druga publikacja o projekcie „warszawskie spotkania z...

5
Redakcja Gazety Wyborczej / fot. Mirek Kaźmierczak Wszyscy tłumaczą swe decyzje cię- ciem kosztów, a czas kryzysu, roz- lewającego się podobno coraz sze- rzej, daje doskonałe wytłumacze- nie takiego kroku. Redakcje za- trudniające fotografów na etatach muszą zapewnić swoim pracowni- kom sprzęt do wykonywania zdjęć, ich przesyłania i obrabiania, a obok wypłacania pensji regulować także składki ZUS. To wszystko kosztu- je, a dodatkowo doświadczony fo- tograf będzie walczył o wybór do- brych zdjęć i właściwe ich użycie w gazecie. W dobie coraz niższych na- kładów prasy drukowanej szuka się oszczędności, a zarządzający tytu- łami to dziennikarze piszący, i jest naturalne, że szybciej oszczędzą na fotografach niż na sobie. Prasa nie dla fotoreportażu Mamy rzeczywisty regres dobre- go fotoreportażu w polskiej prasie, rzecz jasna, nie dlatego, że zwol- niono całą rzeszę fotografów. Bo to bezprecedensowe działanie jest tyl- ko krokiem ostatnim w całym ciągu zdarzeń związanych z obniżeniem rangi fotografii w publikacjach. Od czasu, gdy prasa stała się zwykłym towarem rynkowym, ga- zety i czasopisma zaczęły konkuro- wać nie tylko ze sobą, ale także z in- nymi towarami leżącymi na półkach sklepowych, z lodami, cukierka- mi, rajstopami i całą resztą obiek- tów konsumpcji. By sprostać kon- kurencji, prasa musiała się zmienić, być tak atrakcyjna jak i inne towary, musiała jak one zawalczyć o maso- wego klienta. Jeśli taka jest jej nowa rola, to musi być efektowna i krzy- kliwa jak opakowanie batonów, go- rących kubków czy kosmetyków. Prawdziwy fotoreportaż jest dość wyrafinowaną formą foto- dziennikarstwa, o treści widocznej w kadrze, ale także do wyobraże- nia sobie jej poza kadrami; o rozbu- dowanym, wieloplanowym rozkła- dzie akcentów, dopełniających pod- stawowy przekaz informacyjny. Dzi- siejsza kultura nastawiona jest na przekaz szybki i nieskomplikowa- ny w odbiorze. Fotoreportaż, tak jak reportaż pisany, wymaga refleksji i wrażliwości odbiorcy, a na dokład- kę, by go w pełni zobaczyć, wyma- ga pewnej przestrzeni na stronie ga- zety i właściwej aranżacji graficz- no-edycyjnej, pozwalającej zaak- centować główne kadry i wzmocnić je obrazami dopełniającymi. Dziś żaden wydawca nie odda takiej po- wierzchni na fotoreportaż, jak mia- ło to miejsce dziesiątki lat temu w tygodnikach „Świat” czy „itd”. Ta forma jest dziś zbyt skomplikowana i w związku z tym niesprzedawal- na i nie ma dla niej miejsca w nowej, urynkowionej prasie drukowanej. Po co objaśniać Warto pamiętać, że głównym dzi- siejszym źródłem informacji są me- dia elektroniczne - internet i telewi- zja. Na ekranach pojawiają się naj- świeższe wiadomości i dzieje się to niemal na bieżąco. Dzienniki, nie mówiąc o tygodnikach, nie mogą z nimi konkurować. To kolejny powód, by nie publikować obrazów zawiera- jących informacje, które dzień wcze- śniej dotarły już do odbiorców. Wy- jątkiem są ludzkie dramaty i skan- dale, najlepiej z udziałem znanych osób. Media dawno temu wytwo- rzyły wielkie zainteresowanie nie- szczęściami i potknięciami ludzkimi. Wojny, wypadki, powodzie, trzęsie- nia ziemi, porachunki gangsterskie, sceny z życia polityków i gwiazd to są aktualne tematy fotograficz- ne dla prasy. Redakcje wykorzystu- ją sytuację, że fotografia to medium „gorące”, nieznikające sprzed na- szych oczu w przeciwieństwie do fil- mowych migawek z wiadomości te- lewizyjnych. Zdjęcie zawsze odnaj- dziemy na tym samym miejscu na stronie gazety, zawsze możemy do niego powrócić i zobaczyć jak pre- zydent Stanów Zjednoczonych po- tknął się i przewrócił. Z jeszcze większym zaciekawieniem ogląda- ne są zdjęcia powykręcanych wra- ków pociągów po katastrofie, rozje- chanego na miazgę samochodu oso- bowego czy statku, który za sprawą fali tsunami osiadł na dachu dwu- piętrowego budynku. Nie wierzymy, że to możliwe, a jednocześnie cie- szymy się, że nas tam nie było. Czy w tym potoku zdjęć sen- sacyjnych i skandalizujących jest jeszcze miejsce na objaśnianie ży- cia zwykłych ludzi, ich codzienno- ści, czasem męczącej i doskwierają- cej swoją powtarzalnością, ale cza- sem dającej mnóstwo radości z każ- dego kolejnego przeżytego dnia, w którym nic złego się nie przytrafiło. Czy codzienność przeżywana przez większość z nas w podobny sposób mogłaby zainteresować dzisiejsze media? Niestety nie ma ona w sobie nic skandalizującego. Traktorzysta musi przejechać sam siebie, a sa- motna matka zamknąć syna w po- koiku i nigdy nie wypuścić go mię- dzy ludzi, by takimi zwykłymi ludź- mi media zechciały zainteresować się. Ale to dziwność ich zachowań przyciągnie uwagę, a nie oni sami. Skandal i dramat są codzienną stra- wą prasy i programów informacyj- nych, bez tego pokarmu są skazane na całkowitą porażkę. Codzienność, po przegonieniu jej z prasy, przenio- sła się do seriali i na łamy prasy już nie powróci, bo lepiej jej w bajko- wym świecie niekończącej się opo- wieści o nierealnym, w miarę po- godnym życiu. W poszukiwaniu nowego miejsca Czy brak fotoreportażu w gazetach oznacza jego koniec? Okazuje się, że im gorzej z nim w prasie tym le- piej na konkursach fotografii pra- sowej, więc może jest jeszcze przed nim przyszłość? Oglądając corocz- nie wystawy i publikacje pokazują- ce prace nagrodzone na konkursach World Press Photo, Pictures of the Year International czy naszym kra- jowym Grand Press Photo widać, że fotoreportaż żyje. Ciągle odkrywa nowe tematy, a czasem nowe środ- ki wyrazu. Estetyka współczesno- ści ma inny wymiar i nie kontynuuje pomysłów z poprzednich okresów. Zmiany nie mają rewolucyjnego charakteru, ale daje się je zauważyć. Jeśli fotoreportaż opuścił pra- sę drukowaną, to gdzie możemy go znaleźć? Dziś podobno wszystko jest w internecie, a jeśli nie, to naj- wyraźniej nie istnieje. Zaglądając do świata wirtualnego widać, że fo- toreportaż usadowił się tu całkiem dobrze, ale by mógł dobrze wpa- sować się w tę niematerialną prze- strzeń przemienia się, by był wi- doczny i wzbudzający zaintereso- wanie. Na internetowych stronach gazet odnajdziemy znane z prasy klasyczne ciągi zdjęć opowiadają- cych o rzeczywistości. Ciągle są ty- tuły mające powodzenie u czytelni- ków, ale niespiesznie sięgające po nowinki warsztatowe i estetyczne. Wykorzystują dawno wypracowane formy opowiadania kadrami o świe- cie i jego mieszkańcach. Więcej niż fotoreportaż Obok klasycznych form daje się za- uważyć nowe propozycje, które znajdziemy także wśród katego- rii konkursowych na WPP czy POYi. To fotokast i wypowiedź rozbudo- wana do kilkudziesięciu zdjęć, co w klasycznym reportażu nie zdarzało się. Fotokast jest ciągle na począt- ku swojej drogi. Niektórzy twier- dzą, że to ślepa uliczka, prowadzą- ca donikąd. Dla innych to prawdzi- wa przyszłość fotografii o repor- terskim charakterze. Oglądając rozmaite realizacje widać, jak ma- terię fotokastu przeciągają między sobą radiowcy, filmowcy i fotogra- fowie. To jednak nie jest ani film ani radio. Fotokast w dużej mierze ba- zuje na gorącym medium fotografii, zatrzymując na dłuższy czas oko patrzącego na jednym obrazie. Ma- ło tego, korzystając z techniki zbli- żonej do filmowej, dokonuje zbliżeń na poszczególne fragmenty kadru i wzmacnia ich działanie. Odzwycza- jeni od fotoreportażu w prasie ma- my pewne problemy przy percep- cji wieloelementowego i wielopla- nowego zdjęcia, nowe narzędzia pokonują ten kłopot. Dźwięk oży- wia ciąg obrazów, ale nie może być zwykłym gadaniem, jak w telewizo- rze zza kadru. Ma podobnie jak ob- raz wywoływać wrażenie, wzmac- niać przekaz, a w szczególnych sy- tuacjach konieczne jest sięgnięcie po narrację dźwiękową, toczącą się równolegle z obrazową, by komplet informacji dotarł do odbiorcy. Kadry filmowe dynamizują opowieść i po- zwalają szybciej przejść od jedne- go mocnego kadru do następnego. Przed fotokastem jest przyszłość o ile pozostanie w rękach fotografów, jeśli stanie się inaczej, to utonie wśród krótkich filmów dokumental- nych. Obok fotokastu zauważalną nowością są obszerne cykle zdjęcio- we. Na konkursie POYi poświęcono im kilka kategorii. Takie wielozdję- ciowe opowieści dość łatwo zamie- niają się w autorskie publikacje al- bumowe (taka kategoria także po- jawiła się na POYi), prezentacje wy- stawowe i internetowe. Stefan żądzi Jak widać fotografia rzeczywistości żyje, choć powoli przesuwa się na inne miejsce. Coraz bardziej zaczy- na być sztuką, bo jest coraz trud- niejsza w odbiorze, ale wcale nie dlatego, że fotografowie nagle sta- li się niesłychanie wyrafinowani, to odbiorca radykalnie opuścił się in- telektualnie i ma poważne kłopo- ty w zrozumieniu, co do niego mó- wią fotoreporterskie kadry. Wy- dawcy prasy, wsłuchani w gusta od- biorców, wolą pogonić ambitnych fotografów niż zrezygnować z Pa- na Stefana stale kupującego gazetę dla ładnych i prostych obrazków. Andrzej Zygmuntowicz | 1 | Jak miewa się fotoreportaż? Pytanie jak miewa się dzisiaj fotoreportaż zadawane jest przez coraz większy krąg fotografujących i oglądających fotografię. Patrząc na polski rynek fotografii pra- sowej ma on się wręcz fatalnie. Właśnie wyrzucono fotografów z „Gazety Wybor- czej” i „Rzeczpospolitej”. W wielu innych tytułach operację czyszczenia działów foto wykonano już wcześniej. Kancelaria Premiera też wyrzuciła fotografa. DRUGA PUBLIKACJA O PROJEKCIE „WARSZAWSKIE SPOTKANIA Z FOTOGRAFIą DOKUMENTALNą” FSD.EDU.PL

Upload: vodan

Post on 03-Mar-2019

221 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Redakcja Gazety Wyborczej / fot. Mirek Kaźmierczak

Wszyscy tłumaczą swe decyzje cię-ciem kosztów, a czas kryzysu, roz-lewającego się podobno coraz sze-rzej, daje doskonałe wytłumacze-nie takiego kroku. Redakcje za-trudniające fotografów na etatach muszą zapewnić swoim pracowni-kom sprzęt do wykonywania zdjęć, ich przesyłania i obrabiania, a obok wypłacania pensji regulować także składki ZUS. To wszystko kosztu-je, a dodatkowo doświadczony fo-tograf będzie walczył o wybór do-brych zdjęć i właściwe ich użycie w gazecie. W dobie coraz niższych na-kładów prasy drukowanej szuka się oszczędności, a zarządzający tytu-łami to dziennikarze piszący, i jest naturalne, że szybciej oszczędzą na fotografach niż na sobie.

Prasa nie dla fotoreportażuMamy rzeczywisty regres dobre-go fotoreportażu w polskiej prasie, rzecz jasna, nie dlatego, że zwol-niono całą rzeszę fotografów. Bo to bezprecedensowe działanie jest tyl-ko krokiem ostatnim w całym ciągu zdarzeń związanych z obniżeniem rangi fotografii w publikacjach.

Od czasu, gdy prasa stała się zwykłym towarem rynkowym, ga-zety i czasopisma zaczęły konkuro-wać nie tylko ze sobą, ale także z in-nymi towarami leżącymi na półkach sklepowych, z lodami, cukierka-mi, rajstopami i całą resztą obiek-tów konsumpcji. By sprostać kon-kurencji, prasa musiała się zmienić, być tak atrakcyjna jak i inne towary, musiała jak one zawalczyć o maso-wego klienta. Jeśli taka jest jej nowa rola, to musi być efektowna i krzy-kliwa jak opakowanie batonów, go-rących kubków czy kosmetyków.

Prawdziwy fotoreportaż jest dość wyrafinowaną formą foto-dziennikarstwa, o treści widocznej w kadrze, ale także do wyobraże-nia sobie jej poza kadrami; o rozbu-dowanym, wieloplanowym rozkła-dzie akcentów, dopełniających pod-stawowy przekaz informacyjny. Dzi-siejsza kultura nastawiona jest na przekaz szybki i nieskomplikowa-ny w odbiorze. Fotoreportaż, tak jak reportaż pisany, wymaga refleksji i wrażliwości odbiorcy, a na dokład-kę, by go w pełni zobaczyć, wyma-ga pewnej przestrzeni na stronie ga-zety i właściwej aranżacji graficz-no-edycyjnej, pozwalającej zaak-centować główne kadry i wzmocnić je obrazami dopełniającymi. Dziś żaden wydawca nie odda takiej po-wierzchni na fotoreportaż, jak mia-ło to miejsce dziesiątki lat temu w tygodnikach „Świat” czy „itd”. Ta forma jest dziś zbyt skomplikowana i w związku z tym niesprzedawal-na i nie ma dla niej miejsca w nowej, urynkowionej prasie drukowanej.

Po co objaśniaćWarto pamiętać, że głównym dzi-

siejszym źródłem informacji są me-dia elektroniczne - internet i telewi-zja. Na ekranach pojawiają się naj-świeższe wiadomości i dzieje się to niemal na bieżąco. Dzienniki, nie mówiąc o tygodnikach, nie mogą z nimi konkurować. To kolejny powód, by nie publikować obrazów zawiera-jących informacje, które dzień wcze-śniej dotarły już do odbiorców. Wy-jątkiem są ludzkie dramaty i skan-dale, najlepiej z udziałem znanych osób. Media dawno temu wytwo-rzyły wielkie zainteresowanie nie-szczęściami i potknięciami ludzkimi. Wojny, wypadki, powodzie, trzęsie-nia ziemi, porachunki gangsterskie, sceny z życia polityków i gwiazd to są aktualne tematy fotograficz-ne dla prasy. Redakcje wykorzystu-ją sytuację, że fotografia to medium „gorące”, nieznikające sprzed na-szych oczu w przeciwieństwie do fil-mowych migawek z wiadomości te-lewizyjnych. Zdjęcie zawsze odnaj-dziemy na tym samym miejscu na stronie gazety, zawsze możemy do niego powrócić i zobaczyć jak pre-zydent Stanów Zjednoczonych po-tknął się i przewrócił. Z jeszcze większym zaciekawieniem ogląda-ne są zdjęcia powykręcanych wra-ków pociągów po katastrofie, rozje-chanego na miazgę samochodu oso-bowego czy statku, który za sprawą fali tsunami osiadł na dachu dwu-piętrowego budynku. Nie wierzymy, że to możliwe, a jednocześnie cie-szymy się, że nas tam nie było.

Czy w tym potoku zdjęć sen-sacyjnych i skandalizujących jest jeszcze miejsce na objaśnianie ży-cia zwykłych ludzi, ich codzienno-ści, czasem męczącej i doskwierają-cej swoją powtarzalnością, ale cza-sem dającej mnóstwo radości z każ-dego kolejnego przeżytego dnia, w którym nic złego się nie przytrafiło. Czy codzienność przeżywana przez większość z nas w podobny sposób mogłaby zainteresować dzisiejsze media? Niestety nie ma ona w sobie nic skandalizującego. Traktorzysta musi przejechać sam siebie, a sa-motna matka zamknąć syna w po-koiku i nigdy nie wypuścić go mię-dzy ludzi, by takimi zwykłymi ludź-mi media zechciały zainteresować się. Ale to dziwność ich zachowań przyciągnie uwagę, a nie oni sami. Skandal i dramat są codzienną stra-wą prasy i programów informacyj-nych, bez tego pokarmu są skazane na całkowitą porażkę. Codzienność, po przegonieniu jej z prasy, przenio-sła się do seriali i na łamy prasy już nie powróci, bo lepiej jej w bajko-wym świecie niekończącej się opo-wieści o nierealnym, w miarę po-godnym życiu.

W poszukiwaniu nowego miejscaCzy brak fotoreportażu w gazetach oznacza jego koniec? Okazuje się, że im gorzej z nim w prasie tym le-piej na konkursach fotografii pra-sowej, więc może jest jeszcze przed nim przyszłość? Oglądając corocz-

nie wystawy i publikacje pokazują-ce prace nagrodzone na konkursach World Press Photo, Pictures of the Year International czy naszym kra-jowym Grand Press Photo widać, że fotoreportaż żyje. Ciągle odkrywa nowe tematy, a czasem nowe środ-ki wyrazu. Estetyka współczesno-ści ma inny wymiar i nie kontynuuje pomysłów z poprzednich okresów. Zmiany nie mają rewolucyjnego charakteru, ale daje się je zauważyć.

Jeśli fotoreportaż opuścił pra-sę drukowaną, to gdzie możemy go znaleźć? Dziś podobno wszystko jest w internecie, a jeśli nie, to naj-wyraźniej nie istnieje. Zaglądając do świata wirtualnego widać, że fo-toreportaż usadowił się tu całkiem dobrze, ale by mógł dobrze wpa-sować się w tę niematerialną prze-strzeń przemienia się, by był wi-doczny i wzbudzający zaintereso-wanie. Na internetowych stronach gazet odnajdziemy znane z prasy klasyczne ciągi zdjęć opowiadają-cych o rzeczywistości. Ciągle są ty-tuły mające powodzenie u czytelni-ków, ale niespiesznie sięgające po nowinki warsztatowe i estetyczne. Wykorzystują dawno wypracowane formy opowiadania kadrami o świe-cie i jego mieszkańcach.

Więcej niż fotoreportażObok klasycznych form daje się za-uważyć nowe propozycje, które znajdziemy także wśród katego-rii konkursowych na WPP czy POYi. To fotokast i wypowiedź rozbudo-wana do kilkudziesięciu zdjęć, co w klasycznym reportażu nie zdarzało się. Fotokast jest ciągle na począt-ku swojej drogi. Niektórzy twier-dzą, że to ślepa uliczka, prowadzą-ca donikąd. Dla innych to prawdzi-wa przyszłość fotografii o repor-terskim charakterze. Oglądając rozmaite realizacje widać, jak ma-terię fotokastu przeciągają między sobą radiowcy, filmowcy i fotogra-fowie. To jednak nie jest ani film ani radio. Fotokast w dużej mierze ba-zuje na gorącym medium fotografii, zatrzymując na dłuższy czas oko patrzącego na jednym obrazie. Ma-

ło tego, korzystając z techniki zbli-żonej do filmowej, dokonuje zbliżeń na poszczególne fragmenty kadru i wzmacnia ich działanie. Odzwycza-jeni od fotoreportażu w prasie ma-my pewne problemy przy percep-cji wieloelementowego i wielopla-nowego zdjęcia, nowe narzędzia pokonują ten kłopot. Dźwięk oży-wia ciąg obrazów, ale nie może być zwykłym gadaniem, jak w telewizo-rze zza kadru. Ma podobnie jak ob-raz wywoływać wrażenie, wzmac-niać przekaz, a w szczególnych sy-tuacjach konieczne jest sięgnięcie po narrację dźwiękową, toczącą się równolegle z obrazową, by komplet informacji dotarł do odbiorcy. Kadry filmowe dynamizują opowieść i po-zwalają szybciej przejść od jedne-go mocnego kadru do następnego. Przed fotokastem jest przyszłość o ile pozostanie w rękach fotografów, jeśli stanie się inaczej, to utonie wśród krótkich filmów dokumental-nych. Obok fotokastu zauważalną nowością są obszerne cykle zdjęcio-we. Na konkursie POYi poświęcono im kilka kategorii. Takie wielozdję-ciowe opowieści dość łatwo zamie-niają się w autorskie publikacje al-bumowe (taka kategoria także po-jawiła się na POYi), prezentacje wy-stawowe i internetowe.

Stefan żądziJak widać fotografia rzeczywistości żyje, choć powoli przesuwa się na inne miejsce. Coraz bardziej zaczy-na być sztuką, bo jest coraz trud-niejsza w odbiorze, ale wcale nie dlatego, że fotografowie nagle sta-li się niesłychanie wyrafinowani, to odbiorca radykalnie opuścił się in-telektualnie i ma poważne kłopo-ty w zrozumieniu, co do niego mó-wią fotoreporterskie kadry. Wy-dawcy prasy, wsłuchani w gusta od-biorców, wolą pogonić ambitnych fotografów niż zrezygnować z Pa-na Stefana stale kupującego gazetę dla ładnych i prostych obrazków.

Andrzej Zygmuntowicz

| 1 |

Jak miewa się fotoreportaż?Pytanie jak miewa się dzisiaj fotoreportaż zadawane jest przez coraz większy krąg fotografujących i oglądających fotografię. Patrząc na polski rynek fotografii pra-sowej ma on się wręcz fatalnie. Właśnie wyrzucono fotografów z „Gazety Wybor-czej” i „Rzeczpospolitej”. W wielu innych tytułach operację czyszczenia działów foto wykonano już wcześniej. Kancelaria Premiera też wyrzuciła fotografa.

dRuGA PubliKAcJA o PRoJeKcie „WARSZAWSKie SPotKAniA Z fotoGRAfią doKumentAlną” fSd.edu.Pl

Przechodzimy i nie zauważamy

ciąg dalszy nastąpił

| 2 | | 3 |facebook.com/spotkaniazfotografia fotoreportaz.org.pl

Zespół redakcyjny: Dominika Kucner, Mateusz Grochocki, Mirek Kaźmierczak, Kamila Leśniak, Beata Mielcarz, Paweł H. Olek (redaktor prowadzący), Maria Wachowiak.Felieton: Andrzej ZygmuntowiczKorekta: Aneta GrabskaWydawca: Fundacja na rzecz Rozwoju Szkolnictwa Dziennikarskiegoul. Nowy Świat 69 p. 307, 00-046 Warszawatel. (22) 55 20 293e-mail: [email protected]/spotkaniazfotografiaNakład: 6 tys. egzemplarzyDruk: Presspublica Spółka z o.o.Sfinansowano ze środków m. st. WarszawyDłuższa wersja rozmów z fotografami dostępna jest na stronie www.fotoreportaz.org.pl oraz www.pdf.edu.pl

Prasy już nie maliczą się dla mnie emocje, a nie tylko przypięcie orderu – mówi Wojciech Grzędziński, który od roku fotografuje dla Kancelarii Prezydenta. co-dziennie towarzyszy prezydentowi w jego pracy i podróżach zagranicznych.

„Rytuały przejścia” to może być projekt realizowany przez całe życie. Jak powstaje – opowiada Przemysław Pokrycki.

fundacja Szkolnictwo dzienni-karskie dzięki dofinansowaniu m.st. Warszawa przez siedem miesięcy będzie realizować cykl spotkań z fotoreporte-rami i fotografami dokumen-talnymi. Jest to kontynuacja ubiegłorocznego projektu Warszawskie Spotkania z fo-tografią dokumentalną.

czy fotografuję ślub. Ważne, by się rozwijać, realizować i w pewien sposób czuć, że dobrze się wykonuje zadanie. Staram się po prostu wykonywać dobre zdjęcia.

Wydaje mi się, że zmienia się docenianie pracy fotografa przez instytucje państwo-we. Wynika to również z tego, że fotografia prasowa przestaje istnieć. Schodzi do takie-go poziomu, który nie jest akceptowalny dla biur prasowych i nie mogą opierać swoich ser-

wisów na agencjach zewnętrznych. Muszą za-trudniać swoich fotografów, a to dla fotogra-fów sytuacja bardzo dobra.

czym praca w Kancelarii Prezydenta różni się od tej w prasie?Kiedyś znacznie się różniła i to był powód, dlaczego wprowadzono zmiany. Staramy się, żeby serwis prezydenta był serwisem aktu-alnym, a nie mocno post factum. Zsyłamy zdjęcia równie szybko jak redakcja online. To jest kwestia dobrej organizacji pracy i sprzę-tu. Możemy przygotowywać materiały nawet szybciej niż niejedna redakcja.

Mam więcej sytuacji do sfotografowa-nia, więcej obowiązków. Jeśli w jednym dniu są trzy wydarzenia medialne, które fotogra-fuje prasa, to ja w przerwach mam dodatko-wo pięć, które później można zobaczyć na stronie prezydent.pl. To są czasem spotkania prywatne, półprywatne czy w wąskim gro-nie, gdzie prasa nie ma wstępu, jak chociażby podczas spotkania w Trybunale Konstytucyj-nym. Muszę fotografować ileś sytuacji przed i po w czasie, które fotograf pracujący dla ga-zety czy agencji normalnie może poświęcić na wysyłkę i opis zdjęć.

Więcej pracy jest w biurze prasowym?Dużo więcej pracy niż w prasie. Standardy, które wprowadziliśmy w ubiegłym roku po-wodują, że ten serwis jest rzeczywiście aktu-

alny i na tyle dobry, na ile pozwalają nam wa-runki, w których pracujemy. Mam wrażenie, że jest to jeden z ciekawszych serwisów Pa-łaców Prezydenckich w Europie. Myślę, że nie mamy się czego wstydzić porównując się np. do fotografii Baracka Obamy robionych przez zespół Pete’a Souzy.

od czego zależy dostęp fotografa prezydenta do jego osoby?Od polityki medialnej i samej fotografowanej osoby. Na przykład w Niemczech jest zupełnie inny dostęp, znacznie mniejszy. Tam robią bar-dzo fajne materiały, ale dużo mniej publiku-ją. Po prostu mają założenie, że to ma być taki bardzo oficjalny wizerunek i tego się trzymają. To kwestia celów, które fotografia ma realizo-wać. Poza celem informacyjnym to także two-rzenie dobrego wizerunku głowy państwa.

czy wzorujecie się na zachodnich fotografach?Kierujemy się prostymi zasadami reportażu. Staramy się, żeby te zdjęcia nie odbiegały po-ziomem od zdjęć reporterskich, takich, jakie powinny być publikowane w prasie. Nie robi-my niczego, co by wychodziło poza standard dobrej reporterki.

Są media tradycyjne i media społeczno-ściowe, gdzie aktywność medialna wszyst-kich prezydentów była i jest wysoka. Bardzo zmienia się rynek medialny. Media społecz-nościowe odgrywają porównywalną lub na-wet większą rolę niż tradycyjne środki prze-kazu. Przegapienie tego momentu byłoby po prostu karygodnym błędem. To są zmiany wymuszone czasem. Stany są zupełnie na in-nym poziomie rozwoju infrastruktury teleko-munikacyjnej. Facebook w telefonie ma prak-tycznie każdy. Tam naprawdę media społecz-nościowe odgrywają większą rolę niż trady-cyjne. Poza tym docierają do zupełnie innej grupy odbiorców.

W Stanach Zjednoczonych wybory prezy-denckie to spektakl, który jest bardzo dłu-go pompowany. Od lat było to wielkie wyda-rzenie. Wybory w USA są ważniejsze, bo jest to jedno z największych mocarstw na scenie międzynarodowej. Amerykańskie społeczeń-stwo jest bardziej otwarte od innych mocar-stwowych społeczeństw.

Gdy rok temu zaczynał Pan tę pracę, stwierdził, że chce fotografować prezydenta jako „normalnego człowieka, który piastuje ważne stanowisko”. udało się?Chcę pokazać człowieka na urzędzie, to jest cel, który mi przyświeca. Liczą się dla mnie emocje, a nie tylko przypięcie orderu. Nie chcę przełamywać bariery między nami. Nie chcę

się zbliżać zanadto do osoby, którą fotogra-fuję. Robię swoją pracę i staram się to robić jak najlepiej. Nie spoufalam się z osobą foto-grafowaną.

Jestem wyłącznie od tego, by fotografo-wać, ale mam wrażenie, że taka cienka nić za-ufania między nami musi być. Jeśli ufa mi, to tego zaufania staram się nie nadużywać. To wszystko idzie w dobrą stronę. To jest zresz-tą cała tajemnica tej pracy. Czasami wydaje mi się, że łapię te momenty, w których Broni-sław Komorowski przestaje być postrzegany jako osoba-instytucja.

Jak Pan współpracuje z ochroniarzami prezydenta?Nie przeszkadzamy sobie, żyjemy bardzo do-brze. To są zresztą świetne chłopaki. Oni są od tego, żeby zapewnić prezydentowi bezpie-czeństwo. Nie od nich zależy, kiedy ja foto-grafuję i co fotografuję. Potocznie uważa się, że funkcjonariusze przeszkadzają w fotogra-fowaniu, a tak nie jest. Mają swoje procedury i starają się nimi nie zasłaniać w miarę możli-wości. Natomiast jeśli w tłumie dziennikarzy są osoby, które mogą stanowić potencjalne zagrożenie, to oni skupiają się przede wszyst-kim na tym, by wykonać swoją pracę. Nie mo-

gą doprowadzić do sytuacji, w której prezydent może być zagrożony.

Prasa zwykle krytykuje urzędników państwowych. nie czuje się Pan, jakby fotografował z drugiej strony barykady?Nie. Jestem wychowany na starej szkole dziennikarskiej, czyli szkole największego obiektywizmu. Jestem od te-go, żeby fotografować, a nie piętnować czy pochwalać.

Moja praca nie zmieni-ła się. To potoczne myślenie, że jestem po drugiej stronie barykady. Dla mnie baryka-dy nie ma. Robię tą samą ro-botę. Jedyna różnica w mojej pracy jest taka, że teraz mam swobodę w poruszaniu się po miejscu wydarzenia.

Zawsze staram się zacho-wać obiektywność. Dalej czuję się fotoreporterem, czyli czło-wiekiem, który opowiada hi-storię poprzez zdjęcia. Jest to pewna forma dziennikarstwa, być może niszowa, ale nadal jest to część dziennikarstwa. To, że pracuję dla kancelarii nie zmienia moich poglądów.

czy realizuje Pan jeszcze inne projekty? „Ślub”, jest ostatnim projektem, który reali-zuję. Natomiast fotograficznie mam jeszcze jeden rozgrzebany projekt, który w tym roku ciągnę, ale zajmę się nim jak ogarnę ten chaos związany z projektem „ślub”.

rozmawiał Mateusz Grochocki

Wojciech Grzędzińskifotoreporter, pracował w „Super Expressie”, „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku” i jako freelan-cer dla agencji informacyjnych (Reuters, AFP). W fotografii interesuje się człowiekiem za-nurzonym w codzienności oraz w sytuacjach ekstremalnych. Uczestniczył w warsztatach fotograficznych organizowanych VII Pho-to. Współzałożyciel Napo Images. Jego prace były wielokrotnie nagradzane w konkursach fotograficznych (World Press Photo, Grand Press Photo, Newsreportaż, BZ WBK Press Photo). Od 2011 roku pracuje w Kancelarii Pre-zydenta RP. Najnowsze zdjęcia można zoba-czyć na stronie www.prezydent.pl.

7 mAJA 2012, SPotKAnie Z WoJ-ciechem GRZędZińSKim „międZy PRAWdą A PRoPAGAndą”

Jakie są Pana obowiązki w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej?Codziennie fotografuję prezydenta, jednak najwięcej zdjęć robię podczas podróży. Wte-dy mam najbliższy kontakt z fotografowaną osobą. Poza zadaniami czysto fotograficz-nymi, mam jeszcze obowiązki wynikające z prowadzenia zespołu, sporo pracy papierko-wej. Poza tym dochodzi obsługa fotograficz-na ministrów.

Sesje ze światłami i aranżacją to też Pana zadania?Tak, wszystko od A do Z.

W jaki sposób trafił Pan do Kancelarii Prezydenta?To był naprawdę przypa-dek. Kancelaria potrzebowa-ła zmiany, oddechu i gdzieś w rozmowie padło moje nazwi-sko. Spotkałem się z Joanną Trzaską-Wieczorek, dyrekto-rem Biura Prasowego KPRP, której wcześniej nie znałem. Spotkaliśmy się, przedstawi-łem co można zrobić, ona do-dała swoje pomysły i z tego wyszła ciekawa koncepcja do-kumentowania pracy głowy państwa.

W Kancelarii była potrze-ba zmian w podejściu do foto-grafowania prezydenta. Zmia-na jakości zdjęć, ale też prze-projektowania strony interne-towej, która została w dużo większym stopniu oparta o fo-tografie. Obecnie ta strona ży-je zdjęciami. Wcześniej wyko-nywałem różne serwisy pra-sowe, chociażby dla Festiwalu Chopinowskiego. Technicznie wygląda to tak samo, meryto-rycznie trochę się zmieniło.

Jest Pan zadowolony ze swojej pracy?Cieszę się z miejsca, gdzie pracuję, bo daje mi to sporo doświadczeń. Kiedy nowe doświad-czenia się skończą i znudzę się tą pracą albo praca mną, to znajdę następną, pójdę dalej.

Obecnie w Polsce można robić wiele rzeczy w fotografii. Fotografia to nie tylko aparat cyfrowy i fotografowanie dla gazet. Fotogra-fia to jest coś wspaniałego, nieskończonego.

Wcześniej to była praca w prasie. Skąd zmiana?Prasy już nie ma. Półtora roku przed przyj-ściem do Kancelarii Prezydenta odszedłem z prasy, bo prasa zaczęła się kończyć dawno te-mu. To co wiele lat temu robiłem w prasie, dziś nie ma miejsca. W jednej z ogólnopolskich gazet zatrudniono bardzo młodych chłopców i dziewczynki, którzy dostali aparat w prezen-cie od rodziców i to jest ich cały kapitał, bo umiejętności nie mają praktycznie żadnych. W innej pracuje tylko dwóch fotografów.

miejscem pracy dla fotoreportera są biura prasowe, a nie gazety?Każde miejsce jest dobre. Biura prasowe są jednym z nich. Tych miejsc pracy paradok-salnie jest bardzo dużo, tylko trzeba je zna-leźć. Nie widzę nic złego w tym, że fotografu-ję dla Biura Prasowego KPRP , robię portrety

fot. Wojciech Grzędziński/prezydent.pl

„Zadanie Warszawskie Spotkania z Fotografią Dokumentalną - od informacji do uwodzenia odbiorcy” jest realizowane dzięki dofinansowaniu ze środków m. st. Warszawy

fotografował Pan swoją rodzinną miejsco-wość. te prace były pokazane na wystawie „moja ojczyzna”. był Pan fotoreporterem „Przekroju”, teraz realizuje projekt „Rytu-ały przejścia”. Które z tych zajęć daje naj-więcej satysfakcji?„Moja ojczyzna” była dla mnie ważna, gdyż to powrót do miejsc z dzieciństwa. Teraz zajmu-ję się „Rytuałami przejścia”, które dokumen-tują najważniejsze momenty w życiu człowie-ka - chrzest, pierwszą komunię świętą, ślub i pogrzeb. Ten projekt też jest częściowo o mnie. Sfotografowałem własny ślub, chrzci-ny córki, pogrzeb dziadka.

Z czasem wyszedł on poza krąg znajomych, tworząc szeroki przekrój społeczeństwa. Mam sfotografowane śluby rolników, arystokracji, pogrzeby ofiar katastrofy smoleńskiej. Chciał-bym mieć jeszcze np. zdjęcie pogrzebu starego górnika ubranego w mundur.

Skąd wziął się pomysł na cykl?Dostałem zlecenie z „Przekroju” na zdjęcie komunii. Przebieg tych uroczystości był po-dobny, ale dostrzegłem też pewną różnorod-ność, którą chciałem pokazać. Dlatego foto-grafowałem tym samym aparatem i obiek-tywem, w jednakowym świetle, ustawiając najważniejsze osoby w środku kadru. Osoby będące z boku często nie były świadome, że jest robione zdjęcie. Dzięki nim fotografie są tak różne, ciekawe.

Fotografując śluby i komunie zauważyłem podobieństwa w obu wydarzeniach. Uczest-nicy są pięknie ubrani, na stole jest najlepsze jedzenie. Do pełnego obrazu życia człowieka brakowało mi jeszcze zdjęć chrztów i pogrze-bów. Odwołując się do definicji Arnolda van Gennepa nazywam te wszystkie uroczystości rytuałami przejścia. To moment, w którym kończy się jeden etap życia i zaczyna dru-gi, świętowanie podkreśla jego ważność. Jest obecny w różnych religiach i kulturach. Dla-tego fotografuję katolików, prawosławnych, niewierzących.

Jaki jest cel tworzenia cyklu „Rytuały przejścia”?Zdjęcia do cyklu wykonuję od ośmiu lat i nie zamierzam go na razie kończyć, może się więc okazać, że będzie tworzony przez dwa-dzieścia lat lub dłużej. Udokumentowanie te-go, co dzisiaj widzimy jest ważne dla socjo-logów, antropologów kultury, ekonomistów. Będą oni w stanie zaobserwować np. jak się

Przez ostatnie lata obserwujemy szybki rozwój fotografii w Polsce, pojawiły się no-we znaczące nazwiska autorów nagradza-nych na najważniejszych konkursach foto-grafii dokumentalnej i prasowej jak Woj-ciech Grzędziński, Anna Bedyńska, Dorota Awiorko-Klimek i wielu innych.

Spotkania te mają na celu wprowadze-nie w społeczny obieg „sztuki wysokiej”, uczenie wrażliwości na sztukę. Projekt za-kłada zorganizowanie pięciu dwugodzin-nych spotkań z wybitnymi współczesnymi fotografami, tworzącymi pejzaż nowej pol-skiej i światowej fotografii dokumentalnej. Są to dwugodzinne spotkania z autorem i dotyczyć będą m. in. takich zagadnień:

7 maja, Wojciech Grzędziński • - „Między prawdą a propagandą”, sposoby fotogra-fowania przywódców politycznych. Wizje świata i człowieka.18 czerwca, Przemysław Pokrycki • - „Społeczne aspekty rytuałów”, rytuały przejścia, rytualne zwyczaje Polaków.3 września, dorota Awiorko-Klimek• - „Współczesny polski wschód”, czar czy smutek prowincji. Na Lubelszczyźnie, gdzie pracuje, nie ma wielkiej polityki, ani wydarzeń, którymi żył świat. Zazwy-czaj jej fotografie pokazują mozaikę ludz-kich losów, wydarzeń tragicznych lub za-bawnych.8 października, cezary Sokołowski• - „Polska dla zagranic”, o zdjęciach robio-nych przez członka światowych agencji fotograficznych Czarka Sokołowskiego, jak można i jak chcą zobaczyć Polskę wy-dawcy prasy zagranicznej.19 listopada, Anna bedyńska• - „Czy foto-grafia jest kobietą”, wpływ osobowości, charakteru oraz wiedzy fotografa na te-mat, który fotografuje rozważania teore-tyczne. Czy istnieje fotografia kobieca – wybór bohatera i tematu, na przykładach współczesnych fotografek i fotografów. Kobieta w centrum uwagi. Czy jest praw-dą, że mężczyźni widzą inaczej? Dysku-sja na przykładzie projektu autorki “Jed-na ciąża dwudziestu...”. Dlaczego foto-grafce mogłoby być łatwiej - anegdoty z życia autorki.

Wszystkie spotkania odbędą się w kluboka-wiarni Chłodna 25 znanym miejscu spotkań ludzi sztuki i kultury. Wstęp na spotka-nia jest wolny. Moderatorem spotkań bę-dzie wybitny teoretyk fotografii fotorepor-tażowej i dokumentalnej Andrzej Zygmun-towicz, przewodniczący Rady Artystycznej Związku Polskich Artystów Fotografików i kierownik Akademii fotoreportażu.

zmieniała moda czy zamożność ludzi. Zebra-ne fotografie zostaną przeze mnie również wydane w formie książki.

W tym projekcie niektóre fotografie wyda-ją się być do siebie podobne, np. te ze ślu-bów. Jak bardzo ingeruje Pan w powstawa-nie zdjęć?Mam wcześniej zaplanowany wygląd zdjęcia. Ustawiam osoby fotografowane za stołem i robię zdjęcie na wprost. Czasami ustawiam się z boku, tak pod kątem 45 stopni w sto-sunku do nich, ważne jest, aby główni boha-terowie byli w centrum. Jeżeli jest mało miej-sca i nie można zrobić zdjęcia za stołem, wy-konuję je w charakterystycznym miejscu, któ-re mówiłoby coś o tych ludziach.

czy inspiruje się Pan jakimś fotografem tworząc cykl, np. Zofią Rydet?Jest często przywoływana w kontekście mo-ich zdjęć i faktycznie to moja inspiracja. A je-śli chodzi o kolor, to istotny jest dla mnie Mar-tin Parr. Nie wszystkie moje prace są śmier-telnie poważne, czasami kryje się w nich żart.Planuje Pan kolejne projekty?

Przede wszystkim będę zajmować się „Ry-tuałami...”. W ciągu roku powstaje 30 lub 40 zdjęć, więc nie jest to absorbujące. Mam czas na inne projekty. Interesuje mnie socjologia. Mieszkam w blokach w brzydkiej miejscowo-ści i postanowiłem ją ładnie sfotografować. A zdjęcia wychodzą... ciekawe. Chcę pokazać to, co jest niesamowicie blisko każdego z nas. Przechodzimy obok tego, ale nie zauważamy.

rozmawiała Beata Mielcarz

Przemysław Pokrycki Od 1999 roku zawodowo zajmuje się fotogra-fią. Od 2005 roku skupiony jest na dokumen-tacji rytuałów przejścia: chrztów, komunii, wesel i pogrzebów. Właściciel firmy zajmu-jącej się fotografią okolicznościową - Mamel Pictures. Współzałożyciel Fundacji .DOC.

18 cZeRWcA 2012, SPotKAnie Z PRZemySłAWem PoKRycKim „SPołecZne ASPeKty RytuAłóW”

fot. Przemysław Pokrycki

fot.

M.K

aźm

ierc

zak

| 4 | | 5 |

Jak zaczęła się Pani przygoda z fotografią?W podstawówce, gdy bawiłam się z koleżan-kami, one się przebierały, były fryzjerkami, a ja chciałam je fotografować. Bardzo chciałamrobić zdjęcia i dlatego zapisałam się na kurs dla młodzieży na Starym Mieście, do Ani Cho-waniec. Tam nauczyłam się fotografować ca-merą obscura. Pakowałam do plecaka pięć zrobionych przez mnie „aparatów”, czyli ta-kich kartonowych pudełek i jechałam z nimi do centrum miasta robić zdjęcia.

Potem próbowałam się dostać na studia na UMCS. Zaniosłam swoje prace i pan, któ-ry był w komisji, powiedział, że te zdjęcia zro-bił profesjonalista, że go nie oszukam, bo on się na tym zna. Próbowałam go przekonać, że to moje, że mam już kilka nagród, ale bezsku-tecznie. Poszłam więc na studia zaoczne do Warszawy, w międzyczasie odbyłam praktyki w lubelskiej „Gazecie Wyborczej”, w której zo-stałam na kilka lat.

była Pani konsekwentna w dążeniu do zajmowania się fotografią. Tak, od początku wiedziałam, że chcę foto-grafować, ale już na studiach musiałam pra-cować. Pamiętam, że była w Lublinie waż-na konferencja, z której miałam zrobić zdję-cia dla „GW”. I był problem, bo o godz. 17.00 miałam być w drugiej pracy, w barze na Sta-rym Mieście. Mogłam do niej nie zdążyć. Kon-ferencja się opóźniła i pamiętam jak biegłam do redakcji z filmem w ręce. A potem szybko do drugiej pracy. Do baru weszli ci sami ludzie, których wcześniej fotografowałam jako fo-toreporter. Trochę się zdziwili widząc mnie ja-ko barmankę.

Studia w Warszawie, ale wybór padł na lublin jako miejsce do życia. dlaczego?

Warszawa jest piękna i ma coś w sobie, jed-nak nie jest to miejsce, w którym chciała-bym żyć. Dobrze jest tam pojechać na kon-cert czy wystawę. Jednak brakuje mi tam tle-nu, potrzebuję przestrzeni. Gdy zdarza mi się tam stać w korku przez dwie godziny, to my-ślę sobie wówczas, że to jest czas wyjęty z życia. A mogłabym go przecież spędzić ina-czej, przyjemniej.

czym jest prowincja?I w mieście i na wsi można znaleźć prowincję. Prowincja może być i w większych miastach, chętnie bym jej poszukała.

lublin jest prowincją?Pewnie dla niektórych tak, dla mnie nie. To zależy, z jakimi ludźmi obcuje, bo to oni two-rzą charakter miejsca.

Prywatnie i zawodowo jest Pani związana z lublinem. nie ciągnęło, by wyjechać?Miałam pęd do innego miasta, czy zagrani-cę, szczególnie na początku studiów. Brałam wtedy udział w konkursie „Gazety Wybor-czej”, „Dużego Formatu”, w którym w jury był Tadeusz Rolke. Nagrodą był etat fotoreporte-ra. Wysłałam zdjęcia i zapomniałam o tym. Zadzwonił do mnie Rolke i zaprosił do War-szawy, miał prowadzić mnie dalej w tym kon-kursie. Nie mogłam uwierzyć. Miałam zrobić kolorowe fotografie za pomocą camera ob-scura, pracowałam, więc nie miałam czasu

ani też, jako, że sa-ma się utrzymywa-łam, wystarczają-cych funduszy na to, żeby je wykonać. Ostatecznie nie wy-słałam zdjęć do na-stępnego etapu.

Jeździłam też stopem po Europie, postanowiłam na-wet zostać we Fran-cji, w Cannes. By-łam tam od wakacji, a wróciłam na Bo-że Narodzenie. My-ślałam, że zostanę dłużej. Nie wytrzy-małam, tęskniłam za Lublinem – po dłuższym czasie w Cannes było dla

mnie tak samo jak w Lublinie. W życiu chodzi o to, żeby znaleźć swoje miejsce, być z bliski-mi sobie ludźmi. To jest najważniejsze.

Jakie tematy Panią interesują?Lubię fotografować życie codzienne, takie tematy są dla mnie prawdziwe i różnorodne. Nie chcę przeżyć życia robiąc ciągle to samo. Polityka, krawaty, marynarki - to jest nud-ne. Nie lubię też sportu, ale staram się prze-łamywać. Będę niedługo robić fotoreportaż o sportsmence.

W fotografii prasowej jest miejsce na walor artystyczny?Oczywiście, im jest go więcej - tym lepiej. Nie wiem tylko czy ludzie go potrzebują w foto-grafii prasowej. Przy fotografii artystycz-nej pojawia się już inny odbiorca. Pracując w „Dzienniku Wschodnim” dostałam kiedyś za-danie sfotografowania muru. Zrobiłam to bardziej artystycznie. Wydawcy podobało się to zdjęcie, ale na pierwszą stronę dał inne. Gdy zapytałam go, odpowiedział, że w gaze-

cie nie ma miejsca na zdjęcia artystyczne. Nie rozumiałam tego, bo gazeta ma również edu-kować odbiorcę. Dlaczego z góry zakładamy, że ludzie tego nie kupią. Potem nauczyłam się oddzielać te dwa rodzaje zdjęć. Pracuję w gazecie i staram się dawać to, czego się ode mnie oczekuje. Po prostu szkoda nerwów.

dawniej zawód fotoreportera był kojarzony z misją. Jak to obecnie wygląda?Czasami żartuję, że niedługo będzie można zobaczyć prawdziwego fotoreportera tylko w muzeum. Fotoreporterzy są zwalniani. Lu-dzie, którzy czytają gazety sami wysyłają do nich zdjęcia. Jeszcze trzy lata temu, gdy pra-cowałam w dziale foto ludzie oferowali swoje zdjęcie w zamian za pieniądze. Dziś chcą za-istnieć, nie chcą już pieniędzy. Kolega Jacek Mirosław, który pracował dla „Sztandaru Lu-du” zaczynał w czasie, gdy był to zawód sza-nowany. Gdy fotoreporter wchodził do urzę-du, to otwierano przed nim drzwi, w redakcji miał swojego kierowcę.

Robiąc kiedyś zdjęcia spotkałam chłopa-ka z plecakiem załadowanym sprzętem foto-graficznym. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że on nie pracuje zawodowo jako fotore-porter. Robi zdjęcia, bo lubi i wysyła je potem do różnych redakcji. Po powrocie do dzienni-ka okazało się, że internauta przysłał zdjęcia i że moje nie będą publikowane. Zdjęcia inter-nauty są najważniejsze, mają pierwszeństwo nawet, jeśli moje są lepsze. On powie o zdję-ciu cioci, mamie i to zwiększy liczbę wejść na stronę. I o to chodzi gazetom (portalom).odbiorca gazety staje się jej twórcą.Internauta chce uczestniczyć w budowaniu gazety. Dąży się do tego, żebyśmy wszyscy ją tworzyli za darmo. Cierpi na tym jakość.

Jak może wyglądać przyszłość fotoreportażu i zawodu fotoreportera, kiedy papierowa prasa powoli przechodzi do historii?Faktycznie zapotrzebowanie na wydania pa-pierowe maleje, natomiast internet przez to, że potrzebuje dużo zdjęć, nasyca się amator-skimi fotografiami, niekiedy niskiej jakości. Odwrócenie spadkowego trendu jakości mo-że nastąpić wskutek wprowadzenia opłat za korzystanie z treści portali informacyjnych, o czym coraz częściej się słyszy. Wynikiem tego kontrowersyjnego rozwiązania będzie wzrost wymagań internautów.

Jednocześnie mam nadzieję, że umocni się pozycja magazynów prezentujących świetne

fotografie i znajdzie się miejsce na nowe ty-tuły prezentujące dokonania fotoreporterów.

fotoreportaż znowu przenosi się w obszar sztuki, do galerii?Od dłuższego czasu można zauważyć zacie-ranie się granicy pomiędzy dobrą fotogra-fią prasową a niektórymi rodzajami fotogra-fii artystycznej. Ta tendencja będzie się po-głębiać, bo jest coraz więcej zdolnych, ambit-nych fotoreporterów chcących pokazać swoje prace. Nie mając innych możliwości szturmu-ją galerie i inne miejsca, gdzie ten gatunek twórczości był dotąd nieobecny.

oglądając zdjęcia zrobione podczas demon-tażu pomnika lenina w Kozłówce można odnieść wrażenie, że fotografowany przed-miot – w tym przypadku pomnik – jest jak żywy człowiek. nasuwa się porównanie z ciałem zmarłego składanego do trumny. Widać w tych zdjęciach subiektywne podej-ście do tematu. czy uważa Pani, że możliwe jest zrobienie fotografii obiektywnej?

Wydaje mi się, że nie ma fotoreportera, który nie robiłby zdjęć z subiektywnego punktu wi-dzenia. Każdy z profesjonalnych fotografów ma swój styl, chociaż oczywiście może on być bardziej lub mniej wyrazisty. Każdy fotore-porter bardziej lub mniej „wchodzi” w temat. Czasami jednak fotoreporter robi zwykłe, in-formacyjne zdjęcie, bo tego wymaga od nie-go redakcja. Mimo to uważam, że nie da się uniknąć własnej interpretacji wydarzenia. Fo-tografując nie raz widzi się coś, czego nie do-strzega nikt inny. Dobrze jest, gdy zdjęcia fo-toreporterów różnią się między sobą, są roz-poznawalne, charakterystyczne, „wpadające w oko” – wtedy odbiorca je zapamiętuje.

na przestrzeni lat fotografia doroty Awiorko-Klimek się zmieniała. fotografia otworkowa, fotoreportaż. W jakim kierunkuteraz Pani zmierza?Chcę robić coś nowego. Po urodzeniu dziecka, jestem inna. Czuję, że uwolniłam się od pew-nych nawyków zawodu fotoreportera. Może za długo pracowałam na etacie, zresztą uwa-żam, że typowy zawód fotoreportera koń-czy się i trzeba zwrócić się ku nowym wyzwa-niom. Nie lubię stać w miejscu, bo się nudzę. Szkoda życia.

rozmawiały Kamila Leśniak i Beata Mielcarz

facebook.com/spotkaniazfotografia

najciekawiej na ulicyJak pracuje się dla jednej z największych agencji prasowych na świecie, opowiada cezary Sokołowski, od 30 lat współpracujący z AP.

możliwe jest pokazanie prawdy, a nie opinii o wydarzeniu?W fotografii prasowej prawda to podstawa. Funkcjonuje stara za-sada przeniesiona na dzisiejszy warsztat – to, co jesteśmy w stanie zrobić w ciemni fotograficznej, mo-żemy wykonać za pomocą kompu-tera. Przyciemniać, rozjaśniać, pod-ostrzyć. W ciemni nie istnieją no-życzki, nie ma możliwości wycięcia człowieka. Liczy się autentyczne przedstawienie wydarzenia, może-my pokazać je z innej płaszczyzny zachowując realia.

od ponad trzydziestu lat pracuje Pan dla zagranicznej agencji Associated Press. Jak każdy fotograf, poniekąd będąc od niej zależny. czy zmieniło się Pana myślenie o fotografii? Agencja daje możliwość robienia codziennie czegoś innego, a więc ustawiania się do tematu w od-mienny sposób. Pozwala rano foto-grafować politykę, wieczorem mo-dę. Dzięki temu po latach podcho-dzę do zadań z innym spojrzeniem.

Agencja posiada swój profil i określa oczekiwania wobec zdjęć, ale od pierwszego dnia pracy stara-łem się, oprócz tradycyjnych foto-grafii, robić parę odmiennych, żeby poszerzyć ofertę. Wysyłałem zdję-cia z zachowanymi zasadami i mo-

je wariacje: twarze, kolory ulicy. To uczy, że nie można podejść, zro-bić trzech zdjęć i powiedzieć: „a, już mam!”, trzeba czekać. Sytuacja nie trwa trzech minut tylko trzy se-kundy.

czyli poniekąd filozofia decydującego momentu?…i szczęście. Byłem we właściwym momencie, wyczekałem. Pamiętam zdjęcie Lecha Wałęsy, bardzo nie-standardowe, idzie po pasach, za nim świta, ale on trochę wcześniej, nagle kogoś zobaczył i wita się ge-stem radości. Wyglądało to jak słynne zdjęcie Beatlesów na przej-ściu dla pieszych. Trzeba propono-wać niestandardowe ujęcia, by ga-zety mogły je publikować.

Wprowadzenie stanu wojennego, życie w PRl-u, ruch „Solidarności” obserwował Pan również przez obiektyw aparatu. czy spojrzenie jako obywatela, rodaka różniło się od spojrzenia Polaka-fotografa?Pracując dla imperialistycznej agen-cji, jednej z największych na świe-cie, po pewnym czasie zorientowa-łem się, że poprzez: „Czarek, a zrób tak zdjęcie, a może tak byś to zro-bił?”, zaczęto w pewien sposób mną sterować, uczyć, jak zaspoka-jać potrzeby fotograficzne. Dawa-no delikatne wskazówki, więc w pe-

wien sposób zwracałem uwagę na konkretne osoby i wydarzenia.

czyli agencja kierowała myślami fotoreporterów?Nie dostawałem wypisanych wy-tycznych, ale delikatne sygnały, jak ma wyglądać materiał. Dopie-ro później, po analizie pewnych rze-czy zauważyłem, że służyły zacie-śnieniu moich zadań. Dostawałem informacje, że nie mogę bratać się z politykami, na przykład ogłaszać, że utożsamiam się tylko z „Soli-darnością”. Jeśli masz tam kolegów – w porządku, ale musisz mieć do wszystkiego dystans. To była poli-tyczna szkoła życia.

Pana fotografie ukazują się w międzynarodowych publikacjach. Jak chcą widzieć Polskę zagraniczni wydawcy prasy? Jeżeli zrobię dobrą fotografię ze zwykłą ulicą i Mercedesem albo wo-zem drabiniastym, pokazuję rze-czywistość. Inna sprawa, w jaki sposób zostanie odebrana. Przed-stawiam coś nowoczesnego, ktoś może pomyśleć o tym negatywnie. Jeżeli robimy dobry materiał o Pol-sce, który zostaje opublikowany, mamy nadzieję, że będzie rzetel-nie wykorzystany przez prasę, bez słownych przekrętów, pomyłek.

Pewnym jest, że nikogo nie intere-suje zdjęcie do dowodu, musi być interesujące, coś musi się dziać.

Powiedział Pan również, że „w fotografii chodzi nie tylko o to, żeby zdjęcie było mocne”. co ponadto decyduje o sile oddziaływania?Kwestia psychiki, niedopowie-dzenia. W doktrynach mojej fir-my nie ma epatowania śmiercią. Wszystko może być delikatnie ukryte, pozostawione wyobraźni. Duża grupa fotoreporterów my-śli, że jeśli zrobi zdjęcie z krwią na pierwszym planie, zdobę-dzie wszystkie nagrody świata na wszystkich konkursach.

Zdaje się, że również Pan…Faktycznie kiedyś myślałem: „o ra-ny, chciałbym zrobić mocne zdję-cie”, ale podejście zmieniało się podczas rozmów z moimi szefami.

Agencja nauczyła Pana subtelności?Wiedziałem, że pewne rzeczy nie przejdą. Jeśli przekażę mocne zdję-cie, na miejsce zdarzenia zostanie wysłanych pięć dodatkowych kare-tek. Dziś wygląda to jak autocenzu-ra, ale myślę, że w pewien sposób przemyślana, inaczej fotografie nie zostałyby opublikowane.

bardziej marzycielsko: gdyby miał Pan nieograniczone fundusze i mnóstwo czasu, o jakim wydarzeniu lub miejscu zrobiłby Pan reportaż?Najbardziej chciałbym wsiąść do samochodu, zabrać sprzęt, któ-ry jest mi potrzebny i po prostu je-chać. Zatrzymać się, porozmawiać z ludźmi, może powiedzą, że za 3 kilometry w prawo jest coś cieka-wego. Wolno, spokojnie. Jako agen-cja skupiamy się na głównej ulicy, a przecież interesujące rzeczy dzieją się również obok.

rozmawiała Dominika Kucner

cezary Sokołowski Pracuje dla Associated Press od 2 lutego 1981 roku. W 1991 roku wraz z czterema innymi fotogra-fami z AP otrzymał Nagrodę Pu-litzera. Fotografował przemiany demokratyczne w Polsce, Rumu-nii, Rosji, Albanii, b. Jugosławii. Fotografował wszystkie wizyty Jana Pawła II w Polsce.

8 PAźdZieRniKA 2012, SPo-tKAnie Z ceZARym SoKołoW-SKim „PolSKA dlA ZAGRAnic”

fotoreportaz.org.pl

internauta jest lepszy ode mnieW dużym mieście też może być prowincja, to ludzie tworzą charakter miejsca – wyjaśnia dorotą Awiorko-Klimek, która z wyboru została w lublinie.

dorota Awiorko-Klimekfotografuje od zawsze. Zdobywczyni „Zdję-cia Roku” Grand Press Photo 2006, II i III na-groda w kategorii wydarzenia – BZWBK Press Photo 2010, III nagroda w kategorii wydarzenia – Grand Press Photo 2010, I na-groda za fotoreportaż w kategorii wydarze-nie – Grand Press Photo 2011. Współpraco-wała jako fotoreporterka z Gazetą Wyborczą w Lublinie. Od roku 2002 pracuje dla Dzien-nika Wschodniego, zaś od sześciu lat kieru-je działem foto tej gazety. Fotografuje także dla Rzeczpospolitej i Agencji Forum. Jej zdję-cia publikowane są również na łamach cza-sopism ogólnopolskich.

3 WRZeśniA 2012, SPotKAnie Z doRotą AWioRKo-KlimeK „WSPółcZeSny Pol-SKi WSchód”

fot.

Cez

ary

Soko

łow

ski/

Ass

ocia

ted

Pres

s

Za

kulis

ami,

tuż

prze

d ro

zpoc

zęci

em d

ożyn

ek/f

ot.D

orot

a A

wio

rko-

Klim

ek

Wakacje w mieście/fot.Dorota Awiorko-Klimek

Życie codzienne nie jest fajne

fotografii nie można się nauczyć

Jak fotografować życie codzienne? najlepiej wyczekać na moment. o swoich zdjęciach mówi Andrzej mitura, uczestnik Akademii fotoreportażu.

Jak się rozwijać, gdy dojdzie się do twórczej ściany – opowiada daniel frymark, absolwent Akademii fotoreportażu.

fotografuje Pan dla miesięcznika „Policja 997”. to musi być ciekawa praca.Dokumentuję pracę policji, czasem jeżdżę w patrolach, chodzę na kon-ferencje prasowe, niekiedy robiąc zdjęcia bywam w ciekawych miej-scach. Podczas jednego z wyjaz-dów służbowych trafiłem do Bon-dar. Od razu to miejsce wydało mi się interesujące. Jak się okaza-ło w Bondarach znajduje się osie-dle dziewięciu bloków, wybudowa-nych dla ludzi wysiedlonych z kilku różnych wsi. Na zamieszkiwanym przez nich wcześniej terenie wła-dze PRL wybudowały Zalew Sie-mianówka.

Już wtedy zaczął Pan tam robić zdjęcia?Nie, ale po jakimś czasie spakowa-łem plecak i wróciłem tam. Mia-łem informacje jak ci ludzie się tam znaleźli i dlaczego. Po prostu wsze-dłem na osiedle i chciałem zoba-czyć jak żyją. Miałem kłopoty ze zdobyciem ich zaufania. Przez dwa dni siedziałem przed osiedlowym sklepem pijąc piwo i próbując na-wiązać pierwsze znajomości. Tam

poznałem pana Eugeniusza, jedne-go z wysiedlonych. To on podał mi pierwsze adresy. Od początku by-łem z aparatem, stawiałem spra-wę jasno, ludzie wiedzieli, po co tu jestem.

czyli nie znając nikogo chodził Pan i pukał do drzwi?Trochę tak to wyglądało. Wielu mnie nie wpuściło do domu, ale du-żo się dowiedziałem. Na początku chciałem robić tym ludziom portre-ty, bo to pewnego rodzaju wymów-ka, aby wejść do mieszkania, poroz-mawiać z nimi, a później znowu do nich wrócić z odbitką. W ten sposób budowałem pewną więź, zaprzy-jaźniałem się i to była też szansa zrobienia zdjęć życia codziennego.

Wszystkie Pana materiały dotyczą życia codziennego. trudno opowiada się w ciekawy sposób o czymś, co na pozór ciekawe nie jest. Jak to się udaje?Żeby mieć kilka fajnych zdjęć, po-trzebuję dużo czasu, nie tylko po to, aby ludzie mnie zaakceptowa-li, ale też, żeby się coś wydarzy-ło. Życie codzienne nie jest faj-

ne… to znaczy zdarzają się cieka-we sytuacje, ale trzeba je wyczekać i ograniczyć materiał do kilkuna-stu zdjęć, a to wymaga czasu - tak jak mój projekt „Ojciec i syn”. Ży-cie Władysławów (imiona bohate-rów fotoreportażu „Ojciec i syn”) jest zwyczajne. Wstają rano, kar-mią kury, wyprowadzają konia, go-tują zupę, idą do sklepu, karmią kury jeszcze raz, wracają i tyle. Co-dziennie dzieje się to samo. Od święta jadą na odpust do siostry i to dla nich jest wydarzenie. Jednak jest coś w ich życiu, jakaś tajemni-ca, która mnie wciągnęła.

Jak trafił Pan na temat „ojciec i syn”?Było w tym trochę przypadku. Kiedyś pojechałem na plener fo-tograficzny w okolice Białowieży. Spotkałem tam pana Władysła-

wa. Po krótkiej rozmowie zapro-sił mnie do domu. Zrobiłem kilka zdjęć, również jego żonie. Nie pla-nowałem, że tam jeszcze wrócę, jednak nie dawało mi to spokoju. Pojechałem tam jakiś czas później i postanowiłem spróbować opo-wiedzieć o ich życiu. Podczas pra-cy nad materiałem dowiedziałem się, że zmarła pani Aleksandra, a zrobione przeze mnie zdjęcia były jedynymi jej fotografiami. W ten sposób zaczęła się opowieść o sa-motności ojca i jego relacji z doro-słym, niepełnosprawnym umysło-wo synem.

ludzie chcą oglądać takie zdjęcia?Nie wiem czy ciekawi to zwykłych ludzi, być może. Zainteresowane są na pewno osoby związane z fo-tografią, fotoreportażem.

Większość Pana projektów jest smutna.Tak, chociaż całkiem niedawno zrobiłem fotoreportaż o Mistrzo-stwach Świata Kurierów Rowero-wych. Te zdjęcia nie są smutne, ra-czej neutralne. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale dobrze czuję się w smutnych projektach.

rozmawiał Mirek Kaźmierczak

Andrzej mituraFotografuje dla miesięcznika „Po-licja 997”. Interesuje go dokument społeczny. Skupia się na tym, co go otacza, co jest blisko i nie wy-maga dalekich podróży, co daje możliwość wielokrotnego powro-tu. W 2009 roku ukończył warsz-taty Akademii Fotoreportażu Fun-dacji Szkolnictwo Dziennikarskie, działającej przy Uniwersytecie Warszawskim. Jego największymi osiągnięciami są: II miejsce w kon-kursie BZ WBK Press Foto w kate-gorii cywilizacja za reportaż „Przy-jaciele”, III miejsce w VII Ogólno-polskim Biennale Fotografii Ko-chać Człowieka za fotoreportaż “Ojciec i Syn”, wyróżnienie na Mię-dzynarodowym Festiwalu Foto-grafii Młodych w Jarosławiu za materiał „Osiedle”, nominacja do Prasowego Zdjęcia roku 2009 za fotoreportaż „Klinika”. Więcej: andrzejmitura.com.

fot. Anna Bedyńska

| 6 | | 7 |

Powiedziała Pani kiedyś, że „70 procent zdjęć to pokora i cierpliwość, a reszta to wrażliwość i umiejętność przewidywania”. czy w swojej pracy zdarza się Pani kierować metodą „decydującego momentu” henry’ego cartiera bressona?Tak, sposób fotografowania Bressona jest dla nas fotoreporterów niedoścignionym wzorcem pracy. Złapanie „decydującego mo-mentu”, czyli znalezienie takiej chwili, gdy kilka planów, na których coś ciekawego się dzieje, nałoży się na siebie, jest nie lada sztuką. Taka praca wymaga pokory, by od-szukać właściwe miejsce i dać sobie czas na wyczekanie odpowiedniej chwili.

Z Pani fotografii wypływa wrażliwość na drugiego człowieka. często to historie ludzi, których skrzywdził los. chore dzieci, niepełnosprawni, narkomani - to nie są łatwe tematy. mimo to, Pani fotografiajest intymna, ma się wrażenie jakby się było blisko bohaterów. To prawda, zawsze staram się być jak najbli-żej człowieka. Ideą reportażu jest wniknięcie w temat jak najgłębiej. Najważniejsze jest dać sobie czas, aby jak najlepiej poznać bo-hatera. Trudne tematy są dla mnie wyzwa-niem, dają dużą satysfakcję, lecz nigdy nie pozostawiają mnie obojętną. Jeden ze swoich pierwszych reportaży, zrealizowany w dzie-cięcym szpitalu odchorowałam fizycznie. Lu-dzie, których tam spotykałam chcieli podzie-lić się swoim nieszczęściem. Traktowali mnie jak spowiednika. Należy liczyć się z tym, że w takiej pracy, poza sferą czysto fotograficzną, jest dużo elementów socjologii i psychologii. Oczywiście cieszę się, gdy obok trudnych te-matów mogę realizować te lżejsze. Staram się tak wyważyć tematykę moich prac, aby móc zachować równowagę psychiczną.

Poprzez projekt „Jedna ciąża - dwudziestu…” stara się Pani podjąć dyskusję z odmiennością fotografii kobiecej od męskiej. czy według Pani mężczyźni faktycznie patrzą inaczej niż kobiety? czy taki podział ze względu na płeć jest uzasadniony?Ten projekt został zainspirowany takimi py-taniami. Pewnego razu uznałam, że aby móc na nie odpowiedzieć, należy przeprowadzić eksperyment. Oddałam się w ręce dwudzie-stu fotografów, w tym jedenastu mężczyzn i dziewięciu kobiet.

Wbrew stereotypowym wyobrażeniom, że faceci patrzą bardziej dramatycznie, najmoc-niejsze zdjęcie na wystawie zrobiła kobieta. Eksponowane fotografie nie były podpisane, co miało zachęcić widza do próby odgadnięcia płci autorów. Przeważnie „strzały” nie były trafione. Ta realizacja dowodzi, że nie powin-no dzielić się fotografii na męską czy kobie-cą. Zdecydowanie większy wpływ na sposób patrzenia ma stopień wrażliwości fotografa, a przede wszystkim doświadczenie, jakie nosi w sobie. Kobieta, która miała traumatyczne przeżycia podczas porodu oddała cały towa-rzyszący jej dramatyzm w swoim projekcie. Z kolei facet, który ma bardzo dobry kontakt z dzieciakami i świetnie czuje się w roli ojca wy-kreował zupełnie bajkowy świat. Inny, któ-ry w ogóle nie ma dzieci, więc uczucia związa-ne z ich pojawieniem są dla niego abstrakcją, stworzył podobną baśniową scenografię.

oglądając te fotografie zaskakująca jest niemożnośćodniesienia się do płci autora. Wydaje się, że kobieta inaczej postrzega ciążę niż mężczyzna, który nigdy takiego stanu ciała nie doświadczy.Rzeczywiście kobieta podchodzi do ciąży ina-czej, tylko że nie na tyle, aby w takiej foto-grafii obnażyć swoją płeć.

Wielu ludzi uważa, że zawód fotografa jest męskim zajęciem. twierdzą, że jest to praca, której trzeba się w pełni poświęcić rezygnując z życia osobistego. Pani, będąc matką, jest przykładem, że można odnosić sukcesy na polu zawodowym, jednocześnie

Żeńsko-męskieczy istnieje płeć fotografii? nie ma podziału na żeńskie czy męskie zdjęcia – mówi Anna bedyńska.

łącząc je z życiem rodzinnym.Byłabym wstanie wymienić wiele takich ko-biet, które odnoszą sukcesy w fotografii. Nie jestem pewna czy dla mnie samej star-czyłoby miejsca na liście. Zawód fotore-portera jest ciężki ze względu na trudno-ści związane z wyjazdami czy nienormowa-nym czasem pracy. Patrząc z perspektywy matki, którą jestem bardzo trudno mi żyć takim trybem. Pojawienie się dzieci prze-wartościowuje twój świat. Odkąd urodzi-łam moje, powstały takie tematy jak „ta-ta sam w domu”, czy „z dzieckiem pod biur-kiem”. Wygląda na to, że to co dzieje się we-wnątrz mnie rzutuje na to, jakimi tematami się zajmuję.

Wcześniej fotografowałam w ośrodkach pomocy, hospicjach, szpitalach, jak również w burdelach, robiłam zdjęcia homoseksuali-

stom, fotografowałam w Sudanie, zajmo-wałam się tematami niekoniecznie „dziecia-tymi”. Jak nie ma się takich obciążeń rodzin-nych to łatwiej wyjechać na wojnę.

czy w pracy fotoreportera bycie kobietą pomaga?Nie wiem, to ciężkie pytanie.

może to, że kobieta szybciej wzbudza zaufanie.Możliwe, ale nie potrafię obiektywnie te-go stwierdzić. Chyba nie umiałabym się za-deklarować, że kiedykolwiek było mi łatwiej właśnie dzięki płci. Prawdopodobnie w te-matach takich jak te o męskich prostytut-kach czy o homoseksualistach, dzięki temu, że jestem kobietą zostałam łatwiej wpusz-czona w ich hermetyczny świat. Jeszcze kie-

facebook.com/spotkaniazfotografia fotoreportaz.org.pl

Anna bedyńska Od 2003 roku fotoreporterka Gazety Wybor-czej. Ma na koncie wiele prestiżowych na-gród - m.in. główną nagrodę Grand Press Photo 2005, nagrodę National Geographic czy nagrodę specjalną “Warto być razem” w konkursie BZ WBK Foto. Jej domeną są re-portaże społeczne często odwołujące się do tematów tabu. Fotografowała homoseksu-alistów, świat klubów nocnych i domów pu-blicznych, striptizerów i męskie prostytutki. Była z aparatem przy porodach, jak również przy umierających. Tworzyła cykle: Rodzić po ludzku, Umierać po ludzku, czy Dzieciaki do domu, które w ramach akcji społecznych Gazety rozpoczynały dyskusje i przełamy-wały temat tabu śmierci i narodzin. “Trud-ne” tematy to jej specjalność.

Od kilku lat szczególną uwagę poświę-ca sytuacji kobiety we współczesnym świe-cie, stad projekty tj: “ Z dzieckiem pod biur-kiem”- o kobietach powracających do pra-cy po urlopie macierzyńskim, “Tata w akcji” - o ojcach , którzy zostają w domu z dzieć-mi, podczas gdy ich zony pną się po szcze-blach kariery, “Matkopolko” - kobiecie mie-rzącej się z ideałem Matki Polki. W 2009 ro-ku zrealizowała projekt „Jedna ciąża - dwu-dziestu…”, do udziału w którym zaprosiła 20 fotografów, a sama stanęła po drugiej stro-nie obiektywu.

Fotografowała m.in. w Kosowie, Suda-nie, Kazachstanie i na Białorusi, ale zawsze powtarza, że ważne tematy można realizo-wać na własnym podwórku. Jej zdjęcia pu-blikowane są na łamach m.in.: Gazety Wy-borczej, Twojego Stylu, Przekroju, Tygodnika Powszechnego.

19 liStoPAdA 2012, SPotKAnie Z Anną bedyńSKą „cZy fotoGRAfiA JeSt Kobietą”

dyś realizowałam reportaż o wieczorach pa-nieńskich, mężczyzna nigdy nie mógłby się tam znaleźć.

czym teraz się Pani zajmuje?Bardzo podoba mi się temat, którym zajmuję się już od pewnego czasu. „Ubrania śmiertel-ne” to materiał dotyczący odchodzącej tra-dycji przygotowywania za życia ubrania na drogę do krainy Hadesu. Jest to opowieść o ludziach, którzy nie boją się rozmowy o prze-mijaniu, gdyż oswajają się ze śmiercią już za życia. Interesują mnie historie ludzi, którym obiektywnie nie jest z górki, a mimo to po-trafią przenosić góry: rodzina niewidomych wychowująca dziecko, albo dziewczyna bez rąk, zarazem matka, która nigdy nie przytuli-ła swojego dziecka. Chcę poznać takich ludzi, spotkać się z nimi aby zadać im naiwne, dzie-cięce pytanie: Jak widzi niewidomy? Jak czuje ktoś kto nigdy nie dotykał?

Pozostaje Pani wierna człowiekowi.Tak, człowiek jest mi najbliższy i nawet wte-dy, gdy nie ma go na fotografiach (jak w przy-padku zdjęć z burdeli) to nadal jest głównym bohaterem mojej opowieści.

rozmawiała Maria Wachowiak

i miejsce za fotoreportaż „Żołnierze” w Wielkim Konkursie „national Geographic” to wielkie wyróżnienie. Jak wyglądała praca nad tym projektem?Żołnierze to właśnie bardzo dobry przykład tego, jak udaje mi się łączyć pracę z pasją. Razem z redakcyjnym kolegą, Arkiem Jażdże-jewskim, pojechaliśmy na poligon do Draw-ska Pomorskiego. Zostaliśmy tam zaproszeni przez żołnierzy z jednostki w Czarnem, które leży ok. 40 km od Chojnic.Na poligonie spędziliśmy cały dzień. Począt-kowo żołnierze podchodzili do nas trochę z dystansem. Całe szczęście szybko udało się nawiązać kontakt – do tego stopnia, że mo-głem zrobić im zdjęcie, gdy leżeli z laptopa-mi na pryczach. Wydaje mi się, że to zdjęcie łamie stereotyp żołnierza bohatera i macho. Łącznie z całego dnia fotografowania na po-ligonie przywiozłem ponad 70 zdjęć. Na kon-kurs można było wysłać tylko sześć.

Jest Pan absolwentem pierwszej edycji warsztatów Akademii fotoreportażu. co spowodowało, że zdecydował się Pan akurat na taki kurs, tym bardziej, że zaczynając zajęcia był już doświadczonym fotoreporterem?Doszedłem do ściany. Czułem, że muszę coś zrobić, żeby się rozwijać, a samo czytanie o fotografii to nie wszystko. Akademia Fotore-portażu startowała jesienią. Wcześniej w wa-kacje miałem okazję brać udział w króciut-

kich warsztatach z Agencją NAPO. Po trzech spotka-niach z fotorepor-terami wiedzia-łem, że właśnie tego mi trzeba. Akademia Foto-reportażu trwa-ła zdecydowanie dłużej, spotkań z fotoreporterami było więcej. Za-jęcia kończyły się plenerem i edy-cją albumu foto-graficznego. Spo-ro się na nich na-uczyłem.

Podczas warsztatów powstawało kilka projektów…Miałem kilka materiałów, ale moim głów-nym tematem było Chojnickie Schronisko dla Zwierząt. Robiłem tam zdjęcia w miarę regu-larnie przez całe warsztaty. Potem przywo-ziłem je na zajęcia i wspólnie je oglądaliśmy. Wtedy też był czas na wstępne edycje mate-riałów. Co ciekawe, często zdarzało się tak, że zdjęcia, które sam bym wyrzucił, trafia-ły do materiału. Dobrze, gdy ktoś fachowym okiem spojrzy na twoje fotografie i pomoże Ci wybrać te najlepsze.

czy fotografii w ogóle da się uczyć na tego typu zajęciach?Nie wiem, czy fotografii w ogóle da się na-uczyć. To jest chyba tak, że albo ma się do-bre oko i widzi się różne sytuacje, albo nie. Można za to trenować swoje patrzenie. Aka-demia Fotoreportażu to był bardzo dobry trening. Oprócz tego warsztaty pomogły mi poznać kilku zapaleńców, którzy też zajmu-ją się fotoreportażem. Po warsztatach zało-żyliśmy wspólnego bloga www.manualpho-tos.com

W kolektywie manual Photos powstał pomysł, aby zrealizować wspólny projekt pt. „dom”. Co do Manual Photos, to rzeczywiście jest projekt „Dom”. To, czy uda się nam go sfi-nalizować, to już zupełnie inna sprawa. Do tej pory powstały dwa materiały związa-ne z „Domem”. Jeden Andrzeja Mitury i dru-gi mój. Andrzej fotografował starszego pa-na mieszkającego na wsi razem z niepeł-nosprawnym synem i żoną. Mój „Dom” to trochę inna historia. Pomieszkiwałem ze strażakami z jednej zmiany Państwowej Straży Pożarnej. Fotografowałem ich pod-czas codziennych zajęć, ale niekoniecznie przy gaszeniu pożarów. Okazuje się, że na co dzień strażacy mają sporo sprzątania i czyszczenia sprzętu. Jest też czas na zrobie-nie obiadu, zagranie w tenisa stołowego czy obejrzenie filmu. Tego materiału jeszcze ni-gdzie nie pokazywałem.

rozmawiał Mirek Kaźmierczak

daniel frymarkFotoreporter freelancer. Obecnie na sta-łe współpracuje z radiem oraz Polską Agen-cją Fotografów FORUM. Publikował m.in. w „Dzienniku”, „Przekroju” i tygodni-ku „Newsweek Polska”. W 2009 roku ukoń-czył warsztaty fotoreportażu organizowane przez agencję NAPO Images oraz Akademię Fotoreportażu na Uniwersytecie Warszaw-skim. Laureat konkursów polskiej fotogra-fii prasowej m.in. Newsreportaż, BZWBK Press Photo, Gdańsk Press Photo. Zdobywca I miejsca za fotoreportaż w Wielkim Konkur-sie „National Geographic”. Więcej: www.da-nielfrymark.com i blog.danielfrymark.com

Z se

rii „

Żoł

nier

ze”

/ fo

t. D

anie

l Fry

mar

k

Z serii „Ojcien i syn” / fot. Andrzej Mitura