gazeta festiwalowa | numer 3

4
GDYNIA FILM FESTIVAL GAZETA FESTIWALOWA 37. 10 MAJA 2012 R. numer 3 GAZETA FESTIWALOWA strona 1 To ma być minuta, która przekona do tego, że warto szanować intelektualny dorobek artystów. Podczas Gdynia Film Festival zostanie rozstrzygnięty konkurs na najlepszy krótki film na ten temat. W marcu Fundacja Legalna Kultura ogłosiła konkurs na krótkie formy filmo- we zachęcające do korzystania z legal- nych źródeł kultury. Finał zaplanowano na 37. GFF. – To inicjatywa, którą w pełni popieramy, a jako ludzie filmu chcemy nagrodzić twórców, którzy okażą się najbardziej kreatywni – mówi Leszek Kopeć, dyrektor festiwalu. Legalna Kultura to ogólnopolska akcja społeczna promująca korzystanie z le- galnych źródeł kultury, a jego celem jest budowanie świadomości w nowej cyfrowej rzeczywistości. B aby boom – rośnie nowe pokolenie kinomanów FOTO NUMERU R ób to tylko legalnie KONKURS Kameralne kina, kluby dyskusyjne, anima- torzy kultury, krytycy – ci, którzy kochają film i jemu poświęcają życie. Najczęściej to nie oni są oklaskiwani, wyróżniani i hołu- bieni, ale ten wieczór był właśnie dla nich. Podczas uroczystej gali wręczono nagro- dy Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Kategorii, w których przyznano wyróżnie- nia, było 14. Wybrano m.in. najlepszą au- dycję radiową lub program telewizyjny: statuetka trafiła do Stanisława Janickiego w uznaniu za jego autorski program „W Ilu- zjonie”, nadawany w Telewizji Kino Polska. Za najlepszą książkę o tematyce filmowej uznano „Z Armatą na Wilka. Animowany blues Mariusza Wilczyńskiego” Jerzego Armaty. Kino Świat to – według PISF – naj- lepszy dystrybutor polskich filmów. Stowa- rzyszenie Twórców i Mecenasów Kultury i Nauki „Angelus Silesius” doceniono za zagraniczną promocję filmu „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego. – Udało się nam to zrobić dobrze, bowiem „Młyn i krzyż” jest teraz wyświetlany w 55 krajach na całym świecie – powiedział, odbierając statuet- kę Mirosław Żabierek z „Angelus Silesius”. W tym roku po raz pierwszy wręczono na- grodę PISF za plakat filmowy. Trafiła do Tomasza Olbińskiego i Szymona Zarem- by, twórców plakatu do „Matki Teresy od kotów”. Za najlepszych krytyków filmo- wych uznano ex aequo Rafała Marszałka i Michała Oleszczyka. Portal filmowy, na który trzeba zaglądać, to fototeka.fn.org.pl. – Dzięki temu, co zobaczyłam, czuję, że jeszcze żyję – mówiła Maja Komo- rowska po projekcji odrestaurowanego cyfrowo filmu „Panny z Wilka”. – To, co zobaczyliśmy, to nie rekonstrukcja, to zmartwychwstanie – stwierdził reżyser Andrzej Wajda. Wyświetlony w cyklu Czysta Klasyka film z 1979 roku został odrestaurowany w ra- mach projektu Kino RP. Na „cyfrowej” premierze „Panien z Wilka” pojawiły się trzy z sześciu aktorek grających tytułowe Taka okazja nie nadarza się zbyt często. Syd Field, legenda teorii scenariuszo- wych, poprowadził wczoraj kurs sceno- pisarski – na żywo, prosto z Los Angeles. Syd Field na przełomie lat 70. i 80. przed- stawił teorię trzyaktowej struktury scena- riusza filmowego, która do dziś uchodzi za kanon. Amerykanin miał być w Gdy- ni osobiście, jednak stan zdrowia nie po- zwolił mu na przyjazd. Zgodził się za to na przeprowadzenie kursu poprzez tele- most, na żywo, ze studia telewizyjnego w Los Angeles. – Pisanie scenariusza jest jak budowa- nie mebla. To rzemiosło, gdzie wszystkie elementy muszą pasować – tak zaczął Field swój wykład. Scenariusz przyrównał również do szachów. – Szachy składają się z czterech elementów: pionków, sza- chownicy, gracza lub graczy oraz zasad gry. Tak również postrzegam scenariusz. Według Fielda, scenariusz składa się z kilku nierozerwalnych elementów. Są to: akcja, postaci, sceny, sekwencje, muzyka, miejsce, akt I, akt II, akt III, efekty specjalne. W scenariuszu wszystko musi być powiązane ze sobą. Ważne, by sce- nariusz się poruszał, by był aktywny. Sporo miejsca w swoim wykładzie Field poświęcił strukturze scenariusza. Mówił m.in. o akcji i postaciach, które funkcjo- nują w kontekście. – Kontekst to prze- strzeń, jak szklanka, w której mogą być woda, sok, mleko, owoce. Kontekst się nie zmienia, zmienić się może jego za- wartość – mówił. Wspomniał też o tym, o czym wie chyba każdy miłośnik filmu. – Każdy scenariusz musi mieć począ- tek, środek i koniec, choć niekoniecznie w tej właśnie kolejności – zaznaczył. Teorię pisania scenariusza Field konfron- tował z praktyką, czyli przedstawieniem fragmentów gotowego filmu. Za przy- kład posłużyła komedia „Mała miss” z 2006 roku. Widzowie oglądali te frag- menty, które były punktami zwrotnymi całej historii. – Bardzo lubię ten scena- riusz, bo początek dzieje się w domu bo- haterów, środek w czasie ich podróży, a koniec już na miejscu, do którego zdą- żali – przyznał Field. Dziś w sali 2 gdyńskiego Multikina kolej- na część kursu, której tematem będzie tworzenie postaci. Początek o godz. 17. role: Maja Komorowska (Jola), Krystyna Zachwatowicz (Kazia) i Anna Seniuk (Jul- cia). – Jesteśmy ci wdzięczne, Andrzeju – mówiła Anna Seniuk. – Zachowałeś tym filmem naszą młodość. – Życie tego filmu jest życiem motyla – przekonywał Wajda. – Jednym udaje się zaistnieć na dłużej, innym na krócej. Reżyser pracuje teraz w Gdańsku nad ostatnią częścią filmowej biografii Lecha Wałęsy, który wczoraj również gościł na pokazie „Panien z Wilka”. T wórcy wyciągnięci z cienia NAGRODY C yfrowe „Panny z Wilka” PROJEKCJE Waldemar Gabis Ann S cenariusz powinien się poruszać WYDARZENIE MR

Upload: film-festival

Post on 29-Mar-2016

220 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Gazeta festiwalowa | numer 3

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta festiwalowa | numer 3

Gdynia film festival

gazetafestiwalowa

37.10 maja 2012 R.numer 3

gazeta festiwalowastrona 1

To ma być minuta, która przekona do tego, że warto szanować intelektualny dorobek artystów. Podczas Gdynia Film Festival zostanie rozstrzygnięty konkurs na najlepszy krótki film na ten temat.W marcu Fundacja Legalna Kultura ogłosiła konkurs na krótkie formy filmo-we zachęcające do korzystania z legal-nych źródeł kultury. Finał zaplanowano na 37. GFF. – To inicjatywa, którą w pełni popieramy, a jako ludzie filmu chcemy nagrodzić twórców, którzy okażą się najbardziej kreatywni – mówi Leszek Kopeć, dyrektor festiwalu. Legalna Kultura to ogólnopolska akcja społeczna promująca korzystanie z le-galnych źródeł kultury, a jego celem jest budowanie świadomości w nowej cyfrowej rzeczywistości.

Baby boom – rośnie nowe pokolenie kinomanówFOTO NUMERU

Rób to tylko legalnie

KONKURS

Kameralne kina, kluby dyskusyjne, anima-torzy kultury, krytycy – ci, którzy kochają film i jemu poświęcają życie. Najczęściej to nie oni są oklaskiwani, wyróżniani i hołu-bieni, ale ten wieczór był właśnie dla nich. Podczas uroczystej gali wręczono nagro-dy Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.Kategorii, w których przyznano wyróżnie-nia, było 14. Wybrano m.in. najlepszą au-dycję radiową lub program telewizyjny: statuetka trafiła do Stanisława Janickiego w uznaniu za jego autorski program „W Ilu-zjonie”, nadawany w Telewizji Kino Polska. Za najlepszą książkę o tematyce filmowej uznano „Z Armatą na Wilka. Animowany blues Mariusza Wilczyńskiego” Jerzego Armaty. Kino Świat to – według PISF – naj-lepszy dystrybutor polskich filmów. Stowa-rzyszenie Twórców i Mecenasów Kultury i Nauki „Angelus Silesius” doceniono za zagraniczną promocję filmu „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego. – Udało się nam to zrobić dobrze, bowiem „Młyn i krzyż” jest teraz wyświetlany w 55 krajach na całym świecie – powiedział, odbierając statuet-kę Mirosław Żabierek z „Angelus Silesius”.W tym roku po raz pierwszy wręczono na-grodę PISF za plakat filmowy. Trafiła do Tomasza Olbińskiego i Szymona Zarem-by, twórców plakatu do „Matki Teresy od kotów”. Za najlepszych krytyków filmo-wych uznano ex aequo Rafała Marszałka i Michała Oleszczyka. Portal filmowy, na który trzeba zaglądać, to fototeka.fn.org.pl.

– Dzięki temu, co zobaczyłam, czuję, że jeszcze żyję – mówiła Maja Komo-rowska po projekcji odrestaurowanego cyfrowo filmu „Panny z Wilka”. – To, co zobaczyliśmy, to nie rekonstrukcja, to zmartwychwstanie – stwierdził reżyser Andrzej Wajda.Wyświetlony w cyklu Czysta Klasyka film z 1979 roku został odrestaurowany w ra-mach projektu Kino RP. Na „cyfrowej” premierze „Panien z Wilka” pojawiły się trzy z sześciu aktorek grających tytułowe

Taka okazja nie nadarza się zbyt często. Syd Field, legenda teorii scenariuszo-wych, poprowadził wczoraj kurs sceno-pisarski – na żywo, prosto z Los Angeles. Syd Field na przełomie lat 70. i 80. przed-stawił teorię trzyaktowej struktury scena-riusza filmowego, która do dziś uchodzi za kanon. Amerykanin miał być w Gdy-ni osobiście, jednak stan zdrowia nie po-zwolił mu na przyjazd. Zgodził się za to na przeprowadzenie kursu poprzez tele-most, na żywo, ze studia telewizyjnego w Los Angeles.– Pisanie scenariusza jest jak budowa-nie mebla. To rzemiosło, gdzie wszystkie elementy muszą pasować – tak zaczął Field swój wykład. Scenariusz przyrównał również do szachów. – Szachy składają się z czterech elementów: pionków, sza-chownicy, gracza lub graczy oraz zasad gry. Tak również postrzegam scenariusz.Według Fielda, scenariusz składa się z kilku nierozerwalnych elementów. Są to: akcja, postaci, sceny, sekwencje, muzyka, miejsce, akt I, akt II, akt III, efekty specjalne. W scenariuszu wszystko musi być powiązane ze sobą. Ważne, by sce-nariusz się poruszał, by był aktywny. Sporo miejsca w swoim wykładzie Field poświęcił strukturze scenariusza. Mówił

m.in. o akcji i postaciach, które funkcjo-nują w kontekście. – Kontekst to prze-strzeń, jak szklanka, w której mogą być woda, sok, mleko, owoce. Kontekst się nie zmienia, zmienić się może jego za-wartość – mówił. Wspomniał też o tym, o czym wie chyba każdy miłośnik filmu. – Każdy scenariusz musi mieć począ-tek, środek i koniec, choć niekoniecznie w tej właśnie kolejności – zaznaczył.Teorię pisania scenariusza Field konfron-tował z praktyką, czyli przedstawieniem fragmentów gotowego filmu. Za przy-kład posłużyła komedia „Mała miss” z 2006 roku. Widzowie oglądali te frag-menty, które były punktami zwrotnymi całej historii. – Bardzo lubię ten scena-riusz, bo początek dzieje się w domu bo-haterów, środek w czasie ich podróży, a koniec już na miejscu, do którego zdą-żali – przyznał Field.Dziś w sali 2 gdyńskiego Multikina kolej-na część kursu, której tematem będzie tworzenie postaci. Początek o godz. 17.

role: Maja Komorowska (Jola), Krystyna Zachwatowicz (Kazia) i Anna Seniuk (Jul-cia). – Jesteśmy ci wdzięczne, Andrzeju – mówiła Anna Seniuk. – Zachowałeś tym filmem naszą młodość. – Życie tego filmu jest życiem motyla – przekonywał Wajda. – Jednym udaje się zaistnieć na dłużej, innym na krócej. Reżyser pracuje teraz w Gdańsku nad ostatnią częścią filmowej biografii Lecha Wałęsy, który wczoraj również gościł na pokazie „Panien z Wilka”.

Twórcy wyciągnięci z cieniaNAGRODY

Cyfrowe „Panny z Wilka”PROJEKCJE

Waldemar Gabis

Ann

Scenariusz powinien się poruszać

WYDARZENIE

MR

Page 2: Gazeta festiwalowa | numer 3

gazeta festiwalowa

gazeta festiwalowa 37. GDYNIA FILM FESTIVAL • numer 3 • 10 maja 2012 R.

strona 2

Mokasyny powracają do łaskGŁOS LUDU

Czy pani Elżbieta Czyżewska?FELIETON

nie stało, ale nie muszę dodawać, iż humor „siadł” jej na resztę dnia, zaś od tamtej pory profilaktycznie „testujemy” każde krzesło przed antenowym wej-

Każdy, kto na festiwalu był kilka lub kilkanaście razy, ma swoje anegdoty, historie czy po prostu doświadczenia. Czasami są to wspomnienia szczegól-nie burzliwych konferencji prasowych albo wyjątkowe wywiady, a innym ra-zem zwykłe „imprezowe” opowieści, je-śli ktoś w trakcie święta polskiego kina lubi się zabawić. Ja sam mam zawsze w zanadrzu kilka historyjek, których by-łem świadkiem lub bohaterem. Pozwo-lą Państwo, iż kilkoma się podzielę.Nie zacznę jednak od siebie, a od mojej redakcyjnej koleżanki Iwony Borawskiej, z którą to od początku miałem zaszczyt i wielką radość pracować w naszym radiowym, festiwalowym studiu. Do dziś z rozbawieniem wspominamy pe-wien wywiad, który przeprowadzaliśmy z ówczesnym dyrektorem artystycznym festiwalu Maciejem Karpińskim. W trak-cie rozmowy (na antenie!) pod Iwoną załamało się krzesło i ta biedna, kom-pletnie znikając mi z pola widzenia, ru-nęła pod stół, na którym zainstalowane były mikrofony. Oczywiście pan dyrek-tor, nasz realizator i ja natychmiast ru-szyliśmy Iwonie na ratunek, pełni obaw o stan jej zdrowia. Na szczęście nic się

Wystawę prezentującą trzydzieści foto-graficznych portretów polskich filmow-ców można przez cały festiwal oglądać w Klubie Marynarki Wojennej “Riwiera”.Henryk Pietkiewicz, twórca prac, skupił się na emocjach portretowanych arty-stów, wykorzystując bliskie plany. – Takie uchwycenie postaci daje osobisty rys – mówi fotograf. – Aktor, który gra, nie jest sobą. A kiedy pozuje do moich zdjęć, jest naturalny, pokazując swoje prawdziwe emocje.

Jak rozpoznać filmowca? – zapytaliśmy przechodniów przed Centrum Gemini.

PatrycjaDobre pytanie. Ktoś ciągle robi mu zdjęcia, a na szyi ma apaszkę.

PatrykCzłowiek z branży

filmowej zawsze nosi mokasyny. W Klubie Filmo-

wym mają je do-słownie wszyscy!

MałgorzataKoniecznie ko-szulka z kołnie-rzykiem, najlepiej postawionym. Tradycyjnie oku-

lary przeciwsłoneczne, marynarka w kratę. I zawsze pewny siebie.

ZbigniewKiedyś nosili bat-tle dressy – wiel-

kie amerykańskie wojskowe kurtki z kieszeniami na

piersi lub czapkę, taką jak Jack Nicholson w „Locie nad kukułczym

gniazdem”. Dziś noszą się raczej luzacko.AndrzejKażdy wyróżnia się szczególnym elementem artystycznego nieładu. I przede

wszystkim duży stres, trochę satysfakcji i wyraźne zmęczenie dnia wczorajszego.

ŁukaszNie ma żadne-

go konkretnego stylu. I choć nie ma tu żadnych

zasad, to gdy stoi grupa kolorowo ubranych ludzi, ten

jeden szary, zwykły człowiek może być właśnie filmowcem.

AdaFilmowiec zawsze w tłumie giba się na prostych nogach. I jest kolorowy, ma

niebieskie trampki z pomarańczowymi sznurówkami albo jest szary i zwykły, trochę jak kloszard.

Mom

ento

Mer

ing

KOM

IKS

ściem. Bohaterem innej historii byłem ja sam, a do takiej roli wyznaczył mnie los. Było to w 2002 roku, kiedy w konkur-sie startował film „E = MC²” w reżyserii Olafa Lubaszenki. Pech chciał, iż pod-czas projekcji kinooperator pomylił ko-lejność rolek i widzowie w pewnym mo-mencie zaczęli oglądać film nie w takiej kolejności, jaka powinna być. Reżyser słusznie zażądał przerwania pokazu, zaś dyrekcja festiwalu zadecydowała o dodatkowej projekcji na sam koniec konkursowych pokazów. Dla nas stało się jasne, że ktoś z naszej radiowej eki-py na końcu owej projekcji musi być, by zmierzyć czas długości oklasków, dane niezbędne w walce o Nagrodę Radia Gdańsk – Złotego Klakiera. W wyniku lo-sowania mnie przypadł ten obowiązek. Gdy tuż przed napisami końcowymi, nieco po północy, wszedłem na widow-nię Teatru Muzycznego, z przerażeniem stwierdziłem, że jestem na niej… kom-pletnie sam, a to oznaczało brak okla-sków. Jeszcze nigdy w historii Złotego Kla-kiera żaden film nie otrzymał noty 0,00. Nie mogłem do tego dopuścić. Kiedy w końcu „tyłówka” pojawiła się ekranie, uruchomiłem stoper i sam zacząłem bić brawo. Dziś już nie pamiętam, jaki wynik wyklaskałem, ale nie był on imponują-cy. Najważniejsze jednak, że jakiś był. Innej historii byłem jedynie świadkiem. Działo się to w roku 1997, kiedy to w skła-dzie jury zasiadała nieżyjąca już Elżbieta Czyżewska. Właśnie przygotowywałem się do wieczornej audycji, gdy nagle z widowni wyszła pani Elżbieta. W te-atralnym barze kupiła buteleczkę wody, po czym zapaliła swego legendarne-go już dziś papierosa. O bar oparty był mocno wstawiony jegomość, który chybocząc się nieco, z miną zdradza-jącą intensywny proces myślowy, wpa-trywał się w legendę polskiego kina. W końcu nie wytrzymał i głosem dalekim od teatralnej dykcji wypalił: „Czy pani Elżbieta Czyżewska?”. Dało się wyczuć lekką nerwowość aktorki, ja sam wzmo-głem czujność, nie wiedząc wszak, co takiemu może strzelić do głowy. Ten na-tomiast, kiwając głową niczym samo-chodowy piesek, powtórzył: „Czy pani Elżbieta Czyżewska?”. „Tak, to ja” – usły-szał w odpowiedzi. Dalej wpatrywał się w nią chwilę mętnym wzrokiem. Wresz-cie zapytał: „Czy pani już wie, gdzie jest generał?”. Elżbieta Czyżewska z klasą przynależną damie pięknie się uśmiech-nęła i powiedziała: „Tak, wiem”.

DRFot. Tomek Kamiński Tomasz Buza

AnnFot. Małgorzata Różalska

Portrety prawdziwych emocjiWYSTAWA

– Na moich portretach filmowcy są zawsze sobą – twierdzi Henryk Pietkiewicz.

Page 3: Gazeta festiwalowa | numer 3

gazeta festiwalowastrona 3

gazeta festiwalowa 37. GDYNIA FILM FESTIVAL • numer 3 • 10 maja 2012 R.

Latające części garderoby

WSPOMNIENIA BEZ CENZURY

Czy możliwa jest współpraca biznesu ze światem filmu? – to najważniejsze pyta-nie, na które próbowano odpowiedzieć podczas wczorajszej debaty „Biznes i film – udane małżeństwo?”. Dyskusja była ciekawa, ale jasnej odpowiedzi nikt dać nie potrafił. Aby filmy mogły powstawać, potrzebne są pieniądze – o tym nikogo nie trzeba przekonywać. Ale jak je znaleźć? Więk-szość naszych produkcji jest dziś dofi-nansowywana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. To jednak nie wystarcza. – Kino to najdroższa ze sztuk – przyznał podczas debaty Juliusz Machulski, reży-ser, producent, szef Studia Filmowego Ze-bra, które współprodukowało m.in. ostat-ni film Agnieszki Holland „W ciemności”. Jednym z problemów poruszanych pod-czas spotkania była niepewność efektu końcowego: nikt nie może dać gwaran-cji, że film będzie udany i obejrzy go od-powiednia liczba widzów, aby poniesio-ne nakłady mogły się zwrócić (według wyliczeń PISF to 350-500 tys. osób).– Na filmie można zarobić więcej niż na giełdzie i z mniejszym ryzykiem, ale musi być dobrze zrealizowany i powinien tra-fić do dobrego dystrybutora, który za-pewni skuteczną promocję – twierdzi Agnieszka Odorowicz, prezes PISF. – To na pewno nie jest łatwy biznes.Według filmowców problemem są też zbyt wysokie wymagania ewentual-nych inwestorów i nadmierna ingerencja w proces produkcyjny. Szczególnie do-sadnie mówił o tym Machulski: – W ta-kich sytuacjach często rozmawia się z młodymi ludźmi, którzy do tej pory byli nikim, a teraz mają plakietkę z napi-sem „producent”. No i zaczęli się wtrą-cać prawie we wszystko – rzucił reżyser „Vabanku” i „Seksmisji”. – Po sukcesie pierwszego „Kilera” zgłosiło się do mnie wiele osób, które chciały wynająć mi amerykańskiego scenarzystę i autora zdjęć. Prywatny biznes nie wierzy w na-sze możliwości twórcze.Inne spojrzenie na dofinansowanie sztuki filmowej mieli uczestnicy deba-ty związani na co dzień z biznesem, a inne twórcy filmowi. Ci pierwsi twierdzili, że przemysł filmowy nie powinien liczyć na żadne ulgi i specjalne traktowanie ustawodawcy. Drudzy argumentowali, że jeśli odpowiednie ustawy nie zostaną zmienione, to będzie powstawało coraz mniej polskich filmów.

Kręcenie filmu, w którym większość akcji rozgrywa się w samochodzie, to prawdziwe wyzwanie. – Dźwiękowiec narzeka na wiatr, a charakteryzator na rozwiane włosy aktora – opowiadał o kulisach powstania filmu „Baby są ja-kieś inne” operator Jerzy Zieliński.Spotkania z cyklu Jak to się robi? od-krywają kulisy powstawania filmów bio-rących udział w Konkursie Głównym. W pierwszej konferencji uczestni-czyła część ekipy, która pracowała z Markiem Koterskim nad filmem „Baby są jakieś inne”. Akcja filmu toczy się głównie w samochodzie, którym podró-żuje dwóch mężczyzn. – Robienie filmu w aucie stwarza wiele problemów – mó-wił operator Jerzy Zieliński. – Jeśli kręci-libyśmy metodą tradycyjną, wyzwań byłoby jeszcze więcej. Zresztą nawet próbowaliśmy. Skończyło się na tym, że dźwiękowiec narzekał na zbyt silny wiatr, a charakteryzator na rozwiane włosy aktora – wspominał Zieliński. Osta-tecznie twórcy zdecydowali się na inne rozwiązanie. Najpierw nakręcili sceny z aktorami, do których później eki-

pa postprodukcyjna dopasowała tła. – Nasi aktorzy nie są przyzwyczajeni do tego typu pracy. Robert Więckiewicz stwierdził nawet, że nie wierzy, by taki

sposób robienia filmu mógł się udać – opowiadał Zieliński. – Aby pomóc nieco aktorom, wstawiliśmy w miejsce przedniej szyby telewizor, odtwarzają-cy obraz widoczny podczas jazdy sa-mochodem. Zależało nam, żeby mogli wczuć się w sytuację „drogową”.Kolejne spotkania w ramach cyklu Jak to się robi? poprowadzą Agnieszka Holland („W ciemności”), Waldemar Krzystek („80 mi l ionów”) i Marcin Krzyształowicz („Obława”).

Na co dzień ich życie to kroplówki, leki i badania. Spotkanie z filmowcami, któ-rzy rysują dla nich uśmiechy – to chwila radości w szpitalnych murach.

W tym roku na Oddział Pediatryczny Szpitala Miejskiego w Gdyni zawitało dwoje aktorów: Grażyna Szapołowska i Marian Dziędziel, a towarzyszył im Woj-ciech Szczurek, prezydent Gdyni. Wszy-scy wraz z małymi pacjentami rysowali uśmiechy na plakacie promującym te-goroczny Gdynia Film Festival.– Te wspólne uśmiechy to tabletki, które pomagają im wyzdrowieć i zmagać się z bólem – mówił Marek Wysoczyński, po-mysłodawca projektu „Uśmiechnij się”.

– Cieszymy się, że mogliśmy narobić tro-chę pozytywnego zamieszania – komen-tował Marian Dziędziel, który z trudem ukrywał wzruszenie. – Ciężko mi patrzeć na cierpiące dzieci. Życzę wszystkim zdrowia i powodzenia.Plakat, który ozdobili artyści wspólnie z pacjentami gdyńskiego szpitala, bę-dzie podróżował do szpitali, przedszko-li i domów dziecka w całej Polsce i na świecie. Wszystko po to, aby na twa-rzach dzieci zagościł uśmiech.

Waldemar Gabis

Telewizor w miejscu przedniej szybyCYKL

Terapia za pomocą uśmiechuAKCJEPodczas festiwalu najbardziej inten-

sywne imprezy odbywały się zawsze w „Piekiełku” i na korytarzach hotelu Gdynia. I ja także mam tam zapisany swój epizod. Po jednej z takich imprez następnego dnia rano szukałem swoich butów. Znalazłem. Pod oknami hotelo-wymi. Najwyraźniej poprzedniej nocy zostały wyrzucone przez okno. A dla-czego? Powiem jedynie, że nie tylko moje buty tam wylądowały, inne czę-ści garderoby także. Damskiej, męskiej? W szczegóły nie wnikajmy…

Aktorska wprawkaGDYNIA DZIECIOM

Cykl Gdynia Dzieciom towarzyszy festi-walowi od kilku lat. Po raz pierwszy wy-szedł z Multikina i po raz pierwszy se-ansom towarzyszą warsztaty filmowe, zajęcia plastyczne i kulinarne.

Spotkania z dziećmi zostały przeniesione do kinoteatru Grom na gdyńskim osiedlu Oksywie. Każdy dzień dotyczy innej kultu-ry: w poniedziałek były prezentowane fil-my polskie, we wtorek chińskie, a wczoraj indyjskie. Warsztaty, gry i zabawy są te-

matycznie związane z krajami, z których owe filmy pochodzą. Wczoraj szczególnie ciekawie było na za-jęciach aktorskich prowadzonych przez Bogdana Smagackiego z gdyńskiego Teatru Miejskiego i Annę Łazowską z Łodzi, która na co dzień zajmuje się tań-cem i choreografią. – Chciałam, żeby dzieci pokazały swoje emocje. I przyznam, że bardzo dobrze im to wychodzi – chwaliła pani Ania. – Doro-śli często są sztuczni w takich sytuacjach,

a dzieciaki są na-turalne. W zajęciach aktor-skich brali udział szóstoklasiści. Co myślą o takiej for-mie wypoczynku i edukacji? Julita: Bardzo kre-atywne zajęcia. Aleksandra: Świet-ne zajęcia. Mamy duże możliwości wyboru, pokazuje-my różne uczucia: złość, radość, smu-

tek. Nie trzeba tych emocji w sobie trzy-mać, można się wyładować, wykrzyczeć. Można w nich określić samego siebie.Karolina: Bardzo ciekawe zajęcia. Takie rzeczy jak teatr, od dawnami się podo-bały. W szkole często robiliśmy różne przedstawienia, raz byłam pielęgniarką, miałam strój, odgrywałam różne sceny. Kuba: Takie zajęcia mogą rozluźnić. To fajne doświadczenie, szczególnie dla tych, którzy wcześniej nie zetknęli się z graniem czegoś, udawaniem kogoś. Jest kupa śmiechu i chyba wszystkim się podoba. Można na przykład podczas tworzenia scenek wcielić się w swojego idola lub osobę, którą się lubi. Weronika: Wymyślanie scenek nie jest, przynajmniej dla mnie, żadnym proble-mem. To wszystko, o czym sobie myślimy w szkole albo w domu, o czym marzymy, właśnie teraz możemy zrealizować. Karolina: Nie miałam wcześniej styczno-ści z teatrem, ale bardzo mi się podoba to, co tutaj robimy. Można odgrywać różne życiowe sceny, można pokazywać emocje.Dzisiaj w cyklu Gdynia Dzieciom dzień in-dyjski. W piątek będzie królowała Afryka, a w sobotę będą… kaskaderzy.

MBI

MAD

Artur Reinhart, operator filmowy

Jak w małżeństwie – zaufanie najważniejsze DEBATA

wag

Page 4: Gazeta festiwalowa | numer 3

gazeta festiwalowastrona 4

gazeta festiwalowa 37. GDYNIA FILM FESTIVAL • numer 3 • 10 maja 2012 R.

REDAKTOR NACZELNA: MAŁGORZATA RAKOWIECZESPÓŁ REDAKCYJNY: TOMASZ BUZA, WALDEMAR GABIS, ZBIGNIEW SOWULAWSPÓŁPRACA:ANNA BALKIEWICZ, MAGDALENA BIEńKOWSKA, MAGDALENA MIERZEJEWSKA, DARIUSZ RODAKFOTOREPORTERZY:WOJTEK ROJEK, TOMEK KAMIńSKISKŁAD:KEJTII WOJCIECH RUDNIKDRUK: KEJTII / DRUKARNIA DIAPOL

KONTAKT: Biuro Prasowe 37. Gdynia Film Festival Centrum Geminitel. 58 712 47 22

Redakcja„GAZETY FESTIWALOWEJ”

– Chcieliśmy zrobić coś, czego w polskim kinie jeszcze nie było – mówił Przemysław Wojcia-szek, reżyser„Sekretu”. – Z wiel-kim zainteresowaniem śledzę to, co dzieje się obecnie w kinie europejskim. To kino odważne, radykalne, a zarazem bardzo pociągające. Chciałem zrobić film, który przybliżyłby polskim odbiorcom ten trend.

Sekret zgodny z nowym trendem

MBI

– Scenariusz, który dostałem od Marka, był bardzo nietypo-wy. Składał się z samych tyl-ko dialogów. To mnie bardzo zaintrygowało – tak o pracy z Markiem Koterskim opowia-dał Jerzy Zieliński, operator filmu „Baby są jakieś inne”. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że film będzie kontrowersyjny i nie wszyscy widzowie będą chcieli teraz wsiąść do sa-mochodu z dwoma obcymi mężczyznami.

Baby nie jeżdżą autostopem

MBI

– Z Michałem Urbaniakiem nawiązałem od razu kontakt, jak z dziadkiem. Podczas przerw chodziliśmy grać w ping-ponga – mówi aktor Krzysztof Chodorowski, de-biutujący w filmie „Mój rower”. – Natomiast moja zażyłość z Arturem Żmijewskim na samym początku była zdystansowana, ograniczała się jedynie do mówienia „Dzień dobry” w garderobie.

Ann

Fot. Wojtek Rudnik

– Kafejka internetowa z filmu istnieje naprawdę. To taki nietypowy lokal, bardzo intymny, z zasłonkami – opowiadał Tomasz Wasilewski, reżyser i scenarzysta „W sy-pialni”.

DR

Intymna kafejka internetowa

Fot. Wojtek Rudnik

Fot. Wojtek Rojek

Ping-pong z dziadkiem

Fot. Tomek Kamiński