

    W akcji pomocy w Krzywczycach brały aktywny udziałrównież dzieci Niedziółków: Józefa (obecnie Trzoska, zam.w Jastrowie), Zofia (obecnie Starzyk, zam. we Wrocławiu),synowie Władysław, Bronisław (zam. we Wrocławiu)i Roman (zam. w Gniechowicach) oraz Franciszka Nie-dziółkowa, matka Stanisława. W ukrywaniu wymienio-nych osób pomagała także sąsiadka Niedziółków, ZofiaŁopuszyńska, robotnica rolna, i jej córka Dziunia (obecniezam. w Zielonej Górze).

    W czasie odwrotu Niemcy zaczęli budować umocnieniaobok domku Niedzióików. Nad wszystkimi zawisło wielkieniebezpieczeństwo. Wówczas babcia, Franciszka Niedziół-kowa, mieszkająca w centrum wsi, decyduje się wziąć zbie-gów do siebie. Pewnej nocy Ukrainiec, Michaił PietrowiczBatig, mieszkający u babci i biorący aktywny udział w ak-cji ukrywania, przewiózł do jej domu wszystkich Ży-dów, umieściwszy ich na wozie pod szafami i domowymsprzętem.

    W lipcu 1944 r. we wsi ,,zaczęto mówić" o ukrywają-cych się u Niedziółków Żydach. Zatrwożeni Weiser i Hau-ben postanowili nocą przedrzeć się do Lwowa, do miesz-kania znajomej Polki.

    „Uzbrojeni" w jeden nagan z niewielką ilością naboii w zardzewiały bagnet, ruszyli lipcową nocą przez pola

    48

    do Lwowa, do wyznaczonego mieszkania. Będąc już nakońcu wsi ujrzeli nagle na tle żyta zmierzającą w ich stro-nę postać i usłyszeli cichy kobiecy głos: „To ja, Zosia".

    Okazało się, że Zofia Łopuszyńska, dowiedziawszy sięod Katarzyny Niedziólko o naszym planie przedostaniasię do centrum miasta, skłoniła swoją siostrę, Julię Ku-nicką, robotnicę, żeby przyjęła zbiegów na jakiś czas dosiebie, do swojej lepianki, która stała z boku od centrumwsi Krzywczyce. Zofia Łopuszyńska przekonała ucieki-nierów, aby zrezygnowali z ryzykownego planu, przed-stawiając im niewielkie szansę przedostania się do cen-trum Lwowa wśród licznych patroli SS, policji, żandar-mów i tajniaków.

    U siostry Łopuszyńskiej, Julii Kunickiej, zbiegowieprzetrwali aż do pojawienia się we wsi czołówki wojskradzieckich — do 24 lipca 1944 r. W czasie pobytu w jejdomu wielką inicjatywą i pomysłowością w zdobywaniudla nich żywności odznaczył się 9-Ietni synek Kunickiej,Zbigniew 10.

    Rodzina Charatanów, która także usiłowała urządzić sięu znajomych we Lwowie, zmuszona była jednak powró-cić do Franciszki Niedziółko, gdy plany te okazały sięnierealne. Mimo niebezpieczeństwa, nie odmówiła im dal-szej pomocy.

    Wszyscy szczęśliwie przeżyli n.

    Debora Weg, ur. 3. X. 1917 r. w Tarnowie, córka Szymonai Anny z d. Kanner, w czasie okupacji mieszkała wrazz rodziną w Tarnowie. W 1942 r. poznała tam StefanięGrzebyk, obecnie Włoszczyniak, ur. 21. VI. 1918 r. w Lu-

    10 Obecnie Julia Runicka, emerytka, mieszka razem ze swymsynem w Jeleniej Górze, przy ul. W i e j s k i e j 27b, m 1. ZbigniewKunicki jest mechanikiem w Jeleniogórskim PrzedsiębiorstwiePrzemysłu Bawełnianego.

    11 Na podstawie listów ad w F. J. Weisera z 2.II.1967 r.i 3.V.1968 r., skierowanych do autora.

    49

  • bieni, woj. Rzeszów, córkę Jana i Marii z d. Krupa, któraobiecała jej pomóc w razie niebezpieczeństwa i podałaswój adres w Monasterzyskach, pow. Buczacz (Tarnopol-skie).

    Jesienią 1942 r. Debora Weg wyszła z getta tarnowskie-go i dzięki bezinteresownej pomocy Polaka, Józefa Wałę-gi, syna kolejarza zam. w Tarnowie, przebywała całydzień w domu Wałęgów, otoczona opieką. Wieczorem Wa-tęga z synem Józefem odprowadzili ją na dworzec, skądJózef odwiózł ją do Monasterzysk. Stefania Grzebyk ulo-kowała zbiega u swoich znajomych, mówiąc im, że toPolka ukrywająca się przed wywózką na roboty. Kiedyskończyły się pieniądze, Grzebyk zabrała ją do siebiei przechowywała w swoim domu, mimo ciężkich warun-ków materialnych. O tym, że Debora jest Żydówką, pozaStefanią wiedział tylko jej brat, Stanisław Grzebyk. Gdyhitlerowcy zaostrzyli represje za ukrywanie Żydów, Sta-nisław wyrobił u znajomego Ukraińca w Arbeitsamcie pa-piery dla siebie i swojej rzekomej „żony Marii", z którązgłosił się ,,dobrowolnie" na roboty do Niemiec.

    W lutym 1943 r. oboje wyjechali do Buczacza, stamtądprzez Tarnopol do Lwowa i transportem do Dobeln w Sak-sonii, gdzie oboje pracując na roli doczekali się w dniu8 maja 1945 r. wyzwolenia przez Armię Czerwoną.

    Stefania Grzebyk uratowała również bezinteresowniesiostrę Debory Weg, Sarę, lokując ją u swoich znajomychGawłowskich w Monasterzyskach. Gawłowscy nie wie-dzieli, że Sara jest Żydówką. Stefanii Grzebyk zawdzię-czają również swoje ocalenie dwie inne rodziny żydows-kie: 1) małżeństwo Naftałi i Sara Spangeletowie (pocho-dzący z Andrychowa), których zaopatrzyła w dokumentyna nazwisko Jarosz i ulokowała we wsi Lubień, pow. Rze-szów (Naftałi jako Ludwik Jarosz był w Lubieniu dowód-cą partyzantki AK); 2) 5-osobowa rodzina Kellerów. Ste-fania Grzebyk wywiozła Kellerów pojedynczo z tarnow-skiego getta do wsi Boguchwała, pow. Rzeszów, i uloko-

    50

    wała w domu komendanta miejscowej granatowej policji.Nikt oczywiście nie domyślał się, że są to Żydzi.

    Stefania Grzebyk uratowała ogółem 9 osób narodowoś-ci żydowskiej. Wszyscy przeżyli 12.

    Jak widzimy, „ratownicy" rekrutowali się ze wszyst-kich warstw społecznych, ze wszystkich środowisk. Bylito inteligenci, robotnicy, chłopi, bardzo wiele kobiet, le-karze, uczeni, pisarze, księża zakonni i świeccy, inżynie-rowie, byli oficerowie, ludzie w różnym wieku — nawetstarcy i dzieci.

    Pod względem terytorialnym ratownictwo ogarniałocaty obszar przedwojennej Polski, przy czym najbardziejpowszechnie występowało na terenie Warszawy i woje-wództwa krakowskiego. Wskutek powojennych prze-mieszczeń ludności liczne wypadki ratownictwa na tere-nach zabużańskich, na Wileńszczyźnie, Nowogródczyźnieitd. pozostały nie zbadane, a są wśród nich zasługujące naszczególną uwagę ze względu na rozmiary tragicznychofiar, jakie poniosła ludność polska za ratowanie 'Żydó*v(np. sprawa spod Sasowa, o której piszemy dalej).

    Przebogate pod względem pomysłowości sposoby prze-chowywania ściganych zasługują na specjalne studia.

    Ze względu na rozmiary niniejszej publikacji musimyzrezygnować z opisu wszystkich znanych nam przypad-ków długotrwałego ratownictwa indywidualnego (nie zor-ganizowanego)— były ich tysiące. Ograniczymy'się więcdo bardziej szczegółowego omówienia tych spraw w jed-nym, mało jeszcze zbadanym pod tym względem regioniebiałostockim. Ponadto zatrzymamy się nad problememratownictwa dzieci żydowskich.

    12 Zeznanie Marii Grzebyk z 22.IX.1967 r., złożone autorowi.

  • Ratownictwo na Białostocczyźnie

    Nieznana powszechnie, nic uwzględniona w dotychczaso-wych badaniach i publikacjach jest sprawa ratownictwaŻydów na Białostocczyźnie l. Autor przedstawia poniżejpierwszą listę wypadków ratownictwa na tamtejszejziemi, zarejestrowanych przez niego tuż po wyzwole-niu, w latach 1944—-1945. Wszystkie te wypadki należą-ce do kategorii ratownictwa indywidualnego, nie organi-zowanego, rozwijającego się spontanicznie i — rzecz zna-mienna— długotrwałego, obejmującego okresy od kilkudo kilkunastu miesięcy przechowywania ściganych, za-kończyły się szczęśliwie. W większości chodzi tu o ratow-nictwo niedobitków wielkiej akcji eksterminacyjnejw tzw. „prowincji" białostockiej, zapoczątkowanej przezNiemców 2 listopada 1942 r., której ofiarą padło około130000 osób. Akcja ta, z wyjątkiem getta białostockiegoi kilku innych miejscowości (Jasionówka, Krynki, Pru-żana, częściowo Sokółka i Grodno), objęła wówczas całytzw. „okręg białostocki" (Bezirk Białystok), terytorialniepokrywający się; mniej więcej z przedwojennym obszaremwojewództwa białostockiego.

    Oto rejestr sporządzony przez autora w 1944/1945 r.:Od listopada 1942 r. do wyzwolenia Stefan Biały wraz

    z 6-osobową rodziną z kolonii Kazk, gm. Szepietowo, pow.

    1 Po raz pierwszy autor podał do publicznej wiadomości kilkakonkretnych wypadków ratownictwa w 'Białostockiem na la-mach Tygodnika Demokratycznego nr 16(776), 14.IV.1968 r.' O jed-nym z ratowników na Białostocczyźnie nadmienia także EmanuelRingelblum (cyt. wyd.), poświęcając wiele ciepłych słów PawłowiHarmuszko {pod kryptonimem „Gawła H."). O P. Harmuszko piszątakże W. Bartoszewski i Z. Lewinówna (cyt. wyd.).

    52

    \Vysokie Mazowieckie, przechowywał u siebie d \voje Ży-dów: Szulima Okunia lat 34 z Wysokiego Mazowieckiegoi jego 4-letnią córkę.

    W okresie okupacji we wsi Tybory Jezierna, pow. Wy-sokie Mazowieckie, mieszkańcy tej wsi, Julian Biały i jegocórka Wiktoria Buczak, po mężu Grodzka, oraz jej synStanisław Buczak ukrywali 4 Żydów, mieszkańców wsiJabłonki: Berke Segala i jego dwoje dzieci — Bejlę lat 12i Motla łat 14 — qraz Icka Segala, brata Berke. Icek Se-gal ukrywał się tam przez pół roku.

    Od 25.1.1942 r. mieszkaniec wsi Kamionka, gm. Kali-nówka Kościelna, pow. Mońki, Władysław Boruta, ukry-wał w swej zagrodzie Żydów przez 5 miesięcy, aż do wy-zwolenia.

    Byli to:Kłotnickie Bela (matka) i Rosa (córka), Rosenblum Cha-

    na, Rosenblum Fejga, Szuster Mojżesz.Boruta udzielał pomocy zupełnie bezinteresownie. Oka-

    zał ją również partyzantom (zaopatrywał w żywność, da-wał noclegi).

    l listopada 1942 r. Antoni Bochenko ze wsi Krukowsz-czyzna, osada Korycin, pow. Sokółka, zaproponował Abra-hftmowi Błacharowi i trzem innym Żydom z Jasionówkiprzechowanie ich do końca okupacji. Żydzi, obawiającsię podstępu, nie chcieli się zgodzić. Bochenko przyjechałpo nich furmanką, zabrał do siebie i przechował do wy-zwolenia. Jak stwierdza osoba relacjonująca to zdarzenie,Bochenko podtrzymywał ich na duchu: „Zawsze mówił:«Trzymać nie sztuka, tylko dotrzymać*. Zawsze dawałnam nadzieję, że hitleryzm musi zginać, a demokracjazapanuje".

    Szczególne zasługi w akcji ratowania Żydów położyłPaweł Harmuszko, ur. 17.XI.1905 r. we wsi Nowosiołki,mieszkaniec Łososny (pod Grodnem). W pięciu podróżachprzewiózł 19 �