maga-zine

21
MAGA-ZINE CARLA BLEY. Czarna opera słów. LECH MAJEWSKI. Elektroniczny gobelin. SIERPIEŃ 2012 CENTRUM KOPERNIKA. Dumna architektura.

Upload: agnieszka-gietko

Post on 09-Mar-2016

212 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

First magazine I've designed from a to z. This was an my work for Newspaper and magazine design classes on Academy of Fine Arts in Warsw, Poland.

TRANSCRIPT

Page 1: Maga-zine

MAGA-ZINE

CARLA BLEY. Czarna opera słów.

LECH MAJEWSKI.Elektroniczny gobelin.

SIERPIEŃ 2012

CENTRUM KOPERNIKA.Dumna architektura.

Page 2: Maga-zine
Page 3: Maga-zine
Page 4: Maga-zine

jest postacią w Polsce mało rozpoznaną, co być może odpowiada  jej szczególnej, nietypowej roli w historii jazzu Carla Bley odwiedziła Filhar-monię Narodową w Warszawie 6 grudnia ubiegłe-go  roku. Jako  twórczyni  przynależy do  „osobli-wego  i  paradoksalnego  zjawiska, które zwie się «kompozytor jazzowy»” – jak mówi Joachim Ernst Berendt. Bley jest postacią w  Polsce mało  rozpo-znaną, co  być może odpowiada  jej szczególnej, nietypowej roli w historii jazzu. A przecież zasłu-gi kwalifikują ją do panteonu. Z jednej strony łączy Europę z Ameryką, z drugiej tak niekonwencjonal-

nie i z dystansu przetwarza jazzowe składniki, co nie raz prowadziło do przedefiniowa-

nia jazzu w ostatnich dekadach.

Page 5: Maga-zine

Borg (bo  takie jest jej prawdziwe nazwisko) uro-dziła się w 1936 roku w Oakland w Kalifornii, i w zakresie podstaw  muzyki  odebrała  wykształcenie u  ojca, muzy-ka  kościelnego  – poza  tym jest samoukiem. Nazwiskiem estradowym obdarzył ją pierwszy mąż – legendarny pia-nista Paul Bley – który jako  jeden z pierwszych wykony-wał komponowane przez nią tematy. Od około roku 1960 roku do dziś „And Now the Queen”, „Ictus”, „Ida Lupino”, „Jesus Maria”, „King Korn”, „Sing Me Softly of the Blues”, „Vaskar” i liczne inne pojawiły się na płytach artystów tak odmiennych, jak Cindy Blackman, Don Ellis, Art Far-mer, Jan Garbarek, Jimmy Giuffre, John McLaughlin, Jaco  Pastorius i  George Russell. Już z  drugim partnerem życiowym – i kolejną arcyciekawą postacią jazzu – tręba-czem Michaelem Mantlerem, w  roku  1964 roku  założy-ła  Jazz  Composer’s Orchestra  i  współtworzyła  nowator-skie organizacje promujące awangardę (nie tylko jazzową). Zamawiano  wielkie freejazzowe formy u  Dona  Cherry-’ego, Leroya  Jenkinsa, Grachana  Moncura  III, Roswel-la  Rudda  i  Clifforda  Thorntona, wymagające dużych składów. JCO  istniała  do  roku  1975, ale rozmaite składy bigbandu Bley to „ciąg dalszy” Orkiestry.

pianistka  określana  jest jako  „nieszczególna” (i  zwykle pełni  w  swoich zespołach rolę drugoplano-wą), natomiast przełom lat 60. i  70. ukazał jej unikalny talent w roli kompozytora i aranżera jazzowego za sprawą serii  pełnych rozmachu, monumentalnych, wieloczęścio-wych form, pożytkujących elementy jazzu  i  jego  muzy-ków  w  szerszym, często  teatralno-literackim kontekście.Została zauważona za sprawą „A Genuine Tong Funeral” (1968) – płyty firmowanej nazwiskiem Gary’ego Burtona. „Czarna opera bez słów” przewidziana (ale niezrealizowa-na) została  jako  przedstawienie kostiumowe i  w  swoim syntetyczno-eklektycznym nastawieniu  ujawniała  podo-bieństwa z ówczesną twórczością Burtona. Nagranie wyła-nia grupę muzyków związanych z Bley na dłużej, jak Steve Lacy, Gato Barbieri, Larry Coryell i Steve Swallow.

Jazz  Composer’s Orchestra  pod kierownictwem Mantlera  wydała  „Communications” z  udziałem Bley i  Cecila  Taylora  w  roli  pianistów. Charakterystyczny aranż Mantlera  obejmuje liczne niskie dęciaki  i  10 kon-trabasów  (same gwiazdy!), pozostawiając wiele prze-strzeni  dla  solistów. Autorzy „Przewodnika  po  płytach jazzowych” – Richard Cook i  Brian Morton – określają to dzieło jako „bardzo typowe dla owego czasu”.

W  roku  1969 ukazała  się płyta  Charliego  Hade-na  „Liberation Music Orchestra”, znów  ze znajomy-mi  nazwiskami, z  udziałem Dona  Cherry’ego. Suita  pie-śni  z  hiszpańskiej wojny domowej w  aranżacji  Bley w symptomatyczny sposób przejawia lewicujące wiązanie idei społecznych z nurtem free.

cc z a r n a o p e r a

b e z   s ł ó w

19

Page 6: Maga-zine

Lata  70. i 80.

Cook i Morton nauczają, że dorobek Carli  jest nierów-ny i  wyróżniają pięć płyt sygnowanych jej nazwiskiem. Po  „Escalator” wskazują spójniejszą, bardziej wydestylo-waną, ale i na mniejszą skalę zakrojoną „Tropic Appetites” (1974), wydaną – jak wszystkie kolejne – przez  własną wytwórnię Watt; jeden ze składników  działalności  pro-mocyjno-organizacyjnej kompozytorki. Z  maestrią łącząc odmienne składniki  i  najrozmaitsze źródła, Bley zawsze je osobliwie przetwarza, przekomponowuje, nie popełniając grzechów późniejszej world music. Najbardziej wyraźny jest jej powściągliwy, dawkowany, a zarazem pełen niespodzia-nek kompozytorski  idiom – ażurowe faktury i  delikatne, akwarelowe barwienie. Na  tym tle szczególnie porywające są chrapliwe lamenty Barbieriego. Obok niego  na  płycie zagrali  między innymi  Dave Holland, Howard Johnson i „nadworna” wokalistka Julie Tippets.

W latach 70. i wczesnych 80. sporo tytułów wydała Bley z  Mantlerem. Obok często  pojawiających się nazwisk z  pierwszych stron (jazzowych) gazet – na  przykład Jac-ka DeJohnette i Tony’ego Williamsa odpowiednio na „The Hapless Child” (1976) i  „Movies” (1978) firmowanych

Za wizytówkę Bley z tamtych czasów uznaje się operę jazzzową „Escalator over the Hill” (1971) – dzie-

ło na skalę wyjątkowo rzadko w jazzie spotykaną. Słuchając jej, uświadamiamy sobie, że dla kompozytorki free to jedy-nie jeden ze środków, obok szczególnego poczucia humoru, muzyki dziecięcej, cyrkowej, tanecznej, użytkowej, kabare-towej, wodewilowej i wycieczek w stronę modnych w owym czasie zjawisk popkultury. „Escalator” w  efekcie nie opo-wiada  się po  żadnej stronie rozdźwięku  między mainstre-amem a free, który właśnie przecież zaczynał determinować dalsze życie jazzowe: można  powiedzieć, że jest rozsądnie przyjazny dla  mających kłopoty z  odbiorem dysonansów. Oscylowanie nastrojów  pomiędzy poważną muzyką elek-troniczną a  rockiem psychodelicznym, pomiędzy chwy-tliwymi  melodiami  a  schromatyzowaną linią wokalną, feeria  śpiewaków  prezentujących rozmaite style, ekspre-sje i  zachowania  w  „nieprzeniknionym” (Cook i  Morton) libretcie Paula Haynesa, kontrastowanie time’u i non-time, kpiący, żartobliwie-żałosny ton zdefiniowały kompozytor-ski język Bley.

Wśród licznych instrumentalistów  zarejestrowanych na przestrzeni czterech lat pojawiają się Cherry, Haden, Jim-my Lyons, John McLaughlin, Dewey Redman, Paul Motian. Powstały patchwork oceniany bywa jako niespójny. Słucha-jąc go  w  1998 roku  na  Umbria  Jazz  (w  nowej instrumen-tacji  Jeffa  Friedmana  – było  to  jedno  z  pierwszych wyko-nań na  żywo) odniosłem wrażenie, iż to  „hałaśliwy fresk”.

2o

Page 7: Maga-zine

nazwiskiem męża  – a  także niejazzowych, jak Jack Bruce (znany z  Cream) i  Nick Mason (Pink Floyd), także na tych płytach Carli Bley towarzyszy w karierze stosun-kowo ścisłe, tasujące się grono muzyków, spośród których coraz ważniejszy staje się kolejny partner życiowy – basista Steve Swallow.

nacechowane uwielbieniem dla  „olbrzyma  zza  gór” europejskie nastawie-nie Bley ulega pewnemu przekształceniu. „Live!” (1982) znacznie bliższa  jest main-streamowi, łącząc nie pozbawiony drapieżności  i  pełny wigoru, niemal funkowy groove z  sentymentalnymi  wycieczkami  w  rejony niepokojąco  kojarzące się z  adult oriented rock. Również koncertowa  „Fleur Carnivore” (1989) to  softer side kom-pozytorki  w  rozkwicie. Swingująca, przystępna, znacznie oszczędniej pożytkuje charakter yst yczne, smakowite kontrastowe struktury, wciąż jed- nak słyszymy – między innymi  za  sprawą oryginalności  w  posłu-giwaniu  się dużym składem – że nie jest to  bigbandowy main- stream. W „Dziewczynie, która  płakała  szam- panem” na  harmonijce ustnej zagrała  córka, Karen Mantler. Wreszcie „The Carla  Bley Big Band Goes to  Church” – koncert zarejestro- wany w  kościele w  Peru-

gii na festiwalu Umbria Jazz w roku 1996. Ach, żeby tak brzmiała muzyka religijna...

przekornie sakralnym, w  związku  z  opublikowaną w  roku  2009 płytą „Carla-’s Christmas Carols”, artystka  pojawiła  się w  Warszawie z  towarzyszeniem Swallo-wa i Kwintetu Dętego Eda Partyki. Skład raczej niekonwencjonalny, lecz jakże dobrze odpowiadający temperamentowi kompozytorki. Z wdziękiem i humorem zapowiada-ła kolejne melodie, przynależące do anglosaskiej tradycji świątecznej: „«Cicha noc» wymagała  ulepszenia, więc dodałam nieco  Cole Portera  i  teraz  jest «Cicha  noc i dzień»”. Błyszczał Kwintet, któremu od czasu do czasu oddawano estradę na wyłącz-ność; uniwersalny zespół świadom rozmaitych tradycji zespołów dętych – od orkiestr ulicznych po religijną muzykę poważną. Świetny jazzowy zaśpiew, kontrolowana nie-dbałość, przyjemna odmiana wobec sterylnego wykonawstwa zespołów dętych zwykle goszczących w Filharmonii. Znakomity trębacz Tobias Weidinger.

przybyła publiczność – jak mi się zdawało – raczej dla prestiżu niż dla tej właśnie muzyki. Niemniej Carla  potrafiła  odnaleźć się w  tej sytuacji: właściwie każdy temat zagrany został przewrotnie, ale nie tak, żeby publiczność „koncertu kolęd jazzowych” się zorientowała. Przemiły koncert, naznaczony poważnym już wiekiem liderki i przy-należnym mu  wyciszeniem, ale z  rzadka  tylko  monotonny. Wprawdzie wolę wcze-śniejsze płyty Carli i chętnie zobaczyłbym ją w Warszawie w innej roli, ale...WWróćmy do  Berendta. „Jej kompozycje i  orkiestracje są fantazyjnymi  kolażami  swingujących elementów jazzu i hymnów narodowych, prostych piosenek dziecięcych i masywnych klasterów, przesiąkniętych wrażliwą, często  humorystyczną krytyką społeczną.” Jest autorką „być może najbardziej oryginalnych kompozycji  po  Theloniousie Monku”. Doceniona w kręgach akademickich, Bley cieszyła się między innymi istnieniem Bley

w   W a r s z a -c a r -

Antoni Beksiak

W duchu

Page 8: Maga-zine

. . . .

Widzieć/wiedzieć

Wybór najważniejszych

tekstów o dizajnie

Taxi Opowieści z kursów po Kairze

Sztuka musi działać!

Rozmowy z artystami o Andrzeju

Wróblewskim

. . . . . . . . . .

Page 9: Maga-zine

lisko  czterdzieści  tekstów, zwięzły przegląd teorii  i  histo-

rii  dizajnu ostatnich stu lat, lecz  tak naprawdę – niezbędnik każdego projektan-ta  i niewyczerpane źródło  inspiracji. To nie jest kolejna  książka  z  obrazkami. To  eseje, apele i  polemiki  najważniejszych teorety-ków  i  praktyków  projektowania  graficzne-go. Jedyne, co  może zirytować bardziej niż zapomnienie lub zignorowanie cię przez na-stępne pokolenia, to  przyglądanie się, jak powtarzają twoje głupie błędy – pisze Jeffe-ry Keedy. Po raz pierwszy polscy czytelnicy mają okazję prześledzić gorące dyskusje towarzyszące kształtowaniu się nowocze-snego dizajnu.

Projektowanie graficzne jakie jest, każdy widzi. Dobry projekt powinien być satys-fakcjonujący estetycznie i  funkcjonalny. Punktem wyjścia  i  sednem naszej działal-ności  jest praca  nad tym, co  postrzegamy. Opłaca się jednak uzupełnić własną wiedzę. Jest to  o  tyle przyjemne, że – jak pokazuje niniejsza  antologia  – pisać o  projektowa-niu można  na  rozmaite sposoby: znajdują się tu zdyscyplinowane naukowe rozważa-nia  i  pełne dowcipu wariackie filipiki  (cza-sem nawet w tym samym tekście!…). Łączy je wszystkie autentyczna pasja dla dziedziny, którą się zajmujemy, i  zrozumienie faktu, że skoro  jesteśmy projektantami, powinni-śmy naszej pracy nadać jakiś sens.

o  książka  dla  tych, którzy chcieliby wiedzieć, dlaczego  na  egipskie ulice

wyszli  ludzie i  wyjechały czołgi. Po  Kairze jeździ  80 tysięcy taksówek. Kierowca  każ-dej z  nich zna  – jak wszędzie w  tym fachu – tysiące historii. Chalid al-Chamisi zapisał rozmowy z  58 kairskimi  taksówkarzami. Opowiadają mu o największych bolączkach kraju: niedowładzie władzy, korupcji urzęd-ników  i  bezkarności  policji. Zwyczajni  ludzie, kairscy taksówkarze, opisują szcze-rze, przejmująco  i  dobitnie, jak naprawdę żyje się w Egipcie: odnawianie prawa jazdy to  droga  przez  mękę, spotkanie z  drogów-ką oznacza  utratę całodziennego  zarobku, a ludzie żyją z dnia na dzień modląc się, żeby nie przydarzyła  się im choroba  albo  inne nieszczęście.

Narrator książki, dziennikarz, opisuje też surrealistyczną wycieczkę po  korytarzach władzy, którą odbył po  to, by zadać niewy-godne pytanie wyższemu urzędnikowi  – i oczywiście nie uzyskać na nie odpowiedzi. Za  to  w  mediach królują – znane i  u nas – tematy zastępcze, jak na  przykład wiel-ki  projekt „Tuszka” (gigantyczne i  nieuda-ne przedsięwzięcie irygacyjne zmierzające do stworzenia nowej doliny Nilu) albo luk-susowe Taxi Stołeczne, przeznaczone dla ob-cokrajowców. W tym wszystkim Egipcjanie próbują żyć godnie, pięknie albo  chociaż z  poczuciem humoru. Z  TAXI  wyłania  się portret narodu w  stanie wrzenia, na  skraju wybuchu od co najmniej 30 lat.

ndrzej Wróblewski to jeden z najwy-bitniejszych polskich malarzy XX

wieku, wielka osobowość, postać tragiczna, człowiek dokonujący fundamentalnych wyborów, świadek dwóch totalitaryzmów. Ale Wróblewski  to  także (a  może przede wszystkim) twórca, który przez  ostatnie półwiecze inspirował kolejne pokolenia  ar-tystów. Autorzy rozmawiają z  artystami  repre-zentującymi  różne style i  generacje: Woj-ciechem Fangorem, Jerzym Lewczyńskim, Mirosławem Bałką, Jarosławem Modzelew-skim, Markiem Sobczykiem, Ryszardem Woźniakiem, Wilhelmem Sasnalem, Woj-ciechem Bąkowskim, Piotrem Bosackim, Różą Litwą i  Jakubem Julianem Ziółkow-skim. Tom zamyka pierwszy opublikowany

wywiad z  Martą Wróblewską, córką mala-rza. Piotr Bazylko (ur. 1968) i Krzysztof Ma-siewicz  (ur.1969) kolekcjonerzy polskiej sztuki  najnowszej, autorzy bloga  ArtBaza-ar, który stał się jednym z  najważniejszych miejsc poświęconych sztuce w  polskim Internecie. Autorzy głośnych książek Prze-wodnik kolekcjonera sztuki najnowszej i 77 dzieł sztuki  z  historią. Założyciele wytwór-ni płytowej ArtBazaar Records.

ww

w.karakter.pl

ww

w.40000m

ala-

. . . .. . . . . . . . . .

Page 10: Maga-zine

Rar-2. Laboratorium architektury Jan Kubecul.Szyb Walenty 26a, 41-700 Ruda Śląska, Polska

E - mail: [email protected]

Międzynarodowy konkurs architektoniczny na  projekt Centrum Nauki  “Kopernik” rozstrzy-gnięto  w  grudniu  2005 roku. Wynik był zaskocze-niem. Wygrało  RAr-2 Laboratorium Architektury - młoda  i  niewielka, bo  licząca  kilka  osób, pracow-nia z Rudy Śląskiej.

- Byliśmy wtedy bardziej znani  za  granicą niż w kraju. Mieliśmy na koncie mało realizacji, bo intere-sowały nas głównie konkursy - mówi Jan Kubec, główny projektant Kopernika, na co dzień również wykładow-ca Politechniki Śląskiej.

Kiedy w  Rudzie Śląskiej architekci  świętowa-li zwycięstwo, nie wiedzieli jeszcze, jak trudne czeka ich zadanie. Problemem była  sama  działka  - w  znakomitej lokalizacji  nad rzeką, za  to  przecięta  tunelem Wisło-strady. Gmach nie mógł obciążyć tunelu. Niczym most musiał być zawieszony nad nim. - Budynek musiał być maksymalnie elastyczną skorupą, która  byłaby w  sta-nie przyjąć eksponaty, których jeszcze nie znaliśmy. Tematy wystaw  były już oczywiście przygotowane, ale nikt jeszcze nie wiedział, co dokładnie się na nie złoży -

mówi Kubec.

Jurorów zachwyciło to, co często bywa pod-kreślane jako  wielki  atut śląskiej architektu-ry - niechęć do  zawłaszczania  przestrzeni  czy zdominowania  jej wybujałą formą. Projekt pra-cowni  RAr-2 idealnie wpisał się w  kontekst urba-nistyczny i  krajobrazowy tej części  Warszawy. Budynek ma  20 tys. m kw. powierzchni, ale jest niski  (12 m), dzięki czemu wtapia się w nadwiślań-ski pejzaż. Pomaga temu jeszcze elewacja w kolo-rach ziemi  (złośliwcy kpili, że po  Ślązakach nie można się było spodziewać elewacji innej niż szaro-bura). Jest otwarty na rzekę.

- W powojennej Warszawie nigdy żaden budy-nek nie zbliżył się tak do Wisły W przestrzeni urba-nistycznej tego  miasta  to  ogromne wydarzenie - mówi Kubec. Wiosną budynek przeszedł powodzio-wy test. Bez szkody oparł się fali.

Kubec najbardziej cieszy się z  dachu. Powstał na nim wielki ogród geologiczny, mający przywodzić na  myśl krajobraz  ulegający erozji. - To  moja  ulu-biona  część kompleksu. Mam nadzieję, że wszyscy ją pokochają. Odkrywanie Warszawy z tej perspekty-wy jest niesamowitym doświadczeniem. Nawet drze-wa i krzaki na Pradze wyglądają stąd inaczej, bardziej uroczyście - twierdzi architekt.

Choć Kopernika  otwarto  uroczyście w  piątek, kompleks nie jest jeszcze gotowy. Do skończenia  jest jeszcze jeden segment, planetarium umieszczone w osobnej bryle przypominającej olbrzymi głaz narzu-towy i  prawie trzyhektarowy Park Odkrywców. Twórcy z RAr-2 nadal pracują na miejscu, nadzorując wykonanie swojego projektu. Przez pięć lat pracy nad nim Labora-torium Architektury dojrzało, ale nie zmieniło się zanad-to. Nadal pracuje w  nim na  stałe tylko  siedem osób. - Kiedy patrzymy na  centrum, mamy poczucie dobrze wykonanej roboty. Kopernikowi  oddaliśmy kawał zawo-

dowego  życia. Kiedy to  wszyst-

Page 11: Maga-zine

31

Page 12: Maga-zine

architektura

owojorski artysta Tom Fruin pokazuje jak ludzkie śmieci mogą stać się miejskim skarbem. Jego najnowsze dzieło - Koloni-

havehus, znajduje się na placu Biblioteki Królewskiej w duński Kopenha-dze. Nawiązując do dziewietnastowiecznej duńskiej tradycji Kolonihave - “domku z ogrodem “ - rzeźba Fruin jest zbudowana z tysięcy kawałków pleksiglasu znalezionych na wysypiskach wokół miasta.

www.tomfru- iewiele pracowni architektonicznych myśli o rozbiórce starych domów, chyba że jako

o sposobie tworzenia miejsca pod nowe budynki, ale architekci Hutchinson i Maul z Seattle zajęli się tym tematem dogłebnie, wiercąc otwory w ścianach i dachach opuszczonych gospodarstw stworzyli piękne przestrzenie pełne mroku i światla. Dziurawiąc ściany i wkładając w otwory kolorowe akrylowe pręty nadali tym surowym, zapomnianym miejscom zupełnie nowy charakter tuż przed ostatecznym unicestwieniem. Oczywiście wcześniej zdążyli jeszcze rozkręcić pożądną imprezę.

www.hutchisonandmaul.

architektura

Page 13: Maga-zine

architektura

http://triptyqueblog.blogspot.com/

rojektanci ze Stu-dio Triptyque zaprojek-

towali 3200-metrowy aparta-ment w Brazylii, dla Houssein Jarouche, właściciela butiku Micasa w São Paulo. głównym i wielofunkcyjnym elementem jest gigantyczny gięty regał oplatający wnetrze całego mieszkania. Mieszkanie zapla-nowano jako wielka galerię z ciągiem pokoi bez przypisane-go z góry przeznaczenia. Nie dość ze jest w stanie pomie-ścić pokażnych rozmiarów biblioteke, to w jego wnętrzu znajduje sie WC. Zestawie-nie tej płynnej jasnej formy z drewnianą podłogą i wielkimi oknami dało efekt ciepłego, funkcjonalnego minimalizmu.

triptyqueblog.blogspot.com

w w w .

c h a r t c o r b .free.fr

rojektanci Paul Belmondo Museum w Billancourt w Bolonii, Karine Chartier and Thomas Corbasson połączyli dwie przeciwstawne wnętrza za pomocą kon-tratsu. Pierwsza częsć tego budynku jest wykonana w ciemnym drewnie i dość klaustrofobiczna, druga zaś jasna i przestrzenna. Podobno taki też był charakter ojca znanego

aktora.

la studia Shsh architektonicznym wyzwaniem była budo-wa tymczasowego pawilonu z okazji pięćdziesiątej rocznicy

Wystawy Światowej w Brukseli. Do budowy tego zdumiewającego swym charakterem wnętrza użyli około 33.000 pustych srzynek po belgisjkim piwie. Wybór tego materiału pozwoliła im na skrócenie czasu montażu i demontażu oraz przedstawienie zupełnie nowego zastosowania tego nieciekawego, na pozór przedmiotu.

architektura

Page 14: Maga-zine

Janusz Wróblewski: – Premiera „Młyna i  krzyża” odbyła  się na  festiwalu  w  Sundan-ce. Potem pokazano go w Luwrze i na  targach w Berlinie. Jakie były reakcje

Lech Majewski: – Bardzo  pochlebna  recen-zja  ukazała  się w  „Variety”. Efekt jest taki, że mamy dystrybucję kinową w  Stanach i  Kanadzie. Film kupili  Japończycy, Francuzi, Niemcy, Hiszpanie i  kilkanaście innych kra-jów. Zaproszono  mnie na  Biennale do  Wene-cji. A  31 marca  w  gmachu  głównym Muzeum Narodowego w Krakowie otwarta będzie retro-spektywa moich prac z ostatnich 11 lat, zawie-rająca  również, teraz  pokazywane w  Luwrze, wideo-arty z cyklu „Ćwiczenia z Bruegla”.

O  czym jest ten film, w  którym widz  wkra-cza niejako do wnętrza obrazu „Droga krzyżo-wa” namalowanego pięć wieków temu

Mój film kontempluje obraz i filozofię Bruegla. Co mówi Bruegel? Że wielkie historyczne wyda-rzenia, kiedy się działy, były peryferyjne i prze-chodziły bez  echa. Dopiero  później zaczynają promieniować, przenikać powszedniość. Powia-da, że kiedy to się dzieje, my tego nie widzimy. Na  obrazie „Droga  krzyżowa” Flamandczycy gapią się w  lewo, na  incydent z  żołnierzami, a Chrystus jest przysłonięty, zakryty i trzeba się wysilić, żeby go dostrzec.

Dlaczego  Bruegel i  dawna  sztuka  przycią-ga pana bardziej niż współczesność

XX wiek zbombardował dywanowym nalotem wszystko, nad czym z  cierpliwością pracowa-li  artyści  i  rzemieślnicy w  poprzednich stule-ciach, czyli zbliżenie nas do piękna utożsamia-nego  z  pojęciami  prawdy i  wiary. I  te kanony niszczenia  wciąż triumfują. Rozbito  formę. Artysta  został zdany na  bestialstwo  współcze-snego świata. W dawnej sztuce – poza wpisaną w  nią duchowością – interesuje mnie nieby-wała perfekcja wykonawstwa (przy ograniczo-nych możliwościach technicznych), zupełnie teraz lekceważona. Rzemiosło i kunszt. Bo dziś kanonem akademickiej sztuki  stało  się śmiet-nisko  i  pseudoszokowanie. Wystarczy rozbić telewizor i wstawić go na postument do galerii. Krytycy będą kombinować, czy przypadkiem nie chodzi o protest przeciwko konsumpcyjne-mu  stylowi  życia, terrorowi  mass mediów  itd. Dobrze to  ujął Baudrillard, żaląc się, że rela-tywizm został do  tego  stopnia  rozdmuchany, że „ufikcyjnił się” cały świat.

W  „Młynie i  krzyżu” ktoś wypowiada  zdanie, że to, co  najważniejsze, musi  być ukryte. Ale właściwie dlaczego

Gdyby mnie poproszono  o  definicję praw-dy, odpowiedziałbym, że jest nią tajemnica. Bo  tajemnica  stanowi  istotę naszego  bytu, wszystkiego, co  nas otacza  (dobrze wiedzą o  tym naukowcy), zaś człowiek postawiony w  obliczu  tajemnicy natychmiast ma  ochotę ją rozgryźć. Drąży i zadowala się odpryskami, okruchami. Bo  tajemnicę można  tylko  nad-gryźć. Natomiast na  poziomie kultury popu-larnej tajemnica  zanika. Wszystko  zostaje wyjaśnione. Wiadomo, kto  zabił, o  co  cho-dzi. Opowieść się domyka, szkatułka  pasuje do  szkatułki. A  dla  mnie liczy się rozpiętość egzystencji w wielu wymiarach.

Reżyser filmu „Młyn i krzyż”, inspirowanego obrazem Bruegla, opowiada o tym, dlaczego dawna sztuka przy-ciąga go bardziej niż współ-czesność.

Page 15: Maga-zine

Rozszyfrowywanie znaczeń dawnej sztuki sta-ło się modne dzięki powieściom Dana Browna, doszukującego się m.in. w  twórczości Leonar-da da Vinci heretyckich, spiskowych teorii. Sta-nowią one dla pana jakąś inspirację?

Podziwiam sprawność warsztatową Dana  Browna, choć w  jego  książkach jest sporo  uproszczeń, związanych z  wymo-gami  kryminalnej konwencji. Cenię je, mimo że zawarte w nich analizy obrazów nie są zbyt odkrywcze. Mówiąc nieskromnie, choć-by na  temat „Ostatniej wieczerzy” mógłbym powiedzieć chyba  więcej. Od lat prowadzę na różnych zagranicznych uczelniach wykłady poświęcone sekretnemu  językowi  sztuki  sym-bolicznej. Ostatnio na uniwersytecie Cantenbury w Nowej Zelandii. I mogłem przy okazji sfilmować wspa-niałe widoki nieba zakrytego chmurami, które oglądamy potem w „Młynie i krzyżu”.

Co było najtrudniejsze

Zbudowanie harmonijnej, trójwymiarowej przestrzeni  wykreowanej przez  XVII-wiecz-nego  geniusza. Weźmy pajęczynę z  kropla-mi  rosy, która ma się ruszać. Komputer gene-ruje pajęczynę poprawnie. Jest idealna. Ale jak się spojrzy na  prawdziwe dzieło  pająka, to  w  jego  sieci  znajdziemy mnóstwo  skrótów, dziur, niedoskonałości. Żeby upodobnić się do natury, musieliśmy więc psuć mechaniczną perfekcję komputera  i  bezustannie popełniać błędy.

22

To znaczy?

Żeby zobaczyć jej diapazon: od lewej do  pra-wej. Jung by to  ładnie opisał: wertykal prze-chodzi od boskości do potępienia; a horyzontal od zła do dobra, od męskiego do żeńskiego itd., itp. Wszystko  to  pięknie widać na  przykład w „Boskiej komedii” Dantego.

Potocznym doświadczeniem współczesne-go człowieka jest poczucie pustki, braku sensu, nieobecności  Boga. A  pan uporczywie wra-ca do ezoteryki, zwietrzałych symboli, gnostyc-kich poszukiwań. Nie jest to anachronizm?

Niekoniecznie. W  czasach nam bliższych byli  artyści, którzy potrafili  objąć te obszary. Chociażby Bułhakow  w  „Mistrzu  i  Małgorza-cie”. Dla mnie to najlepszy opis porewolucyjnej Rosji, zawierający w  sobie dantejski  rozmach i metafizyczną głębię.

W  „Młynie i  krzyżu” moment „wstrzyma-nia  oddechu” następuje w  chwili  upokorze-nia  Flamandów, uciskanych przez  hiszpańską milicję i niedostrzegających, że obok równole-gle dopełnia się los Chrystusa. To jest ta tajem-nica

Chwilę przedtem toczy się rozmowa  między Brueglem a kolekcjonerem jego obrazów, któ-ry twierdzi, że wszystkiego, czego są świadka-mi, nie da się wyrazić. Artysta mu odpowiada, że owszem, da się. Komunikuje się wtedy z siłą wyższą (upostaciowioną przez  młynarza) i  następuje zatrzymanie czasu. Niewyrażalne zostało opisane. Ale nie słowami. Według mnie najważniejsze sprawy wymykają się władzy języ-ka. Szczególnie to widać, gdy obcujemy z arcy-dziełami dawnej sztuki. Mało kto jest w stanie zwerbalizować owo nieuchwytne doznanie, gdy stoi się przed „Burzą” Giorgionego, nie mówiąc już o symbolicznym malarstwie Boscha.

Page 16: Maga-zine
Page 17: Maga-zine

iszczycielskie trzęsienie ziemi o sile 8,9 stopnia w skali Richtera i tsunami, które nawiedziły kole-jno Japonię, przypomniały nam jak kruche potrafi być życie. Od tego czasu wielu grafików tworząc prace na ten temat złożyło hołd Japonii i jej mieszkańcom.

To poruszenie i chęć niesienia pomocy wynika zdaje się z szacunku jakim dażymy tą starą, niesamowitą i bogatą kulturę.

Wielu z nas wychowało się na japońskich kreskówkach a prawie wszyscy korzystamy ze zdobyczy japońskiej techniki.

Magazyn bardzokulturalny postanowił zamieścić dosłownie kilka sposród ogromnej ilości prac jakie powstały pod wpływem i ku pamięci tantych tragicznych wydażeń

N

25

Page 18: Maga-zine

echnologia komórkowa rozwi-

ja się w superszybkim tempie a wraz

z nią powstaje coraz więcej akceso-

riów do naszych komórek. Przeno-

śne głośniki i wzmacniacze nie nie są

już niczym nowym, ale MegaPhone

Satellite 2011 Passive Amplifier jest

wyjątkowy. Zaprojektowany specjalnie dla iPhone

przez włoskich designerów Enrico Bosa i Isabell

Lovero z en&is, jest jednym z niewielu wzmacnia-

czy dostępnych na rynku, które oferują optymalną

jakość dźwięku bez podłączania do słuchawek.

oza tym, że jest absolutnie fantastycz-

nie zaprojektowany i sklada się z ceramicznego

megafonu oraz cienkiej drewnianej podstawki, pro-

dukt wyróżnia się na tle podobnych z tej dziedziny z

zupełnie innego powodu. Jego funkcjonalność opiera

się całkowicie na prawach rządzących dżwiękiem, a nie

na nowoczesnej technologii, takiej jak przewody, wtyki,

energia elektryczna czy słuchawki. Nie potrzeba dodat-

kowej mocy aby zwiększyć rozkręcić swojego iPhone’a.

ajlepszym opisem tego zaskakującego

przedmiotu będą słowa samego twórcy Dominic

Wilcox. “Czasami używam mojego touchphone w

kąpieli. Wiem, że to głupie. Zaobserwowałem, że

kiedy raz włożę lewą rękę do wody, bez zastano-

wienia, nie mogę już korzystać z ekranu dotykowe-

go bo mogę go zawilgocić. Dowiedziałem się, że

do przewijania mogę używać mojego nosa, ale nie-

stety nie widziałem, w co mój nos trafia. Wtedy właśnie wpadłem

na pomysł aby nałożyć na nos “palec”, który usprawniłby nawigację

jedną ręką.

hoć jest to rozwiązanie wygodne dla mnie podczas

kąpieli pozwala ono na ułatwienie posługiwania sie telefo-

nem dla ludzibez rąk. Może projekt mógłby być bardziej “subtel-

ny”wiec na codzień wystarczy szyja by z niego korzy-

stać.” Nic dodać, nic ująć. Aby obejrzeć inne

ciekawe rozwiązania na każdy

dzień warto zajrzeć

na stronę

MegaPho-

ne głośnik

Finger-nose

rysikdominicwilcox.com

‘kolonihave-

hus’ by new york-based artist tom

fruin in collaboration with coreact

is an outdoor sculpture consisting

of a thousand pieces of found ple-

xiglass. located in the open river-

front plazaof the royal danish

library in copenhagen, denmark, the installation lar-

gely resembles the form of a simple house clad in a

vibrant and complex skin of plexiglass squares and

steel framing, offering a visual and lighting effect clo-

se to a stained glass window.

the house is fully constructed from hand-

-cut and hand-welded steel picture frames which

have been arranged to hold a single piece of found ple-

xiglass ranging in size from 2x2 inches to 24x363 inches.

the frames are welded into 35 individual panels which can

be bolted together to wrap around the metal structure. a

pivot mounted door and several operable windows com-

pletethe 14th feet house.

eaturing lighting design by nuno neto and sound

installation by astrid lomholt, ‘kolonihavehus’ will be acti-

vated by a dance and theatre group whose performance

is based on the concrete poetry of danish poet vagn steen.

bolted together to wrap around the metal structure. A pivot

mounted door and several operable windows

complete t h e

iss Me I’m Polish is a

creative studio specializing

in interactive, brand iden-

tity and editorial design.

We solve problems with

brains, tackle challenges

with brawn, and design with

heart.

ounded in 2003 by designer

Agnieszka Gasparska (who was born

and raised in Warsaw), Kiss Me I’m Polish

is a New York City-based creative firm pro-

viding strategy and design for clients of all

different shapes and sizes. We work on the

web and in print. We create new identity

solutions and help bolster existing brands.

e are problem-solvers, and we are

just as passionate about great design

as we are about the clear flow of information.

Our team combines strong design instincts

with keen observation, creating experiences.

Page 19: Maga-zine

31

‘kolonihave-

hus’ by new york-based artist tom

fruin in collaboration with coreact

is an outdoor sculpture consisting

of a thousand pieces of found ple-

xiglass. located in the open river-

front plazaof the royal danish

library in copenhagen, denmark, the installation lar-

gely resembles the form of a simple house clad in a

vibrant and complex skin of plexiglass squares and

steel framing, offering a visual and lighting effect clo-

se to a stained glass window.

the house is fully constructed from hand-

-cut and hand-welded steel picture frames which

have been arranged to hold a single piece of found ple-

xiglass ranging in size from 2x2 inches to 24x363 inches.

the frames are welded into 35 individual panels which can

be bolted together to wrap around the metal structure. a

pivot mounted door and several operable windows com-

pletethe 14th feet house.

eaturing lighting design by nuno neto and sound

installation by astrid lomholt, ‘kolonihavehus’ will be acti-

vated by a dance and theatre group whose performance

is based on the concrete poetry of danish poet vagn steen.

bolted together to wrap around the metal structure. A pivot

mounted door and several operable windows

complete t h e

Kolonihave-

husszklany domektomfruin.com

iss Me I’m Polish is a

creative studio specializing

in interactive, brand iden-

tity and editorial design.

We solve problems with

brains, tackle challenges

with brawn, and design with

heart.

ounded in 2003 by designer

Agnieszka Gasparska (who was born

and raised in Warsaw), Kiss Me I’m Polish

is a New York City-based creative firm pro-

viding strategy and design for clients of all

different shapes and sizes. We work on the

web and in print. We create new identity

solutions and help bolster existing brands.

e are problem-solvers, and we are

just as passionate about great design

as we are about the clear flow of information.

Our team combines strong design instincts

with keen observation, creating experiences.

Kiss Me I’m Polishstudio designkissmeimpolish.com

Page 20: Maga-zine

‘Kolonihavehus’ by new york-based artist tom fruin in col-laboration with coreact is an outdoor sculpture consisting of a thousand pieces of found plexiglass. located in the open river-front plazaof the royal danish library in copenhagen, denmark, the installation largely resembles the form of a simple house clad in a vibrant and complex skin of plexiglass squares and steel fra-ming, offering a visual and lighting effect close to a stained glass window.

The house is fully constructed from hand-cut and hand--welded steel picture frames which have been arranged to hold a single piece of found plexiglass ranging in size from 2x2 inches to 24x363 inches. the frames are welded into 35 individual panels which can be bolted together to wrap around the metal structure. a pivot mounted door and several operable windows complete

Natural selection has got us all a long way, from swimming around in the primordial soup to drinking some-thing similar from the microwave. The same can’t be said for birds though, who will still (despite all the evidence that says they sho-uldn’t) willingly fly into the jaws of death. Luc-kily though if they make that mistake with our cat faced Bird Box, instead of death - through the jaws of Sylvester all they will find is a warm safe nesting box. Provide a safe and snug place for birds to roost and nest. Made from durable marine quality plywood with really good insu-lation properties, warm in winter and cool in summer. Designed with the correct dimensions and ventilation that birds need. Sylvester is a perfect nesting box for Blue tits, Coal tits Marsh tits, Great tits, Nuthatches, House sparrows,

Sylvester bird

At Gizoo we are all for making those everyday jobs a little easier, and if possible, a lot more entertaining, and the Christmas Pudding Bin Bags do exactly that, in well, bags. Big pudding-shaped bags! If you’re feeling particularly creati-ve, you can even use the Christmas Pud-ding Bin Bags as fun Christmas sacks for your friends and family – they are 100% biodegradable, the deep volume is per-fect for piling in loads of presents and the easy-tie handles round off the perfect plump pudding. Literally bags and bags of fun

Technologia komórkowa rozwija się w superszybkim tempie a wraz z nią powstaje coraz więcej akcesoriów do naszych komórek. Przenośne głośniki i wzmacniacze nie nie są już niczym nowym, ale MegaPhone Satellite 2011 Passive Amplifier jest wyjątkowy. Zaprojekto-wany specjalnie dla iPhone przez włoskich desi-gnerów Enrico Bosa i Isabell Lovero z en&is, jest jednym z niewielu wzmacniaczy dostępnych na rynku, które oferują optymalną jakość dźwięku bez podłączania do słuchawek.

SATELLITE 2011Is he a bear? Is he a lamp? Whichever

way you choose to see him, he’s weirdly won-derful. Let him win a place in your heart as he sits quietly on your shelf or bedside table. The black fabric-covered shade is a reflective gold on the inside to enhance Teddy’s golden featu-res. His plump body lets you park him where you please without fear of him toppling over. Poor Ted may have lost his head, but he definitely lights up the room!

Page 21: Maga-zine