monitor polonijny 2008/07-08

56
str. 26-35

Upload: monitor-polonijny

Post on 30-Mar-2016

299 views

Category:

Documents


7 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

str. 26-35

MONITOR POLONIJNY

W tym celu Rada ustaliła, że zadokumentację finansową projek-tów, realizowanych w poszcze-gólnych regionach, a dotowa-nych przez Ministerstwo KulturyRS są odpowiedzialni prezesi re-gionalni, zaś za dokumentację„Monitora Polonijnego“ oraz roz-liczeń względem Stowarzyszenia„Wspólnota Polska“ – wiceprezesElżbieta Dutková. Ustalono, żekolejne spotkanie Rady Klubuodbędzie się 30 sierpnia w Du-bnicy nad Wagiem oraz zaplano-wano wstępny termin kongresuKlubu Polskiego na 20 września,który miałby się odbyć w Żylinie.W celu przeprowadzenia kontro-li finansowej Klubu została po-wołana specjalna komisja, w któ-rej skład weszły panie Mariola

Peruňská, Irena Zacharová orazKatarzyna Bieliková. Efekty pra-cy komisji mają być przedstawio-ne podczas kongresu. PrezesKlubu Tadeusz Błoński podsu-mował działalność organizacji zaokres ostatnich dwóch lat, po-dziękował za zaangażowaniew pracy na rzecz Polonii i złożyłrezygnację ze swojej funkcji, je-dnak z uwagi na konieczność do-kończenia prac w ramach orga-nizacji zdecydował o pełnieniufunkcji prezesa do czasu kongre-su Klubu Polskiego.

Podczas spotkania ustalonoteż między innymi, że prezes ca-łej organizacji nie może pełnićrównocześnie funkcji prezesa re-gionalnego.

Oddzielny punkt programu

został poświęcony działalnościwydawniczej Klubu, czyli pracy„Monitora Polonijnego“. Obecnapodczas spotkania konsulUrszula Szulczyk-Śliwińska pootrzymaniu informacji, doty-czącej kosztów związanych z wy-dawaniem pisma (finansowane-go przez Ministerstwo KulturyRS oraz Stowarzyszenie „Wspól-nota Polska“), złożyła wniosekdo prezesów, by ci rozważyli za-wieszenie działalności wydaw-niczej lub zdecydowali o prze-kształceniu „Monitora” w kwar-talnik, a zaoszczędzone pienią-dze wykorzystali na imprezyw regionach. Decyzje o losie cza-sopisma mają zapaść podczasKongresu Klubu Polskiego.

Prezesi poruszyli również te-mat ewentualnej decentralizacjiKlubu Polskiego, która, po reje-stracji w konkretnych miastach,dawałaby klubom regionalnymmożliwość podejmowania współ-pracy w ramach euroregionóworaz pozyskiwania środkówprzeznaczonych na działalnośćregionalną. Decyzje zostaną pod-jęte podczas kongresu.

Pod koniec spotkania w imie-niu Klubu Polskiego jego prezesTadeusz Błoński złożył podzięko-wanie na ręce pani konsul za po-moc finansową w zorganizowa-niu Rady Klubu.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

P od koniec czerwca (21 – 22.06.) w Bratysławie zebrała się RadaKlubu Polskiego na Słowacji. Głównym tematem obrad było

ustalenie harmonogramu prac przedstawicieli Polonii, związanychz koniecznością wywiązania się ze zobowiązań finansowych Klubuwzględem instytucji, które wspierają jej polonijną działalność.

W obradach wzięli udział: prezes Klubu Tadeusz Błoński (jednocze-śnie prezes klubu w Koszycach), jego wiceprezes Elżbieta Dutkováoraz prezesi regionalnych klubów: Beata Wojnarowska (Bratysława),Irena Zacharová (Maritn), Romana Gregušková (Nitra), ZbigniewPodleśny (Dubnica nad Wagiem), Mariola Peruňská (PoważskaBystrzyca), Renata Straková (Trenczyn), Katarzyn Bieliková (Żylina).Jako organ doradczy (bez prawa głosowania) zaproszeni zostali:Urszula Zommerska-Szabados (Koszyce), Ryszard Zwiewka(Bratysława), Irena Cigaňová (Nitra), Ryszard Urbański (Żylina).Zaproszonymi gośćmi byli: kierownik Wydziału KonsularnegoAmbasady RP w RS Urszula Szulczyk-Śliwińska oraz redaktor naczelna „Monitora Polonijnego“ Małgorzata Wojcieszyńska.

ZDJĘ

CIA:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Na kolację do jednejz restauracji nabratysławskiejstarówce wszystkichuczestników obradzaprosiła konsulUrszula Szulczyk-Śliwińska.

Obradowała Rada Klubu

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008 33

SPIS TREŚCISzukam pracy po francusku 4Z KRAJU 4Co się stało z naszą klasą? 6Nasza Klasa w Bratysławie 7ANKIETA 8Możliwości trzy 10Piękna nasza Polska cała… 12Byliśmy tam 14Sama okolo sveta na jachte 16Obiad wieczorową porą 17ANKIETA 17Nasze życie magiczne 19OPOWIADANIE NA LATO Drzewo czereśni 20„Nasz“ dyrygent w Koszycach 22MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄ45. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu 23Zespół „Feel” 23WYWIAD MIESIĄCAIwan Komarenko – „maszynista estradowy“ 24Zjazd słowackiej Polonii 26Pod Trenczyńskim Zamkiem 28„Morskie opowieści“ 30Tajemnicza noc świętojańska 32Dzień Dziecka w Nitrze 33Z NASZEGO PODWÓRKA 34„Stoliczne Dni” w Liptowskim Mikulaszu 36Dni Morza 37KINO-OKO „Korowód” 38TO WARTO WIEDZIEĆ Park Narodowy „Ujście Warty” 39OKIENKO JĘZYKOWE „Internet” czy „internet”? 41BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Warto przeczytać 42Słowacja oczyma poznanianki 42Aleluja a vpred! 4450 lat i co dalej? 46„Chińska” Olimpiada? 48Duże „D” designu 50OGŁOSZENIA 52POLSKA OCZAMI SŁOWACKICH DZIENNIKARZYSól a Šachy 54MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 55PIEKARNIK Wakacje w domu 56

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Pavol Bedroň, Andrea Cupał -Bar icová , Anna Mar ia Ja r ina , Ma jka Kad leček , Danuta Meyza -Maruš iaková , I zabe la Wójc ikKOREŠPONDENT V REGIÓNE KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE :Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska • GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduel is Stehl ikADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Brat is lava • TLAČ: DesignText • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: MałgorzataWojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel . /Fax: 031/5602891, monitorp@orangemail .sk • PREDPLATNÉ:Ročné predplatné 300 Sk na konto Tatra banka č.ú. : 2666040059/1100 • REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95

Realizované s Finančnou podporou Ministerstva kultúry SR - program kultúra národnostných menšín

VYDÁVA POĽSKÝ KLUB – SPOLOK POLIAKOV A ICH PRIATEĽOV NA SLOVENSKU

w w w . p o l o n i a . s k

OD REDAKCJICo roku, mniej więcej w kwietniu, zaczynam się

zastanawiać, jakie materiały powinny znaleźć sięw podwójnym, letnim numerze „Monitora“. Na latoprzygotowujemy bowiem jeden obszerny numerpisma, w którym, oprócz stałych rubryk,umieszczamy interesujące artykuły o zróżni-cowanej tematyce, aby umilić czytelnikom letniwypoczynek. W końcu to aż 56 stron! „Co ja tamdam?“ – zadaję sobie gorączkowo pytanie. Wtedymój mąż z uśmiechem twierdzi, że pewnie, jak coroku, tych materiałów będzie aż nadto. A ja, jak coroku, myślę sobie: „Łatwo się mówi“ i… nadstawiamuszu, by zaczerpnąć inspiracji, by oferta letniegonumeru była atrakcyjna. Na szczęście przedwakacjami odbywa się sporo imprez polonijnych,więc im poświęcamy sporo miejsca na naszychstronach. Jeszcze jesienią wspominałam na łamach„Monitora“ o fenomenie portalu internetowego„Nasza Klasa“, a ponieważ kilka osób zwracało siędo redakcji z propozycją, by napisać o nim trochęwięcej, postanowiliśmy spełnić ich prośby. Późniejpojawiło się jeszcze kilka innych propozycjii pomysłów. W ten sposób oferta na wakacyjneczytanie stała się bogatsza. I, jak co roku, znów mójmąż miał rację. Cóż, pakując się na wakacje, swojąwalizkę zamykam najczęściej przyciskając jejwieko kolanem – podobnie wygląda zamykanieletniego numeru pisma.

Wyjeżdżając na urlop, nie zapomnijcie Państwozapakować do bagażu „Monitora”!

W imieniu redakcji życzę udanego wypoczynkui miłego czytania!

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAREDAKTOR NACZELNA

P.S. Ewentualne uwagi od Państwa, dotyczącetematyki, objętości i koncepcji „Monitora“, prosimyprzesyłać pod adres e-mail:[email protected]

Teraz mamy już pierwsze do-świadczenia z takiej emigracjii zupełnie inaczej podejmujemydecyzję o wyjeździe. Wnioskiwyciągnęło również państwopolskie oraz jego struktury spo-łeczne i zawodowe. Po raz pierw-szy zaczęto poważnie zastana-wiać się nad tym, jak powstrzy-mać falę masowej emigracji za-robkowej. Być może dlategoz umiarkowanym entuzjazmemprzyjęto komunikat prezydentaFrancji Nicolasa Sarkozy’egoo wcześniejszym, niż planowa-no, otwarciu rynku francuskiegodla Polaków, Węgrów, Czechów,Słowaków, Łotyszów, Litwinów,Słoweńców i Estończyków. Tędecyzję francuskiego rząduSarkozy ogłosił w czasie niedaw-nej wizyty w Warszawie.

Co to dla nas oznacza? Że niebędziemy potrzebowali karty po-bytu ani pozwolenia na pracę, że-by po udanych wakacjach pozos-tać we Francji na dłużej. Wystar-czy podpisać umowę o pracę,a potem samemu płacić podatki.Pracodawca poniesie koszty na-szego ubezpieczenia. Czy Polacysą z tego faktu zadowoleni? Od

MONITOR POLONIJNY4

Z OFICJALNĄ 3-DNIOWĄ wizy-tą przybył do Polski 6 czerw-ca słowacki prezydent IvanGašparovič. Mniej oficjalnyprogram dla słowackiej pier-wszej pary przygotowałw rezydencji na Helu gospo-darz – prezydent Lech Ka-czyński.

DNIA 16 CZERWCA przybyłado Polski z dwudniową wizy-

tą niemiecka kanclerz Ange-la Merkel. Premier DonaldTusk przyjął ją w swoim ro-dzinnym Gdańsku. Wspólnestanowisko polskiego i nie-mieckiego rządu brzmi: Irlan-dzkie „nie” dla Traktatu Liz-bońskiego nie powinno po-wstrzymać ratyfikacji doku-mentu w pozostałych kra-jach Unii. Według polskiegopremiera ratyfikacja TraktatuLizbońskiego powinna byćkontynuowana.

HISTORYCY IPN SławomirCenckiewicz i Piotr Gontar-czyk napisali książkę, w któ-rej przedstawiają Lecha Wa-

łęsę jako byłego agenta SBo pseudonimie ,,Bolek”. Ksią-żka wyszła 23 czerwcai spotkała się z olbrzymim za-interesowaniem odbiorców.Były prezydent odpiera za-rzuty, twierdząc, że publika-cja oparta została na doku-mentach sfałszowanych przezSB, zaś autorom grozi proce-sem sądowym.

W WIEKU 26 lat 4 czerwcazmarła siatkarka Agata Mróz,złota medalistka mistrzostwEuropy. Cierpiała na białacz-kę. W maju przeszła we Wro-cławiu operację przeszczepie-nia szpiku kostnego. Była

wielokrotną reprezentantkąPolski w siatkówce. Zostawi-ła dwumiesięczną córeczkę.

SĄD APELACYJNY w Łodzi 9 czerwca utrzymał w mocywyrok sądu pierwszej in-stancji w procesie „łowcówskór”. W styczniu minionegoroku Sąd Okręgowy w Łodziskazał na karę dożywociaAndrzeja N., a jego kolegęKarola B. na 25 lat pozbawie-nia wolności. Dwaj sanitariu-sze łódzkiego pogotowia bylioskarżeni o zabójstwo pięciupacjentów, którym podawalipawulon – lek zwiotczającymięśnie.

Szukam pracypo francusku

Europa nieustająco sięzmienia. Kilka lat temuPolaków elektryzowała

świadomość, że mogą bezobaw ruszać do pracy

w innych krajachczłonkowskich.

5LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

PIERWSZY W HISTORII udziałPolaków w piłkarskim świę-cie europejskim – Euro 2008– wywołał u polskich kibi-ców wielkie emocje i wielkieoczekiwania. Niestety, pol-ska reprezentacja nie wyszłaz grupy – po przegranychmeczach z Niemcami i Chor-wacją oraz po remisie z Au-strią wróciła do kraju.

ROBERT KUBICA odniósł swo-je pierwsze zwycięstwow drugim pełnym sezoniestartów w Formule 1. Stałosię to na Grand Prix Kanady8 czerwca. Sukces Kubicyosłodził trochę smutek po

porażce piłkarzy na Euro2008.

POLSKĘ PODZIELIŁ przypadek14-letniej Agaty z Lublina.Dziewczyna zaszła w ciążęz rówieśnikiem. Twierdziła na-wet, że została zgwałcona,w związku z czym miała pra-wo do legalnej aborcji. Kilkaszpitali odmówiło jednak wy-konania zabiegu. W sytuacjęwmieszały się działaczki „Pro-life” i kilku księży, którychorganizacje feministyczneoskarżyły o wywieranie nadziewczynę nacisku. DramatAgaty, u której przeprowadzo-no aborcję dopiero po inter-

wencji minister zdrowia EwyKopacz, obserwowała całaPolska.

NAJWIĘKSZY MIĘDZYNARODO-WY festiwal teatralny w Pol-sce – MALTA 2008 – rozpo-czął się 23 czerwca w Pozna-niu. To już jego 18. edycja.

TELEWIZJA PUBLICZNA pod-czas Krajowego FestiwaluPiosenki Polskiej “Opole2008“ przez pomyłkę wrę-czyła nagrodę „Superpre-miery” Kasi CerekwickiejPodobno zawiódł najnowo-cześniejszy system liczeniagłosów. Upokorzenie Cere-

kwickiej było publiczne, po-nieważ transmisja telewizyj-na przebiegała na żywo. Se-bastian Karpiel-Bułecka, lider„Zakopowera”, odbierając na-grodę, która została przy-znana jego zespołowi, zacho-wał się jak prawdziwy gentle-man i przekazał ją Kasi.Piosenkarka przyjąć jej je-dnak nie chciała.

W WIEKU 54 LAT na atak ser-ca zmarł 20 czerwca reżyseri scenarzysta Piotr Łazarkie-wicz.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ,WARSZAWA

wieków darzyliśmyFrancję i Francuzówdużym sentymen-tem. W epoce wojennapoleońskich nasiprzodkowie walczy-li ramię w ramięz żołnierzami fran-cuskimi, licząc na odzyskaniewolności narodowej. W czasiewojen światowych Francja byłajednym z pierwszych krajów, doktórych Polacy emigrowaliw poszukiwaniu godnego życia,gdzie środowiska emigracyjnestarały się ocalić majątek narodo-wy, polskiego ducha kulturyi historii. Co prawda po naszymwejściu do europejskiej wspól-noty Francuzi mocno obawialisię wizji „polskiego hydraulika”,opanowującego ich rynek pracy,ale obecnie te emocje już opadły.Dlaczego? Co prawda nikt dokońca nie wie, jak duże będziezainteresowanie rynkiem fran-cuskim w Polsce, ale pewne wy-znaczniki są oczywiste – Polacynie znają języka francuskiegow takim stopniu, co angielski,a Francuzi niechętnie z kolei mó-wią innymi językami – bariera

komunikacyjna jestwięc spora. Obecniew rankingu popular-ności miejsc zarob-kowych Francja znaj-duje się na siódmymmiejscu. Co rokuwydaje się tam kilka-

naście tysięcy zezwoleń na pra-cę, głównie sezonową. Czyminnym jest jednak zatrudnienierobotnika sezonowego do pracyprzy zbiorze winogron, jabłek,borówek, a innym normalnacałoroczna praca w różnych se-ktorach gospodarki. Koszty życiawe Francji są wysokie – w Pary-żu miesięcznie minimum to1000 euro, w pozostałych regio-nach ok. 800 – 900 euro. Jak bę-dzie? Przyszłość pokaże…

Najwięcej miejsc pracy czekana pielęgniarki i opiekunówosób starszych, w stoczniach,hutach, na budowach. Innebranże to bankowość, ubezpie-czenia, księgowość, zarządzaniei handel.

Gosposia zarobi około 1,5 ty-siąca euro, nauczyciel do 2000euro, a lekarz specjalista około7000 euro.

Jak we Francji wygląda życiezawodowe? Obowiązuje 35-go-dzinny tydzień pracy, płatne sąwszystkie nadgodziny. W rokupracownikowi przysługują 30dni płatnego urlopu. Urlop ma-cierzyński trwa 16 tygodni. WeFrancji wiek emerytalny osiągasię po przekroczeniu sześćdzie-siątki lub po przepracowaniu40 lat.

Więcej informacji o otwarciurynku francuskiego można odna-leźć na stronach internetowychwww.europa.eu.int/euresoraz www.eures.praca.gov.pl

Jestem przekonana, że jużsama możliwość swobodnegowyjazdu do Francji i podjęciapracy na cywilizowanych za-sadach jest wielkim plusem.Jesteśmy przecież takimi sa-mymi obywatelami świata, jakinne narody. Obserwującw naszych rodzinach i pośródprzyjaciół zalety i wady zarob-kowej emigracji, z pewnościąpoważnie rozważymy, czy jestto propozycja dla każdego.Najważniejsze, że jest – i z te-go się cieszmy.

AGATA BEDNARCZYK

MONITOR POLONIJNY6

Dziś jesteśmy dorośli, mamyrodziny, pracę i problemy, którew tamtych czasach wydawałynam się bardzo odległe. A prze-cież tak naprawdę niewiele sięzmieniliśmy. Iza zawsze lubiłapodróżować – dziś jest stewar-dessą, a jej podróże są po prostutrochę częstsze i odleglejsze.Maciek już w podstawówce zało-żył kapelę, a dziś grywa z zespo-łem nie tylko w Polsce, alei za granicą. Piotrek...ten był wielkim zapa-śnikiem jeszcze zanimopuścił szkolne mury –nauczyciele gniewali się na jegotrenera, bo Piotrek chyba czę-ściej był poza szkoła niż w szkole.

Przeglądam na portalu NaszaKlasa profile moich szkolnych(i nie tylko) znajomych i nie mo-gę się nadziwić. Asia ma dwójkędzieci, Agata zdążyła wziąć ro-zwód, zanim Magda czy Gośkaznalazły sobie życiowych partne-rów. No proszę, jest nawet Ma-riola, która wyjechała z rodzica-mi do Ameryki – nie przypusz-czałam, że jeszcze kiedyś ją zoba-czę, choćby wirtualnie. Na porta-lu każdy z nas zamieszcza zdjęcia:te stare ze szkolnych lat lub te na-jaktualniejsze – z dziećmi, z mę-żem/żoną albo z dalekich egzo-tycznych wypraw. Cóż, trzeba siępochwalić, bo przecież kiedyś

tylko nieliczni mogli sobie po-zwolić na wczasy pod palmami.Zamieszczając zdjęcia, należyjednak pamiętać, że portal jestdostępny dla wszystkich, zarów-no dla znajomych, jak i złodziei,pedofilów czy innych nieprzyja-ciół. Dlatego jest pilnie obserwo-wany przez policję. Od marcatego roku po Naszej Klasie surfu-je ponad 11 milionów klasowi-

czów. Portal jest drugą,po telekomunikacji, naj-większą bazą danych,ale nie musimy się oba-

wiać, ponieważ General-ny Inspektor Ochrony DanychOsobowych ogłosił, że jest bez-pieczny, choć wszystko oczywi-ście zależy od nas samych, bo tomy decydujemy, które nasze da-ne udostępnimy.

Portal Nasza Klasa ruszył w li-stopadzie 2006, a jego pomysło-dawcy – czterej studenci z Uni-wersytetu Wrocławskiego – stwo-rzyli go, chcąc pomóc kilku oso-bom w odnalezieniu dawnychprzyjaciół. W ciągu półtora rokuokazało się, że osób tych jestznacznie więcej niż kilka.Twórcy portalu w krótkim cza-sie stali się jednymi z najbogat-szych studentów w Polsce, po-nieważ 20% udziałów NaszejKlasy kupił niemiecki funduszEuropean Founders, a wartość

transakcji oszacowana została naokoło 3 miliony złotych. MaciejPopowicz, jeden z założycieli, za-robione pieniądze przeznaczyłjednak na zakup nowych serwe-rów i rozwój portalu.

Nasza Klasa cieszy się olbrzy-mią popularnością, a dla jejużytkowników surfowanie poniej stało się wręcz rytuałem.W wirtualnej przestrzeni spo-tykają się nie tylko byli klasowikoledzy i koleżanki, mogą sięw niej odnaleźć także osoby,które zamieszkały za granicą.Dość liczną taką grupą są za-mieszkali na Słowacji Polacy,którzy dzięki temu właśnieportalowi spotkali się w jed-nym z bratysławskich lokali.Dzięki różnym forom, zamiesz-czanym na stronach NaszejKlasy, Polacy mieszkający zagranicą (a jest nas naprawdędużo), mogą nawiązać noweznajomości, znaleźć pracę albopo prostu pomóc sobie nawza-jem w rozwiązaniu różnychcodziennych problemów. Wie-lu z nas los rzucił w dalekie kra-ńce świata, dlatego, uciekającw wirtualną rzeczywistość,mogą oni nie tylko wspominaćszkolne lata, ale także obdaro-wywać się ciepłym słowem,wspierać duchowo, motywo-wać do różnych działań.

W ydawać by się mogło, że jeszcze wczoraj biegaliśmy

po szkolnych korytarzach, które na przerwach

rozbrzmiewały naszymi krzykami. Specyficzny zapach

lizolu, unoszący się w powietrzu, zabieraliśmy ze sobą do

domu, wsiąknięty w granatowe mundurki z tarczą szkoły

i plakietką wzorowego ucznia na ramieniu. Wydawać by

się mogło, że nie dalej, jak tydzień temu grałyśmy z Kaśką

i Anką w gumę na szkolnym boisku.

Co się stało z naszą klasą?

7LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

Portal jest fenomenem, ponieważnie tylko łączy szkolnych znajomych– dzięki niemu odnajdują się zapo-mniani członkowie rodzin, starzyprzyjaciele z podwórka czy też lu-dzie o tym samym nazwisku. Dziękiwysyłaniu i odbieraniu wirtualnychzaproszeń uświadamiamy sobie na-gle, jak wielu mamy znajomych (je-den z profesorów uniwersyteckichw wywiadzie dla telewizji powie-dział, że na swojej liście znajomychma ponad 3000 osób, a najbardziejzaskakujący jest fakt, że on napraw-dę zna wszystkich tych ludzi). Kolej-nym fenomenem portalu jest moimzdaniem brak anonimowości, któraprzecież na co dzień wydaje się byćdomeną internetu. Do czasu poja-wiania się Naszej Klasy każdy surfo-wał po wirtualnym świecie anoni-mowo, na tym portalu ludzie z wła-snej nieprzymuszonej woli podająswoje imiona, nazwiska, numery te-lefonów czy GG, adresy na „Skype”,a do tego dorzucają swoje zdjęcie.Myślę, że wielu z nas ma po prostudość anonimowego życia na co dzień,a dzięki temu portalowi mogą sięujawnić, pokazać, pochwalić sukce-sami w gronie licznych znajomych.Obawiam się jednak, że fascynacjai medialna wrzawa wokół NaszejKlasy znikną równie szybko, jak sięzrodziły. Jeśli jednak się okaże, żespośród wszystkich poszukiwanychprzez portal znajomych, znajdziemychociażby jedną, będzie to najlepszyargument, że warto po nim surfo-wać.

JUSTYNA CHOVAŇÁKOVÁ

Nasza klasaw BratysławieS koro portal internetowy Nasza Klasa stał się tak popularny,

to dlaczego wieści o nim nie mogłyby dotrzeć na Słowację?– zastanawiałam się jakiś czas temu, surfując po stronachportalu. I rzeczywiście. Okazało się, że Polacy mieszkający naSłowacji tworzą fora dyskusyjne, poznają się za pośrednictwemInternetu. Postanowiłam więc wkroczyć między nich.

Przeczytałam różne wą-tki dyskusji, dowiedziałamsię, że umawiają się naspotkania, komentują ak-tualne wydarzenia w Pol-sce i na Słowacji. Wytypo-wałam pięć najbardziej ak-tywnych osób, wychodzącz założenia, że skoro inte-resuje ich życie Polakóww Bratysławie, będą też za-interesowani tymi, którzymieszkają tu od lat. Wysła-łam do każdego z nich za-proszenie na spotkanie in-formując o tym, że KlubPolski wydaje miesięcznik„Monitor Polonijny“ i or-ganizuje imprezy polonij-ne. Odpowiedziało czwo-ro z nich i pojawiło sięw umówionym miejscuw jednej z bratysławskichkawiarni. Niektóre osobyprzyprowadziły swoichznajomych czy partnerów.Okazało się, że jedni pra-cują tu w międzynarodo-wych firmach, ktoś pro-wadzi własną działalnośćgospodarczą. O istnieniuorganizacji polonijnej niemieli pojęcia. „Pracujępraktycznie do późnychgodzin popołudniowych,wieczorami już mi się na-wet nie chce umawiać naspotkania z kolegamiz pracy, których widujęcodziennie“ – opisywał je-den z zaproszonych na

spotkanie. Inny przyznał,że nawet chciał odwiedzićInstytut Polski, by zapytaćo Polaków w Bratysławie,ale, przyjeżdżając po pra-cy do centrum miasta, ni-gdy nie udało mu się za-stać otwartych drzwi In-stytutu. Jeszcze inny wyja-śniał, że już nawet przy-zwyczaił się do samotnychwieczorów i sporadycz-nych odwiedzin w Polsce,gdzie podczas krótkichpobytów nadrabia zaległo-ści towarzyskie. Ogólniejednak wszyscy stwierdzi-li, że brakowało im kon-taktu z rodakami, stąd ichdyskusje na forach inter-netowych Naszej Klasy. Zewzględu na napięty kalen-darz obowiązków zawodo-wych nie zawsze inicjaty-wa spotkania się „klaso-wiczów“ dochodziła doskutku. Zdziwili się więc,kiedy opowiedziałam im,że jednak tu też „coś“ siędzieje, że możemy wspól-nie organizować spotkania,wymieniać się doświad-czeniami, podpowiadać so-bie, jak „poruszać się“ poSłowacji. Może zatem na-sze poznanie to pierwszykrok ku temu, abyśmy„my” razem z „nimi” stwo-rzyli coś wspólnie? Razemprzecież raźniej.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

AN

KI

ET

A Magdalena Pietzod 4 lat w Bratysławie

O portalu Nasza Klasa dowiedziałamsię od koleżanki z podstawówki, któraw listopadzie 2007 roku wysłała miSMS-a, z prośbą, abym koniecznieweszła na stronę www.nasza-klasa.pli zalogowała się, ponieważ byli tam jużprawie wszyscy nasi klasowi koledzy.Dzięki temu odnalazłam wieluznajomych ze szkoły podstawoweji liceum. Ci z podstawówki spotkali sięjuż nawet dwa razy (ja w tychspotkaniach niestety nie wzięłamudziału ze względu na pobytw Bratysławie), zaś byli licealiści raz.

Dzięki Naszej Klasie odnalazłamswoją koleżankę, poznaną na koloniachw 1995 roku, z którą przez wiele lat

korespondowałam, ale po jakimś czasiekontakt się urwał. Bardzo sięucieszyłam, kiedy zauważyłam ją naportalu i dzięki temu mogłyśmyodświeżyć naszą znajomość.

Nasza Klasa pomogła mi równieżw pisaniu pracy magisterskiej. Naportalu znalazłam bowiem wieluPolaków, mieszkających na Słowacji(przede wszystkim w Bratysławie),którzy zgodzili się ze mną spotkać, abyporozmawiać o swoich odczuciach,opiniach, doświadczeniach,związanych ze Słowakami orazSłowacją. Korzystając z okazji,chciałabym im wszystkim jeszcze razpodziękować za poświęcony mi czas.

Magdalena Kulmaod 3 lat w Bratysławie Marek Woźniak

od 2 lat w Bratysławie

O NaszejKlasiedowiedziałemsię odkoleżanki.Dzięki temuportalowispotkałem sięz dawnymiznajomymiz klasy.Spotkaliśmysię już dwa razy, w tym razbyliśmy razem dwa dniw górach. Odnowiłemrównież znajomośćz kolegami, z którymikontakt wydawał sięutracony na zawsze.

Na forum dyskusyjnymNaszej Klasy poznałemciekawych ludzimieszkających w Słowacji,z którymi mogępodyskutować nie tylkowirtualnie – raz bowiemudało nam się spotkaćw świecie realnym.

O portalu czytałam kiedyśw jakiejś gazecie i pomyślałamsobie, że to fajny pomysł, byodświeżyć kontakty ze starymiprzyjaciółmi. Niestety, kiedy goprzejrzałam, nie odnalazłamnikogo znajomego, więczrezygnowałam z zalogowaniasię tam. Dopiero mniej więcejrok temu pewien znajomy,który obecnie równieżmieszka w Bratysławie,powiedział mi, że portal zyskałpopularność i bardzo sięrozwinął, więc postanowiłamdo niego zajrzeć. I całe szczę-ście!

Na początku znajomych niebyło wielu, ale obecnie są jużprawie wszyscyz moich obu klas– podstawoweji średniej! Udałonam się spotkaćw dość pokaźnymgroniew Warszawiei takie spotkaniazamierzamy

kontynuować. Na portalu„spotkałam” również moichznajomych z poprzednichmiejsc pracy, a także dawnekoleżanki. Korespondujemy zesobą cały czas. Internet tocudowna rzecz!

Byłam bardzo zdziwiona,gdy poprzez Naszą Klasęodkryłam, że na Słowacjimieszka sporo naszychrodaków. Na początku byłonieśmiało, ale na przełomiestycznia i lutego tego rokuudało się nam zorganizowaćbardzo miłe spotkanie.Z kilkoma osobami do tej poryutrzymuję kontakt. Na portaluwciąż jednak pojawiają się

nowi ludzie,z poznania którychjestem bardzozadowolona. Dziękinim udaje mi siępoznawać innychwspaniałych ludzi, nietylko Polaków! Mamnadzieję, że to będziesię rozwijać.

MONITOR POLONIJNY8

O Naszej Klasie dowiedziałamsię od moich kolegów z biura,którzy pochodzą z Wrocławia,gdzie portal został założony. Napoczątku zaglądałam na stronyNaszej Klasy bardzonieregularnie. Nie było tamżadnej z moich klas, większośćludzi na portalu byłaz Wrocławia bądź okolic. Pojakimś czasie zdecydowałam sięzałożyć swoje klasy i... dalej niedziało się zbyt wiele. No a potemjeden po drugim zaczęli siępojawiać koledzy i koleżanki.Najpierw kilka osób zeszkolnych lat, a po nich znajomiz lat dawnych i tych niedawnych.Jakiś czas temu udało mi sięnawiązać kilka zupełnie nowychznajomości.

Jeśli chodzi o „powroty doprzeszłości” to mam mieszaneuczucia. Z jednej stronyklasowicze uaktywniają sięzawsze, gdy pojawia się w ichgronie ktoś nowy. Przez kilka dnitrwa bardziej lub mniejożywiona dyskusja,

obowiązkowokomentowanesą zdjęciaz rodziną, bezrodziny, podpalmą, napalmie i… natym koniec.

Wiosnąspotkałam sięz kolegą ze szkolnej ławyz podstawówki. Szłam na niez niepewną miną (ku ucieszerodziny). Czy ja go w ogólepoznam? No bo on mnie, to napewno nie! No i poznałam,wysokiego faceta bez włosów,wyglądającego dokładnie takjak... jego ojciec, któregopamiętałam z wywiadówek.

Jeśli chodzi o kontakty naSłowacji, to dopiero je zaczynam,przynajmniej taką mam nadzieję.Forum może nie jest zbytaktywne, ale już kilka duszrogatych podgrzewa powoliatmosferę. Trzeba jeszcze trochęcierpliwie zaczekać aż „czytacze”włączą się do dyskusji.

Aneta Adamczykod 2 lat w Bratysławie

Ewa Baltazarovičod 7 lat w Bratysławie

Portalem Nasza Klasazainteresował mniew październiku 2007 rokumój brat z Polski. Zapośrednictwem portaluudało mi się nawiązaćkontakt nie tylkoz koleżankami i kolegamiz lat szkolnych, alei z innymi znajomymi. Pod koniec maja wzięłamudział w spotkaniuz ludźmi z drużynystarszoharcerskiej, którejbyłam członkiemw ogólniaku. Jeśli chodzio nawiązywanie nowychznajomości na Słowacji zapośrednictwem portalu,niestety, brak mi na toczasu.

Portalem zaintere-sowałam się mniej wię-cej rok temu, kiedy do-wiedziałam się o jegoistnieniu od swoichcórek. Na Naszej Klasieodnalazłam znajomych z daw-nych lat szkolnych. Dzięki tymodnowionym kontaktom udałonam się zorganizować kilkaspotkań klasowych w moimrodzinnym mieście – Czę-stochowie. Miałam też okazjęzobaczyć się z koleżankamii kolegami ze szkołyponadpodstawowej.

Jeśli chodzio kontakty z ludź-mi mieszkającymiw Bratysławie, towłaśnie dziękiportalowi wzięłam

udział w kilku spotkaniach„forumowiczów”, którzy skrzy-knęli się i umówili nastarówce. Z niektórymi mamjuż tak zażyłe kontakty, żenawet razem podróżujemy doPolski czy z Polski doBratysławy.

Podczas mistrzostw Europyw piłce nożnej z niektórymi

znajomymi z Naszej Klasywspólnie oglądaliśmy meczew bratysławskich kawiarniach.Emocje związane z kibico-waniem „naszym” połączyłynas, a ponadto pozwoliły nampoznać ciekawych ludziz Anglii, którzy równieżkibicowali biało-czerwonym.

Nasza Klasa okazała siędoskonałym sposobem donawiązywania znajomościz naszymi rodakamimieszkającymi na Słowacji.

red.

Katarzyna Tulejkood 4 lat w Bratysławie

9LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

10

Decyzja

Irena Zacharová w ostatniejklasie szkoły średniej dowiedzia-ła się, że uczelnia, którą wybrała,może wysłać jednego kandydatana studia za granicę. Pierwszeń-stwo miała osoba z najlepszymiwynikami w nauce. Ona spełnia-ła ten warunek. „Dla mnie była towspaniała okazja wyjazdu bezobciążania kosztami rodziców –wspomina – i mając szczęście, żeoprócz dobrych wyników w na-uce, nie postawiono mi innegowtedy tak często stawianegowarunku, dotyczącego tzw.orientacji politycznej, zdecydo-wałam się na kontynuację wy-kształcenia za granicą“. Podjęłastudia w bułgarskim Płowdiwiena kierunku ogrodnictwo i upra-wa winorośli. Był rok 1979.

Rok wcześniej na tej samejuczelni pojawiła się Renata Stra-ková. Jak do tego doszło? Po ro-zmowie z nauczycielką biologii,która widziała w niej przyszłegonaukowca, wybrała studia przy-rodnicze. Kiedy okazało się, żejest możliwość podjęcia studiówzagranicznych, wybrała ogro-dnictwo w Płowdiwie. „Mogłamrozwijać moje zainteresowania,a jednocześnie poznać nowykraj, jego kulturę i język, co mniebardzo pociągało“ – wyjaśnia.

Mariola Peruňská zdecydowa-ła się na studia w ZSRR główniedlatego, że ten kraj był znany

z wysokiego poziomu matematy-ki, a to, jak sama twierdzi, był jejukochany przedmiot. W 1979 ro-ku podjęła studia na kierunkutechnika informacyjno-pomiaro-wa w Charkowie. „Zabawne jestto, iż sądziłam, że to będzie infor-matyka, a to była teoria pomia-rów z punktu widzenia elektro-niki, co oznacza, że jestem wy-kształconym pomiarowcem“ –opisuje.

Oczekiwania

Spełniły się oczekiwania Irenyi Renaty, dotyczące poziomukształcenia na uczelni w Płowdi-wie, zaś swego rodzaju bonusemokazała się możliwość poznania

innej kultury i mentalności. „Buł-garia mnie zafascynowała i ta fa-scynacja trwa do dziś“ – podsu-mowuje Irena. Obie cenią sobieznajomość języka bułgarskiego.„Byłam przekonana, że będziemystudiować w języku rosyjskim,bowiem egzaminy wstępne zda-wałyśmy właśnie po rosyjsku” –wspomina Renata Po przebytymkursie językowym w Sofii ro-zpoczęły zajęcia w języku bułgar-skim. „Czułam się jak rzucona nagłęboką wodę“ – mówi Renata.Ale ponieważ każdy obcokrajo-wiec był zakwaterowany w aka-demiku z bułgarskimi studenta-mi, szybko nauczyły się języka.

Podobnie było w przypadkuMarioli, która od wyjazdu na stu-dia zagraniczne oczekiwała prze-de wszystkim wiedzy. „Politech-nika w Charkowie była nastawio-na na studentów aktywnych.Każdy, kto chciał się nauczyć,mógł się nauczyć bardzo dużo,a ja lubiłam zgłębiać wiedzę“ –wyjaśnia. Zaskoczeniem dla niejbył poziom życia. „Pierwszy szokprzeżyłam w Kijowie na dworcu,kiedy musiałam pójść do toalety– wspomina. – Kolejny, kiedy zo-baczyłam, w jakich warunkachbędziemy mieszkać w akademi-ku i jak się odżywiać. Przyznaję,że nie byłam na to przygotowa-na“. W przypadku Marioli pro-blem językowy trwał przezpierwsze 2-3 tygodnie. „Na wy-kładzie z matematyki stwierdzi-łam, że po rosyjsku nic nie rozu-miem – opisuje. – To była bloka-da, którą musiałam pokonać. Na szczęście udało się i po 3 ty-godniach zaczęłam myśleć po ro-syjsku“.

Spotkanie

Wszystkie moje rozmówczy-nie twierdzą, że za granicą wśródstudentów najbardziej bliscy so-bie byli Polacy, Słowacy i Czesi.

Możliwości trzyS tudiowały za granicą, tam poznały swoich przyszłych mężów

– Słowaków. Wyjazd na studia dał im nie tylko wykształcenie,ale odmienił ich los. Dziś z sentymentem wspominają lataspędzone w Bułgarii czy Związku Radzieckim, które byłyprzystankiem w ich życiu. Dziś mieszkają na Słowacji wraz zeswoimi rodzinami. Oto ich historie.

Irena Zacharová

MONITOR POLONIJNY

11

Do tego stopnia, że mogli rozma-wiać ze sobą każdy w swoimjęzyku, jedynie czasami, gdy uży-wali terminologii specjalistycz-nej, pomagali sobie znajomościąjęzyka, w którym studiowali.

Irena poznała swojego przy-szłego męża kilka dni po przyje-ździe do Sofii, gdzie grupa stu-dentów zagranicznych uczę-szczała na kurs językowy.

Mariola spotkała grupkę stu-dentów z Czechosłowacji pierw-szego dnia po przyjeździe doCharkowa. „Nie pamiętam tegowydarzenia, ale mój przyszłymąż, jak sam wspomina, podob-no nawet niósł mój bagaż z tak-sówki do akademika“ – opisuje.

Renata poznała chłopaka zeSłowacji, kiedy ten przyjechał nastudia, gdy ona była już na dru-gim roku. „Zapisałyśmy się z ko-leżanką do klubu alpinistów, onrównież i ta pasja nas połączyła“– wspomina.

Dalszy ciąg

Moje rozmówczynie powy-chodziły za mąż jeszcze podczasstudiów. Z tej okazji do Polski zje-chały słowackie rodziny. „Moirodzice musieli wysłać 80 za-

proszeń dla gości z Czecho-słowacji, którzy i tak mieli pro-blemy na granicy – wspominaMariola. – Dopiero na drugimprzejściu granicznym przepuści-li autobus Słowaków“. To byłytrudne czasy stanu wojennegow Polsce. I być może właśnie tetrudne polskie warunki w głów-nej mierze spowodowały, żewraz z mężami zamieszkaływ Czechosłowacji. Tu po stu-diach zagranicznych na wyksz-tałconych Słowaków czekałyciekawe propozycje pracy i mie-szkania. Polska tego nie ofero-wała. Renata nie znalazła pracyw swoim zawodzie. Mariola poprzyjeździe podjęła pracę w ha-mowni silników lotniczychw Poważskiej Bystrzycy, gdzieprojektowała systemy pomiaro-we, mierzyła temperatury i wiel-kości elektryczne. „To była fascy-nująca praca, która dawała miogromną satysfakcję zawodową“– wspomina. Jednakże po po-dziale Czechosłowacji fabrykasplajtowała.

Irena pracowała przez rok jakoogrodnik w Ogrodzie Botanicz-nym przy Muzeum Narodowymw Martinie, potem w zawodziepokrewnym w Instytucie Do-świadczalnym, na oddziale fizjo-logii roślin.

Powroty

Ich pierwsze dzieci urodziłysię w kraju, w którym studiowa-ły. Renata chce się wybrać doBułgarii i pokazać swojej doro-słej już córce, gdzie ta przyszła naświat.

Irena od czasu ukończenia stu-diów kilkukrotnie odwiedziłaBułgarię. W ubiegłym roku całąrodziną zatrzymali się w Płowdi-wie na kilka dni. Tym razem nietylko odwiedzili znajomych, aleobeszli też wszystkie miejsca, wa-żne zwłaszcza dla najstarszej cór-

ki, czyli szpital, gdzie się urodzi-ła, akademik, gdzie spędziła swo-je pierwsze 4 miesiące życia, i ko-ściół, w którym została ochrzczo-na.

Mariola od czasu ukończeniastudiów odwiedziła Charkówdwa razy. Pierwszy raz pojechalitam 5 lat później, by pokazaćcórce, gdzie się urodziła, zaś dru-gi raz na zjazd absolwentówz okazji 20-lecia ukończeniauczelni. „Pojechaliśmy tamz mężem i naszym wtedy 17-let-nim synem, który wrócił oczaro-wany Ukrainą, ludźmi, ich go-ścinnością i otwartością“ – wspo-mina Mariola.

Każda z moich rozmówczyńprzed wyjazdem na studia zagra-niczne zarzekała się, że nie wyj-dzie za mąż za obcokrajowca.A jednak stało się inaczej. Los jerzucił na Słowację, w ten sposóbdarując im niejako drugą ojczy-znę. W ich przypadku możnapowiedzieć, że gdzieś w kącikuduszy mają jeszcze jedną małąojczyznę – kraj, w którym studio-wały. Z pewnością są dzięki temubogatsze.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Renata Straková

Mariola Peruňská

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

MONITOR POLONIJNY12

Europejczykom Polska zaczynakojarzyć się nie tylko z Papieżem,Wałęsą i sumiennymi pracownika-mi, od jakiegoś czasu modnewśród nich jest zobaczenie nawłasne oczy Warszawy, Krakowa,Gdańska, a pobyt na wybrzeżu czyw górach staje się synonimemświetnego wypoczynku, połączo-nego z dobrą, ekologiczną kuch-nią, życzliwością gospodarzy i cu-downymi zakątkami, których pró-żno szukać w innych częściachEuropy.

Czy na wakacje mogę więc za-prosić was gdziekolwiek indziej,niż do Polski? Proszę, nie kręćcienosem i zróbcie szybki rachuneksumienia – kiedy ostatni raz wy-braliście się do kraju w celach tu-rystycznych? Czy waszażona, mąż, dzieci znająPolskę tak samo dobrze,jak wy Słowację? Pod-czas licznych podróżypo słowackiej ziemi,zdarzało mi się spotkaćrodaków, którzy zobaczyli kawałświata, a swojej rodziny nigdy niezabrali do Krakowa. Wstyd!

Polska południowa to jednaz najciekawszych części naszegokraju. Obfituje w zabytki świato-wej klasy, miejsca doskonałej re-kreacji i słynie z dobrej, swojskiejkuchni. Zatem – w drogę! I pro-szę, nie narzekajcie na brakautostrad! Wakacje w pełni,a najciekawsze miejsca zawszeleżą poza głównymi trasamiprzejazdowymi.

Spragnieni ciszy i świętego spo-koju poczują się z pewnością zna-komicie w Bieszczadach – górachowianych rozmaitymi legendami,które urzekną zwłaszcza młodzież– o ukrywających się w nich przezlata partyzantach, mordercachi innych „błękitnych ptakach”,o wilkach i niedźwiedziach orazrozmaitej rzadkiej zwierzynie, któ-rą napotkać można ot tak, na szla-ku. Widok z połonin, na którewdrapie się nawet niezbyt zapra-wiony w wędrówkach górskichturysta, zapiera dech w piersiachi wzmaga w człowieku dawno za-pomniane poczucie wolności, by-cia częścią świata. Żona zapewneucieszy się, gdy nad ZalewemSolińskim zanucicie jej słynny

przebój stulecia, zaś dzieci,lubiące błysnąć w szkole nie-typową wiedzą, znajdą mnó-stwo ciekawych inspiracjiw skansenie w Sanoku (skądmożna spłynąć doliną Sanuna prawdziwej flisackiej ło-

dzi) oraz podczas przejażdżki słyn-ną Bonanzą, czyli BieszczadzkąKolejką Leśną, kursującą na trasiePrzysłup – Majdan.

Innym godnym polecenia zaką-tkiem południowej Polski jestPodhale. Niechlubna opinia Sło-waków o Polakach i polskich pro-duktach wiąże się właśnie ze słyn-nym podhalańskim targowiskiemw Nowym Targu. Pora więc zmie-nić ten funkcjonujący od lat stere-otyp. Zapuśćmy się w głąb Pod-hala, poza główne drogi, przyjrzyj-

my się unikatowej architekturzedrewnianych domów i kościół-ków. Odwiedźmy Ludźmierz zesłynnym sanktuarium, gdzie mo-żemy się przekonać na własneoczy, jak silna i piękna może byćludzka wiara w cud. Pospaceruj-my po Chochołowie, aby móc siępoczuć jakby żywcem wciągnię-tym na plan „Janosika”. Odpo-cznijmy nad Jeziorem Czorsztyń-skim, podziwiając piękny niedzi-cki zamek, a jeśli zabraknie namnietypowych wrażeń, zwiedźmywiniarskie piwnice w leżącymnieopodal Frydmanie. Nie zapo-minajmy też, że Podhale to wyso-kiej klasy regionalna kuchnia – ni-gdzie nie skosztujecie takich se-rów, kwaśnic, chleba i trunkówwszelakich…

Stolicą Podhala jest Zakopanei mimo iż wielu odstrasza panującytam ciągle tłok, to chyba właśnieów gwar jest najbardziej pożądanyi modny. Tętniące życiem Kru-pówki i ulica Kościeliska są ni-czym żywy skansen – tysiące kra-mów, malowniczy architektonicz-ny galimatias. Zakopane trzebaodwiedzić, przynajmniej raz, ku-pić na pamiątkę drewniany długo-pis-ciupagę, zrobić sobie zdjęciez białym misiem i wzruszyć się, słu-chając wieczorem góralskich przy-śpiewek. Ależ te chłopy mają głos!Zakopane to oczywiście mekkawszystkich miłośników turystykipieszej i rowerowej. Słynne już tra-sy na Gubałówkę, KasprowyWierch, Halę Gąsienicową czyw Dolinę Pięciu Stawów, że o Do-linie Kościeliskiej nie wspomnę, togwarancja niezwykłych widoków,rzadkich okazów przyrodniczychi unikatowych zabytków.

O czywiście, że piękna! Coraz więcej odwiedzających nasz krajzagranicznych turystów nie może się nadziwić, że ziemia, o której

na zachodzie Europy – powiedzmy szczerze – mało kto słyszał cościekawego i widział osobiście, może być tak inspirująca, malownicza.

Piękna nasza Polska cała…Piękna nasza Polska cała…

13

Na północ od Zakopanego roz-ciągają się Gorce – kraina lesistychgór, poprzetykanych polanami.Ostre, żywiczne powietrze dajewytchnienie wszystkim mieszczu-chom, a odkryte przed wiekamiźródła solankowe wzmacniają gór-ne drogi oddechowe. Każdy Polakwie, że leżąca w Gor-cach Rabka to antido-tum na uporczywe dzie-cięce katary i zapaleniaoskrzeli czy płuc. Aleniech was nie odstraszą chmaryzasmarkanych małolatów – w rab-czańskim uzdrowisku można na-prawdę podreperować zdrowie,a przy tym porządnie wypocząćw atmosferze klasycznego kuror-tu z dawnych lat. Okolica Rabkijest cicha i wprost zachęca do dłu-gich spacerów i przejażdżek.

Jadąc od Gorców na zachód,znajdziemy się w Beskidach, gdzietylko widoki za oknem łagodnieją,zaś zarówno przyroda, jak i zwy-czaje nadal mają bardzo silny gó-ralski charakter. Przerwę w pod-róży najlepiej zrobić sobie w Su-chej Beskidzkiej. Po zwiedzeniumalowniczego renesansowegozamku koniecznie trzeba zjeśćobiad w „Karczmie Rzym”, znanejz ballady Mickiewicza „Pani Twar-dowska”. Kto nie pamięta jej tre-ści, lepiej niech uważa – tambowiem diabeł ma zwyczaj odbie-rać to, co mu się wcześniej obieca-ło… Po sutym obiedzie na deserproponuję wybrać się do Wado-wic – słynne papieskie kremówkisą naprawdę pyszne. Przy okazjiwarto odwiedzić papieski kościółOfiarowania NMP oraz leżący nie-opodal niego dom, w którymurodził się Jan Paweł II.

Wakacje to czas beztroski, alerównocześnie okazja do pogłębie-nia wiedzy o świecie, zwłaszcza je-śli dotyka się historii w wymiarzena co dzień nieznanym. Rozważ-cie sami, czy stać was na chwilęrefleksji w leżącym właśnie w tychstronach Oświęcimiu. Nie jest to

wycieczka ani łatwa, aniprzyjemna, ale jako częśćnaszej przeszłości, a tak-że niespotykane na Sło-wacji jej bolesne utrwa-

lenie, ma, według mnie, zwłasz-cza dla młodzieży, niezwykły wy-miar refleksyjny.

Największymi miastami połud-niowej Polski są Kraków i Wro-cław oraz aglomeracja śląska. Wy-cieczka do Krakowa to obowiązekkażdego rodaka i nie ma o czymdyskutować. Jedna z moich sło-wackich znajomych, którą tak dłu-go namawiałam na wyprawę dogrodu Kraka, aż w końcu uległa,wróciła zachwycona… i pełna pre-tensji do męża, że nigdy wcześniejjej tam nie zabrał. „Było tak ro-mantycznie – tysiące gołębi, hej-nał grany w południe, no i te nie-samowite pamiątki, aż się w gło-wie kręci”. Nie trzeba zwiedzaćKrakowa z przewodnikiem, żebypoczuć jedyny w swoim rodzajuklimat tego miasta. Czasami spa-cer po starówce i wypita w ka-wiarnianym ogródku kawa zapi-szą się w pamięci na długo.Urokliwe uliczki, na których arty-ści wystawiają swoje prace, za-

pisana w budynkach historia pol-skiej świetności – w Krakowietrzeba po prostu być chociaż razw życiu.

Sporo oddalony od słowackiejgranicy Wrocław zyskał dogodnepołączenie autostradowe, dziękiczemu w metropolii odmiennejod wielu polskich miast, a od sło-wackich różniącej się właściwiewszystkim, możemy się zna-leźć bardzo szybko. Nie będęukrywać, że mam do Wrocławiaogromny sentyment i każdemu,kto zapyta, czy warto jechać aż takdaleko, by zagubić się w starychuliczkach, odpowiem – warto, boprzeżycie to niezapomniane. Pię-kny rynek, na którym nigdy nie za-sypia życie, Ostrów Tumski, czylikościoły zbudowane na wyspie,wreszcie najpiękniejszy w PolsceOgród Japoński, stworzony odpodstaw z ogromnym wsparciemjapońskich specjalistów – to zale-dwie ułamek wrocławskich pere-łek. Mój mąż objechał kawał świa-ta, a oprowadzany po Wrocławiupo raz pierwszy, zamilkł i patrzył,patrzył, patrzył…

Zabierzcie rodzinę na wakacjedo Polski – mamy tak wiele do po-kazania i zaoferowania cudzo-ziemcom. Niech w końcu między-narodowa sympatia zyska powa-żny wymiar turystyczny, a Polskaprzestanie kojarzyć się Słowakomz rozklekotanym krzesłemz Nowego Targu.

AGATA BEDNARCZYK

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

MONITOR POLONIJNY14

O czym tu pisać? Widzie-liśmy. Czterdziesty pierw-szy w historii reprezentacjinarodowej szkoleniowiecLeo Beenhakker stworzyłi doprowadził drużynę doudziału w EURO 2008. To na pewno suk-ces. Reszta wyszła „jak zwykle”. Naszczęście nie liczyliśmy na wiele. „Samwyjazd jest sukcesem” – tak mówiliśmy,albowiem po raz pierwszy w historii pol-skiej piłki wzięliśmy udział w mistrzo-stwach Europy. Eksperci i kibice prze-bąkiwali o… W kręgach ekspertów sły-chać było również uwagi, że wyjdziemyz grupy i że Polska ma całkiem realneszanse na medal (sic!). Istotne miało byćteż to, że w drugiej fazie rozgrywek prze-ciwnikiem nie byłaby żadna tradycyjnaeuropejska potęga piłkarska.

Nie obyło się bez sensacji i emocji.Nasz holenderski trener, dzięki któremurozwiązał się worek z sukcesami narodo-wej jedenastki, zabrał ze sobą stary-nowyzespół. Wybrał „tych zawodników, a nie in-nych” i od tego momentu wszyscy zaczęlikręcić nosem. Wiadomo, wszyscy znająsię na piłce. W składzie nie znaleźli się„ci”, powołani zostali natomiast „tamci”.Pojawiły się uwagi, że na skład polskiej re-prezentacji wpłynąć miały interesy mene-dżerskie Jana de Zeeuwa, który jest człon-kiem sztabu reprezentacji, oraz sympatiesamego wielkiego Lea. No cóż, zwyciężyłazwykła, tradycyjna polska zawiść, ale co-raz częściej pojawiać się też zaczęła skry-wana prawda, że zawsze najważniejsze sąpieniądze – czy to jednych, czy to drugichzainteresowanych.

Już podczas zgrupowania w niemiec-kim Reutlingen widać było, że nasi grają,ale nie zachwycają. Wówczas to reprezen-tacja rozegrała trzy sparingi. Mecz prze-ciwko FC Schaffhausen, szóstej drużynie IIligi szwajcarskiej, reprezentacja w składzieeksperymentalnym zagrała jednak słabo.Trener chciał dać szansę różnym zawodni-kom. Mieliśmy lekką przewagę, ale nie po-trafiliśmy pokonać obrony Szwajcarów.Akcja i gol Jacka Krzynówka dały namzwycięstwo 1:0. Później był słaby meczi remis (1:1) z Macedonią. Nasi grali brzyd-ko, do tego mieli kłopoty z tworzeniem sy-

tuacji bramkowych. W najsilniejszymskładzie rozegraliśmy sparing z Albanią.Mecz był oficjalnym (i udanym) debiutemw reprezentacji Polski naturalizowanegoBrazylijczyka Rogera Guerreiro, nazywane-go „Jasiem Rogerskim” (w trybie przyspie-szonym otrzymał polskie obywatelstwo,a do reprezentacji dołączył po elimina-cjach). Wygraliśmy po golu, strzelonymprzez Macieja Żurawskiego w 3. minucie.To zwycięstwo było też rehabilitacją za sła-by mecz z Macedonią. Po powrocie zezgrupowania 1 czerwca na Stadionie Ślą-skim w Chorzowie reprezentacja rozegrałaostatni przed mistrzostwami mecz z Danią,zakończony remisem 1:1.

Styl gry Polaków przed mistrzostwaminie napawał wielkim optymizmem, to je-dnak Leo Beenhakker już wcześniej był „za-dowolony” z rywali – trzeba pamiętać, żewedług światowego rankingu FIFA nasigrupowi przeciwnicy Niemcy sklasyfikowa-ni zostali na 5. pozycji, Chorwacja spadłaz 13. na 15. miejsce, a Austria awansowa-ła z miejsca 101. na 92. Nasi zaś byli na28. pozycji.

Budżet mistrzostw, które transmitowa-no do 180 krajów, wynosił 234 mln euro.Wśród 8,7 mln złożonych zamówień nabilety, dopuszczonych do losowania spo-śród 10 359 177 nadesłanych ze 142 kra-jów, rozlosowano 1 050 000 wejściówek.

Organizatorzy spodziewali się przyjazduponad 50 tys. polskich kibiców. Z apelemo godne zachowanie na stadionachi w miastach podczas pobytu na mi-strzostwach zwrócili się do nich duszpa-sterze sportowców. Apel odczytano w ko-ściołach całej Polski w dniu meczu z Niem-cami. Nastroje były bojowe. Dominowaławiara w zwycięstwo. Nasza gwiazda z eli-minacji (9 zdobytych goli!) EuzebiuszSmolarek miał powiedzieć: „Medal to mini-mum”. Maciej Żurawski, kapitan reprezen-tacji, stwierdził odważnie: „Chcemy wy-grać te mistrzostwa. Pierwszy etap to wy-grana z Niemcami (…) Liczy się sport i do-bra zabawa. Mam nadzieję, że zabawaskończy się dopiero 30 czerwca, bo na-szym celem jest wygranie tego turnieju”.Włodzimierz Lubański, jedna z dawnychgwiazd naszej piłki, podkreślał, że „niebędzie się silił na urzędowy optymizm (…)propagandowy balonik nadziei zostałw Polsce dość mocno nadmuchany”. Uznałjednak, że „wbrew pozorom, nasze szansena awans z grupy wcale nie są marne.W piłce na szczęście jest tak, że teorięi układ sił może zmienić parę celnych kop-nięć piłki. To jest urok tej gry”. Zaskoczyłselekcjoner, któremu wyrwało się (?!) po-chopne stwierdzenie, że „cud dał namawans”, zaś np. brytyjski tabloid „The Sun”twierdził, że „Polacy nie wyjdą z grupy”.

W Polsce – według sondażu CentrumBadania Opinii Społecznej – zainteresowa-nie piłką nożną deklaruje 46% społecze-ństwa, jednak transmisje z mistrzostw pla-nowało oglądać 60% ogółu badanych. Zanajbardziej prawdopodobny finał uznanomecz Niemcy – Włochy (20%). Tylko 4%rodaków wierzyło, że Polska zdobędzie ty-tuł mistrza Europy. Ponad połowa byłaprzekonana, że naszym piłkarzom uda sięwyjść z grupy. Jednocześnie 25% Pola-ków wskazało Niemców jako faworytówmistrzostw! Reprezentację przed wylotemdo Austrii pożegnał premier Donald Tusk.

Mecz I: Polska – Niemcy, czyli tradycjaNa długo przed tym meczem rozgorza-

ła „wojna na słowa”. Niemiecka prasaopublikowała sfabrykowany wywiadz Beenhakkerem, obrażającego Niemców,oraz złośliwe wypowiedzi Zbigniewa Boń-

Byliśmy tamT ak można podsumować udział

naszej reprezentacjiw mistrzostwach Europy w piłcenożnej, rozegranych w Austriii Szwajcarii, oraz to, co „naszeorły” tam zwojowały.

15LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

ka, stwierdzającego, że „polscy piłkarze są16 razy inteligentniejsi od niemieckich”.„Superexpress” opublikował fotomontaż,na którym Beenhakker trzyma w rękachodcięte głowy kapitana Niemców Miechae-la Ballacka i trenera Joachima Loewa.„Fakt” wzywał: „Leo powtórzy Grunwald!”i „Leo dokop trabantom!”. Prezes PZPNMichał Listkiewicz założył się o duży kufelpiwa z słynnym Franzem Beckenbauerem,że będzie 1:0 dla Polski, zaś legenda nie-mieckiej i światowej piłki stawiała na od-wrotny wynik.

Dnia 8 czerwca o 20.45 na stadionieWoerthersee w Klagenfurcie miał nastąpićprzełom. Jedno z powtarzanych „proroctw”głosiło, że 8 czerwca, czyli 8.06.2008 to 8+ 6 = 14, a dalej 2 + 8 = 10, co po zesta-wieniu daje 1410. Zatem miała być „po-wtórka z Grunwaldu”. Było jednak prawie„jak zawsze”. Dodatkowo przeciw polskiejreprezentacji wystąpiło trzech reprezen-tantów Niemiec, pochodzących z Polskii mówiących po polsku: Miroslav Klose(gra w Bayern Monachium, pochodziz Opola), Lukas Podolski (również BayernMonachium, urodzony w Gliwicach) i PiotrTrochowski (zawodnik Hamburger SV, uro-dzony w Tczewie - rezerwowy). Rywale po-kazali klasę. Przegraliśmy 2:0. Obie bram-ki zdobył… Podolski. Mecz oglądało 8 mlnkibiców! Pocieszaliśmy się ironicznie, żegole strzelił nam też Polak, który po ichzdobyciu zachował nadzwyczajną powa-gę. Później wyjaśniał, iż w rodzinie wszy-scy mu gratulowali, chociaż kibicowaliPolakom, i właśnie przez szacunek dlanich zdecydował, że nie będzie się cieszyłze zdobytych bramek.

Porażka w pierwszym meczu zdołowa-ła większość Polaków do tego stopnia, że w radykalny sposób odbiła się na ichzdolności do pracy. Ci, którzy oglądali nie-dzielny pojedynek, swoje smutki musieli

dusić w pracy. Każdy z nich poświęciłprzynajmniej 15 minut na rozmowę o me-czu. Eksperci wyliczyli, że w pomeczowyponiedziałek wyprodukowano o jedną pią-tą mniej, niż zazwyczaj – w sumie golePodolskiego kosztowały nas 50 milionówzłotych, zaś Mirosław Orzechowski, dzia-łacz Ligi Polskich Rodzin, wezwał do ode-brania Podolskiemu i Klose polskiego oby-watelstwa…

Mecz II: Przeciw Austrii, czyli dramatMecz miał zapewnić nam pozycję do

walki o wyjście z grupy i być rehabilitacjąza przegraną z Niemcami. Teraz mieliśmyprzecież grać z najsłabszym rywalem gru-powym! Tak twierdzili wszyscy „znawcy”i zgodnie lekceważyli współgospodarzymistrzostw. Łukasz Fabiański zapowiadał,że „do Klagenfurtu jadą z nadzieją na od-niesienie historycznego zwycięstwaw Euro”, zaś Jacek Bąk był chyba jednaknastawiony bardziej realistycznie, albo-wiem twierdził, że „czasem cuda się zda-rzają”. Prezes PZPN Michał Listkiewicz za-proponował reprezentacji dodatkowo 400tys. euro za zwycięstwo (za zdobycie mi-strzostwa UEFA płaci 6 mln euro). Jegohojność to z pewnością pierwszy krok dotego, aby zapewnić sobie reelekcję na sta-nowisko prezesa PZPN. Zwycięstwa re-prezentacji podniosłoby jego notowania.Dla nas jednak mecz z Austrią był naj-bardziej dramatyczny. Pierwsze pół godzi-ny należało do Austriaków! Tylko znako-mitemu Borucowi zawdzięczamy, że niestraciliśmy wówczas bramki. Później nasisię rozkręcili. Strzelali Krzynówek i Lewan-dowski, walczył Saganowski, który, poda-jąc do Guerreiro, wypracował gola dlaPolski. Kiedy wydawało się już, że wygra-my, angielski arbiter w trzeciej minucie do-liczonego czasu gry drugiejpołowy (!) podjął bardzokontrowersyjną decyzję,dyktując rzut karny dlaAustrii (Lewandowski cią-gnął za koszulkę Proedla napolu karnym). Strzelał Va-stić, Boruc nie obronił. Roz-pacz naszych, szał radościAustriaków. Remis z gospo-darzami 1:1.

„Nie wygrywa się meczu, dyktując rzutkarny w 92. minucie” – tak prezydent LechKaczyński (oglądał mecz w loży dla zapro-szonych gości) skomentował wynikspotkania i dodał: „Polacy zagrali świetnie.To był bardzo dobry mecz i jestem bardzoz niego zadowolony”. Ponadto podzięko-wał Rogerowi Guerreiro za strzelenie gola,a na ręce Jacka Krzynówka złożył po-dziękowanie dla całego polskiego zespołu.„Austriacy pozostawali w tyle za Polaka-mi, których drużyna była wyraźnie lepsza,dopóki Vastić nie wyrównał w dogrywce”– napisał austriacki „Der Kurier”.

Mecz III: Z Chorwatami. Mecz o wszystko– o honor i cień nadziei na wyjście z grupy

To najważniejszy mecz naszych. Chor-wację uznano za „języczek u wagi” naszejgrupy. Wszystko miało zależeć od tego,czy będą oni chcieć grać w każdym me-czu. Nasze szanse na wyjście z grupy by-ły niewielkie, ale gdzieś tam, w głębi duszywierzyliśmy, że się uda. Tylko, że oprócztego, iż my musieliśmy pokonać Chorwa-tów, to Austriacy powinni wygrać z Niem-cami! Nasi grali, no, przynajmniej w drugiejpołowie. Pomimo prób walki, rezerwowade facto drużyna Chorwacji nie miała dlanas litości. Przegraliśmy 1:0. Skończył sięnasz sen. Odpadliśmy w fazie grupowej...Zakończyliśmy swój pierwszy udział re-prezentacji w mistrzostwach Europy.

Po klęsce rodacy czują smutek, obwi-niają polskich działaczy, ale chcą, by Been-hakker został. Aż 57 % ankietowanychstwierdziło, że to właśnie on powinien na-dal trenować reprezentację, 42 % uznało,że doszło do „kompromitacji na europej-ską skalę”, a 38 %, że to „kolejna klęskanarodowa”. Niewątpliwym odkryciem mi-strzostw jest „Rogerski”, ponownie po-

twierdziła się klasa Boruca.Reszta niech będzie milcze-

niem.Te emocje piłkarskie za na-mi, kolejne przed nami – powakacjach rozpoczynają sięeliminacje do mistrzostwświata w RPA w roku 2010,a w październiku czeka nasmecz ze Słowacją!

ANDRZEJ KALINOWSKI

MONITOR POLONIJNY

Nataszu fascinovala voda, mo-re a oceány od detstva. Po-chádza z Ustky, k vode malavždy blízko. ,,Či mi bolo dobre,alebo zle, vždy som bola pri vo-de,“ hovorí Natasza.

Lásku k jachtám priniesla lás-ka. Natasza sa ako 13-ročná za-milovala v letnom tábore dojachtára. Láska k jachtárovi saskončila, ale láska k lodiam zo-stala. ,,Jachtári sú zvláštna kasta,platí na nich to príslovie o ná-morníkoch, ktorí majú v kaž-dom prístave inú ženu,“ smejesa Natasza.

Natasza sa na rekord pripra-vovala desať rokov. Učila sa odnajlepších, zbierala skúsenosti,pracovala vždy pri lodiach, čas-to len za jedlo. ,,Aj maturitu sompre jachty urobila až na druhýraz. Našťastie, riaditeľka stred-nej školy bola rovnako zamilova-ná do jácht ako ja, rozumela mi.“

Zdalo by sa, že samej žene namalej jachte na mori môže byť

smutno. Natasza to popiera. Jevraj šťastná. ,,Môžem si robiť, čochcem, čítať si napríklad kniž-ku, mám svätý pokoj, nikto manevyrušuje, nikto mi do ničohonehovorí.“ Na mori to však nieje nijaká prechádzka ružovouzáhradou. Natasza zažila aj ne-bezpečné situácie, niekedy išlodokonca o život. ,,Moja jachtamá len desať metrov, často trebarýchlo reagovať. Raz ma naprí-klad takmer rozbila oveľa väčšialoď. Bolo to v noci a nevideli ma.Našťastie, akýsi šiesty zmysel mavtedy zobudil, takže som mohlareagovať.“

Všedný deň na jachte vyzeráasi takto: ,,Nemám tam sprchuani toaletu. Ak si chcem umyťzuby, tak mi to zaberie tri hodi-ny, lebo hľadám zubnú kefku,ktorá väčšinou leží v nejakejškáre na palube. Na deň mi mu-sia vystačiť dva litre sladkej vo-dy. Slaná voda rozpúšťa len pro-striedok na umývanie riadu.

Kozmetika či hrebeň – to ne-hrozí. Z krémov používam lenopaľovacie s vysokým ochran-ným filtrom a pre ochranupred slnkom mám na hlavevždy čiapku,“ opisuje Natasza.

Nataszina plavba má aj istý,,československý“ prvok. Krst-nou mamou jachty s názvom TaNasza (prešmyčka mena Nata-sza a tiež jej prezývka z detstva)je Malgorzata Krautschneider,bývalá manželka českého jach-tára a cestovateľa, v Poľsku veľ-mi populárneho Ruda Kraut-schneidera.

S Nataszou som sa stretla po-čas jej prestávky v plavbe. Pri-letela do Poľska, aby dokončilato, prečo sa vlastne o rekordpokúša. Kvôli deťom. ,,Rekordrekordom, na to sa zabudne. Jaby som skôr chcela dodať odva-hu a sebavedomie postihnutýmdeťom. Chcela by som, aby mamohlo v každom prístave nav-štíviť jedno postihnuté dieťaz Poľska. Spolupracujem s istounadáciou, hľadáme sponzorova mediálnych partnerov. Ak po-môžem dodať sebavedomie as-poň jednému decku, ak onouverí v seba, to je oveľa dôleži-tejšie. Skutočné hodnoty, ktorépo nás zostávajú, sú tie, ktorédáme iným.“

ZUZANA KOHÚTKOVÁ, VARŠAVA

Natasza Cabanová chce svojím rekordom pomáhať deťom

Sama okolo sveta na jachteN atasza Cabanová je najmladšou ženou, ktorá sa pokúša o rekord

v oboplávaní okolo sveta na jachte. Má 30 rokov a rekord chcedosiahnuť v kategórii s prestávkami. Cestu má naplánovanú na dvaroky, teraz má vyše štvrtiny plavby za sebou.

AN

KI

ET

A

17LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

P amiętam swoje zdziwienie,kiedy to niedługo po

przyjeździe do Bratysławywybrałam się do pewnej firmyna spotkanie z jej pracownikiem.Okazało się, że o 11 godzinie niema go w biurze, bo… jest naobiedzie! W ten sposóbdowiedziałam się, że Słowacyodżywiają się inaczej niż nasirodacy w Polsce.

Czy ktoś z Państwa, miesz-kających kiedyś w Polsce, pa-mięta, jak wygląda dzień pra-cy przeciętnego Polaka? Żeprzygotowuje on sobie kanap-ki do pracy, które są jego nie-malże całodziennym pożywie-niem? Dopiero po pracy spie-szy do domu, by zjeść ciepłyposiłek ugotowany naprędcenajczęściej dnia poprzednie-go. Prawdą jest, że w niektó-rych firmach, szczególnie

w dużych miastach, corazczęściej pracownicy wycho-dzą z biura na lunch, czyliszybki posiłek, składający sięz sałatki bądź kanapki.Oczywiście są zakłady pracy,w których pracownicy mająswoje stołówki, w szkołachi przedszkolach posiłki sąo ustalonych godzinach, alewiększość naszych rodakówjada obiad na kolację! Zupeł-nie inaczej wygląda sytuacjana Słowacji, gdzie prawie ka-żdy ma przerwę na obiad, sto-łówkę w miejscu pracy lubrestaurację w pobliżu. Praco-dawcy są zobowiązani do do-towania obiadów swoich pra-cowników i ustalenia czasuwykonywania obowiązkóww taki sposób, by ci mogli

zjeść obiad w porze obiado-wej. Zdarza się tak, jak w opi-sanej na początku sytuacji, żew niektórych jadalniach obia-dy są wydawane już od 11 godziny. Na pierwszy rzutoka widać, że model słowackijest zdrowszy, ale, cóż – przy-zwyczajenie drugą naturączłowieka – nie każdy potrafidostosować się do nowej sytu-acji. Nam chyba łatwiej przy-jąć model słowacki niż Słowa-kom polski. Moich słowackichprzyjaciół interesuje zwykle,kiedy jadamy kolację, skoroobiad spożywamy po pracy.

Postanowiwszy sprawdzić,jak problem pory obiadowejwidzą Słowacy i Polacy, prze-prowadzadziliśmy wśród nichankietę. MW

Obiad wieczorową porą

Zwyczaj przerwy na obiadnie był dla mnie zaskocze-niem, ponieważ w wielufirmach polskich, w którychpracowałam, także praktykujesię przerwę obiadową,określaną bardzo często jako„lunch time”. Preferuję jednakobiad po pracy, ponieważlubię jeść w spokoju, czemunie sprzyja pośpiech, któryzawsze towarzyszyposiłkowi w czasiepracy.

Jeśli chodzio przyzwyczajeniesię do modelusłowackiego, niemiałam z tymproblemu,ponieważ w moimmiejscu pracyobowiązuje

dowolność: jeśli ktoś chce, tomoże korzystać z przerwyobiadowej, a jeśli nie, to niemusi – według własnegouznania.

Obiad w południe jest pew-nie zdrowszy, ale ze względuna presję czasu i koniecznośćpośpiechu nie jest takprzyjemny, jak spokojnyposiłek w gronie przyjaciół

czy rodziny. Wtedynajlepiej smakująklasyczne, znanedania, jak bryndzo-vé halušky czyvypražaný syr.Polecam równieżbryndzové pirohys kôprovouomačkou,najlepiej popijanerezanym.

Agata Stebelw Bratysławie od 2 lat

Jestem zwo-lennikiem jedze-nia w południe.Zanim przy-jechałam doBratysławy, pra-cowałamw Polsce. Tam stomatolog masześciogodzinny dzień pracy,w związku z czym zawsze jada-łam poza pracą, tzn. przed popo-łudniową zmianą albo po dopo-łudniowej. Ponieważ na Słowacjijest ośmiogodzinny dzień pracy,więc nie wytrwałabym do 16. nasamym śniadaniu. Praktyczniemodel słowacki, jeśli chodzio godziny jedzenia obiadu, niezaburzył mojego rytmu.

Po sześciu godzinach inten-sywnej pracy taka przerwa do-brze człowiekowi robi.

Joanna Branc w Bratysławie od stycznia 2008 r.

MONITOR POLONIJNY18

Pamiętam taką scenkę zesklepu spożywczego w Du-brawce w Bratysławie okołogodziny 12.00: zobaczyłam stołybarowe, przy których stało lubsiedziało coraz więcej ludzi,a na stołach posiłki. Byłam zdzi-wiona, zaskoczona, co to takie-go? No dobrze, nawet niezłerozwiązanie z tymi sklepo-bara-mi, ale dlaczego ci Słowacy je-dzą tak wcześnie obiad? Możeto tylko lunch? Ale siostra poin-formowała mnie, żewiększość Słowaków„obiaduje” w samopołudnie. Dla nasPolaków to właściwiepora drugiej kawy, mo-że być z czymś słodkim.Tradycyjny obiad spo-

żywa się między 14. a 16. w do-mu, w miarę możliwości z ro-dziną, celebrując ten posiłek.Ale ostatnio w związku z wy-dłużającym się dniem pracy co-raz częściej korzystamy niestetyz fast foodów i generalnie, jeżelijadamy obiady w domu, to czę-sto między 17. a 19. Dla niektó-rych są to tzw. obiadokolacje.Zdziwił mnie fakt, że w porzeobiadu na Słowacji trudno załat-wić cokolwiek w urzędzie czy

instytucji, bo przerwaobiadowa to rzeczświęta. Co kraj, toobyczaj. Przebywającna Słowacji, staraliśmysię jadać obiady o po-rze polskiej, podtrzy-mując polską tradycję.

Robert Porada z Wrocławia

Jednym z przyjemniejszychmomentów dnia jest obiadz żoną po powrocie z pracy. Myśl,że miałbym być tego pozbawionyi wracać z pracy w dodatkuo godzinę później, jest dla mnieraczej przygnębiająca. Być możeto kwestia przyzwyczajenia, aleperspektywa krótszegopopołudnia i wieczoru tylkodlatego, że mógłbym zjeść obiadokoło południa, nie jest dla mniezbyt nęcąca. Osobiście niedostrzegam żadnych dla mniekorzyści z takiego sposobuorganizacji dnia.

Tomasz Kołodziejczykz Warszawy

Będąc w podróży służbowejna Słowacji na zaproszenieMinisterstwa Spraw Wewnę-trznych, odkryłem, że Słowacyjadają obiady w południe. I tonie tylko dlatego, że podejmujągości zagranicznych. To po pro-stu ich codzienność. Ten modelbardzo mi się podoba. Uważam,że to zdrowe podejście do życia.

Chętnie wprowadził-bym go w mojej pra-cy, ale, nawet gdybyspotkało się to z apro-batą moich przełożo-nych, i tak byłoby todosyć skomplikowa-ne. W pobliżu mojej

pracy nie ma żadnej jadalni czyrestauracji, gdzie można by sięszybko posilić, natomiast dotar-cie do odległych lokali zajęłobymnóstwo czasu. No cóż, możez czasem słowacki model dotrzedo nas i będziemy żyć zdrowiej?

AN

KI

ET

A Czesława Nowakowska z Gniezna

Na Podkarpaciu, gdzie obecniepracuję, widzę różnice w sposo-bie spożywania obiadów w po-równaniu na przykład ze wscho-dnią Słowacją. Na Słowacji ludzienajczęściej jedzą obiady w sto-łówkach zakładowych. To takatradycja jeszcze z czasów socjaliz-mu. A jeśli w pobliżu ich miejscapracy nie ma restauracji, to pra-cownicy administracji najczę-ściej odgrzewają sobie potrawyw mikrofalówkach. NaPodkarpaciu jeszcze półtora rokutemu, kiedy rozpoczynałem pra-cę, ludzie najczęściej chodzili naobiady do domów, po pracy. Aleostatnio otworzyliśmy zakładowąstołówkę i coraz więcej osób ko-rzysta z niej podczas przerwyobiadowej. Dla drugiej zmianywprowadziliśmy kolacje na tere-nie zakładu. Część pracownikówjeszcze wciąż nie przyzwyczaiłasię do takich możliwości i bie-

gnie na obiaddo domu bądźpokątnie odgrzewa sobie to, coprzyniosła ze sobą.

Jeśli chodzi o mnie, to naj-częściej jem obiad dopiero popracy, to znaczy po 17., a czasaminawet po 19. godzinie. To bardzoniezdrowy model życia, ponie-waż tak późnego obiadu nie mo-żna „rozchodzić“. W ten sposóbilość posiłków w ciągu dnia jestredukowana do dwóch.

Ciekawą sytuację zauważyłemw Danii. Tam nawet w małychfirmach obiady są dostarczanebezpośrednio pracownikom, byci nie musieli nigdzie chodzić.Kiedy byłem w Rosji na Syberii,zauważyłem, że w firmach niema stołówek, za to podczas go-dzinowej przerwy obiadowej pra-cowników do domu na obiadrozwozi autobus zakładowy.

RED.

Andrej Bederka mieszkaniec Bratysławy, od 1,5 roku pracuje w Polsce

J akby mało nam byłoświąt i tradycyjnych

obrzędów przy rozlicznychokazjach w roku,wymyślamy od czasu doczasu „nowe, świeckietradycje”, które czasamiz niezrozumiałychpowodów zaczynają sięcieszyć niezwykłympowodzeniem.

Czy ktoś pamięta je-szcze, jakie ślubne szaleń-stwo wywołała kilka lattemu unikatowa data9.09.1999? Podczas ubie-głorocznych wakacji mieli-śmy do czynienia z magiąkolejnej daty – 7.07.2007.Ponoć w niektórych urzędachstanu cywilnego i w kościołachtermin ten rezerwowano nawetdwa lata wcześniej! W tym rokuma być podobnie, bo przecieżwkrótce nadejdzie 8.08.2008!

Oj, kochamy magię, kochamy…nawet jeśli oficjalnie nikt się dotego nie przyznaje. Na początkunowego roku prawie każdy z nasz zainteresowaniem czyta swójhoroskop, licząc, że właśniew nadchodzącym czasie zostaniemilionerem, spotka miłość życia,przegoni precz kłopoty. A kiedypoznajemy idealnego kandydatana męża czy idealną kandydatkęna żonę, od razu sprawdzamy,czy nasze znaki zodiaku mają sięku sobie. Dla jednych każde nie-zwyczajne zestawienie daty sąszczęśliwym talizmanem naprzyszłość, dla innych jedynie te,które w oczywisty sposób koja-rzą się ze szczęściem i powodze-niem w życiu – na przykład za-wierające dużo siódemek.

Tegoroczne szaleństwo, zwią-zane z magią daty, będzie chybamniejsze, bo w tym dniu nie wy-pada sobota, a więc ślubóww tym dniu będzie chyba mniej.

Ale znając ludzką kreatywnośći chęć wyróżnienia się z tłumu,z pewnością sporo wyjątkowychpomysłów ujrzy w tym dniuświatło dzienne.

Jaką siłę ma właściwie cyfra„8”? W numerologii uważa się, żeliczba ta symbolizuje wieczność,sprawiedliwość, bogactwo i dą-żenie do władzy. Osoby, w któ-rych dacie urodzenia znajdujesię „ósemka” to silni realiści, ce-niący sobie w życiu równowagę.Co ciekawe, dzieci, które przyjdąna świat 8 sierpnia 2008 roku,będą również „ósemkami”. Wy-rosną więc na osoby twórcze, lu-biące otaczać się pięknymi este-tycznymi przedmiotami. Zara-zem będą indywidualistami, cho-dzącymi własnymi drogami, alemyślącymi o dobru i wygodzieinnych. „Ósemki” mają bardzosilny charakter, to „gwiezdni wo-jownicy” o sprawy ważne dlaprzyszłości. Najbardziej znaneosobistości, którym przyporzą-

dkowana jest numerolo-giczna ósemka to Jan Pa-weł II i Nelson Mandela.Wśród artystów – JohnPorter, Edyta Górniak.

Ale co mogą zrobić ci,którzy chcieliby upamięt-nić jakoś tę wyjątkową da-tę, ale ani nie biorą ślubu,ani nie zostaną obdarzeniw tym dniu potomkiem?Może by tak zrobić sobiezdjęcie z wydanym w tymdniu dziennikiem, a potemtę fotografię i gazetę zako-pać w ogródku dla przy-szłych odkrywców? W wer-sji urlopowej – butelkęz pamiątkową zawartościąwrzucamy do morza lubspławiamy rzeką. Inny po-

mysł to oczywiście odnowieniew tym dniu naszych ślubno-part-nerskich obietnic, romantycznyspacer albo wytyczenie rowero-wej trasy, po której będzie mo-żna kreślić „ósemki”. Jeśli już nicinnego nie przyjdzie nam do gło-wy, to możemy włączyć telewi-zor, bo właśnie 8 sierpnia o go-dzinie 8.08 lokalnego czasuw Chinach zapłonie olimpijskiznicz i rozpoczną się światoweigrzyska. To właśnie Chińczycynajbardziej przejmują się tego-rocznym 8 sierpnia – w samymPekinie stara się zawrzeć zwią-zek małżeński w tym dniu ponadtysiąc par! Narzeczeni mocnowierzą, że połączenie inaugura-cji igrzysk i silnego oddziaływa-nia numerologicznego w jednymdniu zagwarantuje im długie, do-statnie życie i spełnienie marzeń.No i niech sobie wierzą – dopókinie brakuje odważnych par biorą-cych ślub w trzynastym dniu mie-siąca ani tych, którzy przysięgająmiłość po grób… po raz piąty, do-póty będę wierzyć, że równowagaw świecie istnieje – równowagamagicznej ósemki, rzecz jasna.

AGATA BEDNARCZYK

19LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

Nasze życiemagiczneNasze życiemagiczne

MONITOR POLONIJNY20

Leniwe letnie popołudnie.Piekące słońce, prawieżadnego podmuch wiatru.I ten zapach koszonej trawy…Z oddali słychać gwarbawiących się dzieci. Z tegoletargu miasteczko obudzi siędopiero późnym popołudniem.Ktoś wybierze się na spacer dopobliskiego parku, ktośwyruszy z kwiatami nacmentarz, a wieczoremmiejscowe babciew eleganckich ubraniachnieśpiesznym krokiem będązmierzały do kościoła.

Przed sklepami naławeczkach ustawionych narynku wysiadują sprzedawcy,zamieniając od czasu do czasujedno, dwa zdaniaz przechodniami. Jedynieu lodziarza jest większy ruch –co chwilę przybiegają do niegodzieci, by kupić lodyw wafelku. Na rynkowej wieżyzegar odmierza płynący czas.Dzień jak co dzień.Najważniejsze wydarzeniarozegrały się do południa.Wtedy można było załatwić

sprawy w banku, na poczcieczy w ratuszu. Zakupy, tepodstawowe, wszyscy robiąz samego rana. Równieżplotki, te najbardziejatrakcyjne, roznoszone są z ustdo ust właśnie przedpołudniem.

Ich azylem był ogród. Odwiosny do jesieni. Każdegodnia po obiedzie, gdydopisywała pogoda, leniwymkrokiem zmierzali do ogrodu.Pod drzewem czereśni stałleżak, na którym on chętniedrzemał. Promienie słońcaprzez liście delikatnie smagałyjego starą, ale wciąż pogodnątwarz. Dlatego dzieci i wnukidziwiła jego opalenizna odwczesnej wiosny po późnąjesień. Rozłożysta czereśniabyła jego parasolem, podktórym zbierał siły do pracy,trwającej do późnych godzinwieczornych. W jego barzeruch zaczynał się późnympopołudniem. Bywały dni, żemusiał się dwoić i troić, bywszystkich obsłużyć. Ludzie

lubili do niego przychodzić.Lokal był otwarty zawsze.A jeśli nawet go na chwilęzamknął, to wystarczyłozapukać do drzwi, aby pochwili pojawił się w nichstarszy pan, gotów obsłużyćkolejnych gości. Nigdy niejeździł na urlop. Jego życiembył szynk. Na urlop, tenpopołudniowy, wyruszał doogrodu.

W cieniu, które rzucałodrzewo czereśni, odpoczywalinajchętniej. Tu, obok leżaka,stała drewniana ławka.Siedząc na niej, rozmawialio problemach dniacodziennego. Kiedy odwiedzałich syn z rodziną, rozmowybyły bardziej ożywione.Zdawali sobie nawzajemrelacje z tego, co wydarzyło sięod czasu ich poprzedniejwizyty. To tu często zapadaływażne życiowe decyzje, bogdzie indziej człowieknabierze dystansu dożyciowych problemów i bezstresu do nich podejdzie, jaknie na łonie przyrody? Ogródbył idealnym miejscem.

Dla niej – starszej,energicznej damy – ogród byłteż miejscem pracy. Oprócztego, że pomagała mężowiw prowadzeniu baru,zajmowała się też ogrodem.Kiedy przychodziło lato,zbierała się w nim grupa ludzi,którzy pod jej nadzorem,zrywali agrest, czereśnie i inneowoce. Te później odwoziła doskupu. Ale jedno drzewo byłoniedostępne dlaniewtajemniczonych –czereśnia, rodząca bordowe,słodkie owoce, uwielbianeprzez obojga i ich dzieci.Zjadali je prosto z drzewa.Z reszty przygotowywałakompoty, by zimą, otwierając

Drzewo czereśni

OP

OW

IA

DA

NI

E

NA

L

AT

O

ILUS

TRAC

JE: T

ADEU

SZ B

ŁOŃS

KI

21

litrowe słoiki, wspominaćuroki lata.

Wśród zbierających owocepojawiał się zwykle młody,przystojny chłopak – ich syn,jedynak. Sprytnie wspinał sięna drzewa i pomagał przyzbiorach. Tylko on miał dostępdo cudownego czereśniowegodrzewa, którego owoce byłyprzeznaczone tylko dladomowników. Ale ogródkojarzył mu się równieżz wieczornym blaskiem. Tubowiem przyprowadził naspacer swoją dziewczynę, tu poraz pierwszy ją pocałowałi obdarował ją naturalnymiczereśniowymi kolczykami.Nosił w pamięci jej widok,filuternie spoglądającej naniego, zabawnie potrząsającejgłową tak, by zwrócić uwagęna owocowe ozdoby.

Od kiedy została jego żonązawsze przyjeżdżaliw odwiedziny do jegorodziców na początkulata. Wtedy ogródoferował to, conajsmaczniejsze, a ona coroku zakładała na uszyczereśniowe kolczyki.Kiedy przyszła na światich córka, chętniespędzała z nią czasw ogrodzie. Tu dzieckospało spokojnie, w cieniudrzewa czereśniowego,przy odgłosachśpiewających ptaków.Kiedy mała trochępodrosła, dostawałaowoce w garnuszku.Jadła je ze skupieniem,a jej mama mogła sięw tym czasie spokojnieopalać. Jednakże razzadziwiła wszystkich,albowiem postanowiławykorzystać owoce

w inny sposób. Wysmarowałanimi całe swoje ciałko, a kiedymama otworzyła oczy ujrzałaswoje dziecko całe bordowegokoloru!

Dziewczynka spędzałau dziadków każde wakacje.Uwielbiała zabawyw ogrodzie. Znała wszystkiejego zakamarki. Dziadkowiecieszyli się, widząc, jakdziecięcy śmiech ożywia ichogród. A i czereśnie były wtedyjakby słodsze. Były też i chwilegrozy. Raz dziewczynkaprzebiegła przez cały ogród zełzami w oczach, by wpaśćw objęcia babci i wyszeptać,szlochając, że… umiera.Bardzo wzięła sobie do sercaprzestrogi babci, iż nie należypołykać pestek od czereśni,a połknąwszy jedną jużżegnała się z życiem.

Powoli odchodzili. Najpierwdziadkowie, potem rodzice.Ogród bez gospodarza zmienił

swój wygląd. Podupadł, alesmak czereśni pozostał tensam. Dla tych czereśniwnuczki przemierzały wielekilometrów. Sentyment,przywiązanie do „małejojczyzny” i wspomnieniadziałały jak magia. Domz roku na rok zmieniał sięw ruinę, przeciekał dach,ściany pokryły pajęczyny, a naobrazach i meblach pojawiałasię gruba warstwa kurzu.W końcu go sprzedały.Drżącym głosem prosiłykupującego, by nie ścinałczereśni, bowiem ta rodzinajsłodsze pod słońcem owoce.

Leniwe letnie popołudnie.Na rynkowej wieży zegarodmierza płynący czas. Dzieńjak co dzień. Najważniejszewydarzenia rozegrały się dopołudnia. Wtedy można byłozałatwić sprawy w banku, napoczcie czy w ratuszu. Zakupy,te podstawowe, wszyscy robiąz samego rana. Również

plotki, te najbardziejatrakcyjne, roznoszonesą z ust do ust właśnieprzed południem. Tegoupalnego dnianajważniejsząwiadomością była ta,dotycząca planówbudowy blokumieszkalnegoz punktami usługowymii sklepami na parterze.W tym celuprzygotowano jużparcelę. Ogród, którykiedyś wydawał sięolbrzymi, pełenzakamarków, dziś stałgotowy pod zabudowę.Bez drzew i krzewów.Smak czereśni stał sięjuż tylkowspomnieniem.

ELŻBIETA FUS

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

MONITOR POLONIJNY22

W Polsce w latach 1990-1998z orkiestrą Śląskiej FilharmoniiNarodowej w Katowicach nagrałpłytę z III symfonią H. M. Górec-kiego, która w roku 1994 zyskałanagrodę „Fryderyka”. W czerwcubr. zakończył swój pięcioletnikontrakt z Państwową Filhar-monią w Koszycach.

Jerzy Swoboda często gościłu mnie w „Magazynie Polskim”,emitowanym na falach Narodo-wo-Etnicznego Radia „Patria”.Rozmawialiśmy wówczas o jegopracy z orkiestrą, o tym, jaki re-pertuar przygotowuje i co tak na-prawdę łączy go z Koszycami.

A oto jego wypowiedź:„Przez te pięć lat bardzo dobr-

ze mi się pracowało. Jeśli chodzio mentalność Słowaków, to ró-żnią się oni trochę od Polakówzachowaniem i podejściem dotego, co się robi. Mówię tuo członkach koszyckiej orkiestry,bo innych środowisk nie znam.

Tutaj jest spokój i rzetelne podej-ście do pracy, co bardzo mi od-powiada.

W Polsce nie lubię tej nerwo-wości, szarpania i pośpiechu. Tuzauważyć można spokój, rozwa-gę w działaniu, chęć i umieję-tność rozmawiania. Różne byłysytuacje, czasem trudne, ale za-wsze rozmawialiśmy, szukając ja-

kiegoś wyjścia, kompromisu i us-taleń, a nie walki i konfliktów.

W Polsce bezkompromiso-wość jest nagminna, co bardzoprzeszkadza w pracy na co dzień.Tam obserwuje się nerwowość,niechęć ludzi do siebie, zawiść,a niekiedy wręcz wrogość.

Lubię prowadzić dużą orkie-strę. Przez pięć lat na Słowacji da-łem ponad 50 koncertów. Były towielkie formy wokalno-instru-mentalne, uwzględniające aparatwykonawczy. Ostatnio pokazy-wałem te formy przeważnie przyokazji festiwali. Rok temu był to„Eliasz” Mendelssohna, dwa latatemu „Requiem” Verdiego, trzylata temu „Carmina Burana”,w tym roku „Requiem” Brahmsa.

Dobrze się czuję w wielkichformach wokalno-instrumental-nych, mam ich w swoim repertu-arze niezliczoną ilość. Dość ła-two opanowuję duży aparat wy-konawczy. Największy zespół

ludzi, którym dyrygowałem, li-czył 1100 osób.

W repertuarze Państwowej Fil-harmonii w Koszycach znalazłysię nieliczne utwory polskichkompozytorów. Jeśli chodzio muzykę współczesną, za mojejdyrekcji artystycznej dyrektor fil-harmonii w Koszycach zgodziłsię zorganizować festiwal muzy-ki współczesnej. Na początku by-ło tylko 50 słuchaczy, późniejprzybywało ich coraz więcej.Myślę, że za kilka lat ludzie osłu-chają się tą muzyką .

Zrobiłem tu też parę prawyko-nań słowackich kompozytorówi w niewielkim zakresie przybli-żyłem polskich klasyków. Szkodajednak, że Instytut Polski w Bra-tysławie nie pomógł mi w tym.Zabrakło dobrej woli. Mimo toudało mi się zaprezentować kilkautworów Killara i Góreckiego.Żałuję, że nie udało mi się zagraćwięcej utworów Karola Szyma-nowskiego. Chciałem to zrobićprzede wszystkim z uwagi naorkiestrę. Zawodowa orkiestramusi mieć w repertuarze wszy-stko, natomiast publicznościtrzeba taką muzykę stopniowodozować. Wydaje mi się, że idzieto w dobrym kierunku.

Jeśli publiczność się osłucha,to na pewno chętnie będzie przy-chodzić.

Który koncert utkwił mi naj-bardziej w pamięci ? Tak napraw-dę każdy koncert jest najważ-niejszy, ale najbardziej utkwił miw pamięci koncert z początkugrudnia 2006 roku, ponieważ byłto mój pierwszy koncert po prze-bytym przeze mnie zawale i ope-racji serca. Właśnie dzięki ko-szyckiej orkiestrze wróciłem naestradę, przełamałem strach. Byłto dla mnie koncert przełomowy,a orkiestra grała wspaniale. I tobył na pewno najważniejszy kon-cert w moim życiu po przerwie“.

URSZULA SZABADOS

„Nasz“dyrygentw Koszycach

J erzy Swoboda współpracował z wybitnymi orkiestrami i artystamiz całego świata, takimi jak Gidon Kremer, Yehudi Menuhin, Justo

Frantz czy Sarah Chang. Uczestniczył w wielu międzynarodowychfestiwalach w kraju i za granicą, m.in. dyrygował ŚIK na„Bratislavských Hudobných Slávnostiach”

23

Po raz 45. w Opolu odbył się KrajowyFestiwal Polskiej Piosenki. To jedno z niewielumiejsc, gdzie spotyka się kilka pokoleń artys-tów. Podczas tegorocznej jubileuszowej edycjiwystąpili zarówno ci uznani, jak i ci początku-jący na estradzie.

Festiwal trwał trzy dni, w ciągu których od-były się już tradycyjnie 3 koncerty: premier, de-biutów oraz Superjedynek.

Dnia 13 czerwca odbył się konkurs premier,w którym za najlepszą piosenkę jury uznało ut-wór „ Bóg wie gdzie“ w wykonaniu zespołu„Zakopower”.

Publiczność swoją nagrodą obdarowała gru-pę „Leszcze” i utwór „Tak się bawi nasza kla-sa“.

W tegorocznym konkursie debiutów zwy-ciężyła Natalia Lesz.

Superjedynki trafiły do rąk zespołu „Feel”,który zdobył aż trzy statuetki w kategoriach:płyta roku, zespół roku i superwystęp.

Przebojem roku została piosenka „Nie kłam,że kochasz mnie“ w wykonaniu Eweliny Flintyi Łukasza Zagrobelnego. Artystką roku zostałaDoda, a artystą roku Łukasz Zagrobelny.

Gwiazdą koncertu premier była zeszłorocznazdobywczyni nagrody publiczności PatrycjaMarkowska.

Na zakończenie festiwalu z okazji 45-leciaodbył się koncert, zatytułowany „Dobre, bo/O/Polskie“, w którym wystąpiły gwiazdy popu.

Chociaż było sporo zamieszania i pomyłekwokół ogłoszenia wyników w konkursie pre-mier, to jednak Opole jest zawsze oknem naPolskę i świat, chociaż, podobnie jak festiwalsopocki, stał się komercyjnym produktem tele-wizyjnym.

URSZULA SZABADOS

Zespół „Feel” istnieje od 2005 ro-ku, a pochodzi z Katowic. Dość długostarał się zaistnieć na polskiej sceniemuzycznej. Jeszcze niedawno miałogromny problem z nazwą. Na po-czątku nazywał się „Q2“, potem „Q3“,a następnie „Kupicha Band”. Dziśznany jest jako „Feel”. Jego lideremjest muzyk i wokalista Piotr Kupicha.Przełomem dla zespołu okazał się rok2007, kiedy to, występując na sopoc-kim festiwalu z piosenką „A gdy jestjuż ciemno“, otrzymał Bursztynowego

Słowika oraz nagrodę publiczności.„Feel” podbił serca milionów

Polaków, a jego debiutancka płytasprzedała się w nakładzie ponad 125tys. egzemplarzy i pokryła potrójnąplatyną, natomiast Piotr Kupicha stałsię idolem tysięcy młodych ludzi.

W tym roku zespół zgarnął niemalwszystkie nagrody muzyczne, przyz-nawane na polskim rynku muzycz-nym. Obecnie pracuje nad nowym te-ledyskiem oraz przygotowuje piosen-kę na olimpiadę. U.Sz.

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

OD

ZI

W

P

OL

SC

E

UC

HA

FEELFEEL

45. Krajowy FestiwalPolskiej Piosenki w Opolu

MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY24

Dlaczego zdecydowałeś się naprzyjazd do Polski? Mogłeś przecieżwybrać zupełnie inny kraj.Przyjechałem do Częstochowy

na spotkanie z Papieżem. Byłemtam zaledwie tydzień, a jeszczeprzed opuszczeniem Polski, marzy-łem o powrocie do niej.

Nigdy Cię nie ciągnęło, aby wyjechać na Zachód?Kiedyś mnie ciągnęło, to było

15 lat temu. Dla mnie Polska wtedybyła Zachodem.

Czujesz się w Polsce jak w domu?Zdecydowanie tak.

Jak Cię przyjęli Polacy?Trafiłem na dobrych ludzi. Moje

pierwsze wrażenia były pozytyw-ne, a to się liczy.

Jak Cię odbierają Polacy? Czy patrząna Ciebie przez pryzmat stereotypów,że Rosjanin, to znaczy pije wódkę?Na początku musiałem to prosto-

wać, teraz już nie. Obecnie różneosoby podchodzą do mnie po kon-certach i mówią wprost, że dziękimnie inaczej postrzegają Rosjan.

Zdarzyło się, że ktoś Cię krytykował za rosyjski akcent?Na początku w wytwórniach

płytowych, gdzie oferowałem mojąpiosenkę „Jej czarne oczy“, mówilimi, że nigdy nie zrobię kariery, bomam kiepski akcent, a ponadto,według nich, piosenka była do ni-czego. Przezwyciężyło we mnie

przekonanie, że fachowcy odshow-businessu nie mają racji.

O czym marzyłeś, jadąc do Polski?Chciałem się tu zakorzenić, zna-

leźć przyjaciół, pracę – po prostuprowadzić normalne życie. W mo-ich najśmielszych marzeniach niemyślałem, że uda mi się osiągnąćto, co osiągnąłem.

Miałeś być maszynistą. Czy z tym zawodem wiązałeś swoje nadzieje z Polską?Nie, te marzenia porzuciłem, kie-

dy podjąłem naukę w szkole mu-zycznej, czyli jeszcze w Rosji.Chciałem się dostać na wydział wo-kalny, ale ponieważ wtedy przecho-dziłem mutację, przyjęto mnie nawydział instrumentów dętych, gdzierozpocząłem naukę gry na trąbce.Potem zaczęła się moja przygodaz zespołem „Metronom”, z którymkoncertowałem na dyskotekach.

Co zatem chciałeś robić w Polsce?Chciałem znaleźć dobrą pracę.

Co znaczy „dobrą pracę”?Ja studiowałem polonistykę!

Wiem. A zatem?Myślałem o pracy tłumacza albo

przewodnika turystów rosyjsko-języcznych. Myśl o śpiewaniu za-rzuciłem, ponieważ przez kilka latmiałem problemy ze zdrowiem –nie mogłem w ogóle śpiewać, dla-tego szukałem czegoś zastępczego.Kiedy powróciłem do formy wo-

kalnej, zacząłem działać na scenie.Po ukończeniu studiów poloni-stycznych uczyłem się w trzylet-nim studium przy szkole muzycz-nej w Warszawie na wydziale pio-senki estradowej,

Takie studium jednakże nie dajegwarancji zostania gwiazdą estrady.Można powiedzieć, że miałeś dużoszczęścia. Co trzeba mieć w sobie, byz potencjalnego maszynisty stać sięgwiazdą i to w obcym kraju?Nie twierdzę, że zawód maszy-

nisty jest zły. Nawet marzyłemo tym, że siadam za sterem loko-motywy, otwieram okno i śpie-wam.

A jeździłeś kiedyś lokomotywą?Nigdy. Gdybym miał poradzić ja-

kiemuś maszyniście, jak stać sięgwiazdą piosenki, to powiedział-bym mu, że powinien mieć zdolno-ści muzyczne i dobry głos.

Jak należy pomagać szczęściu?Trzeba mieć wiarę w siebie,

w to, co się robi, i odwagę.

Jesteś odważny?Tak. To, że wyemigrowałem do

obcego kraju, mając 16 lat, to jestodwaga!

Przeskoczyłeś dwa progi – z pozycjimaszynisty na estradę i ze swojego kraju do Polski.Trzeba być odważnym, bo szczę-

ście trzeba łapać. Po rosyjsku mówisię ptica szcziastia, czyli trzebaumieć złapać ptaka szczęścia.

Złapałeś go i mocno trzymasz?Tak. Nie znęcam się nad nim, bo

ptaki lubią wolność, podobnie jakja. Jakoś sobie współpracujemy.Ten ptak szczęścia może też szybkoodlecieć, wystarczy, że człowieko-wi po jakimś czasie uderzy wodasodowa do głowy.

W ystęp Iwana Komarenki zgromadził jego fanów w wiedeńskimklubie „Utopia“. Artysta wraz z grupą taneczno-wokalną wykonał

swoje najbardziej znane utwory, między innymi „Jej czarne oczy“.Przed występem udzielił wywiadu dla naszego miesięcznika. Okazałsię miłym, uprzejmym rozmówcą, nie obawiającym się żadnych pytań.Na wstępie zaproponował, by zwracać się do niego po imieniu.

WYWIAD MIESIĄCAIwan Komarenko– „maszynista estradowy”

MONITOR POLONIJNY

Nie uderzyła Ci?Wydaje mi się, że nie. Miałem

bardzo trudne dzieciństwo, prze-szedłem ciężką drogę, nikt mi nicnie dał, a ci, którzy mi pomogli, tozwykli, prości ludzie.

Występowałeś w polskich serialach,zaproszono Cię do programu „Taniecz gwiazdami“, w którym zająłeś drugiemiejsce. Czujesz się gwiazdą?Wydaje mi się, że definicja gwia-

zdy kryje w sobie negatywne za-barwienie. Na scenie trzeba byćgwiazdą, trzeba świecić, zwracaćna siebie uwagę – i tam nią jestem,ale w życiu prywatnym – nie.

Jak odbierasz słowa krytyki, że muzyka, którą wykonujesz, graniczy z kiczem?Wiem, że jestem potrzebny,

czego dowodem są fani, przy-chodzący na moje koncerty. Kry-tyka też jest potrzebna, bo, pa-trząc tak po ludzku, krytycy mu-szą z czegoś żyć. To jest ich za-wód. Cieszę się, że mnie krytyku-ją, bo to też człowieka napędza.

Wychodzisz więc z założenia, żejakkolwiek, byleby mówili?Nie jakkolwiek, bo przecież

rozbieranie się, pokazywanie pu-py, byleby mówili, to nie mój styl.

A jednak o Tobie właśnie mówiliw tym kontekście, kiedy pojawiłysię Twoje roznegliżowane zdjęcia!To był akurat przypadek. Są

osoby, które bardzo mocnoprowokują, bo chcą, byo nich mówiono za wszelkącenę. Ja nie chcę w ten spo-sób zwracać na siebie uwagi.

Ale oglądałam program KubyWojewódzkiego, którego byłeśgościem, a który dosyć mocno Cięzaatakował właśnie za to, że robiszwszystko, by być zauważonym.Kuba nie byłby Kubą, gdyby

nie atakował.

Są osoby, które posiłkują siębrukowcami, by zwrócić na siebieuwagę. Należysz do nich?Nie. Współpracuję z niektóry-

mi dziennikarzami, którzy czasa-mi dzwonią do mnie z pytaniem,co u mnie nowego. Informujęich na przykład, że byłem w Niceii spotkałem się z Nastią, która za-inspirowała mnie do napisaniapiosenki „Jej czarne oczy“. Ale cow tym złego? Chcą materiałów,by o mnie pisać, więc je mają, je-śli rzeczywiście coś ciekawegosię u mnie wydarzy. Nie robię te-go za wszelką cenę!

Wystąpiłeś na festiwalu Eurowizji jako reprezentant Polski. Czym był dla Ciebie ten występ?Dużym doświadczeniem i „ko-

pniakiem“ inspiracji. Zająłem 11.miejsce, czyli całkiem niezłe.

W którymś z wywiadów powiedziałeś,że odczuwasz satysfakcję, wiedząc, żepodczas słuchania Twojej muzykiludzie się zakochują. Naprawdę onatak działa?Jeśli moje utwory wpisują sięw biografie słuchaczy, czyli ktośsię zakochuje, ktoś inny płodzidzieci, słuchając mojej muzyki,to według mnie jest to sukces.W ten sposób moje piosenkistają się nieodłączną częściążycia moich fanów.

Często się mówi, że urodziwe kobietymają trudniej, bo muszą udowadniać,że nie tylko są piękne, ale i mądre.Jak to jest w Twoim przypadku?Hm, jak ktoś zaczyna mi suge-

rować, że piękno idzie w parzez głupotą, wtedy mówię, że skoń-czyłem polonistykę. Wiem, żew ludzkich głowach pokutuje ta-ki stereotyp myślenia, że piękny,to znaczy głupi.

Bronisz się przed tym?Nie, czekam na moment, kie-

dy tak myślący człowiek zmie-ni o mnie zdanie, może podwpływem rozmowy ze mną,może przekona go do mnie mo-ja muzyka, może przeczyta zemną wywiad. Nie narzucam się.Na tym polega mądrość.

Polska to Twój ostatniprzystanek? Planujeszpodbój innych krajów?Mam tylko jedno ży-cie. Nie wiem, czy bymi starczyło sił, byw innym kraju ukła-dać sobie karierę odnowa. Cenię to, co jużmam – to jest mój ma-jątek.

MAŁGORZATAWOJCIESZYŃSKA

AUTORKA WYWIADU SKŁADA PODZIĘKOWANIE

PANU TOMASZOWI MATUSZEWSKIEMU ZA UMÓWIENIE SPOTKANIA Z ARTYSTĄ.

ZDJĘ

CIE:

MAR

IUSZ

MIC

HALS

KI

LIPIEC - SIERPIEŃ 25

26 MONITOR POLONIJNY

D onoszę, że w dniach 23-24.05.2008 r.w miejscowości Streczno w Środkowej

Słowacji odbyło się spotkanie Polonii słowackiej,zorganizowane z inicjatywy pani Urszuli Szulczyk-Śliwińskiej – konsul RP w Bratysławie.

Zjazd

Po raz pierwszy świętowali-śmy w liczniejszym gronieŚwiatowy Dzień Polonii. Domalowniczego Streczna przy-było ponad 80 polonusów. Doostatniego punktu programui do ostatniego tchu wykorzy-stali możliwości, jakie im tenzjazd zaoferował. Wdrapali sięna majestatyczny zamek, królu-jący nad okolicą, na własne

oczy zobaczyli mumię ZofiiBosznakovej w niedalekim ko-ściele, przeżyli niezapomnianyspływ tratwami po rzece Wag,która w tym miejscu jest nad-zwyczaj urokliwa, a w przer-wach między wycieńczającągimnastyką jednej części ciała– dobrze zgadliście: języka, nobo nagadać się trzeba było dooporu, korzystali z relaksu na

basenie i w saunie, przygoto-wując pozostałe części swoichna co dzień zapracowanychciał do sprostania zadaniu naj-ważniejszemu. Wszyscy bo-wiem wiedzieli, że przyjedziepolska „żywa muzyka”. Noi przyjechała, a grała wspanialei niestrudzenie. Jednak polonu-si nie dali się pokonać – czyzdrowy, czy kulawy, czy cienki,

Zjazd

27LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

słowackiej Polonii

czy kulisty, wywijał każdy. Przydawnych przebojach w nieje-dnym oku zakręciła się łza. Wia-domo! Młodość, kupa lat pane-czku:

– A pan/pani to skąd?– No, ja z Warszawy!– Tak? O ja to Panie jestem

z Piekielnika? To są strony, jaPanu powiem Polska, praw-dziwa!

Ale miała to być krótka relacja,więc wracam do tematu. O zakoń-czeniu i pożegnaniach nie chcępisać. Jedno jest pewne: za rokspróbujemy na jeden, dwa dnizmienić statystyki – zagęszczenieludności (czytaj: Polaków) na me-tr kwadratowy w określonymmiejscu Słowacji osiągnie... Zale-ży od nas, drodzy polonusi.

IRENA ZACHAROVÁ

ZDJĘCIA: ONDREJ ZACHAR

słowackiej Polonii

Wernisaż wystawy plastycznejpani Danusi rozpoczął polsko-słowackie spotkanie na trenczyń-skim rynku. Trzeba podkreślić,że jej autorka, z zawodu nauczy-cielka, jest nie tylko artystką pla-stykiem, ale również poetką, któ-rej pierwszy autorski tomikwierszy zostanie opublikowanyjeszcze w tym roku. Na wystawędo Trenczyna przywiozła bardzooryginalne dzieła, świadcząceo jej wszechstronnym talenciei wykorzystywaniu przez nią ró-żnorodnych technik plastycz-nych. Do 30 czerwca w GaleriiMiasta wszyscy miłośnicy sztukimogli podziwiać jej obrazy, ry-sunki, „obrazorzeźby“ w płótnie,

patchworki oraz inne abstrakcyj-ne kompozycje z wykorzysta-niem tkaniny, sznurka i drewna.

Pogoda w tym roku dopisa-ła nam, więc z radością ocze-kiwaliśmy występu dziecięcejgrupy „Bielsko“, która odnosiduże sukcesy na krajowychfestiwalach i występowała jużw wielu państwach europej-skich oraz w USA. Ponad 30 dzieci w wieku od 8 do 15 lat zaprezentowało Poloniii mieszkańcom miasta bardzobogaty program, podczas któ-rego aż sześciokrotnie sięprzebierały, stosownie do tań-ców z różnych zakątkówPolski. Podziwialiśmy zatań-czone z wielkim zapałem kra-

28 MONITOR POLONIJNY

Pod Trenczyńskim Zamkiemgościliśmy kolejnych ambasadorów polskiej kultury

W Trenczynie 24 maja już poraz szósty odbyła się

polonijna impreza kulturalna, znanajako „Przyjaźń bez granic”.Organizatorzy – Klub Polskiw Trenczynie oraz miejscoweCentrum Kultury „Sihoť” zaprosiliw tym roku artystkę plastyk DanutęNiemczyk oraz Zespół Pieśnii Tańca „Bielsko”, reprezentującychpolskie miasto Bielsko-Białą.

Pod Trenczyńskim Zamkiemgościliśmy kolejnych ambasadorów polskiej kultury

ZDJĘCIA: GRZEGORZ NIEMCZYK

kowiaki, mazurki, kujawiaki,tańce śląskie i góralskie. Śpie-waliśmy wspólnie z nimii z kapelą, która w repertuarzemiała nie tylko znane polskiepieśni ludowe, ale i słowackie.

Po udanym występie, za któ-ry zespół otrzymał gromkiebrawa, goście, klubowicze, ichrodziny i przyjaciele oraz

wspaniali członkowie „Biel-ska“ przemieścili się do Ośrod-ka Kultury „Kubra”, gdzieprzygotowano dla nich miłąbiesiadę polonijną przy ogni-sku, gitarze, polskiej piosencei zabawie.

Szkoda, że dzieci i ich opie-kunowie jeszcze tego wieczo-ra musieli wracać do domu –było nam z nimi fantastycznie.Na pożegnanie, w podzięko-waniu za serdeczne przyjęciewszyscy polscy goście zaśpie-wali z nami piosenkę „Hej, so-koły“ i wyrazili nadzieję, żewrócą do nas w następnymroku. A my cieszyliśmy się z ko-lejnej udanej imprezy i mimoże liczyliśmy na większą liczbęuczestników, to nic nie było

w stanie popsuć nam i tym, któ-rzy przybyli, tej fantastycznejatmosfery i humorów.

W imieniu Klubu Polskiegow Trenczynie chciałabym bardzopodziękować pani konsul Urszu-li Szulczyk-Śliwińskiej za finanso-we i osobiste wsparcie imprezy.Dziękujemy również MiastuTrenczyn za umożliwienie rea-lizacji naszego tradycyjnego pro-jektu oraz pani Ivetce Matejkovejza pomoc i dobrą współpracęprzy jego przygotowaniu.

RENATA STRAKOVAKLUB POLSKI REGION ŚRODKOWE

POWAŻE – MK TRENCZYN

29LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

Po falach Dunaju natrasie między

Bratysławą a Devínem wiatrniósł „Morskie opowieści“.W taki sposób kulturę polskąprezentowała słowacka Poloniapodczas „Polsko-słowackiegowieczoru szant“.

Organizatorzy – KlubPolski Region Bratysława –przygotowując tradycyjnąimprezę, postawił naintegrację poprzez muzykętypową dla miłośnikówmorza. Z ogromnego zbioruszant polonusi wybrali kilka,by z zespołem muzycznym„Wanda i Krzysztof“z Wiednia zaśpiewać jepodczas rejsu. Atmosfera byłaiście morska, bowiem tegoupalnego dnia, właśnie po

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

30

„Morskie

południu zaczął padać deszcz,a podmuch wiatrupowodował lekkie kołysaniewody. Równieżprzygotowane na tę okazjęspecjały kulinarneprzypominały kuchnięmorską - śledzie zostałyprzyrządzone przez naszychrodaków według ichwłasnych przepisów.

Czterogodzinna imprezabyła świetną okazją dospotkania, rozmowy,poznania nowych ludzii wspólnej zabawy. Ponieważimpreza odbyła się 24 czerwca, to możnapowiedzieć, że zebrani nastatku Polacy z Bratysławy,Nitry, Wiednia i Grazu orazzaprzyjaźnieni z nimi Słowacyw ten sposób przywitali lato.

mw

Projekt wsparli: Ministerstwo Kultury RS Sekcja Kultury Mniejszości Narodowych,Wydział Konsularny, Ambasada RP w RS, panowie Zbigniew Stebel i Marek Woźniakoraz firma Polcommerce GmbH CIECH.Specjały kulinarne przygotowali: Ilona Wikieł, Bogdan Stańczyk, Małgorzata Šuráková,Dorota Strużyńska, Stanisława Hanudelová, Katarzyna Tulejko, Joanna BrancWszystkim ww. organizatorzy składają serdeczne podziękowania.

31

opowieści“

Jest taka jedna, noc naj-krótsza w całym roku,

kiedy palą się sobótkoweognie, płyną wianki po wo-dzie i kwitnie zaczarowanykwiat paproci. To noc rado-ści, ludzkich snów i marzeń.

Dzieci ze szkółki i przedszko-la polonijnego w Nitrze przy-gotowywały się na tę nocbardzo długo, bo od lutego,kiedy to za oknem byłojeszcze zimno. Ich serca roz-palały promienie słoneczne,

tak bowiem były podekscy-towane możliwością stworze-nia inscenizacji pt. „Tajemni-cza noc”. Początki, jak tozwykle bywa, były trudne.Trzeba było się przełamać,oswoić ze sceną i innymi dzie-ćmi, opanować tekst. Sytua-cja się zmieniła po wizycie oj-ca Piotra ze zgromadzeniasalwatorianów w Nitrze.Dźwięki jego gitary otworzyłydziecięce serca i przełamałyostatnie lody. I mali, i duziwspólnie śpiewali i przy-gotowywali występ. Kiedy poraz pierwszy na próbie gene-ralnej pojawiła się kurtyna,a wokół zapanowała ciem-ność, niektórzy zapomnielitekstów, innym było do pła-czu. Ale podczas premiero-wego występu wszystkoposzło gładko. Młodzi aktor-zy zostali nagrodzeni długimioklaskami oraz słodkimi upo-minkami od pani konsulUrszuli Szulczyk-Śliwińskiej.Tak gorący odbiór przedsta-

wienia sprawi z pewnością,że dzieci przygotują jeszczenie jedno przedstawienie.

Po występach młodychartystów odbyło się polonijnegrillowanie. Atmosfera byławspaniała, a biesiada trwałado późnych godzin nocnych.W imprezie wzięli udział ró-wnież zaproszeni goście: przed-stawiciele miasta Nitra – paniBarbaričová, dyrektor Cen-trum Wolnego Czasu pani Man-kovecká, pani konsul UrszulaSzulczyk-Śliwińska, przedsta-wiciel Regionu Poważska By-strzyca pani Beatka Snapko.

Wszystkim serdecznie dzię-kujemy za pomoc w zorgani-zowaniu zarówno inscenizacji,jak i polonijnego spotkaniaoraz za udział w nich. Szcze-gólne podziękowania należąsię naszym dzieciom, któreujawniły aktorskie talenty. Ży-czymy im udanych wakacji,by wypoczęte wróciły do na-szej szkółki i przedszkola.

ROMANA GREGUŠKOVÁ

32

Tajemnicza nocświętojańska

PROJEKT ZOSTAŁ ZREALIZOWANY DZIĘKI FINANSOWEMU WSPARCIU MINISTERSTWA KULTURY REPUBLIKI SŁOWACKIEJ SEKCJI KULTURY MNIEJSZOŚCI NARODOWYCH

ZDJĘ

CIA:

DOM

INKA

GRE

GUŠK

OVÁ

33LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

Na ten dzień wszystkie dzieciczekają z utęsknieniem, bo to

przecież ich święto. Od styczniaw Nitrze działa szkółka i przedszkolepolonijne, a spotkania odbywały sięw piątki w Centrum Wolnego Czasu.W przededniu Dnia Dziecka naukaw szkółce i przedszkolu polonijnymmiała zupełnie inny charakter niż

zwykle. Tym razem były zabawyi konkursy, których zwycięzcyotrzymywali słodkie nagrody. Po razdrugi świętowaliśmy z naszymidziećmi w ogrodach ojcówsalwatorianów 7 czerwca. Toplenerowe spotkanie było równieżwyjątkowo udane, za co ojcomsalwatorianom bardzo dziękujemy.

ROMANA GREGUŠKOVÁ

ZDJĘ

CIA:

DOM

INKA

GRE

GUŠK

OVÁ

Dzień Dziecka w Nitrze

MONITOR POLONIJNY

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

M łoda bratysławska malarka polskiegopochodzenia Xénia Bergerová pre-

zentowała swoje prace w Brukseli.Wystawa pięćdziesięciu jej obrazów

znalazła się w sercu Unii Europejskiej –w „galerii prezydentów“, jak nazywany jest

centralny hol olbrzymiego Berlaymontu,czyli budynku Komisji Europejskiej.Wystawę zorganizowano pod auspicjamisłowackiego eurokomisarza Jána Figľa,który ją otworzył.

Wyrazista forma obrazów o stosunko-wo dużych formatach, bogaty i śmiały ko-loryt niezwykle zmiennych treści dobrzezaistniał w dużej przestrzeni centralnej ga-lerii. Według spostrzeżeń malarki wystawazaciekawiła środowisko już podczas samejinstalacji, kiedy to można było odczuć ży-wy kontakt z dziełami sztuki.

Treści obrazów Xéni Bergerovej wy-wodzą się z doznań wzrokowych, jak teżz krańcowo odległych, zupełnie zwykłychi bardzo niecodziennych przeżyć, uczuć

czy też pomysłów czysto malarskich. Jejdzieła mają na wskroś figuratywny cha-rakter. Malarka operuje przedmiotami, co-dziennością, figurą tak ludzką, jak i zwie-rzęcą. W różny sposób „dotyka“ dzieła sta-rych mistrzów, jak na przykład w „Try-ptyku Florentyńskim“.

Wystawa prezentowana w Brukselitrwa od 16 czerwca do 11 lipca br.

red

„Dzień Sąsiadów”

Unia Europejska przynosi nowe tra-dycje. Przyniosła też „Dzień Sąsia-

dów”. Dla naszego miasta, PoważskiejBystrzycy, sąsiedzi to nie tylko mie-szkańcy dzielnic miasta i okolicznychgmin, ale również człon-kowie organizacji mniej-szości narodowych.

Zatem i my zostali-śmy zaproszeni do pre-zentacji Klubu Polskiegona „sąsiedzkim” jarmar-ku, który odbył się w sło-neczne wtorkowe popo-łudnie 27 maja w cen-trum miasta.

Zdecydowaliśmy, żepokażemy naszą działalność wydaw-niczą – uczestnikom imprezy rozdawa-liśmy nasz „Domek polonijny”, mie-sięcznik „Monitor Polonijny“ oraz ksią-żkę „Współbrzmienie“. Wiele osób, od-wiedzających jarmark, było zdziwio-nych, że Polonia jest reprezentowanaw Słowacji przez ogólnosłowackąorganizację, a zatem dobrze się stało,że mieliśmy okazję zaprezentować sięz tej strony.

Przebojem popołudnia były jednakkrówki. Przy okazji staraliśmy się

uświadamiać językowo Słowaków, in-formując ich, że te pomadki mlecznenie mają nic wspólnego z twardymiskrzydełkami owadów (po słowacku„KROVKY”). Ponadto uczyliśmy ich

wymowy „krufki”, co, nie wiedzieć dla-czego, okazało się dla naszych gościbardzo śmieszne.

Nasze stoisko w czasie kiermaszuprowadziło wielu klubowiczów, którzysię zmieniali, i za tę pomoc serdecznieim dziękuję. Reportaż z jarmarku –wraz z rozmową ma temat działalnościKlubu Polskiego emitowała lokalna te-lewizja „Považie”. Impreza tego typuodbyła się w naszym mieście po razpierwszy, ale już możemy się cieszyćna jej kolejne edycje. mp

Obrazy Xéni Bergerovej w Brukseli

Stypendia rządoweNa wiosnę prezes Klubu Polskiego Region

Środkowe Poważe Zbigniew Podleśnywystosował list do Biura Uznawalności Wykształ-cenia i Wymiany Międzynarodowej w kwestii no-welizacji przepisów prawnych, dotyczących przy-znawania stypendiów rządowych. Jego pytanie do-tyczyło warunków przyznawania stypendiów rządo-wych młodzieży ze Słowacji, studiującej w Polsce,która posiada podwójne obywatelstwo (słowackiei polskie). Prezes Podleśny wyraził w liście nieza-dowolenie z faktu, że młodzieży tej nie zostanieprzyznane stypendium rządowe. W odpowiedziudzielonej mu przez wicedyrektor mgr ElżbietęKryńską z Biura Uznawalności Wykształcenia i Wy-miany Międzynarodowej dowiadujemy się, że zgod-nie z art. 2 ustawy z dnia 15 lutego 1962 r „Oby-watel polski w myśl prawa polskiego nie może byćrównocześnie uznawany za obywatela innego pań-stwa“. Jak dalej informuje wicedyrektor Kryńska,rząd polski nie odcina się od pomocy materialnejdla młodzieży polskiej zamieszkałej za granicą.Osoby, które pomyślnie przejdą procedurę kwalifi-kacyjną, mogą ubiegać się o pomoc materialnąw wysokości takiej, jak stypendium rządu polskie-go dla cudzoziemców w Stowarzyszeniu Wspól-nota Polska. Jednocześnie z listu dowiadujemy się,że o wspomnianą pomoc materialną nie mogąubiegać się osoby, podejmujące płatne studiaw uczelniach niepublicznych. red

Dnia 28 czerwca 2008 r. odbyło się zako-ńczenie roku szkolnego w polskiej szkole,działającej przy Ambasadzie RP w Bratysła-wie. Na uroczyste wręczenie świadectw przy-był charge d’affairs dr Bogdan Wrzochalski,który podkreślił doniosłą rolę, jaką odgrywata szkoła, tak dla przebywających na Sło-wacji Polaków, jak i w świadomości Słowa-ków, interesujących się kulturą polską.

Sala szkoły pachniała kwiatami i odświę-tną atmosferą. Na twarzach odbierającychświadectwa uczniów promieniały uśmiechy.Dyrektor szkoły Monika Sadkowska podzię-kowała im za aktywną pracę podczas całegoroku szkolnego, pochwaliła laureatów olim-piady polonistycznej w Krakowie i konkursuliterackiego, a także tych, którzy do szkoły

dojeżdżali z odległych miejsc Słowacji. Dzieciprzygotowały krótki program artystyczny,nagrodzony przez obecnych na uroczystościrodziców gromkimi brawami. Po części ofi-cjalnej wszyscy zostali zaproszeni na poczę-stunek i rozmowy w kręgu rodaków.

red

35LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

PożegnanieGdy nagle odchodzi na zawsze

ktoś, kogo się lubi i szanuje, światsię zmniejsza, kurczy gwałtownie,jest w nim jakby ciaśniej. Wiado-mość o śmierci pierwszej damy –małżonki byłego prezydenta RSIreny Schusterovej przepełniłanas głębokim smutkiem. Rzadkosię zdarza taka wzajemna ciepłasympatia, jaka istniała pomiędzynami a nią. Była przemiłą skrom-na damą. Razem ze swoim mał-żonkiem Rudolfem Schustereminteresowała się działalnościąKlubu Polskiego Region Koszyce.Były prezydent niejednokrotniewyjawiał swój uczuciowy stosu-nek do Polaków i Polski, nazywa-jąc ją sąsiadem szczególnie bli-skim sercu Słowaków. „Zawszemiałem szczęście spotkać wła-śnie takich Polaków, dzięki czemumój szacunek i poważanie wobecnarodu polskiemu tylko rosły“ –powiedział.

Irena Schusterová zmarła 24 maja br. Podczas uroczystościpogrzebowych w katedrze św. El-żbiety w Koszycach obecni byliwszyscy, którym była bliska, a ta-kże przedstawiciele władz RS, ży-cia publicznego oraz mniejszościnarodowych. W imieniu KlubuPolskiego do księgi kondolencyj-nej wpisał się prezes TadeuszBłoński, który złożył też kwiatyna grobie byłej pierwszej damySłowacji. W jej ostatnim poże-gnaniu wzięli ponadto udział byliprezydenci Węgier i Ukrainy orazmałżonka byłego polskiego pre-zydenta pani Jolanta Kwaśniew-ska. Polskę reprezentował teżchargé d’affaires in interim RP naSłowacji pan Bogdan Wrzochal-ski. Mszę w katedrze św. Elżbietycelebrował arcybiskup koszyckioraz inni biskupi, także z Polski.

URSZULA SZABADOS

Z okazji uroczystych obchodów10-lecia „Deklaracji o wzajemnej

współpracy pomiędzy miastem Za-wadzkie i Dubnicą nad Wagiem“ orazpodpisania nowej umowy partner-skiej o dalszej współpracy i przyjaźni,prezesowi Klubu Polskiego RegionŚrodkowe Poważe Zbigniewowi Pod-leśnemu burmistrz Zawadzkiego Ma-riusz Stachowski wręczył podzięko-wanie za przyczynianie się do uma-cniania przyjaźni, łączącej oba naro-dy od dziesięciu lat.

red

Współpraca pomiędzymiastem Zawadzkiei Dubnicą nad Wagiem

Zakończenie roku szkolnego w szkole polskiej

Obecne były delega-cja z Grecji i Czech.Dzięki polskiemu kon-sulowi honorowemuTadeuszowi Frącko-wiakowi miasto nawią-zało również kontaktyz Polską, z miastem Ży-wiec. Na uroczystościw dniu 20 czerwcaprzybyła więc równieżdelegacja z Polskiw składzie: AntoniSzlagor – burmistrz Ży-wca, Krzysztof Greń –przewodniczący RadyMiejskiej, Barbara Kliś– wiceprzewodniczącaRady Miejskiej. W go-dzinach dopołudnio-wych wszyscy zapro-szeni goście spotkalisię w Urzędzie Miastaz prezydentem Słowa-cji Ivanem Gašparovi-čem i burmistrzem Li-ptowskiego MikulaszaJánem Blcháčem. De-legacje miast part-nerskich przekazałyprezydentowi RS sym-boliczne podarunkii podziękowały za za-proszenie. W imieniużywieckiej delegacji

głos zabrał Antoni Szla-gor. Następnie polscygoście złożyli wizytęw Konsulacie Honoro-wym RP.

O godz. 15.00 prezy-dent RS Ivan Gašparo-

vič dokonał uroczyste-go otwarcia „Stolicz-nych Dni”. Na sceniewystąpiły zespoły folk-lorystyczne – Żywiecreprezentowały Ze-spół Pieśni i Tańca

„Ziemia Żywiecka”i „Asysta Żywiecka“.Tego samego dniaw godzinach wieczor-nych w Domu Kulturyzostała podpisana uro-czysta umowa o współ-pracy pomiędzy Żyw-cem a LiptowskimMikulaszem. Miasta temają już przygotowa-ne wspólne projekty,których realizacja roz-pocznie się jesienią br.i na które będą wyko-rzystywały środki fi-nansowe między inny-mi z funduszu UniiEuropejskiej. Wspól-nie realizowane pro-jekty dotyczą kultury,sportu, szkolnictwa,turystyki oraz historii.Ich realizacja plano-wana jest na najbliższelata.

Po podpisaniu umo-wy odbył się bankiet,zorganizowany przezUrząd Miasta Liptow-ski Mikulasz, na któ-rym panowała bardzoprzyjacielska atmosfe-ra.

JOLANTA DROBCOVÁ

MONITOR POLONIJNY36

„Stoliczne Dni”w Liptowskim MikulaszuW dniach 19 – 22 czerwca odbyły się

w Liptowskim Mikulaszu uroczyste obchody„Stolicznych Dni”, zorganizowane przez władze miasta.Na uroczystość zostali zaproszeni między innymiprzedstawiciele miast partnerskich, z którymiLiptowski Mikulasz współpracuje.

Spotkanie prezydenta RS z zespołem folklorystycznym „ZiemiaŻywiecka“ w obecności prezydenta miasta Liptowski Mikulaszi konsula honorowego RP

Podpisanie umowy partnerskiej – przewodniczącyRady Miejskiej w Żywcu Krzysztof Greń i prezydentmiasta Liptowski Mikulasz Ing. Ján Blcháč, PhD

Wizyta delegacji z Żywca w Konsulacie Honorowym RP w RS w LiptowskimMikulaszu: przewodniczący Rady Miejskiej w Żywcu Krzystof Greń,prezydent Miasta Żywiec mgr inż. Antoni Szlagor, wiceprzewodnicząca RadyMiejskiej mgr Barbara Kliś, dyrektor Miejskiego Zakładu Komunalnegow Żywcu Jerzy Kliś, konsul honorowy RP na Słowacji Tadeusz Frąckowiak

37LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

„Chcemy zachęcić Słowaków, by po-dróżowali nie tylko na południe Polski,ale by odkryli też uroki Bałtyku – po-wiedział chargé d’affaires ad interimAmbasady RP w Bratysławie BogdanWrzochalski. – Tego typu prezentacje sąteż świetną formą zacieśniania więzi go-spodarczych naszych krajów“. Dwudnio-wa impreza, zorganizowana przez Amba-sadę RP w RS, Krajową Izbę GospodarkiMorskiej oraz Instytut Polski w Bratysła-wie, była prezentacją możliwości nie tyl-ko gospodarczych naszego kraju, ale ró-wnież jego kultury oraz szkolnictwa. Je-dnym z punktów programu była prezen-tacja wyższych szkół morskich – Polite-chniki Gdańskiej, Akademii Morskiejw Gdyni, Akademii Morskiej w Szczeci-nie oraz Szkoły Morskiej w Gdyni –z udziałem jej rektorów. „Prezentujemynasze szkolnictwo morskie, które przezEuropę zostało uznane za jedno z naj-lepszych w świecie. Nie przypadkowoGdynia ma być europejskim centrumkształcenia kadr – powiedział Jerzy Uzię-bło z Krajowej Izby Gospodarki Morskiej.– To świetna okazja zyskania zawodu,który daje młodym ludziom, również zeSłowacji, w szybkim tempie zarobieniadobrych pieniędzy”. Po skończeniu pry-watnej szkoły morskiej zarobki wykszta-łconych przez nią ludzi mogą sięgać do2,5 tysiąca euro. Już podczas nauki stu-dentów wspierają finansowo sponsorzy,przyznając stypendia tym, którzy podpisząz nimi umowę o pracę na dwa, trzy lata.

Krajowa Izba Gospodarki Morskiejuznała ten rok za rok promocji zawodówzwiązanych z morzem. „Chodzi tu nie tyl-ko o marynarzy, stoczniowców i portow-ców, ale także o projektantów statków,architektów okrętowych, przyszłych me-nedżerów, dyrektorów zarządzającychgospodarką morską“ – wyjaśniał Uziębło.

Z pomysłem zorganizowania dyskusjipod tytułem „Dlaczego Polska jest pań-stwem morskim?“ przyszedł radca mini-ster Bogdan Wrzochalski. „Tytuł panelujest trochę prowokacyjny, a odpowiedźdla wielu Polaków oczywista – wyjaśniałWrzochalski. – Nam jednak zależało natym, by poruszyć aktualne tematy, doty-czące współpracy morskiej, omówićwyzwania, jakie stoją przed polską go-spodarką morską, sytuację naszych ry-baków w UE.“ Stąd też udział w imprezieAnny Wypych-Namiotko – podsekretarzastanu w Ministerstwie Infrastruktury RPoraz Jaroslava Coplaka – kierownikaUrzędu Morskiego w Ministerstwie Tran-sportu, Poczty i Telekomunikacji.

Jak się okazuje, przedsiębiorcy słowa-ccy doceniają wagę Morza Bałtyckiego –wiele towarów jest przeładowywanychwłaśnie w polskich portach. „Ta ilość to-warów ze Słowacji mogłaby być wię-ksza, gdyby nie poziom naszej infra-struktury“ – przyznał Jerzy Uziębło. Cie-kawostką na Bałtyku jest obecność pol-skiego armatora, który, jak nas poinfor-mował mój rozmówca, ma polskie statki,ale słowacką banderę. Jest to firma Jan

Stępniewski i Spółka, a ich statek na ru-fie ma napis „Bratysława“.

Gospodarka morska to nie tylko tran-sport towarów, ale wspólne prace ba-dawcze, w których mogą brać udział nau-kowcy ze Słowacji. Chodzi tu o hodowlęglonów, roślin i ryb morskich. Kolejny te-mat to ekologia oraz energia odnawialna.

Według Uziębły, Polska, jako kraj le-żący nad morzem, nie w pełni wykorzy-stuje jego dary. „Faktem jest, że Bałtykjest morzem trudnym, zamkniętym.Zrzesza jednak wspaniałych żeglarzy naSłowacji i w Czechach, którzy kochająwręcz ekstremalne warunki. Przyjem-ność sprawia im już nie tylko pływaniepo spokojnej wodzie, ale również spraw-dzenie się w trudnych warunkach“ – opi-suje. Stąd propozycja, jaką chce złożyćstrona polska Czechom, którzy wystąpilio organizację kolejnych igrzysk olimpij-skich, by konkurencje żeglarskie zorga-nizowali w Polsce.

W ramach „Dni Morza“ w InstytuciePolskim w Bratysławie została zaprezen-towana wystawa, zatytułowana „Nadpolskim Bałtykiem“, zorganizowana wewspółpracy z Centralnym Muzeum Mor-skim w Gdańsku, zaś dla szerokiego gro-na publiczności bratysławskiej na placuHviezdoslava wystąpiła „Gdańska For-macja Szantowa“.

„Nie wyobrażam sobie pełnej prezen-tacji naszego kraju bez pokazania walo-rów Bałtyku – podsumował chargé d’af-faires ad interim Ambasady RP w Bra-tysławie Bogdan Wrzochalski – i to bezwzględu na to, czy kraj, w którym doko-nujemy prezentacji leży nad morzem, czyteż nie“.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

J uż po raz dwunasty odbyły się w Bratysławie„Dni Morza“, których celem jest prezentacja

Polski jako państwa leżącego nad Bałtykiem.

DniMorza J uż po raz dwunasty odbyły się w Bratysławie

„Dni Morza“, których celem jest prezentacjaPolski jako państwa leżącego nad Bałtykiem.

ZDJĘ

CIE:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

38 MONITOR POLONIJNY

Na przełomie minionegoi obecnego roku pojawiło sięna ekranach kin wiele cieka-wych polskich filmów. O częściz nich już pisałam. Nie udałomi się wówczas obejrzeć filmu„Korowód” w reżyserii JerzegoStuhra. Ostatnio postanowiłamnadrobić zaległości. Film wy-dał mi się na tyle interesujący,że postanowiłam o nim opo-wiedzieć osobom, które, jak ja,nie miały okazji zobaczyć gowcześniej, a teraz zastanawia-ją się, czy w ogóle warto.

Głównym bohaterem jestBartek Wilkosz (w tej roli prze-konujący Kamil Maćkowiak,znany widzom z serialu „Kry-minalni”), miły i sprytny stu-dent marketingu i zarządzania,cwaniaczek, dla którego pie-niądze są najważniejsze. Abyje zdobyć, pisze prace magis-terskie na zlecenie, nie gardzącplagiatem. Dorabia również ja-ko paparazzi dla jednego z bru-kowców, szukając ciągle sen-sacji, nie stroniąc od fałszowa-nia zdjęć. Nie waha się takżeprzed wynajmowaniem czło-

wieka – pana Karola, który po-jawia się za niego na egzami-nach.

Akcja filmu zaczyna się sce-ną niczym z prawdziwego kry-minału. Bartek, kursujący czę-sto między Krakowem, gdziemieszka, a Warszawą, gdziestudiuje, przypadkiem spotykaw pociągu bardzo dziwnie za-chowującego się mężczyznę.Zaczyna go uważnie obserwo-wać. Nagle mężczyzna wy-chodzi z przedziału, zostawia-jąc marynarkę z telefonemw kieszeni. Telefon nagle dzwo-ni. Bartek go odbiera i zaczynapodążać tropem tajemniczegomężczyzny. Później okazujesię, że to były agent SB, do nie-dawna szanowany profesor,kochający mąż i ojciec. Jak za-chowa się lekkoduch Bartek?Czy będzie chciał wykorzystaćaferę, na trop której trafia, doswoich celów i sprzeda infor-macje jednemu z dzienników?A może zacznie szantażowaćagenta? Wszak historia, którąusłyszy od Tajnego Współpra-cownika, jest niesamowita.

W Bieszczadach agent (rewe-lacyjny w tej roli Jan Frycz)zwierza się chłopakowi z dra-matu swojego życia. Miłośći karierę zbudował na kłam-stwie i zdradzie. Przed laty po-szedł na współpracę z SB.Zniszczył niewinnego człowie-ka w imię miłości do kobiety.Ale teraz już dłużej żyć z tymnie może.

Bartek wie, że na tej histo-rii może nieźle zarobić. Naszczęście spotyka na swejdrodze niezwykłą Ulę (Kata-rzyna Maciąg)…

Pojawiający się w filmiewątek lustracji zdawałoby sięprzytłoczy cały film. Przecieżrozliczenie z przeszłością, zdra-dy, kapusie, agenci, teczki tociężki i przygnębiający temat.Tymczasem Jerzy Stuhr z wiel-kim wyczuciem wątek lustracjiwplótł po prostu w film o miło-ści. W sposób inteligentny po-rusza kilka głębokich wątków,z których wynika, że tak na-prawdę młodych ludzi w ogólenie interesuje lustracja i rozli-czenie z przeszłością, a miłość

i szalone uczucie mogą po-pchnąć do zdrady. Czy namnigdy nie zdarzyło się zrobić„czegoś głupiego” z miłości?Doskonałe porównanie młode-go Bartka – krętacza i kłamcybez skrupułów z agentem Zdzi-sławem, popełniającym w prze-szłości haniebne czyny, nasu-wa pytanie o różnice w ichpostępowaniu. Na szczęścieBartek może jeszcze dokonaćwyboru…

Ciągle pojawiające sięzbiegi okoliczności, mogącedoprowadzić do niezwykłegofinału, są na tyle intrygujące,że widz zaczyna się zastana-wiać, czy i w jego życiu mająone miejsce. Być może los za-prowadził nas „tam”, bo wła-śnie „to” miało się zdarzyć.Czy to przypadek? Czy prze-znaczenie? Podczas ogląda-nia filmu, nasuwa się też py-tanie o to, czy wszyscy kła-mią? A może tylko mijają sięz prawdą? Czy z kłamstwawydostać się można tylkoz pomocą drugiego czło-wieka?

Gorąco polecam ten film.Przedstawia on korowód zda-rzeń i ludzi, którzy gubią sięgdzieś, szukają i znajdują,a jednocześnie porusza tema-ty, obok których nie możnaprzejść obojętnie. Interesują-ce kreacje aktorskie – szcze-gólnie Jana Frycza, ale ró-wnież młodego pokolenia,ładne zdjęcia, no i ta refle-ksja, z którą zostajemy poobejrzeniu filmu…

ANNA PORADA, WROCŁAW

C zy w korowodziezdarzeń jest miejsce na

miłość, która może wszystko?Czy są kłamstwa, które można wybaczyć? Zbrodnie,które można usprawiedliwić?Odpowiedzi na te pytaniaszukałam w filmie „Korowód”, ale jednoznacznejnie znalazłam. Być może Państwusię to uda.

39LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

Park Narodowy „Ujście Warty”powstał 1 lipca 2001 roku. Jegoutworzenie w zachodniej częściPradoliny Toruńsko-Eberswald-skiej, zwanej Kotliną Gorzowską,poprzedziło założenie w 1977 ro-ku rezerwatu Słońsk, a później,w 1996 roku utworzenie ParkuKrajobrazowego „Ujście Warty”,który wraz z innymi parkami kra-jobrazowymi na pograniczu pol-sko-niemieckim tworzył tzw.Zieloną Wstęgę Odra-Nysa.

Teren dzisiejszego Parku Na-rodowego to dawna śródlądowadelta, utworzona przez Wartę,uchodzącą pod Kostrzynem doOdry. Deltę tę w XVIII wiekuzaczęto osuszać i zasiedlać.Z czasem jednak zaniechanoprowadzonych początkowoz wielkim rozmachem prac me-lioracyjnych, w wyniku czegopowtórnie zabagniły się kanały,powstały wielkie rozlewiska.Unikatowe podmokłe tereny,łąki i pastwiska stały się dogo-dnym terenem dla ptaków wo-dnych i błotnych. Nic więc dziw-nego, że „Ujście Warty” jest dziśjedną z największych ostoi tychptaków w Polsce.

Sieć hydrologiczna parku, ma-jącego 8038 hektarów powierzch-ni, tworzą rzeka Warta ze swoimlewym dopływem - Postomią orazrzeczka Racza Struga, zwana teżKanałem Czerwonym. Dopełniająją liczne kanały i starorzecza, z któ-rych największym jest Stara Wartaw północnej części parku.

Warta dzieli park na część pół-nocną i południową. W części po-łudniowej, obejmującej obszaryochronne Słońsk i Chyrzyno, wo-dy mogą się swobodnie rozlewaćna powierzchni około 5 tys. hekta-rów, przez znaczną część roku te-ren ten znajduje się pod wodą –coroczne wahania jej poziomu do-chodzą nawet do 4 metrów. Naj-częściej poziom wód podnosi siępóźną jesienią i utrzymuje przezcałą zimę, osiągając stany maksy-malne w marcu i kwietniu. Najniż-szy poziom wód występuje odsierpnia do października.

Oddzieloną od Warty wałemprzeciwpowodziowym północnączęść parku, zwaną Polderem Pół-nocnym, tworzą podmokłe rozle-głe łąki, poprzecinane siecią sta-

rorzeczy i kanałów, z których zbie-rające się wody przepompowywa-ne są do rzeki Warty. Tu poziomwody jest stosunkowo stabilnyi znacznie niższy niż w części po-łudniowej „Ujścia Warty”.

Różniące się warunki hydrolo-giczne w północnej i południowejczęści parku narodowego wpły-wają na różnorodność jego szatyroślinnej. Wody pokrywają wiel-

C elem ochrony przyrody w Polsce, podobnie jak w innychkrajach Unii Europejskiej, jest przede wszystkim utrzymanie

na terenach chronionych naturalnych procesów przyrodniczychi istniejących tam ekosystemów. Aktualnie obowiązująca polskaUstawa o Ochronie Przyrody określa i precyzuje następująceformy ochrony: parki narodowe, rezerwaty przyrody, parkikrajobrazowe, obszary krajobrazu chronionego, obszary Natura2000, pomniki przyrody, stanowiska dokumentacyjne, użytkiekologiczne, zespoły przyrodniczo-krajobrazowe, ochronęgatunkową roślin, zwierząt i grzybów. Nieprzypadkowo ustawana pierwszym miejscu wymienia parki narodowe. To właśnieone są najważniejszym elementem całego systemu ochrony.Istniejące w Polsce 23 parki narodowe zajmują łącznie ponad3000 km2 powierzchni, w tym ok. 700 km2 to obszary strefyochrony ścisłej, na których nie dochodzi do żadnej ingerencjiczłowieka w ekosystemy. Najstarszym polskim parkiemnarodowym jest Białowieski Park Narodowy, zaś najmłodszymmało jeszcze spopularyzowany Park Narodowy „Ujście Warty”.

TO WARTO WIEDZIEĆ

MONITOR POLONIJNY40

kie skupiska różnych gatunkówrzęs wodnych, brzegi Warty, Po-stomii, zaś kanały i starorzecza tokrólestwo lilii wodnych, jak pospo-licie nazywa się będące pod ochro-ną grążele żółte i grzybienie białe.Występuje tam również zamętnicabłotna czy rogatek sztywny. Liczneszuwary, wikliny nadrzeczne, łęgiwierzbowe, stare okazy wierzbybiałej, łozowiska, łąki, zarośla i nie-liczne lasy tworzą krajobraz „Uj-ścia Warty”, a zarazem środowiskoprzyjazne ptakom. Ptaki są teższtandarową grupą zwierząt chro-nionych w tym parku narodowym.

To właśnie ptaki przyciągająo każdej porze roku do „UjściaWarty” uzbrojonych w lornetki,aparaty fotograficzne czy kameryfilmowe ornitologów i zwykłych„podglądaczy” z całej Europy. I nicdziwnego, albowiem w Parku, któ-ry w swym herbie ma gęś zbożo-wą, żyje ponad 260 gatunków pta-ków, z tego ponad 170 gatunkówlęgowych. Pozostałe to ptaki wę-drowne i zimujące. Południowa,zalewowa część parku to ulubionemiejsce lęgowe wielu gatunków,które w innych częściach naszegokontynentu zanikają. Tu swe gnia-zda zakładają m.in. czajki, krzy-wodzioby, kszyki, sieweczki rzecz-ne czy ostrojady. Wiosną na łąkachgnieżdżą się mewy śmieszki, me-wy pospolite, srebrzyste, małei czarnogłowe, a także rybitwy po-spolite, białoczelne, czarne, biało-wąse i białoskrzydłe. W parku znaj-dują się duże kolonie perkozów:dwuczubego, rdzawoszyjnego,

perkozka, a przede wszystkimzausznika. Najliczniejszym gatun-kiem lęgowym, zamieszkującympark są kaczki krzyżówki, kolejnemiejsca zajmują krakwy, płaskono-sy i cyranki. Tu też swe młodeprzywodzi na świat około 300 pargęgaw – jedynego polskiego ga-tunku lęgowego gęsi. Przy ujściuWarty, w rozwieszonych na drze-wach budkach gnieździ się około20 par mało znanego, ale pięknegoptaka z gatunku kaczkowatych –ohara. Trudno wymienić wszy-stkie gatunki ptaków, których gło-sów nad rozlewiskami możemyposłuchać wiosną. Trzeba jednakwspomnieć, że ostatnio ornitolo-dzy zaobserwowali powrót na lę-gowiska wodniczki – ptaka z rzęduwróblowych, zagrożonego wygi-nięciem. Coraz częściej gnieżdżąsię w „Ujściu Warty” ptaki, pocho-dzące z Europy południowej: szczu-dłaki, ślepowrony, czaple białe.

W lecie w zaroślach pierzą siękaczki, łyski, gęgawy i łabędzie. Połąkach spacerują żurawie, na rybyi żaby polują czarne bociany, prze-rwę w wędrówkach do ciepłychkrajów robią sobie tu brodźce,kwokacze, siewnice i kuliki.

Największe ptasie widowisko narozlewiskach Parku rozgrywa sięjednak jesienią. Lądują tu niezli-

czone klucze żurawi, na przełomiepaździernika i listopada nocuje, jakobliczyli ornitolodzy, około 200 tys.gęsi i jednocześnie kilkadziesiąt ty-sięcy kaczek różnego gatunku. Nasłabsze osobniki polują wówczasbieliki – największe polskie ptakidrapieżne. Gdy z dalekiej północypojawiają się w „Ujściu Warty” ła-będzie krzykliwe, znaczy to, żeprzyszła zima. Około 2000 tychptaków wybrało sobie właśnie tomiejsce na zimowisko. W zimie naterenach niezalewowych spotkaćmożna m.in. myszołowy i błotnikizbożowe.

Turystom i miłośnikom ptakówpark oferuje nie tylko staranniewytyczone szlaki piesze i rowero-we, ale także wieże i czatownie ob-serwacyjne, ułatwiające ptasie fo-tosafari.

„Ujście Warty” jest także rajemdla innego rodzaju hobbistów.Akwen, zajmujący około połowypowierzchni parku, unikatowyw skali europejskiej pod wzglę-dem ichtiologicznym, przyciągalicznych wędkarzy. Zasady poło-wu tu ryb określa RegulaminAmatorskiego Połowu Ryb PZWoraz Zarządzenie 9/07 DyrektoraParku Narodowego „Ujście Warty”z dnia 8 maja 2008 r. By móc mo-czyć wędkę, trzeba wykupić w sie-dzibie dyrekcji parku w Chyrzyniepod Kostrzynem zezwolenie nawstęp do parku w celu uprawia-nia amatorskiego połowu ryb.Wykupić je warto, bo w rzekach,kanałach, starorzeczach, jezior-kach i rozlewiskach ryb obfitość.Jak dotąd stwierdzono tam 35 ichgatunków, wśród których przewa-żają karpiowate, przede wszyst-kim leszcz i karaś. W rozlewiskachi w Postomii pływają szczupaki,zaś we wszystkich wodach parkulicznie występują sandacze i oko-nie, liny, brzany, karasie srebrzy-ste, węgorze, jazgarze, dzikie kar-pie – sazany, płocie, wzdręgi, mię-tusy, bolenie i in. Spotkać tu mo-

41LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

żna rzadkie w Polsce certy, świn-ki, cierniczki i rozpióry (szczegó-ły na stronie internetowej www.pnujsciewarty.gov.p).W akwenach parku znajdują się teżryby, objęte ochroną całkowitą,np. różanka, koza, piskorz, piekiel-nica, i ochroną częściową, np. sło-necznica czy śliz.

Na terenie parku, obok ptaków,ryb, płazów, żyje 38 gatunków ssa-ków, w tym 11 drapieżnych. Dra-pieżniki tu występujące to: lis, je-not, borsuk, wydra, łasica, grono-staj, kuna domowa i leśna, tchórz,szop pracz i norka amerykańska.Wśród ssaków szczególną uwagęprzyciągają liczne kolonie bobrówi ich olbrzymie żeremia.

Sezon urlopowy jeszcze trwai być może właśnie ta informacjabędzie inspiracją do podjęcia po-dróży do Wielkopolski i spędzeniakilku dni w Paku Narodowym„Ujście Warty”, leżącym na tereniegmin Górzyca, Kostrzyn, Słońsk,Witwica w trzech powiatach (Go-rzów, Słubice, Sulęcin). Zwiedza-nie można rozpocząć w Słońsku,Przyborowie czy w Dąbrowszyniepod Kostrzynem, ale najlepiejw Chyrzynie, gdzie w siedzibie dy-rekcji parku otrzymamy szczegóło-we informacje. Usytuowanie Parkuw pobliżu dróg nr 22, 132 i 31umożliwia dogodny dojazd do nie-go samochodem.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

W opracowaniu korzystano przede wszystkim ze stron internetowych

Parku Narodowego „Ujście Warty”- www.pnujsciewarty.gov.pl

Są wakacje, a zatem nie będęPaństwu zawracać głowy naukowymidywagacjami. Mało tego, nawet mi sięnie chce. Przebywając gdzieś na wsizabitej deskami, wolę korzystać ze sło-ńca, dobrego nastroju i wszystkich uro-ków lata. Owszem, kontakt ze światemutrzymuję, ale głównie za pomocą…sieci komputerowej.

Przeglądając materiały do niniejszego„Monitora”, zauważyłam, że stosunkowowiele z nich dotyczy portalu NaszaKlasa, który można przeglądać za pomo-cą… sieci komputerowej. Autorzy artyku-łów na ten temat mieli zapewne problemz pisownią nazwy tej sieci.

„Internet” czy „internet”?

Mój słownik komputerowy w sytu-acji, kiedy piszę ten wyraz małą literą,poprawia ją automatycznie na wielką.Ale czy mój słownik ma rację?

Otóż do niedawna jedyny poprawnyzapis to „Internet”, albowiem jest to na-zwa własna sieci komputerowej, wła-ściwie „międzysieci” (inter – miedzy,net – sieć), a przecież wszystkie nazwywłasne zapisuje się wielką literą. Odpewnego czasu obserwuję jednak, żenazwa ta często bywa zapisywana ma-łą literą. I taki właśnie zapis stosujekonsekwentnie na swych łamach jedenz najpoczytniejszych polskich dzien-ników, czyli „Gazeta Wyborcza”. Czyzatem coś się zmieniło w polskiej orto-grafii? Chcąc dociec prawdy, dotarłamdo uchwał Rady Języka Polskiego, aletam niczego na ten temat nie znala-złam. Zatem nie istnieje oficjalne sta-nowisko, by interesujący nas wyraz za-pisywać małą literą. Przynajmniej narazie. Jednak na stronach interneto-wych tejże rady jej sekretarz opowiadasię za uznaniem pisowni „internet”,w przypadku, gdy wyraz ten oznacza„sieć jako medium, a nie system, który

to medium obsługuje (np. Znalazł tow internecie)”, podczas gdy wielką za-leca zapisywanie go, gdy mamy „na myśli konkretną globalną sieć (np. w zdaniu Zakładał nowy systemw Internecie, a w XXX już go założył– przy czym XXX byłoby nazwą innejglobalnej sieci, gdyby taka istniała)”.

Przyznam, że to tłumaczenie wcalemnie nie przekonuje. Bo przecieżInternet to jedyna sieć globalna, cozresztą pan sekretarz zauważa, więctylko stosowanie wielkiej litery jestw przypadku jego pisowni uzasadnio-ne.

Ale… No właśnie! Przecież zawszepowtarzam, że język ma najbardziejdemokratyczny charakter na świecie.Jeśli jego użytkownicy chcą w nim cośzmienić, to i tak zmienią. I żadne argu-menty logiczne nie pomogą. Wydaje się,że Internet zaczynamy traktować podo-bnie jak Walkmana, czyli formalnie prze-nośny odtwarzacz magnetofonowy mar-ki „Sony”, którego nazwa, zapisywanajuż jako „walkman”, została przeniesio-na na podobne produkty innych firm.Język polski podobnych przypadków,kiedy to nazwa własna stała się nazwąpospolitą, zna wiele. Przecież nosimyadidasy (wbrew pozorom nie zawszemarki „Adidas”, ale np. „Nike”) i jeź-dzimy rowerem np. marki „Author” (a przecież polska nazwa „rower” po-chodzi od nazwy firmy „Rover”, którakiedyś zajmowała się produkcją pojaz-dów dwukołowych, a dziś jest znanymproducentem samochodów).

Widać zatem, że i Internet/internetnam „spospoliciał”.

Ja jednak jeszcze trochę poczekam,zanim jednym przyciśnięciem klawiszawprowadzę do swego słownika kom-puterowego zapis „internet”, zaś Pań-stwu pozostawiam w tym zakresie wol-ny wybór.

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

OK

IEN

KO

ZY

KO

WE

„Internet”czy „internet”?

W Polsce tłumacze-nia nie można tak na-prawdę studiować. Jestalbo filologia, np. an-gielska, i dopiero potrzech latach możnawybrać specjalizację,np. tłumaczenia, czylizostają tylko 2 lata na

naukę w tym zakresie.Można też zapłacić zastudia w prywatnejszkole wyższej, gdziekierunek ten jest „do-stępny”. Chociaż myślę,że większość tłumaczydodatkowo zapłaciło zakurs, który, nie ukry-

wam, jest dosyć drogi.Jak już zdałam egzami-ny i dostałam się naUniwersytet Komeń-skiego na kierunekprzekład i tłumaczenie(kombinacja: język pol-ski i kultura oraz językangielski i kultura), za-częłam uczyć się sło-wackiego. Wcześniejpo słowacku umiałamtylko kilka słów. To byłteż ważny powód, dla-czego zdecydowałamsię na studiowanie pol-skiego na Słowacji – że-by nauczyć się słowa-ckiego, później, z bie-giem czasu tłumaczyć

z polskiego na słowackii odwrotnie.

Na roku byłam ewe-nementem, gdyż wszy-scy pozostali studencibyli oczywiście Słowa-kami. Pamiętam, że napierwszych zajęciachz doc. Pančíkovą padłopytanie, dlaczego zde-cydowaliśmy się studio-wać właśnie język pol-ski. Kiedy przyszła kolejna mnie, powiedzia-łam, że jestem Polkąz Poznania i może ra-czej opowiem, dlacze-go wybrałam Słowację.Wtedy wszystkie głowyprzyszłych polonistówzwróciły się w moimkierunku. Nie raz pyta-no mnie, dlaczego przy-

G dyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, żebędę studiowała na Słowacji, na pewno

pomyślałabym, że ma bujną fantazję. Ja? NaSłowacji? Dlaczego? W jakim celu? Życie potrafibyć zaskakujące i faktycznie pewien nowy okresw moim życiu rozpoczęłam u naszychpołudniowych sąsiadów, czyli na Słowacji. Mójwybór związany był z moim chłopakiem Słowakiemoraz z kierunkiem studiów – tłumaczeniem.

Słowacja oczyma poznanianki

MONITOR POLONIJNY42

Uwagę zaintereso-wanych historią Polskipragnę skierować naksiążkę Dariusza Fabi-sza Generał Lucjan Że-ligowski (1865 – 1947).Działalność wojskowai polityczna (Wydaw-nictwo D i G, Warsza-wa 2008). Autor, wykorzystującmateriały źródłowe i literaturę,przedstawia w niej wpisanąw kilka epok biografię gen. Żeli-gowskiego, dowódcy DywizjiLitewsko-Bałoruskiej, któraw październiku 1920 roku ru-

szyła na Wilno. Boha-ter książki odegrał teżważną rolę jako mini-ster spraw wojsko-wych, który ułatwiłpiłsudczykom przygo-towanie przewrotumajowego. Ale autorjego biografii pokazu-

je także pozawojskową i poza-polityczną działalność generała,który po odejściu z wojskaw 1927 roku zajął się rolni-ctwem i stał się rzecznikiemidei słowiańskiej. W czasie woj-ny przebywał na emigracji, po-

parł Polskę Ludową i w 1947 ro-ku, po sfałszowanych wybo-rach, gdy Mikołajczyk przygoto-wywał się do ucieczki z kraju,podjął decyzję powrotu do Pol-ski. Jak więc widzimy, gen. Lu-cjan Żeligowski był człowie-kiem o skomplikowanej biogra-fii, warto więc dowiedzieć sięo nim więcej.

W intrygujący świat służbspecjalnych i wywiadowczychwprowadza nas Krzysztof Mro-ziewicz, który podczas trzydzie-stoletniej kariery dziennikar-skiej i dyplomatycznej miał nie-jednokrotnie okazję znaleźć sięw miejscach ogarniętych wojnączy rewolucją. Czas pluskiew(Wydawnictwo „Sensacje XXwieku”, Warszawa 2008) to opiswłasnych przeżyć autora, przed-stawionych w plątaninie wy-wiadów, refleksji z pobytów naKubie, w Panamie, Nikaragui,Indii, Bangladeszu, Sri Lance, naMalediwach, w Afganistanie,Rosji, a także refleksji o Polsce.

Warto przeczytać

BLIŻEJPOLSKIEJKSIĄŻKI

ś wiadomość różnorodności zainteresowańczytelniczych to nie lada problem dla autorki tej

rubryki, która chciałaby wszystkim dogodzić, każdemupodpowiedzieć tytuł tej jego książki, a jednocześniezdaje sobie sprawę, że to niemożliwe. Pozostaje więctylko nadzieja, że strzał w ciemno trafi w cel.

jechałam na Słowację.Cóż, serce nie sługa.

Podczas studiów mojanauka nastawiona byłagłównie na język słowa-cki (oczywiście opróczangielskiego). Wszystkomnie interesowało (zre-sztą nadal interesuje), cozwiązane było i jest zeSłowacją. Oglądam sło-wacką telewizję, słu-cham radia, czytam gaze-ty, zdarza się, że nawetksiążki. Interesuje mniesłowacka kultura. Od-wiedziłam już wielemiejsc na Słowacji, by-łam w Bańskiej Bystrzy-cy, Trenczynie, Trnawie,Żylinie... Zwiedzam pię-kne zamki i podziwiamwyjątkową przyrodę.

Wracając do moichstudiów, częściowo niechodziłam na zajęciaz polskiego, bo nie byłotakiej potrzeby, ale natych, których byłam,starałam się być dob-rym obserwatorem.Obserwowałam paniąNowakowską, w jakisposób uczy Słowakówjęzyka polskiego, abympóźniej sama wiedziała,jak to robić, obserwo-wałam również studen-tów, ciekawiło mnie to,jak idzie im nauka, czyich interesuje, jaki jestich stosunek do językapolskiego i Polski. Nie-stety, nie zawsze był ontak pozytywny, jak mójwzględem Słowacji.

Część kolegów wybrałajęzyk polski, ponieważmieszka przy polskiej gra-nicy, część po prostuprzypadkiem. Częśćz nich wiąże z nim swojąprzyszłość, a część napewno będzie go unikać.Dlaczego? Może dlatego,że każdy z nas jest inny...

Polonistyka na Uni-wersytecie Komeńskie-go na pewno jest kom-pletnie inaczej postrze-gana przeze mnie i ina-czej przez moichsłowackich kolegówi koleżanki. Ja zwracamuwagę na szczegóły, onistarają się nadążyć i zro-zumieć, co (po polsku)starają im się przekazaćwykładowcy.

Właśnie zaczęłam pi-sać swoją pracę magis-terską, a w przyszłymroku już niestety koń-czę studia. Trudnopowiedzieć, jak dalejpotoczy się mój los. Czyzostanę na Słowacji,wrócę do Polski, a możeprzeprowadzę się do in-nego kraju?

Nigdy nie żałowa-łam decyzji o studio-waniu na Słowacji. Je-stem tutaj szczęśliwa.Dziękuję również mo-im kolegom i koleżan-kom z roku oraz wy-kładowcom za to, żenigdy nie dali mi od-czuć, że jestem cudzo-ziemką!

MAGDALENA PIETZ

43LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

W Indiach, gdzieprzebywał jako ko-respondent PolskiejAgencji Prasowej,Mroziewicz był pod-słuchiwany przezwschodnioniemiec-kie STASI, w Afgani-stanie śledził sowie-cki wywiad wojskowy. W Cza-sie pluskiew znajdzie czytelnikwiele informacji o szpiegostwiei pierwszych szpiegach, o lo-sach tych agentów, którzy prze-szli do historii, np. o Macie Hariczy dobrze nam znanym pisarzuJózefie Ignacym Kraszewskim,który za zdradę Prus na rzeczFrancji był więziony w twierdzymagdeburskiej. Obok najnow-szych praktyk wywiadowczych,Mroziewicz opisuje też te naj-dawniejsze, znane Chińczykomjuż 2,5 tys. lat temu, czy te, któ-rymi się posługiwali Szwedzi,podbijając Europę w XVII wie-ku. Wiele w tej opowieści szpie-gowskiej zaskakujących zbie-

gów okoliczności, ta-jemnic, wrogów, któ-rych trudno identyfi-kować, i pięknych ko-biet, nie zawsze odgry-wających piękne role.Na koniec informacjao książce, po którą nie-wątpliwie sięgną en-

tuzjaści prozy czeskiego pro-zaika Bohumila Hrabala, autoram.in. Pociągów pod specjalnymnadzorem, Obsługiwałem an-gielskiego króla czy Weselaw domu. Aleksander Kaczorow-ski, najlepszy polski znawcaHrabala, tłumacz jego prozy, au-tor m.in. zbioru esejów, zatytu-łowanego Praski elementarzi mówiącego o pisa-rzach związanych z Pra-gą, wydał w 2004 rokuw Wydawnictwie „Czar-ne” znakomicie napisa-ną biografię pisarza, no-szącą tytuł Gra w życie.Opowieść o BogumiłuHrabalu. Jej punktem

wyjścia jest zagadka śmierciHrabala, który 3 lutego 1997 ro-ku wypadł z okna swego pokojuna piątym piętrze praskiegoszpitala na Bulovce. W tej nie-mal w detektywistyczny sposóbnapisanej biografii wielkiegoczeskiego pisarza Kaczorowskipróbuje odpowiedzieć na pyta-nie, czy człowiek, który tak ko-chał życie, mógł dobrowolniez niego zrezygnować. Odpowie-dzi szuka zarówno w życiu, jaki w twórczości czeskiego pisa-rza, towarzysząc mu od okresudzieciństwa, przez lata porażeki sukcesów, czasów, gdy „cudzdarza się każdego dnia” i „światjest piękny do obłędu” po okres

„zbytniej gorliwości”i lata, gdy „spowiedziąbyło pisanie”. Graw życie to jedna z nietak znów licznych ksią-żek, od których lekturytrudno się oderwać.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

MONITOR POLONIJNY44

Zámerom práce bolo zmapo-vať spoločensko-náboženskú si-tuáciu v Poľsku na prelome 20. a 21. storočia, keď vznikol, vy-víjal sa a dodnes pôsobí jedenz najzásadnejších fenoménov,ktoré formovali a dodnes závažneformujú pôsobenie a charakterkatolíckej cirkvi v Poľsku a ná-sledne aj jej vnímanie veriacimi.Môžeme povedať, že ide o bez-precedentný jav v európskej ná-boženskej sfére. Reč je o členovirehoľného rádu redemptoristov,aktívnom politikovi, charizmatic-kej osobnosti, riaditeľovi viace-rých vzdelávacích a charitatív-nych inštitúcií a v neposlednomrade tvorcovi vlastného „mediál-neho impéria“- Tadeuszovi Ry-dzykovi. V súčasnosti, po 17 ro-koch pôsobenia môžeme do Ry-dzykovho impéria zaradiť: RadioMaryja, nadácie Naša budúcnosť

a Lux Veritatis, denník NaszDziennik, vysokú školu sociálneja mediálnej kultúry a TV Trwam.Taktiež k nemu možno priradiťRodiny Radia Maryja a KancelárieRadia Maryja, ktoré sú výsledkomspontánnej aktivity poslucháčovrádia a prejavom sympatií a odda-nosti Tadeuszovi Rydzykovi. Totospoločenské hnutie je unikátnetým, že vzniklo „z“ a „pre“ potre-by poslucháčov a hoci nie je nija-ko organizované, dokáže vyvinúťznačný sociálny tlak - ako napr.v prípade zbierky na záchranugdanskej lodenice.

Napriek tomu, že sa tieto mé-diá a inštitúcie prezentujú ako ka-tolícke, sloganom jedného z Ry-dzykových médií je: „Katolíckyhlas v tvojom dome“, hlboko za-sahujú do politického dianiav krajine, pôsobia destabilizujúcona poľskú politickú scénu, dlho-dobo odmietajú subordináciupoľskému episkopátu či cirkev-nej hierarchii Svätej stolice.Rydzykove médiá však neboli kri-tizované len za nepatričnú poli-tickú angažovanosť. Ostré protes-ty sa vzniesli aj pre polonocen-trický jednostranný pohľad, anti-semitizmus, ktorý šíria médiá,a taktiež proti účelovému využí-vaniu viery a náboženstva na šíre-nie nenáboženských ideí. V prácisom sa snažila ukázať, že právetakýmto spôsobom Rydzykovemédiá vedú vojnu za zachovanietradičných hodnôt „poslednejkresťanskej pevnosti“ v Európe,ktorú podľa Rydzyka ohrozujúnepriatelia zvonku - napr. libera-lizmom, štruktúrami EÚ, samot-ným diablom, ako aj z vnútra –opozícia či biskupi, ktorí kriti-zujú činnosť jeho médií. Boj, kto-rý tieto médiá vedú, je predstavo-vaný ako povinnosť každého sku-točného Poliaka, pretože Poliacisú národom vyvoleným, a pretopovolaným kresťanstvo chrániť.Často však práve politické sympa-tie Tadeusza Rydzyka určujú po-vahu boja.

Cieľom predkladanej práce bo-lo ukázať, že aj myšlienky, ktorénemajú explicitne náboženskýobsah, ale sú formulované pomo-cou náboženskej terminológiea symboliky, sú schopné ovplyv-niť nielen náboženskú, ale aj so-ciálnu a politickú sféru verejnéhoživota v Poľsku. Eventualitazmien je pritom podmienená ná-boženskou formuláciou obsahu,ktorá myšlienkam dodáva nielenpotrebnú mieru dôveryhodnosti,ale zároveň ich aj legitimizuje.

ALELUJA A VPRED!alebo Mediálna svätá vojna Tadeusza Rydzyka

M otiváciou na napísanie mojej diplomovej práce s názvom Alelujaa vpred! Mediálna svätá vojna Tadeusza Rydzyka bol

bezprostredný kontakt so spoločnosťou, v ktorej sa opisovaný fenoménzrodil a pomerne úspešne pôsobí dodnes. Počas môjho dlhodobéhoštudijného pobytu v Poľsku som mala príležitosť oboznámiť sas postojmi a východiskami oboch v práci spomínaných „táborov“a zhromaždiť dostatok materiálov potrebných na vznik tejto práce.

45

Takého myšlienky šírené média-mi Tadeusza Rydzyka slúžia akoprostriedok na vedenie ideolo-gickej vojny, ktorú páter začal nazáchranu tradičného katolíckehokonzervatívneho Poľska.

Keďže fenomén, ktorý je v prá-ci opísaný a spracovaný, je naSlovensku takmer neznámy,úvodná časť je venovaná osobeTadeusza Rydzyka. Je zameranána jeho pôsobenie, špecifickémetódy evanjelizácie, ale hlavnena priblíženie jednotlivých súčas-tí jeho „impéria“, ich funkciív rámci celku, prípadné ich vply-vu na poľskú spoločnosť. Za zá-sadnú považujem aj otázku popu-larity Tadeusza Rydzyka a jej prí-činy, keďže v súčasnosti pre urči-té skupiny Rydzyk predstavujeväčšiu náboženskú autoritu nežpoľskí arcibiskupi či dokonca pá-pež. V práci sa venujem aj niekto-rým špecifikám poľskej tradícieako napr. chápaniu pojmu „ná-rod“, ktorý je definovaný pomo-cou náboženskej symboliky a roz-víjaný v rámci ideí národnéhokatolicizmu. Túto terminológiupreberá aj Tadeusz Rydzyk a po-užíva ju nielen na definovanievlastnej skupiny, ale aj legitimizá-ciu názorov a myšlienok prezen-tovaných vo svojich médiách, kto-ré sa neraz vzťahujú na čisto poli-tickú sféru. Tieto skutočnosti, sa-mozrejme, neostávajú bez reakciípoľského episkopátu a Vatikánu.Tým je venovaná samostatná ka-pitola. Dôraz je pritom kladenýna situácie, ktoré sú v rozpores odporúčaniami a učením kato-líckej cirkvi a taktiež na snahyo zamedzenie činností nezlučiteľ-ných s cirkevnými zásadami. Ta-deusz Rydzyk ako člen ráduredemptoristov je do istej mierynezávislý od rozhodnutí poľské-ho episkopátu, keďže rehoľnérády spadajú do právomoci pred-stavených rádov, a nie miestnejcirkevnej hierarchie. Táto skutoč-

nosť má negatívny vplyv na prie-ťahy pri riešení sporných situácii.Ďalším dôvodom, prečo proble-matická situácia okolo Rydzykadodnes nebola uspokojivo vyrie-šená, je nejednotnosť poľskéhoepiskopátu vo vzťahu k Rydzyko-vym metódam a činnosti. Tretímdôvodom, ktorý nesmieme pod-ceňovať, je charizmatická osob-nosť Tadeusza Rydzyka, ktorý máza sebou početnú skupinu sym-patizantov.

V práci som sa taktiež snažilapoukázať na dosah a dôsledky,aké môže mať pôsobenie, ktoré ajkeď nie je vždy náboženské, no jepredstavované ako náboženské,na rôzne sféry poľskej spoločnos-ti. Dospela som k názoru, že jed-ným z dôsledkov činnosti médiíTadeusza Rydzyka a inštitúciís ním spojených, je destabilizáciaverejného života, ktorá je premie-taná do viacerých sfér. V politic-kej sfére sa prejavuje ako príklonvybraných skupín k politickýmstranám s ultrakonzervatívnym činacionalistickým programom,v sociálnej - ako identifikovanie saso štruktúrami, ktoré podporujúRydzykove médiá a v nábožen-skej- ako odklon od oficiálnej ver-zie náuky katolíckej cirkvi, pri-čom u mnohých Rydzykovýchprívržencov ide s najväčšou prav-depodobnosťou o odklon neve-domý, resp. neuvedomený. Krité-

riom na zadelenie do skupín jevernosť kresťanskej tradícii, alečasto len kladný vzťah k RadiuMaryja. Rydzykovi kritici však ta-kéto delenie spoločnosti zásadneodmietajú.

Aj keď katolícka cirkev už dlhšíčas na túto skutočnosť upozorňu-je, isté skupiny sa naďalej identifi-kujú s Rydzykovým hnutím, ktoréoveľa aktívnejšie pristupujek problémom, ktoré musí riešiťbežný veriaci v súčasnom svete.V porovnaní s týmto hnutím ka-tolícka cirkev pôsobí pasívnea ťažkopádne, keďže sa snaží vy-hýbať verejným konfrontáciám čizasahovaniu do politického dia-nia, čím poskytuje ešte väčšípriestor fungovaniu Rydzykovhoimpéria, čo len vyhovuje sympati-zantom Radia Maryja, ktorí súspokojní, že sa niekto zasadzujeza ich záujmy.

Rydzykove aktivity sú v prácidoložené výstupmi z jeho vlast-ných médií, z ktorých jasne vy-plýva, akým spôsobom si nároku-je a legitimizuje správnosť svojhokonania prostredníctvom nábo-ženských formulácií.

Keďže začiatkom tohto rokadošlo k zmene generálneho pro-vinciála redemptoristov v Poľskua novozvolený provinciál sa sta-via negatívne k zasahovaniu du-chovných osôb do politického ži-vota, budúce účinkovanie a ne-ohrozené postavenie TadeuszaRydzyka ostáva otvorenou otáz-kou. V každom prípade hodnouďalšieho sledovania.

MIROSLAVA JANUROVÁ,TOHOROČNÁ ABSOLVENTKA

ODBORU RELIGIONISTIKA, FIFUK

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

MONITOR POLONIJNY46

W 1958 roku – w jakżeodmiennych od

dzisiejszych warunkachspołecznych i politycznych –grono osób z kręgów ówczesnejPolonii i sympatyków krajunaszego pochodzenia podjęłostarania o uzyskanie oficjalnej –a było to wówczas koniecznością– politycznej zgody na założeniestowarzyszenia. Dziękizespoleniu sił i różnymzabiegom ich staraniazakończyły się sukcesem.Założone zostało PolskieStowarzyszenieKulturalne im. JózefaBema na Węgrzech, któreistnieje i działa do dziś.

Stowarzyszenie naszenie tylko trwale zapisało się w świa-domości zamieszkałych na Wę-grzech Polaków, ale było i jest do-brą wizytówką polskiej kultury,tradycji i pielęgnowania narodo-wych obyczajów. To w nim moglispotykać się przybyli na WęgryPolacy, ich najbliżsi i znajomi, byporozmawiać w ojczystym języku,poczytać polską prasę i publika-cje, wziąć udział w imprezachartystycznych czy po prostu po-śpiewać, zabawić się w gronierodaków, odetchnąć atmosferąrodzinnego kraju.

Stowarzyszenie było i jest do-brym ambasadorem Polski naprzyjaznej narodowi polskiemuziemi węgierskiej. Z grona jegoczłonków wywodziło się wieludziałaczy, którzy później inicjowa-li założenie innych polonijnychorganizacji czy – jak ostatnio – sa-morządów polskiej mniejszości.

Staramy się, aby planowany nawrzesień 2008 roku jubileusz stałsię okazją do podsumowań, re-fleksji i planów na przyszłość,a jednocześnie był powodem do

dumy i radości zarównoorganizatorów życia sto-warzyszenia, jak i jegouczestników, aby byłwspólnym świętem Polo-

nii i polskiej mniejszości narodo-wej oraz sympatyków Polski naWęgrzech. Pragniemy, aby jubileu-szowe uroczystości i programy do-dały nowych bodźców i sił dla dal-szej owocnej działalności Stowa-rzyszenia im. J. Bema na rzecz inte-gracji polonijnej wspólnoty i dal-szego umacniania tradycyjnejprzyjaźni polsko-węgierskiej.

POLITYKA – KULTURA –ŚWIATOPOGLĄD

Dnia 13 marca 2008 r. w Pol-skim Stowarzyszeniu Kulturalnymim. J. Bema w Budapeszcie obra-dami „okrągłego stołu” rozpo-częto obchody 50-lecia tej naj-starszej na Węgrzech organizacjipolonijnej. Do siedziby „Bema”przybyli przedstawiciele polskichi węgierskich elit intelektualnych,a wśród nich: J. E. pani JoannaStempińska – Ambasador Pełno-mocny i Nadzwyczajny Rzeczypo-spolitej Polskiej na Węgrzech, panminister Andrzej Przewoźnik – hi-storyk, sekretarz Rady Ochrony

Pamięci Walk i Męczeństwa, panGábor Hárs – poseł do Węgier-skiego Zgromadzenia Narodowe-go, członek parlamentarnej Komi-sji Spraw Zagranicznych i ds. Wę-grów Zamieszkałych poza Grani-cami Kraju, przewodniczący Wę-gierskiej Narodowej Sekcji UniiMiędzyparlamentarnej oraz prze-wodniczący Komisji NadzorczejFundacji Użyteczności Publicznejds. Europejskich Badań Porów-nawczych w Zakresie MniejszościNarodowych, były ambasador wę-gierski w Warszawie, pani ViktoriaKishegyi – główny doradca prze-wodniczącej Zgromadzenia Naro-dowego Węgier ds. Polityki Naro-dowej, pan dr Jeszenszky Géza –historyk, były minister spraw za-granicznych Republiki Węgier, by-ły ambasador Węgier w Washin-gtonie, pan Bába Iván – politologi polityk, redaktor naczelny ośro-dka Budapest Analyses, były amba-sador węgierski w Warszawie,pani Zdzisława Sagun-Molnárné –przewodnicząca Ogólnokrajowe-go Samorządu Mniejszości Pol-skiej, a także goście z Polski w oso-bach Tadeusza Olszańskiego, prof.Jerzego Snopka, Grzegorza Gór-nego oraz wybitni węgierscy przy-jaciele Polski: Kiss Gy.Csaba, prof.

50 lati co dalej?

Inauguracja obchodów 50-lecia Polskiego

Stowarzyszenia Kulturalnegoim. J. Bema na Węgrzech

Inauguracja obchodów 50-lecia Polskiego

Stowarzyszenia Kulturalnegoim. J. Bema na Węgrzech

50 lati co dalej?

47

István Kovács, dr Imre Molnár,Szép Tibor, Schaffler György.Obecni byli także przedstawicielestowarzyszeń polonijnych, samo-rządów mniejszości polskiej,członkowie i sympatycy stowa-rzyszenia oraz dziennikarze pol-skiej i węgierskiej prasy. Tematemwiodącym polsko-węgierskiego„okrągłego stołu” były „Kultura –Polityka – Światopogląd. Polsko-węgierskie wzorce osobowew aspekcie historycznym i współ-czesnym”, a przewodniczył mupan Attila Szalai – dziennikarz, rad-ca MSZ RW, b. dyrektor InstytutuKultury Węgierskiej w Warszawie.Prezes PSK im. J. Bema dr HalinaCsúcs Lászlóné, otwierając obra-dy, odwołała się do 50-letniej hi-storii stowarzyszenia: „Rok 1958 –jakże inne to były czasy, a garstkazapaleńców Polaków powołuje naWęgrzech Polskie StowarzyszenieKulturalne, wybierając na jego pa-trona człowieka, który był i jestwzorem odważnej, bezgranicznejprzyjaźni polsko-węgierskiej (…)Moim zdaniem siłą napędowąprzez całych tych 50 lat z jednejstrony była potrzeba tworzeniaprzez Polaków komfortu małejojczyzny, z drugiej chęć poznaniaprzez Węgrów polskiej kulturyi tradycji”. Doskonałym potwier-dzeniem aktualności tych słów byłwłaśnie bemowski „okrągły stół”,któremu towarzyszyła wystawa,poświęcona życiu i działalnościPSK im. J. Bema. Oglądać ją możnaw siedzibie stowarzyszenia dokońca września br.

URODZINY GEN. J. BEMA

Tradycją się stało, że 14 marca,w dniu urodzin gen. Józefa Bema– bohatera obu naszych narodów,a w przeddzień święta narodowe-go Węgier, przy budańskim po-mniku generała spotyka się miej-scowa Polonia. W tym roku uro-czystość miała charakter bardzo

odświętny, a obecnością swą za-szczycili ją przedstawiciele najwy-ższych władz parlamentarnychWęgier i Polski, w tym J. E. paniJoanna Stępińska – ambasador RPna Węgrzech, która podobnie jakdyrektor Urzędu ds. MniejszościNarodowych i Etnicznych przyUrzędzie Rady Ministrów RW paniErika Németh, wygłosiła okolicz-nościowe przemówienie, podkre-ślając w nim rolę i znaczenie Pola-ków w życiu społecznym Węgier.Poza gośćmi honorowymi, asystykompanii honorowej wojska wę-gierskiego, historycznego Legio-nu Polskiego, budapeszteńskiejPolonii, przedstawicieli samo-rządów polskich na Węgrzech,członków PSK im. J. Bema, SKP naWęgrzech p.w. św. Wojciecha, dy-rektorów i uczniów Ogólnokrajo-wej Szkoły Polskiej na Węgrzechi Szkolnego Punktu Konsultacyj-nego przy Ambasadzie RP w Buda-peszcie w uroczystości licznieuczestniczyła młodzież – ucznio-wie miejscowych szkół węgier-skich i dzieci przedszkolne. Tego-roczne spotkanie przy pomnikuBema zorganizowane zostało jużpo raz 49. przez Polskie Stowa-rzyszenie Kulturalne, noszące jegoimię, i stanowiło część inauguracjiobchodów 50-lecia tego stowa-rzyszenia.

WIERNI POLSCE I WĘGROM

Również 14 marca w budape-szteńskim Muzeum i ArchiwumWęgierskiej Polonii (BudapesztX dz. ul. Állomás 10) została otwarta wystawa, poświęcona50-letniej historii i działalnościPolskiego Stowarzyszenia Kultu-ralnego im. J. Bema na Wę-grzech. Gośćmi wernisażu byliprzede wszystkim członkowiestowarzyszenia, ale równieżuczestnicy odbywającego sięw czwartek (13 marca) w PSKim. J. Bema „okrągłego stołu”,radni polskich samorządówmniejszościowych, a także Wę-grzy, interesujący się sprawamipolskimi. Symbolicznego otwar-cia wystawy dokonało tym ra-zem aż pięć osób – byli prezesiPSK im. J. Bema: WładysławWiśniewski, Andrzej Wesołow-ski, Korinna Wesołowska Euge-niusz Korek i obecnie sprawu-jąca tę funkcję Halina Csúcs. Nawystawie zgromadzono doku-menty, będące własnością „Be-ma”, oraz zbiory, pochodzące odosób prywatnych. Wystawa,opatrzona tytułem „Wierni Pol-sce i Węgrom”, czynna była dopołowy czerwca i stanowiła wa-żny element obchodów jubileu-szu 50-lecia PSK im. J. Bema.

Główne obchody bemowskiegojubileuszu zaplanowano na 20 września br.

Całość obchodów odbywasię pod honorowym patrona-tem przewodniczącej Zgroma-dzenia Narodowego Węgier pa-ni Dr Katalin Szili, marszałkaSenatu RP pana Bogdana Boru-sewicza oraz wiceprzewodni-czącego Węgierskiego Parla-mentu pana Sándora Lezsáka.

BOŻENA BOGDAŃSKA-SZADAI,REDAKTOR NACZELNA

„GŁOSU POLONII”

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

ZDJĘ

CIA:

BOŻ

ENA

BOGD

AŃSK

A-SZ

ADAI

MONITOR POLONIJNY48

Chiny, Państwo Środka – koloro-we smoki, chiński mur, tajemniczamedycyna, efektowne sztuki walki,kaczka po pekińsku, podróbkiwszystkiego, co możliwe, ryż i du-żo, duuużo ludzi… Jednak w tymroku to, co kojarzy się z Chinaminajbardziej, to najprawdopodo-bniej igrzyska.

W dniu 8 sierpnia br. o godzinie20.08 w Pekinie zapłonie olimpij-ski ogień. Przedtem przebędzie na-jdłuższą trasę w historii olimpiad –137 tysięcy kilometrów. Zniczolimpijski rozpoczął swój marszpo świecie 1 kwietnia w Olimpiii wędrował po świecie samolotamiz międzylądowaniami w różnychmiastach. Drugi, jeszcze nie zakoń-czony etap biegu ze zniczem ro-zpoczął się 4 czerwca na południuChin. Samą trasę do Pekinu prze-biec ma około 21 tysięcy biegaczy!Przez 113 miast w 31 prowincjachoraz przez Mount Everest! Ze

względów politycznych kontro-wersje wzbudzała i wzbudza trasa,którą ma przebyć olimpijski ogień.Odcinek z Tajwanu do Chin przezHongkong sugeruje, że Tajwan jestprowincją Chin. Symboliczny dlaświata jest bieg przez Lahasę, gdziewojsko krwawo stłumiło protesty

Tybetańczyków, oraz kraj Ujgurów,zapowiadających walkę o odłą-czenie się od totalitarnego państwa.

Każdy uczestnik biegnie 400metrów. Ta swoista sztafeta zako-ńczy się 8 sierpnia podczas cere-monii otwarcia igrzysk. Wśród bie-gnących ze zniczem miało byćtrzech Polaków, ale zarówno pio-senkarka Reni Jusis, jak i aktorPaweł Małaszyński oraz kierow-ca rajdowy Krzysztof Hołow-czyc, którzy mieli go ponieść, wy-cofali się z biegu z uwagi na sytua-cję i chińskie działania w Tybecie.Sama pochodnia została opracowa-na przez... Chińską Agencję Kosmi-czną i ma utrzymać płomień nawetprzy wietrze, wiejącym z prędko-ścią 65 km/h!

Na długo przed igrzyskami te-matem numer jeden w świato-wych mediach była sytuacja w Ty-becie, siłowe tłumienie przez chi-ńskie siły zbrojne protestów Tybe-tańczyków. Emocje sięgały zenitu.Więcej mówiono o Tybecie i boj-kocie igrzysk niż o samych przygo-towaniach sportowców. Debatamedialna wybuchła z olbrzymią si-ła, wciągnęła polityków i komenta-torów, autorytety i zwykłych zja-daczy chleba. Wymianie argumen-tów i apeli nie było końca. Na świe-cie dochodziło do licznych prote-stów i incydentów, np. we Francjiznicz olimpijski zgaszono, ale – jakwyjaśniła policja – ponoć ze wzglę-dów technicznych. W Paryżu doochrony ognia olimpijskiego zmo-bilizowano trzy tysiące policjan-tów, a mimo to sztafetę przerywa-no, gdy na trasie biegu doszło dokilku incydentów z protestującymina rzecz Tybetu, zaś ze względówbezpieczeństwa policja chroniłaznicz w autobusie.

Niektóre amerykańskie stowa-rzyszenia sportowe ze względu nałamanie praw człowieka w Chi-nach zapowiadały bojkot igrzysk.Choć historia olimpiad zna takieprzypadki – najgłośniejsze to boj-

Chińskaolimpiada?

P rzed kilkoma dniami zakończyły się emocje piłkarskie (dla nasniestety znacznie wcześniej...), a za chwilę kolejna dawka

nerwów i nadziei dla kibiców – igrzyska olimpijskie w Pekinie.

49

kot igrzysk przez państwa zacho-dnie w Moskwie w roku 1980 i przez państwa bloku socjalistycz-nego w Los Angeles w roku 1984 –świat stał się bardziej cynicznyi raczej nikt nie wierzył, że do tegomoże dojść. Wszak sport to biznes.Wielki biznes. A dziś z Chinami ro-bi się jeszcze większe interesy.Należy też pamiętać, że igrzyskaorganizuje miasto Pekin, a nieChińska Republika Ludowa.

Już pod koniec marca br., poaktach przemocy, jakich chińskirząd dopuścił się w Tybecie, pre-mier Donald Tusk – jako pierw-szy szef europejskiego rządu – za-deklarował, że nie zamierza jechaćdo Pekinu na inaugurację igrzyski nikt z polskiego rządu tam nie po-jedzie. Nie było jednak poważnychuwag o bojkocie olimpiady przezPolaków. Sami sportowcy mogązbojkotować ceremonię otwarciaigrzysk w Pekinie i nic im za to niebędzie groziło. Mogą po prostu nieprzyjść na otwarcie. To jedyny pro-test, na jaki mogą sobie pozwolić,nie narażając się na dyskwalifika-

cję. Wcześniej związkowcy „Soli-darność” chcieli wręczyć sportow-com opaski z logo „Solidarności”,jednak ci stwierdzili, że ich nie za-łożą. Przepisy MKOl są jasne. Nastroju sportowym może być tylkogodło kraju. W przeciwnym raziezawodnikowi grozi niedopuszcze-nie do startu lub nawet dyskwalifi-kacją! Za protesty podczas igrzyskrównież grozi dyskwalifikacja.W reakcji na wezwania do bojkotuw krajach Unii Europejskiej wła-dze Chin ostrzegły, że w grę wcho-

dzą losy wielomiliardowych kon-traktów Unii z Pekinem…

Faktem jest jednak to, że to niesportowcy wybrali chiński Pekinna gospodarza igrzysk. Była to de-cyzja polityczna. Ale po masakrachw Tybecie to od trenujących lata-mi sportowców oczekuje się bun-tu. Dlaczego sportowcy mielibyprotestować? Dlaczego nie robiątego wielkie narodowe i międzyna-rodowe koncerny, prowadzącemiliardowe interesy z Chinami?

Nasi zatem pojadą i mo-że uda się im powiększyćnasz dorobek medalowy.Dotychczas polscy zawo-dnicy zdobyli 251 medaliolimpijskich: 59 złotych, 74 srebrne i 118 brązo-wych. Na ostatnich igrzy-skach w Atenach zyskaliśmy 10 me-dali. Jak będzie tym razem? Naszenajczęściej wymieniane medalowenadzieje to według ekspertów pły-wacy Mateusz Sawrymowiczi Przemysław Stańczyk. W bie-gach liczyć możemy na MarkaPlawgę i sztafetę 4 x 400 metrówprzez płotki. Dodatkowo szansęmają siatkarze, jeśli się zakwalifiku-ją. Jest też gimnastyk Leszek Bla-nik, srebrny medalista z Sydneyi obecny kandydat do… złota. A jakbędzie, zobaczymy niebawem.Eksperci i komentatorzy pisząo bardzo trudnej walce, ponieważchińscy sportowcy uczynią wszy-stko, aby tryumfować. A że gospo-darzom pomagają ściany, murawaboiska, wiatr itd., może być rzeczy-wiście trudno.

Na igrzyska gospodarze przy-gotowali m.in. nowych 112 hote-li, 21 specjalnych centrów medy-cznych, a na oczyszczanie po-wietrza w Pekinie przeznaczono12 mld euro! Bezpieczeństwama strzec 100 tys. funkcjonariu-szy służb specjalnych. Ceremo-nia otwarcia to najchętniej oglą-dane widowisko na świecie.Transmisję z Pekinu ma obejrzećmiliard osób, czyli co szósty mie-szkaniec globu! Otwarcie opartebędzie na motywach jednejz chińskich oper. Potem na sta-dion olimpijski, tzw. PtasieGniazdo, cudo architektury za500 mln dolarów, zbudowanez 45 tys. ton stali poskręcanejm.in. w stalowe nitki o długości36 kilometrów, ma wbiec sztafe-ta z ogniem olimpijskim. Chińskibohater, którego imię do końcautrzymane będzie w tajemnicy,

zapali znicz olimpijski nastadionie po ponadpółto-ragodzinnej uroczystości,sławiącej 4 tys. lat pań-stwa chińskiego. Międzyczęścią artystyczną a szta-fetą na stadion wejść mająsportowcy z 200 repre-

zentacji, w sumie 10 tys. osób.Ironia sprawiła, że maskotkąigrzysk jest antylopa Cziru –symbol okupowanego przez Chi-ny Tybetu. Motto olimpiady to:„Jeden świat, jedno marzenie”.Marzyć nam wolno. Pewna jestjednak duża dawka sportowychemocji. Już za kilka tygodni.

ANDRZEJ KALINOWSKI

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

MONITOR POLONIJNY50

Chcą Państwo odświeżyć lubcałkowicie zmienić wygląd

przestrzeni, w której mieszkacie?Potrzebne są wam dobrepomysły, jak to zrobić? Nieryzykujcie niepowodzenia!Poradźcie się specjalisty.Projektant wnętrz wysłucha,zaproponuje najnowsze trendy,użyje do ich realizacjiinnowacyjnych technologii. Niewszyscy przecież mamy zdolność„widzenia” i doboru kolorów czywyobrażania sobietrójwymiarowej przestrzeni.

Dyplomowany projektant to człowiek,który przez wszystkie lata studiów stykałsię zarówno z nowinkami z zakresuarchitektury i budownictwa, jak i miałkontakt z czystą sztuką. Z wyczuciempotrafi dobrać kolory, struktury i mate-riały, ma rozeznanie w ofertach firm orazwie, jak pięknie i na Waszą kieszeń zrea-lizować Wasze zamiary.

Zainwestowanie w jego pomoc gwa-rantuje, że projekt, który powstanie, bę-dzie dokładnie tym, czego oczekiwali-ście. Oszczędzicie czas na szukanie po-jedynczych elementów wyposażeniaWaszego domu oraz pieniądze w przy-padku chybionej inwestycji.

Wasz dom jest wymiarowo niestan-dardowy? Projektant zaprojektuje spe-cjalnie dla Was wszystkie nietypowemeble według Waszego życzenia, gustuczy najnowszej mody.

W Waszym domu jest ciemno? Desi-gner wymyśli stylowe oświetlenie z uży-ciem systemu LED-owego lub klasyczne-

go. Dobierze kolory ścian lub odbijającestruktury zwielokrotniające to światło.

Dla niego nie ma wnętrza, którego niedałoby się zaprojektować tak, by byłmiejscem relaksu po pracy, sprzyjał kon-taktom rodzinnym, był wizytówką do-mowników. Przecież wszędzie dobrze,ale w domu najlepiej.

Troszkę wspomnień, czylirozpoznać „artystę”

Podczas moich studiów na WydzialeArchitektury Wnętrz krakowskiej Akade-mii Sztuk Pięknych miałam okazję po-znać wiele mniej lub bardziej osobliwychpostaci. Sami profesorowie to barwnytemat do opowiadań, ale studenci to jużtemat rzeka.

Na nas, wnętrzarzy, mówiono „paniez teczuszkami”. Powodem tego było, że– jak na żadnym innym wydziale – wię-kszość stanowiły kobiety. No i teczki...Tak. Niezbędne do przenoszenia niezli-czonych ilości rzutów technicznych,plakatów i brystoli. Gdyby nie te nie-śmiertelne teczki, nikt by nie rozpoznałani po wyglądzie, ani po zachowaniu, żenależymy do grupy „artystów”.

„Szara mysz” i jej filozofia

Już po pierwszych latach studiów mo-żna było wyczuć, które osoby spełnią sięw zawodzie. I nie chodziło o to, które naj-bardziej się afiszowały czy rzucały w oczy.Często najlepsze projekty wychodziły od

cichych, pracowitych „szarych myszek”.Z dumą muszę powiedzieć, że podczasstudiów miałam zaszczyt poznać kilkorowyjątkowych ludzi, którzy, zgodnie z moimi oczekiwaniami, zaraz po stu-diach albo jeszcze w ich trakcie stali sięikonami młodego designu. Ich projektynie były i nie są jedynie towarem nasprzedaż (co w obecnych czasach zda-rza się coraz częściej ), ale są wynikiemwysokiego estetycznego wyczucia orazgłębokich przemyśleń, stojących już napograniczu filozofii. Dzięki swoim zdolno-ściom, które zakiełkowały już na naszejAlma Mater, zaczęli tworzyć nowe wizjew dziedzinie architektury wnętrz. Efektyich pracy są piorunujące, a przede wszy-stkim niepowtarzalne.

Wiem, mieszkając na Słowacji zale-dwie od roku, jak szybko traci się kon-takt z aktualnymi wydarzeniami w oj-czyźnie. Dlatego z radością przedstawięPaństwu sylwetki dwóch najlepiej zapo-wiadających się projektantek wnętrznowej generacji oraz ich projekty, którewłaśnie teraz podbijają serca Polakówi nie tylko.

Projektowanie wnętrz to nie dekorowanie wnętrz....!

Od kiedy pracuję w zawodzie, to zda-nie powtarzam dość często. Wielu ludzizarówno w Polsce, jak i tutaj, na Słowa-cji, nie wie, na czym polega zawód pro-jektanta wnętrz lub w ogóle go nie zna.Efekt jego pracy jest rozpoznawany jako

Duże „D”designuDuże „D”designu

51LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

„upiększanie” lub właśnie „dekorowa-nie”. Warto jednak wiedzieć, że pracaprojektanta polega na dogłębnej analiziezarówno osobistych oczekiwań klienta,jak i badaniu samych warunków prze-strzennych domu czy mieszkania. Pro-jekt wnętrz to wyznaczenie głównychciągów komunikacji między pomieszcze-niami, zgodnych z logiką i ergonomią, towykreowanie przestrzeni poprzez systempodziałów ścian, podłóg i sufitów, po-zwalający na uzyskanie zamierzonego„odbioru“ wnętrza. Każdy dobry projektzawiera jakąś myśl przewodnią, domi-nantę. Niezależnie czy oparta jest ona napitagorejskim złotym podziale odcinka,czy też na preferencji inwestorki do kolo-ru różowego, architekt wnętrz powinienpotrafić wytworzyć piękną i spójną sty-listycznie przestrzeń.

Designerki szukają dalszychdróg do doskonałości

Wielkie, szaro-nie-bieskie oczy i nad-zwyczajna zdolnośćod zachwycania sięnawet najbardziejzwyczajnymi rze-czami – to bardzokrótka charaktery-styka MAŁGORZATY

ZBROIŃSKIEJ, która studia na WydzialeArchitektury Wnętrz ASP w Krakowieukończyła z wynikiem celującym i me-dalem Akademii. Wielokrotnie wystawia-ła swoje dzieła, brała udział w zagra-nicznych warsztatach architektonicz-nych, publikuje m.in. w ogólnopolskimmiesięczniku „Architektura & Biznes”.

Jednym z jej najciekawszych projek-tów jest budynek przy placu Nowym kra-kowskiego Kazimierza. Estetyczna, no-woczesna bryła zaprojektowana jest tak,by wpasowała się harmonijnie w środo-wisko, tworząc zarazem obiekt na tylecharakterystyczny, by nie dało się kołoniego przejść obojętnie. Inspirowanaorganicznymi formami, „architektonicz-nymi pasożytami” i „dialogiem kształ-tów” budowla sprawia wrażenie penetro-wanej przez samą siebie, przez swoje

własne przestrzenie użytkowe. Połączo-ne w niej są kawiarnia, sezonowy bar,strefa widokowa oraz mieszkanie.Wnętrza te są czyste, krystaliczne, inte-resujące w sposobie przenikania i kojącew swojej prostocie. Użyte struktury i ko-lory uspokajają, prowokując tym samympodążanie bardziej śladem formy i kształ-tu, niż krzykliwych „dodatków” czy deko-racji. Inspiracje, zapoczątkowane cyklemprezentacji i wykładów profesora Manfre-do Manfrediniego na politechnice w Me-diolanie, znajdują w tym projekcie piękneformalne i funkcjonalne spełnienie.

MAGDALENA ŚLUSARCZYK – ciemnowło-sy wulkan energiii pomysłowości.Celująco obroniołapracę dyplomowąna Wydziale Archi-tektury Wnętrz kra-kowskiej AkademiiSztuk Pięknych.Prezentowała swo-je projekty na wystawach krakowskichi częstochowskich oraz na prestiżowychtargach mebli i akcesoriów meblowychw Poznaniu. Była kurator wystaw.

Prezentowany przeze mnie, oryginalnyprojekt jej autorstwa opiera się na pojęciukohabitacji, oznaczającym budowaniewspólnoty i współodpowiedzialności.Słowo „habitat”, pochodzące z łacińskiegohabito, habitare, habitavi, habitum ‘miesz-kać’, habituatio ‘nawyk’ (z późn. łac. habi-tuare ‘nawykać’) interpretowane jest przezprojektantkę jako określenie miejsca,szczególnej przestrzeni czy środowiska ży-cia, które otacza swoimi wpływami i jestużytkowane przez określoną populację. Jejbudynek, respektuje bardzo konkretne wa-runki, które muszą być spełnione, bywspółmieszkańcy odczuwali, że jest tomiejsce dobre do tworzenia związków mię-dzyludzkich, przeżywania wspólnoty i po-zytywnych przemian. Obiekt posiada stre-fę prywatną i publiczną. Na styku tychdwóch domen tworzy się domena społecz-na, która zapewnia nawiązywanie bliskichwięzi między jego użytkownikami. Projek-tantka balansuje między naturalnym in-stynktem przebywania w grupie a chęcią„osobistego posiadania”, „luksusu własno-

ści“, zapewniając obu tym potrzebomosobne przestrzenie do spełnienia. Wnę-trza przestrzeni prywatnych zaprojektowa-ne są tak, by odpowiadały osobistym od-czuciom mieszkańca, czego przykłademsą apartamenty, odpowiadające czteremżywiołom. Aranżacja sektorów wspólnychjest płynna w swojej formie, dzięki czemupozostawia możliwość samoczynnegokształtowania się przez skupioną tam spo-łeczność. Projekt ten jest jednym z najcie-kawszych, które znam zarówno ze wzglę-du na swoją filozoficzną genezę, jak i naformalny rezultat tych przemyśleń.

Oba opisane przeze mnie projekty sąprzykładem tego, jak mocno projektowa-nie wnętrz związane jest z samą architek-turą. Udowadnia też w pewniej mierze, żedobra architektura musi być powiązanaz aranżacją wnętrz. Jedno nie istnieje bezdrugiego. Nasze projektantki to rozumiejąi między innymi stanowi to klucz do ichsukcesów. Nie zapominają też nigdyo tym, że „wnętrza są dla ludzi” i to ichżyczenia są kamieniem węgielnym, na ba-zie którego realizuje się cały projekt.Projektant ma tylko trafnie i ze smakiemrealizować nasze marzenie.

W końcu to, jak mieszkamy, mówi, kimjesteśmy.

BARBARA KOSOW

OGŁOSZENIA KLUBOWE W Y B Ó R Z P

MONITOR POLONIJNY52

➨ POLSKIE STUDENTKI NA VŠVUDo 25 lipcaBratysława, Instytut Polski,Nám. SNP 27Wystawa prac studentek polskichakademii sztuk pięknych weWrocławiu, Krakowie i Łodzi –Justyny Chmielewskiej, EwelinyWiercigroch, Bogdany Tadly,Justyny Szymańskiej, MagdalenyMajor i Agnieszki Widery, którebyły w semestrze letnim nastypendium na Słowacji.

➨ RZEŹBA I OBIEKT XIIIDo 31 sierpniaBratysława, Primaciálne námestieWystawa prac Igora Mitoraja,polskiego artysty światowej sławy,zamieszkałego we Włoszech.Mitoraj zajmuje się główniepokazywaniem ludzkiego ciała,inspirując się sztuką staregoRzymu i Grecji.Współorganizator: AgentúraArtlines, Bratislavské Staré Mesto

➨ KONCERTY ORGANOWEROMANA PERUCKIEGO

➨ 20 lipca o godz. 17.00Skalica, kościół św. MichałaW ramach III edycjiMiędzynarodowego Festiwalu MuzykiKatedralnej i Organowej

➨ 22 lipca o godz. 20.00Bardejov, bazylika św. EgídiaW ramach Dni Organowychim. J. Grešáka

➨ 23 lipca o godz. 19.00Humenné, kościół WszystkichŚwiętychW ramach VI MiędzynarodowegoOrganowego Festiwalu „Dniorganowe im. Štefana Thomána”

➨ 24 lipca o godz. 19.00Michalovce, Kościół NarodzeniaMarii Panny

Niedawno obchodziła swoje 75.urodziny nasza kochana

HENRYKA BANOVSKÁz Dolnego Srnia – członkini Klubu Polskiego.Z okazji tak miłego święta, życzymy Ci Heniuwszystkiego najlepszego:

Niechże Ci każdy dzień dostarcza radościI uśmiech w Twoim sercu gości.Niechaj problemy Cię omijają,A wszyscy bliscy bardzo kochają.Twoje niebo nigdy się nie chmurzy,Zdrowa bądź, szczęśliwa i żyj jak najdłużej!

Klubowicze ze Środkowego Poważa

Drogiej

Joli Trávníkovejz okazji urodzin wszystkiegonajlepszego, przede wszystkimpowrotu do zdrowia, pełni siłoraz życiowego optymizmużyczą z całego serca

przyjaciele z Klubu Polskiego

Droga Rodzinko

Nehezovych!Z radością przyjęliśmywiadomość o narodzinachWaszego Mateja i gratulujemyWam z całego serca.

Członkowie Klubu Polskiegow Dubnicy nad Wagiem.

Informujemy, że tegoroczny

Zlot MłodzieżyPolonijnejodbędzie się w dniach 26-28 września2008 r. w miejscowości Terchova.Temat: „Janosik wasz czy nasz?”.Zgłoszenia: Irena Zacharová, Komenského 29, 038 52 Sučany,tel. 043/4293655, e-mail: [email protected]

R O G R A M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O

P O L E C A M Y

53

➨ CAPELLA ISTROPOLITANA25 lipca o godz. 20.00Bańska Szczawnica, Stary Zamek,LapidariumKoncert orkiestry pod batutą polskiegodyrygenta Jacka Rogali w ramachFestiwalu Muzyki Pięknej.Skrzypce: Elena Denisova (Austria).www.fph.skWspółorganizator: Občianske združeniePekná hudba, mesto Banská Štiavnica,Centrum mestskej kultúry Rubigall,Slovenské banské múzeum a Múzeum vo Sv. Antone

➨ NASZE POWSTANIA 1944Udział Słowaków w powstaniuwarszawskim • Udział Polakóww Słowackim Powstaniu Narodowym31 lipca o godz. 17.00 Bratysława, InstytutPolski, Nám. SNP 27Wystawa przedmiotów i materiałów,związanych z udziałem Polaków w SPNi Słowaków w powstaniu warszawskimWspółorganizatorzy: Muzeum PowstaniaWarszawskiego, Múzeum SNP

➨ DRAGON’S EYE2 sierpnia o godz. 15.30Námestovo, nábrežie Oravskej priehradyKoncert warszawskiej grupyheavymetalowej w ramach festiwaluOrava Rockfest 2008.www.dragonseye.pl,www.oravarockfest.skWspółorganizator: Občianske združenie LOD

➨ KONCERT ORGANOWY AGATYAUGUSTYN3 sierpnia o godz. 18.00 Kremnica,kościół św. KatarzynyKoncert w ramach festiwaluKremnickie Organy Zamkowe.W programie utworyM. Regera i F. Liszta.Współorganizator: Ars Consulting

➨ POLSKIE FILMY ANIMOWANE13-17 sierpnia Bańska BystrzycaProjekcje polskich krótkich filmówanimowanych w ramach muzyczno-filmowego festiwalu Top FestBarbakan.Współorganizator: Agentúra Vresk

➨ BAABA15 sierpnia o godz. 19.00Bańska BystrzycaKoncert polskiej grupy w ramachmuzyczno-filmowego festiwalu TopFest Barbakan. Styl gry i muzykaformacji „Baaba” pełna syntetycznychdźwięków szokuje i zachwyca.Współorganizator: Agentúra Vresk

➨ INTENSYWNY KURS JĘZYKAPOLSKIEGO25 sierpnia - 12września Bratysława,Instytut Polski, Nám. SNP 27Letni intensywny kurs językapolskiego dla początkujących.Cena 2500 Sk. Informacje podnumerem 02/544 320 13.

➨ KONCERT ORGANOWYPIOTRA ROJKA26 sierpnia o godz. 19.00Bratysława, kościół jezuitówKoncert polskiego organistyw ramach festiwalu Dni MuzykiOrganowej.

➨ ČAČI VORBA26 sierpnia o godz. 20.00Bratysława, Nádvorie StarejradniceKoncert polskiej grupy folkowejw ramach Bratysławskiego LataKulturalnego. Muzyka grupy„Čači Vorba”, nazwa którejz języku Cyganów bałkańskichznaczy „szczera mowa“, łączymuzykę bałkańską, cygańskąi karpacką.Współorganizator: Bratislavskékultúrne a informačnéstredisko

➨ PRZYGODY PÓŁPUSZKI30 sierpnia o godz. 18.45i 19.30Kremnica, MsKSSpektakl teatralny dla dzieci lacommedia dell’artew wykonaniu polskiego teatruPodlaski Teatr Pacynkowyi włoskiego teatru Teatro dell’Aglio na Środkowoeuropejskimfestiwalu humoru i satyryKremnické gagy.

LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

➨ MARIE JONES: KAMIENIE W KIESZENIACH25. i 26 lipca o godz. 19.00 Kežmarok, MsKSSpektakl teatralny w ramach festiwaluLokal Life 2008 w wykonaniu teatru„Kontra” ze Spišskej Novej Vsi. Kolejnaz serii irlandzkich sztuk teatralnychw reżyserii polskiej reżyser KlaudynyRozhin jest czarną komedią o tym, jakIrlandię kolonizowała komediaamerykańska. Sztuka odniosła sukcesrównież na Broadwayu.

➨ MALARSTWO NA SZKLE25 lipca - 26 sierpnia Bardejov,Dom polsko-słowackiWystawa prac Zofii i MartyForteckich

➨ PARTYZANCI – BOHATEROWIECZY BANDYCI?28 sierpnia o godz. 17.00Bratysława, Instytut Polski,Nám. SNP 27DyskusjaGłówny organizator: UPN

➨ ŚWIAT W STROJACH5.6.-13 września Bratysława, Galéria ÚĽUV, Obchodná 64Wystawa lalek w polskich i zagranicznych strojach ludowych.Organizatorzy: ÚĽUV, Cepelia

➨ MALARSTWO I RZEŹBADo 7 września Preszów, Šarišská galéria, Hlavná 51Wystawa Bronisława ChromegoOrganizatorzy: Šarišská galéria, Galeria Bronisława Chromego

54 MONITOR POLONIJNY

Pred hroziacou nudou násmohli zachrániť jedine Bretón-ci. Lenže tí účasť na medziná-rodnom mládežníckom táborena poslednú chvíľu odriekli.Pani profesorku, ktorú do vý-chodného Nemecka prilákala,prirodzene, aj šanca stráviť zo-pár dní v spoločnosti pravýchFrancúzov, nečakaná správahlboko zasiahla. Úprimne somju ľutovala. Od súcitu k solida-rite však vedie dlhá cesta. Kon-krétne v tomto prípade súdrž-nosť prekazila melodická poľ-ština dvoch študentov elektro-techniky z Vroclavu. (Tí na roz-diel od rozmaznaných kelt-ských potomkov prišli na zberv plnej výzbroji. Z domu si do-niesli dokonca aj skladací reb-rík, ak by sa bolo treba šplhaťdo výšky!)

Jacek a Darek. Okamžite mipadli do oka. Ale určite to pla-tí aj opačne. Veď prečo by mainak hneď prvý večer pozvalina prechádzku?! Presne si užnespomínam, čo nás vzájom-ne zaujalo. (Zrejme išlo o osu-dovú príťažlivosť!) Živo sa mivybavuje iba historické cen-trum mestečka na ostrovčekuuprostred rieky Havel. Kýmsme tam dorazili, slnko poma-ly zapadlo. No a kým som do-jedla zmrzlinový pohár, čo migalantní mládenci objednali,po oblohe plával mesiac. Dotábora sme sa vrátili krátko

pred polnocou. Cestu sme sikrátili poéziou. Darek pred-niesol úryvok z básne Sól odWisławy Szymborskej a jasom mu na oplátku zarecito-vala Šachy od Miroslava Válka.

Ako sa dalo čakať, pani pro-fesorka k oneskorenému ná-vratu zaujala zásadový postoj.Poľsko-slovenské vychádzkypri západe slnka sa teda skon-čili rovnako rýchlo, ako sa za-čali. Vroclavských chlapcovsom mohla vídať už len pri ra-ňajkách. Aj tak sme si občasvymenili zopár bezvýznam-

ných slov pri nakladaní úrodyna pristavený traktor. Napo-kon to bolo celkom pekné le-to. Počas kolektívnej rozlúčkypred táborovou zástavou sadokonca Jacekovi podarilostrčiť mi do vrecka lístoček sosvojou adresou. (Mobily ešteneexistovali.)

Krátko nato otca pozvali doškoly. Od útleho detstva maučil priamosti, takže rýchlo po-chopil, odkiaľ fúka vietor. Hociako pravý gentleman neprezra-dil záver schôdzky so šarmant-nou pani profesorkou, usudzu-jem, že jeho mužsko-otcovskéego utrpelo drvivú porážku.Vskutku bolo len otázkou času,kedy zatúži spoznať skutoč-ných vinníkov svojej nepredví-danej potupy a pozve ich donašej 25-árovej záhrady. Náv-števu perspektívnych poľ-ských inžinierov načasoval tak,aby chłopaki mohli ukázať, čonaozaj dokážu. Najprv ich za-školil do techniky kydania hno-ja a potom im kúpil dva poriad-ne rýle. Keď po týždennej bry-gade skontroloval výsledok ichsnaženia, uznanlivo skonštato-val, že aféra, čo takmer spo-chybnila jeho liberálne vý-chovné metódy, sa vyplatila.

Medzičasom padol Berlínskymúr, Wisława Szymborska zís-kala Nobelovu cenu a pani pro-fesorka, ktorej som pred mno-hými rokmi otrávila už aj takdosť otravný pobyt v čarov-nom Werdere (za čo sa jejúprimne ospravedlňujem), sastala veľvyslankyňou SR priRade Európy v Štrasburgu. Je-diné, čo tomuto celkom nevin-nému a predsa nezabudnuteľ-nému príbehu chýba, je poin-ta. Možno by mohla znieť takto:Kto túži spoznať príťažlivosťPoliakov, nemusí nevyhnutnenavštíviť ich príťažlivú krajinu.Hoci aj to sa vyplatí!

P O L S K AOczami słowackich dziennikarzy

ANNA WEIDLEROVÁ,NEZAVISLÁ NOVINÁRKA

Sól a ŠachyK eď prímestský autobus zaparkoval v odľahlej pustatine, pani

profesorka iba ťažko skrývala rozčarovanie. Išlo o legitímnureakciu. Na gymnáziu ju sprevádzala povesť dist ingvovanejfrancúzštinárky, ktorej šatník, kopírujúci parížske trendy, vyvolávalmedzi nami študentkami úprimnú závisť. Tu, v mestečku Werder priPostupime, kde sa ľudia dorozumievali saským dialektom a živiliprácou na višňových plantážach, však jej bezchybná francúzština,tobôž bezchybné oblečenie zavážili len nepatrne.

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

55LIPIEC - SIERPIEŃ 2008LIPIEC - SIERPIEŃ 2008

K Ą C I K C Z Y T E L N I C Z Y

Z R Ó B T O S A M

U W A G A !

stronę redaguje Moan

❼ WISZĄCE OGRODY SEMIRAMIDY –asyryjskiej królowej, żyjącej w IXw. p.n.e., założone w Babilonie nastopniowo obniżających siętarasach wielkiej budowlispecjalnie w tym celu wzniesionej.

❻ LATARNIA MORSKA NAWYSPIE FAROS –studwudziestometro-wej wysokości i boga-to ozdobiona, wznie-siona na maleńkiejwysepce u wejścia doportu w Aleksandrii, by wskazywaćdrogę żeglarzom, zbudowana około280 roku p.n.e. W XIV w. zniszczyłoją trzęsienie ziemi.

❸ PIRAMIDY EGIPSKIE – monumentalnegrobowce faraonów, budowanew starożytnym Egipcie w kształcieostrosłupa. Najczęściej wymieniana jestjedna z nich, mianowicie piramida Cheopsa.

❺ ŚWIĄTYNIA ARTEMIDY W EFEZIE – monumentalna budowlaze wspaniałym posągiem greckiej bogini łowów i opiekunkizwierząt, zbudowana w VI wieku p.n.e. W 356 r. p.n.e. dlazdobycia sławy podpalił ją Herostrates – szewc z Efezu.Wkrótce po pożarze odbudowano ją jeszcze wspanialszą.

❹ POSĄG ZEUSA W OLIMPII –ustawiony w jego świątyniw miejscu ogólnogreckichigrzysk sportowych,wykonany przez Fidiasza –słynnego greckiegorzeźbiarza, żyjącegow V wieku p.n.e. Był to posąg wykonany zeszlachetnego drewna (hebanu lub cedru),pokryty kością słoniową i złotem.

❷ MAUZOLEUM W HALIKARNASIE, w AzjiMniejszej – wspaniały wielopiętrowygrobowiec władcy Karii Mauzolosai jego żony Artemizji, zbudowany w IVwieku p.n.e. To właśnie od jego imieniapochodzi słowo „mauzoleum“.

Z wyjątkiem piramid egipskich, pozostałe sześć cudów świata uległozniszczeniu. Wiemy o nich dzięki historii starożytnej i pracom archeologicznym.

S I E D E M C U D Ó W Ś W I A T A

Nie zapomnijcie o konkursie: „Opis wakacyjnejprzygody”. Przypominam, że ma to byćopowiadanie napisane po polsku (1 strona)i wysłane pod adresem redakcji do 5 września.Więcej informacji na ten temat znajdzieciew czerwcowym „Monitorze Polonijnym”.

Nic prostszego – zastanów się przez chwilę nadswoimi własnymi „siedmioma cudami” świata.Porozmawiaj z rodzicami, które miejsca ichzachwyciły. Namów ich do odwiedzeniawspólnie chociaż jednego z nich podczastegorocznych wakacji.

„Co to? Demena nagle zaczyna wiercić się i wierzgać kopytami dotyłu. Czemu? Co jej zawinił Doti?Przestraszony koń podrywa się raptownie, Maciek traci równowagęi błyskawicznie spada w głęboką zaspę. Pan Karol biegnie do niego.- Nic ci się nie stało? – pyta.- Nic – burczy mały jeździec, wypluwając śnieg, który dostał mu się dobuzi. Wyjmuje śnieg z czapki i zza kołnierza. – Nie będę więcej jeździłkonno – mówi przez łzy. – Nigdy!- No coś ty! – przekonuje go Tomek. – Przecież to ani twoja wina, aniDotiego. Będzie jeszcze z ciebie świetny kowboj, zobaczysz.W końcu chłopiec dał się namówić na jeszcze jedną szansę“.

„Najlepszy przyjaciel“(opracowanie literackie PatrycjaZarawska , wyd. DEBIT 2000).Dzięki niej nie tylko poznacielepiej konie, ale przeżyjeciewspólnie z jej bohateramiwiele ciekawych przygód:

Czy konie myślą? Jak się porozumiewają?Co to jest kantar? Jak wygląda koń izabelowatej maści? Co to jest kłąb? Ile godzin snu dziennie potrzebuje koń?Odpowiedzi na te i inne pytania znajdzieciew przepięknie ilustrowanej książce

❶ KOLOS RODYJSKI – olbrzymi posągboga Heliosa, wzniesiony u wejściado portu Rodos dla upamiętnieniazwycięstwa Rodyjczyków nadkrólem Macedonii, który w latach305-304 p.n.e. bezskutecznieoblegał miasto.

AGATA BEDNARCZYK

Oj,nie zawsze można ruszyć s ię z domu w wakacy jny czas…Wtedy cudzy wypoczynek to racze j powód do zazdrośc i , a le

n iekonieczn ie . Możemy wówczas do wol i przeprowadzaćeksper ymenty ku l inarne , przygo towując rozmai te po trawy różnychkuchni europejsk ich , by w ten sposób „podróżować” , n ie wychodzącz domu. Tydz ień włosk i , tydz ień greck i , tydz ień h iszpański – i t ak w czas ie wakacj izakosztu jemy tego samego, co inn i ur lopowicze , a le bez r yzykownego rozkładanianamio tu po nocy, bez s t resu jących d ia logów z obcokra jowcami , bez zagubien ia s ięwśród europejsk ich węzłów autostradowych i bez choroby lokomocyjne j rzecz jasna .Dokąd ze Słowacj i na jb l iże j na ur lop? Oczywiśc ie do Chorwacj i ! Dz iś więc łakomykąsek kuchni chorwackie j , w sam raz na n iesp ieszne le tn ie gr i l lowanie .

Chude mięso zmielić bardzodrobno i wymieszać z posiekanącebulą, czosnkiem, przyprawamii nieco więcej niż połową szklankiwody. Dodać drobno posiekanąpaprykę i grubo zmielone tłustemięso. Wszystko razemwymieszać. Uformować płaskieokrągłe kotleciki i piec je nagrillu. Wersja na patelni czyz piekarnika również będziesmaczna. Pod koniec pieczenia naruszcie położyć połówkipomidorów. Upieczone kotlety

i przypieczone pomidory podajemyrazem. Można je posypać natkąpietruszki, a osobno dodaćpokrojony kozi ser. Oczywiściemoże to być też swojski serowczy. I już mamy kuchnięmiędzynarodową w całejokazałości! A jeśli do naszejpljeskawicy dodamy kupionyw sklepie sos paprykowy „Ajar”i chorwackie czerwone wino,możemy, oglądając zdjęciaz ubiegłorocznego urlopu, poczućsię tak, jak gdybyśmy znowuzamoczyli stopy w ciepłym, słonymmorzu – czego Wam serdecznieżyczę.

SKŁADNIKI:• 1/2 kg tłustszego mięsa

wieprzowego• 1/2 chudszego mięsa

wołowego lub drobiowego• 2 duże cebule• 1 duża czerwona papryka• 3 ząbki czosnku• 5 pomidorów• sól, pieprz

SPOSÓB PRZYRZĄDZANIA:

PLJESKAWICA