marcin mortka - listy lorda bathursta

Post on 31-Mar-2016

261 Views

Category:

Documents

6 Downloads

Preview:

Click to see full reader

DESCRIPTION

Fragment powieści przygodowej Marcina Mortki. Listy lorda Bathursta - premiera 29 marca 2013

TRANSCRIPT

Lublin 2013

Powieść tę dedykuję mojemu mistrzowi, Patrickowi O’Brianowi

Powieść „Listy lorda Bathursta” opowiada o pewnej operacji, któ-ra de facto miała miejsce kilka lat później. Z tego też względu fi kcyj-ne są zarówno nazwy zaangażowa-nych w niej okrętów, jak i nazwiska uczestników. Moim wymysłem jest również sławetny kanał La Rapelle. Dołożyłem jednakże wszelkich sta-rań, by świat przedstawiony oraz anegdoty i ciekawostki ubarwia-jące fabułę były jak najbardziej zgodne z rzeczywistością.

OProlog

Okręt o ciemnoczerwonych burtach pojawił się znie-nacka i równie niespodziewanie otworzył ogień.

Kapitan James George Wilkins wpatrywał się w nie-go z oszołomieniem jeszcze przez kilka sekund po tym, jak wrogie pociski zmiotły kliwry, poszlachtowały ta-kielunek i strzaskały jedną z łodzi jego „City of York”, a na koniec zamieniły któregoś z hinduskich maryna-rzy w krwawą miazgę. Z niedowierzaniem patrzył to na dymiącą burtę, to na Union Jacka majestatycznie spły-wającego z rufy nieznajomego okrętu.

– Nie poznał nas! – wyszeptał ze zgrozą. – Nie po-znał! To pomyłka! Sygnalizuj, Richard!

Szarpnął za ramię swego pierwszego ofi cera. – Wciągaj te cholerne chorągiewki! Powiadom go,

że jesteśmy statkiem Kompanii Wschodnioindyjskiej! Rusz się!

– To na nic, sir! – rzekł z rezygnacją Richard, spo-glądając na obcy okręt. – Nie poznaje pan? Nie słyszał pan o fregacie z czerwonymi burtami?

– To okręt Royal Navy, do ciężkiej cholery! – To Ross, sir! Przeklęty pirat, który... – Brednie! Starczyła myśl o bezcennym ładunku spoczywają-

cym w ładowniach „City of York”, by Wilkins odnalazł w sobie pokłady ogromnej odwagi.

– Nie po to, kurwa mać, narażałem zdrowie i ma-jątek, dobijając targu z tymi jawajskimi dusigroszami, żeby teraz pozwolić jakiemuś bandycie się obrabować! – wrzeszczał, zbiegając na śródokręcie. – Już, niecnoty! Do szotów! Do fałów, cholera! Cała załoga do zwrotu!

Przerażeni hinduscy marynarze kulili się jednak wzdłuż falszburt i pierzchali pod pokład, bardziej prze-rażeni milczeniem okrętu z czerwonymi burtami niż furią właściciela.

– Stać! – W rękach Wilkinsa pojawił się pistolet. – Stać, wy padalce!

Wypalił w powietrze, czym jednakże tylko wzmógł panikę. Niespodziewanie uświadomił sobie, że stoi sa-motnie na opustoszałym pokładzie, a okręt z czerwo-nymi burtami płynie powoli w ich stronę. Z jego trze-wi jedna po drugiej wychylały paszcze przeładowane armaty. Wtedy zrozumiał, że jego kupieckie szczęście dobiegło końca. Choć zdołał bezpiecznie dopłynąć do Jawy, wyminąć francuskie i batawskie okręty wojenne, odnaleźć kupców gotowych sprzedać mu pieprz i cy-namon, potem wynegocjować korzystne ceny, nie miał szans uciec temu bezczelnemu piratowi.

8 Marcin Mortk a

– Żeby cię piekło pochłonęło, Ross! – wrzeszczał, grożąc mu nienabitym pistoletem. – Obyś się smażył w piekle po dzień Sądu Ostatecznego, łajdaku! Kurew-ski pomiocie!

W odpowiedzi czerwona burta plunęła ogniem. Wilkins nie ujrzał już tego, jak wrogie pociski szat-

kują „City of York”, blady z przerażenia Richard ściąga banderę, a pirat kieruje się ku następnym jednostkom ich konwoju. W tejże chwili życie odebrała mu kula z muszkietu.

9Listy lorda Bathursta

KRozdział pierwszy

Kapitan Peter Doggs patrzył śmierci w oczy. Bez emocji spoglądał na lufy wymierzonych w nie-

go muszkietów i twarze celujących żołnierzy, niektó-rych poważnych, innych zlęknionych. Gdy pierwszy z nich nacisnął spust, skrzywił się, jakby przeszył go straszliwy ból, a potem w akompaniamencie dalszych wystrzałów osunął się na ziemię.

Leżał nieruchomo, czekając, aż żołnierze odmasze-rują, a więzienny lekarz ofi cjalnie stwierdzi śmierć i po-dyktuje protokół pisarzowi. Następnie zjawili się dwaj strażnicy, którzy bezceremonialnie wrzucili jego ciało na nosze i pozostawili w pustej celi więziennej. Potem szczęknęły zamykane drzwi.

Doggs wstał, otrzepał odruchowo spodnie i kurt-kę, a potem otarł usta z resztek soku porzeczkowego, który kazano mu wypluć podczas salwy. Machinalnie

przygładził jasne, nierówno obcięte włosy i rozejrzał się z dezaprobatą po nagiej celi. Na szczęście nie musiał długo czekać. Lord Bathurst w asyście czterech żołnie-rzy pojawił się niemalże natychmiast.

– Wygląda pan całkiem dobrze, jak na trupa – stwierdził.

– Rzekłbym, że o wiele lepiej niż pan, który ofi cjal-nie żyje – powiedział Doggs, patrząc na przekrwione oczy lorda i obwisłe policzki, pokryte grubą warstwą pudru.

– Niniejszym udowodnił pan, że wyrażenie „śmier-telnie poważny” nie ma pokrycia w rzeczywistości – rzekł lord. – Sierżancie, będzie pan uprzejmy zawiązać worek na głowie naszego wesołka.

Autorytet Bathursta najwyraźniej wiele w Plymouth znaczył, gdyż minęło ledwie kilka minut, a obaj, lord i kapitan, siedzieli w karecie. Doggs pospiesznie ściąg-nął worek z głowy, z niesmakiem odłożył go na siedze-nie i wyprostował swe długie, chude ciało.

– Liczę, że to koniec tej maskarady – stwierdził, za-kładając kosmyk włosów za ucho.

– Bynajmniej, kapitanie. To dopiero początek – rzekł lord i odruchowo poprawił własne włosy, długie i bujne mimo wieku, choć przetkane nitkami siwizny.

– W sumie powinienem się tego spodziewać – wes-tchnął Doggs. – Nieczęsto się zdarza, by kapitan mary-narki wojennej, skazany na śmierć za zdradę, brak kom-petencji i uderzenie innego ofi cera, został wybawiony z opresji przez Anioła Stróża. Z całym szacunkiem, mi-lordzie, ale na anioła pan nie wygląda.

11Listy lorda Bathursta

– Bo nim nie jestem. – Bathurst odsunął fi rankę i przyglądał się mijanym budynkom powoli niknącym w mroku. – Wyciągnąłem pana z kłopotów, ponieważ jest mi pan potrzebny.

– Panu osobiście? Sądziłem w pierwszym odruchu, że reprezentuje pan jedną z owych potężnych, acz taj-nych instytucji, które chronią naszą ojczyznę przed re-wolucyjną Francją...

– Powstrzymam się od wszelkich komentarzy do chwili, gdy wejdziemy na pokład „Stjernen”.

– Na pokład czego? Bathurst nie odpowiedział. Doggs rozparł się więc

na miękkich poduszkach i postanowił poskromić cie-kawość. W końcu była to niewielka cena za ocalenie z beznadziejnej sytuacji.

Kareta zatrzymała się po jakimś kwadransie. W świetle latarni niesionej przez jednego ze służą-cych widać było niewiele, ale zarówno otoczenie, jak i zapachy wyraźnie wskazywały, że znaleźli się w naj-podlejszej części portu. Doggs nie posiadał się więc ze zdumienia, gdy wśród niewielkich jednostek zacu-mowanych przy pirsie ujrzał sporą fregatę z założony-mi rejami. Mimo późnej pory trwał na niej ożywiony ruch. Dziesiątki marynarzy pełzały po takielunku, inni opuszczali spore pakunki w głąb luków, na nabrzeżu tłoczno było od wozów. Wszędzie niczym niespokojne świetliki kołysały się latarnie.

– Oto „Stjernen” – powiedział Bathurst, ostrożnie stąpający wśród błota. – Pański nowy okręt. Poświeć mi tu, niecnoto. Nie chcę sobie powalać trzewików.

12 Marcin Mortk a

– Z uwagi na fakt, iż trupy rzadko awansują w Royal Navy, wnoszę, że niniejszym zostałem korsarzem?

– Nie. Chyba nie istnieje nazwa funkcji, którą bę-dzie pan pełnił, Doggs.

Peter zmarszczył brwi. Coraz mniej podobał mu się ton arystokraty, ale jego uwagę przyciągnął okręt. Bez wątpienia miał przed sobą nowoczesną fregatę o pięk-nej, zgrabnej linii, uzbrojoną w trzydzieści dwa dzia-ła. Jej burty wydawały się świeżo odmalowane, a ta-kielunek nowiutki jak spod igły. Z podziwem obejrzał pokryte złotą farbą zdobienia pawęży i szerokie okna rufowe. Wbrew sobie poczuł, jak serce zaczyna mu bić żywiej.

– Idzie pan? – rzucił ze zniecierpliwieniem Bathurst, który wchodził już po trapie.

Doggs pospieszył za nim. Na pokładzie przywitał ich wyprostowany jak struna ofi cer wachtowy w zwy-kłej płóciennej kurtce.

– Milordzie, pragnę zameldować, iż załadunek... – Z tą chwilą nie jest to już mój problem, Hackett –

parsknął Bathurst i pospieszył w stronę kajuty kapitań-skiej. – Niech ktoś przyniesie nam butelkę wina i dwa kieliszki. W miarę czyste.

Lord szedł szybkim krokiem, jakby na pokładzie okrętu wojennego czuł się niezbyt swobodnie, ale idący za nim Doggs zdążył zauważyć kilku ludzi w czerwo-nych kurtkach piechoty morskiej, którzy służyli tylko na okrętach Royal Navy, nigdy zaś na jednostkach kor-sarskich. Gdy zamknął za sobą drzwi kajuty kapitań-skiej, w jego głowie kłębiły się tysiące pytań.

13Listy lorda Bathursta

– Uff . – Bathurst opadł na krzesło i przetarł wilgot-ne czoło. Jego twarz wyglądała jeszcze bardziej upior-nie. – Starczy chwila na którejś z tych waszych kryp, a mnie już się zbiera na nudności. Z tego też względu będę się streszczał, kapitanie. Otóż nie jest pan ani ofi -cerem Royal Navy, ani też kaprem. Obejmuje pan do-wództwo nad tą jednostką celem wypełnienia pewnej istotnej, strategicznej misji dla Wielkiej Brytanii.

Na jego czole perlił się pot, ale oczy – blade, niemal-że rybie – przewiercały Doggsa na wylot. Ten przysunął sobie krzesło i zuchwale odpowiedział lordowi spojrze-niem swych jasnoniebieskich oczu.

– Rozumiem. – Skinął głową. – Trapi mnie tylko jedno. Po co wszystkie te starania, aby wyrwać kostu-sze akurat mnie? W Royal Navy służy mnóstwo ambit-nych, przedsiębiorczych kapitanów, którzy bez trudu wypełniliby pańską misję, bez względu na to, na czym będzie polegać.

– Istnieje wiele powodów, dla których zależało mi na panu. Pamiętam bitwę z Hiszpanami przy Dogger Bank, kiedy to dowodził pan „Venus”. Zwycięstwo przy-pisano Kimberleyowi, ale dobrze wiem, że stracił on głowę i jego „Retaliation” była wyłączona z boju przez dobrą godzinę. Pamiętam też walkę, jaką pan stoczył na brygu „Wolverine” niedaleko Tarentu...

– Moje wyczyny w żaden sposób nie zasługują na aż takie wyróżnienie.

– Bo też istnieją jeszcze inne powody, o których do-wie się pan w swoim czasie.

– Intrygujące. A na czym będzie polegać owa mi-sja?

14 Marcin Mortk a

– Im mniej pan będzie wiedział, tym lepiej dla pana. Pańskie zadanie zostało rozpisane szczegółowo w se-rii dokumentów, które w odpowiednich chwilach będą panu wręczane przez mojego zaufanego, niejakiego pana Augustusa Stirlinga, któremu zresztą jest pan wi-nien absolutne posłuszeństwo.

– Chyba istnieje nazwa funkcji, którą przyjdzie mi pełnić. To woźnica.

– Dobrze, jeśli jest to panu potrzebne, proszę się tak nazywać. Ubiegnę natomiast inne pańskie pytanie, któ-rego na pewno nie wypowie pan na głos, ale zapewne już się zrodziło w pańskiej głowie. Otóż są sposoby, by wyegzekwować pańskie posłuszeństwo. Zapewne pan zauważył, że na pokładzie „Stjernen” znalazł się spory oddział piechoty morskiej?

Doggs skinął głową, wpatrując się w lorda. Ogar-niały go złe przeczucia.

– Zazwyczaj na jedno działo przypada jeden żoł-nierz. Oddział na „Stjernen” jest półtora raza więk-szy niż standardowy, a dowodzi nim porucznik Ro-bert Burlington, ofi cer, którego lojalności wobec mnie nikt nie może zakwestionować. Gdyby i to nie poskro-miło pańskiej buńczuczności, proszę pamiętać o swej córce.

Kapitanowi zrobiło się ciemno przed oczami. – Emily? Łapy precz od niej, ty... – Zachłysnął się

gniewem. – Jak na trupa, wykazuje pan zaskakującą roszcze-

niowość. – Bathurst uśmiechnął się samymi ustami. – Oto kolejny powód, dla którego jest pan idealnym kan-dydatem do wypełnienia mojego zadania. Nie dość, że

15Listy lorda Bathursta

jest pan ofi cjalnie martwy, to jeszcze ma pan swój czu-ły punkt. Widzi pan, misja, którą będzie pan miał za-szczyt wypełnić, to zadanie zdecydowanie zbyt ważne i zbyt skomplikowane, by powierzyć je byle zuchowi z Royal Navy. Muszę mieć absolutną gwarancję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.

– Co żeś pan sobie umyślił w sprawie mojej córki? – wychrypiał Doggs.

– Nic. Na razie nic. Po pańskiej śmierci prawnym opiekunem Emily stał się pański brat Benjamin, który ma teraz prawo decydować o jej majątku, wykształce-niu i statusie matrymonialnym. Innymi słowy, może ją wydać za mąż wedle własnego uznania. Jak się to panu podoba, Doggs?

Ze spokojem zniósł wściekłe spojrzenie kapitana. – Ja zaś mam odpowiednie środki, by odwieść go od

wszelakich pomysłów tego typu do chwili, gdy wypeł-ni pan swe zadanie. Jeśli spełni pan moje oczekiwania, pozwolę panu spotkać się z córką, a potem zaaranżuję wasz wyjazd do Australii bądź Kanady.

– Jakoś w to nie wierzę. – W co? W moje możliwości? – Lord uniósł staran-

nie wydepilowaną brew. – Panie Doggs, czy już pan zapomniał, że dzięki moim staraniom komisja sądu wojennego skazała pana na śmierć przez rozstrzela-nie, a nie powieszenie, pluton egzekucyjny był uzbro-jony w nienabite muszkiety, a lekarz więzienny podpisał protokół zgonu żywego człowieka? O pańskim wczo-rajszym zwolnieniu z więzienia na kilka godzin już nie wspomnę! Nawiasem mówiąc, ekspedycja się udała?

– Jak najbardziej.

16 Marcin Mortk a

– Cieszę się. Zorganizowanie tego wszystkiego, co pan widzi dookoła, drogi panie Doggs, zabrało mi dwa tygodnie.

– Mówiąc „to wszystko”, ma pan na myśli okręt, za-łogę, kadrę ofi cerską, zaopatrzenie...

– Mam na myśli wszystko – syknął Bathurst. – I co pan na to? Już pan wierzy w moje możliwości?

W jego wątłej dłoni pojawiła się batystowa chustecz-ka, którą przecierał spocone czoło lub przytykał do ust, ale jego rybie oczy nadal płonęły, trudno powiedzieć – z gorączki czy zawziętości.

– Kim pan jest, do cholery? – Doggs wychylił się ku niemu. – Kogo pan naprawdę reprezentuje? Rząd? Wy-wiad? Admiralicję? A może samego diabła?

– Naprawdę ma to dla pana znaczenie? – Zdaje się, że chyba już wiem, co czuje mucha za-

plątana w pajęczą sieć. – Niech pan sobie daruje te tanie porównania i sku-

pi się na dość oczywistych faktach, Doggs. Uratowałem pana od niechybnej śmierci i daję możliwość zapraco-wania na godne życie. Pająk by pana... Cóż, skonsu-mował. Do pająków może pan przyrównywać kapita-nów, którzy skazali pana wyrokiem sądu, lub młodego Hutchinsona, który pana w tę kabałę wpakował. A tak na marginesie, co u niego słychać?

– Niewiele. – Cóż. Doggs, nie sądzę, byśmy mieli się spotkać

w przeciągu kilku najbliższych miesięcy, tak więc po-zwoli pan, że złożę życzenia udanej podróży. Życzę panu również wiele zdrowego rozsądku, bo porucznik Burlington nie jest jedynym człowiekiem na pokładzie,

17Listy lorda Bathursta

który ma mieć na pana oko. Życzę też pomysłowości w udawaniu okrętu duńskiej marynarki wojennej...

– Duńskiej? – Tak. „Stjernen” to po duńsku „gwiazda”. I wresz-

cie życzę panu nieustającego natchnienia poetyckiego, bo – proszę mi wierzyć – lepiej pisać wiersze, niż pró-bować rozgryźć moje intencje. Uff , wybaczy pan, ale udam się już na ląd. Nie wiem, jak wy wytrzymujecie w tych rozkołysanych klatkach.

– Milordzie – poderwał się Doggs – czy... czy na-prawdę zajmie się pan Emily?

– Nie. Zajmie się nią pański brat. Ja tylko zadbam o to, by nie przyszło mu nic głupiego do głowy.

– Sir! – Drzwi nagle stanęły otworem i na progu po-jawił się porucznik Hackett z butelką i dwoma kielisz-kami. – Przepraszam za spóźnienie, ale...

– Jezu, Hackett – westchnął lord – mam nadzieję, że ładowanie dział wychodzi panu lepiej. Do widzenia, panowie.

Wyszedł. Doggs spojrzał na stropionego Hacketta, który

uśmiechnął się przepraszająco, ale jego wzrok pozo-stał obojętny.

– Przepraszam, sir – powiedział. – Były kłopoty przy kabestanie i...

– Nic się nie stało, poruczniku. Ma pan pewnie masę roboty przed wypłynięciem... – rzekł Doggs i niespo-dziewanie przygryzł wargę, gdyż uświadomił sobie, iż poza koniecznością podszycia się pod duński okręt nie wie kompletnie nic o oczekującej go misji. Nie wie, do-kąd zmierzają, którędy, a nawet kiedy mają wypłynąć.

18 Marcin Mortk a

– Wszystko już niemal zapięte na ostatni guzik – oznajmił porucznik. – Nie marnowaliśmy czasu przez ostatni tydzień.

– Znakomicie, panie Hackett. – Natknąłem się również na pana Stirlinga, który

prosił, bym wręczył panu to. – Ofi cer wyciągnął list w zalakowanej kopercie. – Ponoć wie pan, co z tym zro-bić.

– Owszem, wiem. – Doggs przyjrzał się kopercie, ale odłożył ją na biurko.

– Wie pan, kim jest Stirling? To cywil, ale jego peł-nomocnictwa...

– Wiem. – Uhm, dobrze. Pan Stirling przekazał również, że

z chęcią złoży panu wizytę, jeśli tylko znajdzie pan wol-ny moment.

– Wspaniale. Jak znajdę ów moment, to zaproszę pana Stirlinga. Na razie zajmijmy się sprawami bardziej istotnymi.

– Ma pan na myśli obchód okrętu. – To też. W pierwszej kolejności jednak myślę o tej

oto fl aszce.

19Listy lorda Bathursta

top related