oddział wydzielony rzeki wisły (ow wisła) to oddział...

51
Oddział Wydzielony rzeki Wisły (OW "Wisła") to oddział Polskiej Marynarki Wojennej wydzielony pod koniec marca 1939 z Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej i przebazowany na Wisłę. Oficjalny rozkaz formowania Oddziału Wydzielonego "Wisła" ukazał 4 kwietnia 1939 r. Od lipca 1939 bazą oddziału był port w Brdyujściu, położony w miejscu ujścia Brdy do Wisły. W czasie kampanii wrześniowej podlegał Armii Pomorze. Dowodził nim komandor por. Roman Kanafoyski późniejszy Dowódca Garnizonu Żychlin. PIŃSK – PORT MARYNARKI WOJENNEJ.

Upload: doantuyen

Post on 20-Jun-2018

215 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Oddział Wydzielony rzeki Wisły (OW "Wisła") to oddział Polskiej Marynarki Wojennej wydzielony pod koniec marca 1939 z Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej i

przebazowany na Wisłę. Oficjalny rozkaz formowania Oddziału Wydzielonego "Wisła" ukazał 4 kwietnia 1939 r. Od lipca 1939 bazą oddziału był port w Brdyujściu, położony w miejscu ujścia Brdy do Wisły. W czasie kampanii wrześniowej podlegał Armii Pomorze. Dowodził nim komandor por. Roman Kanafoyski późniejszy Dowódca Garnizonu Żychlin.

PIŃSK – PORT MARYNARKI WOJENNEJ.

Oddział Wydzielony Rzeki Wisły. W skład OW rzeki Wisły wchodziły okręty:

Okręt sztabowy "Hetman Żółkiewski„ kmdr por. Roman Kanafoyski. Ciężki kuter uzbrojony ORP Nieuchwytny - por. mar. Olgierd Koreywo Ścigacz - kuter uzbrojony) KU-30 - bosmanmat Edward Adamoszek Kuter uzbrojony – holowniczy KU 4 - mat zaw. Henryk Mazurek. Kuter uzbrojony – holowniczy KU 5 – mat zaw. Franciszek Kuchno. Kuter uzbrojony łączności KU 6 - bosmanmat Witold Bonfig Kuter meldunkowy KM 12- st. mar. nadt. Edmund Łukaszewski. Kuter meldunkowy KM 13 – st. mar. nadterm. Bronisław Duch. Krypa – baza mieszkalna K5 – st. bsm. Michał Gostomski.

Oddział Wydzielony walczył w składzie Armii "Pomorze"

Ostatnie dni przed wojną dochodziło do incydentów z niemieckimi dywersantami. Jednego z nich schwytano, gdy na kajaku fotografował stanowiska okrętów w porcie. Dwa dni przed 1 wrześniem 1939 roku w budynku przystani kajakowej w Bydgoskim Fordonie, marynarze zlikwidowali zebranie grupy dywersantów - doszło do wymiany ognia - bez start wśród polskich marynarzy. 31 sierpnia z przypadkowego nasłuchu wynikło, iż Niemcy wiedzą, że Polacy mają na Wiśle silny oddział marynarki rzecznej. To podbudowało polskich marynarzy.

Pierwszego września o 07.30 dowództwo 15. DP powiadomiło o wybuchu wojny. OW niezwłocznie stanął w rejonie Brdyujścia – Fordonu świetnie się maskując. KU 5 KU 6, KU 30 i KM 13 przy lewym brzegu; Nieuchwytny i KU 4 przy prawym.

Pierwszy dzień wojny upłynął marynarzom raczej spokojnie. O 7:30 zajęto stanowiska bojowe w pasie Brdyujście – Fordon. Przelatujące eskadry bombowców znajdowały się poza zasięgiem działek okrętów, więc – by nie demaskować swoich pozycji – flotylla nie otwierała ognia. Jeden z kutrów meldunkowych, który znajdował się na Brdzie w pobliżu spichrzów, był świadkiem nalotu niemieckiego na lotnisko bydgoskie, ale i on nie był w stanie wziąć udziału w odparciu ataku.

Dzień 2 września był chrztem bojowym dla marynarzy. Około godz.10:00, 24 niemieckie bombowce zaatakowały Fordon (celem był most) i Brdyujście (tu celem były śluzy naBrdzie). Gwałtowny ogień Polaków odparł nalot – most w Fordonie pozostał nietknięty. Jednak już o godz.14:30 Fordon i Brdyujście przeżywały kolejny atak Luftwaffe. Od strony Torunia nadleciały niemieckie maszyny. Jedna z nich (bombowiec Heinkel He-111) padła ofiarą 40 mm działka, obsługiwanego przez mata Stanisława Pioruna z CKU „Nieuchwytny”. Jeszcze tego samego dnia, pod wieczór, do wracających z nalotu w głąb Polski niemieckich bombowców otworzono ogień. Dwie z maszyn silnie zadymiły i zniknęły za lasem. Później rzeczywiście znaleziono w tamtym miejscu spalone szczątki dwóch samolotów, ale zestrzelenie jednego z nich należałoby raczej przypisać 48 armijnemu batalionowi saperów, który stacjonował w Fordonku, z zadaniem budowy przepraw na Wiśle. W nocy z 2 na 3 września, obawiając się odwetowego nalotu niemieckiego lotnictwa, kmdr por. Roman Kanafoyski przewidując dalsze naloty zarządził przejście o 6 km na północ. Manewr okazał się słuszny, gdyż tej nocy poprzednie pozycje flotylli zostały silnie zbombardowane.

Heinkel He111 średni bombowiec

niemieckiej Luftwaffe.

3 września ścigacz KU-30 otrzymał zadanie sprawdzenia, czy możliwe jest przepłynięcie pod zwalonym mostem fordońskim. Okazało się to możliwe (choć największa jednostka – CKU „Nieuchwytny” miała z tym niemałe problemy). Po minięciu mostu Oddział ruszył w dół rzeki. Na wysokości Strzelec Dolnych flotylla weszła w strefę działań kawalerzystów (był stostarogardzki pułk szwoleżerów), którzy rozbici przeprawiali się wpław przez Wisłę, cofając się przed napierającym nieprzyjacielem. Oddział natychmiast rozpoczął wyławianie żołnierzy, jednocześnie wiążąc ogniowo niemieckie jednostki na brzegu. Liczba uratowanych ludzi dochodziła do 200.

Zniszczone pierwsze przęsło od strony Fordonu

Około godz. 6 w pobliżu "KU 6" zatrzymał się samochód dowódcy armii "Pomorze" . Gen. Bortnowski.

Władysław Bortnowski (1891-1966) generał w 1939 dowodził Armią „Pomorze”

uczestnik bitwy nad Bzurą 1939-45 w niewoli niemieckiej

Po wojnie na emigracji .

Po wysłuchaniu meldunku o przebiegu nocnych nalotów, rozkazał Bonfigowi nawiązać łączność radiową z dowódcą OW "Wisła" i przekazać mu rozkaz o niezwłocznym przejściu wszystkich kutrów pod Świecie, aby tam ubezpieczyć przeprawę jednostek Pomorskiej Brygady Kawalerii.

Według Bonfiga rozkaz ten brzmiał: "Jak najszybciej całym Oddziałem iść pod Świecie. Ubezpieczyć przeprawiającą się kawalerię, znajdującą się w bardzo trudnej sytuacji bojowej. Ratować co się da."

Oddział Wydzielony „ WISŁA”. Pierwsze dni wojny w powiecie świeckim.

3 września 1939 roku.

Główną siłą Niemców atakujących oddziały Armii Pomorze na terenie powiatu świeckiego, był XIX Korpus Armijny, dowodzony przez gen. Heinza Guderiana. Walki na tym terenie miały charakter trójpłaszczyznowy. Toczyły się na lądzie, w powietrzu i na wodach Wisły. W starciach z niemieckim XIX korpusem Guderiana brały udział jednostki 9 Dywizji Piechoty, Pomorskiej Brygady Kawalerii, odziały Pomorskiej Brygady Obrony Narodowej i Oddziału Wydzielonego „WISŁA” pod dowództwem kmdr por. Romana Kanafoyskiego. Na Wiśle operował Oddział Wydzielony "Wisła", z kutrami uzbrojonymi ze składu Flotylli Pińskiej mający zadanie osłony przeprawy wiślanej na wysokości Chełmna. Jeden z kutrów oddziału posiadał niezwykła konstrukcję. Kuter KU-30 zbudowany został z „alupolonu”, stopu aluminium o wielkiej lekkości. Była to jedna z najbardziej strzeżonych tajemnic wojskowych II Rzeczypospolitej.

Dowódca CKU «Nieuchwytny» por. mar. Olgierd Koreywo.

Do roku 1939 okręt służył niezmiennie we flotylli pińskiej. Jednak w marcu 1939 zdecydowano o powołaniu do życia Oddziału Wydzielonego Rzeki Wisły, do którego wszedł także ORP „Nieuchwytny”. W tym czasie jego dowódcą był por. mar. Olgierd Koreywo. Dopiero od tego momentu przysługiwał mu skrót ORP. Okręt Rzeczypospolitej Polskiej

Kuter Oddziału Wydzielonego Wisła – ciężki kuter uzbrojony „Nieuchwytny”.

Po niemieckim bombardowaniu polskich oddziałów na przeprawie pod Przechowem wrzesień 1939 r.

2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich stacjonował w Starogardzie. (szwadron zapasowy we Włocławku). W 1939 roku 2 Pułk Szwoleżerów Rokitniańskich walczył na Pomorzu. W czasie przebijania się z kotła pod Świeciem poniósł duże straty.

Oddział Wydzielony „Wisła” w akcji ratowania żołnierzy

2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich na wiślanej przeprawie pod Świeciem. rys.

K. Gożdzik.

Odpowiadając ogniem z wszystkiego co mają kutry

przystępują do ratowania żołnierzy z nurtów rzeki i brzegu rzeki.

Dodatkowo są atakowani przez samoloty. Udało się wielu z nich

uratować wywożąc ich spod ognia niemieckiego w górę rzeki, niestety

nie wszystkich, na pokładzie „KU 30” ginie 4 szwoleżerów.

W nocy z 3 na 4 września ścigacz KU-30 odstawił do Torunia najciężej rannych, a po powrocie już z całą flotyllą otrzymał rozkaz odejścia do Torunia, ze względu na postępy armii niemieckiej. Pod Solcem Kujawskim kutry wysadziły jeszcze desant i rozbiły grupę dywersantów niemieckich.

Czwartego września o 03.00 dowództwo Armii „Pomorze” rozkazało przejść do Torunia i podporządkować się dcy. obrony miasta płk dypl. Aleksandrowi Myszkowskiemu. O 05.30 OW „Wisła” w Toruniu silnym ogniem plot., bronił mostu na Wiśle.

3 i 4 września okręty uczestniczyły swoimi karabinami maszynowymi w osłonie przed lotnictwem mostów w Toruniu. Wykorzystując zarośla przy Wiśle były nieuchwytne dla samolotów Luftwaffe.

Most na pierwszym planie był tymczasowy - pontonowy. Zdjęcie zrobiono między wrześniem a listopadem 1939 r. Sugeruje to opadnięte przęsło mostu kolejowego. Wszystkie mosty wiślane Wojsko Polskie zdążyło wysadzić przez wkroczeniem Niemców. Te toruńskie wysadzono 7 września. Musiały być dużo wcześniej zaminowane.

Most kolejowy utracił 2 środkowe filary i po wysadzeniu wyglądał tak.

Toruński 1939 r. most - miejsce działania Oddziału Wydzielonego „Wisła”.

4 WRZESIEŃ 1939 rok TORUŃ - dzień z życia miasta.

4. września Toruń definitywnie opuściły władze wojskowe. W mieście pozostali tylko szeregowi żołnierze, którzy wywozili jeszcze sprzęt wojskowy nadający się do użytku. Pośpiech, jaki wtedy panował i bałagan doprowadził do tego, że nie wykonano rozkazu wysadzenia Składnicy Uzbrojenia nr 8, z której nie zdołano wywieźć amunicji. Wystarczy tylko wspomnieć, że trzy dni później w ręce wroga wpadło 500 tys. sztuk amunicji i 100 tys. pocisków artyleryjskich. W mieście pozostali tylko saperzy, którzy przygotowywali się do wysadzenia mostów. Późnym wieczorem z obawy przed nalotami, zaczęto załadunek eszelonów podstawionych na bocznice w pobliżu Dworca Głównego. Na wagony ładowano samochody, armaty, ogromne skrzynie, kufry, a nawet łóżka i szafki żołnierskie. Na dworcu tworzono z nich składy osobowo-towarowe i odprawiano w kierunku Warszawy.

Przed północą na wysokości toruńskich przedmieść (Jakubskie, Rudak) zakotwiczyły na Wiśle kutry Wydzielonej Flotylli Rzecznej "Wisła". Nie mając rozpoznanej sytuacji na brzegach, postanowiono spędzić noc na rzece nie przybijając do brzegów. Tak minął czwarty dzień wojny w Toruniu. *

* Krzysztof Kalinowski - konserwator dzieł sztuki, miłośnik historii Pomorza.

W nocy z 5 na 6 września grupa kutrów (KU-4, KU-5, KU-6, KM-12) pod dowództwem bsmt. Wiktora Bonfinga została skierowana w rejon Chełmna, gdzie zniszczyła budowany przez Niemców most pontonowy.

Posługując się więc danymi z rozpoznania lotniczego postanowiono wykonać atak na niemieckie przeprawy pod Chełmnem. Kmdr por. Kanafoyski rozkaz w tej sprawie otrzymał około południa 5 września *. Bsmt Bonfig wspomina: "Komandor, po pokazaniu na mapie miejsca budowy przez Niemców przyczółków i montowania mostu pontonowego, wydał rozkaz: >> Do rana przeprawa ma nie istnieć - dowódca "KU 6"poprowadzi akcję. Do dyspozycji ma wszystkie kutry bez "KU 30" i CKU "Nieuchwytny". Po wykonaniu zadania jechać całą mocą do Torunia - ja będę w Toruniu lub w drodze do Torunia<<" **. Na krótkiej odprawie dowódców kutrów biorących udział w akcji ustalono sposób zniszczenia przeprawy ***, omówiono kolejne fazy ataku i inne szczegóły oraz sposoby łączności. "KM 13" przypadła w niej rola pomocnicza - miał on w Fordonie, przypuszczalnie zajętym już przez Niemców, zarekwirowac na przystani kajakowej 2 kajaki z dykty, których zamierzano użyć jako branderów. Do właściwej akcji zostały wyznaczone: "KU 4", "KU 5", "KU 6" oraz "KM 12". Kutry pobrały paliwo i amunicję, przy czym na "KU 6" i "KM 12" załadowano dodatkowo po beczce BSB, kanistrze benzyny oraz łącznie 16 - 18 min pływających, zabrano także dwóch minerów z plutonu desantowego. Ponieważ miano działać w obrębie rejonu zajętego przez przeciwnika, obowiązywały gwarantujące skrytość przejścia cisza radiową (radiostacja "szóstki" pracowała tylko na podsłuchu) oraz zakaz używania sygnałów dźwiękowych. Z tej przyczyny w dzień miano posługiwać się semaforem mechanicznym **** (jednak bez konieczności repetowania sygnałów), nocą zaś zielonym światłem ratiera *****.

Prawdopodobnie był to most pontonowy budowany przez saperów 3 lub 22 DP w rejonie Topolna, około 20 km. w dół od Fordonu.

Wyruszono około godz. 19.30, marszem ubezpieczonym. [...] Po minięciu Solca Kujawskiego zespół, wykorzystując prąd wiślany, rozwinął prędkość maksymalną z którą osiągnął Fordon. [...] Wiadomo było, że w rejonie Bydgoszczy są już Niemcy, dla tego dalszy marsz odbywał się w alarmie bojowym. Całkowicie zaciemnione kutry przeszły pod zwalonym mostem na minimalnych obrotach śrub, a dalej szły pełną mocą silników. Minęły Kokocko i na około 3 km. przed budowanym przez Niemców mostem "KU 6" i "KM 12", z kajakami przy burtach, wysunęły się na czoło szyku. Z "KU 6" podano ratierem umówiony sygnał: "zgasić silniki - iść dalej na pych, z prądem" . Najpierw zauważono nikłe światełka, a potem "usłyszeliśmy żargon mowy niemieckiej - wspomina mat Mazurek. - Spływanie z prądem naszych jednostek stało się jeszcze powolniejsze, gdy rzuciliśmy kotwice i podrywając je spływaliśmy powoli". W odległości 500 - 600 m. od celu kutry zajęły wyznaczone stanowiska [...]. Niemcy pracujący na przyczółkach i pontonach nadal zachowywali się głośno [...]. Zespołowi bsmt. Bonfiga udało się całkowicie zaskoczyć zajętego budową przeprawy przeciwnika. "Na umówiony sygnał [...] "KM 12" i KU 6"wlały do kajaków po beczce paliwa, które rozlewało się na wodę poza kajak, dodano bańkę lekkiej benzyny, odcięto kajaki od burt, wrzucono do każdego zapaloną "lutlampę" i puszczono z prądem. [...] Powstały dwie palące i stale rozszerzające się plamy ognia, potem zlały się obie w jeden nieprzerwany pas ognia, płynący z prądem w kierunku budowanej przeprawy... Zaraz po zapaleniu paliwa Niemcy mieli "KU 6" i "KM 12" jak na dłoni, zanim jednak zorientowali się, "KU 4" i "KU 5" otworzyły ogień z działek przeciwpancernych i cekaemów, każdy na swój przyczółek. Przeprawa pontonowa armii niemieckiej pod Topólnem została zlikwidowana.

5 i 6 września 1939 - desperacka obrona mostów w Toruniu.

W południe 5 września opuścił Toruń wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz. Jego wyjazd pogłębił w mieście nastroje rezygnacji i strachu, ale nie u wszystkich torunian. We wtorek 5 września o godz. 5, po dokonaniu rozpoznania z brzegów Torunia przycumowały okręty Oddziału Wydzielonego Flotylli Rzecznej "Wisła", które spędziły noc na środku rzeki. Zakotwiczyły one w miejscach, skąd najbliżej było do bazy zaopatrzeniowej, przeznaczonej dla Armii "Pomorze". Ta była znacznie oddalona od Wisły, bowiem znajdowała się na przedmieściu Mokre i dlatego przede wszystkim należało odpowiednio zabezpieczyć flotyllę przed nalotami.

Część kutrów bojowych zajęła stanowiska niemal tuż przed murami Torunia, część wzdłuż prawego brzegu Wisły w pobliżu Jakubskiego Przedmieścia. Jednostki towarzyszące przycumowały do lewego brzegu w pobliżu Rudaka. Znając sytuację i wiedząc o przytłaczającej przewadze Niemców w powietrzu, marynarze natychmiast przystąpili do maskowania okrętów. Zrobili to tak fachowo, że wróg widział z powietrza tylko przybrzeżne kępy krzaków.

Około godz. 5.30 nastąpił kolejny atak lotniczy na toruńskie mosty. Samoloty niemieckie nadleciały z kierunku Bydgoszczy w dwu grupach, liczących każda po 12 maszyn. Ogień obrońców mostów, wzmocniony ostrzałem dochodzącym z zamaskowanych kutrów, spowodował, że zaraz po niecelnym zrzuceniu bomb wszystkie maszyny zawróciły i odleciały na zachód. O godz. 17.30 nadleciały dwa kolejne bombowce osłaniane przez pięć myśliwców i ponownie usiłowały zniszczyć przeprawy. Zdecydowany atak polskich samolotów spowodował, że formacja rozpierzchła się w wielu kierunkach. Niemałą rolę odegrała tu Flotylla Rzeczna "Wisła", która, niedostrzegana przez wrogów, prowadziła tak intensywny ogień, że bardzo często trzeba było wymieniać rozgrzane lufy w pokładowych działkach przeciwlotniczych.

Ich ogień i skuteczne działanie polskich myśliwców spowodowały, że żaden most nie został nawet uszkodzony.

Kuter uzbrojony „KU 4” – dowódca mat zaw. Henryk Mazurek.

Niemcy postanowili teraz w pierwszym rzędzie zniszczyć okręty flotylli, które bardzo dały się im we znaki. Lotami koszącymi przy silnym ogniu z działek pokładowych zaczęli ostrzeliwać wszystkie większe kępy zieleni, znajdujące się na brzegach Wisły. W związku z tym, w czasie jednej z przerw w nalotach, całą flotyllę przesunięto pod Czerniewice. Działania lotnicze nad Toruniem zakończono 6 września, po ewakuacji sztabu Armii "Pomorze" do Brześcia Kujawskiego. W wyniku walk powietrznych Niemcy stracili w sumie cztery samoloty, a Polacy jeden. Najważniejszym rozkazem dnia był ten nakazujący saperom wysadzenie obu mostów.

Widok mostu drogowego wysadzonego przez polskich saperów we wrześniu 1939 r.

Siódmego września o 05.00 dotarł rozkaz od gen. M. Bołtucia przejść do Włocławka. Oddział szedł z coraz większymi trudnościami nawigacyjnymi.

Zespół kmdr Kanafoyskiego został skierowany do Włocławka i podporządkowany dowódcy oddziału wydzielonego 19 Pułku Piechoty, ppłk Stanisławowi Sadowskiemu. Marynarze otrzymali zadanie obrony przeciwlotniczej mostu we Włocławku.

Kmdr Kanafoyski, przewidując dalszy odwrót armii i ustalenie linii obronnych na Wiśle i Bugu, skierował "Hetmana Żółkiewskiego" wraz z zaokrętowanym na nim plutonem desantowym bsm Jana Niesiołowskiego, oraz krypę paliwową K-6, do Modlina. 8 września ppłk Sadowski otrzymał, w związku ze zmianą sytuacji oddziałów polskich, rozkaz wysadzenia mostu, marszu do Płocka i przygotowanie obrony prawego brzegu Wisły.

Wysadzony przez polskich saperów most we Włocławku.

W powstałym zamieszaniu kmdr. R. Kanafoyski nie został powiadomiony o opuszczeniu Włocławka przez piechotę. Zgodnie z planami dowództwa armii OW "Wisła" miał zostać podporządkowany dowódcy 27 DP, gen. Drapelli, który zamierzał użyć flotylli do patrolowania i ubezpieczania Wisły na odcinku Włocławek - Płock. Tymczasem kmdr por. R. Kanafoyski, niepowiadomiony o zmianie przydziału, miał prawo sądzić, że nadal podlega ppłk Sadowskiemu. W związku z wymarszem piechoty zapadła decyzja, by w ślad za nią kierować się w kierunku Płocka .

. Tuż przed opuszczeniem Włocławka doszło do wymiany ognia z oddziałami niemieckiego 50 Pułku Piechoty. Pojedynek z ostrzeliwującymi port czołgami podjął uzbrojony w 37 mm armatę i ckm KU-4, niszcząc jeden, a drugi zmuszając do wycofania. Wykorzystując chwilowe zaskoczenie nieprzyjaciela, kuter wycofał się z portu i dołączył do pozostałych jednostek flotylli.

Henryk Mazurek ( od lewej) z kolegą. Pińsk,12 sierpień 1929.

Mat zawodowy. Ster – sygnalista, dowódca kutra uzbrojonego holowniczego „KU-4”.

Sam przeciw czołgom Dziewiątego dnia wojny wszystko wskazywało na to, że Oddział Wydzielony "Wisła" przestanie istnieć. Od dwóch dni marynarze byli w ciągłym odwrocie, odpierając ataki lotnictwa. W przeprawie w kierunku Modlina nie pomagał również stan rzeki, która była poprzedzielana mieliznami. Mniej więcej 20 kilometrów od Włocławka na brzeg Wisły wyszły dwa niemieckie czołgi PzKpfw III i PzKpfw II z 3 Dywizji Pancernej wsparte wzmocnioną kompanią piechoty. Rzeką przepływała cała kolumna polskich jednostek, której osłonę miał zapewnić KU-4 przyczajony przy drugim brzegu Wisły, osłonięty siatką maskującą i dodatkowo zasłonięty cieniem wiślanej skarpy. Widok, jaki Niemcy zastali niezmiernie ich zaskoczył. Zawahali się i nie otworzyli ognia. Ta sekunda zawahania okazała się dla nich zgubna. Bsmt. Mazurek doskoczył do działka Hotchkiss 37mm mod. 1885 i prowadząc szybki ogień wyeliminował z walki PzKpfw II. Z karabinu maszynowego Maxim otworzyli ogień marynarze Józef Gnieciak i Antoni Sałata zmuszając niemiecką piechotę do ukrycia się. Ogień natychmiast otworzyły inne jednostki, w tym KU-30, który rozpoczął stawiać zasłonę dymną. Polskie jednostki zwiększyły prędkość, aby umknąć z pola walki. Na miejscu pozostał jedynie KU-4, który osłaniał odwrót. Ze strony brzegu padły strzały z niemieckiego czołgu. Jednak pociski kalibru 37 mm (3,7 cm Kwk 35/36 L/45) padały chaotycznie. Niemcy nie wiedzieli, gdzie ukrył się polski kuter. Piechurzy jedynie od czasu do czasu odważyli się oddać strzał. Karabin maszynowy skutecznie przycisnął ich do ziemi. Wówczas kolejnym celnym strzałem Mazurek uszkodził PzKpfw III i zmusił go do odwrotu. Po pewnym czasie niemiecka piechota wzmocniona kilkoma czołgami wróciła na miejsce potyczki, Polaków już tam nie było. Była to pierwsza w historii walka jednostki rzecznej z czołgiem.

Źródła: Józef Wiesław Dyskant; "Flotylla Rzeczna Marynarki Wojennej 1919-1939"; Warszawa 1994

Kuter "KU-4" w walce z czołgami niemieckimi pod Włocławkiem. rys. K. Gożdzik.

Henryk Mazurek - sam przeciwko czołgom.

9 września rano Oddział Wydzielony otrzymał rozkaz wycofania się w górę rzeki do Modlina. Okazało się to jednak zadaniem niewykonalnym dla większości okrętów z powodu niskiego stanu wody w Wiśle i występowania dużych mielizn. Część kutrów i jednostki pomocnicze (krypy) pozostały pod Dobrzyniem.

Szła kolumna, którą otwierał KU 30, holownik Lubecki tabor, w ariergardzie szedł Nieuchwytny. Wieczorem zespół osiadł na mieliźnie. Był bardzo niski stan wód. Kmdr Kanafoyski rozkazał dow. CKU „Nieuchwytny” i kutrom uzbrojonym ominąć stojący zespół i przejść do Płocka. Jednakże zniszczony most uniemożliwił przejście. Ostatecznie Nieuchwytnego zniszczono pod Popłacinem, zaś KU 5 KU 6 oraz resztę Oddziału pod Duninowem. Do Modlina dotarł tylko wcześniej wysłany KU 30 bosmanmata E. Adamoszka.

ORP CKU „Nieuchwytny” i kutry meldunkowe KM-12 i KM-13 pozostały przed Płockiem, nie mogąc sforsować mielizny koło Brwilna.

Kutry meldunkowe KM 12 i KM 13 zatopione przed Płockiem – Brwilno.

Pod Płockiem ulegają samozatopieniu ORP "Nieuchwytny" oraz KU 4 i KU 5.

Tymczasem KU-30, jedyny, który zdołał przepłynąć rozciągające się pod Płockiem mielizny, znalazł się na wysokości osadzonego już przez oddziały niemieckie miasta.

Około południa na zmniejszonych obrotach ścigacz ostrożnie minął oba płockie mosty. Zauważony i ostrzelany z broni maszynowej przez Niemców, zwiększył obroty i podjął trwającą kilkanaście minut wymianę ognia. Minąwszy Płock, kuter zatrzymał się przy Kępie Tokarskiej. Załatano przestrzelony w kilku miejscach kadłub. Po południu po nieudanych próbach nawiązania łączności radiowej z pozostałymi jednostkami OW, nie doczekawszy się pozostałych jednostek zespołu, kuter ruszył w kierunku Wyszogrodu.

Kilka kilometrów przed tym miastem na wysokości wsi Łady-Drwały nastąpiło spotkanie ze stojącym na lewym brzegu "Żółkiewskim" i krypą K-6. Wyszogród był już zajęty przez oddziały niemieckie, płonął wysadzony przez polskich saperów most. Powolny, nieuzbrojony statek i towarzysząca mu krypa nie miały szans na przedostanie się między zwalonymi przęsłami mostu. Zaokrętowany na "Żółkiewskim" pluton desantowy OW zszedł na lewy brzeg z zamiarem dotarcia lądem do Modlina. KU-30 dotarł do Modlina

KU-30 przedziera się przez Wyszogród. Rys. K.Goździk.

Wprowadzony w sytuację dowódca KU-30 bsm. Edward Adamuszek postanowił przebić się przez zwalone przęsła mostu w Wyszogrodzie. Około godziny 17 KU-30 wolno zbliżył się do miasta. Dostrzeżony przez nieprzyjaciela ruszył pełną mocą silników i pierwszy otworzył ogień. Z brzegu odpowiedziały niemieckie karabiny maszynowe i małokalibrowe działka. Pod gęstym, prowadzonym z niewielkiej odległości ogniem nieprzyjaciela kuter przeszedł pod zwalonymi przęsłami mostu. W Czerwińsku ścigacz zatrzymał się na krótki postój - opatrzono rannych, załatano liczne przestrzeliny. Pod wieczór KU-30 dotarł do Zakroczymia. Rankiem następnego dnia wszedł w skład załogi Modlina. Przydzielony do oddziału mjr. Wiktora Klimowicza wziął udział w obronie twierdzy. 28 września, w dniu kapitulacji, KU-30 został zatopiony przez własną załogę.

"Nieuchwytny" płynął w górę Wisły zmagając się z blokującymi koryto rzeki mieliznami. Podczas pokonywania kolejnej łachy załoga zauważyła obserwujące wysiłki kutra niemieckie patrole. Dowódca por. mar. Koreywo zdecydował się zatopić prawie unieruchomiony kuter. Rozkaz o mało nie doprowadził do buntu załogi - domagano się przebijania do Modlina, nawet wbrew rozkazom dowódcy. Ostatecznie jednak na wysokości Popłacina kuter wpłynął na głębszą wodę i po zdemontowaniu zamków dział i ckm oraz uszkodzeniu silników został zatopiony.

Oddział Wydzielony "Wisła" przestał istnieć.

Dziesiątego września o północy Koreywo otrzymał rozkaz od kmdr por.Kanafoyskiego przeprowadzić spieszonych marynarzy do Gąbina. Dotarli tam przed południem i czekali na rozkazy do następnego dnia. Dowiedzieli się wówczas o przejściu do Gostynina na dwudniowy wypoczynek.

Dwunastego września OW „Wisła” skierowano do Żychlina.

Kanafoyski został tu Komendantem Garnizonu Żychlin

a marynarze Koreywy dotarli późną nocą.