teraz Świecie - grudzień
Post on 30-Mar-2016
238 Views
Preview:
DESCRIPTION
TRANSCRIPT
Nr 42 • grudzień 2012ISSN 2080-8429
Wyspa dla rodzicówNa Wyspie Skarbów rodzice mogą się nauczyć, jak lepiej poznać swoje dziecko str. 5
Gej wychodzi z szafyRozmowa z matką geja o poznaniu niełatwej prawdy i oswajaniu się z nią str. 10
Biznes w spódnicy
Czy kobietom, które prowadzą własne firmy, trudniej się przebić niż mężczyznom?str. 12
miesięcznik bezpłatny
Reklama
Ja, Żydstr. 8-9
2 grudzień 2012 www.oksir.eukalejdoskop
Wydawca i redakcja:Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacjiul. Wojska Polskiego 139, 86-100 Świecie, tel. 52 562 73 70e-mail: terazswiecie@oksir.com.pl
Redaktor naczelny: Andrzej Pudrzyński,e-mail: andrzej.pudrzynski@oksir.com.pl
Skład: Studio M&M GRAPHIC
Druk: Express Media sp. z o.o.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń.
Reklama: tel. 661 504 850
ak to właściwie jest z tą naszą polską tolerancją? Powiem Jtak – no przesadnie toleran-
cyjni to my nie jesteśmy. Bądźmy szczerzy – gdyby wierzyć tylko potocznym określeniem i opiniom wyrażanym w luźnych rozmowach, to za Żydami, delikatnie mówiąc, Polak nie przepada, a gejów wręcz nie cierpi.
Celowo piszę o „potocznych określeniach”, bo często nie wynika to z naszego faktycznego antysemi-tyzmu i homofobii, ale raczej z na-stawienia środowiska, w którym przebywamy lub z tradycji wynie-sionej z domu. Albo po prostu, bo tak wypada. Wiadomo, że jak ktoś stanie w obronie Żyda lub homo-seksualisty, to narazi się na podej-rzenie, że jest albo jednym, albo
Wyśmiać, bo tak wypada
Prosto z mostu
ANDRZEJPUDRZYŃSKI
drugim. Lub – o zgrozo – i jednym i drugim!
Dziwne to trochę, bo Żydów u nas prawie już nie ma, a mimo to darzymy ich bezinteresowną nie-chęcią. Ot, tak po prostu. Gejów jest więcej, ale ci – spryciarze – często dobrze się maskują i praw-dziwy Polak heteryk ma problem z ich namierzeniem i wyśmianiem.
Ktoś powie – spójrzcie na Zachód, tam jest dopiero toleran-cja! Ano jest. Większa niż u nas, fakt. Ale mam na to taką swoją pry-watną teorię – bogatego stać na tolerancję, a biedny wszędzie widzi wrogów. Co najlepiej sprawdza się wtedy, gdy bogaty – patrz kraje zachodniej Europy, które dopadł kryzys – sam biednieje i wtedy tolerancja idzie w cholerę.
„Na kłopoty bajka” – zajęcia dla rodziców i dzieci od 4 lat.„Co to znaczy dobre wychowanie?” – warsztaty dla rodziców dzieci w wieku przedszkolnym.Koszt: 10 zł za spotkanie (obowią-zują zapisy).
Raz w miesiącu organizujemy nie-dzielne Poranki Rodzinne. Pod okiem instruktora można kreatyw-nie spędzić czas ze swoją pociechą.Wstęp 15 zł od rodziny.
Wyspa Skarbów zaprasza dzieci od 3 do 10 roku życia na imprezy tema-tyczne, które odbywać się będą raz w miesiącu. Najbliższa 21.12 – Święty Mikołaj na Wyspie Skarbów.
Dwugodzinna zabawa pod opieką animatorów. W cenę wliczony jest poczęstunek oraz liczne atrakcje do wyboru, np. malowanie twarzy, pro-jekcja filmu, karaoke, pokaz mody, mecz piłki nożnej, mecz unihokeja.Cena pakietu 17 zł/os.
Zajęcia odbywać się będą, jeśli zgłosi się wymagana liczba osób.
Wyspa Skarbówul. Wojska Polskiego 139tel. 795 113 680www.wyspa.oksir.eu.
PORANKI RODZINNE
IMPREZY TEMATYCZNE
URODZINY DLA DZIECI DO 10 LAT
Na Wyspie Skarbów dzieci pod pieczą wykwalifikowanych opieku-nek spędzają czas nie tylko bez-piecznie, ale też radośnie. W tym czasie rodzice mogą odpocząć chociażby w Cafe Kultura lub załat-wić ważne sprawy.Zapraszamy: poniedziałek-piątek, godz. 11.00-17.00.
OFERTA ZAJĘĆ
Zajęcia plastyczne prowadzone w dwóch grupach wiekowych: 3-5 lat oraz 6 -10 lat. Wtorki, godz. 16.00 - 17.00, cena: 20 zł/m-c.
Cotygodniowe spotkania dla rodzi-ców z dziećmi do drugiego roku życia. Doskonała okazja do wspól-nego spędzania czasu oraz wymia-ny doświadczeń nie tylko w zakresie wychowania dzieci.
Zajęcia z Moniką Wirżajtys. „Mamo, ja jeszcze nie mówię, ale spróbuj mnie zrozumieć” – zajęcia dla opiekuna i dziecka od 6 do 24 miesiąca życia.
WYSPA KOLORÓW
WYSPA MŁODYCH RODZICÓW
PSYCHOEDUKACJA
Autopromocja
eatr Świecie, działający przy świeckim ośrodku kultury, Tskończył pięć lat i postanowił
uczcić to wystawieniem dwóch sztuk. Zamysł dość ryzykowny, bo po rotacjach zespół nie do końca okrzepły i – z racji młodego wieku aktorów - jeszcze niedoświadczony.
- Boję się, czy nie porwaliśmy się trochę z motyką na słońce i nie prze-ceniliśmy swoich możliwości, biorąc się za wystawienie dwóch spektakli dzień po dniu – przyznał przed premierą Sławomir Jóźwiak, który od września prowadzi Teatr Świecie, a wcześniej sam w nim występował.
24 listopada w sali widowiskowej OKSiR-u wystawiono „Pytajnik w wykrzykniku” według scenariusza i w reżyserii Sławomira Jóźwiaka, rzecz o współczesnym świecie, w którym zamykamy się na dialog, a zamiast tego przekrzykujemy się nawzajem, forsując swoje racje. Dzień później publiczność obejrzała „Wakacje w Holandii”, adaptację sztuki Inki Dowlasz, poruszającej temat miłości homoseksualnej.
Obawy Sławomira Jóźwiaka oka-zały się niepotrzebne, bo mimo, że tematy nie były łatwe, zarówno on sam, jak i aktorzy stanęli na wyso-kości zadania. Zagrali dobrze, prze-konująco i z pasją, co licznie zgro-madzona publiczność doceniła
Jubilat dał radę
teatrze klasycznym i dramatycz-nym, a odejść od kuglarstwa w ro-dzaju teatru ognia i chodzenia na szczudłach – mówi. - Nie dlatego, że jest w tym coś złego, ale dlatego, że trudno uprawiać jednocześnie kilka dziedzin sztuki i robić to dobrze. Poza tym musimy zacząć jeździć na konfrontacje teatralne i zmierzyć się z innymi grupami. Dopiero tam okaże się, że czy jesteśmy dobrzy, czy też w porównaniu z innymi wy-padamy słabo.
głośnymi brawami. Jubileusz był także okazją do po-
dziękowań dla Janusza Kasaka, któ-ry przez ostatnich pięć lat prowadził Teatr Świecie. Od aktorów dostał kwiaty, a od Romualda Dworakow-skiego, kierownika OKSiR-u, statu-etkę Szmaragdowej Żyrafy, przyzna-wanej osobom, działającym na rzecz lokalnej kultury.
Jóźwiak zapewnia, że ma pomysł na rozwój Teatru Świecie, by młodzi aktorzy nie obrośli w piórka z samo-uwielbienia.
- Musimy bardziej skupić się na
„Pytajnik w wykrzykniku” w wykonaniu Teatru Świecie FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
ANDRZEJ PUDRZYŃSKIterazswiecie@oksir.com.pl
ychowankowie Centrum Działań Plastycznych WAkademia w Świeciu od
lat zdobywają laury na regional-nych, ogólnopolskich i międzynaro-dowych konkursach plastycznych. W listopadzie odnieśli kolejny suk-ces. Alicja Stożek i Mateusz Ciesiel-ski, podopieczni Hanny Kaweckiej, instruktora Akademii, zostali lau-reatami konkursu „Mój region w Europie”.
Konkurs zorganizowała Galeria i Ośrodek Plastycznej Twórczości Dziecka we współpracy z Urzędem Marszałkowskim w Toruniu. Nade-słano 1689 prac, spośród których jury nagrodziło 13 i przyznało 12 wyróżnień. Wśród nich znaleźli się także podopieczni Akademii, działa-jącej przy OKSiR w Świeciu.
W kategorii „Placówki kultury”
Wymalowali sukces
8-letnia Alicja Stożek zajęła pier-wsze miejsce, a 7-letni Mateusz Ciesielski zdobył wyróżnienie. Po-nadto na wystawę pokonkursową
zakwalifikowano prace dwóch in-nych wychowanek Akademii: 7-let-niej Weroniki Brożek i 9-letniej Mai Fetter. (ap)
Od lewej: Weronika Brożek, Mateusz Ciesielski, instruktor Hanna Kawecka, Maja
Fetter i Alicja Stożek FOT. ARCHIWUM
Śpiewająco...… uczcił dziesięć lat istnienia Parati Semper. Chór „Zawsze gotowi”, bo tak brzmi jego nazwa po przetłu-maczeniu z łaciny, jest doskonale znany świecianom. Na swoim kon-cie ma także liczne występy w kraju i za granicą. Od początku dyrygen-tem jest Łukasz Porożyński. Chór liczy 40 osób i skupia osoby w róż-nym wieku i o różnych zawodach. O jego popularności najlepiej świad-czy pełna widownia podczas koncer-tu jubileuszowego w sali widowis-kowej OKSiR-u. FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
3grudzień 2012www.oksir.eu co jest grane?
espół Fala, czyli Filip Rudnik, Konrad Kawka oraz Michał ZPawlikowski z I LO w Świeciu
tworzą muzykę spod znaku indie z punkowym sercem. 1 grudnia za-grają swój pierwszy poważny kon-cert w Kameralnej Przestrzeni Widowiskowej ośrodka kultury w Świeciu. Dlaczego Fala?
– Bo jest krótko, łatwo, po polsku i nie ma jednoznacznej wymowy – odpowiada Filip.
To dla nich ważne, że nazwa jest polska.
– Jesteśmy Polakami – pod-kreśla Konrad. – Śpiewamy po pol-sku, bo lubimy polski język, czujemy go i łatwiej się nam w nim wyrazić.
- Jesteśmy przy tym bardziej autentyczni – dodaje Michał.
Grają ze sobą od gimnazjum, a znają się jeszcze z czasów podsta-wówki. W każdym wypadku była to szkoła nr 1.
– Pozostaliśmy wierni tej tradycji – mówią uczniowie „czerwonego”.
Mają sporo nauki, ale wygospo-darowują czas, żeby raz w tygodniu spotykać się na próbach w studiu nagrań ośrodka kultury. Grają mu-zykę indie.
– Ale z punkowym sercem – zaznacza Filip.
środek kultury przygotował prawdziwą muzyczną ucztę Ona zakończenie tego roku,
jak i na początek nowego. 1 stycznia usłyszymy przeboje muzyki operet-kowej podczas „Koncertu noworo-cznego” (wszystkie bilety już sprze-dane!), natomiast 28 grudnia czeka nas kolejna niespodzianka. W sali widowiskowej OKSiR-u z koncer-tem „Miłość w Paryżu”, wystąpi Dorota Lanton, piosenkarka i aktor-ka, znana m.in. z roli Julii w serialu „Klan”. Artystka uznana jest za naj-lepszą w Polsce interpretatorkę piosenki francuskiej.
„Miłość w Paryżu” to brawurowe kabaretowe varietes, specjalne, wys-makowane stroje z kolekcji Prady i Evy Minge i wyrafinowana muzy-ka. Dorota Lanton zaprezentuje naj-
Fala wyraża się po polsku
Miasto miłości
Generalnie wszyscy są samo-ukami. Konrad muzyką interesuje się od dziecka.
- Na gitarze gram od pierwszej klasy gimnazjum. Miałem też epizod z orkiestrą dętą w Świeciu – jej kapelmistrz nauczył mnie miłości do muzyki – wspomina.
Filip też zaczął, gdy był w gim-nazjum.
- Grałem trochę w szkole muzycz-nej Yamaha, ale potem już uczyłem się sam.
Michał: - Ja też ćwiczę sam, mam w domu perkusję.
Dobrze się składa, że nie musi jej wozić na próby, bo studio w OKSiR jest wyposażone w bębny. Można tu także nagrać płytę, ale Fala jeszcze się do niej nie przymierza.
– Mamy dopiero dziesięć kawał-ków, jesteśmy na etapie wyboru demo – tłumaczy Filip.
Grudniowy koncert Fali odbędzie się w ramach Muzycznej Strony Miasta, projektu, w którym świecki ośrodek kultury promuje początku-jących twórców.
Koncert zespołu Fala, sobota 1 gru-dnia, godz. 20.00, duża scena ka-wiarni Cafe Kultura. Wstęp wolny
piękniejsze utwory Edith Piaf, Jacquesa Brela, Juliette Greco, Charlesa Aznavoura, Josephine Baker, Carli Bruni i własne piosenki, nawiązujące do klimatu kabaretów paryskich lat 30. i 50.
Piosenkarce towarzyszy Marek Stefankiewicz oraz zaprzyjaźniony ze Świeciem Bogusław Nowicki, poeta i bard.
Koncert cieszy się ogromną po-pularnością, grany był w klubach, teatrach i na dużych scenach mu-zycznych m.in. w Filharmonii Po-morskiej.(ap)
„Miłość w Paryżu”, piątek 28 gru-dnia, godz. 19.00, sala widowiskowa OKSiR. Bilety (20 zł) dostępne w punkcie informacji ośrodka kultury.
AGNIESZKA ROMANOWICZ
MUZYCZNY TYGIEL
JEDNA MINUTA I JUŻ!
RODZINNE WEEKENDY
SPOTKANIE Z REPORTEREM
Twórczość zespołu Acoustic Acrobats, który 16 grudnia wys-tąpi w Cafe Kultura, to mieszanka esencji, wyssanych z najróżniej-szych miejsc świata, które muzy-cy mieli okazję zwiedzić podczas swoich artystycznych podróży. W tym wielokulturowym tyglu muzycznym mieszają się melo-die bałkańskie, latynoskie rytmy i jazzowe aranżacje.Grupa Acoustic Acrobats formal-nie powstała w kwietniu 2010 r., jednak tworzący ją muzycy przez kilka lat współpracowali ze sobą w zespole Max Klezmer Band.W kwietniu 2012 r. ukazała się płyta grupy pt. „Live”, zawiera-jąca ich autorskie utwory. (ap)
Acoustic Acrobats, niedziela 16 grudnia, godz. 18.00, Cafe Kultura. Bilety (10 zł) dostępne w kawiarni.
60 sekund, tyle czasu wystarczy, by wywołać emocje. I właśnie tyle będzie trwał każdy z prezento-wanych filmów krótkometrażo-wych, profesjonalnych i amator-skich, podczas „Jednominutó-wek” w świeckim kinie Wrzos. Efekt: strach, śmiech, ciekawość, oburzenie. Bo w tych filmach właśnie o to chodzi. To filmy z pointą, po obejrzeniu których widz nie pozostaje obojętny.Na pokazie zostaną zaprezen-towane najlepsze produkcje z te-gorocznej edycji 7. Festiwalu Filmów i Form Jednominuto-wych, nie bez powodu nazywane-go festiwalem wyobraźni. (ap)
„Jednominutówki”, piątek 14 grudnia, godz. 19.00. Wstęp wolny.
Kino Wrzos przygotowało nową propozycję dla najmłodszych widzów i ich opiekunów. W so-boty i niedziele o godz. 10.00 odbywają się filmowe, rodzinne poranki. W programie bajki i fil-my przygodowe, czyli solidna dawka emocji i humoru na dobry początek dnia. Bilet - 5 zł. (ap)
Biblioteka w Świeciu zaprasza na spotkanie z Pawłem Smoleń-skim, dziennikarzem „Gazety Wyborczej”. Reporter na swoim koncie szereg książek m.in. o sy-tuacji na Bliskim Wschodzie: „Arab strzela, Żyd się cieszy” czy „Irak. Piekło w raju”.
Wtorek 4 grudnia o godz. 18.00, Miejska Biblioteka Publiczna.
waga rodzice – wasze dzieci nie mogą tego przegapić. UOśrodek kultury w Świeciu
zaprasza 16 grudnia na „Przedświą-teczne malowanie i śpiewanie”.
W programie wiele atrakcji – spotkanie ze Świętym Mikołajem i aniołami oraz śpiewanki i zabawy dla najmłodszych w sali widowi-skowej. A oprócz tego malowanki, czyli wspólne kreowanie ozdób choinkowych, którymi na zakoń-czenie spotkania zostaną ustrojone choinki znajdującej się w parku przy fontannie koło Ośrodka Kultury,
Spotkanie z MikołajemSportu i Rekreacji.
Będzie również okazja do złoże-nia życzeń przed kamerą, które zo-staną wyemitowane w okresie świą-tecznym przez Telewizję CSW.
Nie zapomniano też o dorosłych - hol kina Wrzos zamieni się w świą-teczny kiermasz, gdzie będzie można kupić stroiki, bombki, świece i upominki. (ap)
„Przedświąteczne malowanie i śpie-wanie”, niedziela 16 grudnia w godz. 11.00 - 13.30, OKSiR w Świeciu. Wstęp wolny.
Na najmłodszych czeka masa atrakcji, m.in. Św. Mikołaj FOT. MARCIN SALDAT
Zespół Fala podczas próby przed grudniowym występem FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
Dorota Lanton FOT. ARCHIWUM
4 grudzień 2012 www.oksir.euwydarzenia
Nie lubię się zmuszaćO Grażynie Łobaszewskiej mówi się, że ma „najczarniejszy” z polskich głosów. O przemijaniu i o tym, dlaczego woli śpiewać z mężczyznami niż z kobietami artystka opowiada Agnieszce Romanowicz.
Jak śpiewało się pani w Ka-
meralnej Przestrzeni Wido-
wiskowej Cafe Kultura w Świe-
ciu?
Wspaniale! Słyszałam, że jest no-
wy sprzęt i uważam, że cudownie
brzmi. Wszyscy się słyszeliśmy, to
był naprawdę idealny komfort pra-
cy. Boskie brzmienie!
Jaka jest różnica między
koncertami na wielkich estra-
dach i małych scenach, takich
jak nasza?
Ludzie są wszędzie tacy sami
i każdy widz jest ważny, ale ja jestem
z rodziny klubowej, bo zaczynałam
w klubach. Tu atmosfera jest wręcz
rodzinna, a na dużej scenie do ludzi
jest bardzo duża przestrzeń i artysta
nie widzi ich, tylko oślepiające świa-
tło. W klubach natomiast widać
wszystkie postaci do piątego, szós-
tego rzędu, jest lepszy kontakt.
Z czym kojarzy się pani
Świecie? Może kupuje tu pani
jakąś kiełbasę, bo wiem, że
z Opola wozi pani węgierskie
salami, a z Białegostoku biało-
stocką?
- Nie kupuję tu kiełbasy, bo
w Świeciu z reguły jestem w drodze.
To moja droga. Często tędy jeżdżę
z Gdyni, gdzie mieszkam, przez
Nowe Marzy do Warszawy.
Ajagore mieszkają po dro-
dze, bo w Tczewie. Wygląda na
to, że wasza współpraca układa
się bardzo dobrze.
Przyjaźnimy się i tak zostanie
nawet, jeśli przestaniemy grać ra-
zem. To dla mnie bardzo ważne. Nie
można występować z kimś, kogo się
nie lubi. To byłoby czuć na scenie.
Podobno omija pani temat
śmierci i dlatego nie śpiewa
utworu „Gdybyś”. Jednak kon-
cert w Świeciu był o tych, któ-
rzy odeszli. Czyli nie do końca
unika pani tematu przemija-
nia?
Śmierć przyjdzie prędzej czy
później, oby później, ale ja byłam
blisko niej, bo jestem po poważnym
wypadku samochodowym. Więc
otarłam się o śmierć i może właśnie
dlatego pomyślałam, że skoro dane
jest mi drugie życie, to śmierć się
troszeczkę ode mnie odsunęła.
Dlatego nie chcę jej wywoływać jak
wilka z lasu.
Przemijanie to też starzenie
się i doświadczenie. Jakie zna-
czenie ma doświadczenie w
pani życiu?
Gdy człowiek żyje z dnia na
dzień, to nie umie poczuć, jak ten
czas upływa. Jednak zauważa, że
pewne rzeczy są prostsze w tym sen-
sie, że już umie mówić „nie”. Ja nie
zmuszam się do niczego i to nie tylko
w muzyce. Nie idę, jeśli nie chcę
gdzieś pójść. Moje wybory są już
bardzo dojrzałe. Kiedyś słyszałam
rozmowę, w której psycholog powie-
dział, że są trzy etapy w życiu kobie-
ty. Ja jestem w tym trzecim, kiedy
wiem, co jest dla mnie dobre, a co
nie. Czasem odmawiam. Jeśli ktoś
z tego powodu źle sobie o mnie po-
myśli, to trudno. Nie wiadomo, ile
tego tuptania po świecie jeszcze zo-
stało, w związku z tym ja dla siebie
jestem teraz najważniejsza. Jak
człowiek jest bardzo młody, to nie
wie, o co mu tak naprawdę chodzi.
Właściwie to żyje cały czas dla in-
nych, co ludzie powiedzą, itd. Teraz
mnie to w ogóle nie interesuje. Nic
złego nie robię, żeby się tym przej-
mować. To jest dobry czas, że czło-
wiek może chcieć lub nie.
Ma pani etykietę smutnej
pieśniarki.
Właśnie! Etykietę. Prywatnie jes-
tem osobą o bardzo dużym poczuciu
humoru. Ludzie, którzy mnie znają,
to wiedzą, że ze mną jest wesoło. Ale
jeżeli śpiewam piosenki o rzeczach
ważnych, które ważą po prostu, to
nie mogę się głupkowato uśmiechać.
Może chodzi o to, że sięga
pani chętniej po utwory nas-
trojowe, a raczej sięgała. Re-
cenzenci dostrzegli to, gdy wy-
Talentów gotowych podjąć
wyzwanie jest w bród. Tylko
ciężko się im przebić. Czy 40 lat
temu, gdy pani zaczynała, było
łatwiej?
Nie wiem. Trochę łut szczęścia
jest potrzebny, ale młodzi, którzy
startują w jakimkolwiek konkursie
muszą wiedzieć jedno – to napraw-
dę nie zależy od żadnego jurora czy
ktoś ma śpiewać, czy nie. To jest jak
oddychanie, jest silniejsze, jeżeli
ktoś bez muzyki nie może żyć. I do-
brze, trzeba śpiewać dalej, nie moż-
na się załamywać.
Czy pani ciągle tak dużo
śpiewa?
Cały czas, w domu, w samocho-
dzie. Pochodzę z muzycznej rodziny,
cała nasza trójka chodziła do szkoły
muzycznej, dziadek grał na gitarze.
W moim domu, odkąd pamiętam,
wszyscy kolędowali. Kocham kolę-
dy, bo mają piękne linie melodyczne
i coś naszego, bardzo polskiego
i bliskiego.
A gdyby pani nie mogła śpie-
wać, to co by pani robiła?
Pewnie bym sprzątała. Może to
śmieszne, ale lubię sprzątać, myć
okna. Uwielbiam, jak jest czysto.
Tak rzadko jestem w domu, że gdy-
bym przyjechała i zastała bałagan,
czułabym się fatalnie.
Jak pani odpoczywa, gdy już
pomyje okna?
Lubię dobry film, ale nie mam
ulubionego reżysera. Wolę aktorów,
dla nich oglądam filmy. Za totalnego
giganta uważam Meryl Streep, to
moja miłość. Widziałam z nią wszys-
tkie filmy. Bardzo lubię też Dustina
Hoffmana, a z polskich aktorów Ja-
nusza Gajosa i Marka Kondrata.
A radio? Wie pani, która
stacja puszcza Łobaszewską,
a która nie?
W ogóle radia nie słucham. Coś
tam do mnie dotrze czasem SMS-
em, że tu i tam puścili moją piosen-
kę. To niby jest ważne, ale ja nie
zbieram takich wiadomości, nigdy
tego nie śledziłam.
A kto najczęściej śpiewa dla
Grażyny Łobaszewskiej?
Kocham Joni Mitchell. Gdy prze-
jadę 600 km, usiądę sobie z kawką
i włączę jej płytę, bardzo mnie to
uspokaja. To mój plaster na te kilo-
metry. W samochodzie nie słucham,
bo tak wchodzę w muzykę, że spo-
wodowałabym wypadek. Za to
w domu, kiedy mam ręce wolne od
kierownicy, wybieram raczej spo-
kojne utwory.
rywalizacja. A z mężczyzną jest czys-
ta sprawa. Przepływ energii jing
i jang, męskiej i kobiecej, są dla mnie
bardzo ważne. Coś się dzieje w takim
duecie, jest inna rozmowa.
Tekściarze też to zauważają, że
lepiej się pisze dla kobiety i mężczyz-
ny. Bo co dwie kobiety mogą zaśpie-
wać? Że kochają jednego mężczyz-
nę? To mnie nie interesuje.
Może któryś z młodych wo-
kalistów podejmie się nagrania
płyty z pani coverami, jak dzie-
je się to obecnie z przebojami
Andrzeja Zauchy. Kto by podo-
łał i sprawił tym pani przyjem-
ność?
Nie myślałam o tym, ale często
jestem na rozmaitych festiwalach
i bardzo dużo ludzi śpiewa moje
piosenki. W warszawskiej Doroż-
karni co rok jest edycja jakiejś osoby
i wydają płytę z jej piosenkami.
W tym roku wydali mnie, młodzież
nagrała 12 utworów. Niektóre wer-
sje są przepiękne. To odkrywanie
nowych światów. Na przykład
„Wszystko, co złe omija mnie” za-
śpiewała 14-letnia dziewczynka.
Pięknie to zrobiła. Ja zaśpiewałam,
jako dorosła kobieta o mężczyźnie,
a ona o rodzicach. To było wspaniałe
zderzenie i przeżywam takie chwile
regularnie, dlatego dokładnie wiem,
że moje piosenki i tak będą śpie-
wane, czy ja tego chcę, czy nie. I bę-
dzie dużo tych wykonań, bo to są
dobre utwory.
słuchali ostatniej pani płyty
„Przepływamy” – ta jest opty-
mistyczna.
To prawda. Moja dojrzałość mia-
ła na to wpływ.
Druga pani cecha charak-
terystyczna, to „czarny” głos,
„najczarniejszy” w Polsce. A
może chciałaby mieć pani typo-
wo białą barwę, jak np. Eva
Cassidy?
To nie o barwę chodzi, a o frazo-
wanie – styl, w jakim śpiewam i jaki
wybrałam. Na nową płytę zaprosi-
łam czarnego wokalistę Floyda
Anthony’ego Pfeiffera. Zobaczył
mnie na plakacie z niemenowskiej
płyty, mam tam na głowie turban,
i stwierdził, że jestem mulatką, w
dodatku podobną do jego mamy.
Potem usłyszał mnie, nie widząc, bo
występowałam po nim, gdy on już
siedział w garderobie. Wybiegł z niej
jak poparzony, bo był zdziwiony,
że jest tu jeszcze jakaś czarnoskóra
osoba.
Ostatnio zaśpiewała pani z
Kubą Badachem i sama mu to
pani zaproponowała. Czy ma
pani na celowniku kolejnego
partnera do duetu?
Nie, bo wszystko zależy od utworu.
Jak go usłyszę, od razu będę wiedzia-
ła, kto mógłby go ze mną zaśpiewać.
Częściej są to mężczyźni.
Wolę śpiewać z mężczyznami.
Zauważyłam, że tam, gdzie są dwie
kobiety, zaczyna się jakaś dziwna ROZMAWIAŁA AGNIESZKA ROMANOWICZ
FOT. RUDOLF STÝBAR
5grudzień 2012www.oksir.eu wydarzenia
Wyspa otwarta dla rodzicówWyspa Skarbów to idealne miejsce do rozwijania przez dzieci kreatywności i zainteresowań. Rodzice także mogą się tu sporo nauczyć – przede wszystkim, jak lepiej poznać własne dziecko.
do rodziców najmłodszych malu-
chów – takich, które nie potrafią
jeszcze mówić. Trenerka pokaże
sposoby pozwalające zrozumieć
nawet półroczne dziecko. Nauczy
rozpoznawania spojrzeń, ruchów
ciała, gestów, a nawet rodzajów
płaczu.
- Nie chodzi o ocenę czy dziecko
mówi, czy staje we właściwym czasie
– zaznacza instruktorka. - Naszą
intencją jest pomoc rodzicom w lep-
szym poznaniu córki lub syna,
wyposażenie rodziców w przewod-
nik wiedzy o ich rozwoju.
Dowiemy się z niego, że gdy już
maluch przemówi i zrozumie słowa,
warto zacząć czytać mu bajki. Stąd
cykl warsztatów „Na kłopoty bajka”,
skierowanych do rodziców dzieci
powyżej 4 roku życia.
Kotlety z błota
- Bajki pomagają poznawać świat
i rozumieć siebie – przypomina
Agnieszka Piątkowska. - Chociaż
tego nie chcemy, nasze dzieci będą
musiały zmierzyć się z trudnościa-
mi. Mądre bajki podpowiedzą im,
jak stawiać czoła problemom, radzić
sobie z lękami, na przykład przed
rozstaniem z mamą czy pójściem do
szpitala. Każde dziecko ma inne
obawy, dlatego zajęcia będą dosto-
sowane do indywidualnych potrzeb
maluchów.
Trud szkolenia rodziców wzięła
na siebie Monika Wirżajtys, mama
5-letniego Tymoteusza, psycholog,
teatrolog, pomysłodawczyni i kura-
torka dziecięcej wyspy sztuki.
yspa Skarbów
działająca przy
świeckim oś-
rodku kultury Wzorganizowała
w listopadzie „drzwi otwarte” dla
dzieci i ich rodziców. Mają one
zapoczątkować szereg zmian, jakie
zaplanowano na Wyspie.
- Zmiany w naszej ofercie są
podyktowane oczekiwaniami rodzi-
ców, którzy od trzech lat przyprowa-
dzają do nas swoje dzieci – przyzna-
je Agnieszka Piątkowska, instruktor
Wyspy Skarbów. - Zależy im na tym,
żeby Wyspa nie była tylko „przecho-
walnią”, ale też miejscem kreacji,
gdzie dzieci rozwijają się chętnie
i z przyjemnością.
Stąd nowa oferta poszerzona jest
m.in. o zajęcia plastyczne, muzycz-
ne, taneczne. Pojawiły się też propo-
zycje dla rodziców, którzy mogą
wziąć udział w bezpłatnych spotka-
niach pod nazwą „Wyspa młodych
rodziców” oraz skorzystać z zajęć
z zakresu psychoedukacji.
- Wielu rodziców zastanawia się,
w jaki sposób skutecznie karać i na-
gradzać dziecko – tłumaczy Piąt-
kowska. - Postaramy się skutecznie
odpowiedzieć na te i inne pytania.
Płacz płaczowi nierówny
Podczas „drzwi otwartych” dzieci
poznawały ośrodek kultury „od ku-
chni” i wzięły udział w warsztatach
małego dziennikarza. Z kolei dorośli
uczestniczyli w zajęciach, prowa-
dzonych przez psychologa.
Jedna z propozycji kierowana jest
Reklama
Do tej pory podatnicy prowadzący firmy
dokonywali większej ilości zakupów w
listopadzie chcąc zminimalizować wysokość
„podwójnej” zaliczki. W tym roku czekają
nas jednak zmiany, o czym nie wiedzą wszy-
scy przedsiębiorcy.
Do końca 2011 r. przedsiębiorcy prowadzący
podatkową książkę przychodów i rozchodów
zobowiązani byli odprowadzać zaliczki na
podatek dochodowy za grudzień - lub IV
kwartał u podatników rozliczających się
kwartalnie - w wysokości zaliczki za listopad
(lub poprzedni kwartał), w terminie do 20
grudnia. Sytuacja ta powodowała, że
podatnicy często odwlekali konieczne zakupy
np. wyposażenia właśnie do listopada. Od
w wyliczeniu zaliczki za grudzień lub odpo-
wiednio za IV kwartał.
Minister Finansów w piśmie z 4 września
2011r., będącym odpowiedzią na zapytanie
wydawnictwa Gofin, wyjaśnił, że podatnicy
zobowiązani do sporządzenia i wpisania do
księgi spisu z natury m.in. na koniec każdego
roku podatkowego, spisu tego nie uwzglę-
dniają przy ustalaniu zaliczek za ostatni miesiąc
lub kwartał roku podatkowego. Inaczej będzie
w sytuacji, gdy przedsiębiorca podejmie
decyzję o złożeniu zeznania rocznego do dnia
upływu terminu wpłaty zaliczki za grudzień,
czyli obecnie do 21 stycznia 2013 r. W tym
przypadku podatnik złoży zeznanie i dokona
zapłaty podatku na zasadach określonych
w art. 45 ww. ustawy tj. w ramach rozliczenia
rocznego i nie będzie już musiał ustalać zaliczki
za grudzień.
Dziękuję za rozmowę
Podatkowe zmiany dla
przedsiębiorcówRozmowa z Anną Wolicką-Arym,
właścicielką
Kancelarii Rachunkowo-Doradczej
„ABAKS” w Świeciu.
Kancelaria Rachunkowo-Doradcza
„ABAKS”
Anna Wolicka-Arym
ul. Chmielniki 2B, 86-100 Świecie
tel. 52 33 31 119, kom. 696 007 975
biuro@arym-ksiegowosc.pl
www.arym-ksiegowosc.pl
bieżącego roku zasady te uległy zmianie.
W 2012 r. podatnicy CIT i PIT po raz pierwszy
uiszczają zaliczki na podatek dochodowy za
grudzień lub odpowiednio za IV kwartał
według nowych zasad.
W jaki sposób będą teraz dokonywane
rozliczenia?
W świetle nowych przepisów, zaliczkę za
grudzień lub IV kwartał 2012 r. podatnik będzie
zobowiązany wpłacić do urzędu skarbowego w
terminie do 21 stycznia 2013 r. (20 stycznia
przypada w niedzielę). Zaliczka ta nie będzie
już ustalana w wysokości zaliczki za listopad
lub odpowiednio poprzedni kwartał, ale na
takich samych zasadach, jak zaliczki za
poprzednie miesiące czyli do 20. dnia
następnego miesiąca za miesiąc poprzedni lub
odpowiednio do 20 dnia każdego miesiąca
następującego po kwartale, za który wpłacana
jest zaliczka.
U części przedsiębiorców zobowiązanych do
sporządzania spisu z natury powstały wątpli-
wości, czy spis obowiązkowo sporządzany
na koniec roku podatkowego uwzględniać
Zapraszamy do naszego biura
„Drzwi otwarte”, zorganizowane przez Wyspę Skarbów: kreatywnie, twórczo i dużo
dobrej zabawy FOT. RUDOLF STÝBAR
Wirżajtys wystawiała bajki tera-
peutyczne zarówno z dziećmi zdro-
wymi, jak i cierpiącymi na dziecięce
porażenie mózgowe. Obecnie pro-
wadzi prace nad stworzeniem Insty-
tutu Terapii Sztuką, a w wolnych
chwilach pisze bajki i filcuje.
Według niej, większość pow-
szechnych metod wychowawczych
jest bezskuteczna, dlatego zaprasza
rodziców przedszkolaków na war-
sztaty pod nazwą „Co to znaczy
dobre wychowanie?”. Tak ich prze-
konuje:
- Jak zachować się w sytuacjach,
gdy dziecko skacze w kałuże, lepi
kotlety z błota, tarza się po ziemi?
Jak sobie radzić z napadami złości?
Co zrobić, żeby nasze komunikaty
były skuteczne? Odpowiem na te
pytania i w zależności od potrzeb
omówię problemy z jedzeniem,
obgryzaniem paznokci, moczeniem
czy adaptacją w przedszkolu – mówi
Monika Wirżajtys.
Zajęcia z Moniką Wirżajtys odbędą
się 1 grudnia. O godz. 14.00 –
„Mamo, ja jeszcze nie mówię, ale
spróbuj mnie zrozumieć” (zajęcia dla
opiekuna i dziecka od 6 do 24
miesiąca życia); godz. 15.30 – „Na
kłopoty bajka” (zajęcia dla rodziców
i dzieci od 4 lat); godz. 17.00 – „Co to
znaczy dobre wychowanie?” (war-
sztaty dla rodziców dzieci w wieku
przedszkolnym). Wstęp 10 zł, obo-
wiązują zapisy.
Więcej o Wyspie Skarbów i pla-
nowanych zajęciach: 795 113 680,
52 562 73 90, www.oksir.eu.
AGNIESZKA ROMANOWICZ
6 grudzień 2012 www.oksir.euwydarzenia
Reklama
Jesień między wierszamiZmysłowa, delikatna i czuła. Ubrana w wiersze. Ci, którzy dali się jej uwieść, doświadczyli pięknych emocji. Tegoroczna świecka Jesień Poetycka zdecydowanie była kobietą.
ubiegłym roku
Jesień Poetycka
w Świeciu trwa-
ła tylko jeden Wdzień. Tegoro-
czna edycja aż pięć dni.
Kinga Willim, koordynatorka
projektu, przygotowania rozpoczęła
już w czerwcu.
- Uzgadnianie terminów i warun-
ków trwało do sierpnia– mówi.
I kiedy przyszedł listopad Jesień
ruszyła z kopyta. Rozpoczęła się od
rozstrzygnięcia konkursu prozator-
skiego i fotograficznego. W pier-
wszym wyróżnieni zostali Anna
Grzelak, Agata Ruczyńska, Anita Bła-
żejewska, Anna Kleszewska i Józef
Wawroń. Natomiast nagrody za zdję-
cia powędrowały do Kingi Świder-
kiem. Skąd się tam wziął? Nie wia-
domo, ale sprawił, że wokół wrzało
od dobrych emocji.
Kolejnym wydarzeniem Jesieni
była sztuka Doroty Masłowskiej
„Między nami dobrze jest”. Przyje-
chali z nią młodzi aktorzy z tuchol-
skiej grupy Skawanter. Była to ich
dziesiąta odsłona tego dramatu.
W fotelach zasiadło niewielu widzów.
Jednak większość z tych, którzy obej-
rzeli przedstawienie, zaniemówiło
z wrażenia.
- Niespodziewana reakcja – mówi
Łukasz Ziółkowski, opiekun grupy. –
Dziewczyny nie wiedziały, co oznacza
ta cisza i bezruch.
Widzowie „zresetowali się” pod-
czas rozmowy z aktorkami.
Przedstawienie było świetnie
przygotowane. Na uwagę zasługuje
minimalistyczna scenografia i kre-
acja Olgi Gostomskiej, która z nie-
bywałą lekkością wcieliła się w głów-
ną bohaterkę oraz fakt, że w spek-
taklu, po raz pierwszy, zagrała sama
reżyserka – Karolina Ziółkowska.
Całość nie była przysłowiową wisien-
ką na torcie Jesieni Poetyckiej, ale…
papryczką chili na tym torcie. Życzył-
bym sobie częściej oglądać tę grupę
teatralną w Świeciu.
Zmysłowo
Trzecia odsłona należała do
dwóch pań – Ewy Poniznik i Karo-
liny Sałdeckiej. Półki świeckiej bib-
lioteki, oprócz książek, dźwigały tak-
że – nasycone erotyzmem i zmysło-
skiej, Anity Błażejewskiej, Martyny
Muzyka i Szymona Tusika.
Potem swoje „pięć minut” mieli
członkowie świeckiego Grona Lite-
rackiego Zielony Kot.
Tort z papryczką chili
- Nic prostszego – wyjść na scenę i
przeczytać kilka wierszy – mówi
Mariusz Heinrich. - Jednak nie dla
mnie. Każdy wieczorek kosztuje
mnie dużo nerwów. A reszcie grona
dostarcza wielu zabawnych sytuacji z
tego powodu.
Kiedy już wszystkie wiersze
„spadły ze sceny”, minął stres, roz-
poczęło się zakulisowe spotkanie
przy meloniku. Były żarty i zdjęcia ze
wspomnianym czarnym meloni-
wością – emocje, płynące z wierszy
obu poetek.
- Lubię tego rodzaju imprezy,
więc do Świecia przyjechałam z po-
zytywnym nastawieniem – mówi
Ewa Poniznik. - Na początku oba-
wiałam się, że część moich wierszy
będzie źle odczytana. Później oka-
zało się, że zarówno czytanie, jak
i rozmowa, były bardzo przyjemne.
Mam nadzieję, że za rok znów będę
mogła przyjechać do was.
Kilkunastu wielbicieli poezji,
którzy zjawili się na spotkaniu
autorskim, nagrodziło pisarki grom-
kimi brawami i bukietami pomarań-
czowych róż.
„Mix Tysiąclecia” to tytuł wieczo-
ru z czterema pisarzami z Gdańska.
Na scenie Cafe Kultura zasiedli Bar-
bara Piórkowska, Ewa Miłek, pocho-
dząca ze Świecia Alicja Knop i
Andrzej Fac. Przeczytali kilka wier-
szy, a potem… słuchali widzów. Każ-
dy wylosował kopertę, w której znaj-
dował się fragment poezji albo prozy.
Odczytywało się go, jak – na przykład
– wróżbę na przyszłość. Było zaba-
wnie i niebanalnie. W kolejnej części,
nazwanej „dorzuć do pieca”, swoje
wiersze czytali członkowie świeckie-
go Zielonego Kota.
Na koniec w kuluarach były ro-
zmowy, autografy oraz wymiana do-
świadczeń pisarskich.
- Warsztat, warsztat i jeszcze raz
warsztat! – powtarzała jak mantrę
na spotkaniu „Mix Tysiąclecia” Bar-
bara Piórkowska. Więc w ostatnim
punkcie Jesieni Poetyckiej wzięła
w obroty kilkunastu chętnych, któ-
rzy chcieli oszlifować technikę.
A jednak warto
- Było elokwentnie, a nade
wszystko zgrzytało błyskotliwością
i skry ze śmiechu leciały – opowiada
Mariusz Heinrich, członek Zielo-
nego Kota. - Nie było łatwo. Zaczę-
liśmy od wypisania 20 wrażeń tego,
co zaobserwowaliśmy w ciągu dnia.
Takie krótkie impresje, komuni-
katy.
Czego się nauczył?
- Dzięki warsztatom mam pozy-
tywne nastawienie do swojego pisa-
nia – podkreśla.
Podobnego zdania jest inna
uczestniczka zajęć.
- Takie spotkania stwarzają
okazję do usystematyzowania wie-
dzy oraz rozszerzania płaszczyzn do
rozwoju osobistego – wskazuje
Anna Mokwa.
Tamtym pracowitym dniem za-
kończyła się kolejna Jesień Poetycka
w Świeciu. Skupiła ona uwagę małej
grupy ludzi. Ludzi, dla których
poezja, to coś więcej niż szkolna
deklamacja utworu, „smęty – senty-
menty” i beton.
Tu rodzi się pytanie – czy dla tej
garstki warto to robić? Moim zda-
niem – warto! Bo – jak pisał Norwid
– „Z rzeczy świata tego zostaną tylko
dwie. Dwie tylko: poezja i dobroć…
i nic więcej…”.
TOMASZ KARPIŃSKIterazswiecie@oksir.com.pl
Spotkanie z poetami w kawiarni Cafe Kultura podczas „Mixu Tysiąclecia”, jednego z kilku wydarzeń w ramach tegorocznej Jesieni Poetyckiej FOT. SZYMON TUSIK
7grudzień 2012www.oksir.eu reklama
8 grudzień 2012 www.oksir.euspołeczeństwo
Reklama
JESIENNA OBNIŻKA CEN!
www.airpress.pl
• SPRĘŻARKI • KOMPRESORY
• ZAWORY • ELEKTRODY • WĘŻE • SPAWARKI
• ODZIEŻ BHP • KAMIENIE SZLIFIERSKIE
• TARCZE • SZCZOTKI • PAPIERY ŚCIERNE
• WIERTARKI • OPALARKI • SZLIFIERKI • WKRĘTARKI
• ARTYKUŁY SPAWALNICZE
RAFAŁ GÓRSKIwww.raf-mix.pl
86-105 Świecie, ul. Chełmińska 2atel./fax: 52 331 09 65
mobile: 501 744 830, 504 259 191e-mail: raf-mix@raf-mix.pl
www.raf-mix.pl
HURT - DETAL
Ja, ŻydJa, Żyd- Zaczynając odkrywać swoją tożsamość nie miałem pojęcia, dokąd mnie to doprowadzi. Do głowy mi nie przyszło, że zostanę rabinem. Ja, człowiek niegdyś niewierzący – mówi Joel Nowicki.
Kris ateista
Rodzina Krisa Nowickiego, który
później przybrał imię Joel, była na
wskroś świecka. Do tego stopnia, że
jako jedyny w klasie nie przystąpił
do pierwszej komunii. Nigdy też nie
uczęszczał na lekcje religii i nie
obchodził żadnych świąt religijnych.
- W czasie Bożego Narodzenia
zdarzała się nieco bardziej wystaw-
na kolacja, ale nie miało to wiele
wspólnego ze świętowaniem w zna-
czeniu katolickim – wspomina.
- Specjalnie mi to nie przeszkadzało,
chociaż w pewien sposób czułem się
przez to wyobcowany. Trudno żeby
było inaczej w kraju, gdzie większość
deklaruje związek z Kościołem kato-
lickim.
Przełom nastąpił w wieku 13 lat
i związany był z poszukiwaniem
własnej tożsamości.
- Zacząłem poszukiwać jakichś
materiałów na ten temat. Dziś było-
by to proste, wystarczyłoby wpisać
w wyszukiwarkę internetową odpo-
wiednie hasło, ale wtedy nie było to
możliwe. Internet w Polsce dopiero
raczkował. Pozostawało tylko od-
wiedzanie bibliotek.
Najczęściej była to Biblioteka
Wojewódzka w Bydgoszczy, gdzie
przechowywanych jest sporo przed-
wojennych żydowskich książek
i gazet.
- Niezwykłe doświadczenie -
podkreśla Joel Nowicki. - Wkracza-
łem w zupełnie nieznany świat, któ-
ry obserwowałem jakby zza szyby.
Nie byłem pewien czy chcę w to
wejść. Czy chcę być człowiekiem
religijnym? Nawet nie wiedziałem
z czym się to wiąże.
Przełomowym momentem oka-
zało się spotkanie z Pinchasem
Menachem Joskowiczem, ówczes-
nym naczelnym rabinem RP. Roz-
mowy z nim pomogły ukierunko-
wać, prowadzone początkowo nieco
na oślep, odkrywanie spuścizny
iątkowe przedpołudnie
zwykle wypełnia krzą-
tanina podobna do tej,
jaka towarzyszy wyjaz-Pdom lub spodziewanej
wizycie gości. Jest niewiele czasu na
przygotowanie się do tego, co ma
nastąpić wieczorem i trwać do wie-
czora dnia następnego. Szabat. To
dla każdego religijnego Żyda święte
słowo. Wraz z zapadnięciem zmroku
nie wolno mu wykonywać żadnych
prac ani czynności zakazanych przez
Torę. Wykluczone są gotowanie,
oglądanie telewizji, słuchanie radia,
telefonowanie, nie mówiąc już o
używaniu komputera.
Nawet korzystanie z lodówki wy-
maga wcześniejszych przygotowań.
W tym przypadku problemem jest
żarówka. Dlatego w Izraelu można
spotkać chłodziarki bez każdorazo-
wo zapalającego się światła przy
okazji otwierania drzwi. Polscy
Żydzi w piątek po prostu wykręcają
żarówkę, bądź blokują taśmą bolec
odpowiedzialny za uruchamianie
światła.
Podróżować też nie wolno. Bez
większych ograniczeń dozwolony
jest spacer w obrębie miasta. Jeśli
ktoś zdecyduje się opuścić jego
granice może wykonać najwyżej
2000 kroków. Nawet pokonanie
przejścia dla pieszych z sygnalizacją
wymaga zachowania odpowiednich
procedur. Trzeba poczekać aż ktoś
naciśnie włącznik. Żyd w szabat prą-
du nie używa.
Po co to wszystko?
- To część umowy z Bogiem – tłu-
maczy Joel Nowicki. - Nie musimy
jej rozumieć. Trzyletnie dziecko też
nie wie, dlaczego rodzice nie pozwa-
lają mu wchodzi do głębokiej wody.
Musi im po prostu zaufać. Ten czas
ma służyć modlitwie, kontemplacji,
odpoczynkowi. Nic nie ma prawa go
zakłócać. Trzeba się całkowicie
wyłączyć i wykluczyć to, co mogłoby
ten spokój zburzyć.
FO
T.
AN
DR
ZE
J B
AR
TN
IAK
9grudzień 2012www.oksir.eu społeczeństwo
Reklama
przodków. Młody Żyd ze Świecia nie
był jedynym, który do niego trafił,
chcąc dowiedzieć co ma zrobić ze
swoim życiem. Znacznie większy
problem ze zrozumieniem świata
i własnego przeznaczenia miała
pewna para skinheadów, którzy od-
kryli, że w ich żyłach płynie krew
Abrahama.
- Swego czasu głośno było o tej
historii - Joel śmieje się na samo
wspomnienie o tym.
By lepiej poznać religię i kulturę,
Nowicki wyjechał w 2003 roku do
Izraela. Zamieszkał w kibucu religij-
nym, gospodarstwie rolnym fun-
kcjonującym dzięki ochotnikom.
W zamian za dach nad głową i jedze-
nie wykonywali różne prace, zarów-
no w polu, jak i te związane z hodo-
wlą zwierząt. W gospodarstwie ży-
ciową przystań znajdowali młodzi
Żydzi z całego świata. Jedni wpadali
na moment, inni zostawali dłużej.
Czas wolny, którego było stosunko-
wo niewiele, wypełniały głównie na-
uka języka, poznawanie Tory i zwie-
dzanie Izraela mającego znacznie
więcej odcieni niż mogłoby się
wydawać.
Religijny Joel
- Tel Awiw sprawia wrażenia
zupełnie świeckiego miasta, niewie-
le różniącego się od stolic europej-
skich – objaśnia Nowicki. - Całkowi-
tym jego przeciwieństwem jest,
winno być wykonane u Żyda w wie-
ku niemowlęcym. Obrzezaniem.
Joel poddał się zabiegowi, co było
warunkiem koniecznym, jeśli za-
mierzał na poważnie wejść w świat
pobożnych Żydów. A tak właśnie
było, co potwierdziła nauka w kolej-
nej szkole rabinicznej.
Po rocznym pobycie w Izraelu
wrócił do rodzinnego Świecia już
jako w pełni ukształtowany Żyd za-
mierzający przestrzegać wszystkich
religijnych nakazów.
Jednym z podstawowych proble-
mów, z jakimi musiał się uporać było
znalezienie produktów koszernych.
Jeśli chciał zjeść mięso, musiał je
sprowadzić z Warszawy lub Gdań-
ska. Cena takiego specjału jest wie-
lokrotnie wyższa od tej, jaka na po-
dobne wyroby obowiązuje w zwyk-
łych sklepach mięsnych. Nieco
łatwiej jest z nabiałem i warzywami.
- Chcąc nie chcąc zostałem
wegetarianinem – żartuje. - Nie jest
tak źle. Z każdym rokiem pojawia się
w sklepach coraz więcej produktów,
które mogę jeść bez obawy o to, że
złamię jakiś z nakazów. O tym, które
są koszerne informują pewne ozna-
czenia, na które przeciętny klient
nigdy nie zwróci uwagi. Jednym
z popularniejszych jest litera „U”
w kółku.
Życie wspólnie z rodziną pod
jednym dachem wymagało wprowa-
dzenia kilku zmian. Choćby tych
dotyczących naczyń do przygotowy-
znajdujące się na przedmieściach
Jerozolimy, Mea Szearim. To miej-
sce, gdzie na każdym kroku można
spotkać prawdziwych ortodoksów
w czarnych kapeluszach, odpowia-
dających opisom Singera, portretu-
jącego dawnych Żydów. Podobnie
jest z religijnością Izraelczyków. Dla
wielu jest to tradycja, z którą nie
wiąże się nic szczególnego. Są
oczywiście i tacy, dla których religia
jest jedynym sensem życia.
Jednych i drugich łączy przynaj-
mniej jedno. Nie jedzą wieprzowiny,
która w Izraelu jest niemal całko-
wicie niedostępna. Kupić ją można
tylko z przemytu.
Jeden z wyjazdów do Jerozolimy
zaowocował poznaniem pewnego
rabina, który zaoferował się, że po-
kryje Joelowi koszty nauki w jeszy-
wie, szkole rabinicznej. Postanowił
skorzystać z propozycji, z którą
wiązało się pół roku intensywnej
nauki. Dzień studentów rozpoczynał
się o 6 rano. Po modlitwie i krótkim
śniadaniu na sali pojawiał się wykła-
dowca. Większość nauk prowadzo-
no w języku angielskim m.in. z racji
sporej liczby studentów z krajów
anglojęzycznych, głównie ze Stanów
Zjednoczonych. Pismo Święte stu-
diowano w wersji hebrajskiej i ara-
mejskiej dla pełniejszego zrozumie-
nia zawartych w nim treści. W sumie
12 godzin nauki dziennie.
Pobyt w jeszywie był jasną dekla-
racją. Wiązało się to z czymś, co po-
ryzmów, ani obscenicznych opisów,
mogą zrobić wyjątek.
Joel Nowicki ma świadomość, że
jego długa broda, pejsy i kapelusz
nie uchodzą uwadze przechodniów
na ulicach Świecia. Niecodzienny
wygląd bywa obiektem żartów.
- W dużych miastach raczej nie
budzi to takiej sensacji, chociaż cza-
sami i tam zdarzają się dziwne histo-
rie – tłumaczy. - Kiedyś starsza pani,
z którą jechałem razem tramwajem,
zwróciła się do wnuczki, żeby mi się
nie przyglądała, bo przerobię ją na
macę. W ten sposób straszono dzieci
Żydami przed II wojną światową.
Będąc rabinem, nie związanym
z żadną synagogą, ma prawo nau-
czać wszędzie, gdzie zostanie o to
poproszony. Niektóre nauki prowa-
dzi także za pośrednictwem Inter-
netu. Celem, który sobie postawił na
przyszłość, jest dalsza edukacja
w szkole rabinicznej, tym razem
dająca prawo do orzekania w sądzie
rabinicznym.
- Zostając w Polsce pewnie nie
miałbym zbyt wiele okazji do pracy,
dlatego rozważam wyjazd do USA,
Izraela lub Australii – zapowiada
Nowicki.
Pytany o to, czy trudno być Ży-
dem w XXI wieku odpowiada:
- Trudno jest być nawet człowie-
kiem. Pewne ważne niegdyś wartoś-
ci zupełnie się gdzieś zatraciły.
wania posiłków.
- Uznałem, że nie ma sensu
komplikować życia innym – mówi
Nowicki. - Po prostu kupiłem drugi
komplet, będący tylko do mojej
dyspozycji.
Nie patrz na Żyda
Kupno odzieży też wymaga od-
powiedniej świadomości. Wyklu-
czone są ubrania, w których wełna
w jakikolwiek sposób łączyłaby się
z lnem. Jedna nitka np. mocująca
guziki, wystarczy, by taki strój był
zdyskwalifikowany w oczach Żyda.
Dlatego większość ubiera się w spe-
cjalnych sklepach, gdzie na próżno
szukać krzykliwych kolorów i faso-
nów. Dominują szarość i czerń.
W pewnym stopniu dotyczy to także
kobiet. Te wyjątkowo poważnie
traktujące Boże nakazy, wychodząc
z domu pamiętają o założeniu na-
krycia głowy, aby nie kusić męż-
czyzn widokiem włosów. Jednym
z wyjść jest ich ogolenie. Żydówki są
najlepszymi klientkami perukarzy.
Nakazów dotyczących obyczajo-
wości jest bardzo wiele. Wiele z nich
mieszkańcom Europy może wyda-
wać się dziwnych. Jak chociażby
zakazy golenia brody czy słuchania
śpiewu jednej kobiety. Gdy woka-
listek jest więcej, problem znika.
Heavy metal też nie znajduje
zrozumienia u rabinów. Dla hip-
hopu, jeśli w tekstach nie ma wulga-ANDRZEJ BARTNIAK
terazswiecie@oksir.com.pl
10 grudzień 2012 www.oksir.euspołeczeństwo
Reklama
Gej wychodzi z szafy
aby poznać trochę świata, nauczyć
się języka i chyba przede wszystkim
przemyśleć kilka spraw, które go
dręczyły. Przyjechał kompletnie od-
mieniony.
Fizycznie czy mentalnie?
W Polsce zawsze był zamknięty.
Nie umiał sobie radzić w wielu
Pamięta pani dzień, gdy
zdała sobie sprawę, że syn jest
gejem?
Prawdę mówiąc, ja mu to powie-
działam. Stało się to po jego powro-
cie z Francji, gdzie pracował jako
opiekun do dzieci. Postanowił zrobić
sobie roczną przerwę w studiach, FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
W końcu nie wytrzymałam, usiedliśmy przy stole i zapytałam wprost czy jest gejem . Z matką homoseksualisty rozmawia Andrzej Bartniak.
11grudzień 2012www.oksir.eu społeczeństwo
Reklama
ŚWIĄTECZNY
KREDYTGOTÓWKOWY
Spłacamy kredytyw prezencie. Codziennie!
www.credit-agricole.pl
Credit Agricole Bank Polska S.A.
801 33 00 11koszt wg stawki operatora
PLACÓWKA PARTNERSKA CREDIT AGRICOLE BANK POLSKA S.A.
86-100 ŚWIECIEul. Duży Rynek 12
(wejście od ul. Kopernika)tel. 52 330 13 11
Loteria promocyjna „Spłacimy Twój Kredyt II" obejmuje umowy o kredyt gotówkowy zawarte przez osoby fizyczne od 12.11.2012 r. do 15.12.2012 r., zgłoszone do udziału w Loterii zgodnie z Regulaminem loterii, przy czym jeden los przysługuje za jedną zawartą umowę. Losowania nagród będą miały miejsce codziennie w dni robocze od 15.11.2012 r. do 19.12.2012 r. Wartość nagrody nie może przekroczyć 50 000 zł. Szczegółowy Regulamin loterii jest dostępny na www.credit-agricole.pl i w placówkach bankowych.
sytuacjach. Gdy przyjechał z Francji
wprost promieniał szczęściem. Jed-
nak po miesiącu pobytu w kraju zno-
wu zaczął się zamykać. Postępowało
to w błyskawicznym tempie. Zaczę-
łam się martwić, że skończy się to
jakąś depresją. Pewnego dnia zaczę-
łam oglądać jego zdjęcia z Francji
i doznałam olśnienia. Domyśliłam
się, skąd ten jego smutek.
Poznał tam kogoś?
Tego nie wiem. Właściwie to na
wszystkich fotografiach były dzie-
wczyny, co wcale mnie nie dziwiło,
ale mój szósty zmysł podpowiadał,
że to nie one były powodem jego
dobrego nastroju, widocznego na
zdjęciach. Zresztą w tamtym czasie
miał w Świeciu dziewczynę, która
odwiedzała go, gdy mieszkał za gra-
nicą.
W końcu jednak nie wytrzyma-
łam, otworzyłam butelkę wina,
usiedliśmy przy stole i zapytałam
wprost: „Powiedz mi prawdę, czy ty
jesteś gejem?” Ręce zaczęły mu się
trząść, ale nie ustępowałam. Nale-
gałam: „Masz powiedzieć prawdę”.
Z pół godziny zastanawiał się nad
odpowiedzią, aż w końcu powiedział
„tak”.
Mimo przeświadczenia, że
tak właśnie jest, nie było to
pewnym zaskoczeniem? Prze-
cież miał dziewczynę.
Prawdę mówiąc, było ich kilka.
W zasadzie od szkoły podstawowej
unikał kontaktu z chłopakami.
Wolał skakankę, lalki i koleżanki.
Koledzy jakoś niespecjalnie go inte-
resowali. Miał wprawdzie przyja-
ciela, który towarzyszył mu przez
wiele lat, ale pewnie dlatego tak dłu-
go to przetrwało, bo ten chłopak był
bardzo samotny. Na pewno nie było
w tej znajomości żadnego podtekstu
erotycznego. Chłopak jest stupro-
centowym heterykiem, ma żonę
i dziecko. To był jedyny kolega
Michała, który bywał u nas w domu.
Dziewczyn za to było mnóstwo.
Na etapie szkoły średniej,
gdy pewnie zaczęły rodzić się
w nim wątpliwości, nie było
żadnych symptomów mogą-
cych sugerować jego odmienną
orientację?
Żadnych szczególnie wyraźnych.
Zawsze ubierał się normalnie, jak
facet, nie miał zniewieściałych ru-
chów, w zasadzie nie odpowiadał
stereotypowemu wyobrażeniu geja.
Jedyne co go wyróżniało, to świetne
stosunki z dziewczynami.
Już w podstawówce zwróciło to
uwagę jednej z nauczycielek. Pora-
dziła, abym poszła z Michałem do
psychologa. Powiedziała wprost, że
dziwne wydaje jej się to, że mój syn
bawi się wyłącznie z dziewczynami
i to w sposób, jaki chłopakom pew-
nie by nie odpowiadał. Poszliśmy
więc i powiedziałam o obawach nau-
czycielki, o tym że kupiłam mu lalkę,
bo prosił o nią i tym podobne. Na to
pani psycholog odpowiedziała, że jej
córka bawi się tylko czołgami i że nie
warto się przejmować takimi rzecza-
mi. I to było tyle. Przez następnych
kilka lat nie wracaliśmy do tematu.
Gdy z perspektywy czasu patrzę
na to wszystko, co działo się w jego
życiu, dostrzegam teraz wyraźne
symptomy, ale wtedy nie rzucało się
to w oczy. Dzieci są przecież bardzo
różne. Każde dorasta we własnym
rytmie. Mam dwóch synów i widzia-
łam, jak rozwija się jeden i drugi.
Paweł zawsze miał kieszenie pełne
szkieł, rozbite kolana, a ulubionymi
zabawkami były piła i młotek.
Zupełne przeciwieństwo Michała.
Mam przyjaciółkę, której syn rów-
nież jest gejem i czasem rozmawia-
my na ten temat. Kiedyś zapytała
mnie, jak to odbierałam? U niej
wyglądało to podobnie. Samochody
pojawiały się w zabawach, ale waż-
niejsze były lalki i przybieranie dam-
skich ról. Wydaje się to być regułą.
Wróćmy do rozmowy, gdy
Michał przyznał się do tego, że
jest gejem. Kiedy zdecydowała
się pani powiedzieć o tym
członkom najbliższej rodziny?
Jakieś pół roku później, gdy
Michał był już w USA, gdzie poleciał
zaraz po skończeniu studiów. Nawet
nie czekał na rozdanie dyplomów.
Mąż stanowczo odrzucił ten fakt.
Nie chciał za nic przyjąć tego do wia-
domości, a drugi syn oświadczył, że
byłoby lepiej, gdybym mu o tym nie
powiedziała.
Obaj niczego się nie domy-
ślali?
Nie. Podobnie jak inni członko-
wie naszej rodziny. Moja mama cią-
gle szuka mu narzeczonej, a my nie
wyprowadzamy jej z błędu. Nie ma
najmniejszego sensu jej o tym mó-
wić, taka wiedza na nic by się jej nie
zdała. Niedawno widziałam się z Mi-
chałem w Warszawie. Na kilka dni
przyleciał do Polski. Moja mama
wiedziała, że się z nim spotkam,
ale już oszczędziłam jej informacji,
że będzie ze swoim partnerem
Kevinem, bo taka wiadomość by ją
chyba zabiła.
Podejrzewam, że wielu ro-
dziców, znajdujących się w po-
dobnej sytuacji, zadaje sobie
pytanie, czy może coś źle zro-
bili i dlatego syn „został”
homoseksualistą. Zdarzyło się
kiedyś pani myśleć w ten
sposób?
Nigdy nie miałam takich wątpli-
wości. Pracuję w służbie zdrowia
i sporo wiem na ten temat. Tego się
nie wybiera. Po prostu człowiek taki
się rodzi.
Kiedyś, będąc w sanatorium, po-
znałam dwóch miłych panów. Wy-
czułam, że są gejami, zanim zdążyli
się do tego przyznać. Ich dramat
polegał na tym, że obaj mieli nor-
malne rodziny, żony i dzieci. Opo-
wiadali mi o presji matek, które
kazały się żenić, a oni ulegli. Mówili
wprost, że to jest największe nie-
szczęście, jakie mogło ich spotkać.
To już było po tym, jak dowie-
działam się prawdy o Michale.
Kiedyś mąż próbował mi robić wy-
rzuty, że niepotrzebnie uległam
kupując takie zabawki, jakie chciał,
Dążę do tego, żeby mój mąż miał
okazję go poznać. Żeby nie oceniał
go na odległość, nie znając człowie-
ka. To nie jest żadna para pedałów,
jak się powszechnie mówi. To są
normalni faceci, którzy nie noszą
różowych bluzeczek przed pępek,
nie malują się, ani też nie robią
niczego obscenicznego, mogącego
kojarzyć się z paradami gejowskimi,
gdzie potwornie afiszowana jest
seksualność. Jest wielu gejów, któ-
rym nie podoba się to, że właśnie na
takiej podstawie budowany jest
obraz środowiska. Rozdygotane
„ciotki”, przesadnie gestykulujące
w charakterystyczny sposób, ema-
nujące seksem, stanowią niewielki
odsetek. Cała reszta to mężczyźni,
których codziennie mijamy na ulicy,
w wielu przypadkach również ho-
moseksualiści.
synowi przejdzie to z czasem.
Ja też nie trąbię o tym na prawo
i lewo, ale i nie mam z tym wielkiego
problemu. Chociaż oczywiście wola-
łabym, żeby Michał nie był homo-
seksualistą. Zresztą on też by tego
chciał. Pamiętam jak kiedyś powie-
dział: „Mamo, czy ty myślisz, że ja
nie chciałbym być normalny, dla
siebie i dla was wszystkich? To nie
jest fajne, że jestem gejem, wcale nie
jest mi z tym tak dobrze, ale wybra-
łem to, bo tak czuję. Chciałbym mieć
inne relacje z rodziną, ale pewnych
rzeczy nie zmienię. Taki jestem”.
Przyjdzie kiedyś taki mo-
ment, że będziecie mogli całą
rodziną usiąść przy stole? Mąż
poda rękę Michałowi?
Myślę, że to nastąpi, jak umrze
moja mama. Kevin nie chce sprawić
przykrości swoją obecnością babci
Michała, która nie umiałaby sobie
tego wszystkiego poukładać.
chodziło o te nieszczęsne lalki. Tłu-
maczyłam mu, że to nie zabawki
sprawiają, że ktoś jest heterykiem
albo gejem. Zresztą męża siostrze-
niec również jest homoseksualistą.
W rodzinie jest jeszcze jeden
chłopak, co do którego mam podej-
rzenia, ale póki co, wzbrania się
przed nazwaniem tego po imieniu.
Skończył studia prawnicze, ma do-
brą pracę, ale wciąż mieszka z rodzi-
cami. Jest zagubiony i pewnie dlate-
go co jakiś czas wspomina, że pój-
dzie do zakonu. Gdy próbuję z nim
o tym rozmawiać, zawsze reaguje
w ten sam nerwowy sposób: „Ależ
ciociu, ja nie jestem gejem”. A ja mó-
wię, mu, że to jego sprawa kim jest.
Nie oskarżam go. W odróżnieniu od
jego ojca, dla którego geje to najgor-
szy rodzaj ludzi. Typowy jajogłowy
policjant, w dodatku agresywny.
Sądzę, że właśnie ta agresja kiero-
wana w stronę żony jest jednym
z powodów, dla których ten chłopak
boi się wyprowadzić z domu. Chce
chronić matkę. Bardzo wielu homo-
seksualistów łączy z matkami szcze-
gólny związek emocjonalny. Z moim
synem jest dokładnie tak samo.
A może ta więź, o której pani
wspomina, wynika stąd, że
Michał odważył się przed panią
otworzyć, a pani go nie odrzu-
ciła. Taki wyraz wdzięczności
za zrozumienie.
Być może. Jego znajoma lesbijka
odważyła się wyznać prawdę rodzi-
com dopiero po siedmiu latach życia
w związku z inną kobietą. Takie uja-
wnienie nazywa się wychodzeniem
z szafy. Jej ojciec stosunkowo szyb-
ko to zaakceptował. Matka do dziś
nie chce się z tym pogodzić.
Gdyby Michał nie wyjechał
za granicę, mógłby być szczęśli-
wy w Polsce?
Nie. Wyjazd do Francji uświado-
mił mu, że jeśli chce żyć w miarę
normalnie, musi wyjechać. Realia
małego polskiego miasteczka są za-
bójcze. W dużych miastach też wcale
nie jest lepiej. Wiem to z opowieści
mojej koleżanki, której syn mieszka
w Poznaniu. Już dwa razy zmieniał
mieszkanie, bo na drzwiach poja-
wiał się napis „pedały”. Mimo tego,
że on i jego partner nie należą do tej
grupy gejów, którzy obnoszą się ze
swoją odmiennością.
W USA Michał nigdy nie
spotkał się z nietolerancją?
Nie, jest wręcz przeciwnie. Nie-
dawno z partnerem kupił mieszka-
nie w Nowym Jorku. Na lokal, który
sobie upatrzyli, było dużo chętnych.
O tym, komu zostanie on sprzedany
decydowała wspólnota. Spośród
wszystkich oferentów wybrali parę
zdeklarowanych gejów.
Zna pani inne matki gejów,
z którymi może porozmawiać
tak od serca o swoich proble-
mach?
Nie. Jest tylko jedna taka osoba,
przyjaciółka. Znam takie kobiety,
ale nie sądzę by chciały z kimś o tym
rozmawiać. Panicznie boją się tego
tematu. Niektóre liczą, że może
ROZMAWIAŁ ANDRZEJ BARTNIAKterazswiecie@oksir.com.pl
12 grudzień 2012 www.oksir.euspołeczeństwo
Biznes w spódnicy
a początku często zdarzało się, że do gabinetu wchodzili klienci lub jacyś kon-Ntrahenci i wielu nie
było w stanie ukryć zaskoczenia moim wiekiem – wspomina Alicja Bobińska, która od siedmiu lat pro-wadzi w Tleniu ośrodek wypoczyn-kowy „Perła Borów”.
Gdy zajęła fotel szefa miała zaledwie 20 lat.
- Niektórzy wychodzili z błędnego założenia, że ktoś tak młody nie może mieć pojęcia o zarządzaniu nie tylko tego typu branżą, ale również każdą inną. Z czasem zwykle zmie-niali zdanie. Po pierwsze przygoto-wywałam się do tego zadania wcze-śniej, po drugie było to coś, co chcia-łam robić – podkreśla.
Alicja objęła firmę po tragicznie zmarłym Bronisławie Bobińskim. Zasady działania ośrodka zaczęła poznawać od pracy w recepcji. Jed-nocześnie studiowała na kierunku mającym w przyszłości ułatwić jej prowadzenie „Perły Borów”. Ta rola przypadła jej wcześniej niż się spo-dziewała. Bobińska nie ukrywa, że miała sporo obaw, ale czuła też, że ma przed sobą wyzwanie, któremu zamierzała sprostać.
- Jeśli chcemy być w czymś do-
brzy, trzeba się z tym utożsamiać – mówi. - To chyba najlepsza recepta na sukces, niezależnie od dziedziny i płci.
Nie jest tak, jak się pewnie niektórym wydaje, że zostałam po-stawiona przed koniecznością pro-wadzenia interesów rodzinnych. Gdybym miała inne plany i marze-nia z pewnością bym im się po-święciła.
Kobiety znacznie rzadziej niż mężczyźni decydują się na prowa-dzenie własnej działalności. Czyżby nie potrafiły lub nie chciały utożsa-mić się ze swoją pracą?
- To z pewnością nie to. Właściwe prowadzenie biznesu wymaga zaan-gażowania i pokonywania trudności pojawiających się w najmniej ocze-kiwanych momentach – tłumaczy Alicja Bobińska. - Pogodzenie tego z obowiązkami rodzinnymi, zwła-szcza przy większej liczbie dzieci, jest karkołomnym zadaniem. To główny powód, dla którego panie rzadziej zajmują wysokie stanowi-ska niż mężczyźni. Mogę pracować po 10 godzin na dobę tylko dlatego, że nie mam jeszcze rodziny. Poja-wienie się dzieci wymusi zupełnie inną organizację dnia i nauczenie się godzenia pracy z tym, co czekać mnie będzie po powrocie do domu.
Bobińska broni stanowiska, że kobiety radzą sobie w interesach równie dobrze jak mężczyźni, a w wielu przypadkach nawet lepiej.
- Wydaje mi się, że płeć odgrywa drugorzędną rolę, ważniejsze są ce-chy osobowości – twierdzi. - Jedni mają do tego predyspozycje, inni nie. Oto cała tajemnica. Chociaż jest jeszcze coś. Uroda i miłe usposo-bienie nierzadko przynoszą lepsze efekty niż nieustępliwa postawa pe-wnego siebie negocjatora, na jakiego lubi się kreować sporo mężczyzn.
Kobieta na traktorze
Z tym, że kobieca łagodność może być atrybutem zgadza się Aleksan-dra Piotrowska, założycielka firmy Zip Agro z Kurzejewa koło Warlubia, zajmującej się sprzedażą, produkcją i serwisowaniem nowoczesnych ma-szyn rolniczych.
- Naszymi klientami są niemal wyłącznie mężczyźni – tłumaczy. - Rolnicy, zwykle mający wpojony szacunek do kobiety, nigdy nie po-zwalają sobie na ton ani słowa, jaki-mi mogliby rozmawiać z którymś z moich pracowników w sytuacjach konfliktowych. Zawsze udaje mi się tak poprowadzić rozmowę, że w
efekcie złość szybko mija. To jeden z atutów, jakimi dysponują kobiety.
Najpierw jednak klient musi tra-fić do gabinetu szefowej.
- Kilkakrotnie już zdarzało się, że dostawca prosił o spotkanie z właś-cicielem – opowiada Piotrowska. - Gdy stawałam przed nim lub wcho-dził do mojego gabinetu, pojawiała się lekka konsternacja i prośba, czy mógłby jednak widzieć się z szefem, w domyśle z mężczyzną. Pomijam już te przypadki, gdy pewni siebie goście brali mnie za sekretarkę i pro-sili o zrobienie kawy – śmieje się.
Dziś prośba o szefa jest łatwiejsza do spełnienia, bo pod koniec ubie-głego roku w prowadzenie interesu zaangażował się także mąż Aleksan-dry Piotrowskiej.
To jednak ona przed sześciu laty, jako świeżo upieczona absolwentka prawa, za namową męża zajęła się dystrybucją sprzętu rolniczego. Nie było to aż tak zaskakujące, bo pra-cowała już w firmie dostarczającej komponenty do budowy maszyn. Ta dziedzina była także bliska jej mężowi Michałowi. Okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Dobra koniun-ktura na rynku maszyn rolniczych ułatwiła start. Nie bez znaczenia dla powodzenia przedsięwzięcia była
Prezes, dyrektor, właściciel. Rzadko te określenia przybierają formę żeńską, a przecież coraz częściej na czele firm stoją kobiety. Czy jest im trudniej niż mężczyznom?
Alicja Bobińska: - Jeśli chcemy być w czymś dobrzy, trzeba się z tym utożsamiać. To najlepsza recepta na sukces, niezależnie od płci FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
Aleksandra Piotrowska: - Zdarzało się, że goście brali mnie za sekretarkę i prosili o zrobienie kawy FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
też dotacja dla małych przedsię-biorstw, jaką można było wtedy uzyskać.
- Pierwszą maszynę, a dokładnie pług, już w pierwszych dniach działalności kupił znany żużlowiec Wiesław Jaguś – wspomina.
Sukcesywnie rozbudowując fir-mę kładła spory nacisk na dobór pracowników.
- Zasadniczą trudnością, z którą musi się liczyć nawet najbardziej ambitna i świetnie zorganizowana kobieta, jest pogodzenie pracy z po-siadaniem dzieci – mówi Aleksan-dra Piotrowska. - Jako matka dwóch córek wiele razy musiałam zostać w domu, na przykład z powodu cho-roby dziecka. Działo się to jednak bez szkody dla interesów, bo wie-działam, że zastępuje mnie ktoś, kto podejmuje pod moją nieobec-ność słuszne decyzje. Taka sytuacja daje duży komfort, trzeba ją jed-nak najpierw stworzyć – zaznacza Piotrowska.
Babska branża
Zupełnie inną drogę przeszła Joanna Szamocka, współwłaści-cielka niepublicznego przedszkola „Lwiątko”, pierwszej tego typu pla-cówki w Świeciu. Na uruchomienie własnego interesu zdecydowała się będąc jeszcze nauczycielką biologii w jednym ze świeckich liceów. Kierowała nią nie tyle obawa o przy-szłość jej dotychczasowego stano-wiska pracy, co chęć sprawdzenia się
w nowej roli. - Oczywiście miałam liczne oba-
wy, ale dzięki temu, że założyłyśmy przedszkole wspólnie z koleżanką, uczącą w tej samej szkole, czułam się nieco bezpieczniej – mówi Joanna Szamocka.
Skorzystała z unijnej dotacji, która choć okazała się niezwykle po-mocna, przysporzyła jednocześnie najwięcej emocji. Procedury towa-rzyszące tego typu wsparciu finan-sowemu nie dość, że są niezwykle zawiłe, to jeszcze trwają wiele mie-sięcy. Im wyższa kwota, tym więcej zachodu.
- Istniała realna groźba, że nie dostaniemy spodziewanych pienię-dzy przed terminem uruchomienia placówki – wspomina. - Zasadnicze znacznie miało to, czy będziemy je mieć przed 1 września czy dopie-ro 15. Brakowało dokładnie 10 tys. zł na zabawki, bez których nie mogłyś-my otworzyć „Lwiątka”. Nie wiem jak to zrobiłam, ale producent, z drugiego końca Polski, którego nigdy nie widziałam, zaryzykował i przysłał towar bez pieniędzy. Uwie-rzył na słowo, że jak tylko wpłynie dotacja, otrzyma całą kwotę.
Szamocka mówi otwarcie, że podjęcie decyzji o własnym interesie ułatwił jej fakt, że syn był już na tyle duży, że zaangażowanie w nowe obowiązki nie odbiło się na relacjach rodzinnych.
- Gdyby był znacznie młodszy, chyba bym się nie odważyła – przy-znaje.
13grudzień 2012www.oksir.eu społeczeństwo
Podobnie jak szefowa Zip Agro, Szamocka także podkreśla jak bar-dzo ważne jest znalezienie współ-pracowników, którzy z jednej strony dobrze wykonują swoją pracę, a z drugiej tworzą odpowiedni nastrój w firmie.
- Zależy mi na kreatywnych nau-
Reklama
Joanna Szamocka: - Miałam obawy, ale założyłyśmy przedszkole wspólnie z koleżanką, więc czułam się nieco bezpieczniej FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
czycielkach, którym faktycznie zale-ży na rozwoju dzieci – podkreśla.
Współwłaścicielka „Lwiątka” zwraca uwagę, że są branże, w któ-rych lepiej czują się mężczyźni, ale i takie, gdzie byłoby im trudniej ze względu na panujące stereotypy.
- Nigdy nie spotkałam się z reak-
cjami, jakich mogą doświadczać ko-biety działające w typowo męskich dziedzinach. I trudno się dziwić. Wychowanie przedszkolne to prze-cież zdecydowanie babska działka – śmieje się Joanna Szamocka.
ANDRZEJ BARTNIAKterazswiecie@oksir.com.pl
Zwłaszcza w miastach, gdzie jeśli uda się je kupić, to i tak trzeba płacić jak za sushi.
Dla przykładu: półgęsek wędzony na zimno kosztuje 100 zł za kilogram, a domowe sery dojrzewa-jące – nawet 150 zł. Porcja sushi: od 80 zł wzwyż.
Gęś to nie kurczak
Wzmacnia to elitarny charakter tradycyjnych produktów. Jest też kolejny czynnik: tylko niewiele gospodyń pamięta, jak naprawdę dobrze je przyrządzić. Problem z tym jest nawet na wsi, gdzie gęsi i owce dreptają pod domem. Nie ma bowiem pewności, że przetrwały rodzinne sposoby, jak się z ich mięsem obchodzić.
- Był moment, gdy wieprzowina zawładnęła polskimi żołądkami, a gęsi prawie znikły z zagród, bo stały się synonimem biedoty – przypomina Jarosław Pająkowski, komisarz Festiwalu Smaku w Gru-cznie. - Hodowali je nieliczni. Tylko ktoś, kto miał staw, pozwalał sobie na gęsi. Inaczej było 40 lat temu, gdy na świętego Marcina ubijano trzy - cztery dorodne gęsi i przetwarzano je na kilka sposobów. Wtedy gęś była regułą, częścią polskiej tradycji – podkreśla Pająkowski.
Od kilku lat gęsi przeżywają swój renesans. Z roku na rok hoduje je więcej gospodarzy. Za całego ptaka kasują ok. 120 zł.
- A mimo to schodzą do ostatniej sztuki wszystkim, których znam – zaznacza Pająkowski.
Wiedza na temat ich przyrzą-dzania nie należy do powszechnych.
- Gęś straciła na tym, że została potraktowana jak kurczak, który na-daje się do zjedzenia, gdy ma pięć tygodni. Takie młode mięso jest kru-che jeszcze przed włożeniem do gar-nka – mówi Marek Szczygielski ze Stowarzyszenia Rozwoju Regional-nego Partner w Bydgoszczy. - Nato-miast gęś tuczy się długo, jej mięśnie są inne, w pełni dojrzałe, dlatego sztuka przyrządzania gęsi rządzi się innymi prawami.
Smaczne wyrzeczenia
Zgłębia ją coraz więcej gospodyń i gospodarzy, wśród nich Renata Osojca z Topolna, mistrzyni w dzie-dzinie okrasy, półgęsków i paszte-tów, a także brukwianki na gęsinie. Pani Renata nie kryje, że fascynuje ją drób i to nie tylko na talerzu. Kolekcjonuje różne odmiany gęsi, niektóre sprowadza z odległych stron. Zajmowanie się nimi oraz obserwowanie ich sprawiają jej wielką przyjemność.
Również dla przyjemności, tra-dycję w kuchni podtrzymuje Hanna Wojciekiewicz, sołtys Topolinka, która wypieka niepowtarzalny chleb
na zakwasie. Wymaga to wiele za-chodu: zakwas może stać w lodówce najwyżej tydzień. Osiem godzin przed pieczeniem chleba trzeba go wyjąć z lodówki, a potem - gdy już ciasto jest w foremkach – zanim wstawi się je do piekarnika, musi ono jeszcze dojrzewać kolejne osiem godzin!
Mimo że pieczenie chleba zabiera tyle czasu, Hanna Wojciekiewicz zajada się tylko swoim rarytasem, naszpikowanym tym, na co rodzina pani sołtys ma akurat ochotę – siemię lniane, płatki owsiane, ziarna słonecznika, pestki dyni itd.
Mistrzostwo w dziedzinie hodo-wli i przetwórstwa osiągnęli również Teresa i Wacław Wasielewiczowie z Krupocina. Zerwali z hodowlą świń na rzecz kóz, a z ich mleka wytwarza-ją wspaniałe sery topione i żółte doj-rzewające. Robią też kozie kiełbasy.
W produkcji żółtych serów rozsmakował się również Piotr Chomicz z Topolna.
- Czasem ktoś doprasza się, że-bym zrobił ser, ale ja robię ser, jak mam akurat za dużo mleka – tłuma-czy gospodarz.
Tradycja na stole
Wszyscy domowi producenci uważają, że ich produkty są o niebo lepsze od oferowanych w sklepie.
- Coraz więcej ludzi robi swoje, także nalewki, przetwory. Wiele gos-podyń za dobry ton uważa zapra-wienie kilku słoiczków grzybków albo konfitur na święta. Kupowane tak ich nie bawi.
- Tylko się cieszyć, że tradycyjna żywność wraca na polskie stoły z ta-kim impetem – podkreśla Jarosław Pająkowski.
- Tym bardziej, że to zdrowa i na-turalna żywność – dorzuca Marek Szczygielski, który docenia fakt, że menu naszych przodków ustanawia-ła przyroda. - Żyło się w rytm pór roku. Chłopi jedli to, co tanie, lo-kalne i sezonowe. Gęś kończyła się zimą, chyba że ktoś narobił okrasy w słoiki albo uwędził półgęski, żeby nie wychudnąć do wiosny, kiedy pojawiało się pierwsze zielone: lebioda i pokrzywa. Żeby zjeść coś sytego, pozostawał nasz ulubiony żur. Jedli go z okrasą, ale od święta.
To, co za dawnych lat nazywano kuchnią chłopską, dziś jest modne w pańskich domach. I to nie tylko dlatego, że ceny nie są na chłopską kieszeń.
Swojskie jadło stało się modne. Dziś łatwiej zaimponować chlebem na zakwasie i półgęskiem wędzonym na zimno, niż sushi czy owocami morza.
14 grudzień 2012 www.oksir.euobyczaje
się smakołyki z babcinej spiżarni. Niby były od lat, ale ukryte głęboko w pamięci. Polskie podniebienia ich łaknęły, lecz dostawały to, co było pod ręką.
Nadal nie jest łatwo zastąpić po-midorową i pizzę jagnięcym gula-szem lub brukwianką na gęsinie.
udze chwalicie, swego nie znacie pasuje jak ulał do menu typowego w polskich domach. Im Cwiększa aglomeracja –
tym z tą wiedzą gorzej. Na szczęście, ten stan odchodzi do przeszłości. Na prowadzenie w apetycie wysuwają
Elita z chłopskim rodowodem
O tym, że tradycyjna, swojska żywność wraca do łask wśród „miastowych”, ba wręcz stała się elementem kulinarnego snobizmu, najlepiej świadczą tłumy odwiedzające co roku Festiwalu Smaku w Grucznie FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
Reklama
STS
SOMAR
NISKA cena,
WYSOKI nakładReklama w „Teraz Świecie”
tel. 661 504 850
Autopromocja
AGNIESZKA ROMANOWICZ„Gazeta Pomorska”
Motywować, a nie dzielić
Ostatnio głośno się zrobiło o oświacie, zarówno na pozio-mie gminy, jak i powiatu. Jed-nym z pomysłów Ośrodka Oświaty i Wychowania w Świe-ciu jest program rozwijania potencjalnych możliwości ucznia. Na czym on polega?
Zależy nam na zwiększeniu motywacji uczniów do nauki. Nie zamykamy się jednak na jedną, kon-kretną grupę. Dlatego rodzice dzie-ci, chodzących do szóstych klas szkół podstawowych, otrzymują powiado-mienia, że mogą skierować swoje dzieci do jednego z trzech typów klas w gimnazjum.
Pierwszy typ to klasy ogólne. Będą one przeznaczone dla uczniów, którzy nie odnoszą sukcesów w nau-ce. Uruchomiliśmy tam na szeroką skalę zajęcia wyrównawcze, by pod-nieść możliwości edukacyjne dzieci.
Drugi typ to klasy dla uczniów, którzy są uzdolnieni humanisty-cznie, gdzie zostały wprowadzone dodatkowe godziny języka polskiego i języków obcych.
Natomiast trzeci typ to klasy dla uczniów uzdolnionych z przedmio-tów ścisłych, w których jest więcej zajęć z matematyki.
Dodatkowa propozycja to klasy terapeutyczne dla uczniów, którzy
w ogóle nie wykazują motywacji do nauki.
Program będzie dostosowany do ich możliwości, zostaną też objęci pomocą psychologa. Okresowo istniały już u nas takie klasy i była tam całkiem spora ilość uczniów, którzy – adekwatne do swojego po-ziomu – mieli bardzo dobre i dobre stopnie. Zadziałała tu przynależność grupowa – nie czuli się gorsi od innych, jak w zwykłych klasach.
Kolejnym pomysłem jest wprowadzenie stypendiów za najlepsze wyniki na egzami-nach. Pojawiły się głosy, że to kupowanie uczniów.
Nie mogę się zgodzić z takim stwierdzeniem. Przecież są nagrody burmistrza dla najlepszych ucz-niów, są stypendia naukowe. I nikt w tym przypadku nie mówi o jakim-kolwiek kupowaniu. Odbierane jest to jako zasłużona nagroda za dobrze wykonaną pracę. Przyzwyczailiśmy się do tego, że w naszym kraju działa system nagród, premiujący tylko najlepszych. A co z pozostałymi?
Dlatego zamierzamy dążyć do tego, aby również słabsi uczniowie zostali nagrodzeni za swoje starania. Na podstawie średnich wyników osiągniętych w klasie poprzedniej, zostaną oni podzieleni na trzy gru-
py: do oceny dostatecznej – słabi, od trójki do czwórki – średni i powyżej czwórki – dobrzy. Uczniowie z każ-dej z tych grup, którzy najlepiej wy-padną na egzaminie, otrzymają sty-pendia.
Co więcej, chcemy rozszerzyć ten sposób nagradzania uczniów nie tylko za wyniki na egzaminach, ale także za konkursy wewnątrzszkolne. Dlaczego nagrody i wyróżnienia mają uzyskiwać tylko, najzdolniejsi? Uczniowie słabsi nie mogą z nimi konkurować, ale jeśli wprowadzimy konkurs adresowany do poszczegól-
nych grup, to zmotywujemy większą ilość uczniów do poszerzenia swojej wiedzy.
Ostatnio sporo się mówiło o gimnazjum dla szczególnie uzdolnionych uczniów. Jego powstanie przy I Liceum Ogól-nokształcącym w Świeciu za-proponowała część radnych powiatu. Jako przewodniczący komisji oświaty Rady Powiatu Świeckiego jest Pan temu prze-ciwny. Dlaczego?
Z kilku powodów. Licea czeka wkrótce reforma, która będzie praw-dziwą rewolucją, zmieniającą struk-tury nauczania. Mam wątpliwości, czy I LO, obarczone całym szeregiem wiążących się z tym wyzwań, poradzi sobie jeszcze dodatkowo z gimnaz-jum.
Poza tym ta szkoła nie propono-wałaby niczego nowego, czego nie ma obecnie w gimnazjach w gminie Świecie. Co więcej, gdyby powstała, to I LO musiałoby w ciągu najbliż-szych 10 lat zacząć ograniczać przyj-mowanie uczniów do klas liceal-nych, albo trzeba by postawić nowy budynek, bo uczniowie gimnazjum i liceum nie pomieściliby się.
Załóżmy, że radni powiatu wyrazili zgodę na powstanie nowego gimnazjum. Co wtedy?
Zarząd powiatu musiałby się zwrócić do Rady Miejskiej w Świe-ciu, by podjęła uchwałę zezwalającą na utworzenie w gminie szkoły, któ-rej organem prowadzącym byłby powiat. Gdyby zwolennicy tej inicja-tywy założyli stowarzyszenie, wów-czas zgoda rady miejskiej nie byłaby potrzebna. Wtedy jednak musieliby wziąć na siebie załatwienie wszel-kich związanych z tym formalności.
Ile kosztowałoby utrzyma-nie takiego gimnazjum?
Powiatowy Zespół Ekonomiczno - Administracyjny Szkół przygo-tował szacunkowy kosztorys. W 2013 r. trzeba by na ten cel prze-znaczyć co najmniej 440 tys. zł. Z tej sumy ponad 350 tys. pochłonąłby remont internatu, gdzie mieściłoby się gimnazjum.
W tych wyliczeniach nie wzięto jednak pod uwagę zakupu pomocy dydaktycznych, a wystarczy wspom-nieć, że wyposażenie samej tylko pracowni do techniki to 40 tys. zł.
Za cztery lata koszty sięgałyby co najmniej 480 tys. zł. Proszę pamię-tać, że na początku byłaby to tylko jedna klasa, ale w 2016 r. byłyby już trzy. Pytanie, czy warto decydować się na tak kosztowny krok, skoro mamy już świetnie wyposażone gimnazja w naszej gminie?
15grudzień 2012www.swiecie.eu echo gminyecho gminy materiały informacyjne gminy Świecie
- Przyzwyczailiśmy się do tego, że w naszym kraju działa system nagród, premiujący tylko najlepszych. A co z pozostałymi? – rozmowa z Waldemarem Furą, kierownikiem Ośrodka Oświaty i Wychowania w Świeciu.
Gmina stawia na inwestycje
2013 r. planowane dochody wyniosą nieco ponad 121,8 mln zł, a wydatki 139,3 mln zł.
- Szacowany deficyt wyniesie 17,5 mln zł, prawdopodobnie jednak nie przekroczy on 15 mln zł – pro-gnozuje skarbnik gminy.
Deficyt zostanie pokryty prefe-rencyjnymi pożyczkami z Woje-wódzkiego Funduszu Ochrony Śro-dowiska i Gospodarki Wodnej. Mają
one tę zaletę, że odsetki wynoszą tylko 3 procent, a poza tym można starać się o umorzenie prawie 1/3 pożyczki.
Za śmieci zapłacimy gminie
Największe wpływy do gminnej kasy będą pochodziły z opłat i podat-ków lokalnych – ponad 36 mln zł, z udziału w podatkach od osób fi-zycznych i prawnych – 23 mln zł oraz z subwencji – ponad 21 mln zł.
W przyszłym roku nieznacznie wzrośnie podatek od nierucho-mości – o 4 procent i podatek rolny – o 3 procent.
Nowością będzie opłata za gos-podarowanie odpadami. Zgodnie z przepisami, od lipca przyszłego roku, to gminy będą odpowiedzialne za gospodarkę komunalną. Mie-szkańcy nie będą więc zawierać umów z poszczególnymi firmami zajmującymi się wywozem śmieci, ale z gminą. To w gestii samorządu będzie wybranie przedsiębiorstwa, świadczącego te usługi.
- Nie zamierzamy na tym zara-biać. Dlatego wpływy, które szacun-kowo wyniosą 1,9 mln zł, będą takie
same jak koszty związane z wywo-zem śmieci, ich segregacją, przerób-ką i kompostowaniem – zaznacza Marzenna Rzymek.
Spośród wydatków na inwestycje najwięcej pochłonie w 2013 r. budo-wa Międzygminnego Kompleksu Unieszkodliwiania Odpadów w Sul-nówku – 26 mln zł, z czego ponad 10 mln to dofinansowanie z Unii Europejskiej.
Ruszy modernizacja basenu
Rozpocznie się również budowa nowej biblioteki (w przyszłym roku zarezerwowano na ten cel 550 tys. zł) i modernizacja krytej pływalni w Przechowie, na co na razie prze-znaczono 2 mln zł.
- Główny zakres prac i ich zakoń-czenie przypadnie na 2014 r. Doce-lowo szacujemy, że modernizacja basenu będzie kosztowała około 14 mln zł – wyjaśnia Tadeusz Pogo-da, burmistrz Świecia.
Kolejna z przyszłorocznych in-westycji to przebudowa drogi na Górnych Mariankach, prowadzącej od ul. Paderewskiego do ul. Sienkie-wicza w pobliżu cmentarza. Zosta-
nie ona poszerzona o chodnik i ście-żkę rowerową. Gmina przeznaczy na ten cel 3,5 mln zł.
Świetlica i oczyszczalnie
Kolejne 7,5 mln zł będzie kosz-towała droga dojazdowa do Strefy Rozwoju Gospodarczego Vistula Park II w Sulnowie. Powstanie też kosztem miliona złotych nowa świe-tlica wiejska w Sulnowie.
W 2013 r. gmina będzie konty-nuowała kosztem 1 mln zł budowę przydomowych oczyszczalni ście-ków na wsi. Z kolei w Czaplach po-wstanie kolejny budynek socjalny.
- W tym roku zakończyliśmy budowę podobnego budynku w Gru-cznie. Udzieliliśmy również powia-towi wsparcia finansowego, dzięki czemu powstał chodnik od budynku do centrum wsi. Co więcej, miesz-kańcy Gruczna doczekają się remon-tu drogi powiatowej, biegnącej przez tę miejscowość. Jest ona w kiepskim stanie, ale po rozmowach ze staros-twem, otrzymaliśmy zapewnienie, że jeszcze w tym roku pojawi się tam nowa nawierzchnia – wyjaśnia Tadeusz Pogoda.
Ponad 47 mln zł przeznaczy w przyszłym roku gmina Świecie na inwestycje. Wśród nich znajdą się m.in. modernizacja basenu, budowa nowej biblioteki i kompleksu unieszkodliwiania odpadów.
- Budżet gminy można uznać za prorozwojowy, jeśli przynajmniej 20 procent wydatków przeznacza się na inwestycje. W naszym przy-padku wskaźnik ten wynosi aż 34 procent. I to mimo tego, że przyszły rok nie będzie łatwy za sprawą kry-zysu i mniejszych wpływów z fundu-szy unijnych – podkreśla Marzenna Rzymek, skarbnik gminy Świecie.
Według projektu budżetu na
16 grudzień 2012 www.oksir.euobyczaje
Życie bez TELEWIZORA
Wieczory bez seriali i programów rozrywkowych? Niektórym zapewne nie mieści się w głowie, że można żyć bez telewizora z własnego wyboru.
życia lansowany przez niemądre programy typu reality show – podkreśla Rafał Grzonkowski. - Dorośli, ukształtowani psychi-cznie, potrafią to dostrzec, ale dzieci i młodzież odbierają ten przekaz jako pewną normę. Jeśli w domu nie ma dialogu i rodzice nie wytłuma-czą, o co w tym wszystkim chodzi, taki młody człowiek nasiąka treścia-mi, za którymi nie kryje się nic war-tościowego.
Grzonkowski chętnie korzysta za to z Internetu, będącego w jego ocenie znacznie bardziej wiarygo-dnym źródłem informacji. W sieci są prezentowane bardziej różnorodne poglądy niż w telewizji, zwykle pod-porządkowanej określonej linii pro-gramowej, bądź politycznej.
Braku telewizora w naj-mniejszym stopniu nie odczu-wa też Joanna Bednarska.
- Nie sądzę, abym coś traciła, odmawiają sobie tak fatalnej oferty – mówi stanowczo kierowniczka działu zasobów ludzkich w Mondi Świecie. - Z mojej perspektywy do-strzegam najwyżej kilka kanałów godnych uwagi typu: Arte czy TVP Kultura, ale bez nich też jakoś się obywam. Dzięki temu mam więcej czasu na to, co z jednej strony spra-wia mi przyjemność, a z drugiej roz-wija. Na przykład na czytanie.
Podobnie jak Rafałowi Grzon-kowskiemu, jej również nie odpo-wiada obraz świata kreowany przez programy informacyjne, na podsta-wie których można by odnieść wrażenie, że w Polsce czy też na świecie nie dzieje się nic dobrego. Wszędzie czają się tylko przemoc, pedofile, skorumpowani politycy i celebryci gotowi błyszczeć zawsze i wszędzie.
- A tymczasem życie wygląda zu-pełnie inaczej – podkreśla Bednar-ska. - Nie ma powodu, żeby ulegać tej ułudzie i treściom, które próbuje się nam wtłoczyć do głów jako jedynie słuszne. Telewizja dostarcza gotowych odpowiedzi na każdy temat. Wielu nie zadaje sobie trudu, żeby się zastanowić, czy aby jest to prawda.
Mimo to nie uważa się za ortodoksyjną przeciwniczkę szklanego ekranu.
- Nocując w hotelach zdarza mi się włączyć odbiornik, zwykle tylko po to, aby po raz kolejny się prze-konać, że moje dotychczasowe przekonania wciąż są słuszne. Jedyne co „tracę”, odmawiając sobie telewizji, to to, że nie znam tych wszystkich serialowych gwiazd jed-nego sezonu – żartuje. - Twarze wię-kszości gwiazdek z okładek koloro-wych pism są mi obce. I nich tak już zostanie.
Bohaterów „Na Wspólnej”, juro-rów programu „Must be the music” czy nawet nazwiska prowadzącej
„Kuchenne rewolucje” nie byłby w stanie wymienić Andrzej Hałabu-da. Dokładanie pamięta okolicznoś-ci, w których postanowił pożegnać się z telewizorem.
- Dawno temu Canal Plus miał naprawdę interesującą ofertę – tłu-maczy. - Dużo filmów, muzyki, cie-kawych dokumentów. Niestety, pewnego dnia kanał filmowy został zastąpiony przez program Big Brother, nadawany 24 godziny na dobę. Powiedziałem sobie, że tego już za wiele. Umowę rozwiązałem, a telewizor, jeśli dobrze pamiętam, wkrótce potem wydałem.
Hałabuda przekonuje, że można wychowywać dzieci bez telewizji.
- Jeśli dostaną coś w zamian. Mam tu na myśli inną rozrywkę, jak kino, książki czy filmy na DVD. Wtedy wcale nie będzie im tego brakowało – zapewnia ojciec trójki dzieci.
Zdarzają mu się jednak momen-ty, że miałby ochotę włączyć tele-wizor.
- W zasadzie zależałoby mi na dostępnie tylko do TVP Kultura, TVP Historia i Kino Polska, gdzie prezentowane jest świetne, stare polskie kino, nieosiągalne na DVD – wyjaśnia. - Jestem fanem kina. Jeśli w końcu zdarzy mi się w przyszłości kupić telewizor, to nie po to, aby emocjonować się programami roz-rywkowymi w TVN, tylko móc oglą-dać ulubione filmy na większym ekranie niż ten w laptopie.
tatystyczny Polak spędza codziennie przed telewi-zorem 3 godziny i 42 mi-nuty. Muszą być też tacy, Sktórzy wpatrują się w
ekran od rana o nocy, skoro są ludzie nie posiadający telewizora.
Jest taki eksperyment psycho-logiczny, którego uczestnicy mają za zadanie wyobrazić sobie świat, w którym nagle – np. za sprawą jakiegoś kataklizmu – przestają funkcjonować telewizja i Internet. Muszą opisać, jak wyglądałoby ich nowe życie. Dokonać swego rodza-ju bilansu strat, uwzględniającego odcięcie od mediów i zysków, jakie mogłoby to przynieść. Wynik zwy-kle jest podobny. Okazuje się, że zyskalibyśmy sporo czasu, który spędzalibyśmy z realnymi przyja-ciółmi i rodziną.
Wielu już dawno doszło do takich samych wniosków.
- Będąc na etapie narzeczeństwa, wspólnie z Emilią, moją żoną, wielo-krotnie zastanawialiśmy się, jaką chcielibyśmy mieć rodzinę – wspo-mina Rafał Grzonkowski, praco-wnik Urzędu Miejskiego w Świeciu. – Chyba już wtedy uznaliśmy, że telewizor jest zbędny. Z naszych
obserwacji wynikało, że w większo-ści domów stanowi on punkt, na któ-rym skupia się uwaga wszystkich domowników. Ludzie są razem, a jednak osobno. Wbrew pozorom, takie wspólne wpatrywanie się w ekran nie buduje żadnych relacji, a przynajmniej nie tak istotne, jak te tworzące się w rozmowie czy wspól-nych zabawach.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego Grzonkowski dos-konale obywa się bez codzien-nej dawki telewizji. Zupełnie nie przemawiają do niego treści ofero-wane przez większość stacji.
- Nie jestem fanatycznym wro-giem telewizji jako takiej – zaznacza.
- Chodzi raczej o to, że ludzie pozwalają się zniewalać czemuś, co nie jest temu warte. Zamiast wybie-rać wyłącznie wartościowe progra-my, wielu ogląda wszystko jak leci.
Wprawdzie w domu Grzonkow-skich nie ma telewizora, ale nie oznacza to, że trójka ich dzieci nigdy nie oglądała tradycyjnej dobra-nocki. Wykorzystują do tego kom-puter z kartą telewizyjną. Jednak, jak podkreśla Rafał Grzonkowski, to on wraz z żoną ustalają programy i czas, jaki wolno spędzić przed ekranem.
- Dzieci wzrastały w przeświad-czeniu, że telewizja nie jest niczym koniecznym do życia, dlatego jej brak nie jest dla nich w żadnym sto-pniu dotkliwy – przekonuje. - Jeśli już coś oglądamy, to wszyscy razem i nie sądzę, by były to więcej jak dwie godziny w ciągu tygodnia. Zwykle wybieramy filmy dokumentalne lub film fabularny, o którym wiemy, że jest dobry, czyli taki, który może do-starczyć jakichś pozytywnych prze-żyć, prowokujących później do dys-kusji. Tak było na przykład w przy-padku niedawno emitowanego fil-mu „Wielki Mike”. Tylko taki odbiór wydaje się mieć sens.
Nie ukrywa, że jego niechęć do tandetnej rozrywki i zniekształco-nego obrazu świata, wynika ponie-kąd z jego przekonań religijnych. Jako pastor Kościoła Zielonoświąt-kowego bardzo sceptycznie odnosi się do treści oferowanych przez ko-mercyjne stacje.
- Zupełnie nie odpowiada mi model konsumpcyjnego, pustego ANDRZEJ BARTNIAK
terazswiecie@oksir.com.pl
FOT. ANDRZEJ BARTNIAK
Reklama
Wpatrując sięw ekran ludzie są razem, a jednak
osobno
„
Wprawdzie Joanna Bednarska jest miłośniczką filmu, ale te lubi oglądać przede wszystkim w kinie, wychodząc założenia, że to jedyny sposób, aby naprawdę przeżyć to, co się widzi na ekranie.
- Dlatego ubolewam, gdy dość często widzę na sali tylko kilka osób, a film jest wyjątkowo dobry – mówi. - Wielka szkoda, że ludzie wolą przez kilka godzin oglądać jakąś marną rozrywkę niż coś na poziomie.
17grudzień 2012www.oksir.eu reklama
18 grudzień 2012 www.oksir.eufotoreportaż
Papierowefascynacje
ego celem było przedstawienie papieru jako szlachetnego medium, ponadczasowego, wielofunkcyjnego, którego wartości nie doceniamy Jna co dzień – wyjaśnia Anna Tomasik, koordynator projektu.
Papierni przyświecały też inne cele. Dzięki przeprowadzonym warsztatom uczestnicy nabyli umiejętności z unikatowych dziedzin i zani-kających umiejętności, takich jak kaligrafia, wycinanka ludowa, tradycyjne wywoływanie materiałów fotograficznych.
Promowano także recykling za pośrednictwem warsztatów z użyciem techniki papier mache i wtórnego wykorzystania gazet.
W ramach Papierni udało się zachęcić dzieci, młodzież i dorosłych mieszkańców do aktywnego uczestnictwa w życiu kulturalnym i społecznym miasta oraz do ingerencji w przestrzeń społeczną za pośrednictwem warsztatów.
Nie bez znaczenia są również inne cele, jakie postawiono sobie na po-czątku projektu, a więc zwiększenie tożsamości mieszkańców miasta i iden-tyfikacja z miejscem, w którym od ponad 40 lat produkowany jest papier. Mowa tu oczywiście o dawnych Zakładach Celulozy i Papieru, obecnym Mondi Świecie S.A., gdzie pracuje około 800 mieszkańców Świecia.
Dzięki warsztatom i działaniom plenerowym udało się także zaznajomić dzieci i młodzież z techniką czerpania papieru, przybliżyć historię papier-nictwa oraz wykorzystać papier w zabawie.
- Działań było całe mnóstwo i trudno wymienić wszystkie. Udało nam się również zapoznać uczestników warsztatów z możliwościami zdobienia serwetkowego masek, pudeł i obrazów. Przybliżyliśmy także różnorodność form książek, w tym książek artystycznych – wymienia Anna Tomasik.
Mieszkańcy mieli także okazję do zabawy na Festiwalu Papieru „Papierowa Jurta”, na którym wystąpił teatr Słuchaj Uchem z przedsta-wieniem muzycznym „Ptasie wesele” oraz warsztatem ptasiej wycinanki. Festiwal uświetnił występ Prusinowski Trio.
Od kwietnia do listopada 2012 r. w Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Świeciu trwał projekt Papiernia – Akademia Papierowych Możliwości.
TEKST ANDRZEJ PUDRZYŃSKIZDJĘCIA RUDOLF STÝBAR
Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
19grudzień 2012www.oksir.eu reklama
Lokalna Grupa Działania „Gminy Powiatu Świeckiego”86-100 Świecie, ul. Chmielniki 2B, pok. nr 7, tel./fax (52) 33 01 832, email: lgdswiecie@op.pl
www.lgdswiecie.pl
Lokalna Grupa Działania „Gminy Powiatu Świeckiego” jest partnerstwem trójsektorowym utworzonym na obszarze siedmiu gmin powiatu świeckiego (Bukowiec, Dragacz, Drzycim, Jeżewo, Nowe, Świecie, Warlubie) dla realizacji Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW) na lata 2007-2013 w oparciu o
W tym okresie ogłosiliśmy 11 konkursów na dofinansowanie w ramach działań:ź Odnowa i rozwój wsiź Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczejź Tworzenie i rozwój mikroprzedsiębiorstwź Małe ProjektyW odpowiedzi na które spłynęły do LGD 104 wnioski z obszaru działania LSR.Rada decyzyjna wybrała do dofinansowania 92 wnioski na kwotę przekraczająca 5,5 mln złotych.Na co dzień udzielamy wsparcia szkoleniowo-doradczego dla podmiotów zainteresowanych pozyskaniem dofinanso-wania z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW). Wspólnie z mieszkańcami wsi, Kołami Gospodyń Wiejskich, gminami organizujemy również wiele inicjatyw o charakterze kulturalnym m.in.: cykliczne festyny Wielkanocy i Adwentowy, wyjazdy na Piknik Leader, „Barwy Lata, Dary Jesieni”.
WYDARZENIA
II Piknik Leader23 czerwca 2012 r. odbył się II Piknik Leader w Pałacu w Kobylnikach (Gmina Kruszwica), organizowany przez Stowa-rzyszenie Lokalna Grupa Działania Czarnoziem na Soli oraz Urząd Marszałkowski Województwa Kujawsko-Pomorskiego Sekretariat Krajowej Sieci Obszarów Wiejskich Województwa Kujawsko-Pomorskiego.Uczestniczyliśmy w pikniku ponad 40-osobową ekipą z obszaru LGD (KGW Bratwin, KGW z Gminy Jeżewo, KGW Warlubie, KGW Polskie Łąki, KGW Drozdowo, KGW Polski Konopat oraz panów z sołectwa Bochlin i Gminy Dragacz).Wszyscy dzielnie nas reprezentowali podczas zawodów sportowych, rywalizowali z Lokalnymi Grupami Działania z województwa kujawsko-pomorskiego, Departamentem Rozwoju Obszarów Wiejskich Urzędu Marszałkowskiego, a także Kujawsko-Pomorskim Oddziałem Regionalnym Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Wszystkie drużyny startowały w 8 konkurencjach.W trakcie trwania zawodów rozstrzygnięty został konkurs „Małe projekty, duże efekty”. Ponadto LGD prezentowały swoje stoiska promocyjne z produktami lokalnymi, ulotkami i gadżetami.Nasze stoisko było oblegane ze względu na liczne smakowitości: pierogi, kluseczki, chleb ze smalcem i ogórkami, barszczyk oraz niezliczone ilości ciast, ciasteczek i innych pyszności. A wszystko przygotowane przez nasze niezrównane panie z Kół Gospodyń Wiejskich z Bratwina, Polskiego Konopatu, Drozdowa i kół z Gminy Jeżewo.
Lokalną Strategię Rozwoju (LSR), którą realizujemy od 2009 roku.
Działanie: Małe ProjektyBeneficjent: Gmina ŚwiecieTytuł projektu: „Meteoryt atrakcją turystyczną wsi Kozłowo w gminie Świecie” Całkowity koszt projektu: 28 608 zł.Wartość dofinansowania z LGD: 16 414 zł.
Projekt polegający na oznaczeniu miejsca, w którym 160 lat temu znaleziono meteoryt żelazny, przyczyni się do podniesienia walorów wsi Kozłowo, a tym samym całej gminy Świecie. Głównym celem jest zainteresowanie turystów wodnych, rowerowych i pieszych nietypowym znaleziskiem – meteorytem. Tablica informacyjna opisująca zdarzenie oraz zagospodarowanie terenu wokół niej przyczyni się do wzrostu atrakcyjności inwestycyjnej obszaru. Miejsce to w szczególny sposób budzi ciekawość, ponieważ na terenie Polski jest tylko osiemnaście potwierdzonych miejsc znale-zienia meteorytu. Obelisk z dwustronną tablicą – z jednej strony tablica wido-czna dla turystów wodnych, z drugiej dla pieszych i rowe-rzystów.Jest to drugi na świecie obelisk upamiętniający takie zdarzenie.
WYBRANE PROJEKTY
ZAPRASZAMYź Spotkania informacyjne z zakresu zasad i przygotowania wniosku w ramach działania „Różnicowanie w kierunku
działalności nierolniczej” odbędą się 29 listopada (Warlubie - Gminny Ośrodek Kultury, Promocji i Rekreacji, godz. 9.00), 5 grudnia (Drzycim - świetlica gminna, godz. 9.00), 12 grudnia (Świecie - Inkubator Przedsiębiorczości, godz. 10.00).
ź Do składania wniosków w ramach działania „Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej”. Nabór grudzień/styczeń 2012 r.
ź Na Festyn Adwentowy 2012, który odbędzie się 8 grudnia (sobota) w Świetlicy Wiejskiej przy OSP w Bukowcu. Zapraszamy mieszkańców z obszaru LGD od godz. 11.00. Szczegóły na stronie www.lgdswiecie.pl.
Sfinansowano w ramach działania 4.31 „Funkcjonowanie lokalnej grupy działania, nabywanie umiejętności i aktywizacja”Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013 i środków Unii Europejskiej oraz Budżetu Państwa
Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestująca w obszary wiejskie
Żeby wieś żyła i wokół zrobiło się bardziej kolorowo…
Wizyta studyjna we FrancjiW dniach 21-26 sierpnia 2012 r. odbyła się wizyta studyjna we Francji, w której brali udział m. in. przedstawiciele: Lokalnych Grup Działania z województwa kujawsko-pomorskiego, Ośrodka Doradztwa Rolniczego, Krajowej Sieci Obszarów Wiej-skich, samorządów, producentów rolnych. Naszą LGD reprezentowały przewodnicząca Rady oraz pracownik biura LGD. Tematem tegorocznej wizyty studyjnej było „Dziedzictwo kulinarne w Europie szansą na rozwój obszarów wiejskich - wymiana doświadczeń lokalnych grup działania-Burgundia”.Było to dla nas bardzo ciekawe doświadczenie, które będziemy mogli wykorzystać w realizacji LSR.
20 grudzień 2012 www.oksir.eurecenzje
Muzyka
Pożegnanie z retro
Ania Dąbrowska, „Ania Movie”, Sony Music Entertainment Poland, 2010
prawdzie w pier-wszej edycji pol-Wskiej wersji „Ido-
la” w 2002 r. Ania Dąbrow-ska zajęła dopiero ósme miejsce, jednak w dłuższej perspektywie to ona okazała się zwyciężczynią. Przyczyna jest prosta. Jako jedna z nielicznych potrafi nie tylko śpiewać, ale też komponować, aranżować i pisać teksty.
Jeśli chodzi o te ostatnie, to próbki jej możliwości na „Movie” nie znajdziemy. Wszystkie utwory to covery, pocho-dzące z różnych ścieżek filmowych m.in. „Absolwenta”, „M.A.S.H.” czy „Nocnego kowboja”. Sięgając po cudze, znane piosenki artysta zawsze skazany jest na porównywanie z orygi-nałem. Ania śpiewa bez kompleksów. Kompozycje brzmią świetnie, co jest zasługą dopracowanych, pełnych rozmachu aranżacji. Płytę otwiera, wybrany na singiel, „Bang, bang” z re-pertuaru Sonny'ego i Cher. Przekonywająco wypadły też „Strawberry fields forever” oraz „Deeper and deeper”.
„Movie” to czwarty krążek w dorobku Ani i, jak zapo-wiedziała artystka, ostatni w stylu lat 60. i 70. Warto podkreś-lić, że w odróżnieniu od wielu polskich płyt, ta jest dobrze nagrana.
Wystrzałowa symfonika
Piotr Czajkowski „Uwertura 1812”, Ludwig van Beethoven „Wellington's Victory”, Mercury Records, 1958/60-1995
wertura „1812” op. 49, skomponowana na cześć carskiej armii, która rozgromiła wojska Napoleona Upod Borodino, jest jednym z częściej wykonywanych
i nagrywanych dzieł Piotra Czajkowskiego. Jednak tylko raz udało się nadać mu formę zgodną z wielkim marzeniem kompozytora.
W czym tkwi trudność? Otóż Czajkowski założył, że w finale powinny zabrzmieć kanonada armatnich salw i bicie dziesiątek dzwonów. W filharmonii rzecz niewykonalna, w plenerze pro-blemem okazywała się właściwa synchronizacja. Z ideą tą w 1958 r. postanowiło zmierzyć się kilku pasjonatów. Z przy-czyn akustycznych orkiestrę z Minneapolis, prowadzoną przez Antala Doratiego oraz dzwony i wystrzały nagrywano osobno. Wykorzystano oryginalne armaty z czasów napoleońskich. Nawet skład prochu został przygotowany według XIX-wiecz-nej receptury. Efekt oszałamia nawet dziś.
Kompaktową wersję płyty, która sprzedała się w nakładzie ponad 2 mln egzemplarzy, wzbogacono o „Zwycięstwo Wellin-gtona” Beethovena z kanonadą muszkietów i armat.
ANDRZEJ BARTNIAK
Książki
Ujawniony Miron
Miron Białoszewski, „Tajny dziennik”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 920
am autor dokładnie zapisał, kiedy ta książka ma zostać Sopublikowana. I stało się.
920 stron „Tajnego dziennika” Mirona Białoszewskiego ujrzało światło dzienne w tym roku – jak chciał. W dniu publikacji zjawiłem się w świeckiej księgarni i kupiłem egzemplarz. Byłem go tak ciekawy, że „wgryzłem się” w opasłe tomisko, siedząc na ławce na Dużym Rynku.
Pierwszy wpis pochodzi z 20 listopada 1975. Język prosty. Żadnych ozdobników, przesadnych zwrotów. Po kilku stro-nach miałem wrażenie, że przestaję czytać, a patrzę na życie Białoszewskiego, jak na film. Widzę Malinę, Agnieszkę, Lu i Le…. Gwar. Tłum. Kłótnie – o narzeczonych, o przyjaciółki. Radość ze ślubu. Smutek, bo ktoś na niego nie został zapro-szony. Wszystko na wyciagnięcie ręki. Od emocji bucha, jak z parowozu. Autor nie osądza. Nie przylepia łatek. Bacznie obserwuje. Myli się ten, kto myśli, że lata 70. i 80. wieją nudą. Miron odwiedza wielu ludzi. Wiele ludzi odwiedza Mirona. Na tapecie różne mody, prądy, eksperymenty… – haszysz.
Jest i miłość, z której zawsze próbuje się wyzwolić. Przeżył ich wiele. Ostatnia – huraganowa – przemienia się z czasem w przyjaźń. A śmierć? Doświadcza jej obecności, gdy odchodzą rodzice czy znajomi. W jednym ze snów dostaje numerek w szatni – 1983. To rok jego śmierci.
„Tajny dziennik” wciąga i uwodzi bez reszty. Moim zdaniem jest jedną z najlepszych książek tego roku.
Za ciężki nosorożec
Józef Baran, „Koncert dla nosorożca”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2005, s. 396
iedy w księgarni trzy-małem w ręce dziennik KJózefa Barana, coś mi
mówiło – „ten nosorożec będzie nie do przełknięcia”. Do zakupu przekonały mnie jednak za-chwycające biało-czarne zdję-cia. Później przekonałem się, że piękne zdjęcia, to nie wszystko. Już pierwsze zdania wstępu zmroziły mnie: Baran. Brr, cóż to za nazwisko dla poety liryka! Co innego Sienkiewicz, Gom-browicz, Reymont, a nawet Barańczyk czy Baranowicz (…). A dalej była już równia pochyła.
Pierwszy zapis pochodzi z 5 stycznia 1997 r. Autor sięga w nim do najdalszych wspomnień z dzieciństwa. Pisze, że dłu-go nie mówił. Dlaczego? Odpowiedzi doszukuje się w cytacie z „Alchemika” Paulo Coelho. Kolejne lata mijają, jak z bicza strzelił. Wszystko okraszone niebywale wyszukanym językiem. Miałem wrażenie, że słownik staropolski i inne bardzo mądre encyklopedie z najwyższych półek, Baran ma „w jednym paluszku”.
Na okładce czytam: „Koncert dla nosorożca” to książka przeznaczona dla Czytelnika obdarzonego wyobraźnią i po-czuciem humoru.(…). Moja wyobraźnia tego „nie ogarnia”, a „takiego” poczucia humoru chyba nie mam.
TOMASZKARPIŃSKI
Film
Rok zwykłych ludzi
„Kolejny rok”, reż. Mike Leigh, Wielka Brytania, 2010
ike Leigh stawia przed widzem mał-Mżeństwo w pewnym
już wieku. Dwoje wciąż aktyw-nych, spełniających się zarów-no zawodowo, jak i osobiście ludzi. Małżonkowie mają syna, któremu całkiem dobrze się wiedzie, ten zaś poznaje dziewczynę, z którą jest naj-wyraźniej szczęśliwy. Jest też przyjaciółka domu – i to ona pozostaje na ekranie centralną postacią w tym zagranym na cztery pory roku dramacie.
Na szczęście scenariusz obfituje w zabawne sytuacje – to siła tego filmu. Nie ma jednak w „Kolejnym roku” zrywów, czy efektownych w swojej powierzchowności obrazków. Są pełni rozterek, skrywający tęsknoty, bohaterowie. Wspomniana przyjaciółka domu jawi się tak dalece „rozsypana”, że widząc jej zmagania z codziennością, można ulec wrażeniu, iż kobieta na mile odstaje od rzeczywistości. Tymczasem ona najzwyczajniej w świecie wciąż chce sobie jakoś ułożyć samotne życie.
Nie otrzymujemy od Mike'a Leigh konkretu w postaci dobrego zakończenia. Tym więcej, że takie zakończenie jest zbędne, kiedy się ogląda znakomity, konkretny film.
Miłość i śmierć
„Jaśniejsza od gwiazd”, reż. Jane Campion, Australia/Wielka Brytania, 2009
powieść o miłości poety Johna Keatsa O(1795-1821) i panny
Fanny Brawne. Jednak Jane Campion nie zrobiła filmu typowo biograficznego. To, że Keats żył i tworzył, będąc jednocześnie zakochanym, to fakty. Ujęcie zaś faktów w dwugodzinną historię to efekt talentu oraz wrażliwości reżyserki i zarazem autorki scenariusza.
Owszem, otrzymaliśmy dzieło całkiem niemodne, staroda-wne, gdzie raczej to westchnienia i całe malownicze tło – w tym także naprawdę efektowne stroje Fanny – wysuwają się jakby na pierwszy plan. Na drugim planie dojrzewa śmierć poety. A powszechnie wiadomo, że ta zawsze wygrywa.
Można jedynie nadmienić tutaj, przywołując Wisławę Szymborską, że „kto ile zdążył, tego mu cofnąć nie może”. Można też dodać, że Jane Campion zdążyła nakręcić tak nie-przystający do dzisiejszej rzeczywistości „dalece odrealniony” film. Film, jakiego nie powstydziłby się sam Keats. I jakiemu z całą pewnością warto poświęcić trochę uwagi.
MARIUSZHEINRICH
FILM1. „Pokłosie”, reż. Władysław Pasikowski, Polska2. „Obława”, reż. Marcin Krzyształowicz, Polska3. Pokazy szortów – przegląd filmów krótkometrażowychDane na podstawie listopadowej sprzedaży biletów w kinie Wrzos w Świeciu.
KSIĄŻKI1. „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, E.L. James, Wydawnictwo
Sonia Draga2. „Ciemniejsza strona Greya”, E.L. James, Wydawnictwo
Sonia Draga3. „Zezia i Giler”, Agnieszka Chylińska, Wydawnictwo PascalDane na podstawie listopadowej sprzedaży w księgarni Matras w Świeciu.
TOP 3 HITY LISTOPADA TOP 3 HITY LISTOPADA
21grudzień 2012www.oksir.eu felietony
Reklama
Studio M&M GRAPHIC ul. Klasztorna 16 • 86-100 Świecie • tel./fax 52 332 46 90
www.mmgraphic.pl / www.mmgraphic.com.pl
Tworzenie nas kreci!
studio graficznePROJEKTOWANIE: materiałów reklamowych, druków firmowych, druków użytkowych, opakowań, skład graficzny gazet, czasopism...
drukcyfrowy/offsetowyDRUKOWANIE: wizytówek, papierów firmowych, ulotek,plakatów, folderów, broszur, katalogów, teczek firmowych, kalendarzy... małe i duże nakłady
stronyinternetowebanery reklamowe, strony firmowe, galerie, sklepy on-line...
Na straży porządku
Kątem oka
MAŁGORZATA BRANDT
akiś czas temu zdarzyło mi się przejść przez jezdnię w miejscu bez tzw. „zebry”, czyli po prostu na skróty. JKto tak nie przechodził,
niech pierwszy rzuci kamieniem! Nic nie jechało ani z lewej, ani z pra-wej strony, widoczność dobra, do pasów niedaleko, ale nie po drodze jakby, to przeszłam.
Przeszłam spokojnie i bezkolizyj-nie, nie narażając nikogo na gwałto-wne hamowanie, bo nic nie jechało, jak już wyżej wspomniałam. Nie
akoś nie potrafię znaleźć wstępu do tego felietonu. W zasadzie miało być o kulturze, o tym, że jesienią Jmamy wysyp ciekawych
premier płytowych i książkowych, że można zrobić zapasy na zimę do „kulturalnej spiżarni”, że fajnie, że warto, że miło. Jednak okazało się w międzyczasie, że chyba jednak nie powinienem się wypowiadać w kwestii kultury, bo jestem „sk…wia-łym artystycznie spier…leńcem”, „ateistycznym satanistycznym nihi-listą” oraz „anarchistą” – serdecznie
zdążyłam pokonać kilku metrów, gdy nagle zajechał mi drogę nieoz-nakowany samochód policyjny. W pierwszej chwili pomyślałam, że ktoś zabłądził i chce zapytać o drogę, ale nie. Sympatyczny funkcjona-riusz policji (przy okazji pozdra-wiam) po przedstawieniu się popro-sił o dokumenty. Już kiedyś byłam w podobnej sytuacji, ale było to jesz-cze na studiach, więc kawał czasu i zapomniałam, jak to jest. Pomyśla-łam tylko – „No to niezły obciach!”. Po spisaniu danych zostałam odpo-
dziękuję panie Tomaszu T.!A chodzi o jedną z ostatnich pre-
mier muzycznych na rodzimym ryn-ku fonograficznym – płytę „Jezus Maria Peszek”, która odbiła się w kraju głośnym echem. Wcale nie dlatego, że jest wybitnie dobra, ale dlatego, że artystka na głos wypo-wiedziała swoje zdanie w kilku waż-nych kwestiach, a jak wiadomo w tym kraju absolutnie nie wolno tego robić. Tutaj albo działasz dla publiki i uciechy mas, albo zaraz wywołujesz lawinę gorzkich słów.
Co więcej, uderzenie przyszło ze
wiednio pouczona (i słusznie), a niesiona poczuciem wstydu (nie opuszcza mnie do dziś) złożyłam ochoczo obietnicę, że „już nigdy więcej nie po zebrze!”.
d tamtej pory baczniej przy-glądam się sytuacjom na Oprzejściach dla pieszych
i dochodzę do smutnych wniosków, że one wcale bezpieczeństwa nie gwarantują. Wystarczy włączyć tele-wizor – przykładów potrąceń pie-szych, nierzadko śmiertelnych, mnóstwo. Może by więc zwiększyć kontrole na przejściach? Tam dopie-ro dałoby się zapełnić notes w krót-kim czasie. Nagminne jest przecież przejeżdżanie samochodów w mo-mencie, gdy pieszy znajduje się już dobrze na pasach, a to, zdaje się, wbrew przepisom.
Do rzadkości należy też przepusz-czanie przez kierowców pieszych oczekujących na przejściu, zwłasz-cza w czasie wzmożonego ruchu (fory mają może smukłe blondynki i to w stosownym wieku). A rozmo-wy kierowców przez telefon, to
strony obozów prawicowych czy postsolidarnościowych. A to już dość komiczne, bo z tego co pamiętam, a może dokładniej, czego mnie uczono, to w tym kraju mie-liśmy już cenzurę i zabraniano arty-stom zajmowania głosu w sprawach trudnych i „niewygodnych”, przeciw czemu ci dzisiejsi krzykacze wtedy się buntowali! Na alarm bije również katolicka Fronda, która krzewiąc chrześcijańskie podejście do bliźnie-go prosi (w osobie wspomnianego już redaktora T.) o modlitwę nad duszą pani Marii.
yłbym nawet w stanie zro-zumieć niektóre z głosów Bw sprawie rzeczonej płyty,
gdyby artystka obrażała czyjeś uczu-cia, szydziła lub namawiała kogoś do czynienia złego, ale proszę mi wie-rzyć, że nic takiego nie ma miejsca. Płytę mam i przesłuchałem ją wielokrotnie. Jedyne co mogę po-wiedzieć na podstawie zebranych danych to to, że Maria Peszek nie wierzy w b/Boga (przepraszam za zapis, ale nie chcę być posądzony o stronniczość), nie chce posiadać
w ogóle jakaś zmora! Niedawno na „zebrze” przy targowisku na osiedlu Marianki auto prawie przejechało mi po palcach, bo kierowca był tak zajęty rozmową telefoniczną, że chyba nawet nie wiedział, że jedzie. Ostatnio m.in. widziałam kobietę wiozącą dziecko, na szczęście w fote-liku, nadającą do słuchawki i jedno-cześnie wchodzącą autem w zakręt. Ekwilibrystyka połączona z total-nym brakiem wyobraźni i odpowie-dzialności! W autobusach czy bu-sach kierowcy, którzy przecież od-powiadają za bezpieczeństwo sporej ilości przewożonych osób, też lubią pobajdurzyć przez telefon i to częstokroć nie przez chwilę.
rzydałby się także (a może po prostu częściej) rzut oka Porganów powołanych do
dbania o porządek publiczny na place zabaw – regularnie dewasto-wane przez podrostków. W Świeciu już chyba nie ma takiego placu (a w większości są one nowe) niepotrak-towanego farbą w sprayu, albo nie-zniszczonego w inny sposób. Nawet
progenitury, chciałaby mieć prawo do eutanazji i boli ją to, że w tym pięknym kraju nad Wisłą, jeśli nie zaczyna się dnia od różańca, nas-tępnie tłuczenia niemieckiego lub radzieckiego okupanta, no albo jakiegoś liberalnego wywrotowca lub w ostateczności geja, to nie jest się patriotą. No po prostu „Sorry Polsko”.
Ja ten głos rozumiem i się z nim zgadzam, ale mogę przyjąć do wia-domości, że dla kogoś takie podej-ście do spraw fundamentalnych jest pozbawione wyższych wartości i z nim się nie zgadza. Oczywiście ma do tego prawo, ale czy ma prawo wy-szydzać, obrażać, lżyć (oczywiście najchętniej anonimowo w Interne-cie) artystę tylko za to, że podzielił się swoimi uczuciami?! Z tego co mi wiadomo właśnie na tym polega tworzenie sztuki – przeżywaniu emocji i nadawaniu im artystycz-nego wymiaru. Ponadto może warto wspomnieć, że kołchoźniki też już dawno zlikwidowano i nikt nikogo nie zmusza do słuchania tej czy innej płyty, ani czytania tego czy innego wywiadu.
w ciągu dnia czasami trudno czuć się bezpiecznie na placu przeznaczo-nym dla małych dzieci, bo nocą lepiej tam nie bywać.
Na osiedlu Kościuszki grupa 6-7 nastolatków, w kapturach rzecz jasna, choć środek lata był w pełni, zapluła chodnik przy ławce na placu zabaw w promieniu bodaj 2 metrów. Słowa uznawane za niecenzuralne wyfruwały z ich ust gęsto, a osoba z małym dzieckiem, która zdecydo-wała się zwrócić im uwagę usłyszała, że oni też są dziećmi i naraziła się tylko na obraźliwe teksty pod swoim adresem. Szkoda, że tam nikt w mundurze nie pojawił się kontrolnie.
Kolejny przykład – „toaleta” przy targowisku na Mariankach, tuż za drewnianymi sklepikami. Już w po-łudnie można się załapać na wątpli-wej przyjemności widok oddawania tam moczu przez dosyć śmiałych jegomości. A interwencji brak. Szko-da, bo oddychać nozdrzami co wra-żliwszym w tym miejscu odradzam. Wiem, że nie można być jedno-cześnie wszędzie tam, gdzie jest potrzeba, ale…
eśli nie jest ci po drodze z jakąś ideą to się z nią nie gódź, Jale nie rzucaj na oślep epite-
tami. Mnie denerwuje... nie... mnie wk...wia ludzka głupota, chęć przywalenia komuś za to, że myśli inaczej, stoi w innym szeregu. Pewnie dlatego, że sam często nie zgadzam się z mainstreamem, ale do cholery jasnej czy ja mówię o ludziach „sk…wiali spier…leńcy”?! Oczywiście nie dotyczy to wyłącznie sztuki i kultury, a każdej nawet najdrobniejszej dziedziny naszego życia. W którą stronę się nie obrócę to zaraz dostanę w ryj albo chociaż mi w niego naplują.
Nie umiem odnaleźć słów, któ-rymi mógłbym skanalizować ten gniew i opór przeciwko tej paradzie głupoty i ciemnoty, która mnie ota-cza. Co więcej, zaczynam zauważać, że moja bezradność przeradza się w agresję i lada moment okaże się, że i mnie puszczą nerwy i stanę się krzykaczem, obrzucającym ścier-wem tych, co myślą inaczej niż ja. Może wtedy ktoś mnie zauważy, może ktoś na moment zaduma się nad tym, o czym i po co tak krzyczę?
Sorry Polsko!
Pesel 85
SZYMON WACŁAWIK
22 grudzień 2012 www.oksir.eureklama
- Dzięki temu projektowi powróciłam do szkoły, by uzupełnić wykształcenie. Wcześniej nie mogłam sobie na to pozwolić, bo nie stać mnie było na kupno podrę-czników i przyborów szkolnych. Otrzymałam wsparcie, które pozwoliło mi zrealizować to, o czym marzyłam od chwili skończenia gimnazjum – nie ukrywa radości 24-letnia pani Monika.
Dobiega końca realizacja projektu systemowego współfi-nansowanego przez Europejski Fundusz Społeczny w ra-mach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki pn. „Program Aktywizacji i Wsparcia w Gminie Świecie” w 2012 roku.Realizatorem projektu jest Ośrodek Pomocy Społecznej w Świeciu. Na jego dofinansowanie OPS otrzymał prawie 344.000 zł z Unii Europejskiej. Wkład własny wyniósł ponad 40.000 zł.Projekt adresowany jest do podopiecznych Ośrodka Pomocy Społecznej w Świeciu.Wszyscy uczestnicy są beneficjentami pomocy społecznej, w wieku aktywności zawodowej i mieszkają na terenie Gminy Świecie. Są to przede wszystkim osoby bezrobotne, w tym długotrwale, osoby niepełnosprawne, rodziny z problemami opiekuńczo-wychowawczymi, w tym matki samotnie wycho-wujące dzieci, osoby zatrudnione o niskich dochodach. Beneficjentami są głównie kobiety – 74 osoby oraz 22 męż-czyzn, 24 procent osób pochodzi z terenów wiejskich.Główne problemy tych osób wynikają zarówno z braku kompetencji społecznych, jak i zawodowych, które wpływają bezpośrednio na ich marginalizację. Osoby te nie są w stanie własnym staraniem zaspokoić swoich podstawowych potrzeb życiowych, znajdują się w sytuacji wpływającej na ich zubo-żenie, co uniemożliwia im w znacznym stopniu uczestnictwo w życiu społecznym, zawodowym i rodzinnym. Ponadto bariery natury zawodowej m.in. brak wiedzy o poru-szaniu się na otwartym rynku pracy, brak wiedzy o swoich możliwościach, predyspozycjach oraz potencjale dodatkowo utrudniają podjęcie pracy. Ubóstwo dotkliwie odczuwają dzieci, wychowujące się w ro-dzinach dotkniętych pauperyzacją. Dzieci często uczą się biernej postawy wobec swojej sytuacji, która najczęściej prze-radza się w postawę roszczeniową wobec instytucji pomo-cowych. Dlatego realizacja kompleksowego programu aktywizacji przy odpowiednim wsparciu zwiększa ich możliwości na usa-modzielnienie i wyjście z kręgu ubóstwa.
Takie możliwości stwarza EFS poprzez inwestowanie we wzmacnianie kapitału ludzkiego.Na projekt składa się szereg przemyślanych i starannie dobranych działań o charakterze szkoleniowo-edukacyjnym, społeczno-środowiskowym, aktywizacyjnym, zawodowym oraz działań wspierających otoczenie uczestników.
DZIAŁANIA AKTYWIZUJĄCEBeneficjenci projektu zostali podzieleni na dwie grupy:
I grupa to bezrobotne matki samotnie wychowujące dzieci, objęte działaniami w ramach Programu Aktywności Lokalnej (PAL) - jest to grupa 9 kobiet.Głównym celem działań realizowanych w ramach PAL jest uzyskanie poprawy i wzrostu aktywności zawodowej i spo-łecznej uczestników. W szczególności nacisk kładziony jest na zwiększenie ich kompetencji rodzicielskich oraz wzrost wiedzy i motywacji w zakresie poszukiwania pracy.
W tym celu zostali objęci następującymi działaniami:ź Kurs „Szkoła Rodzica” – zajęcia połączone były z war-
sztatami „ABC zdrowego żywienia”. Dzięki tym działaniom uczestniczki projektu poznały zasady komunikacji rodzic – dziecko, sposoby rozwiązywania problemów wychowaw-czych, motywowania i pobudzania aspiracji edukacyjnych dziecka, odkrywania jego mocnych stron.
ź Konferencja Grupy Rodzinnej – zorganizowana dla 2 rodzin. Konferencja Grupy Rodzinnej jest nowatorską metodą pracy z rodziną lub, jak podkreślają niektórzy badacze, nie tylko metodą, ale przede wszystkim „nowym spojrzeniem” na rodzinę w systemie pomocowym. Konferencja Grupy Rodzinnej (KGR) jest spotkaniem jak największej liczby członków rodziny i osób bliskich w celu próby rozwiązania problemu, jaki się w niej pojawił. Jest szansą daną rodzinie, jako pierwszej instytucji odpowie-dzialnej za nią samą, na podjęcie samodzielnej próby zmierzenia się z problemem, często przed ingerencją ze strony pomocy społecznej.
ź Możliwość uczestnictwa w Grupie Wsparcia prowadzonej przez psychologa, spotkania odbywają się raz w miesiącu .
ź Warsztaty wizażu i autoprezentacji.ź Warsztaty z doradcą zawodowym.
Katarzyna Mostowska, uczestniczka projektu: - Na spotkaniach z doradcą zawodowym uczyliśmy się, jak rozmawiać z pracodawcą i w jaki sposób zaprezentować się, by wywrzeć na nim pozytywne wrażenie. Uczyliśmy się także pisania podań o pracę i CV, na co zwracać uwagę w ogłosze-niach o zatrudnieniu oraz na jakich portalach szukać pracy w Internecie. Pani Katarzyna brała też udział w warsztatach wizażu i auto-prezentacji. Dzięki temu, jak sama mówi, nabrała większej pewności siebie.- Wiadomo przecież, że kobieta zadbana ma większy komfort psychiczny. Nie czuje się gorzej od innych, jest bardziej otwarta, a to pomaga również podczas szukania pracy i na rozmowach kwalifikacyjnych. I nie chodzi tu wcale o drogie ubrania i kosztowne wizyty w salonach kosmetycznych. Na warsztatach nauczyłyśmy się, jak w prosty i tani sposób zadbać o swój wygląd.Prowadząca warsztaty Beata Kołodziejska uczyła panie nie tylko, jak dobrze wyglądać, ale także autoprezentacji, czyli jak zachowywać się w rozmowach z pracodawcą.- Ważne jest, by znaleźć właściwie proporcje – zwraca uwagę Beata Kołodziejska. – Nie można być aroganckim i przesadnie pewnym siebie, ale też nie powinniśmy się zachowywać jak osoby zalęknione i niezdecydowane. Trzeba jasno podkreślać swoje atuty zawodowe oraz wzbudzić zainteresowanie i zau-fanie u potencjalnego pracodawcy – zaznacza.
II grupa – 87 osób została objęta działaniami aktywizującymi i wspierającymi określonymi w kontrakcie socjalnym; stwo-rzone zostały trzy podgrupy, wynikające ze specyfiki proble-mów uczestników:
Podgrupa A to 15 osób niepełnosprawnych z zaburzeniami psychicznymi, uczestnicy Środowiskowego Domu Samopo-mocy w Świeciu.
UNIA EUROPEJSKA
EUROPEJSKI
FUNDUSZ SPOŁECZNY
Rozmowa z Lidią Lemańską, kierownikiem Ośrod-ka Pomocy Społecznej w Świeciu i jednocześnie koordynatorem Projektu.
Głównym celem projektu jest ograniczenie zjawiska wykluczenia społecznego, poprzez aktywi-zację zawodową i społeczną u 96 osób z Gminy Świecie zagrożonych wykluczeniem społecznym oraz podniesienie ich zdolności do podjęcia zatru-dnienia i prawidłowego pełnienia ról społecznych.
Szczegółowe cele projektu to przede wszystkim:
ź zwiększenie szans na zatrudnienie poprzez wzmocnienie kompetencji zawodowych i eduka-cyjnych wpływających na aktywność zawodową;
ź zwiększenie poziomu kompetencji społecznych, poprawa umiejętności opiekuńczo-wychowaw-czych.
Większość osób bezrobotnych to kobiety, one są w dużo trudniejszej sytuacji na rynku pracy niż męż-czyźni. Dlatego w naszym projekcie staraliśmy się dostosować działania do ich potrzeb, w szcze-gólności zaplanowaliśmy opiekę nad dziećmi na czas udziału w warsztatach.
Nowością jest rozszerzenie wachlarza działań dla rodzin z dziećmi, borykających się z problemami opiekuńczo-wychowawczymi o Konferencję Grupy Rodzinnej i usługi asystenta rodziny. Są to nowa-torskie metody pracy socjalnej, przynoszące bardzo dobre rezultaty.
Ponadto w tym roku sfinansowaliśmy 5 uczestnikom projektu kontynuację nauki w systemie szkolnym. Są to niewątpliwie solidne podstawy do późniejszego wykonywania wyuczonego zawodu.
Naturalnie, najbardziej cieszy nas wdzięczność indywidualnych uczestników, ich dalsza aktywność życiowa, zmiany na lepsze. Nabyte umiejętności w poruszaniu się na otwartym rynku pracy, zwię-kszenie motywacji i podwyższenie samooceny, akty-wizacja społeczna, a także wzmocnienie umiejętnoś-ci rodzicielskich zwiększają potencjał i szansę na powrót na rynek pracy wśród uczestników projektu. Dzięki dofinansowaniu z Unii Europejskiej inwestu-jemy we wzmacnianie, a właściwie w odbudowywanie kapitału ludzkiego osób szczególnie tego potrze-bujących. Mam tu na myśli podopiecznych Ośrodka Pomocy Społecznej, którym często wydaje się, że już nic dobrego ich w życiu nie spotka.
Osoby, które ukończą program mogą dalej starać się o udział w różnego rodzaju formach aktywizacji zawodowej, takich jak kursy zawodowe czy staże, proponowanych przez Powiatowy Urząd Pracy. Ponadto, jak co roku, będą mogły uczestniczyć w organizowanych przez burmistrza robotach publicznych. Już w trakcie realizacji tegorocznej edycji Projektu sześciu uczestników znalazło pracę.Ośrodek Pomocy Społecznej realizuje „Program Aktywizacji i Wsparcia w Gminie Świecie” od pięciu lat. W tym czasie objęliśmy intensywną aktywizacją łącznie 316 osób, co stanowi prawie 20 procent podopiecznych ośrodka. Każda z osób, która po zakończeniu projektu, skorzysta z możliwości dal-szego rozwoju i zmierzy się ze swoimi problemami, daje nam powód do przeświadczenia, że program spełnia swoje zadanie. My dajemy im wędkę, ale ryby muszą już łowić sami.
Jakie są główne cele „Programu Aktywizacji i Wsparcia w Gminie Świecie”?
Czym tegoroczny projekt różni się od poprzed-nich?
To już piąta edycja projektu. Czy na podstawie dotychczasowych doświadczeń można stwier-dzić, że przynosi on zamierzone efekty?
Wspieramy aktywność
Spotkanie rozpoczynające tegoroczną edycję „Programu Aktywizacji i Wsparcia w Gminie Świecie”
23grudzień 2012www.oksir.eu reklama
W ramach podgrupy realizowane są działania:ź warsztaty aktywizacyjne z psychologiem;ź warsztaty z seksuologiem;ź warsztaty wyjazdowe z hipoterapii;ź warsztaty z doradcą zawodowym.
Podgrupa B jest to grupa 23 osób z rodzin z problemami opiekuńczo-wychowawczymi z dziećmi.W ramach podgrupy realizowane są działania:ź usługa asystenta rodziny – tą formą wsparcia objętych jest
21 rodzin przez 4 asystentów rodziny;ź Konferencja Grupy Rodzinnej - 4 rodziny;ź warsztaty kompetencji społecznych;ź warsztaty z doradcą zawodowym.
Asystent rodziny służy pomocą tym uczestnikom projektu, w których rodzinach dostrzeżono problemy opiekuńczo-wychowawcze. Takim asystentem jest Justyna Jasińska, pracownik socjalny. - Pracuję z 5 rodzinami, w których są problemy w relacjach między małżonkami lub między rodzicami a dziećmi – wyja-śnia. – Pomagam i podpowiadam, jak rozwiązywać kryzysowe sytuacje, jak zapewnić właściwą opiekę nad dzieckiem, w jaki sposób należycie gospodarować finansami domowymi. Sta-ram się zgłębić źródło konfliktu, by uporać się z nim wspólnie z rodzinami. Na początku towarzyszyła temu nieufność z ich strony, ale z tygodnia na tydzień udawało nam się coraz bardziej przełamywać bariery. Podstawą w tej pracy jest zdobycie zaufania. Bez tego trudno myśleć o nawiązaniu dobrych kontaktów z rodzinami, które odwiedzam. Z usług asystenta rodziny zadowolony jest 37-letni Fryderyk Kurcaba ze Świecia. Obecnie bezrobotny, wcześniej pracował jako cieśla zbrojarz i zajmował się pracami wykończeniowymi w budownictwie. Po przebytym zawale lekarz nie zezwolił mu na wykonywanie ciężkich prac fizycznych. - Nigdzie teraz nie pracuję, a wiadomo, że jak nie ma pracy, to nie ma i pieniędzy. To z kolei powoduje napięcia rodzinne – mówi Fryderyk Kurcaba. – Co zyskałem dzięki asystentowi rodziny? Wiele. Pani asystent podpowiedziała żonie, że może starać się o zatrudnienie w ramach prac interwencyjnych. Dzięki temu żyje nam się teraz trochę lepiej. Poza tym obecnie inaczej patrzę na pewne sprawy. Nauczyłem się, że warto najpierw sobie dobrze przemyśleć to, co chce się powiedzieć lub zrobić – podkreśla.Z kolei Justyna Pietrzykowska dzięki asystentowi rodziny poprawiła swoje relacje z niepełnosprawną córką. Asystent pomaga jej także w załatwianiu rozmaitych formalności i uczy większej samodzielności.
Podgrupa C jest to grupa 49 osób bezrobotnych, w tym długotrwale oraz osoby o niskich dochodach. W ramach podgrupy realizowane są następujące dzia-łania:ź warsztaty kompetencji społecznych;ź kurs komputerowy;ź zarządzanie budżetem domowym,ź warsztaty z doradcą zawodowym oraz indywidualne do-
radztwo zawodowe,ź uzupełnienie wykształcenia w formie szkolnej dla 5 osób.
Uczestnicy w tej podgrupie nauczyli się racjonalizacji wydat-ków, planowania i gospodarowania budżetem domowym rodziny, nabyli umiejętności zarządzania gospodarstwem domowym do właściwego podziału obowiązków.
Na kursie komputerowym uczestnicy zdobyli niezbędne umiejętności w obsłudze komputera, programu WORD, pisania podań czy CV.
- Na początku komputer mnie przerażał. Byłam negatywnie nastawiona do tych zajęć, bo wcześniej nie miałam do czynie-nia z komputerem – przyznaje Wioletta Sipinska, uczestnicz-ka projektu. - Teraz jednak nie żałuję.
Stałym działaniem w ramach realizacji projektu jest Punkt Konsultacyjny przy Ośrodku Pomocy Społecznej w Świeciu przy ul. Wyszyńskiego 15, w którym dyżury odbywają się od poniedziałku do piątku w godz.16.00 - 17.00. Przyjmują tu następujący specjaliści: poniedziałek – psycholog, wtorek – doradca zawodowy, środa – prawnik, czwartek – specjalista pracy socjalnej, piątek – pedagog. Z bezpłatnych usług specjalistów w Punkcie Konsultacyjnym mogą korzystać bez ograniczeń nie tylko uczestnicy projektu, ale również wszyscy mieszkańcy Gminy Świecie.
DZIAŁANIA WSPIERAJĄCEPonadto niektórym uczestnikom, opłacaliśmy składki zdrowotne, osoby z terenów wiejskich otrzymały refundację kosztów dojazdu na zajęcia, finansowana była również, w razie potrzeby, opieka nad dziećmi uczestników projektu. Dodatkowo osobom uzupełniającym wykształcenie w for-mach szkolnych pokrywamy koszty nauki, tj. czesne, nie-zbędne wyposażenie w podręczniki i przybory szkolne lub dodatkową odzież, jeżeli jest wymagana oraz pokrywane są koszty dojazdu i powrotu do domu ze szkoły.Wszyscy uczestnicy przez cały okres trwania projektu otrzymują zasiłek celowy, a podczas zajęć otrzymują posiłek.
Realizatorzy projektu
Ośrodek Pomocy Społecznej w Świeciu realizuje projekt systemowy w b.r. we współpracy z Fundacją „Pro Europa” i Fundacją „Nadzieja dla Rodzin”.
Praca socjalna
Pracownicy socjalni prowadzą monitoring i ewaluację kon-traktów socjalnych z uczestnikami zajęć w ramach instru-mentów aktywizacji społecznej i zawodowej oraz środo-wiskowej pracy socjalnej w ramach umów PAL.
- Przez cały czas trwania projektu monitorujemy osoby w nim uczestniczące – wyjaśnia Małgorzata Jesionowska, pracow-nik socjalny Ośrodka Pomocy Społecznej w Świeciu. – Spoty-kamy się z nimi dwa razy w miesiącu. Pytamy czy mają proble-my, jak odbierają projekt, czy zgłaszają jakieś uwagi. Jak przyznaje Małgorzata Jesionowska na początku były problemy ze zmotywowaniem wszystkich uczestników. - Teraz, kiedy widzą, że uczą się konkretnych i potrzebnych rzeczy, jest już dużo lepiej. Co więcej, pomagają sobie rów-nież sami uczestnicy programu. Mamy tu wiele samotnych matek, które dzielą się ze sobą problemami, ale także wspie-rają się nawzajem. Niedawno jedna z nich pomogła koleżance w znalezieniu mieszkania. Często są to bliskie kontakty, które trwają nawet po zakończeniu projektu. I to także jest jeden z jego celów – by integrować ludzi i zachęcać do współpracy.
UNIA EUROPEJSKA
EUROPEJSKI
FUNDUSZ SPOŁECZNY
DZIAŁANIA O CHARAKTERZE
ŚRODOWISKOWYMDla uczestników projektu wraz z otoczeniem zorganizowa-liśmy integracyjne działania środowiskowe, m.in. piknik ro-dzinny na dziedzińcu zamku w Świeciu, wycieczkę do Trój-miasta oraz zwiedzanie zabytków Chełmna. Celem tych działań jest wzmocnienie relacji pomiędzy człon-kami rodzin uczestników, integracja ze społecznością lokalną oraz uwrażliwienie na kulturę.
- Cieszę się, że skorzystałam z tego projektu. Już po kilku pierwszych zajęciach czegoś się nauczyłam. Teraz czułabym się inaczej podczas rozmowy kwalifikacyjnej, przede wszystkim poszłabym na nią bez stresu. Moje oczekiwania? Liczę na to, że będę potrafiła być bardziej aktywna i poznam nowe możliwości szukania pracy – mówi Eunika Targowska, uczestniczka „Programu Aktywizacji i Wsparcia w Gminie Świecie”.
Kurs komputerowy
Piknik integracyjny na zamku dla uczestników projektu i ich rodzin
Warsztaty wizażu i autoprezentacji
Warsztaty „ABC zdrowego żywienia”
Wycieczka do Trójmiasta
24 grudzień 2012 www.oksir.eureklama
top related