ala makota. maksymalnie ja 1

30
ja Maksymalnie

Upload: siw-znak

Post on 24-Mar-2016

226 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Małgorzata Budzyńska: Ala Makota. Maksymalnie ja 1

TRANSCRIPT

jaMaksymalnie

ala_makota_okladka_maksymalnie_ja_1.indd 1 2010-08-18 13:23:16

jaMaksymalnie

MakotaAla

Wydawnictwo ZnakKraków 2010

61

Luty

61

1poniedziałek

Brygidy, Ignacego

Ferie. Dzień pierwszy. Jeszcze tylko 333 dni do końca roku. – No to cześć – powiedział Robert i popchnął swoją walizkę

do przedpokoju. Znowu pachniał wodą taty. Oboje z Jackiem czekaliśmy na

wyjście Roberta z utęsknieniem. Bo zwalania się pokój, na całe dwa tygodnie!

Mama zaczęła wkładać buty. – Yyyy… – zaczął Robert. – Nie odwoź mnie! – Jadę – postanowiła mama. I nagle Robert zaczął mówić całymi zdaniami. I całkiem po

polsku! – Nie trzeba. Sam trafi ę. Jest zimno! Poradzę sobie! – Jadę – powiedziała mama z naciskiem, wkładając drugi but. – Już się spóźnię! Robert próbował rzucić się w kierunku drzwi, ale mama je

sobą zatarasowała.

LUTEGO

62

– Co chcesz ukryć? – Mama podejrzliwie wpatrywała się w Roberta. – Mów! – zażądała.

– Nic nie ukrywam! – Robert zapierał się, jak mógł. – Nic! Spóźnię się!

– Ale wy jesteście masakrycznie niedomyślni! – powiedzia-łam do mamy. – Dobra na pewno tam jedzie!

Robert zaczerwienił się i stał się zadziwiająco podobny kolo-rystycznie do puchowej kurtki mamy.

– Co ty opowiadasz? – Mama patrzyła na mnie ze zdziwie-niem.

– Dziewczyna Roberta też tam jedzie! Nazywa się Dobra lub Mira!

– Masz dziewczynę?! – Mama oniemiała i wpatrywała się w Roberta jak w obraz. – Jak się nazywa?

Robert: (do mnie) – Oesuuuuuuuuuuu!!!!!!!!! Ty plotkaro! Robert: (do mamy) – Jedzie! Ale to tylko koleżanka! Mama: – Jak się nazywa? Ja: – To nie koleżanka – sprostowałam. – Tylko dziewczyna!

Dla koleżanek ty się nigdy nie myłeś! – Wychodzę! – Robert wybiegł z mieszkania, a mama za

nim.

Kulturę narodu mierzy się spożyciem mydła.Justus von Liebig

Później – Robert się zakochał, w dziewczynie jakiejś! – skarży-ła się mama, smażąc naleśniki, a ciocia Grażynka potaki-wała. – Ojciec ją odwiózł pod szkołę, bo wyjeżdżali spod szkoły, bardzo przystojny ten ojciec, i dzieckiem się zajmuje, nie jak wiesz kto, lampa dalej w piwnicy, popatrz tylko na pranie w dużym pokoju, już chyba ponad tydzień leży, ja nie mam siły!

– Samotny ojciec? – zainteresowała się ciocia Grażynka. – No, nie wiem, czy samotny… W naszym wieku raczej nie

ma samotnych mężczyzn…

63

– Ale może przynajmniej taki z odzysku? – dociekała ciocia Grażynka.

– No, nie wiem… – Jak to?! Wiesz, że jestem sama, i nawet nie popatrzyłaś,

czy ma obrączkę?! Weszłam do kuchni i wzięłam butelkę wody. Ale mama

i ciocia przestały rozmawiać. – Alu – mama zwróciła się do mnie. – Wyjeżdżam, ty

będziesz musiała sobie poradzić. Już wszystko ustaliliśmy z tatą.

– Wypoczniesz sobie w sanatorium, dobrze, że ci je przy-znali! – wtrąciła ciocia.

– No – przytaknęła mama. – Ale aż się boję. Przecież nigdy się z wami nie rozstawałam na dłużej. – Skierowała to do mnie. – Alu, obiecaj, że będziecie dbać o siebie!

– Będziemy – uspokoiłam mamę. – Zrobiłam tacie spis, co ma kiedy zrobić. – I wskazała

wzrokiem na kartkę przypiętą magnesem do lodówki. – Bę-dzie was pilnował. I dopilnuje Jacka, po prostu nie wierzę… Cztery zagrożenia! A w razie czego masz prosić o pomoc cio-cię Grażynkę!

Mama pokręciła głową i pogrążyła się w produkowaniu na-leśników i krokietów.

Wieczorem pomagałam mamie się spakować. Nie jedzie daleko, ale jakoś mi trochę nieswojo.

Jeszcze później No! Przeniosłam moją pościel do mikropokoju Roberta.

Mam własny pokój! Na dwa tygodnie!

64

Ferie. Dzień drugi.Tata odwiózł mamę na dworzec. Bar-

dzo, bardzo pusto zrobiło się w domu bez Roberta i bez mamy.

PóźniejTata zawołał mnie i Jacka do kuchni i zaordynował: – Jedziemy po zakupy. Zakupy na dwa tygodnie, żeby nie

latać codziennie po sklepach. Pojechaliśmy do Tesco. Ja oczywiście jak zwykle poszłam sobie do działu z długo-

pisami i innymi fantami piśmiennymi, bo tam zawsze znajdę coś ładnego.

Jacek poszedł do działu z elektroniką, a tata zajął się zaku-pami.

Gdy po 15 minutach spotkaliśmy się przy ladach z mrożon-kami, tata miał już całkiem mocno zapełniony wózek.

– Co to jest? – zszokował się Jacek, pokazując na trzy siatki pełne długich cienkich parówek.

– Parówki – wyjaśnił tata. – Sporo kupiłem, bo sporo po-trzebujemy. 14 dni × 3 osoby to ile parówek? Spytał mnie.

– 10 × 3 to 30, 4 × 3 to 12, razem 42 parówki! – wyli-czyłam.

– No właśnie – powiedział tata. – I jeszcze razy 4… – Dlaczego razy cztery? – zainteresował się Jacek. – Dwie parówki na śniadanie i dwie na kolację dla każdego

z nas. Ten gatunek mam wypróbowany, zawsze są dobre, nie będziemy kombinować z jakimiś innymi produktami, tylko na czas nieobecności mamy przerzucamy się na parówki! Nie wiem, ile ich tu jest na sztuki – wskazał wzrokiem na siatki – ale jeśli za mało, to dokupimy.

– Tata! – krzyknął Jacek. – Nie żartuj! Nie będziemy jeść po cztery parówki codziennie przez dwa tygodnie! Nie zmusisz nas!

Marii, Mirosławawtorek

2LUTEGO

65

Tata (z kpiną): – Przecież lubicie parówki!Ja: – Ale bez przesady!Tata: – Wszystko wyliczyłem. Parówki zamrozimy i codzien-

nie będziecie sobie brać po cztery. Mama chciała, żebyście jedli ciepłe śniadania, bo jest zima. To będą ciepłe parówki. Ja nie mam zamiaru wysłuchiwać skarg mamy, że się pochoro-waliście, bo nie było ciepłych śniadań! Będziecie jeść ciepłe parówki i po problemie. Na obiady każde z was dostanie mro-żoną pizzę. Podgrzejecie i też będzie ciepła. Wybierajcie pizzę, no już!

Ja: – Nie będę jadła przez czternaście dni pizzy! Mrożonej!Jacek: – Ani ja!Tata: – Raz na zawsze skończą się te jęczenia, żeby pizzę

zamówić do domu. Jedna pizza zamawiana do domu kosztuje tyle co cztery mrożone. Będziecie chcieli pizzę – to do zamra-żarki i do piekarnika. Będziecie tylko podgrzewać!

Jacek: – Tata… Odłóż te parówki i żadnych pizz nie będzie-my kupować!

Ja: – Absolutnie nie! Żadnych pizz!Tata: – Dość tego! Wybierać pizzę! I wtedy tuż obok naszego koszyka pojawiła się Hanka. Wpa-

trzyła się w zawartość naszego wózka. – Budkę z hot dogami zakładacie? A gdzie?! Mój tata twier-

dzi, że najlepsze miejsce na handel jest w metrze, na stacji Centrum!

Tata oddał dwie siatki parówek. Do domu dowieźliśmy tylko cztery pizze i jedną siatkę pa-

rówek.

66

Ferie. Dzień trzeci.Jacek widać bardzo przeżył te wczo-

rajsze zakupy, ponieważ… Z lekkim, bo dobowym, opóźnieniem wygłosił cał-kiem długą przemowę…

– Wiesz, Alka, niech już tata sobie lata na uniwersytet, do biblioteki i walczy z głoskami, akcentami i sylabami, byle tylko nam tu w domu nie wprowadzał swoich rządów! Przecież on chciał na całe życie nas zniechęcić i do parówek, i do pizzy! Mówię ci, tata to zrobił specjalnie. Po prostu przechytrzył nas! Teraz już żadne z nas nawet się nie zająknie, żeby poprosić o kasę na pizzę… Mówię ci, tata wiedział, co robi!

Hmmm… Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że tata potrafi być taki przebiegły…

PóźniejNa szczęście, zostały jeszcze przedwczorajsze naleśniki, tak

więc dzień przeżyliśmy na parówkach i naleśnikach.

Jeszcze późniejZadzwoniła mama. Tata zapewnił ją, że Jacek się uczy, a po-

tem podał mi słuchawkę. – Cieszę się – powiedziała – że sobie tak ładnie radzicie.

Tata obiecał, że wszystkie posiłki będą ciepłe, sam nie będzie chodził na siłownię ani na basen, tylko w domu będzie z Jac-kiem nadrabiał zaległości. Dopilnuj go, Alu!

– Ja??? – Alu… przecież jesteś bystrą dziewczynką, dasz sobie

radę! A w razie czego dzwoń do cioci Grażynki!

*

Błażeja, Hipolitaśroda

3LUTEGO

67

Mam pilnować taty, żeby dopilnowywał Jacka! A niby jak?! Jak?! I dlaczego ja?! Przecież nie dam rady!

Nocą Zaczęłam wytwarzać laurki na walentynki. Tak żeby wszyscy

bliscy dostali jakieś miłe słowo ode mnie. Pierwsza kartka bę-dzie dla mamy. Ułożyłam treść.

I podpiszą to i Jacek, i Robert, i ja też. Pomyślałam, że narysuję mamie i serduszka, i kwiatki, i ro-

dzinę. Jej rodzinę. Tata będzie trzymał akwarium z rybkami, a ja kota. Mama bę-

dzie głaskała psa. A nad nami papużka. Może mama przy okazji zrozumie, że powinniśmy mieć rybki, kota i psa, i papużkę.

Ferie. Dzień czwarty. W ramach dopilnowywania Jacka

chciałam go rano obudzić o dwunastej, ale go już nie było.

4czwartekMariusza, Weroniki

LUTEGO

68

Taty też nie miałam jak pilnować, bo gdzieś zniknął. Może w pracy?

To oddałam się radosnemu sam na sam ze sobą, czyli ja we własnym pokoju! To cudowne. Rewelacyjne uczucie.

Mam pokój! Z drzwiami! ☺ To naprawdę ulga i luksus. Postanowiłam ubarwić trochę pokój Roberta na mój użytek,

tak trochę zaadaptować go do moich potrzeb. I na jego me-blach poprzyklejałam trochę fajnych myśli, które zbieram.

Na przykład takie:Kochać byłoby łatwo, gdyby było kogo kochać.

Potem pomyślałam, że to mało. I dokleiłam jeszcze kilka wy-ciętych z gazet obrazków. Wielki, nowoczesny dom w zieleni, taki, jaki kiedyś chcę mieć. Zachód słońca na przepięknej wy-spie, chcę taki zachód słońca zobaczyć na własne oczy. Sie-dem przesłodkich kotków powycinanych z kalendarza, każdy kotek inny, a wszystkie niezwykle frapująco bystre, i cztery obrazki mojej własnej produkcji.

Na ścianie zostało jeszcze trochę miejsca, to przypięłam wachlarz, który na wyprzedaży kupiła mama. A jak wachlarz, to i kastaniety, które z wycieczki do Hiszpanii przywiozła nam ciocia Grażynka. Do wachlarza i kastanietów pasuje szal – no to pogrzebałam w szafi e mamy i przypięłam na ścianie jej czerwony cekinowy, błyszczący szal.

A na drzwi przykleiłam napis, który zrobiłam na dużym, opty-mistycznie żółtym kartonie:

Pomyślałam, że mama nie zna języków obcych, nawet an-gielskiego, chociaż się przez całą szkołę uczyła. I może nie zrozumieć, co oznacza ten skrót. To go rozpisałam:

Cudnie! Cudnie się zrobiło w moim pokoju! Nareszcie jestem u siebie!

69

Ferie. Dzień piąty. Jeszcze tylko kilka dni pilnowania taty

i Jacka.

Jacek wybył na cały dzień, wrócił wie-czorem z Albertem. W ramach dopilnowywania zapytałam, czego się dzisiaj nauczył. Odpowiedział, że historii Tybetu, bo byli na fi lmie Siedem lat w Tybecie.

W ramach dopilnowywania taty, gdy już wrócił cały zado-wolony i na kaloryferze w dużym pokoju rozwiesił spodenki kąpielowe, zapytałam, czy dopilnował Jacka.

Tata zapytał Jacka, czego się dzisiaj nauczył.Jacek odpowiedział, że historii Tybetu. – Brawo! – powiedział tata.

NocąDzisiaj powstała walentynkowa kartka dla taty. Wierszyk ułożyłam taki:

I narysowałam mu serduszka i samochód, żeby wreszcie miał lepszy. Czerwony, bo mama zawsze chciała mieć czer-wony samochód.

5piątek

Adelajdy, Agaty

LUTEGO

70

Ferie. Dni szósty i siódmy. Jeszcze tylko kilka dni kontrolo-

wania Jacka i taty.Gdy wrócił Jacek, tak samo

jak wczoraj, zapytałam, czego się dzisiaj nauczył.

Był w kinie na fi lmie Kolumb odkrywca.Gdy wrócił tata, w ramach dopilnowywania przypomniałam

mu, że ma sprawdzić, czego się Jacek dzisiaj nauczył. – Jacek! – krzyknął znad gazety. – Czego się dzisiaj na-

uczyłeś?! – Wielkich odkryć geografi cznych – odkrzyknął Jacek. –

Z Alber tem uczyliśmy się o Kolumbie! – No widzisz! – powiedział tata do mnie. – Uczy się!

NocąWalentynkowa kartka dla Jacka. Jasnobłękitna.

Bohdana, Doroty

6Rajmunda, Ryszarda

7sobota

niedzielaLUTEGO

LUTEGO

71

I jeszcze jedna. Tym razem kartka dla Roberta.

Przypomniało mi się, że dostałam kiedyś od cioci Basi ze-staw nalepek, gadżet jakiejś organizacji – a na tych nalepkach było napisane „Mów do mnie” we wszystkich nieznanych mi językach. Pracowicie przepisałam. Całą wewnętrzną stronę mojej walentynkowej kartki zagospodarowałam apelami o to, żeby się do mnie i do nas wszystkich odzywał. O tak to mniej więcej wyglądało:

72

Ferie. Dzień ósmy. Jeszcze tylko siedem dni pilnowania

taty i Jacka.Zapowiada się Dzień Zupełnej Samot-

ności. No i nie mam kogo pilnować, bo się rozeszli, zanim się obudziłam. No.

Wcale mi się nie chciało wyjść. Bosko jest tak sobie leżeć i wynudzać się do szczętu! Podziwiając, w międzyczasie, moje własne kompozycje naścienne.

Po prostu gdy patrzę na rezultat moich działań, odczuwam dumę.

Tak. Właśnie tak jest. Gdy już duma przestała mnie rozpierać, to zjadłam śniadanie

w łóżku (serek wiejski i kromka chleba z tostera), przeczyta-łam kilka stron moich zapisków i gdy już osiągnęłam apogeum znudzenia, poszłam do Hanki.

Była u niej Żaneta, jej kuzynka, która przyjechała na ferie do Warszawy.

A potem przyszła jeszcze druga kuzynka, Ewa, która miesz-ka w Piasecznie. Też przyjechała, żeby ponudzić się w Warsza-wie. Zawsze to nuda we trzy jest bardziej przyjemna niż nuda w jedną, czyli samodzielna.

Najbardziej męczącym zajęciem jest bezczynność. Lech Konopiński

Pojechałyśmy, no gdzie, jak nie na Starówkę. I to był błąd. Bo weszłyśmy na herbatę do Coffee Heaven, bo tam młodzi pracują i się nie wstydzimy, i w ogóle jest luzacko.

A herbatka 10 złotych! JEDNA! Podkreślam: JEDNA! A wzięłyśmy trzy, bo było zimno!

Jana, Hieronimaponiedziałek

8LUTEGO

73

Za karę wyniosłyśmy stamtąd cukier w takich fajnych po-dłużnych papierowych rurkach. I serwetki.

Żadna z nas nie wiedziała, po co nam te serwetki i ten cu-kier, ale przecież z McDonalda też zabieramy zawsze keczup w torebkach, to i cukier się przyda.

Wiszę Hance 10 złotych za herbatę.

PóźniejOd taty dostałam 40 złotych. I mam sobie radzić. Doprawdy, nie wiem, jak przeżyję te kilka dni na takiej śmiesznej kasie. To tylko 4 herbaty. A gdzie przejazdy, ja się pytam? 2,80 dziennie, po zniżce, z ważną legitymacją i to pod warunkiem że się nie przesiadamy!

Ferie. Dzień dziewiąty.Dzisiaj umówiłyśmy się do KFC, po

ten keczup. Bo tam też dają, tak samo jak w McDonaldzie. Wzięłam tylko strip-sy bez frytek i napoju, żeby było taniej. 7,49 zł. Ale oczywiście z keczupem, bo bezpłatny. A dokładnie, to każda z nas wzięła po cztery keczupy! Za karę, za tę herbatę za 10 złotych.

9wtorek

Apolonii, Cyryla

LUTEGO

74

No i nad kurczakiem obgadałam z dziewczynami sprawę ewentual-nego zakochania się mojego brata. Żaneta powiedziała, że człowiek

zakochany wcale nie jest zdolny do nauki.

To by się zgadzało. Cztery zagro-żenia o tym świadczą.

Powiedziała też, że zakochani często mówią przez sen.

I już wiedziałam, co zrobię.

PóźniejRazem z Jackiem i tatą wykonaliśmy telefon do mamy.

I przypomnieliśmy jej o tym, o czym od dawna nie chce pamię-tać – o dacie jej urodzin!!! Złożyliśmy życzenia i pożyczyliśmy jej grzecznych, mądrych i w ogóle wybitnych dzieci, czyli nas. No po prostu „pociechy z pociech”.

Mama powiedziała, że to bardzo pocieszające, że chcieliby-śmy zapewnić jej pociechę z pociech.

No to jeszcze pożyczyliśmy zdrowia, miłości i wygranej w lotka i odśpiewaliśmy skoczne Sto lat! w telefon.

Gdy skończyliśmy z tą „częścią artystyczną”, spytałam Jacka:

– A ile mama ma właściwie lat? – Więcej, niż nam się wydaje… – odpowiedział. – Ale ile? – nalegałam. – Mniej niż babcia Stefa. – Bystrze wymyślił. – Ale ile, to

ja nie wiem… Zapytaliśmy taty. – Mama wam nie powiedziała? – zdziwił się. – Nie! – odpowiedzieliśmy prawie chórem. – Hmmm… – zamyślił się tata. – To chyba znaczy, że ja też

nie powinienem mówić!

75

NocąSpecjalnie starałam się nie usnąć, bo przecież mam spraw-

dzić, co Jacek mówi przez sen. A raczej, czy mówi, bo to byłby drugi dowód na to, że jest zakochany i dlatego mu w szkole stanowczo zbyt wiele zagraża. Nie mogłam się, ot tak, spokoj-nie położyć w moim własnym łóżku, bo przecież wszystkich wokół poinformowałam, jak się straszliwie cieszę, że mogę wynieść się na dwa tygodnie z naszego wspólnego pokoju do pokoju Roberta. I jak miałabym wyjaśnić, że nagle, a na dodatek w środku nocy, wracam do wspólnego pokoju z Jac-kiem?!

Wymyśliłam, że doczekam, aż Jacek uśnie, i pójdę go po-słuchać!

O 23.30 cichutko weszłam do naszego wspólnego pokoju.

Nocne nasłuchiwanie okazało się nie-skuteczne, bo okazało się, że w moim własnym łóżku jest mi bardzo wygodnie, i znienacka, wbrew mej woli, usnęłam.

Rano, gdy Jacek się przebudził, to potrząsnął mną tak, że prawie spadłam z łóżka.

– Co tu robisz? – Minę miał głupią i zaspaną, zresztą jak zwykle.

– Śpię! – wyjaśniłam. – Chyba to widać! – Wygrałaś losowanie o pokój Roberta! Po co tu przyszłaś

spać? – Żeby… żeby… – zająknęłam się. Bo niby po co miałabym

wracać spać do wspólnego pokoju z Jackiem? I nagle wy-

1środa

0Elwiry, Jacka

LUTEGO

76

myśliłam. – Ja wcale nie przyszłam! Położyłam się w pokoju Roberta, a obudziłam tutaj!

Zamilkł, a ja uniosłam się na łokciu i wpatrywałam się w nie-go z przerażeniem. Kiwnęłam potakująco głową.

– Nie wiem, jak tu trafi łam! Poszłam spać do pokoju Rober-ta, a obudziłeś mnie tutaj! Może ty maczałeś w tym palce? – zasugerowałam.

Patrzył na mnie jak na kogoś obcego. Wreszcie wykrztusił. – Nie… Ja nic… Ja tylko spałem… A ty? Przelunatykowa-łaś?! Z pokoju do pokoju?

Patrząc mu prosto w oczy, powoli, z powa-gą skinęłam głową.

– Chyba tak. Jacek zacisnął dłonie w pięści. – Przelunatykowałaś! Przejął się.Na serio! Mój brat się przejął. Aż mi się zrobiło go żal! – Alka… to ja dziś w nocy będę czuwał…

Jak zaczniesz lunatykować, to zaprowadzę cię z powrotem do pokoju Roberta, dobrze?

Skinęłam głową. Patrzyliśmy na siebie – on na mnie z przerażeniem, ja na

niego ze zdziwieniem. Bo on naprawdę uwierzył! Gdy już się podnosił, poprosiłam: – Jacek… Tylko nic nie mów rodzicom…

Nagle coś mnie tknęło. – Jacek… ja nie wiem, czy ja tak co noc… Może dziś nie

będę… lunatykowała… Ja… nie wiem… od czego… to… zależy…

Skinął głową.

Tym sposobem zasugerowałam mu, żeby w nocy spał spo-kojnie. Bo jak on będzie spał, to ja go posłucham.

77

A potem pobiegłam do Hanki. Razem z Ewą, w ramach szu-kania sposobów na wszechobecną nudę, poszłyśmy do kina na fi lm o zwierzakach 3 D. Bilet po 16 złotych.

Oczywiście usiłowaliśmy wytargować zniżkę dla dzieci, ale okazało się, że to już jest bilet na naszą miarę.

WieczoremPostanowiłam zrobić bilans moich wydatków:Przychody – 40 złotych od taty – herbata w Coffee Heaven – 10 zł – kurczak w KFC – 3 stripsy – 7,49 (bez frytek, bez napoju

i bez sałatki!) – przejazdy do śródmieścia i z powrotem – 2,80 (po zniżce) – bilet do kina – 16 (ulgowy!!!)Razem: 36,29.

Do końca ferii zostało mi 3,71.Wniosek: muszę przeżyć ferie w Warszawie za 3 złote 71

groszy!

Zrobiło mi się smutno, więc dopisałam jeszcze:

Cała sztuka i trud pierwszego dorobić się miliona, następne robią się same.

Leopold Kronenberg

78

11. dzień ferii. Jeszcze tylko 5 dni pilnowania taty

i Jacka.

Nudno! Nudno! Nudno! (Poza tym że biednie, 3,71 to wszystko, co mam, to

jeszcze nudno!) Z tej nudy siadłam na kanapie i piszę, i piszę mój wiersz na polski. Może być o czymkolwiek, to może by tak o miłości?

Zaczęłam rozmyślać o tych wszystkich wielkich miłościach. O Pocahontas i Johnie Smisie.O Barbie i Kenie.O Smerfetce i stadzie smerfów.O Romeo i Julii. O Izoldzie Złotowłosej i Tristanie. I o innych wielkich miłościach.

No tak, jak ktoś ma na imię Tristan, musi być piękny i w ogó-le super.

No to zaczynam. Piszę wiersz o miłości!

Wyszło to jakieś dziwne. Tak jakbym prosiła miłość, żeby mnie uratowała. No trudno, więcej nic z siebie nie wykrzeszę.

Marii, Lucjanaczwartek

11LUTEGO

79

Po krótkim namyśle zdecydowałam się jednak na zmianę słowa „zginę” na „minę”. „Minę” od minąć, a nie od głupich min. Czy od jakichkolwiek innych min.

I wyszło:

No i dobrze. Może to i bezsen-sowne, nie wiem, ale Trudzię i tak za-chwyci. Siedem linijek to całkiem sporo. Dla Trudzi wystarczy.

Na wszelki wypadek, żeby jej się podobało, dorysowałam jeszcze sporo serduszek.

Widząc, że ci skrzydła rosną, nie raduj się jeszcze, że jesteś poetą.

Wiatrak też ma skrzydła.Stanisław Czosnowski

NocąWalentynkowa kartka dla pani Pędzi. Na pewno jeszcze

gdzieś ją spotkam na osiedlu, a może przyjdzie jeszcze do szkoły? To jej dam.

Na górze róże, na dole fi ołki,

Napisałam i utknęłam. Bo czego ja mogłabym życzyć pani Pędzi?

Mało Gniewków? Kartka nie powstała.

80

Pomyślałam, że głupio tak do szkoły pisać wiersz o miłości.

Zadzwoniłam do Hanki, żeby dowie-dzieć się, o czym ona napisała.

Hanka, z pomocą taty, stworzyła wiersz o paście do zębów.

O, taki:

Ale nie jest zadowolona. – Przyjdź – powiedziałam, gdy usłyszałam jej wiersz. – Co

ma pasta do zębów do szkoły? – Nie wiem… To może przetworzę trochę wiersz… – za-

proponowała. – Pomogę ci – zadeklarowałam.

Hanka przyszła. Wzięłyśmy jej wiersz i zaczęłyśmy myśleć. – Wiem! – krzyknęłam. – Zamiast „zęby” wstaw „buty”!I oto, co wyszło:

Bez sensu i na dodatek głupio, ale nic lepszego nie wymy-śliłyśmy, to uznałyśmy, że jest dobrze. Co tam dobrze, jest znakomicie, a nawet świetnie.

W przypadku poety najważniejszą sprawą jest, aby pisał tak mało, jak tylko można. T.S. Eliot

Aleksego, Benedyktapiątek

12LUTEGO

81

Potem zadzwoniłyśmy do Kamili. Przyszła i poprosiła, żeby-śmy dla niej też napisały wiersz. Podała temat – Kamila bar-dzo nie lubi szkoły, bo Szpila i pani Kopytko zawsze krzyczą, a tego Kamila bardzo nie lubi. I przez to stara się zawsze pra-wie schować pod ławką. I cierpi bardzo tak, że aż ją czasami brzuch boli. Umówiłyśmy się na pojutrze, bo jutro Kamila je-dzie z mamą na duże zakupy, bo są wyprzedaże.

PóźniejWalentynkowe życzenia dla Puszki.

I narysowałam ptaszki, bo Puszka strasznie chce mieć jakieś zwierzątko i jej rodzice powoli skłaniają się do zakupu kanarka, ale kanarek mi się nie rymował, to wstawiłam słowiki. No.

Jeszcze późniejChwyciłam za telefon i zadzwoniłam do mamy. Powiedziałam jej, w domu jest czysto, tata bardzo dużo

pracuje, bo go prawie wcale nie ma w domu, pilnuje Jacka, a Jacek sam z siebie bardzo dużo się uczy, historii głównie.

Odpowiedziała mi dość dziwnie: – Jeszcze tylko kilka dni i wracam!

82

13. i 14. dzień ferii. Już niedługo nie będę musiała

pilnować taty i Jacka.Pobudka już o 10.30. Jacek siedzi w domu i z płyty

uczy się starożytności, to znaczy ogląda Gladiatora, ale dla mnie to zbyt straszne.

No to spotkanko z Hanką, Żanetą i Ewą, u Hanki oczywiście. We cztery nuda staje się znośna, bo każdej dotyczy tylko

jedna czwarta nudy – to powiedziała Ewa, i wszystkim bardzo się to spodobało.

Postanowiłyśmy sporządzić spis sposobów na nudę. Oczywiście sposoby dzielą się na zimowe i letnie.Sposoby zimowe to:Wizyta w domu sztuki, gdzie można chodzić na kurs salsy. – No nie! – wrzasnęła Żaneta. – Jest kurs salsy, bezpłatny

na dodatek, a my tu siedzimy w domu?! Skończyło się tak, że poszłyśmy na salsę.

Później Tata jest bardzo zabawny! Usiłował się dowiedzieć, od Jac-

ka i ode mnie, czego się przez ostatnie dni nauczyliśmy! Nie wiem, które z nas było bardziej zdziwione – Jacek czy ja. Bo to przecież dopiero dwunasty dzień ferii i Jacek jeszcze na-

wet nie zdążył rozpakować plecaka! A historii uczy się w kinie! A ja niby czego miałabym się uczyć?! O co tacie chodzi?! Mama ma rację, że go nie rozumie!

*Tata zakazał Jackowi wizyt w kinie. Ma się uczyć w domu. Biedny Jacek.

3Stefana, Katarzyny

Liliany, Walentego

141sobota

niedzielaLUTEGO

LUTEGO

83

Jeszcze późniejO 18 przyjechał Robert. Wszedł i zaniemówił na widok dużego pokoju. Powiedział: – Oooooooooooo…..?! Nikt mu nie odpowiedział. Ruszył do swojego / mojego pokoju.Najpierw zatrzymał się przed napisem VIP Ala i zadał dziw-

ne pytanie: – Yyyyyy????????? – Skuliłam się w sobie. Nagle odzyskał

mowę. – Co to znaczy?! – to proste pytanie pchnął do mnie. Jacek wzruszył ramionami. – To tylko… – Zaczęłam się wycofywać, bo poczułam się

głupio. – To tylko… na czas ferii… Zdejmę… zaraz. A potem Robert otworzył drzwi i ujrzał moje kompozycje

naścienne. Nic nie mówił. Tylko obrócił się do mnie i patrzył. A po chwili

przemówił. – Znowu? Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. – Nigdy nie zrezygnujesz? – Przybrałam minę, która była

jednym, wielkim i na dodatek niewinnym zdziwieniem. – Zno-wu próbujesz mnie wyrzucić z mojego pokoju… – westchnął.

Po chwili zastanowienia znalazłam odpowiedź. – Yhhhhhh………. – powiedziałam. – Yyyyyyyyyy… – do-

dałam. – Noooooo…o….ooo… – A ja… dla ciebie… specjalnie za napis zapłaciłem…

– Pokręcił głową. Pochylił się nad walizką, taką na kółkach,

i wyjął drewniane, trochę krzywe czerwone serduszko, na którym był wycięty nożykiem napis.

– Specjalnie na moją prośbę, prawdziwy gó-ral ten napis wyciął…

84

Wzięłam serduszko do ręki i płakać mi się zachciało. Tak strasznie zachciało mi się płakać, że nawet nie mogłam mówić. Powstrzymując łzy, weszłam do mikropokoju Ro-berta i zaczęłam zdejmować ze ściany wszystkie moje de-koracje.

– Przepraszam… – powiedziałam, zbierając wszystkie moje fanty. – I przepraszam… jeszcze raz… I dziękuję… za serduszko…

Przeprosiny – jak wywabiona plama: zawsze coś zostaje. Aleksander Fredro

Jeszcze później, wieczoremCzuję się… No jak?... Z lekka perfi dnie. Nawet… podle. I już.

NocąWsunęłam Robertowi pod drzwiami moją kartkę walentyn-

kową. Może mi wybaczy zamach na jego własność, czyli próbę

przejęcia pokoju…

*I tym prostym sposobem ponownie wylądowałam we

wspólnym pokoju z patologicznym bałaganiarzem. Jacek na-wet tak bardzo mi nie przeszkadza, ale ten bałagan…

Później nocą Tata pojechał po mamę na dworzec. Mama bardzo wypięk-

niała. Bardzo się cieszę, że już znowu jest z nami. Tak za-wsze powinno być. Dałam mamie moją kartkę walentynkową, strasznie się rozczuliła. Przywiozła mi szaliczek, koszmarnie zielony, po prostu śliczny.

Walentynkowa kartka dla Matiego. Jutro ją dostanie.

I narysowałam bukiet kwiatków.

Cena detal. 25,90 z

O Ali w skrócie i na szybko:

Jestem wyj tkowa, bo… jestem maksymalnie sob .

Obawiam si , e… mam kota na punkcie pisania

Jestem… m drzejsza ni dwóch moich starszych braci razem wzi tych.

Nie ma nic gorszego ni … przeprowadzka najbli szej przyjació ki.Moje plany na jutro… znale swoj drug po ówk .

Ala Makota ma ju ponad 200 000 fanek. Zosta jedn z nich i poznaj pierwsze zapiski Ali,

o których wiat jeszcze nie s ysza .

Wejd koniecznie na www.makota.com.pl.

www.znak.com.pl

ala_makota_okladka_maksymalnie_ja_1.indd 1 2010-08-18 13:23:16