maga-zine
DESCRIPTION
First magazine I've designed from a to z. This was an my work for Newspaper and magazine design classes on Academy of Fine Arts in Warsw, Poland.TRANSCRIPT
MAGA-ZINE
CARLA BLEY. Czarna opera słów.
LECH MAJEWSKI.Elektroniczny gobelin.
SIERPIEŃ 2012
CENTRUM KOPERNIKA.Dumna architektura.
jest postacią w Polsce mało rozpoznaną, co być może odpowiada jej szczególnej, nietypowej roli w historii jazzu Carla Bley odwiedziła Filhar-monię Narodową w Warszawie 6 grudnia ubiegłe-go roku. Jako twórczyni przynależy do „osobli-wego i paradoksalnego zjawiska, które zwie się «kompozytor jazzowy»” – jak mówi Joachim Ernst Berendt. Bley jest postacią w Polsce mało rozpo-znaną, co być może odpowiada jej szczególnej, nietypowej roli w historii jazzu. A przecież zasłu-gi kwalifikują ją do panteonu. Z jednej strony łączy Europę z Ameryką, z drugiej tak niekonwencjonal-
nie i z dystansu przetwarza jazzowe składniki, co nie raz prowadziło do przedefiniowa-
nia jazzu w ostatnich dekadach.
Borg (bo takie jest jej prawdziwe nazwisko) uro-dziła się w 1936 roku w Oakland w Kalifornii, i w zakresie podstaw muzyki odebrała wykształcenie u ojca, muzy-ka kościelnego – poza tym jest samoukiem. Nazwiskiem estradowym obdarzył ją pierwszy mąż – legendarny pia-nista Paul Bley – który jako jeden z pierwszych wykony-wał komponowane przez nią tematy. Od około roku 1960 roku do dziś „And Now the Queen”, „Ictus”, „Ida Lupino”, „Jesus Maria”, „King Korn”, „Sing Me Softly of the Blues”, „Vaskar” i liczne inne pojawiły się na płytach artystów tak odmiennych, jak Cindy Blackman, Don Ellis, Art Far-mer, Jan Garbarek, Jimmy Giuffre, John McLaughlin, Jaco Pastorius i George Russell. Już z drugim partnerem życiowym – i kolejną arcyciekawą postacią jazzu – tręba-czem Michaelem Mantlerem, w roku 1964 roku założy-ła Jazz Composer’s Orchestra i współtworzyła nowator-skie organizacje promujące awangardę (nie tylko jazzową). Zamawiano wielkie freejazzowe formy u Dona Cherry-’ego, Leroya Jenkinsa, Grachana Moncura III, Roswel-la Rudda i Clifforda Thorntona, wymagające dużych składów. JCO istniała do roku 1975, ale rozmaite składy bigbandu Bley to „ciąg dalszy” Orkiestry.
pianistka określana jest jako „nieszczególna” (i zwykle pełni w swoich zespołach rolę drugoplano-wą), natomiast przełom lat 60. i 70. ukazał jej unikalny talent w roli kompozytora i aranżera jazzowego za sprawą serii pełnych rozmachu, monumentalnych, wieloczęścio-wych form, pożytkujących elementy jazzu i jego muzy-ków w szerszym, często teatralno-literackim kontekście.Została zauważona za sprawą „A Genuine Tong Funeral” (1968) – płyty firmowanej nazwiskiem Gary’ego Burtona. „Czarna opera bez słów” przewidziana (ale niezrealizowa-na) została jako przedstawienie kostiumowe i w swoim syntetyczno-eklektycznym nastawieniu ujawniała podo-bieństwa z ówczesną twórczością Burtona. Nagranie wyła-nia grupę muzyków związanych z Bley na dłużej, jak Steve Lacy, Gato Barbieri, Larry Coryell i Steve Swallow.
Jazz Composer’s Orchestra pod kierownictwem Mantlera wydała „Communications” z udziałem Bley i Cecila Taylora w roli pianistów. Charakterystyczny aranż Mantlera obejmuje liczne niskie dęciaki i 10 kon-trabasów (same gwiazdy!), pozostawiając wiele prze-strzeni dla solistów. Autorzy „Przewodnika po płytach jazzowych” – Richard Cook i Brian Morton – określają to dzieło jako „bardzo typowe dla owego czasu”.
W roku 1969 ukazała się płyta Charliego Hade-na „Liberation Music Orchestra”, znów ze znajomy-mi nazwiskami, z udziałem Dona Cherry’ego. Suita pie-śni z hiszpańskiej wojny domowej w aranżacji Bley w symptomatyczny sposób przejawia lewicujące wiązanie idei społecznych z nurtem free.
cc z a r n a o p e r a
b e z s ł ó w
19
Lata 70. i 80.
Cook i Morton nauczają, że dorobek Carli jest nierów-ny i wyróżniają pięć płyt sygnowanych jej nazwiskiem. Po „Escalator” wskazują spójniejszą, bardziej wydestylo-waną, ale i na mniejszą skalę zakrojoną „Tropic Appetites” (1974), wydaną – jak wszystkie kolejne – przez własną wytwórnię Watt; jeden ze składników działalności pro-mocyjno-organizacyjnej kompozytorki. Z maestrią łącząc odmienne składniki i najrozmaitsze źródła, Bley zawsze je osobliwie przetwarza, przekomponowuje, nie popełniając grzechów późniejszej world music. Najbardziej wyraźny jest jej powściągliwy, dawkowany, a zarazem pełen niespodzia-nek kompozytorski idiom – ażurowe faktury i delikatne, akwarelowe barwienie. Na tym tle szczególnie porywające są chrapliwe lamenty Barbieriego. Obok niego na płycie zagrali między innymi Dave Holland, Howard Johnson i „nadworna” wokalistka Julie Tippets.
W latach 70. i wczesnych 80. sporo tytułów wydała Bley z Mantlerem. Obok często pojawiających się nazwisk z pierwszych stron (jazzowych) gazet – na przykład Jac-ka DeJohnette i Tony’ego Williamsa odpowiednio na „The Hapless Child” (1976) i „Movies” (1978) firmowanych
Za wizytówkę Bley z tamtych czasów uznaje się operę jazzzową „Escalator over the Hill” (1971) – dzie-
ło na skalę wyjątkowo rzadko w jazzie spotykaną. Słuchając jej, uświadamiamy sobie, że dla kompozytorki free to jedy-nie jeden ze środków, obok szczególnego poczucia humoru, muzyki dziecięcej, cyrkowej, tanecznej, użytkowej, kabare-towej, wodewilowej i wycieczek w stronę modnych w owym czasie zjawisk popkultury. „Escalator” w efekcie nie opo-wiada się po żadnej stronie rozdźwięku między mainstre-amem a free, który właśnie przecież zaczynał determinować dalsze życie jazzowe: można powiedzieć, że jest rozsądnie przyjazny dla mających kłopoty z odbiorem dysonansów. Oscylowanie nastrojów pomiędzy poważną muzyką elek-troniczną a rockiem psychodelicznym, pomiędzy chwy-tliwymi melodiami a schromatyzowaną linią wokalną, feeria śpiewaków prezentujących rozmaite style, ekspre-sje i zachowania w „nieprzeniknionym” (Cook i Morton) libretcie Paula Haynesa, kontrastowanie time’u i non-time, kpiący, żartobliwie-żałosny ton zdefiniowały kompozytor-ski język Bley.
Wśród licznych instrumentalistów zarejestrowanych na przestrzeni czterech lat pojawiają się Cherry, Haden, Jim-my Lyons, John McLaughlin, Dewey Redman, Paul Motian. Powstały patchwork oceniany bywa jako niespójny. Słucha-jąc go w 1998 roku na Umbria Jazz (w nowej instrumen-tacji Jeffa Friedmana – było to jedno z pierwszych wyko-nań na żywo) odniosłem wrażenie, iż to „hałaśliwy fresk”.
2o
nazwiskiem męża – a także niejazzowych, jak Jack Bruce (znany z Cream) i Nick Mason (Pink Floyd), także na tych płytach Carli Bley towarzyszy w karierze stosun-kowo ścisłe, tasujące się grono muzyków, spośród których coraz ważniejszy staje się kolejny partner życiowy – basista Steve Swallow.
nacechowane uwielbieniem dla „olbrzyma zza gór” europejskie nastawie-nie Bley ulega pewnemu przekształceniu. „Live!” (1982) znacznie bliższa jest main-streamowi, łącząc nie pozbawiony drapieżności i pełny wigoru, niemal funkowy groove z sentymentalnymi wycieczkami w rejony niepokojąco kojarzące się z adult oriented rock. Również koncertowa „Fleur Carnivore” (1989) to softer side kom-pozytorki w rozkwicie. Swingująca, przystępna, znacznie oszczędniej pożytkuje charakter yst yczne, smakowite kontrastowe struktury, wciąż jed- nak słyszymy – między innymi za sprawą oryginalności w posłu-giwaniu się dużym składem – że nie jest to bigbandowy main- stream. W „Dziewczynie, która płakała szam- panem” na harmonijce ustnej zagrała córka, Karen Mantler. Wreszcie „The Carla Bley Big Band Goes to Church” – koncert zarejestro- wany w kościele w Peru-
gii na festiwalu Umbria Jazz w roku 1996. Ach, żeby tak brzmiała muzyka religijna...
przekornie sakralnym, w związku z opublikowaną w roku 2009 płytą „Carla-’s Christmas Carols”, artystka pojawiła się w Warszawie z towarzyszeniem Swallo-wa i Kwintetu Dętego Eda Partyki. Skład raczej niekonwencjonalny, lecz jakże dobrze odpowiadający temperamentowi kompozytorki. Z wdziękiem i humorem zapowiada-ła kolejne melodie, przynależące do anglosaskiej tradycji świątecznej: „«Cicha noc» wymagała ulepszenia, więc dodałam nieco Cole Portera i teraz jest «Cicha noc i dzień»”. Błyszczał Kwintet, któremu od czasu do czasu oddawano estradę na wyłącz-ność; uniwersalny zespół świadom rozmaitych tradycji zespołów dętych – od orkiestr ulicznych po religijną muzykę poważną. Świetny jazzowy zaśpiew, kontrolowana nie-dbałość, przyjemna odmiana wobec sterylnego wykonawstwa zespołów dętych zwykle goszczących w Filharmonii. Znakomity trębacz Tobias Weidinger.
przybyła publiczność – jak mi się zdawało – raczej dla prestiżu niż dla tej właśnie muzyki. Niemniej Carla potrafiła odnaleźć się w tej sytuacji: właściwie każdy temat zagrany został przewrotnie, ale nie tak, żeby publiczność „koncertu kolęd jazzowych” się zorientowała. Przemiły koncert, naznaczony poważnym już wiekiem liderki i przy-należnym mu wyciszeniem, ale z rzadka tylko monotonny. Wprawdzie wolę wcze-śniejsze płyty Carli i chętnie zobaczyłbym ją w Warszawie w innej roli, ale...WWróćmy do Berendta. „Jej kompozycje i orkiestracje są fantazyjnymi kolażami swingujących elementów jazzu i hymnów narodowych, prostych piosenek dziecięcych i masywnych klasterów, przesiąkniętych wrażliwą, często humorystyczną krytyką społeczną.” Jest autorką „być może najbardziej oryginalnych kompozycji po Theloniousie Monku”. Doceniona w kręgach akademickich, Bley cieszyła się między innymi istnieniem Bley
w W a r s z a -c a r -
Antoni Beksiak
W duchu
. . . .
Widzieć/wiedzieć
Wybór najważniejszych
tekstów o dizajnie
Taxi Opowieści z kursów po Kairze
Sztuka musi działać!
Rozmowy z artystami o Andrzeju
Wróblewskim
. . . . . . . . . .
lisko czterdzieści tekstów, zwięzły przegląd teorii i histo-
rii dizajnu ostatnich stu lat, lecz tak naprawdę – niezbędnik każdego projektan-ta i niewyczerpane źródło inspiracji. To nie jest kolejna książka z obrazkami. To eseje, apele i polemiki najważniejszych teorety-ków i praktyków projektowania graficzne-go. Jedyne, co może zirytować bardziej niż zapomnienie lub zignorowanie cię przez na-stępne pokolenia, to przyglądanie się, jak powtarzają twoje głupie błędy – pisze Jeffe-ry Keedy. Po raz pierwszy polscy czytelnicy mają okazję prześledzić gorące dyskusje towarzyszące kształtowaniu się nowocze-snego dizajnu.
Projektowanie graficzne jakie jest, każdy widzi. Dobry projekt powinien być satys-fakcjonujący estetycznie i funkcjonalny. Punktem wyjścia i sednem naszej działal-ności jest praca nad tym, co postrzegamy. Opłaca się jednak uzupełnić własną wiedzę. Jest to o tyle przyjemne, że – jak pokazuje niniejsza antologia – pisać o projektowa-niu można na rozmaite sposoby: znajdują się tu zdyscyplinowane naukowe rozważa-nia i pełne dowcipu wariackie filipiki (cza-sem nawet w tym samym tekście!…). Łączy je wszystkie autentyczna pasja dla dziedziny, którą się zajmujemy, i zrozumienie faktu, że skoro jesteśmy projektantami, powinni-śmy naszej pracy nadać jakiś sens.
o książka dla tych, którzy chcieliby wiedzieć, dlaczego na egipskie ulice
wyszli ludzie i wyjechały czołgi. Po Kairze jeździ 80 tysięcy taksówek. Kierowca każ-dej z nich zna – jak wszędzie w tym fachu – tysiące historii. Chalid al-Chamisi zapisał rozmowy z 58 kairskimi taksówkarzami. Opowiadają mu o największych bolączkach kraju: niedowładzie władzy, korupcji urzęd-ników i bezkarności policji. Zwyczajni ludzie, kairscy taksówkarze, opisują szcze-rze, przejmująco i dobitnie, jak naprawdę żyje się w Egipcie: odnawianie prawa jazdy to droga przez mękę, spotkanie z drogów-ką oznacza utratę całodziennego zarobku, a ludzie żyją z dnia na dzień modląc się, żeby nie przydarzyła się im choroba albo inne nieszczęście.
Narrator książki, dziennikarz, opisuje też surrealistyczną wycieczkę po korytarzach władzy, którą odbył po to, by zadać niewy-godne pytanie wyższemu urzędnikowi – i oczywiście nie uzyskać na nie odpowiedzi. Za to w mediach królują – znane i u nas – tematy zastępcze, jak na przykład wiel-ki projekt „Tuszka” (gigantyczne i nieuda-ne przedsięwzięcie irygacyjne zmierzające do stworzenia nowej doliny Nilu) albo luk-susowe Taxi Stołeczne, przeznaczone dla ob-cokrajowców. W tym wszystkim Egipcjanie próbują żyć godnie, pięknie albo chociaż z poczuciem humoru. Z TAXI wyłania się portret narodu w stanie wrzenia, na skraju wybuchu od co najmniej 30 lat.
ndrzej Wróblewski to jeden z najwy-bitniejszych polskich malarzy XX
wieku, wielka osobowość, postać tragiczna, człowiek dokonujący fundamentalnych wyborów, świadek dwóch totalitaryzmów. Ale Wróblewski to także (a może przede wszystkim) twórca, który przez ostatnie półwiecze inspirował kolejne pokolenia ar-tystów. Autorzy rozmawiają z artystami repre-zentującymi różne style i generacje: Woj-ciechem Fangorem, Jerzym Lewczyńskim, Mirosławem Bałką, Jarosławem Modzelew-skim, Markiem Sobczykiem, Ryszardem Woźniakiem, Wilhelmem Sasnalem, Woj-ciechem Bąkowskim, Piotrem Bosackim, Różą Litwą i Jakubem Julianem Ziółkow-skim. Tom zamyka pierwszy opublikowany
wywiad z Martą Wróblewską, córką mala-rza. Piotr Bazylko (ur. 1968) i Krzysztof Ma-siewicz (ur.1969) kolekcjonerzy polskiej sztuki najnowszej, autorzy bloga ArtBaza-ar, który stał się jednym z najważniejszych miejsc poświęconych sztuce w polskim Internecie. Autorzy głośnych książek Prze-wodnik kolekcjonera sztuki najnowszej i 77 dzieł sztuki z historią. Założyciele wytwór-ni płytowej ArtBazaar Records.
ww
w.karakter.pl
ww
w.40000m
ala-
. . . .. . . . . . . . . .
Rar-2. Laboratorium architektury Jan Kubecul.Szyb Walenty 26a, 41-700 Ruda Śląska, Polska
E - mail: [email protected]
Międzynarodowy konkurs architektoniczny na projekt Centrum Nauki “Kopernik” rozstrzy-gnięto w grudniu 2005 roku. Wynik był zaskocze-niem. Wygrało RAr-2 Laboratorium Architektury - młoda i niewielka, bo licząca kilka osób, pracow-nia z Rudy Śląskiej.
- Byliśmy wtedy bardziej znani za granicą niż w kraju. Mieliśmy na koncie mało realizacji, bo intere-sowały nas głównie konkursy - mówi Jan Kubec, główny projektant Kopernika, na co dzień również wykładow-ca Politechniki Śląskiej.
Kiedy w Rudzie Śląskiej architekci świętowa-li zwycięstwo, nie wiedzieli jeszcze, jak trudne czeka ich zadanie. Problemem była sama działka - w znakomitej lokalizacji nad rzeką, za to przecięta tunelem Wisło-strady. Gmach nie mógł obciążyć tunelu. Niczym most musiał być zawieszony nad nim. - Budynek musiał być maksymalnie elastyczną skorupą, która byłaby w sta-nie przyjąć eksponaty, których jeszcze nie znaliśmy. Tematy wystaw były już oczywiście przygotowane, ale nikt jeszcze nie wiedział, co dokładnie się na nie złoży -
mówi Kubec.
Jurorów zachwyciło to, co często bywa pod-kreślane jako wielki atut śląskiej architektu-ry - niechęć do zawłaszczania przestrzeni czy zdominowania jej wybujałą formą. Projekt pra-cowni RAr-2 idealnie wpisał się w kontekst urba-nistyczny i krajobrazowy tej części Warszawy. Budynek ma 20 tys. m kw. powierzchni, ale jest niski (12 m), dzięki czemu wtapia się w nadwiślań-ski pejzaż. Pomaga temu jeszcze elewacja w kolo-rach ziemi (złośliwcy kpili, że po Ślązakach nie można się było spodziewać elewacji innej niż szaro-bura). Jest otwarty na rzekę.
- W powojennej Warszawie nigdy żaden budy-nek nie zbliżył się tak do Wisły W przestrzeni urba-nistycznej tego miasta to ogromne wydarzenie - mówi Kubec. Wiosną budynek przeszedł powodzio-wy test. Bez szkody oparł się fali.
Kubec najbardziej cieszy się z dachu. Powstał na nim wielki ogród geologiczny, mający przywodzić na myśl krajobraz ulegający erozji. - To moja ulu-biona część kompleksu. Mam nadzieję, że wszyscy ją pokochają. Odkrywanie Warszawy z tej perspekty-wy jest niesamowitym doświadczeniem. Nawet drze-wa i krzaki na Pradze wyglądają stąd inaczej, bardziej uroczyście - twierdzi architekt.
Choć Kopernika otwarto uroczyście w piątek, kompleks nie jest jeszcze gotowy. Do skończenia jest jeszcze jeden segment, planetarium umieszczone w osobnej bryle przypominającej olbrzymi głaz narzu-towy i prawie trzyhektarowy Park Odkrywców. Twórcy z RAr-2 nadal pracują na miejscu, nadzorując wykonanie swojego projektu. Przez pięć lat pracy nad nim Labora-torium Architektury dojrzało, ale nie zmieniło się zanad-to. Nadal pracuje w nim na stałe tylko siedem osób. - Kiedy patrzymy na centrum, mamy poczucie dobrze wykonanej roboty. Kopernikowi oddaliśmy kawał zawo-
dowego życia. Kiedy to wszyst-
31
architektura
owojorski artysta Tom Fruin pokazuje jak ludzkie śmieci mogą stać się miejskim skarbem. Jego najnowsze dzieło - Koloni-
havehus, znajduje się na placu Biblioteki Królewskiej w duński Kopenha-dze. Nawiązując do dziewietnastowiecznej duńskiej tradycji Kolonihave - “domku z ogrodem “ - rzeźba Fruin jest zbudowana z tysięcy kawałków pleksiglasu znalezionych na wysypiskach wokół miasta.
www.tomfru- iewiele pracowni architektonicznych myśli o rozbiórce starych domów, chyba że jako
o sposobie tworzenia miejsca pod nowe budynki, ale architekci Hutchinson i Maul z Seattle zajęli się tym tematem dogłebnie, wiercąc otwory w ścianach i dachach opuszczonych gospodarstw stworzyli piękne przestrzenie pełne mroku i światla. Dziurawiąc ściany i wkładając w otwory kolorowe akrylowe pręty nadali tym surowym, zapomnianym miejscom zupełnie nowy charakter tuż przed ostatecznym unicestwieniem. Oczywiście wcześniej zdążyli jeszcze rozkręcić pożądną imprezę.
www.hutchisonandmaul.
architektura
architektura
http://triptyqueblog.blogspot.com/
rojektanci ze Stu-dio Triptyque zaprojek-
towali 3200-metrowy aparta-ment w Brazylii, dla Houssein Jarouche, właściciela butiku Micasa w São Paulo. głównym i wielofunkcyjnym elementem jest gigantyczny gięty regał oplatający wnetrze całego mieszkania. Mieszkanie zapla-nowano jako wielka galerię z ciągiem pokoi bez przypisane-go z góry przeznaczenia. Nie dość ze jest w stanie pomie-ścić pokażnych rozmiarów biblioteke, to w jego wnętrzu znajduje sie WC. Zestawie-nie tej płynnej jasnej formy z drewnianą podłogą i wielkimi oknami dało efekt ciepłego, funkcjonalnego minimalizmu.
triptyqueblog.blogspot.com
w w w .
c h a r t c o r b .free.fr
rojektanci Paul Belmondo Museum w Billancourt w Bolonii, Karine Chartier and Thomas Corbasson połączyli dwie przeciwstawne wnętrza za pomocą kon-tratsu. Pierwsza częsć tego budynku jest wykonana w ciemnym drewnie i dość klaustrofobiczna, druga zaś jasna i przestrzenna. Podobno taki też był charakter ojca znanego
aktora.
la studia Shsh architektonicznym wyzwaniem była budo-wa tymczasowego pawilonu z okazji pięćdziesiątej rocznicy
Wystawy Światowej w Brukseli. Do budowy tego zdumiewającego swym charakterem wnętrza użyli około 33.000 pustych srzynek po belgisjkim piwie. Wybór tego materiału pozwoliła im na skrócenie czasu montażu i demontażu oraz przedstawienie zupełnie nowego zastosowania tego nieciekawego, na pozór przedmiotu.
architektura
Janusz Wróblewski: – Premiera „Młyna i krzyża” odbyła się na festiwalu w Sundan-ce. Potem pokazano go w Luwrze i na targach w Berlinie. Jakie były reakcje
Lech Majewski: – Bardzo pochlebna recen-zja ukazała się w „Variety”. Efekt jest taki, że mamy dystrybucję kinową w Stanach i Kanadzie. Film kupili Japończycy, Francuzi, Niemcy, Hiszpanie i kilkanaście innych kra-jów. Zaproszono mnie na Biennale do Wene-cji. A 31 marca w gmachu głównym Muzeum Narodowego w Krakowie otwarta będzie retro-spektywa moich prac z ostatnich 11 lat, zawie-rająca również, teraz pokazywane w Luwrze, wideo-arty z cyklu „Ćwiczenia z Bruegla”.
O czym jest ten film, w którym widz wkra-cza niejako do wnętrza obrazu „Droga krzyżo-wa” namalowanego pięć wieków temu
Mój film kontempluje obraz i filozofię Bruegla. Co mówi Bruegel? Że wielkie historyczne wyda-rzenia, kiedy się działy, były peryferyjne i prze-chodziły bez echa. Dopiero później zaczynają promieniować, przenikać powszedniość. Powia-da, że kiedy to się dzieje, my tego nie widzimy. Na obrazie „Droga krzyżowa” Flamandczycy gapią się w lewo, na incydent z żołnierzami, a Chrystus jest przysłonięty, zakryty i trzeba się wysilić, żeby go dostrzec.
Dlaczego Bruegel i dawna sztuka przycią-ga pana bardziej niż współczesność
XX wiek zbombardował dywanowym nalotem wszystko, nad czym z cierpliwością pracowa-li artyści i rzemieślnicy w poprzednich stule-ciach, czyli zbliżenie nas do piękna utożsamia-nego z pojęciami prawdy i wiary. I te kanony niszczenia wciąż triumfują. Rozbito formę. Artysta został zdany na bestialstwo współcze-snego świata. W dawnej sztuce – poza wpisaną w nią duchowością – interesuje mnie nieby-wała perfekcja wykonawstwa (przy ograniczo-nych możliwościach technicznych), zupełnie teraz lekceważona. Rzemiosło i kunszt. Bo dziś kanonem akademickiej sztuki stało się śmiet-nisko i pseudoszokowanie. Wystarczy rozbić telewizor i wstawić go na postument do galerii. Krytycy będą kombinować, czy przypadkiem nie chodzi o protest przeciwko konsumpcyjne-mu stylowi życia, terrorowi mass mediów itd. Dobrze to ujął Baudrillard, żaląc się, że rela-tywizm został do tego stopnia rozdmuchany, że „ufikcyjnił się” cały świat.
W „Młynie i krzyżu” ktoś wypowiada zdanie, że to, co najważniejsze, musi być ukryte. Ale właściwie dlaczego
Gdyby mnie poproszono o definicję praw-dy, odpowiedziałbym, że jest nią tajemnica. Bo tajemnica stanowi istotę naszego bytu, wszystkiego, co nas otacza (dobrze wiedzą o tym naukowcy), zaś człowiek postawiony w obliczu tajemnicy natychmiast ma ochotę ją rozgryźć. Drąży i zadowala się odpryskami, okruchami. Bo tajemnicę można tylko nad-gryźć. Natomiast na poziomie kultury popu-larnej tajemnica zanika. Wszystko zostaje wyjaśnione. Wiadomo, kto zabił, o co cho-dzi. Opowieść się domyka, szkatułka pasuje do szkatułki. A dla mnie liczy się rozpiętość egzystencji w wielu wymiarach.
Reżyser filmu „Młyn i krzyż”, inspirowanego obrazem Bruegla, opowiada o tym, dlaczego dawna sztuka przy-ciąga go bardziej niż współ-czesność.
Rozszyfrowywanie znaczeń dawnej sztuki sta-ło się modne dzięki powieściom Dana Browna, doszukującego się m.in. w twórczości Leonar-da da Vinci heretyckich, spiskowych teorii. Sta-nowią one dla pana jakąś inspirację?
Podziwiam sprawność warsztatową Dana Browna, choć w jego książkach jest sporo uproszczeń, związanych z wymo-gami kryminalnej konwencji. Cenię je, mimo że zawarte w nich analizy obrazów nie są zbyt odkrywcze. Mówiąc nieskromnie, choć-by na temat „Ostatniej wieczerzy” mógłbym powiedzieć chyba więcej. Od lat prowadzę na różnych zagranicznych uczelniach wykłady poświęcone sekretnemu językowi sztuki sym-bolicznej. Ostatnio na uniwersytecie Cantenbury w Nowej Zelandii. I mogłem przy okazji sfilmować wspa-niałe widoki nieba zakrytego chmurami, które oglądamy potem w „Młynie i krzyżu”.
Co było najtrudniejsze
Zbudowanie harmonijnej, trójwymiarowej przestrzeni wykreowanej przez XVII-wiecz-nego geniusza. Weźmy pajęczynę z kropla-mi rosy, która ma się ruszać. Komputer gene-ruje pajęczynę poprawnie. Jest idealna. Ale jak się spojrzy na prawdziwe dzieło pająka, to w jego sieci znajdziemy mnóstwo skrótów, dziur, niedoskonałości. Żeby upodobnić się do natury, musieliśmy więc psuć mechaniczną perfekcję komputera i bezustannie popełniać błędy.
22
To znaczy?
Żeby zobaczyć jej diapazon: od lewej do pra-wej. Jung by to ładnie opisał: wertykal prze-chodzi od boskości do potępienia; a horyzontal od zła do dobra, od męskiego do żeńskiego itd., itp. Wszystko to pięknie widać na przykład w „Boskiej komedii” Dantego.
Potocznym doświadczeniem współczesne-go człowieka jest poczucie pustki, braku sensu, nieobecności Boga. A pan uporczywie wra-ca do ezoteryki, zwietrzałych symboli, gnostyc-kich poszukiwań. Nie jest to anachronizm?
Niekoniecznie. W czasach nam bliższych byli artyści, którzy potrafili objąć te obszary. Chociażby Bułhakow w „Mistrzu i Małgorza-cie”. Dla mnie to najlepszy opis porewolucyjnej Rosji, zawierający w sobie dantejski rozmach i metafizyczną głębię.
W „Młynie i krzyżu” moment „wstrzyma-nia oddechu” następuje w chwili upokorze-nia Flamandów, uciskanych przez hiszpańską milicję i niedostrzegających, że obok równole-gle dopełnia się los Chrystusa. To jest ta tajem-nica
Chwilę przedtem toczy się rozmowa między Brueglem a kolekcjonerem jego obrazów, któ-ry twierdzi, że wszystkiego, czego są świadka-mi, nie da się wyrazić. Artysta mu odpowiada, że owszem, da się. Komunikuje się wtedy z siłą wyższą (upostaciowioną przez młynarza) i następuje zatrzymanie czasu. Niewyrażalne zostało opisane. Ale nie słowami. Według mnie najważniejsze sprawy wymykają się władzy języ-ka. Szczególnie to widać, gdy obcujemy z arcy-dziełami dawnej sztuki. Mało kto jest w stanie zwerbalizować owo nieuchwytne doznanie, gdy stoi się przed „Burzą” Giorgionego, nie mówiąc już o symbolicznym malarstwie Boscha.
iszczycielskie trzęsienie ziemi o sile 8,9 stopnia w skali Richtera i tsunami, które nawiedziły kole-jno Japonię, przypomniały nam jak kruche potrafi być życie. Od tego czasu wielu grafików tworząc prace na ten temat złożyło hołd Japonii i jej mieszkańcom.
To poruszenie i chęć niesienia pomocy wynika zdaje się z szacunku jakim dażymy tą starą, niesamowitą i bogatą kulturę.
Wielu z nas wychowało się na japońskich kreskówkach a prawie wszyscy korzystamy ze zdobyczy japońskiej techniki.
Magazyn bardzokulturalny postanowił zamieścić dosłownie kilka sposród ogromnej ilości prac jakie powstały pod wpływem i ku pamięci tantych tragicznych wydażeń
N
25
echnologia komórkowa rozwi-
ja się w superszybkim tempie a wraz
z nią powstaje coraz więcej akceso-
riów do naszych komórek. Przeno-
śne głośniki i wzmacniacze nie nie są
już niczym nowym, ale MegaPhone
Satellite 2011 Passive Amplifier jest
wyjątkowy. Zaprojektowany specjalnie dla iPhone
przez włoskich designerów Enrico Bosa i Isabell
Lovero z en&is, jest jednym z niewielu wzmacnia-
czy dostępnych na rynku, które oferują optymalną
jakość dźwięku bez podłączania do słuchawek.
oza tym, że jest absolutnie fantastycz-
nie zaprojektowany i sklada się z ceramicznego
megafonu oraz cienkiej drewnianej podstawki, pro-
dukt wyróżnia się na tle podobnych z tej dziedziny z
zupełnie innego powodu. Jego funkcjonalność opiera
się całkowicie na prawach rządzących dżwiękiem, a nie
na nowoczesnej technologii, takiej jak przewody, wtyki,
energia elektryczna czy słuchawki. Nie potrzeba dodat-
kowej mocy aby zwiększyć rozkręcić swojego iPhone’a.
ajlepszym opisem tego zaskakującego
przedmiotu będą słowa samego twórcy Dominic
Wilcox. “Czasami używam mojego touchphone w
kąpieli. Wiem, że to głupie. Zaobserwowałem, że
kiedy raz włożę lewą rękę do wody, bez zastano-
wienia, nie mogę już korzystać z ekranu dotykowe-
go bo mogę go zawilgocić. Dowiedziałem się, że
do przewijania mogę używać mojego nosa, ale nie-
stety nie widziałem, w co mój nos trafia. Wtedy właśnie wpadłem
na pomysł aby nałożyć na nos “palec”, który usprawniłby nawigację
jedną ręką.
hoć jest to rozwiązanie wygodne dla mnie podczas
kąpieli pozwala ono na ułatwienie posługiwania sie telefo-
nem dla ludzibez rąk. Może projekt mógłby być bardziej “subtel-
ny”wiec na codzień wystarczy szyja by z niego korzy-
stać.” Nic dodać, nic ująć. Aby obejrzeć inne
ciekawe rozwiązania na każdy
dzień warto zajrzeć
na stronę
MegaPho-
ne głośnik
Finger-nose
rysikdominicwilcox.com
‘kolonihave-
hus’ by new york-based artist tom
fruin in collaboration with coreact
is an outdoor sculpture consisting
of a thousand pieces of found ple-
xiglass. located in the open river-
front plazaof the royal danish
library in copenhagen, denmark, the installation lar-
gely resembles the form of a simple house clad in a
vibrant and complex skin of plexiglass squares and
steel framing, offering a visual and lighting effect clo-
se to a stained glass window.
the house is fully constructed from hand-
-cut and hand-welded steel picture frames which
have been arranged to hold a single piece of found ple-
xiglass ranging in size from 2x2 inches to 24x363 inches.
the frames are welded into 35 individual panels which can
be bolted together to wrap around the metal structure. a
pivot mounted door and several operable windows com-
pletethe 14th feet house.
eaturing lighting design by nuno neto and sound
installation by astrid lomholt, ‘kolonihavehus’ will be acti-
vated by a dance and theatre group whose performance
is based on the concrete poetry of danish poet vagn steen.
bolted together to wrap around the metal structure. A pivot
mounted door and several operable windows
complete t h e
iss Me I’m Polish is a
creative studio specializing
in interactive, brand iden-
tity and editorial design.
We solve problems with
brains, tackle challenges
with brawn, and design with
heart.
ounded in 2003 by designer
Agnieszka Gasparska (who was born
and raised in Warsaw), Kiss Me I’m Polish
is a New York City-based creative firm pro-
viding strategy and design for clients of all
different shapes and sizes. We work on the
web and in print. We create new identity
solutions and help bolster existing brands.
e are problem-solvers, and we are
just as passionate about great design
as we are about the clear flow of information.
Our team combines strong design instincts
with keen observation, creating experiences.
31
‘kolonihave-
hus’ by new york-based artist tom
fruin in collaboration with coreact
is an outdoor sculpture consisting
of a thousand pieces of found ple-
xiglass. located in the open river-
front plazaof the royal danish
library in copenhagen, denmark, the installation lar-
gely resembles the form of a simple house clad in a
vibrant and complex skin of plexiglass squares and
steel framing, offering a visual and lighting effect clo-
se to a stained glass window.
the house is fully constructed from hand-
-cut and hand-welded steel picture frames which
have been arranged to hold a single piece of found ple-
xiglass ranging in size from 2x2 inches to 24x363 inches.
the frames are welded into 35 individual panels which can
be bolted together to wrap around the metal structure. a
pivot mounted door and several operable windows com-
pletethe 14th feet house.
eaturing lighting design by nuno neto and sound
installation by astrid lomholt, ‘kolonihavehus’ will be acti-
vated by a dance and theatre group whose performance
is based on the concrete poetry of danish poet vagn steen.
bolted together to wrap around the metal structure. A pivot
mounted door and several operable windows
complete t h e
Kolonihave-
husszklany domektomfruin.com
iss Me I’m Polish is a
creative studio specializing
in interactive, brand iden-
tity and editorial design.
We solve problems with
brains, tackle challenges
with brawn, and design with
heart.
ounded in 2003 by designer
Agnieszka Gasparska (who was born
and raised in Warsaw), Kiss Me I’m Polish
is a New York City-based creative firm pro-
viding strategy and design for clients of all
different shapes and sizes. We work on the
web and in print. We create new identity
solutions and help bolster existing brands.
e are problem-solvers, and we are
just as passionate about great design
as we are about the clear flow of information.
Our team combines strong design instincts
with keen observation, creating experiences.
Kiss Me I’m Polishstudio designkissmeimpolish.com
‘Kolonihavehus’ by new york-based artist tom fruin in col-laboration with coreact is an outdoor sculpture consisting of a thousand pieces of found plexiglass. located in the open river-front plazaof the royal danish library in copenhagen, denmark, the installation largely resembles the form of a simple house clad in a vibrant and complex skin of plexiglass squares and steel fra-ming, offering a visual and lighting effect close to a stained glass window.
The house is fully constructed from hand-cut and hand--welded steel picture frames which have been arranged to hold a single piece of found plexiglass ranging in size from 2x2 inches to 24x363 inches. the frames are welded into 35 individual panels which can be bolted together to wrap around the metal structure. a pivot mounted door and several operable windows complete
Natural selection has got us all a long way, from swimming around in the primordial soup to drinking some-thing similar from the microwave. The same can’t be said for birds though, who will still (despite all the evidence that says they sho-uldn’t) willingly fly into the jaws of death. Luc-kily though if they make that mistake with our cat faced Bird Box, instead of death - through the jaws of Sylvester all they will find is a warm safe nesting box. Provide a safe and snug place for birds to roost and nest. Made from durable marine quality plywood with really good insu-lation properties, warm in winter and cool in summer. Designed with the correct dimensions and ventilation that birds need. Sylvester is a perfect nesting box for Blue tits, Coal tits Marsh tits, Great tits, Nuthatches, House sparrows,
Sylvester bird
At Gizoo we are all for making those everyday jobs a little easier, and if possible, a lot more entertaining, and the Christmas Pudding Bin Bags do exactly that, in well, bags. Big pudding-shaped bags! If you’re feeling particularly creati-ve, you can even use the Christmas Pud-ding Bin Bags as fun Christmas sacks for your friends and family – they are 100% biodegradable, the deep volume is per-fect for piling in loads of presents and the easy-tie handles round off the perfect plump pudding. Literally bags and bags of fun
Technologia komórkowa rozwija się w superszybkim tempie a wraz z nią powstaje coraz więcej akcesoriów do naszych komórek. Przenośne głośniki i wzmacniacze nie nie są już niczym nowym, ale MegaPhone Satellite 2011 Passive Amplifier jest wyjątkowy. Zaprojekto-wany specjalnie dla iPhone przez włoskich desi-gnerów Enrico Bosa i Isabell Lovero z en&is, jest jednym z niewielu wzmacniaczy dostępnych na rynku, które oferują optymalną jakość dźwięku bez podłączania do słuchawek.
SATELLITE 2011Is he a bear? Is he a lamp? Whichever
way you choose to see him, he’s weirdly won-derful. Let him win a place in your heart as he sits quietly on your shelf or bedside table. The black fabric-covered shade is a reflective gold on the inside to enhance Teddy’s golden featu-res. His plump body lets you park him where you please without fear of him toppling over. Poor Ted may have lost his head, but he definitely lights up the room!