laif 01 2013

64

Upload: magentownia

Post on 22-Jul-2016

226 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

LAIF_01_str_01_OKLADKA.indd 1 13.03.2013 02:29

LAIF_01_str_02_05_spis_wstep.indd 2 12.03.2013 22:19

LAIF_01_str_02_05_spis_wstep.indd 2 12.03.2013 22:19

06INFORMER10Z OKŁADKIDAVID BOWIE14FOTORELACJAYEASAYER16FESTIWALEPIERWSZE OGŁOSZENIA22WYWIADJAMIE LIDELL26FOTORELACJAMACEO PLEX28IMPREZOWY PRZEWODNIKKIJÓW I CZARNOBYL 32WYWIADISAAC DELUSION34ZAPOWIEDŹGRIMES36FOTORELACJA DR MISIO38FOTORELACJACAŁA GÓRA BARWINKÓW 40RECENZJE46WYWIADMARINA AND THE DIAMONDS48FILMTARANTINO52KSIĄŻKI54BUTIK, GADŻETY & DESIGN58LEGENDANICK CAVE62FELIETONMIĘDZY LINKAMI

10

22

3448

58LAIF_01_str_02_05_spis_wstep.indd 3 13.03.2013 00:04

Patrząc na okładkę tego numeru LAIF-a i na umieszczone na niej ha-sła, można mieć wrażenie, że niektó-

rzy muzycy znaleźli eliksir młodości. Nie tej wypisanej na twarzy – takiej, któ-ra tkwi w ich umysłach. Słychać to na ostatniej płycie Nicka Cave’a (rocznik 1957), widać w wideo Davida Bowiego (rocznik 1947). Ich gwiazdy nie gasną. Wciąż nagrywają świetne materiały. Szybko uciekają przed depczącymi im po piętach młodymi artystami. Chyba że ci młodzi potrafią się uczyć od najlep-szych. Tak jak Jake Bugg (rocznik 1994!), który jest już okrzyknięty następcą Boba Dylana, a wśród swoich muzycznych in-spiracji wymienia Johnny’ego Casha.

18-latek w swoim profilu na Facebooku w punkcie zainteresowania wylicza: pi-cie, palenie i muzyka. Pewnie mogliby podpisać się pod tym nieco starsi rock- androllowcy z kapeli Dr Misio. Na jej cze-le stoi Arek Jakubik (rocznik 1969). Aktor teraz realizuje się w śpiewaniu jak z tele-dysku do kawałka „Kiedy byliśmy młodzi” – z butelką obok mikrofonu, bez spodni, dla tłumu ledwie widocznego w papiero-sowym dymie. Pokazuje, że marzenie o by-ciu w rockandrollowej kapeli można speł-nić nie tylko wtedy, kiedy ma się 20 lat. A jak już się robi to, co się kocha, to… Chociaż Jakubik śpiewa pełne tęsknot tek-sty Vargi i Świetlickiego, to czuć, że ma o jedną tęsknotę mniej – za muzyką.

MARTA

WYDAWCA: Mediabroker Sp. z o.o.ul. Bukowińska 10 lok 20302-730 Warszawa

DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCY MEDIABROKER: Piotr [email protected]. 509 967 766

REKLAMA I PROMOCJA: Aleksandra Trojnar [email protected]. 693 693 800

REKLAMA:Żaneta Kozarzewska [email protected] tel. 517 336 527

Elżbieta [email protected] tel. 514 812 593

WYDANIE ONLINE:[email protected]

PROJEKT GRAFICZNY, PRZYGOTOWANIE I SKŁAD:Studio Graficzne M*

FOTO:Krzysztof Plebankiewicz, mat. promocyjne

ZDJĘCIE NA OKŁADCE:mat. prasowe

DRUK: Druk-Serwis

REDAKCJA: PrZemek Bollin, Ewa CiChoCka (korekta), Piotr Jarzyna, Maciej Kaczyński, Justyna Kowalska, Małgorzata Krantz, Marcin Kusy, Marta Sakson (red. prowadząca), Krzysztof Sokalla, Marianna Wodzińska, Damian Wojdyna

* Redakcja nie odpowiada za treść reklam, nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Rozpowszechnianie materiałów redakcyjnych bez zgody wydawcy jest zabronione.

4 01/13

LAIF_01_str_02_05_spis_wstep.indd 4 13.02.2013 21:59

Patrząc na okładkę tego numeru LAIF-a i na umieszczone na niej ha-sła, można mieć wrażenie, że niektó-

rzy muzycy znaleźli eliksir młodości. Nie tej wypisanej na twarzy – takiej, któ-ra tkwi w ich umysłach. Słychać to na ostatniej płycie Nicka Cave’a (rocznik 1957), widać w wideo Davida Bowiego (rocznik 1947). Ich gwiazdy nie gasną. Wciąż nagrywają świetne materiały. Szybko uciekają przed depczącymi im po piętach młodymi artystami. Chyba że ci młodzi potrafią się uczyć od najlep-szych. Tak jak Jake Bugg (rocznik 1994!), który jest już okrzyknięty następcą Boba Dylana, a wśród swoich muzycznych in-spiracji wymienia Johnny’ego Casha.

18-latek w swoim profilu na Facebooku w punkcie zainteresowania wylicza: pi-cie, palenie i muzyka. Pewnie mogliby podpisać się pod tym nieco starsi rock- androllowcy z kapeli Dr Misio. Na jej cze-le stoi Arek Jakubik (rocznik 1969). Aktor teraz realizuje się w śpiewaniu jak z tele-dysku do kawałka „Kiedy byliśmy młodzi” – z butelką obok mikrofonu, bez spodni, dla tłumu ledwie widocznego w papiero-sowym dymie. Pokazuje, że marzenie o by-ciu w rockandrollowej kapeli można speł-nić nie tylko wtedy, kiedy ma się 20 lat. A jak już się robi to, co się kocha, to… Chociaż Jakubik śpiewa pełne tęsknot tek-sty Vargi i Świetlickiego, to czuć, że ma o jedną tęsknotę mniej – za muzyką.

MARTA

WYDAWCA: Mediabroker Sp. z o.o.ul. Bukowińska 10 lok 20302-730 Warszawa

DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCY MEDIABROKER: Piotr [email protected]. 509 967 766

REKLAMA I PROMOCJA: Aleksandra Trojnar [email protected]. 693 693 800

REKLAMA:Żaneta Kozarzewska [email protected] tel. 517 336 527

Elżbieta [email protected] tel. 514 812 593

WYDANIE ONLINE:[email protected]

PROJEKT GRAFICZNY, PRZYGOTOWANIE I SKŁAD:Studio Graficzne M*

FOTO:Krzysztof Plebankiewicz, mat. promocyjne

ZDJĘCIE NA OKŁADCE:mat. prasowe

DRUK: Druk-Serwis

REDAKCJA: PrZemek Bollin, Ewa CiChoCka (korekta), Piotr Jarzyna, Maciej Kaczyński, Justyna Kowalska, Małgorzata Krantz, Marcin Kusy, Marta Sakson (red. prowadząca), Krzysztof Sokalla, Marianna Wodzińska, Damian Wojdyna

* Redakcja nie odpowiada za treść reklam, nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Rozpowszechnianie materiałów redakcyjnych bez zgody wydawcy jest zabronione.

4 01/13

LAIF_01_str_02_05_spis_wstep.indd 4 13.02.2013 21:59

C

M

Y

CM

MY

CY

CMY

K

Reebok-FiszDruk3.pdf 1 2/1/13 1:24 PM

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

PO TYM JAK SAGA „ZMIERZCH” SPOPULARYZOWAŁA ROMANSE POMIĘDZY RASĄ LUDZKĄ A ODMIEŃCAMI W RODZAJU WAMPIRÓW I WILKOŁAKÓW, POPULARNOŚĆ ZACZĄŁ ZYSKIWAĆ NURT NAZWANY MALOWNICZO SUPERNATURAL ROMANCE.

Teraz w końcu mogą się z nim zapoznać kinomani, którzy celują we wrażenia trochę bardziej wysublimowane niż trudne sprawy Roberta Pattinsona i Kristen Stewart. W marcu do polskich kin trafił film „Warm Bodies” (po polsku „Wiecznie

żywy”), który skupia się na mezaliansie pomiędzy nastoletnim żywym trupem a jego niedoszłą morderczynią. Pachnie kinem klasy C, w rzeczywistości jednak jest to cał-kiem profesjonalnie i dość rewolucyjnie zrobione, bo uczuciami wsuwających mózgi zombi jeszcze nikt się nie zajmował, o związkach z nimi w roli głównej nie wspomina-jąc. „Warm Bodies” to propozycja na romantyczny wieczór, która w nowatorski spo-sób ilustruje znane przysłowie „miłość wszystko zwycięża”.Na uwagę zasługuje też soundtrack. Już w trailerze słychać znakomite „Lonely Boy” The Black Keys. Oprócz nich w filmie wykorzystano między innymi: „Midnight City” – M83, „Runaway” – The National „The Bad In Each Other” – „Feist, Shelter from the Storm” – Bob Dylan, „Hinnom, TX” – Bon Iver. (KS)

NA YOUTUBE I SOUNDCLOUD MOŻNA POSŁUCHAĆ JEDYNIE ICH TRZECH KAWAŁKÓW, ALE UMIEJĄ SZYBKO SIĘ PRZEDSTAWIĆ. ZMIESZALI ROCK, BLUES, FUNK, DODALI DO TEGO PEŁNE EMOCJI TEKSTY I TAK POWSTAŁO DELIRIUM.

Historia kapeli zaczęła się w 2010 roku. W pierwszym składzie grali: Pa-weł Borowski (wokal), Tomek Zarębski (perkusja) i Łukasz Ostrowski (bas). Później do chłopaków dołączył Alek-sy Drywień (gitara), a jesienią 2012 roku klawiszowiec Maks Wiernicki. Delirium w takim pełnym składzie za-debiutowało zaledwie kilka dni temu (1.03.2013 r.) w klubie Szara Eminen-cja w Piasecznie. Oprócz trzech zna-nych z ich EP-ki kawałków: „Lubię”, „Płacz” i „Chore Prawo”, na tym kon-cercie można było usłyszeć wiele no-wych utworów, których z pewnością wystarczyłoby na nagranie całej pły-ty. Chłopaków, jak sami mówią, inspi-rują między innym: Queen, Coma, Dżem z Ryśkiem Riedlem, The Doors i Jacek Kaczmarski. I te inspiracje sły-chać. (MS)

6 01/13

LAIF_01_str_06_09_informer.indd 6 12.03.2013 23:43

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

PO TYM JAK SAGA „ZMIERZCH” SPOPULARYZOWAŁA ROMANSE POMIĘDZY RASĄ LUDZKĄ A ODMIEŃCAMI W RODZAJU WAMPIRÓW I WILKOŁAKÓW, POPULARNOŚĆ ZACZĄŁ ZYSKIWAĆ NURT NAZWANY MALOWNICZO SUPERNATURAL ROMANCE.

Teraz w końcu mogą się z nim zapoznać kinomani, którzy celują we wrażenia trochę bardziej wysublimowane niż trudne sprawy Roberta Pattinsona i Kristen Stewart. W marcu do polskich kin trafił film „Warm Bodies” (po polsku „Wiecznie

żywy”), który skupia się na mezaliansie pomiędzy nastoletnim żywym trupem a jego niedoszłą morderczynią. Pachnie kinem klasy C, w rzeczywistości jednak jest to cał-kiem profesjonalnie i dość rewolucyjnie zrobione, bo uczuciami wsuwających mózgi zombi jeszcze nikt się nie zajmował, o związkach z nimi w roli głównej nie wspomina-jąc. „Warm Bodies” to propozycja na romantyczny wieczór, która w nowatorski spo-sób ilustruje znane przysłowie „miłość wszystko zwycięża”.Na uwagę zasługuje też soundtrack. Już w trailerze słychać znakomite „Lonely Boy” The Black Keys. Oprócz nich w filmie wykorzystano między innymi: „Midnight City” – M83, „Runaway” – The National „The Bad In Each Other” – „Feist, Shelter from the Storm” – Bob Dylan, „Hinnom, TX” – Bon Iver. (KS)

NA YOUTUBE I SOUNDCLOUD MOŻNA POSŁUCHAĆ JEDYNIE ICH TRZECH KAWAŁKÓW, ALE UMIEJĄ SZYBKO SIĘ PRZEDSTAWIĆ. ZMIESZALI ROCK, BLUES, FUNK, DODALI DO TEGO PEŁNE EMOCJI TEKSTY I TAK POWSTAŁO DELIRIUM.

Historia kapeli zaczęła się w 2010 roku. W pierwszym składzie grali: Pa-weł Borowski (wokal), Tomek Zarębski (perkusja) i Łukasz Ostrowski (bas). Później do chłopaków dołączył Alek-sy Drywień (gitara), a jesienią 2012 roku klawiszowiec Maks Wiernicki. Delirium w takim pełnym składzie za-debiutowało zaledwie kilka dni temu (1.03.2013 r.) w klubie Szara Eminen-cja w Piasecznie. Oprócz trzech zna-nych z ich EP-ki kawałków: „Lubię”, „Płacz” i „Chore Prawo”, na tym kon-cercie można było usłyszeć wiele no-wych utworów, których z pewnością wystarczyłoby na nagranie całej pły-ty. Chłopaków, jak sami mówią, inspi-rują między innym: Queen, Coma, Dżem z Ryśkiem Riedlem, The Doors i Jacek Kaczmarski. I te inspiracje sły-chać. (MS)

6 01/13

LAIF_01_str_06_09_informer.indd 6 12.03.2013 23:43

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

Niepewność, ciągłe plotki i brak oficjalnych infor-macji na temat ich czwartego studyjnego albumu, w Stanach Zjednoczonych skończyłyby się lawi-

ną pozwów o wyczerpanie psychiczne ze strony niejedne-go oddanego fana. W zasadzie jedyną oficjalną informa-cją jest to, że Daft Punk nie zawita jako headliner w tym roku na żadnym festiwalu! Coachella znów narobiło szu-mu i niepotrzebnych nadziei, kiedy pojawił się fałszywy line-up na ten rok. Potwierdzone jest również to, że do pra-cy nad nowym (niezindentyfikowanym jeszcze) materia-łem zaproszeni zostali powiązany z Animal Collective – Chilly Gonzales, słynny gitarzysta grupy Chic – Nile Rodgers oraz gigant muzyki disco – Giorgio Moroder (72 l. !!!). Plotkowało się też na temat brzmienia przyszłe-go krążka duetu – tutaj przeważają opinie, że będzie to powrót do rewelacyjnego „Discovery”. Obstawiano na-wet wygląd okładki i datę premiery – ta waha się od mar-ca do bliżej nieokreślonego terminu w maju. Z ostatnich rewelacji, które obiegły cały świat fanów Bengaltera & Homem-Christo, to informacja o zmianie wytwórni, którą po 17. latach związania z koncernem Virgin, zmienili na Columbia Records, należącą do Sony Music Entertain-ment. Czyżby szykował się nam najbardziej komercyjny materiał w historii Daft Punk? Bo coś (mówiąc kolokwial-nie) ewidentnie grubego się tutaj zapowiada! Na razie pozostaje nam powtarzać sobie w kółko: cierpliwości, jeszcze troszeczkę cierpliwości... (DW)

WIOSNA 2013:

DAFT PUNKROUMOUR EDITION

7

LAIF_01_str_06_09_informer.indd 7 12.03.2013 23:44

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

ZESPÓŁ ZAGRA 13 SIERPNIA 2013

W ŁÓDZKIEJ ATLAS ARENIE.System Of A Down powstał w połowie lat 90. w Południowej Kalifornii. Aerials, Toxicity, A.T.W.A., Chop Suey!, B.Y.O.B. to tylko kilka z największych hitów grupy, za ostatni z nich zespół otrzymał nagrodę Grammy w kategorii Best Hard Rock Per-formance. Zespół ma na swoim koncie łącznie pięć albumów studyjnych. Debiu-tancki album zatytułowany po prostu „Sys-tem Of A Down” ujrzał światło dziennie w 1998 roku. Spotkał się z przychylnością fanów i krytyków – w Stanach pokrył się platyną, a w Kanadzie złotem. Następnie ukazały się „Toxicity” i „Steal This Album!” Ostatnie propozycje grupy to „Mezmeri-ze” z maja 2005 roku i „Hypnotize” z li-stopada tego samego roku. (MS)

JUŻ W CZERWCU ZESPÓŁ ZAGRA W WARSZAWIE I WE WROCŁAWIU!

Skład tej formacji założonej w Nowym Jorku w późnych latach 90. jest równie niecodzienny, jak muzyka którą grają. Połączenie cygańskiego punk rocka, reggae, folku i orientu to mieszanka iście wybuchowa, szcze-

gólnie w wykonaniu tak niezwykłej ekipy. Zespół składa się z ośmiu imigrantów pochodzących głównie z Europy Wschodniej, ale także z odleglejszych zakąt-ków świata, jak Izrael, Etiopia czy Ekwador. Na czele tej etnicznej składanki stoi urodzony w Ukrainie Eugene Hütz, który wraz z rodziną wyemigrował do Sta-nów Zjednoczonych po awarii reaktora w Czarnobylu. Podróż przez Polskę, w której mieszkali przez jakiś czas, pozostawiła w sercu Eugene’a wyjątkowy sentyment do naszego kraju. Ten okres z życia muzyka sprawia, że chętnie od-wiedza nasz kraj, za każdym razem nawiązując z publicznością bliski kontakt i umacniając więź ze swoimi fanami. W czasie pamiętnego koncertu w Klubie Stodoła dwa lata temu Eugene wystąpił w koszulce z wizerunkiem Bolka i Lolka! Gogol Bordello zagości w tym roku w warszawskim Klubie Stodoła (18.06) i wrocławskim Klubie Eter (19.06). Bilety: 100 i 110 zł w dniu koncertu. (MS)

NA TO CZEKAMY!26.03 – NOWY ALBUM

THE STROKES „COMEDOWN

MACHINE”. OD KILKU TYGODNI

MOŻNA POSŁUCHAĆ I POBRAĆ

ZA FREE ZAPOWIADAJĄCY GO KAWAŁEK

„ONE WAY TRIGGER”.

26.03 – DEPECHE MODE

POWRACAJĄ Z PŁYTĄ „DELTA MACHINE”,

ZAPOWIADA JĄ SINGIEL „HEAVEN”.

1.04 – UKAZUJE SIĘ PŁYTA

„THE NORTH BORDERS” BONOBO,

Z KTÓREJ WCZEŚNIEJ MOŻNA

POSŁUCHAĆ „CIRRUS”.

15.04 – PREMIERA ALBUMU

YEAH YEAH YEAHS „MOSQUITO”

8 01/13

LAIF_01_str_06_09_informer.indd 8 12.03.2013 23:45

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

ZESPÓŁ ZAGRA 13 SIERPNIA 2013

W ŁÓDZKIEJ ATLAS ARENIE.System Of A Down powstał w połowie lat 90. w Południowej Kalifornii. Aerials, Toxicity, A.T.W.A., Chop Suey!, B.Y.O.B. to tylko kilka z największych hitów grupy, za ostatni z nich zespół otrzymał nagrodę Grammy w kategorii Best Hard Rock Per-formance. Zespół ma na swoim koncie łącznie pięć albumów studyjnych. Debiu-tancki album zatytułowany po prostu „Sys-tem Of A Down” ujrzał światło dziennie w 1998 roku. Spotkał się z przychylnością fanów i krytyków – w Stanach pokrył się platyną, a w Kanadzie złotem. Następnie ukazały się „Toxicity” i „Steal This Album!” Ostatnie propozycje grupy to „Mezmeri-ze” z maja 2005 roku i „Hypnotize” z li-stopada tego samego roku. (MS)

JUŻ W CZERWCU ZESPÓŁ ZAGRA W WARSZAWIE I WE WROCŁAWIU!

Skład tej formacji założonej w Nowym Jorku w późnych latach 90. jest równie niecodzienny, jak muzyka którą grają. Połączenie cygańskiego punk rocka, reggae, folku i orientu to mieszanka iście wybuchowa, szcze-

gólnie w wykonaniu tak niezwykłej ekipy. Zespół składa się z ośmiu imigrantów pochodzących głównie z Europy Wschodniej, ale także z odleglejszych zakąt-ków świata, jak Izrael, Etiopia czy Ekwador. Na czele tej etnicznej składanki stoi urodzony w Ukrainie Eugene Hütz, który wraz z rodziną wyemigrował do Sta-nów Zjednoczonych po awarii reaktora w Czarnobylu. Podróż przez Polskę, w której mieszkali przez jakiś czas, pozostawiła w sercu Eugene’a wyjątkowy sentyment do naszego kraju. Ten okres z życia muzyka sprawia, że chętnie od-wiedza nasz kraj, za każdym razem nawiązując z publicznością bliski kontakt i umacniając więź ze swoimi fanami. W czasie pamiętnego koncertu w Klubie Stodoła dwa lata temu Eugene wystąpił w koszulce z wizerunkiem Bolka i Lolka! Gogol Bordello zagości w tym roku w warszawskim Klubie Stodoła (18.06) i wrocławskim Klubie Eter (19.06). Bilety: 100 i 110 zł w dniu koncertu. (MS)

NA TO CZEKAMY!26.03 – NOWY ALBUM

THE STROKES „COMEDOWN

MACHINE”. OD KILKU TYGODNI

MOŻNA POSŁUCHAĆ I POBRAĆ

ZA FREE ZAPOWIADAJĄCY GO KAWAŁEK

„ONE WAY TRIGGER”.

26.03 – DEPECHE MODE

POWRACAJĄ Z PŁYTĄ „DELTA MACHINE”,

ZAPOWIADA JĄ SINGIEL „HEAVEN”.

1.04 – UKAZUJE SIĘ PŁYTA

„THE NORTH BORDERS” BONOBO,

Z KTÓREJ WCZEŚNIEJ MOŻNA

POSŁUCHAĆ „CIRRUS”.

15.04 – PREMIERA ALBUMU

YEAH YEAH YEAHS „MOSQUITO”

8 01/13

LAIF_01_str_06_09_informer.indd 8 12.03.2013 23:45

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

LAIF_01_str_06_09_informer.indd 9 13.02.2013 22:13

10 01/13

LAIF_01_str_10_13_DavidBowie 10 12.03.2013 23:19

10 01/13

LAIF_01_str_10_13_DavidBowie 10 12.03.2013 23:19

TEMAT Z OKŁADKI / DAVID BOWIE

KWESTIA CZASUDwa lata temu Tony Visconti odebrał tele-fon, na który czekał od bardzo dawna. David Bowie wreszcie był gotowy. Visconti, wieloletni przyjaciel i producent najsłynniejszych albumów Davida, zebrał stary skład i wszyscy razem zamknęli się w nowojorskiej piwnicy. – On nigdy nie przeszedł na emeryturę – mówi Visconti. – W głębi duszy cały czas chciał wrócić. Najbardziej ciekawiło go, gdzie bę-dzie jego miejsce we współczesnej muzyce. W świecie, który tak bardzo się zmienił. Tymczasem przez kilka lat po wydaniu płyty „Reality” w 2003 roku nie mógł nic napi-sać. Sporadycznie zajmował się produkcją, ale sam nie tworzył. Pytany przez znajo-mych odpowiadał, że nic go to nie obcho-dzi. Visconti jednak w to nie wierzył. Jego zdaniem to była tylko kwestia czasu, zanim Bowie pojawi się nagle z mnóstwem mate-riałów i pomysłów. Tak się w końcu stało i pierwszy tydzień spędzony na komponowaniu nowych utwo-rów pokazał, jak bardzo David za tym tęsk-nił. Muzycy, którzy byli w tej piwnicy, wspo-minają, że Bowiego dosłownie rozpierała energia. Śpiewał tak głośno, że musieli go ustawić na końcu pomieszczenia i osłonić kilkoma przegrodami. Po tygodniu inten-sywnej pracy David zabrał kompozycje, powiedział, że musi napisać teksty, i nie od-zywał się przez trzy miesiące. W tym cza-sie sam napisał jeszcze parę numerów i wrócił z 15 piosenkami. Nagrywanie trwało niecałe trzy miesiące, za którymi, jak mówi Visconti, „stoi półtora roku myślenia”. I wreszcie, po 10 latach milczenia, 11 marca ukazał się dwudziesty czwarty studyjny album Davida Bowiego. Nie będzie koncertów, nie będzie wywia-dów. Kiedy wytwórnia chciała omówić strategię promocji płyty, Bowie odpowie-dział krótko: „Po prostu ją wydaję. Wypuszczam to w moje urodziny. Tyle”.

THE NEXT DAYBowie jest w świetnej formie, a nowa płyta okazała się sporym zaskoczeniem. Przez największe magazyny muzyczne nazywa-na jest najlepszym comeback’iem w histo-rii. Według Viscontiego, jeśli ludzie szukają klasycznego Bowiego – znajdą go na tej płycie. Jeśli szukają nowatorskiego Bowie-go – także go tu znajdą. Inspiracją dla no-wych piosenek były m.in. książki. David bardzo dużo czyta o rosyjskiej i brytyjskiej historii, o dawnych bitwach, królach i królo-

wych, rzymskich cesarzach. Ale, jak mówi Visconti: „Wszystko, co David pisze, jest metaforą dla czegoś innego”. Muzycznie album znalazł się gdzieś po-między „Scary Monsters (and Super Creeps)” i „Heathen”, ale słychać na nim także elektroniczne brzemienia z „Outsi-de” (m.in. świetne „If you can see me”). Mimo planów uwspółcześnienia niewy-danych piosenek ze „Scary Monsters” i „Lodger” na płycie w końcu nie znalazł się żaden cover. Nowy materiał jest zu-pełnie świeży i pełen subtelnych, brzmie-niowych eksperymentów. Na „The Next Day” dominują utwory roc-kowe. Teksty – poza autobiograficznym singlem – są napisane w trzeciej osobie. Mówią m.in. o narkotykach, despotycznej miłości, skutkach posiadania broni, a na-wet drugiej wojnie światowej. Są i takie, które przywołują czasy glam rocka. Oczywiście nie zabrakło także typowej dla Bowiego kompletnej abstrakcji, wy-wołującej wśród fanów burzliwe dyskusje pod tytułem „co artysta miał na myśli?”. David nadal jest pełen energii i w studiu szybko podejmuje decyzje. Jeśli coś nie brzmiało dobrze, natychmiast to wyrzu-cał – wspomina Visconti. Mimo wszystko udało się nagrać aż 29 piosenek i niewyklu-czone, że jeszcze pod koniec roku artysta wróci do studia, by pracować nad kolejnym albumem. Nie ma jednak zamiaru ruszać w trasę z tym materiałem. Jest podobno cał-kowicie przekonany, że nigdy już nie zagra dla publiczności. Kiedy w czasie sesji muzy-cy pytali: „Ale jak my to wszystko zagramy na żywo?”. David za każdym razem ucinał krótko: „Nie zagramy”.

TAJEMNICA BIAŁEGO KWADRATUJak przez dwa lata udało się utrzymać taką tajemnicę? Nikt o tym nie zatweeto-wał, nikt nie wrzucił na Facebooka – mówi Visconti. – David przez lata na-uczył się różnych podstępów i sztuczek. Jest jak rock-star ninja. Inni wtajemniczeni także musieli się bar-dzo pilnować. Autor okładki albumu, Jonathan Barnbrook, mówi, że kiedy roz-mawiał z Davidem o projekcie przez tele-fon, zawsze musiał wychodzić na ze-wnątrz i na wszelki wypadek używać specjalnego kodu. Omawiając okładkę mówił więc o niej „stół”. Dzięki temu na-wet jego najbliżsi znajomi dowiedzieli się o niej dopiero z oficjalnego Facebooka.

NA 66.

URODZINY

DAVID BOWIE

SPRAWIŁ SOBIE

NAPRAWDĘ

NIEZŁY

PREZENT.

PO 10 LATACH

CAŁY ŚWIAT

ZNOWU MÓWI

TYLKO O NIM.

NIC DZIWNEGO.

NA TAKĄ

WIADOMOŚĆ

CZEKAŁY

MILIONY

FANÓW.

BOWIE

POWRACA

Z NOWYM

ALBUMEM!

TEKST: MARIANNA WODZIŃSKA

11

LAIF_01_str_10_13_DavidBowie 11 12.03.2013 23:19

Wspomniana okładka budzi jednak spo-re kontrowersje, a Barnbrook spotkał się z falą krytyki. Sam autor mówi, że razem z Davidem bardzo chcieli stworzyć coś zupełnie nowego, co jest przecież nie-zwykle trudne w czasach, gdy wszystko już zostało wymyślone. Zwykle używanie starego obrazu oznacza albo recykling starego materiału, albo wydanie najwięk-szych hitów, ale tu pojawia się tytuł „The Next Day” – tłumaczy Barnbrook. – Okładka „Heroes” zasłonięta białym kwadratem ma przywoływać ducha wiel-kiej muzyki rockowej, wymazując prze-szłość. Ale jednocześnie wszyscy wiemy, że cokolwiek byśmy robili, nie możemy się uwolnić od przeszłości.

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCIZnamienne, że właśnie pierwszy singiel „Where are we now?” jest wielkim powro-tem do przeszłości – późnych lat 70., kie-dy artysta mieszkał w Berlinie i gdzie na-grał najważniejsze dla siebie płyty. Warto więc dziś przypomnieć sobie, co sprawi-ło, że trafił do niemieckiej stolicy. Jak każda dobra rockowa historia, ta tak-że zaczyna się od narkotyków. W poło-wie lat 70. David Bowie mieszkał w Los Angeles, żywiąc się głównie lodami i naj-lepszą peruwiańską kokainą. Zabrał się za czarną magię i kabałę, trzymał swój mocz w lodówce, by uniknąć złych za-klęć, i malował na meblach pentagramy, by odgonić demony (mówi o tym w pio-sence „Breaking Glass”). W pewnym mo-mencie był przekonany, że para fanów chciała ukraść jego spermę, żeby stwo-rzyć Antychrysta. W tym czasie zainteresował się także kul-turą niemiecką. Już na albumie „Station to Station” słychać było inspiracje Kraftwer-kiem, a jego dekoracja sceniczna była in-spirowana kinem niemieckich ekspresjoni-stów. Dlatego poza czytaniem o królu Arturze i okultyzmie Bowie zabrał się rów-nież za książki o Hitlerze i Trzeciej Rzeszy. W mediach opisywał swoją sceniczną postać „Thin White Duke” jako „aryjski typ faszysty”. Tego typu komentarze wzbudziły ostre reakcje. Później Bowie przyznał, że takie wystąpienia może rze-czywiście były nie na miejscu, ale błędy go napędzają. „Jeśli nie popełnię przy-najmniej trzech dużych błędów w tygo-dniu, nie jestem nic wart” – mówił. Sytuacja zrobiła się jednak naprawdę po-ważna, kiedy jeden z fotografów uchwy-

cił Davida na Londyńskim dworcu w po-zie nazistowskiego salutu. – To się nie wydarzyło! – rozpaczliwie tłumaczył Bowie. – Ja tylko pomachałem, a ten drań uchwycił mnie w połowie machnięcia. Przecież nie byłbym tak głupi, żeby coś takiego zrobić. Umarłem, gdy zobaczy-łem to zdjęcie. Nawet ludzie, z którymi byłem powiedzieli: „David, jak mogłeś?”. I wtedy David Bowie postanowił uciec.

ROWEREM WZDŁUŻ MURURazem ze swoim przyjacielem Iggy’m Popem zamieszkali w apartamencie przy Hauptstrasse 155 w centrum berliń-skiego Schöneberga. Organizowali sobie częste wypady na herbatę do gejowskie-go Neues Ufer (Anderes Ufer) Cafe albo baru Exil na Kreuzbergu, na kolację w Paris Bar albo kokainowe wieczory w klubie SO36. Było to to samo miejsce, w którym Einstürzende Neubauten zagrali swój le-gendarny koncert polegający na wierce-niu dziur w ścianach. Pop i Bowie często pojawiali się także w nocnych klubach Dschungel i The Unlimited oraz w kabare-cie Lützower Lampe. Pijany Iggy śpiewał piosenki Franka Sinatry i roztrzaskiwał ka-wałki berlińskiego muru w punkowych klu-bach. David ściął włosy, zapuścił wąsy i jeździł rowerem po szarym, betonowym mieście. – Czułem wtedy radość życia – wspominał później Bowie. – To było uczucie wyzwolenia i uleczenia.

CZĘŚĆ PIERWSZA – LOWTo uczucie szybko skierowało go z powro-tem w stronę pisania. Muzycy wybrali stu-dio Hansa, tuż przy murze berlińskim. Przez okno widać było nawet strażników i najwyraźniej była to niezwykła inspiracja. – Żeby tworzyć muszę się znaleźć w nie-bezpiecznej sytuacji, fizycznie lub mental-nie – opowiadał Bowie. – Życie w Berlinie, dość spartańskie jak na moje możliwości finansowe, i zmuszanie się do podporząd-kowania się restrykcjom tego miasta – to przynosi bardzo dobre efekty.W Hansa Tonstudio najpierw nagrali naj-lepszy według wielu krytyków album Popa „Idiot”. Płyta wyprodukowana przez Bowie’go powstała w zaledwie w tydzień przy użyciu małego syntezato-ra z joystickiem. W tym czasie David rów-nolegle szykował się do nagrania albumu pod tytułem „New Music Night and Day”. W końcu jednak, we współpracy z Bria-nem Eno, nieco spontanicznie powstała

pełna eksperymentów płyta „Low”. Pierw-sza strona przyniosła bardziej usystema-tyzowane piosenki, druga zaś, dzięki Eno, zawierała innowacyjne, instrumen-talne kompozycje, m.in. „Warszawa”, któ-rej wielkimi fanami byli Joy Division. Co cie-kawe, kompozycja była podobno zainspirowana przez czteroletniego syna Viscontiego, który bezustannie uderzał w trzy klawisze na pianinie w studio. Wła-śnie ta druga strona albumu była muzycz-ną obserwacją życia w bloku wschodnim. – Nie mogłem tego wyrazić słowami – mówił Bowie. – To wymagało raczej tekstur. Ze wszystkich ludzi, jakich twór-czość słyszałem, Brian docierał do mnie najbardziej. Reakcje na płytę były skrajne. Magazyn „NME” opublikował obok siebie dwie re-cenzje. Jedna mówiła: „Jedyny współcze-sny album rockowy”, druga „Kto potrzebu-je tego gówna?”. Niezależnie od krytyki, płyta „Low” zainspirowała całe post pun-kowe i elektroniczne pokolenie i odniosła spory sukces. Niestety, mimo artystycznego spełnienia, David Bowie przechodził bardzo trudne chwile. Właśnie rozpoczęła się jego spra-wa rozwodowa z Angie. Przyszła depre-sja, bóle w klatce piersiowej i kokainowe psychozy. Na szczęście wkrótce miało być już tylko lepiej.

CZĘŚĆ DRUGA – HEROESDruga berlińska płyta „Heroes” przynio-sła już bardziej popowo-rockowe brzmienie, ale praca nad nią była znacz-nie trudniejsza. Wszystkie piosenki na-grano podobno za pierwszym podej-ściem, ale ich skomponowanie było niezwykle czasochłonne. Utwory powstawały według dziwnej meto-dy Briana Eno, zwanej „Oblique Strate-gies”. W całym studio rozkładał karty z ha-słami i aforyzmami, które miały wpływać na kreatywność i lateralne myślenie. W tym przypadku chodziło o podejście do utworu, nad którym akurat pracowali. Karty mówiły np. „Prześledź swoje kroki”, „Nie przełamuj ciszy”, „Odwróć to do góry nogami” albo „Czy to już skończone?”. Pracowali na zmianę. W pewnym momencie karty Bo-wiego i Eno mówiły jednocześnie: „Postaraj się, żeby wszystko było do siebie podobne” i „Podkreślaj różnice”. Na płycie, którą w końcu udało się skoń-czyć, użyto przeróżnych generatorów in-dustrialnych dźwięków. Teksty wyraźniej FO

T.: M

AT.

PRO

MO

CYJ

NE

12 01/13

LAIF_01_str_10_13_DavidBowie 12 12.03.2013 23:20

Wspomniana okładka budzi jednak spo-re kontrowersje, a Barnbrook spotkał się z falą krytyki. Sam autor mówi, że razem z Davidem bardzo chcieli stworzyć coś zupełnie nowego, co jest przecież nie-zwykle trudne w czasach, gdy wszystko już zostało wymyślone. Zwykle używanie starego obrazu oznacza albo recykling starego materiału, albo wydanie najwięk-szych hitów, ale tu pojawia się tytuł „The Next Day” – tłumaczy Barnbrook. – Okładka „Heroes” zasłonięta białym kwadratem ma przywoływać ducha wiel-kiej muzyki rockowej, wymazując prze-szłość. Ale jednocześnie wszyscy wiemy, że cokolwiek byśmy robili, nie możemy się uwolnić od przeszłości.

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCIZnamienne, że właśnie pierwszy singiel „Where are we now?” jest wielkim powro-tem do przeszłości – późnych lat 70., kie-dy artysta mieszkał w Berlinie i gdzie na-grał najważniejsze dla siebie płyty. Warto więc dziś przypomnieć sobie, co sprawi-ło, że trafił do niemieckiej stolicy. Jak każda dobra rockowa historia, ta tak-że zaczyna się od narkotyków. W poło-wie lat 70. David Bowie mieszkał w Los Angeles, żywiąc się głównie lodami i naj-lepszą peruwiańską kokainą. Zabrał się za czarną magię i kabałę, trzymał swój mocz w lodówce, by uniknąć złych za-klęć, i malował na meblach pentagramy, by odgonić demony (mówi o tym w pio-sence „Breaking Glass”). W pewnym mo-mencie był przekonany, że para fanów chciała ukraść jego spermę, żeby stwo-rzyć Antychrysta. W tym czasie zainteresował się także kul-turą niemiecką. Już na albumie „Station to Station” słychać było inspiracje Kraftwer-kiem, a jego dekoracja sceniczna była in-spirowana kinem niemieckich ekspresjoni-stów. Dlatego poza czytaniem o królu Arturze i okultyzmie Bowie zabrał się rów-nież za książki o Hitlerze i Trzeciej Rzeszy. W mediach opisywał swoją sceniczną postać „Thin White Duke” jako „aryjski typ faszysty”. Tego typu komentarze wzbudziły ostre reakcje. Później Bowie przyznał, że takie wystąpienia może rze-czywiście były nie na miejscu, ale błędy go napędzają. „Jeśli nie popełnię przy-najmniej trzech dużych błędów w tygo-dniu, nie jestem nic wart” – mówił. Sytuacja zrobiła się jednak naprawdę po-ważna, kiedy jeden z fotografów uchwy-

cił Davida na Londyńskim dworcu w po-zie nazistowskiego salutu. – To się nie wydarzyło! – rozpaczliwie tłumaczył Bowie. – Ja tylko pomachałem, a ten drań uchwycił mnie w połowie machnięcia. Przecież nie byłbym tak głupi, żeby coś takiego zrobić. Umarłem, gdy zobaczy-łem to zdjęcie. Nawet ludzie, z którymi byłem powiedzieli: „David, jak mogłeś?”. I wtedy David Bowie postanowił uciec.

ROWEREM WZDŁUŻ MURURazem ze swoim przyjacielem Iggy’m Popem zamieszkali w apartamencie przy Hauptstrasse 155 w centrum berliń-skiego Schöneberga. Organizowali sobie częste wypady na herbatę do gejowskie-go Neues Ufer (Anderes Ufer) Cafe albo baru Exil na Kreuzbergu, na kolację w Paris Bar albo kokainowe wieczory w klubie SO36. Było to to samo miejsce, w którym Einstürzende Neubauten zagrali swój le-gendarny koncert polegający na wierce-niu dziur w ścianach. Pop i Bowie często pojawiali się także w nocnych klubach Dschungel i The Unlimited oraz w kabare-cie Lützower Lampe. Pijany Iggy śpiewał piosenki Franka Sinatry i roztrzaskiwał ka-wałki berlińskiego muru w punkowych klu-bach. David ściął włosy, zapuścił wąsy i jeździł rowerem po szarym, betonowym mieście. – Czułem wtedy radość życia – wspominał później Bowie. – To było uczucie wyzwolenia i uleczenia.

CZĘŚĆ PIERWSZA – LOWTo uczucie szybko skierowało go z powro-tem w stronę pisania. Muzycy wybrali stu-dio Hansa, tuż przy murze berlińskim. Przez okno widać było nawet strażników i najwyraźniej była to niezwykła inspiracja. – Żeby tworzyć muszę się znaleźć w nie-bezpiecznej sytuacji, fizycznie lub mental-nie – opowiadał Bowie. – Życie w Berlinie, dość spartańskie jak na moje możliwości finansowe, i zmuszanie się do podporząd-kowania się restrykcjom tego miasta – to przynosi bardzo dobre efekty.W Hansa Tonstudio najpierw nagrali naj-lepszy według wielu krytyków album Popa „Idiot”. Płyta wyprodukowana przez Bowie’go powstała w zaledwie w tydzień przy użyciu małego syntezato-ra z joystickiem. W tym czasie David rów-nolegle szykował się do nagrania albumu pod tytułem „New Music Night and Day”. W końcu jednak, we współpracy z Bria-nem Eno, nieco spontanicznie powstała

pełna eksperymentów płyta „Low”. Pierw-sza strona przyniosła bardziej usystema-tyzowane piosenki, druga zaś, dzięki Eno, zawierała innowacyjne, instrumen-talne kompozycje, m.in. „Warszawa”, któ-rej wielkimi fanami byli Joy Division. Co cie-kawe, kompozycja była podobno zainspirowana przez czteroletniego syna Viscontiego, który bezustannie uderzał w trzy klawisze na pianinie w studio. Wła-śnie ta druga strona albumu była muzycz-ną obserwacją życia w bloku wschodnim. – Nie mogłem tego wyrazić słowami – mówił Bowie. – To wymagało raczej tekstur. Ze wszystkich ludzi, jakich twór-czość słyszałem, Brian docierał do mnie najbardziej. Reakcje na płytę były skrajne. Magazyn „NME” opublikował obok siebie dwie re-cenzje. Jedna mówiła: „Jedyny współcze-sny album rockowy”, druga „Kto potrzebu-je tego gówna?”. Niezależnie od krytyki, płyta „Low” zainspirowała całe post pun-kowe i elektroniczne pokolenie i odniosła spory sukces. Niestety, mimo artystycznego spełnienia, David Bowie przechodził bardzo trudne chwile. Właśnie rozpoczęła się jego spra-wa rozwodowa z Angie. Przyszła depre-sja, bóle w klatce piersiowej i kokainowe psychozy. Na szczęście wkrótce miało być już tylko lepiej.

CZĘŚĆ DRUGA – HEROESDruga berlińska płyta „Heroes” przynio-sła już bardziej popowo-rockowe brzmienie, ale praca nad nią była znacz-nie trudniejsza. Wszystkie piosenki na-grano podobno za pierwszym podej-ściem, ale ich skomponowanie było niezwykle czasochłonne. Utwory powstawały według dziwnej meto-dy Briana Eno, zwanej „Oblique Strate-gies”. W całym studio rozkładał karty z ha-słami i aforyzmami, które miały wpływać na kreatywność i lateralne myślenie. W tym przypadku chodziło o podejście do utworu, nad którym akurat pracowali. Karty mówiły np. „Prześledź swoje kroki”, „Nie przełamuj ciszy”, „Odwróć to do góry nogami” albo „Czy to już skończone?”. Pracowali na zmianę. W pewnym momencie karty Bo-wiego i Eno mówiły jednocześnie: „Postaraj się, żeby wszystko było do siebie podobne” i „Podkreślaj różnice”. Na płycie, którą w końcu udało się skoń-czyć, użyto przeróżnych generatorów in-dustrialnych dźwięków. Teksty wyraźniej FO

T.: M

AT.

PRO

MO

CYJ

NE

12 01/13

LAIF_01_str_10_13_DavidBowie 12 12.03.2013 23:20

TEMAT Z OKŁADKI / DAVID BOWIE

FOT.

: MA

T. P

ROM

OC

YJN

E

skupiały się na Berlinie i zimnej wojnie. Chociaż tu także nie zabrakło melancho-lijnych utworów instrumentalnych jak „Sense of Doubt” i „Neuköln”, to w po-równaniu z „Low” album wydawał się znacznie bardziej pozytywny. Tak jak ży-cie samego artysty. David Bowie był już czysty i gotowy, by wyruszyć w pierwszą od lat trasę, w której na scenie będzie w pełni świado-my. Podczas tournée po 12 krajach nagrał jeden ze swoich najlepszych koncerto-wych albumów – „Stage”. Do Berlina już nie wrócił, ale to jeszcze nie był koniec ery Bowie/Eno.

CZĘŚĆ TRZECIA – LODGERBerlińską trylogię zamyka album „Lodger”, trochę bardziej popowy, ale wciąż pełen eksperymentów. Powstał w studiach w Szwajcarii i w Nowym Jorku, pomiędzy koncertami Stage tour. Muzycznie album łączy new wave z gitarowym graniem sprzed wyjazdu do Niemiec, a nawet ele-mentami muzyki świata. W ramach ekspe-rymentów, w utworze „Boys Keep Swinin-gin” członkowie zespołu pozamieniali się instrumentami, a „Move On” zawiera sam-ple z piosenki „All The Young Dudes”, ale grane od końca. Tym razem na płycie nie pojawiły się już utwory instrumentalne, co było sygnałem, że współpraca Bowie-go i Eno dobiega końca. Coś się wypaliło. W porównaniu z innymi nagraniami Davida „Lodger” nie odniósł komercyj-nego sukcesu, choć wytwórnia mówiła wtedy, że „Lodger” jest dla Bowiego tym, czym „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” dla Beatlesów. Dziś, po 34 latach, album uważany jest za jeden z najbardziej niedocenionych albumów artysty i za idealne zamknięcie berliń-skiej trylogii. Całości, którą David Bowie nazywa „swoim DNA”.

DAVID BOWIE: 50 LAT HISTORIIByć może całkiem przypadkowo, zaled-wie półtora tygodnia po wydaniu płyty „The Next Day” w Londynie zostanie otwarta wystawa „David Bowie is”. Eks-pozycja w Victoria and Albert Museum to podróż przez ponad 50 lat działalności artysty i pierwsza taka międzynarodowa retrospektywa. W muzeum będzie można obejrzeć po-nad 300 po raz pierwszy pokazanych eksponatów, m.in. rękopisy tekstów, orygi-nalne stroje codzienne i sceniczne (w tym

strój Ziggy’ego Stardusta z 1972 roku), zdjęcia, filmy i teledyski, setlisty, instru-menty, a nawet całe scenografie koncer-towe. WYSTAWA BĘDZIE CZYNNA DO 28 LIPCA, BILET NORMALNY: 15 FUNTÓW

13

LAIF_01_str_10_13_DavidBowie 13 12.03.2013 23:20

14 01/13

LAIF_01_str_14_15_fotYEASAYER.indd 14 13.02.2013 22:20

14 01/13

LAIF_01_str_14_15_fotYEASAYER.indd 14 13.02.2013 22:20

YEASAYER

YEASAYERGDZIE: KLUB BASEN, UL. KONOPNICKIEJ 6, WARSZAWA KIEDY: 14.12.2012 R.

SĄ JEDNYM Z NAJWAŻNIEJSZYCH ZESPOŁÓW MŁODEJ SCENY PSYCHODELICZNO-POPOWEJ. POWSTALI W NOWYM JORKU, A ICH PIERWSZY ALBUM, „ALL HOUR CYMBALS” UKAZAŁ SIĘ W 2007 ROKU. OD RAZU WZBUDZILI OGROMNE ZAINTERESOWANIE PRASY I SFERY BLOGOWEJ. JAK MIAŁO OKAZAĆ SIĘ PO DWÓCH LATACH, BYŁO TO ZALEDWIE PRELUDIUM DO SZALEŃSTWA, JAKIE OGARNĘŁO SIEĆ PO PREMIERZE „ODD BLOOD”. SINGLE „MADDER RED”, „AMBLING ALP” I „O.N.E” WYNIOSŁY ZESPÓŁ DO MIANA NASTĘPCÓW ANIMAL COLLECTIVE (PATRZ OPEN’ER 2013!), KTÓRZY W TYM SAMYM CZASIE ZAWIESILI DZIAŁALNOŚĆ. YEASAYER WSPÓŁPRACOWALI Z BAT FOR LASHES I FLORENCE & THE MACHINE. MUZYCY MIESZKAJĄ I TWORZĄ NA BROOKLYNIE, W OTOCZENIU POLSKIEJ EMIGRACJI, CO LUBIĄ PODKREŚLAĆ W WYWIADACH Z POLSKIMI DZIENNIKARZAMI. YEASAYER PO RAZ PIERWSZY POJAWILI SIĘ W POLSCE NA FESTIWALU OPEN’ER 2010. WRÓCILI KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ, BY ZAGRAĆ W WYPEŁNIONYM DO OSTATNIEGO MIEJSCA WARSZAWSKIM PALLADIUM. PO TAK UDANYCH WYSTĘPACH, TYLKO KWESTIĄ CZASU BYŁY KOLEJNE KONCERTY. W LIPCU TEGO ROKU ZNOWU MIELIŚMY OKAZJĘ OGLĄDAĆ YEASAYER PODCZAS OPEN’ERA, A W GRUDNIU NA WARSZAWSKIM KONCERCIE ZAPREZENTOWALI SWÓJ TRZECI ALBUM „FRAGRANT WORLD”.

FOT.:

KRZ

YSZT

OF

PLEB

AN

KIEW

ICZ

15

LAIF_01_str_14_15_fotYEASAYER.indd 15 13.02.2013 22:20

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

POLECIAŁYPIERWSZE GŁOWY…CZYLI JAK TO BĘDZIE Z TYMI FESTIWALAMI

TAK, TAK. ZNAMY JUŻ PIERWSZYCH HEADLINERÓW! ZAPOWIEDZI BOOKINGOWE

TO COŚ, NA CO CAŁE SPOŁECZNOŚCI FESTIWALOWE CZEKAŁY Z WYPIEKAMI NA TWARZY.

TEŻ TAK MACIE, ŻE GDY WIDZICIE NAGŁÓWEK INFORMUJĄCY O PRZYBYCIU UKOCHANEGO

ZESPOŁU NA WASZ ULUBIONY FESTIWAL, TO CIESZYCIE SIĘ POTEM PRZEZ CAŁY DZIEŃ

JAK MAŁE DZIECI? NIEKTÓRZY ORGANIZATORZY RZUCAJĄ NAJWIĘKSZE NAZWISKA

JAKO PIERWSZE, INNI BUDUJĄ NAPIĘCIE, OGŁASZAJĄC NAJPIERW MNIEJ ZNANYCH ARTYSTÓW. PRZYPATRZMY SIĘ, NA KOGO

MOŻEMY JUŻ SIĘ SZYKOWAĆ W TYM SEZONIE...

TEKST: DAMIAN WOJDYNA FREE FORM FESTIVALKIEDY? 10–11 maja 2013GDZIE? Soho Factory, Warszawa ZA ILE? karnet – 170–190 PLN bilet jednodniowy

– 100–140 PLN

TRICKYLegenda trip-hopu, zaczynał w zespole Massive Attack (wcześniej określanym jako Wild Bunch). Solową karierę rozpo-czął albumem „Maxinquaye”, a dziś cze-kamy na jego dziesiąty już krążek – „Fal-se Idols” (premiera 28 maja). Występ na FFF będzie jednym z pierwszych pro-mujących to wydawnictwo.

A-TRAKUrodzony w Kanadzie Alain Macklo-vitch przez wielu kolegów z branży uznawany jest za jednego z najlep-szych turntablistów na świecie. Przez kolejnych za najbardziej utalentowa-nego remiksera. Dla pozostałych jest po prostu... równym gościem. Wybił się na fali popularności electro house (będąc jednym z nielicznych, którzy ratowali dobre imię tego gatunku) oraz dorobił takich znajomości jak z Kanye Westem, Boys Noize, Diplo czy Justice.

ELECTRONIC BEATS

FESTIVAL KIEDY? 26 kwietnia 2013

GDZIE? Międzynarodowe

Targi Poznańskie

ZA ILE? bilet jednodniowy – 50 PLN

MODESELEKTOR

Pochodzący z Berlina duet tworzący mu-

zykę, która najpełniej oddaje definicję

brzmienia IDM, nie stroniąc przy tym

od flirtu z hip-hopem, R&B, breakbeatem

i czystym techno, ponownie zawita do na-

szego kraju! Po ubiegłorocznym gigu

na Audioriver w Płocku, tym razem poka-

żą się w Poznaniu, z uzupełnionym mate-

riałem z albumu „Monkeytown” o drugą

część – „Modeselektion” z ubiegłego

roku! Ach, jak my, Polacy, ich lubimy!

I to z wzajemnością, podobno. :)

16 01/13

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 16 13.03.2013 02:20

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

POLECIAŁYPIERWSZE GŁOWY…CZYLI JAK TO BĘDZIE Z TYMI FESTIWALAMI

TAK, TAK. ZNAMY JUŻ PIERWSZYCH HEADLINERÓW! ZAPOWIEDZI BOOKINGOWE

TO COŚ, NA CO CAŁE SPOŁECZNOŚCI FESTIWALOWE CZEKAŁY Z WYPIEKAMI NA TWARZY.

TEŻ TAK MACIE, ŻE GDY WIDZICIE NAGŁÓWEK INFORMUJĄCY O PRZYBYCIU UKOCHANEGO

ZESPOŁU NA WASZ ULUBIONY FESTIWAL, TO CIESZYCIE SIĘ POTEM PRZEZ CAŁY DZIEŃ

JAK MAŁE DZIECI? NIEKTÓRZY ORGANIZATORZY RZUCAJĄ NAJWIĘKSZE NAZWISKA

JAKO PIERWSZE, INNI BUDUJĄ NAPIĘCIE, OGŁASZAJĄC NAJPIERW MNIEJ ZNANYCH ARTYSTÓW. PRZYPATRZMY SIĘ, NA KOGO

MOŻEMY JUŻ SIĘ SZYKOWAĆ W TYM SEZONIE...

TEKST: DAMIAN WOJDYNA FREE FORM FESTIVALKIEDY? 10–11 maja 2013GDZIE? Soho Factory, Warszawa ZA ILE? karnet – 170–190 PLN bilet jednodniowy

– 100–140 PLN

TRICKYLegenda trip-hopu, zaczynał w zespole Massive Attack (wcześniej określanym jako Wild Bunch). Solową karierę rozpo-czął albumem „Maxinquaye”, a dziś cze-kamy na jego dziesiąty już krążek – „Fal-se Idols” (premiera 28 maja). Występ na FFF będzie jednym z pierwszych pro-mujących to wydawnictwo.

A-TRAKUrodzony w Kanadzie Alain Macklo-vitch przez wielu kolegów z branży uznawany jest za jednego z najlep-szych turntablistów na świecie. Przez kolejnych za najbardziej utalentowa-nego remiksera. Dla pozostałych jest po prostu... równym gościem. Wybił się na fali popularności electro house (będąc jednym z nielicznych, którzy ratowali dobre imię tego gatunku) oraz dorobił takich znajomości jak z Kanye Westem, Boys Noize, Diplo czy Justice.

ELECTRONIC BEATS

FESTIVAL KIEDY? 26 kwietnia 2013

GDZIE? Międzynarodowe

Targi Poznańskie

ZA ILE? bilet jednodniowy – 50 PLN

MODESELEKTOR

Pochodzący z Berlina duet tworzący mu-

zykę, która najpełniej oddaje definicję

brzmienia IDM, nie stroniąc przy tym

od flirtu z hip-hopem, R&B, breakbeatem

i czystym techno, ponownie zawita do na-

szego kraju! Po ubiegłorocznym gigu

na Audioriver w Płocku, tym razem poka-

żą się w Poznaniu, z uzupełnionym mate-

riałem z albumu „Monkeytown” o drugą

część – „Modeselektion” z ubiegłego

roku! Ach, jak my, Polacy, ich lubimy!

I to z wzajemnością, podobno. :)

16 01/13

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 16 13.03.2013 02:20

FESTIWALE FESTIWALE

URSYNALIA WARSAW

STUDENT FESTIVAL

KIEDY? 31 maj – 2 czerwca

GDZIE? Kampus SGGW, Warszawa

ZA ILE? studenci SGGW – 69 PLN

pozostali studenci – 149 PLN

młodzieżowy/normalny

– 169/259 PLN

PENDULUM (DJ SET & VERSE)

To, że zespół się rozsypał w ubiegłym

roku, nie przeszkadza, by wraz

z Mc Verse zgotować show nie gorsze

niż to, jakie wyprawiali na żywych instru-

mentach Paul Harding i jego spółka. Z po-

czątku stricte drumandbassowy projekt,

po debiucie kontrowersyjnego albumu

„In Silico” zaczął być klasyfikowany jako

rockowy band grający d’n’b na żywo.

W Polsce występowali już kilkakrotnie.

Tym razem zawitają z DJ-setem.

STEVE AOKI

Remiksował m.in. Michaela Jacksona,

The Killers, Lenny Kravitza czy Klaxonsów.

Na scenie muzyki klubowej porusza się

już od 1999 roku, ale dopiero w ubiegłym

roku ukazała się jego debiutancka płyta

zatytułowana „Wonderland”. Krążek zo-

stanie przetestowany na polskich studen-

tach. I kilka tych legendarnych remiksów

zapewne też... ;)

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

ORANGE WARSAW FESTIVAL

KIEDY? 25 – 26 maja 2013GDZIE? Stadion Narodowy,

WarszawaZA ILE? karnet – 259 PLN

BEYONCEMa cztery albumy na koncie, z któ-rych każdy debiutował na pierwszym miejscu prestiżowego, Billboard 200. Jej single utrzymywały się tygodnia-mi na pierwszych miejscach list prze-bojów na całym świecie. Magazyn „Forbes” umieścił ją na 2. miejscu najbardziej wpływowych postaci show-biznesu. W sumie zdobyła 16 nagród Grammy przy 44 nomi-nacjach. Nie sposób spisać wszyst-kich jej tytułów i wyróżnień.

THE TOXIC AVENGER

Inspiracje czerpie z muzyki hadcore, pun-

ka, popu i brzmień lat 80., a jego kompo-

zycje przesycone są mocnymi syntezato-

rami i basem. Na koncie ma współpracę

z takimi postaciami jak Vitalic czy Public

Enemy. To będzie jego pierwszy występ

w Polsce!

PARACHUTE YOUTH

Nazywani austalijskim Kamp! – duet,

który miesza electro, pop i rockowe za-

cięcie. Ich singiel „Can’t Get Belter Than

This” kręci teraz kolejne rekordy odtwo-

rzeń na YouTube. Przez niektórych nazy-

wani objawieniem tego roku, ale jak się

ma oficjalne propsy od Empire Of

The Sun, to co się dziwić.

FAIR WEATHER FRIENDS

Zespół istnieje zaledwie dwa lata, a już

zdążył objeździć takie festiwale jak

Open’er czy Coke Live Music Festival.

Na koncie mają EP-kę „Eclectic Pixels”

oraz opinię jednej z najciekawszych pol-

skich ekip koncertowych.

NOVIKA

Nazywa się Katarzyna Nowicka. Jest

wokalistką, autorką tekstów i dziennikar-

ką radiową. Karierę zaczynała u boku

zespołu Futro, współpracowała m.in.

ze Smolikiem, Fiszem czy Catz’ N’

Dogz. Jej dwa ostatnie solowe albumy

„Lovefinder” i „Mixfinder” otrzymały na-

grodę Fryderyka za Album Roku w mu-

zyce klubowej i elektronicznej. Czy z jej

najnowszym „Heart Times” będzie po-

dobnie?

AZEALIA BANKS

Amerykańska raperka i autorka tekstów.

Wiosną tego roku ukaże się jej długo wy-

czekiwany debiutancki krążek „Broke

With Expensive Taste”. Znana z coveru

kawałka „Slow Hands” zespołu Interpol

czy jej debiutanckiego singla „212”

z Lazy Jay. Jako że pochodzi z Harlemu

w Nowym Jorku, to zabrała się za remiks

pewnego hitu internetowego ostatnich dni

autorstwa niejakiego Baauera. Jej koncert

na FFF będzie pierwszym w Polsce.

WOODKID

Francuska rewelacja ostatnich lat! Zade-

biutował utworem „Iron” (na pewno koja-

rzycie), do którego stworzył porywający

klip. Reżyseria teledysków to jego specjal-

ność – stworzył obrazy dla Lany Del Rey,

Rihanny, Moby’ego czy Katy Perry.

Ale poza tym jest też utalentowanym mu-

zykiem, o czym mogliśmy się w pełni

przekonać 18 marca podczas premiery

jego debiutanckiego „The Golden Age”.

APPARAT

Sascha Ring, mimo że jakiś czas temu

wraz z Modeselektor zamknął się w stu-

dio, pracując nad kolejnym projektem

Moderat, to prowadzi także przygotowa-

nia do trasy koncertowej promującej jego

kolejne solowe wydawnictwo „Kieg und

Frieden”, którego premiera odbędzie się

na warszawskim festiwalu. Jedna z naj-

ważniejszych postaci współczesnej sceny

ambientu i IDM wystąpi na żywo wraz

z zespołem 10 maja.

MISS KITTIN

Pamiętacie erę electro clashu? Jeśli tak,

to wiedzcie, że dopóki Miss Kittin żyje

i produkuje, to ta era nigdy się nie skoń-

czy. Współpracowała m.in. z The Hacke-

rem (co oczywiste), Svenem Väthem,

Laurentem Garnierem czy Trickym.

Na festiwalu zaprezentuje materiał z no-

wej płyty zatytułowanej „Calling From

The Stars”.

SEBASTIAN

Spreparował remiks dla Daft Punk

i od tego się zaczęło. Potem współpraca

z Bloc Party, Klaxons i Uffie, debiutancki

album „Total”, kontrakt z Ed Banger i opi-

nia jednego z najciekawszych postaci

francuskiego electro gotowa. 10 maja

zaprezentuje swój DJ set w przestrze-

niach warszawskiego Soho.

FATBOY SLIMLegenda muzyki dance. Dorobił się ta-kich hitów radiowych jak „Dub Be Good To Me” (z samplami The Clash i Ennio Morricone) czy „Right Here Right Now” oraz „The Rockafeller Skank” – na pew-no kiedyś je słyszeliście. Chcecie usły-szeć, ja to brzmi na żywo? Na OWF będzie okazja!

CYPRESS HILLEkipa hiphopowa wystąpi drugiego dnia OWF 2013. W skład zespołu wchodzą aktualnie B-Real, Sen Dog, DJ Muggs, Eric Bobo. Muzyczny cypressowy klimat oraz teksty często traktujące o rasizmie i prze-mocy znajdują od początków istnienia grupy wielu fanów na całym świecie. Mu-zyka Cypress Hill gromadzi wielbicieli wśród hiphopowego undergroundu, mu-zyki alternatywnej i mainstreamu. Uważa-ni są za jedną z najlepszych ekip hipho-powych grających na żywo.

17

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 17 13.03.2013 02:20

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

„odkrycia” i „rewelacji” roku. Fakt. Wysu-blimowana mieszanka od folku, przez hip hop, indie rock, aż po psychodelię nie po-zostawia nikogo obojętnym. Jesteśmy cie-kawi ich kolejnych pomysłów oraz wystę-pu na żywo, a Wy?

HEYIch styl się zmienia. Najpierw był grunge, potem rock alternatywny, a ostatnio oscy-lują między gitarowym graniem a elektro-niką. Cała reszta pozostaje niezmienna. Inteligentne teksty i charyzma Kasi Nosowskiej. Świetna atmosfera na kon-certach. Ich ostatni krążek „Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan” był jednym z najlepszych w Polsce. Znowu.

ARCTIC MONKEYSGdy osiągnęli sukces, mieli po mniej niż dwadzieścia lat. A zaczęło się od „I Bet You Look Good on the Dancefloor” i legen-darnego albumu, który do dziś jest niepo-konany w zestawieniu najszybciej sprze-dających się debiutów w Wielkiej Brytanii. Gdy się wydawało, że sława w Europie jest dla Arctic Monkeys szczytowym osią-gnięciem, swoje ramiona otworzyła Ame-ryka. Dziś są już ikonami indie rocka na świecie. W ubiegłym roku wypuścili do sieci nowy singiel, lecz potwierdzenia co do szykowania przez AM kolejnego albumu jak natenczas brak. Może wyśpie-wają to podczas HOF-u? Kto wie... BLURŻywe legendy britpopu. Supergwiazdorzy rock’n’rolla lat 90., którzy wyniesieni zosta-li na fali sukcesu albumu „Parklife”, w tym słynnego singla „Boys & Girls”, oraz rywa-lizacją z Oasis. Warto wspomnieć także o świetnym utworze „Tender” z albumu „13”. Tytuł krążka stał się jednak przepo-wiednią dla losów Blur, bo w roku 2002 zespół opuścił Graham Coxon. Wielki po-wrót zespół ogłosił w 2012 roku, grając dwa koncerty w Londynie oraz wydając singiel „Fool’s Day”. Tak jak w przypadku Arctic Monkeys spekuluje się o nowej pły-cie, lecz oficjalnych zapowiedzi nie ma. Jest natomiast zapewnienie, że przyjadą na swój pierwszy koncert w Polsce!

QUEENS OF THE STONE AGEPrzedstawiciele hard rocka, psychodelii i główne postacie desert rocka. Wywo-dzący się Kalifornii zespół karierę zaczy-nał w 1996 roku, by w przeciągu 15 lat dorobić się pięciu albumów (szósty album ukarze się w tym roku) oraz setek koncer-tów. Ta ostatnia statystyka najlepiej odda-je charakter grupy jako tej, która uprawia na scenie regularne szaleństwo! Cztery

HIM Miłość i śmierć – idealne proporcje zacho-

wane pomiędzy tymi pojęciami. To,

wg Ville Valo (wokalisty zespołu), ozna-

cza logo jego grupy – heartagram, czyli

połączenie pentagramu oraz symbolu ser-

ca. Założony w 1991 fiński zespół grający

gotycki rock wciąż świetnie radzi sobie

na scenie. Kto nie wierzy, niech sprawdzi.

FIVE FINGER DEATH PUNCH

Nazwę zespołu zaczerpnęli z filmu „Kill

Bill”. Główną popularność zdobyli w Sta-

nach Zjednoczonych, jednak po wygranej

w zestawieniach na najlepszy nowy ze-

spół roku 2009 wg „Metal Hammera”,

ich twórczość trafiła do szerszej publiczno-

ści. To kolejny rockowy zespół w line-up’ie

tegorocznych Ursynaliów.

3 DOORS DOWN

Autorzy „Here Without You” wystąpią

na głównej scenie festiwalu w sobotę

1 czerwca. Będzie to pierwszy plenerowy

koncert zespołu w Polsce. Ostatni raz gru-

pa pojawiła się w naszym kraju prawie

10 lat temu!

MOTORHEAD

Szczyty popularności święcili w latach 80.,

a ich albumy „Overkil”, „Bomber” oraz

„Ace of Spades” inspirują do dziś wiele ka-

pel heavymetalowych. Sprzedali ponad

45 milionów egzemplarzy swoich płyt,

a na przełomie maja i czerwca zaprezentu-

ją swoje największe przeboje jako headli-

ner imprezy!

ZZ TOP

Kolejny z dinozaurów bookingowych tego-

rocznej odsłony oraz kontynuacja trybuny

dla muzyki rockowej z lat 80. Zespół, który

od czasów postania w 1969 roku nie prze-

prowadził ani jednej roszady personalnej.

Jedyny członek, który się goli w tym zespo-

le, ma przydomek „Broda”. Razem mają

ledwo 5 milionów egzemplarzy płyt

sprzedanych więcej niż koledzy wyżej.

GENTELMAN & THE EVOLUTION

Fanom brzmień reggae tego pana przed-

stawiać nie trzeba. Tym bardziej znany jest

w Polsce, gdzie często gości ze swoimi

świetnymi występami live. Nie inaczej bę-

dzie i tym razem na Ursynaliach.

Ponadto na scenie Kampusu SGGW

zagrają: LOSTBONE, HEDFIRST,

SOILWORK, ROYAL REPUBLIC,

AUDIOSHOCK, FRONTSIDE,

ANTI TANK NUN, JELONEK, TSA,

LUXTORPEDA, DEAD BY APRIL,

BULLET FOR MY VALENTINE,

HUNTER, PARKWAY DRIVE,

CHEMIA I MESAJAH.

HEINEKEN OPEN’ER FESTIVAL KIEDY? 3–6 lipca 2013GDZIE? Lotnisko Gdynia-Kosakowo, Gdynia

ZA ILE? karnet 4-dniowy – 470 PLN karnet 4-dniowy + pole namiotowe 6 dni – 550 PLNł bilety jednodniowe – 189 PLNKINGS OF LEON Siedzą i dłubią przy nowej (szóstej) płycie, ale na wakacje chcą się ruszyć i zagrać kilka koncertów – w tym także jeden w Pol-sce. Początki kariery nie były dla nich ła-skawe, ale album „Because of the Times” otworzył im drogę do międzynarodowej sławy, czyniąc z nich najgorętszy zespół rockowy na przełomie pierwszej dekady XXI wieku. Amerykańscy ulubieńcy polskiej młodzieży wytoczą swoje działa 6 lipca na lotnisku w Kosakowie.

KENDRICK LAMAR„Now everybody serenade the new faith of Kendrick Lamar/ This is king Kendrick Lamar” – te dwa wersy rozpoczynają utwór „Compton”, finałową kompozycję na „Good Kid, M.A.A.D. city” – Płycie Roku 2012 wg dziennikarzy portalu Pitch-fork. Zarówno w wynikach tego plebiscytu, jak i słowach samego Lamara nie ma cie-nia przesady. Koronacja Lamara – takiego zwrotu użył recenzent Pitchforka – odbyła się bowiem nie tylko w obrębie Zachodnie-go Wybrzeża, ale całego amerykańskie-go hip-hopu, który musiał w 2012 roku uznać wyższość 26-letniego rapera.EDITORSKto wie, że teledysk do jednego z singli Editors był kręcony w Polsce? Albo że były już gitarzysta formacji – Chris Urbanowicz – ma polskie korzenie (OK, to akurat nie było trudne do od-gadnięcia). Ale czy jest ktoś, kto wie-dział, że zespół kończy powoli pracę nad czwartym albumem i jego efekty będzie można usłyszeć podczas kon-certu w Gdyni? Dla tych odciętych od internetu to zapewne zaskakująca wiadomość;)

ALT-J Jeśli moglibyśmy jakoś określić ubie-gły rok w muzyce alternatywnej, to na-zwalibyśmy go „Alt-J”. Dlaczego? Bo nikt na nich nie stawiał, a oni swo-im debiutanckim „An Awesome Wave” utarli nosa całej światowej prasie, która w ramach rehabilitacji obsypywała później ich tytułami

MALTA FESTIVAL

KIEDY? 24 – 29 czerwca 2013 GDZIE? Stara Gazownia, PoznańZA ILE? 189 – 220 PLN

KRAFTWERK Na początku był... Kraftwerk. Potem po-wstali: Joy Division, New Order, Depeche Mode, Eurythmics, Aphex Twin czy Mo-derat – wszyscy otwarcie przyznają się do inspiracji twórczością czwórki wizjo-nerów z Düsseldorfu. Działając od ponad 40 lat, wywarli nieporównywalny wpływ na kształt dzisiejszej muzyki nie tylko elek-tronicznej, lecz także tej z gatunków synth popu, hip hopu czy elektrofunku. Na Malta Festival Kraftwerk wykona adaptację swojego ubiegłorocznego występu 3D w nowojorskim Museum of Modern Art. Niepowtarzalność tego koncertu – gratis!

ATOMS FOR PEACETo supergrupa, w której spotkali się chary-zmatyczny frontman Radiohead – Thom Yorke i jeden z najlepszych basistów na świecie – Flea z Red Hot Chilli Pepers. Thom Yorke już po raz drugi przyjeżdża do Poznania na zaproszenie Malta Festival Poznań – cztery lata temu był tu z Radiohe-ad na zorganizowanym przez Maltę kon-cercie z cyklu Poznań dla Ziemi. Teraz ra-zem z kolegami ze swojej nowej formacji zagra pierwszy w Polsce koncert promują-cy debiutancki album Atoms For Peace – „Amok”.

18 01/13

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 18 13.03.2013 02:21

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

„odkrycia” i „rewelacji” roku. Fakt. Wysu-blimowana mieszanka od folku, przez hip hop, indie rock, aż po psychodelię nie po-zostawia nikogo obojętnym. Jesteśmy cie-kawi ich kolejnych pomysłów oraz wystę-pu na żywo, a Wy?

HEYIch styl się zmienia. Najpierw był grunge, potem rock alternatywny, a ostatnio oscy-lują między gitarowym graniem a elektro-niką. Cała reszta pozostaje niezmienna. Inteligentne teksty i charyzma Kasi Nosowskiej. Świetna atmosfera na kon-certach. Ich ostatni krążek „Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan” był jednym z najlepszych w Polsce. Znowu.

ARCTIC MONKEYSGdy osiągnęli sukces, mieli po mniej niż dwadzieścia lat. A zaczęło się od „I Bet You Look Good on the Dancefloor” i legen-darnego albumu, który do dziś jest niepo-konany w zestawieniu najszybciej sprze-dających się debiutów w Wielkiej Brytanii. Gdy się wydawało, że sława w Europie jest dla Arctic Monkeys szczytowym osią-gnięciem, swoje ramiona otworzyła Ame-ryka. Dziś są już ikonami indie rocka na świecie. W ubiegłym roku wypuścili do sieci nowy singiel, lecz potwierdzenia co do szykowania przez AM kolejnego albumu jak natenczas brak. Może wyśpie-wają to podczas HOF-u? Kto wie... BLURŻywe legendy britpopu. Supergwiazdorzy rock’n’rolla lat 90., którzy wyniesieni zosta-li na fali sukcesu albumu „Parklife”, w tym słynnego singla „Boys & Girls”, oraz rywa-lizacją z Oasis. Warto wspomnieć także o świetnym utworze „Tender” z albumu „13”. Tytuł krążka stał się jednak przepo-wiednią dla losów Blur, bo w roku 2002 zespół opuścił Graham Coxon. Wielki po-wrót zespół ogłosił w 2012 roku, grając dwa koncerty w Londynie oraz wydając singiel „Fool’s Day”. Tak jak w przypadku Arctic Monkeys spekuluje się o nowej pły-cie, lecz oficjalnych zapowiedzi nie ma. Jest natomiast zapewnienie, że przyjadą na swój pierwszy koncert w Polsce!

QUEENS OF THE STONE AGEPrzedstawiciele hard rocka, psychodelii i główne postacie desert rocka. Wywo-dzący się Kalifornii zespół karierę zaczy-nał w 1996 roku, by w przeciągu 15 lat dorobić się pięciu albumów (szósty album ukarze się w tym roku) oraz setek koncer-tów. Ta ostatnia statystyka najlepiej odda-je charakter grupy jako tej, która uprawia na scenie regularne szaleństwo! Cztery

HIM Miłość i śmierć – idealne proporcje zacho-

wane pomiędzy tymi pojęciami. To,

wg Ville Valo (wokalisty zespołu), ozna-

cza logo jego grupy – heartagram, czyli

połączenie pentagramu oraz symbolu ser-

ca. Założony w 1991 fiński zespół grający

gotycki rock wciąż świetnie radzi sobie

na scenie. Kto nie wierzy, niech sprawdzi.

FIVE FINGER DEATH PUNCH

Nazwę zespołu zaczerpnęli z filmu „Kill

Bill”. Główną popularność zdobyli w Sta-

nach Zjednoczonych, jednak po wygranej

w zestawieniach na najlepszy nowy ze-

spół roku 2009 wg „Metal Hammera”,

ich twórczość trafiła do szerszej publiczno-

ści. To kolejny rockowy zespół w line-up’ie

tegorocznych Ursynaliów.

3 DOORS DOWN

Autorzy „Here Without You” wystąpią

na głównej scenie festiwalu w sobotę

1 czerwca. Będzie to pierwszy plenerowy

koncert zespołu w Polsce. Ostatni raz gru-

pa pojawiła się w naszym kraju prawie

10 lat temu!

MOTORHEAD

Szczyty popularności święcili w latach 80.,

a ich albumy „Overkil”, „Bomber” oraz

„Ace of Spades” inspirują do dziś wiele ka-

pel heavymetalowych. Sprzedali ponad

45 milionów egzemplarzy swoich płyt,

a na przełomie maja i czerwca zaprezentu-

ją swoje największe przeboje jako headli-

ner imprezy!

ZZ TOP

Kolejny z dinozaurów bookingowych tego-

rocznej odsłony oraz kontynuacja trybuny

dla muzyki rockowej z lat 80. Zespół, który

od czasów postania w 1969 roku nie prze-

prowadził ani jednej roszady personalnej.

Jedyny członek, który się goli w tym zespo-

le, ma przydomek „Broda”. Razem mają

ledwo 5 milionów egzemplarzy płyt

sprzedanych więcej niż koledzy wyżej.

GENTELMAN & THE EVOLUTION

Fanom brzmień reggae tego pana przed-

stawiać nie trzeba. Tym bardziej znany jest

w Polsce, gdzie często gości ze swoimi

świetnymi występami live. Nie inaczej bę-

dzie i tym razem na Ursynaliach.

Ponadto na scenie Kampusu SGGW

zagrają: LOSTBONE, HEDFIRST,

SOILWORK, ROYAL REPUBLIC,

AUDIOSHOCK, FRONTSIDE,

ANTI TANK NUN, JELONEK, TSA,

LUXTORPEDA, DEAD BY APRIL,

BULLET FOR MY VALENTINE,

HUNTER, PARKWAY DRIVE,

CHEMIA I MESAJAH.

HEINEKEN OPEN’ER FESTIVAL KIEDY? 3–6 lipca 2013GDZIE? Lotnisko Gdynia-Kosakowo, Gdynia

ZA ILE? karnet 4-dniowy – 470 PLN karnet 4-dniowy + pole namiotowe 6 dni – 550 PLNł bilety jednodniowe – 189 PLNKINGS OF LEON Siedzą i dłubią przy nowej (szóstej) płycie, ale na wakacje chcą się ruszyć i zagrać kilka koncertów – w tym także jeden w Pol-sce. Początki kariery nie były dla nich ła-skawe, ale album „Because of the Times” otworzył im drogę do międzynarodowej sławy, czyniąc z nich najgorętszy zespół rockowy na przełomie pierwszej dekady XXI wieku. Amerykańscy ulubieńcy polskiej młodzieży wytoczą swoje działa 6 lipca na lotnisku w Kosakowie.

KENDRICK LAMAR„Now everybody serenade the new faith of Kendrick Lamar/ This is king Kendrick Lamar” – te dwa wersy rozpoczynają utwór „Compton”, finałową kompozycję na „Good Kid, M.A.A.D. city” – Płycie Roku 2012 wg dziennikarzy portalu Pitch-fork. Zarówno w wynikach tego plebiscytu, jak i słowach samego Lamara nie ma cie-nia przesady. Koronacja Lamara – takiego zwrotu użył recenzent Pitchforka – odbyła się bowiem nie tylko w obrębie Zachodnie-go Wybrzeża, ale całego amerykańskie-go hip-hopu, który musiał w 2012 roku uznać wyższość 26-letniego rapera.EDITORSKto wie, że teledysk do jednego z singli Editors był kręcony w Polsce? Albo że były już gitarzysta formacji – Chris Urbanowicz – ma polskie korzenie (OK, to akurat nie było trudne do od-gadnięcia). Ale czy jest ktoś, kto wie-dział, że zespół kończy powoli pracę nad czwartym albumem i jego efekty będzie można usłyszeć podczas kon-certu w Gdyni? Dla tych odciętych od internetu to zapewne zaskakująca wiadomość;)

ALT-J Jeśli moglibyśmy jakoś określić ubie-gły rok w muzyce alternatywnej, to na-zwalibyśmy go „Alt-J”. Dlaczego? Bo nikt na nich nie stawiał, a oni swo-im debiutanckim „An Awesome Wave” utarli nosa całej światowej prasie, która w ramach rehabilitacji obsypywała później ich tytułami

MALTA FESTIVAL

KIEDY? 24 – 29 czerwca 2013 GDZIE? Stara Gazownia, PoznańZA ILE? 189 – 220 PLN

KRAFTWERK Na początku był... Kraftwerk. Potem po-wstali: Joy Division, New Order, Depeche Mode, Eurythmics, Aphex Twin czy Mo-derat – wszyscy otwarcie przyznają się do inspiracji twórczością czwórki wizjo-nerów z Düsseldorfu. Działając od ponad 40 lat, wywarli nieporównywalny wpływ na kształt dzisiejszej muzyki nie tylko elek-tronicznej, lecz także tej z gatunków synth popu, hip hopu czy elektrofunku. Na Malta Festival Kraftwerk wykona adaptację swojego ubiegłorocznego występu 3D w nowojorskim Museum of Modern Art. Niepowtarzalność tego koncertu – gratis!

ATOMS FOR PEACETo supergrupa, w której spotkali się chary-zmatyczny frontman Radiohead – Thom Yorke i jeden z najlepszych basistów na świecie – Flea z Red Hot Chilli Pepers. Thom Yorke już po raz drugi przyjeżdża do Poznania na zaproszenie Malta Festival Poznań – cztery lata temu był tu z Radiohe-ad na zorganizowanym przez Maltę kon-cercie z cyklu Poznań dla Ziemi. Teraz ra-zem z kolegami ze swojej nowej formacji zagra pierwszy w Polsce koncert promują-cy debiutancki album Atoms For Peace – „Amok”.

18 01/13

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 18 13.03.2013 02:21

FESTIWALE FESTIWALEnominacje do nagród Grammy w kategorii „Best Hard Rock Per-formance” potwierdzają tylko tę tezę.

ANIMAL COLLECTIVEKrólowie alternatywy, przypinani też do takich terminów jak freak folk, noise pop czy indie rock. Czterech kumpli, którzy w roku 2000 wydali pierwszy album, dopiero po przepro-wadzce do Domino Records w 2007 za sprawą krążka „Strawberry Jam” stało się obiektem zainteresowania szerszego audytorium. Złośliwi nazy-wali ich ulubieńcami hipsterów. Ostatni krążek formacji zatytułowany „Centi-pede Hz” udowodnił, że są mistrzami eksperymentów, a wszelkie przypinane im łatki są zwyczajnie nie na miejscu.

TAME IMPALAPsychodelia to mało powiedziane. Ten ze-spół to teraźniejszość i przyszłość tego gatunku! Ekipa dowodzona przez Kevi-na Parkera już samym debiutem w 2010 roku dała do zrozumienia, że trzeba się z nimi liczyć. Mało tego. Po wydanym je-sienią ubiegłego roku albumie „Lonerism” muzycy znów znaleźli się na ustach świato-wej prasy. Agencje bookingowe będą się o nich zabijać w tym sezonie. Na szczę-ście organizatorzy Open’era zadbali o to, by Tame Impala zagrało swój pierwszy koncert dla polskiej publiczności.

MARIA PESZEK Aktorka, reżyserka, ale przede wszystkim piosenkarka i artystka. Autorka jednej z najważniejszych płyt ubiegłego roku. Wzruszająco brutalna, zawstydzająco otwarta, niezwykle wszechstronna, co udowodniła przy okazji tworzenia al-bumu „Jezus Maria Peszek”, wspomaga-jąc w pracach nad aranżacjami innego świetnego artystę – Michała Króla (zna-nego bardziej jako FOX). Występy na żywo to jej żywioł. Nie jesteśmy zdzi-wieni, że zagra na HOF-ie, ani trochę.

Wystąpią również: SKUNK ANAN-SIE, DISCLOSURE, MODEST MO-USE, DEVENDRA BANHART

BONUS: RIHANNA Młoda piosenkarka z Barbadosu wystąpi 7 lipca na głównej scenie festiwalu Open’er. W związku z tym przedłużone zostanie działanie pola namiotowego, a uczestnicy posiadający opaskę HOF-u (karnet) będą mogli wejść na jej koncert za darmo!

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

„odkrycia” i „rewelacji” roku. Fakt. Wysu-blimowana mieszanka od folku, przez hip hop, indie rock, aż po psychodelię nie po-zostawia nikogo obojętnym. Jesteśmy cie-kawi ich kolejnych pomysłów oraz wystę-pu na żywo, a Wy?

HEYIch styl się zmienia. Najpierw był grunge, potem rock alternatywny, a ostatnio oscy-lują między gitarowym graniem a elektro-niką. Cała reszta pozostaje niezmienna. Inteligentne teksty i charyzma Kasi Nosowskiej. Świetna atmosfera na kon-certach. Ich ostatni krążek „Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan” był jednym z najlepszych w Polsce. Znowu.

ARCTIC MONKEYSGdy osiągnęli sukces, mieli po mniej niż dwadzieścia lat. A zaczęło się od „I Bet You Look Good on the Dancefloor” i legen-darnego albumu, który do dziś jest niepo-konany w zestawieniu najszybciej sprze-dających się debiutów w Wielkiej Brytanii. Gdy się wydawało, że sława w Europie jest dla Arctic Monkeys szczytowym osią-gnięciem, swoje ramiona otworzyła Ame-ryka. Dziś są już ikonami indie rocka na świecie. W ubiegłym roku wypuścili do sieci nowy singiel, lecz potwierdzenia co do szykowania przez AM kolejnego albumu jak natenczas brak. Może wyśpie-wają to podczas HOF-u? Kto wie... BLURŻywe legendy britpopu. Supergwiazdorzy rock’n’rolla lat 90., którzy wyniesieni zosta-li na fali sukcesu albumu „Parklife”, w tym słynnego singla „Boys & Girls”, oraz rywa-lizacją z Oasis. Warto wspomnieć także o świetnym utworze „Tender” z albumu „13”. Tytuł krążka stał się jednak przepo-wiednią dla losów Blur, bo w roku 2002 zespół opuścił Graham Coxon. Wielki po-wrót zespół ogłosił w 2012 roku, grając dwa koncerty w Londynie oraz wydając singiel „Fool’s Day”. Tak jak w przypadku Arctic Monkeys spekuluje się o nowej pły-cie, lecz oficjalnych zapowiedzi nie ma. Jest natomiast zapewnienie, że przyjadą na swój pierwszy koncert w Polsce!

QUEENS OF THE STONE AGEPrzedstawiciele hard rocka, psychodelii i główne postacie desert rocka. Wywo-dzący się Kalifornii zespół karierę zaczy-nał w 1996 roku, by w przeciągu 15 lat dorobić się pięciu albumów (szósty album ukarze się w tym roku) oraz setek koncer-tów. Ta ostatnia statystyka najlepiej odda-je charakter grupy jako tej, która uprawia na scenie regularne szaleństwo! Cztery

HEINEKEN OPEN’ER FESTIVAL KIEDY? 3–6 lipca 2013GDZIE? Lotnisko Gdynia-Kosakowo, Gdynia

ZA ILE? karnet 4-dniowy – 470 PLN karnet 4-dniowy + pole namiotowe 6 dni – 550 PLNł bilety jednodniowe – 189 PLNKINGS OF LEON Siedzą i dłubią przy nowej (szóstej) płycie, ale na wakacje chcą się ruszyć i zagrać kilka koncertów – w tym także jeden w Pol-sce. Początki kariery nie były dla nich ła-skawe, ale album „Because of the Times” otworzył im drogę do międzynarodowej sławy, czyniąc z nich najgorętszy zespół rockowy na przełomie pierwszej dekady XXI wieku. Amerykańscy ulubieńcy polskiej młodzieży wytoczą swoje działa 6 lipca na lotnisku w Kosakowie.

KENDRICK LAMAR„Now everybody serenade the new faith of Kendrick Lamar/ This is king Kendrick Lamar” – te dwa wersy rozpoczynają utwór „Compton”, finałową kompozycję na „Good Kid, M.A.A.D. city” – Płycie Roku 2012 wg dziennikarzy portalu Pitch-fork. Zarówno w wynikach tego plebiscytu, jak i słowach samego Lamara nie ma cie-nia przesady. Koronacja Lamara – takiego zwrotu użył recenzent Pitchforka – odbyła się bowiem nie tylko w obrębie Zachodnie-go Wybrzeża, ale całego amerykańskie-go hip-hopu, który musiał w 2012 roku uznać wyższość 26-letniego rapera.EDITORSKto wie, że teledysk do jednego z singli Editors był kręcony w Polsce? Albo że były już gitarzysta formacji – Chris Urbanowicz – ma polskie korzenie (OK, to akurat nie było trudne do od-gadnięcia). Ale czy jest ktoś, kto wie-dział, że zespół kończy powoli pracę nad czwartym albumem i jego efekty będzie można usłyszeć podczas kon-certu w Gdyni? Dla tych odciętych od internetu to zapewne zaskakująca wiadomość;)

ALT-J Jeśli moglibyśmy jakoś określić ubie-gły rok w muzyce alternatywnej, to na-zwalibyśmy go „Alt-J”. Dlaczego? Bo nikt na nich nie stawiał, a oni swo-im debiutanckim „An Awesome Wave” utarli nosa całej światowej prasie, która w ramach rehabilitacji obsypywała później ich tytułami

FESTIVAL TAURON NOWA MUZYKA

KIEDY? 22–25 sierpnia 2013GDZIE? Muzeum Śląskie, KatowiceZA ILE? karnet 4-dniowy (limitowana

pula) – 150 PLN karnet 2-dniowy (23 – 24.08)(limitowana pula) – 130 PLN

JETS (JIMMY EDGAR & MACHINEDRUM)Starzy znajomi postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, zakładając projekt JETS. W popisowym stylu łączą elementy za-równo klasycznego house’u, disco, brzmień z nurtu IDM czy nawet dubstepu, tworząc wybuchową, taneczną mieszan-kę. Podczas TNM będzie głośno!

DAWN DAY NIGHTZnany z produkcji kawałka „Get Busy” dla Fracture oraz zaledwie jednej EP-ki na koncie. To otworzyło mu drogę do śro-dowiska drum and bass i jungle i zbudowa-ło opinię artysty, którego twórczość może stać się w krótkim czasie wyznacznikiem nowych trendów w muzyce tanecznej.

DARLING FARAHNowy Actress? Nadzieja współczesne-go techno? Wystarczy posłuchać debiu-tanckiego „Body”, by w surowych melo-diach rodem z Berlina zmieszanych z klasycznym brzmieniem Detroit odna-leźć argumenty na poparcie tychże tez. Ledwo dwadzieścia lat i na takim reno-mowanym festiwalu zagra – brawo!

MODERATSześć lat trwała rozłąka chłopaków z Mo-deselektor i Sachy Ringa, znanego bar-dziej jako Apparat, zanim po niezwykle udanej EP-ce „Auf Kosten Der Gesundhe-it” znowu spotkali się w studio razem jako Moderat. Efektem tej pracy był debiutanc-ki, bliźniaczo zatytułowany album, który mimo iż wydany w 2009 roku, to już dziś należy do elitarnego grona klasyki muzy-ki elektronicznej. W tym roku Moderat znowu zamknął się w studio, by w sierp-niu odsłonić kolejne karty w postaci dru-giej pełnoprawnej płyty. Czekam!

19

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 19 13.03.2013 02:21

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

OFF FESTIVALKIEDY? 2–4 sierpnia 2013GDZIE? Dolina Trzech Stawów, KatowiceZA ILE? karnet 4-dniowy (I pula) – 150 PLN;

(z polem namiot. – 190 PLN); karnet 3-dniowy (I pula) – 140 PLN; (z polem namiot. – 180 PLN)

DEERHUNTERZałożony w 2001 roku w Atlancie ze-spół, który porusza się w takich klima-tach jak psychodelia, indie rock, noise i ambient. Grali m.in. obok takich le-gend jak Yeah Yeah Yeahs, Nine Inch Nails czy The Smashing Pumpkins!

JENS LEKMANSzwedzki kompozytor i przestawiciel sce-ny indie pop. Porównywany do Janathana Richmana czy Stephina Merritta z The Ma-gnetic Fields. We wrześniu ubiegłego roku wydał swój trzeci pełnoprawny album za-tytułowany „I Know What Love Isn’t”.

METZ Niewiele o nich wiadomo, poza tym że jest ich trzech, pochodzą z Kanady i grają post-hardcore mieszany z pun-kiem. W ubiegłym roku wydali na świat debiutancki krążek o bliźniaczym tytu-le. Aaa, i dostali od Pitchforka łatkę „Best New Music”, więc coś jest na rzeczy.

MERCHANDISEKojarzeni bardziej z nurtem punk i mu-zyki hardcore na swojej wydanej la-tem płycie „Children of Desire” robią ukłon w ambitne połacie brzmienia rokowego popu. Niedawno wypu-ścili nowy singiel promujący nadcho-dzącą EP-kę pt. „Totale Nite”. LAUREL HALONazywa się Ina Cube i jako Laurel Halo tworzy muzykę z pogranicza techno, ambientu i synthpopu, za-przęgając do pracy m.in. gitary, wiolonczele, pianina, że o całej masie elektroniki nie wspomnimy. Jej debiutancki album „Quaranti-ne” wydany w wytwórni Hyperdub został okrzyknięty numerem 1 według prestiżo-wego magazynu „The Wire”.

LFOCzy naprawdę trzeba przedstawiać tę jedną ze sztandarowych postaci wy-twórni Warp Records? Niegdyś duet, któ-ry rozdawał karty na scenie ówczesnej muzyki elektronicznej, dziś w postaci sa-mego Marka Bella, po trzynastu latach od ostatniego krążka, zaprezentuje swój DJ set na katowickim festiwalu. Wielu cze-kało na to od lat.

SKREAM FT. SGT POKESHeadliner z jednym z najniższych wskaź-ników ściągalności do Polski! Jego po-przednie zapowiadane występy były sukcesywnie odwoływane. To czyni tego znanego na całym świecie producenta muzyki dubstep oraz członka kultowej już formacji Magnetic Man jednym z najgo-rętszych artystów ostatnich lat.

DJ KOZETen producent, DJ i remikser moczył swoje zdolne paluszki w niejednej kolaboracji i nie-jednym gatunku. Przez wielu nazywany geniuszem, pionierem i trendsetterem no-wych trendów w muzyce elektronicznej. Niedawno opublikował okładkę swojego kolejnego studyjnego albumu – Koze sie-dzący na jeleniu na tle różowych wrzoso-wisk. Może być zabawnie.

HOLLY HERNDON

Pani magister w dziedzinie muzyki elek-tronicznej. Nie, to nie żart! Ta błękitnooka artystka zadebiutowała materiałem wy-danym na kasecie magnetofonowej, a jej pierwszy album studyjny „Movement” utrzymany jest w klimacie eksperymental-nego techno. Lubi laptopy;)

MMOTHSI jak tu nie wierzyć w magię internetu? Jack Colleran pewnie się nie spodziewał, że jego materiał umieszczony na SoundCloud zostanie zauważony przez amerykańską wytwórnię, która to z chęcią wyda jego debiutancką EP-kę. Szykujcie się na dobre ambienty na TNM.

IMPACT FESTIVAL

KIEDY? 4–5 czerwca 2013 GDZIE? Lotnisko Bemowo, WarszawaZA ILE? bilet jednodniowy

– od 209 do 385 PLN karnet 2-dniowy – od 330 do 583 PLN

RAMMSTEIN Zespół, który potrafi śpiewać o miłości, po-lityce, nałogach i prostytucji, z zadziwiają-cą płynnością przechodząc pomiędzy po-wyższymi tematami. Swoją muzykę określają jako „tanz metal”, czyli połącze-nie wpływów muzyki techno i mocnego grania gitarowego. Mają sześć albumów na koncie i kometę w kosmosie nazwaną na ich cześć. Brzmi kosmicznie, prawda?

SLAYERŻywe legendy trash-metalu. Już samo czy-tanie publikacji na temat ich działalności wywołuje ciarki na plecach. Włączenie ja-kiejkolwiek płyty, choćby tej ostatniej „World Painted Blood”, jest równoznaczne ze stanem ocierającym się o eksterioryza-cję. Bycie na ich koncercie – cóż, może le-piej nie porównywać? Wszak wszystko, co zostanie stworzone po erze Slayera, będzie porównywane do nich. Po koniec świata i o jeden dzień dłużej.

KORNOd samego początku byli eksperymenta-torami. Najpierw schylili się po hip hop w 1998 roku. Dziś przeszli najśmielsze oczekiwania, wydając album „The Path of Totality” łączący ich siermiężny styl hard rocka z nowoczesnym ciężkim electro, na-zywając to bez fałszywej skromności „me-talem przyszłości”.

30 SECONDS TO MARSSpółka Jareda Leto ostatni koncert na pol-skiej ziemi dała w 2011 roku. Tym bar-dziej rozbudzone są apetyty fanów tego zespołu, który wyśrubował rekord Guin-nessa w kategorii „Najdłuższej trasy kon-certowej zespołu rockowego” z 309 kon-certami w ciągu 2 lat! Ostatnio dłubali przy nowym, czwartym albumie. Jak do-brze pójdzie, to usłyszymy go podczas Impact Fest!

AIRBOURNEPochodzący z Australii zespół rock’n’rollo-wy, który dobrze czuje się także w moc-niejszych klimatach. Skomponowali mnó-stwo ścieżek dźwiękowych do gier spod szyldu „EA”. Do swojego krążka „No Guts. No Glory” dołączali otwieracze do piwa. Tak, oni bardzo lubią ten trunek!

20 01/13

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 20 13.03.2013 02:21

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

OFF FESTIVALKIEDY? 2–4 sierpnia 2013GDZIE? Dolina Trzech Stawów, KatowiceZA ILE? karnet 4-dniowy (I pula) – 150 PLN;

(z polem namiot. – 190 PLN); karnet 3-dniowy (I pula) – 140 PLN; (z polem namiot. – 180 PLN)

DEERHUNTERZałożony w 2001 roku w Atlancie ze-spół, który porusza się w takich klima-tach jak psychodelia, indie rock, noise i ambient. Grali m.in. obok takich le-gend jak Yeah Yeah Yeahs, Nine Inch Nails czy The Smashing Pumpkins!

JENS LEKMANSzwedzki kompozytor i przestawiciel sce-ny indie pop. Porównywany do Janathana Richmana czy Stephina Merritta z The Ma-gnetic Fields. We wrześniu ubiegłego roku wydał swój trzeci pełnoprawny album za-tytułowany „I Know What Love Isn’t”.

METZ Niewiele o nich wiadomo, poza tym że jest ich trzech, pochodzą z Kanady i grają post-hardcore mieszany z pun-kiem. W ubiegłym roku wydali na świat debiutancki krążek o bliźniaczym tytu-le. Aaa, i dostali od Pitchforka łatkę „Best New Music”, więc coś jest na rzeczy.

MERCHANDISEKojarzeni bardziej z nurtem punk i mu-zyki hardcore na swojej wydanej la-tem płycie „Children of Desire” robią ukłon w ambitne połacie brzmienia rokowego popu. Niedawno wypu-ścili nowy singiel promujący nadcho-dzącą EP-kę pt. „Totale Nite”. LAUREL HALONazywa się Ina Cube i jako Laurel Halo tworzy muzykę z pogranicza techno, ambientu i synthpopu, za-przęgając do pracy m.in. gitary, wiolonczele, pianina, że o całej masie elektroniki nie wspomnimy. Jej debiutancki album „Quaranti-ne” wydany w wytwórni Hyperdub został okrzyknięty numerem 1 według prestiżo-wego magazynu „The Wire”.

LFOCzy naprawdę trzeba przedstawiać tę jedną ze sztandarowych postaci wy-twórni Warp Records? Niegdyś duet, któ-ry rozdawał karty na scenie ówczesnej muzyki elektronicznej, dziś w postaci sa-mego Marka Bella, po trzynastu latach od ostatniego krążka, zaprezentuje swój DJ set na katowickim festiwalu. Wielu cze-kało na to od lat.

SKREAM FT. SGT POKESHeadliner z jednym z najniższych wskaź-ników ściągalności do Polski! Jego po-przednie zapowiadane występy były sukcesywnie odwoływane. To czyni tego znanego na całym świecie producenta muzyki dubstep oraz członka kultowej już formacji Magnetic Man jednym z najgo-rętszych artystów ostatnich lat.

DJ KOZETen producent, DJ i remikser moczył swoje zdolne paluszki w niejednej kolaboracji i nie-jednym gatunku. Przez wielu nazywany geniuszem, pionierem i trendsetterem no-wych trendów w muzyce elektronicznej. Niedawno opublikował okładkę swojego kolejnego studyjnego albumu – Koze sie-dzący na jeleniu na tle różowych wrzoso-wisk. Może być zabawnie.

HOLLY HERNDON

Pani magister w dziedzinie muzyki elek-tronicznej. Nie, to nie żart! Ta błękitnooka artystka zadebiutowała materiałem wy-danym na kasecie magnetofonowej, a jej pierwszy album studyjny „Movement” utrzymany jest w klimacie eksperymental-nego techno. Lubi laptopy;)

MMOTHSI jak tu nie wierzyć w magię internetu? Jack Colleran pewnie się nie spodziewał, że jego materiał umieszczony na SoundCloud zostanie zauważony przez amerykańską wytwórnię, która to z chęcią wyda jego debiutancką EP-kę. Szykujcie się na dobre ambienty na TNM.

IMPACT FESTIVAL

KIEDY? 4–5 czerwca 2013 GDZIE? Lotnisko Bemowo, WarszawaZA ILE? bilet jednodniowy

– od 209 do 385 PLN karnet 2-dniowy – od 330 do 583 PLN

RAMMSTEIN Zespół, który potrafi śpiewać o miłości, po-lityce, nałogach i prostytucji, z zadziwiają-cą płynnością przechodząc pomiędzy po-wyższymi tematami. Swoją muzykę określają jako „tanz metal”, czyli połącze-nie wpływów muzyki techno i mocnego grania gitarowego. Mają sześć albumów na koncie i kometę w kosmosie nazwaną na ich cześć. Brzmi kosmicznie, prawda?

SLAYERŻywe legendy trash-metalu. Już samo czy-tanie publikacji na temat ich działalności wywołuje ciarki na plecach. Włączenie ja-kiejkolwiek płyty, choćby tej ostatniej „World Painted Blood”, jest równoznaczne ze stanem ocierającym się o eksterioryza-cję. Bycie na ich koncercie – cóż, może le-piej nie porównywać? Wszak wszystko, co zostanie stworzone po erze Slayera, będzie porównywane do nich. Po koniec świata i o jeden dzień dłużej.

KORNOd samego początku byli eksperymenta-torami. Najpierw schylili się po hip hop w 1998 roku. Dziś przeszli najśmielsze oczekiwania, wydając album „The Path of Totality” łączący ich siermiężny styl hard rocka z nowoczesnym ciężkim electro, na-zywając to bez fałszywej skromności „me-talem przyszłości”.

30 SECONDS TO MARSSpółka Jareda Leto ostatni koncert na pol-skiej ziemi dała w 2011 roku. Tym bar-dziej rozbudzone są apetyty fanów tego zespołu, który wyśrubował rekord Guin-nessa w kategorii „Najdłuższej trasy kon-certowej zespołu rockowego” z 309 kon-certami w ciągu 2 lat! Ostatnio dłubali przy nowym, czwartym albumie. Jak do-brze pójdzie, to usłyszymy go podczas Impact Fest!

AIRBOURNEPochodzący z Australii zespół rock’n’rollo-wy, który dobrze czuje się także w moc-niejszych klimatach. Skomponowali mnó-stwo ścieżek dźwiękowych do gier spod szyldu „EA”. Do swojego krążka „No Guts. No Glory” dołączali otwieracze do piwa. Tak, oni bardzo lubią ten trunek!

20 01/13

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 20 13.03.2013 02:21

FESTIWALE FESTIWALE

MASTODON Pochodzący z USA zespół reprezentujący środowisko metalu progresywnego, jednak zdarza im się także wyruszyć w podróże po brzmieniach indie rock czy metalcore. Słyną z doskonałych albumów koncepcyj-nych oraz koncertów u boku Slayera, Slipk-nota czy Deftones.

GHOST W latach 90. w Polsce istniała grupa de-athmetalowa o tej samej nazwie. Nie ma pewności, czy koledzy ze Szwecji o niej słyszeli, bo swoją działalność rozpo-częli w 2008 roku. Charakterystyczny i bezkompromisowy wizerunek oraz enigmatyczność uczyniły Ghost jedną z najciekawszych grup heavymetalo-wych ostatnich lat.

BEHEMOTHNajsłynniejszy polski zespół deathmetalo-wy, prowadzony przez kontrowersyjnego Adama „Nergala” Darskiego. Działają od 1991 roku, ale dopiero ostatnie lata przy-niosły im popularność i wiele prestiżowych nagród. To pierwszy zespół w historii pol-skiej muzyki rozrywkowej, który zadebiuto-wał na listach sprzedaży „Billboard”.

ASKING ALEXANDRIAZespół powstał w 2008 roku w Wielkiej Bryta-nii, lecz jego nazwa ma korzenie w Zjedno-czonych Emiratach Arabskich. Tam, gitarzysta Ben Bruce założył kapelę, nagrał płytę, a na-stępnie wyjechał do Anglii, gdzie pod nazwą Asking Alexandria skompletował nową ekipę, która dziś gra post hardcore z elementami ży-wiołowego euro trance. Z nią wyprodukował dwa studyjne albumy i objechał niemal całe Stany Zjednoczone podczas tras koncerto-wych. Tym razem zwiedzą trochę Polski.

PARAMOREFani filmu „Zmierzch” będą wniebowzięci! Autorzy utworów, które znalazły się na ścież-ce dźwiękowej do tego obrazu, zaprezentu-ją materiał ze swoich czterech albumów na Impact Fest! A jeśli niektórym z was, podczas grania przez Amerykanów kawałka „Pressu-re”, przed oczami wyskoczą screen’y z gry „Sims 2”, to nie będzie to złudzenie foniczne – w tym też maczali swoje palce.

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E

SACRUM PROFANUMKIEDY? 25 czerwca 2013GDZIE? Hala ocynowni Arcelor Mittal Poland, KrakówZA ILE? 149–199 PLN

PORTISHEADZespół założony przez Geoffa Barro-wa to kawałek solidnej historii w muzy-ce alternatywnej i eksperymentalnej. Ich teksty często poruszają kwestie praw człowieka oraz tolerancji. Mają wydane trzy albumy, czwarty w drodze i z doświadczenia wiemy, że usłyszymy go podczas koncertu w Krakowie.

kiem tych planów. Uznawani za objawie-

nie sceny muzyki elektronicznej, swój de-

biutancki album wydają 29 kwietnia.

Zdążymy więc zapoznać się z materiałem

i pojechać na ich koncert do Płocka!

DIXON B2B ÂME

Może kojarzycie kawałek „Shiro” autor-

stwa Kristiana Beyera i Franka Widemen-

na ukrywających się pod nazwą Âme?

To właśnie oni stoczą pojedynek za kon-

soletą z Dixonem, którego nikomu obra-

cającego się w świecie muzyki klubowej

przedstawiać nie trzeba. To także jedyny

rodzaj pojedynku, z którego obie strony

wychodzą zwycięsko.

Ponadto na płockim festiwalu wystąpią:

TALE OF US, ALEX SMOKE PRES.

WRAETLIC, SIBOT, MONOLOC,

BOBBY TANK, AN ON BAST

& MACIEJ FORTUNA, PIANO IN-

TERRUPTED, a i dobre wróżki mówią,

że to dopiero początek ogłoszeń!

AUDIORIVER FESTIVAL

KIEDY? 26–28 lipca 2013

GDZIE? Plaża nad Wisłą, Płock

ZA ILE? Karnet – 130–190 PLN

bilet jednodniowy

– 100 PLN

GUS GUS

Pełny skład w występie na żywo powraca

do Polski. Ten fenomenalny islandzki ze-

spół łączy w swojej twórczości pop, jazz

i muzykę elektroniczną, porywając rzesze

fanów podczas swoich koncertów. W tym

roku nowa płyta. Usłyszymy zatem nowe

hity zwariowanego trio? Zapewne!

NETSKY

Boris Daenen w przeszłości już u nas by-

wał. Natomiast nigdy nie występował

wraz z całym zespołem, który zaprzęga

do pracy syntezatory, laptopy oraz żywe

bębny. Na gigu podczas płockiego festi-

walu ponadto wspomagać go będzie kilku

wokalistów, więc materiał z obu świetnych

albumów Belga wybrzmi w dosłownym

znaczeniu słowa „live”.

JEFF MILLS

Kto jest fanem muzyki techno i nie zna Jeffa

Millsa, to znaczy, że... nie ma zielonego

pojęcia o tej muzyce! Ponad 30 lat na sce-

nie, ponad 20 albumów studyjnych, nieby-

wałe umiejętności DJ-skie oraz opinia jed-

nego z pionierów brzmienia Detroit. Kawał

żywej historii.

RUDIMENTAL

Ten kwartet z Londynu ma duże apetyty

na zawojowanie światowych list przebo-

jów, tym bardziej że utwory „Feel The

Love” i „Not Giving In” są tylko przedsma-

PRZYSTANEK WOODSTOCK

KIEDY? 2–4 sierpnia 2013GDZIE? Kostrzyn nad OdrąZA ILE? free!

ENTER SHIKARI Żywiołowość z elementami zapędu niszczycielskiego. Zadziorność z do-mieszką wulgarnej dowcipności. Post--hardcore ze szczyptą electro i dubste-pu. Tak można by określić ten brytyjski kolektyw, który ledwo opuścił deski warszawskiej Proximy, a już szykuje się na powrót na jeden z najludniejszych festiwali muzycznych na świecie.

ANTHRAXCzwarty element Wielkiej Czwórki Trash Metalu. Autorzy dziesięciu albumów stu-dyjnych, które na zawsze będą inspiracją nie tylko dla młodszych kolegów z branży. Wszak choćby polski raper Fisz, w swoim kawałku „Heavy metal”, przyznaje się, że „słuchało się Sodom i Anthrax”.

Ponadto na festiwalu zagrają: UGLY KID JOE, THIRD WORLD, ATARI TEENAGE RIOT, EMIR KUSTURICA & THE NO SMOKING ORCHE-STRA, KIRIL DŽAJKOVSKI, HUN-TER, FARBEN LEHRE, KAMIL BED-NAREK, GOORAL I MAZOWSZE, JA MMM CHYBA ŚCIEBIE.

21

LAIF_01_str_16_21_festiwale.indd 21 13.03.2013 02:21

22 01/13

LAIF_01_str_22_25_JamieLidell.indd 22 13.02.2013 22:47

22 01/13

LAIF_01_str_22_25_JamieLidell.indd 22 13.02.2013 22:47

WYWIAD / JAMIE LIDELL

BECK, FEIST, CHRIS TAYLOR Z GRIZZLY BEAR I SIMIAN MOBILE DISCO – NIE SPOSÓB WYMIENIĆ

WSZYSTKICH, Z KTÓRYMI WSPÓŁPRACOWAŁ. JEGO PRZESZYWAJĄCY WOKAL ZNAMY DZIĘKI

TAKIM KAWAŁKOM JAK: „MULTIPLY”, „A LITTLE BIT OF FEELGOOD” I „COMPASS”.

TERAZ, PO TRZECH LATACH, POWRACA Z KOLEJNĄ PŁYTĄ O PROSTYM TYTULE „JAMIE LIDELL”.

PEŁNO TU POWYGINANYCH, TRZASKAJĄCYCH ELEKTRONICZNYCH DŹWIĘKÓW, KTÓRE WRĘCZ

HIPNOTYZUJĄ. TAK JAKBY JAMIE CHCIAŁ POWIEDZIEĆ – ZOBACZCIE, JAK BRZMI EFEKT

ZAPRZYJAŹNIENIA SIĘ CZŁOWIEKA Z MASZYNĄ. TA PRZYJAŹŃ TRWAŁA ROK. NA TYLE LIDELL

ZASZYŁ SIĘ W SWOIM PRZEROBIONYM NA STUDIO NAGRANIOWE DOMU W NASHVILLE,

BY DOPRACOWAĆ KAŻDY SZCZEGÓŁ NA PIĄTYM ALBUMIE.

TEKST: MARTA SAKSON

23

LAIF_01_str_22_25_JamieLidell.indd 23 13.02.2013 22:47

: Przeniosłeś się do Nashville. Co Cię urzekło w tej światowej stolicy muzyki country?JAMIE: Mój dom nie ma klasycznego ganku, na którym stoi bujany fotel… Jest kil-ka stereotypów w myśleniu o Nashville, któ-re sprawiają, że jest postrzegane jako nie-co dziwaczne miejsce, tandetne. Ale to elementy przyciągające turystów. Z drugiej strony pełno tu ciekawych historii. Na przy-kład człowiek, który zbudował moje studio nagraniowe, zdobył kiedyś nagrodę Gram-my. Teraz wrócił do pracy przy stolarce. Inaczej wyglądają tutaj też koncerty. Tłum jest bardzo wybredny. Tu nie wypatrzysz szalonych imprezowiczów. To niezła różni-ca dla mnie, faceta, który mieszkał w Berli-nie – mieście lunatyków i wiecznych im-prez. Tym bardziej Nashville może mi wydawać się dziwaczne. Ale tak napraw-dę mogłem tutaj uciec przed światem i sku-pić się na muzyce. W Nashville mam takie sanktuarium do tego, by tworzyć.

: Jak wygląda Twoje studio nagra-niowe?JAMIE: W porównaniu z tym, które mia-łem w mieszkaniu w Nowym Jorku, miej-scówka w Nashville jest niczym pałac! Cały dom stał się studiem. Na szczęście moja żona jest bardzo wyrozumiała. Piwnica za-mieniła się w pokój do gry na perkusji. Jest do tego idealna, ma kamienne ściany i niski sufit. Dzięki temu uzyskałem brzmienie, o jakie mi chodziło. Cały album został na-grany i zmiksowany w domu. Jestem z tego dumny. To dla mnie następny poziom w tworzeniu – h-h-h-house music!

: Na tej płycie słychać więcej elek-tronicznych dźwięków. To oznacza Twój koniec fascynacji R&B?JAMIE: Szczerze mówiąc, kiedy byłem nastolatkiem, moim jedynym muzycznym guru był Prince. To facet, który poskładał to wszystko do kupy. Udowodnił, jak do-skonale brzmi połączenie Sly Stone’a z Georgem Clintonem. Dorastając przy jego dźwiękach, wiedziałem, że nie mogę ograniczać się do jednego rodzaju mu-zyki. Wszystko, co kocham, można prze-cież połączyć w jedno i wyjdzie smaczne danie. George Clinton to człowiek, który spoił elektronikę i soul w zwariowany sposób, nawet bardziej niż Prince. Jego „Atomic Dog” jest jednym z moich ulubio-nych utworów. Tak wiele można tam zna-leźć – niesamowity entuzjazm soul, moc gospel, figlarność i szaleństwo George’a

Clintona w tekście, wykręcone dźwięki syntezatorów. Ten utwór ma wszystko. Chciałbym chociaż zbliżyć się do tego ideału… Kiedy pracowałem nad swoim albumem, inspirowali mnie: Mtume, rze-czy Janet Jackson z Jam & Lewis, Cameo i New Jack Swing. Wszystko wrzuciłem do jednego worka – od Lisa Lisa do Bob-by’ego Browna. To szalone połączenie elektronicznej perkusji z muzyką soul.

: A wpływy techno i house? To przypadek?JAMIE: Dorastałem w Wielkiej Brytanii i z Prince’a od razu przerzuciłem się na rave i hardcore. Odkryłem Detroit Techno i Chicago House, poznałem wszystkich pionierów tych gatunków, któ-rzy do dziś mnie inspirują. Fajna była świadomość, że możesz robić muzykę

w swojej sypialni. Kiedyś oczywiście re-alia wyglądały zupełnie inaczej. Były tyl-ko sample, atari i mikrofon. Teraz mam wypasiony komputer, ogromny dom. To zupełnie inna rzeczywistość.

: Teraz każdy może zrobić acid house, chociażby jadąc autobusem. Jest do tego specjalna aplikacja na telefon…JAMIE: Pamiętam czasy, kiedy wyszło oprogramowanie na PC, które wszystkim dało dostęp do 303s, 808s i 909s. To wie-le zmieniło w muzyce. Ten, kto to wymyślił, był geniuszem!

: Co wolisz – tworzenie muzyki solo czy z zespołem? JAMIE: Gra w zespole jest jak jazda w konwoju. Jest zabawnie... machacie do siebie, zatrzymujecie się na stacji ben-zynowej na przekąski, wszystko robicie razem. Jest radość i siła w grupie. Jeśli bandyci atakują konwój, można ich poko-nać. Jeśli podróżujesz sam, możesz umrzeć. Kiedy jesteś razem z zespołem,

każda decyzja wymaga komunikacji z in-nymi. Można osiągnąć wspaniałe rezulta-ty, ale z uwagi na to, że musisz brać pod uwagę opinie innych, wszystko dzieje się wolniej. Ja lubię improwizację. Bycie je-dyną osobą odpowiedzialną za całość jest o tyle fajne, że kiedy tylko zechcesz, możesz zmieniać kierunki. Wolność jest dla mnie naprawdę ważna. Jeśli ma się do tego nastrój, można osiągnąć coś głę-bokiego. Możesz gonić swoje myśli i łą-czyć je z instrumentami na dowolne spo-soby. To stąd bierze się chociażby niezwykłość solowych produkcji, jakie stworzył Jimi Hendrix. Czujesz, że jego umysł jest wolny i że goni za czymś pięk-nym. Tak jak dążę do brzmień jak z „Atomic Dog”, tak równie niedoścignio-nym ideałem są dla mnie solówki Jimie-go. Z tym jego dziwnym wyrazem twa-rzy, jakby był zupełnie gdzie indziej.

: A teraz zamiast rockowych soló-wek prawdziwą wolność daje muzyka elektroniczna?JAMIE: To naprawdę dla mnie interesują-ce. Właściwie po tym, co zrobił Hendrix, można użyć gitary tak, żeby wydobyć z niej najrozmaitsze dźwięki, łącznie z tymi płaczliwymi. I to są już elektroniczne dźwię-ki. Ale długo trwało, zanim elektroniczne brzmienia zostały uznane przez publikę. Przecież chociażby brzmienie syntezatora było przez długi czas dla wielu nie do przy-jęcia. Ostatecznie elektronika została zaak-ceptowana i jest wszędzie. Masz z nią do czynienia bez względu na to, czy jesteś perkusistą, gitarzystą, czy piosenkarzem.

: Jeśli każdy wykorzystuje elektro-nikę, czy jest coś, co wyróżnia Ciebie na tym tle?JAMIE: Nie lubię za bardzo współcze-snej muzyki elektronicznej, bo nie jestem fanem nowoczesnych syntezatorów. Dlate-go na nowym albumie odwołuję się do dźwięków, które słychać w „Atomic Dog” i na płytach Prince’a. Dla mnie pyta-nie nie brzmi – muzyka elektroniczna czy nie. Raczej – która elektronika. Muzyka elektroniczna jest tak interesująca, skompli-kowana, przeplatają się tam rzeczy, o któ-rych większość ludzi nie ma pojęcia. Ludzi tak naprawdę nie obchodzi, dlaczego na przykład iPhone działa tak, a nie ina-czej. Cieszą się z efektów jego działania. Tak jest też z muzyką. Jeśli słyszą hit, rzad-ko kiedy zastanawiają się, jak powstał, do czego się odwołuje. Cieszą się nim.

24 01/13

LAIF_01_str_22_25_JamieLidell.indd 24 13.02.2013 22:48

: Przeniosłeś się do Nashville. Co Cię urzekło w tej światowej stolicy muzyki country?JAMIE: Mój dom nie ma klasycznego ganku, na którym stoi bujany fotel… Jest kil-ka stereotypów w myśleniu o Nashville, któ-re sprawiają, że jest postrzegane jako nie-co dziwaczne miejsce, tandetne. Ale to elementy przyciągające turystów. Z drugiej strony pełno tu ciekawych historii. Na przy-kład człowiek, który zbudował moje studio nagraniowe, zdobył kiedyś nagrodę Gram-my. Teraz wrócił do pracy przy stolarce. Inaczej wyglądają tutaj też koncerty. Tłum jest bardzo wybredny. Tu nie wypatrzysz szalonych imprezowiczów. To niezła różni-ca dla mnie, faceta, który mieszkał w Berli-nie – mieście lunatyków i wiecznych im-prez. Tym bardziej Nashville może mi wydawać się dziwaczne. Ale tak napraw-dę mogłem tutaj uciec przed światem i sku-pić się na muzyce. W Nashville mam takie sanktuarium do tego, by tworzyć.

: Jak wygląda Twoje studio nagra-niowe?JAMIE: W porównaniu z tym, które mia-łem w mieszkaniu w Nowym Jorku, miej-scówka w Nashville jest niczym pałac! Cały dom stał się studiem. Na szczęście moja żona jest bardzo wyrozumiała. Piwnica za-mieniła się w pokój do gry na perkusji. Jest do tego idealna, ma kamienne ściany i niski sufit. Dzięki temu uzyskałem brzmienie, o jakie mi chodziło. Cały album został na-grany i zmiksowany w domu. Jestem z tego dumny. To dla mnie następny poziom w tworzeniu – h-h-h-house music!

: Na tej płycie słychać więcej elek-tronicznych dźwięków. To oznacza Twój koniec fascynacji R&B?JAMIE: Szczerze mówiąc, kiedy byłem nastolatkiem, moim jedynym muzycznym guru był Prince. To facet, który poskładał to wszystko do kupy. Udowodnił, jak do-skonale brzmi połączenie Sly Stone’a z Georgem Clintonem. Dorastając przy jego dźwiękach, wiedziałem, że nie mogę ograniczać się do jednego rodzaju mu-zyki. Wszystko, co kocham, można prze-cież połączyć w jedno i wyjdzie smaczne danie. George Clinton to człowiek, który spoił elektronikę i soul w zwariowany sposób, nawet bardziej niż Prince. Jego „Atomic Dog” jest jednym z moich ulubio-nych utworów. Tak wiele można tam zna-leźć – niesamowity entuzjazm soul, moc gospel, figlarność i szaleństwo George’a

Clintona w tekście, wykręcone dźwięki syntezatorów. Ten utwór ma wszystko. Chciałbym chociaż zbliżyć się do tego ideału… Kiedy pracowałem nad swoim albumem, inspirowali mnie: Mtume, rze-czy Janet Jackson z Jam & Lewis, Cameo i New Jack Swing. Wszystko wrzuciłem do jednego worka – od Lisa Lisa do Bob-by’ego Browna. To szalone połączenie elektronicznej perkusji z muzyką soul.

: A wpływy techno i house? To przypadek?JAMIE: Dorastałem w Wielkiej Brytanii i z Prince’a od razu przerzuciłem się na rave i hardcore. Odkryłem Detroit Techno i Chicago House, poznałem wszystkich pionierów tych gatunków, któ-rzy do dziś mnie inspirują. Fajna była świadomość, że możesz robić muzykę

w swojej sypialni. Kiedyś oczywiście re-alia wyglądały zupełnie inaczej. Były tyl-ko sample, atari i mikrofon. Teraz mam wypasiony komputer, ogromny dom. To zupełnie inna rzeczywistość.

: Teraz każdy może zrobić acid house, chociażby jadąc autobusem. Jest do tego specjalna aplikacja na telefon…JAMIE: Pamiętam czasy, kiedy wyszło oprogramowanie na PC, które wszystkim dało dostęp do 303s, 808s i 909s. To wie-le zmieniło w muzyce. Ten, kto to wymyślił, był geniuszem!

: Co wolisz – tworzenie muzyki solo czy z zespołem? JAMIE: Gra w zespole jest jak jazda w konwoju. Jest zabawnie... machacie do siebie, zatrzymujecie się na stacji ben-zynowej na przekąski, wszystko robicie razem. Jest radość i siła w grupie. Jeśli bandyci atakują konwój, można ich poko-nać. Jeśli podróżujesz sam, możesz umrzeć. Kiedy jesteś razem z zespołem,

każda decyzja wymaga komunikacji z in-nymi. Można osiągnąć wspaniałe rezulta-ty, ale z uwagi na to, że musisz brać pod uwagę opinie innych, wszystko dzieje się wolniej. Ja lubię improwizację. Bycie je-dyną osobą odpowiedzialną za całość jest o tyle fajne, że kiedy tylko zechcesz, możesz zmieniać kierunki. Wolność jest dla mnie naprawdę ważna. Jeśli ma się do tego nastrój, można osiągnąć coś głę-bokiego. Możesz gonić swoje myśli i łą-czyć je z instrumentami na dowolne spo-soby. To stąd bierze się chociażby niezwykłość solowych produkcji, jakie stworzył Jimi Hendrix. Czujesz, że jego umysł jest wolny i że goni za czymś pięk-nym. Tak jak dążę do brzmień jak z „Atomic Dog”, tak równie niedoścignio-nym ideałem są dla mnie solówki Jimie-go. Z tym jego dziwnym wyrazem twa-rzy, jakby był zupełnie gdzie indziej.

: A teraz zamiast rockowych soló-wek prawdziwą wolność daje muzyka elektroniczna?JAMIE: To naprawdę dla mnie interesują-ce. Właściwie po tym, co zrobił Hendrix, można użyć gitary tak, żeby wydobyć z niej najrozmaitsze dźwięki, łącznie z tymi płaczliwymi. I to są już elektroniczne dźwię-ki. Ale długo trwało, zanim elektroniczne brzmienia zostały uznane przez publikę. Przecież chociażby brzmienie syntezatora było przez długi czas dla wielu nie do przy-jęcia. Ostatecznie elektronika została zaak-ceptowana i jest wszędzie. Masz z nią do czynienia bez względu na to, czy jesteś perkusistą, gitarzystą, czy piosenkarzem.

: Jeśli każdy wykorzystuje elektro-nikę, czy jest coś, co wyróżnia Ciebie na tym tle?JAMIE: Nie lubię za bardzo współcze-snej muzyki elektronicznej, bo nie jestem fanem nowoczesnych syntezatorów. Dlate-go na nowym albumie odwołuję się do dźwięków, które słychać w „Atomic Dog” i na płytach Prince’a. Dla mnie pyta-nie nie brzmi – muzyka elektroniczna czy nie. Raczej – która elektronika. Muzyka elektroniczna jest tak interesująca, skompli-kowana, przeplatają się tam rzeczy, o któ-rych większość ludzi nie ma pojęcia. Ludzi tak naprawdę nie obchodzi, dlaczego na przykład iPhone działa tak, a nie ina-czej. Cieszą się z efektów jego działania. Tak jest też z muzyką. Jeśli słyszą hit, rzad-ko kiedy zastanawiają się, jak powstał, do czego się odwołuje. Cieszą się nim.

24 01/13

LAIF_01_str_22_25_JamieLidell.indd 24 13.02.2013 22:48

WYWIAD / JAMIE LIDELL 25

LAIF_01_str_22_25_JamieLidell.indd 25 13.02.2013 22:49

26 01/13

LAIF_01_str_26_27_MaceoPlex.indd 26 13.02.2013 22:51

26 01/13

LAIF_01_str_26_27_MaceoPlex.indd 26 13.02.2013 22:51

MACEO PLEX W 1500

K iedy 26 stycznia na ta-blicy facebookowej po-jawiło się zdjęcie Erica Estornela na tle wnętrz warszawskiego klubu,

wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Teraz nie pozostało nic innego, jak ubrać cie-pły szalik i czapkę, i pędzić czym prę-dzej na Solec. Na wejściu powitał nas BLCKSHP, czyli wspólny projekt muzyczny Michała „bshosa” Brzozowskiego oraz Kamila „EasyAudio” Okonka. Mieszanka tech-no oraz muzyki house spod ich rąk umi-lała oczekiwanie na gwiazdę wieczoru. Atmosfera w klubie zaczęła się zagęsz-czać, co doskonale wykorzystał kolejny z supportujących imprezę artystów – SLG. Pochodzący z Łodzi producent i DJ swoim występem live zaraził wszyst-kich energią oraz brzmieniami, osta-tecznie rozgrzewając publiczność do występu Maceo Plexa. Ten rozpoczął solidnym uderzeniem. Od razu nasunęło mi się porównanie rodem z amerykańskiego westernu, w którym Estornel wchodzi do knajpy z kopnięciem z buta i splunięciem na podłogę, jakby dając do zrozumie-nia, kto tu tak na prawdę rządzi. Potem jest już jeszcze mocniej, bo Maceo wy-ciąga Frontiera, strzelając house’owy-mi i funkowymi sztosami, by od czasu do czasu huknąć bardziej techniczną melodią z Winchestera M1886. Ostrzał trwa niespełna dwie godziny, a wśród pocisków mnóstwo hitów z au-torskich albumów „Life Index” czy „Vibe Your Love” . Gdy jest już poza-miatane, szeryf Maceo Plex wreszcie może chlapnąć szklaneczkę ognistej wody na barze z poczuciem dobrze wypełnionej służby. Wszelkich niedobitków z jatki, którą urządził Estornel, dobił Leon (Spółka Akcyjna/AR). Od masakry uratowali się jedynie ci, którzy skryli się w Red Theater, gdzie królowali Luke Hiero, Marcin Krupa, Furiitaa oraz Kaj. Moc-ne rozpoczęcie roku przez klub 1500 m2 do wynajęcia? Z pewnością jedno z najważniejszych wydarzeń w historii tego miejsca! Kto nie był, ten nie zebrał takiego doświadczenia, jak zdziwienie następnego dnia, że moż-na mieć tyle mięśni w okolicach szyi, karku oraz łydek. Bo kto nie miał za-kwasów, to znaczy, że go tam nie było.

WIELE BYŁO PODEJŚĆ DO ŚCIĄGNIĘCIA DO POLSKI TEGO

JEDNEGO Z NAJBARDZIEJ ROZCHWYTYWANYCH DJ-ÓW

OSTATNICH MIESIĘCY. AMERYKANIN MIAŁ BYĆ NA GOŚCIEM

UBIEGŁOROCZNEGO AUDIORIVERA ORAZ GWIAZDĄ UŚWIETNIAJĄCĄ

DRUGIE URODZINY WARSZAWSKIEGO KLUBU 1500M2 DO WYNAJĘCIA.

NIEPOWODZENIE POWYŻSZYCH PRÓB ZDETERMINOWAŁY ORGANIZATORÓW

AR ORAZ DZIAŁACZY KLUBU DO POŁĄCZENIA SIŁ I STWORZENIA

PRZY POMOCY MACEO PLEXA NAJLEPSZEJ IMPREZY KLUBOWEJ TEJ

ZIMY W NASZYM KRAJU. TEKST: DAMIAN WOJDYNA; FOTO: MACIEJ DRYWIEN

27

LAIF_01_str_26_27_MaceoPlex.indd 27 13.02.2013 22:51

KIJÓW NOCĄ

28 01/13

LAIF_01_str_28_31_KIJOW.indd 28 13.02.2013 23:03

KIJÓW NOCĄ

28 01/13

LAIF_01_str_28_31_KIJOW.indd 28 13.02.2013 23:03

ALTERNATYWNY PRZEWODNIK LAIF-A

TEKST: GRZEGORZ SZTANDERA

PODRÓŻ ZA JEDEN UŚMIECHPodróż na wybrany koncert lub po prostu w czysto impre-zowym celu dostarcza ciekawych wrażeń. Jeśli chcesz jechać swoim samochodem, warto być świadomym spe-cyfiki Ukrainy. Ruch często wygląda tak, jak na filmach z YouTube – na drodze rządzi większy, silniejszy, od-ważniejszy. Lub ten, który ma tasak, siekierę czy kij base-ballowy. Zanim jednak dojedziemy do Kijowa, postój należy za-planować z wyprzedzeniem. Tylko niektóre stacje benzy-nowe mają toalety i na nielicznych można płacić kartą. Sama toaleta również nie oznacza sukcesu, ponieważ może nie być w niej wody lub po prostu będzie nieczyn-na. Nie powinno dziwić również zatrzymanie bez żad-nego powodu przez ukraińską policję – w tym przypad-ku będzie chodziło tylko o jedno – o łapówkę. Warto się targować.Kierowcy autobusów znający trasy ominą miejsca, w któ-rych nie powinniśmy się znaleźć. Podróż tym środkiem transportu to wydatek kilkuset złotych w obie strony, sa-molot – niecały tysiąc. Można oczywiście polować na okazje. Nałogowcy będą zawiedzeni – przez granicę legalnie można przewieźć jedynie dwie paczki papiero-sów. Alkohol? Litr wódki i kilka litrów piwa. W tym zakre-sie standard. Pić i palić możemy bez ograniczeń w Kijo-wie. Na Majdanie, w ścisłym centrum, piwko z budki

kosztuje jedynie 20 groszy więcej niż w sklepie. Podob-nie jest w niektórych klubach – ceny uśmiechają się do nas kusząco.

MAGICZNY, MUZYCZNY KIJÓW!Lśniące w słońcu cerkiewne kopuły nocą wyglądają zjawi-skowo. Spacerując ulicami Kijowa, momentami zapomni-my, że jesteśmy na wschodzie Europy. Miasto obfituje w nowoczesne i wielopoziomowe kluby, które zapraszają nas rozświetlonymi neonami. Wart polecenia jest Shooters (ул. Московская, 22), w którym zachwyca kolorowy bar – miejsce dla mniej grzecznych chłopców. Każ-dego dnia impre-za o innym moty-wie przewodnim – od latino po Facebook Night. Nuda? Dwa gór-ne piętra to re-stauracja, a w podziemiach znajdziemy prawdziwy harem. Oferują mnóstwo promocji – np. w momen-cie, kiedy wydasz równowartość 400 zł, taksówkę do domu otrzymasz gratis. Miejsce jest otwarte 24/7. Nowoczesne kluby na poziomie nie są

JEŻELI NIE MARZYMY O LUKSUSIE I NIE PĘDZIMY ZA ZACHODNIĄ CYWILIZACJĄ, A MUZYKĘ KOCHAMY NIEZALEŻNIE OD MIEJSCA, W KTÓRYM SIĘ ZNAJDUJEMY, KIJÓW TO OBOWIĄZKOWY PUNKT NA MAPIE PODRÓŻY. STOLICA UKRAINY ZACHWYCA HISTORIĄ, ZASKAKUJE ABSURDAMI I HIPNOTYZUJE MUZYKĄ. A NA ODWAŻNYCH CZEKA WYPRAWA ŻYCIA W JEDNO Z NAJBARDZIEJ ZAKAZANYCH MIEJSC NA ŚWIECIE – DO CZARNOBYLA.

MUZEUM W KIJOWIEZŁOTE KOPUŁY – KIJÓWELEKTROWNIA W CZARNOBYLU

KONCERTY I NIC WIĘCEJ!WYBIERAJĄC SIĘ DO KIJOWA, WARTO SPRAWDZIĆ TERMINY NAJBLIŻSZYCH KONCERTÓW. W MAJU OBOWIĄZKOWY PUNKT PROGRAMU – JOE COCKER. ODKŁADAJĄC WYJAZD NA LISTOPAD, TRAFIMY NA WYSTĘP CHÓRU GLENNA MILLERA.

29

LAIF_01_str_28_31_KIJOW.indd 29 13.03.2013 02:44

jednak najtańsze – kieliszek wódki kosztuje tu minimum 7 zł. Jednak najlepszym miejscem na rozpłynięcie się wśród dobrego bitu jest D*Lux (tuż obok stadionu Dymana Kijów) – dyskoteka, bar, restauracja i taras oraz butik w jednym. Pełny lans przy muzyce lokalnych DJ-ów (czę-sto występuje DJ Bro), gdzie bywali i czasami występo-wali m.in. Arash, Sonique, Danzel i Smash. Na wejściu selekcja, a za 20 PLN zjesz tu sushi. Wrażenie robi wysu-nięta w głąb sali konsoleta z najlepszym sprzętem Pione-era. Kolejnym klubem z selekcją jest Forsage (ул. Гарматная 51а) oferujący trzy oddzielne sale,

na których wyładu-jemy swoją ener-gię w klimatach house i R’n’B. Od 2008 roku czterokrotnie wy-bierany na najlep-szy klub na Ukra-i n i e . Po s iada nawet własne mu-zyczne muzeum. Dobry klimat! Każdy Polak musi odwiedzić klub,

który ma najbardziej swojską nazwę – „Sorry Babush-ka” (ул. Дмитриевская 18/24). Nie spotkamy tam jed-nak żadnej babci, pomimo stylu muzycznego lat 80. i 90. Chcesz drinka? Nie ma sprawy – seksowna bar-manka naleje go wprost do twoich ust. Ukrainki są tak piękne, że w każdej można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Aż do momentu, kiedy ujrzymy kolejną, jesz-cze piękniejszą. A wśród trzech pięter (bar, restauracja i klub) można odnaleźć ich mnóstwo. Wśród innych polecanych miejsc warto wymienić: Arena, Buddha Bar i Saxon. Wybierając klub, trzeba polegać na poleceniach, aby zminimalizować ryzyko odwiedzin punktów zdecydowanie mniej bezpiecznych. Takich miejsc przybyło przy okazji Euro 2012. Muzyka muzyką, jednak jest coś, co sprawia, że rejon ten jest jeszcze bar-dziej magiczny, tajemniczy i zakazany…

JEŚLI SIĘ NIE BOISZ…Kijów ma wiele atrakcji turystycznych jak np. muzeum wojny ojczyźnianej. Jednak jedno z najciekawszych miejsc w Europie znajduje się dwie godziny drogi od sto-

licy Ukrainy. To zamknięta strefa – Zona – wokół Elek-trowni Jądrowej w Czarnobylu. 30 kilometrów ciszy, strachu i wspomnień. Dwa główne miasta – Czarnobyl i Prypeć oraz tereny samej elektrowni. Czy warto się tam wybrać? Zdecydowanie tak! Dlaczego? Jest mnó-stwo powodów. Przede wszystkim – ciekawość. Rów-nież: skłonność do ryzyka, nutka szaleństwa i zmysł odkrywcy. Powinniśmy być świadomi, że jednodniowa wyprawa zapewni nam przyjęcie dawki promieniowa-nia minimum takiej, jaką otrzymujemy podczas rezo-nansu magnetycznego lub tomografii komputerowej.Na wjazd do Zony musimy mieć pozwolenie. Dwie bramki kontrolne, chwila jazdy wśród ciszy i już widzi-my Oko Moskwy – zespół radarów z czasów zimnej wojny. Niewiele dalej znajduje się stacja kolejowa, na której również zatrzymał się czas. Miasto Czarno-byl, z racji ciągłego zamieszkiwania przez pracowni-ków, nie straszy tak bardzo jak Prypeć. Tutaj czas bie-gnie inaczej, a dwupasmowe ulice są tylko wąskimi alejkami, po których z trudem przejedzie samochód. Wszechobecny mech i panująca w tym miejscu przyro-da powoli wygrywają ze zbudowanym przez człowie-ka miastem. Odwiedzić możemy m.in.: przedszkole, basen, stadion, niezliczoną liczbę bloków, hotel i wię-zienie. Znajdziemy również miejsca, w których życie niejako zatrzymało się w miejscu.Żłobek, z ciągle ustawionymi na półkach zabawkami, skłania do refleksji. Port, z nowoczesnymi jak na tamte czasy automatami do sprzedaży wody, jest miejscem o jednym z wyższych poziomów promieniowania. We-sołe miasteczko, z tak charakterystycznym diabelskim młynem, zaprasza do zabawy. Z kolei szkoła, w której nadal znajdziemy równo ustawione ławki z rozłożony-mi książkami, pyta o naszą wiedzę z historii.Po zwiedzeniu miasta warto udać się pod IV blok Elek-trowni Jądrowej w Czarnobylu. Znajdziemy się w od-ległości jedynie kilkuset metrów od miejsca najwięk-szej katastrofy nuklearnej. Taka wyprawa potrafi zmęczyć, dlatego na obiad najlepszym miejscem bę-dzie stołówka pracownicza znajdująca się przy pią-tym reaktorze. Jedzenie jest naprawdę smaczne, a porcje ogromne! Przy opuszczaniu strefy żołnierze sprawdzą, czy nie emitujemy promieniowania, zanim zostaniemy z niej wypuszczeni. Pozostaje szybki po-wrót do Kijowa, gdzie czeka na nas kolejna magicz-na, muzyczna noc pełna wrażeń… FO

T.: G

RZEG

ORZ

SZ

TAN

DER

A, M

AT.

INTE

RNET

OW

E

SORRY BABUSHKA

CZAS NA SEN!Wyjazd na jeden dzień do Kijowa mija się z celem, dlatego też potrzebny jest nocleg. Pojedyncze łóżko w sali wielooso-bowej hostelu poza centrum, w magicznej cenie ok. 25 zł, polecić można tylko tym, którzy codziennie rano mówią do siebie, patrząc w lustro: „Tak – jestem hardcorem!”. „Roman-tyczna” dwójka w bardziej cywilizowanym hostelu to wyda-tek nawet poniżej 100 zł za noc. Co ciekawe – poza centrum znajdziemy czterogwiazdkowy hotel, gdzie dwuosobowy pokój ze śniadaniem kosztuje mniej niż 250 zł. Jak w każdym mieście zasada jest prosta – bliżej centrum = drożej.

D*LUX FORSAGE

30 01/13

LAIF_01_str_28_31_KIJOW.indd 30 13.02.2013 23:04

jednak najtańsze – kieliszek wódki kosztuje tu minimum 7 zł. Jednak najlepszym miejscem na rozpłynięcie się wśród dobrego bitu jest D*Lux (tuż obok stadionu Dymana Kijów) – dyskoteka, bar, restauracja i taras oraz butik w jednym. Pełny lans przy muzyce lokalnych DJ-ów (czę-sto występuje DJ Bro), gdzie bywali i czasami występo-wali m.in. Arash, Sonique, Danzel i Smash. Na wejściu selekcja, a za 20 PLN zjesz tu sushi. Wrażenie robi wysu-nięta w głąb sali konsoleta z najlepszym sprzętem Pione-era. Kolejnym klubem z selekcją jest Forsage (ул. Гарматная 51а) oferujący trzy oddzielne sale,

na których wyładu-jemy swoją ener-gię w klimatach house i R’n’B. Od 2008 roku czterokrotnie wy-bierany na najlep-szy klub na Ukra-i n i e . Po s iada nawet własne mu-zyczne muzeum. Dobry klimat! Każdy Polak musi odwiedzić klub,

który ma najbardziej swojską nazwę – „Sorry Babush-ka” (ул. Дмитриевская 18/24). Nie spotkamy tam jed-nak żadnej babci, pomimo stylu muzycznego lat 80. i 90. Chcesz drinka? Nie ma sprawy – seksowna bar-manka naleje go wprost do twoich ust. Ukrainki są tak piękne, że w każdej można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Aż do momentu, kiedy ujrzymy kolejną, jesz-cze piękniejszą. A wśród trzech pięter (bar, restauracja i klub) można odnaleźć ich mnóstwo. Wśród innych polecanych miejsc warto wymienić: Arena, Buddha Bar i Saxon. Wybierając klub, trzeba polegać na poleceniach, aby zminimalizować ryzyko odwiedzin punktów zdecydowanie mniej bezpiecznych. Takich miejsc przybyło przy okazji Euro 2012. Muzyka muzyką, jednak jest coś, co sprawia, że rejon ten jest jeszcze bar-dziej magiczny, tajemniczy i zakazany…

JEŚLI SIĘ NIE BOISZ…Kijów ma wiele atrakcji turystycznych jak np. muzeum wojny ojczyźnianej. Jednak jedno z najciekawszych miejsc w Europie znajduje się dwie godziny drogi od sto-

licy Ukrainy. To zamknięta strefa – Zona – wokół Elek-trowni Jądrowej w Czarnobylu. 30 kilometrów ciszy, strachu i wspomnień. Dwa główne miasta – Czarnobyl i Prypeć oraz tereny samej elektrowni. Czy warto się tam wybrać? Zdecydowanie tak! Dlaczego? Jest mnó-stwo powodów. Przede wszystkim – ciekawość. Rów-nież: skłonność do ryzyka, nutka szaleństwa i zmysł odkrywcy. Powinniśmy być świadomi, że jednodniowa wyprawa zapewni nam przyjęcie dawki promieniowa-nia minimum takiej, jaką otrzymujemy podczas rezo-nansu magnetycznego lub tomografii komputerowej.Na wjazd do Zony musimy mieć pozwolenie. Dwie bramki kontrolne, chwila jazdy wśród ciszy i już widzi-my Oko Moskwy – zespół radarów z czasów zimnej wojny. Niewiele dalej znajduje się stacja kolejowa, na której również zatrzymał się czas. Miasto Czarno-byl, z racji ciągłego zamieszkiwania przez pracowni-ków, nie straszy tak bardzo jak Prypeć. Tutaj czas bie-gnie inaczej, a dwupasmowe ulice są tylko wąskimi alejkami, po których z trudem przejedzie samochód. Wszechobecny mech i panująca w tym miejscu przyro-da powoli wygrywają ze zbudowanym przez człowie-ka miastem. Odwiedzić możemy m.in.: przedszkole, basen, stadion, niezliczoną liczbę bloków, hotel i wię-zienie. Znajdziemy również miejsca, w których życie niejako zatrzymało się w miejscu.Żłobek, z ciągle ustawionymi na półkach zabawkami, skłania do refleksji. Port, z nowoczesnymi jak na tamte czasy automatami do sprzedaży wody, jest miejscem o jednym z wyższych poziomów promieniowania. We-sołe miasteczko, z tak charakterystycznym diabelskim młynem, zaprasza do zabawy. Z kolei szkoła, w której nadal znajdziemy równo ustawione ławki z rozłożony-mi książkami, pyta o naszą wiedzę z historii.Po zwiedzeniu miasta warto udać się pod IV blok Elek-trowni Jądrowej w Czarnobylu. Znajdziemy się w od-ległości jedynie kilkuset metrów od miejsca najwięk-szej katastrofy nuklearnej. Taka wyprawa potrafi zmęczyć, dlatego na obiad najlepszym miejscem bę-dzie stołówka pracownicza znajdująca się przy pią-tym reaktorze. Jedzenie jest naprawdę smaczne, a porcje ogromne! Przy opuszczaniu strefy żołnierze sprawdzą, czy nie emitujemy promieniowania, zanim zostaniemy z niej wypuszczeni. Pozostaje szybki po-wrót do Kijowa, gdzie czeka na nas kolejna magicz-na, muzyczna noc pełna wrażeń… FO

T.: G

RZEG

ORZ

SZ

TAN

DER

A, M

AT.

INTE

RNET

OW

E

SORRY BABUSHKA

CZAS NA SEN!Wyjazd na jeden dzień do Kijowa mija się z celem, dlatego też potrzebny jest nocleg. Pojedyncze łóżko w sali wielooso-bowej hostelu poza centrum, w magicznej cenie ok. 25 zł, polecić można tylko tym, którzy codziennie rano mówią do siebie, patrząc w lustro: „Tak – jestem hardcorem!”. „Roman-tyczna” dwójka w bardziej cywilizowanym hostelu to wyda-tek nawet poniżej 100 zł za noc. Co ciekawe – poza centrum znajdziemy czterogwiazdkowy hotel, gdzie dwuosobowy pokój ze śniadaniem kosztuje mniej niż 250 zł. Jak w każdym mieście zasada jest prosta – bliżej centrum = drożej.

D*LUX FORSAGE

30 01/13

LAIF_01_str_28_31_KIJOW.indd 30 13.02.2013 23:04

ALTERNATYWNY PRZEWODNIK LAIF-A

FOT.

: GRZ

EGO

RZ S

ZTA

ND

ERA

, MA

T. IN

TERN

ETO

WE

CZARNOBYL – SZYBKIE FAKTY•�Ponad�50�tysięcy�osób�zamieszkiwało�miasto�Prypeć,�które�znaj-duje�się�ok.�3,5�kilometra�od�Elektrowni�Jądrowej�w�Czarnobylu.

•�Miasto�Prypeć�zostało�zbudowane�od�zera.�Specjalnie�dla�pracowni-ków�elektrowni.�Tym�samym�jest�architektonicznym�majstersztykiem�lat�80.�Supermarket�już�w�tamtych�latach�posiadał�podziemny�parking.

•�Miasto�Czarnobyl�oddalone�jest�od�elektrowni�o�18�kilometrów.�Ist-nieją�plany�zmniejszenia�strefy�zamkniętej�do�10�kilometrów�w�przecią-gu�10�lat.�Tym�samym�Czarnobyl�zostałby�normalnym�miastem,�takim�jak�np.�Pruszków,�tylko�że�z�promieniowaniem�przekraczającym�normę�piętnastokrotnie.�Na�Ukrainie�nie�jest�to�problemem.

•�W� mieście� Czarnobyl� cały� czas� mieszkają� ludzie,� którzy� pracują�na�terenie�strefy�zamkniętej.�300�osób�wróciło�już�w�roku�katastrofy.

•�W�Czarnobylu�działały�tylko�cztery�reaktory,�dwa�kolejne�były�w�budo-wie,�a�docelowo�miało�być�ich�dziesięć.�Obecnie�żaden�nie�funkcjonu-je,�a�prąd�dostarcza�elektrownia�tradycyjna.

•�Wszystkie�media�(jak�np.�woda)�w�strefie�zamkniętej�prowadzone�są�na�powierzchni�–�kopanie�w�ziemi�wyzwoliłoby�bardzo�dużą�dawkę�promieniowania�i�tym�samym�–�byłoby�niebezpieczne.

•�Poziom�promieniowania�przy�elektrowni�w�powietrzu�przekracza�normę�jedynie�piętnaście�razy.

•�Promieniowanie�najbardziej�niebezpieczne�jest�na�terenach�zielonych�i�przy�wodzie�–�potrafi�dwieście�razy�przekroczyć�normę.

•�Do�dźwięku�alarmowego�dozymetru�(miernika�promieniowania)�moż-na�przywyknąć�już�po�kilku�minutach.�Podobnie�jak�do�budzika�w�po-niedziałkowy�poranek.

•�Po�wybuchu�szybko�pojawili�się�szabrownicy�–�nieoficjalne�źródła�poda-ją,�że�wielu�z�nich�zamiast�trafić�do�więzienia�–�zostało�rozstrzelanych.

•�Akustyka�w�strefie�zamkniętej� jest�niesamowita�–�w�promieniu�nawet�30�kilometrów�nie�ma�praktycznie�żadnego�życia�i�źródła�dźwięku.

•�Sieć�komórkowa�jest�dostępna�na�terenie�strefy�zamkniętej�–�zwiedza-jąc�Prypeć,�swobodnie�zadzwonimy�do�Polski.

•�Wyjeżdżając� ze� strefy,� przechodzi� się� kilka� kontroli� dozyme-trycznych,�które�sprawdzają,�czy�nie�emituje�się�promieniowania�po�pobycie�na�terenie�zamkniętym.

•�W�26�lat�po�katastrofie�nieogrzewane�i�niekonserwowane�bloki�z�wielkiej�płyty�w�Prypeci�stoją�jak�gdyby�nigdy�nic.�Polskie�posto-ją�więc�znacznie�dłużej.

•�Obecnie�na�terenie�strefy�zamkniętej�pracuje�ok.�3500�osób.�Zarabiają�ok.�800�dol.�na�miesiąc�–�dwa�razy�więcej�niż�przeciętny�Ukrainiec.

•�Niektórzy�pracownicy�elektrowni�pracują� jedynie�20�minut�dziennie�ze�względu�na�poziom�promieniowania.�Praca�marzeń?

•�W�chwili�obecnej�trwa�budowa�nowego�sarkofagu,�który�ma�zostać�nasunięty�na�obecny.�Obliczono�go�na�150�lat�eksploatacji.

•�W�Temelinie�w�Czechach�istnieje�elektrownia�bardzo�podobna�do�tej,�która�istniała�w�Czarnobylu.�Funkcjonuje�do�dziś�i�można�ją�zwiedzać.

SHOOTERS

CZARNOBYLWJAZD

DO MIASTA

OPUSZCZONY LUNAPARKW PRYPECIU

PLAC PRZED HOTELEM W TLE – PRYPEĆ

BASEN

KAWIARNIA

TEATR

31

LAIF_01_str_28_31_KIJOW.indd 31 13.02.2013 23:05

32 01/13

LAIF_01_str_32_33_IsaacDelusion.indd 32 13.02.2013 23:08

32 01/13

LAIF_01_str_32_33_IsaacDelusion.indd 32 13.02.2013 23:08

WYWIAD / ISAAC DELUSION

: O czym ostatnio śniłeś?LOIC: Może o tobie? A może za krótko sypiam, bo nie pamiętam zbyt wielu snów. W trasie ciężko jest się porządnie wyspać.

: Dużo podróżujecie. Był Berlin, Tybet, Chiny. Które miejsce na ziemi wy-warło na Tobie największe wrażenie?LOIC: Reykjavík. To tam, kiedy nocą spa-cerowałem po zasypanej śniegiem pustej ulicy, przyszedł mi do głowy tekst, którego później użyłem w kawałku „Midnight Sun”. Lubię też Londyn i oczywiście War-szawę. Jesteśmy tu już drugi raz, teraz po koncercie zostajemy przez prawie ty-dzień.

: Może to miasto okaże się równie inspirujące jak Reykjavík. Na ostatnim filmiku, który wrzuciliście na YouTube, widziałam, że planowaliście zabrać psa z Nowego Jorku do Paryża. Udało się?LOIC: (Śmiech) Nie, to był tylko szalony pomysł. Na tym się skończyło. Poza tym nakręciliśmy w Nowym Jorku dwa filmy, jeden w dzień, a drugi w nocy. To miasto ma dwie twarze, ale każda z nich jest rów-nie pociągająca.

: A co Was sprowadziło do Polski?LOIC: Jest z tym związana pewna histo-ria. Studiowaliśmy w Paryżu z kolegą z Polski, Mateuszem. Bardzo się zaprzy-jaźniliśmy. On wrócił do kraju i nas zapro-sił. To jego zasługa.

: Czytałam, że Ty i Jules Paco (czyli druga połowa duetu – przyp. red.) zna-cie się jeszcze z liceum…LOIC: Zaczęliśmy się przyjaźnić, kiedy mieliśmy po 15 lat. On był w szkole za-wsze tym bardziej popularnym, przystoj-nym facetem. A ja byłem… trochę za wyso-ki, patrzono na mnie jak na dziwaka.

Najpierw połączyło nas takie same po-czucie humoru. Później muzyka. Jules wy-jechał do Australii, a kiedy wrócił, wypu-ściliśmy swoją pierwszą EP-kę. Teraz mamy już na koncie dwie i trzy lata wspól-nego grania.

: Ciężko było znaleźć wytwórnię płytową?LOIC: Nie. Mieliśmy dużo szczęścia. Niemal od razu podpisaliśmy kontrakt z Cracki Records.

: Może szczęście przyniosła Wam nazwa. Czy mieliście na myśli Isaaca z Biblii?LOIC: Nie. To było odniesienie do Isaaca Newtona i jego prawa powszechnego cią-żenia. Wiesz, każdy obiekt we wszechświe-cie przyciąga każdy inny obiekt.

: Wasz warszawski koncert przy-ciągnął sporo obiektów. Szykujecie się do wydania albumu?LOIC: Jasne, mam nadzieje, że to się uda jeszcze w tym roku.

: Nie żeby to był zarzut, ale nadal będziesz śpiewał tylko po angielsku? LOIC: Tak jest mi łatwiej. Jakoś francuski nie układa mi się do naszych dźwięków. Poza tym dorastałem wśród angielskiej mu-zyki. Mój ojciec słuchał Pink Floyd. W ogóle miał bardzo dobry gust muzyczny. Neil Young, Leonard Cohen, Dire Straits – to wszystko można było znaleźć w jego kolekcji płyt. Sam szybko polubiłem amery-kański folk, ale też miałem obsesję na punk-cie Smashing Pumpkins i Radiohead. To wszystko później mnie inspirowało, kiedy stworzyliśmy Isaac Delusion.

: W takim razie życzę kolejnych muzycznych inspiracji przy pracy nad albumem. I dzięki za rozmowę.

WYOBRAŹ SOBIE, ŻE SIEDZISZ W MIĘKKIM FOTELU. POWIEKI SAME OPADAJĄ,

POTRZEBUJESZ TYLKO DŹWIĘKU, KTÓRY OSTATECZNIE POZWOLI ODPŁYNĄĆ. ISAAC DELUSION STWORZYLI KAWAŁKI, KTÓRE

IDEALNIE SIĘ SPRAWDZAJĄ W TAKICH SYTUACJACH. ALE NIE TYLKO. MY POZNALIŚMY

ICH NA KONCERCIE W KLUBIE CZĄSTKI ELEMENTARNE. TAM NIECO ZASPANY

WOKALISTA LOIC FLEURY OPOWIEDZIAŁ NAM MIĘDZY INNYMI O TYM, ZA CO KOCHA

REYKJAVÍK I JAK TRAFIŁ DO WARSZAWY.

ROZMAWIAŁA: MARTA SAKSON

33

LAIF_01_str_32_33_IsaacDelusion.indd 33 13.02.2013 23:08

„NEW YORK TIMES” NAZWAŁ JEJ OSTATNI KRĄŻEK „VISIONS” JEDNYM Z NAJBARDZIEJ IMPONUJĄCYCH ALBUMÓW OSTATNICH LAT. MATERIAŁ NA PŁYTĘ POWSTAWAŁ W JEJ POKOJU. JAK PRZYZNAŁA W WYWIADZIE

DLA „THE GUARDIAN”, ODCIĘŁA SIĘ OD ŚWIATA NA DZIEWIĘĆ DNI, BEZ JEDZENIA I SNU. TO POSKUTKOWAŁO TYTUŁOWYMI WIZJAMI NA TEMAT KSZTAŁTU I BRZMIENIA PRZYSZŁEGO DZIEŁA ARTYSTKI.

KIM JEST GRIMES I DLACZEGO JEST TAK WAŻNĄ POSTACIĄ WSPÓŁCZESNEJ MUZYKI EKSPERYMENTALNEJ?

TEKST: DAMIAN WOJDYNA

WIECZNA STUDENTKATak naprawdę nazywa się Claire Boucher i urodziła się w 1988 roku w kanadyjskim Vancouver, gdzie dorastała i uczyła się w szkole baletu. W wieku 18 lat przeniosła się do Montrealu, rozpoczynając naukę na kierunku literatura rosyjskia, a później... neurologia (jak tłumaczyła w jednym z wywiadów, była ciekawa, w jaki sposób muzyka i dźwięki wpły-wają na reakcje emocjonalne ludzkiego mózgu). W tym samym czasie rozpoczęła swoje ekspery-menty z muzyką pod pseudonimem „Grimes” oraz uczestniczyła w pierwszych koncertach na podziem-nej scenie. Praca nad muzyką pochłaniała ją coraz bardziej, przez co została usunięta z uczelni.

KARIERA W WERSJI INSTANTW 2010 roku wytwórnia Arbutus Records wydała jej debiutancki „Geidi Primes” na kasecie magnetofo-nowej. Jeszcze w tym samym roku udało się jej ze-brać materiał na album zatytułowany „Halfaxa”. Rok później Grimes wraz z d’Eon’em wydała łączo-ną EP-kę „Darkbloom”. Na niej znalazły się single „Crystall Ball” oraz „Vanessa”, do których powstały teledyski (ten drugi wyreżyserowany przez samą Claire). W maju ruszyła we wspólną trasę z Lykke Li po Stanach Zjednoczonych, co znacząco wpłynęło na jej popularność. Rok 2012 zaczęła od podpisa-nia kontraktu z nową wytwórnią – 4AD, która mie-siąc później wydała najlepszą płytę artystki, w jej dość krótkiej, acz intensywnie rozwijającej się

karierze. Mowa o „Visions”. Ale dlaczego krytyka oraz fani pokochali muzykę Grimes?

UNDEFINED MUSIC „ADD music” – tak zwykła określać swoją twórczość sama artystka. Jednak wszelkie próby przypisania jej do konkretnej stylistyki mogą skończyć się dla jed-nych bolesną, a dla drugich wręcz radosną poraż-ką. Ciężko jest się zdecydować między inteligent-nym popem a industrialem, między indie elektroniką a eksperymentalnym synthpopem. Stylistycznie po-rusza się na tylko sobie znanej orbicie, dając słucha-czom niezwykle świeży powiew wysublimowanej, tekstowo niezwykle emocjonalnej, tzw. Canadian experimental music. Perfekcyjnie opanowany chaos, który towarzyszył jej podczas nagrywania materiału na „Visions”, wciąga słuchacza, otacza mgłą skoja-rzeń i nieodpartego wrażenia déjà vu, po czym za-skakuje brzmieniową świeżością. Wśród swoich in-spiracji Claire wymienia jednym tchem Marilyna Mansona, Nine Inch Nails, Swans, Beyonce, Aphexa Twina, The Weeknd oraz... muzykę średnio-wiecza. Czy dziwi więc fakt, że tak barwna artystka posługu-je się wizerunkiem niewinnej dziewczynki ubranej w wyzywający uniform, ciężkie glany z podkolanów-kami i włosami w intensywnych barwach różowego/zielonego/blond (niepotrzebne skreślić) oraz wystę-puje we wspólnych projektach z takim np. Richie Hawtinem? Nie, nie powinien dziwić ani trochę!

34 01/13

LAIF_01_str_34_35_GRIMES.indd 34 13.02.2013 23:13

„NEW YORK TIMES” NAZWAŁ JEJ OSTATNI KRĄŻEK „VISIONS” JEDNYM Z NAJBARDZIEJ IMPONUJĄCYCH ALBUMÓW OSTATNICH LAT. MATERIAŁ NA PŁYTĘ POWSTAWAŁ W JEJ POKOJU. JAK PRZYZNAŁA W WYWIADZIE

DLA „THE GUARDIAN”, ODCIĘŁA SIĘ OD ŚWIATA NA DZIEWIĘĆ DNI, BEZ JEDZENIA I SNU. TO POSKUTKOWAŁO TYTUŁOWYMI WIZJAMI NA TEMAT KSZTAŁTU I BRZMIENIA PRZYSZŁEGO DZIEŁA ARTYSTKI.

KIM JEST GRIMES I DLACZEGO JEST TAK WAŻNĄ POSTACIĄ WSPÓŁCZESNEJ MUZYKI EKSPERYMENTALNEJ?

TEKST: DAMIAN WOJDYNA

WIECZNA STUDENTKATak naprawdę nazywa się Claire Boucher i urodziła się w 1988 roku w kanadyjskim Vancouver, gdzie dorastała i uczyła się w szkole baletu. W wieku 18 lat przeniosła się do Montrealu, rozpoczynając naukę na kierunku literatura rosyjskia, a później... neurologia (jak tłumaczyła w jednym z wywiadów, była ciekawa, w jaki sposób muzyka i dźwięki wpły-wają na reakcje emocjonalne ludzkiego mózgu). W tym samym czasie rozpoczęła swoje ekspery-menty z muzyką pod pseudonimem „Grimes” oraz uczestniczyła w pierwszych koncertach na podziem-nej scenie. Praca nad muzyką pochłaniała ją coraz bardziej, przez co została usunięta z uczelni.

KARIERA W WERSJI INSTANTW 2010 roku wytwórnia Arbutus Records wydała jej debiutancki „Geidi Primes” na kasecie magnetofo-nowej. Jeszcze w tym samym roku udało się jej ze-brać materiał na album zatytułowany „Halfaxa”. Rok później Grimes wraz z d’Eon’em wydała łączo-ną EP-kę „Darkbloom”. Na niej znalazły się single „Crystall Ball” oraz „Vanessa”, do których powstały teledyski (ten drugi wyreżyserowany przez samą Claire). W maju ruszyła we wspólną trasę z Lykke Li po Stanach Zjednoczonych, co znacząco wpłynęło na jej popularność. Rok 2012 zaczęła od podpisa-nia kontraktu z nową wytwórnią – 4AD, która mie-siąc później wydała najlepszą płytę artystki, w jej dość krótkiej, acz intensywnie rozwijającej się

karierze. Mowa o „Visions”. Ale dlaczego krytyka oraz fani pokochali muzykę Grimes?

UNDEFINED MUSIC „ADD music” – tak zwykła określać swoją twórczość sama artystka. Jednak wszelkie próby przypisania jej do konkretnej stylistyki mogą skończyć się dla jed-nych bolesną, a dla drugich wręcz radosną poraż-ką. Ciężko jest się zdecydować między inteligent-nym popem a industrialem, między indie elektroniką a eksperymentalnym synthpopem. Stylistycznie po-rusza się na tylko sobie znanej orbicie, dając słucha-czom niezwykle świeży powiew wysublimowanej, tekstowo niezwykle emocjonalnej, tzw. Canadian experimental music. Perfekcyjnie opanowany chaos, który towarzyszył jej podczas nagrywania materiału na „Visions”, wciąga słuchacza, otacza mgłą skoja-rzeń i nieodpartego wrażenia déjà vu, po czym za-skakuje brzmieniową świeżością. Wśród swoich in-spiracji Claire wymienia jednym tchem Marilyna Mansona, Nine Inch Nails, Swans, Beyonce, Aphexa Twina, The Weeknd oraz... muzykę średnio-wiecza. Czy dziwi więc fakt, że tak barwna artystka posługu-je się wizerunkiem niewinnej dziewczynki ubranej w wyzywający uniform, ciężkie glany z podkolanów-kami i włosami w intensywnych barwach różowego/zielonego/blond (niepotrzebne skreślić) oraz wystę-puje we wspólnych projektach z takim np. Richie Hawtinem? Nie, nie powinien dziwić ani trochę!

34 01/13

LAIF_01_str_34_35_GRIMES.indd 34 13.02.2013 23:13

SYLWETKA / GRIMES 35

FOT.:

TO

MM

Y C

HA

SE LU

CA

S,

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

LAIF_01_str_34_35_GRIMES.indd 35 13.02.2013 23:13

36 01/13

LAIF_01_str_36_37_fotDrMisio.indd 36 13.02.2013 23:16

36 01/13

LAIF_01_str_36_37_fotDrMisio.indd 36 13.02.2013 23:16

DR MISIO

DR MISIOBEZ SPODNI, Z NORWIDEM POD PACHĄ!MNIEJ CZASEM ZNACZY WIĘCEJ, ZWŁASZCZA W OSTRYM ROCK & ROLLU, JAKI GRA KAPELA DR MISIO. DLATEGO TEKSTY MARCINA ŚWIETLICKIEGO, KRZYSZTOFA VARGI, A RÓWNIEŻ CYPRIANA KAMILA NORWIDA, NA KONCERTACH CI PANOWIE INTERPRETUJĄ PO SWOJEMU – W GACIACH I KLAPKACH.

TEKST: MARTA SAKSON

Wszystkim polonistom zamiast siedzenia nad książkami w bibliotekach przydałoby się wyjście na koncert Dr Misio. Najlepiej tych pięciu facetów słucha się na żywo, bo jak sami mówią – każdy koncert grają tak, jakby to był ich ostatni. Teatralna eks-presja Arka Jakubika (tak, na wokalu aktor znany m.in. z „Drogówki”) potęguje moc tekstów. – Ja nie chciałem być żadnym ak-torem ani reżyserem. Chciałem być zawsze rockandrollowcem, chciałem być wokalistą rockowym i to się teraz dzieje. Powiem szczerze, że sprawia mi to ogromną frajdę i satysfakcję – powiedział Jakubik w jed-nym z wywiadów. I tej frajdy, stojąc przed sceną, nie sposób nie zauważyć. Ale sło-wa, które śpiewa, same w sobie potrafią wbić w ziemię. Chociaż cała kapela w old-schoolowych gaciach wygląda wesoło (machająca misiami publiczność również), to teksty do najweselszych nie należą. „Zmruż oczy i popatrz, poczuj i pomyśl, jak znakomicie rozpierdoliłeś sobie życie”, „Nie pamiętam żadnych imion, żadnej dziewczyny, kobiety. Nie pamiętam żad-nych imion, kolegów z klasy, niestety”, „Lubię o niej myśleć jak o nieżywej, wtedy ją lubię najbardziej”, „Kiedy byliśmy mło-dzi, nikt nie umierał, nikt się nie rodził” – to tylko przykłady. Niespełniona miłość, śmierć, przemijanie, stracone szanse. Dołu-jące? Może. Ale przede wszystkim skłania-jące do zatrzymania się i spojrzenia na wszystko z dystansem. Zwłaszcza na tak łatwo pochłaniające życie (?) wirtu-alne. „Pudelek.pl, plotek.pl, pustka.pl, plo-tek.pl, pudelek.pl, samotność.pl. (…) Ga-sną światła i wszyscy idą spać, u ciebie się pali światło ekranu” – śpiewa Jakubik. Ale jak już przed tymi ekranami siedzicie, to odpalcie YouTube i posłuchajcie Dr Mi-sio. A potem koniecznie idźcie na koncert. FO

T.: K

RZYS

ZTO

F PL

EBA

NKI

EWIC

Z37

LAIF_01_str_36_37_fotDrMisio.indd 37 13.02.2013 23:16

CAŁA GÓRA BARWINKÓW

KONCERT CAŁA GÓRA

BARWINKÓWGDZIE: WARSZAWA, KLUB

REMONT KIEDY: 24 STYCZNIA

SWOJĄ ENERGIĄ ROZNIEŚLI JUŻ NIEJEDNO MIEJSCE, A W STYCZNIU MIĘDZY INNYMI

REMONT. CAŁA GÓRA BARWINKÓW TO NIE TYLKO PORYWAJĄCE TŁUMY RYTMY SKA I REGGAE. SZACUN DLA TYCH PANÓW

ZA TRAFNE, ZAPADAJĄCE W PAMIĘĆ TEKSTY. ZESPÓŁ W OBECNYM SKŁADZIE

DZIAŁA JUŻ OD 11 LAT. ZDĄŻYLI WYSTĄPIĆ NA SCENIE PRZYSTANKU WOODSTOCK

I PODCZAS HEINEKEN OPEN’ER FESTIVAL. KOMU ZUPEŁNIE OBCA JEST TWÓRCZOŚĆ

KUBY KACZMARKA (NA WOKALU) I RESZTY Z TEJ EKIPY, NIECH ZACZNIE CHOCIAŻBY

OD SPRAWDZENIA KAWAŁKA „24 GODZINY”, KTÓRY SWEGO CZASU

ZBIERAŁ BARDZO ENTUZJASTYCZNE RECENZJE. SMACZNEGO! (MS)

FOT.: KRZYSZTOF PLEBANKIEWICZ

38 01/13

LAIF_01_str_38_39_fotGORA _BARWINKOW.indd 38 12.03.2013 23:58

CAŁA GÓRA BARWINKÓW

KONCERT CAŁA GÓRA

BARWINKÓWGDZIE: WARSZAWA, KLUB

REMONT KIEDY: 24 STYCZNIA

SWOJĄ ENERGIĄ ROZNIEŚLI JUŻ NIEJEDNO MIEJSCE, A W STYCZNIU MIĘDZY INNYMI

REMONT. CAŁA GÓRA BARWINKÓW TO NIE TYLKO PORYWAJĄCE TŁUMY RYTMY SKA I REGGAE. SZACUN DLA TYCH PANÓW

ZA TRAFNE, ZAPADAJĄCE W PAMIĘĆ TEKSTY. ZESPÓŁ W OBECNYM SKŁADZIE

DZIAŁA JUŻ OD 11 LAT. ZDĄŻYLI WYSTĄPIĆ NA SCENIE PRZYSTANKU WOODSTOCK

I PODCZAS HEINEKEN OPEN’ER FESTIVAL. KOMU ZUPEŁNIE OBCA JEST TWÓRCZOŚĆ

KUBY KACZMARKA (NA WOKALU) I RESZTY Z TEJ EKIPY, NIECH ZACZNIE CHOCIAŻBY

OD SPRAWDZENIA KAWAŁKA „24 GODZINY”, KTÓRY SWEGO CZASU

ZBIERAŁ BARDZO ENTUZJASTYCZNE RECENZJE. SMACZNEGO! (MS)

FOT.: KRZYSZTOF PLEBANKIEWICZ

38 01/13

LAIF_01_str_38_39_fotGORA _BARWINKOW.indd 38 12.03.2013 23:58 LAIF_01_str_02_05_spis_wstep.indd 2 13.02.2013 21:54

Ostatecznie porzucił jednak imię Ra-kim, dobierając sobie ksywę zgod-nie z nazewnictwem składu A$AP

Mob, do którego dołączył. Szybko stało się jasne, że ze wspomnianej ekipy to właśnie niepozornie wyglądający Rocky zapowiada się najlepiej. Wszystko za sprawą wydane-go w październiku 2011 mixtape’u „LiveLo-veA$AP”. Darmowa kompilacja z rewelacyj-nymi beatami Clamsa Casino szybko stała się internetowym fenomenem, a samemu Rocky’emu bacznie zaczęli przyglądać się dziennikarze i organizatorzy festiwali. W tej sytuacji Rocky trochę się niestety pogubił. Za-czął lansować się ze złotymi zębami i łańcu-chami, a po ulicach swojej dzielnicy poruszał się z obowiązkową butelką Courvoisera. Jednocześnie, równym zainteresowaniem co etos gangsta-rapera, darzył obcisłe spodnie, ciuchy od Louisa Vittona i portale w rodzaju Pitchforka. Z wzajemnością zresz-tą. Jego wizerunek równolegle ewoluował w dwóch skrajnie różnych kierunkach. W jed-nej z pierwszych sesji zdjęciowych wraz ze swoją mafią (Mob – mafia – przyp. red.) pozował w bandanach, z bronią w ręku i obowiązkowymi złotymi łańcuchami. W po-dobnym klimacie utrzymany był też teledysk do singla „Goldie”. Z kolei kilka miesięcy później mogliśmy go oglądać w epickim tele-

dysku Lany Del Rey, w którym wciela się w Ken-nedy’ego i odgrywa z Laną scenki surreali-stycznego pikniku. Jednocześnie dbał o opinię niepokornego młodzieńca zachwa-lając palenie marihuany i wywołując, bójki na koncertach. Zakrojona na szeroką skalę kampania budowania hype’u wokół własne-go nazwiska miała jeden pozytywny skutek uboczny. Dzięki popularności Rocky’ego usłyszeliśmy o rzeszy młodych raperów, któ-rzy od kilku miesięcy wydają swoje regular-ne debiuty płytowe i w większości przypad-ków prezentują się lepiej od swojego mecenasa. Kendrick Lamar znalazł się w czo-łówce większości podsumowań płytowych ubiegłego roku, a na debiucie A$APa świeci najjaśniej ze wszystkich gości. Schoolboy Q pracuje nad swoim debiutem dla dużej wy-twórni, który jeśli będzie tak dobry jak jego poprzedni album, to ma szanse powtórzyć sukces Lamara. Najwięcej zyskał chyba jednak Danny Brown, który z bezzębne-go rapera o aparycji menela stał się świetnie wystylizowanym (choć nadal bezzębnym) ulubieńcem hipsterów, a na swój debiut zaprosił m.in. Purity Ring i Ru-stie’go. Debiut Rakima Mayersa wypada wśród wyżej wymienionych dość blado, ale cóż, pionierzy nigdy nie mieli łatwo.

KRZYSZTOF SOKALLA (ONET)

A$AP ROCKYSYN DILERAA$AP ROCKY

„LONG.LIVE.A$AP”Najpopularniejszy raper młodego po-kolenia mógłby udzielać korepetycji z budowania napięcia przed premierą debiutu. Data wydania płyty przekłada-na była kilkakrotnie, w między czasie Rocky pojawił się w serii wypasionych klipów (m.in. „National Anthem” Lany Del Rey czy „Street Knock” Swizz Beatz), kilka razy zadarł z prawem, a do tego brylował na salonach. Szczegóły al-bumu skrzętnie ukrywał, aż do ogło-szenia tracklisty w grudniu ubiegłego roku. Na płycie pojawiła się ostatecznie plejada gwiazd z Kendrickiem Lama-rem, Santigold, Skrilleksem i Florence Welch na czele. Wśród producentów znalazł się współtwórca sukcesu rapera – Clams Casino, a do tego m.in. Pharell Williams, Danger Mouse i Birdy Nam Nam. W przypadku raperów zasada „im więcej, tym lepiej” zwykle działa; tutaj jednak goście przyćmili trochę sprawcę całego zamieszania. Kendrick Lamar w singlowym „Fuckin’ Problems” pokazuje, że koledze z Harlemu do nie-go daleko, a podkłady Clamsa Casino odarte z wokali A$APa niewiele tracą. To jednak nie powód, żeby płytę spisy-wać na straty. W „LVL” czy „Wild for the Night” złotozęby król Harlemu pokazuje, że liczyć się z nim nadal trzeba. „Long.Live.A$AP”, mimo że znacznie słabszy od mixtape’u sprzed dwóch lat, to obok „good kid, m.A.A.d. city” Kendricka La-mara wciąż jest jedną z najciekawszych propozycji wśród młodych raperów zza oceanu. (KS)

JEGO OJCIEC BYŁ DILEREM, BRAT ZGINĄŁ ZASTRZELONY NA ULICY, A ON SAM DORASTAŁ MIESZKAJĄC Z MATKĄ W PRZYTUŁKU. W TEJ SYTUACJI RAKIM MAYERS MÓGŁ WYBRAĆ DROGĘ ULICZNEGO OPRYCHA, JAKICH W HARLEMIE BYŁO WIELU LUB ZACZĄĆ RAPOWAĆ. JAKO, ŻE IMIĘ OTRZYMAŁ NA CZEŚĆ LEGENDY HIPHOPU POSTANOWIŁ WYBRAĆ DRUGĄ OPCJĘ.

40 01/13

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 40 13.02.2013 23:38

Ostatecznie porzucił jednak imię Ra-kim, dobierając sobie ksywę zgod-nie z nazewnictwem składu A$AP

Mob, do którego dołączył. Szybko stało się jasne, że ze wspomnianej ekipy to właśnie niepozornie wyglądający Rocky zapowiada się najlepiej. Wszystko za sprawą wydane-go w październiku 2011 mixtape’u „LiveLo-veA$AP”. Darmowa kompilacja z rewelacyj-nymi beatami Clamsa Casino szybko stała się internetowym fenomenem, a samemu Rocky’emu bacznie zaczęli przyglądać się dziennikarze i organizatorzy festiwali. W tej sytuacji Rocky trochę się niestety pogubił. Za-czął lansować się ze złotymi zębami i łańcu-chami, a po ulicach swojej dzielnicy poruszał się z obowiązkową butelką Courvoisera. Jednocześnie, równym zainteresowaniem co etos gangsta-rapera, darzył obcisłe spodnie, ciuchy od Louisa Vittona i portale w rodzaju Pitchforka. Z wzajemnością zresz-tą. Jego wizerunek równolegle ewoluował w dwóch skrajnie różnych kierunkach. W jed-nej z pierwszych sesji zdjęciowych wraz ze swoją mafią (Mob – mafia – przyp. red.) pozował w bandanach, z bronią w ręku i obowiązkowymi złotymi łańcuchami. W po-dobnym klimacie utrzymany był też teledysk do singla „Goldie”. Z kolei kilka miesięcy później mogliśmy go oglądać w epickim tele-

dysku Lany Del Rey, w którym wciela się w Ken-nedy’ego i odgrywa z Laną scenki surreali-stycznego pikniku. Jednocześnie dbał o opinię niepokornego młodzieńca zachwa-lając palenie marihuany i wywołując, bójki na koncertach. Zakrojona na szeroką skalę kampania budowania hype’u wokół własne-go nazwiska miała jeden pozytywny skutek uboczny. Dzięki popularności Rocky’ego usłyszeliśmy o rzeszy młodych raperów, któ-rzy od kilku miesięcy wydają swoje regular-ne debiuty płytowe i w większości przypad-ków prezentują się lepiej od swojego mecenasa. Kendrick Lamar znalazł się w czo-łówce większości podsumowań płytowych ubiegłego roku, a na debiucie A$APa świeci najjaśniej ze wszystkich gości. Schoolboy Q pracuje nad swoim debiutem dla dużej wy-twórni, który jeśli będzie tak dobry jak jego poprzedni album, to ma szanse powtórzyć sukces Lamara. Najwięcej zyskał chyba jednak Danny Brown, który z bezzębne-go rapera o aparycji menela stał się świetnie wystylizowanym (choć nadal bezzębnym) ulubieńcem hipsterów, a na swój debiut zaprosił m.in. Purity Ring i Ru-stie’go. Debiut Rakima Mayersa wypada wśród wyżej wymienionych dość blado, ale cóż, pionierzy nigdy nie mieli łatwo.

KRZYSZTOF SOKALLA (ONET)

A$AP ROCKYSYN DILERAA$AP ROCKY

„LONG.LIVE.A$AP”Najpopularniejszy raper młodego po-kolenia mógłby udzielać korepetycji z budowania napięcia przed premierą debiutu. Data wydania płyty przekłada-na była kilkakrotnie, w między czasie Rocky pojawił się w serii wypasionych klipów (m.in. „National Anthem” Lany Del Rey czy „Street Knock” Swizz Beatz), kilka razy zadarł z prawem, a do tego brylował na salonach. Szczegóły al-bumu skrzętnie ukrywał, aż do ogło-szenia tracklisty w grudniu ubiegłego roku. Na płycie pojawiła się ostatecznie plejada gwiazd z Kendrickiem Lama-rem, Santigold, Skrilleksem i Florence Welch na czele. Wśród producentów znalazł się współtwórca sukcesu rapera – Clams Casino, a do tego m.in. Pharell Williams, Danger Mouse i Birdy Nam Nam. W przypadku raperów zasada „im więcej, tym lepiej” zwykle działa; tutaj jednak goście przyćmili trochę sprawcę całego zamieszania. Kendrick Lamar w singlowym „Fuckin’ Problems” pokazuje, że koledze z Harlemu do nie-go daleko, a podkłady Clamsa Casino odarte z wokali A$APa niewiele tracą. To jednak nie powód, żeby płytę spisy-wać na straty. W „LVL” czy „Wild for the Night” złotozęby król Harlemu pokazuje, że liczyć się z nim nadal trzeba. „Long.Live.A$AP”, mimo że znacznie słabszy od mixtape’u sprzed dwóch lat, to obok „good kid, m.A.A.d. city” Kendricka La-mara wciąż jest jedną z najciekawszych propozycji wśród młodych raperów zza oceanu. (KS)

JEGO OJCIEC BYŁ DILEREM, BRAT ZGINĄŁ ZASTRZELONY NA ULICY, A ON SAM DORASTAŁ MIESZKAJĄC Z MATKĄ W PRZYTUŁKU. W TEJ SYTUACJI RAKIM MAYERS MÓGŁ WYBRAĆ DROGĘ ULICZNEGO OPRYCHA, JAKICH W HARLEMIE BYŁO WIELU LUB ZACZĄĆ RAPOWAĆ. JAKO, ŻE IMIĘ OTRZYMAŁ NA CZEŚĆ LEGENDY HIPHOPU POSTANOWIŁ WYBRAĆ DRUGĄ OPCJĘ.

40 01/13

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 40 13.02.2013 23:38

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

PANTHA DU PRINCE & THE BELL LABORATORY„ELEMENTS OF LIGHT”Hendrik Weber zawsze lubił dzwoneczki, cymbałki i inne wy-dające podobne dźwięki sprzęty. Przy nagrywaniu najnowsze-go albumu poszedł na całość i zatrudnił cały zespół grający na tego typu instrumentach. Centralnym elementem „Elements of Light” jest karylion – czyli złożony z 50 różnego rodzaju dzwonów i dzwoneczków instrument, na którym gra się mło-teczkami. Panowie z The Bell Laboratory do kompozycji Pan-thy wnieśli jeszcze m.in. marimbę, ksylofon i wibrafon. Brzmi to wszystko bardzo pięknie. Album podzielony na pięć utwo-rów to tak naprawdę dwa rozbudowane nagrania poprzedzo-ne wstępem, przedzielone dzwoniącą miniaturką i zakończone w podobny sposób. Utwory „Particle” i „Spectral Split” stano-wiące trzon albumu to techno jeszcze lżejsze niż na „Black No-ise” w nienachalny sposób ocieplone brzmieniem dzwonów. Raczej do słuchania niż do tańca. (KS)

SBTRKT„LIVE”Kto widział SBTRKT na żywo ten wie, że Aaron Jerome i Sam-pha na scenie to potęga. Wydany na początku stycznia album „Live” próbuje tę potęgę utrwalić dla potomnych. Niestety efekt nie do końca satysfakcjonuje. Koncert zarejestrowano w lon-dyńskim Shepherds Bush Empire, a poza Samphą, etatowym wokalistą i perkusistą, na scenie pojawili się muzycy z The He-ritage Orchestra. Dobór utworów nie zaskakuje, poza materia-łem znanym z debiutu, podczas koncertu zabrzmiał tylko jeden dodatkowy utwór („Evening Glow”). Utwory SBTRKT znacznie zyskują na koncertach i mimo zaledwie dwuosobowego składu brzmią niezwykle energetycznie. Tak mogło być na „Live”, jed-nak efekt psuje kiepska, wręcz bootlegowa jakość nagrania. Bas jest przytłumiony, wspomnianej orkiestry w ogóle nie słychać, a wokal brzmi tak, jakby ktoś na mikrofon nałożył ręcznik. Dziw-ne, bo za miks odpowiada SBTRKT we własnej osobie. (KS)

KATY B„DANGER”Od przebojowego debiutu Katy B upłynęły już dwa lata. Jak się okazuje, przez ten czas sympatyczna Angielka do-rosła i zamiast rozglądać się za radiowymi playlistami, śmie-lej zerka na parkiet. Trzeba dodać, że z niezłym skutkiem. Za produkcję jej pierwszego przeboju – „On a Mission” od-powiedzialni byli Benga i Geeneus. Ostatni z nich ponownie przygotował podkład dla Katy. Poza nim pojawił się Zinc, Diplo i Jacques Greene. Nowością jest wokalna pomoc in-nych artystów. W „Aaliyah” śpiewa koleżanka Katy – Jessie Ware, w „Got Paid” nawija Wiley, a w „Light as a Feather” Iggy Azalea. „Danger” to tylko cztery utwory, jednak dzie-je się więcej niż na pełnoprawnych albumach rówieśniczek Katy. Jak pokazuje tekst „Got Paid”, Katy B wciąż w głowie imprezy. Miejmy nadzieję, że drugi album będzie muzycznie odzwierciedlał tę tezę równie intensywnie jak EP-ka. (KS)

41

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 41 13.02.2013 23:39

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

Londyn rozkochuje w sobie wielu mło-dych, zdolnych, zbuntowanych. Inspiruje do szlajania się z gitarą po ulicach, gara-żach, małych klubach – byle tylko grać – aż tu nagle ktoś z bezczelnie wycią-gniętym palcem, jak A. Lincoln do przy-szłych rekrutów, zawoła: – Chodź, poga-damy – filmowa historia, jakich wiele. Finał to już kwestia charakteru, korzeni, dzieciństwa i wsparcia najbliższych. Jego historia do kolorowych nigdy nie należała i w tym jego siła…Kiedy słuchałem jego piosenek, czyta-łem jego teksty, zastanawiałem się, skąd ten chłopak bierze tak gorzkie pomysły na muzykę. Wystarczyło przewertowa-nie kilku wywiadów i artykułów, żeby poznać przyczynę – dom. Jego rodzice rozwiedli się, gdy był jeszcze dzieckiem. Ani rodzicielsko, ani muzycznie nie byli mu przykładem. Owszem komponowali, ale tworzyli podobno niestrawny pop w stylu lat 80. Muzyka była jedyną dro-gą ucieczki od tego wszystkiego. Ale taka, jaką on sobie wyobrażał. W wywiadach wraca wspomnieniem do czasu, gdy miał 12 lat, siedział przed telewizorem i oglądał „Simpsonów”. W jednym z odcinków Vincent grał swo-

ją muzykę i tak urzekło to małego Jake’a, że zapragnął byĆ muzykiem – takim jak ten żółty chłopak.Wujek sprezentował mu gitarę aku-styczną, a z czasem wprowadził go w świat muzyki Johnego Casha i Boba Dylana. Spodobało mu się i już jako młokos wiedział, co będzie grał. Traf chciał, że jego kuzyn szukał gitarzysty, więc go przygarnął – szczęście znowu dopisało. Pierwsze koncerty grali, gdy miał 16 lat. Chłopaki robili furorę, za-częli o nich mówić na korytarzu w szko-le i na dzielnicy. Trzeba było zrobić kolejny krok. Koledzy z klasy tak bar-dzo wierzyli w Jake’a, że namawiali go do startu w talent show – wróżąc oczywiście szybką karierę na miarę Leony Lewis i innych gwiazd szklanego ekranu. Z czasem miał o niej powie-dzieć: – Ona naprawdę dobrze śpie-wa, ale… proszę wybaczyć mój język, jej muzyka to g...” – podziękował za tę propozycję. Zamiast tego opublikował swoje nagrania na stronie BBC i się za-częło: kontrakt, 35 tys. sprzedanych płyt w ciągu pierwszego tygodnia, tra-sa po Stanach Zjednoczonych ze Snow Patrol i Noelem Gallagherem, support

The Stone Roses i Lany Del Rey – baj-ka! A on ma dopiero 18 lat…Podczas jednego z wywiadów Jake przeglądał, jak każdy szanujący się na-stolatek, facebookowe profile znajo-mych. Nagle skomentował swojego kole-gę: – Co piątek i sobotę dzieje się to samo, te same imprezy. Nuda! Wolę posiedzieć w domu i posłuchać muzyki i wypić kilka piw – stwierdził. Poza czy prostota? Wiadomo, że przyznał się do kilku rad, które usłyszał ze strony wydaw-cy – w końcu ktoś go musi poprowadzić, jak było w przypadku Alexa Turnera. Z nieśmiałego, kudłatego wrażliwca stał się w trakcie ubiegłorocznej trasy po Stanach wyjadaczem, showmanem depczącym po piętach samemu Jagge-rowi. W przypadku Jake’a można my-śleć o pewności na scenie godnej Boba Dylana i Johnego Casha i życzyć mu, żeby nigdy jego dziecięce marzenia nie zderzyły się z rzeczywistością. Bo tę akurat, jako obiecujący artysta, może tworzyć sam: „Break story of, Peace and love, In a future, Pride, sacrifice, Came around, never broken.” – Jake Bugg „Broken”

TEKST: PRZEMYSŁAW BOLLIN

ŚPIEWA JAK JOHNY CASH, WYGLĄDA JAK MŁODSZY KREWNIAK MARKA LANEGANA, INSPIRUJE SIĘ UŻYWKAMI NIEMNIEJ OD JOSHA HOMME’A. NA RAZIE NIE NAPISAŁ „FEEL GOOD HIT OF SUMMER”, CHOĆ POMIMO MŁODEGO WIEKU ZDĄŻYŁ SIĘ JUŻ UZALEŻNIĆ OD DWÓCH RZECZY: MUZYKI I PAPIEROSÓW. PEANY DO NIKOTYNY PISAŁ NICK CAVE, TOM WAITS I INNI PUSTELNI CHŁOPCY MINIONEGO WIEKU, ON JEST NASTĘPNY. PANIE I PANOWIE, ROŚNIE NAM BARD NA MIARĘ XXI WIEKU: JAKE BUGG – ROCZNIK 1994.

JAKE BUGG„JAKE BUGG”

42 01/13

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 42 13.02.2013 23:39

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

Londyn rozkochuje w sobie wielu mło-dych, zdolnych, zbuntowanych. Inspiruje do szlajania się z gitarą po ulicach, gara-żach, małych klubach – byle tylko grać – aż tu nagle ktoś z bezczelnie wycią-gniętym palcem, jak A. Lincoln do przy-szłych rekrutów, zawoła: – Chodź, poga-damy – filmowa historia, jakich wiele. Finał to już kwestia charakteru, korzeni, dzieciństwa i wsparcia najbliższych. Jego historia do kolorowych nigdy nie należała i w tym jego siła…Kiedy słuchałem jego piosenek, czyta-łem jego teksty, zastanawiałem się, skąd ten chłopak bierze tak gorzkie pomysły na muzykę. Wystarczyło przewertowa-nie kilku wywiadów i artykułów, żeby poznać przyczynę – dom. Jego rodzice rozwiedli się, gdy był jeszcze dzieckiem. Ani rodzicielsko, ani muzycznie nie byli mu przykładem. Owszem komponowali, ale tworzyli podobno niestrawny pop w stylu lat 80. Muzyka była jedyną dro-gą ucieczki od tego wszystkiego. Ale taka, jaką on sobie wyobrażał. W wywiadach wraca wspomnieniem do czasu, gdy miał 12 lat, siedział przed telewizorem i oglądał „Simpsonów”. W jednym z odcinków Vincent grał swo-

ją muzykę i tak urzekło to małego Jake’a, że zapragnął byĆ muzykiem – takim jak ten żółty chłopak.Wujek sprezentował mu gitarę aku-styczną, a z czasem wprowadził go w świat muzyki Johnego Casha i Boba Dylana. Spodobało mu się i już jako młokos wiedział, co będzie grał. Traf chciał, że jego kuzyn szukał gitarzysty, więc go przygarnął – szczęście znowu dopisało. Pierwsze koncerty grali, gdy miał 16 lat. Chłopaki robili furorę, za-częli o nich mówić na korytarzu w szko-le i na dzielnicy. Trzeba było zrobić kolejny krok. Koledzy z klasy tak bar-dzo wierzyli w Jake’a, że namawiali go do startu w talent show – wróżąc oczywiście szybką karierę na miarę Leony Lewis i innych gwiazd szklanego ekranu. Z czasem miał o niej powie-dzieć: – Ona naprawdę dobrze śpie-wa, ale… proszę wybaczyć mój język, jej muzyka to g...” – podziękował za tę propozycję. Zamiast tego opublikował swoje nagrania na stronie BBC i się za-częło: kontrakt, 35 tys. sprzedanych płyt w ciągu pierwszego tygodnia, tra-sa po Stanach Zjednoczonych ze Snow Patrol i Noelem Gallagherem, support

The Stone Roses i Lany Del Rey – baj-ka! A on ma dopiero 18 lat…Podczas jednego z wywiadów Jake przeglądał, jak każdy szanujący się na-stolatek, facebookowe profile znajo-mych. Nagle skomentował swojego kole-gę: – Co piątek i sobotę dzieje się to samo, te same imprezy. Nuda! Wolę posiedzieć w domu i posłuchać muzyki i wypić kilka piw – stwierdził. Poza czy prostota? Wiadomo, że przyznał się do kilku rad, które usłyszał ze strony wydaw-cy – w końcu ktoś go musi poprowadzić, jak było w przypadku Alexa Turnera. Z nieśmiałego, kudłatego wrażliwca stał się w trakcie ubiegłorocznej trasy po Stanach wyjadaczem, showmanem depczącym po piętach samemu Jagge-rowi. W przypadku Jake’a można my-śleć o pewności na scenie godnej Boba Dylana i Johnego Casha i życzyć mu, żeby nigdy jego dziecięce marzenia nie zderzyły się z rzeczywistością. Bo tę akurat, jako obiecujący artysta, może tworzyć sam: „Break story of, Peace and love, In a future, Pride, sacrifice, Came around, never broken.” – Jake Bugg „Broken”

TEKST: PRZEMYSŁAW BOLLIN

ŚPIEWA JAK JOHNY CASH, WYGLĄDA JAK MŁODSZY KREWNIAK MARKA LANEGANA, INSPIRUJE SIĘ UŻYWKAMI NIEMNIEJ OD JOSHA HOMME’A. NA RAZIE NIE NAPISAŁ „FEEL GOOD HIT OF SUMMER”, CHOĆ POMIMO MŁODEGO WIEKU ZDĄŻYŁ SIĘ JUŻ UZALEŻNIĆ OD DWÓCH RZECZY: MUZYKI I PAPIEROSÓW. PEANY DO NIKOTYNY PISAŁ NICK CAVE, TOM WAITS I INNI PUSTELNI CHŁOPCY MINIONEGO WIEKU, ON JEST NASTĘPNY. PANIE I PANOWIE, ROŚNIE NAM BARD NA MIARĘ XXI WIEKU: JAKE BUGG – ROCZNIK 1994.

JAKE BUGG„JAKE BUGG”

42 01/13

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 42 13.02.2013 23:39

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

To, co zapoczątkował Rusko, a rozpropagowali niejaki Skrillex i całe gremium jego naśladow-ców, nie chce być tylko sezonową ciekawostką na dynamicznie zmieniającej się scenie muzy-ki elektronicznej. To coś ewoluuje, a teorię tej ewolucji przybliża nam Modestep.Tym czymś jest, zręcznie zdefiniowana przez światową krytykę, tzw. muzyka brostep, czyli połączenie masywnych wobbli, ciężkiej linii basu, muzyki electro oraz tempa i szkieletu rytmo-wego rodem z dubstepu. To właśnie tym ostatnim terminem, co było błędem karygodnym, ta-gowano muzykę Skrillexa oraz... Modestep. Ci ostatni, formując się w 2010 roku w zespół, który będzie grał hybrydę elektroniki i gitarowego rocka, wykorzystali koniunkturę na szaleń-czy brostep, który szturmem zdobywała coraz więcej czasu antenowego w komercyjnych rozgłośniach radiowych, i za sprawą singla „Feel Good” stali się youtube’owym objawieniem. Materiał na debiutancki album zespołu braci Friend oraz Matthew Curtisa i Nicka Tsanga powstawał od początku 2011 roku. Światło dzienne ujrzał dopiero 12 lutego tego roku pod tytułem „Evolution Theory”.Zacznijmy od mocnych stron. Pierwsze, co przychodzi na myśl: produkcja. Utwory na płycie należą do najlepiej wyprodukowanych i zmiksowanych aranżacji tego przedziwnego ga-tunku. Po drugie: energia. Nie wolno zlekceważyć potencjału koncertowego tego materiału. Popowy wokal Josha, ale i rapowe flow zaproszonych gości, melodyczne partie klawiszo-we oraz obowiązkowe wobble to prawdziwa bomba podczas występów na żywo. Po trze-cie: „Time” – imponujący utwór przełamujący brzmieniowo płytę na pół, niebywale spokoj-ny i doskonale prezentujący, że w Modestep znają się na gitarze. To właśnie ten instrument jest kolejną mocną stroną tego debiutu. Ba, on jest ukrytym motywem przewodnim! Dosko-nale wkomponowane riffy w masyw elektronicznego potoku, co świetnie widać na przykła-dzie „To The Stars” czy „Feel Good”. Wśród innych ciekawych smaczków znalazły się także bliźniaczo zatytułowany track współprodukowany z D Power, Jammin oraz Frisco & Jamme, gdzie słychać przyjemne żywe bębny oraz wstawki saksofonowe; wystylizowany na hard rock „Freedom”; lekko drumandbassowy „Leave My Mind” czy brzmiący jak rockowa bal-lada „Save My World”. Wszystko byłoby pięknie, ale jest kilka momentów, które psują cały urok płyty, jak chociaż-by świetnie się rozpoczynający (najbardziej zbliżony do dubstepu w tej prawdziwej defi-nicji) utwór „Bite the Land”, który przepełniony jest świdrującym basem, by na koniec łupnąć zupełnie niezrozumiałym electro-wobblem. Także cały materiał wydaje się zbyt spójny – tak, uważam to za plus ujemny, gdyż oprócz wymienionego wcześniej „Time” brakuje płycie oddechu i zróżnicowania brzmieniowego – pod koniec przesłuchiwania lekko męczy. Przyznam się, że wcześniej nie przepadałem za Modestep, dlatego wnikli-wie studiowałem ich debiut. Dali radę. Czwórka z dwoma minusami i dobre perspektywy na dalszą ewolucję, jeśli tylko nie porzucą gitar.

TEKST: DAMIAN WOJDYNA

MODESTEP„EVOLUTION THEORY”

MAJĄ SWOJĄ TEORIĘEWOLUCJIMAJĄ SWOJĄ TEORIĘEWOLUCJI

MATISYAHU„SPARK SEEKER ACOUSTIC SESSION”Ukazała się akustyczna wersja ostat-niej płyty artysty – „Spark Seeker”. Występem w Hali Stulecia we Wrocła-wiu artysta rozpoczął swoją tegorocz-ną trasę koncertową po Europie!Matisyahu w lutym zakończył akustycz-ną trasę koncertową po Stanach Zjed-noczonych, gdzie zaprezentował swoją twórczość w wydaniu wyłącznie aku-stycznym, a tym samym bardziej nostal-gicznym i intymnym. Próbki jego wokal-nych możliwości w akustycznych aranżacjach można posłuchać na www.matisyahuworld.com, gdzie dostępna jest bezpłatnie EP-ka „Spark Seeker: Acoustic Sessions” z nowymi wersjami utworów z ostatniego albumu.Podczas wrocławskiego koncertu 28 lu-tego w Hali Stulecia Matisyahu obok materiału z ostatniej płyty zaprezento-wał też wcześniejsze utwory. (MS)

43

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 43 13.03.2013 02:49

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

NEW ORDER„LOST SIRENS”

Słuchając nowego minialbumu New Order, szybko można odnieść wrażenie, że skądś już to znamy. Nic dziwnego. – Kie-dy nagrywaliśmy poprzedni album („Wa-iting for The Sirens Call” – red.), mieliśmy dwadzieścia pomysłów na piosenki, ale nie udało nam się zrobić podwójnego albumu. Postanowiliśmy więc zrobić dwa – powiedział niedawno perkusista New Order Stephen Morris.Wszystkie osiem utworów z „Lost Sirens” napisali więc, wyprodukowali i nagrali jeszcze w starym, czteroosobowym skła-dzie. Stąd też pewne opóźnienie w wyda-niu płyty i spore wątpliwości związane z pra-wami autorskimi. W obliczu ostatnich głośnych konfliktów z basistą, Peterem Hookiem, który odszedł i sam ruszył w tra-sę z pierwszymi dwoma albumami New Order, to najpewniej ostatnia szansa, by usłyszeć zespół grający razem.Wracając jednak do brzmienia – słowa Morrisa o podzieleniu starego materiału częściowo tłumaczą, czemu nowy album brzmi dziwnie znajomo. Kawałki z „Lost Sirens” brzmią podobnie, tyle że gorzej. Dokładnie tak, jak zwykle brzmi materiał odrzucony przy produkcji płyty. Są oczy-

wiście i niezłe momenty, ale tu pojawia się druga odpowiedź na pytanie: „Skąd ja to znam?”. W przypadku tych najlepszych piosenek nie da się uniknąć skojarzeń z twórczością innych artystów. Najbardziej przebojowe „Sugarcane”, brzmi jakby Spandau Ballet zabrali się za disco, a naprawdę świetne „I Told You So” przypomina miks Velvet Underground, Depeche Mode i Massive Attack. Ciekawe, że nawet okładka, swoją droga świetna, jakoś dziwnie kojarzy się z albumami Pet Shop Boys. Na płycie poja-wiają się także – najpewniej niezamierzo-ne – odwołania do wcześniejszej twórczo-ści New Order. Wspomniane już „I Told You So” na myśl przywodzi Joy Division, a melodyjne „I’ll Stay With You” przypomi-na brzmienie zespołu z czasów płyty „Get Ready”. Stephen Morris powiedział niedawno w wywiadzie, że Martin Hannet (producent Joy Division – red.) miał kiedyś pomysł, żeby nagrać płytę i zakopać ją w ogrodzie, by pewnego dnia ktoś ją odkrył, jak kapsułę czasu. – My naszą po prostu schowaliśmy w kredensie, a teraz ją wyciągnęliśmy – do-dał. Może niepotrzebnie. (MW)

STENDEK „TOUCH”„Touch” jedna z najbardziej „zachod-nich” elektronicznych płyt, jakie ukaza-ły się w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat. Całość jest niezwykle dopracowa-na, począwszy od okładki i teledysku autorstwa Tusto, poprzez absolutnie światową produkcję, na rewelacyjnej zawartości skończywszy. Stendek swo-ją muzykę opisuje jako wypadkową jego elektronicznych inspiracji z ostat-nich trzech lat. Znajdziemy tu więc tro-chę instrumentalnego hip-hopu w duchu wytwórni Warp, masę glitchowych przeszkadzajek, idm-ową rytmikę i cu-downie poszatkowane sample wokal-ne. Na myśl przychodzą wczesny Hudson Mohawke, Rustie, a czasami także Eskmo. Jednak zamiast nadmier-nych eksperymentów trójmiejski produ-cent kładzie nacisk na piosenkowy cha-rakter poszczególnych utworów i wpadające w ucho melodie. Poziom produkcji albumu zasługuje na osob-ną recenzję i stawia Macieja Wojcieszkiewicza w pierwszej lidze nowomuzycznych producentów. Daw-no nie było polskiej płyty, która spra-wiałaby tak wiele przyjemności. (KS)

44 01/13

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 44 13.02.2013 23:39

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

NEW ORDER„LOST SIRENS”

Słuchając nowego minialbumu New Order, szybko można odnieść wrażenie, że skądś już to znamy. Nic dziwnego. – Kie-dy nagrywaliśmy poprzedni album („Wa-iting for The Sirens Call” – red.), mieliśmy dwadzieścia pomysłów na piosenki, ale nie udało nam się zrobić podwójnego albumu. Postanowiliśmy więc zrobić dwa – powiedział niedawno perkusista New Order Stephen Morris.Wszystkie osiem utworów z „Lost Sirens” napisali więc, wyprodukowali i nagrali jeszcze w starym, czteroosobowym skła-dzie. Stąd też pewne opóźnienie w wyda-niu płyty i spore wątpliwości związane z pra-wami autorskimi. W obliczu ostatnich głośnych konfliktów z basistą, Peterem Hookiem, który odszedł i sam ruszył w tra-sę z pierwszymi dwoma albumami New Order, to najpewniej ostatnia szansa, by usłyszeć zespół grający razem.Wracając jednak do brzmienia – słowa Morrisa o podzieleniu starego materiału częściowo tłumaczą, czemu nowy album brzmi dziwnie znajomo. Kawałki z „Lost Sirens” brzmią podobnie, tyle że gorzej. Dokładnie tak, jak zwykle brzmi materiał odrzucony przy produkcji płyty. Są oczy-

wiście i niezłe momenty, ale tu pojawia się druga odpowiedź na pytanie: „Skąd ja to znam?”. W przypadku tych najlepszych piosenek nie da się uniknąć skojarzeń z twórczością innych artystów. Najbardziej przebojowe „Sugarcane”, brzmi jakby Spandau Ballet zabrali się za disco, a naprawdę świetne „I Told You So” przypomina miks Velvet Underground, Depeche Mode i Massive Attack. Ciekawe, że nawet okładka, swoją droga świetna, jakoś dziwnie kojarzy się z albumami Pet Shop Boys. Na płycie poja-wiają się także – najpewniej niezamierzo-ne – odwołania do wcześniejszej twórczo-ści New Order. Wspomniane już „I Told You So” na myśl przywodzi Joy Division, a melodyjne „I’ll Stay With You” przypomi-na brzmienie zespołu z czasów płyty „Get Ready”. Stephen Morris powiedział niedawno w wywiadzie, że Martin Hannet (producent Joy Division – red.) miał kiedyś pomysł, żeby nagrać płytę i zakopać ją w ogrodzie, by pewnego dnia ktoś ją odkrył, jak kapsułę czasu. – My naszą po prostu schowaliśmy w kredensie, a teraz ją wyciągnęliśmy – do-dał. Może niepotrzebnie. (MW)

STENDEK „TOUCH”„Touch” jedna z najbardziej „zachod-nich” elektronicznych płyt, jakie ukaza-ły się w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat. Całość jest niezwykle dopracowa-na, począwszy od okładki i teledysku autorstwa Tusto, poprzez absolutnie światową produkcję, na rewelacyjnej zawartości skończywszy. Stendek swo-ją muzykę opisuje jako wypadkową jego elektronicznych inspiracji z ostat-nich trzech lat. Znajdziemy tu więc tro-chę instrumentalnego hip-hopu w duchu wytwórni Warp, masę glitchowych przeszkadzajek, idm-ową rytmikę i cu-downie poszatkowane sample wokal-ne. Na myśl przychodzą wczesny Hudson Mohawke, Rustie, a czasami także Eskmo. Jednak zamiast nadmier-nych eksperymentów trójmiejski produ-cent kładzie nacisk na piosenkowy cha-rakter poszczególnych utworów i wpadające w ucho melodie. Poziom produkcji albumu zasługuje na osob-ną recenzję i stawia Macieja Wojcieszkiewicza w pierwszej lidze nowomuzycznych producentów. Daw-no nie było polskiej płyty, która spra-wiałaby tak wiele przyjemności. (KS)

44 01/13

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 44 13.02.2013 23:39

FOT.:

MAT

. PRA

SOW

E, M

AT. W

YTW

ÓRN

I PŁY

TOW

YCH

THE JOY FORMIDABLE „WOLF’S LAW”„Chłopak z gitarą byłby dla mnie parą” śpiewała niegdyś Karin Stanek. Gdyby ist-niała męska wersja tej piosenki, to obiek-tem pożądania niechybnie byłaby Ritzy Bryan z grupy The Joy Formidable. Drugi album Walijczyków, którym przewodzi Rit-zy to jeden z coraz rzadszych przykła-dów na to, że rock nie umarł i ma się do-brze. A do tego wybrzmiewa pięknym kobiecym wokalem i siarczystymi riffami produkowanymi przez delikatne kobiece palce. „Wolf’s Law” brzmi trochę jak dziewczyńskie Biffy Clyro, które nie daje się porwać EMOcjom i bardziej skupia się na gitarowym łomocie niż zawodzeniu, a trochę jak M83 w wersji thrashowej. Al-bum pełen jest epickich rockowych utwo-rów, którym poza modnymi łatkami typu noise-rock czy shoegaze można przypiąć także plakietkę z napisem „prog”. Jednak gitarowe solówki nie nudzą, a pogmatwa-ne kompozycyjnie utwory nie męczą, bo zestawione są z niezwykle chwytliwy-mi refrenami wyśpiewywanymi pięknym głosem Ritzy. Miejmy nadzieję, że The Joy Formidable szybko zrobią światową karie-rę, bo ich muzyka drzwiami i oknami pcha się na stadiony. (KS)

Kiedy myślę o Biffy Clyro, przypomina mi się utwór zespołu Hey, w którym Nosowska śpiewa: „Za gruba dla chudych, a dla gru-bych zbyt chuda”. Tak trochę było przez lata ze Szkotami. Nagrywali znakomite pły-ty, mocne, nierzadko z progresywnym za-cięciem, skupiające w swej muzyce to, co w muzyce rockowej najcenniejsze: brak skrępowania i powiew rewolty. Być może to właśnie swoisty eklektyzm stał na drodze do pełnego sukcesu i Biffy traktowani byli początkowo z dużą rezerwą jako jeszcze jeden chłopacki band. Dowód? Grupa powstała w 1995 roku, a świat usły-szał o nich 12 lat później, przy okazji albumu „Puzzle”. Szkoci na dobre zagościli w naszej świadomości w 2009 roku, nagrywając pły-tę „Only Revolutions”. Znakomity krążek łą-czył w sobie wyjątkowej urody, przebojowe, melodyjne piosenki, czerpiąc całymi garścia-mi z rockowej spuścizny, ale wytyczając jed-nocześnie swoją nową drogę i doskonaląc styl. „The Captain”, „Golden Rule”, bestselle-rowy „Mountains” czy „Bubbles” nagrany z gościnnym udziałem Josha Hommea z QOTSA stanowiły o sile tamtej płyty. Na nowej płycie Szkotów nie ma słabych utworów, a forma Biffy Clyro jest doprawdy znakomita. „Opposites” to album składają-cy się z dwóch części „The Sand At The Core Of Our Bones” i „The Land At The End Of Our Toes”. Powołując się na słowa lide-ra, pierwsza część to dość mroczne podsu-mowanie dotychczasowej drogi, zaś część

kolejna to spojrzenie w przyszłość i powiew optymizmu. Główna idea Simona dotyczy raczej warstwy tekstowej płyty, bo w żaden sposób nie możemy powiedzieć, że pierw-szy krążek jest depresyjny. Dostajemy od Biffy Clyro kilkanaście piosenek, nierzad-ko połamanych rytmicznie (jak „Sounds Like Baloons”, „A Girl And His Cat”), innym ra-zem refleksyjnych, nieco onirycznych, z tęsk-nym wokalem lidera. Sporo mówi się o pro-gresywnej formie Clyro, ale spokojnie, nie musimy obawiać się dłużyzn i mielizn w stylu Yes i Emerson Lake and Palmer. Bli-żej im raczej do zabaw z metrum w stylu Mars Volta, przy jednocześnie rwanych ryt-mach, nierzadko przywołujących na myśl Queens Of The Stone Age i At the Drive-In. Zresztą z tymi ostatnimi łączy ich również iście punkowa energia „Modern Magic For-mula”. Mimo tak różnych środków stylistycz-nych (oprócz ostrego rocka, trochę klawiszy i orkiestrowego rozmachu) mamy do czy-nienia ze spójnym, charakterystycznym dla zespołu (te spowolnienia w refrenach) przebojowym albumem, który – nie waham się tego powiedzieć – już na początku roku zawiesza rockową poprzeczkę bardzo wy-soko. Proszę choćby zwrócić uwagę na prze-strzenny „Biblical”, niesamowity refren – mimo kilkudziesięciu przesłuchań – wciąż wywołuje u mnie dreszcze. Takich wyjątko-wych momentów znajdziemy na tym krążku co najmniej kilka.

TEKST: MARCIN KUSY

MIMO IŻ DROGA NA SZCZYT W PRZYPADKU BIFFY CLYRO ŁATWA NIE BYŁA, SZKOCKIE TRIO NOWYM ALBUMEM „OPPOSITES” UDOWADNIA, ŻE PRZEKRACZA WŁAŚNIE PROGI ROCKOWEJ EKSTRAKLASY, ZOSTAWIAJĄC DALEKO W TYLE ANGIELSKĄ KONKURENCJĘ.

BIFFY CLYRO „OPPOSITES”POTRÓJNA SZKOCKA

BEZ LODUPOTRÓJNA SZKOCKA

BEZ LODU

45

LAIF_01_str_40_45_recenzje.indd 45 13.02.2013 23:40

46 01/13

LAIF_01_str_46_47_MarinaAndTheDiamonds.indd 46 13.02.2013 23:48

46 01/13

LAIF_01_str_46_47_MarinaAndTheDiamonds.indd 46 13.02.2013 23:48

WYWIAD / MARINA AND THE DIAMONDS

: Byliśmy zachwyceniu Twoim wy-stępem przed Coldplay. Czego może-my się spodziewać po Twoim kolejnym koncercie?MARINA: To bardzo miłe, co mówisz... Ja również dobrze wspominam ten wy-stęp. Coldplay to niesamowity zespół, wspaniale było móc grać przed nimi. Cze-go możecie się spodziewać? Zobaczycie Marinę w najlepszym wydaniu, zobaczy-cie show pełne humoru i energii. Na każ-dy występ przygotowuję coś specjalnego. Muszę przyznać, że kocham Polskę. Za-kochałam się w Warszawie podczas mo-jej ostatniej wizyty. Mam do was senty-ment, do tego, jak miło mnie przyjęliście. Jak tylko wróciłam z trasy, zaczęłam wręcz błagać mojego agenta, aby umożli-wił mi kolejny koncert w Polsce.

: Jaki był najtrudniejszy moment w Twojej karierze? MARINA: Wszystko to, co było związane z wyda-niem mojego ostatniego albumu – „Electra Heart”, mimo że sam proces nagry-wania był bardzo pasjonują-cy i twórczy. W UK płyta zo-stała przyjęta nie tak, jak tego oczekiwałam. Wielu lu-dzi oskarżyło mnie o to, że się sprzedałam, że zrobi-łam ten album pod publicz-kę. To było dla mnie trudne – te oskarżenia i krzywdzą-ce opinie. Z drugiej strony byłam bardzo pozytywnie zaskoczona recenzjami, jakie album ze-brał w USA.

: Którą ze swoich piosenek najbar-dziej lubisz grać na żywo?MARINA: Bardzo lubię grać „Teen Idle” z ostatniego albumu „Electra Heart”. Jest coś takiego w tej piosence, co mnie wyjątkowo porusza. Ja generalnie uwiel-biam śpiewać. Występowanie to jest jed-no z najbardziej magicznych przeżyć. Wiesz, gdy masz już własny repertuar, nawet jeśli nie jest on długi, jeżeli piosen-ki, które tworzysz wypływają z głębi two-jego serca, to naprawdę trudno wybrać, co się śpiewa najlepiej. To trochę tak, jak-byś zapytał matki dwójki dzieci o to, które kocha bardziej. Ja po prostu kocham wy-stępować.

: Jakie masz cele na przyszłość? Jak sobie siebie wyobrażasz za 10 lat?

Gdzie chciałabyś wtedy być?MARINA: To banalne, ale chciała-bym być sobą. Chciałabym być suwe-renną artystką, która ma ustabilizowa-ną pozycję na rynku. Chciałabym być na tyle niezależna i samowystarczalna, abym mogła skoncentrować się tylko na muzyce. Wiesz, moim marzeniem jest żyć godnie z mojej muzyki i twór-czości. Generalnie moim celem jest nie-zależność, i to na polu zawodowym, artystycznym i prywatnym.

: Co powiedziałabyś ludziom, któ-rzy wybrali w życiu muzykę? Możesz im coś doradzić?MARINA: To bardzo trudne pytanie. To wszystko zależy od tego, dlaczego właśnie wybrali muzykę. Jeżeli nato-miast miałabym im coś doradzić,

to uprzedziłabym ich przed zbyt dużym optymizmem. Nie mówię, że nie mają w siebie wierzyć, natomiast muszą być świadomi, że to ciężki kawałek chleba. Jest cała grupa bardzo dobrych muzy-ków, którzy nie mogą związać końca z końcem. To jest frustrujące. Uważam, że decyzja o byciu muzykiem powinna być podjęta ze świadomością wszyst-kich trudności, które mogą przyjść, jak i... hm... sukcesu, który może być równie niebezpieczny.

: Gdybyś mogła wybrać, to z kim chciałabyś nagrać duet?MARINA: Uwielbiam Madonnę i Dolly Parton. Tak, zdecydowanie z nimi. Jestem ogromną fanką ich twórczości. Możliwość wspólnego występu z nimi lub nagrania wspólnie piosenki byłaby dla mnie speł-nieniem marzeń.

JEJ KONCERT

PRZED

ZESPOŁEM

COLDPLAY

NA STADIONIE

NARODOWYM

ROZGRZAŁ

TŁUMY

DO CZERWONOŚCI.

ROZMAWIAŁ: JULEK BIERNACKI (LIVE NATION)

FOT.:

WW

W.M

ARI

NA

AN

DTH

EDIA

MO

ND

S.C

OM

, MAT

. PRA

SOW

E

47

LAIF_01_str_46_47_MarinaAndTheDiamonds.indd 47 13.02.2013 23:46

48 01/13

LAIF_01_str_48_51_Tarantino.indd 48 13.02.2013 23:58

48 01/13

LAIF_01_str_48_51_Tarantino.indd 48 13.02.2013 23:58

KINO / QUENTIN TARANTINO

CZYLI JAK BEZ SZKOŁY FILMOWEJ STAĆ SIĘ

JEDNYM Z NAJBARDZIEJ DROBIAZGOWYCH

FILMOWCÓW HOLLYWOOD I UPRAWIAJĄC

FILMOWO-MUZYCZNY RECYKLING, KRĘCIĆ

ZA MAŁE PIENIĄDZE KASOWE PRZEBOJE

DOZWOLONE OD LAT OSIEMNASTU.

A DO TEGO PRODUKOWAĆ ŚCIEŻKI DŹWIĘKOWE

RÓWNIE KULTOWE JAK FILMY,

KTÓRYM TOWARZYSZĄ.

TEKST: KRZYSZTOF SOKALLA

49

LAIF_01_str_48_51_Tarantino.indd 49 13.02.2013 23:58

W Quentinie Tarantino za-wsze fascynowało mnie to, że ucząc się rzemio-sła filmowego na mniej

lub bardziej tandetnych filmach dostęp-nych w wypożyczalni wideo, w której pra-cował, udało mu się wypracować niezwykle drobiazgowe podejście, które kompletnie zaprzecza szeroko pojętemu kinu klasy b. Efekt jest taki, że kiedy w „Kill Bill” z odcina-nych kończyn pod ciśnieniem kilkunastu at-mosfer tryska krew, widz zamiast pomyśleć sobie; „O co tu, kurdę, chodzi?”, tłumaczy sobie sytuację: „A, bo to prze-cież Tarantino”. W zależności od konwencji, którą w danym momencie zajmuje się reżyser, podobnych momentów jest więcej bądź mniej. Niezależ-nie jednak od tego, co dzieje się na ekranie, z głośników za-wsze płynie perfekcyjnie dopa-sowana do sytuacji muzyka. Tak jak w temacie narracji fil-mowej Tarantino czerpie gar-ściami z – wydawałoby się – ogranych do bólu, konwen-cji sprzed lat, tak przy dobie-raniu muzyki zmienia się w najwyższej klasy DJ-a, który swoją selekcją nieraz wpra-wia publikę w oniemienie. A ma z czego wybierać, bo jego kolekcja winyli jest le-gendarna:– Najwięcej mam płyt ze ścież-kami dźwiękowymi. Są po-układane alfabetycznie, jed-nak po dojściu do Z zaczynają się kolejne podziały. Mam pu-dło z muzyką z filmów z nurtu blaxploiation, półkę z filmami szpiegowskimi i filmami o mo-tocyklistach, a do tego cały regał z sound-trackami do spaghetti westernów – opisu-je swoją kolekcję winyli. – Każdy z tych gatunków ma swoje unikalne brzmienie i cechy tylko jemu właściwe – dodaje.Dlatego nieraz motywy przewodnie z fil-mów Tarantino w rzeczywistości są moty-wami przewodnimi z zapomnianych pro-dukcji z lat 60. i 70. Tak było np. z utworem „Django” Louisa Bacalova, który powstał w 1966 roku i pojawił się w filmie „Djan-go” z tego samego roku. Podobne przykła-dy można mnożyć, począwszy od now-szych propozycji jak „Cat People (Putting Out the Fire)” Davida Bowiego w „Bękar-

tach wojny”, na bardziej wiekowych skoń-czywszy („Twisted Nerve” Bernarda Her-manna w pierwszej części „Kill Billa”). Dzięki umiejętności wyszukiwania muzycznych perełek sprzed lat Taran-tino zapracował sobie na przezwisko „reżyser-DJ”.Mimo, że od czasu „Kill Bill” w jego fil-mach regularnie pojawiają się motywy nagrane przez kompozytorów muzyki fil-mowej takich jak Ennio Moriccone, wspo-mniany Louis Bacalov czy Bernard Her-mann, to żaden z nich nie został nagrany

specjalnie na potrzeby filmu Tarantino.– Oddanie pracy nad ścieżką dźwięko-wą komuś, kto nie jest mną, to za dużo – tłumaczy swoje podejście reżyser. – Au-tomatycznie zakładam, że coś mi się nie spodoba i że trzeba będzie wprowadzać poprawki. Kiedy kręcę, muszę wiedzieć, jaką muzykę będzie słychać przy danej scenie. Tylko wtedy mogę dobrze ją zare-jestrować – dodaje. Przy „Django” ta zasada została jednak częściowo zawieszona. Pojawiło się bo-wiem kilka utworów nagranych specjalnie na potrzeby filmu. John Legend, Rick Ross i Anthony Hamilton trafili na ścieżkę

dźwiękową, za to utwór Franka Oceana odpadł, bo mimo, że ładny, to według re-żysera nie pasował do żadnej ze scen. Tarantino zawsze muzykę dobiera już na etapie pisania scenariusza, dopaso-wując utwory do powstających historii. Grany przez Christopha Waltza King Schultz w filmie przedstawiany jest przy pomocy utworu „He’s Name was King” pochodzącego z filmu o tym samym tytu-le. Z kolei w scenie, w której Django na dobre porzuca żywot niewolnika i staje się wolnym, pracującym człowiekiem

w tle słyszymy numer „I Got a Name”, którego tytuł sym-bolicznie nawiązuje do zmia-ny statusu społecznego głów-nego bohatera. Na płycie ze ścieżką dźwię-kową jest znacznie więcej smaczków. Utwór „Ancora Qui” Elisy Toffoli został przesłany Quentinowi przez samego Ennio Morricone, a „Unchained” to mash-up klasyka Jamesa Browna i nie-publikowanego dotąd nume-ru 2paca, na którego użycie musiała zgodzić się matka ra-pera, będąca notabene wiel-ką fanką filmu „Jackie Brown”. Poza tym większość utworów ze ścieżki dźwiękowej trzesz-czy. Tarantino uznał, że zna je ze swoich trzeszczących winyli, dlatego w taki właśnie sposób powinien usłyszeć je widz/słuchacz.Creme de la Creme ścieżki dźwiękowej z „Django” jest fi-nałowy utwór, który w filmie pojawia się podczas napisów końcowych. Został napisany

przez RZA na specjalne życzenie Taranti-no. Wytyczne były jasne: utwór ma opo-wiadać historię głównego bohatera w po-dobny sposób jak „Ode to O-ren Ishii” w „Kill Bill”. Dodatkowo powinno się w nim znaleźć jak najwięcej sampli dialogów ze spaghetti westernów, ze szczególnym naciskiem na pierwotną wersję „Django”. Tak powstało „Ode to Django (The D Is Si-lent)”.Tarantino twierdzi, że to najlepszy sound-track, jaki stworzył. Na pewno jest jed-nym z najbardziej spójnych i solidnych. Czy stanie się tak kultowy jak „Pulp Fic-tion”? Przekonamy się za parę lat. FO

T.: M

AT.

PRO

MO

CYJ

NE

50 01/13

LAIF_01_str_48_51_Tarantino.indd 50 13.03.2013 03:12

W Quentinie Tarantino za-wsze fascynowało mnie to, że ucząc się rzemio-sła filmowego na mniej

lub bardziej tandetnych filmach dostęp-nych w wypożyczalni wideo, w której pra-cował, udało mu się wypracować niezwykle drobiazgowe podejście, które kompletnie zaprzecza szeroko pojętemu kinu klasy b. Efekt jest taki, że kiedy w „Kill Bill” z odcina-nych kończyn pod ciśnieniem kilkunastu at-mosfer tryska krew, widz zamiast pomyśleć sobie; „O co tu, kurdę, chodzi?”, tłumaczy sobie sytuację: „A, bo to prze-cież Tarantino”. W zależności od konwencji, którą w danym momencie zajmuje się reżyser, podobnych momentów jest więcej bądź mniej. Niezależ-nie jednak od tego, co dzieje się na ekranie, z głośników za-wsze płynie perfekcyjnie dopa-sowana do sytuacji muzyka. Tak jak w temacie narracji fil-mowej Tarantino czerpie gar-ściami z – wydawałoby się – ogranych do bólu, konwen-cji sprzed lat, tak przy dobie-raniu muzyki zmienia się w najwyższej klasy DJ-a, który swoją selekcją nieraz wpra-wia publikę w oniemienie. A ma z czego wybierać, bo jego kolekcja winyli jest le-gendarna:– Najwięcej mam płyt ze ścież-kami dźwiękowymi. Są po-układane alfabetycznie, jed-nak po dojściu do Z zaczynają się kolejne podziały. Mam pu-dło z muzyką z filmów z nurtu blaxploiation, półkę z filmami szpiegowskimi i filmami o mo-tocyklistach, a do tego cały regał z sound-trackami do spaghetti westernów – opisu-je swoją kolekcję winyli. – Każdy z tych gatunków ma swoje unikalne brzmienie i cechy tylko jemu właściwe – dodaje.Dlatego nieraz motywy przewodnie z fil-mów Tarantino w rzeczywistości są moty-wami przewodnimi z zapomnianych pro-dukcji z lat 60. i 70. Tak było np. z utworem „Django” Louisa Bacalova, który powstał w 1966 roku i pojawił się w filmie „Djan-go” z tego samego roku. Podobne przykła-dy można mnożyć, począwszy od now-szych propozycji jak „Cat People (Putting Out the Fire)” Davida Bowiego w „Bękar-

tach wojny”, na bardziej wiekowych skoń-czywszy („Twisted Nerve” Bernarda Her-manna w pierwszej części „Kill Billa”). Dzięki umiejętności wyszukiwania muzycznych perełek sprzed lat Taran-tino zapracował sobie na przezwisko „reżyser-DJ”.Mimo, że od czasu „Kill Bill” w jego fil-mach regularnie pojawiają się motywy nagrane przez kompozytorów muzyki fil-mowej takich jak Ennio Moriccone, wspo-mniany Louis Bacalov czy Bernard Her-mann, to żaden z nich nie został nagrany

specjalnie na potrzeby filmu Tarantino.– Oddanie pracy nad ścieżką dźwięko-wą komuś, kto nie jest mną, to za dużo – tłumaczy swoje podejście reżyser. – Au-tomatycznie zakładam, że coś mi się nie spodoba i że trzeba będzie wprowadzać poprawki. Kiedy kręcę, muszę wiedzieć, jaką muzykę będzie słychać przy danej scenie. Tylko wtedy mogę dobrze ją zare-jestrować – dodaje. Przy „Django” ta zasada została jednak częściowo zawieszona. Pojawiło się bo-wiem kilka utworów nagranych specjalnie na potrzeby filmu. John Legend, Rick Ross i Anthony Hamilton trafili na ścieżkę

dźwiękową, za to utwór Franka Oceana odpadł, bo mimo, że ładny, to według re-żysera nie pasował do żadnej ze scen. Tarantino zawsze muzykę dobiera już na etapie pisania scenariusza, dopaso-wując utwory do powstających historii. Grany przez Christopha Waltza King Schultz w filmie przedstawiany jest przy pomocy utworu „He’s Name was King” pochodzącego z filmu o tym samym tytu-le. Z kolei w scenie, w której Django na dobre porzuca żywot niewolnika i staje się wolnym, pracującym człowiekiem

w tle słyszymy numer „I Got a Name”, którego tytuł sym-bolicznie nawiązuje do zmia-ny statusu społecznego głów-nego bohatera. Na płycie ze ścieżką dźwię-kową jest znacznie więcej smaczków. Utwór „Ancora Qui” Elisy Toffoli został przesłany Quentinowi przez samego Ennio Morricone, a „Unchained” to mash-up klasyka Jamesa Browna i nie-publikowanego dotąd nume-ru 2paca, na którego użycie musiała zgodzić się matka ra-pera, będąca notabene wiel-ką fanką filmu „Jackie Brown”. Poza tym większość utworów ze ścieżki dźwiękowej trzesz-czy. Tarantino uznał, że zna je ze swoich trzeszczących winyli, dlatego w taki właśnie sposób powinien usłyszeć je widz/słuchacz.Creme de la Creme ścieżki dźwiękowej z „Django” jest fi-nałowy utwór, który w filmie pojawia się podczas napisów końcowych. Został napisany

przez RZA na specjalne życzenie Taranti-no. Wytyczne były jasne: utwór ma opo-wiadać historię głównego bohatera w po-dobny sposób jak „Ode to O-ren Ishii” w „Kill Bill”. Dodatkowo powinno się w nim znaleźć jak najwięcej sampli dialogów ze spaghetti westernów, ze szczególnym naciskiem na pierwotną wersję „Django”. Tak powstało „Ode to Django (The D Is Si-lent)”.Tarantino twierdzi, że to najlepszy sound-track, jaki stworzył. Na pewno jest jed-nym z najbardziej spójnych i solidnych. Czy stanie się tak kultowy jak „Pulp Fic-tion”? Przekonamy się za parę lat. FO

T.: M

AT.

PRO

MO

CYJ

NE

50 01/13

LAIF_01_str_48_51_Tarantino.indd 50 13.03.2013 03:12

KINO / QUENTIN TARANTINO

FOT.

: MA

T. P

ROM

OC

YJN

E

TOP 5 MUZYCZNYCH MOMENTÓW TARANTINO 1. DAVID BOWIE – „CAT PEOPLE

(PUTTING OUT THE FIRE)” – „BĘKARTY WOJNY”.

Przykład idealnego połączenia dźwięku z obrazem. Po serii dramatycznych wydarzeń kamera zwalnia, prezentując w pełnej okazałości Shoshannę, która nareszcie może dokonać swojej zemsty. Dźwięk w nie-wytłumaczalny sposób miesza się z obrazem, a widz, słysząc Bowiego krzyczącego „Putting out the fire…with gasoline!”, doznaje boskiego uczucia synestezji.

2. JAMES BROWN/2PAC – „UNCHA-INED (PAYBACK/UNTOUCHABLE)” – „DJANGO”.

Moment, kiedy Django pokazuje, że rzeczywiście jest „unchained” i niczym skrzyżowanie nieśmier-telnego superbohatera z gangsterem z Bronxu, przeprowadza brutalną egzekucję złych poga-niaczy niewolników, którzy stoją za udręką jego żony. Krew tryska aż miło, a scena mogłaby się spokojnie rozgrywać 150 lat później w ciemnym doku Nowego Jorku.

3. URGE OVERKILL – „GIRL YOU’LL BE A WOMAN SOON” – PULP FICTION.

W zasadzie każdy muzyczny moment „Pulp Fic-tion” ma w sobie potężny ładunek kultowości. Jed-nak to scena, w której naćpana Uma Thurman tańczy na bosaka do utworu Urge Overkill, aby w końcu wylądować na podłodze z krwawiącym nosem najbardziej zapada w pamięć.

4. NANCY SINATRA „BANG BANG (MY BABY SHOT ME DOWN)” – „KILL BILL VOL.1”.

Zakrwawiona Uma Thurman leży na podłodze i ciężko dyszy. W tle słychać kroki, a po chwili także głos jej oprawcy. Bill przez chwilę mówi, później ociera swojej niedoszłej żonie twarz, a w momencie, kiedy ta zaczyna protestować – Bang Bang – strze-la jej w głowę. Co ciekawe utwór miał pierwotnie otworzyć film „Pulp Fiction”.

5. STEALERS WHEEL – „STUCK IN THE MIDDLE WITH YOU” – „WŚCIEKŁE PSY”.

Tarantino wspominał, że ten utwór wybrał w wyniku nagłego olśnienia. Podczas castingów mówił akto-rom, że będą musieli w rytm tej piosenki odegrać scenę, w której torturują policjanta. Każdego z kan-dydatów pytał, czy przychodzi mu na myśl jakiś inny utwór. Podobno dwóch wpadło na inne pomysły, jednak Tarantino one nie przekonały. W efekcie jed-na z najbrutalniejszych scen w filmie zilustrowana została hippisowską balladą.

PIASZCZYSTE DROGI SKĄPANE W SŁOŃCU, KTÓREGO PROMIENIE

ODBIJAJĄ SIĘ OD LUFY SZEŚCIOSTRZAŁOWCA, PODEJRZANE TYPY, UKRYTE ZŁOTO I PRZEWOŻONE

PRZEZ MIASTO TRUMNY. TO ŚWIAT PRZYPRAWIONY PORZĄDNĄ

DAWKĄ PRZEMOCY CHARAKTERYSTYCZNĄ

TAK DLA QUENTINA TARANTINO, JAK I GATUNKU, KTÓRYM OSTATNIO SIĘ

ZAJMOWAŁ – SPAGHETTI WESTERNU.

ROBERT SKOWROŃSKI

POSZUKIWANY ŻYWY LUB MARTWY

„Django”, nowy film twórcy „Pulp Fiction”, to, jak sam twierdzi: – Najbardziej brutalny western od czasów „Dzikiej bandy” – mówi. Tym razem Tarantino postanowił złożyć hołd włoskim wester-nom. I to w taki sposób, na jaki zasługują w oczach człowieka, który żywił się nimi od lat. Gdy pod koniec lat 50. XX wieku w Stanach Zjednoczo-nych spadała produkcja westernów, ich twórcy zaczęli ją przenosić do Włoch. Tam wciąż istniał popyt na tego typu kino. Nawiązywali oni współ-pracę z miejscowymi reżyserami, jak Sergio Le-one czy Mario Bava. Dzięki pieniądzom z Holly-wood western miał swój renesans, a sam gatunek ochrzczono pogardliwą nazwą „spaghetti we-stern”. Krytyka, ta amerykańska, odnosiła się ne-gatywnie do tego zjawiska. Nowe filmy kowboj-skie spopularyzowali trzej Sergio: Leone, Corbucii i Sollima. Stali się głównymi twórcami tych nisko-budżetowych obrazów, kręconych w hiszpańskiej Almerii, która naśladowała zakurzone prerie Ameryki. W głównych rolach obsadzano aktorów filmów klasy B albo wschodzące gwiazdy Holly-wood. Jedną z nich był Clint Eastwood. Nim chwy-cił za magnum w „Brudnym Harrym” był cynicz-nym łowcą nagród odzianym w ponczo i dzierżącym rewolwer w „Za garść dolarów” (1964) Sergio Leone, swoistym remake’u „Straży przybocznej” (1961) Akiry Kurosawy. Późniejsze kontynuacje tzw. dolarowej trylogii były równie wielkimi hitami i uznawane są za klasyki gatunku. „Dobry, zły i brzydki” (1966) – ostatnia część se-rii to zresztą ulubiony film Tarantino, który twierdzi też, że gdyby było to możliwe, to z chęcią zagrał-by u Leone. To za sprawą Leone spaghetti western przestał być tylko naśladownictwem i stał się peł-noprawnym włoskim nurtem kinematografii. Jego Dziki Zachód, podobnie jak u innych italskich twórców, jest niezwykle krwawy. To nieco surreali-styczny świat bezprawia, gdzie ludzie padają martwi z częstotliwością, z jaką w „Pulp Fiction” pojawia się słowo „fuck”. A to, oprócz kobiecych stóp, Tarantino lubi najbardziej.

51

LAIF_01_str_48_51_Tarantino.indd 51 13.03.2013 03:13

52 04/12

MICHELEPRIMI„KLĄTWA ROCK AND ROLLA”

Na pewno znasz legendy związane ze śmiercią Elvisa Presleya, historię ostat-nich dni marzyciela Lenona czy przygnę-biający przypadek Hillela Slovaka. Wiesz, który muzyk jako pierwszy podpi-sał pakt z upadłym aniołem? „Na rozsta-ju dróg wiodących do bluesa czaił się diabeł”. Tak zaczyna się książka, którą napisał Michele Primi. Opowiada 63 hi-storie o sztuce, życiu i pozornej śmierci. Tu najczęściej o przetrwaniu decydowa-ła wygrana lub przegrana w papier, ka-mień, nożyce. Nie zawsze odejście le-gend było boskie i mistyczne. Chyba że śmierć w toalecie takową się komuś wydaje. Autor na 271 stronach zebrał wszystkie najważniejsze fakty, te oficjal-ne i mniej znane. Nie tylko rock połączył tych muzyków. Wszyscy marzyli o tym, żeby mieć kogoś, kogo mogliby poprosić o radę. Przy kim nie czuliby się odmień-cami. To świat, w którym – jak napisał Kurt Cobain w pożegnalnym liście, cytu-jąc słowa Neila Younga – płonie się szybko, zamiast tlić powoli. (PJ)

NIALLSTOKES„U2. HISTORIE NAJWIĘK-SZYCH UTWORÓW”PREMIERA: LUTY 2013

Autor książki jest cenionym dziennika-rzem i publicystą muzycznym związa-nym z irlandzkim magazynem „Hot Press”. W swojej książce Niall Stokes zebrał intrygujące wywiady z człon-kami grupy U2 oraz ich najbliższymi współpracownikami. Dzięki temu mo-żemy poznać 30 lat historii zespołu, i to opowiedzianej przez samych mu-zyków. O sukcesie, jaki odnieśli, chy-ba nikomu nie trzeba opowiadać. Dwadzieścia cztery lata po podbiciu list bestsellerów przez debiutancki al-bum U2, „Boy” – płyta „How To Di-smantle An Atomic Bomb” (2004 r.) w ciągu zaledwie trzech tygodni sprzedała się w milionowym nakła-dzie, a promujący ją singel „Vertigo” zdobył trzy statuetki Grammy. Książka opisuje kulisy powstania każdej z pio-senek i zawiera analizę wydanego w roku 2009 albumu „No Line On The Horizon”. (PJ)

JON SAVAGE„HISTORII PUNK ROCKA.ENGLAND’S DREAMING” PREMIERA: MARZEC 2013

Duch punk rocka jest jak jego muzyka – ciężki do ujarzmienia. Ci, którzy tego pró-bują, ocierają się o wspaniałą, ale destruk-cyjną siłę. Autor tej książki podołał zadaniu! Jon Savage z pasją opowiada o źródłach społeczno-kulturowych punk rocka. Oczy-wiście nie mogło tu zabraknąć Malcolma McLaren’a i historii Sex Pistols. Te 704 stro-ny to kawał dobrej roboty obfitującej w rela-cje uczestników najważniejszych wydarzeń z drugiej połowy lat 70. Pełno tu anegdot i wywiadów. Książka została uhonorowana prestiżową nagrodą im. Ralpha Gleasona za najlepszą publikację o tematyce mu-zycznej. Cała punkowa spuścizna pod jed-ną okładką! Zresztą przeczytajcie fragmen-ty: „McLaren zyskał trochę na czasie, aranżując przesłuchania na kompetentne-go gitarzystę. Ogłoszenie skierowane do utalentowanego gitarzysty w wieku nie więcej niż 20 lat, o aparycji nie gorszej od Johnny’ego Thundersa ukazało się w «Melody Maker» 27 września. Reakcja była natychmiastowa”. A tak w „England’s Dreaming. Historia punk rocka” Johnny Rot-ten opowiada o spotkaniu Sida Visciousa: „(...) Tam spotkałem Sida. Był fanem Bowie-go. Robił głupstwa, żeby usztywnić sobie włosy i postawić je na sztorc – nie przyszło mu do głowy, żeby po prostu użyć lakieru. Kładł się na brzuchu i wkładał głowę do pieca. Sid był pozerem, psem na ciuszki najgorszego pokroju. Kierował się wska-zówkami mody z magazynów takich jak „19”... Nazwałem go Sid po moim chomiku. (...) Przydomek Vicious doszedł później, a wziął się z piosenki Lou Reeda”. (PJ)

LAIF_01_str_52_53_ksiazka.indd 52 14.02.2013 00:04

52 04/12

MICHELEPRIMI„KLĄTWA ROCK AND ROLLA”

Na pewno znasz legendy związane ze śmiercią Elvisa Presleya, historię ostat-nich dni marzyciela Lenona czy przygnę-biający przypadek Hillela Slovaka. Wiesz, który muzyk jako pierwszy podpi-sał pakt z upadłym aniołem? „Na rozsta-ju dróg wiodących do bluesa czaił się diabeł”. Tak zaczyna się książka, którą napisał Michele Primi. Opowiada 63 hi-storie o sztuce, życiu i pozornej śmierci. Tu najczęściej o przetrwaniu decydowa-ła wygrana lub przegrana w papier, ka-mień, nożyce. Nie zawsze odejście le-gend było boskie i mistyczne. Chyba że śmierć w toalecie takową się komuś wydaje. Autor na 271 stronach zebrał wszystkie najważniejsze fakty, te oficjal-ne i mniej znane. Nie tylko rock połączył tych muzyków. Wszyscy marzyli o tym, żeby mieć kogoś, kogo mogliby poprosić o radę. Przy kim nie czuliby się odmień-cami. To świat, w którym – jak napisał Kurt Cobain w pożegnalnym liście, cytu-jąc słowa Neila Younga – płonie się szybko, zamiast tlić powoli. (PJ)

NIALLSTOKES„U2. HISTORIE NAJWIĘK-SZYCH UTWORÓW”PREMIERA: LUTY 2013

Autor książki jest cenionym dziennika-rzem i publicystą muzycznym związa-nym z irlandzkim magazynem „Hot Press”. W swojej książce Niall Stokes zebrał intrygujące wywiady z człon-kami grupy U2 oraz ich najbliższymi współpracownikami. Dzięki temu mo-żemy poznać 30 lat historii zespołu, i to opowiedzianej przez samych mu-zyków. O sukcesie, jaki odnieśli, chy-ba nikomu nie trzeba opowiadać. Dwadzieścia cztery lata po podbiciu list bestsellerów przez debiutancki al-bum U2, „Boy” – płyta „How To Di-smantle An Atomic Bomb” (2004 r.) w ciągu zaledwie trzech tygodni sprzedała się w milionowym nakła-dzie, a promujący ją singel „Vertigo” zdobył trzy statuetki Grammy. Książka opisuje kulisy powstania każdej z pio-senek i zawiera analizę wydanego w roku 2009 albumu „No Line On The Horizon”. (PJ)

JON SAVAGE„HISTORII PUNK ROCKA.ENGLAND’S DREAMING” PREMIERA: MARZEC 2013

Duch punk rocka jest jak jego muzyka – ciężki do ujarzmienia. Ci, którzy tego pró-bują, ocierają się o wspaniałą, ale destruk-cyjną siłę. Autor tej książki podołał zadaniu! Jon Savage z pasją opowiada o źródłach społeczno-kulturowych punk rocka. Oczy-wiście nie mogło tu zabraknąć Malcolma McLaren’a i historii Sex Pistols. Te 704 stro-ny to kawał dobrej roboty obfitującej w rela-cje uczestników najważniejszych wydarzeń z drugiej połowy lat 70. Pełno tu anegdot i wywiadów. Książka została uhonorowana prestiżową nagrodą im. Ralpha Gleasona za najlepszą publikację o tematyce mu-zycznej. Cała punkowa spuścizna pod jed-ną okładką! Zresztą przeczytajcie fragmen-ty: „McLaren zyskał trochę na czasie, aranżując przesłuchania na kompetentne-go gitarzystę. Ogłoszenie skierowane do utalentowanego gitarzysty w wieku nie więcej niż 20 lat, o aparycji nie gorszej od Johnny’ego Thundersa ukazało się w «Melody Maker» 27 września. Reakcja była natychmiastowa”. A tak w „England’s Dreaming. Historia punk rocka” Johnny Rot-ten opowiada o spotkaniu Sida Visciousa: „(...) Tam spotkałem Sida. Był fanem Bowie-go. Robił głupstwa, żeby usztywnić sobie włosy i postawić je na sztorc – nie przyszło mu do głowy, żeby po prostu użyć lakieru. Kładł się na brzuchu i wkładał głowę do pieca. Sid był pozerem, psem na ciuszki najgorszego pokroju. Kierował się wska-zówkami mody z magazynów takich jak „19”... Nazwałem go Sid po moim chomiku. (...) Przydomek Vicious doszedł później, a wziął się z piosenki Lou Reeda”. (PJ)

LAIF_01_str_52_53_ksiazka.indd 52 14.02.2013 00:04

53

Nowy Jork, zmierzch lat sześćdziesią-tych. Wtedy każdy mógł być artystą, a idąc w nocy na jakiś event, można było spotkać przypadkiem Janis Joplin, na rogu poprawiającego włosy Andy’e-go Warhola, a rano zjeść śniadanie w Chelsea Hotel, przypatrując się brud-nemu od musztardy Allanowi Ginsbergo-wi. W takim świecie zaczyna się historia Patti Smith – nie tyle autobiografia, co zapis duszy jej pokolenia. Książka ma wiele twarzy. Tą najpiękniejszą jest hołd złożony zmarłemu przyjacielowi i ko-chankowi Robertowi Mapplethorpe’owi. Tak naprawdę wszystko wiruje wokół opisu mocnego romansu między Patti a Ro-bertem. Przypadkowo spotkali się na Bro-oklynie. Ona została poetką i piosenkar-ką, on rozwijał swój prowokacyjny styl w fotografii. Razem przemierzali Nowy York – od Coney Island po Czterdziestą Drugą Ulicę, aż dotarli do słynnego okrągłego stołu w lokalu Kansas City, w którym brylował krąg przyjaciół i wy-znawców Andy’ego Warhola. W 1969 roku para zamieszkała w hotelu Chelsea i weszła do środowiska ludzi okrytych

– dobrą i złą – sławą, wpływowych arty-stów z barwnej cyganerii. To tam tych dwoje dzieciaków zawarło pakt, że będą się o siebie troszczyć. Sztuka była ich spoiwem. Drugie oblicze książki jest tri-pem do przeszłości, wprowadzeniem na salony najwybitniejszych artystów tamtych lat. Wiedzieliście o tym, że to Smith podpowiedziała Joplin tytuł dla jej płyty „Pearl”? Przypadkiem. W tekście z resztą możecie znaleźć opis powstawa-nia materiału na ten album. Legendy ży-jące koło siebie, idealny świat prezento-wany w prawdziwy sposób! „[…] ta książka ma w sobie wszystko, co spra-wiło, że Nowy Jork lat siedemdziesiątych był tak ekscytujący – jest opowieścią o lęku i biedzie, o powadze, ale i optymi-zmie sztuki, o poczuciu bycia spadkobier-cą i kontynuatorem wielkiej sztuki z prze-szłości. To była niewielka artystyczna społeczność, z uwagą obserwowana przez media, która rozkwitła w momen-cie, kiedy Nowy Jork stał się kulturalnym centrum zachodniego świata” – napisał o „Poniedziałkowych dzieciach” Edmund White z „The Guardian”. (PJ)

BOB MARLEY„PRZYSZŁOŚĆ TO POCZĄTEK – SŁOWA I MĄDROŚĆ BOBA MARLEYA”

– Moje piosenki zawierają przesłanie sprawiedliwości... Niech sprawiedli-wość wypełni ziemię, jak woda wypeł-nia oceany – mówił Bob Marley

Uważany za proroka rastafarianizmu i zagrożenie dla establishmentu. Dla lu-dzi spoza Jamajki był wyjątkowym mu-zykiem, który chciał zjednoczyć świat, a dla swoich braci i sióstr był tym, kim 2pac dla ludzi getta – „czarnym Chry-stusem”. Jak wiadomo, każdy prorok ma swoje pismo święte, na które się po-wołuje – jak go nie ma – sam je two-rzy. Marley stworzył je swoim życiem i dźwiękami, a całość złożyła na pa-pierze fundacja Rity Marley. Książka pełna jest aforyzmów, poezji, filozofii rastafarianizmu oraz zwykłych roz-mów. Odrzuć wszystkie jego biografie i książki rozprawiające o muzyce. Weź do ręki książkę o Marleyu takim, jakim był naprawdę. (PJ)

PATTISMITH„PONIEDZIAŁKOWE DZIECI”

LAIF_01_str_52_53_ksiazka.indd 53 14.02.2013 00:04

ZAWSZE TAM, GDZIE TY – NIXON RUBBER 42-20 CHRONONieważne, czy znajdziesz się na szczycie góry, czy na dnie oceanu. Ten zegarek może być zawsze przy tobie. Stworzony został dla fanów aktywnego spędzania wolnego czasu i miłośników wszelkiego rodzaju spor-tów. Użyto w nim stali nierdzewnej i jest wo-doodporny na poziomie 200 m.www.nixon-store.pl, cena: 1479,00 PLN

ZAPROJEKTUJ BUTELKĘ Z SERII THE FUTUREZaprojektuj unikalną butelkę Heinekena z limitowanej edycji THE FUTURE.1. Wejdź do aplikacji Remix

our future2. Ściągnij wzorzec butelki3. Stwórz projekt za pomocą

swoich ulubionych programów graficznych

4. Załaduj go do aplikacji i wyślij5. Podziel się nim ze znajomymi

na Facebooku lub na Twitterze. Najciekawszy projekt zostanie wykorzystany w produkcji butelki, która pojawi się na glo-balnym rynku pod koniec 2013 roku .Od 4 grudnia 2012 r. aż do 1 marca 2013 r. każdy, niezależnie, czy jest profesjo-nalnym designerem, czy utalentowanym mi-łośnikiem marki Heineken, może zaprojekto-wać jej przyszłość w bardzo łatwy i intuicyjny sposób. Wystarczy wejść na stro-nę www.yourfuturebottle.com, by zaprojektować unikalną butelkę Heinekena.www.futu.pl

REEBOK CLASSIC X KEITH HARING FOUNDATIONSZCZEKAJĄCE BUTYModel butów Reeboka, który wykorzystu-je znany projekt Keitha Haringa – Barking Dog. Ten jeden z najgłośniejszych arty-stów lat ’80 z nurtu pop-art i street art, za-inspirował do stworzenia niebiesko-żół-tych butów, na których widać dwa szcze-kające na siebie psy.

MOTOROLA MOTOLUXE™ – STYLOWY SMARTFONNajnowszy i niezwykle stylowy smartfon Motoroli wkracza na polski rynek. Wzywamy wszystkich znawców dobrego stylu! Od dziś możecie wyrazić swoją miłość do mody i no-woczesnych technologii dzięki Motoluxe™ – stylowemu, supercienkiemu i modnemu smartfonowi od Motorola Mobility.W tym telefonie wszystko jest w najlepszym stylu - Android™ 2.3, 4-calowy ekran dotyko-wy idealny do pisania e-maili, przeglądania stron internetowych i oglądania filmów. Zapo-mnij o ograniczeniach i miej w swoim zasięgu wszystkich przyjaciół, gdziekolwiek jesteś. Sugerowana cena detaliczna: 1199 PLN.

HUGO RED & JARED LETO Według ambasadora Hugo Fragrances, Jareda Leto: – Przekraczanie granic jest waż-ne dla każdego, tam odnajdujesz najlepsze nagrody, największe osiągnięcia – przekonu-je lider 30 Seconds To Mars. Wprowadzany na rynek w styczniu 2013 dynamiczny za-pach to nieoczekiwana mieszanka kontrastu-jących ze sobą składników inspirująca męż-czyzn do łamania konwencji i uwolnienia ich unikalnej kreatywności.Woda toaletowa 40 ml / 189 PLNWoda toaletowa 75 ml / 225 PLNWoda toaletowa 150 ml / 325 PLN

54 05/12

LAIF_01_str_54_57_moda_PR.indd 54 14.02.2013 00:10

ZAWSZE TAM, GDZIE TY – NIXON RUBBER 42-20 CHRONONieważne, czy znajdziesz się na szczycie góry, czy na dnie oceanu. Ten zegarek może być zawsze przy tobie. Stworzony został dla fanów aktywnego spędzania wolnego czasu i miłośników wszelkiego rodzaju spor-tów. Użyto w nim stali nierdzewnej i jest wo-doodporny na poziomie 200 m.www.nixon-store.pl, cena: 1479,00 PLN

ZAPROJEKTUJ BUTELKĘ Z SERII THE FUTUREZaprojektuj unikalną butelkę Heinekena z limitowanej edycji THE FUTURE.1. Wejdź do aplikacji Remix

our future2. Ściągnij wzorzec butelki3. Stwórz projekt za pomocą

swoich ulubionych programów graficznych

4. Załaduj go do aplikacji i wyślij5. Podziel się nim ze znajomymi

na Facebooku lub na Twitterze. Najciekawszy projekt zostanie wykorzystany w produkcji butelki, która pojawi się na glo-balnym rynku pod koniec 2013 roku .Od 4 grudnia 2012 r. aż do 1 marca 2013 r. każdy, niezależnie, czy jest profesjo-nalnym designerem, czy utalentowanym mi-łośnikiem marki Heineken, może zaprojekto-wać jej przyszłość w bardzo łatwy i intuicyjny sposób. Wystarczy wejść na stro-nę www.yourfuturebottle.com, by zaprojektować unikalną butelkę Heinekena.www.futu.pl

REEBOK CLASSIC X KEITH HARING FOUNDATIONSZCZEKAJĄCE BUTYModel butów Reeboka, który wykorzystu-je znany projekt Keitha Haringa – Barking Dog. Ten jeden z najgłośniejszych arty-stów lat ’80 z nurtu pop-art i street art, za-inspirował do stworzenia niebiesko-żół-tych butów, na których widać dwa szcze-kające na siebie psy.

MOTOROLA MOTOLUXE™ – STYLOWY SMARTFONNajnowszy i niezwykle stylowy smartfon Motoroli wkracza na polski rynek. Wzywamy wszystkich znawców dobrego stylu! Od dziś możecie wyrazić swoją miłość do mody i no-woczesnych technologii dzięki Motoluxe™ – stylowemu, supercienkiemu i modnemu smartfonowi od Motorola Mobility.W tym telefonie wszystko jest w najlepszym stylu - Android™ 2.3, 4-calowy ekran dotyko-wy idealny do pisania e-maili, przeglądania stron internetowych i oglądania filmów. Zapo-mnij o ograniczeniach i miej w swoim zasięgu wszystkich przyjaciół, gdziekolwiek jesteś. Sugerowana cena detaliczna: 1199 PLN.

HUGO RED & JARED LETO Według ambasadora Hugo Fragrances, Jareda Leto: – Przekraczanie granic jest waż-ne dla każdego, tam odnajdujesz najlepsze nagrody, największe osiągnięcia – przekonu-je lider 30 Seconds To Mars. Wprowadzany na rynek w styczniu 2013 dynamiczny za-pach to nieoczekiwana mieszanka kontrastu-jących ze sobą składników inspirująca męż-czyzn do łamania konwencji i uwolnienia ich unikalnej kreatywności.Woda toaletowa 40 ml / 189 PLNWoda toaletowa 75 ml / 225 PLNWoda toaletowa 150 ml / 325 PLN

54 05/12

LAIF_01_str_54_57_moda_PR.indd 54 14.02.2013 00:10

OMEGA – TABLET PC 9,7” Idealny dla profesjonalistów! Duży wygodny format 4:3 ( 9,7”) oraz dwurdzeniowy proce-sor dają nieograniczone możliwości. Wyso-kiej rozdzielczości ekran umożliwia komforto-wą pracę w każdych warunkach. Idealny do rozrywki oraz edukacji, bateria wytrzymu-je około 8 godzin. Firma udostępnia również wiele aplikacji przydatnych w edukacji. W zestawie: ładowarka sieciowa i samocho-dowa. Cena detaliczna: 699 PLN. BRANSOLETKA

Z KLASĄBransoletki Polanska&Co łączą w sobie moc zamkniętą w kamieniach półszlachet-nych (purpurowy jadeit, czarny onyks, szary labradoryt czy jasnoczerwony koral) z peł-ną wyobraźni zabawą symbolami wykona-nych na pozłacanych zawieszkach. W ko-lekcjach znalazły się modne kolorowe czaszki, ręka Fatimy, wizerunek Buddy, a także sowa, serce i gwiazdy.www.polanska-co.pl, ceny od 125 PLN

BLUZY DO ROSOŁU I NIE TYLKOZastanawiasz się, czego potrzebujesz, żeby ugotować niedzielny obiad? Składniki po-trzebne do zrobienia rosołu możesz mieć wypisane na swojej bluzie. Najważniejszy to kogut. Ale dla tych, którzy nie jedzą mięsa, mamy inną wersję bluzy – z uściskiem dłoni. Więcej pomysłowych ciuchów: www.pantuniestal.com, cena: 169 PLN

WYJDŹ WIOŚNIE NA SPOTKANIE!W takich trampkach szybko zapomnisz o zi-mie. Pozytywne, kolorowe motywy kwiatów i motyli, sprawią, że poczujesz wiosnę szyb-ciej niż inni.www.vans.pl, www.sizeer.com

SWATCH WITA CHIŃSKI NOWY ROK

Swatch przedstawia zegarek The Legend of White Snake, zaprojektowany specjalnie z okazji Chińskiego Nowego Roku, który rozpoczął się 10 lutego 2013 roku. Podczas jego tradycyjnych obchodów, które trwają 15 dni, rodziny i przyjaciele spotykają się, by wspólnie celebrować ten czas. Swatch zawsze angażuje się w przygotowania ob-chodów Chińskiego Nowego Roku, po-przez stworzenie specjalnej edycji zegarka. W 2013 roku jest to The Legend of White Snake (SUOZ158), porywający New Gent z kolorowym wężem, pełzającym po białym silikonowym pasku. Cena: 240 PLN

MODA & DESIGN 55

UWAGA! Wkrótce na stronie internetowej www.laif.pl ogłosimy konkurs, w którym będzie można wygrać ten tablet!

LAIF_01_str_54_57_moda_PR.indd 55 14.02.2013 00:10

REEBOK – AFFILI’ART

Współpraca Reebok Classic z Fundacją Keitha Haringa jest kolejną z rzędu inicjatywą, jaką amerykańska marka podejmuje w ramach

programu Affili’Art, którego przedmiotem jest mariaż mody i sztuki w oparciu o unikalną wizję

wybranego Artysty. Kolekcja, która trafi w lutym do wyselekcjonowanej

grupy sklepów w Polsce, składać się będzie z najbardziej klasycznych modeli Reeboka

– m.in. Classic Leather Mid czy Classic Leather Lux, które posłużyły za żywe tło dla reinter-

pretacji myśli i pracy Haringa.

EXOMEGA D.E.F.I

KREM DO TWARZY I CIAŁA

Pierwszy na świecie kosmetyk sterylny dla skóry atopowej i bardzo suchej. Zawiera tylko niezbęd-

ne składniki, bez konserwantów, sztucznych barwników i protein. W składzie kremu jest wyciąg

z młodych pędów owsa Rhealba® (działa przeciwza-palnie, likwidując przyczynę powstawania reakcji alergicznej skóry) oraz Filaxerine® (opatentowany

kompleks składników czynnych, mających za zadanie odbudowę bariery

ochronnej naskórka). Cena: około 66 PLN.

SŁUCHAWKI FREESTYLE METAL HEADSET FH4003

Designerski wygląd, doskonała jakość dźwięku oraz wysoka jakość wykonania z metalowym

wykończeniem, która zapewni długotrwałe użytkowa-nie. Dzięki budowie teleskopowej bardzo łatwo można je złożyć i schować do torby. Słuchawki FreeSound emitują

dźwięk o jakości, która porusza serce i umysł. Moc basów i szeroki zakres częstotliwości zapewniają świetny odbiór

różnych gatunków muzyki: rock, jazz, pop czy techno. Dzięki poduszkom na słuchawkach muzyki można

słuchać wygodnie przez wiele godzin. Średnica głośnika: 40 mm.

Cena detaliczna: 119 PLN

56 05/12

UWAGA! Wkrótce na stronie internetowej www.laif.pl ogłosimy konkurs, w którym będzie można wygrać te słuchawki!

LAIF_01_str_54_57_moda_PR.indd 56 14.02.2013 00:11

REEBOK – AFFILI’ART

Współpraca Reebok Classic z Fundacją Keitha Haringa jest kolejną z rzędu inicjatywą, jaką amerykańska marka podejmuje w ramach

programu Affili’Art, którego przedmiotem jest mariaż mody i sztuki w oparciu o unikalną wizję

wybranego Artysty. Kolekcja, która trafi w lutym do wyselekcjonowanej

grupy sklepów w Polsce, składać się będzie z najbardziej klasycznych modeli Reeboka

– m.in. Classic Leather Mid czy Classic Leather Lux, które posłużyły za żywe tło dla reinter-

pretacji myśli i pracy Haringa.

EXOMEGA D.E.F.I

KREM DO TWARZY I CIAŁA

Pierwszy na świecie kosmetyk sterylny dla skóry atopowej i bardzo suchej. Zawiera tylko niezbęd-

ne składniki, bez konserwantów, sztucznych barwników i protein. W składzie kremu jest wyciąg

z młodych pędów owsa Rhealba® (działa przeciwza-palnie, likwidując przyczynę powstawania reakcji alergicznej skóry) oraz Filaxerine® (opatentowany

kompleks składników czynnych, mających za zadanie odbudowę bariery

ochronnej naskórka). Cena: około 66 PLN.

SŁUCHAWKI FREESTYLE METAL HEADSET FH4003

Designerski wygląd, doskonała jakość dźwięku oraz wysoka jakość wykonania z metalowym

wykończeniem, która zapewni długotrwałe użytkowa-nie. Dzięki budowie teleskopowej bardzo łatwo można je złożyć i schować do torby. Słuchawki FreeSound emitują

dźwięk o jakości, która porusza serce i umysł. Moc basów i szeroki zakres częstotliwości zapewniają świetny odbiór

różnych gatunków muzyki: rock, jazz, pop czy techno. Dzięki poduszkom na słuchawkach muzyki można

słuchać wygodnie przez wiele godzin. Średnica głośnika: 40 mm.

Cena detaliczna: 119 PLN

56 05/12

UWAGA! Wkrótce na stronie internetowej www.laif.pl ogłosimy konkurs, w którym będzie można wygrać te słuchawki!

LAIF_01_str_54_57_moda_PR.indd 56 14.02.2013 00:11

PIERWSZY W POLSCE NOTEBOOK

13,3” NA ANDROIDZIE OD PLATINET SA

Należąca do PLATINET SA, marka OMEGA, zaoferowała fanom no-

wych technologii pierwszego w Polsce laptopa 13,3” działającego w środo-wisku Android. To kolejny produkt, który po tabletach od 7” do 10,1”oraz smart-

fonie 5” dołącza do rodziny urządzeń Platinet, obsługiwanych przez ten software.OMEGA 13,3” to zwiastun trendu promującego zastosowanie jednego systemu

operacyjnego we wszystkich urządzeniach mobilnych – w tym przypadku Android od wersji 4.0. Poza komfortem korzystania z zasobów sieciowych i multimediów, Android w OMEGA 13,3” dał możliwość uzyskania niezwykle atrakcyjnej ceny. Obok procesora taktowanego zegarem 1,2 GHz i 1,2 GB pamięci podręcznej, urządzenie dysponuje również 16 GB pamięci flash oraz max. rozdzielczością 1280X800. Pojemność zainstalowanej baterii to aż 3200 mAh. Nowoczesny laptop, z przemyślaną konfiguracją podzespołów oraz niedrogim i wydajnym Androidem z pewnością znajdzie nabywców wśród fanów technologii, także tych o skromniejszych zarobkach i do tej pory pomijanych przez producen-tów urządzeń mobilnych.

Sugerowana cena detaliczna OMEGA OAN 133 to 799 zł.

WYTARTE, SPRANE, ZNOSZONE

– ODWAŻNA KOLEKCJA TRAMPEK CONVERSE WELL WORN

W sezonie wiosna/lato 2013 Converse powraca do swoich rockowych korzeni. Na najlepszych koncer-

tach i najgłośniejszych imprezach pojawia się Chuck Taylor All Star Well Worn w takiej formie, jaką kochamy najbar-dziej – znoszone, przybrudzone, pamiętające najpiękniej-sze momenty. Plan na sezon wiosna/lato: odhaczyć kilka

dobrych koncertów i imprez, naładować akumulatory na kolejny mroźny sezon. Bez trampek się nie obędzie

– tyle kilometrów do pokonania, tyle wrażeń i mnóstwo dobrej muzyki. Linia Chuck Taylor All

Star Well Worn idealnie sprawdzi się przy tak postawionych wyzwaniach.

MULTIPAD NOTE 8.0 3G – GŁĘBIA KREACJI OD PRESTIGIO

Prestigio, marka prestiżowych urządzeń i akcesoriów komputero-wych, prezentuje swój najnowszy produkt tabletowy – graficznego MultiPada Note 8.0 3G, który umożliwia sporządzanie odręcznych

notatek oraz rysowanie na dużym, ośmiocalowym wyświetlaczu LCD IPS o rozdzielczości 1024 x 728 pikseli,

za pomocą precyzyjnego rysika.Cena: 1299 PLN.

TECHNOLOGIA, MODA & CIAŁO 57

UWAGA! Wkrótce na stronie internetowej www.laif.pl ogłosimy konkurs, w którym będzie można wygrać dwa takie notebooki!

LAIF_01_str_54_57_moda_PR.indd 57 12.03.2013 22:46

DIABELSKIENASIENIE

MIMO ŻE OD 30 LAT NAGRYWA I KONCERTUJE

PRAKTYCZNIE BEZ PRZERWY, PRZY WYDANIU

KAŻDEJ KOLEJNEJ PŁYTY WZBUDZA EMOCJE

RÓWNIE DUŻE, CO ZALEWAJĄCE NAS OSTATNIO

REAKTYWACJE. JEDNOCZEŚNIE TRAFIA

ZARÓWNO W GUSTA HIPSTERÓW

CZYTAJĄCYCH PITCHFORKA, JAK I ROCKERSÓW

W ŚREDNIM WIEKU, KTÓRYM BLIŻEJ

DO „CLASSIC ROCK MAGAZINE”.

A TO WSZYSTKO DZIĘKI SNUCIU OD TRZECH

DEKAD HISTORII O MORDERCACH, DZIWKACH,

KNAJPIANYCH BIJATYKACH I PIJAKACH.

TEKST: KRZYSZTOF SOKALLA

58 01/13

LAIF_01_str_58_61_nickcave.indd 58 14.02.2013 00:14

DIABELSKIENASIENIE

MIMO ŻE OD 30 LAT NAGRYWA I KONCERTUJE

PRAKTYCZNIE BEZ PRZERWY, PRZY WYDANIU

KAŻDEJ KOLEJNEJ PŁYTY WZBUDZA EMOCJE

RÓWNIE DUŻE, CO ZALEWAJĄCE NAS OSTATNIO

REAKTYWACJE. JEDNOCZEŚNIE TRAFIA

ZARÓWNO W GUSTA HIPSTERÓW

CZYTAJĄCYCH PITCHFORKA, JAK I ROCKERSÓW

W ŚREDNIM WIEKU, KTÓRYM BLIŻEJ

DO „CLASSIC ROCK MAGAZINE”.

A TO WSZYSTKO DZIĘKI SNUCIU OD TRZECH

DEKAD HISTORII O MORDERCACH, DZIWKACH,

KNAJPIANYCH BIJATYKACH I PIJAKACH.

TEKST: KRZYSZTOF SOKALLA

58 01/13

LAIF_01_str_58_61_nickcave.indd 58 14.02.2013 00:14

LEGENDA / NICK CAVE 59

LAIF_01_str_58_61_nickcave.indd 59 14.02.2013 00:14

Każdy projekt Cave’a od-bija się szerokim echem, jednak to płyty nagrywa-ne pod szyldem The Bad Seeds wzbudzają naj-

więcej emocji. Nie inaczej było przy okazji premiery pierwszego od pięciu lat albumu projektu. Tym bardziej że wyda-ny w 2008 roku „Dig, Lazarus, Dig!!!” nie należy do czołówki dorobku Austra-lijczyka, a do tego w 2009 roku, po 36 latach, zespół opuścił Mick Harvey. Za ogłoszeniem daty premiery poszły najbardziej prestiżowe miejsca na plaka-tach festiwali i cała trasa koncertowa, która mimo że nigdy nie dotrze na sta-diony, powoduje, że wciąż wierzymy w potęgę rocka.

WYPUŚCIĆ NIETOPERZE!Zanim Cave trafił na sceny Primavery i Coachelli, grywał w skąpanych w opa-rach alkoholu i papierosów klubach w Melbourne i okolicy. Początkowo, jako The Boys Next Door, a później także poza Australią, pod szyldem The Birth-day Party. Oba zespoły specjalizowały się w łączeniu różnych mrocznych wpły-wów, od sceny no wave poprzez post-punka i wpływy gotyckie, na noise rocku skończywszy. Niepokojącego wizerunku dopełniały teksty Cave’a, w których ten

poruszał starotestamentowe tematy w ro-dzaju grzechu i potępienia. Zespół za-pracował sobie na miano kapeli gotyc-kiej, co na tyle rozsierdziło lidera, że postanowił napisać piosenkę będącą bezceremonialną kpiną z gotów. Tak się złożyło, że „Release the Bats” potencjal-nym celom ataku bardzo się spodobało i szybko urosło do miana kultowego.

POSTPUNKOWY RYNSZTOKPo 10 latach Cave wraz z Harveyem uznali, że The Birthday Party i związany z nim tryb życia w myśl zasad sex drugs & rock’n’roll ich zmęczył, po czym roz-wiązali grupę. Wówczas do życia powo-łano projekt znany pierwotnie jako Nick Cave – Man Or Myth?, a później prze-kształcony w Nick Cave and the Bad Seeds, w którego skład poza wspomnia-ną dwójką weszli Blixa Bargeld i Barry Adamson. Kontynuowano wypracowane przez The Birthday Party brzmienie, wzbogacając je o elementy bluesowe i osadzając w brudnym postpunkowym rynsztoku. Od debiutanckiego „From Her to Eternity” aż do 1986 roku zespół nagrywał przede wszystkim surowe i od-stręczające numery, w których Cave krzyczał, skandował, wył, a okazyjnie także śpiewał, starając się, aby teksty były równie odrażające co muzyka.

BALLADY MORDERCÓWZespół skończył wyżywać się na słucha-czach w okolicach 1988 roku. Brzmienie wydanego wówczas albumu „Tender Prey” było milsze dla ucha, a Cave chętniej niż krzyczał, śpiewał i melodeklamował. Zespół dopracowywał swoją muzykę przez kilka kolejnych albumów, aby wraz wydaniem słynnych „Ballad morderców”, osiągnąć szczyt w 1996 roku. Otwierają-cy album utwór „Song of Joy”, w którym Cave niezwykle niskim głosem opowiada tragiczną historię Joy i jej rodziny, mroził krew w żyłach, a akompaniament The Bad Seeds tworzył z niego jedno z najbardziej niepokojących nagrań w historii muzyki al-ternatywnej. Resztę albumu wypełniły inne historie morderstw, gwałtów i rozbojów przedstawione na różne sposoby. Naj-większy posłuch zdobyła opowieść o dwojgu kochanków, w której on roztrza-skał jej głowę kamieniem. „Where the Wild Roses Grow” zaśpiewane wspólnie z Kylie Minogue trafiło na listy przebojów i sprze-dało się w kilkuset tysiącach egzemplarzy. Mimo brutalnego tekstu utwór chętnie gra-ły mainstreamowe stacje radiowe; trafił on też na popowe składanki w rodzaju „Bra-vo Hits”. Na wydanym rok później „The Boatman’s Call” Cave jeszcze bar-dziej odchudził brzmienie zespołu, opiera-jąc utwory przede wszystkim na swoim

60 01/13

LAIF_01_str_58_61_nickcave.indd 60 14.02.2013 00:14

Każdy projekt Cave’a od-bija się szerokim echem, jednak to płyty nagrywa-ne pod szyldem The Bad Seeds wzbudzają naj-

więcej emocji. Nie inaczej było przy okazji premiery pierwszego od pięciu lat albumu projektu. Tym bardziej że wyda-ny w 2008 roku „Dig, Lazarus, Dig!!!” nie należy do czołówki dorobku Austra-lijczyka, a do tego w 2009 roku, po 36 latach, zespół opuścił Mick Harvey. Za ogłoszeniem daty premiery poszły najbardziej prestiżowe miejsca na plaka-tach festiwali i cała trasa koncertowa, która mimo że nigdy nie dotrze na sta-diony, powoduje, że wciąż wierzymy w potęgę rocka.

WYPUŚCIĆ NIETOPERZE!Zanim Cave trafił na sceny Primavery i Coachelli, grywał w skąpanych w opa-rach alkoholu i papierosów klubach w Melbourne i okolicy. Początkowo, jako The Boys Next Door, a później także poza Australią, pod szyldem The Birth-day Party. Oba zespoły specjalizowały się w łączeniu różnych mrocznych wpły-wów, od sceny no wave poprzez post-punka i wpływy gotyckie, na noise rocku skończywszy. Niepokojącego wizerunku dopełniały teksty Cave’a, w których ten

poruszał starotestamentowe tematy w ro-dzaju grzechu i potępienia. Zespół za-pracował sobie na miano kapeli gotyc-kiej, co na tyle rozsierdziło lidera, że postanowił napisać piosenkę będącą bezceremonialną kpiną z gotów. Tak się złożyło, że „Release the Bats” potencjal-nym celom ataku bardzo się spodobało i szybko urosło do miana kultowego.

POSTPUNKOWY RYNSZTOKPo 10 latach Cave wraz z Harveyem uznali, że The Birthday Party i związany z nim tryb życia w myśl zasad sex drugs & rock’n’roll ich zmęczył, po czym roz-wiązali grupę. Wówczas do życia powo-łano projekt znany pierwotnie jako Nick Cave – Man Or Myth?, a później prze-kształcony w Nick Cave and the Bad Seeds, w którego skład poza wspomnia-ną dwójką weszli Blixa Bargeld i Barry Adamson. Kontynuowano wypracowane przez The Birthday Party brzmienie, wzbogacając je o elementy bluesowe i osadzając w brudnym postpunkowym rynsztoku. Od debiutanckiego „From Her to Eternity” aż do 1986 roku zespół nagrywał przede wszystkim surowe i od-stręczające numery, w których Cave krzyczał, skandował, wył, a okazyjnie także śpiewał, starając się, aby teksty były równie odrażające co muzyka.

BALLADY MORDERCÓWZespół skończył wyżywać się na słucha-czach w okolicach 1988 roku. Brzmienie wydanego wówczas albumu „Tender Prey” było milsze dla ucha, a Cave chętniej niż krzyczał, śpiewał i melodeklamował. Zespół dopracowywał swoją muzykę przez kilka kolejnych albumów, aby wraz wydaniem słynnych „Ballad morderców”, osiągnąć szczyt w 1996 roku. Otwierają-cy album utwór „Song of Joy”, w którym Cave niezwykle niskim głosem opowiada tragiczną historię Joy i jej rodziny, mroził krew w żyłach, a akompaniament The Bad Seeds tworzył z niego jedno z najbardziej niepokojących nagrań w historii muzyki al-ternatywnej. Resztę albumu wypełniły inne historie morderstw, gwałtów i rozbojów przedstawione na różne sposoby. Naj-większy posłuch zdobyła opowieść o dwojgu kochanków, w której on roztrza-skał jej głowę kamieniem. „Where the Wild Roses Grow” zaśpiewane wspólnie z Kylie Minogue trafiło na listy przebojów i sprze-dało się w kilkuset tysiącach egzemplarzy. Mimo brutalnego tekstu utwór chętnie gra-ły mainstreamowe stacje radiowe; trafił on też na popowe składanki w rodzaju „Bra-vo Hits”. Na wydanym rok później „The Boatman’s Call” Cave jeszcze bar-dziej odchudził brzmienie zespołu, opiera-jąc utwory przede wszystkim na swoim

60 01/13

LAIF_01_str_58_61_nickcave.indd 60 14.02.2013 00:14

LEGENDA / NICK CAVE

wokalu i fortepianie. Teksty stały się z kolei bardziej osobiste i nieraz skierowane były do konkretnych osób, pojawiających się w życiu muzyka (głównie do PJ Harvey, z którą spotykał się przez pewien czas).

HEROINA, ROZSTANIE I NIETYKALNOŚĆOd tamtego momentu płyty The Bad Seeds zaczęły ukazywać się większych odstępach. Początkowo z powodu wal-ki Cave’a z uzależnieniem od alkoholu i heroiny, później w wyniku próby po-wrotu do bardziej zespołowego podej-ścia do tworzenia muzyki (album „Noc-turama”). W 2004 roku Blixa Bargeld uznał, że chce bardziej skupić się na Einsturzende Neubauten i opuścił zespół po 21 latach. W tym samym roku ukazał się album „Abattoir Blues/The Lyre of Orpheus”, który był najbardziej rozbudowanym i zróżnicowanych dzie-łem w historii zespołu. Entuzjastyczne recenzje napływające z całego świata ugruntowały kultowy status Cave’a i wy-windowały go na poziom, który pozwa-lał mu na przejście na emeryturę w glo-rii i chwale.

NOWE WYZWANIACave jednak ani myślał o emeryturze i za-miast tego zaczął poświęcać się coraz

to nowym zajęciom. Wraz z australijskim reżyserem Johnem Hillcoatem stworzył fil-mowy tandem, w którym odpowiadał za sce-nariusze i ścieżkę dźwiękową. Współpraca zaowocowała dotychczas trzema filmami: „Propozycją”, „Drogą”, a ostatnio „Gang-sterem”. Do dwuosobowej drużyny dołą-

czył kolega Cave’a z zespołu – Warren Ellis, który stał się współkompozytorem ście-żek dźwiękowych. Ellis współpracował z Cave’m także przy innym projekcie. W 2006 roku powołano do życia grupę Grinderman, w której Cave, Ellis, a także Jim Sclavunos i Martyn P. Casey skupili się na bardziej niepokornej niż w The Bad Seeds muzyce. Garażowe brzmienie po-zwoliło Cave’owi dotrzeć do młodszych fa-nów, dla których stare The Bad Seeds było zbyt surowe, a nowe zbyt poważne.Ostatnio Cave realizuje się także jako pi-sarz. Jego druga powieść opowiadająca o przesyconej narkotykami i alkoholem podróży brytyjskiego komiwojażera i jego syna zdobyła uznanie brytyjskich krytyków, a także innych pisarzy, w tym autora „Trainspotting”, Irvine’a Welsha.Przez całe życie Cave tułał się po świecie, mieszkając w Melbourne, Londynie, za-chodnim Berlinie, Sao Paulo, aby w końcu osiąść w Brighton and Hove w Anglii. Swo-ją muzyczną ewolucję lubi porównywać ze zmianami w swojej duchowości. Dekla-ruje, że jest chrześcijaninem, jednak jego podejście do wiary jest dość luźne. Jego duchowość ewoluowała od fascynacji mrocznym i brutalnym Starym Testamentem do zainteresowania Nowym, który w swo-jej wymowie jest mniej radykalny. Podobnie jak muzyka Cave’a w ostatnich latach.

61

NICK CAVE & THE BAD SEEDS„PUSH THE SKY AWAY”PREMIERA: 18.02. – GDYBYM MIAŁ UŻYĆ BANAL-NEJ METAFORY, PORÓWNU-JĄC WSZYSTKIE ALBUMY DO DZIECI, TO TEN JEST JAK DUCH DZIECKA W INKUBATO-RZE – POWIEDZIAŁ O PŁYCIE OJCIEC, CZYLI NICK CAVE.

LAIF_01_str_58_61_nickcave.indd 61 14.02.2013 00:14

Jak wiadomo, wszystko, co robi-my na Facebooku, robimy ze względu na innych. Co inni pomyślą i co powiedzą, ilu znajo-mych polubi, a kto skomentuje

– to codzienne problemy Mieszkańców Pierwszego Świata, które towarzyszą nam, kiedy wrzucamy na walle swoje szczerozłote myśli, głębokie jak ocean refleksje oraz błyskotliwe obserwacje typu „pada śnieg!”. A muzyka? Jakie ma miejsce w tym życiu na pokaz? Ta sfera, wydawałoby się, intymnego i osobistego doświadczenia, w fejso-wym hyde parku prowadzi żywot nie-zwykle bujny i wielowymiarowy. Dla-czego? Bo, jak się okazuje, muzyką można bardzo wiele powiedzieć. Co na przykład? Wyróżnijmy kilka ty-pów wiadomości, które wysyłamy zna-jomym pomiędzy linkami.

SERENADAOczywiście najczęstszym komunikatem jest rozpostarcie przed światem pawie-go, godowego ogona. Wklejając „Sex is on fire” Kings of Leon objawiam się znajomym jako dziki kochanek w na-stroju na coś absolutnie szalonego. Kto wie, może na najbliższej imprezie uda się pocałować koleżankę, która po-lubi mój link? Przynajmniej w policzek?

CZERWONY PASEKWszyscy mamy znajomych, którzy za-wsze i koniecznie muszą być pierwsi. Wysyłasz takiemu link do nowej piosen-ki, która bardzo ci się spodobała – i zo-stajesz wyśmiany. Przecież on wrzucił to na ścianę już 1,5 godziny temu! To Prymusi, Odkrywcy Nieznanych Lą-dów, Przewodnicy. Żyją w ciągłym stra-chu, że ktoś ich wyprzedzi, dlatego na wszelki wypadek panicznie zasypują nas tweetami, postami i wpisami na blo-gach, które mają udowodnić, że wciąż są czujni i nieustająco trzymają rękę na pulsie. Ich rozpaczliwych zapędów

nie studzi niestety fakt, że niewiele nas to wszystko obchodzi.

NISZACi, którzy uwielbiają obnosić się ze swo-ją offowością, nie mają dziś łatwo. Kie-dyś mogli wymachiwać szpulami, kaseta-mi i winylami zespołów nieznanych nawet ich członkom – dziś każdy głupi może trafić na jutjubie na zapis koncertu mongolskiego performera dla jego 3 ja-ków. Ale cóż zrobić, bycie poza main-streamem uzależnia – trzeba zacisnąć zęby i przeczesywać net w poszukiwa-niu najdziwniejszych, najmniej popular-nych i kompletnie niezrozumiałych wy-czynów artystycznych. Może jeszcze przez chwilę uda się utrzymać opinię pełnego kuszącej głębi ekscentryka.

BEKANie wszyscy mają siły i środki na po-ważną walkę. Jeśli mimo to chcą być fajni i lubiani, pozostaje im droga beki. Szerokim korytem przelewa się więc przez nasze news feedy rzeka śmiesz-nych przeróbek, parodii, shredów i różnej maści muzycznego „LOL-con-tentu”. Prosty przepis na sukces? Wklej w tej chwili link do „Somebody that I used to know” Gotye. Wyjdziesz na niezłego jajcarza, a może nawet ironistę. Nagroda – 6 lajków i komen-tarz. Oczywiście: „LOL”.

WYJĄTKIJakkolwiek trudno w to uwierzyć, są tacy, którzy wklejają linki do piosenek, które… im się spodobały. Czemu to ro-bią? Dzielą się z paroma bliskimi oso-bami czymś, co było dla nich ciekawe, ważne, inspirujące? A może zapisują tę chwilę dla siebie, tak, żeby móc do niej wrócić w swoich facebookowych pa-miętnikach? To chyba naiwne, ale – uwa-ga – to właśnie w takie linki warto klik-nąć. Nawet jeśli nie ma przy nich żadnego lajka.

MIĘDZY LINKAMI

TEKST: MACIEJ KACZYŃSKI

62 01/13

LAIF_01_str_62_felieton.indd 62 14.02.2013 00:15

Jak wiadomo, wszystko, co robi-my na Facebooku, robimy ze względu na innych. Co inni pomyślą i co powiedzą, ilu znajo-mych polubi, a kto skomentuje

– to codzienne problemy Mieszkańców Pierwszego Świata, które towarzyszą nam, kiedy wrzucamy na walle swoje szczerozłote myśli, głębokie jak ocean refleksje oraz błyskotliwe obserwacje typu „pada śnieg!”. A muzyka? Jakie ma miejsce w tym życiu na pokaz? Ta sfera, wydawałoby się, intymnego i osobistego doświadczenia, w fejso-wym hyde parku prowadzi żywot nie-zwykle bujny i wielowymiarowy. Dla-czego? Bo, jak się okazuje, muzyką można bardzo wiele powiedzieć. Co na przykład? Wyróżnijmy kilka ty-pów wiadomości, które wysyłamy zna-jomym pomiędzy linkami.

SERENADAOczywiście najczęstszym komunikatem jest rozpostarcie przed światem pawie-go, godowego ogona. Wklejając „Sex is on fire” Kings of Leon objawiam się znajomym jako dziki kochanek w na-stroju na coś absolutnie szalonego. Kto wie, może na najbliższej imprezie uda się pocałować koleżankę, która po-lubi mój link? Przynajmniej w policzek?

CZERWONY PASEKWszyscy mamy znajomych, którzy za-wsze i koniecznie muszą być pierwsi. Wysyłasz takiemu link do nowej piosen-ki, która bardzo ci się spodobała – i zo-stajesz wyśmiany. Przecież on wrzucił to na ścianę już 1,5 godziny temu! To Prymusi, Odkrywcy Nieznanych Lą-dów, Przewodnicy. Żyją w ciągłym stra-chu, że ktoś ich wyprzedzi, dlatego na wszelki wypadek panicznie zasypują nas tweetami, postami i wpisami na blo-gach, które mają udowodnić, że wciąż są czujni i nieustająco trzymają rękę na pulsie. Ich rozpaczliwych zapędów

nie studzi niestety fakt, że niewiele nas to wszystko obchodzi.

NISZACi, którzy uwielbiają obnosić się ze swo-ją offowością, nie mają dziś łatwo. Kie-dyś mogli wymachiwać szpulami, kaseta-mi i winylami zespołów nieznanych nawet ich członkom – dziś każdy głupi może trafić na jutjubie na zapis koncertu mongolskiego performera dla jego 3 ja-ków. Ale cóż zrobić, bycie poza main-streamem uzależnia – trzeba zacisnąć zęby i przeczesywać net w poszukiwa-niu najdziwniejszych, najmniej popular-nych i kompletnie niezrozumiałych wy-czynów artystycznych. Może jeszcze przez chwilę uda się utrzymać opinię pełnego kuszącej głębi ekscentryka.

BEKANie wszyscy mają siły i środki na po-ważną walkę. Jeśli mimo to chcą być fajni i lubiani, pozostaje im droga beki. Szerokim korytem przelewa się więc przez nasze news feedy rzeka śmiesz-nych przeróbek, parodii, shredów i różnej maści muzycznego „LOL-con-tentu”. Prosty przepis na sukces? Wklej w tej chwili link do „Somebody that I used to know” Gotye. Wyjdziesz na niezłego jajcarza, a może nawet ironistę. Nagroda – 6 lajków i komen-tarz. Oczywiście: „LOL”.

WYJĄTKIJakkolwiek trudno w to uwierzyć, są tacy, którzy wklejają linki do piosenek, które… im się spodobały. Czemu to ro-bią? Dzielą się z paroma bliskimi oso-bami czymś, co było dla nich ciekawe, ważne, inspirujące? A może zapisują tę chwilę dla siebie, tak, żeby móc do niej wrócić w swoich facebookowych pa-miętnikach? To chyba naiwne, ale – uwa-ga – to właśnie w takie linki warto klik-nąć. Nawet jeśli nie ma przy nich żadnego lajka.

MIĘDZY LINKAMI

TEKST: MACIEJ KACZYŃSKI

62 01/13

LAIF_01_str_62_felieton.indd 62 14.02.2013 00:15 LAIF_01_str_62_felieton.indd 63 14.02.2013 00:15