kopie z blogu sz
TRANSCRIPT
prof. zw. dr hab. med. Andrzej GregosiewiczOrtopeda - Lublin, lubelskie
Gdzie przyjmuję
Gabinet Konsultacyjny prof. zw. dr hab. med. Andrzeja GregosiewiczaKierownika Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcejul. Filaretów 6, Lublin81 785 551 (9.00-14.00) oraz 609 697 003 (14.00-18.00)
O mnie
Prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz jest specjalistą w dziedzinie ortopedii i traumatologii narządu ruchu. Pełni funkcję kierownika Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, która zalicza się do europejskiej czołówki ośrodków specjalistycznych w tej dziedzinie. Terapeutyczne i naukowe osiągnięcia Profesora znane są w Polsce i za granicą. W Jego Klinice leczone są wszystkie wady, choroby i zniekształcenia narządu ruchu, występujące u dzieci i osób dorastających. Do Profesora zgłaszają się pacjenci z całego kraju oraz zza granicy. Wysoką jakość świadczonych usług oraz skuteczność stosowanych procedur operacyjnych potwierdza wyróżnienie tygodnika "Wprost" oraz firmy Termedia przyznane za stosowanie najnowocześniejszych metod leczniczych.
Profesor przyjmuje osobiście w Gabinecie Konsultacyjnym, zlokalizowanym przy ul. Filaretów 6, również w Lublinie. Tam bada pacjenta, ocenia, czy jego leczenie jest faktycznie konieczne, a jeśli tak - ustala przebieg i rodzaj terapii domowej lub klinicznej. Na badanie pacjenta i przedstawienie problemu rodzicom przeznacza, co najmniej pół godziny.
Profesor jest laureatem wielu odznaczeń państwowych, nagród i wyróżnień. W roku 2001 z rąk Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej otrzymał tytuł Profesora, a w roku 2003 został nominowany na stanowisko Profesora Zwyczajnego przez Ministra Zdrowia.Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów uhonorowało Profesora tytułem Racjonalisty Roku 2012 za skuteczną walkę z oszustwami leczniczymi.zwiń
Leczone choroby
Klinika Profesora A. Gregosiewicza specjalizuje się w zabiegach korygujących deformacje klatki piersiowej i kręgosłupa. Dzięki nowoczesnemu instrumentarium, profesjonalny zespół kierowany przez Profesora, ma możliwość skutecznego leczenia skoliozy, kręgozmyków, zniekształceń w chorobie Scheuermanna oraz kifotycznych garbów kręgosłupa u dzieci z przepukliną oponowo-rdzeniową. W Klinice stosuje się również unikalną metodę
jednoczesnej korekcji zniekształcenia kręgosłupa i klatki piersiowej u najmłodszych dzieci (3-4 lata). Zabieg przeprowadzany jest za pomocą specjalistycznego instrumentarium VEPTR (pionowe, rozsuwalne żebro tytanowe) z możliwością etapowej regulacji jego parametrów. W wybranych przypadkach stosuje się tzw. implanty "rosnące".
W Klinice przeprowadza się także operacje wydłużania i korekcji osi kończyn, połączone ze stymulacją biologiczną regeneratu kostnego, dzięki czemu czas leczenia jest znacznie krótszy. Dzięki tej, stosowanej standardowo metodzie kontrolowanej stymulacji biologicznej, można znacznie usprawnić naprawę wielu innych defektów narządu ruchu. Szczególnie istotny jest fakt, że przebieg takiego leczenia można monitorować i sterować jego dynamiką dzięki zastosowaniu własnej metody oceny stopnia ukrwienia tkanek. Wprowadzenie nowych biotechnologii wydatnie wspomaga uzupełnianie ubytków tkanki kostnej oraz wykonywanie skomplikowanych rekonstrukcji w przypadku stawów rzekomych, opóźnionych zrostów kostnych, a także naprawy ciężkich defektów pourazowych i pozapalnych narządu ruchu.
W Klinice Profesora leczone są także wszystkie wady wrodzone kończyn dolnych i górnych, jałowe martwice kości, choroby układowe i metaboliczne oraz zaburzenia rozwojowe. Specjalistyczną opiekę znajdują dzieci ze wszystkimi stopniami zaawansowania porażenia mózgowego. Ponadto, ośrodek współpracuje z neurologami, psychologami, logopedami oraz rehabilitantami, co daje gwarancję wysokiej jakości świadczonych usług.
rozwiń
Publikacje
Profesor Andrzej Gregosiewicz jest autorem ponad 450 publikacji, które ukazały się zarówno w Polsce, jak i za granicą. Na ten dorobek składają się 244 recenzowane prace naukowe, 4 patenty, 4 autorskie rozdziały w podręcznikach, 112 doniesień prezentowanych na polskich i zagranicznych kongresach naukowych, blisko 100 artykułów popularno-naukowych oraz redakcja naukowa pierwszego w Polsce podręcznika ortopedii dziecięcej.
Semantyczna manipulacja podczas nowelizacji ustawy, w celu ukrycia rzeczywistych zamiarów legislatorów, jest przestępstwem. W ustawie Prawo Farmaceutyczne proponuje się zmianę definicji substancji czynnej. W jakim celu? Nie wyjaśniono.
DEFINICJA DEFINICJIDefinicja to wyjaśnienie znaczenia jakiegoś wyrażenia językowego przy użyciu innego wyrażenia, które w tym samym języku oznacza to samo.
DEFINICJE FAŁSZYWEDEFINICJA TAUTOLOGICZNA to taka definicja, w której zwrot definiujący powtarza zwrot definiowany. Powtórzenie to nie przyczynia się do lepszego zrozumienia zwrotu definiowanego. W opisywanym przeze mnie przypadku występuje jednocześnie pod dwoma postaciami: 1/ Idem per idem (to samo przez to samo) i 2/ circulus in definiendo (błędne koło).
PROJEKTProjekt nowelizacji: ”substancją czynną – jest substancja lub mieszanina substancji, która ma zostać wykorzystana do wytworzenia produktu leczniczego i która, użyta w jego produkcji, staje się składnikiem czynnym tego produktu „).DODATKOWE, ŚWIADOME ZMANIPULOWANIE DEFINICJIOpisywana definicja jest zbyt szeroka. Autorzy świadomie uczynili zwrot definiujący zakresowo nadrzędnym, by mógł on dotyczyć również produktów leczniczych nie zawierających substancji czynnej. W efekcie chcieli udowodnić, że wszystkie produkty lecznicze zawierają substancję czynną, co jest oczywistym kłamstwem naukowym. Manipulacja polega na tym, że nie uczynili zastrzeżenia, że definicja nie dotyczy „leków” stosowanych w tzw. „medycynie alternatywnej”.CEL WPROWADZENIA FAŁSZYWEJ DEFINICJI PRZEZ AUTORÓW
NOWELIZACJISposób sformułowania pseudo-definicji sprawia, że może ona być dowolnie interpretowana, w tym sensie, że substancją czynną może być wszystko lub nic oraz, że produkty lecznicze mogą zawierać substancję czynną, lub nie. Co więcej, „definicja” nie określa, jakie cechy biologiczne winna mieć substancja czynna, a to jest jej istotą. Z logicznego, zatem punktu widzenia „definicja” ta nic nie definiuje.Przypuszczam, że autorzy tej groteskowej niby-definicji świadomie pozbawili ją kryteriów, na podstawie których można by ocenić, czym jest w istocie substancja czynna.
SKUTKIPrzyjęcie tej nowelizacji przez Sejm sprawi, że lekiem będzie można nazwać wszystko, niezależnie od tego, czy technologia produkcji tego „czegoś” jest zgodna z uniwersalnymi prawami naukowymi, czy nie.Ironią losu jest fakt, że bełkot ten powstaje w Ministerstwie Zdrowia, które powinno zajmować się organizacją polskiego lecznictwa, a nie – jak się domyślam – kombinowaniem, jak wyprowadzić w pole ludzi, którzy sprzeciwiają się powstaniu prawa, które pozwoliłoby na legalizację oszukańczych metod leczenia zawartych w dyrektywach płynących z Brukseli.Wyjaśnię to szczegółowo, ale na razie poznajmy cały tekst, który rzekomo lepiej, niż poprzedni definiuje substancję czynną. Cytuję:„38a) substancją czynną – jest substancja lub mieszanina substancji, która ma zostać wykorzystana do wytworzenia produktu leczniczego i która, użyta w jego produkcji, staje się składnikiem czynnym tego produktu przeznaczonym do wywołania działania farmakologicznego, immunologicznego lub metabolicznego w celu przywrócenia , poprawy lub zmiany funkcji fizjologicznych lub do postawienia diagnozy medycznej. (…)42a)wytwarzaniem substancji czynnych wykorzystywanych jako materiały wyjściowe przeznaczone do wytwarzania produktów leczniczych – jest każde działanie prowadzące do powstania substancji czynnych w tym zakup i przyjmowanie w miejscu wytwarzania przez wytwórcę substancji czynnych materiałów używanych do produkcji, produkcja, dopuszczanie do kolejnych etapów wytwarzania w tym pakowanie, przepakowywanie,
ponowne etykietowanie, magazynowanie oraz dystrybucja własnych substancji czynnych, a także czynności kontrolne związane z tym działaniem”.Czy ja dobrze widzę? Wytwarzaniem substancji czynnych jest:1/ zakup2/ przyjęcie zakupu3/ pakowanie4/ przepakowywanie5/ ponowne etykietowanie6/ magazynowanie7/ dystrybucja
DEFINICJA SUBSTANCJI CZYNNEJ (SPRZED REWOLUCJI KULTURALNEJ W POLSCE)
Gdy byłem studentem IV roku Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej, moi wykładowcy twierdzili, że lek jest produktem zawierającym taką dawkę materialnej substancji czynnej, która wykazuje działanie terapeutyczne (dosis therapeutica – DT). Chyba wszyscy zgodzą się ze mną, że informacja ta jest jasna, logiczna i dla każdego zrozumiała.A substancja czynna? Czy wymaga nowej definicji? Niżej przedstawiam wiadomości podręcznikowe, których nikt, nigdy i nigdzie na świecie nie zakwestionował.DLACZEGO PONIŻSZA DEFINICJA NIE PASUJE LEGISLATOROM?
Substancja czynna (leczniczo) to taka substancja materialna, która ma zdolność reagowania z jakąś grupą receptorów organizmu ludzkiego. Efektem tej reakcji jest zainicjowanie w tym miejscu i czasie reakcji chemicznej, która, w kontekście walki organizmu z chorobą, powoduje korzystne dla organizmu zmiany metaboliczne. O tym, więc, czy możemy substancję nazwać aktywną (lub nie) decyduje jej struktura warunkująca odpowiednie własności fizykochemiczne oraz, co jest oczywiste, jej ilość.
KOMENTARZ SZCZEGÓŁOWYAd 38a. Wyobraźmy sobie, na podstawie powyższej definicji, produkcję jakiegoś produktu zawierającego substancję czynną. Bierzemy 2 substancje i tworzymy mieszaninę. Niech będzie to nawet cyjanek potasu (KCN – składnik czynny) i woda. Technologia produkcji jest dowolna, w tym przypadku będzie to rozcieńczanie. Rozpuśćmy więc te substancje w taki sposób, by 1 część KCN przypadała na 100 części wody (1 : 100, czyli 1 :10^2). Powtórzmy tę operację 12 razy i przekonamy się, że w otrzymanym roztworze (1 : 1000 000 000 000 000 000 000 000, czyli 1 : 10^24) nie ma już ani jednej cząsteczki KCN. Roztwór (woda) stracił swoją aktywność, co – dla znających praktyczne znaczenie liczby 6,022137 x 10^23 (stała Avogadra) nie stanowi zaskoczenia. W każdym razie wody nie można nazwać produktem zawierającym czynnik aktywny.
Istnieją jednak „metody terapeutyczne”, w których stosowane są „leki” rozcieńczone w wodzie np. w stosunku 1 do 10^400. Pomijając już nawet fakt, że liczba cząsteczek we Wszechświecie wynosi około 10^80 (dowód
absurdu metody), jasne jest, że preparat taki nie zawiera śladu substancji czynnej. Trzeba, więc nadać mu dodatkową cechę metafizyczną. Może to być na przykład „pamięć wody”. Wtedy, nawet po usunięciu z roztworu wszystkich cząsteczek substancji czynnej leczniczo, woda „pamiętałaby” własności lecznicze rozcieńczanej substancji, które można by przenosić np. na granulki cukrowe. Granulki te, następnie pakowano by, przepakowywano, ponownie etykietowano, magazynowano i dystrybuowano.
Wszystko byłoby super-zgodne z nową „definicją”. Jedynym problemem mógłby być fakt, że podczas rozcieńczania przekraczano by liczbę Avogadra. Oczywiście to nieistotne, gdyż fakt obalenia przez prawników nienaruszalnych praw fizyki, byłby zgodny z „definicją”.
Ad 42a. Na pierwszy rzut oka powyższy tekst wydaje się być typowym żargonem ustawowym. Przeczytajmy jednak powoli, słowo po słowie. Czy ta część „definicji” może się odnosić do substancji czynnych zawartych we wszystkich grupach lekarstw? W jakiej, bowiem grupie leków kupujemy substancje czynne wykorzystywane, jako materiały wyjściowe do produkcji własnych substancji czynnych, które wymagają kolejnych etapów wytwarzania? Antybiotyki?, leki przeciwbólowe?, cytostatyki?, leki hormonalne?, leki kardiologiczne? Z takimi pytaniami możemy przejechać się po całej farmakopei polskiej i nie znajdziemy leków, których sposób wytwarzania odpowiada tej chorej „definicji”.
DLATEGO PYTAM
Czy nie prościej byłoby, gdyby – zamiast określenia „substancje czynne wykorzystywane jako materiały wyjściowe” – wstawiono do tekstu projektu terminy „pranalewka” lub „rozcierka”? A zamiast „dystrybucja własnych substancji czynnych” – dystrybucja własnych „produktów homeopatycznych”?
GRATULACJE
Jestem pełen podziwu dla autorów projektu. Dwa zdania i homeopatyczne oszustwo może stać się zgodne z ustawą. Nikt, a zwłaszcza autor tego tekstu, nie może się do niczego przyczepić. Wszystko jest zgodne z prawem. Tylko, jakim prawem? Wynikającym z dwóch zdań, nazwanych definicją?
Infantylne to, głupie i żałosne. Gdzie się podziali racjonalnie myślący lekarze i farmaceuci z Sejmowej Komisji Zdrowia?
Korupcję oczywiście wykluczam. Jeden raz, gdy nie wykluczyłem, kosztowało mnie to kilka tysięcy złotych. Ale, gdybym wygrał w totka ………….
SMUTEK
Trochę mi smutno, że moje własne państwo i moje własne Ministerstwo Zdrowia próbuje mnie oszukać. Ja, oczywiście, oszukać się nie dam, ale nie o mnie tu chodzi.
Dla autorów projektu istotne jest, by homeopatia, zgodnie z ustawą, weszła triumfalnie na salony medycyny.
Ale nawet, gdy wejdzie, ja tak długo będę tłumaczył opinii publicznej, że to oszustwo i kto jest oszustem, że ludzie w końcu zrozumieją, kto ma rację.
Będę tłumaczył nawet wtedy, jeśli po odczytaniu nowelizacji rozlegnie się: „stuk, puk, laską w podłogę, Sejm, Sejm, wyraża zgodę. Stuk, puk, laską o blat, Sejm mówi taaaaaaaaaak!
GŁOSOWANIE WYBRAŃCÓW NARODU Z MATURĄ
Anegdotycznym zbiegiem okoliczności jest fakt, że „stuk-puk laskę” dzierży pierwsza dama medycyny alternatywnej, która – promując homeopatię – rozporządziła, żeby poważnie chorym ludziom podawać wysoko-rozcieńczone „leki” homeopatyczne, czyli wodę (na receptę!).
Cóż, wiedza medyczna Marszałkini Sejmu, nabyta w ośrodku zdrowia w Szydłowcu oraz podczas nauki do I stopnia specjalizacji z pediatrii (brawo!) jest jeszcze niespenetrowana przez „komentatorów naukowych” telewizji całodobowych.
Nie wiadomo: geniuszka to, czy …………..
W każdym razie, godna podziwu jest Jej wiara, że „NIC” może działać na „COŚ”, a jeśli tego „NICZEGO” jest coraz mniej, to zmniejszające się „NIC” działa na to „COŚ” coraz skuteczniej, w sposób wprost proporcjonalny do ubytku „NICZEGO”. To samo twierdzą fani ruchu New Age, którym Aquarius wskazał drogę do zbawienia holistycznego.
PODRĘCZNIKOWA DEFINICJA SUBSTANCJI CZYNNEJ
KOMU TO PRZESZKADZAŁO?
Jak opisać tę aktywność? To łatwe. Weźmy na przykład jakiś preparat przeciwbólowy. Podajemy choremu wyjącemu z bólu (po złamaniu nogi w dwóch miejscach) 1/10 dawki leczniczej (DT); chory nadal wyje z bólu. Podajemy ½ DT i chory przestaje wyć, ale nadal się krzywi. Wreszcie pacjent otrzymuje jedną całą DT i zasypia z błogim uśmiechem na twarzy.
Gdybyśmy podali mu DT razy 100, chory zasnąłby również. Na zawsze. Co z tego wynika? Otóż, pewna gradacja:
1/ zbyt mała dawka substancji czynnej nie wywołuje żadnego efektu. Podobnie, jak „lek” homeopatyczny, który – z definicji (zwykłej) – nie zawiera substancji czynnej.
2/ dawka minimalna wywołuje efekt zauważalny, ale jeszcze nie terapeutyczny.
3/ dawka terapeutyczna to taka ilość substancji czynnej, która „przewalcza” zdolność organizmu do neutralizacji obcych substancji i wywołuje oczekiwaną reakcję.
4/ możemy też podać pacjentowi, tak jak to robił Jack Kevorkian („doktor śmierć”) dawkę stukrotnie większą, czyli letalną. Nazywa się to eutanazja.
EKSPERYMENT KLINICZNY I WAŻNY WNIOSEK
Każda substancja czynna, która podana we właściwej ilości powoduje korzystne dla chorego zmiany metabolizmu, podana w ilości 1000 razy większej zawsze wywoła zmiany niepożądane. Krótko mówiąc – śmierć.
Na tej przesłance oparta była międzynarodowa Kampania 10:23, podczas której kilkadziesiąt tysięcy ludzi (w tym profesorowie medycyny i farmacji) w blisko 70 miastach z około 30 krajów na wszystkich kontynentach, połknęło z uśmiechem na ustach „leki” homeopatyczne w dawkach 1000-krotnie większych, niż DT określona przez producenta. Dlaczego ci ludzie nie umarli, lub choćby nie mieli biegunki? Powód jest prosty. „Leki” homeopatyczne nie zawierają substancji czynnej leczniczo.
CO NA TO HOMEOPACI?
Oficjalne stanowisko Polskiego Towarzystwa Homeopatii Klinicznej brzmiało tak: „przedawkowanie leków homeopatycznych pokazuje jedynie, że leki homeopatyczne nie mają działań niepożądanych, ale w żadnym wypadku nie może to być dowodem ich nieskuteczności”. W świetle informacji, które podałem wyżej, a które potwierdza cały świat naukowy jest to oczywiste kłamstwo (lub głupota). Do tego jednak jestem przyzwyczajony.
MOJA REAKCJA PUBLICYSTYCZNA
Problem polega na tym, że ludzie naiwni oraz – powiedzmy – wolno myślący mogą uwierzyć w oświadczenie PTHK. Dlatego w artykule pt. „Homeopatia – moje prywatne zwycięstwo” (Racjonalista.pl) wyłożyłem im kawę na ławę (cytuję): „Twierdzenia homeopatów, że ich „leki” można bezpiecznie przedawkować są zgodne z prawdą! Dlaczego? Bo „leki” te nie zawierają substancji aktywnych terapeutycznie. A skoro nie zawierają, to nie leczą. Bo czym?A czym jest „lek”, który nie zawiera substancji czynnej? Wg Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego jest lekiem fałszywym. Proste, logiczne, zrozumiałe.
DLATEGO STANOWCZO PROTESTUJĘ PRZECIWKO WPROWADZENIU PARODII DEFINICJI SUBSTANCJI CZYNNEJ W USTAWIE PRAWO FARMACEUTYCZNE I SZCZERZE NAMAWIAM WSZYSTKICH KONSULTANTÓW SPOŁECZNYCH DO TEGO SAMEGO
Moim uwagom nadaję charakter protestu otwartego, by uzmysłowić wszystkim, że u podłoża działań Ministerstwa Zdrowia leżą motywy polityczne, związane z implementacją europejskich bzdur na temat „medycyny alternatywnej” do polskiego prawa, a nie dobro pacjenta.
Mój protest kieruję przede wszystkim do tych posłów i senatorów, którym bardziej zależy na zdrowiu i życiu polskich pacjentów, niż na zgodności polskich ustaw z oszukańczymi dyrektywami europejskimi.
W razie przyjęcia tej antynaukowej nowelizacji przez Sejm, apeluję do Pana Prezydenta by nie podpisywał ustawy, która w proponowanym kształcie ośmieszy na zawsze polską medycynę i naukę.
Już przed rokiem otrzymałem list od Zastępcy Dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Wojciecha Giermaziaka (MZ-PLO-460-9945-273/KB/11. Cytuję jego fragment (całość w tym miejscu- http://tiny.pl/h48x7):
„Faktem jest, iż Wspólnota Europejska przedmiotowym produktom nadała określony status prawny i aktualnie nie ma możliwości ich prawnego kwestionowania. Ewentualne zmiany w tym zakresie mogą być wprowadzone, jedynie na podstawie zmian przepisów dyrektywy regulujących zagadnienie produktów leczniczych homeopatycznych”
A ZATEM, DLA POLSKICH WŁADZ PUBLICZNYCH, IMPLEMENTACJA EUROPEJSKICH KŁAMSTW NAUKOWYCH DO POLSKIEJ USTAWY PRAWO FARMACEUTYCZNE, JEST WAŻNIEJSZA OD ZDROWIA I ŻYCIA OBYWATELI POLSKICH. A GDZIE SIĘ PODZIAŁA OBIECYWANA SUWERENNOŚĆ?
Dlatego, wielokrotnie, w różnych mediach i portalach internetowych zadawałem Ministrowi Zdrowia pytanie: czy mam leczyć dzieci zgodnie z moją wiedzą medyczną, czy zgodnie z prawem?
Jak przypuszczam, próba wprowadzenia nowej definicji substancji czynnej ma na celu wprowadzenie ustawowego kompromisu między prawem, a wiedzą medyczną. A dokładniej: kompromisu między prawem, a kłamstwem naukowym.
Jeśli chodzi o mnie, oświadczam, że próba spaliła na panewce. Była zbyt prymitywna.
Panu Premierowi i całej Radzie Ministrów przypominam znane oświadczenie genialnego fizyka Richarda P. Feynmana:
„Żaden rząd nie ma prawa decydować, co do prawdziwości naukowych zasad (…)”.
Żaden, ale zwłaszcza obecny, który zdecydowanie lepiej zna się na hazardzie i „kierowaniu” spółkami Skarbu Państwa, niż na matematyce, która jest tak ważna dla zrozumienia absurdów homeopatycznych. A w czasie ostatnich 5 lat wielokrotnie słyszałem w telewizorze wypowiedzi znanych polityków i Pana Kuźniara z TVN, którzy bezwstydnie chwalili się swoją ignorancją matematyczną. W artykule „Terapie holistyczne” (Racjonalista.pl) skomentowałem to tak (cytuję): „matematyczny głupek jest głupkiem zwykłym”. Nawet jeśli jest to czołowy głupek resortowy. W prawdziwym – nie homeopatycznym – życiu (i resorcie) potwierdza się to zawsze.
Prof. A. Gregosiewicz, 13 sierpnia, Lublin.
P.S. Termin zakończenia konsultacji społecznych upływa 17 sierpnia.
Powyższy tekst otrzymali wszyscy członkowie Sejmowej Komisji Zdrowia. Przekonamy się, czy są jeszcze lekarzami, czy już (tfu!) politykami
CZY MINISTERSTWO HOMEOPATII ZACZYNA ODZYSKIWAĆ ROZUM?
Opublikowano 9 sierpnia 2012, autor: Andrzej Gregosiewicz
Przed miesiącem zobaczyłem w sieci ogłoszenie o naborze chętnych do
uzyskania zawodu homeopaty klasycznego:
Jako „wróg publiczny homeopatii nr 1”, nie mogłem zlekceważyć takiej
gratki i nie zajrzeć na stronę szkoły. Oto, co zobaczyłem:
Jak widać, jedynym warunkiem zdobycia intratnego zawodu homeopaty
jest świadectwo ukończenia szkoły średniej. Zdaję sobie sprawę, że
poprzeczkę zawieszono wysoko. W każdym razie wyżej, niż w
najpoważniejszej instytucji w państwie demokratycznym, czyli
parlamencie. Ale też – jak się przekonałem studiując witrynę szkoły – jej
absolwenci będą mieli trudniejszą pracę. Będą musieli samotnie
podejmować najtrudniejsze decyzje. Dowód? Proszę bardzo:
Ale nie wszystko złoto ….. W punkcie drugim dyrekcja szkoły informuje,
że absolwenci będą nieśli ulgę w chorobie przez stosowanie homeopatii i
innego uznanego leczenia. Trochę mnie to zaciekawiło, bo, jeśli dobrze
pamiętam, ustawa mówi, że aby leczyć ludzi należy posiadać prawo
wykonywania zawodu lekarza medycyny. Może opisywana szkoła to
zapewnia? Sprawdźmy tedy jej program nauczania:
No i teraz nie wiem, co mam powiedzieć. Zgroza to mało. Tej groteski nie
da się już odkręcić. Ani skomentować. Każda ocena, nawet negatywna,
będzie tylko jej dowartościowaniem. Muszę jednak podkreślić
kompletność programu. Oto, bowiem – oprócz nauki homeopatii – szkoła
przeznacza 300 godzin na studiowanie „medycyny klasycznej”. Dużo to,
czy mało? Znowu jestem w kropce. Czuję tylko, że ktoś robi wodę z mózgu
kandydatom na „lekarzy”:
Zastanówmy się… co najmniej 300 godzin potrzeba, żeby opanować – na
przykład – etiopatomechanizm powstawania brodawek, ich
patomorfologię oraz histopatologiczne i histochemiczne metody
różnicowania ich z innymi zmianami. Nie mówiąc o powikłaniach i
leczeniu. Wystarczy?
KTO ZAAKCEPTOWAŁ ISTNIENIE TEGO KURIOZUM?
Ktoś musiał, gdyż szkoła ma państwowe papiery. Świadczy o tym
informacja: „Szkoła policealna zarejestrowana od 2004 roku w
Kuratorium Oświaty pod nr 83/SZ/04”. Warto sprawdzić, które to
kuratorium i jakie kompetencje mają osoby tam pracujące i wydające
zezwolenia na 300-godzinny kurs „medycyny klasycznej”, po którym
chora Europa stoi otworem.
CZY WALKA Z GŁUPOTĄ MA SENS?
Od lat się zastanawiam, czy walka z głupotą ma sens? Bo jeśli nikt,
oprócz mnie, nie reaguje na takie idiotyzmy, to może mylę się ja!
Może istnienie opisywanej szkoły to norma? Może jej absolwenci nie
muszą wiedzieć (bo kiedy mieli się nauczyć?) o istnieniu 10 tysięcy
chorób, o ich objawach i leczeniu? Może homeopatia to genialna idea?
Może paradygmat holistyczny to konieczność historyczna? Może
Avogadro coś źle policzył, a II zasada termodynamiki to przesąd? Może
poznański profesor ma rację twierdząc, że potrząsanie butelką z
roztworem jakiegokolwiek badziewia wyzwala zjawiska kwantowe? Może
rozcieńczenie w stosunku 1 do 10^400 (10 do czterechsetnej potęgi) jest
możliwe do uzyskania? Może to prawda, że NIC działa na COŚ? Może w
Ministerstwie Zdrowia rzeczywiście odkryto istnienie 2 rodzajów
substancji czynnej. Pierwsza to substancja w ogólnym znaczeniu tego
słowa, druga – to brak tej substancji w szczególnym znaczeniu tego słowa.
Jeśli ktoś nie rozumie tego ministerialnego bełkotu może sięgnąć do
oryginału (http://www.racjonalista.pl/xpliki/agreg_zal.pdf).
A może mnie coś się pokręciło z tą koniecznością posiadania odpowiedniej
wiedzy i prawa wykonywania zawodu lekarza, by można było leczyć ludzi?
SPRAWDZAM (jak w pokerze)
Ciekawy byłem, czy Ministerstwo Zdrowia skompromituje się ostatecznie
i udowodni mi, że do leczenia ludzi nie są potrzebne sześcioletnie studia,
roczny staż, pomyślnie zdany Lekarski Egzamin Państwowy oraz
posiadanie prawa wykonywania zawodu.
I że każdy maturzysta po ukończeniu zaocznego kursu „medycyny
klasycznej” (300 godzin, spotkania raz na miesiąc) oraz homeopatii
klasycznej (500 godzin) będzie mógł (zgodnie z prawem) „NIEŚĆ ULGĘ W
CHOROBIE PRZEZ STOSOWANIE HOMEOPATII I INNEGO UZNANEGO
LECZENIA”.
Napisałem, zatem list do Ministra Zdrowia z pytaniem, jaka będzie Jego
reakcja na tę humoreskę edukacyjną.
SZOK. MINISTERSTWO ZDROWIA ZGADZA SIĘ Z MOJĄ OPINIĄ
Fakt, że niesienie ulgi w chorobie przy pomocy homeopatii oraz
„medycyny klasycznej” przez absolwentów zaocznej, policealnej szkoły
„medycznej” jest niezgodne z ustawą o zawodzie lekarza nie wymaga
tłumaczeń.
Z mojego doświadczenia wynika jednak, że mniej oczywisty będzie sposób
rozwiązania tej groteski przez polskie instytucje państwowe.
Ale może się mylę….
Może nareszcie ktoś w Ministerstwie Zdrowia zrozumiał, że (cytuję): (…)
duże zagrożenie wynikające zarówno z błędnej diagnostyki, jak i
niewłaściwie prowadzonego leczenia” dotyczy homeopatii, jako takiej.
Nie, nie, jako takiej, ale, jako bezczelnego oszustwa wprowadzonego do
Polski boczną furtką przez polityków. Z maturą?
Prof. zw. dr hab. med. A. Gregosiewicz, sierpień, 2012
P.S. Może racjonalnym byłoby wprowadzenie do parlamentarnej ordynacji
wyborczej wymogu posiadania matury. Choćby dlatego, by Sejm, jako
całość, rzadziej się ośmieszał. Jakże chciałbym być dumny z mojego
parlamentu. Jakże wysoko nosiłbym głowę, gdyby podczas debaty nad
nowelizacją ustawy Prawo Farmaceutyczne, jakiś poseł z maturą
krzyknął: o czym wy tu mówicie. Przecież nie możecie przez głosowanie
zmienić stałej Avogadra.
6,02 x 10^23 oznacza granicę rozcieńczeń homeopatycznych. Każdy, kto
twierdzi inaczej jest bezczelnym kłamcą.
Niestety, żaden taki poseł tego dnia się nie objawił. Zabrakło wiedzy. Albo
uczciwości. Albo odwagi.
A czego zabrakło Pani Ewie Kopacz, gdy podpisywała rozporządzenie
mówiące, że poważnie chorych ludzi można „leczyć” substancjami
czynnymi w szczególnym znaczeniu tego słowa, czyli tak rozcieńczonymi,
że słysząc o tym – Avogadro popełniłby seryjne samobójstwo?
Czy naprawdę już nigdy nie wyjdziemy z tego zaklętego kręgu ignorancji,
oportunizmu, indolencji, arogancji i kłamstwa naukowego?
Jak długo „politycy” będą decydowali o sposobach leczenia, zamiast
lekarzy?
Panie Ministrze Arłukowicz. Trochę odwagi! Prawda się obroni! Początek
jest zrobiony.
Uzupełnienie z dnia 16.09.2012
Wyżej wspomniałem, że – zgodne ze zdrowym rozsądkiem – rozwiązanie
opisanego problemu przez polskie instytucje państwowe nie jest takie
oczywiste. I miałem rację. Proszę uważnie przeczytać poniższy
dokument. Nie będę go komentował, gdyż intencja Ministerstwa Zdrowia
jest jasna: funkcjonowanie zaocznej szkoły policealnej, której absolwenci
będą mogli „leczyć” ludzi po 300-godzinnym kursie medycyny klasycznej
okaże się zgodne z prawem.
HOMEOPATIA? …… POLSKI PREMIER NIE JEST IDIOTĄ
Opublikowano 30 czerwca 2012, autor: Andrzej Gregosiewicz
Dlatego jest szansa, że zdymisjonuje Małgorzatę Kranodębską-Tomkiel,
Prezeskę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (lub raczej:
Urzędu Ochrony Jednego Dystrybutora Fałszywego Leku).
Dlaczego mam nadzieję na dymisję? Bo zobaczyłem światełko (jeszcze nie
kaganek) w tunelu głupoty władz publicznych. Światełko poniżej.
BYŁO TAK ….
W kwietniu 2011 roku zawiadomiłem Panią M. Krasnodębską –Tomkiel o
permanentnym wprowadzaniu w błąd setek tysięcy konsumentów
nabywających w aptekach homeopatyczne granulki cukrowe o nazwie
oscillococcinum. Chodziło mi o to, że do opakowania tych słodkich
kuleczek dołączona jest ulotka z informacją, jakoby zawierały one
leczniczą substancję czynną, co jest oczywistym kłamstwem. Krótko
mówiąc: oscillococcinum to atrapa leku.
Po 14 miesiącach otrzymałem odpowiedź, że moja skarga została
odrzucona. UOKiK uznał, że handel fałszywym lekiem jest zgodny z
prawem. Amen.
Wydawałoby się, że to koniec mojej anty-homeopatycznej „krucjaty”, gdyż
prezes urzędu, o którym mowa podlega tylko Prezesowi Rady Ministrów.
JESTEM PRACODAWCĄ
W czas przypomniałem sobie, że pracodawcą najwyższych władz
wykonawczych jest Naród (także ja), który wynajmuje Radę Ministrów do
administrowania państwem.
Uznałem, więc za stosowne zawiadomienie moich pracowników o fakcie,
że Prezeska urzędu, który, zgodnie z ustawą ma chronić konsumentów,
nie stanęła w obronie kilkuset tysięcy oszukiwanych obywateli. Co więcej,
chorych obywateli (sic!).
Przeciwnie, uznała, że dystrybutor francuskiego, fałszywego leku,
zdecydowanie bardziej zasługuje na ochronę niż polscy konsumenci.
To zakrawało już na skandal. Zacząłem, więc działać. Najpierw jednak
kilka słów wyjaśnienia.
PO PIERWSZE, NIE MAMY ARMAT
Fakt, że oscillococcinum jest atrapą środka leczniczego potwierdził sam
producent (Boiron) ustami swojej rzeczniczki prasowej. Zapytano ją, czy
produkt ten jest bezpieczny? Rzeczniczka: „Of course it is safe. There’s
nothing in it
WYSTARCZY, POWIEDZIAŁBY NAPOLEON
Ja nie jestem Napoleonem i dlatego przestudiowałem dodatkowo
technologię produkcji oscillococcinum. Wynika z niej jasno, że nie
zawiera ono żadnej substancji czynnej.
NIEDALEKO OD NOBLA
Wprawdzie Ministerstwo Zdrowia (list W. Giermaziaka) oświadczyło z
pełną powagą, że istnieją dwa rodzaje substancji (zwykła i
homeopatyczna), ale nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że takie brednie
można opowiadać wyłącznie przedszkolakom. „Odkrycie” istnienia we
Wszechświecie dwu rodzajów materii (różniących się stopniem
rozcieńczenia w wodzie) kompletnie ośmieszyło ówczesne kierownictwo
resortu w osobie Pani Ewy Kopacz, byłej kierowniczki Ośrodka Zdrowia w
Szydłowcu, zwolenniczki leczenia poważnych, przewlekłych chorób
„substancją homeopatyczną”, czyli nie zwykłą (nie mylić z niezwykłą), lecz
tak wysoko rozcieńczoną, że występuje ona (substancja) w postaci
rozpuszczalnika (wody).
Czy dziwicie się Państwo, że moi studenci wyją ze śmiechu, gdy
opowiadam im o wiedzy medycznej Pani Ewy Kopacz?
DALEKO OD SZOSY
Ja się nie dziwię. Więcej, ja Ją usprawiedliwiam. Kiedy i gdzie, bowiem
Ministra Zdrowia miała zdobyć tę wiedzę?
1/ W Szydłowcu – siedzibie miejsko-wiejskiej gminy Szydłowiec, w ramach
realizacji projektu Moje boisko –Orlik (2008)?
2/ W czasie nauki do pierwszego stopnia (i ostatniego w Jej przypadku)
specjalizacji z pediatrii?
3/ W czasie działalności politycznej?
4/ Podczas dyżurów poselskich?
5/ Na posiedzeniach Rady Ministrów?
PRZEPRASZAM
Wszystkich uczonych zajmujących się kosmologią fizyczną, przepraszam
za promowanie przez Ministerstwo Zdrowia magicznego zjawiska
powstawania (przez potrząsanie shakerem) substancji homeopatycznej i
serdecznie wszystkich proszę, by nie naigrywali się z naukowego
środowiska medycznego.
To było, bowiem odkrycie polityczne, a nie medyczne.
JESZCZE NIE JEST ZA PÓŹNO
Jedynym wyjściem z sytuacji byłoby publiczne przeproszenie przez
Marszałkinię Sejmu i byłą Ministrę Zdrowia (niepowtarzalna kumulacja
stanowisk) wszystkich oszukanych konsumentów za absurdy homeopatii.
Oczywiście, nie doczekamy się tego.
POSTAWIĆ HOMEOBÓJCÓW PRZED MIĘDZYNARODOWYM
TRYBUNAŁEM SPRAWIEDLIWOŚCI W HADZE
Nie doczekamy się również przeprosin Światowej Organizacji Zdrowia,
która zafundowała chorym na malarię mieszkańcom Afryki,
wielomilionowy, homeopatyczny cmentarz. Owszem, ta skorumpowana do
trzewi organizacja, gdy została postawiona pod ścianą, wydała
oświadczenie, że malarii nie należy leczyć środkami homeopatycznymi.
Nie wspomniała jednak, że przez kilkadziesiąt lat je zalecała i że to ona
jest winna afrykańskiego homeobójstwa. Jestem pewien, że prędzej, czy
później doczekamy się sytuacji, że publiczne zaprzeczanie oficjalnej wersji
homeobójstwa zagrożone będzie surową karą.
REAKCJE LOGICZNE, ZACHOWANIA OCZYWISTE, PRAWO
SPRAWIEDLIWE
W pół roku po mojej skardze (znanej w Polsce i za granicą dzięki Klubowi
Sceptyków), w Sądzie Najwyższym Kalifornii złożono (w imieniu 38
milionów mieszkańców stanu) zbiorowy pozew przeciwko firmie Boiron.
Pozew ten w zasadniczych punktach pokrywa się z moją skargą do
UOKiK.
Amerykańscy prawnicy zaapelowali do mieszkańców stanu Kalifornia,
którzy w ciągu ostatnich czterech lat nabyli oscillococcinum, by przysyłali
do ich kancelarii wypełnione formularze (wzór w Internecie) informujące
o zakupie fałszywego leku. W pozwie zbiorowym żądają dla wszystkich
oszukanych konsumentów finansowego odszkodowania w wysokości
jednego tysiąca dolarów.
Informacje te oraz dowody na to, że homeopatia to pseudonaukowa
groteska przekazałem Premierowi (całość mojej korespondencji z UOKiK
i Ministerstwem Zdrowia Czytelnicy mogą łatwo odnaleźć w Internecie)
ZASKAKUJĄCA SPRAWNOŚĆ DZIAŁANIA KANCELARII PREMIERA
Po trzech tygodniach otrzymałem odpowiedź na mój list. Nie jestem
wielbicielem rządu DonaldaTuska, ale sprawność działania Jego kancelarii
jest godna pochwały. Autorem odpowiedzi był dyrektor Departamentu
Kontroli i Nadzoru, który napisał:
„Sygnały przekazane przez Pana Profesora zostaną wzięte pod uwagę w
trakcie realizacji zadań związanych z nadzorem Prezesa Rady Ministrów
nad Prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów”.
Chciałbym podkreślić, że Prezeska UOKiK nie wzięła pod uwagę mojej
skargi, zaś Prezes Rady Ministrów odwrotnie: obiecał, że moja skarga
zostanie wzięta pod uwagę (poprzez Departament Kontroli i Nadzoru).
Dziękuję Panie Premierze.
Dziękuję za to, że nie miał Pan wątpliwości, że kłamstwo naukowe jest
kłamstwem zwykłym i że zbiorowy interes kilkuset tysięcy polskich
konsumentów jest ważniejszy od biznesu jednego dystrybutora
fałszywego, francuskiego leku.
SZANOWNY PANIE PREMIERZE
Proszę zapytać ministra B. Arłukowicza o „lek” oscillococcinum
sprzedawany masowo w polskich aptekach. Proszę zapytać Go o skład
leku, rodzaj zawartych w nim substancji czynnych, ich ilość, a wreszcie o
mechanizm ich działania. Proszę zapytać Go, czy piszę prawdę? Jestem
pewien, że tylko odpowiedź na ostatnie pytanie nie sprawi mu trudności.
KILKA INFORMACJI, O KTÓRYCH PREMIER MUSI WIEDZIEĆ
Cała światowa nauka wyrzuciła homeopatię na śmietnik historii
medycyny. Ze śmietnika podniosła ją brukselska mafia homeopatyczna i
zmusiła parlamenty krajów UE do zapisania tej groteskowej metody
leczenia w ustawach.
Było to posunięcie bandyckie, gdyż zmuszanie krajów członkowskich UE
do sprzedawania cukru buraczanego (jako leku!) po cenie 5 tysięcy razy
większej od giełdowej można porównać do sprzedawania cegieł w
nieoświetlonych gruzowiskach powojennej Warszawy.
I jeszcze jedno: na bandytów mamy policję. A co mamy na złodziei
suwerenności medycznej? Ja twierdzę, że mamy Premiera (sic!). A jeśli
nie?
PANIE PREMIERZE
Nie zgadzam się, bym ja, profesor medycyny, podlegał władzy
państwowych kłamców naukowych. Nawet, jeżeli kłamią zgodnie z
prawem. Ja przysięgałem, że będę leczył pacjentów zgodnie z wiedzą
medyczną, a nie zgodnie z prawem (sic!).
Panie Premierze. Wybrańcy narodu, którzy przegłosowali nowelizację
ustawy Prawo Farmaceutyczne i zalegalizowali homeopatię to analfabeci
naukowi. Wprawdzie niektórzy z nich w trakcie poprzedniej kadencji
Sejmu zrobili maturę, ale, czy to wystarczające przesłanki do
decydowania o tym, jak będą leczeni Polacy?
Dlatego będę pilnie śledził działania Pana Kancelarii. Uważam, bowiem,
że dymisja Pani Małgorzaty Krasnodębskiej-Tomkiel jest nie do
uniknięcia, jeżeli jest się rzeczywiście zdecydowanym na dokładną ocenę
pracy UOKiK. A od tego trzeba zacząć.
Wg mnie, bowiem obecna Prezeska niezwykle skutecznie (acz, z
nieznanych (?) przyczyn) blokuje przeprowadzenie kontroli działalności
producentów i dystrybutorów cukru buraczanego, który jest jedynym
składnikiem „leku” oscillococcinum i większości „leków”
homeopatycznych. Decydującym dowodem są dwie kuriozalne decyzje:
1/ Uznanie Naczelnej Rady Lekarskiej za Związek Przedsiębiorców i
ukaranie go grzywną za nieuczciwą konkurencję, która polegała na
przestrzeganiu lekarzy przed stosowaniem znachorskich metod leczenia.
2/ Odrzucenie skargi w sprawie naruszenia zbiorowego interesu
konsumentów opisanego w niniejszym tekście.
PANIE PREMIERZE
Homeopatia nie ma nic wspólnego z Medycyną Opartą na Dowodach. To
medycyna oparta na cukrze buraczanym, metafizycznym absurdzie,
politycznej korupcji i europejskim oszustwie biznesowym.
Prof. zw. dr hab. med. A. Gregosiewicz, czerwiec 2012
EWA DRZYZGA. POŚRODKU
Opublikowano 26 kwietnia 2012, autor: Andrzej Gregosiewicz
Poniższy tekst zawiera mój wcześniejszy artykuł oraz aktualne
uzupełnienie w kolejności, jak niżej:
1/ Wprowadzenie do aktualnych informacji
2/ Aktualne informacje (cytat z onet.pl, 26.04.2012)
3/ Artykuł z 13.11.2011 roku pt.: „KELNER! DLA MNIE PRANA, DLA
ŻONY ŚWIATŁO, A DLA DZIECKA MIEJSCE PRZY OKNIE”
Ad 1.
Przed laty Ewa Drzyzga gościła w swoim programie Pana Joachima,
bretharianina, który twierdził, że możliwe jest odżywianie się wyłącznie
światłem. W programie, jako „eksperci”, brali udział lekarze.
Ewa Drzyzga, zgodnie ze sztuką dziennikarską, wysłuchała uważnie obu
stron. W konkluzji ….. nie zapytała Joachima: co to za brednie?
Co dziwniejsze, nikt z lekarzy nie opuścił sali ze słowami: Pan kłamie. Nie
mam ochoty uczestniczyć w takiej hucpie. Wszyscy rozstali się „w duchu
porozumienia”.
Brawo Pani Ewo! Prawda leży pośrodku, nieprawdaż?
Tak, jak w przypadku homeopatii, która w Pani programie również leżała
pośrodku.
A pośrodku zawsze leży oportunizm. Lub śmierć. Nigdy prawda.
Przykład? Pośrodku …. Afryki leżą tysiące zwłok ludzi zmarłych na
malarię, których leczono preparatami homeopatycznymi. A w Pani
programie na temat homeopatii wszyscy rozstali się „w duchu
porozumienia”.
Ad 2. (26.04.2012)
Wierzyła, że może odżywiać się tylko światłem. Zmarła z głodu
dzisiaj, 12:19GKaw / thelocal.de
Mieszkanka Szwajcarii zmarła z głodu wierząc, że może „odżywiać się”
tylko i wyłącznie światłem – informuje serwis thelocal.de. Anna Gut (nie
jest to jej prawdziwe nazwisko) miała nieco ponad 50 lat, kiedy obejrzała
film pt. „Na początku było światło” – dokument, w którym dwóch
mężczyzn stara się pokazać, jak przeżyć tylko i wyłącznie dzięki energii
słonecznej.
Kobieta przeczytała również książkę propagatorki „breatharianizmu”,
Austalijki Ellen Grave, występującej również pod nazwiskiem Jasmuheen.
Anna przestrzegała instrukcji zawartych w książce co do słowa: w
pierwszym tygodniu w ogóle nie jadła ani nie piła, wypluwała nawet ślinę.
W tygodniu drugim i trzecim zaczęła przyjmować płyny, ale słabła w
oczach, czym wzbudziła niepokój u swoich dzieci.
Kobieta uspokoiła je i obiecała, że przestanie, jeśli sytuacja przybierze
krytyczny obrót. Ale pewnego dnia ostatniej zimy nie odebrała telefonu.
Dzieci wyłamały drzwi do mieszkania i znalazły matkę martwą.
Sekcja zwłok wykazała, że Anna Gut zmarła z głodu, wykluczono każdą
inną możliwą przyczynę śmierci.
Kobieta jest pierwszą w Szwajcarii ofiarą śmiertelną praktyki, którą
określa się mianem „breatharianizmu”, czyli diety wykluczającej
przyjmowanie jakiegokolwiek pożywienia i płynów. Osoby poddające się
tej praktyce są przekonane, że można żyć „odżywiając się” tylko światłem
i powietrzem.
Świat medycyny zna ofiary „breatharianizmu” w innych krajach. W 1997
roku Timo Degan, 33-latek z Monachium, zmarł na skutek zatrzymania
krążenia próbując żywić się tylko światłem. Przykłady można mnożyć.
Lekarze zajmujący się zaburzeniami odżywiania nie mają wątpliwości, że
jest to praktyka samobójcza, spowodowana prawdopodobnie
zaburzeniami psychicznymi.
Z tym zdaniem nie zgadzają się mistycy, którzy pomimo empirycznych
dowodów wierzą, że można „odżywiać się” tylko światłem. Wskazują na
przykłady hinduskich guru, którzy siedzieli przez kilka lat na drzewach i
nie przyjmowali przez ten okres czasu żadnych posiłków. Lekarze są
jednak nieprzejednani – niedostarczanie organizmowi żadnego pokarmu
nieuchronnie prowadzi do śmierci głodowej.
(RZ)
Ad 3.
KELNER! DLA MNIE PRANA, DLA ŻONY ŚWIATŁO, A DLA DZIECKA
MIEJSCE PRZY OKNIE
Mamut, mastodont czy syberyjski tygrys to nie jest danie obiadowe
najłatwiejsze do zdobycia. Nasi przodkowie uzbrojeni w prymitywne
włócznie często przy tym ginęli. Ale po co to robili, skoro wokół było
zatrzęsienie różnych pokarmów. Orzechy, korzonki, owoce, młode pędy,
warzywa, jagody, miód itd. Przypuszczam, że mięso im po prostu
smakowało
Błąd ewolucji
Ale mogło się zdarzyć, że ewolucja popełniła błąd i przeoczyła fakt, że
mięso ma szkodliwy wpływ na rozwój osobowości człowieka. Na szczęście
błąd ten wykryli wegetarianie i poinformowali o tym opinię publiczną. I
teraz zdarza się czasem, że jakaś trzynastoletnia ekolożka, w czasie
niedzielnego obiadu u babci odsuwa z niesmakiem na krawędź talerza
średnio wysmażony stek. Na pytanie, dlaczego to robi, odpowiada, że
właśnie osiągnęła globalny poziom świadomości, który nakazuje
traktować człowieka, zwierzę, roślinę i kamień jako emanację tego
samego bytu. Tak więc ona nie będzie jadła tego bytu. Babcia wzruszyła
ramionami na tę demonstrację. Jednak rodzice, gdy dowiedzieli się, że
wegetarianizm córki związany jest z uczestnictwem w jakimś niejasnym,
pseudoreligijnym ruchu New Age, wymagającym od uczestnika
stopniowego zrywania więzi z rodziną, społeczeństwem i kontem
bankowym, przyjrzeli mu się dokładniej. Tata nieco się wtedy
zdenerwował i od tej pory dziewczynka nabrała apetytu na mięso. Jadła
początkowo na stojąco, gdyż w jej rodzinie aprobowano pewien rodzaj
przemocy fizycznej wobec młodzieży niesłuchającej dobrych rad na temat
zagrożenia zdrowia przez stosowanie różnego rodzaju zdrowej żywności,
której podstawę stanowią m.in. otręby, kiełki oraz nadgniłe owoce, które
same spadły z drzewa.
Błąd ewolucji naprawiony
Przyjrzyjmy się kilku aspektom wegeterianizmu. Widzimy, że czasem
przybiera on dość skomplikowane formy: można np. pić mleko, ale nie
jeść jajek, można jeść warzywa, ale nie wolno wziąć do ust twarożku,
można jeść owoce, ale tylko te, które spadły z drzewa itd. Dopóki
funkcjonowało to na poziomie sporu, czy nabiał, czy warzywa bardziej
wzbogacają intelektualnie, nie było o co kruszyć kopii. Ale oto pojawiło
się coś nowego. Coś takiego jak filozoficzne pytanie o istotę bytu. Brzmi
ono: jeść albo nie jeść. To nie jest żart.
Błąd ewolucji naprawiony ostatecznie
Okazuje się bowiem, że między nami żyją (jak długo? – A.G.) dorośli,
wykształceni ludzie, którzy uważają, że można żyć nie jedząc i nie pijąc;
że jest to najwyższa, holistyczna forma afirmacji przyrody i zjednoczenia –
poprzez oddychanie – świadomości z Planetą i Wszechświatem.
Bretharianizm
Drogę życiową ludzi niejedzących można prześledzić na stronach Styl
Życia Bez Jedzenia. Propagatorem tego ruchu w Polsce jest Joachim M.
Werdin z Poznania. Cytuję jego słowa: „Niejedzący, niejedząca czyli
osoba, która w pełni osiągnęła stan niejedzenia, nie spożywa pokarmów
ani płynów z braku takowej potrzeby.” Joachim wyjaśnia, jak to jest
możliwe i różnicuje nawet te wyjaśnienia dla różnych grup osób:
- dla człowieka o otwartym umyśle: …wielu ludzi od początku istnienia
cywilizacji na Ziemi, nie spożywało pokarmów….
- dla ezoteryka: …organizm może być zasilany praną…
- dla naukowca: …szyszynka bezpośrednio transformuje wiry energii na
materię…
- dla osoby głęboko wierzącej: Bóg może wybrać osoby, które mogą żyć
bez przyjmowania pokarmów….
Polski Klub Niejedzących
PKN czyli Polski Klub Niejedzących działa w Poznaniu od 4 listopada
2001 roku, kiedy to odbyło się pierwsze spotkanie. Gośćmi byli Steve
Torrence i jego żona Evelyn Levy, którzy rozpoczęli w Polsce cykl
seminariów o Życiu w Świetle. Steve jest jednym z tych niejedzących,
którzy również nie piją. Tematem ich wykładów jest m.in.: ”błędne
rozumienie współczesnej wiedzy”, ”manipulacja wiedzą o zdrowiu”,
”nieświadome niewolnictwo”, ”zagubiona wiedza o prawdzie” itd. Koszt
prelekcji – 280 zł.
Dlaczego nasi niejedzący bohaterowie wybrali tak niecodzienny styl
życia? Oto ich argumenty (styl, ortografia i gramatyka oryginalne).
Cytuję:
„Doskonałe zdrowie: wyobraź sobie swój organizm pracujący doskonale,
bez najmniejszych niedomogów. Żadnego przeziębienia, kataru, kaszlu,
bólu, odczucia przemęczenia, znużenia, napadów rozpaczy itd. można by
tu wyliczać. Po prostu organizm tak zdrowy i czysty jak ten u
kilkumiesięcznego całkowicie zdrowego niemowlaka, tylko trochę starszy.
System immunologiczny jest w pełni funkcjonujący, tak że przebywanie w
gronie osób z zaraźliwą przez kontakt chorobą nie wpływa na twój stan
zdrowia. Czy to będzie bogaty Europejczyk, czy biedak bez tzw. środków
do życia na terytoriach określonych jako „Trzeci Świat”, organizm może
żyć i cieszyć się doskonałym zdrowiem, co jest pierwszym warunkiem do
szczęścia.”
Wątpliwości sceptyków
Panowie i Panie niejedzące. Czy widzieliście np. w Sudanie żywe trupy
kilkuletnich dzieci, które miały tylko tyle siły by podnieść do ust rękę z
surową mąką dostarczaną przez organizacje charytatywne?
Zorganizujcie kursy niejedzenia dla ich rodziców. Darmowe! Zapewnijcie
ich, że uzyskają w ten sposób globalną świadomość. Ostrzegam was tylko,
że Oni już tę świadomość mają. Wiedzą, że niedługo zespolą się z
Kosmosem.
Módlcie się więc, byście nie musieli razem z nimi uczestniczyć w tym
zespoleniu.
Będzie bolało.
Andrzej Gregosiewicz
Homeopatia, rzeżączka, UOKiK i gorączka
Opublikowano 19 kwietnia 2012, autor: Andrzej Gregosiewicz
„Lek” pierwszy. W którym nic nie ma
Poniższy tekst dedykuję Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów,
rozpatrującemu od ponad roku moją skargę na polski oddział firmy
Boiron, który wprowadza w błąd setki tysięcy konsumentów informując
ich, że metafizyczny „lek” oscillococcinum zawiera czynną substancję
leczniczą.
Dedykacja należy się też Ministerstwu Zdrowia, które ustami Wojciecha
Giermaziaka szydzi z konsumentów twierdząc, że istnieją dwa rodzaje
substancji leczniczej: zwykła i homeopatyczna (http://tiny.pl/hj5bl).
Wg mnie, homeopatyczna to jest raczej wiedza medyczna oraz
inteligencja państwowych urzędników od zdrowia.
DZIĘKUJĘ GINA
Mimo, że w Polsce jestem uważany za wroga homeopatii nr 1, pochylam
głowę przed rzeczniczką prasową koncernu …… Boiron Giną Casey,
która zapytana, czy produkt z serca i wątroby kaczki (oscillococcinum)
jest bezpieczny, odpowiedziała: „Of course it is safe. There’s nothing in
it” (http://tiny.pl/hp5xj).
URZĄD OCHRONY BURAKÓW
I teraz mamy do czynienia z autentycznym skandalem. Firma Boiron
potwierdza, że w oscillococcinum „nic nie ma”, a Pani Prezes UOKiK, ani
myśli o wycofaniu nic-preparatu z rynku.
Nie wiem, dlaczego Pani Prezes nie wzięła pod uwagę oświadczenia firmy
Boiron. Dlaczego zezwoliła na oszukiwanie konsumentów, którzy nadal
łykają cukier buraczany myśląc, że to lekarstwo?
Nie chce mi się nad tym zastanawiać. Dlatego wybieram się do Ameryki.
JAK TO SIĘ ROBI W AMERYCE
4 sierpnia 2011 roku w USA, pięć miesięcy po mojej skardze do UOKiK,
został złożony (w ogólnej treści identyczny, jak mój) zbiorowy pozew
przeciwko koncernowi Boiron. Firmie zarzucono, że informacje mówiące o
obecności substancji czynnej w oscillococcinum są fałszywe. Konstrukcja
pozwu jest godna podziwu. Nie pominięto najmniejszego nawet
uchybienia informacyjnego firmy. Wymieniono je w kilkudziesięciu
punktach (sic!).
Pozew został złożony w imieniu „wszystkich mieszkańców stanu
Kalifornia, którzy zakupili oscillococcinum w ciągu ostatnich czterech
lat”. Ciekawostka: liczba mieszkańców Kalifornii jest niemal identyczna,
jak jednego z krajów europejskich - 38 milionów. Na stronie
http://tiny.pl/hp1xv opublikowano formularz zgłoszeniowy dla osób, które
zakupiły nieskuteczny preparat homeopatyczny i liczą na finansowe
odszkodowanie.
Gdyby zatem, co byłoby ze wszech miar zrozumiałe, Pani Prezes UOKiK
Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel – chciała skonsultować się z zespołem
adwokackim, który dysponuje wyjątkowo starannie dopracowanym od
strony prawnej pozwem, podaję dane teleadresowe:
NEWPORT TRIAL GROUP, Professional Corporation, Scott J. Ferrell, Bar
No. 202091, Ryan M. Ferrell Bar No. 258037, 895 Dove Street, Suite 425
Newport Beach, CA 92660, Tel: (949) 706-6464.
Informuję też Panią Prezes, że skargi identyczne, jak moja (mówiące, że
firma Boiron wprowadza w błąd konsumentów zamieszczając
nieprawdziwe dane na etykiecie oscillococcinum), złożyły do U.S. Food
and Drug Administration (FDA) pozarządowe organizacje – Center for
Inquiry oraz Committee for Skeptical Inquiry. Pod omawianymi pismami
podpisało się wielu znanych naukowców, w tym laureat nagrody Nobla z
chemii w 2009 roku:
Center for Inquiry and Committee for Skeptical Inquiry Representatives
Ronald A. Lindsay, J.D., Ph.D.,President and CEO, Center for Inquiry and
Committee for Skeptical Inquiry
Barry Karr
Executive Director, Committee for Skeptical Inquiry
Derek C. Araujo, Esq.
General Counsel, Center for Inquiry
Signatories from the Scientific and Medical Community
Kimball C. Atwood IV, M.D.
Assistant Clinical Professor, Tufts University School of Medicine
Stephen Barrett, M.D.
Psychiatrist, Author, Consumer Advocate
Willem Betz, M.D.
Professor Emeritus of Medicine, University of Brussels VUB
Chair, Medicine Branch, European Council of Skeptical Organisations
Susan Blackmore, Ph.D.
University of the West of England
Mark Boslough, Ph.D.
Physicist, Sandia National Laboratories
Shawn Carlson, Ph.D.
Founder and Executive Director, LabRats Science Education Program
MacArthur Fellow
Edzard Ernst, M.D., Ph.D., F.Med. Sci., FSB, FRCP, FRCP (Edin.)
Laing Chair in Complementary Medicine, Peninsula Medical School,
Universities of Exeter and Plymouth
Taner Edis, Ph.D.
Associate Professor of Physics
Truman State University
Bryan Farha, Ed.D., LPC, NCC
Applied Behavioral Studies & Counseling Graduate Programs, Oklahoma
City University
Ken Feder, Ph.D.
Department of Anthropology
Central Connecticut State University
Barbara Forrest, Ph.D.
Professor of Philosophy, Southeastern Louisiana University
Author and pro-science activist
David H. Gorski, M.D., Ph.D., FACS
Managing Editor, Science-Based Medicine blog
Leader, Breast Cancer Multidisciplinary Team, and
Co-Leader, Breast Cancer Biology Program, Barbara Ann Karmanos
Cancer Institute
Harriet Hall, M.D.
Physician (ret.); Writer
Terence Hines, Ph.D.
Department of Psychology, Pace University
Manfred Kroger, Ph.D.
Professor of Food Science Emeritus, The Pennsylvania State University
William M. London, Ed.D., M.P.H.
Professor, Department of Health Science
California State University, Los Angeles
Eugenie V. Mielczarek
Emeritus Professor of Physics, George Mason University
David Morrison, Ph.D.
Director, Carl Sagan Center for Study of Life in the Universe
Former director, NASA Lunar Science Institute
Senior scientist, NASA Astrobiology Institute
Jan Willem Nienhuys, Ph.D.
Mathematician, Waalre, The Netherlands
Steven Novella, M.D.
Assistant Professor of Neurology, Yale University School of Medicine
Jay Pasachoff, Ph.D
Field Memorial Professor of Astronomy
Williams College
Massimo Pigliucci, Ph.D.
Graduate Center & Lehman College, City University of New York
Gary P. Posner, M.D.
Former contributing editor, Scientific Review of Alternative Medicine
Anthony R. Pratkanis, Ph.D.
Professor of Psychology, University of California, Santa Cruz
Venki Ramakrishnan, Ph.D.
Nobel Laureate (Chemistry, 2009)
Louis-Jeantet Prize for Medicine (2007)
Wallace Sampson, M.D.
Clinical Professor, Emeritus of Medicine, Stanford University
Former Editor-in-Chief, Scientific Review of Alternative Medicine
Amardeo Sarma
Senior Manager, NEC Laboratories Europe, Heidelberg
Brahm Segal, M.D.
Roswell Park Cancer Institute
Eugenie C. Scott, Ph.D.
Executive Director, National Center for Science Education
Professor Emeritus of Physics and Astronomy, University of Hawaii
Carol Tavris, Ph.D.
Psychologist and author
Mahlon W. Wagner, Ph.D.
Professor of Psychology, State University of New York at Oswego
David Willey, Ph.D.
Department of Physics, University of Pittsburgh, Johnstown
PIŚMIENNICTWO
1. „Boiron Oscillococcinum Class Action Lawsuit”. Top Class Actions. 8
August 2011. Retrieved 2011-09-24.
2. „Citizen Petition calls on US FDA to review regulation of homeopathic
drugs”. The Pharma Letter. 18 September 2011. Retrieved 2011-09-20.
„Lek” drugi. W którym coś jest
Kilka tygodni temu kupiłem w aptece „lek” homeopatyczny. Prezentuję go
na własnoręcznie zrobionej fotografii. Co widzimy na opakowaniu? Cztery
pierwsze litery nazwy firmy produkującej medorrhinum: „BOIR…”.
Skądinąd wiem, że dyrektorem generalnym pewnej firmy
homeopatycznej jest Thierry Boiron, a prezesem rady nadzorczej tejże –
Christian Boiron. Jak łatwo się domyśleć, medorrhiunum produkuje
francuska firma rodzinna BOIRON, która z niewiadomych powodów
postanowiła uszczęśliwić Polaków swoimi wyrobami. Na stronie firmy
czytamy: „(…) chcemy oferować polskim pacjentom to, co mamy
najlepszego – nasze leki (…)” (http://tiny.pl/hp1k8).
PODZIĘKOWANIA
Składamy stosowne wyrazy firmie Boiron. Odzwierciedlają one trafnie
(chociaż w kolokwialny sposób) naszą „wdzięczność” za oferowany nam
„lek” medorrhinum, wyprodukowany z męskiej, ropnej wydzieliny
rzeżączkowej. Oczywiście, na opakowaniu nie ma o tym, ani słowa, ale
wyobraźmy sobie pacjenta, który przeczytałby o tej chorobie wenerycznej
na etykiecie „leku” ….. Czy wziąłby go do ust?
Ale mniejsza o to. Jest coś ważniejszego. Symbol 5 CH. Oznacza on, że
ropa z
dwoinkami rzeżączki (rycina) została poddana pięciu setnym
rozcieńczeniom. Teraz uwaga! Wiadomo, że dopiero po dwunastym
setnym rozcieńczeniu, w roztworze nie ma już ani jednej cząsteczki
pierwotnej substancji. Jaki z tego wniosek? Ano taki, że „lek”
medorrhinum 5 CH zawiera nieznaną objętość ropnej „pranalewki”. Czy w
takim razie medorrhinum może zawierać materialną informację
genetyczną dwoinki rzeżączki w postaci DNA? Nie wiem, ale ja nie
ryzykowałbym doustnego przyjmowania nawet śladowych ilości ropy
rzeżączkowej.
MEDYCYNA ARCHETYPOWA
Jednak w medycynie magicznej, jaką jest homeopatia, właściwości
lecznicze można przypisać nawet dwoinkom rzeżączki. Nie dziwi mnie,
więc, że wg homeopatów, medorrhinum to cudowny lek medycyny
przyszłości (p. lewy, górny róg ryciny), działający na ludzi o specyficznym
archetypie (http://tiny.pl/hp19n).
Rycina obrazuje mózg takiego właśnie człowieka. Naukowy przekaz
obrazka można sformułować tak: ładne kolory. Niemniej, jestem
zobowiązany opowiedzieć Czytelnikom coś więcej na temat pojęcia
„archetyp”. Muszę, więc zacytować majaczenia Junga, który w
następujący sposób definiuje ten termin: “Istnieją ponadto treści
jednoznacznie nieznanego pochodzenia, w każdym zaś razie są one takie,
że nie można ich zaklasyfikować jako zdobyte osobniczo. Charakteryzuje
je wyraźna osobliwość: mają one charakter mitologiczny. Robią wrażenie,
że nie należą do jakiejś konkretnej osoby, lecz raczej do ludzkości w
ogóle.(…) Ten wzór podstawowy określiłem mianem archetypu, opierając
się o sformułowanie św. Augustyna. Archetyp to jakiś typos (odcisk),
trwale odgraniczone przyporządkowanie o charakterze archaicznym,
które co do formy i treści zawiera motywy mitologiczne”.
Współczesny bełkot jest jeszcze bardziej głupawy: „(…) archetypy można
określić jako wzorce zachowań posiadające duży ładunek energii
psychicznej i przez to wywierające znaczny wpływ na psychikę człowieka.
Archetypy są “dane” człowiekowi niejako a priori, tak więc według Junga
człowiek od urodzenia jest psychicznie “pełny”, tzn. cały rozwój psychiki
(od dzieciństwa aż do w pełni rozwiniętej psychiki dorosłego) jest
dokonywany według wzorców archetypowych, które kształtują tworzącą
się psychikę. To, że mamy świadomość “ja” zawdzięczamy obecnemu w
nas a priori archetypowi, który podczas rozwoju psychiki dziecka
aktualizuje się właśnie w tej postaci.” (http://tiny.pl/hp19n).
MÓJ ARCHETYP
Ja zaktualizowałem się w postaci krzyżowca walczącego z homeopatią.
Ciekawe, czy taki archetyp został mi dany „a priori”? Jeśli tak, to czuję się
powinowatym Ryszarda I Lwie Serce.
HOMEOPATIA PRAKTYCZNA
Tyle teoria. W praktyce homeopaci zalecają medorrhinum w
następujących sytuacjach:
Dzieciom, które są:
Agresywne
Niegrzeczne
Rzucają się w złości na podłogę
Biją się z innymi dziećmi (w dzień, nie w nocy)
Kopią swoich rodziców lub krewnych
Młodzieży i młodym dorosłym, którzy:
Kochają dyskoteki
Wymykają się z domu na imprezy
Chodzą z dziewczynami
Nie lubią pracować
Palą
Piją
Mają stosunki seksualne
Nie lubią trwałych związków międzyludzkich
Są egoistami
Nie posiadają wyższych uczuć
Są nadwrażliwi na dotyk odzieży lub włosów
Często myją ręce
Zapominają, co przeczytali
Tracą wątek rozmowy
Nie mogą skoncentrować myśli
Nie potrafią myśleć abstrakcyjnie
Maja uczucie nierealności świata
Czują, jakby żyli we śnie
Są niecierpliwi
Boją się ciemności
Czas płynie dla nich zbyt wolno
Mają łupież oraz suche włosy
Cierpią na świąd głowy
Maja bóle głowy z nudnościami
Podwójnie widzą
Wypadają im rzęsy
Słabo słyszą
Słyszą głosy
Z nosa wydobywa im się żółta wydzielina
Mają trądzik
Cierpią na bóle brzucha
Skarżą się na bóle skóry stóp od strony podeszwowej
Boli ich splot słoneczny
Mają świąd odbytu
Moczą się w nocy
Bolą ich nerki
Cierpią na wielomocz
W ich moczu stwierdza się nadmiar białka
Przerasta im prostata
Masturbują się
Są impotentami z powodu wyczerpującego libido odczuwanego we śnie
Ich krew miesiączkowa jest ciemna i gęsta
Mają plamy na majtkach z powodu częstego oddawania moczu
Cierpią na świąd pochwy
Mają astmę
Skarżą się na napady duszności
Boli ich kręgosłup
Odczuwają ból wędrujący od lewej do prawej łopatki
Cierpią na lumbago
Miewają skurcze mięśni nóg
Nie mogą chodzić na wysokich obcasach
Drętwieją im kończyny
Maja uczucie paraliżu lewej nogi od kolana do biodra
Mają skurcze padaczkopodobne, a wtedy z ust wydobywa im się piana
Kurczą im się mięśnie grzbietu, jak w tężcu
Śmieją się sardonicznie
Ich skóra jest żółta
Dolega im przewlekły świąd skóry
Cierpią na łuszczycę
Odczuwają zimno w piersiach, podczas gdy resztę ich ciała ogarnia
gorączka
Przypominam, że powyższe dolegliwości są charakterystyczne tylko dla
ludzi o archetypie „rzeżączkowym” (http://tiny.pl/hp1f2). Co to, w gruncie
rzeczy oznacza, nie wiem. Prawdopodobnie powyższy tekst o medycynie
przyszłości napisał ktoś o wczesno-ewolucyjnym archetypie.
TECHNOLOGIA PRODUKCJI „LEKU” MEDORRHIUNUM
Przypuszczam, że nie różni się ona (bo niby dlaczego?) od klasycznych
procedur opisanych przez S. Hahnemanna. Najpierw, zatem trzeba
przeprowadzić tzw. „próbę lekową”. Uwaga, Czytelnikom o wrażliwej
psychice sugeruję rezygnację z lektury tego akapitu.
Próba lekowa polega na zjedzeniu przez ochotnika substancji, z której
wytwarzany będzie „lek”. W tym przypadku jest to ropa wyciekająca z
cewki moczowej mężczyzn chorych na rzeżączkę. Po jej konsumpcji
ochotnik oczekuje na pojawienie się jakichś symptomów podobnych do
objawów chorobowych. Jeśli takowe się pojawią, będzie to oznaczało, że
„lek” wyprodukowany z rozcieńczonej i wytrzęsionej ropy rzeżączkowej
będzie doskonałym remedium na tę właśnie chorobę. W poprzednim
akapicie wymieniłem dolegliwości, na które skutecznie działa
medorrhinum. To oznacza, że podobne objawy mieli ochotnicy, którzy w
ramach „próby lekowej” konsumowali ropę rzeżączkową.
Nasuwa się jeden wniosek. Ochotników musiało być wielu, a i wydzieliny
rzeżączkowej niemało. Dlatego podziw dla logistyki organizatorów tej
„próby lekowej” jest całkiem zrozumiały.
Nie będę oczywiście omawiał wszystkich wyżej wymienionych cierpień.
Chciałbym tylko zwrócić uwagę na punkt 17. Ochotnika, który najadł się
ropy rzeżączkowej i doznał „uczucia nierealności świata” dobrze
rozumiem. Mnie, który tylko opisuję technologię produkcji robi się „zimno
w piersiach i ogarnia mnie gorączka” (punkt 60).
SZANOWNA PANI PREZES UOKiK
Nie będę składał wniosku o wycofanie z polskiego rynku „leku”
medorrhinum. Jeżeli ktoś chce łykać ropę rzeżączkową (nawet jeśli to jest
tylko jedna połówka jednej dwoinki rzeżączki) – jego sprawa. Poza tym,
nie wiem, czy moja argumentacja jest dla Pani zrozumiała? W przypadku
oscillococcinum okazało się, że nie. Trudno.
Apeluję tylko o elementarną uczciwość. Proszę zmienić nazwę urzędu.
Słowo „KONSUMENCI” jest w niej zbędne.
URZĄD OCHRONY KONKURENCJI…… to wystarczy. Brzmi ładnie.
Po co babrać się w jakichś sprawach dotyczących setek tysięcy
poszkodowanych i być może rozemocjonowanych konsumentów.
Rozstrzyganie spraw między konkurencyjnymi firmami jest spokojne,
eleganckie i kulturalne. Stosowne do stanowiska zajmowanego przez
Panią.
To wszystko, co mam Pani do powiedzenia. Jeszcze tylko kilka słów do
premiera, gdyż tylko przed Nim Pani odpowiada.
SZANOWNY PANIE PREMIERZE
Uprzejmie proszę o zdymisjonowanie Pani Prezes UOKiK Małgorzaty
Krasnodębskiej-Tomkiel, która nie wywiązuje się ze swoich obowiązków.
Uzasadnienie
Przed rokiem złożyłem skargę na polski oddział francuskiej firmy Boiron,
która prowadzi dystrybucję fałszywego „leku” (oscillococcinum).
Preparat ten nie zawiera żadnej czynnej substancji leczniczej. Fakt ten
potwierdziła niedawno rzeczniczka prasowa producenta
(http://tiny.pl/hp5xj). Można, więc powiedzieć, że oscillococcinum to
atrapa leku.
Mimo to Pani Prezes UOKiK przez 12 miesięcy i 3 tygodnie nie zrobiła
nic, by chronić interes polskich konsumentów. Atrapę leku można nadal
nabyć w każdej aptece w Polsce. Stanowi to ewidentne zagrożenie
zdrowia i życia tysięcy pacjentów.
Dlatego, w imieniu całego środowiska lekarskiego zwracam się do Pana z
prośbą o dymisję Pani Prezes UOKiK. Wg mnie, Jej błąd jest
niewybaczalny.
Prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz, kwiecień, 2012
P.S. Poniżej przedstawiam tekst opublikowany w periodyku
HOMEOPATIA PRAKTYCZNA (http://tiny.pl/hpjt4). Moja opinia o tym
tekście powinna zainteresować (nowego?) Prezesa Urzędu Ochrony
Konkurencji i Konsumentów.
Wyjaśniam w skrócie dlaczego: zdaniem obecnej Prezes UOKiK, Pani
Małgorzaty Krasnodębskiej-Tomkiel, Naczelna Izba Lekarska (określona
przez UOKiK mianem „związku przedsiębiorców”) stosowała nieuczciwą
konkurencję w stosunku do producentów „leków” homeopatycznych.
Nieuczciwa konkurencja polegała na tym, że NRL odwodziła lekarzy od
stosowania metody homeopatycznej, jako niezweryfikowanej naukowo
(tak jest w istocie), a niekiedy nawet groziła sądem lekarskim w razie
niestosowania się do jej zaleceń. Homeopaci poczuli się „zastraszeni”. Z
tego też powodu UOKiK nałożył na NRL wysoką grzywnę
(http://tiny.pl/hpjtq).
Z powyższego wynika, że ja, posiadając prywatny gabinet lekarski i
prowadząc zarejestrowaną działalność gospodarczą jestem
przedsiębiorcą. Dla jasności dodaję, że jestem także pracownikiem
lubelskiego Uniwersytetu Medycznego w którym kieruję Katedrą i Kliniką
Ortopedii Dziecięcej. Przy stole operacyjnym uratowałem od ciężkiego
kalectwa tysiące dzieci, w tym także te, które wcześniej były „leczone”
homeopatycznie. Niektórym uratowałem życie.
Mniej więcej w tym samym czasie w Afryce popełniono nieumyślne
zabójstwo na ponad 365 tysiącach chorych, których „leczono”
homeopatycznie (http://tiny.pl/hjsn8).
Przechodzę do meritum, czyli oświadczenia związanego z publikacją
widoczną na powyższej rycinie.
1/ Wykorzystując swoje kierownicze stanowisko zastraszyłem lekarzy
pracujących w mojej Klinice. Zagroziłem im, że jeśli którykolwiek z nich
zastosuje u dzieci „leki” homeopatyczne, natychmiast pożegna się z
pracą. Żaden z nich nie próbował nawet cytować powyższej publikacji, wg
której „leki” homeopatyczne są „skuteczne” nawet w zaawansowanych
postaciach raka. Obecnie, moi asystenci boją się nawet wymówić – w
mojej obecności – słowo: homeopatia.
2/ W gabinecie prywatnym, jako przedsiębiorca, informuję moich
pacjentów, że producenci i dystrybutorzy homeopatycznych lekarstw na
raka to zwykli oszuści.
3/ W identyczny sposób postępuję na wykładach dla studentów medycyny,
tyle, że wtedy staram się „wbić do głowy” młodym ludziom, że oszustwem
jest cała homeopatia. Robię to w bardzo skuteczny sposób, gdyż od lat,
studenci na moich wykładach (zwykle ok. 200 osób) wyją ze śmiechu, gdy
przedstawiam im absurdy, brednie i kłamstwa naukowe homeopatii.
Największy aplauz towarzyszy momentom, w którym wymieniam
nazwiska polityków z pierwszych stron gazet – kompletnych dyletantów
„w temacie” nauka i medycyna – którzy decydują o tym, jakie metody
leczenia będą stosowane w Polsce.
Jako profesor medycyny pytam w tym miejscu: jakie macie do tego prawo,
analfabeci naukowi?
4/ Jestem dumny z tego, że wyraźny spadek popytu na „leki”
homeopatyczne rozpoczął się, jak to można przeczytać w czasopiśmie
„Rynek Zdrowia”, w 2006 roku. Wyłączną przyczyną była moja samotna
anty-homeopatyczna „krucjata”, a nie oświadczenie Naczelnej Rady
Lekarskiej, wydane kilka lat później. Dowodem jest pozwanie mnie do
sądu przez właścicielkę homeopatycznej firmy Dagomed i hurowni
Saramed (Irena Rej, prezeska Izby Gospodarczej Farmacja Polska), która
na skutek mojej działalności musiała ograniczyć asortyment
sprzedawanych kuleczek cukrowych. Z pięćdziesięciu na osiemnaście.
Sąd wprawdzie odrzucił pozew IGFM, uznając, że lekarz ma prawo brać
udział w publicznej debacie na temat sposobów terapii, ale wtedy jeszcze
UOKiK nie poinformował opinii publicznej, że lekarze są przedsiębiorcami
i (wzorem Naczelnej Rady Lekarskiej) mogą prowadzić działalność o
charakterze nieuczciwej konkurencji.
ZAKOŃCZENIE
Przyznaję, że moje oświadczenia na temat homeopatii oraz zastraszanie
lekarzy pracujących w mojej Klinice nosi znamiona nieuczciwej
konkurencji. W związku z tym oczekuję na wymierzenie mi stosownej
grzywny.
Uprzedzam, że moje przedsiębiorstwo nie ma płynności finansowej.
Dlatego proponuję, by od razu skazać mnie na karę bezwzględnego
pozbawienia wolności. Najlepiej na 3 do 6 miesięcy. Nareszcie odpocznę
od buraków.
Evidence-Based Medicine (EBM) vs Magic-Based Medicine (MBM)
Opublikowano 16 lutego 2012, autor: Andrzej Gregosiewicz
Co ma wspólnego homeopatia z medycyną i leczeniem. Na te i inne
pytania odpowiada prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz,
kierownik Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcej Uniwersytetu
Medycznego w Lublinie.
Joanna Szubierajska (Ekologia.pl): Czy homeopatia to oficjalna
specjalność medyczna, oryginalna metoda lecznicza, czy też jakieś
zupełnie inne zjawisko?
Prof. Andrzej Gregosiewicz: Bądźmy poważni. Homeopatia nie ma nic
wspólnego z leczeniem i medycyną. To zwykły zabobon, który opiera się
na ludowym przysłowiu, mówiącym, że „podobne należy leczyć
podobnym”. Przekładając ten absurd na ludzki język możemy powiedzieć,
że „wodę należy suszyć wodą”. Dobrze, że światowa nauka już dawno
wyrzuciła tę Magic-Based Medicine (medycynę opartą na magii) na
śmietnik historii lecznictwa. Gorzej, że Medycyna Oparta na Dowodach
nie postawiła sprawy jasno i nie odebrała oszustom dyplomów. Najgorzej
jednak, że zaczęła ignorować te brednie.
To chyba było najlepsze wyjście
Otóż nie. Mafia cwaniaków zwietrzyła swoją szansę i podrzuciła tego
bękarta lekarskim nieudacznikom, którzy nie radzili sobie z prawdziwą
medycyną. Przy ich czynnym udziale ten genetyczny niedorozwój powoli
dojrzewał. Oczywiście na pozór, gdyż nigdy nie przekroczył poziomu
„zabawy w doktora”. Nie było, zatem wyjścia. Mafia musiała dopracować
ideologię. Nie było łatwo, bo trzeba było unikać związków z logiką,
dedukcją, indukcją i wszelkimi innymi sposobami rozumowania.
Przyznaję, że udało się nad podziw. Stworzono kosmiczny gmach, którego
budulcem było kłamstwo, spoiwem oszustwo, a źródłem dochodów
głupota polityków, których „przekonano”, że można zrobić duże pieniądze
na legalnej sprzedaży NICZEGO. Gmach okazał się niezniszczalny i
spokojnie dotrwał do XXI wieku.
Skąd ta niezniszczalność homeopatii?
Z jednej strony to zrozumiała frustracja pacjentów, spowodowana –
niemożliwą do uzyskania w żadnym miejscu i czasie – powszechną
dostępnością do wszystkich osiągnięć medycyny. Dowodem jest masowa,
powrotna „turystyka medyczna” naszych rodaków pracujących wiele lat w
Anglii, Szkocji, a nawet USA. Z drugiej strony – oczywista naiwność i
wiara w brednie lecznicze przekazywane z ust do ust lub choćby na
forach internetowych. Te ostatnie to niebezpieczna zabawa, gdyż pośród
ludzi szukających pomocy, funkcjonują tam „specjaliści”, którzy udzielają
„fachowych” porad (często łamaną polszczyzną) na temat każdej choroby.
I mimo tego, że boją się ujawnić swoje prawdziwe nazwiska, mają wielu
internetowych fanów. Sporo osób daje się też nabrać na przykłady
cudownych uzdrowień opisywanych w tabloidach. Nawet telewizory
misyjne, nie mówiąc o komercyjnych, nie wstydzą się reklamować „leków”
homeopatycznych. Bardzo skutecznie ogłupiają też społeczeństwo różni
celebryci, których ptasie móżdżki nie mogą pomieścić podstawowych
wiadomości ze szkolnej fizyki lub chemii. Dla wielu z nich, fakt, że
brytyjska rodzina królewska stosuje homeopatię to nie farsa, lecz
ostateczny dowód na wartość leczniczą cukru w granulkach. O
absolwentach Uniwersytetów Medycznych i innych wykształconych
osobach nie chcę mówić, bo moja opinia o nich jest niecenzuralna. I
jeszcze jedno: wszyscy wiedzą, że popyt kształtuje podaż. A w tym
przypadku widzimy ciekawą zależność. Im mniej wiadomo o
mechanizmach działania homeopatii, im bardziej absurdalne są
wyjaśnienia, tym więcej ma ona fanatycznych zwolenników. Najbliższym
odniesieniem jest sekta religijna. Przyczyny czyjegoś wstąpienia do sekty,
jego otumanienia i bezgranicznej wiary w banalne kłamstwa sprytnych
oszustów (ksywka: guru) są zawsze trudne do zrozumienia. To ciekawy
problem do badań socjologicznych.
Ale przecież zwolennicy homeopatii nie tworzą sekt.
Nie chodzi o instytucjonalizm. Żadna organizacja nie jest potrzebna, by
poczuć wewnętrzne zespolenie z podobnie myślącymi. Pośród
„wyznawców” homeopatii jest wielu inteligentnych, wykształconych ludzi.
A jaki przekaz oni otrzymują? Nie wiadomo, jak powstają „leki”
homeopatyczne. Nie wiadomo, jaki jest ich mechanizm działania. Nie
wiadomo nawet, czym one są: przekazem elektromagnetycznym, pamięcią
wody, informacją leczniczą, a może dowcipem? To naprawdę
zadziwiające, jak przebiegają procesy myślowe u ludzi, którzy wierzą w
moc sprawczą tych nieistniejących zjawisk.
Nie wierzy Pan w świadectwa ludzi wyleczonych?
Raczy Pani żartować. Nie ma żadnych dowodów naukowych na
skuteczność homeopatii. Są tylko listy wdzięcznych pacjentów, deklaracje
ludzi „leczących”, opowieści „wyleczonych” pacjentów lub sensacyjne
oświadczenia świadków takich „wyleczeń”. Ale fakt, że ktoś opowiada o
wyleczeniu czegokolwiek „lekami” homeopatycznymi nie ma dla nauki
żadnego znaczenia dowodowego. Na każdy taki dowód ja mam równie
istotny:
Twierdzę oto z całą pewnością, że „terapia” granulkami cukrowymi
opóźnia moment „wyleczenia”, gdyż przepisywanie „lekarstw” na banalne
dolegliwości, które ustępują samoistnie, upewnia klientów homeopatów,
że są poważniej, niż w istocie, chorzy. I niech ktoś mi udowodni, że tak
nie jest.
W moim gabinecie konsultacyjnym, u mniej więcej 1/5 pacjentów nie
stwierdzam żadnej choroby i odsyłam ich do domu bez leczenia. A niech
ktoś pokaże mi jednego homeopatę, który chociaż jeden raz w życiu
powiedział klientowi, że jest zdrowy i nie zalecił przyjmowania słodkich
granulek. Z drugiej strony zdiagnozowanie wielu chorób wymaga
specjalistycznych badań laboratoryjnych lub obrazowych. I znowu,
pokażcie mi homeopatę, który kieruje chorego na scyntygrafię,
sonografię, angio-CT, MRI, PET, biopsję diagnostyczną, czy choćby na
urografię.
Jak mi wiadomo homeopatię stosuje się także w leczeniu trzody chlewnej,
psów, kotów i innych zwierząt. Te chyba nie wymagają takich badań.
Pani redaktor. Świnia zeżre wszystko, także słodkie granulki, ale
prawdziwym problemem jest stosowanie tzw. „leków” homeopatycznych u
ludzi. To już jest ordynarne oszustwo na wielką skalę. Promowane do tego
przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Wg mnie, urzędnicy tej
organizacji już dawno powinni stanąć przed sądem. Przez kilkadziesiąt lat
bowiem, promowali homeopatię w leczeniu malarii, gruźlicy, AIDS i
innych ciężkich, zakaźnych chorób. Dopiero w 2009 roku, pod naciskiem
grupy młodych naukowców (VOICE OF YOUNG SCIENCE) działających w
ramach pozarządowej organizacji SENSE ABOUT SCIENCE, geniusze z
WHO przyznali się do błędu. Jednak, mimo tego, że ich decyzje
skutkowały masowymi zgonami chorych na malarię (ostrożne szacunki
wskazują na kilkaset tysięcy ofiar) – żaden z 15 sędziów
Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze nie raczył
podnieść swojej d…y z krzesła. Efekt jest taki, że każdy lekarz (poza
homeopatą), który omyli się lub popełni błąd w sztuce medycznej,
odpowiada przed sądem. A ignoranci z WHO, „nieumyślni zabójcy” setek
tysięcy Afrykanów chorych na malarię, którym polecali homeopatyczne
g…o, pozostają bezkarni. Proszę mi powiedzieć, dlaczego ten skandal jest
skutecznie utajniany? Dlaczego informacje o tym nie docierają do opinii
publicznej? Dlaczego Unia Europejska nie reaguje, a przecież z Brukseli
do Genewy nie jest tak daleko?
Nie mam pojęcia
Wyjaśnię. Bo rzecz dzieje się w Trzecim Świecie. Łatwo zatrzeć ślady. I
gdyby nie młodzi naukowcy-idealiści, którzy postawili WHO pod ścianą, ci
nigdy nie przyznaliby się do błędu. Zresztą, jaki to błąd? WHO jest
powszechnie uważana za najbardziej skorumpowaną organizację
działającą pod egidą ONZ. I nic na to nie poradzimy
Więc zmieńmy temat. Wiem, że Pan profesor jest członkiem-założycielem
Klubu Sceptyków Polskich. Jakimi sprawami zajmuje się to
stowarzyszenie?
KLUB SCEPTYKÓW POLSKICH zajmuje się, podobnie jak SENSE ABOUT
SCIENCE, demaskowaniem pseudonauki w sferach publicznych oraz
ochroną praw konsumenckich przed pseudonaukowym oszustwem,
zwłaszcza medycznym. Zainteresowanych proszę o zapoznanie się z naszą
witryną i o współpracę. Bardzo interesują nas diagnozy stawiane przez
homeopatów oraz nazwy stosowanych w tych przypadkach pseudo-leków.
Do dyspozycji jest formularz lub adres: [email protected]
Mówi Pan pseudo-leków. Ale homeopaci twierdzą, że ich leki są
skuteczne, czego ma dowodzić fakt, że przez 200 lat nie wycofano z
użycia ani jednego preparatu homeopatycznego.
Na Boga! Przecież taka sytuacja dowodzi czegoś wręcz przeciwnego.
Błędy, powikłania, komplikacje od zawsze towarzyszą medycynie, która
ich zresztą nie ukrywa. Bardzo ważną część światowego piśmiennictwa
medycznego stanowią doniesienia o przyczynach różnych powikłań. Te
właśnie dane stymulują powstawanie lepszych leków, lepszych metod
leczenia, lepszych technik operacyjnych, lepszego instrumentarium,
lepszych implantów i lepszych technologii. Wystarczy zresztą odwołać się
do statystyki. Byłabyż homeopatia jedną, jedyną dziedziną życia, w której
nie popełnia się błędów? Śmieszne.
Rzeczywiście, to zakrawa na cud.
Raczej na magię. Jakim cudem te „leki” mogą być skuteczne, skoro
wiadomo, że zawierają wyłącznie cukier buraczany? Homeopaci
wprawdzie wmawiają naiwnym, że ten cukier jest impregnowany
„informacją leczniczą”, ale w takie majaczenia chyba Pani nie wierzy. W
naiwność pacjentów nie wierzą też chyba producenci, gdyż
konsekwentnie informują, jakie składniki zawiera określony preparat. Na
wszelki wypadek dodają jednak zaszyfrowaną wiadomość (np. 30CH),
która oznacza, że składniki te usunięto podczas rozcieńczania i w
opakowaniu znajduje się wyłącznie neutralny nośnik. Żaden producent
nigdy nie poinformował pacjentów na ulotce dołączonej do opakowania,
że „lek” homeopatyczny zawiera wyłącznie „informację leczniczą”. Jak
Pani sądzi dlaczego?
To oczywiste. Nikt by nie kupił informacji …
Oczywiście, ale przecież, zgodnie z ustawą, oznakowanie leku musi być
zrozumiałe dla pacjenta.
Więc jakie jest wyjście z sytuacji?
Dla Ministerstwa Zdrowia to nie problem. Trzeba tylko wmówić
urzędnikom UOKiK, że np. taki napis – substancja czynna: Anas barbariae
hepatis et cordis extractum 200K jest zrozumiały dla pacjenta. Pani go
rozumie, bo ja, profesor medycyny, nie mam pojęcia?
Napis łaciński można przetłumaczyć, ale co oznacza 200K?
„W tym sęk”. Dlatego właśnie myślę, że „wyjaśnienie” MZ jest
przeznaczone wyłącznie dla UOKiK, który rozpatruje sprawę niezgodnego
z polskim prawem oznakowania oscillococcinum. Jeśli UOKiK przyzna
rację 1 (słownie jednemu) dystrybutorowi „nic-leków” (wbrew interesowi
setek tysięcy polskich konsumentów), to znaczy, że miałem rację. Kto wie,
może nawet zostało zawarte jakieś nieformalne porozumienie?
Proszę wyjaśnić dokładniej
Pisałem o tym szczegółowo w liście otwartym do UOKiK, który jest na tym
portalu. Ale krótko: szyfr 200K oznacza, że w opakowaniu tego „leku” nie
ma leku! Ani jednej molekuły substancji czynnej! Nie ma nic!
Teraz to jasne
A Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów już od prawie roku
(rozpatrując sprawę oscillococcinum) nie może zrozumieć, że setki tysięcy
konsumentów nie mają pojęcia, że łykają „ducha kaczki”.
I jeszcze raz powtarzam. Jeśli chcą, to niech łykają. Ale niech wiedzą, co
robią (sic!). Niech to będzie napisane na opakowaniu „leku” (sic!). Tylko o
to mi chodzi i tylko o tym pisałem w skardze do UOKiK! To naprawdę
takie trudne do zrozumienia? Więcej, to niewiarygodne, by – przy tak
oczywistej argumentacji – polskie instytucje państwowe podejmowały
decyzje naruszające interes polskich konsumentów!
Żeby było śmieszniej, b. minister zdrowia E. Kopacz nakazała w
specjalnym rozporządzeniu, by takie leki (zawierające wyłącznie
neutralny nośnik) były dostępne tylko na receptę. Tekst tego
rozporządzenia jest tak absurdalny, że nie chce mi się go nawet
komentować. Kto chce, nie przeczyta sam. Dodam tylko, że Główny
Inspektorat Farmaceutyczny powtarza od lat, że leki nie zawierające
substancji czynnej (czyli te, o których mówi rozporządzenie E. Kopacz) są
lekami fałszywymi. To wygląda, jak „wojna na górze”.
Muszę przyznać, że Pan profesor ma talent do wyszukiwania
sprzeczności.
Mam takie hobby. Ale podsumujmy: homeopatia największe sukcesy
osiąga w leczeniu dolegliwości ustępujących samoistnie lub pod wpływem
równolegle stosowanego leczenia konwencjonalnego. Dochodzą do tego
choroby-nie choroby wymyślone przez żartownisiów. Oto przykłady: lęk
przed czymś, co może wyłonić się z ciemnego kąta, uciążliwa erekcja w
czasie jazdy samochodem, udręczenie religijne, postrzeganie
przedmiotów, jako większych niż w rzeczywistości itp. Sama Pani widzi,
jaki to cyrk. Chyba tylko Centrum Medyczne Szkolenia Podyplomowego
zachowuje się racjonalnie i mimo wielokrotnych próśb homeopatów, nie
przewiduje wpisania homeopatii na listę specjalności medycznych. To
zrozumiałe, bo zbitka słowna lekarz homeopata jest tyle samo warta, co
lekarz astrolog, lekarz wróżbita, lekarz jasnowidz itp.
Mówi Pan otwarcie, że homeopatia to oszustwo – przez co miał Pan do
czynienia z wymiarem sprawiedliwości.
Rzeczywiście, przez wiele lat byłem jedynym w Polsce lekarzem, który
otwartym tekstem, pod własnym nazwiskiem, komentował homeopatyczne
oszustwa. Nawet się dziwię, że byłem pozywany do sądu tylko przez
homeopatów, a nie np. przedstawicieli władz publicznych (czterech).
Pierwszy raz zresztą znalazłem się w sali sądowej przez fakt, że
zawierzyłem inteligencji tej czwartej. Teraz widzę, że nie można było tego
uniknąć, bo przez mój gabinet przewinęło się blisko stu przedstawicieli
prasy, a każdemu z nich musiałem tłumaczyć od podstaw, na czym polega
absurd homeopatii. Niekiedy po kilka razy. Gdy, na dowód, że homeopatia
jest oszustwem mówiłem o absurdalnej wielkości rozcieńczeń i
przytaczałem np. liczbę 10^400 (10 do czterechsetnej potęgi), ani jeden z
nich (sic!) nie rozumiał o co mi chodzi. Przyznawali, owszem, że to dość
duża liczba, jednak nie potrafili pojąć, że jej wielkość nie ma żadnego
odniesienia do czegokolwiek w naszym Wszechświecie i jeszcze kawałek
dalej. Poza tym, niektórzy z nich, byli autentycznymi fanami zjawisk
paranormalnych. Z tymi w ogóle nie rozmawiałem, podobnie jak z
geniuszami reportażu, którzy, jeśli chodzi o nauki ścisłe zatrzymali się na
poziomie procentów i ułamków. Krótko mówiąc, w większości byli
analfabetami naukowymi.
Ale, jak to było dokładnie z tym pierwszym procesem sądowym?
Osiem lat temu próbowałem wytłumaczyć kilku dziennikarzom, że jeśli
mechanizm działania oscillococcinum („leku” homeopatycznego
wytwarzanego na bazie kaczych wnętrzności) polega na „przenoszeniu
leczniczej informacji”, to gdy przypadkiem do produkcji tego „leku”
zostaną użyte zwłoki kaczki, która była chora na ptasią grypę –
oscillococcinum „przeniesie informację chorobotwórczą”. Nazajutrz
ukazały się w papierowych mediach wielkie artykuły, że „leki”
homeopatyczne przenoszą ptasią grypę. Metafizyczny absurd, że
„informacja” może „leczyć” lub „infekować” został pominięty. Nic, więc
dziwnego, że firma Boiron poczuła się zniesławiona i sąd nakazał mi jej
przeprosiny.
I co. Przeprosił Pan?
Znowu Pani żartuje. Ani mi się śniło. Firma sama wysłała do gazety
odpowiedni tekst i podpisała moim nazwiskiem. Podobno takie
podszywanie się pod kogoś jest zgodne z prawem. Mniejsza o to. Dobrze
wiem, że w Kretynolandzie wszystko jest możliwe.
A druga sprawa?
Przepraszam, dokończę myśl o błyskotliwych dziennikarzach. Tak wiele
razy zostałem oszukany (tekst prasowy był diametralnie różny od tego, co
mówiłem), że teraz autoryzuję każdy przecinek. Zwłaszcza, jeśli widzę w
czasie rozmowy z dziennikarzem „błysk zrozumienia” w jego oku i
potakujące kiwanie głową, gdy odwołuję się do rachunku
prawdopodobieństwa, przedstawiam liczby w zapisie wykładniczym,
opisuję reakcje chemiczne, używam takich ”trudnych” słów, jak
dysocjacja, randomizacja lub mówię o korelacjach i związkach
przyczynowych. Jestem wtedy pewien, że pozostawiony sam na sam ze
swoimi notatkami dziennikarz, w najlepszym wypadku napisze, że
„prawda leży pośrodku”, że „w tym coś jest” lub, że „należy mieć otwarty
umysł”.
Rozumiem. Proszę, więc opowiedzieć o tej drugiej sprawie sądowej
Druga sprawa była już diametralnie inna. Pani mgr Irena Rej, z
wykształcenia psycholożka, z zamiłowania prezeska Izby Gospodarczej, a
ze stanu posiadania – właścicielka holdingu homeopatycznego, złożyła
kolejny pozew. Do pomocy wezwała wszystkie koncerny homeopatyczne
działające w Polsce. Tym razem zostałem oskarżony o każdy, nawet
najbardziej niewinny epitet, którym obdarzyłem homeopatię, homeopatów
i „leki” homeopatyczne. Zarzucono mi nawet zniechęcanie lekarzy do
zajmowania się MBM (Magic-Based Medicine).
Ale tym razem Pani Rej się przeliczyła. Jeden z najlepszych polskich
prawników, znany konstytucjonalista profesor Dariusz Dudek, Kierownik
Katedry Prawa w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, występujący, jako
mój pełnomocnik, w ciągu kilkunastu minut zdeklasował powoda, czyli
Izbę Gospodarczą Farmacja Polska. W efekcie, po raz pierwszy w Europie
sąd wyraźnie stwierdził, że publikowanie przez profesora medycyny
tekstów ze stwierdzeniem, że homeopatia jest oszustwem, a „leki”
homeopatyczne to fałszywki — nikogo nie zniesławia. Pozew został
odrzucony.
To chyba był przełom
Otóż nie. Był to wprawdzie medialny hit, ale czwarta władza
zasznurowała sobie usta. Przyczyna była jasna: penize nesmrdi. O istocie
rzeczy powiadomił mnie ze smutkiem zaprzyjaźniony redaktor naczelny
jednego z opiniotwórczych czasopism. Powiedział wprost: „jeśli umieszczę
w moim piśmie twój tekst, stracę homeopatycznych reklamodawców.
Musisz to zrozumieć”. Zrozumiałem. Jedynym tygodnikiem, spoza branży
medycznej, który opublikował sporo moich artykułów o różnych
oszustwach leczniczych, okazał się „Najwyższy Czas”, którego
redaktorem naczelnym był wtedy JKM. Poza tym był Internet.
Ktoś się zainteresował wynikiem tego procesu?
Jako pierwszy zareagował znany angielski fizyk, pisarz i propagator nauki
Simon Singh, który pisząc książkę „Trick or Treatment?” i dedykując ją
księciu Walii ośmieszył nie tylko „medycynę alternatywną”, ale również —
korzystającą z usług homeopatów — angielską rodzinę królewską. Tym,
którzy za dowód wartości leczniczej homeopatii uważają fakt, iż stosuje ją
rodzina królewska, przypominam, że jest to anty-dowód. W rodach
monarszych od wieków dominuje „chów wsobny”, co powoduje częstsze,
niż w normalnej populacji występowanie – delikatnie mówiąc – ociężałości
psychicznej.
Ale o co konkretnie chodziło temu Anglikowi?
Simon, w jednym ze swoich felietonów napisał, że nieuczciwością jest
stosowanie zabiegów kręgarskich w leczeniu astmy u dzieci (nie tylko
lekarze rozumieją, jaki to absurd), za co Brytyjskie Towarzystwo
Chiropraktyków pozwało go za to do sądu. Wtedy rozpętała się burza. W
jego obronie wystąpiły prestiżowe instytucje naukowe oraz blisko 17
tysięcy znanych osób, głównie naukowców, z całego świata. Angielskie
prawo opiera się jednak na precedensach (common law), a nie na
regułach słuszności i sprawiedliwości. Dlatego Simon Singh szukał
precedensu i znalazł go w… Lublinie. Napisał do mnie list z zapytaniem,
czy zgodzę się, by mógł przedstawić angielskiemu sądowi materiały z
mojego wygranego procesu z homeopatami. Nie muszę chyba mówić, że
wysłałem mu odpowiednie informacje. A w dniu 1 kwietnia 2010 roku
Lord Chief Justice stwierdził (podobnie jak sędzia polski), że mówienie
prawdy nie może nikogo zniesławić i w ten sposób zmusił chiropraktyków
do wycofania pozwu.
Czyli wyrok w tej sprawie jest szerzej znany za granicą niż w Polsce
Tak to wygląda. Polskim wyrokiem zainteresował się jeszcze prof.
Stephen Barrett, prezydent amerykańskiej Narodowej Rady ds.
Zwalczania Oszustw Leczniczych (National Council Against Health Fraud)
– największej tego typu organizacji na świecie, który poprosił mnie o
przetłumaczenie najbardziej istotnych fragmentów akt sądowych. Nie
przypuszczam, by robił to dla zaspokojenia własnej ciekawości. Tak więc,
klęska homeopatów w sądzie jest obecnie szerzej znana w Anglii i USA,
niż w Polsce. Tym bardziej, że Klub Sceptyków Polskich opublikował w
ostatnim numerze prestiżowego amerykańskiego periodyku Skeptical
Inquirer, szereg informacji na temat mojej walki z homeopatią. A w
pierwszych dniach lutego Holendrzy poinformowali swoją opinię
publiczną, że polski Don Kichot wygrał w sądzie z koncernami
homeopatycznymi, które dysponują milionowymi funduszami.
Przejdźmy dalej: „informacja lecznicza”, „proces dynamizacji”, „podpis
astralny”. Te homeopatyczne terminy kojarzą się bardziej z magią, niż z
prawdziwą medycyną
Pani Redaktor. Głupota, to przypadłość demokratyczna. Byty polityczne
wyłania się drogą negatywnej selekcji. Nikt, kto robi autentyczną karierę
naukową, biznesową, czy jakąkolwiek inną nie garnie się do polityki.
Wymienić Pani kilkadziesiąt nazwisk wybrańców narodu, którzy nie
potrafią sklecić po polsku dwóch zdań? I tacy ludzie przegłosowują
ustawy, których zrozumienie wymaga uniwersyteckiego wykształcenia.
Zresztą nawet ludzie wykształceni, którzy już znaleźli się w Sejmie,
natychmiast tracą swoją wiedzę. Najlepszy przykład to Ewa Kopacz. Ta
Pani już w rok po mianowaniu jej ministerką zdrowia, zaakceptowała
homeopatię (Magic-Basic Medicine), jako sposób leczenia poważnych,
przewlekłych chorób.
Homeopaci, pytani o działanie i powstawanie leków homeopatycznych
powołują się na teorię kwantową. Co ma wspólnego teoria kwantowa z
homeopatią?
Znowu mnie Pani rozśmiesza. Odsyłam Czytelników do artykułu
„Homeopatia wyjaśniona”, który opublikowałem na tym blogu 8 listopada
2011. Wystarczy kliknąć. Przytoczę tylko jedną anegdotę. Homeopaci
uważają, że wstrząsanie butelką z wodą zmienia stan kwantowy cząstek
elementarnych. Skomentowałem to tak: „w ten sposób dokonują transferu
informacji leczniczej między mikroświatem kwantów, a makroświatem
kantów”. Najsmutniejsze jest to, że w środowisku naukowym znajdują się
takie postaci, jak dr hab. M. Molski, prof. Uniwersytetu Poznańskiego,
który prowadzi „teoretyczne badania naukowe” na temat homeopatii oraz
prof. dr med. M. Krawczyński (również z Poznania), który twierdzi, że
„lek” homeopatyczny można porównać do informacji zapisanej na
dyskietce komputerowej, a organizm chorego do twardego dysku…. Jak
Pani widzi, poznańska ”szkoła homeopatii” nie ma w Polsce konkurencji.
Gratuluję J.M. Rektorowi Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i J.M.
Rektorowi Uniwersytetu Medycznego, że potrafili skompletować taką
kadrę pracowników. Teraz badania nad zjawiskami paranormalnymi ruszą
prawdopodobnie pełną parą i rozpocznie się wyjaśnianie sposobu zginania
łyżeczek do herbaty przy pomocy „psychokinezy”.
Część osób uważa, że leki homeopatyczne są bezpiecznymi, naturalnymi
odpowiednikami konwencjonalnych leków. Dlatego farmaceuci i lekarze
homeopaci polecają je dla dzieci, kobiet w ciąży i matek karmiących, jako
lek bezpieczny, który nie powoduje skutków ubocznych i powikłań. Czy
tak jest rzeczywiście?
Zapewne się Pani zdziwi, ale odpowiedź brzmi tak. „Leki” homeopatyczne
są odpowiednikami leków konwencjonalnych, ale wyłącznie z tego
względu, że są sprzedawane w aptekach, co kompletnie dezorientuje
konsumentów. A czy są bezpieczne dla dzieci i kobiet w ciąży? Oczywiście
tak, bo jakim cudem śladowa objętość czystej wody lub czystego cukru
może powodować skutki uboczne lub powikłania. Natomiast stosowanie
tych „leków”, zamiast przepisanych przez specjalistów pediatrii,
ginekologii, czy położnictwa, może być przyczyną autentycznych
dramatów. Czy kontynuować wyjaśnianie?
Nie, ale co w takim przypadku według homeopatów jest czynnikiem
terapeutycznym w lekach homeopatycznych?
Nie wiedzą tego sami homeopaci. Nawet brukselska mafia
homeopatyczna im tego nie wyjaśnia. Zabezpieczyła ich tylko przed
zarzutami prokuratorskimi zamieszczając w „Farmakopei Europejskiej”
takie oto horrendum: Nie da się określić różnicy między
rozpuszczalnikiem, a homeopatycznym środkiem leczniczym za pomocą
naukowych metod analitycznych. Chodzi o to, by żaden biegły sądowy nie
mógł stwierdzić, czym „leczony” był pacjent. Jak Pani widzi to czysta
magia. Ale… żeby nie zostawiać pytania bez konkretnej odpowiedzi; wg
homeopatów czynnikiem terapeutycznym jest „informacja lecznicza”,
która ma charakter: elektromagnetyczny, kwantowy, wirtualny, duchowy,
energetyczny, strukturalny lub cyfrowy. Był nawet jeden francuski dureń
(prof. J. Benveniste), który tę informację przesyłał przez telefon i przez ….
Internet. Skoro tak, można by taką informację leczniczą rzeczywiście
zapisać na płytce i sprzedawać w Media-Markt. Zgadzałoby się nawet
hasło reklamowe. Pod warunkiem, że w neonie z napisem „Nie dla
idiotów” zepsułoby się podświetlenie partykuły.
Stosowanie terapii homeopatycznej jest zgodne z prawem. Na podstawie
obowiązujących przepisów prawa status „leków” homeopatycznych jest
taki sam jak innych leków
Pani Redaktor. Porównywanie w sposób naukowy statusu NICZEGO z
materialną substancją czynną leczniczo można traktować wyłącznie, jako
anegdotę, głupotę lub oszustwo. Logika wskazuje, że tak samo należy
traktować prawo, które zrównuje status NICZEGO z lekami
konwencjonalnymi. Wg mnie prawo może, a nawet powinno być surowe,
ale nie głupie lub korupcjogenne.
Wierzę Panu profesorowi. Tym bardziej, że w Wikipedii przy haśle
homeopatia widnieje nagłówek: „Ten artykuł lub sekcja opisuje teorie,
metody lub czynności niezgodne z obecną wiedzą medyczną”. Zgodnie z
57 paragrafem Kodeksu Etyki Lekarskiej lekarze nie powinni stosować
metod leczenia niezweryfikowanych naukowo. Naczelna Rada Lekarska
zaliczyła homeopatię do tzw. medycyny alternatywnej i stwierdziła, że
lekarze, organizacje lekarskie, uczelnie medyczne itp., które popularyzują
homeopatię – łamią Kodeks Etyki Lekarskiej. Co Pan w tym kontekście
powie o decyzji wydanej przez UOKiK, że „ordynowanie leków
homeopatycznych nie narusza Kodeksu Etyki Lekarskiej?
UOKiK swoją decyzję uzasadnia jedynie faktem, że NRL, jako
przedsiębiorca (sic!) stosuje nieuczciwą konkurencję (sic!) zalecając
lekarzom, by postępowali etycznie i nie stosowali leków, które nie są
zweryfikowane naukowo. Przed rozprawą apelacyjną mamy więc taką oto
sytuację: Naczelna Rada Lekarska „robi za” nieuczciwego
„przedsiębiorcę” (sic!). Homeopatyczny przedsiębiorca Boiron Sp. z o.o.
„robi za” uczciwego, gdyż – wg prawa obowiązującego w Kretynolandzie –
nie ma nic dziwnego w tym, że „lekarstwo” oscillococcinum nie zawiera
ani jednej molekuły leczniczej substancji czynnej (sic!). Wprawdzie GIF
twierdzi, że brak substancji czynnej jest fałszerstwem, ale (w domyśle) nie
dotyczy to „leków” homeopatycznych. Oczywiście, w domyśle
Ministerstwa Zdrowia, bo w oświadczeniu GIF nie ma o takim wyjątku ani
słowa.
Teraz to już nic nie rozumiem
Wyjaśnię to Pani matematycznie: dwie sprzeczności tworzą jedną, wielką
zgodność. Proszę zgadnąć: z czym?
Z prawem?
Brawo, widzę, że przyswoiła już sobie Pani cechy potrzebne do
swobodnego funkcjonowania w Kretynolandzie.
Ostatnie pytanie. Komu, tak naprawdę, zawdzięczamy promowanie
homeopatii w Polsce?
Odpowiedź jest banalnie prosta: stowarzyszeniom homeopatów,
producentom słodkich kuleczek, uczciwym dystrybutorom, rozumnym
posłom, jeszcze bardziej rozumnym senatorom, Sejmowej Komisji Zdrowia
z Bolesławem Piechą na czele, Ministerstwu Zdrowia, Urzędowi
Rejestrującemu homo-leki „od tyłu”, naukowcom-postępowcom,
publicystom-humanistom, fanom holistycznego paradygmatu w medycynie
z Panią Ewą Kopacz na czele, władzom uniwersytetów akceptującym
prowadzenie na ich terenie badań nad zjawiskami PSI, medykom-
magikom stosującym medorrhinum („lek” z męskiej ropnej wydzieliny
rzeżączkowej), jednemu znanemu magistrowi prawa, który (nie)wiadomo
dlaczego broni homeopatii, jednej pani psycholog, która jest
dystrybutorem maści z sadła świstaka, jednemu redaktorowi od „Czarno-
białych” dowodów, jednej dyrektywie europejskiej, wielbicielom zjawisk
paranormalnych, komentatorom „naukowym” telewizji całodobowych,
reklamom homeopatycznego cukru w telewizji misyjnej, radosnej
elastyczności prawa (p. gumka od majtek), postmodernistycznemu
relatywizmowi, zwolennikom powrotu do natury i fanom ruchu New Age,
portalom typu „czary-mary.pl”, PSI-blogerom, anonimowym homeo-
społecznościom internetowym, kącikom homeopatycznym w kolorowych
czasopismach, księdze przysłów pt. „Farmakopea Europejska” oraz
Światowej Organizacji Zdrowia, która walcząc o zdrowie ludzkości,
doprowadziła do „nieumyślnego zabójstwa” kilkuset tysięcy ludzi chorych
na malarię. Ale, że działo się to na Czarnym Lądzie, miliony euro-
pejczyków mogą sobie spokojnie bytować (na kontach).
Dziękuję. Teraz rozumiem, dlaczego nazywają Pana profesora „ojcem
chrzestnym” walki medialnej z homeopatią
Rozmawiała: Joanna Szubierajska, Ekologia.pl
OSZUŚCI VS NAUKA
Opublikowano 11 stycznia 2012, autor: Andrzej Gregosiewicz
Wycinek z tekstu Mariusza Gawlika, redaktora naczelnego Racjonalisty.pl
Artykuł, który zajął 3 miejsce (pośród 862) wyróżniło prawie 16 tys. osób.
Na moim blogu nosi on tytuł „HOMEOPATIA? ………. DURNIU!
Temat nie jest zamknięty, o czym świadczy standardowa reakcja
homeopatów (poniżej)
Mam nadzieję, że sąd przegoni homeopatę, podobnie jak to zrobił z Izbą
Gospodarczą Farmacja Polska, która skierowała pozew przeciwko mnie.
Andrzej Gregosiewicz
HOMEOPATIA, CZYLI CUKIER Z PODPISEM ASTRALNYM
Opublikowano 2 stycznia 2012, autor: Andrzej Gregosiewicz
Rozmowa z prof. zw. dr. hab. n. med. Andrzejem Gregosiewiczem,
kierownikiem Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcej Uniwersytetu
Medycznego w Lublinie.
Dziecięcy Szpital Kliniczny, ul. Chodźki 2, Lublin
Rozmawiała Agnieszka Mazuś, kierownik działu on-line Dziennika
Wschodniego (przed rokiem).
• Niedziela, 6 lutego, godz. 10.23. Co się wtedy stanie?
– Tego dnia rozpocznie się globalna kampania przeciwko homeopatii.
Wezmą w niej udział głównie lekarze i naukowcy z blisko 30 krajów, m.in.
z USA, Australii, Brazylii i Europy. Świat, w tym Polska, podejmuje tak
radykalne kroki, bo oszustwa o takiej skali dotąd w historii ludzkości nie
było.
• Dlaczego ta akcja nazywa się „Kampania 10:23”?
– Nawiązujemy do liczby 6,02 x 10^23 (prawo Avogadry), która określa
nieprzekraczalną granicę rozcieńczenia każdej substancji. A
rozcieńczanie to istota technologii produkcji „leków” homeopatycznych.
Ich wytwórcy nie przejmują się jednak ograniczeniami natury. Stąd
homeopatyczne wielkości rozcieńczeń są groteskowe, wielokrotnie
większe niż np. liczba molekuł we wszechświecie. Po takim rozcieńczeniu
w preparacie homeopatycznym nie ma nic. Zostaje rozpuszczalnik lub
nośnik, czyli woda lub cukier.
• Dlaczego prawo zezwala na sprzedaż takich leków?
– Odpowiem pytaniem. A skąd wziął się w Farmakopei Europejskiej zapis:
„Nie da się określić różnicy między rozpuszczalnikiem a homeopatycznym
środkiem leczniczym za pomocą naukowych metod analitycznych”?
Przecież takie sformułowanie to prawna legalizacja okultyzmu i magii. Ale
lobby homeopatyczne to wielkie pieniądze. Politycy nie mieli oporów, by
napluć w twarz nauce i medycynie. Przeciwko temu gigantycznemu
oszustwu (korupcji?) świat będzie protestować. Uczestnicy Kampanii
połkną publicznie całe opakowania tych homeo-cukierków. Udowodnią w
ten sposób, że nie mają one żadnego działania. Nawet ubocznego.
• Portal Racjonalista nazwał pana „ojcem chrzestnym medialnej walki z
homeopatią”. Trwa ona już ponad 10 lat. Dlaczego jest pan tak uparty?
– Jestem konsekwentny. Nie toleruję głupoty. A głupota homeopatyczna
zabija. Ostatnio, w Australii, zmarło 9-miesięczne dziecko z chorobą
skóry, którą łatwo leczy się konwencjonalnymi środkami. Rodzice dziecka
nie zgodzili się na ich stosowanie. Za ten brak zgody otrzymali wysokie
kary więzienia. Ale „postępowe” media nadal twierdzą, że trzeba mieć
„otwarty umysł”, by zrozumieć, że „lek” homeopatyczny harmonizuje
wibracje ustroju ludzkiego z wibracjami kosmosu. Swoją publicystykę na
temat uzdrowicieli, ruchu New Age i tzw. medycyny holistycznej
traktowałem początkowo jako hobby. Ale, gdy ustawodawca ogłosił, że
„leki homeopatyczne nie muszą leczyć”, rozpocząłem krucjatę przeciwko
temu absurdowi. Na efekty czekałem całe lata, ale w końcu ludzie zaczęli
myśleć i zastanawiać się, gdzie leży prawda.
• Entuzjaści homeopatii zarzucają panu, że chce się pan wypromować ich
kosztem.
– Nie mam już takiej szansy. W hierarchii uniwersyteckiej osiągnąłem
wszystko. Moja klinika cieszy się wysokim prestiżem. Przyjeżdżają do
mnie pacjenci z całego kraju. Opublikowałem ponad 230 prac naukowych,
wiele za granicą. Zredagowałem naukowo pierwszy w Polsce podręcznik
„Ortopedii Dziecięcej”. Czego mogę więcej chcieć? Na homeopatię tracę
tylko czas
• Jest pan światowej klasy specjalistą, jednym z najlepszych chirurgów
ortopedów w Polsce. Czy nigdy nie obawiał się pan, że przez tę walkę z
wiatrakami straci pan szacunek środowiska lekarskiego?
– Problem polega na tym, że to ja straciłem szacunek do wielu
autorytetów. Zwłaszcza do tych, którym nie przeszkadza, że pod
przykrywką tzw. holistycznego paradygmatu, wkradły się do medycyny
metafizyczne oszustwa lecznicze.
• Dlaczego tak wielu lekarzy zajmuje się homeopatią?
– Zazwyczaj to ci, którzy nie potrafili odnaleźć się w prawdziwej
medycynie. Którzy pewnego dnia zorientowali się, że nie nauczą się np.
operować lub nie będą mieli odwagi podejmować odpowiedzialnych
decyzji.
• Głośna krytyka homeopatii okazała się dość niebezpieczna. Dwa razy
musiał się pan ze swoich słów tłumaczyć przed sądem.
– To prawda. Przed laty kilku dziennikarkom lubelskiej prasy próbowałem
wytłumaczyć, że jeśli mechanizm działania oscillococcinum polega na
przenoszeniu „leczniczej informacji”, to gdy przypadkiem do produkcji
tego „leku” zostaną użyte zwłoki kaczki, która była chora na ptasią grypę
– to „lek” przeniesie „informację chorobotwórczą”. Była to zwykła kpina z
metafizycznych absurdów homeopatii. Ale tego dziennikarki już nie
wyjaśniły, a swoje artykuły zatytułowały dramatycznie: „Leki
homeopatyczne przenoszą ptasią grypę”. Nic dziwnego, że producent
preparatu pozwał mnie do sądu. Proces przegrałem i sąd nakazał mi
przeproszenie firmy. Nie zrobiłem tego, więc koncern przeprosił sam
siebie zamieszczając stosowne ogłoszenie z moim podpisem. Uważam
jednak, że w sumie to się opłaciło. Bo właśnie wtedy zaczęła się burza
medialna, której do dzisiaj nie mogą mi homeopaci darować.
• A kolejny proces? – Byłem wtedy już obeznany z kodeksem cywilnym i
wiedziałem, że mogę nazywać homeopatię oszustwem, jeśli tylko nie będę
wymieniał nazw koncernów. Ale pani Irena Rej, z zawodu psycholog, a z
zamiłowania prezeska Izby Gospodarczej „Farmacja Polska” i właścicielka
fabryki produkującej 50 „leków” homeopatycznych (wszystkie „odkrył”
były prezes Polskiego Towarzystwa Homeopatycznego) wytoczyła mi
proces o zniesławienie. Do wspólnego boju zaprosiła zagraniczne
koncerny produkujące homeopatyczny cukier. Warszawski sąd jednak
odrzucił pozew. Okazało się, że nazywanie oszustwa oszustwem nie jest
przestępstwem.
• Klub Sceptyków Polskich nazwał pańską działalność syzyfową pracą.
Jednak chyba nie mają racji, skoro według „Rynku Zdrowia” w ciągu
ostatnich kilku lat sprzedaż leków homeopatycznych w Polsce zmniejszyła
się o około jedną czwartą.
– Z tego jestem najbardziej dumny. Łatwo policzyć, ilu pacjentom
uratowałem zdrowie lub życie.
• Co jest według homeopatów czynnikiem terapeutycznym?
– Ewa Czerwińska – obecna szefowa Towarzystwa Homeopatycznego,
twierdzi, że jest to niematerialna „informacja lecznicza”. Cóż, z osobą,
która w „leczeniu” stosuje magię, nie ma jak dyskutować. Po prostu
należałoby odebrać jej dyplom lekarza i na tym zakończyć sprawę.
• Co to znaczy „informacja lecznicza”?
– Sami homeopaci nie wiedzą, co to jest. Nadają jej różne nazwy. Np.
duchowa, wirtualna, kwantowa, strukturalna, cyfrowa. Przesyłają ją
nawet przez telefon lub Internet. Generalnie, to jakieś chore majaczenie
na temat medycyny!
• Kiedy leki homeopatyczne stały się popularne w naszym kraju? I
dlaczego tak się stało?
– Rozkwit homeopatii zawdzięczmy Unii Europejskiej i jej oszukańczym
dyrektywom, które „suwerenny” polski ustawodawca bez namysłu
zaakceptował. Efektem było wprowadzenie do aptek blisko 6 tysięcy
homeopatycznych fałszywek. Po raz kolejny wyszła na jaw ignorancja i
arogancja władz publicznych. Lekarze nie mieli nic do powiedzenia.
• Jak to wygląda w innych krajach?
– W USA Agencja ds. Żywności i Lekarstw nie wydaje licencji na „leki”
homeopatyczne od 1970 roku! A w Anglii, w zeszłym roku komisja
specjalna parlamentu brytyjskiego wydała oświadczenie, w którym
zaleciła, by National Health Service zaprzestała refundacji preparatów
homeopatycznych oraz wycofała wszelkie licencje, jakich udzieliła tym
preparatom. Widząc, co się święci, już w 2009 roku, kilka brytyjskich
uniwersytetów zaprzestało rekrutacji studentów na kursy homeopatyczne.
• W Polsce z homeopatią walczy tylko pan?
– Teraz mam oparcie w Klubie Sceptyków Polskich, którego jestem
zresztą członkiem-założycielem. Przyłącza się do nas coraz więcej
myślących niezależnie naukowców. Wszyscy mamy nadzieję, że już
niedługo polski ustawodawca wyeliminuje z medycyny szalbierstwo i
metafizykę.
Przypis końcowy (aktualny):
Zachęcam do przeczytania artykułu pt. „HOMEOPATIA, OSKARŻAM
PARLAMENT, MINISTERSTWO ZDROWIA I URZĄD REJESTRACJI
PRODUKTÓW LECZNICZYCH O KŁAMSTWO NAUKOWE.
Po raz pierwszy ktoś odważył się powiedzieć otwartym tekstem, że polskie
władze publiczne oszukują społeczeństwo przy pomocy kłamliwych (pod
względem naukowym) ustaw. Mówię o „Prawie farmaceutycznym” i
anegdotycznych rozporządzeniach ministerialnych. A pamiętajmy, że
wtrącanie się polityków do Nauki to cecha typowa dla państwa
totalitarnego.
Politycy zapomnieli, że są pracownikami najemnymi, a ich pracodawcą
jest Naród. Że są urzędnikami zobowiązanymi do ułatwiania życia
obywatelom, a nie sobie. Ktoś wreszcie musiał im powiedzieć: RĘCE
PRECZ OD NAUKI! Tym bardziej, że większość z nich to ignoranci
naukowi.
Szkoda tylko, że ludzi, którzy to rozumieją jest tak mało. A tych, którzy
coś robią jeszcze mniej. Rozumiem, że w (każdym) społeczeństwie
dominuje oportunizm i strach przed władzą, ale – na Boga – żyjemy
jeszcze w demokratycznym kraju. Wolność słowa jest święta, zwłaszcza,
jeśli działamy w interesie społecznym.
Zacznijmy od spraw oczywistych. Zakrzyczmy na przykład ustawodawcę,
że nie wolno mu zmieniać uniwersalnych praw naukowych. Udowodnijmy,
że w hierarchii wartości nauka stoi ponad prawem, a nie odwrotnie.
Zacznijmy działać, bo arogancja i prywata, którą widzimy na każdym
kroku u wynajętych do pracy urzędników, przełoży się szybko na
despotyzm. Już teraz, niektórzy z nich zachowują się tak, jakby mówili:
PAŃSTWO TO MY! A gdy już do tego dojdzie, nie znajdziemy żadnej
instytucji, do której moglibyśmy się odwołać.
Siedem lat temu przewidziałem, że zakłamana „medycyna holistyczna”
wejdzie na salony. I, jak widzimy, weszła.
Apeluję zatem do środowiska farmaceutycznego i lekarskiego: proszę,
zróbmy wszystko, żeby ją przegonić! Jeszcze jest szansa.
Andrzej Gregosiewicz, styczeń, 2012
WSZYSTKIM CZYTELNIKOM ŻYCZĘ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
Opublikowano 31 grudnia 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
Moja homeopatia – autor – Marcin Kwiek
To było pod koniec grudnia, zaraz przed świętami
Szwagier przyniósł spirytusu, no więc rozrabiamy
Rozrabiamy tak jak zwykle, pół na pół, wiadomo
Dziad tak robił, ojciec robił, tak nas nauczono
Na to żona mówi nagle, że gdzieś przeczytała
Że im bardziej się rozcieńczy, to tym mocniej działa
Ależ skarbie, mówię do niej, jesteś w dużym błędzie
Jak rozcieńczy się za bardzo, nic z tego nie będzie
Ty z nauki nie kpij, mówi, głupiś jest i tyle
Trza rozcieńczyć i potrząsnąć, to zyska na sile!
Fakt, z nauką to na bakier nawet w szkole byłem
Ale żeby rozcieńczone miało większą siłę?
Ty się nie bój, mówi żona, bo głowy uczone
Twierdzą, że woda pamięta, co w niej rozpuszczone
Więc chłopaki do roboty, już za progiem święta
Rozcieńczajcie, będzie więcej, woda zapamięta
No więc żeśmy rozcieńczali, jak żona radziła
W myśl teorii naukowej – w rozcieńczonym siła
Tak nam sprawnie szła ta praca, że po krótkim czasie
Zapełniliśmy kanister, wannę oraz basen
Lecz gdy przyszedł czas na sprawdzian, straszna rzecz się stała
Wbrew teorii naukowej, … woda zapomniała!
W tym momencie się poczułem kompletnym frajerem
A na święta nam została woda z alzheimerem
HOMEOPATIA. OSKARŻAM PARLAMENT, MINISTERSTWO ZDROWIA I
URZĄD REJESTRACJI LEKÓW O KŁAMSTWO NAUKOWE!
Opublikowano 28 grudnia 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
W kwietniu 2011 roku złożyłem do Urzędu Ochrony Konkurencji i
Konsumentów zawiadomienie o wprowadzaniu w błąd konsumentów
przez homeopatyczną firmę Boiron Sp. z o.o. Chodziło o niezgodne z
prawdą oznaczanie „leku” oscillococcinum, który wg dystrybutora
zawiera rzekomo substancję czynną.
W czerwcu otrzymałem odpowiedź UOKiK (cytuję): „działania
podejmowane przez Spółkę mogą nosić znamiona praktyki naruszającej
zbiorowe interesy konsumentów, polegającej na naruszeniu obowiązków
informacyjnych wynikających z ustawy 6 września 2001 r. — Prawo
farmaceutyczne (Dz. U. Nr 45, poz. 271 z późn. zm.) oraz przepisów
wykonawczych do tej ustawy (…)”.
Mimo moich licznych próśb o przyspieszenie prac UOKiK nad tą sprawą,
dopiero 13.10.2011 (po 7 miesiącach od zawiadomienia) otrzymałem
enigmatyczną informację: (cytuję): „(…) obecnie trwa analiza i ocena
materiału dowodowego zgromadzonego w toku przedmiotowego
postępowania (znak sprawy: RWA-403-22/11/JR)”
Jak widać, coś (ktoś?) przeszkadza UOKiK w podjęciu decyzji. A ta, moim
zdaniem, jest prosta, gdyż przedstawione przeze mnie dowody są nie do
obalenia. Dlatego spokojnie czekam na decyzję UOKiK nakazującą firmie
Boiron na – zgodne z prawdą – oznakowanie „leku”, czyli wyraźne
poinformowanie pacjentów, że jedynym „czynnikiem leczniczym”
oscillococcinum jest niematerialny „bodziec informacyjny”. Druga opcja
to wycofanie oscillococcinum z rynku leków. Powód? Brak substancji
czynnej, w związku z czym, zastosowanie miałoby oświadczenie Głównego
Inspektoratu Farmaceutycznego, uznające takie „leki” za fałszywe.
I nagle buum! W dniu 16.12.2011 otrzymałem z Ministerstwa Zdrowia
list (dołączam na końcu) dowodzący, że moje zastrzeżenia wobec
oznakowania oscillococcinum (skierowane do UOKiK!) nie mają
uzasadnienia. Zastanawiam się, skąd ta nagła inicjatywa. Czyżby oba
urzędy uzgodniły już stanowisko na korzyść firmy Boiron? Czy może MZ,
które wysłało do mnie ten list, chciało w sposób pozaproceduralny
wywrzeć nacisk na UOKiK? Tego się nigdy nie dowiem.
Wiem jednak doskonale, że europejskie lobby homeopatyczne ma długie
ręce. Czy, aż tak długie, by wpłynąć na decyzję niezależnego, wysokiego
urzędu państwowego? O tym przekonamy się wkrótce. Dlatego niektóre
szczegóły sprawy upubliczniam w niniejszym artykule.
Andrzej Gregosiewicz
„Żaden rząd nie ma prawa decydować, co
do prawdziwości naukowych zasad (…)”
Richard P. Feynman
PARLAMENTARNY WSTĘP AUDIOWIZUALNY
(proszę kliknąć)
http://tiny.pl/hj748
KŁAMSTWO
W demokratycznym państwie każdy ma prawo do publicznego kłamania
na każdy temat. Pod warunkiem, że nie robi tym nikomu krzywdy. W
Polsce karane są, i słusznie, kłamstwa na temat holocaustu oraz zbrodni
nazistowskich i komunistycznych. Dziwne jest jednak, że wymienione
akty ludobójstwa przedstawia się w sposób asymetryczny, chociaż
wiadomo, że największą współczesną katastrofą ustrojową był komunizm
(100 mln ofiar). Dlatego jestem zdumiony, że polski wymiar
sprawiedliwości nie reaguje na kłamstwa młodych, lewicowych
„publicystów-humanistów” próbujących znaleźć okoliczności łagodzące
dla komunizmu.
Asymetria w traktowaniu ludobójczych ustrojów jest także zauważalna w
mediach. W ciągu ostatnich dwóch demokratycznych dekad, telewizory
wykreowały wielu komunistów na „mężów stanu”, a rzeczywistych
patriotów (pomijam bandytów i chuliganów) na faszystów. Skutkiem jest
dezorientacja dużej części społeczeństwa, które uważa na przykład, że
generał W. Jaruzelski walczył w 1981 roku o niepodległość. Niektórzy
nawet myślą, że jedna z bitew o Polskę rozegrała się w kopalni „Wujek”.
Wracając do uczciwości mediów. Od 10 lat jestem zapraszany do dyskusji
z kłamcami naukowymi przed kamery TV. Od 6-7 lat zawsze odmawiam i
zawsze wyjaśniam dlaczego. Zdumieni dziennikarze nie mogą pojąć, że
nie rozumiem zasady konieczności wysłuchania racji obu stron. Jednak
przez 10 lat walki z oszustami leczniczymi nabyłem sporego
doświadczenia i wiem doskonale, że dla widzów nie mają znaczenia
argumenty werbalne. Liczy się sama obecność oszusta w telewizorze,
gdyż zdaniem widzów, TV nie mogłaby być tak cyniczna, żeby zapraszać
kłamców do dyskusji. Moja tam obecność uwiarygodniałaby więc jedynie
hochsztaplerów. Zwłaszcza, gdyby dziennikarz podsumował dyskusję
standardową konkluzją, że „prawda leży pośrodku”.
Na zakończenie tego tematu jedno pytanie. Co Państwo sądzą o tych
najbardziej postępowych, zwłaszcza całodobowych stacjach TV, dla
których pedofil zwykły to monstrum, zaś – Daniel Cohn-Bendit (przyjaciel
Adama Michnika), również pedofil, chwalący się publicznie swoją
dewiacją, to bohater walki o „sprawiedliwość społeczną”?
Co Państwo sądzą o dziennikarzach zachwyconych tym „intelektualistą”,
jednym z twórców komunistycznego Ruchu 22 Marca, który (jako
Czerwony Dany) swoje pierwsze znane publiczne wystąpienie poświęcił
walce o swobody seksualne?
KŁAMSTWO NAUKOWE
Jeżeli kłamstwa na temat przyczyn wojny jaruzelsko-polskiej odchodzą
powoli w niepamięć, a Czerwony Dany zamiast do więzienia trafia do
polityki i jest postrzegany, jako „autorytet moralny”, to, co dopiero mówić
o tym, by opinia publiczna interesowała się kłamstwami naukowymi.
Sądzę, że prawie 100% Polaków nie ma pojęcia, czy kłamstwo naukowe
ma jakiekolwiek znaczenie dla jednostki. Nie budzi to mojego zdziwienia,
gdyż nawet prokuratura prezentuje totalne desinteressment tym
tematem.
KŁAMSTWO NAUKOWE MEDYCZNE (INDYWIDUALNE)
Jedyną dziedziną, w której kłamstwo naukowe budzi dość wyraźne emocje
w społeczeństwie, jest medycyna. Nie muszę wyjaśniać, dlaczego.
Na szczęście, kłamliwe wyniki naukowych badań medycznych, zwłaszcza
tych spektakularnych, podważających całą dotychczasową wiedzę o
leczeniu chorób, są wielokrotnie sprawdzane i raczej prędzej niż później,
kłamca naukowy zostaje zmuszony do zmiany zajęcia na mniej prestiżowe
(mop zamiast mikroskopu).
KŁAMSTWO NAUKOWE MEDYCZNE (INSTYTUCJONALNE)
Gorzej przedstawia się sprawa, gdy w sprawach metod leczniczych kłamie
nadrzędna instytucja państwowa, czyli Ministerstwo Zdrowia (szczegóły
dalej).
Jest to ten rodzaj instytucji, której funkcjonowanie wymaga bezwzględnej
uczciwości; od każdej, bowiem, decyzji może zależeć zdrowie całego
społeczeństwa.
Istnieje jednak pewien problem. Instytucjonalne kłamstwo naukowe jest
bezkarne. A gdy przypadkiem jest ono zgodne z wadliwym prawem –
mamy do czynienia z prawdziwym dramatem. Kierownicza rola
Ministerstwa Zdrowia staje się wtedy podobna (w niepodważalności
decyzji) do kierowniczej roli partii w państwie totalitarnym i oczywiście
groteską oraz kpiną z ludzi chorych.
Zrozumiałe, że bezpośrednią przyczyną jest oportunizm urzędników;
łatwiej (i bezpieczniej) jest popełnić kłamstwo naukowe będąc w zgodzie z
prawem, niż próbować wadliwe prawo zmienić.
PROPOZYCJA PENALIZACJI KŁAMSTWA NAUKOWEGO
Jeden z członków-założycieli Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz
członek British Humanist Association, proponuje uzupełnić polski Kodeks
Karny o nowy artykuł (http://tiny.pl/hj74s), z którego dwa punkty cytuję
niżej. Autora przepraszam, że pozwoliłem sobie na śladowe przestawienie
akcentów.
Oto ta propozycja:
1. Kto publicznie i ze szkodą dla innych podaje nieprawdziwe dane
naukowe podlega karze grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia
wolności do 6 miesięcy.
2. Tej samej karze podlega, kto w tym celu posługuje się świadomą
manipulacją lub zaprzecza faktom naukowym.
Pomysłodawca tego prawa uważa, że nada ono nowe wartości
społeczeństwu demokratycznemu i trafnie konkluduje, że „demokracja
bez wartości zamienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” . Ma
oczywiście rację, gdyż kłamstw naukowych pochodzących z
ustawodawczych lub rządowych instytucji nie ma jak zawetować.
Dlatego też, Richard P. Feynman, geniusz fizyki teoretycznej – już wiele
lat temu sformułował zasadę, która powinna być traktowana, jako
demokratyczny dogmat: „żaden rząd nie ma prawa decydować, co do
prawdziwości naukowych zasad (…)”.
KŁAMSTWA GLOBALNE
Ktoś mógłby wspomnieć o zwróceniu się po radę do Światowej
Organizacji Zdrowia. Przestrzegam. WHO uważana jest powszechnie za
najbardziej skorumpowaną międzynarodową organizację, zatrudniającą
medycznych ignorantów. Dowód jest oczywisty: trwająca kilkadziesiąt lat
akceptacja leczenia malarii (także gruźlicy i AIDS) „lekami”
homeopatycznymi. Ilu dokładnie ludzi zabiło tego typu leczenie trudno
jest ustalić, ale pamiętając, że rocznie zapada na malarię 300-500
milionów osób, z których 3 miliony (najczęściej dzieci do 5 r.ż.) szybko
umiera (http://tiny.pl/hj7nx), można w przybliżeniu ustalić ogólną liczbę
ofiar WHO. Pamiętając, że postępowi lekarze, powołując się na WHO, już
od wielu lat zakładają w Afryce i Azji mnóstwo klinik homeopatycznych
(http://tiny.pl/hj7nq), ich ofiary możemy liczyć w setkach tysięcy
(szacunek b. ostrożny) lub raczej w milionach.
Obliczono, że w tylko w RPA zmarło przedwcześnie z powodu różnych
chorób leczonych homeopatycznie 365 tysięcy pacjentów
(http://tiny.pl/hj7nq).
Teraz widać, jak silne jest lobby homeopatyczne, skoro do dzisiaj WHO
utajnia przed opinią publiczną dokładne dane na temat liczby zgonów w
Trzecim Świecie po „leczeniu homeopatycznym”.
A w Anglii, do dzisiaj, ludziom wyjeżdżającym na tereny endemicznie
zagrożone malarią, apteki proponują antymalaryczne „leki”
homeopatyczne. Patrz rycina (prawa górna szuflada).
KŁAMSTWO NAUKOWE W POLSKICH INSTYTUCJACH PAŃSTWOWYCH
Przykro mi to mówić, ale polskie władze publiczne bez żadnych
zahamowań ingerują w Naukę (przez duże N). Kilka lat temu
ustawodawca zakpił sobie z polskich naukowców i ustalił przez
głosowanie, że w Polsce przestało obowiązywać prawo Avogadra, II
zasada termodynamiki i kilkanaście innych uniwersalnych praw
naukowych. Związane to było bezpośrednio z legalizacją homeopatii.
Technologia, bowiem, produkcji tzw. „leków” homeopatycznych jest
sprzeczna ze wszystkimi (!) prawami nauk podstawowych.
Nic, więc dziwnego, że gdy przedstawiałem na wykładzie dla studentów
IV roku Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego szczegóły tej
technologii (wraz z filmem: http://tiny.pl/h5ssc) oraz cytowałem
rozporządzenie Pani Ewy Kopacz o leczeniu poważnych chorób wysoko
rozcieńczonymi „lekami” homeopatycznymi, 200 osób wyło ze śmiechu
przez 1,5 godziny. Oczywiście upominałem ich ostro, że nie należy
obrażać urzędującego Marszałka Sejmu Rzeczypospolitej, ale zakrzyczano
mnie. Epitetów nie powtórzę.
CZY KŁAMSTWO NAUKOWE, KTÓRE JEST ZGODNE Z USTAWĄ
PARLAMENTARNĄ, PRZESTAJE BYĆ KŁAMSTWEM?
Oczywiście nie. Co więcej, w opisywanym przypadku jest przestępstwem,
tyle, że wirtualnym. Tak samo wirtualnym, jak „leki” homeopatyczne.
Chytry ustawodawca zabezpieczył się przed zarzutami o przestępstwo
przegłosowując w ustawie Prawo farmaceutyczne zapis, wg którego
produkty homeopatyczne nie muszą wykazywać dowodów skuteczności
terapeutycznej. I co? Czy to nie jest groteska do kwadratu?
Najbardziej mnie dziwi postępowanie ustawodawcy, który miał przecież
uczciwe wyjście. Mógł zmienić wadliwe prawo. Nie zrobił tego.
PRAWDA, CZY FAŁSZ?
A teraz pytam ustawodawcę, ministra zdrowia i prezesa urzędu
rejestrującego prawdziwe leki: czy kłamstwem jest poniższe
oświadczenie (śp.) prof. zw. dr hab. med., dr h.c. Macieja Latalskiego,
byłego Przewodniczącego Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia i
byłego Przewodniczącego Konferencji Rektorów Uczelni Medycznych:
„(…) homeopatia nie ma nic wspólnego z medycyną (poza zjawiskiem
placebo), a jej zasady „lecznicze” oparte są na pseudonaukowej
przesłance, że „podobne można leczyć podobnym”. (…) prof. A.
Gregosiewicz słusznie proponuje, by z ustawy „Prawo farmaceutyczne”
wyeliminować zapis o brzmieniu: Produkty homeopatyczne nie muszą
wykazywać dowodów skuteczności terapeutycznej (art. 21). Cytowany
zapis jest w sposób oczywisty niezgodny z konstytucyjnie gwarantowanym
prawem do ochrony zdrowia (Konstytucja RP; art. 68 ust. 1, 2, 3 i 4) i z
nieznanego powodu promuje wyłącznie producentów nieskutecznych
„leków” homeopatycznych, które mogą być wprowadzane do obrotu w
sposób uproszczony. Jestem zdania, że otworzenie furtki ustawowej
wyłącznie dla producentów leków nieskutecznych jest niebywale groźne
społecznie i wymaga dokładnego wyjaśnienia przez niezależny organ
kontrolny (….)”.
Te same osoby pytam, czy kłamał prof. Rafał Niżankowski, współtwórca
rządowej Agencji Oceny Technologii Medycznych (sic!), który niedawno
oświadczył wprost: homeopatia to oszustwo.
Czy kłamali eksperci Naczelnej Rady Lekarskiej mówiąc, że homeopatia
nie jest zweryfikowana naukowo?
Czy kłamali harvardzcy nobliści, którzy dwukrotnie przyznali J.
Benveniste – francuskiemu guru homeopatii, nagrodę antyNobla za
najbardziej durne prace naukowe roku?
Czy kłamie cały świat naukowy?
FAKTY
W dniu 16.12.2011 otrzymałem z Ministerstwa Zdrowia list „dający
odpór” mojej skardze do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta
( http://tiny.pl/h1vfh , http://tiny.pl/h1dp1), w której:
1/ udowodniłem, że dystrybutor „leku” oscillococcinum (Boiron)
„wprowadza w błąd pacjentów dołączając do leku ulotkę z informacją, że
zawiera on substancję czynną leczniczo”, podczas, gdy produkt ten nie
zawiera, ani jednej cząsteczki takiej substancji.
2/ udowodniłem, że zapis na ulotce oscillococcinum: „Anas barbariae
hepatis et cordis extractum 200K” jest kompletnie niezrozumiały dla
pacjentów, gdyż nie informuje ich, że symbol 200K oznacza w istocie brak
jakiejkolwiek materialnej substancji czynnej
Dodałem również, że takie oznakowanie „leku” oscillococcinum jest
niezgodne z:
„1/ dyrektywą 2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 6
listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego się do
produktów leczniczych stosowanych u ludzi, wg której ulotka dołączona
do lekarstwa musi być zaprojektowana oraz napisana w sposób jasny i
zrozumiały dla pacjenta.
2/ rozporządzeniem polskiego ministra zdrowia z dnia 20 lutego 2009 w
sprawie wymagań dotyczących oznakowania opakowań i treści ulotki (Dz.
U. z dnia 13 marca 2009). Załącznik nr 2 do w/w rozporządzenia.
3/ artykułem 2 pkt 38 ustawy Prawo Farmaceutyczne z dnia 17 marca
2008 roku, gdzie zapisano, że substancja ma wyłącznie charakter
materialny.
4/ oświadczeniem Głównego Inspektora Farmaceutycznego z 2009 roku,
w którym czytamy, że leki nie zawierające substancji czynnej są lekami
sfałszowanymi. Poniżej plakat rozpowszechniany przez GIF.
MAFIA?
Odpowiedź Ministerstwa Zdrowia skierowaną do mnie, a sygnowaną
przez urzędnika Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Wojciecha
Giermaziaka, osoby o nieznanych mi kompetencjach, wykształceniu i
doświadczeniu naukowym, przytaczam bez skrótów na końcu niniejszego
tekstu.
Gdyby komuś nie chciałoby się czytać w całości ministerialnych bredni
prezentuję poniżej ich ciekawsze fragmenty wraz z komentarzem.
Na początek wspomnę tylko (dla śmiechu), że europejskie akty prawne
związane z homeopatią mają (z automatu) wyższą rangę niż ustawy i
rozporządzenia dotyczące wszystkich pozostałych leków opisanych w
polskiej farmakopei.
Tak to ustaliła brukselska ”mafia homeopatyczna”. Ciekawe, kto z
polskich władz publicznych znalazł w swoim łóżku świeżo odcięty koński
łeb?
Poniżej cztery krótkie fragmenty rządowego dokumentu, dla których nie
znalazłem innego określenia, jak skecz.
RZĄDOWY SKECZ nr 1
(Ministerstwo Prawdy w akcji)
- MZ
Pozwolenie na dopuszczenie do obrotu oscillococcinum jest równoznaczne
z zatwierdzeniem Charakterystyki Produktu Leczniczego, ulotki oraz
opakowań produktu leczniczego w tym jego oznakowania.
- AG
Wg MZ dopuszczenie do obrotu oscillococcinum automatycznie
potwierdza, iż produkt ten zawiera substancję czynną leczniczo, gdyż tak
jest napisane na ulotce. Fakt zaś, że oscillococcinum nie zawiera ani
jednej cząsteczki substancji czynnej leczniczo, co jest bezspornie
udowodnione i co potwierdza nawet producent (sic!) nie ma dla
Ministerstwa Zdrowia żadnego znaczenia.
Czysty Orwell.
RZĄDOWY SKECZ nr 2
(„substancja w ogólnym znaczeniu tego słowa”)
- MZ
„(…) Pan profesor nieprawidłowo interpretuje definicję substancji czynnej
w homeopatii. Przytoczony art. 2 p. 38 ustawy Prawo farmaceutyczne
dotyczy definicji substancji w ogólnym tego słowa znaczeniu, a nie w
szczególności substancji czynnej stosowanej w homeopatii”.
- AG
Szanowny Panie W. Giermaziak. Pan profesor prawidłowo interpretuje
definicję substancji czynnej zarówno w ogólnym, jak i szczególnym
znaczeniu tego słowa. Natomiast pańskie sformułowanie – Pan profesor
interpretuje, jako pseudonaukowy bełkot. Mimo to, Pan profesor rozumie,
że chciał Pan inteligentnie przekazać informację, że substancja
homeopatyczna nie jest materią. W takim razie może być wszystkim. Np.
bodźcem informacyjnym, zerem, polem elektromagnetycznym, próżnią,
chmurą internetową, antymaterią lub uzdrawiającym duchem.
I co? Niechcący potwierdził Pan mój zarzut.
RZĄDOWY SKECZ nr 3
(obalanie praw naukowych przez urzędników)
- MZ
„W omawianym produkcie substancją czynną jest rozcieńczenie,
wykonane metodą Korsakowa (200K) z roztworu macierzystego (…).
- AG
Szanowny Panie W. Giermaziak. W tym momencie obalił Pan prawo
Avogadra, zasady logiki formalnej i prawidła gramatyki. Jest Pan pewien,
że ma Pan rację?
Że substancją jest rozcieńczenie?
Ciekawe, co na to młody, sprawny, racjonalny, inteligentny minister?
SZANOWNY PANIE MINISTRZE B. ARŁUKOWICZ
Pańscy urzędnicy piszą, że homeopatyczna substancja czynna to
rozcieńczenie kaczych podrobów z wodą w stosunku 1 do 10^400 (10 do
czterechsetnej potęgi). Przypuszczam, że dla Pana to żadna
niespodzianka, że żyje Pan we Wszechświecie złożonym z 10^80 (10 do
osiemdziesiątej potęgi) molekuł? To znaczy, że wielkości tego
rozcieńczenia nie można sobie fizycznie wyobrazić bez zaangażowania w
proces myślowy kilku miliardów Wszechświatów wielkości naszego.
Proponuję obejrzeć zmywarkę do naczyń Korsakowa, która wg Pani E.
Kopacz produkuje „leki” homeopatyczne. „Leki” te (woda) po całkowitym
pozbyciu się wyciągu z kaczych podrobów, dostają takiej „mocy”, że
muszą być wypisywane na recepty. Oto urządzenie do oczyszczania wody
z „kaczego roztworu” (http://tiny.pl/h5ssc) oraz sposób leczenia chorych
„lekami” wyprodukowanymi w tej oczyszczarce (http://tiny.pl/hj7nd).
P.S. Na Pana miejscu zwolniłbym dyscyplinarnie z pracy wszystkich
urzędników, którzy użyliby w pańskiej obecności słowa homeopatia.
RZĄDOWY SKECZ nr 4
(wykładniczy wzrost IQ u pacjentów po legalizacji homeopatii)
- MZ
„Informacje zawarte w zatwierdzonej ulotce są przedstawione w sposób
jasny i zrozumiały dla pacjenta”.
- AG
Oto te jasne i zrozumiałe informacje:
ANAS BARBARIAE HEPATIS ET CORDIS EXTRACTUM 200K
Szanowny Panie W. Giermaziak. Pytam: czy symbol 200K oznacza
dwieście kilogramów, kubików, kwart, kwintali, kropli, kalorii, stopni
Kelvina, czy kop? Pytałem o to wszystkich znajomych profesorów
medycyny, wielu lekarzy i setki pacjentów. Żaden z nich nie miał pojęcia,
co kryje się pod szyfrem 200K (sic!)
A Pan pisze, że to jasne i zrozumiałe…
Kogo chce Pan przekonać?
Pewnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, prawda?
Bo z pańskiego listu wynika, że Ministerstwo Zdrowia już wie.
A UOKiK DELIBERUJE DZIEWIĄTY MIESIĄC NAD TYM JASNYM I
ZROZUMIAŁYM TEKSTEM (obrady – sytuacja fikcyjna)
Ekspert 1 – Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że firma Boiron działa zgodnie
z prawem.
Ekspert 2 – Jeśli tak, to nauka nie ma tu nic do rzeczy. My nie zajmujemy
się opiniowaniem, co to jest materia lub informacja lecznicza.
Ekspert 3 – Oczywiście. Jeśli Boiron działa zgodnie z prawem to jak może
wprowadzać w błąd pacjentów?
Ekspert 2 – Zgoda. Wydajemy decyzję. Ulotka nie mówi wprawdzie
pacjentowi, czy w opakowaniu jest lek, czy go nie ma, ale pacjent może
przecież zapytać aptekarza, co to znaczy 200K.
Ekspert 1 – A jak aptekarz nie będzie wiedział?
Ekspert 3 – To zajrzy do farmakopei i przeczyta.
Ekspert 1 – Ale przecież w polskiej farmakopei nic na ten temat nie ma.
Ekspert 3 – No to, co? Prawo jest prawem.
JAK TO SIĘ ROBI W POLSCE
Dystrybutorzy „leków” homeopatycznych dostosowują się po prostu do
systemu prawnego działania władz publicznych (a może odwrotnie?).
SYSTEM PRAWNEGO OGŁUPIANIA W CELU FINANSOWEGO
OSKUBANIA
1/ ustawodawca wkleja do polskich ustaw groteskowe i jawnie kłamliwe (z
naukowego punktu widzenia) „europejskie” dyrektywy umożliwiające
rejestrację produktów zawierających NIC.
2/ Ministerstwo Zdrowia oświadcza, że cukier buraczany zawierający NIC
(w oryginale: wysoko rozcieńczone leki homeopatyczne) stosuje się w
poważnych (sic!), przewlekłych (sic!) chorobach
3/ Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych uznaje NIC za produkt
leczniczy.
4/ producenci NICZEGO — nie potrzebując prawie NICZEGO do produkcji
NICZEGO – zarzucają apteki ponad 5 tysiącami rodzajów NICZEGO
5/ komentatorzy „naukowi” całodobowych telewizji opowiadają legendy,
że „w homeopatii coś jest”, gdyż, po „wyważeniu racji obu stron”, okazało
się, że „prawda leży pośrodku”.
6/ punkty 1 do 5 umacniają wiarę pacjentów w skuteczność NICZEGO.
7/ pacjenci kupują w aptekach buraczany cukier przyprawiony NICZYM
za cenę 3 do 4 tysięcy razy większą niż w sklepie osiedlowym. Przebicie
większe niż na kokainie!
8/ interes wszechczasów kręci się jak należy. Bo się należy. Ciekawe,
komu i ile?
LEGALIZACJA FAŁSZYWEK
Dla mnie najciekawszy był sposób przegłosowywania kłamliwych ustaw.
Wiadomo przecież, że w obu izbach polskiego parlamentu zasiada 560
niezależnych wybrańców ludu. Zorganizowana grupa prze… (prze…
przepraszam za jąkanie) lobbystyczna nie miała fizycznej możliwości, by
dotrzeć do wszystkich. Prawda, że byłem naiwny? Teraz już wiem (patrz
komisje śledcze), że każda trudna sprawa (alkohol, media, naciski, hazard
itd.) była wcześniej „obcykana”. Jak? Nie wiem. Ale widziałem w
telewizorze głosowania nad ustawami, które swoją tematyką przekraczały
poziom uniwersytecki. W górze kołysał się las rąk. Niektóre były totalnie
zdeformowane od rolniczego trudu. Ale nikt nie miał kłopotu ze
zrozumieniem.
Można się oczywiście zastanawiać, kto i w jaki sposób wytłumaczył
demokratycznie wybranym przedstawicielom ludu prostego, że w czasie
głosowania, prawa fizyki obowiązujące w mikroświecie cząstek
elementarnych, przenoszą się na chwilę do makroświata.
Czy to bardzo trudne do zrozumienia? Zapytajcie tych od dyscypliny
partyjnej. Oni „kumają”. Coś im się w tych kilku synapsach kojarzy.
Najczęściej z MAKRO. Bo to i cash i carry.
Jak patrzę na te polityczne, zadowolone z siebie byty, to widzę, że nie
mają one pojęcia, że dotyka ich ogólnonarodowy ostracyzm. Że nie zdają
sobie sprawy, że byt polityczny, podobnie, jak całodobowe lewactwo — to
„obciach”. A już na pewno, nie przychodzi bytom do głów, że ludzie plują
na telewizory. Przez 24 tv-godziny na dobę.
HISTORIA NATURALNA OSZUSTWA
Wyobraźmy sobie, że ktoś po raz pierwszy spotyka się z problemem
homeopatii. Był, bowiem, tak zajęty studiowaniem medycyny lub chemii,
że nie ma pojęcia o tym, że w polskim sejmie można wpisać do ustawy (i
potwierdzić głosowaniem), dowolny idiotyzm. Nawet taki, że leki nie
muszą leczyć. Temu młodemu człowiekowi opowiem pewną historię.
CHORUJĘ NA GRYPĘ
Czuję, że „bierze” mnie grypa. Kupuję, więc oscillococcinum i kładę się do
łóżka. Po kilku dniach jestem zdrowy, jak ryba.
Zastanówmy się teraz wspólnie, czy nastąpiło:
1/ samowyleczenie, czy
2/ organizm potrzebował homeopatycznej informacji, żeby wyleczyć
infekcję wirusową?
A więc myślimy …..
CO TO ZNACZY SAMOWYLECZENIE?
Otóż tylko to, że wtargnięcie wirusów uruchamia skomplikowany proces
prowadzący do transformacji limfocytów B w komórki plazmatyczne
wytwarzające specyficzne immunoglobuliny, które potrafią rozpoznać,
zneutralizować, zniszczyć lub wskazać napastników (wirusy) oddziałom
terminatorów (fagocyty).
Jeszcze ważniejsza od humoralnego odporu (przeciwciała) jest aktywacja
limfocytów T, które pełnią wiele funkcji. Mogą być bezpośrednimi
wirusobójcami w stylu Chucka Norrisa lub produkować zabójcze dla
wirusów substancje. Limfocyty T mogą także zapamiętać rodzaj broni,
którą dysponują różne wirusy i przygotować zasadzkę. Na tym polega
skuteczność szczepień przeciwko chorobom wirusowym u dzieci. U tych
szczepionych, wirusy nie zdążą nawet rozpatrzeć się w sytuacji (nie
mówiąc o namnażaniu), gdy pamiętliwe limfocyty T dokonują
wyprzedzającego ataku na forpoczty agresorów (p. wojna sześciodniowa).
Skuteczność działania tego systemu u człowieka nie wzięła się znikąd.
Każdy komórkowy lub humoralny element tej układanki był przez miliony
lat ewolucji przygotowywany do swoich zadań. Wszystkie warianty bitew i
potyczek były miliardy razy przećwiczone, aż cały układ odpornościowy
osiągnął niewyobrażalną perfekcję.
CO TO JEST HOMEOPATYCZNA „INFORMACJA LECZNICZA” …
polecana przez Ministerstwo Zdrowia? Bierzemy głęboki oddech i
zaczynamy:
Homeopatyczna informacja lecznicza jest to „plan bitwy z wirusami”,
który (nie wiadomo, jaka drogą) jest przekazywany do sztabu
operacyjnego układu odpornościowego organizmu (może przez wibrujące
punkty akupunkturowe w przebiegu meridian?). Ten plan, zawarty np. w
wyciągu z podrobów kaczki dzikiej (skąd się tam wziął?) został w trakcie
produkcji przekazany do wody, która go zapamiętała w sposób cyfrowy (p.
majaczenia J. Benveniste), poprzez – to nie dowcip – jej rozcieńczanie i
wstrząsanie. Następnie woda przekazała go (nie wiadomo w jaki sposób),
już w formie analogowej, do cukru buraczanego uformowanego w
granulki. Analogowej, dlatego, by system odpornościowy nie musiał
tracić czasu na rozwiązywanie digitalnego szyfru.
ZAKŁADAMY, ŻE POWYŻSZE BREDNIE TO PRAWDA,
że taki plan rzeczywiście istnieje i spokojnie czeka na aptecznych
półkach, aż ktoś głupi go kupi. Ale pamiętajmy, że plan to informacja. A
informacja, by istnieć w przyrodzie potrzebuje energii (II zasada
termodynamiki). Jedynym źródłem energii w aptece są gniazdka
elektryczne i kaloryfery (nieczynne w lecie). Przypuszczalnie, więc, „leki”
homeopatyczne magazynowane są w pobliżu gniazdek, które wytwarzają
pole elektromagnetyczne.
Należy też pamiętać, że plan bitwy z wirusami przy pomocy kaczej
informacji został opracowany kilkadziesiąt lat temu. Przez ten czas wirusy
grypy tysiące razy zmieniały i udoskonalały swoją broń (mutacje). Jeśli
więc nawet układ odpornościowy otrzyma taką muzealną „pomoc”, będzie
musiał zużyć część swoich sił, by nie umrzeć ze śmiechu.
NAUKA WG MINISTERSTWA ZDROWIA
Wiemy, że przeciwciała powstają wyłącznie na skutek pojawienia się we
krwi antygenów, czyli obcych dla organizmu cząstek materii. Żadna,
uporządkowana w jakiś kod informacyjny forma energii (niezależnie od
tego, czy będzie nazwana „bodźcem informacyjnym”, „informacją
leczniczą” lub podobnie, nie posiada własności antygenowych.
Przynajmniej tak twierdzi współczesna nauka.
Ministerstwo Zdrowia twierdzi inaczej. Wystarczy poczytać o „odkryciach
naukowych” Wojciecha Giermaziaka , który odkrył, że „substancja czynna
w ogólnym znaczeniu tego słowa jest czymś innym niż substancja czynna
homeopatyczna”. Coś, jakby materia i antymateria …..
A marszałkini Sejmu Ewa Kopacz w dniu 14 listopada 2008 r. (jeszcze,
jako ministerka zdrowia) wykryła, że wysoko rozcieńczoną wodę (czyli
substancję czynną w szczególnym znaczeniu tego słowa) powinno się
stosować w poważnych, przewlekłych chorobach (http://tiny.pl/h59dn).
ZAKOŃCZENIE
Wysoki Sejmie. Za genialną ideę stojącą (leżącą?) u podstaw odkrycia
znaczenia rozcieńczeń wody z wodą należy się nagroda. Proponuję, by, do
jury konkursu naukowego, organizowanego przez Klub Sceptyków
Polskich (http://sceptycy.org/), wysłać oficjalne pismo popierające
nominację Pani Ewy Kopacz do miejsca na podium.
Stuk, puk, laską w podłogę,
Sejm, sejm, wyraża zgodę
Prof. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz
P.S.
KELNER! DLA MNIE PRANA, DLA ŻONY ŚWIATŁO, A DLA DZIECKA
MIEJSCE PRZY OKNIE
Opublikowano 13 listopada 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
Mamut, mastodont czy syberyjski tygrys to nie jest danie obiadowe
najłatwiejsze do zdobycia. Nasi przodkowie uzbrojeni w prymitywne
włócznie często przy tym ginęli. Ale po co to robili, skoro wokół było
zatrzęsienie różnych pokarmów. Orzechy, korzonki, owoce, młode pędy,
warzywa, jagody, miód itd. Przypuszczam, że mięso im po prostu
smakowało
Błąd ewolucji
Ale mogło się zdarzyć, że ewolucja popełniła błąd i przeoczyła fakt, że
mięso ma szkodliwy wpływ na rozwój osobowości człowieka. Na szczęście
błąd ten wykryli wegetarianie i poinformowali o tym opinię publiczną. I
teraz zdarza się czasem, że jakaś trzynastoletnia ekolożka, w czasie
niedzielnego obiadu u babci odsuwa z niesmakiem na krawędź talerza
średnio wysmażony stek. Na pytanie, dlaczego to robi, odpowiada, że
właśnie osiągnęła globalny poziom świadomości, który nakazuje
traktować człowieka, zwierzę, roślinę i kamień jako emanację tego
samego bytu. Tak więc ona nie będzie jadła tego bytu. Babcia wzruszyła
ramionami na tę demonstrację. Jednak rodzice, gdy dowiedzieli się, że
wegetarianizm córki związany jest z uczestnictwem w jakimś niejasnym,
pseudoreligijnym ruchu New Age, wymagającym od uczestnika
stopniowego zrywania więzi z rodziną, społeczeństwem i kontem
bankowym, przyjrzeli mu się dokładniej. Tata nieco się wtedy
zdenerwował i od tej pory dziewczynka nabrała apetytu na mięso. Jadła
początkowo na stojąco, gdyż w jej rodzinie aprobowano pewien rodzaj
przemocy fizycznej wobec młodzieży niesłuchającej dobrych rad na temat
zagrożenia zdrowia przez stosowanie różnego rodzaju zdrowej żywności,
której podstawę stanowią m.in. otręby, kiełki oraz nadgniłe owoce, które
same spadły z drzewa.
Błąd ewolucji naprawiony
Przyjrzyjmy się kilku aspektom wegeterianizmu. Widzimy, że czasem
przybiera on dość skomplikowane formy: można np. pić mleko, ale nie
jeść jajek, można jeść warzywa, ale nie wolno wziąć do ust twarożku,
można jeść owoce, ale tylko te, które spadły z drzewa itd. Dopóki
funkcjonowało to na poziomie sporu, czy nabiał, czy warzywa bardziej
wzbogacają intelektualnie, nie było o co kruszyć kopii. Ale oto pojawiło
się coś nowego. Coś takiego jak filozoficzne pytanie o istotę bytu. Brzmi
ono: jeść albo nie jeść. To nie jest żart.
Błąd ewolucji naprawiony ostatecznie
Okazuje się bowiem, że między nami żyją (jak długo? – A.G.) dorośli,
wykształceni ludzie, którzy uważają, że można żyć nie jedząc i nie pijąc;
że jest to najwyższa, holistyczna forma afirmacji przyrody i zjednoczenia –
poprzez oddychanie – świadomości z Planetą i Wszechświatem.
Bretharianizm
Drogę życiową ludzi niejedzących można prześledzić na stronach Styl
Życia Bez Jedzenia. Propagatorem tego ruchu w Polsce jest Joachim M.
Werdin z Poznania. Cytuję jego słowa: „Niejedzący, niejedząca czyli
osoba, która w pełni osiągnęła stan niejedzenia, nie spożywa pokarmów
ani płynów z braku takowej potrzeby.” Joachim wyjaśnia, jak to jest
możliwe i różnicuje nawet te wyjaśnienia dla różnych grup osób:
- dla człowieka o otwartym umyśle: …wielu ludzi od początku istnienia
cywilizacji na Ziemi, nie spożywało pokarmów….
- dla ezoteryka: …organizm może być zasilany praną…
- dla naukowca: …szyszynka bezpośrednio transformuje wiry energii na
materię…
- dla osoby głęboko wierzącej: Bóg może wybrać osoby, które mogą żyć
bez przyjmowania pokarmów….
Polski Klub Niejedzących
PKN czyli Polski Klub Niejedzących działa w Poznaniu od 4 listopada
2001 roku, kiedy to odbyło się pierwsze spotkanie. Gośćmi byli Steve
Torrence i jego żona Evelyn Levy, którzy rozpoczęli w Polsce cykl
seminariów o Życiu w Świetle. Steve jest jednym z tych niejedzących,
którzy również nie piją. Tematem ich wykładów jest m.in.: ”błędne
rozumienie współczesnej wiedzy”, ”manipulacja wiedzą o zdrowiu”,
”nieświadome niewolnictwo”, ”zagubiona wiedza o prawdzie” itd. Koszt
prelekcji – 280 zł.
Dlaczego nasi niejedzący bohaterowie wybrali tak niecodzienny styl
życia? Oto ich argumenty (styl, ortografia i gramatyka oryginalne).
Cytuję:
„Doskonałe zdrowie: wyobraź sobie swój organizm pracujący doskonale,
bez najmniejszych niedomogów. Żadnego przeziębienia, kataru, kaszlu,
bólu, odczucia przemęczenia, znużenia, napadów rozpaczy itd. można by
tu wyliczać. Po prostu organizm tak zdrowy i czysty jak ten u
kilkumiesięcznego całkowicie zdrowego niemowlaka, tylko trochę starszy.
System immunologiczny jest w pełni funkcjonujący, tak że przebywanie w
gronie osób z zaraźliwą przez kontakt chorobą nie wpływa na twój stan
zdrowia. Czy to będzie bogaty Europejczyk, czy biedak bez tzw. środków
do życia na terytoriach określonych jako „Trzeci Świat”, organizm może
żyć i cieszyć się doskonałym zdrowiem, co jest pierwszym warunkiem do
szczęścia.”
Wątpliwości sceptyków
Panowie i Panie niejedzące. Czy widzieliście np. w Sudanie żywe trupy
kilkuletnich dzieci, które miały tylko tyle siły by podnieść do ust rękę z
surową mąką dostarczaną przez organizacje charytatywne?
Zorganizujcie kursy niejedzenia dla ich rodziców. Darmowe! Zapewnijcie
ich, że uzyskają w ten sposób globalną świadomość. Ostrzegam was tylko,
że Oni już tę świadomość mają. Wiedzą, że niedługo zespolą się z
Kosmosem.
Módlcie się więc, byście nie musieli razem z nimi uczestniczyć w tym
zespoleniu.
Będzie bolało.
Andrzej Gregosiewicz
HOMEOPATIA i MAJAKOWSKI
Opublikowano 12 listopada 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
PROSIMY UOKiK. ROZWIĄŻCIE TĘ SPRZECZNOŚĆ. TO
WYJĄTKOWO PROSTE
ANALOGICZNEGO BON MOTU MAJAKOWSKIEGO NIE MOŻNA BYŁO
ROZWIĄZAĆ. Z OCZYWISTYCH WZGLĘDÓW.
Porównanie to prezentuję wyłącznie w celu, by uzmysłowić Polakom w
jak praworządnym kraju żyjemy. W ZSRR trzeba było kłamać na
zawołanie. W dzisiejszej Polsce żadne kłamstwo nie przejdzie. Jeżeli „lek”
oscillococcinum nie zawiera substancji czynnej, to nie zawiera i już. Każdy
urząd z UOKiK na czele wyprostuje łatwo tę sprawę i ukarze firmę, która
miała czelność naruszać zbiorowe interesy konsumentów. Do tego została
przecież powołana.
JEST TYLKO JEDEN MAŁY PROBLEM ….. CZAS
Siedem miesięcy temu UOKiK otrzymał od mnie zawiadomienie, że polski
dystrybutor francuskich „leków” homeopatycznych (sp. z o.o. Boiron)
narusza zbiorowy interes konsumentów informując ich błędnie, że „lek”
oscillococcinum zawiera materialną substancję czynną (p. niżej).
Natomiast wg zarządu Polskiego Towarzystwa Homeopatycznego wysoko
rozcieńczone „leki” homeopatyczne (np, oscillococcinum – A.G.)
zawierają wyłącznie „bodziec informacyjny”, czyli materialnie NIC.
Zaapelowałem, by UOKiK rozwiązał tę sprzeczność poprzez:
1/ nakazanie firmie Boiron oznaczanie swoich produktów w sposób
zrozumiały dla pacjentów. Na przykład, dystrybutor powinien
wydrukować ulotkę z informacją, że oscillococcinum zawiera „bodziec
informacyjny” (pacjenci będą wiedzieli, że jest to czynnik duchowy i tym
chętniej, jako ludzie wierzący, będą go przyjmowali)
2/ drugą opcję, którą zaproponowałem było wycofania oscillococcinum z
rynku, gdyż nie zawiera ono substancji czynnej, co jest absolutnie
koniecznym warunkiem, by produkt nazwać lekiem.
W zawiadomieniu umieścilem najważniejsze akty prawne potwierdzające
moje racje. Mimo to od 7 miesięcy UOKiK szuka rozwiązania. Ze względu
na to, że problem jest wyjątkowo prosty do rozwiązania, tak długi okres
deliberacji profesjonalnych urzędników nie ma uzasadnienia. Dlatego,
podsuwam akty prawne na ten temat.
AKTY PRAWNE, KTÓRE NAKAZUJĄ, BY DYSTRYBUTORZY
INFORMOWALI KONSUMENTÓW, CZY W OPAKOWANIU LEKU JEST
LEK, CZY GO NIE MA
1/ europejska dyrektywa 2001/83/WE, wg której ulotka dołączona do
lekarstwa musi być zaprojektowana oraz napisana w sposób jasny i
zrozumiały dla pacjenta.
2/ paragraf 20 rozporządzenia polskiego ministra zdrowia z dnia 19
grudnia 2002 roku, który nakazuje przedstawiać informacje na ulotce w
sposób zrozumiały dla użytkownika.
3/ artykuł 2 pkt 38 ustawy Prawo Farmaceutyczne z dnia 17 marca 2008
roku, gdzie zapisano, że substancja to materia
4/ artykuł 2 pkt 32 ustawy Prawo Farmaceutyczne, który jasno określa, że
„produkt leczniczy jest substancją lub mieszaniną substancji (….)”. Dz. U.
2001 Nr 126 poz. 1381)
5/ oświadczenie Głównego Inspektora Farmaceutycznego z dnia 26
sierpnia 2009, w którym czytamy, że leki nie zawierające substancji
czynnej są lekami sfałszowanymi.
SZANOWNA PANI PREZES
ALBO COŚ JEST, ALBO CZEGOŚ NIE MA!
OPISANA DYCHOTOMIA JEST DZIECINNIE ŁATWA DO
ROZSTRZYGNIĘCIA
OBECNA SYTUACJA JEST KORZYSTNA WYŁĄCZNIE DLA JEDNEGO
DYSTRYBUTORA, LECZ NARUSZA ZBIOROWE INTERESY
KONSUMENTÓW
KOGO ZATEM CHRONI UOKiK?
JEDNEGO DYSTRUBUTORA, CZY SETKI TYSIĘCY KONSUMENTÓW?
Uwaga! Dystrybutor nadal rozprowadza masowo (przez apteki)
„przeciwgrypowy lek” oscillococcinum, w którym nie ma śladu żadnej
substancji leczniczej. Nadal też umieszcza na ulotce nieprawdziwą
informację, że „lek” taką substancję zawiera. Osiąga więc zysk finansowy
sprzedając NIC. Biorąc pod uwagę wytyczne (i poniższy plakat) Głównego
Inspektoratu Farmaceutycznego na temat składu każdego leku, możemy
śmiało stwierdzić:
OSCILLOCOCCINUM JEST LEKIEM FAŁSZYWYM
Należy przed nim chronić konsumentów!
Popatrzmy na to dziecko i załóżmy taką hipotetyczną sytuację: matka
(traktująca poważnie napis na ulotce) podaje dziecku cukier buraczany z
nadzieją, że wyleczy tym grypę lub przeziębienie. Nie wie, że w „leku”
nie ma żadnej substancji czynnej leczniczo. Gdyby wiedziała, że karmi
dziecko „informacją”, którą profesor (?) medycyny z Uniwersytetu
Medycznego z Poznania M. Krawczyński porównuje do informacji
zapisanej na dyskietce komputerowej, a jej dziecko do twardego dysku,
zastanowiłaby się 5 razy, zanim podałaby dziecku NIC. A jeśli u tego
dziecka objawy zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowych, czy nawet
ostrej białaczki limfoblastycznej imitują symptomy grypy? Zastanówmy
się dobrze nad tym.
UOKiK sprawdza czy w powyższym leku jest lek, czy go nie ma. Mimo, że
cały świat (zwłaszcza naukowy) doskonale wie, że jedynym składnikiem
jest cukier, UOKiK sprawdza to od siedmiu miesięcy.
PYTAM DLACZEGO?
Prof. Andrzej Gregosiewicz, listopad 2011
P.S. Wszystkich, którzy rozumieją wagę problemu proszę o wysyłanie
maila do UOKiK z prośbą, by spowodowała prawidłowe oznaczanie „leku”
oscillococcinum.
Proponuję, by wysyłać ulotkę z prawidłowym oznakowaniem. Wystarczy
skopiować poniższy tekst, wkleić do maila, wpisać 2 adresy:
[email protected], [email protected] i wysłać z oflagowaniem ważne.
Szanowna Pani Prezes UOKiK
Przesyłam projekt właściwego oznakowania „leku” homeopatycznego
oscillococcinum. Wg mnie pacjenci powinni otrzymywać zrozumiałe
informacje na temat „leku”, co zresztą jest wymagane przez dyrektywę
europejską 2001/83/WE, paragraf 20 rozporządzenia polskiego ministra
zdrowia z dnia 19 grudnia 2002 roku, artykuł 2 pkt 38 ustawy Prawo
Farmaceutyczne z dnia 17 marca 2008 roku, artykuł 2 pkt 32 ustawy
Prawo Farmaceutyczne, który jasno określa, że „produkt leczniczy jest
substancją lub mieszaniną substancji (….)”. Dz. U. 2001 Nr 126 poz.
1381) i oświadczenie Głównego Inspektora Farmaceutycznego z dnia 26
sierpnia 2009, w którym czytamy, że leki nie zawierające substancji
czynnej są lekami sfałszowanymi.
Oto projekt, który w zrozumiały sposób informuje matkę, co podaje
choremu dziecku.
OSCILLOCOCCINUM
Skład: 1 g granulek zawiera ”informację leczniczą” uzyskaną z
wyciągu z wątroby i serca kaczki. Wielkość rozcieńczenia wyciągu z
wodą: 1 : 10^400, czyli 1 do 100000000000000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000 (jedynka i 400 zer).
HOMEOPATYCZNA LASKA, CZY KŁODA?
Opublikowano 22 października 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
WPROWADZENIE
Z dogmatów homeopatii wynika, że woda mająca „wstrząsający” kontakt z
substancjami organicznymi nabywa leczniczych własności
homeopatycznych. Niewykluczone więc, że laska marszałkowska stykając
się z ręką fana (fanki) homeopatii (niewątpliwie substancją organiczną)
również nabywa własności homeopatycznych podczas stukania nią o
podłogę.
Jest to oczywiście robocza hipoteza, którą będzie można zweryfikować
podczas obrad polskiego sejmu. Otóż, jeśli reformy systemowe będą
serwowane społeczeństwu polskiemu w dawkach homeopatycznych
(zerowych), moja hipoteza nabierze cech prawdopodobieństwa. Będąc
lojalnym obywatelem mojego kraju będę wtedy mógł powiedzieć: Boże,
chroń nas przed taką laską.
KONKURS KLUBU SCEPTYKÓW POLSKICH
Klub Sceptyków Polskich, którego jestem członkiem-założycielem,
organizuje cykliczny konkurs, który ma odpowiedzieć na pytanie:
dlaczego wśród laureatów naukowych nagród Nobla nie ma Polaków?
Na stronach KSP możemy przeczytać: „Wśród polskich naukowców jest
ogromna liczba entuzjastów poświęcających cała swoją energię i czas
nauce. Czasami wystarczyłoby po prostu przestać im przeszkadzać w tym
co robią, a nauka polska z pewnością zaczęłaby odnosić sukcesy.
KŁODY POD NOGI NAUKI POLSKIEJ
Widzimy jednak doskonale, że wiele osób i instytucji rzuca nauce polskiej
kłody pod nogi. Chcemy, aby takie działania były nagłośnione, wyśmiane i
napiętnowane, dlatego zapraszamy wszystkich zainteresowanych do
zgłaszania nominacji do tytułu KŁODA ROKU 2011 (http://sceptycy.org/?
page_id=32).
Kandydatami mogą być m.in.:
Instytucja naukowa utrudniająca prowadzenie badań
JM Rektor wyższej uczelni, który zdobył habilitację przy pomocy plagiatu i
pomimo wykrycia tego przestępstwa nie ustępuje ze stanowiska
Naukowiec marnujących czas i pieniądze na bezsensowne badania
Instytucje i/lub osoby popularyzujące pseudonaukę.
Ponieważ jesteśmy całkowicie niezależni od kogokolwiek, nie zakładamy
żadnych ograniczeń jeśli idzie o urzędy czy stanowiska. Nominować
można również premiera, prezydenta, ministra i urzędy, którymi
zarządzają, jeśli tylko spełnią warunki konkursu. Nie zawahamy się
uhonorować nasza nagrodą Sądu Najwyższego jeśli swoim wyrokiem
przyczyni się do hamowania postępu naukowego.
Uroczysta gala i wręczenie symbolicznych KŁÓD będzie odbywać się
corocznie w przededniu gali wręczenia nagród Nobla. W ten właśnie
sposób chcemy pokazać, dlaczego wśród laureatów nie ma polskich
naukowców.
TEGOROCZNE NOMINACJE
W tym roku do tytułu KŁODA ROKU 2011 nominowana została Sejmowa
Komisja Zdrowia, Marek Rymuszko – redaktor naczelny miesięcznika
„Nieznany Świat” oraz Teresa Król – redaktorka i współautorka
podręcznika wychowania do życia w rodzinie na poziomie gimnazjum pt.
„Wędrując ku dorosłości”. Uzasadnienia tych nominacji można znaleźć
pod adresem http://sceptycy.org/?page_id=70.
Chciałbym, by o tej inicjatywie Klubu Sceptyków Polskich dowiedziało się
jak najwięcej osób. Liczę na to, że Czytelnicy blogów Służby Zdrowia,
którzy – stanowiąc znaczną część polskiej elity intelektualnej i naukowej –
wspomogą nasze działania i przedstawią interesujące kandydatury do
nagrody.
Dlatego w tym miejscu publikuję tekst nowej nominacji przeznaczony dla
KSP.
NOWA NOMINACJA
EWA KOPACZ – minister zdrowia od 2007 r.
Fakty
Tytuł zawodowy – lek. med. (równorzędny z magistrem). Do 2001 r. E.
Kopacz kierowała zakładem opieki zdrowotnej w Szydłowcu. Tam
zdobywała ostrogi ministerialne i ew. marszałkowskie.
Kompetencje zawodowe:
I stopień specjalizacji z pediatrii, który nie uprawnia nawet do pełnienia
dyżurów w szpitalu.
Kompetencje naukowe
Wszyscy wiemy doskonale, że Ewa Kopacz jest tak zapracowana, że nie
znajduje czasu na śledzenie wszystkich (co zresztą jest fizycznie
niemożliwe) współczesnych osiągnięć nauki. Oczywiste jest więc, że nie
ma prawa, by arbitralnie decydować, która metoda terapeutyczna jest
lepsza lub gorsza od innych.
Od stanowiska nie przybywa wiedzy
Potwierdzeniem braku kompetencji naukowych jest na przykład wydanie
przez Ewę Kopacz rozporządzenia uprawniającego lekarzy do stosowania
rozcieńczonej wody, zawierającej „bodziec informacyjny” w (cytuję):
„poważnych, przewlekłych chorobach”. Co więcej „duchowy bodziec”
musi być przepisywany na recepcie. Z powyższego jasno wynika, że
polska minister zdrowia nie wie, że cała światowa nauka (z wyjątkiem
nielicznych outsiderów) już dawno wyrzuciła homeopatię na śmietnik
historii medycyny.
Prośba do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
Prosimy uprzejmie o pozostawienie pani Ewy Kopacz w rządzie,
parlamencie lub gdziekolwiek we władzach publicznych. Byle nie wracała
do pracy zawodowej, jako pediatra. Panu chyba też szkoda ciężko chorych
dzieci, które będzie leczyła rozcieńczoną i wytrzęsioną wodą. Niech
będzie nawet marszałkiem sejmu….
Nic się nie stanie, ale za to chorzy będą bezpieczni, gdyż nikt nie będzie
ich „bóść informacyjnie” powołując się na Ministerstwo Zdrowia lub
kaleką ustawę sejmową, wg której „leki” homeopatyczne nie muszą
wykazywać własności leczniczych.
Nic dziwnego, że tekst piosenki Macieja Zembatego, który powstał wiele
lat temu jest do dzisiaj aktualny.
SEJM KALEK
Stuk, puk
Laską w podłogę
Sejm, Sejm
Wyraża zgodę
Stuk, puk
Laską o blat
Sejm mówi: Tak!
Ślepi patrzą zadziwieni
Zaraz będą mówić niemi
W ławach wrzawa wnet wybucha
Głusi nadstawiają ucha
Na mównicę wszedł niemowa
Z wnioskiem o wolności słowa
Dyskusja się wywiązała
Kiedy zabrał głos jąkała O jedności w społeczeństwie
Żeby jedność była wszędzie
Bo w jedności leży siła
Byle tylko jedna była
Jedna świnia, jedna krowa
Jedna dupa, jedna głowa
Teraz będzie głosowanie
Siadł i puścił z pyska pianę
M. Zembaty (fragmenty)
UZASADNIENIE NOMINACJI EWY KOPACZ DO KŁODY roku 2011
W XXI wieku, gdy postęp naukowy rośnie wykładniczo, gdy standardami
leczniczymi stają się transfery kwasów nukleinowych, akceptowanie przez
panią Ewę Kopacz „leczenia” przy pomocy „bodźca informacyjnego” i
uwikłanie polskiej medycyny w zakłamany paradygmat holistyczny,
będący awangardą okultystycznego ruchu New Age, który Waldemar
Łysiak określił wyjątkowo trafnie „postmodernizmem dla przygłupów”,
jest kompromitacją całej polskiej nauki i wszystkich polskich lekarzy
naukowców.
OSTRZEŻENIE
Panie premierze, być może Pan, lub ktoś z pańskiej rodziny zachoruje.
Wtedy polski lekarz akceptujący – za ministrem zdrowia – zasady
anegdotycznej medycyny holistycznej może zapisać Panu poniższy „lek”.
Z zasady nie komentuję decyzji innych lekarzy, oczywiście z wyjątkiem
lekarzy oszustów. Ale teraz nawet tego nie będę robił. Po prostu nie
muszę. Wszystko widać gołym okiem.
„Lek” homeopatyczny „bez wskazań leczniczych” (sic!) Zawiera
„francuską, duchową informację leczniczą” zakodowaną w sposób binarny
w granulkach cukrowych. „Duch leczniczy” jest wyprodukowany w
zakładach koncernu Boiron, a pochodzi z męskiej, ropnej wydzieliny
rzeżączkowej (http://tiny.pl/h5wqc)
I TAK DOCHODZIMY DO ……
ROZPORZĄDZENIA PANI EWY KOPACZ (fragment)
z dnia 14 listopada 2008 r. w sprawie kryteriów zaliczenia produktu
leczniczego do poszczególnych kategorii dostępności.
Dz. U.08.206.1292 → z dnia 21 listopada 2008 r.
Na podstawie art. 23 ust. 3 ustawy z dnia 6 września 2001 r. — Prawo
farmaceutyczne (Dz. U. z 2008 r. Nr 45, poz. 271) zarządza się, co
następuje:
(…)
Produkt leczniczy homeopatyczny, o którym mowa w art. 21 ust. 1
ustawy z dnia 6 września 2001 r. — Prawo farmaceutyczne, zalicza się do
kategorii dostępności, o której mowa w ust. 1 (wymaga recepty! – przyp.
A.G.), w przypadku gdy:
1) Występuje w stopniu rozcieńczenia trzydzieste rozcieńczenie dziesiętne
lub piętnaste rozcieńczenie setne i Korsakova lub
2) Występuje w stopniu rozcieńczenia pięćdziesięciotysięcznego i
Korsakova.
podpis
MINISTER ZDROWIA
Uwaga! aparat Korsakowa do produkcji „leków” homeopatycznych (wg
Ewy Kopacz) lub zmywarkę do naczyń (wg A. Gregosiewicza) można
obejrzeć na filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=s9OhX44yF4A
Leczenie przy pomocy „NIC-LEKÓW” wyprodukowanych m.in. w aparacie
Korsakowa demonstruje w sposób niezwykle dydaktyczny film pt.: „Ostry
dyżur homeopatyczny” http://www.youtube.com/watch?
v=mL1WZGHkUFE. Zachęcam do obejrzenia.
UZASADNIENIE ROZPORZĄDZENIA wg MINISTRA ZDROWIA
„(…) W rozporządzeniu w przepisie § 1 ust. 2 określono warunki na
podstawie, których produkt leczniczy homeopatyczny jest dostępny na
receptę. Metoda leczenia homeopatycznego należy do metod
holistycznych. W myśl zasad holistycznych wysokie rozcieńczenia
(potencje, stopnie dynamizacji) produktów leczniczych homeopatycznych
stosowane są w poważnych jednostkach chorobowych, głównie w
chorobach przewlekłych. Przebieg takiego leczenia powinien być
nadzorowany przez lekarza homeopatę.
(…)
Każdy lek homeopatyczny posiada określony zakres działania, który jest
uzależniony od jego rozcieńczenia i dynamizacji. Im wyższy stopień
dynamizacji, tym zakres oddziaływania na organizm jest głębszy i dłuższy.
Nie ma tu niebezpieczeństwa zatrucia z toksykologicznego punktu
widzenia natomiast istnieje realne niebezpieczeństwo pogłębienia
procesu chorobowego (…)” (http://tiny.pl/h59dn)
KTO TU OSZALAŁ?
Nawet WHO, ta najbardziej skorumpowana w cywilizowanym świecie
instytucja, która zabiła kilka milionów ludzi w Trzecim Świecie, promując
przez kilkadziesiąt lat homeopatię, zaczęła cokolwiek rozumieć.
Wprawdzie późno, ale jednak: w 2009 roku, po głośnym apelu młodych
lekarzy i naukowców z Wielkiej Brytanii i Afryki zrzeszonych w grupie
Voice of Young Science Network, WHO raczyła wydać oświadczenie, że
poważne choroby należy leczyć sprawdzonymi, konwencjonalnymi
metodami.
Pani minister przeoczyła zapewne to oświadczenie i nadal zaleca Polakom
holistyczne uzdrawianie przy pomocy wysoko rozcieńczonej i wytrzęsionej
wody.
ROZPORZĄDZENIE TO ROZPORZĄDZENIE
Ministerstwo Zdrowia wymaga, by lekarze respektowali rozporządzenia.
Ale tutaj zaczyna się kłopot. Dokument, który Pani minister podpisała
pokazałem kilkunastu profesorom medycyny. Z ich — nazwijmy to
grzecznie — wesołych komentarzy, wynikało, że Pani Minister jest jedyną
osobą w Polsce (a może i na świecie), która:
Jest przekonana o tym, że całkowity brak materialnej substancji czynnej w
wysoko rozcieńczonych „lekach” homeopatycznych czyni je najbardziej
skutecznymi (silnie działającymi). Dlatego wydaje nakaz, by wydawane
były tylko na receptę. Uwaga! to nie jest dowcip. Zresztą sytuację taką
możemy sobie wyobrazić. Przypuśćmy, że Pani Ewa Kopacz poważnie
(powtarzam – poważnie) zachorowała. Zgodnie z rozporządzeniem, które
obowiązuje otrzymała taką oto receptę i życzenia szybkiego powrotu do
zdrowia. Proszę się nie śmiać, gdyż sprawa jest zbyt poważna. Kto będzie
trzymał laskę w razie tragedii?
Uwaga! po piętnastym rozcieńczeniu setnym Korsakowa w przepisanej
wodzie nie ma ani jednej kropelki ropy lub dwoinki rzeżączki, a więc
materialnej substancji leczniczej. Dopiero w takiej postaci rozcieńczona
woda jest najbardziej skuteczna. Leczy pryszcze, wrastające paznokcie,
nowotwory złośliwe, choroby głowy, żarliwość religijną, głupkowate
wybuchy śmiechu, niekompetencję polityczną, lęk przed sztućcami
(ostre), lęk przed czymś, co się może wyłonić z ciemnego kąta, oziębłość
płciową itp.
„Leki” homeopatyczne stosowane są także w weterynarii, np. w leczeniu
biegunek u trzody chlewnej, nadpobudliwości u kotów itd. Prawdę
mówiąc nie wiem, czego nie leczą. Przypuszczam, że tylko uszkodzeń
urazowych udomowionej kaczki dzikiej, która wpadnie pod Tira. Na
szczęście ze ścierwa takiej kaczki można wyprodukować popularny „lek”
przeciw grypie. Tak oto głupota zatacza koło, ale nie zdycha, jak biedna
kaczka. Miał rację A. Einstein mówiąc , że dwie rzeczy są nieskończone.
Wszechświat i głupota ludzka. Jednak, co do tej pierwszej miał
wątpliwości.
SPECJALIZACJA
Jak sądzę, w krótkim czasie powstanie w Polsce nowa specjalizacja o
nazwie „homeopatia”. Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego
ogłosi wykaz obowiązkowych kursów specjalizacyjnych, a Centrum
Egzaminów Medycznych przygotuje pytania do testu z nowej
specjalizacji? Mogę pomóc w ich układaniu. Pierwsze może być takie: „Jak
koduje się podpis astralny w granulce cukru, a jak w preparacie
przeznaczonym do podawania pozajelitowego”?
Piszę o tym, bo nie wszyscy wiedzą, że każdy „lek” homeopatyczny musi
posiadać tzw. „podpis astralny”, najlepiej z konstelacji Wodnika.
POGARDA DLA ROZUMU (Esculap.pl)
„Przez setki milionów lat cząsteczki wody zapamiętywały wszystko co się
w niej taplało: kacze łajno, kozie bobki, wszelakie ścierwo gnijące na
brzegu potoku, rdzewiejący oręż wojów i samych wojów poległych na
bagnach, gnijące pnie stuletnich dębów i grabów, zbuki kukułczych jaj,
odrzucony ogon jaszczurki zwinki, krzemionkę, wapienie, piaskowce,
bazalty, rudy cynku i ołowiu, (…) a od jakiegoś czasu spłukiwane z pól
pestycydy i herbicydy, wylewane do rowów melioracyjnych zużyte oleje,
borygo i odpady gorzelniane. Przez setki milionów lat ta mikstura ulegała
potencjalizacji poprzez wstrząsanie na wszystkich kataraktach,
wodospadach, progach wodnych, tamach, stawidłach, akweduktach, w
rwących górskich potokach i przyboju fal. Ktoś, kto twierdzi, że coś tam w
wodzie rozpuścił, powytrząsał i wyleczył tym chorego człowieka łże jak
pies, albo za grosz rozumu nie ma”.
JESZCZE WIĘKSZA POGARDA DLA ROZUMU (Andrzej Koraszewski,
Racjonalista.pl)
„Tajemnicze misterium leków homeopatycznych, których dopuszczenie do
produkcji nie wymaga wieloletnich badań, których produkcja nie wymaga
drakońskich procedur kontrolnych, których „moc” oparta jest na głębokiej
wierze, doskonałych technikach marketingowych i głębokiej ignorancji na
temat związków przyczynowych, ma również swoje źródła w
podejrzliwości wobec nauki i filozofii oświecenia. Pogarda dla rozumu jest
stara jak świat, ale dziś, w czasach nieprawdopodobnej zależności od
nauki, nieprawdopodobnej zależności od ekspertów, ciemnota domaga się
równych praw” (http://tiny.pl/h5whl).
PISAĆ KAŻDY MOŻE …
W rozporządzeniu ministra zdrowia czytamy: „Każdy lek homeopatyczny
posiada określony zakres działania, który jest uzależniony od jego
rozcieńczenia i dynamizacji. Im wyższy stopień dynamizacji, tym zakres
oddziaływania na organizm jest głębszy i dłuższy. Nie ma tu
niebezpieczeństwa zatrucia z toksykologicznego punktu widzenia
natomiast istnieje realne niebezpieczeństwo pogłębienia procesu
chorobowego”.
MÓJ KOMENTARZ
Takich majaczeń i bredni jeszcze na oczy nie widziałem. A to jest
dokument rządowy! I my, lekarze musimy go rozumieć.
Dlatego domagam się wyjaśnień. To jest obowiązek EWY KOPACZ-
MINISTERKI ZDROWIA. Proszę mi wyjaśnić w sposób naukowy:
1/ Co to znaczy, że zakres oddziaływania leku jest głębszy? W jakiej
płaszczyźnie? strzałkowej?, czołowej?, trzy D? Czy ten zakres może być
tak głęboki, że „bodziec informacyjny” przekłuje chorego na wylot,
uzdrowi pacjenta leżącego obok i zniknie za horyzontem zdarzeń?
2/ Czy zgodne jest z Kodeksem Etyki Lekarskiej, by podawać choremu
„lek”, po zażyciu którego istnieje realne niebezpieczeństwo „pogłębienia
procesu chorobowego”? Jak przebiegał proces myślowy Pani Minister w
chwili, gdy wydała Pani zgodę homeopatom na „pogłębianie procesu
chorobowego” u „poważnie chorych” pacjentów?
I dlaczego dermatolodzy oraz balneolodzy takiego zezwolenia nie mają?
ZAKOŃCZENIE
MINISTERSTWO ZDROWIA (PODOBNIE JAK SEJMOWA KOMISJA
ZDROWIA) OSZUKAŁO LEKARZY I PACJENTÓW
Tak mówił i pisał o stosowaniu w leczeniu rozcieńczonej i wytrzęsionej
wody (znany ze swej wiedzy naukowej i absolutnej uczciwości) prof. zw.
dr hab. med., dr h.c. MACIEJ LATALSKI (ś.p.), Przewodniczący Rady
Naukowej przy Ministrze Zdrowia i Przewodniczący Konferencji Rektorów
Uczelni Medycznych:
„(…) homeopatia nie ma nic wspólnego z medycyną (poza zjawiskiem
placebo), a jej zasady lecznicze oparte są na pseudonaukowej przesłance,
że „podobne można leczyć podobnym”. (…) prof. A. Gregosiewicz słusznie
proponuje, by z ustawy „Prawo farmaceutyczne” wyeliminować zapis o
brzmieniu: Produkty homeopatyczne nie muszą wykazywać dowodów
skuteczności terapeutycznej (art. 21). Cytowany zapis jest w sposób
oczywisty niezgodny z konstytucyjnie gwarantowanym prawem do
ochrony zdrowia (Konstytucja RP; art. 68 ust. 1, 2, 3 i 4) i z nieznanego
powodu promuje wyłącznie producentów nieskutecznych „leków”
homeopatycznych, które mogą być wprowadzane do obrotu w sposób
uproszczony. Jestem zdania, że otworzenie furtki ustawowej wyłącznie dla
producentów leków nieskutecznych jest niebywale groźne społecznie i
wymaga dokładnego wyjaśnienia przez niezależny organ kontrolny (….)”.
OSTATNIA UWAGA
Sami Państwo widzicie, że Pani Ewa Kopacz, polska ministerka zdrowia,
wysunęła się o kilka długości naprzód, przed pozostałych nominowanych
do nagrody „Kłoda Roku 2011”.
Polecam tę wykształconą, inteligentną i mądrą kobietę szanownemu jury
konkursu. Oczywiście nie w ramach parytetu. Na nagrodę zapracowała
sama, bijąc na głowę wielu mężczyzn.
Andrzej Gregosiewicz, październik, 2011
HOMEOPATIA I PRAWA PACJENTA
Opublikowano 10 października 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
CZY PACJENCI MAJĄ PRAWO ZNAĆ SKŁAD LEKU, KTÓRY PRZYJMUJĄ?
URZĄD OCHRONY KONKURENCJI I KONSUMENTÓW UNIKA
ODPOWIEDZI OD PÓŁ ROKU!
Ze względu na to, że listy skierowane bezpośrednio do UOKiK pozostają
bez odpowiedzi, przedstawiam sprawę do publicznej wiadomości i kieruję
list otwarty do prezesa UOKiK.
Pani Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel
Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta
Plac Powstańców Warszawy 1, 00-950 Warszawa
Dotyczy: nieuzasadnionej zwłoki w rozpatrzeniu skargi na firmę Boiron
Sp. z o.o. Skargę wysłałem w marcu 2011 roku. W październiku mija pół
roku bez żadnej reakcji ze strony UOKiK.
Szanowna Pani Prezes
Ponad pół roku temu złożyłem formalną skargę na producenta
(dystrybutora) „leku” homeopatycznego pod nazwą oscillococcinum.
Powodem skargi był fakt, że producent wprowadza w błąd pacjentów
dołączając do „leku” ulotkę z informacją, że zawiera on substancję czynną
leczniczo.
Problem w tym, że oscillococcinum nie tylko nie zawiera żadnej substancji
czynnej leczniczo, ale nie w ma w nim – poza cukrowym nośnikiem –
żadnej innej substancji materialnej.
Wprawdzie homeopaci twierdzą, że czynnikiem terapeutycznym jest jakiś
niezidentyfikowany „duchowy bodziec leczniczy” „zakodowany” w
cukrowych granulkach, ale to groteskowe wyjaśnienie kojarzy się
wyłącznie z magią, okultyzmem lub zjawiskami paranormalnymi, a nie
medycyną opartą na dowodach.
Oczywiście, w kraju demokratycznym uzdrawianie magiczne nie jest
zakazane.
Chodzi wyłącznie o to, że „lek” oscillococcinum można otrzymać w każdej
aptece bez recepty, co oznacza, że jedyną informację o składzie „leku”
chory uzyskuje czytając ulotkę producenta. Ta zaś nie informuje chorego,
że czynnikiem terapeutycznym jest „bodziec informacyjny”, czyli
MATERIALNIE NIC (termin <materialnie> należy traktować dosłownie).
Co więcej, ulotka wprowadza chorego w błąd, gdyż jest na niej wyraźnie
napisane, że granulki cukrowe zawierają substancję czynną.
Wg mnie jest to świadome unikanie poinformowania konsumenta o
składzie „leku”. To akurat mnie nie dziwi, skoro wiadomo, że w
opakowaniu oscillococcinum znajduje się wyłącznie nośnik (cukier
buraczany), a więc w istocie NIE MA NIC.
Prawdopodobnie zamieszczenie zgodnej z prawdą informacji wpłynęłoby
na zmniejszenie popytu na ten „lek”, ale to w żaden sposób nie tłumaczy
postępowania firmy Boiron.
Fakt, że producent postępuje niezgodnie z prawem potwierdzają polskie
dokumenty państwowe oraz dyrektywa europejska.
OZNAKOWANIE „LEKU” OSCILLOCOCCINUM JEST NIEZGODNE Z:
1/ europejską dyrektywą 2001/83/WE, wg której ulotka dołączona do
lekarstwa musi być zaprojektowana oraz napisana w sposób jasny i
zrozumiały dla pacjenta.
2/ paragrafem 20 rozporządzenia polskiego ministra zdrowia z dnia 19
grudnia 2002 roku, które nakazuje przedstawiać informacje na ulotce w
sposób zrozumiały dla użytkownika.
3/ artykułem 2 pkt 38 ustawy Prawo Farmaceutyczne z dnia 17 marca
2008 roku, gdzie zapisano, że substancja ma wyłącznie charakter
materialny.
4/ oświadczeniem Głównego Inspektora Farmaceutycznego z dnia 26
sierpnia 2009, w którym czytamy, że leki nie zawierające substancji
czynnej są lekami sfałszowanymi.
Byłem pewien, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, mając do
rozstrzygnięcia tak prostą sprawę, niezwłocznie podejmie decyzję
nakazującą producentowi właściwe oznakowanie pseudoleku o nazwie
oscillococcinum lub nakaże jego wycofanie z rynku farmaceutycznego,
jako produktu nie będącego lekiem. Mija jednak pół roku bez żadnej
reakcji ze strony UOKiK.
W tym miejscu podkreślam, że dużo bardziej skomplikowana sprawa
oskarżenia przez homeopatów Naczelnej Rady lekarskiej o nieuczciwą
konkurencję, została rozstrzygnięta przez UOKiK znacznie szybciej.
Dodam, że na korzyść homeopatów.
SYTUACJA BEZ WYJŚCIA?
Nie pozostaje mi nic innego jak zainteresować sprawą media. Jako lekarz
uważam bowiem, że sprawa bezpieczeństwa pacjentów jest priorytetem.
Mija bowiem pół roku, a producent nadal rozprowadza masowo (przez
apteki) „przeciwgrypowy lek” oscillococcinum, w którym nie ma śladu
żadnej substancji leczniczej.
Nadal też umieszcza na ulotce nieprawdziwą informację, że „lek” taką
substancję zawiera.
O poważnych, społecznych zagrożeniach zdrowotnych związanych z
nieprawidłowym oznakowaniem „leku” pisałem już pół roku temu w
oficjalnym piśmie złożonym na Pani ręce.
Obecnie przypomnę krótko: zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowych
lub nawet ostra białaczka limfoblastyczna rozpoczynają się podobnie, jak
grypa lub zwykłe przeziębienie. Najpopularniejszym zaś w Polsce
„lekiem”, którym rodzice „leczą” grypę lub przeziębienie u swoich dzieci
jest oscillococcinum, które kupują w aptekach bez recepty.
Prof. A. Gregosiewicz, październik, 2011
HOMEOPATYCZNY SERWIS WYBORCZY – 2011
Opublikowano 21 września 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
NA KOGO NIE GŁOSOWAĆ
(PODSUMOWANIE KADENCJI PARANIENORMALNYCH)
autor: Andrzej Gregosiewicz
APEL DO WYBORCÓW, KTÓRZY UWAŻAJĄ, ŻE MINISTERSTWO
ZDROWIA, SEJMOWA KOMISJA ZDROWIA I URZĄD REJESTRACJI
PRODUKTÓW LECZNICZYCH SKOMPROMITOWALI I OŚMIESZYLI
POLSKĄ MEDYCYNĘ TWIERDZĄC:
1/ że „leczenie” pacjentów przy pomocy NICZEGO – a wg terminologii
homeopatycznej – przy użyciu INFORMACJI LECZNICZEJ, jest częścią
normalnej medycyny opartej na dowodach.
2/ że „leki” zawierające najmniejszą ilość NICZEGO, jako
NAJMOCNIEJSZE, powinny być dostępne jedynie na receptę i stosowane
– zgodnie z rozporządzeniem minister Ewy Kopacz – w POWAŻNYCH,
PRZEWLEKŁYCH CHOROBACH.
3/ że uzasadnione jest wyłączenie „leków” homeopatycznych ze
standardowych procedur rejestracyjnych, przez które przechodzą
wszystkie inne leki.
4/ że dystrybucja pseudoleków homeopatycznych w aptekach nie jest
czynnikiem robiącym pacjentom wodę z mózgu.
5/ że wpisanie do ustawy „Prawo farmaceutyczne” bezczelnego
oświadczenia mówiącego, że „PRODUKTY HOMEOPATYCZNE NIE
MUSZĄ WYKAZYWAĆ DOWODÓW SKUTECZNOŚCI TERAPEUTYCZNEJ”
nie jest dowodem głupoty lub megakorupcji.
6/ że akceptacja przez ministerstwo zdrowia faktu, że „leki”
homeopatyczne nie zawierają ani jednego atomu substancji czynnej
leczniczo nie jest kpiną z chorych ludzi.
7/ że powszechna zgoda władz publicznych na majaczenia homeopatów
twierdzących, że w cukrze buraczanym pomieszkuje „duchowa informacja
lecznicza” nie jest dowodem na POMIESZANIE ZMYSŁÓW.
UWAŻAM, ŻE JEDYNYM WYJŚCIEM Z SYTUACJI, W KTÓREJ CUKIER
BURACZANY ZASTĘPUJE MEDYCYNĘ JEST POZBYCIE SIĘ BURAKÓW.
DOKONAĆ TEGO MOŻNA NIE GŁOSUJĄC NA NIŻEJ PODANE OSOBY.
Nie jestem w stanie sprawdzić, czy wszyscy wymienieni kandydują do
parlamentu, ale na wszelki wypadek podaję nazwiska wszystkich, którzy -
mimo, że w większości są lekarzami – nie zdążyli w czasie całej kadencji
zaprotestować przeciwko ustawie, której treść jest w oczywisty sposób
niezgodna z osiągnięciami współczesnej nauki.
MINISTERSTWO ZDROWIA
Ewa Kopacz
Marek Twardowski
Jakub Szulc
Adam Fronczak
Marek Haber
Cezary Rzemek
Witold Włodarczyk
SEJMOWA KOMISJA ZDROWIA
Balicki Marek /SLD/
Chrapkiewicz Daniela /PiS/
Czaplicka Barbara /PO/
Czechyra Czesław /PO/
Dąbrowska Alicja /PO/
Gosiewski Jerzy /PiS/
Hoc Czesław /PiS/
Janowska Zdzisława /SLD/
Katulski Jarosław /PO/
Kłosin Krystyna /PO/
Kozłowska-Rajewicz Agnieszka /PO/
Kulas Jan /PO/
Latos Tomasz /PiS/
Małecka-Libera Beata /PO/
Masłowska Gabriela /PiS/
Matuszny Kazimierz /PiS/
Moskal Kazimierz /PiS/
Mucha Joanna /PO/
Naguszewski Tadeusz /PO/
Okrągły Janina /PO/
Olendzka Halina /PiS/
Orzechowski Andrzej /PO/
Orzechowski Maciej /PO/
Piecha Bolesław /PiS/ - przewodniczący
Raczkowski Damian /PO/
Skowrońska Krystyna /PO/
Sławiak Bożena /PO/
Sońta Krzysztof /PiS/
Sopliński Aleksander /PSL/
Sośnierz Andrzej /PJN/
Sprawka Lech /PiS/
Starownik Marian /PSL/
Streker-Dembińska Elżbieta /SLD/
Szczyczypińska Jolanta /PiS/
Sztolcman Grzegorz /PO/
Śliwińska Anna /PO/
Tołwiński Krzysztof /PiS/
Wrona Waldemar /PiS/
Wykręt Adam /PO/
Zakrzewska Elżbieta /SLD/
Ziętek Jerzy /PO/
SENACKA KOMISJA ZDROWIA
Margareta Budner
Janina Fetlińska
Stanisław Karczewski
Waldemar Kraska
Józef Łyczak
Mieczysław Maziarz
Michał Okła
Jadwiga Rudnicka
Władysław Sidorowicz – przewodniczący
Rafał Ślusarz
Czesław Żelichowski
Uwaga! jedynym senatorem, który otwarcie przeciwstawiał się legalizacji
homeopatii był P.T. Rafał Ślusarz. Proponuję, by na Niego oddać swój
głos.
URZĄD REJESTRACJI PRODUKTÓW LECZNICZYCH
Grzegorz Cessak
Marcin Kołakowski
Jacek Powała
Leszek Borkowski
UWAGI PRAKTYCZNE
Oczywistym jest, że nikt nie zapamięta wszystkich nazwisk. Dlatego
proponuję, by wydrukować sobie ściągawkę i z nią udać się do lokalu
wyborczego. Tam można łatwo sprawdzić, czy osoby te kandydują w
Waszym okręgu.
I proszę pamiętać, że od homeopatii jest bardzo blisko do UFO i kręgów w
zbożu wykonanych, a jakże, przez kosmitów.
Udanych wyborów życzy
KLUB SCEPTYKÓW POLSKICH
i POLSKIE STOWARZYSZENIE RACJONALISTÓW
HOMEOPATIA. „PANI MINISTER TAŃCZY”, KPI, CZY O DROGĘ PYTA?
DO REELEKCJI?
Opublikowano 8 września 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
DRUGI LIST OTWARTY DO MINISTRA ZDROWIA RP
autor: Andrzej Gregosiewicz
1937
W filmie z 1937 roku tańcząca pani minister wyjaśniła wszystkie
nieporozumienia w ciągu 82 minut.
2011
Tym razem mamy cały miesiąc. Ale też problem jest poważniejszy. Grozi
nam totalna zmiana paradygmatu medycznego. Na holistyczny (sic!).
Niektórzy określają to jako postęp, ale – kontynuując odniesienia do
kinematografii – jest to klasyczny „Powrót do przyszłości”. Smutne tylko,
że ta przyszłość związana jest z tzw. Erą Wodnika, w której mistycyzm,
okultyzm, animizm, spirytyzm oraz pozostałe ezoteryczne –izmy, a także
wszelkie zjawiska paranormalne łącznie z wiarą w UFO, traktowane są na
równi z naukową oceną rzeczywistości. Praktyczna realizacja tych bredni
to ruch New Age z jego „awangardowymi” przejawami – medycyną
holistyczną, kabałą, astrologią i mnóstwem podobnych absurdów.
Z oczywistych względów moje zainteresowania dotyczą medycyny
holistycznej, która zmąciła umysły wielu, wydawałoby się inteligentnych i
racjonalnie myślących ludzi. W artykule „Chore zdrowie Nowej Ery”
(Gazeta Lekarska, 2004) cytowałem ich holistyczne rozumienie chorób,
które: „(…) pojawiają się w wyniku zakłócenia harmonii jednostki z ładem
Wszechświata i w swej najgłębszej istocie są zjawiskiem umysłowym. Ich
leczenie musi więc polegać na nadaniu przekazu z poziomu
nadprzestrzennego w celu aktywacji medium sprzęgającego najwyższe
piętra hierarchicznie zorganizowanego układu nerwowego, co usunie
wadliwe sterowanie na jednostkowym poziomie mentacji metabolicznej”.
Istotę tego zabawnego przekazu trafnie podsumowuje profesor filozofii
Douglas R. Groothuis, który pisze: „Koncepcja zdrowia holistycznego
kieruje się wielkim kłamstwem”.
Dlatego też, we wspomnianym wyżej artykule ostrzegałem: „Gdy
rozpoczynałem studia medyczne wszystko wydawało mi się jeszcze
logiczne i poukładane. Nauka była nauką, mistyka – mistyką, leczenie zaś
zwalczaniem choroby, a nie odblokowywaniem energetycznych węzłów. I
nagle, praktycznie w ciągu dwóch ostatnich dekad, niektóre umysły
opętał paradygmat holistyczny. Zaczął się on rozprzestrzeniać nawet w
środowiskach naukowych. W medycynie, na szczęście, nie jest jeszcze
obowiązkowy….”.
DZISIAJ JUŻ JEST
Oto fragment uzasadnienia rozporządzenia minister zdrowia Ewy Kopacz
(Dz. U. z 2008 r. Nr 45, poz. 271): „(…) W myśl zasad holistycznych
wysokie rozcieńczenia (potencje, stopnie dynamizacji) produktów
leczniczych homeopatycznych stosowane są w poważnych jednostkach
chorobowych, głównie w chorobach przewlekłych. (…)”. Tekst ten w
całości opublikowano w Internecie.
Czytając go byłem przekonany, że to jakaś pomyłka lub żart studenta
medycyny, który bywał na moich wykładach. Napisałem więc do Pani
minister list (http://tiny.pl/h5s8s) zawierający kilka szczegółowych pytań
na ten temat. Chciałem po prostu sprawdzić, czy główny decydent
medyczny w Polsce (wraz z licznymi ekspertami i doradcami)
rzeczywiście akceptuje podawanie ciężko chorym ludziom „leków”
zawierających wyłącznie „podpis astralny”.
Kilka dni temu otrzymałem odpowiedź, której fragment cytuję: „w Polsce
status prawny produktów leczniczych homeopatycznych określa ustawa z
dnia 6 września 2001 r. – Prawo farmaceutyczne (Dz. U. z 2008 r. Nr 45,
poz. 271, z późn. zm.)”.
O tym akurat wiedziałem, więc zacząłem poszukiwać w tekście
odpowiedzi na moje pytania. W mojej specjalności bowiem często zdarzają
się chorzy z poważnymi, przewlekłymi chorobami. Poza tym, w razie
potwierdzenia przez Panią minister skuteczności działania „leków”
homeopatycznych musiałbym zmodyfikować treść moich wykładów dla
studentów.
I tutaj opadły mi ręce. Cały list wyglądał dokładnie, jak powyżej cytowane
zdanie. Pani minister zakpiła sobie ze mnie. Nie było nawet słowa, które
mogłoby choćby imitować merytoryczną odpowiedź na moje pytania.
Przyczyny takiej reakcji doskonale rozumiem, ale nie chcę odbierać Pani
minister szansy samodzielnego wyjścia z twarzą z trudnej sytuacji.
A szansa jest, gdyż Pani minister powierzyła napisanie odpowiedzi na mój
list zastępcy dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji
Wojciechowi Giermaziakowi. A ten napisał, jak umiał. Dlatego tę
odpowiedź można łatwo uzupełnić (bez narażania się na kpiny), gdyż, jak
przypuszczam, Pan W. Giermaziak dysponuje śladową wiedzą na temat
leczenia poważnych, przewlekłych chorób.
PANI MINISTER!
Rozumiem belwederskie kompleksy niektórych pracowników
ministerstwa zdrowia, ale, mimo to, nie wypada zlecać podległym
urzędnikom, by dowiedli polskiemu profesorowi medycyny, że obowiązują
go europejskie oszustwa. Takie postępowanie mnie obraża.
TYPOWY PRZYKŁAD PUSTEGO, POLITYCZNEGO BEŁKOTU
MINISTERSTWO ZDROWIA
Departament Polityki Lekowej i Farmacji
MZ-PLO-460-9945-273/KB/11
Pan prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz
Warszawa, 31.08.2011 r.
Szanowny Panie Profesorze,
W nawiązaniu do przesłanego listu otwartego do Ministra Zdrowia RP z
dnia 12 sierpnia 2011 r. w sprawie produktów leczniczych
homeopatycznych, uprzejmie informuję, iż kwestie dotyczące
przedmiotowych produktów stanowiły wielokrotnie wymianę
korespondencji pomiędzy Ministerstwem Zdrowia a Naczelną Radą
Lekarską.
Obowiązujące w polskim systemie prawnym normy prawne dotyczące
produktów leczniczych homeopatycznych są analogiczne do zasad
obowiązujących w Unii Europejskiej i regulują zasady rejestracji tych
produktów, proces ich wytwarzania, kontroli oraz wprowadzania do
obrotu, jak również konieczność monitorowania ich ewentualnych działań
niepożądanych.
Uchwalenie przez Sejm RP ustawy z dnia 6 września 2001 r. – Prawo
farmaceutyczne (Dz. U. Nr 126, poz. 1381, z późn. zm.), zapoczątkowało
dostosowanie prawodawstwa polskiego do dorobku prawnego Unii
Europejskiej na płaszczyźnie zagadnień farmaceutycznych. W związku z
ewolucją prawa europejskiego dotyczącego produktów leczniczych, w tym
produktów leczniczych homeopatycznych zmieniały się również przepisy
polskiego prawa w tym zakresie. Skutkiem tego w dniu 20 kwietnia 2004
r. uchwalono ustawę o zmianie ustawy – Prawo farmaceutyczne i innych
ustaw (Dz. U. Nr 92, poz. 882) mającą na celu m.in. implementację
przepisów dyrektywy 2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z
dnia 6 listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego
się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi. W dniu 1 maja 2007 r.
dokonano kolejnej zmiany przepisów ustawy – Prawo farmaceutyczne
wynikających z konieczności implementacji przepisów m.in. dyrektywy
2004/27/WE dnia 31 marca 2004 r. zmieniających dyrektywę 2001/83/WE
w sprawie wspólnotowego kodeksu dotyczącego produktów leczniczych
stosowanych u ludzi.
Jak wynika z powyższego w Polsce status prawny produktów leczniczych
homeopatycznych określa ustawa z dnia 6 września 2001 r. – Prawo
farmaceutyczne (Dz. U. z 2008 r. Nr 45, poz. 271, z późn. zm.), a pozycja
ich uzależniona jest od prawa wspólnotowego.
Faktem jest, iż Wspólnota Europejska przedmiotowym produktom nadała
określony status prawny i aktualnie nie ma możliwości ich prawnego
kwestionowania. Ewentualne zmiany w tym zakresie mogą być
wprowadzone, jedynie na podstawie zmian przepisów dyrektywy
regulujących zagadnienie produktów leczniczych homeopatycznych.
Z poważaniem,
Wojciech
Giermaziak Zastępca Dyrektora
GORDYJSKI WĘZEŁ W OPARACH IGNORACJI I, II i IV WŁADZY
Polska minister zdrowia jest członkiem rządzącego establishmentu, do
którego niegdyś mogła należeć tylko szlachta. Dlatego, pisząc do Niej list
otwarty liczyłem na to, że przypomni sobie maksymę francuskiego księcia
de Levis: noblesse oblige.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jaki establishment – takie szlachectwo,
ale realizacja podstawowych obligations jest wymagana nawet w ustroju
postkomunistycznym. Nie jest to ciężka praca. Zwłaszcza dla ministra
zdrowia. Wystarczy posiadać dwa ośrodki mowy, pewność siebie i
umiejętnie pozorować poświęcenie dla ludzi pracy najemnej. Obowiązuje
także pewna doza elegancji i uprzejmości w stosunkach międzyludzkich.
Myślę tu przede wszystkim o stosunku do prowincjonalnych lekarzy (np. z
Lublina), którzy – nie będąc salonowymi postępowcami – mają rzeczywiste
osiągnięcia badawcze i są bardziej znani w świecie naukowym (także w
sensie geograficznym), niż ministrowie eksperckiej egzekutywy.
Nie lekceważę wiedzy medycznej minister zdrowia, ale jest dla mnie
oczywiste, że – obejmując stanowisko – nie zyskała Ona dodatkowej,
specjalistycznej wiedzy o wszystkich (bez wyjątku) metodach leczenia.
Liczyłem jednak na to, że nie jest Jej obca logika formalna i – co się z tym
wiąże – nie jest analfabetką matematyczną. Najbardziej zaś pewien byłem
faktu, że – jako wyższa urzędniczka – potrafi dokładnie odróżnić
medycynę od oszustw leczniczych, nawet jeśli te ostatnie są przypadkiem
zgodne z prawem.
Wiadomo jednak, że polska, pokraczna demokracja deprawuje wszystkich
i wszystko. Nic dziwnego. Rządzący establishment polityczny kształtuje
się poprzez negatywną selekcję. Dlatego większość wybrańców narodu
oraz członków egzekutywy nie zdaje sobie nawet sprawy, że ich decyzje
przekraczają nie tylko granice śmieszności, lecz również ramy zdrowego
rozsądku.
Wywołuje to stan permanentnej frustracji w społeczeństwie, które
przecież codziennie widzi, jak przedstawiciele ludu, którzy dorwali się do
żłobu, z rozmysłem powiększają prawny chaos („with a little help from
/their/ friends” prawników), by móc właściwie zadbać o własny interes.
Prawda i sprawiedliwość to dla nich tylko słowa. Tony papieru
zadrukowanego milionami słów politycznego bełkotu, który (chyba dla
śmiechu) nazywa się ustawami lub rozporządzeniami zdewaluowały
trwale te pojęcia.
A polskie media, z całodobowymi na czele, przyzwyczaiły ludzi, że
kłamstwo nie hańbi. Nie hańbi analfabetyzm naukowy, nie hańbi
prostactwo umysłowe, nie hańbi ubecka przeszłość, nie hańbi akceptacja
zakłamanej medycyny holistycznej, nie hańbi cynizm i arogancja, nie
hańbi cwaniactwo i głupota.
Znakiem rozpoznawczym tej całodobowej inteligencji jest zadziwienie, że
ciemnogród, w odróżnieniu od naukowców-postępowców, nie wierzy w
możliwość zmiany stanu kwantowego cząstek elementarnych przez
potrząsanie butelki z wodą. I to wbrew opinii minister zdrowia, która
rozporządziła, by wierzyć w metodę produkcji „leków” homeopatycznych
przy pomocy zmywarki do naczyń Korsakowa (http://tiny.pl/h5ssc).
A już furię całodobowych wzbudza fakt, że ciemnogród śmieje się z
ustawy, w której zapisano, że NIC jest produktem leczniczym, który, gdy
się go „wysoko rozcieńczy” to „dostaje” takiej mocy, że „leczy” poważne,
przewlekłe choroby. Oczywiste więc, że tak silne „leki” (zawierające
najmniejszą ilość NICZEGO) można wydawać tylko posiadaczom recept.
Głupota? Tak, ale jakże perfekcyjnie przykrywająca intratny biznes!
Szczegółowe wyjaśnienia w następnym akapicie.
SYSTEM OGŁUPIANIA W CELU OSKUBANIA
1/ ustawodawca wkleja do polskich ustaw groteskowe i jawnie kłamliwe
„europejskie” dyrektywy (patrz Prawo farmaceutyczne) umożliwiające
rejestrację produktów zawierających NIC. Nośnikiem NICZEGO jest
cukier buraczany
2/ ministerstwo zdrowia oświadcza, że cukier buraczany zawierający
najmniejszą ilość NICZEGO stosuje się w poważnych (sic!), przewlekłych
(sic!) chorobach
3/ Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych uznaje NIC za produkt
leczniczy. Bez żadnej kontroli jego skuteczności. Dlaczego? Bo
ustawodawca wpisał do ustawy taką oto frazę: „Produkty homeopatyczne
nie muszą wykazywać dowodów skuteczności terapeutycznej”. Czy to nie
rekord świata parlamentarnej głupoty? A może wręcz przeciwnie? Może
to mistrzowska antycypacja odpowiedzi na pytania zadawane przed
Trybunałem Stanu?
4/ producenci NICZEGO – nie potrzebując prawie NICZEGO do produkcji
NICZEGO – zarzucają apteki ponad 5 tysiącami rodzajów NICZEGO
5/ jeden z magistrów prawa próbuje udowodnić (w interesie
społecznym?), że NIC to specyfik o takiej samej wartości, jak antybiotyki.
Wprawdzie na uczelniach prawniczych nie wykłada się farmacji, ale każdy
może mieć medyczne hobby (lub aptekę).
6/ czołowi dziennikarze całodobowych telewizji opowiadają legendy, że „w
homeopatii coś jest”, gdyż, po „wyważeniu racji obu stron” (oszustów i
lekarzy), okazało się, że „prawda leży pośrodku”.
7/ punkty 1 do 6 umacniają wiarę pacjentów w skuteczność NICZEGO.
8/ pacjenci kupują w aptekach buraczany cukier przyprawiony NICZYM
za cenę 3 do 4 tysięcy razy większą niż w sklepie osiedlowym
(narkobiznes przy homeopatii to mały pikuś!)
9/ liczarki pieniędzy tak się przegrzewają, że wymagają domontowania
chłodnic olejowych (woda jest potrzebna do produkcji „leków”)
10/ interes wszechczasów kręci się jak należy. Bo się należy. Ciekawe
komu i ile?
LEGALIZACJA FAŁSZYWEK
Dla mnie najciekawszy był sposób przegłosowywania kłamliwych ustaw.
Wiadomo przecież, że w obu izbach polskiego parlamentu zasiada 560
niezależnych wybrańców ludu. Zorganizowana grupa prze… (prze…
przepraszam za jąkanie) lobbystyczna nie miała fizycznej możliwości, by
dotrzeć do wszystkich. Prawda, że byłem naiwny? Teraz już wiem (patrz
komisje śledcze), że każda trudna sprawa (alkohol, media, hazard itd.)
była wcześniej „obcykana”. Jak? Nie wiem. Ale widziałem w telewizorze
głosowania nad ustawami, które swoją tematyką przekraczały poziom
uniwersytecki. A w górze kołysał się las rąk. Nikt nie miał kłopotu ze
zrozumieniem.
Można się oczywiście zastanawiać, kto i w jaki sposób wytłumaczył
demokratycznie wybranym przedstawicielom ludu prostego, że w czasie
głosowania przestaje obowiązywać II zasada termodynamiki, a prawa
fizyki obowiązujące w świecie cząstek elementarnych przenoszą się na
chwilę do MAKROświata.
Czy to bardzo trudne do zrozumienia? Zapytajcie tych od dyscypliny
partyjnej. Oni „kumają”. Coś im się w tych kilku synapsach kojarzy.
Najczęściej z MAKRO. Bo to i cash i carry.
Jak patrzę na te polityczne, zadowolone z siebie byty, to widzę, że nie
mają one pojęcia, że dotyka ich ogólnonarodowy ostracyzm. Że nie zdają
sobie sprawy, że byt polityczny, podobnie, jak całodobowe lewactwo
(nawet rycerskie) – to „obciach”. A już na pewno, nie przychodzi bytom do
głów, że ludzie plują na telewizory. Przez 24 godziny na dobę.
SZANOWNA PANI MINISTER
Kilka milionów wyborców (lekarzy, pielęgniarek, pacjentów i ich rodzin)
prosi po raz drugi o odpowiedź na jedno proste pytanie. Prosi o
odpowiedź jednoznaczną: TAK lub NIE.
Wynika to z faktu, że wszyscy już znają ustępy, paragrafy i artykuły
ustawy „Prawo farmaceutyczne”. Znają treść unijnych dyrektyw i statusy
prawne pseudoleków. Znają stanowisko prawne ministerstwa zdrowia i
szczegóły mistycznych poglądów sekretarzy stanu i dyrektorów Urzędu
Rejestracji Produktów Leczniczych. Znają publicystykę prawników
zaangażowanych w homeopatyczny biznes. Poznali też zwyczaj twardego
trzymania się litery prawa przez pracowników Urzędu Ochrony
Konkurencji i Konsumenta.
Dlatego proszą, by oszczędzić im politycznego bełkotu.
My też chcemy znać medyczną (wyłącznie) opinię Pani Minister na temat
homeopatii. Jej status prawny , do przyjęcia którego zmusiły Polskę
antynaukowe dyrektywy eurogłupoli, nie ma dla nas znaczenia. Nie
musimy przecież jej stosować. Nam chodzi tylko o zdrowie polskich
pacjentów. Dlatego obowiązkiem polskiego ministra zdrowia jest
wyjaśnienie polskim lekarzom i polskim pacjentom tej kwestii.
A zatem, chcąc się upewnić, że dobrze zrozumieliśmy cytowany wcześniej
polski dokument rządowy, pytamy …..
CZY WYSOKO ROZCIEŃCZONE PRODUKTY HOMEOPATYCZNE
ZAWIERAJĄCE „NIC” (ORAZ „PODPIS ASTRALNY”) LECZĄ
SKUTECZNIE POWAŻNE CHOROBY?
Ważna uwaga końcowa
Będziemy cierpliwie oczekiwali na odpowiedź (brzmiącą TAK lub NIE)
przez 10 dni. Jeśli się jej nie doczekamy, potraktujemy ten fakt, jako
potwierdzenie przez Ministerstwo Zdrowia skuteczności działania „nic-
leków” homeopatycznych.
Przypominam tylko, że w dniu 26.08.2009 r. Główny Inspektorat
Farmaceutyczny wydał oświadczenie, że leki zawierające NIC (w
oryginale: „nie zawierające substancji czynnej”) są lekami sfałszowanymi
(http://www.gif.gov.pl/?aid=228).
Warto teraz wrócić wzrokiem do głównego pytania.
Brak odpowiedzi wymusi na nas zdementowanie rozporządzenia i
wystąpienie z krótkim, zrozumiałym, otwartym memorandum do
społeczeństwa, w którym wskażemy osoby, które cechuje analfabetyzm
medyczny i które, żeby to ukryć, świadomie okłamują Polaków.
Mamy nadzieję, że po zapoznaniu się z treścią memorandum, które
postaramy się opublikować we wszystkich dostępnych mediach, wyborcy
będą tak głosować, by ignoranci i kłamcy nie mogli zasiadać w ławach
sejmowych lub rządowych.
Memorandum ogłosimy w imieniu całego, racjonalnie myślącego
środowiska medycznego oraz wszystkich ludzi, którzy nie wierzą, że w
cukrze buraczanym pomieszkuje samodzielny, duchowy byt o nazwie
„informacja lecznicza”.
Prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz, Lublin, 8 września 2011
(jeden miesiąc do ciszy wyborczej)
HOMEOPATIA? ………. DURNIU!
Opublikowano 14 sierpnia 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
HOMEOPATIA – MOJE PRYWATNE ZWYCIĘSTWO
Autor tekstu: Andrzej Gregosiewicz
Era przed-homeopatyczna
Przez cały okres moich studiów, a następnie pracy klinicznej i naukowej
nigdy nie słyszałem, by którykolwiek z moich wykładowców, a potem
kolegów lekarzy wymawiał słowo homeopatia w innym, niż anegdotyczny,
kontekście. Zawsze też było ono dla nas synonimem znachorstwa. Nie
występowało w żadnym podręczniku, ani pracy naukowej. Ale przyszła era
Internetu…
Zaczęło się w XXI wieku…
Gdy w 2001 roku wpisałem do wyszukiwarki słowo homeopatia — ukazał
się przerażający widok. Prawie wszystkie odniesienia do tego hasła
opisywały homeopatię jako normalną specjalizację medyczną; określały jej
zasady, przedstawiały sposób produkcji „leków”, sposoby diagnozowania,
wyniki leczenia, podkreślały brak działań ubocznych, wymieniały tytuły
poradników, adresy gabinetów „lekarzy” homeopatów i cały związany z
tym entourage.
Frazy „przerażający widok” użyłem nie bez przyczyny. Wszystkie
informacje tam zawarte kłóciły się w oczywisty sposób ze współczesną
wiedzą medyczną i to na zasadzie „wszystko albo nic”. Chodzi mi o to, że
uznanie choćby jednego z dogmatów homeopatii za prawdziwy,
przewracało całą współczesną naukę. Myśląc, że zwariowałem pokazałem
te materiały kolegom. Uśmiali się setnie i na tym się skończyło.
Ale ja, widząc, jakim zagrożeniem dla zdrowia i życia pacjentów
(zwłaszcza dzieci) jest ten dziewiętnastowieczny sposób postępowania,
postanowiłem przeciwstawić się jego rozpowszechnianiu. Napisałem kilka
artykułów, w których pytałem o sposób produkcji „leków”
homeopatycznych, mechanizm ich działania, o zjawisko „pamięci wody”,
„dynamizacji” itd. Jakież było moje zdziwienie, gdy w licznych
odpowiedziach nie znalazłem śladu merytorycznych wyjaśnień. Bogactwo
zaś personalnych inwektyw (oczywiście anonimowych) było imponujące.
Nie powiem, że nie zachęciło mnie to do pracy. Zacząłem w sposób
metodyczny: najpierw piśmiennictwo „naukowe”, potem podręczniki,
poradniki, wypowiedzi homeopatów i fora ich pacjentów oraz fanów. Nie
dowiedziałem się niczego oprócz faktu, że homeopatyczna metodologia
badawcza to nieporadne naśladownictwo medycyny i weterynarii.
Wystarczy przejrzeć opisy spektakularnych sukcesów w leczeniu
wszystkiego u wszystkich. Np. nowotworów u ludzi oraz biegunek u
trzody chlewnej. Przy okazji dowiedziałem się, jak się leczy „wzwody w
czasie jazdy pojazdem” oraz „wybuchy głupkowatego śmiechu”.
Przeczytałem jeszcze ustawę „Prawo farmaceutyczne” z jej kabaretowym
artykułem 21 i dopiero wtedy zacząłem działać, czyli pisać.
Faktem było, że stosowanie homeopatii w Polsce jest zgodne z prawem.
Takim samym, jak fakt, że prawo to jest niezgodne z całą, obecną
światową wiedzą medyczną.
Zastanówmy się teraz przez chwilę. Lekarz, kończąc studia przysięga, że
będzie ratował zdrowie i życie ludzkie w każdej sytuacji…
Prawo, czy życie
Jestem lekarzem. Wyboru więc nie miałem. Nie chcąc kopać się z koniem,
postanowiłem zwrócić się do potencjalnych pacjentów. Pacjent bowiem
musi mieć jakieś kryterium wyboru proponowanych terapii. A w tym
czasie o istocie homeopatii praktycznie nikt nic nie wiedział. Nie
przeraziło mnie to i postanowiłem, że będę walczył. Nawet samotnie.
Wiedziałem, że będzie trudno, ale ja jestem uparty. Tak więc, nie
przestraszyły mnie nawet sądowe działa, które w pewnym momencie
wytoczyli homeopaci. Co więcej, tego typu kontrataki tylko utrwalały we
mnie przekonanie, że wybrałem dobry kierunek. Moją działalność
starałem się więc rozszerzyć na wszelkie media dostępne w Polsce.
Nie wszyscy udzielili mi swoich łamów: dla jednych nie była to informacja
(w przeciwieństwie np. do wyginania łyżeczek siłą woli), dla drugich
(analfabetów naukowych) rzecz kompletnie niezrozumiała, innymi
powodował strach, że mogliby stracić reklamodawców (producentów
„leków” homeopatycznych) itd. Nie zmartwiło mnie to zbytnio, gdyż
przedruki moich artykułów (kopiowanych często bez mojej zgody), rozlały
się już po Internecie. Poza tym, ogólnopolskie pisma branżowe, periodyki
lokalne, a także biuletyny redagowane przez studentów uczelni
medycznych masowo drukowały moje teksty. Lekarze kopiowali moje
artykuły i wykładali je w poczekalniach swoich gabinetów.
Zrozumiałe, że sprawą homeopatii zainteresowały się wreszcie
opiniotwórcze media i powoli rozpoczynała się szeroka debata publiczna.
Wielokrotnie w mojej klinice gościły ekipy telewizyjne. Były dni, gdy
odbierałem telefony lub e-maile od kilkunastu dziennikarzy, którzy
koniecznie chcieli napisać cokolwiek o homeopatii. Większości z nich
odmawiałem, gdyż kompletnie nie rozumieli tego, co do nich mówiłem.
Ale i tak, co kilka dni gościłem dziennikarzy z różnych gazet, którym
musiałem tłumaczyć od podstaw absurdy homeopatii.
Wszystkim prezentowałem homeopatyczne granulki cukrowe, którymi
słodziłem kawę. Była to dość droga impreza, gdyż, żeby osłodzić filiżankę
kawy trzeba było wsypać niemal całe opakowanie (zwykle ok. 100
granulek). Ale też robiło to największe wrażenie. Zdarzało się, że obecni
w moim gabinecie chwytali mnie za rękę myśląc, że mogę się otruć.
Można powiedzieć, że było to intuicyjne przygotowywanie się do
Kampanii 10.23. Odbierałem też masę telefonów i e-maili od pacjentów.
W tym czasie portal Racjonalista nadał mi zaszczytne miano „ojca
chrzestnego” medialnej walki z homeopatią
Cel? Internet
Moim celem było takie nasycenie Internetu tekstami opisującymi problem
zgodnie ze współczesną wiedzą medyczną, żeby każdy internauta, który
dopiero zaczynał szukać informacji na temat homeopatii, trafiał od razu
na te właściwe. Po latach rozmów z pacjentami miałem wystarczająco
duże doświadczenie, by wiedzieć, że pierwsza, logicznie skonstruowana
informacja (do tego sygnowana przez profesora medycyny) będzie już
zawsze dominowała w umyśle i niezwykle trudno będzie przekonać
takiego człowieka, że jest inaczej.
Cel osiągnięty!
Obecnie, na hasło „homeopatia” w wyszukiwarce Google[1] jako pierwszy,
co oczywiste, ukazuje się link do Wikipedii. Wiele osób traktuję ją jak
normalną encyklopedię, co nie jest zresztą dziwne, bo wiele haseł
medycznych jest zupełnie poprawnie opracowanych.
A więc „klik” … i co widzi niedoszły pacjent homeopaty? Taki oto tekst
redaktora Wikipedii:
„Ten artykuł lub sekcja opisuje teorie, metody lub czynności niezgodne z
obecną wiedzą medyczną”
Lepszego początku nie mogłem sobie wymarzyć. Najprawdopodobniej
wiele osób już na tym etapie rezygnuje z dalszego poszukiwania. Bo jeśli
homeopatia jest niezgodna z wiedzą medyczną, to co może
zaproponować?
Ci dociekliwi będą chcieli dowiedzieć się więcej. Spojrzą niżej w Google i
zobaczą …
„Homeopatia — największe oszustwo w historii medycyny”
Chwila konsternacji, ale „klik” i widzą portal… Centrum Przeciwdziałania
Psychomanipulacji oraz zajawki sześciu moich artykułów. Oto ich tytuły:
1/ Homeopatia — kpiny z medycyny, 2/ Homeopatia — wymiana
korespondencji z urzędnikami, czyli gadał dziad do obrazu, 3/ Homeopatia
o muerte, 4/ Czas oszustów, 5/ Artykuł 21, czy paragraf 22, 6/
Homeopatia, Boiron, Sąd, Totalitaryzm, Śmierć i „Taśmy Video”.
Jak znam życie, nawet najbardziej dociekliwy internauta, przeczyta 2, 3
artykuły i będzie miał dość homeopatii. Co więcej, pokaże teksty rodzinie,
opowie o nich znajomym i automatycznie stanie się wrogiem tej
oszukańczej terapii.
Internet to potężne narzędzie. Odkąd na pierwszej stronie największej
wyszukiwarki, na dwóch pierwszych miejscach „wiszą” od lat moje
informacje o homeopatii, mam prawo uważać, że dotarłem do setek
tysięcy (a może kilku milionów) internautów i przekazałem im prawdę o
tym oszustwie. Efekt?
Wg Rynku Zdrowia od 2005 roku popyt na „leki” homeopatyczne
wykazuje stały trend spadkowy. Każdy kolejny rok (aż do 2008) to
wyraźnie zmniejszająca się ich sprzedaż. Dwa ostatnie lata to już prawie
zapaść rynku; w 2009 roku Polacy wydali na „leki” homeopatyczne 146
milionów złotych, a w następnym już tylko 121 milionów.
Uważam, że jest to głównie moja zasługa, gdyż w tym czasie tylko ja
regularnie informowałem szeroką opinię publiczną, a także studentów,
lekarzy i farmaceutów, że homeopatia to po prostu oszustwo. O Internecie
pisałem przed chwilą. Do tego, w 2008 roku w Warszawskim Sądzie
Okręgowym wygrałem decydujący proces z Izbą Gospodarczą Farmacja
Polska, która reprezentowała wszystkie koncerny homeopatyczne
działające w Polsce. Mam więc pełne prawo, by odtrąbić zwycięstwo.
„Tonący brzydko się chwyta”
Przed kilkoma dniami Gazeta Prawna podała informację, że Pani mgr
psychologii Irena Rej (będąca właścicielką fabryki Dagomed, hurtowni
„leków” homeopatycznych Saramed oraz prezeską Izby Gospodarczej
Farmacja Polska), szuka rozpaczliwie pomocy w UOKiK-u. Czyżby
oskarżała Naczelną Radę Lekarską o nieuczciwą konkurencję? Ja
osobiście nie słyszałem, by NRL była producentem leków. Wiem tylko o
oświadczeniu NRL, że lekarze powinni przestrzegać 57 paragrafu
Kodeksu Etyki Lekarskiej i nie stosować metod leczenia nie
zweryfikowanych naukowo.
Myślę, że ten ruch Pani magister, przekraczający wszelkie granice
śmieszności, ostatecznie zweryfikował skuteczność moich działań.
Jestem przy tym dziwnie pewien, że Pani prezeska nie odniesie sukcesu,
podobnie zresztą jak w procesie, w którym sąd odrzucił Jej pozew
przeciwko mnie i red. nacz. Służby Zdrowia A. Gielewskiej. Jestem przy
tym bardzo ciekawy, czego oczekuje po skardze do UOKiKu. Może ma
nadzieję, że NRL odwoła swoje oświadczenie? Że dziewięciu profesorów
medycyny, ekspertów NRL przeprosi Panią magister? I że dzięki temu
wzrośnie popyt na jej granulki cukrowe? Naprawdę, śmiechu warte.
Cóż, Pani psycholog po raz kolejny zmniejszy podaż. Ostatnio w fabryce
Dagomed produkuje się tylko 18 rodzajów granulek, a jeszcze niedawno
było ich 50. Przypomnę tylko, że wszystkie 50 „odkrył” jeden człowiek
(sic!) — były prezes Polskiego Towarzystwa Homeopatycznego. Muszę
także wspomnieć, że Pani psycholog zajmuje się dodatkowo dystrybucją
„unikalnej” maści z sadła świstaka. Oby to nie był ten świstak, który od
wielu lat zawija wszystko w sreberka. Tego zwierzątka byłoby mi
autentycznie szkoda.
Podsumowując, takiego nagromadzenia różnego rodzaju absurdów, co w
homeopatii, nie widziałem nigdy w życiu. Po wyciągnięciu ich na światło
dzienne ta mydlana bańka musi wreszcie pęknąć. Dlatego mamy obecnie
wielką szansę, by ochronić polską naukę i medycynę przed ośmieszaniem
się, a także uratować wiele istnień ludzkich. Bo, wbrew opinii Pani Rej –
„Homeopatia zabija”.
Rekompensata
Powyższy opis mojej działalności to mały fragment tego, co zrobiłem w
tym czasie. Dlatego uważam, że za 10 lat ciężkiej pracy w interesie
społecznym (za własne pieniądze i z uszczerbkiem dla życia rodzinnego)
powinienem zostać wynagrodzony przez władze publiczne. Liczę na to, że
minister zdrowia lub nawet premier ustanowią dla mnie specjalną
nagrodę finansową (może być wysoka) za: 1/ konsekwentne
demaskowanie największego oszustwa w historii ludzkości (trwającego
200 lat), 2/ obronę honoru polskiej nauki, 2/ walkę z ośmieszaniem
polskiej medycyny, 3/ ratowanie zdrowia i życia pacjentom, 4/
uświadomienie opinii publicznej czym jest w istocie homeopatia, 5/
opracowanie materiałów, którymi posługują się wykładowcy na
wydziałach farmacji, 6/ wyjaśnianie studentom i lekarzom, że nie warto
wchodzić w oszukańczy interes homeopatyczny, 7/ współorganizację w
Polsce akcji 10.23, 8/ uświadomienie posłom, że powinni złożyć
interpelację w sprawie usunięcia z ustawy „Prawo farmaceutyczne”
zapisów o homeopatii.
Informacja dla szefa kancelarii ministerki zdrowia: o przyznaniu nagrody
proszę powiadomić mnie e-mailem. Adres: [email protected].
SUKCES GLOBALNEJ KAMPANII 10.23
NIELOGICZNE OŚWIADCZENIA HOMEOPATÓW
W 63 miastach, 28 krajach na 5 kontynentach kilka tysięcy studentów,
lekarzy i naukowców zażyło gigantyczne dawki „leków”
homeopatycznych. Nikomu nic się nie stało. Przeczytajmy, co sądzą o tym
homeopaci:
” PRZEDAWKOWANIE LEKÓW HOMEOPATYCZNYCH POKAZUJE
JEDYNIE, ŻE LEKI HOMEOPATYCZNE NIE MAJĄ DZIAŁAŃ
NIEPOŻĄDANYCH, ALE W ŻADNYM WYPADKU NIE MOŻE TO BYĆ
DOWODEM ICH NIESKUTECZNOŚCI”.
To jest oficjalne stanowisko Polskiego Towarzystwa Homeopatii Klinicznej
(PTHK) wyrażone ustami lek. med. Ewy Wojciechowskiej, prezeski
towarzystwa.
Jestem wdzięczny za zwięzłość i jasność sformułowania, bowiem będę
mógł tak samo jasno i krótko udowodnić, że homeopatia to oszustwo.
Żeby nikt nie mógł mi zarzucić nieuczciwości rozpatrzę problem z 2
punktów widzenia: naukowego i homeopatycznego.
Zaczynamy.
(Uwaga! o zjawisku placebo nie będzie ani słowa, gdyż homeopaci
odżegnują się od niego, jak diabeł od święconej wody).
DLACZEGO HOMEOPATIA JEST OSZUSTWEM
Z NAUKOWEGO PUNKTU WIDZENIA
Jeśli chcę kogoś wyleczyć, podaję mu lekarstwo. Aby zadziałało musi
zawierać efektywną dawkę substancji leczniczej (DT-dosis therapeutica).
Przykład: jeśli pacjent ma objawy grypy podaję mu lek (np. aspirynę, czyli
kwas acetylosalicylowy), który przeciwdziała jej objawom (contraria
contrariis curantur - przeciwne leczymy przeciwnym, a nie jak w
ludowym, absurdalnym przysłowiu: similia similibus curantur — podobne
leczymy podobnym).
Lata doświadczeń i badań pozwoliły na poznanie mechanizmu działania
tego leku. Mówiąc w ogromnym skrócie hamuje on syntezę
prostaglandyn, które ułatwiają przekazywanie bodźców bólowych,
podnoszą temperaturę ciała oraz wywołują odczyn zapalny w tkankach.
Aspiryna działa więc przeciwbólowo, przeciwgorączkowo i
przeciwzapalnie. Drogą badań klinicznych ustalono, że jednorazowa
dawka lecznicza u człowieka (ważącego np. 70 kg) wynosi 0,5 grama.
Skuteczność działania aspiryny potwierdzono jak dotąd miliardy razy.
Jak każdy inny lek, aspiryna ma również działania niepożądane, które
najwyraźniej uwidoczniają się przy jej przedawkowaniu. Opisywano nawet
przypadki zgonów po zażyciu 40-50 tabletek. Korzystny lub niekorzystny
efekt działania zależy więc od wielkości dawki. Dotyczy to wszystkich —
bez wyjątku — leków.
Mimo to zadajmy sobie pytanie: w jakich sytuacjach wielokrotne (setne,
tysięczne) przedawkowanie aspiryny mogłoby nie wywołać skutków
niepożądanych? Odpowiedź brzmi: w dwóch. Pierwsza sytuacja to
całkowity brak kwasu acetylosalicylowego w neutralnej substancji
będącej jej nośnikiem. Druga — gdy odpowiadający na to pytanie człowiek
…kłamie.
A teraz proste, jasne i eleganckie wyjaśnienie celu i sukcesu Kampanii
10.23: jeżeli „pożerane” kilogramami „leki” homeopatyczne nie wywołały
żadnych niekorzystnych dla organizmu reakcji, to znaczy, że nie zawierały
one żadnych substancji wywołujących efekt terapeutyczny.
ZAPAMIĘTAJMY RAZ NA ZAWSZE
Twierdzenia homeopatów, że ich „leki” można bezpiecznie przedawkować
są zgodne z prawdą! Dlaczego? Bo nie zawierają substancji aktywnych
terapeutycznie. A skoro nie zawierają, to nie leczą. Bo czym?
Krótko mówiąc: przedawkowane „leki” homeopatyczne nie szkodzą, bo
nie leczą! Ludzie, zapamiętajcie to hasło! W 4 wersjach! To wyjątkowo
łatwe, bo każda z 4 wersji jest prawdziwa.
NIE SZKODZĄ, BO NIE LECZĄ!
NIE LECZĄ, BO NIE SZKODZĄ!
NIE SZKODZĄ, BO NIE MAJĄ CZYM SZKODZIĆ!
NIE LECZĄ, BO NIE MAJĄ CZYM LECZYĆ!
Z punktu widzenia logiki formalnej powyższego dowodu nie da się
zakwestionować! Nawet prawo jest tu bezsilne. Nawet ustawa nie może
zapewnić cukrowi skuteczności leczniczej.
Powtórzmy: „leki” homeopatyczne nie zawierają czegokolwiek, co można
by nazwać substancją leczniczą. Co więc zawierają? NIC!
Nośnikiem niczego jest cukier, ale jakoś nie przemawia mi do wyobraźni,
by cukier cokolwiek leczył. Czym jest więc „lek” homeopatyczny, oprócz
tego, że jest cukrem? Odpowiedź: JEST FAŁSZYWYM LEKIEM.
Sprawa wydaje się całkiem prosta, ale lobby homeopatyczne
zabezpieczyło się ze wszystkich stron. Po prostu przekonało posłów o
istnieniu zjawisk paranormalnych. A ci (za przeproszeniem) wybrańcy
narodu, zapisali to w ustawie. I w taki to oto sposób obywatele polscy
zostali okłamani przez najwyższe władze publiczne.
DLACZEGO HOMEOPATIA JEST OSZUSTWEM
Z HOMEOPATYCZNEGO PUNKTU WIDZENIA
Homeopaci dość wcześnie zrozumieli, że z nauką nie wygrają i już wiele
lat temu przestali zaprzeczać, że ich „leki” cokolwiek zawierają w sensie
fizycznym. Wykombinowali wówczas, że czynnikiem „leczniczym” jest
informacja (?). Nie od razu wiedzieli, jak ją nazwać, więc używali
terminów: duchowa, wirtualna, cyfrowa, elektromagnetyczna,
strukturalna, kwantowa itp. Współczesny guru homeopatów – prof.
Jacques Benveniste przesyła ją nawet przez Internet i telefon (magik
jakiś, czy co?)
Ale wracajmy do „leków”: homeopatyczna „informacja lecznicza” jest
podobno przekazywana do cukru w czasie jego moczenia w wodzie, która
„pamięta”, co w niej wytrząsano. Nie śmiejmy się jeszcze, bo to nie
koniec. Europejskie lobby homeopatyczne przeforsowało w 2004 roku
pomysł, by te anegdotyczne opowiastki zostały zalegalizowane na mocy
dyrektywy 2004/27/WE. W Farmakopei Europejskiej stworzono nawet
osobny rozdział poświęcony homeopatii. Można w nim przeczytać, że:
„NIE DA SIĘ OKREŚLIĆ RÓŻNICY MIĘDZY ROZPUSZCZALNIKIEM A
HOMEOPATYCZNYM ŚRODKIEM LECZNICZYM ZA POMOCĄ
ALOPATYCZNYCH (NAUKOWYCH przyp. A.G.) METOD
ANALITYCZNYCH”
Teraz już można tak wyć ze śmiechu, aż przewrócą się mury największych
zakładów produkujących „leki” homeopatyczne.
WYJAŚNIENIE
Europejska Farmakopea mówi (zdanie w ramce): RĘCE NAUKOWCÓW
PRECZ OD HOMEOPATII! I ręce same opadają. Przecież taki zapis,
akceptujący istnienie zjawisk paranormalnych, obowiązuje teraz w całej
Unii Europejskiej. Lekarzom i naukowcom napluto w twarz. Nikt nie
zastanowił się nawet przez chwilę, że teraz będzie można zarejestrować,
jako „lek”, wodę z kranu, byle była odpowiednio rozcieńczona z wodą i
wytrzęsiona. I nikt, nigdy, nawet spośród homeopatów, astrologów,
jasnowidzów, wróżek, bioterapeutów, radiestetów itp. hochsztaplerów,
nie będzie w stanie zdefiniować różnicy między wodą, a „lekiem” za
pomocą żadnej metody. Bo takiej metody po prostu nie ma. Ale tą
niezidentyfikowaną wodą będzie można leczyć na przykład nerwicę u kota
lub malarię u człowieka. A to już nie jest śmieszne. Bezpośrednim,
tragicznym skutkiem promowania przez WHO homeopatii w Trzecim
Świecie były tysiące (setki tysięcy, miliony?) zgonów ludzi chorych na
malarię. Dopiero w 2010 r. WHO wydała ostrzeżenie przed leczeniem
homeopatycznym pacjentów z ciężkimi chorobami zakaźnymi typu
malarii, gruźlicy oraz AIDS. Inne, „lżejsze” choroby zakaźne widać można
jeszcze „leczyć”.
Ile milionów ludzi zginęło w Afryce na skutek cynizmu, głupoty i
hipokryzji urzędników z WHO nie dowiemy się już nigdy. Wiemy jednak
na pewno, że:
HOMEOPATIA JEST OSZUSTWEM Z KAŻDEGO PUNKTU WIDZENIA, A
ZWŁASZCZA HOMEOPATYCZNEGO
Powyższa tautologia nie jest żartem. W świetle zapisu w Farmakopei
Europejskiej, technologia produkcji „leków” homeopatycznych i sama
homeopatia to po prostu magia.
A teraz pytam prawników. Jest li to przestępstwo, jeżeli rodzice podają
dziecku cukier zamiast lekarstwa? Żeby ułatwić prawnikom odpowiedź
informuję, że w Australii rodzice 9-miesięcznego dziecka, które zmarło po
„leczeniu” homeopatycznym otrzymali po 25 lat więzienia.
Czy ten fakt ma jakieś znaczenie dla sprawy, którą opisuję? Dla sprawy,
która się dzieje w kraju, gdzie prawo oparte jest na regułach słuszności, i
w którym podstawą wyrokowania jest sprawiedliwość? Uprzejmie proszę
o odpowiedź.
Co zrobić, gdy ustawodawca legalizuje magię?
Wiele razy słyszałem, że nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem
postępowania niezgodnego z kodeksem. A czy fakt, że jest się posłem
usprawiedliwia głupotę, której efektem są kretyńskie ustawy?
Teraz pytam wybrańców narodu:
Dlaczego w ustawie „Prawo farmaceutyczne” zalegalizowano magiczną
„terapię”, wg której „NIC” może działać na „COŚ”, a jeśli tego
„NICZEGO” jest coraz mniej, to zmniejszające się „NIC” działa na to
„COŚ” coraz skuteczniej, w sposób wprost proporcjonalny do ubytku
„NICZEGO”?
Gdyby żył Einstein, powtórzyłby tylko swoje słynne zdanie: „Nieskończona
jest głupota ludzka. Uckaaaaaaaaaa, uckaaaaaaaaaaa, uckaaaaaaaaaa
odpowiedziałoby mu echo z Wiejskiej. A ja dodam: głupota — głupotą, ale
tutaj ma zastosowanie kodeks karny, gdyż homeopatia jest skuteczna, ale
tylko w stwarzaniu zagrożeń ludzkiego życia.
Dlatego proponuję, by logicznie myślący prawnicy i lekarze będący
posłami wystąpili z wnioskiem w sprawie nowelizacji ustawy „Prawo
farmaceutyczne”. Celem nowelizacji powinno być wyeliminowanie z niej
zapisów niezgodnych ze współczesną wiedzą medyczną.
Zakończenie
Na pewno wiele osób zapyta: jak można mówić o zwycięstwie, gdy
faktycznie nic się nie zmieniło. Odpowiadam: ja swój cel osiągnąłem.
Wszyscy mają dostęp do wiarygodnych, naukowych informacji.
Zapotrzebowanie na magię leczniczą wśród pacjentów zmniejsza się.
Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym obserwuje się
gigantyczny spadek popytu na „leki” homeopatyczne. Ci, co chcieli
zrozumieć, zrozumieli. Reszta mnie nie obchodzi.
Niech tylko nikt nie mówi, że nie ostrzegałem.
HOMEOPATIA?…… GŁUPCZE!
Opublikowano 13 sierpnia 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
„Lek” homeopatyczny „bez wskazań leczniczych” (sic!) zawierający
„duchową informację terapeutyczną” wyprodukowaną z męskiej, ropnej
wydzieliny rzeżączkowej. (http://tiny.pl/h5wqc)
LIST OTWARTY DO MINISTRA ZDROWIA RP
autor: Andrzej Gregosiewicz
Leży przede mną ministerialne rozporządzenie w sprawie kryteriów
zaliczania produktu leczniczego do poszczególnych kategorii dostępności
wraz z uzasadnieniem (Dz.U.08.206.1292) . Patrzę na ten dokument i nie
wierzę własnym oczom. Potwierdziły się bowiem wszystkie moje obawy, o
których przed laty pisałem w kilku artykułach: holistyczny paradygmat
postawił w jednym szeregu medycynę opartą na dowodach i szarlatanerię.
Wystarczy przeczytać fragment rozporządzenia tyczący „leków”
homeopatycznych. Jego groteskowy, metafizyczny charakter ukryty jest
(nieporadnie) pod pseudomedyczną i pseudonaukową frazeologią.
Oczywiście nieskutecznie. Szamanizmu ukryć się nie da.
PANI MINISTER
W XXI wieku, gdy postęp naukowy rośnie wykładniczo, gdy standardami
leczniczymi stają się transfery kwasów nukleinowych, akceptowanie
„leczenia” przy pomocy homeopatycznej „informacji duchowej” jest nie
tylko kompromitacją Ministerstwa Zdrowia, lecz także ośmieszeniem całej
polskiej medycyny i wszystkich polskich lekarzy.
WIECZNE KONSULTACJE SPOŁECZNE
Pośród dziewiętnastu różnych, mniej lub bardziej związanych z medycyną
instytucji, z którymi MZ konsultowało wielkość rozcieńczeń
homeopatycznych wymagających recepty znajduje się …. prokuratoria
generalna skarbu państwa, rządowe centrum legislacji, ministerstwo
nauki i szkolnictwa wyższego, ministerstwo finansów, ministerstwo
środowiska, ministerstwo spraw wewnętrznych i administracji, Inspekcja
Weterynaryjna, Biuro Praw Pacjenta, Naczelna Izba Pielęgniarek i
Położnych oraz Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych
(sic!).
Pominięto Uniwersytety Medyczne. Nic dziwnego. Ministerstwo zdrowia
bało się po prostu, że utraci reputację instytucji, której zarządzenia są
zgodne z medycyną opartą na dowodach. Strach był niepotrzebny, bo
reputację traci się tylko raz. A dziewictwo zostało stracone już w 2004
roku, gdy MZ finansowało groteskowe, „holistyczne”, z samego założenia
śmiertelne, pseudoleczenie choroby nowotworowej (homeopatia, Shiatsu,
Reiki, nagrzewanie guza) stosowane przez austriackich oszustów u Jacka
Kaczmarskiego (http://tiny.pl/h5f5g).
Wracając do tematu: nie ma sensu tłumaczenie, że europejskie dyrektywy
mają charakter obowiązujący. Bo jeśli nawet, to nie musieliśmy w tym
wypadku być prymusami UE i wpisywać do polskich ustaw i rozporządzeń
dodatkowych bredni. Choćby takich, że „leki” homeopatyczne nie muszą
wykazywać dowodów skuteczności terapeutycznej. Więc nie wykazują, ale
w aptekach traktuje się je często, jako zamienniki leków
konwencjonalnych i to bez informowania o tym kupujących.
(http://tiny.pl/h5w65). Wg mnie taki proceder jest przestępstwem (sic!).
Nie będę tego komentował, gdyż robiłem to już wiele razy. W zamian
zacytuję jedną, ale jakże trafną, analizę problemu pióra Andrzeja
Koraszewskiego:
„Tajemnicze misterium leków homeopatycznych, których dopuszczenie do
produkcji nie wymaga wieloletnich badań, których produkcja nie wymaga
drakońskich procedur kontrolnych, których „moc” oparta jest na głębokiej
wierze, doskonałych technikach marketingowych i głębokiej ignorancji na
temat związków przyczynowych, ma również swoje źródła w
podejrzliwości wobec nauki i filozofii oświecenia. Pogarda dla rozumu jest
stara jak świat, ale dziś, w czasach nieprawdopodobnej zależności od
nauki, nieprawdopodobnej zależności od ekspertów, CIEMNOTA
DOMAGA SIĘ RÓWNYCH PRAW” (http://tiny.pl/h5whl).
Należałoby dodać: ciemnota europejska, powołująca się na zakłamaną
medycynę holistyczną, która stanowi awangardę ruchu New Age.
Ruchowi temu, Waldemar Łysiak, nadał pięknie brzmiące miano:
„Postmodernizm dla przygłupów”.
FRAGMENT TEKSTU ROZPORZĄDZENIA DOTYCZĄCY
„LEKÓW” HOMEOPATYCZNYCH
(proszę czytać uważnie)
ROZPORZĄDZENIE MINISTRA ZDROWIA
z dnia 14 listopada 2008 r.
w sprawie kryteriów zaliczenia produktu leczniczego
do poszczególnych kategorii dostępności
Dz.U.08.206.1292 → z dnia 21 listopada 2008 r.
Na podstawie art. 23 ust. 3 ustawy z dnia 6 września 2001 r. – Prawo
farmaceutyczne (Dz. U. z 2008 r. Nr 45, poz. 271) zarządza się, co
następuje:
§ 1. ust. 1.
Produkt leczniczy zalicza się do kategorii dostępności „wydawane z
przepisu lekarza -RP „, w przypadku gdy:
(…)
Ust. 2
Produkt leczniczy homeopatyczny, o którym mowa w art. 21 ust. 1 ustawy
z dnia 6 września 2001 r. – Prawo farmaceutyczne, zalicza się do
kategorii dostępności, o której mowa w ust. 1, w przypadku gdy:
1) Występuje w stopniu rozcieńczenia trzydzieste rozcieńczenie dziesiętne
lub piętnaste rozcieńczenie setne i Korsakova lub
2) Występuje w stopniu rozcieńczenia pięćdziesięciotysięcznego i
Korsakova.
MINISTER ZDROWIA
(….)
UZASADNIENIE
„(…) W rozporządzeniu w przepisie § 1 ust. 2 określono warunki na
podstawie, których produkt leczniczy homeopatyczny jest dostępny na
receptę. Metoda leczenia homeopatycznego należy do metod
holistycznych. W myśl zasad holistycznych wysokie rozcieńczenia
(potencje, stopnie dynamizacji) produktów leczniczych homeopatycznych
stosowane są w poważnych jednostkach chorobowych, głównie w
chorobach przewlekłych. Przebieg takiego leczenia powinien być
nadzorowany przez lekarza homeopatę.
Zgodnie z dyrektywą 2001/83/WE i ustawą Prawo farmaceutyczne z dnia
6 września 2001 produkty lecznicze homeopatyczne podlegające
dopuszczeniu do obrotu zgodnie z art. 21 ustawy nie posiadają wskazań
leczniczych, w związku z czym, nadzór nad procesem leczenia powinien
sprawować lekarz. Tylko w taki sposób umożliwia dobór odpowiedniej i
optymalnej terapii.
Każdy lek homeopatyczny posiada określony zakres działania, który jest
uzależniony od jego rozcieńczenia i dynamizacji. Im wyższy stopień
dynamizacji, tym zakres oddziaływania na organizm jest głębszy i dłuższy.
Nie ma tu niebezpieczeństwa zatrucia z toksykologicznego punktu
widzenia natomiast istnieje realne niebezpieczeństwo pogłębienia
procesu chorobowego (…)” (http://tiny.pl/h59dn)
WYJAŚNIENIE MAGICZNEJ TERMINOLOGII ROZPORZĄDZENIA
Ze względu na otwarty charakter listu niektóre terminy muszę wyjaśnić
Czytelnikom. Podkreślam, że nie są to dowcipy. Podpisane są przecież
przez ministra zdrowia. Cytuję:
„Dynamizacja to nieodłączny element produkcji leku homeopatycznego.
Następuje ona po każdym rozcieńczeniu i razem z nim składa się na
proces zwany potencjonowaniem. Dynamizacja oznacza wielokrotne, silne
wstrząsanie płynu, przeprowadzane według określonych zasad”
(konieczna jest np. skórzana poduszka, o którą farmaceuta-homeopata
uderza pojemnikiem – przyp. A.G.). Pod wpływem wstrząsania płyn
zyskuje pewną energię (oraz podpis astralny – przyp. A.G.). Związki
chemiczne nie determinują więc działania leków homeopatycznych”
(http://tiny.pl/h59fx). To by się zgadzało, gdyż, jak pisze guru homeopatii
klasycznej Hindus Mohinder Singh Jus: „Lekarstwa nie są martwą masą,
ich esencjonalna istota ma duchową naturę. Poprzez rozcierkę,
rozcieńczanie i wstrząsanie można jej siłę nieskończenie wzmagać”
(http://tiny.pl/h59fq).
Metoda Korsakowa
Potwierdza to metoda Korsakowa zwana metodą „na wylew”. Opis: do
naczynia wlewamy 99 części rozpuszczalnika (najczęściej wody) i 1 część
„pranalewki” (np. wyciągu z podrobów udomowionej kaczki dzikiej).
Następnie energicznie wstrząsamy, po czym wszystko wylewamy do
kanalizacji. To jest pierwsze setne rozcieńczenie. Następnie wlewamy
kolejne 99 części wody, potrząsamy i wylewamy. To jest drugie setne
rozcieńczenie. Następnie wlewamy, wstrząsamy, wylewamy. I znowu:
wlewamy, wstrząsamy, wylewamy itd., itd.
Jakiś nieuk i niedowiarek mógłby zapytać. Zaraz, zaraz: to jest instrukcja
działania zmywarki do naczyń, a nie produkcji lekarstwa. Gdzie jest to
lekarstwo? W kanalizacji?
Oczywiście nie! Przecież po wylaniu wody wewnętrzne ścianki naczynia
pozostają mokre. Lekarstwo jest właśnie tam. Ale jest jeszcze zbyt
stężone (sic!). Dlatego kontynuujemy płukanie. W momencie, gdy po raz
dwusetny napełnimy naczynie wodą mówimy stop i tej wody już nie
wylewamy. Od tego momentu woda ta staje się „lekiem” o nazwie
oscillococcinum, którego potencja homeopatyczna wynosi 200K. Prawda,
że to nawet nie jest śmieszne?
W wykładniczym zapisie matematycznym będzie to rozcieńczenie 1 :
10^400, czyli jeden do (prawie) septagiliona (10^420).
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fizycy. Otóż obliczyli oni, że nasz
Wszechświat składa się z ok. 10^80 (dziesięć do osiemdziesiątej potęgi)
molekuł. Liczba ta w języku japońskim ma swoją odrębną nazwę
„fukaszigi” (tłum.: „nawet o tym nie myśl). Co z tego wszystkiego wynika?
Prawdę mówiąc NIC, gdyż liczba określająca wielkość homeopatycznego
rozcieńczenia nie ma żadnego odniesienia do znanego nam Wszechświata.
Po prostu jest on zbyt mały.
Ale to nie koniec….
Rozcieńczenia, o których mówiliśmy dotąd są dość „niewinne”. Metoda
Korsakowa pozwala na uzyskiwanie znacznie wyższych. Potencje te
(rozcieńczenia) oznaczane są przy pomocy cyfr rzymskich. Np. M =
1000K, XM = 10 000K, LM = 50 000K, CM = 100 000K. Jak już wiemy,
„potencję możemy nieskończenie wzmagać”.
Ale, jak to racjonalnie wykorzystać lub chociaż wyjaśnić? Możliwości są
dwie:
1/ przyjmujemy, zgodnie z teorią strun, że istnieją nonagiliony (10^540)
centylionów (10^600) wszechświatów równoległych, między którymi
kursują UFO-apteki z szybkością oktogilion (10^480) razy większą od
światła lub, że ….
2/ Korsakow jest Mesjaszem.
Allach akbar!
A zmywarkę do naczyń Korsakowa można obejrzeć na filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=s9OhX44yF4A.
MINISTER WIE WSZYSTKO
Ministerstwo zdrowia wymaga, by lekarze respektowali rozporządzenia.
Ale tutaj zaczyna się kłopot. Dokument, który Pani minister podpisała
pokazałem kilkunastu profesorom medycyny. Z ich – nazwijmy to
grzecznie – wesołych komentarzy, wynikało, że Pani minister jest jedyną
osobą w Polsce, która:
1/ Rozumie istotę dynamizowania i potencjonowania w odniesieniu do
technologii produkcji „leku” homeopatycznego.
2/ Akceptuje homeopatyczne majaczenia mówiące, że im mniej jest „leku”
homeopatycznego, tym silniej on działa.
3/ Jest przekonana o tym, że całkowity brak substancji czynnej w „leku”
homeopatycznym czyni go najbardziej skutecznym
4/ Wie, dlaczego „leki” homeopatyczne, które nie zawierają substancji
czynnej należy stosować w poważnych, przewlekłych chorobach.
5/ Nie ma nic przeciwko sprzedaży w aptekach „leków” homeopatycznych
– uwaga! – bez wskazań leczniczych.
SPECJA/JA/LIZACJA
Pani minister. Mniemam, że w krótkim czasie powstanie w Polsce nowa
specjalizacja o nazwie „homeopatia”? Centrum Medyczne Kształcenia
Podyplomowego ogłosi wykaz obowiązkowych kursów specjalizacyjnych, a
Centrum Egzaminów Medycznych przygotuje pytania do testu z nowej
specjalizacji? Mogę pomóc w ich układaniu. Pierwsze może być takie: „Jak
koduje się podpis astralny w granulce cukru, a jak w preparacie
przeznaczonym do podawania pozajelitowego”? Piszę o tym, bo nie
wszyscy wiedzą, że każdy „lek” homeopatyczny musi posiadać tzw.
„podpis astralny”.
POGARDA DLA ROZUMU
O WHO już kilka razy pisałem. Urzędnicy tej najbardziej skorumpowanej
w cywilizowanym świecie instytucji zabili kilka milionów ludzi w Trzecim
Świecie promując przez kilkadziesiąt lat homeopatię, jako gałąź
normalnej medycyny. Mieli w głębokiej pogardzie opinie autorytetów
naukowych, którzy uważali to za prymitywne oszustwo lecznicze. Dopiero
w 2009 roku, po głośnym apelu młodych lekarzy i naukowców z Wielkiej
Brytanii i Afryki zrzeszonych w grupie Voice of Young Science Network,
WHO raczyła wydać oświadczenie, że malarię, gruźlicę, AIDS i inne
poważne choroby należy leczyć sprawdzonymi metodami.
W tym miejscu muszę zacytować jedno zdanie z aktualnie obowiązującego
rozporządzenia ministra zdrowia RP: „(…) wysokie rozcieńczenia (…)
produktów leczniczych homeopatycznych stosowane są w poważnych
jednostkach chorobowych (…)”.
Uwaga! To się dzieje tu i teraz. Tu i teraz!
PISAĆ KAŻDY MOŻE …
W rozporządzeniu ministra zdrowia czytamy:
„Każdy lek homeopatyczny posiada określony zakres działania, który jest
uzależniony od jego rozcieńczenia i dynamizacji. Im wyższy stopień
dynamizacji, tym zakres oddziaływania na organizm jest głębszy i dłuższy.
Nie ma tu niebezpieczeństwa zatrucia z toksykologicznego punktu
widzenia natomiast istnieje realne niebezpieczeństwo pogłębienia
procesu chorobowego”.
W jaki sposób ja, profesor medycyny, mam to skomentować? Oczywiście
wiem: słowa same cisną się na usta. Ale nie, nic nie napiszę o autorze
tego tekstu, bo niechybnie pozwie mnie do sądu za zniesławienie. Ale o
dokumencie mogę pisać dokładnie to co myślę. Więc piszę: takich
majaczeń jeszcze na oczy nie widziałem. Widziałem już różne brednie
pisane przez oszołomów, grafomanów, analfabetów, homeopatów itd. Ale
to jest dokument rządowy!
I my, lekarze musimy go rozumieć, by nie popełnić błędu w sztuce.
Dlatego domagamy się wyjaśnień. To jest obowiązek ministra. Proszę nam
wyjaśnić w sposób naukowy:
1/ Jakie zjawiska fizyczno-chemiczne lub kwantowe leżą u podstaw
dynamizacji? 2/ Jak wyjaśnić paradoks, że nie ma niebezpieczeństwa
zatrucia, ale choroba może się pogłębić? Dlaczego może się pogłębić?
Proszę podać przykład!
3/ Co to znaczy, że zakres oddziaływania leku jest głębszy? W jakiej
płaszczyźnie? – strzałkowej, czołowej, czy może w 3D? Czy ten zakres
może być tak głęboki, że „bodziec informacyjny” przekłuje chorego na
wylot, uzdrowi pacjenta leżącego obok i zniknie za horyzontem zdarzeń?
4/ Czy zgodne jest z Kodeksem Etyki Lekarskiej, by podawać choremu
„lek”, po zażyciu którego istnieje realne niebezpieczeństwo „pogłębienia
procesu chorobowego”? Jak przebiegał proces myślowy Pani minister w
chwili, gdy wydała Pani zgodę homeopatom na „pogłębianie procesu
chorobowego” u „poważnie chorych” pacjentów? A dermatolodzy takiego
zezwolenia nie mają!
Obowiązkiem ministra zdrowia jest nam to wszystko wyjaśnić. Osobiście,
a nie przez sekretarza stanu.
DO PANI MINISTER EWY KOPACZ
Uprzejmie proszę o przeczytanie oficjalnego oświadczenia jednego z
największych autorytetów medycznych w Polsce.
Prof. zw. dr hab. med., dr h.c. MACIEJ LATALSKI (ś.p.). Przewodniczący
Rady Naukowej przy ministrze zdrowia, Przewodniczący Konferencji
Rektorów Uczelni Medycznych, 2006:
„(…) homeopatia nie ma nic wspólnego z medycyną (poza zjawiskiem
placebo), a jej zasady „lecznicze oparte są na pseudonaukowej
przesłance, że „podobne można leczyć podobnym. (…) prof. A.
Gregosiewicz słusznie proponuje, by z ustawy „Prawo farmaceutyczne
wyeliminować zapis o brzmieniu: Produkty homeopatyczne nie muszą
wykazywać dowodów skuteczności terapeutycznej (art. 21). Cytowany
zapis jest w sposób oczywisty niezgodny z konstytucyjnie gwarantowanym
prawem do ochrony zdrowia (Konstytucja RP; art. 68 ust. 1, 2, 3 i 4) i z
nieznanego powodu promuje wyłącznie producentów nieskutecznych
„leków” homeopatycznych, które mogą być wprowadzane do obrotu w
sposób uproszczony. Jestem zdania, że otworzenie furtki ustawowej
wyłącznie dla producentów leków nieskutecznych jest niebywale groźne
społecznie i wymaga dokładnego wyjaśnienia przez niezależny organ
kontrolny (….)”.
Podobnego zdania jest wielu znakomitych polskich naukowców, którzy
dali temu wyraz na piśmie (http://tiny.pl/h576s).
Prof. dr hab. med. ZBIGNIEW GACIONG (Warszawa)
Prof. dr hab. med. J. SPŁAWIŃSKI (Warszawa)
Prof. dr hab. PRZEMYSŁAW MASTALERZ (Wrocław)
Prof. dr hab. MAREK KOSMULSKI (Lublin)
Prof. dr hab. MAREK ŻUKOWSKI, Instytut Fizyki (Gdańsk)
Prof. dr hab. JACEK TYCZKOWSKI (Łódź)
Prof. dr hab. med. MAREK PAWLICKI, Instytut Onkologii (Kraków)
Prof. dr hab. med. JOLANTA ORŁOWSKA-HEITZMAN (Warszawa)
Prof. dr hab. med. KAZIMIERZ OSTROWSKI (Warszawa)
Prof. dr hab. med. WŁODZIMIERZ BUCZKO (Białystok)
Prof. dr hab. med. TADEUSZ CHRUŚCIEL (Warszawa)
Prof. dr hab. med. PAWEŁ GÓRSKI (Łódź)
Prof. dr hab. med. WIESŁAW JĘDRZEJCZAK (Warszawa)
Prof. dr hab. ROMUALD KRAJEWSKI (Warszawa)
Prof. dr hab. med. JERZY KRUSZEWSKI (Warszawa)
Prof. dr hab. med. CEZARY SZCZYLIK (Warszawa)
Prof. dr hab. med. PIOTR ZABOROWSKI (Warszawa)
OSTATNIA UWAGA
Nie żądam delegalizacji homeopatii. Każdy, kto chce się leczyć
homeopatycznym badziewiem ma do tego prawo. „PRAWO” tak stanowi i
koniec.
Pacjent jednak musi wiedzieć, co kupuje w aptece. Lek zawierający
materialną substancję czynną, czy homeopatyczny, duchowy bodziec
informacyjny (jakby idiotycznie to nie brzmiało).
Mam nadzieję, że UOKiK, który aktualnie rozpatruje moją skargę na ten
temat, stanie tym razem po stronie konsumentów i nakaże producentom
„leków” homeopatycznych zamieszczanie zgodnej z prawdą i zrozumiałej
dla wszystkich konsumentów informacji na opakowaniach ich produktów.
To jednak połowiczne rozwiązanie.
RZECZYWISTY PROBLEM
1/ Co zrobić, jeżeli minister zdrowia uważa, że homeopatia to skuteczny
sposób leczenia „poważnych chorób”, zaś Naczelna Rada Lekarska temu
przeczy?
2/ Jak ocenić fakt, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta nakłada
karę finansową na NRL za jej opinię na temat homeopatii powołując się
przy tym m.in. na rozporządzenie ministra zdrowia.
3/ Czyja opinia powinna być wiążąca dla lekarzy? MZ, czy NRL?
4/ Czy ministerstwo zdrowia i Naczelna Rada Lekarska nie powinny
wreszcie uzgodnić stanowiska w sprawie homeopatii?
5/ Czy w ministerstwie zdrowia nie ma nikogo, kto odważy się otwartym
tekstem wyjaśnić polskim lekarzom, czym jest w istocie homeopatia?
6/ Czy ministerstwo zdrowia odpowie lekarzom na pytanie, czy „leki”
homeopatyczne są skuteczne, czy nie?
Skąd bowiem, jeśli nie z ministerstwa zdrowia lekarze mogą otrzymać
prawidłowe wytyczne? W tym przypadku lekarze czekają na odpowiedź
TAK lub NIE
Z wyrazami szacunku
Prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz, Lublin, sierpień, 2011
HOMEOPATIA W TYGODNIKU „WPROST”
Opublikowano 24 lipca 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
PRODUKT, NIE LEK
Autor: Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska
24 lipca, 2011
Numer: 30/2011 (1485)
Znany lubelski ortopeda od dziesięciu lat walczy z homeopatią. Ostatnio
wypowiedział otwartą wojnę popularnemu preparatowi
homeopatycznemu przeciwko grypie.
Profesor Andrzej Gregosiewicz słodzi kawę granulkami oscillococcinum.
Od razu dwiema paczkami. – Producent na opakowaniu pisze, że preparat
zawiera sacharozę i laktozę oraz wspomnienie po kaczce. Kawa nie jest
nawet zbyt słodka – narzeka.
Kilka tygodni temu Gregosiewicz wysłał do Urzędu Ochrony Konkurencji i
Konsumentów skargę, w której napisał, że ulotka preparatu przeciw
grypie w granulkach oscillococcinum firmy Boiron wprowadza pacjentów
w błąd. Producent podaje bowiem, że w składzie 1 g granulek jest 0,01 ml
„substancji czynnej”: wyciągu z serca i wątroby kaczki dzikiej 200K.
Prof. Gregosiewicz punktuje: w oscillococcinum nie ma żadnej „substancji
czynnej”, ponieważ skrót „200K” to homeopatyczne oznaczenie
rozcieńczenia z wodą w stosunku 1 : 10 do potęgi 400 (1 i 400 zer).
Tymczasem liczba wszystkich molekuł we wszechświecie szacowana jest
na mniej więcej 10 do potęgi 80. – Odnalezienie jednej cząsteczki wyciągu
z wątroby i serca kaczki wymagałoby przeszukania wielu milionów
wszechświatów – wyjaśnia obrazowo profesor. Proponuje więc, żeby na
ulotce było jasno napisane: „produkt homeopatyczny” (nie – „lek”, jak jest
dziś). A w składzie: „niematerialna informacja lecznicza” (a nie –
„substancja czynna”).
UOKiK sprawę rozpatruje od czerwca.
Genetycznie uczciwy
Prof. Gregosiewicz przyjmuje mnie w swoim gabinecie w Klinice Ortopedii
Dzie-cięcej Akademii Medycznej w Lublinie, gdzie jest szefem. Właśnie
skończył ope-rować ciężką wadę kolana u 12-latki i wieloodłamowe
złamanie stawu łokciowego 14-latka.
Dlaczego znany na świecie ortopeda traumatolog, który ma na koncie
opracowanie unikalnej metody wydłużania kończyn z biologiczną
stymulacją tworzenia kości (kości rosną do dwóch razy szybciej), sposób
leczenia wapnicy guzowatej czy leczenie wad wrodzonych biodra i stóp,
zajął się zwalczaniem homeopatii? W 2001 r. przyszła do niego matka z
nastolatkiem z porażeniem mózgowym, który miał tak zaawansowane
przykurcze stawów, że mógł leżeć wyłącznie w pozycji embrionalnej.
Prosiła, żeby profesor to zoperował. Płakała, że przez lata syn był
prowadzony przez bioenergoterapeutę i homeopatę. Miał jeszcze kilka
podobnych przypadków. Jedno dziecko po kilkunastu operacjach udało mu
się postawić na nogi. Inne – przystosować do życia na wózku.
Kiedy profesor przeczytał w internecie, na co poleca się homeopatię,
złapał się za głowę.
– Wiele ciężkich chorób u dzieci, takich jak zapalenie płuc czy zapalenie
opon mózgowych, może początkowo wyglądać jak zwykłe przeziębienie.
W takich przypadkach opóźnienie leczenia nawet o kilka dni może
spowodować ciężkie powikłania – mówi. Za cel postawił sobie takie
nasycenie internetu swoimi tek-stami o homeopatii, by ktoś, kto szuka o
niej informacji, musiał na nie trafić. Tropienie homeopatycznych
nieścisłości i oszustw leczniczych stało się jego hobby – oprócz czytania
książek popularnonaukowych i szybkich samochodów.
Rodzina nie rozumiała tego zaangażowania. Żona jest kardiologiem, jej
brat szefem kardiologii, teściowa emerytowanym kardiologiem, a teść
emerytowanym profesorem pediatrą. Jego ojciec był lekarzem. Profesor
wyjaśnia, że genetyczna uczciwość wobec pacjenta nie pozwalała mu
milczeć.
Wodę należy suszyć wodą
Prof. Gregosiewicz kpi z zasad homeopatii. Z „potencjalizacji” – czyli
sposobu przygotowania – wytrząsania, które ma aktywizować „pamięć
wody”. Z „personalizacji” – czyli zalecenia, że lek należy dopasować do
„typu człowieka”: płaczliwego, romantycznego itd. Zasadę – „im większe
rozcieńczenie, tym silniejsze działanie leku” – profesor podsumowuje
cytatem ze znanej piosenki Natalii Kukulskiej: „Im więcej ciebie, tym
mniej/Bardziej to czuję, niż wiem”.
Gregosiewicz odczarowuje tajemniczo brzmiące łacińskie nazwy.
Naczelną mak-symę homeopatii „Similia similibus curantur”, czyli
„Podobne leczy się podobnym”, zmienia na „Wodę należy suszyć wodą”.
Mówi: – Głupota jest głupotą, nawet jeśli przetłumaczono ją na łacinę,
język ludzi wykształconych.
Jak się zapędzi, jedzie równo po wszystkim: jodze, ajurwedzie, masażach,
post-modernizmie, tolerancji, metafizyce, bioenergii, „dotyku ręki,
niedotyku nogi”. Swoich oponentów w internecie nazywa: „forumowi
niedorozwoje”, „osoby nie-skażone inteligencją”, „niedorozwinięta
wataha”, „zdziecinniali hobbyści”, „ma-tematyczne głupki”. Tłumaczy: –
Nienawidzę naiwności i głupoty.
Lubi pisać, a nawet porymować. Blogerowi wyznającemu spiskowe teorie
odpo-wiada a to limerykiem, a to moskalikiem. Na przykład w sprawie
terapii raka so-kami i lewatywami z kawy:
Kto powiedział, że Gersona
Sposób dobry jest na raka
Tego walnę tak, że skona
Pod Mariackim, w mieście Kraka”
Pierwszą sprawę w sądzie przeciwko firmie Boiron produkującej
preparaty homeopatyczne profesor przegrał. – Napisałem o kilka słów za
dużo – przyznaje. – Sąd uznał, że chodziło o korupcję, a ja nie mogłem
niczego udowodnić.
Ale już kolejną sprawę wygrał. Izba Gospodarcza „Farmacja Polska” (z
producentem środków homeopatycznych) pozwała go o „naruszenie dóbr
osobistych” przez publikację tekstu „Homeopatia. Największe oszustwo w
dziejach medycyny”. Sąd odrzucił pozew. – Sędzia pośrednio przyznał, że
oszustwo można już nazwać oszustwem – komentuje profesor z
satysfakcją.
W 2010 r. współzakładał Klub Sceptyków Polskich, który ma demaskować
„pseudonaukę w sferach publicznych”. W tym roku 6 lutego o godz. 10.23
członkowie klubu i sympatycy popełnili we Wrocławiu oraz w Warszawie
(podob-nie jak ludzie w 63 innych miastach na świecie) publiczne
„homeopatyczne sa-mobójstwo”. Przy błyskach fleszy garściami pożerali
homeopatyczne granulki. I co? I nic. Żadnych skutków ubocznych.
Gdzie jest kaczka?
W Polsce jest zarejestrowanych ponad 4,2 tys. homeopatycznych
produktów leczniczych. Miesięcznik „Rynek Zdrowia” podaje, że Polacy w
2009 r. wydali na nie 146 mln zł, a w 2010 – 121 mln zł.
Naczelna Rada Lekarska jednoznacznie opowiedziała się przeciw
stosowaniu homeopatii przez lekarzy. – Kodeks etyki lekarskiej mówi, że
lekarz może używać tylko tych metod leczenia, które są uznane w sposób
naukowy. A jedyny dowód na homeopatię jest taki, że nie szkodzi – mówi
dr Maciej Hamankiewicz, prezes NIL i specjalista chorób wewnętrznych. –
Wyznawcy homeopatii wykazują brak elementarnej wiedzy biochemicznej.
Prof. Gregosiewicz mówi tak: – Homeopatą zostaje lekarz, który ma dwie
lewe ręce i jedną półkulę mózgową. Ja codziennie ryzykuję, idąc na salę
operacyjną. Nigdy nie wiadomo, czy coś złego się nie wydarzy.
Najbardziej lubię diagnozować i leczyć wady, które są najtrudniejsze.
Które są wyzwaniami. I nie boję się czasem powiedzieć: nie wiem, ale
poczytam, porozmawiam z kolegami, zrobię dodatkowe badania, dowiem
się.
Według Polskiego Towarzystwa Homeopatii Klinicznej w Polsce leki
homeopatyczne stosuje ok. 15 tys. lekarzy. Dr Barbara Leszczyńska,
pediatra dziecięcy i członek zarządu PTHK, robi to od kilkunastu lat jako
uzupełnienie leczenia podstawowego, łącznie z apiterapią (leczenie
miodem) i ziołami tybetańskimi. – Dzięki homeopatii mogę stosować dużo
mniej silnie działających leków, typu sterydy czy antybiotyki – mówi.
Podaje przykłady wyleczonych ostróg, migdałka, kamicy nerkowej,
przewlekłych przeziębień, szybszego gojenia się zerwanych wiązek
mięśniowych podudzia. – Nie można odstąpić od leczenia podstawowego –
zaznacza. – Homeopatia ma na celu jego złagodzenie. Chorzy dostają
kilka granulek i od razu mówią, że jest im lepiej. Czy to jest efekt
placebo?
Nawet jeśli, to niech inni lekarze podadzą to placebo. Mnie nie daje
spokoju jeszcze jedna kwestia z ulotki homeopatycznego leku na grypę.
Łacińskiej nazwy kaczki dzikiej, z której wątroby i serca firma Boiron robi
wyciąg (anas barbariae), nie ma wśród ponad 10 tys. żyjących i
wymarłych gatunków ptaków. Zapytałam o to Boiron. Odpowiedź: to
nazwa „surowca homeopatycznego „, a nie ptaka. Ekstrakt pochodzi z
kaczki udomowionej, wywodzącej się z gatunku kaczki dzikiej.
Autor: Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska
KOMENTARZE
~Prof. A. Gregosiewicz napisał(a):
UZUPEŁNIENIA I SPROSTOWANIA
1/ Wg ustawy Prawo Farmaceutyczne termin substancja oznacza
wyłącznie materialny składnik leku,
2/ Lekiem jest wyłącznie preparat zawierający substancję czynną
terapeutycznie.
3/ Wg Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego lek nie zawierający sub-
stancji czynnej jest lekiem sfałszowanym.
4/ Informacja na ulotce oscillococcinum jest kompletnie niezrozumiała dla
pa-cjenta, co jest niezgodne z rozporządzeniem ministra zdrowia. Pacjent
musi wiedzieć czym leczy siebie lub swoje dziecko: substancją czynną
terapeutycznie, czy „informacją duchową” (jakkolwiek absurdalnie by to
nie brzmiało)? Różnica jest zasadnicza i ostateczna: albo coś jest albo
czegoś nie ma.
5/ Słów piosenki Natalii Kukulskiej nie cytuję, lecz parafrazuję: „Tym
więcej cie-bie, im mniej”, gdyż zgodnie z zasadami homeopatii,
największą moc „leczniczą” wykazują „leki”, w których nie ma NIC poza
cukrem.
6/ Słowo „wataha” (bez przymiotnika) padło w czasie rozmowy z
dziennikarką w skojarzeniu ze słowem „dorżnąć”. Otrzymywałem bowiem
telefony z „prośbami” , bym zaprzestał szkalowania homeopatii. „Prośby”
brzmiały jak na filmie „Ojciec chrzestny”. O prawdziwości pozostałych,
wymienionych przez dziennikarkę epitetów, można łatwo przekonać się
czytając różne fora internetowe. Pamiętać też należy o kontekście. Np. w
artykule „Terapie holistyczne”, zgodnie z prawdą napisałem: „Głupek
matematyczny jest głupkiem zwykłym”.
7/ Lek. med. B. Leszczyńska, członek zarządu PTHK podaje przykłady
sukcesów homeopatii tzn. wyleczonych ostróg, migdałka, kamicy
nerkowej i przewlekłych przeziębień. Gratulacje!
Zapomniała o leczeniu wzwodów w czasie jazdy autem, napadów głup-
kowatego śmiechu i lęku przed czymś, co się wyłania z ciemnego kąta.
A także o milionach ludzi zmarłych na malarię, gruźlicę i AIDS, którzy byli
leczeni przy pomocy „leków” homeopatycznych, promowanych przez
Światową Organizację Zdrowia (sic!) w Trzecim Świecie.
~Prof. A. Gregosiewicz 2011-07-24 18:00
HOMEOPATIA POD LUPĄ UOKiK
Opublikowano 17 lipca 2011, autor: Andrzej Gregosiewicz
Lublin, 30.03.2011
Pani
Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel
Prezes
Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta
Plac Powstańców Warszawy 1
00-950 Warszawa
WNIOSEK/SKARGA
Dotyczy:
Stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów przez
polski oddział francuskiej firmy Boiron Sp. z o.o., ul. Raszyńska 13, 05-
500 Piaseczno.
Uprzejmie proszę Panią prezes o wszczęcie postępowania z urzędu. Mam
nadzieję, że zagrożenie zdrowia i życia tysięcy (milionów?) pacjentów jest
wystarczającym powodem.
Informacje szczegółowe
Polski oddział firmy Boiron prowadzi dystrybucję produktu
homeopatycznego o nazwie oscillococcinum, który jest powszechnie
dostępny na terenie całej Polski. Jest masowo stosowany w różnego
rodzaju infekcjach górnych dróg oddechowych, a także, jako środek
przeciwgrypowy.
Produkt nie wymaga recepty i jest zazwyczaj nabywany bez
wcześniejszego badania lekarskiego. Pacjenci polegają w głównej mierze
na informacjach, które przekazał im producent na ulotce dołączonej do
produktu. Jednak informacje, które dotyczą składu jakościowego i
ilościowego produktu, są podane w taki sposób, że wprowadzają
konsumentów w błąd. W efekcie pacjenci stosują często oscillococcinum
w stanach chorobowych, które wymagają podania lekarstw o zupełnie
odmiennym składzie i sposobie oddziaływania na ustrój ludzki.
Jako lekarz i naukowiec o ponad 30-letnim doświadczeniu nie mogę
zlekceważyć opisanej sytuacji. Stwarza ona bowiem zagrożenie dla
zdrowia i życia tysięcy pacjentów.
Uwaga! wniosek nie dotyczy oceny skuteczności działania produktu
oscillococcinum, lecz wyłącznie informacji zawartych w ulotce, które
wprowadzają konsumenta w błąd, co do składu produktu. Skład podany
na ulotce nie jest zgodny z rzeczywistym składem preparatu, który
otrzymuje pacjent.
Pierwsze, wprowadzające w błąd konsumenta, oznakowanie produktu
Producent umieścił na ulotce napis, że 1 gram granulek cukrowych
zawiera 0,01 ml substancji czynnej o nazwie wyciąg z wątroby i serca
kaczki dzikiej 200K.
Jest to informacja wprowadzająca w błąd konsumentów, gdyż w
rzeczywistości produkt homeopatyczny oscillococcinum nie zawiera
żadnej materialnej substancji czynnej. Dowód w akapicie Ad 1.
Drugie, wprowadzające w błąd konsumenta, oznakowanie produktu
Producent po raz drugi – na tej samej ulotce – wprowadza konsumenta w
błąd twierdząc (niezgodnie z ustawową definicją), że oscillococcinum jest
lekiem. Poza tym, ostrzega, że zawarta w produkcie substancja czynna
może powodować uczulenie (nadwrażliwość). Jest to niemożliwe, gdyż
reakcję immunologiczną może wywołać jedynie substancja materialna
(antygen), a takiej (poza cukrem) w produkcie nie ma.
Zestawienie praktyk naruszających zbiorowy interes konsumentów
(wszystkie dotyczą wprowadzających w błąd informacji zawartych w
ulotce
dołączonej do produktu oscillococcinum)
1/ Producent zamieścił na ulotce niezgodną z prawdą informację, że
produkt homeopatyczny oscillococcinum zawiera substancję czynną.
Według art. 2 pkt. 38 ustawy Prawo Farmaceutyczne (Dz.U.08.45.271; z
dnia 17 marca 2008) termin substancja oznacza wyłącznie materialny
składnik leku, zaś oscillococcinum zawiera jedynie tzw. niematerialną
informację leczniczą (bodziec informacyjny).
2/ Producent określa swój produkt, jako lek, co jest niezgodne z ustawą
Prawo Farmaceutyczne.
3/ Informacje o składzie produktu podane przez producenta na ulotce są
całkowicie niezrozumiałe dla pacjenta, co jest niezgodne z $ 20
Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 19 grudnia 2002 r.
4/ Na ulotce brak jest zrozumiałych informacji, jaki jest rzeczywisty skład
produktu homeopatycznego oscillococcinum
5/ Brak zrozumiałego oznakowania produktu oscillococcinum stwarza
poważne zagrożenia dla zdrowia i życia pacjentów
Ad 1. Dowód na to, produkt oscillococcinum nie zawiera żadnej substancji
czynnej
Symbol 200K to homeopatyczne oznaczenie stopnia rozcieńczenia. W tym
konkretnym przypadku oznacza ono, że substancja czynna (wyciąg z
wątroby i serca kaczki) jest rozcieńczona wodą w stosunku 1 do 10400,
czyli 1 do 1000000000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
0000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
00000000000000000000000000000000000000000000000000000000000
00000
000000000. Ostatnia liczba to jedynka i czterysta zer!. Żeby mieć
wyobrażenie o jej wielkości wystarczy uprzytomnić sobie, że nasz
Wszechświat istnieje od 1018 sekund (http://tiny.pl/hd1f6). Inny przykład:
w piśmiennictwie naukowym z dziedziny fizyki znajdują się powszechnie
dostępne dane na temat liczby wszystkich cząsteczek (molekuł), z których
składa się nasz Wszechświat. Wg różnych autorów liczba ta waha się
między 1072 a 1087 (http://tiny.pl/hd5sc).
Praktyczne znaczenie powyższych informacji dla przedstawianej kwestii
wygląda tak: przy rozcieńczeniu wynoszącym 1 do 10400, odnalezienie
jednej cząsteczki wyciągu z wątroby i serca kaczki, wymagałoby
przeszukania wielu milionów identycznych, jak nasz, Wszechświatów.
Dlatego, nie ma fizycznej możliwości, by 1 gram granulek cukrowych o
nazwie oscillococcinum zawierał choćby jedną materialną cząsteczkę
wyciągu z wątroby i serca kaczki
Producent temu nie zaprzecza, a prof. dr hab. med. Marian Krawczyński z
Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu wyjaśnia, że lek homeopatyczny
działa „na wzór programu zapisanego na dyskietce, która jest nośnikiem
informacji przenoszonej na twardy dysk komputera” (http://tiny.pl/hdpvn).
W przypadku leków homeopatycznych, za dyskietkę można uważać
granulkę cukrową, w której jest zakodowana informacja lecznicza. Lek
med. Ewa Czerwińska, prezes Polskiego Towarzystwa Homeopatycznego
również podkreśla, że „w przypadku leków homeopatycznych (…) chodzi
nie o materialne działanie substancji chemicznej, ale o bodziec
informacyjny dla organizmu” (http://tiny.pl/hdpvv). Niezależnie od tego
jak nazwiemy ów czynnik leczniczy zawarty w granulce cukrowej, nie ma
on postaci materialnej. Niesie to ze sobą nieoczekiwany, acz zgodny z
obowiązującym prawem, skutek. Otóż wg Głównego Inspektoratu
Farmaceutycznego leki, które nie zawierają substancji czynnej, są lekami
sfałszowanymi (http://tiny.pl/hdvmr).
Na to sformułowanie zwracam szczególną uwagę prezesowi Urzędu
Ochrony Konkurencji i Konsumenta!
Ad 2. Dowód na to, że produkt homeopatyczny oscillococcinum nie jest
lekiem
Zgodnie z ustawą Prawo Farmaceutyczne lekiem jest produkt
zawierający taką dawkę materialnej substancji czynnej, która wykazuje
działanie terapeutyczne (DT – dosis therapeutica).
Ad 3. Dowód na to, że informacja na ulotce jest całkowicie niezrozumiała
dla pacjenta.
Napis na ulotce: Substancja czynna: Anas barbarie hepatis et cordis
extractum 200K – 0,01. Pomijam fakt, że napis jest w języku łacińskim.
Można go przetłumaczyć. Ale żaden pacjent nie zrozumie nigdy, co
oznacza symbol 200K. Z wieloletniego doświadczenia wiem doskonale, że
nawet wielu farmaceutów nie potrafi wyjaśnić tego konsumentom
nabywającym oscillococcinum w aptekach. A już na pewno, żaden pacjent
nie wpadnie na pomysł, że producent przy pomocy symbolu 200K
informuje, że substancji tak oznaczonej nie ma w ogóle w preparacie.
Krótko mówiąc, taka informacja jest nie tylko niezrozumiała, ale też
wewnętrznie sprzeczna. Producent bowiem pisze tak: „1 g granulek
zawiera (…)”, po czym, w tym samym wierszu oświadcza (przy pomocy
symbolu 200K): 1 g granulek nie zawiera tego, o czym przed chwilą
pisałem …. (sic!). Ostatnie zdanie to nie jest cytat z ulotki, lecz moje
wyjaśnienie. Pytam zatem: który konsument dowie się z ulotki, czy
oscillococcinum zawiera materialną substancję czynną, czy nie?
Wg $ 20 Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 19 grudnia 2002 r.
informacje zamieszczone na ulotkach należy przedstawiać czytelnie i
zrozumiale dla użytkownika (sic!). Opisana w tym punkcie sytuacja jest
jaskrawym przykładem niestosowania się producenta do powyższego
rozporządzenia.
Podkreślam, że rozporządzenie dotyczy wszystkich ulotek, także tych
dołączonych do produktów homeopatycznych. Gdyby było inaczej, w
rozporządzeniu musiałaby znaleźć się fraza: z wyłączeniem ulotek
produktów homeopatycznych.
Ad. 4. Następstwa braku informacji, co w rzeczywistości zawiera produkt
homeopatyczny oscillococcinum
Jak to już wyżej udowodniłem produkt oscillococcinum nie zawiera żadnej
materialnej substancji czynnej. Pacjent powinien zatem wiedzieć, co
otrzymuje w zamian. W tym przypadku powinna to być informacja, że –
zgodnie z zasadami homeopatii – w trakcie produkcji oscillococcinum
usunięto wprawdzie substancję materialną, ale woda zapamiętała jej
obecność w postaci niematerialnej informacji. A ta niematerialna
(duchowa) informacja została zakodowana w granulkach cukru w czasie
zmoczenia ich wodą, która pamiętała, jaką substancję z niej usunięto. I ta
właśnie informacja stanowi główny i jedyny czynnik leczniczy
oscillococcinum.
Tak więc, ulotka dołączona do produktu homeopatycznego
oscillococcinum powinna zawierać określenie „informacja czynna”
zamiast „substancja czynna”.
Pacjent musi bowiem dokładnie wiedzieć, czy produkt zawiera:
1/ Materialną substancję czynną, czy
2/ Duchową informację czynną
Ma to zasadnicze znaczenie, gdyż to wyłącznie pacjent będzie
podejmował decyzję, czy leczyć siebie (lub dziecko) przy pomocy:
1/ substancji materialnej, czy
2/ niematerialnej informacji duchowej.
Prawo do dokładnej informacji o tym, co zawiera nabywany produkt
leczniczy to jedno z podstawowych praw, nie tylko konsumenta, ale
człowieka. Zwłaszcza w opisywanym przypadku.
Różnica, bowiem między lekiem materialnym i niematerialnym jest
zasadnicza i ostateczna:
1/ albo coś jest,
2/ albo czegoś nie ma (sic!)
Z drugiej strony różnica ta jest tego rodzaju, że wpisuje się bezpośrednio
w światopogląd konsumenta. A prawo swobodnego wyboru
światopoglądu:
1/ materialistycznego, lub
2/ duchowego
jest bezwzględnie chronione przez Konstytucję RP.
Firma Boiron Sp. z o.o. nie pozwala zaś na taki wybór, gdyż nie
zamieszcza informacji, że produkt homeopatyczny oscillococcinum
zawiera własności lecznicze wątroby i serca kaczki w postaci
niematerialnej (duchowej). Co więcej, sugeruje (poprzez niezrozumiałe
oznakowanie), że produkt zawiera jakąś materialną substancję czynną.
Podkreślam jeszcze raz: rozporządzenie ministra zdrowia mówi, że treść
ulotki musi być dla użytkownika zrozumiała. A symbolu „200K” w żadnym
wypadku nie można traktować, jako synonimu frazy: „informacja
lecznicza”
Ad 5. Dlaczego brak właściwego oznakowania stwarza bezpośrednie
zagrożenie dla zdrowia i życia pacjenta?
Jak ustalono, produkt homeopatyczny o nazwie oscillococcinum nie jest
lekarstwem, gdyż nie zawiera żadnej materialnej substancji czynnej o
właściwościach terapeutycznych. Stosowanie tego produktu może w
znaczący sposób opóźnić leczenie i spowodować pogorszenie stanu
chorego. Jest to szczególnie groźne u dzieci. Rodzice, obserwując u
dziecka podwyższenie temperatury ciała i osłabienie aktywności, mogą
sądzić na przykład, że jest to zwykłe przeziębienie, a nie – powiedzmy –
rozpoczynające się zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowych lub inne
groźne choroby. Nabywają więc w aptece (bez recepty) oscillococcinum i
stosują – zgodnie z zaleceniami na ulotce – przez kilka dni. W tym czasie
może dojść do progresji choroby i jeśli dostatecznie szybko nie zostanie
wdrożone właściwe leczenie, dziecko może znaleźć się w stanie
zagrożenia życia.
Produktem oscillococcinum „leczy” się w Polsce kilkaset tysięcy (kilka
milionów?) osób. Z oczywistych względów nie sposób dotrzeć do
dokumentacji medycznej pacjentów, którzy znaleźli się w stanie
zagrożenia życia opisanym wyżej. Żaden rodzic nie przyzna się przecież,
że eksperymentował na własnym dziecku. Opis śmierci australijskiego
dziecka po leczeniu homeopatycznym można znaleźć pod adresem
http://tiny.pl/hdgtq. Rodzice tego nieszczęśnika dostali po 25 lat
więzienia.
Uwagi dodatkowe
Produkt homeopatyczny o nazwie oscillococcinum jest legalnie
zarejestrowany i dopuszczony w Polsce do obrotu. Nie nabywa jednak
przez to własności, które posiadają lekarstwa zawierające materialną
substancję leczniczą.
Jeszcze raz, więc dobitnie podkreślam, że po legalizacji w Urzędzie
Rejestracji Produktów Leczniczych (…), oscillococcinum nadal nie jest
lekarstwem, lecz produktem homeopatycznym. Nadal nie zawiera żadnej
materialnej substancji czynnej, lecz wyłącznie duchową informację
leczniczą.
Proponowane rozwiązanie
Uprzejmie proszę Panią prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i
Konsumenta by, po sprawdzeniu wszystkich podanych przeze mnie
informacji i zasięgnięciu (zgodnie z procedurą) specjalistycznych opinii
medycznych i prawnych, zobowiązała polski oddział firmy Boiron do
właściwego i – jak wymaga tego polskie prawo – zrozumiałego dla
konsumenta oznakowania oscillococcinum.
Poniżej propozycja zmian – dostosowana do homeopatycznych
właściwości tego produktu. Spójrzmy na poniższą ulotkę. Dopiero teraz
konsument będzie mógł podjąć świadomą decyzję o stosowaniu produktu,
bądź wyrzuceniu go do kosza. A że producenckie informacje na ulotce
zostały jedynie doprecyzowane – nie ma o co kruszyć kopii. Chyba że
producent chce coś ukryć przed konsumentem…. To oczywiście jest
nieprawdopodobne, gdyż nie podejrzewam żadnego producenta o brak
etyki, moralności lub cynizm. Dlatego decyzja Urzędu Ochrony
Konkurencji i Konsumenta powinna być łatwa do podjęcia.
OSCILLOCOCCINUM®
granulki w pojemniku jednodawkowym
Produkt homeopatyczny
Skład:
1 g granulek zawiera:
Niematerialną (duchową) informację leczniczą
uzyskaną z wyciągu z wątroby i serca kaczki dzikiej
Stopień rozcieńczenia wyciągu: 1 do 10400
potencja homeopatyczna 200K
Substancje pomocnicze: sacharoza, laktoza
Mechanizm działania na ustrój ludzki: nieznany
Cierpliwie oczekuję na odpowiedź w czasie określonym przez regulamin
urzędu.
Proszę o potwierdzenie otrzymania przesyłki przez e-mail
Z wyrazami głębokiego szacunku
Prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz