kim jesteśmy i jak się stwarzamy? filozof wobec ...1lo-lask.pl/dokumenty/inne/esej zl.pdf ·...
TRANSCRIPT
UI LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE IM. TADEUSZA KOŚCIUSZKI W ŁASKU
XXIX OLIMPIADA FILOZOFICZNA
POLSKIE TOWARZYSTWO FILOZOFICZNE
W WARSZAWIE
TEMAT nr 1
ZOFIA ŁAKOMY
KL. II
Kim jesteśmy i jak się stwarzamy?
Filozof wobec zagadnienia
człowieczeństwa.
OKOWY CZŁOWIECZEŃSTWA
OPIEKUN: mgr Maciej Szulc
ŁASK 2016
1 | S t r o n a
"Człowieczeństwo" jest słowem bez ściśle określonego desygnatu. Posiada liczne
konotacje i znaczenia. Jest słowem obecnym w mowie potocznej, języku literackim
i naukowym. Postrzegane jest przez większość ludzi jako oznaczające coś pozytywnego.
Będąc użytkownikami tego słowa, rzadko zastanawiamy się w życiu codziennym nad jego
dokładnym znaczeniem. Traktowane bywa ono nawet jako pojęcie podstawowe,
niewymagające zdefiniowania, ze względu na powszechne pojmowanie go wśród jego
użytkowników.
Przymiotniki "ludzki", "człowieczy" i "człeczy" wydźwięk pejoratywny miewają
w mowie potocznej sporadycznie. "Ludzki" jest synonimem przymiotników takich jak "bliski,
znany, nieobcy"1 oraz "humanitarny, humanistyczny"
2. Związek wyrazowy "ludzkie
zachowanie" będzie konotowany przez odbiorcę jako zachowanie poprawne, moralne, dobre,
właściwe, normalne. W związku wyrazowym "ludzki gest" gest ów będzie poczytany jako
przyczyniający się do czegoś dobrego. Jednocześnie "ludzkimi" określane są też wady
i ułomności. "Ludzkim" jest popełniać błędy i mylić się, "ludzkim" jest dawać ponosić się
emocjom i działać pod wpływem impulsów, jest to uznawane za immanentny składnik
"człowieczeństwa". Myśl ta znana była już w I w. p.n.e., Sformułował ja Seneka Starszy
wypowiadając słynne słowa "Errare humanum est", czyli "Błądzenie jest rzeczą ludzką".
Istnieje w języku polskim zwrot "mówić po ludzku", w którym słowo "ludzki" można
definiować dwojako: "ludzki" jako jasny i zrozumiały oraz "ludzki" jako prosty,
niewyszukany, niewymagający wiedzy ani wysiłku intelektualnego ze strony odbiorcy. Jest
to jeden z nielicznych, powszechnie znanych przypadków, kiedy słowo "ludzki" może mieć
wydźwięk dwojaki- pozytywny lub negatywny, zależnie od interpretacji przez odbiorcę.
Deskrypcja kogoś jako osoby "ludzkiej" uznawana jest w języku polskim
za komplement. Analogicznie, bycie określonym mianem osoby "nieludzkiej", czy
zakwestionowanie czyjegoś "człowieczeństwa", odebrane będzie jako inwektywa,
zaś scharakteryzowanie kogoś w ten sposób w kręgach towarzyskich uchodzić może
za dyfamację. To wszystko czyni dość trudnym określenie, czym właściwie jest
1 A. Dąbrówka, E. Geller, R. Turczyn, Słownik synonimów, Świat Książki, Warszawa 1995,
s.888. 2 A. Dąbrówka, E. Geller, R. Turczyn, Słownik synonimów, Świat Książki, Warszawa 1995,
s.326
2 | S t r o n a
"człowieczeństwo". Jest cechą czy zbiorem zachowań? Jest czymś nabytym czy wrodzonym?
Czy możliwym jest je utracić? Czy da się je zdefiniować w uniwersalny, ostateczny sposób?
Zdefiniowania tego pojęcia podejmowano się na przestrzeni wieków wiele razy, czynili
to tak ludzie nauki i artyści, jak też jednostki przeciętne. Niektóre z tych prób zostały
zauważone i udokumentowane, a ich rezultaty zyskały poklask. W wyniku tego rezultaty
owe zachowały się do dzisiaj w postaci uznawanych za dopuszczalne definicji. W niektórych
przypadkach zachowana została także treść rozważań, które do określonych konkluzji
w kwestii "człowieczeństwa" prowadziły.
Heraklit z Efezu, żyjący w Grecji w latach ok. 544-484 p.n.e., podaje nam następującą
deskrypcję człowieka: " 27. Najmądrzejszy człowiek w porównaniu z bogiem wydaje
się małpą pod względem mądrości, piękna i pod innymi względami. 28. Każdy człowiek
ma zdolność poznawania samego siebie i rozumnego myślenia. 30. Większość ludzi
jest złych, a tylko niewielu jest dobrych."3 Nie jest to definicja człowieczeństwa
we właściwym znaczeniu tego słowa, jednakże materiał ten pozwala nam określić, jakie
cechy przypisuje filozof rodzajowi ludzkiemu. Heraklit zakłada, że nawet najzacniejszy człek
nie może dorównać bóstwom, co, chcąc zachować racjonalny sposób myślenia, możemy
zinterpretować jako niezdolność istoty ludzkiej do stania się odzwierciedleniem ideałów
i archetypów poszczególnych cnót obecnych w jej psychice. Człowiek posiadać
ma umiejętność poznawania siebie samego oraz myślenia w sposób zorganizowany. Filozof
zakłada także, iż w przypadku większości ludzi dobro nie jest cechą immanentną.
Myśli Demokryta z Abdery, filozofa greckiego żyjącego w latach ok. 460-350 p.n.e.,
dotyczące człowieka, czyli pośrednio też człowieczeństwa, dostępne są nam dzisiaj pod
postacią następującą: " 25. Człowiek jest małym wszechświatem."4, " 44. Więcej ludzi staje
się dobrymi przez ćwiczenie, niż jest ich z natury."5. Pierwsza myśl może nawiązywać do
teorii Demokryta mówiącej, że wszystko zbudowane jest z atomów, w związku z czym
człowiek sam w sobie stanowi małe uniwersum, albo traktować może o skomplikowaniu
istoty ludzkiej. Druga idea zaprzecza twierdzeniu, jakoby dla wszystkich ludzi dobro było
3 M. Łojek, Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich, Wydawnictwo Szkolne i
Pedagogiczne, Warszawa 1987, s.41 4 M. Łojek, Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich, Wydawnictwo Szkolne i
Pedagogiczne, Warszawa 1987, s.43 5 M. Łojek, Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich, Wydawnictwo Szkolne i
Pedagogiczne, Warszawa 1987, s.44
3 | S t r o n a
cechą wrodzoną, jednakże zakłada też możliwość wykształcenia tej cechy poprzez ćwiczenie
postępowania w sposób dobry.
Arystoteles ze Stagiry, żyjący w latach 384-322, mówi nam o ludziach: "Wszyscy
ludzie z natury pragną wiedzy."6, " Zdziwienie jest tą przyczyną, dla której niegdyś,
jak to zresztą miało też miejsce i później, zaczęli ludzie filozofować."7 Dowiadujemy
się z tego, iż człowieka z natury cechuje ciekawość i żądza wiedzy. Jednakże,
nie jest naturalnym dla człowieka deliberowanie nad kwestiami abstrakcyjnymi. Zdolność
tę nabywa on w wyniku pojawienia się konieczności jej wykształcenia.
U Tomasza z Akwinu, żył on w latach ok. 1225-1274 n.e., przeczytamy, iż: "Jest
to naturalne człowiekowi, że przez rzeczy zmysłowe dochodzi do poznania umysłowego,
ponieważ wszelkie nasze poznanie zaczyna się od zmysłów."8. Według tego filozofa,
na człowieczeństwo składa się możliwość poznania, lecz jest ona ograniczona. Ludzkie
poznanie ogranicza się do rzeczy, których doświadczyć można poprzez zmysły,
za pośrednictwem ciała. Umysł widzi wszystko przez pryzmat zmysłów. Implikuje to, iż nie
ma on możliwości postrzegania zjawisk i obiektów metafizycznych.
W nieco mniej odległej od naszych czasów nowożytności, Nicollo Machiavelli, żyjący
w latach 1469-1527 n.e., dzieli się z nami myślą następującą: " Wielu wyobrażało sobie takie
republiki i księstwa, jakich w rzeczywistości ani nie widzieli, ani nie znali; wszak sposób,
w jaki się żyje, jest tak różny od tego, w jaki się żyć powinno, że kto, chcąc czynić
tak, jak się czynić powinno, nie czyni tak, jak inni ludzie czynią, ten gotuje raczej swój
upadek niż przetrwanie; bowiem człowiek, który pragnie zawsze i wszędzie wytrwać
w dobrem, paść koniecznie musi między tylu ludźmi, którzy nie są dobrymi."9. Jeśli
odniesiemy to do jednostki, ukaże nam się obraz dość pesymistyczny. Nie jest możliwym
postępowanie w sposób właściwy bez odniesienia szkody, bowiem większość ludzi postępuje
nie w sposób właściwy, a w sposób dla nich korzystny.
6 M. Łojek, Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich, Wydawnictwo Szkolne i
Pedagogiczne, Warszawa 1987, s.65. 7 M. Łojek, Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich, Wydawnictwo Szkolne i
Pedagogiczne, Warszawa 1987, s.66. 8 M. Łojek, Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich, Wydawnictwo Szkolne i
Pedagogiczne, Warszawa 1987, s.107. 9 N. Machiavelli, Książę, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, s.80.
4 | S t r o n a
Z zebranych informacji wyłania nam się pewna charakterystyka "człowieczeństwa".
Brakuje nam jednak nadal ścisłej definicji. W niniejszej pracy pojęcie "człowieczeństwo"
definiowane będzie jako "to, co robi człowiek". Postawione zostaje założenie, że zachowanie
nie czyni nikogo "ludzkim". To człowiek czyni poszczególne zachowania "ludzkimi",
przejawiając je.
Jest to podejście sprzeczne z dość rozpowszechnionym poglądem głoszącym, że nasze
wady czynią nas "ludzkimi", a nasze zalety także są przejawem naszego "człowieczeństwa".
Jeżeli dokonać analizy psychologicznej tego podejścia, wychodzi na jaw nie tylko jego
wewnętrzna sprzeczność, ale też fakt, iż tkwi w nas chęć postrzegania "człowieczeństwa"
jako wartości pozytywnej. Pragniemy postrzegać pozytywnie "człowieczeństwo", ergo
pragniemy postrzegać pozytywnie ludzi, a co za tym idzie, samych siebie.
Zjawisko to określane jest mianem dysonansu poznawczego. Element "człowieczeństwo
nie jest wartością pozytywną", sprawiłby, że element "jestem kimś z natury dobrym", którego
internalizacji tak ochoczo dokonujemy, i element "jestem człowiekiem" byłyby ze sobą
w konflikcie. Zredukować dysonans poznawczy da się w następujące sposoby: "Możemy
to uczynić zmieniając jeden bądź obydwa elementy poznawcze w taki sposób, aby uczynić
je bardziej zgodnymi ze sobą, lub też dodając nowe elementy poznawcze, które pomagają
zapełnić lukę między elementami pierwotnymi."10
Trudno jest dodać nowe elementy
poznawcze, wymaga to nie tylko przyswojenia sobie nowych treści, ale też ingerencji
w elementy dotychczas obecne w naszym umyśle. Z takiej racji, łatwiej jest nam zamienić
wpływający negatywnie na nasze samopoczucie element na taki, który komfort ten będzie
podtrzymywał, bądź też całkowicie konfliktujący element odrzucić.11
O "człowieczeństwie" mówimy niejednokrotnie jako o czymś, co nas wyróżnia spośród
innych istot żywych. Mówimy o nim z dumą i pewnością, jakby była to rzecz wszystkim
znana i oczywista, mimo że jest to pojęcie abstrakcyjne. Poddajemy w wątpliwość istnienie
desygnatów takich rzeczowników abstrakcyjnych jak "miłość", która u każdego może
przejawiać się inaczej i nie ma gwarancji, że każdy jej zazna, "piękno", które jest zależne
od poczucia estetyki odbiorcy, w myśl średniowiecznej łacińskiej sentencji "de gustibus non
10
E. Aronson, Człowiek-istota społeczna, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002,
s.171. 11
L. Festinger, Teoria dysonansu poznawczego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
2007.
5 | S t r o n a
est disputandum"("Nie należy dyskutować o upodobaniach. Sentencja średniowieczna."12
),
"uczciwość", która zależna jest od norm prawnych i społecznych, czy "przyjaźń", która także
ściśle określonych ram definicji nie posiada i nie jest doświadczeniem w jakikolwiek sposób
zagwarantowanym, ale nie "człowieczeństwa". Zachowania okrutne, drastyczne i będące
w konflikcie z zasadami moralnymi danej społeczności, określimy jako "nieludzkie",
"zwierzęce". Istnieje nawet rzeczownik o negatywnych konotacjach, "zezwierzęcenie",
określający upadek moralny i powrót do prymitywnych, atawistycznych zachowań
sprzecznych z normami kulturowymi i moralnymi danej społeczności.
Na podstawie tego faktu moglibyśmy skonkludować, że w naszym Językowym Obrazie
Świata (JOS) człowiek zwierzęciem nie jest. Pro forma, Językowy Obraz Świata jest
centralnym pojęciem językoznawstwa kognitywnego, termin ten oznacza sposób, w jaki
język ujmuje (konceptualizuje) rzeczywistość."13
. W naszej świadomości, przynajmniej jako
użytkowników języka polskiego, człowiek nie może być do zwierzęcia przyrównany w
sposób inny niż negatywny. Dla zwierzęcia bycie przyrównanym do człowieka będzie
nobilitacją, ale nie odwrotnie. Istnieją co prawda cechy, które mogą być przypisywane
człowiekowi przy jednoczesnym zastosowaniu porównania do zwierzęcia, ale osobno cechy
te nadal stają się personalizacją, gdy przypisać je czemukolwiek innemu niż człowiek.
"Człowiek" nie tylko oznacza "dobry". "Człowiek" oznacza "lepszy".
Jednakże, ku rozpaczy i niedowierzaniu niektórych z nas, człowiek do królestwa
zwierząt należy. Nadal istnieją ludzie, którzy podważają nie tylko teorię Darwina,
ale też kardynalny fakt przynależności człowieka do świata zwierząt, do natury.
Tkwi w nas nadal pragnienie bycia panem wszechrzeczy, żądza posiadania władzy
i kontrolowania świata wokół nas. Nie jesteśmy w stanie pogodzić się z faktem, że możemy
być dziełem przypadku, nie zajmować uprzywilejowanego miejsca w otaczającym
nas świecie z woli jakiejś siły wyższej, tylko musieć sobie to miejsce wywalczyć. Zawzięcie
wypieramy z naszej świadomości dwa następujące elementy: "nie każde zwierzę jest
człowiekiem, ale każdy człowiek jest zwierzęciem" oraz "nie wszystko, co zwierzęce, jest
ludzkie, ale wszystko, co ludzkie, jest zwierzęce".
12
S. Kalinkowski, dz. cyt., s. 55. Aurea dicta, złote słowa, Wydawnictwo VEDA, Warszawa
2001, s.55. 13
R. Grzegorczykowa, Wstęp do semantyki językoznawczej, Wydawnictwo Naukowe PWN,
Warszawa 2002, s.162.
6 | S t r o n a
Ciężko jest dojść do takich wniosków z czyjąś pomocą, jeszcze ciężej samemu,
a najciężej jest uznać je za prawidłowe. Dobrowolnie zrzekamy się wtedy w naszej psychice
wyjątkowości, którą mieliśmy charakteryzować się z samego tytułu posiadania ludzkiej
powłoki cielesnej. Powoduje to, że życie traci sens dla wielu jednostek, nie mają celu,
do którego mogłyby dążyć, żadnej obietnicy poprawy bez względu na wszystko, żadnego
zadośćuczynienia za doznane za własną zgodą lub pod przymusem krzywdy, żadnego
wynagrodzenia poświęceń. Chyba, że samemu się to sobie zapewni.
Na wyjątkowości tracimy wtedy nie tylko my sami, tracą na niej też wtedy ludzie wokół
nas, w tym ci, którzy są z nami spokrewnieni, a których z reguły chce się postrzegać jako
osoby wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, bez konieczności wgłębiania się w ich psychikę,
analizy ich zachowań i w końcu ich krytyki, bez konieczności rzeczywistego ich poznania.
Te same mechanizmy tyczą się naszej własnej osoby, bo w końcu, jak wielu z nas tak
naprawdę zna samych siebie? Kiedy postąpimy w sposób naganny, dużo łatwiej jest
stwierdzić, że "tacy już jesteśmy", zamiast starać się zmienić swoje postępowanie
i wykształcić nowe cechy czy się pewnych cech wyzbyć, ponieważ wymaga to od nas krytyki
samych siebie na wielu płaszczyznach, zakwestionowania naszych autorytetów oraz ich
kompetencji, a czasem też wyzbycia się wyznawanych dotychczas wartości, zasad
i poglądów.
Ten tok rozumowania sprawia, że spada na nas odpowiedzialność za własne czyny i ich
konsekwencje. Nie ma już mitycznej istoty w naszej wyobraźni, którą możemy
tą odpowiedzialnością obciążyć, nie możemy już zasłonić się argumentem, że ów konkretny
behawior jest w nas uwarunkowany genetycznie i nie możemy nic z tym zrobić. Możemy być
do jakiegoś sposobu zachowania predysponowani, ale nie jesteśmy definitywnie zmuszeni
do przejawiania go. Pojawia się w nas świadomość, że mamy wpływ na niemal wszystko,
co się wokół nas dzieje, jak wiele od nas zależy i jak wiele razy chcemy nieświadomie
postąpić w określony sposób, a nie jesteśmy do tego zmuszeni.
Kiedy "ludzki" przestanie być "wyjątkowy", wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju
przestają być też zachowania, których główną deskrypcją było dotychczas określenie
"ludzkie". Empatia, tak kognitywna jak i afektywna, staje się nagle odruchem występującym
pośród wielu gatunków, do tego nie jest już nawet "odruchem", tylko wyuczonym
zachowaniem, skoro da się ją rozwijać i redukować. Co więcej, empatię da się także
kontrolować świadomie- jeśli tylko odpowiednio się wysilić, nasze współczucie może stać się
7 | S t r o n a
całkowicie wolicjonalne. Altruizm okazuje się mającą miejsce w podświadomości chłodną
kalkulacją. Zachowanie takie jak chronienie własnego potomstwa okaże się powszechnie
występującym w przyrodzie mechanizmem, mającym na dodatek niewiele wspólnego
z bezinteresowną troską i wielkodusznością, gdyż u jego podstaw leży chęć zapewnienia
przetrwania genom własnego ciała, nie zaś bezwarunkowa miłość i dobroć. Z tego samego
powodu utrzymujemy przy życiu za wszelką cenę ułomne fizycznie lub psychicznie
potomstwo, nawet, kiedy nie rokuje ono w żaden sposób intelektualnie tudzież emocjonalnie-
my tylko chronimy własne geny. Akty agresji i przemocy stają się częścią naszej natury,
nad którymi możemy przecież z odpowiednim wysiłkiem przejąć kontrolę,
tak jak nad pozostałymi jej aspektami, jako że jesteśmy rzekomo ponad naturą
i atawistycznymi instynkatami. Wiara zaś okazuje się nie tylko mechanizmem defensywnym,
ale też obiektywnie jest zaburzeniem psychicznym, gdyż polega ona na uznawaniu za fakty
własnych fantazji, domysłów czy urojeń. Religia traci na takim podejściu niesamowicie
drastycznie, bowiem, po odarciu z wszelkich wzniosłych idei, które nijak mają
się do rzeczywistości, pozostaje narzędziem do manipulacji i kontrolowania społeczeństwa,
a także egzystencjalnym środkiem przeciwbólowym, owym ¨opium dla ludu¨, by użyć
określenia zaproponowanego przez Karola Marksa.
Od czego jeszcze, poza zwierzętami, "człowieczeństwo" ma nas odróżniać?
Od robotów. Maszyn. Sztucznych inteligencji, posługujących się wyłącznie zbiorem
protokołów i kalkulacją. Tu poszczycić możemy się naszą emocjonalnością, wrażliwością,
szlachetnością tudzież spontanicznością. Ale czy na pewno "poszczycić się" jest tutaj
właściwym określeniem? Czy są to cechy pozytywne, działające na korzyść tak naszą, jak
osób wokół nas?
"Szlachetność" można zdyskredytować z miejsca. Jest ona pojęciem subiektywnym
i może prowadzić w niektórych przypadkach do naruszenia norm prawnych i moralnych,
w zależności od tego, jak pojmowana jest przez osobę ją przejawiającą. "Wrażliwość" nie jest
wartością pozytywną, jeśli nie przekłada się na czyny. Można odczuwać najgorszy ból
i smutek z powodu samej świadomości cierpienia innej istoty czy dziejącej się jej
w jakikolwiek sposób krzywdy, ale nie będzie to miało pozytywnych skutków, jeśli nie
przekłada się na czyny. Wręcz przeciwnie, wywoła dyskomfort psychiczny u odczuwającego
ją, co z kolei może mieć dalsze negatywne efekty tak na nim, jak i na jego otoczeniu.
"Emocjonalność" może mieć konsekwencje tak pozytywne jak i negatywne. Nie jest ona
jednaka dla wszystkich ludzi, więc także trudno uznać, iż jest cechą dystynktywną między
8 | S t r o n a
człowiekiem a maszyną. Ostatnia nasza cecha dystynktywna, "spontaniczność", w większości
przypadków prowadzi nas do manifestowania zachowań, które skłonić mogą do poddania
w wątpliwość naszych kompetencji intelektualnych i zdolności dostrzegania związków
przyczynowo-skutkowych. To wszystko może prowadzić do konkluzji, że wcale nie jesteśmy
od maszyn, od własnego "dzieła stworzenia", "lepsi", ale "inni". "Odmienni".
A jak konotowane są określenia typu "inny", "odmienny" czy "różny od" przez
większość przedstawicieli rodzaju ludzkiego? Negatywnie. Jako ludzie, nie lubimy się
wyróżniać. Możemy być "inni", ale tylko w znaczeniu "lepsi", "wyjątkowi", a i to z reguły
tylko w odniesieniu do grupy, nie jednostki. Wyróżnianie się w pozytywny sposób na tle
grupy mogłoby prowadzić do wzbudzenia niechęci i zawiści w otaczających nas osobnikach,
co z kolei mogłoby spowodować wystąpienie zjawiska rywalizacji, a co za tym idzie,
pozbawienia nas tego tak komfortowego, jak naiwnego przeświadczenia, że ludzie wokół nas
myślą i czują tak samo lub chociaż niemal tak samo, jak my . Nie chcemy się różnić, chcemy
być częścią całości, mieć coś wspólnego, mieć poczucie przynależności i bezpieczeństwa, być
częścią kolektywu.
Przeświadczenie o jednomyślności wszystkich członków danej grupy, takiej jak naród,
wyznawcy danej religii, mieszkańcy tego samego obszaru czy nawet elementarnej komórki
społecznej, jaką jest rodzina, jest tak naprawdę infantylne i śmieszne. Nie ma dwojga ludzi
wierzących w takiego samego boga, nie ma dwojga ludzi zgadzających się w jakiejkolwiek
kwestii co do joty, nie ma dwojga ludzi o dokładnie takiej samej wizji nieba, piekła, czyśćca,
piękna, szczęścia czy cierpienia. Nie ma dwóch osób, dla których "kocham cię" znaczyłoby
dokładnie to samo, nie ma dwóch osób, dla których każdy wyraz w danym języku miałby taki
sam desygnat, ergo, nie ma dwóch osób, które mówiłyby tym samym językiem. Idiolekty
mogą być uderzająco podobne, ale nie będą identyczne. I tak jest w każdym z wymienionych
tu przypadków oraz w tych, które wymienione tu nie zostały. Dystynkcje będą śladowe, będą
mikroskopijne, będą irrelewantne, ale będą.
W świetle powyższych przemyśleń możemy sobie wreszcie z pewną dozą pewności
postawić pytanie: kim jest człowiek? Pytanie to jednak będzie źle sformułowane, ponieważ
stwierdziliśmy już, że człowiek jest zwierzęciem, a nie zapytamy "kim jest zwierzę?". Nadal
jednak gnębi nas pytanie o naturę własnego bytu. Postawmy więc pytanie o to w sposób
następujący: "kim jesteśmy?".
9 | S t r o n a
Celem ułatwienia analizy i lepszego zrozumienia poniższych przemyśleń, wprowadzona
zostaje tu dystynkcja między pojęciami "człowiek" i "osoba". "Człowiek" oznaczać będzie
istotę, której głównym celem jest zapewnienie przetrwania jej genom, skupia się ona
na zaspokajaniu swoich elementarnych potrzeb życiowych charakterystycznych dla wszelkich
istot żywych, istota owa ma ludzkie ciało. "Osobą" zaś nazywana będzie świadomość w
ludzkim ciele. Świadoma część psychiki, ego bez id i superego, to, co myśli i podejmuje
decyzje, czego percypowanie jest zaburzane i wykrzywiane przez zachodzące w mózgu i ciele
reakcje chemiczne oraz wahania hormonalne.
Mamy ludzkie ciała. Ale czy jesteśmy ludźmi? Czy rozumiemy wszystkie reakcje
i zachowania naszych ciał? Czy mamy kontrolę lub chociaż świadomość reakcji chemicznych
i stężenia hormonów w naszych ciałach? Czy "ja" jest tożsame z "moje ciało"? Ciało da się
utrzymać przy życiu bez świadomości, ale świadomość bez ciała już nie. Istniejemy związani
z powłoką cielesną, to, co zachodzi w naszej świadomości ma wpływ na to, co zachodzi
w naszym ciele i vice versa, ale przez pars leonina życia trwa rywalizacja między ego,
id oraz superego. Co powinno być nadrzędną wytyczną? Jeśli jest tych wytycznych kilka,
która powinna zostać spełniona? Następuje rozbieżność priorytetów. Można myśleć na jeden
temat wiele rzeczy, ale postąpić da się tylko w jeden sposób.
Zjawisko to można określić jako antynomię ciało-świadomość. Nierzadko decyzje
podejmowane przez świadomość są wraże ciału. Decyzje takie jak nieposiadanie potomstwa,
dobrowolna sterylizacja, stosowanie antykoncepcji, nieobcowanie seksualne oraz stawianie
na pierwszym miejscu istot i osób niesłużących prokreacji lub nie posiadających wspólnych
z nami paranteli są niekorzystne dla naszych genów, naszego ciała. Nawet jeśli w wyniku
ich podjęcia ciało może dokonać żywota bez perturbacji, to zawarte w nim geny poniosły
klęskę. Ich egzystencja zakończy się wraz ze śmiercią tegoż ciała.
Warto wyeksplikować, czemu terminy "świadomość" oraz "dusza" nie będą tutaj
ekwiwalentne. Pojęcie "świadomość" nie posiada konotacji religijnych czy ezoterycznych,
może zostać użyte w trakcie mówienia o metafizyce, ale zachowa przy tym neutralny
wydźwięk. Z kolei słowo "dusza" ma konotacje typowo religijne i teologiczne, choć pojęcie
"dusza ludzka" definiowane jest też jako "czynnik ożywiający ciało ludzkie (źródło jego
ruchu "od wewnątrz"), będący pierwszym źródłem ludzkiego poznania, racją tożsamości
10 | S t r o n a
człowieka"14
. Użyte w wypowiedzi implikuje jednak dopuszczanie istnienia zjawisk
paranormalnych przez nadawcę tudzież wyklucza posiadanie przez niego poglądów stricte
racjonalistycznych. Aby zachować pewną dozę realizmu i nie zaprzeczać dotychczasowej
treści, w której orzeczone zostało, iż tak wiara jak religia stanowią aberrację percypowania,
termin "świadomość" będzie stosowany zamiennie z "psychika".
"A czym jestem? Istotą, która myśli. Jaźń myśląca, czyli dusza, istnieje, choćby ciało
moje było złudzeniem; istnieje więc niezależnie od ciała, jest niezależną substancją.."15
. Jeżeli
ustaliliśmy już, że ciało i świadomość są ze sobą związane, lecz nie stanowią jedności oraz
wiemy, że samych siebie zidentyfikujemy ze świadomością, nie zaś z ciałem, pójdźmy o krok
dalej i spytajmy, jak powstaje świadomość. Czy może stwarzać sama siebie i mieć wpływ
na to, jaka jest? W jakim stopniu stwarza sama siebie? W jaki sposób stwarzają naszą
świadomość, czyli nas, inne osoby? Czy możemy decydować o tym, jak postępujemy, nawet
jeśli nasze ciało i procesy w nim popychają nas do zrobienia czegoś, czego nie zrobilibyśmy,
nie mając zaburzonej chemicznie percepcji?
O człowieku można powiedzieć, że istnieje już od momentu poczęcia, jeśli chcemy jako
warunek bycia istotą ludzką postawić posiadanie przez organizm dystynktywnego DNA
od DNA organizmu-żywiciela. Jeżeli dodamy do tego warunek, by organizm ten był w stanie
w minimalnym zakresie samodzielnie funkcjonować (oddychać, pobierać pokarm etc.) poza
organizmem-żywicielem, istota ludzka zaczynać się będzie od siedmio-ośmiomiesięcznego
płodu. Ustaliwszy, kiedy człowiek zaczyna być organizmem zdolnym przetrwać
samodzielnie, określmy, kiedy zaczyna się nasze istnienie jako osoby.
Pierwsze wspomnienia pochodzą z reguły z drugiego lub trzeciego roku życia. Na tym
etapie możemy pobierać i przechowywać w pamięci informacje z otaczającego nas świata
oraz je analizować. Stan ten jest o tyle interesujący, że gdy już zaczęliśmy egzystować jako
osoba, mamy pewien zasób pojęć w naszej głowie, świadomość kilku procesów
zachodzących w naszym otoczeniu, wiedzę, kto pełni rolę naszego opiekuna oraz znane
są nam w minimalnym zakresie nasze personalia, ale nie mamy w pamięci źródła,
okoliczności ani czasu otrzymania tych informacji i przyswojenia ich sobie. Nie czujemy też
14
B. Bejze i in., Leksykon Filozofii Klasycznej, Towarzystwo Naukowe Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1997, s.131. 15
W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, tom II, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
2005, s.55.
11 | S t r o n a
wtedy zazwyczaj potrzeby drążenia tej kwestii, uznajemy dostępne nam dane za fakty,
budując przy tym wrażenie stabilności naszego świata i poczucie bezpieczeństwa.
Oprócz treści świadomych, czyli informacji pozwalających nam operować
w rzeczywistości w której się znajdujemy, w naszym mózgu i ciele obecne są także treści
podświadome. Poczynając od fobii, których przyczyn nie potrafimy podać ani też logicznie
ich uzasadnić oraz preferencji estetycznych, a kończąc na samoocenie, stylu przywiązania
czy sposobie okazywania uczuć albo pewności siebie. Nie jesteśmy w stanie wyjaśnić,
dlaczego na określone czynniki reagujemy w taki a nie inny sposób. Nie potrafimy
wyeksplikować samym sobie, a tym bardziej innym, czemu w danej sytuacji ogarniają nas
pewne uczucia i czemu manifestują się one w określony sposób. Nie mogąc znaleźć
w naszym umyśle ani w świecie zewnętrznym eksplikacji tych zagadnień, chcąc zachować
spójność naszego percypowania rzeczywistości, uznajemy nasz behawior i impulsy
wewnętrzne za niezależne od nas.
Reakcje osób w naszym otoczeniu na okazywanie przez nas uczuć są kluczowym
czynnikiem decydującym, czy przyznamy sobie do posiadania tych uczuć prawo. Jeżeli
otoczenie reaguje na nasze zachowanie negatywnie, bez podania wyraźnej przyczyny tudzież
propozycji alternatywnego sposobu postępowania, z biegiem czasu zaczynamy doszukiwać
się przyczyny takiego stanu rzeczy w sobie i uczymy się tłumić nasze uczucia oraz staramy
się przekształcić nasz sposób ekspresji na taki, który będzie przez otoczenie akceptowany.
Z psychicznymi konsekwencjami tego procesu przyjdzie nam zmagać się przez całe życie,
bez względu na ich świadomość lub jej brak. Jeżeli zaś otrzymujemy komunikat, iż mamy
prawo do wyrażania uczuć i działania pod wpływem emocji, a osoby w naszym otoczeniu
będą ulegać naszym próbom wpłynięcia na ich postępowanie, nie wykształcimy w sobie
świadomości, że nie o wszystkim możemy decydować i nie zawsze nasze decyzje są dla nas
najlepsze. Optymalnym wyjściem jest system, w którym nie jesteśmy karani
za eksplorowanie własnej mentalności poprzez próby manifestowania naszych uczuć i stanów
emocjonalnych na różne sposoby, ale jesteśmy też uświadamiani co do konsekwencji
poszczególnych zachowań.
Niestety, system taki nie jest możliwym do utrzymania jako twór statyczny, ze względu
na konieczność brania pod uwagę nie tylko stanów i rozwoju emocjonalnego umieszczonego
w nim obiektu, ale też elementów systemu mających o ten rozwój zadbać. Jednakże,
możliwym jest utrzymanie tworu bliskiego powyższemu modelowi w równowadze
12 | S t r o n a
dynamicznej. Pojawiać będą się oscylacje, raz komfort psychiczny obiektu będzie
zapewniony w mniejszym, raz w większym stopniu, ale model ten redukuje defekty
percypowaniu i podświadomości osoby w większym stopniu niż model całkiem chaotyczny.
W procesie naszego kształtowania się ważną rolę odgrywa też język, jakim mówimy i
mówią wokół nas oraz sposób, w jaki dany język jest używany. W języku polskim każdy
rzeczownik ma płeć, relewantnym elementem są rodzaje gramatyczne, których obecność
wymusza na nas określenie się w binarnym podziale płci na wczesnym etapie życia. W tym
języku nie istnieje neutralny płciowo rodzaj gramatyczny. Jest co prawda obecny rodzaj
nijaki, ale konotowany jest on jako charakterystyczny dla przedmiotów i zjawisk, nie osób.
Koniugacja i deklinacja także ujawniają rodzaj gramatyczny. Binarność w mowie sprawia,
iż w świadomości wielu mówiących nie wytwarza się umiejętność odróżnienia płci
psychicznej od biologicznej. Sprawia też, że koniecznym staje się ujawnienie rozmówcy
swojej identyfikacji płciowej lub płci biologicznej nawet jeśli jest to wbrew naszej woli oraz
powoduje wykluczenie możliwość ekspresji niebinarnej tożsamości płciowej. W języku
angielskim rzeczowniki płci nie posiadają, płeć nie jest ujawniana także w trakcie koniugacji,
a deklinacja jest zjawiskiem występującym śladowo. W tym języku mogą zostać użyte
neutralne płciowo zaimki takie jak "they", co oznacza w pierwszym rzędzie "oni/one". Na
neutralny płciowo zaimek, mogący być swobodnie stosowanym w odniesieniu do osób,
natkniemy się też w języku szwedzkim("hen").
Jednym z pierwszych kroków w samodzielnym kształtowaniu siebie będzie
zidentyfikowanie się z jedną płcią w podziale binarnym, by następnie kształtować na jej wzór
swój sposób ekspresji płciowej. Choć płeć psychiczna i sposób jej ekspresji może przejawiać
się na różne sposoby, jako że jest to cecha zmienna w zależności od warunków życia, empirii,
wiedzy i stopnia samoświadomości jednostki, funkcjonowanie w systemie binarnego podziału
płci powoduje konieczność wyboru między męskością a kobiecością, czy też dziewczęcością
a chłopięcością, kiedy jeszcze o pewnych aspektach dwóch pierwszych nie może być mowy.
Jest to rodzaj adaptacji do pewnego etapu życia koniecznej nie tylko, by sprawniej i łatwiej
funkcjonować w społeczeństwie, ale też czasem we własnym domu. Możliwe jest bowiem,
że rodzice, nawet tylko podświadomie, będą odrzucać potomstwo zachowujące się w sposób
niestereotypowy pod względem ekspresji płciowej ze względu na obniżanie szans
na odniesienie sukcesu reprodukcyjnego przez takie zachowanie. To z kolei wywoła w osobie
poczucie, że jest odrzucana przez otoczenie elementarna część jej tożsamości. Uczucia takie
13 | S t r o n a
mogą wystąpić bez względu na to, czy dana osoba identyfikuje się jako mężczyzna, kobieta
lub ktoś pomiędzy, czy też całkowicie odrzuca ideę płci.
Po zapoznaniu się z koncepcją podziału ról społecznych na męskie i kobiece,
przychodzi nam ustalić, jak ten podział będzie przebiegał. Proces ten jest uzależniony od
naszego najbliższego otoczenia oraz dostępnych nam środków masowego przekazu. Choć nie
mamy wpływu na to, w jaki sposób męskość i kobiecość będą definiowane w naszym
środowisku, to do nas należy decyzja, czy zgodzimy się ze stereotypowym patrzeniem
na świat i będziemy ten sposób percypowania powielać. Internalizacja stereotypów powoduje
nie tylko zachowywanie się w określony sposób, ale też próby wymagania od innych,
by powielali ten wzorzec. Do tego dochodzi niebezpieczeństwo zinternalizowania takich
uprzedzeń jak mizoginia czy mizandria, co prowadzi do przejawiania wrogości w stosunku
do innych osób jedynie na podstawie ich płci biologicznej- czegoś, co nie jest kwestią
wyboru. Uprzedzenia te prowadzić też mogą do kłopotów z samooceną i nadmiernego
samokrytycyzmu, kiedy zinternalizowane jest uprzedzenie do własnej płci biologicznej.
Możliwe jest nawet zinternalizowanie mizandrii i mizoginii jednocześnie, co prowadzi
do deprecjonowania tak płci żeńskiej jak i męskiej, przejawów autoagresji oraz zaprzeczania
istnieniu dyskryminacji płci biologicznej odmiennej od naszej. Ciężko jest wyzbyć się tych
uprzedzeń. Kiedy raz już zostaną zinternalizowane, wyzbywać się ich musimy niemal przez
całe życie, zwłaszcza, że z upływem czasu obalane są kolejne stereotypy i przesądy związane
z płcią biologiczną.
Od sposobu, w jaki mówi się w środowisku, w którym dorastamy, zależy, jaki sposób
patrzenia na świat i komunikacji poznamy. Jeżeli w naszym najbliższym otoczeniu mówi
się w sposób czuły, otwarty i uprzejmy, będziemy świadomi możliwości bezpośredniej
i taktownej komunikacji, bez implikowanej wrogości i powodowania czy odczuwania
dyskomfortu. Bycie wystawionym tylko na pozytywny wzorzec może jednak skutkować przy
tym nadmierną ufnością oraz brakiem umiejętności zareagowania na agresję werbalną. Jeśli
zaś pierwsza forma komunikacji, z jaką się zetkniemy, będzie przekazywać wymagania
i komunikaty w sposób zawoalowany, a do tego jeszcze przesycony pasywną agresją oraz
bezpośrednią agresją werbalną, zniechęci nas to do prób komunikowania się, ponieważ
jak do tej pory miały one efekt znikomy lub negatywny. Bycie wystawionym na dużą ilość
wulgaryzmów ze strony opiekunów, jako obelg, których jest się adresatem, wybuchów
emocjonalnych czy też części ich powszedniej mowy, może mieć trzy przykładowe skutki.
Primo, spowodować może przyswojenie sobie przekleństw przez wysłuchującą ich osobę,
14 | S t r o n a
nawet jeśli nie pojmuje ona ich znaczenia. Następnie ta osoba będzie w podobny sposób
rozładowywać swoją frustrację, wyrażać niezadowolenie czy też zacznie używać
wulgaryzmów na co dzień. Secundo, zacznie podświadomie wyczuwać napięcie i może
zacząć postrzegać osobę przeklinającą jako skłonną do agresji, mogącą stanowić źródło
zagrożenia. Tertio, możliwym jest odrzucenie przez nią wulgaryzmów, ze względu
na wywoływane asocjacje z zachwianiem poczucia bezpieczeństwa.
Skoro już jesteśmy przy przekleństwach, warto zwrócić na pewien ich aspekt łączący
się z poruszonym już tutaj tematem uprzedzeń dotyczących płci. Jaka jest największa
inwektywa, jaką możemy obrzucić mężczyznę? Porównanie do kobiety. Jaka jest największa
inwektywa, jaką możemy obrzucić kobietę? Też porównanie do kobiety. Choćby obecny
nie tylko w języku polskim zwrot "robić coś jak dziewczyna", np. "rzucać", dotyczące
sposobu wykonywania danej czynności, czy "płakać", dotyczące samej czynności.
Po raz kolejny, niewiele możemy zrobić w kwestii sposobu komunikacji i słownictwa
otaczających nas osób, ale możemy decydować o sposobie, w jaki mówimy sami. To od nas
zależy, czy podejmiemy się wysiłku dowiedzenia się, jaki sposób mówienia jest krzywdzący
dla innych, jaki sposób mówienia jest niepoprawny pod względem samego języka oraz
jak możemy wzbogacić nasze słownictwo, wysławiać się płynniej, bardziej grandilokwentnie
czy może właśnie bardziej lapidarnie. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy technologia zapewnia dostęp
do różnorodnych informacji prawie na każdym kroku, a zbiory biblioteczne również
są ogólnie dostępne, nie trzeba wiele wysiłku, by szybko i niewielkim kosztem poszerzyć
zasób wiedzy. Trzeba tylko się trochę wysilić. W związku z tym, ubogie słownictwo i wąski
światopogląd stają się znakiem tego, jaką osobą się jest, a nie do jakich źródeł informacji
ma się dostęp.
Od nas zależy też, czy nauczymy się przepraszać i okazywać skruchę, a co ważniejsze,
czy będziemy próbować naprawić wyrządzoną krzywdę do najlepszego możliwego skutku.
Nawet jeśli nie wynieśliśmy takich zachowań bezpośrednio z domu, pozostają wzorce
w filmach, książkach, środkach masowego przekazu oraz życiu codziennym poza domem.
Podobnie jak z wadami i ułomnościami, można by powiedzieć, że takim się już jest albo
że nie możemy się już zmienić. Czemu jednak w takim razie wciąż potrafimy zmienić się
na gorsze?
Jeszcze jednym sposobem, w który kształtujemy siebie samych, jest okazywanie
uległości, a dokładniej, wybór osoby, której tę uległość okazujemy. Łagodność, lojalność
15 | S t r o n a
i uprzejmość można okazywać. Nie jest to nic złego, wręcz przeciwnie- teoretycznie
są to przeciwieństwa agresji, przeniewierstwa oraz bezczelności, cech uznawanych oficjalnie
za negatywne. Teoretycznie też, powinny przynosić odwrotny efekt. W praktyce jednak,
cechy te rzadko służą ich posiadaczowi. Osoby posiadająca te cechy mają większe szanse
paść zostać wykorzystane, oszukane, a także nie być respektowane. W większości
społeczeństwa bowiem, zachowanie poprawne nie wzbudza estymy. To obrotność
i zachowania korzystne imponują większości. Nie chodzi tylko o życie towarzyskie i pozycję
społeczną, osoba może z powodu przejawiania uległości mieć kłopoty już od najmłodszych
lat. Opiekunowie, choć zazwyczaj nadal wmawiają sobie przy tym, że postępują dobrze,
chętnie narzucą podopiecznemu własne zdanie czy nie spełnią prośby lub obietnicy jeśli
podopieczny nie domaga się i nie dopomina. Wyjdą z założenia, że skoro nie dyskutuje i nie
sprzeciwia się, to najwyraźniej się z nimi zgadza, a skoro nie nastaje na spełnienie owej
prośby czy obietnicy, to najwidoczniej tak naprawdę nie potrzebuje tego, o co prosił
lub co zostało mu obiecane.
Co najciekawsze, większość z nas obserwując, jak ktoś jest za zachowanie uległe
karany, nawet, gdy jego postępowanie było zgodne z tym, co wpajane jest osobom w naszym
społeczeństwie od dziecka z takim zapałem, by nauczyć je, jak postępować dobrze,
szlachetnie i moralnie, wzruszy ramionami albo przewróci oczami i skonstatuje: "Prosił
się./Nie umiał się bronić./Nie miał własnego zdania./I po co się wychylał?/Sprowokował
tę sytuację./Nie umie się przystosować./Nienormalny.". O stronie karzącej nie powiemy nic.
Nie będziemy chcieli sami się wychylić i zaryzykować stania się odszczepieńcem. Jest
jeszcze jedna przyczyna takiej postawy. Otóż, kiedy sami chętnie skorzystalibyśmy na takiej
postawie u kogoś, nawet tylko z tytułu posiadania takiej możliwości, zachodzi
w nas po raz kolejny zjawisko dysonansu poznawczego.
Element "jestem kimś dobrym" będzie fałszywy, jeżeli wraz z elementem
"wykorzystuję czyjąś uległość" pojawi się element "źle jest wykorzystywać czyjąś uległość".
W związku z tym, dysonansu należy się pozbyć. Są dwa sposoby: przyznać się do błędu
i zmienić swoje postępowanie albo uznać, że tak naprawdę wykorzystanie czyjejś uległości
nie jest niczym złym, a jeśli już po czyjejś stronie pojawia się wina, to oczywiście po stronie
wykorzystanego. On przecież do tego dopuścił, sprowokował nas, pozwolił nam na to. Po co
mielibyśmy krytykować naszą postawę, jeżeli prawie wszyscy w którymś momencie życia
zachowaliśmy się w ten sposób? W końcu, jeżeli wszyscy mają krew na rękach, to tak, jakby
nie miał jej nikt!
16 | S t r o n a
Zawiera to w sobie pewną dozę hipokryzji, jednakże czego się nie robi dla dobrego
samopoczucia? To jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie musimy podejmować budując
własną tożsamość. Czy przyznać się do błędu i postarać się go naprawić, czy podtrzymywać
kłamstwo dla komfortu psychicznego? I musimy ją podejmować nie jeden raz, ale przez całe
życie.
Uległość odgrywa kluczową rolę w przebiegu naszej socjalizacji. Na ogół proces ten
intensywnie zaczyna się w wieku pięciu-sześciu lat, w zależności od warunków, w jakich
zostaniemy umieszczeni. Odbywa się on równolegle z nauką, wykluczamy w tym momencie
nauczanie indywidualne. Od naszej uległości zależeć będzie nasza pozycja w grupie.
Większość grup rządzi się prawidłowością, iż pozycja społeczna jest odwrotnie
proporcjonalny do uległości. Pomijając oczywiste czynniki, które to powodują, takie jak
rozładowywanie własnej frustracji przez pozostałe osobniki na osobniku uległym czy
zamiatanie pod dywan wszelkich problemów przez nadzorcę danej grupy w myśl zasady :
"niech będzie spokój", istotnym składnikiem jest ocena konkretnych cech i zachowań w danej
społeczności.
Jeśli w społeczeństwie kładziony jest nacisk na rywalizację i osiąganie celu wszelkimi
dostępnymi środkami, to faworyzowane będą zachowania dominujące czy wręcz agresywne.
Dezynwoltura, choć ganiona na pokaz, będzie wzbudzała estymę większą niż obycie
czy przestrzeganie etykiety. Postępowanie w sposób uprzejmy i kulturalny będzie z kolei
postrzegane jako kpiące i nieaktualne bądź też jako krygowanie się lub oznaka słabości.
Czasem aż można się zastanowić, czy placówka oświatowa ma służyć poszerzaniu wiedzy
i krzewieniu kultury czy socjalizacji? Wielu z nas, część świadomie, a część nieświadomie,
wspiera ten system poprzez konformistyczne zachowania, podążanie za grupą oraz unikanie
samodzielnego myślenia i sprzeciwiania się normom społecznym, nawet jeśli uważamy
je za niewłaściwe.
Postępujemy w ten sposób, bo tak jest bezpieczniej pod każdym niemal względem. Nie
ryzykujemy przecież żadnej agresji ze strony zdolnych do niej osób, nie ryzykujemy
ostracyzmu czy bycia niezrozumianym. Dostosowując nasz sposób myślenia do sposobu
myślenia większości unikamy dyskomfortu psychicznego, wątpliwości i dużej części
problemów egzystencjalnych. Wszystkie te powody są istotne, ale został jeszcze jeden, który
można nazwać kluczowym w tej sytuacji. Uciekamy od samotności i braku akceptacji.
Często, nawet kiedy wszystkie te przystosowania nie przychodzą nam z łatwością, nadal
17 | S t r o n a
staramy się dopasować i zyskać aprobatę grupy. Może warto czasem się zatrzymać i
zastanowić, jaka ta grupa jest, po czym zadać sobie to zasadnicze pytanie: czy potrzebuję
aprobaty ze strony takiej grupy?
Kolejnym kamieniem milowym w naszym życiu jest dojrzewanie, eksplorowanie
seksualności naszego ciała tudzież pojawienie się pierwszych poważnych rozdźwięków
między świadomością a ciałem. Dowiadujemy się wtedy, co nas podnieca, jakie cechy
fizyczne nas pociągają, poznajemy, jak błogi i jak hektyczny potrafi być wpływ reakcji
chemicznych na nasze percypowanie, staramy się też wykształcić nasz własny światopogląd.
W trakcie adolescencji dostrzegamy, jak zmienia się sposób postrzegania i traktowania nas
przez otoczenie, nie jesteśmy już wynoszeni na piedestał za sam fakt istnienia, ale nadal
cieszymy się miejscem uprzywilejowanym.
Nasze ciała nie są już "niewinne" i "czyste", oceniane są pod względem atrakcyjności
seksualnej i walorów estetycznych jak towar, pojawiają się między nimi widoczne na
pierwszy rzut oka różnice. Z reguły nie potrafimy podejść do ciała z dystansem jak do
narzędzia mogącego służyć czystej rozrywce i przyjemności, ale z którym i tak kiedyś się
rozstaniemy, przez co koncentrujemy się na naszej fizyczności i wizerunku społecznym.
Pod koniec adolescencji, w wieku lat szesnastu lub siedemnastu, wchodzimy w fazę, w
której mogą zacząć ujawniać się zaburzenia psychiczne. Nie chodzi tu tylko o objawy
schizofrenii czy lęki paranoiczne i paranoidalne, ale też o choroby, które funkcjonowania
społecznego nie uniemożliwiają, jednak życie codzienne z nimi do komfortowych nie należy.
Takie przypadłości jak depresja, nerwica, choroba dwubiegunowa czy labilność emocjonalna
często nie są nawet diagnozowane, bo dają przeżyć. "Przeżyć". A nie "żyć".
Po zakończeniu się adolescencji następuje okres, burzliwej z reguły, młodości. W
dzisiejszych czasach większość z nas idzie wtedy na studia, zbiera nowe, nie zawsze
konieczne czy budujące, doświadczenia, bawi się i nie myśli o przyszłości. Czujemy, że świat
należy do nas, jesteśmy w idealnej z pozoru pozycji- na tyle młodzi, by przedstawiać dużą
wartość dla społeczeństwa i na tyle starzy, by móc robić to, co się nam podoba. Jeśli w wieku
nastoletnim żyliśmy w przeświadczeniu, że młodość to najlepszy czas w życiu, to nie ma nic,
co mogłoby nas w tym bardziej utwierdzić.
Kończymy studia, idziemy do pracy, z impetem wchodzimy na nową ścieżkę
przekonani, że cokolwiek było na niej do tej pory nie tak, my to naprawimy. Z naszą
18 | S t r o n a
młodzieńczą energią, młodzieńczym szałem, wprowadzimy nowe porządki. I tak mija
miesiąc. Pół roku. Rok. Wszystko wokół jak było, tak jest, a nawet jeśli udało się coś zmienić,
to nie ma ani oczekiwanych efektów ani satysfakcji. Wszechobecna apoteoza młodości
w naszym społeczeństwie wcale nie pomaga. Skonkludować możemy jedynie,
że najwyraźniej wraz z naszą młodością przeminęła też nasza świetność, a teraz to już tylko
starość i marazm nas czeka. Z reguły postanawiamy wtedy zaniechać dalszych prób rozwoju
czy zmian i poprzestać na wyidealizowanym wspomnieniu własnej osoby z lat
młodzieńczych. Po raz kolejny musielibyśmy przyznać się do błędu i przyjąć do wiadomości,
że jednak coś poza tą młodością istnieje. Po raz kolejny musielibyśmy włożyć mnóstwo
wysiłku w pokonanie dysonansu kognitywnego i wyzbycie się dotychczas wyznawanych
wartości, nie wiedząc, czy nasz nowy sposób myślenia również nie jest defektywny i czy nie
przyjdzie nam się z nim rozstać po upływie kolejnych kilku lat.
Stwarzamy się bowiem przez autodestrukcję i rekonstrukcję. Aby mogła powstać nasza
nowa, lepsza wersja, musimy przyznać, że w poprzedniej były błędy i zniszczyć ją,
zachowując jedynie części przydatne i kompatybilne z nowymi. Przyswojenie sobie takich
wiadomości jak "miłość to wybór" czy "aprobata otoczenia nie jest ekwiwalentem szczęścia",
pozbawia nas opaski złudzeń na oczach. Jednak czy jest to coś złego? Nie zawsze to, czego
nie widzieliśmy jest czymś złym, a to, że przez złudzenia nie dostrzegaliśmy problemu, nie
zmienia faktu, że ten problem istniał.
19 | S t r o n a
Bibliografia Aronson, E. Człowiek-istota społeczna. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2002.
Bejze, B. i in. Leksykon filozofii klasycznej. Lublin: Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego, 1997.
Dąbrówka, A., E. Geller, i R. Turczyn. Słownik synonimów. Warszawa: Świat Książki, 1995.
Festinger, L. Teoria dysonansu poznawczego. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007.
Grzegorczykowa, R. Wprowadzenie do semantyki językoznawczej. Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN, 2002.
Kalinkowski, S. Aurea dicta, złote słowa. Warszawa: Wydawnictwo VEDA, 2001.
Łojek, M. Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich. Warszawa: Wydawnictwo Szkolne i
Pedagogiczne, 1987.
Machiavelli, N. Książę. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1987.
Tatarkiewicz, W. Historia filozofii, tom II. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2005.