estep jennifer - akademia mitu 01 - dotyk gwen frost.pdf

308

Upload: kiniamleczkowska

Post on 26-Dec-2015

350 views

Category:

Documents


11 download

TRANSCRIPT

Page 1: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf
��������
1
Page 2: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Estep Jennifer

Akademia mitu 01

Dotyk Gwen Frost

Nazywam się Gwen Frost i posiadam wyjątkowy dar… Przodkowie legendarnych wojowników takich, jak Spartanie,

Amazonki czy Walkirie posiadają magiczne moce. W Akademii Mitu uczą się panować nad swoimi umiejętnościami i ich

odpowiednio używać. Główną bohaterką serii jest siedemnastoletnia Gwen Frost, obdarzona nadzwyczajnym

talentem. Jej cygański dar, polega na tym, że wystarczy jej jeden dotyk, aby wiedzieć wszystko o danym przedmiocie czy człowieku. Jednak Gwen czuje nie tylko pozytywne wibracje, lecz także te złe i

niebezpieczne. Szybko się orientuje, że jest o wiele silniejsza niż myśli i że będzie potrzebowała swoich umiejętności, aby pokonać

potężnego wroga – mrocznego boga Loki.

��������
2
Page 3: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ I - Znam twoją tajemnicę. Daphne Cruz zbliżyła twarz do lustra nad umywalką i po-

ciągnęła usta różowym błyszczykiem, niedwuznacznie mnie ignorując, tak jak robiły to wszystkie inne ładne i popularne dziewczyny.

Tak jak robił to każdy w Akademii Mitu. - Znam twoją tajemnicę - powtórzyłam, tym razem głośniej. Odsunęłam się od posągu nimfy morskiej, o który się

opierałam, i zamknęłam na zasuwkę drzwi damskiej toalety. Miałam w nosie to, kto pozna brudny sekret Daphne, ale mogłabym się założyć, że jej już wkrótce będzie zależeć na dyskrecji. Dlatego, zanim się odezwałam, sprawdziłam, czy wszystkie kabiny z białego marmuru są puste, i poczekałam, aż wyniosą się koleżanki Daphne, które plotkowały na miękkiej narożnej kanapie.

Daphne, usatysfakcjonowana połyskiem ust, wrzuciła błyszczyk do wielkiej różowej torebki modnej firmy Dooney&Bourke, wyciągnęła z niej szczotkę i zajęła się roz-czesywaniem gładkich złotych loków. Nadal mnie ignorując.

��������
3
Page 4: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Założyłam ręce, oparłam się o drzwi i czekałam. Wyrzeźbione na masywnym drewnianym skrzydle postaci wojowników i potworów uwierały mnie w plecy, ale nie zwracałam na to uwagi. Za dwieście dolców, które miałam dostać po wykonaniu zadania, opłaciło mi się wykazać trochę cierpliwości.

Po dwóch minutach szczotkowania włosów Daphne musiała przyjąć do wiadomości, że nie mam zamiaru się ruszyć, bo raczyła się odwrócić i spojrzeć na mnie. Przesunęła wzrokiem po moich dżinsach, podkoszulku z nadrukiem, czerwonej bluzie z kapturem, i prychnęła z obrzydzeniem, najwyraźniej urażona, że nie noszę - jak ona i jej kumpelki - najnowszych designerskich ciuchów, dopasowanych kolorystycznie.

Dziś tematem dnia były romby, ponieważ pojawiały się na wszystkim, co miała na sobie, od różowego kaszmirowego swetra do czarnej plisowanej spódnicy i czarno-różowych rajstop podkreślających nogi. Kontrast kolorów sprawiał, że doskonała bursztynowa cera wydawała się jeszcze bardziej świetlista. Błyszczyk też robił swoje.

- Znasz moją tajemnicę? - powtórzyła Daphne z nutą szy-derstwa. - A co to za tajemnica?

Hm, więc walkiria postanowiła zadzierać nosa. Żaden pro-blem. Uśmiechnęłam się.

- Wiem, że to ty zabrałaś bransoletkę z amuletami. Tę, którą Carson Callahan miał zamiar podarować Lecie Gaston, zapraszając ją na szkolny bal. Zwinęłaś ją wczoraj z biurka w jego pokoju, kiedy poszłaś prosić, żeby pomógł ci w wy-pracowaniu z angielskiego.

��������
4
Page 5: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

W oczach Daphne mignął wyraz zwątpienia i niedowierzania. Nareszcie na mnie spojrzała, to znaczy naprawdę spojrzała, zastanawiając się, kim jestem i czego właściwie chcę, a nie tylko musnęła wzrokiem. Po chwili zmrużyła oczy i powiedziała:

- Ty jesteś tą Cyganką. Tą, która widzi. „Ta Cyganka". Tak właśnie wszyscy nazywali mnie w

Akademii Mitu. Głównie dlatego, że byłam jedyną Cyganką, która wpadła z tryby szkoły dla kompletnych dziwadeł - magicznych wojowników. Zwykła dziewczyna z klasy średniej, która z powodu niezwykłych umiejętności wylądowała w gronie bogatych, popularnych i wpływowych dzieciaków. Takich jak Daphne Cruz, zepsuta, rozpieszczona lalunia, która również była walkirią.

- Jak się nazywasz? - spytała Daphne. - Gail? Gretchen? Ooo, proszę, wie nawet, że moje imię zaczyna się na „G". - Gwen - powiedziałam. - Gwen Frost. - Noo, Gwen Frost - mruknęła Daphne, znowu poświęcając

uwagę torbie - nie mam pojęcia, o czym mówisz. Jej głos i twarz były doskonale gładkie, jak srebrne lustro na

ścianie. Może nawet bym jej uwierzyła, gdyby nie zaciskała tak mocno dłoni, wkładając szczotkę do torby. I gdybym nie wiedziała, jak takie jak ona potrafią wciskać kit.

A właściwie jak świetnie potrafią wciskać kit. Sięgnęłam do torby na ramię i wyjęłam z niej plastikowy

woreczek. W środku połyskiwał mały amulet w kształcie róży. Daphne wzdrygnęła się wyraźnie, jakby w środku była co najmniej marihuana.

- Skąd... skąd to masz? - spytała słabym głosem.

��������
5
Page 6: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Kiedy Carson pokazywał ci ją u siebie w czasie korepetycji, nie była jeszcze gotowa. Nie zdążył przypiąć wszystkich amuletów. Tę różyczkę znalazłam głęboko za biurkiem. Spadła, kiedy złapałaś bransoletkę, żeby ją schować w torbie.

Daphne roześmiała się. - A dlaczego miałabym to zrobić? - Bo bujasz się w Carsonie. Do szaleństwa. I nie chcesz, żeby

zaprosił Letę na bal. Chcesz go mieć dla siebie. Daphne oparła się o umywalkę, jakby poczuła nagłą słabość.

Jej dłonie zacisnęły się na srebrnych kurkach w kształcie głów hydry, a potem zsunęły do miski. Paznokcie z francuskim manikiurem zazgrzytały o biały marmur, a spod palców trysnęły magiczne różowe iskry. Daphne miała siedemnaście lat, takjakja, ale walkirie odznaczały się niebywałą siłą. Wiedziałam, że gdyby zechciała, mogłaby wyrwać umywalkę ze ściany szybciej, niż zrobiłby to Hulk.

Może powinnam się wystraszyć tych dziwacznych iskier i siły walkirii, ale się nie wystraszyłam. Niedawno straciłam kogoś, na kim mi najbardziej zależało. W porównaniu z tym wszystko inne wypadało blado.

- Skąd to wiesz? - spytała Daphne szeptem. Wzruszyłam ramionami.

- Ponieważ, jak to sama powiedziałaś, mam dar widzenia. Jak tylko znalazłam ten amulet, od razu wiedziałam, że to ty zabrałaś bransoletkę.

Daphne nie pytała, więc nie powiedziałam jej nic innego o moim cygańskim darze, o tym, że dotykając przedmiotu, poznaję jego historię.

Walkiria utkwiła we mnie spojrzenie czarnych oczu. Po pół minuty milczenia podjęła w końcu jakąś decyzję.

��������
6
Page 7: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wyprostowała się, jeszcze raz sięgnęła do torby i wyjęła portfel.

- W porządku - rzekła. - Ile mam ci dać, żebyś oddała mi ten amulet i zapomniała o wszystkim? Sto dolarów? Dwieście?

Tym razem to moje dłonie zacisnęły się w pięści. Próbowała mnie przekupić. Niczego innego nie oczekiwałam, ale zezłościło mnie to. Jak wszyscy w Akademii Mitu, Daphne Cruz mogła sobie pozwolić na wszystko co najlepsze. Kilkaset dolarów to dla niej nic. Tyle wydała na głupią torbę.

Ale dla mnie było to dużo. Oznaczało ubranie, komiksy, telefon komórkowy i wiele innych rzeczy, o które dziewczyny takie jak Daphne nie musiały się martwić.

- Carson już mi zapłacił - powiedziałam. -No to co? Ja zapłacę więcej. Ile chcesz.

- Przykro mi. Kiedy daję słowo, to go dotrzymuję. Powie-działam Carsonowi, że znajdę bransoletkę.

Daphne przechyliła głowę na bok i spojrzała na mnie, jakbym była monstrum, którego nigdy nie widziała, jakimś mitologicznym potworem przebranym za nastolatkę. Może byłam głupia, nie biorąc od niej pieniędzy, które chciała mi dać, ale mama nie przyjęłaby pieniędzy od Daphne, gdyby wcześniej złożyła obietnicę komu innemu. Mama, Grace, też była Cyganką, tak jak ja. I miała dar taki jak ja.

Na myśl o niej zabolało mnie serce przepełnione poczuciem winy i tęsknotą. Mamy już nie ma, a tak bardzo za nią tęsknię. Potrząsnęłam głową, bardziej żeby przegonić ból niż na poparcie moich słów.

- Słuchaj, daj mi po prostu tę bransoletę. Niczego więcej nie chcę. Carson też niczego więcej nie chce.

��������
7
Page 8: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Daphne zacisnęła usta. - To on... wie? Wie, że ją zabrałam? I dlaczego? - Jeszcze nie. Ale dowie się, jeśli jej mi nie dasz. Teraz. Otworzyłam plastikowy woreczek i podsunęłam jej. Daphne

spojrzała na amulet w postaci róży i przygryzła wargę, po czym odwróciła wzrok.

- Świetnie - mruknęła. - Nawet nie wiem, po co w ogóle ją brałam.

Aleja wiedziałam, ponieważ, kiedy dotknęłam amuletu, doznałam błysku widzenia. Jak tylko musnęłam palcami srebrną różę, w mojej głowie pojawił się obraz Daphne siedzącej przy biurku Carsona, wpatrującej się w bransoletkę i zaciskającej dłoń na srebrnych oczkach, jakby chciała rozerwać je na pół.

I odebrałam też jej emocje - zazwyczaj tak się dzieje, kiedy dotykam jakiegoś przedmiotu albo osoby. Czułam jej piekącą, pulsującą zazdrość o to, że Carson chciał zaprosić Lenę. Ciepłe, miękkie i uderzające do głowy uczucie zabu-jania się w Carsonie, pomimo że świata nie widział poza swoją kapelą, a ona należała do najmodniejszej paczki. Oraz lodowatą rozpacz, że nie zakochała się w kimś, kogo by zaakceptowały jej snobistyczne przyjaciółki.

Ale nie zdradziłam tego Daphne. Im mniej wiadomo o moich zdolnościach, o tym, co mogę zobaczyć i poczuć, tym lepiej.

Daphne gwałtownym ruchem wyszarpnęła bransoletkę z torebki. Carson Callaham może i był kompletnie zaabsorbowany kapelą, ale miał pieniądze, więc bransoletka była ciężka, droga, z wieloma amuletami, które podzwaniały, uderzając o siebie przy każdym ruchu. Paznokcie Daphne

��������
8
Page 9: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

przejechały po jednym z wisiorków, małym serduszku, i ma-giczne różowe iskry uniosły się w powietrze jak robaczki świętojańskie.

Podsunęłam jej plastikowy woreczek i Daphne wrzuciła do niego bransoletkę. Zawiązałam go u góry, starannie unikając dotknięcia znajdującego się w środku przedmiotu. Nie miałam ochoty na następny pokaz slajdów na temat psychiki Daphne Cruz. Po tym, co poczułam pierwszy raz, niemal zrobiło mi się jej żal.

Ale sympatia, jaką może mogłabym mieć dla Daphne, wyparowała, kiedy walkiria posłała mi zimne i wyniosłe spojrzenie, które tyle wrednych dziewuch ma opanowane do perfekcji.

- Jeśli powiesz o tym komukolwiek, Frost, uduszę cię tą paskudną bluzą, którą masz na sobie. Zrozumiano?

- Pewnie - odparłam miłym tonem. - Ale może byś się ogarnęła trochę przed następną lekcją, Daphne. Rozmazałaś sobie błyszczyk.

Nie zwracając uwagi na jadowity wzrok walkirii, otworzyłam drzwi toalety i wyszłam na korytarz.

��������
9
Page 10: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 2 Wyszłam z łazienki do holu. Gdzieś w głębi budynku za-

brzmiał dzwonek, oznajmiając, że do następnej lekcji mam tylko pięć minut, więc dołączyłam do strumienia uczniów idących do zachodniego skrzydła budynku nauk humanistycznych.

Z zewnątrz Akademia Mitu wyglądała jak elitarne prywatne liceum. Mieściła się w Cypress Mountain, tuż za Asheville, na wyżynach Północnej Karoliny. W akademii na każdym kroku czuło się pieniądze, władzę i snobizm. Świadczyło

0 tym wszystko, od obrośniętych bluszczem kamiennych ścian budynków po perfekcyjnie przystrzyżone trawniki

1 stołówkę, która bardziej przypominała pięciogwiazdkową restaurację niż szkolną kafejkę. Tak, od zewnątrz akademia wyglądała wypisz wymaluj jak szkoła przygotowująca roz-pieszczone bachory bogatych rodziców do studiów na Yale, Harvardzie czy na innym odpowiednio kosztownym uni-wersytecie.

Wewnątrz jednak czuło się różnicę. Na pierwszy rzut oka wyglądała na zwykłą szkołę, może tylko nieco sztywniacką i staromodną. Wiecie, na

��������
10
Page 11: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

korytarzach posągi rycerzy w błyszczących zbrojach, każdy z jakąś ostro zakończoną bronią. Na ścianach kamienne rzeźby i drogie olejne obrazy ukazujące mitologiczne bitwy. W kątach białe posągi bogów i bogiń zwróconych do siebie twarzami i zakrywających dłońmi usta, jakby plotkowali

o wszystkich, którzy ich mijają. No i wreszcie uczniowie. Od szesnastu do dwudziestu jeden

lat, od pierwszej do szóstej klasy, o wszelkich kształtach i rozmiarach figury, o rozmaitych korzeniach etnicznych, z torbą z książkami w jednej ręce i komórką w drugiej, gadający i nadający esemesy w biegu. Wszyscy w najdroższych ciuchach od Prądy i Gucciego.

Ale gdy spojrzało się uważniej, poza modnymi ciuchami i najnowszymi gadżetami elektronicznymi można było za-

uważyć coś dziwnego. Na przykład, że tak wielu uczniów chodzi z bronią. Głównie z mieczami, łukami i kijami wepchniętymi do torby wyglądającej jak luksusowa skórzana torba na rakiety tenisowe. Naturalnie dopasowana kolorystycznie do ubrania.

Broń w akademii była czymś zwyczajnym, świadectwem tego, kim się jest, co się potrafi i jak nadziani są rodzice. Inna dziwna rzecz to kolorowe magiczne rozbłyski, które trzeszczały w powietrzu jak iskry elektrostatyczne. Tutaj nawet największa fajtłapa potrafiłaby odrąbać ci głowę mieczem albo zaklęciem zmienić wnętrzności w papkę.

Miało się wrażenie, że chodzi się do szkoły żywcem wyjętej z odcinka Xeny, wojowniczej księżniczki.

Bo tym właśnie byli uczniowie Akademii Mitu - wojowni-kami. Prawdziwymi wojownikami mitologicznymi. A przy-najmniej ich prapraprawnukami. Dziewczyny przeważnie

��������
11
Page 12: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

były walkiriami albo Amazonkami, natomiast chłopcy raczej Rzymianami lub wikingami. Ale istniały też inne kategorie wojowników: Spartanie, Persowie, Trojanie, Celtowie, sa-murajowie, ninja i co tylko chcecie, z wszystkich znanych i nieznanych kultur, mitów, a nawet z baśni. Każdy z typowymi dla niego umiejętnościami, magicznymi darami, i oczywiście odpowiednio rozdmuchanym egoizmem.

Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy byli bogaci, piękni i nie-bezpieczni.

Wszyscy prócz mnie. Kiedy szłam na szóstą lekcję, czyli historię mityczną z

profesor Metis, nikt na mnie nie spojrzał ani nie odezwał się do mnie. Byłam tylko „tą Cyganką", a nie bogatą wpływową, lubianą, ładną czy ważną na tyle, by wyłapał mnie czyjś radar towarzyski. Pod koniec października, niemal dwa miesiące po rozpoczęciu semestru jesiennego, nie miałam tu jeszcze żadnych przyjaciół. Nie nawiązałam nawet zwykłej znajomości, żeby mieć do kogo dosiąść się przy obiedzie. Ale, prawdę mówiąc, miałam to w nosie.

Od śmierci mamy, pół roku temu, niewiele mnie w ogóle obchodziło.

Wsunęłam się na swoje miejsce w ławce tuż przed drugim dzwonkiem oznajmiającym, że każdy ma już być w klasie.

Carson Callahan, który siedział przede mną, odwrócił się i spytał szeptem:

-Znalazłaś ją? Carson był wysoki, metr osiemdziesiąt pięć, chudy i kościsty.

Kojarzył mi się z trójkątem, bo składał się z samych kątów ostrych, od kostek u stóp poczynając, przez kolana do łokci. Nawet nos miał prosty i spiczasty. Przy ciemnych

��������
12
Page 13: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

włosach i śniadej cerze, jego oczy w kwadratowych opraw-kach czarnych okularów wyglądały jak kulki białej czekolady.

Nie dziwiłam się, że podobał się Daphne. Jak to często bywa z pasjonatami, Carson, choć nieśmiały i spokojny, był miły i inteligentny. I nie był jakimś tam sobie pasjonatem, ale pasjonatem zespołu hardcore'owego i - mimo że miał tylko siedemnaście lat i, podobnie jak ja, chodził do drugiej klasy - dyrygentem Orkiestry Marszowej Akademii Mitu. Jako Celt miał podobno wyjątkowe zdolności muzyczne, był kimś w rodzaju barda-woj o wnika. Dokładnie nie wiem. Usiłowałam nie zwracać uwagi na takie rzeczy w akademii, a szczególnie na fakt, że kompletnie tu nie pasowałam.

Wręczyłam Carsonowi torebkę z bransoletką, starając się uniknąć zetknięcia palcami, bo nie miałam ochoty na dotyczący go błysk widzenia. Miałam już dość, bo kiedy wczoraj wyciągnęłam amulet zza biurka, poczułam nie tylko emocje Daphne, ale również Carsona. W moich wizjach widziałam nie tylko tego, kto ostatni dotykał przedmiotu - ale wszystkie osoby, które kiedykolwiek miały z nim styczność. K i e d y k o l w i e k .

Co znaczyło, że wiedziałam dobrze, komu Carson tak na-prawdę chciał dać bransoletkę. A nie była to, wbrew temu, co twierdził, Leta Gaston.

- Dotrzymałam obietnicy - powiedziałam. - Teraz twoja kolej. - Dzięki, Gwen. Położył na biurku sto dolarów, drugą część mojego wyna-

grodzenia. Wzięłam pieniądze i schowałam je do kieszeni dżinsów.

��������
13
Page 14: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Ogólnie rzecz biorąc, ignorowałam wszystkich uczniów Akademii Mitu i oni odwzajemniali się tym samym - przy-najmniej tak długo, jak długo nie potrzebowali mojego daru znajdowania rzeczy. Tak samo dorabiałam sobie w poprzedniej szkole. Za odpowiednią cenę znajdowałam zgubione, ukradzione czy w jakiś inny sposób utracone klucze, portfele, komórki, psy i koty, porzucone biustonosze i zapodziane bokserki.

Na lekcji rachunku usłyszałam, jak jakaś Amazonka narzeka, że zgubiła komórkę, więc zaproponowałam, że znajdę ją za niewielką opłatą. Dziewczyna myślała, że jestem stuknięta - dopóki nie wyciągnęłam telefonu z jej własnej szafy. Okazało się, że miała go w innej torebce. Pogłoski o tym, co zrobiłam, rozniosły się po całym kampusie, no i biznes zaczął się rozkręcać.

Ponieważ dzięki mojemu cygańskiemu dziedzictwu przy każdym dotknięciu przedmiotu natychmiast poznawałam jego historię, nie było mi trudno dowiedzieć się, co się z nim działo. Pewnie, kiedy się zgubił, nie mogłam faktycznie go dotknąć. Ale ludzie wszędzie zostawiają wibracje związane z rozmaitymi sprawami. Tego, co jedli na obiad, na co chcą iść wieczorem do kina, co naprawdę myślą o swoich tak zwanych przyjaciołach.

Zazwyczaj wystarczało, żebym musnęła palcami biurko albo pogrzebała w torebce, żeby domyślić się, gdzie podział się portfel albo komórka. A jeśli nie od razu trafiałam na miejsce ich ukrycia, to dotykałam rozmaitych przedmiotów, póki nie odnalazłam zguby - albo nie pojawił się obraz osoby, która mogła ją zwinąć. Jak Daphne Cruz, która zabrała bransoletkę z amuletami z biurka Carsona. Czasami

��������
14
Page 15: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

czułam się jak postać z Jasia i Małgosi, która idąc po śladach okruszków, odnajduje to, czego szuka.

Moje zdolności miały nawet swoją nazwę: psychometria. To ekstrawaganckie określenie tego, że przed oczyma pokazują mi się obrazy i w błysku widzenia odbieram uczucia innych ludzi. Nieważne, czy chcę tego, czy nie.

A jednak mimo wszystko cieszyłam się z możliwości po-znawania cudzych tajemnic, widzenia rzeczy - mniej lub bardziej ważnych - które ludzie wszystkimi siłami starają się ukryć przed innymi, czasami nawet przed sobą. Dawało mi to poczucie władzy, siły i mądrości - ale też pozwalało unikać popełniania kompletnych głupot, na przykład tego, żeby dać się facetowi sfotografować w samej bieliźnie.

Poszukiwanie zgubionych telefonów może nie należało do najbardziej prestiżowych zajęć na świecie, ale było o wiele lepsze niż sprzedawanie tłustych frytek w McDonaldzie. A tu, w Akademii Mitu, opłacało się bardziej niż w mojej dawnej szkole. Tam miałabym szczęście, gdybym za zgubioną bransoletkę dostała dwadzieścia dolców, a nie dwieście, które otrzymałam od Carsona. Jedyne, co mi się podobało w tej głupiej akademii, to nieoczekiwana płynność finansowa.

- Gdzie była bransoletka? - zainteresował się Carson. Przez moment zastanawiałam się, czy nie zakapować Daphne i

nie powiedzieć mu, że się w nim strasznie zabujała. Ale ponieważ podczas rozmowy w toalecie Daphne nie była dla mnie specjalnie wredna, więc postanowiłam jeszcze poczekać, bo być może w przyszłości jej sekret może mi się naprawdę przydać. Ponieważ nie miałam ani pieniędzy, ani siły, ani specjalnych magicznych zdolności, takich jak mieli

��������
15
Page 16: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wszyscy inni w szkole, jedyną moją bronią była informacja i nie widziałam powodów, by jej nie zatrzymać na przyszłość.

- Och, znalazłam ją za twoim biurkiem w akademiku. Co do różyczki, była to nawet prawda. Spadła w szczelinę

między biurko i ścianę. Carson zmarszczył brwi. -Ale szukałem tam. Naprawdę. Szukałem wszędzie. - Pewnie niezbyt dokładnie - powiedziałam, wyciągając z toby

podręcznik do historii mitycznej. Carson otworzył usta, ale nic nie powiedział, bo profesor

Metis zastukała w katedrę smukłym staroświeckim srebrnym berłem, którego również używała jako wskaźnika. Metis była pochodzenia greckiego, jak wielu profesorów i uczniów w akademii. Była niewysoką, krępą brunetką

0 ciemnej karnacji. Włosy miała zawsze porządnie ściągnięte w kok na czubku głowy. Chodziła w zielonym spodnium

1 nosiła okulary z srebrnej oprawie. Wyglądała poważnie i surowo, ale tak naprawdę należała do

najlepszych nauczycieli w akademii. Przynajmniej próbowała uatrakcyjnić lekcje, mogliśmy grać w gry i rozwiązywać układanki, a nie tylko wykuwać nudne fakty na pamięć.

- Otwórzcie książki na stronie trzydzieści dziewięć - po-wiedziała profesor Metis, przesuwając po uczniach spojrzeniem zielonych oczu. - Dziś będziemy mówić szerzej

o panteonie, ponieważ właśnie wojownicy panteonu walczyli z Lokim i jego żniwiarzami chaosu.

No cóż, dziś nie miało być zabawy. Przewróciłam oczyma i otworzyłam podręcznik. Nie wystarczyło, że chodzę do szkoły z uczniami, którzy są

mitycznymi wojownikami, ale jeszcze musiałam się

��������
16
Page 17: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

uczyć tej ich całej głupiej historii. Wiedziałam już, oczywi-ście, że ci wszyscy magiczni goście dzielili się na dobrych i złych. Ci dobrzy trzymali się razem i nazwali się panteonem. Ich głównym celem było zwalczanie złoczyńców, którzy nazywali się żniwiarzami i dążyli, hm, do wprowadzenia chaosu.

Do tej pory profesor Metis nie mówiła konkretnie, co to właściwie jest ten chaos, a ja nie słuchałam z otwartymi ustami tych bajdurzeń o magii. Ale miałam takie wrażenie, że chaos oznaczał śmierć, zniszczenie i te de. Wolałabym czytać komiksy, które włożyłam na dno torby. Przynajmniej miały jakieś oparcie w rzeczywistości. Mutacje genetyczne mogły się przecież zdarzyć.

Ale bogowie i boginie? Uczniowie-wojownicy walczący współcześnie w jakichś starożytnych bitwach? I do tego, żeby było weselej, jeszcze mityczne bestie? Nie bardzo mogłam w to wszystko wierzyć. Ale wszyscy inni wierzyli. Dla nich mity nie były tylko opowieściami - to była historia, fakty, i to bardzo, ale to bardzo realne.

Profesor Metis znowu ględziła o tym, jak koszmarni są ci żniwiarze chaosu, a ja gapiłam się na moje odbicie w oknie: Falujące kasztanowe włosy, cerę bladą po zimie, przyprószoną piegami, i fiołkowe oczy, których niezwykłą barwę podkreślała bluza z kapturem.

Fiołkowe oczy, roześmiane oczy, nabijała się ze mnie mama. Jej oczy miały ten sam kolor co moje, choć dzięki nim ona wyglądała pięknie, a ja - jak dziwadło.

Tępy ból zalał moje serce. Nie po raz pierwszy pragnęłam cofnąć czas, wrócić do tego, co było, zanim poszłam do Akademii Mitu.

��������
17
Page 18: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Pół roku temu byłam normalną nastolatką. To znaczy na tyle normalną, na ile może nią być dziewczyna z paranormalnymi zdolnościami. Ale w rodzinie Frostów ten cygański dar przechodził z pokolenia na pokolenie. Moja babcia, Geraldine, widziała przyszłość. Mama, Grace, wsłuchując się w czyjś głos, była w stanie powiedzieć, czy ktoś kłamie, czy nie. A ja umiałam zobaczyć i odczuć rozmaite rzeczy przez samo dotknięcie. Ale nasz cygański dar był właśnie tylko tym - po prostu zwykłym darem, drobnostką, którą potrafiłyśmy robić. Nie myślałam o tym wiele, nie zastanawiałam się, skąd się wziął i czy inni też obdarzeni byli magicznymi talentami, tak jak my.

Aż do dnia, kiedy po wuefie dotknęłam szczotki do włosów Paige Forrest.

Byłyśmy w szatni, przebierając się po meczu koszykówki, której nie znosiłam, bo byłam w niej beznadziejna. Autentycznie. Tak beznadziejna, że zdołałam się walnąć piłką w głowę, robiąc rzut wolny.

Po zajęciach byłam spocona i chciałam spiąć włosy w koński ogon. Na ławie pomiędzy nami leżała szczotka do włosów Paige. Paige nie była moją przyjaciółką, ale obie należałyśmy do dość popularnej paczki. Często spędzałyśmy czas razem ze wspólnymi kumpelkami, więc nie miałam oporów przed spytaniem, czy pożyczyć jej szczotkę.

Paige przez chwilę patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, po czym rzekła:

- Jasne. Gdy brałam szczotkę do ręki, nie przyszło mi do głowy, że coś

poczuję. Pomimo daru psychometrii zazwyczaj nie odbierałam żadnych szczególnych wibracji z zetknięcia ze

��������
18
Page 19: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zwykłymi, codziennymi przedmiotami, jak pióra, komputery, talerze, telefony. Przedmiotami znajdującymi się w miejscach publicznych, których używa wiele osób, albo mającymi jedną prostą funkcję. Największe, najgłębsze, najbardziej żywe objawienia powodowało dotknięcie przedmiotów, które miały szczególne znaczenie dla danej osoby, jak na przykład ulubiona fotografia czy ukochany pierścionek.

Ale tym razem, jak tylko wzięłam szczotkę do ręki, wyświetlił mi się obraz Paige siedzącej na łóżku koło starszego mężczyzny. Mężczyzna szczotkował jej długie czarne włosy tak jak należy, wykonując sto pociągnięć. A kiedy skończył, rozpiął jej szlafrok, położył Paige na plecach i zaczął ją obmacywać, a potem sam zdjął spodnie.

W tym momencie zaczęłam krzyczeć i nie mogłam przestać. Po kilku minutach zemdlałam. Bethany, moja przyjaciółka,

powiedziała, że krzyczałam, nawet kiedy przyjechała karetka, żeby zabrać mnie do szpitala. Wszyscy myśleli, że dostałam ataku padaczki albo czegoś podobnego.

Ale myślę, że Paige wiedziała. Wiedziała o moim darze. Dwa tygodnie wcześniej poprosiła, żebym znalazła telefon, który gdzieś zapodziała. Przeszłam się po pokoju Paige, dotknęłam jej biurka, stolika nocnego, torebki i biblioteczki i w końcu pojawił się obraz młodszej siostry, która zwinęła komórkę Paige, żeby przejrzeć jej esemesy. Czasami zastanawiałam się czy Paige specjalnie nie położyła swojej szczotki na ławie, żebym po nią sięgnęła. Może pragnęła, żeby ktoś wiedział, poczuł to, przez co ona musi przejść.

Kiedy ocknęłam się w szpitalu, mama już tam była, i o wszystkim jej powiedziałam. To normalne, że rodzicom

��������
19
Page 20: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

mówi się, kiedy któregoś z przyjaciół spotyka coś strasznego. A poza tym mama była policjantką i całe życie pomagała ludziom. Chciałabym być taka jak ona.

Tego samego dnia wieczorem mama aresztowała ojczyma Paige za molestowanie. Zadzwoniła do mnie z komisariatu i powiedziała, że teraz Paige jest bezpieczna. Obiecała być w domu za godzinę, jak tylko skończy papierkową robotę.

Nie dotrzymała obietnicy. Potrącił ją pijany kierowca, kiedy wracała do domu. Babcia

Frost powiedziała, że zginęła na miejscu. Że nawet nie widziała auta, które jechało prosto na nią, nie czuła potwornego uderzenia. Miałam nadzieję, że rzeczywiście tak się stało, ponieważ mama była tak pokiereszowana, że podczas pogrzebu trumna pozostała zamknięta.

Nie wróciłam już do starej szkoły. Po tym wydarzeniu moi przyjaciele byli dla mnie wyjątkowo mili, szczególnie Bethany, ale ja nie chciałam nikogo widzieć. Nie miałam ochoty na nic, chciało mi się tylko leżeć na łóżku i płakać.

Ale jakieś trzy tygodnie po pogrzebie mamy w domu babci Frost pojawiła się profesor Metis. Nie wiem, co takiego jej powiedziała, ale babcia oznajmiła mi, że nadszedł czas, żebym poszła do Akademii Mitu i w końcu nauczyła się w pełni korzystać z mojego cygańskiego daru. Wydawało mi się, że już dobrze potrafię panować nad psychometrią i właściwie naprawdę nigdy nie rozumiałam, co babcia miała na myśli, mówiąc „w końcu", jakby Akademia Mitu była mi od dawna przeznaczona...

- Gwen. Dźwięk mojego imienia momentalnie przywołał mnie do

rzeczywistości.

��������
20
Page 21: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Słucham? Profesor Metis spoglądała na mnie sponad srebrnych oprawek

okularów. - Pytałam cię, której bogini panteon zawdzięczał zwycięstwo

nad Lokim i jego żniwiarzami. - Nike, greckiej bogini zwycięstwa - odparłam automatycznie. Profesor Metis zmarszczyła czoło. - A skąd o tym wiesz, Gwen? Jeszcze nie mówiłam o Nike.

Czyżbyś przeczytała już następny rozdział? Jesteś pilną uczennicą.

To właśnie zrobiłam wczoraj wieczorem, głównie dlatego, że się nudziłam, a w telewizji nie było nic ciekawego. Skoro nie miałam tu paczki własnych przyjaciół, nie bardzo wiedziałam, co robić w wolnym czasie.

Nie sądzę, żeby pani Metis chciała mi dokuczyć, ale po jej słowach rozległy się chichoty. Poczułam, że się czerwienię, i skuliłam się na krześle, marząc, żeby się zapaść pod ziemię. Świetnie. Teraz będą mnie wszyscy uważali za mózgowca. Może nim byłam, ale nawet jeśli tak, i jeśli pękałam z dumy, że miałam średnią 5.0, to nie życzyłam sobie, żeby o tym wiedziano.

Przyszło mi do głowy, że właściwie nie wiem, skąd znałam odpowiedź na pytanie. Nike chyba w ogóle nie była wspomniana w rozdziale, który czytałam. Ale w szkole działy się dziwniejsze rzeczy niż to, więc całą sprawę usunęłam z myśli.

Profesor Metis przeszyła wzrokiem jednego z najgłośniej chichoczących i zadała mu jeszcze trudniejsze pytanie o żni-wiarzy chaosu.

��������
21
Page 22: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Kiedy nabrałam pewności, że nauczycielka nie zamierza mnie więcej nękać, wróciłam do gapienia się przez okno i rozmyślania, jak sprowadziłam na mamę śmierć, biorąc do ręki szczotkę do włosów niewłaściwej osoby.

��������
22
Page 23: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 3 Historia mitu była trzecią lekcją tego dnia. Jak tylko za-

dzwonił dzwonek, wepchnęłam podręcznik do torby. - Do zobaczyska, Gwen - pożegnał mnie wesoło Carson

Callahan i wsunął plastikową torebkę z bransoletką do kieszeni designerskich szturmówek. Skinęłam mu głową, zarzuciłam torbę na ramię i opuściłam salę.

Przeciskając się między uczniami tłoczącymi się na korytarzu, dopadłam pierwszych drzwi na dwór i wyszłam na zewnątrz. Sercem akademii było pięć budynków: nauk ścisłych, nauk humanistycznych, sala gimnastyczna, stołówka i biblioteka - zgrupowanych wokół dziedzińca na kształt pięcioramiennej gwiazdy. Choć byłam tu już dwa miesiące, wszystkie budynki wydawały mi się identyczne: z ciemnoszarego kamienia, porośnięte grubymi pędami bluszczu. Wielkie, tajemnicze gotyckie konstrukcje, z wieżami, blankami i balkonami, ozdobione posągami rozmaitych mitologicznych stworów, jak gryfy czy gorgony, z ustami wykrzywionymi w nieprzyjaznym grymasie.

Przez potężny otwarty dziedziniec leżący między gmachami biegły wyłożone kocimi łbami łączące je kręte ścieżki,

��������
23
Page 24: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

które prowadziły dalej w dół pagórka, do akademików i innych budynków składających się na elegancki kampus. Mimo październikowych chłodów trawniki nadal były zielone. Gdzieniegdzie wysokie klony i dęby szeroko rozkładały gałęzie z liśćmi, które płonęły krwistą czerwienią i oranżem.

Zapięłam bluzę na zamek, włożyłam ręce do kieszeni i ru-szyłam dziedzińcem, mijając grupy studentów, którzy stali, gadając, wyciągając telefony komórkowe, sprawdzając ese-mesy. Byłam w połowie drogi, kiedy do moich uszu dobiegł piskliwy śmiech.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam Jasmine Ashton brylującą pod wysokim klonem na środku dziedzińca.

Jasmine Ashton była najbardziej popularną dziewczyną we wszystkich drugich klasach. Była również walkirią, miała ja-snorude włosy, błękitne oczy i potwornie drogie projektanckie ciuchy. Przy niej każdy wyglądał nijako, nawet jej szczupłe, przepyszne, kosztownie ubrane przyjaciółki. Jasmine siedziała na żelaznej ławce pod klonem, oglądała coś w swoim laptopie i chichotała razem z Morgan McDougal, najbliższą kumpelką.

Czarnowłosa Morgan, z orzechowymi oczyma, świetną figurą i w superkrótkich spódniczkach była tylko nieco mniej urodziwa i popularna niż Jasmine, co czyniło z niej gwiazdę numer dwa w naszej klasie. Jednak dzięki swej reputacji dziwki, która prześpi się z każdym, Morgan w oczach chłopaków była dziewczyną numer jeden. Naturalnie.

Obok Jasmine i Morgan siedziały jeszcze dwie dziewczyny, a przed ławką, na wełnianym kocu, rozłożyła się Daphne Cruz. Wszystkie popularne walkirie trzymały się razem.

Dziewczyny nie były same. Za Jasmine stał Samson Sorensen i z wniebowziętym wyrazem twarzy masował jej

��������
24
Page 25: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ramiona. Nic dziwnego, wiking był jej chłopakiem i jednym z najprzystojniejszych facetów w szkole. Jasnoblond włosy, orzechowe oczy, dołki w policzkach. Mógł uchodzić za modela Calvina Kleina. Oprócz tego był kapitanem drużyny pływackiej. W akademii nie uprawiano futbolu, tylko wyszukane sporty, jak pływanie, tenis, łucznictwo, szermierka. Nie żartuję, szermierka. Po co to komu?

Jasmine i Samson przypominali naturalnej wielkości Kena i Barbie. Razem wyglądali świetnie, jakby byli dla siebie stworzeni.

Uczniowie w akademii nie zwracali na mnie specjalnej uwagi, ale i tak docierało do mnie mnóstwo plotek. Podobno pojawił się wąż w prywatnym raju tych dwojga. Samson był gotów Iść na Całość, w końcu chodził z Jasmine od zeszłego roku, ale ona nie była jeszcze gotowa zrealizować swojego bonu.

Tak się na nich zagapiłam, że wpadłam na gościa idącego naprzeciw. I, oczywiście, moja raportówka zsunęła się na ziemię i wszystko wyleciało z niej na ziemię. Normalka.

- Przepraszam - wymamrotałam, padając na kolana i nerwowo zbierając do torby rozsypane rzeczy, zanim ktoś zwróci na nie uwagę. Szczególnie chciałam ukryć pustą puszkę po ciastkach i komiksy, których kolorowe strony trzepotały jak motyle na wietrze.

Zamiast ominąć mnie i iść dalej, chłopak ukucnął obok. Zerknęłam ukradkiem na jego twarz. Rozpoznałam go i za-marłam. Wpadłam na Logana Quinna.

O rety. Nawet tu, wśród bogatych nastolatków i wojowników, Logan

Quinn był facetem, którego bali się wszyscy. Robił, na

��������
25
Page 26: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

co miał ochotę i kiedy miał na to ochotę. A mnóstwo rzeczy, na które miał ochotę, wiązało się z wyrządzaniem innym przykrości.

Patrząc na niego, od razu było wiadomo, że to nie jest grzeczny chłoptaś. Mówiło o tym wszystko, od jedwabistych, gęstych czarnych włosów po intensywnie niebieskie oczy i czarną skórzaną kurtkę na szerokich barach. Jasne, był seksowny w sposób nieco brutalny, wyglądał, jakby dopiero co wyszedł z czyjegoś łóżka. Logan prowadził się w sposób, który pasował do wyglądu, i najwyraźniej po kolei zaliczał wszystkie najbardziej napalone dziewczyny w szkole. Podobno zostawiał swój podpis na materacach tych, które zaliczył, żeby się nie pogubić. Inni faceci postanowili go naśladować, ale nigdzie nie osiągali większych sukcesów. No, może poza pokojem Morgan McDougall.

Logan Quinn pochodził z rodu Spartanów. Tak, tych Spartanów, którzy zatrzymali tysiące napastników pod Termopilami. Zupełnie jak w filmie 300 z Geraldem Butlerem. Profesor Metis puściła nam ten film na lekcji trzy tygodnie temu jako wstęp do przynudzania na temat historycznego znaczenia bitwy. Ale Gerald był tak szałowo umięśniony w tym filmie, że pogrążyłam się w marzeniach o nim i zupełnie wyłączyłam się ze słuchania.

W Akademii Mitu była tylko garstka Spartanów, ale wszyscy uczniowie obchodzili ich z daleka. Nawet najbogatsze, najbardziej snobistyczne typki wolały z nimi nie zadzierać. Bo Spartanie najlepiej się bili. Byli urodzonymi wojownikami. Niczego więcej nie potrafili i niczego więcej nie robili.

W odróżnieniu od wszystkich innych uczniów Logan Quinn nie nosił przy sobie żadnej broni. Podobnie jak pozostali

��������
26
Page 27: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Spartanie. Nie potrzebowali. Znani byli z tego, że wszystko, co wpadnie im w ręce, zamienia się w broń i że zawsze wiedzą, jak się nią posłużyć i jak nią zabić. Poważnie. Logan Quinn był facetem, który potrafiłby wybić oko rurką z kremem.

Czasami nie byłam pewna, czy wierzę w obłąkaństwo, które mnie otaczało. Spartanie, walkirie, żniwiarze. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie jestem w szpitalu dla szaleńców i wszystko to tylko wybryki mojej wyobraźni. Podobnie jak Buffy z Postrachu wampirów. Ale gdyby tak było, to można by się spodziewać, że przynajmniej będę z tego miała jakąś przyjemność, że umieszczę się w roli popularnej walkirii albo...

Logan sięgnął po komiks z Wonder Woman i to gwałtownie przywróciło mnie do rzeczywistości.

- Oddawaj! - warknęłam. Porwałam komiks z trawnika. Nie chciałam, żeby Logan

Quinn zanieczyścił moje rzeczy swoimi paskudnymi spar-tańskimi wibracjami pychokillera, co by się pewnie stało, gdyby czegoś dotknął. Tak właśnie przedmioty nabywają emocji - ponieważ ludzie ich dotykają. Wepchnęłam Wonder Woman głęboko do torby, razem z innymi komiksami i pustą puszką po ciastkach.

Logan podniósł tylko brwi do góry, ale nie skomentował tego, że się wkurzyłam.

- Przepraszam, że wpadłam na ciebie - wymamrotałam ponownie, wstając z ziemi. - Nie zabijaj mnie, dobrze?

Logan również się podniósł i spojrzał na mnie z czymś, co niemal można było uznać za uśmiech.

- No, nie wiem - mruknął. - Cyganki łatwo się zabija. Nie zabrałoby mi to dłużej niż sekundę.

��������
27
Page 28: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Głos miał niższy, niż się spodziewałam, o bogatym, gar-dłowym brzmieniu. Zaskoczona, podniosłam wzrok na jego twarz - i zauważyłam, że patrzy na mnie z rozbawieniem.

Zmrużyłam oczy. Nie lubiłam kiedy się ze mnie wyśmiewano, nawet jeśli był to ktoś tak niebezpieczny jak Logan Quinn.

- Ta Cyganka ma babcię, która może rzucić na ciebie taki urok, że wacek ci sczernieje i odpadnie, więc lepiej uważaj, Spartaninie.

Oczywiście to nie była prawda. Babcia Frost widziała przyszłość. Nie rzucała uroków - a przynajmniej nic o tym nie słyszałam. Z babcią czasami nie było wiadomo. Ale nie chciałam dać poznać Loganowi, że bluffuję.

Nie wystraszył się, a na jego ustach znowu pojawił się uśmieszek.

- Lepiej sobie popatrzę, jak odchodzisz o własnych siłach, Cyganko.

Zmarszczyłam brwi. Czy on przypadkiem... nie flirtuje ze mną? Nie miałam pewności, a nie chciałam sterczeć tam dłużej, żeby się dowiedzieć. Nie spuszczając oka z Logana Quinna, starannie ominęłam go i pobiegłam swoją drogą.

Jednak z jakiegoś powodu przez cały dziedziniec ścigał mnie jego cichy śmiech.

Minęłam akademiki oraz budynki gospodarcze i dotarłam do granicy kampusu, który od świata na zewnątrz odgradzał kamienny mur wysokości 3,5 metra. Na szczycie muru, po obu stronach wejścia, siedziały dwa sfinksy ze wzrokiem utkwionym w żelazną bramę.

��������
28
Page 29: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Podobno i mur, i brama były zaczarowane, przesycone zaklęciami i innymi magicznymi koszałkami-opałkami, tak aby przekroczyć je mogli tylko ci, którzy mieli prawo przebywać na terenie szkoły: nauczyciele, uczniowie itd. Kiedy pojawiłam się w Akademii Mitu, na początku semestru jesiennego, profesor Metis kazała mi stanąć w wejściu, dokładnie pomiędzy sfinksami, i wymamrotała coś pod nosem. Posągi nie poruszyły się, nic nie zrobiły, tylko siedziały dalej na tej swojej grzędzie, ale miałam wrażenie, że w tych starożytnych postaciach było coś - jakaś pradawna siła, która pozwoliłaby im rozedrzeć mnie na kawałki, gdybym choć niewłaściwie kiwnęła palcem. To było moje pierwsze przyprawiające o gęsią skórkę doświadczenie w akademii. Szkoda, że nie ostatnie.

Kiedy pani Metis skończyła inkantację, rzucanie uroku czy co tam innego robiła, wiedziałam, że teraz mogę swobodnie wchodzić na teren akademii, zupełnie jakbym znała hasło do supertajnej kryjówki jakiegoś superbohatera. Nie wiedziałam dobrze, co by się stało, gdyby ktoś nieuprawniony - na przykład żniwiarz chaosu - próbował wejść przez bramę albo wspiąć się po murze, ale te sfinksy z długimi, zakrzywionymi szponami nie służyły wyłącznie dekoracji.

Zastanawiałam się nad wieloma rzeczami, o których dla własnego spokoju powinnam była kompletnie zapomnieć.

Pani Metis powiedziała mi też, że sfinksy miały za zadanie nie wpuszczać obcych, a nie pilnować uczniów, żeby nie wychodzili, i że nie powinnam się ich bać. Trudno było się bać czegoś, w co się nie wierzy. A przynajmniej tak sobie powtarzałam za każdym razem, kiedy wymykałam się z kampusu.

��������
29
Page 30: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Rozejrzałam się wokół, żeby sprawdzić, czy nikt mnie nie widzi, a potem podbiegłam do bramy, stanęłam bokiem, wciągnęłam brzuch i prześlizgnęłam się przez pręty ogrodzenia. Nie patrzyłam na sfinksy, ale czułam na sobie ich wzrok. To tylko posągi, powtarzałam sobie. Tylko posągi, i to w dodatku brzydkie. Nie mogą zrobić mi krzywdy. Naprawdę nie mogą.

Jak tylko się znalazłam po drugiej stronie, odetchnęłam z ulgą i ruszyłam, nie oglądając się za siebie, żeby sprawdzić, czy posągi rzeczywiście mnie obserwują, czy nie. Nieważne, czy wierzyłam w ich magiczne siły, czy nie, wolałam nie kusić losu.

W dni powszednie uczniowie nie powinni wychodzić poza tereny szkolne i dlatego brama była zamknięta. Profesor Metis i władze szkolne woleli mieć tych wszystkich wojowników na oku, przynajmniej nocą.

Aleja wykradałam się regularnie od dwóch miesięcy, czyli od momentu przejścia do tej szkoły, i widziałam, że to samo robią inni, udając się na wyprawy po piwo lub papierosy. Czego mogłam się obawiać? Że mnie wyrzucą? Po tym, co widziałam w akademii, byłabym zachwycona, gdybym mogła wrócić do zwykłego liceum. Nawet bym nie narzekała najedzenie w stołówce - a przynajmniej nie tak bardzo.

Zlokalizowana w uroczej przedmiejskiej dzielnicy Cypress Mountain akademia stanowiła odrębny świat, ale to, co leżało za jej murami, było zadziwiająco normalne. Wokół szkoły biegła dwupasmowa ulica, a po jej drugiej stronie, dokładnie na wprost imponującej bramy, znajdowało się mnóstwo rozmaitych sklepików. Księgarnia, kafejki, kilka drogich butików z ciuchami i biżuterią, nawet parking z mnóstwem aut

��������
30
Page 31: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

marki Aston Martin i Cadillac Escalade. I oczywiście parę sklepów z dobrymi winami, które bardzo przyczyniały się do popularności imprez, mimo że teoretycznie na kampusie nie wolno było pić alkoholu.

Sklepy były ulokowane w strategicznym miejscu, które pozwalało na czerpanie korzyści z kart kredytowych bez limitu i wielkich funduszy powierniczych uczniów. Najwyraźniej w dawnych, dawnych czasach bogowie i boginie nagradzali mitycznych wojowników worami złota, srebra i kamieni szlachetnych, a potomkowie obdarowanych nadal zarabiali kokosy, przez cale lata powiększając salda w banku. Nic więc dziwnego, że teraz wszyscy uczniowie w szkole byli tak nadziani.

Poczekałam chwilę na przerwę w strumieniu pojazdów, przeszłam na drugą stronę ulicy i stanęłam na przystanku autobusowym na końcu kwartału. Czekałam tylko pięć minut, zanim wtoczył się autobus, który robił popołudniową trasę, zabierając turystów i wszystkich, którzy udawali się do centrum miasta. Po dwudziestu minutach wysiadłam kilka kilometrów od szkoły, w okolicy sąsiadującej z artystowskimi sklepami i restauracjami w samym centrum Asheville.

Jeśli Cypress Mountain, z gromadą bogatych potomków wojowników, było obłąkaną wersją góry Olimp, to Asheville stanowiło azyl biednych śmiertelników. Przy ulicy stały nienowe, podniszczone jedno- i dwupiętrowe domy, które zostały podzielone na mieszkania. Dobrze znałam tę okolicę. Babcia Frost całe życie spędziła w takim domu, a mama i ja mieszkałyśmy na skromnym osiedlu zaledwie kilka mil dalej. Akademia miała ten plus, że przynajmniej nie musiałam do niej dojeżdżać przez pół kraju. Nie przeżyłabym rozłąki

��������
31
Page 32: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

z babcią. To jedyna osoba z rodziny, jaka mi pozostała po śmierci mamy. Mój tato, Tyr, zmarł na raka, kiedy miałam dwa lata, i jedyne wspomnienia po nim to wyblakłe fotografie, które pokazywała mi mama.

Przeszłam do końca kwartału i wbiegłam po szarych beto-nowych schodach do dwupiętrowego domu pomalowanego na jasnoliliowy kolor. Mała tabliczka przy drzwiach oznajmiała: „Przepowiadanie przyszłości".

Odsunęłam moskitierę, a potem przekręciłam klucz w zamku i weszłam do mieszkania. Ciężkie, czarno lakierowane drzwi na prawo były zamknięte i dobiegał zza nich niewyraźny pomruk głosów. Babcia pewnie miała klienta. Dzięki swojemu cygańskiemu darowi zarabiała parę groszy ekstra, podobnie jak ja.

Przez środek mieszkania biegł korytarz, na którego końcu po lewej stronie mieściła się kuchnia. W odróżnieniu od reszty pomieszczeń, obitych ciemną boazerią i wyłożonych szarą wykładziną, podłoga w kuchni była z białych kafli, a ściany miały kolor błękitny. Rzuciłam swoją raportówkę na stół i wyjęłam z kieszeni spodni stówę, którą dostałam od Carsona Callahana. Banknot włożyłam do słoja pochodzącego z tej samej rodziny, co pusta puszka w mojej torbie.

Od kiedy rozpoczęłam naukę w akademii, zawsze oddawałam babci połowę tego, co zarobiłam. Babcia miała mnóstwo własnych pieniędzy, więcej niż nam było potrzebne, ale chciałam jej pomagać, szczególnie po śmierci mamy. Poza tym dzielenie się z nią pieniędzmi dawało mi poczucie, że mój dar jest naprawdę użyteczny, nie ogranicza się tylko do umiejętności odnajdywania stanika dziewczyny, która nie powinna była go w ogóle zdejmować.

��������
32
Page 33: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Rzuciłam okiem na pozostałe banknoty w słoju. Babcia musiała mieć dobry tydzień. Zauważyłam jeszcze dwie setki, kilka pięćdziesiątek i dwudziestek.

Z pokoju obok ciągle dobiegały niewyraźne głosy babci i jej klientki, więc otworzyłam lodówkę. Zrobiłam sobie kanapkę z chleba na zakwasie z pomidorem, solą, pieprzem i kminkiem. Na wierzch położyłam gruby plaster sera i posmarowałam go majonezem. Na deser odkroiłam kawałek rolady z dynią, którą babcia miała w lodówce. Zlizałam z noża kawałek polewy serowej, który się do niej przykleił. Pycha!

W rodzie Frostów wszystkie kobiety miały nie tylko jakieś specjalne talenty, ale również uwielbiały słodycze. Jak tylko coś miało w sobie cukier albo czekoladę (a najlepiej i jedno, i drugie), to pożerałyśmy to z babcią co do okruszka. Mama była taka sama. Babcia znakomicie gotowała, a piekła jeszcze lepiej, więc w kuchni zawsze było coś grzesznie smakowitego, zazwyczaj świeżo z piekarnika.

Zjadłam kanapkę, która stanowiła mój obiad, zebrałam widelcem resztki z talerza i umyłam naczynia. A potem wyjęłam z torby komiks z Wonder Woman i rozsiadłam się przy stole, czekając, aż od babci wyjdzie klient.

Tak, moje upodobanie do superbohaterów czyniło ze mnie jeszcze większego dziwaka świra, ale co zrobić, lubiłam ko-miksy. Rysunki były czadowe, postaci interesujące, bohaterka zawsze wygrywała, niezależnie od tego, jakie napotkała przeciwności na swojej drodze. Szkoda, że w życiu było inaczej - mama nie wyszła z wypadku bez szwanku, mimo że to co rusz zdarzało się bohaterom, o których przez całe lata czytałam.

��������
33
Page 34: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Znany ból przeszył mi serce, ale odsunęłam od siebie smutne myśli i zagłębiłam się w opowiadanie, aż niemal zapomniałam, że moje własne życie to totalna klapa.

Kończyłam ostatnią stronę, kiedy do kuchni weszła babcia. Babcia Frost miała na sobie zwiewną bluzkę z czerwonego

jedwabiu, szerokie czarne spodnie i wsuwane pantofle z zawiniętymi czubkami, co upodabniało ją do dżina. Choć tak naprawdę i tak prawie nie było widać, w co jest ubrana, bo od stóp do głów spowijały ją szale. Czerwony, szary, szmaragdowy. Te i jeszcze inne kolory przewijały się przez liczne zwoje cienkich tkanin obszytych długimi frędzlami, pomiędzy którymi pobrzękiwały fałszywe srebrne monety.

Na artretycznych dłoniach miała kolorowe pierścienie, a wokół jednej kostki u nogi pobłyskiwał srebrny łańcuszek. Przetykane siwizną włosy sięgały ramion, a przed opadaniem na czoło chronił je jeszcze jeden szal służący jako opaska. Na opalonej, pełnej zmarszczek twarzy błyszczały fiołkowe oczy.

Babcia Frost wyglądała tak, jak według mnie powinna wyglądać prawdziwa Cyganka, i tak, jak oczekiwali tego klienci, którzy przychodzili po wróżbę. Babcia zawsze powtarzała, że płacą jej nie tylko za to, że odkrywa przed nimi przyszłość, ale również za wygląd. Mówiła, że zrobienie się na starą, tajemniczą Cygankę zapewnia jej lepsze zarobki.

Nie wiem, dlaczego właściwie byłyśmy uważane za Cyganki. Nie zachowywałyśmy się jak Cyganie, o których czytałam. Nie mieszkałyśmy w budach, nie wędrowałyśmy z miasta do miasta ani nie wyłudzałyśmy pieniędzy. Ale zawsze, odkąd pamiętam, mówiono o mnie „Cyganka" i sama też tak o sobie myślałam.

��������
34
Page 35: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Może to dlatego, że nazywałam się Frost? Babcia mówiła, że kobiety z naszej rodziny zwyczajowo zatrzymują swoje panieńskie nazwisko, ponieważ nasze magiczne dary przechodzą z matki na córkę. Więc mimo że moi rodzice mieli ślub, to odziedziczyłam nazwisko matki, Frost, a nie ojca, Forseti.

A może to magiczny talent czynił z nas Cyganki? Nie wiem, nigdy mama ani babcia tak naprawdę o tym nie mówiły. Ale też mi nie przyszło go głowy pytać, póki nie poszłam do Akademii Mitu, gdzie wszyscy dokładnie wiedzieli, z jakiej pochodzą rodziny, jakie są ich szczególne umiejętności i ile rodzice mają na koncie.

Czasami zastanawiałam się, co babcia wie o akademii, o wojownikach, żniwiarzach i całej reszcie. W końcu nie protestowała, kiedy profesor Metis pojawiła się i oznajmiła, że powinnam zmienić szkołę. Przyjęła to z rezygnacją, jakby wiedziała, że wcześniej czy później pani Metis się pokaże. Oczywiście, opowiedziałam babci o rozmaitych dziwnych rzeczach dziejących się w szkole, ale ona nawet nie mrugnęła okiem, tylko poradziła, żebym chociaż spróbowała, że wkrótce będzie lepiej.

Czasami zastanawiałam się, dlaczego mi skłamała - nigdy wcześniej tego nie zrobiła.

- Cześć, dziecinko - powiedziała na przywitanie, całując mnie w czubek głowy i gładząc palcami po policzku. - Co słychać w szkole?

Zamknęłam oczy, ciesząc się dotykiem jej ciepłych dłoni. Z powodu mojego daru, mojej magii psychometrycznej, musiałam uważać, żeby nie dotykać innych ludzi i żeby oni mnie nie dotykali. Już i tak odbierałam silne wibracje

��������
35
Page 36: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

poprzez kontakt z przedmiotami, a co dopiero kiedy do-tknęłam ludzkiej skóry. Poważnie, widziałam wszystko, co kiedykolwiek uczynili, poznawałam wszystkie brudne i nie-brudne tajemnice.

Nie, w stosunku do innych ludzi nie byłam jak trędowata. Zazwyczaj nic się nie działo przy drobnych, przypadkowych dotknięciach, na przykład podczas podawania pióra czy sięgania po ten sam kawałek sernika w stołówce.

Poza tym dużo zależało od tej drugiej osoby, o czym myślała, kiedy się z nią zetknęłam. W klasie, w stołówce czy w bibliotece czułam się bezpieczna, ponieważ wszyscy myśleli niemal wyłącznie o tym, że wykład był nudny albo że na obiad znowu jest lasagna, chyba po raz setny w tym miesiącu.

Ale w kontaktach z ludźmi byłam cały czas ostrożna, tak jak nauczyła mnie mama. Z jednej strony mój talent był utrapieniem, a z drugiej cieszyłam się władzą nad ludźmi, jaką dawała mi znajomość cudzych sekretów. Tak, trochę byłam pokręcona. Lecz już dawno się przekonałam, że najniewinniej wyglądająca osoba może mieć najczarniejsze serce -jak na przykład ojczym Paige. Lepiej było wiedzieć, jaki kto jest naprawdę, niż ufać komuś, kto właściwie chciał cię tylko zranić.

Na szczęście z babcią nie miałam się czego obawiać. Kochała mnie, a ja ją. To właśnie czułam za każdym razem, kiedy mnie dotykała - jej miłość była jak mięciutki wełniany koc owijający się wokół mojego ciała i ogrzewający mnie od stóp do głów. Mama podobnie na mnie działała, kiedy jeszcze żyła. Otworzyłam oczy i wzruszyłam ramionami.

��������
36
Page 37: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Nic nowego. Zarobiłam dwieście dolarów za znalezienie zgubionej bransoletki. Stojak zwykle, włożyłam do słoja.

Na początku babcia nie chciała ode mnie pieniędzy, ale się uparłam. Naturalnie nie wydawała ich, choć tego właśnie pragnęłam. Wpłacała je na rachunek oszczędnościowy na moje nazwisko - ale trzymała to w tajemnicy przede mną. Tylko że kiedyś, kiedy zajrzałam do jej torebki w poszukiwaniu gumy do żucia, dotknęłam książeczki czekowej i przed moimi oczyma pojawił się obraz babci zakładającej w banku ten rachunek. Nic o tym nie powiedziałam. Za bardzo ją kochałam, żeby jej psuć zabawę.

Babcia skinęła głową, sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła nowiutką setkę.

- Ja też dzisiaj zarobiłam parę groszy. - Musiałaś przepowiedzieć jej coś fantastycznego - za-

uważyłam zdziwiona. - Jemu - skorygowała. - Powiedziałam mu, że za rok o tej

porze będą z żoną dumnymi rodzicami małej dziewczynki. Od dwóch lat starają się o dziecko i on już zaczynał tracić nadzieję.

Pokiwałam głową. Nie było to takie dziwaczne, jak by się wydawało. Ludzie przychodzili do babci Frost i pytali ją o najrozmaitsze rzeczy. Czy powinni się żenić, czy będą mieli dzieci, czy żony/mężowie ich zdradzają, jakie numery powinni skreślić, żeby wygrać na loterii. Babcia nigdy nie kłamała ludziom, którzy przyszli po wróżbę, nawet jeśli prawda nie była łatwa.

Czasami nawet była w stanie pomóc - to znaczy całkiem realnie. Na przykład w zeszłym miesiącu powiedziała kobiecie, żeby nie wracała po pracy do domu, tylko żeby

��������
37
Page 38: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zanocowała u koleżanki. Okazało się, że tego dnia do jej mieszkania włamał się facet poszukiwany przez policję między innymi za gwałt. Złapano go, jak wychodził od niej, z nożem w ręce. Kobieta ta była tak wdzięczna, że przyprowadziła do babci na wróżby wszystkie swoje koleżanki.

Babcia Frost usiadła w krześle naprzeciwko i zaczęła rozwijać się z szalów, które z delikatnym dźwięczeniem uderzających o siebie srebrnych monet lądowały na stole, tworząc kolorowe fale.

- Chcesz, żebym zrobiła ci coś do zjedzenia, ptaszynko? Mam godzinę do następnego klienta.

- Nie, zrobiłam sobie kanapkę. No i muszę wracać do szkoły - powiedziałam, podnosząc się z miejsca i zarzucając sobie torbę na ramię. - Dziś wieczorem mam dyżur w bibliotece, a na przyszły tydzień muszę napisać wypracowanie

o bogach greckich. W Akademii Mitu czesne było astronomiczne, a my nie

miałyśmy dość pieniędzy, żeby sobie na nie pozwolić. Chyba że babcia w sekrecie przede mną ukryła gdzieś worek pieniędzy. Może i tak. W końcu kiedy szłam do akademii, była taka tajemnicza, że wszystko jest możliwe. Tak czy inaczej, żeby obniżyć koszty nauki, zakwaterowania i wyżywienia w drogim kampusie, musiałam co tydzień odpracować kilka godzin w bibliotece. Tak przynajmniej twierdził pan Nickamedes, kierownik biblioteki. Mnie się jednak wydaje, że cieszył się z posiadania bezpłatnej niewolniczej siły roboczej

i podobało mu się, że może mną rządzić. Babcia Frost spojrzała na mnie pustym, nieobecnym spoj-

rzeniem. W powietrzu jakby coś się poruszyło, coś przed-wiecznego i czujnego, coś, co już znałam.

��������
38
Page 39: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Uważaj na siebie - wymamrotała nieprzytomnym tonem, którego używała, kiedy patrzyła na coś, co tylko ona mogła zobaczyć.

Trochę czekałam, czy powie mi, na co mam uważać, na przykład na dziurę w chodniku, o którą mogłam się potknąć, albo na książki, które mogą spaść z górnej półki w bibliotece i rozbić mi głowę. Ale babcia nic nie dodała, a po chwili spojrzała na mnie już normalnie. Czasami jej wizje nie były bardzo jasne, przypominały raczej niewyraźne przeczucie tego, że wydarzy się coś dobrego albo coś złego. A w dodatku trudno jej było zobaczyć przyszłość kogoś z rodziny. Im bliżej była z kimś związana, tym mniej obiektywnie na niego patrzyła i uczucia zaciemniały jej wizję. Nawet gdyby coś widziała, powiedziałaby mi o tym tylko bardzo ogólnie, z obawy, że emocje wypaczają jej odbiór mojej osoby i że widzi to, co chce widzieć, a nie to, co naprawdę się wydarzy.

Poza tym babcia zawsze powtarzała, że sama powinnam podejmować dotyczące mnie decyzje, a nie kierować się niejasnymi wizjami, które nie zawsze się sprawdzają.

Tak musiało być i teraz, ponieważ uśmiechnęła się do mnie, poklepała mnie po ręce i podeszła do lodówki.

- To przynajmniej pozwól, że zapakuję ci kawałek rolady z dyni - powiedziała.

Czekałam chwilę, patrząc jak krząta się po kuchni. Nie byłam medium, tak jak ona. Nie miewałam wizji bez dotknięcia i nigdy nie widziałam przyszłości. Ale z jakiegoś powodu przebiegł mi dreszcz po plecach.

��������
39
Page 40: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 4 Zanim wróciłam autobusem do Cypress Mountain i, nie

patrząc na milczące sfinksy, wślizgnęłam się przez żelazną bramę, zrobiła się godzina szósta i teren kampusu zaczął pogrążać się w mroku. Niebo przecinały pasy purpury i szarości, po ścianach budynków pięły się czarne cienie, zupełnie jak krew płynąca w górę po kamieniu. Nie zatrzymując się, potrząsnęłam głową, by pozbyć się tej dziwacznej myśli.

Biblioteka antyczna, największy gmach na kampusie, zwieńczała zespół pięciu głównych budynków ułożonych w gwiazdę. Podobno biblioteka miała tylko sześć pięter, ale wydawało mi się, że jej wieże rosną i rosną, aż w końcu przebiją niebo ostrymi jak sztylet hełmami.

Ale najbardziej przyprawiały o dreszcze kamienne rzeźby, które obsiadły budynek. Gryfy, gargulce, smoki, nawet coś, co przypominało gigantycznego Minotaura. Posągi stały wszędzie, gdzie się tylko spojrzało, na schodach prowadzących do głównego wejścia, na balkonie z blankami na trzecim piętrze, na szczycie budynku, na tle stromego dachu. A wszystkie były tak realistyczne, że wydawało się,

��������
40
Page 41: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

jakby kiedyś faktycznie istniały - prawdziwe potwory, które oblazły budynek, zanim coś je unieruchomiło.

Rzuciłam okiem na gryfy siedzące po obu stronach szarych stopni prowadzących do wejścia. Posągi wznosiły się nade mną i trwały w gotowości, z wysoko uniesionymi głowami orłów, złożonymi skrzydłami i lwimi ogonami otaczającymi ich łapy z zakrzywionymi ostrymi pazurami.

Może to wina mojego daru, psychometrii, ale zawsze wy-dawało mi się, że te dwa gryfy przyglądają mi się, że pozba-wionymi powiek oczyma śledzą moje ruchy. Że wystarczyłoby, żebym ich dotknęła, a ożyją, skoczą na mnie i rozerwą mnie na kawałki. Odnosiłam to wrażenie za każdym razem, kiedy musiałam przejść obok sfinksów nad bramą czy obok innych posągów na kampusie. Wzdrygnęłam się, wsunęłam ręce w kieszenie bluzy i wbiegłam po schodach do biblioteki. Przeszłam przez dwoje podwójnych drzwi prowadzących do głównego pomieszczenia. Podobnie jak wszystko w Akademii Mitu, biblioteka antyczna była stara i pretensjonalna. Ale muszę przyznać, że było na co patrzeć.

Główna część przykryto potężną kopułą widoczną od dołu. Podobno znajdujące się na jej górnych łukach freski ukazujące mitologiczne bitwy ozdobiono złotem i prawdziwymi szlachetnymi kamieniami. Ale mnie nigdy nie udało się ich zobaczyć w wiecznym mroku spowijającym górne kondygnacje.

Widziałam za to bogów i boginie. Otaczały pierwsze piętro biblioteki, jak wartownicy pilnujący uczniów w dole. Posągi, oddzielone od siebie smukłymi kolumnami, stały na krawędzi biegnącego po łuku balkonu. Byli tam bogowie greccy, jak Nike, Atena, Zeus; nordyccy, jak Odyn i Thor;

��������
41
Page 42: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

amerykańscy, jak Kojot Przechera i Królik. Wszystkie miały ze trzy metry wysokości i zostały wykute w białym marmurze. Jeśli się weszło schodami na pierwsze piętro, można było objeść je wszystkie - ale na to nigdy nie miałam ochoty. Podobnie jak gryfy na zewnątrz, posągi wewnątrz wydawały mi się zanadto realistyczne.

Przebiegłam wzrokiem po bogach i boginiach, przyglądając się im po kolei, aż dotarłam do pustej niszy w tym panteonie - miejsca, w którym powinien znajdować się Loki. Ani w bibliotece, ani w ogóle nigdzie w akademii nie było jednak jego posągu. To chyba dlatego, że był taki zły i próbował zniszczyć świat, zsyłając na niego żniwiarzy chaosu. Niezupełnie bóg, któremu chciałoby się postawić świątynię.

Oderwałam oczy od pustego miejsca i poszłam dalej. Główne przejście, po którego obu stronach stały szafy z

książkami, otwierało się na czytelnię z długimi stołami. Po prawej stronie umieszczono barek, gdzie można było kupić kawę, napoje energetyzujące, mufinki, batoniki i inne rzeczy, żeby uczniowie nie musieli wychodzić z biblioteki, jeśli nagle poczują się głodni. Bogaty aromat palonej kawy unosił się w powietrzu, zagłuszając stęchły zapach tysięcy woluminów.

Nie zatrzymując się, dotarłam do lady, gdzie oddawało się książki. Za nią znajdowały się przeszklone pomieszczenia dzielące główną salę na dwie części. Weszłam za ladę, usiadłam na krzesło i zrzuciłam torbę na podłogę. Nie miałam nawet czasu wyjąć podręcznika do historii mitycznej i zabrać się za wypracowanie, kiedy w oszklonej ścianie za moimi plecami zaskrzypiały drzwi i stanął w nich pan Nickamedes.

��������
42
Page 43: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

To ten kierownik biblioteki. Wysoki, chudy brunet z prze-nikliwymi błękitnymi oczyma i długimi, bladymi palcami u rąk. Nie był taki stary - miał może czterdzieści lat - ale za to strasznie upierdliwy. Nickamedes kochał bibliotekę i wszystkie książki, jakie zawierała, kochał je z pasją, która czyniła go tak strasznym, jakby był seryjnym zabójcą. Kompletnie miał w nosie uczniów, którzy codziennie przewijali się przez jego królestwo - a szczególnie mnie. Z jakiegoś powodu znielubił mnie od pierwszego wejrzenia i nie zmienił zdania w ciągu tych dwóch miesięcy, kiedy tu pracowałam.

- No, nareszcie się pokazałaś, Gwendolyn - sapnął, zakładając ręce.

Przewróciłam oczami. Ten sztywniak był jedyną osobą, która zwracała się do mnie pełnym imieniem. Prosiłam go, żeby tego nie robił, ale jak do tej pory - bez rezultatu. Myślę, że to celowe działanie, żeby mnie wkurzyć.

- Spóźniłaś się dziesięć minut na swoją zmianę. Znowu! To już trzeci raz w ciągu dwóch tygodni. Gdzie byłaś?

Nie mogłam mu powiedzieć, że wymknęłam się, żeby od-wiedzić babcię Frost, ponieważ, jak wiecie, uczniom nie wolno było wychodzić poza kampus w dni powszednie. To jedna z Podstawowych Reguł. Nie chciałam, żeby sprawiać babci kłopotów albo, co gorsza, dostać zakaz widywania się z nią. Już się przekonałam, że jeśli chodzi o Nickamedesa i inne figury w akademii lepiej położyć uszy po sobie niż dążyć do konfrontacji. Wzruszyłam więc ramionami i rzekłam:

- Przepraszam. Byłam zajęta. Pan Nickamedes zacisnął tylko usta tak, że tworzyły wąską

linię, i zmierzył mnie spojrzeniem spod zmrużonych powiek.

��������
43
Page 44: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- No cóż, w takim razie zechciej posłuchać o ostatnim eksponacie, który wyjąłem dziś rano z magazynu. Kilka klas ma uczyć się o nim w tym semestrze, więc na pewno będą cię stale o to pytać.

W bibliotece stało mnóstwo szklanych gablot pełnych jakichś śmieci, które ponoć kiedyś należały do jakiegoś boga, bogini, mitycznego bohatera albo nawet potwora. Nie dało się przejść między regałami, żeby się o nie nie potknąć. Co dwa tygodnie pan Nickamedes wyjmował z magazynu nowe rzeczy i eksponował w gablocie. Jednym z moich obowiązków było wiedzieć o nich tyle, by pomóc innym uczniom znaleźć książki i inne materiały na ich temat.

Westchnęłam i spytałam: - Co to jest tym razem? Pan Nickamedes kiwnął na mnie palcem. Minęliśmy kilka

stołów, przy których siedzieli uczniowie. W wolnej przestrzeni pośrodku czytelni stała duża szklana gablota. W środku znajdowało się naczynie, które wyglądało na zwykłą glinianą miskę. Nuda. Przy niej miecze, przynajmniej niektóre, wyglądały super. A to? Wymiot.

- Wiesz, co to jest? - spytał pan Nickamedes. Głos miał stłumiony, ale oczy mu świeciły blaskiem.

Wzruszyłam ramionami. - Wygląda jak miska. Nickamedes wykrzywił się okropnie i przez chwilę mełł jakieś

słowa pod nosem. Pewnie znów przeklinał mój brak zaangażowania.

- To nie jest zwykła miska, Gwendolyn. To Czara Łez. Spojrzał na mnie, jakby oczekiwał, że będę wiedzieć, co

to takiego. Znowu wzruszyłam ramionami.

��������
44
Page 45: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Czara Łez to naczynie, do którego nordycka bogini Sigyn zbierała jad żmii ściekający na jej męża, Lokiego, kiedy po raz pierwszy został uwięziony przez bogów, na długo przed wojną chaosu. Ile razy Sigyn opróżniała miskę, żrący jad kapał prosto na twarz Lokiego, który krzyczał z bólu. Jego krzyki były tak potężne, że na wiele mil wokół niego trzęsła się ziemia. Dlatego właśnie to naczynie nazywa się Czarą Łez. To bardzo ważny eksponat, jeden z Trzynastu Artefaktów, o które walczyli żniwiarze z panteonem bogów w czasie największej bitwy wojny chaosu...

Znowu to samo ple, ple ple. Durni bogowie i boginie. Po chwili takiego gadania odpływałam. Nie mam pojęcia, jak on to wszystko pamiętał. Mnie było trudno zapamiętać dość faktów dotyczących jednego z nich, żeby napisać wypracowanie na historię mityczną u profesor Metis.

W końcu po pięciu dłuuugich minutach wyrzucania z siebie faktów pan Nickamedes zamilkł. Profesor, który siedział przy pobliskim stole, podszedł i zadał jakieś pytanie, więc bibliotekarz zajął się nim. Potrząsnęłam głową, żeby przepędzić senność, i wróciłam na swoje miejsce za ladą.

W ciągu następnych kilku godzin odbierałam książki, od-powiadałam na pytania i zajmowałam się rozmaitymi pracami fizycznymi. Biblioteka była jedynym miejscem w akademii, gdzie inni uczniowie musieli mnie zauważyć i się do mnie odezwać, choćby tylko po to, żeby odrobić zadanie domowe.

Ponieważ od poniedziałku do piątku nie wolno było nam opuszczać terenów kampusu, więc biblioteka była również ośrodkiem życia towarzyskiego, a wiele osób uprawiało seks między regałami. Niejeden raz, odstawiając książki na półki,

��������
45
Page 46: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

znajdowałam zużyte prezerwatywy. Fuj. Robić to, opierając się o regał pełen zatęchłych woluminów, niezupełnie było sposobem, w jaki chciałabym stracić dziewictwo, ale w akademii było to absolutnie na topie. Przynajmniej w tym miesiącu.

Jasmine Ashton, Morgan McDougal i Daphne Cruz przyszły do biblioteki akurat w czasie mojego dyżuru. Trzy walkirie wzięły mrożoną kawę oraz mufinki z malinami i usadowiły się przy stole sąsiadującym z ekspresem do kawy, żeby każdy, kto wchodzi, nie mógł ich nie zauważyć. Samson Sorensen również był z nimi, ale interesował się głównie czasopismami sportowymi.

Po kilku minutach Jasmine wstała, zaczęła się przechadzać po sali i rozmawiać z innymi uczniami z popularnej paczki, którzy byli akurat w bibliotece. Morgan i Samson zbliżyli się do siebie i głowa przy głowie dyskutowali o czymś. Daphne jedna chyba przyszła tu się uczyć, bo odsunęła się od reszty.

W którymś momencie zobaczyła mnie za ladą i rzuciła mi paskudne spojrzenie, po czym wyjęła z torby laptop i zaczęła na nim pisać. Opanowałam chęć pokazania jej języka. To nie moja wina, że Daphne kocha się na zabój w nawiedzonym muzyku i że byłaby obiektem drwin, gdyby zdradziła swoim koleżankom, że go lubi, a co dopiero, że próbowała się z nim umówić.

W końcu, koło dziewiątej, biblioteka zaczęła pustoszeć, w miarę jak dzieciaki pakowały książki i wracały do akademika na noc. Od dziesiątej obowiązywała cisza nocna. Pan Nickamedes powiedział, że przed zamknięciem biblioteki ma coś do zrobienia w budynku nauk ścisłych. Miałam

��������
46
Page 47: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nadzieję, że zwolni mnie wcześniej, ale nie, popchnął w moim kierunku wózek pełen książek i kazał przed swoim powrotem poodkładać je na półki.

No i co miałam zrobić. Gdybym nie zabrała się za to teraz, to musiałabym zająć się tym w czasie następnego dyżuru. Nickamedes był wredny i by nie popuścił. Popchnęłam więc metalowy wózek między regały i zaczęłam odkładać książki. Niemal wszystkie były ze zbiorów podręcznych i przez wiele lat przechodziły przez ręce setek osób, więc dotykając ich, nie odbierałam żadnych specjalnych wibracji. Tylko świadomość tego, że były przerzucane w poszukiwaniu rozmaitych zakamarkowych informacji koniecznych do wypracowania.

Przypuszczam, że gdybym wkładała rękawiczki, to mogłabym całkowicie wyeliminować moje błyski widzenia, tu, w bibliotece, i w każdym innym miejscu. Wiecie, takie z białego jedwabiu aż po łokcie, jak noszono w dawnych czasach. Ale kompletnie by mnie to napiętnowało jako fetyszystkę rękawiczkową. Może i nie pasowałam do Akademii Mitu, ale nie chciałam rozgłaszać tego, jak bardzo różnię się od reszty.

Starałam się mieć oczy i uszy otwarte, żeby nie nadziać się na parkę, która mogłaby jeszcze być w trakcie flirtu między regałami. W zeszłym tygodniu skręciłam w boczne przejście i natknęłam się na dwie osoby z mojej grupy literatury angielskiej, które kopulowały jak para napalonych królików.

Ale teraz, chodząc po bibliotece i porządkując książki, nie słyszałam ani nie widziałam nic podejrzanego. Praca szłaby mi o wiele szybciej, gdyby wózek, którego używałam, nie był tak stary i zdezelowany, z obluzowanym kółkiem, które

��������
47
Page 48: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ciągnęło do prawej. Za każdym razem, kiedy próbowałam nim manewrować, nieodmiennie skręcał i uderzał w którąś gablotę z eksponatami.

W bibliotece były ich setki, podobnych do tej, do której Nickamedes dzisiaj mnie powlókł. Szklane szafki miały rozmaitą zawartość. Sztylet, który należał do Aleksandra Wielkiego. Naszyjnik, który nosiła królowa wojowniczka Budyka. Wysadzany klejnotami grzebień, który Marek Antoniusz podarował Kleopatrze na pamiątkę wiecznej miłości, zanim oboje kopnęli w kalendarz.

Niektóre z tych rzeczy były naprawdę fajne i czasami rzu-całam okiem na tabliczkę z informacją, żeby zobaczyć, co to takiego. Ale nigdy nie próbowałam otworzyć gablot, ponieważ były chronione zaklęciami, żeby zabezpieczyć eksponaty przed kradzieżą. Niekiedy zastanawiałam się, za ile niektóre z tych przedmiotów by poszły na e-Bayu, gdyby były prawdziwe. Pewnie za taką sumę, że mogłoby to skusić nawet Jasmine Ashton, najbogatszą dziewczynę w akademii, do wsunięcia któregoś z nich do swojej designerskiej torebki.

Dziesięć minut później odłożyłam ostatnią książkę, schwyciłam wózek i chciałam odprowadzić go z powrotem do lady. Tylko że, oczywiście, cholerny wózek żył własnym życiem i znowu sterował ku jakiejś szklanej gablocie. Udało mi się go zatrzymać, zanim roztrzaskał ją w drobny mak.

- Głupie koło - mruknęłam. Obeszłam wózek i spróbowałam popchnąć go z drugiej strony,

kiedy mój wzrok padł na odłamek szkła. Zdziwiona, zajrzałam do gabloty, koło której stałam.

Wewnątrz leżał miecz, jeden z setek ze zbiorów biblioteki. Poszukałam tabliczki z opisem, która powiedziałaby mi, do

��������
48
Page 49: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

kogo należał i z jakiego powodu jest tak cholernie wyjątkowy. Ale nie było żadnej tabliczki. Ani srebrnej na zewnątrz, ani tekturowej wewnątrz. Nic. Dziwne. We wszystkich innych gablotach była jakaś informacja. Może pan Nickamedes zapomniał o niej, bo znajdowała się w takim zapyziałym kącie, wśród półek z książkami?

Powinnam była odprowadzić wózek na swoje miejsce koło lady i spakować torbę, żeby móc wyjść w sekundzie, kiedy wróci pan Nickamedes. Ale z jakiegoś powodu nie mogłam się oderwać od miecza.

Był całkiem prosty: długa metalowa głownia w kolorze zmatowiałego srebra z rękojeścią tylko trochę większą niż moja ręka. Miecz był mały w porównaniu z niektórymi potężnymi łomami, które widziałam w bibliotece.

A jednak w jego kształcie było coś, co wydawało mi się... znajome. Jakbym już to gdzieś widziała. Może na obrazku w podręczniku historii mitycznej? Albo może jakiś gość używał go w wojnie chaosu, jeśli oczywiście taka wojna rzeczywiście miała miejsce. Prychnęłam z lekceważeniem. Pewnie nie.

Zaintrygowało mnie, dlaczego ten miecz tak mnie zainte-resował. W końcu doszłam do wniosku, że rękojeść wygląda jak... jak twarz. Jakby w metalu została zatopiona połowa męskiej twarzy. Było wycięcie przypominające usta, rowek nosa, łuk ucha, a nawet okrągłe wybrzuszenie oka. Dziwaczne. Ale nie brzydkie. Wyglądało zupełnie jak żywe.

Na mieczu był też jakiś napis. Wyryto go na klindze tuż pod rękojeścią. Zmrużyłam oczy, ale nie mogłam odczytać. W-i-k, zaczyna się na „wik", pomyślałam, niemal dotykając nosem szyby...

��������
49
Page 50: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Łup!!!! Wystraszona nagłym hałasem, odskoczyłam od gabloty i

przytuliłam się do regału z książkami. Serce podeszło mi do gardła, w uszach czułam pulsowanie krwi. Co to mogło być???

Nie uważałam się za strachliwą i nie byłam piskliwą panienką, która boi się własnego cienia. Ale moja mama pracowała jako policjantka i nieraz opowiadała mi okropne rzeczy o napastnikach, którzy atakowali ludzi, żeby ich obrabować albo gorzej. A biblioteka antyczna nie była tak przyjaznym miejscem jak park w letni dzień. Żadne miejsce w Akademii Mitu nie było sympatyczne.

Wracając myślą do tego łomotu, przypomniałam sobie, że odkładając książki na półki, nie słyszałam żadnych podejrzanych dźwięków. Nic zupełnie, żadnego szelestu ubrania, nic, co by wskazywało na to, że w bibliotece jest jeszcze ktoś prócz mnie.

Poczułam, że coś zimnego i twardego ugniata mnie w dłoń. Spojrzałam w dół - opierałam się o gablotę, a palce zacisnęłam wokół zamka. Jeszcze moment, a bym go otworzyła i dobrała się do miecza.

Najdziwniejsze było to, że miecz się na mnie gapił. Wysunął się nieco z pochwy i odsłonił wybrzuszone okrągłe

oko, które mierzyło mnie zimnym, nieruchomym spojrzeniem. Miało dziwny kolor, coś między fioletem i szarością.

Nagle oprzytomniałam i po plecach przebiegł mi zimny dreszcz. Krzyknęłam i odskoczyłam od gabloty, uderzając ramieniem w krawędź szafy na książki. Syknęłam z bólu.

Ale ten drobny ból przywrócił mi zdrowy rozsądek. Głęboko w duszy wiedziałam dobrze, że to wszystko

��������
50
Page 51: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

sprawka mojej wyobraźni. Miecze nie mają oczu, nawet tu, w tej szalonej akademii. I na pewno nie gapią się na ludzi. Szczególnie nie na takie jak ja Cyganki z rozbujałą wyobraźnią.

A hałas? Pewnie spadła z półki jakaś książka, którą ktoś niedbale odłożył na miejsce. A może celowo tak ustawił, żeby wystraszyć kogoś, kto będzie wieczorem w bibliotece. Już się to zdarzało, przeważnie mnie.

Przez moment stałam bez ruchu, starając się uspokoić oszalałe serce, a potem odsunęłam się od szafy. Miałam ochotę złapać wózek i popędzić do lady, nie zważając na obluzowane kółko. Ale najpierw musiałam jeszcze raz spojrzeć na miecz. Musiałam się przekonać, że nie zwariowałam. Że nie zaczynam wierzyć w te brednie, które profesor Metis wypuszcza z siebie na lekcji historii mitycznej, o złych bogach, starożytnych wojownikach, chaosie, końcu świata i tak dalej.

Niepewnie odwróciłam głowę do tyłu. Gula, która wydawała mi się okiem, była tylko wypukłością na rękojeści. Kompletnie przykryta, cała srebrna, absolutnie normalna. Nic więcej. I na pewno nie gapiła się na mnie.

Odetchnęłam z ulgą. Gwen jeszcze nie zwariowała. To świetnie.

Popchnęłam wózek. Czas się zbierać. Do diabła z Nickamedesem i jego wkurzającym zachowaniem. Miałam dość straszących mieczy i upiornych hałasów. Wracam do siebie. Od razu.

Wyszłam z przejścia między szafami i byłam w połowie drogi do lady, kiedy zauważyłam coś kątem oka. Odwróciłam głowę.

��������
51
Page 52: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

I wtedy ją ujrzałam. Jasmine Ashton. Jasnowłosa walkiria leżała na plecach przed gablotą, którą pan

Nickamedes pokazywał mi nieco wcześniej, tą, w której miała podobno znajdować się Czara Łez Lokiego.

Tyle że teraz szkło było rozbite i czara zniknęła. I ktoś podciął gardło Jasmine, od ucha do ucha. Zastygłam niepewna, co mam robić. Mrugnęłam kilkakrotnie,

ale widok trwał nadal. Rozbita gablota. Ukradziona czara. Dziewczyna z krwawiącą raną przez całe gardło.

Przez chwilę się nie ruszałam, oniemiała z wrażenia, aż w końcu mózg wkroczył do akcji. Odepchnęłam wózek, który mi zawadzał, i podbiegłam do Jasmine. Poślizgnęłam się i musiałam podeprzeć się dłonią. Moje palce trafiły w coś mokrego i lepkiego. Wzdrygnęłam się. Poniosłam dłoń do oczu. Była pokryta krwią.

Krew była wszędzie. Pod rozbitą gablotą, obok niej, rozpryśnięta na stoły. Krew Jasmine tworzyła na podłodze kar-minowe kałuże.

- O, cholera! Ze strachu miałam strasznie przyspieszony oddech, ale

przypomniałam sobie, co radziła mi mama w takich wypadkach, i wzięłam kilka powolnych, głębokich oddechów. Po paru sekundach poczułam się lepiej. Przynajmniej na tyle, żeby omijając czerwone kałuże, podejść do Jasmine.

Jasnorude włosy. Błękitne oczy. Piękna twarz. Drogie ciuchy. Walkiria była taka, jak zawsze - pomijając przecięte gardło i nóż leżący obok na podłodze. Długi, zakrzywiony złoty sztylet z potężnym rubinem w rękojeści. W świetle lamp klejnot iskrzył i migotał, jak ogromne, utkwione we

��������
52
Page 53: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

mnie czerwone oko. Z jakiegoś względu sztylet był jedynym niezakrwawionym przedmiotem. Dziwne.

Ukucnęłam przy Jasmine, usiłując nie patrzeć na paskudną ranę. Nie wiedziałam, czy jeszcze oddycha, a sprawdzić mogłam tylko w jeden sposób.

Musiałam jej dotknąć. I naprawdę, ale to naprawdę nie miałam na to ochoty. Wiedziałam, że z chwilą, gdy położę dłoń na jej ciele, na-

tychmiast da mi się we znaki mój dar i będę czuła to samo, co Jasmine, kiedy podcinano jej gardło. To będzie straszne, tak straszne, jak wizja tego, co robił z Paige jej ojczym. A może nawet straszniejsze.

Ale nie mogłam tego uniknąć. Musiałam przekonać się, czy Jasmine jeszcze żyje. W poprzedniej szkole miałam kurs pierwszej pomocy, może mogłabym ją uratować, a przynajmniej sprowadzić pomoc. Musiałam spróbować. Nie mogłam stać i nic nie robić, kiedy Jasmine wyglądała tak... żałośnie.

Ukucnęłam więc i wyciągnęłam drżącą dłoń. Przez moment wahałam się z palcami tuż przy szyi Jasmine, aż w końcu przemogłam się i gwałtownym ruchem dotknęłam jej bladej skóry

Zamknęłam oczy i zagryzłam wargi, czekając na straszne przeżycia i rozdzierające odczucia. Spodziewałam się bólu i przerażenia, których doświadczyła Jasmine. Spodziewałam się, że zaleje mnie fala przerażających emocji i zacznę krzyczeć.

Ale nie poczułam nic. Ani strachu, ani przerażenia, ani nawet bólu. Nie poczułam

niczego. Dotykając Jasmine, nie odebrałam najmniejszej

��������
53
Page 54: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wibracji. Zdziwiona, przesunęłam palce dalej, niemal pod samą ranę na szyi. Nadal nic.

Niesamowite. Naprawdę niesamowite. Zawsze coś widziałam, coś czułam, szczególnie kiedy kogoś dotykałam, a teraz dotykałam kogoś, komu brutalnie podcięto gardło...

Kątem oka dojrzałam szybki, ukradkowy ruch. Ale zanim zdołałam odwrócić się, żeby się temu przyjrzeć, coś zimnego i twardego uderzyło mnie w głowę. Zobaczyłam wszystkie gwiazdy, a potem pochłonęła mnie ciemność.

��������
54
Page 55: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 5 Najpierw do mojej świadomości dotarły głosy. Ciche, nie-

ustępliwe, które wwiercały się w mój mózg z determinacją dentystycznego wiertła. Mówiły, mówiły, jeden po drugim. Każdy wbijał mi w głowę klin bólu.

- ...najwyraźniej Czarę Łez. Jasmine musiała go zaskoczyć... - .. .ale dlaczego zabijać? To nie ma sensu... - .. .żniwiarze niekoniecznie kierują się rozsądkiem... - Cicho - mruknęłam. Głosy urwały się i znowu zaczynałam pogrążać się w

ciemności absolutnego spokoju, kiedy... - Gwen? - mruknął jakiś znany mi głos. - Mama? - wymamrotałam. Czyjaś ręka pogładziła mnie po głowie. - Nie, Gwen. Nie mama. Proszę cię, otwórz oczy.

Przypomniałam sobie. Mama nie żyje. Potrącona przez pijanego kierowcę. A ja zostałam zesłana tutaj, do szkoły dla

wybryków natury. Poczułam ukłucie w sercu, które bolało bardziej niż rozbita głowa, i po policzku stoczyła się łza, zanim zdołałam ją powstrzymać. Tak bardzo tęskniłam

��������
55
Page 56: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

za mamą. Za wszystkim. Za dawną szkołą, dawnymi ko-leżankami i tym, co straciłam, ponieważ zachciało mi się poznać tajemnicę dziewczyny z klasy.

- Gwen? - ponownie odezwał się ten głos, tym razem bardziej stanowczo. - No, otwórz oczy, proszę.

Głowa mi pękała, ale po chwili skupienia udało mi się uchylić trochę powieki i wpuścić za nie promień światła.

Czarne włosy, opalona twarz, zielone oczy, srebrne okulary. Przede mną unosiło się we mgle oblicze profesor Metis. Zamrugałam oczyma i wreszcie zaczęłam widzieć ostro.

- Pani profesor? Co się dzieje? - spytałam, usiłując usiąść. Pani Metis podparła moje plecy i pomogła mi usiąść. Przez

chwilę czułam, jak mózg wiruje mi w głowie, aż w końcu wpadł na swoje miejsce i świat przestał się kręcić.

Ku mojemu zdziwieniu nadal byłam w bibliotece starożytnej, choć zamiast na marmurowej posadzce, leżałam teraz na stole.

Byli tu też inni ludzie. Na przykład trener Ajaks, wielki, krzepki mężczyzna pokryty tatuażem, który uczył wychowania fizycznego i prowadził treningi. Stał teraz w pobliżu, rozmawiając z panem Nickamedesem. Czara skóra trenera błyszczała w złotym świetle lamp, a wyrzeźbione muskuły naprężały się przy każdym ruchu. Wyglądał jak gość, który gołymi rękami kruszy betonowe belki.

Jakby wyczuwając moje spojrzenie, mężczyźni odwrócili się i podeszli do nas. Skinięciem głowy pozdrowili profesor Metis.

- Gwen - powiedziała pani Metis, kładąc mi rękę na ramię. - Cieszę się, że doszłaś do siebie.

��������
56
Page 57: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Pani profesor? Co pani tu robi? - spytałam zdezorientowana. Wyciągnęła rękę w kierunku trenera i bibliotekarza i odparła: - Razem z panami jestem w radzie bezpieczeństwa akademii.

Jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo nas wszystkich, ochronę uczniów oraz nauczycieli przed żniwiarzami chaosu i innymi zagrożeniami. Dlatego musimy wiedzieć, co tu się stało. Możesz nam powiedzieć, co widziałaś? To bardzo ważne, Gwen. Nie chcemy, żeby jeszcze ktoś... został skrzywdzony.

Skrzywdzony. Hm, to chyba eleganckie słowo na opisanie tego, co przydarzyło się Jasmine, czyli brutalnej napaści.

Wszyscy wpatrywali się we mnie. Pani Metis ze zrozu-mieniem, trener Ajaks nieustępliwie, pan Nickamedes po-dejrzliwie.

Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam im o dyżurze w bibliotece. Jak odkładałam książki na półki, kiedy usłyszałam, że coś spada. Jak myślałam, że to książki, ale wychodząc zza półek, na podłodze koło rozbitej gabloty nadziałam się na Jasmine leżącą w kałuży krwi, z poderżniętym gardłem.

- Podeszłam, żeby jej pomóc - powiedziałam trzęsącym się głosem. - Dotknęłam jej szyi, szukając pulsu, kiedy ktoś... mnie walnął.

Rzuciłam okiem na gablotę, nie spodziewając się niczego prócz rozbitego szkła. Ale Jasmine nadal tam była, nadal w kałuży karminowej krwi, z niewidzącym spojrzeniem utkwionym w sufit.

Poczułam ucisk w gardle.

��������
57
Page 58: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Czy ona...? - Nie żyje - odparł trener głębokim, dudniącym głosem. -

Wykrwawiła się. Nikt tego nie skomentował. - Jesteś pewna, że nic więcej nie pamiętasz? - zagadnęła mnie

ponownie profesor Metis. - Nawet najmniejsza drobnostka mogłaby nam pomóc schwytać tego, kto to zrobił.

Wróciłam myślami do tej chwili, ale nic mi się nie przypo-mniało. Zanadto bolała mnie głowa, żebym mogła myśleć. Dotknęłam lewej skroni. Pod palcami wyczułam pulsujący guz wielkości jaja rudzika. Podskoczyłam z bólu.

Zabrałam rękę od głowy i zobaczyłam, że jest zakrwawiona, że cała jestem usmarowana krwią Jasmine. Była na moich adidasach, spodniach, podkoszulku i na bluzie z kapturem. Najgorsze, że wyschnięte rude plamy pokrywały moje dłonie.

Spięłam się, czekając na atak wizji, który dokładnie pokaże mi, jak Jasmine została zamordowana, i da mi odczuć ten sam okropny ból, którego ona musiała doświadczyć. W każdej chwili może się zacząć. Zawsze tak było.

Ale sekundy mijały, zrobiła się z nich minuta, potem następna. I nic, absolutnie nic się nie działo. Nie miałam żadnych projekcji ani wibracji. Podobnie jak nic nie odebrałam, kiedy dotykałam jej ciała. Bardzo dziwne. Może moja psychometria nawala z powodu koszmarnego bólu głowy? Ucieszyłam się, że nic nie czuję. Mimo że nie odbierałam żadnych wibracji, sam widok krwi Jasmine na mojej skórze i na ciuchach przyprawiał mnie o mdłości. Zacisnęłam dłonie w pięści i odwróciłam głowę.

��������
58
Page 59: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Przykro mi. Nic więcej nie pamiętam - powiedziałam cicho. - No cóż, to raczej jasne, co się tu zdarzyło - zauważył pan

Nickamedes. - Do biblioteki wślizgnął się żniwiarz i ukradł Czarę Łez. Jasmine miała pecha stanąć mu na drodze i w rezultacie została zabita.

Mimo szoku po tym, co się wydarzyło, i mimo bólu głowy miałam siłę, by się zdziwić. Nie wydawało mi się to takie proste, wcale nie. Przede wszystkim dlatego, że Jasmine była w bibliotece wcześniej. Po co miałaby wracać o tak późnej porze? I sama, bez towarzystwa? Jasmine nigdy nigdzie nie pokazywała się bez świty złożonej z niedorobionych księżniczek. Trzymały się jej jak przylutowane.

Prześladowała mnie myśl, równie uparta jak ból głowy: dlaczego? Dlaczego ona, a nie ja? Dlaczego ona została zabita, a ja nie? Dlaczego znowu zostałam oszczędzona? Dlaczego zawsze ja zostaję na pobojowisku, żeby składać do kupy kawałki pobitych skorup?

- Mówiłam ci, że eksponowanie tego jest ryzykowne -odezwał się trener Ajaks. - Czara Łez to właśnie to, co żniwiarze pragnęliby dostać w swoje ręce. To jeden z Trzynastu Artefaktów.

Pan Nickamedes wzruszył ramionami. - Są tu dziesiątki rzeczy, które żniwiarze pragnęliby dostać w

swoje ręce, ale wszystkie są chronione zaklęciami, które nie pozwalają ich wynieść poza teren biblioteki. Nie rozumiem tylko, jak żniwiarz mógł wynieść czarę bez uruchamiania alarmu. Jak w ogóle mógł się wedrzeć na teren kampusu. Nie dzwonił żaden alarm, ani na zewnętrznej ścianie, ani przy głównej bramie, ani tutaj, w bibliotece.

��������
59
Page 60: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wydawało mi się, że zaklęcia przy murze są wystarczająco silne, a te chroniące czarę sam sprawdzałem dziś rano.

- Najwyraźniej jednak nie - mruknął Akajs. Mężczyźni piorunowali się wzrokiem, tak że musiała

wkroczyć między nich pani Metis. - Dość tego - rzekła. - Zawołam sprzątaczki i ostrzegę

wszystkich. Jestem pewna, że rada akademii zażąda wpro-wadzenia dodatkowych środków bezpieczeństwa na terenie kampusu, magicznych i nie tylko, przynajmniej na kilka najbliższych dni, póki nie będzie pewności, że ten, kto to popełnił, nie wróci po następne eksponaty.

Trener Ajaks i pan Nickamedes jeszcze przez chwilę gapili się na siebie z wściekłością, po czym skinęli głowami i razem z profesor Metis odeszli kawałek, żeby ustalić, co należy zrobić i kogo powiadomić o tym, co się stało.

Nie byli tym tak przejęci, jak bym się spodziewała. Wydawało mi się, że traktowali to niemal jak coś... zwykłego. Jakby to nie był pierwszy raz. Gdyby w bibliotece w mojej dawnej szkole została zamordowana uczennica, nauczyciele by kompletnie stracili głowy. Ale tu nie wydawało się to tak szokujące. Raczej... kłopotliwe. Dodatkowa papierkowa robota, telefony, krew do sprzątnięcia. Tak to wyglądało.

No cóż, dla mnie nie było to normalne. Nie mogłam oderwać wzroku od Jasmine. Taka ładna, popularna, bogata, i co jej z tego przyszło? Nic jej to nie dało, tylko przedwczesną śmierć. Pomyślałam o Paige Forrest, o tym, że była trochę podobna. Ładna, popularna, ale z koszmarną tajemnicą dotyczącą tego, co przeżywała i o czym nikt nie wiedział.

Zastanawiałam się, czy podobnie było w wypadku Jasmine. Czy miała jakiś nieznany nikomu powód, by przyjść dziś

��������
60
Page 61: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wieczorem do biblioteki? Czy kryło się w tym coś więcej niż tylko tajemniczy anonimowy złoczyńca, który zakradł się po mityczną czarę...?

- Gwen? - Niemal podskoczyłam, kiedy profesor Metis zwróciła się do mnie. - Jeśli chcesz, odprowadzę cię do pokoju.

Ostatni raz spojrzałam na nieruchome ciało Jasmine i lepkie plamy krwi wokół. Walkiria wyglądała niemal tak, jakby spoczywała na gigantycznej czerwonej poduszce, a naprawdę była zimna, zakrwawiona i martwa. Wzdrygnęłam się i odwróciłam wzrok.

- Tak - odparłam. - To bardzo dobry pomysł. *** Pani Metis powiedziała jeszcze coś panom Ajaksowi i

Nickamedesowi i wyszłyśmy z biblioteki. Już minęła dziesiąta i dziedziniec był kompletnie opustoszały. W świetle księżyca wszystko połyskiwało srebrzyście, nawet dwa gryfy przy schodach do gmachu. W chłodnym nocnym powietrzu oddech tworzył mgiełkę. Włożyłam zmarznięte ręce do kieszeni. Ale to nie pomogło, nie mogłam się zagrzać.

Szłyśmy w milczeniu i dopiero w połowie dziedzińca profesor Metis odezwała się:

- Wiem, że jest ci ciężko, Gwen, po tym, co się zdarzyło, ale to nie pierwszy tego typu wypadek w akademii.

Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. - Chce pani powiedzieć, że już wcześniej mordowano

uczniów? Tutaj? W akademii? Skinęła głową.

��������
61
Page 62: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Kilkoro. - Jak to? Dlaczego? - To głównie sprawka żniwiarzy. Albo dlatego, że uczniowie

mieli coś, czego oni chcieli, albo dlatego, że w jakiś sposób stanęli im na drodze, tak jak Jasmine. Albo byli to uczniowie, którzy pracowali dla żniwiarzy, ale podpadli im i zostali zabici. W kilku wypadkach sami uczniowie byli żniwiarzami.

Dzieciaki w moim wieku? Pracowały dla złoczyńców? Sami byli żniwiarzami? Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Pani Metis spojrzała na mnie i rzekła:

- Wiem, że akademia, że cały ten świat jest dla ciebie nowy i że właściwie w nic z tego nie wierzysz. Ani w bogów, ani w wojowników, ani w mity, w wojnę chaosu, w nic. Widzę to po sposobie, w jaki w czasie lekcji patrzysz przez okno. Recytujesz fakty, ale myślisz o czymś innym.

Mówiła łagodnie, ale aż mnie skręciło ze skrępowania. Wydawało mi się, że skuteczniej ukrywam swoje niedowiarstwo. Od czasu śmierci mamy całkiem nieźle nauczyłam się udawać. Na przykład kiedy mówiłam babci, że w nowej szkole wszystko jest w porządku. Albo przekonując samą siebie, że nie martwi mnie brak przyjaciół. Że nie dbam o to, że nikt ze mną nie rozmawia. Że jestem tak silna i odważna jak mama, kiedy tak naprawdę jedyne, czego codziennie pragnę, to zwinąć się na łóżku i wypłakać porządnie przed snem. To, że potrafię zobaczyć cudze sekrety, nie znaczy, że nie miałam własnych - których nikomu nie chciałam zdradzać.

- Ale to wszystko prawda, Gwen. Wszystko, o czym mówiłam. Nieważne, czy w to wierzysz, czy nie, żniwiarze

��������
62
Page 63: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

chaosu są wszędzie, nawet w Akademii Mitu. To może być każdy: rodzice, nauczyciele, twoi koledzy. Mają wspólną cechę: nie cofną się przed niczym, żeby dostać to, czego pragną.

- A czego właściwie pragną? Dlaczego uważa się ich za złoczyńców?

Metis westchnęła. - Naprawdę nie uważałaś na lekcjach, prawda? Znowu zrobiło

mi się głupio. - Żniwiarze pragną jednego: uwolnić Lokiego z więzienia, w

którym umieścili go pozostali bogowie. A my, uczniowie i nauczyciele akademii, i członkowie panteonu, walczymy z nimi, próbując do tego nie dopuścić. To do tego są przygotowywani nasi uczniowie. Mają nauczyć się walczyć i posługiwać się specjalnymi talentami i magią, aby Loki nie wyrwał się z więzienia. Dlatego strata Czary Łez jest takim ciosem. To magiczny przedmiot, starożytny, obdarzony niezwykłą mocą, i jest krokiem na drodze do uwolnienia Lokiego.

Zmarszczyłam brwi. -A co by się stało, gdyby Loki zdobył wolność? Co w tym

złego? - Ostatni raz, kiedy przebywał na wolności, zgromadził armię,

która miała zabić wszystkich pozostałych bogów, zniewolić śmiertelników i poddać wszystkich woli Lokiego. Zginęły wtedy setki tysięcy ludzi. I setki tysięcy znowu zginą, jeśli Loki ucieknie z więzienia. Świat, taki jaki znamy, zostanie kompletnie zniszczony.

Czyli chaos to śmierć, zniszczenie i ple, ple, ple, tak jak myślałam. Jeszcze jedna wojna, taka jak ta, która

��������
63
Page 64: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

była poprzednio. Tyle że teraz, kiedy profesor Metis o tym opowiadała, aż się wzdrygnęłam. Wydawało się to takie realne. Jakby naprawdę mogło się zdarzyć.

Z dziedzińca skręciłyśmy na ścieżkę prowadzącą do aka-demików. Były one mniejszą wersją głównych gmachów szkoły: szary kamień, mnóstwo bluszczu, mnóstwo posągów przyprawiających o dreszcz na plecach.

Skądś pani Metis wiedziała, że mieszkam w Styksie, mimo że jej tego nie mówiłam. Odprowadziła mnie aż do drzwi wejściowych. Ponieważ w dni powszednie uczniom nie było wolno wychodzić po dziesiątej, drzwi automatycznie zamykano. Profesor musiała włożyć swoją kartę identyfikacyjną, żeby się otworzyły.

Mogłam jej powiedzieć, żeby nie zawracała sobie głowy. Z tyłu budynku rosło grube drzewo, którego gałęzie sięgały okien pierwszego piętra. Zamek tego okna był wyłamany, a zaklęcia, które miały nie wypuszczać uczniów i nie wpuszczać obcych - dawno przestały działać. Tą drogą wymykały się dziewczyny na spotkanie z chłopakami. Robiły to wszystkie, oczywiście oprócz mnie. Nie miałam chłopaka ani nawet koleżanki, z którą miałabym ochotę spotykać się po nocy.

- No, nie martw się już - powiedziała pani Metis. - Panowie Ajaks i Nickamedes już wzmacniają bezpieczeństwo w bibliotece i na całym terenie. Pan Nickamedes wyszedł na zewnątrz rzucać zaklęcia. Akademiki są zupełnie bezpieczne, a jeszcze zostaną dodatkowo zabezpieczone.

Mówiła tak spokojnie i rzeczowo, że przypominała mi na-uczycieli z dawnej szkoły, kiedy tłumaczyli nam, że w czasie ćwiczeń przeciwpożarowych mamy nie tłoczyć się wszyscy

��������
64
Page 65: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

na raz, tylko po kolei wychodzić z sali. Byli tacy spokojni, ponieważ wiedzieli, że nie ma żadnego pożaru i nawet im nie przyszło do głowy, że w ogóle coś mogłoby być nie tak.

Przypomniało mi się, jak łatwo wymknęłam się dzisiaj przez bramę koło sfinksów. Najwyraźniej równie łatwo było wejść do biblioteki i zabić Jasmine. Zaklęcia pana Nickamedesa i cała reszta magicznej ochrony nie zapobiegła ani jednemu, ani drugiemu. Podobnie jak regulamin i grożące kary nie powstrzymywały uczniów od picia, palenia ani uprawiania seksu w pokojach. Ale nie skomentowałam tego.

- No a teraz - powiedziała profesor, biorąc moje milczenie za przyznanie jej racji - może obejrzę twój guz? Jeśli chcesz, mogę cię wyleczyć. Nawet nie poznasz, że dostałaś po głowie.

- Naprawdę? - Zamrugałam. - Może mnie pani wyleczyć? Jak? Pani Metis wyciągnęła przed siebie ręce. W świetle ulicznej

lampy wnętrze jej dłoni było gładkie jak wypolerowany brąz. - Mam magiczny dar leczenia urazów. Wystarczy, że położę

na kimś ręce i wyobrażę sobie, że jego rany się leczą, a tak się dzieje.

No, to fajny dar. Słyszałam o kilku osobach na kampusie, które też go miały. Wszyscy uczniowie w akademii mieli specjalny rodzaj magicznych zdolności, dzięki któremu zaliczali się do konkretnych rodzajów wojowników. Walkirie i wikingowie byli niewiarygodnie silni; amazonki i Rzymianie - wyjątkowo szybcy; Spartanie potrafili zabijać wszystkim, co im wpadło w ręce. Jakby to nie wystarczało, byli

��������
65
Page 66: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

obdarzeni inną magią, czymś w rodzaju premii, do której zaliczały się rozmaite dary: od wzmożonej czujności zmysłów do wystrzeliwania błyskawic z palców albo zapalania ognia gołymi rękami.

Zastanawiałam się, co umiejętność leczenia czyni z profesor Metis: walkirię, Amazonkę czy też jeszcze coś innego, a nie tylko moją nauczycielką historii mitycznej. Może bym nawet pozwoliła jej się wyleczyć, gdyby nie to, że musiałaby mnie dotknąć. Nie chciałam już dzisiaj dotykać nikogo i niczego. Miałam dość okropieństw, które widziałam w ciągu ostatnich dwóch godzin. Wcale nie pragnęłam więcej.

- Nie, dziękuję - powiedziałam. - Chyba się położę... W oczach kobiety zapaliły się iskierki zrozumienia.

- W porządku. Zbadałam cię w bibliotece, zanim się ocknęłaś. Rana nie jest głęboka. Po dobrze przespanej nocy powinnaś dojść do siebie. Ale jeśli będą jakieś problemy, nieostre widzenie albo coś podobnego, natychmiast przyjdź do mnie.

Odchodząc, profesor Metis odwróciła się jeszcze do mnie i rzekła:

- Nie wiem, czy ci to już mówiłam, ale zachowałaś się bardzo dzielnie, Gwen, próbując pomóc koleżance. Większość ludzi by po prostu uciekła z krzykiem.

Wzruszyłam ramionami. Nie uważałam, że to świadczyło o specjalnej odwadze. Raczej o instynkcie. Głupim, skoro oberwałam po głowie, a Jasmine i tak zmarła.

- Twoja mama też by tak zrobiła - dodała cicho pani Metis. Utkwiłam w niej spojrzenie, zastanawiając się, dlaczego to

powiedziała. Zabrzmiało to tak, jakby znała mamę. Ale

��������
66
Page 67: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

skąd miałaby ją znać? O ile wiem, Grace Frost nigdy nie zahaczyła o akademię.

- Była policjantką, prawda? - dodała profesor. - Tak - odparłam, dziwiąc się, że o tym wie. Nikomu w tej

szkole nie mówiłam nic o mamie. - Tak, była policjantką. Dobrą. Ale teraz nie żyje i to przeze mnie. Łzy napłynęły mi do oczu,

poczułam ucisk w gardle. Moje serce przeszył typowy ból, poczucie straty połączone w poczuciem winy, wymazując wszystko inne z myśli.

Głęboko w duszy wiedziałam, że nie miałam nic wspólnego z pijanym kierowcą, który spowodował zderzenie czołowe i odjechał, zostawiając ją, żeby zmarła we wraku. To był wypadek, głupi wypadek i nic więcej.

Ale jednak nie mogłam się nie zastanawiać, jak wyglądałoby moje życie teraz, w tej sekundzie, gdybym nie zobaczyła strasznych rzeczy, do których ojczym zmuszał Paige.

Gdyby nie to, moja mama, Grace, by żyła. Byłabym w naszym domu na drugim krańcu miasta, we własnym łóżku. Jutro wstałabym rano i poszła do starej szkoły, i spotkała starych przyjaciół. A tymczasem utknęłam w Akademii Mitu, gdzie właśnie została zamordowana jedna dziewczyna i gdzie - według profesor Metis - w każdym kącie czaił się złoczyńca.

Och, moje życie byłoby o tyle lepsze. O tyle prostsze. O tyle bliższe normalności.

Pani Metis chciała jeszcze coś powiedzieć, ale odwróciłam się, żeby nie zauważyła gorących łez, które napłynęły mi do oczu.

��������
67
Page 68: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- No to teraz idź i odpocznij - powiedziała w końcu cicho. - I zajrzyj do mnie, kiedy będziesz chciała pogadać. O czymkolwiek.

- Dobrze. Dziękuję. Nie patrzyłam już na nią, tylko wszedłszy do budynku,

zatrzasnęłam za sobą drzwi, izolując się na noc przed panią Metis i przed całą resztą.

��������
68
Page 69: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 6 Następnego dnia w Akademii Mitu nie rozmawiano o niczym

innym tylko o zamordowaniu Jasmine Ashton. Ale nie tak, jak się spodziewałam. Na pierwszej lekcji wszyscy nauczyciele poinformowali

o tym, co się stało. Nie wspominano, że to ja znalazłam Jasmine. Oficjalna wersja była taka, że pan Nickamedes odkrył zbrodnię w bibliotece i kradzież Czary Łez. Profesorowie uspokajali uczniów, mówiąc, że najwyraźniej Jasmine znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie i że skoro czara zniknęła, to morderca pewnie dawno już się z nią ulotnił. Na wszelki wypadek jednak radzili uczniom trzymać się w grupach i natychmiast informować nauczycieli, jeśli zauważą coś podejrzanego.

Po tym nastąpiła minuta ciszy, żebyśmy mogli pomodlić się za jej duszę albo co tam w takich wypadkach robiono w akademii.

Dwie walkirie, z którymi Jasmine była zaprzyjaźniona, chodziły ze mną na zajęcia literatury angielskiej. Wydawało mi się, że pewnie zechcą się zwolnić z lekcji, żeby popłakać

i posmucić się w pokoju albo przynajmniej przemyśleć to, co

��������
69
Page 70: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

się stało z koleżanką. Ale dziewczyny po prostu wyjęły pod-ręczniki i laptopy i pochyliły się nad wypracowaniem, podobnie jak pozostali. Jakby nigdy nic. Jakby nic niezwykłego się nie zdarzyło. Gdyby nie lekki ból głowy, pomyślałabym, że wszystko, co stało się wczoraj, po prostu sobie wyobraziłam.

Przyglądałam się każdej twarzy po kolei, ale wszyscy byli opanowani i spokojni, podobnie jak te dwie walkirie. Nikt nie płakał. Nikt nie wyglądał na przygnębionego. Nikt nie wydawał się przestraszony tym, że jedna z koleżanek została wczoraj zamordowana.

W zeszłym roku David Jordan, bardzo lubiany futbolista z mojej dawnej szkoły, zginął podczas napadu na sklep sa-moobsługowy, w którym sobie dorabiał po lekcjach. Następnego dnia wszyscy byli w stanie histerii. Płakali, krzyczeli, zastanawiając się, czemu go zastrzelono, dlaczego musiał umrzeć, czym sobie zasłużył na taką przypadkową i okrutną śmierć. Do szkoły przysłano psychologów, żeby służyli pomocą przyjaciołom Davida i w ogóle każdemu, kim wstrząsnęła jego śmierć.

Jasmine Ashton była najbardziej popularną dziewczyną w drugich klasach. Wprawdzie profesor Metis powiedziała, że nie ona pierwsza zginęła w akademii, ale jej śmierć była kompletnie nieoczekiwana, ogromnie szokująca. A wszyscy przyjmowali ją tak spokojnie. To upiorne.

I tak było wszędzie, nie tylko w naszej klasie. Jasne, że wszyscy rozmawiali o Jasmine i ponurym morderstwie, ale inaczej niż się spodziewałam.

- Jak myślisz, kto zostanie królową balu, skoro nie ma Ja-smine? - spytała szeptem dziewczyna siedząca przede mną

��������
70
Page 71: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

na lekcji chemii. - Bal jest w piątek, a głosowanie na królów i królowe było w zeszłym tygodniu. Drobna Amazonka siedząca obok wzruszyła ramionami.

- Och, profesorowie pewnie dadzą pierwsze miejsce drugiej w kolejce, czyli Morgan McDougall. Poza tym wiesz, jaka jest Morgan. Będzie zachwycona, mogąc założyć koronę, nawet jeśli tak naprawdę przypadła jej tylko w spadku.

Dziewczyny zachichotały złośliwie. A potem ta, która siedziała wprost przede mną, pochyliła się do przyjaciółki i szepnęła:

- A propos tego, co przypadnie jej w spadku, to słyszałam, że dzisiaj w czasie obiadu Morgan i Samson Sorensen gruchali jak dwa gołąbki. Rozumiesz, mocno się pocieszali.

To zainteresowało drugą Amazonkę. - Naprawdę? Szybka robota, nawet jak na totalną zdzirę, jaką

jest Morgan. Wiesz coś więcej...? I tak cały dzień. Kto zostanie królową balu, czy Morgan i

Samson się spiknęli, kto wprowadzi się do pokoju Jasmine w najlepszym akademiku, kiedy rodzice zabiorą jej rzeczy. Najwyraźniej Ashtonowie spędzali urlop na jakiejś odległej wyspie u wybrzeży Grecji i władze szkolne nie mogły się z nimi skontaktować, żeby ich powiadomić o śmierci córki. Ale w dzisiejszych czasach wszyscy mają komórki, nawet rodzice. Odnosiłam wrażenie, że Ashtonowie po prostu nie mają czasu i ochoty zajmować się zabitą Jasmine. Pewnie szkoda im było skracać wakacje.

W końcu, na lekcji historii mitycznej, poczułam, że mam tego dosyć. Postukałam Carsona Callahana w ramię i spytałam szeptem:

��������
71
Page 72: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Słuchaj, co jest nie tak z tymi ludźmi? W końcu ona została zamordowana! W bibliotece, gdzie jesteśmy praktycznie codziennie. I nikt o tym nie mówi, chyba żeby się zastanawiać, kto będzie królową tego głupiego balu i która walkiria zatopi swoje szpony w Samsona Sorensena. Nikt się nie przejmuje. Nikt nie myśli o Jasmine ani o tym, kto ją zabił i czy morderca nie ukrywa się nadal na kampusie.

Carson obrzucił mnie smutnym spojrzeniem, jakby współczuł mi, że nie znam tajemnicy, którą wszyscy wokół znają.

- Wiesz, ile dzieciaków, z którymi się wychowywałem, nie żyje? Mnóstwo. Tyle, że straciłem rachubę. Wstępujemy do Akademii Mitu nie bez przyczyny. Jesteśmy wojownikami, a wojownicy umierają. Tak to już jest. Pewnie, że niektórzy giną w wypadkach samochodowych, upijają się na plaży i toną w morzu i tak dalej. A czasami po prostu mają pecha być w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu i zostają rozerwani na strzępy przez grasowników nemejskich albo zamordowani przez żniwiarzy chaosu. Niekiedy nawet sami są żniwiarzami i musimy ich zabić, zanim oni nas zabiją.

Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że maniak muzyki może w tak zblazowany sposób podchodzić do morderstwa. Że może mówić o młodych ludziach umierających lub zabijających innych tak, jakby wszystko było okay. Jakby tak miało być.

- Nie smuci cię to, co się przydarzyło Jasmine? - spytałam. -A przynajmniej że zdarzyło się to właśnie tutaj?

Wzruszył ramionami. - Pewnie. Ale kto powiedział, że Akademia Mitu jest stu-

procentowo bezpiecznym miejscem? Wszyscy nieustannie przekradają się koło sfinksów. Nie dziwi mnie, że żniwiarz

��������
72
Page 73: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

może się przekraść, jeśli mu naprawdę na tym zależy. Poza tym Jasmine nie była specjalnie fajna. Raczej wredna, jeśli chcesz wiedzieć, zawsze złośliwa i gotowa upokorzyć każdego, żeby tylko zdobyć poklask. Ale nikt nigdy jej nie powiedział, co o niej myśli, ponieważ miała takich nadzianych i wpływowych rodziców.

-Tylko że... Carson westchnął. - Wiem, Gwen, że jesteś nowa, ale tu niemal każdy stracił

kogoś, kogo kochał, na kim zależało mu o niebo bardziej niż na tej złośliwej suce, Jasmine Ashton.

Jego głos brzmiał twardo, twarz wyglądała na spiętą, z orzechowych oczu wyzierał ból, który znałam.

- A kogo ty straciłeś? - Wuja. Został zabity w zeszłym roku podczas walki z całą

bandą żniwiarzy. Wyszedł na kolację do restauracji ze swoją dziewczyną, kiedy się to stało.

- Dlaczego? Co im takiego zrobił? Miał jakiś historyczny przedmiot, którego pożądali? - spytałam, myśląc o Czarze Łez.

- Nie - odparł Carson zimnym głosem. - Nie miał niczego. Po prostu zobaczyli go i zabili, bo są żniwiarzami i kochają ranić ludzi, szczególnie wojowników. Zabijają nas, zanim my ich zabijemy, ponieważ wiedzą, że jesteśmy dla nich groźni, że wszyscy tu uczymy się, jak na dobre położyć kres i im, i Lokiemu. Ale nie każdy dożyje tego dnia, kiedy wreszcie nadejdzie.

Aż drgnęłam, widząc żywy ból w jego twarzy. - Przepraszam, Carson. Nie wiedziałam. - Teraz już wiesz - odparł cicho i odwrócił się do tablicy.

��������
73
Page 74: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Carson nie rozmawiał ze mną przez resztę lekcji. Nie winię go za to. Chciałam zrozumieć, dlaczego jest tu tak inaczej, i strzeliłam gafę.

Po lekcji historii mitycznej poszłam do biblioteki antycznej. Idąc dziedzińcem, zdałam sobie sprawę, że jednak inni też nie traktują zamordowania Jasmine obojętnie. Poznawałam to po tym, że gromadzili się w małe grupki, że na ich twarzach widać było napięcie, że mówili nieco za szybko i śmiali się za głośno. Odczuwali śmierć Jasmine podobnie jak ja i próbowali jakoś sobie z tym poradzić - choć nie tak, jak bym się spodziewała.

Nie wiem, czy to mnie przygnębiło, czy pocieszyło. Najwyraźniej nie byłam jedyną ciekawską, czy może wy-

straszoną, bo w bibliotece panował znacznie większy tłok niż zwykle. Niemal wszystkie miejsca przy stołach były zajęte i niemal każdy uczeń rzucał ukradkowe spojrzenia na miejsce, gdzie znalazłam ciało Jasmine.

Ale nie było nic do oglądania. Stłuczona gablota i rozpryśnięte szkło zostały posprzątane, a krew zmyta. I, naturalnie, zabrano już zwłoki. Nie było nic, ani kwiatów, ani pluszowych misiów, ani nawet świeczek, które miałyby przypominać zmarłą walkirię. Po zamordowaniu Davida Jordana koledzy zamienili jego szafkę w kapliczkę, tyle w niej było fotografii, kartek i innych drobiazgów. Zupełnie inaczej niż tutaj, w Akademii Mitu.

W końcu tłum się przerzedził i znalazłam wolne miejsce na końcu jednego z tych długich stołów bibliotecznych. Wyjęłam książki i próbowałam się uczyć, skoncentrować się na wypracowaniu dla profesor Metis, ale nie potrafiłam. Nie pomagało mi, że wszyscy wokół rozmawiali o Jasmine.

��������
74
Page 75: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- ...na co zasłużyła, jeśli chcesz znać moje zdanie - szeptała jedna dziewczyna. - Jasmine zawsze uważała się za lepszą.

- Jasne - poparł ją jakiś chłopak. - To straszne, ale przy-najmniej uwolnię się od jej obecności na językach starożytnych. Zawsze się ze mnie nabijała.

- Ze mnie też, ale naprawdę przeraża mnie to, że do biblioteki dostał się żniwiarz. - Dziewczyna się wzdrygnęła. - Podobno nie mogą wejść na teren kampusu, a co dopiero skraść coś z biblioteki. To o wiele większy strup na głowie niż docinki Jasmine.

Wiem, że inni uczniowie martwili się i dawali upust uczuciom na własny sposób. Może faktycznie Jasmine była złośliwą suką, jak mówił Carson. Ale przecież ktoś powinien opłakiwać jej śmierć. Komuś powinno być smutno z tego względu, że odeszła. Ktoś powinien pytać, co się stało i dlaczego. Ktoś powinien postarać się o to, żeby nic podobnego nikomu innemu się nie zdarzyło.

Przed oczami stanęła mi twarz Paige Forrest, przypomniałam sobie, jak patrzyła na mnie tego dnia. We wzroku miała... desperację. W tamtej chwili, tuż przed dotknięciem jej szczotki, jakaś mała część mojego umysłu zdała sobie sprawę, że Paige coś ukrywa. Coś wielkiego, potężnego. I chciałam poznać jej sekret, jak zwykle, więc wzięłam do ręki szczotkę do włosów. Nawet sobie nie wyobrażałam, jak potworna jest ta jej tajemnica.

Wspomnienia sprowadziły falę obrazów i emocji, i znowu wszystko zobaczyłam. Ojczym Paige czeszący jej włosy i zmuszający ją po położenia się na wznak, żeby ją obmacywać. Znowu poczułam wstyd, strach i bezradność Paige.

��������
75
Page 76: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wystarczyło, że raz zobaczę jakiś obraz, odbiorę cudze emo-cje, to te uczucia i wspomnienia pozostają na zawsze, stają się częścią mnie, zawsze je pamiętam i mogę przywołać z powrotem. Przypuszczam, że to cygańska wersja pamięci fotograficznej. Potrafiłam przywołać konkretne wspomnienia i skupić się na nich, na każdej najdrobniejszej rzeczy, którą widziałam, czułam, słyszałam. Kiedy indziej zwalały się na mnie same, tak jak przed chwilą, czy chciałam tego, czy nie. Podejrzewam, że może to była kara za moje wścibstwo.

Zacisnęłam pięści tak mocno, że poczułam, jak paznokcie wpijają mi się w dłonie, ze wszystkich sił starając się przegonić wspomnienie Paige, zanim znowu zacznę krzyczeć. Zrobiłam kilka głębokich wdechów i przywołałam inny obraz - mojej mamy. Przypominałam sobie jej twarz, głos, uśmiech, starając się zobaczyć to wszystko z wyjątkową ostrością. To ona nauczyła mnie sposobu radzenia sobie z niechcianymi wspomnieniami: pomyśleć o czymś miłym i na tyle, na ile się da, zapomnieć o złym.

Nie zawsze się udawało, ale tym razem pomogło. Paskudne obrazy Paige zblakły i cofnęły się do ciemnego, odległego kąta w mózgu, w którym trzymałam inne niechciane wspomnienia nazbierane w ciągu lat.

Ale ten moment przypomniał mi, co zrobiłam, żeby pomóc Paige. To prawda, że chciałam poznać jej sekret, ale również powiedziałam mamie, co zobaczyłam. I w jakiś sposób po-mogłam mamie położyć kres molestowaniu Paige. Przyszło mi na myśl, co profesor Metis powiedziała wczoraj wieczorem - o tym, jaka dumna byłaby mama, gdyby wiedziała, że starałam się pomóc Jasmine, gdy tymczasem większość ludzi by zwiała, gdzie pieprz rośnie.

��������
76
Page 77: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

I w tym właśnie momencie powzięłam postanowienie. Może to szaleństwo. Może to wina nękającego mnie wrażenia,

że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż tylko o magiczną czarę. Może moje postanowienie było głupie, niepoważne albo po prostu nie miałam racji.

Ale chciałam wiedzieć więcej o Jasmine. Szczególnie to, dlaczego o tak późnej godzinie przebywała w bibliotece. Co się naprawdę stało i kto to uczynił.

Może... może musiałam to zrobić dla siebie samej, poznać, dlaczego to się stało, dlaczego ten, kto ukradł Czarę Łez, zabił Jasmine, a mnie zostawił przy życiu. Może to jakieś pokręcone poczucie winy za przeżycie.

Wiedziałam, że muszę jakoś poznać odpowiedzi na moje pytania. W końcu Gwen Frost to dziewczyna, która ma widzenia. Która znajdzie to, co zostało zgubione. Nieźle potrafiłam odgadywać tajemnice. Odkrycie prawdy o mordercy Jasmine nie powinno być zbyt trudne.

Poza tym akurat tę tajemnicę postanowiłam wyjaśnić - i to za wszelką cenę.

��������
77
Page 78: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 7 Nie mogłam się skoncentrować, siedząc na podłodze bi-

blioteki, pośród tych wszystkich, którzy przyszli się pogapić, wiec przesiadłam się do stołu tuż obok półek z książkami - w tym samym rogu, w którym była gablota z dziwacznym mieczem.

Rzuciłam raportówkę na stół i podeszłam spojrzeć na miecz. Wyglądał tak samo jak wczoraj wieczorem. Srebrna, długa głownia z jakimś niewyraźnym napisem, na rękojeści wyrzeźbiona twarz mężczyzny.

Poczekałam chwilę, ale oko na rękojeści nie otworzyło się i nie zaczęło się we mnie wpatrywać. To dobrze. Może jeszcze nie zwariowałam.

Usiadłam przy stole, wyjęłam notes i zaczęłam spisywać wszystko, co wiedziałam na temat Jasmine Ashton. Im więcej będę o niej wiedziała, tym łatwiej będzie mi zgadnąć, dlaczego wczoraj późnym wieczorem poszła do biblioteki - i kto mógł ją zabić.

Nie wiedziałam jednak wiele. Jasmine była ładna, popularna i podła. Walkiria, która kochała

markowe ciuchy i której rodzina miała forsy jak

��������
78
Page 79: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

lodu. I... i... i to właściwie wszystko. Nic więcej o niej nie wiedziałam. To była suma jej egzystencji. Nie wiedziałam nawet, jaki był jej specjalny dar, naturalnie oprócz ogromnej siły typowej dla walkirii.

Przez moment czułam się przygnębiona. To głupie. W końcu nie byłam ani Weroniką Mars, ani Batmanem, ani nikim takim, kto mając dwie poszlaki na krzyż, potrafi rozwiązać zawikłaną zagadkę. Może to faktycznie przypadkowy złoczyńca zabił Jasmine, jakiś żniwiarz chaosu, który przyszedł po Czarę Łez, żeby móc dzięki niej czynić zło?

A potem pomyślałam o mamie. Coś w tym wszystkim wy-dawało mi się nieprawdziwe, a mama zawsze powtarzała, żebym wierzyła odczuciom, mojemu cygańskiemu darowi. Poza tym Grace Frost nie poddałaby się tak łatwo, gdyby prowadziła śledztwo w sprawie morderstwa na Jasmine, więc i ja się nie poddam.

Okay, potrzebuję więcej informacji o ofierze, a znam co najmniej jedno miejsce, gdzie można je zdobyć - Internet.

Wyjęłam laptop i odpaliłam. Akademia Mitu miała wszystko, co najlepsze, w tym wolny dostęp do Internetu na całym kampusie, więc bez problemu po kilku kliknięciach myszką weszłam na stronę szkoły. Wszyscy uczniowie mieli tu swoje podstrony, żeby się dzielić zainteresowaniami, fotografiami i tak dalej. Coś jak Facebook, dostępny jednak tylko dla uczniów. Ale niektórzy, w tym ja, nie zawracali sobie tym głowy. Nie miałam tu żadnych przyjaciół, więc kto niby miał czytać moje wypociny?

Ale Jasmine, oczywiście, prowadziła własny blog i, według licznika, miała ponad dwustu przyjaciół. Weszłam na jej stronę i przeglądałam blog, ale nic tam nie było.

��������
79
Page 80: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Tylko złośliwe uwagi na temat tego, jak kto jest ubrany, i kilka rozanielonych wpisów, jaki to wspaniały gość z tego Samsona Sorensena. Typowe bzdurne wynurzenia nastolatki. Było też kilka zdjęć Samsona w kąpielówkach zrobionych na rozmaitych zawodach. Gość miał absolutnie fantastyczne muskuły. No tak, tym zdjęciom przypatrywałam się uważniej niż reszcie.

Wbrew moim oczekiwaniom Jasmine nie napisała na swojej stronie nic, co by powiedziało mi coś ważnego na jej temat, a tym bardziej nie zdradziła, po co poszła wczoraj do biblioteki. Czyli musiałam poszukać innego źródła informacji.

Na przykład jej laptop. Tam na pewno trzymała to, co najważniejsze. Wszyscy tak robią. Nawet w mojej dawnej szkole. Dzieciaki wariowały, kiedy zgubiły laptop, bojąc się, że wyjdą na jaw ich wszystkie ciemne sprawki. Na przykład maile o tym, że zamiast jechać na obóz muzyczny - jak powiedzieli rodzicom - upili się z kumplami. Wypracowania, które ściągnęli z Internetu. Pornografia.

Zabębniłam palcami w stół, wracając myślami do zeszłego wieczoru, przywołując wspomnienia z miejsca zbrodni, porządkując je, na ile byłam w stanie. Czasami moja magia psychometryczna była lepsza niż film, bo za każdym razem miałam doskonały kolor, obraz i dźwięk.

Koło Jasmine nie widziałam komputera ani żadnej torby, tylko ten sztylet z rubinem w rękojeści. Zatem prawdopodobnie nie wzięła ze sobą laptopa. A wiem, że go posiadała, bo wpadł mi w oczy wczoraj na dziedzińcu. Najbardziej logicznym miejscem, gdzie należało go szukać, był jej pokój.

Zajrzałam raz jeszcze na stronę internetową. Wynikało z niej, że Jasmine mieszkała w Walhalli. Prychnęłam. Jasne.

��������
80
Page 81: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Tam właśnie mieszkały wszystkie najmodniejsze walkirie, ponieważ był to najbardziej ekskluzywny akademik.

Według pogłosek, które do mnie doszły, pokój Jasmine został zamknięty do czasu, aż rodzice zabiorą jej rzeczy. Nie byłam wielkim detektywem jak mama, ale z tych pogłosek wyciągnęłam dwa wnioski. Po pierwsze, że pokój będzie pusty. Po drugie, że jeśli mam się włamać po jej komputer, to należy to zrobić od razu - to znaczy już! Zanim jej rodzice przylecą albo się magicznie teleportują z Grecji, w której spędzają wakacje.

A po trzecie, zanim spanikuję. Przez moment siedziałam, zastanawiając się, czy nie

zwariowałam. Rzeczywiście rozważam włamanie do pokoju zamordowanej dziewczyny, żeby ukraść jej komputer i przejrzeć jego zawartość. Żeby dowiedzieć się, po co przyszła wieczorem do biblioteki. Żeby odkryć jej wszystkie tajemnice.

Westchnęłam. No i znowu pcha mnie do poznania cudzych sekretów. Czasami jestem kompletnie pokręcona. Mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, cieszył mnie mój cygański dar, to, że mogę dowiedzieć się o ludziach różnych rzeczy, że poznaję ich prawdziwe uczucia, które tak usilnie starają się ukryć. Na przykład potężne zabujanie się Daphne w Carsonie. Psychometria była jedyną, choć niezbyt imponującą magiczną umiejętnością, jaką miałam.

Ale naga prawda była taka, że mama zginęła przez moje wścibstwo, głupią ciekawskość. Może gdybym nie pragnęła tak bardzo poznać sekretu Paige, mama nie pracowałaby do późna i wracając do domu, nie zostałaby potrącona przez pijanego kierowcę.

��������
81
Page 82: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Może mama nadal by żyła. Może właśnie jadłybyśmy kolację. Coś z grilla na wynos z knajpy Pork Pit. Zaszyte w kącie przytulnej kuchni w naszym dawnym domu, tak jak robiłyśmy to przynajmniej raz na tydzień. Mama opowiadała mi, jak jej minął dzień. Miała trochę smutne oczy, ale zawsze potrafiłam ją rozbawić i rozproszyć cienie, które spowijały jej twarz. A potem pytała mnie o szkołę albo komiks, który akurat czytałam, i droczyła się ze mną na temat nowego chłopaka, który mi się podobał. Może robiłybyśmy to właśnie w tej chwili, w tej sekundzie, gdyby sprawy potoczyły się inaczej.

Z drugiej strony, może ojczym Paige nadal by ją molestował. Może, może, może... Ból i wina z powodu śmierci mamy przeszyły mi serce.

Potarłam dłonią bolącą klatkę piersiową. Czasami nie byłam już w stanie ocenić, co jest dobre, a co złe, ani nawet czemu właściwie ma służyć mój dar. Głęboko w duszy nie wierzyłam, że moim celem przez resztę życia jest odnajdywanie zgubionych komórek i wymiętych biustonoszy. Nie byłam jednak pewna, czy mam wsadzać nosa w cudze sprawy. To ten problem Spider-Mana dotyczący wielkiego daru, któremu powinno towarzyszyć równie wielkie poczucie odpowiedzialności. Wprawdzie wcale nie uważałam, że psychometria jest najlepszym darem na świecie. Nie byłam próżna i nie miałam złudzeń. Przynajmniej nie po tym, kiedy zobaczyłam, co potrafią robić niektóre dzieciaki w Akademii Mitu.

Może... może powinnam zapomnieć o tym szalonym planie i zostawić szukanie mordercy profesor Metis i innym nauczycielom.

��������
82
Page 83: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Kiedy to pomyślałam, przez głowę przeleciało mi wspo-mnienie Jasmine leżącej na podłodze w kałuży krwi, z nie-widzącymi oczyma utkwionymi w sufit. Tak nieruchoma i absolutnie martwa.

Przypomniałam sobie wszystkie złośliwości na jej temat, które dziś słyszałam od jej kolegów i koleżanek. Może to była prawda, ale komuś powinno być jednak smutno, że Jasmine nie żyje. A wyglądało na to, że tym kimś jestem ja. No cóż, nadszedł czas, by coś z tym wszystkim zrobić, nawet jeśli nie mogłam się zdecydować, czy jest to słuszne, czy niesłuszne.

Przynajmniej od tego zacznę, to lepsze niż przesiadywanie wśród zatęchłych tomów, rozmyślania na temat cygańskiego daru i śmierci mamy, od rzucania ukradkowych spojrzeń na miecz i zastanawiania się, czy na mnie łypie, czy też nie. Tak, wgłębienie się w zagadkę śmierci Jasmine, choć może nie było najrozsądniejsze, to przynajmniej mnie pociągało. Spakowałam swoje rzeczy i opuściłam gmach. W bibliotece antycznej spędziłam więcej czasu, niż mi się wydawało, ponieważ kiedy wyszłam na zewnątrz, zapadał zmrok. Spojrzałam na zegarek. Już po szóstej. Lekcje się skończyły i poza kilkoma osobami wychodzącymi lub zdążającymi do biblioteki trawiasty dziedziniec był pusty. O tej porze większość uczniów była na zebraniach klubowych, treningach albo jadła kolację w stołówce przed powrotem do odrabiania zadań domowych. Wcale nie martwił mnie zmrok ani opuszczony dziedziniec. Ciemność i cisza sprzyjały moim planom.

Szybkim krokiem minęłam główne gmachy akademii i krętą ścieżką poszłam do Walhalli. Akademik żeński,

��������
83
Page 84: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

dwupiętrowy i porośnięty bluszczem, został zbudowany z szarego kamienia, podobnie jak pozostałe budynki. Z tego, co dowiedziałam się z Internteu, pokój Jasmine leżał na pierwszym piętrze, co znaczyło, że nie mogłam na przykład wejść przez otwarte okno. Oczywiście, mi nigdy nie może być łatwo.

Nie próbowałam nawet obejść akademika, żeby sprawdzić, jak tam wygląda sytuacja. Z mojego doświadczenia w Styksie wiedziałam, że tam właśnie gromadzą się na papieroska, czasem wzmocnionego trawką. W Styksie brnęło się w oparach dymu, żeby wejść do środka, a potem tak cuchnęło się tytoniem, że trzeba było brać prysznic. Nie warto próbować.

Wszystkie drzwi w akademikach miały czytnik, przez który trzeba było przeciągnąć kartę ucznia, żeby je otworzyć. Z powodów bezpieczeństwa, żeby nie wpuszczać facetów i żeby ograniczyć seks do minimum, karta ucznia otwierała drzwi tylko do jednego akademika, czyli moja pasowała tylko do Styksu, a nie do Walhalli. Rozzłościłam się. Kompletnie o tym zapomniałam w pośpiechu, żeby jak najszybciej się tu dostać. Oczywiście mieszkańcy mogli wpuścić, kogo chcieli, przyciskając guzik domofonu, ale nie miałam przyjaciółki, która mogłaby to dla mnie zrobić. Prawdę mówiąc, w ogóle nie miałam żadnych przyjaciół.

Nie zamierzałam rezygnować. Rozejrzałam się po ścieżkach otaczających akademik. Po kilku sekundach dojrzałam znajomą twarz - drobna walkiria, która była ze mną na zajęciach z literatury angielskiej. Dziewczyna pewnie w ogóle mnie nie zauważyła i nie miała pojęcia, kim jestem, a co ważniejsze, że w ogóle jestem tu obca. Warto było spróbować.

��������
84
Page 85: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Weszłam po stopniach do frontowych drzwi i zaczęłam grzebać w raportówce, jakbym szukała swojej karty. Po chwili usłyszałam, że walkiria wchodzi po schodach. Odwróciłam się i odsunęłam na bok.

- Znowu zapomniałam swojej karty - powiedziałam beztrosko i uśmiechnęłam się. - Możesz mnie wpuścić?

Dziewczyna rzuciła mi dziwne spojrzenie, ale przesunęła kartę w czytniku, otworzyła drzwi i weszłyśmy do środka. Tyle na temat zabezpieczeń, o których wczoraj mówiła profesor Metis.

Wnętrze Walhalli wyglądało dość podobnie do mojego aka-demika. Na parterze znajdowały się pomieszczenia wspólne w amfiladzie, w tym salon, w którym akurat się znajdowałam, z tym że wszystko było naturalnie elegantsze niż w Styksie i lepiej wyposażone. Kilka sof i rozkładanych foteli stało wokół trzech telewizorów. W jednym z nich leciał akurat jakiś kiepski program, ale dziewczyna siedząca przed nim i tak była bardziej zajęta pisaniem esemesów niż oglądaniem.

Nie marnując czasu, popędziłam schodami na pierwsze piętro. Miałam szczęście, bo nie spotkałam żadnej walkirii. Wszyscy mieli jakieś zajęcia gdzieś na kampusie, a w akademiku panowały pustka i spokój.

Szybko odszukałam pokój Jasmine, 2IV. Drzwi były za-mknięte, ale poza tym nic nie wskazywało, że jest to pokój dziewczyny, która została zamordowana. Żadnej żółtej taśmy oznaczającej miejsce zbrodni ani nic takiego. Nie narzekam, ale było to zdumiewające, jak zresztą wszystko w akademii.

Stałam chwilę, patrząc na drzwi i zastanawiając się, czy naprawdę powinnam to zrobić. Ale sprawy zaszły już

��������
85
Page 86: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

za daleko. No i byłam ciekawa, jak wygląda pokój Jasmine. Wszyscy mówili, że jest szałowy. Nie dziwcie się mojej ciekawości. Poza tym popełniłam już połowę włamania - mogłam zatem dokończyć dzieła. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam klamkę. Cholera. Zamknięte.

No tak, właściwie spodziewałam się tego, ale miałam nieśmiałą nadzieję, że władze szkoły zapomniały zamknąć drzwi.

Pochyliłam się i dokładnie przyjrzałam. Podobne do tych w moim akademiku, nie tak solidne, jak mogłyby być, i koło framugi miały małą szczelinkę. Wsunęłam rękę do kieszeni torby i wyciągnęłam prawo jazdy.

Byłam zachwycona, kiedy w zeszłym roku zrobiłam prawo jazdy, i zaczęłam odkładać pieniądze na samochód. Ale odkąd trafiłam do Akademii Mitu, nie prowadziłam auta, ponieważ po terenie kampusu mogłam wszędzie dojść na pieszo, a autobus z Cypress Mountain do domu babci kursował codziennie. Poza tym kiedy matka ginie w wypadku, traci się ochotę na prowadzenie samochodu. No ale prawo jazdy miało i inne zastosowania, włącznie z tym, które zademonstrowała mi mama.

Włożyłam laminowany kartonik między drzwi a framugę i delikatnie przesunęłam w dół, do zamka. Trochę musiałam nim pomanipulować, ale udało mi się wsunąć go również w szparę między zamkiem i framugą i drzwi się otworzyły.

Zanim zdołałam pomyśleć, jak bardzo to, co robię, jest niewłaściwe, weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Ku mojemu zdziwieniu w pokoju było jasno - lampa witrażowa na biurku świeciła łagodnym złotym światłem. Stałam

��������
86
Page 87: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

chwilę i rozglądałam się, próbując odgadnąć, jaka była Jasmine Ashton i kto mógł chcieć ją zabić.

Pokój wyglądał tak, jak się spodziewałam. Jasmine mieszkała sama, oczywiście, i urządziła go tak, że wyglądał jak ekskluzywny apartament, a nie sypialnia w akademiku. W jednym rogu stało łóżko przykryte błękitną kołdrą od Ralpha Laurena ze stertą dopasowanych kolorystycznie poduszek i pluszowych zwierzątek. Z tego, co widziałam, były to głównie koty, lwy, tygrysy i pantery.

W przeciwległym rogu stała droga biała toaletka, a przed nią wyściełany taboret. Wokół lustra zamontowano specjalne oświetlenie. Szklany blat pokrywały kosmetyki, szczotki, butle perfum i tak dalej, a za złotą ramę lustra tkwiły fotografie. Przyjrzałam się im. Większość przedstawiała Jasmine, a nie rodzinę czy koleżanki. Ktoś lubił patrzeć na siebie. Ja też mogłabym to lubić, gdybym była taka ładna jak Jasmine.

Prócz wejściowych, w pokoju było jeszcze dwoje drzwi. Jedne prowadziły do garderoby pełnej markowych ciuchów, butów i torebek, pogrupowanych kolorystycznie, a drugie do łazienki. Zajrzałam do wanny, otworzyłam szafkę nad umywalką, ale nie znalazłam tam nic ciekawego. Żadnych prezerwatyw czy pigułek antykoncepcyjnych.

Może plotki mówiły prawdę o tym, że Jasmine była dziewicą. Zaciekawiło mnie, co na to Samson. Wczoraj, na dziedzińcu, wyglądał na uszczęśliwionego, masując jej ramiona. Jasmine pewnie owinęła go sobie wokół palca, tak że potulnie czekał, aż ona zachce się z nim bzykać.

Kiedy już wszystko obejrzałam, podeszłam do ciężkiego drewnianego biurka stojącego koło wielkiego telewizora

��������
87
Page 88: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

i szafek z książkami. Blat zawalały podręczniki, zeszyty, długopisy, czasopisma z modą, czyli zwykły chłam, a pod spodem, niemal kompletnie przykryty notesami, był laptop. Hurra!

Naciągnęłam rękaw bluzy, żeby osłonić dłoń, i wsadziłam komputer do torby. Nie chciałam teraz go dotykać. Nie tutaj. Nie wiem, co mogłam zobaczyć, a nie chciałam zrobić czegoś głupiego, na przykład zacząć krzyczeć, gdyby laptop miał złe wibracje. Zrobię to później, u siebie. Poza tym w pokoju Jasmine spędziłam już kilka minut, a każda następna zwiększała ryzyko wpadki.

Przeszukałam jeszcze pobieżnie szuflady biurka, starając się niczego nie dotknąć gołą ręką. Ale nie znalazłam niczego niestosownego ani też takiego, co miało silne wibracje.

Na koniec obejrzałam szafy na książki, które zajmowały część ściany. Ku mojemu zdziwieniu zawierały wiele książek - naprawdę wiele. Jasmine nie sprawiała wrażenia osoby, która lubi czytać. Najbardziej zdumiewające, że te książki były... nudne. Podręczniki i encyklopedie typu Typowe moce walkiryczne albo Jak panować nad swoją magią.

Może właściwie nie było w tym nic dziwnego, że Jasmine trzymała u siebie takie książki. Może miała jeszcze jakiś dar poza typową dla walkirii siłą - na przykład umiejętność ciskania piorunami albo zamieniania wzrokiem ludzi w sople lodu. Okay, większość złośliwych dziewuch potrafiła robić to ostatnie, ale w Akademii Mitu faktycznie kilka osób umiało zamrażać na kość wszystko, co zapragnęli. Nie przypominałam sobie, żebym słyszała o specjalnym darze Jasmine, i nigdy nie widziałam, żeby robiła coś wyjątkowego, na przykład wypuszczała kłęby mgły czy sprowadzała

��������
88
Page 89: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

chmury. No ale te książki z pewnością nie służyły rozrywce. Może miały tylko robić dobre wrażenie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że Jasmine w wolnym czasie uczy się rzucania zaklęć, studiuje magię czy zgłębia zagadnienie mocy walkirycznych.

Już miałam zostawić biblioteczki w pokoju, kiedy moją uwagę przykuł jeden tytuł: Historia najważniejszych artefaktów. Coś mi zaświtało w głowie. Chwilę. Wczoraj w bibliotece trener Ajaks nazwał Czarę Łez Artefaktem, i to przez wielkie „A". W dodatku trzynastym, cokolwiek miało to znaczyć.

Dziwne. Chroniąc dłoń naciągniętym rękawem, wyjęłam książkę z półki. U góry wystawał niebieski papierek, wyglądał niemal jak zakładka. Położyłam ciężkie tomiszcze na biurku, otworzyłam je w zaznaczonym miejscu - i oczom moim ukazało się zdjęcie Czary Łez oraz kilka stron dokładnych informacji o jej historii i rzekomych magicznych mocach.

Zmrużyłam oczy. Może Jasmine nie była zupełnie niewinną ofiarą. Może... pomogła ukraść Czarę Łez temu, kto ją potem zabił? Profesor Metis mówiła, że zdarzali się studenci współpracujący ze żniwiarzami. Po cóż innego Jasmine miałaby tę książkę, i to jeszcze z zakładką w tym akurat miejscu, gdyby nie była w jakiś sposób zamieszana w kradzież?

Wsunęłam książkę do torby, obok laptopa. A potem zbadałam jeszcze jedno miejsce: kosz na śmieci pod

biurkiem. Mama zawsze powtarzała, że w śmieciach znajduje się

mnóstwo ciekawych rzeczy. Z punktu widzenia policji szukającej dowodów przestępstwa było wprost zdumiewające,

��������
89
Page 90: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

że podejrzani nie starali się ich schować. Mama mówiła, że ludzie wrzucają coś do śmieci i natychmiast o tym zapominają, jakby umieszczenie w koszu równało się wywiezieniu na wysypisko i ukryciu na zawsze.

Zatem wyciągnęłam spod biurka kosz i przejrzałam jego zawartość, cały czas osłaniając dłoń rękawem. Większość to były zwykłe, nieciekawe śmieci. Na wpół zużyta tubka błyszczyku do ust, pogniecione chusteczki, pusta torba po chipsach ziemniaczanych. Ale na samym spodzie znalazłam jedną interesującą rzecz - fotografię.

Była przedarta na dwie części; wyjęłam je i złożyłam razem. Ku mojemu zdziwieniu nie przedstawiała Jasmine, ze zdjęcia uśmiechali się do mnie Morgan McDougall i Samson Sorensen. Obejmowali się w pasie i wyszczerzali zęby do aparatu. Zdjęcie było chyba zrobione wiosną na dziedzińcu, ponieważ drzewo za nimi miało młode jasnozielone liście.

Zmarszczyłam brwi. Dlaczego Jasmine je podarła? Czy rzeczywiście Morgan i Samson mają się ku sobie? Według pogłosek, które słyszałam, po śmierci koleżanki Morgan zarzuciła sieci na Samsona. Ale to zdjęcie zostało przedarte wcześniej, zanim Jasmine zginęła.

Nie potrafiłam znaleźć w tym sensu. Po wizycie w jej pokoju miałam więcej pytań niż odpowiedzi, a poza tym musiałabym się gęsto tłumaczyć, gdyby mnie ktoś przyłapał na węszeniu.

Włożyłam fotografię do torby razem z pozostałymi rzeczami. Podkradłam się do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać, czy nie dobiegną mnie jakieś głosy albo odgłos kroków. Ale nic nie słyszałam, więc otworzyłam drzwi i wymknęłam się na korytarz.

��������
90
Page 91: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wyszłam tak samo, jak weszłam. Najpierw zbiegłam po schodach, potem przeszłam przez pokój dzienny. Było w nim kilka dziewczyn, które w tym czasie wróciły do akademika, ale żadna nie zaszczyciła mnie spojrzeniem, kiedy je mijałam. Na szczęście żeby wyjść, nie musiałam używać karty ucznia. Pchnęłam więc drzwi i ruszyłam biegiem po schodach i dalej brukowaną ścieżką.

Obejrzałam się za siebie, czy nikt na mnie nie patrzy, po czym skręciłam za róg akademika, przecięłam mniejszy dziedziniec i wróciłam do siebie.

Niemal minęłam już Walhallę, kiedy nagle otworzyło się okno na pierwszym piętrze i u moich stóp wylądował plecak. Udało mi się stłumić okrzyk zaskoczenia. Po chwili do plecaka dołączył chłopak, który wylądował bardzo zgrabnie na trawniku. Wstał z gracją, jakby skok z wysokości siedmiu metrów nie był niczym szczególnym, i wtedy go poznałam.

Cholerny Logan Quinn. Było już ciemno, a w mroku Spartanin wyglądał jeszcze

bardziej niebezpiecznie. W mlecznobladym świetle księżyca jego czarne, falujące włosy wydawały się granatowe. Logan strzepnął kilka liści z modnych dżinsów i podniósł wzrok -prosto na mnie. Zmrużył oczy.

- No no, czy to nie jest przypadkiem Cyganka? Sama jedna i po ciemku? - Jego głos brzmiał nisko i złowieszczo. - Co ty tu robisz?

Przytuliłam do siebie torbę, jakby miała mnie obronić przed Spartaninem i faktem, że mógłby mnie zabić małym palcem.

-Nie wykradam się z sypialni jakiejś biednej dziewczyny, tak jak ty.

��������
91
Page 92: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Przysunął się bliżej, ale nie dałam się wystraszyć i nie cof-nęłam się. Usta Logana znowu wykrzywiły się w uśmiechu rozbawienia. Pomimo moich kwaśnych słów pewnie zdawał sobie sprawę, że się go boję.

Wcale się go bardzo nie boję, wmawiałam sobie. Tylko trochę, i to wyłącznie dlatego, że Jasmine została zamordowana, a ja ją znalazłam. I może jeszcze dlatego, że włamałam się do jej pokoju, zrobiłam w nim rewizję, a teraz miałam przy sobie jej laptop. Okay, było kilka powodów do tego, żeby mieć serce na ramieniu, poza tym, że byłam sam na sam z Loganem, i to w kompletnej ciemności. Z bardzo seksownym, bardzo niebezpiecznym Loganem Quinnem.

- Masz rację - powiedział. - Miałem randkę. A ty? Co ty tu robisz?

Mocniej przytuliłam do siebie torbę ze skradzionym kom-puterem.

- Nic. Wracam do akademika. Nic więcej. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Oczy Logana były na

jego twarzy jasne jak księżyc, a skóra przypominała marmurowe posągi na wszystkich budynkach akademii. Zimne. Odległe. Nieugięte. Doskonałe.

- No cóż, chyba pójdę robić nic gdzieś indziej - wycedził Logan. - Może w swoim pokoju. Pójdziesz ze mną?

Oczy niemal wyszły mi z głowy. Egoistyczna świnia. Myślał, że jestem taka łatwa? Że będę z nim spać, dlatego że o to poprosił? Że jestem aż tak samotna i zdesperowana? Że jest tak atrakcyjny, że żadna dziewczyna nie może się mu oprzeć? Jeszcze raz przyjrzałam się jego ciału. No, może pod tym względem miał rację.

��������
92
Page 93: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Ale nawet gdybym była kompletną dziwką jak Morgan McDougall, która robiła to dla zabawy, to jeszcze pozostawał problem mojego magicznego daru. Samo dotknięcie szczotki do włosów sprawiło, że wrzeszczałam jak opętana, aż wylądowałam w szpitalu. Seks z kimś takim jak Logan Quinn pewnie by mnie kompletnie odmóżdżył. Od miesięcy nikogo nawet nie pocałowałam, dokładnie od chwili, kiedy zerwałam z Drew Sąuiresem, moim pierwszym, jedynym i krótkotrwałym chłopakiem. Ostatni raz, kiedy się pocałowaliśmy, poczułam, jak wyobraża sobie, że jestem Paige Forrest. Rzuciłam go z miejsca.

- No to jak, Cyganko? - spytał Logan szeptem. - Idziemy razem do pokoju robić nic?

- Sorry - odwarknęłam. - Chyba zadzwonię do babci. Uniósł jedną brew do góry.

- Do tej, która potrafi rzucić urok na wacka? Uśmiechnęłam się uroczo, choć nie byłam pewna, czy zobaczy to w ciemnościach.

- Do tej właśnie. Na pewno jej wspomnę o tobie. No, muszę lecieć. Cześć.

Pobiegłam w swoją stronę, nawet nie dbając o to, co sobie o mnie pomyśli. Zanim skręciłam w bok, obejrzałam się jednak za siebie.

Logan Quinn stał w tym samym miejscu i patrzył w moim kierunku. Obserwował mnie.

Może to tylko wyobraźnia, ale przysięgnę, że zanim znik-nęłam za rogiem budynku, znowu się uśmiechnął.

��������
93
Page 94: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 8 Przypadkowe spotkanie z Loganem Quinem tak mnie zde-

nerwowało, że praktycznie całą drogę do Styksu przebyłam biegiem. Zrobiła się już niemal ósma i kampus pogrążony był w kompletnych ciemnościach. Złote światło lamp rozświetlało jedynie ścieżki i tuliło się do budynków, nie rozpraszając czarnych cieni. A może tak to odbierałam, bo ukradłam właśnie laptop i inne rzeczy z pokoju zamordowanej dziewczyny i teraz czułam się winna.

Przeciągnęłam kartę ucznia przez czytnik i weszłam do akademika. Kilka dziewczyn w holu, głównie Amazonek, pisało esemesy albo oglądało telewizję. Znowu nikt nie zwrócił na mnie uwagi, kiedy wchodziłam po schodach na piętro. Wątpię, czy zauważyły, że z nimi mieszkam.

Mój pokój jako jedyny mieścił się na drugim piętrze, w okrągłej wieżyczce, która z jakiegoś powodu została dostawiona do budynku. Ściany były proste, ale dach wznosił się nad moją głową jak piramida. Były też dwa panoramiczne okna, a niski parapet w jednym z nich został zamieniony w siedzisko, z którego można było podziwiać widok kampusu i górujących nad nim Appalachów.

��������
94
Page 95: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

W mojej sypialni było mniej więcej to samo, co u Jasmine: łóżko, biurko, biblioteczki, mały telewizor - z tym, że moje rzeczy nie były ani tak ładne, ani tak kosztowne, jak jej. Ale i tak pokój mi się podobał. Babcia Frost pomogła mi ozdobić go tym, co przywiozłam z domu, na przykład plakatami Wonder Woman i grupy The Killers. Na łóżku leżała czerwono-szara kołdra w szkocką kratę i kilka ulubionych poduch, a w oknie wisiały płatki śniegu z kryształu Swarovskiego.

Kryształowe płatki śniegu były takim naszym żartem. Jak ktoś nazywa się Frost*, to się samo narzuca. Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, ale co roku na Gwiazdkę babcia dawała mi jakiś prezent z motywem płatków śniegu, a ja odwzajemniałam się tym samym. Zeszłego roku kupiłam dla niej szal w ten wzór, a ona dała mi właśnie te kryształki.

To były moje ulubione przedmioty w pokoju, nie licząc fotografii mamy stojącej na biurku, obok najnowszego komiksu.

Otworzyłam małą lodówkę przy łóżku i wyciągnęłam karton z mlekiem i kilka kawałków rolady z dyni, którą babcia Frost dała mi na pożegnanie. A potem wyjęłam laptop Jasmine oraz książkę i fotografię zabrane z jej sypialni, i położyłam je na wysłużonym biurku. Zajadając się roladą ze słodkim kremowym nadzieniem i popijając ją mlekiem, włączyłam laptop do gniazdka i czekałam, aż odpali.

Trwało to całą wieczność. Albo tak mi się wydawało, bo nie mogłam się doczekać, żeby zacząć przeglądać pliki. Wreszcie pojawił się ekran - i pytanie o hasło.

* Frost (ang.) - mróz.

��������
95
Page 96: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Dopiłam mleko, kilka razy zgięłam i rozprostowałam palce i w końcu położyłam dłonie na klawiaturę, czekając na wibracje i błyski widzenia.

A tu nic. Zmarszczyłam brwi. Nie, to nieprawda. Coś tam zobaczyłam.

Na przykład przed oczyma pokazały mi się obrazy Jasmine siedzącej przy biurku i ściągającej pliki z muzyką oraz robiącej zakupy przez Internet. I czułam... zadowolenie - takie, jakie się czuje, kiedy się dostaje to, co się chce, bez względu na cenę. Jasmine naprawdę musiała pragnąć tych czarnych szpilek, które kupiła w zeszłym tygodniu.

Kłopot w tym, że nie doświadczyłam wielkiego, rozjaśnia-jącego wszystko błysku widzenia, który zazwyczaj towarzyszył dotknięciu cudzych rzeczy. Może należało się tego spodziewać. W końcu komputery, szczególnie te z biblioteki, używane przez setki osób, należą do przedmiotów codziennych, których mogę dotykać bez specjalnych sensacji. Może Jasmine nie korzystała z laptopa na tyle często, by zostawić na nim swój niezmywalny ślad. A może po prostu nie było w nim nic ciekawego. Może nie miała żadnych mrocznych sekretów.

Może niepotrzebnie włamałam się do jej pokoju. Zamknęłam oczy, ponownie przywołując swój cygański dar,

wysilając się, by dojrzeć coś, cokolwiek, co mogłoby dać mi wskazówkę co do tożsamości mordercy. Albo przynajmniej hasło do komputera.

Znowu pojawiło się kilka obrazów Jasmine kupującej rozmaite rzeczy przez Internet: jakiś wymyślny nóż albo otwieracz do listów, szkarłatną suknię wysadzaną klejnotami. Znowu uczucie kołtuńskiego zadowolenia i nic więcej.

��������
96
Page 97: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

W pojawiających się obrazach nie było nic, co by zdradziło mi hasło do komputera, a tego właśnie teraz potrzebowałam najbardziej. Miałam dość oleju w głowie, żeby otworzyć niedokładnie dopasowany zamek w drzwiach, ale nie znałam się na informatyce na tyle, żeby włamać się do cudzego systemu. Będę potrzebowała pomocy, a to już wielki problem. Nie miałam przecież tu przyjaciół, do których mogłabym wpaść i poprosić o przysługę. Bo w ogóle nie miałam żadnych przyjaciół. Ale powiem jedno. Nie zamierzałam dać się pokonać jednemu głupiemu hasłu. Zatem odpaliłam własny laptop i połączyłam się ze stroną akademii, a w końcu, klikając w rozmaitych miejscach, trafiłam na to, co mnie interesowało: spis osób z Klubu Techniki.

Akademia Mitu może i była miejscem magii, ale chodziły tu również nastolatki, których rodzice prowadzili firmy komputerowe i którzy sami byli czymś w rodzaju dobrze za-powiadających się hackerów. Władze uczelni zdawały sobie sprawę, że technologii nie da się wymazać i szły z duchem czasów. Stąd i Klub Techniki.

Teraz musiałam znaleźć kogoś, kto by zechciał pomóc mi włamać się do komputera Jasmine i nie rozpowiadał o tym na lewo i prawo...

Na początku listy ujrzałam nazwisko, na widok którego zamrugałam ze zdziwienia. Ona w Klubie Techniki? No tak, a to znaczyło, że sprawa będzie o wiele łatwiejsza, niż myślałam. Jeszcze raz przyjrzałam się liście i zamyśliłam się.

Po chwili uśmiechnęłam się. Tak, to nawet będzie zabawne!

��������
97
Page 98: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Następnego dnia podczas obiadu poszłam do stołówki i sta-nęłam z tyłu, żeby jej poszukać. Jak wszystko w akademii, stołówka była strasznie pretensjonalna. Zamiast długich, pla-stikowych, pomarańczowych stołów z mojej dawnej szkoły były tu okrągłe stoliki przykryte śnieżnobiałymi obrusami, cienka porcelana i kryształowe wazony z narcyzami. Stoły stały wokół okrągłego ogrodu pod gołym niebem, w którym rosły winogrona, pomarańcze, oliwki i migdałowce. Spoza liści zerkały na posilających się uczniów posągi Dionizosa i Demeter. Pod ścianami ustawiono wypolerowane zbroje, a między nimi wisiały olejne obrazy ukazujące rozmaite wyczyny bohaterów mitycznych. Ktoś naprawdę przejął się tworzeniem atmosfery. Nie wiem, po co. W rezultacie miało się uczucie, jakby się poszło na obiad do muzeum.

A jedzenie? Wymyślne i efektowne, tak jak wszystko. Wołowina, wątróbka, ślimaki i inne rzeczy, których nawet nie potrafiłam rozpoznać. Kto miał ochotę połykać oślizgłe ślimaki na obiad? Fuj. Jedyną rzeczą w menu, którą mogłam przełknąć, były sałatki, i to tylko dlatego, że naprawdę trudno jest zepsuć surowe warzywa. Ale kucharze i tak robili, co mogli, podając fantazyjne szarfy z marchewek i pomidory w postaci rozetek.

Najbardziej jednak wymyślne były desery. Niemal każdy podawano w osobnym naczyniu, śmiesznie małym, i podpalano. Poważnie! Przychodził kucharz i podpalał suflet czekoladowy. Już bym wolała świeżo upieczone babcine ciastka z płatków owsianych z rodzynkami. Przynajmniej nie musiałam się martwić, że przypalę sobie brwi.

Kilka minut temu skończyłam swoją zwykłą sałatkę z grilowanym kurczakiem i teraz wypatrywałam osoby, która na

��������
98
Page 99: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

pewno pomoże mi włamać się do komputera Jasmine - nawet jeśli sama jeszcze o tym nie wiedziała.

Szukałam jej jeszcze przez dwie minuty, rozglądając się wśród tłumu, zanim zauważyłam, że siedzi na drugim końcu stołówki. Przed nią leżała rozłożona książka, ale dziewczyna wpatrywała się w siedzącego obok maniaka muzyki orkiestrowej. Ruszyłam w ich kierunku, przeciskając się między stolikami.

- ...więc widzisz, że w Iliadzie jest mnóstwo symboli -tłumaczył cierpliwie Carson Callahan. - Jeśli tylko wybierzesz jakiegoś boga albo herosa, to jestem pewien, że będę w stanie znaleźć dość materiału, żebyś mogła napisać wypracowanie z literatury.

Daphne Cruz obdarzyła obiekt swoich uczuć olśniewającym uśmiechem, który przemieniał ją z ładnej dziewczyny w przepiękną. - Jesteś taki inteligentny, Carson. Dla mnie to po prostu czarna magia.

Daphne przysunęła się do chłopaka i położyła mu rękę na ramię. Carson, schowany za okularami przeciwsłonecznymi, kilka razy mrugnął. Ta dwójka przebywała we własnym

świecie. Odchrząknęłam. - Przepraszam, że przeszkadzam. Na dźwięk mojego głosu odskoczyli od siebie jak oparzeni. - To po co to robisz? - spytała Daphne nieuprzejmie. Zastukała paznokciem w książkę i w powietrze wystrzeliły

różowe iskry. Walkiria była wściekła za przerwanie tej pseudorandki.

Uśmiechnęłam się do niej.

��������
99
Page 100: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Ponieważ muszę z tobą porozmawiać, Daphne. O tym projekcie, który mamy razem zrobić na lekcję z historii mi-tycznej.

Zdziwiona zmarszczyła brwi. - Jaki projekt? Nawet nie mamy razem historii mitycznej... - Wiesz, który. Rozmawiałyśmy o nim wczoraj w damskiej

toalecie. Po tym, jak powiedziałam ci o bransolecie z amuletami, którą znalazłam dla Carsona. - Rzuciłam mu spojrzenie. - A jak ci poszło, Carson? Z Letą?

Pomimo ciemnej cery twarz Carsona przybrała ciekawy różowo-czerwony odcień.

- Hm, jeszcze nic z tym nie zrobiłem, Gwen. - No to się pospiesz. Bal jest w piątek wieczorem. Nie chcesz

zostać bez dziewczyny, prawda? Daphne zmrużyła oczy, a pociągnięte różowym

błyszczy-kiem usta zacisnęła tak mocno, że tworzyły kreskę na jej twarzy.

- Carson - powiedziała zwodniczo słodkim głosem - rze-czywiście muszę porozmawiać z Gwen. Może spotkamy się później? Przed ostatnią lekcją? Żeby porozmawiać o tym wypracowaniu.

- Pewnie - zgodził się Carson. Mierzyłyśmy się wzrokiem z Daphne. Carson przenosił

spojrzenie z jednej na drugą, nie wiedząc, o co chodzi. W końcu, po pół minucie milczenia, przyszło mu do głowy, że nie pragniemy jego obecności.

- W porządku. To sobie... pójdę - rzekł. Wstał, spakował książki do torby i zarzucił ją na ramię. Na

odchodnym rzucił mi jeszcze jedno spojrzenie, a potem

��������
100
Page 101: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

popatrzył na Daphne. Walkiria piorunowała mnie wzrokiem z takim zaabsorbowaniem, że nie zauważyła smutku i tęsknoty w oczach chłopaka. Słodkie, ale nie miałam teraz czasu na dramat Romea i Julii.

- Cześć, Carson - rzuciłam zdecydowanie. Carson przerwał nieme modły do walkirii.

- Cześć, Gwen - odpowiedział, jeszcze raz spojrzał tęsknie na Daphne i ruszył ku wyjściu, przeciskając się między stolikami.

Poczekałam, aż zniknie nam z oczu, i usiadłam na jego miejscu. Daphne w pośpiechu pakowała swoje książki i notesy, pewnie z zamiarem zostawienia mnie przy stoliku.

- Co za sielanka - powiedziałam łagodnym tonem. - Nie wiedziałam, że z ciebie taka flirciara, Daphne.

Walkiria spojrzała na mnie wzrokiem, który mógłby ciąć szkło.

- Nie flirtowałam z Carsonem. -Ależ tak. Flirciarsko trzepotałaś powiekami. A ta ręka na jego

rękawie? Klasyczna technika. Znakomite wykonanie, swoją drogą. Czy Morgan McDougall dawała ci lekcje? Podobno jest bardzo popularna wśród chłopaków.

Daphne mierzyła mnie spojrzeniem spode łba, ale niczemu nie zaprzeczyła. Wiedziała, że to bezcelowe, skoro przyznała się do tego w łazience. Westchnęła, odchyliła się na oparcie i założyła ręce.

- No, czego chcesz, Gwen Frost? - spytała ostro. - Muszę napisać wypracowanie z literatury, jeśli nie wiesz.

- Chcę, żebyś mi w czymś pomogła. Prychnęła gniewnie.

��������
101
Page 102: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- A co to ma być? Rozejrzałam się, sprawdzając, czy nikt nas nie podsłuchuje, i

pochyliłam się ku niej. - Chcę, żebyś pomogła mi złamać kod dostępu do laptopa

Jasmine Ashton. Daphne zmarszczyła brwi, jakby nie rozumiała. - Do laptopa Jasmine? Skąd byś... - Nagle otworzyła szeroko

oczy i szepnęła: - Masz go! Masz jej laptop! Ty paskudna mała złodziejko!

- Szszsz - syknęłam, rozglądając się wokół. - Nie tak głośno. Nie chcę tego rozgłaszać. Ale masz rację, zabrałam jej laptop. I parę innych rzeczy.

- Po co ci jej laptop? - warknęła Daphne. - Masz zamiar opylić go i kupić parę takich bluz, jakie zawsze nosisz?

- Nie - odparłam, opanowując się z trudem. - Chcę sprawdzić, co na nim jest, żeby się przekonać, kto ją zabił.

Daphne zdziwiła się, ale tym razem nic nie powiedziała. Patrzyła tylko na mnie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.

- Wszyscy wiedzą, że zabił ją żniwiarz, żeby ukraść Czarę Łez. I już go dawno tu nie ma

Wzruszyłam ramionami. - Może. Aleja mam wizje, pamiętasz? I coś mi się w tym

wszystkim bardzo nie podoba. Daphne zamyśliła się. - Co cię obchodzi, co się stało z Jasmine? Nie była twoją

przyjaciółką. Nawet jej nie znałaś. - Nie - odparłam cicho. - Ale byłam w bibliotece wtedy, kiedy

ją zabito. I równie dobrze to ja mogłabym leżeć pod tą gablotą, z przeciętym gardłem i brocząc krwią.

��������
102
Page 103: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam Daphne, co na-prawdę stało się tamtego wieczoru. Że byłam w bibliotece, słyszałam hałas i znalazłam Jasmine. Gdy skończyłam mówić, po plecach przebiegł mi zimny dreszcz. Przyszła mi do głowy myśl, której nie chciałam do siebie dopuścić, ale była to prawda: ten, kto ukradł Czarę Łez, zabił również Jasmine i rozbił mi głowę. Dlaczego nie dokończył dzieła i mi również nie poderżnął gardła? Dlaczego mnie nie zabił? W ten sposób pozbyłby się świadka.

- Posłuchaj - powiedziałam półgłosem. - Wszyscy myślą, że Jasmine zabił nieznajomy żniwiarz, który zabrał Czarę Łez. Ale profesor Metis powiedziała mi, że żniwiarzem może być każdy, nawet uczniowie akademii. A co, jeśli to nie był jakiś tajemniczy złoczyńca? Jeśli to był ktoś, z kim chodzimy na zajęcia? Ta myśl mnie przeraża.

Daphne nie odezwała się, ale zobaczyłam błyski zrozumienia w jej oczach.

- Mój dar pozwala dowiedzieć się różnych rzeczy o ludziach, więc porozglądałam się trochę, żeby sprawdzić, czy potrafię odgadnąć, co naprawdę się stało. No tak, wczoraj włamałam się do pokoju Jasmine i zabrałam jej komputer z nadzieją, że znajdę w nim jakąś wskazówkę. Coś, co powie mi, dlaczego przyszła do biblioteki. Może i jestem złodziejką, ale przynajmniej próbuję, przynajmniej coś robię. Wszyscy inni mają w nosie to, że ona nie żyje. Byłaś jedną z jej przyjaciółek. Możesz powiedzieć

to samo o sobie? Na twarzy Daphne pojawił się rumieniec wstydu. Blond walkiria, ze wzrokiem utkwionym we mnie, bębniła palcami po białym obrusie i strzelała różowymi iskrami.

��������
103
Page 104: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

-Ale dlaczego przyszłaś do mnie? Z jakiego powodu mam ci pomóc? Poza tym, że byłam koleżanką Jasmine?

- Ponieważ należysz do Klubu Techniki, co znaczy, że prawdopodobnie bez problemu potrafisz złamać kod dostępu. I ponieważ mam coś na ciebie, co daje mi pewność, ze nie będziesz o tym rozpowiadała.

- Carson - szepnęła ze stężałą twarzą. - Carson - przytaknęłam. Nie powiedziałam jej, co by się stało, gdyby nie chciała mi

pomóc. Daphne wiedziała o tym aż zanadto dobrze. Pojawiłyby się plotki, że kocha się w Carsonie Callahanie. Wieść by się rozniosła jak epidemia, a ona stałaby się pośmiewiskiem szkoły. Przynajmniej w tym tygodniu.

Westchnęła. - No to co mam zrobić, Gwen? - Przyjdź do mnie do pokoju po ostatniej lekcji. Pomóż mi

złamać kod, a będziesz mogła udawać, że mnie nie znasz. - A ty nikomu nie powiesz o Carsonie? Pokręciłam głową. - Nikomu. Daphne spojrzała na mnie badawczo, starając się odgadnąć,

czy może mi wierzyć. Po chwili podjęła decyzję, bo przestała bębnić palcami po stole. Westchnęła i skinęła głową.

- W porządku. Zrobię to. Nie dlatego, że boję się ciebie czy plotek, które mogłabyś zacząć rozgłaszać, ale dlatego, że Jasmine była moją przyjaciółką. Zgoda?

- Zgoda. Napisałam jej na kartce nazwę mojego akademika i numer

pokoju.

��������
104
Page 105: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- No to jesteśmy umówione. - Nie mogę się doczekać - wymamrotała Daphne, wrzucając

kartkę do potężnej torebki znanej firmy. - Pewnie. Już niemal jesteśmy najlepszymi kumpelkami -

wycedziłam. Walkiria jeszcze raz spojrzała na mnie z odrazą, zarzuciła

torebkę na ramię i wyszła ze stołówki.

��������
105
Page 106: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 9 Reszta dnia strasznie się ciągnęła, szczególnie lekcja historii

mitycznej z profesor Metis. Znowu gapiłam się przez okno, zastanawiając się, czy Daphne pokaże się zgodnie z umową i pomoże mi włamać się do komputera Jasmine, czy też zlekceważy mnie albo zrobi donos...

- ...tragedii i wstrząsu, jakiego wszyscy doświadczyliśmy, uważam, że powinniśmy porozmawiać dzisiaj o Czarze Łez i jej znaczeniu dla wojny chaosu - w moje rozmyślania wdarł się głos pani Metis.

Odwróciłam gwałtownie głowę w jej stronę. Ma zamiar mówić o czarze? Tej, która została skradziona? To mogłoby się przydać, w odróżnieniu od zwyczajnego ględzenia bez końca. Ta cała gadka o bogach i boginiach, i wojownikach, w co niezupełnie wierzyłam. A przynajmniej nie wierzyłam do zeszłego tygodnia. Rozprawa jeszcze trwa, wyrok nie został wydany.

Nie tylko ja zareagowałam z nagłym zainteresowaniem. Wszyscy poprawili się w ławkach i spojrzeli na nauczycielkę.

A ona kazała otworzyć nam podręczniki na stronie 379. Przerzuciłam kartki i proszę, na tej stronie była fotografia

��������
106
Page 107: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Czary Łez, tej samej, którą pan Nickamedes pokazał mi w bibliotece. Wyglądała tak, jak pamiętałam. Okrągła, brunatna, bez ozdób, nieciekawa. Nie wyglądała jakoś szczególnie, na pewno nie na magiczny artefakt wart morderstwa.

- Loki zawsze lubił oszustwa, robił figle bogom i ludziom, ale w końcu jego czyny stały się po prostu złośliwe i okrutne. Między innymi był winny śmierci Baldera, nordyckiego boga światła. Loki skłonił innego boga do ciśnięcia w Baldera strzałą zrobioną z jemioły, która przeszyła jego serce. Karą za tę i inne zbrodnie było przykucie Lokiego do skały, na której przebywała gigantyczna żmija, lub wąż. Z jej pyska nieustannie skąpy wał jad na twarz boga. To straszna tortura. Loki miał być tak przykuty po wieczne czasy, żeby nikogo już więcej nie mógł skrzywdzić. Ale, oczywiście, namówił swoją żonę, Sigyn, żeby go uwolniła, i uciekł.

- A gdzie ta Czara Łez? - spytała dziewczyna z końca klasy. Pani Metis uśmiechnęła się. - Cierpliwości, Skylar. Powoli się do niej zbliżamy. Do czary,

którą widzicie w książce, Sigyn zbierała jad. Pomimo zbrodni męża Sigyn bardzo go kochała i zbierała żrący jad żmii do czary, którą trzymała nad jego głową. Jednak sama narażała się na ochlapanie jadem, który mocno poparzył jej dłonie i ramiona.

Ta Sigyn była chyba... głupia. To Loki doprowadził do śmierci innego boga, a nie ona. Powinna pogodzić się z tym, że musi być ukarany, a nie próbować ulżyć mu w cierpieniu, pomagać mu w ucieczce i jeszcze samej zostać przy okazji poparzoną. Hm, może stałam się krwiożercza, kiedy policja nie złapała pijanego kierowcy, który wjechał w auto mamy.

��������
107
Page 108: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby przykuto go do skały pod gigantyczną żmiją i żeby trucizna czy kwas kapały mu na twarz.

- Kiedy czara się napełniła, Sygin musiała ją opróżnić, a wtedy jad kapał prosto na twarz Lokiego, sprawiając mu niewyobrażalny ból. Kiedy Sygin wracała, zanim uniosła czarę nad głowę męża, łzy Lokiego kapały do niej, mieszając się z jadem. Dlatego nazywa się Czarą Łez.

Profesor Metis poleciła odwrócić kartkę. Na następnej stronie znajdowała się ilustracja ukazująca potężnego węża owiniętego wokół drzewa, ze zwisającą głową i otwartym pyskiem, w którym tkwiły zakrzywione zęby, a z każdego spływała kropla płynu.

Niżej kulił się Loki. Wykonany tuszem rysunek przedstawiał niebywale udręczonego boga, z ustami otwartymi w niemym krzyku i napiętymi jak postronki mięśniami, usiłującego rozerwać krępujące go magiczne łańcuchy. Jego twarz nie była wyraźna, a jedna połowa wyglądała na częściowo stopioną. To pewnie z powodu tego jadu.

- Wiemy już, dlaczego Loki został po raz pierwszy przykuty do skały - jego czyny spowodowały śmierć jednego z bogów. Ale dlaczego skrępowano go łańcuchami po raz drugi, kilka stuleci później, i dlaczego pozostaje tam do dziś?

- Ponieważ rozpoczął wojnę chaosu - szybko odpowiedział siedzący przede mną Carson.

- Tak i nie - odparła nauczycielka. - Loki został zakuty w łańcuchy, ponieważ jest uosobieniem chaosu. W naturalnym porządku rzeczy każdy z bogów ma swoje miejsce. Loki jest bogiem oszustwa. Ale on pragnął więcej niż tylko

��������
108
Page 109: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zwodzić - chciał rządzić pozostałymi bogami. Właściwie bogami, śmiertelnikami i wszystkimi stworami stojącymi pomiędzy nimi. Loki był inteligentny i bardzo, bardzo sprytny. Wiedział, że sam nie pokona bogów, był na to za słaby. Zatem zaczął przekonywać bogów, ludzi i wszystkie inne stwory, że gdyby to on stał na czele, wówczas świat wyglądałby zupełnie inaczej i o wiele lepiej. Od szaleństw i psot przeszedł do szerzenia niezgody, napuszczania jednych na drugich, siał w ich sercu żądzę władzy i dążył do zdobycia jej wszelkimi metodami - nawet po trupach.

Podejrzewałam, że te sprawy były naprawdę bardziej skomplikowane, może profesor Metis upraszczała je, dosto-sowując do poziomu nastolatków, ale mniej więcej załapałam sedno sprawy. Loki był zły. Pozostali bogowie - dobrzy.

W końcu Loki przekonał innych do tego, by za nim poszli, i stworzył armię złożoną z bogów, rozmaitych stworów i śmiertelników. Nazwał ich żniwiarzami chaosu. A kiedy miał już dużo zwolenników, kiedy zdobył ogromną władzę, wyszedł z ukrycia, wyprowadził armię i rzucił wyzwanie pozostałym bogom, którzy zebrali się razem, zwołali własnych wojowników i stwory, i nazwali się panteonem. Czyli żniwiarze chaosu walczyli z członkami panteonu, a świat pogrążył się w wojnie chaosu. Brat zwrócił się przeciwko bratu, siostra przeciwko siostrze, rodziny się rozpadały, były mordowane lub jeszcze gorzej. Trwało to ponad pół wieku i Loki niemal miał już zwycięstwo w kieszeni, kiedy jeden z bogów ośmielił się posłać mu wyzwanie do rozstrzygnięcia sprawy pojedynczą bitwą. A wiecie, co to był za bóg?

Nike, grecka bogini zwycięstwa. Skądś znałam odpowiedź, zanim podała ją nauczycielka.

��������
109
Page 110: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Nike, grecka bogini zwycięstwa - rzekła profesor Metis. - Loki roześmiał się, ale zgodził się na jej propozycję, żeby zwycięzca bitwy był również zwycięzcą wojny. Znaczyło to, że wojna chaosu albo ustanie, albo pochłonie cały świat.

Słuchaliśmy w napięciu, nawet ja, Gwen Frost, Cyganka, która naprawdę wcale w to nie wierzyła. Wszyscy chcieli wiedzieć, jak skończyła się walka, jak pokonano Lokiego wtedy, kiedy wszyscy stracili już nadzieję. Nawet jeśli nieprawdziwa, to historyjka była świetna, wcale nie gorsza niż komiksy, które zachomikowałam w pokoju.

- Oczywiście Loki był przekonany, że wygra - ciągnęła profesor. - Do tego czasu ogromnie wzrósł w siłę i żaden bóg, wojownik ani stwór samodzielnie nie był w stanie mu dorównać. Zapomniał jednak o drobiazgu - że Nike jest boginią zwycięstwa.

- No to co? - spytał siedzący za mną Wiking. - Jakie to ma znaczenie, że jest boginią zwycięstwa, skoro Loki był taki potężny?

To samo mi przyszło do głowy. Ale zamiast zdenerwować się tym pytaniem, profesor Metis uśmiechnęła się triumfująco.

- Ponieważ Nike to więcej niż bogini zwycięstwa - to ucieleśnienie zwycięstwa, jego istota. Każdy bóg jest ucie-leśnieniem jakichś cech. Nike sama jest zwycięstwem, co znaczy, że nie da się jej pokonać.

Pani Metis zamilkła, dając nam czas na przemyślenie tej kwestii. Nike, czadowa bogini wojowniczka. Kapuję. Jak Xena, tylko lepsza.

- Ale Nike też nie była całkiem bezbronna. Do bitwy zabrała swój wielki miecz i specjalną tarczę podarowaną jej przez władcę Sparty. Były jeszcze inne artefakty, których

��������
110
Page 111: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

członkowie panteonu używali do pokonania żniwiarzy. Nike cały czas towarzyszył jeden wojownik, taki strażnik, który zabijał wszystkich stojących na drodze bogini, żeby mogła bez szwanku dotrzeć do Lokiego. Loki, naturalnie, ten oszust, usiłował dokonać na Nike zamachu, zanimby do niego dotarła, ale strażnik pilnował, żeby jej nic się nie stało.

Pani Metis przerwała na moment dla zaczerpnięcia tchu. Na jej śniadych policzkach pojawił się rumieniec, a oczy w oprawie srebrnych okularów mocno błyszczały. Nigdy nie widziałam jej tak podekscytowanej. Pewnie lubi opowiadać o tej bitwie. Dzięki niej walka stanęła mi przed oczyma.

- A więc Loki i Nike stoczyli wielką bitwę. I to nie tylko oni walczyli, walczyli również ich wszyscy zwolennicy, żniwiarze i cały panteon. Niektórzy historycy twierdzą, że bitwa trwała kilka dni, inni - że kilka tygodni. Ale kiedy wreszcie Nike znalazła się wystarczająco blisko Lokiego, żeby go dosięgnąć, uczyniła to, czego nie mógł zrobić żaden inny bóg - pokonała go.

Odwróciliśmy następną kartkę w podręczniku i ujrzeliśmy rysunek z podobizną Nike.

Bogini pochylała się nad mężczyzną leżącym przed nią na ziemi. Obutą w sandał stopę trzymała mu na piersi, a do gardła przystawiała miecz. Obok niej wisiała okrągła tarcza. Bogini spoglądała dumnie i poważnie. Mimo że to był tylko rysunek, czuło się jej zimną, twardą, okrutną urodę.

Jej królewska postać kontrastowała z Lokim leżącym u jej stóp. Wyglądał tak, jak na poprzedniej ilustracji. Usta otwarte w krzyku, oczy zmrużone ze złości, tak że przypominały szparki, twarz z częściowo stopionymi rysami wykrzywiona w brzydkim, niebezpiecznym grymasie.

��������
111
Page 112: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Przez moment pojawił się przed moimi oczyma obraz bitwy, postaci, jakby były prawdziwe, biegające tam i nazad, poczułam zapach krwi, gęsty dym wypełnił mi płuca, słyszałam zjadliwe przekleństwa Lokiego...

Zamrugałam oczami. Obraz znikł i znowu patrzyłam na zwykłą ilustrację. Trochę niesamowite. Odwróciłam wzrok od książki. No dobrze, zupełnie niesamowite.

- Po bitwie Nike wraz ze swoimi stronnikami ponownie zakuli Lokiego w łańcuchy i dzięki artefaktom, które stworzyli i oni, i żniwiarze, odgrodzili go od tego świata, świata śmiertelników. Po dziś dzień Loki pozostaje w zamknięciu. Ale nadal ma zwolenników, żniwiarzy, ludzi, bogów i stwory, którzy chcą go uwolnić i pogrążyć świat w drugiej wojnie chaosu. Dlatego właśnie jesteście tutaj.

Intensywnie zielone oczy nauczycielki przeskakiwały z twarzy na twarz, nie omijając nikogo, nawet mnie.

- Jesteście potomkami naj waleczniej szych wojowników panteonu, a tu macie się nauczyć walczyć i panować nad magicznymi siłami, którymi zostaliście obdarzeni, oraz wy-korzystywać je do ochrony świata przed żniwiarzami i po-wstrzymać Lokiego od wszczęcia drugiej wojny chaosu...

Rozległ się dzwonek, ucinając wykład. Siedzieliśmy jak urzeczeni. Kilka osób, sięgając po torby, zamrugało, by otrząsnąć się z wrażenia. Między innymi ja.

Kiedy wstałam z krzesła i ruszyłam za resztą klasy do drzwi, pani Metis przywołała mnie dłonią i rzekła:

- Gwen, proszę cię, zostań chwilę. Zrobiłam, jak prosiła, i usiadłam z powrotem na krzesło. Kilka

innych osób, w tym Carson, spojrzeli na mnie, przekonani, że mam jakieś kłopoty. Zastanawiałam się, czy

��������
112
Page 113: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

profesor wie, że włamałam się do pokoju Jasmine i buchnęłam jej laptop. To jedyna rzecz, która mogła mnie pogrążyć. Ale skąd miałaby o tym wiedzieć? Niemożliwe, chyba że Daphne Cruz mnie zakapowała.

Profesor Metis ułożyła porządnie kilka kartek na biurku na katedrze, a potem podeszła i usadowiła się na stole przede mną.

- Nie miałyśmy okazji, żeby wczoraj porozmawiać, a chciałam cię zapytać, jak się czujesz, Gwen. Wiem, że to, co stało się w bibliotece... że znalezienie ciała Jasmine było dla ciebie wstrząsem.

Zatem nie miała pojęcia o włamaniu do pokoju walkirii. Starałam się nie okazać ulgi.

- Chyba wszystko w porządku - powiedziałam. - Próbuję... jakoś radzić sobie po swojemu.

Nie powiedziałam jej, że „po swojemu" oznacza włamanie i szantaż. Na razie nic więcej. Ale dzień się jeszcze nie skończył.

Profesor Metis spojrzała na mnie ciepło swoimi zielonymi oczyma.

- No cóż, jeśli zechcesz o tym porozmawiać albo jeśli będziesz miała jakąś inną sprawę, jakąkolwiek, to pamiętaj, że zawsze ci pomogę, Gwen.

Przez moment zastanawiałam się, dlaczego tak się o mnie troszczy. No tak, niemal na własne oczy widziałam morderstwo, a pani Metis była zapewne po prostu miłą osobą. Ale nie znałam jej aż do tego dnia, gdy pojawiła się na progu babcinego domu i oznajmiła, że mam wstąpić do Akademii Mitu. Teraz okazuje się, że chyba szczególnie interesuje się tym, co robię - i to nie tylko w klasie.

��������
113
Page 114: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Eee, w porządku. To już mogę iść? - spytałam, wiercąc się na krześle. - Umówiłam się.

Pani Metis uśmiechnęła się. - Jasne. Chciałam tyko sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Wiem, że przeniesienie się tutaj wymaga od ciebie przystosowania się.

- Coś jakby - prychnęłam. Czyli nie miała o niczym pojęcia. Zielonego.

Nauczycielka wróciła na katedrę, a ja wstałam, złapałam torbę i już miałam wyjść, kiedy przypomniałam sobie coś, co usłyszałam w trakcie wykładu.

- Pani profesor... - Słucham, Gwen. Odwróciła się do mnie. - Jeśli wszystko, co pani powiedziała na temat uczniów w

akademii jest prawdą, to znaczy, że są potomkami tych wielkich wojowników, to co ja tu robię? Nie jestem ani walkirią, ani Amazonką, ani Spartanką czy Wikinką. W ogóle nikim takim nie jestem, tylko Cyganką. W mojej rodzinie nie ma żadnych wielkich wojowników, a przynajmniej nic o tym nie słyszałam.

W oczach nauczycielki pojawił się błysk jakiejś emocji, ale niezupełnie dobrze widziałam przez te jej grube szkła. Chwilę patrzyła na mnie, a potem rzekła:

- Nie każdy, kto skończy akademię, zostanie wielkim wo-jownikiem. Niektórzy będą uzdrowicielami, naukowcami, nauczycielami. Na wiele sposobów można walczyć ze żni-wiarzami i nie wszystkie wymagają miecza. Ty masz specjalne talenty, Gwen. Jesteś wyjątkowa. Przyszłaś tutaj, żeby

��������
114
Page 115: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nauczyć się jak najlepiej korzystać z psychometrii. To rzadki dar, magia dotykowa.

Magia dotykowa? Zastanawiałam się, co to takiego, bo nigdy nie słyszałam, żeby tak mówiono o psychometrii. Wcale nie wiedziałam, że to rzadkość, nikt mi o tym nie powiedział. To było po prostu coś, co umiałam robić, coś, co tłumaczyło się cygańskim pochodzeniem, cokolwiek to mogło znaczyć. Wydawało mi się, że wszyscy to wiedzą oprócz mnie.

Pani Metis wróciła do papierów na biurku, a ja uświadomiłam sobie, że więcej nie usłyszę. Przynajmniej nie dziś.

Zarzuciłam więc raportówkę na ramię i wyszłam z klasy, znowu mając więcej pytań niż odpowiedzi na temat tego, kim jestem, co mogę robić i dlaczego trafiłam do akademii - gdzie najwyraźniej zupełnie nie pasowałam.

��������
115
Page 116: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 10 Po lekcji poszłam do Styksu poczekać na Daphne Cruz. Ku

mojemu zdumieniu jasnowłosa walkiria już siedziała na stopniach przed wejściem.

- Więc jednak przyszłaś - powiedziałam, podchodząc. Wzruszyła ramionami.

- Nie bardzo miałam wybór, prawda, Gwen? Dobrze, do roboty.

Przeciągnęłam kartę przez czytnik i machnęłam na Daphne. - Chodź. Mój pokój jest na drugim piętrze. Poprowadziłam ją schodami do wieży. W sypialni rzuciłam

torbę na łóżko i usiadłam przy biurku tuż pod oprawionym w ramki plakatem Wonder Woman.

Daphne stała chwilę na progu, rozglądając się, podobnie jak ja wczoraj u Jasmine. Ja nagle też zobaczyłam swój pokój nowymi oczyma. Łóżko z czerwono-szarą kołdrą i puchate poduszki. Kryształowe ozdoby w oknie rzucające miniaturowe tęcze. Biblioteczki zapełnione książkami fantasy. Stosy komiksów i powieści graficznych na biurku. Na ścianach plakaty z superbohaterami. Pół torebki żelowych

��������
116
Page 117: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

misiów na stoliku nocnym, które zajadałam wczoraj przed położeniem się do łóżka.

Aż mnie skręciło. Zapomniałam, że ten pokój zdradzał moje maniactwo komiksowe. Nikogo wcześniej tu nie wpuściłam poza babcią Frost, która dwa miesiące temu pomagała mi się wprowadzić. Walkiria pomyśli, że jestem jeszcze większym świrem niż naprawdę. Świetnie.

Po chwili Daphne weszła do środka i zamknęła drzwi. - Gdzie jest komputer Jasmine? - spytała. - Tutaj - pokazałam laptop stojący na biurku. Wstałam, robiąc Daphne miejsce. Przeniosłam się na łóżko i

stamtąd obserwowałam, jak otwiera i włącza komputer. Kiedy pokazała się ramka z pytaniem o hasło, walkiria pomyślała chwilę, po czym zaczęła coś wpisywać.

-No, dziecino, zdradzisz mamusi swoje sekrety, prawda? - zagruchała.

Trochę to było dziwaczne, ale nie chciałam Daphne de-koncentrować, więc nie zwróciłam jej uwagi, że przemawia do maszyny. Oparłam się wygodnie, sięgnęłam po torebkę misiów i przygotowałam się na długie oczekiwanie.

Po trzech minutach Daphne przycisnęła Enter i machnęła zaciśniętą pięścią.

- Ha! Mam cię! Poderwałam się. -Jak to? Już? - Oczywiście - odparła z satysfakcją. - To było proste hasło.

Tak naprawdę ten komputer nie ma porządnej ochrony. - No, dobrze - powiedziałam, stając za plecami Daphne. - Zobaczmy, co tu jest.

��������
117
Page 118: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Przez następne minuty Daphne przeglądała wszystkie pliki na laptopie. Większość była kompletnie nieciekawa. Wypracowania na historię, język angielski i inne zadania domowe. W historii wejść do Internetu dużo muzyki i sklepów wysyłkowych. Jasmine miała nawet bazę danych służącą porządkowaniu i katalogowaniu markowych ciuchów, butów i torebek. Widocznie lubiła wiedzieć, ile razy miała na sobie konkretne stroje - przeważnie nie częściej niż raz w miesiącu. Fajnie. Ja miałam kilka bluz w rozmaitych kolorach, każdą na inny dzień tygodnia.

Potem Daphne przeszła do prywatnych maili - tych, które nie były umieszczone na jej stronie, gdzie każdy mógł je przeczytać. No, jak na razie to były najbardziej interesujące rzeczy, na które natrafiłyśmy.

Jasmine mogła być najładniejszą, najbogatszą i najbardziej popularną dziewczyną w drugiej klasie, ale - jak mówił Carson Callahan - na pewno nie najsympatyczniejszą. W jej korespondencji znalazłyśmy złośliwe uwagi na temat niemal każdego w akademii, a szczególnie Morgan, która uchodziła za jej najbliższą przyjaciółkę - a także na temat Daphne.

- Powiedziała Morgan, że w tych różowych dżinsach wy-glądam jak jałówka? To ona namówiła mnie na ich kupno! Co za suka! - mruczała Daphne. - Zobaczmy, co jeszcze napisała o mnie.

- Prawdę mówiąc bardziej interesuje mnie, co miała do powiedzenia na temat Morgan i Samsona Sorensena.

- Dlaczego? - zdziwiła się. Pokazałam jej fotografię Morgan i Samsona, tę przedartą na

pół, znalezioną na dnie kosza na śmieci. - Jeszcze jej nie dotknęłam, ale na pewno musi coś znaczyć.

��������
118
Page 119: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Co masz na myśli, że jeszcze jej nie dotknęłaś? - spytała Daphne podejrzliwym tonem.

Westchnęłam. - To znaczy, że jej nie dotknęłam. Wiesz, jak działa mój dar.

Muszę czegoś dotknąć, żeby odebrać wibracje. Żeby zobaczyć coś na temat tej rzeczy lub osoby, do której należy.

- To dlaczego teraz tego nie zrobisz? - spytała ze złością. Komentarze Jasmine musiały ją nieźle wkurzyć. - Boja nie mam ochoty tu wracać, żeby ci znowu pomóc.

- Świetnie - mruknęłam. Klapnęłam na łóżko, wzięłam dwie części zdjęcia i przy-

łożyłam do siebie. Przez kilka sekund nic nie czułam i zaczęłam się zastanawiać,

czy psychometria zadziała. Może coś się we mnie zepsuło? Nie doświadczyłam żadnych wizji z komputera Jasmine ani z jej ciała, ani z krwi w bibliotece. Może coś jest nie tak ze mną albo z moim darem?

Już miałam odłożyć zdjęcie, kiedy poczułam delikatne poruszenie - jakby robak zmartwienia wgryzał się w serce. Nie puszczałam więc fotografii i uczucie zmartwienia się pogłębiało, aż zmieniło się w potężną kulę podejrzenia, która przygniatała mnie, jakby była z ołowiu. Kiedy podejrzenie przeszło w pewność, kula zrobiła się lodowato zimna. Wiedziałam, co to za uczucia. Pogłębiające się zmartwienie, poważne podejrzenie, wreszcie lodowate potwierdzenie obaw. O cokolwiek Jasmine podejrzewała swoją przyjaciółkę i chłopaka, musiała zobaczyć albo usłyszeć coś, co upewniło ją, że jest to prawda. Ale to nie był jeszcze koniec.

��������
119
Page 120: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Zimna pewność zaczęła palić mi wnętrzności, robiła się coraz gorętsza, tak gorąca, jakbym połknęła ognistą kulę. Płomień objął całe moje ciało, zaczęłam się pocić, drżały mi ręce, a serce bolało, jakby ściskała je jakaś gigantyczna dłoń, ściskała coraz mocniej i mocniej, tak że niemal pękło z napięcia. Znałam to uczucie - to wściekłość.

Przed oczyma pokazał mi się obraz Jasmine siedzącej i wpatrującej się w fotografię, którą wciska za ramę lustra toaletki, obok innych. Dzień po dniu Jasmine patrzyła na mą, zanim w końcu wyszarpnęła ją zza ramy i podarła, gotując się z wściekłości.

Jak przez mgłę słyszałam, że coś bełkoczę, że coraz głośniej i coraz bardziej piskliwie wykrzykuję: „Suka! Zabiję ją za to, za jej zdradę. Och, zapłaci mi za to.

Daphne uderzyła mnie w twarz, sypiąc różowe iskry spod palców. Upadłam na łóżko, ale walkiria nie miała dość. Złapała fotografię i wyrwała mi ją z zaciśniętych pięści.

Poczułam się, jakby wyrwano wtyczkę z gniazdka, do którego byłam podłączona. Powoli wściekłość, nienawiść i zazdrość zaczęły słabnąć, ból w sercu zelżał i odzyskałam panowanie nad sobą. Odetchnęłam głęboko. To było naprawdę intensywne przeżycie, nawet jak na mnie.

W końcu poczułam się na tyle silna, by usiąść. Obok mnie stała zmartwiona Daphne. Samymi końcówkami paznokci trzymała zdjęcie, jakby to było jakieś obrzydlistwo. Może miała rację, skoro wiązały się z nim aż tak niedobre uczucia.

- Rany - mruknęła Daphne. - Czy to tak za każdym razem, kiedy czegoś dotkniesz? To niesamowite, Gwen.

Potarłam bolącą głowę. - Coś takiego.

��������
120
Page 121: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- No i co widziałaś? Opowiedziałam Daphne o wszystkich emocjach, które

czułam, o tym, że Jasmine dzień po dniu wpatrywała się w fotografię i za każdym razem pogłębiała się jej złość, aż w końcu, osiągając kulminację, wybuchła w ataku wściekłości.

- Więc Jasmine uważała, że Morgan i Samson kręcą za jej plecami? - spytała z powątpiewaniem Daphne. - Na pewno się mylisz. Gdyby Jasmine w ogóle to przyszło na myśl, to poderżnęłaby jej gardło - a nie sama skończyła w ten sposób.

Wzruszyłam ramionami. Nie znałam Jasmine wystarczająco, by spekulować na temat tego, co by zrobiła, a czego by nie zrobiła. Zależało mi jedynie, by dowiedzieć się, co się naprawdę zdarzyło, po co przyszła do biblioteki i dlaczego nikt się nie przejmował jej śmiercią. Może to sprawka mojego daru, ale miałam wrażenie, że to właśnie powinnam była robić. Że miałam odgadnąć. Że m u s i a ł a m odgadnąć. I może nawet po drodze uda mi się dowiedzieć czegoś o sobie.

Potrząsnęłam głową, żeby odpędzić to dziwne uczucie. - A co jeszcze jest na jej komputerze? Coś na temat Czary

Łez? Daphne ponownie zasiadła przy biurku i skoncentrowała na

ekranie. - Nic nie rzuca się w oczy... ale czekaj, coś mam. Jasmine

chyba pisała pierwsze wypracowanie na historię mityczną na ten temat. Sama zobacz.

Zerknęłam ponad ramieniem Daphne. No jasne. Pisała o Czarze Łez i wspominała o tym, że pan Nickamedes

��������
121
Page 122: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

planuje wyjąć ją z magazynu i wyeksponować w gablocie. Przejrzałam tekst do końca, ale nie dowiedziałam się niczego nowego. Może się myliłam? Może Jasmine miała Historię artefaktów dlatego, że potrzebowała jej do odrobienia zadania?

No tak, ale nadal nie wiedziałam, po co poszła wieczorem do biblioteki. Może chciała rzucić jeszcze raz okiem na czarę? Ale po co? Dlaczego o tej porze? Tak późno, kiedy wszyscy już wyszli?

- Hej - zwróciłam się do Daphne. - Nie wiesz, co Jasmine robiła wieczorem w bibliotece? Po co tam poszła? Pamiętam, że widziałam tam wcześniej waszą czwórkę, ty, Jasmine, Morgan i Samson. Po co mogła wrócić?

Daphne wzruszyła ramionami. - Poszłyśmy do akademika i chwilę siedziałyśmy razem,

oglądając telewizję i pisząc esemesy. Jasmine powiedziała, że chyba zostawiła w bibliotece sweter i pójdzie po niego, póki jest jeszcze otwarta. Wtedy widziałam ją po raz ostatni.

Daphne zachmurzyła się i zaczęła bębnić palcami po laptopie, puszczając różowe iskry, które krążyły po pokoju jak miniaturowe robaczki świętojańskie. Wróciłam na łóżko, usiłując dojść do siebie po doświadczeniu ze zdjęciem. Starałam się przypomnieć sobie, co mama, policjantka przecież, zrobiłaby w mojej sytuacji, jak szukałaby wyjścia z zaułka. Ale nic mi nie przyszło do głowy.

- No cóż, dzięki za pomoc - powiedziałam w końcu. -Jestem... wdzięczna.

Daphne zrozumiała to jako sugestię, że powinna już iść. Wstała, podniosła wielką torebkę z podłogi i zarzuciła ją na ramię. A potem spojrzała na mnie.

��������
122
Page 123: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Co teraz zrobisz? - spytała. - Jedyne, co masz, to wypra-cowanie na historię mityczną, podarte zdjęcie i jakieś uczucia. Nic to nie mówi na temat tego, co się stało. Przyznaj, Gwen, wszystko wskazuje na to, że jakiś żniwiarz wdarł się do biblioteki, żeby ukraść Czarę Łez, a Jasmine miała po prostu pecha, że stanęła mu na drodze. Dlatego zginęła. Nie ma żadnej tajemnicy, konspiracji czy co tam sobie wyobraziłaś. To się tu nie zdarza.

Chciałam ją zapytać, dlaczego takie rzeczy jak morderstwo się zdarzają, dlaczego wszyscy uczniowie mają w przyszłości uczestniczyć w jakiejś głupiej starodawnej wojnie między bogami. Dlaczego bogowie nie walczą sami ze sobą i nie zostawią nas w spokoju? Ale Daphne dałaby mi prawdopodobnie taką samą odpowiedź, jak Carson. Oni oboje wychowywali się z tą świadomością. Dla nich było to naturalne.

Wzruszyłam ramionami. -Nie wiem. Skinęła głową i rzekła: - No, życzę ci szczęścia. Kiwnęłam jej w odpowiedzi. Kiedy była już w drzwiach,

zawołałam: -Daphne! Odwróciła się. - Daj Carsonowi szansę. Chłopak szaleje za tobą. - Nie wiem,

po co to powiedziałam. Może dlatego, że Daphne zachowała się w rezultacie bardzo porządnie, mimo że do pomocy nakłoniłam ją szantażem?

Zmarszczyła brwi. - Skąd wiesz?

��������
123
Page 124: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Bo dotknęłam tego amuletu, różyczki, tego, który wpadł za biurko, kiedy zabrałaś bransoletkę.

Skinęła głową. - Wtedy czułam nie tylko twoje emocje. Carsona również. Tak

naprawdę kupił ją dla ciebie. Powiedział tę historyjkę o Lecie Gaston, żeby przekonać się, jak zareagujesz, czy będzie ci się podobała. Chciał ci ją dać i zaprosić na bal, ale się wystraszył.

Daphne otworzyła usta ze zdziwienia, a w jej czarnych oczach ujrzałam nadzieję i zdumienie.

- Carson... Carson mnie lubi? Naprawdę? Nie wymyśliłaś sobie tego?

- Naprawdę. Nie zapominaj, że ja te rzeczy czuję. Możesz mi wierzyć.

Na twarzy walkirii pojawił się marzycielski uśmiech, ale przypomniała sobie, że na nią patrzę, więc szybko się opanowała i ścisnęła usta w cienką linię.

- Wiesz co, Gwen? Jesteś okay jak na kompletnego świra, który w dodatku fatalnie się ubiera.

Po tych słowach Daphne odwróciła się i z zadowolonym uśmieszkiem na ustach wyszła z pokoju. Najdziwniejsze było to, że ja też uśmiechałam się do niej.

��������
124
Page 125: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 11 Nie spałam dużo tej nocy, głównie dlatego, że wciąż czułam

efekty uboczne dotknięcia fotografii, nadal odzywała się echem wściekłość Jasmine i migrena, którą spowodowała.

Właściwie do tej pory powinnam się już była nauczyć. W końcu dzięki cygańskiemu darowi przez te wszystkie lata widziałam i doświadczyłam mnóstwa rzeczy - dobrych, złych i po prostu okropnych. Nadal nie mogłam uwierzyć, że Jasmine Ashton - dziewczyna ładna, doskonała i bogata, która mogła mieć wszystko, czego zapragnie - była w stanie tak nienawidzić swojej najlepszej przyjaciółki. Nawet jeśli podejrzewała, że za jej plecami kręci z Samsonem. Faceci. Kompletnie nie są warci takich przeżyć.

Z powodu niewyspania następnego dnia nie miałam humoru, co szczególnie ujawniło się przed piątą lekcją, wuefem.

Nienawidzę wuefu. Nie dość, że chodziłam do szkoły dla potomków mitycznych

wojowników, to jeszcze oczekiwano ode mnie, że poprawię koordynację ruchową. Wuef w akademii był kompletnie inny niż w mojej dawnej szkole. Nie grano w kosza, softball ani w siatkówkę.

��������
125
Page 126: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Po pierwsze, dlatego że w sali gimnastycznej zgromadzono za dużo rozmaitej broni.

Jak wszystko w Akademii Mitu, sala gimnastyczna była wielka, wysokości jakichś kilkudziesięciu metrów. Z belek zwieszały się kolorowe transparenty ogłaszające różne zawody, a przy dwóch przeciwległych ścianach stały drewniane ławy. Podłogę wyłożono grubymi matami skrywającymi boisko do kosza, a na jednej ze ścian ustawiono stojaki na broń. Miecze, sztylety, łuki, kije i inne, których nawet nazwy nie znałam, ale które wyglądały, jakby wystarczyło je dotknąć, żeby zostać rozciętym na pół.

Na wuefie nie chodziło bynajmniej, jak w mojej dawnej szkole, o to, żeby zebrać jak najwięcej punktów czy najdalej skoczyć. Skąd. Tutaj? Tutaj oczekiwano od nas, że nauczymy się posługiwać tymi wszystkimi morderczymi przyrządami ustawionymi w sali. Jak zabić, okaleczyć czy torturować przeciwnika.

W tej jednak chwili to ja byłam poddawana torturom. - Hejaaa! - wrzasnęła dziewczyna przede mną, rzucając się ku

mnie z podniesionym mieczem wycelowanym w moją głowę, najwyraźniej z zamiarem walnięcia mnie na śmierć, na śmierć, na śmierć.

Wystraszona, odskoczyłam i też podniosłam miecz. Klinga uderzyła o klingę, a siłę ciosu poczułam aż w ramieniu. Broń wypadła mi z ręki, już po raz piąty w ciągu ostatnich pięciu minut.

- Masz zablokować mój cios i spróbować mi oddać, a nie upuszczać miecz za każdym razem - powiedziała Talia Pi-zarro, przewracając oczami. - Rety, Gwen, w walce naprawdę jesteś do niczego.

��������
126
Page 127: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- To dla mnie żadna nowość - zamruczałam. Na początku zajęć losowałyśmy osoby, z którymi miałyśmy

dziś ćwiczyć. Talia miała pecha wylosować mnie. Talia, Amazonka wysokości niemal metr osiemdziesiąt, czarnoskóra, z krótkimi czarnymi włosami, była kapitanem żeńskiej drużyny szermierczej i gdyby chciała, mogłaby podziurawić mnie jak sito. Podobnie jak inne Amazonki była niezwykle zwinna. Poruszała się z szybkością błyskawicy. W jednej sekundzie stała przede mną, w następnej wymierzała mi już szósty cios pod rząd.

- Spróbujmy jeszcze raz - warknęła. - Może ci to nic nie da, ale ja chcę zdać sprawdzian z posługiwania się bronią.

No jasne. Były też sprawdziany. Oceniano to, jak sprawnie potrafię odciąć czyjąś głowę albo czy trafię strzałą w czyjeś oko. Byłam dumna z najwyższej średniej ocen w dawnej szkole, ale wuef w akademii było to coś, co z pewnością obleję w tym semestrze i w każdym innym. Zajęcia z wuefu i posługiwania się bronią trwały przez cały czas aż do ostatniego semestru w szkole. Co za frajda!

Talia patrzyła na mnie z morderstwem o oczach, więc sięgnęłam po miecz. Chwilę odsapki wykorzystałam też na rzucenie okiem w bok, gdzie Morgan McDougall walczyła z inną walkirią.

Jedynie zajęcia z wuefu miałam wspólnie z Morgan i ob-serwowałam ją od początku lekcji. Może to bzdura i może czepiałam się tego jak tonący brzytwy, ale odnosiłam wrażenie, że istnieje jakiś związek między zamordowaniem Jasmine a podartym zdjęciem Morgan i Samsona. Coś oczywistego, co mi cały czas umyka.

��������
127
Page 128: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Nie tylko ja interesowałam się Morgan. Połowa chłopaków w sali śledziła ją wzrokiem, bo jej biust znacznie lepiej wypełniał obcisłą białą podkoszulkę niż u pozostałych dziewczyn. A Morgan doskonale zdawała sobie sprawę, że chłopcy na nią patrzą. Dziesięć minut wcześniej celowym przypadkiem rozlała na siebie wodę, przyklejając podkoszulek do czarnego biustonosza, który miała pod spodem.

Morgan i jej partnerka skończyły ostatnią rundę. Morgan spojrzała na wysadzany diamencikami zegarek, powiedziała coś do koleżanki i wymknęła się z sali.

Zmrużyłam oczy. Jeszcze nie minęła połowa lekcji. Dokąd ona poszła?

- Trzymaj - zawołałam, podając swój miecz Talii i biegnąc za Morgan.

- Hej, dokąd to? - syknęła Talia, ale nie zwracałam na nią uwagi.

Właściwie nie musiałabym chodzić na zajęcia z wuefu, bo nie byłam potomkinią mitycznych wojowników i nie miałam nic wspólnego z panteonem, żniwiarzami ani wojną chaosu. Ale chciałam dowiedzieć się, co się stało z Jasmine, a śledzenie Morgan mogło mi w tym pomóc.

Trzymałam się blisko ściany, żeby nie zwracać uwagi ani na siebie, ani na fakt, że wieję z połowy lekcji. Nikt mnie nie za-uważył, ponieważ wszyscy zajęci byli dawaniem sobie w kość.

Nawet Logan Quinn, który był po przeciwnej stronie sali gimnastycznej. Logan i Oliver Hector, drugi Spartanin, ćwiczyli pod okiem trenera Ajaksa. Wielki, krzepki trener wyszczekał jakieś polecenie, a chłopcy skłonili się sobie, po czym przykucnęli. Ajaks podniósł rękę, machnął nią i Spar-tanie natarli na siebie.

��������
128
Page 129: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Plask! Plask! Plask! Kije wirowały tak, jak Logan i Oliver - skłaniali się i obracali

w walce, próbując nawzajem roztrzaskać sobie czaszkę. Walka trwała może pół minuty, zanim Logan zrobił jakiś wymyślny ruch, podciął kijem nogi Oliverowi i rzucił się na niego, przystawiając mu krawędź kija do gardła. Zwycięzca: Logan Quinn.

Pan Ajaks znowu coś warknął i klasnął w dłonie, najwyraźniej zachwycony zdolnym uczniem. Logan uśmiechnął się i odsunął na bok, elegancko wywijając kijem, jakby to była batuta, a nie śmiercionośne narzędzie. Naturalnie, kochał wuef. Dawanie wycisku to to, w czym był znakomity. Szczególnie jeśli wierzyć pogłoskom na temat Logana i tego, jak rozhukani, nieopanowani i szaleni są wszyscy Spartanie.

I bardzo dobrze wyglądał w walce. Miał na sobie podkoszulek z odciętymi rękawami odsłaniającymi muskuły rąk, którego ciemnoniebieski kolor podkreślał błękit oczu, dzięki czemu niemal jarzyły się w jego twarzy. Logan otarł twarz krawędzią podkoszulka, odsłaniając płaski, umięśniony brzuch.

Zatrzymałam się, całkowicie zauroczona. Jaki... niezły. I te mięśnie! Samson Sorensen mógłby mu pozazdrościć. Zastanawiałam się, czy inni Spartanie w szkole też byli tak niebezpieczni i seksowni jak Logan, czy też tylko on został obdarowany urokiem typowym dla rzezimieszka.

W tarczę tuż za mną uderzyła strzała, wyrywając mnie z oczarowania. Potrząsnęłam głową i ruszyłam się z miejsca. Nie przyszłam tu gapić się na Logana. Mam śledzić walkirię.

��������
129
Page 130: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wybiegłam przez te same drzwi, co Morgan, i znalazłam się na małym podwórku łączącym salę gimnastyczną z krytym basenem stanowiącym część potężnego kompleksu sportowego akademii.

Poza hiacyntami i wiązowcami znajdowała się tam okrągła fontanna z marmurowymi nimfami wyrzucająca w górę strumienie wody. Jak i inne posągi, nimfy wydawały się nieco zbyt realistyczne, jakby lada chwila miały wyskoczyć z wody i przebić trójzębem nieszczęśnika, który akurat znalazł się w pobliżu. Przez długie, wijące się pasma przypominających wodorosty włosów obserwowały mnie szelmowskim wzrokiem. Brrr. Szczególnie, że wszystkie były całkiem nagie.

Rozejrzałam się po podwórzu, ale nigdzie nie widziałam Morgan. Czyżby poszła na basen?

Nagle usłyszałam cichy chichot i ruszyłam w tamtym kierunku. Ktoś coś powiedział półgłosem, a potem znowu rozległ się chichot, nieco głośniejszy i bardziej flirciarski. Schowałam się za rząd drzew stojących przy ścianie i podążyłam w kierunku źródła dźwięku aż na drugi koniec, koło dużego, rozłożystego drzewa. Wstrzymałam oddech i wyjrzałam za róg.

Kilka metrów ode mnie, koło ściany budynku, stali ukryci za niskim krzewem Morgan McDougall i Samson Sorensen i wysysali z siebie oddech.

Otworzyłam usta ze zdziwienia. Wiedziałam, że Jasmine coś podejrzewała, ale co innego przekonać się na własne oczy. Szczególnie że oni tak wyraźnie... czerpali z tego przyjemność. Gdyby Morgan wsunęła język nieco głębiej w usta Samsona, to by przewierciła mu głowę na

��������
130
Page 131: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wylot. Ręce Samsona też nie próżnowały, gładząc i ściskając wszystko, co tylko się dało. A ona nie stawiała mu oporu. Dodajcie do tego fakt, że Samson miał na sobie wyłącznie slipy kąpielowe i klapki, i macie już wszystkie składniki pornosa. Nieokiełznane hulanki uczniów Akademii Mitu.

Kiedy po dłuższej chwili oderwali się od siebie, z trudem oddychali.

- Chodź, kochanie - zagruchała Morgan. - Chodźmy do naszego miejsca w przebieralni. Nie mogę się doczekać, kiedy położę ręce na tym twoim twardym ciele.

Prychnęłam. Wydawało mi się, że już to robi, skoro była przyklejona do niego ciaśniej niż jego własne mokre slipy. Samson uśmiechnął się, ale potrząsnął głową.

- Przepraszam cię, trener Lir pastwi się nad Kenziem Tanaką, bo ma o dwie sekundy gorszy czas w biegu sztafetowym. Musisz poczekać aż do wieczornego ogniska. Poza tym akurat teraz nie powinniśmy być widywani razem, zapomniałaś? Chodzi o to, że Jasmine od kilku dni nie żyje. Jak by to wyglądało?

Morgan zaryła palcami po jego klatce piersiowej, produkując zielone iskry.

- Mam w nosie, jak to wygląda. Dość tego ukrywania się. Powinieneś z nią zerwać, kiedy jeszcze żyła.

Otworzyłam oczy ze zdumienia. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Czyżby to oni zamordowali Jasmine, żeby być ze sobą? Wydawało się to nieco skrajne, nawet jak na Akademię Mitu, gdzie mało rzeczy miało sens.

- Jasne, ten, kto ją zabił, wyświadczył nam przysługę -rzekł Samson. - Wiesz dobrze, że nie pozwoliłaby mi odejść.

��������
131
Page 132: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Chciała, żebyśmy się pobrali i żyli razem do końca życia, lecz nie miała zamiaru nawet się ze mną przespać.

Morgan znowu zaryła palcami po klatce piersiowej Samsona, strzelając w powietrze iskrami, a jej paznokcie zostawiły na skórze chłopaka czerwone bruzdy, ale Samson nie zwrócił na to uwagi.

- Jasmine powiedziała mi, że zdradzasz ją z kimś innym - parsknęła Morgan. - Nie podejrzewała nawet, że ze mną.

To nie tak, pomyślałam. Jasmine dobrze wiedziała, że Morgan bzyka się z jej chłopakiem. Pewnie nie zdążyła nic zrobić w tej sprawie, zanim została zamordowana w bibliotece.

- To zobaczymy się na ognisku? - zagruchała znowu Morgan i objęła ramionami szyję Samsona.

- Oczywiście. I po ognisku. Wymkniemy się i zrobimy sobie własną imprezkę.

Samson posłał jej filuterny uśmiech. Pochylił głowę i znowu zaczęli się całować...

Ktoś zacisnął rękę na moim ramieniu. Udało mi się zdławić okrzyk zaskoczenia. Odwróciłam się i zobaczyłam, że za mną stoi wściekła Talia Pizarro.

- Co ty tu robisz? - syknęła. - Wyleciało ci z głowy, że miałyśmy walczyć?

- Potrzebowałam chwili wytchnienia - skłamałam gładko. Przysunęłam się bliżej, zmuszając Talię do cofnięcia się.

Nie chciałam, żeby domyśliła się, że podglądałam Morgan i Samsona.

Demonstracyjnie zebrałam włosy w węzeł i zaczęłam wa-chlować się dłonią, jakbym chciała się ochłodzić.

- Nie zauważyłaś, że w sali jest ze czterdzieści stopni?

��������
132
Page 133: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Moje wyjaśnienie chyba ją zadowoliło, choć spojrzała na mnie nieprzychylnie, zła, że musiała iść za mną aż tutaj.

Jeszcze chwilę zajmowałam się porządkowaniem włosów, co dało mi pretekst do spoglądania przez ramię, ale Samson i Morgan opuścili już miłosne gniazdko. Może poszli do przebieralni na szybki numerek. Nie czułam się jednak zawiedziona. Wiedziałam, gdzie będą wieczorem. I miałam zamiar być nieproszonym gościem na ich imprezie.

Bo z tą dwójką coś mi nie grało - i byłam gotowa się założyć, że miało to wiele wspólnego ze śmiercią Jasmine.

- Chodź, Gwen - warknęła Talia. - Chcę zrobić jeszcze kilka rundek, zanim skończy się lekcja.

Usatysfakcjonowana z rezultatów, pozwoliłam Amazonce zaciągnąć się z powrotem do sali gimnastycznej.

��������
133
Page 134: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 12 Na wieczór zaplanowano ognisko. Najwyraźniej była to

tradycja szkoły. Organizowano je w przeddzień balu. Bal, naturalnie, miał być w stołówce. Nawet tu dyrekcja nie mogła znaleźć lepszego miejsca. Niektóre rzeczy są niezmienne, niezależne od szkoły.

Normalnie nie poszłabym na ognisko, ponieważ nie bywałam na żadnych zajęciach pozalekcyjnych. Brakowało mi przecież przyjaciół, którym by zależało na mojej obecności. I nie byłam na tyle popularna, aby inni zwrócili uwagę, czy się pojawiłam na Wielkiej Imprezie. No i nie miałam chłopaka, z którym chciałabym się zaszyć pod kocem przed ogniskiem' Jednak Morgan i Samson umówili się tam, więc postanowiłam sprawdzić, co planują. Liczyłam na to, że coś ciekawszego niż ocieranie się o siebie.

Może się myliłam, ale nie potrafiłam otrząsnąć się z wrażenia, że ta dwójka maczała palce w morderstwie Jasmine. Może jej nie zabili, ale mimo to, ta sprawa mi śmierdziała. A poza tym nie miałam żadnych ważnych planów na wieczór poza siedzeniem w pokoju, czytaniem komiksów i opychaniem się słodyczami.

��������
134
Page 135: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Ognisko zostało zorganizowane w amfiteatrze na jednym z dziedzińców położonym nieco poniżej biblioteki antycznej. Wzięłam prysznic, założyłam czyste dżinsy, podkoszulek i czerwoną bluzę i wyszłam z akademika. Minęła siódma lecz, jak to w październiku, wokół panowały ciemności. Było chłodno, ale nie bardzo, a na czarnym, aksamitnym niebie mrugały gwiazdy jak cekiny na sukni królowej balu.

Płaskie kamienne stopnie służące także jako miejsce do siedzenia, ułożone w półkole, schodziły w dół, ku scenie. Kamienie, z których został zbudowany amfiteatr, nie były szare, jak w budynkach kampusu, lecz białe, skrzące się plamkami koloru nieba: błękitnym, perłoworóżowym, jasnofiołkowym. Nad sceną dominowały cztery kolumny zwieńczone siedzącymi na kuli chimerami, które rzucały złe spojrzenia na widownię.

Zanim się pojawiłam, scenę już usunięto i w kamiennym kręgu rozniecono ogień. Myślałam, że dzieciaki będą się śmiać, rozmawiać, szybko zmierzać ku pijaństwu, ale o dziwo wszyscy zachowywali się spokojnie, nawet poważnie. Nie gromadzili się w grupkach, tylko stali w kolejce wspinającej się na szczyt amfiteatru. Nie byłam pewna, co się dzieje, więc trzymałam się z tyłu, z dala od migoczącego ognia.

Uczniowie jeden po drugim podchodzili do wysokiego mężczyzny ubranego w lazurową pelerynę ze srebrną nicią i w wieniec ze srebrnych liści na głowie. Od tyłu oświetlał go ogień i dopiero po chwili poznałam, że to pan Nickamedes. Cóż on wyczyniał? Dlaczego ubrał się w tę idiotyczną pelerynę i wieniec? Miał grać w jakiejś sztuce?

Inni studenci nie wydawali się jednak zdziwieni jego wyglądem. Nikt nie szydził, nie chichotał, nic takiego.

��������
135
Page 136: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wszyscy zachowywali się poważnie, jak na pogrzebie. Kiedy mijali pana Nickamedesa, sięgali do dużej srebrnej misy, którą trzymał w rękach, i nabierali garść czegoś ze środka. Przy-glądałam się dziewczynie, pierwszej w kolejce. Chwilę stała przed ogniem, po czym rzuciła weń garść srebrnego proszku. Szuuu!

Płomień buchnął z większą siłą, goręcej, a pomarańczowe płomienie zrobiły się lekko srebrzyste w odcieniu. Wszyscy, jeden po drugim, powtarzali ten rytuał, w tym pani Metis, trener Ajaks i inni nauczyciele. Zanim do ogniska dotarła ostatnia osoba, płomienie sięgały już górnych siedzeń amfiteatru, a gorące powietrze drgało, jakby tańczyły w nim duchy. Nie chodziło tylko o gorąco - atmosfera była naładowana. Czuło się pradawną, czujną, mądrą siłę, która zawsze pojawiała się, kiedy babcia Frost miała wizję. Zadrżałam i objęłam się rękami. Nawet jeśli nie wierzyłam w magię i całe to bajdurzenie, które wylewali z siebie profesorowie, to teraz, tutaj, niemal mogłabym uwierzyć w to, że bogowie i mityczne potwory są prawdziwe - i patrzą na nas z góry.

- Dedykujemy ten ogień tym, którzy walczyli przed nami - powiedział pan Nickamedes. - Niech światło ich poświęcenia

przegna mroki i przywróci porządek tam, gdzie panuje chaos. Żyjemy dzięki nim i oni żyją w nas.

- I oni żyją w nas - powtórzyli wszyscy, a echo zwielokrotniło ich głosy.

Przez moment ogień - zimy, bardziej srebrny niż złoty -zapłonął jaśniej i wzniósł się jeszcze wyżej. Zamrugałam oczyma - i złudzenie prysło. Było tylko zwykłe ognisko wesoło trzaskające w kamiennym kręgu, pachnące dymem

- nic więcej.

��������
136
Page 137: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Rytuał się skończył i już po chwili zapanował swobodny nastrój. Wydawało się, że ledwie mrugnęłam, a wszystko powróciło do normy.

Młodzież stała wokół ognia, śmiejąc się, rozmawiając i chichocząc, siedziała na leżakach lub kuliła się pod kocami na kamiennych stopniach. Nie zauważyłam tego wcześniej, że niedaleko ogniska ustawiono stoły z wymyślnymi potrawami i napojami, jak zwykle w akademii. Niektórzy już trzymali metalowe pręty, na których obsmażali w ogniu puchate słodkie pianki.

Widok ten pomógł mi pozbyć się dziwacznego wrażenia, które ogarnęło mnie wcześniej, i przypomniałam sobie, po co w ogóle tu przyszłam. Mmm. Przysmażane pianki. Mój przysmak. Muszę sobie zrobić zapasik i zabrać do pokoju. Jak już się dowiem, co knują Morgan i Samson.

Pani Metis, trener Ajaks i kilku innych nauczycieli zaczęło patrolować teren, pilnując, by nikt nie wykręcił jakiegoś głupiego numeru. Wiecie, na przykład nie podpalił komuś czupryny szczapą wyciągniętą z ogniska.

Profesorowie mieli również pilnować, by nie pito alkoholu. Pomimo surowych reguł panujących na terenie kampusu kilka osób pociągało z małych flaszek, kiedy wydawało im się, że nikt nie patrzy. Inni, bardziej bezczelnie, popijali piwo, wino czy jeszcze coś innego z plastikowych kubków. Kilkoro, głównie Rzymianie, przynieśli nawet puszki, które otwierali, oblewając się przy okazji piwem, a gdy je wypili, puste zgniatali na własnym czole. Ale jak długo nie było awantur, nauczyciele nie interweniowali - przynajmniej dzisiaj.

Obeszłam ognisko bokiem, trzymając się w cieniu i wypa-trując Morgan i Samsona. Nie zauważyłam ich od razu, ale za

��������
137
Page 138: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

to ujrzałam kogoś innego - Carsona Callahana. Grał na jakimś bębenku, chyba nazywało się to bodhran, w zaimprowizowanym zespole, który ulokował się koło bufetu. Był tam chłopak z gitarą, skrzypaczka i jeszcze jeden chłopak z cymbałami. Przypominało to jam session z szybką, kołyszącą muzyką irlandzką. Całkiem nieźle brzmiało. Pomachałam do Carsona, ale oczywiście nie zauważył mnie, więc poszłam dalej.

Nie byłam jedyną osobą, która obserwowała Carsona. Po drugiej stronie ogniska widziałam Daphne Cruz, kompletnie wpatrzoną w lidera zespołu. A obok niej stała Morgan McDougall. Nie zatrzymałam się, tylko starałam się wyglądać, jakbym tak tylko się przechadzała, a nie śledziła jedną z najbardziej znanych dziewczyn w szkole. Morgan stała, z plastikowym kubkiem piwa w ręce. Daphne też coś piła, ale wyglądało to raczej na szprycera.

Tak się zagapiłam na Morgan i Daphne, że nie patrzyłam, dokąd idę, i znowu na kogoś wpadłam. Oczywiście, na Logana Quinna.

Spartanin miał w ręku napój gazowany, który rozlał sobie na podkoszulek, kompletnie przemaczając go z przodu. Och. Logan zakołysał się na piętach i otworzył usta, pewnie żeby przekląć fajtłapę, która go potrąciła. Ale kiedy mnie poznał, złość zmieniła się w szelmowski uśmiech.

- No no, znowu Cyganeczka - wycedził. - Naprawdę po-winniśmy dać spokój takim spotkaniom.

- Ojej, przepraszam, że znowu na ciebie wpadłam - wy-mamrotałam. - Naprawdę mi przykro.

Ucieszyłam się, że ciemności skrywają szkarłatny rumieniec zażenowania. Na ogół nie byłam taką niezgułą

��������
138
Page 139: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

i patrzyłam, gdzie idę. A poza tym nigdy wcześniej nie otworzyłam do niego ust, a w tym tygodniu nieustannie na niego wpadam - i to dosłownie! Spartanin pewnie pomyśli, że łażę za nim. Na tę myśl poczułam, że czerwienię się jeszcze mocniej.

Spróbowałam minąć go bokiem, ale zastąpił mi drogę. Spróbowałam z drugiej strony, ale znowu mnie zablokował.

- O co chodzi? - warknęłam, z każdą chwilą czując, że moje skrępowanie rośnie. Szczególnie że mokry podkoszulek Logana podkreślał mięśnie, od których nie mogłam oderwać wzroku. - Chcesz czegoś?

- Niczego prócz twego towarzystwa, Cyganeczko. Logan posłał mi seksowny uśmiech, który rozjaśnił również

błękit jego oczu. Musiałam przestać myśleć albo coś, bo dech mi zaparło i czułam, jak wali mi serce. Bum, bum, bum. Trochę głośniej i Logan na pewno usłyszy, a wtedy zapadnę się pod ziemię.

Po kilku sekundach gapienia się na niego rozsądek powrócił i przypomniałam sobie, z kim rozmawiam. Cholerny Logan Quinn, naczelny dziwkarz Akademii Mitu. Pewnie rozmawia ze mną tylko dlatego, że wcześniej mu odmówiłam, chce spróbować ponownie. Myśli, że samotna dziewczyna, która nie ma do kogo ust otworzyć, rzuci mu się w ramiona. Podpisze jeszcze jeden materac i już. Więcej nie będzie musiał ze mną gadać.

Kątem oka dostrzegłam, że Morgan szepcze coś do Daphne i daje nura w tłum. Idzie na randkę z Samsonem! Nawet Logan mnie nie powstrzyma przed przekonaniem się, co planują.

��������
139
Page 140: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Przykro mi - powiedziałam - ale moje towarzystwo udaje się w innym kierunku.

Zanim Logan zdążył odpowiedzieć, minęłam go i zniknęłam w ciemnościach.

Łatwo było śledzić Morgan, bo jej jasnobłękitny sweter i dżinsy dobrze odznaczały się na tle ciemnej trawy. No i poza tym walkiria już miała w czubie. Zataczała się, przystawała, od czasu do czasu popijając z plastikowego kubka, który niosła w ręce. Po opuszczeniu terenu amfiteatru kierowała się w stronę biblioteki.

Biblioteka starożytności nie wydawała mi się specjalnie romantycznym miejscem na spotkanie, ale nie spuszczałam Morgan z oka, starając się iść tak, by osłaniały mnie drzewa lub grupki spotykanych po drodze osób. Okazało się, nie warto było się starać. Walkiria ani razu nie obejrzała się za siebie. To tyle na temat dyskrecji.

Zastanawiałam się, czy tak właśnie Jasmine odkryła, że najlepsza przyjaciółka sypia z jej chłopakiem - idąc za nią, kiedy wymknęła się wieczorem z akademika. Nie wierzyłam, że Morgan jest w połowie tak sprytna, jak jej się wydaje.

Morgan wyszła na pagórek. Przykucnęłam, udając, że wiążę sznurówki adidasa, aby zdążyła przejść przez dziedziniec, a potem podążyłam jej tropem.

Gdy znalazłam się na szczycie, ujrzałam, że wchodzi po stopniach gmachu. Biblioteka została wcześniej zamknięta z powodu ogniska, więc walkiria skręciła w lewo, na patio, które okrążało budynek. Stały na nim metalowe stoły i kute krzesła, żeby podczas pięknej pogody można było uczyć się na zewnątrz.

��������
140
Page 141: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Nie popędziłam za nią, tylko idąc od drzewa do drzewa, zbliżałam się powoli w tym samym kierunku, cały czas mając ją na oku.

Ledwie walkiria skręciła, zza rogu wysunęła się jakaś ręka i wciągnęła ją w ciemności. Zamarłam ukryta za drzewem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie czai się tam morderca Jasmine, czy na pewno po zabraniu Czary Łez zniknął z kampusu, jak wszyscy uważali.

Ale chichot Morgan i głośny dźwięk jakby zasysania upewniły mnie, że to nic takiego. Podniosłam oczy do nieba. Wyglądało na to, że Samson już tam jest.

-Nareszcie się pojawiłaś. Oczywiście, to głos Samsona dobiegł mnie z mroku patia.

Wytężyłam wzrok. Dzięki latarniom otaczającym bibliotekę udało mi się dostrzec sylwetkę Wikinga.

- Uhmmm - mruknęła zgodnie Morgan. Znowu jakieś ssąco-ciamkające dźwięki i coś, co przypo-

minało rozsuwanie zamka błyskawicznego. Morgan znowu zachichotała, zaszurało ubranie. Po chwili Samson jęknął.

- Ooo tak, kochanie, mocniej, mocniej! Morgan wydała z siebie jakiś charkot i najwyraźniej starała się

spełnić prośbę. Wzdrygnęłam się, powstrzymując chęć zatkania uszu i

popędzenia z powrotem do ogniska. Miałam nadzieję, że usłyszę, jak rozmawiają o śmierci Jasmine, a nie jak Morgan robi Samsonowi loda.

Wymiot, wymiot, wymiot. Z górnych pięter biblioteki posypał się grad kamyczków,

uderzając z niemal metalicznym stukotem o kamienne patio, ale Morgan i Samson byli zbyt zajęci, żeby zwrócić uwagę.

��������
141
Page 142: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wychyliłam się spod drzewa i zadarłam głowę, zadowolona, że mogę się od nich oderwać.

Jeden z posągów stał chyba bliżej krawędzi dachu niż poprzednio. Po chwili rzeźba na moich oczach zakołysała się, przechyliła i zaczęła spadać. Niewątpliwie wyląduje na Morgan i Samsonie.

- Uwaga! - krzyknęłam. Zaskoczeni, odsunęli się od siebie. Samson spojrzał w górę,

rzucił się na Morgan, przewrócił ją i wylądowali razem poza niebezpiecznym obszarem. Tuż za nimi, w miejscu, gdzie stali kilka sekund wcześniej, leżała rozbita na tysiące fragmentów rzeźba.

Podbiegłam i spytałam: - Nic wam nie jest? - Zejdź ze mnie - wymamrotała Morgan. - Pognieciesz mi

nowy kaszmirowy sweter. Samson z mruknięciem sturlał się na bok, prosto w światło

lampy. Hm, poniżej pasa był cały goły; kiedy Morgan zabrała się już do roboty, to nie próżnowała.

- Nic wam nie jest? - powtórzyłam, odwracając wzrok, gdy Samson podniósł się, żeby założyć spodnie.

- Nic nam nie było, póki się nie pokazałaś, wariatko -mruknęła Morgan.

Wstała, otrzepała się z piasku i obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem. Po czym rozejrzała się za piwem, które odstawiła na metalowy stół. Stół z kubkiem przewrócił się i walkiria wydawała się bardziej przygnębiona rozlaniem piwa niż tym, że niemal straciła głowę.

-A co ty tu w ogóle robisz? - spytał podejrzliwie Samson. - Podglądałaś nas?

��������
142
Page 143: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

W głowie poczułam kompletną pustkę. - Ja... - wymamrotałam. - Daj spokój, to tylko Cyganka, ta stuknięta. Co cię obchodzi,

co robiła? - zniecierpliwiła się Morgan. - Chodźmy stąd. Natychmiast. Od razu ci mówiłam, że to idiotyczne miejsce. Moglibyśmy po prostu pójść do akademika, ale me, ty lubisz robić to publicznie.

- A ty to niby nie - prychnął Samson. - Po południu zaata-kowałaś mnie na dziedzińcu niemal na oczach wszystkich.

Morgan oparła ręce na biodrach i otworzyła usta, żeby powiedzieć Samsonowi do słuchu, ale przypomniała sobie o mojej obecności.

Nie zdążyłam zaprotestować przeciwko nazywaniu mnie stukniętą, bo Morgan spojrzała na mnie ze złością i jak furia przemknęła obok, ciągnąc Samsona za rękę.

No cóż, nie udało się. Nie dowiedziałam się niczego poży-tecznego, za to na pewno ta dwójka nabrała przekonana, że jestem zbokiem, który lubi popatrzeć sobie na seks oralny. Westchnęłam.

Usunęłam chwilowo z myśli porażkę i wstyd i spojrzałam na górne piętra biblioteki. Jako policjantka, moja mama, Grace, nie wierzyła w zbiegi okoliczności i nauczyła mnie im nie dowierzać. Nic więc dziwnego, że zaczęłam się zastanawiać, jakim sposobem posąg zaczął się chwiać akurat w tym momencie, kiedy Morgan i Samson pod nim stali.

Czy ktoś jeszcze spostrzegł, jak się wymykają na randkę? Czy ktoś chciał któremuś z nich wyrządzić krzywdę? Jeśli tak, to kto? I dlaczego?

Jedynie Jasmine miała powód ich nienawidzić. To znaczy nikt inny nie przychodził mi do głowy. Z tym że Jasmine

��������
143
Page 144: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nie żyła. Nie wiedziałam o wszystkim, co się dzieje w akade-mii, ale byłam pewna, że zmarli nie mogą nic zrzucać z dachu.

Wlepiłam wzrok w kamienne odłamki. Rzeźba była większa ode mnie, ale niewiele z niej zostało. Była bardzo stara i spadła z tak wysoka, że uderzenie w ziemię niemal starło ją na proch. Tu i ówdzie jednak leżały większe kawałki. Może dzięki mojemu darowi mogłabym czegoś się dowiedzieć? Może to był zwykły wypadek i kamień powie mi tylko

0 swoim wieku i o zniszczeniach, jakich dokonał czas? Ale niewykluczone, że ktoś przyłożył się do tego upadku - wobec tego dowiem się, kto to był, i zbliżę się do rozwikłania zagadki śmierci Jasmine.

Wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć kamienia, sprawdzić, czy przekaże mi jakieś wibracje, kiedy za mną rozległ się złowieszczy ryk.

Nigdy nie słyszałam nic równie groźnego. Zamarłam, a potem powoli odwróciłam się. Na patio za mną stał potwór. Wyglądał jak pantera, ale był

większy. Dużo, dużo większy. W kłębie sięgał mi do pasa, a na długość miał więcej niż metr sześćdziesiąt. Miał kompletnie czarną sierść o odcieniu nieco czerwonawym

i czerwone oczy - o głębokiej, ciemnej czerwieni, która przypominała mi ogień, krew i śmierć. Potwór wyglądał, jakby wyszedł z podręcznika historii mitycznej, jakby zmaterializował się po to, by mnie pożreć.

Pantera, kot czy co to było - otworzyła pysk i znowu wydała z siebie ryk. Światła z lamp otaczających bibliotekę oświetlały ostre jak brzytwa zęby w jej paszczy.

A potem pantera zamknęła pysk, oblizała się długim czer-wonym językiem i ruszyła w moim kierunku.

��������
144
Page 145: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 13 O nie! Nie wiedziałam dobrze, co to była za pantera, z jakiego

mitycznego koszmaru wyskoczyła, ale nic, co miało takie wielkie zębiska, nie czaiło się w ciemnościach po to, by nawiązywać przyjacielskie stosunki.

Jak gdyby czytając w moich myślach, pantera wydała z siebie coś w rodzaju cichego chichotu, jakby się ze mnie ś m i a ł a . Złośliwy syk zamroził mi krew w żyłach. Przestałam oddychać. Pantera uśmiechnęła się, znowu pokazując zęby, i zbliżyła się o kilka kroków. Miała łapy większe niż moje ręce, i w dodatku zakończone ostrymi jak igły pazurami. Przy każdym kroku potwora pazury skrobały o kamienie na patio, odmierzając czas do mojej śmierci jak sekundowa wskazówka na zegarze.

Przygwoździło mnie do ziemi. Częściowo ze strachu - bałam się, że jeśli spróbuję się ruszyć, to ugną się pode mną kolana. Ale również dlatego, że z programów przyrodniczych w telewizji doskonale wiedziałam, że pantery nie przegonię. No i nie miałam czym się bronić. Choć nawet gdybym miała miecz, wątpię, czy bym wiedziała, jak się nim posłużyć.

��������
145
Page 146: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Po raz pierwszy żałowałam, że nie starałam się bardziej na wuefie, kiedy trener Ajaks i inni instruktorzy pokazywali, jak zabijać tych złoczyńców żniwiarzy. No ale prawdę mówiąc, nigdy nie wierzyłam w te mityczne opowieści. A teraz w szybkim tempie się nawracałam. Bo ten stwór był bardzo, ale to bardzo realny i miał bardzo, ale to bardzo ostre pazury.

Pantera krążyła wokół mnie w dość dużej odległości. Wy-dymała nieco wargi, jakby się dąsała i wydawała się rozcza-rowana, że nie uciekam. Ani nawet nie krzyczę. Ogonem, który miał co najmniej metr długości, machała z prawa na lewo, pewno ze złością. Albo z oczekiwaniem. Nie wiem. Zawsze wolałam psy.

Odchrząknęłam i pantera zatrzymała się, strzygąc uchem. Nasłuchując. -Miiiły kotek...

Stwór zmrużył oczy, w głębi których płonął czerwony ogień, i znowu wydał z siebie syk. Nie, wcale nie miły kotek!

Pantera czaiła się na drugim końcu patia. Jak tylko odwróciła się, momentalnie schyliłam się i sięgnęłam po największy odłamek rozbitego posągu, jaki wpadł mi w oko. Mignęła mi myśl, że może kamień da mi wizję, ale nie. Albo może wizja nie mogła się przebić przez panikę.

Nie wiem, co to był za posąg, może gargulec. Cokolwiek jednak to było, miało rogi. Jeden z nich trzymałam właśnie w ręce. Zastanawiałam się, czy jest wystarczająco osty, by przeciąć skórę pantery. Pewnie nie. Po raz pierwszy pożałowałam, że nie mam siły walkirii ani chyżości Amazonki, ani zręczności w bitwie Spartanina - czegoś, co by mi się

��������
146
Page 147: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

teraz przydało. Co uratowałoby mnie przed rozerwaniem na strzępy. Poczułam, że spociły mi się ręce.

Pantera doszła do krawędzi patia i znowu ruszyła ku mnie. Jej czarny nos drgał, wargi znowu rozciągnęły się w uśmiechu. Czuła mój strach. Cuchnęłam nim.

Potwór miał już dość zabawy w kotka i myszkę, bo przysiadł na tylnych łapach, gotując się do skoku...

Poczułam siłę zderzenia. Zamknęłam oczy, czekając na ból rozdzierania pazurami... ale tymczasem poczułam tylko uderzenie ramieniem o posadzkę i czyjeś ręce wędrujące po moim ciele, jakby czegoś szukały.

- Daj to - coś mruknęło mi do ucha. Ktoś wyrwał z moich dłoni kamienny róg. Otworzyłam oczy.

Co się dzieje? Dlaczego jeszcze żyję? Spojrzałam... i ujrzałam ostatnią osobę, jakiej się spodziewałam.

Logana Quinna. Nie uciekał ani nie krzyczał, jak właściwie powinien. Jak

oboje powinniśmy. Stał między mną a panterą, ściskając w dłoni róg, jakby to była prawdziwa broń.

Pantera zmrużyła czerwono-czarne oczy i zaczęła okrążać Logana, by dobrać się do mnie. Ale chłopak zrobił krok w bok i stanął wprost przed nią. Pantera znowu syknęła, a na twarzy Spartanina pojawił się... uśmiech.

Wtedy dotarło do mnie, co on zamierza zrobić. Zamierza naprawdę walczyć! Walczyć... na śmierć i życie.

Nie! Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, kiedy pantera skoczyła na

Logana. Zaczęli turlać się po podłodze, warcząc, plując i sycząc na

siebie. Podniosłam się na nogi i odskoczyłam pod ścianę,

��������
147
Page 148: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nie wiedząc, jak mogę pomóc inaczej niż tylko usuwając się z drogi. Może powinnam pobiec z powrotem, do ogniska, po pomoc. Ale z jakiegoś powodu nie chciałam zostawiać Logana samego, w ciemności, z panterą.

Nie mogłam tego zrobić, skoro mnie przed nią uratował. Pantera zaczęła wyć, a mnie wydawało się, że wydawane

przez nią dźwięki wbijają się jak sztylety w moją głowę. Za-tkałam uszy palcami, nie rozumiejąc, jak Logan może przebywać w pobliżu źródła tego potwornego wycia. A potem rozejrzałam się za bronią, którą mogłabym pomóc chłopakowi w walce. Koło stołu stało żelazne krzesło, więc złapałam je i podniosłam w górę, ponad głowę.

Pantera leżała na Loganie, przyduszając go do ziemi i kłapiąc mu zębami przed nosem. Podbiegłam i z całej siły walnęłam potwora krzesłem prosto w głowę.

Nie zrobiłam mu żadnej krzywdy, ale odwróciłam jego uwagę od Logana. Monstrum machnęło ogonem jak batogiem i sięgnęło ku mnie łapą. Odgradzałam się od niego, zamiast tarczy posługując się krzesłem. Pazury pantery zaskrobały paskudnie po siedzeniu, iskrząc i rozrywając metal.

Wykorzystując chwilę, gdy uwaga potwora skierowana była na mnie, Logan zdołał podkulić nogi i jakimś cudem strącił go z siebie. Pantera poleciała, uderzając o ścianę, a Spartanin skoczył na nogi jak jakiś ninja. Nigdy nie widziałam niczego podobnego.

Pantera również stała już na łapach, ale nic jej to nie dało. Logan skoczył na nią i przebił ją kamiennym rogiem.

Zwierzę zawyło z bólu. Był to potworny dźwięk, przejmujący, zawodzący, od którego niemal pękły mi uszy. Miałam

��������
148
Page 149: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wrażenie, jakby pantera wołała coś albo kogoś, błagając o pomoc, wyzwolenie z bólu.

Na moim obrońcy nie robiło to jednak wrażenia. Z ponurą miną wyrwał róg z boku stworzenia i zadał ponowny cios. Pantera jeszcze raz zawyła i rzuciła się na chłopaka. Walczyli zbyt szybko, abym mogła śledzić ich poruszenia - dzika plątanina kończyn, pazury zadające ciosy.

Stałam, trzymając w ręku zniszczone krzesło. Znowu bym walnęła nim panterę, gdyby nie to, że bałam się przypadkowo rozbić Loganowi głowę.

Nie miałam jednak szansy na żadne czyny. Pantera wydała z siebie ostatni ryk i kłębowisko znieruchomiało.

Oniemiała przyglądałam się górze czarnego futra, pod którym uwięziony był Logan.

Spartanin nie żył. Nie mógł. Nikt by czegoś takiego nie przeżył. To jedyna myśl, jaka kotłowała mi się w głowie. Nie, nie, nie! Nie żył. Chciał mi pomóc, uratować mnie, a teraz nie żyje. Może i był dziwkarzem, który sypiał z każdą, i lubił nękać mnie bez powodu, ale nie był taki zły. Uratował mi życie.

Usłyszałam jakieś stęknięcie. Cofnęłam się o krok, zasta-nawiając się, czy pantera na pewno nie żyje. Przepełniała mnie złość, więc uniosłam krzesło, gotowa zatłuc nim zwierzę na śmierć w odwecie za zabicie Logana...

- Może byś odstawiła to krzesło i pomogła mi strącić z siebie tę górę? - dobiegł mnie wysilony głos.

Krzesło wysunęło mi się ze zmartwiałych palców i z łoskotem poleciało na posadzkę patia. Upadłam na kolana koło pantery.

��������
149
Page 150: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Logan! Ty żyjesz! Nie widziałam twarzy Logana, ale zauważyłam machającą

rękę. - Pewnie, że żyję. Jestem Spartaninem. Pomożesz mi, czy nie,

Cyganko? - Pomogę. Pewnie. Klęcząc, zakasałam rękawy. Nie chciałam dotknąć potwora,

nie chciałam przeżyć wściekłości i bólu, który czuł przed śmiercią, ale nie miałam wyboru. Zacisnęłam więc zęby, oparłam dłonie o futro zwierzęcia i zaczęłam pchać z całej siły.

I nic. Pantera była dla mnie zbyt ciężka. Ważyła co najmniej sto

kilo. Najdziwniejsze jednak było to, że nie poczułam żadnych

wibracji. Ani obrazów, ani uczuć, absolutnie nic. Zmarszczyłam brwi. Co się dzieje z moim darem? Nie działa już trzeci raz w tym tygodniu. Najpierw nie miałam wizji, kiedy dotknęłam Jasmine w bibliotece, potem po kontakcie z jej krwią, mimo że byłam cała nią umazana, a teraz też nic nie czułam, mimo że dotykałam trupa tego potwora...

- Na co czekasz? - zajęczał Logan. - Miażdży mi żebra i twarz, nie zauważyłaś tego?

Żadnym sposobem nie mogłam ruszyć pantery z miejsca. Byłam za słaba... Ale przyszło mi coś do głowy. Znałam kogoś odpowiednio silnego... i kto miał wobec mnie dług wdzięczności.

- Poczekaj chwilę - powiedziałam, gramoląc się na nogi. - Sprowadzę pomoc. Zaraz wracam.

- Co? Mam czekać?

��������
150
Page 151: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Logan zaczął coś mówić, ale już mnie nie było na patio. Pędziłam przez dziedziniec w kierunku, z którego przyszłam, a potem zbiegłam na drugi dziedziniec i do ogniska. Ktoś zdążył podłączyć radio do głośnika i głośna muzyka rockowa wzmagała zamieszanie w amfiteatrze.

Odnalezienie Daphne w tłumie zabrało mi niemal minutę. Stała koło ogniska i rozmawiała z Carsonem. Oboje się uśmiechali, żartowali, rzucali zalotne spojrzenia, kiedy im się wydawało, że nikt nie patrzy. Przewróciłam oczami.

Stanęłam przy nich, akurat kiedy Carson odstawił kubek, wziął głęboki oddech i spojrzał na Daphne.

- Zastanawiam się, czy... wiem, że to ostatnia chwila, ale j eśli nie j esteś umówiona na bal...

Wsunęłam między nich głowę. Carson z trudem zdusił okrzyk zaskoczenia. Daphne też podskoczyła, równie wystraszona moją nieoczekiwaną materializacją.

- Cześć, Carson, cześć, Daphne. Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale zabieram cię ze sobą - powiedziałam, ciągnąc Daphne za rękaw różowej sztruksowej marynarki.

- Ale... ale... - tylko tyle był w stanie wyjąkać Carson, postanowiłam więc przyj ść mu z pomocą.

- Tak, Daphne bardzo chętnie pójdzie z tobą na jutrzejszy bal. Uważa, że jesteś absolutnie wspaniały. Od lat się w tobie buja. Ale teraz musi iść ze mną. Później do ciebie zadzwoni i będziecie mogli uzgodnić szczegóły. Kolor sukni, bukiet i tak dalej. A teraz cześć.

Zaczęłam ciągnąć Daphne pod górę, w kierunku biblioteki. Przez pierwsze kroki czuła się tak zaskoczona, jak Carson. Potem jednak dotarło do niej, co się stało, i odwróciła głowę. Stojący za nami Carson uśmiechał się jak głupi... albo

��������
151
Page 152: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

jak facet, który umówił się na randkę z dziewczyną marzeń. Daphne wahała się między absolutnym szczęściem a poniżeniem i wściekłością. Po chwili zwyciężyła wściekłość.

- Zabiję cię za to, Gwen - warknęła. - Powoli. Rzuciłam na nią okiem, ciągnąc ją na wzgórze.

- Dlaczego? Osiągnęłaś to, czego pragnęłaś. Randkę z Car-sonem. Powinnaś mi podziękować, a nie knuć zemstę. Mo-glibyście tam jeszcze stać z godzinę, zanimby zebrał się na odwagę, żeby cię zaprosić. Ja tylko przyspieszyłam sprawę.

Daphne zmrużyła oczy, ale nie zaprzeczyła. - Świetnie. Czyli wyświadczyłaś mi przysługę. A czego teraz

chcesz? Co ty sobie wyobrażasz, że będę ciągle ci pomagać? Nawet cię nie lubię. Ani trochę. I wcale nie jesteśmy przyjaciółkami!

- Jasne, że nie. Nigdy w życiu nie mogłabym być przyjaciółką bogatej, rozpieszczonej walkirii takiej jak ty. Ale padło na ciebie, bo jesteś jedną z niewielu osób w akademii, które się do mnie odzywają. A teraz się pospiesz. Trzeba uwolnić Logana. Może być ranny. Nie jestem pewna.

- Logan? - zdziwiła się. - Tak jak Logan Ouinn? Chodzi ci o t e g o Logana Qinna? W co ty się wpakowałaś, Gwen?

Gdy dotarłyśmy na szczyt wzgórza, pobiegłam przodem. Po chwili usłyszałam zduszone przekleństwo i kroki Daphne biegnącej za mną po trawie. Pędziłam ku bibliotece i na patio.

- Musisz pomóc mi to przesunąć - powiedziałam, wskazując panterę. - Logan to zabił, a teraz nie może się spod tego wydostać.

Jakby na potwierdzenie moich słów Logan machnął ręką. Najwyraźniej nas słyszał.

��������
152
Page 153: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Wariatka! To grasownik nemejski - szepnęła Daphne, wytrzeszczając oczy na zwierzę.

- Co to jest grasownik nemejski? - zdziwiłam się. - Jak możesz nie wiedzieć, co to jest? Wszyscy wiedzą.

Wzruszyłam ramionami. - Jestem tu nowa, zapomniałaś? Pokręciła głową z

niedowierzaniem. - No, to właśnie jest grasownik nemejski. Dawno temu

Herkules zabił ich całą masę. Dziś są takim mitycznym od-powiednikiem chowańca. Wiesz, jak czarny kot.

Pokiwałam głową. - Jasne. - Tylko że potwory to znacznie więcej niż koty. Są większe i

silniejsze. Pazurami mogą przeciąć niemal wszystko - to jeden z powodów, dla których żniwiarze tak je lubią. Dla żniwiarzy nie są jednak zwierzątkami domowymi, tylko trzymają je po to, żeby zabijały ludzi. To coś jak koty zabójcy. Są naprawdę paskudne. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że Logan zatłukł potwora.

- Hej... - mruknął Spartanin, wymachując ręką, starając się przyciągnąć naszą uwagę. - Ja tu ciągle jestem.

- Och, przepraszam. Daphne pochyliła się i wsunęła dłonie w futro, podobnie jak ja

kilka minut temu. Dzięki nadzwyczajnej sile walkiria bez trudu zepchnęła stworzenie z Logana i przetoczyła na bok patia. Teraz przyglądała się mu pochylona i mruczała, że nigdy nie widziała na własne oczy grasownika nemejskiego i cieszy się, że ten już zdechł. I ona uważała mnie za wariatkę!

Uklękłam obok Logana, który leżał na plecach, odzyskując dech po przygnieceniu przez potwora.

��������
153
Page 154: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Nic ci nie jest? - spytałam. - Chyba nic - odparł i nagle uśmiechnął się. - Ale może na

wszelki wypadek zrobisz mi sztuczne oddychanie? Przewróciłam oczyma i podniosłam się z klęczek. - Czy ty w ogóle myślisz czasem o czymś oprócz seksu?

Jeszcze bardziej wyszczerzył zęby. - Nie kiedy patrzę na ciebie. Zmrużyłam oczy i powstrzymałam cisnącą się na usta od-

powiedź. Nie powinno się krytykować chłopaka, który właśnie uratował ci życie. Ale mimo wszystko. Ktoś powinien nauczyć Logana dobrych manier.

- No, chłopaki - powiedziała Daphne - może rzucicie na to okiem?

Walkiria cofnęła się o parę kroków, odsłaniając zabite zwierzę. Spojrzeliśmy na nie.

Znikało na naszych oczach. Dosłownie. Futro, dawniej tak gęste, czarne, wyparowywało powoli -

tworząc jakby pasemka mgły unoszącej się w powietrzu. Mgła się skłębiała i w pewnej chwili mogłabym przysiąc, że w środku tego kłębu widzę dwoje oczu. Wpatrywały się we mnie, póki nie zdmuchnął ich chłodny podmuch wiatru.

- Czy to... normalne? - spytałam szeptem. - Skąd - odszepnęła Daphne. - Nigdy nie widziałam z bliska

grasownika, ale one są rzeczywiste, tak samo realne jak my. Nie znikają po zabiciu. Tylko iluzje tak się zachowują.

„Tylko iluzje tak się zachowują". Słowa Daphne obudziły jakieś echo w moim mózgu, niejasne wspomnienie. Coś związanego ze złudzeniem. Coś, co w ostatnich dniach widziałam albo o czym czytałam. Coś ważnego. Ale im silniej

��������
154
Page 155: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

próbowałam sobie przypomnieć, tym głębiej chowało się w podświadomości. Logan podniósł się i rozcierał sobie klatkę piersiową.

- No, cokolwiek to było, było bardzo ciężkie i bardzo napalone na to, żeby mnie wykończyć.

Słowa Logana zerwały cienką nić, którą starałam się uchwycić, i wspomnienie przepadło w ciemnościach.

-Ale jeśli ten grasownik to tylko złudzenie - starłam się jednak zrozumieć to, co widziałam - to nie mógł nam naprawdę uczynić krzywdy, prawda? A w ogóle skąd się tu wziął? Czy iluzje są jak duchy? Nawiedzają jakieś konkretne miejsca?

Logan i Daphne spojrzeli na siebie z taką miną, jakbym pytała o rzeczy oczywiste.

- Nie, złudzenia nie przypominają duchów - wyjaśniła Da-phne. - Powstają dzięki magii, a tworzą je ludzie tacy jak my, na przykład wojownicy. I mogą zranić równie dobrze, jakby były całkiem realne. A czasami nawet gorzej, zależy od tego, jakie to złudzenie. Jedyna różnica między iluzją grasownika a prawdziwym grasownikiem jest taka, że teraz, kiedy Logan zabił iluzję, nie ma zwłok, które trzeba by usunąć.

Nadal nie rozumiałam, dlaczego grasownik miałby móc mnie zabić, skoro był tylko złudzeniem, ale nie chciałam wyjść na kompletnie głupią, więc zamknęłam buzię.

Staliśmy i patrzyliśmy, jak grasownik znika. Po pół minucie nie było już po nim śladu - pozostały jedynie kawałki pokruszonego kamienia, które rozprysły się, gdy Logan rzucił zwierzęciem o ścianę patia.

Kiedy nie było już na co patrzeć, Daphne stuknęła mnie paznokciem w ramię i rzekła:

��������
155
Page 156: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- No, Gwen, nadeszła pora żebyś wyjaśniła parę rzeczy. Teraz. Trudno byłoby ją zbyć, a i Loganowi byłam winna wyjaśnić to

i owo, skoro, jak wiecie, omal nie został rozerwany na kawałki z mojego powodu. Zatem powiedziałam im

o wszystkim, co się dziś zdarzyło. O tym, że śledziłam Mor-gan i Samsona, o tym, co robili, o posągu, który omal ich nie rozgniótł, i o tym, jak w końcu pokazał się grasownik

i próbował mnie zjeść. - Czyli Morgan i Samson kotłowali się tutaj, kiedy spadł posąg

i omal ich nie rozkwasił. A potem pojawił się grasownik i miał cię pożreć, ale zabił go Spartanin - podsumowała Daphne. - Ładny cios, swoją drogą. Przebicie rogiem. Jestem pod wrażeniem. Imponujące, nawet jak na Spartanina.

Logan uśmiechnął się na ten dwuznaczny komplement. - No to co to wszystko znaczy? - spytała Daphne. - Myślisz, że

rzeźba nie spadła przypadkowo? Że ktoś najpierw próbował skrzywdzić Morgan i Samsona, a potem stworzył tę iluzję i napuścił ją na ciebie za to, że ich ostrzegłaś?

Wzruszyłam ramionami. - Nie wiem. Biblioteka jest już zamknięta, a na patio nie

widziałam nikogo oprócz Morgan i Samsona. Ani nie słyszałam. Kto zatem miałby stworzyć tę iluzję? I po co? Kto może mieć powód, żeby zrobić coś złego im albo mnie? Tylko Jasmine mogła mieć obiekcje co do tego, że Morgan podrywa Samsona, a Jasmine nie żyje.

- Może to ten sam żniwiarz, który ją zabił - podsunął Logan. - Zanim wyszedł z biblioteki, mógł rzucić zaklęcia, które spowodowały upadek posągu i pojawienie się grasownika, i w ten sposób ułatwić mu ucieczkę. Może nie

��������
156
Page 157: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zadziałały tak, jak sobie zaplanował, a ty, Morgan i Samson przypadkowo je dziś wyzwoliliście. Daphne pokiwała głową.

- Możliwe. Żniwiarze są strasznie pokręceni, uwielbiają zastawiać pułapki.

- Myślisz, że jeszcze coś zostało? - spytałam, bacznie omiatając wzrokiem patio.

Daphne i Logan pokręcili głowami. - Nie, bo by się ujawniły razem z grasownikiem. Jak się

wyzwala jedną, wyzwala się wszystkie. Żniwiarze starają się narobić maksimum szkód za jednym zamachem.

Hm, zaklęcia na pułapki? Wydawało mi się to trochę na-ciągane. Ale dziesięć minut temu podobnie myślałam o gra-sownikach nemejskich.

- No nie wiem. To wszystko nie ma sensu - westchnęłam. Potarłam skronie, bo zaczęła mnie boleć głowa. Odnosiłam

wrażenie, że coś mi umyka - coś oczywistego, co by wyjaśniło całą sytuację. Ale w żaden sposób nie potrafiłam odgadnąć, co to jest.

- Chodźmy stąd - powiedział Logan. - Nic już tu dziś nie odkryjesz, Cyganko. Nie wiem, jak wy, ale ja muszę wziąć prysznic.

Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że Logan jest cały umazany krwią. Krew grasownika była czarna, podobnie jak jego sierść, i całkowicie zniszczyła jego spodnie i podkoszulek. Najpierw przeze mnie wylał na siebie napój, a teraz to. Na pewno wiem jedno: szwankuje mi koordynacja ruchowa.

- Przepraszam - skrzywiłam się. - Odkupię ci ubranie. Ale masz rację, lepiej zabierajmy się stąd.

��������
157
Page 158: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Daphne i Logan zaczęli schodzić po stopniach biblioteki. Ja zostałam z tyłu, przyglądając się miejscu, z którego spadł posąg.

Naturalnie, nic tam nie było. Tylko inne posągi na tle mrocznego nieba. Może to wina tego, co się dzisiaj wydarzyło, ale czułam na sobie czyjś wzrok, jakby ktoś obserwował mnie z górnych poziomów biblioteki.

- Gwen! - zawołała Daphne. - Chodź wreszcie! Zadrżałam i oderwałam oczy od gmachu. Jednak nieprzy-

jemne uczucie nie minęło, nawet kiedy z rękoma w kieszeniach bluzy popędziłam za Daphne i Loganem.

��������
158
Page 159: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 14 Zeszłam z Loganem i Daphne na dolny dziedziniec. Ognisko jeszcze płonęło. O tej porze większość uczniów

siedziała na leżakach wokół wesoło skaczących płomieni albo w poszukiwaniu prywatności weszła na górne piętra amfiteatru. Niejedna para siedziała tam na pogrążonych w mroku kamiennych stopniach, skulona pod przyniesionym z akademika kocem. Chichoty, cmoknięcia i nierzadkie piski dokładnie mówiły, co dzieje się pod kocami.

Więcej też było pijanych, mocno się zataczających małolatów. Profesor Metis i trener Ajaks prowadzili całą ich grupę do akademika, żeby nie zrobili czegoś głupiego, na przykład nie stracili przytomności i nie wpadli do ogniska.

- Hej, słuchajcie, jak myślicie, czy powinnam powiedzieć pani Metis, co się stało? Wiecie, o tej rzeźbie i grasowniku nemejskim w bibliotece?

Może powinnam była pójść prosto do profesor Metis, ale biegnąc po pomoc, kompletnie o niej zapomniałam. Jedyne, o czym myślałam, to jak najszybciej sprowadzić walkirię, żeby ściągnęła martwe zwierzę z Logana, zanim chłopak się kompletnie udusi.

��������
159
Page 160: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Pewnie, gdybyśmy mieli jakiś dowód - powiedziała Daphne. - Ale rzeźba rozleciała się na kawałki, a grasownik zniknął. Poza tym naprawdę chcesz tłumaczyć jej, dlaczego szpiegowałaś Morgan i Samsona i co oni robili? Na pewno cię zapyta, po co poszłaś o tej porze do biblioteki, skoro z powodu ogniska została wcześniej zamknięta.

Zagryzłam wargę. Daphne miała rację. Nie mogłam po-wiedzieć, co się stało, bez ujawnienia całej dziwacznej historii. Metis była w porządku, ale wątpię, czy pochwaliłaby mnie za włamanie do pokoju Jasmine, zwinięcie jej laptopa, a potem śledzenie jej przyjaciółki i chłopaka, ponieważ miałam dotyczące ich widzenie.

- Szkoda, że grasownik zniknął - westchnął Logan. - Po-kazałbym go trenerowi Ajaksowi. Byłby pod wrażeniem.

- Pewnie - zgodziła się Daphne. - Rany - jęknęłam, patrząc na nich. - Naprawdę myślicie, że

zabijanie mitologicznych potworów to coś fajnego? - Totalnie - odparła Daphne. - Absolutnie - zawtórował jej Logan. I oni mnie uważali za świra. Przynajmniej miałam na tyle

zdrowego rozsądku, żeby bać się grasowników i podobnych potworów. Z wielkimi, ostrymi zębami, które mogły rozszarpać mnie na kawałki. Wzdrygnęłam się na wspomnienie krążącego wokół mnie zwierzęcia.

- No, chyba dość rozrywek jak na jeden wieczór - powiedziała w końcu Daphne. - Wracam do swojego pokoju. Nie napisałam jeszcze wypracowania z literatury.

- Odprowadzę cię - zaproponował Logan. - Moglibyśmy we trójkę zrobić sobie własne ognisko.

Spojrzałyśmy na siebie z Daphne. Przewróciłam oczami.

��������
160
Page 161: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Logan, litości - prychnęła Daphne. - Uważasz, że potrzebuję faceta do ochrony? Ja? Jestem walkirią. Mogłabym ci złamać kark na kolanie. Jakbyś był z wosku.

- Dewiantka - uśmiechnął się do niej Logan. - Ale mi się to podoba.

- Zachowaj swój wazeliniarski urok dla Gwen. Wszyscy wiemy, że to na niej chcesz wywrzeć wrażenie.

Wszyscy wiemy? Ciekawe, boja w ogóle tego nie zauwa-żyłam.

Spojrzałam na Logana. Na jego twarz wypływał podejrzany rumieniec, ale w migającym świetle ogniska nie mogłam być tego pewna.

Daphne znowu prychnęła i oddaliła się w kierunku swojego akademika.

- Zadzwoń do Carsona - zawołałam za nią. - Nie zapomniałaś, że macie jutro randkę?

Daphne odwróciła się i zrobiła wulgarny gest ręką, mówiący mi, co mogę ze sobą zrobić. Ale na twarzy miała przy tym uśmiech. Mimo woli też się uśmiechnęłam. Bogata i rozpieszczona Daphne Cruz była jednak w porządku.

- Ty też zaraz znikniesz w ciemnościach? - spytał Logan. - Nie, skąd - powiedziałam, pamiętając, jak grasownik się

oblizywał i syczał na mój widok. Wzdrygnęłam się. -Z przyjemnością pozwolę się odprowadzić.

Ruszyliśmy dolnym dziedzińcem, zostawiając za sobą am-fiteatr. Wokół ogniska kręciło się jeszcze trochę osób, ale poza tym wszyscy byli pogrążeni we własnym flircie pod kocem i nie zwracali na nas uwagi.

To dobrze, bo Spartanin był zakrwawiony od stóp do głów. Aż się wzdrygnęłam, kiedy przechodząc koło ogniska,

��������
161
Page 162: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zobaczyłam, ile tego na nim jest. Wyglądał, jakby wykąpał się we krwi potwora. Dziwiłam się, dlaczego poszedł za mną

do biblioteki, a szczególnie, co skłoniło go do osłonięcia mnie przed

grasownikiem. Tak, wiedziałam, że jest Spartaninem, że jego powołaniem jest zabijać to, co złe, i że tutaj, w akademii, jest właśnie po to, żeby się tego nauczyć.

Ale to nie mogło być wszystko. Gdybym była ładniejsza, bogatsza, bardziej lubiana - to by było zrozumiałe. Tylko że nie należałam do dziewczyn, którym chłopcy pomagają na wyścigi. A może Logan uważał, że z wdzięczności wpadnę mu w ramiona?

Spojrzałam na niego, na jego twarz i umięśnione ciało. No, dobrze, może i byłby atrakcyjny, gdyby nie był teraz taki lepki. W porządku, w porządku, nawet cały zapaskudzony krwią był atrakcyjny.

Widząc, że się na niego patrzę, zapytał: - Czemu się tak przyglądasz, Cyganko? Teraz ja się

zaczerwieniłam. - Niczemu - odburknęłam i odwróciłam wzrok. W milczeniu wyszliśmy z ciepłego i jasno oświetlonego kręgu

wokół ogniska i weszliśmy na brukowaną ścieżkę otaczającą dolny dziedziniec i prowadzącą do Styksu.

- Hm - odezwał się w końcu Logan. - Próbujesz odgadnąć, co się stało Jasmine, co? Kto ją zabił i zabrał Czarę Łez? V

- Coś w tym stylu - przyznałam. - Dlaczego? Co cię to obchodzi? Jak już pewnie wiesz,

Jasmine nie była tu szczególnie lubiana. Pewnie, że była popularna, ale tyranizowała wszystkich, żeby to osiągnąć.

��������
162
Page 163: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Bano się jej. To była zimnokrwista suka. Dlaczego masz ochotę prowadzić śledztwo w sprawie takiej osoby?

Znowu pomyślałam o Paige Forrest. Przypominała Jasmine, no, może poza tym, że nie była zimnokrwistą suką. Ładna, popularna, miła - i nikt nie miał pojęcia, przez co przechodzi. Do tej pory widzę ten obrazek, jak ojczym zmusza ją, żeby się położyła na łóżku, i się do niej dobiera. Zrobiło mi się niedobrze na to wspomnienie, zatrzęsłam się i objęłam ramionami.

Oczywiście nie mogłam powiedzieć Loganowi o tym wszystkim. Że w jakiś sposób Jasmine przypominała mi Paige i że chciałam pomóc walkirii, tak jak pomogłam tamtej dziewczynie. To zbyt długa opowieść, a poza tym pewnie i tak by nic z tego nie zrozumiał. Czasami sama nie rozumiałam siebie, swoich wizji, odczuć wibracji, wrażliwości na aurę i tak dalej. Mama jednak zawsze powtarzała, że powinnam ufać swojemu instynktowi, i teraz też zamierzałam to zrobić.

- Ponieważ komuś powinno nie być wszystko jedno, co się z nią stało - powiedziałam cicho. - Komuś powinno być przykro, że została zamordowana, nawet jeśli nikt za nią nie przepadał.

- Może. Ale pani Metis, Ajaks, Nickamedes i cała reszta uważa, że zabicie Jasmine i kradzież Czary Łez jest dziełem żniwiarza. Faceta dawno już tu nie ma.

Wzruszyłam ramionami. - Może. Ale coś mi się nie podoba w tej całej sprawie. Pewnie

dlatego, że mama była policjantką. Zawsze powtarzała, że mam ufać instynktowi.

- Była? - powtórzył za mną Logan cichym głosem, pod-kreślając czas przeszły.

��������
163
Page 164: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Umarła pół roku temu. Zabita w wypadku przez pijanego kierowcę. Przynajmniej tak twierdzi policja.

Poczułam ucisk w gardle i zamrugałam oczyma, żeby po-wstrzymać łzy. Ból, złość i poczucie winy za śmierć mamy ścisnęły mi serce jak wąż owijający się wokół ofiary i wy-duszający z niej ostatnie tchnienie. Tak właśnie się czułam. Nie mogłam nawet złapać tchu, bo oddychanie tak bardzo bolało.

- Przykro mi - szepnął Logan. Skinęłam tylko głową, bo bałam się odezwać. Po kilku minutach doszliśmy do Styksu. Nad głównym

wejściem paliła się żarówka, ale akademik pogrążony był w mroku. Najwyraźniej wszyscy byli jeszcze na ognisku. Weszliśmy po stopniach na patio biegnące wokół budynku.

Logan zbliżył się tak bardzo, że niczego poza nim nie widziałam, nie czułam ani nie słyszałam. Czarne włosy, chłodnoniebieskie oczy, kwadratowa broda, szeroka klatka piersiowa. Wyglądał jak zawsze, jak nicpoń, który doskonale wie, jaki jest seksowny. Ale z jakiegoś powodu teraz sprawiał wrażenie szlachetniejszego, odważniejszego i silniejszego. Znaczył więcej niż ten jego zabójczy uśmiech, gracja i domniemana umiejętność ściągnięcia dziewczynie biustonosza w pięć sekund, a majtek w następne dziesięć.

Może dlatego, że uratował mi życie. To podniosłoby go w oczach każdej dziewczyny. Albo może z powodu tego, kim był, z powodu jego spartańskiego dziedzictwa, tego, że - zgodnie z oczekiwaniami - robił się z niego niebezpieczny wojownik.

Przypomniało mi się, jak z zimną krwią stanął naprzeciw grasownika nemejskiego, jak uśmiechnął się na myśl

��������
164
Page 165: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

o walce z tym potwornym zwierzem. Dzięki niemu uwierzy-łam, że w tym wszystkim jest jednak jakiś cel. Przynajmniej wierzyłam w to dziś wieczorem. Że wojna chaosu, żniwiarze

i Loki istnieją realnie, i że Spartanie, Amazonki i walkirie są gotowi walczyć ze złem.

Zadrżałam, mimo że w brzuchu czułam gorąco, które powoli wznosiło się ku górze jak kwiat wspinający się ku słońcu. Chciałam wyciągnąć rękę do Logana i dotknąć go, mimo że mogłoby to okazać się głupie i złe.

- Mogę cię o coś zapytać? - zagadnął chłopak. - Pewnie. - O co chodzi z tymi komiksami? Ostatnia rzecz, jakiej się spodziewałam. Zamrugałam, za-

skoczona. - Słucham? - Zobaczyłem je wtedy, kiedy wpadłaś na mnie na dziedzińcu i

upuściłaś torbę. Dlaczego tak za nimi przepadasz? Popatrz na naszą szkołę - jak żywcem wyjęta z komiksu, co dzisiejszy dzień udowodnił w zupełności. Po co jeszcze to czytać?

- Bo lubię komiksy. Zawsze je lubiłam. To prawda. Od niepamiętnych czasów uwielbiałam historie o

ludziach obdarzonych zdumiewającymi umiejętnościami, o dobrych facetach służących ludziom i w ostatniej sekundzie niweczących plany złoczyńców. Ostatnio czytałam coraz więcej komiksów, niemal tonęłam w stosie kolorowych kartek, jakby pogrążenie się w historiach o heroicznych czynach mogło magicznie przemienić świat, wszystko wokół. Jakby mogło uczynić moje życie lepszym albo przywrócić do stanu sprzed śmierci mamy.

��������
165
Page 166: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Chyba... czytam ich więcej od wypadku mamy - powie-działam, starając się znaleźć właściwe słowa. - Chyba... je lubię, dlatego że nikt naprawdę w nich nie umiera, nawet złoczyńca. A przynajmniej nie na długo. Chyba... mam nadzieję, że któregoś dnia powróci mama, tak jak powracają postaci w komiksach. Okaże się, że nic jej nie jest i że tamto wszystko było tylko złym snem. Że trafiła do innego wymiaru albo że osoba, która zginęła, to był tylko jej klon albo coś podobnego. Że zabierze mnie z Akademii Mitu i wszystko będzie jak dawniej. Głupie, nie?

Zamrugałam i podrapałam się w nos, jakby mnie swędział, choć tak naprawdę starałam się powstrzymać łzy. Nie chciałam przy nim płakać.

- Gwen, wcale nie myślę, że to głupie - powiedział Logan. Przestało mnie tak strasznie ściskać w gardle i uśmiechnęłam się.

- Wiesz, że po raz pierwszy zwróciłeś się do mnie po imieniu? Zawsze jestem dla ciebie i dla innych Cyganką.

Logan zbliżył się do mnie. - Naprawdę? No to muszę powiedzieć to jeszcze raz. Gwen -

szepnął. - Gwen. Patrzyłam mu w oczy, oczarowana nieoczekiwaną delikat-

nością, którą w nich ujrzałam. Logan pochylił głowę i w tym momencie powróciła mi zdolność myślenia. Zdałam sobie sprawę, że zaraz mnie pocałuje - i co się stanie w chwili, kiedy jego wargi dotkną moich.

-Nie! Przestań! - zawołałam i odskoczyłam, niemal spadając ze schodów.

Logan zmarszczył brwi, a w jego oczach mignęło coś jakby przykrość.

��������
166
Page 167: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- To nie dlatego, że nie chcę... bo chcę, naprawdę... tylko to ten mój... mój dar - zakończyłam słabym głosem.

Nie zdejmował ze mnie wzroku. - Mój dar - ciągnęłam. - Psychometria. Ile razy kogoś...

dotknę, mam wizje. Uczucia i obrazy... Jak taki... zwiastun z filmu pokazującego jego życie. A przynajmniej tego, o czym w tej chwili myśli. Wszystko zależy od osoby.

Delikatność zniknęła z oczu Logana, jego wzrok zrobił się nagle twardy i zimny jak lód, a rysy twarzy stężały bardziej niż marmurowe rzeźby w bibliotece antycznej.

-1 wolisz nie poznać moich - powiedział beznamiętnie. -Z powodu tego, kim jestem. Ponieważ jestem Spartaninem.

Powiedział „Spartanin" w taki sposób, jakby to było brzydkie słowo. Nie znałam akademii od podszewki, ale wiedziałam, że większość uczniów boi się Logana i mu podobnych. Dlatego że byli Spartanami, że tak świetnie walczyli, że byli tak zawzięci, silni i energiczni. A on teraz pomyślał, że ja też się go boję, że nawet nie chcę go dotknąć, a co dopiero mówić o pocałunku.

- Nie, nie! To w ogóle nie tak. Po prostu nie wiedziałam, czy nie masz nic przeciwko... czy chcesz, żebym dowiedziała się tego wszystkiego o tobie - zakończyłam nieprzekonująco. -Niektórzy sobie tego nie życzą.

Nie chcą, żebym znała ich tajemnice. To właśnie pragnęłam mu powiedzieć. Może powinnam była to zrobić.

A może trzeba było po prostu przyznać się, że jestem kompletną niedojdą, która w całym życiu całowała się tylko z jednym chłopakiem. I tylko parę razy, prawie bez języczka. Że wstydzę się braku doświadczenia i tego, że nie spełniłabym jego oczekiwań. Nie byłabym w stanie pocałować go

��������
167
Page 168: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

tak, jak by chciał... jak bym sama chciała. I że nie chciałam, żeby mnie wyśmiał. A już szczególnie że zaczynałam go nawet lubić, bardziej niż powinnam, biorąc pod uwagę, kim on jest i kim ja jestem. Jestem tylko Gwen Frost, Cyganką, która ma wizje, a nie kimś szczególnym, atrakcyjnym, interesującym.

Logan patrzył na mnie chłodno. Nie ponowił próby poca-łunku. Ten moment między nami bezpowrotnie minął. Czar prysł. A właściwie został zniszczony. Przeze mnie i moją panikę związaną z idiotycznym darem i tym, co mogę zobaczyć, jeśli go pocałuję.

- No... - powiedziałam skrępowanym tonem, przestępując z nogi na nogę - chyba już wejdę do środka. Robi się zimno.

- Taaa - przyznał Logan - zimno. Spojrzałam na niego znowu, zastanawiając się, co mogę

zrobić, żeby naprawić to, co było między nami. Staliśmy na krawędzi... czegoś miłego, jak mi się wydawało. Ale zniszczyłam to i teraz nie wiem, jak to przywrócić.

- Dziękuję za... eee... uratowanie mi życia. - Nic takiego - znowu odezwał się zimno. - Dobranoc,

Cyganko. Odwrócił się, zszedł po stopniach i zniknął w ciemności. Nie

obejrzał się ani razu. - Dobranoc, Logan - szepnęłam, choć wiedziałam, że mnie nie

słyszy ani nie widzi łez w moich oczach. Czując się jak kompletnie głupia niedołęga, z trudem weszłam

po schodach na moje piętro, wzięłam prysznic i przyszykowałam się do spania. Ale nie mogłam zasnąć, może

��������
168
Page 169: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

dlatego, że niemal zostałam pożarta przez kotka zabójcę, a może dlatego, że niemal zostałam pocałowana przez Logana.

Nie byłam w stanie leżeć w łóżku i gapić się w sufit. Cały czas powtarzałam w myślach scenę z Loganem. Dzięki psychometrii pamiętałam z najmniejszymi upokarzającymi szczegółami, jak bardzo się wystraszyłam, kiedy chciał mnie pocałować. Będę miała szczęście, jeśli się jeszcze do mnie odezwie.

Żeby oderwać myśli od tego tematu, wyjęłam z lodówki ostatni kawałek babcinej rolady, włączyłam komputer Jasmine i jeszcze raz zabrałam się za przeglądanie plików. Nie znalazłam jednak nic nowego, co by mi zdradziło brudne sekrety Jasmine.

Wzięłam następny kęs rolady i zaczęłam myśleć. Może ludzie mają rację, że to żniwiarz zakradł się do biblioteki, żeby ukraść Czarę Łez? Może zamordował Jasmine tylko dlatego, że stanęła mu na drodze?

Rozmyślania o bibliotece i czarze przypomniały mi książkę, którą zabrałam z pokoju walkirii. Odszukałam wzrokiem gruby tom leżący na brzegu biurka. To jedyna rzecz z jej pokoju, której jeszcze nie przejrzałam.

Ostrożnie dotknęłam książki, najpierw przeciągając delikatnie palcami po powierzchni, na wypadek, gdybym miała doświadczyć wizji wściekłości i nienawiści podobnej do tej, która towarzyszyła kontaktowi z fotografią Morgan i Samsona. Nie chciałam znowu mruczeć do siebie albo co gorsza krzyczeć wniebogłosy, żeby wszyscy wpadli do mojego pokoju oglądać mnie w ataku. Jedna osoba wystarczy w zupełności.

��������
169
Page 170: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Ale tym razem nie poczułam żadnych emocji - odebrałam tylko wrażenie wiedzy i dotyku setek rąk wertujących kartki w poszukiwaniu informacji. Nie wiem, ile lat miała ta książka, ale już długo była w użyciu.

Przerzuciłam kartki z nadzieją znalezienia fragmentu za-znaczonego przez Jasmine. Ku mojemu zaskoczeniu był to początek całego rozdziału poświęconego Lokiemu i Czarze Łez. Usiadłam na łóżku, oparłam się o poduszki i zaczęłam czytać.

Czara Łez to naczynie, do którego żona Lokiego, Sigyn, zbierała kropłe wężowego jadu skupujące na twarz urodziwego niegdyś boga... Ple, ple, ple. Następne akapity powtarzały mniej więcej to samo, co mówiła profesor Metis na lekcji historii mitycznej, więc je szybko przeleciałam wzrokiem. Potem zrobiło się trochę ciekawiej, bo pojawiły się rzeczy, które Metis z jakichś powodów pominęła.

Podobno Czara Łez to jeden z Trzynastu Artefaktów, czyli magicznych przedmiotów, które były używane w końcowej bitwie wojny chaosu, w której bogini Nike zwyciężyła Lokiego. Sześć z tych artefaktów należało do członków panteonu, a sześć do Lokiego i żniwiarzy, choć uczeni nie są zgodni co do tego, co to były za artefakty i które z nich były po czyjej stronie. Był jeszcze jeden artefakt, trzynasty, który podobno przeważył szalę zwycięstwa na stronę Nike, ale nie wiadomo, co to było, w jaki sposób się nim posłużono ani co się z nim stało...

Następne akapity omawiały kolejne artefakty, ich wygląd i przypuszczalne moce. Włócznia, tarcza, łuk i kołczan ze

��������
170
Page 171: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

strzałami, bęben... lista była całkiem długa. Koło większości z nich podawano muzeum, bibliotekę lub uczelnię, w której się znajdowały. Niejedna z tych rzeczy była w naszej bibliotece starożytności. Rety. To niemal lista zakupów dla złoczyńców. „Idź tam zwędzić to i to". Rozlega się szatański śmiech. Ha ha ha.

Pokręciłam głową i odszukałam fragment na temat Czary Łez. Skłoniwszy podstępem swoją żonę, Sigyn, żeby pomogła mu

uwolnić się z łańcuchów, Loki zatrzymał Czarę Łez i przepoił magią, czyniąc z niej potężny artefakt. Podobno posługiwał się nią, aby zmusić ludzi do posłuszeństwa. Według pogłosek, kiedy kropla czyjejś krwi kapnie do czary, bóg - albo inny aktualny jej posiadacz - osiąga całkowite panowanie nad tym człowiekiem. Mówi się też, że stronnicy Lokiego dobrowolnie wlewali własną krew do czary, a za ten dowód łojalności otrzymywali szczególne dary i moce. Żniwiarze chaosu, składając swojemu bogu obiady z ludzi, również posługiwali się czarą, która odbierała ofiarom siły życiowe i moc i przenosiła je na Lokiego. Niektórzy twierdzą, iż artefakty mogą pomóc bogu uwolnić się z więzienia i zbliżyć się do królestwa śmiertelników, gdzie mógłby ponownie wprowadzić chaos... Zatem Czara Łez daje osobie, która trzymają w dłoniach, moc naginania twojej woli. Oczywiście jeśli ta osoba nie złoży cię od razu w ofierze Lokiemu. Zadrżałam. Koszmarne. Trener Ajaks i pan Nickamedes mówili, że żniwiarze marzą ojej zdobyciu. Teraz już rozumiem, dlaczego. Czara dawała władzę.

��������
171
Page 172: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Nadal jednak nie miałam pojęcia, dlaczego złodziej zabił Jasmine, a mnie nie. Przecież też tam byłam. Leżałam nie-przytomna i całkowicie bezbronna na posadzce koło walki-rii. Dlaczego ją zabił, a mnie zostawił przy życiu?

Naturalnie, wiedziałam, że nie stanowiłam żadnego realnego zagrożenia. Ani fizycznie, ani magicznie, szczególnie w Akademii Mitu, gdzie każdy prócz mnie potrafił walczyć mieczem i przeszywać serca strzałą. Niemniej tak czy inaczej nie miało to sensu. Gdybym to ja miała ukraść bezcenny artefakt z biblioteki starożytności, gdybym potrafiła obejść magiczny system bezpieczeństwa pana Nickamedesa i zabrać czarę z biblioteki, to miałabym dość oleju w głowie, żeby nie zostawiać świadków. Czy ci złoczyńcy nie oglądali Agentów NCIS ani Prawa i porządku?

Nie rozumiałam przyczyny. Dlaczego Jasmine została zabita, dlaczego mamę potrącił pijany kierowca, dlaczego ojczym molestował Paige, dlaczego byłam tu, w akademii, gdzie zupełnie nie pasuję do reszty? Dlaczego nie mam darów magicznych mocy, jak oni, ich wrodzonych talentów do walki?

No cóż, odpowiedzi nie znalazłam ani w księdze mitologii, ani we własnej głowie. Zamknęłam zatem tomiszcze, odłożyłam je na stolik nocny i wsunęłam się pod kołdrę. Ale jeszcze bardzo długo nie mogłam zasnąć i krążyłam myślami wokół niepokojących mnie spraw.

��������
172
Page 173: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 15 Następny dzień był wyjątkowo nudny. Lekcje ciągnęły się w

nieskończoność, a wszyscy cały czas traktowali mnie tak, jakbym była niewidoczna. Jedyne, o czym się mówiło, to o nowych romansach i zerwaniach przy wczorajszym ognisku i jaki to będzie miało wpływ na dzisiejszy bal. Nawet profesorowie poddali się i zamiast lekcji mieliśmy pracę własną.

Ale tak naprawdę były to szalone sesje plotkarskie na temat balu. Kto z kim idzie, jaką kto ma suknię, od jakiego projektanta, ile kosztowała, który akademik będzie miał najlepszą imprezę pobalową i rozbije najwięcej beczek z piwem. Mniej więcej takie same gadki jak w dawnej szkole. Tylko że tam bym pewnie potańczyła, a nie siedziała całą noc w pokoju, jak to na pewno będzie tutaj.

Jednak właściwie cieszyłam się, że nie będę tańczyć. Bo pomiędzy pogłoskami o romansach i zerwaniach wychwyciłam jakieś szepty na temat jeszcze jednego rytuału. Podobno co rok przed balem uczniowie i nauczyciele akademii składali bogom podziękowanie za opiekę, coś jak święto plonów, (idy przypomniałam sobie scenę, którą zaobserwowałam

��������
173
Page 174: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wczoraj przed rozpoczęciem ogniska, poczułam dreszcz na plecach - te srebrzyste płomienie i pradawna moc, która krążyła w atmosferze. Miałam już magii powyżej dziurek w nosie.

Wszyscy byli tak bardzo podekscytowani balem, że temat Jasmine Ashton prawie został zapomniany. Tylko kilka dni minęło od jej śmierci, a wydawało się, jakby to się nigdy nie stało. Wszyscy niemal zapomnieli o walkirii, która była najpopularniejszą dziewczyną w naszej klasie.

Smuciło mnie to i złościło, szczególnie że nie potrafiłam odczepić się od tego wydarzenia. Nie mogłam wyrzucić z pamięci Jasmine, jej martwych błękitnych oczu utkwionych we mnie, jakby chciała prosić o pomoc.

Nie mogłam zapomnieć, że to ja powinnam była tam leżeć w kałuży krwi.

Nadeszła pora obiadu. Wzięłam, jak zwykle, sałatkę z gril-lowanym kurczakiem, butelkę soku jabłkowego i żałośnie mały kawałek sernika w polewie czekoladowej. Naprawdę. Był mniejszy niż moje dwa palce. Ustawiłam wszystko na szklanej tacy i poszukałam pustego stolika w najbardziej odległym i najcichszym kącie jadalni.

Odstawiłam sałatkę na bok, otworzyłam sok i wypiłam połowę jednym haustem. Nic trudnego, bo soki były równie małe jak desery. Zmierzyłam wzrokiem pojemnik, żałując, że nie wzięłam dwóch zamiast jednego...

Z zamyślenia wyrwał mnie hałas tacy uderzającej o stolik. Podskoczyłam, niemal wylewając sok na podłogę.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Daphne Cruz rzuca swoją potężną torebkę akurat na książkę Jasmine, którą miałam zamiar poczytać do obiadu. Ale nie to było

��������
174
Page 175: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

najdziwniejsze. Wyobraźcie sobie, że walkiria usiadła przy moim stoliku. Zupełnie... zupełnie jakbyśmy były przyjaciółkami. Spojrzałam na nią, zastanawiając się, co ją napadło, może jest

chora albo opętana? Albo ktoś kapnął jej krwią do Czary Lokiego i uczynił z niej niewolnika swojej woli...

-Aha - powiedziała, otwierając wodę Perriera - to tutaj jadasz obiad. Całkiem z tyłu. Dlaczego? Jesteś wampirem i boisz się światła?

Co? Wampirem? To wampiry też istnieją? Zdziwiłam się, ale wolałam nie pytać, żeby znowu nie wyjść na głupią, szczególnie że nie wiedziałam, po co Daphne tu przyszła.

- Tak, złapałaś mnie - odparłam ostrożnie. - To przez tę popularność. Przekleństwo superbohaterów. Siadam tutaj, żeby choć trochę odgrodzić się od paparazzich i fanów.

Daphne spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. - Masz dziwaczne poczucie humoru. Superbohaterowie są już

niemodni. - Ale aktorzy, którzy ich grają, są nadal tacy bogaci. Myślę, że

jakoś przeboleją brak twojej akceptacji. Daphne prychnęła i zaczęła energicznie dziabać bakłażana z

parmezanem, jakby go chciała zakłuć na śmierć. Chwilę odczekałam, a potem rozejrzałam się po sali, sprawdzając, czy to jakiś żart. Ale nikt nie patrzył w naszym kierunku i nie zasłaniał ust, by ukryć złośliwy uśmiech.

Morgan i kilka innych walkirii siedziały przy tym stoliku, co zwykle, pogrążone w rozmowie, i mizdrzyły się do każdego przystojniaka, który przechodził. Ale Daphne nie spojrzała nawet na swoje przyjaciółki, a one nie zauważyły jej przy moim stoliku.

��������
175
Page 176: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Czy faktycznie... masz zamiar zjeść ze mną obiad? -spytałam.

- Nie - odparła Daphne, łamiąc posmarowaną masłem bagietkę i maczając ją w ostrym sosie marinara. - Jestem tworem twojej wyobraźni. Tylko sobie wyobrażasz, że siedzę i jem z tobą obiad. Jestem tak cholernie niesamowita, że ludzie marzą, by być widziani w moim towarzystwie.

- Zabawne - mruknęłam. Walkiria uśmiechnęła się i ugryzła bagietkę. - Dlaczego to robisz? Przecież mnie nienawidzisz. Daphne

przełknęła i odparła: - Nie użyłabym słowa „nienawidzę". Jesteś jak grzyb, Gwen.

Z czasem wrastasz w człowieka. - Hm... uważasz mnie za pleśń. Cudownie. Więc czemu mnie

nie zeskrobiesz i nie usiądziesz z kumpelkami walki-riami, jak zwykle?

- Bo - powiedziała, wbijając wzrok w sałatkę Cezara -kilka dni temu, kiedy nie patrzyłaś, przesłałam na swoje konto wszystkie maile Jasmine. I znalazłam w nich parę rzeczy, które mi się nie podobały. Na mój temat.

- Na przykład? Daphne westchnęła i odsunęła sałatkę, jakby straciła apetyt. - Na przykład że Jasmine i Morgan nabijały się ze mnie za

plecami. Wiedziały o tym, że kocham się w Carsonie, i śmiały się że to jest h i s t e r y c z n e . A to jedna z mniej przykrych rzeczy, które o mnie mówiły. I nie tylko one. Claudia, Kylie, Seraphina - wszystkie wymieniały maile, plotkując o mnie i o sobie nawzajem. Właściwie to wcale za sobą nawzajem nie przepadamy.

��������
176
Page 177: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- No i? Czy to nie jest normalne? Czy dziewczyny nie są właśnie takie? Chodzi mi o to, że walkirie to królowe pszczół w akademii. Przy was dziewczyny z „Gossip Girl" wypadają blado. To chyba po prostu jest w pakiecie.

- Może. Ale mam tego dosyć. Znam je od pierwszej klasy. Z każdym rokiem robią się coraz głupsze i coraz płytsze. Myślę, że nadszedł czas zmienić przyjaciół.

Zrobiła głęboki wdech i spojrzała mi w oczy. - Wczoraj zrobiłaś coś naprawdę fajnego, umawiając mnie z

Carsonem. Nie wiem, czemu tak się bałam tego, co o nas pomyślą, w każdym razie już się nie boję. I nie zapomnę, co dla mnie zrobiłaś, Gwen.

- Czyli doszłaś do wniosku, że ja się nadaję? Że jestem twoją najlepszą kumpelą? Tak z mety?

Po raz pierwszy w oczach Daphne pojawił się cień zwątpienia. - No, jak chcesz siedzieć sama w kącie i dąsać się, że nie masz

przyjaciół, to proszę bardzo. Nie będę przeszkadzać. Chciałam tylko być miła.

Złapała tacę i zerwała się z miejsca. - Nie, nie - zawołałam, podnosząc pojednawczo ręce.

-Poczekaj, siadaj. Mam ochotę na... towarzystwo. Proszę, zostań. Daphne chwilę mi się przyglądała, po czym usiadła na krześle.

Rany. Walkiria jest nieco narwana. Będę musiała o tym pamiętać. Nie wkurzać Daphne, bo wyrwie ci serce.

Walkiria zastukała paznokciami w widelec i w powietrze poleciały różowe iskry, jak zawsze, kiedy jej palce o coś potarły.

- Jak ty to robisz? - spytałam. - Skąd te różowe iskry?

��������
177
Page 178: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Daphne wzruszyła ramionami. - To typowe dla walkirii. Część naszej magicznej siły. - Magicznej? Jakiej? - Wiesz, że walkirie są silne, nie? Skinęłam głową. „Silne" to mało powiedziane. Mogły gołymi

rękami skręcić kark facetowi. - No, walkirie mają też jeszcze inne magiczne umiejętności,

inną moc. Zazwyczaj nie osiągają pełni mocy, niezależnie od jej rodzaju, przed ukończeniem szesnastu lub siedemnastu lat. Moja się jeszcze nie objawiła, więc nie wiem, co to będzie. Niektóre walkirie są uzdrowicielkami, inne mają bardzo wyczulone zmysły, potrafią rzucać zaklęcia, mają władzę nad pogodą albo potrafią rozpalać ogień gołymi rękoma. Jeszcze inne umieją tworzyć iluzje.

Coś mi się niewyraźnie przypomniało. - Iluzje? Jakie iluzje? - spytałam. Daphne znowu wzruszyła

ramionami. - Rozmaite. Pomyśl o tym w ten sposób: dotykasz przedmiotu

i masz widzenie. No a kiedy ja dotykam przedmiotu, z moich palców wystrzelają iskry. Walkirie tak mają. Te iskry to tylko błyski koloru, impulsy światła, i zanikają niemal natychmiast, trochę jak tęcza. Nie mogą nikogo skrzywdzić ani nic. Można powiedzieć, że mam palce jak sztuczne ognie na Dzień Niepodległości.

Okay, to takie magiczne dziwactwo. Podobnie jak Logan Quinn, będąc Spartaninem, instynktownie potrafił zamienić w śmiercionośną broń wszystko, co chwyci w ręce. Ale jeszcze jedno mnie ciekawiło.

- A dlaczego różowe? - spytałam, przypominając sobie zielone iskry, które wytworzyła Morgan, kiedy wczoraj po

��������
178
Page 179: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

południu mizdrzyła się do Samsona. - Dlaczego nie błękitne, srebrne albo jeszcze innego koloru? Różowy to dziwny kolor. Taki... dziewczyński.

- To jest związane z aurą. Kolor iskier zależy od emocji i od charakteru. Im bardziej jesteśmy wzruszone albo smutne, tym więcej leci iskier.

Co za osoba może mieć różową aurę? - zastanawiałam się. To pytanie musiało odbić się na mojej twarzy, bo Daphne zaczęła się tłumaczyć.

- Lubię różowy kolor - powiedziała defensywnym tonem. - Uważam, że jest super.

- Pewnie, pewnie - zgodziłam się pospiesznie. O rety, co drugie słowo obraza. Od tak dawna nie miałam

przyjaciółki - a prawdę mówiąc od tak dawna z nikim oprócz babci Frost nie prowadziłam dłuższej rozmowy - że nie wiedziałam, jak się zachować. Jasne, że w starej szkole miałam przyjaciół, ale po śmierci mamy odsunęłam się od nich. Odkąd zaczęłam chodzić do Akademii Mitu, nie dotarły do mnie żadne wieści o nich i nikt z nich nawet nie próbował się skontaktować. No cóż, każdy ma własne życie.

Może czułam się tak niezręcznie, ponieważ obawiałam się, że skoro w akademii wszystko było inne, pokręcone, wypaczone i postawione na głowie, więc przyjaźń też rozpoczyna się inaczej. No, wiecie, myślałam, że Daphne zażąda, bym napiła się jej krwi albo coś takiego. Ale na to postawiłam szlaban. Nie zrobię tego nawet dla przyszłej przyjaciółki.

Potem sytuacja trochę się poprawiła, chyba dlatego, że zapytałam Daphne o Carsona i o czym wczoraj wieczorem rozmawiali przez telefon. Walkiria się rozpromieniła i sypnęła iskrami z palców. Jeśli chodzi o Carsona, to wpadła

��������
179
Page 180: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

po uszy, ale już nie wstydziła się do tego przyznać. No, ale w końcu siedziała przy obiedzie ze mną, z Cyganką, największym wyrzutkiem akademii. Przy tym randka z Carsonem mogła uchodzić za krok w górę drabiny społecznej.

- Wiesz, właściwie to chciałam cię o coś prosić - powiedziała nieco zmieszana. - Zastanawiałam się, czy... czy nie przyszłabyś do mnie przed balem. Kupiłam suknię na wszelki wypadek, gdyby Carson albo ktoś inny mnie zaprosił, ale jej nikomu nie pokazałam.

Jej słowa przeniosły mnie w czasie do ostatniego razu, kiedy spotkało mnie coś podobnego. Coś tak... normalnego. Tak... fajnego.

Było to kilka tygodni przed balem w drugiej klasie i kilka dni przed odkryciem sekretu Paige. Zerwałam właśnie z Drew Squiresem, przez trzy tygodnie moim chłopakiem, ale nadal planowałam iść na bal, głównie dlatego, że razem z mamą całe tygodnie straciłyśmy na szukanie odpowiednich sukni i butów. W końcu znalazłyśmy i to, i to w małym butiku poza centrum. Mama twierdziła, że fiołkowa suknia jest dokładnie w kolorze moich oczu.

Kupiłyśmy wszystko w sobotę, a w następny piątek zmarła. Sześć dni później. Naturalnie nie poszłam na bal. Ale z jakiegoś względu postanowiłam nie oddawać sukni. Prawdę mówiąc, wisiała w głębi szafy w akademiku...

- Dobrze się czujesz? - Głos Daphne wdarł się w moje myśli. - Wyglądasz, jakbyś miała się rozbeczeć.

-Nie, nic mi nie jest - odparłam, odrywając się od wspomnień. Walkiria patrzyła na mnie niedowierzająco, więc poczułam

konieczność usprawiedliwienia się.

��������
180
Page 181: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Myślałam o mamie - powiedziałam cicho. - Wiosną, kilka dni przed śmiercią, zabrała mnie na poszukiwanie sukienki na bal.

- Och! - Daphne natychmiast wychwyciła to „przed śmiercią" i przez moment nic nie mówiła. W końcu odezwała się: - Jeśli nie chcesz, to ja nie...

- Nie, naprawdę nic mi nie jest - zapewniłam. - Chętnie pomogę ci się szykować na historyczną randkę z Carsonem. O której godzinie mam przyjść?

Miałyśmy się spotkać z Daphne po moim dyżurze w bi-bliotece. Rozległ się dzwonek, sygnalizując koniec przerwy obiadowej, poszłyśmy więc na lekcje. Przyszło mi do głowy, że dziś po raz pierwszy od czasu przybycia do akademii nie musiałam jeść sama obiadu. Miło mieć kogoś, z kim można usiąść i porozmawiać. Zapomniałam już, jak bardzo mi tego brakowało. No, może nie zapomniałam. Może po prostu nie chciałam pamiętać, żeby nie odczuwać aż tak boleśnie samotności.

Niestety, mój dobry nastrój nie był zaraźliwy, szczególnie jeśli chodzi o profesorów, i reszta dnia ciągnęła się bez końca. Wreszcie po szóstej lekcji, którą była historia mityczna, zabrzmiał ostatni dzwonek. Błyskawicznie się spakowałam. Chciałam się wymknąć z kampusu i pojechać do babci, zanim będę musiała zameldować się u pana Nickamedesa. Mimo że nie było najmniejszych szans, aby ktoś odrabiał dziś lekcje w czytelni, to i tak musiałam odsiedzieć swoje.

- Idziesz na bal, Gwen? - spytał mnie Carson, chowając książki do torby.

��������
181
Page 182: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Nie, ale pomagam Daphne się przyszykować. Będzie wyglądać świetnie, specjalnie dla ciebie.

Carson uśmiechnął się, a ja przyłapałam się na tym, że również szczerzę zęby. Może w końcu nawiązanie przyjaźni nie będzie takie trudne.

Wyszłam z gmachu nauk humanistycznych i ruszyłam przez dziedziniec. Dzisiaj nikt nie stał z komórką, wysyłając esemesy, ale każdy się spieszył, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w gotowości - suknie, fraki, beczki z piwem, prezerwatywy i cała reszta.

Nikt nie zwracał na mnie uwagi i bez problemu udało mi się dojść do bramy. Stanąwszy przez czarnymi prętami głównej bramy, podniosłam głowę i spojrzałam na sfinksy. Profesor Metis powiedziała, że pan Nickamedes ma zamiar wzmocnić zaklęcia, żeby żaden żniwiarz nie przedostał się na kampus. Może to tylko moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że rysy pyska sfinksów były bardziej wyostrzone i groźniejsze niż poprzednio. Stwory miały zmrużone oczy, tak że zostały tylko szparki, a krawędzie szponów błyszczały w popołudniowym słońcu, jakby za ułamek sekundy stwory miały oderwać się od kamienia i rzucić się na tego, kto stara się koło nich przemknąć.

Przez moment zastanawiałam się, czy nie wrócić, ale już kilka dni nie widziałam babci Frost. Na pewno na mnie czeka, a ja też się stęskniłam. Tylko ona mi została i chciałam się z nią zobaczyć. Warto było zaryzykować uruchomienie alarmu. Poza tym sfinksy pewnie mnie nie zabiją - prawda?

Podeszłam do bramy na palcach, wstrzymałam oddech, i zaczęłam się przeciskać bokiem między prętami.

I nic się nie stało.

��������
182
Page 183: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Żaden alarm się nie włączył, sfinksy nie zeskoczyły, żeby mnie rozerwać na strzępy - jeśli w ogóle mogły to zrobić. Najwyraźniej pan Nickamedes wzmocnił tylko zaklęcia, które miały odstraszyć żniwiarzy - a nie dodał nowych, które miałyby powstrzymać uczniów przed wychodzeniem. Jak każdy, uważał pewnie, że niebezpieczeństwo czai się za murem otaczającym szkołę - a nie na jej terenie. No, ale cieszyło mnie to przeoczenie. Przebiegłam ulicę i wskoczyłam do autobusu. Po dwudziestu minutach stałam na stopniach przed domem babci. Wyjęłam klucz i otworzyłam drzwi.

Choć raz babcia Frost nie była zajęta klientem w drugim pokoju, tylko siedziała w kuchni z wesołymi błękitnymi ścianami i białą podłogą.

- Hmmm... Co tak ładnie pachnie? - spytałam, rzucając raportówkę na stół.

Babcia złapała ścierkę do naczyń, otworzyła piekarnik i wyjęła blachę pełną ciastek migdałowych. Wciągnęłam ciepły zapach topionego masła, lepkiego ciasta i kandyzowanego cukru. Poczułam, jak ślinka mi leci i zaczyna burczeć w brzuchu. Nikt nie piecze tak jak babcia Frost. Cukiernicy w Akademii Mitu niejednego mogliby się od niej nauczyć.

Babcia zsunęła trzy ciasteczka na talerz podała mi je razem ze szklanką zimnego mleka. Jak zwykle powiewały wokół niej kolorowe szale, a przyszyte do nich srebrne monety pobrzękiwały.

Zmrużyłam oczy. - Wiedziałaś, że dziś przyjdę. Babcia uśmiechnęła się tajemniczym cygańskim uśmiechem,

tym, który robił takie wrażenie na klientach.

��������
183
Page 184: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

-Nie zapominaj, że jestem jasnowidzącą, dziecinko. Czasami się to przydaje. Szczególnie jeśli chcę upiec ciasteczka dla wnuczki.

Babcia wzięła kilka ciepłych ciastek dla siebie, nalała drugą szklankę mleka i usiadłyśmy przy kuchennym stole. Początkowo nie rozmawiałyśmy wiele, zbyt zajęte zapychaniem się słodyczami. Ale w końcu ciastka i mleko zniknęły i babcia utkwiła we mnie oczy.

- Czy nie macie dziś balu? - spytała. - Eleganckiego i bardzo uroczystego?

Zamrugałam. - Skąd wiesz? Miałaś widzenie ze mną w roli głównej? - Oczywiście, że nie. Przeczytałam o tym w biuletynie

elektronicznym, które profesor Metis wysyła co tydzień. -Babcia spojrzała na mnie z ukosa. - Właściwie w tym tygodniu dostałam dwa biuletyny. Ten na temat balu, jadłospisu na cały tydzień i tak dalej. Drugi był trochę poważniejszy - o zamordowaniu tej dziewczynki.

Oho. Nie zamierzałam wspominać o Jasmine Ashton, ale babcia mnie przechytrzyła. Jak zwykle. Nie mam pojęcia, czy to dlatego, że była jasnowidząca, czy też dlatego, że tak dobrze mnie znała. Kłamstwo nie miało sensu, więc wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam jej o tej nocy w bibliotece i o wszystkim, co odkryłam od tej pory na temat Jasmine.

- Wiem, że wszyscy profesorowie uważają, że to jakiś żniwiarz, który przyszedł po Czarę Łez - zakończyłam opo-wiadanie. - Mnie się jednak wydaje, że tam coś się dzieje. Coś, czego nikt nie zauważył. Coś oczywistego. Mama zawsze powtarzała, że powinnam wierzyć swoim uczuciom

��������
184
Page 185: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

i instynktom, ale zaczynam zastanawiać się, czy się przy-padkiem nie myliłam.

W fiołkowych oczach babci zapalały się jakieś błyski. Nie tak wyglądała, kiedy zaglądała w przyszłość. Nie, tym razem chodziło o coś innego. Jakbym powiedziała coś, co ją zmartwiło. Może po prostu wystraszyło ją morderstwo. Rozumiecie, kto chciałby posyłać wnuczkę do szkoły, w której uczniom podrzyna się gardła?

- Babciu, nic ci nie jest? Pokręciła głową i znikło to dziwne światło z jej oczu. - Wszystko w porządku. Tylko się martwię o ciebie. Nie

podoba mi się, że musisz chodzić do tej szkoły. Zawahałam się. - Babciu - zaczęłam niepewnie - dlaczego muszę? Pytałam cię

już wcześniej, ale mi nie wyjaśniłaś. Babcia westchnęła. - Bo nadszedł czas, żebyś nauczyła się korzystać ze swojego

daru, Gwen. A to da ci Akademia Mitu. -Aleja umiem z niego korzystać. Zawsze to umiałam. Nie

wiem, co w tym może zmienić akademia. Pokręciła głową. - Teraz możesz tego nie rozumieć, ale któregoś dnia pojmiesz.

Uwierz mi, dziecinko, dobrze? Wierzyłam jej, ale również potrzebowałam odpowiedzi -na

przykład dlaczego tak bardzo musiało się zmienić moje życie? Dlaczego każdy w akademii wierzył w rzeczy, w które ja nie wierzyłam? A szczególnie dlaczego profesor Metis i babcia zgodnie uważały, że tam jest moje miejsce?

Chciałam przydusić babcię, ale wyglądała na tak starą, smutną i zmęczoną, jakby wykorzystała wszystkie siły

��������
185
Page 186: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

życiowe i teraz została z niej tylko pusta skorupa. Nie mogłam jej tego zrobić - nie teraz. A może jakiś kawałek mnie bał się odpowiedzi. Świadomość, że potrafię poznać cudze sekrety, sprawiła, iż czułam się bardzo mądra. Nie podobało mi się, że mogą istnieć tajemnice dotyczące mnie samej. Tak, czasami byłam kompletną hipokrytką.

Nie wiedziałam, dlaczego babcia miała przede mną sekrety, ale wiem, że mnie kocha i że ja ją kocham. Zawsze byłyśmy razem, babcia, mama i ja. Tato zmarł, kiedy byłam tak mała, że nie mogłam go zapamiętać, a nie miałyśmy żadnej innej rodziny. Kiedy zabrakło mamy, została mi tylko babcia. Nie chciałam z nią walczyć, nigdy. Szczególnie nie w sprawie tak głupiej, jak Akademia Mitu.

- Nie ma się czym martwić - powiedziałam i zmieniłam temat, żeby ją trochę uspokoić. - Profesor Metis i inni nauczyciele wzmocnili magiczny system bezpieczeństwa na kampusie. A poza tym wbrew temu, co mi się wydaje, morderca Jasmine już pewnie dawno się ulotnił. O ile wiem, nikt inny nie został poszkodowany i nic innego nie zginęło z biblioteki.

Nie wspomniałam tego, co zdarzyło się wczoraj. W końcu ten posąg nie poleciał na mnie. Niezupełnie to samo mogłabym powiedzieć o grasowniku nemejskim, ale skoro nie żył, ulotnił się w chmurze dymu, a ja wręcz przeciwnie, to uważałam, że nie warto o tym wspominać.

Babcia wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale właściwa chwila minęła, więc pokręciła tylko głową i westchnęła:

- Jestem pewna, że masz rację, dziecinko. -1 dodatkowo zabezpieczyli akademiki - dodałam z nadzieją,

że ją to uspokoi. - A tam właśnie będę przez całą noc.

��������
186
Page 187: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- To nie idziesz potańczyć? W biuletynie bal zapowiada się bardzo zachęcająco.

Wzruszyłam ramionami. - To tylko szkolna zabawa. Wybiorą króla i królową z każdej

klasy, będzie muzyka i tańce. Jak w starej szkole. Nie wspomniałam o rytuale, o którym mówili uczniowie,

błogosławieństwie plonów czy co tam to miało być. - No to dlaczego nie idziesz? - zdziwiła się babcia. - Bardzo

lubiłaś przebierać się na takie imprezy, zanim... Urwała, ale obie wiedziałyśmy, co chciała powiedzieć. - Po pierwsze, nie mam z kim. Nikt mnie nie zaprosił. Nie chcę

iść sama i wyglądać jak niedojda. - Dlaczego? Mnóstwo rzeczy robisz w pojedynkę. Zawsze

taka byłaś. -Ale nie takich. Nie wtedy, kiedy chodziło o... W porę

zdążyłam ugryźć się w język, ale babcia i tak była lepsza. Dobrze wiedziała, co miało nastąpić.

- Nie wtedy, kiedy chodziło zabawę - dokończyła cichym głosem. Spojrzała na mnie smutnymi fiołkowymi oczyma.

- Przecież powinnaś się też rozerwać, to nic złego, Gwen. Mama nie chciałaby, żebyś siedziała w domu i wypłakiwała oczy. Chciałaby, żebyś poszła na tańce i zabawiła się, nawet jeśli z nikim się nie umówiłaś. Chciałaby, żebyś jak najczęściej się bawiła, zanim...

Znowu nie dokończyła zdania. Nagle zastygła w napięciu, zaciskając dłonie. Pierścionki otarły się o siebie ze zgrzytem, a monety przyczepione do szala zastukały w nieprzyjemnym dysonansie. Ale kiedy zorientowała się, że się jej przyglądam, rozluźniła pięści i uśmiechnęła się nieco na siłę, a monety zadźwięczały milej.

��������
187
Page 188: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Zanim dorośniesz - powiedziała. - Tego by chciała twoja mama. Żebyś poszła na bal i świetnie się bawiła.

Wiedziałam, że Grace Frost tego właśnie by chciała. Za-gryzłam wargę i odwróciłam wzrok.

- To się wydaje... nie w porządku - zaczęłam. - Że ja żyję, a ona nie. Że już nigdy nie zrobi niczego, co jej sprawiało przyjemność. Że nigdy jej nie zobaczę i nie usłyszę, jak się śmieje.

Babcia wzięła mnie za rękę. Otoczyło mnie ciepło jej miłości, tak jak zwykle. Ale tym razem czułam również smutek, ból tak ostry i głęboki, jakby miał przeciąć moje serce na pół. Czasami zapominałam, że babcia też kogoś straciła. Śmierć mamy dotknęła ją tak samo jak mnie.

- Wiem, że to się wydaje nie w porządku, kochanie. Ale nie jesteś winna śmierci mamy. Życie idzie naprzód, czy tego chcemy, czy nie. Już czas, żebyś zaczęła się bawić, choćby trochę. Dobrze?

Westchnęłam, kompletnie wyprana z energii. - Pewnie masz rację. Ale to trudne. Jest we mnie tyle... złości,

a jeszcze ta akademia... Zupełnie tam nie pasuję. Nie wiem, dlaczego nie mogę wrócić do starej szkoły. Nie jestem nikim specjalnym, jak cała reszta.

- Nie jesteś tam bez powodu - odparła babcia Frost chmurnie. - Wcześniej lub później znajdziesz swoje miejsce. A co do mamy, to już jej nie ma, ale nie chciałaby, żebyś chodziła osowiała. Pragnęłaby, żebyś prowadziła normalne życie, jak zwykła nastolatka.

- Wracała do domu pijana, dawała w żyłę i uprawiała seks ze swoim chłopakiem w przebieralni podczas balu? - zasu-gerowałam.

��������
188
Page 189: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- No, może akurat nie to. Ale wiesz, co mam na myśli. Chcę, żebyś poszła potańczyć i dobrze się bawiła. A przynajmniej żebyś o tym pomyślała.

Nie mogłam jej odmówić, ale również nie potrafiłam stłamsić poczucia winy, bólu i złości i powiedzieć „tak". W końcu rzekłam:

- W porządku. Wezmę to pod uwagę, ale nic nie obiecuję. - Niczego więcej nie chcę, dziecinko. Babcia pocałowała mnie w czoło, a potem wstała i zaczęła

wkładać ostudzone ciastka do puszki, żebym wzięła ze sobą do akademika.

A ja siedziałam przy stole, rozmyślając nad tym, co po-wiedziała, i zastanawiając się, czy rzeczywiście nie nadszedł czas, żeby wrócić do życia - i się trochę zabawić.

Czy miałam na to ochotę, czy nie.

��������
189
Page 190: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 16 Kiedy babcia spakowała ciastka, wsunęłam puszkę do torby,

wsiadłam do autobusu i wróciłam do akademii. O tej porze dziedziniec był już niemal całkiem opustoszały,

ponieważ większość uczniów przygotowywała się do balu. Normalnie cieszyłabym się ciszą i napawała przyglądaniem wiewiórkom, które skakały z gałęzi na gałąź. Ale dziś wydawało mi się, że akademia zmieniła się w miasto duchów. Była zbyt wymarła, zbyt cicha - szczególnie jak na szkołę, w której przed kilku dniami popełniono morderstwo. Znów miałam to dziwne wrażenie, że oczy wszystkich posągów zwrócone są na mnie, obserwują każdy mój ruch. Wzdrygnęłam się, wsadziłam ręce głęboko w kieszenie i pobiegłam przed siebie.

W bibliotece starożytności wcale nie było lepiej. Ani jeden uczeń nie siedział przy stole w czytelni. Zresztą profesor też nie. Pustki panowały nawet przy barku z przekąskami, a w labiryncie podzielonych szklanymi przepierzeniami pomieszczeń pośrodku sali panowała ciemność.

Nie mogłam się powstrzymać przed odwracaniem głowy w kierunku miejsca, gdzie została zamordowana Jasmine.

��������
190
Page 191: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Naturalnie ślady dawno usunięto; nie było już niczego, kiedy przyszłam tu dzień po jej śmierci. Krew, zwłoki, Czara Łez - wszystko zniknęło. Ale nadal mimo ciszy czułam obecność jakiejś niewidzialnej, czujnej mocy czekającej na rozwój wypadków.

Na przykład na to, żeby pojawiła się Cyganka, a wtedy wielki, zły potwór skoczy z miejsca ukrycia i ją schwyta. Znowu zadrżałam. No dobrze, może to tylko moja chora wyobraźnia, ale słowo daję, że czułam dreszcze na sam widok miejsca, gdzie zginęła Jasmine.

Rzuciłam okiem na ciemne pomieszczenia. Jeśli nie ma pana Nickamedesa, mogłabym dać sobie spokój z dyżurem...

Usłyszałam jakiś dźwięk z prawej strony. Zbliżał się do mnie. Zdusiłam okrzyk i szybko się odwróciłam.

Zza regałów wyłonił się pan Nickamedes z naręczem ciężkich tomów.

Przysiadłam na stole i westchnęłam, przyciskając ręce do serca, jakby to mogło uspokoić jego bicie. Pan Nickamedes spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi.

- Coś się stało, Gwendolyn? - spytał wyniosłym tonem, odkładając książki na blat. - Jesteś jeszcze bledsza niż zwykle.

I kto to mówi. Sam miał tak jasną skórę, że mógłby uchodzić za wampira, jeśli oczywiście wampiry istnieją. Może istnieją. Miałam już taki mętlik w głowie, że niczego nie byłam pewna.

Pan Nickamedes popatrzył na zegar wiszący nad kontuarem. Westchnęłam. Wiedziałam, na co się zanosi.

- Spóźniłaś się dziesięć minut. Znowu.

��������
191
Page 192: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Mój niepokój ulotnił się, jak zwykle, pod wpływem złości. - Och, poluzuj, bo jeszcze ci się gacie spalą z nerwów

-wymamrotałam. -1 tak nie ma nikogo oprócz nas. - Co mówiłaś, Gwendolyn? - spytał ostrym tonem biblio-

tekarz. - O, nic takiego. - W porządku. Zatem czas zabrać się do pracy. Przed za-

mknięciem trzeba odłożyć na miejsce kilkadziesiąt tomów. Wskazał ręką na stanowisko oddawania książek, koło którego

stały trzy przepełnione metalowe wózki. Westchnęłam znowu. A już myślałam, że wcześniej wyjdę.

Przez następną godzinę pchałam tam i z powrotem ciężkie, skrzypiące wózki, odkładając książki na półki. Oczywiście wszystkie wózki miały jakieś obluzowane kółko, które ciągnęło na jedną stronę, i nieustannie musiałam z nimi walczyć, żeby zmusić je do jazdy tam, gdzie ja chciałam, a nie one.

W końcu wypadło mi przejść koło Tej Gabloty - tak zaczęłam nazywać ją w myślach - tej z dziwnym mieczem. Powinnam przejechać skrzypiącym wózkiem, nie zwracając na nią uwagi, ale nie mogłam. Zatrzymałam się, żeby jeszcze raz popatrzeć na miecz.

Wyglądał jak zwykle - długa klinga ze srebrzystego metalu. Może z powodu tej całej upiornej atmosfery, która od kilku dni panowała, wydawało mi się, że męska twarz na rękojeści jest jeszcze bardziej wyraźna niż poprzednio - jakby był to prawdziwy człowiek, który oparł policzek o miecz. Niemal czekałam, aż oko się nagle otworzy i obrzuci mnie złym spojrzeniem. Wstrzymałam oddech, ale nic się nie stało.

��������
192
Page 193: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

A jednak z jakiegoś powodu miecz przywiódł mi na myśl wszystkie mity, które czytała mi mama, kiedy byłam mała. Opowieści, w których bohater zawsze znał odpowiedź na zagadkę albo wymyślił sposób, by zwyciężyć wielkiego, niepokonanego potwora. Pomyślałam, że może - tak jak w baśniach - jeśli miecza dotknie właściwa osoba, to zaczną się dziać niesamowite rzeczy.

Nagle zdałam sobie sprawę z jakiejś dziwnej zmiany w at-mosferze, jakby wokół mnie powoli tworzył się pierścień elektrostatyczny... Dłonie zaczęły mnie swędzieć, poczułam nieodparte pragnienie otwarcia gabloty i wyjęcia miecza. Nie wiem, czemu. W końcu nawet nie umiałabym się nim posługiwać. Gdzie mi do Logana Quinna. Ale jednak coś mówiło mi: weź go, weź go. Prawie czułam taką potrzebę. Jak zahipnotyzowana wyciągnęłam rękę...

- Gwendolyn! - Głos pana Nickamedesa zahuczał w sali i odbił się echem od sklepienia. - Masz pięć minut, żeby skończyć układanie książek. Pospiesz się!

Wyrwana z transu, opuściłam rękę i odsunęłam się od gabloty. Co mi właściwie przyszło do głowy? Nie wiem przecież, czyj to był miecz i jakie wibracje mogą być z nim związane. Ostatnie, czego potrzebuję, to jeszcze dostać teraz ataku krzyku! Rany, Gwen, weź się w garść.

- Gwendolyn - zawołał mnie znowu pan Nickamedes. Przewracając oczami ze zniecierpliwienia, pchnęłam wózek

przed siebie. Ale zanim skręciłam w boczną alejkę, odwróciłam się do tyłu i rzuciłam tęskne spojrzenie na miecz.

***

��������
193
Page 194: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Pół godziny później stałam przez Walhallą i gapiłam się na kamienny budynek obrośnięty od dołu do góry bluszczem. Tylko tym razem nie wkradałam się po komputer Jasmine, ale byłam zaproszonym gościem. Dziwne, jak dużo może się zmienić w ciągu kilku dni.

Walkiria z trzeciej klasy, którą znałam z widzenia, akurat wychodziła, więc mogłam wejść do środka, nie naciskając guzika domofonu i nie prosząc Daphne, by mnie wpuściła.

Znalazłam się w tym samym salonie, co poprzednio - z fo-telami, sofami i telewizorami. Było po szóstej i niektóre dziewczyny zeszły już na dół, żeby poczekać na swoich partnerów, bo bal zaczynał się o siódmej. Siedziały na kra-wędziach krzeseł, żeby nie pognieść sukni, przyglądały się sobie krytycznie i plotkowały.

Nieźle się wypindrzyły na tę okazję: długie, błyszczące, koszmarnie drogie suknie oraz naszyjniki i pierścionki, które rzucały takie błyski, że kamienie na pewno były prawdziwe - sztuczne diamenty nie miały wstępu do akademii. Odpowiednie fryzury, doskonały makijaż, a buty, torebki i komórki dobrane kolorystycznie do sukni.

Patrzyłam na morze diamentów, cekiny, błyszczące, wy-krzywione usta. Nie podejrzewałam, że ten bal będzie aż tak elegancki. Wyglądał, jak śmietanka wszystkich klasowych balów z mojej dawnej szkoły - do dziesiątej potęgi. Byłam... oszołomiona. Przez chwilę nie mogłam oczu oderwać od tych wszystkich świecidełek.

Kila dziewczyn spojrzało na mnie, ale widząc, że nie jestem ubrana na bal i wobec tego nie mogą skomentować wyglądu sukienki ani jej metki, z powrotem odwróciły się do swoich kumpelek. Spuściłam głowę i popędziłam na schody.

I niemal wpadłam na Morgan McDougall.

��������
194
Page 195: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Walkiria akurat schodziła na dół. Wyglądała jednocześnie elegancko i jak dziwka. Przylegająca do ciała suknia pasowała do głębokiej czerni jej włosów, a orzechowe oczy zostały podkreślone smoliście czarną kredką. Usta były umalowane w kannazynowe serduszko. Druty wszyte w gors sukni wypychały jej biust wysoko do góry, a rozcięcie z boku odsłaniało nogę na całej długości, niemal aż do ziemi obiecanej. Jestem pewna, że Samsonowi Sorensenowi będzie się to podobało - podobnie jak innym facetom na balu.

Razem z Morgan schodziły dwie kumpelki, jej zwykła świta, zrobione równie efekciarsko, choć nie tak zdzirowato. Dziewczyny przystanęły na trzecim stopniu od dołu. Dobiegły mnie strzępy ich rozmowy:

- Oczywiście, że to ja będę królową drugiej klasy - mówiła Morgan z dumą. - Wiem to od profesor Metis. Po lekcji historii mitycznej powiedziała, że nauczyciele zdecydowali, że skoro nie ma Jasmine, to ukoronują zdobywczynię drugiego miejsca. Nie chcą psuć nastroju, wspominając o niej. A królem będzie oczywiście Samson. Świetnie się składa, bo to mój partner. Wszystko idzie jak po maśle. Tak miało być, to przeznaczenie!

Walkirie pokiwały głowami zgodnie. A od śmierci Jasmine, ich poprzedniej przywódczyni, minęło tylko parę dni!

Morgan odrzuciła włosy na plecy, przyjęła pozę modelki i zeszła z ostatnich stopni, gotowa przyjąć koronę, nowego chłopaka i miejsce królowej balu. Przeszła obok, jakby w ogóle mnie nie zauważyła stojącej u stóp schodów. Może tak naprawdę było. Chyba Morgan nie potrafiła dostrzec nic prócz własnej doskonałości.

��������
195
Page 196: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Nie jest wam przykro, że nie żyje? - zawołałam za nimi. Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z Morgan i tak naprawdę

nie miałam powodu, żeby zaczynać teraz. Ale przed oczyma zobaczyłam nagle obraz Jasmine na podłodze biblioteki, leżącej w kałuży krwi, i słowa same wyskoczyły mi z ust, zanim zdołałam się powstrzymać.

Wszystkie trzy odwróciły się i zmierzyły mnie spojrzeniem. - Mówisz do mnie? - spytała Morgan. - Oczywiście, że do ciebie. Byłaś najlepszą przyjaciółką

Jasmine. Nie jest ci przykro, że nie żyje? Choćby trochę? Morgan skrzywiła się. - Oczywiście, że jest mi przykro. W końcu była moją

przyjaciółką i znałyśmy się od, no, właściwie od zawsze. Ale skoro ona nie żyje, to nie powód, żebyśmy miały zachowywać się, jakbyśmy my też nie żyły. Gdybyś znała Jasmine, to byś wiedziała, że ona by tego właśnie pragnęła. Chciałaby, żebyśmy się wzięły w garść, poszły na bal i bawiły się, nawet bez niej.

Jej przemowa brzmiała tak, jakby przygotowała ją przed lustrem podczas nakładania szminki. Łatwa odpowiedź, którą mogłaby wyciągnąć jak asa z rękawa w chwili, gdyby ktoś zadał jej to niewygodne pytanie. Oczywiście babcia mówiła mi mniej więcej to samo, ale przynajmniej wiem, że w to wierzyła. A Morgan? Pewnie nie.

Przewróciłam oczami. Mogłabym się założyć, że znam Jasmine o wiele lepiej niż jej kumpelka. Jasmine wiedziała o tym, że Morgan sypia z jej chłopakiem, z czego tamta nawet nie zdawała sobie sprawy, a ja tak - dzięki widzeniu podczas przeglądania kosza ze śmieciami u Jasmine. Mając takich przyjaciół jak Morgan, nie potrzeba wrogów.

��������
196
Page 197: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Nie odezwałam się. Nie miało sensu mówić tego wszystkiego Morgan. Takie jak ona nigdy nie słuchały takich jak

Morgan spojrzała na mnie wyniośle, jakby dzięki swojej odpowiedzi wygrała wojnę na słowa, po czym odwróciła się i wyszła z akademika na swoich nowych szpilkach i z nową świtą.

Pokręciłam głową i weszłam na piętro, gdzie był pokój Daphne. Zapukałam i po chwili walkiria otworzyła drzwi.

Daphne założyła już sukienkę - różową, na cieniutkich ramiączkach i z szeroką, bufiastą spódnicą z cekinami. Jasne włosy zwinęła w kok na czubku głowy, a różowy błyszczyk na ustach znakomicie pasował do koloru kreacji. Wyglądała jak z filmu Disneya. Nie zdziwiłabym się, gdyby z jej pokoju wybiegły nagle animowane myszki zadowolone z efektu całonocnej pracy.

- No... to do czego mnie potrzebujesz? - spytałam. - Już i tak wyglądasz świetnie.

Daphne uśmiechnęła się. - Naprawdę? A podoba ci się sukienka? Weszłam do pokoju i

zamknęłam drzwi. - Bardzo. I myślę, że Carsonowi też się spodoba. Daphne

rozpromieniła się i podeszła do lustra nad toaletką, żeby jeszcze raz się sobie przyjrzeć. Wykorzystałam tę chwilę, żeby się rozejrzeć po pokoju.

Umeblowanie było standardowe: łóżko, toaletka, biurko, telewizor, szafki na książki. Miała absolutną rację, kiedy podczas obiadu powiedziała, że lubi róż, bo wszystko było różowe. Kołdra, poduszki, zasłony. Nawet ściany i sufit zostały pomalowane na jasnoperłowy róż.

��������
197
Page 198: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Drugie, co mnie zdumiało, to tony komputerów. Naliczyłam trzy monitory, kilka laptopów, jakieś plastikowe pudła, które wyglądały na serwery - i to tylko na jednym wielkim biurku w kącie. Ho ho. Myślałam, że z Klubem Techniki to przypadek, ale najwyraźniej mocno w tym siedziała. Księżniczka walkiria i maniak komputerowy - kto by się spodziewał? Trudno by mi było uwierzyć, że ten cały sprzęt jest naprawdę jej, gdyby komputery, monitory i serwery nie były różowe i pooklejane naklejkami z Hello Kitty.

Daphne przygładziła sukienkę i odwróciła się do mnie. Stałam na środku pokoju, znowu czując się niezgrabnie i niemodnie.

- Co takiego mam zrobić? - spytałam. - No bo jesteś już ubrana i w ogóle.

Daphne wzruszyła ramionami. - Chyba nic. Tylko chciałam... porozmawiać z kimś, zanim

przyjdzie po mnie Carson. - To fajny facet, ten Carson - powiedziałam, siadając na łóżku.

- Ładnie razem wyglądacie. - Naprawdę tak myślisz? - Pewnie. Zamilkłyśmy, starając się znaleźć jakiś temat do rozmowy.

Hm, mieć przyjaciółkę okazuje się jednak trudniejsze, niż mi się wydawało. Dużo trudniejsze.

- No to... - zaczęła Daphne, ciągle stojąc, żeby nie pognieść sukienki. - Rozumiem, że nie idziesz potańczyć. A przynajmniej obiecaj, że nie pójdziesz w tej okropnej bluzie.

Zmrużyłam oczy. Ze złośliwościami sobie poradzę. O wiele trudniej być miłą.

��������
198
Page 199: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Mnie się ta bluza podoba. Ale nie martw się, nie pokażę się w niej na balu, bo na niego nie idę. Nikt mnie nie zaprosił, co pewnie zgadłaś. Jak to wytknęłaś mi w czasie obiadu, w akademii nie mam żądnych przyjaciół, a co dopiero chłopaka.

Nie wiem, czy tylko to sobie wyobraziłam, czy Daphne naprawdę skrzywiła się na moje szorstkie słowa.

- Mogłabyś... - powiedziała niepewnie - mogłabyś pójść z Carsonem i ze mną.

- 1 zrujnować twoją wymarzoną randkę? Chyba jednak nie. Nawet ja nie jestem taką świnią.

- Mogłoby być trochę niezręcznie. - Tak myślisz? Spojrzałyśmy na siebie, przewróciłyśmy oczami i wybu-

chłyśmy śmiechem. To przełamało lody i zaczęłyśmy wspominać wszystkie plotki,

które dziś krążyły. Kto kogo zaprosił, kto upije się już w połowie balu, kto zamierza dziś iść na całość ze swoim chłopakiem albo dziewczyną.

Nagle przyszło mi do głowy, że czuję się... normalnie. Jakbym chodziła do normalnej szkoły z normalnymi koleżankami. .. a nawet jakbym sama była normalna. Było to... miłe, a nawet zabawne.

W końcu skończyłyśmy chichotać i plotkować o innych i Daphne rzuciła mi figlarne spojrzenie.

- No, to co jest z tobą i Loganem Quinnem? - spytała. - O czym ty mówisz? - zdziwiłam się Podniosła brwi do góry i

powiedziała: - O tym, że wczoraj w czasie ogniska wyglądaliście na bardzo

ze sobą zakumplowanych. A on zachował się jak

��������
199
Page 200: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

prawdziwy Spartanin i zabił grasownika, który chciał cię pożreć. Mnie się to wydaje t o t a l n i e seksowne.

- Logan Quinn sprawił na mnie wrażenie faceta, który kumpluje się z dziewczyną, tylko jeśli czegoś od niej chce. Na przykład podpisać jej materac - odparłam oschłym tonem. - A wczoraj ocalił mi życie, owszem, i uratował od grasownika. Ale powinnaś go wtedy widzieć. Wyglądał niemal na uszczęśliwionego tym, że bestia chce go zabić. Cieszył się, że może walczyć. Myślę, że robił to bardziej dla siebie niż dla mnie. Jakby chciał sam sobie udowodnić, że jest dobry.

Daphne wzruszyła ramionami. - No, w końcu to Spartanin. Zabijanie to jego żywioł. Czego

oczekiwałaś? Że wyśle ci kwiaty i kiepski wiersz? Martwy grasownik to jedyny pluszak, jakiego możesz oczekiwać od Spartanina takiego jak Logan Quinn.

Spojrzałam na nią bezmyślnie. -A co Spartanie mają wspólnego z pluszakami? - Jesteś tu już jakieś dwa miesiące - westchnęła Daphne - i

nadal tego nie pojmujesz? Nie widzisz, o co tu w ogóle chodzi? Po co tu jesteśmy?

Wzruszyłam ramionami. Daphne spojrzała na mnie poważnym wzrokiem. - Jesteśmy tu, wszyscy - walkirie, Spartanie, Amazonki i cała

reszta - ponieważ mamy magiczne siły. Ponieważ mamy mityczne pochodzenie. Znasz opowieści o tym, jak dzielni byli Spartanie pod Termopilami? Jak taka mała grupka powstrzymała tysiące napastników? No, to nie tylko słowa. Tak było. Starożytne walkirie odprowadzały poległych do Walhalli, Trojanie zostali nabrani przez Greków i tego

��������
200
Page 201: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

drewnianego konia w czasie wojny trojańskiej. Mity, legendy, magia - to wszystko prawda. I jest częścią nas. Pielęgnujemy nasze mityczne dziedzictwo, żeby służyło nam w walce z chaosem i ciemnością, które by inaczej pochłonęły cały świat.

Tydzień temu bym ją wyśmiała. Ale teraz zaczynałam wierzyć w to, co mówi, w mity, magię i potwory. W ostatnich dniach zdarzyło się zbyt wiele, żebym mogła nadal pozostać sceptyczna. Zabicie Jasmine. Zniknięcie Czary Łez. Posąg, który omal nie spadł na Morgan i Samsona. Grożący mi grasownik, który - zabity przez Logana - wyparował w chmurze dymu. Dziwaczny miecz w bibliotece, który nieustannie przyciągał mój wzrok.

- W porządku - rzekłam. - Może Logan jest Spartaninem i dlatego wpadł wczoraj w bitewny szał. Może jesteś wal-kirią, która umie gołymi rękami kruszyć diamenty i krzesać iskry z palców. Ale to nic mi nie mówi o mnie. Jestem tu jedyną Cyganką. To znaczy nic nie wiem o innych. Różnię się od was wszystkich. Nie jestem wojowniczką. Potrafię jedynie odbierać wizje, kiedy czegoś dotknę. Nie pasuję tu.

- Nie powiedziałabym tego. Masz magiczne zdolności, jak reszta z nas.

- No dobrze, ale dlaczego z ich powodu jestem Cyganką, a nie kimś innym? A może ty to wiesz?

- Słyszałam to i owo o Cyganach, ale nic konkretnego o takich zdolnościach jak twoje. Kiedy mnie zaczepiłaś w sprawie tej bransoletki, którą ukradłam Carsonowi, rozpytywałam nawet znajomych, ale nikt niczego nie wiedział na ten temat. Profesorowie, których pytałam, również nie. Albo wiedzieli, tylko nie chcieli powiedzieć. Zawsze mi się

��������
201
Page 202: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wydawało, że Cyganie to też wojownicy tacy jak walkirie, Amazonki i cała reszta. Tylko mają inne zdolności magiczne.

- Tak myślałaś, póki mnie nie spotkałaś - zauważyłam z goryczą w głosie - i nie przekonałaś się, jaki to ze mnie wojownik.

Daphne przechyliła głowę i spytała: - A jak tu trafiłaś? Bardzo mnie to interesuje. Opowiedziałam

jej o Paige Forrest, o molestowaniu przez ojczyma i o tym, jak to wszystko doprowadziło do śmierci

mamy. - I ni z tego, ni z owego profesor Metis puka do drzwi

mieszkania babci i mówi mi, że od jesieni mam iść do Akademii Mitu - ciągnęłam ze złością. - Nawet nie powiedziała mi dlaczego. Pytałam ją o to kilka dni temu, ale też nie dała mi odpowiedzi. Babcia coś o tym wie, ale również nie puszcza pary z ust. Powtarza tylko, żebym dała szansę akademii, że wszystko się ułoży.

-Nie znam twojej babci, ale Metis jest sprytna. Nie jest jak inni nauczyciele. Niektórzy mówią, że jest wybrańcem.

- Wybrańcem? Co to znaczy? - O rety, Gwen, mogłabyś uważać na historii mitycznej

-westchnęła zdesperowana Daphne. - Jak skończyła się wojna chaosu, wszyscy bogowie i boginie zawarli rozejm. To znaczy zgodzili się nie walczyć przeciwko sobie nawzajem ani nie ingerować w świat śmiertelników. Ale oczywiście nie mogli po prostu siedzieć i nic nie robić, więc stworzyli wybrańców, którzy są czymś w rodzaju furtki w rozejmie. To ludzie wybrani przez bogów na... no, na ich wybrańców. Są bohaterami albo złoczyńcami, zależnie od boga. Pomagają

��������
202
Page 203: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wypełnić życzenia boga i chronią przed złem. Zabijają żni-wiarzy, strzegą artefaktów, nawet są mentorami i pomagają ludziom zrozumieć ich magiczne zdolności. Nie jest bezpiecznie być wybrańcem. Większość z nich nie żyje długo.

Hm, to była odpowiedź na pytanie, dlaczego bogowie i bo-ginie sami nie walczą między sobą. Postanowili tego nie robić i zamiast tego biorą ludzi, żeby się im wysługiwali, zupełnie jak w Starciu tytanów. Profesor Metis pasowała na wybrańca. Nie chodzi o zabijanie czy strzeżenie, tylko

o mentorstwo. Choć muszę przyznać, że nie zauważyłam, jeśli próbowała tego ze mną.

Usiadłam wygodniej na łóżku. Nawet jeśli Daphne mówiła prawdę, to nie wyjaśnia jednak, czemu tu jestem, jaki mam związek z mitami, bogami, wojną chaosu ani całą resztą. Byłam tylko Cyganką, która miała dar widzenia przez dotknięcie. Nic takiego. Nijak się to nie ma do takiego Logana

i jego zdolności walki czy Daphne z niebywałą siłą i palcami sypiącymi magiczne iskry.

Rozległ się krótki sygnał i Daphne spojrzała na zegar w rogu pokoju.

- Już siódma. Carson pewnie czeka na dole. Jak wyglądam? Zakręciła się w kółko, tak że spódnica sukni uniosła się i

zaczęła wirować. - Pięknie - odparłam zgodnie z prawdą. - No, a teraz idź i baw

się dobrze. Daphne przygładziła suknię, uśmiechnęła się do mnie i

sięgnęła po leżącą na łóżku torebkę. W drzwiach zatrzymała się i odwróciła przez ramię.

- Dzięki, że przyszłaś, Gwen. Fajnie było.

��������
203
Page 204: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Mnie również - odparłam. - Mogę do ciebie zadzwonić? - spytała walkiria nieśmiało. -

Jeśli nie będzie za późno? - Koniecznie. Chcę usłyszeć, jak Carson świetnie całuje.

Daphne roześmiała się i wyciągnęła do mnie rękę. Wzięła mnie pod ramię i wyszłyśmy z pokoju, a między nami mi-

gotały pierwsze iskierki prawdziwej przyjaźni.

��������
204
Page 205: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 17 Odprowadziłam Daphne na dół, do wspólnego salonu, gdzie

czekał Carson. Miał na sobie klasyczny frak, w którym wyglądał jak wysoki,

chudy pingwin. Nie powiedziałam tego Daphne, bo Carson rozpromienił się na jej widok, podobnie jak ona na jego. Z jej palców posypały się różowe iskry, a gdyby Carson uśmiechnął się jeszcze trochę szerzej, to jego usta spotkałyby się z drugiej strony głowy.

- Cześć - powiedziała nieśmiało walkiria, stając naprzeciw niego.

- Cześć - odszepnął Carson. - Wyglądasz przepięknie. Daphne zaczerwieniła się. Carson nie mógł od niej oczu

oderwać. Stali tak, nie odzywając się do siebie, póki nie chrząknęłam znacząco.

Carson oprzytomniał i podał Daphne plastikowe pudełeczko z różową różą.

- Dziękuję - odparła Walkiria. Wyjęła kwiat, a mi podała puste opakowanie.

Gdy tylko je dotknęłam, ujrzałam, jak Carson martwi się, czy róża ma odpowiedni kolor. To było słodkie, niepokój

��������
205
Page 206: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

o taki drobiazg. Czułam, że Carson pragnie, aby wszystko wypadło idealnie, łącznie z doborem bukietu.

Znowu stali, patrząc na siebie, aż w końcu Carson przełknął ślinę i powiedział:

- Eee... chyba powinniśmy iść. Nie chcemy się spóźnić. -Zmarszczył brwi. - A może lepiej się spóźnić? Jak myślisz, co lepiej wypadnie?

- Powiem ci po drodze - roześmiała się Daphne, biorąc Carsona pod ramię, i pomachała mi ręką.

Patrzyłam, jak wychodzą z akademika, i uśmiechnęłam się do siebie. Naprawdę ładnie razem wyglądali.

Kiedy poszli, nie miałam powodu kręcić się po Walhalli, ale zamiast wrócić do siebie, wróciłam na schody i weszłam na piętro. Wszyscy poszli już na bal i akademik opustoszał, jakby tu nikt nie mieszkał.

Niezauważona wsunęłam prawo jazdy w szczelinę koło zamka i otworzyłam drzwi do pokoju Jasmine.

Wyglądał tak samo, jak za pierwszym razem, kiedy tu byłam. Łóżko, toaletka, biurko, telewizor, szafy na książki. Odsunęłam krzesło i usiadłam przy biurku, nadal trzymając w ręku pudełko po bukiecie. Błądziłam oczami po wnętrzu, mając nadzieję na jakieś wibracje albo wskazówkę, które powiedzą mi, co naprawdę zdarzyło się z Jasmine.

Wszystko jednak było takie, jak podczas pierwszego wła-mania. Fotografie Jasmine przy lustrze nad toaletką. Kosmetyki stłoczone na szklanym blacie. I biblioteczki pełne tomów takich jak Typowe moce walkiryczne, Jak panować nad swoją magią albo Tworzenie magicznych iluzji.

Przez moment przyglądałam się książkom. Na ich widok coś mi zamajaczyło w pamięci, bardzo niewyraźnego.

��������
206
Page 207: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wpatrywałam się w ten ostatni tytuł. Iluzje, iluzje... to miało coś wspólnego z iluzjami i magią. Coś, co widziałam, czułam, słyszałam? Ale kiedy sięgnęłam po książkę, zaraz uciekło. Cokolwiek to było - wspomnienie, myśl, pomysł -nie czuło się jeszcze gotowe, żeby się wynurzyć z niepamięci. Ale wcześniej czy później pojawi się wyraźnie. Zawsze tak było.

Właściwie nie wiedziałam, po co tu przyszłam. Co, jeśli w ogóle cokolwiek, miałam nadzieję znaleźć. Było mi... smutno. Że tak łatwo można kogoś zapomnieć, nawet jeśli -jak Jasmine - nie jest to najmilsza osoba pod słońcem. Nikt przecież nie chce zostać zapomniany.

Wróciłam do swojego akademika i swojego pokoju w wie-życzce. Zamknęłam drzwi. Stąd wszyscy również poszli na bal i panowała głucha cisza, zupełnie jak w Walhalli. Przypuszczam, że byłam jedyną osobą, która została. Znowu sama. Oczywiście.

Klapnęłam na łóżko i utkwiłam oczy w suficie. Było mnóstwo rzeczy, które mogłam robić. Mogłam czytać najnowszy komiks, wziąć prysznic, obejrzeć jakiś kiepski reality show, zjeść resztę migdałowych ciastek babci.

Cały czas wisiało nade mną wypracowanie na historię mi-tyczną, to, w którym mieliśmy napisać na temat wybranego boga lub bogini. Może wybiorę Nike, pomyślałam. Grecka bogini zwycięstwa była w centrum zamieszania, jeśli chodzi o Lokiego, żniwiarzy i wojnę chaosu.

Zamiast jednak sięgnąć po podręcznik, siedziałam, wpatrując się w drzwi szafy. Po chwili podniosłam się i otworzyłam je. Jak zwykle, oczom moim przestawił się zestaw

��������
207
Page 208: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

dżinsów, podkoszulki, bluzy, adidasy i parę innych drobia-zgów. Czerwony zimowy płaszcz w szkocką kratę. Kilka par eleganckich czarnych spodni. Grube wełniane swetry na mrozy. Szorstka czarna suknia, którą włożyłam na pogrzeb mamy.

Nie miałam wtedy czarnej sukienki i dzień przed pogrzebem babcia zabrała mnie na zakupy, żeby coś wybrać. Złapałam pierwszą w moim rozmiarze, która wpadła mi w oczy, nie zwracając uwagi na fason ani na to, kto mnie będzie w niej oglądał. W ogóle jej nie chciałam, nienawidziłam myśli, że będę musiała ją założyć, że mama nie żyje i że nigdy do mnie nie wróci.

Teraz wyciągnęłam rękę, ale jej nie dotknęłam. Nie chciałam przypominać sobie tego dnia, nie chciałam pamiętać, jaka czułam się wtedy nieszczęśliwa, zdruzgotana faktem, że mama odeszła na zawsze, bo zamiast siedzieć w domu, gdzie było jej miejsce, chciała pomóc mojej koleżance. Wolałam zapomnieć, że miała wypadek z mojej winy, ponieważ byłam piekielnie wścibska i chciałam poznać cudzą tajemnicę. Nigdy więcej nie założę tej sukni. Już patrząc na nią czułam mdłości i ucisk w żołądku, jakbym to ja była winna śmierci mamy, a nie pijak za kierownicą.

Odsunęłam metalowy wieszak, uważając, by nie dotknąć czarnej tkaniny, i sięgnęłam po rzecz wetkniętą na sam tył szafy - sukienkę na bal, którą kupiłyśmy z mamą w sobotę przed jej śmiercią.

Była w dziwnym kolorze pomiędzy liliowym i szarym -mama nabijała się ze mnie, że jest taki sam, jak moje oczy. Suknia kojarzyła się z grecką boginią - miała króciutkie rękawki, wysoki stan i długą fałdzistą spódnicę. Wokół

��������
208
Page 209: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

okrągłej szyi i w pasie dyskretnie połyskiwał wąski szlaczek srebrnych cekinów.

Zrobiłam głęboki oddech, wyciągnęłam sukienkę i dotknęłam jej delikatnie palcami.

Nie było żadnych słabych odczuć, niewyraźnych wizji związanych z sukienką, ale od razu opanowały mnie mocne obrazy.

Mama i ja w restauracji w centrum handlowym - śmiejemy się i popijamy milkshakes. Przeglądamy sukienki wieszak po wieszaku, żeby trafić na tę właściwą. Mamy dużo radości z zakupów, mimo że wychodzimy ze sklepów z pustymi rękoma. W końcu, jako ostatnią deskę ratunku, mama proponuje mały butik poza centrum. I wreszcie mina mamy, kiedy widzi tę suknię.

Zamknęłam oczy i skupiłam się, żeby obraz był jak najwy-raźniej szy. Pogładziłam jedwabisty materiał i odetchnęłam, wyobrażając sobie, że czuję słodki zapach bzu - perfum, których mama zawsze używała. Tak bardzo go lubiłam, że na ostatnie urodziny dostałam od niej swoją buteleczkę - ale nie używałam ich od jej śmierci. To znowu przypomniało mi, jak bardzo za nią tęsknię.

Powoli fale uczucia i obrazy zaczęły blaknąć i zanikać, jak to się czasami zdarzało. Jeśli rzeczy nie były używane (w tym wypadku noszone), z biegiem czasu emocje i uczucia wypływały z nich jak woda z pękniętego naczynia, aż w końcu nic nie zostawało. Czasami, jeśli zaczęły używać ich inne osoby albo jeśli dawne osoby miały nowe doświadczenia, na stare obrazy nakładały się nowe myśli, uczucia i emocje. Kiedy indziej po prostu wszystko bladło i znikało, zostawiając tylko dalekie echo ludzi i zdarzeń.

��������
209
Page 210: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Już chowałam suknię z powrotem do szafy, ale widziane obrazy i przypomniane uczucia nie chciały mnie opuścić.

Może to przeczucie, które miałam, kiedy ją pierwszy raz mierzyłam, że będę najładniejszą dziewczyną na balu drugiej klasy, może uśmiech mamy, kiedy znalazła sukienkę i zdała sobie sprawę, jak ładnie będę w niej wyglądać, a może świadomość, że mały kawałek tego, co - jak mi się wydawało - straciłam na zawsze, cały czas wisiał tu, w mojej szafie - ale nagle poczułam, że chcę iść na bal, że chcę założyć tę sukienkę. Choćby tylko dlatego, że mama tak bardzo by się z tego cieszyła. Babcia Frost miała rację. Czas zacząć żyć na nowo.

Morgan powiedziała to samo o Jasmine, że Jasmine chciałaby, aby to właśnie robili po jej śmierci. Tylko że wiedziałam, że w wypadku mamy była to prawda, że Grace Frost chciałaby tego dla mnie, swojej córki.

Czułam to, dotykając materiału wspaniałej sukienki, którą mi kupiła.

I uświadomiłam sobie, że ja też tego chcę. Zdjęłam więc suknię z wieszaka i położyłam na łóżku. Cekiny

mrugały do mnie zachęcająco. - No to do dzieła - mruknęłam i rozpięłam bluzę, która opadła

na podłogę.

��������
210
Page 211: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 18 Zanim się przyszykowałam, zrobiło się po ósmej, czyli tańce

trwały już od godziny. Ominęło mnie ogłaszanie króla i królowej każdego roku - na których głosowało się dwa tygodnie temu. Ale, jak powiedziała Morgan, jak zabrakło Jasmine, nie było innych kandydatów prócz niej i Samsona.

Rzuciłam okiem w lustro w łazience. Fiołkowa sukienka i fiołkowe oczy, falujące kasztanowe włosy, rozpuszczone i opadające do ramion, jasna cera i piegi. Nie wyglądałam jak piękna królowa wróżek, czyli jak Daphne, ale przynajmniej też nie jak kompletna zdzira, czytaj Morgan. Nie wiedziałam, kim byłam, poza tym, że byłam Cyganką, która miała wizje. Ale z całej siły postanowiłam zabawić się dziś wieczorem - albo przynajmniej tak dobrze udawać, że się bawię, żeby nikt inny poza mną tego nie zauważył.

Wyszłam z akademika i ruszyłam na przełaj dziedzińca. Wszyscy już zgromadzili się w stołówce, więc dziedziniec był jeszcze bardziej opustoszały niż wcześniej. Wiał chłodny wiatr, przynosząc ze sobą zapach jesieni i pierwsze przeczucie zimy. Objęłam się ramionami, żałując, że nie wzięłam płaszcza, ale nie chciało mi się wracać do pokoju.

��������
211
Page 212: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Gdybym to zrobiła, wątpię, czy zdobyłabym się to, żeby wyjść jeszcze raz.

W końcu dotarłam do jadalni. Przez otwarte drzwi wejściowe na zewnątrz wylewało się światło, rozpraszając cienie. Wokół wejścia stało kilka osób, popijając i ukradkowo paląc papierosy albo nawet coś mocniejszego. Kwaśny odór piwa mieszał się ze słodkim, duszącym dymem.

Gdy weszłam do środka, ogarnęło mnie zdumienie. Od obiadu sala jadalna zmieniła się nie do poznania. Okrągłe stoliki ustąpiły miejsca długiemu bankietowemu stołowi biegnącemu wzdłuż jednej ze ścian. Wokół potężnej rzeźby z lodu w kształcie rogu obfitości ustawiono wazony z karmazynowymi i złotymi jesiennymi liśćmi, zielonymi pnączami i gipsówką. Na stole stały też migocące świece, oświetlając wymyślne jedzenie. Z sufitu zwisały girlandy zielono-czerwonych liści. Dzięki strumieniom srebrnych i złotych świateł sala była skąpana w miękkiej romantycznej poświacie. Nawet ja musiałam przyznać, że wystrój miał klasę i był naprawdę piękny i elegancki.

Spóźniłam się na ceremonię zbiorów, która odbyła się przed rozpoczęciem tańców, ale widać było jeszcze jej ślady. W ogródku pod gołym niebem płonęły woskowe świece wetknięte na wysokie pręty z brązu, pod stopami posągów przedstawiających rozmaitych bogów, w tym Dionizosa i Demeter, stały złote misy pełne winogron, pomarańczy, migdałów i oliwek. Cały ogród miał dziś wieczór złotawy koloryt, jakby był odlany z brązu, nawet kielichy wina ustawione przy misach z owocami i orzechami, a w powietrzu unosił się słodki i lekko ostry aromat, jakby cytrusowy. Odczekałam chwilę, zastanawiając się, czy poczuję obecność

��������
212
Page 213: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

tej samej niewidzialnej mocy co wczoraj podczas ogniska. Ale jeśli nawet jakaś moc została wezwana ceremonialnym rytuałem, to już zniknęła. Odetchnęłam z ulgą. Koniec z magią na dziś. To dobrze.

Nie wiem, ilu uczniów uczęszczało do Akademii Mitu, ale wydawało się, że wszyscy jak jeden mąż stawili się na tańce. Pary - połyskująca suknia i frak - trzymały się w objęciach na parkiecie. Inni siedzieli przy stołach na końcu sali, całując się, chichocząc i szepcząc coś sobie do ucha. Jeszcze inni tłoczyli się przy stole, zanurzając truskawki i inne świeże owoce w fontannie ciemnej czekolady wylewającej się niekończącym się ciepłym strumieniem. Zauważyłam nawet, że kilka osób jadło kawior, który również znalazł się wśród potraw. Pfuj.

Miałam rację, że było już po koronacji królów i królowych balu. Na brzegu parkietu spostrzegłam Morgan McDougall w otoczeniu świty walkirii, z błyszczącą koroną na głowie i triumfującym uśmiechem na karminowych ustach. Morgan trzymała Samsona pod ramię i dosłownie przyklejała się do niego. Samson, niezwykle przystojny we fraku, z koroną w ręku, pochylił się i pocałował ją w szyję, nie zważając, że Morgan zajęta jest rozmową.

Zaciekawiło mnie, co by zrobiła Jasmine, gdyby się tu po-jawiła. Gdyby zobaczyła, z jaką łatwością Morgan zajęła jej miejsce jako królowej drugiego roku. Wyobraziłam sobie, że zerwałaby jej koronę z kryształków z głowy, zaczęłaby nią okładać przyjaciółkę i niewiernego chłopaka. Niewątpliwie była w stanie zrobić coś takiego, sądząc po wściekłości, którą odczułam, kiedy dotknęłam zdjęcia z jej pokoju. Tego z Morgan i Samsonem, które Jasmine podarła.

��������
213
Page 214: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Rozejrzałam się po sali. Byli tu nie tylko uczniowie. W tłumie zauważyłam kilku profesorów, w tym panią Metis, trenera Ajaksa i Nickamedesa. Stali we trójkę z boku, pijąc poncz, rozmawiając i starając się utrzymać obmacywanki na parkiecie w ryzach. Panowie byli we frakach, a pani Metis miała na sobie zieloną wieczorową suknię, w której wyglądała ładnie i delikatnie.

W końcu ujrzałam Daphne i Carsona pogrążonych w po-wolnym tańcu. Daphne położyła głowę na ramieniu chłopaka, a on miał głupio rozanielony wyraz twarzy. Morgan powiedziała coś do dwóch kumpelek, wskazując ich palcem. Dziewczyny parsknęły śmiechem i zaczęły nabijać się z zakochanej pary. Ale tamci tak byli sobą zajęci, że ani ich nie widzieli, ani nie słyszeli. Wątpię zresztą, czy przejęliby się drwinami. Na pewno nie dzisiaj.

Ponieważ nie chciałam przeciskać się przez tłum do Daphne i Carsona, pod ścianami przemknęłam do bufetu. Żeby cokolwiek robić, żeby nikt się nie zorientował, że jestem sama, jak kompletna niedojda. Po co tu przychodziłam! Myślałam, że będzie fajnie, ale teraz zaczęłam wątpić. Nie miałam przyjaciółki, a najbliższa temu określeniu Daphne była tak zaabsorbowana swoją randką, że nawet nie miałam z kim porozmawiać, nie wspominając już o tańcu.

Stanęłam w kolejce, nabrałam na talerz furę świeżych owoców i pomoczyłam je wszystkie w fontannie gorzkiej czekolady. Do picia wzięłam kieliszek ponczu z bezalkoholowym szampanem. Podeszłam do stołów z tyłu, ale wszystkie miejsca były zajęte przez pary. Czułam się głupio i niezręcznie, z talerzem w jednej ręce i kieliszkiem w drugiej, nie mogąc nawet usiąść, żeby zjeść, i nie mając do kogo się odezwać.

��������
214
Page 215: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Westchnęłam. Nie wiem, co sobie wyobrażałam, przychodząc sama. Postanowiłam wziąć owoce ze sobą do pokoju i objeść się, a przez resztę wieczoru czytać komiksy. Powinnam od razu na to wpaść, a nie próbować udawać, że jestem jedną z nich.

Odwróciłam się i zaczęłam wracać, trzymając się skraju parkietu, omijając pary, które znalazły się na mojej drodze. Byłam już w połowie, kiedy ktoś stanął przede mną. Był od-wrócony tyłem, więc nawet mnie nie zauważył. Odskoczyłam, żeby na niego nie wpaść, ale zrobiłam to gwałtownie i poncz wychlapał mi się z kieliszka, oblewając z przodu całą sukienkę. Świetnie. Po prostu świetnie.

- Hej - wymamrotałam - uważaj, gdzie idziesz. Facet musiał usłyszeć, bo odwrócił się i zmierzył mnie

wzrokiem. Stałam na wprost Logana Quinna. Nie rozmawiałam z nim od wczoraj wieczorem, kiedy

wpadłam w panikę, bo próbował mnie pocałować. Nie byłam w stanie zbliżyć się do niego na gimnastyce, ale przez resztę dnia wypatrywałam go na dziedzińcu, chcąc go przeprosić. Nie widziałam go, a teraz, kiedy wreszcie go zobaczyłam, nie mogłam się powstrzymać, żeby się na niego nie gapić.

Logan we fraku wyglądał absolutnie odjazdowo, mimo że już poluzował muszkę, jakby co najmniej go dusiła. Marynarka opinała jego ramiona, podkreślając ich muskularność. Czarne włosy połyskiwały w promieniach złotego i srebrnego światła lamp, a oczy lśniły jak kawałki lodu. Zabrakło mi tchu.

Logan jeszcze patrzył na mnie ze złością, ale po chwili na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie. Spuścił wzrok

��������
215
Page 216: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

na moją suknię i przyjrzał się plamom ponczu na długiej spódnicy. Poczułam, że palą mnie policzki. Dlaczego musiałam na niego wpaść akurat teraz? Dlaczego nie mogłam go dostrzec, zanim oblałam się ponczem?

- Przepraszam - mruknęłam i odsunęłam się na bok. Szybko wróciłam do bufetu i odłożyłam talerz i kieliszek.

Całkowicie straciłam apetyt. Kiedy się odwróciłam, stał tuż za mną i ciągle na mnie patrzył.

- Cyganka? - spytał niepewnie, jakby nie mógł się zdecy-dować, czy to ja, czy nie.

- Spartanin - odparłam, krzyżując ramiona na klatce pier-siowej, aby tym sposobem ukryć choć część lepkich plam. -1 co, dobrze się bawisz?

Logan wzruszył ramionami. - Przypuszczam, że tak jak inni. Wszystkie bale są takie same -

długie i nudne. Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, jak z nim roz-

mawiać, kiedy się ze mną nie droczył - albo kiedy mnie nie ratował. A już szczególnie nie wiedziałam, co mam mówić w tej chwili, kiedy w tym fraku wyglądał tak niesamowicie seksownie.

- Zatańczysz? - spytał półgłosem. Serce podeszło mi do gardła. Aż do tej chwili nie zdawałam

sobie sprawy, jak bardzo tego chciałam. Jak bardzo pragnęłam znaleźć się w jego ramionach, nawet jeśli miałoby to być tylko dziś wieczór. Nic mu jednak nie odpowiedziałam. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa.

Nie musiałam. Logan objął mnie w pasie, starając się nie dotknąć gołej skóry na ramionach, i pociągnął na parkiet, do innych tańczących par. Nie protestowałam, będąc jak

��������
216
Page 217: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

w transie, zauroczona wrażeniem jego ręki wokół talii. Ciepło jego palców czułam nawet przez cienki materiał.

- No to jak to robimy? - spytał Logan, kiedy znaleźliśmy się na środku sali. - Skoro nie mogę cię nawet dotknąć?

Byłam w stanie tylko patrzeć. Jeśli chciałabym, żeby ktoś mnie dotknął, to tym kimś był właśnie Logan. Ale nie mogłam tego zaryzykować. Po prostu... nie mogłam. Po raz pierwszy nie chciałam poznać czyichś tajemnic. Nie chciałam go dotknąć i nagle zrozumieć, że w głębi duszy się ze mnie śmieje. Albo że mnie żałuje, bo jestem żałosna. Wolałam udawać, że naprawdę mu na mnie zależy, że zależy mu przynajmniej na tym jednym tańcu.

- Nie - odezwałam się w końcu, kiedy zdołałam się pozbierać. -Nie możesz dotknąć mojej gołej skóry, bo inaczej będę miała wizję. Ale możesz... eee... objąć mnie w pasie, a ja położę ci ręce na ramiona. Może być?

- Czego tylko sobie życzysz, Cyganko - odparł, uśmiechając się asymetrycznie.

Logan objął mnie w talii, a ja położyłam mu ręce na ramiona, powstrzymując pragnienie zanurzenia palców w jego kruczoczarne włosy. Powoli zaczęliśmy kołysać w takt jakiejś starej, smutnej piosenki o utraconej miłości.

Tańczyliśmy w milczeniu. Czułam na sobie wzrok Logana, ale nie podnosiłam oczu. Nie chciałam, żeby zobaczył w nich to, co teraz przeżywam. Nie dotykałam go, to znaczy jego skóry, ale i tak bardzo dużo czułam. Siłę jego szczupłego, silnego ciała. Delikatność, z jaką mnie obejmował. Jak łatwo było poruszać się razem z nim w takt muzyki, mimo że zupełnie brakowało mi koordynacji ruchowej i z tańca byłam równie kiepska, jak z wuefu. Po raz pierwszy od

��������
217
Page 218: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

długiego czasu obezwładniały mnie odczucia, które nie po-chodziły z psychometrii.

Ostre dziabnięcie tęsknoty przeszyło mi serce, aż zadrżałam z bólu. Wiedziałam, że jestem na prostej drodze do za-bujania się w Loganie Quinnie na dobre. Jeśli już to się nie stało.

Nie wiem, ile tańczyliśmy, nic nie mówiąc. W którymś momencie Logan odchrząknął i powiedział:

- Pięknie dziś wyglądasz, Gwen. Nie flirtował ze mną, jego słowa nie miały podtekstów

seksualnych, jak zazwyczaj, i niemal mu uwierzyłam. Niemal... niemal czułam, że mówi prawdę, mimo że go nie dotykałam. A może dlatego, że sama się okłamywałam, starając się uwierzyć, że ten taniec, ten moment znaczy dla niego niemal tyle, ile dla mnie.

- Dziękuję. Ty też. To znaczy nie pięknie, tylko przystojnie. Bardzo, bardzo przystojnie - dokończyłam niezgrabnie.

Prawda była jednak taka, że Logan był piękny. O wiele piękniejszy, niż ja mam szansę kiedykolwiek być. Wyglądał jak ożywiona ilustracja z podręcznika historii mitycznej -jak starożytny wojownik przebrany we współczesne ciuchy. Ta mieszanina tego, co stare i nowe, była piorunująca, absolutnie cudowna.

Gdy tańczyliśmy, sala znikła. Pozostali tancerze, całujące się pary, osoby tłoczące się przy bufecie, Morgan i jej złośliwa świta. Wszystko znikło, był tylko Logan i ja.

Logan trzymał mnie w ramionach i patrzył mi prosto w oczy. Powoli pochylił głowę, była coraz niżej, niżej, zamknęłam oczy, wstrzymałam oddech, czekając na coś, co wiedziałam, że będzie absolutnie cudowne...

��������
218
Page 219: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Z rozmarzenia wyrwało mnie mocne pchnięcie palcem w ramię. Przy kontakcie zalała mnie gwałtowna złość. Rzuciłam się w bok, tak że usta Logana minęły policzek i trafiły we włosy. Znowu poczułam mocne szturchnięcie i nową falę złości. Ten, kto mnie szturchał, nie był bardzo szczęśliwy.

Opuściłam ręce i odsunęłam się od Logana. Między nas wsunęła się dziewczyna, którą poznałam - Amazonka, jedna z przyjaciółek Talii Pizarro. Nie była taka wysoka jak Talia - mniej więcej mojego wzrostu i mojej budowy, ale bardzo ładna, z burzą rudych włosów i oczyma bardziej intensywnie zielonymi niż naszyjnik ze szmaragdów na jej szyi. Miała na sobie przylegającą suknię koloru morskiej piany, która podkreślała okrągłości figury.

Pyk! Moja chwila przemiany Kopciuszka w księżniczkę pękła jak balon i nagle poczułam się przy niej jak potężne winogrono, które czeka na zgniecenie w prasie.

- Czego chcesz od mojego partnera? - spytała ze wściekłością. Spojrzeliśmy z Loganem na siebie, a potem on przeniósł

wzrok na nią, objął w pasie i przyciągnął do siebie. - Tylko tańczymy, Savannah - odparł lekkim tonem,

uśmiechając się do niej tak, jak chwilę wcześniej uśmiechał się do mnie.

Zrobiło mi się bardzo przykro. Zabolało mnie, że Logan tak łatwo się mnie wyparł. Że niemal mnie pocałował, a kilka sekund później wyglądał, jakby miał to samo zrobić z inną dziewczyną. Może i miał. Może nie czuł tego samego, co ja, kiedy byliśmy razem. Może nigdy tego nie czuł.

Potrząsnęłam głową, żeby przegnać resztki głupiej, ro-mantycznej mgły. Oczywiście, że nie czuł tego samego

��������
219
Page 220: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- powtórzyłam w myślach. To przecież ten pieprzony Logan Quinn, znany podrywacz i podpisywacz materaców. Czego się spodziewałam? Zabawa to jedno, a szaleństwo to drugie. Wszystko, co miało związek z Loganem, zaliczało się do tej drugiej kategorii.

- Jasne - potwierdziłam lodowatym tonem. - Tylko tań-czyliśmy. Ale już nie tańczymy.

Logan spojrzał na mnie ze skruchą w oczach. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dałam mu szansy. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zostawiając go z partnerką, którą sam sobie wybrał na ten wieczór.

��������
220
Page 221: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 19 Zostawiwszy Logana, starałam się jak najszybciej przemknąć

między tańczącymi parami, nie dotykając nikogo, żeby przypadkiem nie sprowokować jeszcze wizji. To był fatalny, fatalny pomysł, żeby przyjść na bal, pomyślałam. Na co liczyłam? W akademii każdy miał swoje miejsce -oprócz mnie. Nie, moment. To nieprawda. Ja też miałam swoją rolę - Cyganki, która zrobiła z siebie kompletnego głupka. Innymi słowy, klasowa idiotka.

Wybiegłam z jadalni. Drzwi wejściowe oblepiało teraz więcej osób niż poprzednio. Krążyły kubki piwem, srebrne piersiówki z niewiadomą zawartością, podawano sobie papierosy i skręty.

Przez moment zastanawiałam się, czy nie zatrzymać się i nie poprosić o łyka. Albo o parę łyków. Nigdy jeszcze się nie upiłam, więc nie wiem, ile by to musiało być. Ale pewnie i tak by się ze mną nie podzielili. Poza tym wątpiłam, czy alkohol zatopi to nagłe uczucie do Logana Quinna. Tu chyba nic nie pomoże oprócz całkowitej lobotomii.

Nie mogłam wrócić na bal, ale nie chciałam też iść do akademika. Już wiem, że jestem dennie głupia i mam pecha.

��������
221
Page 222: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Nie chciałam siedzieć i rozmyślać o tym przez resztę wie-czoru. Poza tym miałam na sobie tą cholerną sukienkę balową. Postanowiłam wytrzymać w niej co najmniej przez godzinę, nawet gdybym miała umrzeć.

Nie myśląc, gdzie idę, skręciłam w lewo na brukowaną ścieżkę, która robiła wielki łuk i przechodziła obok pięciu głównych budynków otaczających największy dziedziniec. Zaczęłam nią iść, szukając spokojnego miejsca, gdzie bym mogła usiąść i... może się wykrzyczeć. Albo wypłakać. Nie wiem.

Nie tylko ja wyszłam wcześniej z balu. Na wszystkich żelaznych ławkach przy jadalni siedziały pary. Zakochani patrzyli sobie marzycielsko w oczy, śmiali się i całowali. Jeden facet nawet włożył swojej dziewczynie rękę pod sukienkę i praktycznie się na niej położył.

Zrobiło mi się niedobrze. Nawet tu nie mogłam uwolnić się od widoku zadowolonych

par... W ciemnościach przede mną coś jakby mignęło, odrywając

mnie od czarnych myśli. Znowu się pojawiło, podskakując w górę i w dół, i po drugiej stronie dziedzińca ujrzałam jeszcze jedną samotną postać. Czy ona... miała coś na głowie? Wytężyłam wzrok, starając się dojrzeć, kto to jest. Na szczęście postać weszła w krąg światła przy latarni i poznałam ją. Morgan McDougall.

Królowa balu kierowała się ku bibliotece starożytności. Pewnie znowu ma randkę z Samsonem na patio. Przewróciłam oczami. Co za dziwka. Błyski, które zwróciły moją uwagę, rzucała korona na jej głowie. Kosztowne kryształki mrugały do mnie przy każdym kroku walkirii.

��������
222
Page 223: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Zmarszczyłam brwi. Z Morgan coś było nie tak. Idąc za nią, zastanawiałam się, co mi tu nie gra. W końcu doszłam do wniosku, że nie podoba mi się sposób, w jaki się porusza - powolny, ostrożny, kontrolowany. Normalnie nikt tak nie chodzi, a szczególnie dziewczyna spiesząca się na randkę w kochasiem, z którym ukradkiem sypia. Kiedy Morgan przechodziła koło następnej latarni, zorientowałam się, że ma dziwny wyraz twarzy. Absolutnie... pusty. Wyglądała jak jakiś zombie, była zupełne niepodobna do siebie. Jakby opętana lub w transie...

W głowie uruchomił się system alarmowy, a im dłużej patrzyłam na walkirię, tym głośniej dzwonił.

Rozejrzałam się wokół, ale wszystkie pary zostały kilka-dziesiąt metrów z tyłu. Nikt inny jej nie zauważył. Wszyscy byli zbyt zajęci swoimi małymi dramatami i kiepskimi romansami, żeby zwrócić uwagę na nią... albo na mnie.

Ruszyłam więc za nią. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Może dlatego, że byłam

wkurzona, bo zrobiłam z siebie w oczach Logana taką idiotkę. A może dlatego, że nie miałam nic lepszego do roboty. Albo z powodu tego... tego dziwnego wrażenia. Że dzieje się coś bardzo, bardzo złego. Czułam niemal przymus śledzenia Morgan. Wydawało mi się, że jeśli tego nie zrobię, stanie się coś strasznego.

Takie samo uczucie miałam tuż przedtem, zanim podniosłam szczotkę do włosów Paige Forrest.

Morgan przecinała dziedziniec, nadal kierując się w stronę biblioteki. Dziwne, pomyślałam. Biblioteka przecież jest zamknięta z powodu balu, w środku gmachu pali się tylko kilka świateł. Po co więc Morgan tam idzie? I to

��������
223
Page 224: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

jeszcze dzisiaj? No, może umówiła się z Samsonem... tylko że oni wcale nie musieli się już ukrywać z tym, że stanowią parę. Wszyscy widzieli ich na balu. Po co więc mieliby się spotykać koło biblioteki? Mogli przecież iść do pokoju w akademiku. Co też ta walkiria wyczynia? I skąd ten pusty, nieobecny wyraz twarzy?

Powolnym, miarowym krokiem zombie Morgan weszła po stopniach biblioteki. Wzięłam spódnicę w garść i pobiegłam za nią. Czy ma zamiar wejść do środka? Drzwi były zamknięte, sama widziałam, jak pan Nickamedes zamykał je po skończonym dyżurze.

Morgan pchnęła drzwi i weszła do środka, znikając z pola widzenia. Zatrzymałam się u stóp schodów i spojrzałam na górujący nade mną gmach. Kamienne posągi, wieże i balkony wydawały się dziś szczególnie złowieszcze, jakby budowla była żyjącą istotą czekającą tylko na to, by mnie pożreć. Zamrugałam, bo wydawało mi się, że gmaszysko zafalowało, jakby coś czołgało się pod kamieniami. Coś pradawnego, silnego, złego.

Zadrżałam, objęłam się ramionami i obejrzałam za siebie. W oddali, po drugiej stronie dziedzińca, widać było oświetlone okna jadalni - jasne, ciepłe i zapraszające. Powinnam tam wrócić. Wziąć od kogoś plastikowy kubek z piwem, wypalić skręta, zaliczyć kompletny odlot i udawać, że dzisiejszego dnia w ogóle nie było.

Nie mogłam jednak tego zrobić, tak jak nie mogłam po-wstrzymać się od sięgnięcia po tę cholerną szczotkę. Przecież lubiłam poznawać ludzkie sekrety, nawet te niedobre i pokręcone. Pewnie podpowiadał mi to mój cygański dar albo chora wyobraźnia, ale miałam przeczucie, że dziś

��������
224
Page 225: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

w bibliotece czeka na mnie tajemnica - może największa ze wszystkich. W głębi duszy byłam o tym przekonana. Wyjaśnienie tego, kto zabił Jasmine, kto ukradł Czarę Łez, nawet powód mojego pobytu w Akademii Mitu - to wszystko czeka na mnie w bibliotece, na to, bym weszła i dokonała odkrycia.

„Wejdź, a wszystko zostanie ujawnione" - szeptał mi jakiś głos w głowie. A może to było tylko moje pobożne życzenie.

Cokolwiek to było, podniosłam spódnicę, weszłam po schodach i wślizgnęłam się do budynku.

*** Nie miałam racji, sądząc, że w bibliotece pali się tylko kilka

świateł. Podwójne drzwi prowadzące na główny poziom były szeroko otwarte i blask ze środka oświetlał cały hol. Ale dzisiaj światło było jakieś inne, wydawało się, że raczej rzuca cienie, niż rozprasza i nadawało wszystkiemu wkoło ponury, złowieszczy wygląd - od zbroi stojących pod ścianami do mitycznych stworów na płaskorzeźbach ściennych.

Już nie mogłam zobaczyć Morgan, ale stukot jej obcasów na podłodze czytelni odbijał się echem. Zatrzymałam się, żeby ściągnąć buty, i podążyłam za nią na boso. Podłoga była zimna jak lód, ale przynajmniej nie robiłam takiego hałasu jak walkiria.

Sądząc po odgłosie kroków, Morgan musiała być w głównej alejce i szła bez wahania na spotkanie z kimś. Lub czymś. Nie byłam na tyle głupia, by sądzić, że nikogo (a może niczego) tu nie ma. Ktoś musiał otworzyć Morgan drzwi, a wątpiłam by był to pan Nickamedes, bo dopiero co go widziałam w jadalni, pilnującego porządku na balu.

��������
225
Page 226: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Poszłam równoległym przejściem między regałami, starając się dojrzeć Morgan w przerwach między grzbietami książek. Tutaj jej kroki rozlegały się jeszcze głośniej, wzmocnione echem odbijającym się od sklepienia. Cały czas szła tym powolnym, równomiernym tempem.

W końcu ujrzałam walkirię. Miała to puste, nieobecne spojrzenie, jakby nie wiedziała, co robi, jakby nawet nie panowała nad sobą, jakby była... opętana.

Jakby jej krew trafiła do Czary Łez. Ta myśl nagle wyskoczyła gdzieś z podświadomości i wy-

buchła całą mocą. Przypomniałam sobie ostatni wieczór, kiedy w swoim pokoju czytałam książkę Jasmine, tę, gdzie było o Czarze Łez. Skupiłam się i zobaczyłam przed oczyma tekst:

Podobno Loki posługiwał się nią, aby zmusić ludzi do posłuszeństwa. Według pogłosek kiedy kropla czyjejś krwi kapnie do czary, bóg - albo inny aktualny jej posiadacz - osiąga całkowite panowanie nad tym człowiekiem.

Słowa te uruchomiły cały ciąg wspomnień z ostatnich dni. Pan Nickamedes opowiadający o czarze i o tym, że złodziej nie powinien być w stanie wynieść jej z biblioteki. Podarte zdjęcie Morgan i Samsona znalezione w pokoju Jasmine. Jej wściekłość, którą odczułam, dotykając fotografii. Książki na temat magii i iluzji na półkach w pokoju walkirii. Kamienna rzeźba, która niemal zabiła Morgan i Samsona mizdrzących się do siebie pod ścianą biblioteki. Grasownik, który wyparował, kiedy Logan go zabił.

Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. To, że nie czułam abso-lutnie nic, nie odebrałam żadnych wibracji, kiedy dotknęłam

��������
226
Page 227: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zwłok Jasmine. Wtedy mi się wydawało, że coś się stało z moim darem, moją psychometrią, ale może... może po prostu nie było co czuć. Może to nie było prawdziwe.

Im więcej o tym myślałam, tym bardziej wydawało się to prawdopodobne. Mój dar zawsze mi coś mówi, czy chcę tego, czy nie. A przy Jasmine - milczał. Po raz pierwszy w życiu nie widziałam nic, kompletnie nic. Nagle różne wspomnienia i odczucia, które napłynęły mi do głowy, ułożyły się jak kawałki układanki. Wydawało mi się, że odgadłam, kto zabił Jasmine oraz ukradł Czarę Łez i dlaczego.

O nie! Jeśli Morgan idzie na spotkanie tego kogoś, to znaczy, że wpadła w niezłe kłopoty, a ja razem z nią...

Tak intensywnie zajęłam się dedukcją, że przestałam patrzeć pod nogi i oczywiście wpadłam na gablotę - ale nie na pierwszą lepszą, tylko na tę z przedziwnym mieczem. Tym, co ma rękojeść wyglądającą jak twarz mężczyzny. Uderzyłam tak mocno, że zakołysał się miecz w środku - i odskoczyła powieka.

Zamarłam, a potem zamrugałam oczami, z nadzieją, że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Że oko zniknie, że przykryje je powieka i że będę mogła sobie powiedzieć, że to wszystko wina skomplikowanej sytuacji, w jakiej się znalazłam, i małego stresu. Okay, wielkiego stresu.

Mrugałam i mrugałam, ale nic się nie zmieniło. Oko nie znikło i nadał było we mnie utkwione.

Miało niecodzienny kolor, szarofiołkowy, kojarzący się z powoli zapadającym zmierzchem, z czasem tuż po zachodzie słońca, zanim zrobi się kompletnie ciemno.

Było mi bardzo niewygodnie, wpółleżąc na gablocie, ale nie mogłam się ruszyć. Nie byłam w stanie oderwać wzroku

��������
227
Page 228: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

od oka w rękojeści miecza. W mojej piersi zaczęło wzbierać dziwne uczucie, jakby euforia. Patrząc na miecz, czułam się... szczęśliwa. Podobnie jak Logan przed walką. Wzdrygnęłam się. Dlaczego miecz miałby dawać mi szczęście? Przecież nawet nie umiem się nim posługiwać.

Oko nagle ożyło, zmrużyło się oceniająco, jakby parząc na mnie, mogło poznać wszystkie moje tajemnice. Czułam, że się w nim zapadam, tonę, że nigdy nie będę mogła oderwać wzroku od tego jednoocznego, przeszywającego spojrzenia, i - co dziwne - nawet tego nie chciałam.

Nie wiem, ile czasu bym tam tkwiła, patrząc na nieruchome oko, gdybym raptem nie usłyszała za sobą syku.

Niski, wyjątkowo nieprzyjemny syk, który słyszałam już raz w życiu. Taki, który zamraża krew w żyłach. Przedarł się przez moje nieprzytomne rojenia na jawie i przywrócił mnie do rzeczywistości. Dobrze pamiętałam, co się stało ostatnio, kiedy słyszałam ten syk.

Tylko nie to! Powoli odwróciłam się. Za mną stał grasownik nemejski. Wyglądał identycznie jak tamten na patio. Czarny stwór,

podobny do pantery, z wielkimi pazurami i jeszcze większymi zębami, które mogły mnie rozszarpać z taką samą łatwością, z jaką ten potwór oddychał. Oczywiście jeśli w ogóle do życia potrzebował powietrza, a nie tylko czystego zła. Tego nie byłam pewna.

Potwór syknął na mnie ponownie i obnażył zęby. Które, naturalnie, o l ś n i e w a j ą c o zalśniły w złotawej poświacie biblioteki. W gardle poczułam gulę. Tym razem nawet nie próbowałam się przypodobać, mówiąc „miły kotek".

��������
228
Page 229: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Nie było w nim nic miłego, szczególnie w sposobie, w jaki na mnie patrzył.

Przez moment myślałam, że z miejsca skoczy mi do gardła i zatopi w nim swoje jakże liczne kły. Ale nie. Rozległ się cichy gwizd i potwór odsunął się na bok.

W alejce między regałami pojawiła się postać odziana w szkarłatną pelerynę obszytą klejnotami. Falująca materia przywodziła mi na myśl rzekę krwi. Zadrżałam. Nie powinnam właściwie się dziwić. W końcu, kiedy dotknęłam jej laptopa, zobaczyłam, jak kupuje ją w sklepie internetowym. Tylko że wtedy nic na ten temat nie pomyślałam. Nie jestem Weroniką Mars. Osoba w szkarłatnej pelerynie przechytrzyła mnie. Przechytrzyła nas wszystkich. Świetnie udało się jej zrobić nas w konia.

Kaptur peleryny zasłaniał jej twarz, więc widziałam jedynie lekkie skrzywienie ust w uśmiechu i błysk białych zębów. Dziwne, że wystraszyłam się ich bardziej niż kłów grasownika.

- Cześć, Cyganko - odezwał się głos spod kaptura. - Za-stanawiałam się, kiedy się wreszcie pokażesz.

Gdybym miała jakieś wątpliwości, tobym się ich teraz po-zbyła, bo doskonale znałam ten głos. Wiedziałam, do kogo należy. Ostatni raz słyszałam go, kiedy śmiała się na dziedzińcu akademii w dniu, kiedy to wszystko się zaczęło.

Postać w pelerynie podniosła ręce i odrzuciła kaptur. Jasnorude włosy, błękitne oczy, świetna cera, piękna twarz.

Znowu patrzyłam na Jasmine Ashton - tylko, tym razem, równie żywą j ak j a.

��������
229
Page 230: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 20 „W komiksach nikt naprawdę nie umiera, nawet złoczyńca. A

przynajmniej nie na długo". Patrząc na Jasmine, przypomniałam sobie słowa, które

wczoraj powiedziałam Loganowi - ale tym razem wydawały się drwiące. Bo dziewczyna, która stała przede mną, była zdecydowanie żywa. Spojrzałam na jej gardło - równie gładkie, jak moje. Tak jest, żywa. Nie byłam pewna, czy zanim minie noc, to samo będzie można powiedzieć o mnie.

- Ty... ty żyjesz - wyjąkałam. Walkiria wydała z siebie niegłośny chichot, który odbił się

echem od ścian biblioteki. - Masz rację, Cyganko. Żyję. Bądź grzeczna i stań obok

Morgan, to ci wszystko wyjaśnię. Jedyny problem z takimi perfekcyjnie przeprowadzonymi planami jest taki, że nie ma się komu pochwalić.

Rzuciłam okiem w kierunku otwartych drzwi na końcu alejki z regałami, zastanawiając się, czy będę w stanie dobiec do nich, zanim walkiria... no nie wiem, chyba zanim mnie zabije. Niestety, grasownik zauważył moje spojrzenie i wypuścił złowrogi syk.

��������
230
Page 231: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Zwilżyłam językiem wargi i spytałam: - Czy to znowu iluzja? Taka jak wczoraj? Jasmine podeszła do stworzenia i pogładziła jego czarne futro.

Oczy grasownika rozbłysły i zwierzę wydało z siebie pomruk zadowolenia. Aż podskoczyłam z odrazy.

- Nie, Cyganko. Ten jest jak najbardziej prawdziwy. Ale to nie ma znaczenia, bo iluzje mogą rozerwać cię na strzępy tak samo, jak prawdziwe zęby i pazury.

Wczoraj na patio Daphne mówiła coś podobnego, lecz nie bardzo jej wierzyłam. Jak coś, co nie jest prawdziwe, może zranić? Teraz jednak zdałam sobie sprawę, że mnóstwa rzeczy nie wiem, jeśli chodzi o mity i magię.

Nie miałam wyboru, musiałam zrobić to, czego żądała Ja-smine. Inaczej grasownik - prawdziwy albo iluzja - rozerwie mnie na strzępy, a bardzo tego nie chciałam. Ruszyłam więc alejką ku środkowi sali i skręciłam za ostatnim regałem, wychodząc na otwartą przestrzeń.

Morgan stała nieco z lewej, w tym samym miejscu, w którym niegdyś znajdowała się gablota z Czarą Łez. Artefaktem, który rzekomo został skradziony tej nocy, kiedy podobno zabito Jasmine.

Z czarą, którą Morgan trzymała w dłoniach. Wyglądała identycznie, jak ją pamiętałam. Mała, okrągła,

zwyczajna, w brązowym kolorze. Prosta miseczka bez żadnych malowanych czy rzeźbionych ozdób. Żadnych dodatków, złota, klejnotów - nic. Niemniej na sam jej widok zrobiło mi się niedobrze. Nie musiałam jej dotykać, żeby odebrać wibracje.

Jeśli jakiś obiekt jest związany z silnymi emocjami lub wspomnieniami, wówczas promieniuje nimi, jest nimi

��������
231
Page 232: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

otoczony jak aurą. Jak Daphne różowymi iskrami strzelają-cymi z palców. Dziś czara emanowała czystym złem.

- Zatrzymaj się - rozkazała Jasmine. Grasownik poparł ją sykiem.

Zamarłam w miejscu, koło jednego ze stołów bibliotecznych. Na jego krawędzi leżało kilka książek. Pan Nickame-des wyciągnął je dzisiaj ze stosu oddanych pozycji i z jakiegoś powodu nie odłożył na półkę. Od niechcenia oparłam się o stół i położyłam na nich dłoń. Odebrałam takie wibracje, jak zwykle - wiedzy. To mało, jako broń też nie na wiele się zdadzą, ale jednak zawsze lepszy rydz niż nic. Muszę wykorzystać wszystko, co mi wpadnie w ręce, a w ogóle zacząć od wyjaśnień.

- Czyli wszystko było lipne - powiedziałam, odwracając się do Jasmine. - Kradzież Czary Łez, twoje zwłoki, kałuże krwi. To iluzja od początku do końca, mam rację?

- No, no, no, Cyganka jednak potrafi myśleć. Jasne, że masz rację. Wszystko, co tamtego wieczoru widziałaś, było fałszywe, a poza tym jeszcze kilka rzeczy.

Jasmine podeszła do Morgan, która patrzyła przed siebie nie widzącym wzrokiem. Wokół stołów bibliotecznych kręcił się grasownik, obchodząc je raz z jednej, raz z drugiej strony, jakby to był jakiś gigantyczny tor przeszkód dla kociaków. Ale ani na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku.

Jasmine stanęła przed swoją najlepszą przyjaciółką, obrzuciła ją spojrzeniem pełnym nienawiści i zdarła koronę z jej głowy. Morgan cały czas patrzyła przed siebie. Ani jeden muskuł nie drgnął w jej twarzy, jakby nie wiedziała, co się dzieje.

��������
232
Page 233: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Miałam rację, kiedy kojarzyła mi się z opętaniem. Jasmine posłużyła się Czarą Łez, żeby zyskać władzę nad przyjaciółką. Po raz pierwszy zauważyłam, że w czarze, którą Morgan ma w rękach, coś jest. Coś ciemnego, czerwonego, lepkiego. Krew.

- Jak udało ci się to zrobić? - zagadnęłam Jasmine. - Jak zdobyłaś krew Morgan? Wiem, że musiałaś to zrobić, wlać jej krew do czary i wypowiedzieć jakieś magiczne abrakadabra. Inaczej nie mogłabyś uzyskać nad nią kontroli.

Jasmine, patrząc na trzymaną w dłoniach kryształową koronę, odparła:

- O, to było najłatwiejsze. Tydzień temu na kampusie była akcja oddawania krwi. Morgan i ja też oddałyśmy. Kiedy pielęgniarka nie patrzyła, po prostu zabrałam pojemnik z krwią Morgan.

O rety, Jasmine jako knująca w ukryciu superkryminalistka? Mnie by nie przyszło do głowy, żeby komukolwiek wykręcić taki numer, a już szczególnie przyjaciółce.

Jasmine obracała koronę w dłoniach, patrząc, jak w krysz-tałkach załamuje się światło. W jednej chwili ścisnęła ją mocno. Posypały się paskudne czerwone iskry i korona pękła. Kryształki poleciały w powietrze i rozsypały się po podłodze.

- Zastanawiałam się, co to za uczucie, zostać królową balu, u boku Samsona - powiedziała walkiria. - Mam nadzieję, że ci się podobało, Morgan. Ponieważ to ostatnia przyjemna rzecz, jaka cię spotkała.

Jasmine podniosła rękę z fragmentem korony i przeciągnęła nim po twarzy Morgan, raniąc ją do krwi, a potem zaczęła dziabać przyjaciółkę ostrym końcem. Czerwone iskry

��������
233
Page 234: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

krążyły wokół nich jak robaczki świętojańskie, zapalając się i gasnąc, ostrzegając przed niebezpieczeństwem, nienawiścią i śmiercią.

Zdusiłam okrzyk, który o mało mi się nie wyrwał, i rzuciłam się na pomoc Morgan. Ale grasownik warknął i zamarłam w miejscu.

Ale to nie miało znaczenia, bo Morgan ani drgnęła. Nie skrzywiła się, nie wrzasnęła na Jasmine, nawet nie krzyknęła z bólu. Była jak lalka, bez życia, nieruchoma. Zastanawiałam się, czy w ogóle czuje, że Jasmine szatkuje jej twarz koroną, czy na zawsze straciła rozum.

Jasmine wyrwała zakrwawiony drut z twarzy koleżanki i zrobiła następny zamach.

- Przestań - zawołałam. - Przestań ją kaleczyć! Przecież to twoja przyjaciółka! Najlepsza!

Dziewczyna spojrzała na mnie, jakby moja obecność wy-leciała jej z pamięci.

- B y ł a moją najlepszą przyjaciółką - skorygowała -zanim pół roku temu zaczęła sypiać z moim chłopakiem.

Odrzuciła zakrwawiony kawałek korony na podłogę i z twarzą zaciętą i ponurą jak burzowa chmura zaczęła krążyć wokół Morgan. Nie miałam pojęcia, co jej może przyjść do głowy, więc postanowiłam odwrócić jej uwagę. Nie chciałam, żeby znów kaleczyła Morgan. Albo jeszcze gorzej, zabiła ją na moich oczach.

- To właśnie dlatego to robisz? - spytałam drżącym głosem. - Tylko dlatego, że chłopak puścił cię kantem?

- Nie tylko puścił mnie kantem - warknęła. - Puścił mnie kantem dla niej! Dla mojej, podobno, przyjaciółki. I oszukiwał mnie całymi miesiącami. Oboje cały czas mnie

��������
234
Page 235: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

okłamywali. Zaczęłam coś podejrzewać. Samson był jakiś taki... roztargniony. No wiesz, skrócił kilka randek, nie odbierał przy mnie telefonu. Pomyślałam, że mnie oszukuje, że może kręci z kim innym na boku, więc powiedziałam

o tym Morgan. Prawdę mówiąc, zwierzyłam się jej! I wiesz, co ona na to?

Pokręciłam głową. - Żebym się nie martwiła. Że Samson szaleje za mną i sam jej

to powiedział. Że skracał randki, bo tak mnie kochał, że trudno było mu panować nad sobą w mojej obecności. Nie pojmuję, jak mogłam uwierzyć w te bzdury.

Jasmine roześmiała się gorzko. Znowu zaczęła obchodzić Morgan w koło, mrucząc coś pod

nosem. Sięgnęłam ręką do tyłu i zacisnęłam palce na książce z wierzchu stosu. Grasownik krążył w pobliżu, to oddalając się ode mnie, to zbliżając, ale cały czas mając mnie na oku.

- Wiesz, co jest w tym najgorsze? - spytała Jasmine. -Przyczyna, dla której Samson z nią sypiał. Wiesz, dlaczego to robił?

Wzruszyłam ramionami. Podarte zdjęcie powiedziało mi mnóstwo, ale nie to.

- Boja nie chciałam. Chciałam poczekać i Samson powiedział, że on też tak woli. Że nie jesteśmy jeszcze gotowi. Że lepiej się nie spieszyć i poczekać na właściwy moment. Że tak będzie bardziej r o m a n t y c z n i e . A cały czas pieprzyli się z Morgan jak króliki.

- Znalazłam zdjęcie Morgan i Samsona. To, które podarłaś i wrzuciłaś do kosza. Jak się o nich dowiedziałaś? - spytałam.

Głos miałam spokojny, ale cały czas przebiegałam

��������
235
Page 236: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

oczami bibliotekę, starając się znaleźć wyjście z tego piekła. Nie przychodziło mi jednak do głowy, jak mogłabym - sama lub z Morgan - się stąd wydostać. Żywa. Jasmine wzruszyła ramionami.

- Morgan okłamała mnie, kiedy spytałam, gdzie była na wakacjach. Mówiła, że z rodziną jadą na miesiąc do domu na Bahamach. Ale tydzień później mój brat przysłał mi esemes, że widział ją w Hamptons. Po co kłamała? Obudziło to moje podejrzenia, szczególnie że rodzice Samsona mają tam właśnie letni dom. Więc pożyczyłam od ojca odrzutowiec i poleciałam. Zakradłam się do domu Samsona i zobaczyłam ich na plaży. Lepili się do siebie po prostu obrzydliwie.

-Ale to było latem - rzekłam. - Kilka miesięcy temu. Jasmine posłała mi zimny, zadowolony uśmiech.

- Zgadza się. Oni nic nie podejrzewali. Nie mieli pojęcia, że o nich wiem.

- No i co? Przez całe miesiące planowałaś, jak sfingować swoją śmierć, żeby zemścić się na przyjaciółce za to, że sypia z twoim chłopakiem? Czy to nie przesada?

Jasmine zmrużyła błękitne oczy i otworzyła usta, pewnie żeby wydać grasownikowi rozkaz pożarcia mnie, ale zdążyłam ją ubiec.

- Tak, to potworne i absolutnie rozumiem, dlaczego chciałaś się zemścić. Oni naprawdę cię skrzywdzili. Zasłużyli na karę.

- Otóż to. - Jasmine skinęła głową. - Kochałam Samsona, naprawdę. Tylko, jak to facet, myśli fiutem. Mogłam się tego po nim spodziewać. Ale Morgan? Wychowałyśmy się razem. Była dla mnie niemal jak siostra, więc jej zdrada tym bardziej mnie zabolała. I dlatego zapłaci za sypianie z moim chłopakiem.

��������
236
Page 237: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Ach, to dlatego Samson nie stał obok Morgan jak drugi zombie. Seksistowskie podejście, obarczać całą winą dziew-czynę. Z tego, co pamiętam, Samson bardzo entuzjastycznie w tym uczestniczył. Niczym nie ustępował Morgan.

- Ale dlaczego nie ukarałaś ich bardziej... rozsądnie? Po co fmgować własną śmierć? Co przez to osiągnęłaś?

- Chciałam, żeby im mnie brakowało - warknęła. - Chciałam ich zranić. Chciałam, żeby zżerało ich poczucie winy, żeby z tego powodu nie mogli na siebie patrzeć! Tylko że... tak się nie stało.

Nie, miała rację. Pomyślałam o tym, jak wszyscy w szkole zajmowali się swoimi sprawami, jakby śmierć Jasmine wcale się nie zdarzyła. Morgan i Samson byli zadowoleni, że nie żyje, bo mogli się ujawnić. Cała reszta odczuła ulgę, bo przestała ich tyranizować. Tak odczuwali wszyscy. Prócz mnie. Cyganki, która miała widzenia i która znowu postanowiła wsadzić nos w nie swoją sprawę i poznać tajemnice Jasmine. I proszę, jak na tym wyszłam.

- No, a jak to wszystko zrobiłaś? - spytałam. -1 dlaczego tutaj, w bibliotece?

- Zdolność tworzenia iluzji odziedziczyłam po rodzicach. Mama jest w tym naprawdę niezła i nauczyła mnie mnóstwo w czasie wakacji, kiedy moje zdolności dojrzały. Łatwo było mi stworzyć iluzję własnego ciała z rozszarpanym gardłem. Kiedy byłam mała, na Halloween mama robiła całe mnóstwo iluzji trupów i zombie i bawiliśmy się w nawiedzony dom.

Miałam rację. Nie czułam nic przy dotknięciu ciała Jasmine, bo nie było czego czuć. Nic nie było prawdziwe.

- No ale skoro to było złudzenie, to dlaczego miałam krew na ubraniu?

��������
237
Page 238: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Na dnie kosza na brudy nadal leżały dżinsy i bluza. Kiedy tam ostatnio zaglądałam, ciągle były zakrwawione.

- Bo kiedy ktoś uwierzy w iluzję, to dla niego jest prawdziwa. Wiarą nadaje formę i materię. Wydawało ci się, że widzisz moją krew, więc cała się nią poplamiłaś. Podobnie jak Metis, Ajaks i Nickamedes, sądząc, że widzą moje zwłoki, spakowali je i wsadzili do lodówki w piwnicy gmachu nauk ścisłych. Jak wiesz, tam właśnie trzymają zmarłych.

Nie miałam o tym pojęcia i pożałowałam, że już mam. Kostnica w gmachu matematycznym? Upiorne.

- A ten koteczek - wskazałam głową na grasownika. - Jak on się dostał na kampus? Kiedy? I po co?

Jasmine wzruszyła ramionami. - Jeszcze jedna iluzja. Sprawiłam, że wyglądał jak zagłodzony

kot, który przyszedł poszukać czegoś do jedzenia. Sfinksy na bramie nawet na niego nie spojrzały, nie mówiąc już, że nie zaatakowały, co mają ponoć robić z intruzami. Nickamedes nie jest tak sprytny, jak mu się wydaje. A jeśli chodzi o to, po co... No wiesz, pomyślałam, że dobrze mieć prawdziwego grasownika pod ręką, skoro twój Spartanin zabił moją iluzję.

- A co się stało z posągiem? - wtrąciłam. - To ty zepchnęłaś go na Morgan i Samsona?

- Owszem. - Walkiria rzuciła okiem na Morgan. - Wyszłam odetchnąć świeżym powietrzem na balkonie trzeciego piętra, kiedy nagle zobaczyłam ich w akcji. Przyznaję, że krew mnie zalała i postanowiłam zabić ich oboje na miejscu, zamiast realizować do końca plan. Mieli szczęście, że ich ostrzegłaś. Naturalnie wściekłam się na ciebie i dlatego stworzyłam tego grasownika. Miał cię rozerwać na strzępy

��������
238
Page 239: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

za to, że weszłaś mi w drogę. Tylko pojawił się Logan Ouinn i to on oberwał.

- A Czara Łez? Po co ją ukradłaś? Jasmine roześmiała się - jej śmiech przypominał mi syk

grasownika. - Och, wcale jej nie ukradłam. Czara cały czas była w bi-

bliotece, podobnie jak ja. Na trzecim piętrze jest magazyn, do którego nikt nie wchodzi. Od początku semestru znosiłam tam swoje rzeczy: jedzenie, ubrania, śpiwór. Tam właśnie mieszkałam przez ostatnie dni. I tam też jest czara. Nickamedes tak zabezpieczył ją zaklęciami, że nie można jej wynieść z biblioteki. Nie potrafiłam złamać tych zaklęć, więc stworzyłam złudzenie, żeby ją ukryć, żeby wszyscy sądzili, że czara została skradziona i zabrana daleko poza teren akademii. I udało się, wszystko się udało. Tylko ty niepotrzebnie zaczęłaś węszyć.

Poruszyłam się niespokojnie. Jasmine przechyliła głowę na bok i patrzyła na mnie spod

zmrużonych powiek. - Od kilku dni cię obserwuję - powiedziała - i nie mogę

zrozumieć, dlaczego tak się przejęłaś. Nie byłaś moją koleżanką. Nawet mnie nie znałaś.

- Nie - odparłam cicho. - Ale uważałam, że nie zasłużyłaś na taką śmierć. I chciałam się dowiedzieć, co się stało. Żal mi było ciebie, tego, że musiałaś zginąć.

- Tobie? Tobie było mnie żal? - Jasmine powtórzyła zimnym tonem. - A kimże ty jesteś, Cyganko? Jesteś nikim. Nie masz przyjaciół. Jesteś tu obca. I żałosna.

- Mam imię - odparłam, rozzłoszczona szyderstwem. -Nazywam się Gwen Frost. I nie jestem nikim. Uważasz,

��������
239
Page 240: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

że jestem żałosna? Ale to nie ja sfingowałam swoją śmierć, żeby zemścić się w pokrętny sposób na przyjaciółce. To dopiero jest żałosne.

Jasmine zachmurzyła się na tę obrazę. Roześmiała się lek-ceważąco i rzekła:

- Naprawdę myślisz, że chodzi o zemstę na Morgan? Chyba nie masz pojęcia, Cyganko, co tu w ogóle jest grane, prawda?

- Więc mi powiedz - odparłam. -1 tak zamierzasz mnie zabić, więc co ci zależy.

- Pewnie - przytaknęła Jasmine, tłamsząc ostatek nadziei na to, że wyjdę cało z tej imprezy. - Chodzi o wiele więcej niż o Morgan i o to, że lubi rozchylać nogi. Chodzi o... chaos.

Kiedy powiedziała słowo „chaos", przez bibliotekę przeleciał jakby podmuch wiatru, jakaś moc, od której przebiegł mi dreszcz po plecach. Najdziwniejsze, że nad Czarą Łez, którą Morgan trzymała w dłoniach, na moment zamajaczyła czyjaś twarz. Skrzywiona, zła, z rysami jakby stopionymi w ogniu, pełna krzyku. Serce podeszło mi do gardła.

- To ty... - spytałam szeptem - to ty jesteś żniwiarzem chaosu? Złoczyńcą? Służysz Lokiemu i chcesz go z powrotem sprowadzić na ten świat?

Jasmine skinęła głową. -Nareszcie zaczynasz kojarzyć. Nie jesteś taka głupia, na jaką

wyglądasz. W akademii jest mnóstwo żniwiarzy, zarówno wśród uczniów, jak i nauczycieli. Nie tylko ja. Cała moja rodzina to żniwiarze. Zawsze tak było. Tylko ani mru-mru. Nie mów nikomu w akademii. Wszyscy profesorowie uważają, że pochodzę z zacnej rodziny i jestem znakomicie

��������
240
Page 241: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wychowana. Metis dostałaby zawału, gdyby się dowiedziała, że od stuleci służymy Lokiemu. Kiedy na historii mitycznej dowiedziałam się, że Nickamedes ma wyciągnąć Czarę Łez z magazynu i wystawić ją w gablocie w bibliotece... no cóż, szkoda byłoby zmarnować taką okazję. Zemścić się na Morgan i jednocześnie zasłużyć swojemu bogu. -Ale...

- Dosyć tego! - warknęła. - Dosyć gadania! Znudziło mi się. Czas zabrać się za realizację planów, począwszy od ofiary z Morgan.

Odwróciła się do koleżanki, która przez cały czas pozostawała w bezruchu i nie otwierała ust, mimo że z policzków rozoranych metalową koroną kapała krew.

- Morgan - odezwała się Jasmine głosem bardzo podobnym do syku grasownika - połóż się na stole. Nie odstawiaj czary i nie wychlap z niej ani kropli krwi.

Morgan szarpnęła się do przodu, jakby była marionetką, a Jasmine ciągnęła za sznurki. Patrzyłam przerażona, jak wchodzi na najbliższy stół, kładzie się na nim i ustawia Czarę Łez pośrodku klatki piersiowej. Zgodnie z poleceniem nie uroniła ani kropli.

Spomiędzy fałdów obfitej peleryny Jasmine wyciągnęła sztylet z rubinem w rękojeści. Poznałam go - to ten sam, który leżał na podłodze koło jej niby martwego ciała. Teraz wiem, dlaczego nie było na nim krwi - ponieważ jej kałuże też były tylko złudzeniem.

Wróciła mi zdolność myślenia i zdałam sobie sprawę co Jasmine planuje - złożyć przyjaciółkę w ofierze swojemu bogu złoczyńcy. Ma zamiar zabić ją na moich oczach, a ja nie mogę zrobić nic, żeby jej przeszkodzić.

��������
241
Page 242: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Nie! - krzyknęłam, rzucając się w jej kierunku. - Zostaw ją w spokoju!

Jasmine obejrzała się przez ramię i prychnęła lekceważąco. - Zabij ją - poleciła grasownikowi i odwróciła się ku Morgan. Stwór oblizał się i skoczył na mnie.

��������
242
Page 243: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 21 Zanim uratuję Morgan, muszę uratować siebie. Nie miałam czasu myśleć o tym, co robię, więc rzuciłam w

grasownika książką, którą trzymałam w ręku. Miałam szczęście, bo gruby tom uderzył zwierzę prosto w nos. Zawahało się i lekko zachwiało. Zanurkowałam pod stół, a w tym momencie stwór skoczył i wylądował na blacie, zamiast na mnie.

Pazury grasownika rozdarły drewno na kawałki z taką ła-twością, jakby to była tektura. Wyczołgałam się spod ruiny mebla, stanęłam na nogi i rzuciłam się biegiem w kierunku otwartych drzwi. Ale grasownik był szybszy. Wielkim susem przeskoczył mi nad głową i wylądował przed drzwiami, odcinając drogę ucieczki.

Natychmiast zaczęłam się cofać. Zwierzę ryknęło i znowu zaczęło mnie okrążać, najwyraźniej zadowolone z tej zabawy w wielkiego kota i maleńką myszkę.

Kątem oka ujrzałam, że Jasmine oderwała się od Morgan i patrzy na mnie.

- Tym razem ci się nie uda - powiedziała. - To nie jest iluzja i nie ma Spartanina, który by cię uratował.

��������
243
Page 244: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

-1 tu się mylisz - rozległ się głos za mną. W drzwiach biblioteki stał Logan Quinn. Nadal miał na sobie

frak, ale po drodze zdołał wstąpić po dwie rzeczy: tarczę i włócznię. Srebrną tarczę przypiął sobie do lewej ręki, a w prawej dzierżył włócznię. Wyglądał z tym jakoś odpowiednio, jakby stanowiły część jego samego, jakby należały wyłącznie do niego i nikt inny nie miał do nich prawa. Przypomniały mi się słowa Daphne, po co posyła się dzieci do tej akademii. Logan znał swoje przeznaczenie Spartanina, wojownika. Miałam nadzieję, że nie oznacza to dla niego śmierci dziś wieczorem.

Grasownik syknął, widząc Logana i rozpoznając w nim prawdziwe zagrożenie. Spartanin mocniej ścisnął tarczę, a jego twarz zrobiła się zupełnie spokojna. Nie miał zamiaru uciekać przed potworem, ale walczyć na śmierć i życie, jak poprzednio. Tylko tym razem to nie było złudzenie - i może dlatego potwór wydawał się większy, silniejszy i bardziej niebezpieczny.

Po chwili Logan rzucił mi przelotnie spojrzenie i zawołał: - Gwen, biegnij po pomoc! Więcej nie zdążył, bo grasownik skoczył na niego. Zamiast zrobić to, o co prosił, złapałam książkę, którą

poprzednio rzuciłam w grasownika, i wróciłam tam, gdzie Jasmine stała nad Morgan ze sztyletem w ręce. O niczym bardziej nie marzyłam, niż uciec z biblioteki, odnaleźć profesor Metis i o wszystkim jej powiedzieć, ale wiedziałam, że dałoby to czas Jasmine, żeby zabić Morgan i dokończyć niesamowity rytuał, jaki sobie zaplanowała. Poza tym mama, jako policjantka, nigdy nie uciekała przed walką, więc ja też nie będę.

��������
244
Page 245: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Jasmine ujrzała mnie i odsunąwszy się od Morgan, wyce-lowała sztylet w moim kierunku. Niedobrze. Ale już było za późno na zamianę planów. Gdybym się odwróciła do niej plecami, pewnie by rzuciła we mnie sztyletem. Łatwo mogła to zrobić. Ona też byłą wojowniczką i od lat uczyła się przydatnych umiejętności.

- Powinnaś była zostawić sprawę w spokoju - mruknęła, podchodząc do mnie. - Nie powinnaś była interesować się moją śmiercią, podobnie jak innych to nie interesowało.

- Powiedz mi, dlaczego nie zabiłaś mnie wtedy, w bibliotece, kiedy miałaś okazję? Kiedy uderzyłaś mnie w głowę, pewnie tym głupim sztyletem, który trzymasz w ręce, żebym straciła przytomność? Dlaczego wtedy nie podcięłaś mi gardła?

Wzruszyła ramionami. - Bo jesteś nikim. Nawet nie wiedziałam, jak się nazywasz.

Nie masz żadnej prawdziwej mocy, niczego, co by mi się przydało, więc po co miałam cię zabijać?

Mocniej ścisnęłam książkę w ręce. Przez myśl przemknęła mi Paige Forrest. Ona też nie miała żadnej mocy. Mama powiedziała mi, że ojczym zagroził jej, że jeśli nie pozwoli mu się obmacywać, to pójdzie do jej młodszej siostry. Dlatego Paige nikomu o niczym nie mówiła. Zrobiła jedyne, co mogła - dała mi dotknąć swojej szczotki.

Bo wiedziała, że mam magiczny talent, nawet jeśli go nie rozumiała.

- Nie jestem nikim - wycedziłam ze złością. Jasmine przewróciła oczyma.

- Nieważne. I tak umrzesz. Rzuciła się na mnie. Sztylet przeszył powietrze ze złowrogim

świstem, wcale nie gorszym od syku grasownika.

��������
245
Page 246: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Instynktownie podniosłam książkę, zasłaniając się przed ciosem. Sztylet przebił kartki na wylot i zatrzymał się kilka centymetrów od mojego oka. Wrzasnęłam z przerażenia.

Jasmine zaklęła głośno i złapała sztylet, żeby go wyciągnąć, aleja z kolei szarpnęłam książkę i odrzuciłam jak najdalej na bok. Przebita książka uderzyła w marmurową posadzkę, pojechała po niej i zatrzymała się pod stołem na końcu sali.

- Ty suko - warknęła Jasmine. - To był mój ukochany sztylet! Ukochany sztylet? Poważnie? I ona uważała mnie za świra! Zanim zdołałam się odsunąć, walkiria, nie żałując swojej

wyjątkowej siły, uderzyła mnie w twarz i walnęła bykiem w żołądek. Same ciosy już by wystarczyły, ale jeszcze dotknęła mojej skóry i poczułam jej tłumioną wściekłość na Morgan, Samsona i wszystkich, którzy nie potraktowali poważnie jej sfingowanej śmierci. Zapiekło mnie to, jakby oblała mnie kwasem. Upadłam na kolana, usiłując złapać dech i powstrzymać wzbierające nudności.

Jasmine spojrzała na mnie, potrząsnęła lekceważąco głową i wróciła do Morgan, nadal leżącej na stole i wpatrzonej w sufit.

Czara Łez spoczywała na klatce piersiowej Morgan, a znajdująca się w niej krew zaczęła się pienić. Nawet będąc po drugiej stronie czytelni, czułam emanującą z niej moc. Wcześniej uważałam czarę za siedlisko zła, ale teraz promieniowała z niej najgorsza, najbardziej zapiekła nienawiść.

��������
246
Page 247: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Jasmine schyliła się i wyciągnęła spod stołu długi miecz. Skąd on się wziął, do diabła? Walkiria odwróciła się i ruszyła ku mnie, wymachując mieczem, jakby nie mogła się doczekać, żeby pociąć mnie na kawałki.

Marginesem świadomości rejestrowałam fakt, że gdzieś koło drzwi Logan walczy z grasownikiem. Słychać było bezlitosne syki zwierza, drapanie pazurów o tarczę, którą próbował rozerwać, żeby wreszcie dobrać się do Spartanina. Wydawało mi się nawet, że słyszę, jak Logan woła mnie po imieniu i każe uciekać, bo inaczej Jasmine zrobi ze mnie sieczkę. Przewróciłam oczyma. Jakbym tego nie wiedziała. Może na wuefie nie błyszczałam, ale nie byłam kompletnie głupia.

Zerwałam się na nogi, odwróciłam i popędziłam ku naj-bliższym drzwiom - tym bocznym, którymi zazwyczaj wchodziłam do biblioteki. Zanim jednak do niech dotarłam, drzwi się zatrzasnęły. Jasmine zaśmiała się paskudnie.

- Głupia Cyganka. Tu wszystko jest pod moją kontrolą, łącznie z drzwiami. Nie możesz wyjść, więc podejdź tu jak grzeczna dziewczynka, żebym mogła cię zabić.

Nie wiem, jakiej magii używała walkiria, czy to była iluzja, czy drzwi naprawdę się zamknęły. Pobiegłam więc do następnych, ale te też zatrzasnęły się mi przed nosem. Mimo to złapałam gałkę i próbowałam ją przekręcić, ale nie dałam rady. Byliśmy magicznie zamknięci w bibliotece razem z Jasmine. A przynajmniej tak miało się nam wydawać. Co praktycznie oznaczało to samo. Tak sądzę. Od myślenia o iluzjach bolała mnie głowa.

Ponieważ drzwi były zablokowane, ruszyłam do okna. Też nie dało się go otworzyć. Na zewnątrz, na dziedzińcu,

��������
247
Page 248: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

wpadł mi w oko jakiś ruch. To Daphne i Carson, trzymając się za ręce, przechadzali się, robiąc tę samą rundę, którą ja planowałam.

- Daphne! - zawołałam. - Carson! Wrzeszczałam, waląc pięściami w szybę, ale mnie nie słyszeli.

Zbyt byli zajęci sobą. Muszę jakoś zwrócić ich uwagę! Niemal odchodząc od zmysłów, rozejrzałam się wokół. Koło okna stał stół, a przy nim drewniane krzesło. Złapałam je i uderzyłam w szybę.

Szkło rozprysnęło się z hukiem. Jasmine nie przyszło do głowy, żeby zabezpieczyć okna, pomyślała tylko o drzwiach. Krzesło przebiło kilka warstw szyby i nad głową miałam dziurę ze sterczącymi szklanymi dziobami. Może bym się przez nią wyczołgała, gdyby nie kraty. Stanęłam więc tylko na palcach i przysunęłam usta jak najbliżej poszarpanych krawędzi.

- Daphne! - wrzasnęłam co sił w płucach. - Tu jestem! Echo poniosło mój głos po dziedzińcu. Daphne i Carson

zatrzymali się i odwrócili ku mnie głowy. Pomachałam im, ale nie wiem, czy mnie zobaczyli. Usły-

szałam za sobą jakiś gwizd i odruchowo schyliłam głowę. W kratę, sypiąc czerwonymi iskrami, uderzył miecz Jasmine. Odwróciłam się do niej. Jasmine wyglądała jak oszalała. Włosy opadały jej na twarz, a błękitne oczy nie były już błękitne, tylko płonęły niesamowitą czerwienią, podobnie jak oczy grasownika.

- Stój spokojnie, żebym mogła odciąć ci głowę - wymamrotała i znowu zamachnęła się mieczem.

Odskoczyłam, ale Jasmine nie darowała. Nacierała bezu-stannie, wymachując bronią, przed którąś jakoś udawało mi

��������
248
Page 249: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

się uchylać. Może jednak nauczyłam się czegoś na wuefie, bo po prostu nie wierzyłam, że jeszcze żyję.

Przy którymś ataku miecz Jasmine wbił się w solidny drewniany regał z książkami. Walkiria z przekleństwem na ustach zaczęła mocować się, by wyrwać klingę. Korzystając z tego, że nie zwracała na mnie uwagi, obiegłam regał i zaczęłam pchać go z drugiej strony, prosto na nią.

- No, rusz się - mruczałam, natężając siły, i w końcu udało mi się go rozhuśtać. - Rusz się, rusz się!

Mocne pchnięcie przechyliło wreszcie szafę i poleciała, przytłaczając walkirię i grzebiąc ją pod stosem książek.

Przez chwilę nie słyszałam nic oprócz własnego wysilonego spanikowanego oddechu i walenia krwi w skroniach. Ale po chwili Jasmine roześmiała się niesympatycznie i zawołała:

- Zapomniałaś, Cyganko, że jestem walkirią! Jestem o wiele silniejsza niż ty. Nic tym nie zyskasz, najwyżej chwilę przerwy. I tak cię zabiję. Teraz nic mnie nie powstrzyma.

Ciężki mebel zaczął się kołysać na boki, świadcząc o tym, że Jasmine usiłuje się wydostać. Cofnęłam się, zastanawiając się, co teraz mam zrobić. Skoro nie mogłam wyjść z biblioteki, to na dobrą sprawę ucieczka nie miała sensu, a wcześniej czy później Jasmine wygrzebie się spod stosu książek.

Nie wiedziałam, jak Logan radzi sobie z grasownikiem, ale nieustannie słyszałam wycie potwora, co znaczyło, że jeszcze żyje. Nawet gdyby Logan zabił go, a sam przeżył, to wątpię, czy dałby sobie radę z Jasmine, która przeszła podobne wyszkolenie w walce, jak on. A jeśli grasownik go ranił, to dodatkowo zmniejszało szanse Logana.

��������
249
Page 250: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Zagryzłam wargę i rozejrzałam się, usiłując zachować spokój, zastanawiając się, co mama by zrobiła w tej sytuacji. W porządku, może mama akurat nie trafiła na szaloną wal-kirię, która chciała złożyć w ofierze swoją przyjaciółkę, ale jako policjantka miała mnóstwo doświadczenia ze złoczyńcami. Pamiętam, jak czasem wracała do domu, wyjmowała zza pasa broń i...

Zmrużyłam oczy. Jasne. Potrzebuję broni. Wprawdzie nie umiałam się nią posługiwać, ale lepsze to było

niż nieustannie uciekać przed Jasmine albo, co gorsza, pozwolić, żeby poszatkowała mnie swoim mieczem.

Nie myślałam, gdzie idę. Stopy same zaprowadziły mnie w alejkę między książkami. Gwałtownie zahamowałam przed gablotą.

Gablota. Ta z niezwykłym mieczem. Miałam nadzieję, że zamek nie jest zamknięty na klucz lub chroniony jakimiś czarami. Na szczęście od razu się otworzył i nie dał mi żadnych niemiłych wibracji. Podniosłam szklaną pokrywę, sięgnęłam po miecz... i zamarłam. Nie wiedziałam, co się stanie, jeśli go dotknę. Jakie wizje czy wibracje mogą być z nim związane. Ale wiedziałam, że to na pewno będzie coś wielkiego. Coś, co na zawsze zmieni moje życie.

Z tyłu dobiegł mnie potężny rumor, a potem śmiech Jasmine. Zdołała się uwolnić! Jeśli nie wezmę miecza, moje życie będzie krótkie, bardzo krótkie.

- Cyganko! - syknęła Jasmine na całą bibliotekę - Zabiję cię z przyjemnością!

Usłyszałam zbliżające się kroki. Nie było czasu na zasta-nawianie się, więc sięgnęłam w głąb gabloty i schwyciłam miecz.

��������
250
Page 251: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 22 Gdy tylko moje palce dotknęły rękojeści, powieka odskoczyła

i spoczęło na mnie spojrzenie szaro-czerwonego oka. - Cyganka - usłyszałam jakiś stary, zrzędliwy głos w głowie. -

Nareszcie. Super, czyli jeszcze gada! Absolutnie koszmarne, ale sprawy

zaszły już za daleko, żebym się miała przejmować. Zacisnęłam palce na rękojeści i gwałtownym ruchem wyjęłam miecz z gabloty. Rękojeść była tak ukształtowana, że moja dłoń pokrywała dolną połowę męskiej twarzy, aż do ust. Nos zakrzywiał się nad moją dłonią, tworząc osłonę nadgarstka - tak to się chyba nazywa - a powyżej zerkało otwarte oko. Przez chwilę nic się nie działo.

Po czym poczułam potężny kop emocji. Miecz był stary, raczej należałoby powiedzieć starożytny, tak

jak Czara Łez. Przed oczyma przesunęło mi się mnóstwo obrazów. Głównie bitew. Setki, tysiące bitew -wszystkie je widziałam w jednej sekundzie. Wielkie, małe, głośne, ciche. Poczułam zapach dymu i krwi. Inne miecze, inne klingi raniące moje ciało tak, że krzyczałam z bólu i wściekłości.

��������
251
Page 252: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Stałam jak sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć, poddając się przepływającym przeze mnie falom emocji. Nie byłabym w stanie upuścić miecza, nawet gdybym chciała. Po chwili strumień obrazów zwolnił, tak że mogłam rozpoznać to, na co patrzę. I zdałam sobie sprawę, że oglądam bitwy na przestrzeni dziejów. Różne czasy, różne miejsca, różni wrogowie. Ubrania, broń, zbroje, ludzie. Wszystko się zmieniało, z bitwy na bitwę wyglądając bardziej współcześnie.

Jedno tylko pozostawało niezmienne - w każdej bitwie tym mieczem walczyła kobieta. Jedna po drugiej, ich twarze migały mi przed oczyma tak szybko, że z trudem podążałam za zmianami. Ale czułam to, co one - ich emocje, wszystko to, co czuły, trzymając w dłoni miecz. Dumę, Siłę. Strach. Złość. A przede wszystkim poczucie godności i obowiązku.

Były też przerwy, wówczas, kiedy miecz nie pojawiał się, widziałam tylko kobiety, jedną po drugiej - rodziły się, dorastały, rodziły córki, starzały się i umierały. Obrazy nachodziły na siebie, tak że tworzyły nieprzerwany łańcuch kobiet sięgający czasów, kiedy bogowie chodzili po ziemi.

W powodzi twarzy zobaczyłam kogoś znajomego - babcię Frost. Przez moment jej rysy mignęły mi przed oczyma, po czym zastąpiła je inna twarz - twarz mojej mamy

- Mama? - szepnęłam. Grace Frost uśmiechnęła się do mnie, otworzyła usta, jakby

chciała coś powiedzieć. - Mamo! - zawołałam i wyciągnęłam do niej rękę, jakbym

mogła sięgnąć w głąb wizji i jej dotknąć. I nagle zaczęłam spadać, coraz niżej, coraz szybciej... Gdy

otworzyłam oczy, okazało się, że stoję pośrodku biblioteki starożytności, dokładnie w miejscu, gdzie kiedyś

��������
252
Page 253: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

znajdowała się gablota z Czarą Łez. W dłoni trzymałam miecz. Nerwowo rozejrzałam się wkoło, aby zorientować się, co się dzieje. Nikogo nie było.

Jasmine nie nacierała, by mnie zabić. Morgan nie leżała na stole z oczyma utkwionymi w sufit. Logan nie walczył z grasownikiem. Byłam w bibliotece... sama.

- Hop, hop! - zawołałam. - Jest tu kto? Echo poniosło moje wołanie - niepewny dźwięk, który

wydawał się nie mieć końca. - Witaj, Gwendolyn - odezwał się za mną jakiś cichy głos.

Stłumiłam okrzyk przestrachu i błyskawicznie obróciłam się za siebie. Tuż przed zamkniętymi drzwiami, stała kobieta.

Na pierwszy rzut oka wydawała się całkiem zwyczajna. Średni wzrost, szczupła, ale muskularna. Na ramiona opadały kręcone, metalicznie połyskujące ciemne włosy. Ubrana była w suknię, która przypominała togę - długą, powiewną, liliowego koloru, przepasaną srebrnym paskiem. Na głowie miała coś w rodzaju srebrnych liści splecionych w koronę. Pewnie laur, pomyślałam, zastanawiając się, skąd mi to przyszło na myśl.

Im dłużej na nią patrzyłam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że jest to najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałam. Nie dlatego, że miała piękne rysy twarzy, lecz ze względu na aurę, na to, że jej obecność dawała kojące wrażenie spokoju i wieczności. Poczułam błogość, mimo że chyba powinnam była wrzeszczeć wniebogłosy, biorąc pod uwagę te koszmary, jakich od godziny doświadczałam.

Kobieta z wolna szła do mnie, a jej suknia powiewała ła-godnie. Dopiero teraz zauważyłam, że ma miękkie, pierzaste

��������
253
Page 254: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

skrzydła na plecach, takie jakie kojarzą się z aniołami. Czyż-bym już umarła? Czy to jest niebo?

Uskrzydlona kobieta zatrzymała się przede mną i spojrzała oczyma szarofiołkowej barwy, jak zmierzch.

- Kim jesteś? - spytałam szeptem. Przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się.

- Myślę, że wiesz - odparła. I nagle naprawdę wiedziałam. Oświeciło mnie. Widziałam jej

wizerunek w podręczniku historii mitycznej i opowiadała o niej profesor Metis. Jej posąg był nawet w bibliotece. Podniosłam wzrok piętro wyżej, na miejsce, gdzie zawsze się znajdował, ale tym razem go tam nie było. Może dlatego, że stał przede mną.

- Jesteś Nike, grecką boginią zwycięstwa - powiedziałam wystraszona.

Skinęła głową. - Masz rację. A ty jesteś Gwendolyn Frost, córką Grace Frost,

wnuczką Geraldine Frost i te de, i te pe. - Zna pani moją mamę? I babcię? Na usta Nike wypłynął tajemniczy uśmiech. - Znam wszystkich twoich przodków, Gwendolyn. Kobiety z

twojej rodziny służą mi od zarania czasów. Zaraz pęknie mi głowa. Nic z tego nie rozumiem. Ja, oso-

biście, rozmawiam z boginią? Prawdziwą? I to nie byle kim, tylko samą Nike, czadową wojowniczką, która zwyciężyła Lokiego i można powiedzieć, że ocaliła świat przed zniszczeniem? Która na dodatek zna całą moją rodzinę? No, to już pewnie koniec moich zdrowych zmysłów.

- Eee... czy mam się może pokłonić? - spytałam, mając wrażenie, że wyszłam z ciała i patrzę na siebie z boku.

��������
254
Page 255: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Bo nie uważałam na historii mitycznej, więc nie znam etykiety obowiązującej przy rozmowach z bogami. Przepraszam. Nike uśmiechnęła się serdeczniej.

- Nie, Gwendolyn, nie musisz mi się kłaniać. Ale musimy porozmawiać o paru rzeczach.

- O czym? Skinęła głową w kierunku miecza w mojej ręce i rzekła: - Na przykład o tym. Zdałam sobie sprawę, że nadal trzymam miecz. Podniosłam

go do góry. Samotne szarofiołkowe oko patrzyło na mnie sceptycznie.

- Nie jestem pewien, bogini - odezwał się miecz. - Ona chyba niespecjalnie się nadaje.

Poczułam, że metalowa rękojeść delikatnie się porusza, ła-skocząc mnie w dłoń. Krzyknęłam i upuściłam miecz, który upadł na ziemię z okropnym łoskotem.

- O jasna cholera - jęknął, leżąc twarzą do podłogi. - Nawet nie potrafi mnie utrzymać!

- To jest Wiktor - przedstawiła bogini, podnosząc broń z podłogi i przecierając klingę tuż pod rękojeścią. - Pomoże ci walczyć z niebezpieczeństwem, które nadciąga.

Nadciąga niebezpieczeństwo? Nie podobało mi się to. A chwilę temu to niby co było, kiedy Jasmine próbowała mnie wykończyć?

Wydawało się, że Wiktor pręży się pod delikatnym do-tknięciem bogini, jakby był jej ukochanym zwierzątkiem.

- Słyszałaś o chaosie, Gwendolyn, prawda? - spytała Nike półgłosem. - O Lokim i żniwiarzach?

Skinęłam głową.

��������
255
Page 256: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Widzisz, Loki jest bliższy powrotowi na ziemię, niż kto-kolwiek sądzi. Jego więzienie się rozpada, a zwolennicy co dzień rosną w siłę. I tu ty się przydasz, Gwendolyn. Pomożesz mi walczyć ze żniwiarzami i nie dopuścić, by Loki pogrążył świat w drugiej wojnie chaosu.

- Ja! - zapiszczałam. Nike skinęła głową. - Ty, Gwendolyn Frost. Od tysięcy lat kobiety z twojej rodziny

służyły mi, były moimi wybrańcami, pomagały zachować porządek, utrzymać na świecie równowagę między złem i dobrem, zwycięstwem i klęską.

Przypomniałam sobie, co Daphne mówiła o wybrańcach, o tym, że to byli ludzie wyznaczeni przez bogów. Żeby pomagać innym ludziom.

Bohaterowie. Przyszły mi do głowy obrazy, które przed chwilą widziałam,

kobiety i bitwy staczane przez tysiąclecia. Czyżbym była częścią tego wszystkiego? Niemożliwe. Nie wydawało się to słuszne, a tym bardziej rzeczywiste. No jasne, babcia Frost jest najsilniejszą kobietą, jaką znałam, mama też taka była. Aleja? Nie umiem sobie nawet znaleźć przyjaciół w akademii i nie jestem żadnym wielkim wojownikiem, jak niektórzy uczniowie.

- Dlaczego ja? - spytałam. - Nie jestem taka, jak inni w tej szkole. Jestem nikim.

Skręciło mnie wewnętrznie, kiedy powtórzyłam słowa Ja-smine wypowiedziane do mnie w bibliotece. W prawdziwej bibliotece. Moment, może to też jest prawdziwa biblioteka? W głowie mi się mąci.

- Nie jesteś nikim - odparła Nike ostrym tonem. - Jesteś Gwendolyn Frost, moim wybrańcem.

��������
256
Page 257: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wytrzeszczyłam oczy, zastanawiając się, czym ją zdener-wowałam. Po chwili twarz bogini odtajała.

- Wszyscy zlekceważyli śmierć Jasmine, ale nie ty - po-wiedziała poważnie, jakby wyjaśniała coś bardzo istotnego- Ale ja nic nie zrobiłam - zaprotestowałam. - Nic takiego. W każdym razie nic ważnego. Tylko wtykałam nos w różne sprawy i starałam się odbierać wibracje. Każdy mógłby to zrobić.

- To prawda. Ale tobie jednej zależało na tyle, że to zrobiłaś. A to już coś. Podobnie jak wtedy, kiedy powiedziałaś mamie, że twoja koleżanka jest molestowana.

- Też to pani widziała? - szepnęłam. Pokiwała głową. - Widzę wiele rzeczy, ale przede wszystkim widzę siłę i dobro

w twoim sercu. Nie mogę jednak zmusić cię, żebyś robiła coś, na co nie masz ochoty. To musi być twój wybór.

Dziwne. Nie wierzyłam, że jest ze mnie materiał na wybrańca. Ale kimże byłam, żeby się kłócić z boginią? Szczególnie z boginią zwycięstwa? Z drugiej strony nie miałam ochoty pakować się w to z zamkniętymi oczyma.

-A co będzie, jeśli odmówię? - spytałam. - Co się stanie teraz, w bibliotece?

- Pytasz o tego Spartanina? - Zginie, oczywiście - warknął Wiktor, mierząc mnie

wściekłym spojrzeniem jedynego oka. - Jeśli nie zabije go grasownik, to zrobi to walkiria. A ty myślałaś, że co się stanie?

Posmutniałam, zatrzęsły się pode mną kolana. Logan. Po-czułam słabość i oparłam się o stół biblioteczny.

��������
257
Page 258: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- To nie będzie twoja wina, Gwendolyn - pocieszyła mnie Nike. - Spartanin sam dokonał wyboru, przychodząc do bi-blioteki. To miało się stać tak czy inaczej.

Co miało się stać tak czy inaczej? Co to znaczy? Jakieś prze-znaczenie, czy co? Zaciekawiło mnie, czy bogini zawsze wie-działa, że to, co się dzieje, jest mi sądzone, ale nie spytałam.

A teraz, skoro już wiedziałam, że Logan ma umrzeć, nie miałam wyboru. No tak, byłam na niego totalnie wściekła za... za wszystko. Ale przyszedł tu za mną, przyszedł do biblioteki, niezależnie od tego, co nim powodowało. Po prostu... nie mogłam inaczej.

- W porządku - rzekłam. - Będę twoim wybrańcem, Nike. Bogini uśmiechnęła się i poruszyła lekko skrzydłami.

- Wobec tego wyciągnij ręce, Gwendolyn Frost, żeby przyjąć dary, którymi cię obdarzę.

O nic nie pytałam. Nike włożyła mi w dłonie Wiktora. Miecz spojrzał na mnie swoim okiem.

- No dobrze - powiedział nieco mniej niezadowolonym tonem niż poprzednio. - To co, możemy zabrać się za zabijanie?

- Eee... ale ja nie umiem tego robić - przyznałam. - Nawet nie umie porządnie zabijać! Co za dziewczynę mi

wybrałaś, bogini? - zaprotestował Wiktor. Nike roześmiała się. - Wiktor jest żądny krwi. No cóż, przyzwyczaisz się do niego. Jakoś w to wątpiłam. Nike jeszcze przez moment mierzyła mnie wzrokiem, po czym

zrobiła coś przedziwnego. Pochyliła się i pocałowała mnie w policzek.

��������
258
Page 259: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Natychmiast poczułam przypływ chłodnej mocy, jakby moja krew zmieniła się w lód. Zebrałam siły, spodziewając się powalającej wizji, choć nie miałam pojęcia, co mogę zobaczyć, dotykając bogini. Po chwili jednak lodowatość minęła i nie odebrałam żadnych wibracji. Mimo to czułam się inaczej, jakby coś we mnie zmieniło miejsce, tak jak po włączeniu przycisku. Zrobiłam głęboki wydech i przed moimi ustami pojawiła się mgiełka, choć wcale nie czułam już zimna.

Nike położyła swoje ręce na moje dłonie. Popatrzyłam jej w oczy - koloru ani szarego, ani fiołkowego, lecz takiego, jak niebo o zmierzchu. I poczułam siłę jej spojrzenia. Zimną, twardą - ale wcale nie nieprzyjemną.

- No a teraz idź - poleciła - i uratuj tego Spartanina. - Jak mam to zrobić? - zdziwiłam się. - Przecież nawet nie

umiem walczyć. Bogini uśmiechnęła się i cofnęła o kilka kroków. Jej postać

nagle zaczęła migotać i rozpływać się, tak jak mrok niknie w całkowitej ciemności - albo w świetle wstającego dnia.

- Chwila! - zawołałam. - Powiedz, jak mam... Ale Nike już zniknęła, zabierając ze sobą swoją mądrość. Aż podskoczyłam z zaskoczenia, wracając do rzeczywistości.

Stałam w tym samym miejscu, co poprzednio, przed szklaną gablotą, w której leżał miecz - ten sam, który cały czas trzymałam w ręce.

- To co, możemy zabrać się za zabijanie? - powtórzył Wiktor lekko rozdrażnionym tonem. Zauważyłam, że mówi eleganckim angielskim z Wysp Brytyjskich. - Minęło mnóstwo czasu, odkąd ostatnio kosztowałem krwi. Jestem spragniony.

��������
259
Page 260: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Zbladłam, i to nie tylko dlatego, że naprawdę można dostać cykora, czując, jak usta miecza łaskoczą cię w dłoń.

- Chcesz powiedzieć, że faktycznie lubisz smak krwi...? Za mną rozległ się ostry gwizd. Odskoczyłam na bok. Świsnął

miecz i przepołowił gablotę przede mną, roztrzaskując ją w drobny mak. Gdy stanęłam na nogi, Jasmine już atakowała z mieczem nad głową.

Na widok mojej broni skrzywiła się szyderczo. - Ta wykałaczka cię nie obroni, Cyganko. - Wykałaczka? - oburzył się Wiktor. - Czy ona nazwała mnie

wykałaczką? Zabij ją! Zabij ją! - Jeśli masz jakieś pomysły, jak to zrobić, to chętnie po-

słucham - warknęłam, unosząc Wiktora. - Bo akurat z tego na wuefie jestem kompletną nogą.

- Fantastycznie! - mruczał wściekły Wiktor. - Po prostu fantastycznie. Bogini dała mnie jakiejś cholernej pacyfist-ce...

Wyjaśniłabym mu, że wcale nie jestem pacyfistką, tylko brakuje mi koordynacji ruchowej, ale nie miałam czasu, bo Jasmine znowu rzuciła się na mnie, wymachując mieczem w takim tempie, że wydawał się srebrną rozmazą. Blok, blok, blok... Tylko tak byłam w stanie powstrzymywać jej wściekłe ataki i nie pozwolić się przeciąć na pół. No, ale walkiria miała więcej siły ode mnie i każdy z jej ciosów odczuwałam jak uderzenie młota kowalskiego. Z trudem udawało mi się utrzymać na nogach.

Desperacko starałam się przypomnieć sobie wszystko, czego niby miałam się nauczyć na pozorowanych walkach na wuefie. Próbowałam machać mieczem i pracować nogami w taki sposób, jaki pokazywał nam trener Ajaks.

��������
260
Page 261: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Ale mimo wysiłków nie udawało mi się dosięgnąć Jasmine. Nawet jej nie zadrasnęłam. I tak zdumiewające, że tyle czasu się jej opierałam. Na wuefie naoglądałam się dość walk, żeby zdać sobie sprawę, że jeśli nie zrobię czegoś drastycznego, to Jasmine wkrótce przekłuje mnie na wylot.

Nie odrywałam oczu od jej twarzy, próbując odgadnąć, jaki będzie następny ruch, z której strony nadejdzie niebez-pieczeństwo. Oczy Jasmine, niegdyś błękitne, teraz były kompletnie czerwone, zupełnie jak u grasownika. Kiedy przypuściła na mnie atak, ściemniały trochę. Wyglądało to, jakby w oczodołach zebrała się krew. Usta miała wygięte w złowrogim grymasie, twarz pustą - podobną do twarzy Morgan. Wydawało się, jakby Jasmine była częściowo nieobecna, jakby ktoś z zewnątrz przejął nad nią panowanie i napędzał ją, dając jej siłę, aby mogła mnie zabić.

Założę się, że tym czymś była Czara Łez. Jasmine ponownie rzuciła się na mnie. Usunęłam się w porę, a

ona poślizgnęła się na książce, która spadała z półki podczas naszej walki. Wykorzystałam ten szczęśliwy traf, przeskoczyłam nad nią i uciekłam na środek sali.

- Co ty wyprawiasz? - wtrącił się Wiktor. - Dlaczego się wycofujesz? Walka jest tam!

- Zamknij się - zacharczałam, przekrzykując hałas krwi walącej w uszach i odgłos kłapania bosymi stopami o mar-murową podłogę - chyba że chcesz następne dwadzieścia lat spędzić w gablocie!

Wiktor się przymknął. Pojechałam ślizgiem po podłodze aż do stołu, na którym nadal

leżała Morgan, patrząc w górę niewidzącym wzrokiem. Krew w Czarze Łez bulgotała, wznosząc się aż do

��������
261
Page 262: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

samej krawędzi, jak karmazynowy wulkan, który lada chwila wybuchnie. Za chwilę coś się stanie i na pewno nie będzie to nic dobrego - pomyślałam. Nie mogę pokonać Jasmine, ale mogę zniszczyć to... to zło.

- No to ciach! - mruknęłam, wznosząc Wiktora ponad głowę. Zza sźafy bibliotecznej wynurzyła się uzbrojona Jasmine.

Kiedy ujrzała, co mam zamiar zrobić, stanęła jak wryta. - Nie! - zawołała. - Nie! Za późno. Z całą siłą uderzyłam mieczem w Czarę Łez. W

momencie, kiedy klinga zetknęła się z czarą, rozległ się krzyk tak głośny, piskliwy i pełen bólu, że wydawało się, jakby rozdzierał powietrze na strzępy. Z naczynia buchnęło czerwone światło, oślepiająco jasne. Musiałam odwrócić wzrok.

Nie wiem, co się późnej działo. Światło nadal płonęło, krzyk trwał, poczułam uderzenie podmuchu gorąca tak mocnego, że myślałam, że spali mi skórę. Ale miecz w mojej ręce cały czas pozostawał zimny jak lód. Ścisnęłam go mocniej i podniosłam do góry, jakby chroniąc się przed tym światłem i ukropem.

I rzeczywiście mnie ochronił. Gdy tylko go podniosłam, światło i upał zmniejszyły się,

jakby miecz stanowił coś w rodzaju tarczy. Odsunęłam się o kilka kroków w tył i zmusiłam do otwarcia oczu.

Przede mną kłębiła się czerwona chmura, chmura... magii, której środek przypadał na Czarę Łez. Chmura wyginała się ku górze, w łuk, jakby chciała uciec, ale jej koniec, przypominający tornado, kręcił się w koło jak szalony coraz szybciej, pochłaniając wszystko powyżej. Jak dżin z kreskówki, który chcąc nie chcąc musi wracać do butelki.

��������
262
Page 263: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Zanim Czara Łez wessała magiczną chmurę, w jej środku pojawiło się dwoje potężnych czerwonych oczu. Utkwione we mnie, zwęziły się do małych szczelinek i poczułam uderzenie fali emocji - nieskończonej wściekłości, nienawiści i zła. Krzyknęłam i chwiejąc się na nogach, cofnęłam się o parę kroków. Oczy gapiły się na mnie jeszcze przez chwilę, zanim z resztą magicznej chmury zniknęły w czarze.

Zadrżałam, bo byłam pewna, absolutnie pewna, że te oczy były prawdziwe. I należały do kogoś, kto mnie widział. Kto mnie nienawidził. Kto najbardziej ze wszystkiego pragnął mojej śmierci.

Loki - szepnął jakiś głos w głowie. Zły bóg może i był uwięziony, ale jakoś udało mu się zajrzeć dziś do biblioteki - i odczułam, jak bardzo pragnie mnie zniszczyć. Znowu zadrżałam.

Magiczna chmura zniknęła. Zniknęło czerwone światło. Zniknęło wszystko - krzyk, hałas, magia. W bibliotece za-panowała cisza.

I w tej ciszy Czara Łez wysunęła się z rąk Morgan i spadła na marmurową podłogę, roztrzaskując się na tysiące kawałków.

��������
263
Page 264: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 23 Pozostałości Czary Łez zrobiły się kompletnie czarne, zaczęły

się kurczyć i ulatniać, podobnie jak grasownik nemej-ski wtedy, kiedy Logan go zabił...

No właśnie, a co z Loganem? Rozejrzałam się, ale nigdzie go nie widziałam. Za to ujrzałam

Jasmine, ta znowu atakowała mnie z mieczem. - Wszystko zepsułaś! - wrzeszczała. - Moją zemstę, ofiarę dla

Lokiego, wszystko! Walkiria biegła wprost na mnie, a ja się cofałam. Tym razem

to ja pośliznęłam się na książce. Mocno uderzyłam o podłogę, a Wiktor, mój miecz, wypadł mi z ręki i poleciał po marmurowej posadzce daleko ode mnie.

- Nie wierzę - usłyszałam jeszcze jego gniewny pomruk. - Znowu mnie upuściła...

Podniosłam się na kolana i sięgnęłam po niego, ale tylko popchnęłam go jeszcze dalej. Kiedy w końcu się zatrzymał, oko Wiktora spojrzało na mnie z dezaprobatą.

Gdy wyciągałam po niego rękę, przed samym nosem ujrzałam czarne damskie szpilki. Oho. Podniosłam wzrok. Przede mną stała Jasmine.

��������
264
Page 265: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Czas pożegnać się z życiem, Cyganko - wymamrotała i podniosła miecz, gotowa spuścić mi go na głowę...

...gdy nagle przez salę przeleciała ze świstem dzida i utkwiła w piersi Jasmine. Walkiria otworzyła usta, które ułożyły się w idealne „O", a w jej oczach pojawiło się zdziwienie. Wypuściła miecz z dłoni i chwiejąc się na nogach, oparła się o stół, na którym leżała Morgan. Jasmine rzuciła mi spojrzenie pełne bólu i niedowierzania, po czym upadła na podłogę. Nieżywa. Tym razem wiedziałam na pewno, że karmazynowa krew wypływająca z jej ran jest prawdziwa.

To było straszne. - No, o tym mówię - zapiał Wiktor radośnie. - Zamknij się, Wiktor - zgromiłam go szeptem. Podniosłam

miecz, wstałam i odwróciłam się. Za mną stał Logan Quinn. Jego policzki przecinały brzydkie szramy po pazurach

grasownika nemejskiego, a marynarka od fraka i biała koszula wisiały w strzępach. Na piersi również widać było ślady zadrapań. Z ran sączyła się krew. Żelazna tarcza Spartanina nadal była przytroczona do ramienia, choć teraz - rozdarta przez grasownika - składała się z dwóch części. Jednak, mimo ran, Logana wypełniała duma, tak że nawet chłodno-niebieskie oczy patrzyły ciepło.

W tej chwili stanowił dla mnie najpiękniejszy widok pod słońcem.

Podbiegłam i wyciągnęłam do niego ręce. Chciałam go objąć, pocałować, dotknąć - ale przypomniałam sobie, że nie mogę. To ten mój cygański dar, psychometria, mi nie pozwalał. Bo ujrzę wszystko - jego walkę z grasownikiem,

��������
265
Page 266: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

najpilniej strzeżone sekrety. Nie chciałam tego poznawać nic teraz, nie w ten sposób.

Stałam chwilę z wyciągniętymi ramionami, po czym je opuściłam.

- Nic ci nie jest? - spytałam szeptem. - A gdzie grasownik? - Nie żyje. Jego trup jest między regałami. Tym razem nie

wyparował, bo to nie była iluzja, tylko rzeczywistość. - Logan dotknął palcami szram na twarzy i się skrzywił. - No, skoro ja żyję, a Jasmine i grasownik nie, to chyba jest okay. A co z tobą?

Wzruszyłam ramionami. Jak miałam mu opowiedzieć o tych wszystkich dziwacznych rzeczach, które zdarzyły się

dziś w bibliotece, i o tym, co czułam, patrząc w jego oczy? - Dziękuję - powiedziałam cicho. - Nie wiem, jak mnie

znalazłeś ani dlaczego, ale dziękuję. Gdyby nie ty, Jasmine i ten grasownik by mnie zabili. Uśmiechnął się asymetrycznie, a na ten widok serce mi

podskoczyło. - Chyba nie mogłem pozwolić, żebyś taka wkurzona wyszła z

balu, co nie? - Ale... ale dlaczego w ogóle za mną poszedłeś? - spytałam,

cały czas patrząc mu w oczy. Po dłuższej chwili Logan odparł: -Boja... - Co tu się dzieje? - odezwał się jakiś ostry głos. Wystraszona, podniosłam miecz i momentalnie odwróciłam

się w kierunku drzwi wejściowych. Ku mojemu zdumieniu były otwarte i stali w nich profesor Metis, trener Ajaks

��������
266
Page 267: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

i pan Nickamedes. Za nimi chowali się Daphne z Carsonem, którzy wyciągali szyje, żeby dojrzeć, co się dzieje.

Pan Nickamedes wkroczył do sali i ruszył w moim kierunku. Twarz miał jeszcze bledszą niż zwykle, a usta otwarte ze zdumienia. Nie dziwię się jego zaskoczeniu. Biblioteka wyglądała, jakby przeszła przez nią trąba powietrzna. Na podłodze poniewierało się tysiące książek, regały były po-przewracane, stoły i krzesła wywrócone do góry nogami i pocięte na szczapy pazurami grasownika. Tyle widziałam z miejsca, w którym stałam. Wystarczy.

Że nie wspomnę o clou imprezy - Jasmine Ashton wsparta o stół, skrwawiona, z niewidzącymi oczyma utkwionymi w sufit i z włócznią wbitą w środek klatki piersiowej. Obok niej Morgan McDougall rozciągnięta na stole jak śpiąca królewna czekająca na pocałunek przystojnego księcia.

Wzdrygnęłam się. Nie będzie wesoło. Pan Nickamedes, z wycelowanym we mnie palcem, podszedł i

zapytał: - Gwendolyn, co uczyniłaś z moją biblioteką? Wyjaśnieniom nie było końca. Opowiedziałam profesor Metis

i pozostałym o wszystkim, czego dowiedziałam się na temat planu Jasmine posłużenia się Czarą Łez w celu zapanowania nad Morgan. Jak Jasmine chciała się zemścić na przyjaciółce za sypianie z jej chłopakiem. Jak Jasmine powiedziała, że ona i cała jej rodzina to żniwiarze, którzy służą Lokiemu.

Nie wspomniałam jednak o Nike ani o tym, że bogini wyznaczyła mnie na swojego wybrańca. Jeszcze sama nie wiedziałam, jak mam się do tego ustosunkować - nie byłam

��������
267
Page 268: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nawet pewna, czy to w ogóle zdarzyło się naprawdę, czy tylko sobie wyobraziłam.

Gdzieś w połowie wyjaśnień Morgan obudziła się z transu, w jaki wprawiła ją Jasmine. Zamrugała, usiadła, spojrzała po nas, po czym zażądała wyjaśnień: co się dzieje, kto ukradł jej koronę, zniszczył jej designerską suknię i podrapał jej twarz. Trener Ajaks wziął ją na bok i próbował tłumaczyć, ale widziałam, że walkiria jest kompletnie ogłuszona. Podobnie jak ja.

Kiedy wszyscy zajmowali się Morgan, ja pokazałam profesor Metis miecz, który wyjęłam z gabloty stojącej z tyłu biblioteki. Ten, który Nike dała mi we śnie, widzeniu, cokolwiek to było. W trakcie tego całego zamieszania Wiktor zamknął oko i mimo moich próśb i błagań nie chciał go otworzyć ani nawet porozmawiać, żeby udowodnić pani Metis, że w jakiś sposób jest żywy.

- W porządku, Gwen - powiedziała profesor, przyglądając się mieczowi. - Wierzę w to, co o nim mówisz.

Rzuciłam złe spojrzenie na zamkniętą powiekę Wiktora. - Co pani z nim zrobi? Zabierze i z powrotem włoży do

gabloty między z artefakty? Metis potrząsnęła głową. - Nie, sądzę, że powinnaś go zatrzymać, Gwen. Przynajmniej

chwilowo. Dziś mamy jeszcze mnóstwo roboty i zgubiłby się w tym całym rozgardiaszu. Wrócimy później do tego tematu, dobrze?

Wzruszyłam ramionami. Pewnie nic się nie stanie, jeśli go zatrzymam. Nawet jeśli jest to miecz, który gapi się na mnie i potrafi gadać.

��������
268
Page 269: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Byłaś dziś bardzo dzielna, Gwen - powiedziała pani Metis, patrząc na mnie ciepło swoimi zielonymi oczyma - próbując pomóc Morgan. Matka byłaby z ciebie dumna.

Ponownie zdziwiło mnie to, co mówi o mojej mamie, jakby ją znała. Ale potem przypomniałam sobie, że kiedy dotknęłam miecza, zobaczyłam twarz mamy, która się do mnie uśmiechała. Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło i tylko skinęłam głową. Też wydawało mi się, że mama byłaby ze mnie dumna. Od dawna nic mnie tak nie uszczęśliwiło.

Pani Metis uśmiechnęła się do mnie, po czym podeszła do trenera Ajaksa i nadal nieco ogłuszonego pana Nickamedesa. Zaczęli w trójkę rozprawiać o tym, kogo należy zawiadomić, ile czasu zajmie sprzątanie biblioteki i co zrobić ze zwłokami Jasmine - tym razem prawdziwymi. Zastanawiałam się, czy włożą je do lodówki w kostnicy, co - jak walkiria twierdziła - zrobili z jej poprzednimi zwłokami, tą iluzją stworzoną po to, by nas nabrać.

Pół godziny później patrzyłam, jak dwóch mężczyzn ubranych w czarne kombinezony ładuje zwłoki Jasmine do czarnego worka i zamyka go na zamek błyskawiczny. Było mi jej żal, mimo że usiłowała mnie zabić.

Zdradziła ją najlepsza przyjaciółka, oszukiwał ją chłopak. Sfingowała własną śmierć po to, żeby pożałowali swojego postępku, ale tymczasem przekonała się, jak mało im na niej zależało. Jak mało komukolwiek na niej zależało. I przyrzekła sobie, że przyjaciółka za wszystko zapłaci, szczególnie za zranione uczucia.

Jasmine Ashton - najbogatsza, najpiękniejsza i najbardziej popularna dziewczyna na naszym roku, która miała wszystko, czego tylko zapragnęła - poza prawdziwą przyjaźnią.

��������
269
Page 270: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

A mówiąc o przyjaciołach, teraz wiedziałam, że mam ich co najmniej dwoje, choć moje uczucia dla Logana wykroczyły już daleko poza to. Spartanin stał kilka kroków ode mnie, opowiadając Daphne i Carsonowi o wszystkim, co się dziś wydarzyło.

Profesor Metis też stała z nimi i oglądała rany Logana. Ujęła jego dłonie w swoje i spojrzała mu prosto w oczy. Po kilku sekundach Spartanina otoczyła złotawa poświata. Na moich oczach paskudne cięcia na jego twarzy powoli zamknęły się, jakby ich nigdy nie było. Podobnie głębsze, mocno krwawiące rany na klatce piersiowej. Pani Metis opowiadała mi o swoim darze, że potrafi leczyć ludzi. Wyglądało na to, że za kilka minut rany Logana zupełnie się zagoją.

Jeszcze nie mogłam do nich dołączyć. Ktoś powinien choćby chwilę zostać przy Jasmine.

Nieco później Daphne powiedziała coś cicho do pozostałych i podeszła do mnie. Stanęła obok i z twarzą bez wyrazu patrzyła, jak jakiś mężczyzna zaczyna zmywać krew Jasmine z marmurowej posadzki.

- Przepraszam - powiedziałam. - To była twoja koleżanka. Daphne wzruszyła ramionami. - Może tak, a może nie. Nigdy nie znałam jej dobrze. Nie

przyszłoby mi do głowy, że byłaby w stanie zrobić to, co zrobiła. Zaciekawiłam się, czy ktokolwiek w Akademii Mitu wiedział,

jaka naprawdę była Jasmine. I czy komukolwiek będzie przykro, że nie żyje - tym razem naprawdę.

- To nie była twoja wina - pocieszyła mnie Daphne -lecz wybór Jasmine. Postanowiła za wszelką cenę zemścić się na Morgan i usunąć z drogi każdego, kto by jej w tym przeszkodził. Wy z Loganem tylko się broniliście. Tak właśnie jest tu, w akademii. Jedni przychodzą, inni odchodzą, a niektórzy umierają.

��������
270
Page 271: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Może. Ale Morgan i Samson złamali jej serce i cały czas ją okłamywali. I jeszcze świetnie się przy tym bawili, jakby oszukiwanie jej to była jakaś gra. Dlatego nadal mi jej żal.

- Tak, wiem. Zapadła cisza. W końcu Daphne powiedziała: - No, bal trwa w najlepsze, ale my z Loganem i Carso-nem

idziemy do Carsona. Ma jakieś dionizyjskie wino, które przesłano mu z Napy.

Z niedowierzaniem podniosłam brwi. - Facet, który świata nie widzi poza swoim zespołem, ma w

pokoju alkohol? Daphne uśmiechnęła się. - Kto by się spodziewał? Chyba wielu rzeczy jeszcze nie wiem

o Carsonie. Ale teraz, dzięki tobie, będę mogła się dowiedzieć. To co, chcesz iść z nami?

- Pewnie - odparłam. - Daj mi tylko chwilę. Daphne kiwnęła głową i wróciła do Logana i Carsona. Metis

skończyła już kurację, więc cała trójka pożegnała się z nią i wyszła z biblioteki. Pani Metis patrzyła chwilę za nimi, a potem podeszła do pana Ajaksa, który usiłował pocieszyć bibliotekarza zdruzgotanego zniszczeniami.

Nikt nie widział, jak ukradkiem pobiegłam do szklanej gabloty, w której kiedyś spoczywał miecz. Obejrzałam ruinę mebla oraz potłuczone szkło i powoli podniosłam głowę.

Była tam, na balkonie pierwszego piętra, tego, gdzie znaj-dowały się posągi bogów i bogiń. Nike stała dokładnie nad

��������
271
Page 272: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

rozwaloną gablotą, jakby cały czas pilnowała jej - i mnie. Może rzeczywiście pilnowała. Ta myśl pocieszyła mnie, tak jak zawsze pocieszało mnie przytulenie się do babci Frost.

Nike wyglądała tak samo, jak wtedy, kiedy poprzednio ją widziałam. Długa fałdzista suknia, na plecach skrzydła i zimne, wyjątkowe piękno na twarzy. Nie wiem, dlaczego nie zauważyłam jej tam wcześniej. Może dlatego, że nie patrzyłam. A może nie byłam jeszcze gotowa.

- Hm hm - usłyszałam nagle obok siebie. Spojrzałam na miecz w ręce. Zupełnie zapomniałam, że

cały czas go trzymam. Dziwne, ale miałam wrażenie, jakby stał się naturalnym przedłużeniem mojej ręki. A nawet częścią mnie.

Wiktor znowu otworzył swoje oko koloru zmierzchu i przyglądał mi się uważnie. No, na tyle, na ile mógł to zrobić tylko jednym okiem.

- Dziś nawet byłaś niezła jak na cholernego rekruta - odezwał się, łaskocząc mnie ustami w dłoń. - Ale powinnaś poprosić tego twojego przyjaciela Spartanina, żeby cię kilku rzeczy nauczył. On zapowiada się na prawdziwego wojownika.

- Nie teraz, Wiktorze - jęknęłam. - Na to wszystko będzie czas dużo, dużo później.

Wydawało mi się, że skinął głową. - No to, jeśli pozwolisz, utnę sobie małą drzemkę. Całe to

zamieszanie bardzo mnie zmęczyło. Jak wiesz, nie jestem już taki młody, jak kiedyś.

- Jasne - odparłam ciepłym tonem. - Prześpij się. O wszystkim porozmawiamy później.

��������
272
Page 273: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Ledwie skończyłam to mówić, a powieka Wiktora zatrzasnęła się. Może tylko mi się wydawało, a może naprawdę jego usta nieznacznie się uśmiechnęły.

Już miałam opuścić miecz i wyjść z biblioteki, kiedy za-uważyłam, że coś na nim migocze. Zaczynało się to na klindze, a potem ciągnęło na rękojeści, powyżej twarzy Wiktora, i aż do samego końca. Podniosłam miecz wyżej, żeby mieć więcej światła.

To był ten napis, który wcześniej zwrócił moją uwagę -ledwie widoczne litery, których nie mogłam odczytać. Teraz lśniły srebrnym ogniem i po raz pierwszy widziałam wyraźnie wyryte słowa: Zawsze zwycięstwo.

Naturalnie. Nike to grecka bogini zwycięstwa, a to jej miecz. Teraz był mój, dostałam go od bogini, by służył mi jako jej

wybrańcowi. Miałam tylko nadzieję, że okażę się warta Wiktora i nie

zawiodę nieuzasadnionej, ale niezachwianej wiary, jaką po-kładała we mnie Nike.

��������
273
Page 274: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 24 To, co wydarzyło się w bibliotece wieczorem w dniu balu,

stanowiło temat rozmów przez cały tydzień. Lecz nie mówiono tak, jak bym się spodziewała. Wprawdzie Morgan McDougall nadal nic nie pamiętała, ale

udało jej się przypisać sobie zasługi za wszystko, począwszy od unicestwienia planu Jasmine do zniszczenia Czary Łez i zabicia grasownika nemejskiego. Zupełnie jakby nas z Loganem tam nie było i ona sama uratowała całą akademię od losu gorszego niż śmierć.

Nikt jej jednak nie wierzył i szerzyły się najdziksze pogłoski: że banda żniwiarzy podłożyła magiczną bombę, że grupa pijanych uczniów odprawiała szalony rytuał, że Jasmine powróciła z martwych i zniszczyła bibliotekę, wściekła za to, że przed morderstwem nie została królową balu. W tej ostatniej plotce było więcej prawdy, niż się komukolwiek wydawało.

Ja się nie wychylałam. Ktoś powiedział mi, że im mniej osób wie, że byłam w to zamieszana, tym lepiej. Nie mogłam zapomnieć płonących czerwonych oczu otoczonych kłębiącą się magiczną chmurą, które pokazały się, kiedy

��������
274
Page 275: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zniszczyłam Czarę Łez. Utkwionych we mnie, pełnych nie-nawiści i wściekłości. Pamiętałam wyznanie Jasmine, że była żniwiarką i że w akademii wśród uczniów oraz nauczycieli jest pełno żniwiarzy służących Lokiemu, którzy pragną uwolnić go z więzienia, sprowadzić do królestwa śmiertelników i wywołać znowu wojnę chaosu - i że według Nike miałam pomóc jej zapobiec.

Pomimo moich obaw życie wróciło do normy. Chodziłam na lekcje i pracowałam w bibliotece. Teraz podwójnie, bo pan Nickamedes ubrdał sobie, że to ja i tylko ja jestem od-powiedzialna za zniszczenia w jego wspaniałej bibliotece i w ramach kary zmusił mnie do wysprzątania jej od góry do dołu. Jeśli nie lubił mnie przedtem, to teraz po prostu nienawidził. No tak, czyli mój świat wrócił do normy.

Jeszcze tego samego dnia, kiedy się to wszystko wydarzyło, kiedy sytuacja trochę się uspokoiła, zadzwoniłam do babci. Chciała przyjechać do akademii, żeby mnie pocieszyć, ale powiedziałam jej, że nic mi nie jest. Prawda była taka, że potrzebowałam czasu, żeby przemyśleć sobie kilka rzeczy - a nawet mnóstwo rzeczy. W końcu po paru dniach udało mi się umknąć przed panem Nickamedesem na tyle długo, aby wyjść z kampusu i ją odwiedzić.

- Wiedziałaś o tym cały czas, prawda? - spytałam babcię, kiedy siedziałyśmy w kuchni, jedząc lepkie, potwornie słodkie krówki czekoladowe, które właśnie zrobiła. - Ze pochodzimy z długiej linii wojowniczych lasek, które służą czadowej bogini?

- Wojownicze laski? To tak teraz to nazywacie? - Babcia uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę po następną krówkę, dzwoniąc monetami przyczepionymi do powiewnych szali.

��������
275
Page 276: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Dopiero co wyszła od niej klientka, więc była ubrana po cygańsku. Przewróciłam oczami.

- Babciu, dobrze wiesz, co mam na myśli. - Jasne, że wiem. To czyni z nas Cyganki, Gwen. - W jaki sposób bycie wojowniczymi laskami czyni z nas

Cyganki? Nigdy mi o tym nie mówiłaś. Babcia spojrzała na mnie poważnie. - Gwen, jak myślisz, dlaczego potrafimy robić to, co robimy?

Dlaczego ja widzę przyszłość, a ty, dotykając przedmiotu, poznajesz jego przeszłość? Skąd się bierze ta moc?

Otworzyłam usta, ale nie znalazłam odpowiedzi. - Możemy robić to i nie tylko to, bo Nike dała nam taki dar.

Dawno temu, kiedy służyła jej nasza pierwsza przodki-ni, bogini obdarowała ją zdolnością widzenia przyszłości. Ten magiczny dar był przekazywany z pokolenia na pokolenie w różnej formie, na przykład twoja mama potrafiła wyczuć prawdę, a ty masz dar psychometrii.

- A ja myślałam, że jesteśmy Cygankami, a nie wojow-niczkami.

- Cyganka to po prostu inne określenie osób obdarowanych przez bogów - wyjaśniła babcia. - Tych, którzy mają szczególne zdolności i moce, tak jak my. Dzięki naszemu magicznemu darowi mamy taką samą moc jak walkirie czy Amazonki i jesteśmy równie dobrymi wojownikami.

Daphne miała rację. Też jestem wojowniczką, tylko mam inny dar.

Przez chwilę myślałam o tym, co babcia powiedziała. - W porządku, Nike dała nam moc. To rozumiem. Ale jest

mnóstwo innych bogów i bogiń. No wiesz... powinnaś

��������
276
Page 277: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

zobaczyć te wszystkie posągi w bibliotece. Czy to znaczy, że jest więcej też takich ludzi jak my? Cyganów? Takich, których Nike również obdarowała?

- Tak i nie. Oczywiście, że jest więcej Cyganów, ale każdy bóg obdarowuje tylko jedną rodzinę. Czyli Nike obdarowała tylko nas, podobnie jak jest tylko jedna rodzina obdarowana przez Atenę czy Aresa, Odyna i tak dalej.

-A spotkałaś kiedyś innych Cyganów? - spytałam. - Owszem - odparła babcia tajemniczo - ale nie wszyscy są

tacy jak my. - To znaczy? - Nie wszyscy są dobrzy - odpowiedziała, patrząc na mnie

swoimi fiołkowymi oczyma. - Niektórzy są leniwi albo obojętni, albo używają swojego talentu do zdobycia władzy i pieniędzy. Są też wśród nich żniwiarze.

- Żniwiarze? Tacy jak Jasmine? Babcia kiwnęła głową. - Właśnie tacy jak Jasmine. Albo nawet gorsi. Czyli są też inni ludzie z darami takimi jak mój. A niektórzy z

nich to żniwiarze chaosu. Zadrżałam na tę myśl. - Dlaczego nigdy mi o tym nie mówiłaś? - spytałam. - o tym, skąd wziął się nasz dar i o żniwiarzach, i Cyganach, i dlaczego w ogóle zostałam wysłana do Akademii Mitu?

Byłoby mi łatwiej. Prościej. Przynajmniej bym rozumiała. Dałabym szkole szansę. Uwierzyłabym w tę całą magię.

Zawahałam się, czy zapytać o coś, co mi ostatnio przychodziło do głowy.

- Czy ty i mama... czy też byłyście w akademii? Też się tam uczyłyście?

Babcia uśmiechnęła się smutno.

��������
277
Page 278: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Tak. I dlatego postanowiłyśmy, że ty nie będziesz musiała tam iść.

- Jak to? Westchnęła. - Jesteśmy częścią niebezpiecznego świata, dziecinko.

Cyganie, żniwiarze, Loki. Wszystko jest ze sobą połączone jak w motku włóczki. Nie ma jednego bez drugiego i trzeciego. Ale mama i ja chciałyśmy, żebyś miała lepsze życie. Normalne. Chciałyśmy, żebyś mogła powoli dorastać, naturalnie, nie martwiąc się stale o to, że jakiś żniwiarz chce cię zabić.

Pomyślałam o Daphne, Carsonie i Loganie i innych kolegach i koleżankach ze szkoły. O przemocy, bogach i magii, które im wydawały się takie naturalne. I o tym, jak Carson powiedział, że każdy z nich stracił kogoś bliskiego, kto został zabity przez żniwiarzy. Nagle poczułam wdzięczność dla mamy i babci za to, że tak długo mnie przed tym chroniły.

-Aleja wzięłam do ręki szczotkę Paige i dostałam ataku - powiedziałam. - Dlatego właśnie profesor Metis tu się zjawiła?

- Częściowo. - Oczy babci posmutniały i na moment zamilkła. - Pani Metis uważała, że już czas, żebyś wstąpiła do akademii, nauczyła się, skąd pochodzi twoja moc i jak nad nią panować. Ja już nie jestem młoda, Gwen. Chciałam, żebyś poszła do akademii, żebyś była bezpieczna. Przynajmniej na tyle bezpieczna, na ile można tam być.

-A co z Nike? Czy ty i mama też jesteście jej wybrańcami? Babcia skinęła głową.

��������
278
Page 279: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

-Tak. Nike przychodzi i prosi o to, żeby jej służyć, kiedy uważa, że jesteśmy gotowe.

- Dlaczego o tym też mi nie powiedziałaś? - Bo to ty miałaś podjąć decyzję. Podobnie jak kiedyś

podjęłyśmy ją ja i twoja mama. I jak być może kiedyś podejmie ją twoja córka. - Westchnęła. - Od tylu dzieci w akademii oczekuje się, że od urodzenia będą wielkimi wojownikami. My nie chciałyśmy wywierać na ciebie takiej presji. Chciałyśmy, żebyś sama mogła decydować, co chcesz robić, a nie czuła się zmuszona podtrzymywać tradycję rodzinną. Poza tym być wybrańcem to zupełnie tak, jakby się miało tarczę wymalowaną na plecach. Żniwiarze zabijają wojowników, jasne, ale zrobią wszystko, absolutnie wszystko, żeby załatwić wybrańca.

Poczułam, jak mi się robi niedobrze. - A to dlaczego? - spytałam. - Bo wybrańcy zawsze mają najsilniejszą magię, najdziel-

niejsze serca i najlepiej umieją się bić. Dlatego właśnie zostają wybrańcami - bo mogą zrobić najwięcej dobrego. Dlatego stanowią największe niebezpieczeństwo dla Lokiego i jego żniwiarzy. Chciałyśmy cię z mamą chronić przed tym, jak długo się da. - Babcia urwała, a po chwili dorzuciła: -I oczywiście nie chciałyśmy, żebyś była tak rozpieszczona jak wiele innych dzieci.

- Nie rozumiem. - Ciężko jest żyć ze świadomością, że żniwiarze niczego

bardziej nie pragną, jak zabić ciebie i twoje potomstwo. Dlatego w rodzinach wojowników wielu rodziców rozpuszcza dzieci, daje im wszystko, czego tylko zapragną: samochody, modne ubrania, klejnoty - na wypadek gdyby mieli nigdy

��������
279
Page 280: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nie zobaczyć ich jako dorosłych. Nie mówię, że to źle ani że dobrze, tylko po prostu że mama nie chciała cię tak wycho-wywać. Chciała, żebyś poznała wartość pieniędzy. I życia. Szczególnie tego drugiego.

Pewnie dlatego profesorowie w akademii tak często przy-mykali oczy na palenie, picie, seks. Wiedzieli, że w każdej chwili możemy zostać zgładzeni przez żniwiarzy, i chcieli, żebyśmy zdążyli zaznać życia. Słowa babci przywiodły mi na myśl jeszcze jedno pytanie.

- To znaczy, że my też mamy pieniądze? To znaczy... dużo pieniędzy? Jak rodzice moich kolegów? A jeśli tak, to dlaczego muszę pracować w bibliotece starożytności?

Babcia wzruszyła ramionami. - Nie tak wiele, jak niektórzy, ale wystarczająco. Nawet więcej

niż wystarczająco. Twoje dyżury w bibliotece to pomysł profesor Metis. Doszła do wniosku, że kontakt z innymi uczniami ułatwi ci przystosowanie się do nowej szkoły. Tylko że to niezupełnie wyszło.

No jasne, że nie. Odsunęłam od siebie talerz z krówkami. Od tego, co się dowiedziałam, kręciło mi się w głowie. Nie potrafiłam się jeszcze z tego cieszyć. Nadal nie bardzo wierzyłam w to, co mi babcia powiedziała, czego dowiedziałam się w ostatnich dniach, w te wszystkie tajemnice, które poznałam. Świadomość, że jako wybraniec Nike jestem narażona na niebezpieczeństwo, też nie poprawiła mi nastroju. Ale tak właśnie jest z tajemnicami - rzadko kiedy są radosne.

Babcia nie odezwała się ani słowem. Wyciągnęła tylko rękę i położyła ją na mojej dłoni. Jak zwykle, poczułam, że jej miłość otacza mnie jak miękka, ciepła kołderka.

��������
280
Page 281: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Wiedziałam, że bez względu na to, co się stanie, jak szalone rzeczy się wydarzą, babcia Frost będzie mnie kochała tak bardzo, jak ja ją kochałam. Tak bardzo, jak kochałam mamę.

Przypomniało mi się, jak zobaczyłam mamę, kiedy po raz pierwszy dotknęłam Wiktora. A teraz jestem częścią tego, czym ona była. I znowu ujrzałam, jak się uśmiecha, akceptując to, co robię. Ta myśl - może prawdziwa, a może nie

- trochę ukoiła moją tęsknotę i poczucie winy z powodu jej śmierci. Może z tą tajemnicą nauczę się w końcu jakoś żyć.

- No, dość gadania o Cyganach, bogach i tej całej reszcie - powiedziała w końcu przekornym tonem babcia. - Profesor

Metis zdradziła mi, że widziała cię na balu z bardzo przystojnym Spartaninem, tym samym, który pomógł ci w bibliotece. Coś przede mną ukrywasz, Gwen. Chcę o nim wiedzieć wszystko.

Było jeszcze mnóstwo rzeczy, o których powinnam pomyśleć, jeszcze więcej takich, o które powinnam zapytać: o mamę, akademię, bycie wybrańcem Nike. Ale to wszystko mogło poczekać. Teraz chciałam się cieszyć czasem spędzanym z babcią.

- Chcesz wiedzieć o Loganie Quinnie? - spytałam, ze zdziwieniem unosząc brwi.

- Wszyściutko. No, to dawaj, jak to wy mawiacie. Roześmiałam się tylko i pokręciłam głową. Tego dnia sie-działyśmy w kuchni, jedząc i rozmawiając aż do wieczora.

��������
281
Page 282: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 25 Następnego dnia profesor Metis zawołała mnie do gabinetu.

Ostatni raz byłam tam zaraz po przyjęciu mnie do Akademii Mitu, na początku semestru jesiennego. Byłam wówczas zbyt wściekła na nią i w ogóle na wszystkich, żeby cokolwiek zauważyć.

Pod dwoma ścianami stały regały wypełnione starymi księgami historii mitycznej, a na parapecie ustawiono gliniane doniczki ze słonecznikami i fiołkami. Ponad nimi po obu stronach okna wisiały rozmaite świadectwa zdobytych stopni naukowych i nagród. Były ich całe tony. Biurko profesor Metis zawalały dokumenty, papiery, pióra i tak dalej, a w lewym rogu stała mała marmurowa statuetka. Na moje niewprawne oko wyglądała jak pomniejszona wersja Ateny, greckiej bogini mądrości z biblioteki antycznej.

Najbardziej zdziwił mnie stojak cały wypełniony bronią. Kilka mieczy, pałka, sztylety, nawet kusza i bełty do niej.

Metis, w srebrnych okularach, emanująca spokojem i wiedzą, nigdy nie sprawiała na mnie wrażenia wojowniczki. Odwrotnie niż trener Ajaks, muskularny i żylasty, zupełnie jak superbohater komiksów.

��������
282
Page 283: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Kiedy weszłam, profesor Metis wyglądała przez okno wy-chodzące na dziedziniec. Zamknęłam drzwi i stanęłam, czekając, aż mnie zauważy. Po chwili odwróciła się i uśmiechnęła do mnie.

- Witaj, Gwen. Usiądź. Jest parę rzeczy, o których musimy porozmawiać.

No tak, tego się spodziewałam, skoro, jak wiecie, byłam zamieszana w śmierć uczennicy, zniszczenie biblioteki i całą masę innych nieszczęść. Więc posłuchałam jej i usiadłam po drugiej stronie biurka.

Profesor Metis również usiadła. Spojrzała na jedną z fotografii w ramkach na biurku, ale nie widziałam, kto na niej jest, ponieważ była do mnie odwrócona. Pewnie mąż albo dzieci, pomyślałam. A może narzeczony albo kot.

- Jak się dzisiaj czujesz, Gwendolyn? Wzruszyłam ramionami. - Mniej więcej dobrze. To była prawda. Owszem, w ciągu ostatnich dni widziałam

dużo zła i sama czyniłam, czego nie powinnam, i dowiedziałam się tak wiele o sobie, o swoim darze i o powodzie wysłania mnie do akademii, że już nie wiedziałam, na jakim świecie żyję. I może nadal byłam totalnie przerażona awansem na wybrańca bogini. Ale przynajmniej poznałam kilka odpowiedzi i tajemnic ze mną związanych. Wydawało mi się więc, że w sumie dobrze sobie radzę.

- No cóż, chciałam powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z wypracowania, które wczoraj oddałaś - powiedziała pani Metis. - Tego o Nike. Dostaniesz za nie szóstkę.

Zdziwiłam się. Po tym wszystkim, co się stało, napisanie wypracowania wydawało się łatwe. Prawdę mówiąc, więcej

��������
283
Page 284: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

też uważałam na lekcji historii mitycznej. A wieczorami, w wolnym czasie, czytałam, co tylko mogłam znaleźć w bibliotece, na temat Nike, Lokiego i wojny chaosu. Tyle książek podawało sprzeczne historie, że trudno było się zorientować, co jest prawdą, a co nie. Ale tak zawsze odbierałam akademię, szkołę mitu, magii i młodych wojowników.

- Dzięki - powiedziałam. - Nie miałam trudności z napisaniem go po własnych... doświadczeniach w bibliotece.

- No tak - odparła profesor spokojnym tonem. - Chyba masz rację.

Metis zdjęła okulary i spojrzała na mnie. Po raz pierwszy zauważyłam, jaka jest ładna, z czarnymi włosami, ciemną cerą i zielonymi oczyma. Była również młodsza, niż mi się wcześniej wydawało, mniej więcej w wieku mamy, czyli miała niewiele ponad czterdzieści lat.

- Musimy porozmawiać o tym, co się stało w bibliotece. Bo mimo że postąpiłeś bardzo dzielnie i szlachetnie, to jednak naraziłaś się na ogromne niebezpieczeństwo.

- Niebezpieczeństwo? - zdziwiłam się. - Jakie? - Wspomniałaś, że Jasmine powiedziała ci o swojej rodzinie, o

tym, że są żniwiarzami, którzy służą Lokiemu. Mam powody wierzyć, że Jasmine zdradziła im, co ma zamiar zrobić, że chce posłużyć się Czarą Łez i złożyć Morgan w ofierze. Jej rodzice i starszy brat ukrywają się, podobnie jak reszta rodziny - ciotki, wujowie, kuzyni. Wszyscy zeszli do podziemia. Członkowie panteonu nie mogą ich nigdzie znaleźć.

- Chwilę... Brzmi to tak, jakbyście mieli ich... zaaresztować albo coś.

-Albo coś - powiedziała z uśmiechem. - Nie wiem skąd, może od jakiegoś ucznia, rodzina Jasmine dowiedziała się,

��������
284
Page 285: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

że byłaś wtedy w bibliotece. Ashtonowie nie puszczą płazem śmierci córki. Mogą się mścić na tobie.

-Ale ja jej nie zabiłam! - zawołałam. - Logan to zrobił, i to tylko żeby mnie ratować. A jeśli chodzi o całą resztę, to nic specjalnego wtedy nie zrobiłam. Tylko biegałam wkoło i starałam się nie zostać zabita.

- Zrobiłaś więcej, Gwen. Zniszczyłaś Czarę Łez, jeden z Trzynastu Artefaktów, i to taki, który wielu żniwiarzy, zwolenników Lokiego, usilnie starało się zdobyć. I nie po-zwoliłaś Jasmine złożyć Morgan w ofierze, co by wzmocniło Lokiego i osłabiło jego więzienie. Dlatego ku tobie kierują swoją zemstę.

Wsunęłam ręce głębiej w kieszenie czerwonej bluzy i za-trzęsłam się. Wiedziałam, że to wszystko jest prawdą. Wcześniej w akademii byłam nikim, tak jak powiedziała Jasmine. Tylko Cyganką z wizjami. Ale teraz byłam Cyganką z własnymi tajemnicami.

- Zazwyczaj nie byłoby z tym kłopotu, ponieważ właśnie tego uczy się w akademii: jak posługiwać się magią, jak walczyć, a szczególnie - jak bronić się przeciw żniwiarzom. Ale ty jesteś tu tylko od kilku miesięcy, nie przeszłaś takiego treningu, jak pozostali uczniowie, którzy uczą się tego od dzieciństwa. Dlatego właśnie pozwoliłam ci zatrzymać miecz z biblioteki, żebyś nauczyła się nim posługiwać. I to jak najszybciej. Mogę go zobaczyć? Ten twój miecz?

Sięgnęłam i podniosłam Wiktora z podłogi, gdzie go poło-żyłam po wejściu do gabinetu. Od tego wieczoru w bibliotece zabierałam go wszędzie, podobne jak inni uczniowie nosili swoją ulubioną broń. Tylko Wiktor nigdy nie otworzył oka ani nie mówił z nikim prócz mnie. Prawdę mówiąc,

��������
285
Page 286: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nadal nieco się go obawiałam. No tak, teraz wierzę w bogów i boginie, i wojnę chaosu i tak dalej. Ale gadający miecz to jednak gruba przesada.

Podałam Wiktora. Pani Metis wyjęła go z czarnej skórzanej pochwy, którą dał mi na niego trener Ajaks. Wstrzymałam oddech, zastanawiając się, czy Wiktor otworzy oko i spojrzy nieprzychylnie na nauczycielkę, zły za przerwanie drzemki. Zawsze tak robił, kiedy chciałam z nim pogadać, a on nie miał ochoty. Jeśli o to chodzi, Wiktor był nieco uciążliwy, zawsze oczekiwał, że będę się dostosowywać do niego, a nie odwrotnie.

- Piękny miecz - westchnęła profesor Metis, podziwiając srebrzystą klingę. - Odpowiedni dla wybrańca Nike.

Dopiero po kilku sekundach skojarzyłam. - Skąd pani... - zaczęłam, ale ugryzłam się w język. Metis się

uśmiechnęła. - Skąd wiem, że Nike wyznaczyła cię na wybrańca? Poczułam

się, jakbym dostała w żołądek, bo nikomu oprócz babci Frost nie mówiłam o tym, że widziałam Nike i co

od niej usłyszałam. Metis włożyła Wiktora z powrotem do pochwy i podała mi. A

potem podeszła do stojaka z bronią, z górnej przegródki wyciągnęła kij i pokazała mi go. Cały był z polerowanego złotego drewna, gładki i bez dekoracji, tylko na samym dole miał wyryty jakiś napis.

- Każdy wybraniec dostaje od swojego boga specjalną broń, żeby służyła mu w bitwach, które musi toczyć - wyjaśniła nauczycielka. - A jeden wybraniec zawsze pozna drugiego.

- Po czym? Jak może pani poznać, że ktoś jest wybrańcem?

��������
286
Page 287: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Pani Metis wzruszyła ramionami. - Właściwie najczęściej to się czuje. Po prostu wiesz, że ktoś

jest wybrańcem. Czujemy... ze sobą związek. Jesteśmy jak magnesy, nieustannie się przyciągamy lub odpychamy. Szcze-gólnie silnie się to czuje w stosunku do kogoś, kto służy prze-ciwnemu bogu. Na przykład nie zdziwiłoby mnie, gdybyś któ-regoś dnia natrafiła na wybrańca Lokiego, skoro sama służysz Nike. Ci dwoje walczą ze sobą od stuleci... i ich wybrańcy też.

To Loki też miał wybrańca? Tak jak Nike? Nie zapomniałam o złych czerwonych oczach boga, które ujrzałam w bibliotece starożytności. Jego pełne nienawiści spojrzenie prześladowało mnie we snach, mimo że wiedziałam, iż Loki jest uwięziony i nie może mnie skrzywdzić. Wątpię jednak, czy to samo dałoby się powiedzieć o jego wybrańcu.

Pragnąc o tym zapomnieć, spojrzałam na litery na kiju i spytałam profesor Metis:

- Co tu jest napisane? Dlaczego nie mogę tego przeczytać? Metis uśmiechnęła się.

- Tylko wybraniec może ujrzeć runy, to znaczy tę sentencję, na swojej broni. Moja brzmi: „W mądrości siła".

Mądrość? Zerknęłam na posążek na biurku. Atena była grecką boginią mądrości, co znaczyło, że pani Metis musi być jej wybrańcem. Dafne powiedziała mi coś takiego, ale jej nie uwierzyłam. No cóż, chyba muszę zacząć bardziej wierzyć w to, co mówi Daphne.

- Ale skoro pani jest wybrańcem, to dlaczego jest pani tu, w akademii? Dlaczego nie walczy pani ze żniwiarzami?

Metis odłożyła kij na stojak i usiadła przy biurku. - Ponieważ moim zadaniem jako wybrańca jest być tu i

pilnować uczniów. Uczyć ich mądrości i wszystkiego,

��������
287
Page 288: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

co im będzie potrzebne do walki ze żniwiarzami. A teraz, Gwen, mam uczyć ciebie. - Po krótkim wahaniu dodała: -Tak, jak by tego chciała Grace.

Poczułam się ogłuszona. Po prostu... kompletnie ogłuszona. A potem wróciła mi zdolność myślenia.

- Grace? Moja... moja mama? Co pani o niej wie? Dlaczego miałaby chcieć, żeby uczyła mnie pani być wybrańcem? - zarzuciłam ją pytaniami.

- Byłyśmy przyjaciółkami. Bardzo bliskimi. Razem uczy-łyśmy się tu, w Akademii Mitu.

Profesor Metis założyła okulary i podniosła fotografię stojącą na rogu biurka, tę, na którą patrzyła kilka minut wcześniej. Obróciła ją do mnie, żebym mogła ją obejrzeć. Na zdjęciu znajdowały się dwie uśmiechnięte dziewczyny obejmujące się ramionami. Jedna z nich była młodszą wersją pani Metis, z czasów, kiedy miała mniej więcej tyle lat, co ja. A druga dziewczyna na zdjęciu to była mama. Kasztanowe włosy, fiołkowe oczy, jasna cera, piękny uśmiech. Grace Frost już wtedy była piękna. Mama nie cierpiała być fotografowana, więc nie miałam wielu jej zdjęć szczególnie z młodości. Ale to... wiedziałam, że to zdjęcie jest szczególne. - Czy mogę... czy mogę go dotknąć? - spytałam cicho Metis wyjęła fotografię z ramek i podała ją mnie. Sięgnęłam po nią drżącą ręką. Trzymając w ją w palcach, zamknęłam oczy i pozwoliłam, by zalały mnie wspomnienia.

Przez moją głowę przetoczyło się mnóstwo obrazów z mamą i panią Metis. Śmiały się, rozmawiały, przechadzały się po kampusie, jadły razem obiad w stołówce, ćwiczyły na wuefie i robiły wszystko to, co inni uczniowie akademii. Ale

��������
288
Page 289: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

były też inne uczucia i obrazy związane z fotografią. Cał-kowite zaufanie, jakie miały do siebie, sekrety i strapienia, którymi się dzieliły. Jednak przede wszystkim się kochały jak siostry. To właśnie uczucie przeważało - miłość. Ucieszyłam się, że komuś jeszcze zależało na mamie tak, jak mnie. Że ktoś jeszcze tęskni za nią równie mocno. Otworzyłam oczy i otarłam łzy.

- Możesz ją zatrzymać, jeśli chcesz - powiedziała pani Metis półgłosem. - Mam jeszcze jedno takie samo.

Skinęłam tylko głową, bo bałam się, że głos mi się załamie. Delikatnie pogładziłam zdjęcie, czując, jak emocje przechodzą z niego we mnie.

Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy. W końcu profesor odchrząknęła i rzekła:

- No tak, byłyśmy z twoją matką przyjaciółkami. Nie pa-miętam, ile razy ocaliła mi życie, a teraz ja chcę zrobić dla ciebie to samo, co ona zrobiła dla mnie. Na początek zmieniłam nieco twój plan zajęć. Teraz, poza regularnym wuefem, codziennie będzie z tobą ćwiczył prywatny trener sztuk walki, żebyś szybciej opanowała posługiwanie się mieczem.

Prywatny trener sztuk walki? Chyba nie bardzo mi się to podobało.

Metis spojrzała w kierunku drzwi z matową szybą. - Proszę wejść - zawołała. Gałka drzwi się przekręciła i do pokoju wkroczył Logan

Quinn. - Chyba się znacie z panem Quinnem - powiedziała.

-Wydawało mi się, że biorąc pod uwagę wypadki w bibliotece, najlogiczniej będzie właśnie jego wybrać na twojego trenera.

��������
289
Page 290: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Od tamtego wieczoru prawie nie rozmawiałam nawet z Loganem. Poszliśmy wprawdzie razem z Carsonem i Daphne do pokoju Carsona, ale Logan nie został długo. Wymówił się zmęczeniem i poszedł do siebie. Kilka razy rozglądałam się za nim, ale nie widziałam go ani na dziedzińcu, ani na korytarzu, a on ani nie przyszedł do biblioteki w godzinach mojego dyżuru, ani nawet nie patrzył w moją stronę na wuefie.

Uśmiechnęłam się do Logana, myśląc, że może w końcu ten trening nie będzie taki zły, ale on tylko spojrzał na mnie lodowato. Zmarszczyłam brwi. O co chodzi? Wydawało mi się, że jesteśmy co najmniej przyjaciółmi, jeśli nie czymś więcej. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

- Logan będzie z tobą ćwiczył codziennie przed lekcjami - wyjaśniła pani Metis. - Musisz nauczyć się od niego wszystkiego, co się da. To nie żarty, Gwen, grozi ci prawdziwe niebezpieczeństwo.

Po plecach przebiegł mi dreszcz. Kiwnęłam głową. - A co z... - zapytałam niepewnie, wskazując dłonią Wiktora. Mogłoby być trudno uczyć się w sytuacji, kiedy miecz jest

istotą żywą. Czy mam wyjaśnić Loganowi, czym jest Wiktor i skąd go wzięłam?

Metis przeniosła spojrzenie z miecza na mnie i rzekła: - To twój miecz, Gwen. Nauczysz się nim walczyć. Jestem

pewna, że będzie ci służył, tak jak mi służy mój kij. Jeśli chodzi o inne sprawy, to zostawiam to twojej decyzji.

Jej kij musi być kompletnie inny niż mój Wiktor, bo nie wyobrażałam sobie, żeby Wiktor kiedykolwiek mnie słuchał. No, ale przynajmniej pozwoliła mi, kiedy zechcę, powiedzieć Loganowi o mieczu i o całej reszcie.

��������
290
Page 291: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Na teraz to byłoby wszystko - zakończyła pani Metis. -Robi się późno. Życzę miłego popołudnia. I pamiętaj o tym, że na przyszły tydzień masz napisać jeszcze jedno wypracowanie.

- Dobrze, pani profesor. - Logan, trener Ajaks rozmawiał z tobą na ten temat. Masz

przyłożyć się do treningu, rozumiesz? - Tak, proszę pani. - Dobrze, możecie już iść. Profesor Metis wzięła stertę kartek i zaczęła je przeglądać.

Wsunęłam zdjęcie mamy do raportówki, ostrożnie, żeby go nie pognieść, a potem razem z Loganem wyszliśmy na zewnątrz. Minęła już szósta i dziedziniec był niemal pusty. Tylko kilka osób kręciło się koło stołówki i biblioteki starożytności. W zapadającym zmroku trawniki i drzewa przybrały kolory łagodnej szarości i czerwieni.

Staliśmy na dziedzińcu, nie patrząc niemal na siebie. Bardzo krępujące.

- To co? - odezwałam się w końcu. - Jesteś teraz moim prywatnym trenerem sztuk walki?

Logan skinął głową. - Czy pani Metis cię o to prosiła? A może cię zmusiła?

Spytałam, bo chciałam wiedzieć... nie, m u s i a ł a m wiedzieć, co Logan do mnie czuje, czy jest mną zaintere-

sowany, czy też po prostu został wmanewrowany w tę sytuację. - Nie, nie zmuszała mnie - odparł Logan cicho. - Poprosiła

mnie, razem z trenerem Ajaksem i panem Nickamedesem, a ja się zgodziłem.

- Dlaczego?

��������
291
Page 292: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Po raz pierwszy Logan spojrzał na mnie i uśmiechnął się tym swoim seksownym uśmiechem.

- Bo ktoś musi cię pilnować, Cyganko. Nieustannie wpadasz w kłopoty. Oboje wiemy, że nie możesz nawet przejść się po kampusie, żeby dosłownie nie wpadać na ludzi.

Uśmiech złagodził jego lodowate spojrzenie i przez moment wydawało mi się, że między nami jest tak, jak było przed balem. Że znowu droczy się ze mną, jak poprzednio. Zebrałam się więc na odwagę i zrobiłam coś, o czym myślałam od tego wieczoru w bibliotece.

- Może... porozmawialibyśmy o tym? Przy kawie... albo... no, przy czymkolwiek.

No tak, zapraszałam go, a on o tym wiedział. Ale chyba mu się to nie podobało, bo natychmiast cały

zesztywniał. Ciepło z jego oczu wyparowało, zacisnął usta i odsunął się o krok.

- To zły pomysł, Gwen - powiedział. Oho. Użył mojego imienia, czyli mówi poważnie. Zrobiło mi

się ciężko na sercu. - Dlaczego nie? Ja cię... lubię. Bardzo. I wydaje mi się, że też

mógłbyś... mnie lubić? Zrobiło mi się niedobrze. To zabrzmiało, jakbym go po-

trzebowała, jakby bardzo mi zależało. - Lubię cię, Gwen. Bardzo. Jesteś naprawdę wyjątkowa-odparł

Logan ciepło. Zaraz jednak głos mu stwardniał. - Ale wielu rzeczy nie wiesz. Na przykład jacy są Spartanie. I nie wiesz wielu rzeczy o mnie. Nawet nie chcę, żebyś wiedziała. Nie jestem taki, jak sobie wyobrażasz. Nie jestem bohaterem. Daleko mi do tego.

��������
292
Page 293: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Logan miał w oczach błędny, bolesny, nieszczęśliwy wyraz, taki sam jak Forrest Paige tuż zanim dotknęłam jej szczotki. Tajemnice Spartanina musiały być naprawdę niezłe.

A żeby je poznać, wystarczyło sięgnąć ręką i go dotknąć. Logan był pierwszym chłopakiem, który mi się podobał od...

no, od niepamiętnych czasów. I stał koło mnie, mówiąc, że owszem, lubi mnie, ale że nie możemy iść razem na kawę. Nie mówiąc już o czymś innym. Chciałam się dowiedzieć, co ukrywa, co to za straszny sekret, który miałby mnie do niego zniechęcić.

Chciałam to wiedzieć od razu. Dzięki mojemu darowi to mogło być łatwe. Wystarczyłoby

złapać go za rękę i wszystkiego bym się dowiedziała. Pokusa była zbyt silna.

Ale przyszła mi na myśl Jasmine Ashton i to, jak posłużyła się magią, by osiągnąć zemstę na przyjaciółce. Przypomniałam sobie, co babcia Frost mówiła mi o innych ludziach takich jak my, o innych Cyganach. Że niektórzy używali swych darów do samolubnych celów. I to często złych.

Powoli zaciskałam pięści. Nie, nie będę taka. Nie w stosunku do Logana. Nie wobec kogoś, na kim mi zależy. Nie posłużę się swoim darem, tym, który Nike dała mojej rodzinie, żeby zmusić go do ujawnienia swoich tajemnic. Teraz już jestem mądrzejsza. Lepsza. Jestem lepsza niż Jasmine i podobni jej żniwiarze, którzy używają swoich mocy do krzywdzenia innych ludzi.

Więc tylko stałam, patrząc na Logana wzrokiem, w którym moje uczucia były aż nadto widoczne. Ale on nie patrzył na mnie.

��������
293
Page 294: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Logan! - dobiegł nas jakiś głos. - Tu jesteś! Przez dziedziniec szła do nas dziewczyna - ta sama, którą

Logan zaprosił na bal. Ta, która wściekała się, że ze mną tańczy. Daphne powiedziała mi, że nazywa się Savannah Warren, że jest Amazonką i mieszka w Walhalli. Popytałam i okazało się, że to właśnie z jej okna wyskoczył Logan tego dnia, kiedy wpadłam na niego, wracając z laptopem Jasmine w torbie po włamaniu do jej pokoju.

Savannah spojrzała na mnie arogancko i wsunęła się między mnie i Logana. Spartanin objął ją, a ona stanęła na palcach i go pocałowała, po czym zaplotła ramiona wokół jego szyi. Ścisnęłam pięści. Gdyby Amazonka wsunęła język nieco głębiej w jego gardło, to by mogła dobrać się mu do mózgu. Oczywiście jeśli go miał.

Po minucie ssania sobie twarzy rozłączyli się. Logan uśmiechnął się do niej, ale oczy miał nadal chłodne. Savannah odwróciła się zmierzyła mnie triumfującym spojrzeniem. Moje serce zamieniło się w lód. To tak ma być. Logan Quinn, naczelny dziwkarz Akademii Mitu, powraca. A ja znowu jestem dla niego tylko Cyganką.

- Gotowy jesteś, skarbie? - zagruchała Savannah, kładąc głowę na ramię Logana i zerkając na niego spod długich, doskonałych rzęs.

- Jasne. Chodźmy - odparł. -1 tak już skończyliśmy rozmawiać z Cyganką.

A potem odwrócił się i odszedł z nią, nawet się nie obej-rzawszy.

Stałam jak wrośnięta w ziemię, czując, że serce mi pękło, mimo że wcale nie miało być złożone w ofierze.

��������
294
Page 295: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ROZDZIAŁ 26 Nieco później tego samego wieczoru przyszła do mnie Da-

phne z pizzą i sześciopakiem napojów. Miały to być materiały pomocnicze do poważnej sesji naukowo-plotkarskiej. Ja naturalnie zapewniałam deser, bo kiedy wczoraj widziałam się z babcią Frost, napakowała mi do torby czekolady, masła orzechowego i krówek.

Rozstawiłyśmy produkty na podłodze i usiadłyśmy przed telewizorem, który na prośbę Daphne nastawiłam na najnowszy odcinek programu wyłaniającego mistrzów ubioru. Kiedy walkiria wpatrywała się w migający ekran, ja otworzyłam pudło z pizzą i po prostu mnie zatkało.

- Co to jest? - spytałam. Nie wyglądało to na pizzę. No, gdzieś pod spodem była moz-

zarella i ciasto, ale na wierzchu znajdowało się jakieś egzotyczne mięso, podejrzany korzenny sos i warzywa gotowane na parze, oczywiście powycinane w fantazyjne kształty. Zmrużyłam oczy z obrzydzeniem. A to pewnie zwiędnięty szpinak? Fuj!

- Wzięłam to ze stołówki - wyjaśniła Daphne, sięgając po kawałek parującej potrawy. - To pizza florentyńska z grillowaną jagnięciną. Nowość w menu.

��������
295
Page 296: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

-A co się stało ze zwykłą pizzą z serem i pepperoni? Albo szynką i ananasem? Daphne przewróciła oczyma.

- Pepperoni? To nudne i już dawno niemodne. - Spojrzała wymownie na to, co miałam na sobie. - Zupełnie jak te twoje bluzy z kapturem. Poważnie, muszę się za ciebie zabrać Gwen. Potrzebujesz czegoś nowego.

Nie byłam jej przyjaciółką od dawna, ale już zaczęłam poznawać jej nastroje - wystarczająco, by wiedzieć, że nie ma sensu kłócić się o bluzy. Więc westchnęłam, złapałam trójkąt pizzy i wbiłam w niego zęby. W porządku, był niezły, nawet ten szpinak, ale nie zamierzałam tego mówić Daphne. W każdym razie jeszcze nie teraz.

- Wiesz - powiedziała, otwierając puszkę z napojem i sypiąc różowymi iskrami - kiedy poszłam po pizzę, w stołówce wpadłam na Morgan.

-No i jak? Od czasu balu, na który wybrała się z Carsonem, Daphne nie

zadawała się wiele z Morgan i innymi walkiriami. Ale za to kupę czasu spędzała ze mną i stopniowo zaczynałyśmy się naprawdę zaprzyjaźniać. Dużo w Daphne mi się podobało. Była zabawna, a jeśli chodzi o komputery - to miała kompletnego fioła. W ogóle nie przypominała rozpieszczonych niedorobionych księżniczek, o co ją podejrzewałam tego dnia, kiedy zaczepiłam ją w damskiej toalecie.

Daphne wzruszyła ramionami. - Tak jak się można było spodziewać. Morgan próbowała mnie

zwabić, żebym z nimi usiadła. Wszystkie chciały dowiedzieć się czegoś o randce z Carsonem. Ale wiem, że

��������
296
Page 297: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

gdybym powiedziała coś na ten temat, to by się Morgan ze mnie nabijała, tak samo jak Jasmine.

- Przykro mi. Daphne ponownie wzruszyła ramionami. - Powiedziałam Morgan dokładnie, co o niej myślę, że jest

totalną zdzirą, skoro sypiała z Samsonem za plecami Jasmine. I potem rozesłałam wszystkim e-maile, które ściągnęłam z komputera Jasmine, te, w których Morgan i Jasmine plotkowały o każdym po kolei.

- Nie zrobiłaś tego! - wymamrotałam, krztusząc się pizzą. Daphne uśmiechnęła się złośliwie.

- Pewnie, że zrobiłam. Powinnaś była widzieć ich twarze. Były tak wściekłe na Morgan, że zaczęły wrzeszczeć na nią na miejscu, w stołówce. Jeszcze się na nią darły, kiedy wychodziłam do ciebie.

Nie była to krwawa, ponura zemsta, której pragnęła Jasmine, ale zawsze coś. Może teraz dziewczyny, wiedząc, jaka naprawdę jest Morgan, będą jej unikać.

-A co z tobą? Czy poszłaś do pani Metis, tak jak miałaś? Co ci powiedziała?

Nie byłam gotowa, by opowiedzieć Daphne o tym, że bogini wybrała mnie na swojego wybrańca, więc nad tym się prześlizgnęłam. Ale powiedziałam jej o wszystkim innym, łącznie z tym, że według pani Metis grozi mi niebezpieczeństwo ze strony rodziny Jasmine, ponieważ oni wszyscy są żniwiarzami.

- Poznałam jej rodzinę - rzekła Daphne. - Pani Metis słusznie się martwi. Szczególnie paskudny jest braciszek. Zawsze uważałam, że może i jest inteligentny, ale z pewnością ma nierówno pod sufitem.

��������
297
Page 298: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

- Tego mi nie mówiła, ale zmieniła mi rozkład zajęć. Teraz przed lekcjami mam mieć zajęcia z prywatnym trenerem sztuk walki. Pani Metis chce, żebym nauczyła się walczyć mieczem.

Pokazałam palcem Wiktora, który wisiał na ścianie obok plakatu z Wonder Woman.

- Prywatny trener sztuk walki? - zainteresowała się Daphne. - Pani Metis ci wyznaczyła trenera? Kto to jest?

- Logan Quinn. Walkirii zaświeciły się oczy. - Naprawdę?? To bardzo ciekawe! - To wcale nie tak, jak myślisz - powiedziałam z goryczą. -

Logan sam mi to powiedział. Wprost. Lubię cię, ale nie możemy się spotykać z jakiegoś głupiego powodu. A potem na środku dziedzińca, na moich oczach, wsadził język w usta Savahhan Warren.

Daphne skrzywiła się. Nie powiedziałam jej, co czuję do Logana, ale byłam pewna,

że dobrze wie. Pewnie było to dla niej równie oczywiste, jak jej uczucia do Carsona dla mnie.

- To okropne, Gwen. Wzruszyłam tylko ramionami. Przez moment jadłyśmy w milczeniu, a potem Daphne

poruszyła bezpieczniejszy temat - Carsona i tego, jaki jest cudowny.

- Czy mówiłam ci, że napisał dla mnie piosenkę? - spytała rozmarzonym tonem. - Zaczyna się tak...

Pomimo własnych problemów wciągnęłam się w romans Daphne i wkrótce chichotałyśmy, jakbyśmy od zawsze się kumplowały. Znowu poczułam się, jakby wszystko wróciło

��������
298
Page 299: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

do normalności. Pizza i plotkowanie z przyjaciółką. Nie wyobrażam sobie, jak można sympatyczniej spędzić wieczór.

No, oczywiście, miałam jeszcze mnóstwo kłopotów na głowie. Bogini dała mi miecz i uczyniła ze mnie swojego wybrańca. Rodzina Jasmine i inni żniwiarze chcieli mnie po-siekać na kawałki. Chłopak, który mi się podobał i któremu właśnie wyznałam, że go lubię, oświadczył, że nie możemy być razem i odszedł z inną dziewczyną.

Moje oczy spoczęły na fotografii mamy stojącej na biurku, tuż pod Wiktorem. Miałam zamiar kupić ramkę na jej zdjęcie razem z profesor Metis. Może to tylko moja wyobraźnia, ale ostatnio wydawało mi się, że mama uśmiecha się za każdym razem, kiedy na nią patrzę. Jakby mogła mnie widzieć z tego miejsca, w którym jest. Hm, może i mogła. W końcu Akademia Mitu to miejsce magiczne, gdzie wszystkie legendy są prawdą i gdzie wszystko może się zdarzyć.

I w końcu odkryłam jeszcze jedno. Ludzie, których się kocha, nigdy naprawdę nie umierają, żyją, dopóki się o nich pamięta, dopóki są w twoim sercu. A mama zawsze będzie w moim sercu.

Daphne strzeliła mi palcami przed twarzą. - Ziemia do Gwen! - Co? Co mówisz? Pokazała pudło z pizzą leżące między nami. W środku był

ostatni trójkąt ciasta. - Pytałam, czy chcesz ten kawałek pizzy. Spojrzałam na nią,

potem na fotografię mamy, na Wiktora i w ogóle na mój przytulny pokój. W końcu moje spojrzenie

spoczęło na małej statuetce Nike, którą kupiłam w księgarni

��������
299
Page 300: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

na kampusie. Uskrzydlona postać bogini zwycięstwa stała na biurku koło zdjęcia mamy.

Gdy wpatrywałam się w posążek, oczy Nike nagle się otwarły, zupełnie tak jak oko Wiktora wtedy pierwszy raz w bibliotece. Miały ten sam kolor co jego oko, ten sam co oczy bogini i ten sam co ja. Piękny odcień fioletu i szarości, który zawsze przypomina mi zmierzch.

Patrzyłam z otwartymi ustami, a wtedy jedno oko powoli zamknęło się i otworzyło znowu, zupełnie jakby... do mnie mrugało? Przetarłam oczy i spojrzałam na figurkę. Miała oczy zamknięte, tak jak poprzednio.

Po raz pierwszy nie poczułam dreszczu na plecach. Prze-ciwnie, miałam wrażenie, że bogini wyraża swoją aprobatę, jakbym osiągnęła... pokój. W każdym razie zwycięstwo. Przynajmniej na dziś.

- Gwen! - usłyszałam znowu głos Daphne. - Dobrze się czujesz?

- Wiesz co? - odezwałam się do niej. - Może podzielimy się tym ostatnim kawałkiem?

Daphne uśmiechnęła się. - Mnie to odpowiada. - Mnie też. I tak zrobiłyśmy.

��������
300
Page 301: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

W TLE OPOWIEŚCI

��������
301
Page 302: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

PLAN ZAJĘĆ GWEN Pierwsza lekcja: literatura angielska. Kocham książki, na-

prawdę, ale co by zaszkodziło, gdyby od czasu do czasu przeczytać jakiś komiks albo książkę graficzną? Poważnie, są o wiele fajniejsze niż tak zwana literatura klasyczna, którą muszę cały czas czytać.

Druga lekcja: rachunki. Jestem z tego dobra, ale w ogóle nie widzę w tym celu. W końcu te wszystkie x i y to czysta hipoteza, prawda?

Trzecia lekcja: geografia i polityka światowa. Geografia jest ciekawa, ale polityka światowa to totalna nuda. Poza tym i tak wszyscy wiedzą, że politycy kłamią.

Przerwa obiadowa. Koszmarna godzina, którą spędzam sama na końcu stołówki, a wszyscy inni siedzą przy stolikach z przyjaciółmi.

Czwarta lekcja: chemia. Hm. Nie wiem, co myśleć o chemii. Piąta lekcja: wuef, czyli trening z bronią. Nienawidzę wuefu.

Nienawidzę go, nienawidzę, nienawidzę. Dlaczego

��������
302
Page 303: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

nie wystarczy, że jestem dobra z przedmiotów teoretycznych? Że mam średnią 5.0? Dlaczego muszę również być skoordynowana ruchowo? Czy to nie zanadto wygórowane oczekiwania?

Szósta lekcja: historia mityczna. Profesor Metis jest kapitalna, ale po prostu nie mieści mi się w głowie, że ona i wszyscy inni faktycznie wierzą w te bzdury o bogach, boginiach, mitycznych potworach i żniwiarzach chaosu. To nie jest historia i na pewno nie rzeczywistość. No co, a jest?

Wycieczka polekcyjna: dobra, przyznam się. Kidy tylko mogę, wymykam się z kampusu, wskakuję w autobus i jadę spotkać się z babcią Frost, która mieszka niedaleko szkoły. Władze akademii nic na to nie poradzą - no bo co, wywalą mnie?

Praca polekcyjna: od babci muszę pędzić z powrotem do akademii, bo kilka dni w tygodniu pracuję w bibliotece starożytności. Nuda. Ale najgorszy ze wszystkiego jest pan Nickamedes, który uważa, że wszystkie zakurzone graty w szklanych gablotach to prawdziwe artefakty - to znaczy, że mają moc magiczną! Dobra, koleś. Chyba za długo siedzisz w tej bibliotece. No tak, ale tam też jest ten miecz, od którego jakoś nie mogę się oderwać.

��������
303
Page 304: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

PIERWSZE WYPRACOWANIE GWEN NA TEMAT WYBRANYCH BOGÓW I BOGIŃ NA LEKCJĘ Z HISTORII MITYCZNEJ U PROFESOR M.ETIS, 1 PAŹDZIERNIKA

Mam napisać wypracowanie na temat kilku bogów, o których

uczyliśmy się podczas tego semestru. Informuję panią, pani profesor, że piszę to pod przymusem, bo nie wierzę w całą tę magiczną abrakadabrę. Ale jeśli nie chcę, żeby mi spadła średnia 5.0, to muszę się podporządkować.

NIKE: grecka bogini zwycięstwa. Dawno, dawno temu Nike poprowadziła innych bohaterów panteonu - to ci dobrzy faceci obdarzeni magią - do zwycięstwa nad Lokim i żniwiarzami chaosu. Ponieważ Nike jest uosobieniem zwycięstwa, więc nie może być zwyciężona, nawet przez takiego superzłoczyńcę jak Loki. Nigdy nie przegrywa? Nigdy? Hm, to czadowe!

ATENA: grecka bogini mądrości. Podobno przyjaciółka Nike. To zrozumiałe, skoro mądrość i zwycięstwo idą przeważnie ręka w rękę.

��������
304
Page 305: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

LOKI: nordycki bóg chaosu. Loki zaczął karierę jako psotnik, ale w miarę upływu czasu opanowało go pragnienie władzy i zaczął snuć plany przejęcia rządów nad światem. I udałoby mu się, tylko że Nike i inni bogowie panteonu skrzyknęli się i postanowili wykończyć Lokiego i jego bandę złoczyńców, tak zwanych żniwiarzy chaosu. Bogowie uwięzili Lokiego już dwa razy, ale to nie jest facet, który by miał ochotę kiedykolwiek się poddać...

SIGYN: nordycka bogini... nie wiem dokładnie czego. Niektóre książki na temat historii mitycznej twierdzą, że jest boginią poświęcenia. Trochę kiepsko być taką boginią. No, ale żona Lokiego kochała go tak bardzo, że kiedy inni bogowie go uwięzili po raz pierwszy, zbierała do Czary Łez jad węża, który kapał mu na głowę. To trochę głupi pomysł, być wierną gościowi, który jest kimś w rodzaju superzłoczyńcy z komiksów. Sigyn powinna się zreformować.

��������
305
Page 306: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

ANEKS DO PIERWSZEGO WYPRACOWANIA DODANY NA PROŚBĘ UCZENNICY, 30 PAŹDZIERNIKA

Proszę nie brać pod uwagę poprzedniego wypracowania, no a

przynajmniej kąśliwych uwag. No dobrze, niemal całego wypracowania. Chciałam odwołać to, co mówiłam, że bogowie i boginie nie istnieją naprawdę. Mam magiczny miecz imieniem Wiktor, który twierdzi, że istnieją.

Poza tym trudno jest nie wierzyć w bogów i boginie, kiedy się spotkało z nimi twarzą w twarz - a szczególnie z Nike, grecką boginią zwycięstwa, która jest czadową wojowniczką.

I kiedy się dowiedziało, że to Nike jest odpowiedzialna za to, że ma się magiczne zdolności. Że przed wiekami to ona obdarowała nimi twoją przodkinię.

I kiedy się okazuje, że niemal każda dziewczyna z twojej rodziny w jakiś sposób służyła Nike.

A szczególnie, kiedy Nike wyznacza cię na swojego nowego wybrańca. Poważnie, ja jako cholerny wybraniec! Nie nadaję się chyba na wybrańca, ale z jakiegoś względu Nike się ze mną nie zgadza. Bogini ma wobec mnie plany. Duże. Nie jestem tylko pewna, jakie konkretnie to są plany i na jakie mnie to narazi niebezpieczeństwo.

��������
306
Page 307: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

STARCIE INSPIRACJI Za powstanie tej książki winię Starcie tytanów. Kiedy byłam

dzieckiem, za każdym razem, kiedy w szkole był dzień filmu, oglądaliśmy albo Narzeczoną księcia (niewiarygodne!) albo (zgadza się, zgadliście) Starcie tytanów (starą wersję, z Harrym Hamlinem, nie tę nową z Samem Worthingtonem).

Pomysły na książki nie przychodzą do mnie z dnia na dzień. Czasami trwa to latami. Tak było z Dotykiem Gwen Frost i całą serią z Akademią Mitu. Zaczęło się od dnia filmu. Pamiętam, jak myślałam: ależ świetna jest w filmie ta cała mitologia. Więcej, bardzo ciekawe wydawały mi się wzajemne interakcje bogów, bogiń, ludzi i potworów.

W późniejszych latach poznałam mnóstwo książek czer-piących z mitologii, w tym Iliadę i Odyseję. Najczęściej oczywiście czytałam to, co było na liście lektur, ale mimo to bardzo te książki lubiłam. No, większość z nich. Jedne są lepsze, inne gorsze. Zawsze zdumiewało mnie, ile jest rozmaitych opowieści i rozmaitych wersji każdej opowieści.

Moje zainteresowanie mitologią nie skończyło się na tym. Czytałam więcej i więcej, oglądałam filmy i programy telewizyjne na ten temat. Po wielu latach obejrzałam pierwszy odcinek Xeny, wojowniczej księżniczki.

��������
307
Page 308: Estep Jennifer - Akademia mitu 01 - Dotyk Gwen Frost.pdf

Natychmiast mnie wzięło. Oto mieliśmy zabawne historie o bogach, boginiach i czadową wojowniczkę, która nikomu

nie dawała się złamać. Nie fajne? A potem pojawił się film 300 - głośny, zuchwały, krwawy i pełen przemocy spektakl wizualny. Podobała mi się historia

o wojownikach niepoddających się nawet w obliczu miażdżącej przewagi wroga.

Gdzieś po głowie kołatała mi się myśl, że nieźle byłoby któregoś dnia napisać książkę korzystającą z mitologii i na własny sposób przedstawić postaci, magię i tak dalej.

Nie pamiętam dokładnie, którego dnia zaświeciło mi się światełko w głowie. Myślałam o tym, żeby dla odmiany napisać książkę dla starszej młodzieży, ale chwilowo nie miałam koncepcji. A potem pomyślałam, a może by tak dać sprytną, dzielną bohaterkę z ciętym językiem i włożyć ją w świat pełen starożytnych wojowników i magii, w którą nie wierzy? Może dorzucić złego boga, który próbuje przejąć władzę nad światem? I któremu tylko moja bohaterka mogłaby pokrzyżować plany? Gdyby była lepszą i silniejszą wojowniczką, niż sama przypuszcza?

Ten pomysł rósł we mnie, aż w końcu powstał z niego Dotyk Gwen Frost i w ogóle cała seria Akademii Mitu -magia, mity i monstra. Mam nadzieję, że książkę będzie się wam czytało tak dobrze, jak mnie się pisało. I że bogowie nie obrażą się za to, że traktuję ich z przymrużeniem oka.

Miłej lektury!

��������
308