chełmno. pierwszy nazistowski obóz zagłady

59

Upload: arkadiusz-niewiadomski

Post on 08-Mar-2016

245 views

Category:

Documents


6 download

DESCRIPTION

Pierwsze obszerne opracowanie dotyczące obozu śmierci w Chełmnie (Kulmhof), oparte na szczegółowych badaniach archiwalnych i przedstawiające dzieje miejsca, które stało się modelem dla Auschwitz, Treblinki i innych machin zagłady. Był to pierwszy obóz założony przez nazistowskie władze wyłącznie w celu dokonywania masowych zbrodni. Jego działalność rozpoczęła się jeszcze przed konferencją w Wannsee, podczas której omawiano organizację i kwestię wdrożenia „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej. Był to także jedyny obóz zagłady, który zlikwidowano, by potem ponownie uruchomić. W obozie w Chełmnie uśmiercono ponad sto siedemdziesiąt tysięcy ludzi. Autor: Patrick Montague Liczba stron: 424 Wydawca: Czarne Wydawnictwo ISSN: 978-83-7536-748-5

TRANSCRIPT

Page 1: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady
Page 2: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Gazetta.

Page 3: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Patrick Montague

Chełm noPierw szy nazi stow ski obóz zagłady

Prze łożył Tomasz S. Gałąz ka

Page 4: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Wszelkie powielanie lub wykorzystanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż jednorazowe pobranie wzakresie własnego użyt ku stanowi naru-szenie praw autor skich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz kar nej.

Tytuł oryginału angielskiego CHEŁM NO AND THE HO LO CAUST. THE HISTO RY OF HITLER’S FIRST DEATH CAMP

Projekt okładki AGNIESZKA PA SIER SKA / PRA COWNIA PA PIERÓWKAProjekt typograficzny RO BERT OLEŚ / D2D.PLFotografia na okładce © by Instytut Pamięci Narodowej (War saw, Poland) 00499

Copyright © by 2011, 2014 PA TRICK MON TA GUEPU BLISHED by ar rangement with I. B. Tauris & Co Ltd, London. The original English edition of this book isentitled Chelm no and the Holocaust: The History of Hitler’s First Death Camp and published by I. B. Tauris & CoLtd.Copyright © for the Polish edition by WYDAWNIC TWO CZAR NE, 2014Copyright © for the Polish translation by TO MASZ S. GA ŁĄZKA, 2014

Redakcja ZO FIA DIMITRIJEVIĆKorekta MAG DA LENA KĘDZIER SKA-ZA PO ROWSKA / D2D.PL i HAN NA AN TOS / D2D.PLRedakcja techniczna RO BERT OLEŚ / D2D.PL

The translation was kindly suppor ted by the Fund for Central & East European Book Projects, Am ster dam

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

ISBN 978-83-7536-748-5

WYDAWNICTWO CZAR NE SP. Z O.O.www.czar ne.com.pl

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowatel. +48 18 351 00 70e-mail: redakcja@czar ne.com.pl

Sekretarz redakcji:malgorzata.kur@czar ne.com.pl

Wołowiec 2014Wydanie I

Page 5: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Spis treści

Dedykacja

Przedmowa

Wstęp

1 Prolog

Program eutanazji

Mobilne jednostki morderców

Punkt zwrotny

2 Eksterminacja: pierwszy okres (1941–1943)

Założenie obozu

Transporty

Pałac: przyjazd, mord, grabież

Obóz leśny

Druga faza transportów

Ucieczki

Pierwsza likwidacja obozu

3 Eksterminacja: drugi okres (1944–1945)

Ponowne uruchomienie obozu

Nowa procedura eksterminacji

Ostateczna likwidacja obozu

4 Epilog

Chełmno od roku 1945 do dziś

Liczba ofiar

Podsumowanie i refleksje

Page 6: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Aneks I Samochodowe komory gazowe

Aneks II Sprawa Kaszyńskiego

Aneks III Dalsze losy kluczowych postaci

Ocaleni

Sprawcy

Polscy robotnicy

Podziękowania

Przypisy

Bibliografia

I. Akta

II. Publikacje

III. Rozmowy i korespondencja

Wykaz ilustracji

Fotografie

Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji książki.

Page 7: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Książkę tę poświęcam wszystkim mężczyznom, kobietom i dzieciom, którzy pracowali i zginęliw obozie zagłady w Chełm nie. Oby pamięć o nich nigdy nie prze mi nę ła.

Page 8: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Przedmowa

W małej wsi Chełmno w zachodniej Polsce powstał pierwszy nazistowski obóz zagłady, różniącysię od większych, lepiej znanych obozów śmierci, takich jak Bełżec, Sobibór, Treblinka,Auschwitz-Birkenau i Majdanek tym, że używano w nim samochodowych, a nie stacjonarnychkomór gazowych. Dotychczasowa wiedza o obozie w Chełmnie w głównym nurcie historiografiipaństw zachodnich i Izraela pochodziła głównie z dochodzenia w sprawie dwunastu członkówjego załogi i procesu, który odbył się w Bonn w latach 1962–1963. To postępowanie sądowe byłoniezwykle cenne, ponieważ dzięki niemu dysponujemy zapisami licznych przesłuchańi zeznaniami świadków, które przy tej okazji zostały zebrane. Głównym celem procesu byłooczywiście zgromadzenie materiałów dowodowych i osądzenie czynów poszczególnychoskarżonych, nie zaś spisanie pełnej historii obozu, jednak w szczytowym okresie zimnej wojnydla historyków nieznających języka polskiego lub pozbawionych dostępu do polskich archiwówdokumentacja procesowa była najlepszym z dostępnych źródeł. Teraz, dzięki staranneji rozległej kwerendzie przeprowadzonej przez Patricka Montague’a, wiemy już, że w polskicharchiwach także znajdują się znaczne ilości bezcennych materiałów dotyczących Chełmna,dotąd w niewystarczającym stopniu przeanalizowanych, zweryfikowanych i wykorzystanychw badaniach nad dziejami tego obozu. Jednym z największych dokonań autora niniejszejksiążki jest włączenie tych wartościowych archiwaliów z Polski w zasób wiedzy historykówo obozie zagłady w Chełm nie.

Równie cenne jest to, że Patrick Montague pozwolił czytelnikom usłyszeć głosy wielu osób,które w ten czy inny sposób doświadczyły wydarzeń związanych z obozem w Chełmnie. Pozaprzerażającymi zeznaniami sprawców zbrodni, składanymi podczas powojennych procesów,mamy tu także wyraziste relacje innych osób: Heinza Maya – niemieckiego leśnika,odpowiadającego za tereny, na których powstały masowe groby i krematoria obozu zagłady,okolicznych polskich chłopów oraz Henryka Mani i Henryka Maliczaka – Polaków uwięzionychprzez Niemców, którym, zanim trafili do obozu w Mauthausen, dzięki kolaboracji przez jakiśczas dane było zajmować uprzywilejowaną pozycję w Chełmnie, a nade wszystko przejmująceopowieści czterech uciekinierów z obozu: Szlamy Winera, Mordechaja Żurawskiego, MichałaPodchlebnika i Szymona Srebrnika, dwóch ostatnich znanych każdemu, kto widział film ShoahClaude’a Lanzmanna.

Historiografia to przedsięwzięcie zbiorowe, konstrukcja, która korzysta z dorobku latminionych i rośnie, w miarę jak każdy historyk dodaje swój wkład w zbiornicę wiedzy. Dziękipracy Patricka Montague’a nasza wiedza na temat obozu zagłady w Chełmnie stała się znacznieroz le glej sza.

Chri stopher R. Brow ningprofe sor hi storiiUni wer sytet Stanowy Karoli ny Pół noc nej, Chapel Hill

Page 9: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Wstęp

Na temat eksterminacji Żydów podczas II wojny światowej powstała obszerna literatura. Choćśmierć milionów ludzi to fakt powszechnie znany, wiedza na temat ośrodków zagłady, w którychzginęła znaczna część ofiar, jest w najlepszym razie ograniczona. Celem niniejszej pracy jestuzupełnienie luk w naszej wiedzy, dotyczących przynajmniej jednego z tych obozów. Literaturana temat kompleksu obozowego Auschwitz-Birkenau jest bardzo bogata, ale o czterechobozach, których jedyną funkcją było uśmiercanie więźniów – Treblince, Sobiborze, Bełżcui Chełmnie – napisano dotąd niewiele. Obóz w Chełmnie był pierwszym ośrodkiem zagładyzorganizowanym przez nazistowskie władze. Jego wyjątkowe dzieje jako administracyjnegokatalizatora i poligonu doświadczalnego dla następnych obozów oraz operacji, którą znamy jako„ostateczne rozwiązanie”, dotąd nie zostały wyczerpująco opisane. Celem tej pracy jestomówienie owego mało znanego, a bardzo istotnego rozdziału w dziejach Holokaustu, jak teżsprostowanie nieścisłości, jakie się wokół niego nagromadziły. Poprzez założenie w Chełmnieośrodka zagłady przełamane zostały pewne bariery psychologiczne, obóz posłużył też za prototypdla roz wiązań stosowanych w następnych tego typu miej scach.

Literatura dotycząca obozu w Chełmnie jest bardzo skąpa. W okresie powojennym głównymiźródłami informacji były dwie prace, obie opublikowane po polsku. Pierwsza z nich, Obózstraceń w Chełmnie nad Nerem autorstwa sędziego Władysława Bednarza, przedstawiała zarysrezultatów dochodzenia w sprawie obozu, przeprowadzonego przez powojenne polskie władze,a kierowanego przez autora książki1. Druga, Obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem 1941–1945profesora Edwarda Serwańskiego, ukazała się w połowie lat sześćdziesiątych, po zakończeniuprocesu dwunastu byłych członków załogi obozu, który odbył się w Bonn, nie wnosiła jednak zbytwielu nowych, istotnych informacji2. Angielski przekład pracy sędziego Bednarza zostałopublikowany w 1947 roku w pierwszym tomie angielskiej wersji „Biuletynu Głównej KomisjiBadania Zbrodni Niemieckich w Polsce”. Choć nakład i dystrybucja tego wydawnictwa byłyograni czone, ar tykuł ten stał się kluczowym źródłem dla angloję zycz nych czytel ni ków.

Dopiero w połowie lat osiemdziesiątych Muzeum Okręgowe w Koninie podjęło pracearcheologiczne i rozpoczęło publikowanie pozycji dotyczących obozu zagłady w Chełmnie.W ciągu dwudziestu lat ukazały się kolejne trzy książki, jedna po polsku, Obóz śmierciw Chełmnie nad Nerem Janusza Gulczyńskiego3, i dwie po niemiecku: najpierw Chełmno /Kulmhof, Ein vergessener Ort des Holocaust? (Chełmno / Kulmhof. Zapomniane miejsceHolokaustu?) Manfreda Strucka4, a następnie Das Todeslager Chełmno / Kulmhof – DerBeginn der Endlösung (Obóz zagłady Chełmno / Kulmhof. Początek „ostatecznegorozwiązania”) Shmuela Krakowskiego5. Wszystkie te trzy książki prezentują jednak tematw ogólnym zarysie, daleko im do kompletnych monografii o dziejach obozu. Ich główną zaletąjest fakt, że poszerzyły krąg osób świadomych istnienia tego obozu w obszarach językowych,w których je opubli kowano.

Brak publikacji przedstawiających wyniki badań nad obozem w Chełmnie ma kilka

Page 10: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

powodów. Po pierwsze, w ciągu czterech miesięcy poprzedzających wkroczenie na te terenyArmii Czerwonej w styczniu 1945 roku przeprowadzona została systematyczna likwidacjaobozu. Po drugie, spośród stu pięćdziesięciu tysięcy więźniów Chełmna6 wojnę przeżyło tylkosześciu i tylko trzech z nich udało się zaraz po wojnie odnaleźć i przesłuchać. Kolejnympowodem luki w badaniach na temat obozu jest brak zachowanej dokumentacji obozoweji innych nazistowskich materiałów na temat Chełmna. Choć wkrótce po wojnie doszło w Polscedo procesów poszczególnych członków załogi Chełmna, na przykład Brunona Israela, WalteraPillera, Hermanna Gielowa, badacze rzadko sięgali do materiałów znajdujących się w aktachsądowych. Choć członkowie załogi często fotografowali wydarzenia na terenie obozu, ichzdjęcia niestety również przepadły w późniejszych czasach, przez co utraciliśmy nie tylkoporuszające obrazy, ale także ich dokumentacyj ną treść.

Zważywszy na nieznaczną ilość znanych źródeł, badanie dziejów obozu w Chełmnie stanowiłodla historyka niemałe wyzwanie. Dwa podstawowe źródła informacji, niezbędne przyrekonstrukcji historii obozu zagłady w Chełmnie, to relacje świadków i dokumenty. W wypadkuobozu w Chełmnie mamy do czynienia z trzema grupami świadków: personelem obozu,żydowskimi więźniami zmuszanymi do pracy w obozie oraz mieszkańcami wsi i pobliskichokolic. Można ich w skrócie nazwać sprawcami, ofiarami i osobami postronnymi. Niemieckipersonel obozu, a w wypadku Chełmna także polscy robotnicy, mogliby stanowić doskonałeźródło informacji, wszak to oni dokonywali eksterminacji. Ich relacje są rzeczywiście bardzoużyteczne, bo zawierają dużo danych. Istnieją w nich jednak poważne luki, ponieważnajczęściej spisywano je w trakcie przesłuchań przed rozprawami sądowymi, w związku z czymrzadko zdarzało się, by ktoś z własnej woli informował o nieznanych śledczym faktach.Zeznania w takich sytuacjach byłyby obciążające dla przesłuchiwanych, toteż odpowiedzi napytania czę sto pozbawione są cennych dla hi storyka szcze gółów.

Druga grupa świadków działalności obozu w Chełmnie to jego żydowskie ofiary. Niestety,spośród tysięcy ludzi wywiezionych do tego ośrodka tylko siedmiu udało się zbiec, a jedyniesześciu przeżyło wojnę. To zadziwiające, że nikt z tej szóstki nie został dokładnie przesłuchany,szczególnie zaraz po wojnie, kiedy wspomnienia wydarzeń, których przyszło im doświadczyć,wciąż były świeże. Mimo istnienia zeznań złożonych przed polskimi władzami przez trzechocalonych Żydów i ich późniejszych zeznań składanych w związku z procesem w Bonn, wielepytań pozostało bez odpowie dzi.

Także okoliczni mieszkańcy są źródłem cennych informacji dotyczących wydarzeń, którychbyli świadkami. Niestety, wiadomości przez nich przekazane nie są bardzo szczegółowe,ponieważ ludzie ci nie mieli wglądu w sprawy obozu, nie widzieli metod eksterminacji.Miejscowa ludność składała się przede wszystkim z prostych, chłopskich rodzin, które usiłowaływieść codzienne życie, ograniczając do minimum styczność z żołnierzami okupanta. Wieluczuło lęk wobec niemieckich funkcjonariuszy, szczególnie wobec esesmanów. To zrozumiałe.W związku z tym badaczowi często dostępna jest tylko jedna relacja, jedno zeznanie, które maposłużyć do odtworze nia okre ślone go zaj ścia, czy wręcz ogni wa w całym łańcuchu zdarzeń.

Dokumentów bezpośrednio dotyczących obozu w Chełmnie jest bardzo niewiele.Dokumentacji samego obozu, najważniejszego źródła, nie znaleziono. Co najmniej jednarelacja wskazuje, iż akta te zostały zniszczone pod koniec wojny. Każde poważne badaniedziejów obozu wymaga mimo wszystko zapoznania się z trzema źródłami dokumentalnymi.

Page 11: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Pierwszym z nich są materiały z polskiego oficjalnego dochodzenia w sprawie obozu zagładyw Chełmnie, przeprowadzonego zaraz po wojnie, w roku 1945. Materiały z tego niezwykleważnego postępowania, często nazywanego „dochodzeniem Bednarza”, są obecnieprzechowywane w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Zawierają one międzyinnymi bezcenne zeznania trzech ocalałych więźniów obozu, a także mieszkańców Chełmnai okolic, zatrudnionych w obozie do prac gospodarczych – świadków procesu masowychmordów, do których dochodziło tak blisko ich domów. Wiele informacji zawartych w tychmateriałach doczekało się publikacji dopiero w niniejszej pracy. Drugim kluczowym źródłemwiedzy na temat Chełmna są materiały ze śledztwa prokuratorskiego dotyczącego byłychczłonków załogi obozu, przeprowadzonego w RFN na przełomie lat pięćdziesiątychi sześćdziesiątych. Dokumenty te, przechowywane w Centrali Badania ZbrodniNarodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu w Niemczech, obejmują zeznania ludzipracujących w samym obozie, zebrane w celu postawienia obozowym funkcjonariuszomszczegółowych zarzutów. Trzecim, niezastąpionym źródłem jest obfitująca w detale relacjaSzlamy Winera, drugiego więźnia, któremu udało się zbiec z Chełmna. Uciekłszy z obozuw styczniu 1942, Winer przedostał się do getta w Warszawie i złożył obszerny raport z okresu,który spędził w Chełmnie. Winer zginął kilka miesięcy później w kolejnym obozie zagłady,w Bełżcu, ale jego relacja cudem przetrwała wojnę i stanowi teraz część ArchiwumRingelbluma, obecnie przechowywanego w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie.Relacja Winera to unikalny dokument, niewiarygodnie wręcz wnikliwy opis funkcjonowaniaobozu widzianego oczami żydowskiego więźnia. Przytaczam ją w tej pracy w całości. Razemwzięte, relacje członków załogi obozu (sprawców), miejscowej ludności (postronnych) orazżydowskich więźniów (ofiar) dają niezbędny wgląd w przebieg eksterminacji z punktu widzeniajej świadków i uczestników procesu. Bez tych źródeł nie da się napisać rzetelnej pracyo dzie jach obozu w Chełm nie.

Trzy kolejne źródła umożliwiające lepsze zrozumienie sytuacji w Chełmnie to powojennezeznania dwóch kluczowych postaci: Henryka Mani i Henryka Maliczaka, więźniów, którzypracowali dla Sonderkommando dowodzonego przez Hauptsturmführera Herberta Langegozarówno podczas mobilnych akcji likwidacyjnych, przeprowadzanych w ramach programueutanazji, jak i potem, w Chełmnie, przy stacjonarnym procesie eksterminacji. Zeznania te niebyły dotąd publikowane. Przesłuchania tych świadków, przeprowadzone w latachsześćdziesiątych, dają szerszy pogląd na oba etapy morderczej działalności Sonderkommandoi co najistotniejsze, łączą je. Są to jedyne relacje świadków na temat wydarzeń prowadzących dopowstania obozu w Chełmnie, obejmują także historię masowych morderstw już w obozie.Kolejne dane, również niepublikowane, znajdują się w materiałach śledztwa prokuratorskiegoprzeciwko Henrykowi Mani, którego w roku 2001 za czyny, których dopuścił się w Chełmnie,skazano za współudział w ludobójstwie. Trzecim źródłem wiedzy o obozie jest rozdziałz powojennych pamiętników Heinza Maya, niemieckiego funkcjonariusza służby leśnej,któremu podlegały lasy zarekwirowane na miejsce pochówku – a następnie ekshumacjii palenia – ciał ofiar obozu, uprzednio zagazowanych w specjalnie zaadaptowanychsamochodach. Dokument ten zawiera bezcenne informacje o poszczególnych stadiachdziałalności obozu z punktu widzenia jednej z nielicznych osób postronnych, które miałymoż li wość bez pośrednio je obser wować.

Page 12: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Wśród źródeł wtórnych znajdują się zarówno pozycje monograficzne, jak i syntetyczne (pracenaukowe, projekty badawcze, wspomnienia, a nawet utwór beletrystyczny, powstały wskutekspotkania z ocalałym z Chełmna), pisane po polsku, angielsku i niemiecku, dotyczące ogólniedziejów II wojny światowej, a szczególnie Holokaustu. Zarówno źródła pierwotne, jak i wtórnesą tu obszernie cytowane, by uczestnicy tych potwornych wydarzeń mieli szansę bezpośrednioprzemówić do czytelników. Nie da się przecenić wagi słów naocznych świadków – ofiar,sprawców czy osób postronnych. Ich relacje budują szkielet historii obozu. Musimy pozwolić imzabrać głos.

Do relacji z pierwszej ręki należy oczywiście podchodzić krytycznie. Jak dokładne są zeznaniaocalonego, który przetrwał traumatyczne doświadczenie obozu? Czy to autentyczna relacja? A coze sprawcami i treścią ich zeznań? Mają oni ewidentne powody, by minimalizować swoją rolęw wydarzeniach i zrzucać odpowiedzialność na innych, choć przecież nie negują faktu pracyw obozie zagłady: obóz istniał, a oni byli świadkami zbrodni, do których tam dochodziło (nawetjeśli sami ich nie popełniali). Również osoby postronne niekoniecznie były bezstronnymiobserwatorami. Każda z grup jest w jakimś stopniu uprzedzona do pozostałych. Od ich relacjinie należy się spodziewać stuprocentowej precyzji, nawet jeśli nie brać pod uwagę możliwościrozmyślnego mijania się z prawdą, szczególnie w wypadku sprawców. Choć poszczególne„fakty” mogą wyglądać inaczej w zeznaniach poszczególnych świadków, połączone, ujawniająbezsporną prawdę. Choć mordercy usiłowali wszelkimi sposobami zatrzeć ślady swych zbrodni,wie my, że w Chełm nie zamor dowano co naj mniej sto pięć dzie siąt dwa tysiące ludzi.

Mimo wspomnianych wyżej trudności, z ocalałych dokumentów wyłania się także zarysdziejów obozu. Historia obozu w Chełmnie to opowieść o tym, jak w ramach politykiniemieckich władz, wśród nieustannych kłamstw, z zimną krwią i wyrachowaniemwymordowano część ludności zamieszkującej zachodnie ziemie polskie czy tam deportowanej.Polityka władz Rzeszy wobec Żydów w okupowanej Polsce czy – bardziej szczegółowo – dziejełódzkiego getta, są już dobrze opisane w literaturze, toteż tutaj w ich przedstawieniuograniczymy się do minimum. Jednak by nakreślić kontekst wydarzeń, poświęcimy uwagęprogramowi eutanazji i działaniom Sonderkommando Lange, a więc okolicznościom pierwszejwagi, które poprze dzi ły powstanie ośrodka zagłady.

Obóz śmierci w Chełmnie był pod wieloma względami wyjątkowy – po pierwsze dlatego, żeoficjalnie ośrodek o takiej nazwie nigdy nie istniał. Chełmno to polska nazwa miejscowa.Niemieckie władze przemianowały ją na Kulmhof w roku 1940, jeszcze przed powstaniemobozu. Nazwy wsi Treblinka, Sobibór czy Bełżec nie zostały zmienione, toteż nie ma żadnychwątpliwości co do tego, jak nazywać utworzone tam ośrodki zagłady. Co więcej, z historycznegopunktu widzenia poprawnie jest mówić o obozie w Auschwitz, bo tak brzmiała niemieckanazwa miasta Oświęcim. Polacy, być może jako jedyni, na pewno byliby oburzeni, gdyby KLAuschwitz nazywać wyłącznie obozem w Oświęcimiu. A tymczasem posługiwanie sięokreśleniem „obóz zagłady w Chełmnie” praktycznie nie budzi zastrzeżeń ani w społeczeństwiepolskim, ani wśród historyków Holokaustu. Być może źródłem tej sytuacji był wspomnianywyżej angielski przekład artykułu o obozie i całego pierwszego tomu „Biuletynu GłównejKomisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce”, wydanego w roku 1947. Dla określaniapołożenia geograficznego obozu używano tam głównie (choć nie wyłącznie) nazwy „Chełmno”.Wspomniany artykuł stanowił główne źródło informacji o ośrodku dla anglojęzycznych badaczy.

Page 13: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Jednak bez względu na przyczyny, w anglojęzycznej historiografii przyjęło się pisać o oboziezagłady Kulmhof jako o „obozie w Chełmnie”, więc tę właśnie nazwę, choć z historycznegopunktu wi dze nia błędną, bę dzie my wykorzystywać w ni niej szej pracy7.

Obóz w Chełmnie był wyjątkowy również dlatego, że był to pierwszy ośrodek założony przeznazistowskie władze wyłącznie w celu dokonywania masowych egzekucji. Działalność obozurozpoczęła się jeszcze przed niesławną konferencją w Wannsee, podczas której omawianokwestie wdrożenia „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej. Był to poza tym jedyny obózzagłady, który zlikwidowano, by potem ponownie go uruchomić. Na tle innych ośrodkówwyróżniał się też tym, że wykorzystywano w nim samochodowe komory gazowe, nawet po tym,jak w innych obozach zagłady dowiedziono, że stacjonarne instalacje są bardziej „wydajne”.Pozostałe obozy zorganizowane wyłącznie w celu mordowania ludzi – obozy operacji„Reinhard”, czyli Treblinka, Bełżec i Sobibór – leżały na wschód od Chełmna, w GeneralnymGubernatorstwie, i miały wspólny zarząd. Chełmno znajdowało się w nowo powstałym KrajuWarty, prowincji utworzonej z włączonych do Rzeszy zachodnich ziem polskich, i podlegałoaparatowi administracyjnemu całkowicie odrębnemu od tego zaangażowanego w operację„Re inhard”.

Mordowanie tysięcy ludzi z użyciem gazu w Kraju Warty odbyło się w dwóch etapach.Pierwszy z nich rozegrał się w ramach tak zwanego programu eutanazji, obejmującego głównielikwidację umysłowo chorych i niepełnosprawnych pacjentów zakładów psychiatrycznychi innych placówek służby zdrowia. Działania te, prowadzone przez lotną jednostkę specjalną, niebyły wymierzone bezpośrednio w ludność żydowską – jako kryterium selekcji przyjętodomniemaną niepełnosprawność umysłową lub fizyczną ofiar. Drugi etap, wdrożonyz wykorzystaniem doświadczeń uzyskanych w etapie pierwszym, polegał na stworzeniuplacówki, do której przywożono ofiary tylko po to, by je tam zagazować. Ofiary te, w głównejmierze Żydzi, ale też częściowo Romowie, zostały wybrane na podstawie rzekomej „niższościrasowej”, zaś ową placów ką, pierw szą w swoim rodzaju, był ośrodek zagłady w Chełm nie.

Posłużył on za wzorzec dla następnych ośrodków eksterminacji. W porównaniu z nimi tenprototyp, choć wydajny, był jednak prymitywny. Obóz w Chełmnie nie dysponował wielomaelementami, które zwyczajowo kojarzymy z obozami koncentracyjnymi czy obozami zagłady.W Chełmnie nie było charakterystycznych ogrodzeń z drutu kolczastego, rzędów baraków aniwieżyczek strażniczych. Poza przeznaczeniem, inną cechą wspólną dla obozów operacji„Reinhard” była dbałość o logistykę. Leżały one w miejscach odosobnionych, a jednak łatwodostępnych. Ze względu na planowaną dużą liczbę ofiar kluczowa była bliskość liniikolejowych. Po przybyciu do obozów ofiary podstępnymi metodami uspokajano. Ludziez transportów przybywających do Treblinki wierzyli, że wysiadają na zwykłej stacji. Wielupozostawało w nieświadomości nawet w czasie przygotowań do śmierci, kiedy golono im głowy(element nieobecny w Chełmnie) i nakazywano się rozebrać. Kiedy ofiary stały przedsamochodową czy stacjonarną komorą gazową, było już za późno – ich los był przesądzony. Towłaśnie były podstawowe założenia, według których zbudowano obozy w Treblince, Bełżcui Sobiborze. Poza tym stworzono je dosłownie od podstaw (zaś w Chełmnie wykorzystanoistniejące budynki), a zatem specjalnie zadbano o to, by odpowiadały potrzebom ośrodkówzagłady. Bezpośrednio do obozów doprowadzono bocznice kolejowe. Założono różnego rodzajuwarsztaty oraz magazyny (w Treblince był nawet mały ogród zoologiczny). Komory gazowe

Page 14: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

lokowano w niedużym oddaleniu od punktu przyjęcia więźniów, by łatwo było tam dojść, a zarazobok znajdowały się miejsca, w których pozbywano się ciał. W Chełmnie trzeba było przejechaćcztery kilometry w jedną stronę, by pozbyć się zwłok. Obóz w Chełmnie powstał z rozkazuArthura Greisera, gubernatora prowincji, w celu rozwiązania „lokalnego problemu”, zaś obozyoperacji „Reinhard” – z rozkazu Adolfa Hitlera, w celu rozwiązania „europejskiegoproblemu”. Obóz w Chełmnie, dysponujący urządzeniami do mordowania o ograniczonejwydajności, okazał się wystarczający do realizacji założonego pierwotnie celu, jakim byłouśmiercenie stu tysięcy ludzi. Obozy operacji „Reinhard” przyjęły ten model działaniai „udoskonaliły” go, by sprostać postawionym im znacznie ambitniejszym zadaniompozbawie nia życia mi lionów istot ludz kich.

Do powstania obozu w Chełmnie wiodła długa droga – był to zawiły proces, który rozpocząłsię jeszcze przed rokiem 1925, kiedy to Adolf Hitler przelał swoją wypaczoną filozofię na papierw Mein Kampf. Ledwie rok po zakończeniu I wojny światowej pisał, że Żydzi powodują „rasowągruźlicę wśród narodów”, że „ostatecznym celem” przy rozwiązywaniu tego problemu jest„zupełne usunięcie Żydów”8. Kamieniami milowymi na tym szlaku były: mianowanie Hitlerakanclerzem Niemiec w styczniu 1933, przejęcie instytucji władzy i indoktrynacja szerokichwarstw społeczeństwa, założenie obozów koncentracyjnych, przyjęcie ustaw norymberskich,przymusowa sterylizacja, eutanazja, wybuch II wojny światowej, krwawe rzezie dokonane przezEinsatzgruppen w Związku Radzieckim oraz oczywiście coraz bardziej restrykcyjne posunięciawobec ludności żydow skiej.

Aby zrozumieć, jak ów cykl wydarzeń doprowadził do tego, że nieduża grupa esesmanówprzybyła do sielskiej wsi w rolniczej części Polski i rozpoczęła tam kampanię masowejeksterminacji, musimy cofnąć się do czasów poprzedzających wybuch II wojny światowej.Potajemne wdrożenie programu eutanazji i jego rozszerzenie na nowo włączone do Rzeszytereny Kraju Warty prowadzą nas na próg obozu w Chełmnie. Nim nadszedł wrzesień 1941,wszystkie elementy poskładały się już tak, że jakościowa zmiana między obozemkoncentracyj nym a ośrodkiem zagłady okazała się tyl ko małym krocz kiem.

Page 15: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

1 Prolog

Page 16: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Program eutanazji

„Eutanazja” to słowo, które pochodzi z greki i oznacza „dobrą śmierć”. Jego nowoczesnepojmowanie jako „samobójstwa w asyście lekarza” nie ma nic wspólnego z działaniamiwdrożonymi przez narodowosocjalistyczny rząd Niemiec pod nazwą „programu eutanazji”.Program ten wywodził się z teorii rasowych i eugeniki. Zdrowie ofiary było tu kryteriumdrugorzędnym, o ile w ogóle brano je pod uwagę. Ani pacjent, ani jego rodzina nie mieli w tymproce sie nic do powie dze nia; nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, co się dzie je.

Eutanazja wciąż jest tematem kontrowersyjnym, podobnie jak w czasach republikiweimarskiej, kiedy też debatowano nad tym zagadnieniem. Owa dyskusja, stanowiąca częśćprogramu reform systemu leczenia psychiatrycznego w ogóle, była jedną ze składowychznacznie szerszego sporu wokół kwestii państwa opiekuńczego i braku zasobów finansowychniezbędnych do podtrzymania systemu w obliczu długotrwałego kryzysu gospodarczego.U podstaw dysputy leżało zagadnienie praw jednostki wobec potrzeb społeczności. Gdynarodowi socjaliści w styczniu 1933 objęli w Niemczech władzę, nastał kres tej dyskusji.Pierwszym krokiem ku legalizacji przymusowej eutanazji było podpisanie w lipcu 1933 prawao zapobieganiu narodzinom potomstwa z chorobami dziedzicznymi (Gesetz zur die Ver hütungerbkranken Nachwuchses). Akt ten nakazywał obowiązkową sterylizację osóbniepełnosprawnych. Rok później weszło w życie prawo o zdrowiu małżeńskim, które zakazywałoudzielania ślubu parom, w których choć jedna osoba dotknięta była niepełnosprawnością,prowadzącą do obligatoryjnej sterylizacji. Potem wprowadzano kolejne przepisy. W ichrezultacie pomiędzy rokiem 1934 a 1945 około czterystu tysięcy ludzi poddano przymusowymzabiegom: u kobiet z początku podwiązywano jajowody, później zaś dokonywano sterylizacjiz użyciem radu lub promieni Roentgena, zaś mężczyzn poddawano wazektomii1. Kandydatów dosterylizacji przedstawiano komisjom lekarskim, była to jednak tylko formalność, bo pacjencipoddawani proce durze byli z założe nia traktowani jako ułom ni.

W ramach ogólnej kampanii propagandowej, której celem było zaszczepienie niemieckiemuspołeczeństwu ideałów narodowego socjalizmu, rząd od razu uruchomił program mającyprzekonać szerokie masy o „korzyściach” płynących z eutanazji. Hitler był jednak przekonany, żelepiej nie wdrażać polityki eutanazji w czasie pokoju, obawiał się bowiem negatywnej reakcjispołeczeństwa. Wierzył, że podczas wojny (którą planował na drugą połowę lat trzydziestych),„kiedy uwaga całego świata będzie zwrócona na operacje wojskowe, a życie ludzkie w każdymrazie mniej się bę dzie li czyć, łatwiej bę dzie uwol nić lud z brze mie nia umysłowo chorych”2.

W maju 1939 roku Hitler polecił podległym sobie urzędnikom z Kancelarii Führera [Kanzleides Führers, KdF], by utworzyli organizację nadzorującą program „miłosiernego uśmiercania”dzieci – Komitet Rzeszy do spraw Naukowej Rejestracji Ciężkich Chorób Dziedzicznychi Wrodzonych. Położnym i lekarzom nakazano obowiązkową rejestrację dzieci, które urodziły sięz wadami. Komisja ekspertów selekcjonowała kandydatury zgłoszone do programu. Dzieci teodsyłano do tak zwanych grup dzieci specjalnych i zabijano zastrzykami trucizny albo przez

Page 17: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

zagłodzenie. Doktor Hermann Pfannmüller, dyrektor jednej z placówek, w których dokonywanoeutanazji dzieci, preferował metodę powolnego głodzenia. Podczas oprowadzania gości poplacówce pod koniec 1939 roku, jak wspominał jeden z wizytujących, doktor Pfannmüllerpodniósł takie dziecko z łóżeczka i „[…] prezentował je niczym martwego królika; z minąeksperta i cynicznym uśmiechem zapewniał: »Temu wystarczą jeszcze dwa czy trzy dni«. Obraztego opasłego, szczerzącego zęby w uśmiechu mężczyzny, który trzyma w pulchnych dłoniachpopiskujący szkielet, otoczony innymi, konającymi z głodu dziećmi, wciąż stoi mi żywo przedoczami. [Zapytany] czy szybka śmierć od zastrzyku itp. nie byłaby przynajmniej litościwsza,[doktor] znów zachwalał swoje metody jako bardziej praktyczne w świetle publikacjizagranicznej prasy. […] Pfannmüller nie krył też faktu, że wśród dzieci, które miałwymordować […], znajdowały się także takie, które nie cierpiały na choroby umysłowe,a mianowicie potomstwo żydowskich rodziców”3. W ramach tak zwanego programu eutanazjidzieci zginęło ich około sześciu tysięcy. Program kontynuowano przez całą wojnę, choćw sierpniu 1941 roku Hi tler wydał roz kaz, by go zakończyć.

Latem roku 1939 Führer polecił, by Reichsleiter Philipp Bouhler z KdF oraz profesor KarlBrandt, zaufany lekarz, obaj zaangażowani już w nadzór nad programem eutanazji dzieci,stworzyli aparat administracyjny niezbędny do przeprowadzenia podobnego postępowaniawobec dorosłych, ponieważ w najbliższym czasie, w związku z rozpoczęciem działań wojennych,miało się zwiększyć zapotrzebowanie na łóżka szpitalne i personel medyczny. Przeprowadzonoselekcję lekarzy, odbyła się seria spotkań, sformułowano plany. Hitler otrzymywał okresoweraporty z postępów prac, a w październiku 1939 roku udzielił projektowi oficjalnej aprobaty,podpi sując dokument antydatowany na 1 wrze śnia, czyli dzień roz poczę cia działań zbroj nych:

Reichsleiter Bouhler i doktor Brandt, lekarz, są odpowiedzialni za rozszerzanie uprawnień wybranych lekarzy, którzy będąwyszczególnieni z nazwiska. Lekarze ci będą mogli udzielać miłosiernej śmierci pacjentom uznanym wobec najlepszejludz kiej wie dzy za nie ule czalnie chorych. Adolf Hitler4.

Nie był to dokument jawny. Nie upubliczniono go, dopóki Hitler pozostawał przy władzy.Führer wydał ten rozkaz – czy raczej upoważnienie – w trybie niedozwolonym w obowiązującymwówczas w Niemczech prawie, a mianowicie jako przywódca partii narodowosocjalistycznej, napapierze urzędowym Kancelarii Führera, a nie jako kanclerz Niemiec. Celem tego dokumentubyło nadanie programowi eutanazji aury prawomocności, by ułatwić pozyskiwanie doń lekarzy.Karl Brandt i Philipp Bouhler powierzyli zarządzanie projektem Viktorowi Brackowi,kierownikowi Departamentu II w Kancelarii, zajmującego się sprawami państwowymii partyjnymi. Ostatecznie personel projektu zajął budynek wynajęty w tym celu przez KdFw Berlinie, przy Tiergartenstraße 4, skąd cały program wziął swą nazwę – operacja „T4”.Każdej osobie wprowadzanej do programu wyjawiano jego naturę, pytano, czy chce uczestniczyćw tych działaniach (nikt nie był do tego zmuszany), a osoby, które się na to decydowały,zobowiązywały się do zachowania tajem ni cy. Kie dy w roku 1939 wybuchła woj na, Hi tler miał jużaparat admi ni stracyj ny gotowy do taj nej li kwi dacji umysłowo chorych5.

W sumie powstało sześć ośrodków eutanazyjnych: w Grafeneck w Wirtembergii,Brandenburgu nieopodal Berlina, w Hartheim pod Linzem w Austrii, w Sonnensteinw miejscowości Pirna w Saksonii, w Bernburgu w Saksonii i Hadamar w Hesji. Każdaplacówka dysponowała własną komorą gazową. W połowie roku 1940 Christian Wirth,urzędnik policji ze Stuttgartu, został mianowany kierownikiem administracji ośrodka

Page 18: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

w Hartheim. Sądząc z opisów, był to osobnik odrażający, prymitywny i nachalny. Odnosząc siędo konieczności wdrożenia programu eutanazji, Wirth mówił o „pozbywaniu się bezużytecznychgąb”, twier dził, że „sentymental ny beł kot” o takich osobach „przyprawiał go o mdłości”6.

Zamek Grafeneck, siedziba hospicjum dla inwalidów, został przejęty przez obsadę z T4w październiku 1939 roku i nazwany „Placówką A”. Już w następnym miesiącu zaczęły sięzabiegi eutanazji. Placówka odpowiadała za terytorium Austrii, a nawet północne regionyWłoch (nawiązano współpracę z włoskim rządem w kwestii mieszkających na tych terenachpacjentów nie miec kie go pochodze nia).

Ośrodek w Brandenburgu noszący kryptonim „Placówka B” powstał w starym więzieniu.Podlegali mu pacjenci z Saksonii, Szlezwika-Holsztynu, Brandenburgii, Brunszwiku,Meklemburgii i Anhaltu, jak również z Hamburga i Berlina. Placówkę zamkniętow październiku 1940 roku, a jej personel przeniesiono do Ośrodka Pielęgnacyjno-Opiekuńczegow Bernbur gu, dys ponujące go lepszym zaple czem technicz nym.

Zamek Hartheim niedaleko Linzu w Austrii został oznaczony jako „Placówka C”. Posyłanotam ofiary z Austrii, części Saksonii, południowych Niemiec, a nawet z Jugosławiii Protektoratu Czech i Moraw. Jeden z przydzielonych tam urzędników opisał później Hartheimjako „zapusz czony chlew”7.

Pod kryptonimem „Placówka D” krył się Ośrodek Pielęgnacyjno-Opiekuńczy w Sonnenstein.Personel z T4 zajął ten obiekt w kwietniu 1940 roku. Placówka odpowiadała za Turyngię, częśćSaksonii i Śląska, a także za część południowych Nie miec.

Działalność ośrodka w Grafeneck zakończyła się w grudniu 1940. Jego personel przeniesionodo „Placówki E” w Hadamar, niedaleko Limburga. Przybywali tam pacjenci z Nadrenii-Palatynatu, Pół noc nej Nadre nii-West falii oraz Dol nej Saksonii.

Formularze do rejestracji pacjentów zostały rozesłane do wszystkich hospicjów i zakładówpsychiatrycznych w Niemczech. Pacjentów należało zaklasyfikować do jednej z trzech grup.Pierwsza grupa obejmowała między innymi chorych na padaczkę i nieuleczalny paraliż, zaś dodrugiej grupy trafiali wszyscy pacjenci, którzy byli hospitalizowani nieprzerwanie przez conajmniej pięć lat. Stwierdzono, że pacjenci zakwalifikowani do tych grup najczęściej nie byliśmiertelnie chorzy. „Nie cierpieli, większość z nich nie była bliska śmierci ani nie chciałaumie rać”8. Jeśli któraś instytucja odmawiała współpracy w zakresie wypełniania formularzybądź przesyłała je wypełnione błędnie lub niekompletnie, odwiedzała ją komisja złożonaz pracowników T4. Na żądanie członkowie komisji sami wypełniali formularze, nawet niebadając pacjentów.

Kwestionariusze trafiały do centralnego biura T4, gdzie weryfikowała je grupa trzechekspertów. W każdej sprawie zapadała decyzja, oznaczona plusem (eksterminacja), minusem(odroczenie) lub znakiem zapytania (do dalszego rozpatrzenia), nanoszonym tuszem na historiichoroby pacjenta. Następnie układano listy pacjentów wytypowanych do eutanazji, odrębne dlaposzczególnych zakładów psychiatrycznych i domów opieki. Listy te przekazywano doodpowiedniego ośrodka eutanazji w celu realizacji decyzji. Każda placówka miała do dyspozycjitabor autobusowy i kie row ców, by odbie rać ofiary z zakładów opie ki i prze wozić je do ośrodka.

SS odgrywało w programie eutanazji w Niemczech rolę ograniczoną, niemniej jednak istotną.Kancelaria Führera zgłosiła zapotrzebowanie na doświadczonych techników oraz materiały(medykamenty i gaz), bez których placówki T4 nie mogłyby przeprowadzać mordów na

Page 19: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

pacjentach, a ze względu na zachowanie tajemnicy tych działań logiczne było zwrócenie się z tąsprawą do SS. W celu uzyskania technicznego wsparcia Viktor Brack z Kancelarii Führeranawiązał ścisłą współpracę z kierowanym przez Reinharda Heydricha Głównym UrzędemBezpieczeństwa Rzeszy [Reichssicherheitshauptamt – RSHA], a ściślej z Referatem AnalitykiChemicznej [Referat Chemie] w Instytucie Techniki Kryminalnej [KriminaltechnischesInsti tut – KTI]. Re fe ratem tym kie rował inżynier che mik i ofi cer SS, Al bert Widmann.

KTI otrzymał zadanie przeprowadzenia doświadczeń, które pozwoliłyby określić najlepszysposób uśmiercania osób objętych programem. Po pewnym czasie w placówce eutanazyjnejw Brandenburgu przeprowadzono pokaz – wśród licznych, wysokich rangą gości znajdowali sięKarl Brandt, Philipp Bouhler, doktor Leonardo Conti (Naczelny Lekarz Rzeszy), jak też ViktorBrack, Albert Widmann i sławny Christian Wirth. Pacjentom z jednej grupy podano zastrzyki,zaś tych z drugiej zaprowadzono pod strażą do komory gazowej, do której wtłoczono następnietlenek węgla. Zastrzyki uznano za mniej efektywny środek likwidacji niż czad i ostateczniepacjentów z pierwszej grupy również uśmiercono w komorze gazowej. Doktor Brandtzde cydował, że do uśmier cania ludzi w programie eutanazji bę dzie wykorzystywany gaz9.

Jeden z ekspertów technicznych z instytutu Widmanna Untersturmführer August Becker,również obecny na pokazie w Brandenburgu, kupował stalowe butle na tlenek węgla w fabrycenależącej do zakładów Mannesmann RÖhrenwerke, producenta orurowania. Butle te, walceo pojemności około czterdziestu litrów każdy, były następnie napełniane śmiercionośnym gazemw fabryce koncernu IG Farben w Ludwigshafen, a stamtąd dowożone do placówekeutanazyj nych10. Becker nie ograniczał się tylko do dostarczania tlenku węgla – był obecny przyuśmier caniu pacjentów gazem, doradzał przy tych działaniach i nadzorował je.

W ostatecznym kształcie procedura trucia pacjentów gazem była prosta, ale podstępna.Ofiary wprowadzano do pokoju, gdzie miały się rozebrać. Następnie były fotografowanei poddawane pobieżnym badaniom, nie w celach medycznych, lecz dla dopełnienia formalnościadministracyjnych. Na plecach pacjentów zapisywano numery, by umożliwić identyfikację ciał.Później gromadzono nieszczęśników w poczekalni, gdzie wydawano im ręczniki i mydło.Wreszcie prowadzono całą grupę do komory gazowej, sprytnie zakamuflowanej jako pryszniceczy sala do inhalacji. Gdy ofiary były już w środku, zamykano drzwi i włączano dopływ gazu.Jedni pacjenci po prostu tracili przytomność, inni zaczynali krzyczeć, tłuc w ściany i drzwi.Kiedy lekarz uznał, że wewnątrz nie ma już nikogo żywego, przeważnie po upływie okołodwudziestu minut, odcinano dopływ gazu i wtłaczano do komory świeże powietrze, by wyparłotlenek węgla. Potem zwłoki wywożono do krematorium i palono11. Obóz zagłady w Chełmniemiał być pierwszym na terenie Kraju Warty, gdzie przyjęto tę metodę przy „taśmowej”eksterminacji Żydów. Kilka miesięcy później zarówno procedurę, jak i personel akcji T4wykorzystano również w ramach operacji „Reinhard” w głównych centrach zagłady, w obozachw Bełż cu, Sobi borze i Tre blince.

24 sierpnia 1941 roku Hitler wydał rozkaz, by zaprzestać trucia gazem pacjentów w ramachakcji T4, ponieważ wiedza o tych działaniach rozprzestrzeniała się coraz bardziej, powodującwzburzenie społeczeństwa, dokładnie tak, jak przewidywał. Według statystyka zatrudnionegow T4 od stycznia 1940 do sierpnia 1941 roku w ośrodkach eutanazyjnych T4 zamordowano70 723 niepełnosprawne osoby z zakładów psychiatrycznych w Niemczech i Austrii, czyli okołotrzydziestu pięciu tysięcy pacjentów rocznie12. W rzeczywistości zabijanie chorych trwało do

Page 20: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

końca wojny w ramach działań określanych obecnie jako „dzika” eutanazja. Na terenie całychNiemiec i Austrii lekarze i sanitariusze wymordowali tysiące pacjentów za pomocą zastrzykówz truci zną lub przez zagłodze nie.

Wiosną 1941 roku wzrosło zaangażowanie SS w program eutanazji, jako że esesmaniuruchomili operację „14f13” – program mordowania więźniów obozów koncentracyjnych.Obozowi lekarze wybierali ofiary do specjalnego zabiegu, przy czym ostatecznej selekcjidokonywali wizytatorzy z T4. Wytypowanych więźniów wywożono do placówek T4 i gazowano.Szacuje się, że w ramach tego programu do jego oficjalnego zakończenia w 1943 roku zabito dodwudzie stu tysię cy więź niów.

Jak zeznał Viktor Brack, powodem, dla którego Hitler rozkazał, by uruchomić w Niemczechprogram eutanazji, była „eliminacja przetrzymywanych w zakładach dla obłąkanych i innychtego typu instytucjach ludzi, z których Rzesza nie miałaby już nigdy żadnej korzyści. Uznano ichza bezużyteczne obciążenie, a Hitler uważał, że dzięki eksterminacji tego bezużytecznegoobciążenia można będzie przeznaczyć większą liczbę lekarzy, sanitariuszy, pielęgniarek, łóżekszpitalnych i innych zasobów do użytku sił zbrojnych”13. Według przywoływanego już statystykaz T4 eliminacja tego „bezużytecznego obciążenia” przyniosła państwu niemieckiemu w okresiedziesięciu lat oszczędność 885 439 980 marek, zaś jeśli chodzi o zasoby żywności, państwozaoszczędziło 13 492 440 kilogramów mięsa i wędlin. Można sprowadzić te wyliczenia dojeszcze większego absurdu, wskazując, że oznaczało to oszczędność około 192 kilogramówmięsa na każdym pacjencie, czyli mniej więcej 0,053 kilograma dziennie przez wspomnianyokres dziesięciu lat. Jednak chyba istotniejszy od oszczędności na wędlinach był fakt, żeprogram eutanazji nie tylko dostarczył wykwalifikowanych kadr, które zatrudniono potemw obozach zagłady objętych operacją „Reinhard”, lecz także pomógł personelowizarządzające mu i techni kom prze kroczyć grani cę psychologicz ną.

Page 21: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Mobilne jednostki morderców

Ostatnim posunięciem przed założeniem jednej, stacjonarnej placówki, w której miała zostaćzabita większa liczba ofiar, było utworzenie grupy eksterminacyjnej do przeprowadzaniaterenowych operacji likwidacyjnych o ograniczonym zakresie w placówkach opieki zdrowotnejna te re nie całe go Kraju War ty.

Zasięg terytorialny programu eutanazji został rozszerzony w chwili niemieckiego najazdu naPolskę 1 września 1939 roku, a następnie rozbioru podbitego kraju. Podobnie jak wszystkie inneinstytucje w Polsce, także zakłady dla psychicznie chorych i niepełnosprawnych zostały przejęteprzez Niemców i oddane w zarząd nowo powołanej okupacyjnej administracji. Metodyprzeprowadzania tak zwanej eutanazji w tych przejętych placówkach różniły się, ale najczęściejstosowano zastrzyki trucizny (na przykład w Lublińcu), głodzenie (w Kobierzynie) i/lubroz strze lania (w Cheł mie Lubel skim)1.

Tylko na terenie Kraju Warty poza powyższymi metodami wykorzystano także komorygazowe. Dokonane przez Bracka rozszerzenie programu eutanazji na zachodnie ziemiepodbitego państwa polskiego nie wymagało tworzenia osobnego aparatu administracyjnego –Brack po prostu powołał kolejną instytucję eutanazyjną. Różniła się ona jednak zasadniczo odtych w Niemczech, ponieważ była w gruncie rzeczy jednostką mobilną. Owa instytucja –Sonderkommando Lange, specjalny wydzielony oddział SS z samochodową komorą gazową –przybywała tam, gdzie byli jej „pacjenci”.

Po wybuchu wojny i stworzeniu przez Niemcy z części zajętych terenów nowej prowincji,Kraju Warty, sześć leżących w tym regionie zakładów psychiatrycznych: w Owińskach kołoPoznania, Gnieźnie (Dziekanka), Kościanie, Warcie, Łodzi (Kochanówka) i Gostyninie, przeszłopod nadzór władz prowincji [Gauselbstverwaltung – GSV] w Poznaniu. Centralne BiuroPrzenosin Pacjentów [Zentrale für Krankenverlegung], którego zadaniem byłoprzygotowywanie i przekazywanie rodzinom pacjentów fikcyjnych danych o ich losie, takżepodlegało GSV. W Centralnym Biurze prowadzono też rejestr, zawierający informacje o miejscurzekomego pochówku zmarłych pacjentów na cmentarzu przy zakładzie w Dziekance.Specjalnie powołany Referat Stanu Cywilnego w Centralnym Biurze wystawiał akty zgonu,podając fikcyjne daty i przyczyny śmierci pacjentów. Podobnie jak w Niemczech do wszystkichzakładów psychiatrycznych i domów opieki na wcielonych do Rzeszy ziemiach polskichrozesłano formularze rejestracji pacjentów. W szpitalach psychiatrycznych przygotowano listypacjentów, na podstawie których miała być później przeprowadzona ich ewakuacja, choćzdarzały się wyjątki. Część lekarzy i personelu pielęgniarskiego zwolniono, ograniczonowydawanie leków, wydano też rozkaz, na mocy którego zakazane zostało wypisywanie pacjentówze szpi tali.

Pierwszym krokiem w procesie prowadzącym do masowych mordów było przygotowanie przeznowo nominowanych dyrektorów zakładów psychiatrycznych list pacjentów. Aby ukryć przedpolskim personelem rzeczywisty cel tych działań, mówiono o „ewakuacji”, przeniesieniu

Page 22: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

pacjentów do innych zakładów. Termin ten kojarzył się też z przesiedleniami Polaków doGeneralnego Gubernatorstwa, co również miało wówczas miejsce. Wewnętrzna korespondencjaopisywała jednak te transfery jako czyszczenie szpitali z umysłowo chorych. Listy specjalnychtransferów pacjentów do innych zakładów, wyszczególniające nazwiska ofiar tych czystek, byłynastępnie przekazywane do Wyższego Dowódcy SS i Policji [Höhere SS- und Polizeiführer –HSSPF] Wilhelma Koppego, na którym spoczywała odpowiedzialność za przeprowadzenieewakuacji2.

Główny nadzór nad uśmiercaniem gazem osób niepełnosprawnych umysłowo w Kraju Wartyod strony operacyjnej, ale nie administracyjnej, miało sprawować SS. Nazistowska biurokracjasłynęła z zawiłej hierarchii, taka sytuacja bynajmniej nie była czymś nadzwyczajnym. Drabinyhierarchii się krzyżowały, zakresy terytorialne się zazębiały. Heinrich Himmler, dowódca SS,miał w każdej prowincji przedstawiciela w postaci HSSPF, który podlegał zarówno bezpośredniojemu, jak i zarządcy prowincji [Reichsstatthalter]. W Kraju Warty stanowisko HSSPF otrzymałstacjonujący w Poznaniu Gruppenführer Wilhelm Koppe. Na Koppem spoczywała operacyjnaodpowiedzialność za egzekucje, które na podległym mu obszarze przeprowadzałoSonderkommando Lange. Jakkolwiek Koppe twierdził, że jest dowódcą tego oddziału3, a Langebył oficjalnie przydzielony do placówki Gestapo w Poznaniu, to jednak później zeznał, że nadlikwidacją pacjentów z Kraju Warty w komorach gazowych nadzór sprawował Viktor Brackz Kancelarii Führera4. Zastępca dyrektora placówki Gestapo w Poznaniu SturmbannführerAlfred Trenker, przygotowując wkrótce po objęciu stanowiska sprawozdanie okresowe dlaBerlina, poprosił o potwierdzenie, czy Lange rzeczywiście jest dowódcą jednostki specjalnej.Gruppenführer Heinrich Müller, szef Gestapo, przysłał odpowiedź opatrzoną klauzulą „ściśletajne”, w której stwierdził, że Sonderkommando Lange podlega szefowi Policji BezpieczeństwaHeydrichowi, a ścieżka dowodzenia prowadzi od Sonderkommando Lange przez Główny UrządBezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) do szefa Policji Bezpieczeństwa. Po tej wiadomości Trenkerprzestał zaprzątać sobie głowę działalnością tej jednostki5. Lange często odwiedzał Berlin, byskonsultować szczegóły działalności Sonderkommando. Narady w RSHA doprowadziły dopodjęcia decyzji, by zlecić mu eksperymenty z wykorzystaniem tlenku węgla przy uśmiercaniuofiar. To wyjątkowe zadanie wskazuje, że Lange był bezpośrednio związany z głównymiwładzami programu eutanazji.

Wspomniane konsultacje miały miejsce w październiku i listopadzie 1939 roku. Decyzjao eksperymentach z tlenkiem węgla zapadła więc przed opisanym wyżej pokazemw Brandenburgu, po którym Brandt wybrał uśmiercanie gazem, a nie zastrzykami, jakopreferowaną metodę eutanazji na rdzennych terenach Rzeszy. Nie wiadomo dokładnie, kiedymiał miejsce ów pokazowy eksperyment w Brandenburgu – jego uczestnicy zeznawali potem, żestało się to podczas dwudniowej konferencji w grudniu 1939 lub styczniu 1940 roku6.Wynikałoby z tego, że podejmując decyzję o wyborze tlenku węgla, Brandt musiał też wziąć poduwagę wyni ki uzyskane już przez Lange go.

Bardzo niewiele napisano dotąd o człowieku, który miał założyć obóz zagłady w Chełmnie.Herbert Lange urodził się we wrześniu 1909 roku we wsi Menzlin na Pomorzu Przednim (napółnoc od Berlina), do NSDAP wstąpił w maju 1932 roku, zanim jeszcze partia ta objęła władzęw Niemczech, a do SS – niecały rok później, w marcu 1933. W roku 1938 wstąpił do PolicjiKryminalnej [Kriminalpolizei – Kripo] i Służby Bezpieczeństwa SS [Sicherheitsdienst – SD].

Page 23: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

W roku 1935 się ożenił; w latach 1936 i 1938 urodziły mu się dzieci. Wszystko wskazuje na to, żeprzełożeni byli zadowoleni z jego pracy. Lange awansował z podporucznika [Untersturmführer]na porucznika [Obersturmführer] w dniu 20 kwietnia 1940 roku, po udziale w mordowaniupacjentów szpitali psychiatrycznych, na kapitana [Hauptsturmführer] w dniu 1 września1941 roku, co mogło być związane z funkcjami sprawowanymi w Chełmnie; następnie, powymordowaniu w komorach gazowych w Chełmnie mężczyzn, kobiet i dzieci oraz powrocie doBerlina, w lipcu 1942 roku awansował z komisarza Policji Kryminalnej [Kriminalkommissar]na radcę [Kriminalrat], a w końcu 1 października 1944 roku za wkład w czynności związanez represjami wobec rzeczywistych i rzekomych spiskowców zamieszanych w próbę zamachu nażycie Hi tle ra w lipcu 1944 otrzymał awans z kapi tana na majora [Sturm bannführer]7.

Trzydziestoletni Lange brał udział w najeździe na Polskę jako członek Einsatzgruppe VI,którą dowodził Standartenführer Erich Naumann. Grupy operacyjne wkraczały na zdobyte jużprzez niemiecką armię ziemie polskie, by wytropić i wyeliminować tych członków polskiegospołeczeństwa, których uznano za wrogich i potencjalnie groźnych dla niemieckich interesów.Einsat zgruppe VI rozwiązano w listopadzie 1939 roku, a Lange wraz z innymi członkami tegooddziału został oficjalnie przydzielony do nowo powstałej placówki Gestapo w Poznaniu.Według zeznań doktora Alfreda Trenkera, który został przeniesiony do Poznania w marcu 1940,a z czasem miał się stać bliskim znajomym Langego i jego rodziny, w strukturach GestapoLange kierował Wydziałem IIG, zajmującym się sprawami nielegalnego posiadania bronii materiałów wybuchowych oraz sabotażem i napadami na Niemców8. Wiadomo, iż brał udziałw egzekucjach Polaków skazanych przez niemieckie sądy. Więźniów wywożono do lasówzakrzewskich lub w inne miejsca niedaleko Poznania i tam rozstrzeliwano9. Wedługtamtejszego leśniczego w ten sposób straciło życie około trzydziestu tysięcy Polaków10. Trenkerzeznał też, że w tym samym czasie lub później Lange kierował również Wydziałem IIE(zatrudnienie robotników przymusowych, zsyłki do obozów pracy poprawczej). Na początku roku1941 do poznańskiej placówki Gestapo przydzielony został jako kierowca w Wydziale IIERottenführer Walter Burmeister. Według Burmeistera kierownikiem tego wydziału byłwówczas Lange11. Istnieją też świadectwa, według których Lange dowodził jednostką ochrony,przydzie loną sze fowi okrę gu Ar thurowi Gre ise rowi12.

Podobno miał być w dodatku pierwszym komendantem Fortu VII (Fort Colomb), jednegoz elementów systemu fortyfikacji obronnych zbudowanych wokół Poznania w XIX wieku, i to nanim miała spoczywać odpowiedzialność za zorganizowanie tam więzienia, dobór personelui przyjęcie pierwszych osadzonych13. Fort VII przez krótki czas miał status obozukoncentracyjnego, ale po reorganizacji struktur policyjnych na ziemiach polskich w listopadzie1939 stał się więzieniem Gestapo. Po kolejnej reorganizacji w połowie roku 1941 jego oficjalnanazwa uległa zmianie na Więzienie Policji Bezpieczeństwa i Obóz Pracy Poprawczej[Polizeigefängnis der Sicherheitspolizei und Arbeitserziehungslager]14. Jednak niezależnie odnazwy było to miejsce kaźni, w którym więźniów poddawano niewyobrażalnym torturom, kiedyoczekiwali na proces, zsyłkę do obozu koncentracyjnego czy wreszcie egzekucję. Nawet jeśliLange nie był pierwszym komendantem więzienia w Forcie VII, niewątpliwie nie było mu onoobce.

Zebrana przezeń jednostka do zadań specjalnych nosiła nazwę Sonderkommando Lange.W jej skład wchodziło około piętnastu osób z różnych służb bezpieczeństwa (nieznana jest ani

Page 24: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

dokładna liczba członków jednostki, ani wszystkie ich nazwiska). Lange miał zastępcę, równieżoficera SS, jak też dwóch podoficerów pełniących funkcje dowódcze. Jego czarnym mercedesemkierował przydzielony mu specjalnie szofer15. Na podstawie dalszych wydarzeń można dojść dotylko jednego wniosku: Lange otrzymał rozkaz znalezienia prostej metody likwidacji pacjentówobję tych programem eutanazji na te re nie Kraju War ty oraz prze prowadze nia tej ope racji.

Lange rozpoczął prace nad tym zadaniem kilka tygodni po niemieckiej agresji na Polskę.Często wyjeżdżał na konsultacje do Berlina, co zaowocowało między innymi decyzją, bywysłać do Poznania esesmana doktora Augusta Beckera, chemika i samozwańczego eksperta odgazowania, by udzielił technicznego wsparcia16. Jak wspomnieliśmy wyżej, Becker miał późniejtakże dostarczyć butle z gazem na pokazową egzekucję w Brandenburgu. W Forcie VII Beckeri Lange mieli doskonałe warunki do przeprowadzania eksperymentów nad metodamiuśmiercania. Jeden ze schronów w obrębie więzienia został wybrany na komorę gazową, a całaadaptacja polegała na uszczelnieniu jego drzwi gliną – rozwiązanie tyleż prymitywne, coskuteczne. Niewiele wiadomo o szczegółach eksperymentów w Forcie VII. Zachowane skąpeinformacje pochodzą głównie od więźniów Fortu, którzy byli świadkami poszczególnychwydarzeń i którym udało się prze trwać woj nę.

Jeden z tych więźniów opisywał potem takie zajście, być może pierwszy transport ofiar dowię zie nia:

Któregoś dnia huk motoru ciężarówki zelektryzował wszystkich. Byliśmy pewni, że samochód zajechał na korytarz kazamat,że szykuje się nowy transport. Ale gdy ciężarówka podjechała pod naszą celę, a strażnicy zasunęli judasze, byliśmy tymwszystkim zaskoczeni. Przez odgłos czynnego motoru przebijały jakieś dziwne głosy. Nienaturalne śmiechy, jęki, płacze,śpiewy wesołe bądź ponure, słowa rzucane bezładnie, głosy kobiet przeklinających bądź zanoszących się od śmiechu, piskidzieci – wszystko to wywierało na nas okropne wrażenie. Czuliśmy instynktownie, że coś strasznego dzieje się za tymiżelaznymi wrotami. Wreszcie z największą ostrożnością uchyliliśmy trochę judasza, by przez szparę zobaczyć, co się dzieje.Trudno opisać makabryczny obraz, jaki ujrzeliśmy. Z auta ściągano lub znoszono ludzi anormalnych lub, jakprzypuszczaliśmy, ludzi nieuleczalnie chorych, bo część całkiem normalnie się zachowywała, a po wyglądzie można byłopoznać, że są to prostytutki. Były i zdziecinniałe staruszki, i dzieci kilku- i kilkunastoletnie. Wszyscy zostali wpędzeni wśródbicia i wy zwisk do jed nej z cel. Ja kiś czas dola ty wa ły jesz cze głosy, póź niej już wszystko ucichło17.

Państwowy Szpital Psychiatryczny w Owińskach był jedną z trzech instytucji tego typuw województwie poznańskim, należał do najstarszych w Polsce – w roku 1938 obchodziłstulecie istnienia. Wymordowanie pacjentów tej placówki często przypisuje się esesmanomz Sonderkommando Lange. W sprawozdaniu sporządzonym w październiku 1945 roku doktorZdzisław Jaroszewski, pracownik zakładu, opisał okoliczności wymordowania tysiąca stupacjentów szpitala, w tym siedemdziesięciorga ośmiorga dzieci, co miało miejsce sześć latwcześniej – w listopadzie 1939. Według tej relacji oddziałem SS, który wywiózł ze szpitalapacjentów, dowodził Hauptsturmführer Sachs [Sacks?], były urzędnik policji w Gdańsku.Z oddziałem SS przybyły dwie kryte plandeką ciężarówki. Esesmani zajęli szpital i wkrótcezaczęli ładować na ciężarówki pacjentów, których ręce były skrępowane na plecach. Esesmanieskortujący ciężarówki mieli przy pasach pistolety i saperki. W kolejnych dniach personelszpitala i pacjenci odczuwali coraz silniejszy niepokój, bo za każdym razem, gdy pytali o punktdocelowy wyjeżdżających transportów, słyszeli inną odpowiedź. Od wywiezionych pacjentów nieprzychodziły żadne wiadomości, a na mundurach esesmanów po ich powrocie do szpitalawidoczne były ślady krwi. Z czasem pacjenci wpychani na ciężarówki zaczęli błagać o litość.Ostatecznie zaczęto im podawać zastrzyki na godzinę przed wywózką, dwa centymetry

Page 25: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

sześcienne somnifenu, by ukoić nerwy. Mimo to zdarzyło się, że jedna z pacjentek zawołałaz ciężarówki: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. Rozwścieczony tym jeden z esesmanów odkrzyknął:„Warte mal, du verfluchtes Ast, du kriegst bald eure »Jeszcze Polska nie zginęła«” [Poczekajno, oślico zatracona, ja ci pokażę „Jeszcze Polska nie zginęła”]. Jako ostatnie wywieziono zeszpi tala dzie ci. Na począt ku grudnia w Owińskach nie było już żadnych pacjentów18.

Według relacji doktora Jaroszewskiego wywózki pacjentów zaczęły się około 1 listopada.Najpierw wywieziono mężczyzn. Dopiero po nich zaczęto wywozić kobiety i dzieci.W sprawozdaniu stwierdzono też, że kobiety i ostatnie transporty wywieziono do Fortu VII i tamzagazowano. Na podstawie tej relacji można wnioskować, że Lange uczestniczyłw wymordowaniu pacjentów szpitala w Owińskach, ale nie da się jednoznacznie stwierdzić, czyto na nim spoczywała administracyjna odpowiedzialność za całość tej operacji. Terminy podaneprzez doktora Jaroszewskiego (na początku grudnia nie było już w szpitalu żadnych pacjentów)wskazywałyby, że w pierwszych dniach listopada Lange nie był jeszcze gotów do uruchomieniasamochodowych komór gazowych. Jednak kobiety i dzieci ze szpitala w Owińskach posłużyły muza króliki doświadczalne, których potrzebował do swoich eksperymentów, co potwierdzająświadkowie.

We wrześniu 1939 roku, kiedy Niemcy zaatakowały Polskę, Henryk Mania był nastolatkiem,uczniem frezerskim. Nie minęły dwa tygodnie, a został aresztowany za rzekomą próbę otruciaNiemca. Po kilku tygodniach pracy w grupie przymusowych robotników przy naprawach drógi torów kolejowych znalazł się wśród więźniów przeniesionych z więzienia w Wolsztynie do celiw Forcie VII. Wkrótce przy życiu pozostało tylko kilku z nich. Mania, Marian Libelt i WacławŚwitała z Rakoniewic zostali przeniesieni do nowej celi, oznaczonej skrótem „SK” (odSonderkommando), w której przetrzymywano już czterech innych Polaków: HenrykaMali czaka, Stani sława Polubińskie go, Stani sława Szymańskie go i Kaje tana Skrzypczyńskie go.

W tym samym dniu, w którym przeniesiono nas do celi SK, wywołał nas SS-man, nie ten jednak, który normalnie pełniłsłużbę na korytarzu. Na dziedzińcu Fortu VII stały w otoczeniu innych SS-manów dwa samochody ciężarowe, załadowaneludźmi. Byli to chorzy psychicznie, co można było poznać po ich wyglądzie. SS-mani kazali nam chorych sprowadzaćz samochodu i prowadzić do bunkra, stojącego osobno. SS-mani pilnowali nas, krzycząc i popychając. Wynieśliśmy teżz samochodu butle żelazne, jak do tlenu, i składaliśmy je koło bunkra. Po napełnieniu bunkra chorymi i po zamknięciużelaznych drzwi SS-mani kazali je oblepić gliną, po czym odesłali nas z powrotem do cel. Po krótkim czasie wyprowadzononas ponownie na dziedziniec. Kazano nam odlepić glinę, otworzyć drzwi i wyciągnąć zwłoki zatrutych gazem chorych.Dowiedziałem się później, że ci więźniowie, w których celi nas umieszczono, wykonywali podobne funkcje już poprzednio,o czym od nich się dowiedziałem. Zwłoki wyrzucone z bunkra wnosiłem na samochód. Po załadowaniu samochodu zwłokamichorych odesłano nas do celi. Opisane wyżej gazowanie chorych psychicznie powtarzało się jeszcze kilkakrotnie […].Wiadomo mi jednak, że byli to chorzy przywożeni na teren Fortu VII z Zakładu dla Psychicznie Chorych w Owińskach kołoPozna nia19.

Mania nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że właśnie dołączył do robotników Sonderkommandow Forcie VII. Ten szesnastoletni chłopak nie wiedział też, że była jeszcze jedna cela „SK”. GrupaMani miała prowadzić ofiary z ciężarówek, w których je przywożono, do bunkrawykorzystywanego jako komora gazowa. Następnie wynosili zwłoki z komory do oczekującychciężarówek, którymi wywożono je do lasu, by tam je pochować. Drugą grupę więźniów wożonodo lasu, by kopali tam mogiły i grzebali zwłoki. Wśród członków tej grupy byli Lech Jaskólskii Franciszek Piekarski, z zawodu leśnik, nestor tej grupy (miał pięćdziesiąt pięć lat) – pełnił onfunkcję przywódcy tych więźniów, budził lęk w Mani i innych. Później obie grupyprzetrzymywano już w jednej celi (numer 62), jednak wciąż odizolowane od pozostałych

Page 26: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

więź niów20.Henryk Maliczak, z zawodu ogrodnik, miał trzydzieści sześć lat, kiedy w listopadzie 1939 roku

został aresztowany i trafił do więzienia Gestapo w Kościanie21. Po mniej więcej trzechtygodniach Maliczak, zwany później „Heinrichem Starszym” dla odróżnienia od Henryka Mani,został prze nie siony do For tu VII w Poznaniu i znalazł się w celi oznaczonej „SK”.

Początkowo byliśmy zatrudnieni przy wywożeniu i grzebaniu zwłok osób umysłowo chorych. Pierwsze ofiary pochodziłyz Zakładu Psychiatrycznego w [Owińskach]. Przywieziono je samochodem ciężarowym do Fortu VII i tu, w jednym bunkrze,którego drzwi i okna zostały uszczelnione, uśmiercono gazem. Widziałem, jak członkowie załogi obozu oraz inni, ubraniw mundury SS, obserwowali przez okienka bunkra działanie gazu. Przywożeniem chorych z Zakładu w [Owińskach]i gazowaniem ich zajmowała się specjalna grupa SS-manów, spoza załogi Fortu VII, licząca nie więcej jak 10 osób. Grupą tądowodził SS-man Lange […]. Gazowano w ten sposób w bunkrze 2 albo 3 razy, w odstępie kilku dni. […] Ofiary byłyspokojne, przypuszczam, że je uspokajano zastrzykami. Nasza rola w tej akcji polegała na tym, że na rozkaz wynosiliśmyzwłoki zagazowanych do samochodów ciężarowych, którymi przewożono je do lasów w okolicy Obornik. Tu zrzucaliśmyzwłoki do wykopanych już grobów. […] O tym, że ofiary były przywożone z [Owińsk] i że są to osoby umysłowo chore,dowiadywaliśmy się od SS-manów z Kommanda Lange. Uspokajali nas przy tym, twierdząc, że tacy ludzie muszą byćusunię ci22.

Te zbiorowe mogiły odnaleziono po wojnie w oddziale 163 lasów różnowskich, podlegającychNadle śnic twu Obor ni ki23.

Z zeznań tych świadków wynika, że choć Lange mógł faktycznie sam jeździć do szpitali poodbiór pacjentów, o czym nie ma mowy w sprawozdaniu doktora Jaroszewskiego, dotyczyło totylko późniejszej grupy pacjentów. 28 listopada 1939 roku z Kliniki Neurologiczneji Psychiatrycznej Uniwersytetu Poznańskiego wypisano dwadzieścioro siedmioro pacjentów,którzy zostali „ewakuowani” w nieznanym kierunku. Przypuszcza się, że oni także padli ofiarąeksperymentów Langego z użyciem gazu24. Według Mani eksperymenty te były prowadzonew For cie VII przez mniej wię cej mie siąc.

Lange pozbywał się zwłok, nie tylko grzebiąc je w masowych grobach w lasach, ale teżprzekazując do Instytutu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Poznańskiego. Według MichałaWorocha, który pracował w instytucie, pewnego dnia pojawił się tam Lange; chciał rozmawiaćz kierownikiem. Po kilku minutach do gabinetu tego ostatniego wezwano Worocha i jegowspółpracownika. Otrzymali polecenie pokazania Langemu krematorium. Przyjrzawszy sięurządzeniom krematorium, Lange oznajmił, że do instytutu będą dostarczane zwłoki dospalenia. Obaj pracownicy musieli przysiąc, że zachowają tajemnicę, przy czym zostaliostrzeżeni, że złamanie przysięgi będzie traktowane jak sabotaż i sami mogą skończyć w piecu.Już następnego dnia zaczęły przybywać ciała, z czasem nawet siedemdziesiąt dziennie; trwało toaż do wyzwolenia Poznania. Zwłoki przywożono z więzienia przy ulicy Młyńskiej, z Fortu VII,a potem także z obozu w Żabi kowie (Poggenburg)25.

Ponieważ rozkazy Langego dotyczyły likwidacji umysłowo chorych na rozległym terytorium,było oczywiste, że zdecydowanie wydajniej byłoby dojeżdżać tam, gdzie są ofiary, niż zwozić je doFortu VII, a potem transportować zwłoki do któregoś z okolicznych lasów, by je tam pochować.Stwierdziwszy skuteczność tlenku węgla jako środka uśmiercania, Lange potrzebował zatemruchomej komory gazowej. Nie ocalały żadne dokumenty dotyczące prac projektowych nad tympojazdem, nie wiadomo też, kto wpadł na pomysł skonstruowania takiej instalacji. Informacjedotyczące procesu powstawania tego pojazdu sprowadzają się do dwóch zdań z powojennychzeznań Henryka Maliczaka, więźnia Fortu VII, który kopał groby dla ofiar SonderkommandoLange: „Wóz ten został adaptowany do tego celu na dziedzińcu Domu Żołnierza (siedziba

Page 27: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Gestapo w Poznaniu). Czterech więźniów z naszej grupy, m. innymi ja oraz cieśla JózefSzymański, musieliśmy tam wybić wnętrze wozu sklejką”26. Ciężarówka ta zdobyła złą sławęjako „furgon Kaiser’s Kaffee”, ponieważ przez jakiś czas na jej burtach widniało logo Kaiser’sKaffee Geschäft [Spółka „Cesarska Kawa”], znanej niemieckiej firmy założonej w roku 1880.Sonderkommando Lange jako jedyne posługiwało się takim pojazdem. Co więcej, nie zdarzyłosię w tym czasie, żeby samochodowych komór gazowych używano jednocześnie w dwóchróż nych lokali zacjach.

Świadkowie obecni w szpitalach podczas wywózek pacjentów różnie opisywali wygląd tegopojazdu. W zeznaniach z 1964 i 1967 roku ani Mania, ani Maliczak nie wspomnieli, byużywano więcej niż jednego samochodu tego typu. Jednak w wywiadzie udzielonymczechosłowackiemu dziennikarzowi w roku 1962 Mania stwierdził, że do uśmiercaniawykorzystywano dwa pojaz dy. Nie mamy zapi su tego wywiadu, tyl ko mel dunek złożony póź niej nami li cji27. Naoczni świadkowie należący do personelu szpitali w swoich zeznaniach mówiąo samochodach używanych jako komory gazowe w liczbie mnogiej, czasami jednak w tymsamym zeznaniu pojawia się też liczba pojedyncza. W żadnej relacji nie wspomina się o dwóchsamochodowych komorach gazowych używanych jednocześnie. Po przeanalizowaniu wszystkichzeznań dotyczących operacji eutanazji w poszczególnych szpitalach staje się jasne, że używanotylko jednego furgonu. Z pojedynczego stwierdzenia Mani, że istniały dwa takie pojazdy, niewynika, że były one używane jednocześnie. Jeśli rzeczywiście istniały dwie samochodowekomory gazowe, być może jednej z nich używano tylko okresowo, na przykład wskutek jakichśproblemów technicznych z furgonem Kaiser’s Kaffee. Najlepszym dowodem istnienia drugiegotakiego pojazdu jest opis urządzenia wykorzystywanego podczas operacji przeprowadzonejw Szpi talu dla Ubogich w Śre mie (patrz ni żej).

Skoro powstało już Sonderkommando, przeprowadzono eksperymenty z trującym gazemi przerobiono pojazd opisywany jako furgon meblarski na ruchomą komorę gazową, Lange byłgotów do wdrożenia w Kraju Warty programu eutanazji poprzez mobilne operacje likwidacyjne.Kiedy urzędnicy w Gauselbstverwaltung mieli gotową dokumentację ewakuacji pacjentówz dane go szpi tala, roz kazy prze kazywano do HSSPF Koppe go i Lange ruszał w drogę.

7 grudnia 1939 roku, dwa lata przed uruchomieniem obozu zagłady w Chełmnie, Langerozpoczął terenowe operacje likwidacyjne od szpitala psychiatrycznego Dziekanka w Gnieźnie,około pięćdziesięciu kilometrów na wschód od Poznania. W zakładzie tym w dniu 11 września1939 roku, kiedy to wkroczyli Niemcy i przejęli placówkę, przebywało tysiąc stusiedemdziesięciu dwóch pacjentów. Dyrektor szpitala doktor Wiktor Ratka objął stanowiskow roku 1933 po śmierci swojego poprzednika doktora Aleksandra Piotrowskiego. Personelszpitala sterroryzowano – część pracowników przeniesiono do innych zakładów, innychzwolniono. Doktor Ratka jednak został na miejscu, ochoczo wdrażając nowe, niemieckieprocedury. Ofiary wywożono niemal codziennie aż do 19 grudnia, kiedy to najprawdopodobniejze względu na okres świąteczny zawieszono operację. W trakcie tej pierwszej fazyzagazowanych zostało pięciuset dziewięćdziesięciu pięciu pacjentów. Sonderkommando Langepowróciło do Gniezna po Nowym Roku – 8 stycznia wywieziono stu dziesięciu pacjentów,podobnie przez dwa następne dni, a 12 stycz nia – stu osiem nastu28.

Podczas tej operacji Sonderkommando Lange uśmierciło gazem tysiąc czterdziestu trzechumysłowo chorych pacjentów, pozostawiając w szpitalu ledwie kilkunastu niemieckich

Page 28: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

i kilkunastu polskich chorych. Szpital działał przez całą wojnę, przyjmując pacjentów różnychnarodowości, przenoszonych z innych placówek. Jego dyrektor, doktor Ratka, z czasem dołączyłdo lekarzy z programu T4, którzy odwiedzali obozy koncentracyjne jako eksperci medycznii wybie rali ofiary do programu „14f13”.

Kiedy Lange i jego ludzie gazowali pacjentów Dziekanki, Heinrich Himmler przyleciałz Łodzi do Poznania, aby dokonać inspekcji lokali mieszkalnych przygotowywanych dlaNiemców bałtyckich, którzy mieli osiedlić się w Kraju Warty w ramach akcji germanizacyjnej.Możliwe, że podczas pobytu w Poznaniu Himmler wziął także udział w pokazowym gazowaniuw Forcie VII, które odbyło się 13 grudnia. Uśmiercono wtedy niewielką liczbę ofiar,prawdopodobnie trzydziestu jeden pacjentów przywiezionych tego dnia z Dziekanki. Weszlioni do bunkra ze śpiewem i śmiechem. Zamknięto drzwi, a kiedy do środka bunkra zacząłpłynąć gaz, ofiary siadły na pokrytej słomą podłodze i wkrótce zmarły. Celem pokazu byłozademonstrowanie Himmlerowi, iż jest to bezbolesna śmierć29. Nie znamy opinii Himmlera nate mat gazowania ludzi, moż na jednak przyjąć, że zadowoli ło go to, co zobaczył, w związ ku z czymLange uzyskał oficjalną aprobatę Reichsführera dla dalszych terenowych operacjili kwi dacyj nych.

Ledwie trzy dni po zakończeniu działań w gnieźnieńskiej Dziekance Sonderkommandowyjechało około czterdziestu kilometrów na południe od Poznania, do państwowego szpitalapsychiatrycznego w Kościanie. We wrześniu 1939 polski zarząd szpitala zastąpili FritzLem ber ger jako dyrektor, Hans Me ding jako inspektor i Wil helm Haydn jako szef pie lę gniarzy.

W styczniu 1940 roku w szpitalu znajdowało się około sześciuset pacjentów.Sonderkommando Lange przybyło do Kościana w czterech pojazdach – samochodzie osobowym,dwóch ciężarówkach i dużym, czarnym, hermetycznie zamykanym furgonie z napisem „Kaiser’sKaffee Geschäft”30. 15 stycznia 1940 esesmani załadowali do samochodów lekko ubranych –mimo zimna – pacjentów. Zauważono, że ciężarówki kierowały się w stronę Poznania, gdy zaśwracały, miały pozahaczane świerkowe gałązki, co wskazywało, że pacjentów zabrano wprost dojakiegoś lasu. Wywózkę powtórzono 22 stycznia. W tym czasie lasów jarogniewickich opodalKościana strzegły posterunki esesmanów. Widziano, że do lasu wjeżdżają ciężarówkiSonderkommando. Kiedy operacja dobiegła końca, ślady pojazdów wiodły do trzech zbiorowychmogił. Na miej scu znale ziono odzież kobie cą i mę ską, różańce, nici i inne przedmioty31.

W dniach 15 i 22 stycznia 1940 roku Sonderkommando Lange wymordowało dwustutrzydziestu sześciu pacjentów i dwieście dziewięćdziesiąt osiem pacjentek szpitala w Kościanie.Była to jednak dopiero pierwsza „ewakuacja” chorych z tej placówki. W lutym do Kościanaprzewieziono około tysiąca dwustu pacjentów z niemieckich szpitali w Obrzycach, Lęborkui Uec ker münde – cze kał ich ten sam los32.

Henryk Mania opisywał operację w Kościanie, w trakcie której wraz z dwunastoma innymiwięźniami zabrano go do lasu. Zaopatrzeni w łopaty, kilofy i butle z gazem mieli kopać groby dlapacjentów szpitala. Polscy więźniowie nosili też stalowe butle do samochodowej komorygazowej – tam były one podłączane do zaworu, obsługiwanego przez członka Sonderkommando.Gdy ofiary już się udusiły, Polacy wyciągali zwłoki z furgonu i grzebali je w zbiorowychgrobach33.

Henryk Maliczak dodał, że zabitych z tego szpitala chowano nie tylko w lasach stęszewskich,ale i w lasach jarogniewickich – oba leżą na północ od Kościana, wzdłuż drogi do Poznania34.

Page 29: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Tymczasem funkcjonariusze T4 próbowali zatrzeć wszelkie ślady zbrodni, między innymitworząc fikcyjne groby na terenach szpitala, pokazywane później krewnym pacjentów jakomiejsca spoczynku ich bliskich, którzy zmarli z przyczyn naturalnych35. Także w rzeczywistychmiejscach pochówku podjęto wysiłki, by zakamuflować miejsca zbrodni. W lutym i marcu 1944Sonderkommando Legath, specjalna jednostka utworzona w celu likwidacji tego i innychmasowych grobów, ekshumowało zwłoki i spaliło je. Miejsca po mogiłach zamaskowano,sadząc wokół nich drze wa36.

Manię, Maliczaka i innych polskich więźniów odstawiono z powrotem do Fortu VIIw Poznaniu. Lange dysponował grupą trzynastu polskich grabarzy. Nie wszystkich jednakzatrudniano przy każdej operacji. Najczęściej wybierano ośmiu: Jaskólskiego, Libelta,Maliczaka, Manię, Piekarskiego, Polubińskiego, Skrzypczyńskiego i Szymańskiego. Wielkośćgrupy wahała się zależ nie od zapotrze bowania przy poszcze gól nych ope racjach.

Wojewódzki Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Gostyninie na północ od Kutna byłnową placówką – zbudowano go w latach 1929–1933. W dniu 1 września 1939 roku przebywałotu czterystu pięćdziesięciu dziewięciu pacjentów, zaś w trakcie działań wojennych przyjętowielu rannych i uchodźców. Dyrektor szpitala doktor Eugeniusz Wilczkowski otrzymałpowołanie do woj ska, ale powrócił do szpi tala w paź dzier ni ku, po zakończe niu walk.

Na początku lutego 1940 roku do szpitala w Gostyninie przybyli funkcjonariusze Gestapoz rozkazem wywiezienia osiemnaściorga pacjentów. W ich ciężarówce zauważono łopatyi karabin maszynowy. Pacjentów szybko i brutalnie załadowano do ciężarówki, która odjechaław stronę pobliskiego lasu. Wkrótce rozległy się stamtąd strzały z karabinu. Później pracownicyszpitala znaleźli grób, zamaskowany sadzonkami drzew37. Niebawem zarząd nad szpitalemprzejęli Niemcy. Żydowskich pacjentów zaczęto karmić oddzielnie od Polaków i Niemców. Nawiosnę 1940 roku szpital otrzymał rozporządzenie, na mocy którego wszyscy żydowscy pacjencimieli zostać ewakuowani. Przyjechały ciężarówki z plandekami, na które załadowano chorych,po czym oba samochody oddali ły się w nie znanym kie runku.

Nie mamy pewności, czy w egzekucji osiemnaściorga pacjentów uczestniczyli Lange i jegojednostka. Brak udokumentowanych przypadków operacji Sonderkommando Langeprzeprowadzanych wyłącznie przez rozstrzelanie. Henryk Maliczak przypominał sobie jednakkopanie grobów w lesie pod jakimś miastem podczas jednodniowej operacji38. W pewnymmomencie szpital zaczął przyjmować nowych pacjentów, przenoszonych z innych placówek, cooznaczało kolej ną „ewakuację” w przyszłości.

Operację tę przeprowadzono w sprawdzony już sposób, z tą tylko różnicą, że pacjentównajpierw rzeczywiście wywieziono do innego zakładu, do Pleszewa. Jednemu z ostatnichtransportów wywożonych z Gostynina towarzyszyły pielęgniarki – gdy wróciły, były wyjątkowoprzygnębione. Jak mówiły, pacjentom wstrzyknięto skopolaminę, po czym załadowano ich dohermetycznie zamykanych furgonów. Tam ginęli, a zwłoki wywożono do lasu i grzebanow przygotowanych zawczasu dołach39.

Szpital w Gostyninie działał do połowy roku 1944, kiedy to przeniesiono pacjentów do innychzakładów, by zwolnić łóżka dla rannych niemieckich żołnierzy. Kiedy front posuwał się nazachód, wielu rannych zginęło w bombardowaniu pociągu ewakuacyjnego. Pod koniec wojny zeszpi tala pozostał tyl ko pusty gmach – cały sprzęt został wyszabrowany.

Szpital dla Psychicznie i Nerwowo Chorych Kochanówka koło Łodzi założono w 1902 roku.

Page 30: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Przed wybuchem II wojny światowej został znacząco rozbudowany. Składał się z siedmiupawilonów, w których mieściło się około siedmiuset pacjentów. Z początku niemieckie władzenie ingerowały w zarządzanie placówką, choć cywilni i wojskowi urzędnicy przeprowadzaliokresowe inspekcje. Sytuacja zakładu uległa zmianie 1 lutego 1940 roku, kiedy z UrzęduZdrowia Publicznego [Gesundheitsamt] przybyły rozkazy, w których zakazywano wypisywaniapacjentów i grożono surowymi karami, gdyby którykolwiek z nich uciekł. Nie zakazano jednakprzyjmowania nowych podopiecznych. Na początku marca Gesundheitsamt przysłał do szpitalakomisję, której przewodził antropolog z SS doktor Herbert Grohmann – specjalista odzagadnień rasowych i dyrektor akcji T4 w rejencji łódzkiej. Komisja ta, składająca sięz woj skowych z pi stole tami i szpi crutami, zażądała sporządze nia li sty pacjentów zawie rającej ichdane osobowe, diagnozę i narodowość. Nad szpitalem zawisła groźba katastrofy. Pierwsza„ewakuacja” pacjentów miała miejsce między 13 a 15 marca, przy czym najpierw zabranochorych narodowości żydow skiej.

Do szpitala przybyło kilkunastu esesmanów. Ich dowódca nazywał się Budnik40. Zajęli parterpawilonu numer sześć. Operacja potoczyła się standardowo: przy użyciu trzech krytychplandekami ciężarówek i furgonu Kaiser’s Kaffee Sonderkommando wywoziło pacjentów dolasu pod Zgierzem, na północ od Łodzi. W ciągu trzech dni zabito około pięciuset chorych.Sonderkommando powróciło do Kochanówki niecałe dwa tygodnie później, 27 i 28 marca,i wywiozło pozostałych pacjentów. Na pytanie, jaki adres podawać krewnym ewakuowanychchorych, doktor Grohmann polecił kierować wszelkie zapytania do landratury [starostwapowiatowego] w Poznaniu. Po operacji Sonderkommando polski personel szpitala zwolniono(z czasem ponownie przyjęto do pracy część lekarzy i sanitariuszy) i zatrudniono Niemców,a kolej na ewakuacja pacjentów odbyła się w połowie 1941 roku41.

Wacław Berłowski pracował w szpitalu Kochanówka w latach 1933–1941 jako tokarzi ślusarz. Widział, jak esesmani z Sonderkommando bili i popychali pacjentów, ubranych tylkow szlafroki i bieliznę, upychając ich w ciężarówkach. Zauważył też, że na terenie szpitalaesesmani chodzili z bronią krótką, ale kiedy eskortowali ciężarówki, zabierali karabinymaszynowe, zapasowe taśmy amunicyjne i łopaty. Szczególnie istotna jest jednak informacjao metodzie uśmiercania pacjentów. Berłowski stwierdził, że Sonderkommando używało kilkupojaz dów do trans por tu ofiar:

[…] były to ciężarówki kryte plandeką. Jeden tylko był to wóz całkowicie zamknięty, metalowy, wewnątrz szczelnie wybitydrzewem. Okienek w tym wozie nie było. Ja wraz z Bułą Antonim reperowałem to auto. Miało ono na karoserii napis „CafeKe iser”. W trakcie tego remontu widzieliśmy, że od motoru była przeprowadzona rura. Rura ta była elastyczna, wychodziłaod środka motoru, od dołu i była połączona z karoserią budy. Zauważyłem też, że w podłodze auta były otwory, pokrytesiatką. Do tego otworu sięgała rura wychodząca od motoru. Ta rura była przymocowana na śrubunku. Więcej szczegółówbędzie mógł udzielić Antoni Buła, bo on jest zawodowy szofer. Wtedy, jak zauważyliśmy tę rurę, to już wtedy Buła mówił, że topewno do gazowania ludzi. Auto to nie było nigdy myte przez kogoś z personelu szpitala, czasami sprowadzano do mycia tegoauta ży dów z mia sta. Auto po wy wie zie niu par tii chorych było 3–4 godziny najwy żej poza szpita lem42.

Ten dość szczegółowy opis układu wydechowego ciężarówki byłby całkiem przekonującymzeznaniem. Jednak kiedy przywołanemu w tej relacji świadkowi, Antoniemu Bule, także zadanopytanie na ten temat, odparł tylko, że nigdy nie naprawiał tego pojazdu43. W rezultaciezeznanie Berłowskiego traci na wiarygodności. Możliwe, że pomylił osoby, może opisywanezdarzenie miało miejsce później i kto inny brał w nim udział, może też Berłowski po prostukonfabulował, łącząc szczegóły, które usłyszał zaraz po wojnie. Są też relacje wskazujące, że

Page 31: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Sonderkommando w ciężarówkach wożących „ewakuowanych” do lasu transportowało równieżskrzynie i butle. Na furgonie Kaiser’s Kaffee widziano też kurki lub zawory44. W butlachewidentnie znajdował się tlenek węgla, zaś zawory na furgonie służyły do podłączenia przewodubiegnącego od butli. Wydaje się zatem, że pacjentów zabijano jednak przewożonym w butlachczadem, a nie spali nami.

Dwaj polscy grabarze nie mieli zbyt dużo do powiedzenia na temat roli, jaką odegraliw łódzkiej operacji Sonderkommando. Mania potwierdził tylko, że w jej trakcie oni także bylizakwate rowani w szpi talu.

Na czas akcji zostaliśmy umieszczeni w tamtejszym zakładzie. Tutaj gazowanie chorych odbywało się w ten sposób, żeładowano ich na samochody ciężarowe, którymi zawożono – pod konwojem SS-manów – do lasu. […] Pamiętam jedynie to, żew lesie była jakaś budowla, coś w rodzaju ziemnego bunkra albo ziemianki. Kazano nam prowadzić chorych z samochodu doziemianki, w której chorzy byli gazowani. Używano chyba gazu z butli, nie potrafię sobie jednak dziś uprzytomnić, jakdoprowa dzono go do wnę trza. Za chowa nie chorych było bier ne – najwidocz niej otrzy my wa li uprzed nio środ ki uspoka ja ją ce45.

Raptem kilka dni po zakończeniu operacji w Kochanówce Lange i jego Sonderkommandozjawili się w Warcie, miasteczku leżącym około piętnastu kilometrów na północ od Sieradzai niespełna czterdzieści kilometrów na wschód od Kalisza. Szpital psychiatryczny, istniejący od1908 roku, w listopadzie 1939 został przejęty przez Gauselbstverwaltung. Dyrektor szpitaladoktor Karol Szymański został w sierpniu 1939 powołany do wojska (a w kwietniu 1940 –zamordowany przez Rosjan w Katyniu)46. Pracowników poddano starannej selekcji, ale dopierow marcu 1940 roku pojawili się pierwsi niemieccy lekarze, w tym nowy dyrektor doktor HansRenfranz, a placówkę przemianowano na Gauheilanstalt in Warta bei Schieratz. Zaostrzonoprzepisy szpitalne, skrócono godziny odwiedzin, wszystkich też powiadomiono, że nadchodządal sze zmiany.

Dokonano ich pod koniec marca. Doktor Lemberger (przeniesiony ze szpitala w Kościanie)i doktor Renfranz sporządzili listę pacjentów. 30 marca przybyła do szpitala komisjaskładająca się z dwóch cywili i czterech esesmanów i odbyła naradę z dyrektorem. Wkrótcepotem cywile odjechali, a esesmani zażądali przygotowania kwater dla około dwudziestu ośmiuludzi. Potem pozostali na terenie szpitala, spędzając noc w budynku administracji. Następnegodnia do szpitala przybyło Sonderkommando Lange. Lange przyjechał swoim mercedesem, a wrazz nim dotarły dwie wojskowe ciężarówki z plandekami i furgon Kaiser’s Kaffee. Członkówoddziału zakwate rowano na pię trze budynku admi ni stracji.

Trzynastu polskich grabarzy, którzy przyjechali z Langem, umieszczono w areszcie miejskim.Pracownicy szpitala nosili im jedzenie, eskortowani przez uzbrojonych folksdojczów. Niepozwolono im rozmawiać z więźniami. Za dnia grabarzy wywieziono z łopatami, pod strażą,w kierunku Rossoszycy, małej wsi położonej około jedenastu kilometrów na wschód od Warty.Tam, około czterystu metrów od szosy, wykopali trzy równoległe doły o wymiarach mniej więcejdzie więć me trów na trzy i pół me tra47.

We wtorek 2 kwietnia ciężarówki Sonderkommando zajechały na dziedziniec szpitala.Rozkazano zrobić pacjentom zastrzyki. Następnie sanitariusze i pielęgniarki zaprowadzilichorych do czekających na dworze pojazdów. Najpierw załadowano furgon Kaiser’s Kaffee,a potem ciężarówki; załadunkowi towarzyszyły wyzwiska i przemoc. Uruchomiono silnikii ciężarówki odjechały w kierunku Rossoszycy, gdzie w lesie czekali już Mania, Maliczak i inni.Do szpi tala po kolej nych pacjentów wróci ły tyl ko cię żarów ki z plande ką.

Page 32: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

W ciągu trzydniowej operacji, od 2 do 4 kwietnia 1940 roku, Sonderkommando Langewywiozło czterystu dziewięćdziesięciu dziewięciu chorych z zakładu psychiatrycznego w Warciedo lasu za rzeką, w pobliżu wsi Włyń i Rossoszyca. Wśród zagazowanych byli Żydzi, Polacy,Niemcy oraz przedstawiciele innych narodowości. Podobno Lange oszczędził życie jednejżydowskiej pacjentce Chawe Markuze, rzekomo ze względu na jej wyjątkową urodę. Późniejzostała ona wywieziona do Generalnego Gubernatorstwa. Sonderkommando pozostałow szpitalu także 5 kwietnia, spędzając dzień na jedzeniu, piciu i wypoczynku. Nazajutrz dyrektorplacówki urządził przyjęcie pożegnalne, na którym rozbawione towarzystwo piło na umór aż dowczesnych godzin porannych. W rozmowach dzień później członkowie Sonderkommandonapomykali, że wybierają się do szpitala powiatowego w Turku, choć wspominano też o Koniniei Włocławku48. Doktor Renfranz i jego żona, którzy byli świadkami działań Langego i jegopodwładnych, określali ich później jako „klub psychopatów”49. Była to ostatnia operacja,podczas której według zeznań świadków użyto furgonu z oznaczeniem „Kaiser’s KaffeeGe schäft” na bur tach.

Sonderkommando Lange otrzymało rozkaz przeprowadzenia jednej operacji poza KrajemWarty. Na spotkaniu w Poznaniu HSSPF Wilhelm Koppe opowiedział Wilhelmowi Rediessowi,sprawującemu tę samą funkcję w Królewcu, o jednostce specjalnej Langego i wykorzystywaniuprzez nią samochodowej komory gazowej do likwidacji chorych umysłowo w Kraju Warty.Rediess uzgodnił już z Gauleiterem podległego mu obszaru Erichem Kochem, że dokona na tymterenie likwidacji pacjentów szpitali psychiatrycznych; w zamian za to jeden ze szpitali miał byćprzeznaczony na potrzeby SS. Zapytał więc Koppego, czy mógłby wypożyczyć Langego i jegoSonderkommando do wykonania tego zadania. Po konsultacji z Himmlerem porozumieniezostało osiągnięte, a uzgodnieniem szczegółów zajęli się inspektorzy Sipo i SD w Poznaniui Królew cu, Ernst Dam zog i Otto Rasch50.

Miejscem operacji było Działdowo, wtedy Soldau – miasto włączone do Prus Wschodnich.Podobnie jak wcześniej na Pomorzu szpitalom w tym rejonie nakazano pozbyć się pacjentów.W roku 1939 doktor Otto Rasch, późniejszy dowódca Einsatzgruppe C, która wymordowałatysiące cywilów na Ukrainie, założył w Działdowie obóz przejściowy. Z rozkazu jegokomendanta Hauptsturmführera Hansa Krausego rutynowo dokonywano tam potajemnychegzekucji polskich więźniów politycznych. Jednak wydanie nowego rozkazu ewakuacjipacjentów przerastało możliwości organizacyjne Krausego. O mordowaniu chorych zeznawałHenryk Mania:

Tu zostaliśmy umieszczeni w obozie, mieszczącym się w dawnych koszarach wojskowych. Z Poznania jechało kilka wozów, tojest całe Sonderkommando oraz cała grupa więźniów w liczbie 13. Był to okres lata. Doły kopaliśmy w lesie, do któregodojeżdżało się przez rzeczkę, płynącą tuż koło Działdowa. Raz nawet pozwolono nam się w niej wykąpać, oczywiście podeskortą. Praca przy kopaniu dołów była bardzo ciężka o tyle, że kazano je kopać jak najspieszniej, tak że pracowaliśmy odrana do nocy. Później dodano do pomocy grupę więźniów z obozu w Działdowie. Wydaje się, że las był strzeżony przezżandarmów z załogi obozu. O ile dobrze pamiętam – chorych psychicznie dowożono do lasu samochodami ciężarowymi – bylito chorzy z zakładu względnie zakładów znajdujących się prawdopodobnie na terenie Prus Wschodnich. Musieli to być zatemNiemcy, choć nie mogę wykluczyć, że przywożono również chorych z okolic Działdowa, a więc Polaków. Wydaje mi się, żechorzy byli poprzedniego dnia przywożeni z zakładów do obozu w Działdowie, skąd następnego dnia przewożono ich do lasuna miejsce stracenia. Tutaj chorzy byli wprowadzani do samochodu specjalnego i gazowani. O ile dobrze pamiętam –również w tym przypadku do gazowania używano butli z gazem. Samochód specjalny został najprawdopodobniejprzywieziony z Poznania. Nie jestem w stanie określić czasu trwania akcji ani ilości zwłok. Przypominam sobie, że poukończeniu prac związanych z kopaniem dołów SS-mani z Sonderkommanda nakazali więźniom z obozu w Działdowiezatrudnionym przy kopaniu ustawić się, po czym uciekać. Padły wówczas strzały z pistoletu maszynowego i znaczna część

Page 33: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

więźniów została zabita. Kilku z nich udało się uciec, zaalarmowano jednak załogę obozu, która przeprowadziła obławę.Podobno ucie kinie rów uję to i roz strze la no „za uciecz kę”51.

Henryk Maliczak potwierdził szczegóły podane przez swojego towarzysza niedoli, przy czymdodał też, że o świcie pewnego dnia pojawił się na miejscu z wizytacją Gauleiter PrusWschodnich Erich Koch, który obej rzał groby52.

Mania być może nie pamiętał już, ile ciał pogrzebał w lesie od 21 maja do 8 czerwca1940 roku, ale HSSPF Wilhelm Koppe pamiętał dokładnie: tysiąc pięćset pięćdziesiąt osiem.Według umowy Koppego z Rediessem, zawartej za pośrednictwem RSHA, ten drugi miał zapłacićKoppemu dziesięć marek za każdego zabitego. Po przybyciu do Działdowa Lange otrzymałosobiście od doktora Ottona Rascha kwotę dwóch tysięcy marek jako zaliczkę na pokryciekosztów przeprowadzenia operacji. Jednak po jej zakończeniu nie doszło do uregulowania całejnależności. Koppe nie był w nastroju do żartów i rozpoczął intensywną korespondencję, któramiała na celu wymusić zapłatę; pisał w tej sprawie nawet do kancelarii Himmlera. Niewiadomo, czy udało mu się odzyskać zaległą kwotę, ważniejszy jest jednak fakt, że takorespondencja dowodzi, iż Koppe bezpośrednio odpowiadał za działalność SonderkommandoLange53.

Po operacji w Działdowie i przyjęciu pożegnalnym Sonderkommando Lange wróciło doPoznania, a polscy grabarze – do celi w Forcie VII. Do ich następnego spotkania z Langem miałupłynąć niemal rok. Gauleiter Koch był najwyraźniej bardzo zadowolony z dokonań Langegow Działdowie, wręczył mu bowiem w dowód uznania szkatułkę z bursztynu z dedykacją54.Himmler tak sobie cenił działalność Langego i jego podwładnych, że rozkazał im wziąć urlop.We dług jedne go ze źródeł odpoczywali w Holandii55.

Nie ma dowodów na to, że przez kolejnych dwanaście miesięcy Sonderkommando Langedziałało jako odrębna jednostka. Przyjmuje się, że Lange spędził ten czas, pracującw poznańskiej placówce Gestapo. W czerwcu 1941 roku doszło do reaktywacji oddziału, któryprzeprowadził w dwóch etapach, w dniach 3–4 czerwca i 3–5 lipca 1941 roku, eksterminacjępacjentów gnieźnieńskiej Dziekanki. Sądząc po ilości pacjentów objętych wywózkami (3czerwca: czterdziestu pacjentów; 4 czerwca – osiemnastu; 3 lipca – czterdziestu jeden; 4 lipca –trzydziestu trzech; 5 lipca – dwudziestu sześciu), Lange dokonywał każdego dnia jednejegze kucji56.

4 czerwca 1941 roku funkcjonariusz SS nazwiskiem Fischer z Gauselbstverwaltungw Poznaniu przyjechał do Zakładu dla Ubogich w Śremie, na południe od Poznania.Powiadomił on zarząd szpitala, że w ciągu najbliższych paru dni przybędzie tu na krótki pobytgrupa pacjentów zakładu psychiatrycznego w Gostyninie. Ów transport siedemdziesięciupacjentów dotarł koleją 9 czerwca. Kilka tygodni wcześniej do Śremu zawitał doktor Ratka zeszpitala psychiatrycznego Dziekanka i przeprowadził badania pacjentów. Sporządzono imiennąlistę. Fischer powiadomił personel szpitala, że osoby znajdujące się na liście opuszczą zakładwraz z grupą z Gostynina. O dziesiątej czterdzieści pięć rano dnia 10 czerwca przybył samochódz pięcioma funkcjonariuszami Gestapo. Za nim nadjechał ciągnik siodłowy, przewożący dużyzbiornik i hermetycznie zamykaną metalową przyczepę. Od zbiornika do przyczepy biegłyprzewody. Z szoferki wysiadło kilku mężczyzn. Nadjechał też trzeci pojazd: kryta plandekąciężarówka, w której siedziało trzynastu cywili. Jeden z nich, z dala od uszu gestapowców,rzucił po polsku: „Jesteśmy z tymi zbrodniarzami”. Funkcjonariuszom podano obfite

Page 34: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

śniadanie: chleb, szynkę, jajecznicę i herbatę. Cywile w ciężarówce dostali chleb ze słoniną. Pośniadaniu wyprowadzono pacjentów na dwór i załadowano ich do przyczepy. FunkcjonariuszeGestapo upominali sanitariuszy, by byli delikatni, bo „to przecież też ludzie, i to chorzy”. Potemzamknięto tylne drzwi na trzy zasuwy – u góry, pośrodku i na dole. Następnie kolumna trzechsamochodów oddaliła się w nieznanym kierunku. To samo powtarzało się przez następne dwadni. W ciągu trzech dni do przyczepy załadowano w sumie siedemdziesięciu pacjentówz Gostyni na i pięć dzie się ciu sze ściu ze Śre mu57.

Po operacji w Śremie Sonderkommando Lange wyjechało do Łodzi, by ponownie odwiedzićKochanówkę. Doktor Grohmann, specjalista z T4, sporządził i zweryfikował imienną listępacjentów, głównie ambulatoryjnych. Lange i jego oddział byli zakwaterowani na terenieszpitala, w willi numer sześć58. Jeden z pracowników szpitala zeznał, że używali furgonupodobnego do tego z operacji sprzed roku, ale na burtach nie było już oznaczeń „Kaiser’sKaffee”. On także zauważył kilka gumowych węży ciągnących się od silnika do przyczepy59. Innapracownica szpitala zeznała, że transportom odjeżdżającym ze szpitala zawsze towarzyszyłmężczyzna nazwiskiem Lange. Pamiętała też, że z esesmanami była grupa Polaków. Niemcytrzymali ich pod strażą i zabierali ze szpitala, wyposażonych w łopaty, w te dni, kiedy wywożonopacjentów. Podsłuchała też, jak jeden z nich mówił drugiemu: „Wiesz, nigdy nie zapomnęwyrazu twarzy tej kobiety, która spazmatycznie łapała mnie za rękę i błagała o pomoc”60.W trakcie operacji, która rozpoczęła się 16 czerwca, ze szpitala wywieziono stu pięćdziesięciupacjentów.

Poza opisanymi wyżej działaniami Sonderkommando Lange dokonywało też mordów napacjentach innych placówek. Uważa się, że to Lange i jego lotna kolumna morderców odegralikluczową rolę w wymordowaniu podopiecznych domu opieki w Bojanowie pod Lesznem61,szpitala żydowskiego przy Wesołej w łódzkim getcie62, domów opieki i hospicjów w Łodzi63,domu starców w Stawiszynie64, nieznanych ofiar, prawdopodobnie niemieckich pacjentówwywiezionych z terenów właściwej Rzeszy, a pogrzebanych w lesie pod Międzychodem65, czywreszcie grupy żydowskich mężczyzn, których Sonderkommando odebrało we Frankfurcie nadOdrą i wywiozło do lasu pod Nowym Tomyślem. Zabrane butle z gazem okazały sięniepotrzebne, ponieważ ofiary udusiły się po drodze w hermetycznie zamkniętej ciężarówce.Zwłoki pochowano w le sie66.

Maliczak zapamiętał pobyt w Międzychodzie – mówił, że było to wiosną lub latem, że były tamcztery zbiorowe groby, pochowano około pięćdziesięciu ciał w każdym. Od członkówSonderkommando usłyszał, że to chorzy umysłowo Niemcy. Zarówno Mania, jak i Maliczakpamiętali, że podczas tej operacji, kiedy oni nosili do dołów ciała zagazowanych ofiar, namiejscu pojawił się hitlerowski dygnitarz w szarym mundurze z szerokimi, białymi wyłogami.Maliczak przypuszczał, że była to jakaś inspekcja. Podczas tej krótkiej wizyty grabarzomi tragarzom ciał nakazano traktować zwłoki z szacunkiem, ponieważ, jak powiedział ówdygnitarz, „to też ludzie”. Po odjeździe notabla wszystko wróciło do normy: znów wyrzucalitrupy z komory i zwalali je do grobów przy wtórze wrzasków i popychani przez esesmanów.Wilhelm Schmerse, członek Sonderkommando Legath, jednostki specjalnej, której zadaniembyło zlikwidowanie tego i innych miejsc zbiorowych pochówków, także przypominał sobie, żewykonując te obowiązki, trafił do Międzychodu. Według jego szacunków w tamtejszychmogi łach pochowano około pię ciuset ciał67.

Page 35: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Hitler oficjalnie przerwał program eutanazji w sierpniu 1941 roku. Bouhler i Brandt mielinadzieję kontynuować go do końca wojny. Aby zabezpieczyć wyszkolony personel w Niemczechjako niepodzielną jednostkę organizacyjną, po konsultacji z Himmlerem Viktor Brack otrzymałrozkaz przeniesienia tych ludzi do Lublina, gdzie oddano ich do dyspozycji BrigadeführeraOdilo Globocnika, dowódcy SS i policji w rejencji lubelskiej. Ludzie ci mieli w przyszłościstanowić personel obozów zagłady w Treblince, Sobiborze i Bełżcu. Sonderkommando Lange niezostało przeniesione do Lublina. Miesiąc po tym, jak Hitler rozkazał przerwać programeutanazji, Lange i jego ludzie przybyli do Koni na, by roz począć re ali zację nowe go zadania.

Page 36: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Punkt zwrotny

Arthur Greiser, Gauleiter Kraju Warty, miał pewien problem – problem z Żydami. Mimowielorakich starań nie zdołał zrealizować swoich marzeń o prowincji wolnej od Żydów. Niemogąc zrzucić tego problemu na innych, postanowił wziąć sprawy we własne ręce; dla tychzamiarów uzyskał aprobatę swoje go prze łożone go, Adol fa Hi tle ra.

Reichsgau Posen, później przemianowana na Reichsgau Wartheland, a znana też jakoWarthegau, została utworzona z części zachodnich ziem Polski na podstawie dekretuFührera z 8 października 1939 roku. Prowincja ta dzieliła się na trzy rejencje: Inowrocław(Hohensalza), Kalisz (Kalisch), później przeniesioną do Łodzi (Litzmannstadt), oraz Poznań(Posen). Rejencje były podzielone na powiaty. Całym Krajem Warty rządził z Poznania ArthurGreiser, odznaczony za odwagę weteran I wojny światowej. We wrześniu 1918 roku, niedługoprzed podpisaniem zawieszenia broni, odniósł ciężkie obrażenia, kiedy jego samolot zostałzestrzelony. Po zwolnieniu ze szpitala został przeniesiony w okolice Gdańska, gdzie zamieszkałw latach dwudziestych. Zainteresował się pobieżnie zmienną polityką Wolnego Miasta, wstąpiłteż do loży masońskiej. Skupił się na zarabianiu pieniędzy, w 1923 zakładając własną firmę,która zajmowała się handlem olejami i innymi tłuszczami. Nim jednak nadszedł rok 1929,interes padł, co stało się w życiu Greisera punktem zwrotnym. W tym właśnie czasie przyszłyGauleiter zaangażował się w politykę – w listopadzie 1929 roku wstąpił do NSDAP i szybko piąłsię po szczeblach hierarchii partyjnej, zostając senatorem w Wolnym Mieście, by pod koniecroku 1934 objąć stanowisko przewodniczącego senatu1. Greiser stał się fanatycznym nazistąi antysemitą. 12 września 1939, już w trakcie wojny z Polską, został mianowany szefemcywilnych władz Poznania, a 26 października – gubernatorem [Reichsstatthalter] i przywódcąNSDAP [Gauleiter] w Kraju Warty. W ten sposób objął tam władzę zarówno nad administracjąpaństwową, jak i hie rar chią par tyj ną.

Z powstaniem Kraju Warty Greiser zyskał władzę nad mniej więcej pięcioma milionamiludzi: Polakami, Żydami i Niemcami. Znaczną większość tej populacji stanowili Polacy,których było około czterech milionów dwustu tysięcy, Żydów było czterysta tysięcy, a Niemców –trzysta dwadzieścia pięć tysięcy. Ta sytuacja demograficzna stanowiła dla Greisera istotnyproblem, ponieważ marzył o stworzeniu „wzorowego okręgu wielkiej Rzeszy Niemieckiej”, conie wchodziło w rachubę wobec faktu, że ponad dziewięćdziesiąt procent mieszkańców byłooficjalnie klasyfikowanych jako podludzie. Mimo to uznał, że jest to szansa, by praktycznie odzera zbudować praw dzi wie narodowosocjali stycz ny okręg2.

Rozwiązanie swoich problemów widział w masowych przesiedleniach. Z ziem na wschodziemieli tu przybyć niemieccy osadnicy, by zaludnić tereny opuszczone przez wywożonych Polakówi Żydów. Obecnie nazwalibyśmy to polityką „czystek etnicznych”. Planowano przesiedlićmiliony ludzi w jednym i drugim kierunku. Marzenia Greisera zderzyły się z rzeczywistością,kiedy okazało się, że budowa modelowego okręgu i wysiedlenie lwiej części ludności wykluczająsię nawzajem. Greiser potrzebował Polaków, by zapobiec kompletnej zapaści gospodarczej, ale

Page 37: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

nie pozbywając się ich, nie pozyski wał miejsc na osie dle nie się Niem ców.W ciągu następnych dwóch lat stworzono szereg planów przesiedleń, ale próby ich realizacji

z wielu praktycznych względów (kwestie dyplomatyczne, nieustające działania wojenne,kiepskie zarządzanie, niedostatek taboru kolejowego itp.) przyniosły wyniki dalekie odzakładanych celów. Za przykład niech posłuży drugi plan krótkoterminowy [Nahplan]. 12listopada 1940 roku Obergruppenführer Wilhelm Koppe ogłosił, że do GeneralnegoGubernatorstwa zostanie deportowanych dwieście tysięcy Polaków i sto tysięcy Żydów, byprzybliżyć przeobrażenie Kraju Warty w czysto niemieckie ziemie3. Ów plan w końcu utknąłjednak w martwym punkcie z powodu biurokratycznych sporów między Greiserem, pragnącympozbyć się tych ludzi z podległego sobie terytorium, a Hansem Frankiem, sprawującym władzęw Generalnym Gubernatorstwie, który stracił chęć do przyjmowania wysiedleńców. Pomysłostatecznie upadł, kiedy zaniechano tworzenia „rezerwatu” dla Żydów na Lubelszczyźnie,w obrębie Generalnego Gubernatorstwa. Mimo różnych problemów do maja 1941 rokuprzeniesiono do Generalnego Gubernatorstwa około dwustu siedemdziesięciu dwóch tysięcyPolaków4. Ciągłe niepowodzenia planów deportacji powodowały rosnącą frustracjęmiej scowych władz5.

W chwili wybuchu wojny na terenach, które miały zostać włączone do Kraju Warty,mieszkało około czterystu tysięcy Żydów. W znacznej większości zamieszkiwali oni rejencjęłódzką (w przybliżeniu trzysta dwadzieścia sześć tysięcy, z czego w samym mieście około dwustutrzydziestu trzech tysięcy). W rejencji inowrocławskiej mieszkało około pięćdziesięciu czterechtysięcy Żydów, zaś w rejencji poznańskiej było ich najmniej, zaledwie mniej więcej cztery i półtysiąca6. W rezultacie niemieckiej polityki wysiedleńczej do marca 1940 roku usunięto z KrajuWarty żydowskich mieszkańców rejencji poznańskiej i zachodnich powiatów rejencjiinowrocław skiej.

W roku 1940 w miejscowościach na terenie Kraju Warty, gdzie wciąż znajdowali się Żydzi,założono getta. Celem tego posunięcia było skoncentrowanie ludności żydowskiej i uzyskaniekontroli nad nią do czasu, kiedy kwestia jej usunięcia nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta.Stłoczenie Żydów na małych obszarach dawało też możliwość kwaterowania przesiedlanych doKraju Warty Niemców w opuszczonych domach, choć nie było to aż tak łatwe, ponieważosadnicy ci preferowali raczej lokale polskich przedstawicieli klasy średniej w miastachi gospodarstwa zamożniejszych rolników na wsi. Szacuje się, że w pierwszych miesiącach1940 roku liczebność żydowskiej ludności Kraju Warty zmalała – jako rezultat programuwysiedleń, ucieczki części mieszkańców, jak też po prostu wskutek morderstw – do okołodwustu sześćdziesięciu tysięcy7. Do 1 maja 1940 liczba żydowskich mieszkańców Łodzi,ści śnię tych w zamknię tym get cie, spadła do 163 1778.

Arthur Greiser musiał zdawać sobie sprawę, że jeśli chce rozwiązać „problem żydowski”,powinien przejąć inicjatywę. I tak też zrobił – wystąpił do Hitlera z prośbą o pozwolenie narozwiązanie kwestii żydowskiej w podległej mu prowincji. Choć nie dysponujemy protokołemtego spotkania, wydaje się jednak nieprawdopodobne, by Greiser, Himmler i Heydrichwprowadzili w życie taki plan bez aprobaty Hitlera. Inicjatywa ta wspomniana jest w liścieGreisera do Himmlera z dnia 1 maja 1942 roku, dotyczącym następnej propozycji złożonejRe ichs führe rowi – by rozciągnąć „specjalne zabiegi” na polskich gruźlików. W liście tymGreiser informował przy okazji Himmlera, iż „specjalne zabiegi na stu tysiącach Żydów

Page 38: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

z terenu mojego okręgu, zatwierdzone przez Pana w uzgodnieniu z szefem Głównego UrzęduBezpieczeństwa Rzeszy, Obergruppenführerem Heydrichem, mogą zostać zakończone w ciągunaj bliż szych dwóch–trzech mie się cy”9.

Zarówno Heydrich, który otrzymał kopię listu od Koppego, jak i Himmler zgodzili się napropozycję Greisera bez zastrzeżeń, dodając tylko, by poszczególne środki zostały omówionez Policją Bezpieczeństwa „w celu zapewnienia dyskrecji przy realizacji zadania”10. Sprzeciwwobec propozycji wyraził jednak zastępca naczelnego lekarza Rzeszy doktor Blome, któryw liście do Greisera domagał się, by ze względu na wagę problemu uzyskać najpierw aprobatęHi tle ra11. Greiser zwrócił się więc do Himmlera z pytaniem, czy rzeczywiście jest to kwestiawymagająca przedstawienia Führerowi, dodając: „Osobiście uważam, że nie musimy ponowniezasięgać w tej kwestii rady Führera, tym bardziej że przy ostatnim spotkaniu dotyczącym Żydówpowie dział mi, iż mam postę pować we dług własne go roze znania”12.

Treść cytowanej powyżej korespondencji wyraźnie ukazuje zbrodniczą inicjatywę Greiserai wiodącą rolę, jaką odgrywał on w tych działaniach. Listy te wykazują nie tylko, że to on byłinicjatorem kampanii eksterminacji Żydów na podległych mu terenach, ale też że próbowałprzeprowadzić następną operację, w której wykorzystałby Sonderkommando Kulmhof dowymordowania tysięcy Polaków chorych na gruźlicę13. Co równie ważne, Hitler upoważniłGreisera do realizacji tych zamiarów. Adolf Eichmann zeznał podczas swojego procesu, że„Greiser [zarządził], iż ci z Litzmannstadt niezdolni do pracy będą zabici. Biuro IVB4[kierowane przez Eichmanna] nie miało z tym nic wspólnego”. Później dodał jeszcze, że KrajuWarty dotyczyły odrębne ustalenia i że „Greiser zdołał potem ustawić się na szczególnej pozycjiwzględem getta w Litzmannstadt”14. Eichmann nie próbował tu umniejszać roli, jakąw proce sie eks ter mi nacji ode grało jego biuro, wskazywał tyl ko, że to Gre iser był ini cjatorem tychdziałań i miał dość władzy, by je podjąć.

Na podstawie zachowanych dokumentów nie da się określić, kiedy dokładnie Hitler udzieliłGreiserowi specjalnego upoważnienia ani, co ważniejsze, kiedy został wydany rozkazwymordowania Żydów w Kraju Warty. Mogło jednak dojść do tego najwcześniej w połowielipca 1941 roku, wtedy bowiem Sturmbannführer Rolf-Heinz Höppner, kierujący GłównymUrzędem Migracji [Umwandererzentralstelle] w Poznaniu, wysłał notatkę służbową doEichmanna w Berlinie. Notatka ta i załączony do niej dokument informują o rozważanym przezGreisera planie działań. Z kolei najpóźniejszą datą wydania odnośnego rozkazu przez Greiserabyłaby połowa września 1941 roku, wtedy bowiem doszło do pierwszej masowej egzekucjiŻydów w Kraju War ty.

W trakcie tego dwumiesięcznego okresu miała też miejsce narada komisarzy powiatowychrejencji łódzkiej, która odbyła się 24 lipca 1941 roku. Podczas tego spotkania prezydent rejencjiÜbelhör powiadomił komisarzy, że przy likwidacji prowincjonalnych gett chorych Żydów nienależało przesiedlać do getta w Łodzi. Z rozkazu Greisera mieli być pozostawieni na miejscu.Übelhör powtórzył to zalecenie także w liście z 16 sierpnia 1941 roku15. Rozkaz ten jest równieżpotwierdzony w późniejszym sprawozdaniu łódzkiego Gestapo dla inspektora Ernsta Damzogaw Poznaniu, datowanym na 9 maja 1942 roku, według którego niezdolni do pracy Żydzi z gett naprowincji nie mieli być przesiedlani do łódzkiego getta, lecz zgodnie z rozkazem Greiserapozostawiano ich na miejscu (w dyspozycji Sonderkommando)16. 20 września 1941 rokuOberführer doktor Georg Herbert Mehlhorn, dyrektor Wydziału I (Sprawy Ogólne, Wewnętrzne

Page 39: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

i Finansowe) w poznańskim Gauamcie, otrzymał od Greisera polecenie, by „podjąć centralniewszelkie kroki dla wiodącego opracowania wszystkich zagadnień, związanychz roz miesz cze niem i zatrudnie niem Żydów i Cyganów z Kraju War ty”17.

Biorąc pod uwagę wymienione powyżej daty i związane z nimi wydarzenia, możnawywnioskować, że Greiser otrzymał zezwolenie Hitlera na eksterminację Żydów w Kraju Wartymiędzy połową lipca a połową września 1941 roku, prawdopodobnie bliżej tej wcześniejszej daty.Również w tym czasie Greiser wydał własny rozkaz eksterminacji, którego wykonaniem zajęłosię nie tyl ko SS i Ge stapo, lecz także sze reg urzędni ków państwowych.

Realizacja planu eksterminacji wymagała nie tylko fizycznej likwidacji ludzi, lecz takżełapanek i selekcji w pomniejszych gettach, koordynacji działań z miejscową policją, wywózek doChełmna i do getta w Łodzi, konfiskat, wyceny i sprzedaży mienia oraz zarządzania gettemw Łodzi. Doktor Mehlhorn koordynował działania prezydentów rejencji łódzkiej (FriedrichÜbelhör, a od 15 grudnia 1942 – doktor Hermann Riediger) oraz inowrocławskiej (doktor HansBurkhardt), jak też komisarzy w tych powiatach, w których utworzono getta. Dyrektor WydziałuFinansowo-Budżetowego w Gauamcie, doktor Friedrich Hausler, przy współpracyz nadburmistrzem Łodzi Wernerem Ventzkim i Zarządem Getta kierowanym przez HansaBiebowa, odpowiadał za stronę gospodarczą i finansową. Obowiązki operacyjne związanez selekcją, deportacją i transportem Żydów z gett do Chełmna mieściły się w zakresieobowiązków Policji Bezpieczeństwa, a szczególnie biura spraw żydowskich (pierwotnie sekcjaIIB4) w łódzkim Gestapo, kierowanego przez Güntera Fuchsa. Zadanie strzeżenia obozuw Chełm nie przypadło Schutz poli zei (w skrócie Schupo)18.

Stopień zaangażowania doktora Mehlhorna w działalność obozu śmierci w Chełmnie nie jestcałkowicie jasny, wydaje się jednak, że był znacznie większy, niż wskazywała dotąd literaturaprzedmiotu. Jeden z polskich robotników w obozie zeznał, że żydowskie Waldkommandoznajdowało się pod nadzorem Polizeimeistera Williego Lenza i „Melhorna z SS”19. ChoćMehlhorn nie był nadzorcą Waldkommando, zajmował przecież zdecydowanie zbyt wysokiestanowisko, to jednak fakt, iż jeden z naocznych świadków przypisał mu tę rolę, wskazywałby najego istotny i bezpośredni wpływ – choć może ograniczony czasowo – na działalność obozuleśnego. Doktor Mehlhorn odpowiadał między innymi za maskowanie zbiorowych mogił ofiarobozu w lasach pod Chełmnem. Polecił też Heinzowi Mayowi, urzędnikowi lasów państwowychRzeszy odpowiedzialnemu bezpośrednio za tereny, na których znajdowały się groby, aby tenzameldował się u niego w Poznaniu. Wtedy osobiście omówił z leśnikiem te zagadnienia. Maymiał dostarczyć materiały niezbędne do starannego zakamuflowania mogił, przy czymMehlhorn dodał: „a jeśli zdarzy się najgorsze [istnienie grobów wyjdzie na jaw], będziemymusie li udawać, że to także pomor dowani Niem cy”20.

Żydowskim mieszkańcom Kraju Warty odebrano wszelkie prawa, zebrano ich w gettach, abyograniczyć im możliwość przemieszczania się i wykorzystywać ich do niewolniczej pracy. Gettabyły rozwiązaniem tymczasowym, swego rodzaju „przechowalnią” przed mającym z czasemnastąpić przesiedleniem „na wschód”. Określenie „na wschód” stało się później eufemizmemdla eksterminacji, ale pierwotnie rozumiano je dosłownie. Zmiana polityki na szczeblulokalnym została zaproponowana, gdy stało się jasne, że Żydzi pozostaną w Kraju Warty nadłużej, wobec czego najkorzystniejszym działaniem byłby ich maksymalny wyzysk. Nowąpolitykę zainicjowano na szczeblu lokalnym, w Poznaniu, ale potem została ona zaaprobowana

Page 40: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

przez władze centralne w Berlinie. Stanowiła ona ogromny krok „naprzód” w stronę całkowitejeksterminacji. Założenie obozu zagłady w Chełmnie było inicjatywą lokalną, pomyślaną w celurozwiązania miejscowego „problemu”, choć z racji samej natury tego przedsięwzięcia zostałoono zaaprobowane na naj wyż szych szcze blach władzy.

Zarys nowej polityki przedstawiony jest we wspomnianej powyżej notatce służbowejz Głównego Urzędu Migracji w Poznaniu. Towarzyszyła jej nota autorstwa szefa tego urzędu,Sturmbannführera Rolfa-Heinza Höppnera, z datą 16 lipca 1941 roku, wysłana do jego kolegiw Ber li nie Obe rsturm bannführe ra Adol fa Eichmanna.

Drogi Par te ige nos se [towa rzy szu] Eichmann,załączam notatkę przedstawiającą wyniki szeregu dyskusji prowadzonych tu, na miejscu, w urzędzie Gubernatora Rzeszy.Byłbym wdzięczny, gdyby w wolnej chwili zechciał Pan się do nich odnieść. Po części wydają się one fantastyczne, moimzda niem jed nak są całkowicie wy konalne.

Notatka służ bowaTe mat: Roz wią za nie kwe stii ży dowskiejPodczas dyskusji w urzędzie Gubernatora Rzeszy różne grupy podnosiły problem rozwiązania kwestii żydowskiej w KrajuWar ty. Proponowa ne są na stę pują ce roz wią za nia:

1. Wszyscy Żydzi z Kraju Warty zostaną przeniesieni do obozu ulokowanego jak najbliżej rejonów wydobycia węgla,przeznaczonego dla około trzystu tysięcy ludzi. W postawionych tam barakach powstaną także zakłady przemysłowe,warsz ta ty kra wiec kie, obuwnicze itp.

2. Do tego obozu trafią wszyscy Żydzi z Kraju Warty. Żydzi zdolni do pracy mogą być grupowani w kolumny robocze dowy korzy sta nia poza obozem.

3. Moim zdaniem ochroną tego obozu może się zająć generał brygady* SS Albert, przy czym potrzeba będzie do tegozdecydowanie mniejszych sił policyjnych niż obecnie. Co więcej, zminimalizowane zostanie zagrożenie epidemiologiczne,nie ustannie obec ne w okolicach getta łódz kie go i innych gettach.

4. Istnieje ryzyko, że nadchodzącej zimy nie wszystkich Żydów uda się wykarmić. Należy uczciwie rozsądzić, czy nie bardziejhumanitarnie byłoby usunąć niezdolnych do pracy Żydów za pomocą jakiegoś szybko działającego urządzenia. Byłoby tow każ dym ra zie mniej nie przy jem ne niż dopusz cze nie, by kona li z głodu.

5. Co do pozostałych, wysunięto propozycję, by wszystkie Żydówki w tym obozie, po których można by się jeszcze spodziewaćrodzenia dzieci, zostały wysterylizowane, tak by już w ciągu jednego pokolenia doszło do rzeczywistego rozwiązania kwestiiży dowskiej.

6. Gubernator Rzeszy nie wypowiedział się jeszcze w tej kwestii. Wydaje się, że prezydent rejencji Übelhör nie życzy sobielikwidacji getta w Łodzi, ponieważ [jego urząd] najwyraźniej czerpie z niego spore zyski. Jako przykład możliwościzarabiania na Żydach podam, że słyszałem, iż Ministerstwo Pracy Rzeszy płaci ze specjalnego funduszu sześć marek zakaż de go za trud nione go Żyda, a taki Żyd kosz tuje tylko osiem dzie siąt fe nigów21.

Höppnerowi plan ten mógł się wydawać fantastyczny, co jednak sądził o nim Greiser?W latach 1939–1940 nadzorował działalność Sonderkommando Lange, które kursowało poKraju Warty i mordowało pacjentów szpitali psychiatrycznych. Gdy w czerwcu 1941 rokuNiemcy zaatakowali Związek Radziecki, z rozkazu Hitlera lotne szwadrony śmierci –Einsat zgruppen – rozpoczęły masowe egzekucje żydowskich mężczyzn. Po szeregu lipcowychrozmów między Hitlerem a Himmlerem rozkaz ten został w sierpniu rozszerzony także nakobiety i dzieci22. Greiser niewątpliwie o tym wiedział, a jego propozycja stanowiła tylko„humanitarny plan dotyczący użycia szybko działającego urządzenia wobec niezdolnych dopracy”. Któż mógłby się temu sprzeciwić? Nie trzeba było przekraczać żadnych nowych progów,prze łamywać kolej nych barier.

Choć nie udało się dowieść bezpośredniego powiązania (w postaci oficjalnej, potwierdzonejdokumentem aprobaty) między notatką Höppnera a założeniem obozu w Chełmnie, to właśnieprzedstawiony w niej plan został niemal bez zmian wcielony w życie. Wszyscy Żydzi mieszkający

Page 41: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

w Kraju Warty zostali ostatecznie zebrani w wielkim „obozie”: łódzkim getcie. Obóz ten miałprzynosić dochód, a niezdolnych do pracy likwidowano z użyciem „szybko działającegourządzenia”: ośrodka w Chełmnie. Mordechaj Chaim Rumkowski, Przełożony StarszeństwaŻydów łódzkiego getta (tak nazywała się tam Rada Żydowska – Judenrat), wierzył, że Żydzimieli dla hitlerowców jakąkolwiek wartość tylko dopóty, dopóki byli produktywni. Skupił więcswoje wysiłki na uczynieniu z getta instytucji tak produktywnej, że stałaby się dla Niemcówniezastąpiona. Inna rzecz, że nie miał wyboru. Strategia Rumkowskiego nie mogła oczywiściebyć skutecz na na dłuż szą metę – los Żydów roz strzygnę ły kwe stie ide ologicz ne, nie gospodar cze.

Fakt zaangażowania osób z najwyższych szczebli władzy w powstanie obozu w Chełmniepotwierdzają także złożone po wojnie zeznania Wyższego Dowódcy SS i Policji WilhelmaKoppego. Są one typowe dla sprawców piastujących wysokie stanowiska, zasłaniających siębrakiem wie dzy i zrzucających winę na innych. Są w nich jednak ziar na praw dy.

O tym, że do Kraju Warty ma przybyć komisarz z Berlina z jednostką SS z zadaniem przeprowadzenia ewakuacji Żydów z tejprowincji, dowiedziałem się w roku 1940 czy 1941. W owym czasie ani przez chwilę nie myślałem, że wszystkich Żydówczeka eksterminacja. Greiser także uważał, że zdolnych do pracy Żydów należy zatrzymać do zadań produkcyjnych.Myślałem, że to specjalne Kommando z Berlina i jego komisarz, jak się potem dowiedziałem, nazwiskiem Lange, maz początku być wykorzystane tylko eksperymentalnie. Pomysł ten wynikał z faktu, iż niejaki doktor Brack z osobistejkancelarii Hitlera prowadził już pewne wstępne prace z gazami trującymi, a Sonderkommando Lange też miało jewy próbować.

Jestem pewien, że o użyciu Sonderkommando Lange usłyszałem od Damzoga [inspektora Policji Bezpieczeństwa w KrajuWarty]. Ponadto doktor Brandt [Obersturmbannführer Rudolf Brandt, szef osobistego sztabu Himmlera] powiadomił mniete le fonicz nie, iż przy gotowy wa na jest ope ra cja prze ciwko Ży dom. Roz mowa ta mia ła mniej wię cej taki prze bieg:

Doktor Brandt powiedział mi, że doktor Brack prowadził już eksperymenty z gazem w Berlinie, że są one niemal naukończeniu i że według planu sam doktor Brack miałby nadzorować dalsze testy tych gazów, już w Kraju Warty. Wydawałosię oczywiste, że do tego zadania najlepiej nadaje się Sonderkommando Lange. […] Wskutek tej rozmowy stało się dla mniezupełnie jasne, jakiego rodzaju operacja przeciwko Żydom jest w Kraju Warty planowana. Ponieważ operacja ta miałazostać przeprowadzona w prowincji, za którą odpowiadałem, stanąłem w obliczu moralnego dylematu. Jako dowódca SSi policji byłem w nią bezpośrednio zaangażowany tak moralnie, jak i etycznie. Dzień i noc rozważałem możliwośćwykorzystania tej czy innej chytrej taktyki, by nie doszło do wszczęcia planowanej operacji. Zadzwoniłem, by umówić się nawizytę u Gauleitera Greisera. Podczas tego spotkania nie musiałem nawet wyjaśniać, w jakim celu przybyłem. Natychmiastuświadomiłem sobie, że Greiser także wie o planowanej operacji. Powiedziałem mu, że najwyraźniej Kraj Warty miał stać sięmiejscem przeprowadzenia pewnych eksperymentów, na które człowiek nie powinien się godzić. Zapytałem, na kogo spadnieodpowiedzialność, jeśli te eksperymenty jednak zostaną przeprowadzone. Greiser dał mi do zrozumienia, że to rozkazFühre ra i że nie wolno go sa botować23.

W lipcu 1941 roku, poza dyskusjami Hitlera i Himmlera na temat rozszerzenia zadańEinsatzgruppen o likwidację kobiet i dzieci, centralne władze Rzeszy podjęły także próbęwypracowania jednolitej polityki wobec całej ludności pochodzenia żydowskiego na terenachznajdujących się pod panowaniem niemieckim. 31 lipca 1941 roku Hermann Göring upoważniłReinharda Heydricha do przygotowania „całkowitego rozwiązania” kwestii żydowskiej. Stało sięto dwa tygodnie po nocie Höppnera i mogło stanowić reakcję na pomysł Greisera, by własnymisiłami „zaprowadzić porządek w swoim domu”, nie wspominając już o zmiennej sytuacji nafroncie wschodnim. W następnych miesiącach poczyniono szereg kroków, któreprzypie czę towały los europej skich Żydów.

W połowie września 1941 roku Hitlerowi przedstawiono wiele nowych, niezależnych

Page 42: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

propozycji dotyczących deportacji Żydów z terenów Rzeszy. Wszystkie one sugerowały, żeFührer powinien przemyśleć swoje wcześniejsze postanowienie, by z wysiedleniem wszystkichŻydów z terenów właściwej Rzeszy zaczekać aż do militarnego zwycięstwa nad ZwiązkiemRadzieckim. Hitler uległ namowom – dokładnych powodów nie znamy, ale być możerzeczywiście skusiła go perspektywa rychłego triumfu. 17 września podjął decyzję o deportacjinie miec kich, austriac kich i cze skich Żydów do get ta w Łodzi.

18 września Himmler powiadomił Greisera i Koppego, iż życzeniem Führera jest jaknajszybsze oczyszczenie z Żydów terenów właściwej Rzeszy i Protektoratu Czech i Moraw.Pierwszy krok w tym kierunku wiązał się z deportacją do łódzkiego getta około sześćdziesięciutysięcy Żydów z Rzeszy. Miało to być rozwiązanie tymczasowe – wiosną planowano przewieźć ichdalej na wschód. Być może Łódź wybrano na miejsce deportacji ze świadomością, że Greiserzamierza wymordować na podległym sobie terenie sto tysięcy Żydów, w związku z czym w KrajuWar ty „bę dzie miej sce” dla przybyszów.

Do połowy 1940 roku na ziemiach Kraju Warty utworzono wiejskie getta. Zwano jeotwartymi, bo ich mieszkańcy nie byli odizolowani od otoczenia murami. W gettach zakładanosamorządowe Rady Żydowskie. Niemieckie władze nie popierały kontaktów między Żydamia miejscową ludnością polską, ale zważywszy na okoliczności, nie były też w stanie imprzeciwdziałać. W całym Kraju Warty powstawały też obozy pracy dla Żydów, np. w Czarkowiew powiecie konińskim czy w Borku w powiecie gostyńskim24. Dostarczały one władzommiejscowym i centralnym tanią siłę roboczą do prostych zadań. W latach 1942–1943funkcjonowało co najmniej sto sześćdziesiąt takich obozów, których więźniowie pracowali przybudowie dróg i linii kolejowych, przy urządzeniach wodnych oraz w leśnictwie. Część więźniównie zdol nych do dal szej pracy wywie ziono do Chełm na i zamor dowano25.

W powiecie konińskim otwarte getta dla Żydów powstały w Grodźcu, Rzgowie i Zagórowie.W Grodźcu przebywało dwa tysiące Żydów, głównie pochodzących z Konina. W getciew Rzgowie umieszczono około tysiąca osób, w większości ze Słupcy, natomiast w Zagórowiezebrano dwa i pół do trzech tysięcy ludzi z Goliny, Kleczewa, Kazimierza Biskupiego i innychmiej scowości26. Nie wiadomo, dlaczego akurat w tych miejscach zlokalizowane zostały getta;przed wojną nie istniały tam większe społeczności żydowskie. Głównym celem przesiedlaniaŻydów na tereny wiejskie było jednak zwolnienie lokali w miastach dla sprowadzanych doKraju Warty niemieckich osadników. Warunki w otwartych gettach były ciężkie. Ichmieszkańcy musieli szukać dla siebie schronienia. Wielu z nich zamieszkało u polskichrodzin27. Niektórzy wciąż mogli zajmować się rzemiosłem, innych zagnano do przymusowejpracy, część po prostu wymor dowano. Prze waż nie jednak pozostawiono ich własne mu losowi.

Ten stan trwał aż do przełomowego września 1941 roku, kiedy to ruszył opracowany przezGreisera plan eksterminacji – jego pierwszym stadium miała być likwidacja otwartych gett.Żydzi z powiatu konińskiego nie zostali przesiedleni, lecz wymordowani. Odbyło się to w dwóchetapach i w ten sposób zaproponowane przez Arthura Greisera „ostateczne rozwiązanie”kwestii żydowskiej w Kraju Warty przyniosło pierwsze ofiary. Niektórzy badacze uważają, że tapierwsza operacja przeciwko Żydom miała charakter eksperymentu, podobnie jak działaniaLangego w Forcie VII, zanim uruchomił on samochodową kolumnę do eksterminacji umysłowochorych. Wtedy ofiarami Sonderkommando byli głównie pacjenci szpitali psychiatrycznych,teraz celem Langego mieli być ludzie w pełni władz umysłowych, z pewnością obawiano się więc

Page 43: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

oporu z ich strony. Ze względu na planowaną liczbę stu tysięcy ofiar musiała też pojawić sięniepewność co do wydajności dotychczas stosowanych metod. Okoliczności tych wydarzeń sąważne z historycznego punktu widzenia, bo to wówczas po raz pierwszy określeni ludzie zostalizamordowani przez Sonderkommando Lange wyłącznie dlatego, że byli narodowościżydowskiej. To wtedy doszło do zmiany polityki na najwyższych szczeblach hitlerowskiejadministracji. Co więcej, przebieg operacji wskazuje, że naziści rozpoczęli eksperymentyz róż nymi me todami eks ter mi nacji, by sprostać stojące mu przed nimi w przyszłości zadaniu.

Pierwszy etap operacji rozpoczął się w połowie sierpnia od likwidacji gett w Rzgowiei Grodźcu. Do miejscowego posterunku policji przybyli urzędnicy, którzy dokonali niezbędnychustaleń z komendantem posterunku. Żydom z gett oznajmiono wtedy, że zostaną wywiezieni nawschód – do Besarabii albo nad Morze Czarne – do pracy na roli. W Rzgowie nakazano Żydom,by stawili się z całym dobytkiem w remizie straży pożarnej. Musieli też zapłacić po cztery markiod osoby za badania lekarskie, mające określić przydatność każdego z nich do pracy. Bagażezłożono obok, miały bowiem być przewiezione osobno i oddane właścicielom dopiero w miejscuprzeznaczenia. Żydów traktowano ze względnym szacunkiem, aby nie wzbudzać w nichpodejrzeń. Mężczyzn, kobiety i dzieci załadowano na furmanki, powożone przez miejscowychPolaków, i wywieziono do starej synagogi w Koninie28. Z Konina wywożono ich do lasówNiesłusz-Rudzica i tam wymordowano w ciągu dziesięciu ostatnich dni września i pierwszychdziesięciu dni października, a zwłoki pogrzebano w trzech zbiorowych mogiłach. Tempo całejope racji zale żało od wydaj ności maszyne rii śmier ci w le sie.

Informacje na temat mordowania mieszkańców gett są w najlepszym razie skąpe.Niemieckich dokumentów brak, a materiały powstałe po wojnie w Polsce są niepełne i ze swejnatury wtórne. Nie znalazł się żaden naoczny świadek, który zdałby relację z wydarzeń w lasachNiesłusz-Rudzica. Leśniczym w czasie wojny był tam Piotr Zalas, który mieszkał niedalekomiejsca, gdzie mordowano Żydów. Opowiedział, że pewnego dnia przyjechał tam samochódosobowy i dwie kryte plandekami ciężarówki, a funkcjonariusz Gestapo (być może Lange)rozkazał mu wycofać z lasu wszystkich ludzi, mówiąc, że do odwołania obowiązuje tam zakazwstępu. Leśniczy wykonał polecenie29. Liczni świadkowie z tej okolicy zeznają, że od tej poryz Konina do lasów Niesłusz-Rudzica kursowała szosą kolumna pojazdów: samochód osobowyz oficerami SS, za nim ciężarówka z żołnierzami i na końcu czarna, zabudowana ciężarówkaprzypominająca samochód chłodnię. Pojazdy te wjeżdżały do lasu rankiem i opuszczały godopiero wieczorem. Przez cały dzień do lasu wjeżdżały ciężarówki wiozące Żydów, wyjeżdżały zaśpuste.

Przywoływany wyżej leśniczy twierdził, że działo się tak w dniach 24–26 września i 3października. Inni okoliczni mieszkańcy z reguły potwierdzali, że całość operacji zamknęła sięw ciągu dwóch tygodni, w okolicy wskazanych dat. Zalas widział, że do lasu wwożono mężczyzn,kobiety i dzieci, a pierwszego dnia słyszał też dobiegające stamtąd kolejne serie z bronimaszynowej, w ciągu następnych dni rozbrzmiewały już jednak tylko okazjonalne strzały. 28września, dwa dni po pierwszych mordach, Zalas poszedł tam, gdzie powstały już zbiorowemogiły, i zauważył, że zostały one zamaskowane ściętymi gałęziami, a z grobów wyciekał jakiś„cuchnący płyn o woni chemikaliów”. Poszedł także do niezbyt oddalonego miejsca, gdzieofiary wysiadały z ciężarówek, którymi przywożono je do lasu. Widział tam różne przedmioty,w tym męską, kobiecą i dziecięcą odzież, grzebienie, pończochy, buty, mydło, gąbki, pierniki

Page 44: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

i butelki po lemoniadzie. Następnego dnia do lasu przybyli funkcjonariusze żandarmeriiwoj skowej, część z tych przedmiotów zakopali, a resz tę zabrali ze sobą30.

Inny miejscowy pracownik leśny udał się z dwoma kolegami na miejsce znane jako DługaŁąka i znalazł tam dwie mogiły o długości około pięćdziesięciu metrów. Mogiły były przykrytetylko gałęziami jako tymczasowym środkiem maskującym. Zwłoki robiły wrażenie wrzuconychdo grobów, a nie ułożonych. Stojąc przy grobach, Polacy usłyszeli nadjeżdżające ciężarówki.W popłochu zaczęli uciekać. Przywiezieni w ciężarówkach żołnierze zauważyli ich i rzucili sięw pościg. Zaczęli strzelać, ale Polacy, wykorzystując doskonałą znajomość okolicy, zdołali imumknąć31.

Zeznania Henryka Maliczaka i Henryka Mani potwierdzają, że to Sonderkommando Langedokonało tych mor dów. We dług Mani działania w Koni nie miały nastę pujący prze bieg:

[…] wpierw musieliśmy wykopać doły w lesie. Do lasu byli zwożeni samochodami ciężarowymi Żydzi, pochodzący chybaz Konina i okolicznych miejscowości. Wpierw musieli się oni rozbierać do naga i sami wchodzili do samochodu specjalnego,który następnie podjeżdżał w pobliże wykopanego przez nas dołu. Samej czynności ładowania Żydów do samochoduspecjalnego i gazowania nie widziałem – takiego trybu postępowania raczej się domyślałem na podstawie dotychczasowychpraktyk. Naszym zadaniem było wyładowywanie nagich zwłok i wrzucanie ich do dołu. Gazowano całe rodziny, wśród zwłokbowiem byli mężczyźni, kobiety i dzieci. Ubrania ładowaliśmy po zakończeniu pracy w danym dniu do samochoduspecjalnego – były one zawożone do siedziby Gestapo w Koninie. Dalszym naszym zadaniem było przeszukanie ubrańi odłożenie znalezionych kosztowności i przedmiotów wartościowych. Nie potrafię określić czasu trwania tej akcji ani ilościofiar. Trwa ła ona co najmniej kilka dni. Taki był począ tek ak cji za gła dy Ży dów32.

Mania nie wspomina o eksperymentowaniu z nową metodą uśmiercania Żydów. Może poprostu pominął ten temat, a może nie był świadkiem takich zdarzeń. Dla grabarza jedynąnowinką związaną z morderczym procederem był fakt, że ofiarami byli wyłącznie Żydzi, a nieumysłowo chorzy. Inny z polskich robotników Langego, Stanisław Polubiński, powiedziałpotem Józefowi Grabowskiemu, w czasie wojny mieszkającemu w Chełmnie, żeSonder kom mando Lange wymor dowało Żydów z Koni na przed założe niem obozu zagłady33.

Po morderstwach w lasach Niesłusz-Rudzica Sonderkommando Lange posłano do Kalisza, byewakuowało podopiecznych kolejnego zakładu. W październiku 1939 w rejestrach kaliskiegoJudenratu figurowało około dwudziestu tysięcy żydowskich mieszkańców miasta.W przeważającej większości zostali oni wywiezieni do Generalnego Gubernatorstwa w ramachprogramu przesiedleń. Pod koniec roku 1941 w getcie pozostało niespełna pięciuset ludzi34. 26października 1941 roku Rada Żydowska otrzymała zawiadomienie, że aby zmniejszyć ryzykowybuchu epidemii, przeniesieni zostaną pensjonariusze domu starców. Wywożenie ich miało sięzacząć o dziesiątej rano następnego dnia. Pensjonariusze mieli być umyci i przebrani w świeżąbieliznę. Wszystkie inne kwestie organizacyjne były już rozwiązane. Tego samego dniamechanicy powracający z pracy w siedzibie Gestapo zgłosili, że widzieli tam wielu nieznanychgestapowców i duży, czarny furgon, który wyglądał na hermetycznie zamykany (brak okien czyinnych otworów wentylacyjnych). Wielu mieszkańców getta połączyło ze sobą te wydarzenia.Większość czuła obawę, ale nawet najwięksi pesymiści nie podejrzewali, co naprawdę miało sięstać. Następnego dnia, dokładnie o wyznaczonej godzinie, czarny furgon zatrzymał się poddomem star ców. Opi sał go potem je den ze świadków tych wydarzeń.

Dachem sięgał aż do pierwszego piętra. Wyglądał jak wielka, czarna trumna. Dwa czarne, lśniące samochody przywiozłyGrabowskiego [kierownika Wydziału Zdrowia] na czele chmary umundurowanych, nieznanych gestapowców. Musieliśmywynosić tych, których wywoływano po nazwisku, bo przeważnie byli to już pacjenci chronicznie chorzy i kaleki. Niemcy kazali

Page 45: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

nam wnosić ich i sadzać albo kłaść na ławkach wewnątrz ciężarówki. [Po załadowaniu furgonu] trzasnęły metalowe drzwi,szczęk nę ły cięż kie za suwy i wielka cię ża rówka ruszy ła cicho, ale szybko, a za nią lśnią ce sa mochody35.

Tego dnia załadunek przebiegł bez żadnych komplikacji. Sonderkommando bardzo dbałoo dobre samopoczucie pacjentów. Następnego dnia samochodowa komora gazowa wykonaładwa kursy do lasu, za każdym razem zabierając około pięćdziesięciu pięciu pacjentów. Tymrazem jednak nikt już nie udawał, że martwi się o przewożonych. Pomocnikom przy załadunkui samym pacjentom nakazywano pośpiech, a jeśli ociągali się z wykonaniem poleceń, sypały sięrazy z bykowców. 30 października – trzeciego, ostatniego dnia operacji – furgon znów wykonałdwa kursy. Wózek inwalidzki jednej ze staruszek zwrócono z wyjaśnieniem, że „nie jest jej jużpotrzebny, bo dostała nowy”. Po zakończeniu operacji Judenrat otrzymał polecenie pokryciakosztów transportu dwustu dziewięćdziesięciu pacjentów, po cztery marki od osoby. Próbyodnalezienia nowego miejsca pobytu pacjentów nie przyniosły efektów. Z początku Judenratpoinformowano, że przeniesiono ich do obozów przejściowych, skąd trafią do placówek dlaozdrowieńców. Potem przyszła wiadomość, że niektórzy zmarli na niewydolność serca, gorączkęmózgową czy zapalenie płuc. Pozostali, w dobrym zdrowiu, mieli się znajdować w Padernicach.Jednak miejscowości tej nie dało się znaleźć na żadnej mapie. W lipcu 1942 ostatnichpozostałych przy życiu miesz kańców get ta w Kali szu prze nie siono do get ta łódz kie go36.

Henryk Mania pamiętał operację w Kaliszu, ale w relacji podał tylko, że grabarzyumieszczono w miejskim areszcie i dowożono do lasu, by kopali groby. Nie pamiętał lokalizacjimogił ani liczby ofiar. Miał wrażenie, że zabijano znów umysłowo chorych37. Po tej operacjiSonder kom mando powróci ło do eks ter mi nacji Żydów w powie cie konińskim.

Wśród ofiar drugiego etapu operacji eksterminacji Żydów w tym powiecie znaleźli sięmieszkańcy otwartego getta w Zagórowie. Mordowano ich w lasach Wygoda niedalekoKazimierza Biskupiego, miasteczka położonego na północ od Konina. W Zagórowie kazanoŻydom zebrać się z bagażami w domu gminnym, po czym wywieziono ich ciężarówkami38.W odróżnieniu od pierwszego etapu tej operacji tym razem ofiary zabrano bezpośrednio do lasu,a nie do przej ściowe go miej sca zatrzymania (jak synagoga w Koni nie).

W przeciwieństwie do mordów w lasach Niesłusz-Rudzica przy zabójstwach w lasachpaństwowych pod Kazimierzem Biskupim znalazł się niezależny naoczny świadek, a nawetwspółuczestnik. Tu właśnie jednostka Langego eksperymentowała z nową metodą uśmiercania.Opis tych eksperymentów stanowi część relacji miejscowego weterynarza MieczysławaSękiewicza, Polaka przetrzymywanego podówczas w więzieniu w Kole jako podejrzanegoo przynależność do organizacji konspiracyjnej. Najwyraźniej z racji rozmiarów tej operacjiLange uznał za stosowne ściągnąć więcej rąk do pracy. W połowie listopada gestapowcynakazali Sękiewiczowi i dwóm jego towarzyszom wsiąść do samochodu, który zawiózł ich napółnoc, za Kazimierz Biskupi, a potem skręcił w lewo, w las. Wysiadłszy z samochodu,Sę kie wicz uj rzał taki oto wi dok:

[…] były wykopane dwa doły. Pierwszy bliżej duktu miał długości około 8 metrów, szerokości około 6 metrów i głębokościz górą na jakieś dwa metry. Prawie równolegle do niego na drugim końcu polany przez całą jej szerokość był wykopanydrugi dół tej sa mej głę bokości, sze roki na 6 me trów, a długi na około 15 me trów. […]

Naokoło polany z wyjątkiem krańca od strony skrzyżowania się duktów stały i siedziały gromady Żydów […]. Ilości ichokreślić nie umiem, gdyż stali pomiędzy drzewami. […] W tłumie tym były kobiety, mężczyźni i dzieci, matki z dziećmi narękach. Czy to byli Żydzi tylko z Polski, nie umiem powiedzieć. Mówiono mi potem, że pochodzili z Zagórowa. Między nimi

Page 46: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

poznałem jednego krawca i jednego sklepikarza z Konina, lecz nazwisk ich nie umiem podać. Dukty, polana i las naokołoroiły się od gestapowców. Oprócz przywiezionych nas trzech z Konina, było zebranych już tam razem z nami jeszcze około 30Polaków. Skąd byli przywiezieni, nie wiem. Na dnie większego dołu widziałem warstwę grud niegaszonego wapna. Jakiejgrubości była ta warstwa, tego nie wiem. W mniejszej mogile wapna nie było. Gestapowcy uprzedzili nas, że las jest otoczonyprzez nich i pilnowany, i jeśli będziemy uciekać, dostaniemy kulę w łeb. Wówczas kazali gestapowcy rozbierać się zebranymŻydom: najpierw tym, którzy stali najbliżej rowu dużego. Wtedy kazali nagim wchodzić między oba doły i wskakiwać dowiększego dołu. Krzyk i płacz był nieopisany. Jedni Żydzi wskakiwali sami, nawet większość, inni opierali się, tych bitoi spychano do dołu. Jedne matki wskakiwały, trzymając dzieci, inne rzucały dzieci do dołu same, jeszcze inne odrzucałydzie ci na bok, jesz cze inne rzuca ły dzie ci osobno do dołu i wska kiwa ły osobno.

Niektóre czołgały się u stóp gestapowców, całując ich buty, kolby karabinów it.p. Nam kazano chodzić pomiędzy Żydamistojącymi obok mogił i zbierać porozrzucane ubrania i obuwie. Widziałem sceny, jak gestapowcy podchodzili do miejsc,w których myśmy składali na kupki zegarki, pierścionki i w ogóle wszelką biżuterię, brali stamtąd garściami te rzeczyi pchali sobie do kieszeni. Widząc to, niektórzy z nas, i ja z nimi, przestaliśmy składać cenne przedmioty na gromadki, leczzegarki i pierścionki rzucaliśmy umyślnie dalej w las. W pewnym momencie gestapowcy kazali zaprzestać dalej rozbierać sięŻydom, gdyż dół był już pełen. Widać w nim było tylko z góry ciasno stłoczone głowy. Ci z Żydów, którzy się pospieszyli i jużteż byli rozebrani, byli wrzucani przez gestapowców do dołu na głowy tym, co tam byli wtłoczeni. Cały ten czas musieliśmyzbierać i segregować rozrzuconą odzież, obuwie, pakunki, żywność, pierzyny it.p. To trwało do popołudnia i wtedy nadjechałoauto ciężarowe od strony szosy i zatrzymało się na dukcie tuż przy polanie. Na aucie zauważyłem cztery jakby kadzie.Następnie Niemcy ustawili motorek, który był prawdopodobnie pompą, połączyli go wężem z jedną z kadzi, a dwóchgestapowców przeciągnęło wąż od motorka do dużego dołu. Motorek puścili w ruch i tych dwóch gestapowców, trzymającychwęże, zaczęło polewać czymś Żydów stłoczonych w dużym dole. Myślę, że to była woda, lecz na pewno nie wiem. W miarępompowania przekładano węże kolejno do pozostałych kadzi. Widocznie na skutek lasowania się wapna ci ludzie zaczęli siężywcem w dole gotować, powstał tak niesamowity krzyk, że my, którzy siedzieliśmy przy ubraniach, darliśmy te szmatyi wtykali sobie w uszy. Do strasznego krzyku gotujących się w dole, doszedł krzyk i lament Żydów, którzy czekali na swojestracenie. To trwało może dwie godziny, pewno i dłużej. Nas, gdy się ściemniło, wyprowadzono z polany i zaprowadzonoduktem leśnym, prowadzącym do szosy ku granicy lasu […]. Dali nam napić się kawy i po ¼ kg chleba. Tam stało wzdłużgra nicy le śnej od pola 6 czy 7 aut cię ża rowych, kry tych plande ką.

Do każdego z aut ładowano nas tak, że jeden leżał obok drugiego twarzą do podłogi bez możności poruszania się, i takkazali nam spać. Krzyki było jeszcze wciąż słychać. Słyszałem je aż do zaśnięcia, które nastąpiło na skutek znużenia i przejśćdość szybko. Na drugi dzień rano, kazali nam gestapowcy zakopywać dół duży ziemią. Ten dół był już lekko jakbyprzyprószony ziemią. Masa ludzka, która w nim była, jakby się uległa i spuściła ku dołowi. Ciała były tak stłoczone, że nadalwciąż trzymały się zwłoki jakby w pozycji stojącej, tylko głowy były poprzechylane na wszystkie strony. Dół zasypaliśmyniedokładnie, sterczały z niego jeszcze ręce niektórych trupów, jak przerwano nam zasypywanie, dlatego że nadjeżdżaćzaczęły samochody ciężarowe i na te samochody kazano nam rzucać posegregowane rzeczy – osobno ubrania, osobno obuwiei osobno inne rzeczy. Już po południu zajeżdżał kilkakrotnie na polanę samochód w rodzaju dużej karetki pogotowia,ciemnoszary, otwierany z tyłu, i z wnętrza jego po otwarciu drzwi wysypywały się trupy ludzkie mężczyzn, kobiet i dzieci,również Żydów. To szare auto obracało przy mnie trzy razy, w odstępach może godzinnych. Czy zajeżdżało jeszcze, kiedy mniejuż zabrano z polany, nie wiem. Trupy, wysypujące się z tego auta, były poszczepiane ze sobą, jakby w konwulsyjnychuściskach, w wykrzywionych pozycjach, z poobgryzanymi nieraz twarzami. Widziałem, jak jeden wpił się drugiemu zębamiw szczękę, inni mieli poobgryzane nosy lub palce. Dużo wśród nich trzymało się konwulsyjnie za ręce, widocznie stanowilirodzinę. Te zwłoki kazali nam gestapowcy rozrywać, a gdy się nie udawało, rozrąbywać, odcinając ręce, nogi i inne części.Następnie musieliśmy układać te trupy w mniejszym rowie na polanie, warstwami, ciasno obok siebie, na przemian głowamiraz w jedną stronę, raz w drugą stronę. Odrąbane członki kazano nam utykać pomiędzy ciałami. Przy mnie nałożono trzytakie warstwy ciał, a jedno auto było jeszcze niezładowane. Wtedy zabrali nas znów na spanie do aut, jak poprzedniej nocy,dając posiłek w postaci zupy kartoflanej i chleba. Następnego dnia rano mnie i dwóch moich towarzyszy więziennychzabrano do badania na skraj polany. […] Ustawiono nas wzdłuż wykopanego już tam dołu o wymiarach mniej więcej trzy naczte ry me try w od le głości me tra je den od drugie go. Na prze ciwko każ de go z nas stał ge sta powiec z bronią.

Page 47: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Byłem twarzą odwrócony do dołu. Gestapowiec kazał mi się przyznać do zarzucanych mi czynów, a mianowicie doczytania prasy nielegalnej, do okazywania pomocy innym Polakom it.p. Gdy tłumaczyłem się, że zarzuty są nieprawdziwe,kazał mi się odwrócić twarzą do dołu i kilka razy zapowiadał, że mnie zastrzeli, jeśli się nie przyznam, a jeśli się przyznam, topójdę do domu i dosta nę dobre sta nowisko.

Gdy to nie skutkowa ło, strze lił do mnie z od le głości kilku kroków.Nerwy moje już nie wytrzymały i upadłem do dołu. W świadomości mojej, pamiętam to dobrze, przemknęła mi myśl, że

jestem zabity, a jednak wiem wszystko, co koło mnie się dzieje. Wtedy usłyszałem krzyk gestapowca – Auf! – zerwałem sięi wydostałem z rowu. To wszystko trwało sekundy. Nie byłem ranny: czy gestapowiec chybił, czy strzelił na postrach – niewiem.

Gdy wyszedłem z rowu, gestapowcy obili mnie szpicrutami po twarzy i odwieźli do więzienia w Koninie wrazz towa rzy sza mi, wszystkich skutych tak, jak przy wieź li.

[…] Zwłoki przywożone w szarym aucie były widocznie ludzi zagazowanych, z wnętrza szarego auta i ubrań zwłok czuć byłogaz. Przypominam sobie jeszcze z polany podczas tracenia Żydów, jak jeden z gestapowców wziął dziecko małe z rąk matkii roztrzaskał w jej oczach główkę jego o brzeg auta, a gdy matka krzyczała, cisnął w nią główką tego dziecka tak, że mózgzalepił jej usta, następnie wziął coś jakby wapno lub gips z auta i tym zamazał jej usta. W ten sam sposób postępowanoz innymi kobietami, które mocno krzyczały. Widziałem, jak jeden z gestapowców chwycił młodą, ładną Żydówkę, związał jejręce w tył, przedtem zdarłszy z niej sukienkę i w ogóle bieliznę, i za te ręce nagą powiesił na drzewie, a następnie nożem takzwanym fińskim pociął jej prawą pierś na plasterki, po czym rozciął jej brzuch i grzebał się we wnętrznościach. Żydówka taskona ła na drze wie. Nikogo z ge sta powców, którzy tam byli, nie zna łem39.

Niewątpliwie tak wynaturzone zachowania zdarzały się częściej, ale nie mamy o nich relacji,ponieważ ich świadków wymordowano. Sprawcy, którzy przeżyli wojnę, zeznając o takichzajściach, umacnialiby akt oskarżenia przeciw sobie, nie informowali więc o nich z własnejwoli.

Nieznana jest dokładna liczba ofiar operacji eksterminacyjnych w powiecie konińskim. Nieistnieje żadna dokumentacja, zaś zwłoki zostały ostatecznie ekshumowane i spalone przezSonderkommando Legath w lutym (Kazimierz Biskupi) i marcu 1944 (lasy Niesłusz-Rudzica)w ramach akcji niszczenia wszelkich dowodów zbrodni na miejscach masowych pochówków.Opierając jednak wyliczenia na szacunkowej liczbie mieszkańców zlikwidowanych gett,przyjmuje się, że w lasach Niesłusz-Rudzica zabito około tysiąca pięciuset ludzi, zaś podKazi mie rzem Bi skupim – trzy tysiące40.

Mieszkańcy gett powiatu konińskiego w Grodźcu, Rzgowie i Zagórowie byli pierwszymiofiarami akcji eksterminacji, a Lange posłużył się nimi niczym królikami doświadczalnymi, bywybrać skuteczną metodę masowej zagłady. Eksperyment z wapnem i wodą uznanonajwyraźniej za metodę nie do przyjęcia niewątpliwie ze względu na fakt, że wymagałabyzakupów znacznych ilości niegaszonego wapna i pewnego źródła wody. Wykorzystywaniebutlowanego gazu także miało wadę – niezbędne było tu stałe zaopatrzenie w napełnione gazembutle. Problem ten miał zostać rozwiązany przez dostawę skonstruowanych w Berliniesamochodowych komór gazowych drugiej generacji, w których do uśmiercania ofiar używanospalin.

Herbert Lange otrzymał zadanie eksterminacji tych Żydów z Kraju Warty, którzy nie mogliprzydać się gospodarce wojennej. Nie znaleziono żadnych dokumentów, które precyzowałybysposób, w jaki miał tego dokonać. Zasadniczo Lange stanął przed alternatywą: mógłkontynuować lotne operacje eksterminacyjne albo stworzyć stałe miejsce zagłady i dowozić dońofiary. Według Henryka Mani Lange nie był usatysfakcjonowany działaniami mobilnymi –

Page 48: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

uważał je za zbyt niewygodne i wymagające za wiele pracy. Podczas wypraw w teren rozglądałsię już za miejscem, w którym mógłby założyć stałą placówkę41. Możliwe, iż Herbert Langenigdy nie otrzymał expli ci te rozkazu założenia obozu zagłady, lecz uczynił to z własnejinicjatywy. Arthur Greiser prawdopodobnie nie dbał o to, w jaki sposób Lange wykonapowie rzone mu zadanie, li czyły się tyl ko efekty.

Założenie obozu śmierci w Chełmnie wpisywało się w obowiązującą w Kraju Warty politykę,obliczoną na totalne wyzyskanie żydowskiej ludności tej prowincji. Getto w Łodzi byłoolbrzymim obozem pracy przymusowej, którego zakłady produkcyjne wspierały zarównomachinę wojenną Rzeszy, jak i sektor prywatny. Obóz w Chełmnie stanowił tryb w tejmaszynie – narzędzie, za pomocą którego niemieccy zarządcy mogli się pozbyć ludzi uznanych zazbędnych czy wręcz zagrażających produkcji. W tym kontekście decyzja użycia Langego i jegojednostki do likwidowania „darmozjadów” była wynikiem logicznego rozumowania.Sonder kom mando miało już znacz ne doświadcze nie w tego typu ope racjach.

Walter Burmeister zeznał, że po operacji w Koninie zawiózł Langego do Berlina42,prawdopodobnie w celu złożenia raportu o wynikach jego działań i powiadomieniaprzełożonych, że znalazł już miejsce na stały ośrodek zagłady. Po powrocie z Berlina Langespotkał się z HSSPF Koppem i poinformował go o swoich nowych obowiązkach. Rudolf Brandt,asystent Himmlera, także zadzwonił do Koppego, by powiadomić go, że planowanoprzeprowadzić w Kraju Warty „próby z gazem Bracka”. Koppe zapewnił odpowiednio licznypersonel – od swojego inspektora Ernsta Damzoga zażądał esesmanów, a komendant PolicjiPorządkowej w Kraju Warty Oskar Knofe, miał mu dostarczyć policjantów do jednostkistraż ni czej43. Według Henryka Mani po zakończeniu operacji w lesie pod KazimierzemBiskupim niedaleko Konina częściowo przeorganizowane Sonderkommando nie wróciło już doPoznania, lecz udało się prosto do Chełm na44.

Page 49: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

2 Eksterminacja: pierwszy okres (1941–1943)

Page 50: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Założenie obozu

Jesienią 1941 roku Rottenführer Walter Burmeister, przydzielony Langemu jako kierowca,podpisał zobowiązanie do zachowania tajemnicy, nakazujące mu milczeć na temat działalnościSonder kom mando1. Podczas akcji w Koninie Lange rozkazał Burmeisterowi udać się jakieśczter dzie ści ki lome trów na wschód, do nie dużej wsi Chełm no.

Wojna zebrała już pierwsze żniwo wśród ludności Chełmna i okolic – skupiska Polaków,Żydów i Niemców. We wrześniu 1939 przeszła tamtędy linia frontu, zaś Koło i Dąbie padłyofiarą nalotów Luftwaffe. Straty materialne w Dąbiu były ośmiokrotnie większe od rocznegobudżetu tego miasta. Całkowitemu bądź częściowemu zniszczeniu uległo piętnaście domów,dwadzieścia trzy gospodarstwa rolne i dwa zakłady przemysłowe. To jednak był dopieropoczątek. Jak w całej okupowanej Polsce jednostki Sicherheitspolizei [Sipo, PolicjiBezpieczeństwa] i Sicherheitsdienstu [SD, Służby Bezpieczeństwa SS] aresztowały członkówinteligencji i innych warstw społecznych, których uznano za potencjalne zagrożenie dlaniemieckiej władzy. Wśród aresztowanych w Dąbiu w drugiej połowie września 1939 rokuznajdowali się aptekarz, lekarz i inni lokalni prominenci. W całej okolicy aresztowano okołoosiemdziesięciu osób. Przetrzymywano ich w więzieniu w Kole, a w listopadzie ponadpięćdziesięcioro wywieziono do lasów opodal wsi Rzuchów i rozstrzelano. Tam właśnie mianoteż w przyszłości grze bać szcząt ki ofiar obozu w Chełm nie2.

Na całym okupowanym terenie Polski Niemcy przejmowali zarząd nad miastami i wsiami.Nazwy miejscowości zmieniano na niemieckie: Łódź stała się Litzmannstadtem, Poznań –Posen, a w interesującej nas okolicy Chełmno przemianowano na Kulmhof, Koło naWarthbrücken, Dąbie na Eichstädt, zaś Powiercie – na Arnsdorf. W ramach programugermanizacji Kraju Warty tysiącom Polaków skonfiskowano ziemię i majątek, by przygotowaćregion na przyjęcie etnicznych Niemców przenoszonych tam z terytorium samej Rzeszy, państwbał tyc kich, Wołynia i innych te re nów.

Chełmno, położone około sześćdziesięciu kilometrów na północny zachód od Łodzi, leży nałuku szosy, która łączy Dąbie, znajdujące się sześć kilometrów na południe, z Kołem, leżącymczternaście kilometrów na północ. Wieś ta liczyła wówczas około dwustu pięćdziesięciumieszkańców, trzydzieści do czterdziestu domostw. Mieszkało tam kilka rodzin żydowskich, leczzaraz po wybuchu wojny przeniosły się one do pobliskiego Dąbia, gdzie czuły się bezpieczniej. 15lipca 1940 roku utworzono w Dąbiu otwarte getto, obejmujące obszar dwóch ulic miasteczka,przy których mieszkało dziewięćset dwadzieścia osób3. W miarę napływu w te rejonyniemieckich osadników Polacy musieli ustępować im miejsca. Jedni wprowadzali się dorodzi ny lub znajomych, inni wyjeż dżali w dal sze okoli ce.

Chełmno w 1941 roku było zdominowane przez stary majątek ziemski – zapuszczony,neogotycki pałac stał na parceli o powierzchni około trzech hektarów na zachodnim skraju wsi4.Drugim wyróżniającym się budynkiem był kościół parafialny położony przy szosie, około stumetrów od pałacu, ale oddzielony odeń parowem. Carski generał Carl Heinrich Georg von

Page 51: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Bistram otrzymał dobra chełmińskie w roku 1837 za przysługi oddane carowi. Zmarł jednak jużrok później, a majątek odziedziczył jego syn Nikołaj Karl von Bistram, który w latachosiemdziesiątych XIX wieku wybudował zarówno pałac, jak i kościół5. Po I wojnie światowejmajątek został przejęty przez nowo powstałe państwo polskie. Pałac podzielono na mieszkania,do których wprowadziło się kilka rodzin. Budynkiem zarządzał Ludwik Koziej, którego rodzinatakże znalazła tu lokum6.

Budynek władz gminy, pełniący też funkcje wiejskiej świetlicy, stał pięćdziesiąt metrów dalej,za kościołem, a za nim znajdował się miejscowy sklepik. Po drugiej stronie szosy usytuowanabyła nieduża szkoła. Siedziba ochotniczej straży pożarnej, w czasie wojny zwana NiemieckimDomem, położona była po drugiej stronie drogi biegnącej przed pałacem. Na tyłach pałacui kościoła znajdowała się stroma skarpa, a poniżej płaskie wybrzeże Neru. W Chełmnie mieściłsię przystanek kolejki wąskotorowej, łączącej Dąbie z Kołem. Dalszy odcinek tej linii prowadziłz Koła na pół noc, do Som pol na.

Gmina Chełmno obejmowała poza tą wsią także szesnaście innych pobliskich osad.W czerwcu 1939 na wójta gminy wybrano Franciszka Opasa, Józef Ziółkowski został jegozastępcą, zaś radzie gminy przewodzili Antoni Skrobanin i Józef Woźniak 7. Wśród pozostałychradnych znaleźli się: Stanisław Kaszyński (sekretarz), Konrad Schulz i Antoni Pyszka.Stanowi ska urzędni cze zaj mowali Cze sław Potyral ski i Le opold Chwiał kow ski.

Franciszek Opas i Stanisław Kaszyński już od lat działali w samorządzie lokalnym. Obajznajdowali się wśród założycieli miejscowego koła Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej(LOPP), ogólnokrajowej organizacji obrony cywilnej, powstałej w roku 1928. Chełmińskie kołoLOPP zawiązano w lutym 1934, a jego siedzibą był budynek władz gminy. Opas i Kaszyński przezwiele lat należeli do władz koła8. Konrad Schulz, jak wskazuje nazwisko, wywodził się z rodzinyniemieckiej. W roku 1922 przeniósł się z niedużej wsi opodal Zagórowa, na zachód od Konina,do gospodarstwa rolnego w Sobótce, wsi położonej na południe od Chełmna, przy szosie doDąbia. Także on od lat udzielał się w polityce na szczeblu samorządowym – na początku lattrzydzie stych prze wodził radzie swojej wsi, potem zaś zasiadał w radzie gmi ny Chełm no9.

Na okupowanych terenach nazistowskie władze obsadzały Niemcami najwyższe stanowiskaw administracji. Także tutaj starosta (Landrat) Baur z Koła mianował Konrada Schulzanaczelnikiem gminy (Amtskommissar), a także przewodniczącym lokalnej komórki NSDAP.Jakob Semmler, miejscowy rolnik, został sołtysem wsi Chełmno10. Kaszyńskiego na stanowiskusekretarza zastąpił Niemiec nazwiskiem Kluge. Kaszyński wraz z Chwiałkowskim i Potyralskimutrzymali się jednak na niż szych posadach urzędni czych11.

Gdy tej jesieni Burmeister zawiózł Langego do Chełmna, na miejscu przywitał ichprzewodniczący powiatowej organizacji NSDAP w Kole Walter Becht. Konrad Schulz, najwyższyrangą Niemiec w Chełmnie, był akurat tego dnia nieobecny. Lange i Becht przez dłuższy czaskrążyli samochodem po okolicy, wypytując o budynki użyteczności publicznej. Zatrzymawszy sięprzy pałacu, obejrzeli go, szczególną uwagę poświęcając piwnicom. Po dokonaniu tej inspekcjiodje chali12.

Po kilku dniach Lange i Burmeister pojawili się ponownie. Tę drugą wizytę zapamiętałErhard Michelsohn, miejscowy nauczyciel, jeden z Niemców niedawno przesiedlonych w teokoli ce:

Pewnego dnia w zimie z 1941 na 1942 rok pod radę gminy, naprzeciwko szkoły, podjechało kilka samochodów, z których

Page 52: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

wysiadło paru mężczyzn w mundurach SS w kolorze feldgrau. Widziałem to ze szkoły. Mężczyźni weszli do budynku rady,gdzie naradzali się z Amtskommissarem Schulzem. Schulz powiedział mi potem, że Sonderkommando założy w ChełmnieDurchgang sla ger [obóz przejściowy]. Es es ma ni mówili mu, że będą tędy prze jeż dżać Ży dzi w drodze do Rosji13.

Podczas tego spotkania Lange ze szczegółami wyłożył Schulzowi swoje plany i poinformowałgo, że rekwiruje dla swoich podwładnych Niemiecki Dom, po czym odjechał. Schulz przekazał tewieści byłemu sekretarzowi gminy Stanisławowi Kaszyńskiemu. Jan Bąberski, podówczasmłody chłopiec często odwiedzający urząd gminy, słyszał, jak Kaszyński mówił, że Niemcy chcąw Chełmnie założyć obóz „do zabijania ludzi”. Bąberski podsłuchał też rozmowę, podczasktórej Schulz oznajmił Kaszyńskiemu, że w Chełmnie będzie źle, że „poleje się krew i mało ktoprze żyje”14.

Kilka dni po drugiej wizycie, kiedy wszelkie niezbędne ustalenia zostały już dokonane, Langeprzybył ze swoją jednostką do Chełmna. Przynajmniej część esesmanów przyjechała tu zaraz pozakończeniu działań w Koninie15. Innych, w tym nowych członków grupy, zabrał z PoznaniaPolizeimeister Willi Lenz. Był wśród nich policjant Karl Heinl, który opisał te wydarzenianastę pująco:

Miałem zameldować się u Polizeimeistera Lenza [w siedzibie Gestapo w Poznaniu], aby dołączyć wraz z innymifunkcjonariuszami policji do jednostki strażniczej. Rozkaz ten wydał mi osobiście Revierleutnant Graf. Nie wiem, ktoz dowództwa Schutzpolizei pierwotnie wydał te rozkazy. Nie powiedziano mi też, w jakim celu ani gdzie ma być wykorzystanata jednostka. Zgodnie z rozkazem następnego dnia zgłosiłem się do siedziby Stapo [Gestapo] w Poznaniu. Przy wejściuspotkał mnie wspomniany już Polizeimeister Lenz, którego wówczas nie znałem. W sumie zebrało się tam pięciu czy sześciufunkcjonariuszy policji, podobnie jak Lenz pochodzących z policyjnych rewirów Poznania. O ile dobrze pamiętam, byli wśródnich:

1. Polizei-Obe rwachtme ister Hannes Runge2. Polizei-Wachtme ister Max Som mer3. Polizei-Haup twachtme ister [Simon] Ha ider4. Polizei-Obe rwachtme ister Erich Kretschmer

Obecnie nie potrafię sobie przypomnieć, kto jeszcze był tam wtedy. Pytaliśmy Lenza, do jakich zadań zostaniemy skierowani,odparł jednak, iż tego nie wie. Kazał nam udać się do kantyny i czekać na niego. Sam poszedł do biura Stapo. Po południu,około trzeciej, Lenz wrócił do nas i nakazał wyjazd. Przed siedzibą Stapo wsiedliśmy do ciężarówki, której kierowcą byłfunkcjonariusz Stapo Oberscharführer Erwin Bürstinger. Zawiózł nas przez Koło do wsi Chełmno. Po przyjeździe Lenzwy zna czył nam kwa te ry w domu we wsi, gdzie spę dziliśmy noc w dużej sali16.

Esesmani pierwotnie ulokowali się w budynku miejscowej ochotniczej straży pożarnej, tzw.Niemieckim Domu. Jednak gdy do wsi przybyła policyjna jednostka strażnicza, to jązakwaterowano w tym budynku, zaś esesmani przenieśli się do prywatnych domów. Po jakimśczasie z Konina lub Koła przywieziono baraki, w których mieli zostać skoszarowani policjanci.Postawiono je obok Niemieckiego Domu17. Lange, jego zastępca Obersturmführer Herbert Ottooraz Burmeister mieszkali w urzędzie gminy. Poza Niemieckim Domem i urzędem gminySonderkommando zarekwirowało także stary pałac, kościół (wówczas zamknięty) i plebanię.Miejscowy proboszcz ksiądz Karol Morozewicz został aresztowany przez Niemców i zmarłw obozie w Dachau 3 maja 1942 roku18. Zajęto również domy, które miały służyć za kuchnięi stołów kę.

Około czterech i pół kilometra za wsią wzdłuż drogi do Koła zaczynały się miejscowe lasy,zwane rzuchowskimi i ladorudzkimi. Sonderkommando zajęło oddziały numer 76 i 77 oraz częśćoddziałów 74 i 75 w lasach po lewej stronie drogi. Postronnym zakazano wstępu na ten teren,

Page 53: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

a jego granic strze gli poli cjanci.Sonderkommando składało się z dwóch pododdziałów. Pierwszy stanowiła niewielka grupa

policjantów, w większości członków SS lub SD [Służby Bezpieczeństwa SS]. To oni byliodpowiedzialni za wykonywanie zadań związanych z eksterminacją. W swoim gronieposługiwali się najczęściej stopniami policyjnymi, nie esesmańskimi. Nienależącym do SSczłonkom tej grupy (jak na przykład Görlichowi) nadawano kurtuazyjnie stopnie SS,równorzędne tym, jakie mieli w policji. Drugi, znacznie liczebniejszy pododdział składał sięz członków Schutzpolizei [Policji Ochronnej]. Pełnili oni głównie funkcje strażniczei eskor towe.

Pierwsi esesmani przybyli do Chełmna niemal wyłącznie z Poznania i Łodzi. Tylko oficeradministracyjny oraz jego następca zostali przeniesieni z Inowrocławia. W skład SSSonder kom mando, które założyło obóz w li stopadzie 1941 roku, wchodzi ły nastę pujące osoby:

Haupt sturm führer Her bert Lange – komendant;Obe rsturm führer Her bert Otto – zastępca komendanta (przybył na począt ku stycz nia 1942);Rot tenführer Wal ter Bur me ister – kie row ca i adiutant Lange go;Haupt schar führer Frie drich Neumann – sprawy admi ni stracyj ne;Haupt schar führer Er win Bür stinger – odpowie dzial ny za pojaz dy;Hauptscharführer Fritz Ismer – odpowiedzialny za przedmioty wartościowe (przybył napocząt ku stycz nia 1942);Haupt schar führer Karl Goede – asystent Isme ra (przybył na począt ku stycz nia 1942);Haupt schar führer Al fred Behm – dowódca trans por tów;Haupt schar führer Johannes Runge – asystent Lenza;Unter schar führer Erich Kret schmer – trans por ty;Oberscharführer [imię nieznane] Basler – kierowca samochodowej komory gazowej (przybyłw grudniu 1941 lub stycz niu 1942);[Stopień nieznany] Franz Walter – kierowca samochodowej komory gazowej (przybyłw grudniu 1941 lub stycz niu 1942)19.Poli ze ime ister Wil li Lenz – nadzorujący obóz w le sie.

Wkrótce jednak zaczęły następować zmiany w personelu. Zwolniono część członków oddziałuodpowiedzialnych za działalność samochodowych komór gazowych20. Otto, Goede i Behm byliw Chełmnie tylko przez krótki czas, po czym zastąpili ich Sturmscharführer Albert Plate(z łódzkiego Gestapo), Unterscharführer Max Sommer oraz Oberscharführer Herbert Hiecke-Richter (w Chełmnie znany po prostu jako Richter). Później, w kwietniu 1942 roku, Neumannazastąpił Sturmscharführer Wilhelm Görlich. Obu ich przeniesiono do Chełmna z placówkiGe stapo w Inowrocławiu.

Lange funkcję komendanta obozu w Chełmnie pełnił dość krótko. W marcu 1942 roku zostałprzeniesiony do Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) w Berlinie, po czym w lipcuotrzymał awans. Nie wiadomo, czy decyzja o przeniesieniu Langego zapadła bez jego udziału, czyteż sam się o to ubiegał. Na stanowisku komendanta zastąpił go Kriminalkommissari Hauptsturmführer Hans Bothmann. Bothmann urodził się 11 listopada 1911 rokuw miejscowości Lohe w Szlezwiku-Holsztynie. Był wysoki (187 centymetrów wzrostu), miał

Page 54: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

przerzedzone blond włosy, błękitne oczy, twarz usianą piegami i piskliwy głos. Według danychz akt osobowych Bothmann wstąpił do Służby Bezpieczeństwa NSDAP w roku 1933, aleczłonkiem samej partii został dopiero dwa lata później. Podobnie jak Lange był żonaty, miałdwójkę dzieci, przy czym narodziny drugiego potomka zbiegły się w czasie z przeniesieniem doChełmna. Z przybyciem Bothmanna jednostkę specjalną zaczęto nazywać jego nazwiskiem;mówiono też o niej Sonder kom mando Kulm hof.

Oficjalnie Bothmann został przeniesiony z Lipska do placówki Gestapo w Poznaniu.Podobnie jak Lange, Bothmann przeprowadził do Poznania swoją rodzinę i często bywał tamw weekendy. Wyjazdy te były połączeniem wypoczynku z obowiązkami służbowymi. Burmeisterwoził w piątki Langego, a potem Bothmanna na spotkania w biurach oficerów Gestapo lubWyższego Dowódcy SS i Policji. Obaj komendanci spędzali następnie soboty i niedziele w domu,z rodzinami. Czasami podczas tych wyjazdów Burmeistera zastępował Richter, który korzystałz okazji, by odwiedzić w Poznaniu własną rodzinę. Często podróżowali też do Zarządu Gettai placówki Gestapo w Łodzi21. Lange kierował obozem żelazną ręką, osobiście nadzorująckażdy aspekt jego działania. Regularnie przeprowadzał niezapowiedziane inspekcje, by upewnićsię, czy wszyscy należycie wypełniają swoje obowiązki. Sadysta Lange bez skrupułów stosowałprzemoc wobec ludzi przywożonych w transportach, jeśli tylko ułatwiało to pracę. Kiedy coś nieposzło zgodnie z planem, wpadał w furię i prze kli nał odpowie dzial nych za to podwładnych.

Przybycie Bothmanna musiało więc być dobrze przyjęte przez członków Sonderkommando,szczególnie policjantów. W porównaniu z Langem był mniej rygorystyczny. On również byłbardzo brutalny, ale lubił też się zabawić. Według jednej z relacji przez pierwsze trzy dni pobytuw obozie w ogóle nie trzeźwiał. Podczas częstych libacji Bothmann pozwalał podwładnym, byzwracali się doń po imie niu, co w stosunku do Lange go byłoby nie do pomyśle nia22.

Według różnych relacji założenie obozu zajęło około miesiąca (od przybyciaSonderkommando do Chełmna do przyjazdu pierwszego transportu więźniów)23. Można uznać,że zbytnio się nie spieszono, skoro obóz składał się tylko z pałacu wraz z gruntami oraz obszaruleśnego, których granice patrolowali policjanci. Główne zadanie polegało na otoczeniu terenówpałacowych drewnianym płotem oraz dostosowaniu samego budynku do potrzeb sprawnegowprowadzania i wyprowadzania ludzi. Amtskommissar Schulz służył jako pośrednik międzySonderkommando a mieszkańcami wsi24. Dotychczasowych lokatorów pałacu wysiedlono.Rezydującym tu dotąd rodzinom, nadzorowanym osobiście przez sołtysa Jakoba Semmlera,rozkazano gruntownie wysprzątać budynek. Członkowie oddziału wykonali drobne praceremontowe. Piwniczne okienka zostały zabite deskami, a następnie zamurowane.U miejscowego cieśli zamówiono trochę ławek, zlecono mu też przysposobienie ław z kościołatak, by moż na je było wykorzystać w pałacu25.

Sonderkommando zatrudniło kilka kobiet ze wsi do pomocy własnym kucharzom lub dosprzątania gabinetów. Poszczególni członkowie jednostki także zatrudniali sobie służące, któreprały i sprzątały kwate ry w zamian za skąpe wynagrodze nie.

Do wsi dostarczono niezbędne materiały budowlane. Teren wokół pałacu, w tym zapuszczonypark, z trzech stron ogrodzono drewnianym płotem o wysokości około dwóch i pół metra. Odfrontu, w miejscu, gdzie podjazd odchodził od szosy, powstała masywna brama. Zwrócone kuNerowi tyły pałacu odgrodzone zostały płotem z drutu. Teren opadał tu tak stromo, że stojącu podstawy zbocza, nie widziało się terenów położonych zaraz za budynkiem. Przed pałacem

Page 55: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

postawiono drugi drewniany płot, zamykający podwórze. W ogrodzeniu były dwie bramy,z pół noc no-zachodniej i południowo-wschodniej strony26.

Wewnątrz pałacu, w pobliżu głównego wejścia po lewej stronie budynku, znajdowały siędrzwi, a za nimi schody prowadzące do niedużego pomieszczenia w piwnicy. Odchodził stamtądw prawo długi korytarz o szerokości nieco ponad metra, oświetlony lampami gazowymi. Polewej stronie korytarza znajdowało się nie więcej niż siedem pomieszczeń. Po prawej – cztery,o rozmiarach podobnych do tych z naprzeciwka, oraz jedno znacznie mniejsze. Korytarz kończyłsię drzwiami prowadzącymi na zewnątrz budynku, umiejscowionymi po prawej stronie.Postawiono tam drew nianą, zabudowaną z dwóch stron ram pę.

Polizeiwachtkommando [Policyjna Jednostka Strażnicza] składało się z funkcjonariuszySchutzpolizei z Łodzi. Losowo przydzielani do obozu w Chełmnie policjanci pochodzili główniez pierwszej i drugiej kompanii Polizeibatallion Litzmannstadt. Z początku strażnicy służyliw obozie tylko przez krótki czas, po czym odsyłano ich z powrotem do macierzystychkomisariatów. Ci, którzy trafili do Chełmna później, pozostali tam aż do likwidacji obozu.Początkowo jednostka liczyła około trzydziestu ludzi, stopniowo jednak urosła do około studwudziestu. Liczebność straży wzrosła najbardziej znacząco przy trzech okazjach. Najpierw potym, kiedy w styczniu 1942 trzem więźniom udało się uciec z obozu. Druga okazja wiązała się zestworzeniem wydzielonego pododdziału, tak zwanej straży młyna. Po raz trzeci strażwzmocniono w lecie 1942 roku w związku ze skierowaniem większej liczby Żydów do pracprzymusowych przy eks humacji i pale niu zwłok pochowanych poprzednio w le sie.

Zadaniem rezydującego w pałacu Polizeimeistera Kurta Möbiusa było nadzorowanieprzybywających transportów. Pełnił tę funkcję aż do powrotu do Łodzi we wrześniu 1942.Polizeimeisterowi Aloisowi Häfelemu powierzono pieczę nad żydowskimi robotnikamiw pałacu. Häfele był w obozie ważną figurą, aktywnie uczestniczył w działaniach podczas obuetapów istnienia ośrodka. We wrześniu 1942 roku przejął po Möbiusie nadzór nadtransportami, nadal wypełniając też dotychczasowe obowiązki. Oto jak przedstawiłw późniejszej relacji swoje przybycie do obozu z grupą policjantów z Łodzi, co mogło miećmiej sce w stycz niu 1942 roku:

[…] cały oddział zawieziono w kilku ciężarówkach do miejscowości o nazwie Kulmhof. Dotarliśmy na miejsce wieczorem,powitał nas Hauptsturmführer Lange, który wskazał nam naszą kwaterę. Była to duża sala w budynku, który przedtemza pewne był sie dzibą urzę du.

Następnego ranka cały oddział policji musiał zebrać się na apelu przed kwaterami. Pojawił się tam Lange i jego zastępcaUnterscharführer Plate. Lange wyjaśnił zebranym, że Kulmhof to miejsce, w którym Żydzi z Kraju Warty są gazowani, i żenaszym zadaniem będzie strzec obozu w lesie, pałacu i wsi, tak by nie dopuścić tam żadnej postronnej osoby, która mogłabyzobaczyć, co się tu dzieje. Z samą eksterminacją Żydów nie mieliśmy mieć nic wspólnego. Plate dodał na koniec, że każdy,kto zaniedba pełnienia swoich obowiązków lub odmówi wykonania rozkazu, trafi do obozu koncentracyjnego. Potemprzy dzie lono nam za da nia27.

Nim upłynął pierwszy miesiąc, doszło już do dwóch zmian na stanowisku dowódcyPolizeiwachtkommando. Polizeioberleutnanta Harry’ego Langa, pierwszego dowódcę, zastąpiłPolizeioberleutnant Harri Maas. Następnego dnia po przybyciu został jednak przypadkowozroszony po twarzy środkiem dezynfekującym i trzy dni później jego miejsce zajął kolejny oficer.Według Maasa każdy członek Sonderkommando Kulmhof był po przyjeździe spryskiwanyśrodkiem dezynfekującym w ramach zapobiegania chorobom zakaźnym. Nowym dowódcą został

Page 56: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Polizeioberleutnant Gustav Hüfing, który zajmował to stanowisko aż do likwidacji obozu w roku1943. Jego zastępcą był najwyższy stopniem podoficer w jednostce PolizeihauptwachtmeisterOtto Böge. Po jakimś czasie Böge go zamie nił Hauptwacht me ister Gustav Fie dler.

Polizeiwachtkommando dzieliło się na trzy zasadnicze części, czyli pododdziały straży.Polizeioberwachtmeister Karl Heinl był dowódcą straży pałacu [Hauskommando]. Do jej zadańnależało zabezpieczenie terenu pałacu, pilnowanie, by nie uciekł żaden z więźniów, doglądaniesprawnego przebiegu czynności w pałacu i nadzór nad pracującymi w budynku Żydami. Strażleśna [Waldkommando] odpowiadała za zabezpieczenie obozu w lesie. Dowodził niąPolizeiwachtmeister Simon Haider z Poznania. Transportkommando wyjeżdżało do okolicznychwsi i miasteczek, ładowało na ciężarówki ich żydowskich mieszkańców i zwoziło ich do pałacu.Poli cjantami z tego pododdziału dowodził Obe rwacht me ister Erich Kret schmer.

Hauskommando obsadzało trzy główne posterunki. Pierwszy znajdował się przy głównejbramie. Strzegący jej policjanci otwierali bramę, kiedy przybywał transport, a potem jązamykali. Następnie ich obowiązkiem było przejść do pałacu i obserwować oba pomieszczenia,w których rozbierali się Żydzi. Później, kiedy tych eskortowano już do piwnicy, strażnicy bramywychodzili na zewnątrz, na prawą stronę pałacu, i pilnowali, by podczas załadunku dosamochodowych komór gazowych żaden Żyd się nie wymknął. W końcu wracali pod bramę28.

Drugie stanowisko znajdowało się w podziemiach pałacu. Zadaniem strażników byłoobserwowanie drzwi obu warsztatów, gdzie pracowali żydowscy szewcy i krawcy, a takżepilnowanie, by prowadzeni do samochodowych komór gazowych nie zatrzymywali się i niezawracali z drogi.

Trzeci posterunek Hauskommando znajdował się na tyłach pałacu. Tamtejsi wachmani mielizabezpieczać teren, a także obserwować okna warsztatu krawieckiego i szewskiego orazpomiesz czeń, w których zakwate rowano żydow skich robot ni ków.

Wszystkie te posterunki obsadzało jednocześnie od dziewięciu do dwunastu ludzi. W ciągudnia strażnicy przechodzili z jednego posterunku na drugi. W nocy dwaj wyznaczeni policjancipil nowali piw ni cy, gdzie spali żydow scy robot ni cy. Trze ci stał na war cie przed pałacem29.

Drugi policyjny pododdział, Waldkommando, zabezpieczał leśną część obozu. Lasyrzuchowskie były podzielone na oddziały, rozgraniczone wewnątrz drogami leśnymi, a odwschodu ograniczone szosą Koło–Dąbie. Jedna grupa policjantów strzegła obwoduwydzielonego terenu. Nie wolno im było wpuścić nikogo z zewnątrz. Druga grupa pilnowałażydowskich grup roboczych zatrudnionych w lesie. Pierwotnie Polizeiwaldkommando liczyłookoło dwudzie stu pię ciu ludzi, ale z czasem się roz rosło30.

Trzeci pododdział policjantów, Transportkommando, stanowił ochronę kolumny sześciu doośmiu ciężarówek, które z bazy w Chełmnie wyjeżdżały do wsi i miasteczek odległych naweto siedemdziesiąt pięć kilometrów i zwoziły stamtąd więźniów do pałacu. Do każdej ciężarówkiprzydzie lony był je den poli cjant31.

Za służbę w obozie członkowie Sonderkommando otrzymywali dodatek w wysokościdziesięciu marek dziennie, a wyżsi stopniem odpowiednio większy. Bothmann otrzymywałpiętnaście marek. Co więcej, przysługiwały im zwiększone przydziały alkoholu i papierosówi oczywiście mogli w ten sposób uniknąć służby na froncie. Przydział do Chełmna pozwalałtakże wyrwać się z rutyny codziennej musz try i ćwi czeń w koszarach poli cji w Łodzi.

Ośmiu polskich więźniów, którzy służyli jako grabarze przy Sonderkommando Lange, przez

Page 57: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

jakiś czas przetrzymywano w celi w Forcie VII, nim Sonderkommando przystąpiło do egzekucjiw lasach pod Koninem. Pewnego dnia odwiedził ich tam Lange i z niezadowoleniem zauważyłfizyczne osłabienie więźniów. Dostarczył im kiełbasę i chleb, mówiąc, że muszą odzyskać siły,bowiem będą pracować przy kolejnym zadaniu32. Stosunki pomiędzy Polakami – LechemJaskólskim, Marianem Libeltem, Henrykiem Maliczakiem, Henrykiem Manią, FranciszkiemPiekarskim, Stanisławem Polubińskim, Kajetanem Skrzypczyńskim i StanisławemSzymańskim – a członkami Sonderkommando zmieniły się z upływem czasu. Jak późniejwspomi nał Henryk Mania, to właśnie wte dy:

[…] nastąpiła pewna zmiana w odnoszeniu się SS-manów do nas. Na przykład w Koninie mieliśmy być umieszczeniw więzieniu z tym, że zażądano dla nas lepszych warunków niż dla pozostałych więźniów. Naczelnik więzienia nie wyraził nato zgody, wobec czego SS-mani zabrali nas do mieszkania, które sami zajmowali w mieście, i tam mieszkaliśmy w przyległymdo ich pokoju, choć pozostawaliśmy pod nadzorem. W czasie trwania akcji w Koninie SS-mani zabierali nas na posiłki dorestauracji, w której się stołowali, choć my jedliśmy przy osobnym stole. Istniała już wówczas pewna zażyłość, wynikającaz czę stych bez pośred nich kontak tów33.

Polskim więźniom ucieczka z Chełmna przyszłaby względnie łatwo. Jako pracownicy obozunosili cywilne ubrania i mieszkali w pokoju na parterze pałacu. Nigdy nie skuwano im nógw kajdany tak jak członkom żydowskich grup roboczych. Mieszkańcy Chełmna, WandaKropidłowska i Andrzej Miszczak (rolnik, którego zagroda znajdowała się u stóp wzgórza zapałacem), zeznali, że z początku, w czasie budowy obozu, Polaków nadzorowali uzbrojenistrażnicy, kiedy jednak zaczęły przybywać transporty, nie traktowano ich już jak więźniów, leczjak robotników. Co więcej, widywano ich, jak doprowadzali żydowskich pracowników doróż nych zadań we wsi34. Stosunki między Polakami a członkami Sonderkommando poprawiły siędo tego stopnia, że ci pierwsi mieli już pełną swobodę poruszania się po okolicznych wsiach,czego dowodzą zdjęcia z takich wycieczek. Piekarski, najstarszy w grupie, utrzymywał dośćzażyłe stosunki z Langem, a potem z Bothmannem. To za jego sprawą Niemcy odnosili się lepiejdo resz ty Polaków35.

Według Henryka Mani polscy robotnicy nie zbiegli z Chełmna, gdyż obawiali się kar, którew razie ucieczki spotkałyby ich rodziny. Przeczą temu zeznania Henryka Maliczaka, którymówił, że „[…] z Niemcami żyliśmy w dobrej komitywie. Uważali nas oni za pracowników.Kierownictwo [niemieckie] obozu nigdy nam nic nie mówiło na temat możliwości ucieczek.Zresztą, o ile wiem, nikt z nas nie miał zamiaru uciekać. Również nigdy nam nie grozili, że jeśliktóryś z nas ucieknie, to rozprawią się z rodziną. Obiektywnie stwierdzić muszę, że powodziło sięnam wówczas dobrze”36. Jednak przynajmniej dwóch mieszkańców Chełmna zeznało powoj nie, że robot ni cy obawiali się o swoje życie i roz ważali moż li wość uciecz ki37.

Stosunki między ośmioma polskimi robotnikami a mieszkańcami wsi także były całkiemprzyjazne. Od czasu do czasu zdarzało im się nocować u znajomych poza obozem. Każdyz robotników miał we wsi dziewczynę38. Mieli prawo raz w miesiącu wysyłać i otrzymywać listy,ale robili to też nieoficjalnie, za pośrednictwem Andrzeja Miszczaka39. Oficjalnie obowiązywałich zakaz mówienia o tym, co widzieli i słyszeli w obozie. Jednak podczas zakrapianych imprezmiej scowi miesz kańcy dowiadywali się nie jedne go o tym, co działo się za płotem40.

Polskim robotnikom nie płacono za wykonywaną pracę. Regularnie otrzymywali jednakprzydział wódki. Według zeznań Mani i Maliczaka podbierali też pieniądze i kosztownościkonfiskowane ofiarom – choć nigdy ponoć nie powiedziano im wprost, że to zakazane, jednak

Page 58: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

kryli się z tym przed Niemcami41. Mając do dyspozycji te środki, mogli na przykład kupowaćsobie żywność od okolicznych chłopów czy płacić miejscowym kobietom za pranie ubrań. Odzieżbrali po ofiarach z przywożonych trans por tów.

Według jednego z członków Sonderkommando, Kurta Möbiusa, dwa czy trzy razy zdarzyło się,że za zgodą Langego Polacy zatrzymali żydowskie dziewczyny na noc w pałacu42. WalterBur me ister ze znał zaś, że potem, gdy komendantem był już Bothmann:

Zdarzało się czasami, że spośród przywiezionych do gazowania Żydów wybierano kobietę dla grupy robotników, któraskładała się z młodych mężczyzn; chyba to sami Polacy ją sobie wybierali. Myślę, że pytali ją, czy zgadza się mieć z nimistosunki płciowe. W piwnicy był pokój przeznaczony do tego celu, gdzie trzymano taką kobietę przez dzień albo i kilka dni,i była na usługi Pola ków. Potem za bija no ją w sa mochodowej komorze ga zowej ra zem z inny mi43.

Czy jednak tylko Polacy wykorzystywali tak kobiety? Wśród Żydów zamordowanychw Chełmnie znalazła się też narzeczona Abrama Roja, jednego z żydowskich więźniów z IzbicyKujawskiej przydzielonych do kopania grobów w obozie leśnym. Pewnego dnia zobaczył jąw pałacu, być może idąc do pracy, ale jak to opisał, „zgwałcili ją esesmani i wyglądała dziko, jakobłąkana, nie z tego świata”. Następnym razem ujrzał ją już w lesie, wśród ciał Żydówz Izbi cy44.

Według dwóch mieszkanek Chełmna żona Szymańskiego przybyła do wsi z dwutygodniowąwi zytą45. Zdjęcia, które polscy robotnicy robili sobie podczas spacerów po Chełmnie –aparatem ode branym jednej z ofiar – obrazują ich zmianę statusu z więź niów na kolaborantów.

Page 59: Chełmno. Pierwszy nazistowski obóz zagłady

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Gazetta.