display magazine - listopad 2013

47
www.displaymag.pl Listopad 2013 Nr 11/2013 (05) IDZIE ZIMA OTULFILCEM SWÓJ SPRZĘT! DIRECTIONS WIEDŹMIN: SEZON BURZ Test polskich pokrowców To naprawdę najprostsza nawigacja GPS na świecie Nowa książka Sapkowskiego! display magazine ASSASSIN’S CREED CZY TO JUŻ KONIEC WIELKIEJ SERII?

Upload: display-magazine

Post on 13-Mar-2016

219 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Pierwsze dni listopada pozbawiły mnie jakichkolwiek nadziei na złotą i ciepłą jesień. Wiatr i lodowaty deszcz to już praktycznie codzienność, a myśl, że będzie coraz gorzej, nie napawa optymizmem. Na szczęście przyjemnym oderwaniem od ponurej, listopadowej rzeczywistości może okazać się najnowszy numer Display Magazine. Życzę miłej lektury. Kamil Jankowski redaktor naczelny

TRANSCRIPT

Page 1: Display Magazine - Listopad 2013

1display

magazine

www.displaymag.pl Listopad 2013 Nr 11/2013 (05)

IDZIE ZIMA OTULFILCEM�SWÓJ�SPRZĘT!

DIRECTIONS WIEDŹMIN:SEZON BURZ

Test polskich pokrowców

To naprawdę najprostsza nawigacja

GPS na świecie Nowa książka Sapkowskiego!

displaymagazine

ASSASSIN’S CREEDCZY TO JUŻ KONIEC WIELKIEJ SERII?

Page 2: Display Magazine - Listopad 2013

2display

magazine

Page 3: Display Magazine - Listopad 2013

3display

magazine

ROZWIĄZANIE WRZEŚNIOWEGO KONKURSU

Spośród wszystkich nadesłanych zgłoszeń, wylosowaliśmy jednego szczęśliwca. Miło nam poinformować, że album „High School” z autografem

wędruje do:

Łukasz Kuźniarz

Dziękujemy za wspólną zabawę.Fundatorem nagrody jest firma New Zenith Promotion.

Page 4: Display Magazine - Listopad 2013

4display

magazine

fMasz pytania? Chcesz wyrazić

swoją opinię?A może chcesz nam wysłać

zdjęcie z wakacji? Pisz śmiało na:

[email protected]

NR. 11/2013 (5)Listopad 2013

REDAKTOR NACZELNYKamil Jankowski

ZASTĘPCA REDAKTORA NACZELNEGOPaweł Józefiak

REDAKCJAAKFMaciej KowalskiMateusz KrauzaMarekKamil MyślińskiBartosz Paczyński

KOREKTABartłomiej Piltz

PROJEKT GRAFICZNY I PRZY-GOTOWANIE DO PUBLIKACJIAdam MalinowskiKasia Płaczek

KONTAKT:[email protected]

NASZE STRONY:www.displaymag.plwww.facebook.com/displaymagwww.twitter.com/displaymag

Od redaktora

displaymagazine

Pierwsze dni listopada pozbawiły mnie jakichkolwiek nadziei na złotą i ciepłą jesień. Wiatr i lodowaty deszcz to już praktycznie codzienność, a myśl, że będzie coraz gorzej, nie napawa optymizmem. Na szczęście przyjemnym oderwaniem od ponurej, listopadowej rzeczywistości może okazać się najnowszy numer Display Magazine.

W połowie października wybraliśmy się na tegoroczną edycję Poznań Game Arena, relację z targów znajdziecie na stronie 7. Wszystkim fanom gier komputerowym polecam także felieton Kamila Myślińskiego o serii Assassin’s Creed. Entuzjaści mobilnych technologii również znajdą coś dla siebie. Maciej Kowalski ocenia przygodówkę od Cateia Games, ja opisuję możliwości Directions, a Bartosz Paczyński i Paweł Józefiak sprawdzają, czy warto korzystać z usługi FaceTime Audio. Jeśli chodzi o dział filmowy, polecam felieton AKF o najgorszych filmach 2013 roku, oraz artykuł o Grawitacji, którego autorem jest Mateusz Krauza. Wszyscy kochamy muzykę, dlatego mamy dla Was recenzje najnowszych płyt, wśród których warto wymienić krążki Linkin Park czy Kings of Leon. Na stronie 37 znajdziecie obszerny test pokrowców Otulfilcem, a kilka stron dalej czekają na Was wskazówki, w jaki sposób możecie szybko i łatwo sprzedać swój sprzęt. Gorąco polecam również, jedną z pierwszych w Polsce, recenzję najnowszej książki Andrzeja Sapkowskiego „Wiedźmin: Sezon burz”. Na deser przygotowaliśmy artykuł o ludziach rozkochanych w portalach społecznościowych, a także konkurs z cennymi nagrodami!

Życzę miłej lektury.

Kamil Jankowski redaktor naczelny

Page 5: Display Magazine - Listopad 2013

5display

magazine

GRY KOMPUTEROWEPoznań Game Arena 2013 ...............................6

Niepewna przyszłość Assassin’s Creed ...................12

Tom Clancy’s: The Division .............................16

The Dark Eye: Demonicon .............................17

Neverending Nightmares .............................18

Faster Than Light......................................18

GRY I APLIKACJE MOBILNE

Directions ......................................20

Test FaceTime Audio ............................23

Duolingo ........................................23

Brightstone Mysteries Paranormal Hotel ..........24

FILMGrawitacja............................26

Najgorsze filmy 2013 roku ............................30

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia..................32

Ostatnie piętro ......................................32Muzyka

Linkin Park ...............................34

Tetris i Pogz................................34

Kings of Leon..............................34

Odkurzamy stare płyty ....................35

Książki

SPRZĘTIdzie zima. Otulfilcem swój sprzęt! .........................36

Jak szybko i łatwo sprzedać swój sprzęt? ...................39

Kindle.....................................................41

Tikker.....................................................41

Nowinki ze świata Apple..................................42

Wiedźmin ....................................44

Niewolnice władzy ............................44

Doktor Sen ...................................45

Barcelona Jazz Club ...........................45

NA DESERSpołeczni ludzie w czterech ścianach .......46

Konkurs ..................................47

Wszelkiego rodzaju artykuły oraz grafiki objęte są prawem autorskim wydawcy Display Magazine, ich autorów lub osób trzecich. Komercyjne wykorzystywanie materiałów zamieszczonych w Display Magazine, bez pisemnej zgody właściciela, jest zabronione i grozi odpowiedzialnością karną. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w piśmie są zastrzeżonymi znakami to-warowymi lub zastrzeżonymi odpowiednich firm i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam.

Page 6: Display Magazine - Listopad 2013

6display

magazine

POZNAŃ GaMEARENA 2013

Tegoroczną edycję Poznań Game Arena odwiedziło 41 200 osób – ustanawiając tym sa-mym nowym rekord. Uczestnicy mieli okazję zobaczyć najnowsze gry i akcesoria gamingowe od 59 wystawców na 380 stanowiskach! Ponad-to, równolegle z PGA, odbywał się VI Zlot Twór-ców Gier, podczas którego gracze mogli wziąć w licznych panelach dyskusyjnych i wykładach o sytuacji gier wideo w Polsce i na świecie. Im-preza, która odbywała się w pięciu pawilonach, trwała zaledwie 3 dni, ale trzeba przyznać, że wzbudziła olbrzymie emocje.

Poznań Game Arena 2013Kamil Jankowski

Fotografia: Marta Bobyk

Page 7: Display Magazine - Listopad 2013

7display

magazine

Poznań Game Arena 2013 Kamil Jankowski

Fotografia: Marta Bobyk

Page 8: Display Magazine - Listopad 2013

8display

magazine

Poznań Game Arena 2013Kamil Jankowski

Fotografia: Marta Bobyk

W tym roku, podobnie jak w poprzednim, najwięcej zwiedzających było skupionych w pawilonie 7A. Wśród wystawców pojawili się między innymi ASUS, AMD, Galeria Plakatu (jed-no z najbardziej obleganych stoisk – gracze mieli okazję kupić plakaty ze swoimi ulubionymi posta-ciami z gier), Lenovo, czy CDP.pl, które rozdało zwiedzającym aż 130  tysięcy gier na PC! Tak, to nie pomyłka! Dzieciaki opuszczały teren targów, niosąc w rękach po kilka tytułów!

Na szczególną uwagę zasługuje Hama, która otrzymała nagrodę Acanthus Areus za na-jbardziej innowacyjne stoisko. Firma zaprosiła do współpracy trójkę DJ-ów – DJ NeeValda, DJ Nol-berta oraz DJ Decksa. Wybór gości był nieprzy-padkowy. Hama w tym roku mocno postawiła na muzykę, prezentując słuchawki Beats By Dre, uRage Xplode Evo, oraz muzyczną ścianę stworzoną z kolorowych Happy Plugs. Ponadto zwiedzający mogli zapoznać się z akcesoriami do konsol następnej generacji. Na specjalnej półce dało się zauważyć bardzo dobrej jakości headsety, kable do ładowania padów, czy kilka

high speed HDMI. Na uwagę zasługują również ciekawe triggery, zwiększające komfort grania na tabletach/ smartfonach, a także myszki gamin-gowe (zwłaszcza Rapoo - V200, V300 oraz V900), czy ultracienka klawiatura E9090 z touchpadem działającym w paśmie 5 GHz!

Dużą popularnością cieszyło się również stois-ko polskiej marki XNOTE, które prezentowało notebooki zbudowane w systemie „build to or-der”. Przyznam się szczerze, że opadła mi szczęka, kiedy pokazano mi XNOTE P570WM – notebooka z desktopowym procesorem do zadań mobilnych. Maszyna (a raczej potwór!) został wyposażony w ekran 17,3” LED FHD, procesor Intel XEON E5-2687W (8 rdzeni, 3.1/3.8 GHz), grafikę nVIDIA QUADRO K5000M 4 GB, a także pamięć RAM 32 GB, czy dwa dyski HDD o pojemności 1 TB. Nie ukrywam, że nie potrafię wyobrazić sobie nawet zastosowania dla takiego komputera, ale śmiało stwierdzam, że żadne zadanie nie jest mu stras-zne!

Kolejnym punktem, obok którego nie można było przejść obojętnie, jest stoisko LG, które

prezentowało telewizor ULTRA HD, tablety G Pad 8.3, a także UltraPanoramiczne monitory 21:9, o rozdzielczości 2560 x 1080 pikseli. Dla graczy przy-gotowano także specjalny ring, który przemienił się w centrum walk w Worlds of Tanks.

Wśród innych atrakcji pawilonu 7A, warto wymienić stoisko Dying Light (survivalowa gra akcji z zombie w roli głównej), punkt z produk-tami Tesoro (myszki, klawiatury i słuchawki ga-mingowe z futurystycznym wyglądem), oraz Finał Ligi Cybersport w League of Legends, które wygrała drużyna H2K. Było głośno i tłoczno, czyli dokładnie tak, jak na targach być powinno!

Drugą halą, w której czekało mnóstwo atrak-cji, był pawilon 8, którego sercem okazało się stoisko Warface, gdzie Crytek rozdawał gadżety i zapraszał do zapoznania się z jego najnowszych Online FPS-em. Muszę przyznać, że gra zrobiła na mnie niemałe wrażenie i możecie być pewni jej re-cenzji w listopadowym numerze, a także konkur-su, w którym do wygrania będzie kilka koszulek z motywem z gry. Zaglądajcie do nas na bieżąco, a póki co zapraszam do pobierania Warface’a.

Page 9: Display Magazine - Listopad 2013

9display

magazine

Poznań Game Arena 2013 Kamil Jankowski

Fotografia: Marta Bobyk

Wśród innych atrakcji warto wymienić centrum polskich deweloperów. Na środku hali można było zagrać w mobilne gry dla dzieci (firma Joypa Colors), a także kilka szalonych gier – również na urządzenia mobilne – jak np. „Cars & Guns 3D”, czy „Draw Wars, za którymi stoi studio Evil Indie Games. Odwiedzający chętnie zerkali również na stoisko The Farm 51, które zachęcało do zapoz-nania się z ich najnowszą produkcją „Deadfall Adventures”, a także Darken Age, gdzie można było obadać przeglądarkową grę AMRPG „Darken Age: The Awekening Of The Forgotten”. Nikt jed-nak nie wzbudził takiego zamieszania, jak SOS – studio, które przedstawiło absolutnie inny świat gier. Wyobraźcie sobie minę graczy, kiedy Mikołaj „Sos” Kamiński tłumaczył im, jak mają grać w „Ba-dass vs Hipsters”, „McPixel”, czy w końcu „Bang Bang Roguelution” (zadaniem gracza jest tutaj… walenie własną głową w klawiaturę tak, aby wpasować się w rytm melodii z głośników)! Polscy deweloperzy zadbali o dobrą zabawę i masę śmiechu!

W pawilonie 8 znajdowała się tzw. „mała scena PGA”, na której można było posłuchać kilku wykładów o przyszłości polskich gier. Ni-estety organizatorzy spaprali robotę, gdyż tuż obok znajdowało się stoisko Impuls-PC, które prezentowało najnowsze głośniki Edifier, skutec-znie zagłuszające wszelkie panele dyskusyjne. Niemałą konkurencją dla polskiej firmy było muzyczne stoisko Icy Box, które przyciągało uwagę graczy świetną muzyką i kolorowymi światłami. Przez kilka sekund miałem okazję zapoznać się z ich słuchawkami BigCityVibes IB-HPh2 i przyznaję bez bicia, że dają radę. Dźwięk był czysty i pełen krystalicznie wysokich tonów, a aktywna redukcja hałasu zadbała, aby nic nie zakłócało przyjemności płynącej ze słuchania muzyki.

Jednym z nieodłącznych elementów Poznań Game Arena jest Strefa Retro, na której można sobie przypomnieć hity z dawnych lat. Mam wrażenie, że tegoroczne stoisko było większe od zeszłorocznego i oferowało kilka nowych tytułów. Ech, serce me żal ściska, że mogłem pograć tylko przez kilka minut w „Burnin’ Rubber”, „Galaxian”, czy „River Raid”, podczas gdy do mojej dyspozy-cji były aż 32 inne tytuły, a każdy równie świetny! Łezka się w oku kręci, kiedy człowiek zerka na kultowe Atari 2600, ZX Spectrum, Commodore C-64, Amigę, NES-a, czy Sega Mega Drive, a chwilę później wyciąga z kieszeni – już nie tak kultowy – smartfon, który bez problemu odpala „Grand Theft Auto: Vice City”. Strefa Retro uświadomiła mi, jak wielki postęp technologiczny miał miejsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat.

Page 10: Display Magazine - Listopad 2013

10display

magazine

Poznań Game Arena 2013Kamil Jankowski

Tak jak w poprzednich edycjach, chwilą wytch-nienia był pawilon 7, gdzie ustawiono wielką scenę, będącą areną niezliczonych konkursów i pokazów. Po raz drugi przygotowano nagrodę za najlepszy cosplay, którą otrzymała młoda dziew-czyna, za przebranie się w bohaterkę League of Legends – Sewn Chaos Oraninę. Atrakcją specjalną – chociaż nie wpisaną w harmonogram imprezy – były oświadczyny Rimejka z Sandrą. Kto nie widział, niech koniecznie obejrzy w serwisie YouTube. Narzeczonym życzymy wszystkiego do-brego!

Ostatnim już wydarzeniem był VI Zlot Twór-ców Gier, na który zostało zaproszonych wiele ciekawych gości, zarówno z kraju, jak i za granicy. Wśród tych pierwszych warto wymienić Mar-cina Drewsa z Antyweb, Wojciecha Pazura z The Farm 51, Roberta Podgórskiego z BlackMoon Design, czy Marcina Świderskiego z Vivid Games. Swoje prezentacje przygotowali także zagranic-zni deweloperzy – Sylvius Lack z Games Academy GmbH, Adriel Wallick z Vlambeera, Julie Heyde z Bandello, czy Michael Liebe z DGT. Podczas dwóch dni odbywały się liczne panele dyskusy-jne oraz wykłady o grach w Polsce i na świecie. Ponadto na wyższych piętrach pawilonu 14 można było obejrzeć film dokumentalny o pow-stawaniu Minecrafta, czy dopingować progra-mistów, biorących udział w charytatywnym Game Jamie.

Tegoroczne Poznań Game Arena było dla mnie jednym z najlepszych i nie ukrywam, że niecier-pliwie czekam na rok 2014, kiedy to od 24 do 26 października odbędzie się następna edycja. Poznań na trzy dni zamienił się w grową stolicę świata. To olbrzymi sukces, zarówno organiza-torów, jak i wystawców, którzy przygotowali dla graczy dziesiątki tysięcy atrakcji. Miejmy nadzieję, że za rok będziecie tam razem z nami!

Page 11: Display Magazine - Listopad 2013

11display

magazine

Poznań Game Arena 2013 Kamil Jankowski

Page 12: Display Magazine - Listopad 2013

12display

magazine

INosił wilk owiec kilka, poniosą i wilka?

Niepewna przyszłość serii Assassin,s Creed.

Assassin’s CreedKamil „Anzage” Myśliński

Page 13: Display Magazine - Listopad 2013

13display

magazine

W obliczu nadchodzącej premiery czwartej odsłony serii Assassin’s Creed, przychodzi mi na  myśl  dzień, w którym to dorwałem egzemplarz pierwszej części. Nie będę Wam mydlił oczu - cieszyłem się wtedy, jak dziecko otwierające prezent z okazji  Świąt  Bożego Narodzenia! Dziś „asasynowe” uniwersum to istny moloch. Rozrosło się do tego stopnia, że pisze się o nim książki, w produkcji jest film, a deweloperzy zapowiadają, że na AC IV: Black Flag się nie skończy. Czym zaskoczą nas tym razem programiści z Ubisoftu? Hmm, trudno mi powiedzieć, czy może w ogóle liczyć na jakikolwiek powiew świeżości w tej serii… Przyznam, że „zabójcza saga” zabrała kilkadziesiąt godzin z mojego życia, skłamałbym jednak mówiąc, że moje zainteresowanie marką rosło proporcjonalnie do liczby dostępnych na rynku tytułów. Moim zdaniem przyszłość Assassin’s Creed stoi pod wielkim znakiem zapytania.

Assassin’s Creed Kamil „Anzage” Myśliński

Page 14: Display Magazine - Listopad 2013

14display

magazine

>>Przetarcie szlaków

Pierwsza część Assassin’s Creed została wydana w 2007 roku. Mimo że nie była to produkcja idealna, gra dała nam przedsmak tego, czego mogliśmy się spodziewać w niedalekiej przyszłości. Przygody Altaïra Ibn La’Ahada posiadały masę błędów, a misje poboczne nudziły niesłychanie. Mimo to gracze mieli świadomość obcowania z czymś świeżym. Osadzenie fabuły w czasach wypraw krzyżowych, to absolutne mistrzostwo świata! Zaowocowało to nowy podejściem do gier z otwartym światem i masą możliwości eliminacji wrogów na wiele różnych sposobów. Do tego wspinaczka na wysokie wieże, a później skakanie w stóg siana. Każdy z nas krzyczał wówczas wow!

Dwa lata twórcy poświęcili na poprawę błędów i wprowadzenie nowych pomysłów. Trzeba przyznać, że przy drugiej odsłonie dołożyli ostro do pieca! Assassin’s Creed II było najlepszym tytułem, jaki miałem okazję testować ! Gra dała mi ogromną radość, nie nudząc mnie nawet przez minutę! Miód aż wylewał się z ekranu! Przygody zabójcy oczarowały i zawładnęły mną na długie godziny. Produkcja posiadała wszystko. Niesamowitą fabułę, którą uzupełniano w dwóch kolejnych odsłonach, oraz - według mnie - jednego z najlepiej wykreowanych bohaterów w historii gier wideo, którego poznawaliśmy od pierwszej sekundy jego życia. Nie da się nie odczuć, że to Ezio, a nie Desmond Miles czy Altaïr, w oczach graczy stał się ikoną serii. Co poza tym? Rozbudowane, różnorodne misje - główne jak i poboczne - kręcące się wokół wyzwań na czas, poszukiwania skarbów w grobowcach Templariuszy i skrytkach Asasynów.

>>Dziadek Ezio Kolejną odsłoną był Brotherhood, gdzie mieliśmy okazję obcować z dojrzałym bohaterem wcielającym się nie w „zabójcę”, a w mściciela z pierwszej odsłony przygód Ezio. Wprowadzone zostały udogodnienia dla gracza w postaci kolejnych asasynów. Tutaj nie tylko udoskonalaliśmy umiejętności sterowanej jednostki, ale i całego zakonu. Zabawa w przywódcę była miłą odskocznią od mordowania Templariuszy, jednak jej monotonność sprawiła, że wiele osób zapominało o swoich pobratymcach. Okres dojrzewania naszego bohatera, jak i jego przygody, rozciągnięto na kilka etapów, co pozwoliło zżyć się z główną postacią.

Ubisoft pokusiło się o uzupełnienie przygód Ezio o kolejną część - „Revelations”. Był to odgrzewany kotlet, robiony według tych samych schematów, przez co nudny i powtarzalny. Dodano wprawdzie kilka szczegółów, choćby sposobność robienia bomb czy rozbudowany system eagle vision, aczkolwiek nie mogłem pozbyć się wrażenia, że pewna część gry była robiona na zasadzie „kopiuj - wklej”. Myślę, że gdyby nie postać Ezio, wielu graczy mogłoby nie dotrwać do końca przygody. Sam scenariusz wyszedł obłędnie! Mamy jedną grę, w trzech odsłonach - od nastolatka po dojrzałego bohatera, ukazującą nam chwile z jego nienudnego przecież życia. Cofamy się w świat wypraw krzyżowych, spotykając takie postacie jak Leonardo da Vinci czy Catarina Sforza, wrogów jak papieży, ich synów i mścicieli, którzy pragną jedynie władzy nad światem. Czyż to nie jest doskonały scenariusz na film?

>>What happened, Connor? Koniec przygód Ezio, czas na Rewolucje Amerykańską i Connora Keenwaya, indiańca stojącego po drugiej stronie barykady, syna templariusza. Assassin’s Creed III od samego początku robiło wokół siebie wiele szumu, a twórcy zapowiadali rewolucję w serii i masę nowości. Nie wiem jak Wy, ale ja jakoś tego nie odczułem. Poczułem za to zawód, gdyż otrzymałem wybrakowany produkt, uboższy od poprzedników. Nowy silnik graficzny, mimo że oferował przepiękne lokacje i robił lepsze wrażenie, a animacje postaci powodowały opad szczęk, nie był w stanie ukryć wad tytułu. Twórcy w tej odsłonie postawili na spektakularność, nie - grywalność. Szkoda.

Zmienił się również system walki i sama rozgrywka. Dobrze znane z antenata sagi skrytobójcze manewry, kiedy to zakradaliśmy się do celu po dachach, eliminując po cichu strażników i wybierając odpowiedni moment, aby załatwić obiekt w jak najbardziej epicki sposób, odeszły niemal całkowicie w niepamięć. Zastąpiono je wyrzynką w stylu Johna Rambo. Nie twierdzę, że masowa eksterminacja wrogów nie jest rajcowna, uważam po prostu, że deweloperzy przesadzili nieco z częstotliwością tego typu zwarć.

Poczułem się tak, jakbym znowu dostał to samo, tyle że w innej otoczce historycznej i dużo lepszej oprawie graficznej. Brakowało mi odnajdywania stron Kodeksu, przeszukiwania grobowców, postaci pokroju Leonardo da Vinci, który w historii Ezio udoskonalał nasz sprzęt i tworzył nowe gadżety czy wynalazki, które

Assassin’s CreedKamil „Anzage” Myśliński

Page 15: Display Magazine - Listopad 2013

15display

magazine

mogliśmy potem wykorzystać podczas gry. Assassin’s Creed III jest średniakiem, który stracił aurę tajemniczości oraz ten niepowtarzalny klimat, jaki towarzyszył poprzednim odsłonom cyklu.

>>Ahoj przygodo!Wielkimi krokami zbliża się Assassin’s Creed IV: Black Flag, a magicy z Ubisoftu jak zwykle zapowiadają wiele  zmian. Patrząc jednak na ich ostatnie dokonania, mogę tylko powiedzieć: „Pożyjemy, zobaczymy…”

W czwartej odsłonie wcielimy się w pirata - Edwarda Keenwaya, dziadka Connora, znanego z trzeciej części gry. Można się zastanawiać, czy Black Flag będzie tym, czym dla serii była „dwójka”, czy wyznaczy nowe trendy... Nie wiem, ciężko wyrokować. Z jednej strony otrzymamy przepiękne Karaiby, więc cudnych widoków na pewno nie zabraknie. Poza tym do naszej dyspozycji oddane zostaną otwarte wody, po których będziemy mogli swobodnie buszować, przyjdzie nam nawet zapolować z harpunem na rekina! No i nie zapominajmy o najważniejszym - piratach. Kto nie lubi piratów, ja się pytam?! Z drugiej jednak strony nie zapominajmy, że piraci to kawał skurczybyków i do cichych nie należą. Plądrują, niszczą, gwałcą, porywają kobiety i zabijają bez mrugnięcia okiem, co kłóci się przecież z założeniami serii.

>>Piracka bandera

Nie chcę zostać źle zrozumiany. Owszem, wytykam wady, nie oznacza to jednak, że nie cenię rodu Assassin’s Creed. Wręcz przeciwnie! Moim zdaniem serii brakuje powiewu świeżości, zwyczajnie zaczyna nudzić. Nie zmienia to faktu, że nie odpuszczę i zagram w kolejną odsłonę. Pytanie tylko, czy saga zmierza w dobrym kierunku? Obawiam się, że programiści z Ubisoftu poszli w ślady twórców Call of Duty, którzy słyną z kalkomanii i jechania na marce. Za dobrze bawiłem się przy tej grze, żeby ludzie bez pomysłu na kontynuacje spłycili ją i przerobili na produkt bez ambicji, który ma tylko zarabiać. Niech wrócą do korzeni. Do momentu, w którym tworzyli koncepcję, do momentu, w którym mieli świeże pomysły, a wszystko będzie dobrze. Jestem o tym przekonany! Tymczasem nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na premierę Assassin’s Creed IV: Black Flag.

Assassin’s Creed Kamil „Anzage” Myśliński

Page 16: Display Magazine - Listopad 2013

16display

magazine

Tom Clancy’s: The DivisionWidać, że Ubisoft jest na fali. Rok temu na targach E3 zaprezentowali wspaniałą grę z otwartym światem - Watch Dogs. W tym roku chłopcy z montrealskiego studia znów dołożyli do pieca. Wrzucili bowiem do sieci kilka zajawek ze swego nowego dziecka - Tom Clancy’s: The Division. Produkcji, którą z marszu pokochałem!

Gry sygnowane nazwiskiem Toma Clancy’ego znam doskonale, lecz „The Division” - według zapewnień twórców - ma być czymś innym, lepszym. Gra opowiedzie nam historię świata znajdującego się na skraju apokalipsy. Nie będzie to jednak zniszczona ziemia, pejzaż której rysują same zgliszcza. Będzie to świat, który możemy jeszcze uratować.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem filmiki z opisywanej gry, uderzyła mnie niebywała realność i przepiękna grafika. The Division wygląda świetnie! Ubisoft zadbało o każdy detal, wszystko dopracowano do perfekcji. Są psy, które błąkają się po ulicy. W oddali widać Most Brooklyński oraz Manhattan. Aż trudno uwierzyć, że tyle dobra - do tego świetnie podanego - dostępne będzie w grze. Za przykład doskonałego silnika graficzno-fizycznego, niechaj posłuży oddziaływanie pocisków na różne obiekty. Kule dziurawiące szyby w autach, nie niszczą szkła w całości - pozostawiają jedynie małe dziury z charakterystycznym „pajączkiem” wokół. Takie niuanse zawdzięczamy nowemu engine’owi Snowdrop. Drodzy Czytelnicy,

Wydawca: Ubisoft Gatunek: Online FPS Platforma: PC, XONE, PS4 Premiera: 2014 Oczekiwania: 9

proszę, zapamiętajcie tę nazwę! Nieraz jeszcze usłyszycie o „Przebiśniegu”, gwarantuję!

To, co rozpoczyna się jako singleplayer’owa strzelanka z perspektywy trzeciej osoby, może zamienić się w grę wieloosobową, która rozgrywana jest na różnych urządzeniach - konsolach i tabletach.

Czekam z niecierpliwością na Tom Clancy’s: The Division, w wersji na next-geny. Ta gra urwie nam łby u samych pięt! Tymczasem napawam się widokiem zawartością mojego portfela, który wypchany szmalem po brzegi. Wkrótce ten stan ulegnie zmianie, gdyż wydatki się szykują. Wszak nowa, fantastyczne produkcja Ubisoftu i któraś z konsol następnej generacji same się nie kupią…

Tom Clancy’s: The DivisionBartosz Paczyński

Page 17: Display Magazine - Listopad 2013

17display

magazine

Krwawo, ostro i ambitnie. The Dark Eye: Demonicon.„The Dark Eye” („Das Schwarze Auge”) to niemiecki odpowiednik systemu fabularnego „Dungeons and Dragons”. Gracze mieli okazję poznać go za sprawą serii „Realms of Arkania” oraz całkiem przyzwoitego „Drakensang”. Nowa odsłona, mocno inspirowana polskim „Wiedźminem”, pozwoli nam raz jeszcze przenieść się do krainy niszczonej śmiertelną zarazą. Będzie krwawo, ostro i ambitnie!

Głównym bohaterem produkcji zostanie niejaki Cairon - zwykły ulicznik, nawiedzony przez demona. Od tej pory – chcąc nie chcąc – staje się częścią wojny pomiędzy dwoma potężnymi, wręcz śmiertelnymi wrogami. Podczas wędrówki wizytuje kolejne krainy, odwiedza wielkie miasta, a także toczy liczne pojedynki. System walki ma być realistyczny, bazujący na cięciach i unikach. Mniej zręczni gracze będą pewnie narzekać, ale ci bardziej doświadczeni szybko pokochają to rozwiązanie.

Największą zaletą produkcji ma być trzymający w napięciu scenariusz oraz realny wpływ gracza na wydarzenia przedstawione na ekranie. Decyzje nie będą czarno-białe. Niemal wszystkie pociągną za sobą skutki pozytywne i negatywne. Przyda się umiejętność obserwowania, łączenia faktów i prowadzenia rozmów. Sama zręczność nie wystarczy – i to kolejny plus lądujący na koncie „Demonicon”.

Szkoda więc, że póki co gra nie wygląda najlepiej. Powstaje bowiem od kilku długich lat i przeżyła już jedną „śmierć” dewelopera. Początkowo nad programem pracowała firma Silver Style Studio, jednak zbankrutowała w 2010 roku. Sporo czasu trwało przejęcie projektu przez Kalypso Media. Miejmy nadzieję, że operacja ta zakończyła się pełnym sukcesem.

Deweloper: Kalypso MediaPlatformy: PC, PS3, X360Premiera: wiosna 2014Oczekiwania: 6+

The Dark Eye: Demonicon Maciej Kowalski

Page 18: Display Magazine - Listopad 2013

18display

magazine

Faster Than Light!

Wydawca: FTLGames Platformy: Windows, Mac OS X, Linux Ocena: 8 Zagraj na: www.ftlgame.com

Rysunkowy horror. Neverending Nightmares.

Bohater nie do końca wie, co jest prawdą, a co fikcją, urojeniem jego umysłu. Ma więc ograniczony wpływ na rzeczywistość, ale ją modyfikuje. Podejmuje decyzje przekształcające świat, w którym przyjdzie mu się obudzić. To dość ciekawy zabieg, pozwalający na wielokrotne kończenie gry. I dobrze, bo jedno „przejście” powinno zająć około dwóch godzin.

Uwagę zwraca oprawa graficzna produkcji. Autorzy zrezygnowali z trójwymiarowych silników, bez których nie może obejść się większość współczesnych horrorów. Postawili na minimalizm i czarno-białą kreskę inspirowaną pracami Edwarda Goreya.

Deweloper: Matt GilgenbachPlatformy: PC, Mac, OuyaPremiera: jesień 2014Oczekiwania: 7

W natłoku durnych strzelanin i prostackich bijatyk, produkcje posiadające jakiekolwiek ambicje są na wagę złota. Nie są to z reguły duże produkcje. Finansowane za pośrednictwem Kickstaretera, dotykają nietypowych problemów i nie stronią od kontrowersji. Jednocześnie nie przynudzają, gdyż zastosowane mechanizmy przypominają te z najpopularniejszych hitów.

„Neverending Nightmares” to horror zainspirowany chorobą umysłową, na którą pomysłodawca i współautor rzeczywiście cierpiał. Mimo przynależności gatunkowej nie należy spodziewać się po tytule strzelaniny z potworami w roli głównej, czy karkołomnych pościgów. Celem zabawy jest przeżycie i uniknięcie wszelkiej maści niebezpieczeństw. Olbrzymie znaczenie ma również eksploracja. Sama gra przypomina znane „Amnesia: The Dark Descent”.

W czasach, w których gry starają się być coraz ładniejsze, a ich fabuła bardziej płytka, trudno o coś, co pochłonie nas na godziny. Jestem człowiekiem, który dobrze pamięta stare, „pikselowe” tytuły typu: Super Mario Bros., Bulder Dash czy Sonic. Produkcje te były brzydkie, prymitywne i całkowicie płaskie. Miały natomiast jedną ważną cechę - grywalność. Dokładnie czymś takim jest FTL. To ubogi graficznie symulator, z którego miód wręcz się wylewa!

Cel gracza jest prosty - uratować republikę przed rebeliantami. Pod władanie otrzymujemy niewielki statek kosmiczny, który musi zdążyć przed wielką flotą. Do pokonania mamy kilka systemów, ale to pikuś dla naszego napędu szybszego od światła. Przebicie się przez każdy

sektor wymaga określonych działań, które gra dobiera losowo. Najczęściej jest to jakiegoś rodzaju atak. Raz należy rozwalić bota, raz statek szpiegowski, innym razem rebeliantów. Początkowo do dyspozycji mamy zazwyczaj po dwie bronie: słaby laser i rakietę. Wraz z postępami odblokowujemy możliwość dokupienia nowych pukawek, o diametralnie różnym przeznaczeniu. Nim jednak zainstalujemy taką broń, musimy mieć odpowiednie zasilanie, aby móc cieszyć się nią w pełni. Giwery to nie wszystko. Każdy statek potrzebuje bowiem załogi, a ta tlenu. Następnie musimy zadbać o prąd, który zasili silniki, osłony oraz moduł medyczny. Takie wyposażanie ma statek początkowy. W późniejszych etapach istnieje sposobność rozbudowy o kolejne

Neverending Nightmares

Faster Than Light

Kamil „Anzage” Myśliński

Paweł Józefiak

komponenty, których - dodajmy - nie jest mało. Mimo że misja jest zawsze ta sama, gra nie

nudzi się w ogóle. Za każdym razem możemy odblokować osiągnięcia, które z kolei odblokują nowy statek z całkowicie inną konfiguracją. Nad rozwiązaniem niektórych dylematów trzeba naprawdę mocno się nagłowić. Czy odciąć osłony, aby mocniej atakować? A po co im ten tlen, wytrzymają chwilę bez niego! Ciągłe podejmowanie decyzji i - momentami - wybór między większym a jeszcze większym złem, dają niebywałą frajdę!

Page 19: Display Magazine - Listopad 2013

19display

magazine

Page 20: Display Magazine - Listopad 2013

20display

magazine

Podążaj za strzałką. Recenzja Directions.

DirectionsKamil Jankowski

Page 21: Display Magazine - Listopad 2013

21display

magazine

Kilka lat temu zagrywałem się w Need For Speeda. Na wirtualnych ulicach spędziłem setki godzin, zanim jednak poznałem na wylot układ tras, musiałem posiłkować się nawigacją strzałkową. Dziś identyczny

„kierunkowskaz” mam w swoim iPhone’ie.

Directions Kamil Jankowski

Page 22: Display Magazine - Listopad 2013

22display

magazine

Zabawę z Directions zaczynamy od banalnej czynności – dodania punktu, do którego chcemy być prowadzeni. Aplikacja daje nam trzy możliwości: sposobność użycia obecnej lokalizacji, znaleźć takowy na mapie lub wpisać współrzędne geograficzne. Następnym krokiem jest dorzucenie krótkiego opisu oraz nazwy ulicy lub miasta, na której znajduje się cel podróży. Przykład: Redakcja Display Magazine, Poznań. Opcjonalnie możemy również dołączyć zdjęcie, które posłuży nam jako tło.

Nawigację do danego punktu inicjujemy pospolitym kliknięciem. I właściwie to jedno kliknięcie kończy naszą interakcję z Directions. Nie ma żadnych dodatkowych ustawień, żadnych zbędnych zapytań, żadnego ładowania trasy. Aplikacja od razu oblicza odległość do celu (domyślnie w kilometrach, ale istnieje możliwość zamiany na jardy) i wskazuje kierunek, w którym powinniśmy się udać. Trzeba tylko pamiętać, że nawigacja nie rozróżnia rodzaju podłoża, tak więc nie zdziwcie się, jeśli każe Wam przejść przez rwącą rzekę, czy środek bagna. Początkowo zastanawiałem się, czy nie odjąć za to jednego oczka, ale zorientowałem się, że istnieje możliwość podglądu naszego położenia na mapie, dzięki czemu w ciągu sekundy można znaleźć alternatywny szlak.

Aplikacja jest dokładna, o ile korzystamy z danych pakietowych lub Wi-Fi, wówczas ryzyko błędu pomiaru wynosi od 5-50 metrów. Trochę gorzej wygląda to w przypadku trybu offline, tutaj musimy się liczyć z możliwością pomyłki nawigacji nawet o 1000 metrów!

Na pozór może się wydawać, że Directions jest zupełnie bezużyteczne. Nic bardziej mylnego. Oczywiście wątpię, aby ktokolwiek korzystał z niej codziennie, ale podczas wakacyjnych wyjazdów może okazać się naprawdę przydatna. Załóżmy, że wybieracie się w podróż do Nowego Jorku. Uruchomiacie Directions, w ciągu 10 minut dodajecie kilkanaście punktów, do których chcecie się udać i voilà! Nie musicie drżeć ze strachu, że zabłądzicie w obcym mieście. Ponadto aplikacja umożliwia współdzielenie celu ze znajomymi. Wybierając jeden z rodzajów udostępnień (SMS, e-mail, Facebook lub Twitter), wysyłacie koledze współrzędne punktu, do którego zmierzacie, dzięki czemu możemy spotkać się z nim dokładnie w tym samym miejscu!

Kilka miesięcy temu chciałem zacząć zabawę z geocachingiem - niewtajemniczonych odsyłam do ramki obok tekstu – ale nie posiadałem przyrządów lokalizacyjnych. Teraz, mając Directions, problem znikł i podejrzewam, że wraz z nadejściem wiosny wyruszę na poszukiwania ukrytych skrytek. Banalna obsługa, dokładny pomiar i naprawdę ładny interfejs. Wszystko to za niewielką cenę – 1,79€!

Deweloper: Digital You Studio SL Platformy: iOS Cena: 1,79€ Ocena: 9

Czym jest Geocaching? Geocaching to zabawa w poszukiwanie skarbów za pomocą odbiornika GPS. Ideą przewodnią jest znalezienie ukrytego wcześniej w terenie pojemnika (nazywanego „geocache”) i odnotowanie tego faktu na specjalnej stronie internetowej. Geocaching jest zabawą międzynarodową kierowaną do poszukiwaczy przygód w każdym wieku. Uczestnicy utrzymują ze sobą kontakty i organizują cykliczne spotkania. Dbają również o ochronę środowiska.

(źródło: www.geocaching.pl)

DirectionsKamil Jankowski

Page 23: Display Magazine - Listopad 2013

23display

magazine

Test FaceTime Audio

Duolingo

Bartosz Paczyński , Paweł Józefiak

Bartosz Paczyński

Testujemy FaceTime Audio.Gdy tylko dowiedziałem się o FaceTime Audio, poczułem, że będzie to coś niezwykle interesującego. Intuicja mnie nie zawiodła. Aplikacja, którą Apple dołączył do siódmej odsłony swojego mobilnego systemu jest prosta w obsłudze, a zarazem rozmowy prowadzone za jej pomocą, mają naprawdę znakomitą jakość.

Do pomocy przy przeprowadzaniu testu zaprosiłem mojego redakcyjnego kolegę - Pawła Józefiaka. Przy pierwszym połączeniu byłem pod wrażeniem, w jak dokładny sposób zostały wyciszone wszelkie szumy. Ta „czystość” to dobro w – nomen omen – czystej postaci. Każde słowo, płynące z ust Pawła, było słychać bardzo wyraźnie i nawet przez sekundę nie musiałem martwić się zakłóceniami. Od strony technicznej to majstersztyk! Nie ma znaczenia, czy jesteśmy posiadaczami iPhone’a 4, 4S, 5, 5C czy 5S - FaceTime Audio śmiga na każdym z powyższych, wystarczy zainstalować iOS 7! Jakość dźwięku, prosty interfejs, darmowy dostęp (aplikacja wykorzystuje dane pakietowe) - wszystko pięknie.

Mimo to większość moich znajomych, którzy są właścicielami smartfona od Apple, nie korzysta z tego „ficzera”. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może problem tkwi w sceptycznym podejściu ludzi do nowości? A może po prostu nie są osobami, które lubią prowadzić długie rozmowy przez telefon?

Nasz naczelny prezentował w lipcowym numerze test mobilnych komunikatorów, dzięki którym oszczędzicie sporo pieniędzy, podczas wakacyjnych wyjazdów. W momencie jego publikacji, FaceTime Audio nie miał jeszcze swojej oficjalnej premiery. Szkoda, bo założę się, że gdyby wiedział, iż takowy powstaje, prawdopodobnie dołączyłby go do swojej listy, być może nawet na samym szczycie.

FaceTime Audio wywarł na mnie naprawdę pozytywne wrażenie i polecam go każdemu, kto posiada iPhone’a lub iPada. Jeżeli raz zadzwonicie za pośrednictwem FaceTime Audio i przekonacie się, ile środków pieniężnych zaoszczędzicie, to już żadna rozmowa telefoniczna nie będzie dla Was taka sama. Gwarantuję.

Hablas español? Duolingo.Każdy z nas chętnie korzysta z pięknie zaprojektowanych aplikacji. Twórcy Duolingo, wiedząc o tym doskonale, stworzyli uroczy program do nauki języków obcych - hiszpańskiego, niemieckiego, włoskiego, francuskiego oraz portugalskiego.

Aby sprawnie korzystać z dobrodziejstw rzeczonego, wymagana jest przynajmniej podstawowa znajomość angielskiego, który to stanowi główny język aplikacji. Całość przypomina raczej przyjemną grę, aniżeli typową naukę języka obcego. Mamy tutaj podział na różne kategorie, takie jak: zwierzęta, sport, jedzenie i wiele innych. Żeby nasze wyniki były zadowalające, powinniśmy skrupulatnie wykonywać lekcje z poszczególnych kategorii. Lekcja są krótkie, ale efektywne. Składa się na nie kilka typów wyzwań. Ułożyć trzeba zdania z pomieszanych wyrazów, dopasować słówko do obrazka, wypowiedzieć coś poprawnie, pisać ze słuchu oraz tłumaczyć zdania. Wiadomo nie od dziś, że kiedy w grę wchodzi nutka rywalizacji, staramy się jeszcze bardziej. Duolingo nagradza nas punktami doświadczenia, przyznawanymi za każde dobrze wykonane zadanie. Pozwala to porównywać wyniki ze znajomymi oraz sprawdzać indywidualne postępy.

Lekcji jest wystarczająco dużo, zaliczenie całości zajmie kilka dobrych miesięcy. Duolingo uczy praktycznych umiejętności, więc po ukończeniu kursu z powodzeniem będziemy mogli flirtować z atrakcyjnymi turystkami, odwiedzającymi nasz skansen. Dużą zaletą jest mądrze zaplanowany przebieg szkolenia, pozwalający na łatwe przyswajanie języków obcych. Design aplikacji zachęca wręcz do nauki. Korzystając z Duolingo łączymy przyjemne z pożytecznym.

Deweloper: Duolingo, IncPlatformy: iOS, AndroidCena: DarmowaOcena: 9-

Page 24: Display Magazine - Listopad 2013

24display

magazine

Brightstone Mysteries: Paranormal HotelMaciej Kowalski

Brightstone Mysteries: Paranormal HotelWygrzewanie się na słonecznej plaży to idealny sposób na odpoczynek. Sęk w tym, że szef agentki FBI Biggi Brightstone ma nieco odmienne poglądy na ten temat. W jego opinii, podopieczna powinna spędzić czas wolny na wyświadczaniu mu przysług. Na przykład rozwikłać zagadkę związaną z pewnym hotelem.

Niedawno pojawiła się w nim młoda kobieta. Zameldowała się pod fałszywym nazwiskiem, w dodatku nie miała ze sobą żadnych dokumentów. Uwagę obsługi przyciągnął jej drogocenny naszyjnik, który następnego dnia rozpłynął się w powietrzu. Wkrótce po zgłoszeniu kradzieży niewiasta została znaleziona nieprzytomna. Do tej pory nie ma z nią kontaktu. Kto na nią czyha? Kto skradł jej kosztowności? I kim jest tajemnicza zjawa, którą widziano w hotelu? To robota dla Biggi!

Gra Brightstone Mysteries: Paranormal Hotel to klasyczna przygodówka z widokiem z pierwszej osoby, której akcja - co nie jest niespodzianką - toczy się głównie w zabytkowym hotelu. Deweloperzy przygotowali masę zagadek bazujących na zbieraniu i wykorzystywaniu przedmiotów. Nie zabrakło też postaci niezależnych, z którymi można porozmawiać, efektownych cut-scenek oraz zadań logicznych. Fabuła rozwija się w sposób sensowny, zaś zaskakujące zwroty akcji podtrzymują napięcie.

Produkcja Cateia Games ma oczywiście więcej zalet, choćby świetną grafikę, nastrojową oprawę dźwiękową, wygodne sterowanie i system podpowiedzi, dzięki któremu nikt nie utknie tu na zbyt długo. Jedynym minusem jest wysoka suma, którą trzeba zapłacić po ukończeniu części darmowej. Cóż, dobrych rzeczy nigdy nie dostaje się za darmo…

Deweloper: Cateia GamesDystrybutor: G5 EntertainmentPlatformy: iOSCena: darmowaOcena: 8

Page 25: Display Magazine - Listopad 2013

25display

magazine

Page 26: Display Magazine - Listopad 2013

26display

magazine

Grawitacja Film Alfonso Cuaróna.

GrawitacjaMateusz Krauza

Page 27: Display Magazine - Listopad 2013

27display

magazine

Gdybym miał porównać do czegoś „Grawitację”, zapewne padłoby na elegancką i drogą restaurację, taką ze schludnym i kli-matycznym wnętrzem. Chociaż sam lokal robi bardzo dobre wrażenie, to serwowane w nim potrawy, smakują jak z tubki. Rzecz jasna, takiej jak te, które astronauci zabierają na orbitę.

Grawitacja Mateusz Krauza

Page 28: Display Magazine - Listopad 2013

28display

magazine

Wiele osób na Twitterze wychwalało Grawitację pod niebiosa, nazywając ją nawet „majstersztykiem”. Omamiony tymi wszystkimi zachwytami, nie mogłem sobie odmówić wyprawy do kina. Chciałem przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście mamy do czynienia z arcydziełem. Niestety, okazało się, że opinie internautów były mocno przesadzone…

Zacznijmy może od obsady. Film jest dość specy-ficzny pod tym względem, gdyż na wielkim ekranie ujrzymy - tak naprawdę - tylko dwójkę aktorów - Sandrę Bullock, która wcieliła się w rolę dr Ryan Stone, oraz George’a Clooney’a, grającego Matthew Kowalsky’ego. Fabuła filmu jest - nie oszukujmy się - słaba. Astronauci (dr Ryan i Matthew) opuszczają wahadłowiec, by podłubać nieco przy uszkodzonym teleskopie Hubble’a. Wtem okazuje się, że Rosjanie zestrzelili swojego satelitę, którego szczątki zbliżają się z ogromną prędkością do nieświadomych zagrożenia mechaników. Kosmiczne śmieci omijają - chciałoby się rzec, szczęśliwie - dwójkę kosmonautów, niszczą jednak ich macierzysty statek. Dwójka bohaterów zostaje uwięziona w przestrzeni kosmicznej. Do domu daleko, a tlenu w zbiornikach coraz mniej. Zaczyna się walka o przetrwanie. Produkcja była

strasznie przewidywalna. Nawet ludzie, z którymi siedziałem na sali ośmieszali film, mówiąc na głos, co za chwilę nastąpi. Pan Alfonso Cuarón nie postarał się pisząc scenariusz.

Właściwie, tylko dwie sceny zasługują na pochwałę. Pierwszą jest prolog, który był genialny! „Stan nieważkości, martwa cisza, ekstremalne wahania temperatur, samotność, pustka i mrok... Przestrzeń kosmiczna to nie Lazurowe Wybrzeże” - te, szybko znikające napisy, budowały nieprawdopodobny kli-mat! Naprawdę, początek filmu wcisnął mnie w fotel, liczyłem na dobre widowisko. Niestety, przeżyłem spory zawód. Drugim interesującym fragmentem był ten, w którym dr Ryan Stone, lecąc rosyjskim Soju-zem, złapała wielkiego doła - chciała nawet popełnić samobójstwo. Wtedy - niespodziewanie - Matthew Kowalsky, którego przecież wciągnęła otchłań, wpadł w odwiedziny. Rozmawiali o tym, że Sojuz ledwie zipie, bo paliwa mało. Matthew opowiedział, jak mogą dolecieć do chińskiej satelity, a stamtąd na Ziemię. Scena była dobra, lecz ponownie okazało się, że dla niektórych zbyt przewidywalna… Jeden ze współoglądaczy krzyknął: „To pewnie tylko sen pani doktor!”. Miał rację...

Żeby nie było, że tylko krytykuję. Efekty specjalne to absolutne mistrzostwo! Można odnieść wrażenie, że realizatorzy filmu bardziej skupili się na na nich właśnie, aniżeli na samej fabule. Zniszczenia, eksplozje i inne wybuchy robiły piorunujące wrażenie! Miło zaskakuje wersja 3D - przyjemne doświadczenie. W tym przypadku, okulary nie służyły tylko temu, by podziwiać głębię napisów - potęgowały wrażenie braku grawitacji, z którym zmagali się bohaterowie widowiska. Gdy któryś z astronautów obracał się, mogliśmy to naprawdę poczuć. Super!

Reasumując. Jeśli liczycie na dobrą i chwytliwą fabułę, nie idźcie na Grawitację. Jeśli zaś chcecie zobaczyć świetne efekty specjalne i poczuć stan nieważkości, gorąco polecam.

Tytuł polski: GrawitacjaTytuł oryginału: GravityPremiera: 11 października 2013Gatunek: Dramat, Sci-FiCzas trwania: 90 minutReżyseria: Alfonso CuarónDystrybucja: Warner Bros. PicturesOcena: 5+

GrawitacjaMateusz Krauza

Page 30: Display Magazine - Listopad 2013

30display

magazine

Najgorsze filmy 2013 roku według AKF!

Najgorsze filmy 2013AKF

Miniony rok przyniósł kilka filmowych nowości i – jak to zazwyczaj bywa – jedne dawno wyleciały nam z głowy, do innych zaś będziemy chętnie wracać. Spośród kilkunastu pozycji, które w 2013 roku zagościły na „wielkim ekranie”, postanowiłem wybrać te najgorsze, od których powinniście się trzymać z daleka.

Page 31: Display Magazine - Listopad 2013

31display

magazine

#05 TAJEMNICA WESTERPLATTE

Boże, widzisz, a nie grzmisz! Nie mam pojęcia, kto pozwolił, aby to coś weszło do kin? Przed kasami powinna być wywieszona etykieta z wielkim napisem: „Tajemnica Westerplatte - omijać szerokim łukiem”. Nim widowisko to zbezcześciło kinowe ekrany, trochę o nim poczytałem. Liczyłem, że film okaże się niezłą produkcją, ale gdzie tam! Nie chodzi mi nawet o wyjątkowo słabą grę aktorską, piję do nieudolnej próby przedstawienia historycznych wydarzeń. Efekty specjalne są przeciętne, a „wisienka na torcie”, czyli ofensywa nazistów od strony morza, jest wyjątkowa niestrawna. Ręce mi opadły, gdy obserwowałem pięciu Niemców atakujących polskie wybrzeże. Halo, producenci, oszczędzacie na statystach, czy jak?! Plakaty kusiły nas znanymi nazwiskami – wśród aktorów warto wymienić między innymi Borysa Szyca, Michała Żebrowskiego, Jana Englerta, Piotra Adamczyka oraz Andrzeja Grabowskiego – zżarły one chyba cały filmowy budżet! Kończąc. Kochani, omijać, omijać i jeszcze raz omijać!

#04 STRASZNY FILM 5Zdarzyło mi się obejrzeć wcześniejsze odsłony tej kultowej serii, dotychczas bawiłem się całkiem nieźle. Niestety „piątka” nie jest komedią, a żenującą produkcją, która śmieszy chyba wyłącznie Amerykanów. Jest jedna złota zasada – nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Jak widać nie wszyscy to rozumieją, bo pakują się już do niej… po raz piąty. „Straszny film 5” parodiuje kilka innych tytułów i obraża niemałą liczbę osób, jednak czyni to wyjątkowo słabo. Mimo że opisywany gniot jest komedią, przez większość czasu załamywałem ręce i miałem ochotę się rozpłakać - nie ze śmiechu, warto nadmienić. Ech, „Straszny film 5”, to naprawdę straszny film, który powinniście odpuścić.

#02 WIELKI GATSBY Akcja filmu toczy się w latach dwudziestych XX wieku, w Nowym Jorku. Miasto przepełnione jest kontrastem. W jednej dzielnicy ludzie śmieją się i bawią, wydając pieniądze, w drugiej z kolei - ktoś płacze na ulicy i żebra o kilka centów. Dokładnie w taki świat wepchnięto historię o obsesyjnej miłości. Wraz z rozwojem akcji coraz bardziej odczuwamy tragizm sytuacji. Reżyserowi udało się zawładnąć moimi emocjami, niestety chałturnicy odpowiedzialni za podkład muzyczny wszystko zepsuli. Wypełnili bowiem ścieżkę dźwiękową współczesnymi hitami, które w wyjątkowo brutalny sposób psują klimat całości. Miałem okazję czytać książkę, na której bazuje film Baza Luhrmanna, i z przykrością stwierdzam, że ekranizacja nie dorasta jej do pięt - pomimo znanych nazwisk w obsadzie, dadajmy. Na ekranie pojawiają się między innymi: Leonardo DiCaprio, Tobey Maguire, Joel Edgerton czy Isla Fisher. Produkcja nie jest najgorsza, niemniej nie zabrałbym jej na bezludną wyspę, choćby nie wiem, jak nudno miało tam być.

#03 NIEPAMIĘĆ

Oj, nie macie nawet pojęcia, jak bardzo zaszedł mi za skórę XXXX, wypluwając ten film do kin. Po opuszczeniu sali pragnąłem tylko jednego… puścić ostatnie XXX minuty w niepamięć. Oto, jak - w skrócie - wyglądała moja historia. Wchodzę do kina, kupuję bilet, siadam w fotelu i czekam na seans. Wierzę, że za chwilę zobaczę jedną z lepszych produkcji science-fiction. Jak wyszło? Jak zawsze… Mierna fabuła z przyzwoitą ścieżką dźwiękową i kilkoma dobrymi efektami specjalnymi (na uwagę zasługuje zwłaszcza podniebny basen), które zepsuła hollywoodzka schematyczność. Szkoda, bo mogliśmy otrzymać naprawdę niezłą produkcję. Tom Cruise i Morgan Freeman mają już trochę lat, ale nadal są mistrzami w swoim fachu. Wydaje mi się, że reżyser Kosinksi nie pozwolił im rozwinąć skrzydeł. Wielki błąd, panie Kosinski, wielki błąd.

#01 1000 LAT PO ZIEMI

Uwaga, żarcik. Czego nie robić 1000 lat po Ziemi? Nie oglądać filmu o tym samym tytule. Serio. Kilka wersów wcześniej mówiłem, że „Niepamięć” jest słaba. W porównaniu z produkcją M. Nighta Shyamalana, rzeczona zasługuje na Oscara! Jasne, rozumiem, że fajnie jest stworzyć film, w którym uwieczni się zarówno ojca (Will Smith), jak i syna (Jaden Smith), ale „1000 lat po Ziemi” powinno trafić do prywatnej szuflady rodziny Smithów, a nie do kin na całym świecie! Naprawdę trudno mi wyobrazić sobie sumę pieniędzy, która została przeznaczona na stworzenie tego ścierwa, a jeszcze trudniej - na co te pieniądze przepuszczono? Fabuła – dno. Gra aktorska – dno. Efekty specjalne – dno. Ogólna ocena – dno. Pamiętacie, co się stało w 1982 roku z grą E.T.? Nie zdziwię się, jeśli podobny los spotka „1000 lat po Ziemi”.

Najgorsze filmy 2013 AKF

Page 32: Display Magazine - Listopad 2013

32display

magazine

Igrzyska śmierci:W pierścieniu ognia

Film „Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia”, podobnie jak bestsellerowa powieść autorstwa Suzanne Collins, opowiada historię o zwycięskim tournée, będącym nieodłącznym elementem zakończenia Głodowych Igrzysk. W podróż wyrusza dwójka młodych bohaterów - Katniss Everdeen (w tej roli Jennifer Lawrence) oraz Peeta Mellark (Josh Hutcherson), którzy zostają zmuszeni do bycia kimś, kim nie są, przyczyniając się tym samym do wywołania zamieszek w lokalnych dystryktach. Sytuację pogarsza fakt, że trwają już przygotowania do kolejnych, 75-tych Igrzysk, które mają pomóc Kapitolowi w odzyskaniu pełnej władzy nad Panem. Jak potoczą się losy młodych bohaterów? Czy będą oni mieli dość odwagi, aby sprzeciwić się twardym zasadom? Przekonamy się już 22 listopada!

Ostatnie piętro

Historia w najnowszym filmie Tadeusza Króla skupia się na losach kapitana Wojska Polskiego (w tej roli Janusz Chabior), który odkrywa niemałą aferę w swojej jednostce. Kapitan Derczyński kosztem własnego zdrowia poszukuje nowych poszlak i analizuje ostatnie podejrzane wydarzenia. Opowieść, która zostanie zaprezentowane widzowi, kilka lat temu zdarzyła się naprawdę w niewielkiej miejscowości w Polsce. Pierwsze minuty filmu to urywki prezentujące doczesność przeciętnego Polaka, jednak każdy kolejny kadr przemienia życie kapitana Derczyńskiego w mękę. Mężczyzna musi postawić sobie ważne pytanie, czy warto poświęcić wszystko w obronie własnych ideałów? Odpowiedź poznamy 29 listopada.

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia Ostatnie piętro Kamil Jankowski Kamil Jankowski

Page 33: Display Magazine - Listopad 2013

33display

magazine

Kamil Jankowski

Page 34: Display Magazine - Listopad 2013

34display

magazine

Nowa płyta Kings of Leon. Recenzja Mechanical Bull.„Tę płytę nagrywaliśmy bez spinki” - zwierzył się w jednym z wywiadów Matthew Followill z zespołu Kings of Leon. „Jesteśmy sami sobie szefami. Mamy własne studio i możemy pracować w nim do świtu. Starannie dobierać instrumenty, a nawet pojedyncze dźwięki”. Trochę mnie to przeraziło. Pamiętam bowiem czasy, gdy goście z najpopularniejszych zespołów chwalili się szybkim tempem pracy. Wchodzili do studia i nagrywali „setkę”, dzięki czemu na płytach czuć było żywioł, naturalność i cały ten bród, który kojarzy się z rockiem.

Goście z Kings of Leon dokładnie przemyśleli „Mechanical Bull”. Dopracowali ją w każdym calu. Album wcale na tym nie stracił. Jest dynamiczny, melodyjny, a jednocześnie nieco mniej bluesowy od wcześniejszych ich dokonań. Energię czuć tu nawet w balladach, takich jak: „Walk A Mile” czy „Beautiful War”. Ta ostatnia najmocniej

nawiązuje do korzeni zespołu. Jest melancholijna, nostalgiczna, ale z odrętwienia wyrywa słuchaczy świetna partia perkusji. Słabszym momentem jest jedynie banalna w swoim wydźwięku „On The Chin”.

Promujący płytę „Supersoaker” już stał się przebojem. „Rock City” utrzymany jest w stylu lat siedemdziesiątych, z partią gitar wybijającą się na czoło, oraz fajne „Temple”. Właśnie w tych utworach – mimo wspomnianego na wstępie przepracowania każdego dźwięku – najlepiej słychać towarzyszący zespołowi luz. Z drugiej jednak strony Kings of Leon okazali się konserwatystami. Przestraszyli się rewolucji i nagrali kolejną dobrą płytę w stylu, do jakiego przyzwyczaili słuchaczy. Chyba jednak spięli się, bo zabrakło im odwagi, by przekroczyć granicę dzielącą solidnego rocka od czegoś, co będzie się pamiętać przez długie lata. Szkoda.

Artysta: Kings of Leon Tytuł: Mechanical Bull Wydawca: Sony Music Entertainment Cena: 44,90 zł

Linkin Park Recharged.Linkin Park stał się prawdziwą, międzypokoleniową legendą, której słuchają nie tylko miłośnicy rockowych brzmień. Amerykańska grupa nigdy nie bała się eksperymentować, czego najlepszym przykładem jest ich najnowszy album – „Recharged”. Co ciekawe, płyta – poza utworem „A Light That Never Comes”, który został stworzony przy współpracy z producentem muzyki tanecznej, Stevem Aokim - jest jedynie zbiorem remiksów z „Living Things”, a nie zupełnie nowym materiałem. Fani Linkin Park otrzymują zatem nietypową płytę, z jeszcze bardziej nietypową metodą promocji. Otóż

Nowy album Tetrisa i Pogza. Tetris oraz Pogz, pomimo swojej krótkiej obecności na scenie, są niemalże rekinami polskiej branży hiphopowej. Oboje słyną z żywiołowych koncertów, niepowtarzalnego flow i wysokiego poziomu lirycznego. Nic zatem dziwnego, że raperzy postanowili utworzyć duet, którego efektem jest dwupłytowy album „Teraz”. Co ciekawe, krążek nie przynależy do tzw. „nowej” lub „starej” szkoły, tylko czerpie pełnymi garściami z każdego z odłamów. Podczas odsłuchu mamy do czynienia zarówno z klasycznymi bębnami, jak i nowoczesnymi trendami. O podkłady muzyczne nie musimy się martwić, zadbali o nie najznakomitsi polscy producenci, wśród których warto wymienić

wersja studyjna utworu „A Light That Never Comes” zadebiutowała w darmowej, facebookowej grze online „LP Recharge”. Pierwsze publiczne show z udziałem flagowego kawałka odbyło się w sierpniu 2013, podczas gdy fani z całego świata mieli okazję posłuchać jej dopiero po miesiącu. Nieszablonowa promocja najnowszego albumu zahacza także o platformę Xbox Music. Jak widać, nie tylko ich muzyka idzie z duchem czasu.Tytuł: Recharged

Wykonawca: Linkin Park Wydawca: Warner Music Poland

BobAira, Stonę, czy TMK Beatz. Znając podejście Tetrisa do tworzenia muzyki (raper ma już na koncie albumy „Dwuznacznie” oraz „Lot 2011”), zakładam, że krążek będzie dopracowany do granic możliwości. Gwarantuję, że „Teraz”, w trakcie odsłuchu, zatrzyma czas wokół was i skłoni do chwili refleksji, aby później ożywić energicznym flow i grą słowną. Jeśli nie kojarzycie ani Tetrisa, ani Pogza, to najnowsza płyta jest idealną okazją do zakochania się w ich twórczości.

Tytuł: Teraz Wykonawca: Tetris & Pogz Wytwórnia: Firma Księgarska

Linkin Park

Tetris i Pogz

Recenzja Mechanical Bull

Kamil Jankowski

Kamil Jankowski

Maciej Kowalski

Page 35: Display Magazine - Listopad 2013

35display

magazine

Odkurzamy stare płyty. King Crimson „in the Court of the Crimson King”.

Każdy fan rocka zna King Crimson i bez trudu rozpoznaje pierwsze takty słynnego „Epitaph”. To utwór, który od blisko pięćdziesięciu lat, grany jest przez największe stacje radiowe na świecie. Wciąż pojawia się na ścieżkach dźwiękowych popularnych

filmów, a do inspiracji nim przyznają się muzycy z najznamienitszych kapel. Co tracą więc ci, którzy King Crimson nie kojarzą?

Odpowiedź zabrzmi może sztywno, ale jest bliska prawdy. Otóż, tracą legendę. Założony przez Roberta Frippa zespół powstał w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. Swą nazwę zawdzięcza Belzebubowi, demonowi nazywanemu niekiedy karmazynowym królem. Kto wie, czy to właśnie nie diabeł pomógł mu zadebiutować u boku The Rolling Stones w londyńskim Hyde Parku. Ciepło przyjęty przez publiczność, dość szybko wkroczył do studia i nagrał swoją pierwszą, najlepszą płytę.

„In The Court Of The Crimson King - An Observation By King Crimson” to spójny, choć jednocześnie niezwykle różnorodny album, na którym prócz rocka można doszukać się elementów jazzu, klasyki czy awangardy. Wrażenie robi już pierwszy utwór, „21st Century Schizod Man”. Ostry, drapieżny riff połączony z nieco histerycznym wokalem i częstymi zmianami tempa, sprawia, że kompozycja zapada w pamięć. Następujący zaraz po nim „I Talk to the Wind” jest już znacznie spokojniejszy, a wygrywana na flecie melodia autentycznie relaksuje. Warkot gitar zanika

gdzieś w tle, by powrócić dopiero w „Epitaph”. To długa, blisko dziewięciominutowa kompozycja pełna zadumy - tak w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Czuć tu autentyczny smutek, wręcz rozpacz, co rzadko zdarza się we współczesnej muzyce. Najdłuższy na płycie „Moonchild” to kompozycja awangardowa, łącząca elementy klasycznej ballady z eksperymentem. Przytłumione dźwięki, nie zawsze spójne, a do tego senny rytm wprowadzają w rodzaj odrętwienia. Całość zamyka „The Court of the Crimson King”, kompozycja art-rockowa, też długa (9:25), smutna i poetycka. Tu najwyraźniej słychać melotron, praprzodka dzisiejszych syntezatorów.

Całość wciąż robi wrażenie. Krążek jest melodyjny, ostry, nieco patetyczny, ale i bardzo oryginalny. W momencie swojej premiery wyznaczała trendy, zarówno dla ciężkich zespołów w rodzaju Black Sabbath, jak i tych, które postawiły na rock progresywny. Nic dziwnego, że nie tak dawno album zajął szóste miejsce w głosowaniu czytelników magazynu The Rolling Stone na album wszech czasów. Zasługuje na takie wyróżnienie. Zarówno jako kamień milowy, jak i po prostu bardzo dobra płyta.

Odkurzamy stare płyty Maciej Kowalski

lISTOPADOWE koncerty

14/11 Wax TailorSQ klub, Poznań

16/11 The CutsŁykend, Wrocław

18/11 The OceanProgresja, Warszawa

18/11 TrickyStodoła, Warszawa

19/11 White LiesMTP, Poznań

21/11 Earl ThomasBlues Club, Gdynia

22/11 - Maria PeszekStodoła, Warszawa

24/11 Children of BodomKlub Studio, Kraków

25/11 Matt DuskMTP, Poznań

29/11 C.O.D.Stereo Krogs, Łódź

29/11 The ShipyardB90, Gdańsk

30/11 T.LoveStodoła, Warszawa

Page 36: Display Magazine - Listopad 2013

36display

magazine

Idzie zima. Otulfilcem swój sprzęt!

Otulfilcem swój sprzętKamil Jankowski

Page 37: Display Magazine - Listopad 2013

37display

magazine

Przyznam, że nie cierpię nosić mojego telefonu - czy jakichkolwiek innych urządzeń, w pokrowcu. Wszelkie etui wyglądają zazwyczaj tandetnie i psują mi przyjemność korzystania z rzeczonych. Na szczęście, teraz mam Otulfilcem.

Otulfilcem swój sprzęt Kamil Jankowski

Page 38: Display Magazine - Listopad 2013

38display

magazine

Otulfilcem to nieduża rodzinna firma, z siedzibą w Świeradowie-Zdroju. Twórcy filcowych pokrowców stawiają nie tylko na wysoką jakość wykonania, ale także na stylowe wzornictwo, idealnie współgrające z nowoczesnymi urządzeniami. W ich ofercie znajduje się obecnie około 20 produktów w różnych rozmiarach, a także możliwość zamówienia etui pod konkretny wymiar. Trzeba przyznać, że pokrowce Otulfilcem wyróżniają się na tle konkurencji. Nie chodzi mi tutaj o materiał, z którego zostały wykonane - gdyż jest na rynku kilka firm specjalizujących się w filcowych produktach - ale o nacisk, jaki kładzie się na styl. Etui są dostępne w dwóch wariantach kolorystycznych – szarym i białym. Wydawać by się mogło, że oferta jest uboga, ale nic bardziej mylnego. Po wyborze barwy filcu, decydujemy o kolorze gumki, która służy nam jako zamek. Tutaj opcji jest dwa razy więcej – czerwona, zielona, żółta, granatowa. Nie ukrywam, że każda kombinacja wygląda świetnie i selekcja nie jest tak oczywista. Mnie zajęło to kilka minut.

Dużą zaletą polskich pokrowców jest wygląd, niestety nie mogę powiedzieć tego samego o funkcjonalności. Otulfilcem doskonale chroni nasze urządzenia przed zimnem, kurzem, czy zarysowaniami, ale w momencie upadku lub kontaktu z wodą, jest raczej bezużyteczne. Z drugiej jednak strony, dobrze leży w dłoni - jest lekkie i bardzo wygodne w przenoszeniu. Coś za coś. Kupując Otulfilcem możecie wybrać pokrowiec, który będzie dedykowany konkretnemu urządzeniu. W moim wypadku był to 13-calowy MacBook Air oraz etui na ładowarkę. Na zdjęciach możecie zobaczyć, że jedno i drugie mieści się bez żadnych problemów. Kilka miesięcy temu korzystałem ze skórzanego etui do iPhone’a 4 i irytowałem się niemiłosiernie, kiedy za każdym razem musiałem go wciskać na siłę. W przypadku Otulfilcem problem ten nie istnieje. MacBook wchodzi gładko, wręcz sunie po filcowych bokach, dzięki czemu nie muszę obawiać się, że porysuję mój sprzęt.

Na stronie producenta widnieje notka, że możliwe jest uszycie pokrowca na wymiar. Postanowiłem sprawdzić, jak to wygląda w praktyce. Wysłałem e-mail z wymiarami mojego tabletu – Modecom FREETAB 1002 IPS X2.

W ciągu czterech dni wylądował u mnie, wsadzony do szarego, filcowego pokrowca z czerwoną gumką. Rzecz jasna, pasuje idealnie. Jeśli jesteście właścicielami mało popularnego urządzenia i nigdzie nie możecie znaleźć dedykowanego etui, koniecznie odwiedźcie internetowy sklep Otulfilcem. Dotychczas wspomniałem o pokrowcach do iPhone’a, MacBooka i Modecoma. Oferta polskiego producenta jest o wiele bogatsza! W katalogu znajdują się między innymi te przeznaczone do smartfonów Samsunga, czytników e-booków Kindle, odtwarzaczy muzycznych iPod, czy różne akcesoria, jak np. teczka na dokumenty, brelok do kluczy, a także torba na zakupy. Wybór jest duży, a dzięki różnokolorowym gumkom, każdy znajdzie coś dla siebie.

Dawniej unikałem wszelkiego rodzaju pokrowców, gdyż obawiałem się, że popsują estetykę telefonu. Otulfilcem wymazało moje uprzedzenie. Teraz praktycznie nie ruszam się bez etui. Szary filc jest miły w dotyku, a ja mam czyste sumienie, bo wsparłem nie tylko polskiego producenta, ale także ekologię.

Egzemplarze do recenzji dostarczyła firma Otulfilcem. Dziękujemy.

Producent: Otulfilcem Ocena: 7+ Kup na: www.otulfilcem.pl

Otulfilcem swój sprzętKamil Jankowski

Page 39: Display Magazine - Listopad 2013

39display

magazine

Pierwsze, na co zwraca uwagę kupujący, to stan wizualny przedmiotu. Bardzo ważnym punktem jest wyczyszczenie naszego urządzenia. Tutaj wiele zależy od tego, w jaki sposób było użytkowane. Nawet jeśli bardzo dbaliście o swój sprzęt, niektóre rysy czy wgniecenia są nieuniknione. Takich „skażeń” - co zrozumiałe - nie da się wyczyścić, ale już np. resztek jedzenia w klawiaturze laptopa możemy pozbyć się odkurzaczem lub zwilżonym patyczkiem do uszu. Do czyszczenia zabrudzeń na wyświetlaczu idealnie nadaje się szmatka do okularów, która z łatwością zbiera kurz i tłuste odciski palców. Czasem wystarczy 15 minut, aby wasze urządzenie wyglądało jak nowe!

>>Dobre zdjęcie kluczem do sukcesu.

Następnym krokiem jest zrobienie kilku fotek. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy próbują coś sprzedać na portalach aukcyjnych, nie wrzucając ani jednego zdjęcia. KAŻDY kupujący pragnie obejrzeć przedmiot, który nabywa. Zapamiętajcie sentencję – dobre zdjęcie jest kluczem do sukcesu. Jeśli potencjalny klient zobaczy fotografię w rozdzielczości 250x250 pikseli, zrobioną archaicznym telefonem z aparatem 0,3 Mpx, to zapewne nawet nie będzie czytał opisu przedmiotu. Jeżeli chcecie sprzedać sprzęt za dobrą cenę, do cykania fotek proponuję użyć aparatu cyfrowego. Weźcie pod uwagę tło, na którym znajduje się przedmiot. Przywołuję w tym momencie kilka słynnych aukcji, na których widoczne były różne ciekawe sceny – piesek bawiący się pluszowym

misiem, różowe stringi wiszące na krześle, czy goły mężczyzna przechadzający się po pokoju. Mam nadzieję, że macie trochę oleju w głowie i zadbacie o odpowiednie oświetlenie (nie polecam robienia zdjęć przy sztucznym świetle), ostrość oraz tło. Jeśli możecie pochwalić się umiejętnością obróbki obrazu (naprawdę nic wyszukanego, wystarczy znajomość podstawowych funkcji), proponuję poprawić wszelkie niedociągnięcia w specjalnych do tego programach. Zazwyczaj wystarczy poświęcić na to 10 minut. We wstępniaku znajdziecie zdjęcie mojego autorstwa, które wykorzystałem sprzedając iPhone’a 4. Niech będzie ono dla Was przykładem, w jaki sposób posługiwać się aparatem, by zarobić kilka groszy.

>>AkcesoriaNie zawsze mają wpływ na to, czy kupujący

zechce zaopatrzyć się w wasze urządzenie, ale z drugiej strony, potrafią okazać się kluczowym elementem, gdy interesant nie może zdecydować się, czy wybrać sprzęt z aukcji X, czy Y. Być może macie w mieszkaniu kilka akcesoriów, które nie będą wam już potrzebne. Takim gratisem do aukcji mogą być folie ochronne, pokrowce, stacje dokujące, czy ładowarki samochodowe – oczywiście dedykowane sprzedawanemu przedmiotowi. Wszystko to możecie dorzucić, jako bonus, lub - po prostu - wliczyć w cenę. Dodatkowo, jeśli posiadacie dowód kupna i oryginalne pudełko, warto o tym wspomnieć. Taka, z pozoru, mało istotna rzecz, jak teksturowe opakowanie może wpłynąć na decyzję kupującego, gdyż świadczy o oryginalności urządzenia.

>>Tak jak w tytule.

Uwielbiam aukcje, w których sprzedający wrzuca zdjęcie zrobione kalkulatorem, a w opisie daje krótką informację „tak jak w tytule” (a tytuł brzmi: „Xbox 360! Polecam!”) lub „sprawny w 100%”. Jestem w stanie jakoś to przeboleć, kiedy ktoś wystawia na sprzedaż kabel USB za 5 zł, albo ładowarkę za 10 zł, ale nie konsolę do gier, telefon komórkowy, czy komputer! Opis jest najważniejszym elementem sprzedaży. To właśnie te kilka zdań stanowi 80% sukcesu! Jeśli kupujący wszedł na waszą aukcję, najpierw zerknął na zdjęcia, następnie zaczął się brać za czytanie opisu, to znaczy, że jest poważnie zainteresowany kupnem. Dokładnie w tym momencie waży się decyzja, czy dokona zakupu, czy zechce to jeszcze przemyśleć. Jak zatem zachęcić go do zasilenia naszego rachunku bankowego? To proste. Podając informacje, których szuka. Tutaj wiele zależy od wystawionego na aukcję przedmiotu. W przypadku elektroniki zazwyczaj są to: data zakupu, gwarancja, stan techniczny i wizualny, w jaki sposób był używany (jeśli nosiliście telefon/ tablet/ komputer w pokrowcu, warto o tym wspomnieć), czy jakaś część była wymieniana, a także informacje o akcesoriach. Oczywiście nie chodzi o to, aby nadmieniać o każdej mikrorysce na wyświetlaczu, ale jeśli np. wymienialiście ekran, ponieważ smartfon upadł na podłogę, koniecznie to odnotujcie, by uniknąć negatywnego komentarza. Pamiętajcie też, żeby opis nie był za długi, bo zniechęci to klienta do zapoznania się z nim. Myślę, że 4 zdania w zupełności wystarczą. Poniżej możecie zerknąć na przykładowy opis sprzedawanego produktu (w tym przypadku tablet):

Jak szybko i łatwo sprzedać swój sprzęt?

Jak szybko i łatwo sprzedać swój sprzęt? Kamil Jankowski

Przyznajcie się, ile razy robiąc porządki w mieszkaniu zdarzyło wam się znaleźć kilka niepotrzebnych urządzeń? Co z nimi zrobić? Oczywiście sprzedać. Pytanie tylko, jak? A no, właśnie tak…

Page 40: Display Magazine - Listopad 2013

40display

magazine

Witam. Mam na sprzedaż tablet marki XXXXX model XXX. Urządzenie zostało zakupione 1 czerwca 2012 roku i przez cały okres użytkowania trzymałem je w ochronnym pokrowcu, dzięki czemu ma idealny stan wizualny, jak i techniczny. Dodatkowo dorzucam do niego folie ochronne, oryginalne pudełko, ładowarkę, a także dowód zakupu. Ze szczegółową specyfikacją techniczną można zapoznać się na stronie producenta, pod tym adresem www.xxxxxxxxxxxxxx.pl. Zapraszam do licytacji.

>>Cena do negocjacjiW ustaleniu wartości waszego produktu nie

pomogę. Jeśli nie macie zielonego pojęcia, ile jest warte urządzenie, które chcecie wystawić na sprzedaż, proponuję przejrzeć kilka aukcji. Poświęćcie 5 minut na zapoznanie się z rynkiem, a następnie oceńcie stan wizualny i techniczny waszego sprzętu. Osobiście polecam metodę w marketingu nazywaną „drzwiami w twarz”. Załóżmy, że rzeczywista wartość tabletu, którego chcecie się pozbyć to 800 zł. Proponuję ustawić cenę startową 900 zł, ale w opisie zaznaczcie, że przy szybkiej decyzji cena jest do negocjacji. Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że ktoś pytał w e-mailu, czy „sprzedam za 800?”. Wówczas odpisywałem, że właściwie 800 zł to trochę mało, bo sprzęt jest wart więcej, ale jeśli weźmie od razu, zgodzę się obniżyć cenę. Takim oto sposobem, wilk syty i owca cała.

>>Cierpliwość popłaca

Może się zdarzyć, że wykonacie świetne zdjęcia waszego urządzenia, wymyślicie naprawdę zachęcający opis, cena będzie niższa niż u konkurencji, a i tak będziecie mieli problemy ze sprzedażą. Nie martwcie się, wina niekoniecznie leży po waszej stronie. W marketingu istnieją tzw. „tygodnie martwe”, w których raczej nikt niczego nie kupuje. Są to zazwyczaj pierwsze dni po większych świętach – Wielkanocy i Bożym Narodzeniu. Ludzie wydają wtedy sporo pieniędzy na prezenty i przez najbliższe tygodnie nie będzie stać ich na zakup drogich urządzeń. Drugim powodem, dla którego nikt nie chce kupić waszego produktu, może być sezonowość. Kto bowiem poszukuje czapek zimowych w sierpniu? Wszelkiego rodzaju urządzenia (w szczególności aparaty cyfrowe, nawigacje GPS, czytniki e-booków i odtwarzacze muzyczne) najłatwiej sprzedać w okresie przedwakacyjnym, podczas gdy tablety i ultrabooki są rozchwytywane na przełomie września i października. Jeśli nie potrzebujecie pieniędzy „na zaraz”, polecam wstrzymać się kilka tygodni i spróbować szczęścia w następnym miesiącu. Cierpliwość popłaca.

Wierzę, że powyższe wskazówki okażą się przydatne i niebawem usłyszycie szelest pieniędzy, które wpływają na wasze konta bankowe. Gdybyście mieli jeszcze jakieś pytania, zachęcam do kontaktu przez naszą redakcyjną skrzynkę [email protected].

Jak szybko i łatwo sprzedać swój sprzętKamil Jankowski

.

Page 41: Display Magazine - Listopad 2013

41display

magazine

Amazon ma prawo świętować.Kindle Paperwhite 2.0Pod koniec października do Polski dotarł nowy Kindle Paperwhite. Najpopularniejszy czytnik książek elektronicznych doczekał się kilku drobnych zmian, które są krokiem w dobrym kierunku. Amazon ma prawo świętować – po raz kolejny udowodnił, że jest rynkowym liderem i dysponuje sensowną alternatywą wobec papieru.

Paperwhite 2.0 (nazwa nieoficjalna) rozmiarami nie różni się od swojego poprzednika. To dobra wiadomość dla tych, którym poprzedni czytnik uległ uszkodzeniu – nowy bez problemu zmieści się w starej obudowie. Będzie ona ponadto prawidłowo funkcjonować, a więc automatycznie wyłączać urządzenie po zamknięciu przedniej klapki. To ważna informacja, bo nowy, porządny case kosztuje od 40 złotych w górę, czyli tyle, co kilka dobrych e-książek!

Nowy czytnik działa odrobinę szybciej od poprzedniego, to znaczy książki szybciej się otwierają, a strony szybciej przewracają. Różnice są minimalne, ale zauważalne. Zmieniono również system podświetlania papieru. Świeci teraz bardziej naturalnie, a czcionka wydaje się nieco bardziej czytelna. Różnica po raz kolejny okazuje się minimalna, ale zauważalna. Podobno wzrosła czułość ekranu, a słownik, Wikipedię oraz X-Ray zintegrowano. Ułatwiono również przeskakiwanie rozdziałów i podglądanie przypisów.

Techniczne zmiany są jednak na tyle drobne, że nie wpływają w sposób znaczący na komfort użytkowania urządzenia. Być może dlatego, że już w swojej podstawowej wersji Paperwhite był wyjątkowo wygodnym i przyjemnym w obsłudze urządzeniem. Nowa wersja jest lepsza, zachowując przy tym zbliżoną cenę. $139 za edycję bez reklam, $119 za edycję z reklamami, zaś $189 za edycję z 3G to naprawdę niedużo. Zwłaszcza przy tej liczbie promocji anglojęzycznych książek, jakie oferuje Amazon…

Kindle Paperwhite 2.0 Maciej Kowalski

Wiem, kiedy umrzesz. Tikker.Na portalach trudniących się zbiórką funduszy na unikatowe pomysły swoich użytkowników, możemy znaleźć dużo poronionych projektów. Zdarza się, że taki osobliwy gadżet wychodzi na światło dzienne, czego doskonałym przykładem jest Tikker.

Produkt dziecinnie prosty - zegarek na nadgarstek. Oprócz normalnego czasomierza, mamy również tarczę, która odmierza czas do naszej śmierci. Z założenia ma być to pewnego rodzaju motywator. Widząc codziennie umykające

sekundy, mamy bardziej skupić się na życiu, a nie na rzeczach niepotrzebnych.

Skąd to ustrojstwo wie, kiedy umrzemy? Cóż, nie wie… Sprawa jest prosta. Wypełniamy kwestionariusz, w którym pytają nas o wiek, zdrowie i kilka innych spraw. Ma to pomóc w oszacowaniu, kiedy kopniemy w kalendarz. Co ciekawe, zegarek osiągnął na Kickstarterze odpowiednio wysoki poziom, by zostać oficjalnie wydanym. Moim zdaniem to niepotrzebny gadżet, ale na tyle ciekawy, że warto o nim wspomnieć.

TikkerPaweł Józefiak

Page 42: Display Magazine - Listopad 2013

42display

magazine

>>Hello, Mavericks!Na pierwszy ogień poszła nowa wersja systemu operacyjnego OS X – Mavericks. Trzeba przyznać, że Apple odwaliło tutaj kawał dobrej roboty! Aktualizacja jest całkowicie bezpłatna i w pełni kompatybilna z komputerami, które zostały wyprodukowane nawet w 2007 roku. Mavericks tchnął w starsze maszyny drugie życie – aplikacje działają płynniej, a sam system pracuje znacznie szybciej. Olbrzymią zaletą ostatniej aktualizacji jest też zwiększenie wydajności pracy na baterii. Użytkownicy MacBooków Air z procesorami Haswell chwalą się, że ich ultrabooki są w stanie wytrzymać nawet 15 godzin na jednym ładowaniu! Z nowości systemowych warto także wymienić „pęk kluczy”, który przechowuje nasze hasła i umożliwia szybsze logowanie na wszystkich iUrządzeniach, a także nowe aplikacje – Mapy oraz iBooks.

22 października miała miejsce konferencja Apple, podczas której gigant z Cupertino zaprezentował swój najnowszy system operacyjny, odświeżoną linię MacBooków Pro, potwora w postaci Mac’a Pro a także zupełnie nowego iPada Air. Dla tych którzy nie mieli okazji śledzić wydarzenia na żywo, przygotowałem zbiór najważniejszych nowinek z jabłkowego świata.

Nowinki ze świata Apple.

>>iWork oraz iLifeKolejną niespodzianką ze strony Apple było odświeżenie pakietów iWork (Pages, Keynote, Numbers) oraz iLife (iPhoto, iMovie, Garage Band). Aplikacje zyskały nowy wygląd ikon i interfejsu, a także kilka nowych funkcji, które zapewniają jeszcze większą frajdę z ich korzystania. Warto wymienić w tym miejscu możliwość dzielenia się dokumentami poprzez iCloud – pozwala to na ich edycję w czasie rzeczywistyn na dwóch różnych komputerach. Oba pakiety są udostępniane całkowicie za darmo wszystkim nowym właścicielom Mac’ów.

Nowinki ze świta ApplePaweł Józefiak

Page 43: Display Magazine - Listopad 2013

43display

magazine

>>Odświeżony MacBook Pro Apple postanowiło spełnić życzenie swoich fanów i odświeżyło linię MacBooków Pro. Notebooki zostały wyposażone w wyświetlacz Retina, nowe złącze Thunderbolt 2 (w pełni współpracuje z telewizorami 4K), zwiększoną ilość pamięci RAM, znany z MacBooka Air dysk SD i procesor Haswell, a także zwiększony czas korzystania z baterii (7-9 godzin). Jeśli planujecie zakup najnowszego komputera Apple, rozbijcie świnkę-skarbonkę, bo notebook został wyceniony na 5799 zł!

Nowinki ze świta ApplePaweł Józefiak

>>Mac Pro do zadań specjalnych Jak opisać tego potwora? Komputer, który każdy chciałby mieć, ale nie każdy umiałby wykorzystać jego możliwości. Nowy Mac Pro został wyposażony w procesor Intel Xeon E5 (do wyboru układ z 4, 8 lub 12 rdzeni), 64 GB pamięci DDR3 z taktowaniem 1866 MHz oraz grafikę AMD FirePro z 384-bitową szyną pamięci! Cena za podstawowy model Mac’a Pro to 2999 dolarów. Jedno jest pewne, to nie jest komputer dla przeciętnego użytkownika.

>>iPad idealny Na samym końcu konferencji zaprezentowano iPada piątek generacji. Tym razem zamiast 5-tki, pojawiła się nazwa „Air”. Skojarzenie z MacBook’iem Air jest tutaj nieprzypadkowe – nowy iPad jest o 28% lżejszy od poprzednika i cieńszy o 20%. Zgodnie z ostatnimi plotkami zwężono boczne ramki , przez co „Air” przypomina teraz iPada mini, chociaż jego przekątna i rozdzielczość pozostała bez zmian. Zmiany zaszły nie tylko na zewnątrz. Sercem nowego tabletu od Apple jest 64-bitowy procesor A7, który zapewnia dwa razy lepsze osiągu CPU oraz grafiki niż poprzednik. Urządzenie wyposażono również w kamerę HD do rozmów FaceTime, która lepiej radzi sobie w niekorzystnych warunkach oświetleniowych. W nowym modelu zastosowano także dwie antery Wi-Fi wspierające technologię MIMO, a także dodano wsparcie dla kolejnych operatorów LTE. iPad Air będzie dostępny w dwóch wariantach kolorystycznych (srebrny i space grey), a jego czas pracy na baterii to około 10 godzin.

>>iPad mini 2 Najmniejszy z tabletów Apple otrzymał (w końcu!) ekran Retina o rozdzielczości 2048x1536. Na 7,9 calowym ekranie oznacza to jeszcze większą gęstość pikseli. Bardzo istotny jest fakt, iż drugą genereację „mianiaka” wyposażono w procesor A7, dzięki czemu nie ustępuje osiągami swojemu większemu bratu. Także i w tym przypadku ulepszono frontową kamerę i usprawniono łączność bezprzewodową, stosując identyczne rozwiązania, jak w przypadku iPada Air.

Page 44: Display Magazine - Listopad 2013

44display

magazine

Historie, które zdarzyły się naprawdę.

Lydia Cacho to bez wątpienia jedna z najbardziej utalentowanych dziennikarek śledczych na świecie. Jej walkę z niewolnictwem seksualnym oraz o prawa kobiet w Meksyku doceniło nawet Amnesty International. Cacho wielokrotnie podkreśla, że współczesny rynek handlu żywym towarem, a zwłaszcza wspomniane już niewolnictwo seksualne, jest drugą najbardziej dochodową gałęzią czarnego rynku na świecie – wyprzedza go tylko przemyt narkotyków. Autorka książki „Niewolnice władzy” stara się objaśnić czytelnikowi, o jak wielkim problemie jest mowa, posługując się doświadczeniami z własnych podróży. Materiał zbierany był przez 5 lat, a historie, o których czytamy, wydarzyły się naprawdę. Lydia Cacho jest szczególnie wrażliwa na zmuszanie do prostytucji nieletnich. Na przestrzeni czasu przeprowadziła rozmowy z kilkunastoma ofiarami przestępczości ulicznej, a ich zapis przedstawia we

wspomnianej publikacji. Warto zwrócić uwagę, że ten brutalny świat nie jest obcy autorce, gdyż w przeszłości sama padła ofiarą gwałtu, który miał być „nauczką za jej walkę o prawa kobiet”. Lydia Cacho potraktowała „Niewolnice władzy”, jako jedną z broni, którymi stara się utrudnić życie handlarzom żywego towaru. Do tej pory, dzięki jej wyjątkowej postawie, kilkunastu przestępców usłyszało wyroki dożywotniego więzienia. Autorka nie ukrywa, że książka jest lekturą mocną i zdecydowanie nie dla każdego – nie jednemu odbiorcy trudno będzie uwierzyć, że tak okrutne historie wydarzyły się naprawdę. Premiera już 20 listopada.

Tytuł: Niewolnice władzy Autor: Lydia Cacho Wydawnictwo: Wydawnictwo MUZA S.A. Cena: 34,99

Historie, które zdarzyły się naprawdę

Historia nie kończy się nigdy

Kamil Jankowski

Kamil Jankowski

Historia nie kończy się nigdy!

Wielu straciło nadzieję, że kiedykolwiek powstanie kolejna część przygód najpopularniejszego łowcy potworów na świecie. Sapkowski, pomimo swoich wcześniejszych wypowiedzi, postanowił powrócić do historii Geralta z Rivii, czego efektem jest „Wiedźmin: Sezon burz”.

Najnowsza powieść nie jest ani alternatywnym zakończeniem siedmioksięgu, ani prequelem, ani sequelem. Sam autor mówi o niej, jako o zupełnie oddzielnej historii, która rozgrywa się pomiędzy wydarzeniami, znanymi nam z wcześniejszych książek uniwersum. Chociaż „Wiedźmin: Sezon burz” ukazał się 14 lat po premierze ostatniej części sagi, to w żaden sposób nie da się odczuć dzielących ją lat. Trzeba przyznać, że Sapkowski stanął na wysokości zadania.

Tak jak wspomniałem, „Wiedźmin: Sezon burz” to zupełnie odrębna historia, choć niektórzy jej bohaterów powinniście kojarzyć z siedmioksięgu. Geralt trafia na swojej drodze na poetę i barda Jaskra, dawną miłość Yennefer, czy rudowłosą czarodziejkę Koral. Oczywiście, oprócz starych znajomych jest także kilka nowych person i potworów, którym wiedźmin będzie musiał stawić czoła.

Na 404 stronach spisano wiele niebezpiecznych wycinków z życia Geralta, wśród których warto wymienić romans ze wspomnianą już Koral, bójkę ze strażnikami miejskimi oraz kradzież wiedźmińskich kling, wokół których skupia się zresztą cała fabuła. Wciągająca opowieść pełna jest klimatycznych dialogów i barwnych opisów, tak charakterystycznych dla Sapkowskiego. „Wiedźmin: Sezon burz” czyta się wyjątkowo lekko i przyjemnie, do tego stopnia, że nie potrafiłem wyjaśnić, jakim cudem wskazówki zegara przesunęły się z godziny popołudniowej, na godzinę późnowieczorną.

Panie i panowie, warto rozbić świnkę-skarbonkę, do której przez 14 lat skrupulatnie wkładaliście (a wkładaliście, prawda?) każdy zaoszczędzony grosz . Klnę się na wszystko, że najnowsza powieść Sapkowskiego, to jedna z najlepszych książek, jakie dane mi było trzymać w dłoni. Polecam każdemu, kto lubi nie tylko wciągającą opowieść, ale także unikatowy świat i wyjątkowych bohaterów.

Tytuł: Wiedźmin: Sezon burz Autor: Andrzej Sapkowski Wydawnictwo: superNOWA Cena: 39,90zł

Page 45: Display Magazine - Listopad 2013

45display

magazine

Stephen King wraca do korzeni.To było karkołomne zadanie. Stephen King, niekwestionowany król horroru, postanowił wrócić do swojej powieści sprzed lat. „Lśnienie” napisał, gdy miał trzydziestkę na karku. Był wówczas twórcą na dorobku, mającym na koncie świetnie przyjęte „Carrie” i „Miasteczko Salem”. Pisał rewelacyjnie. Każda kolejna książka stawała się przebojem i po pewnym czasie trafiała na wielki ekran. Film Stanleya Kubricka z Jackiem Nicholsonem w roli głównej uchodzi nawet za klasykę gatunku.

Dziś jednak King ma lat sześćdziesiąt. Swoje przeżył, włącznie z fatalnym w skutkach wypadkiem samochodowym, i od kilku lat cierpi na kryzys formy. Być może właśnie dlatego wrócił do bohatera sprzed lat. Chciał w ten sposób nawiązać do czasów, w których wszystko mu wychodziło. Danny, kilkuletni chłopiec zasuwający trójkolorowym rowerkiem po budzącym grozę hotelu Panorama, wyrósł tymczasem i zmężniał. Powiela jednak błędy ojca, zdecydowanie za dużo pije, popełnia błąd za błędem. W końcu postanawia zrobić coś ze swoim życiem.

Barcelona, jakiej nie znacie.

I tak oto – po zaliczeniu serii spotkań klubu anonimowych alkoholików – Dan Torrence zostaje tytułowym „Doktorem Snem”. Pomaga ludziom z hospicjów przygotować się do podróży na tamten świat. Prawdziwa zmiana zachodzi w nim w dniu, w którym poznaje dziewczynkę imieniem Abra. Mała posiada niezwykłą moc i przyciąga do siebie pożeraczy lśnienia. Skryte pod postacią staruszków istoty żywią się substancją wydzielaną przez torturowane dzieci.

Mimo tak zawiązanej fabuły powieść nie jest horrorem. Bliżej jej do historii obyczajowej dotykającej problemu alkoholizmu, a także skutków, jakie niesie z sobą przeszłość. Świetnie napisana i dobrze przetłumaczona, przynosi jednak pewien zawód. Brakuje jej ikry. Klimatu. Stylu „Lśnienia”. Może to i kontynuacja, ale jednocześnie zupełnie inna bajka.

Tytuł: Doktor SenAutor: Stephen KingWydawnictwo: Prószyński Cena: 42 zł

To magiczne miasto. Miasto najlepszego klubu piłkarskiego na świecie. Miasto malowniczych zaułków i wizjonerskich projektów Gaudiego, miasto tajemnic. Miłośnikom literatury kojarzy się przede wszystkim z „Cieniem wiatru” Carlosa Ruiza Zafóna i „Katedrą w Barcelonie” Ildefonso Falconesa. Kto wie, czy do tego grona nie dołączy wkrótce „Barcelona Jazz Club”. Zainteresowanie powieścią w internetowych sklepach jest bowiem ogromne.

Główny bohater wspomnianej, Eric „Dutch” Heinrichs, jestem holenderskim pianistą jazzowym. W Stanach Zjednoczonych odniósł swego czasu wielki sukces. Grywał z Charlie Parkerem i Milesem Davisem, upijał się z Theloniousem Monkiem i przyjaźnił z Billie Holiday. W pewnym momencie znikł i przepadł. Od wielu lat ukrywa się w Europie. Podróżuje po niej z fałszywym paszportem, dorabia imając się najgorszych zawodów. Komuś zaszkodził. Ktoś zrobił mu krzywdę. Okrutnie okaleczył ręce, a teraz znów ściga.

Stopniowo zagłębiamy się w powikłaną historię

Heinrichsa i poznajemy jego tragiczne losy. Śledzimy je ze sporym zainteresowaniem, i to z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, powieść urzeka swym klimatem. Szemrane lokale sprzed pół wieku, mafijne porachunki, budzący się do życia jazz, miłość, nienawiść – to wszystko idealnie pasuje do tej tajemniczej wizji Barcelony. Po drugie, uwagę zwraca wątek kryminalny, który trzyma w napięciu aż do samego końca. Po trzecie wreszcie, siłą powieści jest świetny język - lekki, przyjemny, a jednocześnie niebanalny. Dobrze brzmiące dialogi oraz ciekawe opisy żyjącego, tryskającego szaloną energią miasta po prostu nie mogą się nie podobać.

Fernández Xavier - póki co - znany jest głównie w swojej ojczyźnie. Pora, by poznali go również polscy czytelnicy. Ten człowiek na to zasługuje.

Tytuł: Barcelona Jazz ClubAutor: Fernández XavierWydawnictwo: AlbatrosCena: 34,90 zł

Stephen King wraca do korzeni

Barcelona, jakiej nie znacie

Maciej Kowalski

Maciej Kowalski

Page 46: Display Magazine - Listopad 2013

46display

magazine

Społeczni ludzie w czterech ścianach.Jeszcze 20 lat temu, kiedy to internet kiełkował dopiero w umysłach geniuszy, człowiek się integrował. Oczywiście, zdarzali się bardziej lub mniej uspołecznieni, jednak więzi między ludźmi były silniejsze. Dzieci spędzały czas głównie na podwórku, na którym bawiły się z rówieśnikami, dorośli zaś często zapraszali gości. Wielu, spośród dzisiejszych 30-latków, próbuje podtrzymywać taką tradycję. Warto zaznaczyć, że w latach 80-tych, przyjaźnie były bardziej lokalne, a rodziny żyły w jednym mieście przez pokolenia. Nie było tu mowy o dalekich znajomościach. Jak jest teraz? Internet zmienił wiele aspektów naszego życia, na czele ze sposobem zawierania nowych znajomości oraz tym, w jaki sposób je podtrzymujemy. Jednym z powodów jest rozwój

wszelkich portali społecznościowych. Dzięki nim, nie ograniczają nas już ramy przestrzenne, społecznościowe, czy nawet czasowe. Pisząc z Polski mogę mieć przyjaciela mieszkającego - dajmy na to - w Rosji i wcale nie będzie to dziwne. Nie muszę mieć z nim namacalnego kontaktu, a moje więzy będą jak najbardziej prawdziwe. Tak samo jest z zawieraniem nowych znajomości. Najlepszym przykładem jest Twitter. Nie znając absolutnie nikogo, mam szansę odnaleźć tam bratnią duszę. W XXI wieku taki tryb życia, łączony z tym „na zewnątrz”, to norma. Gorsze jest zjawisko ludzi, którzy w całości poświęcają się portalom społecznościowym. Wolą napisać 50 tweetów, niż wyjść z kolegami na miasto. Osoba taka, może mnożyć wpisy na Facebooku, komentować różne

treści, chwalić się, a przy tym mieć ponad 400 znajomych, lecz ani jednego „prawdziwego”. Jak pisałem na początku, internet pomaga w wielu rzeczach i pozwala przełamać wiele barier, aczkolwiek należy zachować zdrowy rozsądek, gdyż uzależnianie od tego medium powoduje ułomności w aparacie komunikacji w realnym świecie. Dobra, które niesie z sobą internet, niezwykle ułatwiają nam doczesność, utrzymywanie kontaktów oraz kilka innych spraw. Zamykanie się jednak przed światem tylko po to, aby uczestniczyć w życiu portali społecznościowych jest złem wcielonym. Wydaje ci się, że za dużo czasu spędzasz w sieci? Zrób sobie przerwę i wyjdź na świeże powietrze. Nie pożałujesz, gwarantuję!

Społeczni ludzie w czterech ścianachPaweł Józefiak

Page 47: Display Magazine - Listopad 2013

47display

magazine