ix wrota- maj/czerwiec 2016
DESCRIPTION
Nowy, ostatni w tym roku numer IX Wrót! A w środku między innymi wywiad z dyrektorem DKS, przegląd wakacyjnych wydarzeń czy jak aktywnie spędzić 2 miesiące laby! Miłej lektury.TRANSCRIPT
2
SPIS TREŚCI IX WROTA
Redaktor naczelna: Jagoda Janeczek (2c)
Teksty: Katarzyna Adamicka (2ga), Sara Atłas (2c), Weronika Brocka (1c), Weronika Burzyńska (3ga), Monika Gór-niaczyk (2ga), Zuzanna Izydorek (3gc), Aleksandra Kaliciak (2c), Wojciech Mazurkiewicz (2gb), Aleksandra Mier-nik (1d), Marta Mostowska (absolwentka), Cezary Orłowski (2gb), Kacper Przybylski (1d), Karol Skiba (1c), Małgo-rzata Sokołowska (1c), Paulina Sosińska (2c), Maria Tułecka (1c), Piotr Węcławik (1d), Szymon Wiatrzyk (absolwent), Julia Zamęcka (2gb), Agata Zdanowicz (1gb)
Grafika, s. 7 i 17: Aleksandra Miernik (1d)
Skład i oprawa graficzna: Kuba Snop (2gb)
Okładka: Katarzyna Goździak (3gc)
Opieka merytoryczna i korekta: p. Romuald Kuźmitowicz
Spis treści Wstępniak .............................................................................................................................................................................. 3
Temat numeru: Dla uśmiechu warto zrobić wszystko! Rozmowa z p. Jackiem Janiakiem ............................4
Po właściwej stronie wrót. W maju jak w gaju ...................................................................................................................... 7
Są równi i równiejsi. Felieton ................................................................................................................................................8
Wakacje w Szczecinie. Czyli sposób na nudę ....................................................................................................................... 9
Gdzie na wakacje? Czyli zestawienie znanych i mniej znanych, godnych polecenia, destynacji wakacyjnych ................. 11
Co można robić w wakacje? Czyli przegląd letnich festiwali .............................................................................................. 15
Tomasz Lazar. Uznany fotograf LO9 .................................................................................................................................. 18
Schubert północnych Niemiec. Carl Loewe ........................................................................................................................ 19
Krótka i bardzo subiektywna relacja z wydarzeń muzycznych ostatniego czasu ............................................................. 20
W trasie z Karabinem. Maria Peszek................................................................................................................................... 24
„Bajki, które zdarzyły się naprawdę” Anny Moczulskiej .................................................................................................... 25
Domowe ognisko. Odcinek 4 .............................................................................................................................................. 25
Opowiadania: Sekrety sztuki, Upadek ................................................................................................................................ 26
W ciemności ciszy. Opowiadanie ....................................................................................................................................... 28
Śmierć i życie. Wiersz .......................................................................................................................................................... 31
Sekrety wśród słów. Opowiadanie ....................................................................................................................................... 32
„The Lobster”. Film .............................................................................................................................................................. 34
Polska wojna domowa ......................................................................................................................................................... 35
Trigger warning. Short fictions and disturbances .............................................................................................................. 36
W poszukiwaniu ucieczki od upalnych dni. Sport .............................................................................................................. 37
Dom Kultury „Słowianin” zaprasza! ................................................................................................................................... 40
3
WSTĘPNIAK
Wstępniak
MAJ/CZERWIEC 2016
Drodzy Czytelnicy!
W Wasze ręce oddajemy ostatnie w tym roku szkolnym, majowo-czerwcowe wydanie „IX Wrót”. Tema-
tem numeru jest wywiad z Panem Jackiem Janiakiem, Dyrektorem Domu Kultury Słowianin, a zarazem
partnerem Redakcji. W związku z nadchodzącymi wakacjami przygotowaliśmy dla Was artykuły poświęco-
ne tematowi spędzania czasu wolnego w Szczecinie, na festiwalach, w różnych miejscach w Polsce oraz za
granicą. W wydaniu tym znalazły się także słowo od Samorządu Uczniowskiego, felieton, recenzje z kon-
certów oraz artykuł poświęcony Carlowi Loewe. Dla rozrywki proponujemy recenzje książek (jedną po
angielsku) oraz filmu "The Lobster", a ponadto wywiad ze światowej sławy fotografem, Tomaszem Laza-
rem, absolwentem Dziewiątki. Dla zwolenników prozy, a zarazem stałych subskrybentów, mamy kontynu-
ację opowieści "Domowe ognisko", dla tych zaś, którzy wybierają jednoodcinkowe historie, aż trzy pre-
mierowe opowiadania, a ponadto teksty inspirowane biografią i twórczością Wiliama Szekspira.
Jako że jest to ostatni numer w tym roku szkolnym, wraz z całą Redakcją „IX Wrót”, chcielibyśmy podzię-
kować naszym partnerom: Domowi Kultury Słowianin oraz drukarni KaDruk, za ogromny wkład w
kształt gazety: danie nam możliwości rozwijania naszej wspólnej pasji i publikowania efektów pracy w tak
dobrej jakości. Bez nich nie byłoby to możliwe.
Życzymy miłej lektury i udanych wakacji!
Jagoda Janeczek
Ten i następne numery IX Wrót, archiwum gazety znajdziesz na blogu:
http://ix-wrota.blogspot.com/
Zachęcamy do komentowania i współtworzenia gazety!
4
TEMAT NUMERU IX WROTA
TEMAT NUMERU:
DLA UŚMIECHU WARTO ZROBIĆ WSZYSTKO! ROZMOWA Z PANEM JACKIEM JANIAKIEM - DYREKTOREM DK SŁOWIANIN MARIA TUŁECKA I WERONIKA BROCKA 1C
Studiował Pan pedagogikę. Czy to właśnie studia na tym kierunku skłoniły Pana do podjęcia pracy
z ludźmi?
Kończyłem studia w takim czasie, że stosunkowo łatwo było znaleźć jakąkolwiek pracę. Ja natomiast chciałem
mieć taką, która sprawi, że szybko się nie zestarze-
ję. Wymyśliłem sobie, że zgodnie z oczekiwaniem i
wolą mojej mamy, zostanę inżynierem, zresztą
ukończyłem Technikum Mechaniczno-Energetyczne
i było to naturalnym krokiem do dalszej edukacji.
Wybrałem Wydział Elektryczny Politechniki Szcze-
cińskiej i już na pierwszym roku zrozumiałem, że to
jest nie dla mnie. Powiedziałem sobie „Jacek, chyba
czas na zmianę”. Wymyśliłem sobie Wyższą Szkołę
Pedagogiczną w Szczecinie, gdyż chciałem pracować
z młodzieżą. Skończyłem studia pedagogiczne, kie-
runek Wychowanie Techniczne i tak zostałem magi-
strem pedagogiki. Będąc w wojsku, słyszałem, jak
bardzo potrzebują nauczycieli w Szczecinie. Szybko
okazało się, że nie jest to do końca takie oczywiste. Po długich poszukiwaniach spotkałem się z panią Zofią Ma-
zur, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 53. Byłem bardzo szczęśliwy, że znalazłem pracę i zostałem wychowawcą
najgorszej klasy w szkole (taką opinię powielali nauczyciele). Powstała z tych wszystkich uczniów, którzy nie
otrzymali promocji, ale pomyślałem sobie, że jest to dobre wyzwanie i muszę sobie z nim poradzić, żeby pokazać,
ile jestem wart. Z uwagi na to, że prowadziłem przedmiot “wychowanie techniczne”, mogłem sobie pozwolić na
większą tolerancję i większą indywidualność. W czasach, kiedy problem narkomanii, alkoholizmu i papierosów
był trudny, nie bardzo chciano o tym rozmawiać, ja chciałem dowiedzieć się czegoś o życiu młodych ludzi. Spo-
tkało się to nieprzychylnością moich koleżanek i kolegów, zastanawiali się, co ja robię. Jednak bardzo szybko za-
skarbiłem sobie sympatię uczniów. Nigdy nie miałem przerwy, jak skończyłem jedną lekcję, to zostawali ucznio-
wie, a drudzy już wchodzili i razem siedziały dwie klasy, co mi uniemożliwiało odnoszenie dziennika do pokoju
nauczycielskiego - to było kłopotem dla innych nauczycieli. Dziwili się, że ufam uczniom na tyle, że daję im dzien-
nik, przecież on może zginąć, mogą coś poprawić... A ja odpowiadałem, że nie mogę zrobić inaczej, skoro oni
chcą ze mną przebywać i porozmawiać. Bardzo mnie ta praca wciągnęła, byłem prawdziwym przyjacielem mło-
dych ludzi. Już po roku zostałem wybrany najbardziej lubianym nauczycielem w szkole. Ogromna satysfakcja
Jacek Janiak - sprawuje funkcję dyrektora szczecińskiego Domu Kultury Słowianin. Od wielu lat angażuje się
w działania mające na celu pomoc dzieciom, osobom chorym i ubogim. Jego działalność rozszerza się także
w kierunku organizacji wielu akcji i imprez społecznych. Za swoją pracę otrzymał liczne nagrody, m.in. Order
Uśmiechu (2013).
JACEK JANIAK Z ORDEREM UŚMIECHU! FOT. RADIO SZCZECIN
5
TEMAT NUMERU MAJ/CZERWIEC 2016
TEMAT NUMERU: i bardzo dużo radości. Uczniowie mieli do mnie pełne zaufanie, zwierzali mi się ze swoich problemów. Jak Pani
Dyrektor robiła “łapanki” na palących, to ja po imieniu wiedziałem, kto pali a kto nie. Wiedziałem również o nie-
przyjemnych sytuacjach w domach. Taką właśnie miałem relację z młodzieżą, co bardzo mi odpowiadało. Kocha-
łem to, co robiłem. Mogłem przychodzić wcześniej do szkoły i zostawać dłużej, bo mój stan cywilny mi wtedy na
to pozwalał - byłem wówczas kawalerem. Ale w pewnym momencie zrozumiałem, że nie jestem typowym na-
uczycielem, bardziej jestem organizatorem i zapragnąłem robić różne duże rzeczy dla młodych ludzi. Pierwszy raz
nadarzyła się ku temu okazja po trzęsieniu ziemi w Armenii. Miałem organizować obchody Międzynarodowego
Dnia Dziecka i pomyślałem sobie, że skoro jest to dzień międzynarodowy, to czemu nie zaprosić dzieci z Arme-
nii do Szczecina? To był bardzo trudny czas, jeszcze władza komunistyczna nie ustąpiła, a już raczkowała Solidar-
ność. Postanowiłem napisać prośbę do Prezydenta Stanów Zjednoczonych, pierwszego sekretarza Komunistycz-
nej Partii Związku Radzieckiego, Michaiła Gorbaczowa, do nieżyjących już dzisiaj decydentów, Wojciecha Jaruzel-
skiego, Mieczysława Rakowskiego, żeby jakoś nam pomogli. Nie wiedziałem, gdzie leży Armenia, ale po miesiącu
spojrzałem na mapę i okazało się, że znajduje się w Azji za Uralem. „Jacek, co ty w ogóle zrobiłeś?”- wielokrotnie
zadawałem sobie to pytanie. Wierzyłem jednak, że się uda. Wbrew przeciwności wszystkich i opiniom, że jestem
wariatem, wyobraźcie sobie, że dzieci przyjechały, setka dzieci na zaproszenie maleńkiej Szkoły Podstawowej nr
53. To było niemożliwe, zdarzył się cud. Przyjechały bardzo biedne, niektóre absolutne sieroty, opowiadały mi
tragedię, którą przeżyły. Posłużę się jednym może przykładem. Jest lekcja i stoją dzieci przy tablicy. Reszta sie-
działa po drugiej stronie sali. Nagle ziemia pękła i sala lekcyjna została podzielona. Nie pamiętam, czy to było na
pół, czy jedna trzecia do dwóch trzecich. Te dzieci, które nie stały przy tablicy, spadły w szczeliny, które miały po
kilkanaście metrów. Na to wszystko sypał się gruz. Jak pół roku później pojechałem do Leninakanu, uzmysłowi-
łem sobie, jak wielką tragedią jest trzęsienie ziemi. Człowiek nie jest w stanie nic zrobić, bo wszystko dzieje się w
ułamkach sekund. Nagle ziemia drży, wszystko się zapada. Pojawiły się uśmiechy na twarzach dzieci i jeszcze bar-
dziej zostałem zmobilizowany do organizowania takich przedsięwzięć. Niestety, sytuacja ekonomiczna zmusiła
mnie do rozstania się z zawodem nauczyciela. Stanąłem przed takim problemem: albo będę biedny, dalej będę
pracował z dziećmi i nigdy nie założę rodziny, albo zmienię sobie pracę. Ku szczęśliwemu zbiegowi okoliczności
ówczesny kurator, mój przyjaciel, Paweł Bartnik, powiedział „Jacek, chodź popracujemy razem w Pałacu Młodzie-
ży”. Zdecydowałem się, systematycznie się rozwijałem, jednak zawsze komuś podlegałem. Bardzo chciałem być
samodzielnym pracownikiem, sam podejmować decyzje i sam za nie odpowiadać. Wystartowałem w konkursie
na dyrektora Szczecińskiej Agencji Artystycznej, której byłem dyrektorem 4 lata, a już od 10 lat jestem dyrekto-
rem Domu Kultury Słowianin, z czego bardzo się cieszę. Nie zapomniałem o swoich “korzeniach” - pracowałem
zawsze z dziećmi i pracuję, dzisiaj mam dużo większe możliwości.
DK Słowianin jest miejscem, w którym odbywają się wszelkiego rodzaju wydarzenia kulturalne:
koncerty, wystawy, przeglądy, spotkania. Jak wygląda praca na stanowisku dyrektora takiej pla-
cówki? Czy jest wymagająca?
To się tylko tak wydaje, że „fajnie” jest być dyrektorem, bo ludzie myślą, że dyrektor tylko siedzi w biurze, od-
biera telefony, pije kawę z interesantami i zarabia nieprawdopodobne pieniądze. To nie jest prawda. Mierząc się z
jakąś imprezą, trzeba wziąć pod uwagę to, co powie odbiorca. Dążę do tego, żeby Słowianin spełniał swoją misję,
żeby był placówką otwartą, w której młodzi ludzie, seniorzy, ale również przedszkolaki czują się dobrze - trzeba
się bardzo napracować. Tym bardziej, że młody człowiek jest bardzo wrażliwy, potrafi docenić, co jest dobre a
co nie, w sposób szczególny dotyczy to przedszkolaków, którzy jak się nudzą, to tupią nogami i wychodzą. Z wa-
mi jest inaczej, jak już kupicie bilet, żeby zobaczyć swojego idola, to wystarczy, jak się pojawi. Bardzo wrażliwi
również są seniorzy, którzy przychodzą do Słowianina i oczekują ciepła i zrozumienia. Dzielnica, w której znajdu-
je się DK Słowianin, stała się trochę zapomniana. Mam nadzieję, że aktywizacja bulwarów, Wałów Chrobrego
spowoduje, że zacznie się tu cokolwiek dziać. Jest to rejon, w którym mieszka niewielu młodych ludzi,
6
IX WROTA TEMAT NUMERU
którzy chcą mieć blisko kino, przystanek autobusowy. Niby jesteśmy w centrum, ale nie do końca. Chciałbym,
żeby ludzie byli zadowoleni z mojej pracy. Dzisiaj tego rodzaju działalność sprawia mi ogromną radość i bliscy
jesteśmy takiego porozumienia, żeby przedszkolaki mogły spędzać czas z seniorami. Nasi seniorzy będą uczyć
naszych przedszkolaków i taka impreza integracyjna sprawi, że i jedno, i drugie pokolenie będzie niezwykle
szczęśliwe. Ci samotni starsi ludzie w osobie małego człowieka widzą potencjalnego wnuka, natomiast maluchy
w osobie siwego włosa widzą swoją babcię lub dziadka. Organizujemy dziecięce pogotowie lekcyjne i już nie-
którzy seniorzy, emerytowani nauczyciele spędzają z dzieciakami dużo czasu i odrabiają lekcje.
Czy spotkał się Pan kiedyś z negatywnymi uwagami na temat swojej pracy?
Prawdę mówiąc nawet często. Zawsze się znajdą tacy, którzy, nie znając prawdy, lubią mówić, że ja jestem w
jakiś sposób namaszczony, że znajduję się pod parasolem ochronnym. Jestem jednym z wielu dyrektorów, któ-
rzy funkcjonują na bardzo trudnym rynku, bo umówmy się, że na działalności koncertowej pieniędzy się nie
zarabia. Cieszę się bardzo, że DK SŁOWIANIN jest znaczącym punktem na mapie kulturalnej Szczecina, a ja
jestem jego dyrektorem.
Przyglądając się pracy Szczecińskiego Domu Kultury, można zauważyć, że jest Pan organizato-
rem naprawdę wielu imprez. Czy jest jakieś wydarzenie, o którym myśli Pan szczególnie ciepło?
Tak, dotyczy to przede wszystkim spotkań z bezdomnymi. Co roku organizujemy dla nich okolicznościowe
spotkania, Kolację Wigilijną i Śniadanie Wielkanocne. Z tego, co przez te lata zaobserwowałem, dzisiaj wiem,
że nie ma gorszej choroby od bezdomności. Medycyna radzi sobie niemalże ze wszystkimi schorzeniami i pro-
blemami zdrowotnymi. A ludzie bezdomni? Żeby rozwiązać problem takiej osoby, trzeba dać jej dom. Żeby
ten dom utrzymać, trzeba dać jej pracę, która pozwoli na normalne funkcjonowanie. Jak się z tymi ludźmi spo-
tykam dwa razy do roku, są wtedy tacy serdeczni, odświętnie ubrani, pomimo problemów, z którymi borykają
się na co dzień. Żyją w makabrycznych warunkach, luksusem jest dworzec PKP. Siadając później z nimi do ko-
lacji lub śniadania, czuję się spełniony. Walczę z określeniem, że bezdomny to pijak, oczywiście jest spora gru-
pa takich ludzi. Jednak jednym przypadkiem chciałbym się z wami podzielić. Na jednej z imprez jeden z męż-
czyzn mówi do mnie „Panie Jacku - pokazując na kolegę - wie pan, to jest prawdziwy profesor”. Chciałem do-
kończyć tę rozmowę, ale ktoś odwrócił moją uwagę. Spotkałem się z tym człowiekiem jeszcze raz przy okazji
kolejnej imprezy i opowiedział mi swoją historię. Okazało się, że ten Pan był profesorem belwederskim na
dawnej Akademii Rolniczej. Dzieci kiedyś powiedziały, żeby wyniósł się z domu. Zrobił, jak mu kazano, zagubił
się w życiu i został bezdomnym widzianym przeze mnie na kilku imprezach. Dlatego nie należy mówić, że bez-
domny to od razu alkoholik. Jest wiele sytuacji w życiu, wiele powikłań, których nie jesteśmy w stanie przewi-
dzieć. Anegdota ta sprawiła, że zacząłem się zastanawiać. Jeśli człowiek z dnia na dzień wyląduje na bruku, to
co ma ze sobą zrobić? Dlatego tak ciepło mówię o pracy z bezdomnymi, ponieważ jestem zwolennikiem zasa-
dy, że człowiek jest tyle wart, ile może dać drugiemu człowiekowi. Warto robić dobre rzeczy, ponieważ do-
bro zawsze wraca. Dlatego życzę wam i waszym kolegom i koleżankom, żebyście robili same fajne rzeczy,
spełniali swoje marzenia i zarażali pozytywną energią. Życie jest krótkie, a świat taki piękny.
A jakie jest Pana najpiękniejsze wspomnienie związane z pracą?
Najpiękniejsze wspomnienie? Trudno mi to nazwać „najpiękniejszym”, może opowiem o takim, kiedy dozna-
łem ogromnych emocji. Jeszcze pracowałem w szkole, organizowałem spotkanie ze św. Mikołajem. Na warunki
szkoły wymyśliłem sobie coś niewyobrażalnego. Miałem przyjaciela w Wojewódzkiej Kolumnie Transportu
Sanitarnego, która obsługiwała helikoptery, śmigłowce i zapytałem „Janusz, czy nie moglibyśmy do szkoły przy-
wieźć Mikołaja śmigłowcem?”. Jak dzisiaj sobie o tym wszystkim pomyślę! (śmiech) Ale on na to „Wiesz co?
Jest to realne, ale muszą być spełnione wręcz idealne warunki pogodowe, żeby pilot zdecydował się wylądo-
wać.”. Boisko w szkole, w której pracowałem, było niewiele szersze niż rozstaw łopat śmigłowca. Zaprosiłem
dzieci z Ośrodka dla Dzieci Kalekich w Policach. Przyjechały taksówkami, w każdej po 3 - 4 dzieci, a Mikołaj
wylądował. Kiedy ze wszystkich zeszło powietrze, organizatorzy się trochę rozluźnili, zobaczyłem taki obrazek:
7
SAMORZĄD MAJ/CZERWIEC 2016
chłopiec siedzi na wózku, a ten wózek pcha jego kolega, który jest o dwóch kulach. Jak to zobaczyłem, to pomy-
ślałem, że to w ogóle niemożliwe, gdzie są ci, co mają dwie ręce sprawne i dwie nogi sprawne? Nikogo nie było.
Inny chłopiec siedział jeszcze w środku taksówki i przytknął głowę do szyby. Widziałem, jak spod jednego oka
zaczynały spływać łzy. Ja przykleiłem się do zewnętrznej strony okna i nasze łzy się połączyły, gdzieś w jakiejś jego
części... Pomyślałem sobie wówczas, że to jest właśnie to, co chciałbym w życiu robić. Chciałbym nieść radość,
pomagać i dzisiaj, mając takie możliwości, robię to.
Ostatnie pytanie. Myślę, że dla redakcji gazety i dla naszych czytelników bardzo istotne. Dlaczego
zdecydował się Pan pomóc „IX Wrotom”?
Chciałbym młodym ludziom pomóc, bo uważam, że każda forma aktywności spowoduje to, że będzie to lepsze
pokolenie. Natomiast młodzi muszą zrozumieć, że nie można tylko od życia brać, ale trzeba też coś od siebie
dawać. Wasza gazeta jest cudownym wyzwaniem, jest pięknym dokumentem świadczącym o zainteresowaniu
młodego pokolenia bolączkami czy radościami współczesnego świata i jestem dumny, że możemy pomagać.
Dziękujemy za rozmowę.
Dziękuję.
PO WŁAŚCIWEJ STRONIE WRÓT
W MAJU JAK W GAJU
CEZARY ORŁOWSKI 2 GB
SAMORZĄD UCZNIWSKI
Nareszcie maj! Dni są coraz cieplejsze i dłuższe, dzięki czemu możemy je wykorzystać jeszcze lepiej
niż poprzednio: wyjść na dwór, na rower, pobawić się, zrodzić nowe pomysły. Tak właśnie robimy to
my, Samorząd Uczniowski, stawiając się “Po właściwej stronie Wrót”.
W tym miesiącu w naszej szkole atrakcji przez nas współorganizowanych
jest wiele. Wszystkie stworzone po to, aby na chwilę odetchnąć od lekcyj-
nej wrzawy i ciągłego “wkuwania” słówek z angielskiego na tak zwany ‘short
test’. Tu się zdziwicie, nawet my, uczniowie elitarnego ZSO6, potrzebujemy
chwili wytchnienia przed końcem roku szkolnego.
Czerwone maki na Monte Cassino
Zgodnie z piękną tradycją, jak co wiosnę, osiemnastego maja odbywa się
Święto Szkoły. W tym roku, prócz tradycyjnego apelu, na którym polska
flaga zawisła na nowo postawionym maszcie, przewidziano wiele ciekawych
atrakcji. W szkole odbyła się lekcja o historii Bitwy pod Monte Cassino
oraz krótka pogadanka, po której nastąpił konkurs pieśni patriotycznej, w
którym każda klasa musiała się zaprezentować ze strony wokalnej. Przewi-
dziano też bardzo ciekawą grę terenową. Drużyny walczyły ze sobą po-
przez udowadnianie swojej wiedzy o Patronie szkoły. Towarzyszyły im
dźwięki muzyki szkolnego zespołu The Nine.
Grafika Oli Miernik z 1d
8
IX WROTA SPOŁECZEŃSTWO
Rowerem do szkoły? Czemu nie!
Przypominamy o ankiecie, którą udostępniliśmy pod linkiem: bit.ly/STOJAKI. Wypełniając ją, powiecie nam,
co myślicie na temat założenia stojaków rowerowych na terenie naszej szkoły, które szczególnie w te majowe
dni bardzo by się przydały.
“Świat jest teatrem, aktorami ludzie”
Jak co roku, zgodnie z ośmioletnią tradycją w dniach trzydziestego i trzydziestego pierwszego maja odbędzie
się Przegląd Teatrów Małych Form Kotłownia 2016. Jak zwykle, podczas festiwalu zaprezentują się grupy teatral-
ne z różnych szkół. Konkurs patronatem objęło Miasto Szczecin, a organizatorką i pomysłodawczynią jest Pani
Profesor Anna Parchimowicz. Tegoroczny przegląd będzie o tyle atrakcyjniejszy, iż w tym roku celebrujemy
twórczość Williama Shakespeare’a, czterysta lat po jego śmierci, na naszej “kotłownianej” scenie z pewnością
pokazane zostaną sztuki słynnego angielskiego barda.
Jak widać, dzieje się u nas bardzo dużo. Do tego dorzucić możemy Dzień Disneya, podczas którego przebie-
rzemy się wszyscy za postaci z bajek oraz prezentację projektów, zaplanowaną w Dzień Dziecka. Zapraszamy
Was serdecznie do wzięcia udziału we wszystkich wydarzeniach! Spotkamy się, jak zwykle, po właściwej stro-
nie wrót z nową energią i cierpliwością, którą musimy się wykazać w oczekiwaniu na upragnione wakacje.
SĄ RÓWNI I RÓWNIEJSI
FELIETON
ZUZANNA IZYDOREK 3GC
W szkole omawiamy ,,Folwark zwierzęcy’’ autorstwa George’a Orwell’ a i w pewnym momencie pojawia się
zdanie ,,Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych.’’ Jeśli przełożymy to na
język rzeczywistości, oznacza to, że w założeniu wszyscy jesteśmy równi, ale niektóre jednostki mają większe
uprawnienia niż reszta. Czyli coś tu się nie zgadza. Przecież zakładamy, że WSZYSCY SĄ RÓWNI. Więc
skąd się bierze ta niesprawiedliwość społeczna?
Wnioski z życia i ,,Folwarku’’ nasuwają się same. Jednostki związane z władzą lub zwyczajnie o mocnym cha-
rakterze i darze przekonywania narzucają swoją wolę jednostkom słabszym, zwyczajnym. Demokracja ma
nas, zjadaczy chleba, chronić przed takimi dominami, ale prawda jest jeszcze smutniejsza niż się wydaje.
Część obywateli zwyczajnie się na to godzi. Dlaczego? Dla własnych korzyści. Słabsze psychicznie jednostki
żywią nadzieję, że uległość wobec tych silniejszych sprawi, że poprawi się poziom ich życia. „Bo w sumie cze-
mu by nie skorzystać z tego, że mam wujka lekarza i wepchnąć się do kolejki?” Takich sytuacji dzieje się ty-
siące w ciągu naszego życia. Nawet ich nie zauważamy. Ktoś już podjął decyzję. Myślę - trudno. Dowiaduję
się, że coś robimy tak, a nie tak. E tam, niech robią, co chcą… Nie potrafię wyzbyć się jakiejś bierności wo-
bec działań podejmowanych wokół mnie, które mnie przecież dotyczą. Pytam - jak doszło do tej decyzji? Sły-
szę, że było jakieś spotkanie. Zaraz, czy nie było mnie gdzieś, gdzie powinnam być? Jak to jest, że o takich
rzeczach dowiaduję się po fakcie? Nie uważam się za osobę rozkojarzoną i nie pamiętam, żeby było coś w
danym temacie omawiane. Pytam populacji (populacji osób najniżej postawionych towarzysko na pewnym
terytorium). Członkowie populacji wzruszają ramionami. Czyli też niedoinformowani. Wobec tego ktoś nam,
ZOBACZ TAKŻE:
ANKIETA DOTYCZĄCA STOJAKÓW ROWEROWYCH bit.ly/STOJAKI
FACEBOOKOWY PROFIL KOTŁOWNI facecbook.com/Kotłownia-przegląd małych form teatralnych
9
MAJ/CZERWIEC 2016 STYL ŻYCIA
tym szarym, czegoś nie powiedział. Najwidoczniej uznał, że nie jesteśmy zainteresowani sprawą. Tylko co mu
pozwala wykluczać pewne osobniki z procesu decyzyjnego? Jaki ma klucz weryfikacji?
Tego się nie dowiem.
Jak to działa, że niektórzy mają większą możliwość wypowiedzenia się niż inni? Co sprawia, że ktoś jest zaw-
sze jest słyszany, a inny zawsze milczy, mówiąc? W demokracji należy respektować odrębność i wyjątkowość
każdego członka systemu. Nie każdy umie stanąć na środku i przekonać wszystkich do swoich racji. Różnimy
się od siebie, to naturalne i zachwycające. Przetwarzamy inaczej, komunikujemy się inaczej i każdy wyznaje
swoje wartości. To właśnie ta różnorodność sprawia, że tworzymy wspaniałe, wielkie rzeczy. Żaden gatunek
nie osiągnął tyle co homo sapiens - w tak wielu dziedzinach. Przemysł, transport, genetyka, sztuka. Dlatego
tak ważne jest zachowanie różnic (nie mylić z podziałami) między ludźmi.
WAKACJE W SZCZECINIE
CZYLI SPOSÓB NA NUDĘ
ALEKSANDRA KALICIAK 2C
Nie będę ukrywać, atrakcje
szczecińskie w okresie wakacyj-
nym wypadają blado przy tych,
które zaplanowano w innych
miastach. To nie oznacza jed-
nak, że Ci, którzy czekają na
wyjazd, albo Ci, którzy po pro-
stu tu zostają, są skazani na nu-
dę. Istnieje sporo sposobów na
jej zabicie.
Przeczytaj książkę.
Jest mnóstwo takich lektur, na
które, niestety, nie ma się czasu
w natłoku szkolnych obowiąz-
ków. Może znajomy coś polecił
albo wyszła właśnie najnowsza
powieść ulubionego pisarza. Ważne jest to, że w końcu ta książka będzie naszym wyborem, a jej czytanie
sprawi przyjemność. O innych zaletach chyba nie muszę wspominać.
Zmień nawyki żywieniowe.
Odwieczna wymówka, że nie ma się czasu na zdrowe odżywianie, zniknie wraz z końcem roku szkolnego.
Warto wtedy zmienić coś w swojej diecie. Sprawdź nowe przepisy, spróbuj nieznanych dań, odwiedzaj zdro-
we restauracje. Istnieje duża szansa, że pielęgnowana zmiana, jak picie dużej ilości wody, zostanie z nami
również w kolejnym roku szkolnym i dłużej.
Oglądaj filmy/seriale.
Jest to niewątpliwie gorszy pomysł niż czytanie książki, ale te nie zawsze potrafią zaspokoić nasze oczekiwa-
nia estetyczne i potrzebę rozrywki. Wiem jednak, że każdy bez dłuższego zastanowienia jest w stanie podać
co najmniej pięć tytułów filmów, które chce obejrzeć. A wakacje to właśnie najlepszy moment, żeby to zro-
bić.
ZOBACZ TAKŻE:
ANKIETA DOTYCZĄCA STOJAKÓW ROWEROWYCH bit.ly/STOJAKI
FACEBOOKOWY PROFIL KOTŁOWNI facecbook.com/Kotłownia-przegląd małych form teatralnych
FOT. OPENCACHING.PL
10
IX WROTA STYL ŻYCIA
Zacznij uprawiać sport.
Ponownie - wymówka z brakiem czasu wolnego przestaje istnieć. Intensywność ćwiczeń każdy może dobrać
wedle potrzeb indywidualnych. Ale satysfakcja i duma pod koniec lata będzie tak samo wysoka. Wystarczy
dobre nastawienie i motywacja, a może jazda na rowerze czy poranne bieganie zostanie z nami na dłużej niż
wakacje.
Spotykaj się ze znajomymi.
Pomyśl o wszystkich nowo poznanych osobach albo o tych, dla których przez ostatnie miesiące brakowało
czasu. Pamiętaj o pielęgnowaniu znajomości, to może właśnie podczas wakacji mają szansę zmienić się w coś
głębszego.
Wykorzystuj pogodę.
Wspólny piknik z przyjaciółmi, grill, wypad na Arkonkę czy nad jezioro Głębokie, czy właśnie uprawianie spor-
tu na świeżym powietrzu są możliwe dzięki dobrej pogodzie. Nie warto przesypiać dnia, zwłaszcza kiedy słoń-
ce pozwala nam na robienie fajniejszych rzeczy.
Stwórz wakacyjną playlistę.
I to już na samym początku dni wolnych! Taka składanka na pewno wspaniale będzie Ci się kojarzyła. Przy oka-
zji sprawdź muzyczne nowości i koniecznie dodaj je do listy. Gwarantuję, że będziesz jej słuchać całe lato. Po-
towarzyszy nam nie tylko w Szczecinie, ale również w innych miejscach.
Stwórz własne „To do list”.
Zawrzyj w nim, co chcesz, a zwłaszcza rzeczy, których nie da się zrobić na typowych wyjazdach. Oto kilka
propozycji:
- zagrać w kręgle,
- upiec ciasteczka dla przyjaciół,
- stworzyć wakacyjny kolaż,
- spać ponad 12 godzin,
- obejrzeć wschód/zachód słońca,
- zagrać w „planszówki”.
Ogranicz korzystanie z telefonu.
To jest moja ulubiona rada! Z głową przed ekranem czy to telewizora, czy smartfona wakacje miną tak szyb-
ko, a wspomnienia nie będą w ogóle warte zapamiętania, niezależnie od tego czy jesteśmy za granicą, czy w
Szczecinie. Ponieważ jest to czas relaksu, warto odpocząć od Instagrama, Snapchata, Facebooka. Ogranicz się
do funkcji aparatu, a na pewno zyskasz czas na cieszenie się wolnymi dniami.
Skorzystaj z lokalnych wydarzeń.
Pomimo, że Szczecin nadal zostaje w tyle za Krakowem, Warszawą i innymi miastami, które wychodzą z wła-
sną inicjatywą spędzenia wakacji, w tym roku znów pojawia się kilka letnich propozycji. I chociaż niezwykle
trudno było przygotować taką listę, bo wiele stałych punktów wakacyjnych nie jest potwierdzonych lub ich
daty są wciąż nieznane (jak Kino pod Chmurką na dachu Kaskady czy Dni Odry, nie wiem też, czy aby po raz
kolejny Eska Music Awards odbędzie się w Szczecinie), to lista ta nie prezentuje się najgorzej:
26.06.2016r. - Drugi PZU Maraton Szczecin
27.06.2016r. - Biegam Bo Lubię, Miejski stadion lekkoatletyczny im. Wiesława Maniaka
11
MAJ/CZERWIEC 2016 STYL ŻYCIA
30.06.-02.07.2016r. - Festiwal Spoiwa Kultury XVII Edycja – Teatr Kana
01.07.-31.08.2016r. - pokazy filmowe na Zamku Książąt Pomorskich, realizowane 2 razy w tygodniu
(pierwsza połowa lipca) - Dni Odry na Wałach Chrobrego
21.07.-24.07.2016r. - Jarmark Jakubowy, okolice Katedry
08.2016r. - Wystawa polskiej sztuki współczesnej w Indiach „Absurd-Nonsens-Oksymoron”,
Dom Kultury 13 Muz
12.08.-13.08.2016r. - Pyromagic na Wałach Chrobrego
Warto poszukać również wystaw, które w wakacje kończą swój byt w Szczecinie. Takie na pewno zaoferują
nam muzea. Na Bulwarach co piątek będzie można miło spędzić czas, odpoczywając na leżakach, przy otwar-
tych budkach-restauracjach z jedzeniem i napojami. Są też wydarzenia płatne, np. w Teatrze Letnim. Podej-
rzewam, że kina wyjdą z inicjatywą zniżek. Można też poszukać filmów, które nie będą grane w masowych
kinach, a w kameralnych, takich jak Pionier. Pomysłów jest dużo i nie zawsze trzeba sporo wydawać, by do-
brze spędzić czas.
GDZIE NA WAKACJE? CZYLI ZESTAWIENIE ZNANYCH I MNIEJ ZNANYCH, GODNYCH POLECENIA,
DESTYNACJI WAKACYJNYCH
PIOTR WĘCŁAWIK 1D
Wakacje prawie za pasem, a cel wakacyjnego wyjazdu jeszcze niewybrany? Spokojnie, do ostat-
niego dzwonka jeszcze prawie miesiąc, wystarczająco dużo czasu, żeby wybrać cel wakacyjnej
podróży. Może będzie to jeden z podanych poniżej? Proponuję kilka bardziej i mniej znanych
letnich destynacji, trafiających w różne gusta.
Przy wyborze miejsca, do którego chcielibyśmy udać się w wakacje, należy mieć na uwadze aktualną sytuację.
Niestety, nie wszystkie letnie destynacje, które do tej pory uchodziły za bezpieczne, rzeczywiście takie są.
Takie kraje to na przykład Tunezja i Turcja. Aktualnie głównym powodem dla którego Ministerstwo Spraw
Zagranicznych odradza podróżowanie do tych krajów, jest terroryzm. Wielu turystów zrezygnowało z Tune-
zji w poprzednim roku po dwóch krwawych zamachach: w muzeum Bardo, w którym życie straciła trójka
polskich turystów oraz na plaży w kurorcie Susa w czerwcu tego samego roku. W Turcji od początku roku
2016 doszło już do kilku zamachów terrorystycznych. Szczególnie niebezpiecznie jest we wschodniej części
kraju, blisko granicy z Syrią i Irakiem, gdzie na domiar złego toczy się turecko-kurdyjski konflikt zbrojny. Jed-
nak, choć Stambuł i Ankara nie są uznawane aktualnie za bezpieczne miasta, MSZ uspokaja, że turecka riwiera
należy do bezpiecznych. Po ostatnich zamachach w Paryżu i Brukseli oraz nieudanym zamachu w Hanowerze,
może wydawać się, że duże miasta Europy zachodniej również nie należą do bezpiecznych, jednak MSZ nie
wydało ostrzeżenia przed podróżowaniem do tych miast. Warto jednak dodać, że brytyjskie MSZ umieściło
Polskę na liście dziesięciu najbezpieczniejszych miejsc na turystycznej mapie świata.
Wiadomo już, jakich miejsc lepiej unikać, pozostałe uchodzą za bezpieczne i są idealnymi wakacyjnymi desty-
nacjami. Dla każdego coś dobrego.
Do najpopularniejszych wakacyjnych destynacji należą nadmorskie kurorty w ciepłych krajach. Opalanie się na
plaży, morska kąpiel, zwiedzanie nadmorskich miejscowości, a także korzystanie z bogatego życia nocnego w
tamtych okolicach – taką formę wypoczynku wybiera większość Polaków. Najczęściej wybierane europejskie
kierunki to Grecja i Chorwacja, pozaeuropejskie: Tunezja i Egipt.
12
IX WROTA STYL ŻYCIA
Może warto jednak w tym roku dla odmiany przeżyć przygodę w innym europejskim rejonie? Miłośnicy
pięknych plaż nad błękitnymi, ciepłymi wodami nie mogli nie usłyszeć o Lazurowym Wybrzeżu (fr. Côte
d'Azur ) – dumie francuskiej riwiery. Ten odcinek wybrzeża Morza Śródziemnego ciągnie się od granicy z
Włochami aż do Marsylii. To największy region turystyczny Francji odwiedzany rocznie przez 10 milionów
turystów z całego świata! Zjawiskowe pejzaże z błękitnym Morzem Śródziemnym i nostalgiczne klimaty
prowansalskich miasteczek sprawiły, że Lazurowe Wybrzeże jest uwielbiane przez artystów i gwiazdy filmo-
we, które znajdują tu spokój i cudowny klimat. Sama nazwa nie wzięła się znikąd. Wody Morza Śródziemne-
go w tym miejscu przybierają lazurowo-błętkiną barwę. Lazurowe Wybrzeże to nie tylko plaże. To także
miasta, które trzeba zobaczyć we Francji. Urokliwe miasteczko Vence zaprasza na spacer śladami najwybit-
niejszych malarzy, niedaleko Vence znajduje się także Grasse, kultowe miasto perfumiarzy, które już w
XVIII wieku zasłynęło z przemysłu perfumeryjnego, a do dziś działają tam dwie najstarsze i najsłynniejsze
wytwórnie perfum. Nie można pominąć jednego z ulubionych miast turystów – Nicei. Miasto otoczone jest
z trzech stron przez góry, a nadmorska promenada ma aż 7 kilometrów długości. W Nicei usłyszeć można
wszystkie języki świata, spotkać mieszkańców i turystów z najodleglejszych zakątków świata i skosztować
najróżniejszych dań z całego globu. Miasto nie należy do olbrzymich, dzięki czemu da się je łatwo zwiedzić
pieszo lub korzystając z dobrze rozwiniętej i gęstej sieci rowerów miejskich. Najważniejsze atrakcje Nicei
to przede wszystkim Stare Miasto pełne wąskich, klimatycznych uliczek, z licznymi straganami prowansalski-
mi. Promenada Anglików to ulubione miejsce spacerów mieszkańców, atutem miasta jest długa na kilka kilo-
metrów plaża. Trzeba jednak uważać, ponieważ plaża w Nicei jest kamienista. Sobór św. Mikołaja, bazylika
Notre Dame de Nice i obserwatorium astronomiczne na szczycie góry Mont Gros również należą do po-
pularnych nicejskich atrakcji turystycznych. Po czym rozpoznać można turystę w Nicei? Po tym, że czeka,
kiedy światło jest czerwone. Mieszkańcy tego rejonu Francji przechodzą swobodnie na czerwonym świetle,
co jest tam powszechnie akceptowane.
Festiwal filmowy w Cannes, odbywający się od 1946 roku, to jeden z najważniejszych i najbardziej prestiżo-
wych festiwali filmowych na świecie. Położone niedaleko Nicei miasto-
państwo Monako również ma wiele do zaoferowania.
Pałac Księcia Monako i dołączone do niego Muzeum
Napoleona oraz bogato ozdobiona, z oszałamiająco
pięknym wnętrzem, monakijska opera to obowiązkowe
do zaliczenia punkty na turystycznej mapie Monako.
To księstwo co roku gości także wyścigi Formuły I.
Największa na Lazurowym Wybrzeżu jest Marsylia,
portowe miasto, którego wybrzeże „okupują”
setki jachtów, a samo miasto i jego okolice są
gratką zarówno dla miłośników zabyt-
ków (jak Pałac Longchamp, w które-
go wnętrzu mieszczą się dwa muze-
a), w tym zabytkowych obiektów
sakralnych (np. katedra Notre Da-
me de la Garde), jak i dla tych,
których interesują przede wszystkim
nowoczesne budowle, takie jak MuCEM
(Muzeum Cywilizacji Śródziemnomorskich). W pobliżu
Marsylii znajdują się także Calanque - charakterystycz-
ne dla południowo-wschodniej Francji, głęboko
wcięte w wapiennych skałach dolinki na
wybrzeżu Morza Śródziemnego, in-
tensywnie wykorzystywane
13
STYL ŻYCIA MAJ/CZERWIEC 2016
turystycznie jako cel wycieczek statkami, a także cel pieszych szlaków turystycznych. Choć Lazurowe Wy-
brzeże opanowane jest przez bogaczy i ich jachty, którzy w tym rejonie mają swoje wille, wczasy tam nie są
przeznaczone tylko dla milionerów. Ten rejon Francji zaprasza każdego, od miłośników plażowania, przez
fanów pieszych wędrówek i zwiedzania, po szukających świetnej zabawy do białego rana, a nawet milione-
rów.
Szeroko rozumiane parki rozrywki to jedne z ulubionych atrakcji dla dzieci, młodzieży i nie tylko. Te w sezo-
nie letnim pełne są szukających wrażeń. Wiele takich parków znajduje się za granicą. Oto trasa po kilku zna-
nych europejskich parkach rozrywki we Francji, Niemczech i Danii. Jeden z najbardziej kultowych i najpopu-
larniejszych europejskich parków otwarty został w 1992 roku i jest to czwarty największy na świecie park
rozrywki Walta Disneya. W roku 2011 odwiedziło go aż 16 milionów turystów. Bawić się można w dwóch
parkach tematycznych: Disneyland Park i Walt Disney Studios. Park pełen jest zamków i postaci rodem z
animacji Disneya, znaleźć tam też można rollercoastery. Kraina Disneya, zlokalizowana w miejscowości Mar-
ne-la-Vallée 30 km od Paryża, odwiedzana jest przez ludzi mieszczących się w każdej kategorii wiekowej.
Interesujących się motoryzacją i lubiących niemieckie samochody zainteresować może także miejscowość
Wolfsburg w Niemczech, leżąca prawie przy autostradzie, którą dojechać można do Francji. Wolfsburg to
ojczyzna koncernu Volkswagen. To tam znajdują się dwa muzea Volkswagena. W pierwszym zobaczyć można
większość modeli VW, które od początku istnienia koncernu zjechały z taśm produkcyjnych, także prototy-
py. Z kolei w Autostadt, na które składają się dwa identyczne budynki pełniące funkcję muzeum marki, zoba-
czyć można trochę nowsze modele. Budynki są koliste, a samochody ułożone na platformach dookoła, co
wygląda, jakby stanowiły część kolekcji, której właściciel starannie układa je na półkach. Kolejny z najpopular-
niejszych europejskich parków rozrywki - Heide Park w miejscowości Soltau w Niemczech - co roku odwie-
dza ponad milion turystów z całej Europy. Na jego terenie znajduje się aż 41 atrakcji dla gości w różnym wie-
ku, od dziecięcych teatrzyków i karuzeli po olbrzymie rollercoastery, których w Heide Parku jest aż 9. Heide
Park znajduje się niedaleko Hamburga, w którym jedną z głównych atrakcji jest olbrzymi park miniatur
„Miniatur Wunderland”, gdzie znajduje się najdłuższa makieta kolejowa na świecie. Na powierzchni 1300 me-
trów kwadratowych położonych jest aż 15,4 km torów kolejowych w skali 1:87. Po torze o długości ponad
15 kilometrów kursuje aż 930 sterowanych pociągów! Od 2001 roku park powiększał się, a z biegiem lat
makieta odwzorowywała coraz więcej krajów i regionów. Oprócz rewelacyjnie rozwiniętej sieci torów kole-
jowych zminiaturyzowane zostały także lotniska, stadiony, główne drogi, a także krainy geograficzne z róż-
nych stron świata. Największym atutem parku jest to, że toczy się w nim życie odwzorowane do tego stop-
nia, że co jakiś czas na makiecie zobaczyć można jadące na sygnale wozy strażackie wezwane na akcję. Kolej-
ny dobrze znany park to „Legoland Billund” w Danii, ojczyźnie klocków Lego. W Billund są one produkowa-
ne i to właśnie w tym mieście powstał park rozrywki zbudowany prawie w stu procentach z tych legendar-
nych klocków. Jest to największy Legoland na świecie. W krainie klocków Lego ze standardowych budulców
został wybudowany tylko rollercoaster i hotel. Nazwa „Lego” także nie jest przypadkowa. W języku duńskim
słowo „leg” (czyt. le) znaczy „baw się”, a „godt”, „dobrze”. Należy jednak wiedzieć, że również w Polsce
znajdują się dwa wcale niezłe parki rozrywki. Latem 2014 roku otwarta została „Energylandia” – park roz-
rywki pod miejscowością Zator między Krakowem a Oświęcimiem. Energylandia jest drugim pod względem
wielkości po Śląskim Wesołym Miasteczku obiektem tego typu. Znaleźć można tam 60 atrakcji dla każdej
grupy wiekowej, w tym także 6 rollercoasterów, następne dwa mają zostać oddane do użytku w tym roku.
Kolejne ciekawe turystycznie miejsce znajduje się w województwie lubuskim i jest idealne na wakacyjny wy-
jazd dla fanów tematyki wojennej i militariów. Lubrza to wieś w województwie lubuskim a jej okolica rozcią-
gająca się wśród lasów między Świebodzinem a Międzyrzeczem to teren pełen poniemieckich bunkrów z
czasów II wojny światowej stanowiących kompleks bunkrów „Ostwall”, w którego skład wchodzi aż kilka-
dziesiąt naziemnych i podziemnych, a także wodnych obiektów militarnych. Pod rozległymi terenami leśnymi
znajduje się rozbudowany labirynt podziemnych korytarzy. W tej okolicy można także wziąć udział w spływie
kajakowym rzeką Paklicą. Każdego roku w gminie Lubrza organizowany jest także zlot pojazdów militarnych.
14
IX WROTA STYL ŻYCIA
Polskie Tatry, choć tak wysokie jak Himalaje ani tak znane jak Alpy nie są, niewątpliwie mają w sobie dużo
piękna, którym przyciągają wielu turystów. Góry to nie tylko skały, to esencja piękna natury: lasy, jeziora,
źródła rzek i górskie, nieskazitelnie czyste, strumyki oraz urokliwe górskie miejscowości. W górach znajdują
się również parki narodowe. Jeden z największych w Polsce (i Słowacji) - Tatrzański Park Narodowy - znaj-
duje się tuż pod Zakopanem. Odwiedzany jest rokrocznie przez około 2,5 miliona turystów, a łączna dłu-
gość szlaków turystycznych na jego terenie wynosi 275km. Obszar parku obejmuje m.in. takie miejsca jak
Dolina Pięciu Stawów Polskich, której krajobraz tworzą granitowe szczyty Tatr Wysokich i migotliwe tafle
jezior. W dolinie znajduje się kilka jezior polodowcowych. Największe z nich to Wielki Staw Polski o głębo-
kości ponad 70m. W TPN natknąć się można także na pastwiska i szałasy, obiekty sakralne, a także głazy
pamiątkowe i tablice. Szczyty, które warto zobaczyć w Tatrach, to na przykład Kasprowy Wierch
(1987m.n.p.m.), Giewont (1895m.n.p.m.) czy Gubałówka (1126m.n.p.m.). Turyści najczęściej zmierzają także
w stronę Morskiego Oka. Jest to największe jezioro w Tatrach, położone w Dolinie Rybiego Potoku. Wiel-
ką przygodą podczas pobytu w górach może być przejażdżka kolejką górską. Dla przykładu kolej linowa Ka-
sprowy Wierch mierzy ponad 4 kilometry długości, choć przejazd nią trwa zaledwie kilkanaście minut. Wa-
goniki są w stanie przewieźć jednorazowo do 60 osób, a podróż zawieszonym wysoko ponad tatrzańskimi
dolinami wagonikiem na długo zapada w pamięć. Góra stacja kolejki linowej oraz pobliskie Obserwatorium
Meteorologiczne to najwyżej położone budynki w Polsce.
Wiele ciekawych miejsc znajduje się także w okolicach gór. Będąc w okolicy Zakopanego, warto zajrzeć na
Słowację, bo tam w miejscowości Liptovsky Mikulas znajduje się sporej wielkości park wodny „Tatralandia”.
Wyposażony w 14 basenów termalnych oraz 28 zjeżdżalni, jest głównym ośrodkiem sportów wodnych Sło-
wacji. Bardzo popularny jest min. wśród Polaków. Atrakcje znajdują się zarówno wewnątrz, jak na zewnątrz
budynku. Aquapark otwarty jest cały rok. Po drodze w góry koniecznie, chociaż na parę godzin, zajechać
trzeba do Krakowa. Dawna stolica Polski jest bardzo bogata w zabytki. Wawel to obowiązkowy przystanek
podczas zwiedzania Krakowa. Zamek Królewski na Wawelu wiele razy był odbudowywany, a jego wygląd
zmieniał się już parę razy. Na Wawelu pochowani zostali królowie. Kraków poszczycić się może także jedną
z najatrakcyjniejszych starówek Europy. Latem krakowski Rynek Główny tętni życiem całą dobę, na Starym
Mieście znajduje się także słynny Kościół Mariacki. Popularne wśród turystów są Barbakan, Sukiennice, na-
tomiast pasjonaci historii z pewnością odnajdą się w Muzeum Lotnictwa Polskiego. Kraków jest turystyczną
stolicą Polski – jako najczęściej odwiedzane przez zagranicznych turystów polskie miasto. W 2014 roku od-
wiedziło go aż 9,9 miliona turystów.
Zarówno w Polsce, jak i w Europie nie brakuje ciekawych, rozmaitych atrakcji trafiających w gusta różnych
turystów. Do wakacji został mniej więcej miesiąc, to wystarczająco dużo czasu na wybranie własnego kie-
runku. Wybór jest bogaty, ponieważ w całej Europie i Polsce znajdziemy jeszcze mnóstwo mniej lub bar-
dziej znanych wakacyjnych destynacji. Pozostaje mi życzyć Wam trafnych decyzji.
15
STYL ŻYCIA MAJ/CZERWIEC 2016
CO MOŻNA ROBIĆ W WAKACJE? CZYLI PRZEGLĄD LETNICH FESTIWALI
MAŁGORZATA SOKOŁOWSKA 1C
Chcesz spędzić czas, słuchając dobrej muzyki na festiwalach? Lista propozycji jest długa!
3-4.06 - Orange Warsaw Festival
Jest to jeden z najbardziej znanych festiwali muzyki popularnej w Polsce. Trwa 2 dni, w ciągu których posłu-
chać można znanych wykonawców, nie tylko polskich, a także najpopularniejszych na świecie. W tym roku
wystąpią m.in.: Daughter, Die Antwoord, Lana Del Rey, Skrillex, Tom Odell i XXANAXX. Ceny biletów
wstępu wahają się w granicach 219-372 zł.
16-10.06 - Life Festival Oświęcim
LFO stał się „głośnym” festiwalem, ponieważ, oprócz wyjątkowego miejsca organizacji, walczy on z rasizmem
i antysemityzmem. Na Life Festival zagrają m.in.: Elton John, Queen, Dawid Podsiadło, Kortez, Perfect i Piotr
Rogucki. Cena biletu festiwalowego za jeden dzień wynosi178 zł.
29.06-2.07 - Open’er Festival
Jeden z największych festiwali odbywających
się w Polsce. Sprowadza wielu znanych i
cenionych muzyków i kompozytorów. Naj-
popularniejszymi wykonawcami koncertują-
cymi na festiwalu będą: Bastille, Florence +
The Machine, Kygo, Pharrell Williams, Red
Hot Chili Peppers, Wiz Khalifa i Zbigniew
Wodecki.
7-9.07 - Jarocin Festiwal
Uchodzi za najstarszy nadal istniejący festi-
wal muzyki rockowej w Polsce. Powstał już
w latach 70. jako lokalne wydarzenie, z ko-
lejnymi edycjami stawał się coraz bardziej
popularny, aż urósł do rangi największego
festiwalu muzyki młodzieżowej w państwach Bloku Wschodniego. Na scenie w Jarocinie swoje pierwsze kro-
ki stawiały teraz już bardzo znane zespoły rockowe. W tym roku zagrają m.in.: Koniec Świata, Kabanos, Ko-
branocka, The Prodigy, Farben Lehre, Luxtorpeda, Five Finger Death Punch, TSA i Slayer. Bilety jednodniowe
kosztować będą 179 zł.
8. 07, 26.07 - Festiwal Legend Rocka
14-16.07 - Przystanek Woodstock
Organizatorem tego festiwalu jest Fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy prowadzona przez Jurka
Owsiaka. Stworzony został w podziękowaniu za pomoc w zimowej zbiórce pieniędzy na sprzęt medyczny.
Jak co roku, wydarzenie to odbędzie się w Kostrzynie nad Odrą, a na scenie wystąpią: The Hives, Apocalyti-
ca, Bring Me The Horizon, Hey, Luxtorpeda, Rochy Dawuni, Enej, Łzy, Obershleisen, Chemia, Vespa, Ga- Ga
Zielone Żabki. Oprócz tego festiwal obfituje w wydarzenia niezwiązane z muzyką – spotkania z ciekawymi
ludźmi, warsztaty. Wstęp na festiwal jest w pełni darmowy.
8-9.07 - Reggaeland
OPEN’ER FESTIVAL. FOT. GOOGLE.COM
16
IX WROTA STYL ŻYCIA
5-5. 08 - Off-festival
Festiwal muzyki alternatywnej. Wśród wykonawców trudno znaleźć takich, których utwory odtwarzane są w
popularnych stacjach radiowych. Wśród organizatorów są jednak redaktorzy radiowej Trójki – Piotr Stel-
mach i Anna Gacek – gorący orędownicy muzyki offowej. Na tegorocznej edycji pojawią się: Adam Gołę-
biewski, Show Me The Body, Brodka, So Slow, Odpoczno, Minor Victories, Lima Kaliber 44, Jóga, Heroiny.
„Wejściówka” na festiwal kosztuje 310 zł, a wykupienie miejsca na polu namiotowym 60 zł.
18-21.08 - Cieszanów Rock Festiwal
19-20.08 - Kraków Live Festival
25-28.08 - Czad Festiwal
27.08 - Ino-Rock Festiwal
27.08 - Capital of Rock
1-3.09 - Soundrive Fest
Może preferujesz jednak wydarzenia kinematograficzne? Propozycji jest wiele.
9-12.06 - Ogólnopolski Konkurs Filmów Niezależnych Prof. Henryka Kluby
16-17.07 - Festiwal Filmoteki Szkolnej
8-14.07 - Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych „Animator”
8-17.07 - Międzynarodowy Festiwal Filmowy Sopot Film Festiwal
21-31.07 - T-Mobile Nowe Horyzonty
5-15.08 - Letnia Akademia Filmowa
12-22.08 - Ińskie Lato Filmowe
Lubisz nowości f i lmowe?
Oto planowane premiery:
3. 06 - Baby Bump
- Kochaj
- Dzień Bastylii
- Frankofonia
- The Bye Bye Man
- Skarb
- Zatrzymać
- Szukając Kelly
10.06 - Warcraft:Początek
- Wojna
17.06 - Obecność 2
24.06 - Przyjaźń czy kochanie?
- Lolo
1.07 - Chocolat
15.07 - Ghostbusters
29.07 - Itel
5.08 - Suicide Squad (Legion Samobójców)
19.08 - Boska Florence
19.08 - Komuna
JAROCIN FESTIWAL. FOT. GOOGLE.COM
17
18
IX WROTA FOTOGRAFIA
TOMASZ LAZAR
UZNANY FOTOGRAF Z LO9
KAROL SKIBA 1C
Tomasz Lazar, absolwent naszego liceum, to znany na świecie fotograf i lau-
reat nagrody World Press Photo, czyli odpowiednika Oscara w dziedzinie
fotografii reportażowej. Mimo bardzo napiętego grafiku zgodził się na udzie-
lenie wywiadu naszej gazecie.
Jak to było z kołem fotograficznym za Pana czasów w IX LO? Też prowadził
je pan Mazur? Jak to wyglądało?
W czasie, kiedy chodziłem do liceum, nie interesowałem się jesz-
cze fotografią. Nie jestem w związku z tym w stanie powiedzieć,
czy Pan Mazur uczył wtedy i czy koło takie działało.
Jak wspomina Pan czasy liceum? Jak wpłynęły one na Pana przyszłość?
Czas, kiedy uczęszczałem do LO IX, wspominam bardzo miło. Wy-
niosłem stamtąd bardzo dużo doświadczenia i wiedzy, które pomo-
gły mi dalej bez problemu studiować na Zachodniopomorskim Uni-
wersytecie Technologicznym na Wydziale Informatyki.
Kiedy i jak narodził się pomysł życia z fotografii, przejścia na profesjonalizm?
Fotografią zainteresowałem się w 2006 roku. Było to związane z moim wyjazdem wakacyjnym,
przed którym nabyłem mój pierwszy aparat. W 2010 roku podjąłem decyzję, że chciałbym żyć z
fotografii. Tak też jest do chwili obecnej.
Pana zdjęcia są bardzo interesujące, jednak warte zauważenia jest to, że niemal wszystkie są
czarno-białe? To świadomy zabieg, czy tak jakoś wychodzi z każdym zdjęciem, że lepiej oddaje swój przekaz
bez kolorów?
W fotografii trzeba działać bardzo świadomie. Wybór czy zdjęcie ma być czarno białe, czy kolo-
rowe odbywa się, zanim zacznę realizować materiał. Każdy z tych typów fotografii powoduje, że
koncentruję się i zwracam uwagę na zupełnie inne rzeczy. Fotografia czarno-biała od początku
przychodziła mi z bardzo dużą łatwością, dlatego też dużo moich wcześniejszych projektów by-
ło wykonywanych w tej technice. Obecnie realizuję również materiały w kolorze.
Nagroda World Press Photo to marzenie każdego młodego fotografa. Jakie to było uczucie, kiedy udało się ją
zdobyć?
Do momentu, kiedy pojawiłem się na Gali World Press Photo w Amsterdamie, bardzo ciężko by-
ło mi uwierzyć, że otrzymałem tę nagrodę. Jest to jedna z największych nagród fotograficznych
na świecie. Otrzymanie takiej nagrody daje bardzo dużego „kopa” do pracy i dalszej realizacji
swoich projektów. W tym roku zostałem wybrany na warsztaty Joop Swart Masterclass, które są
organizowane przed fundację World Press Photo. Jest to podobne osiągnięcie jak wygranie tej
nagrody.
W jakich okolicznościach zostało zrobione nagrodzone zdjęcie?
Fotografia, za którą otrzymałem nagrodę World Press Photo, została wykonana podczas
TOMASZ LAZAR
FOT. TOMASZ LAZAR
19
MAJ/CZERWIEC 2016 MUZYKA
realizacji materiału związanego z ru-
chem Occupy Wall Street w Nowym Jor-
ku. Przez trzy tygodnie przychodziłem
w miejsce, gdzie Ci ludzie protestowali,
aby zrealizować materiał. Samo areszto-
wanie i fotografia zostały wykonane na
Harlemie, gdzie odbył się protest zwią-
zany z tym ruchem.
Dla ludzi zainteresowanych - jakiego sprzętu
Pan używa?
Jestem światowym ambasadorem firmy
Fujifilm. Dodatkowo posiadam aparaty
średnio i wielkoformatowe na kliszę.
ZDJĘCIE NAGRODZONE WPP. FOT TOMASZ LAZAR
SCHUBERT PÓŁNOCNYCH NIEMIEC
CARL LOEWE
PAULINA SOSIŃSKA, KAJA KRYC 2C
Carl Loewe, czyli tytułowy Schubert północnych Niemiec, był artystą wszechstronnym - komponował, śpie-
wał, dyrygował, a nawet grał na organach w szczecińskim kościele św. Jakuba. W swoim dorobku ma z górą
500 dzieł, z czego ponad 400 stanowią ballady i pieśni.
Loewe został dostrzeżony przez króla Westfalii i gdyby nie to, prawdopodobnie nie osiągnąłby takiego suk-
cesu. To dzięki królowi rozwijał się muzycznie i skończył studia teologiczne.
Kilka lat po skończeniu studiów młody Carl przeniósł się do Szczecina, gdzie pracował jako organista w ko-
ściele św. Jakuba i jako dyrektor szkoły muzycznej, którą założył. Kompozytor brał czynny udział w życiu kul-
turalnym miasta - organizował koncerty, na które zapraszał najpopularniejszych pruskich kompozytorów, sam
również koncertował. Dzięki niemu wykonane zostały wybitne dzieła: w 1827 r. poprowadził w Szczecinie
prawykonanie IX Symfonii Beethovena oraz światowe prawykonanie uwertury do „Snu nocy letniej” Shake-
speare’a autorstwa Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego. Loewe pisał również muzykę do wierszy poetów
romantycznych, zapoczątkowując w ten sposób nowy gatunek, czyli solową balladę romantyczną. Skompono-
wał m.in. muzykę do dzieł Mickiewicza w przekładzie Carla von Blankensee. Opublikowany tom tych kompo-
zycji zawierał takie dzieła jak „Świtezianka” czy „Pani Twardowska”. W jego dorobku znajduje się również
muzyczna wersja ballady Goethego „Król Elfów”.
Osiągając znaczącą popularność, Carl Loewe udał się na tournée po Europie. Już w roku 1385 odwiedził takie
ośrodki kultury jak Berlin, Drezno czy Lipsk. W latach następnych odbyły się jeszcze jego trzy tournée, m.in.
w Niemczech, Polsce, Francji, Wielkiej Brytanii, a nawet w Norwegii i Szwecji. Jego popularność rosła wśród
kompozytorów z całej Europy. W roku 1840 poprowadził pierwsze wykonanie Symfonii C-dur Franza Schu-
berta w Szczecinie oraz w 1844 r. prawykonanie, również w Szczecinie, „Pasji wg św. Jana” J.S Bacha. Kolejne
lata spędził na koncertowaniu m.in. w Pradze, Wiedniu, Magdeburgu oraz w Londynie.
Po odbytych tournée kompozytor udał się w podróż do Norwegii wraz z przyjacielem, A.Moritzem. Następ-
nie pojechał do Francji.
Lata 1864-1869 były trudne dla Loewego. W roku 1864 podupadł na zdrowiu, przez co musiał zrezygnować
z koncertów i podróżowania. Dwa lata później przeszedł na emeryturę. Wraz z rodziną udał się do Kilonii,
gdzie zmarł 20.04.1869r.
20
IX WROTA MUZYKA
KRÓTKA I BARDZO SUBIEKTYWNA RELACJA
Z WYDARZEŃ MUZYCZNYCH OSTATNIEGO CZASU
ALEKSANDRA MIERNIK, KACPER PRZYBYLSKI 1D
Muzyka klasyczna, metal-folk i rap. Ktoś mógłby zapytać: co mają ze sobą wspólnego? Właśnie – w tym
cały problem. Zastanawialiśmy się z Kacprem nad jakąś myślą przewodnią dla tego artykułu, nad czymś,
co mogłoby go związać w spójną, logiczną całość i co można by zwieńczyć zaskakującą puentą. Cóż, do żadnych błyskotliwych wniosków, niestety, nie doszliśmy, bo faktycznie, niewiele mają ze sobą wspólne-
go te trzy gatunki muzyczne. I jak tu odpowiedzieć na to sztampowe pytanie, jakiej muzyki się słucha,
kiedy słucha się właściwie wszystkiego? Chopin, Percival Schuttenbach, Łona i Webber – mimo wielu
różnic, jedno na pewno jest dla nich wspólne – polskość.
FREDERI FRANSUŁA SZOPĘ Parę miesięcy temu zaczęłam częściej słuchać
muzyki klasycznej, głównie przy odrabianiu
lekcji lub rysowaniu. Wcześniej towarzyszyła
mi przy tym muzyka filmowa lub ścieżki dźwię-
kowe z gier. Nie wiem, dlaczego tak bardzo przypadł mi do gustu Chopin. Wydawałoby
się, że przy tylu zmianach tempa, nastroju, gło-
śności trudno będzie się skoncentrować, ale
przeciwnie – przy niczym tak dobrze nie robi
się notatek z historii jak przy balladach w wy-
konaniu Zimermana (a każdy, kto ma historię
z panem profesorem K. wie, że trzeba na nią poświęcić dużo czasu). Piękno i harmonia
dźwięków fortepianu, niestety, nie są docenianie przez moich rodziców. Gdy w trakcie wielkanocnych
przygotowań – robiłam mazurka – włączyłam dla akompaniamentu mazurki Chopina (taka trochę mazur-
kocepcja), zostało to po chwili krótko skwitowane przez moją mamę: “Wyłącz to.”
Cóż się więc dziwić, że kiedy ogłoszono w filharmonii informację o recitalu laureata Konkursu Chopi-
nowskiego, Koreańczyka Seong-Jin Cho, wiedziałam od razu, że się tam wybiorę. Koncert był podzielony na dwie części z półgodzinną przerwą pomiędzy nimi. W pierwszej rozbrzmiało
Rondo a-moll (KV 511) Mozarta, które, choć bez wątpienia piękne, nie porwało mnie. Nic dziwnego, skoro w głowie masz Chopina, a serwują ci Mozarta. Z całym szacunkiem dla fanów Mo-
zarta.
Drugi utwór, trwająca około pół godziny Sonata c-moll (D. 958) Franza Schuberta, już dużo bardziej tra-
fił w mój gust. Zróżnicowany treściowo, z licznymi zmianami nastroju, w jednej chwili smutny i melan-
cholijny, w następnej lekki i radosny. Najbardziej podobały mi się fragmenty ostatniej części, allegro,
gdzie niektóre elementy linii melodycznej były grane skrzyżowanymi rękoma. Dawało to wspaniałe efek-
ty zarówno w wizualnym, jak i dźwiękowym odbiorze, tworząc melodię niezwykle przyjemną dla ucha i jednocześnie budząc niemały podziw dla umiejętności koreańskiego pianisty. Nigdy nie widziałem,
żeby ktoś tak prędko poruszał palcami.
Po przerwie dane nam było usłyszeć cykl 24 Preludiów (op. 28) Fryderyka Chopina, które Seong-Jin Cho
wykonał mistrzowsko. Poszczególne części, choć tak od siebie różne, łączą się razem w spójną całość,
nastrojem błądząc od melancholii i tęsknoty, przez podniosłość, do fragmentów bardzo dynamicznych i
głośnych, przywodzących na myśl jakiś bunt, sprzeciw – i były to momenty, w których dało się poczuć,
SEONG JIN CHO. FOT. POLSKIERADIO.PL
21
MAJ/CZERWIEC 2016 PROZA
że fortepian jest naprawdę forte (a momenty te czasami następowały tak niespodziewanie, że raz Kacper aż
podskoczył). Ostatnie, 24. preludium, potocznie zwane “Burzą”, rzeczywiście coś w sobie z burzy ma. I
jako utwór zamykający cały cykl sprawdza się doskonale, zapierając dech w piersiach i pozostawiając pod takim wrażeniem, że po tylu tygodniach od koncertu nadal brakuje mi słów, by to opisać. Koreańczyk wy-
konał to z taką pasją, której żadne nagranie dostępne w Internecie czy na płycie nie jest w stanie oddać.
Dość powiedzieć, że ostatnią nutę pianista zagrał, uderzając pięścią w klawiaturę fortepianu i trwał tak
przez długą chwilę, pochylony nad nią, jakby wciąż w napięciu, dopóki dźwięk nie przebrzmiał w powietrzu.
Dopiero wtedy wstał i ukłonił się po raz kolejny tego wieczoru.
Rozbrzmiały oklaski i naprawdę nie trzeba było dużo czasu, by cała sala, niespełna tysiąc osób, podniosła
się ze swoich miejsc z podziwu dla artysty, który otrzymał od filharmonii bukiet kwiatów i po nadal nie-ustających oklaskach zagrał bis. Na scenę wszedł potem mecenas wydarzenia, Lesław Siemaszko, dzięki
któremu recital się odbył. Spodziewałam się jakiegoś przemówienia, które nijak by nie pasowało do wcze-
śniejszych wrażeń, więc miło mnie zaskoczyło, że jedynie uścisnął pianiście dłoń, zapewne w podziękowa-
niu i gratulacjach, i wręczył kolejne kwiaty oraz upominek. Brawa rozległy się ponownie, tym razem jakimś
cudem jeszcze głośniejsze, ponownie cała sala wstała – takiego aplauzu naprawdę nie słyszy się często. Ko-
reańczyk odłożył kwiaty w kulisach i wrócił na scenę, by wykonać kolejny utwór.
Zaczął grać, zanim jeszcze zdążył dobrze usiąść przy fortepianie - i to nie byle co, lecz Poloneza as-dur Fry-deryka Chopina. I po tym wykonaniu, perfekcyjnym w każdym aspekcie, wiem już, że nie bez powodu jest
ten polonez zwany “heroicznym” i nie bez powodu Seong-Jin Cho został nagrodzony (oprócz pierwszego
miejsca w Konkursie Chopinowskim) za najlepsze wykonanie poloneza. Interpretacja przepełniona emocja-
mi, podniosła i poruszająca, jednocześnie pełna tego polskiego, patriotycznego ducha, którego pianista po-
trafił wspaniale oddać, mimo że pochodzi z tak odległych stron. Gdy skończył grać, po raz trzeci tego wie-
czoru rozległy się owacje na stojąco i jestem prawie pewna, że nawet w najlepszych filharmoniach świata
nie dają takich braw. Ostatnim wspomnieniem wydarzenia jest dla mnie skromny uśmiech Koreańczyka,
którym obdarzył widownię, kłaniając się po raz ostatni. Podsumowanie: „milijon”/10; najlepiej wydane 30 złotych w życiu. Jeśli reinkarnacja istnieje, Fryderyk
odrodził się w ciele Koreańczyka i gra sobie spokojnie, nie przejmując się zaborami i znajo-
mymi z emigracji (i gruźlicą!).
THOR! ODYN! ŚMIERĆ! VAL-
HALLA! Zespół Percival Schuttenbach został za-
łożony w Lublinie w 1999 roku. Gra folk
i folk metal. Nazwa zespołu to imię i
nazwisko pewnego gnoma z sagi o
wiedźminie A. Sapkowskiego. Przygoto-
wali ścieżkę dźwiękową do „Wiedźmina
3: Dzikiego Gonu” – gry, która odniosła
międzynarodowy sukces i została zdo-bywczynią największej liczby nagród
“Gra roku” w historii. Trzy piękne wo-
kalistki-multiinstrumentalistki i niemal-
że równie piękny gitarzysta tworzą ra-
zem doskonały zespół.
Mają już za sobą całkiem długą historię wystę-
pów w Słowianinie, jednak był to dla nas z Kacprem pierwszy koncert. Mimo zachęcają-
cego napisu na bilecie: “Twoja kulturalna
KATARZYNA BROMIRSAK Z ZESPOŁU PERCIVAL SCHUTTEN-
BACH. FOT. DOM KULTURY SŁOWIANIN. PL
22
IX WROTA MUZYKA
przepustka”, nie obyło się bez obaw, jak sobie biedni poradzimy w tłumie ludzi uzbrojonych w skóry,
ćwieki i glany. Jak się okazało, niepokój był bezpodstawny, bo przeżyliśmy i, oprócz krótkotrwałego
uszczerbku na słuchu (jeszcze nigdy nie słyszałam tylu oktaw piszczenia w uszach), nic nam się nie stało. A wrażenia, bez żadnych wątpliwości mogę to stwierdzić, były niezapomniane.
Śmieszna sprawa z tymi
koncertami. Jeżeli chodzi o
samą jakość dźwięku, to
oczywiście, że lepiej będzie
posłuchać Percivala w In-
ternecie. Tu jednak chodzi o coś więcej. Internet nie
będzie rzucał w ciebie ziar-
nem ze sceny, pytając, czy
są tu jakieś ptaszki. Inter-
net nie jest w stanie zrobić
show. Moje intestina drgały
w rytm muzyki, pieszczone
przepięknym, potężnym kobiecym wokalem, błaga-
jąc o więcej. A wokal rzeczy-
wiście potężny i płynnie prze-
chodzący od harmonijnego połączenia trzech głosów do krzyku i gardłowego wrzasku. Nadal nie mogę
jednak pojąć, jak można tak ładnie krzyczeć i jeszcze cały czas przy tym radośnie się uśmiechać. Koncert
w Domu Kultury Słowianin rozpoczął się skocznym “Oberkiem”. W tym momencie ulecia-
ły ze mnie wszystkie przedkoncertowe obawy i zrozumiałem, dlaczego takie eventy cieszą się tak wielką popularnością. Każdy utwór na żywo brzmiał po tysiąckroć mocniej niż na na-
graniach. Jakby tego było mało, oprócz “starych” utworów zespół zagrał jeszcze kilka z no-
wej, spodziewanej niebawem płyty, którą z pewnością przesłucham co najmniej kilka razy.
Mam wrażenie, że nawet utwory ze starego repertuaru koncert ten pozwolił mi odkryć na
nowo. Pewien fragment “Dzierzby” (konkretnie “NA PAL! NABIJAM! NABIJAM!”) był w
wykonaniu na żywo autentycznie przerażający. Nową jakość zobaczyłem też w
“Svantevicie”, kiedy publikum akompaniowało wykonawcom, oraz w genialnym, humory-stycznym “Satanismusie” (w którym “Satanismus” było zamienione odpowiednio na “Słowianismus”).
Widać, że zespół po latach koncertów dobrze wie, co robić, by porwać publikę, a członko-
wie idealnie się dopełniają. Następny koncert Percivala Schuttenbacha (wystarczy obserwo-
wać Słowianina, gdyż z pewnością nie był to ich ostatni koncert w szczecińskim domu kultu-
ry) mogę polecić każdemu, nawet jeśli na co dzień nie ma styczności z tak ciężką muzyką. Podsumowanie: 666/10; mimo uszkodzeń błon bębenkowych BYŁO WARTO. Nawet jeśli byłyby
trwałe, nie obraziłbym się, gdyby to była ostatnia rzecz, jaką usłyszę.
CO TO TAK WYJE TAM W TLE? Adam Zieliński i Andrzej Mikosz, czyli Łona i Webber – szczeciński duet, który nie jest nawet w jednej
czwartej tak znany, jak na to zasługuje. To moja subiektywna opinia i na pewno ktoś z czytających się z nią nie zgodzi, ale uważam, że na chwilę obecną jest to najlepszy rap na polskiej scenie. Utworów tego
gatunku nie słucham często, głównie dlatego, że mam wobec niego dość duże wymagania; oczekuję ambit-
nego tekstu i - przyjemnej dla mojego ucha - barwy głosu. A Łona i Webber łączą w swojej muzyce nie
tylko świetne teksty, które czasami wymagają niemal tak dogłębnej interpretacji jak wiersze na języku pol-
skim, żeby je w pełni zrozumieć, ale także dobre, wpadające w ucho bity i odpowiedni głos. Dla ludzi, któ-
rzy nie słuchają rapu (ale pewnie dla części tych, którzy słuchają, także), Łona może być zaprzeczeniem
wszystkiego, co się z tym gatunkiem kojarzy – inteligentny i wykształcony, bo z zawodu jest prawnikiem,
CHRISTINA BOGDANOVA RZUCAJĄCA ZIARNO PUBLICZNOŚCI
NA KONCERCIE W DKS. FOT. DKS. PL
23
MAJ/CZERWIEC 2016 MUZYKA
zna się na kulturze, do której często w różnych postaciach nawiązuje w swoich utworach. W tekstach
przekleństw też dużo nie ma, a jeśli już, to pełnią zwykle funkcję stylistyczną, w celu podkreślenia jakie-
goś komunikatu. Za każdym razem, gdy słucham jego utworów, odnoszę wrażenie, że gdyby nie intere-sował się muzyką albo po prostu żył wcześniej, zostałby poetą (właśnie, gdyby…) Ale czy w pewnym
sensie nie jest poetą? Rap to w końcu skrót od rhythm and poetry (rytm i poezja). Teksty
duetu – czasami poważniejsze, czasami z przymrużeniem oka – w niczym nie ustępują
dziełom współczesnych pisarzy. Warto wspomnieć, że jeden z utworów Adama Zielińskiego był
tematem interpretacji na maturze z polskiego, a obaj artyści współpracowali z Teatrem Polskim w
Szczecinie przy realizacji spektaklu “Bal manekinów” Brunona Jasieńskiego. Nowa płyta tego duetu, “Nawiasem mówiąc”, ukazała się po dwóch latach milczenia i nie pozostawiła żadnych wątpliwości, że warto było tyle na nią czekać. Może to kwestia tego, że Łona z Webberem na-
grywają razem już od piętnastu lat i czas ten pozwolił im wspólnie się rozwinąć, dopracować każdy ele-
ment twórczości i stworzyć, moim zdaniem, jest jedną z najlepszych płyt w historii tego gatunku. Bo są
tu i błyskotliwe teksty, w których Łona sprawnie operuje ironią, sarkazmem, w efektowne koncepty
ubierając swoje przemyślenia, co skłania słuchacza do intensywnej refleksji. Niejednokrotnie dopiero w
puencie utworu kryje się jakiś klucz do interpretacji. Utwory są przyjemne do słuchania, można przesłu-
chać płytę, zupełnie się nie angażując i w ten sposób się nimi cieszyć. Zadbał o to szczególnie Webber,
komponując bity. Ale warto się wsłuchać, zastanowić nad pewnymi kwestiami, odkryć znaczenie kolejnej metafory albo drugie dno z pozoru zwykłej historii.
Co ważniejsze, dzięki temu stażowi duetu, muzyka jest w pełni dopasowana do treści, idealnie się z nią
dopełniając, stanowi często podkreślenie komunikatów. Tła do słów nie da się nazwać po prostu bitami,
jest to cała zwarta kompozycja, w której każdy element ma swoje miejsce i pełni odpowiednią funkcję, a
muzyka zdaje się reagować na słowo.
Nie jestem, jak Ola, fanem Łony i Webbera (pewnie dlatego, że nigdy nie dałem szczeciń-
skim artystom szansy – słucham “wyrywkowo” tylko niektórych utworów), jednak nie można odmówić im wyjątkowego talentu i przystępności dla zwykłego słuchacza. Doświad-
czenie artystów słychać już od pierwszej nuty. Polecamy – ja jako laik, Ola jako fan.
Podsumowanie: 66,37/10; nawiasem mówiąc, nie mam pojęcia, czy to błąd, że ta płyta jest tak dobra, że nie
pogadasz. Nie znam tytułów piosenek, ale… hmm… chciałbym ich przytulić z matczyną czu-
łością do Łona?
WARTO POSŁUCHAĆ:
Fryderyk Chopin
Preludium nr 15 wykonawca: Seong-Jin Cho
Preludium nr 24 (op.28) wykonawca: Seong-Jin Cho
Polonez as-dur (op. 53) wykonawca: Seong-Jin Cho
Ballada nr 2 (op. 38) wykonawca: Krystian Zimmer-
man
Percival Schuttenbach
„Oj tam na mori”
„Svantevit”
„Medunica”
„Upiory”
Łona i Webber
„Gdzie tak pięknie”
„Miej wątpliwość”
„Wyślij sobie pocztówkę”
„Ą Ę”
24
IX WROTA MUZYKA
W TRASIE Z KARABINEM
MARIA PESZEK
SARA ATŁAS, KAJA KRYC 2C
23. kwietnia w Domu Kultury Słowianin odbył się
koncert Marii Peszek. Uznałyśmy, że nie możemy
ominąć okazji do tego, by opisać to wydarzenie z
punktu widzenia dwóch osób - niezaznajomionej z
twórczością artystki oraz fanki.
Kaja
Pierwszy raz usłyszałam o Marii Peszek, kiedy wydała
album „Jezus Maria Peszek”. Przesłuchałam kilka pio-
senek, a moją uwagę od razu zwróciły teksty - mądre,
piękne, osobiste i nade wszystko prawdziwe. Niecały
rok po wydaniu tego albumu miałam okazję usłyszeć
Marię na żywo, kiedy występowała na Przystanku
Woodstock. Już wtedy zachwyciła mnie swoją wyjątkową energią i charyzmą.
Kiedy zobaczyłam, że wystąpi w Słowianinie, bez zastanowienia kupiłam bilet. Przyznam, że z „Karabinu” zna-
łam tylko dwie piosenki, ale nie przeszkodziło mi to w świetnej zabawie. Koncert był jeszcze lepszy niż wo-
odstockowy. Peszek jest artystką, która rzuca swego rodzaju czar na publiczność - wszyscy wpadli w trans i
wykrzykiwali kontrowersyjne teksty piosenek. Bardzo mi się podobały w trakcie występu - panujący porzą-
dek i harmonia - nikt się nie przepychał, wszystko działo się w jednym tempie. Jest to rzecz, z którą rzadko
spotykam się na koncertach. Na twarzach publiki przede wszystkim widać było zrozumienie, gdyż ta muzyka
naprawdę do nich docierała, ludzie brali sobie te słowa do serca. Teksty Marii wzbudzają wiele kontrowersji
i oburzają, czego nie rozumiem – bo wzywa do miłości, nie do wojny i agresji.
Peszek robi coś niesamowitego. W swoich piosenkach pokazuje siebie, mówi to, co myśli. Nie jestem wielką
fanką polskiej muzyki, jednak ona ma to coś, a tym czymś jest jej szczerość i bezpośredniość. Jest to jedna z
niewielu artystek, które podziwiam i szanuję.
Sara
Do tej pory nie miałam kontaktu z twórczością Marii Peszek. Spodobało mi się nie tyle brzmienie muzyki, co
zawarty w niej przekaz. Było to o tyle nowe doświadczenie, że po raz pierwszy dostrzegłam w koncertowej
zbiorowości pełne zrozumienia twarze, które odbierały utwory także poprzez ich treść. Nie był to jedynie
bezwładny tłum, przez który swobodnie przepływała muzyka.
Nie da się bowiem ocenić twórczości Marii Peszek z pominięciem poglądów, które "wyśpiewuje". Otwarta
antyklerykalność, tematyka podziału panującego w narodzie czy "modern Holocaust" - podejmowanym przez
siebie kwestiom artystka zawdzięcza zachwyt fanów, ale też nienawiść i groźby. Nie ukrywam, że zdumiewa
mnie tak gniewna reakcja na osobę, której twórczość, choć może wydawać się kontrowersyjna, jest postula-
tem pozytywnych uczuć ("Róbmy miłość, a nie wojnę"). Negatywne aspekty jej utworów nie są wynikiem
demonizacji aktualnych wydarzeń - wynikają jedynie z obserwacji tego, co dzieje się w kraju i na świecie. Re-
agowanie na zło jest przecież jedną z powinności artystów - nikt nie odda mankamentów tego świata równie
dobrze jak oni.
Najważniejsze wrażenia z koncertu Marii Peszek to poczucie wolności i przyzwolenia na młodość oraz kon-
takt z tekstami, których aktualność zaskoczyła samą autorkę (pisząc o wojnie, nie spodziewała się jeszcze
tego, jak będzie wyglądała dzisiejsza Europa).
FOT. ALTERMAG.PL
25
MAJ/CZERWIEC 2016 LITERATURA
„BAJKI, KTÓRE ZDARZYŁY SIĘ NAPRAWDĘ”
ANNY MOCZULSKIEJ
MONIKA GÓRNIACZYK 2GA
W tak bajkowym miesiącu, jakim jest maj, postanowiłam podzielić się z czytelniczkami „IX Wrót” recenzją
nowej pozycji w mojej biblioteczce. Książka Anny Moczulskiej – autorki bloga „Kobiety i historia” - nosi ty-
tuł „Bajki, które zdarzyły się naprawdę”. Jest to zbiór dość subiektywnych biografii księżniczek, które miały
szczęście lub nieszczęście żyć różnych okresach i miejscach na Ziemi. Znajdziemy tu m. in. Krwawą Mary,
czyli Marię Tudor, carycę Katarzynę I, naszą królową Bonę – hodowczynię tojadu, ukochaną przez Austria-
ków cesarzową Sisi i tragiczne postacie Klary Zachówny czy Jane Grey.
Losy kobiet, często pomijanych w historii, aczkolwiek wcale niemniej ważnych od ich mężczyzn, okazują się
zbiegać z baśniowymi pierwowzorami. W tej książce to one odgrywają główną rolę. W większości czarujące,
pełne marzeń i rozterek, łagodne lub wręcz przeciwnie, nie zawsze grzeczne. Czy szczęśliwe? To już trudne
pytanie.
„Bajki, które zdarzyły się naprawdę” to nie historyczne repetytorium. To książka napisana z uczuciem,
przedstawiająca historyczne „Kopciuszki” lub „Śpiące Królewny” jako czujące istoty a nie polityczne pionki.
Występują w niej historie zarówno romantyczne, jak smutne i przerażające. Autorka niezwykle zręcznie opi-
suje bohaterki, sytuacje, w jakich zostały postawione i otoczenie, w jakim żyły, zmuszając czytelnika do re-
fleksji, wyzwalając emocje.
Polecam tę książkę, zwłaszcza przedstawicielkom płci pięknej. Miłośniczkom historii, a jeszcze bardziej tym,
które za nią nie przepadają. Ta książka pozwoli przyjrzeć się historii od wnętrza w „niepodręcznikowy” spo-
sób.
DOMOWE OGNISKO
ODCINEK 4
MARTA MOSTOWSKA, ABSOLWENTKA
- Jak to, wiesz co się stało?!
- Przestań na mnie krzyczeć! Nie tylko ty kogoś straciłaś. To było MOJA żona!
- Doprawdy?! Kiedy z nią ostatni raz rozmawiałeś?
- To że mieliśmy problemy, nie znaczy, że jej nie kochałem.
Rezygnacja i rozpacz w głosie ojca zmusiły Elkę to zaprzestania kłótni. I tak do niczego nie prowadziła. Zaczę-
ła chodzić nerwowo po pokoju, trzymając papierosa w ręce.
- Ja jej nie zabiłem – patrzyli sobie głęboko w oczy. Jakby świat się zatrzymał, a to, co kiedyś stało się powo-
dem ich konfliktu, przestało mieć znaczenie. Było to jednak tylko chwilowe złudzenie, po paru sekundach Ela
spuściła wzrok i odparła:
- Wiem.
- Nie wszystko ułożyło się tak, jak bym tego chciał. Mogę ci jedynie przysiąc, że naprawdę ją kochałem.
Ela nie miała na to wyznanie żadnej odpowiedzi, chociaż była świadkiem wielu sytuacji, które by to podważy-
ły. Wyszła na zewnątrz zapalić papierosa. Najstraszniejsze dla niej było to, że nie płakała, nie czuła smutku.
Przerażał ją fakt, że ojciec okazał się lepszym mężem niż ona córką. Próbując się usprawiedliwić, przypomina-
ła sobie te wszystkie momenty, kiedy matka ją zawiodła, kiedy ją upokarzała. Jedna sytuacja zapadła jej głębo-
ko w pamięć i była dobrym podsumowaniem tego, jak Joanna spełniała swój rodzicielski obowiązek. Ela miała
wtedy pięć lat. W przedszkolu był konkurs piosenki, w którym młoda Kowalska brała udział. Tata nie mógł
przyjść z powodu jakiejś sprawy taksówkarza. Mama za to uroczyście obiecała, że będzie wspierać córkę.
26
IX WROTA OPOWIADANIE
Kiedy konkurs się zaczął, miejsce zarezerwowane dla pani Kowalskiej pozostało puste. Mała Ela zaczęła się
denerwować, jednak pani wychowawczyni zaopiekowała się dziewczynką i odciągnęła jej uwagę od nieobec-
ności mamy. Kiedy przyszła kolej i na nią, nagle na widowni pojawiła się pijana Joanna. Krzyczała na całą salę:
„To moja córka! Brawa dla mojej córeczki! Moja utalentowana dziewczynka!”. Zaczęła się śmiać, a dokładniej
rechotać, zataczając przy tym. Trudno ją było opanować. Na szczęście obyło się bez wzywania policji. Pani
Kowalska samodzielnie wyszła z budynku, zapominając o córce. Elę musiał odebrać ojciec. Oczywiście, z wy-
stępu wynikły nici. A Joanna jeszcze przez trzy dni była pijana, a kiedy wytrzeźwiała, wyjechała na trzy miesią-
ce z domu, bez rozmowy z rodziną.
Ciąg dalszy nastąpi…
Sekrety sztuki
Pierwsze zdanie powieści: każde słowo jest trudne i nie pasuje do reszty zdania. Dlatego historia rozpoczyna
się i kończy tutaj. W tym słowie, którego nie podam. Bo inaczej wszystko byłoby proste i zrozumiale. Czy sło-
wo klucz jest potrzebne do zrozumienia tej historii ? Nie, bo tutaj nie ma co rozumieć. Wszystko, co się zda-
rzy i co się zdarzyło, było doświadczeniem. Tego nie trzeba pojąć ani ogarnąć. To się dzieje systematycznie, w
każdej minucie, w każdym tchnieniu. Byli oni, byli tamci, był też on i sterta kości.
Każdego ranka Ester Roninghon wpatrywał się w pustą przestrzeń nad kredensem. Białą ścianę traktował jak
bóstwo. Była wyznacznikiem czystości tego pokoju. Nic nigdy na niej nie wisiało, choć była miejscem do tego
idealnym. Portret czy malowidło podkreśliłoby piękno małego sześciennego pokoiku. Jednak nieskazitelnie czy-
sta przestrzeń miała taką pozostać, dopóki Ester nie zmieni zdania. Oprócz białej ściany w pomieszczeniu nie
było nic ujmującego. W kącie po prawej stronie stał fotelik. Nie był to zwykły fotelik, ale puchowy, miękki i
wygodny. Roninghon rozsiadał się w nim wygodnie, delektując się swoimi ulubionymi kolorowymi przekąska-
mi, podziwiał swoje idealne cztery ściany. Naturalnie, najciekawszą częścią jego codziennych doznań było po-
dziwianie ściany. Na stoliku obok zawsze stała jego ulubiona filiżanka. Uwielbiał popijać herbatę podczas delek-
towania się chwilą, w której oglądał ścianę. Oprócz filiżanki na stoliku znajdowało się małe radio. Emitowało
ciągle jedną i tę samą piosenkę, która Esterowi przypadła do gustu jakieś dziesięć lat temu, kiedy to wraz z
rodziną udał się na wycieczkę do lunaparku. Za oknem, jak zwykle, słychać było śpiew ptaków.
Ester jest już bardzo stary. Rzadko miewa gości. Czasami przychodzą do niego krytycy sztuki. Roninghon wy-
czekuje każdego dnia na ich przybycie. Jest to niezwykły dla niego moment. Dzięki temu może czuć się speł-
niony. Pokazuje przybyszom swoje największe arcydzieło, białą ścianę! Jednak oni nie rozumieją jej piękna.
Czego można spodziewać się po ludziach ubierających się jak zupełne bezguścia? Ich zielone marynarki i
srebrne okrągłe wisiory jedynie ukazują brak zmysłu artystycznego. Czasami odwiedza go jego córka. Ma nie-
wiele więcej lat niż krytycy i chodzi zawsze uśmiechnięta. Tylko ona wspiera Estera w jego tworzeniu. Zadzi-
wiające jest to, że za każdym razem wygląda inaczej. Lubi przebierać się w różne kolorowe ubrania. Dzisiaj,
tak jak w każdą środę, przyszła i pospiesznym krokiem przystanęła obok ojca. Rozpoczęła się długą rozmowa.
Ester upuścił niechcący swoją filiżankę. Rozbiła się w drobny mak. Płynąca po podłodze herbata zainspirowała
Roninghtona. Postanowił upiększyć swoje największe dzieło - białą ścianę. Córka pomogła mu w ostatecznym
akcie sztuki.
OPOWIADANIA
SZYMON WIATRZYK, ABSOLWENT
27
MAJ/CZERWIEC 2016 OPOWIADANIE
Artysta podziwiał swoje dokonanie. Czerwona ściana zachwyciła nie tylko jego, ale również miejscowych kry-
tyków. Przybywali, aby ocenić jego największe dzieło. Cała wystawa skończyła się we czwartek o 14.30.
Zmęczony pracą Ester poszedł spać.
W następną środę Roninghton popijał herbatkę ze swojej ulubionej szklanki, siedział w swoim ulubionym fo-
telu i z lewego kąta podziwiał ukochaną białą ścianę. Radio, tak jak zawsze, emitowało poranne wiadomości.
Przez okno słychać było przejeżdżające samochody. Tego dnia na ulicach panował duży ruch. Godzinę póź-
niej przyszła jego córka. Jak zwykle, w odmiennym ubiorze powoli i niepewnym krokiem przybliżała się do
ojca...
Upadek
- Czy ufać ciemności, skoro to światło tworzy obrazy, których widzieć nie chcemy? - Kiedy czegoś nie wi-
dzisz, myślisz że nie istnieje. A jednak, tyle że w ciemności. Lecz nikt nie wierzy w to, czego nie dostrzega.
Dlatego ukrywa się światło i popada w ciemność. Kiedy ktoś skacze, a ty masz wątpliwości, to skacz. Znajdź
odpowiedź, odbij się od dna i wróć razem z nim! Jednak jeżeli zapadnie decyzja, a twoje uczucia cierpią, płacz.
Skocz jeszcze raz , ale nie próbuj zostawać na dnie…
- Jestem wolny! - krzyknął Ray, kiedy rzucał się w przepaść ze swoimi marzeniami. Pragnął pogrążyć się w
ciemności, ostatecznym niebycie, niepojętej śmierci. W swojej pogoni za pragnieniem zagubił sens. Sens, któ-
ry zmieniał się wraz z upływem lat. Pewna niepojęta przez niego prawda zniszczyła w nim poczucie szczęścia i
wolę życia, które postanowił sobie odebrać. Minął już cały rok, a ja ciągle pamiętam jego stanowczą twarz,
pełną rozpaczy, łez i nadziei. Jego ciało swobodnie spadało w dół, bezwładnie jak marionetka rzucona przez
lalkarza. Choć podczas lotu ciągle żył, jego dusza krążyła na krawędzi światów. Nie słychać było krzyku, pła-
czu, wołania o pomoc, lamentu czy strachu. Głucha cisza została zakłócona przez kruki. Całą chmarą okrążyły
bezwładne ciało Raya. Czyżby zabrały jego duszę do piekła?
Czy znałem go tak naprawdę? Nikt nie znał go lepiej ode mnie, a jednocześnie nie znałem go wcale. Był skryty.
Ta ostatnia rozmowa była niepotrzebna. Więc to moja wina?
Krążyły wokół niego różne legendy. Nie chodził do kościoła, nie spotykał się z kolegami. Często spacerował,
ale sam, a może nam się tylko zdawało. Wychodził jedynie ze mną , tylko ze mną. Pisał do mnie codziennie,
często, prawie co godzinę. Naprawdę nie miał nikogo.
Do mojej szkoły prowadził gęsty las, a na drzewach wisiało poczucie winy. Smutek i rozpacz wypełniały prze-
strzeń, przez którą codziennie przechodziły setki osób, oprócz jednej. Mijały dni, mijały miesiące. Czerń po-
chłaniała każdy zakątek mojego życia, a wszystko zdawało się być snem. Nie snem nawet, lecz koszmarem,
który spędzał mi piękne i radosne sny z powiek. Nie zapomniałem o całym zdarzeniu. Świat wrócił do swoich
kolorów wszystkim - oprócz mnie. Tego dnia minął rok, a w minutę minęło cierpienie. Kiedy wracałem ze
szkoły, niebo pokryła czerń. Siedzące na drzewach kruki oczekiwały na mój ruch. Zacząłem biec przed siebie.
Chciałem jak najszybciej wyjść z lasu i odnaleźć ponownie światło. Jednak nie dane mi było je zobaczyć, ale
mrok, a w nim zmorę. Płonącą i cierpiącą, smutną i brudną, osmoloną przez ognie piekielne poczwarę. Zaczę-
ła się czołgać w moją stronę. Pogrążona w niesamowitym bólu stanęła przede mną.
- Przepraszam - wyrzekła - przegapiłem szczęście.
- To ja przepraszam, że Ci nie pomogłem.
- Więc pomóż mi teraz i spadnij.
Leżałem na podłodze, poobijany, nie mogąc ruszyć głową. Spojrzałem na sufit. Żyrandol przekrzywił się i bra-
kowało mu kilku żarówek. A jednak spadłem. Więc teraz z powrotem do góry?
28
IX WROTA OPOWIADANIE
W CIEMNOŚCI CISZY
OPOWIADANIE
KACPER PRZYBYLSKI 1D
Wypadek miał miejsce 29 lutego. Nic poważnego się nie stało – jedynie lekkie wstrząśnienie mózgu. Szok
spowodowany wypadkiem mógł powodować bezsenność, to jasne. Po dwóch dniach wypuszczono mnie z
obserwacji. Samochód do kasacji, ale ja żyję i to jest najważniejsze.
Z tym że spodziewałem się, że bezsenność minie po paru dniach. Jestem w stanie się położyć, zamknąć oczy,
ale słyszę i myślę. Moja świadomość nie chce oddać kierownicy podświadomości. Dzisiejsza noc będzie już
siódmą nieprzespaną nocą z rzędu.
Nie jestem zmęczony, tylko raczej martwy z otwartymi oczami. Dziś opuszczam pracę, nie potrafiłem wyjść z
mieszkania. Kawalerka stała się zawiłą konstrukcją, której nie powstydziłby się nawet Dedal. Chciałbym, żeby
w moim labiryncie też czaił się jakiś Minotaur, gotowy w każdej chwili zaszarżować i sprawić, że zasnę na
zawsze.
Już nie raz myślałem o samobójstwie. Mam jednak nadzieję, że po jakimś czasie umrę ze zmęczenia. Jeśli bym
się zabił, czułbym, że wszystkie godziny w życiu, które spędziłem w kościele, poszły na marne. Godzina tygo-
dniowo, cztery tygodnie w miesiącu, dwanaście miesięcy w roku, a lat... Ile ja mam lat? Mam mieszkanie, więc
muszę mieć co najmniej dwadzieścia, ale mieszkam sam, więc pewnie nie więcej niż trzydzieści. Rzut oka do
lustra na ścianie. Obraz jest niewyraźny, ale widzę swoją twarz. Nie jestem przystojny. Mogę być sam, mając
nawet czterdzieści lat. Jestem sam. Singiel. Trzydzieści lat plus minus dziesięć. Czyli godzin w kościele spędzi-
łem 4*12*30=?
Dwanaście.
Umysł podpowiada: dwanaście. Mam wrażenie, że może mijać się z prawdą, ale teraz mnie to nie interesuje.
Dwanaście godzin... Dwanaście godzin, czyli co najmniej
trzy dni
trzy dni. Nie mogę się zabić po trzech dniach katechezy. Wiem, że wtedy nie pójdę do Nieba. Poza tym, na-
wet nie wiem jak. Nigdy nie chorowałem, więc nie mam leków, które mógłbym przedawkować, brakuje mi
koordynacji do podcięcia sobie żył, a żeby się powiesić, trzeba zawiązać stosowny węzeł. Przydałby się też list
pożegnalny, a ja nawet nie wiem, z kim się żegnać.
DING DONG Nie, proszę. „Jeszcze pięć minutek” – wymruczałbym, gdybym spał, ale w tych okoliczno-
ściach wymówienie tej frazy wydaje się świętokradztwem. Wstaję z łóżka. Zadzwońże, przybyszu, raz jesz-
cze. DING DONG Obracam się w odpowiednim kierunku. Próbuję odtworzyć dźwięk w pamięci, lecz gubi
się w przestrzeni i zaczyna wypełniać całą moją głowę, uniemożliwiając mi określenie kierunku. Zadzwońże!
DING DONG Dziękuję. Zaczynam zbliżać się do drzwi. Klamka, na której skupiłem wzrok, by przypadkiem
mi nie uciekła, z każdym posunięciem nogi staje się coraz większa, aż w końcu osiąga pożądany rozmiar. Wy-
ciągam do niej dłoń. Usuwa się w dół z taką gracją, jakby była stworzona do tego, by za nią pociągać. Drzwi
nie były zamknięte na klucz. Uchylają się. Pierwsze, co widzę, to gwałtowny rozbłysk światła odbitego od
okrągłych okularów. Po ataku z zaskoczenia muszę chwilę odczekać. Wzrok powoli wraca do normy. Agent-
ka obcego wywiadu trzyma w rękach małe dziecko. Pacholę wyciąga drobne, serdelkowate rączki, próbuje
pogłaskać (mamę? porywaczkę?) po twarzy. Wygląda na niezadowolone. Różnica między domniemaną matką
i dzieckiem jest zbyt duża. Nie mogą być spokrewnieni.
29
MAJ/CZERWIEC 2016 OPOWIADANIE
Wyostrzam wzrok. Pierwsza analiza okazuje się błędna. To, co wydawało mi się bobasem, w istocie jest jedy-
nie plikiem ulotek. Znam twarz na ulotkach. Ciemne, głębokie, hipnotyzujące oczy, brązowe włosy, które
układają się w charakterystyczną fryzurę, ubrany cały na biało –
Elvis Presley
Jezu Chryste… „Czy jest pan zainteresowany?” Nie, nie jestem zainteresowany
twoim GÓWNEM
Chyba to usłyszała. Zamykam drzwi, nie patrzę jej w oczy. Nie zamykam drzwi na klucz, na wypadek, gdyby
ktoś przyszedł mnie uratować/zamordować. Myślałem nad udaniem się do specjalisty, ale nie wiem, jak
sprawdzić, gdzie jest specjalista i jak dojechać do specjalisty i jak założyć buty.
Szybki zwrot. Ja się zatrzymuję, ale świat wokół mnie żyje własnym życiem. Kręci mi się w głowie, ale moim
mięśniom to nie przeszkadza. Chyba są zbyt zmęczone, żebym się przewrócił. Czuję, że powinienem zwy-
miotować. Wymiotuję w moim umyśle (wewnętrzne ścianki czaszki są całe zapaskudzone, chyba troszkę ula-
ło mi się lewym okiem; czuję drażniący, kwaśny zapach rzygowin), ale żołądek nie ma ochoty podążać za cen-
trum dowodzenia. Chyba jest zbyt zmęczony, żeby zwymiotować.
Muszę wrócić do mojego leża, inaczej
i tak nigdy nie zasnę
inaczej nigdy nie zasnę. Patrzy na mnie – szorstka, brudna kanapa. Tak przynajmniej przedstawia się na co
dzień. Dziś moja stara przyjaciółka zdaje mi się słodką kołyską, która wabi nie tylko mięciutkim materacem,
lecz także swą aurą – matczyna miłość, czujne oko ojca, wszystko to, co pozwala na najgłębszy, najbardziej
pierwotny sen.
Muszę myśleć o każdym kroku, obliczać trajektorię, brać pod uwagę zmienne. Prawa stopa, lewa stopa, pra-
wa stopa, lewa... Słychać alarm. Pracownicy wybiegają z fabryki. Po co były te wszystkie ćwiczenia?
„Dodatkowa przerwa na papierosa” – śmieje się Damian. Helena, która na egzaminach z BHP zawsze uzyski-
wała pełną ilość punktów, jako pierwsza wyskoczyła frontowymi drzwiami, przy okazji przewracając trzy oso-
by. Najtęższe głowy nie panikują, próbują zwrócić uwagę systemu na fatalną usterkę. Po kilku próbach w
końcu się udaje. Patrzę na lewą stopę i rzeczywiście coś jest nie tak. Musiała uderzyć (błędy w obliczeniach) o
stolik na środku pokoju. Paznokieć małego palca zginął na miejscu. Widzę to, ale nie czuję bólu. To chyba
gorsze od niemożności zwymiotowania. Zwymiotować czasami po prostu nie można, nawet jeśli się chce,
taka jest kolej rzeczy. To początek i kres. Simba wraca, zabija skazę, ale kiedy włączysz film od nowa, Mufasa
znów musi spaść w przepaść. Po prostu takie reguły rządzą światem. Ale nie można nie móc odczuwać bólu.
To już jest wbrew zasadom. Lew nie może tyle czasu żywić się robakami.
Patrzę na resztki mojego małego palca i jestem zafascynowany. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł, ale
będę potrzebował trochę czasu. Patrzę na ręczny zegarek. Gdyby nie był cyfrowy, nie domyśliłbym się, co
oznaczają poszczególne
strzałki
wska-zów-ki. Mam jednak dzisiaj szczęście i zegarek pokazuje mi godzinę cyferkami tak dużymi, że to niemal
obraźliwe. 9:03. Dziewiąta trzy. Rano czy wieczorem? Nie miałem jak sprawdzić, bo kilka dni temu
30
IX WROTA OPOWIADANIE
zaciągnąłem rolety. Przerywam moje rozmyślania po drugim sprawdzeniu tarczy zegarka. 9:04. Dziewiąta
cztery. Niemożliwe, żeby przez tak krótką chwilę minęło aż
dwanaście
dwanaście minut. Jest zepsuty. Zakładam, że jest najpóźniej południe. Wdrażamy plan
ka me so tu ra te tu la po,
któremu nie mogę w chwili obecnej wymyślić nazwy. W skrócie przedstawia się tak: Gdzie najlepiej się śpi?
Właśnie. Najlepiej śpi się W CIEMNOŚCI i W CISZY. Kiedy zamknę oczy, widzę widma świateł. Nie mogę
przez nie spać. Uszu nawet nie mogę zamknąć – próbowałem to zrobić przedwczoraj przez jakieś pół godzi-
ny. Nie mogę spać, kiedy słyszę wszystko. Teraz uwaga, bo to najważniejsza część planu. Czego się boimy, kie-
dy mama mówi „Wyjmij tę łyżeczkę z herbaty, bo sobie oczy wydłubiesz”? Że będziemy ślepi? (Do uszu nie
ma tak zgrabnego porównania, ale wiadomo, o co chodzi). Otóż nie – boimy się AŁA. Może i utraciłem zdol-
ność spania, ale nie czuję już AŁA.
Ruszam w stronę kuchni. Nie muszę już uważać na przeszkody i kawalerka nie wydaje się już labiryntem. Sły-
szę, jak krew kapie mi z palca i czuję, jak rozcieram ją na podłodze. Ułożyła się w ładny szlaczek.
Kropka kropka kropka Kreska kreska kreska Kropka kropka kropka
Sięgam do szuflady. Oczu potrzebuję do obu operacji, więc najpierw zajmiemy się wyciszeniem. Wykałaczki
mają inny kolor od metalowych
szubrawców szybowców szatanów szczypawek??? Pomyśl: szuflada na
sztućce, więc nie ma problemu z ich znalezieniem. Wyjmuję jedną, wygląda jak brzuszek patyczkowego ludzika i
wkładam do prawego ucha. Nie do końca wiem, co mam robić, ale sam akt penetracji jest przyjemny. Wkła-
dam coraz głębiej i myślę „Zaraz zabraknie mi wykałaczki”, ale w końcu słyszę PUK. Od teraz z prawej stro-
ny dochodzi do mnie tylko pisk. Monotonny, w końcu się przyzwyczaję.
PUK. Tylko pisk.
Z oczami poszło łatwiej. Nie musiałem nigdzie grzebać, wszystko podane jak na tacy. Najtrudniejsze było zna-
lezienie ostrego noża. Mówi się: do trzech razy sztuka, ale odpowiedni przyrząd był dopiero moim ósmym
wyborem. Wszystko mi się rozmazywało i... Mam być szczery? Teraz, kiedy nic nie widzę, jest lepiej.
***
Siedzę na podłodze w kuchni. Jeśli zegarek się wtedy nie mylił, powinna już być dziewiąta pięćdziesiąt. Z dziur
w mojej głowie płyną ciepłe strumienie. Bardzo przyjemne. Kiedy jest ciepło, człowiekowi od razu bardziej
chce się spać.
To siedzę.
Sieeeedzę.
I nie zasypiam.
31
MAJ/CZERWIEC 2016 POEZJA
Niech mi ktoś pomoże zasnąć.
Nic nie słyszę i nic nie widzę. Miło by było, gdyby ktoś się mną zajął. Zaraz, chwila, to nie może być... Mama!
Przyszła do mnie, przyszła mnie ukołysać!
Wstaję, żeby ją uściskać. Mama odwzajemnia moją czułość. Przytula mnie bardzo mocno. Całuję ją w stare,
spracowane czoło. Wygląda dzisiaj pięknie, ale troszkę inaczej niż zwykle. Łysą głowę pokrywa pajęczyna cien-
kich żyłek. Klatka piersiowa jest zupełnie płaska. Patrzę jej w oczy i widzę, że mnie kocha, ale coś jej się we
mnie nie podoba. Zawiodłem ją? Oczy nie mają białek. Kocha mnie, to pewne: w dziobie przyniosła dla mnie
smaczne, tłuściutkie dżdżownice. Mamo, co zrobiłem, skąd to spojrzenie? Dłonie o długich, zakrzywionych
pazurach jeszcze raz przysuwają mnie do siebie i mocno tulą. Jej bezpióre skrzydła trzepoczą, ale nie słyszę
tego. Odsuwa mnie od siebie i tym razem to ona spogląda mi w oczy - spogląda we mnie? spogląda za oczy? spo-
gląda za mnie? Nie mają białek. Mama otwiera dziób i porusza głową w womitoidalnym tańcu, dopóki nie wy-
padną na ziemię wszystkie robaki. Niektóre z nich wciąż są żywe. Mamusia otwiera i zamyka dziób.
Już wiem, dlaczego jest jej tak przykro. Chce mi zaśpiewać kołysankę, a ja, głupi, przebiłem sobie bębenki. Ma-
mo, nie słyszę, ale mam pomysł. Ja będę wybijał rytm, a ty wbij we mnie dziób i mrucz tak, jakbyś śpiewała.
Wtedy na pewno zasnę.
Podchodzę do ściany i zaczynam wybijać rytm. Najpierw nogą. Nic nie czuję. Ręką. Nic nie czuję. Głową...
czuję. Prawie słyszę. Pam, pam, pam, pam. Niech zacznie się kołysanka. Niech wreszcie zasnę. Czuję, jak ma-
ma wbija mi dziób w kark. W kręgosłup, żebym jak najlepiej słyszał, czuł słowa piosenki. Pam, pam, mmm,
mmm, pam, pam.
zasypiam
Prawda spadła na mnie ciosem, serce zabiło gwałtownie.
Konflikt tragiczny… pomścić… zabić… ocalić…
Danio kochana.
Władza to cierń w koronie.
Świętokradztwa dokonał stryj, ja zaś czuję się stracony.
Ohyda i zbrodnia.
Ojca zyskałem czy matkę straciłem?
Wszystko upadło, lecz honor unieść muszę.
ŚMIERĆ I ŻYCIE
WIERSZ
KASIA ADAMICKA 2GA
32
IX WROTA OPOWIADANIE
Koniecznością jesteś czy zmorą?
Nie… wybawieniem, radością!
A jednak lękam się Ciebie ogromnie,
Może Koniec jest wolnością, a Trwanie cierpieniem?
Wszystkie myśli me i uczucia nie mieszczą się.
Ciemność i samotność to siostry me.
Pókim żyję, radości nie zaznam
Udręka, krzywda, zdrada…
Czy strach to imię me? Czy śmierć światłością jest?
Jakże kara wyglądać ma? Jakież kary oblicze?
Odpowiedź poznać chcę!
Życie, któreś za mgłą…
Już wiem, co czynić mam…
Wiersz powstał z inspiracji „Hamletem” Williama Szekspira
SEKRETY WŚRÓD SŁÓW
OPOWIADANIE
AGATA ZDANOWICZ 1GB
- Williamie, Ben i Thomas przyszli! - usłyszałem krzyk mojej żony, Anne.
Wyprostowałem się. Już tu są. Wcześniej nie mogłem uwierzyć, że naprawdę będą chcieli mnie zabić,
ale jednak przyszli.
- Dajcie mi chwilkę! - odkrzyknąłem, wciąż z piórem w dłoni. - Ja… Pożegnam się jeszcze z Susanną i
Judith!
(...)
- Wiliamie, dlaczego to zrobiłeś? – spytał mnie Christopher. – Jesteś utalentowany. Napisałeś wiele dzieł, wie-
le z nich było…
- Christopherze, nie napisałem nic ważnego uwagi! – krzyknąłem, rzucając butelką o ścianę. – Jestem bezta-
lenciem i w dodatku jeszcze złodziejem! Mam teraz sławę, ale jak spróbujesz powiedzieć Anglii kto jest naprawdę
autorem tych dramatów… Będę pośmiewiskiem. Czy zrobiłbyś to własnemu przyjacielowi? – Spojrzałem na niego z
wyrzutem.
Marlowe uśmiechnął się delikatnie, jakby posmutniał.
- A ty co zrobiłeś swojemu? – szepnął.
33
MAJ/CZERWIEC 2016 OPOWIADANIE
Otrząsnąłem się z wspomnienia. Christopher Marlowe, mój przyjaciel, a także twórca dzieł, dzięki
którym zostałem sławny umarł już jakiś czas temu. Nie powinienem roztrząsać przeszłości zwłaszcza, że
zostało mi niewiele przyszłości. (...)
(...) W pokoju unosił się zapach drewna, mydła i kwiatów. Pod ścianami stały trzy łóżka, ale niestety
tylko dwa z nich były zajęte. Trzecie należące do mojego syna Hamneta było puste. Stałem w półcieniu, pa-
trząc przez chwile na idealnie pościelone łóżko i wyobrażałem sobie, że mój syn nadal tam leży. Umierający,
krztuszący się, blady i błagający o śmierć, bo stracił już nadzieję na zdrowie. Był taki młody, gdy dżuma go
dopadła. Niewiele ponad jedenaście lat.
(...)
Nachyliłem się nad najstarszą córką i trzęsącą dłonią wcisnąłem zmięty list pod jej poduszkę. Pomi-
mo tego, że próbowałem przełknąć rozpacz, która zawładnęła moim sercem, po moich policzkach spłynęła
łza, a następnie kapnęła na czółko Susanny. Pocałowałem ją tam gdzie skapnęła i zachrypniętym głosem, wy-
szeptałem:
- Bądź dzielna, Susanno. Jestem z ciebie dumny. Kocham Cię.
(...) Podszedłem do drzwi i położyłem dłoń na klamce z zamiarem wyjścia z pokoju, gdy… usłysza-
łem cichy, zaspany głosik.
- Tatko?
Wyprostowałem się. Susanne. Musiałem ją obudzić przez przypadek. Nie chciałem się odwracać. Nie
mogłem.
- Idź spać, Susanno – rzuciłem przez ramię i otworzyłem drzwi.
Wyszedłem z pokoju, ale zanim drzwi się zamknęły usłyszałem cztery słowa. Tak ciche, tak wypeł-
nione z uczuciem, że serce mi się zatrzęsło.
- Też cię kocham, tato.
(...)
~*~
Na stole, przy którym siedzieliśmy, stało już trzy pustych butelek, a czwartą właśnie kończyliśmy.
Pomimo alkoholu we krwi, starałem się utrzymać jasność umysłu. Śledziłem każdy ruch przyjaciół. Jak na
razie nie wyczułem smaku trucizny. Wino było tak samo słodko-kwaśne jak zawsze. Może mają zamiar mi
coś dosypać, gdy pójdę się przewietrzyć? A może już to zrobili?
~*~
Alkohol szumiał mi w uszach. Wpatrywałem się w pusty kieliszek, zasmucony tym pozornie szczęśli-
wym wspomnieniem. Mogłem spędzać z nią więcej czasu. Mogłem poświęcać jej więcej uwagi. Bardziej się
nią przejmować. Teraz jest już za późno.
- William?
Z zamyślenia wyrwał mnie zdziwiony głos Thomasa. Podniosłem ospale głowę i spojrzałem na niego.
Bar był prawie pusty. Ben wyszedł godzinę temu. Zostaliśmy tylko ja i mój przyjaciel, który tylko czekał aż
trucizna zacznie działać.
- Stało się coś? – spytał podejrzliwie.
„Próbujesz mnie zabić, przyjacielu. Oprócz tego wszystko ze mną dobrze” pomyślałem ponuro, ale
posłałem mu delikatny uśmiech.
- Nic w czym mógłbyś mi już pomóc – szepnąłem.
Pomyślałem wtedy, że warto byłoby mu to powiedzieć w oczy. Co zrobiłem Christopherowi, czego
żałuje. Powiedzieć mu, że rozumiałem dlaczego mnie właśnie zabijał. Że go popierałem. Że chciałbym cofnąć
czas, ale nie mogłem po prostu.
- Wiem, że wiesz – odparłem cicho, patrząc mu w zielonkawe oczy. – Że zabrałem szansę na sławę
Christopherowi i że przywłaszczyłem sobie jego dzieła.
34
IX WROTA FILM
Thomas wyprostował się nagle i otworzył zaskoczony buzię.
- William, ja…
Pokręciłem głową i przerwałem mu ruchem dłoni.
- Żałuję tego, wiesz? Gdybym mógł, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Nie wiem czy to mnie
usprawiedliwia. Zabrałem człowiekowi uczciwemu cudowną szansę na sukces. Christopher był wspaniałym
przyjacielem i świetnym dramatopisarzem. Nie umywałem się, nie umywam i nie będę umywać się do niego,
ale przez chwilę chciałem się poczuć trochę jak on. Jak geniusz – szepnął i pociągnąłem łyk wina z butelki.
Widziałem jak Thomasowi zatrzęsła się szczęka, a jego wzrok powędrował do mojego kieliszka. I
wtedy zrozumiałem, że to nie wino było zatrute.
- Ścianki kieliszka są wysmarowane trucizną, prawda? – szepnąłem, a on przerażony spojrzał na mnie.
(...)
- Williamie, przepraszam – szepnął Thomas, patrząc na mnie z szklanymi oczami.
- (...) Powiedz też światu jaka jest prawda.
- Nie uwierzą. Uznają mnie za zazdrośnika, który chce ośmieszyć przeciwnika po śmierci – pokręcił
zrezygnowany głową.
- Niektórzy uwierzą – odrzekłem, kierując się w kierunku wyjścia.
- Will, gdzie idziesz? – krzyknął za mną Thomas.
(...)
- Spokojnie umrzeć. Dokończ wino i idź do domu, Thomasie. Jutro rano idź do Bena i przekaż mu
moje przeprosiny. Będę na was czekał tam na górze. Hamnet już tam jest. Chcę z powrotem zobaczyć sy-
na… - mówiąc to, nacisnąłem klamkę i wyszedłem na chłodną noc.
- Tato, chcę żeby to się skończyło… - szepnął Hamnet.
Był blady. Leżał w łóżku, cały się trząsł. Jego pościel była cała mokra od zimnych potów mojego syna.
- Już niedługo wyzdrowiejesz – posłałem mu pocieszający uśmiech. – Naprawdę.
Hamnet pokręcił głową.
- Oboje wiemy, że to nieprawda, tato – szepnął z uśmiechem. – Rozumiem, że Bóg mnie już wzywa.
Usłyszałem szloch Anne w kącie. Szeptała imię naszego syna, kurczowo trzymając różaniec.
- Kocham was – szepnął chłopiec. – Już niedługo się spotkamy, tato. Będę na was czekał.
Mój syn był takim odważny człowiekiem, pomimo tak młodego wieku. Chciałem być taki jak on.
Chciałem umrzeć z modlitwą na ustach, wpatrując się w gwiazdy. Szedłem ciemną uliczką mojego rodzinnego
miasteczka, aż ciemność nasunęła się na moje oczy, a ja osunąłem się w ramiona śmierci. Ostatnimi słowami,
które usłyszałem były „Czekałem na ciebie, tato” wypowiedziane przez mojego Hamneta…
„THE LOBSTER” FILM
SARA ATŁAS 2C
"The Lobster" jest uważany za najmniej hermetyczny film greckiego reżysera, Yorgosa Lanthimosa, głów-
nie ze względu na anglojęzyczność i udział światowej sławy aktorów. Te sprzyjające na drodze do mię-
dzynarodowej sławy czynniki nie pozbawiają dzieła cech charakterystycznych dla twórczości Greka, któ-
ry ukazuje rzeczywistość inną niż wszystkie, zamkniętą i eksperymentalną. Świat ukazany w "Homarze"
przypomina laboratorium. Hipoteza postawiona przez szalonego naukowca to zapewne: Czy tam, gdzie
jest przymus, jest miejsce na uczucie? Badanie ułatwia oszczędność formy i sterylna scenografia, a przede
wszystkim miarowe tempo filmu, które sprawia, że nic nie umknie naszym oczom.
Czas trwania obserwacji wynosi z założenia pięć tygodni, ponieważ tyle trwa przymusowy pobyt
w hotelu kojarzącym samotne serca. W świecie "Homara" traktuje się związek małżeński nie jak natural-
ną potrzebę, lecz jak warunek życia w społeczeństwie. Single nie posiadają żadnych praw z wyjątkiem
35
MAJ/CZERWIEC 2016 HISTORIA
prawa do znalezienia drugiej połówki. Takie zadanie ma pozostawiony przez żonę główny bohater grany
przez Colina Farrella. Jeśli za 45 dni nie odnajdzie partnerki, zostaje zamieniony w wybrane przez siebie
zwierzę. Wybiera homara, bo, jak twierdzi, zwierzęta te są długowieczne, w ich żyłach płynie niebieska
krew i łączą się w pary na całe życie. To, jak uzasadnia swój wybór, dowodzi, że mężczyzna ma nadzieję
na znalezienie prawdziwej miłości, jednak najpierw będzie musiał zmierzyć się z absurdami panującego
systemu.
Reżyser nie pozostawia suchej nitki na zgromadzonych w hotelu ludziach, ukazując ich uczuciową ułom-
ność. Rozgrywane przed nimi scenki rodzajowe - Mężczyzna jedzący sam i Mężczyzna jedzący
z kobietą - ukazują kwintesencję systemu starającego się przekazać, że człowiek nie jest w stanie nic osią-
gnąć w pojedynkę. Przesłanie to najdobitniej odczuwają goście, którzy są karani za masturbację włoże-
niem ręki do rozgrzanego tostera. Nic więc dziwnego, że przebywający w hotelu dobierają się w pary z
pośpiechem przedszkolaków wybierających się grupą do kina. Decyzje te są często nieprzemyślane, a
uczucia nieprawdziwe.
Wydawać by się mogło, że droga ucieczki od tego fałszywego świata prowadzi do lasu, gdzie żyją zbiegli
samotnicy. Ich społeczność także jest podporządkowana prawom - panuje w niej kategoryczny zakaz łą-
czenia się w pary, a kary przewidziane za pocałunek czy stosunek odznaczają się dużym okrucieństwem.
Miłość, która narodzi się w tej wspólnocie, to miłość cierpiąca, stłumiona przez zasady niewiele lepsze od
tych panujących w hotelu.
XXI wiek pretenduje do bycia erą triumfu miłości w każdej możliwej formie - stopniowo wyzbywamy się
uprzedzeń w stosunku do par homoseksualnych czy tych z dużą różnicą wieku. Nie mają znaczenia wiek,
płeć, pochodzenie czy stan majątkowy. Walka o prawdziwe uczucie wciąż trwa, ale świat nie jest jeszcze
wolny od społecznych dogmatów. Obraz przedstawiony przez greckiego reżysera ma w sobie wiele nie-
pokoju. Rzeczywistość stworzona przez Lanthimosa wydaje się odrealniona, a nawet absurdalna, ale
uczucia, które zostają poddane próbie w "The Lobster", takie jak miłość i przyjaźń, są niezmienne od
wieków. Nic więc dziwnego, że "Homar", oprócz bycia antyutopią, stanowi satyrę na niektóre współcze-
sne relacje.
POLSKA WOJNA DOMOWA
HISTORIA
WOJCIECH MAZURKIEWICZ 2GB
Wieczorem 12 maja 1926 roku, czyli 90 lat temu, doszło do nietypowego spotkania na moście
Poniatowskiego w Warszawie. Rozmowę między sobą odbyli Józef Piłsudski i Stanisław Woj-
ciechowski, ówczesny Prezydent RP. Jak się później okazało, nic nie osiągnięto w czasie tej
rozmowy. Następnych 48 godzin miało zmienić Polskę na zawsze.
Kiedy Polska odradzała się w listopadzie 1918 roku, Józef Piłsudski był przekonany, że w niepodległym kraju
zostaną zakończone wszystkie spory polityczne. Powodem miała być chęć odbudowania wielkiej Polski po
123 latach niewoli. Jednak tak się nie stało, a nawet spory między politykami zaczęły zaostrzać się. Pomiędzy
1918 a 1926 rokiem aż 12 osób pełniło funkcje premiera! Społeczeństwo było zdegustowane demokracją
parlamentarną. Oto główny powód przewrotu. Również klęski polskiej dyplomacji w Rapallo i Locarno
36
IX WROTA ENGLISH
spowodowały wzrost niezadowolenia społecznego. Pojawiło się widmo buntu a nawet rewolucji w kraju.
Marszałek Piłsudski zaczął działać.
10 maja 1926 roku powołano kolejny lewicowy rząd Wincentego Witosa. Tego samego dnia ukazał się wy-
wiad z nim w ,,Nowym Kurierze Polskim”, w którym podważał autorytet Piłsudskiego i oskarżał go o brak
zainteresowania sprawami naszego kraju. Jednocześnie marszałek następnego dnia również udzielił wywiadu,
w którym oskarżał polityków lewicowych o dbanie tylko o czubek własnego nosa. Wieczorem tego samego
dnia sytuacja zaczęła zaostrzać się. Na warszawską Pragę sprowadzono oddziały wierne Piłsudskiemu. 12 ma-
ja Stanisław Wojciechowski wrócił z urlopu w Spale, wezwał żołnierzy do stawiania oporu Piłsudskiemu i jego
wojskom. Równocześnie wprowadził stan wyjątkowy. Wieczorem doszło do wspomnianego już spotkania
trwającego pół minuty. Nie pomogło to, aby powstrzymać przewrót. Chwilę później na moście Kierbedzia
doszło do starć wojsk rządowych z wojskami zamachowców. Po godzinie walki wojska zamachowców weszły
na Plac Zamkowy. 13 maja był dniem najkrwawszych walk. W Warszawie ginęło coraz więcej ludzi. Żadna
strona nie miała ochoty pertraktować. Przez następne dwa dni strajkowali kolejarze, przez co rząd nie mógł
sprowadzić dodatkowych oddziałów. Ostatecznie rano 15 maja Prezydent wyjechał do Spały, a wojska rządo-
we skapitulowały.
Do dziś trwają spory o sens wywołania zamachu. Przewrót Majowy zapoczątkował rządy sanacji określane
przez wielu ludzi jako dyktatura. Były to rządy autorytarne wprowadzające kult Piłsudskiego. Rzadkością nie
były procesy polityczne. Mimo wszystko historycy uznają, że Przewrót Majowy uratował II RP przed upad-
kiem.
TRIGGER WARNING
SHORT FICTIONS AND DISTURBANCES
WERONIKA BURZYŃSKA 3GA
It’s a collection of short stories written by Neil Gaiman, who is one of
the best writers in the world. This readable collection is full of them. In
“The Thing About Cassandra” a man hears that his first girlfriend
has been in touch with a friend on Facebook. The only problem is, that
this girl existed only in his imagination. And that’s only the first reversal.
“The Sleeper and the Spindle” is a feminist fairytale in which a queen
sets off with her sword and a company of three dwarves (all that remain
of the original seven) to rescue a sleeping beauty whose sickness is in-
fecting everyone.
In my opinion one of the most enjoyable pieces of writing in “Trigger
Warning” is the author’s introduction, delivered in the chatty, generous
and digressive style familiar to readers of his blog. He supplies contex-
tual anecdotes for every story or poem in the book, apologizes
(unnecessarily) for its inherent shagginess and lack of thematic clarity,
and expends rather too much effort explicating his title, a puckish refer-
ence to the Internet-spawned notion that all potentially provocative
material should be flagged in advance, lest it engage latent trauma in its
audience.
But even the most obvious stories tend to end suprisingly. “Click Clack the Rattlebag” opens with a young
boy asking his sister’s boyfriend, a writer who appears to be babysitting him, to tell him a story: “I don’t
FOT. GOOGLE.COM
37
MAJ/CZERWIEC 2016 SPORT
think it should be too scary, because then when I go up to bed, I will just be thinking about monsters the
whole time. But if it isn’t a little bit scary then I won’t be interested.” The young man struggles to find a story
to tell. “Do you know any stories about Click Clack the Rattlebag?” asks the child, who then begins to tell
such a story himself, as he leads the writer up the stairs. It turns out that Click-Clacks take you away and
drink your insides. As you may have guessed by now, this doesn’t end well for the young man, who probably
should have noticed that his girlfriend doesn’t have a little brother.
Here, as in a few other stories, the neatness of construction takes something away from what should perhaps
be a more edgy reading experience, especially given the title of the collection, a contemporary term implying
content that may invoke the reader’s deepest, darkest memories. The story is scary, but only “a little bit”. In
fact, many of the stories in this collection don’t need trigger warnings at all, but could instead be labelled
“suitable for all ages”. But the best stories here are the most grown-up, not because they are more gruesome
but because they don’t snap so neatly shut at the end. They also have twists, but less symmetrical ones. Per-
haps the most haunting of these is the award-winning “The Truth Is a Cave in the Black Mountains”, which
tells of a dark act of revenge as two men travel in search of cursed gold. Another great success is the Sher-
lock Holmes story, “The Case of Death and Honey”, in which Holmes not only writes his own story for a
change but takes on the “crime” of death itself.
Once again, Neil Gaiman suprises us with another phenomenal book, which is full of wonder and terror, sur-
prises and amusements. “Trigger Warning” is a treasury of delights that engage the mind, stir the heart, and
shake the soul from one of the most unique and popular writers on Earth.
W POSZUKIWANIU UCIECZKI OD UPALNYCH DNI
SPORT
JULIA ZAMĘCKA 2GB
Jest już wiosna, a niedługo rozpocznie się kalendarzowe
lato. Z dnia na dzień termometry pokazują coraz wyż-
szą temperaturę, a słońce coraz mocniej razi w oczy.
Takie utrudnienia nie powinny przeszkodzić żadne-
mu sportowcowi w dbaniu o swoją kondycję, ale
warto skorzystać z alternatyw. W trakcie upałów
można schować się w siłowni, gdzie czeka profe-
sjonalny sprzęt. Do wyboru mamy także fitness,
czyli treningi abt, crossfit, zumba i wiele innych.
Ciekawymi dyscyplinami niewymagającymi prze-
bywania na dworze są również squash, tenis sto-
łowy, taniec czy boks. Duży wybór może spra-
wić, że podjęcie decyzji nie będzie łatwe, ale nie
ma się czym przejmować. W centrum Szczecina
przy ulicy Korzeniewskiego 7 znajduje się wielo-
funkcyjny kompleks sportowo-rekreacyjny: Spor-
ts Factory. W poniższym artykule przedstawię
atuty tego miejsca.
Wytańcz sobie formę!
Taniec to szczególna forma sportu i sztuki, która
dostarcza wielu emocji i może być pasją nawet na całe życie. To stwierdzenie mogę potwierdzić własnym
doświadczeniem. Chodząc do podstawówki, należałam do grupy tanecznej i choć było to bardzo dawno
38
IX WROTA SPORT
temu, do dziś przy muzyce nie potrafię przestać się ruszać. Zazdroszczę osobom, które mają czas uprawiać
(bądź dopiero zacząć) w tę formę ruchu.
Różnorodność stawia przyszłych tancerzy przed wyborem odpowiedniego stylu. Hip-hop, dancehall, modern
jazz, break dance i taniec współczesny mają do dyspozycji wszyscy klienci Szkoły Tańca Dance Factory,
mieszczącej się w klubie Sports Factory, który paniom oferuje także sexy dance, chair dance oraz pole dance
(czyli taniec na rurze). Ostatnie formacje gwarantują nie tylko zdobycie umiejętności sprawnościowych, ale
też dodają pannom kobiecości. Zajęcia są przeznaczone dla kobiet w każdym wieku, a szczególnie dla tych,
które nudzi zwykły fitness. Taniec dla pań charakteryzuje się dodatkowo nauką wyrażania swoich emocji oraz
wzmacnia poczucie własnej wartości.
Wielu ludzi nie wierzy, że ruch w rytmie muzyki poprawi ich kondycję. Moim zdaniem te osoby są w błę-
dzie, ponieważ taniec rozwija gibkość oraz wzmacnia wytrzymałość, a wymagające układy wymuszają pracę
wszystkich partii mięśni. Doświadczeni instruktorzy mający na swoim koncie wiele nagród i szkoleń układają
ciekawe choreografie dla swoich podopiecznych, a ci przywożą trofea z całej Polski. Zastanawiasz się czy do-
łączyć? Pierwsze zajęcia są darmowe, więc bez zobowiązań możesz spróbować.
Coś więcej niż fitness
,,Po treningu takim jak cross, czy abt panie wychodzą umęczone i brakuje im pozytywnej energii. Inną sytu-
ację obserwuję po trampolinach – klientki wychodzą równie spocone, ale są niesamowicie szczęśliwe i ura-
dowane" - mówi właściciel klubu. Spalone kalorie bez żmudnej pracy, sprawianie radości przy każdym skoku i
łatwość ćwiczeń nawet dla początkujących, stoją za sukcesem, jakim okazały się trampoliny. ,,Zabawa" polega
na odbijaniu się od powierzchni sprzętu w sposób zmuszający do pracy poszczególne partie ciała w rytm mu-
zyki. Ten rodzaj gimnastyki korzystnie wpływa na nasz układ mięśniowy, rozwija naszą równowagę i wspoma-
ga koordynację ruchową. Kolejną zaletą tego treningu jest jego dostępność także dla osób z problemami sta-
wów.
Moim zdaniem trampoliny to świetny pomysł, bo przecież kto nie lubi skakać? Robi się ciepło, więc na ogród-
ku mojej przyjaciółki niedługo zostanie rozłożony sprzęt. Jak co lata, będziemy całymi dniami odbijać się od
sprężystej powierzchni zabawki, która dostarcza nam tyle frajdy, że nawet nie zwracamy uwagi na zmęczenie.
Sports Factory jako jedyny w Szczecinie zaprasza wszystkich na zajęcia fitness z trampolinami.
Raj dla sportowców
Tutaj, w Sports Factory, aktywnie czas może spędzić cała rodzina. Bliscy mają możliwość wspólnego treningu
na siłowni lub rozegrania meczu w squasha oraz tenisa stołowego. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wspólnie
wziąć udział w zajęciach fitness, tańca czy boksu. Nawet jeśli krewni postanowią się rozdzielić, wszyscy pozo-
staną w jednym budynku i będą blisko siebie. Dla mnie taka zaleta ma ogromne znaczenie, gdyż rzadko mam
okazję spędzić popołudnie z rodzicami, ponieważ każdy ćwiczy w różnych częściach miasta. Osobiście byłam
w klubie parę razy i zawsze natrafiałam na miłą obsługę, dlatego tym bardziej polecam to miejsce.
ZOBACZ TEŻ:
WWW.SPORTSFACTORY.PL
FACEBOOK: DANCE FACTORY/SPORT FACTORY
39
MAJ/CZERWIEC 2016 ROZRYWKA
40
MAJ/CZERWIEC 2016 IX WROTA
GAZETA WYDAWANA DZIĘKI:
Dom Kultury “Słowianin” zaprasza!
TRAUMA, INSIDIUS, ASHES i DEFUS
INVISIBLE REALITY TOUR 2016
data: 04.06.2016
godz. 19:00
Bilety w cenie 25 zł w przedsprzedaży i 30 zł
w dniu koncertu dostępne w DK "Słowianin"
i na bilety.fm.
Mamy dla wszystkich maniaków Traumy piekielnie ważnego newsa - oto bowiem nadchodzi premiera "Invisible Reality", a więc naszego kultowego mate-riału sprzed ćwierć wieku. Nie jest to zwykłe wzno-wienie, ponieważ całość będzie wzbogacona o rary-tasowe bonusy oraz ubrana w bogatą szatę gra-ficzną. Materiał trafi na rynek za sprawą Deforme-athing Prod już za kilka tygodni.
Skoro mamy taką okazję, to trzeba ją uświetnić koncertami. Na dobry początek zapraszamy na mi-nitour po północnej części naszego kraju, który będziemy kontynuowali po wakacjach w takiej sa-mej weekendowej formie. Tym razem zawitamy do Elbląga, Szczecina i Gdańska.
Na gigach spodziewajcie się ducha "Invisible Reality" wraz z potężnym przeglądem Traumatycznych kla-syków, które młócą nasze czachy już od tylu lat. Zabieramy ze sobą sporo Traumowego merchu, więc będzie w czym wybierać.