gazeta uliczna 4/2005

40

Upload: barka-foundation

Post on 12-May-2015

1.293 views

Category:

Documents


2 download

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta Uliczna 4/2005
Page 2: Gazeta Uliczna 4/2005

PRZEKAŻ 1% NA EDUKACJĘ BEZROBOTNYCH RODZINStowarzyszenie Szkoła Barki im. H. Ch. Kofoeda – Centrum Integracji Społecznej jest organizacją pożytku publicznegoPKO BP S.A.Plac Wolności 3 Poznań50102040270000130202949444

Page 3: Gazeta Uliczna 4/2005

3

grudzień200504 nu

mer

Gazeta Uliczna po raz kolejny wyszła na ulice mia-sta, ulice pokryte śniegiem, czasem oblodzone, gdzieniegdzie przystrojone migającymi lampka-mi świątecznymi. Zapanował nastrój świąt Bożego Narodzenia i mroźnej zimy. Odbija się on na twa-rzach przechodniów, zza szyb sklepowych wystaw, spomiędzy ośnieżonych gałęzi, a także na stronach Gazety Ulicznej. Ten zimowy numer nawiązuje do ekonomii społecznej a jednocześnie mówi o prze-baczeniu (wywiad z Eleni, rozmowa z sędzinami) i opisuje organizacje (Innowatorów społecznych Ashoka, Pogotowie Społeczne, szkockie, belgijskie i włoskie spółdzielnie socjalne). Mamy nadzieję, że opublikowane artykuły będą dla Państwa satysfakcjonujące i staną się źródłem roz-woju idei ekonomii społecznej. Zapraszając do lektury, życzymy z okazji świąt Boże-go Narodzenia doświadczenia pokoju i miłości, a w Nowym Roku wielu pozytywnych przemian.

Redakcja Gazety Ulicznej

Redaktor naczelna:Barbara Sadowska + 48 505 833 [email protected]: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Leszek Bór, Maria Sadowska, Gina Leśniak, Henryk [email protected]; [email protected]: Brygida Jałowa, Jadzia SadowskaSzef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-AdamowiczSzef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Reklama: Przemysław Sołenczew + 48 505 560 [email protected] Skład: Daniel MajchrzakDruk: Graphus PachWydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKAul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.plKontakt z Redakcją: 61 872 02 86, [email protected] z Fundacją: 61 872 02 [email protected]

4-5 Sprzedawcy Gazety UlicznejKAZIK

6-9 Wywiad z Eleni„Pięknie żyć”

10-11 polemika! polemika! polemika! polemika!Nieletni

12-13 Jacy będziemy?List GABRIELA GARCIA MARQUEZA

14-15 FOTO imieniny ulicy Widziane oczami św. Marcina

16-18 Organizacje obywatelskiePoczątek drogi

19Ważne wydarzenia

20-21 Nasza twórczość Paweł Kuszczyński, Lech Bór, Kazimierz Rafalik

Wydanie gazety było możliwe dzięki wsparciu:

W następnym numerze m.in.:

> Partnerzy w EQUALU – z cyklu organizacje obywatelskie

> Spółdzielcy – sylwetki osób, które założyły spółdzielnię socjalną

> Wyniki badania opinii publicznej na temat „Gazety Ulicznej”

> O współpracy przedsiębiorstw społecznych z sektorem komercyjnym

> Tomasz Morus – patron polityków i rządzących

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

22 Wędrowni architekci

23 Rośnie osiedle Darzybór

24-25 Biała z masywu centralnego

26-28 Czego możemy nauczyć się od naszych zachodnich partnerów?

29 WAŻNE PUNKTY WIDZENIA Myśli polityka

30-31 TEGO JESZCZE NIE BYŁOO tym, jak Juan Infante z Peru zaprzyjaźnił się z członkami wspólnoty Barka

32 opinie... opinie... opinie...Jednomandatowe Okręgi Wyborcze (JOW)

34-35 GALERIA Kartki świąteczne

36-37 Listy do redakcji

Publikacja dofinansowana przez Komisję Europejską w ramach Wspólnotowego Programu Działań Zwalczania Wykluczenia Społecznego w latach 2002-2006.Komisja Europejska nie ponosi odpowiedzialności za treść publikacji.

Page 4: Gazeta Uliczna 4/2005

4

SprzedawcyGazety Ulicznej

Od jak dawna sprzedajesz Gazetę Uliczną?

Od 31 III 2005 r. Przyszedłem do Barki 27 III, w drugi dzień świąt Wielkanocnych. To był mój pierw-szy obiad tutaj, po prostu nie miałem wyjścia. Pracodawca nie wypłacił mi wtedy pieniędzy na czas. Nie starczy-ło na rachunki, miałem zaległości, a do tego nadeszły święta i nie miałem żadnych perspektyw na święta. Sko-ro nie miałem, co jeść, a wiedziałem, dokąd mogę iść, zdecydowałem, że pójdę. Tego dnia, po obiedzie Basia Sadowska poruszyła temat Gaze-ty Ulicznej. Trwał nabór nowych sprzedawców, więc dostałem jeden numer do przeczytania. Przeczyta-łem, potem rozmawialiśmy i zaczą-łem sprzedawać. Wziąłem pierwszą dziesiątkę gazet w komis, jak każdy. Ale miałem duże zaległości w opła-tach, elektrownia naciskała, więc po-stanowiłem sprzedawać codziennie coraz więcej. Nie oszczędzałem się, i w ten sposób zacząłem zarabiać.

Czym zajmowałeś się przedtem?

Pracowałem w operze przy obsłu-dze widowisk artystycznych. Zaj-

mowałem się sceną, dekoracjami, oświetleniem. Praca mnie podbudo-wywała, więc kiedy dowiedziałem się, że jest możliwość dorobienia statystowaniem, nie wahałem się. To był akurat rok Verdiego, więc brałem udział we wszystkich jego operach. Nie było łatwo. Musiałem brać udział w warsztatach opero-wych i często pracować do późnego wieczora, a do tego nawet w każdy wolny dzień. Przez te sześć lat pracy w teatrze byłem całkowicie pochło-nięty. Swoje życie prywatne musia-łem w dużym stopniu porzucić.

Zawsze pracowałem, starałem się robić dobrze to, czego się pod-jąłem. Niestety miałem pecha. Za-wsze zarabiałem mniej. To przez niskie wykształcenie. Skończyłem jedynie szkołę zawodową o profilu stolarskim.

Dlaczego wybrałeś zawód stolarza?

To nie był mój wybór. Moi ro-dzice rozwiedli się. Ojciec nie pra-cował. On po prostu nie dorósł do roli pracownika, a co dopiero ojca. A ponieważ państwo było wtedy opiekuńcze, wraz z całą piątką ro-dzeństwa, trafiłem do domu dziec-

ka. Przez 10 lat tułałem się po całej Polsce, mieszkając w kilku różnych domach. Nie potrafiłem sobie wy-tłumaczyć, dlaczego tam byłem. To był dla mnie, jako dziecka wielki szok, nie rozumiałem jak ktoś mógł mną dysponować. Dom Dziecka to trudne środowisko…Młodzi bili się, pili, brali narkotyki. Ale wy-chowawczyni musiała się starać. Ona też zadecydowała o moim wy-kształceniu.

Jak wygląda twoja sprzedaż, gdzie sprzedajesz?

Pracuję już od ośmiu miesięcy z dobrym efektem. Wynegocjowałem umowy z marketami „Piotr i Pa-weł”, które pozwoliły mi na sprze-dawanie tam gazet. Przez cztery miesiące sprzedawałem w trzech lokalizacjach sklepu.

Teraz sprzedaję na Starym Rynku i na 23 Lutego, w pobliżu sklepu. Niedaleko są parkomaty, a przy nich zawsze ktoś stoi, mam wtedy czas, żeby wytłumaczyć idee gaze-ty. Wiadomo, dwie osoby nie kupią, ale trzecia kupi.

Czasem jakaś pani wychodzi ze sklepu, pyta: a co to? To dobrze, że ludzi to interesuje.

KAZIMIERZ NAPIERALSKI JEST JEDNYM Z NAJLEPSZYCH SPRZEDAWCÓW GAZETY ULICZNEJ. OD NIEMAL ROKU MOŻNA GO SPOTKAĆ NA ULICACH POZNANIA, PRZEMIERZAJĄCEGO CODZIENNIE KILOMETRY.

Page 5: Gazeta Uliczna 4/2005

5

Cieszy mnie też, że dużo mło-dych chce kupować gazety. Stu-denci wiele rozumieją, wiedzą, co to jest i interesują się tym. Są młodzi, mają wrażliwe dusze. Do-brze to rozumiem; młodość – trze-ba coś zrobić, zaistnieć. Ale miło mi, gdy chłopak i dziewczyna idą razem, a np. ona rozumie, kupuje gazetę, a potem widzę jak jemu tłumaczy.

Jeśli człowiek jest podkopany, to taki serdeczny kontakt z ludźmi go podbudowuje. Jeśli porozmawiam z paroma osobami, to widzę swo-je problemy inaczej. Traktuję ludzi poważnie.

Czy to trudna praca?

Trudna i mozolna. Trzeba dużo mówić, żeby ludzie mnie usłyszeli. Do tego bardzo marznę, szczegól-nie teraz. Jeśli stoję cztery godziny na zimnie, to wiem, że trzeba się rozgrzać, pójść zjeść zupę. W każ-dym zakładzie pracy są przerwy, tutaj też.

Jak ludzie reagują?

Bardzo różnie. Często mówią: to mnie nie interesuje, za wysoka cena…

Czasem ktoś obrzuci mnie obe-lgą, ale chyba tylko po to, żeby po-pisać się przed kolegami.

Generalnie ludzie są mili.

Czytasz całą gazetę zanim zaczniesz sprzedawać?

Tak, muszę wiedzieć, co jest w środku, jeśli ktoś zapyta. Czytam wszystko, żeby później wiedzieć, kogo czym zainteresować. Czasem ktoś przychodzi i opowiada mi, jak jakiś artykuł albo wiersz obszedł cały blok. Podobnie artykuły o ekonomii społecznej interesują nie tylko bezrobotnych, ale też, tych, którzy zdają sobie sprawę z tego, że sami mogą się znaleźć w takiej sytuacji, albo dostrzegają takie pro-blemy dookoła siebie.

Mieszkasz sam czy z rodziną?

Mieszkam sam. Mam dorosłego syna, któremu znalazłem pracę. Wolę mu pomagać w ten sposób. Nie mam takich zarobków, żeby móc wspierać jego i jego matkę finansowo. Nie byłoby dobrze ani im, ani mnie.

O czym myślisz rankiem?

Obmyślam strategie całego nad-chodzącego dnia. Punkt po punkcie myślę o tym, co muszę zrobić. Ale ogarniam też myślami cały miesiąc. Życie z dnia na dzień to zbyt płyt-kie myślenie.

A wieczorem?

Jestem bardzo zmęczony, zmar-znięty. Muszę się wyciszyć z ulicz-nego hałasu, z rozmów, które były. Staram się, aby dały mi one możli-wość rozwoju. A potem przechodzę do działania, jak to w domu, trzeba zrobić pranie, pozmywać, odkurzyć.

Masz jakieś hasło na życie?

Spełnić każdy dzień, nie przespać, być aktywnym, a przy tym zacho-wać pogodę ducha, nawet, jeśli coś mnie dotyka.

Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Dagmara Walczyk

Page 6: Gazeta Uliczna 4/2005

66

TYM RAZEM O ELENI, KTÓRA SPOTKAŁA SIĘ Z UCZESTNIKAMI PROGRAMÓW EDUKACYJNYCH W SZKOLE BARKI

ARTYŚCIZNANI

Dla bardzo wielu osób jest pani nie tylko uwielbianą piosenkarką, ale przede

wszystkim ukochaną osobą. Często spotyka się pani z

młodzieżą, dziećmi, osobami starszymi. Skąd tyle siły i tyle

chęci do tych, niełatwych pewnie często spotkań?

Muszę zacząć od samego początku, czyli od korzeni, od domu, rodziców. Dlaczego od korzeni? Bo zawsze ży-łam tymi pięknymi wartościami, któ-re mi przekazali moi rodzice. Nigdy nie narzekali mimo, że bardzo wiele przeszli w swoim życiu. Opuścili Grecję, swój dom, ponieważ była wojna domowa, która spowodowała, że ok. 14 000 Greków musiało ucie-kać. Mieli w sobie bardzo dużo po-kory. Ja urodziłam się już jako dzie-siąta w rodzinie, byłam najmłodsza i zawsze rozpieszczana. Dwójka z mojego rodzeństwa jeszcze w Grecji zmarła, a ośmioro żyje do tej pory i ja ciągle jestem najmłodsza. Było dziesięcioro dzieci do wykarmienia, mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu, razem z babcią, która się nami opiekowała. W 2 pokojach były same łóżka- spało 8 osób. I na-prawdę nie było nam źle, bo rodzice zaszczepiali nam radość. Pamiętam, jak zabierali mnie, jako najmłodszą na poczęstunek do znajomych. Byli to zamożniejsi przyjaciele, których mieszkanie urządzone było w o wie-le bardziej wytworny sposób niż na-sze. A ja, siadałam po takiej wizycie na łóżku w pokoju i stwierdzałam z przekonaniem: ale u nas jest ładniej.

Wspaniałe było to, że między nami powstała silna więź i fanta-styczna miłość rodzeństwa. A rodzi-ce pomagali innym. Tym, co mieli,

potrafili podzielić się z innymi. Wzrastałam w takim duchu, przej-mowałam od nich wielką pokorę i patrzyłam jak potrafili przebaczyć, jeśli ktoś ich skrzywdził i zrozumieć tego człowieka. W domu było dużo niematerialnego bogactwa – wie-dzieliśmy mianowicie, że możemy liczyć zarówno na nich, jak też na siebie nawzajem.

Kiedy, już w dorosłym życiu zo-stałam piosenkarką, mogłam za-cząć dzielić się tym, czego miałam więcej. Mogłam pomagać duchowo i finansowo. Pieniądze szczęścia nie dają, ale wiem, że każdemu są potrzebne.

Nie ma braku czasu – człowiek musi być dla innych. Te spotka-nia, na które jestem zapraszana,

to ogromna siła. Nie tylko czerpię z nich satysfakcję, ale nabieram też energii. Mogę wiele, wiele…te spotkania są niezwykle mobilizują-ce, dają mnóstwo radości.

Nigdy nie odmawiam- zawsze przychodzę. Człowiek powinien robić coś dla drugiego.

Na spotkaniach z młodymi często odczytuje pani

pamiętniki Afrodyty. Co jest najistotniejszą nauką, jaką chce

pani przekazać?

Zanim doszło do tragedii, stara-łam się oczywiście rozmawiać z Afrodytką, ale młodzi ludzie czę-sto myślą, że wiedzą wszystko najlepiej. Nie mówią wszystkiego,

„Pięknie żyć”

Page 7: Gazeta Uliczna 4/2005

7

ukrywają swoje problemy, które dotyczą właśnie uczuć. Ona nie do końca powiedziała mi, że się boi, że ta miłość jest zaborcza i niedobra. Stało się najgorsze.

Afrodytka pozostawiła swoje zapi-ski dotyczące tej znajomości. Pisała, że wolność to nie znaczy robić to, co się chce, ale przede wszystkim roz-wijać się bez żadnych ograniczeń.

Afrodyta pisała do swoich rówie-śników. Podzieliła się swoimi prze-życiami z młodzieżą. Mówi, żeby prowadzili z rodzicami prawdziwy dialog. Młodzi często mówią na ta-kich spotkaniach, że rodzice są za-jęci. Tak, ale i oni muszą wymagać od siebie więcej i dać swoim rodzi-com czas na rozwiązanie proble-mów. Relacja dziecko –rodzic nie może zostać zachwiana, nie może zginąć w dzisiejszym świecie, gdzie bardzo łatwo doprowadzić do takiej tragedii.

Jaka wyglądała droga do przebaczenia?

W momencie, kiedy wkroczyłam w dorosłość, przeniosłam wartości domu rodzinnego do swojego mał-żeństwa, do swojego życia. Kiedy dotknęła nas tragedia, kiedy stra-ciliśmy naszą córkę, kiedy została zamordowana przez swojego ko-legę, to...Tak, zawalił nam się cały świat, wszystko runęło. Ale został ten fundament, na którym można było odbudowywać. Nie straciłam wiary. Mogłabym powiedzieć: jak wierzyć w Boga? On jest niespra-

wiedliwy, dlaczego akurat mnie to dotknęło, dlaczego akurat Afrodyt-ka, przecież jestem dobrym czło-wiekiem…

Ale to nie Bóg jest niesprawie-dliwy. To człowiek zawinił. To my, ludzie jesteśmy niesprawiedliwi. Wtedy starałam się przeprowadzić ocenę własnego postępowania. To znaczy starałam się znaleźć błąd, który myśmy popełnili przy wycho-waniu, co przeoczyliśmy, my doro-śli. Zarówno rodzina tego chłopaka, jak i nasza. Dlaczego doszło do tej tragedii? Zaczęłam szukać przy-czyny, dlaczego to uczucie, którym byli obdarzeni nie było dobre.

I tak jak powiedziałam, zaczę-liśmy odbudowywać na tym fun-damencie, który został. Nie ob-winialiśmy się z mężem nawza-jem, dlatego nasze małżeństwo przetrwało.

Eleni ze swoim przyjacielem z dzieciństwa - Sokratesem

Rodzina Eleni: rodzice i ośmioro rodzeństwa; Eleni, najmłodsza na kolanach matki

Page 8: Gazeta Uliczna 4/2005

8

Wielu nie rozumie mojej postawy. Ale przecież skoro mówimy, że wie-rzymy, to jak można nie wybaczyć. Ktoś mi mówił, że nie kochałam córki, skoro umiałam przebaczyć Piotrowi, który dokonał tego czynu. Przebaczenie jest bardzo trudną mi-łością, ale nie można bez tego funk-cjonować. Przebaczyłam, doszło od rozmowy z Piotrem, ponieważ uwa-żałam, że ta rozmowa była potrzeb-na jemu i mnie. Myślę, że każdy człowiek zasługuje na szansę, na-wet jeśli zrobił coś takiego. Zawsze powtarzam i będę powtarzać, że ta tragedia nie dotyczy tylko naszej rodziny, ale że jest też tragedią ro-dziny tego, który to zrobił.

Negatywne emocje, które są w człowieku niszczą jego duszę, ale też wszystko, co go otacza, czyli ro-dzinę, przyjaciół. Człowiek zatrzy-muje się wtedy w miejscu. Powoli umiera, umiera jego osobowość. Ja nie zapomniałam, ale dzięki temu, że przebaczyłam mogę normalnie funkcjonować, śmiać się, śpiewać, po prostu żyć…

Przebaczenie nie jest łatwe. My często nie potrafimy przebaczyć ma-łych przewinień. Przechowujemy we-wnętrzną złość i nienawiść, które nas

niszczą. Natomiast, jeżeli przebaczy-my, to czujemy się bardziej wolni.

Trzeba dziś mówić młodym, żeby uczyli się być dobrymi psycholo-gami. Żeby nauczyli się rozróżniać zło, jego granice. Nie jest to łatwe. Często nam, dorosłym się nie uda-je, a co dopiero dzieciakom. Bo to jest bardzo delikatna granica. Często musimy przechodzić przez różne sprawdziany osobowości w różnych sytuacjach.

Afrodyta ostrzega przed różnymi znajomościami. Choć miała 17 lat, to bardzo dojrzale ocenia to niepra-widłowe, zaborcze uczucie. Ale już było za późno…

Czy człowiek jest odpowiedzialny za innych?

Oczywiście. Jeśli w moim oto-czeniu są różne problemy, to trzeba nad nimi pracować, załagodzić je. Czasem wystarczy zwrócić uwagę, podjąć jakąś próbę, zrobić krok w kierunku tych osób. Często w śro-dowisku obok nas dzieją się praw-dziwe dramaty. Choć nasza pomoc może być odrzucona, to musimy, chociaż próbować. Jeśli się stara-liśmy to spełniliśmy swój obowią-zek. Warto zbliżyć się do obcej bie-dy, problemu…

Afrodytka sygnalizowała, że kie-dyś żywa nie wyjdzie ze szkoły, ale jej koleżanki i koledzy nie potrak-towali tego poważnie. Teraz, kiedy spotykam się z młodzieżą, mówię im, że kiedy ktoś z nich sygnalizuje coś takiego, kiedy padają takie sło-wa, że się czegoś boi, że się kogoś boi, że nie wyjdzie ze szkoły żywy, to trzeba do takiej osoby dotrzeć. Trzeba zapytać, co się dzieje, jaki jest problem, trzeba wykazać od-powiedzialność, nie -obojętność. I staram się młodym ludziom prze-kazać, to, że muszą reagować, bo można uratować komuś życie.

Jakie były pani ulubione zabawy w dzieciństwie?

Przede wszystkim zabawy po-dwórkowe. Wszędzie dookoła były

rodziny wielodzietne, więc miałam z kim się bawić. Używaliśmy wy-obraźni, sami sobie tworzyliśmy zabawki, bawiliśmy się w sklepy z towarami z piasku, w podchody z kryjówkami w życie, organizowa-liśmy festiwale. Każdy coś wymy-ślał. Mieszkaliśmy w Bielawie, na Dolnym Śląsku. Wokół były góry, więc organizowaliśmy też wyciecz-ki. W dodatku wszędzie panowała wiejska atmosfera. Na podwórku biegały kurki, i jedna świnka, a ja nadawałam im imiona. Gdy któraś lądowała w rosole, ja płakałam a nie jadłam…

Dziś dzieci wiele z tego straciły. Oczywiście, każdy powie, że wszyst-ko idzie na przód. Ale mamy teraz telewizję kosztem rozmów, śmiechu. Drogie zabawki i ubrania kosztem całodniowej pracy rodziców.

Pamiętam jak długo pracowałam nad Afrodytą. Chciałam, żeby nie wyróżniała się spośród innych dzie-ci swoim ubiorem, tylko dlatego, że jej mama jest piosenkarką. Ubierała się skromnie i nie miała o to pre-tensji. Przed wyjazdem do Grecji, gdzie w porównaniu do ówczesnej Polski, wszystko było kolorowe, nowe i śliczne Afrodyta była nasta-wiona na to, że nie wszystko trzeba będzie kupić. To od rodziców zale-ży, jak duże będą wymagania ich dzieci.

W jednej ze swoich piosenek śpiewa pani: „Troszeczkę

ziemi, troszeczkę słońca, tyle wystarczy, by pięknie żyć”. Co dla pani znaczy: Pięknie żyć?

To znaczy być dobrym. Widzieć drugiego, robić coś dla niego. Czy-nić to, co jest teraz najważniejszym.

Kiedy miewam problemy, ni-czego nie robię, jestem zmęczona, muszę siebie wtedy upominać. Mó-wię: Helcia, bierz się do roboty i do przodu! Myślę, że to jest jakaś me-toda, żeby siebie stawiać w pionie. Bo rozczulanie się nad sobą nic nie daje, tylko jeszcze bardziej pogrąża

Szkoda czasu. Czuję, że cos jest nie taki, jeśli nic nie robię.

17-letnia Afrodyta, córka Eleni

Page 9: Gazeta Uliczna 4/2005

9

Być lepszym to znaczy właśnie pięknie żyć.

Kto jest autorem pani utworów?

Leszek Konopiński – od 30 lat pi-sze dla mnie teksty. On zna dobrze moją osobowość. Wie, że są teksty, których nie zaśpiewałabym, bo do mnie nie pasują. I wie, o czym tak naprawdę chce śpiewać. Czyli po-wstawały teksty bardzo życiowe, czyli takie, które opowiadają o moim życiu. Często śpiewam też o proble-mach ludzi, których spotykam.

Kostas i moi muzycy, którzy ze mną współpracują, komponują muzykę. Zawsze stawialiśmy na melodyjność naszych piosenek. To jest to, co kochają Grecy. Nigdy nie uległam modzie. Jestem wciąż tą samą Eleni sprzed lat.

Czy, kiedy zabrakło Afrodyty, zmienił się repertuar?

Kiedy doszło do tragedii po-wstała płyta „Nic miłości nie po-kona” i „Moje credo”, przy której sięgnęłam do pieśni religijnych. Płyta „Nic miłości nie pokona”

nie jest smutna, ale refleksyjna, przy której należy się chwilecz-kę zatrzymać. Kierowałam ją do osób, które przeżywały podobną tragedię, które miały za sobą ja-kieś problemy. Otrzymałam za nią wiele listów i wiele ludzi dzięko-wało mi za nią. To jest dla mnie najważniejsze, że ona spełniała swoje zadanie. Ale też wyśpiewa-łam w niej swój ból, swoje cier-pienie. Czy się zmienił repertuar? Nie, ponieważ wróciłam do tych starych piosenek, które śpiewałam przedtem: „Po słonecznej stronie życia”, „Miłość jak wino uderza do głów”, czy „Na miłość nie ma rady”. To utwory, z których nie mogę zrezygnować. Nadal jest wiele optymizmu w moich pio-senkach. Mam dużo nadziei, słoń-ca, greckiego słońca i myślę, że, prawdą jest, to co śpiewam:

„Dlatego śpiewam, żeby przeżyć kolejne lekcje w życia grze

Dlatego śpiewam, żeby wierzyć, że nigdy nie jest aż tak źle,

Dlatego śpiewam żeby miłość nie zatonęła w morzu dnia

Dlatego śpiewam, żeby wierzyć, że dobry świat to ty i ja.”

Czyli my. My tworzymy ten dobry świat, my ludzie, mimo wszystko…

Polska czy Grecja jest pani ojczyzną?

Mam dwie ojczyzny – Grecję i Polskę, ale Polska jest mi bliższa, bo tuż żyję, żyję tutejszymi proble-mami. Do Grecji jeżdżę na urlop. A w tym czasie nie jestem w stanie na-uczyć się codzienności tego kraju. Nie znam go tak dobrze jak Polski.

Czy jest coś co łączy polską i grecką kulturę?

Różnic jest niewiele. Wspólna jest spontaniczność, gościnność. Znane mi są liczne przyjaźnie pol-sko – greckie, co świadczy o dużym zbliżeniu tych kultur.

Boże Narodzenie w tym roku spędzi pani w Polsce

czy w Grecji?

W Polsce, oczywiście. Będą pol-skie potrawy, polskie tradycje.

Rozmawiała Dagmara Walczyk

Page 10: Gazeta Uliczna 4/2005

10

polemika! polemika! polemika! polemika!

NIELETNIBARBARA SADOWSKA ROZMAWIA Z BEATĄ RYMKOWSKĄ, GENOWEFĄ PIETRASZEWSKĄ – SĘDZIAMI SĄDU RODZINNEGO W POZNANIU ORAZ Z KURATORAMI – IRENĄ SZOSTEK I MARIĄ KOZŁOWSKĄ

B.S. Czy w Polsce na przestrze-ni ostatnich 15 lat zmieniał się sys-tem penitencjarny dla nieletnich?

S: Od 1982 roku obowiązuje ta sama Ustawa o Postępowaniu w Sprawie Nieletnich, chociaż docho-dzą do nas nowe tendencje z Unii Europejskiej, m.in. proponujące odejście od wyłącznie restrykcyj-nego modelu penitencjarnego dla nieletnich. Zaczęło się mówić o ośrodkach diagnostycznych, kon-sultacjach i mediacjach. Ale media-cje w większej skali w Polsce się nie przyjęły. Napotyka się na trud-ności związane z ustaleniem kate-gorii czynów kwalifikowanych do mediacji. Poza tym trudność spra-wiało przekonywanie osób poszko-dowanych, aby zechciały podejść do mediacji jako ważnego czynnika wychowawczego. Do mediacji ko-nieczne jest też przyznanie się do winy i zadośćuczynienie przez oso-bę oskarżoną. W ostatnich latach te osoby są od strony prawnej coraz bardziej wyedukowane i do końca „idą w zaparte”, nie chcąc przyznać się do winy. Wspierają ich w tym rodzice, którzy wolą zatrzeć śla-

dy niż spojrzeć prawdzie w oczy i ponieść konsekwencje. Generalnie jesteśmy jeszcze za słabo uświado-mieni jako społeczeństwo w zada-niach wychowawczych w stosunku do nieletnich. Istnieje ciągle wiara w restrykcyjny sposób postępowania., co znalazło wyraz w obniżeniu wie-ku odpowiedzialności za niektóre czyny przestępcze z 16 roku życia na 15. Oznacza to, że już od 15 roku życia sprawa może przejść z wydzia-łu rodzinnego do wydziału karnego.

B.S. Ostatnio pojawił się ciekawy projekt ustawy kodeksu nieletnich. Wprowadza się tam zapisy, które mają na celu zobowiązanie osób nieletnich do brania odpowiedzial-ności za swoje czyny, a więc mówi się o naprawieniu wyrządzonej szkody, wykonaniu określonych prac na rzecz pokrzywdzonego lub jego rodziny, przeproszenia pokrzywdzonego, uczestniczenia w zajęciach o charakterze wycho-wawczym lub terapeutycznym. Mówi się też o mediacji jako waż-nym czynniku wychowawczym, umożliwiającym zadośćuczynienie moralne i materialne osobie po-

krzywdzonej oraz wpływaniu na kształtowanie odpowiedzialnych postaw u nieletnich.

Czy wprowadzenie tej ustawy ma szansę zmienić polski system penitencjarny dla nieletnich?

S: Oczywiście, że tak, tylko pro-blem w tym, że jeżeli ustawa nie weszła w życie w tej kadencji Sej-mu, to w następnej już na pewno nie wejdzie. Znamy przecież wszy-scy poglądy partii, które wygrały wybory. One są za wprowadzeniem kary śmierci i wzmożeniem re-strykcji jako form przeciwdziałania przestępczości. Byłam ostatnio na szkoleniu, na którym porównywa-no systemy penitencjarne dla nie-letnich w różnych krajach UE m.in. we Włoszech i Hiszpanii. Tam sto-suje się więcej elementów wycho-wawczych, które jednak wymagają więcej pracy i lepiej przygotowa-nych zespołów. Niestety, nie zanosi się na to, że my pójdziemy w Pol-sce w tym kierunku.

B.S. Jakie najczęściej kary stosu-je się w stosunku do nieletnich w Polsce ?

Page 11: Gazeta Uliczna 4/2005

11

S: Nieletni według polskich prze-pisów to osoby do 17 roku życia. Najczęściej stosowaną karą jest nadzór rodziców, nadzór kuratora, zakład wychowawczy i poprawczy.

Nawet jeżeli sędzia orzeka, aby stosować środki wychowawcze i diagnozować poszczególne „przy-padki” to trzeba powiedzieć, że nie mamy wystarczających ilości narzę-dzi do wykonawstwa orzeczeń są-dów rodzinnych. Brakuje ośrodków diagnostycznych, placówek opie-kuńczych, terapeutycznych oraz specjalistycznych np. z nauczaniem specjalnym albo dla osób nadpobu-dliwych. Zlikwidowano np. ośrodki kuratorskie zastępując je świetlica-mi psychoterapeutycznymi, gdzie nie zawsze trudne dziecko odpo-wiednią opiekę znajduje.

Zdarza się, że na ośrodek terapeu-tyczny lub diagnostyczny czekamy do półtora roku. W tym czasie osoba nieletnia popada w kolejne tarapaty i zmuszeni jesteśmy do stosowania bardziej restrykcyjnych kar.

K. Trzeba też dodać, że zarówno sędziowie jak i kuratorzy są obłoże-ni dużą liczbą spraw np., sędzia na bieżąco kontroluje wykonawstwo od 200-300 spraw, kurator w da-nym momencie ma do prowadzenia ok. 140 spraw, w tym nadzory. To powoduje, że często brakuje czasu do właściwego spełnienia wszyst-kich zadań.

B.S. Jeśli mówimy o liczbach, jak przedstawia się sytuacja w Po-znaniu jeśli chodzi o przestępczość nieletnich ?

K: W pierwszym półroczu br naj-więcej przestępstw miało miejsce na Jeżycach. Na 800 spraw aż 351 dotyczyło nieletnich. W dzielnicy Stare Miasto na 543 sprawy 258 dotyczyło nieletnich, a na Nowym Mieście na 654 sprawy nieletnich dotyczyło194.

Wśród tych spraw istnieją też ta-kie jak ograniczenie władzy rodzi-cielskiej, nadzór w sprawach uza-leżnień itp.

B.S. Jakiego rodzaju przestęp-stwa popełniane są przez nieletnich najczęściej ?

S: To się zmienia na przestrzeni ostatnich lat. Dawniej więcej było włamań do piwnic, do samocho-dów. Dzisiaj mamy do czynienia ze

wzrostem agresji wśród dziewcząt, rozbojami nieletnich w stosunku do innych młodych ludzi. Pojawiają się najczęściej kradzieże telefonów komórkowych, rowerów, zastra-szanie znęcanie się. Rodzice dłużej pracują a dzieci spędzają czas na ulicy albo w dużych supermar-ketach, które są miejscem wa-garowania wielu młodych ludzi. Trochę zamieszania wprowadza też dwustopniowy system eduka-cji. Zmiana szkoły z podstawo-wej na gimnazjum w przypadku uczniów, z którymi są problemy, nie pozwala kontynuować pracy rozpoczętej w podstawówce. Po-trzeba trochę czasu aby poznać ucznia, jego środowisko i proble-my, a tu – nowa szkoła i nowi na-uczyciele.

K: Nie wszystkie sprawy po-winny trafiać do sądu. Jeśli wo-kół byliby wrażliwi i reagujący na nieprawidłowości sąsiedzi, dobrze przygotowana szkoła, organizacje pozarządowe i ośrodki pomocy społecznej to uniknęlibyśmy wie-lu nieprawidłowości. Nie jest do-

brze, że szkoła chce się pozbyć niesfornego ucznia a ośrodek pomocy społecznej pisze do sądu „proszę zabrać tej rodzinie dzie-ci, bo ona nie jest w stanie ich wykarmić”. Takie sprawy trafiają do sądu i dziecko żyje z „etykiet-ką” i złamaną psychiką. Przerzu-canie zadań socjalno-wychowaw-czych na sąd w żaden sposób się nie opłaca, również finansowo. Koszt utrzymania 1 osoby przez miesiąc w placówce wychowaw-czej czy poprawczaku wynosi ok. 3000 zł. Naprawdę warto zainwe-stować w pomoc nieletnim. Wte-dy nie będziemy mieć dorosłego przestępcy.

Dziękuję za rozmowę.

NIE WSZYSTKIE SPRAWY POWINNY TRAFIAĆ DO SĄDU. JEŚLI WOKÓŁ BYLIBY WRAŻLIWI I REAGUJĄCY NA NIEPRAWIDŁOWOŚCI SĄSIEDZI, DOBRZE PRZYGOTOWANA SZKOŁA, ORGANIZACJE POZARZĄDOWE I OŚRODKI POMOCY SPOŁECZNEJ, TO UNIKNĘLIBYŚMY WIELU NIEPRAWIDŁOWOŚCI.

Page 12: Gazeta Uliczna 4/2005

12

?Jacy będziemy? ?GABRIEL GARCIA MARQUEZ, 74-LETNI, WYBITNY PISARZ KOLUMBIJSKI, AUTOR M.IN. SŁYNNEJ POWIEŚCI „STO LAT SAMOTNOŚCI”, LAUREAT LITERACKIEJ NAGRODY NOBLA Z 1982 ROKU – JEST CHORY NA RAKA LIMFATYCZNEGO. PISARZ, WYCOFAŁ SIĘ Z ŻYCIA PUBLICZNEGO I DO SWOICH PRZYJACIÓŁ ROZESŁAŁ POŻEGNALNY LIST.

Page 13: Gazeta Uliczna 4/2005

13

?Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię. Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem.Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej, wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła. Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią. Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę. Przekonywałbym ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, że nie warto się zakochać na starość. Nie wiedzą bowiem, że starzeją się właśnie dlatego, iż unikają miłości! Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko nauczy się latać samodzielnie.Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym, że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem.Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę.Nauczyłem się, że kiedy nowo narodzone dziecko chwyta swoją maleńką dłonią po raz pierwszy palec swego ojca, trzyma się go już zawsze.Nauczyłem się, że człowiek ma prawo patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się podniósł. Jest tyle rzeczy których mogłem się od was nauczyć, ale w rzeczywistości na niewiele się one przydadzą,

gdyż, kiedy mnie włożą do trumny; nie będę już żył.Mów zawsze, co czujesz, i czyń, co myślisz. Gdybym wiedział, że dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącego, objąłbym cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem stróżem. Gdybym wiedział, że są to ostatnie minuty; kiedy cię widzę, powiedziałbym „kocham cię”,a nie zakładałbym głupio, że przecież o tym wiesz. Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi pozostaje, chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham i że nigdy cię nie zapomnę.Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu. Być może, że dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz. Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, że nie doczekasz jutra, będziesz żałował dnia, w którym zabrakło ci czasu na jeden uśmiech, na jeden pocałunek, że byłeś zbyt zajęty; by przekazać im ostatnie życzenie.Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć „jak mi przykro”, „przepraszam”, „proszę”, „dziękuję” i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz.

Nikt cię nie będzie pamiętał za twoje myśli sekretne. Proś więc Pana o siłę i mądrość, abyś mógł je wyrazić. Okaż swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci potrzebni. Prześlij te słowa komu zechcesz. Jeśli nie zrobisz tego dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj.I jeśli tego nie zrobisz nigdy nic się nie stanie. Teraz jest czas. Pozdrawiam i życzę szczęścia!!!

DOSTAŁEM TEN LIST OD PRZYJACIÓŁ Z CHILE. WYNIKA Z NIEGO JASNO, ŻE AUTOR CHCE, ABY LIST ZOSTAŁ ROZPOWSZECHNIONY. DLATEGO PRZETŁUMACZYŁEM GO SZYBKO I ROZESŁAŁEM DO REDAKCJI I OSÓB ZAJMUJĄCYCH SIĘ AMERYKĄ ŁACIŃSKĄ – POWIEDZIAŁ PROF. ZDZISŁAW JAN RYN Z KATEDRY PSYCHIATRII COLLEGIUM MEDICUM UJ, AMBASADOR RP W CHILE I BOLIWII W LATACH 1991-96.

GABRIEL GARCIA MARQUEZ: „Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia...”

Przekład z hiszpańskiego: ZDZISŁAW JAN RYN

Page 14: Gazeta Uliczna 4/2005

14

Widziane oczami św. Marcina

FOTOimieninyulicy

Wioleta sprzedająca Gazetę Uliczną

Page 15: Gazeta Uliczna 4/2005

15

Św. Marcin prowadzi aukcję 5-kilogramowego rogala

Poznaniacy posilali się bigosem i grochówką

Rogale sprzedawane na stoisku Barki przez Prezydenta Ryszarda Grobelnego miały duże wzięcie

Page 16: Gazeta Uliczna 4/2005

16

ORGANIZACJE OBYWATELSKIEJESZCZE NIEDAWNO BYLI JEDNĄ DUŻĄ ORGANIZACJĄ REALIZUJĄCĄ SZEREG PROGRAMÓW, KTÓRE SKŁADAŁY SIĘ NA DROGĘ CZŁOWIEKA KU INTEGRACJI I PRACY. DZISIAJ FUNDACJA BARKA ODDAŁA CZĘŚĆ SWOICH PROGRAMÓW W ZARZĄDZANIE I PROWADZENIE NOWYM STOWARZYSZENIOM. W TEN SPOSÓB POWSTAŁA RODZINA ORGANIZACJI, KTÓRE OD STRONY FORMALNEJ SĄ NIEZALEŻNE I SAMODZIELNE, IDEOWO NATOMIAST SĄ ZWIĄZANE Z FILOZOFIĄ DZIAŁANIA WYPRACOWANĄ W CIĄGU 15 LAT PRZEZ BARKĘ. DZISIAJ FUNKCJONUJĄ JAKO PARTNERZY REALIZUJĄC WSPÓLNIE PROGRAM MAJĄCY NA CELU WPROWADZENIE NA RYNEK PRACY OSÓB DŁUGOTRWALE BEZROBOTNYCH FINANSOWANY ZE ŚRODKÓW EUROPEJSKICH W RAMACH PROGRAMU EQUAL. W TYM NUMERZE PREZENTUJEMY DZIAŁALNOŚĆ JEDNEGO Z PARTNERÓW – STOWARZYSZENIA POGOTOWIE SPOŁECZNE.

REDAKCJA

Domy, trochę duże, trochę prze-ludnione, codziennie kilka osób puka do drzwi. Są różni, ale wydaje mi się, że znam ich myśli. Młodzi, do trzydziestki, bez przeszłości i przekonani, że bez przyszłości. Lu-dzie „samotni” w wieku średnim – są tu przez chwile zaraz znajdą pra-cę, wynajmą pokój „usamodzielnią się” i będą żyć normalnie- do ko-lejnej utraty pracy. Rodziny, które kiedyś miały „domy”, długo tułały się po znajomych – dopóki się dało- z nadziejami na przyszłość. „Trzy-mała ich” głównie wiara w cud, że sytuacja się zmieni, dzisiaj nie mają już sił. Ci po pięćdziesiątce zmę-czeni życiem- każda minuta wy-rzeźbiła im twarze. Wszystkiego, czego pragną to mieć swoje łóżko - na dłużej – przecież nie znajdą pracy, bo nie pracowali lata, kto ich przyjmie?

Wszystko to widać w oczach: lęk, niemoc, przekaz od „ludzi normal-nych”, że przecież sami są sobie winni i zapracowali sobie na takie życie. Dodatkowo są wielokrotnie

zawiedzeni przez swoje niemożli-wości, słabości, choroby.

Przed wejściem do budynku od-czuwają olbrzymie napięcie – czy będzie wolne miejsce? Jest oczywi-

Początek drogi

Page 17: Gazeta Uliczna 4/2005

17

ście różnie. Rozmowa, ciepłe jedze-nie. Czasami zostają, czasami jadą do innych miejsc dla bezdomnych.

Wolne miejsce to nie wszystko. Bezdomność, w sensie zaspoko-jenia podstawowych potrzeb – jak to nazywają politycy społeczni - zaspokoić bardzo łatwo, ale jak doprowadzić do spełnienia naj-większego pragnienia każdego z nich- bycia niemarginalizowanym członkiem społeczności? Normal-nym obywatelem z pracą, własnym mieszkaniem, rodziną, meldun-kiem, lekarzem rodzinnym, który może przyjść z wizytą domową, sąsiadami, którzy mogą pożyczyć szklankę cukru, bo zabrakło? A przede wszystkim, żeby można było przejść środkiem chodnika pa-trząc innym w oczy.

Z naszego doświadczenia wyni-ka, iż w pierwszym etapie należy tworzyć warunki, aby każdy mógł poczuć się członkiem wspólnoty, gdzie można zamieszkać, czasami się zaprzyjaźnić, czasami pokłó-cić, mówić o sobie, słuchać innych, wspierać się nawzajem w codzien-nym trudzie życia, rozliczyć z po-

wierzonych zadań, decydować o własnym losie, a także budować normy i wartości odbudowywane-go życia – to wszystko zależy od ludzi mieszkających w takim miej-scu i wspierających się w codzien-nym życiu. Może to trwać różnie -w zależności od osoby, jej wieku, indywidualnych doświadczeń- od pół roku do roku w przypadku osób, które nie miały czy też nie doświadczyły życia rodzinnego. To jest pierwsze miejsce gdzie mogą tego doświadczać.

W ciągu dnia życie hostelowe jest zorganizowane – jedni zostają, sprzątają, gotują, naprawiają odzież czy też prowadzą punkt bezpłatne-go jej wydawania. Większość w tym czasie uczestniczy i współ-tworzy zajęcia samopomocowe i edukacyjne oraz grupy wsparcia. Pracują ciężko nad nazywaniem swoich problemów spojrzeniem na swoje życie, rozpoznaniem swo-ich możliwości czy ograniczeń. Część uczestniczy w zorganizo-wanych przez nas zajęciach Klubu Integracji Społecznej inni w Cen-trum Integracji Społecznej Du-

żym problem są uzależnienia więc grono osób uczestniczy w różnych formach terapii. Jeszcze inni już mają pracę i pomagają finansowo utrzymać miejsca hostelowe, od-kładają na wynajęcie „własnego” mieszkania. Inni myślą o własnej przedsiębiorczości, zrzeszają się w spółdzielnie socjalne, szukają nisz rynkowych, aby znaleźć zarobek i kierunki przedsiębiorczości mające przyszłość. Prawie wszyscy mają podobną trudność – zaplanować swoje życie, mieć urealnione ma-rzenia.

W tej chwili w hostelach miesz-ka ponad 200 osób, ponad poło-wa to osoby gotowe wyjść z tych miejsc. Pozostaje pytanie dokąd? Wynajmowane mieszkania nie są ostatecznym rozwiązaniem, nie są ostatecznym sposobem wyjścia z bezdomności. Potrzebujemy sie-ci mieszkań readaptacyjnych, aby usamodzielnienie przebiegało eta-pami i nie było związane z jednora-zowym „odcięciem pępowiny”. To może powodować niespodziewany chaos w życiu i osamotnienie. W takim mieszkaniu może mieszkać

Page 18: Gazeta Uliczna 4/2005

18

Stowarzyszenie Pogotowie Społeczne mieści się w Poznaniu przy ul. Borówki 12,tel./fax: (0-61) 870 57 70, email: [email protected]

Szczegółowe informacje na temat realizowanych programów: www.pogotowiespoleczne.org.pl

Stowarzyszenie: • animuje powstawanie wspólnot dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym i wykluczonych społecznie,

których celem jest tworzenie możliwości rozwoju osobistego i społecznego• prowadzi grupy wsparcia i grupy samopomocowe dla osób przeżywających kryzysy życiowe• prowadzi hostele i mieszkania readaptacyjne dla bezdomnych kobiet, mężczyzn i rodzin• realizuje programy aktywizacji zawodowej w ramach Klubu Integracji Społecznej • realizuje programy edukacyjne min. zajęcia w ramach Szkoły Animacji Społecznej • tworzy lokalną sieć wsparcia dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym • organizuje pomoc doraźną dla osób w kryzysie, • wspiera inicjatywy mające na celu powstanie różnych form edukacji, zatrudnienia i przedsiębiorczości (ścisła

współpraca z organizacjami prowadzącymi taką działalność),• współpracuje z administracją rządową i samorządową oraz organizacjami działającymi w polu pomocy spo-

łecznej, przede wszystkim organizacjami samopomocowymi w kraju i zagranicą,

Stowarzyszenie „Pogotowie Społeczne” posiada status Organizacji Pożytku Publicznego z numerem KRS 0000193382. Zapra-szamy Państwa serdecznie do przekazywania na realizowane przez nas programy 1% podatku dochodowego za rok 2005. W tym roku wpłaty a konto 1% przekazywać można przez cały rok - od 3 maja 2005 do 30 kwietnia 2006, a w przypadku osób rozliczających się formularzem PIT 28 do końca stycznia 2006.

Wpłaty można dokonywać na konto: 87 1140 1124 0000 3020 7200 1002

Pogotowie Społeczne, ul. Bydgoska 6/7, 61-123 Poznańz dopiskiem: „wpłata na rzecz organizacji pożytku publicznego”.

Z góry serdecznie dziękujemy!

kilka osób, mogą wspólnie prowa-dzić gospodarstwo domowe. Na pewno potrzebują siebie nawza-jem, aby czerpać z doświadczeń, czuć oparcie na zasadach „zdrowej rodziny”. Dopiero ostatecznym etapem jest mieszkanie socjalne, a potem komunalne. Proces ten osta-tecznie powiedzie się, jeśli nastąpi integracja społeczna w środowsku zamieszkania.

O każdym czekającym na roz-mowę myślę – kim on jest i jakie doświadczenia ze sobą niesie, ile czasu potrzebuje na odbudowę ży-cia i co w tym czasie musi się wy-darzyć, a przede wszystkim myślę, aby pierwszy dzień pobytu u nas był zarazem pierwszym dniem w kierunku wspólnej pracy na rzecz usamodzielnienia.

Beata Benyskiewicz

Page 19: Gazeta Uliczna 4/2005

19

I Zjazd Gnieźnieński odbył się w mar-cu 1000 roku, kiedy to do grobu Św. Wojciecha przybył Cesarz Otton III, za-przyjaźniony wcześniej z tym biskupem – męczennikiem. Cesarz włożył wtedy na głowę Bolesława Chrobrego diadem i wręczył mu włócznię Św. Maurycego, co było interpretowane jako przyjęcie Pol-ski do grona państw europejskich oraz jako początek niepodległości i suweren-ności państwa polskiego. Ogłoszono też wtedy powstanie pierwszej na ziemiach polskich metropolii ze stolicą w Gnieźnie oraz trzech podlegających jej biskupstw w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu.

Tradycję organizowania zjazdów gnieźnieńskich – jako ważnych wyda-rzeń w dziedzinie duchowej i politycz-nej w skali europejskiej, podjął obecny metropolita gnieźnieński abp Henryk Muszyński. Z jego inicjatywy 3 czerwca 1997 roku, w tysięczną rocznicę śmierci Św. Wojciecha, odbył się II Zjazd Gnieźnieński, towa-rzyszący papieskiej pielgrzymce do Ojczyzny. Ojciec Św. wypo-wiedział wówczas w Gnieźnie znamienne słowa; „ Nie będzie jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha”.

Nie można pozostawić żadne-go kraju, nawet najsłabszego, poza obrębem wspólnot, które obecnie powstają w Europie”.

III Zjazd Gnieźnieński miał m miejsce w marcu 2000 roku, gdzie w Katedrze Gnieź-nieńskiej odbyło się najpierw nabożeństwo ekumeniczne połączone z wzajemnym wy-znaniem win trzech tradycji chrześcijańskich, a następnie

spotkanie pięciu prezydentów państw europejskich Litwy, Niemiec, Słowacji, Węgier i Polski.

W 2003 roku odbył się IV Zjazd Gnieźnieński organizowany przez nową strukturę laikatu „Forum Św. Wojcie-cha”, zgromadził ponad 600 osób repre-zentujących różne ruchy i stowarzysze-nia. Zjazdowi towarzyszyło hasło: „Quo vadis Europo?” Podczas szeregu spotkań z udziałem intelektualistów i polityków zastanawiano się czy obecność Polski w Unii Europejskiej stanowi zagrożenie czy też powinna być rozumiana jako szansa dla ewangelizacji. W przyjętym przesłaniu uczestnicy Zjazdu napisali: „ u progu nowej Europy nie może zabrak-nąć wartości i świadectwa życia chrze-ścijańskiego”.

Kontynuacją tej formuły był V Zjazd Gnieźnieński w 2004 roku odbywający

się pod hasłem: „Europa Ducha”. Za-miarem organizatorów było ukazanie współczesnych źródeł duchowości Eu-ropy. Wśród zaproszonych gości znaleźli się również Chmara Lubich, prof. Andrei Riccardi, Marie- Helene Mathie czy Ste-fano Genarini – założyciele i przywódcy duchowi nowych wspólnot powstałych w Kościele po Soborze Watykańskim II. Ukazywali oni, że Europa nie jest „zlaicyzowana pustynią”, lecz miejscem wciąż żywej inspiracji duchowej, za-adoptowanej do dzisiejszych czasów.

VI Zjazd Gnieźnieński podjął hasło „Europa dialogu”. Został pomyślany jako „szkoła dialogu” dla różnorodnych środowisk świeckich, szczególnie z Eu-ropy Środkowej i Wschodniej. Uczestni-cy zastanawiali się jak prowadzić dialog, jak szanować innych pozostając jedno-cześnie wiernym własnej tradycji. Spo-tkanie to było ważnym wydarzeniem ze względu na możliwość poznania innych kościołów, kultur, narodowości i wy-znań. Nowym elementem zjazdu było otwarcie się na dialog z innymi religia-mi: judaizmem i islamem. Wyrazem tego była modlitwa w intencji Europy przedstawicieli religii abrahamowych: Chrześcijan, Żydów i Muzułmanów.

Tekst opracowany na podstawie Przewodnika Uczestnika VI Zjazdu

Gnieźnieńskiego

Ważne WydarzeniaW DNIACH OD 16-18 WRZEŚNIA 2005 ZGROMADZILI SIĘ NA VI ZJEŹDZIE GNIEŹNIEŃSKIM PRZEDSTAWICIELE EKUMENICZNEGO LAIKATU Z EUROPY, DUCHOWNI, POLITYCY I MYŚLICIELE, ABY ODPOWIEDZIEĆ NA PYTANIE: „JAK KOŚCIÓŁ I CAŁE CHRZEŚCIJAŃSTWO WINNY PROWADZIĆ DIALOG ZE WSPÓŁCZESNĄ EUROPĄ?”

Page 20: Gazeta Uliczna 4/2005

2020

nasza twórczość

20

Paweł Kuszczyński (Poeta i krytyk literacki, członek Związku Artystów Polskich)

DO CIEBIEW drżeniu ciałojest najbliżej słowa,w ciszy najgłębiej.Co powiedzieć bezdomnemu,który nie umył ciała,w rozdartym ubraniu,z paluchem w dziurze adidasa,a który zbliża się do ciebieCiągle nie wiadomokto za to odpowiada,jak terrorysta pozostajenierozpoznawalny.Tak jest od początku:świat zwodzi,a ty życiem odpowiadasz. Lech Bór(Poeta, ekspert od spraw wykluczenia)

REFLEKSJA II wzywa matkę pośród burzy Brudne ulice to nasz światNie znamy domów bez kratBestia z podziemia w światło się zmieniaNie ma przyszłości, nie ma przystaniJest tylko szary, ponury i nagi świat

KtośMartwa rzeka z brzegów powstajeNad głową unosi się czarna maska śmierciCzas oswoić tę bestię, by życie powstało na ziemi

Jedyna droga do prawdyWiedzie przez tunele z zawiłościPo niekończącym się dniuNoc demonów nadchodzi

***Są takie dni w moim życiu, że ciszaJest bardziej muzykalna niż sama melodiaI wtedy komponuję symfonię swego życiaNajwiększą niespodzianką jest to, Że będąc samemu można nie czuć samotnościMoim odkryciem jest ruch,A to bezdomność jest okaleczeniemAle nie jest kalectwemWychodzenie z niej jest balsamem na ranę.

WSPOMNIENIEMiałem swój dom z ogródkiemMiałem rodzinę i przyjaciółMiałem pracę i marzeniaMiałem poczucie bezpieczeństwa

Teraz gdy patrzęNa leniwy dworcowy zegarOdmierzający pociągi do nikądWiem, że straciłem wszystko

SMUTKIWszystkie smutki czas łagodziŻeby lepsze jutro widziećGwiazdy na granatowym niebieNiech świecą dla ciebie

Na wielkim wozie twój kolorowy senNa przyjaźń przyszedł czasCień na ścianie przypomina ciebieŻycie to niepewna gra

Już nie tęsknię w życiu nicŻycie ma już sensDobrze lata zapamiętamWspomnieniom powiem nie

MOJA DROGASzedłem drogą, która nie była prostaI jeszcze wiatr łamał drogowskazyByło też słońceSzedłem więc ze swym cieniem

Choć piekło mocno, nie czułem pragnieniaBardziej suszyła tęsknotaZa domem, miłościąŻoną utraconą

Chciałem usłyszeć jeszcze choć raz„tato kochany”, „mężu mój”lecz tego nie powie kamień przy drodzetak szedłem w nicość.

WIERSZE

Page 21: Gazeta Uliczna 4/2005

21

nasza twórczość

21

RZE

ŹBY

K

AZI

MIE

RZA

R

AFA

LIK

A

Page 22: Gazeta Uliczna 4/2005

22

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIAWędrowni ArchitekciRADOSŁAW BAREK, ARCHITEKT WYDZIAŁU ARCHITEKTURY POLITECHNIKI POZNAŃSKIEJ, OPIEKUN KOŁA NAUKOWEGO STUDENTÓW ARCHITEKTURYZWRÓCIŁ SIĘ DO PRZEWODNICZĄCEGO ZARZĄDU STOWARZYSZENIA NA RZECZ DOSTĘPNEGO BUDOWNICTWA BARKA-DARZYBÓR Z NASTĘPUJĄCĄ PROPOZYCJĄ:

W tym krótkim liście chciałbym przekazać kilka in-formacji o budowaniu z gliny. Poszukując praktycz-nych rozwiązań w budowaniu domu związanego z konkretnym miejscem rozpoczęliśmy z grupą stu-dentów w 2002 roku budowę eksperymentalnego domku w technologii szachulcowej w miejscowości Łącko na Pomorzu. Coroczne warsztaty miały na celu praktyczne sprawdzenie rozwiązań stosowa-nych przy budowie domów w tej miejscowości wiele lat wcześniej a aktualnie zapomnianych. Konstrukcja

szachulcowa to zwykła konstrukcja szkieletowa , ry-glowa z wypełnieniem ścian różnego rodzaju mie-szankami gliny i suchych materiałów organicznych. Przesyłam kilka zdjęć z tych warsztatów. Czy moż-liwe było by przeprowadzenie takich warsztatów i praktyczne wybudowanie domu w ramach Stowa-rzyszenia na Rzecz Dostępnego Budownictwa „Bar-ka – Darzybór”?

Oferuję doświadczenie zdobyte podczas realizacji warsztatów w Łącku.

Page 23: Gazeta Uliczna 4/2005

23

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

ROŚNIE OSIEDLE DARZYBÓRFUNDACJA BARKA I MIASTO POZNAŃ PODJĘLI WSPÓŁPRACĘ W ZAKRESIE BUDOWY OSIEDLA DOMÓW SOCJALNYCH „DARZYBÓR”. ZAMIESZKAJĄ W NIM RODZINY, KTÓRE UCZESTNICZĄ W PROGRAMACH REINTEGRACYJNYCH I SĄ PRZYGOTOWYWANE DO USAMODZIELNIENIA SIĘ. PISALIŚMY O TEJ INICJATYWIE, KIEDY NA OSIEDLU WIDAĆ BYŁO TYLKO FUNDAMENTY, A DZISIAJ …

Osiedle domów socjalnych Da-rzybór włączone jest w system oddziaływań integracyjnych, któ-re prowadzone będą na Osiedlu przez Ogólnopolski Związek In-tegracji Społecznej i Dostępnego Budownictwa (OZISDB).

- Rodziny i osoby, które „usta-ły” w rozwoju potrzebują róż-nych form szkoleń zawodowych, kształtowania postaw przedsię-biorczych, zakładania własnych firm i spółdzielni socjalnych, uczestniczenia w wydarzeniach kulturalnych i sportowych oraz praktykowania samodzielności w mieszkaniach readaptacyjnych czy socjalnych – mówi Tomasz Sa-dowski, przewodniczący Zarządu Fundacji „Barka”. Wtedy możemy mówić o całościowym spojrzeniu

na problem. Stąd też Ogólnopol-ski Związek Integracji Społecznej poszerzył zakres swoich działań o lobowanie na rzecz dostępnego budownictwa a organizacje na-leżące do niego prowadzą pro-gramy, które składają się na kom-pleksowy system. Na przykład na wsi powstały stowarzyszenia samopomocowe prowadzące wspólnoty, w Poznaniu „Pogoto-wie Społeczne” prowadzi hotele oraz kluby integracji społecznej a „Szkoła Barki organizuje szkolenia zawodowe i grupy samokształce-niowe. Działania przedsiębiorcze animuje Stowarzyszenie na Rzecz Tworzenia Spółdzielni Socjalnych. Rozgrywki piłki nożnej ulicznej czy grupy żeglarskie organizuje Stowarzyszenie Sportowe. Ważną

rolę odgrywa Stowarzyszenie na rzecz Dostępnego Budownictwa Barka-Darzybór, które podjęło współpracę z samorządem lo-kalnym w sprawie budowy osie-dla Darzybór, doprowadziło do zrealizowania zgodnie z planem 1/3 inwestycji. Dalsza inwestycja prowadzona jest przez Miasto Po-znań. Stowarzysznie podejmuje też działania, aby integrować róż-ne środowiska wokół zwiększenia dostępności do mieszkań dla osób o niskich dochodach.

CZYTAJ!

Page 24: Gazeta Uliczna 4/2005

24

BIAŁA Z MASYWU CENTRALNEGOTARGI POLAGRA TO NIEZWYKŁA OKAZJA BY POZNAĆ NOWE ODMIANY RODZIMYCH RAS ZWIERZĄT HODOWLANYCH I ODMIANY Z RÓŻNYCH KRAJÓW EUROPEJSKICH.W PAWILONIE FRANCUSKIM SPOTKAĆ MOŻNA KROWY WYSOKOMLECZNE RASY LIMOUSINE, KONIE - KŁUSAKI FRANCUSKIE ORAZ OWCE RASY BIAŁEJ Z MASYWU CENTRALNEGO, POCHODZĄCE Z HODOWLI „BARKI” Z CHUDOPCZYC/K PNIEW. OWCE ZOSTAŁY PODAROWANE „BARCE” PRZEZ ZWIĄZEK OWCZARZY FRANCUSKICH. W PROJEKCIE WSPÓŁPRACY POLSKO-FRANCUSKIEJ UCZESTNICZY PROFESOR JACEK WÓJTOWSKI Z AKADEMII ROLNICZEJ W POZNANIU, KTÓRY UDZIELIŁ GU WYWIADU.

Jaki jest stan zaawansowania współpracy z Francuzami jeśli

chodzi o owczarstwo ?

Od 10 lat „Barka” importowała z Francji najpierw kozły z Masywu Centralnego a na początku 2000 r., wystąpiła z propozycją hodowli owiec rasy Białej z Masywu Cen-tralnego. To był projekt pilotażowy Francuzów i „Barki”. Członkowie Wspólnoty jeździli na staże do far-merów francuskich i uczyli się w praktyce koziarstwa i owczarstwa. Związek Owczarzy postanowił po-darować „Barce” 150 sztuk owiec rasy Białej z Masywu Centralnego. Moja rola polegała na opracowaniu programu hodowlanego. Ten projekt

spełnił się w 100 % i można mieć na-dzieję, że będzie się dalej rozwijać. Pogłowie owiec rasy Białej z Masy-wu Centralnego w Polsce wzrasta, również zainteresowanie wśród ho-dowców jest coraz większe.

Dlaczego rolnicy polscy interesują się tą francuską rasą

owiec i jak zaaklimatyzowała się ona się w Polsce?

Biała z Masywu Centralnego to owca mięsna, mało wymagająca, nadająca się do hodowli w małych gospodarstwach. Jest nieźle umię-śniona, jej plenność dochodzi do 180 % przy dużym wskaźniku odchowu. Należy ona do owiec wcześnie doj-

rzewających i można ją pokrywać nawet w roku urodzenia (nawet te osobniki, które nie skończyły 12 miesięcy). Rasa ta nieźle zaakli-matyzowała się w Polsce. Sporo ras owiec, o wysokich parametrach sprowadzanych do Polski (np. an-gielskie rasy) trudno się aklimatyzu-je. Z Białą z Masywu Centralnego nie było problemów.

Hodowlą w Chudopczycach in-teresują się hodowcy owiec z róż-nych krajów i naukowcy. Porów-nują Białą z Masywu Centralnego z rasą Lakon, która jest zewnętrz-nie bardzo podobna, ale jest to rasa mleczna, a owca Biała jest typową rasą mięsną.

Czy owce rasy Białej z Masywu Centralnego są hodowane w innych gospodarstwach

polskich oprócz Chudopczyc?

W Polsce jest kilkanaście hodow-li. Materiał hodowlany jest produ-kowany w gospodarstwie w Chu-dopczycach (ze 180 matek) i sprze-dawany do innych gospodarstw w Północnej Wielkopolsce. Obecnie kolejni hodowcy czekają na wypro-dukowanie materiału genetycznego. Prowadzone są też szkolenia w za-kresie hodowli owiec rasy mięsnej dla rolników w ramach programu SUPORT. Rolnicy są tą tematyką bardzo zainteresowani.

Page 25: Gazeta Uliczna 4/2005

25

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Jaka jest szansa, że Polacy będą się interesować w większym stopniu kupnem baraniny

i jagnięciny? Dzisiaj te gatunki mięs nie leżą w zainteresowaniu

polskich konsumentów.

Decyduje cena. Ze względu na koszty produkcji masowe zaintere-sowanie tymi gatunkami mięs nie jest na razie możliwe i raczej przez dobre parę lat baranina będzie go-ściła na stołach ludzi zamożnych. Jest to mięso ekskluzywne, delika-tesowe i co za tym idzie zaliczane do tych gatunków z wyższej półki, albo najwyższej, bo rzeczywiście na zachodzie baranina jest najdroższym gatunkiem mięsa.

Hodowla, która jest w Chudop-czycach, ma głównie sens w zakre-sie produkcji materiału zarodowego do dalszych hodowli. Na rzeź będą przeznaczane tylko wyselekcjono-wane sztuki ze stada a większość będzie przeznaczona do reproduk-cji i rozprowadzania do stad zaro-

dowych. To jest najwyższy poziom hodowlany.

Jak to się stało, że doszło do współpracy „Barki”

z hodowcami francuskimi i naukowcami ? Czy są

jakieś szanse rozwoju takich programów w oparciu

o środki unijne?

Inicjatywa ta oparta jest na kon-taktach przyjacielskich, które pro-wadziła z Francuzami „Barka”. Francuzi chcieli dać osobom bez-robotnym w Chudopczycach szansę na aktywność i pracę a jednocześnie chcieli przetestować możliwości aklimatyzacji owcy Białej w Polsce. Ja zostałem doproszony do progra-mu. Podczas moich trzech wizyt we Francji byłem ujęty ich gościnno-ścią, bezpośredniością i ogromnym obywatelskim zaangażowaniem. W ten projekt angażują się farme-rzy francuscy, nauczyciele, Polonia francuska. To jest słuszna sprawa. Dla mnie to jest cenne doświadcze-

nie zawodowe, swego rodzaju przy-goda.

Jeśli chodzi o rozwój tego typu programów ze środków unijnych to widzę możliwość nawiązania współ-pracy pomiędzy uniwersytetem w Brioude i Akademią Rolniczą w ra-mach programu Leonardo da Vinci. Obecnie prowadzimy już wymianę studencką.

Poligon doświadczalny, jaki jest w „Barce”, będzie miał dla studentów znaczenie poznawcze. Dla człon-ków wspólnoty „Barka” hodowla ta stanie się zaczynem poważniejszych działań ekonomicznych dających szansę jakiejś grupie osób na usa-modzielnienie.

Dziękuję za rozmowę.

Z prof. Jackiem Wójtowskim rozmawiała Barbara Gorczyńska

CZYTAJ!

Page 26: Gazeta Uliczna 4/2005

26

Czego możemy nauczyć się od naszych zachodnich partnerów?W OSTATNICH LATACH ŚWIAT STAŁ SIĘ JAKBY MNIEJSZY, SZCZEGÓLNIE PO PRZYSTĄPIENIU POLSKI DO UNII EUROPEJSKIEJ. POWSTAJĄ PROGRAMY W OPARCIU O ŚRODKI UNIJNE WE WSPÓŁPRACY Z PARTNERAMI Z EUROPY ZACHODNIEJ. JESTEŚMY BLIŻEJ SIEBIE I UCZYMY SIĘ NAWZAJEM.

Fundacja Barka pełni rolę wiodą-cą wśród 15 organizacji, które za-wiązały partnerskie porozumienie o współpracy w realizacji programu pn. „Ekonomia Społeczna w Prak-tyce”. Umowa dotyczy wypraco-wania polskiego modelu ekonomii społecznej, promocji nowego pod-miotu gospodarczego jakim są spół-dzielnie socjalne, powołania trzech centrów ekonomii społecznej oraz stworzenia 150 miejsc pracy dla

osób długotrwale bezrobotnych. W dziedzinie edukacyjnej opracowany zostanie program studiów podyplo-mowych dla absolwentów, którzy w środowiskach lokalnych będą inspi-rować działania z dziedziny ekono-mii społecznej. Środki na realizację projektu pochodzą z Europejskiego Funduszu Społecznego, z programu EQUAL. Unia Europejska wspiera projekty, które mają na celu tworze-nie warunków dla równego dostę-

pu do rynku pracy grup nieuprzy-wilejowanych. Wśród partnerów znajdują się stowarzyszenia samo-pomocowe i usługowe ( powstały na bazie programów „Barki”), ale również samorządy lokalne, firmy komercyjne oraz Polska Akademia Nauk z Warszawy. W projekcie uczestniczą też organizacje z An-glii, Włoch, Irlandii i Belgii, które chcą stworzyć międzynarodowy rynku wymiany produktów i usług. Każdy partner uruchomi sklep, w którym sprzedawane będą produkty partnerów z innych krajów. Celem międzynarodowej współpracy jest też zdobycie wiedzy o tworzeniu konsorcjów spółdzielni socjalnych, zarządzaniu spółdzielniami i przed-siębiorstwami społecznymi oraz wypracowanie zasad współpracy z sektorem komercyjnym. Przed-stawiciele polskiego Partnerstwa „Ekonomia Społeczna w Praktyce” spotkali się pod koniec październi-ka w Brukseli z przedstawicielami Partnerstwa „Hihopes”. W spotka-niu uczestniczyli przedstawicie-le organizacji „Cope” ze Szkocji, „Robinia” z Włoch oraz przedsię-biorstwa społeczne z Belgii.

– Przedsiębiorstwa społeczne na zachodzie Europy funkcjonują już

Szkockie przedsiębiorstwa społeczne: Sklep z żywnością dla zwierząt

Page 27: Gazeta Uliczna 4/2005

27

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

od około 20 lat . Powstawały, aby odpowiedzieć na problemy nierów-nego dostępu do rynku pracy osób długotrwale bezrobotnych, niepeł-nosprawnych, słabiej wykształ-conych, niezaradnych życiowo, doświadczających poważnych pro-blemów społecznych – mówi Woj-ciech Zarzycki z Ogólnopolskiego Związku Integracji Społecznej i Dostępnego Budownictwa. Organi-zacje obywatelskie (pozarządowe) zaczęły rozumieć, że nie wystarczy doraźna pomoc. Trzeba w sposób realny tworzyć warunki, aby zmia-nie uległa sytuacja osób i rodzin długotrwale bezrobotnych. Zaczął powstawać nowy nurt działań łą-

czący w sobie aspekty społeczne i ekonomiczne. Najistotniejsze ce-chy tego nurtu to odchodzenie od modelu, w którym osoba w trudnej sytuacji życiowej, bez zaangażo-wania i aktywności ze swojej stro-ny, oczekuje na wsparcie. Raczej zmierza się w kierunku tworzenia warunków edukacyjnych, rozwojo-wych, aby mogła ona uczestniczyć w wypracowywaniu koniecznych do życia środków i zasobów, cho-ciaż w jakimś zakresie. Osoby te uczestniczą w procesach produkcji i usług, są członkami ciał zarzą-dzających. Pracują w przedsiębior-stwach społecznych wraz z osoba-

mi w pełni rynkowymi w stosunku jeden do dwóch. Przedsiębiorstwa społeczne koncentrują się na two-rzeniu i utrzymaniu miejsca pracy, a wypracowany zysk jest ponow-nie inwestowany na rzecz rozwoju wspólnoty lokalnej. Przedsiębior-stwa mogą też być tworzone przez organizacje pozarządowe, które z jednej strony uruchamiają miejsca pracy, z drugiej mogą generować środki na swoje cele statutowe.

– Spotkanie dało możliwość po-znania specyfiki funkcjonowania przedsiębiorstw społecznych na zachodzie- podkreślił Przemysław Piechocki ze Stowarzyszenia na rzecz Tworzenia Spółdzielni So-cjalnych. Szkoci, u których bezro-

Szkockie przedsiębiorstwa społeczne: Produkcja kanapek. Ile radości może dać praca

Szkockie przedsiębiorstwa społeczne: Zbijanie elementów do produkcji kompostu

Manufaktura wytwarzania mydła w szkockim przedsiębiorstwie społecznym

Page 28: Gazeta Uliczna 4/2005

28

bocie jest niskie ( wynosi 3 %) two-rzą miejsca pracy głównie dla osób niepełnosprawnych. Prowadzą kil-kanaście przedsiębiorstw społecz-nych. Produkują kanapki i sałatki, prowadzą kawiarnie oraz sklepy z żywnością dla zwierząt. Zajmują się też produkcją kompostu oraz mebli ogrodowych. Najbardziej zdziwiło nas to, że wytwarzane przez nich mydło jest importowane do Polski. Zachęcali nas, żebyśmy się też zaję-li produkują mydła. Kto wie, skoro oni mają w Polsce zbyt… Włosi z południowej Kalabrii mają poważ-ne problemy z mafią, z bezrobo-ciem, bezdomnością Warunki w jakich działają są zbliżone do pol-

skich. Duże bezrobocie, bieda. Roz-wijają spółdzielnie socjalne typu B, które spełniają funkcje reintegracyj-ne. Specjalizują się w prowadzeniu firm turystycznych i transporto-wych, sieci sklepów z drugiej ręki i rękodzieło Mają też fabryki regene-racji tonerów i tuszów do drukarek. Belgowie tworzą sklepy z drugiej ręki, zajmują się renowacją mebli, prowadzą restauracje. Zatrudniają głównie osoby długotrwale bezro-botne, w tym wielu imigrantów.

Uczestnicy delegacji polskiej podkreślali, że w Polsce dopiero za-czyna się mówić o przedsiębiorczo-ści społecznej. Od dwóch lat funk-cjonują ustawy, które umożliwiają zakładanie spółdzielni socjalnych.

„Jesteśmy ciągle na początku. Dla-tego polskie partnerstwo może się wiele od nich nauczyć. Spisaliśmy porozumienia, co może dla każdej organizacji z tej współpracy wynik-nąć. Kształcenie kadry, zarządzanie przedsiębiorstwem społecznym, promocja produktów na rynku, roz-wiązania prawne-to tylko niektóre korzyści. Przez 2 lata realizacji pro-jektu spotkamy się siedem razy i na pewno będą to owocne wydarzenia – powiedział Jacek Karczmarek ze Sportowego Stowarzyszenia Inte-gracji Społecznej.

Barbara Gorczyńska

Belgijskie przedsiębiorstwa społeczne: szkółka drzew i krzewów ozdobnych

Belgijskie przedsiębiorstwa społeczne: produkcja mebli ogrodowych

Belgijskie przedsiębiorstwa społeczne: warsztat rennowacji mebli

Page 29: Gazeta Uliczna 4/2005

KONTYNUUJĄC TEMATYKĘ PORUSZANĄ W „DYSKUSJI POMIĘDZY STUDENTKĄ A EKONOMISTĄ” W OSTATNIM NUMERZE GAZETY ULICZNEJ REDAKCJA GU CHCIAŁABY NADAL ROZWAŻAĆ RÓŻNE PODEJŚCIA DO SPRAW ROZWOJU SPOŁECZNEGO ORAZ ANALIZOWAĆ RELACJE POMIĘDZY GOSPODARKĄ A EKONOMIĄ SPOŁECZNĄ. DZISIAJ O TYM, JAK POLITYK MACIEJ PŁAŻYŃSKI PATRZY NA TE SPRAWY.

29

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

WAŻNE PUNKTY WIDZENIA – Myśli polityka

„Doświadczenie państw najszybciej rozwijających się nie jest związane tylko z chłodną ekonomią, ale także ze świadomością, że bez wykorzystania zasobów społecznych nie da się utrzy-mać dynamiki rozwoju. To nie jest tak, że wąska grupa może ciągnąć kraj. W demokracji, jeśli chce się uzyskać efek-ty w dłuższej perspektywie, to podsta-wowe znaczenie ma kapitał ludzki. A inwestowanie w ten kapitał społeczny to właśnie polityka społeczna, która przez niektórych liberałów traktowana jest jako marnowanie pieniędzy mo-gących posłużyć rozwojowi gospodar-czemu. Ten kapitał ciągle jeszcze jest jednym z głównych atutów Polaków. Po to, żeby go utrzymać i rozwijać musi istnieć równowaga miedzy twar-dymi regułami gospodarki, a świado-mością odpowiedzialności społecznej. W ostatnich latach popularna staje się koncepcja zrównoważonego rozwoju. Dotyczy ona środowiska naturalnego. Coraz bardziej stajemy się świadomi, że nadmierna eksploatacja zasobów naturalnych na dłuższą metę się nie opłaca. Podobnie jest z rozwojem spo-łecznym. Musi istnieć równowaga”…

„W XXI wieku wśród najwybitniej-szych współczesnych ekonomistów panuje przekonanie, że to człowiek jest na pierwszym miejscu, jego zaso-by, aktywność, możliwości oraz jego godność. Bez tego nie będzie dobrze funkcjonowała ani demokracja, ani go-spodarka. Program gospodarczy musi być oparty na nowym myśleniu ekono-micznym. Świat odchodzi od uprosz-czonego monetaryzmu na rzecz kon-

cepcji uznających rozwój społeczny jako jeden z podstawowych warunków istnienia i zachowania rynku. Współ-czesna myśl ekonomiczna odkrywa to, co od dawna głosiła katolicka nauka społeczna, szczególnie Jan Paweł II. Sięga on do wspólnotowego persona-lizmu. Ta myśl jest ciągle niedoceniana przez polskie elity polityczne”.

„Jestem głęboko przekonany, że pod-stawowym elementem budowy pol-skiego społeczeństwa musi być wspól-nota, a właściwie poczucie wspólnoty. Liberałowie chcieliby, żeby ludzie byli sprawni, zaradni, samodzielni, radzący sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Niestety, z różnych powodów nie za-wsze jesteśmy. Ludzie są najczęściej słabi, nie radzący sobie. Jedni z powo-du warunków zewnętrznych, sytuacji na rynku pracy. Inni po prostu są nie-zaradni od urodzenia, bądź na skutek takiego czy innego ułożenia historii swojego życia nie zdobyli wykształ-cenia i doświadczenia, nie nabyli po-trzebnych umiejętności. Dla czysto rynkowej doktryny liberalnej ci ludzie są niepotrzebni. Pojawiło się bardzo niebezpieczne myślenie według które-go ludzie słabi, chorzy, starzy, nieza-radni w zasadzie są tylko przeszkodą w rozwoju gospodarczym i racjonalne państwo nie powinno marnować środ-ków na ich wspieranie powiększając deficyt budżetowy. Trzeba dodać tym, którzy mają więcej, bo oni ciągną cały rozwój gospodarczy.

Człowiek, który znalazł się w trud-nej sytuacji życiowej powinien zna-leźć oparcie we wspólnocie. Prawo

do uczestniczenia we wspólnocie jest jednym z podstawowych praw czło-wieka. Jednym z podstawowych za-dań polskich polityków powinno być odbudowanie wspólnoty na różnych poziomach. Społeczeństwo obywa-telskie. To społeczeństwo wypełnio-ne całą siecią wspólnot – od narodu, poprzez wspólnoty lokalne, religijne, zawodowe, wspólnoty zainteresowań, rozmaite organizacje społeczne.

Myśli Macieja Płażyńskiego napro-wadzają nas na nurt filozoficzny na-zwany komunitaryzm, który podkreśla wagę wspólnot lokalnych dla dobrego rozwoju społeczeństwa i pełnego roz-woju jednostek. Zdaniem komunita-rystów liberalny indywidualizm jest w dużej mierze odpowiedzialny za deprecjonowanie roli wspólnotowości, gdyż nadmiernie promuje rozrost praw jednostek, które postrzegane są jako znajdujące się w nieuchronnej opozycji wobec społecznych całości. Komunita-ryści krytykują postrzeganie jednostki jako nieuwikłanej, nieosadzonej w żad-nej trwałej wspólnocie, skoncentrowa-nej wokół swoich praw, a pomijającej kwestie zobowiązań wobec szerszych bytów społecznych. Siła jednostki w dużej mierze zależy od tego, co ją two-rzy, a więc od kondycji grup, których członkiem są dane jednostki.

Wypowiedzi Macieja Płażyńskiego opracowane na podstawie wywiadu opublikowanego w „Zna-ki naszych czasów” (marzec/kwiecień 2004).Maciej Płażyński odwiedził Barkę kilka razy jako Marszałek Sejmu RP. W 2000 roku umożliwił grupie 42 bezdomnych i bezrobotnych wyjazd do Watykanu i spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II.

Page 30: Gazeta Uliczna 4/2005

30

TEGO JESZCZE NIE BYŁO!!!O TYM, JAK JUAN INFANTE Z PERU ZAPRZYJAŹNIŁ SIĘ Z CZŁONKAMI WSPÓLNOTY BARKA

Ma 38 lat. Był szefem związ-ków zawodowych w Peru i bronił interesów robotników. Za to szy-kanowano go w czasach dyktatury Prezydenta Alberto Fujimoriego. Stracił pracę i dorywczo zajmował się szkoleniami w zakresie małych przedsiębiorstw. Były to ciężkie czasy. Inflacja w roku 1990 wyno-siła 7650%. W następnych latach spadła do 139%, ale sytuacja spo-łeczno-gospodarcza ciągle jest nie-ustabilizowana.

Jest członkiem Międzynarodo-wego Stowarzyszenia Innowato-rów Społecznych Ashoka, do któ-rego należy wielu świetnych ludzi. Potrafią znaleźć rozwiązania w trudnych sprawach świata takich jak bieda, wykluczenie, bezrobo-cie, brak dostępu do edukacji, do usług zdrowotnych, czystej wody, prądu itp.

– Dużo podróżuję i znalazłem 25 niezwykłych inicjatyw – mówi Juan – wśród nich jest Barka. Opi-szę je w 25-tomowej Globalnej

Encyklopedii, która będzie inspiro-wała ubogie wspólnoty lokalne na całym świecie do rozwoju i prze-mian. Zaangażuję do tego Bank Światowy.

– W Peru 50 % ludzi żyje za mniej niż 2 dolary dziennie. Bezrobocie wynosi 8 %. Może się wydawać, że bezrobocie nie jest problemem, ale my mamy wiele ludzi, którzy funkcjonują na nieformalnym ryn-ku pracy, bez podatków i ubezpie-czeń, wielu zarabia tylko drobne środki pracując po kilkanaście godzin. Trzeba jednak przyznać, że ludzie w Peru są bardzo przed-siębiorczy, nie czekają, że ktoś im da pracę, tworzą pracę sami. Najpierw jest życie i ludzie. Pra-wo musi podążać za tym, co jest ważne dla rozwoju ludzi. W Eu-ropie prawo jest dużo bardziej re-

Page 31: Gazeta Uliczna 4/2005

31

TEGO JESZCZE NIE BYŁO!!!

strykcyjne, czasem wydaje się, że zbyt restrykcyjne i hamuje rozwój.

Przyjechał do Polski, żeby zoba-czyć program Barki. Słyszał o nim w Dhaka w Bangladeszu, gdzie spotkali się członkowie Ashoki i chciał zobaczyć jak program ten funkcjonuje w rzeczywistości.

– Wspólnoty to słowo klucz dla Barki. To rozwiązanie, które pomo-głoby w innych częściach świata. W Peru nie mamy aż tak wykluczonych ludzi jak tu w Polsce. Ale my potrze-bujemy rozwiązań wspólnotowych, pedagogicznych, edukacyjnych ja-kie są zastosowane w Barce. Brak przynależności do wspólnoty, osa-motnienie, egoizm to problem całe-go świata. Trzeba dobrze rozumieć mechanizmy wspólnoty, żeby kształ-tować takie wartości jak: pomaganie jeden drugiemu, wspólna praca,

branie odpowiedzialności, wspólny stół, rozmowa, podejmowanie de-cyzji. To jest ważne dla każdego a

paradoksalnie, może najbardziej, w bogatych krajach zachodu.

Zwiedziłem wiele miejsc w syste-mie Barki – bo dzisiaj to już nie jedna organizacja ale cały system. I każde-mu z osobna dziękuję za poruszające spotkania. Noszę Was w moim sercu, pamiętam każdą twarz i podziwiam, jak niezwykły postęp uczyniliście w Waszym życiu. Moje serce stało się większe, gorętsze i wrażliwsze. Może o tym nie wiecie, ale jesteście ekspertami. Wrócę do was, żeby to wszystko opisać, żeby stało się to własnością świata – napisał w liście do Wspólnot Juan Infante.

Ewa Sadowska

CZYTAJ!

Page 32: Gazeta Uliczna 4/2005

32

OPINIE. . . . . .OPINIE . . . . . .OPINIE. . . . . .OPINIE

Jednomandatowe Okręgi Wyborcze (JOW)CORAZ WIĘCEJ POLAKÓW ZACZYNA BYĆ ŚWIADOMA, JAK WAŻNA JEST W POLSCE ZMIANA FUNKCJONUJĄCEJ OBECNIE PROPORCJONALNEJ ORDYNACJI WYBORCZEJ NA WIĘKSZOŚCIOWĄ. W 1989 R. DEMOKRACJA KOJARZYŁA NAM SIĘ ZE SWOBODĄ GŁOSOWANIA. NIE WIEDZIELIŚMY, ŻE NA ŚWIECIE FUNKCJONUJĄ DWA MODELE USTROJOWE. JEDEN WZOROWANY NA BRYTYJSKICH ROZWIĄZANIACH, PRZYJĘTY WE WSZYSTKICH KRAJACH ANGLOSASKICH – PROSTY I NATURALNY SPOSÓB WYBIERANIA POLEGAJĄCY NA WYBORZE PRZEZ SPOŁECZNOŚĆ ZAMIESZKUJĄCĄ NIEWIELKI OKRĘG WYBORCZY TYLKO JEDNEGO PRZEDSTAWICIELA, DRUGI WPROWADZONY PRZEZ BELGIJSKICH SOCJALISTÓW POD KONIEC XIX WIEKU, RZEKOMO ODDAJĄCY LEPIEJ PREFERENCJE POLITYCZNE SPOŁECZEŃSTWA – TZW. SYSTEM PROPORCJONALNY, W ISTOCIE ODBIERAJĄCY SPOŁECZEŃSTWU PRAWA WYBORCZE I PRZENOSZĄCY JE NA PARTIE POLITYCZNE.

Obecna partyjna ordynacja wy-borcza do Sejmu zwana „propor-cjonalną”, daje wielkim mediom centralnym olbrzymią władzę nad życiem politycznym. Ta ordynacja wyborcza uniemożliwia kontrolę nad wyborami i wybieranymi po-litykami bezpośrednio przez wy-borców, lokalną opinię publiczną i lokalnych liderów życia publiczne-go. Odbiera faktycznie prawa wy-borcze obywatelom a koncentruje je w rękach liderów partii, którzy ustalają listy kandydatów, ich ko-lejność, a tym samym decydują o ich szansach wyborczych. Obecny system wyłaniania elit politycznych nie jest sposobem, który umożliwia wybór najlepszych kandydatów.

W JOW wybiera się działaczy znanych ludziom w okręgu od po-koleń. Wybranym w ten sposób „nie opłaci się” postępować nieuczciwie, bo wyborcy znający posła osobiście oceniają jego czyny. A poseł chciał-by być przecież ponownie wybrany.

Ordynacja większościowa nie jest idealna, ale pozwala obywate-lom decydować o wyborze ich re-prezentantów. Działalność posła w parlamencie wymaga jego aktyw-ności na korzyść wyborców, a nie szefów partii.

Przy ordynacji jednomandatowej nie wygrywają skrajności i zmniej-sza się liczba partii. Program kan-dydata powstaje poprzez spotkania z mieszkańcami okręgu, którzy wnoszą swoje postulaty programo-we. W krajach o ordynacji JOW w małym okręgu wyborczym wcho-dzi do parlamentu kandydat, który otrzymał najwięcej głosów. Zwykle jest tych głosów 25-55%. W Polsce przypadałby 1 mandat na 62 000 wyborców.

Historia JOW

Swoich posłów w JOW wybie-rają narody ponad 60 państw świa-ta. Wśród nich są najstarsze, naj-bardziej sprawdzone demokracje

- angielska i amerykańska. JOW obowiązuje także w innych krajach anglosaskich: w Kanadzie, Au-stralii, a także w byłych koloniach Wielkiej Brytanii np. w Indiach. W 1958 r. we Francji gen de Gaul-le chcąc skończyć z politycznym chaosem IV Republiki wprowadził nową konstytucję, a w niej wybo-ry posłów w JOW, co prawda mo-dyfikując czysty system brytyjski, wprowadzając wymóg uzyskania bezwzględnej większości, oraz w konsekwencji drugą turę wyborów.

Ciekawa sytuacja nastąpiła po II wojnie Światowej w Niemczech, Włoszech, Japonii. Wszędzie w tych krajach Amerykanie i Angli-cy chcąc osłabić podbite państwa wprowadzili system wyborów pro-porcjonalnych. W Niemczech Ade-nauer, który chciał dla swojego kra-ju systemu JOW został zmuszony do przyjęcia wyborów proporcjo-nalnych, czyli partyjnych. Niemcy jednak pod jego wpływem zmo-dyfikowali swój system wyborczy

Page 33: Gazeta Uliczna 4/2005

PRZY ORDYNACJI JEDNOMANDATOWEJ NIE WYGRYWAJĄ SKRAJNOŚCI I ZMNIEJSZA SIĘ LICZBA PARTII. PROGRAM KANDYDATA POWSTAJE POPRZEZ SPOTKANIA Z MIESZKAŃCAMI OKRĘGU, KTÓRZY WNOSZĄ SWOJE POSTULATY PROGRAMOWE.

3333

OPINIE. . . . . .OPINIE . . . . . .OPINIE. . . . . .OPINIE

wprowadzając połowę posłów wy-bieranych w JOW, z drugą połową wybieraną z list partyjnych.

Obecnie jednak ten system mie-szany, jest krytykowany. Zarzuca mu się, że nie usuwa wady wybo-rów proporcjonalnych, czyli partyj-nych, że osłabia państwo, sprzyja korupcji, a nade wszystko hamuje gospodarczy rozwój Niemiec. Z tym ostatnim zarzutem wystąpił w lutym br. roku Michael Rogowsky - poseł do Bundestagu i przewodni-czący największego związku prze-mysłowców niemieckich. Rogow-sky na łamach Welt am Sonntag stwierdził, że bez wprowadzenia 100% JOW Niemcy nigdy nie zaj-mą dobrego miejsca w światowym wyścigu technologicznym.

Kryzys polityczny we Włoszech zmusił z kolei tamtejsze elity do ustąpienia przed żądaniem społe-czeństwa wyrażonym w masowym referendum w kwietniu 1993 roku, kiedy Włosi opowiedzieli się za zmianą ordynacji wyborczej, odrzu-ceniem proporcjonalności i wpro-wadzeniem wyborów większościo-wych. W 1994 r. zmieniono system

wyborczy Włoch, wprowadzono 3/4 posłów wybieranych w JOW, a 1/4 wybieranych z list partyjnych.

Podobnie postąpili Japończycy w 1996 r. (2/3 JOW). Te zwycię-stwa jednak nie usunęły do końca przyczyny zepsucia ustroju tych krajów. Włosi jeszcze dwukrotnie próbowali w referendum usunąć owe 25% proporcjonalności, ale zbyt mała frekwencja stanęła im na przeszkodzie.

Do zmiany ordynacji wyborczej na JOW w Polsce potrzeba zmiany

konstytucji, czyli uzyskania więk-szości 2/3 posłów.

Ruch Obywatelski na rzecz Jed-nomandatowych Okręgów Wybor-czych działa już we wszystkich większych miastach Polski. Oby-watele tam zgromadzeni są prze-konani, że dzięki JOW do polityki trafią ludzie powyżej przeciętnej, bo elita polityczna powinna być nie tylko odbiciem społeczeństwa, ale jego lepszą częścią.

Barsad

„Aby nikt samotny nie został”

Już po raz 10 Barka przygotowuje Wieczerzę Wigilijną, Zapraszamy do wspólnego stołu wigilijnego do Galerii Miejskiej

na Starym Rynku w dniu 24 grudnia o godz. 17.30. Żywa Szopka i kiermasz świateczny od 22 grudnia w Galerii Miejskiej.

Serdecznie Zapraszamy!

Page 34: Gazeta Uliczna 4/2005

34

Boże Narodzenie jest wychodze-niem naprzeciw Boga i drugiego człowieka, tego którego dobrze znam, bo jest mi matką, ojcem, sio-strą, bratem, sąsiadem, kolegą, przy-jacielem…i tego, którego widzę po raz pierwszy pod mostem, pod skle-pem, pod oknem, pod drzwiami…Jest wychodzeniem sobie nawzajem naprzeciw i, ciągle zaskakującym odkryciem, że ci, do których wycho-dzę, już do mnie wyszli. Że nie cze-kali na żaden mój gest, że wystarczy-ła ta niezwykła grudniowa pogoda, która w nicość przemienia egoizm, nieludzką samotność, ubóstwo du-chowe, przymarzniętą moralność. Takie spotkanie z nie `zapraszaną miłością, otwartością, dobrocią jest sensem Bożego Narodzenia.Boże Narodzenie jest zderzaniem się z życiem, które nie tyle rodzi się na nowo, ile raczej jest na nowo za-uważane. Z życiem, o którym śpie-wamy kolędy, i dla którego idziemy na pasterkę, które zbiera nas wokół stołu i stwarza wewnętrzny impera-tyw przygotowania pustego nakry-cia. Jest życiem, które każe stroić choinkę za wszelką cenę, wybrać opłatek ze wszystkich przysmaków i położyć siano pod świeżo wypranym obrusem. Które łączy sprzeczności ludzkie i międzyludzkie, i tworzy metafizyczną całość, tak nową, jak przecież coroczną…

Dagmara Walczyk

GALERIA

Page 35: Gazeta Uliczna 4/2005

35

Page 36: Gazeta Uliczna 4/2005

36

Listy do redakcjiWzruszyłam się. A nie zdarza mi się to zbyt często. Tempo

życia....świat zwariował. Chyba szybko muszę zrobić zjazd ro-dzinny, nadrobić zaległości.....

Opowiem Wam o wydarzeniu „bardzo listopadowym”.Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że moja przyjaciółka

ze Szwecji – znana dziennikarka – umiera na raka. Nie miała żadnej rodziny, więc pojechałam do Niej.

Kiedy znalazłam się w Jej pięknym domu nad morzem, za-stałam niecodzinny widok. Teatr – dramatyczny niewątpliwie, ale zachwycający.

Na łóżku w pozycji półsiedzącej leżała Inger, poowijana kablami, drutami, monitorami... a wkoło mnóstwo młodych ludzi. Przychodzili z winem, jedzeniem... siadali koło Jej łóżka

i opowiadali wesołe historyjki , wspomnienia, czasem ktoś za-śpiewał coś, ktoś wiersz powiedział, a kiedy odzyskiwała przy-tomność wszyscy tłoczyli się wokół Jej łóżka i mówili INGER JESTEŚMY Z TOBĄ.

I wtedy pomyślałam sobie, jak warto być dobrym człowiekiem (Inger fundowała stypendia, organizowała imprezy kulturalne, warsztaty dziennikarskie, etc.) i nie tylko dlatego, że przyjem-nie za życia być społecznie użytecznym, nie tylko dlatego, że po śmierci mogą postawić nam pomnik, ale dlatego, że nawet śmierć, która sama w sobie jest straszna – może być piękna.

PozdrawiamDorota

Moje pierwsze wybory – refleksje dwóch osiemnastolatek

Droga Redakcjo,

Pomyślałam, że dobrze będzie się podzielić z czytelnikami GU wrażeniami z pierwszych w moim życiu wyborów.

Demokracja narodziła się w starożytnej Grecji w V w p.n.e. W polityce udział mogli brać wolni obywatele, ale tylko męż-czyźni (nie-niewolnik, nie-kobieta, nie-cudzoziemiec). Z grec-kiego oznacza ona rządy ludu (demos – lud, kratos – rządy) i jest to ustrój polityczny oparty na trójpodziale władzy (władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza), w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli. Moi dziadkowie i rodzice wspominają czasy, kiedy Polacy nie mieli swobody głosowania, a uczestnictwo w wyborach było czystą fikcją, bo z góry było wiadomo, kto wygra.

Dziś, z dumą możemy powiedzieć, że w demokracji od tamtego czasu dokonany został duży postęp . Dzisiaj każdy, kto ukończył 18 rok życia, może głosować niezależnie od sta-tusu społecznego, płci czy przekonań politycznych. Niestety, nie wszyscy doceniają ten przywilej, a przecież taka wolność drogo Polskę kosztowała.

W tym roku, będąc w Stanach Zjednoczonych, obchodzi-łam swoje 18 urodziny i dokładnie pamiętam tamto uczucie dumy, że wrócę do Polski i będę mogła wziąć udział w wybo-rach.. W Stanach przywiązuje się wielką wagę do wyborów. Młodzi dyskutują z zapałem, organizują debaty i uczą się ar-gumentować swoje stanowiska. To właśnie tam zrozumiałam, jak ważnym wydarzeniem są wybory i że ja również ponoszę

odpowiedzialność za to, w jakiej Polsce będziemy żyli. Dużo łatwiej jest nie pójść do urn i potem narzekać. Myśląc logicz-nie, nie mamy wtedy prawa do narzekania, bo nie zrobiliśmy nic, co przyczyniłoby się do zmiany rzeczywistości. Pewnie zależy to od tego, że nasza demokracja jest jeszcze stosunko-wo młoda i od tego, że całe środowiska nie są dostatecznie wyedukowane i przygotowane.

Dzień wyborów, 25 września 2005 roku, to było dla mnie wielkie święto. Kiedy stawiałam krzyżyk przy wybranym przez mnie kandydacie do Sejmu i kandydatach do Senatu . To była bardzo uroczysta chwila, tym bardziej, że jednym z kandy-datów na senatora był mój Tato i chociaż nie został wybrany, to wiele się nauczyłam uczestnicząc z nim w spotkaniach i dyskusjach.

Miałam wielkie szczęście, że mogłam głosować aż trzy razy w ciągu jednego roku, zaraz po tym jak ukończyłam 18 lat. Dla mnie, ale myślę również, że dla wielu moich rówieśników, był to bardzo ważny rok. Rok, w którym po raz pierwszy tak naprawdę zrozumieliśmy jak ważny jest każdy głos, nasz głos.

. Mam nadzieję, że z roku na rok będzie z wyborami co-raz lepiej. Sama już zauważyłam zaczątki pewnej aktywności wśród moich kolegów i koleżanek z klasy i ze szkoły, chociaż porównując to z aktywnością amerykańskich uczniów, którą miałam okazję oglądać w tym roku w czasie tamtejszych wy-borów prezydenckich, jest to zaledwie początek. Ale miejmy nadzieję, że dobry początek.

Marysia

Page 37: Gazeta Uliczna 4/2005

37

Dzieci bacznie obserwują rodziców i starają się ich naślado-wać. Chociaż może się wydawać, że są całkowicie pochłonię-te zabawą, uważnie przysłuchują się rozmowom dorosłych. Mówi się, że mają „za długie uszy”, dlatego należy być ostroż-nym rozmawiając w obecności dzieci. Mają ulubione zabaw-ki, tzw. przytulanki, których nie da się zastąpić żadnymi inny-mi. Wymyślają sobie różne zabawy, przy czym angażują się w nie tak intensywnie, że bawiąc się np. w samoloty, wyobrażają sobie, że są samolotami. Rozwijające się dzieci, zadają wiele pytań i oczekują na nie rzetelnych i wyczerpujących odpo-wiedzi. Zbierają muszle, kamienie, znaczki pocztowe, wido-kówki, stare monety itp. Posiadają wiele uzdolnień, przy czym dziewczęta są bardziej zaangażowane niż chłopcy i dlatego chętniej recytują, śpiewają i tańczą. Do prawidłowego rozwoju potrzebują kontaktu z rówieśnikami. W przedszkolu 3-6 letnie dzieci uczą się współżycia w grupie, wzajemnej tolerancji oraz zawierają pierwsze przyjaźnie. Rozmawiają, a nawet dyskutu-ją na nurtujące je tematy. Uczą się wielu zabaw, wierszyków i piosenek. Wielka szkoda, że zanikają rozwijające sprawność fizyczną zabawy ze skakanką i gumą. Harcerska metoda wy-chowania 8-11-letnich zuchów, polega na osobistym przykła-dzie i udzieleniu pomocy skłaniającej do samowychowania. Twórcą ruchu zuchowego w Związku Harcerstwa Polskiego był Aleksander Kamiński, wychowawca pokolenia żołnierzy Polski Podziemnej, współtwórca Szarych Szeregów i komen-dant Organizacji Małego Sabotażu „Wawer”, autor książek „Antek Cwaniak”, „Książka wodza zuchów”, „W kręgu rady”, „Nauczanie i wychowanie metodą harcerska”, oraz „Kamienie na szaniec” i „Zośka i Parasol”.

Zainteresowania i zabawy dzieci

Podczas okupacji niemieckiej hodowano króliki. Z braku odpo-wiedniego materiału klatki, które budowano były bardzo prymi-tywne. Do tego stopnia, że czasem królikowi udawało się przedo-stać do klatki królicy, po czym rodziły się młode króliczki. Dorośli mówili, że królik cudzołożył, zaś dzieci słysząc to, doszły do logicz-nego wniosku, że królik nie mógł cudzołożyć, bo nie ma łóżka.

Dzieci bawiły się też w kraje. Sympatią darzyły Anglię, Finlan-dię, Holandię, Belgię, Jugosławię i Grecję. Niechęć budziły w nich Niemcy, Związek Sowiecki, Włochy, a nawet Francja Péta-ina. W 1970 r., kiedy na wybrzeżu podpalano Komitety Woje-wódzkie PZPR, przedszkolaki w Poznaniu ułożyły rymowankę „Ecik, pecik, podpalimy komitecik”. Jadąc z mamą tramwajem wykrzykiwały swoją rymowankę, a rozbawieni pasażerowie uśmiechali się życzliwie. Jednak w obawie przed represjami musieli wysiąść na najbliższym przystanku. Podobnie wyda-rzyło się podczas zakupów. W stanie wojennym dzieci ułożyły wyliczankę: „Jedzie Urban na traktorze i uszami ziemie orze. Raz, dwa trzy, rzecznikiem prasowym rządu będziesz ty!”. A te-raz coś nieco frywolnego: dziewczynka z drugiej klasy mówi z niewinną minką: „Miś Kolargol wielki cham, miał pół litra, wy-pił sam, teraz sobie słodko śpi, goła baba mu się śni”. Na py-tanie, kto cię tego nauczył, odpowiada, kuzyn z przedszkola.

W okresie międzywojennym Polskie Radio nadawało słu-chowisko „Skąd się biorą dziurki w serze?”. Wywołało ono ol-brzymie zainteresowanie. Dzieci pisały listy wyjaśniające, skąd ich zdaniem biorą się te dziurki (dotyczy to również chleba). Proszę o napisanie do redakcji Gazety Ulicznej, skąd, waszym zdaniem biorą się te dziurki w serze oraz o waszych cieka-wych zabawach.

Zdzisław Stephan

Na termin tegorocznych, podwójnych wyborów czekałam z niecierpliwością. Urodziłam się na początku października, więc nie było do końca jasne czy uda mi się zagłosować. Oka-zało się, że będę mogła wziąć udział w wyborach, ale tylko prezydenckich, parlamentarne miały się odbyć na tydzień przed moją osiemnastką.

Bardzo czekałam na te wybory, w końcu nie każdy rocz-nik ma szansę wybierać zarówno prezydenta, jak i posłów i senatorów kilka miesięcy, czy nawet dni po osiągnięciu peł-noletności.

Długo wahałam się na kogo oddać głos. Wybrać kandydata, który byłby dla mnie idealnym prezydentem, ale nie ma szans na elekcję, czy wybrać kogoś kto jest trochę dalej od ideału, ale jest „mniejszym złem”. Uważnie śledziłam każde wyda-rzenie kampanii wyborczej. Czułam, że ci panowie i jedna pani z plakatów mówią też do mnie, i to mnie chcą prze-konać żebym postawiła krzyżyk przy ich nazwisku. W klasie, gdzie prawie każdy z moich kolegów i każda koleżanek, tak

jak ja po raz pierwszy miał prawo wziąć udział w wyborach odbywały się gorące dyskusje polityczne. To miały być nasze pierwsze wybory!

Jakieś dwa dni przed 9 października już wiedziałam na kogo zagłosuję. Jasne było, że za dwa tygodnie odbędzie się druga tura, więc wtedy poprę „mniejsze zło”. Zagłosować poszłam wieczorem razem z tatą. Dostałam kartę do głosowania, do-kładnie wszystko przeczytałam, żeby nie zrobić błędu, posta-wiłam staranny krzyżyk w kratce przy odpowiednim nazwisku, i wrzuciłam kartę do urny. Wszystko po raz pierwszy w życiu.

Dwa tygodnie później scenariusz był podobny, emocje rów-nież, ale z innych powodów. Tym razem nasz wybór miał być ostateczny.

Społeczeństwo wybrało inaczej niż ja, ale na tym polega de-mokracja. Głosując, czułam, że spełniam swój obywatelski obo-wiązek, i wierzę że za jakiś czas mój wybór – jestem pewna, że dobry wybór – będzie taki sam jak większości społeczeństwa.

Marianna

Świat w oczach dziecka

Page 38: Gazeta Uliczna 4/2005
Page 39: Gazeta Uliczna 4/2005
Page 40: Gazeta Uliczna 4/2005

„Zawsze ilekroć się uśmiechasz do swojego brata i wyciągasz do niego rękę – jest Boże Narodzenie,zawsze ilekroć milkniesz, by innych wysłuchać,zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności,zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa,zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość,zawsze ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych poprzez ciebie– zawsze wtedy jest Boże Narodzenie”.