goodnews 17

12

Upload: roman-k

Post on 24-Mar-2016

219 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

Tematem tego numeru jest kwestia In Vitro. Zapraszamy do lektury!

TRANSCRIPT

Page 1: GoodNews 17
Page 2: GoodNews 17

[email protected]

www.goodnewsonline.pl

Zespół redakcyjny:

Marcin Sawczak: [email protected],

Jakub Biel: [email protected]

Roman Klin: [email protected]

Redakcja techniczna: Sieva

Korekta tekstów: Edyta, Asia, Kaszka, Tomek Goraj

Numer 17. współtworzyli:

P.S. Marek Kamionka, Bonaventura, Antoni Gambdziak, Pająkówna, Darek Dudzik, Elżbieta

Czamara, Anicetowski, Paulina Kłosek

W tym numerze:

Pierwsze wrażenie 3

Afera, że hej!

Matematyczna zasada 3P

4

Twój Walenty Wolontariusze ASF z Białorusi

i Ukrainy nadchodzą!

5

Dawcy nasienia

„Koniec” odc. 7.

6-7

8

Starzec z Emaus

Licentia poetica

9

Szatan - mistrz drugiego planu 10-12

Warto 12

Drodzy Czytelnicy!

Witamy Was bardzo serdecznie po przerwie spowodowanej nawa-łem pracy w okresie sesji. Rezem z licealistami cieszymy się z ich powrotu do szkoły, życząc długich, radosnych godzin spędzonych na

nieskrępowanym zdobywaniu wiedzy. Mamy nadzieję, że niezwykle zróżnicowany w zakresie tematyki, nowy numer GoodNew`a, stanie się dla Was miłą i poży-

teczną lekturą. Na samym początku dobre „Pierwsze wrażenie” postara się na Was wywrzeć Paulina, studentka psychologii. Co zrobić, aby

szef pokochał nas od pierwszego wejrzenia? - sprawdź w GN sam/a. Antoni Gambdziak nie zwalnia tępa. Tym razem w nowym

eseju odkrywa przed nami fakty, które wywołają prawdziwą aferę. Czy ktoś z Was myślał o studiowaniu matematyki? Swoim spostrzeżeniami na temat swojego obcowania z „królową nauk”

dzieli się z nami Darek Dudzik. Wszyscy wiedzą, czym są walentynki, ale kim był św. Wa-lenty? To wyjaśni nam Bonaventura w kolejnym „bohaterskim” felie-

tonie. Wolontariusze ASF zdobywają świat. Relację ze spotkaniu

z nowymi wolontariuszami na Ukrainie zdaje M.K. Jak to jest, po wielu latach dowiedzieć się, że człowiek, z którym przebywałem od młodości nie jest moim biologicznym ojcem? Trudną kwestię dawców nasienie podejmują redaktorzy stro-ny anonymousus.org, którą we fragmentach tłumaczy dla nas Anicetowski. Jak ukoić ból po stracie ukochanej osoby? PS. zaprasza nas do lektury kolejnego rozdziału swoje opowiadania. Dzielenie się swoimi talentami wymaga wiele odwagi, szczególnie jeśli pragnie się zaprezentować innym swoją twór-czość. Na tą odwagę zdobyła się Ela Czamara, nadsyłając redakcji swój wiersz. Szary zaprasza na przyśpieszony kurs przeżywania mszy świętej, którego udziela „Starzec z Emaus”. Postara się rów-nież w oparciu o wiarygodne źródła odpowiedzieć na pytania dotyczące szatana, opętań i egzorcyzmów. Cały numer zamyka kulturalny przegląd romana.polaco. Warto oglądać tylko dobre filmy! Życzymy Wam, drodzy Czytelnicy miłej i owocnej lektu-ry. Nadsyłajcie swoje teksty i zdjęcia. Czekamy na Wasze i Waszą pomoc. Serdecznie pozdrawiamy

Redakcja PS. Cały zespół redakcyjny pragnie złożyć najserdeczniejsze życzenia urodzinowe naszemu Drogiemu Naczelnemu! Wszystkiego dobrego Marcinie!

Page 3: GoodNews 17

Pierwsze wrażenie jest jed-

ną z najważniejszych rzeczy

w kontaktach międzyludz-

kich. Człowiek potrafi w ciągu

kilku sekund określić jakie

cechy osobowości posiada

osoba na którą właśnie spoj-

rzał. To pierwsze wrażenie

jest ważne w rozmowie o pra-

ce, w negocjacjach, czy też w

nawiązywaniu kontaktów

damsko męskich.

Wyobraź sobie…

…że jesteś szefem dobrze

prosperującej firmy. Właśnie

postanowiłeś przeprowadzić

rekrutację na stanowisko kie-

rownika. Określiłeś kryteria

i rozpocząłeś rekrutację. Tyl-

ko dwie osoby spełniało Two-

je wymagania. Pierwszy kan-

dydat posiadał ogromną wie-

dzę teoretyczną, znał 3 języki,

biegle posługiwał się kompu-

terem itd., natomiast drugi

władał tylko jednym językiem

obcym, miał trochę mniejszą

wiedzę, ale posiadał pewne

doświadczenie. To, co zrobiło

wrażenie na Tobie, to posta-

wa kandydata nr. 2. Pewny

siebie, otwarty na zmiany

człowiek. Kreatywny, nie bo-

jący się wyzwań. Kandydat

nr.1 mimo obszernej wiedzy,

przyszedł na spotkanie przy-

garbiony, zestresowany,

a mówiąc do rekrutującego

rozglądał się po sali. Stanowi-

sko kierownicze wymaga od

kandydata zdecydowania,

pewności siebie oraz umiejęt-

ności motywacyjnych i przy-

wódczych. Kierownik powi-

nien także budzić respekt

wśród pracowników. Dlatego

też, kierując się dobrem firmy

wybierzesz kandydata nr 2.

Tak zwane first impression

jest jednym z najistotniej-

szych czynników w relacjach

damsko-męskich. Większość

mężczyzn zastanawiając się

jak poderwać dziewczy-

nę szuka złotego środka

w postaci ciekawych i zabaw-

nych słów, które mogą zrobić

dobre pierwsze wrażenie na

kobiecie. W przeciwieństwie

do mężczyzn kobiety mają

jeszcze bardziej wyostrzony

wzrok na mowę ciała drugiej

osoby. Ona patrzy na jego

postawę, sposób poruszania

się oraz wyraz twarzy. Po-

przez mowę ciała i ton jego

głosu wie, jakie cechy charak-

teru on posiada.

Tylko 8% informacji odbie-ranych jest za pomocą głosu, 35% za pomocą jego tonu i aż 57% za pomocą mowy naszego ciała.

Jak Cię widza, tak Cię piszą

A co się dzieje jeżeli poznana

osoba, okazuje się być np.

zagorzałym kibicem klubu

sportowego, chodzi z szali-

kiem klubowym na szyi i każ-

demu kto kibicuje innej dru-

żynie przedstawia tzw. groź-

by karalne? Czy zwykle przy-

łapujesz się na takim rozumo-

waniu: tacy często wywołują

burdy, głośno się zachowują,

nic ich poza sportem nie inte-

resuje i nie warto z nim roz-

mawiać. A przecież taki kibic

również może mieć wiele in-

nych zainteresowań, które

wcale nie muszą być zała-

twiane na stadionie. Przypisy-

wanie komuś szeregu pozy-

tywnych lub negatywnych

cech na podstawie pierwsze-

go wrażenia, to tzw .efekt

aureoli. Polega on na tym, że

nakreślenie jednej ważnej,

pozytywnej lub negatywnej

cechy wpływa na skłonność

do przypisywania innych,

niezaobserwowanych, które

są zgodne z wrażeniem emo-

cjonalnym pierwszego przy-

pisanego atrybutu. Czyli, in-

nymi słowy, jeżeli „na wstę-

pie” przypiszemy komuś ja-

kąś pozytywną cechę, reszta

zalet przyjdzie na zasadzie

lawiny. Niestety, tak samo

rzecz się ma z cechami nega-

tywnymi. Najważniejszymi

atrybutami, które posiadają

moc wywoływania tego efek-

tu są: inteligencja/głupota,

nieatrakcyjność/atrakcyjność

fizyczna, elementy wyglądu

zewnętrznego (np. schludny/

brudny).

To, jakim człowiekiem jesteś

przekazuje innym Twoje cia-

ło. Przekazuje to za pomocą:

zachowania, postaw, gestów,

mimiki twarzy, oczu.

Jednak nie wszystko straco-

ne!

Aby dopełnić obraz pierwsze-

go wrażenia, należy wspo-

mnieć jeszcze o tzw. pogłę-

bionym pierwszym wrażeniu,

które trwa przez około 4 mi-

nuty. W tym czasie tworzona

jest w miarę trwała opinia na

nasz temat, która rzutuje na

to, jak zostaniemy ocenieni

i jak będziemy odbierani. Pa-

miętajmy, że pierwsze wraże-

nie bywa mylące i może pro-

wadzić do nieporozumień.

O tym, czy dany człowiek jest

arogancki, czy nieśmiały,

możemy stwierdzić wyłącz-

nie na podstawie bliższej zna-

jomości. Ważna jest także

świadomość, że sam przyczy-

niasz sie do kształtowania

opinii na swój temat.

Pierwsze wrażenie, jakie wy-

wieramy na innych, zależne

jest od nas samych. Możemy

je dowolnie kształtować,

uczyć sie od najlepszych

mówców czy też charyzma-

tycznych liderów. Warto wy-

brać zestawienie tych ele-

mentów, które sami uważamy

za atrakcyjne i spróbować

wypracować swój idealny

obraz siebie. Zatem, do dzie-

ła! Chcąc być człowiekiem

sukcesu, myśl i zachowuj sie

tak jak oni!

Paulina

Page 4: GoodNews 17

Dzień doby, witam serdecznie wszystkich tych czytelników pisma Good News, których na-zwisko kończy się na jakąś liter-kę. Pewnie słyszeliście o tej między-narodowej aferze. No wiecie, o której mówię. Ponoć zamiesza-ny jest w nią prezydent Polski, jakiś hydraulik z Tczewa i pół episkopatu. Draka na całego. Głowy polecą, krew się poleje. Zresztą nie wyobrażacie sobie chyba, że głowy będą latały bez kropli juchy, to absurd. Chodzi, oczywiście, o słynną już sprawę pewnego zwyrodnialca z południa Polski. Gdyby on mor-dował, gwałcił i na wzór szatana z wiersza Leopolda Staffa, spo-pielał zagrody wieśniacze, pew-nie nigdy byśmy o nim nie usły-szeli. Ale jemu wyraźnie zależy na rozgłosie. Psychopata ten... nie umie prze-grywać. Kanibalizm przy tym

to kaszka z mleczkiem. Mniam. Poniżej zamieszczam artykuł, który ma ukazać się w Upsur-dzie Polskim w najbliższych dniach. Żeby go posiąść, musia-łem zagiąć czas, gdyż tekst ten nie został jeszcze napisany. Ta-kie zaginanie czasu to mozolna praca. Czas, jak wiadomo, prze-cieka przez palce, ale ja między palcami mam błonę. Błona mię-dzy palcami to chyba jedna z najbardziej przydatnych muta-cji, które posiadam. Mogę przez nią oglądać zaćmienie słońca, mogę również przez nią nie oglądać żadnych zaćmień. Pełna dowolność. No dobrze, a wróćmy do artyku-łu z Upsurdu Polskiego. To prawdziwa prapremiera.

"Nadinspektor Alfred Hahmyc, zastępca komendanta głównego policji, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej ogłosił, że

ktoś tu nie umie prze-grywać. Zaapelował z a r a z e m o zachowanie spokoju oraz o wzmożoną ostrożność w newral-gicznych punktach, takich jak Pewna Stara Szopa albo Wrocławski Ogród Zoologiczny. Podobno osoba, która nie umie przegrywać, nie ma pojęcia o tym, że jest poszukiwana i że międzynarodowe listy gończe wiszą już na każdym słupie ogłosze-niowym w całej Euro-pie, dlatego bardzo ważna w tej sprawie jest dyskrecja.

- Póki co na liście gończym umieściliśmy podobiznę króla franków, Chlodwiga I, aby nie urazić nikogo z żyjących. Rzecz jasna w miarę postępu śledztwa zmodyfikujemy portret, np. do-rysowując Chlodwigowi I okula-ry albo wymazując koronę. - zdradza kulisy działania policji nadinspektor Hahmyc. Na pyta-nie dziennikarzy: Czy nie boicie się protestów ze strony history-ków germańskich, bądź potom-ków Chlodwiga?, zastępca ko-mendanta głównego policji od-parł: - Boimy się, ale zadbamy o przydzielenie nam ochrony poli-cyjnej.

Nadinspektor Hahmyc odniósł się do postępu śledztwa: - Po-czątkowo mieliśmy prawie 7 miliardów podejrzanych, nie licząc bytów pozaziemskich, zwierząt i grzybów. Niestety źle wpływało to na atmosferę w pracy. Rozumiecie, konse-kwentnie przestawaliśmy sobie ufać, więc zgodnie odrzuciliśmy z kręgu podejrzanych wszyst-kich policjantów, również tych emerytowanych. Osobiście mogę zapewnić, że mamy już kilku podejrzanych na oku. Mamy też niestety przecieki, że większość z nich nie przyzna się do winy. Nadinspektor nie wie jeszcze, jak wysoka będzie nagroda za wskazanie miejsca pobytu po-szukiwanego. - Nie wiemy jesz-cze wiele na ten temat. Zbiórka trwa, a taca jest obecnie w woje-wództwie Podkarpackim. Trosz-kę ostrzej karze nasza drogów-ka, a zatem nagroda może być całkiem pokaźna. Przewidujemy oczywiście nagrody pocieszenia za wskazanie numeru gadu-gadu bądź loginu na naszej-klasie

osoby, która nie umie przegry-wać. Ciekawość dziennikarzy wzbu-dziła partykuła tu (wielokrotnie używana przez Alfreda Hahmy-ca) w stwierdzeniu "Ktoś TU nie umie przegrywać". Czy aby nie była to pomyłka freudowska, która sugerowałaby, że na sali, gdzie odbywała się konferencja prasowa, znajdował się poszuki-wany? Zapytany o tę kwestię zastępca komendanta głównego policji odpowiedział: - Ha ha. Nieco zdziwiło to pytających, gdyż spodziewali się głębszych wyjaśnień. Kilka godzin po konferencji na-dinspektor Hahmyc wydał spro-stowanie dotyczące domniema-nej pomyłki freudowskiej: Chciałbym zaznaczyć, że używa-jąc słowa "tu" nie miałem wcale na myśli sali, gdzie odbywała się konferencja. Należy traktować to "tu" nieco bardziej metafo-rycznie, czy nawet globalnie. Notabene używane przeze mnie "tu" było zaimkiem, nie zaś, jak insynuowali niektórzy, partyku-łą. Wreszcie zaś, nawet jeżeli miała miejsce pomyłka, to z całą pewnością była ona hahmycow-ska, nie freudowska. Skąd w ogóle taki pomysł, głuptaski? Z poważaniem, nadinspektor Alfred Hahmyc" Czekając na rozwój wydarzeń, zaparzmy sobie po filiżance her-baty. Antoni Gambdziak [email protected]

Czy matematyka jest Królo-wą Nauk? Co sprawia, że preten-duje ona na to stanowisko? Zacznijmy od początku. Gdy sze-dłem na kierunek Matematyka, sam do końca nie wiedziałem, jakie są moje motywacje. Może była to idealistyczna wizja kariery bankowej, stworzona przez znajo-mego dyrektora jednego z banków mojej rodzinnej miejscowości. Z drugiej jednak strony dobrze rozumiałem matematykę i wie-działem, że nie będę mieć z nią większych trudności, przez co moja wizja studiów bez nauki zdominowała tę pierwszą. W rzeczy samej, objętościowo wiele nauki nie ma - jedynie od 20

do 40 kartek na każdy przedmiot, których jest w porywach 5 w se-mestrze. Raptem uzbierałoby się tego pół książki na semestr. Pro-blem zaczyna się w rozumieniu tekstu i robieniu zadań. Część rzeczy owszem, trzeba wykuć, ale znacznie więcej jest takich, które trzeba przemyśleć, przetrawić i przyswoić (zasada 3P). Po trzech latach studiowania ma-

tematyki zacząłem ją nawet lubić. Człowiekowi wykształciło się analityczne i logiczne myślenie, dostrzega więcej zależności w otaczającym go świecie, jest w stanie zrozumieć wszystko. Po trzech latach można by iść na nie-mal każdy techniczny kierunek mając pewność, że sobie poradzę. Właśnie stąd wziął się stereotyp matematyki jako królowej nauk. To ona zapoczątkowała abstrak-cyjne myślenie, wybijające się ponad standardowo przyjęte sche-maty postępowania. Cały czas kreuje nowe narzędzia do badania fizyki, astronomii czy informatyki nie mówiąc już o finansach i eko-nomii. Jedna z tych niewielu nauk, którą tworzy się bez kosztownych doświadczeń, badań, nie wymaga-jąca cennej aparatury. Wystarczy

tylko kartka i długopis.

Bardziej sceptycznych może za-chęcić zdanie wybitnego artysty malarza przełomu wieków Wassi-la Kandinskyego:

Właśnie w tym leży przyszłość

nauki o harmonii malarskiej. Niby

„byle jak" wzajemnie ze sobą zesta-

wione formy, będą w gruncie rze-

czy powiązane wieloma ściśle okre-

ślonymi stosunkami, które dadzą

się kiedyś przecie zawrzeć w jakiejś

formule matematycznej. Więcej się

będzie wtedy pewnie miało do czy-

nienia z liczbami nieregularnymi,

niż z regularnymi. Ostatecznym

abstrakcyjnym wyrazem w każdej

sztuce jest liczba.

Dariusz Dudzik

Page 5: GoodNews 17

1 6 . 0 2 . 2 0 1 1 , N R 1 7

Od pierwszego wejrzenia Właśnie mija rok, odkąd znudzo-na darmowymi muzeami i koloro-wymi od zewnętrznych fasad pubów ulicami Dublina, weszłam przypadkowo do Kościoła Karme-litów – jednego z niewielu, który w kraju Celtyckiego Tygrysa nie został jeszcze przeobrażony w restaurację, lub, weźmy na przy-kład, biuro informacji turystycz-nej. Beznamiętnie przechadzałam się po jasnym wnętrzu w poszuki-waniu czegoś, co bardziej przypo-minałoby czas stracony jak u Pro-usta, niż natchnienie do modli-twy. I oto nagle, w samym środku świątyni, w gwarze rozmów han-dlarzy, którzy niekoniecznie po-bożne pamiątki sprzedają zaraz przy automatycznych drzwiach wejściowych, w tym mieście tak zohydzonym przez rozpasanie obyczajów, znalazłam cichutko przycupnięte w kąciku relikwie Świętego Walentego. W kieszon-kowym przewodniku, przewerto-wanym na ową radosną okolicz-ność, nie znalazłam niestety wskazówek co do postępowania wobec przypadkowo znalezio-nych szczątków świętych patro-nów, więc zapaliłam świeczkę gdyż napis głosił: „Light a candle. Only €1!” i rozpoczęłam nie-zgrabne modły. Wymódl mi, Święty Walenty, spokój w sercu i w głowie…

Bohater romantyczny Wszyscy chcemy świętych walen-tynek. I muszą być święte, to zna-czy nietykalne, nienaruszalne! No bo, bez nich, to nikt ani miśka nie da, ani na wymiętej kartce nie napisze: „I love U”. Żyć się ode-chciewa, jak człowiek pomyśli. A że kraj pobożny, to i patron, a jakże, być musi! Dbamy więc o romantyczną legendę o świętym biskupie z Rzymu, który nie lękał się okrutnego Cesarza Klaudiusza i kiedy ten zabronił swym żołnie-rzom zawierać związki małżeń-skie, by ich od służby nic nie od-ciągało, jął potajemnie udzielać sakramentu młodym, zakocha-nym legionistom. Kto przeczytał jednak „Zmierzch”, ten dobrze wie, że tajemnica to wciąż za ma-ło, by romantyczny ideał się zi-ścił. Musi być jeszcze jaka trage-dia, najlepiej podmiotu liryczne-go. Zatem odważny biskup wtrą-cony został do lochu i tam pewnie dokonał by spokojnie swego ży-wota, gdyby nie piękna, ale niewi-doma córka strażnika więzienne-go, w której nasz bohater wziął i się zakochał. Za ten niecny czyn został stracony w dniu 14 lutego, przed śmiercią miłością swą przywracając wzrok wybrance serca. Aha, i najważniejsze: list do niej napisał (bo już mogła odczy-tać) zakończony tymi oto słowa-mi: „Od Twojego Walentego”.

I tak oto tradycja przez wieki niosła ten zwyczaj po to, byś dziś i Ty wiedział/wiedziała jak i kie-dy powiedzieć ukochanej/ukochanemu, że „I love U”. Święty Bohater A Święty Walenty siedzi cichutko przycupnięty w kąciku, jak u Irlandzkich Karmelitów. Co o Nim wiemy? Prawie nic, a to co możemy znaleźć w światłych źródłach, już niestety nasiąkło chwytliwymi sloganami. Coś z tego uda nam się jednak może wyłuskać. Źródła wymieniają dwie postaci: pierwsza, to biskup rzymski, słynący z pocieszenia jakie niósł prześladowanym Chrześcijanom. Druga, to kapłan, który oddał życie w obronie wia-ry chrześcijańskiej. Można, zdaje się, przypuszczać, że chodzi o tę samą osobę, a tylko zawieruchy historyczne zniekształciły fakty. Istotnie, Walenty był kapłanem za panowania cesarza Klaudiusza II w III wieku. Wobec szalejącej fali prześladowań Chrześcijan w owym czasie, Walenty cieszył się szacunkiem i uznaniem rzym-skich pogan. Uważany za obrońcę ubogich i cierpiących, oraz czło-wieka światłego, umacniał wie-rzących i nawracał bezbożnych. Przywiedziony przed tron cesa-rza, odważnie dał świadectwo prawdzie i przyzywał imienia

Chrystusa. Wzbudziło to oburze-nie i w konsekwencji, przyszły Święty został uwięziony, oraz biczowany. Zdążył jeszcze nasz bohater nawrócić sędziego Aste-riusza i cały jego dom, z uzdro-wioną ze ślepoty córką (sic!), po czym został stracony dnia 14 lutego roku Pańskiego 270. Walenty kontra Walentynki Kult Świętego Walentego roz-przestrzenił się w Europie w wiekach średnich. Na terenach niemieckich (i u nas, w Polsce, również) czczony był jako patron cierpiących na ciężkie choroby, zwłaszcza nerwowe, a także na epilepsję. W Wielkiej Brytanii, a więc i w Stanach Zjednoczonych – jako orędownik zakochanych. Blichtr i pieniądze, jakie są dziś nierozerwalnie związane z dniem Świętego Walentego, przesłaniają nam obraz pokorne-go męczennika za wiarę. Sługi Bożego, który oddał życie za Chrystusa. Prawdziwego bohate-ra, który swoim życiem i śmiercią opowiedział się po stronie Praw-dy. My – z miłosnymi liścikami, różowymi misiami dla dziewczyn, gaciami w serduszka dla chłopa-ków. A Święty Walenty? – cichut-ko przycupnięty w kąciku. Pew-nie chichocze – jak przystało na patrona obłąkanych…

Bonaventura

Na łamach tego zacnego tygodnika pisałem wcześniej sporo o Stowa-rzyszeniu ASF w Polsce, naszej działalności, oraz o programach realizowanym w Niemczech i Wiel-kiej Brytanii przez Aktion Sühn-ezeichen Friedensdienste. Szansę wyjazdu na wolontariat mają nie tylko Polacy, ale także osoby z Ukrainy i Białorusi. Chciałbym Wam, drodzy czytelnicy, przybliżyć szczególne spotkanie, które odbyło się kilka dni temu, prawie 900 kilo-metrów od Krakowa. W Kijowie, w dniach od 11 do 12 lutego 2011 r. odbyło się semina-rium wyboru dla kandydatów na wolontariuszy ASF na przełomie lat 2011/2012 w Polsce i Niemczech. Licznie przybyli młodzi ludzie z całej Ukrainy. Obecni byli przed-

stawiciele z Doniecka, Dniepropie-trowska, Mykolaiva, Kijowa oraz z innych miast. Seminarium składa-ło się z dwóch części. Pierwsza z nich była poświęcona poznaniu motywacji kandydatów do wyjazdu za granicę, przedstawieniu historii i działalności Aktion Sühnezeichen Friedensdienste, oraz prezentacji poszczególnych projektów w Polsce i Niemczech. O działalności ASF opowiedziała Paulina Maloy (koordynator wolontariatu w To-warzystwie Edyty Stein we Wrocła-wiu), Marek Kamionka ( pracownik biura Stowarzyszenia ASF w Pol-sce) oraz Maryna Chorna ( wolonta-riuszka ASF w projekcie „Brama Grodzka – Teatr NN” w latach 2009/2010). Po prezenta-cjach odbywały się indywidualne rozmowy z kandydatami, które stanowiły drugą cześć seminarium. W międzyczasie, wszyscy z nich mieli okazję poznać się lepiej,

a także przeczytać raporty wolonta-riuszy, którzy zakończyli swoja pracę w poprzednich latach. Na-stępnie, przyszli wolontariusze zostali poinformowani o dalszych krokach dotyczących uczestnictwa w programie. W niedługim czasie wybrani otrzymają informację o możliwości wyjazdu do konkret-nego miasta, aby wspomóc działają-cą tam organizację. Młodzi ludzie, przedstawiciele sek-tora NGO z Ukrainy i Białorusi, zaprezentowali się bardzo dobrze. Są to osoby, które mają olbrzymią motywację do działania, zmieniania otaczającej ich rzeczywistości, wy-korzystania doświadczeń, pomy-słów i implementowania ich wśród lokalnej społeczności. Są wśród nich doświadczeni w prowadzeniu własnych organizacji, (prezydent NGO z Doniecka) jak i osoby, które za parę miesięcy będą

świeżo upieczonymi magistrami. Życzymy powodzenia w przygoto-waniach do wolontariatu. Serdecz-ne podziękowania za świetnie przy-gotowane spotkanie kierujemy na ręce organizatora – p. Anzheli Bie-liak – koordynatora wolontariatu ASF na Ukrainie i Białorusi.

M.K

Page 6: GoodNews 17

Kiedy miałem 21 lat, od-

kryłem że moim biolo-

gicznym ojcem była

próbówka z zamrożoną

spermą i etykietką „C11”.

To był potężny szok.

Przez całe, kończące się

dzieciństwo, cementowa-

ły się więzi z moim tatą.

Nie mogłem myśleć o nim,

jako o kimś, kto nie jest

moim ojcem (i wciąż nie

mogę), a jednocześnie

wiedziałem, że jesteśmy

sobie genetycznie obcy.

Moja tożsamość została

rozdzielona, jej aspekty

biologiczny i społeczny

przecięte. W miejscu,

gdzie otrzymałem moje

genowe dziedzictwo, uj-

rzałem naczyńko nasienia

w jakimś chłodnym maga-

zynie. Opłakiwałem tę

ludzką twarz ukrytą za

próbówką, której nie po-

znałem, i może nigdy nie

poznał. To trochę, jakby

matka opłakiwała dziec-

ko, którego nigdy nie mo-

gła mieć.

Zastanawiałem się, dla-

czego nie powiedziano mi

o tym wcześniej. Inny

mężczyzna, poczęty

z nasienia dawcy, znał

swoje pochodzenie. Ak-

ceptował to. Myślał na-

wet, by samemu zostać

dawcą. W dniu, w którym

urodziła się jego córka,

dostrzegł, jak mocna mo-

że być biologiczna więź,

i co oznacza utrata tej

więzi dla niego samego

i dla jego córki. Zmierzam

do stwierdzenia, iż to, że

dzieci nie ponoszą odpo-

wiedzialności za własne

poczęcie z nasienia daw-

cy, zmienia się wraz

z czasem.

Nie byłem w stanie opo-

wiedzieć mojej historii.

Jestem ludzkim stworze-

niem, a jednak zostałem

poczęty w wyniku zasto-

sowania techniki mającej

s w o j e p o c z ą t k i

w metodach hodowli

zwierząt. Najgorsze jest

to, że hodowcy

lepiej dbają

o zapisy na temat

pochodzenia by-

dła, niż ci

w klinikach. Czuję

się dziwnie, gdy

myślę, że moje

geny pochodzą od

dwóch osób, które

nigdy nie kochały

się, nie tańczyły

razem, a nawet

nigdy się nie spo-

tkały.

Moją reakcją było

potępienie rodzi-

ców. Byłem wście-

kły na nich. W

pewnym sensie

czułem się, jakby

moja mama była ofiarą

swojej prawdomówności,

tego że potrzebowała

mnie, by usłyszeć, że

wszystko jest dobrze. Nie

potrzebowałem wiedzieć,

kim był mój dawca. Z

trudnością szukałem

słów, by wyrazić to, co

miałem w głowie. Pytania,

którego nie odważyłem

sobie zadać, które nawet

nie przemknęło mi przez

myśl, wydawały mi się

zdradą wobec rodziny

i społeczeństwa.

Myśli były niespójne, ale

generalnie sprowadzały

się do następujących

kwestii:

• Jak moi rodzice mogli

zdecydować oddzielić

mnie od mojego rodu,

wychowywać jako ślepe-

go na moją tożsamość?

Jeśli nie byli w stanie mi

tego powiedzieć, to dla-

czego to zrobili?

• Jak lekarze – przysięga-

jący „przede wszystkim

nie szkodzić” – mogli

stworzyć system,

w którym obecnie sta-

wiam czoło bólowi

i utracie mojego dzie-

dzictwa i tożsamości?

• Jak rządzący – obarczeni

troską chronienia naj-

słabszych członków spo-

łeczeństwa, jego dzieci –

mogły uchwalić prawo

zakazujące dowiadywać

Tydzień temu na Frondzie ukazała się informacja o stronie anonymousus.org, zawierającej świa-dectwa osób poczętych z nasienia anonimowych dawców. anonymousus.org jest stroną założoną

przez 24-letnią Amerykankę, samą poczętą z anonimowego, przypadkowego nasienia. To szansa wypowiedzieć się, przedstawić swoją historię…

Poniżej tłumaczenie jednego z tekstów:

Jak mój dawca mógł pomóc

stworzyć mnie, a potem porzucić,

bez pozostawienia choćby

swego imienia?

Page 7: GoodNews 17

się, kto jest moim biologicz-

nym ojcem? Jak instytucje

państwowe skazały mnie

na psychiczne tortury przez

świadomość, że gdzieś jest

zapisane, kto jest moim

ojcem, ale mnie zakazane

jest to wiedzieć?

• Jak mój dawca mógł pomóc

stworzyć mnie, a potem

porzucić, bez pozostawie-

nia choćby swego imienia?

To najlepsze odpowiedzi,

które znalazłem:

• Moi rodzice byli skoncentro-

wani na natychmiastowym

rozwiązaniu problemu wła-

snej niepłodności i byli

skłonni zrobić prawie

wszystko, by ulżyć sobie

w cierpieniu i mieć dziecko.

• Lekarze byli skoncentrowani

n a p u b l i k a c j a c h

w naukowych periodykach,

otoczeni przez obrazy śmie-

jących się, szczęśliwych dzie-

ci w murach ich klinik. Nie

myśleli o czasach, gdy te

dzieci dorosną.

• Rządzący stwierdzili, że bę-

dzie niezręcznie znaleźć ja-

kieś rozwiązanie prawne.

Brak też poparcia.

• Mój dawca był młody

i skupiony na „dobrych

uczynkach”. Wierzył klini-

kom, które mówiły mu, że

biologiczna więź wygaśnie,

jeśli tylko podpisze się pa-

pier.

Przez trzy lata praktycznie

nie rozmawiałem z nikim

na ten temat. Moje życie

w rodzinie biegło tak gładko,

jak przedtem. Wszystko

zmieniło się, gdy spotkałem

kobietę poczętą z nasienia

dawcy. Rozmowy z osobami

mającymi podobne proble-

my, mającą podobne przeko-

nanie, że osoby poczęte

z nasienia dawcy mają prawo

do informacji o swoim gene-

tycznym rodowodzie, były

dla mnie wielką ulgą. Oni

pomogli mi wyartykułować

to, co się we mnie gromadzi-

ło. Spotkałem też adoptowa-

ną kobietę, która widziała

wszystko, co działo się

z debatą o adopcji

i ostateczną reformą. Być

poczętym z nasienia dawcy,

to jak być w połowie adopto-

wanym, ale z dodatkową rysą

wychowania zarówno przez

rodzinę biologiczną, jak

i adoptującą.

Niosło mnie poczucie nie-

sprawiedliwości. Napisałem

dwa artykuły w gazecie

i nauczyłem się, jaką moc ma

osobiste świadectwo. Zapyta-

łem Generalnego Doradcę

Prawnego, co czyni się dla

osób takich, jak ja. Przekona-

łem prawnika, by zaangażo-

wał się po mojej stronie. Spo-

t k a ł e m p o l i t y k ó w

i opowiedziałem im moją

historię, próbując przewier-

cić ich twarde powłoki. Kiedy

sprawa w końcu doczekała

się głosowania, została po-

grążona przez zaledwie pięć

głosów. Pięciu nieznanych

ludzi określiło, że odpowie-

dzi na pewne pytania pozo-

staną dla mnie na zawsze

ukryte.

Czyżby? Dotarłem do lekarza,

który opiekował się moją

matką i spytałem go, czy nie

wysłałby w moim imieniu

listu do mojego dawcy, pro-

sząc o pozwolenie

na wymianę informacji lub

kontakt. Lekarz był eksper-

tem w swojej dziedzinie. By-

łem pierwszą osobą poczętą

z nasienia dawcy, którą spo-

tkał. Po trzech przeraźliwie

długich miesiącach napisał,

że udało się. Sprawy zaczęły

biec szybko. W następnym

tygodniu odebrałem telefon.

Od tego momentu już nie

muszę mówić o moim biolo-

gicznym ojcu, jako o dawcy.

Ma na imię Ben.

Po wymianie listów

i rozmowach telefonicznych

umówiliśmy się na spotkanie.

Dzień wcześniej zorientowa-

łem się, że będzie to również

spotkanie z jego dziećmi,

moim przyrodnim rodzeń-

stwem. Byłem zdenerwowa-

ny, szczególnie w nocy przed

spotkaniem i w sam dzień.

Gdy zbliżałem się do drzwi,

syn Bena zawołał mnie

z podnieceniem w głosie

i wybiegł na spotkanie. Po-

czułem się rozluźniony. Przy-

witałem się z wszystkimi

i usiedliśmy do obiadu. To

było jak sen: rozglądałem się

wokół i spostrzegałem, że

jestem otoczony przez ludzi,

którzy wyglądają jak ja. Ci

w klinice byli w błędzie. Je-

steśmy rodziną, przynajm-

niej w pewnym sensie tego

słowa.

W końcu zrozumiałem dla-

czego ludzie mówią, że moja

siostra wygląda jak Szwedka,

a ja interesuję się lotnictwem

i astronautyką. Ben i ja dzieli-

my wspólne zainteresowa-

nia: książki, sztuka, sport,

poobiednie drzemki, świat

natury i to, co można spotkać

na zewnątrz. Po wszystkich

moich wysiłkach w mediach,

lobbowaniu wśród prawni-

ków i polityków miałem

przyjemność dowiedzieć się,

że mój dziadek od strony

ojca był bardzo zaangażowa-

ny w politykę.

Kilka tygodni później pozna-

łem najstarszą córkę Bena.

Dała mi kartkę:

„Mój drogi, co za cudowna

niespodzianka dowiedzieć

się o twoim istnieniu. Rodzi-

ny nigdy za dużo. Całusy.

Xoxo.”

Dla mnie najtrudniejszą rze-

czą w byciu osobą poczętą od

dawcy była własna niemoc

i brak wyboru, będąc nie-

ustannie napominanym, że

muszę znosić konsekwencje

dawno podjętych decyzji.

Chwileczkę! Nigdy się na to

nie zgodziłem.

Inną trudną sprawą dla mnie

jest widzieć, jak społeczeń-

s t w o z a a k c e p t o w a ł o

i dowartościowało biolo-

giczną więź potwierdzając

pragnienie mojej matki, by

mieć dziecko, a jednocześnie

niszcząc – co czasem jest

ś m i e s z n e , a l e

i niesprawiedliwe – biolo-

giczną więź z Benem i jego

rodziną.

ź r ó d ł o : h t t p : / /

anonymousus.org/stories/

index.php?cid=2#1413

Być poczętym z nasienia dawcy, to jak

być w połowie adoptowanym, ale z dodatkową rysą wychowania za-

równo przez rodzinę biologiczną, jak i adoptującą.

tłum. Anicetowski

Page 8: GoodNews 17

Kilka miesięcy temu wybieraliśmy się do znajomych Rona. Od jakiegoś

czasu moich również. Paradoksalnie cieszyłam się na to wyjście. Od dawna

miałam ochotę ubrać się w dopasowaną niebieską sukienkę, którą kupiłam

trochę nieodpowiedzialnie, bo z myślą, że nigdy jej nie założę. Obojgu nam

potrzebne było wyjście, ponieważ niedawny remont sprawił, że nie opusz-

czaliśmy swego mieszkania bez wyraźnej konieczności. Nawiasem mówiąc,

zabawa farbą była świetna. Czuliśmy się tak swobodnie i wspólnie decydo-

waliśmy o kolorach i aranżacji każdego drobnego kąta - od niedawna -

naszego wspólnego mieszkania.

Przygotowywaliśmy się do tego wyjścia zdecydowanie dłużej niż było to

potrzebne. W końcu rozdrażniona pośpiechem, zapytałam:

- Dlaczego my zawsze chodzimy do twoich znajomych?

- Głównym powodem jest fakt, że ty nie masz żadnych znajomych, do

których chciałabyś chodzić - odpowiedział, wychylając głowę z sypialni,

z pobłażliwym uśmiechem. Nikt tak dobrze nie znał mojego zdania o lu-

dziach, jak Ron. Czasem nawet wypominał mi to. Może i słusznie.

- No tak, racja - uśmiechnęłam się trochę złośliwie.

- Co jest?

- Nie wiem o co ci chodzi - odparłam niewinnie, prowadząc naszą rozmo-

wę niemal za rączkę.

- Ten uśmiech! Znam go! Mówi coś jakby: "Mam szatański plan!".

- Co takiego? Kochanie, uśmiechy nie mówią…

- Akurat! Ja cie już znam. Co kombinujesz? - zapytał z lekkim uśmiechem,

jak zwykle rozbawiony moim zachowaniem.

- Ja?? Jak zwykle nic! Możemy już iść?

- Nie, chyba, że wyjaśnisz mi o co chodzi.

- Właśnie. Pomyślałam, że moglibyśmy jednak nigdzie nie iść i spędzić ten

czas napawając się urokiem naszego dzieła - wskazałam wnętrze mieszka-

nia. - Możemy powiedzieć, że samochód sie zepsuł!

- Taaa... powinienem cię od razu przejrzeć - uśmiechnął się szeroko. -

Kupiliśmy samochód miesiąc temu, nikt nie uwierzy, że nie nadaje się on do

jazdy.

- W takim razie pospiesz sie już, bo spóźnimy sie na zakończenie tej im-

prezy! Jeszcze pomyślę, że szykujesz się tam dla kogoś specjalnego!

- Tak jest w rzeczywistości. Chcę wyglądać wyjątkowo. Dla ciebie - jego

słowa niemal raziły szczerością. Wzruszyłam się nie na żarty.

- Kocham cie, tylko tyle wiem - zanuciłam wraz z głosem płynącym spo-

kojnie z czarnych głośników.

- Pamiętasz takie szczegóły!

- I zawsze będę pamiętać - odpowiedziałam patrząc na fontannę, z której

leniwie płynęła woda.

Nadal byłam zaskoczona tym, że mówię głośno o tym wszystkim.

Wiał lekki wiaterek rozdmuchując moje włosy wokół twarzy. Kolejna

drobnostka zwróciła moją uwagę na wydarzenia, które miały miejsce już

dość dawno, a były wciąż świeże, jak gdyby działy się w tej chwili.

Wracałam z zakupów w pośpiechu, po raz kolejny próbując zwyciężyć

walkę z czasem - zrobić więcej rzeczy w ciągu dnia, niż jest to fizycznie

możliwe.

Była jesień, dość smutna, deszczowa. Chłodny wiatr codziennie witał ludzi

w drzwiach ich domów, jakby pragnął zaznaczyć swoją obecność, wryć się

głęboko w świadomość ludzi, chcąc może zawładnąć światem, choćby na

krótko, ale całkowicie. Budował współczesne pejzaże przyrody z porwa-

nych liści, wygiętych konarów drzew i szarości jesiennego deszczu.

Udało mi się dotrzeć do drzwi mieszkania i na tym moje sukcesy tego dnia

się skończyły, gdyż nie zdążyłam przybyć przed Ronem. Pomógł mi wnieść

wszystko do kuchni i zmuszona pogodzić się z kolejną przegraną z czasem,

zajęłam się przygotowaniem kolacji.

- Ta walka była z góry przegrana. Chyba nie umiem oceniać przeciwni-

ków.

- Za bardzo się tym przejmujesz. Ja tam jestem zadowolony. Przybyłaś w

sam raz.

- Ty jesteś zadowolony, bo nie dostrzegasz powagi sytuacji. Wyobraź

sobie to uczucie, gdy udaje ci się osiągnąć niemożliwe i...

- ... I nie masz, co dalej robić…

- Tak. To znaczy nie! Jak to, nie masz, co dalej robić?

- Kiedy osiągniesz niemożliwe, nie ma już nic więcej do osiągnięcia. A

może się mylę?

- Może się mylisz.

Zabraliśmy się za krojenie składników, próbując stworzyć potrawę, godną

królewskiego stołu. Biorąc pod uwagę nasze umiejętności w tej dziedzinie i

ta walka była przesądzona.

Po posiłku mogliśmy w końcu usiąść na ulubionej kanapie, wybierając

dobry film, na wieczór przepełniony jesienną zadumą. Wtedy Ron przypo-

mniał sobie historię z dzieciństwa, która niesamowicie mi się spodobała.

Właściwie nie umiem powiedzieć, co dokładnie mnie w niej urzekło. Może

niesforność małego chłopca? A może rewelacyjny sposób opowiadania

o wydarzeniach, które pamięta się jak przez mgłę?

- Mówiłem ci, że jako mały chłopiec chciałem zostać pilotem?

- Nie, nigdy o tym nie wspominałeś.

- Miałem chyba z pięć lat. Dziadek zrobił mi dość duży drewniany model

samolotu. Pomalował go bardzo staranie i wręczył opowiadając o swoim

marzeniu z dzieciństwa, także związanym z samolotami. Tak bardzo spodo-

bała mi się ta opowieść, że nie mogłem myśleć o niczym innym. Bałem się

bawić samolotem, nie chcąc go zniszczyć. Byłem dość... energicznym dziec-

kiem, a za zmianą moich nastrojów i pomysłów mało kto potrafił nadążyć.

Nie chcąc tracić czasu, jak ty dziś - uśmiechnął się do mnie szeroko, a jed-

nocześnie uroczo - nie zamierzając czekać do dorosłości, zaplanowałem

sobie szybki kurs latania. Zrobiłem skrzydła z papieru; chociaż "skrzydła"

do zbyt łagodne określenie dla tego monstrum, które stworzyłem jako

pięciolatek; i skoczyłem z drzewa, na które udało mi się wspiąć z nie ma-

łym trudem, właśnie podczas takiej pogody jak dziś. Złamałem rękę i tro-

chę się potłukłem... moje marzenie o karierze pilota umarło tak szybko, jak

się narodziło. Moi dziadkowie i rodzice byli przerażeni całą tą sytuacją. A to

był tylko wierzchołek góry lodowej, którą im prezentowałem w czasie

mojego dzieciństwa - uśmiechnął się leciutko, jakby do wspomnień. - Czy to

nie świetne podsumowanie twoich prób bycia szybszą od światła?

- Ha, ha, ha... To nie ma nic wspólnego z moją chęcią zdążenia na czas!

Ron roześmiał się sie głośno, jak zwykle skutecznie zarażając mnie tym

śmiechem. Po chwili zapytał:

- A ty? Kim cichłaś być jako dziecko?

Spojrzałam na niego trochę smutno. Zobaczyłam w jego oczach swoje

odbicie i szepnęłam zmęczonym głosem:

- Kimś zupełnie innym niż byłam…

Wtedy przytulił mnie i pocałował tak, że nie musiał już mówić, że mnie

kocha i że nie muszę się przy nim niczego bać. Tak często było to widać w

jego oczach. Chyba nigdy nie zasługiwałam na tyle uwagi, ile mi poświęcał,

na tyle miłości, ile mi ofiarował.

- Ale dziś nie żałuję. Cieszę się, że jestem sobą. Cieszę się, że ty też tu je-

steś.

- Zawsze już tu będę.

Tego wieczoru nie powiedzieliśmy już nic. Nie musieliśmy mówić, żeby

poznać swoje myśli i uczucia.

Nie rozumiem do końca, dlaczego opowiedziałam to wszystko komukol-

wiek. Nie sadziłam, że tak tego potrzebuję. Nadszedł moment, w którym

musiałam komuś mówić o tym, co czuję i myślę, o tym, co pamiętam, choć-

by nie miało to dla słuchacza żadnego sensu. Katarina była w pobliżu, tro-

chę przypadkiem, i faktycznie potrafiła słuchać.

Samotność, to dziś miejsce, w którym czuję się najbezpieczniej. Miejsce,

gdzie nikt mnie nie zrani, gdzie mogę się schować w każdej chwili. Nie było

mi ono potrzebne tylko wtedy, gdy miałam świadomość, że Ron jest gdzieś

w pobliżu, że spotkamy się za kilka godzin, kilka minut. Niepewność nie

istniała pomiędzy nami. Nikomu w życiu nie zaufałam tak jak jemu. I on

chyba to samo potrafiłby powiedzieć o mnie. Mam taką nadzieję.

Okazało się jednak, że z samotności trzeba czasem uciec, choć na chwilę.

Nadal myśląc o Ronie uśmiecham się, cieszę się z tych wspólnych wspo-

mnień, i płaczę, ponieważ nadal są ogromnie bolesne. Ciągłe czuję jego

brak tak dotkliwie, jak niczego innego na ziemi. W ciągu dalszym nie rozu-

miem, dlaczego musiał odejść, dlaczego mnie opuścił, skoro obiecał, że

nigdy tego nie zrobi. Kolejne łzy przypominają mi o tych wszystkich marze-

niach, które nigdy nie staną się rzeczywistością i o tych chwilach, które

zostały gdzieś za mną, niespełnione. Cały czas mam wątpliwości, czy jutro

będę miała siłę wstać i spojrzeć na świat, taki pusty i smutny.

Nikt nigdy nie zapamięta Rona tak, jak ja. Nie będzie pamiętał jego głosu,

zapachu czy dotyku. Nikt nigdy nie poczuje jego miłości i jego utraty tak

mocno i dotkliwie jak ja. Pocieszająca jest jednak myśl, że jeśli nie ja, to

ktoś inny, być może zapamięta drobny fakt, że mój mąż był niesfornym

dzieckiem albo, że lubił się uśmiechać. Rzecz mało istotna, a jednak z nie-

wytłumaczalnego powodu - tak ważna.

Smutek rozrywa moje serce. Nadal tak jest. Będzie już zawsze. Już zawsze

będzie ono należało tylko do Rona.

P.S.

R ozdział V : Spacer (cz. 2 .)R ozdział V : Spacer (cz. 2 .)R ozdział V : Spacer (cz. 2 .)R ozdział V : Spacer (cz. 2 .)

Page 9: GoodNews 17

1 6 . 0 2 . 2 0 1 1 , N R 1 7

Odcinek 4

Wyjdź z progu jak Małysz

Musiałem teraz bardzo głupio wyglądać, bo z każdą chwilą kiedy Stary wypowiadał ko-lejne słowa swojej opowieści moje oczy robi-ły się coraz większe. Nikt do tej pory tak do mnie nie mówił.

Po chwili zastanowienia, spojrzał w okno, wziął ostrożny łyk ciepłej jeszcze herbaty i ciągnął dalej swoją opowieść:

Tak, więc widzisz Karolu, pierwsze wrażenie jest ważne w wielu przypadkach. Chyba nie zacząłbyś rozmowy ze swoją wykładowczy-nią od „cześć mała”, choć i to mogłoby wy-wołać ciekawy efekt. Ale bądźmy poważni. Początek mszy świętej jest dla nas bardzo wymowny, zawiera słowa i znaki fundamen-talne dla nas, wierzących. Pamiętasz jakie słowa rozpoczynają Eucharystię?

W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Pan z wami! I z duchem twoim!

Wiesz, co te słowa oznaczają, hmmm? Na pewno się domyślasz, ale zastanawiasz się nad tym, czy rozumiesz to, co mówisz i ro-bisz?

Otóż, mój drogi, do Boga należymy w każ-dym momencie naszego życia, a szczególnie

w momencie mszy, jesteśmy blisko Jego ta-jemnic. Dlatego wszystko, co robimy może-my robić razem z Nim i w Jego Imię, a tym bardziej razem z Bogiem powinniśmy rozpo-czynać mszę świętą. Wchodzimy w Tajemni-cę miłości Ojca, który posłał na świat swoje-go Syna, który napełniony Duchem Świętym wykonał zbawczy plan, rozumiesz? Bóg jest z nami kiedy stajemy u progu tego miste-rium, jakim jest msza, On nas chce prowa-dzić, zawsze, ale szczególnie w tym miejscu. Znak Krzyża Świętego ma Ci uświadomić, że zaczyna się Wielka Tajemnica Wiary. Ten święty znak jest również najkrótszym wy-znaniem naszej wiary w Trójjedynego Boga, przypomnieniem tego, że na krzyżu dokona-ło się dzieło naszego zbawienie. Ruch ręki z góry na dół oznacza, że Jezus będąc praw-dziwym Bogiem, stał się prawdziwym czło-wiekiem. Natomiast gest przesunięcia dłoni od lewej do prawej symbolizuje, że Chrystus przeszedł z nędzy do chwały, ze śmierci do życia, i w ten sam sposób przeprowadza człowieka. Dlatego tak ważny jest początek, aby wszystko rozpoczynać z Bogiem i Jemu to oddawać: cały dzień, pracę, zmartwienia, porażki, radości, sukcesy. On będzie Twoim przewodnikiem w momencie mszy, i w każ-dej chwili Twojego życia.

Proszę, nie spóźniaj się na Eucharystię. To tak jakby skoczek narciarski spóźnił odbicie na progu. Zły początek lotu psuje całość sko-ku. Niektórzy przegrywają już na rozbiegu. Ty nie narażaj się na porażkę, bądź gotowy.

Tak, tak… Pan z wami! - mówi kapłan. Niby proste słowa, i powtarzamy sobie je podczas mszy świętej jeszcze nie jeden raz. Niektó-rym to mogło już wejść w nawyk i odrucho-wo odpowiadają: I z duchem twoim. A cóż znaczą te słowa? Bóg obiecał: Gdzie są dwaj

albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem

pośród nich (Mt 18, 20). Bóg jest pośród nas, zawsze nam towarzyszy, a podczas Euchary-stii staje się obecny poprzez swoje Ciało i Krew, przez swoje Słowo, ale także w oso-bie kapłana i w naszej wspólnocie. Bóg jest pomiędzy nami, Bóg jest w nas. Uświadamia-my to sobie już na początku mszy, żebyśmy pamiętali, że Eucharystia nie jest teatrzy-kiem, nie jest maskaradą, ale prawdziwym spotkaniem z Bogiem. Bóg ogarnia nas swoją obecnością. On JEST. On jest…

szary

Elżbieta Czamara

Życzenie

Zamieńmy się z nimi miejscami. Wiele godzin. Zrzucanie jednej skóry i wchodzenie w drugą, na początku obcą. A potem oswojenie się z tym, że ma się dwie skóry i obie są. Zamieńmy się z nimi miejscami. Niech granice wyznacza rozsuwający się materiał łączący dwie połowy: oświeconą i ciemną, wpatrzoną. Zamieńmy się z nimi miejscami. Grać na harfie swoich uczuć i doświadczenia nie jako Ty, lecz jako Ty-Niety. Zamieńmy się z nimi miejscami. Robić tak często tą samą rzecz w niepowtarzalny sposób. Czynić codziennie niecodzienny cud. Zamieńmy się z nimi miejscami. Mieć władzę. Nie wykorzystywać jej, lecz korzystać. Zostawiać posmak i wwiercać się w duszę naszej drugiej, nieoświetlonej połowie. Zamieńmy się z nimi miejscami. Odchodzące wspomnienia przy dźwięku głośnych kropel deszczu-braw. Zamieńmy się z nimi miejscami.

Zostańmy aktorami.

Page 10: GoodNews 17

Przez długi czas ten temat mnie w ogóle nie interesował. Być może coś o tym słyszałem, być może kiedyś widziałem coś w telewizji, ale nie zwróciłem na to zbyt dużej uwagi. Pamiętam, jak w liceum podczas lekcji reli-gii ksiądz katecheta zapropono-wał nam oglądanie filmu. Oczy-wiście wszyscy się zgodzili: film oznacza zero notowania, zero stresu i możliwość douczenia się na język polski (klasa humani-styczna zobowiązuje). Pierwsze sceny już wywołały we mnie dreszczyk emocji, potem napis tytułowy: Egzorcyzmy Emily

Rose. Gdyby nie to, że oglądali-śmy ten film wspólnie, raczej nie doczekałbym do napisów końco-wych. Przez zasłonę palców niewiele mogłem dojrzeć, a i tak to, co zobaczyłem, wystarczyło mi w zupełności. Ten obraz ki-nowy spotęgował we mnie ro-snącą od pewnego czasu cieka-wość. Czym są egzorcyzmy? Dlaczego diabeł opętuje ludzkie ciało, dlaczego Bóg się na to zgadza? Zacząłem szukać. Naj-pierw jedna książka, potem dru-ga i trzecia, jakiś artykuł, film dokumentalny… To, co zobaczy-łem i przeczytałem, utwierdziło mnie w przekonaniu: o tym, nie tylko można, ale trzeba mówić. Świat chciałbym z uśmiechem na twarzy raz na zawsze poże-gnać się z szatanem. Nawet niektórzy katoliccy teologowie skłonni są uważać diabła za symbol zła dziejącego się w świecie, albo jakąś alegoryczną figurę wszystkich nieszczęść. Nie dają wiary istnieniu upadłe-go anioła, który w swojej pysze odmówił Bogu posłuszeństwa i raz na zawsze opuścił Niebo i Boga. Przestaliście we mnie

wierzyć, oczywiście, wiem o tym - stwierdza diabeł w jednym z opowiadań Leszka Kołakow-skiego z tomu Rozmowy z dia-

błem. Właśnie ludzka niewiara i wszystkie błędy ludzkie, któ-rych jest przyczyną stają się tematem prelekcji. Demon pod-kreśla, że tam, gdzie wiara słab-

nie, najszybciej umiera przeko-nanie, że diabeł istnieje i działa w świecie. A diabeł pierwszy

pada na ołtarzu, zawsze pierw-

szy. Zaraz za diabłem zwątpienie pochłania dogmaty wiary, świę-tych i samą Trójcę Świętą. Zjawi-sko zapominania o istnieniu diabła jest zauważalne nie tylko wśród wiernych, ale i pośród ich pasterzy. Demon wypomina kaznodziejom, że za rzadko wspominają o jego istnieniu. A jeśli nawet zdarzy się jakiś

gorliwy duchowny, to zostanie uznany za staromodnego kon-serwatystę. Mówienie o diable z kazalnicy zostało uznane za niewychowawcze, dlatego na-wet stare obrazy ze świątyń wy-

noszą, żeby diabłem nie straszyć. Diabeł we właściwy sobie iro-niczny sposób mówi, że woli niewiarę bezbożną, czyli odrzu-cającą wszystkie dogmaty, niż wiarę zawstydzoną, skrępowa-ną. Ludzie, uznający istnienie diabła za fakt zostali nazwani zacofanymi, średniowiecznymi. Światli opisali go naukowymi terminami. Zostawiliście sobie

diabła do naukowych rozpraw,

opisaliście go, jak trzeba, w wa-

szej historii, w waszej socjologii,

w psychologii albo religioznaw-

stwie, albo psychoanalizie, albo w

powieści, albo w dramacie o cza-

rownicach. Załatwiliście sprawę,

nieprawdaż? Załatwiliście spra-

wę? Co?

Rozmowy z diabłem profesora Kołakowskiego są oczywiście dziełem literacko-filozoficznym, ale trudno powyższym stwier-dzeniom odmówić słuszności.

Zastanówmy się najpierw, skąd wzięło się przekonanie o istnie-niu demona. Katechizm Kościoła Katolic-kiego w artykule 391 podaje: Do

wyboru nieposłuszeństwa skłonił

naszych pierwszych rodziców

uwodzicielski głos przeciwsta-

wiający się Bogu. Ten głos przez

zazdrość sprowadza na nich

śmierć. Pismo święte i Tradycja

Kościoła widzą w tej istocie upa-

dłego anioła, nazywanego Szata-

nem lub diabłem. Kościół naucza,

że był on najpierw dobrym anio-

łem stworzonym przez Boga:

Diabolus enim et alii daemones

a Deo quidem natura creati sunt

boni, sed ipsi per se facti sunt

mali - "Diabeł bowiem i inne złe

duchy zostały stworzone przez

Boga jako dobre z natury, ale

same uczyniły się złymi". Wyni-kają z tego tekstu trzy najważ-niejsze wnioski dotyczące szata-na: jest stworzeniem, jako stwo-rzenie Boże został powołany do istnienia jako dobry, ale sam wybrał zło. Znajomość tych fun-damentalnych prawd jest nie-odzowna, by dobrze zrozumieć istotę ducha nieczystego. Skąd dowiadujemy się o dzia-łaniu złego ducha? Spotykamy szatana już na pierwszych kar-tach Pisma Świętego. To za jego namową Pierwsi Rodzice popeł-nili grzech pierworodny. On stoi u początku kłamstwa, morder-stwa i innych zbrodni. W Starym Testamencie spotykamy go mię-dzy innymi w księdze Hioba, kiedy za zgodą Boga dotyka Jego wybrańca wszystkimi możliwy-mi nieszczęściami. Hiob nie zło-rzeczy Bogu, lecz ufa Opatrzno-ści, co zaskakuje zaślepionego pychą szatana i staje się przy-czyną jego klęski. Nowy Testa-ment wiele razy ukazuje postać diabła. Pan Jezus wyrzucał złe duchy z napotkanych ludzi, sam był kuszony przez diabła pod-czas czterdziestodniowego po-stu. Uczniowie Chrystusa otrzy-mali moc wypędzania demonów i odpuszczania grzechów w Imię swego Mistrza. Świadectwo ist-nienia i działania szatana dają rzesze świętych, którzy musieli niejednokrotnie stanąć z nim twarzą w twarz. Poczynając od Apostołów, przez św. Benedyk-ta, św. Franciszka, św. Jana Ma-rię Vianney`a , aż do świętych naszych czasów: św. o. Pio, czy przyszłego błogosławionego Jana Pawła II, który na mocy święceń biskupich również od-prawiał egzorcyzmy. Jak to możliwe, że szatan mo-że zawładnąć ludzkim ciałem? Człowiek został stworzony jako istota wolna, tzn. obdarzona

Czyli kilka pytań i tyleż samo odpowiedzi w zapomnianej sprawie diabła

Page 11: GoodNews 17

1 6 . 0 2 . 2 0 1 1 , N R 1 7

przywilejem wyboru. Bóg pra-gnie, abyśmy wolni wybierali miłość ku Niemu. Nie potrzebne są Bogu marionetki, które bez-myślnie oddawałyby Mu hołd – jak stwierdził kiedyś ks. Piotr Pawlukiewicz. Dlatego w swojej miłości Bóg daje nam prawo nawet do wyboru zła, jeśli tego chcemy. Czytaliśmy w ostatnią niedzielę słowa Księgi Syracyde-sa: Położył przed tobą ogień

i wodę, co zechcesz, po to wycią-

gniesz rękę. Przed ludźmi życie

i śmierć, co ci się podoba, to bę-

dzie ci dane. Jeżeli człowiek otwiera się na działanie szatana, mimo miłości Boga, to sam ska-zuje się na jego działanie. Najbar-dziej oczywistym działaniem otwierającym diabłu drogę do naszych serc jest grzech, wykro-czenie przeciw Bożym przykaza-niom. Z tym w sposób szczególny wiążą się praktyki nastawione na utrzymywanie kontaktu z moca-mi niewiadomego pochodzenia. Chodzi tu o wszelkie rodzaje magii, wróżbiarstwa, różdżkar-stwa, astrologii, praktyk medyta-cji w religii wschodnich, wiary w horoskopy, bałwochwalstwo, przekleństwa i wiele innych. Praktyka wielu księży egzorcy-stów wskazuje również na szko-dliwe działanie homeopatii. Są one objawem braku wiary w moc Bożą, w Boże miłosierdzie. Opatrzność czuwa nad nami na-wet wtedy, kiedy czujemy się opuszczeni i samotni. Uciekanie się do tego typu praktyk jest grzechem przeciwko pierwsze-mu przykazaniu. Otwieranie się na moc niewiadomego pochodze-nia jest zapraszaniem szatana do naszego życia. Istnieje jeszcze wiele innych przyczyn opętań, takich jak: satanizm, pakty za-wierane z diabłem czy praktyki okultystyczne. Czym jest egzorcyzm? Egzor-cyzm (gr. exorkizein - "wyklinać") jest rozkazem wydanym w imię Boga demonowi, aby ten wyszedł z miejsca, rzeczy lub osoby. To szczególna forma błogosławień-stwa (sakramentalium), które kapłan udziela człowiekowi w określonych sytuacjach i po-trzebach. Rozróżniamy dwa ro-dzaje egzorcyzmów. Pierwszy nazywany egzorcyzmem wiel-kim, publicznym lub uroczystym ma na celu wyrzucenie złego ducha z opętanej osoby oraz uwolnienie od wpływów demo-nicznych. Odprawiany jest wedle zaleceń Rytuału rzymskiego. W ten zakres wchodzi również Egzorcyzm zwykły (włączony w sakrament chrztu świętego) oraz stosowanie wody, oleju

i soli egzorcyzmowanej przez każdego kapłana. Drugi rodzaj to egzorcyzm mniejszy, prywatny lub prosty - nie jest egzorcy-zmem w ścisłym tego słowa zna-czeniu, nie zawiera formuł egzor-cyzmu wielkiego, np. bezpośred-niego rozkazywania złemu du-chowi. Są to modlitwy do indywi-dualnego odmawiania przez wszystkich wiernych, np. w chwilach pokus i dręczeń pocho-dzących od złego ducha. W ten zakres wchodzą również Modlitwy o uwolnienie, rodzaj modlitw wstawienniczych, z których mogą korzystać wszyscy kapłani, czy wspólnoty religijne pod przewodnictwem kapłana lub diakona. Nie są egzorcyzma-mi, choć mają za zadanie uwol-nienie od wpływów demonicz-nych (poza samym opętaniem). Kim jest egzorcysta? Egzorcy-stami z racji mocy święceń są jedynie biskupi oraz kapłani, którym ta posługa zostanie zle-cona na polecenie ordynariusza diecezji. Egzorcysta w swojej

ludzkiej słabości musi wykazy-wać się świętobliwością życia, nienaganną opinią, modrością, pokorą i doświadczeniem. Egzor-cyzmy mogą być sprawowane tylko w wypadku wyraźnego polecenia biskupa, po uprzednim dogłębnym zbadaniu sprawy (konsultacja ze spowiednikiem i rodziną, badania lekarskie, za-chowanie domniemanego opęta-nego, modlitwa o uwolnienie). Wielkie zagrożenie stanowią tzw. świeccy egzorcyści oferujący swoje usługi za odpowiednimi opłatami. Nie panują oni nad demonem i mogą sami ulec opę-taniu, bądź narazić na to innych.

Egzorcysta katolicki nie przyjmu-je pieniędzy ani żadnych innych dowodów wdzięczności, wyko-nuje swoją posługę bezintere-sownie mocą Pana Jezusa Chry-stusa. Jak przebiega egzorcyzm? Jeśli kapłan ma pewność, że dana osoba nie jest chora psychicznie, ale naprawdę została opętana przez szatana, przystępuje do odprawiania egzorcyzmu wiel-kiego. Udziela się go w miejscu odosobnionym, w kaplicy lub w odpowiednim pomieszczeniu. Ważne, aby znajdował się tam widoczny wizerunek Ukrzyżowa-nego Chrystusa, Najświętszej Maryi Panny, aniołów i świętych. Poza kapłanem może wziąć w nim udział grupa świeckich. Nie mogą oni wymawiać formuły egzorcyzmu, ale modląc się za dręczonego mogą przyczynić się do jego uwolnienia. Pełne egzor-cyzmy obejmują obszerne modli-twy wstępne, po których nastę-pują trzy różne egzorcyzmy wła-ściwe (wedle Rytuału 2000 r.).

Opętany zostaje pokropiony wo-dą święconą, co jest upamiętnie-niem oczyszczenia otrzymanego na chrzcie świętym. Następnie kapłan odmawia modlitwę lita-nijną, odczytuje psalmy i Ewan-gelię. Ksiądz egzorcysta nakłada ręce na osobę dręczoną, zano-sząc błagania do Ducha Świętego, aby szatan opuścił opętanego. Podczas modlitwy tchnie w twarz dręczonego. Następuje recytacja wyznania wiary albo odnowione zostają przyrzeczenia chrzcielne. Później kapłan modli się słowami Modlitwy Pańskiej (Ojcze Nasz). Egzorcysta ukazuje dręczonemu Krzyż Święty – znak

naszego zbawie-nia i błogosławi osobę dręczoną. Wypowiada bła-galną formułę egzorcyzmu skie-rowaną do Boga oraz formułę rozkazującą, nakazującą diabłu, w imię Jezusa Chrystusa, odejście od człowieka. Na zakończenie obrzędu odśpiewana zostaje pieśń dziękczynna, odmówiona specjalna modlitwa oraz udzielo-ne zostaje błogosławieństwo. Jak zachowuje się szatan pod-czas egzorcyzmu? Podczas eg-zorcyzmu diabeł może manife-stować swoja obecność. Osoba opętana może popadać w eksta-zę, odrętwienie, może odczuwać bóle różnych części ciała. Dodat-kowo szatan może ujawniać swo-ją obecność w sposób nadprzyro-dzony np. poprzez mówienie językami, posiadanie nadludzkiej siły, znajomość rzeczy ukrytych, występowanie znaków na ciele, wypluwanie przedmiotów. Dia-beł stara się przeszkadzać egzor-cyście. Księża często bywają wy-zywani, opluwani, kopani i ude-rzani przez szatana w ciele czło-wieka. Za wszelką cenę starają się odsunąć moment wyjścia. Święte przedmioty i imiona świę-tych, a szczególnie Najświętszej Maryi Panny budzą w nim strach i złość. Czasem udaje, że wyszedł, lub krzyczy, manifestując swoją siłę. Jednak jak poucza Kate-chizm: Moc Szatana nie jest nie-

skończona. Jest on tylko stworze-

niem; jest mocny, ponieważ jest

czystym duchem, ale jednak stwo-

rzeniem: nie może przeszkodzić w

budowaniu Królestwa Bożego.

Chociaż Szatan działa w świecie

przez nienawiść do Boga i Jego

Królestwa w Jezusie Chrystusie, a

jego działanie powoduje wielkie

szkody - natury duchowej, a po-

średnio nawet natury fizycznej -

dla każdego człowieka i dla społe-

czeństwa, działanie to jest do-

puszczone przez Opatrzność Bożą,

która z mocą i zarazem łagodno-

ścią kieruje historią człowieka i

świata. Dopuszczenie przez Boga

działania Szatana jest wielką

tajemnicą, ale "wiemy, że Bóg z

tymi, którzy Go miłują, współdzia-

ła we wszystkim dla ich do-

bra" (Rz 8, 28). Egzorcysta pyta zwykle o liczbę demonów nęka-jących człowieka i ich imiona. Rozkazami w Imię Chrystusa przynagla je do opuszczenia ciała opętanego. Szatan musi ulec Bo-gu. Jak długo może trwać egzor-cyzm? Obrzęd egzorcyzmu może trwać od kilkunastu minut do kilkunastu godzin. Jest ponawia-

Page 12: GoodNews 17

ny do momentu całkowitego uwolnienia opętanego, co może zająć od kilku tygodni do kilku lat. Wiele zależy od postawy osoby poddającej się egzorcy-zmom. Ważne, aby pomiędzy kolejnymi egzorcyzmami przyj-mowała sakramenty święte (spowiedź, Komunia), modliła się i przybierała postawę nawró-cenia. Opętanie i diabelskie nękania są widocznym i bardzo spekta-

kularnym przejawem działalno-ści szatana. Jednak jak zauważa ks. Andrzej Trojanowski doktor teologii i egzorcysta: Grzech

śmiertelny jest czymś, co już

świadczy o zwycięstwie złych

duchów w naszym życiu. Opęta-

nie jest ujawnieniem się czegoś,

co demon robi niejako pod przy-

musem, on musi się pokazać,

musi się ujawnić, a on nie chce się

ujawniać. Zły duch robi wszystko,

żeby jego działalność nie wycho-

dziła na zewnątrz, nie chce się

zdemaskować. Kiedy się dema-

skuje w postaci opętania, to jest

już w jakiś sposób jego przegra-

na. Można więc śmiało stwier-dzić, że osoba znajdująca się w grzechu ciężkim jest w gorszej sytuacji niż osoba opętana. Opę-tanie dotyczy ciała człowieka, natomiast grzech śmiertelny opętuje duszę. Dlatego też, jeśli osoba opętana wyzna swoje grzechy, może przystępować do sakramentów świętych mimo trwającego opętania. Co w tym wszystkim tak bar-dzo mnie zainteresowało? Mogłoby się wydawać, że w tym całym odrażającym spektaklu cierpienia, jakim jest każde opę-tanie, nie ma nic, co budzić może nadzieję, a jedyne co może przy-kuć uwagę człowieka to spekta-kularne działanie szatana. Ale to na szczęście nieprawda! Niesa-mowita jest w tym wszystkim miłość i moc Boga, który wyry-wa nas z otchłani zła, z rąk sza-tana. Jezus zwyciężył śmierć, Jezus zwyciężył grzech, Jezus zwyciężył szatana. Posługa księ-

dza egzorcysty jest świadec-twem zwycięstwa Boga nad szatanem. Diabeł nie jest rywa-lem dla Boga, jest tylko stworze-niem i musi ulec w obliczu mocy Boga. A Bóg jest zawsze po na-szej stronie. Ustami egzorcysty przemawia Chrystus, który nie prosi o nic szatana, ale rozkazuje mu i odnosi zwycięstwo. Świa-dectwo egzorcystów umacnia moją wiarę w Bożą potęgę i na-dzieję, że i mnie uchroni od wiecznego potępienia.

Szary Artykuł został przygotowany na bazie wiadomości zaczerpnię-tych z: Katechizm Kościoła Katolickiego; Szatan istnieje naprawdę. Spo-

tkałem go, o. Benignus, Dziennik egzorcysty, Nicolas Leneuf , Jean Vernette; Wyznania egzorcysty,

Gabriele Amorth, film Egzorcy-

zmy Anneliese Michel; http://

egzorcyzmy.katolik.pl

„Fotograf wojenny” Reżyseria: Christian Frei Produkcja: Szwajcaria Premiera: 2002 Gatunek: Dokumentalny

Zapewne wielu czytelników GoodNews’a oglądało wystawę World Press Photo, na której prezentowane są najlepsze zdjęcia dotyczące najważniejszych wydarzeń. Stojąc przed ogromnymi reprodukcjami zdjęć, czy oglądając je na jasnych monitorach, nie zda-jemy sobie zazwyczaj sprawy ile poświęce-nia i oddania musiał włożyć w nie autor. Zwłaszcza gdy są to zapierające dech w piersiach reportaże przedstawiające naj-straszniejsze ludzkie dramaty i konflikty. W tym tygodniu chciałem polecić jeden z najlepszych filmów dokumentalnych, jakie oglądałem. W „Fotografie wojennym” to każdy z nas staje przy genialnym fotografie jakim jest James Nachtwey (warto zapamię-tać to nazwisko). Poznajemy wyjątkową pracę fotografa wo-jennego, który z detalami opowiada o kuli-sach swojego zawodu. Postawa Nachtwey’a inspiruje i uczy. To człowiek o wielu do-świadczeniach, przeżyciach, posiadający ogromny szacunek to tego, co uwiecznia na swoich zdjęciach. To co jednak najbardziej fascynujące to po-kazanie zawodu fotografa jako człowieka, który nie tylko musi być we właściwym

miejscu, o właściwym czasie, ale musi umieć rozmawiać z ludźmi. Tylko dzięki zaufaniu budowanemu pomiędzy nim a społeczno-ścią, którą fotografuje, udaje mu się uchwy-cić emocje prostych ludzi. Film doskonale zrealizowany. Wzruszający, głęboki i szokujący. Pokazuje człowieka o wielkiej pasji przekazywania prawdy. Serdecznie polecam! Film można zobaczyć ZA DARMO na: h t t p : / / w w w . t v p . p l / f i l m o t e k a / f i l m -dokumentalny/fotograf-wojenny

roman.polaco