czĘŚĆ ii.doc
Post on 02-Jan-2016
74 Views
Preview:
TRANSCRIPT
CZĘŚĆ II
Piotr
Non nobis Domine, non nobis,
sed nomini tuo da gloriam!1
- Zdrada, mości książę, to zdrada - w Sali Rady wrzało jak w ulu.
- Jakże to tak? Sam wżenił się w książęcą rodzinę Tobie chcąc mocą dorównać.
- na szafot z nim, jako zdrajcę oślepić i dopiero wtedy niech się cieszy młodą
małżonką.
- Hańba
Takich obelg Piotr nigdy jeszcze nie znosił, lecz teraz z pokorą klęczał przed księciem
Bolesławem. Opuściwszy głowę nawet nie był w stanie spojrzeć mu prosto w oczy. Tylko
dłoń mocno zaciskała się na rękojeści miecza barwiąc do białości palce.
- Najważniejsze że Marii nic nie grozi - z czułością pomyślał o swojej młodej, świeżo
poślubionej małżonce, którą przywiózł z Kijowa, aby odgonić te wszystkie czarne myśli i
oszczerstwa, które tak bezlitośnie padały. Maria, klęcząc obok swojego ukochanego błagalnie
spoglądała to na Bolesława to na biskupa Maurusa, który zasiadał obok księcia.
Książę Bolesław coraz mocniej zaciskał dłonie na lwich łbach strzegących stolicy.
1 Nie dla nas Panie nie dla nas, lecz na chwałę Twojego imienia - Psalm 115 Biblia 1000-lecia
2
- Spokój - warknął - Czy ja jestem głową państwa czy kurnika jakiegoś w którym to
koguty do oczu sobie skacząc, próbują znaleźć miejsce na wyższej grzędzie? Jeżeli wy nie
potraficie zadbać o nasze granice to muszę zrobić to sam. Nie czas teraz o ożenku Piotra
prawić a o granicy z Czechami. Książę czeski pustoszy nasz Śląsk a wy tutaj o ożenku Piotra
radzić chcecie? Któż jest tedy większym zdrajcą? Wy którzy zamiast ratować państwo, w
Krakowie siedzicie i rozprawiacie o babach czy on, który swe życie ryzykując, posłował w
imieniu moim do Kijowa? Mości księże biskupie, co sądzicie o zdradzie takowej? - Bolesław
spojrzał na biskupa Maurusa
- Jakom i wiele razy powtarzał, polityka obca mi jest, jam od spraw boskich, a za taką
i miłość uznać trzeba. Już apostoł Paweł w swoich listach pisał o miłości jako dziele Bożym.
A kto przeciwić się tym słowom waży ten od czci i wiary wyklęty być może i jako wróg
kościoła okrzyknięty zostanie. - moc słów biskupa odbiła się głuchym, potężnym echem od
ścian zamku.
Powiało grozą. W sali zapanowała cisza. Maurus spojrzał na księcia a ten delikatnie
skiną głową na przyzwolenie.
- Powstańcie zatem - kontynuował Maurus - ci co wiernie służycie i Bogu i waszemu
księciu, któremu sprawy boskie nie są obce. Ja was tedy błogosławię potwierdzając przyczynę
bożą W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. A jako podziękę za opiekę nad wami do Mari,
twojej imienniczki drogie dziecko , powinniście się udać.
- Dziękuję ci książę, i wam księże biskupie - odezwał się Piotr - Tutaj, przy obecności
tylu świadków, i Boga biorąc na świadka, przysięgam uroczyście wierność Bogu
Wszechmogącemu i wam książę aż do ostatnich dni moich.
Książę wstał z tronu i podszedł do młodej pary. Chwyciwszy Piotra za ramiona
spojrzał mu głęboko w oczy.
- Dziękuję ci Piotrze i twoją przysięgę z wielką radością przyjmuję. Wielką masz siłę
w swoich przyjaciołach, którzy wiernie za tobą stawali, Bogusławie i Borzywoju. Teraz jeżeli
zechcesz, zostań proszę bo o ważnych wojennych sprawach radzić nam trzeba, a dla twojej
małżonki komnaty przygotowane zostały.
- Zostanę książę - powiedział Piotr i kiwną głową na małżonkę i swoich przyjaciół
- Dobrze zatem, straż wskaże im komnaty aby po podróży odpocząć mogli a nam
wracać trzeba do sprawy Śląska. - Bolesław wrócił i usiadł na tronie
- Postanowiliśmy nie płacić Czechom trybutu za Śląsk, który zgodnie z wolą Cesarza
HenrykaI do Polski jako ziemie lenne należy, jeno nam płacenie trybutu nakazał. -
3
kontynuował Bolesław po wyjściu Mari, Bogusława i Borzywoja - Rocznie 500 grzywienII
srebra i 30 grzywien złota. Jest to opłata nie mała, ale radźcie czy wojsko na Śląsk nam słać
potrzeba czy rozmowy prowadzić. Sobiesław, który nas o pomoc prosił w odzyskaniu
utraconych należnych jemu praw do tronu czeskiego i przywilejów z tym związanych, naciska
na nas aby posłów słać po tym wielkim jak Kłodzko spalone zostało a i wiele grodów i wsi w
Czechach. Jego młodszy brat, Władysław który tron ten zagarnął, po sromotnej klęsce gdzie
życie swoje wraz z wrogiem naszego państwa a moim bratem rodzonym, zbaw Panie duszę
jego, Zbigniewem, w ucieczce ratował, do rozmów będzie skory i pokój zawrzeć chętny
będzie.
- Mości książę, skoro nas o radę pytasz to moim zdaniem miecz najlepiej przemówić
może - Skarbimir2 jako pierwszy zabrał głos. W jego głosie jednak czuć było wściekłość i
zazdrość, jako że Piotr po małżeństwie z Marią stał się szwagrem książęcym i mógł mu
zagrozić w jego pozycji na dworze książęcym - Uderzyć trzeba całą potęgą na Czechy jak to
nie raz bywało. Nie dalej jak kilka miesięcy temu wróciliśmy stamtąd, jednak jak widać,
Władysław lekcji zapomniał.
- Na Czechy, bić psubratów - podniosły się głosy niepomne już sprawy „zdrady”
Piotra.
- Znam ja bohaterstwo twoje mości wojewodo i nieustraszoność w bitwie. Piotrze, a
jaka jest twoja rada? - Wszystkie oczy, jeszcze niedawno wrogo nastawione do Piotra, teraz
wpatrywały się w niego uważnie oczekując odpowiedzi.
- Jeżeli już panie o moją radę pytasz to i odpowiem. Jak wiesz nie boję ja się w polu z
nagim mieczem stanąć. W obronie honoru i czci stawałem nie raz. Na Śląsku są moje dobra,
moi ludzie, którzy wiernie przy tobie stoją i na jedno twoje słowo uderzą w obronie własnych
domów i rodzin. Sam mogę pokaźną armię wystawić. Zanim mości książę, wojsko się tutaj
zbierze i na Śląsk wyruszy dużo wody upłynie. Można by na granicy stanąć i rozmowy
rozpocząć, da to trochę czasu na zebranie wojska i walne uderzenie, ale żadna wojna pokoju
trwałym nie uczyni. Traktaty i pakta dają moc większą niźli miecz bo są na prawach i w Boga
imieniu. A poza wszystkiem czas Narodzin Pana naszego Jezusa Chrystusa się zbliża, wypada
w domu spędzić i radować się a nie smutkiem wypełniać straty dobrych chrześcijan, ojców i
synów. Będzie to dobry czas na rozmowy.
- Dobrze prawi - gdzieniegdzie odezwały się głosy, lecz szybko zanikły pod czujnym i
groźnym spojrzeniem Skarbimira i jego popleczników.
2 Skarbimir z rodu Awdańców (zm. przed 1132) – możnowładca polski, wychowawca, a następnie doradca i palatyn Bolesława III Krzywoustego.
4
Bolesław jednym ruchem ręki uciszył gwary.
- Dobrze więc, wyprawę na Czechy na dwa tygodnie po dniu Bożego Narodzenia
przygotować należy, natomiast ty Piotrze do czasu tego wzmocnisz naszą granicę ze swoimi
ludźmi. Na dziś skończymy te próżne mielenie ozorami, bo nam działać trzeba a i czasu wiele
nie zostało. Wiele spraw przemyśleć musimy i na twardych podwalinach państwo nasze i
nasze władanie osadzić. Państwo nasze jednością być musi i jako jeden organizm się bronić.
Mądrzy ludzie powiadają że palec obetniesz, a cała ręka boli. Tako i my bronić będziemy
naszych ziem i naszego dziedzictwa. W ten czy w inny sposób.
Bolesław wstał i ruszył w kierunku drzwi, które otworzyły się z rozmachem. Biskup i
Piotr ruszyli za nim.
- Jak się ten pies w łaski księcia wkradł i w książęcą rodzinę się wżenił? Ona mnie
była obiecana i przeznaczona. Ubiję jak psa, a truchło po polu wilkom na pożarcie rozrzucić
karzę - Skarbimir nie mógł się jeszcze uspokoić i rzucał obelgami gdy książę opuścił salę.
- On teraz a nie ty mości wojewodo krakowski najbliższym sercu i doradcą Bolesława
stać się może. Niebezpieczny to przeciwnik i mocny. Radziłbym uważać na słowa bo i zamki
uszy miewają. Jeno z dobrego serca ta rada.
Wszyscy opuścili salę i rozeszli się po zamku dyskutując nad tym co przed chwilą się
wydarzyło.
Piotr szybkim krokiem przemierzał krużganki krakowskiego zamku. Słońce schodzić
zaczęło już z firmamentu niebieskiego i świeciło jasno ogrzewając jego ściany resztkami
ciepła. W powietrzu już wisiała zbliżająca się nieuchronnie zima.
- Panie Piotrze, książę prosi do siebie - głos gońca wyrwał go z zamyślenia.
- Wskaż drogę - Piotr bez słowa zawrócił z obranego kierunku i ruszył za gońcem.
Bolesława zastał siedzącego za wielkim mahoniowym stołem skrobiącego coś na
papierze wielkim gęsim piórem.
- Dobrze że jesteś. Posłałem po ciebie bom jeszcze nie zdążył podziękować ci za
dobrze wypełnione zadanie w Kijowie. Jest znacznie lepiej niż mogłem przypuszczać.
Bolesław zasypał starannie suchym piaskiem literki naniesione inkaustem. Zwinął w
rulon pismo, odłożył na bok i wstał, aby przywitać się z Piotrem. W komnacie byli sami.
- Wiem że naraziłem ciebie na duże niebezpieczeństwo, ale wybrnęliśmy z tego lepiej
niż kiedykolwiek mogłem przypuszczać. Jak widzisz posłowanie i pisma to okrutna broń ale
5
mniej krwawa niż wojny, chociaż i te być muszą by skarbiec zapełnić. Pan Bóg i kościół też
wielkich wymaga ofiar. Polityka nie jest prostą sprawą, ale konieczną.
- Nie w ojczyźnie a dla ojczyzny, książę.
- Jeszcze nie raz staniesz przed wielkimi wyborami, Ty czy dobro ojczyzny. Będą to
bardzo trudne wybory i nie zawsze zostaną uznane. Ja za swoje czyny musiałem się Bogu,
kościołowi i ludziom okupić. Jeżeli będziesz mi wierny, podobny los może i ciebie spotkać.
Droga do wielkiego państwa nie jest drogą prostą i łatwą. Wielu będzie ci zazdrościć
powodzenia i wielu będzie chciało cię pogrążyć. Wrogów spodziewaj się wszędzie, nawet
wśród przyjaciół.
- Dał Pan nasz Jezus Chrystus wrogów, to da i przyjaciół. Ja, książę wiernie Bogu i
ojczyźnie służę, jako i ty, a więc będę stał u twego boku.
- Sprawiasz mi wielką radość swoimi słowami. Gdybym miał dziesięciu takich
wiernych przyjaciół jak ty i takich wojów, to Polska byłaby od morza do morza, bezpieczna i
wolna od wojen, ale niestety jesteś tylko jeden. A skoro jesteś tylko jeden, większość
obowiązków tamtych dziesięciu musi przypaść tobie. Na razie wracaj do Wrocławia i
odpoczywaj. Naciesz się swoją młodą małżonką. Tak długo jak tylko możesz. Teraz będziesz
mi potrzebny aby zapewnić południowe nasze południowe granice. Wzmocnisz straże w
grodach i narobisz hałasu że zbieramy się do ataku całą naszą mocą, tak aby te wszystkie
informacje doszły do uszu księcia czeskiego. Kiedy zamierzasz wracać?
- Tak też i uczynię. Myślałem aby już jutro ze świtaniem ruszyć, jeżeli oczywiście nie
jestem tobie tu potrzebny.
- Zatem ruszaj jutro. Wszystko będzie przygotowane.
Książę dał znak że rozmowa zakończona. Piotr pochyliwszy z szacunkiem głowę,
odwrócił się i wyszedł.
Dnia następnego, w ten zimowy, śnieżny, aczkolwiek bardzo słoneczny poranek,
orszak opuścił gościnne mury zamku w Krakowie i ruszył w kierunku Wrocławia. Wóz za
wozem zaprzęgniętym w konie ciągnął się na długiej przestrzeni gościńca, niczym wąż. Za
orszakiem i przed jechała konna straż przydzielona przez Księcia, a i było czego strzec. Na
wozach, oprócz Marii, jechała jej matka Olena, po Polsku Barbarą zwana, dworzanie i dworki
do posługi księżniczce kijowskiej i skarby wielkie, dane jej jako wiano.
„Osiemnaście kielichów, sześć złotych, dwanaście pozłacanych.
Dziesięć kandelabrów ze srebra.
6
Pięć trybularzy srebrnych, jeden pozłacany, jeden brązowy.
Dziesięć pucharów i pięć srebrnych miednic.
Koronę ze złota.
Dwie ciężkie korony ze srebra.
Dwie szkatuły zamykające się wiekiem złotym, trzy z wiekiem srebrnym.
Stół składany złoty, dwa srebrne, cztery mozaikowe.
Trzy krucyfiksy złote, wielkie, ciężkie, bardzo kosztowne, wysadzane szmaragdem i ametystem.
Podstawy pod wizerunki krzyża, dwa złote, dwa miedziane.
Naczynie srebrne dla przechowywania wina, rurkę srebrną do toczenia trunków z kadzi.
Puszkę złotą dla świętych hostii.
Kubki złote i srebrne, sztuk dwanaście z jednego i dwanaście z drogiego kruszcu.
Cztery rogi bawole z pokrywą srebrną.
Cenne łupieże z kun, soboli, wyder i lisów, tkaniny, pawłoki, szuby, hełmy i kołpaki, ozdobione drogimi kamieniami i guzami.
Chorągiew Bogarodzicy — Theotokos, całą wyszywaną haftem. Tuziny kobierców, makat i dywanów.
Beczki i baryłki z monetami ze wszystkich krajów świata: bizantyjskie, arabskie, ruskie, greckie i rzymskie.
Zastawę stołeczną, roztruchany, misy i talerze, patery, tace i kryształy.
Tron wielkoksiążęcy władców Kijowa: karło z cedrowego drzewa o poręczach srebrnych, ze złotym lwem nad oparciem głowy.3”
I to pewnie jeszcze nie wszystko co znajdowało się na wozach. Piotr nie mógł opanować
swojego szczęścia. Siedział obok ukochanej kobiety, która mu cały świat przysłoniła, i wracał
do rodzinnego grodu na Ołbinie, do wiernego dowódcy straży, Dormira, do Ślęży.
3 Kronika Maura - Stanisław Helsztyński - Nasza Księgarnia Warszawa 1975 rok
7
8
Omnia ad maiorem Dei gloriam,
ut magnificetur nomen eius!4
W owym czasie Wrocław rozrastał się do wielkiej potęgi na Śląsku i był jego stolicą
gospodarczą i kulturalną. Gród należący do Piotra na OłbinieIII wcale nie ustępował
wielkością i przepychem (oprócz wałów i murów obronnych) grodowi książąt Piastowych.
Oba o rzut kamieniem jeden od drugiego. Na Wyspie Tumskiej nad okolicą górowała
bazylika. Kamienna budowla z trzema nawami i krótkim transeptem. Pod jednonawowym
prezbiterium zamkniętym apsydą wybudowano trójnawową kryptę. Jak podawały przekazy,
budowla ta zastąpiła kościół, który ufundował Piast Bolesław zwany Chrobrym, a zniszczona
została przez pogan Roku Pańskiego 1038. Z Piotrowego dworca na Ołbinie doskonale była
widoczna granatowa góra, od której wszystko się zaczęło. Ślęża. Ślęg był na tej górze to i
Śląsk taką nazwę od niej przejął. Tam też główne włości Piotrowe były. I góra z sześcioma
kamieniołomami granitu i różnego surowca z którego słynne koła młyńskie wyrabiano i w
daleki świat wysyłano, nawet do Haithabu koło Szlezwiku, wioski przyległe takie jak Soboth
(dzisiaj Sobótką zwana), Strzegomiany, Chwałków, Strzelce, Biała, Zebrzydów, Mysłaków,
Górka, Strzeblów, Tupadły, Wino i inne, jak Wiry czy Cieszkowice. To wszystko w rodzinie
Piotra było od dawien dawna. Przechował Piotr w pamięci odwieczną wieść, iż przodkowie
jego, siedzący pierwotnie i władający niezależnie na wyspie, zwanej dziś Tumską, gdzie stoi,
katedra i gród książęcy, byli władykami całej ślężańskiej ziemi. Gdy po upadku państwa
wielkomorawskiego, przed wielkimi królami Piastów, ziemią tą zawładnęli na pewien okres
czasu Czesi, zajęli przemocą gród warowny władyków na rzece Odrze, i zepchnęli do-
tychczasowych władaczy ziemi tej i szczepu z grodu w środku rzeki na jego przedpola, do
Ołbina. Jako byli naczelnicy i ofiarnicy pogańskiego szczepu, władali jednak nadal nad górą
Ślężą i jej okolicą, zajmując do dzisiaj sąsiednie jej osady i opola.
4 Wszystko dla większej chwały Boga, aby sławione było imię jego!
9
Książę Bolesław wracając z Bergu wraz ze swoją młodą, dopiero co poślubioną
małżonką i całym dworem zatrzymał się w swoich włościach na Wyspie Tumskiej. Kwiecień
tego Roku Pańskiego 1115 był przepiękny i zapowiadał gorące lato.
- Mój książę, powiedz mi proszę czyj to dwór mijaliśmy po drodze? - Salomea,
piętnastoletnia kobieta poślubiona Bolesławowi jako przypieczętowanie pokoju zawartego
nad Nysą Kłodzką, nie mogła opanować się wrażeniu jaki wywarł na niej dwór we wsi Ołbin
- dorównuje wielkością i przepychem a to ty chyba jesteś władcą tej ziemi. Nie mogę tego
zrozumieć, u nas w Bergu coś takiego nie miałoby miejsca
- To jest gród dawnych właścicieli i opiekunów tej ziemi i mojego przyjaciela i
powiernika, Piotra. Nie wiem w jaki sposób Piastowie weszli w posiadanie części tych ziem,
ale najważniejsze że dwa potężne rody żyją w zgodzie koło siebie.
- A nie boisz się że kiedyś będą chcieli odzyskać te ziemie? Że kiedyś, jak
powiedziałeś potężny ród, będzie chciał zawładnąć w całości tą krainą?
- Kto? Piotr? - Bolesław aż się zachłystną pitym właśnie winem, które zostało
specjalnie dla niego sprowadzone ze słonecznej Italii - Wierniejszego woja, doradcy i
przyjaciela nigdy nie miałem i mieć prawdopodobnie nie będę. Będziesz miała jeszcze okazję
żeby go poznać.
10
- Zastanawia mnie jednak jedna rzecz, oba grody, podobne przepychem i wielkością,
jednak gród na Ołbinie nie jest tak warowny jak ten nasz, czyżby Piastowie bali się napaści
jakowej, która to nie może spotkać Ołbina?
- Piastowie tutaj są od niepamiętnych czasów i nie obawiamy się niczego, ale
bezpieczeństwo władców tego kraju jest bardzo ważne. Tak o to zadbali moi przodkowie i tak
zostanie. Ten gród tutaj dla wojewody wrocławskiego jest przeznaczony. Poczekaj jak
Kraków zobaczysz - Książę uśmiechnął się do swojej młodej żony.
Salomea nie była zadowolona z odpowiedzi. Uczucia te były widoczne na jej młodej twarzy.
Nie potrafiła ich ukryć. Jak to jest możliwe że jakiś tam władyka ma gród dorównujący
wielkością grodowi książęcemu?
Bolesław spojrzał na swoją nową żonę z wyraźnym politowaniem - ech babskie
gadanie - pomyślał.
- Poznacie się już wkrótce - powiedział głośno - zaprosiłem Piotra z jego
nowopoślubioną księżniczką ruską Marią do nas. Czas Zmartwychwstania Pańskiego
przyjdzie nam tutaj spędzić to i czasu będzie sporo żebyście się lepiej poznać mogli.
Słońce już pięknie przygrzewało. Kwiecień zapowiadał gorące lato, które miało wkrótce
nadejść. Drzewa i łąki pokryły się kwieciem a ich zapach wypełniał powietrze tak że
zapierało dech w piersiach.
Trzy dzwony, odlane przez mnichów z ordo monasticus5 i zawieszone w kamiennej
dzwonnicy zbudowanej przed katedrą, pięknie zagrały anielską melodię wzywając na mszę
świętą zwaną Jutrznią. Zagrały ostatni raz przed niedzielą i zostały obwiązane, od teraz tylko
drewniane kołatki będą obwieszczać wieści. Ludność zebrana przed świątynią oczekiwała
przybycia pary książęcej. Nikt nie ośmielił się przekroczyć progu kościoła przed księciem.
Biskup wrocławski, Żyrosław, wraz z kapitułą, wszyscy odziani w odświętne szaty i
przygotowani do Tidiuum Paschalnego, oczekiwał gości z niecierpliwością. Wielki Czwartek
rozpoczynał trzy dni modlitw i uroczystości. Kończył się okres Wielkiego Postu i zaczynał
się czas zabawy i radości ze Zmartwychwstania Pańskiego. Dla książęcej pary, ustawione w
prezbiterium zostały krzesła przykryte baldachimem.
5 Tak w okresie średniowiecza nazywano Zakon Benedyktynów. Słowo „benedyktyn" do polszczyzny literackiej wprowadził ks. Piotr Skarga. W 1579 r. przetłumaczył on „Żywot Św. Woyciecha od jego rówieśnika, mnicha-benedyktyna bardzo uczenie napisany".
11
Nagle tłum rzemieślników, zamieszkujących podgrodzie zafalował i rozstąpił się dając
wolną drogę kroczącej parze książęcej i dworowi. Za parą książęcą podążał Piotr z Marią a
przy jego boku wierny Dormir. Wierzeje kościoła otwarły się i wszyscy za książęcą parą
przekroczyli próg świątyni. Biskup wraz z diakonami i kapitułą stanął przed ołtarzem i zaczął
się modlić
- Chlubimy się krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa; w nim jest nasze zbawienie,
życie i zmartwychwstanie, przez niego jesteśmy zbawieni i oswobodzeni.6 Wszechmogący,
wieczny Boże, obchodzimy pamiątkę najświętszej Wieczerzy, † podczas której Twój
Jednorodzony Syn mając się wydać na śmierć pozostawił Kościołowi nową wiekuistą Ofiarę i
Ucztę swojej miłości; spraw, abyśmy z tak wielkiego misterium czerpali pełnię miłości i
życia. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, † który z Tobą żyje i króluje w
jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków.
Biskup zajął miejsce misternie rzeźbionym krześle, które swoim bogactwem
ornamentów mogło dorównywać książęcej stolicy, a jeden z diakonów otworzył wielką
księgę i zaczął czytać:
(1) Pan powiedział do Mojżesza i Aarona w ziemi egipskiej:(2) Miesiąc ten będzie dla was początkiem miesięcy, będzie pierwszym miesiącem roku!(3) Powiedzcie całemu zgromadzeniu Izraela tak: Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu.(4) Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem, który mieszka najbliżej jego domu, aby była odpowiednia liczba osób. Liczyć je zaś będziecie dla spożycia baranka według tego, co każdy może spożyć.(5) Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny; wziąć możecie jagnię albo koźlę.(6) Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela o zmierzchu.(7) I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać.(8) I tej samej nocy spożyją mięso pieczone w ogniu, spożyją je z chlebem niekwaszonym i gorzkimi ziołami.(11) Tak zaś spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to Pascha na cześć Pana.(12) Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu - Ja, Pan.
6 Por. Ga 6, 14
12
(13) Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską.(14) Dzień ten będzie dla was dniem pamiętnym i obchodzić go będziecie jako święto dla uczczenia Pana. Po wszystkie pokolenia - na zawsze w tym dniu świętować będziecie.7
(1) Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. (2) W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, (3) wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, (4) wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. (5) Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. (6) Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? (7) Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. (8) Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. (9) Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. (10) Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. (11) Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. (12) A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? (13) Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. (14) Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. (15) Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.8
Do prezbiterium wniesiono misy i dzbany z wodą. Biskup podszedł do pary książęcej,
obmył im stopy a następnie je osuszył. To samo zrobił Piotrowi i Marii. Książę wstał z
krzesła, to samo uczynili Piotr i Maria i to samo uczynili najbiedniejszym mieszkańcom
podgrodzia, specjalnie na tą okazję wybranych i podprowadzonych. Tradycji stało się zadość.
Po tej ceremonii biskup poświęcił wodę, krzyżmo święte do namaszczania, przykrył
kielich i odstawił go na bok. Ołtarz obmył winem i wodą, podniósł kielich z widocznym
śladem obecności Jezusa i ruszył wraz z kapitułą, z procesją dookoła kościoła. Za nim książę
Bolesław z Salomeą i Piotr z Marią. Kiedy katedra została okrążona trzy razy, kielich został
7 Księga Wyjścia 12 - Biblia 1000-lecia
8 Jan 13:1-15 - Biblia 1000-lecia
13
złożony w niewielkiej drewnianej kaplicy świętego Idziego postawionej niedaleko katedry i
postawiono tam straże.
Na ten moment właśnie czekały rzesze biedoty zamieszkującej podgrodzia. Z wozów
książęcych i Piotrowych posypały się prezenty. A było tego, oj było. I jajka, pięknie kraszone,
i chleb biały wypiekany na zakwasie, i mięsiwa wszelkiego. Wszystkie te dary w świąteczną
niedzielę zostaną poświęcone i dopiero wtedy spożyte na chwałę Zmartwychwstałego
Chrystusa.
Po niedzielnej mszy Piotr, Maria i nieodłączny Dormir, dołączyli do orszaku księcia i
na piastowski gród ruszyli. Przekroczyli wały ziemne, i bramę twardo osadzoną w ostrokole,
ułożonym na kształt koła. Wewnątrz duży drewniany dwór otwierał swe podwoje dla gości.
Straże stojące na wieżach zamknęły wrota.
Stoły zastawione jak na wielkie święta przystało. Na stole jajek ozdobionych jako
świadectwo nowego życia były pełne misy. Biskup, dla którego nie mogło zabraknąć miejsca
przy książęcym, świątecznym stole zrobił znak krzyża i rozpoczął modlitwę:
Pater noster qui es in caelis,9
sanctificetur nomen tuum;adveniat regnum tuum;fiat voluntas tua sicut in caelo et in terra;Panem nostrum quotidianum da nobis hodie;et dimitte nobis debita nostra, sicut et nos dimittimus debitoribus nostris;Et ne nos inducas in tentationem;sed libera nos a malo.[Quoniam tibi est regnum et potestas et gloria in saecula saeculorum.]Amen.
Amen - jak chór zawtórowały mu głosy z całego dworu, i wszyscy zgodnie z dostojeństwem
zajęli wyznaczone miejsca.
- Widzisz Piotrze, nowe czasy nastały - książę odziany w świąteczne odzienie,
usiadłszy za stołem pociągnąwszy spory łyk przedniego miodu, przerwał ciszę która
zapanowała w izbie - w styczniu pokój z księciem czeskim Władysławem podpisany został, i
umocnił nasze południowe granice. Wprawdzie Kłodzko w czeskich rękach zostało ale
potwierdziliśmy przynależność Śląska do Polski a miejscowością graniczną została Wartha10
9 Ojcze nasz, który jesteś w niebie …
10 Dzisiaj Bardo
14
która w Górach Bardzkich nad przełomem Nysy Kłodzkiej leży. Biskup z Bambergu do tego
rękę przyłożył i nie dość że nasze granice umocnił to jeszcze trzy rodziny połączył. Bo to
jedna siostra mojej młodej żony Rycheza żoną Władysławową jest a druga Zofia, Ottona. Na
razie w rodzinie pewnie spokój będzie.
- Ach to mości książę, różnie to w rodzinie bywa. Ale faktycznie, to jest czas na
zmiany. I na rozbudowę - Piotr z szacunkiem spojrzał na Bolesława - U nas przeszłość
jeszcze głęboko zakorzeniona. Nie dalej jak trzy niedziele temu ludność marzannę - ducha
zimy, w Odrze topiła. Ciężkie wyzwanie przed tobą. Ludności nam przybywa, grody
przebudować trzeba. Życie przenosi się na Wyspę Piaskową i na lewy brzeg Odry. Kupcy, co
to z bursztynem do Rzymu ciągną miejsca nie mają na spocznienie.
- Ty się grodami zajmujesz, ale ja to się musze całym państwem zająć. Marzy mi się
wielkie i potężne państwo, z dostępem do morza. Siedzisz spokojnie w swoim grodzie,
możesz budować, ja muszę budować większe rzeczy. Teraz, kiedy na południu pokój czas
ruszyć na północ, wzdłuż Wisły. Zdobyć ziemie Prusów a potem Pomorze Gdańskie. Tam
ciągle niepokoje a i nie ma jak towarów morzem słać.
- Szlachetny książę, to i Boską sprawą być musi - wtrącił biskup ocierając ociekające
tłuszczem ale i odziane w pierścienie dłonie - Heretycy z Pomorza zagrażają naszej świętej
wierze i całe to szaleństwo bałwochwalców rozprzestrzenić się może na nasze ziemie. Nie
ugruntowała się wiara w Twoich ziemiach, a światło Pana Naszego Jezusa Chrystusa nieść
trzeba wszystkim ludom po krańce ziemi. Krucjaty dla ratowania Chrześcijaństwa do grobu
Pańskiego ruszyły, Jerozolima pełna jest obrońców wiary, jednak i tutaj jest ważną nasza
misja. Można by ściągnąć rycerstwo tak jak do Jerozolimy i za walkę z pogaństwem mieliby
szansę królestwa niebieskiego dostąpić.
- Sprawy nasze są naszymi i niech takimi pozostaną. Jeżeli nie damy rady własnymi
siłami to wtedy będziemy prosić innych o pomoc. Czasami prosić obcych o pomoc to tak
jakby lisowi otworzyć drzwi do kurnika i jeszcze go prosić żeby wszedł. Ech, gdybym miał
zastep takich wojów jak ty Piotrze to nie martwiłbym się o pomoc.
- Jesteś wielce łaskawy, książę. Ja dla siebie nic więcej nie potrzebuję, ponadto co już
posiadam. Jednak zawsze myślę o przyszłości.
Zaczął się czas zabaw. Piotr szczęśliwy przy boku swojej żony opuścili piastowy gród
i ruszyli w kierunku Ołbina.
- Choć pokażę ci coś - nagle odezwał się Piotr i kroki skierował w innym kierunku niż
powinien. Spokojnym spacerkiem weszli na mostek oddzielający świat kościelny od świata
15
miejskiego. Księżyc, który w pełni oświetlał ich drogę i srebrną łuską znaczył spokojne wody
Odry, wszedł na niebo i w pełni pokazał swoją twarz. Tuż nad Ślężą, wyglądał tak jakby
otulał ją do snu, tak jakby to tam schował swoją tajemnicę istnienia.
- Spójrz w niebo
- Patrzę i nadziwić się nie mogę nad tym jak to wielki nasz Ojciec sprawił że tyle
gwiazd powiesił na niebie. Wszystkie są tak blisko, a zarazem daleko. Już by się zdawało że
możesz je sięgnąć i ściągnąć z nieba a jednak chociażby człowiek próbował nigdy mu się to
nie uda. Niedoścignione marzenia.
- Marzenia - Piotr przytulił mocno Marię - Marzenia są oczami naszej duszy, a
wszystkie mają swojego strażnika. Ten wielki krzyż na niebie, widzisz go? - Piotr wyciągnął
rękę w kierunku nieba - To jest Łabędź, on jest strażnikiem Ślęży, a ty córko Łabędzia jesteś
moim - Delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy.- od dziś po wsze czasy ten mostek
mostkiem miłości zwać się będzie. Jest jeszcze jedna wielka tajemnica.
Przeszli mostkiem na wyspę zwaną Piasek i zatrzymali się.
Niewielki drewniany kościółek rzucał cień na ziemie w świetle księżyca, otoczony
świętym gajem dawnych ludów.
- Tutaj kiedyś zbuduję kościół na chwałę Naszej Pani, której i ty nosisz imię. Za
trzydzieści osiem zim, tam na niebie Wenus, która jest Przedsionkiem Nieba, spotka się ze
swoim oblubieńcem, Słońcem, i tak będzie ustawiony ten kościół. Twój kościół.
Maria wyszeptała tylko jedno, a jakże gorące słowo - Dziękuję - i wtuliła się w
potężne ramiona Piotra.
- Czas wracać - Powiedział Piotr i odwrócił się chcąc poszukać wzrokiem Dormira.
Ten, jakby czytał w jego myślach już podprowadził podwody. Konie ruszyły w kierunku
Ołbina.
16
Albowiem tak jak świętych mężów czci się dla ich dobrych dzieł i cudów,tak królowie ziemscy i książęta zawdzięczają sławę zwycięskimwojnom i tryumfom11.
W karczmie u Żyda AnzelmaIV ustawionej przy trakcie prowadzącym do Wrocławia
od zachodniej strony, zrobiło się tłoczno. Stąd już niedaleko było do Piaskowej Wyspy i
kupcy z całej okolicy zatrzymali się tam przed drogą na wrocławski targ, gdzie moc cudów
można było zobaczyć, kupić czy sprzedać. I towary zamorskie i złoty Jantar, który z Gdańska
wędrował. Przy jednaj z ław zebrał się tłumek słuchaczy. Starzec, ze srebrną, długa brodą co
chwilę pociągając z garnca dla zroszenia zaschłego od gadania gardła ciągnął swoją
opowieść.
- Teraz Wrocław to już nie ten sam co kiedyś. Dzisiaj to on już swoimi granicami oba
brzegi Odry objąwszy, trzyma ją jak w kleszczach. Jedne to biskupie, drugie miejskie i każde
chcą dla siebie coś uszczknąć. I myto na mostach płacić trzeba i cła handlowe, tako i Biskup i
książę się bogacą. Drzewiej to lud pod osłoną Pana Piotra stawszy nie bał się o swoje żywota,
ale wróćmy do Księcia Bolesława, którego to Pan Piotr przyjacielem i powiernikiem będąc
wiele razy z opresji ratował. Tego roku kiedy urodziło się pierwsze dziecię księcia, książę
wraz z wielką siłą hufców na Prusów uderzył. Szedł przez ich ziemie gołocąc z bogactw i
paląc do żywego. A strachu w nim nie było żadnego. Ponoć z siłą sześćdziesięciu jeźdźców
tylko, rozbił wielką armię Pomorzan co na niego naskoczyła w czasie polowania. Ponoć trzy
razy przez jej środek się przebił wyżynając wielką jej część.
Jeden z młodzieniaszków wsłuchany w opowieść starca nagle się wzdrygnął
- A po cóż to księciu aż do morza było jeździć? Swojego miał mało? Młoda żonka na
pokuszenie doma zostawiona a ten to się po świecie włóczył.
Cichy śmiech rozszedł się po sali.
- Oj głupiś ty głupi - Anzelm, który właśnie nowe dzbany postawił na ławie z
politowaniem spojrzał na młodzieńca - twój wzrok tylko do twojej kabzy sięga, nigdzie dalej.
Dziad mój opowiadał jak to ojciec Bolesława, Herman Żydów przyjmował i pozwoleństwo na
zapuszczenie korzeni dawał. Jakżeby wam kupcom byłoby z krajami zamorskimi handlować?
11 „Kronika polska” Galla Anonima Część III
17
Widziałeś ty w swoim życiu Wisłę? Pewnieś tam jeszcze nie dotarł bo tu bywając i dla ciebie
to starcza. Ale nie wszyscy tak myśleli.
- Ano widzisz smyku, taka to i właśnie polityka. Odra, wielka rzeka i do morza
prowadzi, ale Wisła jest większą bo nad nią grody książęce leżą. Kraków i Płock gdzie
Bolesław na ten ziemski padół przybył. Z Krakowa do Odry daleka droga a i Niemce mocno
ją dzierżą u ujścia, tedy jedyna droga to Wisła, którą Prusowie w swoich rękach mieli. Za
nimi i Pomorcy i każdemu opłacić się trzeba było. Pogańskie to ludy i nigdy wiary im dać nie
można, bo i na kupców napadali i spływy palili, grabiwszy ich do gołego. Przeszedł książę
przez ich ziemie z pomocą boską, ale gdy już na Pomorzu pod Gdańskiem był, jego
wojewoda i palatyn, Skarbimir z rodu Adwańców, co wielkim wspomożeniem i dowódcą
wojsk książęcych wcześniej bywał, bunt wywołał i rękę na Bolesława podniósł.
Starzec na chwilę przerwał opowieść sprawdzając wzrokiem wrażenie jakie wywołały
jego słowa. Pociągnął duży łyk miodu i kontynuował swoją opowieść
- Nikt nigdy nie zapisał czemu Skarbimir przeciwko księciu wystąpił, i teraz już się
pewnie nikt nie dowie bo oślepion zapadł w swoich pieleszach, nikogo widzieć nie chce.
Ludzie powiadali że podburzony przez Wołodara, księcia przemyskiego większej władzy
zapragnął bo ta oddaliła się znacznie od niego, kiedy to Bolesławowi drugi sukcesor na świat
przyszedł. Pamiętał książę jak że to on ze swoim Bratem o władzę walczyli i chciał od tego
chronić swoich potomków. Powiedział o swoich planach co pewnikiem i Skarbimir usłyszał.
Ludzie także powiadają że wielką żałość miał do Bolesława za to że ten nic sobie robił z jego
skarg na naszego Piotra, bo to ponoć on chciał się wżenić w rodzinę książąt ruskich tylko do
Pan Piotr ubiegł. Jak to tam naprawdę było jeno sam Pan Bóg, który jest w niebiesiech wie a
nam tego chyba roztrząsać jak łajna na polu, nie trzeba. Zdrajca, który rękę na Państwo
Polskie podniósł oślepion został i tyle. Na jego miejsce honoru palatyna dostąpił Nasz Piotr
jako i szwagrem książęcym był. Książę trzy razy na Pomorze ruszał z całą armią a w tym
czasie Wołodar południowe granice palił i o Kraków chciał się upomnieć, bo to z Przemyśla
do Krakowa droga niedaleka. Na dwa końce trudno było Bolesławowi walki prowadzić bo
siły które na Pomorzu stały musiałby podzielić i osłabiwszy się w ten sposób sprawę, ważną
dla niego i dla całej ojczyzny mógł przegrać. I znów przyszło naszemu Piotrowi ratować
Bolesława, bo to i jego obowiązek i służba taka. Wojewoda w zastępstwie władcy gdy tego
zabrakło, armię do boju prowadził. Ale jakąż armię kiedy wszyscy na północy zostali? No to
bez armii porwał Wołodara i przed Bolesława postawił.
18
- Bez armii? Samego księcia przemyskiego? - zdziwienie opanowało słuchaczy, i
cichy szept przetoczył się przez salę - Nie może to być. Opowiadjcież jak to było bo się końca
historyi doczekać nie możem
Starzec zamilkł na chwilę, wlepił wzrok w powałę jakby tam natchnienia szukał,
pociągnął spory łyk z kubka i zaczął opowieść. Słowa toczyły się przez ściany, docierając do
zasłuchanej gawiedzi w ogromnej ciszy, która zapanowała w anzelmowej gospodzie.
19
Po mszy porannej i po przyjęciu komunii świętej Bolesław spotkał się ze swoimi
wojewodami w namiocie rady.
- Mam dla was wieści, i nie są to radosne wieści. - Bolesław spojrzał po twarzach
wojów, którzy niedawno jeszcze dzielnie w boju stawali. - Dotarły one z południa. Książę
przemyski Wołodar pustoszy nasze południe grabiąc i paląc grody, uprowadzając bydło. Całe
nasze siły skupiliśmy tutaj, na pomorskiej ziemi, i tamtych nie ma kto bronić.
- Trudna sytuacja. Można by wysłać oddziały na południe i uciszyć go na zawsze, ale
wtedy Pomorcy odbiorą to cośmy zdobyli. Najpierw tutaj trzeba naszą władzę umocnić.
Południe się obroni. Kraków to mocne mury, które wszystkim atakom dadzą radę.
- Tak, ale straty duże być mogą, i w murach i w podgrodziach i w ludziach
W namiocie zapanował gwar jakiego dawno nie było. Ilu doradców tyleż zdań było,
ale żadnego rozwiązania. Piotr przysłuchiwał się wszystkim uważnie, rozważał wszelkie
ewentualności i szybko podjął decyzję. Wstał, uniósł ręce aby uciszyć towarzystwo i odezwał
się mocnym, zdecydowanym głosem.
- Posłuchajcie mnie, a dokonam czynu, który pozostanie w pamięci z pokolenia na
pokolenie dla dzieci naszego narodu.12 Żeby potwora ubić, głowę odciąć od reszty ciała
należy, tako i trzeba Wołodara uwięzić, aby dalszemu rozlewowi krwi zapobiec.
Włodarze aż zaniemówili z wrażenia, jakie na nich wywarły słowa Piotra.
- A któż tego czynu ma dokonać? Gdzie znajdziesz takiego odważnego i jednocześnie
głupiego, aby samemu się w paszczę potwora pchać?
W namiocie zapanowała cisza. Wszystkie oczy skierowane były na Piotra i czekały
odpowiedzi.
- A choćby i ja - Piotr odpowiadał spokojnie - Z walką jestem obyty, teren znam a co
najważniejsze znam i samego Kniazia Wołodara, i jako żywo na postronku go przywlekę i
postawię przed Twoje oblicze książę, dla osądu za gwałty na naszej ojczyźnie dokonane.
- Czyż to jest możliwe?
- Wierzę w Boga i dzięki wstawiennictwu Matki naszej Marii przenajświętszej to udać
się może. Wezmę ze sobą odział sześćdziesięciu konnych, co o bezpieczeństwo misji dbać
będą, a do zachowania tajemnicy o zamiarach moich wszystkich jako tu jesteśmy do przysięgi
pozywam, aby wieść się nie rozeszła i misja fiaskiem stać się miała.
- Robię to z niechęcią wielką ale w takiej sytuacji pozwolenie na to szaleństwo daję i
twoją ofiarę przyjmuję - Bolesław patrzył z nadzieją prosto w oczy Piotra - Co cię nie zabije
to cię wzmocni, a jeśli polegniesz, staniesz się legendą, a wy wszyscy przysięgać na ten 12 Słowa Judyty ks. Jud 8;32 Biblia 1000-lecia
20
Święty Krzyż Pański że żadne słowo z naszej rozmowy poza ten namiot nie wyjdzie. Jeśli
jednak znalazłby się taki co przysięgi by nie dochował tego dosięgnie w niedościgłym locie
mój Żuraw - Bolesław podniósł do góry swój nagi miecz, trzymając go za brzytew.
Przed takim dictum wielu z obecnych zadrżało serce. Wszyscy upadli na prawe kolano
i wznosząc prawicę do góry zakrzyknęli chórem, jak jeden mąż - przysięgamy.
- Dziękuję wam wszystkim za lojalność i wierność. Lepiej dla was i dla Polski będzie
kiedy wszystkich szczegółów znać nie będziecie, bo to i o napaść nie trudno a na torturach
kłamstwo nawet przez rozcięte gardło przejść nie chce.
Rycerstwo uznało rozmowy za zakończone i opuściło namiot. Pozostał tylko Piotr
wpatrzony gdzieś w dal. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego do czego się zobowiązał.
Dopiero teraz poczuł że w tym co zamierzał zostanie zupełnie sam. W namiocie zapanowała
cisza. Gdzieś tak jakby z oddali dobiegł do niego głos Bolesława.
- Masz jakiś plan? Cóż ty zamierzasz gorąca głowo?
- Mój książę, wiesz że znam Wołodara jeszcze z dawnych czasów, a i jak mniemam,
on mnie pamięta. Po moim wyjeździe rozpuścisz plotkę że w obozie bunt się zaczął, a ty
wykrywszy spisek pojmać mnie kazałeś. Ja jakobym cię zdradził, zwiedziawszy się o twoich
planach samoczwart z obozu uciekłem, poharatawszy straże które mnie zatrzymać chciały.
Oddział mój wcześniej pod dowództwem Mściwoja wyślij z jakimś zadaniem aby z obozu
wyszli bez jakichkolwiek podejrzeń tak żeby nikt się zwiedział z jaką siłą żołnierza się
poruszam. Oni w lesie zapadną i oczekiwać będą na mnie.
- Jezu Przenajświętszy, czy ty wiesz na co się skazujesz? Na wieczne potępienie,
klątwy, i złe języki. Toż twoje dobre imię na które tak ciężko pracowałeś w pył się obróci i
wyklęty od czci i wiary zostaniesz. Nie mogę od ciebie tak wielkiej ofiary żądać.
Przyjacielem tyś mi i bratem. Ciężko mi będzie słuchać jak miano zdrajcy do ciebie przywrze
i jak rzep psiego ogona czepi.
Bolesław chodził nerwowo po namiocie, nie mogąc sobie miejsca spoczynku znaleźć.
- Pro publico bono - Powiedział cicho Piotr - nie ma innego wyjścia aby sprawa się za
wcześnie nie wydała, bo jakby się tak stało to postradam życie wiernych ci ludzi i swoje
własne. Jakby się o tym Wołodar zwiedział to kazałby moją skórę pasami drzeć a głowę na
pal nadziać i przed swoimi wojskami, jako przykład, prowadzić. Ciężka to będzie sprawa i
niewdzięczna, ale ktoś to musi zrobić żeby pokój na wschodzie zapanował. Obiecaj mi jedno
21
- jeżeli nie wrócę to zaopiekujesz się moją żoną i Beatrycze tak żeby im się żadna krzywda
nie stała.
- Takoż uczynię - Bolesław spojrzał na Piotra i uścisnął go mocno w ramionach - Czas
na nas.
Piotr opuścił namiot rady i udał się prosto do namiotu księdza, który im w wyprawie
towarzyszył i codziennie ranne msze odprawiał.
- Ojcze, jesteś tam? - Piotr cicho rzucił w głąb namiotu, i delikatnie z szacunkiem
wszedł do namiotu. Ujrzał starca pogrążonego w cichej modlitwie.
- Ojcze - Piotr cicho starał się zwrócić na siebie uwagę - proszę abyś mnie
wyspowiadał i dał odpuszczenie moich grzechów.
Postać starca drgnęła. Mnich zakończywszy modlitwę znakiem krzyża, powoli wstał z
klęczek i spojrzał z uwagą na Piotra.
- Wyspowiadać się przyszedłeś? - uważnie wpatrywał się w niebieskie oczy Piotra -
oczy są bramą duszy, a twoja dusza jest czystą. Znam cię nie od dzisiaj mości Piotrze ale twą
spowiedź przyjmę i wysłucham. Podejdź bliżej i uklęknij przed majestatem Boga.
Mnich wiedział, że Piotr nie łamałby zasad gdyby nie miał pilnej potrzeby i nie
zadawał zbędnych pytań.
Spowiedź Piotra wstrząsnęła kapłanem. Czyn, który zamierzał popełnić był czynem
złym, niegodnym chrześcijanina, ale godnym Polaka.
- Niech Dobry Bóg odpuści ci twoje grzechy mój synu. Wiem że to co chcesz zrobić
nie wynika z chęci zysku czy złych zamiarów, a gotowym na śmierć być trzeba. Twoje słowa,
jako tajemnica spowiedzi umrą wraz ze mną. Niech cię Bóg prowadzi I Jezus syn jego a Duch
Święty niech natchnie ciebie światłością. - Mnich wykonał nad Piotrem znak krzyża - Ja z
woli Pana odpuszczam ci grzechy i błogosławię dla dobra ojczyzny naszej. A panienka
Przenajświętsza niech nad tobą czuwa. Odejdź w pokoju.
- Dziękuję ci Ojcze przewielebny - Piotr podniósł się z klęczek, chciał ucałować rękę
zakonnika, lecz ten wyrwawszy ją zdecydowanym ruchem, odwrócił się i złożył ręce do
modlitwy.
- Nie mnie całować należy a rany Chrystusa, który dla naszego zbawienia swoje życie
poświęcił. Idź już proszę a ja modlić się będę za tobą i o wstawiennictwo prosić.
Piotr opuścił namiot mnicha i ruszył w kierunku swojego. Przed jego namiotem stały
straże złożone z wiernych mu żołnierzy. Kazał wołać Mściwoja.
22
- Szykuj się do drogi. Niedługo książę cię wezwie i wyśle z zadaniem. Teraz już
dobierz oddział składający się z 6 dziesiątek, ale dobieraj uważnie. Dobierz samych takich,
którym możesz zaufać że najcięższych chwilach nie cofną się przed niczym. Zadanie będzie
trudne i wymagające wiele odwagi, sprytu i poświęcenia. Jak książę cię wyśle wyruszysz z
oddziałem z wielkim hukiem, ale po kilku stajaniach totalna cisza i zapadniesz w lasach tak
żeby nikt nawet nie wiedział że tam jesteś.
Mściwoj stał wpatrzony w Piotra nie wiedząc co ma czynić. Skąd nagle takie dziwne
polecenia. Piotr zauważył jego wahania.
- Wierzysz mi? - zapytał - Czy ja tobie mogę ufać? Sprawa jest bardzo niebezpieczna i
musisz mi kompletnie i całkowicie ufać. Nawet wtedy gdy do ciebie dojdą dziwne słuchy.
Masz mi zawsze i bezgranicznie ufać.
- Ufam ci - jednym słowem skwitował Mściwoj i uśmiech zagościł na jego twarzy.
- No to ruszaj gotować się do drogi.
Mściwoj obrócił się i wyszedł.
W namiocie zapanowała cisza. Piotr usiadł wpatrzony w ogień. Tysiące myśli, które
cisnęły mu się do głowy nagle wybuchły wielkim krzykiem. - Kto ci dał prawo zmuszać
innych do postawienia na szalach życia ich honor, rycerskie słowo? Jakim prawem narażasz
ich życie dla osiągnięcia korzyści? - To wszystko huczało mu w głowie wielkim wodospadem
którego nie potrafił zagłuszyć - Przecież nie robie tego dla siebie - odpowiadał sam sobie - To
mnie wyklną z ambony. Szalony ten czyn i niebezpieczny zwłaszcza gdy się nie powiedzie,
dla przyszłości mojej krwi, bo wygnany i odsądzony od czci i wiary będę nikim. Zwycięzców
nikt nie osądza. - Przecież muszę to zrobić - Nawet nie zauważył że krzyczał na cały głos -
Jezu, który siedzisz sobie w niebiesiech i patrzysz na nas z wysoka, dodaj mi sił i wytrwałości
abym dotrzymał mojego słowa, już teraz wiem że nawet jakbym wygrał to przegram. Piotr
skrył twarz w dłoniach i zapadł w cichej modlitwie.
Z letargu wyrwał go harmider panujący w obozie. Szczęk broni na łękach siodeł, tupot
kopyt o ubitą ziemię świadczył wyraźnie że już nie może się wycofać. Czas ruszać w drogę.
Słońce ledwie wstawało, rozpraszając unosząca się mgłę nad obozem gdy krzyki
zerwały wszystkich na nogi.
- Zdrada, zdrada - Te słowa z prędkością błyskawicy roznosiły się po obozie.
- Jezusie nazareński, co się dzieje? Atakują nas? Do broni - Stary rycerz wypadł z
namiotu z zaspaną twarzą, tylko w hajdawerach z wielkim mieczem w ręce
23
- Nikt nas nie atakuje, ale podobno Piotr zdradził, Chciał porwać księcia Bolesława i
przed oblicze Wołodara zawieść, ale podstęp się nie udał, bo go straż spłoszyła.
- Jak to Bolesława porwać? Kto? Piotr?
- A tak to? Ponoć Wołodar obiecał mu za ten postępek oddać Małopolskę i Śląsk we
władanie, włącznie z Krakowem. Imaginujesz to sobie waćpan? Taki łasy na tytuły,
książęcego Palatyna mu było mało i szwagra chciał porwać, a że zaufanie miał u Księcia to i
sprawa się łatwą zdała. Żeby nie przypadek to może i by mu się udało. Że też ta święta ziemia
takich zdrajców nosi.
Obóz wrzał jak w celtyckim tyglu. Wieść grzmiała pomrukiem zła i wszelakiego
plugastwa rzucanego za Piotrem.
- A gdzież to podział się ten zdrajca? Na pal go nanizać a wcześniej oślepić i język
wyciąć aby złorzeczyć nie mógł i piękności tego świata za swojego żywota nie oglądał,
choćby i tych kilka chwil co mu zostały.
- Powiesim go, powiesim, jak tylko go pojmiem, bo jak sól na ukropie przepadł w
ciemnościach nocy.
Gorąca atmosfera powoli opadała razem z poranną mgłą. Obóz wracał do
codzienności, jednak słowa jak wiatr powoli zaczęły rozchodzić się po ziemi.
Grupa zbrojnych siedziała cicho dookoła małych ognisk, oczekując niewiadomego.
Mściwoj podniósł się i zaczął wsłuchiwać się w nocny tryb życia lasu. Jakieś dźwięki, które
dobiegały jego wyczulonych uszu nie harmonizowały z tętnem życia lasu. Powoli z tej
muzyki zaczął wyławiać tupot kopyt końskich.
- Jadą - cicho rzucił w głąb oddziału. Nastało poruszenie, gdy z ciemności wyłoniło się
pięciu jeźdźców.
- Jesteście gotowi? - Cicho zapytał Piotr nie zsiadając nawet z konia
- Na życie i śmierć - padła odpowiedź
- To w drogę
Piotr ściągnął cugle i ruszył w mrok. Oddział w milczeniu ruszył jego śladem i tylko
niewielkie pozostałości po ogniskach świadczyły o bytności człowieka. Las wrócił do
swojego niczym nie zakłóconego rytmu nocnego życia.
24
Non oby in Patria
sed aby in Patriam13
Zbrojni poruszali się bocznymi drogami, czasami przemykając lasami tak żeby wieść
za bardzo się nie rozniosła o ich liczbie. Piotr znał się na metodach polowania na zwierzynę, i
teraz jak zwierzyna, która ucieka przed myśliwym zapadając gdzieś na krótko w jarach i
leśnych odstępach, przemykał się na południe. Na popas stawali krótko, tak aby koniom dać
trochę wytchnienia i ruszali dalej. Lato tego roku przypominało najpiękniejsze dni
dzieciństwa Piotra kiedy to biegał po zboczach Ślęży zaglądając do każdej pieczary.
Górzysty, zalesiony teren świadczył o tym że zbliżają się do celu podroży. Do oddziału
dotarły już wieści o zdradzie Piotra co z początku wprowadziło niemały zamęt. Razem z
Piotrem mogli zostać okrzyknięci renegatami. Piotr z usposobienia srogi, lecz znany z
poczucia humoru człowiek, stał się milczącym. Jego szara twarz, bez wyrazu, w którą nie raz
i nie dwa wpatrywały się oczy wojów, nie wyrażała żadnego uczucia. Wieczór już dobrze
ogarnął polanę na której się zatrzymali. Wojowie posiliwszy się upolowana zwierzyną, której
tu było w bród, oczekiwali czegoś co niechybnie musiało nastąpić. Nikt nie znał celu
wyprawy, a spalone osady, czasami jeszcze z dymiącymi resztkami chałup świadczyły o
niespokojnym miejscu i niespokojnych czasach. Mściwoj, Borzywoj, Zbysław i Bogusław
zajęli miejsca blisko Piotra.
- Jesteśmy już niedaleko. Tutaj, w kraju Wiślan i Polan o waleczności Celtów którzy
osiedli na tych terenach dawno temu, będziemy musieli się rozstać. Nie mówiłem wam jak
niebezpieczna jest to wyprawa. Czeka was nie tylko śmierć, która może spotkać rycerza w
każdej chwili, na to jesteśmy przygotowani, ale co gorsza, gdyby się nie udała, czeka was
niesława i wyklęcie z kościoła. Już pewnie wieść do was doszła jakobym chciał porwać
Bolesława i przed oblicze Wołodara postawić - jego cichy głos mieszał się z odgłosami
leciutkiego podmuchu wiatru w bukowych drzewach i mrugał światłem ogniska. Nikt ze
słuchaczy mu nie przerywał oczekując w napięciu tego co będzie dalej. - To zostało
13 Nie w ojczyźnie, lecz dla ojczyzny
25
specjalnie przygotowane na to co was czeka. Jesteśmy dwa dni drogi od Przemyśla,
wołodarowego grodu, bo tam właśnie jest cel naszego marszu. Nie wiemy gdzie obecnie
Wołodar przebywa, paląc i rabując polskie ziemie. Dzisiejsza noc jest naszą ostatnią nocą
spędzoną wspólnie. Jutro skoro tylko słońce wstanie, rozdzielimy się. Oddział podzielimy na
trzy mniejsze, po dwudziestu ludzi każdy. Każdy z was weźmie jedną dwudziestkę i zapadnie
o jeden dzień drogi od Przemyśla, tak żeby nikt nie podejrzewał obecności oddziału ale i też
tak żeby was można było łatwo znaleźć. Nadstawiajcie ucha i wytrzeszczajcie oczy, na to co
dzieje się dookoła. Każdy ze swoim oddziałem pozostanie w miejscu przez 5 dni, po tym
czasie, nawet jeżeli słuch po mnie zaginie, udacie się do księcia Bolesława. Zbysławie ty
weźmiesz jeden oddział i staniesz niedaleko drogi na Czerwień, ty Mściwoju ze swoimi
ludźmi przy drodze na Sandomierz zapadniesz, a ty Bogusławie przy drodze na Biecz.
Borzywoj, ty udasz się ze mną jako że mowa Rusinów będzie bardzo potrzebna.
- Jezu miłosierny, co ty zamierzasz że każesz mi się pchać w gniazdo szerszeni? -
Borzywoj już domyślał się co Piotr zamierza uczynić - Czyś ty aby o zdrowych zmysłach?
Wprawdzie Wołodar w podeszłym już wieku, na siedemdziesiątkę mu idzie lubo i tą już
przekroczył ale to silny i twardy orzech do zgryzienia. Można na nim zęby połamać.
- Myślisz że o tym nie wiem? - Piotr odezwał się głosem w którym czuć było
desperacje człowieka. Myślisz że bez potrzeby bym waszą i moją cześć narażał gdyby to
można było inaczej załatwić? Wołodar korzystając z okazji nasze ziemie łupi, i jak nasza
wyprawa fiaskiem się obędzie, książę Bolesław Pomorców odstąpić będzie zmuszon i z całą
siłą wrócić na południe, dla ratowania ziem naszych. Mnie, książęcemu Palatynowi prawo
nakazuje w czas wojny księcia zastępować. Cała odpowiedzialność za ten czyn na moich
barkach spocznie. To nie ciebie a mnie, zanim wszystko się dokonało zdrajcą okrzyknięto i
zła sława lotem błyskawicy czarną plamę na moim honorze zostawia. Sprawa nie wydaje się
trudna bo mnie w Przemyślu także wojewodą zwą i mam u nich poważanie. Zawarłem ja
kiedyś z Wołodarem przymierze braterskie i teraz Bogu dane słowo muszę złamać. - Piotr na
chwilę zawiesił głos - Non oby in Patria sed aby in Patriam. - dodał cicho. Siedział zapatrzony
w płomienie ogniska, które delikatnie lizały krewiona. Niezmącona niczym cisza ogarnęła
siedzące przy ognisku postaci. Nagle tę ciszę przeszył głos nawołującego puszczyka.
- Nie wróży to najlepiej - pomyślał Piotr - Czas poczywać - powiedział głośniej. Jutro
ciężkie zadanie i długa droga przed nami. Nikt nie odezwał się ani jednym słowem. Rycerze
położyli się dookoła ognia i zapadli w lekką drzemkę. Aby do świtu.
26
Mściwoj otworzył oczy, na wschodzie ciemne niebo rozświetlały pierwsze promienie
słońca. Rozejrzał się dookoła ale nic nie zwróciło jego szczególnej uwagi. Już miał wracać w
objęcia Morfeusza, gdy spojrzał w kierunku gdzie powinien spać Piotr. Miejsce było puste.
Borzywoja też już nie było. Ich konie znikły. Mściwoj powstał i ogłosił pobudkę. Straże
doniosły że Piotr z Borzywojem opuścili obozowisko już jakiś czas temu.
- Czas i nam ruszać - pomyślał - Boże uchowaj nas od złego - zrobiwszy znak krzyża
szykował się do drogi.
Słońce już było dobrze na niebie kiedy trzy oddziały ruszyły, każdy w swoją stronę. W
milczeniu, w ciszy, w zadumie.
Wyjechali na połoniny. W oddali ich oczom ukazał się duży warowny gród. Ponad
mury obronne z osadzonymi na rogach wieżami, wznosiła się wieża przysadzistej rotundy i
monasterium ustawionej na wzgórzu, a obok niej dach trzynawowej bazyliki. Budowle te
wykonane były z kamienia piaskowcowego, drobnoziarnistego , płytowego związanego
zaprawą wapienno-piaskową , pochodzącego z pobliskich kamieniołomów na Kruhelu.
14
14 Przemyśl - Wzgórze Zamkowe 1 - preromańska rotunda z IX wieku, 2 - preromańskie monasterium z IX wieku, 3 - romańska bazylika trzynawowa z X wieku, 4 - Teatr "Fredreum" - pozostałości gotyckiego zamku z XIV wieku, 5 - relikty
27
XXX
- Zaczynamy nasz teatr, w którym stawką jest nasze życie. Jesteś gotów na śmierć? -
Piotr spojrzał na Borzywoja bez wyrazu, nie oczekując odpowiedzi. Już i tak było za późno
żeby się wycofać. Słowa, które dał dwóm osobom wzajemnie się wykluczały. Wołodar
przeciwko Bolesławowi. Nawet gdyby wygrał to już przegrał. Jeźdźcy mocniej naciągnęli
kaptury opończy na czoła, spięli konie i ruszyli stępa w kierunku bram miasta.
W bramach zostali zatrzymani przez straże.
- Z koni - warknął strażnik i skierował grot rohatyny w kierunku jeźdźców. Słychać
było chrupot zaciskanych na drzewcu palców. Strażnicy otoczyli mężczyzn. Ich twarze nie
wróżyły nic dobrego.
- Kim jesteście? - głos dowódcy straży nie znosił sprzeciwu.
Borzywoj uważnie rozejrzał się dookoła. Na murach pojawiły się ciekawskie oczy
innych strażników, ich głowy okrywały szyszaki a w rękach zaciskali łuki gotowe go strzału.
- Nikim panie, my zwykli pielgrzymi, szukający schronienia na noc - Głos Borzywoja
brzmiał pokornie, tak jakby chciał uspokoić sytuację.
- Pielgrzymi? - Dowódca nieprzekonany uważnie przyglądał się przybyszom - Ty,
Rusin, a od Polaków jedziecie? Z koni i zdejmijcie kaptury - W tym momencie jeden ze
strażników zbliżył się do Piotra chcąc ściągnąć go z konia. Reakcja Piotra była
natychmiastowa. Wyrwał stopę ze strzemienia i odepchnął strażnika. Jego szybka dłoń
sięgnęła ukrytego pod opończą miecza. Brzeszczot świsnął w powietrzu i strażnik cięty przez
ramię aż do połowy korpusu padł martwy barwiąc belki mostu na czerwono krwią.
- Żywcem brać - Zawołał donośnym głosem dowódca. Strzelcy z murów opuścili łuki
i przyglądali się rozwojowi sytuacji na moście. Z bram wybiegło więcej strażników. Piotr
poczuł uderzenie obuszkiem w głowę. Zrobiło mu się gorąco. Świat, pomimo stojącego
wysoko słońca oblekł się ciemnością i wydawało mu się że spada w dół przepaści.
Żołnierze rzucili się na przybyszów z potężną siłą. Ich ciała przydusiły nieznajomych.
Odebrano im broń, zerwano z głowy kaptury, ręce powiązano i powleczono ich w głąb
strażnicy.
kwadratowej wieży - rysunek według J.T.Frazik.
28
- Obwiesić ich - głosy rozchodzące się po strażnicy nie wróżyły nic dobrego.
Dowódca straży wysłał umyślnego do zamku z wiadomością o dwóch obcych, próbujących
dostać się do miasta.
- Ech, poderżnąłbym ci ja gardło jak psu, gdyby mi pozwolono - jeden ze strażników,
potężny Rusin, chwycił Piotra za włosy i głęboko zajrzał mu w oczy - ale mój czas przyjdzie.
Krew cieknąca stróżkami z rozbitej głowy zalewała Piotrowi oczy, oblepiając dłoń
Rusina. Ten powoli obejrzał swoją dłoń i z niesmakiem wytarł ją o koszulę Piotra.
Wykonując ten ruch nagle wyczuł coś, co było ukryte przed wzrokiem ludzkim. Rozerwał
Piotrową koszulę i na piersi ukazał się medalion. Medalion z Łabędziem. Już miał go zerwać
z szyi Piotra gdy zza jego pleców wydobył się rozkaz przeszywający do szpiku kości
- Stój - Rusin wyprężył się jak struna a głos wyraźnie go sparaliżował.
Dowódca osobistej straży księcia Wołodara odepchnął Rusina stojącego mu na drodze
i zbliżył się do Piotra.
- Łybid - Powiedział trzymając medalion w dłoniach i patrząc w zalane krwią oczy
Piotra. Chwycił go za ramiona i pomógł mu wstać. Jednym ruchem rozciął krępujące go
więzy. - Uwolnić tego drugiego - rzucił w głąb strażnicy - zabieram ich przed oblicze księcia.
- Ale … - dowódca straży próbował coś protestować, jednak wzrok przybysza osadził
go na miejscu bez słowa - Słyszałeś co powiedziałem - głos wysączony przez zęby jak syk
węża zmroził wszystkich obecnych. Rozkaz został bez szemrania wykonany.
Podprowadzono konie. Jeńcy, bo takimi chyba byli na chwilę obecną, choć wolni, z
trudem zajęli miejsca w siodłach i w otoczeniu straży ruszyli w kierunku dworu książęcego.
Ciszy tego korowodu towarzyszył pomruk zebranych oddziałów. Ruch wojska, który
świadczył o przygotowaniach, zamarł i wzrok wszystkich utkwił w dwóch nieznanych
jeźdźcach. Cisza powoli zaczęła przemieniać się w pomruk burzy przechodzącej gdzieś
daleko.
- Łybid, Łybid - pomruk przetoczył się nad trasą przejazdu korowodu.
Wprowadzono ich do drewnianego dworu gdzie już oczekiwał ich Wołodar i jego
młodszy brat Wasylko.
- Witam szanownego mości wojewodę w moich skromnych progach - Wołodar,
starszy mężczyzna siedzący na ozdobnym tronie patrzył na przybyszy z ciekawością. W jego
głosie dała się wyczuć złośliwość. Mężowie poczuli uderzenie w plecy, które powaliło ich na
kolana
- Na kolana psy - cichy warkot strażnika przeszył powietrze
29
- Cóż cię sprowadza, jacyż to bogowie, dobrzy czy źli poprowadzili cię drogą na Ruś?
Piotr chciał się podnieść z kolan, jednak potężne uderzenie ponownie powaliło go na
kolana.
- Wielmożny książę, niewiele mam do powiedzenia, skoro przybywam do ciebie jako
przyjaciel, a ty mnie na kolana rzucasz, znając mnie mojego rycerskiego honoru nie
szanujesz.
- Jako przyjaciel? Siekając moich ludzi? Czy tak postępuje przyjaciel? Czy rycerz,
który swój honor ceni ponad wszystko ukrywa twarz swoją w czeluściach kaptura i jak szczur
chce się przesmyknąć pomiędzy strażami?
- Miałem ja swoje osobiste powody takiego postępowania, o których tutaj, w tak
szerokim towarzystwie wspominać nie będę. Czyń co ci serce nakazuje.
- Dlatego jeszcze żyjesz że mamy chęć ciebie wysłuchać, dla naszych starych
zażyłości. Mów więc albo oddasz ducha na męczarniach, jako zdrajca.
- Uciekłem od Bolesława i w twoje ręce chciałem się oddać. Na twoją służbę - z dumą
w głosie powiedział Piotr - Ten pies chciał mnie okraść ze wszystkiego co posiadam. Chciał
pozbawić mnie godności wojewody.
W sali zapadła cisza. Nikt nie ważył się odezwać, wszystkie oczy skierowały się na
Wołodara. Jego twarz ogorzała od słońca, okolona brodą i wąsami teraz była bez wyrazu,
tylko jego ciemne oczy wskazywały światło życia.
- I myślisz że my przyjmiemy cię jak swojego?
- Tak panie - pewnie odpowiedział Piotr - Skoro proponowałeś bogactwa i
dostojeństwa Skarbimirowi, to co dopiero mnie, związanemu z tobą krwią mojej żony Marii,
księżniczki kijowskiej, lubo związanemu z tobą braterstwem krwi, które to dokonało się wiele
lat temu?
- Hardy jesteś i pewny siebie, jednak w twoim głosie słychać siłę i pewność tego co
robisz - Wasylko pierwszy raz od czasu przybycia jeńców się odezwał. Jego twarz skierowała
puste oczodoły w kierunku skąd dochodził głos Piotra. - Doszło uszu naszych że chciałeś
porwać Bolesława i przed nasze oblicze przywieść li to prawda jest?
- Prawda, jeno same chęci wystarczyć tu nie mogą. Czyny się liczą.
- A ten co jest z tobą? Któż to jest?
- To Borzywoj, były dowódca straży Kniazia Władymira co na kijowskim dworze
siedzi. Darowany on mi został kiedym to Marię za żonę dostał. Rusin to i wierny sługa, a co
najważniejsze wielki żołnierz.
30
Wołodar przyglądał się uważnie twarzom Piotra i Borzywoja, szukając jakiegoś
fałszywego znaku. Nic w nich nie znalazł, nawet strachu o własne życie.
- Odprowadzić ich, nakarmić i trzymać w zamknięciu nim podejmiemy decyzję co z
nimi począć - szybko zdecydował i machną ręką na znak zakończenia rozmowy.
Jeńcy wstali, oddali pokłon kniaziom i wyszli poprowadzeni przez straże. Reszta
bojarów15 także opuściła salę.
- Co z nimi chcesz zrobić? - zapytał Wasylko, kiedy zostali sami
- Co ja chcę zrobić? - Wołodar spojrzał na brata - jeszcze nie wiem. Nie czas nam
bawić się w rozmowy jeno na Polaków ruszać, póki Bolesław na północy siedzi.
- No właśnie o tym też i ja mówię, decyzję trzeba podjąć szybko. Piotr to dobry rycerz
i tęgi wojownik. Legendy o jego sile bardowie śpiewają. Dobrze by było go mieć po naszej
stronie.
- Jest to prawdą, a z jego śmierci albo Bolesław cieszyć się będzie, jeśli prawdą li jest
to że porwać go zamierzał, albo się wścieknie i z całą mocą na nas uderzy za śmierć jego
wojewody. A ani jednego, ani drugiego nie chcemy. Nie boję ja się Bolesława, ale chcę ocalić
moje grody przed pożogą i rabunkiem, bo to niechybnie by je czekało.
- Nie łatwa to sprawa, nie łatwa.
Wołodar nerwowo chodził po izbie. - i tak źle, i tak nie dobrze - myśli przelatywały
przez głowę nie pozwalając podjąć żadnej rozsądnej decyzji.
- A jakby śluby na wierność nam złożył? - Wasylko nieśmiało zaproponował bratu -
rozpuścilibyśmy wieść że wojewoda Bolesława nam śluby złożył i jest z nami.
Przeciągnęłoby to na naszą stronę wielu jego zwolenników i łatwiej by nam poszło z
Bolesławem. Może nawet o Kraków byśmy mogli zawalczyć? Wielki to pan i ma u swoich
poważanie na Śląsku szczególnie. Wielkie zamieszanie wywołałaby taka informacja w
szeregach Bolesława i osłabiłaby jego siły.
- A jak nie zechce ślubów złożyć?
- To na cóż on nam wtedy potrzebny? Na pal go nadziejesz jak przestępcę i zdrajcę.
Będzie miał Bolesław uciechę i tyle.
- Ha, tokoż i uczynim, jest to dobre rozwiązanie, bo szkoda postradać taką wielką moc
jaka ma Piotr, ale jak sam nas do tego zmusi nie zawaham się go stracić.
15 Bojarzy (z bułgarskiego boliare, boliarin) – w średniowiecznej Bułgarii (do XIV wieku), Wołoszczyźnie, Mołdawii i później na Rusi - wyższa szlachta feudalna, magnaci, wielcy właściciele ziemscy.
31
XXX
Piotr obmył swoją twarz z zakrzepłej krwi. Zimna woda ochłodziła rozszalałe zmysły.
Na głowie od obuszka utworzył się już strup krwi, który posklejał mu włosy. Każdy dotyk
sprawiał mu ból.
- Jeszcze żyjemy - powiedział bezgłośnie - to chyba i tak sukces, bo mogli nas
uśmiercić od razu.
- Jezu, jakżeś wyjął miecz i ciął tego strażnika na odlew już wtedy myślałem że
umrzemy, że posiekają nas na drobne kawałki a ścierwa psom dadzą na pożarcie - Borzywoj
starał się doprowadzić do ładu, pocierając bolesne, posiniaczone miejsca którymi ozdobione
było jego ciało. - To wszystko nie takie proste jakby się wydawało
- Wszystko jest prostsze niż nam się wydaje, i jednocześnie tak bardzo
skomplikowane, bardziej niż możesz to sobie wyobrazić - Piotr nabrał powietrza w płuca -
przed nami jeszcze daleka droga, a czasu niewiele. Czy zwróciłeś uwagę na ilość wojska w
grodzie? Pewnie się znów wybierają na jakąś wyprawę, aby złupić południe. I to pewnie
niedługo. Wszystko teraz zależy od rozwoju sytuacji. I tak postawiliśmy na szali nasze życia,
cóż więcej możemy stracić?
- Wiele, ale na razie nie chce mi się o tym nawet myśleć. Ty masz więcej do stracenia
niż ja. Ty masz żonę, rodzinę, majątek. Mogą ci wszystko odebrać. Całą przyszłość twojego
rodu.
- I tak to kiedyś zrobią, ja to wiem już od dawna, ale chcę przeżyć moje życie najlepiej
jak tylko umiem, oddawszy swoją duszę w ręce Boga. Jemu jestem wierny.
Na dworze już dobrze się zmierzchało gdy drzwi izby się otworzyły i strażnik zawołał
- Książę pan was wzywa, przebierzcie się - to powiedziawszy rzucił na ławę nowe
szaty, w które mieli się przebrać. Drzwi za nim się zamknęły.
- Nie jest to wór pokutny, ani też szata przedśmiertna, to może oznaczać że żyć
będziemy - Borzywoj powoli wkładał białą, lnianą koszulę. - Jestem ciekaw co teraz
wymyślą?
Wprowadzono ich do przestrzennej izby w której zgromadzili się wszyscy ruscy
bojarowie podlegli Wołodarowi. Stoły uginały się od zastawy i mięsiwa. Piwo i wino,
32
sprowadzone z Bizancjum lało się jak woda w strumieniu. Wołodar i Wasylko siedząc na
poczesnym miejscu objadali się pieczonym dzikiem jakby to miał być ich ostatni posiłek. Po
obu ich stronach było wolne miejsce, tak jakby na kogoś czekało. Wołodar oderwał wzrok od
stołu i spojrzał na doprowadzonych mężczyzn. Podniósł dłoń. Gest ten uciszył całe zebrane
towarzystwo.
- Mości wojewodo, tu oto są przygotowane dwa miejsca przy moim stole - Głos
Wołodara niósł się szerokim echem poza dwór - ale czy je zajmiesz wraz ze swoim
towarzyszem zależy tylko od Ciebie. W naszej łaskawości postanowiliśmy przyjąć cię do
naszego towarzystwa pod jednym warunkiem. Złożysz nam ślubowanie i przysięgniesz na
Święty Krzyż i rany Pana naszego Jezusa Chrystusa, wierność i posłuszeństwo.
Piotra zmroziła ta propozycja.
- Jużem raz przysięgał tobie braterstwo i wierność, to mało?
Wołodar wstał z ławy i wyszedł zza stołu. Powoli wyjął miecz i stanął przed
mężczyznami.
- Wybór należy do ciebie brzeszczot czy głownia? Tu i teraz padnij na kolana przed
twoim władcą i poprzysiąż na tę rękojeść w kształcie krzyża wierność i posłuszeństwo, lubo
spotkasz się z drugą stroną rękojeści, brzeszczotem - głos Wołodara nie pozostawiał żadnych
złudzeń. Nie pozostawiał wyboru.
Piotr upadł na prawe kolano i pochylił głowę przed majestatem książęcym. Borzywoj
uczynił to samo.
- Na krzyż święty, tu i teraz, przysięgam ci mój panie wierność i posłuszeństwo moje.
Tak mi dopomóż Bóg i Panienka Najjaśniejsza. - Piotr wyciągnął złożone jak do modlitwy
dłonie w kierunku Wołodara. Ten objął oburącz dłonie Piotra, chwilę popatrzywszy na Piotra
z dumą, odpowiedział - przysięga twoja i poddaństwo przyjęte zostają. Chodź i zajmij miejsce
przy moim stole.
- Przysięgam - Borzywoj i powtórzył bezwiednie czynności Piotra. Dla niego też
znalazło się miejsce przy książęcym stole.
Sala wybuchła salwami radości. Wielu znało Piotra osobiście, a jeszcze więcej
słyszało o jego bohaterskich czynach. Woleli mieć go po swojej stronie niźli za wroga, bo
okrutny wojownik z niego był.
- Dokonałeś słusznego wyboru, mości wojewodo, bo tak tytuł i u mnie dostajesz.
Szkoda by mi było tak dzielnego wojownika i brata, bo nie zapomniałem o dawnych
przyrzeczeniach.
33
Z Piotra powoli opadały emocje. To co zrobił już się stało i się nie odstanie.
Cokolwiek by teraz nie uczynił będzie złe.
- Mości książę Panem ty mi i bratem. Do kogo miałem że się udać z moja krzywda i
skargą? Kogo o schronienie prosić? Nie łatwa to była decyzja jednak konieczna. Bolesław
chrapki na moje ziemie nabrał, okrutnik jeden i śmiercią mi groził. Cóżem miał czynić?
- Nie było nikogo kto by miał cię bronić, to ja ci miejsca przy moim stole ustąpiłem.
Piotr chwycił kawał mięsa ukrywając swoje uczucia. Skierował swój wzrok na brata
księcia, Wasylka. Z uwagą mu się przyglądał. - nie chciałbym tak jak on, już tyle lat bożego
świata nie widzieć - pomyślał - a to groziłoby mi jako zdrajcy, gdyby się nie udało. Nie
darowaliby mi - Zmienił kierunek myśli bo ciarki przeszły mu przez plecy. Głos Wołodara
wyrwał go z zadumy
- Niedługo będziesz miał okazję udowodnić swoją wierność - rubasznie zawołał
Wołodar. Jego lisi uśmiech nie wróżył nic dobrego - Wkrótce ruszamy na Lachów, tobie jako
głowy Ślężan i pana w śląskim kraju nie sprawi to pewnie żadnego problemu. Piastowie to
nasz wspólny wróg, którego tępić należy.
- Napsuli oni krwi przodkom moim kiedy nową wiarę wprowadzać zaczęli.
Wyrugowali ich z Ostrowa, świątynię budując, starych bogów nie uszanowali. To na naszych
terenach, na Ostrowiu właśnie ich przodek Mieszko dał się ochrzcić czeskim kapłanom. Teraz
znów chcieli mi odebrać to co pozostawili mi przodkowie - w jego głosie słychać było złość i
pretensje
- Jedz i pij mości wojewodo, nie martw się, nie damy ci krzywdy zrobić. Ciesz się
dzisiaj z nami.
Zabawa rozgorzała na całego, wielu chciało się z Piotrem bratać i piwa napić. Wielu z
nich wiedziało że jest to ostatnia taka uczta, że wielu z nich może już takiej nie dostąpić.
XXX
- Piotrze, Piotrze, obudź się. Coś się dzieje na podwórcu - Głosi szarpanie Borzywoja
wyrwało go z głębokiego snu. Odsypiał właśnie wrażenia wczorajszego wieczora kiedy jasne
promienie słońca wiszącego tuż nad widnokręgiem wdarły się bezlitośnie pod jego powieki.
Zerwał się z posłania i spojrzał przez okno. Przez podwórze przewijały się rzesze
uzbrojonych ludzi. Nagle ktoś zakołatał do drzwi i wszedł do izby. Uzbrojony wysłannik
Wołodara pojawił się w drzwiach.
34
- Mości wojewodo, książę zaprasza do udziału w mszy porannej przed wyprawą.
- Przed wyprawą? - zdziwienie Piotra nie miało granic - Nic mi o tym nie wspominał
podczas wczorajszej uczty. Już idziemy.
Woj zniknął w drzwiach. Mężczyźni szybko ogarnęli się i przebrali w dostojne szaty
dostarczone przez służbę Wołodara. Szaty były godne pozycji wojewody, jakim mianował go
Wołodar. Promienie słoneczne wdzierały się z bólem pod powieki. Piotr przysłonił oczy.
Tłum wojowników gromadził się dookoła bazyliki, pozostałości po benedyktyńskim opactwie
zaadoptowanym na kościół bizantyjski. Towarzystwo rozstąpiło się robiąc miejsce
przybyłym.
W bazylice panował półmrok, rozproszony tylko światłem wpadającym przez
niewielkie okienka w ścianach i trzech apsydach. Rozpoczęło się nabożeństwo, które
skończyło się błogosławieństwem wszystkich idących na wyprawę. Piotr już chciał
wychodzić gdy nagle przy ołtarzu zrobił się jakiś ruch. Na środek wystąpił Wołodar.
- Dzisiaj, gdy w imię Jezusa i Matki naszej Rusi wyruszamy na wyprawę aby dodać jej
chwały - Jego gromki głos odbijał się szerokim echem od ścian świątyni - wiemy już że ta
wyprawa pomyślną być musi i Matka nasza królować będzie po wsze granice. Pan w swojej
łaskawości przysłał do nas wielkiego sprzymierzeńca. Tego oto mości wojewodę, którego
wielu z was widziało a większość z was słyszała o jego wojennych dokonaniach. Ten oto
miecz - Wołodar uniósł w górę … miecz Piotra - darowujemy jemu aby mu przyniósł jeszcze
więcej chwały i wielkie bogactwa. Uklęknij.
Piotr niepewnie rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. Już wiedział jak wielki jest
to podstęp i co zaplanował Wołodar. Śluby w obliczu Boga, w Jego Domu. Spuścił głowę i
ukląkł na prawe kolano.
- Czy ślubujesz nam wierność i posłuszeństwo, tutaj w obliczu Boga?
- Ślubuję - bezgłośnie odpowiedział Piotr. W tym miejscu ciężko było mu
wypowiadać te słowa. Cały świat zawirował.
- Przyjmij zatem ten miecz w naszej łaskawości aby służył ci wiernie. - Wołodar
położył miecz na wyciągniętych ramionach Piotra. Ten, wstawszy przypiął go do pasa.
Wiwatom tłumu nie było końca. Podprowadzono konie, Wołodar wskoczył na grzbiet i ruszył
w otoczeniu wojowników. Kiedy armia przekraczała bramy miasta słońce już dobrze stało na
niebie. Kiedy zniknął ostatni żołnierz, straże miasta zawarły wrota. Ich odgłos potoczył się po
wyludnionym grodzie w którym pozostali tylko starcy kobiety i dzieci, bronione przez
niewielki odział straży.
35
XXX
Bogusław ze swoim odziałem cicho siedział przy drodze na Biecz. W powietrzu coś
wisiało , coś czego nie potrafił wyjaśnić. Po skromnym posiłku zjedzonym w warunkach
leśnych dopadły go wątpliwości. - Jezu Miłosierny, odpuść mi moje winy, te których się
dopuściłem i te o których jeszcze nie wiem. Odpuść też winy Piotrowi, bo dobry to
chrześcijanin, i dobry człowiek. Racz wejrzeć na niego swoim łaskawym okiem - Cicha
modlitwa sama cisnęła się na wargi - Mario, opiekunko łabędzi weź go pod swoje skrzydła.
- Bogusławie, zwiady wróciły - głos wyrwał go z zadumy.
- Dawać ich natychmiast - wstał, nerwowo oczekując wieści. - cóżeście widzieli?
- Zbliżyliśmy się aż do murów grodu i na podgrodziu zasięgnęliśmy języka - Woj O
twarzy poprzecinanej bliznami referował sprawę - Okazuje się że Piotr miał rację, coś się
szykuje. Wielkie ilości zbrojnych zebrane w grodzie świadczą o zbliżającej się wyprawie.
Podobno na Lachów, ale tego nikt nie wie na pewno. Podobno na Biecz idą. O panie Piotrze
tylko tyle że strażników poharatał na bramie i do niewoli wzięty został. Czy żyje nie
wiadomo, ale jakby go usiekli to głośno by było dookoła grodu.
- Czy ktoś został na miejscu aby baczyć dalej?
- Tak, zostawiłem Żmisława, młodzian to jeszcze ale bystry i rozumny. Tego do piekła
po informacje słać można to nie dość że diabła oszuka to jeszcze mu z kotła ucieknie.
- Dobrześ się sprawił. Posil się i poczywaj. Czekać nam trzeba tak jak Piotr nakazał.
Ciężko mu było tak siedzieć i nic nie robić.- Ludzie się rozleniwią - pomyślał - Co
mnie czynić, co czynić? - Bezczynność go paraliżowała.- Ludziom trzeba znaleźć zajęcie, bo
mi gotowi pouciekać.- Decyzja przyszła szybko. Ćwiczenia i wysiłek fizyczny wszystkim
wyszedł na dobre
Noc minęła bez żadnych niespodzianek, gdy tuż po wschodzie słońca do obozu wpadł
jak burza Żmisław.
- Mości Bogusławie - bez pardonu wołał z daleka - Wołodar na Biecz rusza i pana
Piotra ze sobą zabiera.
- Pewnali to informacja? - Bogusław spojrzał niepewnie na zwiadowcę.
36
- Jak mi Bóg na niebie - Żmisław zaprzysięgał się na wszystko - niedaleko drogi
napotkałem ślepca co to wędruje od miasta do miasta i śpiewaniem na chleb zarabia. Od
niego dużom się dowiedział, ale to nie czas na rozprawianie o błahych sprawach. Przebrałem
się, gębę błotem ubrudziwszy razem z nim do grodum się dostał. Oooo, jakie tam dziwy były,
ilu ludzim widział. Wszyscy na wojnę gotowi, po karczmach pijali.
- Mówże z sensem jakowym bo ni jak pojąć nie mogę o czym ty rozprawiasz. Jakżeś
to do grodu się dostał?
- No przecie prawię że pod przebraniem - Żmisław zniecierpliwiony że Bogusław mu
przerywa, żachnął się - No to jakem się tam już dostał to i posłuchać było czego. Widziałem
pana Piotra, żyw on i cały, jeno łeb mu obuszkiem rozwalili, to i trochę krwi utoczyli. Słuchy
chodziły że to niby pan Piotr śluby wierności Wołodarowi złożył i Bolesława się wyrzekł.
Uwierzyć nie mogłem aż do rana kiedym to Piotra i Borzywoja w nowych strojach nie
zobaczył. Wyraźniem słyszał jak przed Bogiem mu wierność przysięgał. Jakżem to usłyszał
to zarazem uciekł i tę smutna więc tu przyniosłem. Cóże nam teraz czynić wypadnie? - z
nadzieją patrzył w Bogusława jak w wyrocznię.
- Dobrześ się sprawił, nagroda na pewno cie nie minie. Skoroś się tak pilnie sprawił
czeka cię jeszcze jedno zadanie. Pojedziesz do Księcia Bolesława, i wszystko mu przekażesz,
ale musisz jechać co duch wyskoczy nie mieszkając nigdzie. Informacja to ważna i Książę
Pan wiedzieć o tym powinien. Jeno pamiętaj, z nikim innym jak z księciem nie rozprawiaj o
tym cóżeś usłyszał. Zapamiętaj wszystko co ci przekazałem, pamiętaj, z nikim innym jak z
księciem nie rozmawiaj. Ty Sobiesławie co koń wyskoczy, goń z wiadomością do Mścisława.
Niech ruszy ku nam, może być potrzebny. Jeżeli mam rację to Piotr chce porwać Wołodara,
tylko odpowiednie miejsce trzeba znaleźć. Mściwoj potrzebny będzie aby bronić drogi
ucieczki. Wołodar z całą siłą na Biecz rusza, to i pogoń mocna być może. Wszebor - zawołał
starego woja, który pierwszy wiadomości przyniósł - weźmiesz kilku ludzi i przy gościńcu
zasiądziesz a będziesz moimi oczami i uszami. Jak główne siły przejdą ruszymy po cichu za
nimi.
W obozowisku ruch się zrobił, jakby kto kij w mrowisko wetknął. Ogniska szybko
wygaszone zostały, aby ich zapach dymu nie zdradził. Wszyscy ożyli jakby im kto złoto i
bogactwa obiecywał. Lepsze to było od lenistwa.
XXX
37
Odziały Rusinów szybko podążały naprzód. Tereny pogórza nie ułatwiały marszu
jednak widoki które się rozpościerały, ilość zwierzyny łownej w lasach umilały czas
przemarszu. Po ślubowaniu w świątyni wydawało się że Wołodar całkowicie uwierzył w
wierność Piotra pozostawiając mu swobodę poruszania się, jednak do jego „ochrony”
przydzielił dwóch rosłych Rusinów, którzy nie oddalali się od niego na krok. Więcej swobody
miał Borzywoj, który dzięki swojemu pochodzeniu i znajomości języka, który wyssał z
mlekiem matki, poruszał się swobodnie między oddziałami. Na postojach starał się
niepostrzeżenie przekazywać Piotrowi wszystkie informacje jakie zebrał tu i ówdzie.
Pewnego wieczora przysiadł przy Piotrze wpatrzonym w niewielkie ognisko.
- Bogusław idzie za nami oddalony o pół dnia drogi - odezwał się szeptem
Piotr drgnął - Domyślił się - pomyślał
- Dobrze, to bardzo dobrze. Rozmawiałeś z nimi?
- Nie za wiele bo nie byliśmy sami. Pytali się co zamierzasz i co im czynić trzeba. Już
słyszeli o twoich ślubach ale nadal są ci wierni. Niepewność jednak wdarła się w szeregi.
Ucieczka od Bolesława to jedno, ale śluby złożone Wołodarowi w Domu Bożym to rzecz
święta.
Piotr wyglądał tak jakby nie słuchał tego o czym Borzywoj prawi. Powoli wszystko
układało się w jego głowie. Przestał myśleć o konsekwencjach, które go czekają.
- Wkrótce wjedziemy na ziemie Lechitów, tam dyscyplina oddziałów się rozluźni -
głośno myślał - to będzie dobra okazja. Odziały rozproszą się po całej ziemi w poszukiwaniu
łupów i zdobyczy. Wołodar, chociaż trzyma ich twardą ręką nie będzie mógł tego opanować,
bo chęć zdobycia bogactwa będzie silniejsza. To już czuć w ludziach, a co dopiero jak im się
wodzy popuści. Zaraz jak wiedziemy na ziemie krakowską mają być gotowi. Niech się
trzymają blisko, ale tak żeby ich nikt nie zwęszył. Ty też trzymaj się blisko mnie na nocnych
postojach. To się może wkrótce wydarzyć.
- Zostawię im wiadomość. Myślisz że to już? - Borzywoj nie potrafił usiedzieć na
miejscu. Coś w nim zagrało.
- Wkrótce - odpowiedział Piotr i znów zanurzył się w swoich myślach. Borzywoj
zniknął w pobliskich zaroślach.
Przewidywania Piotra się sprawdziły. Po wkroczeniu na ziemie zamieszkałe przez
plemiona Lachów a będące pod panowaniem księcia Bolesława oddziały Wołodara
rozproszyły się. Każdy z bojarów chciał na własna rękę grabić i palić. Łupy zdobyte cieszyły
38
ich oczy i rozpalały rządze. Łuny pożarów rozświetlały wieczorne niebo. Na wieczór stanęli
w niewielkim lecz warownym grodzie, który wcześniej został złupiony do cna a mieszkańcy
wybici do ostatniego. Pozostawiono jeno młodych, których na targu sprzedać było można.
Książę wszedł do zabudowań.
- Dobrze sobie tu Lachy żyją, i my też tu odpoczniemy. Pewnie już doniesiono
Bolesławowi o naszej tutaj obecności, ale zanim tu przybędzie my będziemy gotowi. Dzisiaj
tutaj spędzimy noc i rano trzeba będzie ruszać dalej.
- Ludziom trza dać odpocząć, bo paść gotowi, dobrze by było podjazdy wypuścić i
choć dzień tu zabawić - Piotr usiadł za ławą w grodziszczu.
- Zabawimy tu nie jeden dzień a znacznie dłużej, zabawimy tu lata - Wołodar odpiął
swój miecz i położył na ławie. Służba wniosła baraninę upieczoną na ogniu rozpalonym na
środku podwórca. - A to co ? - zapytał Wołodar kiedy zaczęto mu nalewać złocistego płynu
do kubka.
- W piwniczce trochę miodu znaleźlim, i przed resztą uchronić się udało
- Ech te psiejuchy, niech używają, bo niedługo i sam Bolesław się zjawi.
Przeszkodziłem ja mu w wyprawie na Pomorzan, ech przeszkodziłem. Napsuł i on mojej
krwi, Skarbimira oślepił. Jak cię dorwie to i ty stracisz swoje, bo już cię pewnie zdrajcą
okrzyknięto.
- Ano okrzyknięto, ale wierząc w miłosierdzie boskie i w ciebie że mi i mojej rodzinie
krzywdy zrobić nie dasz. Braterskie przymierze zobowiązuje - Piotr nie podnosząc oczu z nad
stołu, próbował uspokoić swoje nerwy. - Wyjdę ja trochę na powietrze, popatrzę na niebo i
straże sprawdzę bo licho nie śpi.
Piotr wyszedł przed zabudowania. Niebo, usłane niezliczoną ilością gwiazd, wisiało
złowróżbnie nad głową. Na horyzoncie rozświetlane łunami pożarów.
- A to sobie harcowniki poczynają - pomyślał - niech się to wszystko już skończy bo
nie zdzierżę. I hańby i wstydu.
Zwrócił swoje kroki w kierunku ogniska. Odział się posilał i popijał z antałków. Na
widok Piotra nastąpiła cisza, lecz po chwili znów nastał gwar. Nagle, nie wiadomo skąd w
świetle ognia pojawił się Borzywoj i dał Piotrowi znak. Piotr powoli wycofał się poza krąg
światła.
- Piotrze, nasi są w pogotowiu, blisko zapadli. Znalazłem małe drzwi w palisadzie w
kierunku wody. Pewnie ich nikt inny nie odkrył bo straży tam nie postawili. To jest dobre
miejsce. Radź Piotrze co robić bo czasu niewiele
39
Szybka myśl, szybka decyzja.
- Domaradz,ić będziemy to czynów trza. Wyślij Bogusława tam gdzie Stobnica z
Wisłokiem się zbiega. Tam niech z końmi czekają. Tu niech ostawi jeno dwóch i niech łodzie
przyszykują. To ślad pogoni zmyli. Ty dopilnuj aby wszyscy się dobrze popili i zasnęli,
Razem ze strażami.
Borzywoj zniknął w ciemnościach. Piotr wrócił do domostwa.
- Ciemna noc, nawet księżyc nie wychylił swojej twarzy. W tych ciemnościach
wszystko zdarzyć się może.
Twarz Wołodara, pocięta zmarszczkami odwróciła się w jego kierunku. Pierwszy raz
Piotr ujrzał w jego oczach błysk podejrzliwości. Ręka Wołodara bezwiednie podążała w
kierunku miecza gdy jego głowy dosięgną obuszek. Wołodar spadł z ławy bez ducha. Piotr
doskoczył szybko aby w razie potrzeby usta mu zatkać by żaden dźwięk nie wydostał się z
jego gardła. Na dłoni poczuł lepkie ciepło krwi.
- Dycha - pomyślał. Szybko powiązał go jak barana. Sprawdził czy ktoś zwrócił
uwagę na łomot spadającego ciała. W chacie trwała cisza, tylko na zewnątrz słychać było
odgłosy pijaństwa i zabawy. Prym w tym wszystkim wodził Borzywoj.
- Chyba trochę za szybko to się wydarzyło, bo nic nie jest gotowe. Nie daj Boże żeby
kto przyszedł do tego psa, bo krew się poleje - pomyślał. Usiadł ciężko na ławie. Czas mijał
tak wolno że Piotrowi wydawał się wiecznością kiedy odgłosy na zewnątrz zaczęły
przycichać. Wołodar obudził się. Próbował zerwać więzy i wołać pomocy, jednak założony
knebel dławił każdy dźwięk wydobywający się z jego gardła. Z wściekłości tylko mógł
warczeć jak pies, który nie może ugryźć. Ciszę przerwało delikatne pukanie do okna. Piotr
otworzył okno i zobaczył jednego z ludzi Bogusława.
- Jesteśmy gotowi - ten cicho wyszeptał
- Dobra, zabieramy tego wieprza i znikamy
Piotr zbliżył się do kniazia i podniósł go na barki jakby nic nie ważył. Wołodar zaczął
wierzgać jak nieoswojony źrebak. Piotr mocniej go ścisnął i zaczął podawać go przez okno.
- Ucisz go bo ja nie zdzierżę - warknął przez zęby.
Woj niewiele się zastanawiając zdzielił potężnym kułakiem w wystający łeb. Ciało
Wołodara zwiotczało. Piotr sprawnie wyskoczył przez okno za wyciągniętym ciałem.
Podnieśli ciało i cicho zniknęli w ciemnościach.
Poranne promienie słońca rozświetliły mroki nocy. Straż budziła się z ciężkiego snu
po pijanej nocy. Suchość w gardle, ból głowy gdy nagle po grodzie rozszedł się krzyk
40
- Książę porwany.
- Wołodar zniknął a razem z nim ten polski pies
- Szukać psubratów, nie powinni być daleko
Ludzie szybko wskakiwali na koń i niewielkim oddziałami, z wściekłością na ustach,
rozpoczęli poszukiwania.
XXX
Ciemność otuliła uciekinierów jak matka swoje dziecko podczas snu. Szybko i cicho
poruszali się wśród nadrzecznych chaszczy. Wkrótce dotarli do niewielkiej rzeczki zwanej
Stobnicą. Łódź stała przygotowana do drogi. Wrzucili ciało Wołodara na dno łodzi i już
zamierzali odbić od brzegu gdy zatrzymał ich odgłos biegu.
- Poczekajcie na mnie - Borzywoj wyłonił się z krzaków. Zalegli w łodzi i cicho
odepchnęli się od brzegu. Płynęli spokojnym nurtem aż do miejsca gdzie rzeczka wpadała do
Wisłoka. Tam już czekał Bogusław.
- O Jezusie przenajświętszy, aleś nas wystraszył Piotrze. Dobrze cię widzieć całym i
zdrowym
- I ja też się cieszę że cie widzę, obrzydł mi już ten kniaziowski miód. Szybko, na koń
i ruszamy na Tarnów, a potem do Krakowa. To dwa dni drogi, jeno koniom trzeba dać
wypocząć po drodze. Tam uzyskamy schronienie. Mocny to gród i warowny. Mściwoj jest
tutaj?
- Jest gdzieś za nami o dzień drogi.
- Wyślij posłańca aby, co koń wyskoczy na Tarnów się kierował.
Polecenia Piotra natychmiast zostały wypełnione. Ciało Wołodara przytroczone do
siodła i wszyscy ruszyli galopem w ciemność. Kiedy pierwsze promienie słońca rozświetliły
drogę oddział był już daleko. Niepokój Piotra powoli opadał. Wiatr rozwiewał jego długie
włosy. Dobrze się czuł w siodle i w towarzystwie swoich wiernych druhów. Już czuł się
bezpieczny.
41
Panie, nie jestem godzien
Twojej kary
lecz jeśli ma być wymierzona
niechaj dosięgnie tylko mnie.
(Ryszard Krynicki)
Starzec zakończył swoją opowieść a karczma, w której z początku cisza zapanowała
zaczęła huczeć jak w barci latem. Opowieść starca o porwaniu Księcia przemyskiego
Wołodara wywoływała wiele emocji, dzieląc biesiadników na zwolenników i przeciwników.
- Palatyn książęcy w samoczwart Wołodara porwał i za łeb na zamek krakowski go
przywiódł, toż to bohater jakich mało ta święta ziemia nosi - mężczyzna z podchmieloną
czupryną i sumiastymi wąsami walił pustym kubkiem w ławę.
- Bohater ? To zdrajca naszej wiary najświętszej i niegodny miana rycerza. Pierwej to
przywłaszczył sobie wybrankę Bolesława, Marię księżniczkę kijowską i sam ją za żonę
pojąwszy majątku wielkiego się dorobił, a teraz złamał wszelkie swoje śluby dane przed
ołtarzem. Dla niego cel uświęca środki, nic dla niego świętym nie jest, nawet rycerski honor
zszargał - zawołał jego oponent siedzący po przeciwnej stronie ławy.
- Bajdy powiadacie mości Michale, jakże to? Księżniczkę ruską siłą wziął? Kniazia
kijowskiego przekupił ? Miałżeli on więcej złota niż nasz książę pan? Nie. Ponoć Bogusław,
który towarzyszył mu w tej wyprawie prawił że byli oni sobie pisani, że przepowiednia tak
mówiła. Wielki żar miłości ich ogarnął a cóże jest większe od miłości?
42
- Przepowiednia? To gusła i przeciwienie się naszej wiary Jezusa Chrystusa. To stare
bogi, które powinny odejść w zapomnienie. To czary i magia, które odprawiała stara jędza.
Piotr je popiera. Do dzisiaj chodzą słuchy że na Ślęży pomimo zakonników, których to
właśnie Piotr tam ulokował, jakieś pogańskie obrzędy odprawiane bywają. Oddał ziemię że to
niby nie on, a kościół na to zezwala.
Powietrze w karczmie na wspomnienie czarów nagle jakby zamarzło. Strach zajrzał w oczy
słuchaczom, żeby przez przypadek złe moce wywołane nie zostały i bronić się nie przyszły.
- Ech, Michale przestałbyś prawić o takich rzeczach, co by złego nie wywołać. Nam
słuchać o tym nawet nie wolno - Słabe i ciche głosy odezwały się dookoła. Słuchacze ze
strachem, dla obrony przed złymi mocami uczynili znak krzyża
- A co do porwania księcia przemyskiego - swoje wywody kontynuował Michał - to
wielce opłaciło się wojewodzie Piotrowi. Jak zapisał w swoich księgach jego osobisty
dziejopis, benedyktyn, którego Maurem zwą, za ten czyn Piotr otrzymał znaczne majątki bo w
udziale książę Bolesław darował mu wioski położone wokół grodów Skrzynna, bogate opola
na granicy Małopolski i Mazowsza, między dolną Pilicą i Radomką, a i drugi kompleks
włości z ośrodkiem w Książu Wielkim, w okolicach Brzeźnicy i Miechowa. Setki i tysiące
poddanych, rządzonych surowo przez włodarzy, pracuje w pocie czoła w tych włościach,
płacąc dziesięciny, daniny w zbożu, pogłowiu i trzodzie, w miodzie, grzybach, wosku,
skórach zwierzyny, przyczyniając bogactwa swemu panu16. To wszystko razem z bogactwem,
które we wianie otrzymał za Marię, żonę swoją, omalże równym z Bolesławem go czyni.
- Czyż to aby nie zazdrość, która jest równie wielkim grzechem jak łamanie słowa,
przez was przemawia? - Mężczyzna podkręcił wąsa - a ja wam prawię że wielki to człowiek i
dla ojczyzny oddany. Wierny on przyjaciel pana naszego Bolesława. Skoro ten mu wybaczył
podebranie panny to co nam do tego? Zaliż mamy prawo oceniać czyn ten skoro nas on nie
dotyczy? A czyjeż to ziemie, czyich ludzi Wołodar od prawowitej władzy ogniem i mieczem
odciągał? Twoich? Przecie że nie twoich, bo jakby to twoje włoście były, jakby to tobie
pustka do kabzy zajrzała to pewnie inaczej byś teraz śpiewał. Jednym śmiałym czynem
sprawił on że wojska Wołodara do dom wróciły, książę Bolesław mógł wiarę chrześcijańską
na całe Pomorze przynieść a skarby, które jako okup za Wołodara wpłacone zostały, zasiliły
skarbiec książęcy. Pan Piotr zrzekł się tego dobrodziejstwa. Ponoć tego tak wiele było że
omalże nie doprowadzili do upadku całego księstwa przemyskiego. Wołodar pomarł
niedawno, świeć Panie nad jego duszą, a jego brat Wasylko razem z księciem
Wołodymikiem, bratankiem swoim, długo ręki na księcia Bolesława nie podniosą. Jak 16 Kronika Maura - Stanisław Helsztyński (Nasza Księgarnia 1973 rok)
43
Herakles, przy pomocy Joloaosa, odrąbał nieśmiertelny łeb hydrze i nadzieję mam że te łby
już nigdy odrastać nie będą. Do dziś wszyscy możni tego świata spierają się co z Piotrem
zrobić. Sprawa tak głośna jest że aż o Rzym się oparła i wszyscy czekają na decyzję legata
papieskiego, benedyktyna, Gilles z Tuskulum, z polska Idzim zwanego. Nie naszym zadaniem
jest planów boskich się czepiać.
Takie dysputy jeszcze długo trwały w anzelmowej karczmie i końca ich nikt długo
znaleźć nie umiał. Starzec z siwą brodą, który wzburzył swoją opowieścią to karczemne życie
spokojnie oparł głowę o ścianę. Nikt z dyskutantów nie zwracał już na niego uwagi. Oczy
same się zamykały czy to ze zmęczenia czy starość do drzwi zastukała. Sen powoli ogarnął
jego ciało a dusza wypełniła się anielską muzyką.
XXX
Zimna posadzka kościoła, któremu to patronował święty Wincentego na Ołbinie,
wrażała się tysiącem igieł w obolałe i okrwawione ciało leżącej krzyżem postaci odzianej w
wór pokutny utkany ze zgrzebnego płótna. Mrok, rozświetlany jedynie niewielkimi
strumieniami światła bijącymi od migotliwych płomieni dwóch świec, ustawionych koło
ołtarza dodawał temu widokowi więcej bólu i cierpienia. Więcej niż może zauważyć ludzkie
oko. Pod płótnem na ciele mężczyzny widniały rany od bicza, którym umartwiał swoje ciało.
Każda jedna nitka szorstkiego materiału zadawała ból. W świątyni brzmiała niczym nie
zmącona cisza. Pokutnik rozpalone, zroszone potem czoło przytulił do chłodnej posadzki.
Bezgłośnie poruszał ustami w cichej, pełnej bólu modlitwie.
- Czemuż mnie, wiernego sługę Twego tak ciężko doświadczasz? Nie godzien jestem
aby przebywać w domu Twoim, poprzez czyny moje ale Boże, Panie mój, Ty jedyny znasz
mnie od podszewki. Widzisz czyny moje i słyszysz moje myśli. Obarczyłeś mnie
odpowiedzialnością o lud, który to w ręce moje złożył losy swoje. To już lata mijają jakżem
słowo dane przed Twoim ołtarzem złamał i ciężkie kary ponoszę. Nie maż większej kary jak
głos własnego sumienia, które o wybaczenie woła, lecz nigdzie znaleźć go nie może.
Niegodzien jestem, aby przed Tobą stawać i o zmiłowanie prosić już nie dla mnie a dla
przyjaciół moich, którzy to przeze mnie i za moją sprawą, grzechu ciężkie znamię noszą.
44
Ojcze nasz któryś jest w niebiesiech przyjmij na ofiarę cierpienie moje i odpuść winy
tych, których złe języki ranią do żywego.
Mario, Ty która ukochałaś Pana naszego Jezusa Chrystusa nad życie swoje, zerknij
proszę na imienniczkę Twoją, a moją żonę i wstaw się za nią, aby czyny moje nie spadły karą
na jej żywot. Ona wierną zawsze była i umiłowała Cię tak bardzo że sobie Ciebie jako wzór
postawiła. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa17.
Pierwsze promienie wstającego słońca zaczęły przedzierać się przez niewielkie
okienko w apsydzie gdy nagle pokutnik usłyszał głos, który się rozniósł wielkim echem.
- Zbudujesz mój Kościół
Mężczyzna z trwogą podniósł głowę znad posadzki i na tyle na ile mógł rozejrzał się.
Jego oczy starały się przebić mroki czy aby nikt z ludzi się tam nie czai, jednak nie ujrzał nic
podejrzanego.
- Zbudujesz mój Kościół - głos zabrzmiał ponownie
- Panie, nie godzien jestem słuchać głosu Twego, ale skoro jest taka Twoja wola
przemawiać do mnie na twarz padam przed Tobą. Nie jeden kościół zbuduję a siedemdziesiąt
siedem na Twoją chwałę i cześć, aby anieli święci wraz z Twoim ludem mogły wychwalać
Twoją wielkość i chwałę.
Ma pokutnika spłynął wielki spokój. Błogość i wielka radość, która go nagle
wypełniła sprawiła że wydawało mu się że jego ciało wznosi się powoli w powietrze i
delikatnie opada. Wszystkie rany na ciele zabliźniły się i jutowy wór nie sprawiał już
cierpienia.
Mężczyzna podniósł się na klęczki, rozłożył ręce i wzniósł je do Boga.
- Panie wielka jest Twoja chwała i potęga na wieki.
Wstał i powolnym krokiem opuścił świątynię.
W palatium już zaczynał się codzienny ruch. Piotr zajrzał do sypialni żony. Już nie
spała. Siedziała wpatrzona gdzieś w dal tak jakby była nieobecna. Jej twarz, teraz oświetlona
porannymi promieniami słońca jaśniała jak gwiazda na niebie. Jeżeli tylko to było możliwe to
wydała się Piotrowi jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Podszedł do małżonki i mocno
przytulił.
Maria w jego ramionach drgnęła, tak jakby dopiero teraz zauważyła jego obecność.
- Kocham cię - Wyszeptał17 Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina (łac)
45
- Ja ciebie też bardzo kocham, mój panie mężu. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie
- wtuliła się bardzo mocno w ramiona męża.
Poczuła ciepło bijące z jego ciała i jakaś dziwną siłę. Siła ta wypełniła ją całkowitym
zaufaniem i dawała poczucie bezpieczeństwa.
- Wyglądasz inaczej - przyjrzała się z uwagą jego twarzy. Zobaczyła w niej coś czego
od lat już nie widziała. Zamiast bólu, który przez ostatnie lata pociął jego twarz zmarszczkami
zobaczyła radość.
- Pan do mnie przemówił - Piotr, widząc jej zdziwiony wzrok, starał się wyprzedzić jej
pytania - Nakazał kościół postawić.
- To ja ci też coś powiem. - Tajemniczo zaczęła Maria, tuląc swoją twarz to jego
silnych piersi - W nocy przyśniła mi się Nasza Pani i także nakazała mi kościół postawić.
Tam na tej wyspie Piaskową zwaną, gdzieżeś mi kiedyś łabędzia zawieszonego na niebie
pokazywał. Mówiła że zakonnikom, którychś na Ślęży ostawił, wilgoć i wiatry strasznie
męczą i choroby co rusz to nowe się szerzą.
- Postawimy tyle kościołów aby głos z nich rozchodził się po całej ziemi.
Piotr jeszcze mocniej przytulił żonę i poddał twarz promieniom słonecznym.
Po porannej mszy odprawionej w pobliskim kościele, w sali jadalnej palatium podano
do stołu. Piotr jadł niewiele. Jego myśli były daleko. W pamięci swojej szukał najlepszych
architektów i budowniczych, rzeźbiarzy i kamieniarzy do wykonania wielkiego dzieła,
którego się zobowiązał, gdy otworzyły się drzwi i stanął w nich Roger, postawny dowódca
straży grodowej, który na służbę stawił się przed laty wraz z wiadomością o śmierci starego
Włosta. Wiekiem już podeszłym i głową przyprószoną siwizną jednak jeszcze silnym
mężczyzną, który wywoływał strach u wrogów. Dormirem jego tutaj zwano.
- Panie, posłaniec z Krakowa przybył i pilnie o posłuchanie prosi - zwrócił się do
Piotra z głosem pełnym szacunku
- Zaprowadźcie go do kuchni i nakarmcie bo pewnie zdrożon, niech odpocznie chwilę/
Przyjmę go za chwilę.
Dormir tak jak się po cichu pojawił tak po cichu zniknął zamykając za sobą drzwi.
- Pewnie książę Bolesław mnie do Krakowa wzywa na sąd, który chcą nade mną
odprawić. Ciągnie to się lata całe. Ponoć Salomea, za to żem Władysława u siebie chował i
wielką miłość mam do niego, na Bolesława naciska, aby mnie stanowiska wojewody
46
pozbawić. Sprawa grzechu mojego ponoć aż do Rzymu dotarła wraz z listami Biskupów i
legat papieski przybywa na ich prośbę aby o czynach rozsądzić.
Maria podniosła głowę znad stołu i z miłością spojrzała ma męża.
- Bóg w swojej łaskawości i wielkim miłosierdziu odpuści ci twoje grzechy i
przewiny. Ludzie zaś, w szczególności kiedy przez nich zazdrość i pycha przemawiają, nigdy.
Nawet tego coś nie przeciw nim a przeciw Bogu uczynił.
W jej głosie słychać było skrzętnie ukrywaną obawę o życie swojego ukochanego
mężczyzny.
Listy od księcia, tak jak Piotr przypuszczał, zawierały prośbę a zarazem polecenie
pilnego stawienia się przed jego obliczem, jeno nie w Krakowie a w Gniezdnie, gdzie legat
papieski Idzi a także biskup Otton z Bambergu, który przybył na zaproszenie księcia
Bolesława, aby misję chrystianizacji Pomorza odprawić, oczekują jego wizyty.
XXX
Gniezdno oblegane było przez rzesze ludzi. Sam Otton z Bambergu, znając
mentalność pogańskich Pomorzan, nie powtórzył błędu swojego poprzednika, Bernarda
Hiszpana, który pieszo przybył na misję w ubogich szatach i boso i z tego powodu został
wyśmiany, a wkrótce i pobity. Otton przyjechał na misję w asyście duchownych niemieckich i
polskiego oddziału zbrojnego dowodzonego przez kasztelana santockiego Pawlika. Była też
liczna służba diakonów i biskupów, towarzysząca legatowi papieskiemu, Idziemu.
Piotr stawił się, zgodnie z pismem księcia, który otrzymał będąc jeszcze w swoim
palatium na Ołbinie. Wśród tłumów chciał stać się osobą anonimową, jedną z wielu
odwiedzających w tym czasie arcybiskupstwo, jednak przez wielu rozpoznawany nie potrafił
sobie znaleźć miejsca. Sława jaką się okrył porywając Wołodara, kroczyła przed nim. W
głowie ciągle huczały mu słowa żony - „Bóg ci wybaczy twoje przewiny, ludzie nigdy”
W zabudowaniach Arcybiskupstwa Piotr poczuł przyjemny chłód, który dawał ulgę
jego rozpalonym zmysłom. Odebrano mu miecz, który miał przypięty do pasa i został
wprowadzony do wielkiej sali gdzie za długą ławą siedzieli już ci to go sądzić mają. Czuł się
bezbronny, nagi przy wszystkich tych dostojnikach ubranych w purpurę, z licznymi
47
pierścieniami na palcach. Wielkie, złote krzyże, wysadzane drogimi kamieniami, zwisające na
piersiach sprawiały wrażenie jakby ich szyje uginały się pod ich ciężarem.
Piotra poprowadzono na sam środek i pozostawiono samego. Stał z dumnie
wzniesiona głową, wyprostowany lecz z pokorą w oczach.
- Mości wojewodo - odezwał się jeden z biskupów - pewnie wiesz z jakiej to
przyczyny zostałeś postawiony przed nasze oblicze, a co za tym idzie i oblicze Boga. My w
naszej łaskawości postanowiliśmy wysłuchać twojej opowieści, i sprawdzić czyż to nie aby
zły przemawiał poprzez czyny twoje. Wysłannik samego papieża, który zasiada na Piotrowym
tronie i w imieniu Jezusa sprawia władzę nad tym światem, z boska pomocą określi twoje
przewiny i pokutę twoją. Jeśli jednak okaże się, żeś opętam jest przez złego egzorcyzmy
odprawione będą a ty jako narzędzie szatana, zgładzonym zostaniesz. Zostałeś oskarżony o
złamanie boskich przykazań i składanie ślubów przed obliczem Pana, które potem, podstępnie
złamałeś z myślą o korzyściach własnych. Czy przyznajesz się do winy?
Oczy wszystkich skierowały się na Piotra, oczekując jego zaprzeczenia. Jednak ten
bez wahania odpowiedział
- Tak, przyznaję się do złamania przysięgi danej Kniaziowi przemyskiemu, jeno nie
dla własnych korzyści jam to uczynił a dla kraju mojego. - jego odpowiedź wywołała wielkie
poruszenie.
- Zmilcz hardy człowiecze, nie wiesz co prawisz - biskup aż podniósł się z ławy - czy
wiesz czym to grozi? Czy świadom jesteś słów swoich?
Po sali przebiegł szept grzmotem błyskawicy. - Cóż za hardy to człowiek co przed
Bogiem ukorzyć się nie umie? - Szatan go opętał i przemawia przez niego
- Czyż nie prawdą jest że za czyn ten dostałeś wielkie majątki z wziętego okupu od
brata porwanego, Wasylka? - biskup, który widocznie pełnił rolę oskarżyciela, aż
poczerwieniał ze złości
- Nie jest to prawdą - odpowiedział Piotr - świadkiem słów moich może być sam
książę Bolesław, na rzecz którego zrzekłem się wszelkich dóbr i korzyści z okupu. Jeno nie
wiem czy w swojej łaskawości wielkiej potwierdzić raczy.
- Nie wciągamy tutaj ziemskich rzeczy, a o boskich przykazaniach prawimy - biskup
zmienił ton - Pan na Jezus Chrystus powiedział w swojej ewangelii:
Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz
dotrzymasz Panu swej przysięgi..18 Jakże nam rozumieć te słowa w powiązaniu z czynem
twoim? Mości wojewodo, ponad prawo boskie, postawiłeś prawo ziemskie.18 Mt 5:33-37 Biblia 1000-lecia
48
Piotr spojrzał na swojego oskarżyciela. Chwila ciszy która zapadła wzmocniła jego
słowa, powoli wysączane z ust
- A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie - ani na niebo, bo jest tronem Bożym;
ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego
Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym
albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego
pochodzi. Nie mam nic na swoją obronę, jeno …
- Zamilcz - wołał biskup - po trzykroć zamilcz, jeszcze grzech pychy przechodzi przez
usta twoje. Jakże ty, człek świecki, chcesz nas, co przez Boga wybrani zostalim do posługi
Jemu, pouczać o słowach Jego? Szatan przez ciebie przemawia.
- Nie jest moim zamiarem o sprawach boskich na tak szacownym gremium prawić. Ja,
jako zwykły człowiek i wierny poddany księcia Bolesława, ziemskimi sprawami się zajmuję,
boskie zostawiając tak wielkim i światłym osobom, jakimi i wy jesteście.
Biskup z Banbergu pochylił się do ucha legata i cichym tonem powiedział
- Rozmawiałem ja z księciem Bolesławem i on sam potwierdził słowa wojewody.
Okupu zrzekł się on na rzecz książęcego skarbu, jednak, książę w uznaniu zasług jego, sam z
własnych włości jego obdarował. Powiedział też książę że to właśnie za przyczynkiem tego
czynu, niesienie światła naszej wielkiej wiary do pogańskiego kraju pomorskiego, możliwym
stać się mogło. Dlatego też i moja obecność tutaj, aby wiarę tę ugruntować. I takoż i prośba
nasza, którą wysłałem do ojca świętego, aby wyprawę tę równą wyprawom świętym do grobu
pańskiego uznać i uczestnikom odpuszczenie grzechów darować.
Legat skinął głową i podniósł dłoń przerywając tyrady biskupa-oskarżyciela. Ten
natychmiast zamilkł. Oczy zebranych wpatrywały się w legata, oczekując jego wyroku.
- Wysłuchaliśmy tu wielu słów o uczynkach waszych. - Legat wyszedł z za stołu,
wziął w ręce krzyż co na nim stał i stanął tuż przed Piotrem. Podniósł krzyż w górę i zawołał
- Czy wyrzekasz się szatana, który to mógł w chwili dokonywania uczynków twoich
zawładnąć tobą jako słabą istotą ludzką?
- Wyrzekam się - gorliwie zapewnił Piotr
- Czy wierzysz w Boga Ojca, i Jezusa Chrystusa Pana naszego?
Piotr padł na kolana
- Wierzę szczerze
- Czy żałujesz za swe grzechy?
- Żałuję
49
Legat odwrócił się i odstawił krzyż na stół.
- Z prawa nadanego nam przez samego Boga, uznaję cię winnym popełnienia grzechu
złamania przysięgi.- Słowa te wywołały tak wielkie poruszenie że trudno było zachować ciszę
na sali. Gwar został dopiero uciszony przez wzniesiona dłoń legata. - Jako że czyn ten
niegodnym jest rycerza i wyznawcy naszej świętej wiary nakładamy na ciebie ekskomunikę19,
do czasu pomiarkowania uczynków swoich i zadośćuczynienia. Jako pokutę pielgrzymkę
odbędziesz do świętego Idziego, po którym i ja imię noszę. Sanktuarium to znajduje się w
Saint-Gilles w Prowansji. Święty ten od spraw trudnych jest a w szczególności od trudnych
spowiedzi, jakoż i twoją znajdujemy. Pielgrzymka ta pozwoli wrócić ci do naszego Kościoła a
wszystkie przewiny zostaną wymazane. - gestem ręki wskazał posłuchanie, i decyzja, która
została podjęta jest decyzją ostateczną, Piotr wstał i posłusznie opuścił salę.
- Wracając do tego listu, biskupie - legar zwrócił się do Ottona, Ojciec Święty wie, o
waszych poczynaniach i zamiarach - kontynuował jakby ta właśnie sprawa była ważniejsza
od spraw doczesnych - Sprawa nawrócenia kraju Pomorzan, dla Kościoła naszego jest
sprawą, której na później nie można odłożyć.
Ciepło popołudniowego słońca otuliło jego twarz i docierało głęboko pod skórę.
Ciężkie, drewniane drzwi arcybiskupstwa zatrzasnęły się za nim z łoskotem. Podprowadzono
konia. Piotr delikatnie poklepał go po karku i przeciągnął ręką wzdłuż grzywy.
- Wykluczony, ale żyw - powiedział ni to do siebie ni do konia - tylko ty mnie
rozumiesz wierny przyjacielu, tylko ty.
Wskoczył na grzbiet i ruszył galopem w kierunku siedziby księcia. Wieść o karze a w
szczególności ekskomunice, nałożonej przez legata papieskiego na Piotra, rozeszła się lotem
błyskawicy po wszystkich grodach i siołach. Rozeszła się szybciej niż czarna zaraza, która
zabija. Drzwi wszystkich kościołów, wszystkich, oprócz wyznaczonego w pokucie powinny
zostać przed nim zamknięte.
19 Ekskomunika, Anatema - słowo oznaczające klątwę, wyłączenie ze społeczności. Anatema uważana jest zawsze jako sankcja czasowa, której zadaniem jest przywrócenie błądzącego do jedności ze wspólnotą Kościoła (1 Kor 5,5; 1 Tm 1,20)
50
Pokora jest zaiste wielką cnotą świętych,
pod warunkiem że jest szczera i dyskretna.20
Krainy przez które przyszło podróżować Piotrowi w jego pielgrzymce do groty
świętego Idziego w Prowansji wrzały. Pielgrzymka wiodła go przez tereny, które już kiedyś
widział. Już raz wędrował tą drogą. Alpy, które przywitały ich ostrą burzą i ciętym śniegiem, i
gdyby nie opat klasztoru Kanoników Regularnych, gdzie regułę świętego Augustyna
stosowano, który nad górą i przełęczą Monte JovisV pobudowany został. Ledwo ich wtedy
zakonnicy odratowali, znalazłszy ich śniegiem zasypanych, do klasztoru przywiedli. Pamiętał
jak dziś, że śnieżyca była tak wielka że bramy klasztornej by nie znaleźli gdyby nie
zakonnicy, choć na wyciągnięcie ręki była. Było to czternaście lat temu, kiedy to zdecydował
się udać do Ziemi Świętej. Ciężkie to były czasy. Były to czasy kiedy nowe mieszało się ze
starym, ale i on młodszym będąc, złakniony cudów świata był.
Wjechawszy już w rejon Doliny Rodanu, jego wierni towarzysze podróży Borzywoj i
Bogusław nie mogli się nadziwić cudom, które stworzyła natura. Łakomi też opowieści Piotra
ciągle zadawali pytania.
Pewnego wieczora niewielki oddziałek rozbił się obozem. Pielgrzymi rozpalili
niewielki ogień, posilili się i Bogusław zaczął męczyć Piotra pytaniami.
- Piotrze, a ta świątynia gdzie jedziemy to … a tak właściwie to kim był święty Idzi że
wszystkich tam odsyłają? Bo to właśnie za jego sprawą, począł się nasz książę Bolesław.
20 Słowa św. Bernarda z Clairvaux zamieszczone w liście do opata Aelreda
51
Piotr zapatrzył się w ogień.
- Niewiele ja wiem na ten temat, ale tą historie w swoich kronikach zapisał
benedyktyn, u którego ciebie zastałem. To ty wiedzieć powinieneś, boś z nim pracował.
- Ach, już pamiętam - rozpromieniona twarz Bogusława, jaśniejsza była niż księżyc,
który właśnie wzszedł ponad horyzont. - Pisał on tak o tamtych zdarzeniach - Bogusław na
chwilę zapadł we własnych myślach i zaczął recytować:
Z daru Boga narodzony,Modły świętego IdziegoPrzyczyna narodzin jego.W jaki sposób sie to stało,Jeśli Bogu tak sie zdało,Możemy wam opowiedzieć,Skoro chcecie o tym wiedzieć.Doniesiono raz rodzicom,Którym brakło wciąż dziedzica,By ze złota dali odlaćCo najrychlej ludzką postać.Niech ślą posła do świętegoNa intencje szczęścia swego,Śluby Bogu niech składająI nadzieję silną maja.Co prędzej złoto stopionoI posażek sporządzono,Który za syna przyszłegoDo świętego ślą Idziego.Złoto, srebro, płaszcze cenneOraz różne dary inne;Posyłają święte szatyI złoty kielich bogaty.Wnet posłowie sie wybraliPrzez kraje, których nie znali;Kiedy Galie juz przebyli,Do Prowansji wnet trafili.Posłowie dary oddaja,Mnisi dzięki im składają;Cel podróży swej podajaOraz prośby przedstawiają.Wtedy mnisi trzy dni całePościli na Bożą chwalę;A za postu ich przyczynaMatka wnet poczęła syna!Wiec posłom zapowiedzieli,Co w swym kraju zastać mieli.Zostawiwszy mnichów z złotemWysłańcy śpieszą z powrotem.Minąwszy burgundzka ziemieWrócili, gdzie polskie plemię.
52
Przybyli z twarzą promienna,Księżnę zastając brzemienna!Takie były narodzinyOwego właśnie chłopczyny,Nazwanego Bolesławem,Ojciec zwał sie Władysławem.Matka zaś Judyt imieniemZa dziwnym losu zrządzeniem.Tamta Judyt kraj zbawiła,Gdy Holoferna zabiła -Ta zaś porodziła syna,Który wrogom karki zgina.Spisać dzieje tego księciaTo cel mego przedsięwzięcia21.
Kiedy zakończył nikt nie śmiał przerwać ciszy, która nastąpiła. Pierwszy odezwał się
Borzywoj
- Ludzką postać? Całą ze złota? Toż to majątek cały
- A ileż wart jest potomek? Czyż nie każdą cenę? Na cóż nam wszystkie bogactwa
tego świata kiedy uśmiechu na twarzy dziecka by zabrakło? Na cóż ci majątki, których
przekazać komu nie ma? Do królestwa niebieskiego idziesz tak jakżeś przybył na ten ziemski
padół, nic ze sobą nie zabierając jeno twoje dobre lub złe uczynki. Stając przed panem
Bogiem On nie zapyta się co masz, jeno zapyta się jak żyłeś. - Piotr zamyślił się - może i tym
zrządzeniem losu, kara, nagrodą się stanie i ja wyproszę u świętego Idziego tego, który będzie
krwią z mojej krwi i kością z moich kości. W moim domu jedynie śmiech Władysława,
którego Salomea na bok odsuwała hołubiąc swoje potomstwo, czasami pochmurny dzień
rozświetlał.
- Prawda, to już dziesięć lat jak poślubiłeś Marię, a potomka nie widać. Może i ty
ulejesz posąg ze złota i dasz go świętemu Idziemu?
- Ten posąg co to go książę Herman za Bolesława ofiarował, nie był wielkości
dorosłego człowieka a raczej, jako niemowlę wielkością było. Ponoć palatyn księcia Hermana
Sieciech również tam był i opowiadał po powrocie że widział tą figurkę, dużą czcią otoczoną
w świątyni.
- Kimże on jest że tyle osób do niego pielgrzymuje? - Borzywoj nadziwić się nie mógł
- znam wielu świętych, ale tego nie.
- Kto? Święty Idzi? - Piotr spojrzał na Borzywoja z niedowierzaniem - Myślę że
powinniśmy się spać położyć, ale taka dziwna dzisiaj noc, że spać mi się nie chce. Księżyc
tak jakby srebrną nić tkał, zamieniał ja w ciepłe płótno i rozścielał na drogach i lasach.
21 Kronika Polska rozdz. I - Gall Anonim
53
Opowiem wam kim był święty Idzi. Dawno, dawno temu - zaczął swoją opowieść - za górami
i morzami, w kraju Grecją zwanym, urodził się w bogatej rodzinie chłopiec. Dorastał jak
każdy normalny chłopiec. Rodzice dbali o to aby dostał dobre wykształcenie. Kiedy zmarli
jego rodzice, Teodor i Pelagia, święty Idzi rozdał cały swój majątek ubogim i powędrował w
świat. Ten hermita został wielkim mędrcem i przywędrował, poprzez Rzym właśnie do
miejsca, do którego my teraz się udajemy. W czasie swojej wędrówki za jego sprawą, wiele
cudów się dokonało. Rodziły się dzieci gdzie wszyscy już nadzieję stracili czy chorzy, którym
medycy śmierć bliską wróżyli, nagle ozdrawiali. Tam, gdzie my zmierzamy, w owym czasie,
jeszcze nic nie było tylko ostępy leśne i jego grota w której mieszkał. Codziennie
przychodziła do niego łania i karmiła go własnym mlekiem. Pewnego dnia, król Wizygotów,
Flawiusz Wampa, urządził polowanie. Psy zaczęły gonić łanię, która uciekła do pustelni św.
Idziego i położyła się u jego stóp. Psy nie mogły podejść bliżej niż na rzut kamieniem. Jakaś
ogromna siła broniła dostępu i od łani i do mędrca. Dla króla cała sprawa wydała się
niezwykła. Obawiał się że to czary jakie bo lasy pełne były różnych złych mocy. Posłał więc
po biskupa, by ten sprawę zbadał. Gdy biskup przybył zaczęto sarny szukać, by jej tropem
dotrzeć do pustelni. Jednakże łania uciekła w zarośla. Jeden z myśliwych by ją wypłoszyć
wystrzelił za nią strzałę, która trafiła świętego Idziego w udo. Gdy Flawiusz z biskupem i
pozostałymi myśliwymi dotarli do niego i dowiedzieli się co się stało, postanowili medyka
sprowadzić by ten wyleczył pustelnika, jeno święty się na to nie zgodził. Modlił się i prosił
Pana Boga by rana zastała do końca jego życia, pomagając mu w przezwyciężaniu swoich
słabości. Prośba św. Idziego została wysłuchana. Król tedy zobaczył, jak święty to człek i po
jego śmierci, w tych odstępach leśnych kazał świątynię wybudować. Potem, dookoła świątyni
gród powstał nazwany jego imieniem, Saint-Gilles. Do dzisiaj ludzie, którzy są w potrzebie
modlą się do niego i o wstawiennictwo proszą. Wzywany jest w razie braku potomstwa i
przeciw chorobom różnym. Jest patronem karmiących matek, rybaków, myśliwych, pasterzy,
handlarzy końmi, rozbitków, epileptyków, chorych, rannych, grzeszników, łuczników,
żebraków, zbłąkanych, czy właśnie takiej sprawie jak moja, trudnej i dobrej spowiedzi.
- Patron karmiących matek? Wszystko inne zrozumieć mogę, ale dlaczego matek
karmiących? Toż on ani żony nie miał, ani potomstwa nie zostawił. Pojąć tego nie mogę -
Bogusław aż zachodził w głowę jakże to stać się mogło
- A bo widzisz, mój drogi Bogusławie, dawno, dawno temu, kiedym to ja jeszcze
pacholęciem był, słuchałem opowieści co mi matula prawili. Ponoć gdzieś tutaj, właśnie w
miejscu do którego zmierzamy, swoje stopy na ziemi postawiła Maria Magdalena.
54
Brzmienie tego imienia poruszyło słuchaczy tak wielce że od westchnień powstrzymać
się nie mogli.
- Maria Magdalena? Ta od Grobu Pańskiego? Jakże to, opowiadaj, bo to różnie o niej
prawiono.
- Nie, już nie dzisiaj, bo to czas wypocząć przed dalszą drogą. Jutro, skoro świt wstać
nam trzeba i ruszać w dalszą drogę. - Powiedział Piotr i zaczął się układać do snu, dając tym
znak że i prośby i błagania nic tu nie pomogą. Bogusław z Borzywojem niesyci opowieści
I
? W 1041 roku cesarz Henryk III Salicki, jako lenny zwierzchnik księcia czeskiego, zatwierdził zabór
Śląska dokonany przez Brzetysława. Dlatego w 1046 roku, mimo wyświęcenia nowego biskupa
wrocławskiego – Hieronima, Brzetysław, mając oparcie w cesarzu, nie uznał tego wyboru i nie dopuścił
biskupa Hieronima do zarządzania diecezją. Proces ponownego łączenia poszczególnych ziem
polskich trwał długo. Kazimierz, nazwany przez historyków Odnowicielem, zdołał odzyskać prawie cały
Śląsk dopiero około 1050 roku. Taki stan rzeczy musiał jeszcze oficjalnie zatwierdzić władca Cesarstwa.
Ówczesny cesarz Henryk III uczynił to na zjeździe w Kwedlinburgu w 1054 roku. Uznał powrót Śląska
do Polski, ale jednocześnie nakazał Kazimierzowi Odnowicielowi płacenie na rzecz Czechów trybutu z
tej ziemi.
II Grzywna - Średniowieczna jednostka wagowo-pieniężna stosowana od poł. XI w., o ciężarze ok. 210
g. Nazwa "grzywna" wywodzi się od naszyjnika bądź też wiązki skórek pełniących przez XII w. funkcję
środka płatniczego. Początkowo z grzywny bito 240 denarów Kazimierz Wielki reformując monetę
krajową wprowadził podział grzywny na 48 tzw. szerokich groszy. (za: info.kalisz.pl) Grzywna = 16 łutów
wrocławskich = ok. 210 gram (od miary wagi łut pochodzi powiedzenie łut szczęścia)
III Ołbin to obecnie osiedle we Wrocławiu, a jego nazwa wywodzi się z bardzo starego,
praindoeuropejskiego słowa albho, czyli ‘biały’. Z tego źródła powstało prasłowiańskie olb- o tym samym
znaczeniu, a na tej podstawie jeszcze w języku prasłowiańskim uformowało się słowo olbąć / olbądź
‘łabędź’ (wyraz ten występował na obszarze słowiańszczyzny w wielu wariantach). Właśnie od tego
wyrazu wywodzi się nazwa Ołbin. - Jan Grzenia - Poradnia Językowa PWN
IV Najstarsza macewa żydowska (fragment) odnaleziona w roku 1929 pomiędzy domami przy obecnej
ul. Kiełbaśniczej 5 i przy Rynku 6 we Wrocławiu pochodzi z roku 1174, z nagrobka rabbiego Aarona,
syna Abrahama
V Przełęcz Wielka Świętego Bernarda jest to przełęcz w Alpach Zachodnich, na granicy Włoch i
Szwajcarii, pomiędzy masywem Mont Blanc a Alpami Pennińskimi. Wysokość 2469 m n.p.m.
55
Piotra spać się ułożyli. We śnie przeżywali jeszcze raz przygody i życie świętego, ale
najwięcej trapiło ich to wypowiedziane imię, Maria Magdalena.
Na takich to opowieściach mijała im droga poprzez słoneczne winnice Prowansji.
Pielgrzymi podziwiali różne zwyczaje i jadło którego w ich kraju nie było. Wprawdzie, smak
wina poznali sięgając do zapustnych piwniczek Piotra, lecz tamto wino innym było, inny
smak miało bo i z innych, wschodnich krain pochodziło, jednakowoż tak samo do głowy
szybko uderzało. Czasami tylko Bogusław wspominał dobre zimne piwo, czy miód którym to
raczył się nie raz w długie jesienne wieczory, a którego tutaj nie uświadczysz. Na drogach i
traktach ruch widać było znaczny rycerzy, oddziałów, czy całych wypraw z wozami, co
świadczyło już o zbliżającym się celu i o drogę nie trza było pytać jeno podążać za karawaną,
która też i w tamtym kierunku się udawała. Od klasztoru ojców benedyktynów, który na
grobie świętego Idziego wybudowanym został do Marsylii gdzie na statki konie i ludzie
ładowani byli jeno chwila galopem była. Ostatni to był bastion przed długą, morską podrożą
do ziemi świętej a i pierwszy zarazem, dla tych co z niej powracali.
Ciężko było odnaleźć nocleg w tym wielkim tłumie zbrojnych, ich giermków i służby.
Miasto tętniło życiem, tak mocno że zachwyciło to Bogusława i Borzywoja, którzy we
świecie niebywali niewiele cudów widzieli. W końcu udało się znaleźć nocleg i miejsce dla
koni, które wielce zdrożone wypoczynku potrzebowały. Piotr postanowił nie mieszkając do
klasztoru się udać i świętemu Idziemu się pokłonić.
- Zdałoby się zabrać ze sobą zbroje i hełmy, uciążliwe w długą drogę, w czas upału,
ale tu mogły być przydatne . Jakoż to obcy poznać mają, że rycerze pasowani jadą? -
Bogusław z cichym wstydem spoglądał na wygląd Piotra.
Ten, odziany w lekką zbroję, niecałkowitą, jak u Chrobrowych bywało. Zamiast
pancerza kolczuga z siatki żelaznej, kolan sięgająca, z rękawem okrywającym dłoń aż po
końce palców. Na niej rycerski pas srebrny. Hełm krągły, spiczasty, z lambrami po bokach i
siatką osłaniającą kark i potylicę. Miecz goły, szeroki u pasa. Mizerykordia na piersi, Pod
kolczugą kaftan skórzany. Nogawice z siatki lżejszej nieco niż kolczuga. Nie wyróżniał się
zbytnio z podążających tłumów, a i na jego wygląd nikt nie zważał.
Przechodzą przez nią droga i kolej (tunel) łączące dolinę Rodanu na północy i dolinę Dora Baltea na
południu. Przełęcz znana jest z przemarszu wojsk Napoleona w 1800 oraz z klasztoru Augustianów (z X
w.) powstałego dla ratowania zagubionych podróżnych. Od przełęczy wzięła nazwę rasa psów tzw.
lawinowych - bernardynów. Słynie z tego, że na wiosnę 1780 r. przekracza Napoleon z
czterdziestotysięczną armią Wielką Przełęcz Świętego Bernarda.
56
- nie na pokaz my tu przyjechali ani na bitwę jaką żeby się pokazywać. Nie zapomnij
że z pielgrzymką do świętego Idziego modlić się o odkupienie moich grzechów tu przybyłem.
To i umiar w odzieniu zachowany być powinien.
Tak dyskutując stanęli przed kościołem braci Benedyktynów. Piotr aż zaniemówił z
wrażenia. Widział już wiele kościołów i dużych i małych, jednak portal, który otaczał bramy
kościoła Saint Gilles wprawił go w zdumienie. Wprawdzie jeszcze nie był skończony, jeszcze
trwały prace kamieniarskie, wszędzie było słychać uderzenia młotka i zgrzyt dłuta które
wywoływało z surowego kamienia twarze świętych i dzieła ich życia.
Na tympanonie niepodzielnie królował Jezus,
siedząc na tronie niebiańskim otoczony przez cztery
zwierzęta Lwa, Orła, Wołu i Człowieka, przez które to
można wejść do domu Bożego, zdawał się wołać:
„Tylko przeze mnie wejdziesz do królestwa ojca
Mego”. Wierzeje otoczone różnymi postaciami
świętych i motywami z ich życia poruszyły Piotra do
żywego. Na froncie stały dwie kolumny, tak jak w
świątyni Salomona.
Na głowicach, które były na szczycie kolumn,
były sploty na wzór sieci lub też misternie wykonane
ogniwa roboty łańcuchowej: sploty na jednej i na
drugiej głowicy. Kolumny te stały przy sieni głównej
budowli. Kolumnie postawionej po prawej stronie nadał imię Jakin, a kolumnie postawionej
po lewej stronie nadał imię Boaz. A na wierzchu tych kolumn był kształt lilii. Tak została
wykończona robota tych kolumn.22
Mrok panujący w świątyni dodawał wrażeń i sprawiał wrażenie innego świata. Piotr
padł na twarz przed ołtarzem i modlił się żarliwie. Trwało to czas jakiś, jednak wystarczająco
długo, aby zwrócić na siebie uwagę krzątającego się mnicha. Jego długi szary habit
przepasany skórzanym paskiem i na to zarzucony szkaplerz z kapturem przykrywał bose
stopy. Jego twarz świadczyła o wielkich przeżyciach w czasach młodości, bo nie był to już
młody człowiek. Krzyż na piersi świadczył o jego pozycji w klasztorze, a był to nie kto inny a
sam opat. Powoli zbliżył się do Borzywoja i Bogusława, pogrążonych w modlitwie w
niewielkim oddaleniu od Piotra, i przysłuchiwał się wypowiadanym słowom. Wyglądał tak
jakby te słowa wywołały w jego głowie zagubione gdzieś wspomnienia. 22 Biblia 1000-lecia I Kronika Królewska rozdz. 7
57
Bogusław zakończył swoje modlitwy i niespokojnie rozglądał się po przybytku
Bożym. Wyglądał jakby czegoś szukał, jakby coś chciał znaleźć. Nie mogąc zobaczyć tego
czego szukał zwrócił się do zakonnika płynna łacina poznaną na dworze Księcia Bolesława i
jego kronikarza.
- Ojcze przewielebny, wy pewnie znacie historię tego kościoła, szukam figurki złotej
co to o niej pisał jeden benedyktyn kronikarz księcia naszego Bolesława, ale jej najść nie
mogę.
Benedyktyn uśmiechnął się do Bogusława.
- Znam ja historię księcia, znam i pamiętam ojca jego jak to przybywszy do świętego
Idziego z prośbą o potomka, złotą figurkę wielkości niemowlęcia mu darował. Zdaje się z
kraju Wiślan i Polan pochodził i Hermanem go zwano, jeżeli mnie moja starcza pamięć nie
zwodzi
- A jednak to prawda co kronikarz zapisał - aż zaniemówił z wrażenia Bogusław i gęba
mu się zamknąć nie mogła jak już zaczął opowiadać w rozmowie z tak światłym człowiekiem
z kim to on przybył, dlaczego i po co.
- Z Ołbina powiadasz? - benedyktyn spojrzał teraz uważniej na twarz Bogusława -
Łabędź? Wielkież to dziwy prawisz człowieku o tym rycerzu łabędzia, z chęcią poznam go
bliżej. Wobec tego na noc mam nadzieję że moją gościnę przyjmie, a teraz pozwólcie że się
oddalę miejsce dla was przyszykować a mam jeszcze jednego świątobliwego gościa w moich
progach. Opat klasztoru z Clairvaux przybył wczoraj w oczekiwaniu na swojego wuja i
przyjaciela Andrzeja de MontbardVI. Opat zrobiwszy znak krzyża w kierunku Piotra cicho go
pobłogosławił i wyszedł z kościoła.
Już się zmierzchać miało gdy pielgrzymi zapukali do klasztornej furty. Bramę
otworzył im brat odźwierny i wpuścił ich na teren klasztorny poinformowany o ich przybyciu.
Konie do stajni odprowadzone zostały a pielgrzymi do zabudowań, gdzie w refektarzu już na
nich z posiłkiem czekano.
Przy stole oprócz opata klasztoru w którym właśnie przebywali siedział inny
zakonnik, w habicie białym jak śnieg przepasanym skórzanym pasem i na to narzuconym
VI Andrzej de Montbard (mistrz zakonu Templariuszy 1153 - 17 stycznia 1156) - brat matki Bernarda z
Clairvaux - Alety de Montbard. Z Bernardem z Clairvaux oprócz więzów pokrewieństwa łączyła go także
przyjaźń znajdująca odzwierciedlenie w wymienianej przez nich korespondencji. Był jednym z
dziewięciu pierwszych braci i służył w zakonie przez około trzydzieści lat, piastując najwyższe urzędy.
Około 1149 roku został seneszelem zakonu. Zmarł wkrótce po wyborze na wielkiego mistrza.
58
czarnym szkaplerzem z kapturem. Benedyktyn przedstawił sobie obu mężczyzn, a jako
rówieśnicy szybko znaleźli nić porozumienia, rozprawiając o sprawach doczesnych i Boskich.
Piotr opowiedział dlaczego tu przybył i jakie były jego motywy. Opowiedział także o
tym co słyszał leżąc w kościele świętego Wincentego, na Ołbinie. Bernard popatrzył na niego
i rzekł
- Trzej są, z którymi będziemy musieli pojednać się: ludzie, aniołowie i Bóg; z ludźmi
przez widzialne dzieła, z aniołami przez tajemnicze znaki, z Bogiem przez czystość serca.
Ponieważ o dziełach, które przed ludźmi powinniśmy dokonywać jest napisane: "Tak, niech
świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca
waszego, który jest w niebie"23. O aniołach powiedział Dawid: "Będę śpiewał Ci wobec
aniołów"24. Tajemniczymi znakami są westchnienia, jęki, używanie włosienicy i podobne
wskazówki o pokucie, które podobają się aniołom. Dlatego powiedziane jest: "Radość
powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca"25. Lecz, aby się z
Bogiem pojednać, nie potrzebujemy ani dzieł, ani znaków, ale czystości i prostoty serca. To
mianowicie jest napisane: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać
będą".26 I podobnie: "Jeżeli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle"27. (28)
- Nauka to piękna i zapamiętania warta, matka moja, która to ponoć z Flandrii
pochodziła wiele mi opowiadała o mądrości zakorzenionej w tym ludzie. Na górze Ślęży
osadziłem ja zakonników regularnych, którzy to po śmierci ojca mego z wiadomością
przybyli, ale skarżą się oni na ślęg i ciężką pogodę co to tam im dokucza. Jest ich niewielu, a
małżonka moja sen miała jakoby to Maria Magdalena jej się przyśniła i nakazała zadbać o
onych. Ja ich wyposażę, włości nadam, klasztor pobuduję jeno tak naprawdę to nie ma dla
kogo.
- Znam ja takich co to pomocy potrzebują. W latach w których się urodziliśmy
powstało opactwo w Arrovaise. Wspominał mi coś opat Gerwazy że filie chce zakładać, a
miejsce z tego co prawisz Piotrze to dla kanoników niełatwym będzie wyzwaniem. Jeśli tylko
taka twoja wola to przyślę ci od niego zakonników i twojej pieczy powierzę.
23 Biblia 1000-lecia Mat. 5:16
24 Biblia 1000-lecia Ks. Ps. 137:1
25 Biblia 1000-lecia Łk. 15:10
26 Biblia 1000-lecia Mt. 5:8
27 Biblia 1000-lecia Łk. 11:34
28 Sentencja św. Bernarda z Clairvoux
59
- Piotrze - Borzywoj, który przysłuchiwał się rozmowie skromnie się odezwał -
obiecałeś nam że opowiesz o Mari Magdalenie
Piotr spojrzał na Bernarda, ten kiwnął głową z przyzwoleniem
- Po Wniebowstąpieniu Chrystusa, mianowicie 14 lat po męce Pańskiej,- Piotr
rozpoczął opowieść - gdy Żydzi dawno już zabili Szczepana, a pozostałych uczniów wypędzili
poza granice Judei, ci rozeszli sie po różnych krainach, aby tam siać słowo Boże. W tym
czasie z apostołami był św. Maksyminus, jeden z 72 uczniów Pańskich, którego opiece św.
Piotr polecił Marię Magdalenę. Gdy więc uczniowie Pana rozproszyli się po świecie, św.
Maksyminus, Maria Magdalena, brat jej Łazarz, siostra Marta ze swą służącą Martillą a
także św. Cedoniusz, ślepy od urodzenia, lecz uzdrowiony przez Pana, wszyscy wraz z
wieloma innymi chrześcijanami zostali przez niewiernych załadowani na okręt i zepchnięci na
morze bez żadnego steru, oczywiście w tym celu, aby wszyscy razem potonęli. Moc Boża
jednak doprowadziła ich do Marsylii. Tam nie znaleźli nikogo, kto przyjąłby ich gościnnie,
zostali więc w portyku przylegającym do pewnej świątyni pogańskiej należącej do plemienia
tego kraju. Maria Magdalena zaś ujrzawszy, że lud schodzi do świątyni, aby składać ofiary
bożkom, podniosła się z twarzą łagodna i pogodna i poczęła w przekonywających słowach
odwodzić ich od kultu bożków, a jednocześnie z wielka wytrwałością opowiadała im o
Chrystusie. W końcu wszystkich oczarowała jej postać, zarówno jak wymowa i łagodność jej
słów. Nic też dziwnego, że usta, które pobożnym i słodkim pocałunkiem dotknęły stóp
Zbawiciela, bardziej niż inne tchnęły urokiem słowa Bożego.
Następnie przybył do owej świątyni książę tego kraju wraz z żoną i chciał złożyć ofiarę
bożkom, aby u nich uprosić sobie potomstwo. Jemu też Maria Magdalena opowiedziała o
Chrystusie i odradzała składanie ofiary. A po kilku dniach Magdalena ukazała się w widzeniu
owej niewieście i rzekła: Dlaczego opływając sami w dostatku pozwalacie, aby święci Boży
umierali z głodu i zimna? Zagroziła jej też, że jeśli nie namówi swego męża aby ratował
świętych od nędzy, wówczas ściągnie na siebie gniew Boży. Kobieta jednak lękała się
opowiedzieć mężowi o swoim widzeniu. Następnej więc nocy Magdalena znowu jej sie
ukazała powtarzając to samo, lecz ona nie wyjawiła swojemu mężowi. Po raz trzeci tedy
zjawiła się Magdalena w ciszy głębokiej nocy, drżąca z gniewu, z twarzą tak płonącą, jak
gdyby cały dom sie palił, i rzekła: Ty śpisz, tyranie, nasienie twego ojca szatana, wraz z twą
małżonką żmiją, która nie chciała ci oznajmić moich słów? Odpoczywasz, wrogu krzyża
Chrystusowego, nasyciwszy żarłoczność twego brzucha rozmaitymi przysmakami, a świętym
Bożym pozwalasz ginąć z głodu i pragnienia? Leżysz w pałacu owinięty w jedwabie, widzisz,
60
że oni tam samotni nie maja gospody, i nie troszczysz sie o to? Ale nie wymkniesz sie,
niegodziwcze, nie ujdzie ci to bezkarnie, że tak długo zwlekałeś z dobrodziejstwami dla nich!.
To rzekłszy Maria Magdalena odeszła. Niewiasta zaś, zbudziwszy się drżała i wzdychała, a
wreszcie rzekła do męża, który też zdradzał objawy niepokoju: Panie mój, czy widziałeś tę
zjawę, która mnie sie ukazała? On zaś odparł: Widziałem i ciągle jeszcze pełen jestem
zdumienia i lęku. Cóż teraz zrobimy? Lepiej będzie - odpowiedziała mu żona - posłuchać jej,
niż narażać sie na gniew Boga, o którym ona naucza. Przyjęli zatem świętych w gościnę i
zaspokoili wszystkie ich potrzeby29.
- Czy to prawda czy legenda jeno? - Bogusław aż uwierzyć nie mógł w to co usłyszał i
kręcił z niedowierzaniem głową.
- Któż to wie, któż to wie - powtórzył Bernard tajemniczo - ale na dziś wystarczy tych
bajań. Jutro też jest dzień i świecić będzie słońce. Teraz pora na spoczynek się udać.
Po chwili było słychać jak zamykają się drzwi jego dormitorium30.
Płomień jeszcze długo po ich wyjściu spokojnie lizał brewiona i wydzielając ciepło
zasłuchał się w opowieść, która odbijała się o ściany refektarza.
Następny dzień przyniósł jeszcze więcej wrażeń. Piotr przechadzając się po
wirydarzu31 widząc wiarę i ciężka pracę jaką wykonywali zakonnicy podjął już decyzję -
Takie właśnie opactwo i ja postawię na Ołbinie. - pomyślał - jeno architekta znaleźć muszę co
to podejmie się tej pracy. Przepiękne ogrody i zielniki rozpościerały wiele przyjemnych
zapachów. Piotr wciągnął głęboko powietrze w płuca. - Tutaj jest coś co sprawia że chce się
żyć - myśli niczym nie rozproszone przebiegały przez głowę wraz z zapachami. U furty
rozległ się dzwonek. Kiedy brama otworzyła się, pojawił się w niej potężny rycerz. Jego
szerokie barki i dumnie wzniesiona głowa świadczyły o dużej sile, jaka niewątpliwie
posiadał. Pomimo swojego wieku jak kot zeskoczył z konia. Jego biały habit, narzucony na
kolczugę, przepasamy pasem do którego przypięty był potężny miecz, opadł prawie do stóp
ukazując tylko stopy obute w buty i przypięte do nich ostrogi. Na piersi zakonnika widniał
naszyty duży czerwony krzyż, i taki też był na jego płaszczu, zarzuconym na ramiona. Jego
sprężysty krok i kocie ruchy wskazywały na duże wyszkolenie bojowe, które niechybnie
29 Legenda na dzień św. Marii Magdaleny - Złota legenda (legenda aurea- Jakub de Voragine) w tłumaczeniu Janiny Pleziowej. Instytut Wydawniczy PAX 1983
30 Dormitorium - klasztorna sypialnia
31 Wirydarz - wewnętrzny dziedziniec klasztorny, z ogrodem
61
uzyskał. - takiego to lepiej za przyjaciela, niźli za wroga mieć - pomyślał Piotr. Przybysz miał
przez ramię przerzuconą torbę podróżną.
- Ave Maria - zawołał opat Bernard od progu - Chwała niech będzie Naszej Pani za to
że w końcu przyprowadziła cię w moje ramiona Andrzeju.
- Chwała niech będzie Panu, Bernardzie żem cię w dobrym zdrowiu znalazł. Długie to
lata jak mnie tu nie było, ciągle Panu służąc w ziemi świętej.
- Chodź i odpocznij trochę. Mamy wiele spraw do omówienia a i ciebie i mnie czas
goni. I ty też panie Piotrze, chodź z nami, bo i ciebie to dotyczy - dodał do zbliżającego się
Piotra.
Gość spojrzał na opata ze zdziwieniem.
- To jest Piotr, rycerz łabędzia - powiedział Bernard i zniknął w zabudowaniach
klasztornych.
- Strażnik? - Andrzej aż nie potrafił ukryć zdziwienia - Niezbadane są drogi Pańskie i
plany Jego - rzekł po cichu i obydwaj podążyli za Bernardem.
W refektarzu, przesiąkniętym zapachem ziół, które wyrosły na prowansalskiej ziemi w
zielniku benedyktynów Andrzej został nakarmiony. Kiedy skończył, mężczyźni przenieśli się
armarium32
- Ojcze opacie - Bernard zwrócił się do opata bernardynów, który właśnie przeglądał
jakieś zwoje drobno pokryte literkami - dopilnuj proszę aby nam nikt nie przeszkadzał.
Opat podniósł głowę znad zwojów i kiwną głową.
- Zaniosę to do skryptorium33
Kiedy mnich wyszedł Bernard zbliżył się do półek z książkami i zwojami w ścianie i
coś nacisnął. Słychać było uruchomienie się mechanizmu i półka odsunęła się odsłaniając
przejście do dalszych pomieszczeń. Bernard ruszył przodem, Korytarz, którym podążali,
oświetlony był lampkami oliwnymi, schody prowadziły w dół. W końcu dotarli do … końca
korytarza. Piotr rozglądał się z niedowierzaniem. Czyżby to był koniec? Bernard zdjął swój
krzyż i włożył jego dłuższy koniec do niewidocznego otworu w ścianie. Coś zachrobotało,
bernard przekręcił krzyż i nagle ściana się odsunęła ukazując następne pomieszczenie.
Przecisnęli się przez niewielki otwór i bernard zapalił pochodnie aby rozświetlić ciemności,
które tu panowały. Oczom Piotra ukazały się półki ze zwojami pism, pod ścianami stały
poustawiane skrzynie z wszelkim bogactwem.
32 Armarium - pomieszczenie w klasztorze do przechowywania ksiąg. - biblioteka
33 Skryptorium - osobne pomieszczenie przeznaczone dla mnichów, którzy przepisywali teksty.
62
- Wiedzy starożytnych nie należy niszczyć. Należy ją poznać i zrozumieć - powiedział
Bernard czując na sobie zdziwiony wzrok Piotra - Pewnie się dziwisz, dlaczego powierzamy
ci tajemnicę naszą. - Bernard odwrócił swoją twarz do Piotra - Ale my jej tobie nie
powierzamy, ona jest w tobie. Ta tajemnica to twoja krew. Krew Merowingów. Twoja matka
była spadkobierczynią tego królewskiego rodu i w twoich żyłach płynie ich krew. Jest jeszcze
coś. Łabędzie są strażnikami …
- Srebrnej Tacy - cicho, z pełnym namaszczeniem dokończył Piotr - Części Świętego
Graala. Pamiętam ją z moich młodzieńczych czasów. Zakonnicy na Ślęży jej pilnie strzegą.
- Oto jest kielich Galahada - Powiedział Andrzej i ze swej przewieszonej przez ramię
torby, wyjął niewielki, niepozorny kielich i odstawił na stojaku stojącym w samym centrum
pomieszczenia. - Jak wiesz przebywam w ziemi świętej. Wraz z innymi ośmioma sławnymi
rycerzami postanowiliśmy żyć zgodnie z boskim prawem i strzec pielgrzymów przed
napaściami.
- Wiem jak tam jest, byłem tam ponad dziesięć lat temu.
- To i prawić ci nie muszę. Jako miejsce pobytu dostaliśmy miejsce gdzie wcześniej
przebywali Zakonnicy Regularni i tych też regułę przyjęliśmy, ale czas na naszą, własną,
którą to Bernard pisze. Bo jakże to , zakonnik z mieczem śmierć zadaje?. Nazywamy się Ordo
Supremus Militaris Templi Hierosolymitani34, bo na gruzach świątyni Salomona powstał. A
ten krzyż czerwony, który mam nadzieję, zatwierdzon będzie odróżnia nas od Zakonu
Szpitalników świętego Jana. Oni takowyż mają jeno biały. Oni pomagają w cierpieniu i
chorobie my zaś w drodze, aby pielgrzymi bezpiecznie dotrzeć mogli do Pana Naszego Jezusa
Chrystusa.
- Rycerze Chrystusa, mogą bez trwogi walczyć orężem w obronie Pana, nie lękając się
grzechu, gdy zabiją wroga, ani potępienia, jeśli sami polegną. Czy dotknie ich śmierć, czy
zadadzą ją innym, zawsze będzie to śmierć w imię Chrystusa; nie ma ona w sobie nic
występnego, jest bardzo chwalebna. W jednym wypadku służy Chrystusowi; w drugim
pozwala dotrzeć do samego Chrystusa, ten bowiem pozwala pomścić go zabijając wrogów i
sam z tym większą ochotą niesie rycerzowi otuchę. Tak więc jak mówiłem, rycerz Chrystusa
może zadawać śmierć bez obaw, a umierać z jeszcze większą pewnością, gdyż osobiście
odnosi korzyść z własnej śmierci, a Chrystus ze śmierci, którą on zadaje. […]
Rycerz Chrystusowy to krzyżowiec, który prowadzi podwójną walkę: z ciałem i krwią
oraz mocami piekielnymi [...]. Idzie śmiało naprzód, czujnie spoglądając na prawo i lewo.
Swoją pierś przyoblekł w kolczugę, a duszę okrył pancerzem wiary. Z tą podwójną zbroją nie 34 Najwyższy Zakon Rycerski Świątyni Jerozolimskiej - Templariusze
63
obawia się już ani człowieka, ani szatana. Idźcie zatem, rycerze, śmiało naprzód, idźcie z
sercem nieustraszonym przepędzić wszystkich wrogów Krzyża Chrystusowego! A tę pewność
miejcie, że ani śmierć, ani życie nie odłączą was od chrystusowej miłości. [...]. Jakże
chwalebny jest powrót rycerza po zwycięskim boju! A jak błogosławiona jego męczeńska
śmierć w walce35. - Bernard rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem dookoła - mam ja dla was
miejsce - zwrócił się do Andrzeja - Miejsce to nazywa się Chartres. Na miejscu studni, gdzie
świętą figurkę Naszej Pani brzemienną będąc, odnaleziono. Stoi tam niewielki, drewniany
kościółek i szkoła pod moją pieczą, ale wy tam wielką katedrę postawicie. Katedrę Naszej
Pani - Notre Dame
Czas w podziemiach klasztoru Saint-Gilles dla Piotra nie istniał, zatrzymał się gdzieś
w niewiadomym punkcie i zawisł w niezmierzonych polach Eteru. Kiedy wyszli na zewnątrz
było już zupełnie ciemno. W Piotra głowie działo się coś czego zrozumieć nie potrafił, a
jednak coś co kiedyś znał i zapomniał. Przed oczami stawił mu się stary druid ze Ślęży. Piotr
spojrzał w niebo. Nad wieżami kościoła błyszczała swoją chwałą Wenus.
XXX
Zima otuliła puchową pierzyną pola okalające Ołbin. W dali słuchać było jak mróz
skuwa silnymi okowami wody Odry. Dormir, dowódca straży grodu nie mógł zasnąć. Noc
ukryła już wszystkie szczegółu horyzontu, cisza panowała dookoła jednak coś było w
powietrzu, coś co nie pozwalało mu zamknąć oczu. Nagle, potężne walenie w bramę wyrwało
go z zadumy.35 Święty Bernard z Claivaux - Pochwała Nowego Rycerstwa - wydana w 1130 roku
64
- Kogóż tam diabli po nocy niosą - krzyknął w dół do strażników, gdy trzask i chrobot
otwieranej bramy rozciął barwy nocy.
- Wracają, wracają - krzyki niosły się po całym grodzie - Pan wojewoda wraca, zdrów
i cały.
Maria wyskoczyła z łóżka. Oblekła się w cieplejsze szaty i wyszła na dziedziniec. Jak
najszybciej chciała podzielić się ze swoim ukochanym mężem tą najwspanialszą nowiną,
która ich spotkała.
Światła pochodni rozświetliły dziedziniec, na którym ruch i gwałt się dział. Służebni
konie odbierali, światła palili i jadło szykowali.
Piotr zeskoczył z konia i podbiegł do żony oczekującej go w progu. Jego serce chciało
wyskoczyć i opuścić jego ciało na ten piękny widok. Dopadł żony i schował ją w swoich
wielkich ramionach, tuląc tak mocno, jakby tylko w ten sposób mógł zatrzymać swoje serce.
- Tak mocno cię kocham, jak nikt nie potrafi kochać - powiedział Piotr
- Nawet ty sam? - odpowiedziała tajemniczo Maria, kiedy już wydostała się z
potężnego, niedźwiedziego uścisku
- Jak to ja sam, skoro to moja miłość? - Piotr zauważył jakieś zmiany na twarzy Mari -
czy to tęsknota czy rozłąka sprawiła że jeszcze piękniejszą się wydajesz niżem cię zostawił?
- To za sprawą Boga, za wstawiennictwem pewnie Świętego Idziego mnie
pobłogosławił a za twoją sprawą brzemienną jestem. Dam ja ci potomka, krew z krwi, kość z
kości twoich - Maria na powrót ukryła twarz na wielkiej piersi Piotra.
Piotr oniemiał. Szczęście, które go ogarnęło było niedopisania. Jego modlitwy i
prośby zostały wysłuchane. Pan odpuścił mu jego winy i spełnił swoje obietnice, teraz czas na
niego. Delikatnie wziął na ręce białogłowę, która teraz mocno wtulała się w jego ciało tak
jakby byli jednością, i wniósł ją do pomieszczeń. Drzwi grodu zamknęły się, sen, który tak
nagle został przerwany, szybko powrócił i spokojem owinął cały Ołbin. Dwa niedźwiedzie,
kręcące się w kole gwiezdnego zodiaku zerkały na Ślężę, a nad wszystkim czuwał wspaniały
Łabędź.
Ciemność ciała co została
Nożem Wygnańca poczęta
Niewidomego,
nie ślepca stworzyła
65
Lata mijały Piotrowi i Marii na ciężkiej pracy. Po jego pielgrzymce do Prowansji, za
wstawiennictwem Świętego Idziego, Bóg obdarzył ich potomstwem, które rozświetlało ich
każdy dzień. Ich śmiech ciągle dźwięczał w uszach Piotra, a zwłaszcza córki, którą to on
Beatrycze36, jako przynosząca szczęście po świętej Beatrycze z Sens a Maria Agafią zwała.
Dzieciom postanowili wspólnie imiona nadawać, tradycję zachować. On nadawał imiona
świętych pańskich, ona tradycyjne słowiańskie. W ten sposób w jednej osobie łącząc
teraźniejszość i przeszłość, aby kiedyś w przyszłości, jedne i drugie ważnymi będąc
zaowocowały. Najmłodszy Idzim - Świętosławem był zwany. Maria teraz prawie codziennie
odwiedzała wyspę Piasek, gdzie to za jej wstawiennictwem rosły mury kościoła Najświętszej
Mari Panny i budynki klasztorne dla Augustianów, których to za wstawiennictwem Bernarda
z Clairvaux, sprowadził Piotr z Arrovaise i osadził w swoim palatium w Górce, a i to
przystosowawszy do Bożych posług. To ona wybrała architekta i ściągnęła go z kraju swoich
ojców. Powstawała tam świątynia na wzór bizantyjskich stawiana, pod pilnym okiem
architekta ślężański granit zamieniał się w mury co to każdemu dadzą radę. Ślężański granit
także i w Ołbinie wielkimi górami zalegał, gdzie Piotr zachwycony pracą Benedyktynów,
opactwo dla nich wybudował na wzór tego, które w Saint-Gilles zwiedzał, pod doradztwem
architekta, powiernika i przyjaciela Bernarda, magistra Achardusa37, który swego
doświadczenia i rad budowniczym opactwa udzielał. Wszystko w oczach rosło ciesząc
pańskie oko.
W całej tej radości domowych pieleszy, burza którą toczył Bolesław ciągnęła i za sobą
Piotra. Prawie nie było roku aby na jaką wyprawę się nie szykował, albo i z niej powrócił.
Bolesław, po zhołdowaniu Pomorza, co przy pomocy Ottona z Bambergu owocna była i hołd
złożony przez Księcia Pomorskiego Warcisława przyniosła. Potem Bolesław na ziemie
Węgierskie ruszył. Nie przewidział on że przeciw niemu siły połączone, Węgrów, Czechów,
Niemców i niewielkiej ilości Rusinów idą. W bitwie nad rzeką Sajó, gdzie nie było ani
zwycięzców ani pokonanych, jeno pole trupów zostało, Bolesław powrócić postanowił.
Dopiero podczas powrotu, wielkie straty poniósł, podstępnie atakowany. Zajęty wysyłaniem
posiłków dla swojego duńskiego zięcia Magnusa, nie mógł odeprzeć licznych i niszczących
najazdów Czechów na Śląsk. Nawet Kanonicy, którzy w Sobótce mieszkali do
36 Beatrycze - imię żeńskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa beatrix, które oznacza: "przynosząca szczęście". Powstało zapewne na bazie rdzenia beatus - "błogosławiony". Polskie imię to Beata.
37 Achard z Clairvaux SOCist (zm. ok. 1170) – błogosławiony, uczeń i współpracownik Świętego Bernarda z Clairvaux, architekt i budowniczy kilku opactw cysterskich m.in w Himmerod nieopodal Trewiru. Prawdopodobnie odwiedził Polskę w związku z fundacją cystersów w Jędrzejowie.
66
niewykończonych jeszcze, lecz bezpieczniejszych murów klasztoru Na Piasku, przed
Sobiesławem się schowali pod bezpieczne skrzydła Ołbina. Bolesław który nie tylko o polskie
ziemie ale i polski kościół w Gniezdnie walczył zmuszony do układów został i Ziemie
Pomorskie, niedawno zdobyte w lenno cesarzowi Lotarowi oddał.
Czas nie czekał, a pchał naprzód ten rydwan Boga, zaprzężony w 4 uskrzydlone
zwierzęta. Lwa, Orła, Wołu i Anioła. Życie, choć tak krótkie pełne jest niespodzianek na
które nie zawsze możemy się przygotować. Ta jedna właśnie zmieniła i całkowicie
przewróciła życie Piotra.
Październik tego roku już zapowiadał mroźną zimę. Głuchą noc rozdarły ostre dźwięki
walenia do wrót grodu. Zaspany strażnik wychylił się przez palisadę
- Kto tam? - zagrzmiał z góry. Pod bramą zauważył trzech jeźdźców.
- Z pilną wiadomością od księżnej Salomei do pana wojewody, otwieraj a chyżo -
padła odpowiedź z ciemności.
- Budzić tam dowódcę straży - wrzasną strażnik w ciemność - Już bramę otwieramy.
Dormir wyrwany ze sny szybko przyoblekł swoje szaty i zbiegł na dół po drewnianych
schodach. Otworzył małe okienko w niewielkich drzwiach bramy.
- Sam tu - krzyknął - pokażże się niech twoje oblicze obaczę
Jeden z jeźdźców podjechał bliżej
- Otwieraj mości Dormirze, bo wiadomość pilna, a jeszcze do Krakowa nam trzeba
jechać z wiadomością do Władysława.
- Otwieraj - zawołał Dormir, kiedy rozpoznał jednego z ludzi Bolesława.
Ich przybycie pobudziło cały dwór i stało się tak jasno jak w noc sobótkową. Jeźdźcy
zostali wprowadzeni do pomieszczeń sąsiadujących z sypialnią Piotra, ten zbudzony
wcześniejszym rozgardiaszem już czekał.
Jego twarz zmieniała się w trakcie czytania listu.
- Oddział z dwudziestu ludzi niech będzie gotowy przed jutrznią do wymarszu - słowa
te wróżyły coś złego - A zbudzić mi Maura, niech uda się do opata i mszę zamówi na
intencję… - Piotr na chwilę zawiesił głos - na intencję co nas zmusza do tak pilnej podróży.
Posłowie nakarmieni zostali i choć na chwilę wskazano im miejsce do spoczynku.
W drzwiach pojawił się mnich w habicie benedyktyna, którego Maurem zwano. Był
on osobistym pisarzem komesa.
67
- Miałem już biegać do mojego opata i budzić go po nocy, ale żeście panie Piotrze nic
nie wspomnieli o intencji na jaką msza ma być odprawiona. Toć mnie opat zbeszta i
przepędzi w noc czarną
- Na intencję zdrowia księcia Bolesława, jeno to tajemnica, którą niech tylko
braciszkowie znają żeby paniki po grodzie i w okolicy nie siać. Pisze mi księżna Salomea, że
zdrowie Bolesława tak bardzo podupadło, że Bolesław chce mnie obaczyć jeszcze przed
śmiercią. I wy też abyście rano do drogi gotowi byli. Może zapisać co przyjdzie to potrzebny
będziesz.
O świcie orszak ruszył na Trzebnicę, potem przez Kalisz, Łęczycę, potem wzdłuż
Bzury do Sochaczewa, gdzie złożony chorobą, leżał w konwencie Benedyktynów pod pilną
opieką medyków. Posłowie księżnej, po przespanej resztce nocy, która im została ruszyli w
stronę Krakowa, aby zawieść tę nieszczęsną wiadomość pierworodnemu synowi Bolesława,
Władysławowi, który tam od lat już przebywał, ożeniwszy się w rok po powrocie Piotra z
pielgrzymki, z Agnieszką Babenberg. Była to bardzo energiczna kobieta, dumna ze swojego
pochodzenia i pokrewieństwa z cesarzem niemieckim Henrykiem IV, który to był bratem
rodzonym jej matki. Młoda i ambitna całkowicie sterowała postępowaniem Władysława,
nawet do tego stopnia że zażyłość jaka go łączyła z Piotrem gasła jak wypalająca się świeca.
Żądza władzy i zazdrość spowodowała że nienawidziła ona Piotra z całych sił.
- Co to będzie, gdy, uchowaj Panie Boże i zachowaj księcia w dobrym zdrowiu -
Dormir zadawał głośno pytanie, które dręczyło wszystkich - nasz Pan zejdzie z tego świata i
zapuka do wrót Piotrowych?
- Uchowaj Boże - powtórzył Piotr - toż to człek młody, sześć lat młodszy ode mnie to i
nic takowego stać się nie może. Ojcze Maurze, módl się za nim, a jak Pan wysłucha próśb
twoich to i wielka nagroda nie ominie twojego konwentu - zwrócił się do Maura, który
pozostawał lekko w tyle
- Mam ja w jukach drakwie i zioła, w które mnie nasz opat zaopatrzył dla księcia
Bolesława i pouczył że jak mało będzie to mam szybko słać wiadomość to więcej przyśle
- Ja nawet myśleć nie chcę co się stanie. Władysław pierworodnym jest, ale nawet do
piet nie dorasta i w boju i w polityce swemu ojcu. Jeno na polowania jeździ i zabawia się,
wszystko w rękach tej Niemry pozostawiając. Toż ona, jak amen w pacierzu pod niemieckie
rządy nas odda.
68
- Przestań tak prawić bo i słuchać hadko jako to narzekasz na Władysława, który to
jest twym władcą. Darował mu przecie Bolesław władać nad całym Śląskiem, jako książę.
Modlić nam się trzeba i prosić Pana Boga, aby to się nie stało.
Zniecierpliwiony Piotr ponaglił konia, odskoczywszy przed cały oddział, aby skryć
swoje obawy.
Kiedy przekroczyli Wartę i wjechali do Spicymierza, niewielkiego gródka podległego
arcybiskupowi gniezdnieńskiemu, gospodarza nie zastali. Ten, opuściwszy gródek dwa dni
temu udał się do łoża chorego księcia, do Sochaczewa, a wraz z nim wszyscy wielmożowie z
okolicy. Niepokój, który panował w okolicznych grodach udzielił się i ślężanom, którzy
przyspieszywszy kroku chcieli jak najszybciej znaleźć się w Sochaczewie, bo to różnie ludzie
powiadali. Wieść niosła że oto zbliża się kres życia księcia i wszystkie poczty rycerzy,
komesów i opatów kierowane są nad Bzurę, po drugiej stronie rzeki.
Na prawym brzegu rzeki rozkwitł obóz namiotów, który aż roił się od rycerstwa,
orszaków, służebnych i mnichów, jednak zamiast tętnić życiem w obozie panowała śmiertelna
cisza. Na wzgórzu całe szeregi klęczących zakonników, prostoty i zbrojnych odprawiały
modły za zdrowie księcia Bolesława. Kaptury na głowach i gromnice w dłoniach pogłębiały
stan trwogi.
W klasztorze ledwo się dopchali do pomieszczeń zajmowanych przez zległego
chorobą księcia i jego małżonkę Salomeę, jednak zrezygnowali z wejścia. Wszyscy jeszcze
czekali na przybycie pierworodnego Władysława, Księcia Śląskiego, z Krakowa. Dzień i noc
trwały modlitwy i zawodzenia tłumu miotanego niepokojami o losy władcy.
Książę, wraz ze swoją małżonką Agnieszką i trójką ich dzieci, na trzeci dzień tuż
przed jutrznią przybył od strony Łowicza. Razem z nim przybył liczny i strojny poczet
drużynników i panów Ziemi Krakowskiej i Śląskiej. Piotr razem z Dormirem wyruszyli mu
na spotkanie.
- Jakieś pocieszające wieści o moim ojcu? - Władysław, pomijając wszystkie
grzecznościowe formy powitania zapytał Piotra bez ogródek
- Przykro mi - odpowiedział Piotr - dycha jeszcze ale jego chwile są policzone, tak
medycy twierdzą. Sam, bez wezwania nie wchodziłem do komnat jego. Jest przy nim
Salomea, ale wiadomo że czeka na ciebie i ciebie wciąż przyzywa
- A czy teść już testament ogłosił? - Agnieszka wlepiła swój zimny wzrok w Piotra.
Piotr pominął to pytanie milczeniem, tak jakby tego niedosłyszał.
69
- Jakże tak, teraz w takiej chwili o majątku można myśleć? - pomyślał - zimna ona jest
i wyrachowana. Oj ciężko będzie, ciężko gdy to ona do władzy się dostanie. Chociaż i po
pierwszeństwie Władysławowi się władza należy, ona to a nie Władysław będzie berło
dzierżyć. Tak to już jest w dzisiejszym świecie że mężczyzna majątek po ojcu a kobieta przy
mężu zdobywa.
Cały pochód ruszył do zabudowań klasztornych.
W izbie panował półmrok, rozświetlony jedynie gromnicami stojącymi przy łóżku
chorego Bolesława. Takiego Bolesława Piotr się nie spodziewał. Z człowieka dużego,
pełnego werwy i sił teraz na łożu zostało tylko pół. Twarz o kolorze wosku pszczelego
wyrażała jeno ból, a z zamglonych oczu już uchodziło życie. Izba była pełna ludzi. Po
prawicy księcia Władysław stanął wraz z żoną i dziećmi, Bolesławem, Mieszkiem i
Konradem a za nimi komesi krakowscy i śląscy, gdzie i Piotr zajął swoje miejsce. Po lewicy
zaś Salomea trzymająca na rękach niemowlę - Kazimierza38 z synami - Bolesławem, o
włosach pokręconych jak baranie runo, który to lat 13 ukończył, o rok młodszy Mieszko,
Henryk, jeszcze dziecko bo liczący lat 6. Ochmistrz ustawiał wszystkich wedle kolejności i
starszeństwa , a małe córeczki księstwa za braćmi ustawiła piastunka. Za całą ta dziatwą
ustawili się wielmożowie Mazowsza, Kujaw, Wielkopolski, Ziemi Sieradzkiej i Łęczyckiej
oraz Sandomierszczyzny. Wszyscy oni patrzeli jakby z góry na dużo mniejszy poczet stojący
po stronie księcia Władysława, który to i oprawą i liczebnością był znacznie mniejszy.
Bolesław otworzył oczy, jakby teraz dopiero zauważył Władysława. Na twarzy
pojawił się słaby uśmiech. Wzrok jego zaczął błądzić po twarzach przybyłych. Nieznacznie
wzniósłszy prawicę i kreśląc znak krzyża pobłogosławił wszystkich przybyłych.
Odszukawszy wzrokiem biskupa Jakuba ze Żnina, tego u którego to zatrzymał się Otton z
Bambergu przed wyprawą na Pomorze w roku 1124 kiedy to Piotr na sąd wezwany został do
Gniezdna, dał znak aby ten zaczął. Biskup Jakub, odebrawszy zwinięty dokument oprawiony
pieczęciami z rąk komesa Henryka z Głogowa głosem donośnym i czystym zaczął czytać:
38 Ostatni, najmłodszy z synów Bolesława Krzywoustego, Kazimierz II Sprawiedliwy prawdopodobnie urodził się tuż przed śmiercią Bolesława lub był już pogrobowcem co jest mniej możliwe.
70
39
- My Bolesław, książę całej Polski - biskup zawiesił na chwilę głos - czując zbliżający
się kres dni wędrówki naszej na tej ziemi poleciliśmy naszą ostatnią wolę spisać.
Wolą naszą jest następstwo po nas zostawić czterem synom, wyznaczając granice
dzielnic w taki sposób że przy najstarszym ma pozostawać władza w dzielnicy krakowskiej,
ze stolicą Małopolski Krakowem, w której skład wchodzą Małopolska, ziemie sieradzka i
łęczycka, Kujawy z Kruszwicą, ziemie kaliską, gniezdnieńską z Gniezdnem i Pomorze z
Gdańskiem. Ustanawiam również pryncypat, który to przy władcy tych ziem zostaje.
Natomiast gdy ten umrze, zawsze starszeństwo wieku i prawo primogenituryVII ma
rozstrzygać rzecz o następstwo tronu. - Biskup na chwilę przerwał czytanie aby wiadomości
dotarły do słuchających - Prawa te Władysławowi jako najstarszemu przysługują, włączając
w to ziemie śląskie z Wrocławiem i ziemię lubuską, które to otrzymał od nas w darze
ślubnym, i jego też jako Princepsem seniorem ustanawiamy.
Bolesławowi ziemie mazowieckie ze stolicą w Płocku, gdzie kości przodków naszych
spoczywają, wraz z wschodnią częścią Kujaw pod opiekę i rządy dajemy.
Mieszko nasze zachodnie granice wraz z Poznaniem otrzymuje, a najmłodszemu
Henrykowi, nasze wschodnie granice z Sandomierzem aż po Bug ku północy i wschodowi
pozostawiamy.
Jako oprawę wdowią żonie mojej Salomei część ziemi sieradzko-łęczyńskiej
pozostawiamy. - Biskup zakończył czytanie i zwinął rulon. W izbie panowała cisza.
39 „Śmierć Bolesława III” - obraz J. Peszka (1800-1820)
VII Primogenitura – pierworództwo, prawo pierwszeństwa dziedziczenia tronu przysługujące
najstarszemu synowi lub najstarszemu potomkowi w linii prostej; stosowane w feudalizmie przy
następstwie tronu i w dziedziczeniu; sposób dziedziczenia dóbr szlacheckich mający na celu
zachowanie ich niepodzielności (majorat, seniorat).
71
- Władysławie, zbliż się - słaby głos księcia rozległ się głuchym echem
Władysław przypadł na klęczki przy łóżku chorego i całując jego dłoń rzekł
- Jestem ojcze
- To dobrze, to dobrze - cicho powiedział Bolesław i przykrył drugą dłonią dłoń
Władysława - Do ciebie jako seniora należy pełnia władzy nad wojskiem i sądownictwo w
całym państwie, prawo mianowania komesów grodowych w dzielnicach juniorów,
prawo inwestytury biskupów w całym kraju, a także część danin i wspólna dla całego
kraju moneta. Jedynie ty jako senior będziesz miał prawo wypowiadania wojny i zawierania
układów, ale też i do ciebie jako najstarszego należy opieka nad małoletnimi książętami
naszego rodu.
Tak szczegółowe określenie praw seniora wywołało delikatny uśmiech na twarzy
Władysława, który przebił się przez łzy cisnące się do oczu. Nawet Agnieszka wydawała się
być zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Bolesław puścił dłonie Władysława i głowę swoją skierował w kierunku małżonki. Ta
widząc jego ochotę rozmowy z nią zbliżyła się do łoża chorego, obok niej małoletni książęta
upadli na kolana i zbliżyli się z twarzami zalanym łzami, aby ucałować dłonie ojca.
- Nie mógłbym umrzeć w spokoju - cicho powiedział Bolesław, patrząc w oczy
Salomei - gdybym ciebie, moja kochana małżonko, za to żeś mnie potomkami obdarzyła i
szczęściem, bez oprawy wdowiej zostawił. Korzystaj z niej do końca życia mając przy sobie
Henryka i tego tu Kazimierza zanim do swych lat nie dojdą i nie posiądą dziedzictwa po
tobie, swej matce. Wszystkich was tutaj zgromadzonych - zwrócił się do wszystkich
przybyłych do niego wielmożów - na świadków biorę testamentu mego, i abyście tak jak przy
mnie na straży stali, tak i stańcie na straży mego rodu. Zaklinam was, którzy staliście wiernie
u mojego boku, stójcie też i tak przy bokach mych następców. Piotrze, zwłaszcza ty, któryś
mi za życia przyjacielem był i dla mnie jako comes pallatinus w mej pamięci pozostaniesz.
Tobie powierzam opiekę nad moją ostatnią wolą, tak jak wielokrotnie ty składałeś swoje
życie w moje ręce. Nie jest moim zamiarem dzielić ziemie a połączyć je wszystkie pod
jednym panowaniem seniora, po śmierci sukcesorów. Wolą moją jest nie dopuścić do walk i
zatargów pomiędzy braćmi, uniknąć wojny domowej, która po śmierci mojej wybuchnąć by
mogła.
72
Bolesław opadł wyczerpany na łoże. Po wymęczonej i wychudzonej chorobą twarzy
płynęły łzy. Książę Władysław, a za nim wodzowie, komesi, możnowładcy po kolei
podchodzili do łoża chorego i całowali w bezwładną dłoń władcy i wychodzili. Piotr zbliżył
się do Bolesława, upadł na kolana i chwycił jego dłoń, przyciągając ją z szacunkiem do
swoich ust. Dłoń ta zacisnęła się na jego dłoni a z ust Bolesława wyleciał cichy szept - Żegnaj
mój przyjacielu - Po twarzy Piotra, pierwszy raz od niepamiętnych czasów stoczyła się jedna
łza. Jedna, wielka, gorzka łza, którą przełknął po cichu.
W izbie pozostał tylko biskup Jakub i Salomea z dziećmi, jednak krańcowe
wyczerpanie ceremonią nakazało odesłać dziatwę i wezwano medyków do chorego.
Jeszcze tej samej mroźnej nocy, dwudziestego ósmego dnia października Roku
Pańskiego 1138 Bolesław oddał swojego ducha Bogu. Rano, jeszcze przed jutrznią, wszystkie
dzwony i wywieszona czarna flaga na zamkowej wieży obwieściła zebranemu ludowi o
śmierci władcy.
Księżna Salomea zadecydowała że Bolesław złożon w Płocku zostanie obok swego
ojca Władysława Hermana, jeno bazylika dzięki staraniom i fundacji biskupa Aleksandra z
Malonne rosła dopiero w górę, budowana z równych granitowych ciosów na Wzgórzu
Tumskim. Stara, co to ją Władysław ufundował podupadła znacznie i rozebrana została. Na
miejscu nie byłoby i okazji i miejsca na dokonanie uroczystości żałobnych więc wszystko to
odbyć się miało w opactwie Marii Panny w Łęczycy, gdzie to księżna modrzewiowy dwór
zajmowała. Zwłoki, po usunięciu wszystkich wnętrzności zabalsamowane zostały, natarte
solą i wonnościami, odziane w najlepsze książęce szaty których by i sam cesarz się nie
powstydził na szkarłatach w trumnieVIII złożone na wozie zostały. Korowód żałobników,
orszaki komesów, wojewodów, możnowładców wyruszył następnego dnia rano wśród
milczącej z trwogi gawiedzi i pospólstwa, którym to bite brakteaty z podobizną księcia
Bolesława i świętego Wojciecha rozdawano.
VIII W średniowieczu ciało nieboszczyka w dniu w którym umarł kładziono na marach w domu, owijano
mu głowę całunem z odsłoniętą twarzą. Następnego dnia przychodził kapłan, który odmawiał egzekwie,
a następnie kondukt żałobny wyruszał do kościoła. Towarzyszyli mu zakapturzeni znajomi zmarłego
(bowiem w średniowieczu na znak żałoby czy uroczystości pogrzebowych zakrywano głowę kapturem w
czarnym kolorze) trzymając w rękach świece. W kościele przekładano ciało do trumny, którą zamykano.
Liturgia katolicka bowiem zabraniała odprawiania mszy pogrzebowej przy otwartym wieku trumny, za
wyjątkiem ciała zmarłego papieża.
73
Piotr ze swoim oddziałem dołączył do orszaku Księcia Władysława. Po dotarciu do
Łęczycy Księżna wdowa zajęła swój dwór, Władysław razem z możnowładcami krakowskimi
i śląskimi gród zajął, jednak Piotr, czuł że był osobą niepożądaną w tym towarzystwie, znalazł
nocleg w podgrodziu zwanym Emaus.
Wcześnie, skoro świt dzwony zadzwoniły na egzekwie. Ciało o twarzy bladej jak
śmierć, w otwartej przepięknie rzeźbionej trumnie umieszczono na katafalku nogami do
przodu w kierunku ołtarza. Arcybiskup spojrzał w te oczy teraz schowane za zamkniętymi
powiekami. Dłonie splecione na piersi zaciśnięte były na jego wiernym Żurawiu, mieczu z
którym wszystkie zwycięstwa i nieliczne klęski ponosił. Blask otaczających go świec
dodawał sprawiał wrażenie jakby Bolesław dopiero co pogrążył się w spokojnym śnie i
niedługo miał wstać, odziany w czarny pokutny habit wedle jego woli.
- Nikt nie zna dnia ani chwili - Biskup Jakub ze Żnina rozłożył ręce - kiedy do Bożej
posługi nie tu lecz na tamtym świecie wezwie go Pan - Biskup na chwilę zawiesił głos,
powiódł wzrokiem po zgromadzonych w świątyni w Łęczycy na uroczystościach
pogrzebowych. Nie dało się ukryć wrażenia że pod jednym dachem Domu Bożego w nawach
znajdują się dwa różne, wrogie sobie obozy. W jednym księżna Salomea przewodziła, w
drugim zaś tym mniejszym prym wiodła Agnieszka, żona Księcia Władysława.
- W sile wieku - kontynuował biskup - nagle i niespodziewanie, tak jak za
wstawiennictwem świętego Idziego Pan powołał go do służby w tym świecie tak i
niespodziewanie powołał go do służby na tamtym. Teraz stoi tutaj, przed obliczem Boga i
zdaje sprawy ze swojego życia. A bo i ma z czego.
Życie jego całe ojczyźnie i Bogu poświęcone było. Jednakowoż zwycięstwa i pokuty
znosił, jako i po oślepieniu brata „widzieliśmy na własne oczy — wołał głośno arcybiskup —
tak znakomitego męża, tak potężnego księcia, tak lubego młodzieńca, jak przez dni
czterdzieści pościł publicznie, leżąc wytrwale na ziemi w popiele i włosiennicy, wśród stru-
mieni łez i łkań, jak wyrzekł się obcowania i rozmowy z ludźmi, mając ziemię za stół, trawę
za ręcznik, czarny chleb za przysmaki, a wodę za nektar.
Prócz tego biskupi, opaci i kapłani wspierali go, każdy wedle sił mszami świętymi i
postami, a przy każdym większym święcie lub przy konsekracji kościołów odpuszczali mu
cokolwiek z pokuty na mocy swej władzy kanonicznej. On sam ponadto starał się o to, by co
dzień odprawiano msze za grzechy i za zmarłych, by śpiewano psałterz, i z wielkim
miłosierdziem niósł pociechę nędzarzom, karmiąc ich i odziewając.
74
A co najważniejsze ponad to wszystko i co za główną rzecz w pokucie się uważa, to
to, że wedle nakazu Pańskiego uczynił zadość bratu swemu i otrzymawszy przebaczenie
pogodził się z nim.
Jeden jeszcze nader godny zyskał Bolesław owoc swej pokuty, który dla "wszystkich
pokutników może uchodzić za wzór, ile że tu chodziło o tak potężnego księcia. Mianowicie,
mimo że sprawował rządy nie nad [jakimś] księstwem, lecz nad wspaniałym królestwem i że
niepewny był pokoju ze strony różnych wrogich chrześcijańskich i pogańskich ludów, to
jednak powierzył siebie i swe królestwo w obronę potędze Bożej i przy sposobności zjazdu [z
królem węgierskim Kolomanem], wtajemniczywszy w to tylko szczupłe grono osób, z
największą pobożnością odbył pielgrzymkę do św. Idziego i św..Stefana Króla [w
Białogrodzie na Węgrzech].
I przez wszystkie czterdzieści dni owego postu [od 19 lutego do 5 kwietnia Roku
Pańskiego 1113] byłby pościł, poprzestając na posiłku samego tylko chleba i wody, gdyby ze
względu na wielki trud [pielgrzymki], roztropność i miłość biskupów i opatów
odprawiających zań msze święte i modlitwy nie zmuszała go nakazem posłuszeństwa do
łamania owego postu. Co dzień też z miejsca noclegu tak długo szedł pieszo, a niejedno-
krotnie (boso, wraz z biskupami i kapelanami, aż skończył godzinki o Najświętszej Pannie,
godziny kanoniczne tego dnia oraz siedem psalmów pokutnych z litanią, a częstokroć po wi-
giliach za zmarłych dodawał też część psałterza.
A taką pobożność i gorliwość okazywał również w obmywaniu nóg ubogim i dawaniu
jałmużny, że nikt potrzebujący, który prosił o wsparcie, nie odchodził bez tego wsparcia.
A ilekroć północny książę przybywał do jakiejś siedziby biskupiej lub opactwa, czy
też prepozytury, to miejscowy biskup, opat czy prepozyt, a kilkakrotnie sam król węgierski
Koloman, wychodzili mu naprzeciw z procesją. Bolesław zaś wszędzie pewne dary składał
kościołom, ale w owych główniejszych miejscowościach ofiarowywał tylko złote i [cenne]
tkaniny.
I jak przez całe Węgry biskupi, opaci i prepozyci przyjmowali go pobożnie, tak z
okazałością i wielką pilnością przygotowywali dlań posługę świecką, a on ich obdarowywał i
sam od nich otrzymywał dary. [...]
Z taką to pobożnością duchową i świeckimi objawami czci powrócił Bolesław ze swej
pielgrzymki, jednakże [nawet] wróciwszy do swego królestwa nie wyrzekł się od razu
75
pokutniczego trybu życia i stroju pielgrzyma, lecz wytrwał w tym samym zamiarze
pielgrzymowania aż [do chwili przybycia] do grobu świętego Wojciecha męczennika, gdzie
miał obchodzić uroczystość Wielkiej Nocy.
A im bardziej z dniem każdym zbliżał się do stolicy świętego męczennika [do
Gniezna], tym pobożniej wśród łez i modlitw wędrował boso. Gdy zaś przybył do miasta i
grobu świętego męczennika, jakże wielkie rozdał jałmużny ubogim, ileż to ozdób złożył w
kościele i na ołtarzach! Dowodem tego jest dzieło złotnicze, które Bolesław kazał sporządzić
na relikwie świętego męczennika jako świadectwo swojej pobożności i pokuty. Trumienka
owa bowiem zawiera w sobie 80 grzywien najczystszego złota, nie licząc pereł i
kosztownych kamieni, które zapewne dorównują wartością złotu.
W stosunku zaś do swoich biskupów, książąt, kapelanów i niezliczonych rycerzy
tak okazale i hojnie obchodzono ową świętą i chwalebną Wielkanoc [6 kwietnia R. P. 1113],
że każdy z możniejszych, a niemal że i pomniejszych otrzymywał od księcia kosztowne szaty.
Odnośnie zaś kanoników świętego męczennika, stróżów i sług kościelnych oraz mieszkańców
samego miasta wydał zarządzenia tak szczodre, że wszystkich bez wyjątku uczcił szatami lub
końmi czy innymi darami, stosownie do godności stanowiska każdego.40"
Wzruszył żałobników tą mową arcybiskup. Niejeden cichcem, rękawem wycierał
cieknącą po policzku łzę. Arcybiskup wspominał zasługi Bolesława, które dokonał przez całe
swoje życie łącznie z tym że to dzięki niemu w Gniezdnie arcybiskupstwo pozostało, które
swoimi skrzydłami objęło kościoły i klasztory na ziemiach bolesławowych, które to bulla
protekcyjna z 7 lipca Roku Pańskiego 1136 potwierdziła.
- Jeszcze to trzy roki do tyłu - wspominał arcybiskup - ten dzielny rycerz w
Merseburgu41IX przed cesarzem Lotarem jako władca samodzielnego państwa miecz nosił i z
należytymi honorami został przyjęty jeno lenno musiał złożyć z zachodnich Ziem
Pomorskich a kościoły które tam powstawały do arcybiskupstwa w Dziewinie42 przypisane
zostały za sprawą Ottona z Bambergu. Dziękujmy Bogu za to że zesłał nam tego dzielnego
władcę i opłakujmy naszą stratę, skoro Bóg Ojciec zdecydował powołać go do siebie.
40 Fragment z Kroniki Polskiej Galla Anonima
41 Mowa tutaj o Zjeździe w Merseburgu, który się odbył 15 sierpnia 1135 roku.
42 Polska nazwa Magdeburga
76
Arcybiskup zawiesił głos. W świątyni zaległa cisza, rozproszona tylko hamowanym
szlochem. Poddani powoli, pojedynczo zbliżali się do trumny zmarłego aby go osobiście
pożegnać w tej ostatniej drodze. Kiedy tłum już się przewinął wieko trumny spadło z hukiem,
który odbił się wielkim echem o ściany kościoła i zostało zabite wielkimi gwoździami.
Powietrze rozdarł niepohamowany płacz. Salomea dopiero teraz wybuchła płaczem wcześniej
mocno tłumionym.
- Ale ta się mocno drze - Piotr stojący za plecami Władysława usłyszał szept
Agnieszki - Dobrze że teść zdążył testament spisać bo ta jędza gotowa była wszystko
IX Zjazd w Merseburgu (niem. Hoftag in Merseburg) – spotkanie Bolesława Krzywoustego z
niemieckim cesarzem Lotarem III w Merseburgu, 15 sierpnia 1135. Bezpośrednią przyczyną zjazdu w
Merseburgu, było wmieszanie się polskiego księcia Bolesława Krzywoustego, w sprawy dynastyczne na
Węgrzech, oraz nieuznawanie pretensji archidiecezji magdeburskiej do zwierzchności kościelnej nad
całą Polską i projektowanymi diecezjami pomorskimi.
Przed rozpoczęciem zjazdu w Merseburgu - Bolesław Krzywousty skłonił Racibora I, księcia
pomorskiego - do konfliktu zbrojnego, skierowanego przeciw Danii. Racibor I, w tym czasie przebywał
na dworze księcia Bolesława. Miała to być swoista demonstracja sił wobec cesarza Lotara III. 650 łodzi
(po 44 wojów i 2 konie) skierowano na bogate, norweskie miasto portowe Konungahelę. Wyprawa
zakończona sukcesem - spowodowała u cesarza, zmianę stosunku politycznego wobec Polski.
Bolesław do Merseburga przybył w przeddzień ustalonego zjazdu, tj. 14 sierpnia 1135. Honory
oddawane polskiemu księciu na rozkaz Lotara III, świadczone jedynie niezależnym władcom, oddały w
pełni charakter pozytywnego stosunku cesarza do Krzywoustego.
W przebiegu zjazdu należy wyróżnić następujące sprawy: spór z Belą II Ślepym, węgierskim dynastą i
Sobiesławem I, księciem czeskim, oraz kwestię stosunku cesarskiego do sprawy pomorskiej[12]. Zjazd i
hołd był przygotowany według ówcześnie obowiązującego prawa. W ceremoniale składania hołdu
musiały być uwzględnione następujące elementy: włożenie dłoni poddającego się rygorom lennym, w
dłonie seniora; złożenie przez seniora pocałunku w usta wasalowi na znak pokoju; klęczenie na wprost
siebie i złożenie obustronnej przysięgi. Tak też mógł wyglądać ceremoniał hołdowniczy w Merseburgu.
Podczas ceremoniału - cesarz uznał lenne prawa Polski, nie tylko do Pomorza, ale także do Rugii.
Bolesław zgodził się na poddanie wasalne z Pomorza Zachodniego, Rugii oraz ziem polskich, ponadto
zapłacić trybut z ziem pomorskich, w wysokości 6 tys. grzywien srebra. Polska strona wyraziła także
zgodę, na zawarcie pokoju z Węgrami (uznanie Beli na Węgrzech). Przypieczętowano to przyszłym
(niedoszłym) mariażem córki Bolesława - Judyty, z synem Beli II - Gejzą II. Inaczej przedstawiała się
sprawa polsko-czeskiego sporu. Polski książę nie godził się na żadne pojednawcze załatwienie
problemu, przez sąd cesarski. Krzywousty doszedł do wniosku, że nie można traktować suwerennego
77
zagarnąć i twoich synów należnych praw pozbawić. - W głosie Agnieszki słychać było
nieskrywaną nienawiść do księżnej-wdowy. - Zobaczysz że jeszcze przez nią wiele
problemów i waśni będzie.
- Zmilcz kobieto chociaż w tym świętym miejscu - Książę warkną na żonę aby
pohamować jej zapędy.
Ta ze względów na obce uszy jeno zaprzestała jazgotać, gdyż zmiarkowała że słychać
ją dookoła.
Trumna została wyniesiona z kościoła i złożona na wozie. Pochód żałobników ruszył
w kierunku Płocka, rozciągając się na drodze jak wielki wąż. Orszak prowadził oddział stu
konnych stanowiący straż przyboczną księcia, stacjonujący w Łęczycy, za trumną Książę
Śląski i senior, Władysław pierworodny Sym Bolesława jako symbol ciągłości rodu i władzy
książęcej, otoczony rycerzami i możnymi tego kraju, a wśród nich Piotr z Dormirem i
benedyktynem Maurem, który to skrzętnie notował wszystkie zdarzenia.
- Ciężkie to będą czasy, pełne sporów i waśni pomiędzy braćmi, a w szczególności
pomiędzy tymi dwiema silnymi kobietami, które swoich mężczyzn w garści trzymają.
- Jakże to? - Maur zdziwiony spojrzał na Piotra - toż mężczyzna jest głową rodziny i
to on prym ma wodzić. Jak napisane jest w Piśmie:
„… kobiety - w skromnie zdobnym odzieniu, niech się przyozdabiają ze wstydliwością
i umiarem, nie przesadnie zaplatanymi włosami albo złotem czy perłami, albo kosztownym
strojem, lecz przez dobre uczynki, co przystoi kobietom, które się przyznają do pobożności.
władcy, za jakiego się uważał, na równi z lennikiem cesarskim, jakim był Sobiesław I, książę czeski.
Lotar III nie mogąc dojść do porozumienia, zaproponował tymczasowy rozejm i przeniesienie sprawy,
na późniejszy termin.
Zjazd zakończył się majestatycznym przepychem, uroczystościami kościelnymi, podczas których
Krzywousty niósł przed sobą cesarski miecz (był to zaszczyt przyznawany jedynie suwerennym
władcom). Pośrednim sukcesem polskiej dyplomacji było unieważnienie przez papieża Innocentego II
poprzedniego wyroku (bulli z 1133), uznającego metropolitalne prawa Gniezna (synod w Pizie - 1135).
Natomiast 7 lipca 1136, w bulli protekcyjnej (łac.) Ex commisso nobis a Deo. - zawarto potwierdzenie
wyłącznej i później nigdy niekwestionowanej zwierzchności Gniezna nad diecezjami polskimi.
Polska wchodząc do obozu cesarskiego unormowała swoje stosunki z Czechami, na zjeździe książąt w
Kłodzku w 1137 (tzw. pokój kłodzki). Jednak szczegóły zawartego tam porozumienia - nie są znane.
Węzły przyjaźni umocniono w grodzie Niemczy, gdzie podczas uroczystości Władysław II, najstarszy
syn Krzywoustego trzymał do chrztu Wacława, syna Sobiesława I.
78
Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie
pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam
został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona
kobieta popadła w przestępstwo. Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci; [będą
zbawione wszystkie], jeśli wytrwają w wierze i miłości, i uświęceniu - z umiarem.”43
- Ech bracie, tylko w tych swoich świętych księgach siedzisz i o świecie prawdy nie
znasz? Czyż Paweł Apostoł co te słowa do Tymoteusza kreślił pomylić się nie mógł? Czyjaż
krew ważniejszą jest? Mężczyzny czy kobiety? Czyż to nie Bóg stworzył człowieka -
Mężczyznę i Kobietę, a więc przez to stawiając ich na równych prawach? Jeno mężczyzna
wszystko poświęci dla swojej ukochanej, o czym ta wie dobrze i wykorzystać tę naszą słabość
potrafi. Zatem pewnie mądrzejszą jest, gdyż to ona sprawia że mężczyznom się wydawa iż to
oni rządzą, co prawdą jest, jeno rządzą tak jak kobieta pragnie. Ot i cała prawda o rządzeniu.
Na takich rozprawach, wypełnionych wieloma obawami minęła im podróż do Płocka,
gdzie ciało Bolesława zostało złożone obok ciała jego ojca.
XXX
Książę Władysław od wczesnych lat młodzieńczych, jako pierworodny Bolesława, do
sztuki rycerskiej i do sprawowania rządów, które w przyszłości miał objąć po ojcu, był
przygotowywany. Zapoznawany z historią ziemi, którą władał Bolesław jednak niewiele się
kwapił do nauki i rozrywki stawiał ponad wszystko, a już wiele się zmieniło kiedy to
obumarła mu matka, Zbysława, pozostawiwszy ledwo co dziewięcioletnie pacholę w
objęciach macochy, Salomei z Bergu, drugiej żony Bolesława. Tej jednak nie w smak było
pilnować aby Władysław wyrósł na nowego władcę, mając na myśli własne dzieci, które
miały narodzić się z tego małżeństwa. Ciężkie to były czasy dla Władysława. Bolesław zajęty
ciągłymi utarczkami i wyprawami nie poświęcał zbyt wiele uwagi na jego wykształcenie.
Więcej też czasu młody książę spędzał z Piotrem niźli na swoim dworze. On też nauczał go
polowania, rozumienia mowy natury, a Salomea sukcesywnie oddzielała go od spraw
państwowych. Roku Pańskiego 1125 na polecenie Bolesława poślubił Agnieszkę,
czternastoletnią córkę margrabiego Austrii, przyrodnią siostrę cesarza niemieckiego, Konrada
III. Małżeństwo to miało bowiem pozyskać Polsce kontakty z opozycją niemiecką, potrzebne
w okresie konfliktu z cesarzem Lotarem z Supllinburga. W prezencie ślubnym otrzymali we
43 1 List do Tymoteusza 2:9-15, Biblia Tysiąclecia
79
władanie Śląsk, którego nazwa od góry Ślęży pochodzi.
Pomimo swojego młodego wieku była kobietą niezwykle
energiczną, przepełniona butą, dumą ze swoich więzów krwi i
niezwykle ambitną. Tak ambitną, że polowania stały się dla
Władysława miejscem spokoju i ucieczki od rzeczywistości
coraz bardziej wypełnionej niemieckimi zwyczajami,
niemiecką mową i niemiecką służbą. Już w dwa lata po ślubie
obdarowała Władysława synem, któremu na imię Bolesław,
po jego dziadzie dano jako i pierworodny syn Salomei i
Bolesława, jeno 6 lat starszy od swego bratanka. Jakże się
wielka rywalizacja pomiędzy tymi kobietami o prym
rozwinęła, że i legendy na ten temat krążyć zaczęły. Każda
bowiem o przyszłości własnych dzieci myśląc nie zważała na
drugą, kołki ciosając na głowach mężów, o swoje walczyła, a
nienawiść kobiety równa jest z desperacją lwicy broniącej
swojego gniazda, która uderzy wtedy kiedy nikt się nie
spodziewa.
Po uroczystościach pogrzebowych książę Władysław z
Agnieszką i całym dworem wróciwszy do Krakowa całej
litanii wysłuchać musiał.
- A widziałeś to jak się ONA puszyła, piórka strosząc? - Agnieszka wylewała całą żółć
na męża - Bolesław władzę Tobie ostawił a ona prym wodzić chciała. Zobaczysz że ciebie
mój książę, od tronu odsunie a wraz z Tobą krew z krwi Twojej. Jak kokosza jaka swe
bękarty pod skrzydła chowała, a ty jak półksiążę, któremu nadzieję dano a plecy żelazo chcą
wrazić. Nic jeno zmilczeć chcesz te okropieństwa.
Władysław dla świętego spokoju jeno przytakiwał na takie gadanie ale jak stara
prawda rzecze - kropla wody skały drąży, tak i słowa Agnieszki nie na wiatr rzucane były.
Piotr chciał jak najdalej trzymać się od tych waśni rodzinnych, jednak jako wykonawca
ostatniej woli zmarłego księcia Bolesława, musiał utrzymywać poprawne stosunki z każdą ze
zwaśnionych stron. Swą pobożnością, mądrością i roztropnością, teraz w tych trudnych dla
80
wszystkich czasach wielkie poważanie wśród możnych zyskał. Stał się ostoją sprawiedliwości
zaszywszy się w swoim Ołbinie.
Piotr nerwowo chodził po gościnnej izbie Palatium w Górce. Rozejrzał się dookoła.
Nie był tutaj od czasów przeprowadzki zakonników do nowych zabudowań na wyspie Piasek.
Teraz palatium stało w ciszy od czasu do czasu wypełnione modlitwą wiernych. Przeor
postanowił zastąpić ten mały kościółek co na miejscu starego chramu stał i właśnie tutaj, w
miejscu gdzie osadził ich Piotr, chwalić Pana.
- Trzeba załatwić wszystko formalnie bo jeszcze gotowi są wszystko odebrać - ni to do siebie
ni to do kogoś kogo tylko on widział wyszeptał Piotr .W głowie kłębiła się nieskończona
liczba myśli. - Gdybyśmy całą swoja energię, którą skierowaliśmy do walki z innymi ludźmi,
zamienili na miłość do bliźniego to bylibyśmy znacznie dalej... bylibyśmy znacznie lepsi... ale
przez tysiące lat jedyne co nam wychodziło to niszczenie słabszych by nadymać własne Ego...
a wszystko co dobre dla człowieka zostało mocno schowane, zakazane, utajnione i
przemilczane.... szkoda ... zmarnowała się ogromna moc.. Wszystko co czynię, czynię nie dla
siebie a dla innych, dla tych co po mnie przyjdą. Ciężkie czasy idą, ciężkie - z jego piersi
wyrwał się ciężki oddech. Napięcie które w nim wzrastało aż do niebotycznych granic nie
dało mu usiedzieć na miejscu. Jakiś nieracjonalny niepokój ogarnął jego ciało i jakaś siła
zmusiła go do biegu. Wybiegł z palatium trzasnąwszy drzwiami, wskoczył na konia i ruszył z
kopyta. Za nim został tylko krzyk przerażonego Dormira, który myślał że jakiś zły Piotra
opętał i wołał o pomoc do nieba.
Nadchodziły ciężkie czasy, które potem i opisać trudno było.
XXX
Rok 1145 nie był łatwym rokiem dla ziem, które pod panowaniem Księcia Bolesława
jedność stanowiły, po jego śmierci natomiast pomiędzy braci podzielone zostały. Po śmierci
Salomei bracia się za łby wzięli i mocować, a wyrywać sobie prawa przez ojca nadane. Latem
tegoż roku po bitwie nad Pilicą rozejm zawarli, jednak prynceps Władysław jego warunków
dotrzymać ani zamiaru nie miał. Przygotowania do nowej wojny poczyniał. Gdy Wsiewołod
81
Olegowic, zajęty tłumieniem buntu książąt dzielnicowych u siebie, nie mógł zapewnić mu
pomocy, chociaż Władysław wziął czynny udział w wyprawie przeciw wrogowi Wsiewołoda,
Włodzimierzowi Halickiemu, i oblegał go w Żwinogrodzie, umyślił przyzwać posiłki z Prus i
Jaćwieży, które też rychło zaczęły napadać i pustoszyć Ziemię Mazowiecką. Nie
zadowoliwszy się wzięciem w posiadanie Sieradza, Łęczycy i dwóch innych grodów, przez
co wbił klin między posiadłości Bolka Kędzierzawego i Mieszka Starego, posuwał się w głąb
ich księstw i powołując się na testament ojca, że ma prawo mianować dowódców załóg w ich
grodach, oblegał je, zajmował i ustanawiał grododzierżców. A nie czynił tego modlitwą i
pokojem a gwałtami, grabieżą, ogniem i mieczem, nawet kościołów w spokoju nie
ostawiwszy.
- Kościół i pomieszczenia dla Kanoników na Piasku już na ukończeniu i biskup
KonradX, kiedy to konsekruje ołtarz główny w Lubinie, zamierza i ten konsekrować. Księcia
Władysława prosić trza będzie aby na tę uroczystość przybył - Ciepły głos Marii rozwiał się
po komnacie i wypełnił serce Piotra jak balsam, który łagodzi wszelkie rany .
- Nie uśmiecha mi się to wcale z nim rozprawiać. Dosyć się nasłuchałem kiedym to z
Magdeburga wrócił i zamiast dobrego słowa same łajaniam usłyszał. To pewnie za sprawą
X? Konrad (zm. 2 marca 1146 r.) - biskup wrocławski w latach 1142-1146. Biskup Konrad nie jest
wymieniany w żadnym katalogu biskupów wrocławskich. Znany jest z nekrologów klasztorów
benedyktyńskich NMP (św. Wincentego) we Wrocławiu oraz NMP w Lubinie. W tym drugim w 1145 r.
konsekrował ołtarz główny. W źródłach występuje bez podania diecezji. O identyfikacji stolicy biskupiej
przesądzają związki z Wrocławiem, brak możliwości powiązania z inną diecezją i czas występowania,
który wypełnia lukę pomiędzy przeniesionym do Krakowa biskupem Robertem II a Janem II. Bulla
papieża Celestyna III z 9 kwietnia 1193 zatwierdzająca posiadłość opactwa NMP na Piasku stwierdza
że kościół NMP był konsekrowany przez biskupa Piotra:
„Anno domini 1090 fundata est ecclesia beatae Virginis in Arena Wratislaviae a Petro comite Corek et
consecrata a Petro Wratislaviensi episcopo octavo, praesente Vladislao duce Poloniae et uxore eius
Agnete, Henrici quarti imperatoris filia et Maria Wlosconissa Petri comitis uxore et Swentoslao filio eius”
„Roku pańskiego 1090 ufundowany został kościół NMP na Piasku we Wrocławiu przez komesa Piotra
Korka i konsekrowany przez Piotra, ósmego biskupa wrocławskiego, w obecności Władysława, księcia
Polski i żony jego Agnieszki, córki cesarza Henryka IV i Marii Wloskonissy, żony komesa Piotra, i jego
syna Świętosława”. 8 biskupem Wrocławia był Robert II, który został przeniesiony w roku 1142 do
Krakowa przez Księcia Władysława Wygnańca i zmarł 11 kwietnia 1143 roku.
82
Agnieszki, po tym com jemu na polowaniu powiedział. - W Piotrze jeszcze na samo
wspomnienie krew wrzała jak w tyglu kucharki, a ponoć krew nie woda.
- A bo ty języka w gębie utrzymać nie możesz, i to co w myślach to u ciebie na języku
- Maria uśmiechnęła się do męża najcieplejszym spojrzeniem na jaki tylko strach jej pozwolił.
Czuła tę ciężką sytuację, która nie mogła wróżyć nic dobrego.
- A dlaczego się Ciebie czepia? Jenom mu pięknym za nadobne zapłacił. Niewiele o
tym Dobku wiadomo, mnie się na pewno wydaje Niemcem, choć on i za naszego brata
uchodzić może, i sprzedawać się umie. Za młodu pono dostał się na ziemie nasze, żył i tu,
powracał do Niemiec, chleba kosztował wszelkiego, jest tym, kim mu być potrzeba. U
księżnej Agnieszki on wszechmocnym, marszałkuje u niej, u króla nadwornemu rycerstwu
hetmani, trzyma od skarbca klucze, jest pierwszym doradcą - a reszty możesz się sama
domyślać, bo mi się mówić nie godzi. Nosi się to pańsko i rycersko, strojny aż do zbytku
jakby na dzień świąteczny, choć i jest powszedni, jakby się chciał sobą chwalić i popisywać.
Oblicze ma wesołe, rumiane, oczy jasne, ale jakby szklane, nie mówiące nic. Mężczyzn i
kobiety czasem natura takimi na świat wydaje, jakby ich na szyderstwo tworzyła; da im
wszystko, co potrzeba, by pięknymi byli, tylko w nich duszy nie włoży. I chodzą te istoty,
jakby złote latarnie, w których światła nie zażegnięto. Pamiętam jako to o naszą Beatrycze
chciał się upomnieć w małżeństwo i wiano, aleć tom mu powiedział że prędzej na sośnie
żołędzie rosnąć będą niż on należeć do naszej rodziny. Ślub naszej Agafii nam trzeba na gody
szykować i to też nie mała przeprawa będzie. Dobrzem jej męża wybrał bo z książęcego rodu
- Piotr uśmiechną się do swoich myśli o młodym Jaksie. Pasował mu ten młodzieniec, dumny,
zadziorny i swego pilnował jak nikt, a przy tym i wielki chrześcijanin.
- Oj uważaj Panie na niego, oj uważaj, bo on jak żmija, cicho siedzi w ukryciu a nagle
ukąsić potrafi. Wielkie on ma poważanie u Księżnej Agnieszki i wielkie jej poparcie, a ta
znaczny wpływ na naszego Księcia Władysława.
Piotr na dźwięk tego głosu odwrócił się w kierunku drzwi i spojrzał na mężczyznę
który w nich stał.
- Ooo, Dormir, chodzisz cicho jak kot na polowaniu, że do różnych przypadłości
człowieka możesz doprowadzić. Usiądź z nami na chwilę i dobrego miodu się napij niech ci
ciepło po starych kościach rozleje. Sama mądrość przez ciebie prawi jeno do głowy mi nawet
nie przychodzi aby na majątek nasz czy też życie nasze mógł nastawać. Za mały on aby nos tu
wścibiać.
83
- Jeno dobrej rady posłuchaj Panie, bardzo o to proszę. Tym żeś zwrócił uwagę
Władysławowi żeby przyjrzał się Dobkowi, który to czas z Księżną Agnieszką miło spędza
kiedy ten na polowaniach bywa jeno zapewne kij w mrowisko wsadziłeś. Książę wprawdzie
uśmiał się z takich przypuszczeń, ale Agnieszka tego ci nie daruje.
- Bo to i żartem powiedziane było, skoro on mi każe Mari pilnować, która swój czas z
biskupem Janikiem spędza. Janik to rodzina i duchowny czym zapewne Dobek nie jest dla
Agnieszki.
- On i pewnie tak pojął, ale spróbuj to kobiecie wytłumaczyć, która to, zwłaszcza
gdyby i to prawdą było, będzie swojej tajemnicy pilnować i honoru. Podjudzić męża może i
ten nastawać na Twoje życie będzie, a to już nie żarty będą. A ja przyszedłem z wiadomością.
Jedzie do nas magister Achardus, który to właśnie zakończył prace w BrzeźnicyXI przy
opactwie cystersów, które zwać będą Mirimondem mniejszym na cześć rodzimego opactwa z
Francji i chce zobaczyć nasze opactwo. Umyślnego przysłał aby nie zjawiać się
niespodzianie.
- Jakże się cieszę że go ponowie obaczę - Piotr aż uśmiechnął się do długich godzin
spędzonych na rozmowach o wszystkich tajemnicach tego świata z wielkim architektem
Bernarda z Clairvaux - Janik tam dobrze prac doglądał i tereny, które od Księcia Bolesława
w podzięce za Wołodara otrzymałem razem z Brzeźnicą i Miechowem na wiano dla
Beatrycze przeznaczyłem, jeno Janik nimi na moje polecenie zadysponował by Cystersom
opactwo sprawić i podarować im osiem przyległych wiosek. Boga Jedynego tylko proszę
żeby się nikt nie zwiedział że to ode mnie i zobowiązałem tajemnicą spowiedzi aby to się nie
wydało. Pewnie i w tym roku opactwo Janik będzie konsekrował. Jakże wiele do zrobienia,
bo i ślub córki naszej na gody uszykować trzeba. Czasu nie ma żeby sobie głowę problemami
innych zaprzątać. Gdyby nie Ty mój stary przyjacielu to nie wiem jakby się to wszystko
XI Brzeźnica, dzisiejszy Jędrzejów, pierwsze opactwo cysterskie na terenie Polski. To prawdopodobnie
moment przekazania kluczy do tego opactwa cystersom przez Piotra Włostowica, w czasie konsekracji
przez Biskupa Janika ukazał Jan Matejko w obrazie z 1888 roku pod tytułem „Piotr Włost sprowadza
cystersów do Polski” Obraz ten znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Jan
Długosz w swoich „Rocznikach czyli Kronikach Sławnego Królestwa Polskiego” w księdze V pod rokiem
1141 pisał że sam Bernard z Clairvaux chciał wizytować klasztor w Jędrzejowie, „jednak w czasie tej
podróży kiedy przybył do Spiry, ciężka choroba udaremniła urzeczywistnienie jego zbożnego zamiaru,
mającego przynieść korzyść zarówno klasztorowi, dla którego uporządkowania wybrał się w drogę, jak i
Polakom” Historycy jednak wizytę św. Bernarda w Spirze datują na rok 1146-47.
84
skończyło. Wiele ci zawdzięczam i bardziej Ty mi rodzicem niż wiernym sługa jesteś, Ojcem,
którego we wczesnych leciech mi zabrakło.
- Wielceż dla mnie szczobrotliwy jesteś, Panie Piotrze, ale i o to mnie prosił wasz
Ojciec, więc ostatnia wolę zmarłego spełniam. Nie wspominajmy o tym więcej.
Dormir odwrócił się na pięcie i tak cicho jak się pojawił tak cicho zniknął w głębi
dworca by przygotować pomieszczenia na przyjęcie szlachetnego i tajemniczego gościa.
Wieczorne promienie kończyły lizać szczyty Ślęży i Wieżycy barwiąc je kolorem
czerwieni. Czerwieni jakiej dawno nie widziano. Ciepły, delikatny wietrzyk rozwiewał
rozpuszczone włosy jeźdźców przeplatając je przez swoje palce. Śpiewnie szeptał w gałęziach
dąbrowy w którą właśnie wjechali, zjeżdżając z utartego szlaku. Za sobą pozostawili Górkę i
stare palatium, które to pan tych ziem dawno temu podarował Kanonikom na dobrą posługę
ludziom i Bogu, i poruszali się niewidoczną ścieżynką wydeptaną przez leśną zwierzynę. Po
prawej ręce rozpościerały się połacie wrzosu który w promieniach zachodzącego słońca
sprawiał wrażenie pokrytego krwią. Głuchy odgłos końskich kopyt o ślężański grunt roznosił
się po lesie i wracał odbity od porozrzucanych skał.
- Dajmy chwilę wypocząć koniom - Odezwał się jeden z jeźdźców - tutaj, nie daleko
jest potrójne źródełko i tam napoimy konie. Chwilę odpoczniemy. Nie o każdej porze można
się tam dostać.
Był to potężnie zbudowany mężczyzna, z twarzą okoloną brodą na której już czas
pozostawił swoje znaki, spod mysiurki na plecy rozlewał się wodospad włosów. Ciepły lecz
bardzo mocny i zdecydowany głos świadczył o potężnej sile tego człowieka. Zdradzał
stanowczy charakter, a w jego niebieskich oczach, pomimo średniego wieku, lśniła siła
młodości. Do boku przypięty potężny miecz lekko się kołysał w rytm kroków konia.
Wyjechali na niewielką polanę i puścili konie wolno aby mogły wypocząć.
- Dormir, pomóż magistrowi Achardusowi, bo niewprawny w rycerskim rzemiośle,
jeno sługą on kościoła i słowem a piórem wojuje a nie mieczem. - mężczyzna skierował
wzrok na niewielkiego wzrostem cystersa, odzianego w biały habit z narzuconym czarnym
szkaplerzem i przepasanym pasem, który niewprawnie siedział w siodle i widać było że długa
wycieczka z Ołbina zostawiła swoje znaki na jego ciele.
Dormir, pomimo swojego podeszłego wieku, dziarsko zeskoczył ze swojego gniadego
i przytrzymawszy za uzdę konia zakonnika, pomógł mu z niego zejść.
85
- Skrzesać ognia? - Dormir spojrzał na Piotra pełnymi oddania oczami, czekając tylko
na przyzwolenie.
- Tak - Bezgłośnie odpowiedział Piotr - Dobrze wiesz co robić
Dormir pozbierał chrustu i oczyścił wielki Kamień leżący pośrodku polany, obrośnięty
mchem. W miejscu na kamieniu, które wskazywało na wielokrotne palenie tam ognia ułożył
mały stosik i skrzesał ognia. Z jego ust popłynęła cicha pieśń, która Piotrowi przywróciła
wspomnienia :
małe płomienie wodę goTują
większe komnatę ogrzewAją
pożar pożreć wioski chCe
czas wypełniA życie
gdy się Kocha je
ogień pRawdę powie
ogień praWdę skryje
przed ogniem nIc się nie ukryje
Twoje serce w zamku schowane
Krew Królewska płynie
Łabędzie pisklę odchowane
Ból jej nie ominie
Kiedy łabędź kocha
Kocha aż do śmierci
Ogień w rytm pieśni to wzmagał się to znów opadał by po chwili się uspokoić
- Odpoczniemy tylko chwilę bo niedługo księżyc wzejdzie. Wprawdzie do miejsca
gdzie się udajemy niewiele drogi pozostało ale i czasu za wiele na odpoczynek nie mamy.
Jeno trochę kości rozprostować i zaczerpnąć sił z potrójnego źródełka. Ono daje życiodajną
wodę tylko w określone dni.
Piotr skierował się w kierunku małej grupy skałek, reszta towarzystwa ruszyła za nim.
Oczom ich ukazało się niewielkie źródło które wypływało jakby cudem ze skał i swoje nurty
dzieliło na trzy strony świata. Piotr zatrzymał się i odwrócił w kierunku młodego,
dwudziestopięcioletniego mężczyzny, który podążał za nim jak ślepiec, który wierzy
86
swojemu przewodnikowi. Cysters i Dormir stanęli obok. Piotr chwycił go za ramiona w
potężnym uścisku i głęboko spojrzał w oczy, które pomimo zapadającego mroku błyszczały
ciekawością.
- Jaksa - Cichy głos przeszył serce młodzieńca jak strzała wypuszczona z łuku
wytrawnego strzelca. Na swojej skórze poczuł dreszcz emocji przeciskający się przez
wszystkie pory od pięt aż do czubka głowy - Od tej chwili wszystko co usłyszysz, zobaczysz i
poczujesz musisz zostawić dla siebie, i w odpowiednim czasie przekazać to następcy. Czy
zobowiązujesz się do tego?
Jaksa, jakby potężną siłą zwalony, padł na kolana. Siła ta zgięła mu kark i kazała
pochylić głowę przed nieznanym a potężnym.
- Na Krew i Rany, Pana Naszego Jezusa, który to przez to że umarł żyje wiecznie -
Jaksa drżącym głosem wyszeptał przysięgę.
Przez gałęzie drzew zaczęło prześwitywać światło wschodzącego właśnie księżyca i
oświetlać twarze zebranych. Każdy z uczestników tego dziwnego widowiska ustawił się na
jednym z brzegów strumienia, tak że wody ich rozdzielały. W środku Piotr z zakonnikiem a
Jaksa i Dormir po bokach. Piotr i cysters rozłożyli ręce tak jakby chcieli górę objąć w
ramionach i zawołali:
- Ojcowie nasi przybywajcie bo czas nastał po temu.
Wiatr tak jakby się wzmógł i odpowiedział głosem liści, poruszył gałęziami starych dębów.
- Ojcowie nasi przybywajcie bo czas nastał po temu - powtórzyli mężowie
Tym razem to już nie był wiatr który się zerwał i poruszał drzewami, to były odgłosy, które
Jaksa znał, albo mu się wydawało że znał, od bitew do płaczu dziecka w komnacie. Obraz
zaczął mu wirować, starał się utrzymać na miękkich kolanach.
- Ojcowie nasi przybywajcie bo czas nastał po temu
Gdy trzeci raz zabrzmiało wezwanie puszcza jakby ożyła, drzewa zaczęły przemawiać,
przemieszczać się z miejsca na miejsce i Jaksa niespodziewanie usłyszał odpowiedź
- Jesteśmy
Wszystko ucichło i uspokoiło się. Jaksa otworzył oczy, które wcześniej zacisnął tak mocno że
w kącikach ukazały się dwie łzy. Zobaczył jak postacie wychodzące z boru krokiem, który
więcej niż krok ludzki przypominały okręt na spokojnym morzu stają w kręgu dookoła
strumienia.
Cysters nabrał wody z każdego ze strumieni i zlał je do jednej czary.
87
- Pobłogosław Panie w trójnasób W imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego. Matko
naszych przodków - Achardus wziął garść popiołu z dopalającego się ogniska, pochylił się w
kierunku Ślęży i wrzucił do czary - jako i prochu powstaliśmy i prochem do ciebie wrócimy
pozwól nam zobaczyć to co jest ukryte, następnie wsypał szczyptę soli - jak jest napisane To
Wy jesteście solą tej ziemi. - Po tych słowach Cysters dolał do czary wina - Krew z krwi,
kości z kości Twoich, przyjmij ofiarę naszą, jako i my Twoją na barki swoje wziąć
pragniemy. 44
Czara jakby na ogniu postawiona w jego dłoniach zaczęła wrzeć i gotować się
zmieniając kolory. Achardus podał czarę Piotrowi, ten wzniósłszy ją w górę powiedział:
- Racz oczyścić myśli nasze - i pociągnął spory łyk z zawartości. Po Piotrze wszyscy
dokonali tej ceremonii. Gdy Jaksie wydawało się że nic więcej się nie zdarzy, nagle skały
rozstąpiły się i wskazały niewielka ścieżkę wiodącą do starych, niedostępnych
kamieniołomów, których używali ci co to złączyli się z nimi w magicznym kręgu. Korowód
ruszył. Nagle przed dużą skałą się zatrzymał a tajemnicze postaci zginęły gdzieś w skale.
Piotr podszedł, zdjął z piersi medalion z łabędziem, który od dziecka nosił i przyłożył do
niewielkiego wgłębienia w skale. Coś zachrobotało, zazgrzytało i skała odsunęła się ukazując
wędrowcom niewielki korytarz prowadzący w głąb góry, który teraz oświetlony pełnią
księżyca odkrywał swoje tajemnice.
Wędrowcy zniknęli wewnątrz a na polanie nastała cisza i tylko Księżyc przy
wdzięcznym wtórze wiatru śpiewał swoją odwieczną pieśń
Nieboskłon wozem przemierzam
Mały ja Katon pisząc dla Homera.
Jest bowiem Piotra opoka
Nad wierszy miarę wysoka.
Niech wyśpiewuje stuwierszem
Piotrowi wiecznie krąg wieszczów.
Kuleje metrum każde,
Nie zmieści Piotra żadne.
Człowieka poznać chcesz blisko,
Niebieskie przejrzyj kolisko.
44 Woda Gregoriańska - jedna z 4 rodzajów wody święconej w kościele katolickim. pochodzi od papieża Grzegorza IX, który nakazał jej stosowanie podczas konsekracji kościoła.
88
Spojrzyj na tamtych na ziemi,
On sam bez zdrady się mieni.
Słodkości zdroju pełny,
Słońce niebiańskie wdzięczne,
Gwiazdy jasnością gwiezdny,
Nektaru słodkością słodki.
Niedobrze się oceniasz,
Gdy zewnątrz dobra szukasz.
We wszystko w obfitości
Bogatyś w swojej jaźni.
Ciebie ród wynosi, sławi stan, władza ubogaca,
Zacniej cię cnota twoja umacnia45
Wędrowcy przemieszczali się bez słowa, korytarzem wykutym w litej skale, na tyle
wysokim że mogli się swobodnie poruszać. Ciemności, które ich ogarnęły, rozświetlane tylko
przez pochodnie sprawiały niesamowite wrażenie. Jaksie wydawało się że w cieniach i
zaułkach korytarza ktoś się chowa, idzie za nimi, obserwuje a raczej ich pilnuje. Pomimo tego
że przeżył w swoim życiu wiele, nie raz w boju zaglądał śmierci w oczy, zimny pot wystąpił
mu na czoło a wzdłuż kręgosłupa przebiegł dreszcz. Stęchłe powietrze wypełniało mu płuca
do tego stopnia że trudno mu było oddychać. Piotr, który prowadził ten pochód nagle się
zatrzymał.
- Jaksa, podejdź - zawołał, a głos odbił się echem od mokrych ścian. Dormir i cysters
zrobili przejście i młodzieniec stanął koło Piotra. Chciał jeszcze zrobić jeden krok, gdy ten
nagle go zatrzymał jednym szarpnięciem.
- Spójrz - Piotr pochylił pochodnię w kierunku jednej ze ścian. Z ciemności wyłonił
się szkielet człowieka. Jaksa odruchowo się cofnął.
- Widzisz te dwa znaki? - Piotr wskazał na znaki wyryte w skale - ten oznacza
niebezpieczeństwo, a ten „ idź w lewo”
- Jakże iść w lewo jak korytarz prosto prowadzi? - Jaksa zdziwiony rozejrzał się
dookoła po twarzach zgromadzonych.
- Chodź pokażę ci
45 Wincenty Kadłubek - Kronika
89
Gdy zbliżyli się do lewej ściany korytarza nagle oczom Jaksy ukazało się niewielkie
przejście, które dotąd było ukryte przed wzrokiem ludzkim. Piotr przecisnął się a za nim
reszta towarzystwa.
- Pamiętaj, oczy mogą mylić, tam skarb Twój gdzie serce Twoje - Piotr uśmiechnął się
do swoich myśli.
Prowadził wszystkich w mrok od czasu do czasu zbliżając się do jednej ze ścian i
wtedy gdzieś w głębi, pod nogami czy też za ścianą słychać było dźwięki jakby dusz
wyjących, jakby chrobot metalu czy przesuwanych bloków skalnych. Droga już nie była taka
łatwa jak była na początku. To schodziła w dół, to pięła się w górę zawijając to w lewo to w
prawo. Czasami się rozdzielała, ale za każdym razem przewodnik stawał i pokazywał
młodzieńcowi znaki, które jak gwiazdy w ciemności wskazywały prawidłową drogę. Nagle
korytarz zaczął się rozszerzać i zamienił się w wielką komorę w kształcie jaja, o ścianach
gładkich jak skóra młodej niewiasty. Z komory wychodził niewielki przedsionek prowadzący
do mniejszej komory. Czuć było powiew świeżego powietrza, a płomienie pochodni lekko
zadrgały. Mężczyźni zatrzymali się, Dormir zapalił pochodnie które wisiały na ścianach
wypełnionych jakimiś dziwnymi znakami. Na środku stał posąg istoty nie przypominającej
nic co żyło na ziemi wykuty z kamienia. Istota przypominała smoka, stała na dwóch mocnych
łapach a pomiędzy skrzydłami umieszczony był jakiś dysk przypominający tacę. Na środku
czoła tej istoty był diadem z wielkim Diamentem. Od tacy odbijało się światło pochodni i
opierało się na naściennych malowidłach. Na piersiach tej istoty wyryty był krzyż a pomiędzy
ramionami umieszczone były cztery kamienie wielkości pięści dziecka - krwisto-czerwony,
ciepły jak ogień Rubin , Zielony jak Ziemia Szmaragd, Niebieski jak woda Szafir i Oliwin
zwany Kamieniem Słońca . Wyglądało tak jakby ktoś już wcześniej w czasach praojców
przygotował tę drogę i pozostawił SŁOWO dla wędrowca znającego tajemnicę. Rysunki
opowiadały tajemniczą drogę słońca po nieboskłonie. Można tam było znaleźć wszystkie
zwierzęta niebiańskiego lasu, człowieka który stał na lądzie i wlewał wodę do oceanu tak
jakby miał zapanować nad obydwoma światami czy wagę, na której ważyły się losy tych
światów.
- To pewnie Słońce - pomyślał Jaksa ale dalej w ciszy przyglądał się tej dziwnej
ceremonii opisanej malunkami na ścianach komory z zapartym tchem.
90
Piotr zbliżył się do Jaksy, położył mu rękę na ramieniu i głęboko spojrzał w
zdziwione, pełne strachu i ciekawości oczy.
- Pewnie dziwisz się temu wszystkiemu i zadajesz sobie pytanie dlaczego tutaj ciebie
przyprowadziłem. To wszystko nie jest takie proste i takie łatwe jakbyś myślał. Zostałeś
wybrany przez naszych przodków do strzeżenia tajemnicy przekazywanej od najdawniejszych
czasów. Zostałeś strażnikiem tajemnicy krwi Łabędzia, tajemnicy życia. Mój czas nadchodzi,
nie mogę dłużej pełnić obowiązków bo staje się to niebezpieczne i muszę je przekazać
mojemu następcy. Niedługo stracę wszystko to co mi pozostanie. Książęta tego świata
nastawać będą na moje życie, życie mojej rodziny i mój majątek, ty musisz strzec tego co jest
najcenniejsze.
Jaksa na te słowa poruszył się jakby chciał przerwać Piotrowi. Chciał go zapewnić że
życie za niego odda, ale żaden głos nie mógł mu wydostać się z zaciśniętego gardła. Piotr
podniósł dłoń czym przerwał natychmiast starania Jaksy.
- Nie przerywaj tylko słuchaj - głosem nieznoszącym sprzeciwu Piotr uciął wszystkie
myśli kłębiące się w głowie Jaksy - stara bajka mówi: - kontynuował Piotr
Garnek, który zderzy się z kamieniem,
Z pierwszym pęknie uderzeniem,
Głaz zwycięski się nie zlęknie,
Garnek zada cios — i pęknie.
Tak to wojować ze skałą
Skorupie się nie udało46
46 Wincenty Kadłubek - Kronika - Tłumaczenie Zofii Abramowicz. Przypuszczalna trawestacja jedenastej bajki Awiana (Fabulae ad Theodosium) o dwóch garnkach, jednym z metalu i drugim z gliny, gdzie jest jednak zupełnie inny morał, nie zmieniony również w przeróbkach Awiana z końca XII w. (np. Aleksandra Neckama); L.
91
Nie masz się co o mnie martwić, nie pora na to i nie miejsce. W tym miejscu, którego
nie pamiętają najgłębsze zakątki pamięci ludzi nie godzi się o sprawach ziemskich
rozmawiać. To miejsce jest jak nasze życie, pełne tajemnic i skarbów, które i przeliczyć
trudno, i ogarnąć umysłem niemożliwe. Żeby się tu dostać musiałeś przejść drogą ciemną,
rozświetloną tylko nikłym kagankiem, usianą pułapkami i tylko dzięki znakom osiągnąłeś cel.
Wejdź do tamtej komory i powiedz mi co widzisz - Komes wskazał na szerokie wejście.
Jaksa z przejęciem wszedł do komory którą wskazał Piotr. Ileż tam bogactwa było.
Skrzynie wypełnione kosztownościami, złotem i drogimi kamieniami, artefakty o których
Jaksie nawet się nie śniło w najpiękniejszych snach. Z jego płuc tylko wydarł się okrzyk
oniemienia. To wszystko kusiło, mamiło swoim blaskiem i krzyczało: „Weź mnie, będę ci
służyć aż do końca”. Jaksa ledwie się powstrzymał by nie paść na kolana i nie zanurzyć
swoich dłoni w tym bogactwie. - Apage Satanas - pomyślał w duchu, zrobił znak krzyża,
odwrócił się na pięcie i wyszedł z dziwnym wrażeniem że to nie koniec tajemnic.
- To co tam widziałeś - kontynuował Piotr - to nic przed tym co teraz zobaczysz.
Opowiem ci o Historii Krwi, której od teraz będziesz strzegł, strażniku.
Palatyn podszedł do figury i z namaszczeniem wciskał kamienie nucąc pieśń o ogniu,
ziemi, wodzie i powietrzu, następnie zdjął z szyi medalion i umieścił go w środku krzyża. Z
diamentu na czole figury wypłynął strumień białego światła i uderzył w ścianę. Coś
zazgrzytało i nagle ściana, która wydawała się być całością ustąpiła i jeden blok skalny
odsunął się ukazując niewielkie wejście do ukrytej komnaty.
Wędrowcy przekroczyli próg komnaty. Jakże różniła się od poprzedniej. Wyciosana
ręką ludzką w kształcie kwadratu rozświetlona blaskiem kaganków umieszczonych w dwóch
ścianach po bokach. Na ścianie po prawej ręce Jaksa rozpoznał sceny z życia Jezusa, Matkę
Przenajświętszą i Marię Magdalenę umieszczoną wśród uczniów. Na przeciwległej ścianie
Pysznił się przepiękny biały łabędź ciągnący wielką łódź po tafli wody, obok sceny rycerskie,
i … Król, który zdawał się być Rybakiem. Na ścianie przed nimi widniał krwawy krzyż a pod
nim napisana sentencja:
Rycerz Chrystusowy to krzyżowiec, który prowadzi podwójną walkę: z ciałem i krwią
oraz mocami piekielnymi. Idzie śmiało naprzód, czujnie spoglądając na prawo i lewo. Swoją
pierś przyoblekł w kolczugę, a duszę okrył pancerzem wiary. Z tą podwójną zbroją nie obawia
się już ani człowieka, ani szatana. Idźcie zatem, rycerze, śmiało naprzód, idźcie z sercem
nieustraszonym przepędzić wszystkich wrogów Krzyża Chrystusowego! A tę pewność miejcie,
Hervieux, Les fabulistes latins depuis le siecle d'Auguste jusqu'a la fin du Moyen Age, t. III, Paris 1894, s. 270, 476.
92
że ani śmierć, ani życie nie odłączą was od chrystusowej miłości. Jakże chwalebny jest powrót
rycerza po zwycięskim boju! A jak błogosławiona jego męczeńska śmierć w walce.
W rogach krwawego krzyża widniały rzeźby, jakby wychodzące ze ściany, Lwa, Orła,
Wołu i Anioła. Pomiędzy rogami Wołu umieszczona była srebrna taca. Biła od niej jakaś
potężna siła, której Jaksa nie rozumiał ale poczuł całym sobą. Dookoła ścian stały wielkie
regały i skrzynie wypełnione księgami i zwojami pism. Czuł jak energia wlewa się w niego i
wypełnia jego serce.
- Wiedza, to jest prawdziwy skarb - powiedział Piotr - zapamiętaj, tam skarb Twój
gdzie serce Twoje. Piotr wzniósł w górę laskę zakończoną ręką trzymającą żelazny pierścień i
wtedy ściany zdawały się wirować.
- Czuwaj Henilu, czuwaj - zawołałXII
"Veni, Creátor Spíritus, - rozpoczął pieśń cysters, a reszta mu zawtórowała -
Mentes tuórum vísita,
Imple supérna grátia
XII Ręka z pierścieniem oznaczała opiekę, laska zaś w ten sposób zakończona symbolizowała w
wierzeniach pogańskich bóstwo sprawujące tę opiekę. Henil był bogiem pogańskim, którego
symbolizowała wspomniana laska. Spierano się w nauce co do charakteru tego boga. Już J.J.
Hannusch, Die Wissenschaft des slavischen Mythus, 1842, s. 369 i nn. uważał go za słowiańskiego
boga pasterzy, występującego u Czechów i Serbów pod nazwą Honidlo, Honilo, Gonidło i
odpowiadającego litewskiemu Goniglis. W święto owego boga pasterze i pasterki obchodzą wszystkie
domy i otrzymują podarki od mieszkańców, po czym urządzają zabawy i tańce na cześć bóstwa.
Podczas tego trzody pasą się wolno, bez żadnego dozoru. Na podobny zwyczaj wskazał A. Kuhn,
Märkische Sagen und Märchen, Berlin 1843, s. 330 w wioskach słowiańskich w Starej Marchii. J.
Grimm, Deutsche Mythologie, 4 wyd. 1878, s. 625, łączył nazwę tego boga z „Hajnal" i polskim „hejnał",
oznaczających: w pierwszym wypadku zorzę poranną, w drugim pieśń budzącą na cześć
wschodzącego słońca. T. Siebs, Beiträge zur deutschen Mythologie, Zeitschr. f. deutsche Philol. 24
(1892), s. 148, uważa nazwę Henil za zdrobnienie nazwy Henno, która oznaczała pierwotnie boga
śmierci, potem boga budzącego się światła i wiosny, równoznacznego z Wotanem. Tę wykładnię
przyjmuje R. Holtzmann wyd. Kroniki, s. 484, uw. 2. Opis Thietmara w jego Kronice nie potwierdza
jednak koncepcji T. Siebsa i przemawia raczej za dawniejszą koncepcją Hannuscha i Grimma.
Obchodzenie domów przez owego pasterza przypomina żywo ich obchodzenie gromadne, o którym
mówi J.J.Hannusch. Ucztowanie w relacji Thietmara jest również echem praktykowanych tam zabaw na
cześć boga. Okrzyk:,.Henilu, czuwaj!" jest rodzajem zaklęcia, które oddaje istotną funkcją bóstwa:
opiekę nad trzodami pasterzy.
93
Quae tu creásti péctora.
Qui Paráclitus díceris,
Donum Dei altíssimi,
Fons vivus, ignis cáritas,
Et spiritális únctio.
Tu septifórmis múnere,
Déxterae Dei tu Dígitus,
Tu rite promíssum Patris,
Sermóne ditans gúttura.
Accénde lumen sénsibus,
Infúnde amorem córdibus,
Infirma nostris córporis
Virtúte firmans pérpeti.
Hostem repéllas lóngius,
Pacémque dones prótinus,
Ductóre sic te praévio
Vitémus omne nóxium.
Per Te sciámus da Patrem,
Noscámus atque Fílium,
Teque utriúsque Spíritum
Credámus omni témpore.
Deo patri sit glória,
Et Fílio, qui a mórtuis
Surréxit, ac Paráclito,
In saeculórum saécula.
Amen."XIII
Pomimo tego że zebrani zakończyli swój śpiew, pieśń dalej brzmiała w skałach góry
Ślęży. Jaksa padł na kolana i zawołał:
- Weź mnie, będę Ci służył aż do końca - i zapłakał ze szczęścia.
94
Już dobrze dniało kiedy czterech jeźdźców, gnało od Ślęży w kierunku Wrocławia,
wzniecając kurz na pustych bezdrożach.
XXX
Karczma u starego Anzelma jak zwykle wypełniona tłumem wędrowców huczała.
Wzrok słuchających utkwił w potężnym mężczyźnie z twarzą okoloną siwą brodą spod której
ledwie widoczne były czerwone wypieki ze złości. Ze złości walił pięścią w dębowe ławy tak
że piwo ulewało się z pełnych dzbanów, a ściany karczmy drżały od jego potężnego głosu.
- Ledwie siedem lat minęło od śmierci księcia Bolesława a te niemieckie pomioty
rozgrabiają naszą ojcowiznę i nastawiają braci przeciwko sobie. Jedna w zeszłym roku
opuściła ten ziemski padół ale ta najgorsza została i naszą krew burzy i marnuje. Z naszego
Wrocławia chce drugi Babenberg zrobić i z Niedźwiedziem wespół niszczą wszystko co
nasze. Na największe świętości i świętych ludzi się porywa, więżąc ich i krew ich przelewa.
Ja właśnie z jej łap się wyrwawszy cudem z lochu wyszedłszy o pomstę i ratunek was proszę.
Podstępem naszego Pana Piotra porwała łapami pachołka Dobka, z którym to podobno mile
XIII Veni Cerator, Spiritus - Hymn do Ducha Świętego - "O Stworzycielu, Duchu, przyjdź, Nawiedź dusz
wiernych Tobie krąg. Niebieską łaskę zesłać racz Sercom, co dziełem są Twych rąk. Pocieszycielem
jesteś zwan I najwyższego Boga dar. Tyś namaszczeniem naszych dusz Zdrój żywy, miłość, ognia żar.
Ty darzysz łaską siedmiokroć, Bo moc z prawicy Ojca masz, Przez Ojca obiecany nam, Mową
wzbogacasz język nasz. Światłem rozjaśnij naszą myśl, W serca nam miłość świętą wlej, I wątłą słabość
naszych ciał, Pokrzep stałością mocy swej. Nieprzyjaciela odpędź w dal I twym pokojem obdarz wraz.
Niech w drodze za przewodem Twym, Miniemy zło, co kusi nas Daj nam przez Ciebie Ojca znać, Daj,
by i Syn poznany był, I Ciebie, jedno Tchnienie Dwóch, Niech wyznajemy z wszystkich sił. Niech Bogu
Ojcu chwała brzmi, Synowi, który zmartwychwstał, I Temu, co pociesza nas, Niech hołd wieczystych
płynie chwał. Amen." - Tłumaczenie Adam Mickiewicz
95
czas spędzała kiedy to Książę Władysław na polowaniach bywał, i śmierć niechybna go czeka
jeżeli nic nie zrobimy.
- Jakże to porwała? - przez karczmę przetoczył się okrzyk przerażenia i zapadła
grobowa cisza. Wszystkie oczy skierowały się na starca z wyczekiwaniem opowieści, która
zmroziła krew w żyłach.
- Ja uczynię wszystko, aby krzywdy nasze odpłacone zostały. Do samego Rzymu się
udam jeżeli taka potrzeba zajdzie. Jakże to tak? Wielki Pan, który tyle kościołów, tyle
dobrego dla chrześcijaństwa zrobił teraz nie po chrześcijańsku więzionym był? Wszyscy go
zostawili, nawet Ci za którymi u Władysława się wstawiał, a teraz samotnie w ciemnicy
siedzi, a Agnieszka na jego życie nastawa. Pamiętacie jak to panowie z Mazowsza, z Płocka
czy Poznania do niego w łaskę przyjeżdżali, kiedy to Władysław swoimi ludźmi grody i
kasztelanie obsadzać zaczął wielki gwałt przy tym czyniąc? Mieczem swoich praw dochodzić
zaczął. Nawet Pan Mikora, co to po sąsiedzku na Ołbinie siedzi i na weselu swego krewnego
Jaksy w domu Pana Piotra był nic nie zrobił. Oj biada, nam biada bracia moi kiedy to
niemieckie rządy ogniem i mieczem w słowiańskim kraju są wprowadzane, a zdrada to i
trucizna głównym narzędziem chrześcijan być zaczynają.
- Powoli, Mości Dormirze, powoli, jakże to tak wielkiego pana można bez kary
porywać i w lochach osadzić, opowiadajże po kolei. …
XXX
Dzień słoneczny wstawał i wielkie koło czerwonego słońca wyłaniać się zaczęło zza
horyzontu. Czerwone słońce z rana nie wróżyło nic dobrego. Straż powoli rozbudzała się ze
snu który niemiłosiernie opuszczał powieki podczas nocnej zmiany. Maćko, co to stał na
wieży u wrót, oczy przecierać zaczął gdy z daleka w promieniach słonecznych zobaczył
wzbijający się kurz ponad drogą.
- Budzić wszystkich - krzyknął - jakiś oddział ku nam gna a i widać bardzo mu się
spieszy.
Zanim skończył Dormir już stał przy nim i przyglądał się kawalkadzie. Powóz
zaprzężony w cztery konie i otoczony niewielkim oddziałem zbrojnych zbliżał się niechybnie
do dworca na Ołbinie. Konie zdrożone jakby całą noc gnały bez wytchnienia.
- Ależ komuś się spieszy, na złamanie karku gnają jakby się paliło - mruknął pod
nosem. Z daleka rozpoznał barwy wielkopolskich oddziałów - Jezu przenajświętszy -
96
pomyślał - aby nie z taką hiobową wiadomością jak o śmierci Bolesława ostatnio przybyli.
Zrobiwszy znak krzyża zszedł na dół do bramy i wyszedł małym przejściem razem z dwoma
strażnikami w pełnej gotowości aby w razie czego bronić dworca.
Pierwszy podjechał posłaniec i z daleka krzycząc że to Arcybiskup Jakub ze Żnina
jedzie do Pana Piotra zażądał otwarcia bramy. Jeden gest Dormira wystarczył i wielkie wrota
rozchyliły się jak płatki tulipana ukazując wolną drogę do dworca.
Piotr z Marią właśnie szykowali się na jutrznię, którą to odprawiać mieli braciszkowie
w opactwie, gdy dobiegła go wiadomość o nadjeżdżającym gościu. Wyszedł na podwórze aby
osobiście gościa powitać bo i zacniejszego gościa trudno było szukać. Arcybiskup
gniezdnieński sam we własnej osobie dom jego nawiedza a to znaczyło że i wizyta ot taką
zwykłą przyjacielską nie była.
- Ave Maria, jakże się cieszę widząc waszą świątobliwość - powiedział Piotr i klęcząc
całował wedle zwyczaju wielki biskupi pierścień na wyciągniętej bezceremonialnie przez
Jakuba ze Żnina dłoni - Dał Pan nasz Jezus Chrystus jeszcze moje oczy nacieszyć widokiem
waszym i czerpać przyjemność z waszym obcowaniem. Zaraz stoły każę nakrywać a ugościć
was jak na prawdziwego chrześcijanina przystało. Byłem wędrowcem a ugościliście mnie, tak
powiedział nasz Pan Jezus Chrystus a więc zgodnie z tym nakazem postępować nam trzeba.
Jeszcze Piotr nie skończył powitalnej mowy, gdy z powozu wyłoniły się nowe osoby,
w których to rozpoznał komesa Wszebora, który to w dniu śmierci Bolesława był zaproszon
na czytanie ostatniej woli i Aleksandra, biskupa płockiego, który to mszę za Bolesława
sprawował, oddając mu ostatnią posługę i kładąc jego doczesne szczątki obok ojca
Władysława Hermana w płockiej katedrze.
- Wstań Piotrze, bo nie przystoi abyś ty przede mną jako przed człowiekiem klęczał -
Arcybiskup objął Piotra jak brata. - Nie w gościnę i po zaszczyty my przyjechali a po radę i
pomoc w ważnej sprawie ale i obecność nasza w tajemnicy zachowana być powinna. Książę
Władysław ma uszy wszędzie, a nasza obecność tutaj jako zdrada może być traktowana.
- Szanowni goście skoro tak, a wyczuwam w waszym głosie i ból i trwogę, jedno co
mogę zrobić na ten czas to prosić was abyście razem ze mną poszli pokłonić się Panu Bogu
naszemu, Ojcu w Trójcy Przenajświętszej, jako że udawam się do opactwa braci
benedyktynów na jutrznię, a po mszy zapewne i miejsce dla nas braciszkowie znajdą abyśmy
mogli w pokoju i przy pomocy Boskiej Wasze sprawy omówić. Wiem że zdrożeni wielce
jesteście, ale przed ciałem duch stoi, który to dobrej rady nie poskąpi w potrzebie.
Braciszkowie zapewnią nam strawę dla obu części naszego żywota i dla ducha i dla ciała coś
97
się znajdzie, a mury opactwa dość grube są to i żadne wiadomości wypłynąć stamtąd nie
mogą.
Piotr skinął na osobę duchowną, którą tu Maurem zwano, a która zjawiła się przy
Piotrze jak duch jakowy albo zjawa i szepnął mu coś na ucho. Ten pokłoniwszy się biskupom
zniknął gdzieś za furtą, tak cicho jak się pojawił w kierunku opactwa, a za nim Piotr i
wielebni goście, po cichu prowadząc dysputy. Z wież kościoła wystających ponad mur
okalający opactwo rozległy się dzwony wzywające na poranne nabożeństwo.
XXX
Kraków, który był siedzibą pryncepsa jakby trochę zszarzał i zwolnił w rozkwicie co
za sprawą Władysława Hermana a potem jego syna Bolesława się rozpoczął. Strzeliste wieże
katedry i innych kościołów wybudowanych w tamtych czasach z daleka były widoczne dla
każdego wędrowca zbliżającego się do bram miasta ale samo miasto jakby porzuconym się
wydawało. Władysław, który związany ze Śląskiem był bardziej niż z Krakowem, nie wiele
serca w tym mieście zostawił. Blisko pół wieku przeżywszy, na twarzy jeno wyryte miał
jakby zobojętnienie do życia; spokój i łagodność jej graniczyły z odrętwieniem. Oczyma
rzucał i poglądał tak, jakby go to, co widział, niewiele zajmowało ani radowało, ni smuciło.
Rysy już nieco rozlane nie piękne były ani brzydkie, strój nie objawiał dbałości o
powierzchowność i okazałość. Suknie na nim leżały tak, jak mu je dano i włożono, nie
troszczył się o nie wiele47. Największą jego rozrywką, przypominającą knieje i odstępy
wrocławskich lasów, było polowanie, na które zawsze czas miał, rządy na zamku
pozostawiając pod nadzorem żony swojej, Agnieszki. Ta natomiast pełnym zaufaniem
obarczywszy Dobiesława, bez którego nic tu się nie działo, jedno o zaszczytach, które to
mogłyby ją spotkać na niemieckiej ziemi a ominęły ze względów małżeńskich w tych
zapadłych słowiańskich dziurach. Aby pozbyć się tych złych wrażeń na krakowskim zamku
coraz częściej słychać było ten niemiecki, twardy i chropowaty język zamiast słowiańskiej
śpiewnej mowy. W ubiorach wielka panowała rozmaitość i przepych, tu i ówdzie słychać było
nawoływanie tytułami różnymi, oznajmiającymi o nieznanych jakichś urzędach i urzędnikach
dworu księżnej, jakby na cesarskim mnogich a obco brzmiących, tak że jakby kto obcy stanął
na krużgankach a niemczyzny nie znający to i do ładu by nie doszedł kto kim był, a przed kim
z ważną sprawą stanąć. Jako że imię Marszałka - Dobek, najczęściej rozbrzmiewało w
murach zamkowych, tako i wszyscy najpierw do niego ze wszystkim się zwracali a on albo 47 Opis Władysława przez I. Kraszewskiego - Historia prawdziwa Petrka Własta zwanego Duninem
98
sam decyzję podejmował a co ważniejsze referował księżnej Agnieszce. Wielkie miał
wpływy na dworze księżnej ten człowiek, który nie wiadomo skąd pochodzi, w jakiej rodzinie
się urodził ani tez gdzie leżą prochy przodków jego. Wielką on nienawiścią pałał do Piotra za
odmowę ręki Piotrowej córki, Beatrycze, która wkrótce za Jaksę wyjść miała. O majątkach
Piotra niejedne legendy chodziły, o skarbach ukrytych, za które to Piotr najwspanialsze na
ówczesne czasy opactwo na Ołbinie postawił, a gród jego dorównywał jak nie przewyższał
książęce grodziszcze na wrocławskim Ostrowiu. Nie dość tego wszystkiego to jeszcze
kościoły po miastach stawiał jakby zaznaczyć chciał swoje miejsca. Dobek już dawno parol
zagiął na te bogactwa, jeno nie wiedział jak się do nich dobrać. Już na samo wspomnienie
imienia Piotr krew wrzała w jego żyłach. Jedynym i najskuteczniejszym sprzymierzeńcem
jakiego mógł znaleźć była księżna, która również nienawidziła Piotra chociaż z zupełnie
innych pobudek. Nią powodowała czysta rządza władzy, zazdrość i prosty strach o przyszłość
jej i jej potomstwa. Wychowana w książęcych salonach chciała czegoś więcej dla swoich
dzieci. Również nienawidziła Marii, chociaż z tą spotykały się od czasu do czasu, podczas
pobytów na Ostrowiu Tumskim ale nawet wtedy w każdym jej słowie słychać było zazdrość.
Obie księżniczki, jednak Agnieszka, pomimo tego że była żoną księcia czuła się upokorzona
pięknością, elegancją, pełnej wytwornej dumy rodowej Marii. Spokój Marii, jej szlachetność i
dobroć, która wybijała w każdym calu wyprowadzała Agnieszkę z równowagi. Jej mąż,
książę Władysław, chociaż siostrzeniec Marii i przez Marię i Piotra wychowany nie miał tego
w sobie, co on mieli. Ta zazdrość doprowadzała ją do szału.
Dzień chylił się ku końcowi, cienie na krużgankach kładły się długim płaszczem
przykrywając kamienną posadzkę a głosy flisaków spławiających towary wzdłuż Wisły
roznosiły się daleko po wodzie. Barki przycumowane do nabrzeża tętniły jeszcze wieczornym
przygotowaniem do snu i gdzie niegdzie tylko było słychać wieczorne śpiewy bardów, które
rzewnymi tonami wspominały o czynach herosów i bohaterów, i niosły się ze spokojnym
nurtem rzeki. Drzewa jesiennym rytuałem gubiły już liście, szykując się do snu zimowego w
ciszy przyglądały się zdarzeniom które miały nastąpić, dając tylko znać nadbrzeżnym
szuwarom że czas nie stoi, że czas nie czeka przynosząc raz radość a raz nieszczęście
człowieka.
Przyportowa tawerna, postawiona dla dobra rzecznych wędrowników tętniła jednak
życiem, skrywając w swoich ścianach mroczne dzieje i opowieści żeglarzy, którzy wrócili lub
wybierali się z towarem do Gdańska przez niebezpieczne wody Prusów, lub bliżej, do Płocka
gdzie legły prochy dwóch budowniczych Krakowa. Słychać było opowieści jak to za
99
dawnych czasów zamiast do Gdańska zawijało się do osady zwanej TrusoXIV, skąd dalej droga
prowadziła przez Zalew Wiślany do zamorskich krajów, ale teraz po wielu pożarach osada
upadła i Wisła wiodła wprost do Gdańska. Ogień i piwo, które tu litrami zlewane w gardła
spracowanych ludzi rozgrzewało krew, sprzyjało snuciu opowieści o niebezpieczeństwach
tych wypraw. Półcień, który panował w pomieszczeniach pomagał ukryć się przed
niechcianym wzrokiem ludzkich oczu, a harmider i głośnie rozmowy pomagały ukryć słowa
przed niepowołanymi uszami.
W rogu sali, przy dębowym stole, siedział niewielki mężczyzna z twarzą ukrytą w
cieniach błąkających się po ścianach tawerny i powoli sączył piwo po sutym posiłku. Wzrok
wbity gdzieś w przeszłość sprawiał wrażenie jakby był nieobecny jednak to tylko były
pozory. Siedział sam, jednak uważny obserwator mógł się domyśleć że na kogoś czeka.
Karczmarz z uwagą lecz dyskretnie przyglądał się przybyszowi tak jakby czegoś szukał. W
końcu znalazł to czego szukał. Niewielkie znamię na dłoni w kształcie złamanego krzyża.
Nalał dzban piwa i podszedł do nieznajomego.
- Grüß GottXV - cicho się przywitał i postawił dzban na stole - Gość na którego
czekacie panie kazał przekazać że musicie trochę poczekać, niech ten dzban chociaż trochę
umili czas oczekiwania. Dam wam znać - w głosie karczmarza słychać było twardy,
niemiecki akcent jak z resztą u wielu mieszkańców ówczesnego Krakowa, którzy przybyli
tutaj za dworem księżnej Agnieszki. Przybysz tylko lekko skinął głową nie odwracając XIV Truso - nazwa istniejącego od końca VIII do początku XI w. portu bałtyckiego i portowej miejscowości
handlowej w okolicy ujścia Wisły opisanej przez anglosaskiego podróżnika Wulfstana, który dotarł tam z
portu Hedeby (Dania) ok. 890 roku. Opis podróży, portu, obyczajów zamieszkujących w okolicy Aestiów
(Prusów) został umieszczony w "Chorografii" Orozjusza przełożonej na język staroangielski przez króla
Alfreda Wielkiego. Dokładne położenie Truso było przez długi czas nieznane, pomimo że źródła
wskazują dosyć precyzyjnie na okolice ujścia Wisły do Zalewu Wiślanego. Jednak zmiany topograficzne
Żuław Wiślanych utrudniły rekonstrukcję geografii tych ziem w X wieku. W ramach akcji "Archeologiczne
Zdjęcie Polski" archeolog dr Marek Jagodziński rozpoczął w latach 80 badania archeologiczne na
wschodnim brzegu jeziora Druzno, na wysokości wsi Janów, kilka kilometrów na południe od Elbląga.
Odkrycia dra Marka Jagodzińskiego dowiodły, że Truso stanowiło część systemu handlowego na
Bałtyku i wykorzystywało lokalizację pomiędzy plemionami pruskimi i słowiańskimi a morzem. Obraz
archeologiczny osady jawi się jako duży port handlowy, z osadą rzemieślniczą i kupiecką. Rozmiary
Truso były porównywalne do największych ówczesnych nadbałtyckich osad portowych, takich jak
Hedeby, Birka, czy Wolin. Handlowa rola Truso zmalała w X wieku, na co miały wpływ pożary i działania
wojenne, prawdopodobnie na tle zmian politycznych w państwie pierwszych Piastów. Z czasem rolę
Truso przejął założony w drugiej połowie X wieku Gdańsk.
100
wzroku od miejsca w które się wpatrywał, tak jakby było tam coś takiego czego nie chciałby
utracić.
Przy sąsiednim stole siedziało dwóch gości, mających już dobrze w czubie i
prawiących tak głośno że każde słowo dolatywało do uszu przybysza.
- Widziałem dzisiaj orszak książęcy - chwalił się jeden
- E tam, też mi nowina - wydął wargi drugi - Książę pan często przez miasto ze swoją
sforą i łowczymi przez miasto przejeżdża, bo to pewnie jego jedyna radość w życiu te
polowania, bo mu Agnieszka życie zatruwa. Woli towarzystwo zwierząt i duchów w leśnych
odstępach niż z tą … - Przybysz przestał przysłuchiwać się rozmowie pijanych mężczyzn.
Oni nawet nie zdawali sobie sprawy jak byli bliscy pozbawienia języka.
Nie wiedział jak dugo siedział w takim odrętwieniu, za oknami już pewnie dawno
mrok zszedł na ziemię otulając ciemnicą cały boży świat, gdy z tego stanu wyrwał go głos
karczmarza.
- Już jest, pójdźcie za mną.
Nieznajomy podniósł nieprzytomny wzrok otrząsnął się. - Chyba zasnąłem - pomyślał i
ciężko podniósł się z ławy. Daleka droga którą przebył bez wytchnienia dopiero teraz dawała
znać o sobie.
Na zapleczu, w niewielkim pomieszczeniu, daleko od wzroku ludzkiego przy stole
siedział sam marszałek Dobiesław, co to u dworu książęcego służy.
- Siadaj i mów, cóż to takiego ważnego że mnie po nocy wyrywasz?
- A bo to i ważne i niebezpieczne wieści mości marszałku. Sami wiecie jak wielki to
pan i ilu popleczników ma. Wszędzie uszy i oczy co mu o wszystkim donoszą, a on ze swego
grodu ruszać się nie musi by człowieka dosięgnąć. Strach z nim w oko w oko stanąć, chociaż i
lata ma swoje i siły już nie te.
W Dobka jakby piorun z jasnego nieba strzelił, krew się zagotowała i wypłynęła
czerwieniem na twarzy.
- To po to ja po nocy jeżdżę żeby hymnów pochwalnych na jego cześć wysłuchiwać? -
wrzasnął - jeszcze jedno słowo a do ciemnicy zamknę, skórę pasami drzeć każę a język
obetnę żebyś już nigdy takiego peanów nie wyśpiewywał.
XV Grüß Gott - Chwalcie Boga. Grüß Gott jest formą stosowaną do dzisiaj na powitanie w rejonach
Szwajcarii, Bawarii, Frankonii, Szwabii i Austrii a więc rejonów „podległych” rodzinie Babenberg z której
pochodziła Agnieszka, żona Władysława. Pochodzi od dłuższej formy tego pozdrowienia Grüße dich
Gott i Grüße euch Gott - Niech Bóg cię (ci) błogosławi.
101
Na przybysza srogi padł strach, bo u marszałka nader często takie słowa w czyn się
przeradzały. Był człowiek i nagle znikał, a słuch o nim ginął gdzieś w zamkowych piwnicach.
- Wybacz Panie moje słowa, ale wiadomość z którą przybywam, ani chwili zwłoki
czekać nie może, bo i ważna dla dworu i cenną jest, wartą mieszka. - przybysz zawiesił głos
jakby na coś czekał. Miał jeno nadzieję że to nie będzie kat miejski w zamkowych lochach.
- Mów a ja ocenię czyś tego mieszka wart. Zmęczonyś bo z Wrocławia do Krakowa
daleka droga, i te twoje niesprawne gadanie na tego karby położę, ale jak będziesz dłużej
zwlekał to niechybnie spotkasz się z katem. - Dobiesław już trochę się uspokoił i ten nagły
wybuch nerwów zastąpiła ciekawość.
- A bo to widzicie mości marszałku, we Wrocławiu, u Piotra cos niecnego się szykuje,
posłowie przyjeżdżają i wyjeżdżają w różnych kierunkach - przybysz w konfidencji
relacjonował swoje spostrzeżenia, które marszałek jednym ruchem przerwał.
- Rejwach się robi bo i do ślubu się szykują nic w tym dziwnego że i gości spraszają.
Jaksa już był na zamku na wesele prosić - Dobek siedział niewzruszony
- To nie to mój Panie, chyba jakiś przewrót szykują bo jeden ze straży Ołbina mi
doniósł że ważni goście tam się stawiają jak do udzielnego księcia albo i króla nawet. To już
nie zwykłe przygotowania do ślubu.
- Ważni goście? - to już zaciekawiło marszałka, który podniósł głowę, zmarszczył
brwi i spojrzał w oczy posłańca - a któż to taki tam się pojawił?
- A widzicie Panie, gnałem co koń wyskoczy, nie mieszkając, nigdzie nawet na popas
się nie zatrzymawszy, bo wiadomość tak ważna jest. Sam arcybiskup Jakub ze Żnina wespół z
Komesem Wszeborem, którego to jeszcze świętej pamięci księżna Salomea na strażnika
swoich dzieci wybrała i płocki biskup Aleksander przybyli. Myślisz Panie że już na wesele się
zjechali? W tajemnicy wielkiej, z małym tylko oddziałkiem bocznymi drogami się
przedzierali po to by uszanowanie Piotrowemu zięciowi złożyć? Ooo nie mój panie, to nie o
wesele chodzi.
- Co? - Dobiesław aż się złością zachłystnął - a to pies przebiegły, siły zbiera. Wiesz o
czym rozprawiali?
- Nie mój panie, bo za szczelnymi murami opactwa benedyktyńskiego się zamknęli, a
stamtąd żadne wieści nie wypływają.
Dobiesław podniósł się dając znać że rozmowa zakończona. Spod pazuchy okrycia,
które kryło jego faktyczną osobę wyjął sporej wielkości mieszek wypełniony brzęczącymi
monetami i rzucił na stół w kierunku szpiega.
102
- Naści, zapracowałeś - powiedział i zniknął w ciemnościach opuszczając tawernę
tylnym wyjściem niezauważony.
Ciszę nocy rozcinał tętent końskich kopyt tłumiony tylko przez podmokłe łąki.
Jeździec gnał na złamanie karku w kierunku murów zamkowych, zatrzymał się i nagle
zniknął, jakby mur go wchłonął i wypluł po drugiej stronie. Pokonując zakątki zamku,
omijając nocne straże, niezauważony przebiegł krużgankami i zniknął w alkowie księżnej
Agnieszki.
XXX
- Ważne to są sprawy, o których prawicie, wasza świątobliwość i rozwiązanie ich
czekać nie może. Cóż że mnie czynić, biednemu słudze Pańskiemu? - Piotr zanurzył swoją
głowę w spracowanych, lecz pomimo swojego wieku a 65 wiosen mu było, dalej silnych
dłoniach - Po raz kolejny przyjdzie mi sprawy tak wielkiej wagi, ponad własną prywatę
postawić, bo od tego i losy kraju a i losy jego mieszkańców zależą. Wprawdzie ja i tak solą w
oku Władysława jestem, wrzodem na jego sumieniu wyrosłym, bom przeciw jego żonie
uwagi robił, ale nie raz własne życie poświęcałem stojąc przy boku ojca jego a mojego
wiernego przyjaciela Bolesława za jego pragnienia o wielkim i mocnym państwie,
zjednoczonym w jednym ręku. Tym razem, zamiast mieczem, gałązką oliwną przyjdzie mi
wojować o ostatnią wolę świętej pamięci Bolesława, której to mnie strażnikiem wyznaczył.
Nie łatwe to zadanie, a i odpowiedzialność wielka, którą zarówno książę Bolesław, jak i wy
teraz na moje barki kładziecie, ale skoro krzywda się dzieje synowcom jego i to ręką ich
brata, pryncepsa, to ja zmilczeć nie mogę. Prawo mam i obowiązek o tych sprawach głośno z
księciem Władysławem mówić i napomnieć głosem rodziciela ojca, który w płockiej katedrze
prochy swoje złożył, a doczesne zmartwienia mi przekazał. Przyjdzie mi przeto
przygotowania do ślubu odłożyć i w drogę do Krakowa wraz z wami się udać. Skoro taka jest
wola Pana naszego jedynego Jezusa Chrystusa - z jego piersi wydarło się ciężkie powietrze,
tak ciężkie że wszyscy to odczuli jako własne - każdy z nas musi swoje zadanie na tym
ziemskim padole wykonać aby słowo się wypełniło. Szykujmy się zatem do drogi. Dzień
wyznaczonego spotkania już niedługo, a więc czasu jedynie na podróż zostało. Z poselstwem
młodszych braci Władysława pewnie już pod Krakowem się spotkamy.
103
Zaraz po Jutrzni z Ołbina wyruszył orszak bez zbrojnej straży w kierunku Krakowa.
Jesień tego roku była zupełnie inna niż zazwyczaj bywało. Brak było ciepła, babiego lata a
jeno mróz i śnieg szybko przyszły razem z wiatrami silnemi i nie wróżyły nic dobrego. Wiatr
szalał po polach tak potężny, że stare drzewa wyrywał z korzeniami i rzucał nimi o ziemię,
grube konary od pni oddzierał i pozostawiał na poniewierkę. Nawet niebiański łabędź, który
do tej pory na niebie rozwijał swoje skrzydła zniknął, robiąc miejsce wojowniczemu
Orionowi. Stara Jarucha odeszła już dawno w kijowskim kraju, Kupicha w ślężańskim borze
też już ducha oddała i nie został już nikt, kto by znaki te przeczytać umiał.
W Krakowie ruch wielki na zamku trwał, przygotowując się do przyjęcia posłów.
Każdy, od zauszników książęcych po koniuszych i służbę czekał w napięciu co też te posły
przyniosą, jakie zmiany uczynią, czy zmiękczą władysławowe serce co kraj podatkami
uciska.
Dobiesław podszedł do drzwi komnaty i straż co przed nimi stała otworzyła je przed
nim.
- Mości Książę, posłowie przybyli i na posłuchanie czekają - rzekł kłaniając się
Władysławowi i nieznacznie zerkając na Agnieszkę - Razem z nimi przybył Piotr z
Wrocławia, bo i widziany był pomiędzy niemi.
- A nie mówiłam? - Agnieszka z wyrzutem spojrzała na męża - A ostrzegałam że ten
władyka sprzymierzy się z twymi wrogami i przeciw Tobie pójdzie. Ty mnie nie chcesz
słuchać. On chciałby na Twoim tronie zasiąść a prawowitych następców, dzieci nasze, w
niwecz obrócić i z kraju ojców wygnać. Ty jemu ślepo wierzysz, a tu masz, wyszło szydło z
worka, kto z kim trzyma. Toż to jawna zdrada, on przeciw Twej władzy występuje.
- Obaczym z czym przychodzą - z ciężkim sercem wzdychnął Książę - nie łatwo mi w
jego zdradę uwierzyć boć on mnie wychował i w moich żyłach krew jego żony a siostry mej
rodzicielki płynie, ale i czasy i ludzie zmienić się mogą.
- Okaż się władcą swojego kraju, a nie łowczym w lasach, który jeno od drzewa do
drzewa hasa a po krzakach się ukrywa. W moim kraju pospólstwo twardą się ręką trzyma aby
głowy znad kolan nie podnosiło. Ty we własnym domu ani władzy ani poszanowania nie
masz a co dopiero w kraju całem. - Agnieszka, jaki lisica podkradała się do męża a widząc
zniecierpliwienie na twarzy Władysława nie przestawała burzyć jego krwi a w głowie
mieszać.
104
- Dosyć - zawołał Książę - Mości marszałku każ prowadzić do sali audiencyjnej i tam
niech czekają, a nie zapomnij straży przy drzwiach postawić jakby co miało się wydarzyć.
Dobek cicho opuścił komnatę i drzwi się za nim zamknęły. Władysław rozpoczął
nerwowy marsz po komnacie aby trochę ukoić nerwy i nie okazać słabości przed posłami
braci.
Posłowie zostali wprowadzeni do sali audiencyjnej a wierzeje się za nimi zawarły.
Przed drzwiami, jak i za drzwiami stanęły straże co wywołało niemałe poruszenie.
- A cóż to za zwyczaje posłów więzić ? Czyże wolności pozbawieni zostaliśmy? Czyż
na nasz żywot Władysław chce nastawać? - Komes z Mazowsza nie potrafił ukryć wzburzenia
i już za miecz chciał chwytać, gdy go płocki biskup Aleksander uspokajać zaczął
- Pax Panowie Pax, póki nie wiemy co się stać mogło nie ma co gwałtu wszczynać i
rwetesu poczynać. Rola posłów rzecz święta i taką traktowana być musi. Nie poważy się
Władysław na nasze głowy nastawać, a gdyby i poważył się rękę na nas podnieść to zdawać
sprawę będzie przed całym Kościołem Świętym, bo to tak samo jakby i na niego swoją rękę
podniósł.
Nagle drzwierza się rozwarły i wkroczył Książę Władysław w otoczeniu straży
przybocznej. Posłowie rozstąpili się jak wody Morza Czerwonego przed Mojżeszem i
pokłonili głowy przed władcą. Ten, niczym dumny paw przemierzył salę audiencyjną i
wspiąwszy się po stopniach zasiadł na stolicy. Nawet siedząc z góry spoglądał na przybyłych
tak jakby chciał się równać Bogu bo ponad biskupy sięgał.
Za pozwoleniem książęcym i prośbą posłów jako
pierwszy głos zabrał Biskup Aleksander co to w katedrze
płockiej posługi sprawiał i jako pierwszy nad młodym jeszcze
wtedy Władysławem pieczę sprawiał w grodzie jego dziada i
wielkiego władcy Hermana. Toć on jako pierwszy w dziecko
prawa ludzkie i boskie wpajał to i teraz Władysław ze względu
na urząd jego i wspomnienie przodków lepiej go wysłucha i żale
w sprawie jego owczarni przyjmie.
- Mości Ksiażę - w te słowa rozpoczął swą przemowę
biskup - w sześć dni Pan nasz Bóg Jedyny, który jest w niebiesiech świat stworzył i ciężka to
była praca bo w siódmym dniu poczywać musiał, ale wszystko co stworzył dobrym się
wadawać było. Wszystko pięknie ułożył, drzewa rosną w pobliżu siebie mocne i niezdobyte
105
bory tworząc, ptaki, które granic nie mają, najpierw się pary, potem w większe stada zbierają
by razem przeżyć czas trudny, nawet wilcy w lesie watahą polują gdzie każde z nich ma
swoje zadanie do spełnienia. Szóstego dnia stworzył On człowieka i nakazał ziemię poddaną
sobie czynić. Opowiem Ci panie jedną historię, a było to tak:
Przepiękne jezioro, które rozprzestrzeniało swe wody daleko hen poza horyzont
dawało życie wielu stworzeniom. Wody osiągając barwę błękitu nieba, łuszczyły się lekko od
południowej bryzy. Wiele wysp, które wyrastały z wody jak pieczarki na łące zamieszkane
były przez wiele rodzajów ptaków. Żuraw, który dumnie brodził przy brzegach jeziora,
niepodzielnie panował nad wszystkimi wodami. Nawet nad tymi z północy. Na południowym
krańcu jeziora, swoje gniazdo miał przepiękny biały łabędź, który wielokrotnie wspólnie z
Żurawiem, oblatywał jezioro w poszukiwaniu lepszych miejsc żerowania. Byli jak
przyjaciele, jak bracia, jeden stojący za drugim.. Czasami wody jeziora były mącone przez
wiatry północne, które pustoszyły tamtejsze wyspy, lub wiatr ze wschodu, szarpiący
trzcinowiska i niszczący spokój tych wód, jednak Żuraw i Łabędź potrafili zadbać o wody
przybrzeżne. Łabędź zawsze nadstawiał swoją wielką silną pierś aby osłonić Żurawia. Jednak
przyszedł dzień kiedy Żuraw szykował się w daleką podróż. Pieczę nad jeziorem pozostawił
czterem orłom, podzieliwszy je wcześniej na pięć części a Łabędziowi nakazał opiekę nad
orłami. Orły chociaż pochodziły z jednego gniazda, nie zgadzały się z decyzją Żurawia, bo
najstarszy twierdził że to jemu należy się władza nad całym jeziorem, i rozpętała się wielka
walka na niebie. Orły to wznosząc się to pikujący wyczyniały śmiertelny taniec. Zerwał się
wielki wiatr, który wyrywał drzewa na wyspach, podniósł taka wielka fale że linie brzegowe
zaczynały zanikać, wiele ptaków zginęło. Tę walkę wygrał najstarszy, a młodsze pochowały
się w swoich częściach stawu. A staw zaczął dziczeć i marnieć. Tako i ty czynisz z ojcowizną
twoją. O książęta i wodzowie! Więcej dbacie o łupienie ubogich niż o wasze pożytki; za
krzywdę sobie poczytujecie, jeśli ubogi coś swego posiada; myślicie, że to strata wasza, gdy
coś należy do innego.
Przecież świat został stworzony dla wszystkich, a wy go sobie samym przywłaszczyć
usiłujecie. Jużcić, bo nie tylko ziemską posiadłość, lecz i samo niebo, powietrze, morze i
wszystko, co w nich żyje i porusza się, uważacie za przeznaczone dla was. Czy aniołowie
mają przydzielone sobie przestwory niebieskiego raju, abyście i wy ziemię swoimi granicami
przedzielali? Ptak przyłącza się do ptaka, na koniec niezmierne gromady wzbijają się ponad
chmury; zwierz za zwierzem goni i zbija się w wielką trzodę; ryba nie odstręcza się od ryby,
106
lecz tworzą ogromną ławicę, co i obronę, i ochotę w nich budzi pospólną. A tylko człowiek
człowiekowi staje się wrogiem.
Władysław zasłuchał się w opowieść biskupa Aleksandra i zaczynał już rozumieć o
czym on prawi. Twarz jego złagodniała i lekki uśmiech na niej zawitał gdy drzwi sali się
rozwarły i jak burza wpadła do niej księżna Agnieszka. Bezceremonialnie zbliżyła się do
podestu na którym ustawiony był tron, wspięła się po schodach i stanęła obok męża, szepcąc
mu gorzkie słowa na ucho. Kiedy skończyła wyprostowała się dumnie i stojąc po prawicy
męża znacznie go przewyższała. Posłowie, żeby w twarz jej zajrzeć mocno musie głowy
zadzierać. We Władysława jakby diabeł wstąpił, twarz znów mu w gniewie stężała, z oczu
posypały się skry niczym w piekielnym ogniu. Z ust jego ściśniętych tak mocno że aż białe
się zrobiły jak śnieg bo cała krew z nich uszła wydobył się jeden jeno warkot
- Niech opuszczą swoje dzielnice synowcy Salomei i precz uchodzą, to może wtedy
im życie daruję.
Słowa te zmroziły wszystkich uczestników posłuchania lecz biskup niezrażony
Władysławową nienawiścią i pozbawiony strachu, a wypełniony bożą odwagą w te słowa
zwrócił się do Księcia
- O przewrotności kobiet! Iluż ludzi ginie, jeno by się niewiast dogodziło
woli! Niewiasta tobie, o książę, narzuca każde swoje zdanie, niewiasta nakazuje, co masz
mówić nam, dostojnym mężom; niewiasta, o książę, wymaga od ciebie takich dostatków, aby
sama w rozległych przechadzała się komnatach, aby sama pijała z kosztownych kielichów,
aby na srebrnym odpoczywała łożu, aby złotem obwieszała ramiona, a szyję klejnotami, aby
ona jedna królowała, a prawdziwi i prawni dziedzice zostali wygnani z państwa. Już lennikom
twoim zaciężnym kazała dobra brać i grabić, pustoszyć i palić, już ich nie za braci, lecz za
zdrajców poczytała. Już wydala wyrok na twe, o książę, panowanie!
Nie czekając na odpowiedź, biskup uderzył trzykrotnie pastorałem w podłogę,
odwrócił się od księcia i wyszedł powolnym krokiem z komnaty, zostawiając w przerażeniu
świeckich wielmożów dzielnicowych i na ich czele komesa Piotra.
Ten widząc czerwone ze wściekłości wypieki na twarzy pryncepsa, sytuacje chcąc
ratować i gniew ten uśmierzyć, stanął na miejscu gdzie przed chwilą biskup Aleksander
przemawiał, zgiął kolano przed księciem i po chwili milczenia zabrał głos.
- Miłościwy Książę - odezwał się poważnym głosem - póki ja będę żyw, nie wyjdzie
mi z pamięci ów dzień i godzina, które i dla Miłości Waszej pewnie pamiętne bardzo być
muszą. Pomnicie, Książę, ów smutny dzień jesieni, gdyśmy to oba razem stali u tego łoża, na
107
którym król mój, pan mój, ojciec mój, a wasz też rodzic konał otoczony biskupy, wśród
modlitw naszych i języków. Nie wyszła wam z pamięci ta twarz boleściwa wielkiego rycerza,
co życie całe przewojował, a miał więcej blizn niż lat - gdy na tę, którą wdową miał zostawić,
patrzał, na maluchnego swojego Kaźmierza, dla którego ziemi nie stało, na ledwo
dorastających książąt, bracie waszą, Henryka, Bolesława i Mieczysława.
Ja to do dziś dnia jeszcze słyszę, jako modlitwę ledwie odmówiwszy ostatnią, polecać wam
począł sieroty. Będziecież wy z dziećmi i wyrostki wojowali i gnębili je? Nie, nie Miłościwy
Panie! Lepsze błogosławieństwo ojca zza mogiły niż korona! Ja, co pomnę wieczór ten,
posłusznym głosowi pana być muszę. Bo zwrócił się do mnie miłościwy pan i rzekł: "Wy
ojcowie duchowni, pasterze, ty Piotrze, wierny mój sługo, wy wojewodowie, strzeżcie woli
mej, aby się dzieciom krzywda nie działa.
W smutku pogrążeni przychodzimy do ciebie, pryncepsie, prosić o utracony pokój.
Postaraj się zapobiec klęsce. Oto upada już państwo aż nadto zhańbione. Jeśli ty go nie
podeprzesz, wnet postrada całą siłę. Najbardziej w tej chwili, miłościwy książę, potrzeba
zdrowej rady. Poradź tedy, książę, błagam cię o to, aby państwo nie popadło w jeszcze
większe niebezpieczeństwo. Zaklinam cię, odmień swoje zamiary. Wszak nieraz cię
napominałem, abyś raczej przeciwko wrogom Chrystusa, przeciw Prusom i Jaćwieży obrócił
oręż i przygotowania wojenne, przestał prześladować swoich braci, dokuczać im
nielitościwie, abyś krwi chrześcijańskiej nie przelewał, albowiem bracia twoi, których wojną
nękasz, na nic takiego nie zasłużyli, owszem tobie posłuszeństwo okazywali, poważanie,
słowem, wszystką powinna miłość oddawali.
Wybacz mi, wspaniałomyślny książę, bo szczerą prawdę mówię. W przeciwnym razie
słusznie podniosą bracia oręż, aby bronić siebie i swoich praw po ojcu. Z nimi przeciwko
tobie walczyć będzie sama pobożność, sprawiedliwość i szczera wierność. Za tobą
wymienione cnoty bynajmniej nie przemawiają, dlatego na próżno podejmujesz swe wysiłki.
Czy sądzisz, że każdy nie połączy się raczej z nimi niżeli z tobą? Któż siebie samego ochoczo
za nich na śmierć nie narazi? Tobie zaś, książę, może nieszczęśliwie powinąć się noga.
Przypomnij sobie, jak za twego ojca, wielkiego Bolesława, cała Polska kwitnęła, jak
całe królestwo było silne i potężne. Aliści z chwilą, kiedy wcisnęła się niezgoda, wszystko się
rozpada, dawna sława marnieje. Winieneś żałować narodu twego, tak ze wszech stron
zwaśnionego. Rodzic twój napominał cię, abyś praw ściśle przestrzegał i wszystko państwo
utrzymywał w dobrym pokoju. Ty zdajesz się czynić przeciwko rozkazom ojcowskim, nawet
krwi swojej nie ochraniasz, choć powinieneś jej bronić.
108
Błagam cię, mój książę, błaga cię o to całe grono panów świeckich, dziś tu u ciebie
zgromadzone. Zaniechaj swego gniewu i okaż nam łaskawe oblicze. Koniec wojny jest
zawsze wątpliwy, a trudy jej uczestników niewymowne. Miej przed oczyma Boga, który
sprawiedliwie oddaje każdemu według czynów jego. Karcącej jego dłoni żadna złość nie
ujdzie.
- Co ja chcę, co kto chce, co ojciec żądał, nie znaczy tu wiele. Pomyślcie no, Piotrze,
nie o sierotach, a o ziemi tej sierocej, którą nieboszczyk jak placek dla głodnych pokrajał. I
nie on sam ją dzielił, ale wdowa Salomea uprosiła biskupów, a ci jej pomagali, aby im rządzić
łacniej było samym i panować. Nie my tu już książętami, ani oni, i sprawa to nie króla
nieboszczyka, ale ich. Dawnom, Piotrze, uważał twe słowa za zdradne, lubo* aż dotąd
milcząc to ukrywałem; wszelako nie są mi tajne knowania, jakie w mym państwie wszędzie
uprawiasz, podając przeróżne rady mym wrogom. Ale byś mnie zrozumiał dokładniej,
uważam za pewnik, żeś ty jedyną przeszkodą, by bracia się nam poddali. Bacz przeto by cała
ta siła z którą tutaj przemawiasz przeciwko tobie się nie obróciła.
Gniew Władysława był tak wielki, jakiego nikt jeszcze z obecnych nie widział. Zerwał
się z tronu i zgrzytając zębami jak czort jaki, mieląc w nich słowa przekleństw opuścił
komnatę pozostawiając towarzystwo bez słowa. Agnieszka dumnie podnosząc głowę,
każdemu spojrzawszy w oczy opuściła salę za mężem.
Po wyjeździe posłów Kraków jakby nagle opustoszał. Powietrze, chociaż jeszcze nie
zima, zmrożone szronem, kładło się po polach a nad miastem na złowieszczą wróżbę krążyły
stada kruków i wron.
XXX
- Od czasu powrotu z Krakowa pan Piotr jakby odmieniony chodził - Kontynuował
swoją opowieść Dormir w karczmie u starego Anzelma - Jakkolwiek nigdy nie szczędził
datków na biednych i kościół, tak teraz jakby coś go opętało. Rozdawał majątek na lewo i
prawo. W szczególności na zbożne cele. Kościoły stawiał po wszystkich swoich ziemiach, te
darowując klasztorom i bliskim. Czas przygotowania do ślubu mości Jaksy, księcia co to w
jego żyłach krew Serbów płynęła i swojej ukochanej córeczki Beatrycze, którą czule Agaphią
nazywał powinien być dla niego najweselszym czasem, tak jednak się nie stało. Jakby coś
wiedział, jakby przewidywał, to co się niechybnie stać miało i to co się wydarzyło. Nie
109
słuchał moich ostrzeżeń aby Władysławowi, a w szczególności tej Niemrze i jej zausznikowi
Dobiesławowi nie ufać, uciekać i schronić się u Juniorów, gdzie przecież i tam miał swoje
włoście, opuścić Ołbin aż to wszystko nie przyschnie jak rana na ciele która z czasem się
zarasta. On jednak za nic miał te moje słowa, i ani słuchać o tym nie chciał. - Nie będę
mieszał się pomiędzy braci, zrobiłem wszystko com mógł, aby Kainowemu grzechowi
zapobiec i nie rozlewać krwi braterskiej, aleć widać to rodzinne przeznaczenie, aby tak się
stało. Ja nie będę uciekał przed moim i na ziemi moich przodków ostanę - mawiał i zmilczeć
mi kazał abym więcej o wyjeździe nie wspominał. Na śluby Władysław nie przybył chociaż
i on miał zaproszenie, ale wysłał Dobiesława.
- Dobiesława? Jakże to tak? I co? Pan Piotr posadził tego zdrajcę przy swoim stole?
Tego który się o rękę Beatrycze starał i szarą polewkę dostał? - ludzie w karczmie nie mogli
wyjść z podziwu nad wielkodusznością komesa.
- Eee, to pewnie nie o Dobka chodziło a o osobę księcia Władysława, którego to on
zastępował, bo do tego, pomimo jego gróźb Pan Piotr wielki czuł szacunek i Dobiesława na
honorowym miejscu posadził, ale nie o tym prawić miałem, bo ten pies, ten zdrajca i lis
wiatrem i zdradą podszyty inne miał zamiary co się tuż po nowym roku okazało. Od godów
aż do nowego roku zabawy trwały, szlachetnych gości było co niemiara, życzeń i pieśni a
nawet pokazów rycerskich było tyle że każdy zapomniał o zimie, o czarnych chmurach, które
gromadzić się zaczęły nad grodem Piotrowym, jeno on chyba nie zapomniał. Tuż po nowym
roku goście się rozjechali dziękując za gościnę i poczęstunek, nawet młodzi, dopiero co
poślubieni sobie małżonkowie wyjechali do Miechowa, i nikt nawet w najśmielszych
przypuszczeniach nie dopuszczał myśli tego co się stać miało - Dormir na chwilę wstrzymał
głos i pociągnął spory łyk z garnca - Już wieczór dobrze osiadł na ziemi kiedy ten zdrajca
dwór opuścił mówiąc że Książę pan zbliża się do swoich włości na Ostrowiu Tumskim i
przyzywa go do siebie. Jakoś to i dziwne mi było bo żaden goniec nie przybył to i skąd ten lis
przebiegły mógł powziąć te wiadomość ale że i szatan różnymi ścieżki chodzi i swoje ma
sposoby, to żem się słowem nie odezwał a i odrzwia dworu przed nim otworzył żeby się go
pozbyć jak najszybciej. Cisza wielka i spokój zapanował w Ołbińskim dworcu i jużem lżej
oddychał i po skończeniu swoich obowiązków spać się położył, gdy jak mi się zdało że głowę
żem złożył jeno chwilę temu gdy straże mnie ze snu wyrwały powiadając że Dobiesław pod
brama stoi i wpuszczenia żąda gdyż Książę Pan chce natychmiast Pana Piotra widzieć.
Ledwiem zdążył drzwi bramy otworzyć, bom rozpoznał psubrata, gdy mnie chmara opadła i
anim zipnął gdy związany jak baran leżałem z gałganem wetkniętym w gębę. Wpadła ta
110
szarańcza do grodu, wielu moich z bełtów raniąc z góry ich pościągali. Widziałem
Dobiesława jako szatan prowadzący swoich pomocników wpadł do dworu i tylko darł się jak
samo LichoXVI - Żywcem brać, żywcem.
Wyciągnęli Pana Piotra z domowych pieleszy i jak woła na rzeź na postronku
prowadzili, tak jak stał, w samej koszuli jeno. Zaraz za nim najmłodsze jego dziecię
Świętosława, co to przy rodzicach jeszcze był. Wrzucili nas na wóz i w ciemność ku Ostrowiu
powieźli. U komesa nawet wtedy wielkość człowieka było widać, bo ani o wolność nie błagał,
ani nie skomlał jak stłuczony pies o życie, jeno siedział wyprostowany ze związanymi
kończynami, bez słowa, wpatrzony gdzieś w ciemność. Nie mogłem z nim słowa zamienić bo
mi szmata w gębie przeszkadzała głęboko w gardło wetknięta. Szczekał jeno ten pies Dobek,
że to niby Książę Pan zlecił i to na jego polecenie Piotr pojmanym został a jego dobra
XVI Licho, było złośliwym demonem lubującym się w niszczeniu wszelkiego szczęścia oraz dobra.
Niewiele osób widziało Licho na własne oczy, ci zaś którzy tego doświadczyli opowiadali o strasznej,
brzydkiej kobiecie z jednym tylko okiem, które to oko psuło wszystko na co tylko spojrzało. Licho
wędrowało po całym świecie, szukając miejsc w których ludziom się dobrze wiedzie aby sprowadzić na
nich głód, biedę i choroby. Najczęściej zwyczajnie podkładało ogień pod ich dobytek ale zdarza się też,
że zostaje z ludźmi na dłużej, męcząc gospodarzy mniej lub bardziej uciążliwymi psotami. Sprowadzało
wtedy parchy na warzywa a na owoce czarne plamy, otrząsało liście z drzew i obejmując je z całych sił
powodowało usychanie, maltretowało zwierzęta hodowlane strasząc kury, wiążąc kotom ogony a
koniom plotąc grzywy. Niszczyło też ludzki dobytek - naczynia, narzędzia, zapasy na zimę. Nierzadko
nastawało nawet na ludzkie życie i zdrowie, nadłamując szczeble w drabinie, obluzowując ostrza siekier
na toporzysku i tym podobne.
Rzeczą z której Licho było najlepiej znane to kuszenie. Szukało ono ludzi szlachetnych i
prawych aby sprowadzić ich na złą drogę i w ten sposób zniszczyć. Szeptało do nich różne kłamstwa, w
dzień i w nocy, tak że człowiekowi zdawało się, że rozmawia ze swoimi myślami i że rozważa własne
pomysły, podczas gdy w rzeczywistości słuchał jedynie zgubnych podszeptów Licha.
Licho nigdy nie spało, stale węszyło gdzie by tylko więcej szkód wyrządzić. Tym, którzy na
cudzą szkodę działają chętnie pomagało ale zaraz potem ich samych niszczyło, tak że często nie
zdążyli się nawet nacieszyć skutkami własnych postępków.
Na Licho nie było innego sposobu jak tylko cierpliwie znosić psoty i niewzruszenie trwać w
cnocie uczciwości aż w końcu demon widząc, że nic tu nie zdziała sam odejdzie. Czasem trzeba było
na to czekać latami a czasem już po kilku tygodniach Licho wiedziało, że nic nie poradzi wobec
niezachwianej ludzkiej woli trwania przy tym, co dobre i odstępowało, zanim jeszcze narobiło
poważniejszych szkód.
111
odebrane, za zdradę. W Książęcym grodzie, gdy zatrzasnęły się wierzeje, zrzucono nas z
wozów na środku podwórca jak wory i zawleczono do chlewu gdzie pośród świń nas
zamknięto. Przez drzwi widać już było pierwsze promienie słońca i słychać było ruch wielki.
Ktoś wjeżdżał, ktoś wyjeżdżał, rejwach taki jak na świętym odpuście, ale i nam spokoju nie
dane było zażyć wśród tych świń. Drzwi rozwarły się na oścież całą i pojawiła się zjawa jakaś
i wyła tak głośno że nawet pojąć nie mogłem w czym jest rzecz. Jużem myślał że to sama
śmierć po nas przyszła i napawa się naszym widokiem, odartych ze wszystkiego, z odzienia,
wiary i honoru, utaplanych w świńskim łajnie.
- Nareszcie jesteś we właściwym miejscu - krzyczała Agnieszka, bo to ona w drzwiach
stanęła i ze skrami w oczach patrzyła na pana Piotra - Tyś myślał że ponad ludźmi stoisz? Że
prawić wszystko możesz a kara cię nie spotka? Że wolno ci bezkarnie oszczerstwa przeciw
mnie mojemu mężowi rzucać? - miotała się w drzwiach - Nawet gdyby to prawda była nie
może coś takiego ujść ci płazem. Gdzież teraz twoja buta, malutki człowiecze? Jednym moim
butem mogę cię zgnieść jak robaka. Fortuna na pstrym koniu jeździ mości palatynie od
świńskiego stada, a kara za cię nie ominie. Pan Bóg nierychliwym jest ale za to
sprawiedliwym, oddając cie w moje ręce. - Odwróciła się na pięcie i wyszła na podwórze -
Dobiesław - zawołała. Ten jak duch zaraz pojawił się przy niej. - Jego głowę na tacy chcę
widzieć abym mogła objadać w jego towarzystwie. Taka jeno kara może być sprawiedliwą za
to co mi zrobił.
- O HerodiadaXVII przebrzydła - pomyślałem - nienawiść kobiety od wszystkich złych
mocy gorszą jest i pewnikiem jesteśmy zgubieni. I nam przyjdzie gardła nadstawić -
spojrzałem na Pana Piotra, ale ten niewzruszony siedział, żadnych emocji nie ukazując. On
wyglądał tak jakby wiedział co się stanie i pogodzony teraz z pokorą znosił wszystkie
zniewagi.
- Moja Pani - Dobiesław z głosem zbitego psa piszczał do swojej Herodiady - Książę
Pan zakazał, gardła dam gdy to uczynię a i na tobie jego złość skupić się może. Jego wolą
było żywym go przed jego oblicze ostawić.
W Agnieszce jakby wszystko się zagotowało, pomna na wolę Władysława, z czerwona
od wściekłości twarzą w dworcu się zamknęła.
Dormir na chwilę zakończył swoja opowieść rozglądając się po przerażonych
twarzach słuchaczy. W Karczmie panowała taka cisza że słychać było skrzydła muchy, która
właśnie siadała na stole, a stukot jej nóg o drewno krokami śmierci wydawać się mógł.
112
- Jezusie Nazareński - Benedyktyn Maur co to był wśród zebranych i z zapartym
tchem opowieści słuchał zrobił znak krzyża jakby od złych duchów chciał się opędzić i miał
obawy że sama opowieść może je przywołać - Żadnej świętości dla tej nieczystej kobiety nie
ma, na tak świętego człowieka się porwała. Widzi Pan Nasz Jezus Chrystus jej uczynki i
sprawiedliwa ją za to kara czeka. Naści zwilżyj jeno trochę swoje gardło i opowiadaj dalej,
jakżeś to mości Dormirze cudem z łap tej wiedźmy się wyrwał?
- Cudem powiadacie mości kanoniku? Może to i prawdą jest, bo jeno cud chyba
sprawił że biskup Janik jeszcze po weselu z Wrocławia nie wyjechał a gościł się u biskupa
wrocławskiego. To jemu i jego poręczeniu zawdzięczam pozorną wolność moją. Szczęściem
moim blask skarbów i mamony zaślepiła dręczycieli. Gdym tak leżał na świńskim łajnie
wywleczono mnie na podwórze, potem obmyć mnie kazali i odziać abym smrodu do dworca
nie wnosił i postawiono mnie przed marszałkiem.
- Dzielnyś rycerzem mości Dormirze - powiada - i sława twoja daleko sięga. Wolą
Pana naszego Księcia Władysława jest abyś nam swoim ramieniem służył i mądrością siwej
głowy dobre rady dawał - Dormir przeciągnął dłonią po swoich włosach, mocnych silnych i
długich, które czas srebrnym szronem pomalował - Jeno jeden jest warunek, abyś się Piotra
wyrzekł i zdradził nam gdzież to on swoje skarby skrywa. Nie poskąpi ci nasz pan nadań,
majątków i zaszczytów które przy nim osiągnąć możesz.
XVII Herodiada (ur. ok. 15 p.n.e., zm. po 39) – wnuczka Heroda Wielkiego. Siostra Heroda Agryppy I.
Była najpierw żoną Heroda III (Heroda Boethosa, Heroda Filipa I), którego później porzuciła, aby
poślubić jego brata Heroda Antypasa, tetrarchę Galilei i Perei. Małżeństwo to, jako niezgodne z
żydowskim prawem, wywołało powszechne oburzenie. Herodiada doprowadziła do stracenia Jana
Chrzciciela, otwarcie potępiającego ten związek. W 39 roku, gdy jej drugi mąż został pozbawiony
tetrarchii, udała się z nim na wygnanie. Z pierwszego małżeństwa miała córkę Salome III. Jak podają
Ewangelia według świętego Mateusza i Ewangelia według świętego Marka małżeństwo Herodiady i
Heroda Antypasa jako niezgodne z prawem krytykował Jan Chrzciciel. Antypas, pod wpływem żony,
kazał uwięzić proroka. Herodiada pragnęła go zgładzić, jednak na to jej mąż nie przystał. Uległ dopiero
w dniu urodzin, kiedy oczarowany tańcem Salome III zgodził się spełnić każde jej życzenie. Salome po
konsultacji z matką zażądała głowy Jana Chrzciciela. Herod Antypas kazał ściąć Jana Chrzciciela.
Według Dawnych dziejów Izraela Józefa Flawiusza tetrarcha Galilei i Perei obawiał się, że Jan
Chrzciciel może pociągnąć lud do buntu. Kazał go uwięzić w twierdzy Macheront na wschodnim
wybrzeżu Morza Martwego i tam stracić.
113
- Jakże to tak? Mam mego życia się wyrzec? - pomyślałem - Tego komum wiernie tyle
lat służył? Na to jedynie świętego Piotra stać było aby się swego nauczyciela wyprzeć, a że ja
jako i wszyscy wiecie świętym nie jestem tedy rzekłem mu tak
- Pomyślna fortuna związała mnie z komesem Piotrem, tedy i teraz nieszczęście nie
jest w stanie mnie z nim rozdzielić. Cokolwiek się memu panu przytrafi to i ja będę przy nim
wiernie stać i honorem to znosić. Wolę żebrać po chałupach lubo i pod kościołem w worze
pokutnym prosić niźli wasze bogactwa i dostojeństwa nosić z twarzą przyobleczoną w hańbę.
- Skoro nie chcesz wyrzeć się Piotra, swoją wolność pieniędzmi okupić musisz, bo
spotka cię coś znacznie gorszego niźli twego pana - Wrzasnął Dobek i już zacierał ręce na
bogactwa, które z mojej wolności spłynąć na niego mają. Sama ta myśl osłodziła mu porażkę,
ale i dla niego bogactwa, a dla Władysława słowo ważnem było.
- Jeśli już tak ma być koniecznie - powiedziałem - nie chcę aby ze mnie dla pieniędzy
skórę pasami darto. Życie warte każdych pieniędzy, jeno proszę aby mi zwłoka udzielona
była na zebranie potrzebnej sumy i podana wysokość okupu a ja pieniądze zbiorę, ale i tak do
komesa Piotra powrócę.
- Dobrze więc, skoro taka wola. Pięćset grzywien zapłacić musisz, Książę Pan jedynie
oczekuje dziesięciu osób aby za ciebie poświadczyli majątkiem swojem i dostaniesz czas aby
potrzebną fortunę zebrać.
- Ha - pomyślałem - ja i pięciu nie mam a i to com miał odłożone to rozkradzionym
zostało. Dano mi tedy papier, pióro i inkaust abym mógł lista napisać i pierwej tych dziesięciu
poręczycieli zebrać, tedy pierwszą osoba do której skierowałem me słowa był nie kto inny jak
biskup Janik. Ten to zebrał dostojników i za mnie poświadczył przed Władysławem. Kiedy to
już się dokonało zostałem zwolniony, i musiałem opuścić mojego pana w nieszczęściu ale
tylko po to aby dla niego ratunek znaleźć. Kiedy uwolnionym na Ołbin się udał aby się pani
Mari pokłonić i zdać jej relację z tegom co widział, na Ołbinie już pachołki Dobiesława
panoszyły się po wszystkich zakątkach, rozgrabiając to co jeszcze rozgrabionym nie było.
Nagle ktoś przerażonym głosem zawołał
- Pożar, Ołbin płonie
Wszyscy rzucili się do okien aby tę pożogę co to po wieczornym niebie się rozlała krwistą
czerwienią, gdy drzwi karczmy się otwarły i wbiegł przez nie jeden ze strażników z
Piotrowego dworca, który to pod Dormirem wcześniej służył
- Dormirze - zawołał - Dworzec splądrowany i do cna spalony, Pan Piotr do Krakowa
wzięty a miłościwa pani Maria z całym swoim dworem za swoim mężem do córki swojej
114
wyjechała, do Miechowa, aby bliżej męża się znaleźć w potrzebie - pachołek ledwie
powietrze łapał i nie mógł słowa więcej wypowiedzieć.
Dormir zerwał się z ławy niczym okręt który właśnie potężny wiatr w żagle złapał,
chwycił za wielki miecz co leżał obok niego na ławie i wypadł przed karczmę.
- W drogę mi czas panowie, w drogę, mój pan ratunku czeka
Z wprawą młodzika wskoczył na siodło swojego karego konia i pognał w ciemność.
Łuny dopalającego się grodziszcza jeszcze długo oświetlały mu drogę.
XXX
Ściany ciemnicy były wilgotne i zimne. Wzrok przyzwyczaił się do ciemności i
rozróżniał już różne szczegóły otoczenia. Wiedział że nie jest tutaj sam. Gdzieś w oddali
słyszał ciężkie oddechy i delikatne jęczenie innych, niewidocznych osób ukrytych za
załomem muru. Zgrzebny wór w który go przyodziano boleśnie ranił ciało. Żelazne
bransoletki, którymi przykuty był do ściany obtarły skórę aż do krwi. Piotr siedział skulony
na ziemi wyściełanej słomą, zimno wdzierało się do każdego kawałka jego ciała, sięgając
kości. Labirynt podziemnych korytarzy w których go zamknięto przynosił dźwięki z
najdalszych końców. Słyszał kucie metalu, czuł każde uderzenie młota o kowadło, każdy
wydech miecha tchnięty w płomień paleniska, krzyki więźniów przypalanych żelazem i
łamanych kołem. Tajemnice o których wcześniej nie wiedział, tajemnice krakowskiego
podziemia otwarły przed nim swoją wiedzę. Wiedzę bólu i cierpienia, wiedzę drogi innej niż
dotychczas szedł na spotkanie ze śmiercią.
- Ojcze - modlił się bezgłośnie zziębniętymi wargami - jeśli to możliwe, oddal ode
mnie ten kielich, jednak zważ Panie że nie moja lecz Twoja wola niech się stanie. Wybacz mi
Panie bo zgrzeszyłem przeciw Tobie, jeno spójrz swym łaskawym okiem na dziecię moje
umęczone. On niczemu nie jest winien.
Głowa opadła mu na piersi. Nie czół bólu, czy strachu - śmierć każdemu z nas pisana -
jak mawiał - i prędzej czy później z nią spotkać się każdemu przypadnie. Ileż to dni już tutaj
siedzi? Dwa? Trzy? Czy może tydzień? Nie potrafił tego zliczyć, dopiero teraz czuł się stary,
tak stary jak ziemia. Brakowało mu uśmiechu żony, którą kochał jak tylko może kochać
człowiek. Tylko ona potrafiła dodać mu sił, przezwyciężyć każdą swoją słabość i ta myśl
właśnie dodawała mu sił. Nigdy jeszcze tak bardzo nie czuł się samotny. W tych
ciemnościach wszystkie inne zmysły wyostrzyły się do nieprzeciętnych rozmiarów. Czuł
115
każdy powiew powietrza, słyszał myszy jak w słomie przemierzają swoje drogi, a gdy
powieki mocniej zacisnął widział słońce na niebiańskich łąkach, słyszał śpiew anieli i szum
ślężańskiego boru.
Jeszcze ciemna noc panowała w komnacie , gdy Agnieszka zerwała się z wielkim
krzykiem z łoża, jakby co się paliło li tylko jakie nieszczęście ją spotkało. Władysław
poderwawszy się, chwycił za niewielki sztylet schowany w zakamarkach łoża, straż która
stała przy drzwiach wtargnęła do komnaty.
- Co się stało? - zapytał, gdy nie potrafił znaleźć niebezpieczeństwa i kiwnął na straż
że nic się nie stało.
- Diabeł mi się przyśnił - Agnieszka cała roztrzęsiona jeszcze nie mogła z siebie słowa
wydobyć - Stał nade mną i się śmiał szyderczo, patrzył mi w twarz bezwstydnie i pływał po
całej komnacie, ja zatykałam uszy żeby tego nie słyszeć, ale ten śmiech wdzierał się wszędzie
- rozdygotana rozglądała się wokół czy zjawa jeszcze jest gdzieś w pobliżu - chciałam uciec
przed tym śmiechem ale nie mogłam, z każdego miejsca naszego domu, w które uciekłam,
dobiegał do mnie ten śmiech i jego twarz, ta okropna twarz, pogubiłam gdzieś buty, te nowe
od Ciebie i dopiero jak uciekłam z domu wszystko się skończyło, obudziłam się zlana potem.
To było straszne.
- Jaki bies się może Tobie śnić? Sen, mara, to tylko zły sen.
- Ale to był on, ja wiem że to był on - Agnieszka nigdy jeszcze nie okazywała tak
wielkiego strachu jak teraz.
- Jaki on? Mów składniej bo i pojąć nie mogę
- To był Dormir, ten sługa Piotra co to żeś go na wolność wypuścił za pięćset grzywien. Ale
przecie on takiej sumy nie ma i mieć nie będzie to i słowa nie dotrzyma. Zabić go trza było,
zabić ich obydwu, głowę na srebrnej tacy niech złożą, to i wtedy sny się skończą i Ty panie i
ja spokoju zaznamy.
- Nie godzi się komesa Piotra żywota pozbawiać bo i czynów bohaterskich dokonał i był ojca
mojego wiernym przyjacielem a i mnie we wczesnych latach opiekunem. Cóż mnie biednemu
teraz czynić? Panowie za nim w drzwi walą garścią całą, biskupi się upominają o niego okup
chcąc płacić. Wrzawa się wielka podniesie jak życie odda, ale i bez kary za jego zdrady też
ostać się nie może, bo gdzież wtedy zajdzie kraj gdy król szanowanym nie jest?
116
- Na swoje nieszczęście i swoją zgubę żywym go ostawisz. Ten czyn przeciwko Tobie się
odwróci, bo każdy dobry uczynek ukaranym będzie, pamiętaj. On przeciw Tobie z Salomei
synowcami stanie.
- Skoro już tak na jego krew nastawasz - Władysław po chwili milczenia spojrzał na żonę - to
mu oczy metalem każ wypalić i jako zdrajcę na poniewierkę wygnaj, poza nasze ziemie - jak
Piłat wyrok wydał i ręce umywszy, opuścił komnatę.
Ledwie Władysław zniknął za drzwiami, gdy w nich jak zły duch pojawił się Dobiesław.
- Słyszałeś? Jest twój, czyń co powinieneś - z wściekłością wysyczała jak żmija i
gestem nakazała mu odejść.
Usta Piotra wciąż składały się do modlitwy.
- Ojcze nasz Któryś jest w niebiesiech …- szeptał gdy cichy szept rozległ się gdzież
tuż przy nim
- Kniaź - słaby głos szeptał - Ej, kniaź, ty wielki pan i szczodry był, nie boj sa. Niszto
nie mów jeno słuszaj - mężczyzna delikatnie poruszył się szurając słomą - Dobek szuka
kogoto aby ci aczki wyrzezać i nikto nie choczet. Nikto nie choczet ruki na tjebia podniesi, ja
etawo zdiełaju. Mene śmiert i tak żdiot.
- Kim jesteś? - Piotr chciał się odwrócić, ale tylko dotknął dłoni mężczyzny. Była
silna, cała pokryta starymi ranami i świeżymi strupami, szorstka, a jednak ciepła.
- Tisze, Kniaź, tisze - mężczyzna chciał wyrwać dłoń ale silny uścisk dłoni Piotra
trzymał ją jak w kleszczach - Ty prasti mene, kak ty budiesz z Bohom gawarit, skażi jemu sa
mene horosze sława, tolko kriczi, kriczi kak budu eto diełaty, eto dla mene i tebe, kriczi.
Prasti mene kniaź, mnie para, słyszysz? - mężczyzna na chwilę zawiesił głos - idu
- … I odpuść nam nasze winy, jako i my odmyszamy naszym winowajcom - kończył
modlitwę komes, a Rusin, tak cicho jak się pojawił tak cicho zniknął.
W korytarzach podziemia gwar się zrobił. Pachołkowie z pochodniami w rękach
pospiesznie przemierzali labirynt by znaleźć się przy Piotrze. Zza ich pleców wyłoniła się
postać Dobiesława.
- Brać go - warknął
Pachołkowie zdjęli żelaza z jego rąk i rzucili go na ziemię. Znowu założyli sznury na
ręce i powlekli korytarzem na niewielkie podwórze otoczone wysokim murem ścian. Biały
śnieg w promieniach słońca był taj jasny że Piotr musiał zamknąć oczy aby przyzwyczaić się
do światła. Oczy, trzymane w ciemnicy teraz aż bolały. Zimny śnieg łagodził rany na jego
117
ciele. Oczy zdołał otworzyć dopiero na środku podwórza gdy silne ręce pachołków chwyciły
go tak że ani ręką ani głową ruszyć nie mógł. Podniósł wzrok do góry i w jednym z otwartych
okien zobaczył Agnieszkę z dumą na twarzy przyglądającą się wyrokowi. Piotr zamknął oczy.
- Przebacz im Panie, bo nie wiedzą co czynią - modlił się - Zdrowaś Mario, łaskiś
Pełna, Pan z Tobą … - poczuł ciepło zbliżające się do twarzy i usłyszał szept - Kriczi
W pierwszym momencie nic nie bolało, tylko w powietrzu rozszedł się smród palonej
skóry i włosów. Zacisnął zęby.
- Kriczi Łybit - wołał głos - Kriczi, bo mene ubijut
Potworny ból wraził się w głowę jak gwóźdź wbijany w drewno. Poraził wszystkie
członki, chciał się wyrwać ale potężne ręce pachołków na to nie pozwoliły. Przez ten ból
przebijał się głos - Łybit … Kriczi
Piotr uwolnił powietrze zatrzymywane w piersiach i jego głos bólu wzniósł się ponad
Kraków i rozszedł się po całej ziemi. Stada wron, które z wież zamkowych przyglądały się
egzekucji od tego krzyku poderwały się do lotu i krążyły nad miastem. Agnieszka z
zadowoleniem na twarzy odwróciła się na piecie i zniknęła w głębi komnaty. Pachołkowie
zakładali już opatrunek ze szmaty na poparzone oczy, gdy rozległ się krzyk Dobieslawa.
- Jeszcze język mu wyrwać aby więcej ten pies nie szczekał
Ogromne kleszcze chwyciły za język i wyciągnęły go z drętwych ust. Świst noża i
buchnęła krew, która zalała piersi Piotra. Kat jednak wiedział co robi, nie cały obciął, jeno
tyle żeby krew trysnęła. Piotr osunął się na ręce pachołków bez ducha. Dobiesław
zadowolony z siebie zniknął za swoją Księżną. Pachołkowie wrzucili bezwładne ciało na wóz
i wywieźli poza bramy miasta.
Tego nieszczęsnego Januara Anno Domini 1146 śniegi były wysokie jak nigdy
przedtem a mróz skuwał oddech w kryształki lodu. Sanie zaprzężone w czwórkę koni sunęły
gładko z cichym gwizdem w kierunku strzelistych wież kościołów Krakowa, widzianych już
w oddali. Pasażerowie owinięci szczelnie w skóry aby wiatr nie wywiał resztki ciepła z ich
ciał siedzieli w milczeniu. Niewielki oddział konnych, który poruszał się tuż za saniami niósł
barwy pana na Miechowie, Jaksy. Cały korowód poruszał się w ciężkiej ciszy, nikomu nie
było łatwo. Myśli Marii były bardzo daleko, po raz kolejny będzie musiała stanąć przed
siostrzeńcem, ukorzyć się i prosić o życie męża i syna. Jej myśli były przy nich i tylko myśl
że jeszcze żyją dodawała jej sił. Oczy już dawno wyschły z braku łez.
118
- Stój - głos przewodnika nagle wszystkich poraził jak grzmot burzy - i wszyscy
stanęli jak wryci. Przed saniami ukazały się dwie bose postacie odziane w zgrzebne wory
powoli idące w ich kierunku. Młodzik prowadził starego ślepca poprzez wysokie śniegi na
gościńcu. Starzec, z oczami przepasanymi brudną szmatą na karku zawieszoną miał pustą
pochwę od miecza mocno trzymał się ramienia przewodnika.
- Jezusie Nazareński, toż to … - jeździec jeszcze nie skończył mówić gdy Maria
zeskoczyła z sań i biegła w kierunku wędrowców.
- Piotrze, o Mario Królowo … To mój mąż i syn - dopadła do wędrowców i mocno się
do nich przytuliła. Starzec wycieńczony osunął się na śnieg.
Następnego dnia z Miechowa wszyscy wyruszyli w kierunku Rusi, zgodnie z wolą
Władysława.
Katharsis
Nie kraty tworzą więzienie
Jeszcze śniegi dobrze nie zeszły z pól gdy Władysław wypowiedział wojnę braciom.
Wczesną wiosną okoliczności wróżyły zwycięstwo raczej seniorowi niż juniorom gdyż temuż
to bez problemów udało się zająć Mazowsze jednak Władysława zawiodły spodziewane
posiłki z Kijowa, gdzie rozgorzały walki o tron między Olegowicami i ich wrogami,
pośpieszył więc do cesarza Konrada. Na Wielkanoc 31 marca 1146 spotkał go w Kayne pod
Altenburgiem w Saksonii i otrzymał przyrzeczenie pomocy za cenę złożenia mu hołdu
lennego. Hordy Prusów i Jadźwingów szerzyły popłoch i grabiły ziemie juniorów od
wschodu. Zaciężne oddziały Władysława, ruszywszy od Krakowa, wyzyskując powodzenie
niespodziewanego natarcia, stoczyły trzy pomyślne potyczki z oddziałami juniorów. Coraz
liczniejsze grody otwierały swe bramy i przyjmowały załogi seniora.
Główne jednak wojska Bolesława Crispusa i Mieszka zamknęły się w grodzie
poznańskim. Oblegając ich, senior pewien był swej przewagi. Chociaż wały, fosy, palisady i
119
baszty grodu poznańskiego nad Wartą i Cybiną, pamiętające czasy Chrobrego, były szerokie i
wysokie, choć wśród oblężonych mężnie poczynał sobie szczególnie młodszy książę
Mieszko, wyczerpanie się żywności groziło nieuchronnie zdaniem się na łaskę zwycięzcy.
Dwa - a raczej trzy - wydarzenia uratowały juniorów. Pierwsze to klątwa rzucona na
Władysława przez arcybiskupa Jakuba ze Żnina. Nieulękły starzec, prałat świadomy swej
powagi, wjechał na wozie przed oblicze seniora, zgromił go za sprowadzenie zagonów
pogańskich na kraj i wydanie go na ich pastwę. Przypadek czy podstęp woźniców sprawił, iż
odjeżdżający wóz zawadził kołem czy piastą o słup pionowy polowego namiotu, który
obalając się przygniótł księcia nieomal na śmierć, wywołując zabobonne przerażenie w
oczach wojska jako znak i skutek rzuconej klątwy.
Decydujący stał się wreszcie dzień, kiedy oddziały odwodowe wojsk należących do
juniorów, błąkające się po okolicznych lasach wokoło grodu poznańskiego, porozumiały się z
oddziałami Bolka i Mieszka wewnątrz grodu, czyniąc to za pomocą tarczy trzykrotnie
opuszczanej z wieży kościoła. Uzgodniwszy w ten sposób dzień i godzinę natarcia, uderzyły z
tyłu, równocześnie z nagłym .wypadem załogi zza murów.
Wojska pryncepsa, zaskoczone podczas wydawania posiłku, bez broni zostawionej w
namiotach, uległy panice i poszły w rozsypkę. Władysław ratował się sromotną ucieczką. Z
wyżyn nadziei, prawie pewności zwycięstwa, spadł na samo dno klęski.
Nie znalazł w tym żałosnym momencie oparcia we własnej dzielnicy na Śląsku i w
Małopolsce, gdzie teraz działalność buntowniczego Rogera, dowódcy ongi straży dworskiej
na Ołbinie, obecnie jednego z głównych wodzów powstania przeciw seniorowi, wydała
pożądane owoce.
Porozumiawszy się z juniorami, grododzierżca Głogowa, Jerzy, oraz komes z
krakowskiej ziemi Jan, syn Mikołaja, jak i liczne grono panów, wielmożów, komesów,
stronników rodu Łabędziów, zwolenników oślepionego Piotra, otwierali grody wojskom
Bolesława Crispusa i Mieszka, gromadnie przechodząc na ich stronę.
Nawet kronikarze w ościennych krajach, opisujący ostatnią fazę walk juniorów
przeciw seniorowi, podkreślają z naciskiem olbrzymią rolę, jaką w tej walce odegrał
wsławiony męstwem i przebiegłością Roger, zwolennik, uczeń i przyjaciel komesa Piotra.
120
Księżna Agnieszka mimo dzielnej obrony grodu wawelskiego została zmuszona do
opuszczenia murów i udania się na wygnanie do Altenburga w Saksonii, skąd nigdy do Polski
nie wróciła.
W sierpniu tego R. P. 1146 wyruszył na pomoc siostrze i jej mężowi cesarz Konrad
III. Nie zdołał jednak sforsować zasieków i przeszkód na Odrze. Musiał zadowolić się
układami i przyrzeczeniem przyjazdu juniorów na jego dwór. Wycofał się już w sierpniu z
niefortunnej wyprawy. Seniorem krakowskim został Crispus, przyłączając do swych
obszarów również Śląsk. Książę Władysław i Agnieszka umarli na wygnaniu i pochowani
zostali w klasztorze w Pforcie, księżna w R. P. 1157, książę w 1159.
Dla brata Henryka, liczącego już lat 14, wydzielił Crispus część Ziemi Sandomierskiej
i przeznaczył .mu od R. P. 1146 Wiślicę jako siedzibę. Zamieszkał z nim również Kazimierz,
zwany w przyszłości Sprawiedliwym, który podczas licznych podróży i nieobecności księcia
Henryka wdrażał się w zarządzanie jego grodem i ziemią.
Piotr ze swoją rodziną wrócił jeszcze tego Roku Pańskiego 1146 z wygnania i
zamieszkał w Ołbińskim klasztorze, gdzie braciszkowie za jego całe życie i wszelkie
darowizny którymi ich obdarowywał znaleźli mu godne miejsce. Wszelkie honory i dobra
odebrane mu przez Władysława zostały zwrócone. Legenda o Piotrze mówi jeszcze że kiedy
przyjechał się Najświętszej Panience pokłonić w kościele w Starym Skrzynnie cudem wzrok i
mowę odzyskał. Cztery lata później obumarła mu żona. Piotr poczekał jeszcze trzy lata i
Roku Pańskiego 1153 pożegnał się z tym ziemskim padołem po 73 latach a prochy jego
zostały złożone obok doczesnych szczątków jego ukochanej żony w Ołbińskim klasztorze i
tylko mała czerwona książeczka spisana parę lat później przez Maura opowiadała o losach
tego wielkiego człowieka.
121
Słowo na zakończenie48
Bóg, jakkolwiek go nie zwać, to jest tym samym Bogiem, do którego od tysiącleci
modli się Ludzkość. To jest ta sama Energia, której szukają w swoich medytacjach ci co nie
wierzą w Jego istnienie. Tak różne formy, które On przyjmuje, sprawiają że wypełnia się Jego
Imię „Jestem Który Jestem”. Lecz jakże często człowiek dla sławy i bogactwa zapomina o
nim schodząc z właściwie obranej drogi przez przodków.
Ślężę poznałem w 2009 roku podczas moich internetowych poszukiwań prawdy.
Takim moim mentorem i przewodnikiem był, i nadal jest Janusz Kuliński. To on pierwszy
zaraził mnie historią tego miejsca, dopóki jej sam nie poznałem.
W roku 1017 kronikarz niemiecki Thietmar, biskup merseburski, przy okazji oblężenia
grodu niemczańskiego pisał:
„Gród ten leży w kraju śląskim (in pago Silensi), który tę nazwę otrzymał niegdyś od pewnej
wielkiej i bardzo wysokiej góry. Owa góra doznawała wielkiej czci u wszystkich mieszkańców
z powodu swego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej przeklęte pogańskie
obrzędy”.
Kronikarz nie pozostawia żadnych złudzeń. Ta góra była ważna w życiu okolicznych
Ślężan i nie tylko bo z wiadomości zawartych w tzw. Dokumencie Praskim z roku 1098
prawdopodobnie dowiadujemy się że Ślężanie tworzyli związek ponadplemienny wraz z
Dziadoszanami, a także z Bobrzanami i Trzebowianami. Ponad sto lat później, po kronikarzu
Thitmarze, za sprawą Piotra Włostowica, na górę, na jej szczyt trafiają zakonnicy. Nikt nie
jest pewny kto był pierwszy., ale jedno co zostało upamiętnione w późniejszych Aktach, na
górze pojawili się Kanonicy Regularni. Z tradycji klasztornych wynika że był to rok 1108
jednak z innych dokumentów wiemy że nie mogli to być Augustianie z Arrovaise. Jak
wykazał Schulte, opactwo macierzyste w Arrovaise powstało dopiero w 1090 r., a swoich
braci do zakładania filii mogło skierować dopiero za rządów opata Gerwazego (1121-1147).
Nie jest zatem możliwa ich działalność misyjna już na przełomie XI i XII wieku. Pierwsza
pochodząca od niego kolonia filialna powstała dopiero w roku 1123, stąd też w zagadnieniu
początków klasztoru kanoników regularnych na górze Ślęży przyjmowano od długiego czasu
ustalony terminus post quem fundacji – ok. 1121 r. Wydaje się za słuszne przyjęcie daty
założenia na lata 1128-1138, jakie były wysuwane przez wielu badaczy, jak np. Silnicki,
Likowski czy Deptuła. Kto więc zamieszkał w zamku Włosta w roku 1108? Piotr Włostowic
48 W słowie końcowym pozwoliłem sobie wykorzystać pracę Ks. Mieczysława Koguta pt. Śląski Klasztor.
122
- Peter Vlostides, jak podaje mistrz Wincenty Kadłubek a siostrzeniec Palatyna, w swoich
kronikach ) urodził się w roku 1080. O jego pochodzeniu, a w szczególności o jego rodzicach
nie wiemy, a właściwie to ja nie wiem, prawie nic. Jedyne co można wywnioskować to, to że
jego ojciec nazywał się Vlost. Dlaczego? No właśnie od kronikarza Kadłubka. Vlostides
znaczy syn Vlosta. Tak drzewiej bywało, ojciec – głowa rodziny - Jan, jego żona Janowa,
córka Janówna, a syn Janowy albo Jana. Liczył się ojciec. Ojcem Piotra Włostowica był
Włost i to na jego zamek zostali sprowadzeni zakonnicy. Potwierdziła to bulla papieża
Celestyna III z 9 kwietnia 1193 zatwierdzająca posiadłość opactwa NMP na Piasku. Bulla ta
stwierdza, że opactwo otrzymało od Piotra dziesięciny z posiadłości, które prawnie
odziedziczył po ojcu i dziadku. Tak więc co najmniej od dwóch pokoleń przodkowie Piotra
mieli majętności w okolicach Wrocławia, na Ślęży. Ta sama bulla stwierdza:
„Anno domini 1090 fundata est ecclesia beatae Virginis in Arena Wratislaviae a Petro comite
Corek et consecrata a Petro Wratislaviensi episcopo octavo, praesente Vladislao duce
Poloniae et uxore eius Agnete, Henrici quarti imperatoris filia et Maria Wlosconissa Petri
comitis uxore et Swentoslao filio eius”
„Roku pańskiego 1090 ufundowany został kościół NMP na Piasku we Wrocławiu przez
komesa Piotra Korka i konsekrowany przez Piotra, ósmego biskupa wrocławskiego, w
obecności Władysława, księcia Polski i żony jego Agnieszki, córki cesarza Henryka IV i
Marii Wloskonissy, żony komesa Piotra, i jego syna Świętosława”
Informację tę powtórzyła dokładnie Kronika o Piotrze, spisana na początku XVI w. w
klasztorze św. Wincentego na Ołbinie, przy czym wyraźnie zaznaczono pochodzenie
przekazu z archiwaliów opactwa NMP. Falsyfikat klasztoru na Piasku sporządzony w XIV w.
względnie na początku XV, wystawiony rzekomo przez Henryka Brodatego i opatrzony datą
1209 r. łączy wiadomość o konsekracji ze sprawą nadania opactwu posiadłości we
Wrocławiu, która per Petirkonem Wlast [...] et suos fratrem in fundacione ecclesie seu
monasterii [...] fuerat collata [...] et per Petrum pontificem egregium Wratislaviensis ecclesie
octavum in consecratione ecclesie supradicte confirmata. Patrząc na te zapisy mam nieodpartą
chęć powiedzieć że to nie Piotr Włostowic był fundatorem a jego ojciec Petrikonem Wlast,
przecież komes Piotr Włostowic w AD 1090 miał 10 lat. Jednak mogę się mylić. Gdy pisana
była bulla, komes już dawno nie żył bo zmarł Roku Pańskiego 1153.
123
O wiele obszerniejszą relację przyniosła nam Kronika opatów klasztoru NMP:
„ ut colligitur ex actis et productis in causa Vortret nuncupata pro parte monasterii, anno
domini MXC. (alibi dicitur MCVIII, et verius videtur) currenti [...] dominus Petrus Wlast cum
domina Maria conthorali sua, Swentoslao ac Beatrice filiis suis, nec non cum fratribus suis
[...] ecclesiam et monasterium prope Wratislaviam cum prepositura in Gorka [...] fundavit
[...] Quam ecclesiam cum prepositura [...] dominus Petrus, Wratislaviensis episcopus VIII
[...] in presentia cujusdam L. Ducis Slezie et uxoris sue, filie Henrici quinti imperatoris, et
multorum primatum, et nobilium et [...] Petri Wlast, fundatoris et suorum consecravit [...]
anno domini MC et decimo, IX. die Januarii.”
(„Roku pańskiego 1090 [...] pan Piotr Włast, komes Śląska, z panią Marią – swoją małżonką,
Świętosławem i Beatrycze, swoimi dziećmi [...] ufundował kościół i klasztor koło Wrocławia
z prepozyturą w Górce pod wezwaniem NMP i fundację dotował [...] pan wrocławski biskup
VIII [...] w obecności L [tj. Ladysława czyli Władysława] – księcia Śląska i jego żony, córki
cesarza Henryka IV [...] wspomnianego Pana Piotra Własta fundatora i konsekrował i
uczynioną donację [...] potwierdził w roku pańskim 1110, 9 dnia stycznia”)
Co do obu tekstów, jest wiele wątpliwości a wręcz powiedziałbym nieprawdziwych
informacji w nich zawartych. Jedyne co wydaje się prawdziwe to osoba konsekratora i data
dzienna 9 stycznia. Na zboczach Ślęży, niedaleko Panny z Rybą i ślężańskiego niedźwiedzia,
archeolodzy w latach 1908-1910 odnaleźli szczątki tablicy. Po wielu dyskusjach i
przemyśleniach została złożona.
Na połamanej tablicy odtworzony przez G. Lustiga23 tekst pisany romańską
majuskułą informował: ANNO A
BINCAR
NATIONE
D[omi]NI M·C
„Roku od wcielenia Pańskiego (Boże Narodzenie??) 1100”.
Trudno tu rozstrzygnąć, czy po cyfrze „C” występowały jeszcze dalsze, czy też nie.
Większość badaczy zgodnie przyjmowało, że końcowe liczby rzymskie są jedynie początkiem
daty rocznej i odnosili to do jakiegoś, bliżej nie ustalonego, etapu rozwoju instytucji
kościelnych na Ślęży. Niektórzy, jak Trawkowski uznali ją za pewną datę fundacji
124
arrowezyjskiej na górze Ślęży. To tłumaczenie tych tekstów do mnie nie przemawia. Bo jeżeli
przyjąć że po dacie M·C następowała data dzienna to dlaczego autor tablicy nie napisał w
jednym słowie AB tylko podzielił je na A – BINCAR - NACIONE? Chyba że ty był błąd
wykonawcy, który umiał rzeźbić w kamieniu, natomiast nie umiał pisać, i tablica została
rozbita kiedy to zleceniodawca sprawdzał wykonanie.
Kanonicy Regularni nie posiedzieli za długo na szczycie Ślęży. Już w roku 1148 (lub po tym
roku) przenieśli się do Wrocławia na Wyspę Piasek ze względu na trudne i specyficzne
warunki atmosferyczne panujące na tej górze. Mikroklimat jest specyficzny.
Tak naprawdę nikt nie wie jakie były motywy sprowadzenia zakonników. Wart
podkreślenia jest fakt, że fundacja kanonii przez przedstawicieli możnowładztwa polskiego w
tym okresie nie jest rzeczą wyjątkową. Wręcz przeciwnie, z całym przekonaniem możemy
stwierdzić, że było to wówczas zjawisko typowe, tyle tylko że dotyczyło kanonii świeckich, a
nie regularnych. Dlatego nie dziwi tego typu inicjatywa, zwłaszcza ze strony tak znaczącego
wielmoży, jakim był Piotr, który uzyskał znaczącą pozycję w ostatnich latach panowania
Bolesława Krzywoustego. W roku 1117 Piotr został książęcym Palotynem. Omawiając
kwestię celu fundacji, należy wziąć także pod uwagę funkcje spełniane przez samych
kanoników regularnych, w tym tych konkretnych z Arrovaise. Przede wszystkim ograniczała
się ona do dwóch podstawowych zadań: sprawowania „officium divinum” - służba boża, boża
powinność i prowadzenia „cura animarum” – opieki duszpasterskiej. Co do pierwszej nie
mam żadnych zastrzeżeń, spełnianie bożej powinności, a więc odprawianie nabożeństw na
Ślęży nie budzi żadnych wątpliwości, jakkolwiek kościółek na szczycie miał charakter
prowizoryczny, natomiast wątpliwości jednak wzbudza wypełnienie drugiego zadania –
opieki duszpasterskiej. Wykonanie tego zadania było znacznie utrudnione ze względu na
odległość. Co jednak mogłoby potwierdzić sprowadzenie jakichś mnichów przez ojca Piotra
lub co również jest bardzo prawdopodobne, za jego nieodzowną zgodą w roku 1108.
Po śmierci Włostowica, wytworzyła się walka na dokumenty fałszowane przez
wszystkich związanych z tym majątkiem.
Sprawa lokalizacji ślężańskiego kościoła budziła najwięcej wątpliwości i w ślad za
tym poświęcono jej najwięcej badań i uwagi. Najstarszą wzmiankę o usytuowaniu kościoła
ślężańskiego zawiera bulla Eugeniusza III z 1148 r., adresowana do Arnulfa, opata ecclesie
sancte Marie de monte Silencii. Dokument biskupa wrocławskiego Waltera z 1149/50 r.,
podobnie określał położenie opactwa, lokując je in monte Silencii lub nazywając kościół
klasztorny górskim, montana ecclesia. Tzw. fragment dokumentu sprzed 1193 r. wyraźnie
125
mówił o kościele klasztornym z góry Ślęży, na górze Ślęży czy wręcz nazywają go kościołem
górskim ecclesia Montana lub sancte Marie ad montem. Informacje na temat położenia
kościoła ślężańskiego pojawiły się dopiero w XV i na początku XVI w. Kronika opatów
klasztoru NMP na Piasku we Wrocławiu, powołując się na Cronica Polonorum et ducum
Silesie, przekazywała, że komes Piotr wzniósł klasztor kanoników regularnych in ipso monte
Silencii. Jeszcze dokładniej położenie klasztoru opisują Spominki wrocławskie podając, że
najpierw mnisi mieszkali in monte Silencii (...) ubi Petrus comes in vertice ipsius suum
habebat castrum.
Przedstawione powyżej informacje wyraźnie stwierdzają, że kościół usytuowany był
na samym wierzchołku góry Ślęży. Tego kościółka i zamku Włostów poszukiwała fundacja
Światowit razem z „wizjonerką” Lucyną Łobos. Doprowadziła do wykopów w obecnym
kościele na szczycie Ślęży i zamknięcia go na cztery spusty. Pewnie ten stan rzeczy będzie
trwał jeszcze długo, bo fundacja nie ma pieniędzy na posprzątanie gruzu składowanego po
południowej stronie kościoła, prawidłowego zabezpieczenia i doprowadzenie go do stanu
pierwotnego. Najciekawsze jest to że Projekt Cheops twierdził że o zamku i kościele z
tamtych czasów, nikt nie wiedział. Nawet naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego
współpracujący z Projektem. To jedynie może świadczyć o tym że Projekt Cheops nie miał
dostępu do powyższych materiałów, i nawet nie mógł przypuszczać że coś tam jest ukryte pod
posadzką kościoła. Wprawdzie wcześniejsze badania bodajże geo-radarem nie wykazały
żadnych anomalii czy pustych miejsc, ale możliwości były 50/50. Uda się albo nie.
Czytając te materiały miałem jedno wrażenie. Nazwa góry w języku łacińskim jest tak
bliska CISZY. Monte Silencii, Monte Silencio - Góra MILCZENIA. Sancte Marie de monte
Silencio – Święta Maria Na Górze Milczenia.
Z górą tą osobiście spotkałem się dopiero całkiem niedawno49. W czerwcu 2010 roku
zostałem niejako zmuszony do odwiedzenia starego kraju, jakim jest dla mnie Polska i
zadecydowałem że miastem tym będzie Wrocław. Wycieczkę na Ślężę wcześniej planowałem
już czterokrotnie, ale jakoś się nie udawało opuścić mojej wyspy. Oczywiście wszystko
zaplanował i pomógł w realizacji nieoceniony Janusz. W przepiękny słoneczny dzień, w
trakcie przewalającej się przez Polskę, powodzi, powtórki 1997 roku z wielkimi obawami
wylądowałem we Wrocławiu.
Z Januszem umówiliśmy się na starym mieście, gdzie pozałatwiałem wszystko co
musiałem w ciągu pół godziny. Poszwędaliśmy się po Wrocławiu i po jakimś czasie wspólnie 49 Szczegóły tej wycieczki opisałem w książce pt. „Moje spotkanie ze Ślężą”
126
ze znajomymi Janusza - Marzeną i Zbyszkiem wylądowaliśmy w Sobótce. Niewielkiej
miejscowości położonej u podłuża Ślęży. O pierwszym zapisie nazwy tej miejscowości
dowiadujemy się z nadania księcia Władysława II Wygnańca. Klasztor na Ślęży użytkował w
tym czasie w okolicach Ślęży zaginioną wieś Bezdada oraz tajemniczą Abrinicoy. Tenże
książę wspólnie z ojcem (a więc przed 1138 r.) dokonał wówczas obejścia i wyznaczenia
posiadłości kanonickich. W jej granicach znajdowały się Biała (Biała), Cescouici (czyli część
Mysłakowa), Wiry (Wiri), Zebrzydów (Syuridow), Strzelce (Strelec), której nazwa
pochodziła od mieszkających w niej myśliwych klasztornych, następnie Chwałków z młynem
(villa ad molendinum), targ w Sobótce, (forum in Soboth) oraz Strzegomiany (villa
Stregomane).
Pomimo upływającego czasu, a minęło już prawie jedno millenium, w Sobótce jest
czuć ducha tamtych czasów wymieszanego z latami doświadczeń. Sobótkowy Grzyb, czy
lew, które leżą sobie koło Kościoła świętej Anny, czy następny lew umieszczony w ścianie
kościoła świętego Jakuba doskonale pokazują ciągłość trwania w tym świętym miejscu.
Będąc w tamtym miejscu nie mogłem oprzeć się jakiejś dziwnej historii dwóch braci, która
inkarnowała się w nowych postaciach. Przy kościele świętej Anny „widziałem” dwóch braci
walczących na rusztowaniu. W całej tej szamotaninie zapomnieli o bezpieczeństwie i jeden z
braci spadł. Nim dotknął ziemi … zniknął. Może zamienił się w ptaka?
Po przespaniu nocy u Pani Krystyny Tyszkowskiej (za co jestem jej bardzo
wdzięczny) następnego dnia wyruszyliśmy na spotkanie ze Ślężą. Do przełęczy Tąpadła
podjechaliśmy wysłużonym mercedesem o przepięknym klasycznym klangu silnika diesla,
którego właścicielem i kierowcą był znajomy pani Krysi. Niestety imienia nie pamiętam i
mam nadzieję że On i potomni mi to wybaczą. Powoli pokonywaliśmy tą niewielką dla
pojazdu a jakże długą drogę dla pieszego. Wiele bólu i warstw naszych podeszew nam
zaoszczędzono, za co również byliśmy wdzięczni.
Na parkingu w Tąpadłach nawet w ten pierwszy dzień tygodnia, jeszcze przed końcem
roku szkolnego panował ruch. Cos co mnie zachwyciło, to wycieczka mijających nas dzieci.
Rozmawiali w mieszaninie polsko-niemieckiej i jak widać doskonale się rozumieli. Dlaczego
my, czy nasi ojcowie, czy ojce naszych ojców, nie mogli tego samego? Może Wieki naszych
historii nas czegoś nauczyły, chociaż bardzo w to wątpię. Góra wchłonęła nas całych witając
przyjemnym chłodem i cieniem. Myślę że mnie polubiła, chociaż nie chciała zdradzić
wszystkich swoich tajemnic. Generalnie nie mam problemów z określeniem kierunków świata
jednak to właśnie zdarzyło się na Ślęży. Może się za bardzo sugerowałem za mało otwarłem?
127
Uważam że przypadków nie ma. Nie znalazłem się właśnie w tamtym miejscu i o tamtym
czasie przez przypadek. Góra nie pozwoliła mi zrobić jednego. Dokumentacji w zapiskach.
Wszystkie moje instrumenty, które zawsze w takich wycieczkach mam przy sobie, tzn.
cyrkiel, kątomierz, ekierka, linijka, ołówek, mapa, notatnik i co najważniejsze wahadełko,
(taki malutki Karnak) zniknęły u Zbyszka i Marzeny. Nikt przed wyprawą nie mógł ich
znaleźć. Znalazły się następnego dnia.
Podchodząc pod szczyt, znowu spotkałem się z historią dwóch braci. Tylko tym razem
ta historia była dużo starsza od tamtej. Siadłem sobie gdzieś w jakiejś formacji skał i oczom
moim ukazały się ich posągi. Jeden, ten usytuowany od południa wyglądał tak jakby był
przewrócony, a ten od północy wbity w ziemię. W miejscu w którym siedziałem widziałem
ognisko i druidów próbujących pogodzić zwaśnionych. Ślęża wyglądała jak po jakiejś
dziwnej bitwie, gdzie ślady pracy ludzkich rąk zostały porozrzucane na setki metrów jak by to
był zamek z klocków lego. Dwie potężne energie zwarły się nad Ślężą, a ta, jak dobra
oblubienica, która nie mogła żadnego wybrać wchłonęła obydwie miłości. Dobrą i złą. Ona
kochała obydwóch. Ponieważ nie mogła wybrać żadnego, nie wypowiedziała ani słowa,
Monte Silencio – zaklęta w głaz. Tylko strażnik, który chodzi po Ślęży, pilnuje aby żadna z
sił nie przeważyła.
Kiedy wydostaliśmy się na szczyt to tutaj naprawdę czuć tę bliskość Boga. Tego Boga
o którym napisałem na początku. Boga opisywanego w kartach Tory, Ewangelii, Koranu, czy
wielu innych książkach. Boga nazywanego energią czy wibracją przez zwolenników Nowej
Ery. Energią Stwórczą i Sprawczą. Pewnie wielu zapyta się a skąd pewność że Bóg istnieje?
To ja się zapytam, a skąd niewidomi od dziecka wiedzą że istnieje świat dookoła nich?
A skąd, zamykając oczy i wystawiając dłoń, wiemy że osoba ukochana jest blisko nas i zaraz
chwyci nas za dłoń? Skąd wiemy że to na pewno ukochana osoba?
A będąc na Ślęży ja to jeszcze widziałem.
Moim marzeniem jest wybudować drewniany dom, ukryty gdzieś w zboczach Świętej
Góry. Dom otwarty dla wszystkich, taką oazę spokoju przed cywilizacją. Miasto Ucieczki,
Sychem, gdzie tylko rządzą prawa Natury, Prawa Boskie i zasady współżycia. Pustelnia na
odludziu, po to żeby uczyć ludzi jak radzić sobie z nadchodzącymi zmianami. Nauczyć jak
przetrwać w tym i odnaleźć się w tamtym świecie. Bez zdobyczy cywilizacji, tylko wiedza i
wiara. Jak rozbudzić w sobie Instynkt, przepływające energie, Jak Poczuć tchnienie Boga.
128
Czy marzenia się spełniają? Czy jest coś takiego jak przeznaczenie? Dla mnie jest. Ja
odkryłem swoje przeznaczenie.
Piotr Włostowic, fundator 77 kościołów,XVIII zmarł 16 lub 17 kwietnia 1153 roku i
został pochowany obok swojej żony w opactwie benedyktynów na Ołbinie, w kościele
świętego Wincentego . Nekrolog lubiński zwie go tylko komesem wrocławskim; mógł więc
wojewoda krótko przed zgonem zamienić swój urząd, co pozwoliło mu uniknąć uciążliwych
XVIII Oto są zabytki budowli Dunina dotąd w całości lub w części dotrwałe: W Starym Skrzynnie nad
Wieniawką, pierwszej majętności przez Boleslawa Krzywoustego Duninowi nadanej; kościół parafialny,
w którym ma być dotąd zachowany wizerunek Matki Boskiej, a przed Jej ołtarzem podług legendy miał
on wzrok i mowę odzyskać. W Kijach, wsi milę od Chmielnika położonej, podobnyż kościół, który
pomimo przerobienia, dochował w całości kształtną z owej fundacyi dzwonnicę z ciosu. W Rudzie o,
ćwierć mili od Wielunia, kościół farny; w Strzelnie, w Kujawach, kościół i klasztor Panien Norbertanek w
r. 1133 założony, niegdyś wielce zamożny, gdzie tylko ściany z polnych granitów z pierwotnej budowy
zostały. W Czerwińsku, o siedem mil od Warszawy, kościół z klasztorem Kanoników Regularnych na
górze w kształcie zamku wymurowany, a dotąd najwyborniej, bez uszkodzenia zachowany: szacowny
zabytek mocy, trwałości, i gruntownej pracy ówczesnych budowniczych. Jest on cały z ciosu lub, jak go
Bielski nazywa, z kwadratu; długości 66 łokci a szerokości 30 mający: z dwoma czworobocznemi
wieżami na stóp 108 wysokości i piękna facjatą; zewnątrz kwadratowe filary wspierają sklepienie w łuki
wybornej roboty, niegdyś sutemi ozdobami ubrane, a w XVII wieku na nowożytne przerobione; ściany
atoli główne bez żadnej zmiany dotąd w pierwotnym stanie dotrwałe, są z obciosanych w kwadrat
kamieni, bez mieszania cegieł wystawione. Kościół ten, szczyci się nadto pomiędzy Wielą pięknemi
obrazami, starożytnym wizerunkiem fundatora z wyrażeniem 1117 roku jako czasu założenia tej
świątyni. W Mstowie w Powiecie Lelowskim, kościół pod wezwaniem S. Stanisława. W Kłobucku, w
tymże powiecie, kościół parafialny. W Koninie, o siedm mil od Kalisza, kościół farny pt. Ś. Piotra z nader
wspaniałym wnętrzem. W Kawnicy, wsi obok Konina, kościół parafialny; w Wrocławiu, na Szlązku,
Kościół S. Wincentego w całości dochowany, założony w r. 1139 a w r. 1149 ukończony. Tamże
kościoły Ś. Wojciecha, Ś. Aegiusza, Ś. Michała, Ś. Marcina i Naświetszej Panny na piasku, do fundacyi
Dunina doliczają - Na ostatek liczbę tę podług Długosza, Bielskiego i Jaroszewicza (Matka świętych
polskich) dopełniają dziś zanikłe lub przebudowane kościoły w Krakowie: 1) Ś. Jędrzeja 2) Ś. Salwatora
na Zwierzyńcu. 3) Panny Maryi na Piasku. 4) Ś. Marcina. 5) Ś. Michała. 6) Ś. Wawrzyńca na
Kazimierzu. 7) Ś. Ducha; 8) Ś. Jana; 9) w Chełmnie; 10) Łęczycy; 11) w Nowym Skrzynnie; 12)
Żarnowie; 13) Chełmnicy; 14) Pajęcznie (wątpliwy, o nim Bielski); 15) w Starym Świerzu; 16)
Worczycowie; 17) Tyńcu; 18) Kościelcu w Kujawach; 19) Chlewiskach; 20) Włostowie; 21) Opatowie;
22) w Nissie na Szlązku; 23) Kozłowie; 24) Rabinie; 25) Czerwonym Koscielcu; 26) Jeżowie; 27)
129
podróży. Następnym wojewodą był Jaksa, wymieniany zawsze na pierwszym miejscu wśród
polskich wielmożów w dokumentach. On też kontynuował dzieło rozpoczęte przez Piotra w
strzeżeniu i pogłębianiu tajemnicy. „ Rocznik kapitulny krakowski” (za nim powtarza
„Rocznik miechowski”) zapisuje pod rokiem 1162, i tę datę należy przyjąć za bezsporną,
wyprawę Jaksy do Ziemi Świętej. Zresztą wyprawa ta podkreślała więzi łączące tego księcia
z chrześcijaństwem i miała miejsce w okresie względnego bezpieczeństwa Kopnika. Przez
następne cztery wieki tajemnica była bezpieczna, aż do czasu kiedy to niemieccy protestanci
Rambinie; 28) Krobi; 29) Gieczu; 30) Kotowie; 31) Kaliszu, kościół pod wezwaniem Ś. Wawrzyńca; 32)
Naumburgu na Szląsku; 33) Chełmcu; 34) Wierczycowie; 35) Tulczach; 36) Pkanowie; 37) Lawinie;38)
Lignicy, na Szlązku, kaplica Ś. Benedykta; 39) Kaplica na górze Zobten pod Wrocławiem; 40) w Górce;
41) Chalinie klasztor; 42) Streblen na Szlązku; 43) Kłobniku; 44) w Leżowie. Dodawszy wyżej
wymienionych piętnaście kościołów, ogółem tedy znaleźliśmy pięćdziesiąt dziewięć, których założenie
Duninowi Przypisują; pozostałe zaś szesnaście do zupełnej liczby podania, być może iż także z czasem
wynajdą się; a tym sposobem sprawdzi się szczególne zjawisko średniowiecznej historyi budownictwa
kościelnego w Polsce - Wiadomości Historyczne o sztukach w dawnej Polsce, zebrał i wydał F. M.
Sobieszczański, Warszawa, 1847 s. 66
Bibliografia
1) Stanisław Helsztyński - Kronika Maura - Nasza Księgarnia 1973
2) Józef Ignacy Kraszewski - Historia Prawdziwa o Petrku Właście, palatynie, którego
zwano Duninem - Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1968
3) Gall Anonim - Kronika Polska
130
zatrzeć chcieli całkowitą pamięć o polskości tych ziemi i polskim Komesie, tak jak zacierali i
dalej zacierają ślady słowiańskości Berlina.
Pod pretekstem najazdu Turków, 14 października 1529 rozpoczęła się pospieszna
rozbiórka opactwa benedyktynów na Ołbinie, w którym został pochowany Piotr Włost.
Obawiano się, że zabudowania klasztorne mogą stać się punktem oparcia dla najeźdźców.
Zakonnikom przekazano klasztor pofranciszkański przy kościele św. Jakuba we Wrocławiu.
Prace wyburzeniowe trwały 4 tygodnie. Materiał uzyskany z rozbiórki posłużył m.in. do
4) Jan Długosz - Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego
5) Wincenty Kadłubek - Kronika Polska
6) Ks. Mieczysław Kogut - Śląski Klasztor
7) F. M. Sobieszczański - Wiadomości Historyczne o sztukach w dawnej Polsce,
Warszawa, 1847
8) www.wikipedia.pl
9) M. Pawliszczew „O progach dnieprowych“ w Bibl. Warsz. 1847
Historia zakończona w Wigilię Anno Domini 2011
131
wybrukowania Nowego Targu we Wrocławiu i budowy domu Heinricha Rybischa.
Fragmenty rzeźbiarskie w 1529 wmurowano w fasadę szpitala Wszystkich Świętych i wieżę
Bramy Mikołajskiej. W 1546 portal z opactwa umieszczono w południowej elewacji kościoła
św. Marii Magdaleny we Wrocławiu, gdzie znajduje się do dziś. Tylko jego piękno,
wyrazistość przekazu może nam dziś uświadomić wielkość i piękno opactwa. W tym też roku
lub na początku następnego powstał nowy projekt herbu Wrocławia gdzie w centralnym
punkcie została umieszczona taca z głową Jana Chrzciciela.
Pretekstem do rozwiązania zakonu Templariuszy było oskarżenie o heretyzm.
Przyglądając się historii tamtych czasów, ówczesnemu królowi Francji pasowało
wymordować templariuszy, ponieważ skarb państwa był pusty a z zakonem związane były
wielkie majątki ziemskie, tym bardziej, że oskarżenia te wcale nie były tak bezpodstawne -
ponoć templariusze oddawali hołd przeróżnym głowom - wg niektórych te głowy
symbolizowały głowę Jana Chrzciciela.
W posiadaniu wrocławskiego biskupstwa są święte relikwie. W 1997 w katedrze
wystawione zostały relikwie św. Stanisława, który we Wrocławiu czczony jest jako ten
chroniący ludzi przed katastrofami. Wtedy to kardynał Gulbinowicz rozpoczął tradycję
corocznych procesji w tej intencji. Dzisiaj pragnę za to podziękować kardynałowi, ponieważ
dzięki tym modlitwom Wrocław w 2010 obronił się przed wielką wodą - mówił prezydent
Dutkiewicz, ale wypadałoby zadać pytanie:
Czy we Wrocławiu, dzięki Piotrowi Włostowi, później zwanym Duninem, oraz jego
Matki, żony i córki - Rodu Łabędzia - nie została ukryta tajemnica Świętego Graala?
(1) Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.
(2) Ono było na początku u Boga.
(3) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.
(4) W Nim było życie, a życie było światłością ludzi,
(5) a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.
132
133
PRZYPISY KOŃCOWE
134
top related