zin lokomotywa 1

10
Przedruk rysunku C8 z „Lokomotywa bez nóg” nr 14 marzec 1995r. Nr 1 MAJ 2011 cena: 99 gr. L o K o M o TYWA __________________ PISMO ANARCHISTYCZNE ______________

Upload: maniek

Post on 05-Jul-2015

138 views

Category:

Documents


2 download

TRANSCRIPT

Page 1: Zin Lokomotywa 1

Przedruk rysunku C8 z „Lokomotywa bez nóg” nr 14 marzec 1995r.

Nr 1 MAJ 2011 cena: 99 gr.

LoKoMoTYWA __________________ PISMO ANARCHISTYCZNE______________

Page 2: Zin Lokomotywa 1

Witam!

Po raz pierwszy w Lokomotywie – piśmie anarchistycznym

wydawanym przez niezależnych i niezrzeszonych osobników z Kielc

i okolic. Tak, tak, nie stronimy od plakatowania anty-wyborczymi

antynazistowskimi czy też antywojennymi treściami. Na dodatek teraz

wyszliśmy do Was i podburzamy tłum obrazoburczą, niezależną i co

najgorsze prawie darmową (sic! i to w czasach wyzysku i kapitalizmu!)

prasą! Przyłącz się do Lokomotywy, doczep swój wagonik! (A)

***

Jeżeli jesteś chętny dołączyć i przyczynić się do rozwoju pisma – zapraszam! Liczy się nawet

najmniejszy czyn: narysowana grafika, datek (w dowolnej walucie, przyjmujemy również puszki,

najlepiej z zawartością), załatwienie tańszego ksero (lub papieru), zarzucenie ciekawego

pomysłu, akcji, czy chociażby napisania tekstu (w tym nawet krytycznie nastawionego listu).

To jak będzie wyglądał kolejny numer (oraz czy się w ogóle ukaże) zależy w większości

od Was! A tymczasem miłej lektury!

***

RACHUNEK SUMIENIA LOKOMOTYWA #1

Przyznaję się bez bicia (chociaż to luuubię), że numer Lokomotywa jest swoistą próbą

kontynuacji pisma anarchistycznego „Lokomotywa bez nóg” wychodzącego w Kielcach

w latach 90. Szacunek dla Marcina W. oraz innych osób z Federacji Anarchistycznej Kielce

(i nie tylko) mających wkład w tamten ruch, którego ślady znajdujemy do dzisiaj.

***

NIE BIERZEMY ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TREŚC ZINA! WSZELKIE PODOBIEŃSTWO

DO OSÓB JEST PRZYPADKOWE! PREZED PRZECZYTANIEM ZAWARTOŚCI

SKONSULTUJ SIĘ Z LEKARZEM LUB FARMACEUTĄ.

Kontakt i dystrybucja: [email protected]

Przepisywanie i skład graficzny #1: Adam.

Podziękowania przy tworzeniu numeru dla: Martyn. Stefan, Tomasz J., Maciek A., Szwagier.

Dziękujemy za wpłaty: Tomasz J. oraz Stefan (Skarżysko-Kammienna).

W ten sposób podszywając się pod szczytne inicjatywy robi się gnój, popiera system

i tworzy się kolejny bezsensowny podział. Wiadomą rzeczą jest, ze styli jest wiele i każdy się jakoś

odnajduje, ale wyszczególnianie poszczególnych subkultur prowadzi tylko do nienawiści, a i całośd

ruchów ogranicza się do ubioru tworząc kolejna modę, zamiast odchodzid od tych już istniejących.

Sprawa dodatkowo zaczyna się komplikowad gdy owi buntownicy zaczynają podpinad

się pod ideologie, lewo, prawo, nacjo, wegetarian, itp. Lecz żadnej inicjatywy w tym nie ma, lecz

kolejne podziały i kolejni potencjalni wyborcy swych guru. Tak, bo z anarchii to najfajniej jest nie

iśd do szkoły i wypid wino, haha, no i przy okazji dad w mordę skinowi i historyjka kręci się

w kółko. Zero inicjatywy własnej, totalny brak indywidualności, zero lojalności i szacunku dla

sceny i organizatorów inicjatyw i koncertów, tylko gnojenie odśrodkowe głębszych inicjatyw

wolnomyślicielskich , a zachowanie zgrai pozerów i palantów psuje reputację całości, która to nie

identyfikuje się z nimi. Charakterystyczna jest także sezonowośd tj. wielcy punkowcy,

hardcorowcy, skini ... po roku lub dwóch latach odkuwają w dyskoteki, gangsterkę, czyli tam

gdzie ich miejsce, tyle że zostawiają po sobie smród w owym klimacie, natomiast po nich

przychodzą następni „rekruci” i błędne koło się kręci. Sprawa tyczy się także tzw. starych

załogantów, którzy to na skutek utraty kontaktu ze sceną, braku młodzieoczego zapału i nawału

obowiązków odchodzą od klimatu natomiast tym którzy wytrwali i brną w tym nadal zarzucają

„walkę z wiatrakami” lub ironię w stylu „eee Punk, kiedy się tego słuchało”. Swój brak wiary

i swoją słabośd tłumaczą tym że żona, dzieci, praca, dom, obowiązki... ech po co zganiad winę na

dzieci czy pracę? Przecież to są piękne rzeczy wynikające z natury i one z niczym nie kolidują no

ale każda wymówka jest dobra, ech... Jednakże pomimo wszystkiego scena istnieje, ludzie

aktywni w klimacie są i trzymają się dobrze pomimo iż destrukcja i system też trzyma formę.

Powyższe uwagi tak naprawdę nie tyczą się tylko klimatu PUNK lecz wszystkiego

i wszystkich, także mnie. Najważniejszą rzeczą jest to by robid swoje, wierzyd w to co się robi i co

ważne. NIE POTO JEST SIĘ INNYM BY ZACHOWYWAD SIĘ JAK POTENCJALNE BURACTWO Z POD

DYSKOTEKI ! (MW)

Page 3: Zin Lokomotywa 1

„.. no to od czego by tu zacząd? Może od sznurówek, bo glany mama już kupiła, więc białe czy

czerwone? Hmm... białe są ok, ale w białych to skini przecież chodzą...” Hehe, takie rozterki to jeszcze pół

biedy bo każdy był kiedyś młody i głupi, gorszą sprawą jest gdy owa głupota staje się wyznacznikiem

całokształtu i rzutuje na ogół „sprawy”. Wypadało by zacząd od kwestii jaka to sprawa i jakie są jej

założenia? Otóż kulminacją moich spostrzeżeo będzie PUNK jako styl, klimat, muzyka, poglądy, itp. Co

można rozumied poprzez PUNK, to niech każdy interpretuje sobie dowolnie, ja gotowych recept nie

zamierzam serwowad, jedynie ograniczę się do stwierdzenia iż PUNK ma zwalczad wszelakie schematy, a nie

tworzyd nowe! Wiadomą sprawą jest to, że na początku usiłowania bycia „innym” jest się podatny na modę

i pewne formuły, lecz z czasem gdy bunt dojrzewa odrzucamy pewne narzucone formy i zaczynamy myśled

samodzielnie a elementy ubioru czy też wszelakie wizualne elementy pozostają konserwatywne

w charakterze gustu lub przyzwyczajenia, lub wolnego stylu, lecz nie określają one indywidualności!

Problem zaczyna się w chwili gdy indywidualizm i bunt idzie na bok , zaś na pierwszy plan wchodzi moda,

chęd dominacji, seksapil oraz wszelkie według mnie cechy pasujące raczej do zachowania fanów dyskotek,

niż do odmiennego stylu jakim ponod ma byd PUNK. Jednym zdaniem ruch świadomościowy staje się

kolejną tandetną modą i zachowanie garstki kretynów rzutuje na całośd. W latach 80 czy 90, kiedy to ustrój

wyglądał inaczej, wszelka twórczośd, chęd działania w odmiennym kierunku od głównego nurtu

i narzucanego stylu życia były traktowane jako wrogie, stanowiące zagrożenie i było to zwalczane, jednak

sama inicjatywa sprzeciwu była prostsza niż teraz, gdyż wróg był bardziej widoczny a sama walka była

wyrównana. Teraz natomiast mamy pozorny raj, dobrobyt i mnóstwo dóbr materialnych, komfort życia jest

lepszy wiec po co tu się buntowad? Ale, że fajnie jest byd PUNKIEM, więc nowe pokolenie przybiera formę

uważaną za oblicze sprzeciwu lecz nie sprzeciwia się niczemu, natomiast bardzo dobrze odnajduje się

w systemie, więc pytanie po co te struktury buntu fanom dyskotek? Hmm, może dlatego że jakaś panna

chce przypodobad się jakiemuś chłopaczkowi który chodzi w glanach i ma irokeza, więc sama taką się staje

i grono nam się rozszerza, tyle że kłuje to w oczy kogoś kto w tym klimacie siedzi długo, usilnie rozwijał

swoja osobowośd i dużo uczucia włożył w to w co wierzy... Wszelakie widoczne na koncertach

„stuningowane” paniusie, małe dziewczynki przebrane za dorosłe kobiety, schowane pod lakierami,

syntetycznymi tapetami, odziane w seksowne ubranka przez co staja się kuszącym przedmiotem pożądania,

to totalnie to co PUNK powinien ignorowad uciekając się do skromności i prostoty! Natomiast

poprzebierani za exploitedów czy cockneyi chłopcy prezentujący swoje anaboliczne ciała, walczący ze sobą

o krzywe spojrzenie, nienawidzący innych od siebie , niekiedy wplatając jeszcze kwestie kibicowskie to

raczej bunt nimi nie kieruje, natomiast robią komuś przysługę niszcząc owy bunt w zarodku! Wielcy

„ojowcy” walczący z hipisami bo jakaś głupawa kapela tak śpiewała i stało się to ich domeną, lub też zejdzie

się 20 takich kretynów i po 3 piwach założą „antifę”, proste, że żadnego nazizmu nie zwalczą , ale w zamian

dostanie po ryju jakaś przypadkowa osoba, bo wszak nazistą może byd każdy szczególnie gdy adrenalina się

gotuje, a przypadkowa ofiara to ktoś kogo nie znamy lub nie lubimy.

Hmmm… przynajmniej takie jest założenie, że będą pisać. A skoro

to wydanie pierwsze to wiadomo, listów brak. Jednak w ramach

rekompensaty poniżej znajdziecie ciekawy „Kącik-Poradnik”,

niczym dla pani domu. Może dla niektórych będzie na coś

przydatny. Ale nie bierzcie go za bardzo do siebie i nie liczcie, że

zostanie stałą rubryką na łamach Lokomotywy. Bo później będę

dostawał listy w stylu: „Droga Lokomotywo, mam 14 lat i również

chcę być fajna i być punkiem/anarchistą jak wy. Bo to fajne jest.

Dlatego mam pytanie jak się stawia irokeza…” (Odp.: Na stojąco!). (A)

Własne „wlepki” Made in Home.

Większej filozofii nie ma, wystarczy papier biały

A4 samoprzylepny (do kupienia w sklepie

papierniczym), drukarka (najlepiej laserowa, wtedy

wlepki tak łatwo się nie zmywają) i obrazki do

druku (np. z „Internetu”). Całość układamy

w edytorze tekstu i drukujemy!

Jedziesz bez biletu MPK? Grzesznik!

Ostrzegałem, że będą głupie tematy? Na

gapę. Kiedyś były sposoby na stare

kasowniki - płyn „ludwik”. Obecnie poza

„niby” staniem w kolejce do automatu

biletowego i przejechaniem 1 przystanku

nic konkretnego nie znam! A Wy?

WZBOGACONY KLEJ DO PLAKATÓW

(przedruk z LBN nr 14 [1995])

Składniki: mąka ziemniaczana (4-5 łyżek na litr),

woda, 1 świetlówka lub pęk waty szklanej.

Całość przygotowujemy jak kisiel – rozrobioną

w zimnej wodzie mąkę wlewamy do gorącej wody.

Dodajemy świetlówkę (uprzednio potłuczoną

i drobno sproszkowaną), cały czas mieszamy.

Mieszamy regularnie również podczas rozklejania

– szkło lubi opadać na dno. W przypadku użycia

waty szklanej eksponowaną stronę przyklejonego

już plakatu smarujemy klejem, a następnie

pocieramy watą (zwłaszcza brzegi). Teraz

wszystkie łobuzy zrywające wasze plakaty będą

miały przykrą niespodziankę. Przepis na jedną

porcję, czas przygotowania 15 min.

PS. Obecnie można używać kleju do tapet + mąka

z wodą + świetlówka lub wata szklana.

Wino marki proste

Potraktuję to jako wspomnienie

zamierzchłych parkowych czasów, kiedy

to do wina z pierwszego tłoczenia

dodawało się piwo lub napój „colo

podobny” w proporcji 1:2 i smakowało

wyśmienicie.

Ostatnio znajomy (który robi wina

domowe ugniatając owoce w tradycyjny

sposób, czyli nogami) stwierdził, że dość

tej męczarni – skoro później i tak miąższ

od wina musi odcedzać i wyrzucać.

Stwierdził, że musi być prostszy sposób.

Kupił 10 najtańszych soków w kartonach

(marki stonka-biedronka) i potraktował to

jak sok z owoców. Na początku śmiałem

się, że to nie może się udać (sama

chemia?). Zdziwiłem się! To działa,

kopie, nie psuje się i jest dobre! Polecam!

Page 4: Zin Lokomotywa 1

Święta & konsumpcja – i po co Ci to?

Jakiś czas temu, jak co roku - obchodziliśmy Święta Wielkanocne. Najpierw

wielkie przygotowania, czyli najważniejsze: zakupy. Markety oraz okoliczne sklepy mają

swoje święto i przeżywają prawdziwe oblężenie mas kupujących moc zbędnych

produktów: od toksycznych chińskich kurczaczków, nowych ubrań (trzeba jakoś

wyglądać) a przy okazji może i zakupu telewizora (stary działa, ale to przecież promocja,

każdy ma już LCD a i w święta pozwoli lepiej spędzić czas) aż po tony jedzenia

z powodzeniem zapewniając przeżycie przez cały miesiąc. Wszystko to w atmosferze

tłoku, ścisku, gwarze, nerwach i korkach ulicznych, bez zastanowienia się nad swoimi

czynami (no chyba, że już przy kasie) tylko po to, aby później móc w Święta

terroryzować jedzeniem całą rodzinę („bo się zmarnuje”, „po co ja tyle nakupowałam”)

i zasiąść w otoczeniu najbliższych, czyli – zakupionych przedmiotów. Można też

spokojnie obgadać rodzinę i sąsiadów „ateistów”. Obłuda i radość czystych serc aż

promienieje.

Jednak to nie koniec swoistego

„wyścigu zbrojeń”. Należy jeszcze

ugotować, umyć okna a następnie

upiększyć wielkanocny koszyczek tak aby

stał się najwspanialszy w okolicy. Wódki

co prawda do niego nie wkładamy, ale co

poniektórzy nadrabiają to w domu

i przemycają ją w sobie stojąc w kościele

z wynikiem 2.0 promili. Oczywiście 98%

„katolików” idzie do spowiedzi, ponieważ

„co by to ludzie powiedzieli”. To nic, że

już po tygodniu zarówno stan czystych

duszyczek jak i frekwencja spada o 50%

w dół. Można powiedzieć, że hipokryzja wręcz bije od wiernych: dźwięki telefonów

komórkowych podczas mszy czy też „żegnanie się” podczas słów „pobłogosław te

jajka..” – bezcenne. Do tego dochodzi oczywiście rewia mody, czyli „założę nowe futro

choćbym miała się ugotować”. Kolejne dni to wylegiwanie się przed TV (a gdzie

spacer?) i pochłanianie jedzenia, które „trzeba zjeść”. W gości też strach iść, ponieważ

zostaniemy zaatakowani sernikami, jajkami, kieliszeczkiem lub (o ile to „lany”

poniedziałek) wiadrem wody. I co z tego pozostaje? Rachunek i 5kg nadwagi. Wiem, że

brzmi to jak artykuł prasy katolickiej, ale co mi tam… (A)

W miasteczku Waldshut nad Renem,

w biskupstwie konstantyjskim, została spalona

kobieta oskarżona o wywoływanie gradu i inne

czary.

Inkwizytor Kumanski w hrabstwie

burbiskim, w roku 1485 skazał na stos ponad

czterdzieści czarownic. Wszystkie przyznały się

do zarzucanych im czynów.

Mężczyźni rzadziej parali się

czarownictwem, chociaż księga podaje pewne

przykłady. Tak np. mieszkanka Kolna, dotknięta

chorobą oczu, zaufała czarownikowi, który

zalecił jej noszenie przy sobie kartki z łacioskim

napisem. Ocalił ją ksiądz tłumacząc tekst

z kartki: „Niech ci diabeł oczy wyłupi, a w dołki

naplugawi”.

Diabelscy słudzy wykorzystywad mieli

analfabetyzm prostych ludzi, poddając ich

działaniu zaklęd, których nie potrafili odczytad,

dlatego inkwizytorzy przestrzegają

nieuczonych, by stosowali się do rad mężów

światłych i świątobliwych, to znaczy do nich.

A oto kilka przykładów zwycięstw

świętej inkwizycji nad siłami nieczystymi spoza

omawianej księgi:

W 1727 r. spalono niejaką Janet Horn, która latała na grzbiecie własnej córki, przy pomocy

maści zrobionej z nie ochrzczonego niemowlęcia, wylatywała przez komin.

24 marca 1679 r. spalona została pani Goguillon. Zeznała, że jeździła na sabat raz w tygodniu,

gdzie szatan wznosił ją w powietrze w swoim uchu, zamienioną w czarnego pieska.

W 1703 r. spalono dziesięcioletnią Annę za produkowanie kolorowych myszy z liścia różanego.

W Polsce sądzono czarownice jeszcze w XIX w.

W 1836 r. w Chałupach katowano przez dziesięd dni, pławiono i utopiono pięddziesięcioletnią

Cejnową, za to że ”sczarowała rybaka Kąkola”.

W 1872 r. we wsi Żurkowa pławiono na skutek posuchy wszystkie kobiety.

Niektóre „czarownice”, pomimo powtarzanych tortur, nie ulegały, wytrwale

zaprzeczając stawianym im zarzutom, jak spalona Elżbieta Schreber. Oskarżycielem w jej

sprawie był sam Heinrich Kramer Institor.

Tomasz Juchniewicz

Page 5: Zin Lokomotywa 1

Czarownice ,za sprawą umowy ze swoim mistrzem Szatanem, potrafiły zsyład niszczące deszcze,

grad, rzucały uroki, rozsiewały choroby, pożerały niemowlęta lub podmieniały je na chude i ciągle płaczące.

Bywało, że sam Szatan podstawiał się zamiast dziecka. Ponadto czarownice odbierały matkom pokarm,

sprawiały susze, nieurodzaje, wciągały też do wody dzieci bawiące się nad brzegiem, z tłuszczu nie

ochrzczonych dzieci wyrabiały magiczną maśd niezbędną do latania. Często ofiarowały się do pracy jako

położne, by zaraz po narodzinach dziecka poświęcid je diabłu, przez uniesienie noworodka i wypowiedzenie

specjalnej formuły. Białogłowy oddające się na służbę diabłu, składając przysięgę, poświęcały mu swoje

ciała i dusze, zobowiązywały się również werbowad nowych poddanych Lucyferowi. W zamian za

ofiarowanie siebie i wyrzeknięcie się Chrystusa obdarzane były mocą szataoską. Mogły przybierad postaci

zwierząt, najczęściej kotów.

Zwierzęta podzielone są w „Młocie” na czyste i nieczyste, nie jest to jednak podział oparty na

tym ze Starego Testamentu, gdzie czyste są parzystokopytne, przeżuwające. Zwierzęta nieczyste, takie jak

mucha, wąż, żaba, mysz, wykorzystywane miały byd przez czarownice do niecnych celów. Najczęściej wąż –

„przeklęty spośród wszystkich stworzeo”. Służebnice szatana mogły również przemieniad ludzi w zwierzęta,

o czym miał się przekonad pewien marynarz, który posługiwał w domu czarownic przez trzy lata jako osioł,

przynosząc drwa i wynosząc śmieci.

Jednym z wielu ciekawych zwyczajów czarownic było odejmowanie mężczyznom ich członków,

które potem gromadziły w skrzyniach lub gniazdach ptasich na drzewach i karmiły ziarnem.

Przyjmując komunię chowały opłatek pod język, później

wypluwały i wykorzystywały w plugawych rytuałach,

dlatego Sprenger i Institor apelują o to, by podczas

obrządku kapłan kładł opłatek na wyciągnięty język.

„Na mszy bluźnią po cichu przeciwko Chrystusowi i Maryji”

Na przesłuchaniach zdarzało się, że przemawiał

ich głosem szatan, np. w mieście Erdfordzie szatan mówił

przez opętaną niewiastę i przyznał, że to za jego sprawą

zostało rozgromione wojsko chrześcijaoskie zebrane pod

miastem Saltz przeciw Czechom (husytom).

Szatani, zwierzchnicy czarownic, podlegali

swemu księciu Lucyferowi, któremu podporządkowane

były wszystkie warstwy diabelskiej hierarchii. Do najniższej należały diabły nazywane w Polsce czartami,

istoty szkodzące ludziom w niewielkim stopniu, ich działalnośd polegała głównie na strojeniu figlów

i żartów, a było ich tyle „ile w ludziach zabaw”. W Norwegii najwięcej było szatanów szyderców i frantów,

nazywanych tam Pagani, a po niemiecku Trollen, ci poprzestawali na wyśmiewaniu i szyderstwie. Wyżej

w hierarchii stały Latawce i Latawice, przywodzące ludzi do grzechu cielesnego, w Polsce zwane również

marami, zmorami lub strzygami. Szczeble diabelskiej drabiny hierarchicznej przedstawia bliżej autor

anonimowego dzieła pt: „Prawdziwy ognisty smok albo władza nad duchami niebios i piekieł i nad

mocarstwami ziemi i powietrza”.

Kobiety oskarżane o czary, poddawane torturom, przyznawały się w koocu do popełnienia

zarzucanych im czynów. W biskupstwie we wsi Buchel pojmano kobietę, która miała przez sześd lat

obcowad z latawcem tuż przy boku swego męża, po przyznaniu się do winy i wyspowiadaniu została

spalona. Autorzy „Młota…” wyrażają nadzieję, że Bóg przebaczył jej grzechy.

ZIELONA DOLINA SILNICY

Pewnego razu, przechadzając się ulicą Paderewskiego (w Kielcach) wzdłuż „rzeki”

Silnicy, moją uwagę przykuły liczne hasła zarówno na drzewach („wytną mnie”) jak i na

balkonach okolicznego bloku („betonowy świat”, „dajcie żyć”, „zielone płuca”). Hasła te można

zobaczyć przy ulicy Paderewskiego 20/26. Okazało się, że od dłuższego czasu ma miejsce

w Kielcach słuszna akcja protestacyjna - Zielona Dolina Silnicy - EKOLOGIA NIE BETON.

O samym proteście mieszkańcy mówią: "W Kielcach, nad brzegiem rzeki Silnicy, Ktoś miał zły

pomysł i postanowił wybudować dla jednostek, kosztem ogółu, budynki z betonu o wysokości

ok. 21m i długości ok. 150m. Żeby jeszcze gdzieś tam daleko od rzeki, ale nie, nad samym jej

brzegiem!" Precz z betonem! Betonowi nie! Mieszkańcy protestują przeciw zabudowywaniu

terenów przy ulicach Solnej i Staszica. Sprzeciwiają się planom zabudowy terenów wokół

Silnicy. Nie chcą, aby pozbawiano ich zacisznego zakątka. Przeciw zabudowywaniu terenów

przy Silnicy i budowie trzech apartamentowców mieszkańcy protestują już od dłuższego czasu.

Wcześniej próbowali zwrócić uwagę na ten problem, blokując ruch na ul. Paderewskiego.

Później na balkonach wywiesili transparenty z hasłami nawołującymi do zaprzestania robót.

Zdjęcia jak i cały zarys protestu możecie zobaczyć na

stronie protestujących: http://zielonadolinasilnicy.pl

Obecnie prezydentem Kielc jest Wojciech Lubawski. Przy

okazji tej całej sytuacji jest szansa aby przyjrzeć się bliżej

poczynaniom Pana Prezydenta Miasta Kielc. Dzierży

władzę po raz kolejny - pomimo wcześniejszych wydarzeń

związanych z jego zarządzaniem:

1. Zmiana nazw ulic na "niekomunistyczne" (pomimo protestu mieszkańców i referendum, które

jak się okazało nic nie znaczyło), m.in.: Manifestu Lipcowego, Hanki Sawickiej (jak ktoś zna

historię, to Sawicka wcale nie była "złą" osobą, Hanka organizowała pomoc dla więźniów

politycznych, niosła pomoc ludziom z getta, była inicjatorką utworzenia "Komitetu Pomocy

Ofiarom Faszyzmu". A na marginesie szkoła im. Hanki Sawickiej została - zapewne z powodu

wysokiej renomy placówki). Ulice otrzymały oczywiście "poprawne" politycznie nazwy jak np.:

Aleja Solidarności. Pogratulować. Ale to dopiero początek.

2. Następną „wpadką” Prezydenta Wojciecha Lubawskiego była ochota na sprzedaż MPK czyli

miejskich autobusów. Jednak pracownicy zorganizowali się na tyle, aby rozpocząć strajk

generalny. Przez kilka dni na ulice Kielc nie wyjechał żaden autobus. Prezydent wynajął

prywatną firmę ochroniarską i jak za dawnych czasów, został wydany "rozkaz" odbicia głównej

stacji MPK - czyli pacyfikacja. Późno w nocy pracownicy zostali zaatakowani przez

uzbrojonych jak ZOMOWCY ochroniarzy. Na szczęście atak udało się odeprzeć, ochrona

uciekła. Koniec historii wyglądał tak, że spółka została wykupiona przez pracowników.

Prezydent nie odpowiedział za swój czyn. Poza przeprosinami. Czyli jak ja kogoś pobiję to

przeprosiny wystarczą? Prezydent Kielc, Wojciech Lubawski tłumaczył wcześniej, że wysłał

ochroniarzy do zajezdni, ponieważ kierowcy rozważali wysadzenie w powietrze zbiorników

z paliwem… Taaa…

Page 6: Zin Lokomotywa 1

3. Budowa w miejscu skwerku zieleni (w centrum miasta, tuż przed Urzędem Miasta)wielopoziomowego

parkingu, który kosztował - bagatela - 20 mln zł! Bez szans na zwrot. Protesty przeciwko budowie nic nie

dały (poza jej opóźnieniami). Aby ludzie zaczęli korzystać z parkingu, ruch w centrum zaczyna być

zakazany + oczywiście zakazy zatrzymywania aut przy uliczkach. Mówi się, że Prezydent miał z tej budowy

parkingu korzyści. Może to tylko plotki?

4. Również pomimo sprzeciwu, w Kielcach powstają 3 olbrzymie centra handlowe. Prezydent już od

jakiegoś czasu "walczył" z małymi przedsiębiorcami skupiającymi się w centrum - a to przez przerobieniem

Placu Wolności na parking (gdzie w sumie do tej pory można jednak znaleźć "bazarki") a to przez

zamykanie ruchu w centrum czy zakazy postoju. Widocznie też są "jakieś" korzyści z tych działań.

5. Zlikwidowanie Skate Parku nad Silnicą i przeniesienie go w inny punkt miasta.

6. Wystawienie bardzo ciekawych i jakże związanych z miejscem pomników: tablice „X Przykazań” na

Kadzielni (wjeżdżający do Kielc od tamtej strony zawsze pytają się dlaczego to uczyniono oraz czy ma to

jakiś związek z danym miejscem…) oraz pomnik dla uczczenia ofiar „11 września” na który poszła ładna

kwota pieniężna, chociaż z tego co mi wiadomo w tragedii nie ma ofiar z miasta scyzoryków (lub

majonezów, jak kto woli). Tylko patrzeć jak powstanie nowy pomysł z TU-154 i nie chodzi bynajmniej

o pewien początkujący punkowy zespół z okolic.

Podsumowując wydaje mi się, że Kielce są pod "dyktaturą demokracji".

To było kilka słów o sytuacji polityczno-społecznej Kielc, sytuacja widzianej "moimi oczami",

miasta z którego pochodzą a które zmienia się nie do poznania, niestety moim zdaniem bardziej na gorsze.

(A)

Z dziejów religii:

Malleus maleficarum Polowania na

czarownice swoje

apogeum osiągnęły na

przełomie XVI i XVII w.,

czyli w epoce uniwersytetów, humanizmu, rozwoju nauki

i porzucania zabobonu. W 1542 r. papież Paweł III powołał

do życia zreorganizowany trybunał inkwizycji. Organ ten

posiadał licznych szpiegów, korzystał z donosów. Zeznania

wymuszano na oskarżonych wymyślnymi torturami,

niektóre z nich, jak np. praktykowanie wrzątku

i rozżarzonego żelaza, opisane są w tej części „Młotu na

czarownice”, która nie została wydana w Polsce. Rzekoma

czarownica poddana torturom przyznawała się w koocu do

wszystkiego, wydając jednocześnie następne. Był to więc

samonapędzający się proces. Ziemie należące do

„winnych” brał w posiadanie kościół. „Młot na

czarownice” stał się podstawowym podręcznikiem inkwizycji. Autorzy tego dzieła: Heinrich

Kramer-Institor – jak sam siebie nazywał, przedstawiciel św. Oficjum na południowe Niemcy oraz

Jacob Sprenger, inkwizytor na obszar Nadrenii, uważali, że demony spółkują z ludźmi, a owocami

ich związków są wrogowie ludzkości, pomioty diabelskie, Żydzi, heretycy, złodzieje… Szczególnie

podatne na grzech są kobiety, córy biblijnej Ewy, którą Szatan skłonił do grzechu pierworodnego.

Sprenger i Institor twierdzili, iż kobiety nie są tak rozumne jak mężczyźni, dlatego częściej padają

ofiarą grzechu. W 1484 r. papież Innocenty VIII wydał bullę, mocą której nadał inkwizytorom

prawo karania wszelkiego kacerstwa i tych wszystkich, którzy odstępując od wiary katolickiej

czynią bezwstyd z biesami. Dwa lata później został wydany „Młot” z dołączoną doo bullą. Odtąd

każdy płonący stos był potwierdzeniem wiarygodności tej księgi, a każdy proces nakręcał kolejne.

W Polsce „Młot na czarownice” został wydany w 1614 r. Autor polskiego przekładu,

Stanisław Ząbkowic, wyraził nadzieję, że swoją pracą otworzy oczy ludzi na problem

czarownictwa i pobudzi odpowiednie urzędy w kraju do zapobiegania temu zjawisku.

W „Młocie” opisane są dokładnie praktyki czarownic, sposoby szkodzenia ludziom i obrządki,

jakimi można się od nich uchronid. Inkwizytorzy, którzy z racji pełnionej funkcji byli odporni na

czary, zalecają stosowanie wody święconej, kadzidła, częstą modlitwę i spowiedź. Codzienne

odmawianie pacierza uodparniało na szataoskie sztuczki, jednak chodby jeden dzieo bez

modlitwy był sygnałem do ataku dla sił nieczystych, na dowód tego przytoczona jest historia

pewnego żołnierza modlącego się do Matki Boskiej. Zakonnik w jego domu zdemaskował szatana

ukrywającego się pod postacią klucznika, czekającego od lat czternastu, aż jego pan zapomni

pozdrowid Matkę Boską, dając mu tym samym sposobnośd do pozyskania go dla księcia Lucyfera.

Podany jest też przykład mniszki, którą szatan posiadł bo „…szałatę jadła wprzód jej nie

przeżegnawszy”.

Page 7: Zin Lokomotywa 1

Kiedy pani poseł Kempa [tak, ta sama, która została zrzucona w neseserze do kieleckiej siedziby

PiS jako komandos przeciw lokalnym partyjnym oportunistom] rzucała głupie pytanie o to, którą mafię

poparł minister głosując za tą nowelizacją [chodziło najprawdopodobniej o min. sprawiedliwości

Kwiatkowskiego], chyba nie zdawała sobie sprawy skąd w ogóle biorą się mafie i z tego, że właśnie tacy

teoretycy państwa jak ona są ich prawdziwymi współtwórcami. Są to bowiem organizacje przestępcze

budujące quasi-biznesy w branżach skryminalizowanych przez państwo, ciesząc się z tego, że mogą na

przykład być monopolistami w produkcji i handlu narkotykami, które z powodu swej nielegalności wcale nie

straciły popytu, a jedynie zwiększyły ryzyko kupna i sprzedaży [stąd ich wysoka cena]. Prostytucja nie jest

w pełni kontrolowana przez mafię, bo nie jest to raczej możliwe, z wielu względów, ale ponieważ byle kto

nie umie wyprodukować np. amfetaminy, to jej produkcja i obrót jest już pod jej kontrolą. Gdyby konopie

indyjskie potraktować na równi z prostytucją, byłaby to wg mnie sytuacja zbliżona do ideału: ów proceder

sam w sobie nie jest nielegalny, karalne jest jedynie czerpanie zysków z niego przez osoby trzecie

[stręczycielstwo]; państwo nie chce czerpać zysków z prostytucji, więc kobiety pracujące w ten sposób nie

płacą podatków i tak powinno wyglądać dzielenie się domową uprawą, tak jak odsprzedanie butelki

domowego bimbru – to nie jest groźne, szkodliwe, antyspołeczne czy szkodliwe.

Zyski mafii pochodzą z polityki karnej państwa, więc i legalizacja tejże prostytucji ucięłaby część

dochodów mafijnych, wbrew temu, co mówią politycy o intencji nowelizacji tej ustawy, by walczyć

skuteczniej z przestępczością zorganizowaną. Z kolei wydaje mi się, że ucięciem naprawdę dużej części

wpływów tej organizacji przestępczej byłby prosty krok – zezwolenie na domową uprawę konopi, niechby

to był tylko ten jeden krzaczek w domu. Stracić może tylko mafia. Gdyby każdy mógł bez stresu

wyhodować sobie taką roślinkę, podobnie jak zrobić wino czy upędzić bimber na własny użytek, może

zrezygnowałby z ryzyka jakie niesie za sobą kupno takich używek [często nasączanych nieznanymi

chemikaliami] na nielegalnym rynku. Sporo łatwiej byłoby wtedy penalizować posiadanie i handel innych

[jeżeli ktoś się przy tym upiera], twardszych narkotyków, a mafii wytrąciłoby to spory zakres działań. Tak

więc to nie spec-ustawy byłyby bolesnym ciosem w zorganizowaną przestępczość, ale zdekryminalizowana

roślinka w domowej doniczce! Nie była by to więc prawdziwa „legalizacja”, zresztą nie widzę powodów,

dla których państwo miałoby czerpać dochody z handlu tą używką; doniczka byłaby zaledwie jej

depenalizacją, niekaraniem za hodowlę na własny (!) użytek, bowiem handel dużymi ilościami dawałby

znowu komuś zarobek, a państwo, ta moralna jurystycznie dziewica, nie przełknęłaby raczej zysków z tak

moralnie podejrzanego procederu, nie uczyni więc z konopi rośliny podobnej do tytoniu i chmielu. Nie zrobi

tego by wciąż wspierać mafię? Wprowadzenie trawy do obrotu kontrolowanego przez ministerstwo zdrowia

to przepisy regulacyjne, pozwolenia, atesty, akcyzy i podatki [co spowodowałoby pewnie wielokrotny skok

jej ceny, porównywalny do stosunku ceny alkoholu w kosztach produkcji i jego ceny sklepowej], decyzje

komu, gdzie, w jakim czasie i w jakiej ilości można sprzedać, kosztowne programy uświadamiające

i odwykowe; poza tym korupcja w procesie przyznawania pozwoleń lub oszustwa podatkowe i angażowanie

fiskusa w polityczne kontrole - dlatego legalizacja w czystej, prawniczej postaci mi się nie podoba. Przede

wszystkim depenalizacja i potem dekryminalizacja, czyli likwidacja paragrafów, które z automatu nakazują

ściganie karne i czynią ze zwykłych konsumentów przestępców kryminalnych.

Wydaje mi się, że najlepszym wyjściem byłoby nie legalizować, ale wyciągnąć spod kontroli

prawnej domową uprawę konopi. I zgodnie z libertariańskim duchem nie mnożyć przepisów, nie angażować

urzędników w decyzje administracyjne, pozwolenia, koncesje, podatki; ominąć wymiar sprawiedliwości,

który powinien zająć się sprawami przeciw mieniu, życiu i zdrowiu. Ponieważ nie stwierdzono poważnych

medycznie [mówi się raczej o psychologicznych czy motorycznych] skutków palenia marihuany, to służba

zdrowia nie poniesie z tego powodu istotnych kosztów, inaczej niż w przypadku palaczy tytoniu czy

alkoholików. Upraszczać prawo, pomijać państwo w decyzyjności na indywidualnym poziomie, poszerzać

jednostkowe uprawnienia czyli nie postulować legalizacji, ale likwidację przepisów karnych dotyczących

używania [bo nie tylko palenia w końcu] konopi, posiadania i uprawy na własny użytek. Legalistom

odmawiam pełnego zaufania.

(a_maciek)

1 dzień wiosny, dzień wagarowicza – w każdym razie 21 marzec 2011. Pogoda

ówczesnego dnia istnie wakacyjna, od wczesnych godzin słońce dawało znaki, że będzie

ciepło miło i przyjemnie. Ale nikt nie mówił, że będzie sielanka pełną gębą, chociaż

wtedy takie miałem złudzenie.

Na początku plan był prosty: przypomnieć niektórym jak to wyglądał niegdyś

pierwszy dzień wiosny w parku. Rozradowany z posiadania dnia wolnego umówiłem się

z okolicznym elementem, że od rana będziemy urzędować w parku miejskim w Kielcach.

Celem jak już wspomniałem miał być wymiar punkowo-relaksacyjny jak za czasów gdy

w parku zawsze takich „towarzyszy” było co niemiara (a przy okazji pojawiały się

tradycyjne bójki z łysogłowym zwierzem krzyczącym o swojej wyższości nad innymi).

Nie ukrywam, że liczyłem również na taki aspekt rozrywkowy spotkania. Całe plany

jednak wzięły w łeb, ponieważ stopniowo otrzymywałem, że jeden nie może, drugi ma

jakieś plany do załatwienia… Zostałem praktycznie ja i wierny Martyn. Jeżeli sprawa

przybrała taki obrót, nie było sensu siedzieć od rana w parku w liczbie osób: sztuk dwie.

W takim razie posiedzieliśmy u mnie w domu, skorzystałem przy tym z pomocnej dłoni

i „odświeżyłem” mojego irokeza. Jeszcze tylko skóra i krzykliwe spodnie i można ruszać

na miasto aby „może kogoś spotkać”. Na skrzyżowanie Sienkiewicza z ulicą

Paderewskiego dotarliśmy koło południa. Ludzi tłum. To i miejscowe domaganie się

żołądka o posiłek spowodowało wycieczkę do pobliskiego lokalu gastronomicznego

mieszczącego się koło Urzędu Miasta. Podczas dreptania ulicą Piotrkowską w stronę

obranego celu (tuż obok wspomnianego urzędu) wyjechał nam na spotkanie czarny Opel

(o ile dobrze pamiętam) i wyskoczył z niego gość z tekstem „Przepraszam pana”.

Pomyślałem sobie, że facet pewnie się zgubił i będzie zamęczał mnie pytaniem o drogę,

ale NIEE! Machnął mi przed nosem odznaką policyjną, wypowiadając niewyraźnie

zapewne swoje nazwisko i poprosił mnie o dowód osobisty. Tajniak! No cóż,

uśmiechnąłem się w duchu i pomyślałem, że jak zachciało mi się „starych czasów”

w których legitymowanie za wygląd lub „podejrzane zachowanie” było na każdym kroku,

to mam za swoje. Z uśmiechem podałem swoje ID licząc na szybkie zakończenie sprawy,

ale NIEE! Pan mundurowy całkiem na poważnie zadał mi pytanie skąd jestem! Trzymając

mój dowód! Prawie parsknąłem śmiechem, ale stwierdziłem, że nie będę przeginał ripostą

„tam jest napisane” i tylko wymownie i z uśmiechem odpowiedziałem, że z Kielc.

Widocznie niektórzy nie mają poczucia humoru, ponieważ tajniak twardo odpowiedział

„zapraszam do samochodu”. Musiałem zrobić zaskoczoną minę, ale wnet coś się we mnie

zagotowało, że jak to tak i spytałem się „ale w jakiej sprawie”, na co uzyskałem „dowie

się Pan na komisariacie.” Cóż miałem zrobić. Proponowano również mojej osobie

towarzyszącej zabranie się ze mną, ale na szczęście odmówiła. Natomiast ja usadowiłem

się z zadowoleniem z tyłu radiowozu (tak, dla mnie to była absurdalna sytuacja, więc się

uśmiechałem ku ich zaskoczeniu, chociaż przyznam się, że już robiłem szybki rachunek

sumienia). Zaraz po ruszeniu z kopyta, zapytałem się (a raczej wywrzasnąłem), że skoro

już siedzę w tym samochodzie to może teraz mi powiedzą o co się rozchodzi! „W parku w

godzinach przedpołudniowych grupa punków zaatakowała chłopaka/skina dotkliwie go

bijąc i jest pan podejrzany.” No to teraz nie wytrzymałem! „To ja tu dopiero przyjeżdżam

do miasta, ponieważ wcześniej cały czas siedziałem w domu, nawet bilet autobusowy

skasowałem, jestem w centrum 5 minut a wy już mnie zgarniacie i mówicie, że jestem

podejrzany? To jest śmieszne!” Samochód gwałtownie zatrzymał się i dwóch panów

Page 8: Zin Lokomotywa 1

odwróciło głowy w moją stronę. „Przegiąłem” –

pomyślałem. Spojrzeli się na mnie i rzucili tekst: - „a więc

twierdzi pan, że był cały czas w domu?” – tak!

– „I nie miał pan z tym nic wspólnego i nic nie wie?” – nie!

Wtedy jeden tajniak do drugiego: „to co, bierzemy go na

komisariat czy gdzieś tu w bramę?” „Dawaj w bramę.”

Przyznam, że zrobiło mi się nieswojo kiedy zawróciliśmy

w ulicę Piotrkowską. Kazali mi wysiąść i wejść do pobliskiej

bramy. Jak na złość akurat wtedy w okolicy ludzi żadnych

oczywiście nie było. Denerwować zacząłem się jednak

dopiero kiedy stojąc w tej bramie, jeden z panów odrzekł do

mnie abym stanął sobie pod ścianą. Super, pomyślałem,

dostanę parę pał w plecy i do zobaczenia. Ale NIEE… „show

must go on”! Nogi zaczęły mi dygotać i zapytałem się po raz

kolejny o co się rozchodzi. W końcu otrzymałem

wyjaśnienie, że chcą mi zrobić zdjęcia i mam wybór albo

jechać na komisariat albo zrobią to tutaj i mnie wypuszczą.

No cóż wizja komisariatu i spędzenia tam kilku godzin plus ryzyko, że mogłem gdzieś się tam „przewrócić”

i stąd te siniaki, mnie nie zachwyciła. Wolałem już mieć ten cały cyrk za sobą. Stanąłem pod ścianą na co

drugi z panów wyciągnął aparat w … telefonie komórkowym. Na moje oko mającym już kilka ładnych lat.

Znów prawie roześmiałem się im w twarz i nie mogłem się oprzeć robieniu głupich min. Najpierw zdjęcie

twarzy („Stój spokojnie!”) następnie z oddalenia („Patrz się w aparat”) a na końcu coś co mnie już zupełnie

rozwaliło. „Za moich czasów” policjanci umieli pisać i pamiętam, że przynajmniej jeden z nich zawsze

ręcznie odnotowywał dane. A teraz NIEE! Co się będzie przemęczał – po prostu zrobił tym aparatem

ZDJĘCIE mojego dowodu! Później jeszcze parę pytań czy na pewno nie mam z tym nic wspólnego (tutaj

moja wpadka: „tym razem nie”) i że nadal jestem podejrzany. Następnie wyszliśmy z bramy i każdy udał się

w swoją stronę. Oczywiście, pierwsze kroki skierowałem do parku, gdzie spokój sielanka i tylko grupka

metali z gitarą siedzących na ławeczkach. Z oddali jednak dostrzegł mnie patrol policji, który patrząc na mnie

zaczął zmierzać w moją stronę na co ja zrobiłem w tył zwrot, ponieważ nie chciałem powtórki z rozrywki.

Tak póki co kończy się ta poniekąd śmieszna historyjka. Do dzisiaj na szczęście nie dostałem

żadnego pisma wzywającego na rozprawę w sprawie pobicia. Tak samo nie udało mi się ustalić kto się bił

i z kim. Ustaliłem dwie teorie: pierwsza, że faktycznie doszło do czegoś takiego ale sprawcami byli

„przyjezdni”, druga: to była bajeczka tylko po to aby wprowadzić mnie do kartoteki. Chociaż wątpię,

ponieważ panom naprawdę się spieszyło.

Cóż mogę dodać, przynajmniej nauczyli się przez te wszystkie lata jak wygląda punkowiec.

Dodatkowo można się przyczepić, że ponieważ nie podali mi swojego numeru na odznaczeniu i danych ani

konkretnego zarzutu, wcale nie musiałem z nimi wsiadać do samochodu. Ale to byli tajniacy i nie chciałem

już bardziej przeginać sytuacji. Z policją jeszcze można się tak pobawić. I tak jestem zawiedzony, nie

dostałem pałą. W każdym razie inwigilacja trwa, wielki brat czuwa i ma nas na oku.

PS.: Ja to i tak mam szczęście – rozmawiam przez telefon pod sklepem na osiedlu – po 5 minutach

przyjeżdża policja, ponieważ mieli zgłoszenie, że ktoś podejrzany się tutaj kręci. Albo gdy czekałem na

znajomych przy parkingu i również po chwili spisała mnie policja za „podejrzane zachowanie” a nawet, że

niby ktoś dzwonił, że pewnie ja chcę ukraść któryś z samochodów! (A)

DONICZKA kontra NARKOTYKOWA PARANOJA

Objawem tejże paranoi są niektóre głosy komentujące ostatnią nowelizację ustawy

o przeciwdziałaniu narkomanii [została właśnie klepnięta przez senat], w której mowa jest

o możliwości [tylko!] odstąpienia od ścigania za posiadanie niewielkiej ilości narkotyków.

Pojawiły się bowiem opinie, które utożsamiają tą kosmetyczną zmianę prawa z jakąś bliżej

nieokreśloną legalizacją narkotyków. Paranoją wg mnie jest nieuzasadniony [choćby przez brak

doświadczeń społecznych z porównywalnych – czyli liberalizujących temat narkotyków -

sytuacji w naszym lub innych krajach] lęk przed podobnymi posunięciami z jednoczesnym

popieraniem innych działań państwa [nad którymi nie ma co się rozwodzić], mającymi skutki

zdecydowanie bardziej destrukcyjne - i społecznie, i moralnie, i ekonomicznie. Częścią tej

paranoi jest także akceptacja legalnego obrotu i czerpanie zysków z handlu innych środków

odurzających, które, nie wiedzieć czemu, nie są nazywane narkotykami – jak np. alkohol i tytoń.

Definicja stanowi bowiem o słuszności prawa i pomaga oświetlić jurystycznym reflektorem jego

wrogów, a wrogowie muszą być, by skupiać na nich społeczną złość…

Wkrada się w tą śmieszną dyskusję niesamowita ignorancja ludzi, którzy jako

prawodawcy lub lobbyści partyjno-polityczni, nie rozumieją prostych pojęć i przenoszą swoje

fobie za pomocą medialnej tuby na forum dyskusji ogólnospołecznej. A ludzie wciąż ufają

niestety autorytetowi parlamentarzysty, jako przedstawiciela i wybrańca narodu… Narkotyki

wbrew głupim wypowiedziom wciąż są bowiem NIELEGALNE. Za ich posiadanie, a tym

bardziej obrót nimi, wciąż grozi kara więzienia, a więc bardzo surowa, jak na sytuację, w której

uczestniczą zazwyczaj dwie strony

zupełnie świadome skutków

używania nieprzebadanych

medycznie substancji i nie ma w

tej sytuacji przemocy, zaboru

mienia czy ograniczenia czyjejś

wolności wbrew tej osobie. A kara

więzienia jest np. taka jak za

spowodowanie wypadku

samochodowego ze skutkiem

śmiertelnym.

Obecna nowelizacja

nie jest na pewno złagodzeniem

prawa – podnosi przecież możliwą

długość odsiadki w więzieniu, choć dopuszcza pewne warunkowe i subiektywnie przyznawane

odstępstwo od wymierzenia kary w detalicznych przypadkach, jest więc tylko propozycją

pominięcia niektórych procedur. O tym, że państwo nie liberalizuje spożycia „środków nie

obłożonych akcyzą” [bo o te przecież chodzi – o te, których obrotu nie kontroluje rząd] pokazała

ostra kampania policyjno-administracyjno-prawna przeciw dopalaczom. Władza nie liberalizuje

prawa, ono jest wciąż tylko zaostrzane.

Pojawia się tylko zaledwie jakiś przebłysk depenalizacji [od której daleko do

legalizacji] – jednorazowego odstąpienia od wymierzenia kary. Jest to wciąż przestępstwo

kryminalne – posiadanie i wprowadzanie do obrotu nielegalnych używek. Natomiast procesem

kryminalizacji była akcja antydopalaczowa, ustanowienie przepisów, które poza nękaniem

administracyjnym, próbami definicji przez ministerstwo zdrowia doprowadziły do ogólnej

definicji dopalacza jako „narkotyku” ściganego karnie. Dekryminalizacją byłoby natomiast

przekwalifikowanie niektórych używek [np. marihuany] jako parafarmaceutyków, które dla

celów medycznych byłyby wprowadzone do obiegu kontrolowanego, bez dostępu dla ludzi

niesklasyfikowanych do leczenia nimi. I to mógłby być pierwszy ewentualny krok w drodze do

uwolnienia marihuany od państwowej kontroli.

Page 9: Zin Lokomotywa 1

Ultra Chaos Piknik

25.06.2011. ZA DARMO!

DIY hc/punkowa impreza, która w założeniu ma być organizowana cyklicznie przez

ekipę związaną z takimi inicjatywami jak Noodles Stage, No Pasaran Records,

Liberation zine, Rebel Snowman Records.

OI POLLOI - punk Szkocja

GA-GA/ZIELONE ŻABKI - punk rock Jawor

APATIA - hard core/punk rock Poznań

ANTIDOTUM - hc/punk Warszawa

DIE SCHWARZEN SCHAFE - punk rock Niemcy

IN VITRO - punk rock Lublin

EDELWEISS PIRATEN - scandi punk Olsztyn

ALL WHEEL DRIVE - hc/punk Poznań/Kolo/Wrocław

CASTET - hard core/punk Śląsk

HGW - crust Ruda Śląska

BRUDNE DZIECI SIDA - punk Poznań

DJ TERROR

Oprócz koncertów: projekcje filmów, wegańskie jadło, możliwość rozbicia namiotu,

lasy, łąki i świeże powietrze ! Kontakt: [email protected]

CO ROBIĆ W WOLNYM CZASIE ??? Może tytułowe pytanie artykułu (jak i on cały) może wydawać się „z dupy”, ale

przyznajcie, że pomimo tego słoneczka, które coraz bardziej grzeje w głowy, łąk i parków

wzywających do byczenia się, czasami w tej całej sielance może pojawić się pytanie „co począć,

bo zżera nas nuda, kiedyś to było lepiej.” I tutaj opcji jest wiele, np. zrobienie manifestacji. Czy

ktoś pamięta jeszcze akcje na Placu Wolności w stylu antyrasistowskim czy antysystemowym?

A przecież początek maja to idealny czas na zorganizowanie czegoś podobnego. Przy okazji 8

maja to dzień zwycięstwa nad faszyzmem. Może warto powrócić do czynności w ramach „czynu

społecznego” i otworzyć oczy innym na pewne sprawy.

Druga opcja to oczywiście prasa. Poza pochłanianiem „Lokomotywy” można zajrzeć

do nowego numeru „Inny Świat” (dostępny w Empikach i generalnie „Internecie”).

W najnowszym wydaniu sporo dobrych treści: od ciekawych relacji, wydarzeń na świecie, po

interesujące artykuły o próbach naprawiania tego świata. Koszt to jedyne 8,50 srebrników.

Jeżeli natomiast ktoś lubi coś „grubszego”, to za około 30 zł warto nabyć książkę

Jakuba Porady „Chłopaki w Sofixach”, która opowiada wiele historyjek „skierowanych jak

alejki na KSM w różnych kierunkach.” Obowiązkowa lektura dla kielczan z okolic

wspomnianego osiedla. Inna książka godna polecenia to „Dezerter – Poroniona Generacja”

(około 35 zł).

Jednak prasa nie zawsze idzie w zgodzie z naturą, dlatego człowiek wynalazł filmy.

Tutaj z moich osobistych doświadczeń mogę powiedzieć, że czasu nie zmarnujecie na portalu

www.alterkino.org; w szczególności polecam film „Yes Meni chcą naprawić świat” [The Yes

Men] (m.in. akcje podszywania się pod dyrektorskie postacie z wielkich korporacji

i „poprawianie ich wizerunków”). Kolejne godne obejrzenia filmy to: „Doktryna szoku” (co

prawda ekonomiczny ale naświetla sprawy kto jest odpowiedzialny za kryzys i jak wygląda

prawdziwa polityka państwa kapitalistycznego); „Zeitgeist III – Moving forward” (trzecia część,

można powiedzieć, że „skandalicznego” filmu ukazującego ukryte oblicze systemu); „Antifa –

łowcy (nazi) skinów” (czyli jak to wyglądało kiedyś); „Loose Change 9/11: An American Coup”

(o 11 „września”).

Ale pamiętajmy, że nie samym chlebem człowiek żyje i cóż by to wszystko było warte

bez muzyki. Oprócz polecanych wcześniej koncertów na które warto się wybrać, można również

zapuścić coś w przestrzeni własnych czterech ścian. Z „nowości” ukazanych na rynku, można

już nabyć takie płyty jak: DEZERTER – „Prawo do bycia idiotą” (ok. 40 zł) czy „KARCER –

Wariaci i geniusze” (ok. 36 zł). Jeżeli jeszcze chodzi o aspekt muzyczno-radiowy, to w każdą

niedzielę od 18.00 do 21.00 zapraszam na moją audycję „Punkowe Przedszkole” do

kontrowersyjnego radia Ulicznik.net (kanał główny). Na mojej audycji możecie posłuchać

archiwalnego punk rocka, ciekawych opowieści z tamtych lat, informacji o koncertach,

wydarzeniach i kto wie co jeszcze. Zapraszam również na audycyjne forum

www.punkoweprzedszkole.fora.pl; a jeżeli już jesteśmy w kwestiach internetowych,

zapraszam do odwiedzenia stron: www.cia.bzzz.net (Centrum Informacji Anarchistycznej),

www.historiekieleckie.blox.pl oraz wolnekielce.blox.pl (świetne artykuły i historie kieleckie!).

Co jeszcze.. hmm, można robić szablony a później nocą iść na miasto, chociaż

malować po murach da się i bez szablonu - dodatkowo w biały dzień. Sprawdzałem.

W każdym razie obojętność i bezczynność jest cichą zgodą na obecny stan

rzeczywistości. Zastanówcie się nad tym. (A)

Page 10: Zin Lokomotywa 1

KONCERTY - SEZON LETNI

08.07.2011 – Gdynia – Klub Ucho ul. Targowa 1- Start: 18:00 – ZA DARMO!

Morne - monumentalny crust USA; Agrimonia - crust/metal Szwecja;

Eye For An Eye - hardcore/punk Bielsko-Biała; Downfall Of Gaia - hc Niemcy;

The Fight - punk Warszawa; A Birthday Party Band - akustyczny punk Warszawa;

The Restarts - punk Wielka Brytania; Beyond Pink - żeńska załoga punk Szwecja;

Biała Gorączka - punk Grudziądz; The Corpse - hardcore/crossover Łask i Zduńska

Wola ; Mob 47 - hardcore Szwecja; Desperat - hardcore/punk Szwecja;

Wasted - punk Finlandia; SkitSystem - d-beat/hardcore Szwecja

ROCK NA BAGNIE 1-3 lipca 2011 (ZA FREE!) 1 lipca 2011r.

15.00–15.30 E.K.G. ( HC/punk )

15.30-16.15 APE ( melodyjny punk rock )

16.15–17.00 RUBEROID'AS ( punk'n'roll ) LITWA

17.00-17.45 ADHD SYNDROM ( street punk )

17.45-18.30 POLTAVA ( rockabilly/swing ) info

18.30-19.15 THE KOLT ( psychobilly/punk/rockabilly )

19.15-20.00 SANATORIJA ( HC/punk ) LITWA

20.00-20.45 THE CUFFS ( punk'n'roll )

20.45-21.45 REDAKCJA ( rock/alternatywa/punk )

21.45-22.45 THE BILL (punk )

22.45-23.45 SAINT OIL SAND ( ska/punk ) LITWA

23.45-00.30 SCHIZMA’90 ( HC )

00.30-01.30 MOSKWA ( HC/punk )

2 lipca 2011

12.00-15.00 DJ BIGOS

15.00-15.30 CODEX ALIMENTARIUS ( HC/punk/crust )

15.30-16.15 THE PUBLIC SORROWS ( HC/punk )

16.15-17.00 MEKASDUO ( jazz/punk/alternative ) LITWA

17.00-18.00 9Ranko ( reggae )

18.00-18.45 LD50 (retro-punk )

18.45-19-30 OBIBOX ( psychobilly )

19-30-20.30 PROFANACJA ( punk rock )

20.30-21.15 NO REAL PIONEERS ( emo/indie ) LITWA

21.15-22.00 P.K.I.K.T ( death metal/punk/thrash/crust ) LITWA

22.00-22.45 STREET CHAOS ( HC )

22.45-23.30 PRZECIW ( HC/punk )

23-30-00.30 TZN XENNA (punk )- o ile pozwoli na to stan zdrowia wokalisty

00.30-01.15 GxFxTx ( HC/punk ) LITWA

3 lipca 2011

12.00-15.00 ( pole namiotowe - winylowy atak lat 80-tych) DJ TERROR

15.00-15.30 KUBA ROZPRUWACZ ( street/punk/oi )

15.30-16.15 URAN ( street/punk )

16.15-17.00 BŁĘKITNY NOSOROŻEC (punk/rock/reggae)

17.00-17.45 ŚWINIOPAS ( crossover )

17.45-18.30 THE SOLD OUT ( HC/punk ) LITWA

18.30-19.15 COLLINA ( HC/punk )

19.15-20.00 SELF MADE BOMB ( HC )

20.00-20.45 OD JUTRA ( HC )

20.45-21.30 EYE FOR AN EYE ( HC/punk )

21.30-22.15 TEMPELHOF ( postpunk )

22.15-23.00 SPENGIMAS ( HC ) LITWA

23.00-23.45 THE CORPSE ( HC )

23.45-00.30 ACAPULCO ( folk/punk/ska )

00.30-01.30 REJESTRACJA ( HC/punk )

Powyższa lista może ulec zmianie!

Koncerty poprowadzą:

- MARIUSZ PIECHA - wydawca art zine'a "PUF-PUF"

- Redaktorzy RADIA ULICZNIK : OLGA GADOMSKA i KRZYSZTOF

NOWACZYK.

The Adicts i Bulbulators!

Kraków - 06.06.2011 Klub KWADRAT ul Skarżynskiego 1

Godz. 20:00; Wejście od 19:00;

Bilety przedsprzedaż: 50zł; w dniu koncertu: 60zł.

Wrocław – 05.06.2011 - 20:00- Klub Alibi, ul. Grunwaldzka 67