house

12
nr 4|Wrzesień 2010 Zróbmy to w mieszkaniu – domówki nowej generacji Reaktywacje – The Doors i Queen znowu grają. Tylko po co? New grunge – nie pasuje? Zarzuć na to kożuch! mag wywiad z wampirem The horrors

Upload: valkea-media

Post on 30-Mar-2016

215 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

House Magazine

TRANSCRIPT

Page 1: House

nr 4

|W

rzes

ień

2010

Zróbmy to w mieszkaniu – domówki nowej generacji

Reaktywacje – The Doors i Queen znowu grają. Tylko po co?

New grunge – nie pasuje? Zarzuć na to kożuch!

mag

wywiad z wampiremThe horrors

Page 2: House
Page 3: House

w numerze:

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

W NUMERZE:

4..................CheCk iT! Plotki

5.........................CheCk iT! Dzieje się

8.........................Close-up The car is on fire „Staruchy są totalnie do wyrzucenia”

10.........................sTyle2sTyle New grunge Courtney Love

12.........................Łapanka

14..........my musiC Marika

15.........................sesja house

23.........................blog waTCh „Inni mają gojrzej”

24.........................aCTion „Zróbmy to w mieszkaniu”

26.........................aCTion „Powrót do przeszłości”

28.........................wywiad The Horrors „Wywiad z wampirem”

31.........................musT have Gadżety muzyczne

32.........................re:Cenzje

Na zlecenie: lpp s.a. ul. Łąkowa 39/44 80-769 GdańskProjekt Manager: rafał dąbrowski, adam babinek Redaktor naczelna: urszula jabłońskaProjekt graficzny: marta michałowskaFotoedycja: mateusz gołąbKorekta: mariusz miklińskiWspółpracownicy: mateusz adamski, Filip kalinowski, sylwia kawalerowicz, agata michalak, olga wiechnik, aleksandra Żmuda, „Aktivist”, Tomasz niewiadomski Produkcja: valkea media s.a. ul. Elbląska 15/17 WarszawaKoordynator projektu: robert Łobko tel. 504 892 610, e-mail: [email protected]

mag

mag

baCk To The house:)Lato się kończy, z wakacyjnych podró-ży wracamy do domu, a tam bała-gan, szkoła, studia i poważne życie. No, może nie do końca. W jesiennym HouseMagu wspomnienie lata – wy-wiad z wokalistą zespołu The Hor-rors, który wymiótł na tegorocznym Off – ie (chociaż w redakcji słychać też głosy, że Flaming Lips wymiotł bardziej, głównie ze względu na sferę wizualną). Faris Badwan opowiedział nam o pracy nad nową płytą i o tym, dlaczego rodzice nazywali go „hor-rorkiem”. Natomiast chłopaki z „The car is on fire” zwierzyli się nam ze swoich wrażeń z Openera i Sonisphere.Taaak, festiwale były fajne, ale nie mar-twcie się, że pogoda się psuje i niedługo po plenerowych imprezach zostanie tylko wspomnienie. Indoor też może być fajny. Niekoniecznie oznacza to, że macie siedzieć w domu z rodzicami, bo mogą zrobić wam komromi-tujące zdjęcie, jak te na blogu Awkward Family Photos, o którym piszemy w nowej rubryce Blog Watch. Chyba, że chcecie urządzić biletowaną domówkę dla wtajemniczonych krewnych i znajomych królika. Warto też skorzystać z naszych porad stylistycznych i zarzucić na siebie new – grungeowy kożuch, tak jak robi to Courtney Love, boharetka rubryki Style2Style i ruszyć na miasto, bo na jesieni czeka Was jeszcze kilka niezłych (wprawdzie raczej klubowych niż plenerowych, ale zawsze) festiwali. Free Form i Avant Art to tylko niektóre z nich – sprawdźcie rubrykę Check it!. Zajrzyjcie też koniecznie do sklepów House’a, żeby obejrzeć jesienną ko-lekcję. Może złapie Was nasz fotograf i pojawicie się w następnym numerze w modowej łapance? Ula Jabłońska

Foto:

mate

riały

prom

ocyjn

e, sh

utter

stock

.com

Page 4: House

sTaruChy sĄ ToTalnie do wyrzuCeniaTekst: olga wiechnik, „aktivist”

bioThe Car is on Fire: Zespół założony w 2002 roku w Warszawie. Od 2005 roku związany jest z wytwórnią EMI Music Poland, co „Przekrój” określił mianem „najlepszej decyzji polskiego przemysłu fonograficznego ostatnich lat”. Wydał 3 świetnie oceniane płyty: debiutancki album „The Car Is On Fire”, „Lakes&Flames” i „Ombarrops!”. Ten ostatni powstał w chicagowskim Soma Electronic Music Studio pod okiem słynnego pro-ducenta Johna McEntire, a wydany został także w Japonii.Występowali na najważniejszych scenach pol-skich klubów i festiwali, a także między innymi na festiwalu Glastonbury. Niedawno jako pierwszy polski zespół docenieni zostali przez opiniotwórczy brytyjski magazyn muzyczny „NME”. Obecnie zespół tworzą jakub Czubak, jacek szabrański i krzysztof halicz. Dwaj ostatni zaszczycili nas przemiłą rozmową.

Foto:

mate

riały

prom

ocyjn

e

Zespół „The Car is on fire” opowiada nam o lockingu, publiczności w Tokio i współlokatorze, który nie chce się wyprowadzić.

Page 5: House

niedawno napisano o was w nme [opinioTwórCzy bryTyjski magazyn

muzyCzny – przyp. red.]. jesTeśCie pier-wszym polskim zespoŁem, kTóremu udaŁo się

Tam dosTać. jak To wpŁynęŁo na waszĄ karierę?Jacek: Zupełnie nie zmieniło to naszego życia.

Krzysiek: Jesteśmy takimi samymi leniami.Jacek: Oczywiście cieszymy się, że jesteśmy rozumiani

nie tylko w Polsce. Ale trzeba rozgraniczyć dwie rzeczy – rzeczywistość muzyczną i promocyjną. Wzmianka w NME to rzeczywistość promocyjna. My zrobiliśmy, co mogliśmy, żeby nagrać dobry materiał, zrobić fajny teledysk. A resz-ta to praca promotora.

a jak wam się podoba To, Co o was napisano? porównania do ariel pinka i spaCeman 3?

Krzysiek: Był taki opis?Jacek: Tak. Uwielbiam Ariela Pinka, uważam...

Krzysiek: ...Ale to w komentarzach było??Jacek: Kocham Ariela Pinka! Sądzę, że..

Krzysiek: Ej, a co jeszcze pisali?nme zwróCiŁ uwagę na wasz Teledysk. To wy w nim TańCzyCie w sTrojaCh kosmo-nauTów z przeszŁośCi? CięŻko byŁo?

Krzysiek: Proste! Zapisaliśmy się na próby lockingu, bo tak

nazywa się ten taniec.Jacek: Oczywiście, że było

ciężko, ale jesteśmy zdolni, mamy super poczucie rytmu, więc daliśmy

rade. Niee, no dobra. To nie my byliśmy.

Krzysiek: To Kuba, Jasio, Kotis i Czaro z grupy tanecznej „Funky Teddies” - prekursorzy lockingu na Mazowszu. graliśCie w wielkiej bryTanii, japonii, niemCzeCh. zauwaŻyliśCie róŻniCe poziomu proFesjonalizmu w orga-nizaCji konCerTów w TyCh krajaCh i w polsCe?Jacek: Japonia to jest nr 1, nr 2 to Niemcy, 3 to Polska, a 4 to Wielka Brytania. Na wyspach jest większa świadomość dźwięku, świetny sprzęt, ale organizacyjnie nie jest fajnie. Rock’and’roll udziela się technikom i organizatorom. Polskie dobre kluby i festiwale są często w stanie dużo lepiej zorganizować koncert.widoCznie dobrze TraFialiśCie. nasŁuChaŁam się opowieśCi od polskiCh zespoŁów o sTrasznyCh klubaCh w polsCe. w rankingu prowadzi mińsk-mazowieCki i pub dujer, w kTórym barman robi za akusTyka, brakuje podsTawowe-go sprzęTu, a mikroFony kopiĄ prĄdem.Krzysiek: Ej, musimy tam pojechać!Jacek: Zdarzyło nam się samym nagłaśniać w Rybniku, więc myślę, że dalibyśmy radę i w Mińsku Mazowieckim.Krzysiek: Takie miejsca są na całym świecie, to nie jest polska specyfika. Trzeba skończyć z kompleksem żelaznej kurtyny.a publiCzność? zmienia się w zaleŻnośCi od miejsCa, w kTórym graCie?Jacek: Tak. To wynika z mentalności społeczeństw, z mniejszej bądź większej otwartości i indywidualizmu. Inaczej bawią się

Niemcy, inaczej warszawiacy, inaczej rybniczanie, a jeszcze inaczej dziewc-

zyny w Tokio.jak się bawiĄ w Tokio? FuTureheads Twierdzi-

li, Że publiCzność zaChowuje się jak maszyny, np. ludzie bijĄ brawo zawsze przez TakĄ samĄ

ilość Czasu. Jacek: Trochę tak jest. Wszyscy stoją w rzędach, jak

armia na baczność, i słuchają. Ale gdy przychodzi moment na zabawę z zespołem, zespół mówi: “łuuuu!” i wszyscy jak jeden mąż odpowiadają: “łuuuu!”. To gdzie indziej trudno jest przeprowadzić. W mojej ukochanej

Warszawie, z której pochodzę, panuje taka blaza na widowni, że wszelkie próby ocierają się o groteskę.

wiele mŁodyCh zespoŁów spoza warszawy Twi-erdzi, Że Tu duŻo ŁaTwiej zrobić karierę.

Jacek: W Warszawie jest cholernie trudno zrobić karierę. Trudno zrobić zespół,

dlatego, że Warszawa jest droga i wszyscy mieszkają daleko od siebie. Jak patrzę na Trójmiasto, to wcale się nie dziwię, że powstało tam tyle

zajebistych zespołów. Ludzie żyją trzy ulice od siebie, grają

razem próby, potem zamawiają pizzę i idą na plażę podrywać

dziewczyny. A w Warszawie sytu-acja jest niemal korespondencyjna.

pod Czyim wpŁywem Teraz jesTeśCie?Jacek: Mojej dziewczyny.Krzysiek: Mojego współlokatora, który nie chce się wyprowadzić. To chyba trzeba będzie skreślić.Jacek: Nie, zrób z tego jakiś nagłówek, albo tytuł nawet!Krzysiek: A na serio co do wpływów, to nigdy nie łapaliśmy wszystkiego, co nowe. Każdy z nas ma stałe inspiracje i nawet, jeśli pojawia się coś nowego - np. ja od jakiegoś czasu wsłuchuję się w muzykę brazylijską - to jest to chwilowe i zawsze następuje powrót do kręgosłupa inspiracji. a na jakim konCerCie osTaTnio byliśCie?Krzysiek: Ja byłem na festiwalu Sonisphere i bardzo mi się podobało!Jacek: A ja byłem na Open’erze. Ale muszę powiedzieć, że wielu fajnych koncertów nie widziałem. Okazuje się, iż w kon-frontacji z plażą, słońcem, zimnym piwem i przyjaciółmi nawet najfajniejszy koncert przegrywa. To jest też kwestia pewnego etapu w życiu. Koncert, za który 10 lat temu dałbym się pokroić, staje się tłem do ciekawej roz-mowy. Zmieniamy się, a razem z nami percepcja muzyki. Dochodzi się do momentu, w którym wszystko już znamy, rozwiązania harmoniczne, rytmiczne i sceniczne już nie zapierają tchu w piersiach. I naprawdę ciężko jest o nowe, autentyczne przeżycia. Wtedy przychodzi czas na coś nowego.a gdy naweT Tworzenie muzyki nie będzie dosTarCzać juŻ TakiCh auTenTyCznyCh doznań, Co wTedy?Jacek: Wszyscy staramy się rozwijać. Ja zacząłem interesować się budownictwem ekologicznym. Nie wyklucza się to zupełnie z graniem, wręcz przeciwnie, daje pewną perspektywę. Jak się w coś wejdzie tak w 100 %, to łatwo jest zatracić punkt odniesienia. Można wtedy popaść w jakieś takie skwaśnienie. Parę razy się o to otarłem. Siedzimy w samochodzie, dojeżdżamy do miejsca, gdzie mamy grać, a ja czuję, że mózg mi się zwija, że odtwarzam schemat. Życie muzyką jest świetne, ale jeżeli to jest jedyny twój horyzont, to jesteś w pułapce.isTniejeCie juŻ ŁadnyCh parę laT. Co się przez Ten Czas zmieniŁo, Co się zmienia, a Co wCiĄŻ nie moŻe?Krzysiek: Pidżama Porno nie może przestać istnieć.Jacek: Kult też nie może.wCiĄŻ isTnieje sporo iCh Fanów.Krzysiek: Fani są w porządku, nie mam nic do fanów. To staruchy są totalnie do wyrzucenia.Jacek: Ale Grabaż w swojej audycji puszcza Animal Collective i słucha dobrej muzyki. To łyżka miodu w tej beczce dziegciu. Niech się scena rozwija, upada, podnosi, przeżywa kryzysy. Najgorzej, gdy scena już się rozwinęła i wydaje jej

się, że będzie trwać przez pokolenia.

już znamy, rozwiązania harmoniczne, rytmiczne i sceniczne już nie zapierają tchu w piersiach. I naprawdę ciężko jest o nowe, autentyczne przeżycia. Wtedy przychodzi czas na coś

Ż

Fani są w porządku, nie mam nic do fanów. To

sTaruChy sĄ ToTalnie do wyrzuCenia

Warszawie, z której pochodzę, panuje taka blaza na widowni, że wszelkie próby ocierają się o groteskę.

wiele mŁodyCodyCody h zespoŁów spoza warszawy warszawy w Twi-erdzi, Że Tu duŻo ŁaŁaŁ TaTa wiej zrobić karierę.

Jacek: W Warszawie jest cholernie trudno zrobić karierę. Trudno zrobić zespół,

dlatego, że Warszawa jest droga i wszyscy mieszkają daleko od siebie. Jak patrzę na Trójmiasto, to wcale się nie dziwię, że powstało tam tyle

zajebistych zespołów. Ludzie żyją trzy ulice od siebie, grają

razem próby, potem zamawiają pizzę i idą na plażę podrywać

dziewczyny. A w Warszawie sytu-acja jest niemal korespondencyjna.

zmieniŁo, Krzysiek: Jacek: Kult też nie może.wCiĄŻ isĄŻ isĄŻ Tnieje sporo iKrzysiek: staruchy są totalnie do wyrzucenia.Jacek: Ale Grabaż w swojej audycji puszcza Animal Collective i słucha dobrej muzyki. To łyżka miodu w tej beczce dziegciu. Niech się scena rozwija, upada, podnosi, przeżywa kryzysy. Najgorzej, gdy scena już się rozwinęła i wydaje jej

Ale Grabaż w swojej audycji puszcza Animal Collective i słucha dobrej muzyki. To łyżka miodu w tej beczce dziegciu. Niech się scena rozwija, upada, podnosi, przeżywa kryzysy. Najgorzej, gdy scena już się rozwinęła i wydaje jej

się, że będzie trwać przez pokolenia.

wiele mŁodyCh zespoŁów marzy o kon-TrakCie z wielkĄ wyTwórniĄ, jak wy. inne

wolĄ maŁe wyTwórnie, bo bojĄ się uTraTy niezaleŻnośCi TwórCzej. sĄ TeŻ Takie, kTóre CelujĄ od razu

za graniCę. jakĄ śCieŻkę byśCie poleCili?Krzysiek: Główną wadą dużych wytwórni jest problem z ruszeniem

tej ogromnej machiny. Ale my wywalczyliśmy sobie dość sporo już na samym początku, nikt nie ingerował więc w naszą muzykę, w teledyski, w

koncepcję zespołu. A skoro nam się to udało, to znaczy, że to jest do zrobi-enia, a to jest najważniejsza rzecz.kTórĄ ze swoiCh pŁyT lubiCie najbardziej?Jacek: Ja wczoraj wróciłem do „Ombarrops!”, której nie słuchałem od roku

i muszę przyznać, że to fajna płyta. Chociaż mi się tego ciężko słucha, gdyż jest tam milion niesłyszalnych dla postronnej osoby elementów, z

którymi wiążą się dla mnie różne emocje czy konkretne historie ze stu-dia. A najbardziej chyba lubię nasz drugi album, jest tam parę

momentów, z których jestem po prostu bardzo dumny. Krzysiek: A ja się posłużę taką zgrabną sentencją, jak rasowy artysta: nasza najlepsza płyta to ta, która jest jeszc-ze przed nami.

9

close-up ::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Page 6: House

Wszystkie ubrania kupicie w House!

Foto:

mate

riały

prom

ocyjn

e, Ea

st Ne

ws, B

E&W,

shutt

ersto

ck.co

m

Jedni są zachwyceni, inni niekoniecznie, ale nia da się ukryć faktu, że tej jesieni powraca moda na lata 90. i grunge. Nie ma więc wyjścia – trzeba wyciągnąć z pawlacza zakopane tam przez starszą siostrę koszule w kratę, rozpinane swetry i kożuchy, a potem, jak każe żelazna zasada stylu grunge, po kolei je na siebie założyć, zupelnie nie zwracając uwagi na to, czy do siebie pasują, czy nie. Ikoną tego stylu był, oczywiście, nieżyjący już lider zespołu Nivana, a jego żeńskim odpowiednikiem jest jego (ledwo) żyjąca żona – Courtney Love z zespołu Hole, który wraz ze stylem grunge powrócił i nawet zagrał w sierpniu koncert na Warsaw Orange Festiwal w Warszawie.

kratka i kwiatki

Oczy bolą, ale nic się

nie da zrobić. Grunge

łączy ze sobą pozornie

niedopasowane fasony

i wzory, co powoduje,

że do zwiewnej sukienki

w kwiatki wkładamy

spodnie w kratkę albo

legginsy.

Jedni są zachwyceni, inni niekoniecznie, ale nia da się ukryć faktu, że tej jesieni powraca moda na lata 90. i grunge. Nie ma więc wyjścia – trzeba wyciągnąć z pawlacza zakopane tam przez starszą siostrę koszule w kratę, rozpinane swetry i kożuchy, a potem, jak każe żelazna zasada stylu grunge, po kolei je na siebie założyć, zupelnie nie zwracając uwagi na to, czy do siebie pasują, czy nie. Ikoną tego stylu był, oczywiście, nieżyjący już lider zespołu Nivana, a jego żeńskim odpowiednikiem jest jego (ledwo) żyjąca żona – zespołu Hole, który wraz ze stylem grunge powrócił i nawet zagrał w sierpniu koncert na Warsaw Orange Festiwal w Warszawie.

new grunge

Page 7: House

style 2

style ::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

11Wszystkie ubrania kupicie w House!

Foto:

mate

riały

prom

ocyjn

e, Ea

st Ne

ws, B

E&W,

shutt

ersto

ck.co

m

Wszystkie ubrania kupicie w House!

kożuch

Bez kożucha z miękkim,

futerkowym kołnierzem

nie ma grunge’u.

Właściwie wszystko

jedno, co masz pod

spodem, kożuch i tak

to zakryje. Courtney

wkłada go nawet na

czerwony dywan – tu w

połączeniu z elegancką

czrernią.

Page 8: House

moda

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

22

Page 9: House

blog watch

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

23

inni majĄ gorzejZ rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach? Uhm... Niekoniecznie.

wasze zdjęcia rodzinne wyglądają idiotycznie i trzeba je chować głęboko w szafie z dala

od ludzkich oczu? Nie martwcie się! Inni mają gorzej! Kiedy Mike Bender, scenarzysta z Los Angeles, zobaczył idiotyczne zdjęcie wiszące na ścianie w swoim rodzinnym domu, pomyślał, że z pewnością nie jest jedyny i inni ludzie też mają takie zdjęcia. Postanowił założyć bloga i umieszczać na nim rodzinne zdjęcia nadsyłane przez czytelników, którzy nie będą wstydzili się pokazać ich światu. Okazało się, że zdjęć jest ich bardzo dużo. I że inni maja jeszcze bardziej idiotyczne rodzinne zdjęcia niż on.Na blogu www.awkwardfamilyphotos.com można obejrzeć zdjęcia ślubne, podczas których państwo młodzi i goście siedzą na drzewie, rodziny przyodziane w sweterki w arbuzy, owinięte w amerykańską flagę czy przebrane za słonie. Jest pięć sióstr w identycznymi fryzurami i minami psychopatek, rodzeńtwo z irokezami i kobieta w ciąży pozująca z ukochanym na bagnach w stroju z plastikowej folii. Blog cieszy się taką popularnością, że jego twórcy postanowili wydać album, a ostatnio założyli jeszcze jeden blog www.awkwardfamilypetphotos.com, gdzie możecie obejrzeć całą masę idiotycznych zdjęć rodzin pozujących ze swoimi zwierzątkami: ciocię ze spasionym szopem praczem, rodzinkę owiniętą gigantycznym wężem boa, pana śpiącego z psem na głowie i cały zestaw ludzi, którzy wyglądają identycznie jak swoje psy.Więc następnym razem, kiedy mama każe wam pozować z ulubionym akwarium wujka, pocieszcie się, że inni mają gorzej. A potem wyślijcie zdjęcie na bloga.

Tekst: urszula jabłońska

Page 10: House

czyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyli zróbmy To w mieszkaniu

czyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczyliczylidiy,

jeden z weteranów sceny, didżej i dzien-nikarz muzyczny Rafał Rejowski. – Z dru-giej strony to, co dzieje się dzisiaj w klu-bach, nie ma już ego pierwotnego smacz-ku przygody. Cztery lata temu każda impreza była świętem. Dziś to chleb powszedni – stwierdza Rafał. – Jakość już dawno przeszła w ilość. A nam chodzi o to, aby przywrócić twórczą atmosferę pierwszych imprez w Jadłodajni czy w CDQ, żeby zebrać ciekawych, nieprzypad-kowych ludzi, stworzyć intelektualny ferment. Pomysł Maćka Piaseckiego na gigantyczną domówkę, choć może niezbyt oryginalny, okazał się całkiem ożywczy, a pierwsza impreza na C4B (pełnego adresu, dla dobra sąsiadów, nie podajemy) przeszła już do legendy.

z papierosem na twarzyPiszę ten tekst świeżo po powrocie z drugiej prywatki, z powieką przypaloną papierosem w ferworze tańca, z sinym, spuchniętym od zjazdu po schodach łokciem i z jednym żyrandolem na sumieniu (i prawie na głowie). I potwierdzam: melanż był epicki. Ludzie bawili się z entuzja-zmem, który już dawno zniknął z klubów. – Coś, co mogliśmy oglądać parę lat temu w MTV, w końcu dotarło do nas – stwierdza jedna z uczest-niczek Prywatki nr 2, Ewa Leśniewska. – To jedna z najlepszych imprez, na jakich byłam, a byłam na wielu! Z jednej strony dobra organizacja, klu-bowe atrakcje, a z drugiej atmosfera totalnego spontanu – dodaje. Spontan spontanem, ale impre-zę przygotowano profesjonalnie – o fachową reali-zację zasad DIY dbał także doświadczony akustyk pracujący wcześniej m.in. we wspomnianej Jadłodajni. Zapytany, czy ciężko zamienić mieszka-nie w klub, odpowiedział: – Pamiętam czasy, gdy punkowe zespoły musiały występować w prywatnych domach. Kult też tak zaczynał. Sam ze swoim zespo-łem robiłem próby w mieszkaniu w bloku. Sąsiedzi byli wyrozumiali, bo wiedzieli, ze nie mamy innego miejsca – dodaje. W przypadku mokotowskiej willi sąsiedzi też nie mieli żadnych pretensji, mimo że wśród nich jest m.in. generał Jaruzelski. Jak zapewniał

– Dobrych imprez brak, organizujemy sami. Ale gdzie? Wszędzie drogo, brzydko, śmierdzi, tłok, podłogi się lepią. Wygląda na to, że musimy zrobić domówkę. Jak się postaramy, będzie legendarnie. Będzie epicko. Rozkurwimy kosmos – tak pustkę w sercu po stracie warszawskiego klubu, Jadłodajni Filozoficznej, posta-nawia wypełnić Hitler w kolejnej parodii fragmentu „Upadku” Olivera Hirschbiegla, znanej facebooko-youtubowiczom pod hasłem „W poszukiwaniu electro – melanż ostateczny”. Na podobny pomysł wpadli mieszkańcy willi na stołecznym Mokotowie, którzy już po raz trzeci szykują u siebie tzw. Prywatkę. Pomysł jest prosty: impreza z prawdziwego zdarze-nia – plakaty, płatny wstęp, najlepsi didżeje, kon-certy. Tak jak w klubie. Tyle że w domu.

każdy może to zrobićPunkowy etos DIY zdaje się ostatnio przejawiać w wielu dziedzinach – do Polski docierają modne od dłuższego czasu knajpki dla wtajemni-czonych, czyli domowe restauracje w prywat-nych mieszkaniach, kwitnie także fryzjerstwo i krawiectwo w zaciszu czterech ścian. Pomysł organizowania „klubowych” domówek odwo-łujących się do punkowej idei powstał w środo-wisku jadłodajniowych sierot: – Od zawsze na scenie indie najlepsze było poczucie, że „każdy to może zrobić”. Kilka lat temu wystarczyło chcieć i mieć pomysł, żeby zostać didżejem, zorganizować impre-zę czy koncert. Jeśli indie miało w sobie kie-dykolwiek coś punkowego, to właśnie etos DIY. Ten klimat chcemy odtworzyć, organi-zując w naszych domach imprezy i koncer-ty. Wracamy do czasów, kiedy 5 złotych wystarczyło, by iść na występ świetnego zespołu – tłumaczy Maciek Piasecki, pomysłodawca i jeden z organizatorów.

Czas wrócić do podziemiaWspomniana scena indie ma za sobą długą drogę. – Osiągnęliśmy to, o co walczyliśmy, czyli normalność – mamy własne środowisko, miesięcznik, a kul-tura alternatywna jest w naszym kraju coraz bardziej popularna – mówi

na środku salonu, pod zabytkowym żyrandolem – perkusja, ogródek w blasku stroboskopu, piwnica zamieniona w vip room, selekcjoner na ganku, a w środku 150 osób spragnionych nowej imprezowej jakości. nadszedł czas na melanż ostateczny.

Tekst: olga wiechnik, „aktivist”

Foto: piotr bartoszek, pitaparty.blogspot.com

Page 11: House

25

action ::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

nas Maciek, ten dom to forteca – nic na zewnątrz nie słychać. Może i nie słychać, ale z pewnością widać było długą kolejkę chętnych do wejścia.

zrobimy z ciebie podłogęO imprezie można było dowiedzieć się z krążących po Facebooku plakatów jasno objaśniającym zasady domowego melanżu. „Można palić? Jasne, ale nie kiepuj na podłogę, bo zrobimy z cie-bie nową”. „Będzie coś do żarcia? Jak sobie kupisz. Tak samo z wódką”. „Czemu tak drogo? Ta dycha jest po to, żeby kolejne imprezy mogły się odbywać, a didżeje dostali przynajmniej po flaszce za to, że są tacy super i u nas grają”. „Czemu plakat jest taki brzydki? To zasługa naszego wieloletniego doświadczenia z programami graficznymi. Umiemy nawet brzydziej”. Z plaka-tu spoglądała zalotnie Ćwiartka – kot rezydent C4B, karmiony karmą zakupioną z przychodów z imprezy. Resztę przezna-czono na środki czystości, bez których trudno byłoby przywró-cić wnętrzom przydatność do zamieszkiwania. Promocja odbywała się także za pośrednictwem mediów – m.in. na antenie Radia Roxy, gdzie Oskar Stelągowski z kolektywu V/A Team zapowiadał epicki melanż. Dodał jednak, że jeśli nie wiesz, gdzie odbywa się ta impreza, to znaczy, że nie jesteś zaproszony.

idiotka na głośnikuOprócz V/A Teamu domownikom przygrywał także Kuba Wandachowicz, basista CKoD. Zapytany, czego spodzie-wa się po takiej imprezie, odpowiada wprost: „większego rozpierdolu”. Chociaż na pierwszej prywatce zniszczony został tylko wieszak, który załamał się pod naporem płaszczy, to podczas drugiej momentów grozy było tro-chę więcej: – Jakaś idiotka usiadła na głośniku i padło nagłośnienie – relacjonuje Maciek. – No i kibel zaczął przeciekać z nadmiaru wysi(ł)ku, ale wszystko było pod kontrolą. Zadziwiła nas też pomysłowość kulinarna pry-watkowiczów: próbowali odgrzać w mikrofali mrożone uszka, dorwali się też do kapusty pekińskiej, którą zje-dli ze starym majonezem – wylicza. Kulminacją wie-czoru (oprócz upadku żyrandola) był koncert Hatifnats. Chłopcy rozłożyli się w salonie, między kre-densem a balkonem, i zagrali po ciemku w przeciw-słonecznych okularach.. – Na scenie czujesz się jak w klatce, trudno złapać kontakt z publicznością. Tu grasz między ludźmi, razem z nimi. I to jest zajebiste – relacjonował na gorąco wrażenia basista Adam Jedynak. By trafić na podobną imprezę, teoretycznie wystarczy potwierdzić swój udział na Facebooku. Ale żeby to zrobić, trzeba mieć wśród „friendsów” odpowiednich znajomych. Czyli jednak party dla wtajemniczonych? – Jestem daleki od egalitaryzacji – tłumaczy Rafał Rejowski. – Chodzi o to, żeby na nasze domówki przy-

chodziło jak najwięcej ciekawych ludzi. Na świecie nie wszyscy są fajni i nigdy nie

będą – kwituje. Jak długo ta nowa imprezowa zajawka pożyje i czy

przyjmie się w innych miastach – nie wiemy. Pojawiają się jednak

kolejni chętni do organizowa-nia domowego klabingu. A sądząc po reakcjach gości, zapotrzebowanie istnieje: –

Dostaję maile i SMS-y w stylu „Wyszłam z imprezy o 7 rano, pierwszy raz od 6 lat” – podsumowuje Maciek Piasecki.

Rejowski. – Chodzi o to, żeby na nasze domówki przychodziło jak najwięcej ciekawych ludzi. Na

świecie nie wszyscy są fajni i nigdy nie będą – kwituje. Jak długo ta nowa

imprezowa zajawka pożyje i czy przyjmie się w innych miastach –

nie wiemy. Pojawiają się jednak kolejni chętni do organizowa

nia domowego klabingu. A sądząc po reakcjach gości, zapotrzebowanie istnieje: –

Dostaję maile i SMS-y w stylu „Wyszłam z imprezy o 7 rano, pierwszy raz od 6 lat” – podsumowuje Maciek Piasecki. „Wyszłam z imprezy o 7 rano, pierwszy raz od 6 lat” – „Wyszłam z imprezy o 7 rano, pierwszy raz od 6 lat” – podsumowuje Maciek Piasecki. podsumowuje Maciek Piasecki. podsumowuje Maciek Piasecki.

Page 12: House

e-sklepwww.sklep.house.pl

przy zakupach powyżej 100 pln wysyłka gratis

n e w a u t u m n c o l l e c t i o n