piotr mikołajczak, "wtamy w ikei", przestrzenie prywatne

2
52 53 Choć Ikea funkcjonuje w naszym kraju od kil- kunastu lat, niedzielne przedpołudnie w jej salonie przypomina gorączkę przedświątecznych zakupów z czasów, gdy „rzucali” kubańskie pomarańcze do wybranych sklepów, a o szwedzkiej firmie prawie nikt nie słyszał. Przed kasami długie kolejki, na twarzach kolejkowiczów zmęczenie i satysfakcja ze „złapania” okazji. Jednak wszystko jakby w zwolnionym tempie, bo przecież dla każdego wystarczy towarów. Rzut oka na zakupy wynoszone w workach z żółto-niebieskim logo [obecnie w papierowych torbach – przyp. red.]: oprócz poważnych płaskich paczek co najmniej połowa kupujących wynosi kolorowe, płasko poskładane kartony, do których zostaną zapakowane niepasujące rzeczy wyma- gające uporządkowania, usunięcia z przestrzeni mieszkania, by stało się ono bardziej podobne do tej z aktualnego katalogu. Statystyczni państwo Kowalscy do niedawna cieszyli się ze swojego segmentu, półkotapczanu i pawlacza. Jednak odwiedzając znajomych, oglą- dając reklamy, bilboardy czy katalogi, spostrzegli, że wyposażenie ich mieszkania odbiega od ogólnie promowanego stylu. Nadszedł czas na zmiany, na pozbycie się segmentu. Pustkę, jaka po nim pozo- stała, trzeba wypełnić. Poszukiwanie wyposażenia to zazwyczaj duży trud. Pragnienie posiadania czegoś pięknego i wyjątkowego często ma wysoką cenę, jakkolwiek to piękno rozumieć… Dębowe, toczone meble obite skórą czy nowoczesne me- belki z salonów znanych marek kosztują zbyt wiele w porównaniu z przeciętnymi zarobkami. Pozostaje tradycyjna oferta sklepów meblowych, czyli taniej i bez polotu, albo tanio, prosto i ładnie, czyli Ikea. W dużych miastach nie trzeba szukać daleko, katalog sam trafia do domu. Przypadek statystycznych państwa K. ma oczywiście wiele wariantów, rozwinięć i nie zawsze kończy się w Ikei. Osoby o smaku estetycznym wykształconym przez lata braku towarów wybiorą ra- czej suto zdobione i tapicerowane meble, by zapre- zentować bardziej dostojny w swoim mniemaniu styl. Zamożniejsi zdadzą się na projektanta wnętrz, który będzie starał się zaproponować coś „klasycznego” lub „minimalistycznego” spod szyldu Vitra, Cassina czy innych mniej znanych, lecz drogich marek. To jednak tylko szczególne przypadki, gdyż znaczna część osób zainteresowanych nowymi elementami wyposażenia wnętrz trafia do Ikea. Trudno określić profil typowego klienta; kupują studenci urządzający pokój w akademiku, młodzi ludzie wynajmujący mieszkanie, szczęśliwi nabywcy własnego „M”, spła- cający wysokie raty kredytu, wspomniani wcześniej Kowalscy, obecnie w średnim wieku. Co oprócz reklamy sprawia, że tłumy ciągną do Ikei? W salonie Ikea klienci czują się swobodnie, nie są skrępowani atmosferą drogiego sklepu z uważnie obserwującą i zbyt uprzejmą obsługą. Nastrój od- powiada raczej przyzwyczajeniom z hipermarketów, gdzie każdy towar jest na wyciągnięcie ręki. Można bez problemu dotykać sprzętów, siadać, próbować, sprawdzać. Ta atmosfera swobody zachęca do zapo- znawania się z rzeczami z bliska, do sięgania po towary znajdujące się pod ręką – niedrogie i niekiedy zupełnie niepotrzebne. Odruch kupowania „ładnych rzeczy” bez zastanowienia się nad kontekstem, w jakim mają one funkcjonować, może prowadzić do zawodu po powrocie do domu. Sukces estetyczny przedmiotów z Ikei polega m.in. na tym, że część z nich to interpretacje sprawdzonych na rynku, dobrze znanych klasycznych projektów. Patrząc na niektóre meble czy dodatki, często odnosimy wrażenie, że gdzieś już je widzieliśmy. Jednak jest w nich coś nowego, mniej surowego. Ikea „dosładza” na swój sposób klasykę, a część społeczeństwa, podobnie jak niezapomniany inżynier Mamoń, lubi rzeczy, które zna. Trafiając do Ikei, klient spotyka się z rzeczywi- stością uporządkowaną, podobną do tej, jaką kreują reklamy i katalogi ze starannie zaaranżowanymi zdjęciami. Ta hiperrzeczywistość uwidacznia się w pieczołowicie dobranych aranżacjach, gdzie produkty zestawione są harmonijnie w doskonale „ustawnej” przestrzeni. Hiperrealistyczne kon- strukcje dają poczucie, że w każdym mieszkaniu może zapanować ład, o ile tylko przestrzeń wypełni się sprzętami z Ikei. Jeśli więc klient pragnie, by jego mieszkanie było tak harmonijne, powinien podporządkować się i zakupić wszystkie elementy fot.: piotr mikołajczak fot.: paweł gełesz

Upload: malopolski-instytut-kultury

Post on 03-Aug-2015

2.216 views

Category:

Business


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Piotr Mikołajczak, "Wtamy w Ikei", Przestrzenie prywatne

52 53

Choć Ikea funkcjonuje w naszym kraju od kil-kunastu lat, niedzielne przedpołudnie w jej salonie przypomina gorączkę przedświątecznych zakupów z czasów, gdy „rzucali” kubańskie pomarańcze do wybranych sklepów, a o szwedzkiej firmie prawie nikt nie słyszał. Przed kasami długie kolejki, na twarzach kolejkowiczów zmęczenie i satysfakcja ze „złapania” okazji. Jednak wszystko jakby w zwolnionym tempie, bo przecież dla każdego wystarczy towarów.

Rzut oka na zakupy wynoszone w workach z żółto-niebieskim logo [obecnie w papierowych torbach – przyp. red.]: oprócz poważnych płaskich paczek co najmniej połowa kupujących wynosi kolorowe, płasko poskładane kartony, do których zostaną zapakowane niepasujące rzeczy wyma-gające uporządkowania, usunięcia z przestrzeni mieszkania, by stało się ono bardziej podobne do tej z aktualnego katalogu.

Statystyczni państwo Kowalscy do niedawna cieszyli się ze swojego segmentu, półkotapczanu i pawlacza. Jednak odwiedzając znajomych, oglą-dając reklamy, bilboardy czy katalogi, spostrzegli, że wyposażenie ich mieszkania odbiega od ogólnie promowanego stylu. Nadszedł czas na zmiany, na pozbycie się segmentu. Pustkę, jaka po nim pozo-stała, trzeba wypełnić. Poszukiwanie wyposażenia to zazwyczaj duży trud. Pragnienie posiadania czegoś pięknego i wyjątkowego często ma wysoką cenę, jakkolwiek to piękno rozumieć… Dębowe, toczone meble obite skórą czy nowoczesne me-belki z salonów znanych marek kosztują zbyt wiele w porównaniu z przeciętnymi zarobkami. Pozostaje tradycyjna oferta sklepów meblowych, czyli taniej i bez polotu, albo tanio, prosto i ładnie, czyli Ikea. W dużych miastach nie trzeba szukać daleko, katalog sam trafia do domu.

Przypadek statystycznych państwa K. ma oczywiście wiele wariantów, rozwinięć i nie zawsze kończy się w Ikei. Osoby o smaku estetycznym wykształconym przez lata braku towarów wybiorą ra-czej suto zdobione i tapicerowane meble, by zapre-zentować bardziej dostojny w swoim mniemaniu styl. Zamożniejsi zdadzą się na projektanta wnętrz, który będzie starał się zaproponować coś „klasycznego” lub „minimalistycznego” spod szyldu Vitra, Cassina czy innych mniej znanych, lecz drogich marek. To jednak tylko szczególne przypadki, gdyż znaczna część osób zainteresowanych nowymi elementami

wyposażenia wnętrz trafia do Ikea. Trudno określić profil typowego klienta; kupują studenci urządzający pokój w akademiku, młodzi ludzie wynajmujący mieszkanie, szczęśliwi nabywcy własnego „M”, spła-cający wysokie raty kredytu, wspomniani wcześniej Kowalscy, obecnie w średnim wieku. Co oprócz reklamy sprawia, że tłumy ciągną do Ikei?

W salonie Ikea klienci czują się swobodnie, nie są skrępowani atmosferą drogiego sklepu z uważnie obserwującą i zbyt uprzejmą obsługą. Nastrój od-powiada raczej przyzwyczajeniom z hipermarketów, gdzie każdy towar jest na wyciągnięcie ręki. Można bez problemu dotykać sprzętów, siadać, próbować, sprawdzać.

Ta atmosfera swobody zachęca do zapo-znawania się z rzeczami z bliska, do sięgania po towary znajdujące się pod ręką – niedrogie i niekiedy zupełnie niepotrzebne. Odruch kupowania „ładnych rzeczy” bez zastanowienia się nad kontekstem, w jakim mają one funkcjonować, może prowadzić do zawodu po powrocie do domu. Sukces estetyczny przedmiotów z Ikei polega m.in. na tym, że część z nich to interpretacje sprawdzonych na rynku, dobrze znanych klasycznych projektów. Patrząc na niektóre meble czy dodatki, często odnosimy wrażenie, że gdzieś już je widzieliśmy. Jednak jest w nich coś nowego, mniej surowego. Ikea „dosładza” na swój sposób klasykę, a część społeczeństwa,

podobnie jak niezapomniany inżynier Mamoń, lubi rzeczy, które zna.

Trafiając do Ikei, klient spotyka się z rzeczywi-stością uporządkowaną, podobną do tej, jaką kreują reklamy i katalogi ze starannie zaaranżowanymi zdjęciami. Ta hiperrzeczywistość uwidacznia się w pieczołowicie dobranych aranżacjach, gdzie produkty zestawione są harmonijnie w doskonale „ustawnej” przestrzeni. Hiperrealistyczne kon-strukcje dają poczucie, że w każdym mieszkaniu może zapanować ład, o ile tylko przestrzeń wypełni się sprzętami z Ikei. Jeśli więc klient pragnie, by jego mieszkanie było tak harmonijne, powinien podporządkować się i zakupić wszystkie elementy

fot.: p

iotr m

ikołaj

czak

fot.: p

aweł

gełes

z

Page 2: Piotr Mikołajczak, "Wtamy w Ikei", Przestrzenie prywatne

54 55

wyposażenia lub większość z nich. Do tej sytuacji dochodzi rzadko, gdyż „demokratyczny” design, uzupełniony mniej „demokratycznymi” dodatkami, staje się zbyt drogi. Częściej zdarza się, że na-bywca decyduje się na zakup jednego lub kilku sprzętów. Niewielka grupa klientów o wyrobionym smaku estetycznym może pozwolić sobie na kom-ponowanie wybranych elementów z istniejącym już w mieszkaniu otoczeniem. Przeciętnego Ko-walskiego znów może więc czekać rozczarowanie, gdy niewielka, świeżo kupiona kanapa w przestrzeni mieszkania staje się ogromna i nijak nie pasuje do reszty otoczenia.

Hiperrzeczywistość pomija istotne cechy rzeczywistości, takie jak upływ czasu czy niszcze-nie. Sprzęty Ikea, które w jakimś stopniu do owej hiperrzeczywistości należą, są krótkotrwałe. Nie ze względu na wady projektowe czy małą funkcjonal-ność, lecz raczej dlatego, że nie sprzyja im upływa-jący czas: starzeją się w mało szlachetny sposób, uwidaczniając swoją taniość i jednorazowość, co dotyczy zwłaszcza „demokratycznej” oferty, gdzie stosuje się słabej jakości płyty i okleiny. Ciężko naprawić mebel z Ikei poprzez renowację, a myśl, że mogłyby być to sprzęty dziedziczone przez kolejne pokolenia, wywołuje ironiczny uśmiech. Dotyczy to zresztą nie tylko oferty firmy Ikea, ale całej gamy modnych, kilkusezonowych i tanich sprzętów.

Idea „demokratycznego” designu jest oparta na triadzie: estetyka, funkcjonalność i dostępność. „Demokratyczność” ta jest dwuznaczna; powyższe hasła zazwyczaj pasują do tańszej części oferty, ale można je zrównoważyć antytriadą cech, takich jak: bylejakość wykonania, nietrwałość i zalewająca masowość. Ikea ma oczywiście rozbudowaną ofertę i wymienione wady nie dotyczą produktów z wyższej półki cenowej, ale w tym wypadku z ikeowskiej triady musimy wykluczyć dostępność. Poza tym „demokratyczność” produktów oferowanych przez Ikeę jest raczej zabiegiem marketingowym, który ma przyciągać nabywców, niż rzeczywistą wartością. Oprócz przedmiotów cechujących się prostotą i funkcjonalnością oraz wynikającą z niej formą, sklep zapełniają kiczowate dodatki bazujące na etnicznych klimatach inspirowanych sztuką, jednak spłycających ją tylko do ornamentu. Brak w nich kontekstu, związku z kulturowym zapleczem, są

tylko estetycznymi „ozdabiaczami” pozbawionymi treści. Zatem oprócz „demokratycznego” designu Ikea uprawia także design „perfumowany”…

Wspomniana wyżej masowość to nowa standa-ryzacja, nowa segmentyzacja wnętrz mieszkalnych. Wynikająca ze skandynawskiej tradycji prostota formy stała się standardem spotykanym w wielu częściach świata. Oderwana od kulturowego, protestanckiego kontekstu poszanowania przed-miotu, zmienia się w uniwersalną modułowość, mechaniczną powtarzalność elementów wystroju wnętrza. Dla osób z poczuciem humoru i dystansem do przedmiotów, odnajdywanie znajomych sprzętów w różnych mieszkaniach na całym świecie może być nawet zabawne.

Jeśli rozważamy zalety i wady wyjątkowego zjawiska, jakim jest Ikea, nie sposób pominąć szczególnej taktyki stosowanej przez tę firmę – samodzielnego montażu sprzętów. „Przedłużenie taśmy montażowej”, którym staje się klient, godząc się na zakup mebli w częściach, może zniechęcać i podkreślać wrażenie prowizoryczności produktów. Jednocześnie samodzielny montaż, choć zapro-jektowany w drobnych szczegółach, może dawać satysfakcję z własnego wkładu w tworzenie nabytej rzeczy. Poza tym może pomóc zrozumieć sposób funkcjonowania lub budowę danego sprzętu.

Jeden ze sloganów promocyjnych Ikea na 2008 rok w Niemczech brzmi „Design für alle”; w Polsce zastąpiono to hasło mniej wyrazistym: „Ładna rzecz cena do wzięcia”. Jak widać, w dzia-le reklamy uznano, że polscy klienci mogą nie zrozumieć słowa „design”. A szkoda. Bo Ikea to przecież właśnie wielka promocja designu i pomoc w oswajaniu się z nim.

fot.: p

aweł

gełes

z

fot.: p

iotr m

ikołaj

czak

fot.: p

iotr m

ikołaj

czak