egzemplarz bezpłatny miesiĘcznik gÓrnoŚlĄskich...

12
Trzeci sektor dla Górnego Śląska Marsz Autonomii organizowany przez RAŚ to największa manifestacja na rzecz prawdziwej samorządności – autonomii więcej na stronie 3. W numerze: Gorzelik: Antyśląska kampania wrześniowa Pokazać światu Katalonię Katowice niewolnikiem deweloperów SCHLESISCHE SCHWALBE SLEZSKÁ VLAŠTOVKA SILESIAN SWALLOW MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz. ŚLŌNSKŎ SZWALBKA Egzemplarz Bezpłatny

Upload: others

Post on 13-Aug-2021

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

Trzeci sektor dla Górnego Śląska

Marsz Autonomii organizowany przez RAŚ to największa manifestacja na rzecz prawdziwej samorządności – autonomiiwięcej na stronie 3.

W numerze:Gorzelik: Antyśląska kampania wrześniowa

Pokazać światu KatalonięKatowice niewolnikiem deweloperów

SCHLESISCHE SCHWALBE SLEZSKÁ VLAŠTOVKA SILESIAN SWALLOW

MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz.

Ś L Ō N S K Ŏ S Z W A L B K A Egzemplarz Bezpłatny

Page 2: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

AKTUALNOŚCI

Wieści z Młyńskiej

Czy w Katowicach rządzą deweloperzy?

Marek Nowara RAŚ, Radny miasta Katowice

W stolicy województwa od lat przyby-wa nowych inwestycji, czasem niezwy-kle spektakularnych, nierzadko bardzo potrzebnych. Te zjawisko trwa nadal i przez najbliższych kilka lat na pewno się nie zmieni. Czy to źle?

Sam rozwój inwestycji nie jest oczywiście negatywny, jednak czy zawsze władze po-winny pozwalać na niemalże wszystko, co aktualnie jest opłacalne dla inwestorów? Najgorsze jest, że część z tych nowych przedsięwzięć planuje się w zasadzie z zupełnym pominięciem głosu miesz-kańców, nie wsłuchując się w ich racje.

Droga, która dzieliZawsze dobrze przedstawić problem

korzystając z konkretnego przykładu.

W ostatnim czasie jedną z najgorętszych dyskusji wywołało uchwalenie jednego z planów zagospodarowania przestrzen-nego na styku dzielnic Podlesie i Zarze-cze. Południowe dzielnice to część mia-sta, na których jeszcze sporo terenów nie jest objętych takim planem (zresztą na mapie Katowic jest wiele takich „bia-łych plam”). Urząd miasta przedstawił koncepcję nowego planu, który obej-mował w zasadzie jedynie obszar pla-nowanej nowej drogi. Co to oznacza? Nic innego, jak to, że po uchwaleniu ta-kiego planu możliwe jest wybudowanie wzdłuż tej drogi niemalże wszystkiego, co tylko fantazja deweloperom podpo-wie (np. stacja benzynowa). Dzieje się tak, ponieważ tereny wokół planowanej drogi nie są już objęte planem. Dlacze-go Urząd Miasta nie chciał przygoto-wać planu dla całej tej części Katowic? Dlaczego Urząd głuchy był na protesty wielu mieszkańców lokalnej społecz-ności, którzy wskazywali na te wszyst-kie zagrożenia, a ich argumenty zosta-ły pominięte? Również nieprawdziwie

grupa ta przez władze miasta została określona, jako „przeciwnicy” budowy nowej drogi, tymczasem mieszkańcy Ci protestowali, słusznie, przeciw trybowi i formie uchwalanego planu. Dla mnie jako radnego uchwalenie planu tylko pod drogę jest całkowicie niezrozumia-łe. Obym się mylił, ale uważam, że na tej drodze skorzystają głównie dewelo-perzy. Mieszkańcy znów potraktowani zostali instrumentalnie.

Miasto galerii, ale nie sztukiDrugim zjawiskiem w moim prze-

konaniu niekorzystnym dla miasta jest zgoda władz na budowanie kolejnych sklepów wielkopowierzchniowych w bli-skiej odległości od śródmieścia. Już dziś mamy cztery takie miejsca, piąte powstaje przy ulicy Kolejowej, a tymczasem dwa miesiące temu radni z ugrupowania pre-zydenckiego wraz z PiS-em uchwalili ko-lejny plan zagospodarowanie (tym razem na terenie huty Baildon), który zezwala na powstanie kolejnego takiego obiektu. Miałem okazję być w różnych miejscach,

ale nie przypominam sobie takiego na-gromadzenia tego typu obiektów w zasa-dzie w ścisłym centrum miasta.

W żadnym z odwiedzanych przeze mnie miast, czy to w 100 tysięcznym Ołomuńcu, czy kilkumilionowym Ber-linie, nie zauważyłem takiego zjawiska. Działania władze miasta niszczą prze-strzeń, która powinna być wykorzysta-na w bardziej odpowiedzialny sposób. Najłatwiej pozwolić na takie inwestycje, jednak czy władze Katowic nie potrafią

czerpać dobrych wzorców z innych me-tropolii, spojrzeć w przyszłość i podjąć trud refleksji nad tym jak nasze miasto ma wyglądać za 10, 15, 20 lat…

Gdzie w tym całym pędzie są miesz-kańcy? Moja diagnoza jest smutna, ale ciągle przekonuję się do niej coraz bar-dziej. Mieszkańcy powinni cieszyć się, bo przecież tak wiele dzieje się w mieście i ci-cho siedzieć. Protesty na nic się zdadzą.

My na pewno cicho siedzieć nie bę-dziemy.

Przy ulicy Kolejowej powstaje piąta już w mieście galeria handlowa.

Mater

iały p

rasow

e inw

estora

Wieści z Chorzowa

Wieszają śląskie flagi i promują godka

Krzysztof Szulc, RAŚ, Radny miasta Chorzów

W Chorzowie udało się zrealizować kil-ka projektów związanych z promowa-niem „ Godki” i edukacji regionalnej takich jak: akcja Godomy po Ślonsku , wpisy na witaczach po śląsku czy ostat-nio Super Hanysa.

Chciałbym aby wszystkie ugrupowa-nia zasiadające w chorzowskiej Radzie Miasta rozumiały nasze działania. Nie-stety opcja rządząca w tej chwili w Pol-sce jest wyraźnie wrogo nastawiona do

wszystkiego, co wiąże się ze śląskością. Przeszkadzają im witacze po śląsku, Ślonsko Godka a nawet to jakie flagi są wywieszanie w dniu Ślonskij Fany na ulicy Wolności. Ostatnio dowiedziałem się, że w Polsce jest tylko jedno święto flagi 2 maja i wtedy należy wywieszać flagi, oczywiście tylko biało-czerwone.

Realizacja programu wyborczegoStaramy się realizować nasze postula-

ty wyborcze. Zresztą programy wszyst-kich ugrupowań zasiadających w Radzie w większości są zbieżne.

Trudno by ktoś zakwestionował po-trzebę zwiększania bezpieczeństwa w mieście czy inwestowanie w roz-wój czy modernizację infrastruktury. Te sprawy są na bieżąco realizowane co zresztą widać bo Chorzów nam się

zmienia i moim zdaniem zmienia się na lepsze.

W najbliższym czasie może okazać się, że ruszy wydobycie w byłej kopalni „Prezydent”, co w znaczący sposób po-może w zmniejszeniu bezrobocia w mie-ście. Wiemy, że firma Alstom zwiększa produkcję i wygrywa kolejne przetargi, więc sytuacja na rynku pracy się stabili-zuje a mamy nadzieję na pojawienie się kolejnych inwestorów.

Działalność w Radzie MiastaRazem z koleżanką pracujemy w Ko-

misjach i obydwoje zasiadamy też w Ra-dach społecznych naszych chorzowskich szpitali. Można powiedzieć dostrzegamy teraz problemy, o których jako miesz-kańcy nie mieliśmy pojęcia. Część z tych spraw ciągnie się przez lata i nie ma ła-

twych ani prostych rozwiązań. Radni mają nad czym pracować a wiele zależy od zaangażowania i cierpliwości.

W Komisji, w której jestem przewod-niczącym udało nam się doprowadzić do podpisania umowy z rzeczoznawcą . Zajmuje się on oceną materiałów spala-nych w domowych paleniskach, co może wpłynąć znacząco na ograniczenie spala-nia śmieci.

Ostatnio zajmujemy się włączeniem chorzowskiego systemu monitoringu do sieci KZK GOP. Zdajemy sobie jednak sprawę, że wiele problemów jest jeszcze do rozwiązania.

Według opinii Ministerstwa Finansów z roku 2015 w latach 2014 – 2020 Polska wpłaci do unijnego budżetu 29,8 mld euro, a otrzyma z niego 105,8 mld euro. Tyle tyl-ko, że rok 2020 jest coraz bliżej i jakoś na razie nikt nie zastanawia się co będzie dalej. Sprawa dotyczy samorządów, które będą musiały utrzymywać inwestycje realizowa-ne przy pomocy funduszy unijnych.

RAŚ w Chorzowie działa prężnieWśród członków naszego koła poja-

wiają się różne pomysły. Padła propozycja

stworzenia na terenach poprzemysło-wych przy Hucie Kościuszko profesjonal-nego toru do wyścigów aut terenowych. Sprawdzaliśmy, że nigdzie w naszej oko-licy nie ma takiego toru, a utworzenie go na tym terenie wiązało by się tylko z uporządkowaniem terenu.

Leży nam na sercu los chorzowskich zabytków: starej rzeźni czy hajduckie-go ratusza. Cieszymy się, że w Muzeum Hutnictwa zaczyna się coraz więcej dziać.

Chcemy też by miasto włączyło się w program ograniczana niskiej emisji. W ramach programu operacyjnego dla województwa śląskiego np. poprzez wy-korzystanie ogniw fotowoltaicznych.

Ciekawym pomysłem jest chęć stwo-rzenia zbioru nazw miejsc w Chorzowie popularnych kiedyś i znanych starszym ludziom a obecnie coraz częściej zapomi-nanych. Chodzi o nazwy ulic i miejsc jak Bałka, Ekera, Lyncka, Kalka czy wszyst-kim znany Amelong i wiele innych. W ten projekt chcemy zaangażować mieszkań-ców Chorzowa.

Aktywnie też członkowie naszego koła biorą udział w planowaniu Budżetu Oby-watelskiego.

Wydawca:Ruch Autonomii Śląska

ul. ks. Norberta Bończyka 9/4 40-209 Katowice

Redaktor naczelna:Monika Kassner

Zastępca redaktor naczelnej: Jacek Tomaszewski

Opracowanie tekstów w ślōnskij gŏdce:

Rafał Adamus

Kontakt z redakcją:[email protected]

www.jaskolkaslaska.eutel. 516 056 396

Skład: Tomasz Pałka, Graphen

Druk: Polska Press Sp. z o.o.,

Oddział Poligrafia, Drukarnia w Sosnowcu

Nakład: 25.000 egz.

Członkowie chorzowskiego koła RAŚ podczas korowodu ulica Wolności.

2 wrzesień 2016 www.jaskolkaslaska.eu

Page 3: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

AKTUALNOŚCI

Śląskie NGO

Śląski trzeci sektor Marek Gołosz

Najsilniejszymi i najliczniejszymi śląskimi orga-nizacjami są Ruch Autonomii Śląska i Związek Górnośląski.

RAŚ postuluje uzyskanie przez Śląsk autonomii w ramach dojrzałej decentralizacji Rzeczypospo-litej Polskiej

Mimo że postulaty górnośląskiego ruchu regional-nego nie cieszą się poparciem władzy centralnej, doskonale odnajduje się on w sektorze organizacji pozarządowych.

Problematykę regionalną podejmują zarówno sto-warzyszenia działające w całym regionie, jak i te, które ograniczają się do wymiaru lokalnego.

Regionaliści współtworzą organizacje o szeroko zakreślonych celach lub skupiają się na konkretnych zagadnieniach, np. języku czy edukacji regionalnej. Niektórym państwo polskie zakazało działalności.

Zestawienie liczby organizacji pozarządowych według województw, w których są zarejestrowane, nie jest korzystne dla Górnego Śląska. W woje-wództwie śląskim na 10 tys. mieszkańców przypada 23 organizacji, a w opolskim – 30. W roku 2014 w obu województwach działa 13 302 stowarzyszeń i fundacji. To o wiele mniej niż w województwie mazowieckim, gdzie swoją siedzibę ma prawie 20 tys., w tym niemal 10 tys. w samej Warszawie. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że nasz region jako najgęściej zaludniony obszar Polski funkcjonuje w systemie scentralizowanym. Wymu-sza on na organizacjach pozarządowych działanie w ośrodku, w którym skoncentrowane są władza polityczna i media masowe, zwłaszcza gdy swoim zasięgiem działania obejmują terytorium całego państwa. Porównanie danych za rok 2008 wska-zuje, że centralizacja trzeciego sektora pogłębia się.

Mimo niekorzystnego otoczenia regionalizm górnośląski osadzony jest w całości w tworzonych na podstawie prawa organizacjach pozarządowych.

Górnośląskie stowarzyszenia i fundacje działają przede wszystkim na polu kultury oraz rozwoju lokalnego i regionalnego. Różnią się formami, ob-szarem działania, strukturą organizacji terenowej czy też liczbą zrzeszonych członków.

Regionalnie na rzecz ŚląskaNajsilniejszymi i najliczniejszymi śląskimi or-

ganizacjami są Ruch Autonomii Śląska i Związek Górnośląski. Obie działają na rzecz budowy wśród mieszkańców regionu świadomości tego, że są na Górnym Śląsku gospodarzami. W tym kontekście RAŚ postuluje uzyskanie przez Śląsk autonomii w ramach dojrzałej decentralizacji Rzeczypospolitej Polskiej. Obie organizacje odwołują się do potrzeby integracji wszystkich mieszkańców bez względu na ich tożsamość etniczną. Celem ZG jest również obro-na wartości kulturowych i cywilizacyjnych Górnego Śląska, m. in. przywiązanie do wartości chrześcijań-skich, etos pracy, rzetelność, rola rodziny, tolerancja i otwartość kulturowa czy gospodarność. Z kolei celem RAŚ jest również rozwijanie wśród ludności Śląska aktywnej postawy obywatelskiej czy też po-dejmowanie aktywnych działań mających na celu

ochronę środowiska naturalnego oraz spuścizny materialnej i duchowej regionu.

Sektorowo na rzecz ŚląskaOchroną i rewitalizacją języka śląskiego, jego roz-

wojem w kierunku pełnowartościowego narzędzia komunikacji oraz zachowaniem dla przyszłych po-koleń zajmują się dwie organizacje: Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy DANGA z siedzibą w Cisku (pow. kozielski) oraz Pro Loquela Silesiana z Chorzowa. Ta ostatnia skutecznie przeprowadziła projekt tłumaczenia interfejsu telefonów komórko-wych marki SAMSUNG. Z kolei Stowarzyszenie Silesia Schola z Katowic działa na polu edukacji regionalnej.

Lokalnie na rzecz regionuPejzaż górnośląskich stowarzyszeń uzupełnia

Ślōnsko Ferajna z siedzibą w Mysłowicach, która wy-różnia się m. in. organizacją Marszu Gōrnoślōnskij Identyfikacyje czy opieką nad grobami znanych Ślą-zaków. Innymi organizacjami promującymi wartości górnośląskie na polu lokalnym są: Fundacja Silesia z Chorzowa, Nasz Wspólny Śląski Dom w Rybniku

czy Przymierze Śląskie z Tarnowskich Gór. Z kolei Związek Ślązaków, jako stowarzyszenie zwykłe z Ka-towic, postuluje ugruntowanie tożsamości i rozwoju całego historycznego Śląska.

Co zrobią zdelegalizowani?Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej (w

likwidacji) skupia osoby poczuwające się do przy-należności śląskiej mniejszości etnicznej. Koleb-ką SONŚ jest województwo opolskie. W grud-niu 2011 roku po czternastu latach starań osoby deklarujące śląską narodowość po raz pierwszy w historii otrzymały możliwość legalnego zrze-szania się. Po interwencji prokuratury Sąd Naj-wyższy odebrał im to prawo i nakazał likwidację stowarzyszenia. Kuriozalny wyrok wydał m. in. na podstawie komentarzy internetowych. Działa-cze nie spoczywają na laurach. Ich sprawa będzie miała swój finał w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.

Opisane w artykule organizacje współtworzą Radę Górnośląską, platformę porozumienia pomiędzy najważniejszymi organizacjami reprezentującymi ruch regionalny na Górnym Śląsku.

Wiadomo z góry

Antyśląska kampania wrześniowa

Jerzy Gorzelik

Ogórkowy sezon sprzyja skupieniu uwagi funkcjonariuszy nowej władzy na sprawach śląskich. Niezmiennie bez pożytku dla tych ostatnich.

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza tzw. wolnej Polski każda rządząca ekipa poruszała się po śląskim polu niczym słoń w składzie porcelany, odnotowując mniej lub bardziej zabawne wpadki. Ta od „dobrej zmiany” przekracza jednak granice śmieszności z niezrównaną bra-wurą. Tradycyjnie znajduje przy tym na Górnym Śląsku gorliwych donosicieli

i usłużnych potakiwaczy. Taka już uro-da wszystkich „dobrych zmian”, które nawiedzały te strony pod różnobarwny-mi sztandarami. Od wielu wiało grozą, obecna bawi niczym kiczowata operet-ka. Co nie oznacza, że dla niektórych nie może okazać się doświadczeniem bolesnym.

I tak niemiła niespodzianka spotkała siemianowicką radną Katarzynę Ci-chos, która ubiegała się o stanowisko wicekonsula w Manchesterze. Świe-żo uzyskany stopień doktora i nabyte kompetencje dobrze wróżyły złożonej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych aplikacji. Ktoś usłużnie doniósł jednak, że pani Cichos mandat radnej uzyska-ła startując z komitetu współtworzo-nego przez Ruch Autonomii Śląska. „Prawicowe” media biły na alarm – oto agentura „antypolskiego” i „sepa-

ratystycznego” RAŚ próbuje wniknąć w struktury polskiej dyplomacji. Nie pomogło, że niedoszła wicekonsul po wyborach samorządowych od RAŚ wy-raźnie się dystansowała, szukając zbli-żenia z PiS. Jak dowodzą życiorysy kadr „dobrej zmiany”, długie pożycie z PZPR jest w środowiskach władzy lepiej wi-dziane niż przelotny romans ze śląskimi autonomistami.

Kiedy wydawało się, że ustanowiony poziom groteski pozostanie rekordem trwałym niczym osiągnięcie Siergieja Bubki w skoku o tyczce, MSZ zadziwił po raz kolejny. Wystawiając negatywną ocenę Instytutowi Polskiemu w Berlinie, zarzucił placówce promocję RAŚ. Mia-łaby ona polegać na… upowszechnianiu wiedzy o śląskich produktach i śląskim dizajnie. Pogratulować czujności. Pol-skim władzom warto zasugerować, że

na sympatię do RAŚ może wskazywać także konsumpcja kiełbasy śląskiej. Po-wszechnie dostępnej, o zgrozo, w skle-pach na terenie całej Polski.

I tego jednak okazało się nie dość. Decydujący cios, wymierzony w samo serce piątej kolumny ukrytej pod płasz-czykiem górnośląskiego regionalizmu, zadano wśród łopotu sztandarów i pod-niosłych przemówień. Kiedy cała Polska roztkliwiała się po raz kolejny nad wrze-śniową klęską, która, co oczywiste, była moralnym zwycięstwem, niszowe czaso-pismo wydawane w Lędzinach ośmieliło się przypomnieć, że na Górnym Śląsku wielu witało Wehrmacht kwiatami. Wo-bec śmiertelnego zagrożenia polskiej ra-cji stanu, zastępy „dobrej zmiany” zwar-ły szeregi. Słowa potępienia popłynęły w głównym wydaniu Wiadomości TVP, a jeden z brukowców grzmiał o „propa-

gowaniu faszyzmu”. Wydawca czaso-pisma zacierał tymczasem ręce, licząc zyski z rekordowej sprzedaży. Słusznie przekonany, że wystarczy nieco podra-sować to, co historykom wiadome od dawna, opatrzyć mocnym tytułem i su-gestywnym zdjęciem, a sukces komer-cyjny murowany.

Puenta jest zdecydowanie mniej śmieszna niż opisane przypadki pręże-nia muskułów przez warszawskie władze i ich lokalną agenturę. U podstaw wszyst-kich zarzutów, wysuwanych od lat przez środowiska „patriotyczne” pod adresem górnośląskich regionalistów, leży założe-nie, że Ślązakom w Polsce wolno mniej. Kiedy środowiska te pozostają u władzy, zachodzi obawa, że założenie to stanie się faktem. Między śląskością a „dobrą zmianą” kompromis wydaje się zatem niemożliwy.

3 www.jaskolkaslaska.eu wrzesień 2016

Page 4: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

WYWIAD

Katalońska Agencja Informacyjna od środka

Pokazać światu KatalonięMarta Bainka

Kiedy jakiś region dąży do niepodle-głości musi wypracować odpowiedni system medialny składający się zarówno z mediów publicznych jak i prywatnych .

Katalonia znajduje się teraz w cen-trum zainteresowania świata ze względu na toczący się proces secesji, będący wynikiem decyzji większości mieszkańców Katalonii w ostatnich wyborach o czym należy pamiętać.

Trzydziestodziewięcioletni dziennikarz Marc Colomer i Flores od kwietnia bie-żącego roku jest dyrektorem Agència Catalana de Notícies. Agencja Praso-wa ACN została założona w 1999 roku, a jej pierwszym dyrektorem był Carles Puigdemont i Casamajó, obecny prezy-dent rządu Katalonii, przedstawiciel separatystycznej partii Junts Pel Sí (Ra-zem dla Tak).

Colomer współpracował do tej pory z takimi mediami jak El Punt, d’Europa Press, ComRàdio, Ràdio Arenys i Ara. Zajmował się także analizą polityczną dla katalońskiej telewizji publicznej i jej radiowgo odpowiednika.

Marta Bainka: Szukając informacji na temat ACN dużo czytałam o jej pio-nierstwie i wyjątkowości. Na czym one polegają?Marc Colomar i Flores: O wyjątko-wości ACN stanowi między innymi jej relatywna młodość – agencja powsta-ła dopiero w 1999 roku i była jedną z pierwszych agencji prasowych dzia-łających w internecie w Europie. Na tym właśnie polega jej pionierstwo. Jednak na tym temat się nie wyczerpuje. Mamy inne podejście do wykonywanej przez nas pracy. Mam tu na myśli sposób przy-gotowywania materiałów. Każdy z na-szych reporterów zbiera różne rodzaje materiałów – materiał pisemny, zdję-cia , nagrania i filmy, co daje nam lep-szy efekt, ciekawszy materiał i stanowi o naszej wyjątkowości. Czynnik multi-medialny jest właśnie tym co wyróżnia nas na tle innych agencji pracujących na terenie Katalonii , takich jak państwowa Agencja EFE [licząca w tym roku 77 lat – przyp. red.] , prywatna agencja Europa Press oraz innych, znacznie mniejszych prywatnych agencji. Podsumowując, istnieją trzy pionierskie elementy, które nas wyróżniają. Pierw-szym z nich jest czynnik multimedialny. Uważamy , że w zmieniającym się i po-stępującym świecie również materiały przygotowywane przez agencje medial-ne muszą iść z duchem czasu i dostoso-wywać się do potrzeb rynku. Kolejnym wyróżniającym agencję ele-mentem jest rozproszenie naszych re-porterów na terenie całej Katalonii.

Nasi dziennikarze są nie tylko w dużych miastach, są w całym regionie oraz na terenach innych regionów należących do grupy Krajów Katalońskich [m.in. Walencja, Baleary, Aragonia, Andora – przyp. red.]. ACN wyróżnia więc decen-tralizacja. Jesteśmy zawsze tam, gdzie są nasi odbiorcy. Na tym polu wygrywamy ze wszystkimi innymi agencjami. Jeste-śmy również tak jak wspomniałem poza Katalonią, wszędzie tam, gdzie używany jest język kataloński. Czynniki, które de-cydują o tym, gdzie się znajdujemy to jak już wspomniałem język, wspólna kultura i identyfikacja społeczno-ekonomiczna mieszkańców.

I ostatni aspekt?Jesteśmy jedyną agencją w Katalonii, która publikuje również w języku an-gielskim.

Czy to oznacza, że przyświeca wam jakiś ważny cel? Swego rodzaju misja?Trochę tak. Naszym celem jest przedsta-wienie światu tego, co dzieje się w Kata-lonii i jako jedyni robimy to przez pry-zmat samej Katalonii. Większość agencji znajduje się w Madrycie i kwestie kata-lońskie, pokazują międzynarodowej opi-nii publicznej oczami Madrytu, które są oczami centralizacji. Sytuacja Katalonii jest więc przedstawiona w świetle kul-tury hiszpańskiej, a nie katalońskiej. To wszystko jest bardzo ważne szczególnie przez to, że Katalonia znajduje się teraz w centrum zainteresowania świata ze względu na toczący się proces secesji, będący wynikiem decyzji większości mieszkańców Katalonii w ostatnich wy-borach o czym należy pamiętać. Proces jest w pełni demokratyczny.

No właśnie, AC N jest agencją podle-gającą pod rząd Katalonii, rząd two-rzony przez separatystów. Czy ma to

wpływ na relację polityki z mediami publicznymi? Z pewnością to nie oznacza, że jeste-śmy upolitycznieni. Możemy cieszyć się niezależnością. Oczywiście istnieje bardzo silna relacja pomiędzy polityką a mediami publicznymi. Nie dlatego, że istnieje zależność mediów publicz-nych od rządu, ale dlatego, że moment w którym znajduje się Katalonia spra-wia, że ruch niepodległościowy zajmuje się w centrum zainteresowania opinii publicznej. Przejrzystość i waga proce-su secesji sprawiają, że polityka zajmuje centralne miejsce w naszym życiu. Me-dia publiczne w Katalonii znajdują się pod kontrolą Parlamentu Katalonii dla zapewnienia pluralizmu.

Jak ta kontrola wygląda?Na kontrolę nad mediami publicznymi składają się różne organy . mechanizmy i instytucje tworzone przez Parlament i reprezentujące wszystkie siły politycz-ne. Oprócz tego istnieje również spe-cjalny organ , Consell Audiovisual de Catalunya , sprawdzający, czy media, za-równo publiczne jak i prywatne, prezen-tują wszystkie partie i ideologie w spo-sób proporcjonalny. Pluralizm mediów publicznych jest również gwarantowany przez demokratyczne instytucje parla-mentarne. Katalońskie media publiczne pełnią co więcej ważną rolę w ochronie i promocji języka katalońskiego oraz stymulują rozwój katalońskiej branży audiowizualnej.

Widać, że Katalonii bardzo zależy na pluralizmie i niezależności mediów.To wszystko składa się na jedno – pań-stwo, które chce być normalne, które aspiruje do normalności, potrzebuje normalnego systemu medialnego. Kie-dy jakiś region dąży do niepodległości musi wypracować odpowiedni system

medialny składający się zarówno z me-diów publicznych jak i prywatnych – ga-zet, radia, telewizji i portali interneto-wych. Agencja prasowa odgrywa bardzo istotną rolę w przekazywaniu światu in-formacji na temat państwa. W tym przy-padku, ta rola jest kluczowa. W procesie secesji ważna jest akceptacja ze strony innych państw.

Agencja posiada reporterów w Ma-drycie, Brukseli, Londynie, Paryżu i Berlinie. Czy planujecie rozwijać się w tym kierunku?Rozwój agencji zależy przede wszyst-kim od jej budżetu, na który decydu-jący wpływ ma rząd Katalonii, którego finanse można określić jako “skom-plikowane”. Obecnie skupiamy się na umocnieniu i promowaniu naszej mar-ki. Chcemy utrzymać nasze jednostki zagraniczne, z których najważniejsze znajdują się w Brukseli i Londynie, tak długo jak tylko to możliwe. Nie jeste-śmy skoncentrowani na przesyłaniu in-formacji o wszystkim tym co dzieje się za granicą. Nasi reporterzy są wyczule-ni na pozyskiwanie informacji o tym, co istotnego dzieje się na świecie w kon-tekście Katalonii. Zbierają informacje o dyrektywach unijnych, aktywność katalońskich deputowanych w Parla-mencie Europejskim oraz o sprawach takich jak szkockie referendum, które dla Katalończyków było bardzo istotną kwestią. Interesuje nas wszystko, co ma lub może mieć wpływ na katalońską politykę. Jakość informacji, które od nas płyną jest niezwykle istotna. Oczy świata zwrócone są na Katalonię. To jest nasz moment. Współpracujemy więc z katalońskimi mediami publicz-nymi. Często musimy konfrontować nasze informacje z tymi publikowany-mi przez hiszpańskie media i powiela-nymi w świecie.

Carles Puigdemont i Casamajó, obecny prezydent rządu Katalonii był założy-cielem i pierwszym dyrektorem Agen-cji. Czy to pomocne dla jej rozwoju?Obecny prezydent Katalonii był zało-życielem naszej agencji i z zawodu jest dziennikarzem. Myślę, że to pomoże nam i mediom publicznym głównie ze względu na większe zrozumienie dla istoty naszych działań. Sądzę, że przeszłość naszego prezydenta wpły-nie pozytywnie na szacunek dla nas i pozwoli na zachowanie pełnej nieza-leżności i swobody działania, jednak nie uważam żeby mogło wpłynąć na nas w inny sposób.

A co z mediami społecznościowymi? Widziałam, że prowadzicie na Face-booku stronę po angielsku?Tak, choć z mediami społecznościowy-mi sprawa jest bardziej skomplikowa-na. Ponieważ sprzedajemy informacje mediom żeby te mogły ją publikować i powielać, sami nie możemy udostęp-niać zbyt wiele. Linki prowadzą do na-szej strony internetowej, ale bez hasła zobaczysz jedynie nagłówek i kilka li-nijek tekstu. Choć muszę przyznać, że pomimo to mamy dość dobre wyniki.

A jakie są Pańskie plany, jako nowego dyrektora, wobec Agencji? Czy myśli Pan o czymś szczególnym? Pierwsza agencja prowadzona w Internecie w Europie, digitalizacja – ma Pan wysoko postawioną poprzeczkę.Nie, nie planuję robienia rewolu-cji. Moim zadaniem jest prowadze-nie agencji tak, by była jak najlepsza. Musimy stworzyć strategię działania, zdefiniować model działania Agencji, tak by nie miały na nią wpływu zmia-ny polityczne i zmieniające się rządy. Nasz plan powinien przewidywać naj-bliższe 5-6 lat.

Colomer: ACN wyróżnia więc decentralizacja. Jesteśmy zawsze tam, gdzie są nasi odbiorcy. Na tym polu wygrywamy ze wszystkimi innymi agencjami.

ACN

4 wrzesień 2016 www.jaskolkaslaska.eu

Page 5: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

INFORMACJE RAŚ

InformatorWładze Ruchu Autonomii Śląska

Zarząd: przewodniczący Jerzy Gorzelik, Henryk Mercik (I wiceprzewodniczący), Monika Kassner (II wiceprzewodnicząca), Rafał Adamus (skarbnik), Natalia Pińkowska (sekretarz), Janusz Wita, Waldemar Murek, Roman Kubica, Dariusz Krajan.

Rada Naczelna to członkowie Zarządu oraz wybrani na Kongresie: Rafał Hor-nik, Marek Gołosz, Marek Nowara, Janusz Dubiel, Roman Pająk, Tomasz Jarecki, Anna Nakonieczna, Marek Zogornik, Ewa Szczodra, Marek Polok, Marek Bromboszcz, Mariusz Wons, Krzysztof Szulc.

Komisja Rewizyjna: Marcin Bartosz, Mateusz Dziuba, Jan Fiałkowski, Szymon Kozioł, Jan Migas, Karol Sikora

Sąd Koleżeński: Dawid Biały, Aleksandra Daniel, Adam Goleczko, Adam Lehnort, Maksymilian Michałek, Tomasz Świdergał, Piotr Wybraniec

Koło RAŚ Bieruń – Lędziny

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Marek Bromboszcz, tel. 605 690 365

Koło RAŚ Bytom

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Jacek Laburda tel. 603-201-080, Osoba kontaktowa: Tomasz Jarecki, tel. 730 905 200

Koło RAŚ Chełm Śląski

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Aleksander Kiszka tel. 606 932 834

Koło RAŚ Chorzów

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Michał Kiołbasa tel. 695 391 262

Koło RAŚ Gliwice

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Ingemar Klos tel. 694 742 577

Koło RAŚ Katowice

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Marek Nowara tel. 602 335 420

Koło RAŚ Katowice Południe

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Jacek Tomaszewski tel. 515 131 481

Koło RAŚ Kobiór

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Piotr Kłakus tel. 604 526 733

Koło RAŚ Lyski

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Grzegorz Gryt Zasięg: Lyski, Gaszowice, Jejkowice

Koło RAŚ Mikołów

e-mail: [email protected] Przewodniczący:Marek Gołosz, tel. 535 270 810

Koło RAŚ Mysłowice

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Leon Kubica, tel. 505 339 696

Koło RAŚ Region Opolski

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Marek J. Czaja, tel. 693 567 733

Koło RAŚ Piekary Śląskie

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Dariusz Krajan tel. 791-222-579

Koło RAŚ Pszczyna

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Roman Pająk, tel. 601 886 455 Zasięg: powiat pszczyński

Koło RAŚ Radzionków

e-mail: [email protected] Wiceprzewodniczący: Piotr Flachtel. 607 850 244

Koło RAŚ Ruda Śląska

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Roman Kubica tel. 607 336 844

Koło RAŚ Rybnik

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Marcin Bartosz tel. 508 714 235 Osoba kontaktowa: Marcin Bartosz, tel. 508 714 235

Koło RAŚ Siemianowice Śląskie

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Radosław Marczyński tel. 693 235 879

Koło RAŚ Śląsk Cieszyński

[email protected] Przewodniczący: Grzegorz Szczepański tel. 781 779 882

Koło RAŚ Świerklany

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Krzysztof Swaczyna tel. 502 147 984

Koło RAŚ Świętochłowice

e-mail: [email protected] Przewodnicząca: Monika Kassner tel. 516 056 396

Koło RAŚ Tarnowskie Góry

e-mail: [email protected] Osoba kontaktowa: Roman Boino, tel. 605 062 700

Koło RAŚ Tychy

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Jerzy Szymonek, tel. 508 597 837

Koło RAŚ Wodzisław/Żory

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Dawid Prochasek

Koło RAŚ Zabrze

e-mail: [email protected] Przewodniczący: Tadeusz Płachecki, tel. 509 478 078

Szczegóły na naszej stronie: http://autonomia.pl

Osoba odpowiedzialna za prenumeratę: Marek Nowara, tel. 602 335 420konto: 19 1750 0012 0000 0000 2843 0752

Zebrania Kół RAŚKoło RAŚ Chorzów I

ul. Powstańców 70/3, wtorki 17:00 – 18.00

Koło RAŚ Katowice

ul. Mariacka 37/3Awtorki 16.00-18.00

Koło RAŚ Mikołów

drugi poniedziałek miesiąca w Łaziskach Średnich, ul. Wyszyńskiego 8 (II piętro, p. 24) w godz. 18.00-19.00 Zasięg: powiat mikołowski.

Koło RAŚ Mysłowice

ul. Mikołowska 4a wtorki 18.00-19.00

Koło RAŚ Pszczyna

Plac Targowy 5 pierwsza środa miesiąca 18.00

Koło RAŚ Ruda Śląska

Ruda Śląska, Nowy Bytom ul. Markowej 22/26 I piętro wtorki 17.00-18.00

Koło RAŚ Rybnik

Rybnik-Chwałowice, ul. 1 Maja 104 Restauracja Birreria, godzina 18.00, trzeci czwartek miesiąca, tel. 508 714 235

Koło RAŚ Zabrze

ul. Kalinowa 9, Dyżury: 2. piątek miesiąca godz. 17:00, Zasięg: Zabrze

5 www.jaskolkaslaska.eu wrzesień 2016

Page 6: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

Z HISTORII REGIONU

Historia wojen husyckich

Wspaniałe pochody husytów Marian Kulik

Czechy w XV wieku należały do najbar-dziej rozwiniętych państw, a Praga była jednym z najludniejszych miast euro-pejskich i wszystko co się działo w tak istotnym państwie musiało bardzo ob-chodzić innych władców europejskich.

Dlatego reakcja Papieża była prawie natychmiastowa. 17 marca 1420 roku zostaje we Wrocławiu ogłoszona bul-la papieska, wzywająca całe chrześci-jaństwo do krucjaty przeciw czeskim heretykom, w której papież Marcin V oznajmiał, że każdy kto zostanie krzy-żowcem ten, otrzyma 100dni odpustu, a ci którzy dodatkowo zachęcą innych do krucjaty otrzymają całkowite od-puszczenie grzechów zwłaszcza od ta-kich jak napady na księży czy kradzież mienia kościelnego. Kościół zgadzał się więc przyjąć do swego grona wszyst-kich awanturników i złoczyńców, którzy przejdą na jego stronę i będą walczyć w jego imieniu.

14 lipca 1420 roku międzynarodowe wojska krzyżowców liczące około 50 tysięcy podeszły pod nieduży gródek Vitkova Hora, który zagradzał drogę do Pragi. Na pomoc oblężonemu mia-stu pospieszyli Boże wojownicy dowo-dzeni przez charyzmatycznego rycerza Jana Żiżki.

„I Żiżka przybył tam i byłby zabity, gdyby jego cepnicy nie wyrwali go z rąk nieprzyjaciół. A kiedy już całe miasto

ogarnęła trwoga, że wszystko stracone, modląc się wylewając łzy, oczekiwano pomocy już tylko z nieba, przyszedł ksiądz z monstrancją, a z nim pięć-dziesięciu strzelców i chłopi bez broni, a tylko z cepami. a wrogowie widząc Hostię i usłyszawszy dźwięk dzwonków i wielki krzyk ludu, ogarnięci niezmier-nym lękiem zaczęli uciekać i tak szybko biegli, chcąc jeden drugiego wyprzedzić. A w tym pędzie się nie mogli utrzymać i wielu zwaliło się z wysokiej skały i po-łamało sobie karki. Wielu zaś było za-bitych przez ścigających, tak że w ciągu jednej godziny zginęło ponad trzystu, wielu też było śmiertelnie zranionych”.

Krzyżowcy ponieśli klęskę i musie-li się wycofać. A potem były następne wyprawy, w sumie pięć krucjat prze-ciwko czeskim kacerzom zorganizo-wali papieże, które oprócz zniszczeń spowodowały, że początkowo byle jak uzbrojeni chłopi z czasem przekształcili się w armię niezwyciężonych i fanatycz-nych Bożych Wojowników siejących zgrozę, gdzie się tylko pojawili.

„Spanile Jizdy”Po kolejnych spektakularnych poraż-

kach krzyżowców, kiedy husyci przeko-nali, się że rycerstwo krzyżowe nie jest żadnym „świętym wojskiem” i można je tak samo pobić jak każde inne woj-ska, zaczęli sami organizować zbrojne wyprawy poza Czechy, aby łupić i zwal-czać „antychrystów głosząc wszystkim ludom niezafałszowane słowo Boże”.

Z rokiem 1428 rozpoczyna się okres tzw. wspaniałych pochodów husytów. Już w styczniu 1428 roku ruszyła na Sło-wacje pierwsza wielka wyprawa Bożych Wojowników pod wodzą dwóch księży

husyckich: Prokopa zwanego Holym i Prokupka.

Powróciwszy ze znaczną zdobyczą do kraju, wojska husyckie ruszyły tym razem prosto na Śląsk. Kronikarz ślą-ski zanotował:

„Roku pańskiego 1428 husyci przy-bywający z Węgier, weszli w dzień św. Grzegorza 12 marca 1428 roku na Śląsk, pustosząc liczne zamki, wsie oraz klasz-tory mianowicie : Głogówek, Kazimierz, stare probostwo w Lubiążu, Niemodlin, czyniąc wielkie zniszczenia i zabija-jąc licznych ludzi. 18 marca najechali przedmieścia pod Nysą, miasta Głucho-łazy, Paczków; w sobotę przed niedzielą Judica Kamieniec, Henryków, Ząbko-wice, Brzeg, w piątek przed Niedzielą Palmową 20marca, Kąty, Środę, Choj-nów. Wielu ze szlachty w tym czasie pogodziło się z heretykami ze względu na straszne ich napaści.”

17 kwietnia pojawili się w okolicach Wrocławia pustosząc okoliczne miej-scowości, ale samego miasta nie ruszali. W lipcu 1428 roku wszystkie wojska szczęśliwie powróciły do Czech. Sukce-sy Bożych Wojowników zachęciły ich do coraz dalszych „rajz”.W maju i czerwcu 1428 roku wyprawa taborytów i pra-żan dotarła do Nadrenii, niszcząc ob-szar miedzy Barnau i Falkenbergiem. Kolejnym etapem byłą Austria, gdzie ostrzelano miasto Nusdorf niedaleko Wiednia.

W czerwcu 1429 roku husyci zaata-kowali Łużyce i księstwo Żagańskie. Na jesieni tego samego roku kolejny na-jazd husycki spustoszył ziemię śląską. Padły Niemcza, Henryków i Ziębice. Husyckim atakom oparła się Świdni-ca. Te same oddziały podczas powro-

tu zaatakowały Austrię. Jesienią tego samego roku najechali Łużyce w sile 6 tysięcy pieszych i 800 jeźdźców. Kil-kudniowy atak wytrzymał Budziszyn, ale rada miasta musiała im zapłacić 300 kop groszy za odstąpienie od miasta.

W grudniu 1429 roku husyci wyru-szyli do Saksonii, Miśni i Frankonii. Ich wojska maszerowały w kilku kolum-nach, utrzymując ze sobą stałą łączność. Podczas przeprawy przez Muldę Boży Wojownicy zostali zaatakowani przez Sasów. Po zażartej bitwie Sasi musie-li się wycofać do Turyngii. W wyniku tej wyprawy zdobyto miasta Plewno i Kolumbach. Bamberg nie próbował się bronić tylko od razu zapłacił okup.

Najazdy husyckie zaczęły przybie-rać na sile. W marcu 1430 roku Jakub Kromesin zaatakował księstwa koziel-skie i raciborskie nawiedzając zbrojnie okolice Rybnika i Żor, skąd pustosząc ziemię pszczyńską powrócili obładowa-ni łupami na Słowacje. Do husytów do-łączył Bolko opolski i wspólnie zdobyto Gliwice, gdzie założono główną bazę wypadową, skąd wyruszały mniejsze oddziały nakładające kontrybucje na pokornych i likwidujące niepokornych. Inne miasta takie jak Bytom, Klucz-bork stały się rezydencją innego husy-ty Puchały.

16 kwietnia 1430 roku miał miejsce atak na klasztor jasnogórski. Łupem ich zachłanności padł słynny obraz Matki Boskiej. Ślady na obliczu Świętej, utoż-samiane przez tradycję z bliznami, po-wstały w wyniku grabieży wota i ozdób przywieszanych do obrazu. W napa-dzie oprócz heretyckich Czechów bra-li również udział Morawianie, Ślązacy, a także Polacy – Jan Kuropatwa z Łań-

cuchowa herbu Szreniawa, Jakub Nad-obny z Rogowa herbu Dziadosza i kniaź Fedko Ostrogski. Najazd doprowadził do chwilowego napięcia w stosunkach polsko –husyckich. Przywódcy Husyccy jednak wytłumaczyli się przed Jagiełłą, argumentując, że napad był dziełem rozbójników. Co jest wielce prawdopo-dobne, gdyż w tym okresie do husytów przystawali ludzie różnych nacji, wielo-krotnie obojętni religijnie, kierujących się wyłącznie chęcią zysku.

Koniec rewolucjiSzalejąca anarchia, wyniszczające

krucjaty, walki frakcyjne między róż-nymi bractwami religijnymi, wszystko to powodowało, że Czechy z królestwa mlekiem i miodem płynącego przero-dziły się w kraj upadły. Aby nie dopuścić do kompletnej ruiny państwa, należało jak najszybciej doprowadzić do ugody społecznej, choćby nawet za cenę fizycz-nego wyeliminowania z wpływu na losy królestwa środowisk odrzucających ja-kikolwiek kompromis. I tak też się stało.

W niedzielę 30 maja 1434 roku w bra-tobójczej bitwie pod Lipanami Boży Wojownicy z radykalnych i bezkom-promisowych bractw zostają zwycię-żeni przez wojska kaliszników z obozu umiarkowanego, co ułatwia zawarcie ugody z Janem Luksemburskim następ-cą tronu.

5 czerwca 1435 roku Zygmunt Luk-semburski zatwierdza w Jihlawie tzw. kompakty, czyli ugodę z husytami. Uznał on „Cztery Artykuły” dzięki cze-mu Czesi ze swoim zreformowanym i autonomicznym kościołem zostali przyjęci na powrót do wspólnoty ko-ścioła katolickiego.

Ślązacy – od czasów najdawniejszych do współczesności

Opolski pionier w dziedzinie budowy lokomotywPrzemysław Rostropowicz

Śląsk to kraina bogata nie tylko w su-rowce naturalne, ale także w tysiące za-służonych osób, którzy tutaj się urodzi-li i nierzadko z tym regionem związali swoje życie.

Wielu z nich nie znamy lub ciężko do-trzeć do materiałów na ich temat. Za-radzić temu postanowiła prof. Joanna Rostropowicz, która od kilku lat wydaje dwujęzyczną, polsko-niemiecką, ency-klopedię „Ślązacy – od czasów najdaw-niejszych do współczesności”.

Do tej pory ukazały się jej cztery tomy, a piąty jest na ukończeniu. W każdym z nich znajduje się około 100 biogra-mów Ślązaków. Dzięki uprzejmości prof. Rostropowicz w najbliższych numerach będziemy mogli przybliżać po jednej po-staci z każdego tomu. Zapraszamy też do zapoznanie się z pozostałymi osobami opi-sanymi w tym oraz pozostałych tomach.

Garbe RobertUr. 9 stycznia 1847 r. w Opolu, zm. 22

maja 1932 r. w Berlinie; światowej sła-wy konstruktor lokomotyw parowych.

Był pionierem w dziedzinie budo-wy lokomotyw. Na początku XX wie-ku (w 1922 r.) po szynach całej Europy jeździło ok. 4 tys. lokomotyw typu P8, skonstruowanych przez Garbego. Oj-ciec jego był ślusarzem, potem nabył małą fabrykę maszyn w Prószkowie k. Opola. W tajniki budowy maszyn Garbe wgłębiał się zatem już w domu rodzicielskim. Początkowo chodził do szkoły w Prószkowie, następnie kształcił się zawodowo w zakresie budowy ma-szyn i ślusarstwa, później w szkole bu-dowlanej we Wrocławiu, od roku 1867 w Brzegu w Prowincjonalnej Szkole Rzemieślniczej (Provinzial-Gewerbe-schule). Ostatecznie edukację zakończył

w Berlinie, w Królewskiej Akademii Rzemiosła (Königliche Gewerbeaka-demie). W tym samym czasie pracował też dorywczo w zakładach Górnoślą-skiej Kolei Żelaznej (Hauptwerkstatte der Oberschlesischen Eisenbahn) we Wrocławiu, w których złożył egzamin jako motorniczy.

W roku 1872 został konstruktorem w biurze konstrukcyjnym Górnoślą-skich Kolei Żelaznych, niedługo potem otrzymał zatrudnienie na stanowisku brygadzisty w warsztatach Centrali Dolnośląsko-Brandenburskiej Kolei Żelaznej we Frankfurcie nad Odrą (Niederschlesisch-Märkische Eisenba-hn). Dalszym etapem w jego karierze

zawodowej było zatrudnienie w cen-tralnym warsztacie Zarządu Głównego w Berlinie-Markgrafendamm, gdzie sporządzano projekty nowych lokomo-tyw. Awansował teraz bardzo szybko, osiągając nawet stanowisko dyrektora kolei. W 1895 r. został przeniesiony do Berlina, do działu konstrukcji. Było to wymarzone miejsce dla Garbego, który przez całe życie fascynował się budową maszyn. Czasy, w jakich żył, sprzyjały temu zajęciu. Kolej żelazna i pociągi były wówczas bardzo popu-larnym i potrzebnym środkiem loko-mocji, chcąc nadążyć za potrzebami, trzeba było nieustannie ulepszać ta-bor kolejowy. Korzystając z urządzeń zaprojektowanych przez inżyniera Wilhelma Schmidta z Kassel, Garbe skonstruował lokomotywę napędza-ną parą. Została ona dopuszczona do ruchu w roku 1898 w Berlinie. W dwa lata później wystawiono ją na świato-wej wystawie w Berlinie, gdzie została odznaczona złotym medalem. W na-stępnych latach ten typ lokomotywy był stale udoskonalany, ostatecznie, w 1906 r., pojawiła się jako model P8. Ze względu na to, że mogła spełniać wiele funkcji, została nazwana „dziew-

czyną do wszystkiego” (Mädchen für alles).

Swoje przemyślenia w dziedzi-nie konstrukcji lokomotyw wyłożył w dwóch książkach: Die Dampfloko-motwe der Gegenwart (Współczesna lokomotywa parowa), Berlin 1920, któ-ra doczekała się dwóch wydań i Die Zeitgemässe Heissdampflokomotiwe, Berlin 1924 (Współczesna lokomoty-wa parowa). Dodać należy, że zasadą Garbego było stosowanie w budowie maszyn jak najdalej idącej prostoty i ja-sności konstrukcji.

Opolanin Garbe wszedł na stałe do historii techniki. O jego osiągnięciach piszą wszystkie podręczniki z zakresu budowy lokomotyw. Jest uznawany za jednego z najznamienitszych niemiec-kich konstruktorów. Modele skonstru-owanych przez niego parowozów emito-wane były na znaczkach m.in. w Korei Północnej i Kambodży.

W uznaniu jego wybitnych osiągnięć w zakresie budowy lokomotyw w dniu 14 kwietnia 1912 r. Wyższa Szkoła Techniczna (Technische Hochschule) w Charlottenburgu przyznała Rober-towi Garbemu tytuł doktora honoris causa.

Dome

na pu

bliczn

a

Po szynach całej Europy jeździło ok. 4 tys. lokomotyw typu P8, skonstruowanych przez Garbego.

6 wrzesień 2016 www.jaskolkaslaska.eu

Page 7: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

EDUKACJA REGIONALNA

Katowice / Górny Śląsk

Przechodnie dostali mini tyty i ślōnskie heftyMirella Dąbek Ślōnskŏ Ferajna

1 września dzieci na Śląsku rozpoczy-nające naukę w szkole podstawowej, otrzymują tyty wypełnione maszketami (słodyczami). Właśnie do tego zwycza-ju nawiązywał happening „Ślōnskŏ edu … - tyta” zorganizowany przez stowa-rzyszenie Ślōnskŏ Ferajna i Europosła Marka Plurę.

Organizatorzy skupili się jednak nie na tradycji kultywowanej na Śląsku od kilkudziesięciu lat, lecz na edukacji – tej, której nie znajdziemy w systemie szkolnym – edukacji regionalnej.

O tym, że stan wiedzy uczniów na temat Śląska jest katastrofalny poka-zały ostatnie badania przeprowadzo-ne w szkołach. Na pytanie czy potra-fisz wymienić postać z historii Śląska twierdząco odpowiedziało zaledwie 9% uczniów. 3% wymieniło Wojciecha Korfantego, 1,3% Karola Godulę (w większości byli to uczniowie z Rudy

Śląskiej); 0,2% ….Józefa Piłsudskiego i Papieża św. Jana Pawła II. Jeśli cho-dzi o wydarzenia – 10% wymieniło powstania śląskiego, a aż 86% nie zna żadnego faktu związanego z historią regionu.

Podczas happeningu rozdawano symboliczne mini tyty z bōmbonami (cukierki) ze śląskimi słówkami i hefty (zeszyty) zawierające krótką historię Śląska, a także nazwiska wybitnych Ślązaków, którzy przyczynili się do rozwoju regionu, rozsławili go dzięki odkryciom naukowym czy też stwo-rzyli ponadczasowe dzieła literackie i muzyczne.

W ciągu kilkudziesięciu minut roz-dano prawie 150 mini tyt i zeszytów. Akcja cieszyła się sporym zaintere-sowaniem wśród przechodniów, któ-rzy chętnie zabierali nie tylko prezent z cukierkami, ale również historię Ślą-ska.

W tym gronie sporą część stanowi-li uczniowie zmierzający do szkół na rozpoczęcie roku szkolnego.

Edukacja regionalna na Kaszubach

To musi być obowiązekArtur Jabłoński, Kaszëbskô Jednota

Ponad dziewiętnaście i pół tysiąca dzie-ci i młodzieży rozpoczęło 1 września 2016 roku naukę języka kaszubskiego oraz własnej historii i kultury w ok. 430 szkołach i 23 przedszkolach w Woje-wództwie Pomorskim.

Do ich nauczania stanęła armia fa-chowców w liczbie około 600 nauczy-cieli. Ministerstwo Edukacji Narodowej przekaże w związku z tym kaszubskim gminom subwencję w kwocie bliskiej 120 milionom złotych. Same dobre wiadomości! Nie ma co się niepokoić o przyszłość mojego narodu.

Jednak mnie, jako rodzica i osobę od lat zaangażowaną w ruch kaszubski, tro-ska o przyszłość kaszubszczyzny (języ-ka i kultury) nie opuszcza. Od razu też zastrzegam, że nie zajmuję się w życiu czarnowidztwem i szukam we wszyst-kim raczej pozytywów niźli negatywów. Gdy jednak myślę o edukacji dzieci na Kaszubach, nie mogę się oprzeć smęt-kowi, temu duchowi, który w każdym Kaszubie siedzi i lubi nas wprowadzać w minorowy nastrój.

– Zadaniem działań edukacyjnych w ramach edukacji kaszubskiej jest bu-dowanie świadomości i postaw związa-nych z symetryczną dwukulturowością i dwujęzycznością Kaszubów – przeko-nują ekspertki w tym zakresie, dr Adela Kożyczkowska z Uniwersytetu Gdańskie-go i Renata Mistarz z Centrum Edukacji Nauczycieli. – Idzie o otwieranie spo-łeczności kaszubskiej na symetryczność w zakresie świadomego bycia Kaszubą (w sensie etnicznym) i jednocześnie Pola-kiem (w sensie obywatelskim) – dodają.

Kaszubska szkoła, w tym kształcie, w jakim jest nie osiąga jednak tak po-stawionych celów. O edukacji kaszubskiej można powiedzieć, że to jakaś postać edukacji regionalnej, która sprowadza się do nauki języka kaszubskiego, jako języka obcego w wymiarze trzech godzin tygodniowo, trzydziestu godzin własnej historii w czasie sześciu lat edukacji na poziomie szkoły podstawowej i tyle samo w gimnazjum oraz kilku wycieczek kra-joznawczych w ciągu roku szkolnego.

Przy warszawsko-centralistycznym systemie szkolnictwa w Polsce o wspo-mnianej symetryczności nie ma mowy! Kaszubska szkoła kształci Polaków ze znajomością języka kaszubskiego i ni-kogo więcej. Dzieci w pierwszej klasie podstawówki od Bałtyku do Tatr recytu-ją: „Kto ty jesteś? Polak mały” i uczą się o polskiej fladze i białym orle. Wiersza zaczynającego się od słów „Kaszëba bél mój òjc i stark. I jô jem téż Kaszëba.” oraz o kaszubskiej fanie i gryfie uczą się jedy-nie ci, którzy się do takiego nauczania zgłoszą. Wystarczy siedmioro na szkołę, by prowadzić kaszubski… najczęściej na pierwszej lub ostatniej lekcji! Do tego trzeba jeszcze świadomych rodziców, któ-rych jest niewielu, bo u większości owa świadomość odrębności (etniczności) legła już dawno pod ciężarem polskości.

Pytanie, które tu za chwilę padnie za-daje sobie bohater kaszubskiej powieści „Namerkôny” (pol. „Naznaczony”): – Jak odejść od tego stereotypu, który każe dźwigać i z dumą nieść ciężar polactwa zamkniętego w trzech słowach: Bóg, Ho-nor, Ojczyzna? Jak być innym w kraju, w którym słowo „człowiek” jest rów-noznaczne ze słowem „Polak”, a słowo „kultura” oznacza „Polska”? I odpowiada sobie w taki sposób: – Tylko ten będzie poważany w takim kraju, kto oprócz bar-dzo dobrej znajomości polskiego obycza-ju szanuje swoje, kaszubskie, zwyczaje i mowę i pielęgnuje własną kulturę!

W tym systemie, jaki jest i przy tej świadomości jaką teraz ma większość,

może się bardzo szybko okazać, że pie-niądze, które obecnie służą jako wabik do edukacji kaszubskiej, nie powstrzymają już teraz zauważalnej tendencji spadku liczby uczniów i szkół z językiem ka-szubskich wraz ze wzrostem etapu edu-kacyjnego. Maleje przecież także liczba uczniów przystępujących do egzami-nu maturalnego z języka kaszubskiego. Tym bardziej, że podwyższona subwencja związana z językiem kaszubskim często nie trafia do szkół, zostając spożytkowana na inne potrzeby samorządów, przez któ-re przechodzi. To powoduje, że dyrektor szkoły, czy też nauczyciel kaszubskiego przestaje chcieć być liderem w działa-niach na rzecz edukacji kaszubskiej.

Może zatem nacisk rodziców coś by jednak pomógł? Ponieważ całe pokolenia zostały już wyprane z własnej tożsamości, tylko w znikomym zakresie można tu liczyć na jakichś ruch oddolny, na oby-watelską inicjatywę. Rozwiązanie musi być systemowe. Byłoby nim obowiązko-we nauczanie języka kaszubskiego oraz własnej historii i kultury w szkołach na Kaszubach. Byłoby nim także przeka-zanie ministerialnej kompetencji w za-kresie tworzenia programów nauczania na poziom regionalny, do samorządów województw. Wreszcie byłyby nim szkoły imersyjne, w których edukacja kaszubska byłaby prowadzona poprzez „zanurzenie” w języku i kulturze, czyli takie, w których od pierwszego do ostatniego dzwonka język kaszubski nie milkł by na żadnym przedmiocie i na żadnej przerwie.

Wiersza zaczynającego się od słów „Kaszëba bél mój òjc i stark. I jô jem téż Kaszëba.” oraz o kaszubskiej fanie i gryfie uczą się jedynie ci, którzy się do takiego nauczania zgłoszą.

Radio

Kasze

be

Ślōn

skŏ Fe

rajna

Przechodnie dostali mini tyty z bōmbonami ze śląskimi słówkami i hefty zawierające krótką historię Śląska, a także nazwiska wybitnych Ślązaków.

7 www.jaskolkaslaska.eu wrzesień 2016

Page 8: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

FELIETONY

Polityka niy dlŏ kŏżdego

Brexit i co dalej? Rafał Adamus

Gdy w 2004 r. Polska stawała się członkiem Unii Europejskiej, niewie-lu przypuszczał, że Unia stosunkowo szybko będzie zmuszona zmierzyć się z największym kryzysem od swe-go powstania. Najpierw „wykoleiły” się finanse – bankructwo Grecji i po-ważne problemy kilku innych krajów członkowskich. Później nastąpił exo-dus uchodźców i emigrantów z Bliskie-go Wschodu i Afryki. A przed dwoma miesiącami nóż w plecy brukselskich

eurokratów wbili Brytyjczycy, wystę-pując z Unii. W takiej sytuacji natural-nym odruchem każdego Europejczyka jest pytanie: co dalej? Na Śląsku rów-nież zdajemy sobie sprawę, że referen-dum w Wielkiej Brytanii czy wypadki z uchodźcami we Francji czy Niem-czech mogą mieć dalekoidące znacze-nie dla całego kontynentu. Co może więc nas czekać?

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Euro-pejskiej wskrzesiło na nowo, zakopane pod dywan po przegranym w 2014 r. referendum niepodległościowym, dys-kusje na temat odłączenia się Szkocji od Wielkiej Brytanii. Szkoci, na czele ze swoim premierem, Nicolą Sturgeon, podjęli natychmiast szerokie rozmo-

wy zarówno z rządem brytyjskim (i nową brytyjską premier Theresą May), jak i przedstawicielami Komisji Eu-ropeskiej i innych unijnych instytucji. I początkowo szkocka inicjatywa spo-tkała się ze zrozumieniem wszystkich stron, a ze strony urzędników unijnych, chcących poprawić swój wizerunek po Brexicie, nawet z gorącą życzliwością. Niewątpliwie niepodległość Szkocji i jej przystąpienie do Unii Europejskiej bardzo by Unię zmieniło i wzmocniło tych reformatorów, którym miła jest na sercu idea Europy Regionów. Nie-stety bardzo szybko na owe rozmowy zareagowali prezydent Francji Franco-is Hollande i premier Hiszpanii Ma-riano Rajoy, oświadczając, że nie ma mowy o przyjmowaniu do Unii Szkocji

w miejsce Wielkiej Brytanii. Taki cen-tralistyczny hamulec spowodował, że tak szybko jak rozmowy na temat przy-stąpienia Szkocji do Unii się rozpoczęły, tak szybko się zakończyły.

Przywódcy głównych państw człon-kowskich zdają sobie jednak sprawę, że obecna konstrukcja europejskiej wspól-noty musi zostać zmieniona. Po raz ko-lejny wyciąga się więc z szafy formułę „Europy dwóch prędkości” i próbuje zacieśnić współpracę pomiędzy „sta-rymi” członkami: Niemcy, Francja, Włochy i kraje Beneluxu. Pewnie ta „wąska” Unia już dawno by funkcjono-wała gdyby nie rozbieżności pomiędzy inicjatorami np. Włochy chciałyby się jak najszybciej pozbyć wspólnej waluty, która – z uwagi na ciągle zwiększający

się dodatni bilans handlowy Niemiec – nie pozwala włoskiej gospodarce na wydostanie się z, trwającego już parę lat, kryzysu.

Trzecia koncepcja – budowa Europy ojczyzn, której gorącym zwolennikiem jest obecna ekipa rządząca w Polsce – została po Brexicie mocno osłabiona. Wielka Brytania była najsilniejszym jej zwolennikiem, a i Węgry Victora Orba-na jakby stały się mniej antyeuropejskie. To może zwiastować jedynie mniejszą pomoc unijną dla biedniejszych regio-nów w kolejnych okresach programo-wania (2021-2027 itd.). Co i tak będzie najmniejszym wymiarem kary. Jeśli oczy-wiście ksenofobia i niechęć do reszty Eu-ropejczyków, nie rozleją się na cały kon-tynent.

Koło dziejów Kołodzieja

Dobra zmiana Jan Kołodziej

Gorące mieliśmy lato, a i pogoda swoje dołożyła… Wielu ludzi dostaje wręcz białej gorączki, kiedy przyjdzie im choć-by przypadkiem obejrzeć telewizyjne „Wiadomości”. Powodów niezadowole-nia, a często nawet rozpaczy nie szczędzi miłościwie nam w kraju panująca par-tia, która zwyciężyła w wyborach głosa-mi około jednej czwartej społeczeństwa.

A z tej racji, że na jej szyldzie widnie-ją słowa „prawo” i „sprawiedliwość”, ta

pozostała część ludu zadaje sobie pyta-nie: o co tu właściwie chodzi? Bo nawet przy całym worku dobrych chęci trud-no jest znaleźć coś, co usprawiedliwia-łoby afiszowanie się tymi wartościami. Kiedy bowiem posłowie i ministerialni urzędnicy podnoszą sobie w najlepsze i tak już sowite pensje, TVP epatuje lud reklamami różnych tam Filarum czy Wonga.

Kiedy Trybunał Konstytucyjny roz-patruje zgodność ustaw z Konstytucją, poseł Kaczyński rękoma ministra „dwa w jednym” Ziobry grozi sędziom przy-krymi konsekwencjami. Wielu ludzi obserwuje to z rezerwą, jakby ich to nie dotyczyło. Ale niedługo zacznie, kiedy uzbrojeni w bejsbolowe kije ze znakiem Polski Walczącej narodowcy

spuszczą im łomot za samo chodzenie po ulicy. Bo taka jest aktualna polityka historyczno-patriotyczna. Cały lud ma wielbić tych, którzy dla wolnej podobno Polski z upodobaniem mordowali nie tylko swoich rodaków.

Oczywiście każdy akt uwielbienia ma być przy tym kraszony apelem smo-leńskim. Wkrótce do szkół trafią nowe podręczniki historii, w których ucznio-wie przeczytają o królewsko-piastow-skim pochodzeniu Kaczyńskiego, czy o jego ogromnych zasługach w walce z komunizmem. Oczywiście minister edukacji wdroży nowe zasady językowe, w myśl których ofiary wypadków będą nazywane poległymi, a Marta Kaczyń-ska już widzi swego wuja w roli … cara całej Europy.

Wszystko to może wydawać się po-nurymi żartami, ale agonia demokracji w Polsce już następuje. Powiększenie Opola wbrew woli mieszkańców likwi-dowanych gmin ma po prostu z jednej strony spacyfikować ludzi władzy nie-wygodnych, z drugiej zaś ma to być przykrywką do rabowania samorządu z dochodów podatkowych.

Ludzi o poglądach odmiennych od pisowskich można już bezkarnie ata-kować, a Policja musi się zdrowo tłu-maczyć z ewentualnych interwencji. Solidnie wykształcona, wygrywająca konkurs na stanowisko w służbie dyplo-matycznej kobieta zostaje odrzucona, bo w wyborach samorządowych popie-rał ją RAŚ. Za promowanie za granicą np. śląskich wyrobów czy designu traci

się pracę. Ksiądz szczuje wiernych na wszelkie odmienności, wzywa do za-dawania śmierci „wrogom ojczyzny”. Zapowiedziano już opróżnianie niektó-rych grobów na Powązkach, bo zawie-rają szczątki ludzi nieprawomyślnych. Warto też mieć świadomość tego, że choć bierutowskie dekrety są piętno-wane jako zbrodnicze, to ten o likwida-cji śląskiej autonomii pozostaje aktem doniosłym i prawym.

Niedługo fakt mordu na Dieterze Przewdzingu zostanie umieszczony w podręcznikach kryminalistyki jako przykład zbrodni doskonałej. Cóż, ta-kie „załatwiliśmy” sobie prawo, taką sprawiedliwość. Jak Niemcy w latach 30-tych, za co nie tylko oni zapłacili cenę straszliwą …

Z prawej strony

Do czego Polska doszła Norbert Ślenzok

W całej Polsce rozpętała się afera wokół tekstu Dariusza Dyrdy ze „Ślunskie-go Cajtunga”, w którym autor ośmielił się przypomnieć powszechnie znane (przynajmniej na Górnym Śląsku) fak-ty dotyczące tego, co działo się w tym regionie w pierwszych dniach Wrze-śnia 1939.

Tytuł tekstu był, owszem, niefortunny i lekkomyślnie prowokacyjny, jako że wyleganie na ulice i pozdrawianie żoł-nierzy niemieckich nie było ani jedyną, ani też dominującą postawą po polskiej

stronie Górnego Śląska. Warto jednak zadać sobie pytanie, z czym należy wal-czyć. Z publicystycznym uproszczeniem – czy może z tym, o czym poniżej.

Otóż jeszcze do niedawna moim zna-jomym na Facebooku był niejaki Miłosz Lodowski, przypadek wyjątkowo histe-rycznego nacjonalisty o światopoglądzie zwichniętym przez polską szkołę i głupie lektury. Sęk jednak w tym, że Lodowski nie jest pierwszym lepszym wojującym patriotą, jakich pełno niesie teraz „śmierć wrogom ojczyzny” przez internetowe łą-cza. Człowiek ten jeszcze rok temu był kierownikiem kampanii prezydenckiej Pawła Kukiza – polityka, na którego głos oddał rok temu co piąty wyborca. Do dziś Lodowski jest, jak się zdaje, dobrze ustosunkowany nie tylko w kręgach swo-jego dawnego ruchu, ale też rządzącego establishmentu. Trudno bowiem inaczej

tłumaczyć fakt, że od nastania „dobrej zmiany” co i rusz pojawia się on w „naro-dowych” mediach. Odcinek „Wiadomo-ści” poświęcony artykułowi ze „Ślunskie-go Cajtunga” także nie obył się bez jego czujnego komentarza. O ile tam Lodow-ski tylko potępił niesłuszne treści, o tyle na swoim facebookowym profilu wraz z kompanami nie bawił się już w żadne ceregiele. Oto krótki wybór wypowiedzi pod odnośnym wpisem. Nazwiska auto-rów litościwie przemilczam, zaznaczając jedynie, że wszystkie cytowane poglądy spotkały się z aprobatą gospodarza pro-filu wyrażoną „polubieniem”. Pisownia oryginalna.

„To gazetka RAŚistów. A wiadomo, że Gorzelika rodzinka pochodzi z Przemy-śla, żonka jest z Łodzi. Więc on i wielu takich durni, jak on, są takimi Ślązoka-mi,jak z koziej doopy trąba. On i jego

kolesie biorą kasę od Szwabów z Funda-cji Eberhardta i Adenauera, co już mówi za siebie. Tych szkodników trzeba gonić z Polski lub zamykać w pierdlu za zdradę Polski. Prawdziwy Ślązok nie jest zdrajcą.”

„Aresztować i odstawić do niemieckiej granicy w ciągu jednego dnia. Tak jak stoją, bez prawa powrotu. A jak wrócą, to każdy może ich zabić bezkarnie... Tak jak było za dobrej I RP po uchwale o banicji”.

„W Rzymie też tak było, wyjęcie z pod prawa. Tracisz majątek, a każdy ma pra-wo cię zabić”

„Brat mojego Dziadka, Powstaniec Ślą-ski oraz mój Dziadek, obaj – Żołnierze Kampanii Wrześniowej, szepczą do mnie z góry: «zajeb skurwysynów».Tych od tego cajtungu. Zajebie, Dziadku. To jak, chłopaki, pomożecie?”.

Do tego Polska doszła. Zaplecze trze-ciej siły parlamentarnej tworzą w tym

kraju ludzie domagający się kary śmier-ci, linczów, a co najmniej zamykania w więzieniach za – skądinąd polegające na prawdzie – artykuły prasowe. Oficjal-nie przedstawiciele Kukiz '15 zgrywają bardziej umiarkowanych, bo niby tylko – jak zadeklarował sam Kukiz – „zasta-nawiają się z prawnikami”, czy aby nie doszło do popełnienia przestępstwa (ja-kiego?), ale poniżej widzimy, jacy szata-ni są tu – by posłużyć się cenioną przez Jarosława Kaczyńskiego frazą literacką – czynni. Tego należy się bać, to trze-ba z całą dopuszczalną w wolnym kraju bezwzględnością zwalczać. U progu III RP śmiano się z Adama Michnika, kiedy głównego zagrożenia dla rozwoju kraju upatrywał w nawrocie agresywnego na-cjonalizmu. Każdy, kto wtedy się śmiał, jest Michnikowi winien butelkę dobrej wódki i paczkę mentolowych Marlboro.

8 wrzesień 2016 www.jaskolkaslaska.eu

Page 9: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

WYDARZENIA

Sport

Jubileuszowy turniej o puchar RAŚ MysłowiceAutor: Janusz Macek

Mysłowickie koło RAŚ, już od 10 lat, czyli od czasu kiedy po raz pierwszy przemaszerowaliśmy w marszu o au-tonomię, organizuje cykliczne turnieje piłkarskie o Puchar RAŚ Mysłowice.

Tegoroczny – jubileuszowy rozegrany był przy pięknej pogodzie w ostatni weekend sierpnia na pięknym obiekcie „Górnika” 09 Mysłowice.

Oprócz wiodącego turnieju organiza-torzy przygotowali również dla mysłowic-kich dzieci paletę gier i zabaw, oczywiście z nagrodami. Pamiętamy wszystkie tur-nieje, szczególnie te trudniejsze do zor-ganizowania, ale mysłowickie koło RAŚ nie po raz pierwszy pokazało że roboty się nie boi.

W tegorocznych zawodach pomogli włodarze miasta Mysłowice, MOSiR i władze „Górnika” 09, a patronat nad turniejem objął Prezydent Miasta My-słowice Pan EDWARD LASOK. Z tego miejsca chcieliśmy również wszystkim wymienionym gorąco podziękować.

Już od godzin porannych mysłowic-kie dzieci w trakcie trwania rywalizacji futbolowych też miały zajęcie. Przygo-towaliśmy paletę gier i zabaw, oczywiście z nagrodami. Było też coś z histori na-szego miasta, mianowicie nowa wystawa przygotowana przez koło RAŚ Mysłowi-ce promująca nasz mysłowicki „Trójkąt Trzech Cesarzy”.

W turnieju wzięło udział 6 drużyn tj: Divingtech Brzezinka, OSP Kosztowy, RAŚ Pszczyna, Stal Brzezinka, Młodzi

Górnoślązacy z Mysłowic i gospodarz turnieju RAŚ Mysłowice.

Zawody rozegrano w 2 grupach. Po eliminacjach grupę I wygrał RAŚ Mysło-wice przed Młodymi Górnoślązakami, natomiast w grupie II zwyciężyła OSP Kosztowy przed RAŚ Pszczyna. W pół-finałach RAŚ Mysłowice pokonał RAŚ Pszczyna 4:1, a OSP Kosztowy uległ 3:4 Młodym Górnoślązakom. Mecze o trze-cie miejsce i finał były bardzo zacięte. Brązowe medale zdobyli goście z RAŚ Pszczyna pokonując OSP Kosztowy 6:4, natomiast RAŚ Mysłowice poko-nał w stosunku 3:2 Młodych Górno-ślązaków i tym samym po raz 7. z rzę-du sięgnął po berło najlepszej drużyny tego turnieju. W drużynie zwycięzców grali: Czernek Mateusz, Czernek Paweł, Hołuj Janusz, Dalke Tomek, Kępa Arek, Stępień Tomasz, Bąkowski Paweł, Noras Robert i Wosk Mateusz.

Oprócz pucharów, medali i dyplomów dla trzech pierwszych drużyn organizato-rzy przyznali wyróżnienia indywidualne dla: najlepszy strzelec – Stefański Krzysz-tof (OSP), najlepszy piłkarz – Faruga Mi-rosław (RAŚ Pszczyna), najlepszy bram-karz – Hołuj Janusz (RAŚ Mysłowice).

Idea Turnieju w jego pierwotnym za-łożeniu, miała promować Śląskie miasta, w których działają koła Ruchu Autonomii Śląska (a jest ich sporo) i pod szyldem RAŚ występować jako drużyna.

W ostatnim czasie zauważamy jednak coraz mniejsze zainteresowanie innych kół co do uczestnictwa w tych zawodach, dlatego jako organizatorzy zastanawiamy się nad zakończeniem tej cykliczności. Jestem jednak pewien, że XI Marsz Auto-nomii i następne do skutku – odbędą się.

Dziękujemy wszystkim uczestnikom turnieju a w szczególności kolegom z RAŚ Pszczyna.

W turnieju wzięło udział 6 drużyn tj : Divingtech Brzezinka, OSP Kosztowy, RAŚ Pszczyna, Stal Brzezinka, Młodzi Górnoślązacy z Mysłowic i gospodarz turnieju RAŚ Mysłowice.

RAŚ M

ysłow

ice

Reklama

Górny Śląsk

Tyty dlo piyrszoka rozdane!W Katowicach, Siemianowicach Ślą-skich, Chorzowie, Rudzie Śląskiej i wie-lu innych śląskich miastach w ostatnich dniach sierpnia członkowie Ruchu Au-tonomii Śląska wręczyli najbardziej po-trzebującym pierwszoklasistom zwy-czajowe tyty.

– W ten sposób chcemy pomóc naj-biedniejszym maluchom rozpoczyna-jącym szkołę i jednocześnie pielęgno-wać regionalne tradycje, do których niewątpliwie zalicza się zwyczaj wrę-czania wspomnianych tyt na rozpoczę-

cie szkół – mówi przewodniczący koła Siemianowice Śląskie RAŚ, Radosław Marczyński.

Osoby zaangażowane przez ponad miesiąc zbierały niezbędne fundusze, któ-re umożliwiły zakup słodyczy i przybo-rów szkolnych zeszytów, kredek, długopi-sów. – Bardzo starliśmy się żeby niczego nie zabrakło – dodaje Marczyński. Przy rozdaniu tyt pomocy udziały miejskie ośrodki pomocy społecznej, parafie oraz stowarzyszenia zajmujące się działalno-ścią charytatywną.

red.

Kultura

Muzeum Historii Katowic ma projekt w Budżecie ObywatelskimW najbliższy weekend, a ściślej 10 września 2016 roku odbędzie się prezentacja dzielnicowa projektów złożonych do Budżetu Obywatelskie-go. Nie ma co ukrywać, że te spośród nich, które są najistotniejsze finanso-wane być powinny przez samo miasto, a nie wyłaniane w drodze głosowania.

Mało który mieszkaniec Katowic wie bowiem, o Budżecie Obywatelskim oraz możliwości typowania inicjatywy, któ-ra zostanie w ten sposób sfinansowa-na. Dotychczas nie można było nawet głosować przez internet, co dodatkowo zmniejszało frekwencję wśród głosu-jących.

Wsparcia finansowego potrzebują nie tylko osoby prywatne ale także instytu-cje miejskie, którym usiłują pomóc ich użytkownicy. Marek Lyszczyna, Kato-wiczanin, zgłosił projekt ogólnomiejski „Przygotowanie i wykonanie II części ekspozycji stałej w Muzeum Historii Ka-towic”. Odnosi się on do nowoczesnej, multimedialnej wystawy stałej „Z dziejów Katowic”, która dofinansowana została tylko w połowie i oddana 11 września 2015 roku. Zwiedzający wychodząc z sali poświęconej nadaniu Katowicom praw miejskich zobaczyć mogą tylko napis „O kolejnych stu pięćdziesięciu latach jego historii opowie dalsza część ekspo-zycji – obecnie w przygotowaniu”.

Minął rok, a przygotowania nie zostały rozpoczęte. Ubolewają nad tym zwiedza-jący, także turyści z zagranicy zaintereso-wani poznaniem historii miasta. O istot-

nej roli MHK na mapie Katowic świadczy m.in. artykuł na amerykańskim portalu Insider Monkey w którym muzeum zo-stało okrzyknięte „jednym z najlepszych w kraju” i wskazane jako jedna z dwóch największych atrakcji miasta. Tym do-tkliwszy jest brak zasadniczej części wy-stawy, bo poświęconej historii Katowic w okresie ich największego rozkwitu.

Inicjatywa reklamuje się pod hasłem „Zmodernizuj!” co odwołuje się do kato-wickiej moderny – oczywiście sugerując modernizację prezentowanej przez kilka-dziesiąt lat wystawy, która zdążyła się już mocno zestarzeć. Aktualna ekspozycja, sięgająca do nadania praw miejskich bez kompleksów przedstawia dzieje wsi na tle rozwoju Górnego Śląska – najważniejsze postaci i rody, przyczyny i pochodzenie zagadnień nierozerwalnie związanych do dziś z miastem, takich jak herb, ge-nezę nazw ulic itp. Zdecydowanie pełniej i spójniej pod względem merytorycz-nym aniżeli wystawa stała w Muzeum Śląskim, przy czym równie interesująco pod względem wizualnym (przypomnij-my, że za wygląd obu wystaw odpowiada firma AdVenture z Katowic), chociaż ta w MHK jest znacznie mniejsza. Jest to jeden z argumentów wskazujących na to, że sfinansowana z Budżetu Obywatelskie-go wystawa mogłaby sprostać oczekiwa-niom mieszkańców oraz odwiedzających Katowice.

Jeśli miasto nie dysponuje fundusza-mi na wspieranie własnych instytucji to może Katowiczanie wezmą sprawy w swoje ręce? red

9 www.jaskolkaslaska.eu wrzesień 2016

Page 10: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

OPINIE

Wieści z Europy

Kod Ślōnzŏkōw

Marek Plura, europoseł

Przyszły oto czasy, w których rządząca w Polsce władza znów zaczyna robić z nas Ślōnzŏkōw wewnętrznego wroga znanego jako ‘ukryta opcja’.

Prokuratorzy straszą aresztem Pyjtra Dłu-gosza za to, że sprzedaje koszulki z napi-sem ‘Nie Polok, nie Nimiec ino Ślōnzŏk’, albo ‘Oberschlesien’, czym rzekomo nawo-łuje do waśni na tle narodowościowym. Pewnie z podobnym zainteresowaniem spotka się też Darek Dyrda przypomina-jący na łamach Górnośląskiego Cajtunga jak radośnie witano hitlerowców w Ka-towicach w 1939 r. To już było, ale tym razem do tego rodzaju śledztw oficjalnie dołanczają ‘oficerowie polityczni’ w oso-bach posłów PiS, a im nikt nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe.

Pōnbōczku – widzisz a niegrzmisz? Ześlij nam Ślōnzŏkōm Anioła Stróża, który nas obroni przed tą ciężką próbą charakteru. A może ten trudny czas jest nam zadany po to, aby zajrzeć głęboko w naszą śląską duszę, aby tam odnaleźć wartości zapisane nam przez przodków

i umocnić się nimi. Jak to zrobić? Jak odczytać kod Ślōnzŏkōw? Ja zacząłem od obrazu Anioła Stróża Ślōnzŏkōw. Zleciłem jego namalowanie panu Sta-nisławowi Łakomemu i teraz to dzieło przypomina mi o potrzebie duchowej peregrynacji. Chętnie wyślę pocztą każ-demu ten obrazek, wystarczy tylko zgło-sić mi taką potrzebę poprzez mój pofil na Facebooku.

Pōnbōczek doł ludziōm dziesiyńć przikŏzań coby dobrze żyli. A coby se ich nie przepōmnieli tōż im ich doł wy-rzezane na tabulach ze kamiḙnio. Nōm Ślōnzokōm doł ku tymu eszcze jedḙnŏste przikŏzani: „Gŏdki swoji, idyntyfikacyje a ślōnskigo ôbyczaju nie przepōmnisz, bo by dusza ze ciã ufurgła, a serce by we ciã stwardło, a zeczorniyło choby wōn-gli!” Te przikŏzani pisali nasze Ôjcowie a Starziki bez kŏżdy dziḙń, ale nie na ta-bulach ino na sztolniach, na kōminach, na fabrykach a tyż i pługiḙm na pŏlu. Pisali i krwiōm, i płaczkōma, i krŏplōma potu. Pisali we radŏści a we starŏści. Pisali to ku nōm – coby my nikej niḙ przepōmnieli pōnbōczkowego przikŏzaniŏ a coby my dycki wiedzieli, jako tḙż Ŏn piḙknie za wiernŏ służbã nagrŏdzo.

A cōż se tak Pōnbōczek ekstra ŏd nŏs Ślōnzŏkōw winszuje? Chce coby my Mu Ślōnzek wahōwali, sam kaj sie na poj-szczŏdku Ojropy trefiajōm wschōd ze zachŏdḙm, a pōłnoc ze połedniḙm. Chce

coby my podle naszḙj tradycyje kŏżde-go we zŏcy mieli, kiery ku nōm przi-chodzi coby tḙn hajmat piastōwać. Ale tego kiery by sam szpōnciōł furt mōmy wyciepać. Chce coby my bez naszŏ gŏdkã wszyjskim nacyjōm dogŏdać sie dopōmōgli. Ale kejby sam kiery larmo robiōł, abo cyganiōł, abo bluźniōł tymu mōmy wartko gamba zawrzyć.

Rŏd tḙż je Pōnbōczek kej nŏs pŏradzi za ciḙnżko robŏtã wynagrŏdzić. Tōż sie ale podziwejcie na te nasze stare gruby – szumne choćby pałace, na huty piḙkne jako zōmik, na fabryki a familŏki zŏcne ôd sto lŏt. Dzisiej zaś nazŏt dbōmy ô te nasze skarby, bo sōm to nasze „świḙnte tabule”. Za kŏżdōm rḙnōwacyjōm wrŏ-co sie ku nōm ślōnsko duszã. Dŏwōmy nŏwy żywŏt naszym zabytkōm, a ône dŏwajōm żywŏt nōm, bo we nich żyje nŏwy ślōnski świat: technōlogijo, kul-turã, turystykã. Kej sie pŏdziwōmy na tã ślōnsko zŏcã ze downych lŏt, kej zaś gŏdać a żyć po naszḙmu bydymy jako nōm Ślōnzŏkom Pōnbōczek przikozoł, tōż Ôn nōm pobłogosławi jako piyrwy, a żŏdyn pierōński gizd nŏs nie pognḙmbi.

Kopyrtki na klopsztandze

Śląsk w państwie specjalnej troski Kazimierz Martyn

Czy znają Państwo najnowszą wia-domość o tym, co stało się z naszymi danymi osobowymi? Okazało się, że z polskiego Ministerstwa Cyfryzacji po-brano ostatnio ponad milion czterysta tysięcy danych osobowych.

Wyciekły informacje o naszych imio-nach, nazwisku, dacie urodzenia, adre-sie, peselu, dacie ślubu (dane małżonka też pobrano), informacje o ewentual-nych rozwodach, a nawet numery akt zebranych w urzędzie stanu cywilnego. Jak znamy polskie zwyczaje i totalny bałagan oraz skłonność do nieprze-strzegania prawa – w tych pobranych danych były także i inne informacje, do czego nasi amatorzy przy władzy nigdy się nie przyznają..

Od kilku dni ta informacja przedostała się do gazet i niektóre z nich systematycz-nie straszą nas tytułami typu: „Ogrom-ny wyciek z systemu PESEL: przestępcy mogą mieć już twoje pieniądze”. Po paru dniach okazało się, jacy to przestępcy do-brali się do naszych danych – były to kan-celarie komornicze. Na przykład tylko pięć kancelarii komorniczych – z Warszawy, Łodzi i Środy Wielkopolskiej przez kilka miesięcy, od marca tego roku w dzień i w

nocy ściągały nasze dane. Co więcej – tyl-ko jedna z nich ściągnęła dane 802 tysię-cy osób, a złożyła zapytania, czyli prośby o inne, dodatkowe informacje dotyczące miliona ośmiuset tysięcy mieszkańców naszego kraju. Po co im te dane? Niektó-rzy tłumaczą, że w Polsce jest ponad sto pięćdziesiąt kancelarii komorniczych, co więcej – nasze miasta upstrzone są szylda-mi typu „Komornik Sądu Rejonowego w . . . .”. Niektóre z nich prowadzą setki tysięcy postępowań komorniczych, zarabiając nie-prawdopodobne pieniądze. Jakich metod używają i czym to się kończy dla dłużni-ka albo zupełnie niewinnego obywatela, od jakiegoś czasu informują dziennikarze telewizyjni, radiowi i autorzy wielu gaze-towych artykułów opisujących i ocenia-jących polską rzeczywistość…

O tym, jaka ona jest, przekonałem się na własnej skórze. Parę miesięcy temu wracam do domu – a w drzwiach miesz-kania wetknięte jakieś pismo. Kartka tak była włożona, że jej treść można był prze-czytać bez przeszkód – co też kilkoro moich sąsiadów uczyniło... W tym doku-mencie komornik z jednego z miast Ma-łopolski wzywał mieszkającego w moim domu delikwenta, nazwijmy go Jan Ko-walski, do natychmiastowego udostęp-nienia lokalu celem dokonania czynno-ści komorniczych, czyli zaboru mienia na poczet posiadanych długów. Gdyby jednak nie zostało mu to mieszkanie udo-stępnione uprzedza, że w najbliższym czasie z asystą policji włamie się i dokona służbowych czynności... Na kartce poda-ny był numer telefonu – dzwonię, przed-

stawiam się i stwierdzam, że w moim domu nikt taki nie mieszka, ja nie mam żadnych długów, a straszenie mnie wła-maniem w majestacie polskiego prawa i w asyście policji spotka się z odpowiednia reakcją i procesem sadowym.

Czy wiecie Państwo, jaką otrzyma-łem odpowiedz? Usłyszałem, że dłużni-cy zawsze kłamią, Jan Kowalski mieszka w moim domu, pewnie też chcę go oszu-kać podając fałszywe nazwisko, a on i tak do mnie wejdzie, nawet gdy trzeba będzie rozwalić drzwi, bo ma takie prawo...

Zadzwoniłem do szefa tej kancelarii. Opowiedziałem mu tę historię, uprze-dziłem, że zajmie się nią mój prawnik i Małopolska Izba Komornicza. Do tej pory cisza. Nikt się z policyjną asystą się do mnie nie włamał. Na razie.

Dlaczego o tym Państwu dziś piszę? Dlatego że w czasie dyskusji o śląskim regionalizmie zwracamy zgodnie uwagę na naszą tradycje poszanowania prawa i wiarę w państwo. Jest to szczególnie widoczne dzisiaj, gdy wyraźnie widać, że miał racje polski minister spraw we-wnętrznych, Bartłomiej Sienkiewicz, któ-ry w 2014 roku powiedział w podsłucha-nej rozmowie, że polskie państwo istnieje tylko teoretycznie. O prawdziwości tych słów przekonałem się przez ostatnie lata wielokrotnie, chociaż zdarzenie które Państwu opisałem, skończyło się dla mnie dobrze. Nikt na razie nie skonfiskował mi wyposażenia mieszkania ani nie wyważył drzwi z asystą policji. Inni mieszkańcy naszego kraju nie mieli takiego szczęścia, w majestacie prawa stracili swój dom albo

część lub całość majątku, o czym często informują środki masowego przekazu. A to, co dowiadujemy się o złym funk-cjonowaniu naszego państwa, to jedynie wierzchołek góry lodowej...

Od wielu lat kolejne ekipy politycz-nych macherów rządzą Polską, ich de-cyzje wpływają także na losy Ślązaków. Co jest wspólne dla rządzących tym krajem? Odpowiedź znajdziemy w „ta-śmach prawdy” nagranych na Węgrzech, ale jak ulał pasujących do polskiej rze-czywistości. W 2006 roku nagrano taj-ne spotkanie szefa Węgierskiej Partii Socjalistycznej i urzędującego premiera Węgier Ferenca Gyurcsanyego z posła-mi rządzącej partii. Premier państwa w taki sposób przyznał się do tego, w jaki sposób zdobywał i sprawował władzę: „Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem /.../nic nie robiliśmy w ciągu czterech lat. Nic. Nie możecie mi podać ani jed-nego poważnego ośrodka rządowego ,z którego moglibyśmy być dumni, poza tym, że na końcu odzyskaliśmy władzę z gówna. Nic. Kiedy trzeba będzie roz-liczyć się z krajem, powiedzą co robili-śmy w ciągu czterech lat, co mówimy? Nie ma wielu opcji. Nie ma dlatego, że spieprzyliśmy. Nie trochę, ale bardzo”. Powiedział te słowa premier Węgier, ale idealnie opisują wieloletnie działanie naszej warszawskiej władzy, która zaj-muje się wszystkim, tylko nie tym, co potrzeba.

Wielu Ślązaków do tej pory nie rozumie, co więcej – nie potrafi uwierzyć, jak kłamli-we i lekceważące obywateli, porządek praw-

ny i zwykłe poczucie przyzwoitości były kolejne decyzje ekip rządzących Polską.

A jak dzisiaj traktuje się mieszkańców Śląska? Dla warszawskiej władzy sama informacja ,że ktoś czuje się Ślązakiem może być powodem utraty pracy. Taki przypadek zdarzył się niedawno-Śląza-czka, doktor prawa Uniwersytetu Śląskiego miała zostać wicekonsulem RP w Man-chesterze. Po nagonce „patriotycznych i polskich” portali jej kandydatura została anulowana. Wystarczyła plotka, że wypo-wiadała się życzliwie o dążeniu Ślązaków do autonomii gospodarczej. W dzisiejszej Polsce wystarczy jedynie podejrzenie, że się sympatyzuje ze Ślązakami, z RAŚ, aby mieć kłopoty. Czy wiecie Państwo, że Mi-nisterstwo Spraw Zagranicznych oceniło niedawno działalność Instytutu Polskie-go w Berlinie „poniżej oczekiwań” tylko dlatego, że promowano tam śląski design /wzornictwo/, co aktualna władza uznała za wspieranie Ruchu Autonomii Śląska? Rozumiecie Państwo, tym warszawskim mamlasom wszystko ,co śląskie kojarzy się z RAŚ! Bo dla rządzących nieudaczników i kłamczuchów miłość do Śląska jest czymś antypaństwowym i najgorszym...Tak o nas myślą i tak nas traktują.

Czy Ślązacy muszą akceptować takie porządki? Nie. Żyjemy w państwie, w któ-rym jeszcze istnieją wybory. W najbliż-szych wyborach wybierzmy ludzi, któ-rych potem nie będziemy musieli się wstydzić. A dopóki rządzić będą ci, któ-rzy dają pozwolenie na bezprawie-pil-nujmy rodziny, własnych domów i fi-nansów... I róbmy swoje.

Anioł Górnego Śląska.

Materiał sfinansowany przez:

10 wrzesień 2016 www.jaskolkaslaska.eu

Page 11: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

Ô GŎDCE I NIY INO

Śląska powieść w odcinkach

Saga Śląska XXXIII Marian Kulik

„Bambo, Bambo!” stało się zawoła-niem, które jak hejnał zaczęło elektry-zować wszystkich, którzy się znaleźli w zasięgu jego oddziaływania.

A wszystko za sprawą czarnoskórego mieszkańca Tanganiki (wtedy kolonia nie-miecka), który w jakichś okolicznościach został wzięty do niewoli przez niemiec-kie wojska kolonialne, które pod dowódz-twem generała Lettlowa, prowadziły na tych terenach wojnę podjazdową. Jakimś cudem przetransportowano go do Wrocła-wia, a po paru miesiącach postanowiono wyprawić gdzieś na prowincję. Wszystko by nie prowokować płci pięknej Wrocła-wia, która ciągnęła jak do kina, żeby zer-knąć na to czarne cudo, co nie budowało patriotycznych morale tak pożądanych w toczącej się wojnie, a o które władze każ-dego miasta, szczególnie tak dużego jak Wrocław, bardzo zabiegały. I tak Muga-be, bo tak brzmiało jego prawdziwe imię, znalazł się w majątku Helgi, gdzie go od razu przechrzczono na Bambo.Mugabe był jeszcze bardzo młodym męż-czyzną z wrodzonymi uzdolnieniami do języków, mówił biegle po angielsku, nie-miecku oraz szybko opanował śląską wer-sję niemieckiego. Poza językami uwielbiał tańczyć. Wystarczyło tylko, że ktoś zaczął uderzać w odwrócone dno kastrola (du-żego garnka z blachy cynkowej używany najczęściej do prania), a on już kręcił się w takt dudnienia, przemieszczając swe po-tężne ciało z miejsca na miejsce, a tańczył tak widowiskowo i naturalnie, że od razu

zaczynało się wokół niego zbierać grono gapiów. Ale to wszystko były tylko detale w porównaniu z błyszczącą i czarną jak sadza skórą, naprężoną na atletycznej syl-wetce tak wyniosłej, że swym wzrostem przewyższał co najmniej o głowę najwyż-szych mężczyzn z okolicy.

Przez pierwsze parę dni stało się już regułą, że codziennie rano wzdłuż drogi, którą do roboty maszerowali Anglicy, usta-wiały się grupki kobiet wymieszane z dzieć-mi, tak jakby po tej pylnej drodze mieli iść nie cudzoziemscy jeńcy, ale procesja z farorzem na czele i gdy tylko się pojawili, z początku ukradkiem się śmiali, pokazując palcami na piegowatych i ognisto rudych Szkotów cicho między sobą szepcząc:

– Te Angliki to sōm jednak gupieloki. Zamiast czŏpki na głowa dać, to patrzōm na słońce bez durszlaki i potym majōm takie kropkowate gymby choby biedrōn-ka skrzydełka.

Ale gdy tylko wyrósł między Anglikami Bambo, baby od razu w ryk: – Uciekejmy wszyscy ludkowie, bo tyn czŏrny goliat bajtle podusi, a nōm krew wycyckŏ!

Dzieci w płacz i wszyscy jednakowo przestraszeni gnali ku swoim chałupom, gorączkowo zamykając za sobą furtki, a do okien wstawiając grube świece gromnicz-ne, jakby burza z piorunami nadciągała nad wieś. Tak się działo przez parę dni, do czasu aż podczas kolejnej już panicznej ucieczki, jedna z kobiet przez nieuwagę zaplątała się we własnych kieckach i bez-radnie upadła na drogę, a tłum oszalałych ze strachu bab przeleciał po niej nie zasta-nawiając się, że ktoś leżał na drodze. I tak podobna do kokonu leżała unierucho-miona w pyle na środku drogi, wpatrując się rozszerzonymi z przerażenia oczami w zbliżającego się ku niej wolno murzy-na w oczekiwaniu, że za chwilę zostanie

skonsumowana. Bambo wielkimi skokami truchtał ku niej z groźną miną przewra-cając przy tym białkami oczu, co jeszcze bardziej robiło go dzikim. Gdy już stanął nad nią, najpierw wesoło się roześmiał, a potem bez słowa podniósł ją z ziemi i to z taką łatwością jakby była jednodniowym oseskiem, a nie dojrzałą i tęgą jak paro-wóz kobietą. Następnie swym tubalnym głosem oznajmił:

– Idź nach hauze i powiydz, że jŏ – Bambo – ani niy maża jak wōngel, ani esen babōw i dzieci – równocześnie delikatnie stawiając ją na ziemi.

Po tym zaskakującym zachowaniu Bam-ba, podejrzewanego przez wieś o kaniba-lizm, kobieta stała bez ruchu na środku drogi, medytując nad tym, co się przed chwilą stało, a potem patrzyła, jak Bam-bo razem z resztą Anglików znika za za-krętem drogi. Dopiero wtedy, kiedy dro-ga opustoszała, zaczęła wolniutko turlać się w kierunku wsi. Jeszcze nie doszła do pierwszych opłotków, kiedy obstąpiła ją wataha rozgorączkowanych sąsiadek, któ-re z ukrycia obserwowały całe zdarzenie i teraz zaczęły ją z niedowierzaniem obma-cywać, oczekując, że trafią na poogryzane ciało, w którym będzie brakowało palców u rąk czy nosa, albo uszu na głowie. A tu konsternacja – kobieta stoi zdrowa i cała i jeszcze z bezczelną wyższością z racji tak bliskiego kontaktu z domniemanym ludo-żercą zaczyna mówić:

– Dyć przestōńcie mje wszyndzie ma-cać, kej byście same ni miały swoich rzici, rynkōw i cyckōw. Z tygo waszego narywa-niŏ mnōm miarkuja, że wy szczigi gupie, richtig myślicie, że tyn czŏrny gryzie, abo uciaprŏ kŏżdego jak sie go tyknie.

Po tych słowach kobiety ucichły w zakło-potaniu, a ona ciągnęła swoją relację dalej.

– To wōm powiym wicyj. Jak z bliska na niego wejrzysz, to jest chłop jak atleta

abo Herkules z malōnku w gazecie, skōra na nim choć czŏrno, ale niy maże, jak ech przed tym myślała, ale za to jest tak nasz-panowanŏ, że ani jednyj zgurbki czy fołdki, niy znŏjdziesz na nij. Świyci sie choby guta-linym poszmarowano, a potym bez godzi-na glancowano szczotkōm do szczewikōw.

Zaniżając nieco tonację głosu, jakby chciała uczynić ze swojej opowieści coś tajemniczego, zaczęła mówić prawie szep-tem:

– A powiym wōm, baby, ino tela, jak mje chycił we pōł i dźwignoł do gōry, a po-tym przicis ku sia, to żech zaroz poczuła …. Gynau to co chce kŏżdo baba u chopa poczuć, yno u tego bamby … tyn ôn bōł aż taki srogi i ruby jak nudelkula, że mie zarŏzki sztrōm przeszoł bez cołkie ciało i jużech wiedziała, że ôn jest z tych co to babie tela zadowolyniŏ i babskij słodyczy umi zrobić, że potym bydziesz chciała tyj dobroci ino ôd niego, bez tŏż to jest kapka gyferlicht, żeby ci potym swōj chopeczek niy ôbrzid i niy zrobiōł się taki niematny, nietłony, wiycie ô czym gŏdōm?

Baby kiwały potakująco głowami i w wielkiej zadumie powoli, ale już bez ja-zgotliwego bełkotu, zaczęły się rozchodzić do swoich zajęć.

To był przełom w relacjach z jeńcami, a w szczególności w relacjach z Mugabe--Bambo. Teraz już nikt nie uciekał ani nie pokazywał palcem tego czy innego jeńca, ale na ich widok wszyscy ze wszystkimi się witali, podając sobie ręce, żartując i śmie-jąc się ze swych problemów językowych. W nowej sytuacji zaczęto się nawzajem prześcigać, żeby zapraszać na niedzielne obiady poszczególnych Anglików, którzy bardzo chętnie korzystali z zaproszeń, rewanżując się w zamian kawą, czeko-ladą, herbatą, egzotycznymi dżemami i piernikami-keksami, które płynęły do nich z Czerwonego Krzyża, a o których

mieszkańcy Śląska zdążyli już zapomnieć, zmuszeni korzystać z wojennych erzaców będących tylko lichą namiastką tego, co otrzymywali od jeńców.

Jeśli chodzi o Mugabe-Bamba, to już żadne dziecko przed nim nie uciekało. Mało tego, zaczęły go traktować jak swo-jego najlepszego przyjaciela, którego teraz najczęściej można było spotkać z jakimś maluchem siedzącym mu na szyi, przez co robił się jeszcze większy niż był w rze-czywistości, wprawiając w zakłopotanie matki dzieci obawiających się, żeby mu nie spadły z karku. Wtedy celowo zaczy-nał popisywać się swoją siłą i zręcznością, wywijając malcem, a potem niespodzie-wanie stawiał go miękko na ziemi przed zdębiałą ze strachu matką.

Inna sprawa była z kobietami i to bez wyjątku na wiek, które go stale obserwo-wały z pewnego dystansu i dyskretnie mu towarzyszyły gdziekolwiek by się nie ruszył, a szczególnie kiedy po robocie rozebrany do połowy mył się na środku placu pod ręczną pompą, a potem prężył się jak atleta, sprawia-jąc wrażenie jakby był wyrzeźbiony z czar-nego marmuru, aby na koniec wolniutko wytrzeć swoje muskularne ciało. Na począt-ku szczególnie dziewczyny rywalizowały ze sobą, która będzie pompować wodę, a która go wycierać ręcznikiem, ale ten rytuał szybko przerwała Helga, widząc, że na środku placu zaczyna dochodzić do gorszących obraz-ków, jak sama skomentowała swoją decyzję chociaż dobrze wiedziała, że kobiety po-zbawione mężów i partnerów błąkających w okopach wojny, były spragnione męskie-go ciepła i odrobiny erotyzmu. Pomimo swej czujności, Helga szybko zauważyła, że wydarzenia zaczynają się wymykać spod kontroli i coraz więcej kobiet zaczyna po-padać w coś z pogranicza szaleństwa czy opętania seksualnego na widok tego czar-nego mężczyzny… CDN

Kartka z kalendarza

Historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła

Mariusz Wons

Jest wrzesień 1939 roku. Do miasta zbliżają się niemieckie oddziały. Na rogatkach ustawiono już bramy wjaz-dowe, które miały pełnić rolę prowi-zorycznych łuków triumfalnych z na-pisem „Herzlich willkommen”. Kiedy wchodzi wojsko wita ich wiwatujący tłum.

Niektóre źródła podają, że w mieście zabrakło cukierków wykupionych przez mieszkańców do częstowania żołnie-rzy. Wermacht maszeruje obładowany kwiatami którymi wojsko jest szczerze obdarowywane przez kobiety. Powstał także przenośny bufet dla niemieckich żołnierzy. Tak wyglądało wejście Wer-

machtu do… Łodzi a wszystko działo się dokładnie 9 września.

Dlaczego wojska agresora były tak wi-tane? Powodów oczywiście było wiele. Miasto Łódź podobnie jak miasta górno-śląskie było wielokulturowe. Co dziesiąty mieszkaniec Łodzi był Niemcem a co szósty Żydem. Wojska oczywiście były witane przez Niemców którzy cieszyli się z przyjścia swoich. Przed samą wojną po zaostrzeniu się stosunków bilateralnych na linii RP – III Rzesza Niemcy zaczęli być prześladowani w pracy i na ulicach, masowe zwolnienia były na porządku dziennym. Politycy prześcigali się w swo-jej antyniemieckości. We wychodzącej z kryzysu Europie III Rzesza była po-strzegana jako państwo które szargane kryzysem i zmuszane do płacenia repara-cji wojennych stworzyło silną armię i in-frastrukturę. Za granicą wielu polityków było zachwyconych skuteczną polityką Hitlera. Niewielu wtedy mało pojęcie do czego jego polityka doprowadzi. To spo-wodowało, że Niemcy którzy przez sto lat

niewiele mieli wspólnego ze swoim pań-stwem nagle za nim zatęsknili i stworzyli entuzjastyczne powitanie.

Dziś takie opisanie wejścia wojsk nie-mieckich do Łodzi, które z miasta trzech kultur zrobiło się monokulturowe nie bu-dzi kontrowersji. Co innego na Górnym Śląsku. Wystarczy opisać wejście Wer-machtu do Katowic, dać nieco kontro-wersyjny tytuł i afera gotowa. Wszystkie antyniemieckie fobie odżywają.

Dziś politycy PiS czy Kukiz’15 mają dużo łatwiej. Nie muszą zbytnio się mę-czyć z układaniem swoich wypowiedzi artykułując swoje fobie. Wystarczy tyl-ko sięgnąć do archiwum i na zasadzie „kopiuj – wklej” wrzucić kilka tekstów z czasów gomułkowskiej propagandy. Nie trzeba nawet zbytnio niczego aktu-alizować. Polscy nacjonaliści którzy tak ochoczo walczą z polityczną poprawno-ścią sami się jej domagają na swoją mo-dłę. Nienawidzą faktów historycznych więc domagają się przemilczania tych niewygodnych. Piszą nową historię do-

pasowaną do własnej ideologii. Trzeba tylko znaleźć bohaterów z przeszłości którzy nic już nie powiedzą, czcić ich i zrobić z tego prawdę objawioną, jedno-cześnie wrzucając do tego samego wor-ka morderców i sadystów, dla których orzełek na czapce był tylko przykryw-ką dla leczenia w sadystyczny sposób swoich fobii.

Wiele racji jest w zdaniu Winstona Churchilla, że „historia pisana jest przez zwycięzców”. Na razie w polskiej polityce zwyciężają ci których nie obchodzą fakty

i ich sensowna interpretacja, a ci którzy wytwarzają nastrój do zwalczania wydu-manych wrogów. PRL-owscy prokurato-rzy w ich szeregach pewnie posłużą dobrą radą. Jednymi z pierwszych wrogów na ich liście wydają się być Ślązacy, zupełnie tak jak dla nowej władzy ludowej w 1945 roku. To zdanie Hegla w tytule niech bę-dzie przestrogą.

Wejście Wermachtu do Łodzi przed-stawiłem na podstawie artykułu Adama Czerwińskiego pt. Herzlich willkommen in Lodz.

Dome

na pu

bliczn

a

Wkroczenie wojsk niemieckich do Łodzi w 1939 roku.

11 www.jaskolkaslaska.eu wrzesień 2016

Page 12: Egzemplarz Bezpłatny MIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH ...sbc.org.pl/Content/250348/JS_09_2016.pdfMIESIĘCZNIK GÓRNOŚLĄSKICH REGIONALISTÓW 9/2016 ISSN 1232-8383 Nakład: 25.000 egz

REKLAMA

Literatura

Industrialny Górny Śląsk Prof. Wilhelm Gorecki przybliża nam historię rozwoju przemysłu na Górnym Śląsku w XVIII

i XIX wieku ze szczególnym uwzględnieniem Huty Florian.

Autor opisuje okres od przejęcia Śląska przez Prusy po I wojnie śląskiej (1742 r.) do początków

II rewolucji przemysło-

wej – wynalezienie me-

tod masowej produk-

cji stali besemerowskiej

(1856 r.) i martenow-

skiej (1861 r.) oraz ich

skutki dla rozwoju prze-

mysłu światowego.

Wykazuje, iż Górny

Śląsk, powszechnie

kojarzony z węglem

i stalą, rozwijał się ina-

czej. To uruchomienie

produkcji cynku dało

początek rozwojowi

przemysłu. Cynk stał

się pierwszym towarem

eksportowym Górnego

Śląska.

Książka ukazała się

w ramach serii CANON

SILESIAE – Ślōnske

dzieje (nr 5).

12 wrzesień 2016 www.jaskolkaslaska.eu