gazeta na chmielnej /październik
Post on 09-Mar-2016
224 Views
Preview:
DESCRIPTION
TRANSCRIPT
EGZEMPLARZ
BEZPŁATNY
www.cmp.med.pl www.minuta8.plwww.dtbj.pl
NUMER (10) WARSZAWA, NAKŁAD: STRON10/2011 PAŹDZIERNIK 2011 5000 EGZ. 8
www.czymogepomoc.pl
SponsorProjektu
Chmielna
SponsorProjektu
Chmielna
SponsorProjektu
Chmielna
STRONA 1
Oceaniczne fantazje malkontenta
Świat pełen jest wędrowców w szlafroku, którzy podróżują w karocy swojego
fotela, wyobrażając sobie morza i lądy w sposób przytulny i wygodny, a nade
wszystko wolny od zgubnych skutków znalezienia się w tym, co nieznane.
Wśród tych nieruchliwców domatorów pewien odsetek stanowią skończeni
malkontenci. Typ ten zdarza się w miejscach paskudnych, ale o dziwo i
w miejscach całkiem ładnych.
Spotkałam takiego niedawno u szczytu Apeninów, w urokliwym śródziemno-
morskim klimacie, gdzie lato zawsze jest bez zarzutu, a zima co roku ciepła
i łagodna. W ostatniej europejskiej pozostałości z epoki państw-miast, czyli
w San Marino. Maleńkim kraju w całości otoczonym przez obcy wielki kraj —
Włochy. Nieruchliwy malkontent lubił swój kraj-miasto, mówił o nim: per
najjaśniejsza republika, najstarsza demokracja z własnymi znaczkami, monetami
i udanymi stosunkami dyplomatycznymi, z kim się da.
Dzień za dniem, stawał na Piazza della
ądał w dół i czuł satysfakcję z tego, że jest tu, gdzie jest.
A potem szedł w lewo lub prawo, wielowątkową ulicą, która stanowi główną
drogę miasta-kraju. Szedł i podziwiał najdroższe torebki świata po przystępnych
cenach, takież same zegarki, paski i wszystko inne. Chodził tak w tłumie
bogatych turystów, patrzył na nieskończone ilości dóbr luksusowych osadzone
na jednej ulicy jego małego miasta-kraju. Utrudzony wracał do swojego domu
położonego przy tej samej ulicy i bardzo się smucił, bo jako człowiek nieprzy-
chylny bliźnim, w całym tym pięknie rzeczy, nie mógł znieść ludzkiej szpetoty.
Wkładał swój szlafrok, zasiadał w fotelu i marzył o tym, by być tam, gdzie akurat
nie jest, nie musząc się nigdzie ruszać. Otwierał książkę i próbował czytać, ale
szybko sie męczył. Gdyż był człowiekiem zwięzłym, który nie tylko nie lubi
ludzi, nie lubi także słów.
Pewnego razu, udręczony na nowo widokiem ludzi, idąc do domu, poczuł, że
owładnęło nim dziwne pragnienie, by zobaczyć ocean, wielką niebieską przes-
trzeń, która szumi i nic nie mówi. Jest bezludna i pusta. Pragnienie to rosło
i pęczniało tak bardzo, że zdobył się na to, by podejść do obcego przechodnia,
którym akurat zdarzyło mi się być i zapytał:
— Proszę pani, do licha, gdzie jest Atlantyk?
— Chmielna 33 — odpowiedziałam, uznając za oczywiste, że ktoś, kto uważa
swoją demokrację za najstarszą na świecie, szuka najstarszego kina w moim
mieście.
Spojrzałam na jego odmienioną twarz i wyobraziłam sobie, jak ten sanmaryński
malkontent sunie przez Chmielną, niczym przez swoją własną ulicę, wśród
torebek i pasków uczynionych na podobieństwo tych ekskluzywnych, wśród
tego tłumu ludzi idących to w prawo, to w lewo. Zobaczyłam, jak z każdą chwilą
ciut maleje w nim malkontenctwo. Jak dociera wreszcie do wymarzonego Atlan-
tyku, który co prawda nie jest tym, który sobie wyobraził, ale... jest Atlantykiem.
Jak staje przed nim z całym tym bagażem imaginacji, tych wszystkich oceanicz-
nych rojeń, jak wydobywa z siebie westchnienie, tę krztynę akceptacji dla
zastanej rzeczywistości. Jak wchodzi do środka, gdzie być może nawet natyka się
na człowieka, który otwiera do niego usta. Jak znosi to bez trudu. I jak nagle
w tym kinie, w krainie iluzji, niewytłumaczalnym zrządzeniem losu, z czło-
wieka, który nawyobrażał sobie nie wiadomo czego, widząc to, co jest, mógłby
tęsknić za tym, czego nie ma, a... wcale tego nie robi. Siada i patrzy. Odczuwa
przyjemność z tego, co jest.
Libertà w podcieniach gotyckiego
Palazzo Pubblico, spogl
Tropem podglądaczaFELIETON ULI RYCIAK
Ula Ryciak
www.ularyciak.bloog.pl
Pisarka i scenarzystka.
Autorka dwóch powieści
(Taniec ptaka, 2006, Clitoris
erectus, 2004) oraz wielu
opowiadań i tekstów podróż-
niczych, publikowanych m.in.
w Gazecie Wyborczej,
w licznych miesięcznikach
kulturalnych i portalach inter-
netowych. Realizuje kampa-
nie społeczne, tworzy akcje
interaktywne oraz instalacje
przestrzenne. Urodziła się
w Warszawie, ale odczuwa
przynależność do różnych
miejsc na ziemi.
Remont skweru!
Konkurs dla czytelnikównaszej gazety
W pa dzierniku rusz remont skweru przy Chmielnej 10. To kolejny krok na
drodze do rewitalizacji ulicy. Przeprowadzony we wspó pracy z miastem remont
to efekt Akcji klomb , której pomys odawc i inicjatorem by a Fundacja
Czy mog pomóc
wi cej na str
Ryciak z Danusi
Awolusi i bohaterem jej pa dziernikowego wywiadu Adamem Zalewskim
(str ), a z Marcinem Wojtasikiem orientalne
ź a
“ ”
“ ?”R
ona skosztujmy j
kuchni Orchidei (strona ).
Odpowiedz na pytanie konkursowe i wygraj podwójne zaproszenie na pokaz
filmu “Baraka” oraz spotkanie z Agnieszką Maciąg!
Szczegóły na stronie
ł
ł ą ł
ę
ę
uszmy z Ulą ą
ż
8
2
Nasi stali felietoni cizapraszaj
śą
Tropem podgl cza Ws uchajmy si w rytm przyrody
W poszukiwaniu smaku
ą ł ę,
6
5
Widok skweru
obecnie
fot.
ZuzannaWylezińska
Kino Atlanticna jesień
Danuta Awolusi
Lato mamy za sobą, ale jego nieprzemijającym wspo-
mnieniem pozostaje festiwal 1/100, który gości w ki-
nie Atlantic już od kilku miesięcy. Jest on okazją, aby
na wielkim ekranie zobaczyć ciekawe, offowe i poru-
szające społeczne problemy filmy. To także szansa,
żeby w zalewie kiepskich, amerykańskich superpro-
dukcji zetknąć się z prawdziwymi perłami kina,
także dokumentalnego.
W październiku miłośnicy cyklu 1/100 mieli
okazję zobaczyć film (Khodorkovsky)
w reżyserii Cyrila Tuschi. Gościem wydarzenia był
sam reżyser, co stanowiło niezwykłą okazję do dys-
kusji o tym, kim tak naprawdę jest były szef Jukosu —
Michaił Borysowicz Chodorowski. Czy to idealistycz-
nie myślący socjalista, kapitalista próbujący prowadzić
niezależną politykę, a może po prostu przestępca?
jest wnikliwym i prawdziwym portretem
byłego rosyjskiego oligarchy powstałym w oparciu
o rozmowy z jego dawnymi współpracownikami,
rodziną (matką i synem) i politykami, zarówno rosyj-
skimi, jak i zachodnimi (w tym z byłym szefem nie-
mieckiej dyplomacji — Joschką Fischerem).
Zapraszamy do Kina Atlantic również w listopadzie!
Kolejną odsłoną festiwalu 1/100 będzie film
w reżyserii Gunnara Hall Jansena. To niez-
wykły obraz o poszukiwaniu wewnętrznego ducha
i samego siebie. Gunnar to teoretycznie szczęśliwy
człowiek. Ma dom, rodzinę, pieniądze. Jednak czegoś
mu brakuje, dlatego wyrusza na poszukiwanie własnej
duchowości. Gościem projekcji będzie Manuela Gret-
kowska, znana polska pisarka.
Kino Atlantic zaprasza również na pokazy z cyklu
„Otwarte na kino Atlantic”. 7 listopada przedmiotem
dyskusji będzie książka
autorstwa
Agnieszki Maciąg. Autorka opowiada w niej o sposo-
bach na osiągnięcie szczęścia i harmonii oraz zachęca
do cieszenia się życiem. To wspaniały sposób na je-
sienną chandrę! Oczywiście podczas spotkania będzie
można zobaczyć Agnieszkę Maciąg.
Zapraszamy wszystkich kinomanów i moli
książkowych do obcowania ze sztuką i kulturą.
Wszelkie szczegóły o atrakcjach przygotowanych
przez Kino Atlantic znajdą Państwo na stronie
www.kinoatlantic.pl.
Chodorkowski
Chodorkowski
Gunnar
szuka Boga
Smak szczęścia, czyli o dietach,
modzie, medytacji i kąpieli w płatkach różListopadowe poszukiwania
Otwarte kino
Dwie pierwsze osoby, kt re przy
odp wied na pytanie konkursowe wygraj
podwójne zaproszenia na spotkanie
z Agnieszk Maci g, podczas którego
odb dzie si pokaz filmu Baraka
ó ślą
o ź
.
Pytanie konkursowe brzmi:
Odpowiedzi przesyłajcie na adres e-mail:
piotr.jedrzejczyk@czymogepomoc.pl
ą
ą ą
ę ę
Kto był gościem specjalnym w cyklu
„Otwarte na kino Atlantic” podczas
omawiania książki
?
Czy marihuana jest
z konopi
Makieta i skład: www.minuta8.pl2 STRONA
Razem można więcejZmieniać świat w pojedynkę to jak walczyć z wiatrakami. Nie jest to jednak nie-
możliwe. Szczególnie, jeżeli zaczniemy od własnego podwórka i znajdziemy kilka
osób, które zdołamy przekonać do naszego planu. Tak właśnie było w przypadku
ulicy Chmielnej i skweru znajdującego się tuż obok jej deptaka. Znalazł się czło-
wiek z pomysłem i chęcią zmiany. Pomyślał, że fajnie byłoby, gdyby zapuszczony
skwer przed jego oknem mógł cieszyć oko i służyć innym mieszkańcom za miejsce
odpoczynku. Nie poprzestał na planach i zaczął zarażać swoim pomysłem. Znalazł
poparcie u władz dzielnicy, które również okazały się zainteresowane taką
zmianą. Spotkał też grupę ludzi, którzy zaangażowali się w całe przedsięwzięcie.
Dzięki temu, już niedługo jedno miejsce na świecie zmieni się na lepsze. I to bez
potrzeby wzniecania rewolucji, przykuwania się do drzwi urzędów i narzekania
na szarą rzeczywistość. Oznacza to, że łatwo jest zmieniać świat. Wystarczy
pomysł, wytrwałość i dobre chęci. Przytoczony przykład pokazuje również, że tak
samo jak zaraźliwa jest grypa, tak samo zarażać można dobrą energią,
pozytywnym myśleniem i wiarą w powodzenie kreatywnych działań. Mam
nadzieję, że tego typ projektów i pomysłów będzie więcej i niedługo na mapie
Warszawy zaznaczyć będzie można kilkanaście lub może nawet kilkadziesiąt
takich miejsc.
Tymon
NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011
UWAGA,KONKURS
okładka książki
Smak szczęścia”Agnieszki Maciąg“
3STRONA
ZDROWIE:
Samokontrola piersi
Regularna samokontrola piersi to jeden ze sposobów
na wykrycie pierwszych zmian nowotworowych, któ-
re, jak wiadomo — im wcześniej zdiagnozowane, tym
łagodniejsze i łatwiejsze do wyleczenia. Należy jednak
pamiętać, że takie nieinwazyjne domowe badanie nie
może zastąpić mammografii, badania USG czy biopsji
piersi. Stanowi ono jedynie element antyrakowej
profilaktyki.
Samobadanie piersi powinno składać się kilku etapów.
Do oględzin stanu piersi, należy rozebrać się od pasa w
górę, a następnie stanąć na przeciwko lustra. Pierwsze,
na co trzeba zwrócić uwagę to ewentualne zmiany
kształtu, wielkości i koloru brodawek oraz niezidenty-
fikowane wypryski na piersiach. Sygnałem ostrzegaw-
czym mogą być również znaczące różnice w wyglądzie
sutków. Pamiętajmy, by obejrzeć piersi nie tylko
z przodu, ale i z profilu. Unieśmy ręce do góry i obróć-
my się w prawą, a potem lewą stronę. Następnie nap-
nijmy mięśnie biustu (np. opierając ręce na biodrach)
i ponownie przyjrzyjmy się wyglądowi piersi.
Od oglądania biustu, przejdźmy do badania doty-
kowego, które zaleca się przeprowadzać w pozycji
najpierw stojącej, a potem leżącej. Zaczynamy od
ściśnięcia brodawki, aby zobaczyć czy wypływa niej
płyn. Jeżeli tak, należy jak najszybciej udać się do
lekarza. Kolejny krok to dotykanie piersi trzema
środkowymi palcami. Zaleca się wykonywanie
ruchów okrężnych. Jeśli napotkamy na drodze guzek
albo stwardnienie, najlepiej niezwłocznie udać się do
specjalisty, który skieruje na odpowiednie badania,
mające potwierdzić albo wykluczyć zagrożenie nowo-
tworem. Na koniec należy przebadać pachy, szukając
powiększonych węzłów chłonnych. Symptomem nie-
prawidłowości mogą być powiększone węzły chłonne.
Najlepszym czasem na przeprowadzenie samobada-
nia piersi jest okres tuż po menstruacji. Oględziny pier-
si należy praktykować co najmniej raz w miesiącu.
Pamiętajmy o zachowaniu spokoju trakcie kontroli.
Nie każde wykryte stwardnienie jest rakiem! W nie-
których przypadkach zgrubienia mogą być naturalną
reakcją zdrowego organizmu.
Rak piersi jest najczęściej występującym nowotworem
u kobiet. Według statystyk w Polsce zapada na niego
rocznie przeszło 11000 kobiet, ponad 4000 z nich
umiera.
Lekarze wyróżniają stan przedrakowy oraz inwazyjny.
W celu rozpoznania stanu przedrakowego konieczne
jest wykonanie mammografii bądź USG. Do wzrostu
istniejących guzów niewątpliwie przyczyniają się es-
trogeny oraz przyjmowanie tabletek hormonalnych
przez kobietę, dlatego ważna jest samokontrola piersi,
którą pacjentka powinna przeprowadzać samodzielne
przynajmniej raz w miesiącu.
Na raka sutka znacznie bardziej narażone są ko-
biety, które nie rodziły, w ich przypadku ryzyko wys-
tąpienia nowotworu wzrasta aż trzykrotnie. Ekspozy-
cja ciała na promienie jonizujące także wpływa na
rozwój raka sutka u pacjentek. Zdaniem lekarzy przyj-
mowanie tabletek hormonalnych, nadwaga, wysoko-
tłuszczowa dieta czy palenie tytoniu też mają wpływ
na rozwój nowotworu.
Rak sutka objawia się zgrubieniami, guzami bądź
naroślami na piersiach, które łatwo można wykryć
namacalnie. Zmiany w okolicy sutka, spłaszczenie bro-
dawki, powiększone węzły chłonne wskazują na za-
awansowane procesy nowotworowe.
Metody pomocne w diagnostyce raka piersi to:
palpacja, ultrasonografia, mammografia, biopsja. Każ-
da kobieta powinna pamiętać o samobadaniu piersi,
którego instrukcje może znaleźć w internecie, prasie
medycznej oraz poprzez konsultację z lekarzem
specjalistą.
Od czego zacząć?
Co dalej?
Kiedy najlepiej?
Garść faktów
Rak piersi zbiera w Polsce
każdego roku śmiertelne
żniwo. Warto więc wiedzieć
o tej chorobie jak najwięcej!
Oględziny piersi należy
praktykować co najmniej
raz w miesiącu. Pamiętajmy
o zachowaniu spokoju
trakcie kontroli. Nie każde
wykryte stwardnienie jest
rakiem!
www.czymogepomoc.pl
schemat etapówsamobadania piersi
Projekt“Tu było, tu stało” —znikająca architekturaWarszawy po 1989 r.
Inicjatywa „Tu było, tu stało” Stowarzyszenia
MASŁAW ma na celu zwrócenie uwagi na wyburza-
nie interesujących pod względem artystycznym i his-
torycznym obiektów architektonicznych z mapy
współczesnej Warszawy.
Tu było, tu stało” prezentuje warszaw-
skie budynki o charakterze zabytkowym, które zostały
wyburzone po 1989 roku. Postawienie takiej cezury
czasowej wynika z charakterystyki przełomu lat 80.
i 90. — dynamiki zmian dokonujących się ówcześnie,
a przede wszystkim transformacji, rozumianej nie tyle
jako przemiany ustrojowe, co społeczno-gospodarcze.
Z drugiej strony zagadnienie interesujących architek-
tonicznie bądź historycznie budowli wyburzanych po
roku 1989 jest dotychczas słabo opracowane.
Przedsięwzięcie ma na celu zachowanie i popula-
ryzację wiedzy o dziedzictwie architektonicznym War-
szawy. Projekt, opisujący kwestie “użycia i nadużycia
przestrzeni publicznej”, ma także wskazać na zjawis-
ko, jakim jest zaniedbanie, a w efekcie końcowym wy-
burzanie interesujących obiektów architektonicznych
w stolicy. Wśród nich znajdują się zarówno perły archi-
tektury modernistycznej, architektura postindustrial-
na, jak i mało znane budowle reprezentujące różne
style. Jednocześnie projekt zakłada przedstawienie
Warszawy, jako przestrzeni dynamicznej, nieustannie
się kształtującej, w której zmiany i powstawanie no-
wych budowli są nieuniknione.
Pierwszy etap „Tu było, tu stało” został zreali-
zowany w formie internetowej mapy w ramach drugiej
edycji festiwalu projektowania miasta „Warszawa
w budowie”, organizowanego przez Muzeum Sztuki
Nowoczesnej w Warszawie. Mapa wskazuje na lokali-
zacje warszawskich budynków o charakterze zabyt-
kowym, które zostały zburzone po `89 roku. Zawiera
podstawowe informacje na ich temat oraz fotografie
dokumentujące wyburzone budowle.
Projekt koncentruje się na skutkach zaniedbań,
prowadzących do unicestwiania obiektów architekto-
nicznych o często wysokiej wartości artystycznej
i historycznej. Wskazuje również na nieodwracalne
zmiany nieustannie zachodzące w przestrzeni
miejskiej.
W połowie października b.r. pojawi się druko-
wana mapa “Tu było, tu stało, Znikająca architektura
Warszawy po 1989 r.”, która będzie zawierać opisy
i fotografie 20. wybranych (spośród ponad 50 znajdu-
jących sie na internetowej mapie) wyburzonych
budowli o charakterze zabytkowym. Mapa będzie dos-
tępna m.in. w Muzeum sztuki Nowoczesnej oraz
Domu Spotkań z Historią.
Autorką i kuratorką
Projekt “
wspó finansowanego przez
m. st Warszawa projektu jest Patrycja Jastrz bska
(Stowarzyszenie MAS AW).
Przedsięwzięcie ma na celu
zachowanie i popularyzację
wiedzy o dziedzictwie
architektonicznym
Warszawy.
ł
ę
Ł
Mapę można obejrzeć pod linkami:
Odwiedź projekt na Facebooku:
www.maslaw.org.pl
www.facebook.com/TuByloTuStalo
Prosimy o zgłaszanie zagrożonych lub wyburzonych
obiektów:
www.maslaw.org.pl/pl/projekty/tu-bylo-tu-stalo
2010.warszawawbudowie.pl/index.php?news=tu_stalo_tu_bylo
W ramach projektu Fotomiastikon
pasjonaci fotografii publikują zdjęcia Waszawy
w serwisie
Najlepsze z nich można obejrzeć w Galerii
Jabłkowskich w podwórzu przy Chmielnej 21.
www.fotomiastikon.pl
Orchidea na Szpitalnej
Marcin Wojtasik
Inne recenzje i przepisy kulinarne autora można
przeczytać na www.trzyposilkidziennie.blogspot.com
Zawsze przechodząc obok Orchidei na Szpitalnej zas-
tanawiam się, dlaczego takich restauracji nie ma
więcej. Warszawa wyglądała by bardziej przyjaźnie
i światowo z takimi miejscami. Pomijam bardzo dobre
jedzenie i picie, o czym za chwilę, a co oczywiście jest
podstawą sukcesu.
Już samo rozplanowanie knajpy sprawia, że jest to
miejsce równocześnie przytulne i kameralne oraz
otwarte na świat zewnętrzny. Ciepłe naturalne kolory
i świeże kwiaty z wnętrza restauracji emanują pozy-
tywną energię na szarą, zaniedbaną Szpitalną. Przy-
jemnie siedzi się w ładnym miejscu mając równocześ-
nie świadomość, że nie jest się odciętym i odizolo-
wanym od życia miasta. W takiej atmosferze zupełnie
inaczej podchodzi się do lanczu, obiadu z przyjaciółmi
czy niezobowiązującej kolacji we dwoje.
Menu cechuje taka sama otwartość i niezobowią-
zujący charakter. Motywem przewodnim są kuchnie
orientalne, głównie tajska, ale swobodnie mieszają się
one z klimatami śródziemnomorskimi. Nie jest to może
kuchnia fusion w klasycznym rozumieniu, ale raczej
gotowanie zainspirowane egzotycznymi podróżami,
próba odtworzenia z pamięci smaków i aromatów
ciepłych krajów. Przez to daniom brakuje trochę auten-
tyczności: w sosach czuje się gotową tajską pastę curry,
a bardzo pyszne skądinąd pierożki z krewetkami har
gow serwowane ze słodkim sosem chilli (19 zł) wystę-
pują tu jako ha cao, bo tak z wietnamska nazywa się ich
gotowa mrożona wersja dostępna w hurtowni.
To odejście od tradycyjnego kanonu ma jednak
więcej zalet niż wad, ponieważ jego efektem są niez-
wykle i niespotykane połączenia produktów i smaków,
jak mój ulubiony koktajl z jabłek, imbiru i świeżej
kolendry (10 zł), w którym te trzy intensywne i specy-
ficzne smaki łączą się tworząc zupełnie nową jakość.
Liczne napoje, skomponowane w oparciu o oryginalne
zestawienia smaków i zapachów można potraktować
jako sztandarową ofertę Orchidei, absolutnie nie do
pominięcia.
Z większych dań zdecydowanie mocną pozycją są
sałaty. Polski konsument mógłby mieć trudność w
zaakceptowaniu tego, co w Tajlandii nazywa się salad,
gdyż często jest w tym więcej mięsa niż warzyw. Dla-
tego w Orchidei poza jedną i tak bardzo zeuropeizowa-
ną tajską sałatką z kurczaka, świeżych ziół i makaronu
sojowego, serwowane są klasyczne europejskie zesta-
wy liści z dresingiem i kilkoma dodatkami, w klima-
tach bądź to azjatyckich bądź śródziemnomorskich
w cenie ok. 30 zł.
Karta dań głównych nie jest zbyt długa i rzadko się
zmienia, tak więc jeśli coś komuś posmakuje może
liczyć na to także przy następnej wizycie. Składają się
na nią dość bezpieczne połączenia ryb, owoców morza
drobiu i bodaj tylko w dwóch przypadkach czerwo-
nego mięsa z egzotycznymi dodatkami. Za orientalne
aromaty odpowiada przede wszystkim trójca: imbir,
trawa cytrynowa, świeża kolendra. O ile, gdy Orchidea
lata temu otwierała swe podwoje, były to oryginalne
połączenia, to dziś ten walor nieco osłabł w sytuacji,
gdy za rogiem w autentycznych wietnamskich knaj-
pkach, można spróbować smaków, składników i zesta-
wień, z którymi człowiek spotyka się naprawdę po raz
pierwszy w życiu. Ale przecież nie można tylko non
stop odkrywać nowych smaków, a poza tym do dań
głównych nie można się o nic więcej przyczepić. Nie-
które z nich, jak pachnący świeżą kolendra i miętą stek
z tuńczyka z salsą awokado czy szaszłyk z dużych
krewetek z grillowanym ananasem (oba po 45 zł) mogę
z pełną odpowiedzialnością zarekomendować. Porcje
nie są mikroskopijne, ale też nie jakieś ogromne, relacja
jakości do ceny wydaje się zadawalająca, tym bardziej,
że w Orchidei często można się spotkać z ofertami
„promocyjnymi” na konkretne dania. Za przyzwoitą
kolację można się zamknąć w kwocie 60 zł za osobę,
zestawy lanczowe wypadają jeszcze lepiej.
Orchidea jest też bardzo przyjemnym miejscem,
jeśli chcemy się tylko napić wina albo drinka ewen-
tualnie wpaść na deser (polecam lody w chrupkim
cieście za 13 zł) i kawę.
I jeszcze jedno — miejsce jest dość popularne, więc
warto zarezerwować stolik.
Pedał, ciota, pederasta, pedofil, zbok, lesba... To tylko
kilka określeń używanych w odniesieniu do homosek-
sualistów, które przychodzą mi teraz do głowy, a które
można zacytować. Jak nas (nie) widzą, tak nas piszą, to
tytuł jednej z debat zorganizowanej przez Grupę Stu-
dencką Kampanii Przeciwko Homofobii na jednym
z wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego, która mia-
ła na celu przybliżenie wizerunku homoseksualistów
w mediach i społeczeństwie. Jak się postrzega gejów
i lesbijki dziś w Polsce?
„Nie przeszkadzają mi, tylko niech nie obmacują
się na ulicy. Dwóch całujących się albo trzymających za
ręce facetów? Obleśne” — to chyba najczęściej słyszana
w polskim społeczeństwie opinia. Uznaję to za naj-
większy z możliwych przejawów hipokryzji mohero-
wej populacji. Większość ludzi widzi homoseksualis-
tów jako spoconych, mokrych od płynów ustrojowych
i na pewno chorych na przeróżne choroby weneryczne
zboczeńców, jako zmanierowane „cioty”, ubrane na
różowo w za ciasne i kobiece ubrania. Lesbijki zaś wy-
obrażają sobie jako grube i obleśne kobiety z wąsami,
pozbawione kobiecości. Ludzie postrzegają przez
pryzmat seksu, którego nie rozumieją i emocji, które są
dla nich tak samo abstrakcyjne, jak dla mnie abstrak-
cyjne jest rozumienie fizyki. Istnieje też chory mit
o homoseksualizmie jako chorobie, którą leczy się
psychologiem, lekami, spowiedzią, Bogiem, leżeniem
krzyżem przed ołtarzem i przymusowym angażowa-
niem się w związki z osobą odmiennej płci. Szokujące
są świadectwa eksperymentów i prób terapeutów
behawioralnych w „leczeniu” schorzenia dzięki elek-
trowstrząsom, „nauce” heteroseksualizmu poprzez
zmuszanie do masturbacji podczas obserwowania
zdjęć przeciwnej płci. Myślę też, że Zygmunt Freud
popadłby w poważne schorzenie psychiczne, gdyby
dowiedział się, że jego ukochana córka, psychoanaliza,
jest wykorzystywana do głoszenia takich herezji, jak ta,
że homoseksualizm to schorzenie o charakterze pato-
logicznym.
Nie wiem, czy to kwestia głęboko zakorzenionej
wiary katolickiej, czy może unikania tego tematu przez
długi czas. Jeśli spojrzymy na statystyki, wywnios-
kujemy, że Polska tak naprawdę zatrzymała swój
mentalny rozwój w XIX w. Większość krajów Starej
Europy już dawno zalegalizowała związki partnerskie,
homoseksualiści mają prawo publicznego pokazywa-
nia uczuć, do spadków po zmarłych partnerach, do
życia wśród ludzi bez narażania się na szykanowanie,
obrzucanie błotem i traktowanie jak trędowatych.
Mój najlepszy przyjaciel jest gejem i w bardzo
prosty sposób wyjaśnił mi, na czym polega kwestia
nieheteroseksualnego patrzenia na świat: „W tym
wszystkim chodzi o emocje, jakie wywołuje w tobie
druga osoba... płeć, orientacja — to nie jest ważne.”
Jak nas nie widzą,tak nas piszą
Katarzyna Kępka
Makieta i skład: www.minuta8.pl4 5STRONA STRONAwww.czymogepomoc.pl
WARSZAWSKI FOTOBLOG
PawełCzarnecki
fot.
W poszukiwaniusmaku
RECENZJA KULINARNA
NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011
restauracjaOrchidea
fot.
Zuza
nna
Wyl
eziń
ska
Siedmiostopniowaskala
okładkamapy
Wsłuchanyw rytm przyrody
Wywiad z Adamem Zalewskim
Adam Zalewski to jeden z najwybitniejszych pisarzy
współczesnej literatury polskiej, autor między inny-
mi powieści „Grizzly”, której recenzję prezento-
waliśmy w poprzednim numerze „Gazety na
Chmielnej”. Jego twórczości nie da się jednoznacznie
zaszufladkować: to mieszanka mocnego thrillera,
czasem grozy, a nawet powieści obyczajowej. Z tych
gatunków wyłania się twórczy geniusz, znakomita,
indywidualna stylistyka i mocne, charakterystyczne
postacie.
GnC: “Gazeta na Chmielnej” jest ściśle związana nie
tylko z ulicą Chmielną, ale także całą Warszawą. Pan
pochodzi z Kwidzyna, ale zapewne w przeszłości
bywał Pan w stolicy. Jakie są Pańskie wspomnienia
z naszego miasta?
Adam Zalewski (AZ):
GnC: Jak Pan ocenia Warszawę sprzed lat i tę, którą
obserwuje Pan obecnie?
AZ:
GnC: W Pańskich powieściach można zauważyć
wspaniałe obrazy przyrody, która pełni ważną rolę
w życiu bohaterów. Co wobec tego myśli Pan
o miastach, wielkich aglomeracjach? Czy wielko-
miejskie życie stoi w opozycji do małych, spokojnych
miasteczek?
AZ:
GnC: Skąd zrodziła się w Panu potrzeba pisania?
Zaczął Pan nieco później, niż inni pisarze, a wydał
Pan już kilka znakomitych powieści…
AZ:
GnC: Czym jest dla Pana proces tworzenia? Co daje
Panu wiedzę i inspirację, by tak szczegółowo i plas-
tycznie opisywać Stany Zjednoczone, które nie-
zmiennie są miejscem akcji w Pańskich książkach?
AZ:
GnC: Z niecierpliwością czekamy na Pana kolejne
dzieła. Kiedy możemy się ich spodziewać? Czy będą
przypominały chociażby „Grizzly”?
AZ:
Dziękuję za rozmowę!
Specjalnie dla czytelników GNC, Adam Zalewski
dzieli się spostrzeżeniami na temat swojej twórczości
oraz Warszawy.
Po raz pierwszy odwiedziłem
stolicę pod opieką mojego ojca, który dzieciństwo
i młodość przeżył w Warszawie. Kiedy zabrał mnie
w sentymentalną podróż do ukochanych miejsc, mia-
łem osiem, może dziewięć lat, ale właśnie tamte —
pierwsze wrażenia — utkwiły w mojej pamięci
najgłębiej. Tata był dobrym i cierpliwym przewod-
nikiem. Pamiętam czworokątne podwórza szarych
kamienic z zastygłą, wilgotną ciszą, lecz także nowo-
powstały Stadion Dziesięciolecia. Spotkaliśmy przy
nim czarnoskórych turystów i dosłownie zatkało mnie
z wrażenia. Zapamiętałem żarłoczne karpie w Łazien-
kach oraz „ozdobiony” przez gołębie, pomnik Sobies-
kiego, stojący na przekór zawieruchom losu. Tego
oczywiście wtedy nie rozumiałem. Każdego dnia
wlokłem ojca do ZOO. Uwielbiałem lody „Bambino”
(u nas były tylko tradycyjne, w wafelku), a także wodę
z saturatorów. Była kosmiczna jazda windą w Pałacu
Kultury, Stare Miasto – nie tak piękne jak dziś – oraz
cmentarz na Brudnie, gdzie spoczywali dziadkowie.
Miasto, widziane głodnymi oczami dzieciaka,
spragnionego przygody, wydawało mi się „Najwięk-
szym Miastem Świata”.
Odwiedzałem Warszawę wielokrotnie, obser-
wując jak staje się coraz piękniejsza. Zauważyłem, że
w miarę upływu lat, postęp rozwoju przybierał na
tempie i ekspresji. Miasto staje się prawdziwie
europejską stolicą, choć domyślam się, że wymaga to
wielkiej cierpliwości oraz wyrzeczeń mieszkańców.
Podczas krwawych zmagań amerykańskiego narodu,
generał Ulysses Grant wygłosił pamiętną maksymę,
którą dedykuję wszystkim niezadowolonym z ulicz-
nych korków, wykopów czy kłopotliwych objazdów.
Powiedział coś ważnego i mądrego:
. Oto prosta prawda — wszystko ma swoją
cenę.
Przed laty poznałem stolicę w trakcie procesu
odbudowy. Dzisiejsza Warszawa pęcznieje niczym
prawdziwe „Big Apple”. Przynajmniej tak widzi ją
prowincjusz, a choć ta dawna Warszawa była znacznie
spokojniejsza, mniej hałaśliwa, trudno oprzeć się
dumie z postępu, który widoczny jest na każdym
kroku.
Kocham przyrodę od zawsze i tak zapewne pozos-
tanie. Moje sentymenty przelewam na papier, co chyba
zrozumiałe. W miejscu, gdzie leży moje rodzinne
gniazdo, żyjemy w zgodzie z naturą, jak gdyby wsłu-
chani w jej rytm. Jest niczym żywa istota. Takim
porównaniom sprzyja poezja niektórych poetów jak
choćby Bolesława Leśmiana. Życie wielkich aglome-
racji to coś zupełnie nie dla mnie. Pulsujące energią,
miejskie molochy, wzbudzają mój podziw czy uznanie,
lecz moje serce bije przy pniu białej brzozy, pod won-
nymi igłami sosen i wszędzie tam, gdzie ponad szu-
miącymi trzcinami rozciąga się bezkresne, niewyobra-
żalnie ogromne niebo. Potęga ludzkiego dzieła, choćby
najbardziej twórcza nijak się ma do majestatu natury.
To oczywiście jedynie absolutnie osobista opinia.
Przez całe życie, począwszy od dzieciństwa, wiele
czytałem. Kiedy skończyłem aktywne życie zawo-
dowe, powstała w moim wnętrzu luka — puste miej-
sce. Puste miejsce we wnętrzu to nic dobrego. Z dnia na
dzień podjąłem kolejne życiowe wyzwanie, nie zdając
sobie sprawy z jakimi trudnościami przyjdzie mi się
zmierzyć. Jak wnioskuję — coś z tego wyszło. Wypada
się cieszyć, nieprawdaż? Zabawne jest, że do sięgnięcia
po pióro przyczynił się także epizod, o którym
wspominałem już w wywiadach. Mam na myśli moje
spotkanie z dwoma chłopcami, którzy na skrzyżo-
waniu leśnych dróg ćwiczyli hamowanie na rozkleko-
tanych rowerach. Tak powstały dwie spośród kilku
znaczących postaci mojego debiutu.
Czym jest? Przygodą i pasją. Czymże innym
miałby być? Przecież nie źródłem utrzymania! Tylko
nielicznym jest to dane, ale nie narzekam. Jest jak jest.
Wiedzę czerpię z różnorodnych źródeł. To tyta-
niczna praca, nad którą kłębią się nieprzespane noce
i znojne dni. Nie lubię o tym mówić. Czytelnik płaci mi
za to, żebym wiedział. I tak jest w porządku. Moją
inspiracją są Stany Ameryki Północnej. Fascynują
mnie. Nigdy tego nie ukrywałem. Znam całą historię
tego wielkiego kraju i narodu. Oczywiście w skrócie.
Nie chcę urazić niczyich patriotycznych uczuć, ale
moja inspiracja narodziła się z tęsknoty za światem, do
którego przenoszę się w wyobraźni, tworząc moje
książki. Przynosi mi relaks i mam podświadome
wrażenie, że nie tylko mnie. Jeśli chodzi o szczegóły —
cóż, zawsze byłem pedantyczny, choć to chyba nieko-
niecznie pozytywna cecha…
Na druk czekają dwie książki. Pierwsza ukaże się
w przyszłym roku. Tyle tylko mogę powiedzieć. Wiem,
że to wielce lakoniczna odpowiedź, lecz tym przy-
jemniejsza niespodzianka czeka moich Czytelników,
których, za Państwa pośrednictwem, pozwalam sobie
pozdrowić.
Danuta Awolusi
"Wojna, to rzecz
straszna. Żeby przestała być straszną, należy ją zakończyć.
Żeby ją zakończyć, należy uczynić ją jeszcze bardziej
straszną"
Makieta i skład: www.minuta8.pl6 STRONA
NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011
Adam Zalewskiźródło:
Adam Zalewskipodczas pracy
7STRONA
Jazz naChmielnej
Alicja Kabata
Wśród gwarnych barów, restauracji i sklepów w cen-
trum Warszawy, jest takie miejsce, gdzie najważ-
niejsza jest... muzyka. Niewielu pewnie zdaje sobie
sprawę, że okna najbardziej prestiżowej organizacji
jazzowej w Polsce wychodzą właśnie na ulicę
Chmielną. Początki jazzu w Polsce to już wczesne lata
dwudzieste. Po prawie stu latach obecności w kraju,
między innymi dzięki działalności Polskiego Stowa-
rzyszenia Jazzowego, muzyka ta stanowi znaczący
element naszej kultury muzycznej.
Polskie Stowarzyszenie Jazzowe, na czele którego
stoi znany pianista i kompozytor Krzysztof Sadowski
tworzą i zawsze tworzyli ludzie, którzy swoją miłością
do muzyki, pasją i olbrzymią wiedzą, co dzień zapisują
się na kartach historii polskiej muzyki. Przez organiza-
cję tę przewinęły się różne wielkie nazwiska, takie jak
Jan Ptaszyn Wróblewski, Jan Byrczek czy Henryk
Majewski. Jazz ma w Polsce wielu fanów i wielu amba-
sadorów, którym zawdzięczamy obecność tego znako-
mitego gatunku muzyki w codziennym życiu.
Działalność stowarzyszeń dla przeciętnego czło-
wieka jest często wielką niewiadomą — może z racji
tego, że zazwyczaj nie zastanawiamy się, kto stoi za
różnego rodzaju koncertami, wydarzeniami czy festi-
walami. Ich aktywność pośrednio, jak również bez-
pośrednie działania możemy jednak często obserwo-
wać w naszym życiu codziennym.
PSJ stoi za organizacją wielkich festiwali, wśród któ-
rych najważniejszy, to ponad półwieczny Jazz Jam-
boree, ale nie tylko… Stowarzyszenie to też działalność
edukacyjna. Imponujące liczby, jak choćby 41 lat
organizacji Warsztatów Jazzowych w Puławach mó-
wią same za siebie, pokazują jak ważny i ceniony jest
w Polsce jazz.
Oprócz działalności edukacyjnej, PSJ przyczynia się do
poprawy życia muzyków. Wśród najważniejszych
stowarzyszeń twórczych działających na forum parla-
mentarnym czy w Radzie przy Ministrze Kultury
i Dziedzictwa Narodowego, wspólnymi siłami wywal-
czyli zachowanie odpisów podatkowych dla twórców
oraz zablokowali zmianę ustawy o podatku VAT, która
bardzo utrudniłaby życie i niepotrzebnie obciążyła
finansowo każdego artystę.
14 maja 2011 roku Premier Donald Tusk oraz Mi-
nister Kultury Bogdan Zdrojewski podpisali „Pakt dla
kultury”, którego PSJ jest sygnatariuszem. Dokument
stanowi o ważnym miejscu kultury w społeczeństwie
i co ważniejsze, o roli i obowiązku państwa w jej
wspieraniu.
Jazz Forum to pismo, którego nikomu przedstawiać nie
trzeba, jedno z większych przedsięwzięć PSJ stano-
wiące kompendium wiedzy na temat jazzu w Polsce.
Wydawane od 1963 roku dostarcza miłośnikom tego
gatunku bieżących informacji, jak również jest kroniką
tego, co ważne w jazzie.
W 2007 roku Polskie Stowarzyszenie Jazzowe
otrzymało z rąk Ministra Kultury i Dziedzictwa Naro-
dowego najwyższe wyróżnienie: „Doroczną Nagrodę
Honorową” za całokształt działalności kulturalnej
w Polsce. Odznaczeń, nagród i orderów dla artystów
i działaczy związanych ze Stowarzyszeniem są dzie-
siątki. Otrzymali je m.in. Andrzej Kurylewicz, Zbig-
niew Namysłowski czy Piotr Baron.
Działalność PSJ to temat rzeka, który nie sposób
wyczerpać w krótkim artykule. Odsyłam więc na
stronie internetową stowarzyszenia – www.psj.org.pl.
Festiwale i edukacja
Pakt dla kultury
Jazz Forum
PSJ stoi za organizacją
wielkich festiwali, wśród
których najważniejszy, to
ponad półwieczny Jazz
Jamboree
fot.materiały prasowe
Jazz JamboreeManhattan Transfer
www.czymogepomoc.pl
REDAKCJA:
Adres redakcji:
Redaktor naczelny: Sekretarz redakcji:
Redakcja: Promocja/reklama:
Wydawca: ISSN 2083-2524, Nakład: 5000 egz.
00-021 Warszawa, ul. Chmielna 21 lok. 22 B,
Marta Jabłkowska—Wojtasik, Piotr Jędrzejczyk,
piotr.jedrzejczyk@czymogepomoc.pl, Ewa Ziomek, tel.: 693 436 430,
Fundacja CMP — Czy mogę pomóc?,
Projekt współfinansowany przezMiasto Stołeczne Warszawę – Dzielnicę
Śródmieście
Zielona ChmielnaAlicja Kabata
Chmielna coraz pewniej wkracza do grona reprezen-
tacyjnych ulic Warszawy. Prowadzone regularnie
liczne akcje, takie jak zrywanie plakatów czy czysz-
czenie elewacji z graffiti, przyczyniają się do popra-
wy wizerunku ulicy. Tereny zielone to ozdoba każdej
przestrzeni miejskiej. Chmielna, jako ulica głównie
usługowo-handlowa, ma stosunkowo niewiele
miejsc w zaciszu drzew. Może właśnie dlatego, o zie-
lone punkty na trasie Chmielnej powinno się zadbać
szczególnie.
Jednym z takich miejsc jest skwerek przy
Chmielnej 10, między Cepelią a przychodnią. Niestety
dotąd straszył on raczej wyglądem oraz obecnością
stałych bywalców, niż był spokojnym miejscem re-
laksu. Latem w przeważającej części zastawiany jest
ogródkami restauracyjnymi, zimą, parkującymi „na
dziko” samochodami. Na szczęście rok temu znalazł
się ktoś, kto dostrzegł potrzebę odrestaurowania placu
i zobaczył tkwiący w nim potencjał. Paweł Walicki
z Fundacji „Czy mogę pomóc?”, zajmującej się rewi-
talizacją Chmielnej był głównym pomysłodawcą
„Akcji Klomb”.
Z powodzeniem udało się zainteresować inicjatywą
władze miasta, jak również mieszkańców. Zorganizo-
wano konkurs na projekt powierzchni zielonej na
placu. W jego organizację włączyli się urzędnicy dziel-
nicy Śródmieście i Zarząd Terenów Publicznych. Zgło-
szone propozycje w nowoczesny sposób aranżowały
zieleniec i w nowatorski sposób pokazywały różne roz-
wiązania przestrzenne. Trzy zgłoszone projekty były
poddane pod debatę publiczną i odbyło się głoso-
wanie, w którym mógł uczestniczyć każdy zaintereso-
wany skwerem. Ostatecznie wygrał projekt pracowni
Gordo Studio. Ich pomysł najbardziej przypadł do
gustu warszawiakom. Zainteresowanym podobał się
plan umieszczenia ławeczki w środku klombu, projekt
przekonywał również efektownym podświetleniem
drzew i krzewów. Elegancki wygląd i walory prak-
tyczne zadecydowały o jego wyborze.
Mieszkańcom i przechodniom brakowało miejsca na
Chmielnej, gdzie mogliby spokojnie usiąść w cieniu
drzew. Już niebawem (na październik zaplanowane
jest rozpoczęcie remontu), do codziennego krajobrazu
ulicy dołączy odnowiony skwer, który będzie cieszył
oko i może stać się miejscem spotkań, odpoczynku
i przyjemnego obcowania z naturą w centrum miasta.
Razem można więcej
Miejsce dla wszystkich
NUMER 10 / PAŹDZIERNIK 2011
Makieta i skład: www.minuta8.pl8 STRONA
R E
K
L
A
M
A
R E
K
L
A
M
A
Dysonansna Chmielnej
Danuta Awolusi
Parada dysharmonicznych dźwięków, szeptów
i krzyków, z których wyłonił się społeczny głos — tak
zakończył się tegoroczny festiwal „Warszawska
Jesień Muzyczna”.
24 września na ulicy Chmielnej miał miejsce
happening, czy raczej manifest społeczny, jak wolą to
wydarzenie nazywać jego organizatorzy.
W oknach okolicznych budynków usadowili się
muzycy grający na puzonach, trąbkach, skrzypcach,
wiolonczelach, a nawet kotłach i ksylofonie. Na scho-
dach Centrum Medycznego CMP usadowił się chór.
Zainstalowano mikrofony i sprzęt nagłaśniający.
Wszyscy zebrani pogrążyli się w oczekiwaniu na
muzyczne widowisko.
Wydawać by się mogło, że za chwilę odbędzie się
prawdziwa uczta dla ucha, tymczasem organizatorzy
przygotowali dla widowni szokujące przedstawienie.
Muzycy z okien nie grali linii melodycznej, ale uraczyli
publiczność paradą krótkich, niepokojących dźwię-
ków, które otoczyły słuchaczy ze wszystkich stron. Ten
instrumentalny atak wspomogły niezrozumiałe i nie-
przyjemne szepty chóru, które zaczęły się przeradzać
w gorliwy, rozpaczliwy tekst. Soliści domagali się
wolności, równouprawnienia dla gejów i lesbijek,
a także zaakceptowania osób niepełnosprawnych.
To niezwykłe przedstawienie kipiące dźwiękami
i głosami społecznego sprzeciwu trwało kilkadziesiąt
minut. Zaskoczyło słuchaczy, ale dało wszystkim do
myślenia. Centrum Warszawy wreszcie posłużyło za
miejsce, w którym głośno powiedziano o problemach
społecznych.
„Warszawska Jesień Muzyczna” to festiwal z tra-
dycjami, który pokonuje bariery i łamie konwenanse.
Czekamy na więcej! Stolica spragniona jest takiej
muzyki…
Muzycy z okien nie grali linii
melodycznej, ale uraczyli
publiczność paradą krótkich,
niepokojących dźwięków.
Wizualizacjaprzebudowy skweru
wiz.
Gordo Studio
top related