estep jennifer - akademia mitu 03 -tajemnice gwen frost.pdf

206

Upload: kiniamleczkowska

Post on 26-Dec-2015

272 views

Category:

Documents


2 download

TRANSCRIPT

Page 1: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf
Page 2: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Jennifer Estep

Tajemnice Gwen Frost

AKADEMIA MITU III

Page 3: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Nike wzruszyła ramionami.

- Akademię zdobędą i zniszczą żniwiarze. Twoi przyjaciele stracą życie.

Powiedziała to tak spokojnie i chłodno, jakby to było już przesądzone, jakby gdzieś w

potężnej klepsydrze przesypywał się piasek i los moich przyjaciół i wszystkich innych

uczniów w Akademii Mitu został przypieczętowany.

- A jeśli nadal będę twoją wybranką? Co miałabym robić teraz, kiedy Loki jest wolny?

Jak mogę walczyć z nim i ze żniwiarzami?

- Jest tylko jeden sposób, żeby ostatecznie zakończyć konflikt między Lokim,

żniwiarzami i panteonem - odparła Nike ponurym tonem. - Ktoś musi zabić Lokiego, a tym

kimś jesteś ty, Gwendolyn.

Page 4: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Dedykuję, jak zwykle, mamie, babci i Andre, z podziękowaniem za miłość, pomoc,

wsparcie i cierpliwość do moich książek i wszystkiego innego.

Dedykuję również Lucy, najwspanialszemu z psów. Dziewiętnaście lat to za krótko.

Zawsze będziemy cię kochać i za tobą tęsknić.

Page 5: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

PODZIĘKOWANIA

Każdy autor powie wam, że jego książka nie powstałaby bez wspólnego wysiłku

wielu, wielu osób. Tutaj chcę podziękować tym, którzy pomogli narodzić się Gwen Frost i

całemu światu Akademii Mitu:

Dziękuję mojej agentce, Annelise Robey, za cenne rady.

Dziękuję mojej redaktorce, Alicii Condon, za wyczulone redaktorskie oko i

wartościowe sugestie. Naprawdę przyczyniły się do ulepszenia powieści.

Dziękuję wszystkim z wydawnictwa Kensington, którzy trudzili się nad moją książką,

szczególnie Alexandrze Nicolajsen i Vidzie Engstrand za wysiłek promocyjny.

I wreszcie dziękuję moim czytelnikom. Piszę dla waszej rozrywki. Zawsze uważałam

to za honor i przywilej. Mam nadzieję, że z czytania o przygodach Gwen będziecie czerpać

tyle samo radości, co ja z pisania o nich.

Miłej lektury!

Page 6: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 1

- Przestańcie, niedobrze mi się robi od tego waszego obściskiwania.

Daphne Cruz zachichotała i znowu dała głośnego całusa swojemu chłopakowi,

Carsonowi Callahanowi. Z palców strzeliły jej różowe magiczne iskry i krążyły wokół

zakochanej pary. Te miniaturowe tęcze koloru niemal dorównywały barwą płonącym

policzkom Carsona.

- Naprawdę niedobrze - powtórzyłam, przewracając oczyma.

Daphne natychmiast oderwała się od Carsona i spojrzała na mnie:

- Och, Gwen, daj sobie spokój. Wcale się nie obściskujemy. Kto by to robił w takim

sztywniackim muzeum?

- Jak to kto? Spójrz na Carsona. Jest wysmarowany błyszczykiem bardziej niż ty.

Chłopak zaczerwienił się jeszcze mocniej, tak że jego ogorzała twarz przyjęła

ognistoczerwoną, pomidorową barwę. Podsunął okulary na czubek głowy i wierzchem dłoni

zaczął sobie wycierać usta. Zamiast jednak usunąć błyszczyk, rozmazywał go tylko po

palcach. Daphne zachichotała i znowu dała mu całusa.

- No, dosyć, papużki nierozłączki - westchnęłam. - Muzeum zamykają o szóstej, a nie

widzieliśmy połowy tego, z czym mamy się zapoznać na historię mityczną.

- Super - prychnęła Daphne i obrażona odsunęła się od Carsona. - Ty to potrafisz

zepsuć zabawę.

Ponownie przewróciłam oczyma.

- Jaaasne, tyle że akurat zależy mi na stopniach. No, przechodzić do następnej sali.

Według tej broszury jest tam podobno świetna broń.

Daphne, zła na mnie, tylko skrzyżowała ręce na piersi i ciskała błyskawicami z

czarnych oczu, ale Carson.udał się do bocznej części muzeum.

Było kilka dni po Nowym Roku. We trójkę poszliśmy do Koloseum Kriosa leżącego

na obrzeżach Asheville w Północnej Karolinie. Wizyta w muzeum niezupełnie stała na czele

ulubionych zajęć, niemniej uczniowie drugiej klasy Akademii Mitu mieli w czasie ferii

świątecznych obejrzeć tam wystawę artefaktów. A ponieważ lekcje zaczynały się następnego

dnia z samego rana, to teraz była ostatnia okazja na odrobienie zadania. Nie dość, że uczono

nas walczyć ze żniwiarzami chaosu, to jeszcze zadanie domowe na ferie! To naprawdę nie w

porządku.

Page 7: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Z Daphne i Carsonem przyszliśmy tu o trzeciej po południu. Od półtorej godziny

włóczyliśmy się od jednej gabloty do drugiej. Z zewnątrz Koloseum Kriosa wyglądało po

prostu jak zwykły budynek ukryty w Appalachach, tuż za miastem. Natomiast co do wnętrza,

to zupełnie inna bajka. Przekraczając drzwi, wchodziło się do starożytnego Rzymu. Główne

pomieszczenie zostało zaprojektowane w taki sposób, by przypominało koloseum. Jak okiem

sięgnąć, wszędzie rozciągały się płyty białego marmuru przerywane tylko wysokimi białymi

kolumnami. Złoto, srebro i brąz pokrywały całe sklepienie i schodziły na ściany. Szafiry i

rubiny płonęły w naszyjnikach i pierścieniach na wystawie jak barwne węgle, a ubrania z

cienkiego jedwabiu w świetle lamp wyglądały zwiewnie i lekko jak wata cukrowa. Złudzenie

przeniesienia w czasie pogłębiali pracownicy muzeum w długich togach.

Wystawy ukazywały nie tylko starożytny Rzym. Każda sala miała ekspozycję o innej

tematyce i poświęconą innej kulturze, od nordyckiej, przez grecką i rosyjską do japońskiej,

plus pozostałe lądy i ludy. A to dlatego, że koloseum było poświęcone członkom panteonu,

czyli bogom, wojownikom i stworzeniom mitycznym, krótko mówiąc tym, którzy przed

wiekami zjednoczyli się, żeby uratować świat.

Wówczas właśnie Loki, nordycki bóg złoczyńca, usiłował wszystkich zniewolić i w

rezultacie pogrążył świat w długiej, krwawej wojnie chaosu. Jednak członkowie panteonu

powstali przeciw niemu i jego zwolennikom, żniwiarzom chaosu. W końcu bogowie zamknęli

Lokiego w mitycznym więzieniu, poza światem śmiertelników. W koloseum zebrano

artefakty: biżuterię, odzież, broń, zbroje i inne rzeczy - których obie strony używały podczas

wojny chaosu i rozmaitych innych bitew. Pomimo uwięzienia Lokiego, między panteonem a

żniwiarzami cały czas trwa walka, w którą angażują się coraz to nowe generacje wojowników

i mitycznych stworzeń.

Oczywiście, większość ludzi nie zdawała sobie sprawy z tego, że Loki jest o krok od

wyrwania się z więzienia i rozpętania drugiej wojny chaosu. Ja nie mogłam przestać o tym

myśleć, zwłaszcza, że miałam podobno zrobić coś, co zapobiegłoby jego ucieczce.

- Ooo, fajne - powiedziała Daphne, wskazując na leżący w gablocie luk. Został

zrobiony z jednego kawałka onyksu i ozdobiony srebrnym ornamentem zwijanym, a kilka

cienkich złotych nitek zastępowało cięciwę. Obok spoczywał smukły onyksowy kołczan z

pojedynczą złotą strzałą.

Daphne pochyliła się i odczytała brązową tabliczkę.

- Podobno łuk należał niegdyś do Sigyn, nordyckiej bogini poświęcenia, i za każdym

razem, gdy wyciąga się z kołczanu strzałę, na jej miejscu pojawia się następna. Och, to

naprawdę świetne!

Page 8: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- A ja wolę to - powiedział Carson, wskazując róg z kości słoniowej, który

przypominał małą tubę. Na gładkiej powierzchni błyszczały plamki onyksu.

- Tu jest napisane, że to róg Rolanda. Nie wiem, co jest w nim specjalnego.

Gwałtownie zamrugałam. Tak się zamyśliłam na temat Lokiego, żniwiarzy i panteonu,

że chodziłam bez celu, zamiast przyglądać się wystawionym przedmiotom.

Znajdowaliśmy się w potężnym okrągłym pomieszczeniu wypełnionym bronią.

Miecze, pałki, dzidy, sztylety, łuki i shurikeny błyszczały w szklanych gablotach i na

ścianach, zawieszone koło obrazów przedstawiających mityczne bitwy. Ściany były pokryte

białym marmurem, jak cała reszta muzeum, ale tu na jego powierzchni wyryto mityczne

stwory: gryfy, gargulce, smoki, chimery, Gorgony z wężami zamiast włosów i okrutnymi

uśmiechami.

Na postumencie w samym środku pomieszczenia siedział na wypchanym koniu

starożytny rycerz w pełnej zbroi.

W ręku dzierżył lancę i wyglądał, jakby miał przebić nią woskowego rzymskiego

centuriona, również stojącego na podwyższeniu i trzymającego uniesiony miecz dla obrony

przed szarżującym rycerzem. W sali ustawiono też inne figury, w tym wikinga w rogatym

hełmie i z potężnym bitewnym toporem, którym celował w tarczę znajdującego się obok

niego Spartanina. Kawałek dalej stały dwie postacie, walkiria i Amazonka, z mieczami w

dłoniach, i bez emocji obserwowały nieustającą walkę wikinga ze Spartaninem.

Ja też przyglądałam się mężczyznom i przez chwilę miałam wrażenie, jakby ich

twarze ożyły. Woskowe wargi wygięły się ze złości, palce zacisnęły na broni, ciała napięły w

oczekiwaniu nieuchronnego starcia. Zadrżałam i odwróciłam wzrok. Odkąd weszliśmy do

muzeum, dawał o sobie znać mój cygański dar - magia psychometryczna.

- Hm, łuk jak łuk, nie widzę w nim nic szczególnego - wymamrotał obok mnie jakiś

głos z brytyjskim akcentem.

- Jak dla mnie, jest nieciekawy. Zwyczajny, powiedziałbym.

Spojrzałam w dół, skąd dobywał się głos. To mówił Wiktor, miecz wiszący w czarnej

skórzanej pochwie u mojego boku. Wiktor nie był zwykłym mieczem. Po pierwsze, rękojeść

miał nie gładką, jak zwykłe, ale wyprofilowaną tak, że przedstawiała pół twarzy. Jedno ucho,

zakrzywiony nos i nacięcie wyglądające jak usta łączyły się ze sobą, tworząc rękojeść. Och,

było jeszcze wyłupiaste okrągłe oko. Zawsze miałam wrażenie, że w metalu zaklęto

człowieka, który pragnie się wydostać. Nie wiem wiele o Wiktorze, poza tym, że jest

grubiański, apodyktyczny i krwiożerczy. Nieustannie ględzi o tym, że powinniśmy

wykończyć żniwiarzy.

Page 9: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Prawdę mówiąc, chętnie zabiłabym jednego żniwiarza, a właściwie żniwiarkę -

dziewczynę, która zamordowała moją mamę.

Kompletnie staranowany samochód. Błysk ostrza miecza w deszczu. I krew... tyle

krwi...

Wspomnienia śmierci mamy wypłynęły na powierzchnię umysłu, niemal mnie

obezwładniając, ale odsunęłam je od siebie i skupiłam się”na przyjaciołach, którzy cały czas

wpatrywali się w onyksowy łuk i róg z kości słoniowej.

Zabrałam dziś ze sobą Wiktora, przekonana, że chętnie zobaczy niektóre z

wystawionych obiektów. Poza tym potrzebowałam kogoś do rozmowy, bo Daphne i Carson

będą głównie chichotali i spierali się, czyli zajmowali sobą. Bywało to niesmaczne,

szczególnie dla mnie, ze względu na nieudane życie miłosne.

- W końcu to tylko łuk - ciągnął Wiktor - a nie prawdziwa broń.

Przewróciłam oczyma. Mój miecz potrafił mówić - a najczęściej ględził na temat tego,

jaki jest groźny.

- No, niektórzy z nas lubią łuki - prychnęła Daphne, mierząc Wiktora wyniosłym

spojrzeniem.

- I to ci właśnie zarzucam, walkirio - odparował miecz, oddając mojej przyjaciółce

nieprzychylne spojrzenie. Miał tylko jedno oko, i to w bardzo dziwnym szarofiołkowym

kolorze. Przypominało barwą niebo o zmierzchu - tuż przed zapadnięciem ciemności.

- A ty jesteś Celtem - zwrócił się do Carsona. - Gwen powiedziała mi, że wolisz kij od

miecza. Kij! Nawet nie ma szpica na końcu! Skandal, czego to w obecnych czasach uczą w tej

Akademii Mitu.

Wszyscy uczniowie w akademii byli wojownikami, nasza trójka też. Daphne była

walkirią, Carson - Celtem, a ja - Cyganką. Wszyscy pochodziliśmy od wojowników panteonu,

którzy walczyli z Lokim i jego zwolennikami. Obecnie kontynuowaliśmy tę tradycję, chodząc

do akademii, kształcąc nasze magiczne zdolności oraz ucząc się posługiwać nimi do walki ze

żniwiarzami chaosu. Nie stanowiliśmy wyjątku. Wikingowie, Rzymianie, Amazonki, ninje,

samurajowie, Spartanie - w Akademii Mitu było ich na pęczki.

- Hańba, prawdziwa hańba - mruczał Wiktor.

Carson spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. Miałam Wiktora zaledwie od kiłku

miesięcy, ale już zdążyłam się przekonać, że nie da się go uciszyć. Mówił, co chciał, kiedy

chciał i tak głośno, jak chciał. A jeśli ktoś ośmielił się z nim nie zgadzać, z radością

kontynuowałby dyskusję - przyłożony do szyi dyskutanta.

Wiktor i Daphne chwilę patrzyli na siebie ze złością, po czym walkiria odwróciła się

Page 10: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

do swojego chłopaka i na nowo zaczęła zachwycać się łukiem. Ja zajęłam się oglądaniem

reszty artefaktów w sali. Wiktor nieustannie mamrotał, dowodząc, że jedynie miecze

zasługują na miano prawdziwej broni, a najlepszym ze wszystkich mieczy jest on.

Przytakiwałam mu, co było mniej kłopotliwe niż kłótnia.

Wiktor skończył biadolenie, ale Daphne i Carson nadal nie mogli oderwać się od łuku.

Czytałam akurat o motku srebrnej nici, którą Ariadna dała Tezeuszowi, żeby mógł wyjść z

labiryntu, gdzie przebywał Minotaur, gdy nagle usłyszałam kroki i ktoś za mną stanął.

- Gwendolyn Frost - usłyszałam obłudnie słodki głos. - Kto by pomyślał, że cię tu

spotkam.

Odwróciłam się i znalazłam oko w oko z czterdziestokilkuletnim facetem,

czarnowłosym, z chłodnoniebieskimi oczyma i bladą, niemal marmurową cerą. Miał na sobie

granatowy garnitur i buty tak wyglansowane, że przyćmiewały blaskiem większość gablot w

sali. Uważałabym go za przystojnego, gdybym nie wiedziała, jakim jest nadętym

sztywniakiem. I jak mnie nie cierpi.

- Pan Nickamedes - westchnęłam. - Co pan tu robi?

- Pilnuję eksponatów, naturalnie. Większość jest wypożyczona z biblioteki antycznej.

Nickamedes był główną szychą w bibliotece antycznej, jednym z budynków leżących

na terenie kampusu Akademii Mitu w Cypress Mountain w Północnej Karolinie. Poza

książkami potężna biblioteka posiadała bezcenną kolekcję artefaktów. Na siedmiu piętrach

stały setki, jeśli nie tysiące gablot z przedmiotami, które należały niegdyś do postaci

mitycznych, od bogów i ich wybrańców poczynając, a na żniwiarzach chaosu kończąc.

Tak, to logiczne, że Koloseum Kriosa wypożyczyło od nas niektóre z artefaktów.

Pewnie dlatego uczniowie Akademii Mitu mieli za zadanie przyjść na tę wystawę. Żeby

obejrzeć i poczytać o tym, na co zwykle nie zwracają uwagiNickamedes patrzył na mnie z

kwaśną miną, podobnie jak ja niezadowolony ze spotkania.

- Widzę, że ty z przyjaciółmi, zupełnie jak większość klasy, czekaliście aż do ostatniej

chwili, żeby odrobić zadanie z historii mitycznej.

Morgan McDougall, Samson Sorensen, Savannah Warren i kilka innych osób wpadło

mi w oko, kiedy chodziliśmy po muzeum. Wszyscy, podobnie jak ja, Daphne i Carson, mieli

po siedemnaście lat, chodzili do drugiej klasy Akademii Mitu i teraz odhaczali zadanie przed

końcem przerwy świątecznej.

- Byłam zajęta - mruknęłam.

- Jasne - prychnął Nickamedes.

Wściekłam się. Naprawdę byłam zajęta. I to bardzo. Niedawno dowiedziałam się, że

Page 11: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

żniwiarze poszukują sztyletu z Helheimu, jednego z trzynastu artefaktów używanych podczas

ostatniej bitwy wojny chaosu. Wszystkie, które pojawiły się w tej najgorętszej z bitew, miały

wielką moc. Ale w wypadku sztyletu szczególnie istotne było to, że mógł posłużyć do

uwolnienia Lokiego z więzienia - i tego właśnie najbardziej się bałam.

Uparłam się, że go znajdę, zanim zrobią to żniwiarze, więc podczas ferii czytałam na

jego temat wszystko, co wpadło mi w ręce. Kto przypuszczalnie go zrobił, jak mógł być

używany podczas wojny chaosu, jaką prawdopodobnie miał moc. Jednak żadne książki ani

artykuły nie zawierały informacji, na której najbardziej mi zależało: gdzie moja mama, Grace,

ukryła go, zanim została zamordowana. Ani jak mam odnaleźć go przed żniwiarzami.

Naturalnie tego nie mogłam powiedzieć Nickamedesowi. Nie uwierzyłby, że w czasie

ferii zajmowałam się czymkolwiek użytecznym. Niewątpliwie był przekonany, że czytałam

komiksy i zajadałam ciastka, jak to często się zdarzało w czasie mojego dyżuru w bibliotece

antycznej. Zgoda, może nie byłam zaangażowana w pracę pozalekcyjną. Wytoczcie mi proces

o to, że chciałam się trochę zabawić, zanim będę musiała stawić czoło następnemu

żniwiarzowi, który uważa mnie za osobę ważniejszą i obdarzoną większą mocą, niż to jest w

istocie.

Mimo chłodnego powitania, rozejrzałam się za chłopakiem w moim wieku - z

najpiękniejszymi oczyma na świecie i kpiarskim uśmiechem.

- Czy Logan przyszedł z panem? - spytałam z nadzieją, że nie wyczuje, jak mi na tym

zależy.

Nickamedes otworzył usta, lecz nim zdołał się odezwać, usłyszałam:

- Tutaj jestem, Cyganko.

Na dźwięk jego niskiego głosu dreszcz przebiegł mi po plecach, a serce gwałtowniej

zabiło. Powoli się odwróciłam. Tuż za mną stał Logan.

Gęste, falujące, atramentowoczarne włosy, chłodnobłękitne oczy, pewien siebie

uśmiech. Przez chwilę z wrażenia nie mogłam złapać tchu, serce zaczęło tak walić, że musiał

to słyszeć.

Logan miał na sobie dżinsy i ciemnoniebieski sweter, a na nim czarną skórzaną kurtkę

Wszystko, naturalnie, markowe, ponieważ Spartanin był równie bogaty, jak wszyscy

uczniowie w akademii. Ale nawet w łachmanach nie mógłby ukryć siły tkwiącej w szczupłym

ciele i szerokich, muskularnych ramionach. Tak, wyglądał jak chłopak, przed którym

ostrzegają rodzice, i jeszcze miał opinię babiarza. Jedna z plotek na jego temat głosiła, że

podpisywał materace dziewczyn, z którymi się przespał, żeby nie stracić rachuby.

Nigdy nie dowiedziałam się, czy plotki były zasadne ani jak Logan miałby tego

Page 12: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

dokonać. Oczywiście, dotknęłam go i doznałam wizji, jednak wtedy skupiałam się na jego

umiejętnościach w walce, ponieważ tego właśnie potrzebowałam. Nieważne, z iloma

dziewczynami chodził na randki, i tak był naprawdę świetnym facetem. Inteligentny, silny,

zabawny, czarujący, opiekuńczy. No i oczywiście jeszcze to, że już kilka razy uratował mi

życie. Trudno nie lubić chłopaka, kiedy nie pozwala żniwiarzom cię zabić i wyrywa cię z

paszczy grasownika nemejskiego.

Logan spojrzał w dół, na moją szyję z naszyjnikiem. Dał mi go w prezencie

gwiazdkowym, zanim rozjechaliśmy się na ferie. Sześć srebrnych drucików wokół szyi

splatało się prosty, lecz elegancki wzór płatka śniegu, na którego koniuszkach świeciły

diamenciki. Był przepiękny, godny bogini. Dla mnie trochę za delikatny i zbyt ładny,

niemniej i tak go pokochałam.

- Włożyłaś naszyjnik - powiedział półgłosem Spartanin.

- Noszę go codziennie, odkąd mi go dałeś - odparłam. - Prawie go nie zdejmuję.

Logan uśmiechnął się - i nagle zrobiło się tak, jakby zza burzowych chmur wyjrzało

słońce. Przez moment było wspaniale.

A potem Nickamedes odchrząknął i pękła mydlana bańka szczęścia, na której miałam

właśnie odpłynąć. Z niezadowoloną miną przenosił wzrok ze mnie na swojego siostrzeńca i z

powrotem, po czym powiedział:

- Wybaczcie, wkrótce zamykają muzeum, więc muszę sprawdzić, czy ekipa jest

gotowa zacząć pakowanie eksponatów przed jutrzejszym transportem do akademii.

Odwrócił się i wyszedł z sali. Westchnęłam. Może inni pracują z większym

poświęceniem niż ja, jednak cały czas wydawało mi się, że przyczyna niechęci Nickamedesa

jest inna. Nie znosił mnie od samego początku, nie mam pojęcia dlaczego.

Wyrzuciłam z głowy bibliotekarza oraz jego stosunek do mnie i zajęłam się Loganem.

Kilka razy w czasie ferii wysyłał do mnie esemesy, ale i tak tęskniłam za nim jak szalona i

męczyłam się tym bardziej, że nie wiedziałam, na jakiej właściwie stopie jesteśmy. Niedawno

doświadczyliśmy tego, co uważałam za pocałunek nad pocałunkami. Niemniej po nim nie

wyznał mi miłości ani nawet nie zaprosił na prawdziwą randkę. Trzymał mnie w stanie

niepewności. Postanowiłam wyjaśnić sprawę raz a dobrze.

Odetchnęłam głęboko, szykując się do pytania, jak spędził ferie i jak teraz będzie

między nami.

- Słuchaj, Logan - zaczęłam, lecz moje słowa utonęły w czyichś wrzaskach.

Przez moment zastanawiałam się, czy sobie tego nie wyobraziłam. Kto miałby

krzyczeć w muzeum? Po chwili jednak ponownie rozległy się wołania, a po nich dźwięki,

Page 13: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

jakby coś się tłukło, i ciężki odgłos kroków.

Spojrzeliśmy na siebie z Loganem i popędziliśmy do drzwi. Daphne i Carson byli tuż

za nami.

- Stać! Stać! - wysyczała Daphne.

Zanim zdołaliśmy wypaść za drzwi, złapała mnie za rękę, a Logana za kurtkę i z

potężną siłą, jak na walkirię przystało, pociągnęła nas z powrotem.

- Nie wiecie, co się dzieje - ostrzegła - ani kto tam może być!

Logan spojrzał na nią z wściekłością, ale zaraz niechętnie skinął głową. Ja uczyniłam

podobnie i wreszcie Daphne nas puściła. We czwórkę, trzymając się blisko siebie,

podeszliśmy ostrożnie do drzwi i zajrzeliśmy do sąsiedniego pomieszczenia.

Koloseum Kriosa było kształtu potężnego koła. W środku znajdowała się główna sala

wystawowa, a od niej, jak szprychy, odchodziły korytarze i inne sale. Drzwi, przy których

staliśmy, prowadziły właśnie do głównej sali. Kiedy razem z Daphne i Carsonem

przechodziliśmy tędy przed kilkoma minutami, kręciło się tu mnóstwo ludzi z

zaciekawieniem oglądających eksponaty na wystawie albo repliki biżuterii, broni bądź zbroi

w sklepie. Pomijając obsługę, większość stanowili uczniowie drugiego roku Akademii Mitu,

którzy przyszli tu odrobić zadanie, podobnie jak my.

Teraz jednak sala wyglądała zupełnie inaczej. Dziesiątki postaci w czarnych

pelerynach z kapturami i z ostrymi, zakrzywionymi szablami w ręku atakowały uczniów

oglądających artefakty. Harmider wzrastał, krzyki odbijały się od sklepienia i wracały

zwielokrotnione echem. Brzmiało to zupełnie jak strzelanina.

Już było za późno.

- Żniwiarze - szepnęła Daphne, ubierając w słowa moje przerażone myśli.

Żniwiarze chaosu przebijali szablami każdego, kogo udało im się dorwać, a martwych

i umierających porzucali. Pracownicy muzeum, dorośli, dzieci - nikomu nie darowali. Figury

woskowe, posągi, gabloty - wszystko spadało na podłogę i rozbijało się w drobny mak. Krew

lała się strumieniami, po białych marmurowych ścianach płynęły strużki czerwonych łez.

Na widok rzezi zrobiło mi się niedobrze. Słyszałam, że żniwiarze są jak bestie i że ich

jedynym celem jest nas wymordować. Sama spotkałam dwoje żniwiarzy, jednak to, co teraz

oglądałam, przekraczało wszelkie pojęcie. Zamurowało mnie. Nie tylko mnie, całą naszą

czwórkę. Wiedziałam, że powinniśmy coś zrobić, pomóc kolegom, ale nie miałam pojęcia

jak.

Niektórzy próbowali się bronić. Młócili pięściami, łapali wszystko, cokolwiek im

wpadło w ręce, ale żniwiarze wykańczali ich wszystkich, jednego po drugim. Samson

Page 14: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Sorensen upadł na podłogę z krzykiem, trzymając się za brzuch, a spomiędzy palców ciekła

mu krew. Kilka osób rzuciło się do ucieczki, lecz napastnicy schwytali ich za kołnierz,

przebili szablami od tyłu i odrzucili na bok jak śmieci.

Kątem oka ujrzałam, że Morgan McDougall pochyla się i wciska między ścianę a

wysoki i szeroki postument. Z jej palców strzeliły zielone magiczne iskry - niechybny znak

zaskoczenia i paniki. Szybko zacisnęła pięści i schowała je, żeby zatamować potok

kolorowych iskier. Wiedziała dobrze, że jeśli żniwiarze je zobaczą, znajdą ją i wykończą w

mgnieniu oka. Walkiria mnie ujrzała - za tym postumentem miała dobry widok na nasze

drzwi - i posłała mi spojrzenie pełne strachu.

- Siedź tam! Nie ruszaj się! - krzyknęłam do niej, choć nie byłam pewna, czy Morgan

słyszy mnie wśród wrzasków i ryku syren alarmowych.

Nie minęła minuta, a było po wszystkim, Żniwiarze zgromadzili się pośrodku sali i o

czymś dyskutowali, ale ich głosy do mnie nie docierały, zagłuszone jękami i płaczem

umierających.

- Żniwiarze - powtórzyła Daphne szeptem, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.

Jakby w odpowiedzi na jej słowa, kilka postaci w czarnych pelerynach odwróciło się i

ruszyło w naszym kierunku.

Page 15: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 2

Ponownie zamarłam. W głowie miałam pustkę. Patrzyłam tępo na żniwiarzy idących

ku nam z szablami ociekającymi krwią. Może to moja wybujała wyobraźnia, jednak

wydawało mi się, że słyszę każdą pojedynczą kroplę kapiącą na podłogę. Czyniły taki hałas w

mojej głowie, że przycisnęłam dłoń do ust, żeby nie krzyczeć.

- Wracamy! Wracamy! - syknęła Daphne i znowu pociągnęła w głąb sali najpierw

Carsona, potem mnie i na końcu Logana. - Musimy stąd zwiewać!

Odwróciliśmy się - ale dokąd mieliśmy uciekać? W tej sali były tylko jedne drzwi.

- Jesteśmy w pułapce - powiedział Carson. - W pułapce!

Ciężkie kroki robiły się coraz głośniejsze - żniwiarze się zbliżali.

Przerażona, rozejrzałam się, szukając drzwi, okna, choćby świetlika, którego

wcześniej nie dostrzegliśmy albo który może nagle tajemniczo się zmaterializował. Niestety,

niczego takiego nie zobaczyłam. Za to mój wzrok padł na postać wikinga i Spartanina i na to,

co trzymali w rękach: topór i tarczę.

Broń! To nas przecież otaczało: miecze, dzidy, sztylety, pałki. Staliśmy w

pomieszczeniu pełnym broni. Śmiercionośne ostrza błyszczały w świetle lamp i mrugały do

mnie, jakby wiedziały, o czym myślę - i co mamy zrobić, żeby wyjść z tego cało.

- Jeśli nie możemy uciec, to pozostaje nam jedno. Walczyć - powiedziałam ponurym

tonem. - Tego w końcu się uczymy.

Daphne i Carson patrzyli na mnie z otwartymi ustami, natomiast Logan załapał

natychmiast. Niewiarygodne: uśmiechnął się, a w jego oczach pojawił się dziki płomień.

Spartanie byli nieco ześwirowani, ponieważ uwielbiali walczyć. Do tego uchodzili za

najlepszych wojowników w akademii i w ogóle na świecie.

Nie po raz pierwszy pożałowałam, że jeśli chodzi o walkę ze żniwiarzami, nie mam

takiej wiary w siebie jak Logan. Drżącą ręką wyjęłam Wiktora z przypiętej do pasa pochwy i

podniosłam go do góry. Nasze spojrzenia się spotkały.

- Gotowa, Gwen? - spytał cicho.

- Chyba tak - odszepnęłam.

Gdyby mógł, z aprobatą kiwnąłby swoją połówką głowy.

- Będę przy tobie na każdym kroku. Jesteś wybrańcem, Gwen. Nic ci się nie stanie.

Nikomu z was nic się nie stanie. Nike w ciebie wierzy. Ja też.

Page 16: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Skinęłam głową w odpowiedzi. Trochę mnie pocieszył. Przez moment stałam,

zmuszając się do regularnych oddechów: wdech, wydech, wdech, wydech, jak uczyła mnie

mama. Tak radziła mi robić, ilekroć jestem zdenerwowana, zmartwiona albo spanikowana. A

teraz doświadczałam tego wszystkiego naraz.

Nie było czasu rozmyślać o tym, co mam robić, nie było czasu na zachowanie ciszy

czy ostrożności. Podbiegłam do gabloty, tej z onyksowym lukiem bogini Sigyn, podniosłam

Wiktora nad głowę i z całej siły spuściłam go na szklany klosz.

Brzdęk!

Gablota roztrzaskała się, siejąc wkoło ostre odłamki szkła. Wydawało mi się, że

włączył się alarm, powiększając hałas wszystkich innych wyjących syren, ale już

podchodziłam do następnej gabloty, tej z długim drewnianym kijem.

- Daphne! Carson! Logan! - wrzasnęłam. - Bierzcie broń!

Usłyszałam, jak biegną po rozsypanym szkle. Bez wahania stłukłam następną gablotę

- z mieczem ze zmatowiałą rękojeścią z brązu. Ja rozbijałam Wiktorem ochronne klosze, a

następnie Daphne, Logan i Carson wyjmowali z nich broń. Dobrali się też do tego, co wisiało

na ścianach i co trzymały w rękach woskowe figury. Spotkaliśmy się pośrodku sali i szybko

dokonaliśmy przeglądu łupów.

- Musimy trzymać się razem i od samego początku im się nie dawać - powiedział

Carson, wpychając jedną ręką kilka sztyletów i róg z kości słoniowej do kieszeni bojówek. W

drugiej ręce dzierżył kij. - Musimy uderzyć pierwsi. Inaczej zdobędą przewagę.

Daphne przytroczyła do pleców kołczan z jedną strzałą i sprawdziła naciągnięcie

cięciwy w onyksowym łuku. Zadowolona, przygryzła wargę i rozejrzała się, sypiąc z palców

magicznymi iskrami.

- Staniemy za tym rycerzem i centurionem - postanowiła. - Żniwiarze nie zobaczą nas

od razu. Mam nadzieję, że kilku z nich położę, zanim się zorientują, co się dzieje.

- Idźcie tam we trójkę - rzekł Logan, przypinając do przedramienia tarczę zabraną

woskowemu Spartaninowi.

- Ja ukryję się za wikingiem. Kiedy żniwiarze zaczną was atakować, podejdę z tyłu.

Dziel i zabijaj, zgadza się?

Skinęłam głową. To był dobry plan, mimo że na myśl orozdzieleniu się z Loganem

poczułam ucisk w żołądku. Niemniej Spartanin był najlepszym wojownikiem w akademii.

Całe życie trenował po to, żeby radzić sobie właśnie w takich sytuacjach. Właściwie wszyscy

po to trenowaliśmy.

Wgramoliliśmy się na podest i ukryliśmy jak najdalej od drzwi. Daphne zajęła pozycję

Page 17: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

pomiędzy rycerzem a centurionem. Dumnie wyprostowana, ze złotą strzałą założoną na

cięciwę onyksowego łuku, wyglądała jak woskowa figura. Carson i ja chroniliśmy naszą

łuczniczkę, stojąc po jej obu stronach, tak jak uczył nas trener Ajaks na wuefie. Na drugim

końcu sali, za woskowym wikingiem, kucał Logan.

- Nic nam się nie stanie, prawda? - upewnił się Carson. Jego oczy ze strachu były

bardziej czarne niż piwne.

- Jasne, że nic - odparłam, siląc się na beztroski ton. - Pomyśl, jak inni będą nam

zazdrościć, kiedy usłyszą, że rozbiliśmy całą bandę żniwiarzy.

Carson chciał się uśmiechnąć, ale udało mu się jedynie skrzywić. Po tym, co

widzieliśmy, wątpię, czy kiedykolwiek jeszcze się uśmiechnę. Nie będzie zwycięstwa. Nie

dziś. Nie w sytuacji, kiedy tylu kolegów i koleżanek zginęło albo zostało rannych.

- Staniemy za tym rycerzem i centurionem - postanowiła. - Żniwiarze nie zobaczą nas

od razu. Mam nadzieję, że kilku z nich położę, zanim się zorientują, co się dzieje.

- Idźcie tam we trójkę - rzekł Logan, przypinając do przedramienia tarczę zabraną

woskowemu Spartaninowi.

- Ja ukryję się za wikingiem. Kiedy żniwiarze zaczną was atakować, podejdę z tyłu.

Dziel i zabijaj, zgadza się?

Skinęłam głową. To był dobry plan, mimo że na myśl orozdzieleniu się z Loganem

poczułam ucisk w żołądku. Niemniej Spartanin był najlepszym wojownikiem w akademii.

Całe życie trenował po to, żeby radzić sobie właśnie w takich sytuacjach. Właściwie wszyscy

po to trenowaliśmy.

Wgramoliliśmy się na podest i ukryliśmy jak najdalej od drzwi. Daphne zajęła pozycję

pomiędzy rycerzem a centurionem. Dumnie wyprostowana, ze złotą strzałą założoną na

cięciwę onyksowego łuku, wyglądała jak woskowa figura. Carson i ja chroniliśmy naszą

łuczniczkę, stojąc po jej obu stronach, tak jak uczył nas trener Ajaks na wuefie. Na drugim

końcu sali, za woskowym wikingiem, kucał Logan.

- Nic nam się nie stanie, prawda? - upewnił się Carson. Jego oczy ze strachu były

bardziej czarne niż piwne.

- Jasne, że nic - odparłam, siląc się na beztroski ton. - Pomyśl, jak inni będą nam

zazdrościć, kiedy usłyszą, że rozbiliśmy całą bandę żniwiarzy.

Carson chciał się uśmiechnąć, ale udało mu się jedynie skrzywić. Po tym, co

widzieliśmy, wątpię, czy kiedykolwiek jeszcze się uśmiechnę. Nie będzie zwycięstwa. Nie

dziś. Nie w sytuacji, kiedy tylu kolegów i koleżanek zginęło albo zostało rannych.

Daphne nic nie mówiła, choć sypała magicznymi iskrami, zupełnie jakby zamiast

Page 18: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

palców miała sztuczne ognie. To znaczyło, że boi się nie mniej od nas. Walkiria spojrzała na

mnie, potem na swojego chłopaka i na koniec przeniosła wzrok na drzwi. Carson mocniej

uchwycił kij i poprawił okulary, a ja ścisnęłam w dłoni Wiktora.

Poszukałam wzrokiem Logana. Nawet z tej odległości w lodowatym błysku jego oczu

wyczytałam niecierpliwość. Był gotów na przyjęcie żniwiarzy, na praktyczne sprawdzenie

swoich umiejętności. Podniósł kciuk w górę na znak, że ma wszystko pod kontrolą. Nie

posiadał wątpliwości - ani co do siebie, ani co do nas, ani co do naszego zadania. Troszeczkę

mnie to pocieszyło.

Schyliliśmy się, oczekując na nadejście wroga.

Nie minęła minuta, a pierwszy żniwiarz przekroczył próg. Miał na sobie czarną

pelerynę i ciężkie czarne buciory. Biorąc pod uwagę wysokość i muskularność figury, chyba

był to mężczyzna. Najstraszniejsze, że na twarzy nosił gumową maskę, która sięgała aż po

szyję, kompletnie kryjąc rysy. Już to by wystarczyło, tymczasem po chwili zorientowałam się,

że maska została ukształtowana na wzór przerażająco zdeformowanej twarzy Lokiego, boga

złoczyńcy.

Przed wiekami, kiedy bogowie po raz pierwszy uwięzili Lokiego za popełnione

zbrodnie, przykuli go do skały pod potężnym wężem. Jad z pyska węża ciekł mu na twarz,

wyżerając tkanki i sprawiając niewypowiedziane cierpienie. Oblicze przystojnego niegdyś

boga stało się zniekształcone, brzydkie, absolutnie groteskowe. Te właśnie rysy żniwiarz

dumnie obnosił na masce, której widok zmroził mnie do szpiku kości. Nawet bardziej niż

miecz w jego dłoni.

Żniwiarze pojawiali się jeden po drugim, aż w końcu siedmiu zebrało się koło drzwi.

Ich siedmiu, nas czworo. Nie najlepiej, ale też nie beznadziejnie, skoro wydawało się, że w

głównej części koloseum naliczyłam ich ze dwudziestu. Poza tym mieliśmy Logana, a on

mógł starczyć za tuzin.

Kucając za wypchanym koniem, z bijącym sercem i Wiktorem w garści czekałam na

nowych napastników - na szczęście żaden więcej już się nie pojawił. Ciekawiło mnie, co

robią pozostali, lecz nie zamierzałam narzekać. Dobrze, że nie wszyscy wybrali się do tej sali.

Wtedy niechybnie byśmy zginęli. Teraz przynajmniej mieliśmy jakąś szansę.

Jeden ze żniwiarzy wyszedł przed grupę i powiedział:

- Rozejść się.

Zamrugałam. To był głos... dziewczyny. Nie powinnam się dziwić, bo przecież

żniwiarzem mógł być każdy, rodzice, nauczyciele, uczniowie i wszyscy inni. Dwójka

żniwiarzy, z którymi walczyłam, była w moim wieku. Niemniej niski, gardłowy głos nie

Page 19: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

dawał mi spokoju. Wydawał się niemal... znajomy. Jakbym już go gdzieś słyszała.

- Zabierać wszystko, co jest interesujące albo ma w sobie magiczne siły - poleciła.

Zmarszczyłam brwi. Sądziłam, że wrogowie widzieli nas, kiedy staliśmy w drzwiach,

i dlatego tu się zjawili, tymczasem wyglądało na to, że przyszli po artefakty.

- I rozejrzyjcie się za sztyletem z Helheimu - ciągnęła dziewczyna. - Z naszych

obliczeń wynika, że mogli go tu przenieść.

Zabrakło mi tchu. Sztylet z Helheimu? Skąd ona o nim wie? I dlaczego myśli, że jest

w muzeum? Poczułam zawrót głowy. Dziewczyna wydała jeszcze kilka rozkazów, ale

przestałam słuchać jej słów. Skupiona na głosie, porównywałam go z innym głosem, tym,

który słyszałam w noc, kiedy zginęła mama. Głosem jej morderczyni.

Gdzie sztylet? Gdzieś go ukryła? Jesteś głupia. Nie ma takiego miejsca, w które nie

zajrzymy. To tylko kwestia czasu. Raz po raz odtwarzałam ten szyderczy głos.

Dzięki darowi psychometrii nigdy nie zapominałam tego, co widziałam, słyszałam lub

czułam, kiedy dotknęłam przedmiotu. Co więcej, potrafiłam przywołać te wspomnienia i

przewijać je, kiedy tylko chciałam, tak jakbym wracała do ulubionych scen filmu na płycie

DVD. Wydaje mi się, że to coś jak nietypowa pamięć fotograficzna wzbogacona o możliwość

precyzyjnego odtwarzania szczegółów za każdym razem.

Kilka tygodni temu moja mentorka, profesor Aurora Metis, poprosiła mnie, bym użyła

swojej magii do złamania żniwiarza imieniem Preston Ashton. Z przedmiotów zbieram

mocne wibracje, ale potężne, naprawdę potężne widzenia daje mi dotknięcie człowieka.

Widzę wszystko, co kiedykolwiek zrobił, od dzieciństwa do starości, poznaję najciemniejsze

sekrety, najstaranniej ukrywane przed wszystkimi, a czasami nawet przed samym sobą.

Profesor Metis chciała wiedzieć, co Preston wie o planach żniwiarzy i jaki będzie ich

następny ruch przeciwko panteonowi. Wzięłam więc do ręki dłoń Prestona i weszłam w jego

umysł.

Nigdy nie spodziewałam się, że zobaczę, jak mordują moją mamę. Przez całe miesiące

żyłam w przekonaniu, że zabił ją pijany kierowca, gdy wracała z pracy do domu.

Tymczasem zajrzenie do jego głowy pokazało mi, co się zdarzyło naprawdę. Preston

tam był, spowodował wypadek, najeżdżając na samochód mamy swoim SUVem. Zrobił to na

polecenie tajemniczej żniwiarki - będącej wybrańcem Lokiego i poszukującej ukrytego przez

mamę sztyletu z Helheimu. A na koniec zobaczyłam, jak dziewczyna przeszywa mamę

mieczem.

Teraz ta dziewczyna stała przede mną.

Serce ścisnął mi potworny ból towarzyszący ponownemu przeżywaniu tej tragedii.

Page 20: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Jęknęłam cicho. Jednocześnie pojawiła się złość, i to taka, jakiej nigdy wcześniej nie

doświadczyłam. Wściekłość szybko stłumiła ból, wypaliła wszystko poza pragnieniem

zemsty.

- Gwen? - szepnęła Daphne, czując zmianę mojego nastroju. - Co jest?

Nie mogłam się odezwać ani poruszyć, nie mogłam nawet myśleć. Nie było we mnie

nic prócz złości, która wypełniała wszystkie komórki mojego ciała. W końcu jednak

zmusiłam się do wycedzenia przez zaciśnięte zęby:

- To ona. Ta żniwiarka. Wybraniec Lokiego. Ona tu jest.

Dziewczyna, która zabiła moją mamę.

- Hej - odezwał się nagle jeden ze żniwiarzy, patrząc na szkło rozsypane na posadzce.

- Wszystkie gabloty są już porozbijane...

- Teraz, Daphne! - wrzasnęłam. - Teraz!

Wypadki zaczęły się toczyć jakby w zwolnionym tempie. Daphne wyszła ze swojej

kryjówki. W ręku miała łuk i celowała prosto w dziewczynę, ale ta zorientowawszy się, co się

święci, złapała najbliższą osobę i zasłoniła się nią. Daphne wypuściła strzałę.

Była znakomitą łuczniczką i niechybnie trafiała w cel, tylko tym razem strzała utkwiła

w sercu jakiegoś mężczyzny, a nie żniwiarki.

To walkiria, pomyślałam. Musiała być walkirią, skoro miała siłę przesunąć dorosłego

faceta tak, jakby nic nie ważył.

Obok mnie buchnął złoty dym i w kołczanie pojawiła się następna strzała.

Przyjaciółka miała rację - świetna broń! Daphne spojrzała na mnie, skinęła głową i sięgnęła

po strzałę.

- Zabić ich! - ryknęła żniwiarka, przekrzykując wyjące alarmy. - Zabić ich

wszystkich!

Jej towarzysze nie wahali się ani chwili. Dziewczyna została na miejscu, a pięciu

mężczyzn runęło na nas.

Kiedy dwóch przebiegało koło woskowego wikinga, Logan z okrzykiem bitewnym

wyskoczył z kryjówki i zatopił miecz w ciele jednego z mężczyzn. Przez chwilę żniwiarze nie

wiedzieli, co się dzieje, ale zaraz ci dwaj zajęli się Loganem, a pozostali trzej zaczęli nas

okrążać.

Wyszliśmy im z Carsonem na spotkanie, starając się nie dopuścić ich do Daphne.

Walkiria wpakowała strzałę w jednego z facetów, unieszkodliwiając go na ułamek sekundy,

zanim dotarł do jej chłopaka. Nic więcej nie widziałam, bo zaatakował żniwiarz z mojej

strony.

Page 21: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Tuż nad moją głową świsnął miecz. Szczęśliwie zdołałam odeprzeć cios. Niezbyt

długo chodziłam do Akademii Mitu i brakowało mi wieloletniego treningu z bronią, jaki

przechodzili inni uczniowie, lecz od dwóch miesięcy miałam przyspieszony kurs tego, jak nie

dać się zabić. Mężczyzna znowu się zamachnął, ja dałam nura za centuriona, a miecz utkwił

w wosku. Żniwiarz zaczął go nerwowo szarpać, żeby ponowić atak.

Nie wahałam się ani chwili. Miałam wybór: zabić albo zostać zabitą. Gdybyśmy

odwrócili role, on zrobiłby to samo. Ta zimna logika nie była żadną pociechą, kiedy rzuciłam

się na żniwiarza i z całej siły cięłam go Wiktorem przez pierś. Mój przeciwnik zakrzyknął i

złapał dłońmi za klingę, usiłując wyrwać mi broń z ręki. Ścisnęłam miecz silniej, szarpnęłam

ku sobie i wbiłam napastnikowi w brzuch. Mężczyzna krzyknął znowu. Zatoczył się do tyłu,

upadł na podłogę i już się nie podniósł.

- Dobra robota, Gwen - zawołał Wiktor w moją spoconą dłoń.

- Zamknij się! - odwrzasnęłam.

Po drugiej stronie podestu walczył Carson, odparowując ciosy miecza kijem. Daphne

stała nieco za nim, z łukiem w gotowości, czekając na szansę wpakowania strzały w

żniwiarza. W drugim końcu sali Logan właśnie zabił jednego mężczyznę i teraz walczył z

drugim.

Odwróciłam głowę, szukając siódmego, ostatniego wroga - dziewczyny, która zabiła

moją mamę. Nie ruszyła się z miejsca, w którym ją ostatni raz widziałam. W dłoni okrytej

czarną rękawiczką trzymała długą, wygiętą szablę. Patrzyła na mnie. Przez otwory w masce

widziałam błysk jej oczu i jarzący się na ich dnie czerwony żar. Złość i nienawiść płonęły

jasnym płomieniem pod wykrzywioną gumową twarzą Lokiego:

- No, no, no - syknęła dziewczyna. - Przecież to wybranka Nike. Macha mieczem tak,

jakby wiedziała, jak to się robi. Miałam nadzieję, że cię tu spotkam.

Na jej słowa ścisnęło mnie w dołku, ale odsunęłam od siebie strach. Wiedziałam, że

żniwiarka chce mnie zabić. Mówiła o tym we wspomnieniu ze śmierci mojej mamy. Nie

powinnam się chyba dziwić, że wiedziała, kim jestem i jak wyglądam. Profesor Metis

mówiła, że jeden wybraniec zawsze rozpozna drugiego, że są jak magnesy: jednocześnie się

przyciągają i odpychają.

- Tak, to ja. Gwen Frost - warknęłam. - Wybranka Nike we własnej osobie. Wiem, co

zrobiłaś mojej mamie.

Dziewczyna odrzuciła głowę i się roześmiała. Śmiała się długo i głośno, jakby to było

takie śmieszne, że z zimną krwią zabiła mi mamę. Jakby najbardziej zabawne było także to,

że razem z innymi żniwiarzami uczyniła to samo grupie niewinnych osób w muzeum.

Page 22: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- To dobrze - powiedziała w końcu. - Zabicie tego słabeusza i mazgaja było baaardzo

zabawne.

Znowu ogarnęła mnie furia, usuwając na bok wszystko inne: pytania, zmartwienia,

obawy. Byłam tylko ja i zemsta, paląca konieczność wzięcia odpłaty, zadania cierpienia za to,

co zrobiła.

Z okrzykiem na ustach zeskoczyłam z podestu, podniosłam miecz i runęłam przed

siebie - a żniwiarka wyszła mi naprzeciw.

Page 23: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 3

Zrobiłam zamach, usiłując jednym ciosem oddzielić głowę przeciwniczki od tułowia,

zrobić coś, żeby uwolnić się od tego potwornego bólu w sercu.

Nie udało się.

Dziewczyna z łatwością odparowała mój cios i znowu wybuchła szyderczym

śmiechem.

- Tylko tyle potrafisz, Cyganko? Żałosne. Nic dziwnego, że panteon jest skazany na

klęskę. Skoro Nike ma takiego wybrańca! - Przy ostatnich słowach żniwiarka wyciągnęła rękę

w rękawiczce i wymierzyła mi policzek. Zatoczyłam się do tyłu. W szczęce poczułam

eksplozję bólu. „Taki cios - pomyślałam - zdecydowanie wskazuje na walkirię”.

Gwiazdy nie zdążyły zniknąć mi sprzed oczu, a żniwiarka już nacierała. Ledwie

zdołałam się uchylić. Nie trafiła mnie, miecz utkwił w drewnianym stole pod szklaną gablotą,

jedną z tych, które stłukłam. Dziewczyna się tego nie spodziewała. Pod wpływem impetu

puściła broń i odrzuciło ją do tyłu.

Z niedowierzaniem patrzyłam na miecz żniwiarki tkwiący trzydzieści centymetrów od

miejsca, gdzie przed sekundą znajdowała się moja głowa. Na klindze, tuż pod rękojeścią,

widniały dziwne symbole podkreślone zasychającą już krwią.

Pani Metis powiedziała mi, że wszyscy bogowie dają swoim wybrańcom broń, aby

mogli dobrze wypełniać ich życzenia w królestwie śmiertelników. Na tej broni jest napis, ale

odczytać go może tylko osoba, dla której owa broń jest przeznaczona. Na Wiktorze wyryto

„Zawsze zwycięstwo”. Ciekawa byłam sentencji na mieczu żniwiarki. Coś mi mówiło, że

wiąże się krwią, bólem i śmiercią.

Zauważyłam jeszcze jedno. Rękojeść miecza była ukształtowana tak, że przypominała

połowę żeńskiej twarzy z karmazynowym okiem, które łypało na mnie ze złością. Nienawiść

płonęła w nim jasno jak krwawe słońce.

Zdusiłam cisnący się na usta okrzyk i podniosłam Wiktora, żeby też to zobaczył.

- Lukrecja! - ryknął.

- Wiktor! - odburknęła damskim głosem druga rękojeść.

- A już miałam nadzieję, że ktoś cię wreszcie przetopił i sprzedał na złom.

- Złom! - roześmiał się drwiąco Wiktor. - Już ja ci pokażę złom, ty zaśniedziała

wykałaczko!

Page 24: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Okej, czyli żniwiarka też ma gadający miecz, i to z osobowością taką jak Wiktor.

Świetnie, po prostu świetnie. Istnieje miecz będący lustrzanym odbiciem mojego! Teraz

jednak bardziej interesowało mnie, jak nie dać się poszatkować.

Dziewczyna wstała na nogi, złapała broń i stanęła twarzą do mnie. Z dala słyszałam

uderzenia miecza o tarczę Logana. Na podeście Carson walczył z ostatnim żniwiarzem, a

Daphne krzyczał do niego, żeby się odsunął i dał jej strzelić.

- Gotuj się na śmierć, Cyganko - wycharczała żniwiarka, rzucając się na mnie.

Walcząc, miotałyśmy się po całej sali, nasze miecze dźwięczały, a pod nogami

chrzęściło szkło. Wyjątkowa siła walkirii dawała jej ogromną przewagę. Każdy z jej ciosów

omal nie wytrącał mi Wiktora z drżącej ręki. Nie mówiąc już otym, że żniwiarka doskonale

umiała walczyć. Przechodziła z jednej pozycji ataku do drugiej i nawet na sekundę nie

przestawała napierać.

Desperacko usiłowałam przywołać waleczność i wspomnienia Logana z nadzieją na

podpięcie się - dzięki psychometru - pod jego umiejętności. Jednak tyle się działo, że nie

mogłam się skoncentrować.

Wymieniłyśmy ciosy. Żniwiarka znowu się roześmiała. Z każdą chwilą jej miecz

zbliżał się do mojego gardła. Odnosiłam wrażenie, że się ze mną drażni. Że mogła mnie zabić

już sto razy, ale przeciąga walkę, bo sprawia to jej przyjemność...

- Carson! - Przez moją wściekłość przebił się głos Daphne. - Carson!

Rzuciłam okiem na podium, akurat kiedy żniwiarz pchnął mieczem Carsona.

- Nie!

Nie wiem, kto krzyknął: ja czy Daphne, a może obie razem. Chłopak osunął się na

ziemię, brocząc krwią. Logan z nową furią rzucił się na swojego przeciwnika, żeby go

wykończyć i pobiec na pomoc koledze. Wiedziałam jednak, że to wszystko na próżno.

- Och, czyżby jeden z twoich przyjaciół został ranny? Wstyd! - zadrwiła żniwiarka.

Moje serce zalały wściekłość, strach i adrenalina. Przestałam myśleć. Rzuciłam się na

przeciwniczkę i przewróciłam ją na podłogę. Zaskoczyło ją to tak, że rozluźniła chwyt i miecz

wypadł jej z dłoni. Słyszałam, jak Lukrecja krzyczy na swoją panią, lecz nie zaprzestałam

ataku. Podniosłam wysoko Wiktora i z całą mocą spuściłam na twarz dziewczyny. Miałam

nadzieję, że choć zmiażdżę jej nos pod tą ohydną maską Lokiego.

- Moja szkoła! - wrzasnął Wiktor. - Tylko tak dalej, Gwen!

Ale to nie wyeliminowało żniwiarki. W jakiś sposób udało jej się wsunąć ręce między

nas i zrzuciła mnie z siebie. Wylądowałam na pupie. Czułam, że odłamki szkła wbijają mi się

w dżinsy i w dłonie.

Page 25: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Żniwiarka podniosła się. Kiedy sięgała po miecz, spomiędzy fałdów peleryny wypadło

coś białego i miękkiego. Desperacko rzuciła się, żeby to schwycić, ja jednak też zdążyłam

wstać i zamachnęłam się mieczem.

Cofnęła się, zaklęła i obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem oczu jarzących się pod

maską jak rubiny. A potem... odwróciła się i wybiegła z sali.

- Co ona wyprawia? Dlaczego ucieka? - denerwował się Wiktor, ubierając w słowa

moje myśli.

- Nie mam pojęcia, ale nie zamierzam jej na to pozwolić

- burknęłam.

Zaczęłam biec za nią, kiedy Daphne krzyknęła znowu. Tym razem nie ze strachu,

tylko z wściekłości.

Odwróciłam głowę. Kiedy walczyłam ze żniwiarką, Daphne zabrała się za tego, który

zranił Carsona. Onyksowy łuk służył jej za tarczę, a ostatnia strzała z magicznego kołczanu -

za miecz. Raz po raz raniła nią żniwiarza, który zaczął się cofać, zahaczył o coś nogą i się

zachwiał. Daphne rzuciła się i wbiła strzałę w jego pierś. Mężczyzna krzyknął i upadł. Strzała

sterczała z jego serca jak złoty palec.

Daphne nie poświęciła temu żadnej uwagi. Upadła na kolana obok Carsona, złapała go

za rękę, a po jej twarzy popłynęły łzy. Podbiegłam do niej. Kątem oka ujrzałam, że Logan

załatwił ostatniego wroga i biegnie w naszym kierunku.

- Stój, Gwen, stój! - wrzasnął do mnie Wiktor.

Zatrzymałam się przed samym podestem. Logan też jakoś wyhamował tuż obok mnie.

- Co jest? - zapytał, odwracając głowę ku drzwiom. - Co się dzieje? Są jeszcze jacyś

żniwiarze?

- Nie, chodzi o walkirię - odparł Wiktor. - Jej magia nareszcie dojrzewa. Tylko

patrzcie i nie przeszkadzajcie jej.

Zrobiliśmy, jak radził. Jeśli miał rację, to talent magiczny mojej przyjaciółki - do tej

pory uśpiony - powinien właśnie objawić się w spektakularny sposób.

Oparłam miecz o wypchanego konia, żeby mógł obserwować wypadki. Tymczasem

wokół Daphne pojawiało się coraz więcej różowych iskier, aż w końcu zaczęły płynąć z jej

palców nieprzerwanym strumieniem. Dziewczyna cały czas płakała, łzy kapały jej z brody i

mieszały się z magią w atmosferze. Za każdym razem, gdy łza przecinała strumień iskier,

powietrze wypełniały trzaski i w miejscu zderzenia pojawiała się różanozłota poświata.

Poświata rosła i rosła, aż w końcu objęła całą postać Daphne i jej chłopaka.

- Carson - jęczała błagalnym tonem walkiria. - Proszę cię, nie umieraj. Nie możesz.

Page 26: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Nie pozwalam ci. Słyszysz?

Nie wiem, czy ona to zrobiła, czy też jej magia miała własną wolę, niemniej po tych

słowach coś zaczęło się zmieniać. Magiczna atmosfera zgromadziła się wokół niej, już nie

trzeszcząc ani nie iskrząc, lecz wypełniając całą salę ciepłem i mocą. Mimo wyczerpania

walką widok tej poświaty wpłynął na mnie kojąco, poczułam przypływ sił i witalności.

Zauważyłam też, że z piersi Carsona przestała płynąć krew. Złota magiczna poświata

zgromadziła się wokół jego serca, w miejscu, gdzie żniwiarz go zranił. Brzegi cięcia zaczęły

się schodzić, a po chwili zrosły się bez śladu. Chłopak wyglądał tak, jakby nigdy nie odniósł

żadnej rany.

- Uzdrowiła go - szepnęłam. - Daphne ma moc uzdrawiania.

- Wygląda na to, że nieźle sobie radzi - skomentował Wiktor. - Może Celt z tego

wyjdzie.

W tej chwili, niemalże w odpowiedzi, Carson zaczął głośno kaszleć. Zamrugał

oczyma, spojrzał na Daphne i się uśmiechnął.

- Nie rób tego nigdy więcej - mruknęła rozzłoszczonym tonem.

Chłopak otworzył usta, jakby chciał jej odpowiedzieć, ale zaraz zamknął je znowu.

- Zabierz Daphne - powiedział do mnie Logan. - Ja zajmę się Carsonem.

Wspięliśmy się na podest. Logan ukląkł koło kolegi i delikatnie przyłożył palce do

jego szyi, sprawdzając puls. Uspokajająco skinął do mnie głową, więc ukucnęłam obok

przyjaciółki i wzięłam ją za rękę.

Jak tylko jej dotknęłam, włączyła się moja magia.

Wiele już razy dotykałam Daphne. Widziałam jej wspomnienia, poznałam emocje,

nigdy jednak nie czułam tego, co teraz. Miałam wrażenie, jakbym... jakbym cała wpadła w

nią, jakbym weszła w jej skórę, tak jak nigdy z nikim mi się to nie zdarzyło, nawet z

Loganem. Ujrzałam jej aurę, duszę, serce, jakkolwiek by nazwać tę jasną różową iskrę, dzięki

której walkiria była znakomita w walce i pełna życia.

Było to piękne, tak piękne, że nie mogłam się opanować. Sięgnęłam po swoją magię,

by dotknąć tej cudownej iskry, by schwytać moc Daphne i poczuć ją osobiście.

I tak uczyniłam.

Wypełniła mnie ciepła, uzdrowicielska moc, przed którą rozpłynęły się wszystkie bóle

po walce ze żniwiarką. Zniknęły rany na rękach i stłuczenia na całym ciele. Im dłużej

trzymałam tę iskrę, tym lepiej się czułam - silniejsza i pełniejsza wigoru niż kiedykolwiek. Po

kilku sekundach nie pozostało śladu po walce.

Przyjaciółka szarpnęła się, jakby nagle zdając sobie sprawę, że jej dotykam. Jej palce

Page 27: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wyślizgnęły się z mojej ręki, połączenie zostało zerwane i kojące odczucia zniknęły.

Zaraz zaczęła też migotać i znikać różana poświata. Daphne wydała długie, pełne

zmęczenia westchnienie. Zrobiła się blada, niemal tak blada jak ja. Ręka się jej trzęsła, kiedy

podniosła ją, żeby przeczesać włosy.

- Daphne - odezwałam się półgłosem. - Co ty zrobiłaś?

- Nie mam pojęcia - wymamrotała i zemdlała, upadając do przodu, prosto na Carsona.

Przez moment patrzyliśmy na siebie zdezorientowani. W końcu pochyliłam się,

potrząsnęłam przyjaciółkę za ramię i zaczęłam wołać ją po imieniu. Ona jednak nie

odpowiadała. Carson również nie, choć rana na piersi była już całkiem wygojona.

Logan położył mi ręce na ramionach i powiedział:

- Spokojnie, Cyganko, tylko spokojnie. Nic im nie jest. Tylko zemdleli. Carson z

powodu tej paskudnej rany, a Daphne dlatego, że dojrzał jej magiczny talent.

Jego słowa przeniknęły przez pokłady paniki. Spojrzałam na nieprzytomnych

przyjaciół. Byli bladzi, ale ich klatki piersiowe unosiły się rytmicznie. Logan miał rację. Nic

się nie stało. To znaczy to, co się stało, było przerażające; jedyna pociecha, że przynajmniej ci

dwoje żyli. A to najważniejsze.

Po raz pierwszy zauważyłam, że w koloseum panuje martwa cisza. Alarmy się

powyłączały, ludzie przestali krzyczeć, nie było słychać tupotu stóp żniwiarzy.

Czyżby już sobie poszli? Czy znaleźli sztylet z Helheimu i zabrali go ze sobą? Czy,

oprócz nas, w muzeum pozostał jeszcze ktoś przy życiu? Nam z Loganem nic się nie stało, ale

Daphne i Carson potrzebowali pomocy. Nagle wstrząsnęła mną myśl, że inni również -

oczywiście, jeśli jeszcze ktoś z nich żyje. Walka wszystko inne wyparła mi z głowy.

- Myślisz, że żniwiarze już poszli? - spytałam Logana.

- Nie wiem. Tak czy inaczej musimy się zorientować, co się dzieje z resztą uczniów. I

z Nickamedesem.

Nickamedes i Logan tak się od siebie różnili, że łatwo było zapomnieć, iż bibliotekarz

był wujem Logana i że Spartaninowi zależało na nim tak, jak mi na babci Frost.

- Wszystko pięknie - zapiszczał nagle Wiktor ze swojego stanowiska przy wypchanym

koniu - ale może najpierw należałoby sprawdzić, czy nie ma tu już żniwiarzy? Nie wolno

odwracać się tyłem do wrogów, póki stanowią zagrożenie. Dobrze o tym wiesz, Spartaninie.

- Ma rację - przyznał Logan, biorąc do ręki broń. - Zanim zaczniemy zajmować się

rannymi, musimy upewnić się, że jest bezpiecznie.

Z mieczami w rękach ruszyliśmy na obchód sali, Logan w jedną stronę, a ja w drugą, i

systematycznie sprawdzaliśmy, co się dzieje z pokonanymi żniwiarzami.

Page 28: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Wszyscy nie żyli. Widać to było po groteskowych pozach, absolutnym bezruchu i

zmatowiałych oczach prześwitujących przez otwory w maskach.

Rozejrzałam się jeszcze wokoło, upewniając się, czy nie przeoczyliśmy żadnego

żniwiarza, kiedy mój wzrok padł na jakiś mały, ale dość gruby biały przedmiot na podłodze,

leżący wśród krwi i odłamków szkła. Ukucnęłam obok, żeby się przyjrzeć.

Była to złożona kartka. Aha, czyli to ona wypadła żniwiarce spod peleryny, kiedy

walczyłyśmy. Dziwne. Raczej bym się spodziewała, że w kieszeni nosi sztylet.

Nie byłam pewna, jakie wibracje może mieć kartka i co bym zobaczyła, dotykając jej

gołą ręką, więc naciągnęłam rękaw i przez niego podniosłam papier z podłogi. Nie mogłam

go rozłożyć, nie dotykając palcami, zatem tylko wsunęłam do kieszeni dżinsów.

- Co to? - zainteresował się Wiktor.

- Nie jestem pewna. Chyba musi być ważne, skoro żniwiarka starała się to odzyskać,

narażając życie.

- Szkoda, że tego nie zrobiłaś - prychnął Wiktor.

Podniosłam się i podeszłam do Logana. Daphne i Carson leżeli na podeście, a

ponieważ do sali prowadziły tylko jedne drzwi, pomyśleliśmy, że nic im nie powinno się stać,

kiedy my będziemy sprawdzać, co się dzieje w pozostałych częściach muzeum.

- Gotowa, Cyganko? - spytał Spartanin miękko. - Widok w tamtej sali nie będzie

przyjemny.

Tutaj też nie był przyjemny, lecz nie musiałam mu tego mówić. Nie gorzej ode mnie

widział krew i trupy.

- Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek będę gotowa, ale jeśli jest tam ktoś, komu

możemy pomóc, to trzeba spróbować.

Chłopak spojrzał mi prosto w oczy, objął mnie i przytulił. Przymknęłam powieki i

słuchałam rytmicznego bicia jego serca. Mogłabym tak stać całe wieki.

- Nic nam nie jest - powtórzył. - Żyjemy.

Na wspomnienie okropności, które się działy i które sami czyniliśmy, poczułam

wzbierający szloch. Zdusiłam go jednak i szepnęłam:

- Wiem, wiem.

Logan trzymał mnie jeszcze moment, a potem puścił, podniósł miecz i podszedł do

drzwi. Podążyłam za nim, ściskając Wiktora w garści. Zajrzeliśmy ostrożnie do głównej sali.

Na podłodze leżeli ludzie i wyglądali zupełnie jak artefakty, tylko porozbijane na

większe kawałki. Szkło, ceramika, metal i drewno pokrywały marmurową posadzkę jak

wystrzępiony dywan. Co tylko dało się stłuc, zostało stłuczone, obrazy zostały zerwane ze

Page 29: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

ścian i podeptane.

Muzeum wyglądało jak po przejściu tornada - krew i kompletny chaos.

Nie wszyscy zginęli. Kilka osób siedziało, przyciskając dłonie do ran, żeby

zatamować upływ krwi. Inni leżeli przy kolumnach, nieobecni duchem, z pustym spojrzeniem

w oczach. Jeszcze inni spoczywali w miejscu, gdzie upadli, i płakali cicho. Ramiona im się

trzęsły, a łzy spływały po twarzach i mieszały się z krwią i gruzem.

- Sprawdź, co im jest - polecił Logan. - Ja przejdę się po innych pomieszczeniach

poszukać żywych... i może Nickamedesa.

Skinęłam głową. Spartanin skręcił w jeden z korytarzy, natomiast ja weszłam do

głównej sali muzeum. Półtora metra ode mnie nad jakimiś zwłokami kucała Morgan.

Znajdowała się najbliżej, więc podeszłam do niej, ściskając miecz i rozglądając się za

żniwiarzami, którzy mogli jeszcze gdzieś się ukrywać.

- Morgan - odezwałam się półgłosem. - Nic ci nie jest?

Walkiria odwróciła się i wtedy zobaczyłam, nad kim się pochyla. To był Samson

Sorensen - jeden z najprzystojniejszych facetów w akademii. Nie żył. Jego martwa twarz

ściągnięta była bólem, puste oczy wpatrywały się w sufit i odbijały blask metalowych płyt.

- Wszystko w porządku - szepnęłam. - Chcę ci pomóc. Czy żniwiarze już poszli?

- Tak - odparła roztrzęsionym głosem Morgan. - Jeden z nich wybiegł z tego

pomieszczenia, w którym byliście. Chyba dziewczyna. Zawołała coś do pozostałych i

wszyscy uciekli. Już ich nie ma. Chyba wreszcie znaleźli to, po co przyszli.

Zmarszczyłam brwi. Nie widziałam, żeby wybranka Lokiego brała jakąś broń czy

artefakty, a pozostali, którzy weszli z nią do sali, nie żyli, więc nie mogli nic ze sobą zabrać.

Czy sztylet z Helheimu znajdował się w innej części koloseum? Dlaczego żniwiarka i jej

przyjaciele oddalili się w takim pośpiechu? Głowa zaczęła mnie boleć od pytań, na które nie

znałam odpowiedzi.

Morgan odwróciła się do Samsona i odgarnęła mu włosy z zakrwawionej twarzy.

- Wiesz, że naprawdę go kochałam? Mimo że był chłopakiem Jasmine i spotykaliśmy

się za jej plecami, to cały czas go kochałam.

Jesienią Morgan bzykała się z Samsonem, który oficjalnie był chłopakiem jej

najbliższej przyjaciółki, Jasmine Ashton. Jasmine, o czym, nikt nie wiedział, była żniwiarką

chaosu. Poczuła się tak dotknięta nielojalnością Morgan, że chciała złożyć ją w ofierze

Lokiemu. I udałoby jej się, gdybym tego wieczoru nie pojawiła się w bibliotece antycznej.

Już otworzyłam usta, żeby powiedzieć, że wszystko rozumiem, że wiem, co mogła

czuć do Samsona, kiedy nagle zauważyłam na podłodze zbliżający się do nas cień! Może

Page 30: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

żniwiarze wcale nie uciekli?! Przeraziłam się.

Odczekałam sekundę, żeby cień znalazł się w moim zasięgu, i gwałtownie odwróciłam

się z Wiktorem podniesionym ponad głowę, gotowa spuścić go na tego, kto się za mną czaił.

- Gwendolyn! Odłóż miecz! - zawołał Nickamedes, podnosząc rękę. - To tylko ja!

Rzeczywiście, dopiero teraz poznałam bibliotekarza i zauważyłam krew na jego

odzieniu oraz miecz w ręce.

Marynarkę od garnituru miał rozdartą, ze spodni wychodziła koszula, krawat został

ucięty, tak że właściwie ocalał z niego tylko węzeł pod brodą. Na rękach miał mnóstwo cięć i

zadrapań, a prawa strona twarzy była spuchnięta i zaczynał mu się formować siniak pod

okiem.

Rozejrzałam się wokół i zauważyłam, że oprócz uczniów akademii na posadzce leży

też kilka postaci w czarnych pelerynach. Pewnie do Nickamedesa dotarł rozgardiasz, jaki

zapanował, gdy żniwiarze wtargnęli do koloseum, i bibliotekarz przystąpił do walki. No

oczywiście, był przecież Spartaninem, podobnie jak Logan, i miał te same umiejętności i ten

sam instynkt wojownika. Nickamedes pewnie gonił żniwiarzy, którzy nagle rzucili się do

ucieczki.

Bibliotekarz, w stanie równie opłakanym jak ja, z przygnębieniem przyglądał się krwi

na moim ubraniu i na Wiktorze.’ Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że być może

Nickamedesowi nie jest obojętny los uczniów... nawet mój.

- Gwendolyn - odezwał się ponownie. - Gdzie Logan?

- Nic mu nie jest. Poszedł pana poszukać.

Powoli opuściłam miecz. Poczułam napływające wyczerpanie i zrobiło mi się zimno,

jakby w moje ciało wlewano, jak do szklanki, zimną wodę. Popatrzyłam na martwych

kolegów i koleżanki, i na tych, którzy płakali i się wykrwawiali.

- Jak się czujesz? - spytał bibliotekarz ciepło.

- Nie jestem ranna, jeśli o to panu chodzi - odparłam. - Ale nie wiem, czy

kiedykolwiek jeszcze będę się dobrze czuła.

Page 31: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 4

Nie pamiętam, co było potem. To znaczy niezupełnie jest to prawdą. Pamiętam i będę

zawsze pamiętała, choćbym nie wiem jak chciała zapomnieć.

Nickamedes zadzwonił do władz szkoły i po trzydziestu minutach zaczęli pojawiać się

jacyś ludzie. Większość z nich to byli nauczyciele ze szkoły, jak pan Llew od rachunków,

pani Banba od ekonomii czy trener Lir mający pod swoją opieką drużyny pływackie. Nikt nie

wezwał policji. Zwykła policja złożona ze śmiertelników nie miałaby pojęcia o tym, co się tu

wydarzyło, a poza tym nie potrafili walczyć ze żniwiarzami ani poradzić sobie ze skutkami

ich działań.

Poza nauczycielami pokazało się też kilku innych dorosłych w grubych czarnych

kombinezonach. Otworzyli drzwi koloseum i wtoczyli metalowe wózki z czarnymi torbami.

Wiedziałam, że załadują na nie zwłoki i zabiorą do szkolnej kostnicy. Zatrzęsłam się i

odwróciłam wzrok.

Pani Metis i trener Ajaks też przyszli, ponieważ należeli do szkolnej rady

bezpieczeństwa. Ci dwoje oraz Nickamedes odpowiadali za bezpieczeństwo uczniów w

akademii. Tyle że teraz nie byliśmy w akademii... i nikt nie był bezpieczny.

Najbardziej zdziwiłam się, widząc w muzeum Raven, która obsługiwała barek

kawowy w bibliotece antycznej. Ale to chyba tylko jedno z jej licznych zadań. Raven była

staruszką. Miała kompletnie siwe włosy, czarne oczy i twarz pooraną zmarszczkami. Nosiła

długą, fałdzistą, białą szatę, taką jak pracownicy koloseum, spod której wystawały czarne

bojowe buty.

Raven stanęła z boku i oceniała wzrokiem zniszczenia. Na skrzyżowanych na piersi

rękach miała nie tylko plamy wątrobowe, lecz również stare, zblakłe już blizny. Zauważyła,

że się jej intensywnie przyglądam, i nasze oczy się spotkały. Przez moment wydawało mi się,

że pod zmarszczkami zamigotała młodsza, nieco ładniejsza twarz. Najdziwniejsze jednak, że

kiedy patrzyłam w jej oczy, poczułam napływającą falę bólu i smutku tak głębokiego, że po

policzkach zaczęły mi płynąć łzy. Jakby winiła się za ten dzisiejszy atak.

Zamrugałam i złudzenie wyparowało. Przede mną znów była tylko Raven sprzedająca

słodycze w bibliotece. Ból i smutek zniknął i zniknęły też łzy, które - jak mi się wydawało -

płynęły mi po twarzy. Podniosłam rękę, ale skórę miałam zupełnie suchą. Dziwne. Naprawdę.

Spojrzałam znowu na Raven. Stała koło kobiety wkładającej zwłoki Samsona na

Page 32: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

metalowy wózek. Po chwili ruszyła przez pobojowisko, zatrzymując się od czasu do czasu,

żeby porozmawiać z dorosłymi, którzy przyszli zrobić porządek. Pewnie kolejnym z jej

obowiązków okaże się nadzorowanie sprzątaczek. Właściwie nie powinno mnie to dziwić,

ponieważ w końcu razem z panią Metis należała do rady bezpieczeństwa akademii.

Po chwili udało mi się zapomnieć o Raven. Jej zmieniająca się twarz nie była

najstraszliwszą rzeczą, jaką dziś ujrzałam. Mój wzrok powędrował w dół i zatrzymał się na

plamie krwi. Nie, widziałam dużo gorsze rzeczy niż jej twarz.

Godzinę po ataku znajdowałam się w gabinecie z tyłu koloseum i asystowałam przy

badaniu Carsona. Pani Metis posadziła go na biurku i zdjęła mu koszulę. Kilka minut

przyglądała się jego klatce piersiowej, mimo że nie pozostało śladu po ranie od miecza.

Potem położyła ręce na ciemnych włosach chłopaka i obmacała głowę, szukając możliwych

ran. Na koniec zaświeciła mu małą latarką prosto w oczy i obserwowała, jak źrenice reagują

na światło.

- Nic mu nie będzie? - upewniłam się.

Opierałam się o ścianę obok Logana. Po jego drugiej stronie stał Nickamedes, a trener

Ajaks tarasował drzwi swoją potężną sylwetką.

Pani Metis zgasiła latarkę i odparła:

- Wyjdzie z tego. Obojgu nic nie jest. - Spojrzała na Daphne siedzącą na krześle jak

szmaciana lalka. Zanim poszłam z Nickamedesem do sali z bronią, walkiria się ocknęła, ale

nadal wyglądała na kompletnie wyczerpaną. Co jakiś czas z jej palców spływała słaba różowa

iskierka, zupełnie jakby dziewczyna wykorzystała cały zasób magicznych sił. Pewnie tak, do

leczenia Carsona.

Pani Metis skinęła Daphne głową. Przed kilkoma minutami zbadała również walkirię.

Teraz powiedziała:

- Uratowałaś go swoją magią.

- Pewnie to znaczy, że będę musiał dać ci coś zupełnie wyjątkowego na walentynki -

zażartował jej chłopak.

Daphne usiłowała się uśmiechnąć, lecz w oczach miała ból. O mało nie straciła dziś

Carsona. Nie mogła o tym zapomnieć, mimo że obiekt jej uczuć siedział cały i zdrowy

naprzeciw niej. Wiem, co czuła, bo miałam identyczne doświadczenie. Logan spojrzał na

mnie i mogłam się założyć, że myślał o tym samym - jak kilka tygodni temu Preston Ashton

niemalże zabił nie tylko nas, ale też naszego przyjaciela, Oliwiera Hektora.

Kiedy oględziny dobiegły końca, Carson włożył koszulę, nie zważając, że była

podarta i przesiąknięta krwią. Zresztą wszyscy podobnie wyglądaliśmy.

Page 33: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Jak myślicie, czego żniwiarze poszukiwali? Czego chcieli? - spytał trener Ajaks,

krzyżując ręce na szerokiej, muskularnej klatce piersiowej. Światło lamp pod sufitem odbijało

się od jego skóry, która świeciła jak wypolerowany gagat.

- To znaczy oprócz tego, że chcieli zabić sześciu uczniów ipięciu pracowników

muzeum oraz zranić dalszych kilkanaście osób? Uważasz, że to im nie wystarczało? - zadrwił

Nickamedes.

Ajaks wzruszył ramionami. Dopiero teraz zauważyłam, jaki jest zmęczony. Zwykle

ten wielki, krzepki mężczyzna, solidny i niezłomny, bardziej przypominał granitowy pomnik

niż człowieka. Dziś jednak, pomimo postury, wydawał się jak balon, z którego spuszczono

powietrze.

- Szukali sztyletu z Helheimu - odparłam cichym głosem. - Tego kazała im szukać

żniwiarka, która z nimi była. Ta, która jest wybranką Lokiego. Przyszła do sali z bronią

specjalnie po sztylet. To z nią walczyłam.

Profesor Metis na mnie spojrzała.

- Jesteś pewna, że to ona? I że chodziło o sztylet?

Skinęłam głową. Nauczycielka wszystko wiedziała o nim io tym, że moja mama

ukryła go przed żniwiarzami. Była jej najbliższą przyjaciółką, kiedy wieki temu razem uczyły

się w Akademii Mitu.

- No, to tłumaczy taki frontalny atak - odezwał się ponurym tonem Nickamedes. -

Żniwiarze zrobią wszystko, żeby dostać go w swoje ręce.

Zapadła cisza. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że ten sztylet był ostatnią pieczęcią

na mitycznym więzieniu Lokiego. Jeśli żniwiarze kiedykolwiek go znajdą, uwolnią swojego

boga. Nie bardzo sobie wyobrażałam, jak właściwie tego dokonają dzięki sztyletowi, ale

wiedziałam, że jeśli Loki będzie wolny, to zginie wielu ludzi. Bardzo wielu.

Tyle osób straciło dziś życie.

- Zastanawiam się, dlaczego im się wydawało, że sztylet jest w muzeum - powiedziała

pani Metis. - Koloseum Kriosa nie słynie z kolekcji artefaktów. Specjalizują się raczej w

ceramice i sztuce, nie w magicznych artefaktach, a już szczególnie nie w broni.

- Może to coś wyjaśni - odparłam. Dłonią osłoniętą rękawem bluzy sięgnęłam do

kieszeni dżinsów i wyjęłam kartkę. - Zgubiła to ta żniwiarka, kiedy walczyłyśmy. Nie

dotykałam jej, więc nie wiem, jakie może mieć wibracje. Po tym... po tym, co się dzisiaj stało,

chyba nie mam ochoty jej dotykać.

Pani Metis, Ajaks i Nickamedes spojrzeli po sobie. Pani Metis wzięła ode mnie kartkę

papieru i rozłożyła ją na biurku. Wszyscy stanęliśmy wkoło i utkwiliśmy w niej oczy. Po

Page 34: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

rozłożeniu i wygładzeniu zajmowała niemal całe biurko. Był na niej szczegółowy plan...

czegoś. Nie miałam pojęcia czego. Sądząc po kole w lewym rogu, to coś miało kopułę. W

rozmaitych miejscach znajdowały się małe krzyżyki, rozmieszczone bez żadnego porządku.

Wszystko razem wyglądało na kompletne bzdury. Dlaczego jednak żniwiarka narażała się na

obcięcie głowy, żeby to odzyskać?

Ajaks zaklął i się odwrócił. Pani Metis westchnęła i potarła czoło, jakby zaczęła boleć

ją głowa. Tylko Nickamedes stał w miejscu, wpatrując się w plan z zamyślonym wyrazem

twarzy.

- O co chodzi? - spytałam. - Czy coś się nie zgadza?

- To plan budynku - odparł Nickamedes.

Przewróciłam oczami. No jasne. Tyle to i ja widzę. Ale czego? Gdzie to jest? I

dlaczego jest taki ważny?

Jakby w odpowiedzi na te kąśliwe uwagi bibliotekarz na mnie spojrżał.

- To plan biblioteki antycznej.

- Biblioteki? - zdziwiłam się. - Po co żniwiarce plan biblioteki?

Nickamedes nie spuszczał ze mnie wzroku. Nagle przyszła mi do głowy myśl.

- Biblioteka - szepnęłam. - Żniwiarze myślą, że sztylet z Helheimu tam jest ukryty.

- Na to wygląda.

- No i? - spytałam.

-1 co?

-1 gdzie jest ukryty? Czy cały czas pan o tym wiedział?

Z każdym słowem mówiłam głośniej i agresywniej. Logan położył mi rękę na

ramieniu, dając znak, żebym się nie podniecała. Tego dnia jednak wydarzyło się tyle

okropności, że już nie potrafiłam się opanować.

53

Nickamedes zesztywniał, wyprostował się i spojrzał na mnie z wyższością.

- Zapewniam cię - rzekł - że sztyletu nie ma w bibliotece. Znam każdy centymetr tego

miejsca i już dawno bym go znalazł.

- Naprawdę? A wiedział pan, że Jasmine Ashton ukrywała się w magazynie na trzecim

piętrze? I że trzymała tam Czarę Łez? - odszczeknęłam się. - Jeśli dobrze sobie przypominam,

uważał pan, że czarę wyniósł z biblioteki jakiś żniwiarz. Tymczasem okazało się to

nieprawdą, zgadza się?

Nickamedes zaczerwienił się i otworzył usta, ale pani Metis nie dała mu dojść do

słowa. Stanęła między nami, położyła mu rękę na piersi, i rzekła:

Page 35: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Wystarczy. Mówię do was obojga. Kłótnie niczego nie rozwiążą. Jestem pewna, że

Nickamedes ma rację i że sztyletu nie ma w bibliotece. Inaczej już dawno ktoś by na niego

trafił.

- Jednak to dlatego dziś pojawili się tu żniwiarze, prawda? - wtrącił Ajaks. - Bo

większość broni i artefaktów została wypożyczona na wystawę. Z jakiegoś powodu

żniwiarzom wydaje się, że sztylet jest ukryty w bibliotece. Pewnie myśleli, że Nickamedes go

nie rozpoznał, opisał jako coś innego i wysłał do koloseum na wystawę. Wiedzieli, że tu

łatwiej będzie im się włamać niż do biblioteki.

- Nie wiadomo, na jaką myśl wpadła genialna Grace Frost - zaszydził Nickamedes. - I

gdzie ukryła sztylet. Czasami zupełnie nie potrafiłem zrozumieć jej wyborów. Uważam, że

często postępowała po prostu głupio.

Na te szorstkie słowa w mojej piersi gniew strzelił jak raca. m

- A co pan w ogóle wie na temat mojej mamy? - warknęłam, zacisnąwszy pięści. -

Ona nie żyje, może pan zapomniał? Zamordowana przez żniwiarzy, ponieważ nie chciała

zdradzić miejsca ukrycia sztyletu. Więc ani słowa więcej na jej temat!

Oczy Nickamedesa pociemniały. Logan ścisnął mnie za ramię. Czułam, jak jego palce

wpijają mi się w skórę. Bibliotekarz jeszcze chwilę mierzył mnie wzrokiem, potem przeniósł

spojrzenie na siostrzeńca i znowu zmarszczył brwi.

- Sztyletu nie ma w bibliotece - powtórzył uparcie. - Nie wiem, po co w ogóle o tym

rozmawiamy. Idę sprawdzić, czy pojawili się już rodzice rannych uczniów.

Szarpnięciem otworzył drzwi, wypadł na korytarz i zatrzasnął je za sobą.

- Co mu jest? - mruknęłam pod nosem.

Pani Metis pokręciła głową i odparła:

- To długa historia.

Jeszcze raz spojrzałam na plan, zwracając szczególną uwagę na krzyżyki. Odkąd już

wiedziałam, że to biblioteka, to nawet rozpoznawałam niektóre zaznaczone obiekty. Lada do

wypożyczania i zwrotu książek, przy której pracowałam, miejsce, gdzie niegdyś znajdowała

się Czara Łez, barek kawowy. Dziwne. Codziennie przewijały się tam setki uczniów.

Spodziewałabym się raczej, że żniwiarze zaznaczą jakieś mniej publiczne zakątki jako

miejsce ukrycia sztyletu, w którym od lat spoczywa bezpiecznie.

Pani Metis wzięła plan i poszła powielić na stojącej w kącie maszynie. Sporządziła

kilka kopii, pewnie dla władz szkoły. A potem z niemym pytaniem w oczach podała mi

oryginalną kartkę.

Westchnęłam. Po tym wszystkim, co się zdarzyło, wolałabym nie uciekać się do

Page 36: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

mojego cygańskiego daru, ale chyba nie miałam wyboru. Musiałam znaleźć sztylet pierwsza,

przed żniwiarzami, a najwięcej szans dawała mi psychometria.

Usiadłam więc w fotelu, zacisnęłam palce na kartce iprzygotowałam się na napływ

emocji i obrazów związanych z narysowanym planem.

Pierwsze, co pojawiło się w mojej głowie, to obraz żniwiarki ubranej tak samo jak

dziś: w czarną pelerynę i gumową maskę. Znajdowała się w eleganckim pokoju. Meble z

ciemnego drewna, ciężkie antyczne kanapy, na ścianach duże obrazy, kryształowe wazony z

czerwonymi i czarnymi różami. Żniwiarka pochyliła się nad planem rozłożonym na stole.

- Twierdzisz, że sztylet jest w bibliotece? - spytała, odwracając głowę.

Zdałam sobie sprawę, że te słowa kieruje do mężczyzny. Nie miał na sobie peleryny

ani maski, więc widziałam jego twarz. Nie był to nikt z profesorów ani z innych pracowników

akademii, nie miałam zatem pojęcia, kim może być.

- Owszem - odparł. - Potwierdzają to wszystkie testujące zaklęcia lokalizujące. Sztylet

z Helheimu ukryto gdzieś w bibliotece antycznej.

Żniwiarka podniosła wzrok na obraz na ścianie ukazujący czarnego roka. Widziałam

już tego ptaka na ilustracjach w podręczniku historii mitycznej, ten wizerunek jednak

ukazywał dokładnie jego wielkość i dzikość. Rok był tak ogromny, jak inne mityczne stwory,

na przykład grasowniki nemejskie czy fenriry, i miał potężne zakrzywione szpony, którymi

mógł unieść do góry człowieka... albo rozedrzeć go na strzępy. Pióra miał błyszczące,

głęboko czarne, a głębię tę podkreślało czerwonawe zabarwienie - zaakcentowane na obrazie,

podobnie jak czerwony płomień w przejrzystych czarnych oczach.

Żniwiarka rozejrzała się wokół, a ja zdałam sobie sprawę, że praktycznie wszystkie

meble i bibeloty są ozdobione malunkami bądź płaskorzeźbami ukazującymi tego ptaka.

Krzesła, stoły, wazony, podpórki pod książki, nawet w rogu stał jego marmurowy posąg.

Jakaś obsesja.

- Jeśli sztylet jest w bibliotece - odezwała się dziewczyna - to powinniśmy pójść po

niego, prawda?

Zaczęła się dyskusja na temat możliwego miejsca przebywania artefaktu i sposobu

jego wykrycia. Najwyraźniej zaklęcia, którymi Nickamedes chronił bibliotekę, stanowiły

skuteczną zaporę dla magii żniwiarzy i dlatego nie byli pewni dokładnej lokalizacji.

Zmarszczyłam brwi. Może za słabo się koncentruję, pomyślałam, bo wspomnienia

związane z planem wydawały mi się jakieś... hm, lekko podejrzane. Umykało mi coś

oczywistego. Coś, co sprawiało, że to wszystko wyglądało trochę nierzeczywiście. Jakby nie

było prawdziwe. Nie bardzo wiedziałam, dlaczego coś mi się tu nie zgadza.

Page 37: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Powoli błyski wspomnień i migotanie obrazów traciły na intensywności, co oznaczało,

że już nic więcej z planu nie wydobędę. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zgromadzonych.

- Żniwiarze szukali sztyletu, używając magii - oznajmiłam. - Nie potrafią wskazać

dokładnego miejsca ukrycia, niemniej wiedzą, że jest to gdzieś w bibliotece.

- Jeśli tak, to zrobią wszystko, żeby przedrzeć się przez system bezpieczeństwa na

kampusie i przeszukać gmach - powiedział pan Ajaks. - Muszę poinformować o tym

Nickamedesa i Raven.

Pani Metis skinęła głową i Ajaks wyszedł. Nauczycielka przeciągle westchnęła.

Musiała być chyba tak zmęczona jak trener.

- Coś się nie zgadza? - zagadnęła ją Daphne. - To chyba dobrze, prawda? Nareszcie

wiemy, gdzie jest sztylet.

Pani Metis uśmiechnęła się smutno.

- Tak i nie. Dobrze, że wiemy, gdzie trzeba zacząć szukać, ale biblioteka jest potężna,

a on może być wszędzie. Nawet gdybyśmy mieli armię ludzi do dyspozycji, to i tak dokładne

przeczesywanie wszystkich pomieszczeń zajęłoby lata. Miejsce po miejscu, siedem

kondygnacji, nie licząc balkonów i terenu wokół.

- Coś jeszcze panią martwi, prawda? - odezwał się Carson.

Pani profesor skinęła głową.

- Najgorsze jest to, że nie tylko my wiemy, gdzie jest sztylet. Żniwiarze również. A

oni zrobią absolutnie wszystko, żeby dotrzeć do niego przed nami.

Potwierdzały to dzisiejsze wypadki. Pani Metis miała rację. Żniwiarze pragnęli

zdobyć sztylet i nie dbali o to, ile osób zginie przy okazji.

To znaczy, że wszystkim w akademii grozi poważne niebezpieczeństwo.

Page 38: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 5

Kiedy wyszliśmy z gabinetu do głównej sali, wszystkie zwłoki były już zabrane.

Uczniowie akademii, którzy przeżyli atak, trzymali się w małych grupkach i przyglądali się,

jak ludzie w czarnych kombinezonach robią zdjęcia i wykonują inne czynności, które zwykle

wykonuje się na miejscu zbrodni. Przy jednej z kolumn stała Raven i nadzorowała zbieranie

dowodów rzeczowych oraz sprzątanie.

Koledzy i koleżanki mieszkający w pobliżu szkoły czekali na rodziców, natomiast inni

mieli zostać zabrani prosto do akademii. Zadzwoniłam do babci Frost, żeby poinformować ją,

co się stało, a ona postanowiła od razu przyjechać. Dziś rano podwiozła nas z Daphne do

koloseum. Umówiłyśmy się tu z Carsonem, który wziął z akademika taksówkę.

Razem z Loganem, Daphne i Carsonem poszliśmy w odwrotną stronę niż większość

naszych kolegów. Byliśmy osobno, ale niezbyt daleko od nich. Niektórzy płakali albo z

ogłupiałą miną siedzieli na podłodze. Inni, jak Abigail Rose, elegancka walkiria chodząca ze

mną na literaturę angielską, próbowali pomagać potrzebującym. Abigail rozdawała butelki z

wodą mineralną oraz chusteczki higieniczne i uspokajała wzburzone temperamenty. Kiedy

zauważyła, że się jej przyglądam, uśmiechnęła się lekko, a ja odpowiedziałam jej tym samym.

Rozejrzałam się wokół. Ku mojemu zdziwieniu nie tylko ona na mnie patrzyła -

prawdę mówiąc, na naszą czwórkę po prostu się gapiono.

Wszyscy wiedzieli już, że walczyliśmy i zabiliśmy kilku żniwiarzy. Chyba uważali

nas za bohaterów, choć my jedynie staraliśmy się przeżyć. Mieliśmy szczęście, że w chwili

ataku znajdowaliśmy się w sali z bronią. Gdybyśmy byli w głównym pomieszczeniu,

zostalibyśmy ranni. Albo gorzej.

Szczególnie intensywnie wpatrywała się we mnie jedna dziewczyna. Mniej więcej

mojego wzrostu, szczupła i silna, z kasztanowatymi włosami, które kręciły się jak szalone,

zupełnie jak moje, i zdumiewającymi oczami złotej barwy, które wyglądały jak przepiękne

topazy wprawione w jej twarz. Nawet zaczerwieniony nos, brudna twarz i łzy na policzkach

nie ujmowały jej urody. Ubrana była w markowe ciuchy, jak wszyscy w Akademii Mitu.

Ciągnęła za rękawy swojej bluzki, jakby była za ciasna, choć tak naprawdę z niej zwisała.

Dziewczyna zauważyła, że się jej przyglądam, zaczerwieniła się i szybko odwróciła wzrok.

- Kto to jest? - spytałam, wskazując ją ruchem głowy.

Daphne spojrzała ponad moim ramieniem.

Page 39: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Vivian Holler. Też jest w drugiej klasie. Chyba Amazonka. Przyjaźni się z Savanną i

Talią.

- Chyba nigdy jej nie widziałam.

Daphne wzruszyła ramionami.

- Słyszałam, że jest nieśmiała. Niewiele mówi, dużo czyta, ma dobre stopnie, nie

bardzo jej idzie na treningu z bronią. Trochę jak ty, Gwen.

- Super. Dzięki za podsumowanie - odpowiedziałam suchym tonem.

Przyjaciółka przewróciła oczyma i położyła głowę na ramieniu Carsona. Od ataku nie

puszczała go nawet na krok od siebie. Chłopak otoczył ją ramieniem, a z palców Daphne

wystrzeliło kilka różowych iskier. Tyle strasznego się dzisiaj stało, dobrze choć, że Carson

jest zdrów. Nie wiem, co by zrobiła Daphne, gdyby zginął. Nie wiem, co ja bym zrobiła.

Logan złapał mnie za rękę i pociągnął na bok.

- Nie chciałem, żeby tak zaczął się semestr - powiedział - ani nie tak wyobrażałem

sobie nasze spotkanie po feriach.

Uśmiechnął się smutno. Nie, dzisiaj nic nie potoczyło się tak, jak miałam nadzieję, że

się potoczy.

- Ze mną podobnie. - Zawahałam się, zanim odezwałam się znowu: - Czy myślisz,

że... że to moja wina? Ten atak?

- Dlaczego tak mówisz? - zdziwił się Logan.

Poczułam ciężar w sercu i z trudem wyjąkałam:

- Bo jeszcze nie znalazłam sztyletu z Helheimu. Nie wypełniłam polecenia Nike.

Może, gdybym go znalazła, nic by się nie stało. Może nikt by nie został poszkodowany. Może

Carson nie zostałby ranny. Może... może Samson i inni jeszcze by żyli.

Spartanin objął mnie ramionami. Ciepło jego ciała przepędziło chłód, który czułam w

kościach.

- Mówisz głupstwa, Cyganko, i sama o tym wiesz. To nie jest twoja wina. Tak jest od

czasu, kiedy bogowie umieścili Lokiego w więzieniu. Od tej pory żniwiarze usiłują go

uwolnić i zabijają naszych wojowników. Nawet gdyby nie szukali sztyletu, i tak pewnie by tu

przyszli, choćby po to, żeby ukraść artefakty i zabić, kogo się da. Nawet przez sekundę nie

możesz myśleć, że to twoja wina.

Skinęłam głową, choć wcale mu nie wierzyłam. Byłam przekonana, że gdybym

okazała się inteligentniejsza, już bym znalazła sztylet. Gdybym była szybsza, nie

dopuściłabym do zranienia Carsona. Gdybym była silniejsza, zabiłabym żniwiarkę i pomściła

mamę...

Page 40: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Gdyby... Czasami wydaje mi się, że to najstraszliwsze słowo na świecie.

Logan przyciągnął mnie do siebie. Położyłam mu głowę na ramieniu, a on objął mnie i

trzymał...

- Suka! - usłyszałam za sobą czyjś głos.

Podniosłam głowę i obróciłam się. Za mną stała wściekła

Savannah - piękna Amazonka ze wspaniałymi zielonymi oczyma i rudymi włosami,

które spadały jej na plecy kaskadą loków. Była to również dziewczyna Logana, z którą zerwał

tuż przed feriami.

Stała, ściskając w dłoniach butelki wody mineralnej z taką siłą, jakby chciała nimi we

mnie rzucić. Jak wszystkie Amazonki była ogromnie szybka i zwinna. Mogłaby mnie walnąć

w głowę butelką, zanim zorientowałabym się, o co chodzi.

Dzięki plotkom, które się rozniosły po akademii, wiedziałam, że Savannah wini mnie

za to zerwanie. Przypuszczam, że miała prawo tak to odczuć. W końcu dwa tygodnie przed

feriami, kiedy całą szkołą wyjechaliśmy na festyn zimowy, zażądałam od Logana, żeby mnie

pocałował albo zostawił w spokoju.

Myślałam, że nic nie jest w stanie pogorszyć mojego samopoczucia, póki nie

zobaczyłam bólu w oczach Savanny na widok Logana trzymającego mnie w objęciach.

Dobrze znałam ten ból - czułam się tak samo, kiedy on ją całował. Chciałam tylko, żeby

Spartaninowi zależało na mnie tak, jak mnie na nim. Nigdy nie zamierzałam zranić Savanny.

A jednak to zrobiłam.

Dlaczego knocę wszystko, czego się dotknę? Wyzwoliłam się z objęć Logana, choć i

tak było już za późno.

- Savannah? - powiedziała półgłosem Vivian.

Amazonka rzuciła mi jeszcze jedno mordercze spojrzenie, a potem podeszła do

przyjaciółki i wręczyła jej butelkę wody. Vivian otworzyła ją trzęsącymi się rękoma i zaczęła

pić. Trochę wylało jej się na koszulę i Amazonka podała jej chusteczki higieniczne, żeby się

wytarła. Jednak co chwilę odwracała się i patrzyła na mnie ze złością.

Logan westchnął i rzekł:

- Pójdę z nią porozmawiać.

- Lepiej nie, ona ma prawo być na mnie wściekła.

- Oczywiście, że ma - odezwał się jakiś głos za mną. - Bo wszyscy wiedzą, że Logan

ma fioła na twoim punkcie, Gwen. To już niemal przeszło do legendy. Jak to Cyganka

utemperowała złego Spartanina.

Usłyszałam zbliżające się kroki i obok mnie pojawiła się Morgan. Spojrzała na

Page 41: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Savannę, która rozmawiała z Vivian i jednocześnie patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.

- Uważaj, Cyganko - szepnęła Morgan. - Savannah wygląda słodko i niewinnie, ale

ma temperament. Lepiej jej się nie narażać. Jeśli nie zejdziesz jej z drogi, szybko dorobisz się

mojej reputacji. Szkolna dziwka, która kradnie koleżankom chłopaków.

Walkiria roześmiała się chrapliwie i wystrzeliła kilka zielonych iskier. Morgan miała

opinię dziewczyny, która bzyka się z każdym, kto jej wpadnie w oko. Niedawno straciła

wszystkie koleżanki, gdy okazało się, że za plecami najbliższej przyjaciółki spotyka się z jej

chłopakiem.

Nie wiem, ile Morgan pamiętała z tego wieczoru, kiedy o mało nie została złożona w

ofierze Lokiemu. Dzięki Czarze Łez, artefaktowi obdarzonemu potężną mocą, Jasmine

zmieniła przyjaciółkę w bezmyślną kukłę. Morgan twierdziła, że nie ma pojęcia o tym, co się

wówczas działo. Lecz przeczucie mówiło mi, że doskonale wszystko pamięta, bo bardzo się

od tego czasu zmieniła. Nie była już tak wyniosła i okrutna, a w czasie festynu pomogła mi

nawet ukradkiem wejść do cudzego pokoju. Teraz niemal odnosiłam wrażenie, że mogłabym

się z nią zaprzyjaźnić, ponieważ doświadczyłyśmy podobnych horrorów.

- Wcale nie uważam cię za szkolną dziwkę - powiedziałam półgłosem. - A dzisiaj,

podczas ataku żniwiarzy, ukryłaś się, wiedząc, że nie dasz im rady. Postąpiłaś bardzo mądrze.

Walkiria spojrzała na mnie ze zdziwieniem i po chwili na jej twarzy pojawił się jakby

cień uśmiechu.

- Wiesz co, Gwen? Nie jesteś taka zła.

Morgan już sobie poszła, kiedy usłyszałam prychnięcie i zdałam sobie sprawę, że

Savannah cały czas się na mnie gapi. Musiała słyszeć, co Morgan mówiła o fiole Logana na

moim punkcie, bo jej twarz była wykrzywiona złością.

Najdziwniejsze jednak, że jej oczy żarzyły się i robiły coraz bardziej czerwone.

Okej, okej, niezupełnie się żarzyły, tylko wyglądały tak, jakby przez ułamek sekundy

pojawił się w nich płomień, karmazynowy blask, który kojarzył mi się ze żniwiarzami.

Zamrugałam i czerwień nagle znikła, tak jak się pojawiła. Twarz Savanny znowu była

normalna. Zaczęłam się zastanawiać, czy sobie tego po prostu nie wyobraziłam.

Pomasowałam czoło, bo nagle zaczęła boleć mnie głowa.

- Gwen! - usłyszałam znajomy głos. - Gwen!

Stanęłam na palcach. Przez kłębiących się ludzi torowała sobie drogę starsza kobieta.

Wyglądała zupełnie nie na miejscu: w fiołkowej bluzce z jedwabiu, czarnych spodniach i

czarnych butach z zawiniętymi noskami, zupełnie jak dżin, który uciekł z butelki. Od stóp do

głów owinięta była w czerwone, szare i zielone jedwabne szale, które powiewały i

Page 42: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

pobrzękiwały przyczepionymi do krawędzi srebrnymi monetami. Ten dźwięk odbijał się od

sklepienia i powracał echem. Na ramiona miała zarzucony szary płaszcz - w kolorze jej

szpakowatych włosów. Fiołkowe oczy - zupełnie takie, jak moje - błyszczały młodzieńczo na

twarzy pełnej zmarszczek.

Tak, wśród krwi i zniszczeń w muzeum moja babcia, Geraldine Frost, wyglądała

zupełnie nie na miejscu, ale poczułam się uszczęśliwiona jej widokiem.

Babcia zobaczyła mnie i skręciła w moim kierunku.

Odsunęłam się od Logana i rzuciłam się w jej otwarte ramiona.

- Babciu!

- Już dobrze, dziecinko - powiedziała, przytulając mnie mocno. - Już jestem z tobą.

Wszystko będzie dobrze.

Nie byłam tego taka pewna, lecz jeszcze mocniej się do niej przytuliłam, zamknęłam

oczy i przez chwilę udawałam, że świat wrócił do równowagi.

Babcia długo trzymała mnie w objęciach. Kiedy wreszcie puściła, spojrzała na

Logana, który stał za mną.

- Rozumiem, że to ten Spartanin, o którym tyle mi opowiadałaś? - zauważyła z

uśmiechem. - Jest jeszcze przystojniejszy, niż mówiłaś. Zataiłaś to przede mną, złotko.

- Babciu! - oburzyłam się, czując, że się gwałtownie czerwienię.

Babcia spojrzała na mnie z rozbawieniem.

-1 tak byśmy się spotkali, wcześniej czy później. Uwierz mi, dziecinko. Nie sądziłam,

że będzie to dziś... ani że w takich strasznych okolicznościach.

Miała rację. Cóż mogłam zrobić, trzeba było ich sobie przedstawić.

- Logan Quinn, to moja babcia, Geraldine Frost. Babciu, to Logan. Mój eee...

przyjaciel.

Aż mnie skręciło, kiedy wymówiłam to słowo. Niezupełnie byliśmy przyjaciółmi, ale

też Logan nie powiedział, że jestem jego prawdziwą miłością. Ani dziewczyną. Nawet nie

byliśmy na randce!

Babcia i Spartanin podali sobie ręce. Logan rozluźnił chwyt, jednak babcia zacisnęła

swoje dłonie na jego i przez moment jej oczy stały się szkliste, nieobecne, jakby patrzyła w

dal. Poczułam wokół nas obecność czegoś pradawnego i mądrego.

Babcia była Cyganką, tak jak ja, co znaczy, że też miała magiczny dar. Widziała

przyszłość. Teraz wyglądało na to, że zajrzała w losy Logana.

- To nie twoja wina - mruknęła do niego. - Nie było to twoją winą wtedy i nie będzie

w przyszłości.

Page 43: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Logan zbladł, jakby wiedział, o czym ona mówi. Już miał zadać pytanie, otworzył

nawet usta, ale zaraz je zamknął.

Po chwili niewidzialna moc wokół babci znikła i zmieniło się też spojrzenie jej oczu.

Puściła dłoń Spartanina i cofnęła się o krok.

- Co takiego widziałaś? - spytałam ją.

Przez moment sądziłam, że nie odpowie, tymczasem ona uśmiechnęła się i rzekła:

- Nic, czym należałoby się martwić, kochanie. Poza tym tylko zainteresowanym

zdradzam ich losy. Wiesz, polityka prywatności i te rzeczy.

Polityka prywatności? Babcia była wróżką, nie prawnikiem. Niemal zawsze mówiła

mi, jaką miała wizję - chyba że dotyczyło to mnie. Wizje dotyczące rodziny i przyjaciół

zdarzały się rzadko - im bliższa była osoba, tym bardziej przyszłość zaciemniały uczucia.

Nawet kiedy babcia miała wizję na mój temat, rzadko dzieliła się ze mną zdobytą wiedzą.

Powtarzała, że woli, abym sama podejmowała decyzje, a nie polegała na czymś, co wcale

może się nie zdarzyć. Niemniej teraz na twarzy babci malowało się napięcie, byłam ciekawa,

co takiego widziała... i czy było to bardzo straszne.

Logan patrzył na babcię niemal z urazą, jakby podzieliła się jego najtajniejszym

sekretem z całym światem. Ciekawe, czy wizja pokazała to, co ja sama zobaczyłam kilka

tygodni temu, kiedy go dotknęłam: Spartanina stojącego nad zwłokami kobiety i dziewczyny.

Wówczas skupiałam się na umiejętnościach walki, ale również ten obraz mi się pokazał.

Ciekawe, czy to, co babcia powiedziała Loganowi, miało coś wspólnego z tym

wspomnieniem. A może odgadła, jakiej to tajemnicy chłopak za nic nie chce mi zdradzić? Co

uważa za tak strasznego, że mogłoby zmienić mój stosunek do niego?

Nie miałam czasu odkryć, co takiego przede mną ukrywają, ponieważ od razu się

rozstaliśmy. Carson, Logan i Nickamedes poszli prosto do Akademii Mitu, a babcia zabrała

mnie i Daphne do swojego domu leżącego kilka przecznic od centrum Asheville. Rozstanie

nie miało być długie, ponieważ - pomimo niedawnej tragedii - rano zaczynały się lekcje.

Najwyraźniej władze akademii doszły do wniosku, że uczniowie będą najbezpieczniejsi na

kampusie. Nie dziwię się im, po tym, co stało się w koloseum. Choć raz z radością przywitam

kamienne sfinksy strzegące bram szkoły.

Babcia zaparkowała na ulicy i weszłyśmy po szarych betonowych schodach. Koło

drzwi wejściowych wisiała mosiężna tabliczka: „Przepowiadanie przyszłości” - w ten sposób

babcia sobie dorabiała. W naszej rodzinie było to niemal tradycją. Ja, dzięki psychometrii,

dorabiałam sobie, szukając zagubionych laptopów, komórek, kluczy, torebek, portfeli,

biżuterii, biustonoszy, majtek i bokserek.

Page 44: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Cygański dar pozwalał mi bez trudu znajdować zguby. Oczywiście, kiedy coś się

zgubiło, to nie mogłam tego dotknąć, ale ludzie zostawiali swoje wibracje niemal na

wszystkim, o co się otarli. Żeby zlokalizować zapodziany telefon, zazwyczaj wystarczało

przejechać palcami po meblach. A jeśli nie trafiałam na niego od razu, to dotykałam, co

popadło - w pokoju czy tam, gdzie mnie prowadziła wizja - i w końcu się udawało.

Kiedy Daphne poszła do salonu zadzwonić do rodziców, usiadłyśmy z babcią w

kuchni. Błękitne ściany i biała podłoga z kafli czyniły z niej najweselsze pomieszczenie w

całym domu. Dziś jednak wydawała się zimna, ciemna i ponura. Usiadłam na krześle, prawie

kładąc się na stole.

- Kiedy byłyście w koloseum, upiekłam jabłecznik. Chcesz kawałek?

Wskazała ręką blachę, która studziła się na stole. Leżała między dwiema puszkami na

ciastka. Jedna miała kształt muffinki czekoladowej, a druga błękitnego płatka śniegu. Tę

drugą babcia dostała ode mnie na gwiazdkę - miałyśmy zwyczaj dawać sobie pod choinkę coś

z motywem płatków śniegu. To dość normalne, jeśli weźmie się pod uwagę, że nazywałyśmy

się Frost. W tym roku dostałam od niej długi wełniany szal, rękawice i czapkę. Wszystko było

ciemnoszare w błyszczące śnieżynki.

- No i co, złotko? - dopytywała babcia. - Jabłecznika?

- Nie, dziękuję. Teraz nie mogłabym nic przełknąć.

Babcia Frost znakomicie piekła, a ja uwielbiałam słodycze.

Dziś jednak słodki zapach wcale mnie nie kusił. Po tym, co się stało, jedzenie deseru

wydawało się nie na miejscu.

- Rozumiem, dziecinko. Sama nie mam ochoty jeść.

Babcia usiadła przy stole obok mnie i wzięła moją dłoń w swoje ręce, tak jak zrobiła

to z Loganem. Zamknęłam oczy. Otoczyło mnie ciepło jej miłości i zmyło część okropieństw.

- Czy do tego można się przyzwyczaić? - spytałam cicho, otwierając oczy. - Do

świadomości, że żniwiarze zabijają wojowników? Że robią ludziom... takie rzeczy? Po walce

z Jasmine i Prestonem wydawało mi się, że wiem, do czego są zdolni. Dziś jednak, w

koloseum, było... okropnie.

Babcia pokręciła głową.

- Chciałabym móc ci powiedzieć, że z czasem robi się lżej, że przywyka się do krwi i

przemocy, ale to nieprawda. Nie mogę ci pomóc inaczej, jak tylko będąc z tobą wtedy, gdy

mnie potrzebujesz, Gwen. I tak będzie zawsze, bez względu na wszystko. Możesz na mnie

liczyć.

Pomyślałam o mamie. Mówiła to samo. Że będzie mnie kochać bez względu na

Page 45: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wszystko i że zawsze będzie ze mną. Tymczasem ją straciłam, została brutalnie zamordowana

przez tę żniwiarkę.

Nie mogę nie pomścić jej śmierci.

Niezależnie od wszystkiego dowiem się, kim jest ta dziewczyna, a wtedy ją zabiję.

Może to znaczyło, że jestem tak samo zła jak zwolennicy Lokiego. Prawdę mówiąc, miałam

już to w nosie. Szczególnie po tym, co dzisiaj widziałam, po tym, jak żniwiarka szydziła,

wspominając śmierć mojej mamy.

Z trudem odsunęłam od siebie smutki. Dziś byłam w babcinej kuchni i o niczym

więcej nie chciałam myśleć. Chcę się cieszyć spokojem, jak długo mogę. Jutro wrócę do

Akademii Mitu i zacznę szukać sztyletu z Helheimu.

Bardzo, bardzo długi czas siedziałyśmy z babcią w kuchni, trzymając się za ręce.

Page 46: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 6

Daphne skończyła rozmawiać z rodzicami i weszła do kuchni, lecz żadna z nas nie

miała ochoty na konwersację ani kolację. Walkiria cały czas odczuwała zmęczenie po

objawieniu się jej talentu i po uleczeniu Carsona, więc zrobiła sobie gorący prysznic i poszła

do łóżka, mimo że nie było jeszcze ósmej. Po chwili obie z babcią wzięłyśmy z niej przykład.

Starłam parę z lustra w łazience i spojrzałam na swoje odbicie. Mokre brązowe włosy,

kilka piegów na bladej twarzy i oczy w dziwnej fiołkowej barwie. Zmyłam z siebie krew,

którą byłam cała umazana, i wyrzuciłam ubranie do kosza. Okropne wspomnienia jednak nie

znikły, tkwiły tuż pod powierzchnią, gotowe w każdej chwili wypłynąć. Zadrżałam i

odwróciłam wzrok.

Nie mogłam spać, więc opatuliłam się czerwonym flanelowym szlafrokiem i weszłam

na drugie piętro. Prawdę mówiąc, był to strych, na który babcia wstawiła kilka mebli. Po

śmierci mamy przesiadywałam tu godzinami, wyglądając przez okno, płacząc i zastanawiając

się, dlaczego tak nagle i okrutnie ją straciłam. Choć pytałam o to pewnie z tysiąc razy, nigdy

nie otrzymałam odpowiedzi.

Teraz, kiedy znałam przyczynę, wcale nie było mi łatwiej.

Włączyłam światło. Na strychu znajdowały się stosy pudeł ułożonych w labirynt

ciągnący się z jednego końca domu do drugiego. W większości z nich były zwykłe śmieci,

stare czasopisma, których babcia jakoś nigdy nie wyrzuciła, zniszczone ubrania, które już na

nas nie pasowały, ozdoby choinkowe, które wyciągało się na święta.

Wśród tych rupieci leżały też nowsze pudła - z rzeczami mamy. Jej ubrania, książki,

biżuteria, nawet kosmetyki i ulubione perfumy o zapachu bzu. Wszystko, co zostało po niej w

naszym dawnym domu. Wszystkie codzienne rzeczy, których już nigdy nie będzie

potrzebowała.

Nie ruszałam tych pudeł, ostatnio jednak było to konieczne. W czasie ferii

systematycznie przeglądałam jej rzeczy, wyciągałam jedną po drugiej, szukając czegoś, co

mogłoby mi zdradzić, gdzie mama ukryła sztylet z Helheimu. Miałam nadzieję, że zostawiła

jakąś wskazówkę, z której zbiorę wibracje ujawniające mi miejsce jego ukrycia.

Okazało się to zadaniem niemal ponad moje siły.

Wszystko, czego dotknęłam, każdy sweterek, wisiorek, októry otarłam się palcami,

przynosiły jej wspomnienia. Zupełnie jakbym oglądała kondensat jej życia, tego, co widziała,

Page 47: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zrobiła, czuła. Przyjemnie było dotykać jej zabawek z dzieciństwa i widzieć, jak się nimi

bawi. Dziewczynka z kitkami i piegami, zupełnie jak ja. Jednocześnie uświadamiało mi to

boleśnie, jak bardzo za nią tęsknię. I że już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, nigdy z nią nie

porozmawiam.

Dotykanie jej rzeczy było traceniem jej ponownie, raz po raz - kilka tragedii w

każdym pudełku.

Niemniej postanowiłam nie rezygnować. Mama ukryła sztylet dawno temu, kiedy

chodziła do Akademii Mitu i była wybranką Nike, greckiej bogini zwycięstwa. Teraz moim

zadaniem, jako obecnej wybranki Nike, było odnalezienie go przed żniwiarzami.

Nadzieja powoli gasła, bo do tej pory na nic nie trafiłam

- a zostało mi jeszcze tylko jedno pudło. Przyciągnęłam je do starego szarego fotela,

otworzyłam i zaczęłam przeglądać zawartość. Ubrania, stary kapeć, wysuszone flamastry,

kilka książek, rulon ćwierćdolarówek, które mama zapomniała zmienić w banku. Przedziwny

zbiór przedmiotów.

Dotykałam wszystkiego, lekko zaciskałam rzeczy w dłoni i sięgałam po magię

psychometryczną, usiłując wycisnąć z nich, co się da. Ale pokazało się tylko kilka

niewyraźnych migawek, jak mama kupuje odzież w sklepie lub ze zdenerwowaniem potrząsa

wypisanymi flamastrami. Nic nadzwyczajnego. Ze zwykłych, codziennych przedmiotów,

które miały jedną konkretną funkcję i których używa się co dnia, jak komputery, pióra,

spinacze do papieru, przeważnie nie zbierałam żadnych specjalnych wibracji. Potężne

widzenia zdarzają się, gdy dotykam obiektu, do którego ktoś przywiązuje szczególną wagę,

który jest dla tej osoby szczególnie drogi, na przykład cenny pierścień od pokoleń należący do

jednej rodziny czy ukochane zawieszki na choinkę, które własnoręcznie zrobiło się w

dzieciństwie.

Niemniej z uporem przeglądałam przedmiot po przedmiocie, zaglądałam do kieszeni,

wytrząsałam wszystko, co znajdowało się między kartkami książek. I nic. W końcu sięgnęłam

po sweter z samego spodu, gotowa przyznać się do porażki, gdy zauważyłam coś pod

spodem: pudło po butach. Wyciągnęłam je i zdjęłam pokrywę, przekonana, że jest tam para

zimowych kozaków, które mama przestała nosić dziesięć lat temu. Tymczasem w środku,

owinięty w bibułkę, leżał pamiętnik w skórkowej oprawie.

Zaintrygowana, wzięłam zeszyt do ręki. Dotykając bibułki, ujrzałam mamę przy

pakowaniu i nic więcej. Szara skórzana oprawa była podniszczona i wyblakła, krawędzie

kartek - popękane i pomarszczone, jakby wylała się na nie woda. Na okładce błyszczały

drobinki srebra układające się w powyginane kształty winogron i liści.

Page 48: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Nie miałam pojęcia, że mama prowadziła pamiętnik, ale teraz, kiedy go znalazłam, nie

mogłam się doczekać, żeby poznać jej wspomnienia... i tajemnice.

Wzięłam głęboki oddech, odwinęłam bibułkę i z zamkniętymi oczyma przesunęłam

palcami po miękkiej skórze. Psychometria zadziałała od razu. Głównie widziałam, jak siedzi

przy biurku w akademiku, bazgroląc w pamiętniku. Była wtedy młoda, mniej więcej w moim

wieku - około siedemnastu lat. Brązowe włosy nosiła ściągnięte w luźny kucyk. Zdałam sobie

sprawę, że pamiętnik pochodzi z czasów, gdy uczęszczała do Akademii Mitu. Jeden po

drugim przed moimi oczyma pojawiały się obrazy mamy piszącej w nim w rozmaitych

miejscach na kampusie: na trawniku na górnym dziedzińcu, w eleganckiej stołówce, nawet na

schodach biblioteki antycznej.

Skupiłam się intensywnie na ostatnim obrazie, nie dawałam mu odejść, wyostrzałam

każdy szczegół z nadzieją, że zobaczę coś, co powie mi, gdzie jest sztylet z Helheimu.

Niestety, wspomnienie pokazywało tylko, jak mama siedzi na stopniach pomiędzy

strzegącymi wejścia gryfami.

W pewnym momencie spojrzała na tego z prawej, po czym gwałtownie odwróciła

głowę. Nic dziwnego. Widocznie ona też dostawała gęsiej skórki na widok posągów.

Porzuciłam ten obraz i surfowałam przez inne wspomnienia związane z pamiętnikiem,

jednak nie znalazłam nic wyjątkowego. Tylko uparte gryzmolenie.

Po kilku minutach wizja zaczęła blaknąć, co znaczyło, że niczego więcej się nie

dowiem. Otworzyłam oczy i przerzuciłam kilka pierwszych stron zapisanych pięknym,

ozdobnym pismem. Nawet jeśli nie zawierał wzmianki o miejscu ukrycia sztyletu, to nadal

była to cząstka mamy. Chciałam przeczytać jej dziennik, wiedzieć, co robiła, kiedy była w

akademii, co myślała o szkole, jakich miała wrogów i przyjaciół, w kim się podkochiwała, a

szczególnie skąd brała odwagę, by być wybranką Nike i walczyć ze żniwiarzami. Krótko

mówiąc, chciałam poznać jej tajemnice.

Ponieważ w pudle niczego więcej nie było, włożyłam wszystkie rzeczy z powrotem do

środka, wyłączyłam światło i zeszłam do swojego pokoju na pierwszym piętrze. Daphne już

spała. Podniosłam kołdrę i wczołgałam się do łóżka obok niej. Walkiria mruknęła coś przez

sen i odwróciła się na drugi bok, iskrząc lekko z palców. Leżałam bez ruchu. Daphne

westchnęła cicho i z powrotem zapadła w głęboki sen. Położyłam pamiętnik na nocnym

stoliku, a potem wsunęłam się głębiej pod kołdrę, zdecydowana zasnąć, żeby rano nie być

kompletnie wyczerpana.

Powoli zaczęłam się odprężać, moje myśli stały się urywane i nieskładne, pojawiła się

pocieszająca czerń, w której zatracały się horrory minionego dnia. Już niemal spałam... kiedy

Page 49: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

nagle za oknem rozległo się wściekłe wycie.

Momentalnie otworzyłam oczy.

Słyszałam już takie wycie i zazwyczaj oznaczało jedno: że coś planuje mnie pożreć.

Naciągnęłam kołdrę pod brodę i, ledwie ośmielając się oddychać, wytężyłam wzrok i

słuch, ale słyszałam tylko Daphne. Walkiria chrapała, jakby miała w gardle tartak.

Wyjątkowo wkurzające. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że to wycie musiałam sobie

wyobrazić. Po chwili znów zaczęłam zapadać w sen... i wtedy usłyszałam je ponownie.

Tym razem nie mogłam udawać, że to sprawa wyobraźni. Wysunęłam się z łóżka i

sięgnęłam po miecz. Wyjęłam go ze skórzanej pochwy i na palcach podeszłam do okna.

- Co się dzieje? - wymamrotał Wiktor, okrutnie ziewając.

- Chyba coś jest za oknem - mruknęłam.

Miecz mrugnął okiem, które w mroku błyszczało jak purpurowy księżyc.

- Chyba? To nie wiesz? Cyganko, ile razy ci to powtarzałem? Budź mnie tylko wtedy,

jeśli wpadniesz w tarapaty. Albo jeśli są jacyś żniwiarze, których mogę zabić.

Wiktor zatrzasnął oko i wrócił do drzemki. Ze złością na niego spojrzałam,

zastanawiając się, czy porządnie nim nie potrząsnąć, żeby się obudził. Jednak już się

przekonałam, że żadne szykany nie nakłonią go do porządnego zachowania. Może i był

przedmiotem głównie nieożywionym, niemniej zawsze robił, co chciał.

Schwyciłam go mocniej, odsunęłam zasłonę i wyjrzałam na zewnątrz.

Niczego nie zobaczyłam... absolutnie niczego.

Nie, to nieprawda. Nie widziałam niczego podejrzanego. Okno wychodziło na

podwórze, na którym rósł duży klon.

Jego gałęzie rozciągały się szeroko, tak że stukały o szyby. Kiedy byłam mała,

wspinałam się na niego i, siedząc na gałęzi, czytałam komiksy. Mama dostawała gęsiej

skórki. Babcia podobnie. Bały się, że spadnę i skręcę sobie kark, ale ja lubiłam się wspinać,

byłam w tym dobra. Dzięki mojemu darowi zawsze wiedziałam, które gałęzie są najsilniejsze

i nie załamią się pode mną.

Teraz gałęzie chwiały się, jakby trzęsło nimi tornado. Dziwaczne. Nic innego się nie

ruszało, krzaki z tyłu podwórka były nieruchome, natomiast drzewo wyglądało, jakby właśnie

wystartowała z niego gromada ptaków.

Ptaki podsunęły mi myśl, żeby spojrzeć wyżej - i zobaczyłam jakiś cień na niebie,

który - zdawało się - okrąża dom.

Przypomniałam sobie wszystkie płaskorzeźby i figurki ptaka roka, jakie widziałam,

kiedy dotknęłam planu zgubionego przez żniwiarkę. Czyżby wysłała roka, żeby mnie śledził?

Page 50: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Zaglądał w moje okno? Może nawet żeby rozbił szybę, zabrał plan i mnie zabił? Zatrzęsłam

się i mocniej ścisnęłam miecz w dłoni.

Wpatrywałam się w ciemność za oknem, w lewo, w prawo, w górę, w dół, szukając

roka, grasownika nemejskiego czy innych mitycznych stworów, które mogłyby czaić się w

chmurach na niebie lub w cieniach na ziemi. Nic jednak nie widziałam. Nie było bardzo

późno, ale mróz zdołał już przyozdobić wszystko w srebrne łuski. Podobałoby mi się to,

gdybym nie wiedziała, co może kryć mrok...

Wycie ponownie się powtórzyło. Zamarłam, czekając, aż się nagle urwie, tak jak

poprzednio. Tymczasem dźwięk wciąż trwał, czyniąc hałas niczym auto na jałowym biegu.

Wsłuchałam się więc weń i wtedy dotarło do mnie, że to nie grasownik nemejski,

którego się obawiałam. Nie, grasownik wydawał syczący ryk, a to wycie bardziej

przypominało... psa. Wielkiego, złego psa.

Od ściany garażu za domem oderwał się jakiś cień, wsunął się w krzewy i przeniknął

przez dziurę w ogrodzeniu. Za płotem rozciągały się nieużytki porośnięte wrzoścami i

jeżynami. Wytężyłam oczy, wypatrując tego jednego cienia, zgadując, co to mogło być.

Na pewno to coś miało cztery nogi i ogon - mógł to być bezpański pies... albo wilk

fenrir.

Niedawno pomogłam rannemu fenrirowi. Po tym wypadku stworzenie niemal zaczęło

traktować mnie jak przyjaciela. Niemniej nie widziałam go od czasu wyjazdu z kurortu

Powder. Pani Metis i inni profesorowie go szukali, ale zwierzę schroniło się w górach.

Właściwie cieszyłam się z tego. Mimo że Preston je tresował, bił i kazał mnie zabić, to

stworzenie wcale nie było złe. Miałam nadzieję, że dołączy do stada i będzie biegać po górach

z pobratymcami.

Dlaczego wilk miałby być dziś pod moimi oknami? Jak zdołałby mnie tu wyśledzić,

tak daleko od kurortu? I po co?

Raptem do głowy przyszła mi inna, przerażająca myśl. A może to nie mój wilk, nie

ten, któremu pomogłam, tylko inny, którego wysłali żniwiarze, żeby mnie zabił? Daphne

powiedziała, że jeśli ktoś im się narazi, to nie popuszczą, póki go nie wykończą. A ja w tym

krótkim czasie, jaki spędziłam w akademii, zrobiłam już mnóstwo, żeby ich wkurzyć.

Ukucnęłam przy oknie i cały czas penetrowałam ciemności. Nic jednak się nie ruszało

- ani na drzewie, ani na niebie, ani w mroku na ziemi. Westchnęłam z ulgą. Cokolwiek to

było, już sobie poszło. Przynajmniej dziś będzie spokój.

Mimo to dużo czasu minęło, zanim się położyłam, a jeszcze więcej, zanim zasnęłam.

Page 51: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 7

Następnego dnia wcześnie rano babcia Frost przywiozła Daphne i mnie do Akademii

Mitu. Normalnie wsiadłabym w autobus, który dowoził turystów z Asheville do eleganckiego

przedmieścia, Cypress Mountain, gdzie mieściła się szkoła, lecz po wczorajszych

wydarzeniach babcia uparła się, żeby nas odwieźć. Zmusiła mnie też do obiecania, że nie

będę się wymykać z kampusu, żeby się z nią zobaczyć, jak robiłam do tej pory. Nie chciałam

jej martwić, więc zgodziłam się, choć niechętnie.

Wysadziła nas na parkingu za salą gimnastyczną. Przed nami była długa kolejka

limuzyn z kierowcami odwożącymi naszych kolegów i koleżanki, którzy wysiadali, zabierali

markowe torby, ładowali je na wózki golfowe i jechali do akademików. Zanim

wyciągnęłyśmy z Daphne nasze bagaże, wózki były już rozparcelowane, więc musiałyśmy

czekać, aż ktoś odprowadzi pusty.

- Wszyscy są bardzo przygaszeni - mruknęła Daphne, trzymając w ręku trzy wypchane

walizy, jakby nie ważyły więcej niż różowa torebka na ramieniu. - Bardzo dziwne.

Miała rację. Panował zdumiewający spokój. Zazwyczaj uczniowie śmiali się, wysyłali

esemesy i plotkowali na temat tego, kto się z kim zszedł i kto się rozstał w czasie przerwy, ale

dziś mieli zwieszone głowy i dłonie schowane w kieszeniach dżinsów. Nawet ci, którzy nie

poszli wczoraj do koloseum, czuli strach i smutek po ataku żniwiarzy. Brutalnie przypomniał

nam, po co jesteśmy w akademii.

W końcu doczekałyśmy się wózka i mogłyśmy ruszać do akademików. Zaniosłyśmy

bagaże do pokojów i o wpół do ósmej rano znowu musiałam walczyć o życie. Tym razem

tylko w sali gimnastycznej z Loganem i jego przyjaciółmi, Oliwierem Hektorem i Kenziem

Tanaką.

Szybko machałam mieczem, przed twarzą Logana, za każdym razem zbliżając się do

jego głowy.

- Ha! - krzyknęłam, błyskając mu mieczem przed nosem. - Co na to powiesz?

Spartaninowi roześmiały się oczy. Nic nie mogło go bardziej uszczęśliwić niż walka -

szczególnie że niemal zawsze wygrywał.

- Nieźle, Cyganko - ocenił. - Nareszcie uczysz się atakować, a nie tylko bronić. Ale co

zrobisz teraz?

Spartanin wykonał całą serię jeszcze szybszych i bardziej skomplikowanych

Page 52: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

manewrów i po dziesięciu sekundach dotknął mieczem mojego gardła.

- A tak dobrze szło - mruknął niezadowolony Wiktor.

- Zamknij się - poleciłam mu z uśmiechem.

Tak, to prawda, że Logan znowu zabił mnie w pozorowanej walce, lecz po raz

pierwszy, odkąd zaczął ze mną trening, na policzkach miał rumieniec. Nie dyszał z wysiłku,

niemniej musiał nieco przyłożyć się do zwycięstwa. A to dużo, biorąc pod uwagę, że był

najlepszym wojownikiem w akademii.

Oczywiście, kiedy przed kilkoma tygodniami pocałowałam Logana, miałam dotyczące

go widzenie i niejako zaimportowałam wszystkie jego umiejętności w walce. W ten właśnie

sposób udało mi się nie dopuścić, by Preston nas zabił. Jednak podczas sparingu z Loganem

nie korzystałam z tego udogodnienia. Chciałam nauczyć się walczyć i chyba wreszcie

zaczęłam robić postępy.

Spojrzałam na Kenziego i Oliwiera, którzy siedzieli rozwaleni na ławkach.

- Jaki czas? - spytałam.

Kenzie spojrzał na komórkę.

- Dwie minuty i sekunda. O ponad minutę dłużej niż ostatnim razem, przed feriami.

- Całkiem nieźle wyglądasz, Cyganko - powiedział Oliwier, podnosząc do góry kciuk i

posyłając mi promienny uśmiech.

Walczyliśmy już na miecze przez pół godziny. Nadszedł czas na broń dalekosiężną, w

czym specjalizowali się Kenzie i Oliwier. Teraz Logan z Kenziem zajęli się ustawianiem

tarczy i wyborem konkretnego łuku, a ja podeszłam do Oliwiera, który pisał esemesa.

- No i jak minęły ci ferie? - spytałam go.

- Dobrze. Mnóstwo jedzenia, rodzina, wiesz, to co zwykle.

- A spotkałeś jakiegoś przystojniaka?

Oliwier spojrzał na komórkę i się zaczerwienił.

- Może.

- Naprawdę? To świetnie. Musisz mi wszystko opowiedzieć.

Oliwier przeczesał jasne włosy palcami i odparł:

- Chyba na to za wcześnie. Wiesz, jeszcze się z nim nie umawiam ani nic. Poza tym

cały czas zależy mi na Kenziem.

Chłopak rzucił okiem na najbliższego przyjaciela, który akurat dyskutował z Loganem

na temat zalet rozmaitych typów kusz. Na widok Kenziego serce nie biło mi tak mocno, jak

na widok Logana, ale chłopak też był przystojny: czarnowłosy, z ciemnymi oczyma. Przed

feriami dowiedziałam się, że Oliwier się w nim kocha, a Kenzie, który nie był gejem, nie miał

Page 53: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

o tym pojęcia.

- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytałam miękkim głosem.

Oliwier pokręcił głową.

- Nie. Jakoś sobie poradzę, tylko potrzebuję czasu. - Wyszczerzył do mnie zęby i

powiedział: - Może dla odmiany ty byś chciała pogadać, na przykład o tym fajnym

naszyjniku, który masz na sobie? Jak tam między tobą a Loganem?

Dotknęłam palcami srebrnych drucików wokół szyi i podniosłam wzrok na Logana,

nadal pogrążonego w rozmowie z Kenziem.

- To takie skomplikowane... No wiesz, wczoraj nie mieliśmy czasu porozmawiać.

Twarz Oliwiera zachmurzyła się.

- Wiem. Logan zadzwonił wczoraj do mnie i do Kenziego i powiedział nam, co się

stało. Nie wierzę, że żniwiarze zaatakowali koloseum, bo spodziewali się tam znaleźć sztylet.

To okrutne, nawet jak na nich.

Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo otworzyły się drzwi na drugim końcu sali

gimnastycznej i stanęły w nich dwie dziewczyny i chłopak. Zaglądali do środka, jakby

spodziewali się zobaczyć coś interesującego. Rozejrzałam się, lecz wszystko wyglądało tak

jak zawsze. Z belek zwisały transparenty ogłaszające zawody w łucznictwie, szermierce,

pływaniu i innych sportach, a na dwóch przeciwległych końcach sali ustawiono drewniane

ławy. Pod ścianami znajdowało się kilka stojaków z bronią.

Jednak tamci musieli zobaczyć to, czego się spodziewali, bo weszli do środka. Na

wyłożonych matami podłogach słychać było ich kroki.

- Kto to jest? - spytałam. - I jak myślisz, po co tu przyszli?

Oliwier rzucił na nich okiem i odparł:

- Z pierwszej klasy. Nie pamiętam, jak się nazywają, ale widziałem ich na kampusie.

Do Akademii Mitu chodziło się od szesnastu lat (pierwsza klasa) do dwudziestu jeden

(szósta). Starsi uczniowie utrzymywali stosunki towarzyskie, lecz nikt nie zadawał się z

pierwszakami, nawet kumple z mojej klasy, którzy byli tylko o rok starsi.

Trójka dzieciaków podeszła na palcach do ław, usiadła niedaleko i zaczęła się w nas

wpatrywać, jakby czekali na coś zdumiewającego. Chłopak oprócz plecaka miał kij, a

dziewczyny miecze. Nic niezwykłego. Właściwie każdy w szkole zabierał na lekcje ulubioną

broń. Była ona oznaką statusu społecznego, podobnie jak modne komórki czy laptopy. Poza

tym po niej poznawało się, jakim kto jest wojownikiem i jakie ma magiczne dary.

Logan i Kenzie skończyli wreszcie z tarczą i podeszli do nas. Logan spojrzał na

pierwszaków, a potem na nas z Oliwierem. Wzruszyliśmy ramionami. Nie mieliśmy pojęcia,

Page 54: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

kto to jest ani czego chcą. Zazwyczaj rano, przed rozpoczęciem lekcji, w sali byliśmy tylko

we czwórkę.

- Szukacie czegoś? - spytał ich Logan.

- Eee... chcieliśmy... eee... was poobserwować - odparła jedna z dziewczyn. -

Dowiedzieliśmy się, że co dzień rano trenuje tu Logan Quinn. To ty, prawda?

Logan zmarszczył brwi.

- Taaa, ale dlaczego chcecie mnie obserwować? Tylko trenujemy. To samo codziennie

robicie na wuefie.

- Bo wczoraj zabiłeś żniwiarzy w koloseum - wyjaśnił chłopak. Aż oczy mu się

świeciły z podniecenia. - Było super? To znaczy sama walka? Założę się, że świetnie ci szło.

Jego słowa uwolniły potok wspomnień. Przez moment miałam wrażenie, że znowu

jestem w koloseum. Zobaczyłam, jak żniwiarz przebija Carsona, usłyszałam krzyk Daphne. I

poczułam krew... krew, którą wszystko było oblane. Od smrodu zakręciło mnie w nosie.

Żołądek podszedł mi do gardła, serce zaczęło bić jak szalone.

- Super? - warknęłam. - W ogóle nie było super. Było ciężko, strasznie i

niebezpiecznie. Cały czas chciało mi się rzygać. Tylko idiota mógłby uważać, że było super.

Chłopaka zamurowało tak, że zapomniał zamknąć buzię.

- No wiesz, jesteś zazdrosna, że nie zabiłaś tylu żniwiarzy co Logan - obruszył się. -

Podobno tylko jednego, a on cały tuzin.

- A skąd im się wziął tuzin? Logan zabił dwóch, a nie dwunastu. Najwięcej na koncie

miała Daphne, bo trafiła trzech.

- Czy ten gówniarz kwestionuje twoje umiejętności? - mruknął Wiktor. - Może

pokażesz mu, kto tu rządzi, co, Gwen?

Mocniej ścisnęłam Wiktora, żeby zagłuszyć jego słowa, niemniej rozzłościłam się. I to

aż tak, że postąpiłam groźnie w stronę chłopaka. Zorientowałam się dopiero, kiedy Logan

złapał mnie za ramię.

- Spokojnie, Cyganko - szepnął. - Uspokój się. On nie wie, co mówi.

Głęboko odetchnęłam i rzekłam:

- Nie powinien gadać o rzeczach, o których nie ma pojęcia.

Chłopak spojrzał na mnie wyniośle, a kiedy Logan pozwolił, żeby przyglądali się

treningowi, uśmiechnął się zwycięsko. Podeszłam do tarczy i zaczęłam ćwiczyć strzelanie z

łuku. Kenzie i Oliwier stali z boku i podrzucali mi dobre rady.

Może zestresowałam się publicznością, a może wkurzył mnie ten chłopak, w każdym

razie rezultat był taki, że moja wcześniejsza pewność siebie zniknęła i raz za razem

Page 55: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

pudłowałam, co mnie oczywiście dobijało i denerwowało.

- Rety - usłyszałam po którejś nieudanej próbie, kiedy strzała, zamiast trafić w tarczę,

zsunęła się po ścianie. - Jak jej się udało zabić żniwiarza? Jest kompletnie lewa.

Dziewczyny zgodziły się z kolegą.

- Wiecie - powiedziała jedna z nich - coś w niej musi być wyjątkowego, nie? To chyba

ona przeżyła lawinę podczas festynu? Ta dziwaczna Cyganka, nie?

- Może z pogodą idzie jej lepiej niż z bronią. Prawdę mówiąc, trudno radzić sobie

gorzej. - Chłopak roześmiał się ze swojego kiepskiego żartu.

Moja ręka zacisnęła się na łuku. Miałam ochotę podejść i walnąć nim chłopaka w

głowę.

- Nie daj się wkurzyć - powiedział Oliwier, podając mi następną strzałę. - Nie mają

pojęcia, o czym mówią. Nie wiedzą, że radzisz sobie świetnie, jeśli wziąć pod uwagę, że nie

trenowałaś przez całe życie, tak jak my.

Wiedziałam, że Oliwier ma rację, lecz nie uciszyło to docinków płynących z tyłu ani

nie uśmierzyło mojego gniewu. Niemniej zacisnęłam zęby i podniosłam łuk na wysokość

ramienia, zdecydowana jak najszybciej skończyć ten trening. Wycelowałam i wypuściłam

strzałę.

Następne podejście, kolejne pudło. Drwiny robiły się coraz głośniejsze. Miałam

wrażenie, że odbijają się od sklepienia i wracają zwielokrotnione.

Westchnęłam. Nie musiałam mieć daru jasnowidzenia, jak babcia Frost, żeby

wiedzieć, że cały dzień taki będzie.

Kiedy upokarzający trening wreszcie dobiegł końca, wyszłam z sali. Górny

dziedziniec był sercem Akademii Mitu. Otaczało go, na kształt gwiazdy, pięć budynków, w

których spędzaliśmy większość naszego czasu: nauk humanistycznych, nauk ścisłych, sala

gimnastyczna, stołówka i biblioteka antyczna.

Z daleka gmachy, zbudowane z szarego kamienia, z wysokimi, smukłymi oknami,

wyglądały na stare i pretensjonalne. Bliższe spojrzenie ujawniało, że grube łodygi bluszczu

czepiały się drzwi i okien jak kościste zielone palce, a balkony, wieże i blanki sterczały we

wszystkie strony jak noże i błyszczały w zimowym słońcu. Kiedy patrzyłam na wieże, zawsze

wydawało mi się, że ostrymi pinaklami bodą niebo.

No i jeszcze posągi.

Gryfy, gargulce, smoki, Minotaur, chimery i dziesiątki innych mitycznych stworów

pokrywało od góry do dołu wszystkie budynki bez wyjątku. Gdzie nie spojrzeć, szpony,

pazury, zęby dłuższe niż moje palce. Te złowrogie posągi nie tylko były realistyczne, ale też

Page 56: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

realistycznie ukazywały wszystko, do czego dane stwory są zdolne. Najgorsze, że cały czas

miałam wrażenie, że ich otwarte oczy bez powiek śledzą każdy mój ruch. Zupełnie, jakby w

posągach, pod kamienną powłoką, kryło się coś, co czeka, żeby mnie pożreć. Na kampusie

nie mogłam uwolnić się od ich zimnego, nieruchomego spojrzenia.

Dziś jednak nie tylko one mi się przyglądały.

Myślałam, że wystarczy przetrwać trening, tymczasem męki trwały cały dzień. Od

samego początku, odkąd zaczęłam chodzić do Akademii Mitu, wszyscy mnie ignorowali. Nie

byłam ani tak bogata, jak inni, ani tak ładna, ani popularna, ani też nie pochodziłam z

wpływowej rodziny. Jeśli w ogóle ktokolwiek mnie zauważał, to tylko dlatego, że miałam

widzenia. I tylko wtedy, gdy miałam znaleźć zgubę: telefon, laptop albo sześciopak piwa,

który ktoś przeszmuglował do pokoju.

Ale dziś było inaczej.

Na każdej przerwie wszyscy na dziedzińcu odwracali głowy i wytrzeszczali oczy,

jakbym była kobietą z brodą w cyrku. Od sali do sali przemykałam ze spuszczoną głową,

jakby mogło mnie to jakoś ochronić przed ciekawskimi spojrzeniami.

Tymczasem w klasie wcale nie było lepiej niż na korytarzu. Na każdej lekcji

uczniowie gapili się i szeptali, zasłaniając usta ręką, albo przesyłali sobie esemesy, aż w

końcu wszyscy wiedzieli, co się stało. Najwyraźniej rozeszła się plotka, że wczoraj byłam w

Koloseum Kriosa i że zabiłam żniwiarza. Niektórzy posyłali mi nieśmiałe uśmiechy, lecz

większość prychała i potrząsała głowami z niedowierzaniem. Jakbym po prostu miała

szczęście, że zabiłam żniwiarza. Może i miałam. Jednak to nie dawało im prawa do osądzania

ani do nabijania się ze mnie.

Pogłoski krążące po kampusie były po prostu absurdalne. Wahały się od ograbienia

muzeum przez żniwiarzy, żeby zastawić złoto i szlachetne kamienie w lombardzie, po zabicie

przez Logana dwudziestu wrogów i odstraszenie reszty. Nikogo nie interesowało, jak było

naprawdę. Im fantastyczniejsza historia, tym lepiej się esemesowało na jej temat.

Zanim nadeszła pora obiadu, miałam już dość ukradkowych spojrzeń i kąśliwych

uwag. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak fajnie być ignorowaną.

- Niech się już przestaną gapić - narzekałam. - O co chodzi, do diabła? Nie wiedzą, że

po prostu mieliśmy szczęście?

- Większość chyba zdaje sobie z tego sprawę - odparł Carson - tylko niemal każdy z

nich zna kogoś, kogo żniwiarze zamordowali. Dla dzieciaków, które straciły rodziców albo

kolegów, myśl, że ty, Logan i Daphne zabiliście ich w bitwie, jest pocieszająca. Jakby to

dawało im choć raz przewagę nad złoczyńcami. Jakbyśmy zemścili się w ich imieniu.

Page 57: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Mimo że zginął Samson i inni?

Chłopak wzruszył ramionami. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć.

Westchnęłam i zaczęłam dziobać widelcem w talerzu z delikatnej porcelany. Nie

bardzo wiedziałam, co takiego dostałam. Przypominało jakiś ozdobny makaron w sosie i coś,

co wyglądało na stek z sosem marinara. Jednak w Akademii Mitu nigdy nic nie wiadomo.

Równie dobrze mogło się okazać, że tajemnicze mięso to ślimaki.

Brrr, naprawdę ślimaki. To właśnie podawano w stołówce na śniadanie, obiad i

kolację. Poza tym inne paskudztwa, jak wątróbkę, cielęcinę i homara. Poważnie, wątróbka na

śniadanie. Fuj! Kucharze gotowi byli usmażyć omlet z wątróbką, cebulką, kozim serem i

jakimiś tajemniczymi ziołami, jeśli ktoś miał ochotę tak zacząć dzień. Nie wiem, dlaczego

władze szkoły nie pomyślały, żeby żądać od kuchni czegoś normalnego... albo przynajmniej

zamawiać w cateringu. Czasami zgodziłabym się na dodatkowe zadanie domowe, żeby tylko

dostać czekoladowy milkshake z restauracji Pork Pit.

Biorąc pod uwagę małe porcje i brak zwykłego jedzenia, na obiad zazwyczaj

wybierałam jakąś sałatkę z grillowanym kurczakiem. Trudno zepsuć surowe warzywa, choć

kucharze w akademii robili wszystko, co mogli. Wycinali marchewki, sałaty i pomidory w

dziwne kształty i marynowali je w cudacznych sosach. Dziś jednak, w zimny styczniowy

dzień, miałam ochotę na coś gorącego, więc wybrałam makaron. A teraz tego żałowałam.

Odsunęłam miskę i sięgnęłam po deser: mus czekoladowy, mój ulubiony. Hm,

przynajmniej wyglądało jak mus czekoladowy. Naczyńko było bardzo malutkie, tak że w

środku mieściło się niewiele ponad łyżeczkę specjału. Władze akademii wyraźnie skąpiły

słodyczy.

Powinnam być chyba wdzięczna, że ktoś nie przyszedł, żeby podpalić mój deser. Z

jakichś powodów kucharze w akademii uwielbiali igrać z ogniem i w menu zawsze był co

najmniej jeden deser, który musieli podpalić, zanim pozwolili go zjeść. Naprawdę, daleko im

było do wypieków babci Frost.

Nagle w ucho wpadły mi piskliwe chichoty. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku.

Podobnie jak wszystko w szkole, jadalnia też była strasznie pretensjonalna. Znajdowało się tu

więcej zbroi aniżeli w całym Koloseum Kriosa. Rycerze z metalu, trzymając w dłoniach

błyszczące miecze i topory, stali na straży pod ścianami, tuż pod obrazami olejnymi

przedstawiającymi czyny mitycznych bohaterów.

Okrągłe stoły przykryte białymi serwetami i zastawione elegancką zastawą, platynowe

sztućce, kryształowe wazony z żywymi narcyzami nadawały szkolnej jadalni wygląd

pięciogwiazdkowej restauracji. To nie wszystko, pośrodku znajdowało się patio z ogrodem.

Page 58: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

W czarnej glebie rosły oliwki, drzewa migdałowe i pomarańczowe. Wokół ich pni i gałęzi

wiły się pędy winnej latorośli. Pomiędzy roślinami stały posągi bóstw opiekujących się

zbiorami, winem i jedzeniem, jak Dionizos i Demeter, którzy kamiennym wzrokiem

wpatrywali się w uczniów pochłaniających drogie przystawki.

Znowu usłyszałam chichot. Tym razem udało mi się określić jego źródło. Koło stołu,

przy którym siedział Logan z Kenziem i Oliwierem, stała dziewczyna, jedna z tych, która

rano przyszła do sali gimnastycznej. Powiedziała coś do Logana, a potem podała mu kartkę i

pióro. Spartanin czuł się skrępowany, a Kenzie i Oliwier zasłaniali usta rękami, jakby z

trudem powstrzymywali śmiech.

- Czyżby Logan dał jej autograf? - zdziwiła się Daphne. Zabębniła w stolik i spod

palców trysnęły strumienie różowych iskier.

- Na to wygląda - powiedział Carson.

Dziewczyna uśmiechnęła się do Logana, ponownie zachichotała i pobiegła do

koleżanek. Usiadła przy stoliku i pokazała im kartkę. Tym razem wszystkie wybuchły

śmiechem.

- O rety - mruknęłam. - Dziwne, że nie ściągną bluzek i nie dadzą mu biustonoszy do

podpisania.

Daphne podniosła brwi.

- Aż tak zazdrosna? - skomentowała.

Osunęłam się nieco niżej w krześle.

- Nie jestem zazdrosna. To znaczy niezupełnie. Przecież nie mam do niego żadnego

prawa.

Chciałam pogadać ze Spartaninem dziś rano podczas treningu, ale nie miałam szans,

bo pojawili się Kenzie i Oliwier. A potem Logan wybiegł z sali, mówiąc, że musi wrócić

przed lekcjami do akademika. Miałam wrażenie, że mnie unika. Ciekawe, czy ma to coś

wspólnego z tym, co wczoraj usłyszał od babci Frost: że to nie jego wina, ani w przeszłości,

ani w przyszłości.

Walkiria podniosła brwi.

- Daj spokój, Gwen. Na gwiazdkę dał ci diamentowy naszyjnik. Powiedziałabym, że

to dość wyraźny sygnał, że cię bardzo lubi. A poza tym walczył u twojego boku w koloseum.

- Wiem, wiem - westchnęłam. - Szkoda tylko, że nie jestem pewna, na czym stoimy.

Chciałabym się tego wreszcie dowiedzieć.

Od stolika pierwszaków wstała następna dziewczyna i wzięła autograf. Przewróciłam

oczyma.

Page 59: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Można by się spodziewać, że od nas wszystkich będą brać autografy - mruknęłam. -

W końcu też tam byliśmy, a ty ocaliłaś Carsonowi życie.

- Będę ci wdzięczny do grobowej deski - powiedział chłopak, ściskając dłoń Daphne.

Zamiast się ucieszyć jego słowami, walkiria zrobiła niepewną minę, a po chwili

zabrała mu rękę.

- Przypomniałam sobie, że muszę lecieć do biblioteki po książkę na następne zajęcia -

powiedziała. - Do zobaczenia później.

Złapała swoją torebkę firmy Dooney&Bourke i wypadła z jadalni, siejąc za sobą

magicznymi iskrami.

- Co jej się stało? - zdziwiłam się.

Carson wzruszył ramionami. Widocznie też nie wiedział. Daphne łatwo wpadała w

złość i miała niezły temperament, ale jeszcze nigdy nie uciekła w połowie posiłku.

Szczególnie że niczym się nie zdenerwowała. Dziwne.

Znowu dobiegły nas chichoty. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że do Logana

podchodzi trzecia dziewczyna. Palce same zacisnęły mi się na widelcu.

Nie tylko ja zauważyłam nowy fanklub Logana. Savannah, oddalona kilka stolików od

nas, posyłała mordercze spojrzenia swojemu byłemu chłopakowi. Siedziała razem z Talią

Pizarro i Vivian Holler. Przypomniałam sobie, jak Daphne mówiła, że są przyjaciółkami.

Naturalnie, znałam Talię, bo chodziłyśmy razem na wuef i często toczyłyśmy

pozorowane walki. Czasami wpadała również na mój poranny trening ze Spartanami, bo

chodziła z Kenziem. Talia była wysoka, szczupła, czarnoskóra i miała czarne, krótko obcięte

włosy. Teraz opowiadała coś, gestykulując, ale Savannah jej nie słuchała. Vivian również, bo

siedziała pochylona nad książką i wokół palca okręcała pasmo kasztanowatych włosów.

Pierwszy dzień po feriach i już odrabia zadanie domowe? Nawet ja nie byłam tak pilna.

Savannah musiała poczuć na sobie mój wzrok, bo odwróciła się i nasze spojrzenia się

spotkały. Znowu odniosłam wrażenie, że w jej oczach płonie ogień.

Poczułam się nieswojo. Kilka razy widziałam taką karmazynową iskrę, zawsze w

oczach żniwiarzy albo stworzeń, które im służyły. Czy Savannah... czy to możliwe, żeby

Savannah też była... żniwiarką?

Może nawet tą, której poszukuję? Wybranką Lokiego?

Nie wiem, skąd mi się wzięły te myśli. Nie mogłam się od nich wyzwolić. Siedziały

uparcie, jakby ktoś wbijał mi je młotkiem w czaszkę. Zaczęła mnie od tego boleć głowa i

wróciła paląca nienawiść do dziewczyny, która zabiła mi mamę. Z całej siły ścisnęłam

widelec, wyobrażając sobie, że wbijam go w serce Savanny. Nie uważałam się za osobę

Page 60: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

agresywną, niemniej ten obraz wyjątkowo podniósł mnie na duchu.

- Gwen? - usłyszałam nagle. - Nic ci nie jest? Wyglądasz, jakby cię coś rozzłościło.

Martwisz się czymś?

Łagodny, zmartwiony głos Carsona przebił się przez moją złość. Odwróciłam wzrok

od Savanny i pokręciłam głową. Niemal natychmiast wściekłość ustąpiła, ale głowa bolała

nadal, jakby zaczynała się migrena. Cudownie. Tylko tego było mi potrzeba.

Dobrze mi tak. Pokarało mnie za to, że jestem panikarą i paranoiczką. Savannah nie

jest żniwiarką. Niemożliwe. Była przecież wczoraj razem z Vivian w koloseum i została

zaatakowana tak jak reszta z nas.

Savannah zacisnęła usta w cienką linię, a potem powiedziała coś do Talii. Po chwili

druga Amazonka też piorunowała mnie wzrokiem. Nawet Vivian, choć nie tak wrogo

nastawiona jak jej koleżanki, rzucała mi oburzone spojrzenia za każdym razem, gdy

przewracała kartkę.

Westchnęłam. Tak, wiem, że Savannah winiła mnie za rozstanie z Loganem, sama też

się o to obwiniałam, jednak Talia mogłaby sobie darować. W końcu nie zrobiłam tego

celowo. Poza tym nawet nie wiadomo, jak określić to, co jest między mną i Loganem: czy

jesteśmy parą, przyjaciółmi czy czymś pośrednim. Ta niepewność doprowadzała mnie do

szaleństwa do tego stopnia, że zaczęłam posądzać Savannę o bycie żniwiarką. Weź się w

garść, Gwen.

W końcu, zmęczona wszystkim, a głównie emocjami, wstałam i wzięłam do ręki szarą

raportówkę.

- Dokąd idziesz? - zainteresował się Carson.

W stołówce znowu rozległy się chichoty i następna dziewczyna pochyliła się nad

Loganem. Głowa bolała mnie coraz mocniej.

- Gdzieś, gdzie jest cicho i nie rozdają autografów.

Page 61: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 8

Dzień ciągnął się strasznie, jednak w końcu nadeszła pora szóstej lekcji - historii

mitycznej. Usiadłam w ławce za Carsonem, akurat gdy zabrzmiał dzwonek.

Po chwili do sali weszła profesor Metis. Oliwkowa skóra, krępe ciało, okulary w

srebrnych oprawkach, włosy związane w ciasny kok - wyglądała niby jak zwykle, ale była

jakaś poszarzała, zmęczona, przygarbiona. Wprawdzie wczoraj Daphne uzdrowiła Carsona,

niemniej cała reszta poszkodowanych uczniów przypadła pani Metis. Wyglądało na to, że

nauczycielka, podobnie jak my wszyscy, nadal odczuwa uboczne skutki wczorajszego ataku.

Pani Metis stanęła przy katedrze, niemal tak wysokiej jak ona, i zaczęła przekładać

papiery. Dopiero po chwili się odezwała:

- Jestem pewna, że wszyscy już wiecie o napaści i o tym, kto został zabity, kto ranny i

kto walczył ze żniwiarzami.

Pani Metis spojrzała najpierw na Carsona, a potem na mnie, i wszyscy uczniowie

odwrócili się w naszym kierunku. Carson westchnął, a ja osunęłam się nieco niżej na krześle.

Nie wiem, dlaczego pani Metis robiła ze mnie bohaterkę, skoro wcale nią nie byłam i nigdy

nie będę.

- Wszyscy uczniowie w koloseum zachowali się bardzo dzielnie - kontynuowała. - To

nas czegoś nauczyło. Przerażający atak przypomniał mi oraz innym profesorom o tym, że

jesteśmy tu po to, żeby was uczyć, jak posługiwać się magią, jak chronić siebie i bliskich oraz

jak walczyć ze żniwiarzami, jeśli będziecie mieli kiedyś nieszczęście ich spotkać.

Pani Metis spojrzała na jedną osobę, potem na drugą, trzecią i tak dalej, aż w końcu jej

oczy spoczęły na mnie. Spuściłam wzrok. Bardzo pragnęłam zapomnieć o wczorajszym dniu,

ale wiedziałam, że nigdy mi się to nie uda.

- Na dziś zaplanowałam quiz na temat artefaktów, które mieliście obejrzeć w czasie

ferii w koloseum. Jednak, w zaistniałych okolicznościach, nie wydaje się to słuszne.

Wszyscy odetchnęli. Quizy układane przez panią Metis zawsze były trudne, nawet

jeśli ktoś porządnie się uczył.

- Zamiast tego porozmawiamy dziś o unikatowej architekturze niektórych budynków

na kampusie. Otwórzcie podręczniki na stronie dwieście sześćdziesiątej dziewiątej.

Architektura? Co za nuda. Mimo to otworzyłam książkę i moim oczom ukazała się

biblioteka antyczna. Na czarnobiałej fotografii gmach wyglądał mroczniej i jeszcze bardziej

Page 62: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

złowieszczo niż zazwyczaj.

- Zaczniemy od biblioteki, ponieważ jest największa - zaczęła pani profesor. - Jak

widzicie, ma wiele balkonów, nie wspominając wież na dachu...

Przez następne pół godziny pani Metis opisywała wygląd budynku, opowiadała o

stylach widocznych w jego architekturze i wymieniała wartość netto złota i kamieni

szlachetnych we freskach pokrywających od wewnątrz kopułę.

Blisko pięć milionów! Poza tym jednym ekscytującym faktem wszystkie pozostałe

informacje były usypiające. Kilka razy musiałam się uszczypnąć, żeby nie zasnąć. Już miałam

po raz kolejny odpłynąć, kiedy pani Metis wreszcie poruszyła ciekawszy temat.

- Porozmawiajmy teraz o posągach, które znajdują się w bibliotece - powiedziała. -

Otwórzcie książki na stronie dwieście siedemdziesiątej trzeciej.

Zaszeleściły kartki i znowu pokazało się czarnobiałe zdjęcie. Tym razem było to

zbliżenie ukazujące dwa gryfy strzegące wejścia do biblioteki antycznej.

W podręczniku wyglądały równie dziko, jak w rzeczywistości. Siedziały

wyprostowane, z wysoko uniesionymi orlimi głowami i skrzydłami przytulonymi do

potężnych ciał lwów, jakby gotowały się do zasalutowania albo... dziabnięcia kogoś

zakrzywionymi dziobami i ostrymi pazurami.

Przyglądałam się im, gdy nagle fotografia zaczęła się rozostrzać i rozmazywać, jakby

tusz był jeszcze mokry. Westchnęłam. Znowu to samo. Posągi same w sobie były

przerażające, nie potrzebowałam psychometrii, żeby widzieć je jak żywe. Czasami mój

cygański dar wariował i widziałam nieprawdziwe rzeczy. Nie wiem, dlaczego tak się działo.

Wiedziałam, co zaraz się stanie, a jednak nie mogłam się powstrzymać. Patrzyłam na

gryfy, które zaczęły się ruszać, przeciągać i wypinać grzbiety jak koty budzące się po

zimowej drzemce. Wyginały się w rozmaite strony, machały lwimi ogonami, wyciągały i

chowały pazury, otwierały dzioby i zamykały je z głośnym trzaskiem. A potem odwróciły

głowy w moją stronę, utkwiły we mnie oczy bez powiek i ruszyły ku mnie, jakbym miała być

ich ofiarą...

Potrząsnęłam głową. Gryfy wskoczyły z powrotem na swoje miejsca i wszystko

wróciło do normy. Powoli odsunęłam się od podręcznika i odchyliłam się w krześle, nie

spoglądając nawet w stronę gryfów. Koszmarne. Brrr.

- Jak wszystkie posągi na kampusie, gryfy mają być strażnikami - kontynuowała

wykład pani Metis. - To właśnie symbolizują: ochronę, poświęcenie, zaangażowanie w

wyższe cele.

- Te gryfy po obu stronach głównej bramy? - spytała Amazonka z końca sali. - Te,

Page 63: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

które mają wyrwać się z kamiennych skorup i zaatakować żniwiarza, który by chciał wkraść

się na kampus? Tak to ma wyglądać, prawda?

Pani Metis kiwnęła głową.

- Właśnie tak. Wszystkie posągi, łącznie z gryfami i sfinksami, są przesycone magią i

zaklęciami zabezpieczającymi teren szkoły przed wtargnięciem żniwiarzy. Nawet gdyby

żniwiarze przedarli się jakoś przez zewnętrzny pierścień ochronny i zaatakowali, to posągi

włączą alarm, syrenę, która będzie ostrzeżeniem.

Zauważyłam, że pani profesor niezupełnie odpowiedziała na pytanie dotyczące tego,

czy gryfy ożyją i rozedrą żniwiarzy na strzępy. Po tym, co widziałam w koloseum, miałam

nadzieję na taki właśnie przebieg sprawy. Chyba za długo przebywałam w towarzystwie

Wiktora i robiłam się równie krwiożercza jak on.

- Nic nie jest niezawodne, chciałabym jednak, żebyście czuli się w akademii na tyle

bezpieczni, na ile jest to możliwe - wyjaśniła nauczycielka. - Dlatego mówiliśmy dziś o

posągach. Muszę dodać, że wszyscy pracownicy szkoły są tu po to, żeby was chronić. A

teraz, po tragedii w koloseum, wzięli to sobie do serca bardziej niż kiedykolwiek.

Pani Metis ponownie przenosiła wzrok z jednej osoby na drugą, a na samym końcu

spojrzała mi prosto w oczy. Chciałam jej wierzyć, naprawdę, ale po tym, co widziałam

wczoraj, wiedziałam, że nikt z nas nie jest bezpieczny nawet za grubymi murami akademii.

- A teraz zadanie domowe. Wypracowanie.

Rozległ się chór protestów. Pani Metis nie zwróciła na nie uwagi.

- Wybierzecie sobie jakiś posąg, zdobędziecie na jego temat informacje i napiszecie o

jego historii, stylu i tak dalej. Oczekuję, że w bibliografii będzie podanych kilka źródeł. Jedno

to za mało. I z prawdziwych książek, z biblioteki, a nie jakieś pseudomityczne cytaty, które

znajdziecie na stronie kolegów z akademii.

Głośne narzekania zagłuszył dzwonek. Wszyscy wstali i zaczęli się pakować. Tylko ja

siedziałam ze wzrokiem utkwionym w fotografię z podręcznika historii mitycznej.

Gryfy, postanowiłam. Napiszę o gryfach. Najwyższy czas pozbyć się tego dziwnego,

paranoicznego strachu przed nimi i pozostałymi posągami.

Poza tym pisanie o czymś, co przyprawia mnie o dreszcze na plecach, to chyba jedyny

sposób, żebym nie zasnęła nad wypracowaniem.

Po lekcji chciałam podejść do pani Metis i zapytać, czy ona, pan Nickamedes albo

trener Ajaks mają jakieś nowe informacje na temat żniwiarzy, którzy zaatakowali koloseum.

Kim byli, gdzie mogli się ukrywać, czy wciąż była z nimi ta dziewczyna. Chciałam również

zapytać, co ona i inni mają zamiar zrobić w sprawie sztyletu z Helheimu, czy będą

Page 64: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

organizować grupy osób prowadzących systematyczne poszukiwania w bibliotece. Profesor

pozwoliła mi zatrzymać oryginalny plan budynku z nadzieją, że zbiorę jeszcze jakieś

wibracje, i wzięła kopie, żeby ona, Nickamedes, Ajaks i przypuszczalnie Raven mogli je

postudiować.

Ku mojemu zdziwieniu nauczycielka spakowała torbę i wyszła z klasy, zanim połowa

uczniów zdołała się zebrać. Zastanowiło mnie, gdzie tak się spieszy, nie chciałam jednak

zachować się jak wariatka, przepychać się przez tłum ijej gonić.

Wraz z innymi wyszłam zatem z budynku nauk humanistycznych. W Cypress

Mountain było zimno nawet jak na styczeń. W czerwonym płaszczu w kratkę mroźne

powietrze przewiewało mnie na wylot. Takim arktycznym mrozom powinien towarzyszyć

śnieg, ale oczywiście go nie było.

Czułam, że coś popsuło mi nastrój.

Wyjęłam z kieszeni rękawiczki, naciągnęłam je na dłonie, a potem owinęłam szyję

szarym szalikiem w płatki śniegu. Włożyłam też szarą czapkę. Niestety, te dodatkowe

warstwy wcale mnie specjalnie nie ogrzały.

Rozmyślając o mrozie, pani Metis i żniwiarce, ruszyłam w dół wzgórza i przecięłam

dolne dziedzińce. Brodę schowałam pod szalik i nie zatrzymywałam się, póki nie doszłam do

trzymetrowego muru odgradzającego Akademię Mitu od zewnętrznego świata.

Żelazne pręty bramy uprzytomniły mi, gdzie dokładnie się znajduję i dlaczego nie

powinno mnie tu być.

A przynajmniej nie dzisiaj. Przeważnie codziennie po południu wymykałam się i

jechałam do miasta na spotkanie z babcią. Zapomniałam, że ze względu na ten atak żniwiarzy

dziś mam nie wychodzić poza kampus. Obiecałam to. Bardzo pragnęłam się zobaczyć z

babcią, ale nie chciałam przysparzać jej niepotrzebnych zmartwień.

Z westchnieniem spojrzałam na zegarek. Miałam mnóstwo czasu przed dyżurem w

bibliotece antycznej. Pomimo zimna nie chciałam wracać do akademika i zamartwiać się

Loganem, żniwiarką, miejscem ukrycia sztyletu ani żadnym innym problemem, który

aktualnie miałam na głowie.

Zadzwoniłam do Daphne z nadzieją, że się spotkamy, ale nie odebrała. Dziwne. Moja

najbliższa przyjaciółka należała do osób opętanych obsesją telefoniczną i zawsze odbierała. I

za każdym razem odpisywała na esemesy. Zastanowiło mnie, co się z nią dzieje. Najpierw,

podczas obiadu, wyleciała z jadalni jak z procy, a teraz nie odpowiada na telefony. Nie było

trudno zgadnąć, że ma to coś wspólnego z atakiem w koloseum. Jasne, był on strasznym

doświadczeniem, lecz jakoś to przeżyliśmy. Tak się na to starałam patrzeć, choć przed oczami

Page 65: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

niejeden raz pojawiła mi się twarz zmarłego Samsona Sorensena i innych kolegów.

Chwilowo nie miałam nic do roboty, więc postanowiłam przejść się brukowaną

ścieżką wzdłuż muru i przekonać się, dokąd prowadzi. Zazwyczaj biegłam prosto do bramy, a

potem na przystanek autobusu. Nigdy nie przyglądałam się otaczającym akademię murom od

środka, więc teraz skorzystałam z okazji, skręciłam w lewo i ruszyłam ścieżką.

Mimo chłodu fioletowe bratki i inne drobne zimowe kwiaty starały się szeroko

rozpościerać kolorowe płatki. Ponad nimi drzewa wyciągały nagie jak szkielety gałęzie we

wszystkich kierunkach, tworząc baldachim odcinający nikłe zimowe światło. Przy wijącym

się, kompletnie oblodzonym potoku, majaczyło w cieniu kilka metalowych ławek.

No, i oczywiście, nie brakowało posągów.

Zrobiono je z tego samego szarego kamienia co statuy na budynkach szkoły, choć te

tutaj były mniejsze, miały nie więcej niż metr wysokości. Wokół kamiennego mostku nad

strumieniem stała ich cała grupka. Największa rzeźba miała tors mężczyzny, kozie kopyta i

krótki ogon. Z włosów wyrastały dwa rogi. Przy ustach trzymała mały flet, jakby gotowała się

do zagrania wesołej melodii. Poznałam go - to był Pan, grecki bożek patronujący pasterzom i

całej masie innych rzeczy, zależnie od tego, jaki wzięło się z biblioteki podręcznik historii

mitycznej.

Inne otaczające go statuy przedstawiały nimfy i driady z uniesionymi rękami i

stopami, z kwiatami zaciśniętymi w dłoniach, jakby tańczyły do widmowej melodii. Im dłużej

się im przyglądałam, tym bardziej wydawało mi się, że nimfy przypatrują mi się spod

zmrużonych powiek, rozsuwają wargi, żeby pokazać zęby, i duszą w palcach delikatne

kwiaty.

Westchnęłam i odwróciłam wzrok. Czasem przychodziło mi na myśl, że chciałabym

nigdy więcej nie widzieć żadnych posągów. Ale teraz mam napisać to głupie wypracowanie

na lekcję pani Metis. Uch.

Szłam dalej, mijając następne ławki i następne posągi. Zdziwiłam się, widząc kilka

nowych bram prowadzących na teren kampusu. Do tej pory przechodziłam tylko przez

główną i jedną boczną, tę na końcu parkingu obok sali gimnastycznej. Tymczasem okazuje

się, że żelazne pręty przecinały mur co kilkaset metrów. Przy każdej bramie znajdowały się

kamienne sfinksy. Podejrzewam, że było tyle bram na wypadek, gdyby uczniowie musieli w

pośpiechu opuszczać kampus, na przykład podczas ataku grupy żniwiarzy, tak jak było to w

koloseum. Na samą myśl o tym poczułam, że żołądek podchodzi mi do gardła.

Szłam szybko, a mimo to chłód przenikał przez ubranie ibyłam zmarznięta do kości.

Odwróciłam się, żeby wrócić do ciepłego pokoju w akademiku, kiedy nagle usłyszałam cichy

Page 66: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

warkot.

Zastygłam i poczułam, że robi mi się jeszcze zimniej. Zastanawiałam się, czy ten

dźwięk tylko sobie wyobraziłam. Prawdę mówiąc, taką miałam nadzieję. Z doświadczenia

wiedziałam, że taki warkot nigdy, przenigdy nie wróży nic dobrego. Zazwyczaj oznaczało to,

że jakiś wielki, straszliwy potwór, jak grasownik nemejski, czai się z zamiarem zatopienia we

mnie kłów. Naprawdę nie przepadałam za przerośniętymi panteropodobnymi zwierzakami,

szczególnie że żniwiarze tresowali je specjalnie, aby siały śmierć.

Warkot rozbrzmiał znowu, druzgocąc nadzieję, że było to złudzenie albo kaprys

mojego cygańskiego daru. Powoli odwróciłam głowę... i ujrzałam wilka fenrira.

Page 67: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 9

Fenrir czaił się podkulony w stercie liści po drugiej stronie bramy, przed którą stałam.

Potwór był wielki, jego długość przewyższała moją wysokość, miał grube, mocne ciało, ostre

jak brzytwa zęby i takież pazury. Futro nie było całkiem czarne, raczej koloru ciemnego

popiołu, dzięki czemu zwierzę zlewało się z cieniami rzucanymi przez wysokie drzewa.

Ostatnim razem, kiedy widziałam wilka, zauważyłam w jego włosiu karmazynowe pasma, u

tego jednak nic takiego nie spostrzegłam. Jego oczy miały kolor rdzawy, przydymiony, nie

płonął w nich żywy ogień.

Przyjrzałam się zwierzęciu bliżej. Jego prawe ucho miało wycięcie w kształcie litery

„V”. Czyli był to wilk, którego spotkałam w kurorcie. Ten, który uratował mnie przed

zamarznięciem na śmierć, kiedy zasypała nas lawina spowodowana przez Prestona. Tego

właśnie dnia wilk rozszarpał sobie ucho.

- No, piesku? - powiedziałam niepewnym tonem, ponieważ tak właśnie mówiłam do

wilka. - Czy to naprawdę ty?

Na mój głos fenrir skoczył na nogi, a wargi ułożyły się w coś, co... hmmm, co

przypominało... uśmiech. Okej, to też przyprawiało o gęsią skórkę. Zazwyczaj potwory

mityczne bardziej cieszyły się na mój widok niż ja na ich - i oblizywały się na myśl o

zatopieniu we mnie kłów. Wydawało mi się jednak, że ten wilk cieszy się, że go zobaczyłam,

jakby... jakby czekał z nadzieją, że koło niego przejdę.

Fenrir pisnął cicho i przysunął się do bramy, przy każdym kroku szeleszcząc liśćmi. Ja

też się zbliżyłam i po krótkim wahaniu przełożyłam rękę przez metalowe pręty. Wilk

najpierw zrobił kilka kroków tam i z powrotem, ale po chwili podszedł i wsunął łeb pod moje

palce.

Jak tylko go dotknęłam, poczułam, że mój umysł napełnia się obrazami. Lawina, która

niemal nas pochłonęła, gałąź przebijająca nogę zwierzęcia, a potem ja, jak wyciągam ją z

rany, tak że wilk znowu może chodzić. Zobaczyłam nawet siebie, jak stoję przed Prestonem i

jak wilk trąca go, kiedy żniwiarz ma wypuścić bełt z kuszy.

Przez głowę przemknęło jeszcze więcej obrazów: śnieg, drzewa, ucieczka przez las, i

uczucia zwierzęcia. Prawdę mówiąc, było to tylko jedno uczucie: szczęście. Czyste,

gwałtowne, głębokie szczęście, że nareszcie zwierzę jest wolne od żniwiarzy, którzy tak

długo je więzili, ranili i torturowali. Łzy zakręciły mi się w oczach na myśl o tej głębokiej i

Page 68: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

intensywnej radości.

A potem pojawił się inny obraz wilka, drugiego, który nie miał w oczach ani w futrze

czerwieni kojarzącej się ze żniwiarzami. To pewnie jeden z tych dzikich wilków, o których

mówiła pani Metis, tych, które mieszkają daleko w górach i rzadko się je widuje. Najpierw

mój wilk traktował tamtego podejrzliwie, ale wkrótce zwierzęta już razem polowały, bawiły

się, a nawet sypiały przytulone do siebie.

Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że to jest wilk rodzaju żeńskiego, i że... no tak,

że oczekuje ode mnie pomocy.

- Nie rozumiem - mruknęłam, otwierając oczy i patrząc na wilczycę. - Po co tu

przyszłaś? Dlaczego zostawiłaś swojego towarzysza? Byłaś z nim szczęśliwa. Czego ode

mnie oczekujesz?

Fenrir parsknął, jakby nie wierzył, że mogę być tak niedomyślna. Trochę smutne,

kiedy mityczne stworzenie uważa się za mądrzejsze od ciebie. Wilczyca odsunęła się i

zaczęła chodzić tam i z powrotem przed bramą, jakby na paradzie. Przyglądałam się, nie

mając pojęcia, co chce mi przez to powiedzieć.

Po chwili zorientowałam się, że zwierzę jest znacznie grubsze niż poprzednio.

Szczególnie w połowie ciała. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego brzucha. Pojawił się

następny obraz, iskierka uświadamiająca mi, że wilczyca nie jest już sama.

- Och... - powiedziałam - będziesz miała dziecko... to znaczy szczeniaka... czy jak to

się nazywa.

Nie wiem, ile z tego zrozumiała, ale wydawało mi się, że niemal kiwa głową, jakby

mówiąc: „głupia śmiertelna dziewczyna zrozumiała wreszcie, co chcę jej powiedzieć”.

Nie wiem wiele o zwierzętach, jednak miałam wrażenie, że fenrir jest też o wiele

większy niż kilka tygodni temu. Czy mityczne stwory rodzą swoje małe po znacznie krótszym

czasie niż zwykłe zwierzęta? Czy to dlatego wilczyca była taka duża? Kiedy urodzi się jej

małe? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań.

- Nadal nic nie rozumiem. Po co tu przyszłaś? Jak mnie w ogóle znalazłaś?

Wilczyca dmuchnęła, jej czarny nos zadrgał.

- Wywęszyłaś mnie? Wytropiłaś, idąc moim śladem taki kawał z kurortu?

Fenrir kiwnął głową. Okej, to znaczy, że szedł za mną krok w krok. Prawdę mówiąc,

to dość straszne.

Nagle przyszła mi do głowy nowa myśl:

- Czy to ty byłaś koło domu babci w nocy? To ten duży fioletowy dom z szarymi

schodkami.

Page 69: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Zwierzę znowu kiwnęło głową.

- Dlaczego?

Tym razem wilczyca nie skinęła, tylko wydała warkot płynący z głębi gardzieli: niski,

chrapliwy, który zdradził mi, że chciałaby zatopić w czymś zęby i nie puścić, póki ofiara nie

wyda ostatniego tchnienia. Cały czas trzymałam rękę na jej brzuchu i starałam się odgadnąć,

co ją tak zezłościło, lecz psychometria pokazywała mi tylko szczeniaka.

Zniechęcona, opuściłam dłoń i kucnęłam. Okej, myślałam, fenrir, któremu pomogłam

przed kilkoma tygodniami, jakoś mnie wyśledził mimo kilku gór i tylu dzielących nas

kilometrów. Teraz jest tutaj, w Akademii Mitu, i czeka, aż go przygarnę, jakby był

owczarkiem, a nie mitycznym stworem, który ma więcej zębów niż ja komórek mózgowych.

Od czasu przyjścia do tej szkoły widziałam niejedną dziwną rzecz, jednak to miało

szansę przebić wszystko.

Wilczyca na mnie patrzyła, niemal jakby doskonale wiedziała, o czym myślę.

Opuściła smutnie uszy i pisnęła żałośnie. Ten pisk przebił mi serce jak miecz żniwiarza.

Muszę coś zrobić, muszę jej pomóc! No, może na początku chciała mnie zabić, zgodnie z

rozkazami Prestona, ale po zejściu lawiny ogrzewała mnie i uratowała przed bełtem z kuszy.

Dużo jej zawdzięczam.

No cóż, nie wiedziałam, po co przyszła do akademii. Może nie chciała rodzić w

górach? Może ścigali ją żniwiarze? A może chodziło o jeszcze coś innego, czego się nie

domyślam? Tak czy inaczej, wilczyca pomogła mi, na ile była w stanie. Teraz powinnam się

odwdzięczyć. Tak będzie słusznie.

Najpierw jednak musiałam zyskać zgodę władz - czyli tych dwóch sfinksów

usadowionych po obu stronach bramy. Tak się skupiłam na fenrirze, że nie zauważyłam

nawet, że w ciągu tych kilku minut sfinksy zrobiły się większe i potężniejsze - ich rysy się

wyostrzyły, a pazury zaczęły błyszczeć w zimowym słońcu - jakby szykowały się do tego, by

skoczyć i rozszarpać wilka na strzępy.

Profesor Metis mówiła, że sfinksy mają nie wpuszczać na teren szkoły wszystkiego,

co złe: żniwiarzy, grasowników nemejskich i, naturalnie, fenrirów. Nie wiem, jak ich

rozpoznawały, bo Jasmine Ashton zdradziła mi, że w akademii są też inni żniwiarze poza nią,

zarówno wśród uczniów, jak i nauczycieli. Podejrzewam, że żniwiarze potrafili jakoś ukryć

swoją prawdziwą naturę przed sfinksami; musiał być jakiś kruczek, który pozwalał im przejść

koło posągów i uniknąć ataku. Takich kruczków w akademii było wiele, szczególnie jeśli

chodzi o magię.

Ale pani Metis wspomniała również, że posągi nie skrzywdzą mnie ani nikogo, kto ma

Page 70: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

prawo tu przebywać.

Miałam nadzieję, że pozwolą przejść mojemu futrzastemu przyjacielowi.

- Ta wilczyca jest moim gościem - wyjaśniłam. - Nie należy do żniwiarzy. Już nie.

Sfinksy zmierzyły mnie wściekłym wzrokiem i zmrużyły oczy, jakby zastanawiając

się, czy nie kłamię. Odczekałam kilka sekund, ale nic się nie stało. Posągi stały naprężone,

lecz nie ożyły i nie rzuciły się na fenrira. Patrzyły tylko na mnie. Okej. Wyglądało na to, że to

do mnie należy następny ruch.

Wyciągnęłam rękę i kiwnęłam na zwierzę.

- No, dziewczynko, chodź do mnie.

Wilczyca jeszcze przez krótką chwilę krążyła, przyglądając się sfinksom tak samo, jak

one przyglądały się jej. Wreszcie się zdecydowała i postąpiła do przodu. Zanurzyłam rękę w

jej futrze i delikatnie pociągnęłam ku bramie. Miałam taką teorię, że jeśli sfinksy nie

zaatakują mnie, to również nie powinny skrzywdzić nikogo, na kim trzymam rękę.

Wilczyca podpełzła bliżej i przecisnęła głowę przez pręty. Wydawało mi się, że przez

sfinksy przebiega skurcz, z góry spadło kilka kamiennych odprysków i odbiło się od metalu.

Wilczyca wzdrygnęła się na ten dźwięk, ale cały czas trzymałam rękę na jej grzbiecie, a

wzrok utkwiłam w sfinksach.

- Mówiłam, że to mój gość.

Sfinksy patrzyły na mnie ze złością, lecz nie posypały się więcej żadne odłamki.

Minęło kilka sekund. Kiedy nic się nie stało, niecierpliwie pociągnęłam wilczycę,

żeby zdążyć, zanim posągi zmienią zdanie. Zwierzę niepewnie przełożyło przez pręty

najpierw jedną, a potem drugą łapę.

- No widzisz - szepnęłam. - Nie skrzywdzą cię, jak długo będziesz w moim

towarzystwie.

Wilczyca znowu dmuchnęła przez nos, jakby mi wcale nie uwierzyła. Jednak się nie

cofnęła. Było jej trudno się przecisnąć. Szczególnych problemów przysparzał jej brzuch, lecz

w końcu przedostała się na drugą stronę, przewracając mnie przy okazji.

A potem usiadła i zamachała ogonem, jakby wyszła jej właśnie jakaś fajna sztuczka.

Może miała rację.

Spojrzałam w górę, na sfinksy, nadal mierzące mnie złym wzrokiem spod zmrużonych

powiek.

- Dzięki - powiedziałam - za to, że nas nie pożarłyście.

Nie odpowiedziały, ale przez moment czułam, że wokół nas krąży pradawna siła,

która otaczała wszystkie posągi na kampusie. A potem to wrażenie znikło i sfinksy znowu

Page 71: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

były tylko kamiennymi rzeźbami.

W tej chwili wilczyca warknęła cicho, groźnie, jakby chciała pokazać sfinksom, że tak

naprawdę to wcale się ich nie boi.

- Chodź - rzekłam, tłamsząc ją za ucho. - Muszę zaprowadzić cię do mojego pokoju,

zanim ktoś cię zobaczy. Kamienne sfinksy to tylko kamienne sfinksy, ale profesorowie to

całkiem inna bajka.

Wstałam na nogi i ruszyłam pomiędzy drzewami, a za mną szła wilczyca.

Page 72: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 10

Nie było łatwo niezauważenie przemknąć z wilczycą do drzwi akademika, ale udało

się. Głównie metodą przeskakiwania od drzewa do drzewa i krycia się w cieniu. Prawdę

mówiąc, rzucałam się w oczy bardziej niż fenrir, który dzięki ciemnemu futru zlewał się z

otoczeniem. A ja? W czerwonym płaszczu, dżinsach i adidasach? Już nie tak bardzo.

Kiedy stanęłyśmy przed Styksem, moim akademikiem, poszło dużo łatwiej, bo na

drugim piętrze, w wieżyczce przystawionej do budynku, mieścił się tylko mój pokój. Łóżko,

szafki na książki, biurko, mała lodówka. Typowy pokój w akademiku, choć naturalnie nie

pozbawiony indywidualnych akcentów, na przykład oprawionej fotografii mamy na biurku,

obok posążka Nike.

Wiktor powiedział, że chce się zdrzemnąć, więc przed lekcją historii mitycznej

zaniosłam go do akademika. Wisiał w czarnej skórzanej pochwie, na zwykłym miejscu na

ścianie, koło plakatu z Wonder Woman i The Killers. Kiedy skrzypnęły drzwi, obudził się i

powiedział:

- Najwyższa pora, żebyś wróciła...

Na widok fenrira wytrzeszczył oko i opadła mu szczęka. Prawdę mówiąc, pewnie by

mu odpadła, gdyby nie była zespawana z resztą twarzy. Westchnęłam. Wiedziałam, co teraz

będzie.

- Gwen Frost, czy straciłaś zmysły? - wrzasnął.

- Ciii... - szepnęłam i przyłożyłam palec do ust. - Chcesz, żeby cię wszyscy usłyszeli?

- Co to... co to coś tu robi? - wyrzucił z siebie miecz, mierząc zwierzę wzburzonym

wzrokiem.

Wilczyca przymrużyła oczy i cicho warknęła, wpatrując się w miecz tak, jakby chciała

zerwać go ze ściany i energicznie nim potrząsnąć.

- To nie jest coś, to wilk. A właściwie wilczyca. Wkrótce będzie miała małe.

- Sam to widzę. W obwodzie ma rozmiar krowy.

Warkot przybrał niższy i groźniejszy ton. Położyłam rękę na głowie wilczycy i

zaczęłam ją gładzić. To ją nieco uspokoiło, choć nadal powarkiwała.

- No, wydaje mi się, że chce ze mną zamieszkać... chyba

- wyjaśniłam. - Znalazłam ją koło jednej z bram. Zdaje się, że na mnie czekała.

Znowu go zaskoczyłam.

Page 73: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Więc wpuściłaś ją na teren akademii? Po co?

- Ja jej nie wpuściłam - zdenerwowałam się. - Wpuściły ją sfinksy... kiedy

przekonałam je, że jest moim gościem.

Wiktorowi zabrakło słów.

- Gdybym miał rękę, popukałbym się w czoło - mruknął w końcu. - Nie, jednak

wbiłbym ci nią rozum do głowy. Do diabła, to przecież fenrir, a nie szczeniak ze smutnymi

oczyma, którego z litości bierze się do domu. Może zapomniałaś, że to ten sam, który miał

wielką ochotę przerobić cię na mielonkę w kurorcie narciarskim.

Westchnęłam.

- Wiem, wiem. Wiem też, że uratował mnie od zamarznięcia w czasie lawiny i

przeszkodził Prestonowi zabić mnie z kuszy. Powinieneś to pamiętać, bo też tam byłeś.

Wiktor prychnął.

- Niczego takiego sobie nie przypominam. Poza tym, że świetnie się spisałem w bitce,

jak zwykle.

- Mniejsza z tym - mruknęłam przez zaciśnięte zęby.

- Jeśli wilczyca chce tu zostać przez jakiś czas, to niech zostanie. Przynajmniej póki

się nie dowiem, o co jej naprawdę chodzi. Odkąd uciekła od Prestona, dużo przeżyła, a ja nie

mówię po wilczemu.

Wiktor sapnął z irytacją i zamknął oko. Koniec dyskusji. Westchnęłam znowu. Jaki

obrażalski. Pewnie będę musiała go błagać, żeby się do mnie odezwał. Albo włączyć

telewizję i puścić mu maraton filmów akcji. Uwielbiał patrzeć, jak faceci się biją,

rozkwaszają sobie nosy i wysadzają w powietrze. Wszystkiemu winna jest ta jego

krwiożercza natura. Najbardziej podobały mu się filmy z Jamesem Bondem.

Był jeden plus tej sytuacji. Jeśli się do mnie nie odzywał, nie mógł mi odpyskowywać

ani, co gorsza, wytykać, jaki koszmarny błąd popełniłam, zawierzając stworzeniu, które

żniwiarze tresowali po to, żeby zabijało wojowników. Ja jednak wiedziałam, że wilczyca już

taka nie jest. Dzięki mojemu cygańskiemu darowi poznałam jej serce i ulgę, jaką przyniosło

jej wyzwolenie się od żniwiarzy. Teraz mnie nie skrzywdzi.

Poszłam do łazienki, napełniłam miskę wodą i położyłam przy łóżku, żeby mogła się

napić, jeśli będzie spragniona. A potem ukucnęłam obok niej na podłodze.

- Zostań tu - powiedziałam. - Muszę wyjść na kilka godzin, ale kiedy wrócę, przyniosę

ci coś dojedzenia, dobrze?

Pogładziłam ją po uchu. Mruknęła zadowolona.

- Wiesz, skoro masz tu spędzić trochę czasu, to muszę wymyślić ci jakieś imię.

Page 74: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Chciałabyś mieć imię?

Zastrzygła lekko nadszarpniętym uchem. Rozumiem, że miało to oznaczać zgodę.

Patrząc na nią, zaczęłam się zastanawiać, co będzie odpowiednie dla mitycznego stworzenia.

Jakoś nie pasował mi Burek czy Reksio.

- Co powiesz na Nott? - spytałam w końcu, przypominając sobie to imię z historii

mitycznej. - To nordycka bogini nocy, a twoje ciemne futro nadaje ci wygląd mroczny i

tajemniczy.

Wilczyca przez moment siedziała bez ruchu, a potem uśmiechnęła się radośnie i

wywiesiła język. Był w kolorze jej oczu, rdzawoczerwony, a nie jasnokarmazynowy, jak

dawniej.

- Czyli zostaje Nott - oznajmiłam.

Stworzenie pochyliło się i polizało mnie po policzku. Roześmiałam się i odepchnęłam

jego pysk, po czym wstałam z podłogi i wyszłam.

Najpierw poszłam do jadalni, wzięłam tacę i zastawiłam ją po brzegi wszystkimi

mięsnymi daniami, jakie były w menu. Kotlety z jagnięciny, polędwica z grilla, spaghetti z

ostrymi pulpetami z wołowiny. Wiem, wiem, zwierzętom nie powinno się dawać ludzkiego

jedzenia. Ale Nott była stworzeniem mitycznym, jednym z tych, które pożerały ludzi. Zatem

wydawało mi się, że mięso jej nie zaszkodzi. Poza tym dziś wieczorem i tak nie miałam

wyjścia.

Kucharz, który pakował mi wszystko w brązową papierową torbę, patrzył na mnie

dziwnie, zapewne zastanawiając się, ile jestem w stanie zjeść na raz. Ja jednak tylko się do

niego uśmiechnęłam. Miałam nadzieję, że cielęcina będzie smakowała Nott bardziej niż mnie.

Fuj.

Tak mnie to wszystko zaabsorbowało, że straciłam poczucie czasu i musiałam pędzić

do biblioteki antycznej, żeby zdążyć na swój dyżur. Biblioteka, największy i centralny gmach

spośród budynków gwiaździście otaczających górny dziedziniec, była też najbardziej

ozdobna: miała najwięcej okien, balkonów i wież.

No i najwięcej posągów.

Według tego, co mówiła na wykładzie pani Metis, przy bibliotece było ich więcej niż

w jakimkolwiek innym budynku na kampusie. Całą ją pokrywały wyobrażenia mitycznych

stworzeń, od dolnej galeryjki obiegającej gmach dookoła po ostro zakończone wieżyczki na

najwyższym, szóstym piętrze. Zwolniłam kroku, stanęłam przed schodami i utkwiłam wzrok

w dwóch gryfach siedzących po obu stronach wejścia.

Wyglądały identycznie jak w podręczniku historii mitycznej. Głowa orła, ciało lwa,

Page 75: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

mordercze pazury, zakrzywione dzioby. Górowały nade mną, ostro zarysowane na tle szarego

zimowego nieba, i bezpowiekimi oczyma śledziły moje kroki.

Nagle w pamięci pojawił mi się obraz, który ujrzałam, kiedy dotykałam pamiętnika

mamy - jak siedziała na stopniach biblioteki między gryfami. Zastanawiałam się, co onich

myślała, czy ją też przyprawiały o dreszcz na plecach. Gryfy, w znacznie większym stopniu

niż sfinksy strzegące bramy, sprawiały wrażenie, jakby łada moment miały ożyć, zrzucić z

siebie kamienną skorupę i mnie rozedrzeć.

Odsunęłam od siebie niepokojące myśli i wstąpiłam na schody. Energicznie pchnęłam

drzwi i weszłam do biblioteki. Za otwartymi masywnymi podwójnymi drzwiami rozciągało

się przejście, którym - niczym po marmurowym dywanie - dochodziło się do centralnie

położonej sali ze stołami do nauki oraz pomieszczeniami dla pracowników biblioteki,

oddzielonymi od sali szklanymi przepierzeniami.

Zamiast iść prosto na swoje miejsce za ladą do oddawania książek, skręciłam między

regały i poszłam tam, gdzie niegdyś znajdowała się gablota, w której spoczywał Wiktor.

Wyjęłam go z niej podczas walki na śmierć i życie z Jasmine. Oczywiście gabloty dawno już

tu nie było, walkiria rozbiła ją w drobny mak. Ale przecież i tak nie to chciałam obejrzeć.

Przyszłam tu, żeby odwiedzić boginię.

Podniosłam głowę i spojrzałam na figurę. Pierwsze piętro otaczał wewnętrzny balkon

z posągami bogów i bogiń ze wszystkich kultur na świecie. Byli to bogowie greccy, jak

Persefona, indiańscy, jak Kojot i Borsuk, celtyccy, jak Balor i Branwen. Jednym słowem,

wszyscy członkowie panteonu poza Lokim. Miejsce, gdzie powinna znajdować się jego

podobizna, pozostawało puste. Nigdzie na kampusie nie było posągu nordyckiego boga

chaosu. Nic dziwnego, skoro ten bóg złoczyńca usiłował przejąć kontrolę nad światem, a jego

żniwiarze chaosu z dużym upodobaniem zabijali wojowników.

Oderwałam wzrok od pustego miejsca między kolumnami i spojrzałam prosto w górę

na Nike, grecką boginię zwycięstwa. Bogini wyglądała dokładnie tak jak w rzeczywistości.

Włosy opadające na ramiona, zwiewna suknia, skrzydła na plecach. Była chłodna, piękna,

silna i straszna jednocześnie. To właśnie zawsze odczuwałam w jej obecności: surową siłę

płynącą od niej gwałtownymi mroźnymi falami.

Przypuszczam, że tak ją odbierałam, dlatego że Nike była wcieleniem zwycięstwa,

czyli czegoś, co mogło mieć bardzo, ale to bardzo’ gorzki smak. To właśnie czułam po

wydarzeniach w koloseum. Mimo że najbliżsi przyjaciele przeżyli, to zginęli inni koledzy i

koleżanki. I nigdy tego nie zapomnę.

Niewątpliwie podobnie czuli to członkowie panteonu, kiedy walczyli z Lokim. Siostra

Page 76: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zwracała się przeciwko siostrze, wojownik przeciw wojownikowi, bóg przeciw bogu, aż cały

świat stanął na krawędzi zniszczenia. Gdyby Loki kiedykolwiek wydostał się z więzienia,

świat pogrążyłby się w kolejnej długiej, krwawej wojnie chaosu. Przysięgłam sobie, że nie

dopuszczę do tego. Teraz już wiedziałam, że sztyletu z Helheimu należy szukać w bibliotece i

bez względu na wszystko byłam zdecydowana go znaleźć.

- Jeśli tego nie zauważyłaś - powiedziałam - to informuję cię, że mam... eee...

zwierzaka. Może podpowiesz mi, dlaczego Nott szła za mną aż tutaj?

Posąg się nie poruszył, nie zamrugał oczami, nie skrzywił się. Krótko mówiąc, nie

zrobił nic, co mogłoby sugerować, że jest w nim bogini. Albo że mnie w ogóle słucha.

Trudno. Pozdrawianie Nike i mówienie do niej, nawet jeśli nie odpowiadała, zawsze

mnie trochę podnosiło na duchu. Może naprawdę patrzyła na mnie z Olimpu czy też z innego

miejsca, gdzie w obecnych czasach przebywają bogowie.

- Wiem, wiem - ciągnęłam. - Nic mi nie możesz powiedzieć z powodu tego paktu,

który zawarli bogowie. Tego, że postanowili nie interweniować w sprawy śmiertelników.

Niemniej jeśli kiedyś zechcesz podrzucić mi po kryjomu jakąś wskazówkę, to chętnie

posłucham.

Posąg się nie poruszył, ale przez moment wydawało mi się, że wargi Nike lekko

uniosły się ku górze. No, chyba rozbawienie bogini to nic złego.

Zostawiłam posąg w spokoju, wyszłam spomiędzy regałów i podeszłam do lady.

Największym pomieszczeniem w bibliotece antycznej była potężna sala przykryta

sklepieniem wznoszącym się na wysokości szóstego piętra. Zawsze wydawało mi się, że

biblioteka jest znacznie wyższa, że pnie się w górę bez końca.

Wyciągnęłam szyję, usiłując dojrzeć freski pod kopułą ozdobione złotem, srebrem i

milionami klejnotów, o których pani Metis wspomniała na wykładzie, lecz widziałam tylko

cienie. Może to dobrze. Niewątpliwie freski były równie przerażające i realistyczne jak

kamienne posągi na kampusie. Można mieć dość nadprzyrodzonych zjawisk.

Lada pośrodku biblioteki dzieliła główne pomieszczenie na dwie części. Przy stołach

do nauki tłoczyli się uczniowie. Pierwszy dzień po przerwie, a nie było ani jednego wolnego

stolika - i to bynajmniej nie dlatego, że już tyle zadano.

Po prostu bywanie w bibliotece należało do dobrego tonu. Pewnie, że przychodzono

tam po to, żeby się uczyć, ale również żeby patrzeć, kto przychodzi i wychodzi, żeby gadać,

wysyłać esemesy i plotkować. Podejrzewam, że dziś było tu tak tłoczno, bo wszyscy chcieli

się dowiedzieć, co inni robili podczas ferii. Nie wspominając krążących plotek oataku

żniwiarzy - i o mojej w nim roli. Co chwila ktoś się na mnie gapił, a potem odwracał się i

Page 77: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

szeptał coś do znajomych. Świetnie.

Stanęłam za ladą i. wsunęłam pod spód torbę. Ledwie zdążyłam usiąść przy

komputerze, gdy skrzypnęły drzwi jednego z pomieszczeń oddzielonych szklanym

przepierzeniem.

- Spóźniłaś się, Gwendolyn - usłyszałam szept. - Jak zwykle.

Uniosłam oczy ku niebu i odwróciłam się na kręconym stołku. Nickamedes.

Bibliotekarz stał ze skrzyżowanymi ramionami i bębnił palcami jednej ręki w łokieć drugiej.

Wyraźny znak, że go zdenerwowałam - znowu. Tylko, prawdę mówiąc, kiedy on się na mnie

nie denerwował? Cokolwiek zrobiłam, zawsze było źle, nie mam pojęcia dlaczego.

Odwróciłam głowę i spojrzałam na zegar na zewnętrznej szklanej ścianie.

- Nie, nie spóźniłam się. Przyszłam na czas.

Nickamedes odsunął rękaw czarnego swetra i spojrzał na zegarek.

- Nie masz racji. Minuta po. Czyli się spóźniłaś.

Przewróciłam oczami.

- Minutę? Poważnie? Ma pan zamiar objechać mnie za minutę spóźnienia?

Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Minuta czy godzina, to nieważne. Spóźnienie to spóźnienie. Przypuszczam, że

znowu wymknęłaś się poza kampus, żeby odwiedzić babcię, choć wiesz, że uczniowie mogą

wychodzić poza tereny szkoły tylko w weekendy.

Jego obłudny ton działał mi na nerwy. Może przeważnie właśnie to robiłam, ale

dzisiaj byłam cały czas na miejscu, jak przyrzekłam babci. No cóż, mimo że nie złamałam

regulaminu, i tak nie zmieni to mojej opinii w oczach bibliotekarza.

- Prawdę mówiąc, chodziłam po terenie kampusu jak grzeczna dziewczynka -

odparowałam. - Nie wystawiłam nogi za bramę.

Rękę - owszem. Nogi - nie. Jednak nie zamierzałam mu mówić ani o tym, ani o Nott.

Nickamedes uniósł niedowierzająco brwi i obdarzył mnie spojrzeniem pełnym

rezerwy.

Miałam ochotę zawyć, tak jak Nott. Najpierw Daphne wpadła w niezrozumiały nastrój

i uciekła z jadalni, potem profesor Metis wybiegła, zanim zdążyłam z nią porozmawiać, a

teraz Nickamedes wyżywa się na mnie za minutę spóźnienia. Na dziś miałam już absolutnie

dość ludzi i ich humorów, szczególnie Nickamedesa, który gardził mną, od kiedy pierwszy

raz przekroczyłam próg biblioteki.

Zabulgotał we mnie piekący gniew. Otworzyłam usta i nie myśląc wiele, wypaliłam:

- Dlaczego mnie pan nienawidzi? Co ja panu takiego zrobiłam? Naprawdę chciałabym

Page 78: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wiedzieć.

Przez chwilę bibliotekarz stał zamurowany, jakby przypuszczał, że nie widzę jego

niechęci do mnie i tego, że ochrzania mnie za każdy drobiazg. Nawet bez cygańskiego daru

czułabym zimny gniew, który płynął w moim kierunku, ilekroć Nickamedes na mnie spojrzał,

a od czasu, gdy zobaczył mnie w koloseum razem z Loganem, wydawało się, że jest gorzej

niż kiedykolwiek. Jakby miał mi za złe, że przyjaźnię się z jego siostrzeńcem. Jakbym

wychodziła ze skóry, żeby go obrazić.

Nickamedes stał z zaciśniętymi ustami, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- No? - ponagliłam go - odpowie mi pan? Czy znowu mnie ochrzani? Mam xłziś

mnóstwo roboty i brak mi czasu na te gierki.

Blade policzki Nickamedesa zaczerwieniły się z gniewu, ale w zimnych oczach

dostrzegłam mgnienie czegoś... czegoś, co wyglądało jak smutek. Jakby coś kiedyś stracił i

nie mógł tego odzyskać, więc w efekcie odgrywał się na wszystkich wkoło. Bibliotekarz

otworzył usta, żeby mi odpowiedzieć, lecz zaraz zamknął je z powrotem i wrócił do swojego

gabinetu, zatrzaskując drzwi.

Przez szybę widziałam, jak siada za biurkiem i zaczyna przesuwać papiery, celowo

mnie ignorując. Wyglądało na to, że nieźle mu dopiekłam. Nie sprawiło mi to jednak takiej

satysfakcji, jak się spodziewałam.

Page 79: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 11

Usunęłam Nickamedesa z myśli i zajęłam się robotą. Odbierałam książki,

wyszukiwałam potrzebne informacje, pomagałam szukać tytułów koniecznych do odrobienia

zadań.

Po godzinie nawał pracy trochę zelżał i mogłam zająć się tym, na czym mi naprawdę

zależało: sztyletem z Helheimu. Wyjęłam z torby plan budynku, który zgubiła żniwiarka, i

rozłożyłam na półce pod ladą, żeby ktoś, kto obok przechodzi, go nie zauważył. Nie chciałam,

żeby interesowano się tym, co robię, szczególnie że teraz mnóstwo osób się na mnie gapiło.

Strasznie mnie to krępowało. Poza tym w szkole i tak miałam opinię dziwaczki. Nie chciałam,

żeby jeszcze śmiano się, mówiąc, że studiuję mapy.

Od wczoraj nie miałam czasu na oglądanie planu, wiec przez jakiś kwadrans

przyglądałam się mu, zapamiętując każdą kreskę, każdy zygzak, rozmazanie tuszu czy

zmarszczkę na papierze. Dzięki swojemu darowi nigdy nie zapominałam tego, co widziałam.

Teraz, kiedy mapę miałam już w głowie, będę mogła w dowolnym momencie przywołać z

pamięci jej obraz. To znacznie wygodniejsze; chodzenie z wielką kartą między regałami od

razu by zdradziło, że coś kombinuję, a wolałam nie zwracać na siebie uwagi.

Szczególnie że nie byłam pewna, czy nie czai się na mnie jakiś żniwiarz.

Nie było to niemożliwe. Prawdę mówiąc, istniało całkiem duże prawdopodobieństwo,

że w bibliotece, wśród Amazonek, Rzymian, wikingów i walkirii, kryje się co najmniej jeden

żniwiarz. Ponieważ żniwiarzom nie udało się wczoraj znaleźć sztyletu w koloseum, byłam

przekonana, że stawili się dziś w bibliotece w pełnym składzie. Większa niż zazwyczaj liczba

uczniów krążących wśród regałów wzmacniała moje przeświadczenie.

Naturalnie niektórzy szukali tylko spokojnego kąta, żeby się bzykać. W Akademii

Mitu zrobienie tego w bibliotece uważano za szczególny wyczyn. Ile razy odkurzałam książki

i gabloty z artefaktami, tyle razy znajdowałam zużyte prezerwatywy. Fuj.

Wyrzuciłam te myśli z głowy i przestawiłam się na plan, szczególnie na miejsca

zaznaczone iksami. Niektóre rozpoznawałam, na przykład bufet z kawą, napojami

energetycznymi i słodyczami.

Raven, staruszka, która wczoraj nadzorowała zabieranie zwłok uczniów z koloseum,

również sprzedawała kawę. Nigdy nie zwracałam na nią szczególnej uwagi, jednak ostatnio

nie mogłam się obrócić, żeby jej nie widzieć. Białe włosy, biała suknia, zmarszczki. Siedziała

Page 80: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

na stołku przy bufecie, po uszy pogrążona w plotkarskiej gazecie. Nie zauważyła, że

przyglądam się jej, butelkom syropu, filiżankom i srebrnemu ekspresowi do kawy stojącemu

tuż koło jej łokcia.

No cóż, Raven może była dziwna, niemniej sztylet chyba nie mógł się kryć w ladzie z

batonikami i muffinkami jagodowymi. Wróciłam pamięcią do planu.

Następny krzyżyk widniał w miejscu, gdzie niegdyś stała gablota z Czarą Łez. Czarę

stłukłam mieczem, gablota dawno nie istnieje, rozbita przez Jasmine.

Tam też nie było sztyletu, przeszłam więc do trzeciego iksa. Jeden po drugim

przeglądałam wszystkie zaznaczone miejsca, coraz bardziej rozczarowana. Albo żniwiarka

była mniej sprytna, niż mi się wydawało, albo z planem było coś nie tak, bo każdy krzyżyk

znajdował się w miejscu, gdzie sztyletu po prostu nie dałoby się ukryć. Na przykład bufet czy

kompletnie pusty fragment podłogi. Dziwne. Bardzo dziwne. Po co zaznaczać miejsca, które

nigdzie nie prowadzą?

Już miałam spisać plan na straty, gdy zdałam sobie sprawę, że przeoczyłam jeszcze

jeden krzyżyk - na balkonie na pierwszym piętrze. Podniosłam wzrok, starając się dopasować

iks do realnej lokalizacji, i zdałam sobie sprawę, że wskazywał miejsce, gdzie stał posąg

Sigyn, nordyckiej bogini poświęcenia i żony Lokiego.

Setki lat temu, kiedy Loki zaczął rozrabiać i zabił Baldera, nordyckiego boga światła,

inni bogowie przykuli go do skały. Na skale spoczywał wielki wąż, z którego pyska

nieustannie kapał jad na twarz boga. Chcąc mu ulżyć, Sigyn, żona Lokiego, zbierała jad do

Czary Łez. Jad pryskał również i na nią, tymczasem ona przez całe lata stała, trzymając czarę,

i od czasu do czasu ją opróżniając - póki Loki nie skłonił jej, by pomogła mu się uwolnić. A

potem uciekł, sam, nie zabierając jej ze sobą.

Jakiś czas temu uważałam Sigyn za głupią, natomiast teraz było mi jej żal. Po prostu

musiała go kochać. Wprawdzie był potworem, ale to nie jej wina. Mimo to w książkach

dotyczących historii mitycznej zawsze zbierała cięgi. Tak jakby winiono ją za to, że Loki się

uwolnił i wzniecił wojnę chaosu. Mnie się jednak wydaje, że trudno obarczać ją

odpowiedzialnością za to, że jej mąż okazał się psychopatycznym mistrzem zbrodni. Pozą

tym babcia Frost zawsze powtarzała, że ludzie sami dokonują wyborów. Myślę, że podobnie

jest z bogami.

Spojrzałam dokładniej na plan. Sigyn stała na pierwszym piętrze, w części, do której

rzadko chodziłam. Dość, że na zewnątrz gapiły się na mnie gryfy i inne stworzenia. Nie

chciałam, żeby bogowie też mnie obserwowali.

Niemniej, kiedy patrzyłam na ten iks, poczułam, że rośnie mi ciśnienie. Posąg

Page 81: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

znajdował się w odległym miejscu, z dala od schodów. Doskonała lokalizacja na schowek -

na przykład dla sztyletu z Helheimu. Wątpię, czy sam Nickamedes odwiedzał te rejony

częściej niż kilka razy w roku. Może się mylił i sztylet jednak był schowany w bibliotece?

Niczego nie pragnęłam bardziej, niż wejść na piętro, znaleźć miejsce ukrycia sztyletu i

udowodnić bibliotekarzowi, jak bardzo się...

- Czy to ty jesteś Gwen? - przerwał moje rozmyślania cichy głos.

Podniosłam oczy i ujrzałam Vivian Holler stojącą przed ladą. Kędzierzawe

kasztanowate włosy, ładna buzia, złote oczy. Dziewczyna stanęła na palcach, starając się

zajrzeć i zobaczyć, co robię.

- Co oglądasz? - spytała.

Szybko złożyłam plan na pół, ukrywając rysunek.

- Nic takiego. Zadanie domowe na historię mityczną. Znasz profesor Metis. Zawsze

coś musi zadać.

- Ale to ty jesteś Gwen, prawda? Gwen Frost? - upewniła się Vivian. - Ta Cyganka?

- Tak, to ja. Dziwna Cyganka. W czym mogę pomóc? Mam ci pomóc znaleźć książkę

czy coś innego?

- Nie, nie książkę. Słyszałam, że potrafisz odnaleźć też inne rzeczy... zgubione, a

nawet ukradzione.

- No tak, robię to od czasu do czasu.

Prawdę mówiąc, jakieś dwa razy na tydzień, bo studenci akademii mieli taki przerób

aparatów komórkowych, jak inni chustek higienicznych. Nie wspominając o innych rzeczach,

które gubili, zapodziewali albo podprowadzali innym.

- A co takiego zgubiłaś?

- Albo mi ukradziono. - Vivian skrzywiła się, jakby mówienie o tym na głos sprawiało

jej ból albo jakby dopiero wtedy stawało się prawdziwe. Takie brzydkie posądzenie gryzło się

z jej delikatnym, melodyjnym głosem.

- No dobra, to co ci skradziono?

Zagryzła wargę.

- Nie jestem pewna, że skradziono. Tylko że zazwyczaj pilnuję swoich rzeczy. Lubię

wiedzieć, gdzie co jest w danej chwili.

Okej, wyglądało na to, że Vivian jest nieco zbzikowana, ale co tam. Ja też taka

bywałam.

- Więc co zginęło? - spytałam. - Komórka, klucze, karta kredytowa?

Pokręciła głową.

Page 82: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Nie, nic z tych rzeczy. Pewnie będziesz myśleć, że to nic takiego. Pierścionek.

Wyjątkowy.

- Jak wygląda? Masz zdjęcie? I dlaczego jest taki wyjątkowy?

To zwykłe pytania, które zadawałam za każdym razem, gdy ktoś prosił, żebym

znalazła zgubę. Dobrze jest wiedzieć, jak wygląda to, czego się szuka. „Pierścionek”,

„komórka” albo „ulubiony czarny biustonosz” to trochę mało. Przeważnie jednak szukałam

na ślepo, bo niewiele osób robiło zdjęcia rzeczom, które były dla nich cenne, na przykład

biżuterii. Miło się więc zdziwiłam, kiedy Vivian wyciągnęła z torebki komórkę i zaczęła

przesuwać fotografie.

- O, to ten - powiedziała.

Odwróciła telefon w moją stronę, żebym lepiej widziała. Na zdjęciu widniały

roześmiane Vivian i Savannah. Vivian obejmowała przyjaciółkę, więc widziałam pierścionek

na jej palcu. Był prosty, masywny, ze złota, i przedstawiał dwie twarze: zwrócona w lewo

płakała, a zwrócona w prawo - śmiała się.

- Tak o nim mówiłaś, że spodziewałam się diamentów, ale to fajny wzór. Co to jest?

Przed wiekami bogowie i boginie nagrodzili za wierną służbę swoich wybrańców i

wojowników. Obdarowali ich złotem, srebrem i klejnotami. Przez lata majątek się mnożył i

dlatego teraz rodzice uczniów akademii byli tak nadziani. Większość dzieciaków w szkole,

szczególnie dziewczyn, była obwieszona świecidełkami bardziej niż gwiazdy Hollywood.

- Dzięki - rzekła Vivian. - Wzór przedstawia starożytne maski teatralne. Czasami

mówi się o nich „maski Janusa”, od rzymskiego boga. A mam ten pierścionek, bo należę do

kółka teatralnego, podobnie jak moja mama, kiedy chodziła do akademii.

Zaczerwieniła się i spuściła głowę, niemal jakby się spodziewała, że będę się z niej

naśmiewać za te zwierzenia. Daphne miała rację. Vivian jest jeszcze bardziej nieśmiała niż ja.

Ciekawe, jak tak spokojna osoba może przeżyć w akademii, gdzie wynajdywanie nowych

złośliwości i podłości zostało podniesione do rangi sztuki.

- To chyba fajnie być w kółku teatralnym - powiedziałam. - Ja kocham komiksy.

Wiesz, superbohaterowie, złoczyńcy, te rzeczy. Podoba mi się, że na końcu zawsze wygrywa

dobro.

- Świetnie.

Uśmiechnęłyśmy się do siebie.

- No i co teraz? - spytała. - Mam ci zapłacić przed poszukiwaniem czy po?

- Moja zaliczka wynosi sto dolarów. Możesz dać mi je jutro po południu, kiedy

przyjdę do ciebie szukać pierścionka. Jeśli znajdę, płacisz mi drugie sto. Jeśli nie znajdę,

Page 83: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

oddaję ci twoją setkę. Zgoda?

Kiwnęła głową.

- Szukałam już u siebie w pokoju - rzekła, marszcząc brwi. - Szukałam wszędzie,

możesz mi wierzyć. Niemal rozkręciłam pokój na części składowe.

- Oczywiście. Z tym że ja mam swój sposób namierzania zguby. Najpierw muszę

zajrzeć do twojego pokoju, okej?

Nie wspomniałam o psychometrii ani o tym, jak jutro zamierzam dotykać różnych

przedmiotów, czekając na odpowiednie wibracje. Takie informacje lepiej trzymać dla siebie,

szczególnie teraz, kiedy byłam wybranką Nike. Babcia Frost mówiła mi, że wybrańcy czują

się, jakby na plecach mieli narysowaną tarczę strzelniczą, a ja po ataku żniwiarzy już byłam

cała roztrzęsiona.

Vivian zmarszczyła brwi.

- No dobrze, chyba nie zaszkodzi, jeśli przeszukasz jeszcze raz mój pokój.

- Doskonale. To jak to zorganizujemy?

Umówiłyśmy się, że przyjdę do jej akademika, Walhalli, następnego dnia po szóstej

lekcji. Vivian jeszcze raz uśmiechnęła się nieśmiało i wróciła do stołu, przy którym siedziała

razem z Savanną i Talią. Przyjaciółki spakowały książki i wyszły, tylko Savannah odwróciła

się jeszcze i obrzuciła mnie wrednym spojrzeniem. Westchnęłam. Szkoda, że Amazonka nie

przyszła jeszcze do siebie po zerwaniu z Loganem.

Nie mogłam zrobić nic, żeby poprawić nasze stosunki, a poza tym miałam ważniejsze

rzeczy na głowie - mianowicie odnalezienie miejsca ukrycia sztyletu. Znowu więc rozłożyłam

plan budynku i zaczęłam się zastanawiać, czy nie przeoczyłam niczego, co mogłoby

naprowadzić mnie na jego ślad.

Page 84: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 12

W końcu, koło wpół do dziewiątej, biblioteka zaczęła pustoszeć. Zostały rozpuszczone

ostatnie soczyste plotki, minęło szaleństwo esemesów, nastał czas na odpoczynek przed

jutrzejszą powtórką z rozrywki.

Nickamedes siedział obrażony w swoim biurze, co znaczyło, że nareszcie mogę wyjść

zza lady, żeby zacząć poszukiwania sztyletu. Dobrze wiedziałam, gdzie zacząć.

Wydawało się, że w bibliotece nikogo nie ma. Nawet Raven zamknęła bufet i wyszła,

ale mimo wszystko postanowiłam zachować ostrożność. Złapałam więc wózek pełen książek,

które należało odłożyć na półki, i ruszyłam między regały.

Kółka potwornie skrzypiały przy każdym skręcie. Ponieważ skrzypiały wszystkie

wózki bez wyjątku, pomyślałam, że może być to dobry kamuflaż. Byłoby podejrzane, gdyby

nie skrzypiały.

Przez następne dziesięć minut chodziłam między półkami, odkładając podręczniki na

miejsce, a potem pchnęłam wózek ku schodom na piętro. Rozejrzałam się, lecz niczego nie

zobaczyłam ani nie usłyszałam. Naturalnie, to nic nie znaczyło. Według mojego

doświadczenia biblioteka była najbardziej niebezpiecznym miejscem na kampusie. Złapałam

ostatnią książkę i weszłam po schodach, jakby została wzięta stamtąd, a nie z podręcznego

księgozbioru na parterze. Dziwnym trafem akurat była to prawda.

Gdybym miała opisać posągi stojące kręgiem na wewnętrznym balkonie,

powiedziałabym, że robią wrażenie. Dziewięciometrowe rzeźby z białego marmuru były

wypolerowane na błysk. W porównaniu z eleganckimi statuami czułam się mała i

wynędzniała, jak dziad. Kiedy biegłam, moje adidasy lekko plaskały o posadzkę, więc co

kilka kroków zatrzymywałam się i rozglądałam wokół, nasłuchując, czy nikt za mną nie idzie.

Nikt nie szedł i panowała głucha cisza.

W końcu stanęłam przed posągiem Sigyn. Ku mojemu zaskoczeniu sąsiadował z

posągiem Nike. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? No, ale prawdę mówiąc, za

każdym razem przychodziłam tu do Nike i nikt inny mnie nie obchodził.

Sigyn była równie wysoka i imponująca, jak pozostali bogowie. Miała na sobie długą

suknię, a spod jej fałdów wynurzały się bose stopy. Co dziwne, suknia wyglądała na podartą,

jakby przez lata z posągu odłupywały się kawałki kamienia. Nie mam pojęcia, jak byłoby to

możliwe w bibliotece. Szczególnie uszkodzone były ramiona i dłonie. Na piersi, jak srebrny

Page 85: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

naszyjnik, błyszczała pajęczyna. Bogini miała ładne rysy, ale na twarzy malowała się taka

żałość, jakby Sigyn była winna całemu smutkowi na ziemi. Miałam ochotę wyciągnąć rękę i

ją pocieszyć.

Stałam, patrząc w kamienne oczy. Po chwili oprzytomniałam, potrząsnęłam głową i

mruknęłam:

- No, Gwen, skup się.

Położyłam książkę na podłodze, zrobiłam głęboki wdech, pochyliłam się i dotknęłam

zimnego marmuru, czekając na napływ obrazów i wspomnień.

Zamiast ujrzeć historię posągu i wszystkich, którzy tędy chodzili i mu się przyglądali -

nie zobaczyłam nic. Kompletnie nic. Żadnych iskierek uczuć, wspomnień. Zupełnie jakby tej

statuy nikt nigdy nie dotykał, nawet artysta, który ją wyrzeźbił.

Zmarszczyłam brwi. Mój cygański dar zawsze pozwalał mi coś zobaczyć, cokolwiek,

nieważne, czy było to istotne, czy nie. Jedyny raz, kiedy nic nie poczułam, to wtedy, gdy

dotknęłam iluzji, czyli czegoś, czego nie było. Taką właśnie sztuczką Jasmine sprawiła, że

uwierzyłam w jej śmierć: stworzyła iluzję swoich zwłok leżących na podłodze w czytelni.

Zastukałam w kamień. Stukot odbił się i powrócił echem. Posąg był prawdziwy. Może

po prostu nikt go nie dotykał tak długo, że wszystkie wspomnienia i uczucia zdążyły się

rozwiać. Tak się czasami zdarzało z przedmiotami, które trafiały do schowka i nikt do nich

nie zaglądał.

Ponieważ nie odebrałam żadnych wibracji, postanowiłam szukać w sposób

konwencjonalny. Obmacałam rzeźbę i ostukałam ją tak wysoko, jak byłam w stanie

dosięgnąć, z nadzieją na jakiś ukryty schowek. Okej, okej, może w czasie ferii naczytałam się

starych komiksów ze ScoobyDoo, ale uważałam, że nie zaszkodzi sprawdzić.

No i znowu nic. Żadnych wydrążonych skrytek, wszędzie solidny marmur.

Przyciągnęłam nawet drabinę, żeby sięgnąć jak najwyżej. Niestety, nic to nie dało. Nie wiem,

dlaczego żniwiarka zaznaczyła na planie to miejsce, skoro nie było tu sztyletu. Może w ogóle

nie było go w bibliotece.

Rozczarowana zeszłam z drabiny i odstawiłam ją pod ścianę, koło wysokiej, chudej

szafy na książki. W całej bibliotece stały takie drabiny, żeby można było sięgnąć na

najwyższe półki. Podniosłam książkę, którą położyłem u stóp posągu, spojrzałam na numer na

grzbiecie i poszłam odłożyć ją na właściwe miejsce.

Kiedy wsunęłam ją między inne tomy i już miałam się odwrócić, nagle moją uwagę

przyciągnęła srebrna tabliczka na ścianie: ZBIÓR ARCHITEKTONICZNY NR 1-13.

Przypomniało mi się wypracowanie, które miałam napisać na historię mityczną. Skoro już tu

Page 86: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

jestem, pomyślałam, to wezmę kilka książek, bo pani Metis powiedziała, że mamy sięgnąć do

prawdziwych źródeł.

Jedna po drugiej wyciągałam woluminy, otwierałam je i przeglądałam spis treści. Nie

odbierałam żadnych wibracji, najwyżej niewyraźnie wrażenie uczniów przerzucających

kartki. Większość książek od lat nie była ruszana, więc wszystkie wspomnienia zdążyły

zblaknąć.

Po krótkim czasie wokół mnie unosiły się tumany kurzu, który od dawna zbierał się na

okładkach. Krążący pył przypominał mi magiczne iskry Daphne. Podczas zmiany w

bibliotece napisałam do przyjaciółki esemesa, że znalazłam miejsce możliwego ukrycia

sztyletu i zamierzam sprawdzić, czy mam rację. Tymczasem ona nie odpowiedziała, a nawet

nie napisała, że jest zajęta. Nie rozumiałam, co się z nią dzieje, i martwiło mnie to.

Większość książek na regale dotyczyła budynków akademii, a nie posągów, w końcu

jednak znalazłam kilka, które mogły się przydać, w tym jedna z gryfem wyrytym na srebrnej

metalicznej okładce. Spojrzałam na tytuł: Gryfy, gargulce i inne mityczne stworzenia w

architekturze. No, odpowiednio pretensjonalny tytuł, żeby nadawał się na zacytowanie w

wypracowaniu dla pani Metis. Przerzuciłam kilka stron i znalazłam fotografie kamiennych

gryfów, w tym tych sprzed biblioteki antycznej. Trafione, zatopione. Zamknęłam książkę i

wsunęłam ją pod ramię. Kto wie, może nie tylko przyda się jako źródło, ale również dowiem

się z niej, dlaczego mam wrażenie, że posągi cały czas mnie obserwują?

Nagle zaskrzypiał adidas. Zamarłam.

Delikatny, cichy dźwięk, którego bym nie usłyszała, gdyby na całym piętrze nie

panowała martwa cisza. Spojrzałam na podłogę. Ku mnie zbliżał się jakiś cień. Mocniej

ścisnęłam książkę i nie podnosiłam głowy, udając, że przeglądam tytuły na półce. Kiedy cień

był tuż tuż, odwróciłam się na pięcie i podniosłam rękę z książką, gotując się do spuszczenia

jej na tego, kto stał za mną.

Tymczasem za mną nie było nikogo.

Rozejrzałam się nerwowo po całej antresoli. Nikt się nie pojawił, nic się nie

poruszyło, nawet posągi. Miałam ochotę zawołać: „Hop hop, jest tu kto?”, ale przypomniało

mi się, że taka scena zawsze jest w horrorach, więc trzymałam buzię zamkniętą. Za to na

palcach przekradłam się do schodów i cichutko zeszłam na parter.

Przemknęłam między regałami, rozglądając się na prawo i lewo, i dopadłam lady.

Wprawdzie Nickamedes był upierdliwy, jednak wolałam słuchać, jak się na mnie drze, niż

czekać na atak żniwiarza. Naprawdę miałam już dosyć bijatyk w bibliotece.

Nie zauważyłam nic poza książkami, książkami i jeszcze raz książkami, a mimo to

Page 87: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

miałam wrażenie, że nie jestem sama, że między regałami ktoś się kryje i skrada w

zalegających cieniach. Co gorsza, zaczęło mi walić w głowie, czułam, jakby w mój mózg

wbijały się niewidzialne palce.

„Cyganko... - usłyszałam chrapliwy głos odbijający się od ścian biblioteki. -

Cyganko... idę cię zabić”.

Znowu zastygłam w miejscu. Serce podeszło mi do gardła, myślałam, że mnie zadusi.

Wystraszyły mnie nie tyle szeptane słowa, co osoba, która je wymówiła: Preston Ashton. To

były jego słowa, to właśnie mówił, gdy szukał mnie na placu budowy w kurorcie narciarskim.

Co gorsza, groził wtedy, że zabije babcię w taki sam sposób, w jaki razem z dziewczyną

zamordowali moją mamę.

Jednak to w żadnym wypadku nie mógł być Preston. Siedział zamknięty w więzieniu

znajdującym się w gmachu nauk ścisłych. Zdziwiłam się, skąd mi to przyszło na myśl.

Dlaczego nagle zaczęłam myśleć o więzieniu, o zamkach, magicznych zaklęciach, które

trzeba znać, żeby w ogóle znaleźć się przy drzwiach? Przywoływałam w pamięci te wszystkie

wspomnienia. Walenie w głowie przybrało na sile i przez chwilę nie mogłam pozbyć się

napływających obrazów, ale właściwie niepotrzebnie się martwiłam. Preston siedział tak

głęboko pod ziemią, że nie miał szans się stamtąd wygrzebać.

Mam rację?

„Cyganko...”

Głos odbijał się i wracał echem, brzmiał coraz donośniej i bardziej chrapliwie. Może

miał mnie przerazić, zmusić do krzyku. No tak, udało się, trzęsłam się ze strachu. Nagle

przypomniałam sobie to, co zdarzyło się w koloseum. Niesamowite głosy to jedno, a żywi i

prawdziwi żniwiarze to drugie. Po wczorajszym ataku były dziecięcą zabawą... cholernie

irytujące, jak powiedziałby Wiktor, lecz trudno uważać je za prawdziwe zagrożenie.

- Okej, niesamowity głosie - mruknęłam. - Zobaczymy, jak będziesz chrypiał, gdy

złapię cię za gardło.

Nie puszczając książki o gryfach, przekradłam się alejką między regałami, co chwilę

zatrzymując się i nasłuchując, aby wykryć źródło dźwięku. Nic nie widziałam, ale raz po raz

rozlegał się głos, zupełnie jakbym miała w głowie dzwon, za każdym uderzeniem

przynoszący nową falę cierpienia. Zacisnęłam zęby, udając, że nic nie słyszę, i starając się

zignorować nasilający ból w głowie.

Przez sekundę zastanawiałam się, czy to wszystko nie dzieje się w mojej głowie.

Dzięki psychometrii widziałam mnóstwo paskudnych rzeczy. Jednym z najgorszych

doświadczeń była wizja koleżanki wykorzystywanej przez ojczyma. Jeśli straciłam zdrowe

Page 88: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zmysły... no cóż, mogłam wyobrazić sobie znacznie gorsze rzeczy niż głos powtarzający, że

mnie zabije.

Chodziłam alejkami, wyglądając zza regałów. Miałam już dać sobie spokój i wrócić

do lady, kiedy kilka metrów ode mnie coś zaszeleściło.

Ruszyłam w tamtym kierunku. Adidasy niosły mnie na marmurze niemal bezgłośnie,

niemniej i tak co moment przystawałam, rozglądałam się i nadstawiałam ucha. W końcu

dotarłam do miejsca, skąd dobywał się szelest. Gdy wyjrzałam zza szafy, ujrzałam, że ktoś

znika za regałem. Był odwrócony do mnie tyłem.

- Mam cię! - mruknęłam.

Pobiegłam za nim w kierunku lady do oddawania książek. Podniosłam wysoko tom o

gryfach, gotowa walnąć go z całej siły w głowę...

Musiał usłyszeć moje kroki, bo w ostatniej sekundzie odwrócił się i złapał mnie za

nadgarstek. Nagle znalazłam się w powietrzu. Kiedy się ocknęłam, leżałam na plecach na

podłodze, cała obolała, usiłując złapać oddech i zastanawiając się, co tu robię.

Coś zaszurało i jakiś cień zasłonił światło. Po obu stronach mojej głowy stanęły

ciężkie buty. Niedobrze, naprawdę niedobrze. Przesunęłam rękami po podłodze, szukając

książki, która wypadła mi z rąk, lecz nie mogłam na nią natrafić. Spociłam się ze strachu.

Potrzebowałam jej, potrzebowałam jakiejś broni do walki ze żniwiarzem, do obrony przed

Prestonem...

- Jak tam, Cyganko? W porządku?

Zamurowało mnie. Nie widziałam jego twarzy, ale rozpoznałam głos. To nie Preston

stał nade mną.

Nie, skąd. To Logan tak mnie urządził.

Page 89: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 13

Przez kilka sekund nie mogłam złapać oddechu.

- Jasne - zaskrzypiałam w końcu, usiłując zatrzymać w miejscu wirującą wokół

bibliotekę. - W porządku jak na dziewczynę, którą Spartanin walnął o podłogę.

Logan skrzywił się i pomógł mi usiąść.

- Przepraszam - odparł zakłopotany. - Zobaczyłem cię kątem oka i... eee... zadziałał

instynkt. To jeszcze zostało po wczoraj.

No tak, tacy właśnie byli Spartanie, wszyscy mieli instynkt zabójcy. Dziwne, że

Logan nie wyrwał mi książki o gryfach i nie przebił mnie ostrym” rogiem. Nie żartuję. W

jego rękach wszystko mogło być śmiercionośną bronią. To był taki facet, że potrafiłby

człowieka przebić spinaczem do papieru. Dlatego był tak świetnym wojownikiem.

Kiedy przestało mi się kręcić w głowie, Logan podał mi rękę i pomógł stanąć na nogi.

A potem objął mnie w talii i przez bluzę i tshirt poczułam piekące gorąco jego palców. Znowu

zaczęło mi się kręcić w głowie, lecz z zupełnie innego powodu.

- Na pewno nic ci nie jest? - spytał troskliwie.

Uśmiechnęłam się.

- Czuję się coraz lepiej, Spartaninie, szczególnie kiedy mnie obejmujesz.

Chłopak uśmiechnął się, przyciągnął mnie jeszcze bliżej i zajrzał prosto w oczy. Nade

wszystko pragnęłam zapomnieć o ostatnich minutach, ale nie mogłam przestać myśleć o tym,

co się stało z niesamowitym szepczącym głosem. Ustał w chwili, kiedy napadłam na Logana.

Moja głowa nadał pulsowała bólem; na szczęście zniknęły palce wbijające się w czaszkę.

- Logan...

- Słucham? - szepnął chrypliwie, patrząc na moje usta.

- Kiedy wszedłeś do biblioteki, zanim mnie zobaczyłeś, czy słyszałeś jakieś... szepty?

Albo inne dźwięki? Może jakiś głos?

Spartanin pokręcił głową.

- Nic w ogóle nie słyszałem, póki nie zaczęłaś się za mną skradać. Nie powinnaś nosić

adidasów. One zawsze poskrzypują. Nie da się iść całkiem cicho. A dlaczego pytasz ogłosy?

Przygryzłam wargę. Nie chciałam przyznać się, że słyszę jakieś głosy. Nie chciałam,

żeby pomyślał, że tracę rozum, chociaż tak właśnie mogło być. Jednak, mimo wszystko,

miałam wrażenie, że w bibliotece był ktoś... ktoś, kto dobrze wiedział, co Preston powiedział

Page 90: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

do mnie wtedy w kurorcie. Chociaż... jak to możliwe? Poza mną był tam tylko Logan, a

dobrze wiedziałam, że Spartanin nie próbowałby takich sztuczek.

- Co się dzieje, Cyganko? Wyglądasz, jakbyś czymś się martwiła.

- Nie, nic takiego - powiedziałam, starając się zapomnieć o dziwacznych szeptach. -

Wydawało mi się tylko, że ktoś chodzi po czytelni. Dlatego... no, dlatego właśnie na ciebie

napadłam. A przynajmniej próbowałam.

Logan się uśmiechnął.

- No to nic takiego się nie stało.

- Masz rację.

- Chyba nadszedł czas, żebyśmy porozmawiali... o nas.

- Co takiego? - Zamrugałam gwałtownie na nieoczekiwaną zmianę tematu.

- No wiesz, o nas - odparł ze skrępowaniem. - Ty i ja. I to, co jest między nami.

Zdezorientowana, nie mogłam wykrztusić słowa.

Chłopak westchnął.

- Dziewczyny zawsze chcą rozmawiać o takich rzeczach. Więc pomyślałem, że tym

razem dla odmiany zacznę pierwszy. - Ostatnie słowa wymówił szeptem.

Okej, to niezupełnie była ta romantyczna rozmowa, na jaką liczyłam, ale przynajmniej

Logan powiedział słowo „my”. To dałoby mi nieco nadziei, gdyby nie fakt, że Spartanin cały

czas coś przede mną ukfywał. Coś, co - jak twierdził - zniechęci mnie do niego. Co wyjdzie

na jaw, gdy tylko zaczniemy się dotykać. Jeśli zaczniemy się dotykać.

Zrobiłam głęboki oddech.

- Chciałabym, żeby byli jacyś „my”. Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek. To

znaczy, chyba jest jasne, co do ciebie czuję. Kompletnie straciłam dla ciebie głowę. Było tak,

nawet kiedy chodziłeś z Savanną, a przez ferie moje uczucia się nie zmieniły.

Właściwie się nasiliły, tego jednak nie zamierzałam mu mówić.

- Czuję w tym jakieś ale - powiedział Logan, marszcząc brwi.

Zebrałam się w sobie i odparłam:

- Nie jest to takie proste. Wiesz, co do ciebie czuję, a ja sądzę, że wiem, co do mnie

czujesz. Ale oboje wiemy, że coś przede mną ukrywasz. Ten twój sekret.

Spartanin spiął się..

- Co z nim?

- Dowiem się, co to jest. Nie dlatego, że chcę - dodałam szybko, widząc gniew

wypływający na jego twarz - tylko z powodu mojego daru. Jak potrzymam na tobie dłoń,

włączy się psychometria i będę wiedziała wszystko na twój temat, nawet jeśli tego nie chcesz.

Page 91: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- A nie możesz jej... wyłączyć? Przynajmniej kiedy jesteśmy razem?

Pokręciłam głową.

- Uwierz mi, nie mogę. Wiele razy próbowałam, ale to jest częścią mnie. To czyni ze

mnie Cygankę, tak jak twój instynkt zabójcy czyni z ciebie Spartanina. Bez tego daru

byłabym inną osobą.

Teraz czas na najtrudniejsze wyznanie, coś, do czego od kilku tygodni bałam się

przyznać.

- Część twojej tajemnicy już znam.

Logan puścił mnie i odsunął się o krok. W jego oczach ujrzałam strach.

- O czym ty mówisz?

- Kiedy pocałowaliśmy się na placu budowy, żebym mogła podłączyć się pod twoje

umiejętności walki i pokonać

Prestona, widziałam więcej niż tylko to, jak bijesz się z innymi - powiedziałam cicho.

- Widziałam cię jako małego chłopca. Stałeś nad zwłokami kobiety i dziewczynki. Wyglądały

podobnie do ciebie... i były całe zalane krwią.

- Widziałaś to? - szepnął.

Skinęłam głową.

- Fragmenty. Najpierw, jak siedzisz w szafie, ściskając w ręce miecz. Byłeś tak

przerażony tym, co się działo za drzwiami, cieniami i krzykami. A potem zobaczyłam, jak

stoisz nad zwłokami... i płaczesz. Więcej nie widziałam, bo pocałunek się skończył.

Logan odwrócił się i przejechał dłońmi po twarzy, jakby chciał tym ruchem wymazać

wspomnienia. Po chwili spojrzał na mnie i wcelował we mnie palcem.

- Nie miałaś prawa tego robić - rzekł. - Nie miałaś prawa buszować po mojej głowie.

Żadnego prawa, Gwen.

Oho. Spartanin używał mojego imienia tylko wtedy, kiedy mówił poważnie... albo był

poważnie wkurzony, jak teraz.

- Przecież nie robiłam tego celowo. Tak się po prostu zdarzyło.

Na twarzy chłopaka malowała się złość. Najwyraźniej nie wierzył, że wspomnienia

same mogły mi się ukazać, że nie starałam się ich odszukać. To prawda, że czasami

używałam mojego daru, żeby poznać czyjeś tajemnice, ale nie zrobiłabym tego Loganowi.

Nigdy.

- Nie powiesz mi nawet, kto to był? - spytałam miękko, próbując jakoś do niego

dotrzeć. - Ta kobieta i dziewczynka?

Roześmiał się gorzko.

Page 92: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Chyba nie mam wyboru, prawda? Znam cię, Cyganko. Jak się czegoś uczepisz, to

nie popuścisz. Jak tylko zorientujesz się, że ktoś coś przed tobą ukrywa, nie możesz się

opanować, żeby nie wyniuchać sekretu.

Cofnęłam się na te słowa.

- Chcesz wiedzieć, Cyganko, co się wtedy wydarzyło? - warknął Logan. - To ci

powiem.

Spartanin zacisnął pieści, rzucał na mnie wściekłe spojrzenia i cały trząsł się z gniewu.

Nigdy nie widziałam go w takim stanie.

- Do naszego domu wdarli się żniwiarze i zabili każdego, kogo dostali w swoje ręce,

podobnie jak w koloseum. Tylko że wtedy „wszyscy” oznaczało moją mamę, Larentę, i

siostrę, Larissę. Przyszli i zarżnęli je jak zwierzęta w rzeźni, mimo że nie miały broni.

Podejrzewałam coś takiego, ale serce ścisnęło mi się na widok jego bólu i

niepohamowanego żalu.

- Och, Logan, tak mi przykro. Wiem, co znaczy kogoś stracić. Na pewno zrobiłeś

wszystko, co w twojej mocy, żeby pomóc mamie i siostrze. Zrobiłeś wszystko, żeby je

ocalić...

Roześmiał się chrapliwie, nie dając mi dokończyć.

- Nie masz o niczym pojęcia. Nic nie wiesz o mnie, o tym, co to znaczy być

Spartaninem, o niczym. Twoja mama i babcia odseparowały cię od tego, żyłaś bez

świadomości istnienia Lokiego, żniwiarzy i w ogóle całej reszty. Nie masz pojęcia, co to

znaczy dorastać w naszym świecie i każdego dnia radzić sobie z zagrożeniem. Wydaje ci się,

że to jest zabawa. Nawet kiedy Metis i Nickamedes mówią ci, żebyś się nie narażała, nie

wtrącała, to musisz wsadzać nos w sprawy innych ludzi. Kiedy wreszcie zrozumiesz, że

zginiesz przez tę twoją obsesję grzebania w cudzych tajemnicach?

Otworzyłam usta, żeby zaprzeczyć, powiedzieć, że nie ma racji, ale się nie

odezwałam. Bo głęboko w duszy się z nim zgadzałam - taka właśnie byłam. Kiedy przyszłam

do akademii, kpiłam z Lokiego i żniwiarzy, mimo całej magii, jaką widziałam wokół. Nawet

teraz, kiedy miałam świadomość, że czyha na mnie żniwiarka, chciałam się z nią zmierzyć

sam na sam. Chciałam znaleźć sztylet z Helheimu i ukryć go w bezpiecznym miejscu.

Chciałam być godna zaufania i wiary, jaką pokładała we mnie Nike. Chciałam być tak samo

sprytna, silna i odważna jak inne kobiety z rodu Frostów, które służyły bogini zwycięstwa.

Najbardziej jednak chciałam, żeby żniwiarka zapłaciła za zamordowanie mojej mamy.

- Nie wiem, dlaczego sądziłem, że będziesz inna. Że zrozumiesz. Że nam się uda.

Przykro mi, Gwen. Po prostu... nie mogę tego zrobić. Nawet dla ciebie. Szczególnie dla

Page 93: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

ciebie.

Spartanin odwrócił się i ruszył ku drzwiom wyjściowym.

- Logan! Logan! - zawołałam. Nie - zatrzymał się, tylko przyspieszył kroku.

Stałam na środku biblioteki ogłuszona tym, co wydarzyło się w rodzinie Logana, i

strasznymi słowami, które mi powiedział. Wolałabym, żeby nie były tak prawdziwe. W

oczach czułam piekące łzy, chciało mi się płakać, ale zdołałam się powstrzymać. Jak to się

stało, że rozmowa na nasz temat doprowadziła do zerwania, zanim wszystko na dobre się

zaczęło?

- Hm - usłyszałam za sobą.

Otarłam łzy i odwróciłam się. Za mną stał Nickamedes z moją raportówką w ręce,

którą trzymał przed sobą jak tarczę. Z wyrazu twarzy można było wyczytać, że wszystko

słyszał.

- Założę się, że dobrze się pan bawił, prawda? - warknęłam, walcząc z łzami. - Pański

siostrzeniec dokładnie mi uświadomił, jaka jestem okropna. Czy może dał mu pan jakieś

wskazówki? A może złośliwość to cecha rodzinna?

Nickamedes się nie odezwał, tylko mierzył mnie pustym spojrzeniem.

- Zamykam bibliotekę na noc, Gwendolyn. Pomyślałem, że przed wyjściem zechcesz

zabrać swoje rzeczy.

Wyciągnął torbę przed siebie. Niemal wyrwałam mu ją z ręki, zamierzając odwrócić

się i wybiec, zanim zobaczy, że płaczę. Tylko że nie złapałam porządnie, torba upadła na

podłogę i wszystko się z niej wysypało. Doskonałe zakończenie doskonale żałosnego dnia.

Ukucnęłam i zaczęłam wkładać do środka pióra, zeszyty, komiksy, które ostatnio

czytałam, i worek z jedzeniem dla Nott. Sięgnęłam po książkę o gryfach upuszczoną podczas

walki z Loganem i usłyszałam za sobą kroki Nickamedesa.

- Skąd to masz? - spytał półgłosem.

Podniosłam głowę i ujrzałam bibliotekarza z pamiętnikiem mamy w ręce. Na twarzy

miał dziwny grymas, jakby okładka parzyła go w dłonie i samo spojrzenie na nią sprawiało

ból. Wstałam i zabrałam pamiętnik, zastanawiając się, czy wycisnął na nim piętno swojej

nienawiści.

- Proszę mi to oddać - syknęłam. - Należał do mamy i nie chcę, żeby pan go dotykał.

Nawet przez sekundę.

Bibliotekarz zmarszczył brwi, lecz nic nie powiedział. Może wreszcie zdał sobie

sprawę, jak bardzo jestem zła i urażona - jeśli w ogóle się nad tym zastanawiał. Podszedł do

stołów i schylił się, bo zauważył coś leżącego na podłodze.

Page 94: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Stałam, ściskając pamiętnik w ręce i badając go psychometrią. Czułam tylko obecność

mamy, widziałam tylko ją, jak siedzi pochylona i coś w nim pisze. Nickamedes nie miał go w

ręku na tyle długo, by zostawić na nim swój ślad. To dobrze.

- Gwendolyn, poczekaj - odezwał się bibliotekarz, nadal pochylony nad tym, co

znalazł.

Ponieważ nie byłam w nastroju do wysłuchiwania następnej reprymendy czy czegoś w

tym rodzaju, przełożyłam pasek raportówki przez głowę i wybiegłam z biblioteki ile sił w

nogach.

W drodze do akademika starałam się nie płakać, myśląc oscenie z Loganem - ale

poniosłam klęskę na całej linii. Byłam zadowolona, że cały górny dziedziniec i wszystkie

ścieżki są pogrążone w cieniu. Nie - chciałam, żeby ktoś zobaczył mnie w takim stanie ani, co

gorsza, zrobił mi komórką zdjęcie i rozesłał po całej szkole.

Minęłam kilka osób spieszących do swoich pokojów przed ciszą nocną, która

zaczynała się o dziesiątej, lecz udało mi się dostać do Styksu - mojego akademika - tak, że

nikt nie widział mojej zaczerwienionej twarzy. Otworzyłam drzwi identyfikatorem i

pobiegłam po schodach na drugie piętro. Kiedy tylko weszłam do pokoju, rzuciłam torbę i

padłam na łóżko.

Nott, która leżała na podłodze, zamachała ogonem. Wiktor też usłyszał, że wróciłam, i

się obudził. Przez moment patrzył na mnie podejrzliwie fiołkowym okiem.

- Co się stało? - spytał. - Dlaczego płakałaś?

- Nieważne - odparłam i czknęłam.

Z jakiegoś powodu po płaczu zawsze dostawałam czkawki. Kolejna rzecz odstająca od

normy, tak jak psychometria. Dlaczego nie otrzymałam innego daru? Dlaczego Nike nie

podarowała mi siły takiej, jaką mają walkirie? Albo szybkości Amazonki? Psychometria stała

się powodem rozłąki z Loganem. A po tym, jak mnie dziś podsumował, wątpię, czy zechce

dać mi drugą szansę... dać nam drugą szansę.

Dlaczego? Powiedziałam Loganowi, że poznałam jego tajemnicę, że wiem, co

ukrywa, dlaczego jest tak bardzo smutny, mimo że usilnie stara się ten smutek ukrywać pod

przykrywką docinków i figlarnych uśmiechów. Zamiast poczuć ulgę, rozzłościł się. Nie

rozumiem, czy coś jest nie tak z nim, czy ze mną.

Nasz związek się skończył, zanim się zaczął. Czasami mam wrażenie, że tak można

streścić historię mojego życia. Tato, Tyr, zmarł, kiedy miałam dwa lata, zanim zdążyłam go

poznać. Mama została zamordowana i nie miała okazji powiedzieć mi o Lokim, żniwiarzach

ani o tym, że była wybranką Nike. A teraz muszę znaleźć sztylet z Helheimu, żeby uchronić

Page 95: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

go przed wpadnięciem w ręce żniwiarki. Tak, tragiczna strata i epicka klęska - to

podsumowuje moje życie.

Przewróciłam się na plecy. Nott wstała i położyła łeb na łóżku. Spojrzała na mnie

rdzawymi oczyma. Pisnęła. Pewnie chciała mnie pocieszyć.

Westchnęłam i zaczęłam gładzić ją po uszach. Nott zamruczała z zadowoleniem i

przysunęła bliżej głowę. Głaskanie jej z jakiegoś powodu mnie uspokajało - choć wilczyca

była tak wielka, że z łatwością mogła mnie zjeść. W końcu wstałam. To, że ja cierpię, nie

znaczy, że ona też musi.

Kiedy Nott zajęła się posiłkiem, który jej przyniosłam ze stołówki, wzięłam prysznic,

a potem zeszłam na dół, wyciągnęłam ze schowka koce i poduszki i ułożyłam z nich

legowisko między łóżkiem i biurkiem.

- Mnie nigdy nie zrobiłaś takiego wygodnego posłania - odezwał się Wiktor. - A

jestem znacznie bardziej przydatny niż ten cholerny wilk.

Nott przerwała jedzenie i warknęła.

- To dlatego, że masz wygodną skórzaną pochwę - wyjaśniłam niezadowolonemu

mieczowi. - To twoje gniazdko.

- Hmmm - mruknął Wiktor i zatrzasnął oko.

Westchnęłam i wróciłam na parter, tym razem po wiadro spod zlewu we wspólnej

kuchni: Napełniłam je wodą i dałam Nott, żeby się napiła. A potem, kiedy większość świateł

w akademiku zgasła i zapanowała cisza, ukradkiem wyprowadziłam wilczycę na dwór, żeby

załatwiła swoje sprawy, zanim drzwi zostaną automatycznie zamknięte na noc.

W końcu szczęśliwie wróciłyśmy do pokoju. Przyszło mi do głowy, żeby otworzyć

książkę o gryfach i zacząć wypracowanie na historię mityczną, ale zamiast tego sięgnęłam do

torby po pamiętnik mamy i położyłam się wygodnie w łóżku.

Nott i Wiktor spali, ja jednak czułam się zbyt pobudzona, włączyłam więc lampkę

nocną i zaczęłam czytać.

„Dziś zaczęłam drugą klasę w Akademii Mitu...”. Te słowa były na pierwszej stronie.

Wsunęłam się głębiej pod kołdrę, gotowa na długie nocne czytanie, z nadzieją na to, że

zapomnę o własnych problemach.

Mama notowała w pamiętniku to, co robiła, kiedy miała siedemnaście lat i była

uczennicą drugiej klasy, tak jak ja. Pisała o nauczycielach i lekcjach, i o tym, jak nie lubiła

pani Banby od ekonomii.

Uśmiechnęłam się, bo w napisanych słowach słyszałam jej głos, niemal jakby czytała

mi bajkę na dobranoc. Było to bardzo pocieszające. Szczególnie podobały mi się fragmenty

Page 96: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

mówiące o przyjaźni z panią Metis. Okazuje się, że obie nieźle rozrabiały za młodu. Mama

narzekała, że po jakimś numerze władze uczelni wezwały ją na.rozmówkę. Wśród kartek

znajdowało się też kilka fotografii, głównie przedstawiających mamę z przyjaciółką, objętych

i uśmiechających się do aparatu. Odłożyłam je na bok, żeby oprawić i postawić na biurku,

obok innych.

Wprawdzie pamiętnik dał mi wiele radości, jednak nie znalazłam żadnej wskazówki

co do tego, gdzie mama ukryła sztylet z Helheimu. W ogóle o nim nie wspomniała. Chyba że

to on się krył pod wzmianką o „ważnej misji”, którą zleciła jej Nike. Przejrzałam sąsiednie

strony, jednak nie napomknęła więcej o misji, a nawet nie powiedziała, czy skończyła się

powodzeniem.

Pamiętnik zdradził mi jedno: mama lubiła bazgrolić. Niemal na każdej stronie

znajdowały się szkice i rysunki, ale nie to, co zazwyczaj, czyli serca i kwiaty. Mama rysowała

posągi: wszystkie posągi, które znajdowały się na budynkach akademii.

Gargulce, Minotaury, bazyliszki, smoki, chimery, gorgony i jeszcze inne stwory

kłębiły się na kartach dziennika, na górze i na dole strony, a czasem nawet ciągnęły się

wzdłuż grzbietu. Z jakiegoś powodu mama upodobała sobie gryfy sprzed stopni biblioteki.

Rysowała je częściej niż wszystkie inne posągi razem. Może też miała takie zadanie domowe,

żeby zebrać materiał i napisać o nich? Nie umiałam wymyślić żadnego innego powodu tego

uporczywego powracania do nich w rysunku.

Pomimo dziwacznych gryzmołów, którymi upstrzone były kartki, i stresu związanego

z fiaskiem poszukiwań sztyletu, czytanie pamiętnika i wsłuchiwanie się w brzmiący w mojej

głowie głos mamy sprawiły, że poczułam się mniej przygnębiona. Może pomogło też

trzymanie dziennika w rękach i nasiąkanie obrazami i uczuciami związanymi z mamą i tym,

co robiła. Miłe chwilę w akademii, ale też te złe. To wszystko stanowiło część niej i

pozwoliło mi spojrzeć na nią tak, jak nigdy przedtem, jakbym patrzyła na stare filmy, w

których występowała jako nastolatka.

Nie chciałam, żeby te uczucia wygasły, więc gdy zgasiłam światło, wsunęłam

pamiętnik pod kołdrę i zasnęłam, trzymając go w ręce.

Page 97: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 14

Następny dzień był zwyczajny. Naturalnie, pomijając moje bolące serce. Przyszłam na

trening dziesięć minut przed czasem z nadzieją, że porozmawiam z Loganem, zanim pojawią

się inni, z nadzieją, że powiem mu... coś, co pozwoli rozwiązać nasz problem.

Ale tym razem Spartanin w ogóle się nie pojawił.

- Przepraszam, Gwen - powiedział Oliwier, rzucając torbę na ławkę. - Logan przysłał

mi esemesa, że dzisiaj źle się czuje.

- Nie tylko on - mruknęłam.

Wiedziałam, że mnie unika, a sądząc po współczujących spojrzeniach, wyglądało na

to, że Kenzie i Oliwier również to wiedzieli. Jakby nie dość, znowu mieliśmy audytorium

pierwszaków, i to jeszcze bardziej liczne niż wczoraj. Póki się nie dowiedzieli, że Logan nie

przyjdzie. Bo potem wszystkie dziewczyny wyszły.

Żeby przetrwać tę godzinę tortur, zacisnęłam zęby i przywarłam do Wiktora tak

mocno, że zdrętwiały mi palce.

Resztę przedpołudnia zajęły nudne lekcje, wykłady i zadania, aż nadeszła pora obiadu.

Carson pobiegł na próbę przed zbliżającym się koncertem. Facet miał hopla na punkcie

zespołu, był Celtem i posiadał magiczny dar muzykowania - coś jak bard wojownik.

Wiedział, jak zagrać na każdym instrumencie, który wpadł mu w ręce.

Zatem przy naszym stoliku w jadalni siedziałyśmy z Daphne tylko we dwie. Walkiria

dziobała bez apetytu sałatkę owocową i kanapkę z kurczakiem.

-...powiedział mi, że ja nic nie rozumiem i nie zrozumiem i praktycznie ze mną

zerwał, zanim zdołaliśmy choćby raz się umówić. Uwierzysz w to? - szeptałam, skarżąc się na

Logana.

Odczekałam moment, ale Daphne zamiast mi odpowiedzieć, zaatakowała widelcem

następną truskawkę, której i tak nie zjadła.

- A potem Logan i ja bzykaliśmy się na stole na środku biblioteki, na oczach

Nickamedesa. No i co ty na to?

- Niesamowite - mruknęła Daphne. - Po prostu niesamowite.

Pomachałam jej ręką przed twarzą, żeby wreszcie na mnie spojrzała.

- Co się z tobą dzieje? W czasie obiadu prawie się nie odezwałaś i w ogóle mnie nie

słuchasz.

Page 98: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Przecież słucham. Mówisz to co zwykle. Ty i Logan, i wasz pechowy związek, i to

wielkie zadanie, które powierzyła ci Nike, bo jesteś jej wybranką. Spokojnie, Gwen. Nie

jesteś centrum wszechświata. Inni też mają problemy.

Wytrzeszczyłam oczy, lekko urażona jej sarkazmem.

- Co jest, Daphne? Dlaczego mówisz do mnie w ten sposób? W końcu chyba jesteś

moją przyjaciółką.

Daphne spiorunowała mnie wzrokiem i sypnęła różowymi magicznymi iskrami. Przez

moment przyglądała się im, a potem podniosła głowę i jej wzrok stał się jeszcze bardziej

nieprzystępny.

- Nieważne - wymamrotała. -1 tak tego nie zrozumiesz.

Wstała, wzięła tacę i bez słowa wyszła ze stołówki.

Patrzyłam, jak się oddala, zastanawiając się, o co chodzi. Daphne myślała o jakichś

swoich sprawach i prawie nie otwierała ust. Myślałam, że ma podły nastrój po bitwie w

koloseum, w której niemal straciła Carsona. Patrzenie na to, jak twój chłopak niemal umiera,

a potem uleczenie go dzięki magicznym zdolnościom, które się nagle objawiły, to dość, żeby

przyprawić o wstrząs nawet twardą i pewną siebie walkirię. Wydawało mi się jednak, że nie

to było powodem jej złego humoru, choć nie miałam pojęcia co. W ciągu dwóch dni po raz

drugi usłyszałam, że nie zrozumiem. No cóż, nie potrafię czytać w myślach. Na pewno, nie

zrozumiem, jeśli nie powiedzą mi, o co chodzi.

Reszta dnia wcale nie była lepsza, szczególnie wuef, na którym miałam ćwiczyć

razem z Talią. Walczyłyśmy na kije i Amazonka robiła wszystko, żeby mi wlać, rozciągnąć

na ziemi i dać po łapach. Jestem przekonana, że to z powodu przyjaźni z Savanną.

Zastanawiałam się, czy Savannie ulży, gdy dowie się, że Logan odsunął się też ode

mnie, ponieważ jestem taka, jaka jestem.

Nawet profesor Metis była w nieswoim nastroju podczas lekcji historii mitycznej i

znowu wybiegła z klasy zaraz po dzwonku.

Poszłam do akademika sprawdzić, jak ma się Nott, i dać jej świeżą wodę oraz mięso

zabrane ze stołówki. Potem miałam w planie odwiedziny u Vivian Holler w Walhalli.

Walhalla była najelegantszym akademikiem. Mieszkały tu głównie walkirie oraz kilka

Amazonek, jak Savannah. Udałam się na pierwsze piętro, gdzie mieścił się pokój Vivian, i

zastukałam.

Po sekundzie otworzyła i uśmiechnęła się nieśmiało na powitanie.

- Proszę - powiedziała, a kiedy weszłam, zamknęła za mną drzwi.

Rozejrzałam się wokół. Łóżko, komoda, półki na książki, ładna toaletka. Mniej więcej

Page 99: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

takie samo umeblowanie, jak u większości dziewczyn.

Vivan mówiła, że należy do kółka teatralnego, lecz nie wspomniała, że jest w to

pogrążona po uszy. Ściany pokrywały plakaty popularnych musicali, jak Piękna i bestia czy

Szkarłatny kwiat, oraz oprawione w ramki gazetki reklamujące sztuki wystawiane przez

uczniów akademii, w tym Odyseję i Iliadę. Były też maski Janusa - zdobiły wszystko, od

brązowych podpórek do książek po błyszczące złote naklejki na lustrze toaletki i kartki do

notatek na biurku. Moja obsesja na punkcie komiksów to było nic przy Vivian.

Spojrzałam niepewnie na podpórki. Świetnie, że dziewczyna tak się angażuje, ale

mimo wszystko te śmiejące się i płaczące twarze przyprawiały o dreszczyk...

- Jesteś gotowa? - przerwała moje rozmyślania Vivian. - Bo za kilka minut umówiłam

się z Savanną i Talią.

- Jasne - odparłam, odrywając wzrok od masek. - Gdzie ostatni raz widziałaś

pierścionek? Czy był w twoim pokoju? A może bardziej prawdopodobne, że zgubił się gdzieś

na kampusie?

Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że jest w pokoju. Gdyby zgubiła go, idąc na lekcje,

znalezienie go zajęłoby mi kilka dni. O ile w ogóle bym go znalazła.

- Ostatni raz - zawahała się - widziałam go tutaj. Razem z Savanną oglądałyśmy

telewizję w sobotę. Pamiętam, że zdjęłam go i położyłam na toaletce, obok kasetki z

biżuterią. Teraz jednak go tam nie ma i nigdzie nie mogę go znaleźć.

Kasetka również była w kształcie dwóch twarzy, wyrzeźbiona z onyksu, i.miała

gładką, świecącą powierzchnię jak fortepian. Może to światło padające z okna, niemniej przez

moment wydawało mi się, że twarze rozpuszczają się, tworząc kałużę czarnej krwi

rozlewającą się po całym blacie...

Zamrugałam i obraz zniknął. Kasetka znowu była tylko kasetką.

- Gwen, nic ci nie jest? - spytała Vivian. - Miałaś dziwną minę.

- Wszystko w porządku. Pokaż mi, gdzie dokładnie na toaletce położyłaś pierścionek.

Wskazała tuż obok kasetki na biżuterię. Wzięłam głęboki oddech, pochyliłam się i

dotknęłam powierzchni, czekając na napływ obrazów.

Nic.

Nic nie zobaczyłam. Żadnych wspomnień, iskierek emocji, absolutna pustka.

Przeciągnęłam palcami po stole, dotknęłam kasetki - i nadal nie zebrałam żadnych wibracji

Nagle rzuciło mi się w oczy, że toaletka jest fabrycznie nowa, zupełnie nie jak wysłużone

meble w akademiku.

- Nowa? - spytałam.

Page 100: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Tak. Tato przysłał ją dziś rano. W tym roku pod choinkę dostałam meble. Wszystko

jest nowiutkie, nawet kasetka na biżuterię.

Dziwny prezent pod choinkę. To prawda, że w tej szkole rodzice wyjątkowo

rozpieszczali swoje potomstwo, jednak raczej spodziewałabym się, że Vivian dostanie

bransoletkę z diamentami, samochód albo miecz robiony na zamówienie.

Fakt, że wszystkie meble były nowe, stanowił komplikację. Nie miała ich na tyle

długo, żeby odcisnąć na nich swoje emocje. To znaczy, że nie będę mogła posłużyć się

psychometrią, żeby iść śladem pierścionka.

Zdarzało się, co prawda rzadko, że nie potrafiłam znaleźć zguby. Czasami dlatego, że

brakowało śladów. Co dzień w najrozmaitszych miejscach klucze wypadały z kieszeni,

komórki z torebki, zegarki zsuwały się z rąk. Niekiedy gubiły się na dobre i żadna magia ani

śledztwo nie były w stanie ich namierzyć.

- Coś nie tak? - spytała Vivian.

Potrząsnęłam głową.

- Nie, tylko zdałam sobie sprawę, że to nie będzie takie proste, jak sądziłam.

Vivian spojrzała na mnie dziwnie, lecz nic nie powiedziała. Usiadła tylko na łóżku i

patrzyła, jak krążę po pokoju, przesuwając dłońmi po książkach, kosmetykach i meblach.

Nie znalazłam pierścionka i nie udało mi się zebrać ani jednaj przydatnej wibracji. To

znaczy parę razy pokazało mi się, jak czyta ulubioną książkę albo robi makijaż, tylko że to

były zwyczajne wibracje, naturalnie związane z tego typu przedmiotami. A cała reszta

wyposażenia pokoju była nowa i lśniąca. Ona pewnie się cieszyła, ale ja nie, bo nie mogłam

posłużyć się cygańskim darem.

W końcu uznałam porażkę, wstałam z podłogi i wytarłam ręce w dżinsy.

- No cóż, masz rację. Zajrzałam pod każdy mebel i twojego pierścionka nie ma.

Myślisz, że mogłaś go zgubić gdzie indziej? Może zdejmowałaś go przed treningiem i

zostawiłaś w szafce w sali gimnastycznej?

Zawahała się, w jej oczach pojawiło się zakłopotanie.

- No właśnie. Nie jestem pewna, czy zgubiłam pierścionek. Myślę... myślę, że ktoś

mógł go zabrać.

- Naprawdę? Kto? Często dostaję zlecenia znalezienia rozmaitych rzeczy i

doświadczenie mi mówi, że jeśli uważasz, że ktoś ci świsnął pierścionek, to pewnie masz

rację. To się zdarza częściej, niżbyś sądziła.

Zdumiewające, jak kleptomania szerzyła się wśród młodych wojowników. Mieli

wszystko, czego tylko zapragnęli, a jednak okradali innych - nawet swoich przyjaciół - z

Page 101: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

nienawiści, zazdrości lub złośliwości. Podejrzewam, że płacenie za coś, co chciało się mieć,

wyszło z mody.

Vivian znalazła jakąś nitkę wychodzącą z kołdry i zaczęła ją ciągnąć.

- Widzisz, ale to takie głupie. Ona jest moją przyjaciółką. Nigdy by tego nie zrobiła.

Nic by mi nie ukradła, a już na pewno nie pierścionek. Wie, ile dla mnie znaczy.

- Dlaczego jest taki wyjątkowy?

Vivian zagryzła wargę i opuściła głowę.

- Należał do mamy. Dała mi go, zanim umarła.

- Och, tak mi przykro.

Nic innego nie przyszło mi do głowy, a zresztą i tak żadne słowa niczego nie zmienią.

Nie dadzą jej pociechy. Mnie przynajmniej nie pomogły, niezależnie od tego, kto je mówił.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Miałam wtedy trzynaście lat. To była sprawka żniwiarzy.

Przypomniał mi się Logan. Jego mama i starsza siostra też zostały zamordowane przez

żniwiarzy, i pewnie w podobny sposób zginęła mama Vivian. Na myśl o Spartaninie

poczułam kłucie w sercu, ale zmusiłam się do skupienia uwagi z powrotem na koleżance.

- No, Vivian, zdradź mi, kto według ciebie mógł podprowadzić pierścionek. Łatwiej

mi przyjdzie go znaleźć, jeśli będę wiedziała, gdzie zacząć szukać.

- Savannah - powiedziała z westchnieniem. - Myślę, że to ona. Jak mówiłam, ostatni

raz widziałam go w pokoju dwa dni temu, kiedy siedziałyśmy tu razem. Wyszła przed

dziesiątą, a wczoraj rano nie mogłam już go znaleźć. Po prostu... zniknął.

Głos jej się załamał i zakryła oczy ręką. Jakby zbierało jej się na płacz na samą myśl o

tym, że winna mogła być Savannah.

Dlaczego Amazonka miałaby okradać najbliższą przyjaciółkę? To prawda, że w

Akademii Mitu dzieciaki cały czas się okradały, jednak najczęściej były to bardzo drogie

przedmioty: telewizory, platynowe zegarki, kolczyki ze szmaragdami wielkości

ćwierćdolarówki. Zabrać zwykły złoty pierścionek, szczególnie jeśli był cenny ze względów

emocjonalnych? To wyglądało na coś, co zrobiłby żniwiarz z czystej złośliwości.

Nagle przypomniały mi się czerwone błyski w oczach Savanny, najpierw w koloseum,

a potem wczoraj w stołówce. Czy to możliwe, żeby dziewczyna była... żniwiarką? Może

nawet tą, która zabiła moją mamę? Wybranką Lokiego?

Te myśli nagle pojawiły się w mojej głowie i nie mogłam już ich przegonić. Wgryzały

się coraz głębiej, drążąc mój mózg jak zimne, zachłanne palce...

- No i co teraz? - spytała Vivian.

Page 102: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Znowu poczułam głuchy ból z tyłu czaszki, ale udało mi się w końcu otrząsnąć z

podejrzeń wobec Savanny.

- Daj mi sto dolarów zadatku, jak ustaliłyśmy Postaram się sprawdzić kilka tropów i

za parę dni zdam ci relację. Jeśli znajdę pierścionek, zapłacisz mi resztę, a jeśli nie, oddam ci

zaliczkę. Zgoda?

Skinęła głową, z markowej torebki wyjęła portfel i podała mi nowy banknot

studolarowy. Przytrzymałam go dłużej w palcach z nadzieją na jakieś wibracje, jednak

zobaczyłam tylko, jak jedna osoba wręcza go drugiej, druga trzeciej i tak dalej, aż w końcu

trafił do Vivian.

- Dzięki - powiedziałam, wsuwając pieniądze do kieszeni spodni. - Za kilka dni

postaram się mieć jakieś wieści.

Nic więcej nie mogłam zrobić i zebrałam się do wyjścia. Zanim zdążyłam nacisnąć

klamkę, Vivian podbiegła i je otworzyła. Miło z jej strony.

- Dzięki - powtórzyłam.

- Nie ma za co. Ja dziękuję za to, że zgodziłaś się poszukać pierścionka. Nie masz

pojęcia, ile dla mnie znaczy.

Uśmiechnęłam się.

- Po coś jestem Cyganką.

Wyszłam z pokoju, zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę schodów, mijając sypialnię

Daphne. Jak przystało na rozpieszczoną walkirię, także mieszkała w Walhalli. Nie

rozmawiałam z Daphne od czasu sprzeczki podczas obiadu, a ona nie zadzwoniła ani nie

przesłała mi żadnego esemesa. Nie wiedziałam, co się stało, co ją tak wytrąciło z równowagi.

Poza tym zaczynałam za nią tęsknić. Nawet nie zdążyłam jej powiedzieć o tym, że pojawiła

się Nott. Chciałam porozmawiać na temat wilczycy, Logana, a przede wszystkim o tym, czy

Savannah może być żniwiarką.

Po krótkim wahaniu zapukałam do jej drzwi. Nikt nie odpowiedział. Ze środka nie

dobiegała muzyka, ani stukanie w klawisze. Czyli walkiria nie siedziała przy jednym ze

swoich komputerów. Rozczarowana, opuściłam akademik i udałam się do gmachu nauk

humanistycznych, gdzie pani Metis miała swój pokój.

Dziś był wtorek, czyli dzień, w który chodziłam z wizytą do Prestona Ashtona. Odkąd

został uwięziony, starałam się poprzez psychometrię zajrzeć mu do głowy i dowiedzieć się, co

planują żniwiarze. Teraz, oczywiście, miałam zamiar sprawdzić, co wie o sztylecie z

Helheimu i czy zna jakąś wskazówkę co do miejsca jego ukrycia. Poza tym koszmarny szept

w bibliotece sprawił, że czułam potrzebę, może irracjonalną, przekonania się, że Preston

Page 103: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

nadal jest w więzieniu i nie może uczynić krzywdy nikomu... szczególnie babci Frost.

Zanim doszłam do pokoju pani Metis, zauważyłam, że drzwi są niedomknięte, a

wewnątrz poprzez matową szybę ujrzałam dwie postaci. Podniosłam dłoń, żeby zapukać,

kiedy dobiegł mnie czyjś głos:

- Nie chcę być uzdrowicielką. Nigdy tego nie chciałam.

Zmarszczyłam brwi. Daphne? Zajrzałam przez szczelinę. Tak, to ona. Stała przed

biurkiem pani Metis, z rękami na biodrach, a wokół niej wirowały różowe magiczne iskry.

- Obawiam się, że nie masz wyboru, Daphne - odezwała się pani profesor łagodnym

tonem. - Twój dar magiczny dojrzał. Nie możesz tego cofnąć. Spotykamy się po zajęciach od

dwóch dni i nic się nie zmieniło.

No, to tłumaczyło, dlaczego pani Metis tak się spieszyła po lekcjach.

Daphne wyrzuciła ręce w górę, a iskry sypnęły się strumieniem.

- Ale dojrzał dlatego, że tak się martwiłam Carsonem. Bo żniwiarz go zranił i Carson

umierał.

- Uratowałaś go dlatego, że wtedy objawiła się i dojrzała twoja magia.

Daphne nic nie odparła, tylko osunęła się na krzesło przed biurkiem.

- Pani nie rozumie. Żadna z walkirii w mojej rodzinie nie jest uzdrowicielką. Mama

ma dar ognia, taki jak miała babcia. Myślałam, że też go odziedziczę. Coś silnego, potężnego.

A nie takie... bezużyteczne coś.

Daphne podniosła rozcapierzone palce i skupiła się. Po chwili różowe iskry zlały się,

tworząc różaną leczniczą poświatę wokół jej ręki. Znowu doznałam dziwnego wrażenia, że

gdybym mogła dotknąć walkirii, jej magia wlałaby się we mnie. Podobnie czułam w

koloseum, kiedy dotknęłam ręki Daphne i ujrzałam to przepiękne, przecudowne jasnoróżowe

światło płonące w jej sercu.

- No i jeszcze to - mruknęła Daphne.

Pochyliła się. Kiedy się wyprostowała, zorientowałam się, że w rękach trzyma dwie

rzeczy: onyksowy łuk i kołczan z jedną jedyną złotą strzałą, których używała podczas walki

ze żniwiarzami. Zamrugałam z niedowierzaniem. Wydawało mi się, że łuk zostawiła w

Koloseum Kriosa.

- Co mam z tym zrobić? - warknęła. - Dwa razy już je pani oddawałam, ale za każdym

razem, jak idę do pokoju, to je znajduję na łóżku. Tak samo jak z Carsonem i tym jego głupim

rogiem, który zabrał z koloseum.

Położyła broń na biurku. Po chwili pani Metis sięgnęła po łuk, a potem po kołczan,

przyjrzała im się i odłożyła.

Page 104: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Daphne, czy... czy widzisz coś na łuku albo kołczanie? Jakiś napis? Albo rysunek? -

spytała półgłosem.

Serce podeszło mi do gardła. Wiedziałam, dlaczego o to pyta. Każdy wybraniec

otrzymywał broń od swojego boga itylko on mógł przeczytać wyryte na niej słowa.

Pamiętam, że w koloseum Daphne powiedziała, że te rzeczy należały do Sigyn, nordyckiej

bogini poświęcenia. Czyżby Daphne była jej wybranką? Czy to dlatego łuk z kołczanem bez

przerwy pokazywały się w jej pokoju? Czy dlatego też Carson miał ten dziwny róg?

Daphne westchnęła, podniosła broń i się jej przyjrzała.

- Nic nie widzę.

- No cóż, może wkrótce zobaczysz. Musi być jakiś magiczny powód, który łączy te

przedmioty z twoją osobą, więc chyba powinnaś je zatrzymać. I używać ich, kiedy będzie

potrzeba.

- Możliwe - mruknęła Daphne. - Czy to koniec? Bo mam napisać wypracowanie z

literatury angielskiej.

Pani Metis skinęła głową. Daphne wstała, zebrała swoje rzeczy, w tym onyksowy łuk i

kołczan. Ledwie miałam czas odsunąć się od drzwi, a walkiria otworzyła je z rozmachem i

zobaczyła mnie w korytarzu. Zdziwienie szybko zmieniło się w złość.

- Rany, Gwen, nie możesz przez chwilę nie wsadzać nosa w cudze sprawy?

Zesztywniałam.

- Nie przyszłam tu ze względu na ciebie. Dzisiaj przypada dzień, kiedy mam iść do

Prestona. Dowiedzieć się, czy wiedział coś o ataku żniwiarzy i czy zna miejsce ukrycia

sztyletu.

Walkiria prychnęła.

- Świetnie. Będziesz teraz grzebać w umyśle żniwiarza, a nie w naszych. Zawsze to

jakaś odmiana. Podsłuchiwanie przyjaciół mogło ci się już znudzić. Baw się dobrze,

Cyganko.

Z tymi słowami Daphne odepchnęła mnie na bok i popędziła ku wyjściu.

Page 105: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 15

Stałam z otwartymi ustami i patrzyłam na oddalającą się Daphne. No, to prawda, że

walkiria bywała wybuchowa, dziś jednak po raz drugi zachowała się po prostu paskudnie.

Może rzeczywiście nie powinnam była podsłuchiwać jej rozmowy z panią Metis, ale to

dlatego, że się o nią martwiłam. Czy to źle, że zależy mi na przyjaciółce?

Pani Metis wyjrzała na korytarz z troską w zielonych oczach.

- Pewnie pani słyszała - powiedziałam z westchnieniem.

Pani profesor skinęła głową.

- Daphne jest bardzo wzburzona. Myślała, że wie, jaki będzie jej magiczny dar, a

okazało się, że otrzymała coś innego.

- Jasne, tylko dlaczego swoją złość wyładowuje na mnie?

Metis przechyliła głowę na bok i odparła:

- Bo twój dar jest taki, jaki ma być. W pełni akceptujesz to, co dostałaś, i starasz się

dzięki niemu czynić coś dobrego. To daje ci wielką siłę. Nie martw się o Daphne. Minie jej.

Potrzebuje trochę czasu, żeby się przystosować. W końcu zrozumie, że nic nie dzieje się bez

powodu. Bogowie dają nam dary, jakich najbardziej będziemy potrzebować.

Spojrzała niewidzącym wzrokiem przed siebie i powiedziała:

- Też byłam taka w jej wieku. Miałam nadzieję, że moja magia będzie natury

fizycznej, a nie umysłowej.

- Co to znaczy?

Metis westchnęła.

- Magię można podzielić na dwie kategorie: fizyczną imentalną. Magia fizyczna to na

przykład dar ognia, który ma mama Daphne. Zazwyczaj tego typu darów używa się do

szkodzenia ludziom, natomiast magia mentalna jest raczej ochronna, jak na przykład moja

moc uzdrowicielska.

- To znaczy, że magia fizyczna ma jakiś fizyczny kształt, czy formę? Jak deszcz

podczas burzy?

Metis kiwnęła głową.

- Deszcz podczas burzy mógłby być fizyczną formą magii, czymś, co możesz

zobaczyć, dotknąć, poczuć, natomiast telekineza czy telepatia byłyby formami mentalnymi,

których nie zobaczysz ani nie dotkniesz.

Page 106: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Z jakiegoś powodu w głowie dzwoniło mi słowo „telepatia”. Powracało zupełnie jak

bicie dzwonu. Dziwne. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek spotkała kogoś obdarzonego tą

zdolnością. Wiele osób w akademii miało dar magii fizycznej, na przykład umieli strzelać

błyskawicami z palców albo machaniem rękami wzniecać wiatr. Podejrzewam, że wyczulone

zmysły wielu kolegów i koleżanek można zaliczyć do magii umysłowej.

- A ja? Co z moją magią dotykową?

Tak właśnie niektórzy nazywają psychometrię.

- Twoja magia jest czymś innym. To jedna z rzadkich zdolności, które mogą być

fizyczne i zarazem mentalne.

- To znaczy?

Pani Metis zabębniła palcami po wardze, jakby starając się znaleźć właściwe słowa.

- Naturalnie znasz tę część mentalną. Tak się dzieje, kiedy dotykasz przedmiotów i

masz - jak to określasz - wizje. Własnym umysłem odbierasz ludzkie wspomnienia i emocje.

Skinęłam głową.

- Magia dotykowa ma jednak aspekt fizyczny. Łatwo zbierasz wibracje z

przedmiotów, ale ludzie obdarzeni takim darem jak twój mogą również wywierać wpływ na

innych. Wydaje mi się, że gdybyś się postarała, mogłabyś wepchnąć w głowy ludzi swoje

myśli i uczucia i sprawić, by widzieli i czuli to, co chcesz. Teoretycznie możesz nawet więcej.

Psychometria pozwala ci widzieć wspomnienia, doznawać uczuć osoby, której dotknęłaś.

Dlaczego nie miałabyś sięgnąć jeszcze głębiej? Może nawet podczas walki mogłabyś

podłączyć się pod magiczny dar przeciwnika izwrócić go przeciw niemu? Istnieją bardzo

interesujące teorie dotyczące magii dotykowej, niestety, mało z nich jest potwierdzonych, bo

to niezwykle rzadki dar.

Słowa pani Metis przypomniały mi, że w czasie ataku żniwiarzy ujrzałam w Daphne

tę iskierkę i próbowałam ją schwycić. Przez moment wydawało się, że przechwytuję jej

uzdrawiającą energię, ale walkiria zemdlała z wyczerpania i połączenie zostało przerwane.

Może właśnie to robiłam? W końcu siniaki, których nabawiłam się w czasie walki, zniknęły.

Ciekawe, czy podłączanie się pod moc Daphne czy innej osoby należało do tych tajemniczych

rzeczy, które mogłabym robić dzięki cygańskiemu darowi?

Właściwie nauczycielka powiedziała mi to samo, co babcia: że mój dar będzie się

wzmacniał i że będę mogła dzięki niemu robić coraz więcej. Ciekawe, jak to działa. Nigdy nie

próbowałam zebrać z przedmiotów nic poza wspomnieniami, a już na pewno nie starałam się

zmusić nikogo do niczego siłą woli.

Nie zdążyłam zadać następnego pytania, bo pani Metis mnie ubiegła.

Page 107: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Wezmę żakiet i pójdziemy do więzienia. Ciekawa jestem, co Preston dziś powie. I

nie martw się o Daphne. Nic jej nie jest.

Pani Metis wróciła do pokoju. Znowu przypomniały mi się niemiłe słowa Daphne i

złość w jej oczach. Nie wydawało mi się, żeby walkiria doszła do siebie tak szybko, jak

przewidywała to nasza profesorka.

***

Razem z panią Metis wyszłyśmy z gmachu nauk humanistycznych i przecięłyśmy

dziedziniec. Opuściłam głowę i włożyłam brodę pod szary szalik, żeby nie marznąć. Jednak z

każdym krokiem wydawało mi się, że robi się coraz zimniej, jakby zbierało się na burzę.

Weszłyśmy do gmachu nauk ścisłych, a potem schodziłyśmy i schodziłyśmy w dół,

mijałyśmy kolejne drzwi otwierane na czytnik i opatrzone magicznymi zamkami, aż w końcu

zeszłyśmy tak nisko, że wydawało się, iż nigdy nie ujrzymy słońca.

Wreszcie stanęłyśmy przed potężnymi drzwiami z tego samego kamienia, z którego

wzniesiono cały budynek.

Spinały je żelazne sztaby, a na kamiennej powierzchni wyryto dwa sfinksy zwrócone

twarzami do siebie. Wyglądały jeszcze bardziej dziko i groźnie niż te nad bramą, jakby

jedynym uzasadnieniem ich istnienia było nie wypuszczać na zewnątrz tego, co jest w środku.

Za każdym razem, kiedy tu przychodziłam, na ten widok przebiegał mi dreszcz po plecach.

Teraz też zadygotałam i odwróciłam wzrok.

Pani Metis wyjęła z kieszeni żakietu duży klucz i wsunęła go w zamek. Drzwi

otworzyły się z przeciągłym zgrzytem.

Więzienie miało kopulaste sklepienie, podobnie jak biblioteka antyczna, i wydawało

się znacznie większe, niż mogło być, biorąc pod uwagę, jak głęboko pod ziemią się

znajdowało. Było koliste, a wokół wewnętrznego pomieszczenia wznosiły się trzy piętra

oszklonych cel. Zawsze wydawało mi się to dziwne, że nie było tu żadnych posągów bóstw,

bogów ani mitycznych stworzeń. Zamiast tego na kamiennym suficie wyryto potężną dłoń

trzymającą wagę. Swoją drogą to wcale nie mniej niesamowite niż posągi.

Przy drzwiach stało biurko, a przy nim zazwyczaj siedziała Raven, czytając jakąś

ilustrowaną plotkarską gazetę. Dziś jednak jej krzesło było puste. Pani Metis dostrzegła moje

pytające spojrzenie i rzekła:

- Raven musiała iść do stołówki po zapasy do bufetu. Poza tym Preston się nigdzie nie

wybiera. Gdyby żniwiarze chcieli go uwolnić, to już dawno by się tu zjawili.

Miało to sens, ale więzienie wcale nie zrobiło się przez to przyjemniejsze. Położyłam

torbę na biurku Raven i odwróciłam się.

Page 108: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Przy stole, tuż pod wyrytą dłonią z wagą, siedział Preston Ashton. Nawet w

pomarańczowym kombinezonie ipapierowych butach był przystojny: jasnowłosy, błękitnooki,

o ładnych rysach. Wydawał mi się cudowny, póki nie próbował pozbawić mnie życia. Teraz,

kiedy na niego patrzyłam, głęboko w jego oczach widziałam czerwony płomień.

Słysząc nasze kroki, Preston szybko poprawił się w krześle, a jego usta skrzywiły się

szyderczo.

- No, Cyganko - powiedział. - Nie byłaś tu kilka tygodni. Już myślałem, że

zapomniałaś o mnie w czasie ferii.

Jakbym mogła zapomnieć o Prestonie i jego strasznej obietnicy rozprawienia się z

babcią Frost. Nie miało jednak sensu pokazywać mu, jak bardzo mnie przeraził - to by go

tylko ucieszyło.

- W czasie ferii kompletnie o tobie zapomniałam - powiedziałam zimnym tonem,

siadając na krześle naprzeciw niego. - To była ulga, przez kilka tygodni nie musieć grzebać w

twoich niemoralnych wspomnieniach.

Preston rzuciłby się na mnie, lecz łańcuchy przykuwające jego ręce i nogi nie

pozwoliły mu przesunąć się więcej niż okilka centymetrów.

- Ale śmiesznie się złościsz - zadrwiłam.

Preston wyprostował się i uśmiechnął lodowato, choć policzki nadal płonęły mu

gniewem.

- Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni, Cyganko - powiedział.

Jego szyderstwa zawsze przyprawiały mnie o zimny dreszcz; tym razem też, niemniej

zignorowałam je i wzięłam go za ręce. Przez następny kwadrans przekopywałam się przez

jego wspomnienia, wszystko, czego był świadkiem i co sam popełnił. Widziałam ludzi,

których zabił, torturował, okaleczył. To były straszne, odrażające sceny.

- Masz coś? - spytała po pewnym czasie pani Metis.

Pokręciłam głową.

- Nic. To co poprzednio. Chyba nie wie nic na temat ataku w koloseum ani nie zna

miejsca ukrycia sztyletu z Helheimu.

Preston uniósł brwi.

- To jeszcze szukasz sztyletu, Cyganko? Myślałem, że taka sprytna dziewczyna już

dawno go znalazła.

- Zamknij się, żniwiarzu - warknęłam i jeszcze raz dotknęłam jego rąk.

I znowu nic nie wskazywało, że Preston wiedział o zamierzonym ataku lub znał

miejsce ukrycia sztyletu. Ledwie puściłam jego dłonie, rozległ się dzwonek. Pani Metis

Page 109: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wyjęła z kieszeni telefon.

- Halo? Halo? - odsunęła komórkę od ucha i potrząsnęła głową. - Przerwało

połączenie. Tu nigdy nie ma dobrego odbioru. Muszę iść na górę, żeby oddzwonić.

Poradziła, żebym zrobiła sobie przerwę, bo ona musi przekazać Nickamedesowi i

trenerowi Ajaksowi, że znowu pudło. Wymówiła się na kilka minut i wyszła, zostawiając

mnie sam na sam ze żniwiarzem.

Nie chciałam go dotykać pod nieobecność pani Metis, więc wstałam z krzesła i

zaczęłam chodzić po pomieszczeniu oraz zaglądać do cel. Niewiele było do oglądania. W

niektórych znajdowały się prycze, umywalki i żelazne toalety, inne były całkiem puste.

Przyszło mi na myśl, że to pewnie w nich trzymają mityczne potwory: grasowniki nemejskie,

fenriry i czarne roki, które wykonują brudną robotę za żniwiarzy.

Preston się nie odzywał, tylko obserwował mnie z nienawiścią. To było gorsze, niż

gdyby obrzucał mnie przekleństwami.

W końcu, nie mogąc znieść milczenia, postanowiłam zaczekać na panią Metis na

korytarzu i po jej powrocie zrobić jeszcze jedną sesję. Otworzyłam drzwi... i w progu

ujrzałam żniwiarkę.

- Cześć, Cyganko - powitała mnie drwiąco. - Stęskniłaś się za mną? r

Kompletnie mnie zamurowało. Dziewczyna podeszła i zadała mi cios prosto w twarz.

Poleciałam kilka kroków do tyłu i upadłam na kamienną posadzkę, ale to jej nie wystarczyło.

Kopnęła mnie w żebra. Jęknęłam i odturlałam się. Mimo bólu nie przestałam myśleć.

Zastanawiałam się, jak się tu przedarła przez te wszystkie drzwi i zamki.

- Zostaw ją w spokoju - wrzasnął Preston. - Uwolnij mnie z tych łańcuchów. Szybciej!

Zanim przyjdzie Metis!

Żniwiarka przeskoczyła nade mną i rzuciła się do stołu, do którego przykuto chłopaka.

Ubrana była w tę samą czarną pelerynę i maskę Lokiego, którą miała w czasie bitwy w

koloseum. Wyjęła klucz - nie mam pojęcia, skąd go wzięła - i zaczęła bawić się z zamkiem.

Po sekundzie zapadka odskoczyła. Nikt nie musiał mi mówić, że wpadłam w prawdziwe

kłopoty.

Stanęłam na nogi i dałam susa do biurka Raven. Dziewczyna pobiegła za mną.

Zdążyłam wyciągnąć Wiktora z torby i wysunąć go z pochwy. Idąc do więzienia, zawsze

brałam ze sobą miecz, ponieważ dzięki niemu czułam się bezpieczniej. Żniwiarka również

dobyła broni spod falującej peleryny.

- Lukrecja! - syknął Wiktor na ten widok.

Płomiennoczerwone oko Lukrecji rozpaliła nienawiść.

Page 110: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Wiktor! - warknęła w odpowiedzi.

Dalszą konwersację uniemożliwiła walka.

Miecze się zderzyły, krzesząc czerwone i fioletowe iskry, szydząc i obrzucając się

wyzwiskami.

- Nóż do masła! - zawyła Lukrecja.

- Zardzewiała łycha! - wrzasnął Wiktor.

Przestałam zwracać uwagę na tę wymianę złośliwości i skupiłam się na dziewczynie,

starając się odgadnąć, co zrobi. Za mną dzwoniły łańcuchy - to Preston otwierał jeden po

drugim zamki na swoich kajdanach.

Kątem oka zauważyłam, że żniwiarz już się uwolnił i idzie do mnie, z dłońmi

zaciśniętymi w pięści i z chęcią morderstwa w oczach. Teraz płonęły jasną czerwienią - tym

krwistym, niesamowitym kolorem.

Machnęłam mieczem, zmuszając dziewczynę do chwilowego odwrotu, a potem

odwróciłam się, żeby za plecami mieć więzienne cele. Nie przeżyłabym minuty, gdyby

zaatakowali mnie jednocześnie z dwóch stron. Tego nauczył mnie Logan. Poczułam ścisk w

sercu. Logan. Och, jaka szkoda, że go tu nie ma. Wiedziałby, co zrobić i jak zwyciężyć. Będę

miała szczęście, jeśli przetrwam jeszcze chwilę.

Jednak zamiast rzucić się na mnie, Preston stanął i tylko mierzył mnie wzrokiem.

- Zwiewaj! - wrzasnęła na niego żniwiarka. - Zwiewaj! Zwiewaj!

Preston uśmiechnął się okrutnie, a potem wybiegł z więzienia. Chciałam polecieć za

nim, lecz dziewczyna stanęła mi na drodze i znowu podniosła miecz.

W tym momencie poślizgnęłam się na gładkiej kamiennej podłodze. Przeciwniczka

wykorzystała to i znowu uderzyła mnie pięścią w twarz. Poleciałam na cele, uderzyłam głową

w szkło i w mojej głowie eksplodował ból. Ogłuszona osunęłam się na ziemię, z trudem

utrzymując w dłoniach Wiktora.

- Gwen! - krzyknął miecz. - Podnieś się! Podnieś się, zanim cię zabije!

Ale byłam zbyt zmącona, żeby go posłuchać, zbyt zmącona, żeby w ogóle cokolwiek

robić. Żniwiarka, stała nade mną z mieczem w dłoni. Wystarczy, że zrobi nim zamach, a już

nie żyję.

Proste.

Wahała się, jakby właśnie to miała ochotę uczynić. Jednak zamiast mnie wykończyć,

odwróciła się i zniknęła za drzwiami.

Page 111: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 16

Z trudem stanęłam na nogi i mocniej ścisnęłam Wiktora. Nie zwracając uwagi na ból

pulsujący w głowie, twarzy i żebrach, wybiegłam za żniwiarzami - ale już ich nie

zobaczyłam.

Pognałam korytarzem do końca, mijając po kolei wszystkie otwarte drzwi, a potem

schodami w górę i w górę, jak najszybciej. Niestety, byłam za daleko. Nie słyszałam nawet

echa kroków Prestona ani dziewczyny.

- Dalej, Gwen - mobilizował mnie Wiktor. - Na pewno ich złapiesz!

W końcu pokonałam ostatni odcinek schodów, wypadłam z gmachu nauk ścisłych i

gwałtownie zatrzymałam się na górnym dziedzińcu. Dysząc ciężko, rozejrzałam się szybko,

lecz uciekinierów nigdzie nie było widać. Pani Metis też nie. Po dziedzińcu jak zwykle kręcili

się uczniowie akademii. W drodze na pozalekcyjne zajęcia śmiali się, rozmawiali i wysyłali

esemesy.

Kilka osób popatrzyło na mnie, zdziwionych zapewne moją czerwoną z wysiłku

twarzą i łapczywym chwytaniem powietrza, ale ich zignorowałam. „Co teraz robią Preston z

dziewczyną? - pytałam sama siebie. - Dokąd mogli pójść? Myśl, Gwen, myśl”.

I wtedy pojawiła się odpowiedź.

Lepiej skończ ze mną, Cyganko. Bo inaczej kiedyś i tak będę wolny, a wtedy zatłukę

tę trzęsącą się staruchę, którą tak kochasz.

Babcia Frost, pomyślałam, przypominając sobie straszliwą pogróżkę Prestona.

Wiedziałam, że tam właśnie pójdą. Chłopak nie odpuści okazji skrzywdzenia mnie

poprzez zabicie babci, byłam otym przekonana. A babcia nie ma pojęcia, w jakim jest

niebezpieczeństwie.

Na samą myśl o tym przerażenie ścisnęło mi serce, odsunęłam jednak od siebie strach

i zmusiłam się do myślenia. Nie miałam pojęcia, jak żniwiarka przedostała się przez

zabezpieczenia, ale jeśli była tak sprytna, to na pewno obmyśliła też sposób ucieczki

Prestona. Niewątpliwie jak najszybciej wyprowadzi z kampusu, a ponieważ oboje będą

wychodzili poza bramę, sfinksy ich nie zatrzymają. A potem... co?

Samochód. Na pewno za ogrodzeniem akademii czekało na nich auto gotowe wywieźć

Prestona w bezpieczne miejsce, z tym że żniwiarz na pewno nie zechce natychmiast się

schować. Nie, z pewnością zatrzyma się przed domem babci Frost. Znaczyło to, że ja też

Page 112: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

potrzebuję auta, jeśli nie chcę zaprzepaścić szansy uratowania jej.

Zrobiłam głęboki wdech i zaczęłam biec.

***

Wyszarpnęłam z kieszeni komórkę. Nie byłam w stanie jednocześnie biec,

esemesować i trzymać Wiktora, więc postanowiłam tylko przycisnąć klawisz szybkiego

wybierania. Najpierw babcia.

- Odbierz - dyszałam w biegu. - Błagam, odbierz!

Nie odebrała.

Z przerażenia poczułam gulę w gardle. Niemal się udusiłam, ale zmusiłam się do

przełknięcia. Żniwiarze nie mogli jeszcze do niej dotrzeć, mówiłam sobie, więc babcia

pewnie wróży jakiejś klientce. Wtedy nigdy nie odbierała telefonów. Włączyła się sekretarka.

Zostawiłam jej chaotyczną wiadomość, że żniwiarka uwolniła Prestona i błagałam, żeby

natychmiast do mnie zadzwoniła. Pewnie bym mówiła dalej, lecz sekretarka się wyłączyła.

Klnąc, wybrałam następny numer na liście, czyli Daphne. Najwyraźniej walkiria nadal

była wściekła i widząc, kto dzwoni, nie odebrała. Potem spróbowałam dodzwonić się do

Logana, również bez skutku.

Dlaczego dziś wszyscy postanowili się na mnie obrazić?

Czwarta osoba na liście. Wreszcie ktoś postanowił odebrać telefon!

- Cześć, Cyganko - usłyszałam w słuchawce łagodny głos Oliwiera. - Co się dzieje?

- Potrzebuję twojego auta. Spotkajmy się przy głównej bramie. Szybko!

- Gwen! Gwen! - zawołał zaniepokojony, słysząc panikę w moim głosie. - Co się

dzieje?

- Preston zwiał z więzienia - wyjaśniłam między jednym sapnięciem a drugim. -

Myślę, że jedzie zabić babcię. Chcę, żebyś mnie tam zawiózł, więc spotkajmy się przed

bramą, natychmiast. I weź ze sobą broń. Będziemy jej potrzebować.

- Gwen...!

Wyłączyłam się, zanim Oliwier miał możliwość jeszcze coś powiedzieć. Wiedziałam,

że mi pomoże. Po to ma się przyjaciół.

Biegnąc, próbowałam cały czas połączyć się z babcią, Daphne i Loganem, ale bez

rezultatu. Zaklęłam. Po co jej komórka, jeśli nie odbiera? W końcu, kiedy już leciałam

ostatkiem sił, dotarłam do Styksu. Wyjęcie legitymacji, wsunięcie jej w czytnik, otwarcie

drzwi i wprowadzenie na drugie piętro zajęło mi dłużej, niż się spodziewałam. Musiałam po

drodze wpaść do pokoju, bo miałam tu coś do załatwienia przed spotkaniem z Oliwierem.

Być może był to sposób na uratowanie babci.

Page 113: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Nott! - zawołałam, wpadając do pokoju. - Nott, potrzebuję cię!

Fenrir drzemał na legowisku z koców, lecz na dźwięk mojego głosu od razu poderwał

się z miejsca.

- Co robisz, Gwen! - powiedział Wiktor. - Tylko marnujesz czas.

- Zamknij się - odparłam, kładąc go na łóżko i wsuwając telefon do kieszeni dżinsów.

- Muszę się skupić.

Kiedy biegłam przez kampus, przyszło mi do głowy, że wilk biegłby znaaacznie

szybciej niż ja. Oliwier na pewno pędził teraz do auta, jednak zanim je uruchomi i zanim

dojedziemy do centrum, minie trochę czasu.

A jeśli chodzi o babcię, to czasu nie mieliśmy.

Upadłam na kolana obok wilczycy, zastanawiając się, czy mój szalony plan ma szansę

powodzenia. Może Wiktor ma rację i po prostu marnuję czas, ale musiałam, po prostu

musiałam spróbować.

Pani Metis mówiła, że swoim darem mogłabym zrobić więcej niż tylko doznawać

widzeń, kiedy dotykam przedmiotów. Że mogłabym sprawić, by inni widzieli i czuli to, co

chcę. Mam nadzieję, że tak się stanie.

Nadal ciężko dysząc, położyłam delikatnie ręce na głowie Nott i spojrzałam prosto w

jej oczy - a potem sięgnęłam po wspomnienia związane z babcią Frost. Jej dobroć i troska,

jaką otaczała mnie przez całe lata, a szczególnie po śmierci mamy, jej miłość, którą czułam,

dotykając jej ręki.

Skupiłam się na tych wspomnieniach, wyciągając je z pamięci, a potem... podsunęłam

je Nott. Zamiast dotykać czegoś i odbierać napływ obrazów, zrobiłam coś odwrotnego:

własne wspomnienia pchnęłam w innym kierunku, w inny umysł.

No i się udało.

Wilczycą drgnęła. Czułam tę dezorientację, kiedy jej mózg odbierał natłok cudzych

wspomnień. Po kilku sekundach przestała się denerwować, bo przekonała się, że nie

zamierzam jej skrzywdzić i że napływające myśli też jej nie szkodzą. A potem przywołałam

obraz domu babci i wsunęłam go w umysł Nott.

- Masz iść do domu babci i jej bronić, póki nie przyjadę

- wyjaśniłam. - Proszę cię, zrób to. Zrobisz? Rozumiesz, co mówię?

Nott patrzyła na mnie jeszcze przez krótki moment, a potem pochyliła się, polizała w

policzek i podeszła do drzwi.

- Rozumiem, że to znaczy „tak” - powiedziałam, chwytając Wiktora i biegnąc za

wilczycą.

Page 114: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Sprowadziłam ją po schodach, mając w nosie, kto mnie zobaczy albo co pomyśli, ale

miałam szczęście i nikogo nie spotkałyśmy. Otworzyłam tylne drzwi i wilczyca wybiegła. Od

razu znikła mi z oczu.

Odetchnęłam i zaczęłam biec do głównej bramy. Przeciskając się między prętami,

nawet nie spojrzałam na sfinksy. Oliwier był szybszy, bo siedział już w zaparkowanym po

drugiej stronie ulicy cadillacu escaladzie.

Podbiegłam do SUVa, szarpnęłam drzwi i klapnęłam na siedzenie pasażera.

- Gwen - rzekł Oliwier, wrzucając bieg. - Jesteś pewna, że dobrze robisz?

- Nie. Jednak nie mogę ryzykować, jeśli chodzi o życie babci. No, ruszaj.

Oliwier bez słowa przycisnął gaz. Położyłam ‘Wiktora na kolanach i wyciągnęłam

telefon. Ponownie wybrałam numer babci. I ponownie nie odebrała. Panika ustąpiła

paraliżującemu przeczuciu klęski. Musiałam do niej dotrzeć, zanim pojawią się żniwiarze.

Nie mogę jej stracić, tak jak straciłam mamę. Po prostu nie mogę.

- Dzwoniłem po pomoc do Logana i Kenziego - powiedział, pędząc po krętej drodze

biegnącej zboczem góry. - Nie odebrali telefonów.

Straciłam następną cząstkę nadziei. Przygryzłam wargę i skinęłam, starając się nie

wrzeszczeć na Oliwiera, żeby przyspieszył. Logan i Kenzie nie mieli teraz znaczenia. Jeśli nie

dojedziemy na miejsce przed Prestonem i dziewczyną, to babcia będzie martwa.

Wydawało się, że zjazd z góry zajął całe wieki, choć przemierzyliśmy tę trasę szybciej

niż kiedykolwiek autobus.

- - Skręciliśmy w ulicę, przy której mieszkała babcia, i zaparkowaliśmy naprzeciw jej

domu. Wyprysnęłam z SUVa, zanim auto na dobre stanęło. Oliwier zgasił silnik, otworzył

drzwi i pobiegł za mną.

Na widok tego, co ujrzałam na ganku, zrobiło mi się niedobrze. Tabliczka

„Przepowiadanie przyszłości” przy frontowych drzwiach ledwie się trzymała, jakby ktoś

chciał ją oderwać łomem. Gorzej, że drzwi zostały wyłamane, a z framugi w kilku miejscach

sterczały drzazgi.

- Gwen, stój! - zawołał Oliwier, chwytając mnie za bluzę z tyłu, kiedy miałam

przekroczyć próg. - Nie wiesz, co jest w środku.

Niczego w tym momencie bardziej nie pragnęłam, niż wpaść do domu, ale przyznałam

mu rację. Mogłam tylko pogorszyć sytuację.

Złapałam mocniej Wiktora i uniosłam jak do ataku. Oliwier zdjął z ramienia kuszę i

założył bełt. Skinął głową, dając znak, że mam prowadzić, a on będzie osłaniał mnie z tyłu.

Razem weszliśmy do mrocznego holu.

Page 115: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

W mieszkaniu panował nieopisany chaos. Wszystkie meble były poprzewracane, od

oszklonej szafki z najlepszą babciną porcelaną do błękitnej sofy przed telewizorem, a ich

zawartość była porozbijana, połamana i podeptana, jakby ktoś rozkoszował się dziełem

niszczenia.

Preston, pomyślałam, zaglądając do dalszych pomieszczeń.

Oliwier pokazał następne wyłamane drzwi. Podeszłam na palcach i ostrożnie

zajrzałam do pokoju, w którym babcia wróżyła klientom. Zasłony z paciorków zostały

zerwane z okien, stolik z szarą jedwabną serwetą leżał przełamany na pół. Kryształowa kula

zmieniła się w kupkę odłamków, które błyszczały jak łzy na zwiewnym obrusie.

Niedobre przeczucie ścisnęło mi serce. Odwróciłam się i pokręciłam głową, dając

Oliwierowi znak, że w pokoju nikogo nie ma. Przeszliśmy ostrożnie pozostałe pomieszczenia

na parterze, a w końcu skierowaliśmy się do kuchni. Bałam się potwornie tego, co tam

znajdziemy, i tak mocno ściskałam Wiktora, że bolały mnie ręce.

W kuchni coś chrupnęło. Zatrzymaliśmy się i wytężyliśmy słuch. Nastąpiła seria

szmerów i szurnięć, jakby ktoś coś przesuwał. Spartanin położył mi rękę na ramieniu,

bezgłośnie pytając, czy idziemy dalej. Kiwnęłam głową, zrobiłam głęboki oddech i zajrzałam.

Widok mnie obezwładnił.

Pośrodku kuchni stała babcia z zakrwawionym mieczem w ręce, obok siedziała Nott, a

u jej stóp leżał martwy żniwiarz.

Page 116: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 17

- Babciu - zawołałam półgłosem, wpadając do kuchni. - Wszystko w porządku?

Babcia uśmiechnęła się zimno.

- Jeśli tak można nazwać sytuację, gdy stoi się nad zwłokami martwego żniwiarza, a

obok przerośnięty wilk czeka na smakołyk.

Nott pisnęła cicho, najwyraźniej zgadzając się z tymi słowami. Położyłam Wiktora na

stole i przytuliłam mocno babcię, a kiedy ona podniosła pomarszczoną dłoń, żeby przygładzić

mi włosy, i dotknęła mojego policzka, poczułam, że wypełnia mnie ciepło jej miłości,

przepędzając zimny, paraliżujący strach.

- Nic mi nie jest, złotko - powiedziała szeptem. - Naprawdę nic.

Popłakałam się z ulgi. W końcu odsunęłam się i otarłam łzy.

- Co tu się działo? - spytałam. - Ilu było żniwiarzy? Jak ich pokonałaś w pojedynkę?

- Usiądź, to wszystko ci o powiem. Co do tego, jak ich pokonałam... - Babcia

machnęła zakrwawionym mieczem z zajadłością, która uradowałaby serce trenera Ajaksa.

- Zapominasz, złotko, że ja też byłam kiedyś wybranką Nike.

Po czym wzięła ścierkę do naczyń i zaczęła ścierać z miecza krew, jakby był to

zwykły brud.

Po kwadransie babcia wyciągnęła z piekarnika blachę ze słodkimi bułeczkami z

jabłkami i cynamonem. Kuchnię wypełnił ciepły aromat topionego masła, brązowego cukru i

słodkiego cynamonu. Zrobiło się przytulnie jak zwykle... naturalnie pomijając zwłoki

żniwiarza na podłodze. Oliwier zaciągnął je do odległego kąta, a babcia przykryła szarą

płachtą, niemniej trudno było całkiem o nich zapomnieć.

Najwyraźniej nieboszczyk nie popsuł Oliwierowi apetytu.

- Świetne - wymamrotał, wgryzając się w gorącą, lepką od cukru bułeczkę. - Miałaś

przede mną tajemnice, Gwen. Gdybym wiedział, że twoja babcia robi takie desery, już dawno

bym się tu pojawił.

Babcia pochyliła się i poklepała go po ręce.

- Możesz przychodzić, kiedy chcesz. Tylko daj znać, to przygotuję coś specjalnie dla

ciebie.

Mrugnęła do niego, a Spartanin odwzajemnił jej uśmiech i wziął następny kęs.

Ja też sięgnęłam po bułeczkę, ale tylko położyłam ją na talerzu. Jakoś straciłam na nią

Page 117: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

ochotę.

- No to jak było ze żniwiarzem? - spytałam.

Babcia spojrzała na mnie swoimi fiołkowymi oczyma.

- Cały dzień miałam nieodparte przeczucie, że coś się stanie, choć nie miałam pojęcia

co. Właśnie skończyłam wróżyć klientce i odprowadzałam ją do drzwi, kiedy zauważyłam, że

naprzeciw domu stoi czarny SUV. Przyjrzałam mu się i wiedziałam, że jest to źródło moich

przeczuć.

- No i co? - ponaglił ją Oliwier, biorąc drugą bułkę.

- Wyjęłam z szafy miecz, na którym zawsze mogłam polegać - odparła babcia,

poklepując go czule. Wyczyściwszy z krwi, oparła go o krzesło obok Wiktora, choć był to

zwykły miecz, nie miał twarzy ani nie mówił. - A potem wróciłam do kuchni, żeby na nich

zaczekać. Weszli przez frontowe drzwi, demolując wszystko po drodze. Chyba się nie

spodziewali, że będę z nimi walczyć. Pierwszy, ten na podłodze, wszedł tu z taką pewnością

siebie, jakby to była jego kuchnia, a nie moja. Szybko sobie z nim poradziłam, lecz to nie był

koniec.

- A ilu ich było? - spytałam.

- Jeszcze dwoje. Chłopak w pomarańczowym kombinezonie i dziewczyna w czarnej

pelerynie i masce.

Preston i żniwiarka. Pojawili się tu, tak jak podejrzewałam.

- Nie dałam się, mimo że nie jestem już taka młoda jak kiedyś. A potem żniwiarka

zaczęła próbować na mnie swoich sztuczek z umysłem.

- Jakich sztuczek? - zdziwiłam się.

- Chciała mi zamącić w myślach, żebym widziała coś, czego nie ma. Nawet usiłowała

wepchać mi się do głowy, żebym zastygła w miejscu i przestała walczyć. Zna wiele sztuczek i

ma wielką moc. Nie ustępuje nikomu, kto ma podobny dar mentalny.

Zmarszczyłam brwi. Dar mentalny? Czyżby miała dar magii umysłowej?

- Słabłam, ale na szczęście właśnie wtedy wbiegł do kuchni twój przyjaciel - wskazała

na Nott. - Oboje momentalnie dali drapaka. Nawet żniwiarze nie mają ochoty stawić czoła

fenrirowi.

- Kochana dziewczynka - mruknęłam, drapiąc Nott za uszami.

Wilczyca zamruczała z zadowolenia. Czasami wydawało mi się, że chciałaby, żebym

nigdy nie przestawała jej głaskać. Nic dziwnego. Kiedy była pod władzą Prestona, on tylko

walił ją batem.

- To co teraz? - spytał Oliwier. - Bo chyba nie chce pani cały dzień siedzieć w kuchni

Page 118: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

z nieboszczykiem?

Babcia spojrzała na żniwiarza. Spod płachty materiału wystawały tylko buty.

- Teraz zadzwonimy do Aurory i powiemy jej, co się stało.

Babcia zatelefonowała do akademii i po pół godzinie pojawili się pani Metis,

Nickamedes i trener Ajaks oraz kilku mężczyzn i kilka kobiet w czarnych kombinezonach.

Nie zdziwiłabym się, gdyby była z nimi Raven, ale nie przyszła. Może Preston by nie uciekł,

gdyby była w więzieniu tak jak poprzednio. Może gdyby pani Metis została ze mną, udałoby

się nam schwytać żniwiarkę. Nie wiem, na kogo byłam teraz bardziej wściekła: Prestona i

żniwiarkę za ucieczkę czy Raven i panią Metis za nieobecność wtedy, kiedy najbardziej ich

potrzebowałam.

Tuż przed ich przybyciem zabrałam Nott na dwór i schowałam w garażu za domem.

Nie wiem, jak pani Metis i inni zareagowaliby na widok fenrira, a nie chciałam, żeby ją

skrzywdzili albo zabrali od nas. Babcia mnie poparła, bo Nott uratowała jej życie. Dała dla

niej koce i wiadro wody, które Oliwier zaniósł do garażu. Gdy Spartanin wrócił do domu,

twardą betonową podłogę wyścieliłam miękką wełną, żeby wilczycy było wygodnie.

Kiedy skończyłam, Nott rozłożyła się na kocach i westchnęła z ulgą. Wydawała się

zmęczona. Uszy jej nieco opadły a oczy były bardziej matowe niż normalnie. Pogładziłam

palcami jej futro i uruchomiłam psychometrię, zastanawiając się, czy przypadkiem nie

przeoczyłyśmy jakiejś rany, lecz nic takiego nie widziałam. Czułam, że ten bieg z góry ją

zmęczył, ale po raz pierwszy poczułam również, że coś jest nie w porządku, że jest nie tylko

wyczerpana. Wydawało się, jakby coś wysysało z niej siły. Znowu uciekłam się do

psychometrii, jednak nic nie zobaczyłam.

Kilka minut gładziłam Nott, a potem wróciłam do domu.

Ludzie w kombinezonach zajęli się sprzątaniem bałaganu we frontowej części domu, a

pozostali zgromadzili się w kuchni. Pani Metis uleczyła urazy, których nabawiłyśmy się w

czasie walki. Kiedy skończyła, trener Ajaks odsłonił płachtę i ujrzeliśmy twarz zmarłego. Nie

poznałam go. Ku mojemu zaskoczeniu, nie miał na sobie maski żniwiarskiej. Pewnie dlatego,

że Preston i dziewczyna uważali, że po ich wizycie babcia nie będzie mogła nikomu

powiedzieć, jak wyglądali. Przeraziłam się na tę myśl.

Przyjrzałam się uważnie zmarłemu. Po chwili zmarszczyłam brwi. Coś mnie gryzło.

Coś dotyczącego żniwiarki i maski, coś, co zrobiła albo powiedziała, a dotyczyło to

wspomnień związanych z planem biblioteki antycznej. Wysiliłam pamięć. Żniwiarka patrzy

na mapę, rozmawia z jakimś mężczyzną o sztylecie z Helheimu, wszędzie straszne obrazy i

rzeźby przedstawiające ptaki roki. Raz po raz odgrywałam tę scenę, nie mogąc odgadnąć, co

Page 119: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

mi się wydaje podejrzane.

- Gwen - odezwała się pani Metis. - Myślisz, że możesz zebrać jakieś wspomnienia od

zmarłego? Mogłoby się to okazać przydatne.. Może wie, dokąd udawał się Preston i kim jest

jego towarzyszka?

- Chce pani, żebym dotknęła nieboszczyka? - zdziwiłam się. - Dlaczego? Nie prosiła

mnie pani o to w koloseum.

Metis, Nickamedes i trener Ajaks wymienili spojrzenia

- Wówczas też przyszło nam to na myśl, ale nie chcieliśmy narażać cię na dodatkowy

szok po śmierci kolegów. Teraz natomiast...

- Nie mamy wyboru - dokończyłam z goryczą w głosie. - Jeśli chcemy znaleźć

żniwiarkę i Prestona, zanim skrzywdzą jeszcze kogoś.

Nauczycielka skinęła głową.

- Kiedy próbowałam oddzwonić, nikt nie podniósł słuchawki. Myślę, że to żniwiarka

telefonowała, żebym wyszła z więzienia i umożliwiła jej uwolnienie Prestona. Musimy

odkryć, co planują i gdzie mogli się udać, a tylko ty możesz się tego dowiedzieć.

Miała rację, niemniej wcale nie było mi z tym łatwiej. Jeśli istniała choćby mała

szansa złapania Prestona i żniwiarki, musiałam pomóc, nawet jeśli oznaczało to dotknięcie

trupa. Pragnęłam, aby ich schwytano i zamknięto w więzieniu... tym razem na dobre. Więc

wzięłam głęboki oddech, nachyliłam się i ujęłam rękę zmarłego w swoje dłonie.

Od razu zaczęły napływać obrazy.

Nigdy wcześniej nie dotykałam nieżywej osoby, miałam jednak wrażenie, że w miarę

stygnięcia ciała ulatniają się też obrazy i uczucia. Choć bardzo się starałam, widziałam tylko

to, czego żniwiarz doświadczył w kilku ostatnich minutach życia. Reszta znikła. Skupiłam się

więc na ostatnim wspomnieniu: troje żniwiarzy siedzących w aucie.

- Jesteś pewien? - spytał zmarły, patrząc na dom babci po drugiej stronie ulicy. - Ona

może jest stara, ale była kiedyś wybranką Nike. Wiesz dobrze, ile oni narobili nam kłopotów.

- Spokojnie, Stuart - odparł szyderczym tonem Preston. - Jedna starucha nie da rady

trzem żniwiarzom, szczególnie że się nas nie spodziewa.

Obejrzał się do tyłu, na dziewczynę. Nie widziałam jej twarzy, bo miała maskę. Przez

szczeliny na oczy błysnęła czerwień.

- Coś cicho siedzisz - powiedział. - Co jest? Boisz się?

Żniwiarka zabębniła palcami w wargę. No dobrze, nie w swoją wargę, tylko w

stopione usta Lokiego. Przy tym ruchu na jej palcu błysnęło coś złotego, coś w znajomym

kształcie...

Page 120: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Nie, nie boję się - powiedziała nieco gardłowym tonem - ale może powinieneś być

nieco bardziej ostrożny, Preston, skoro kilka tygodni siedziałeś w zamknięciu z powodu

wybrańca Nike.

- Suka - warknął chłopak. - Powinnaś była dać mi ją zabić w więzieniu.

Żniwiarka pokręciła głową.

- Musimy trzymać się planu. Jesteśmy tu tylko dlatego, że uparłeś się zabić babkę i że

nie koliduje nam to z innymi zamiarami. Gdybyś był naprawdę sprytny, od razu byś się

schował w bezpiecznym miejscu, jak ci radziłam.

Mówiła zdawkowo, lecz w głosie czuło się autorytet. Jasne było, że to ona rządzi.

Preston skulił się odruchowo.

- Nie - odparł. - Muszę najpierw dotrzymać słowa. Cyganka przez kilka tygodni

grzebała mi w mózgu. Mam zamiar ukarać ją w sposób, który będzie najbardziej bolesny.

Chodźmy.

Preston otworzył drzwi samochodu i ruszył w stronę domu, a pozostali poszli za nim.

Potem wspomnienia zmarłego robiły się coraz bardziej chaotyczne. Jakiś ruch, brzdęk

tłukącego się szkła, a w końcu jaskrawy, potworny błysk bólu, gdy babcia przebiła go

mieczem. Później świat robił się coraz ciemniejszy, aż w końcu wszystko ogarnęła czerń. Nie

mogłam odczytać już więcej tajemnic.

Odetchnęłam i otworzyłam oczy. Wszyscy patrzyli na mnie zmartwieni i

zaciekawieni. Babcia pomogła mi wstać. Klapnęłam na krzesło przy stole.

- I co, masz coś? - spytał trener Ajaks niskim, dudniącym głosem.

Pokręciłam głową.

- Niewiele. Tylko kilka fragmentów rozmowy, głównie kłótni Prestona z dziewczyną,

choć wspomnieli coś o bezpiecznym schronieniu. Myślicie, że nadal są w tej okolicy?

- Całkiem prawdopodobne - rzekł Nickamedes. - Minęło zaledwie parę godzin, więc

żniwiarze mogli nie mieć czasu wywieźć Prestona z kraju, żeby dołączył do rodziców,

gdziekolwiek się ukrywają.

Potem pani Metis, Nickamedes i Ajaks zaczęli dyskutować, gdzie żniwiarze mogli

ukryć Prestona i jak zamierzają przetransportować go w bezpieczne miejsce. Babcia i Oliwier

również na zmianę coś sugerowali.

Może się myliłam, jednak miałam wrażenie, że wszystko potoczyło się dokładnie tak,

jak zaplanowali żniwiarze. Wiedzieliśmy, że w koloseum jest ukryty sztylet tylko dlatego, że

dziewczyna zgubiła plan. Poza tym nie zdobyliśmy żadnych informacji. Kilkoro uczniów

straciło życie, nie znaleźliśmy sztyletu, Preston uciekł i znowu mógł terroryzować ludzi.

Page 121: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Powiedziałabym, że wynik meczu żniwiarze kontra Gwen to sto do zera.

I nie wyglądało na to, żeby miał się szybko zmienić.

Page 122: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 18

Zanim zaprowadziliśmy w domu coś w rodzaju porządku, zrobiło się ciemno. Pani

Metis chciała zabrać mnie do akademii, lecz odmówiłam, pragnąc na noc zostać z babcią.

Babcia powiedziała, że nie miała wizji powrotu Prestona i dziewczyny, niemniej nie

potrafiłam otrząsnąć się z wrażenia, że mogliby spróbować znowu, zostałam więc razem z

Nott. Profesor powiedziała, że umieści na zewnątrz strażników - tych ludzi w kombinezonach

- żeby mieli dom na oku.

Po kilku godzinach babcia przyszła opatulić mnie na noc. Leżałam na łóżku, patrząc w

sufit i rozmyślając.

- Oho - powiedziała, siadając na krawędzi łóżka. - Znam tę minę. Co się stało, złotko?

Westchnęłam.

- Wiesz, kiedy dotknąłem tego martwego żniwiarza, zobaczyłam coś jeszcze, o czym

nie powiedziałam.

Babcia skinęła głową.

- Tak mi się wydawało, szczególnie że zrobiłaś się nagle bardzo milcząca. Co takiego

widziałaś? Możesz mi powiedzieć. Nikomu nie powtórzę.

Przewróciłam się na bok, żeby na nią spojrzeć.

- Kiedy walczyłam ze żniwiarką w więzieniu, nie zabiła mnie, choć miała okazję. A

we wspomnieniu tego nieboszczyka mówiła do Prestona o jakimś planie. Jak myślisz, co to

jest? Czy... czy sądzisz, że jest jakoś ze mną związany? Że miałabym coś dla nich zrobić?

Nigdy im nie pomogę. Choć trochę boję się tego, co usłyszałam.

Babcia splotła swoje palce z moimi. Tym razem ciepło jej dotyku nie przyniosło

pocieszenia.

- Wiem, że nigdy z własnej woli nie pomożesz żniwiarzom, dziecinko. Nie wiem, co

mogła mieć na myśli. Może po prostu popisywała się przed Prestonem.

- Wydaje mi się, że to ważne - upierałam się. - Jakbym czegoś nie zauważyła, czegoś,

co jest oczywiste i wszystko wyjaśnia. Czuję się, jakbym miała wszystkie elementy

łamigłówki, ale nie mogę ich dopasować, mimo że bardzo się staram.

- Wiem, złotko. Czasami też tak się czuję z moimi wizjami, szczególnie kiedy ujrzę

tylko fragment czyjejś przyszłości. Sama musisz do tego dojść. Odpowiedź przyjdzie, może

nie od razu, ale z czasem na pewno. Wierzę w ciebie, podobnie jak mama i Nike. Nie

Page 123: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zapominaj o tym.

Pocałowała mnie w policzek i znowu poczułam delikatność jej miłości.

- No a teraz postaraj się zasnąć - powiedziała i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Mimo że wątpiłam w skutek, to wsunęłam się głębiej pod kołdrę, zamknęłam oczy... i

już po kilku minutach zasnęłam. Musiałam być pewnie tak zmęczona jak Nott.

Pokazał mi się galimatias obrazów, wszystko, co widziałam w ostatnich dniach.

Czasami głowa robiła mi takie numery, kiedy umysł starał się przetworzyć wszystkie

informacje, które do niego trafiały.

Dramatyczny atak w koloseum. Żniwiarka z błyskiem czerwieni w oczach. Wiktor w

mojej dłoni i jego powarkiwania, kiedy walczyliśmy. Okrutne szepty w bibliotece i straszne

wrażenie palców grzebiących w mojej głowie. Podobizny czarnych roków, które widziałam w

salonie żniwiarki, nagle przemieniające się w prawdziwe ptaki i rzucające się na mnie, kłujące

mnie ostrymi dziobami i duszące wielkimi czarnymi skrzydłami.

A potem gryfy, które strzegły wejścia do biblioteki. Patrzyły na mnie jak zwykle, lecz

oczy, zamiast szare, kamienne, były czerwone jak u żniwiarzy. Przyglądałam się posągom,

przerażona, a one zaczęły się poruszać. Ten z prawej zeskoczył z postumentu i zaczął iść

powoli w moim kierunku...

Obudziłam się zlana zimnym potem, rzucając się na łóżku. Pościel była skręcona i

pozwijana wokół mnie jak wąż wokół ofiary. Po chwili zdałam sobie sprawę, że już nie śpię i

że gryfy, roki oraz cała reszta były tylko snem. Po prostu cholerny koszmar senny, jak

powiedziałby Wiktor. Rzuciłam okiem na stolik nocny, o który oparłam miecz. Wiktor miał

zamknięte oko i wpółotwarte usta. Wymamrotał coś niewyraźnie, co oznaczało, że śpi.

- Cholerni żniwiarze - mruczał - zabić ich wszystkich...

Co chwila mimowolnie zaciskał oko, jakby gonił wrogów nawiedzających jego sny.

Choć raz krwiożercze zapędy miecza wywołały mój uśmiech. Miło wiedzieć, że zawsze mogę

polegać na tym, że Wiktor... no, jest sobą. Nawet kiedy śpi.

Ponieważ nie mogłam zasnąć, wstałam i wyjęłam z torby pamiętnik mamy.

Raportówkę zostawiłam wprawdzie w więzieniu, ale pani Metis ją tutaj przyniosła.

Włączyłam światło i przerzucałam strony. Jednak nawet słowa mamy nie przynosiły

pociechy.

Odłożyłam dziennik. W torbie miałam jeszcze jedną książkę, którą zabrałam wczoraj z

biblioteki. Gryfy, gargulce i inne mityczne stworzenia w architekturze. Nie mogłam

zapomnieć posągów prześladujących mnie we śnie, otworzyłam więc książkę, ułożyłam się

wygodnie i zaczęłam czytać.

Page 124: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Właściwie książka była supernudna. Jeśli interesują kogoś stare budynki, czy w ogóle

architektura, to może by się ze mną nie zgodził, lecz dla mnie to było jak tabletka nasenna. Po

kilku stronach, zamroczona, skupiłam się na przeglądaniu obrazków, znacznie ciekawszych

niż tekst. Głównie były tam fotografie stworów na sławnych budynkach świata mitycznego.

Nie poznawałam większości, ale znalazłam Koloseum Kriosa i bibliotekę antyczną. W

książce zamieszczono mnóstwo zdjęć posągów z biblioteki, a najwięcej miejsca poświęcono

gryfom przy schodach - całą rozkładówkę.

Wysokość, ciężar, rodzaj kamienia. Te i inne informacje były zamieszczone w

nudnych tabelach. Oceniano, że mają dwa metry wysokości i ważą po jakieś trzy tony. Tylko

dwa metry? Naprawdę? Mnie wydawały się o wiele wyższe. Nawet na zdjęciach wyglądały

na większe, choć może to sprawa oświetlenia.

Westchnęłam. Nie wiem, po co tyle czasu straciłam, gapiąc się na gryfy. W końcu to

tylko posągi. Powinnam skoncentrować się na sztylecie z Helheimu, tymczasem do

odnalezienia go nie zbliżyłam się ani o krok. Nie mówiąc już o tym, że w tym tygodniu

żniwiarka dwa razy mnie zwyciężyła, Preston wydostał się na wolność, a Logan i Daphne

przestali się do mnie odzywać.

Nie czułam się jak wybraniec Nike. Nie byłam odważna, silna ani sprytna. Czułam, że

nie zrobiłam nic wartościowego. Byłam tylko Gwen Frost, Cyganką, która zawsze wszystko

sknoci.

Zła na siebie, odłożyłam książkę, zgasiłam światło i leżałam po ciemku, pogrążona w

przygnębiających rozmyślaniach.

Następnego dnia rano babcia Frost zawiozła mnie do akademii. Nott siedziała z tyłu,

zajmując niemal całe siedzenie. Wielki szary łeb wystawiła przez okno, zupełnie jakby była

psiakiem, którego wzięłyśmy na przejażdżkę. W ciągu ostatnich dni tylko ona potrafiła

sprawić, że się uśmiechałam.

Zanim wyszłyśmy z domu, spytałam babcię, czy nie chce, żebym jej zostawiła Nott na

wypadek powrotu Prestona albo żniwiarki. Babcia popatrzyła na wilczycę i jej oczy przez

chwilę zrobiły się szkliste i odległe.

- Nie - mruknęła - Powinna wrócić z tobą do szkoły, złotko. Przyszła w końcu do

ciebie, a nie do mnie.

Pożegnałyśmy się i przekradłam się z Nott do mojego pokoju w akademiku, a potem

od razu poszłam na trening. Kenzie i Oliwier już na mnie czekali. Podobnie Daphne.

Walkiria siedziała na ławce i rozmawiała ze Spartanami, ale wstała, gdy tylko mnie

zobaczyła. Miała na sobie ulubiony różowy sweter w romby, czarną spódnicę i czarne

Page 125: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

rajstopy. Podeszła do mnie sztywno, a potem rzuciła się i zaczęła ściskać tak mocno, że o

mało nie połamała mi kości.

- Daphne - wycharczałam przyduszona, czując, że zaraz pęknie mi kręgosłup - nie

mogę... oddychać...

- Ojej! Przepraszam. Jak się czujesz? - spytała, odsuwając się o krok i obrzucając mnie

krytycznym spojrzeniem.

- Wczoraj zadzwonił do mnie Oliwier i powiedział, co się stało. Bałam się do ciebie

zadzwonić... myślałam, że nie odbierzesz po tym, co zdarzyło się przed gabinetem pani Metis.

Wzruszyłam ramionami.

- Nic mi nie jest. Pani Metis wyleczyła wszystkie urazy. Z babcią też wszystko w

porządku, a to najważniejsze. Nadal nie mogę uwierzyć, że żniwiarce udało się uwolnić

Prestona.

Daphne zmrużyła oczy.

- Nie przychodzi ci do głowy, jak to zrobiła?

Pokręciłam głową.

- Nie mam pojęcia. Ale kiedy otworzyłam drzwi, była tam, we własnej osobie, jakby

znała wszystkie kody dostępu i magiczne zaklęcia. Nawet pani Metis nie wie, jak ona tego

dokonała. No i oczywiście ja byłam na tyle głupia, że sama jej otworzyłam. Najwyraźniej

sfinksy na drzwiach jej nie zaatakowały. Tak mówi pani Metis.

U babci nauczycielka wzięła mnie na stronę i powiedziała, że ucieczka Prestona nie

jest moją winą, że nie powinna była opuszczać więzienia, szczególnie pod nieobecność

Raven. Właściwie nie byłam na nią zła za to, że mnie opuściła. Nie, głównie czułam się

przygnębiona tym, że brakło mi siły i sprytu, żeby pokonać żniwiarzy. Co ze mnie za

wybranka.

- Opowiedz mi wszystko - poleciła walkiria, prowadząc mnie do ławek.

Usiadłyśmy i zrelacjonowałam jej wypadki. Powiedziałam też o Nott, bo wcześniej

nie miałam okazji.

- No tak, wiem, że dzwoniłaś... - przyznała Daphne z miną winowajcy. -.Myślałam, że

tylko po to, żeby pogadać. Albo ochrzanić mnie za to, że rzucałam na ciebie takie oskarżenia.

Gdybym wiedziała, że twoja babcia jest w niebezpieczeństwie, na pewno bym odebrała.

- Wiem. A jak u ciebie? Pogodziłaś się ze swoim magicznym darem? Nawiasem

mówiąc, mogłaś mi powiedzieć, że nie chcesz być uzdrowicielką i to cię wścieka. Przecież

bym cię wysłuchała.

- Wiem - przyznała Daphne szeptem. - Ale, widzisz, ja... szukałam winnego.

Page 126: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Chciałam, żeby to była czyjaś wina, że mój dar okazał się inny, niż sobie wyobrażałam.

Walkiria podniosła rękę i wokół pojawiła się różana otoczka. Pochyliłam się i

przytknęłam palce do jej dłoni. Znowu poczułam emanującą od niej leczniczą moc.

Przypomniało mi się, co pani Metis mówiła o moim talencie: że dzięki psychometrii

mogłabym przejmować moce innych. Nie wiem, jak to należało robić, lecz wyszłam moim

umysłem naprzeciw, szarpnęłam i poczułam, że maciupka cząstka daru Daphne przelewa się

we mnie.

Jej magiczny dar nie tylko pozwalał leczyć ciało. Działał też bardzo kojąco - czułam

się podobnie jak w obecności pani Metis. Wiktor zawsze powtarzał, że jej wykłady działają

na niego usypiająco, na mnie jednak miały wpływ uspokajający. Nawet kiedy mówiła o

żniwiarzach i innych potwornościach, wydawało się to tak odległe. Podobnie działała na mnie

Daphne. Dziwne, bo walkiria łatwo wpadała w złość...

- Gwen - odezwała się Daphne. Poświata wokół jej palców zaczęła blednąc. - Co ty

robisz?

Opuściłam rękę i zniknęło odczucie jej mocy.

- Nic - odparłam. - Zupełnie nic.

Nie miałam ochoty wyjaśniać jej niczego, w każdym razie nie teraz, kiedy sama

musiałam tyle przemyśleć. Walkiria zacisnęła pięść i różana otoczka zniknęła w strumieniu

różowych iskier trzaskających, syczących i powoli gasnących.

- Nie podoba mi się to, ale nic na to nie mogę poradzić

- powiedziała Daphne, potrząsając głową. - Ja mam być uzdrowicielką? Wyobrażasz

sobie?

Wyobrażałam, łatwiej niż jej się wydawało. Było w niej tyle siły, dobra. Teraz miała

do swojej dyspozycji sposób, żeby się tym dzielić z innymi.

- Twój dar jest zadziwiający i jestem pewna, że dzięki niemu dokonasz wspaniałych

rzeczy.

Daphne najpierw przyjrzała mi się podejrzliwie, a potem się uśmiechnęła. Przez

moment nic nie mówiłyśmy. W końcu walkiria odchrząknęła i rzekła:

- Przepraszam, że byłam taka wredna. Wiesz, najpierw Carson został ranny, później

dojrzał mój dar i z tego wszystkiego dostałam bzika.

Moim zdaniem „bzik” to duże niedopowiedzenie, lecz się nie odezwałam. Byłam tak

pogrążona we własnych problemach, że też nie bardzo sprawdzałam się jako przyjaciółka.

- W porządku. Po to są przyjaciele. Żeby razem mieli bzika.

Daphne znowu się uśmiechnęła i zadziornie walnęła mnie w ramię. O mało się nie

Page 127: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

przewróciłam od ciosu. Zaczęłyśmy się śmiać i nagle wszystko między nami wróciło do

normy.

Gadałyśmy i żartowałyśmy w najlepsze, gdy nagle otworzyły się drzwi i stanął w

nich... Logan.

Page 128: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 19

Logan podszedł do mnie i poczułam radość w sercu. Do tej pory Spartanin na pewno

dowiedział się o babci, Prestonie i żniwiarce. Miałam nadzieję, że... nie wiem, czego

właściwie się spodziewałam. Cieszyłam się, że po prostu jest.

Wstałam i niemal się do niego uśmiechnęłam... ale zauważyłam, że otacza go fanklub

pierwszoklasistów. Dzieciaki, w tym kilka nowych dziewczyn, chodziły za nim jak groupies

za gwiazdą rocka. Przewróciłam oczyma.

Logan powiedział coś do chłopaka, który po chwili zapędził wszystkich na ławki,

żeby mogli oglądać trening. Tylko wcale nie byłam pewna, czy będzie jakiś trening. Nie

ruszając się z miejsca, czekałam, aż Logan zrobi pierwszy ruch.

- Hej - zawołał Spartanin, podchodząc do stojaka i wyciągając z niego miecz.

- Hej - odparłam chłodno.

Daphne na ławce za mną prychnęła głośno.

- No, pocałujcie się i pogódźcie. Wiem, że oboje tego chcecie.

Niczego bardziej bym nie pragnęła, ale nie mogliśmy się pocałować, żebym nie

poznała do końca tajemnicy Logana.

Żebym się nie dowiedziała, dlaczego tak boi się podzielić ze mną tym strasznym

sekretem. W oczach Logana zobaczyłam, że myśli o tym samym. No, może i chciałby mnie

pocałować, lecz nie za cenę ujawnienia tajemnicy. Smutne, że była dla niego ważniejsza niż

ja. Bolało mnie to bardziej, niżbym przypuszczała.

Zamrugałam kilka razy, żeby powstrzymać łzy kręcące się w oczach. Znowu mój dar

jest przyczyną naszego oddalenia. Lubiłam go i cieszyło mnie poznawanie cudzych sekretów,

a teraz po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, jak żyłoby się bez niego. Nie musieć się

martwić, kogo dotknę i co zobaczę. Poczuć wokół siebie ramiona Logana bez obawy

poznania jego tajemnic czy dowiedzenia się, że jemu na mnie nie zależy tak bardzo, jak mnie

na nim.

Spartanin energicznie machnął mieczem, sprawdzając, jak leży w dłoni, i zbliżył się

do mnie. Moje serce gwałtownie podskoczyło, mimo że doskonale widziałam, jaki jest

wściekły. Czarne włosy, błękitne oczy, silne ciało. Brakowało tylko radości na twarzy.

Posłałam mu uśmiech z nadzieją, że go odwzajemni i wszystko znowu będzie dobrze.

Jednak jego oczy były zimne. Podniósł miecz i delikatnie dotknął nim mojego.

Page 129: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Gotowa, Cyganko? - spytał obojętnym tonem.

Zrobiło mi się przykro, ale tylko kiwnęłam głową i mocniej ścisnęłam Wiktora.

Przez godzinę walczyliśmy i Logan raz po raz mnie zabijał. Szkoda, że nie mógł wbić

sztyletu w moje uczucia.

Po skończonym treningu Spartanin od razu wyszedł z sali otoczony swoją świtą.

Patrzyłam za nim, stojąc przy ławkach. Nie obejrzał się ani razu.

- Nie martw się, Gwen - powiedział Oliwier, pakując się.

- Zobaczysz, że mu przejdzie.

Pomyślałam o dzisiejszym chłodzie w jego spojrzeniu i o tym wszystkim, co

powiedział dwa dni temu. Nie przebaczy mi, nawet gdybym nie wiem co zrobiła. Nie tym

razem.

- Gwen? - zaniepokoił się chłopak.

- Masz rację. Wcześniej czy później Loganowi przejdzie.

Zmusiłam się do uśmiechu, choć kłamstwo przepalało mi usta.

Reszta dnia minęła jak zwykle. Lekcje, wykłady, zadania domowe, wymyślny obiad w

stołówce. W końcu po historii mitycznej zabrzmiał ostatni tego dnia dzwonek. Pani Metis

spojrzała na mnie, jakby chciała podejść i upewnić się, że u mnie wszystko w porządku. Dziś

jednak nie miałam dla niej czasu. Chciałam sprawdzić swoje przeczucie, a niestety Daphne

uparła się, że będzie mi towarzyszyć.

Sczesałam włosy z twarzy i strzepnęłam z rękawa jakąś zabłąkaną różową iskrę, która

uparcie nie gasła. Po chwili pojawiło się kilkanaście nowych. Moja przyjaciółka zawsze

tryskała magicznymi iskrami, gdy była zdenerwowana, zmartwiona albo zestresowana..

Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nie włamywała się do cudzego pokoju.

I ona mnie uważała za dziwaczkę! No cóż. Potrafiłam zachować zimną krew, jeśli

sytuacja wymagała małego włamanka. Albo szantażu. No... prawdę mówiąc, kilku rzeczy

niezupełnie uczciwych. Mój cygański dar i wszystkie okropieństwa, które dzięki niemu

widziałam, uczyniły mnie w tych sprawach nieco zblazowaną. Okej, okej, zupełnie

zblazowaną.

- Może się pospieszysz? - syknęła Daphne. - Ona lada chwila wróci. W ogóle nie

rozumiem, co my tu robimy.

Wsunęłam prawo jazdy w szczelinę między zamkiem a futryną drzwi do pokoju

Savanny Warren.

- Poszłoby szybciej, gdybyś siedziała cicho i co chwila mnie nie przynaglała. Nie

mogę się koncentrować na kilku rzeczach naraz.

Page 130: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- A mnie się wydawało, że masz podzielną uwagę - mruknęła Daphne, po raz dziesiąty

w ciągu minuty penetrując wzrokiem pusty korytarz.

Przewróciłam oczyma i chciałam jej się odszczeknąć, lecz akurat karta wsunęła się

tam, gdzie trzeba, i zamek odskoczył.

- Trafione, zatopione - mruknęłam, przekręciłam gałkę i wkroczyłam do środka.

Przyjaciółka zawahała się w drzwiach. Znowu przewróciłam oczyma.

- Nie stój tak - powiedziałam, wciągając ją do pokoju.

- We włamaniu chodzi o to, żeby się włamać i wejść do środka. A nie stać na

korytarzu, gdzie każdy widzi, co robisz.

- Przepraszam - mruknęła Daphne. - Nie mam twojego doświadczenia.

No tak, docinałyśmy sobie, ale mnie to nie przeszkadzało. I tak byłyśmy sobie bliższe

niż kiedykolwiek od czasu ataku żniwiarzy.

- Powiedz mi, po co tu przyszłyśmy - zażądała Daphne, podchodząc na palcach do

biblioteczki.

- Bo Vivian zaangażowała mnie do znalezienia jej pierścionka, a ostatni raz widziała

go, kiedy była u niej Savannah.

Wiem, że powinnam zajmować się poważniejszymi sprawami, na przykład

sprawdzeniem, czy wykryto miejsce pobytu Prestona i żniwiarki. Jednak, skoro wzięłam od

Vivian pieniądze, to powinnam spróbować znaleźć ten pierścionek, szczególnie że należał do

jej mamy i tak ogromnie jej na nim zależało. Wiem, co to znaczy stracić mamę i jak bardzo

ceni się wszystko, co po niej zostało.

Poza tym chciałam, żeby w tym tygodniu coś mi się udało. Cokolwiek. Na przykład

znalezienie pierścionka. Miałam nadzieję, że to zadanie odwróci moją uwagę od innych

problemów - przynajmniej na chwilę.

- No to co z tego? Pewnie Savannah pożyczyła go, tylko jej o tym nie wspomniała.

Przyjaciółki cały czas to robią.

- Naprawdę? Czyli nic się nie stanie, jeśli za twoimi plecami pożyczę sobie twoją

ulubioną torebkę?

- Mnie się nic nie stanie, natomiast co do ciebie, to nie wiem, czy dożyjesz końca

semestru.

- Tak myślałam - odparłam, podchodząc do toaletki. - No a teraz pomóż mi szukać

pierścionka.

- Doskonale - sapnęła Daphne - ale zaznaczam, że robię to pod przymusem.

- Dobra, zaznaczyłaś. A teraz zamknij się i zacznij się rozglądać.

Page 131: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Przez dziesięć minut przekopywałyśmy pokój Savanny. No, może

„przekopywałyśmy” nie jest odpowiednim słowem, w każdym razie zaglądałyśmy do

wszystkich szpar, szczelin i otworów, które tylko wpadły nam w oko.

Naturalnie nie pomijałyśmy oczywistych kryjówek, które dzieciaki uważają za

nieodgadnione, gdzie nikomu nie przyszłoby do głowy szukać supertajnych zapasów

słodyczy, piwa czy papierosów. Pod materacem. Przyklejone od dołu do najniższej szuflady.

W plastikowej torebce, wsunięte do zbiornika w toalecie. Znałam wszystkie znakomite

schowki, a mama, która była policjantką, sama mi kilka podpowiedziała.

- Nic - powiedziała Daphne, kiedy skończyłyśmy. - Widzisz? Mówiłam ci. Savannah

nie ma pierścionka. A teraz może wyjdziemy, zanim ona wróci? Umówiła się tu po południu z

Talią i Vivian. Sama słyszałam, jak to ustalały, kiedy stałam za nimi w kolejce w stołówce.

Właśnie ta podsłuchana rozmowa skłoniła mnie do włamania się, bo trudno szukać

czegokolwiek w pokoju złodziejki, póki ona nie wyjdzie.

Rozczarowana, podparłam się pod boki i jeszcze raz rozejrzałam. Coś mi mówiło, że

pierścionek Vivian tu jest, niemal jakbym czuła jego wołanie. Nie byłam gotowa łatwo

rezygnować, więc ponownie, wolno i metodycznie, przeglądałam pokój, mimo że im dłużej tu

byłyśmy, tym więcej magicznych iskier leciało z palców Daphne.

Walkiria już szykowała się do usunięcia mnie siłą, kiedy niechcący uderzyłam książką

o biblioteczkę i wyleciał pierścionek.

Zajrzałam do szafki, ciekawa, skąd się wziął. Poprzednio wyciągnęłam wszystkie

książki, przetrząsnęłam je i szukałam za nimi. Jedyne miejsce, gdzie mógł zostać wciśnięty, to

szczelina z boku, między półką a szafką. Nie taka zła kryjówka. Bardziej pomysłowa niż

rezerwuar w toalecie.

Daphne pochyliła się, podniosła pierścionek i przyglądała mu się zdumiona, obracając

w prawo i lewo.

- To on? Naprawdę myślisz, że Savannah go wzięła? Taki... nieefektowny? Ani

jednego diamentu. Ani rubinów, szafirów, w ogóle niczego nie ma. Chyba nie jest warty

więcej niż dwieście dolarów. A te dwie twarze są po prostu brzydkie.

Skończywszy krytykę, walkiria prychnęła i podała mi pierścionek.

Jak tylko go dotknęłam, pojawiły się obrazy.

Spodziewałam się wibracji, bo Vivian zdradziła mi, że jest to pamiątka po matce,

bardzo dla niej cenna. I rzeczywiście, zobaczyłam związane z tym wspomnienia. Vivian,

młodsza niż teraz, stoi obok łóżka. Starsza kobieta wyciąga skrwawioną, trzęsącą się rękę i

podaje jej pierścionek. Vivian z płaczem nasuwa go na palec. Czułam też emocje Vivian.

Page 132: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Smutek z powodu straty mamy i złość na tych, którzy ją zabili. Zrobiło mi się ogromnie żal

koleżanki. Wiem, jak trudno pogodzić się ze śmiercią matki - szczególnie jeśli spowodowali

ją żniwiarze.

Pojawiły się również inne obrazy dorastającej Vivian. Potem kadr się zmienił. Przez

moment myślałam, że coś się popsuło. Wychwyciłam jakieś uczucie, jakąś emocję, którą nie

całkiem rozumiałam, coś, czego mój cygański dar nie mógł mi pokazać. Wprawdzie nie

bardzo wiedziałam, co to jest, ale rozpoznałam niejasne, niepokojące uczucie, którego

doświadczyłam, kiedy dotknęłam planu, który żniwiarka zgubiła w koloseum.

A wtedy pojawił się inny obraz: Savanny zakładającej pierścionek.

Śliczna Amazonka siedzi przy toaletce i położywszy pierścień na dłoni, podziwia

świecące się złoto. Czułam jej satysfakcję z tego, że teraz należy do niej, że ukradła go i nikt

się nie zorientował. Chciwość. Zrobiło mi się niedobrze. Więc Vivian miała rację, to

Savannah zabrała pierścionek. Wspaniała przyjaciółka.

Myślałam, że to już koniec związanych z nim wspomnień, ale obraz nie chciał

zniknąć. Nawet się wyostrzył i wbijał się w mój mózg. Savannah sięgnęła ręką wysoko, do

półki nad toaletką, i coś wzięła. Maskę żniwiarza.

Przerażona, patrzyłam, jak ją nakłada, a potem podnosi z podłogi pelerynę i zarzucają

sobie na ramiona. Spogląda na swoje odbicie w lustrze i uśmiecha się, a jej oczy błyszczą

czerwienią.

Poznałam ją. Jak mogłam nie poznać?

Sparaliżowało mnie tak, że pozostała część wizji rozpadła się, jak szkło roztrzaskała

na odłamki, wkłuwając się coraz głębiej w mózg. Zachłysnęłam się z bólu i otworzyłam oczy.

Pierścionek wypadł mi z trzęsących się dłoni.

- Co ci jest? - zaniepokoiła się Daphne. - Co się stało? Dlaczego masz taką dziwną

minę?

- Bo Savannah nie tylko ukradła pierścionek Vivian - odparłam, utkwiwszy szeroko

otwarte oczy w przyjaciółce. - Jest żniwiarzem. I to nie pierwszym z brzegu. To jest ta

żniwiarka, Daphne. Wybranka Lokiego. Ta, która zamordowała moją mamę.

Page 133: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 20

- Savannah Warren? Żniwiarką? - Daphne potrząsnęła energicznie głową. - Nie

wierzę. Absolutnie.

- Ale ma pierścionek.

Spojrzałam na niego. Świecił mocno w słońcu wpadającym przez okno. To mi coś

przypomniało. Gdzieś jeszcze widziałam błysk złota. Sięgnęłam do wspomnień żniwiarza

siedzącego w aucie przed domem babci i skupiłam się, odtwarzając sekwencję obrazów w

głowie. Nie zwracałam na to przedtem uwagi, lecz teraz zorientowałam się, że na prawej

dłoni dziewczyny błyszczał ten właśnie pierścionek, mrugając jak złe oko, gdy bębniła

palcami o wargę.

- Widziałam, jak żniwiarka miała go na palcu w wizji pokazującej atak na dom babci -

powiedziałam, wyciągając oskarżająco palec w stronę złotej obrączki. - To ten sam, który

Savannah skradła z pokoju Vivian.

Daphne znowu potrząsnęła głową i sypnęła iskrami z palców.

- Ależ Gwen, nie rozumiesz. Savannah w żaden sposób nie może być żniwiarką.

- Dlaczego?

- Bo żniwiarze zabili jej całą rodzinę.

- Co takiego?

Walkiria westchnęła.

- Wiesz, że praktycznie każdy kogoś przez nich stracił. Rodziców, ciotkę, wujka,

przyjaciela...

Skinęłam głową.

- Ponad rok temu, jak tylko zaczęliśmy pierwszą klasę, cała rodzina Savanny została

zamordowana. Rodzice, młodsza siostra, nawet jacyś kuzyni. Żniwiarze wdarli się do letniego

domu w Londynie i ich zaszlachtowali. Ona przeżyła tylko dlatego, że była tutaj. Potem

przerwała naukę i na jakiś czas pojechała do ciotki. Wróciła dopiero po wakacjach. Sama

widzisz, Savannah nie może być żniwiarzem. To po prostu niemożliwe.

Daphne spojrzała na pierścionek leżący na podłodze. Nawet bez daru psychometrii nie

miała ochoty go dotykać. Bo może jednak należał do żniwiarki.

- A Vivian? - spytała.

- Co Vivian?

Page 134: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- To jej, prawda? - Daphne pokazała pierścionek. - Może więc te obrazy pokazują

Vivian. Może coś ci się pomieszało i to o nią chodzi.

- Naprawdę myślisz, że to możliwe? Widziałaś, jaka była wystraszona po ataku w

koloseum. Sama mówiłaś, że jest kiepska w walce. Ta żniwiarka, kimkolwiek jest, doskonale

sobie radzi z bronią. Dwa razy mnie pobiła. Myślisz, że Vivian by się to udało?

Daphne wzruszyła ramionami.

- W końcu to jej pierścionek, więc związane z nim wspomnienia też mogą być jej,

prawda?

- Nie wiem. Widziałam, jak mama daje jej pierścionek i jak ona go nosi. A potem

obrazy się zmieniły. Zakładała go Savannah i to ona miała maskę żniwiarza. Nie Vivian.

- Nikogo innego w masce nie widziałaś?

Pokręciłam głową.

- Więc to musi być jedna z nich, prawda? Może wspomnienia się wymieszały, bo obie

nosiły pierścionek.

- Nie wiem. Po prostu nie wiem. Jeśli Vivian jest żniwiarką, to po co mnie zatrudniła

do szukania pierścionka? Podobno żniwiarze wszystko wiedzą o mojej psychometrii.

Musiałaby wiedzieć, że gdy tylko go dotknę, dowiem się, kim naprawdę jest.

- Kto zna motywy żniwiarzy? - powiedziała w końcu Daphne i podniosła pierścionek z

podłogi. - Lubią kombinować. No, tak czy inaczej nie będziemy tu stać i się zastanawiać.

Chodźmy, póki nie ma Savanny. Nie sądzę, żeby była żniwiarką, ale jeśli się mylę, to

wolałabym, żeby mnie tu nie przyłapała.

Po rewizji w pokoju Savanny poszłyśmy do Daphne. Wyjęłam z raportówki

plastikową torebkę i chroniąc palce rękawem, wsunęłam pierścionek do środka. Złote maski

błyszczały w świetle, wyglądając jednocześnie promiennie i złowieszczo.

- No i co z tym zrobisz? - spytała przyjaciółka.

- No cóż, chyba oddam Vivian. W końcu należy do niej. Poza tym nie chcę mówić

pani Metis, że według mnie Savannah albo Vivian jest żniwiarką i wybranką Lokiego. A

przynajmniej nie bez dowodu.

- A jak możemy zdobyć dowód?

- Musiałabym ich dotknąć - powiedziałam po namyśle.

- Przedmioty zbierają wiele obrazów i uczuć i czasami, jak mówiłaś, wszystko się

miesza. Nie sądzę jednak, żeby żniwiarka mogła przede mną ukryć swoją prawdziwą naturę,

gdybym jej dotknęła. Tak mi się wydaje. Chyba warto spróbować. Wtedy będę mogła

wskazać ją pani Metis.

Page 135: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- W porządku. Od której zaczniesz?

- Vivían. Będzie łatwiej. Teraz, skoro odzyskałam zgubę, mam pretekst do spotkania.

Savannah mnie nienawidzi, więc zbliżenie się do niej to trudniejsze zadanie.

Umówiłyśmy się na późniejsze spotkanie w bibliotece. Daphne obiecała zabrać ze

sobą Carsona. Napisałam esemesa do Vivían, prosząc o przyjście do biblioteki, żebym mogła

jej oddać pierścionek. A potem wróciłam do swojego pokoju, zdjęłam Wiktora z haka na

ścianie i wszystko mu opowiedziałam.

- No, najwyższy czas, żebyś odkryła tożsamość żniwiarki. Nie mogę się doczekać,

kiedy znowu zatopię zęby w Lukrecji - powiedział i kłapnął szczęką.

Zmarszczyłam brwi i odsunęłam go od siebie. Czyżby miał zęby? Nigdy nie przyszło

mi do głowy sprawdzać, a teraz nie byłam pewna, czy mam na to ochotę.

Kiedy Wiktor rozwodził się na tym, jak to potnie Lukrecję na wstążki, uklękłam na

podłodze i pogładziłam Nott po głowie. Wydawało mi się, że wilczyca jest dwa razy większa

niż rano. Jej oczy były bardziej matowe, jakby nadal czuła się zmęczona, choć cały dzień

odpoczywała. Co się z nią dzieje? Dlaczego zawsze wygląda na wyczerpaną?

Nott z lubością poddała głowę pieszczocie i poklepała ogonem w podłogę.

Zamknęłam oczy i się skupiłam.

Znowu poczułam iskierkę życia w jej brzuchu, młode, które ma się urodzić, choć nie

miałam pojęcia, kiedy się to stanie ani jak mam w tym pomóc. Przez te wszystkie wypadki

kompletnie zapomniałam, że Nott ma zostać matką. Muszę zadzwonić do babci. Wychowała

się na farmie, więc na pewno będzie wiedziała, co zrobić.

Sprawdziłam, czy Nott ma wodę i dałam jej mięso przyniesione ze stołówki. Kiedy

zjadła, zwinęła się na legowisku i zasnęła. Pogładziłam ją na pożegnanie, a potem złapałam

Wiktora i wyszłam. Drzwi zostawiłam lekko uchylone, żeby Nott miała więcej miejsca do

spacerów, gdyby naszła ją taka ochota.

Skierowałam się do biblioteki. Na zewnątrz znowu zatrzymałam się, przyglądając się

gryfom przy schodach. Ostatnio wydawało mi się, że wszędzie gdzie spojrzę, widzę gryfy.

Najpierw w pamiętniku mamy, potem w książce o architekturze, a teraz w rzeczywistości.

Gdyby tylko sztylet z Hęlheimu było tak łatwo znaleźć!

Przyglądając się posągom, zastanawiałam się, co by się stało, gdybym ich dotknęła,

czy psychometria by je ożywiła i czy napadłyby na mnie, tak jak wczoraj we śnie.

Spojrzałam na ludzi wychodzących i wchodzących do biblioteki. Śmiali się,

rozmawiali, jakby nigdy nic, opierając się o posągi. Inni siedzieli przy, a niektórzy nawet na

gryfach i na innych posągach. Pewnie mnie też by nie pogryzły...

Page 136: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Weź się w garść, Gwen. Tak by prawdopodobnie powiedziała Daphne, gdyby tu była,

i miałaby rację. Bałam się tych rzeźb, odkąd przyszłam do akademii. Dość tego. Najwyższy

czas zdać sobie sprawę, że to tylko kamień, nic więcej. Zdecydowana przełamać swoją fobię,

wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć gryfa...

- Jak widzę, znów się spóźniłaś - odezwał się za mną obłudny głos. - Zazwyczaj

jednak zaczynasz marnować czas dopiero w bibliotece.

Westchnęłam i opuściłam ręce.

- Słucham pana.

Bibliotekarz podszedł i wręczył mi kilka książek, które taszczył pod pachą.

- Proszę - rzekł. - Postaraj się być użyteczna i powkładaj je na półki. Muszę iść do

gmachu nauk humanistycznych po następne.

- Tak, panie - mruknęłam do oddalających się pleców.

Przyszło mi do głowy, żeby położyć książki na schodach i zrealizować plan dotknięcia

gryfów, zanim zacznę swoją zmianę...

- Natychmiast, Gwendolyn - usłyszałam wołanie Nickamedesa z dziedzińca.

Westchnęłam, poprawiłam książki, żeby nie pospadały, i weszłam do budynku, zanim

znowu mnie popędzi.

Wieczór minął jak zwykle. Wydawałam i przyjmowałam książki, pomagałam szukać

potrzebnych tytułów, a nawet udało mi się odrobić część zadań domowych. Postanowiłam też

zacząć wypracowanie na temat architektury. Wyjęłam książkę z gryfami i zaczęłam ją

przeglądać, szukając przydatnych informacji.

Nie mogłam się jednak skoncentrować. Co rusz zerkałam na pamiętnik mamy

schowany w torbie. Coś, co wiązało się z nim, powoli wydostawało się na powierzchnię.

Wiedziałam, że lepiej nie popędzać wspomnień. Dostałabym tylko migreny, a dość już

w tym tygodniu bolała mnie głowa.

Koło szóstej w bibliotece pojawiła się Daphne z Carsonem. Walkiria podeszła do lady,

jakby chciała tylko o coś spytać. Szybko wepchnęłam do ust końcówkę batonu z ziarnami,

który kupiłam u pani Raven, i popiłam resztką wody z butelki.

- Gotowa? - spytała półgłosem.

Skinęłam głową.

- Aha. Tu mam pierścionek. Vivian właśnie przysłała esemesa, że już idzie. Więc

patrz, co się będzie działo.

Daphne kiwnęła głową i podeszła do stołu, przy którym czekał Carson. Wróciłam do

studiowania książki architektonicznej, kiedy do biblioteki wszedł Logan.

Page 137: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Na jego widok zabrakło mi tchu, mimo że rano, podczas treningu, był taki

nieprzystępny. Myślałam, że usiądzie przy stole albo kupi coś w barku, lecz ku mojemu

zdumieniu kierował się wprost do mnie, jakby przyszedł się ze mną zobaczyć. Serce zaczęło

mi walić, ale upomniałam się w duchu. Nie chciałam dać się ponieść nadziei.

- Cześć, Cyganko.

- Cześć, Spartaninie.

Przez moment patrzyliśmy na siebie; a potem Logan westchnął.

- Wiesz, myślałem o tamtym dniu i... chciałem cię przeprosić. Wiem, że to nie twoja

wina, że masz taki dar. Że wystarczy ci otrzeć się o mnie palcami, a wszystkiego się dowiesz.

To mnie trochę przeraża.

- Przepraszam. Chciałabym móc to... wyłączać.

Kąciki ust podniosły mu się delikatnie.

- Co nie znaczy, że musiałem zachować się jak głupek. I być niemiły rano w sali

gimnastycznej. Zastanawiałem się, czy możemy zacząć od początku, przewinąć taśmę do

tego, co było w koloseum przed atakiem. Myślisz, że by się udało?

Spojrzałam w jego błękitne oczy i wiedziałam, że zrobię dla niego wszystko. Że mu

przebaczę.

- Bardzo bym chciała, Spartaninie. Naprawdę.

Uśmiechnął się szeroko i nagle wszystko wróciło do normy. Bardzo chciałam

przechylić się przez ladę i przytulić do niego, ale zmusiłam się, by zachować dystans.

Chciałam, żeby tym razem wszystko się ułożyło. Jak długo Logan coś przede mną ukrywa,

tak długo nasze stosunki są niepewne. Pragnęłam, by podzielił się ze mną swoim sekretem

tak, jak zechce, i wtedy, kiedy zechce. Nie mogę się do tego mieszać.

- Może nie będziemy się spieszyć - powiedziałam. - Wiesz, usiądziemy i zaczniemy

rozmawiać zamiast walczyć ze żniwiarzami i przeskakiwać z jednej sytuacji kryzysowej do

drugiej. Może wreszcie uda nam się wypić tę kawę, o której już tyle mówiliśmy.

- Doskonały pomysł. A co do tempa, to w porządku... oile będziesz w stanie się

kontrolować, Cyganko, w mojej obecności. Podobno nie można mi się oprzeć.

Przewróciłam oczami, a on roześmiał się ciepło, aż po plecach przeszedł mnie dreszcz.

Dobry nastrój nie trwał jednak długo, bo do czytelni weszła Vivian w towarzystwie

Savanny i Talii. Amazonki rozsiadły się przy jednym ze stołów, a Vivian zostawiła swoje

rzeczy i stanęła za Loganem, sądząc pewnie, że przyszedł oddać książkę.

- Porozmawiamy później - szepnęłam pospiesznie. - Teraz muszę coś załatwić, okej?

Zadzwoń do mnie za jakiś czas.

Page 138: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Uśmiechnął się asymetrycznie.

- Jasne, Cyganko.

Mrugnął do mnie i odszedł, lecz nie wyszedł z biblioteki, tylko zaczął rozmawiać z

Daphne i Carsonem. Walkiria mówiła do niego, ale patrzyła na mnie, ciekawa, czy dotknę

Vivian i doznam szoku, kiedy przekonam się, że to ona jest żniwiarką.

- Otrzymałam twoją wiadomość - powiedziała Vivian, stając przede mną. - Mówisz,

że znalazłaś pierścionek?

Wyjęłam plastikową torebkę z raportówki i pokazałam jej.

Twarz dziewczyny rozjaśniła się na ten widok, jakby była to najcenniejsza rzecz na

świecie. Może i była, biorąc pod uwagę, ile dla niej znaczyła. Mimo przekonywań Daphne nie

wierzyłam, że jest żniwiarką. Nie wyobrażam sobie, jak żniwiarz mógłby udawać tak miłą

osobę. Poza tym miała łagodny i słodki głos. Nie taki chrapliwy i niski, jak żniwiarka. Co

prawda, głos Savanny też nie był podobny.

Vivian położyła na ladzie sto dolarów, które miała mi dopłacić. Dotknęłam pieniędzy i

się skupiłam, jednak odebrałam wyłącznie obraz banknotu przechodzącego z jednej ręki do

drugiej, aż w końcu trafił do mnie. Tu nie było żadnej wskazówki. Schowałam pieniądze do

kieszeni dżinsów.

- No i gdzie był? - zainteresowała się Vivian. - Gdzie go znalazłaś?

- W pokoju Savanny - odparłam obojętnym tonem.

To zawsze było najtrudniejsze: powiedzieć, że złodziejem okazał się przyjaciel.

Patrzyłam na nią uważnie. Na jej twarzy ukazały się wszystkie zwykłe emocje:

zdziwienie, zmieszanie, a w końcu zrozumienie, co to znaczy, że pierścionek znajdował się w

pokoju Savanny.

- Och - wybąkała, blednąc. - Och.

Kiedy ludzie dowiadywali się takich rzeczy o najbliższych przyjaciołach, zazwyczaj

mieli wiele do powiedzenia. Czekałam na coś.jeszcze, ale ona tylko stała z nieszczęśliwym

wyrazem twarzy i ze łzami w oczach. Po chwili opanowała się i wyciągnęła rękę.

Podałam jej plastikową torebkę i niby przypadkowo dotknęłam jej dłoni.

W głowie pojawiły mi się rozmaite obrazy Vivian. Jak siedzi rano na lekcjach, je

obiad w stołówce, idzie do biblioteki. Głównie jednak czułam smutek i uczuciowy zamęt na

myśl o nielojalności przyjaciółki. Najwidoczniej odczuła to mocniej, niż dawała po sobie

poznać, bo przygłuszyło to wszystkie inne emocje.

Ani śladu tego, że jest żniwiarką. Nie wyczułam też w niej żadnej złośliwości.

Dziwne. Nawet najfajniejsza dziewczyna potrafi czasem być wredna. Gdybym się

Page 139: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

dowiedziała, że moja najbliższa przyjaciółka mnie okradła, no cóż, pewnie bym się wściekła.

Natomiast Vivian była tylko smutna i rozczarowana. Miała znacznie lepszy charakter ode

mnie. Ja bym złapała Savannę za rude włosy i targała nimi, póki by się nie przyznała do

kradzieży.

Zanim zdołałam odebrać coś więcej, Vivian odsunęła się, przerywając połączenie.

- Dziękuję, że go znalazłaś - powiedziała napiętym głosem.

- Nie ma za co.

Vivian poszła do stołu, przy którym siedziały koleżanki. Savannah spytała ją o coś, ale

Vivian tylko dziwnie na nią spojrzała i odwróciła się.

Daphne, obserwująca wszystko z drugiego końca czytelni, podniosła pytająco brwi.

Pokręciłam głową, informując, że nie odebrałam żadnych wibracji identyfikujących

Amazonkę jako żniwiarkę. Walkiria wzruszyła ramionami.

Eksperyment jednak jeszcze się nie skończył. Wzięłam książki do odstawienia na

półki i podeszłam do stołu trzech przyjaciółek. Talia i Savannah o czymś rozmawiały,

natomiast Vivian siedziała bez słowa, patrząc na pierścionek, który wsunęła na palec.

Znowu zaaranżowałam przypadek, tylko tym razem upuściłam książkę na stół,

pomiędzy dziewczyny.

- Oooch, przepraszam. Zaraz ją zabiorę.

Sięgnęłam, muskając palcami rękę Savanny. Mój umysł wypełniły wspomnienia i

emocje, wszystko, poczynając od tego, jak dziewczyna siedziała na lekcjach, do obiadu w

stołówce i do tego, jak Logan odprowadzał ją do akademika, gdy jeszcze ze sobą chodzili.

Odczułam słodki, łagodny zawrót głowy świadczący o tym, jak bardzo Savannie zależało na

Spartaninie i jak mocno zabolało ją rozstanie.

Te ostatnie emocje sprawiły, że ogarnęło mnie poczucie winy. Zmusiłam się jednak do

utrzymania kontaktu i skupiłam, szukając jakichś śladów, które by świadczyły, że dziewczyna

jest żniwiarką chaosu.

I nic nie znalazłam.

No, oczywiście, Savannah miała mi za złe całe mnóstwo rzeczy: odebranie Logana,

sposób, w jaki on na mnie patrzył, nawet upuszczenie przed momentem książki prawie na jej

kolana. Amazonka chętnie dałaby upust złości, walcząc ze mną na miecze w sali

gimnastycznej, ale w jej sercu nie czułam zapiekłej, morderczej nienawiści.

Zaskoczona, odsunęłam się, zabierając książkę. Wszystkie trzy dziewczyny patrzyły

już na mnie jak na wariatkę. Pewnie tak wyglądałam.

- Przepraszam - wymamrotałam jeszcze raz i szybko poszłam odłożyć tomy na półki.

Page 140: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Amazonki nie spuszczały ze mnie wzroku i, niemal dotykając się głowami, szeptały

coś do siebie. Zacisnęłam zęby i ignorowałam je, udając, że nie wiem, iż plotkują na mój

temat. Wracając do lady, zatrzymałam się przy stole, gdzie siedziała Daphne z Carsonem i

Loganem.

-1 co? - spytała półgłosem walkiria.

Pokręciłam głową.

- Żadnych wibracji. Ani od jednej, ani od drugiej. Vivian jest przygnębiona tym, że

Savannah zabrała jej pierścionek, a Savannah wściekła na mnie jak zwykle. Jeśli któraś z nich

jest żniwiarką, to znalazła sposób, by to ukryć.

Chciała mi zamącić w myślach, żebym widziała coś, czego nie ma - usłyszałam głos

babci Frost. - Nawet usiłowała wepchać mi się do głowy, żebym zastygła w miejscu iprzestała

walczyć. Zna wiele sztuczek i ma wielką moc. Nie ustępuje nikomu, kto ma podobny dar

mentalny.

- Savannah nie jest żniwiarką - odezwał się Logan, przerywając moje rozmyślania. -

Możesz mi wierzyć.

Otworzyłam usta, żeby spytać, skąd wie, lecz zdałam sobie sprawę, że znam

odpowiedź: bo rodzina Savanny została brutalnie zamordowana, podobnie jak jego mama i

starsza siostra. Ugryzłam się w język i nic nie powiedziałam. Właśnie wszystko

rozpoczęliśmy na nowo. Nie chcę niczego zniszczyć swoimi posądzeniami. Spartanin spojrzał

na mnie podejrzliwie, jakby dobrze wiedział, co mi chodzi po głowie.

- No, dość węszenia na jeden wieczór - powiedziałam.

- Możecie iść, jeśli chcecie. Ja muszę jeszcze trochę popracować.

- Jesteś pewna, że nic ci nie będzie? - spytał Carson z troską w oczach. - A jeśli ta

żniwiarka gdzieś tu się czai?

Już miałam mu odpowiedzieć, ale zauważyłam, że Nickamedes stoi w drzwiach

kanciapy i piorunuje mnie wzrokiem, wskazując jednocześnie na uczniów kłębiących się

przed ladą.

- Gwendolyn! - zawołał. - Dlaczego tyle osób czeka w kolejce?

Spojrzałam więc tylko na Carsona i rzekłam:

- Nie martw się. Nickamedes jest tak zrzędliwy, że żniwiarka nie ośmieli się zbliżyć.

Podbiegłam do lady i pod czujnym okiem bibliotekarza przez godzinę przyjmowałam

książki, odkładałam je na miejsce i ogólnie służyłam pomocą. Daphne i Carson pokręcili się

jeszcze przez kilka minut, po czym wzięli swoje rzeczy i wyszli.

Logan został nieco dłużej, niespokojnie przyglądając się na zmianę mnie i Savannie.

Page 141: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Wreszcie wstał, spojrzał na mnie bez wyrazu i wyszedł. Westchnęłam, żałując, że między

nami nie jest inaczej, nie jest łatwiej. Choćby przez chwilę. Zależało mi na Loganie, a jemu

na mnie. Dlaczego zatem nie możemy być razem?

Wkrótce coraz więcej osób pakowało się i wychodziło. Widocznie wszyscy

postanowili wcześniej skończyć pracę, bo o ósmej wieczorem zostaliśmy sami z

Nickamedesem, który zaszył się w swoim pokoiku i zajął tym czymś, co zawsze robił, kiedy

mnie nie ochrzaniał.

Kiedy biblioteka opustoszała, znowu przyszło mi do głowy, żeby wyjąć plan budynku

i poszukać sztyletu. Tylko po co? Mogłabym latami go szukać i nie znaleźć kryjówki. No cóż,

jeśli ja nie mogłam, to żniwiarka również. Ta myśl jednak jakoś mało mnie pocieszyła.

Skończywszy odkładanie na półki, nie miałam już nic do roboty poza czekaniem na

koniec zmiany. Z nudów wzięłam książkę architektoniczną i postanowiłam zająć się

wypracowaniem. I znowu otworzyłam na stronie z gryfami. Wysokość, ciężar, rodzaj

kamienia. Informacje były identyczne jak poprzednio, ale nie mogłam oderwać oka od

ilustracji. Coś mi się tu nie zgadzało. Albo informacje były błędne, albo fotografie mylące.

Ponownie rzucił mi się w oczy wystający z torby pamiętnik mamy. Rysowała gryfy,

gdy uczyła się w akademii. Może pamiętnik pomoże odgadnąć, dlaczego te posągi tak mnie

opętały. Wyjęłam go, otworzyłam na stronach, gdzie znajdowały się rysunki gryfów, i

porównałam je z fotografiami w książce.

Po raz pierwszy zauważyłam strzałkę wskazującą na postument.

Strzała znajdowała się na rysunku mamy. Była maciupeńka, tak że nie zauważyłam jej

poprzednio, przekonana, że to po prostu fragment rozmaitych przypadkowych linii i

zawijasów nagryzmolonych na stronie. Lecz teraz, im dłużej się wpatrywałam, tym mocniej

biło mi serce. Dlaczego mama narysowała strzałkę? Akurat w tym miejscu? Co takiego tam

było, że trzeba to było zaznaczyć? Przenosiłam wzrok z książki na zeszyt i z powrotem.

Dopiero po kilku sekundach zauważyłam, że tylko jeden posąg ma postument.

Ten po prawej. To na niego patrzyła mama w wizji, którą wywołało dotknięcie

pamiętnika. Ten gryf miał malutki, może dziesięciocentymetrowy postument, natomiast drugi

wyglądał, jakby go posadzono wprost na schodach.

Moje serce biło szaleńczo, wtórując myślom. A jeśli... jeśli mama wcale nie ukryła

sztyletu w bibliotece antycznej? Może schowała go na zewnątrz? Może wetknęła go w

postument gryfa?

Nie, pomyślałam. To głupie. Niemożliwe, żeby odpowiedź była tak prosta. Koło tych

posągów codziennie przechodziły setki osób. Do tej pory ktoś by znalazł sztylet, choćby

Page 142: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

przypadkowo. Ponosi mnie wyobraźnia. To następna fałszywa wskazówka, jak te iksy ńa

planie biblioteki.

Zamknęłam pamiętnik i książkę i włożyłam je do torby. Nie przestawałam jednak

niespokojnie kręcić się na krześle i myśleć o tej strzałce. Coś pchało mnie, żeby iść obejrzeć

posąg, a im dłużej walczyłam z tym impulsem, tym stawał się silniejszy, tak że w końcu nie

mogłam się pohamować, musiałam natychmiast działać.

Zeskoczyłam ze stołka.

Obiegłam ladę i popędziłam głównym przejściem do podwójnych drzwi, a potem do

holu i wybiegłam na zewnątrz. Noc była zimna. Tak zimna, że powietrze przepalało mi płuca.

Cały dziedziniec pokrywał ciemny szron, malując wszystko na złowieszczy szarosrebrzysty

kolor. Wokół panowała pustka. Byłam tylko ja, szron, ciemność i posągi. Teraz też wydawało

mi się, że pogrążone w mroku, śledzą moje ruchy.

Ja jednak patrzyłam tylko na gryfa, tego po prawej od wejścia. Nachyliłam się, żeby

lepiej widzieć, i zaczęłam porównywać go do drugiego. Podobnie jak na fotografiach iw

pamiętniku mamy, prawy stał na postumencie, a lewy - nie.

Chwilę tkwiłam tak, niezdecydowana, zastanawiając się, czy dobrze robię. Zawsze

czułam obecność jakiejś mocy w kamiennych posągach, szczególnie w gryfach obok

biblioteki. A jeśli one nagle ożyją pod moim dotknięciem? Na dziedzińcu nie było nikogo,

więc też nikt nie usłyszałby moich krzyków. A nawet gdyby Nickamedes jakimś cudem

usłyszał i wyszedł sprawdzić, co się dzieje, do tej pory pewnie niewiele by ze mnie zostało.

Niemniej musiałam to zrobić. Nike mówiła, że znalezienie sztyletu i przeniesienie go

w nowe, bardziej bezpieczne miejsce, to jedyny sposób, by Loki nie opuścił więzienia.

Inaczej zbierze armię żniwiarzy i znowu spróbuje przejąć kontrolę nad światem.

W tym tygodniu widziałam już, jak umierają ludzie, koledzy i koleżanki ze szkoły,

którzy nie zasłużyli na taką śmierć. Widziałam łzy i strach innych i mogę sobie tylko

wyobrazić, przez co przechodzą rodziny pomordowanych, jak smutek pożera ich serca. Nie

chciałam, aby następne osoby doznały krzywd. Żeby doświadczały rozpaczy.

Pomyślałam o mamie, jak mądrze ukryła sztylet i jaka musiała być odważna, żeby w

ogóle się tego podjąć. Nie było już jej na świecie, ale chciałam, żeby była ze mnie dumna.

Ona, babcia Frost i wszystkie przodkinie, które od wieków służyły Nike. Chciałam okazać się

godna magicznego daru, którym obdarzyła mnie bogini, a ochronienie sztyletu przed

żniwiarzami było najlepszym sposobem, w jaki mogłam to zrobić.

Najpierw jednak musiałam go znaleźć, a jak na razie była to najbardziej obiecująca

wskazówka. I może ostatnia. Wystarczy pochylić się i dotknąć kamienia. Wówczas dowiem

Page 143: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

się, czy mam rację, czy też nie.

Z bijącym sercem wyciągnęłam niepewnie rękę i musnęłam zimny kamień,

spodziewając się ożywienia wspomnień... i być może gryfów.

Page 144: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 21

Natychmiast pojawiły się obrazy, zalewając mój umysł jak fala przypływu i zacierając

wszystko inne.

Poczułam, że gryf jest stary, nawet starożytny - tak jak Wiktor. I, podobnie jak on,

miał w sobie iskrę, moc czy też ducha, który patrzył na mnie z głębi kamienia. Moc ta

przypominała płonące czerwone oczy, oczy Lokiego obserwujące mnie za każdym razem, gdy

dzięki psychometrii wgłębiałam się w umysł Prestona. Jednak posąg nie emanował

wrogością, którą miały w sobie karmazynowe oczy. Raczej odnosiłam wrażenie... czujnej

obecności. Jakby gryf strzegł nie tylko biblioteki, lecz wszystkich, którzy codziennie go

mijali, a nawet samej akademii, tak jak wspominała pani Metis. Świadomość ta napełniła

mnie spokojem i poczuciem bezpieczeństwa.

Stałam z zamkniętymi oczyma i z dłonią przyciśniętą do chłodnego kamienia, usiłując

zrozumieć wszystkie obrazy przepływające przez mój mózg. Na przestrzeni wielu, wielu lat

były ich tysiące. Pory roku zmieniały się w mgnieniu oka. Śnieg topniał, nastawała wiosna,

zaczynało palić letnie słońce, wirowały opadające jesienią liście, i tak rok po roku, młodzi

ludzie opierający się o posąg, mijający go, a nawet czasem przyklejający do niego gumę do

żucia. Fuj.

Po kilku krótkich chwilach przytłaczająca fala wspomnień i uczuć przetoczyła się,

pozostawiając za sobą wolniejszy strumień, tak że mogłam zacząć sortować obrazy, szukać

jednego, związanego z konkretną osobą. Nie zwracałam uwagi na chłopaków, który siadali,

dotykali czy opierali się o posąg. Skupiłam się na dziewczynach. Nie ta, nie tamta, ta też nie...

to ta!

Wspomnienie niemal przemknęło niezauważenie, zanim zdołałam je wyłapać! Udało

mi się chwycić je w ostatniej chwili, nim zniknęło w ciemności umysłu. Przestałam zwracać

uwagę na inne przesuwające się w tle widoki i wyostrzyłam ten, na którym mi zależało.

Była zimna noc, taka jak dzisiejsza. Dziewczyna w moim wieku stała przed posągiem.

Brązowe włosy, fiołkowe oczy, jasna skóra z piegami. Jej twarzy była mi znajoma tak jak

własna, choć czułam, że nigdy nie będę równie piękna.

- Mamo - szepnęłam, choć nie mogła mnie usłyszeć, choć była tylko wspomnieniem.

Mama rozejrzała się po pustym dziedzińcu, uważnie przypatrując się cieniom.

„Fiołkowe oczy, roześmiane oczy” - tak zawsze żartowała, ale nie tego dnia. Usta zacisnęła w

Page 145: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wąską linię, była spięta i wystraszona - bała się, że żniwiarze znajdą ją, zanim wywiąże się z

zadania zleconego przez Nike. Choć czuła, że czas ucieka, musiała się rozejrzeć. Musiała być

niezwykle ostrożna.

Kiedy się upewniła, że nikt jej nie obserwuje, wyjęła z plecaka pakunek owinięty w

czarny materiał. Położyła go na stopniach biblioteki. Wtedy coś zadrapało o kamień.

Mama zastygła i rzuciła wkoło zaniepokojone spojrzenie, jakby ten dźwięk mógł

zdradzić jej obecność żniwiarzom.

Nikt jednak nie wyłonił się z cienia. Odetchnęła z ulgą i znowu skierowała swoją

uwagę na posąg. Obmacywała go, jakby czegoś szukała. W końcu znalazła. Przekręciła

koniuszek ogona, a wtedy w postumencie otworzyły się drzwiczki, odsłaniając wydrążoną

przestrzeń.

Mama rozejrzała się znowu, upewniając się, że nikt jej się nie przygląda, i szybko,

zawijając brzegi czarnego materiału wokół znajdującego się w nim przedmiotu, wsunęła

zawiniątko w tajny schowek. Złapała koniec ogona gryfa i pokręciła nim w przeciwną stronę.

Drzwiczki wsunęły się w postument, kryjąc zawartość.

Mama westchnęła z ulgą. Koniec. Misja wypełniona. Jeszcze raz się rozejrzała,

naciągnęła kaptur, włożyła ręce do kieszeni i pobiegła przed siebie, znikając wśród cieni.

Opuściłam dłoń i otworzyłam oczy, oddychając głęboko. Nagle poczułam, że ledwie

się trzymam na nogach. Musiałam usiąść na stopniach, bo cała się trzęsłam. Kiedy mi

przeszło, wstałam i podeszłam do gryfa.

Pochyliłam się, żeby obejrzeć jego ogon. Wyglądał normalnie, jakby cały posąg był

wyrzeźbiony z jednej bryły. Gdybym nie widziała, jak mama przekręca samą końcówkę,

nigdy nie przyszłoby mi do głowy to zrobić. Ani że w postumencie może być tajny schowek.

Ciekawe, jak mama go znalazła. Może dowiedziała się na lekcji historii mitycznej?

Prawdę mówiąc, nie miało to znaczenia. Najważniejsze, że teraz trzeba było

przetransportować sztylet w bezpieczne miejsce. Gdzieś, gdzie żniwiarze nigdy go nie znajdą.

- Dobrze go chroniłeś przez te lata - szepnęłam, zwracając się do iskry świadomości

ukrytej w kamieniu. - Niestety, żniwiarze są coraz bliżsi odkrycia sztyletu, więc muszę

schować go gdzieś indziej. Mam nadzieję, że rozumiesz. Postaram się jak najlepiej go chronić

- obiecuję.

Gryf nic nie powiedział, ale w złotej poświacie rzucanej przez światła podkreślające

balkon biblioteczny wydawało mi się, że lekko zmrużył swoje oczy bez powiek. Po raz

pierwszy ten lekki ruch nie odebrał mi odwagi. Przeciwnie, nawet dodał mi otuchy, jakby gryf

dobrze wiedział, że najwyższy czas zmienić kryjówkę sztyletu i że jestem jakoś związana z

Page 146: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

dziewczyną, która schowała go tu przed laty. Po chwili stworzenie opuściło wzrok i lekko

skłoniło głowę, niemal jakby dawało mi swoje przyzwolenie.

Niepewnie przekręciłam koniec ogona.

Poruszył się gładko i lekko, tak jak we wspomnieniu. Drzwiczki z cichym pomrukiem

wysunęły się i schowek stanął otworem. Moja ręka tak się trzęsła, że zanim sięgnęłam po

sztylet, zacisnęłam ją w pięść, żeby ją ustabilizować. Kiedy w końcu dotknęłam czegoś

miękkiego, jedwabistego, przed oczami pojawił mi się następny obraz: mamy chowającej

zawiniątko w to samo miejsce, z którego ja je teraz wyjmowałam.

Przekręciłam ogon gryfa z powrotem i schowek się zamknął. Delikatnie odwinęłam

jeden róg czarnego materiału, potem drugi... Przede mną leżał sztylet z Helheimu.

Był znacznie lżejszy, niż się spodziewałam. Ważył niewiele więcej niż jedwab, który

go owijał. Nie był wykonany z metalu, lecz z czarnego marmuru błyskającego gdzieniegdzie

brązowymi plamkami. W rękojeść wprawiono rubin, ale kamień był ciemny, jakby zgasł jego

ogień. Po chwili zorientowałam się, że klejnot ma kształt jednego zmrużonego oka.

Zaciekawiłam się, czy to jest brama Lokiego na ten świat, okno mitycznego więzienia. Czy

bóg złoczyńca może wyglądać przez rubin i widzieć, jak trzymam go w rękach? Zatrzęsłam

się na tę myśl i szybko owinęłam sztylet czarną materią.

Przez moment stałam, nie wiedząc, co robić dalej. No dobrze, udało się.

Uśmiechnęłam się na tę myśl i miałam ochotę wznieść dziki okrzyk, na szczęście się

pohamowałam i odsunęłam od siebie niestosowne zachcianki. Musiałam się zająć czymś

innym, na przykład wymyślić, co zrobić ze sztyletem, skoro go już znalazłam.

Powiem Nickamedesowi, pomyślałam. Wrócę do biblioteki i pokażę mu sztylet. On

zadzwoni po panią Metis i Ajaksa, a potem razem postanowimy, gdzie go schować...

- No, Cyganko - odezwał się za mną jakiś głos - dziękuję za znalezienie sztyletu.

Zaczynałam się zastanawiać, czy to zadanie cię nie przerasta.

Coś zaszeleściło, zauważyłam szybko zbliżający się cień na śniegu. Odwróciłam się,

lecz było za późno. Pięść żniwiarki wylądowała na mojej twarzy i zapadłam w ciemność.

Pierwsze, co poczułam po przebudzeniu, to palący ból policzka pulsujący w rytmie

uderzeń mojego serca. Skupiłam się, starając się usunąć go z myśli. Nie bardzo kojarzyłam,

co się dzieje, jednak doskonale wiedziałam, że wpadłam w nie lada kłopoty. Z otaczających

mnie ludzi emanowała nienawiść, dusiła i przygniatała do ziemi jak ołów. Czułam ich

pogardę i wściekłość zalewające mnie jak morskie fale. Zrobiło mi się niedobrze.

- No cóż - odezwał się głos. - Cyganka chyba się ocknęła.

Znałam ten głos. Zamroczona, nie mogłam uwierzyć, że to może być ona. Wydawała

Page 147: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

się tak miła, tak podobna do mnie, a okazała się żniwiarką i wykorzystała mnie, żeby dostać

w swoje ręce sztylet z Helheimu. Tyle wiedziałam. Nie miałam jednak zielonego pojęcia, jak

skłoniła mnie do postępowania według swoich planów.

Otworzyłam oczy. Nade mną na biurku siedziała Vivian Holler.

- Cześć, Cyganko - powiedziała. - Zaskoczona?

Potrząsnęłam głową, ale tylko bardziej rozbolała mnie twarz. Poruszyłam szczęką,

usiłując pozbyć się łupania. Powoli ostre, pulsujące rwanie przeszło w łagodniejsze,

łatwiejsze do zniesienia kłucie i mogłam rozejrzeć się wokół bez gwiazd wirujących nad

głową.

Siedziałam przywiązana do krzesła w eleganckim pokoju z ciemnymi meblami,

antycznymi sofami i kryształowymi wazami pełnymi czarnych i ciemnoczerwonych róż.

Dławiąc się odurzającym zapachem kwiatów, nie przestawałam się rozglądać. Kiedy

odwróciłam głowę, zobaczyłam złoty posążek ptaka z rozłożonymi skrzydłami. Za nim, na

ścianie, wisiał obraz ukazujący takiego samego ptaka w identycznej pozie. Zorientowałam

się, gdzie się znajduję: to był salon, który widziałam, dotykając zgubionego przez żniwiarkę -

to znaczy Vivian - planu biblioteki antycznej.

- Skrzydła - wymamrotałam, przyglądając się posążkowi. - Co jest z tymi skrzydłami?

Vivian podniosła brew.

- To właśnie chcesz wiedzieć? A nie, jak skłoniłam cię do znalezienia dla mnie

sztyletu? Doprawdy, Cyganko, spodziewałabym się po tobie czegoś ciekawszego. Lecz jeśli

koniecznie chcesz, to chętnie ci pokażę.

Vivian gwizdnęła przeraźliwie i odwróciła się ku drzwiom prowadzącym na balkon.

Mimo że na zewnątrz było ciemno, zobaczyłam, jak z nieba sfruwa jakiś ciemny kształt i

ląduje za oknem. Dziewczyna otworzyła drzwi i cofnęła się o krok.

Po chwili do pokoju wskoczył potężny ptak rok.

Był wielki, tak wielki jak Nott, jeśli nie większy. Miał błyszczące czarne skrzydła

mieniące się pasmami czerwieni, które wyglądały jak rzeki krwi. Wielkie, czarne szpony

mogły być długości nawet mojej ręki. Na lekcji historii mitycznej pani Metis powiedziała, że

roki to stworzenia pochodzenia arabskiego i mają dość siły, żeby porwać ludzi. Wtedy

wydawało mi się to absurdalne, teraz jednak w to uwierzyłam. Ten rok na pewno mógłby

mnie zjeść, dwa razy kłapnąwszy ostrym dziobem.

Jego oczy też były czarne i błyszczące, a w ich głębi płonęła ta karmazynowa

żniwiarska iskra. Zadrżałam i odwróciłam wzrok.

- Nie podoba ci się moje zwierzątko? - spytała Vivian. - Szkoda. Hodujemy roki od

Page 148: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

pokoleń. Praktycznie wszyscy żniwiarze kupują je u nas. Ptaki z naszej hodowli są znane ze

szczególnego okrucieństwa.

Gwizdnęła i pokazała palcem na balkon. Rok wyszedł na balkon, przy każdym skoku

drapiąc pazurami o podłogę. Dziewczyna zamknęła za nim drzwi, ale nadal czułam jego

złowrogą obecność, wiedziałam, że zerka zza szyby, jakby chciał przedziobać się przez nią,

żeby się do mnie dobrać.

Rozległy się kroki. Obejrzałam się. Za mną stał Preston. Vivian z powrotem

przysiadła na biurku, a chłopak stanął za nią. Zamiast pomarańczowego kombinezonu znowu

miał na sobie drogie ciuchy. Buty, dżinsy od projektanta, elegancki kaszmirowy sweter,

skórzana kurtka. Wszystko, naturalnie, czarne, jak jego zgniła dusza.

Preston uśmiechnął się nieprzyjemnie.

- Mówiłem ci, że kiedyś będę górą, Cyganko. Żałuj, że mi nie uwierzyłaś.

- No nie, nie wciskaj mi kitu - warknęłam. - Nie byłoby cię tu, gdyby nie Vivian,

wszyscy o tym wiemy. To ona odwaliła całą robotę. To ona wydostała cię z więzienia. -

Spojrzałam na dziewczynę. - Swoją drogą, należą ci się brawa. Za to i za całą resztę tego

wymyślnego planu. Udało ci się.

Wyraźnie się ucieszyła.

- Nieźle, prawda? Nie lubię się chwalić, ale tym razem przeszłam sama siebie.

- Nie hamuj się, powiedz mi wszystko o mistrzowskich posunięciach. Przecież tego

pragniesz. Tylko dlatego jeszcze mnie nie zabiłaś. Czarne charaktery w filmach i komiksach

uwielbiają się puszyć.

Nie chciałam dodawać, że to był zawsze pierwszy krok do upadku. Teraz to było moją

ostatnią deską ratunku.

Vivian roześmiała się. Jej śmiech zabrzmiał w moich uszach zgrzytliwie.

- No cóż, to jest na pewno jeden z powodów. Jeszcze z tobą nie skończyłam, Cyganko,

poczekaj kilka minut.

Pytasz, jak doprowadziłam do tego, żebyś zrobiła to, czego chcę. Jesteś sprytna. Udało

ci się pokonać Prestona, choć to akurat nie jest zbyt trudne. Może więc to ty mi powiesz, jak

tego dokonałam?

Przez chwilę mierzyłam ją wzrokiem, a potem rozejrzałam się wokół. Zaczęłam

intensywnie myśleć. Powinna gadać jak najdłużej, żeby było więcej czasu na znalezienie

mnie i uratowanie. Oczywiście nie wiedziałam, kto niby miał tego dokonać. Nickamedes

pewnie doszedł do wniosku, że wymknęłam się przed czasem. Nie przyjdzie mu do głowy, że

coś mi się stało. Moje stosunki z bibliotekarzem były tego typu, że pewnie się ucieszy, kiedy

Page 149: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wyjrzy ze swojej kanciapy i przekona się, że mnie nie ma.

- Cyganko! - zawołała Vivian, strzelając mi palcami przed oczyma. - Jesteś tu jeszcze?

Z jej palców jak krople deszczu posypały się czerwone iskry. Zapomniałam już o tym,

a przecież podczas walki w koloseum przyszło mi do głowy, że żniwiarka musi być walkirią.

Wykazała się wtedy ogromną siłą. Teraz też - cały czas czułam ból w miejscu, gdzie mnie

uderzyła. Ale nigdy nie widziałam, żeby Vivian strzelała iskrami tak jak Daphne.

- Jak to ukryłaś? - spytałam, wskazując na jej palce. - Te iskry i w ogóle fakt, że jesteś

walkirią? W akademii wszyscy uważają cię za Amazonkę.

Wzruszyła ramionami.

- Tak jak wszystko. Chcesz poznać sekret? Nie jesteś jedyną Cyganką w akademii.

Szczęka mi opadła ze zdumienia. Babcia Frost mówiła, że są też inni Cyganie, inne

rodziny obdarzone magicznymi darami. Mówiła mi również, że nie wszyscy Cyganie są

dobrzy, są też obojętni, a niektórzy nawet przystali do żniwiarzy.

Do tej pory nie zetknęłam się z żadnymi Cyganami, a teraz stałam twarzą w twarz z

najgorszym egzemplarzem z możliwych - Cyganką, która była wybranką Lokiego. Nike była

dobra, a Loki zły, co znaczyło, że jego wybraniec jest równie występny i bezwzględny.

- Co takiego...? A jakimi darami Loki obdarzył twoją rodzinę?

Musiałam zadać to pytanie. Jeśli będę wiedziała, jaki talent posiada Vivian, może uda

mi się go wykorzystać do uskutecznienia ucieczki.

Uśmiechnęła się.

- Najwspanialszy dar ze wszystkich... magię chaosu.

- Co to takiego? - Nigdy o tym nie słyszałam. W podręcznikach historii mitycznej,

które przeglądałam, żeby dowiedzieć się czegoś o swoim darze magii dotykowej, o niczym

takim nie było mowy.

- To nie żadna magia chaosu - prychnął Preston. - Głównie to zwykła telepatia.

- Telepatia? To znaczy czytanie w myślach i wkładanie ludziom pomysłów do głowy?

- Otóż to - przyświadczył Preston. - Vivian potrafi sprawić, że ludzie widzą i słyszą to,

czego naprawdę nie ma. Czy to nie świetnie?

Na kpiące słowa chłopaka w oczach Vivian błysnęło i pojawiła się w nich czerwona

iskra.

Przypomniały mi się czerwone błyski w oczach Savanny i nienawiść na jej twarzy,

ilekroć dziewczyna na mnie patrzyła. Teraz przyszło mi do głowy, że to sprawka Vivian - nie

zwracałam na nią uwagi, bo podejrzewałam jej przyjaciółkę. Tak też pewnie zmieniła swój

głos, żebym nie poznała go i nie odgadła prawdy. Zaciekawiłam się, czego jeszcze dokonała.

Page 150: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Obawiałam się, że niestety dowiem się tego - i to na własne nieszczęście.

- To prawda - przyznała Vivian. - Potrafię sprawić, że ludzie będą widzieć to, czego

nie ma, potrafię zasiać w ich głowach myśli, jakie pragnę, a nawet zmusić ich, by wypełniali

moje polecenia. Iluzja, dezorientacja, chaos - to właściwie to samo, ale Loki dał mojej

rodzinie dar magii szczególnie okrutnej. Jeśli chcę, mogę zajrzeć ludziom do głowy i sprawić,

że będzie im się wydawało, że spotkało ich to, czego zawsze najbardziej się obawiali.

Chciałabyś to ujrzeć, Gwen?

Zmroziły mnie te straszne słowa. Ze względu na mój cygański dar widziałam w

swoim życiu naprawdę okropne rzeczy. Gdyby Vivian zajrzała do mojej głowy, miałaby

bogaty asortyment koszmarów do wyboru.

- Myślę, że byś chciała - rzekła. Zsunęła się z biurka, podeszła do mnie i z uśmiechem

obejrzała się na Prestona.

Chłopak zmarszczył brwi.

- Co robisz...?

Więcej nie zdążył powiedzieć, bo zbladł jak prześcieradło i zaczął krzyczeć.

Krzyczał i krzyczał, jakby nigdy nie miał przestać. Zatoczył się do przodu, jakby

licząc na to, że ruszenie się z miejsca pomoże mu wyzwolić się od magii. Uderzył kolanami w

stół, cofnął się, potknął o dywan i upadł na podłogę. Zwinął się w kłębek i zakrył oczy

dłońmi, jakby bał się tego, co zobaczył. Jednak ochronna pozycja nic mu nie pomogła. Vivan

uśmiechała się, słuchając wrzasków przerażenia.

- Jego najgorszy koszmar jest nawet interesujący - powiedziała, patrząc na wijącego

się kolegę. - Prawdę mówiąc, to ty. Najwyraźniej nic go nigdy nie przeraziło tak jak ty, gdy

powiedziałaś mu, że nie jest w stanie nic zrobić, żeby powstrzymać cię przed grzebaniem w

jego głowie. Widzisz, on lubi rządzić.

Vivian nie spuszczała z kolegi oczu. Czułam emanujące z niej zło - w miarę krzyków

Prestona fale zła stawały się coraz silniejsze, jakby strach chłopaka dodawał żniwiarce mocy,

jakby jego przerażenie czyniło ją szczęśliwą. Kłębiące się wokół nas zło było niemal

widzialne, krążyło i otaczało ofiarę spiralą, jak wąż, z którego pyska kapie jad zatruwający

umysł i wywołujący koszmarne wizje.

W końcu Vivian potrząsnęła głową i odwróciła się. Niewidzialna zła moc zniknęła. Po

chwili Preston umilkł, tylko jego ciałem wstrząsał gwałtowny szloch.

- To zbyt łatwe - powiedziała dziewczyna. - On ma taki prosty umysł. Co innego ty,

Cyganka Z tobą zabawa była ciekawsza.

Preston płakał zwinięty w kłębek na podłodze, a ja przemyśliwałam wszystko, co

Page 151: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zaszło w ciągu ostatnich dni.

- Wszystko zaplanowałaś, prawda? - upewniłam się. - Atak w koloseum, to, że cię tam

zobaczę, że przekonam się, jaka jesteś wstrząśnięta, potem ten szepczący głos w bibliotece, a

nawet zatrudnienie mnie do szukania pierścionka. Robiłaś to po to, żeby śledzić moje

posunięcia, kiedy będę szukać sztyletu z Helheimu.

Vivian wyciągnęła rękę i podniosła z biurka sztylet. Zamrugałam gwałtownie. Jak to

możliwe, że go wcześniej nie widziałam? Obracała go w rękach, podziwiając mieniące się

plamki brązu w marmurze. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, co nie podobało mi się we

wspomnieniach związanych z planem biblioteki: to, że żniwiarka miała na sobie maskę

chroniącą ją przed rozpoznaniem. Nie robiłaby tego, gdyby od początku nie zamierzała

zgubić tego rysunku.

- Celowo porzuciłaś plan biblioteki - powiedziałam. - Chciałaś, żebym go znalazła i

miała związaną z nim wizję. Dlaczego?

Vivian wzruszyła ramionami.

- Żniwiarze jakiś czas temu doszli do wniosku, że sztylet jest ukryty gdzieś w okolicy

biblioteki, ale przeszukanie jej zajęłoby lata, szczególnie że jako uczennica nie wszędzie i nie

zawsze miałam do niej dostęp. Postanowiłam więc, że ty mnie wyręczysz. Ponieważ jednak

nie miałaś pojęcia, że sztylet jest w bibliotece, postanowiłam ci to podpowiedzieć. Wszyscy

zawsze zwlekają do ostatniej chwili z odrobieniem zadań domowych. Pomyślałam, że pewnie

pójdziesz do koloseum w przeddzień rozpoczęcia szkoły, więc poprosiłam Savannę, żeby

pomogła mi skończyć zadanie na historię mityczną.

- Jeśli chodziło ci tylko o mnie, to dlaczego zabijałaś innych? - szepnęłam. - Dlaczego

skazałaś ich na śmierć?

Vivian wzruszyła ramionami.

- No cóż, to musiało wyglądać autentycznie, inaczej nigdy byś nie uwierzyła w

przypadkowe zgubienie planu. Poza tym nigdy nie lubiłam Samsona Sorensena. Zawsze

uważał się za lepszego, za zbyt dobrego, żeby się ze mną umówić. Zaprosiłam go raz, zanim

jeszcze Jasmine wbiła w niego swoje szpony, ale mnie wyśmiał. Spytał, co mi przyszło do

głowy, że zechce się umówić z taką myszą. No cóż, nie śmiał się, kiedy przebiłam go

mieczem, prawda?

Wściekłość wykrzywiła jej twarz, a palce zacisnęły się wokół sztyletu, jakby chciała

jeszcze raz zabić Samsona.

- A w bibliotece? - spytałam, próbując angażować ją w rozmowę. - Po co w ogóle

robiłaś ten koszmarny głos?

Page 152: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Vivian nieco się wypogodziła.

- Musiałam poznać kody do drzwi i magiczne zaklęcia, żeby wejść do więzienia i

uwolnić Prestona. Wiedziałam, że zabierają cię do jego celi, żebyś zaglądała mu do głowy.

Biorąc pod uwagę twoją psychometrię i to, że nigdy niczego nie zapominasz, było pewne, że

wszystkie kody dostępu masz w pamięci. Musiałam po prostu wedrzeć się do twojej głowy i

zmusić cię do myślenia o Prestonie. Dzięki temu zdobyłam potrzebne informacje. Wiemy

wszystko o twoim darze magii dotykowej. Muszę powiedzieć, że okazała się bardzo

przydatna. Pomogła mi uwolnić Prestona, a potem znaleźć sztylet. Dobra robota, Gwen,

naprawdę nieźle się spisałaś.

Te wszystkie bóle głowy w ostatnich dniach, wrażenie, że jakieś palce wkręcają mi się

w czaszkę! To pewnie Vivian wypróbowywała na mnie telepatię. Na jakimś poziomie

świadomości wyczuwałam, co robi, i próbowałam się temu przeciwstawić, ale się nie udało.

Nagłe coś mi przyszło do głowy.

- Wiecie o moim darze magii dotykowej... i o tym, co mam dzięki niemu uczynić -

powiedziałam, powtarzając to, co kiedyś usłyszałam od Prestona.

- Ratunku - prychnęła. - Nie myśl tylko, że mogłabyś zabić Lokiego psychometrią!

Znowu zabrakło mi tchu i przed oczyma zobaczyłam wszystkie gwiazdy. Cios w

głowę to było nic w porównaniu z obecnym wstrząsem.

- Myślisz... to znaczy czy żniwiarze uważają, że... że zabiję Lokiego magią? -

szepnęłam ledwie słyszalnym głosem. Miałabym zabić boga? Ja? Jak mogłabym to uczynić

dzięki magii dotykowej? Czy to w ogóle wykonalne?

Vivian dostrzegła moje poruszenie i wybuchła śmiechem.

- Chcesz powiedzieć, że nie wiesz? Wielka bogini Nike ci tego nie powiedziała? No

nie, to szczyt!

Śmiała się jak szalona. Tymczasem Preston, który przestał już drżeć i płakać, zdołał

przyjąć pozycję siedzącą. Spojrzał na Vivian z nienawiścią i starł łzy z policzków.

- A o co chodziło z pierścionkiem? - zagadnęłam, czując kompletny zamęt w głowie. -

Po co miałam go szukać?

Vivian wyciągnęła rękę, podziwiając pierścień błyszczący na palcu. Pamiętam dwie

twarze, jedną śmiejącą się, a drugą płaczącą. Teraz obie wykrzywiały się złośliwie i okrutnie.

- Powinnam była się domyślić. Dwie twarze oznaczają fałsz, ty też masz dwie twarze.

To wcale nie są maski teatralne, prawda? Myślę, że powinnaś kupić coś panu Owidiuszowi,

nauczycielowi dramatu. Uczynił z ciebie niezłą aktorkę.

- Prawda. Jestem znacznie zdolniejsza niż ta głupia Amazonka Helena Paxton, ale on

Page 153: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zawsze jej daje główne role. Naprawdę przydałaby ci się powtórka z historii mitycznej,

Gwen. Mówiłam ci, że to pierścień Janusa, rzymskiego boga początków i końców. Ma dwie

twarze, jedna patrzy w przyszłość, a druga w przeszłość. Pierścień jest w mojej rodzinie od

wieków jako symbol tajnej wierności Lokiemu. Należał do mamy... póki nie zabił jej ktoś z

panteonu.

Jej twarz się zmieniła. Przypomniałam sobie, jak mama wręczała Vivian ten pierścień

i cały ból i smutek po jej śmierci. Byłoby mi jej żal, gdyby nie sprawiła mi tego samego bólu,

mordując moją mamę.

A potem znowu rozjaśniło mi się w głowie.

- Dlatego wstawiłaś zupełnie nowe meble do pokoju! I dlatego podbiegłaś otworzyć

mi drzwi, kiedy wychodziłam! Nie mogłaś ryzykować, że będę miała jakąś wizję, kiedy

czegoś dotknę, na przykład toaletki, i zobaczę, kim naprawdę jesteś. Po co mnie jednak

angażowałaś do poszukiwań pierścionka, który wcale nie zginął?

- Masz rację, jeśli chodzi o meble. Co do pierścionka, to musiałam przyjrzeć się, jak

prowadzisz poszukiwania, a nie chciałam, żebyś nabrała co do mnie podejrzeń przed

znalezieniem sztyletu. Dlatego wymyśliłam tę historyjkę oSavannie. i ukryłam pierścionek w

jej pokoju, żebyś mogła go znaleźć. Poza tym chciałam cię przekonać, że to ona jest

żniwiarką. Wszyscy wiedzą, że nadal walczycie o Logana.

- Ach, czyli miało mi to po prostu zająć czas? Musiałaś jednak wiedzieć, że jeśli

dotknę pierścionka, to zobaczę jego historię, a dotknę go choćby po to, żeby upewnić się, czy

to Savannah go zabrała. Jak udało ci się zmienić wspomnienia, żeby wyglądało na to, że to

ona jest żniwiarką?

- Magia chaosu, zapomniałaś? Dezorientacja, iluzja. Pod niektórymi względami mój

dar jest przeciwieństwem twojego, Gwen. Ty dotykasz przedmiotów i masz wizje. A ja, jeśli

się postaram, mogę odcisnąć na przedmiotach emocje i wspomnienia. Więc łatwo mi było

sprawić, że ja w pierścionku w twojej wizji wyglądałam jak Savannah.

- Ale...

Przerwał mi łagodny dźwięk kurantów. Obejrzałam się. To bił stojący pod ścianą duży

szafkowy zegar z hebanu w kształcie roka.

- Nareszcie północ - mruknęła Vivian. - Wiesz, co to znaczy?

- Co?

Dziewczyna się uśmiechnęła.

- Że nastał czas, żebyś zrobiła to, po co cię tu przywiozłam.

Zmusiłam się do zadania pytania:

Page 154: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Czyli co?

- Umarła.

Rozdział 22

Do pokoju wszedł jeszcze jeden żniwiarz - mężczyzna, którego widziałam, kiedy

pierwszy raz dotknęłam fałszywego planu. Przeciął sznury, którymi byłam przywiązana do

krzesła, a potem razem z Prestonem wyciągnęli mnie przez drzwi balkonowe na zewnątrz.

Początkowo opierałam się, ale Preston przyłożył mi miecz do klatki piersiowej i

powiedział, że przebije mnie, jeśli choćby mrugnę okiem. Postanowiłam więc nie mrugać.

Prowadziła Vivian, a ja szłam za nią, popychana z tyłu przez dwóch mężczyzn.

Najpierw zeszliśmy po kamiennych schodach w dół, potem zaś skręciliśmy do lasu leżącego

za rezydencją. W ciemnościach słabo widziałam okolicę, odniosłam jednak wrażenie, że

nadal jesteśmy w górach, w Północnej Karolinie, i to niedaleko akademii. Podniosło mnie to

na duchu, nie wiadomo dlaczego. Jeśli umrę, to przynajmniej blisko domu. Może członkowie

panteonu znajdą moje zwłoki i mnie pogrzebią.

Coraz bardziej zagłębialiśmy się w las. Pokryte szronem liście chrzęściły pod nogami

jak drobne kości. Światła rezydencji powoli zanikały, za to pojawiły się przed nami jakieś

inne. Migotały i chwiały się - po jakimś czasie zorientowałam się, że są to pochodnie.

Wyszliśmy zza drzew na dużą polanę. W samym środku znajdował się potężny krąg z

czarnego marmuru, a wokół niego stały drzewa jak filary w koloseum. W szczelinach w

kamieniu umieszczono długie, wąskie pochodnie. Płonęły jasną czerwienią, rzucając w niebo

snopy iskier, zupełnie jakby miały podpalić las.

Nikogo po drodze nie spotkaliśmy, lecz w kamiennym kręgu zebrało się już trzynaście

osób, jedna osoba stała przy każdej pochodni. Wszyscy mieli na sobie maski żniwiarzy i

czarne peleryny.

Rozejrzałam się, przenosząc spojrzenie z jednej wykrzywionej twarzy Lokiego na

drugą. Nie widziałam twarzy, wydawało mi się jednak, że pewnie niektóre z nich znam, że

mogą to być profesorowie i uczniowie akademii. Promieniowała od nich potworna nienawiść.

Czułam, że każdy ze żniwiarzy w kręgu z ogromną radością by mnie zabił. Przygryzłam

wargi, usiłując nie pokazać po sobie strachu.

- Co to jest? - spytałam.

- To brama Gàrma - odparła Vivian z zadowoleniem - jedna z setek znajdujących się

Page 155: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

na całym świecie. Jest portalem do innych bram, a nawet innych światów... w tym Helheimu.

- Helheimu? - szepnęłam.

Czytając na temat sztyletu, dowiedziałam się, że otrzymał swoją nazwę od

nordyckiego świata zmarłych... i rzeczywistości, w której mieściło się więzienie Lokiego.

Podobno było to miejsce, z którego nikt - ani bóg, ani śmiertelnik - nie mógł uciec. No cóż,

obawiałam się, że dziś okaże się to nieprawdą.

Vivian spojrzała na mnie drwiąco.

- Nareszcie zaczynasz rozumieć, co, Gwen? Muszę przyznać, że podoba mi się ten

wyraz przerażenia na twojej twarzy.

O nic więcej nie zdążyłam zapytać, bo Preston z drugim mężczyzną zaciągnęli mnie

na środek kręgu. W marmurowej posadzce coś zostało wyryte. Po chwili się zorientowałam:

ręka trzymająca wagę. Identyczna jak na sklepieniu więzienia.

Vivian również wyszła na środek. Zatrzymała się i zwróciła do pozostałych żniwiarzy:

- Bardzo, bardzo długo czekaliśmy na ten moment. Nasi przodkowie od stuleci służyli

wiernie Lokiemu, przygotowując się do dnia, gdy wreszcie będziemy mogli uwolnić naszego

boga z więzienia, w którym tak długo przebywał. Ten dzień wreszcie nadszedł.

No tak, wiedziałam, że mam umrzeć, ale nie mogłam powstrzymać się, żeby nie

przewrócić oczyma na te górnolotne słowa. Pewnie ćwiczyłaś przed lustrem, co, Vivian?

- Wszyscy wiecie, co należy robić. Zatem zaczynamy - zakończyła dziewczyna.

Rozległo się ciche nucenie. Nie mam zielonego pojęcia, co to było za magiczne

abrakadabra, lecz na te niskie, gardłowe dźwięki dreszcz mi przeleciał po plecach. Stopniowo

słowa stawały się coraz bardziej wyraźne, głosy coraz ostrzejsze. Czułam je fizycznie niby

setki noży dotykających mojego ciała.

Vivian odwróciła się do mnie, kręcąc w dłoniach sztyletem z Helheimu, jakby była to

pałeczka cheerleaderki, a nie śmiercionośne narzędzie.

- Z pewnością zastanawiasz się, dlaczego nie zabiłam cię w więzieniu, kiedy miałam

okazję, albo nawet wcześniej, jesienią, kiedy tylko się pojawiłaś w akademii - odezwała się. -

Odpowiedź jest prosta: miałaś znaleźć sztylet i potrzebowaliśmy twojej krwi. Świeżej, a nie

takiej, która już została rozlana. Jasmine omal nie zepsuła całego planu, podobnie jak jej

braciszek Preston.

Chłopak zesztywniał na te słowa, ale zachował milczenie. Wydawało mi się, że nie

może nikogo nienawidzić bardziej niż mnie, jednak tu, stojąc między tyloma żniwiarzami,

czułam jego wyjątkową, zazdrosną nienawiść do żniwiarki.

Razem z drugim mężczyzną nadal trzymali mnie za ramiona. Vivian podeszła, cały

Page 156: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

czas dzierżąc w ręce błyszczący sztylet. Poczułam skurcz w żołądku i zrozumiałam, co ma

zamiar zrobić: złoży mnie w ofierze, żeby wyzwolić Lokiego z więzienia.

Babcia Frost twierdziła, że bycie wybrańcem równa się noszeniu na plecach tarczy

strzelniczej. Nike też to mówiła i dodała, że jego krew ma potężną moc, ponieważ został

namaszczony przez swojego boga. To zrozumiałe. Nike pomogła uwięzić Lokiego, a teraz

Vivian dzięki mojej krwi chce go wyzwolić.

I nic nie mogłam zrobić, żeby temu zapobiec.

Gdybym spróbowała się wyrwać, Preston przeszyłby mnie mieczem. Jeśli się nie

ruszę, żniwiarka wypatroszy mnie sztyletem. Tak czy inaczej jestem już martwa.

Vivian spojrzała na mnie chłodno, z satysfakcją. Jak ja mogłam ją kiedykolwiek

uważać za uroczą i nieśmiałą? Czerwona iskra w jej wzroku płonęła coraz mocniej, jaśniej, aż

w końcu całe oczy zrobiły się karmazynowe jak ogniste pochodnie.

- Wyciągnij rękę - poleciła.

Rękę? Po co jej moja ręka? Nie powinna raczej wybrać serca?

Preston siłą rozprostował mi palce. Vivian machnęła sztyletem, robiąc głębokie

nacięcie w mojej dłoni. Syknęłam z bólu, ale ona tylko głębiej wbiła ostrze. Miałam wrażenie,

że chce mi przeciąć rękę na pół. Zdusiłam krzyk bólu i skupiłam się na opanowywaniu

mdłości.

Z rany zaczęła płynąć krew, pokrywając sztylet lepką mazią. Przez kilka sekund nic

się nie działo, a potem w rubinowym oku wprawionym w rękojeść zamigotała czerwona iskra

- gorące karmazynowe światło, które znałam aż nazbyt dobrze.

- Nie - szepnęłam - tylko nie to!

Vivian znowu przyłożyła sztylet do rany i zaczęła go obracać, aby pokryła go krew.

Odsunęłam się o krok - i zorientowałam się, że wcale nie opływa krwią. Przeciwnie,

wydawało się, że ją pochłania, zupełnie jak odkurzacz. Kiedy zniknęła w nim ostatnia kropla,

rubin zaczął promieniować nieziemskim purpurowym światłem, aż w końcu cały sztylet

jaśniał tą samą czerwienią co oczy Vivian.

Wtedy dziewczyna ostrożnie włożyła go w szczelinę w centrum kamiennego kręgu, na

rękę trzymającą wagę, dokładnie w tym samym miejscu, w którym przecięła moją dłoń.

Odsunęła się, a wtedy Preston i ten drugi mężczyzna zaciągnęli mnie na środek.

Sztylet z Helheimu płonął coraz jaśniej, śląc w niebo smugi gryzącego czarnego dymu

i stopniowo... wtapiając się w kamień. W jednej chwili sztylet był, a drugiej już go nie było.

W chwili, gdy zniknęła rękojeść, wszystko wokół się zachybotało, jakbyśmy znajdowali się w

epicentrum potwornego trzęsienia ziemi. Pochodnie jedna po drugiej gasły, po czym na nowo

Page 157: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

rozbłyskiwały, jeszcze gwałtowniej niż poprzednio. Czarny marmur pod naszymi stopami

zaczął się wybrzuszać i falować, jakby ktoś od spodu walił w niego potężną pięścią.

Po kilku sekundach kamienna brama Garma ustąpiła przed naporem i na środku kręgu

pojawiło się pęknięcie. Posadzka znów się uniosła, a z pęknięcia w kształcie potężnego iksa

buchnęła chmura czerwonego dymu, zupełnie jak lawa z wulkanu, płonąc jeszcze jaśniejszą

czerwienią niż pochodnie. Od gorąca piekła mnie twarz. Powietrze wypełnił drażniący,

cierpki smród jakby uperfumowanej siarki.

A potem wszystko się skończyło, równie nagle, jak się zaczęło. Ziemia się uspokoiła,

dym zniknął. Zamrugałam, usiłując zorientować się, co się dzieje, i ujrzałam, że w centrum

kamiennego kręgu, w samym środku iksa na posadzce, pojawił się ktoś w czarnej szacie.

Mężczyzna jakby klęczał, skulony i poskręcany. Klatką piersiową niemal dotykał

ziemi, szyja była nienaturalnie wykręcona, ręka odstawała od ciała do tyłu pod dziwnym

kątem. W prawej dłoni trzymał sztylet z Helheimu zwrócony ku górze, jakby przebijał się nim

przez kamienne płyty.

Widziałam tylko kawałek jego twarzy, gładkiej i lśniącej, jakby uczynionej z wosku.

Czułam bijące od niego fale gniewu, szaleństwa i absolutnej nienawiści.

- Loki! - szepnęłam z przerażeniem.

Page 158: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 23

Nordycki bóg chaosu trwał bez ruchu w centrum kamiennego kręgu. Powoli jego

palce zaczęły się kurczyć i rozkurczać, muskuły napinać, jakby w tej morderczej pozycji

przebywał bardzo, bardzo długo i teraz miał problemy ze wstaniem na nogi. W końcu opuścił

rękę, szyja przyjęła normalną pozycję, odchylił korpus i zaczął się podnosić. Przy każdym

ruchu jego kości trzeszczały, jakby do wtóru pochodniom, a ja zgrzytałam zębami i kuliłam

się ze strachu. To nie było moje pierwsze spotkanie twarzą w twarz z bóstwem. Nike dwa

razy mnie odwiedziła, ale teraz... teraz to zupełnie co innego.

Bo to był Loki i emanował czystym złem.

W końcu bóg się wyprostował - miał niemal dwa metry wzrostu. Stał do mnie

plecami, więc widziałam tylko, jak odwrócił głowę w lewo, a potem w prawo, przyglądając

się zgromadzonym żniwiarzom. Następnie podniósł ręce w górę i zakrzyknął - był to dziki,

nieopanowany wrzask pełen tłumionej przez wieki nienawiści. Pełen krwawego chaosu i

obietnicy zgonów, którą jego żniwiarze powtarzali przez całe lata.

Najohydniejszy dźwięk, jaki można sobie wyobrazić.

Wystarczyłaby jego zapowiedź, żeby serce zaczęło mi walić młotem. Pełna siła

spowodowała, że po policzkach popłynęły łzy, a całe ciało zabolało, jakby ten wrzask mógł

oddzielić mi mięśnie od kości. Nic gorszego nie mogło mnie spotkać... a przynajmniej tak

myślałam, póki bóg się nie odwrócił i nie pokazał mi swojej twarzy.

Była... po prostu koszmarna.

Nigdy nie widziałam ani nawet nie wyobrażałam sobie nic równie paskudnego.

Rysunki w podręcznikach historii mitycznej nie oddawały prawdziwie jego natury.

Przenikliwe błękitne oczy, silna broda, wysokie kości policzkowe, orli nos, alabastrowa cera.

Połowa twarzy była doskonała, piękna, jak marmurowa rzeźba w bibliotece antycznej. Włosy

spływały mu do ramion jak złota rzeka.

Natomiast druga strona twarzy była stopiona. Rysy, jakby były z wosku, zmiękły i

zlały się ze sobą, pierwotną czystość i prostotę przemieniając w coś złowieszczego i

brzydkiego. Oko nie było błękitne, lecz czerwone - tą czerwienią typową dla żniwiarzy.

Policzek wyglądał jak ugnieciona plastelina, a nos jak zakrzywiony dziób, który próbuje

przekopać się do brody. Ta część twarzy nie była gładka, tylko poznaczona bliznami, włosy

zaś czarne, przetykane karmazynowymi pasmami świecącymi między rzadkimi, matowymi,

Page 159: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

osmalonymi lokami.

Wyglądał jak ucieleśniony koszmar - który uwolnił się z więzienia. I to przeze mnie.

Przez mój idiotyczny błąd, przez łatwowierność, z jaką pozwoliłam się wykorzystać przy

poszukiwaniu sztyletu, z mojej winy zginą ludzie. Przełknęłam piekącą żółć, która podeszła

mi do gardła.

Vivian uklęknęła przed bogiem na jedno kolano.

- Panie - powiedziała tonem pełnym trwogi - udało nam się w końcu cię uwolnić, a

teraz, po wielu latach, czekamy na twoje polecenia.

Loki spojrzał na żniwiarkę i rzekł:

- Powstań. Zawsze służyłaś mi godnie. Teraz sprawimy, że w świecie śmiertelników

na nowo zapanuje chaos.

Pomimo powykrzywianych rysów głos miał pełny, gładki, niski i gardłowy, nawet

uwodzicielski, taki, który mógłby przekonać niemal do wszystkiego. Choć wiedziałam, do jak

strasznych rzeczy Loki potrafił namówić żniwiarzy, to jego głos brzmiał w moich uszach

pięknie, słodko i czysto. Czułam hipnotyczną siłę jego słów. Owijały się wokół mnie, usiłując

dostać się do mojego mózgu, podobnie jak Vivian dzięki telepatii. Zacisnęłam zęby i

odsunęłam to wrażenie jak najdalej od siebie.

Vivian wstała. Jej oczy płonęły gorącą czerwienią. Bóg wręczył jej w podarunku

sztylet z Helheimu. Dziewczyna skłoniła głowę, a potem podniosła go wysoko.

- Za chaos! - zawołała.

- Za chaos! - powtarzali za nią żniwiarze raz po raz, przypieczętowując nie tylko mój

los, ale także los całego świata.

W końcu dzikie echo krzyków ucichło i Loki znów spojrzał na Vivian.

- Teraz chcę obejrzeć ofiarę, którą mi przyprowadziłaś - powiedział.

Żniwiarka wskazała na mnie głową. Loki obejrzał się przez ramię, zwracając ku mnie

piękną połowę twarzy. Błękitne oko się zmrużyło i bóg zaczął zbliżać się do mnie.

Przy każdym kroku trzeszczały mu kości. Pod długą szatą nie miał butów, lecz nie

zwracał uwagi na odłamki marmuru pod stopami, mimo że ostre krawędzie musiały wbijać

mu się w ciało.

Odnosiłam wrażenie, że coś mu dolega. Chodził sztywno i cały czas krzywił się

mimowolnie, jakby przebywanie w świecie śmiertelników sprawiało mu ból. Albo jakby

przez te wszystkie stulecia cierpiał męki, jak za pierwszym razem, gdy bogowie go uwięzili.

Loki zatrzymał się, a moi strażnicy zawlekli mnie do najbliższej pochodni, żeby mógł

mi się przyjrzeć.

Page 160: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Następna Frostówna - powiedział głosem ociekającym nienawiścią. - Widzę, że

mimo upływu stuleci Nike nie zmieniła taktyki.

Nie miałam pojęcia, o czym mówi, ale nie obchodziło mnie to. Choć pragnęłam tylko

zwinąć się w kulkę i płakać, to nie pozwolę się zastraszać, nawet bogu złoczyńcy. Wyjdę

dzielnie naprzeciw śmierci, podobnie jak mama.

Przez chwilę zbierałam się na odwagę, po czym podniosłam oczy i spojrzałam w jego

twarz. To było dziwne uczucie, patrzeć na oblicze tak niesamowite, w połowie doskonałe, w

połowie kompletnie zniszczone. A Loki był właśnie taki - zrujnowany pod każdym

względem.

- Wprawdzie uciekłeś z więzienia - odezwałam się, starając się, żeby głos mi nie drżał

- ale to nie znaczy, że wygrałeś. Nike i inni członkowie Panteonu zbiorą się i pokonają cię tak

jak poprzednio. Trafisz tam, gdzie twoje miejsce - tym razem na dobre.

Loki patrzył na mnie, a ja czułam, jak uciekają sekundy mojego życia - zupełnie,

jakby bóg rozmyślał nad tym, co ze mną zrobić, jaką wymyślić torturę, żebym cierpiała tak

jak on.

Tymczasem zamiast zniszczyć mnie płonącym okiem czy magią, on odrzucił głowę i

się roześmiał. Przestałam oddychać, żeby nie zgiąć się z bólu. Kpiący śmiech miał siłę ciosu

w żołądek. Kiedy Nike mi się ukazała, czułam płynącą od niej zimną, surową moc, lecz było

to nic w porównaniu ze złem, niegodziwością i wściekłością promieniującymi od Lokiego.

Zawsze uważałam, że nie ma silniejszej osoby od mojej bogini, teraz jednak zaczęłam się

zastanawiać, czy się nie myliłam.

- Och, Cyganko, biedna Cyganko - mruknął Loki. - Ta wiara w Nike jest po prostu

żałosna, podobnie jak wiara twoich przodkiń.

Bóg pochylił się, przysunął do mnie twarz i wpił się płonącym wzrokiem w moje

fiołkowe oczy.

- Nie wiesz, że zawsze wygrywam? Jestem wolny i mam cię w swojej mocy. Niczego

więcej nie potrzebuję, żeby osiągnąć ostateczny cel.

Zanim zdążyłam się zastanowić nad jego słowami, Loki skinął na Vivian i rzekł:

- Zabij ją.

Na jej ustach pojawił się uśmiech.

- Z przyjemnością - odparła.

Podeszła do mnie, wymachując sztyletem z Helheimu. Pragnęłam zamknąć oczy, ale

tego nie uczyniłam. Postanowiłam patrzeć jej w twarz, kiedy będzie mnie zabijać, tak jak

mama. Gwen Frost, Cyganka dzielna do samego końca.

Page 161: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Szkoda, że to już koniec, Gwen - powiedziała. - Fajnie było się tobą zabawiać. s

- Idź do diabła, suko - wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.

Vivian roześmiała się radośnie.

- Chyba ciebie wyślę tam pierwszą.

Podniosła sztylet wysoko nad głowę. Czarne ostrze, błyskając w świetle pochodni,

zaczęło zbliżać się do mojego serca...

Nagle rozległ się warkot, a spomiędzy drzew wyskoczył wielki cień i rzucił się na

żniwiarkę, przewracając ją na ziemię. Sztylet poleciał z brzękiem po kamiennej posadzce i

Vivian skoczyła za nim. Zwierzę rzuciło się na zgromadzonych w krąg żniwiarzy, szczerząc

zęby.i chwytając każdego, kto znajdował się w pobliżu. W ciągu pięciu sekund dwóch straciło

życie, a potem jeszcze dwóch następnych.

Stworzenie odwróciło się, żeby obronić się przed napaścią z tyłu, i wtedy je poznałam.

- Nott - szepnęłam.

Nie wiem, jak odnalazła mnie w tej głuszy, ale ucieszyłam się na jej widok. Po raz

pierwszy pojawił się cień nadziei.

Wilczyca odwróciła głowę i uśmiechnęła się do mnie, a potem wbiła zęby w

następnego wroga. Preston, widząc ją, ze zdziwienia opuścił miecz, który trzymał przyłożony

do mojego boku. Zaczęłam wydzierać się z rąk trzymających mnie mężczyzn. Gdybym tylko

się uwolniła, mogłabym uciec do lasu i się ukryć. Jest ze mną Nott, która rozdziera żniwiarzy

na kawałki, jakby byli lalkami z papieru. Za moment będzie ich za mało, żeby nas

powstrzymać przed ucieczką...

Wtedy właśnie usłyszałam krakanie. Prawdę mówiąc, dźwięk przypominał bardziej

krzyk niż odgłos wydawany przez ptaka. Nie zdążyłam się nawet rozejrzeć, a rok już

atakował. Nie widziałam go wcześniej, choć musiał siedzieć w pobliżu na drzewie i

przyglądać się temu koszmarnemu rytuałowi, bo teraz, z wyciągniętymi szponami, rzucił się z

gałęzi prosto na Nott.

Wilczyca przeczuła napaść. Odwróciła głowę i wyszarpnęła napastnikowi garść piór.

Rok wzniósł się w powietrze z obrzydliwym krakaniem. Nott nie spuszczała oczu z ptaka,

który krążył, szykując się do ponownego ataku. Na nic więcej nie zwracała uwagi, nie

widziała więc Vivian, która podkradła się ze sztyletem w ręce.

- Nott! - zawołałam ostrzegawczo, sama walcząc z dwoma żniwiarzami. - Uważaj!

Ale było za późno. Vivian wbiła sztylet w bok zwierzęcia raz, a potem drugi.

Wilczyca zatoczyła się i upadła na posadzkę. Trysnęła krew, zalewając wszystko wokoło.

Nott spojrzała na mnie żałośnie i zaskomliła z bólu. Z oczu popłynęły mi łzy. Walczyłam ile

Page 162: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

sił, lecz Preston i drugi mężczyzna trzymali mnie zbyt mocno.

- Nott! - wołałam. - Nie umieraj! Nott!

Oczy wilczycy zamrugały, a potem powoli się zamknęły. Z jej boku krew lała się

strumieniami. Płakałam, krzyczałam i szarpałam się w rękach żniwiarzy, jednak bez skutku.

Kopanie na oślep, wyginanie ciała ani żadne inne manewry nie przynosiły skutku.

Słysząc moje przeraźliwe krzyki, Loki wykrzywił szyderczo wargi.

- Zamknij jej gębę - polecił Vivian.

Z dala dobiegł wysoki, przenikliwy dźwięk. Ostrym, jasnym echem jak grzmot

przetoczył się po ziemi i odbił od drzew. Był równie głośny jak śmiech Lokiego, ale - z

jakiegoś powodu - mnie nie przestraszył. Przeciwnie - dał nadzieję.

Przez chwilę nic się nie działo. Żniwiarze zamarli w bezruchu, nawet ci pokąsani

przez Nott i wijący się z bólu na ziemi.

- Panteon! - syknął jeden z nich. - Jak oni dotarli do tej kryjówki?

- Niech przychodzą! - zawołała Vivian, wymachując złowrogo sztyletem, tak żeby

widać było krew Nott na ostrzu.

- Zakończmy tę wojnę, raz a dobrze.

Dźwięk rozległ się znowu, jeszcze głośniej, jeszcze przenikliwiej. Ku mojemu

zdumieniu Loki, słysząc go, zatoczył się do tyłu i zakrył uszy dłońmi.

Patrząc na niego, Vivian nagle straciła pewność siebie.

- Panie...? - rzekła.

- To róg Rolanda - wycharczał Loki. - Po latach pod ziemią ten dźwięk jest jak... jak

sztylet wbijający się w mózg.

Róg zagrał po raz trzeci. Bóg zakrzyknął w straszliwej udręce i zaczął się wić z bólu.

Jeden ze żniwiarzy stanął przy Vivian.

- Szybko - powiedział. - Wsadźmy go na roka, zanim znowu zagrają. Jest jeszcze

słaby, a nie możemy pozwolić, aby go schwytali. Trochę za wcześnie na transformację, nie

jest jeszcze gotowy.

Transformację? Jaką? O czym oni gadają?

Vivian gwizdnęła i czarny rok znowu sfrunął na ziemię. Podała Prestonowi sztylet z

Helheimu i podbiegła do ptaka.

Przy pomocy kilku żniwiarzy pospiesznie założyła na niego skórzaną uprząż i

posadziła wijącego się jeszcze Lokiego, przypinając go do grzbietu ptaka. Czyżby

zamierzali... zrobić z roka wierzchowca? Odpowiadając na niezadane pytanie, Vivian usiadła

z przodu, przed bogiem, i uderzyła lejcami po skrzydłach.

Page 163: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Czekaj - wycharczał Loki. - Jeszcze... jeszcze jedno.

Spojrzał na mnie i znowu poczułam moc jego nienawiści palącej tak mocno, jakbym

stała na powierzchni słońca.

- Najpierw zabij tę Frost. Tym sztyletem. Póki nie jest za późno.

Zanim zdążyłam mrugnąć okiem, Preston wzniósł sztylet i wbił mi go w pierś.

Page 164: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 24

Przez sekundę nic nie czułam.

A potem mózg złapał kontakt z resztą ciała. Krzyknęłam, czując, jak Preston wbija mi

sztylet w pierś, i potem znowu, gdy go wyciągał. Ból był po prostu... był straszny. Nieustanne

fale cierpienia przetaczały się przez moje ciało, każda następna gorsza od poprzedniej. Nie

pamiętam, żebym kładła ręce na ranę, ale widocznie musiałam to zrobić, bo nagle poczułam

krew między palcami. Była ciepła, mokra, lepka i cuchnęła miedzią.

Przed oczyma zobaczyłam gwiazdy, a po chwili okazało się, że leżę na ziemi i patrzę

na Lokiego, Vivian i czarnego roka.

Bóg złoczyńca spoglądał na mnie z góry, a jego groteskowe rysy wykrzywił uśmiech.

Na gładkiej części twarzy kąciki ust uniosły się do góry, a na drugiej - opadły w dół.

Przypomniało mi to dwie twarze na pierścieniu Vivian - tylko te były znacznie brzydsze.

- No cóż - powiedział triumfalnie Loki. - Jeden problem rozwiązany. Pozdrów Nike,

kiedy ją zobaczysz, Cyganko. I powiedz jej, że to tylko kwestia czasu, zanim panteon upadnie

i zapanuje chaos.

Vivian ściągnęła cugle i spojrzała na Prestona.

- Upewnij się, że Cyganka nie żyje - zażądała. - Co do pozostałych, schowajcie się w

lesie. Spotkamy się w drugiej kryjówce. I zabijcie przy okazji tylu wrogów, ilu się da.

Żniwiarze skinęli głowami i zniknęli wśród drzew. Vivian klepnęła lejcami roka po

grzbiecie i potężny ptak wzbił się w powietrze z taką łatwością, jakby leciał bez obciążenia.

Mimo bólu nie mogłam oderwać wzroku od tego niecodziennego wierzchowca i jego

pasażerów.

Dziewczyna, która zamordowała moją mamę, i Loki, bóg złoczyńca, którego

uwolniłam wbrew własnej woli.

Nie wiem, czy Loki słyszał moje bolesne myśli, ale wychylił się ku mnie, paląc swoim

czerwonym okiem. Poczułam potężne promieniujące uczucie czystego triumfu. Jakby poprzez

rozkaz zamordowania mnie spełniał długo tajone marzenie, jakby osiągał ostateczne

zwycięstwo.

Stopiona twarz boga złoczyńcy była ostatnią rzeczą, którą widziałam’, zanim rok nie

zniknął na nocnym niebie.

Preston z kwaśną miną patrzył, jak Vivian i Loki znikają w ciemnościach.

Page 165: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- To powinienem być ja - mruknął. - To mnie powinien wybrać Loki, a nie ją!

Kopnął mnie w bok tak silnie, że przewróciłam się na brzuch. Świeża fala bólu

przetoczyła się przez moje ciało. Jęknęłam.

- No - powiedział. - Przynajmniej będę miał przyjemność zabicia ciebie. A to już coś.

Preston kucnął i uśmiechnął się kpiąco.

- Teraz nie jesteś taka twarda, co, Cyganko? Ani tak odważna, ani tak silna jak wtedy,

kiedy przekopujesz się przez wspomnienia osoby przykutej do krzesła. Twoja żałosna

psychometria niewiele pomoże, prawda?

Twoja żałosna psychometria niewiele pomoże, prawda?

Czułam się cała spowita w cierpienie, a przecież z jakiegoś powodu słowa Prestona

cały czas powracały. Coś w nich wydawało mi się... fałszywe.

Umierając, zamiast skupić się na swojej nieśmiertelnej duszy, usiłowałam odgadnąć,

co takiego nie podoba mi się w słowach żniwiarza.

Dopiero po kilku sekundach przypomniało mi się, co mówiły babcia i profesor Metis.

Że psychometria to nie tylko dotykanie przedmiotów i zbieranie z nich wibracji.

Psychometria pozwala ci widzieć wspomnienia, doznawać uczuć osoby, której

dotknęłaś - zabrzmiał mi w głowie głos nauczycielki. - Dlaczego nie miałabyś sięgnąć jeszcze

głębiej? Może nawet podczas walki mogłabyś podłączyć się pod magiczny dar przeciwnika i

zwrócić go przeciw niemu?

Znowu pomyślałam o uzdrawiającej mocy Daphne, którą odczułam w koloseum, a

potem w sali gimnastycznej, jak dotknęłam tej mocy i zaczęła mnie napełniać. Szkoda, że nie

ma tu walkirii. Mogłabym sięgnąć po jej uzdrowicielską magię...

Nagle przyszła mi do głowy przedziwna myśl. Daphne tu nie ma, ale jest Preston!

Zaczęłam się zastanawiać, czy nie mogę z nim zrobić tego, co z Daphne... Gdybym

mogła go dotknąć i użyć jego magii, jego energii, żeby się uleczyć... Na pierwszy rzut oka to

wyglądało idiotycznie, lecz gotowa byłam zrobić wszystko, żeby ustał ten straszny ból...

nawet dotknąć żniwiarza.

Preston miał rację. Umierałam. Czułam, jak z krwią sączącą się na czarny marmur

wypływa ze mnie życie. Szalony czy nie, pomysł trzeba Wypróbować. Nic więcej nie mogę

zrobić.

Wzięłam płytki oddech, wyciągnęłam trzęsącą się rękę i zaczepiając palcami o

pęknięcia w marmurze, podciągnęłam się kawałek do przodu. Potem to samo uczyniłam

drugą ręką. Nie ustawałam, choć było trudno, piekielnie trudno. Wreszcie Preston zauważył,

co robię, i roześmiał się nieprzyjemnie.

Page 166: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Nadal walczysz, Cyganko? Idziesz do mnie? To ci nic nie pomoże. Rana, którą ci

zadałem, jest śmiertelna. Za kilka minut będziesz martwa. Nie ściąłem ci głowy mieczem

tylko dlatego, że chcę, żebyś dłużej cierpiała, tak jak cierpiała moja siostra, Jasmine, kiedy ją

zabiłaś. Oczywiście nie mogę sprawić, żebyś cierpiała tak długo, jak powinnaś, lecz i to

wystarczy.

Nie odpowiedziałam. Nie miałam na to siły. Chodziło mi tylko o dotknięcie Prestona.

Kucał jakieś pół metra ode mnie. Spodnie nieco mu się uniosły i widziałam nad skarpetką

bladą skórę na kostce. Coraz bardziej zbliżałam się do jego stopy, znacząc krwistymi

smugami swoją drogę.

Preston uśmiechał się drwiąco. Moje wysiłki go bawiły. Uchwyciłam się tej emocji i

rozpalałam nią mój gniew na wszystko, co się dziś wydarzyło: oszustwo Vivian, uwolnienie

Lokiego, śmierć Nott.

To ostatnie wspomnienie niemal mnie załamało. Przypomniałam sobie skomlenie

wilczycy i jej spojrzenie, jakby czuła, że to ona mnie zawiodła, a nie ja ją. Nott rzuciła się na

krąg żniwiarzy, aby mnie ocalić. Jedyne, co mogłam zrobić, aby odpłacić jej za poświęcenie,

to zrealizować mój szalony plan. Poza tym i tak nie miałam nic do stracenia.

Ostatnie podciągnięcie się i zacisnęłam palce na kostce Prestona - ale poczułam tylko

skarpetkę.

Materiał był gładki i śliski pod palcami. Nie tego jednak potrzebowałam. Musiałam

dotknąć skóry. Tylko tak działała moja magia i tylko w ten sposób mogłam zrealizować plan.

Oczywiście, jeśli w ogóle ten plan miał sens.

- Co ty wyprawiasz, Cyganko? - mruknął Preston. - Plamisz mi skarpetki z kaszmiru.

Będą do niczego.’ Mógłbym cię za to zasztyletować.

Teraz już płakałam zupełnie otwarcie, macałam go po kostce, usiłując ściągnąć

skarpetkę, żeby dobrać się do gołej skóry.

Preston zmarszczył brwi, jakby przyszło mu do głowy, że nie straciłam rozumu na

skutek bólu, tylko mam w tym jakiś cel.

- Co robisz...?

Ostatkiem energii przysunęłam się o kilka centymetrów, zsunęłam skarpetkę,

delikatnie objęłam palcami kostkę chłopaka i szarpnęłam.

Natychmiast napłynęły wspomnienia i uczucia Prestona. Tym razem jednak

odsunęłam je od siebie i sięgnęłam głębiej, szukając jego magii, tej iskry, która sprawiała, że

Preston był... po prostu Prestonem.

I znalazłam ją!

Page 167: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Było trudniej niż z Daphne, dużo trudniej, pewnie dlatego, że chłopak nie miał daru

uzdrawiania. Nie wiem, prawdę mówiąc, jaki miał magiczny talent, ale czułam, jak ta brzydka

czerwona iskra pulsuje w rytm uderzeń serca. Wyobraziłam sobie, że otaczam palcami jego

serce, tę iskrę w samym środku jego istoty. I szarpię ją ku sobie.

Pociągnęłam jego magię, to mocne, pulsujące uczucie, z całej siły, zabierając je

Prestonowi i wkładając w siebie.

Początkowo nie zdawał sobie sprawy, co się dzieje, potem jednak musiał coś poczuć,

bo jakby się zachłysnął.

- Co ty... co wyprawiasz?!

Nie zwróciłam uwagi na jego okrzyk. Prawdę mówiąc, sama nie wiem, co robiłam.

Byłam tylko świadoma tego, że ból w klatce piersiowej zaczął się zmniejszać i znowu

mogłam normalnie oddychać.

Po kilku sekundach żniwiarz zorientował się, że coś nie gra. Usiłował wstać, ale do tej

pory odzyskałam już dużo siły. Udało mi się wyciągnąć drugą rękę, zsunąć mu drugą

skarpetkę i owinąć palce wokół kostki. Preston szarpnął się, lecz nie ruszył z miejsca, tylko

zamachał ramionami i upadł na kamienną posadzkę.

Próbował mnie kopać, ja jednak wczepiłam się w jego nogi i nie puszczałam.

Wiedziałam, że jeśli uda mu się wyrwać, stracę połączenie, już nie dotknę ani jego, ani jego

magicznego daru i umrę. Cały czas’ wyciągałam z niego energię i wlewałam w swoje ciało,

wyobrażając sobie, że pokrywa ranę w sercu, że ściąga rozdartą skórę, zbliża krawędzie rany,

tak jak widziałam, kiedy Daphne leczyła Carsona w koloseum.

Preston zaczął wrzeszczeć - nadaremnie, zablokowałam w sobie odbieranie dźwięków.

Mój cały świat skupił się na jednym: trzymaniu żniwiarza i używania jego magii.

Nie wiem, ile minut minęło, zanim zauważyłam, że przestał się poruszać i krzyczeć.

I że rana na piersi przestała mnie boleć.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co się stało, dlaczego żniwiarz się nie wyrywa,

dlaczego jego energia przestała się we mnie wlewać. Z trudnością rozprostowałam palce i

puściłam jego kostki. Odwróciłam się na wznak, rozpięłam bluzę i podciągnęłam

podkoszulek. Moje ciało było lepkie od krwi, jakbym pomalowała się na mecz piłki nożnej.

Jednak rana zniknęła. Pozostała tylko cieniutka linia na skórze w miejscu serca.

Udało się! Uleczyłam się dzięki psychometrii!’

Opuściłam podkoszulek, przetoczyłam się na brzuch i podczołgałam do Prestona.

Nadal byłam bardzo słaba i kilka razy musiałam przystawać, żeby złapać oddech. W końcu

jednak udało mi się spojrzeć na twarz chłopaka.

Page 168: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Preston wpatrywał się niewidzącymi oczyma w niebo, a usta miał skrzywione w

niemym krzyku.

Nie żył. Wreszcie zrozumiałam, co się stało. Zabiłam go. Zabiłam go moim darem,

psychometrią wyciągnęłam z niego wszystkie siły życiowe.

Opadłam bezsilnie na ziemię, starając się nie myśleć o tym... że popełniłam

morderstwo.

Page 169: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 25

Nie wiem, jak długo bym tam leżała, gdyby przez moją złość, nienawiść i abominację

do samej siebie nie przedarł się cichy pisk. Podniosłam wzrok i ujrzałam, że Nott patrzy na

mnie przez szparki oczu.

- Nott - powiedziałam.

Podczołgałam się do niej, jak najszybciej mogłam. Udało mi się usiąść i położyłam jej

wielki łeb na moich kolanach. Wilczyca wyciągnęła język i z trudem polizała mnie po

palcach. Poczułam jej ból pulsujący w moim ciele. Był jeszcze większy niż ten, którego sama

doświadczyłam. Tak wielki, że nie wiem, skąd brała siłę, by oddychać i walczyć ożycie. Jej

rdzawe oczy były już całkiem ciemne, pokryły się cieniutką szarą błonką.

- Nie martw się - szepnęłam jej do ucha. - Pomogę ci.

Sięgnęłam po swoje siły magiczne i pchnęłam je ku Nott, aby uleczyć ją tak, jak sama

się uleczyłam, kradnąc energię Prestonowi.

Nie udało się.

Było dla niej za późno albo to ja nie miałam dość mocy. Cała energia, którą jej

wysyłałam, wsiąkała w nią, ale w ogóle nie pomagała. Byłam na skraju wyczerpania. Ledwie

miałam siłę, by sama się uratować, a Preston już nie żył. Teraz tego pożałowałam. Gdyby nie

był martwy, zaciągnęłabym go tu i z radością zamordowała swoją magią, jeśli tylko miałoby

to ocalić Nott.

Wilczyca jeszcze raz liznęła moje palce, jakby próbując powiedzieć, że nic się nie

stało, że i tak zrobiłam wszystko, by ją ocalić.

- Nott - szepnęłam. - Nott!

Położyła głowę, zamknęła oczy i wydała westchnienie

- jakby zadowolenia’. A potem zastygła w bezruchu. Na zawsze.

Położyłam głowę na jej szyi i zapłakałam.

Znaleźli mnie o świcie, kiedy znikły ostatnie fioletowe cienie i świat przygotowywał

się na nowy dzień - pierwszy dzień bez Nott. Leżałam zwinięta w kłębek na zimnym

kamieniu, głaszcząc jedwabiste uszy wilczycy zmarzniętymi palcami.

W lesie zabrzmiały krzyki, a potem dźwięczenie uderzających o siebie mieczy. Z

trzaskiem łamanych gałęzi i szuraniem liści na polanę wypadło kilku żniwiarzy. Zatrzymali

się gwałtownie, widząc mnie pośrodku kamiennego kręgu, z głową opartą na zimnym karku

Page 170: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

fenrira.

- Czy to Cyganka? - spytał jeden z nich. - Ta, którą Ashton zasztyletował? Jak to

możliwe, że jeszcze żyje?

- Nie wiem - odparł inny. - W każdym razie nie pożyje długo.

Podszedł do mnie i wzniósł miecz, gdy nagle...

Krzyknął, podskoczył, odchylił się do tyłu i upadł na ziemię. W jego plecach tkwiła

złota strzała. Daphne, pomyślałam, i pogłaskałam Nott.

Pozostali żniwiarze odwrócili się, a za moment na polanę wypadli moi przyjaciele.

Logan z mieczem i tarczą przypiętą do ramienia oraz Daphne z onyksowym lukiem i

kołczanem. A także Olivier, Kenzie, Metis, Nickamedes i Ajaks, wszyscy z bronią. Nawet

Carson z nimi był, z kijem i rogiem z kości słoniowej podobnym do miniaturowej tuby, tym

samym, który zabrał z koloseum. Róg Rolanda, pomyślałam. Tak nazwał go Loki.

- Gwen! - zawołał Logan, zamierzając się mieczem na żniwiarza, który się przed nim

pojawił. - Gwen!

W kręgu wokół mnie wrzała bitwa, ale wydawała mi się odległa. Przekleństwa,

okrzyki, dźwięk stali uderzającej o stal. Zupełnie jak niewyraźny sen. W końcu jednak moi

przyjaciele przebili się do centrum kręgu i zaczęłam rozróżniać ich głosy w zgiełku.

- Z drogi, Spartaninie! - usłyszałam Daphne. - Chyba że chcesz dostać strzałę w plecy!

- Nie - odkrzyknął jej Logan. - Muszę dostać się do Gwen, zanim będzie za późno!

Nie pozwolę jej umrzeć, tak jak mamie i siostrze!

Zmarszczyłam brwi. To nieprawda. Logan nie miał ma to wpływu. Kiedy żniwiarze je

zamordowali, był małym chłopcem. Nie był w stanie im przeszkodzić. Gdyby spróbował, sam

by zginął.

Logan zauważył, że na dźwięk jego głosu mrugnęłam i podniosłam głowę.

- Gwen! - powiedział kompletnie ogłuszony. - Gwen!

Z zaskoczenia zrobił coś, o co bym go nie podejrzewała - przestał walczyć. Żniwiarz

skorzystał z okazji i podniósł miecz. Przerażenie przebiło się przez zimną mgłę spowijającą

mój umysł. Logan umrze przeze mnie - zupełne jak Nott!

Otworzyłam usta, żeby go ostrzec, ale Nickamedes rzucił się między przeciwników,

odparował cios i wbił żniwiarzowi miecz w serce. Logan przestał się we mnie wpatrywać i

podjął walkę.

Po chwili bitwa wygasła. Żniwiarze byli martwi. Przyjaciele podbiegli do mnie,

przeskakując nad ciałami poległych.

- Gwen! - powiedział Logan. - Nic ci się nie stało?

Page 171: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Spartanin spojrzał na mnie z cierpieniem we wzroku, lecz ja nie widziałam nic poza

krwią, która pokrywała jego ręce, miecz i tarczę, jakby wykąpał je w błyszczącej farbie. Na

twarzy też miał krew - wyglądał, jakby płakał karmazynowymi łzami.

Spojrzałam za niego. Daphne, Carson, Oliwier, Kenzie, Metis, Nickamedes, Ajaks.

Wszyscy pokrwawieni - tyle krwi. Walczyli ze żniwiarzami, żeby przebić się do mnie, która

nie zasługiwałam na ich przyjaźń.

Nie zasługiwałam w ogóle na nic.

- Gwen - odezwał się znowu Logan, zniżając głos do szeptu. - Co się stało? Nic ci nie

jest?

- To Vivian - odparłam tępo. - To cały czas była Vivian. Ma dar telepatii, iluzji,

dezorientacji, chaosu. Oszukała mnie. Kiedy znalazłam sztylet, odebrała mi go, a potem

otworzyła portal do więzienia Lokiego. Jest już wolny, a Nott nie żyje.

Nie przestawałam gładzić zimnych uszu wilczycy.

- Biedna Nott. Nie miała szansy pożyć na wolności. A teraz jej nie ma - przeze mnie.

To wszystko moja wina. Że zamordowano mamę, że Vivian uwolniła Lokiego - wszystko.

Nie powinieneś mnie ratować. Powinieneś pozwolić zabić mnie żniwiarzom. Powinnam

pozwolić zabić się Prestonowi.

Logan spojrzał na pozostałych, a potem odłożył miecz i tarczę, ukląkł obok mnie i

rozłożył ręce, jakby chciał mnie przytulić.

- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam i odchyliłam się gwałtownie. - Nie waż się mnie

dotknąć!

Zaskoczyło go to i uraziło, ale znowu wyciągnął do mnie ręce. Jakoś udało mi się

stanąć na nogi i odsunęłam się.

- Nie zbliżaj się! - wrzasnęłam, obracając się wokół. - Nie podchodźcie do mnie!

- Gwen, uspokój się - odezwała się Daphne i postąpiła krok do przodu. - Nikt ci nic

nie zrobi. Jesteśmy przyjaciółmi. Przyszliśmy ci pomóc.

Roześmiałam się gorzko.

- Nie o was się martwię, tylko o siebie.

- Czy żniwiarze... czy cię zranili? - spytał Oliwier półgłosem.

Roześmiałam się znowu, tym razem głośniej i chrapliwiej.

- Jasne, jasne. Vivian przebiła mi dłoń do samej kości, a Preston wbił między żebra

sztylet z Helheimu.

- Ale... nie wyglądasz na ranną - powiedział z wahaniem w głosie, jakby nie był

pewien, czy ma rację. Spojrzał na innych, szukając wsparcia, oni jednak byli równie

Page 172: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zaskoczeni i niepewni.

- No tak, teraz już nic mi nie jest. Bo zrobiłam to Prestonowi.

Wszyscy odwrócili głowy ku żniwiarzowi rozciągniętemu na posadzce.

- Co mu się stało? - spytał Carson. - Nie widzę żadnych ran.

- Co się stało? Zabiłam go, Carson. Magią dotykową. Mój dar jest bardzo rzadki i

wyjątkowy. Po prostu złapałam go i wyciągnęłam z niego całą energię, całą magię, całe jego

cholerne życie, i wlałam w siebie. Żeby się uleczyć, uratować. Niezła ze mnie wybranka, co?

Chłopak patrzył na mnie bez słowa.

Odwróciłam się do pani Metis.

- Wspomniała mi pani, że psychometrią mogę wpływać na ludzi i przedmioty -

powiedziałam oskarżycielsko - ale nie mówiła, że mogę ich zabijać. To pani przemilczała.

- Wszystko będzie dobrze, Gwen - odezwała się uspokajająco pani Metis i zaczęła

powoli do mnie podchodzić.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Najważniejsze, że jesteś bezpieczna.

Podniosłam głowę do góry, jakbym mogła tam jeszcze ujrzeć Vivian, Lokiego i

czarnego roka, na którym odlecieli.

- Nikt z nas nie jest bezpieczny - wymamrotałam. - Już nie.

Cała energia nagle mnie opuściła, nogi ugięły się pode mną i zemdlałam. Ostatnie, co

pamiętam, to twarz Logana.

Page 173: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 26

Pani Metis uzdrowiła mnie swoją magią i po kilku minutach obudziłam się, leżąc

nadal obok Nott. Następne godziny pamiętam przez jak przez mgłę łez. Mimo żądań, by się

odsunęli, przyjaciele położyli mnie na nosze i wynieśli z lasu. To samo zrobili z Nott, choć

ich nawet nie prosiłam.

Zawieźli mnie do babci. Powiedziałam jej to samo co innym - żeby mnie nie dotykała,

ale, naturalnie, nie posłuchała.

- Jesteś moją wnuczką - odparła zdecydowanym tonem.

- Nic złego mi nie zrobisz.

A potem wzięła w dłonie moją umazaną krwią twarz i poczułam, jak obmywa mnie jej

miłość, silniejsza niż kiedykolwiek. I znów zaczęłam płakać.

W końcu poszłam na górę do łazienki, ale zamiast wejść pod prysznic, zaczęłam

oglądać się w lustrze. Brązowe włosy zmierzwione, ubranie podarte, fiołkowe oczy

podkrążone ze zmęczenia. Nawet naszyjnik z płatkiem śniegu wyglądał na zmatowiały.

Srebro było pobrudzone krwią: moją i Nott. Zdjęłam go i położyłam na stoliku. Tak się

cieszyłam, gdy Logan mi go dał, a teraz nie mogłam na niego patrzeć. Na siebie też nie.

Wykąpałam się mechanicznie i zeszłam na dół, do kuchni. Kiedy usiadłam przy stole,

pani Metis opowiedziała, jak mnie odnaleziono. Najwyraźniej ratunek zawdzięczam Morgan

McDougall. Wracając na noc do akademika, zauważyła, jak żniwiarka niesie mnie

nieprzytomną. Poszła za nią aż do bramy. Tam żniwiarka zdjęła maskę i pokazała swoją

twarz. Kiedy Morgan ujrzała, że Vivian wynosi mnie z kampusu, zadzwoniła do pani Metis i

podniosła alarm. Profesorowie zorientowali się, że żniwiarka zabrała mnie do posiadłości

rodzinnej i zorganizowali ekspedycję ratunkową, która musiała walczyć z mnóstwem

żniwiarzy zgromadzonych w rezydencji i na terenie wokół.

Kiedy pani Metis skończyła opowiadać, zabrała mnie do łazienki i jeszcze raz

obejrzała ręce i miejsce na piersi. Po obu ranach nie pozostało niemal ani śladu, poza cienkimi

białymi liniami zrostu. Nauczycielka również próbowała je usunąć, ale mimo wlewania we

mnie leczniczej energii nie chciały zniknąć. Może dlatego, że zostawił je sztylet z Helheimu.

Powiedziała, że artefakty obdarzone specjalną mocą mogą czasem zostawiać trwałe blizny.

Podobnie będzie z moim sercem - czułam, że rany na nim nigdy się nie zabliźnią. Nie

potrzebowałam blizn, żeby przypominały mi o tym, co się wydarzyło. I tak nigdy tego nie

Page 174: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zapomnę, nigdy nie przestanę winić się za wszystko.

Po południu pochowałyśmy Nott w ogródku, obok ogołoconego z liści bzu. Logan i

Oliwier zgłosili się do kopania grobu. Uparłam się, że im pomogę, choć niczego nie

pragnęłam bardziej niż zwinąć się w kulkę na łóżku i nigdy z niego nie wyjść. Pani Metis,

Ajaks, Nickamedes i babcia Frost wyszli na dwór pożegnać się z Nott, zabierając ze sobą

Daphne, Carsona i Kenziego.

- Czy powinniśmy coś powiedzieć? - spytał mnie szeptem Oliwier, kiedy było po

wszystkim.

Spojrzałam na pryzmę ziemi i pokręciłam głową. Chciałam powiedzieć, jaka delikatna

była Nott w głębi duszy, lecz słowa nie mogły mi przejść przez zaciśnięte gardło. Babcia

ścisnęła mnie za rękę, a inni obdarzyli mnie współczującymi spojrzeniami i mówili, jak im

jest przykro. A potem po kolei wracali do domu, tak że na końcu zostałam tylko z Loganem i

babcią.

- Dam wam dwie minuty - oświadczyła babcia, znowu ściskając moją rękę, i weszła

do domu.

Staliśmy z Loganem nad grobem Nott. Spartanin podniósł ramiona, jakby chciał mnie

objąć, ale zaraz je opuścił. Poza panią Metis i babcią nikt inny mnie nie dotknął. Nie

chciałam.

Nie chciałam, żeby ktokolwiek kiedykolwiek mnie dotykał. Nie po tym, co zrobiłam

Prestonowi. Kiedy dowiedziałam się, do czego jestem zdolna.

Nie wiem, ile czasu tak staliśmy. Zrobiło się zimniej iz jasnego, mroźnego nieba

posypały się płatki śniegu. Opadały mi na włosy i mieszały się ze łzami płynącymi po

policzkach. Były zimne, lecz nie tak zimne jak moje serce.

- Jestem tchórzem, Gwen - powiedział Logan, przerywając milczenie.

To ostatnia rzecz, jakiej się po nim spodziewałam. Podniosłam głowę i spojrzałam mu

w twarz.

- Nie jesteś. Widziałam, jak walczyłeś ze żniwiarzami na polanie, a Ajaks powiedział,

jak poprowadziłeś wszystkich do bitwy w rezydencji. Jest z ciebie dumny. Nickamedes

również.

Logan westchnął.

- Nie dzisiaj. Wtedy, w dzieciństwie, kiedy zamordowano mamę i siostrę. To jest ten

mój wielki sekret, Gwen. To, czego nie chciałem ci zdradzić. Jakim byłem wtedy tchórzem.

Zawahał się i podszedł o krok. Chciałam się wyrwać, ale on delikatnie wziął moją

twarz w dłonie, podniósł do góry i spojrzał mi w oczy. Zalały mnie wspomnienia.

Page 175: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Logan jako chłopiec chowa się w szafie i ściska w dłoni miecz. Jest przerażony

krzykami i przekleństwami, które dobiegają zza drzwi. A potem stoi nad martwymi mamą i

starszą siostrą. Wreszcie, płacząc, przygnieciony smutkiem, kładzie się pomiędzy nimi.

Widziałam to już wcześniej, gdy go pocałowałam, teraz jednak pozwolił mi wejść

głębiej w te wspomnienia, poczuć swoje emocje, odkryć tajemnicę.

Zobaczyłam to wydarzenie jego oczyma. Bawi się swoim mieczykiem, udając, że

walczy ze żniwiarzami. A potem widzi, jak kilku odzianych na czarno żniwiarzy przeskakuje

przez ogrodzenie przy ścianie lasu. Biegnie do domu z krzykiem, ostrzegając rodzinę. Mama

woła do dzieci, żeby się schowały. A potem żniwiarze wpadają do rezydencji, a mama i

siostra idą z nimi walczyć, choć wiedzą, że nie wygrają. Logan chciałby im pomóc, jednak

zamiast dołączyć, odwraca się i biegnie w głąb domu.

Logan znienawidził siebie za to, że wtedy się wystraszył. A Spartanie, jako najlepsi

wojownicy i najtwardsi w bitwie, nie mogą się bać ani uciekać z pola bitwy - nigdy.

Poczułam jego wstręt do siebie samego, tak silny, że zrobiło mi się niedobrze. Wina,

wstyd, strach, odraza. Przepełniały go te uczucia, bo uciekł i schował się w szafie, zamiast

walczyć ze żniwiarzami, jak zrobiły to mama i siostra, jak go uczono i jak pragnął. Częściowo

wierzył, że byłoby lepiej, gdyby choć próbował bronić rodziny, nawet gdyby zginął.

- Widzisz? - szepnął. - Widzisz, jakim byłem tchórzem? Jak pozwoliłem im zginąć,

żeby ocalić życie?

Pokręciłam głową i odsunęłam się o krok. Opuścił dłonie i połączenie zniknęło.

- Nie jesteś tchórzem. Miałeś wówczas tylko pięć lat. Gdybyś próbował walczyć,

ciebie też by zabili. Wiesz o tym. Mama też wiedziała. Dlatego kazała wam się chować.

Chciała, żebyście byli bezpieczni, nawet kosztem opuszczenia jej. Zapewne siostra myślała

tak samo, postanowiła pomóc mamie i zapewnić ci bezpieczeństwo.

Spartanin uśmiechnął się smutno.

- Może to prawda, lecz ja to widzę inaczej. Czuję, że je zawiodłem, sam siebie

zawiodłem. Tego dnia przyrzekłem sobie, że zostanę najlepszym ze wszystkich wojowników,

żeby bronić innych. Żeby ochronić przed śmiercią z ręki żniwiarzy ludzi, na których mi

zależy. Których kocham.

Te słowa wisiały między nami, krążyły wokół razem z płatkami śniegu. Poczułam,

jakbym wzniosła się w powietrze, jakby serce wyrwało mi się z piersi i wzleciało w niebo.

Loganowi zależało na mnie tak samo, jak mnie na nim. Kochał mnie, tak jak ja jego. Przez

moment świat wydawał się wspaniały.

A potem zdałam sobie sprawę, że nie zasługuję na jego miłość... już nie.

Page 176: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Logan spojrzał na mnie z ogromną nadzieją w oczach i z wielką tęsknotą. Z trudem

zdobyłam się na to, żeby się odwrócić i odrzucić szczęście, jakie dało mi jego wyznanie.

- Pomyślałem, że o tym wiesz, kiedy powiedziałaś, że zobaczyłaś mnie nad zwłokami

mamy i siostry - westchnął Spartanin. - Że poznałaś, jakim byłem tchórzem. Nie jest mi

obojętne, co o mnie myślisz. Dlatego tak się zdenerwowałem wtedy w bibliotece. I dlatego

powiedziałem ci te wszystkie straszne rzeczy. Czy możesz mi przebaczyć, Cyganko?

- Nie mam czego wybaczać. Nie uważam cię za tchórza. Jesteś jedną z

najodważniejszych i najsilniejszych osób, jakie znam.

Logan objął mnie i jego oddech pocałował mnie w policzek, ale nawet to nie mogło

przepędzić zimna, które poczułam, gdy zdałam sobie sprawę, że jego dłonie znajdują się

niebezpiecznie blisko moich. Przed oczami pojawiła mi się twarz martwego Prestona i

ogarnęła mnie panika.

- Puść mnie - powiedziałam. - Puść!

Logan natychmiast opuścił ramiona i się cofnął.

- Co się dzieje? Co takiego zrobiłem?

Pokręciłam tylko głową, starając się opanować szaleńcze bicie serca.

- Nic. Ty nie zrobiłeś nic złego. To tylko ja i ta moja głupia psychometria.

Spartanin zmarszczył brwi. Po jego oczach poznałam, że nie rozumie. A ja nie

wiedziałam, jak mu wyjaśnić, że bałam się go skrzywdzić, tak jak skrzywdziłam Prestona.

Logan by uważał, że to niemożliwe. Nie widział przecież, co uczyniłam tamtemu, nie czuł

jego strachu i przerażenia, a ja - tak. Nie wiedział, że zignorowałam ten strach; co gorsza,

jakaś część mnie cieszyła się mocą, jaką miałam nad chłopakiem. Logan nie miał pojęcia, do

czego jestem zdolna, i nie chciałam, żeby kiedykolwiek się dowiedział.

Możliwe, że teraz ja naprawdę stałam się tchórzem z własną okropną tajemnicą.

- Przepraszam, Logan - powiedziałam w końcu. - Po prostu mnie zostaw. Dobrze?

Odwróciłam się i wbiegłam do domu, zanim zdołał wyciągnąć do mnie rękę.

Wkrótce wszyscy pojechaliśmy do akademii. Chciałam zostać z babcią, ale pani Metis

upierała się, żebym też wróciła, póki panteon nie zorientuje się, co w praktyce oznacza dla

nas ucieczka Lokiego.

- Teraz to najbezpieczniejsze miejsce, Gwen - przekonywała łagodnie. - Nie martw

się. Ustaliłam z panteonem, że kilka osób przyjdzie tu i będzie strzegło Geraldine.

Wbrew woli pojechałam więc na kampus. O trzeciej byliśmy na miejscu. Stanęłam

przed drzwiami do swojego pokoju, dziwiąc się, że tak normalnie wyglądają, że wszystko jest

takie zwyczajne. Zapytywałam się, czy i ja będę się kiedyś czuła normalnie, bezpieczna i

Page 177: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

szczęśliwa. Drzwi były otwarte, pewnie po tym jak Nott wyszła mnie szukać. Na myśl o niej

zakłuło mnie serce. Ciekawe, czy kiedyś przestanie mnie boleć.

- Gwen, chcesz, żebym z tobą została?

Przez oszołomienie przebił się głos Daphne, która mimo moich protestów

odprowadziła mnie do pokoju.

Pokręciłam głową.

- Teraz wolę być sama. Dobrze?

Walkirii się to nie podobało, ale skinęła głową, ostrożnie otoczyła mnie ramionami i

przytuliła, podobnie jak inni. Wszyscy mnie przytulali i obejmowali, zanim wyszliśmy od

babci, jakby to miało mnie przekonać, że nie stanowię zagrożenia. Teraz to nie było prawdą.

Już nie.

Przyjaciółka o mało nie złamała mi karku, choć starała się obchodzić ze mną

delikatnie. Stałam nieruchomo, pilnując, by nie dotknąć przypadkiem jej skóry. W końcu

Daphne opuściła ręce i odsunęła się o krok.

- Zadzwoń później, dobrze? - poprosiła zmartwionym głosem.

Skinęłam głową, choć wcale nie miałam zamiaru tego robić. Nie miałam zamiaru nic

robić. Bo i po co? Schrzaniłam wszystko, czego się dotknęłam. Loki jest wolny, a wkrótce

żniwiarze chaosu przejmą rządy nad światem i zabiją albo zniewolą całą resztę. Po co jeszcze

się starać?

Nigdy nie czułam się równie podle i wiedziałam, że na to zasłużyłam. To wszystko

było moją winą, tylko moją. Gdybym się zorientowała, do czego zmierza Vivian,

zostawiłabym sztylet w dotychczasowej kryjówce, gdzie był bezpieczny, a Loki nie

wydostałby się z więzienia. Tymczasem wypuściłam złoczyńcę na wolność. Nie byłam już

Gwen Frost, Cyganką, która miała wizje. Już nie. Byłam teraz Gwen Frost, totalną klęską.

Daphne sobie poszła, więc otworzyłam pokój i rzuciłam torbę na podłogę. Po raz

drugi w tym tygodniu pani Metis przywiozła ją do babci Frost. Wyjęłam z niej Wiktora.

Wczoraj nie miałam okazji użyć go w walce przeciw Vivian ani innym żniwiarzom, nawet nie

wyciągnęłam go z pochwy. Ładny ze mnie wojownik, nie ma co.

Wiktor otworzył oko i przez chwilę mierzył mnie wzrokiem.

- To nie twoja wina, Gwen. Nawet wybrańcy nie są nieomylni.

On także był dla mnie miły, co dobitnie mi uświadomiło, jak potwornie wszystko

sknociłam.

- Dzięki, Wiktor - mruknęłam i powiesiłam go na ścianie.

Miecz nie spuszczał mnie z oka, więc żeby uniknąć jego spojrzenia, rzuciłam się na

Page 178: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

łóżko. Loki, Vivian, Preston, Nott, Logan. W głowie wirowały mi obrazy z wczoraj,

zwiększając poczucie winy. Nie wiem, ile czasu leżałam, gapiąc się w sufit, gdy nagle do

moich uszu dobiegł znany pisk.

- Nott? - zawołałam, siadając na łóżku.

Pokój był pusty.

A potem sobie przypomniałam. Nott nie żyje. Widziałam, jak umierała, trzymałam ją

wtedy w ramionach. To tylko moja nadaktywna wyobraźnia płata mi okrutne figle. Już

miałam się położyć, kiedy znowu usłyszałam pisk.

Rozejrzałam się i zauważyłam, że na legowisku Nott coś się porusza. Było to małe,

lecz na wszelki wypadek zdjęłam Wiktora ze ściany. Podeszłam na palcach i rozgarnęłam

koce.

Ze środka patrzył na mnie wilczy noworodek. Po głowie plątały mi się nieskładne

myśli: Jak... dlaczego... skąd...? W końcu zrozumiałam.

- Nott - szepnęłam.

Musiała urodzić, kiedy mnie porwano. A potem pewnie wyczuła, że dzieje się coś

złego, i pobiegła do mnie. Babcia powiedziała, coś łączy mnie z wilczycą, ale nigdy bym nie

oczekiwała tego!

Spoczywający w mojej dłoni Wiktor zmrużył oko i zerknął na szczeniaka.

- Świetnie - mruknął. - Po prostu świetnie. Mamy następnego.

- Zamknij się, Wiktor - powiedziałam. Odłożyłam miecz i pochyliłam się nad

zwierzakiem.

Szczenię miało popielate futerko i ważyło jakiś kilogram. Nie wiedziałam, co robić,

więc niepewnie wyciągnęłam do niego rękę. Nie miałam pojęcia, czy mnie wyczuje, czy wie,

kim jestem i co stało się z jego mamą. Maluch wsunął łebek pod moją dłoń i polizał po

palcach. Pokazało mi się mnóstwo obrazów. Szczeniak był zdezorientowany, przestraszony i

głodny.

To najpiękniejsze uczucia, jakie kiedykolwiek odebrałam. Przebiły twardą, zimną

skorupę, która otaczała moje serce od śmierci Nott. Uśmiechnęłam się, a po policzkach

popłynęły mi łzy. Otuliłam malucha z powrotem w koce i zaczęłam gorączkowo szukać

telefonu. Byłam zbyt podekscytowana, żeby pisać esemesy, więc przycisnęłam numer w

funkcji szybkiego wybierania. Podniosła po drugim dzwonku.

- Babciu! - zawołałam. - Nie zgadniesz, co się stało!

- Złotko, nic ci nie jest? Co się dzieje?

Ledwie zaczęłam opowiadać, szczenię na ułamek sekundy otworzyło oczy. To, co

Page 179: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zobaczyłam, odebrało mi dech i zaczęłam się zastanawiać, czy nie śnię. Telefon wypadł mi z

ręki i stuknął o podłogę.

- Gwen! - słyszałam głos babci, ale nie zwracałam na niego uwagi.

Patrzyłam na wilczka. Szczenię znowu otworzyło oczy. Nie, nie wyobraziłam sobie

tego.

Oczy szczeniaka miały ten sam kolor, co Wiktora - łagodną barwę zmierzchu.

***

- Młode fenrira - zdumiewała się pani Metis godzinę później. - Nigdy nie widziałam

wilczego szczeniaka.

Przyszła do mojego pokoju razem z trenerem Ajaksem i całą trójką przyglądaliśmy się

noworodkowi. Pani Metis przyniosła pudło, które wyłożyłam kocami. Pozwoliła mi nakarmić

malucha mlekiem z butelki, a teraz szczenię - to była dziewczynka - spało. Pogładziłam

maleńkie uszka i szczeniak mruknął z zadowolenia.

- Myśli pan, że po to tu przyszła Nott? - spytałam. - Żebym się zajęła jej dzieckiem?

Czyżby wiedziała, że umrze?

Ajaks wzruszył potężnymi ramionami

- Niezrozumiałe są drogi boskie i drogi świata, Gwen. Po Nott coś zostało i my się

tym zajmiemy. Możesz na to liczyć.

- Hmmm - chrząknął Wiktor ze swojego miejsca na ścianie. - Będzie z nim mnóstwo

problemów i wszędzie będzie zostawiał kłaki.

Spojrzałam na niego z oburzeniem i już miałam kazać mu się zamknąć, gdy ze

zdumieniem ujrzałam, że twarz miecza złagodniała, a w oku błyszczy łza.

- No, ale smarkacz jest całkiem ładny. Oczywiście, o ile może być ładne coś, co jest

pokryte futrem - dodał zrzędliwie.

Kilka razy pociągnął nosem i miałam wrażenie, że starłby sobie łzę z oka, gdyby miał

rękę. Ponieważ jednak jej nie miał, złapałam chusteczkę higieniczną i go wyręczyłam.

Wiktor uśmiechnął się i oboje z powrotem zainteresowaliśmy się szczeniakiem.

- Jak go nazwiesz? - spytała pani Metis.

- Nyks - odparłam po krótkim namyśle.

- Jak grecka bogini nocy? - upewnił się Ajaks.

Skinęłam głową.

- Tak, bo wyłoniła się z ciemności, tak jak Nott.

Maluch poruszył się w pudełku, zupełnie jakby usłyszał imię mamy, mimo że - jak

wyjaśniła mi pani Metis - noworodek co najmniej jeszcze przez kilka dni będzie ślepy i

Page 180: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

głuchy.

Ukucnęłam i zaczęłam gładzić jedwabiste uszka, co pewnie spodobałoby się Nott.

Rozdział 27

Do końca dnia dotrzymywałam Nyks towarzystwa, dziwiąc się, jaka jest malutka i

śliczna. Daphne przyszła z Carsonem i siedzieliśmy we trójkę, patrząc na szczeniaka.

Chciałam też zadzwonić do Logana, lecz za każdym razem, gdy podnosiłam telefon,

pokazywała mi się twarz Prestona. Nie mogłam przemóc obawy, że Spartaninowi zrobię to

samo co tamtemu.

Cały czas myślałam jeszcze o jednej rzeczy, którą powinnam uczynić. Wyszłam więc

na chwilę, zostawiając przyjaciół, którzy mieli nakarmić Nyks.

Biblioteka starożytności wydawała się taka, jak zwykle. Na parterze uczniowie śmiali

się i rozmawiali, a Raven sprzedawała słodycze i napoje. Za ladą stał Nickamedes, pomagając

pani Banbie znaleźć książkę. On, pani Metis i Ajaks postanowili nie zakłócać porządku dnia i

udawać, że nic się nie stało, póki władze szkoły nie dadzą znać, w jaki sposób chcą

przedstawić informację o ucieczce Lokiego.

Zauważyłam, że bibliotekarz na mnie patrzy, ale zignorowałam go i weszłam na

pierwsze piętro. Z góry spojrzałam na kolegów i koleżanki pogrążonych w lekturze. Nie mieli

pojęcia, jak bardzo tej nocy zmienił się świat. Kilka dni temu przeżyli atak w koloseum. A

teraz, kiedy Loki jest wolny, będzie jeszcze gorzej. Nadciąga wojna. I nie miałam pojęcia, jak

ją można wygrać.

Ruszyłam wokół biegnącego naokoło wewnętrznego balkonu i zatrzymałam się obok

posągu Nike, greckiej bogini zwycięstwa. Wyglądała jak zwykle, choć dziś wydawało się, że

ma trochę smutną minę. Może dlatego, że tak bardzo ją zawiodłam.

- Przepraszam - powiedziałam, czując, że do oczu napływają mi łzy. - Przepraszam za

wszystko.

Stałam chwilę z nadzieją, że bogini odpowie, ale oczywiście tego nie uczyniła.

Bogowie ukazują się śmiertelnikom tylko wtedy, gdy sami chcą. Czułam jednak, że Nike

mnie odwiedzi, więc usiadłam koło posągu, uzbrajając się w cierpliwość.

Nie wiem, ile czasu czekałam na to, żeby Nike się poruszyła, mrugnęła okiem, czy

przemówiła - w ogóle zrobiła cokolwiek, co dałoby mi nadzieję, że nie wszystko stracone.

Lecz nie doczekałam się.

Page 181: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Piętro niżej Nickamedes oznajmił, że zamyka bibliotekę na noc. Ostatni uczniowie

spakowali się i wyszli. Nie chcąc spędzić nocy w czytelni, zeszłam na dół i skierowałam się

ku drzwiom. Byłam już przy nich, gdy usłyszałam:

- Gwendolyn? Poczekaj chwilę.

Westchnęłam i odwróciłam się. Nickamedes stał za mną, trzymając coś w dłoni.

Skinął, żebym do niego podeszła.

- O co chodzi? - spytałam zrezygnowana. - Zamierza mi pan uświadomić, jak

wszystko zabałaganiłam? Nie musi pan. Dobrze wiem, że czekają nas nie lada kłopoty.

Nickamedes pokręcił głową.

- Nie, Gwendolyn. Nie zamierzam ci prawić kazań. Uważam, że, biorąc pod uwagę

okoliczności, poradziłaś sobie zdumiewająco dobrze. Nie wiem, czy byłbym równie odważny

jak ty.

Zamrugałam. Bibliotekarz nigdy nie prawił mi komplementów. Oczekiwałam, że

będzie wygłaszał tyrady i wściekał się o to, że skazałam świat na zagładę - no cóż, miałby

rację. Tymczasem zaprosił mnie gestem do jednego ze stołów. Zaskoczona, usiadłam, a on

przysunął sobie drugie krzesło i ulokował się naprzeciw. Przyszło mi do głowy, że po raz

pierwszy nie patrzy na mnie z góry. W ogóle nie patrzył na mnie, tylko na kartkę papieru,

którą trzymał w rękach z taką rewerencją, jakby to była najcenniejsza rzecz na świecie.

Po chwili odchrząknął i rzekł:

- Kilka dni temu spytałaś mnie, czemu cię tak nienawidzę.

- A teraz pan mi to powie? Po prostu cudownie - mruknęłam.

Bibliotekarz pokręcił głową.

- Nie, nie powiem ci, bo to nieprawda. Nie nienawidzę cię, Gwendolyn.

- No to co jest z panem za każdym razem, kiedy tu przychodzę? Bo zachowuje się

pan, jakby mnie nie cierpiał.

- To... skomplikowana sprawa - westchnął.

- Jak prawie wszystko w Akademii Mitu.

Powiedziałabym coś bardziej złośliwego, gdyby nie zbolały wyraz twarzy

bibliotekarza.

- Co się dzieje? Co tym razem zrobiłam?

Nickamedes w końcu na mnie spojrzał.

- Nic. Nie zrobiłaś nic złego, Gwendołyn. I wcale nie chodzi tylko o ustawiczne

spóźnienia.

Odetchnął głęboko.

Page 182: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Znałem twoją matkę. Razem chodziliśmy do szkoły. Właściwie byliśmy

przyjaciółmi, Grace, Aurora i ja.

Nickamedes machnął kartką, którą trzymał w ręce, i zorientowałam się, że jest to

fotografia - moja mama, pani Metis i Nickamedes siedzą roześmiani na stopniach biblioteki.

Zabrakło mi tchu.

- Skąd... skąd pan to ma?

- Kilka dni temu wypadło z pamiętnika twojej mamy i wleciało pod stół - wyjaśnił. -

Chciałem ci je oddać, ale już wyszłaś.

A, to dlatego wtedy za mną wołał. Myślałam, że chce się natrząsać z tego, że Logan

mnie zostawił.

- Przyjaźnił się pan z mamą? Naprawdę?

Skinął głową i uśmiechnął się.

- Naprawdę. Grace, Aurora i ja wszystko robiliśmy razem. Mieliśmy wielkie

marzenia, jak będziemy walczyć ze żniwiarzami i zmienimy świat, jak uczynimy go bardziej

bezpiecznym, żeby wojownicy nie byli potrzebni.

- I co? - spytałam, czując, że historia nie ma szczęśliwego zakończenia.

Nickamedes wzruszył ramionami.

- Walczyliśmy ze żniwiarzami cały czas, gdy byliśmy w akademii. Grace i Aurora

zostały wybrankami. A potem wszystko się zmieniło. My sami się zmieniliśmy. Zanim

skończyliśmy szkołę, nie byliśmy już tacy jak na tym zdjęciu. Twoja mama czuła się...

zmęczona. Zmęczona walką ze żniwiarzami, funkcją wybrańca, krwią, śmiercią i

odpowiedzialnością.

Doskonale ją rozumiem. Jestem wybranką Nike zaledwie od miesiąca, lecz

niezależnie od tego, jak się staram i jak walczę, pojawiają się nowi żniwiarze. A teraz, kiedy

Loki wyrwał się na wolność, będzie jeszcze gorzej.

- No cóż, wkrótce po skończeniu szkoły pokłóciłem się z twoją matką - ciągnął

bibliotekarz. - Chciałem dołączyć do panteonu. Ma on własną policję rozmieszczoną na

całym świecie, a ich celem jest wyszukiwanie żniwiarzy i wsadzanie ich do więzienia. Od

kiedy byłem w akademii, marzyłem, by wstąpić do tej policji. Podobnie Grace.

- Tymczasem ona się zmieniła - dokończyłam. - I nie chciała już walczyć, prawda?

Nickamedes skinął głową.

- Tak. Nie mogłem tego zrozumieć, bo przecież była wybranką, miała tyle mocy, takie

magiczne dary... Powiedziałem jej... eee... no cóż, niektóre rzeczy nie były miłe. Prawdę

mówiąc, wyzwałem ją od dezerterów i oświadczyłem, że nie zasłużyła, by być wybranką

Page 183: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Nike.

- Dość ostro - skrzywiłam się.

Mężczyzna uśmiechnął się smutno.

- Masz rację. Żałowałem tego bardziej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Po szkole

nasze drogi się rozeszły. W końcu postanowiłem tu wrócić i zaopiekować się artefaktami z

biblioteki.

- A mama została policjantką w świecie śmiertelników.

- Chyba zrealizowała swoje marzenia. Często o niej myślałem, zastanawiałem się,

gdzie jest i co się z nią dzieje, czy rzeczywiście, tak jak chciała, prowadzi życie bez

żniwiarzy. A potem, na wiosnę, Aurora przyszła tu i powiedziała mi, że Grace została

zamordowana. I że ma córkę, która jesienią zacznie chodzić do akademii. Natychmiast

oznajmiłem jej, że chcę, żebyś pracowała ze mną w bibliotece.

Zmarszczyłam brwi’.

- Dlaczego?

„Szczególnie biorąc pod uwagę sposób, w jaki mnie traktowałeś”. Nie powiedziałam

tych słów, ale wisiały między nami.

- Bo jesteś córką Grace - powiedział cicho. - A ja bardzo kochałem twoją matkę.

Ogłuszył mnie. Całkowicie. Nerwowy, nadęty, zarozumiały Nickamedes i moja

mama! Razem? Czy byli parą? Kochali się? To nie miało sensu. A potem przypomniałam

sobie Logana. On i ja - to też nie miało najmniejszego sensu. Okrutny Spartanin i Cyganka,

która dopiero uczy się walczyć.

- Przepraszam za to, jak cię traktowałem - powiedział Nickamedes. - Nasze rozstanie

było dość... przykre, jak możesz sobie wyobrazić. Myślałem, że zapomniałem o twojej matce,

a przynajmniej przestałem się na nią gniewać za to, że odeszła, jednak kiedy się pojawiłaś...

Wyglądasz tak jak ona, szczególnie gdy się uśmiechasz. I jesteś, tak jak ona, mądra i silna.

Jego twarz złagodniała i przed oczyma mignął mi obraz faceta, jakim mógł być w

młodości - w jakim przed laty zakochała się mama. A potem Nickamedes odchrząknął i ten

obraz zniknął.

- Byłem zły na twoją mamę, ale wyżywałem się na tobie. To nie w porządku.

Chciałem cię za to przeprosić. Więcej się to nie powtórzy.

Nie odezwałam się. Nie miałam pojęcia, co mogę powiedzieć. Nickamedes zakochany

w mamie; mama pragnąca normalnego życia; mama rezygnująca z pozycji wybrańca Nike.

Trudno było to wszystko przyswoić. W mojej głowie pojawiły się tysiące pytań.

- Chciałem, żebyś wiedziała, dlaczego traktowałem cię tak, a nie inaczej. I chciałem

Page 184: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

dać ci to.

Podał mi fotografię. Wzięłam ją drżącą ręką. Od razu włączyła się psychometria i

poczułam wszystko to, co czuła mama i Nickamedes, bo przecież oboje mieli w rękach to

zdjęcie. Głównie widziałam miłe wspomnienia mamy i żal, że wszystko między nimi

skończyło się w taki sposób. Podobnie myślał Nickamedes, choć teraz do tego dołączyło

postanowienie chronienia mnie tak samo, jak obiecała pani Metis.

- Dziękuję - odparłam, wyciągając do niego zdjęcie - panu chyba przyda się bardziej

niż mnie. Proszę to zatrzymać na pamiątkę. Myślę, że mama by tego chciała.

Nickamedes skinął głową. Zanim schował fotografię, przez moment jego palce

dotykały twarzy mamy. Czułam, że myśli o niej i żałuje, że ich losy nie potoczyły się inaczej.

Wreszcie spojrzał na mnie. Jego oczy były bardzo podobne do oczu Logana.

- A teraz ostatnia rzecz, którą ci chciałem dziś powiedzieć. Nie możesz się poddawać,

Gwendołyn. Musisz walczyć, tak jak my wszyscy.

Westchnęłam.

- Po co? Przeze mnie Loki jest wolny. Nie udało mi się ochronić sztyletu z Helheimu,

więc on i żniwiarze będą zabijać ludzi. Wybuchnie nowa wojna chaosu, świat pogrąży się w

wiecznym mroku.

Wtedy w lesie nie zwracałam na nic uwagi, lecz wiedziałam, że Oliwier znalazł sztylet

przy zwłokach Prestona. Nie miałam pojęcia, co się z nim teraz stanie. Może władze uczelni

umieszczą go na wystawie w bibliotece antycznej jako wspomnienie mojej epickiej klęski.

- Posłuchaj mnie, Gwendolyn Kasandro Frost - powiedział Nickamedes ostrym tonem.

Zamrugałam, zdziwiona, że zna moje drugie imię. Postanowiłam go jednak o to nie

pytać, bo piorunował mnie wzrokiem - znowu!

- Jesteś wybranką Nike, podobnie jak twoja matka. Nie pozwolę, żebyś nurzała dobre

imię Grace Frost w błocie tylko dlatego, że zajęta dumaniem nad swoim losem i rozczulaniem

się nad sobą, nie masz czasu robić, co do ciebie należy. Zanosi się na wojnę, a my musimy się

spiąć, żeby ją wygrać, co znaczy, że powinnaś zabrać się za czyszczenie tego gadającego

miecza. Rozumiesz?

Może sprawił to nadęty ton bibliotekarza albo zawziętość na jego twarzy, a może

dlatego, że czułam to samo co on w stosunku do mojej mamy - miłość i gorzki żal. Ale ten

moment, ta jedna chwila dała mi iskierkę nadziei, że może nie wszystko jest stracone. Że

może uda się jakoś pokonać Lokiego.

Że może faktycznie mogłabym zabić boga.

- Rozumiem - odparłam.

Page 185: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- To dobrze.

Rozmowa dobiegła końca. Wstaliśmy z krzeseł. Powiedziałam Nickamedesowi

dobranoc, a potem odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia.

- Tylko się jutro nie spóźnij - zawołał za mną bibliotekarz, gdy przechodziłam przez

drzwi.

Tym razem mnie nie zdenerwował. Prawdę mówiąc, nawet się uśmiechnęłam. Miła

była świadomość, że nawet jeśli zdarzy się najgorsze, niektóre rzeczy nigdy, przenigdy się nie

zmienią.

Page 186: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 28

Zeszłam po stopniach biblioteki i zatrzymałam się, żeby popatrzeć na posąg gryfa,

który przez tyle czasu pilnował sztyletu z Helheimu.

- Przepraszam, że cię zawiodłam - szepnęłam.

Może to sprawa księżycowej poświaty, ale wydawało mi się, że gryf pokręcił głową z

rozczarowaniem. Westchnęłam. Pomimo motywującej rozmowy z Nickamedesem nie dało się

zaprzeczyć, że ostatnia doba nie należała do sukcesów.

Odwróciłam się, żeby ostatni raz spojrzeć na bibliotekę - i wtedy ją ujrzałam.

Stała na szczycie schodów, oświetlona księżycowym światłem. Brązowe włosy

spływały poniżej ramion, a ich grube sploty odzwierciedlały fałdy białej sukni

przypominającej togę. Miała szczupłe, silne ciało i piękną twarz. W ciemności jej rysy

wydawały się surowe i zimne jak marmur. Skupiłam się na oczach: niezupełnie fioletowych,

choć też nie całkiem szarych. Nawet teraz, w tym świetle, przypominały mi barwę zmierzchu.

- Nike - szepnęłam.

- Witaj, Gwendołyn - odparła bogini.

Grecka bogini zwycięstwa zsunęła się po schodach, niemal nie dotykając ich stopami.

Skrzydła wyrastały ponad jej głowę jak dwie połówki serca. Pióra falowały elegancko, z

gracją. Kiedy bogini się zbliżyła, znów poczułam moc - bijącą od niej zimną, piękną, okrutną

siłę.

- Witaj, Gwendolyn - powtórzyła, uśmiechając się.

Jej pogodna mina wcale mnie nie pocieszyła. Wiedziałam przecież, jak bardzo ją

zawiodłam.

Przełknęłam ślinę.

- Przypuszczam, że przyszłaś po to, żeby odebrać mi Wiktora oraz magiczny dar, i dać

je komuś innemu. Komuś, kto bardziej na to zasługuje.

- A dlaczego miałabym to zrobić?

Przełknęłam znowu, lecz nie mogłam się pozbyć guli w gardle.

- Bo się nie sprawdziłam - szepnęłam. - Bo nie potrafiłam ukryć sztyletu. Bo Vivian

posłużyła się nim i wylała moją krew, żeby uwolnić Lokiego. Bo teraz pogrąży świat w

drugiej wojnie chaosu. Bo będą ginąć ludzie. I to wszystko przeze mnie. - Nie mogłam

powstrzymać łez. - Przeze mnie.

Page 187: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Och, Gwendolyn - powiedziała Nike, podchodząc bliżej. - To nie twoja wina. Było

wiadomo, że to się kiedyś zdarzy.

- Nie rozumiem. Jak to możliwe, żeby zawsze było wiadomo, że Loki ucieknie z

więzienia? Czy... czy ty o tym wiedziałaś? Że żniwiarze w końcu znajdą sztylet i wyzwolą

swojego boga?

Bogini powoli kiwnęła głową, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Zakręciło mi się w głowie.

- Ale... ale... dlaczego??? Dlaczego na to pozwoliłaś? Jeśli wiedziałaś, że mi się i tak

nie uda, to dlaczego kazałaś mi szukać sztyletu? Dlaczego nie mógł zostać w ukryciu? Jeśli

wiedziałaś, że zawiodę, dlaczego nie wybrałaś kogoś innego?

Zamiast odpowiedzieć, Nike usiadła na schodach, pośrodku między dwoma gryfami.

Ułożyła fałdy sukni na kolanach, a potem poklepała kamienny stopień tuż obok siebie. Jej

palce zostawiły lekkie ślady na ciemnym szronie, który już zdążył pokryć wszystko wokoło.

Zdumiona, usiadłam obok, uważając, żeby jej nie dotknąć. Nike mogła twierdzić, że nie

odbierze mi magicznego daru i nie spopieli mnie na miejscu, jednak zawsze istniała obawa, że

zmieni zdanie.

- Wasze podręczniki historii mitycznej nie mówią, że więzienie Lokiego było

rozwiązaniem tymczasowym. Czas ma inny wymiar dla śmiertelników niż dla bogów, więc

mijały stulecia, a Loki nie odzyskiwał wolności. Członkowie panteonu zaczęli w końcu

myśleć, że pozbyli się go na dobre, czyli że zostanie w więzieniu aż do końca czasów.

- Okej - powiedziałam, usiłując to zrozumieć. - Czyli schwytanie Lokiego nie miało

trwać wiecznie, tylko przypominało lepienie czegoś, co się potłukło, taśmą klejącą, póki się

tego nie naprawi na dobre. W porządku. W takim razie dlaczego kazałaś mi szukać sztyletu?

- To było konieczne ogniwo w ciągu wydarzeń.

- Konieczne? - Wlepiłam wzrok w boginię. - Co w tym koniecznego??? Niemal

umarłam i, posługując się twoim darem, zabiłam jedną osobę. Nott naprawdę zginęła, tak

. samo jak Samson i inni w koloseum. Jaki to miało cel? Jaki cel miało cierpienie?

Nike spojrzała na mnie ze smutkiem.

- Cierpienie to część życia, Gwendołyn, tak w wypadku ludzi, jak i bogów.

- Jesteśmy dla ciebie tylko pionkami w grze, prawda?

- mruknęłam z goryczą w głosie. - Lalkami, którymi się bawisz.

Teraz już wiedziałam, dlaczego mama przestała być wybranką Nike. Wyobrażam

sobie, jak się czuła, dzień po dniu, rok po roku walcząc ze żniwiarzami, próbując robić, co

trzeba, ale nie mając pojęcia, do czego naprawdę zmierzają bogowie ani jaki to będzie miało

Page 188: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wpływ na jej życie. Nic dziwnego, że opuściła akademię i mityczny świat.

- Twoja mama też tak myślała - odezwała się Nike, wtórując moim myślom. -

Myślała, że posługuję się nią do swoich celów.

- A nie było tak?

Bogini uśmiechnęła się kpiąco.

- Bardzo trudno jest ocalić świat. Niektórzy muszą się poświęcić, żeby inni mogli żyć

szczęśliwie.

- Dlaczego to właśnie ja muszę się poświęcać?

- Bo jesteś silna, Gwendołyn. Na tyle silna, żeby iść naprzód, nawet jeśli będzie

trudno i beznadziejnie, nawet jeśli będziesz uważać, że nie dajesz rady. Mogłaś się poddać,

gdy żniwiarz przebił cię sztyletem. Większość by się poddała. Ty tymczasem wymyśliłaś

sposób, żeby ocalić życie. To znaczy, że jesteś bardzo, bardzo silna. Dlatego żniwiarze się

ciebie boją. Dlatego nawet Loki się ciebie boi.

Poważnie wątpiłam, czy Loki czegokolwiek się boi, a już szczególnie mnie, wolałam

jednak nie sprzeczać się z boginią. Chwilę siedziałyśmy w milczeniu, przypatrując się, jak

księżyc i chmury płyną po nocnym niebie. Wreszcie Nike odezwała się znowu:

- Teraz musisz podjąć decyzję, Gwendolyn, czy chcesz nadal być moją wybranką.

- Pozwoliłabyś mi się wycofać? Tak po prostu? Dlaczego? Jesteś boginią. Masz nade

mną władzę. Mogłabyś ze mną zrobić, co byś tylko chciała.

- Mogłabym cię zmusić do bycia wybranką, ale nie wkładałabyś w to serca, a po

krótkim czasie byś mnie znienawidziła. Masz wolną wolę, Gwendolyn, jak każde stworzenie,

śmiertelnik czy bóg. Pamiętaj o tym, ponieważ to najważniejsze, co ci kiedykolwiek

powiedziałam. Nie zapomnij, bo to właśnie to, co Loki i żniwiarze chcą ci zabrać: prawo do

decydowanie o własnym losie.

Nike się zawahała.

- Wiem, że już wiele wycierpiałaś. Jeśli chcesz, mogę zwolnić cię z funkcji wybrańca.

Och, bardzo chciałam powiedzieć „tak”! Udawać, że nigdy nie słyszałam o Nike,

Lokim ani o całej reszcie, podobnie jak mama. Znowu być tylko Gwen Frost, dziwaczką,

która ma widzenia. Lecz nie mogłam powstrzymać się przed zadaniem pytań:

- A co się stanie, jeśli zrezygnuję? Co będzie z akademią? Moimi przyjaciółmi?

Nike wzruszyła ramionami.

- Akademię zdobędą i zniszczą żniwiarze. Twoi przyjaciele stracą życie.

Powiedziała to tak spokojnie i chłodno, jakby to było już przesądzone, jakby gdzieś w

potężnej klepsydrze przesypywał się piasek i los moich przyjaciół i wszystkich innych

Page 189: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

uczniów w Akademii Mitu został przypieczętowany.

- A jeśli nadal będę twoją wybranką? Co miałabym robić teraz, kiedy Loki jest wolny?

Jak mogę walczyć z nim i ze żniwiarzami?

- Jest tylko jeden sposób, żeby ostatecznie zakończyć konflikt między Lokim,

żniwiarzami i panteonem - odparła Nike ponurym tonem. - Ktoś musi zabić Lokiego, a tym

kimś jesteś ty, Gwendolyn.

Vivian powiedziała to samo, jednak te słowa w ustach Nike brzmiały jeszcze bardziej

nieprawdopodobnie.

- Ale... ale jak? Jak mam to zrobić? - wybełkotałam. - Skoro nie mogłam powstrzymać

żniwiarzy przed uwolnieniem Lokiego, to jak mam go zabić? Jeśli tego nie zauważyłaś, to ci

zdradzę, że to przecież bóg!

Nike podniosła brwi, lecz nie cofnęłam swoich słów ani nie spuściłam oczu. Zabić

boga. Ona chciała, żebym zabiła cholernego boga! Widziałam Lokiego, czułam, jaki jest

potężny, mimo że przez stulecia siedział zamknięty w więzieniu. Nie wyobrażam sobie, że

mogłabym po prostu podejść i zatopić Wiktora w jego sercu.

- Dlaczego ty nie możesz tego zrobić? - spytałam błagalnym tonem. - Już raz go

pokonałaś.

Nike pokręciła głową.

- Kiedy Loki spowodował śmierć Baldera, pozostali bogowie zawiązali pakt, w myśl

którego nie mogą zabijać się wzajemnie. Dlatego nie zabiłam Lokiego pod koniec wojny

chaosu. I dlatego został uwięziony. Ale, widzisz, nie było wtedy mowy o śmiertelnikach. Jeśli

śmiertelny wybraniec jest silny i sprytny, może zabić boga - nawet tak potężnego jak Loki.

Musisz jednak działać szybko, Gwendołyn. On jest teraz jeszcze osłabiony po więzieniu. Nie

minie wiele czasu, a zacznie rosnąć w siłę... i zwolenników.

- Przecież nawet nie wiem, gdzie on jest. Nie wie też pani Metis ani żaden członek

panteonu. Jak mam go znaleźć?

- Nie będziesz musiała go szukać. Wszędzie ma szpiegów i wcześniej lub później sam

pojawi się w akademii. Jest tu wiele artefaktów, których pożąda, i ludzie, których potrzebuje,

żeby nas pokonać.

Objęłam się rękami, by osłonić się od chłodu, który przeniknął mnie po tych słowach.

Rozejrzałam się po dziedzińcu, po otaczających go budynkach, metalowych ławkach i

wysokich drzewach. Na początku nienawidziłam tej szkoły, a teraz nie mogłam sobie

wyobrazić chodzenia do innej. Jakoś w ciągu kilku miesięcy stała się dla mnie drugim

domem, miejscem, które powoli stawało się moim, gdzie uczyłam się być silna.

Page 190: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

I ona ma zostać zniszczona, jeśli zostawi się Lokiemu wolną rękę... jeśli nie znajdę

sposobu, żeby zabić boga złoczyńcę.

- No, Gwendołyn, odpowiedziałam na twoje pytanie. Czy pomożesz mi walczyć z

Lokim? Czy zrobisz wszystko, co w twojej mocy, żeby nas uratować?

Pomyślałam o Loganie, Daphne i pozostałych przyjaciołach. O żniwiarzach na

kampusie, zabijających wszystkich, kogo dopadną. Pomyślałam o posągach i budynkach

rozpadających się w proch. Pomyślałam o ciemnościach, w jakich pogrążył się świat wtedy,

na polanie. I wiedziałam już, jaka będzie moja odpowiedź... teraz i zawsze, póki mi starczy

tchu.

- Dobrze. Będę twoją wybranką. - Spojrzałam na boginię i dodałam: - Tylko nie wiń

mnie, jeśli zawiodę. Mieć na głowie los świata to jednak strasznie stresujące.

- Nigdy się nie zawiodę na tobie, Gwendolyn - odparła Nike miękko. - Posiadasz

wszystkie zalety śmiertelników. Masz czyste serce i robisz, co możesz, nawet jeśli jest to

trudne. Nie przestajesz się starać. Niczego więcej nie można oczekiwać od wybrańca.

Nie byłam wcale pewna tych zalet i czystego serca, ale nie chciałam się kłócić z

boginią.

Nike wstała.

- Mam dla ciebie niespodziankę, Gwendolyn. Wizyta starej przyjaciółki.

Na balkonie nad nami rozległo się szuranie pazurów oposadzkę. Zdziwiona,

obejrzałam się i ujrzałam...

- Nott - szepnęłam.’

Ile sił w nogach pobiegłam schodami w górę i zarzuciłam wilczycy ręce na szyję.

- Och, Nott - powtórzyłam.

Po policzkach popłynęły mi łzy. Gdy zaczęłam gładzić ją po głowie, zamruczała z

zadowolenia. Wydawała się zupełnie prawdziwa.

- Tak mi przykro - powiedziałam przez łzy. - Robiłam, co mogłam, żeby cię uratować.

Nott polizała mnie po twarzy. Poczułam jej zrozumienie i wybaczenie, a oprócz tego

jeszcze jedno. Obejmując ją, odwróciłam się ku Nike. Bogini wchodziła na górę, ku nam.

- To ty ją do mnie wysłałaś, prawda? Dlaczego? I jak? Nie sądziłam, że możesz mi

pomóc w ten sposób. - Następna myśl wpadła mi do głowy. - Czy to dlatego Nott tak

wcześnie urodziła? Czy w tym też pomogłaś?

Nike skinęła głową.

- Tak, w obu wypadkach masz absolutną rację. Wiedziałam, że w lesie będziesz

potrzebowała pomocy, kiedy Loki zostanie uwolniony, a ty pomogłaś wilczycy, gdy

Page 191: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

uratowałaś ją przed żniwiarzem. Więc poprosiłam ją o pomoc i wysłałam do ciebie.’Zgodziła

się oddać swoje życie za twoje. Masz rację, bogowie nie mogą ingerować w świat

śmiertelników, ale Nott niezupełnie jest śmiertelna, prawda?

Uśmiechnęła się z zadowoleniem i zrozumiałam, o czym mówi - jeszcze jedna luka w

systemie. Podobnie jak wybrańcy, dzięki którym bogowie znaleźli sposób, by realizować

swoją wolę w świecie śmiertelników. Czasami zastanawiałam się, po co bogom zasady, skoro

tylko szukali sposobów, by je obejść.

- Ale umarła - powiedziałam cicho. - Dlaczego miałaby chcieć umrzeć?

- Nott była chora, Gwendolyn. Bardzo niewielu członków panteonu wie o tym, że

żniwiarze podczas tresury fenrirów i innych stworzeń używają silnego narkotyku, prawdę

mówiąc trucizny. To on nadaje oczom i futru ten niesamowity czerwony kolor. Podają go od

dnia narodzin, żeby mieć nad wilkami władzę. Dzięki niemu zapewniają sobie ich

posłuszeństwo. Zwierzęta się nie buntują, bo potrzebują codziennej dawki narkotyku, żeby

żyć. Bez niego umierają powoli i w bólach.

Słusznie wydawało mi się, że z Nott coś jest nie w porządku, że cały czas jest

zmęczona. Myślałam, że to może ciąża, a tymczasem to ten środek powoli niszczył jej ciało.

- Na pewno jest antidotum. Jakiś sposób, żeby zniweczyć działanie trucizny.

Nike pokręciła głową.

- Nie w wypadku Nott. Zbyt długo ją dostawała.

- A Nyks? - zapytałam, przerażona. - Czy ona będzie zdrowa?

- Szczeniakowi nic nie jest.

Ogarnęła mnie ulga i spokojnie gładziłam Nott po głowie.

- No cóż, czas na nas - powiedziała Nike delikatnie. - Loki już przygotowuje się do

działań przeciw panteonowi. Muszę się spotkać z przyjaciółmi i stronnikami.

Skinęłam głową i otarłam łzy.

- Będę za tobą tęsknić - szepnęłam wilczycy do ucha. - Bardzo. No i obiecuję, że

zajmę się Nyks.

Nott polizała mnie w rękę i odeszła.

Wstałam, a Nike zbliżyła się do mnie, pochyliła i pocałowała w policzek. To

wystarczyło, by zalała mnie potężna, lodowata fala jej mocy. Nie było to nieprzyjemne.

Raczej dało mi poczucie - choćby chwilowego - uczestnictwa w jej mocy. To wrażenie

niesamowitej siły natchnęło mnie odwagą, której potrzebowałam, wiedząc, co muszę zrobić,

żeby wszystkich ocalić - zabić Lokiego.

- Uważaj na siebie, Gwendolyn Frost - powiedziała Nike.

Page 192: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Miej się dobrze i bądź silna, póki znowu się nie spotkamy, bo będziesz poddana

próbie, i to szybciej, niż myślisz.

A potem bogini i wilczyca odeszły, znikając w mroku nocy, a wokół mnie zostały

tylko cienie na szronie.

Page 193: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rozdział 29

Nie sądziłam, że to możliwe, a tymczasem powoli życie wracało do normy.

Chodziłam na lekcje, opiekowałam się Nyks i wymykałam z kampusu do babci. Nawet

pracowałam regularnie w bibliotece. Nie powiem, że zostaliśmy z Nickamedesem

przyjaciółmi od serca, ale też nie warczeliśmy na siebie przy każdej okazji. To już coś. ‘

Atmosfera w akademii była napięta. Władze zwołały zgromadzenie i odprawiono

modły za uczniów i wszystkich, którzy zginęli w Koloseum Kriosa. Po nabożeństwie

poinformowano uczniów, że żniwiarzom w końcu udało się wyzwolić Lokiego, choć nie

wspomniano, jak to się stało, ani nie wymieniono, jaki miałam w tym udział. Reakcje były

różne, od osłupienia do strachu i pragnienia natychmiastowego rzucenia się do walki. Znałam

te uczucia, ponieważ co dzień się z nimi zmagałam.

To ode mnie oczekiwano, że zabiję Lokiego, a ja nie miałam pojęcia, jak to zrobić ani

czy to w ogóle jest możliwe. Powiedziałam pani Metis i babci, co usłyszałam od Nike, lecz

nie zdradziłam swojej misji. Nie było sensu ich martwić.

Ja martwiłam się za wszystkich.

Kilka dni później siedziałam z Daphne i Carsonem w jadalni. Oni się całowali, a ja

grzebałam widelcem w wymyślnej potrawie z mięsem, którą kucharze postanowili podać na

obiad. No tak, zwykły dzień w Akademii Mitu, mimo że bóg złoczyńca był na wolności.

Daphne zachichotała i w powietrze wystrzelił snop różowych iskier. Przewróciłam

oczami i odłożyłam widelec.

- Poważnie? Musicie się migdalić również podczas obiadu? Wiecie, jakie to

obrzydliwe? Niektórzy chcieliby coś zjeść.

- Już nie - powiedziała Daphne. - Odłożyłaś widelec.

- A co ty na to, Carson? Wiesz, że znowu jesteś umazany błyszczykiem do ust?

Carson zaczerwienił się i zaczął wycierać twarz serwetką. Daphne tylko zachichotała i

cmoknęła chłopaka w policzek. Znowu przewróciłam oczami.

Nie tylko ja przyglądałam się zakochanej parce. Savannah także. Śliczna Amazonka

siedziała metr od nas, razem z Talią i Morgan, która najwyraźniej się z nimi zaprzyjaźniła.

Nie rozmawiałam z Savanną, jednak wszyscy w akademii wiedzieli już, że Vivian była

żniwiarką i wybrańcem Lokiego. Władze szkoły powiedziały o tym podczas zgromadzenia.

Amazonki jadły bez apetytu, a Savannah miała wyjątkowo nieszczęśliwą minę.

Page 194: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- Zobaczymy się później, dobrze? Mam coś do zrobienia.

Daphne i Carson pomachali mi na pożegnanie, a potem znowu zaczęli się całować.

Złapałam torbę i podeszłam do stolika Savanny. Stałam przez minutę, zanim Amazonka

wreszcie zdecydowała się przestać udawać, że mnie nie widzi.

- Czego chcesz? - spytała w końcu.

Wzięłam głęboki oddech.

- Chciałam powiedzieć, że przykro mi, że Logan się z tobą rozstał. Wiem, jak ci na

nim zależało, i wiem, jak oboje cię skrzywdziliśmy. Przepraszam za to wszystko.

Savannah zamrugała, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Talia wyglądała na

równie zdumioną. Tylko Morgan się uśmiechała. Zastanawiałam się, czy walkiria planowała

kiedykolwiek przeprosić Jasmine za podrywanie jej chłopaka. No tak, teraz i tak było na to za

późno.

Już od jakiegoś czasu myślałam o tym kroku. Nie wiedziałam, czy to coś zmieni. Z

pewnością nie oczekiwałam, że Amazonka mnie polubi czy chociaż mi przebaczy, ale czułam

wewnętrzną potrzebę naprawienia sytuacji. W końcu zrobiłam Savannie krzywdę.

Dziewczyna spojrzała na mnie spod zmrużonych powiek, jakby nie była pewna, czy

nie żartuję. A potem jej wzrok powędrował do stolika, gdzie siedział Logan z Kenziem i

Oliwierem, i posmutniała.

- Wiedziałam, że Logan cię lubi, gdy tylko zobaczyłam was razem na balu. Po prostu

chciałam, żeby wybrał mnie. Wiesz o tym?

- Tak - odparłam półgłosem. - Wiem.

- Patrzy teraz na ciebie.

Nie odwróciłam się, żeby spojrzeć na Spartanina. Nie byłam gotowa, żeby stanąć z

nim twarzą w twarz. Przez dłuższą chwilę milczałyśmy. Słychać było tylko brzęk talerzy i

strzępy rozmów dobiegające od innych stolików.

- No to jak, jesteście razem? - zainteresowała się Morgan.

Talia szturchnęła ją łokciem.

- O co chodzi? - zdziwiła się Morgan. - Przecież wiecie, że nie mogę oprzeć się

soczystym plotkom.

- Nie wiem, jak z nami jest - odparłam. - Wiem, że mi na nim zależy. Nigdy nie

chciałam być złodziejką chłopaków, a tymczasem się nią okazałam. Tak jak powiedziałaś w

koloseum.

Morgan spojrzała na mnie i uśmiechnęła się znowu, strzelając w powietrze zielonymi

iskrami.

Page 195: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- No, Cyganko, długa droga przed tobą, jeśli chcesz mi dorównać - zażartowała.

Uśmiechnęłam się.

- Poza tym - kontynuowała - powiedziałam Savannie i Talii o tym, jak ocaliłaś mnie

przed Jasmine w bibliotece antycznej. Wiedzą, że nie jesteś aż taka zła. Nawet Talia musiała

to przyznać.

Talia obrzuciła swoją koleżankę oburzonym spojrzeniem, a Morgan szybko usunęła

się z krzesłem poza zasięg jej łokcia.

- Pamiętasz? - spytałam. - Pamiętasz tamtą noc?

- Wszystko widziałam i słyszałam - przyznała z udręczoną miną. - Tylko nie mogłam

reagować.

Dziewczyny spojrzały na nią ze współczuciem, ale Morgan udawała, że tego nie

widzi. Wszystkie ćwiczyłyśmy ignorowanie tego, co nam się nie podoba.

- Okej - powiedziałam. - Chciałam tylko przeprosić. No, to na razie.

- Gwen - zatrzymała mnie Savannah.

Odwróciłam się.

- Bądź dobra dla Logana. Zasługuje na to.

Chciałam jej powiedzieć, że nie jestem pewna, czy ja i Logan będziemy kiedykolwiek

razem, a nawet czy on jeszcze tego chce, lecz tylko kiwnęłam głową.

- Nie myśl sobie, że nie dam ci w dupę na wuefie, gdy tylko będę miała okazję -

zawołała za mną Talia.

- Niczego innego się nie spodziewam! - odkrzyknęłam, uśmiechając się od ucha do

ucha.

***

Następnego dnia poszłam na poranny trening po raz pierwszy od czasu, kiedy Vivian

zmusiła mnie do uwolnienia Lokiego.

Po raz pierwszy od tego czasu założyłam naszyjnik. Babcia dała go do odczyszczenia i

na srebrnych pasmach nie zostało ani śladu krwi. Mimo to za każdym razem, gdy go

dotykałam, wracał horror minionych wydarzeń, ponieważ w gładki metal wsiąknęły moje

uczucia i emocje. Jednak skoro wbrew wszystkiemu delikatny naszyjnik przetrwał tę długą

noc, był znakiem przeżycia - i nadziei, że może Logan i ja pokonamy nasze problemy.

Kiedy się pojawiłam, w sali gimnastycznej jeszcze nikogo nie było. Ściągnęłam włosy

w koński ogon i, przechadzając się przed ławkami, o które oparłam Wiktora, zaczęłam

ćwiczyć to, co chciałam powiedzieć Spartaninowi.

- Och, powiedz mu po prostu, że go cholernie kochasz, i niech już będzie po

Page 196: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wszystkim! - jęknął miecz. - Niedobrze mi się robi od tej całej miłości. Zgadzasz się,

czupiradło?

Chciałam jej powiedzieć, że nie jestem pewna, czy ja i Logan będziemy kiedykolwiek

razem, a nawet czy on jeszcze tego chce, lecz tylko kiwnęłam głową.

- Nie myśl sobie, że nie dam ci w dupę na wuefie, gdy tylko będę miała okazję -

zawołała za mną Talia.

- Niczego innego się nie spodziewam! - odkrzyknęłam, uśmiechając się od ucha do

ucha.

Następnego dnia poszłam na poranny trening po raz pierwszy od czasu, kiedy Vivian

zmusiła mnie do uwolnienia Lokiego.

Po raz pierwszy od tego czasu założyłam naszyjnik. Babcia dała go do odczyszczenia i

na srebrnych pasmach nie zostało ani śladu krwi. Mimo to za każdym razem, gdy go

dotykałam, wracał horror minionych wydarzeń, ponieważ w gładki metal wsiąknęły moje

uczucia i emocje. Jednak skoro wbrew wszystkiemu delikatny naszyjnik przetrwał tę długą

noc, był znakiem przeżycia - i nadziei, że może Logan i ja pokonamy nasze problemy.

Kiedy się pojawiłam, w sali gimnastycznej jeszcze nikogo nie było. Ściągnęłam włosy

w koński ogon i, przechadzając się przed ławkami, o które oparłam Wiktora, zaczęłam

ćwiczyć to, co chciałam powiedzieć Spartaninowi.

- Och, powiedz mu po prostu, że go cholernie kochasz, i niech już będzie po

wszystkim! - jęknął miecz. - Niedobrze mi się robi od tej całej miłości. Zgadzasz się,

czupiradło?

Nyks szczeknęła. Nie wiem, czy na znak zgody, czy też nie podobało jej się

przezwisko. Szczeniak już otworzył oczy, więc rano wsadziłam go do raportówki i

oprowadziłam po kampusie. Miałam nadzieję, że w czasie treningu będzie siedział w torbie,

lecz on oczywiście już się z niej wygramolił i próbował wskoczyć na ławkę. Uśmiechnęłam

się i podsadziłam go, a on polizał mnie po ręce i zaczął biegać po drewnianej desce tam i z

powrotem, zupełnie jak pirat po pokładzie.

- Fajna - usłyszałam za sobą. - Zupełnie taka, jak mówił Oliwier.

Obejrzałam się. Za mną stał Logan w dżinsach i niebieskim podkoszulku z długimi

rękawami, którego kolor podkreślał barwę jego zimnobłękitnych oczu.

- Cześć - powiedziałam cicho.

- Cześć - odparł ostrożnie.

Staliśmy naprzeciw siebie. Logan się nie zbliżał, nie droczył się ze mną, nie zrobił nic,

co dałoby mi znać, co myśli. W końcu odchrząknęłam.

Page 197: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- A gdzie twoja świta? - spytałam.

Logan wzruszył ramionami.

- Przestali przychodzić kilka dni temu. Teraz, kiedy Loki jest wolny, mają ważniejsze

rzeczy na głowie.

Skinęłam głową.

- Co tu robisz, Cyganko? Wysłałem ci chyba z sześć esemesów, ale nie

odpowiedziałaś.

- Wiem. Przepraszam. Przyszłam tu, żeby cię przeprosić za... za wszystko.

Szczególnie za to, jak zachowałam się w ogrodzie babci. Przyszedłeś mi na ratunek,

ryzykowałeś życiem, żeby mnie ocalić, a ja nie chciałam mieć z tobą nic wspólnego.

Przepraszam. Jest mi bardziej przykro, niż sobie wyobrażasz.

Nie tłumaczyłam się i nie opowiadałam, o tym, co przeżyłam w kamiennym kręgu i

jak cierpiałam. Carson wielokrotnie mówił, że wszyscy w akademii kogoś stracili przez

żniwiarzy. Ja też. Najpierw mamę, a teraz Nott. Nie wspominając kawałków siebie, które

musiałam poświęcić, żeby przeżyć. A to jeszcze nie koniec cierpienia, bólu i śmierci - dla

wszystkich.

Logan westchnął.

- Ja też przepraszam, Cyganko. Za tę noc w bibliotece, kiedy oskarżyłem cię o

grzebanie mi w mózgu. Wiem, że nic na to nie poradzisz, że masz wizje, czy tego chcesz, czy

nie. Prawda jest taka, że się bałem... że poznasz się na tym, jakim jestem tchórzem. Ale kiedy

dowiedziałem się, że porwali cię żniwiarze, liczyło się tylko to, żeby cię ocalić, a nie moje

tchórzostwo.

- Nie jesteś tchórzem - powiedziałam. - Nawet przez chwilę tak nie pomyślałam. To ja

jestem tchórzem.

- Dlaczego tak mówisz?

- Bo chcę być z tobą i jednocześnie bardzo się tego boję.

Logan spojrzał na mnie pytająco. Podniosłam ostrzegawczo rękę.

- Nie chcę ci zaszkodzić moją magią - szepnęłam. - Nie wiesz, co to znaczyło, wyssać

z Prestona życie. A jeśli znowu się to zdarzy? Jeśli cię dotknę i zrobię to samo? Nigdy bym

sobie nie przebaczyła. Nie wiem nawet, czy kiedyś sobie wybaczę to, co zrobiłam Prestonowi,

mimo że nie mogłam inaczej się uratować. Na myśl o tym, że mogłabym cię zranić, robi mi

się niedobrze.

Objęłam się ramionami i odwróciłam wzrok. Logan wyciągnął rękę i położył ją na

moim policzku. Otworzyłam oczy i wlały się we mnie wszystkie jego emocje - troska,

Page 198: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

zmartwienie, zrozumienie. Kiedy poczułam intensywność tych uczuć, odebrało mi dech.

Dokładnie to samo czułam w stosunku do niego.

Logan uśmiechnął się asymetrycznie.

- Nie zranisz mnie. Wiem o tym.

- Skąd wiesz? - szepnęłam.

Uśmiechnął się szeroko.

- Bo jesteś Cyganką, a ja Spartaninem o fatalnej reputacji. Chyba już nadszedł czas,

żebyśmy byli razem, nie sądzisz?

Stałam, czując, jak kłębią się we mnie te wszystkie emocje płonące coraz mocniej, aż

nie dało się ich utrzymać w ryzach i zrobiłam jedyne, co mi przyszło do głowy. Stanęłam na

palcach, objęłam go za szyję i przycisnęłam swoje usta do jego ust.

Przez moment świat po prostu się zatrzymał. Byłam świadoma tylko ust Logana na

swoich, jego mocnych ramion i siły jego ciała napierającego na mnie. To było najwspanialsze

uczucie na świecie, a pocałunek spełnił moje wszystkie oczekiwania, wszystkie marzenia:

gorący, seksowny, słodki, namiętny.

Właściwie to było więcej niż tylko pocałunek. Po raz pierwszy Logan całkowicie się

na mnie otworzył. Widziałam i czułam tyle rozmaitych rzeczy, poznałam tyle wspomnień,

emocji. Wszystkie jego zwątpienia i strachy, niepewności i zmartwienia, które starannie

ukrywał przed całym światem. Czułam też jego siłę i determinację, żeby za wszelką cenę

walczyć ze żniwiarzami.

Najważniejsze jednak, że dowiedziałam się, jak bardzo mu na mnie zależy.

Czułam to wszystko: łagodny zawrót głowy za każdym razem, gdy się do niego

uśmiechałam. Figlarne zadowolenie, kiedy bawiły mnie jego żarty. Radość, gdy się ze sobą

droczyliśmy. Nawet dumę z moich postępów na treningu.

Nie sądziłam, że mogę być tak szczęśliwa.

Kiedy pocałunek się skończył, Spartanin otworzył oczy i wysapał:

- Wiem, że świetnie całuję, ale ty też jesteś niezła, Cyganko.

Przewróciłam oczyma, odsunęłam się i uderzyłam go pięścią w ramię. Spartanin tylko

się zaśmiał. Chciałam jeszcze raz mu przyłożyć, lecz Logan złapał mnie za ręce, przyciągnął

do siebie i znowu pocałował. Straciłam z oczu cały świat...

- Uhuuu - usłyszeliśmy nagle.

Zaskoczeni, odskoczyliśmy od siebie bez tchu. Za nami stali, szczerząc zęby, Oliwier,

Kenzie, Daphne oraz Carson. Walkiria jeszcze raz zawołała i zaczęła bić brawo, sypiąc

różowymi iskrami.

Page 199: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

- No, chyba wszystko się wydało - westchnął Logan.

- Chyba tak - odparłam.

- Najwyższy czas - mruknął Wiktor z ławki. - Zastanawiałem się, kiedy wreszcie się

dogadacie.

Nyks zaszczekała, przyświadczając jego słowom.

- Zamknij się, Wiktor - powiedziałam z uśmiechem.

Logan objął mnie w pasie i pochylił się, delikatnie muskając moje czoło swoim.

Poczułam ogromną radość z dotyku jego skóry, mocnych ramion, a szczególnie z tego, że nie

mamy już przed sobą żadnych tajemnic.

Tak, na razie jest do kitu. Uwolniony Loki razem z Vivian spiskuje przeciwko

panteonowi, a żniwiarze chaosu gotują się do walki. Ale w tej chwili byłam w akademii,

bezpieczna, z Loganem i przyjaciółmi.

Martwić się będę jutro. Żniwiarzami, Lokim, a szczególnie tym, jak mam zabić boga

złoczyńcę. Jednak dzisiejszy dzień jest przeznaczony dla mnie, Logana i naszych uczuć.

- No, chłopie! Tylko na tyle cię stać? A może mam ci pokazać, jak to się robi? -

zawołał Carson z drugiego końca sali i tylko roześmiał się na oburzone spojrzenie Spartanina.

Logan odwrócił się do mnie i rzekł:

- Może pokażemy im coś ekstra, żeby ich zatkało, co, Cyganko?

- Proszę bardzo, Spartaninie - odparłam.

- Dzieciaki - mruknął Wiktor.

I to była ostatnia rzecz, jaką usłyszałam, zanim nasze usta się zetknęły.

TLE OPOWIEŚCI

Wypracowanie Gwen na temat wystawy

ARTEFAKTÓW W KOLOSEUM KRIOSA NA ZAJĘCIA Z HISTORII

MITYCZNEJ

Z powodu ataku żniwiarzy w koloseum pani Metis nie zrobiła zapowiedzianego quizu,

ale powiedziała, że możemy napisać wypracowanie na temat niektórych wystawianych tam

artefaktów. Oto moje wypracowanie:

Moneta Andwariego: to złota moneta pochodząca podobno ze skarbu zgromadzonego

przez karła imieniem Andwari. Mówi się, że Loki go schwytał i zabrał mu całe złoto.

Wygląda na to, że zawsze działał podstępnie, nawet zanim stał się ucieleśnieniem zła.

Nić Ariadny: to kłębek srebrnej nici. Pewnie przydał się Tezeuszowi, gdy szukał

wyjścia z labiryntu, w którym żył Minotaur. No ale mimo wszystko to tylko nić. Nie wywarła

na mnie specjalnego wrażenia.

Page 200: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Rękawiczki Bastet: należały ponoć do Bastet, egipskiej bogini w postaci kota.

Wyglądają jak zwykłe rękawiczki, tylko są zrobione z delikatnej złotej siateczki, a na końcach

palców znajdują się zakrzywione pazury z onyksu, takie jak kocie, tylko znacznie bardziej

ostre.

Przedstawienia Kojota: rysunki, rzeźby i figurki Kojota, boga Indian. Choć każde

przedstawienie jest inne, wszystkie ukazują go jako przecherę i podkreślają, że potrafił

zmieniać postać.

Onyksowy łuk Sigyn: wygląda fajowo i błyszczy, ponieważ jest w całości z onyksu.

Osobiście wolę walczyć Wiktorem, mimo że od czasu do czasu pyskuje. W zasadzie, non stop

pyskuje.

Róg Rolanda: nie potrafię grać na żadnym instrumencie, więc nic dziwnego, że

bardziej interesował się nim Carson. Według mnie przypomina małą tubę. Podobno Roland

był wielkim wojownikiem, który zginął w bitwie, dmąc w róg. Nie wiem, dlaczego ten róg ma

być taki wyjątkowy, skoro Roland nie przeżył bitwy...

Broń, broń, broń: gdybym chciała wymienić wszystkie miecze, łuki, sztylety i kije,

które widziałam w muzeum, wypracowanie nie miałoby końca. Powiem więc tylko, że na

wystawie było mnóstwo rozmaitej broni. Czasami zastanawiam się, czy profesorowie i

uczniowie w akademii w ogóle przywiązują wagę do czegoś poza nią.

Końcowe przemyślenia: wiele artefaktów zostało zniszczonych podczas walki ze

żniwiarzami, w tym ceramika, klejnoty i odzież znajdujące się w centralnej części koloseum.

No i oczywiście z przyjaciółmi użyliśmy do walki broni i niektórych artefaktów.

Wtedy właśnie Daphne wzięła łuk Sigyn, a Carson róg Rolanda - teraz wygląda na to,

że chcąc nie chcąc muszą je zatrzymać, ponieważ artefakty wracają do nich za każdym razem,

gdy usiłują je oddać profesor Metis.

Dość niesamowite, mieć coś, czego nie można się pozbyć. Chyba ten łuk i róg są

przepełnione jakąś magią.

Przeczuwam, że wcześniej czy później się o tym przekonamy... i może okaże się, że

Daphne z Carsonem mają do odegrania ważne role w walce ze żniwiarzami...

Wojownicy z Akademii Mitu i ich magiczne dary

Wszyscy uczniowie w tej szkole są potomkami starożytnych wojowników i przyszli

do Akademii Mitu po to, żeby uczyć się walki, posługiwania się rozmaitą bronią oraz

rozwijania swoich szczególnych umiejętności. Trochę informacji na temat tych cudownych

dzieci:

Amazonki i walkirie: większość dziewczyn w akademii to Amazonki albo walkirie.

Page 201: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Amazonki są superszybkie. W sali gimnastycznej podczas treningu z bronią poruszają się tak,

że widać tylko rozmazaną plamę. Walkirie są niebywale silne. I często strzelają kolorowymi

magicznymi iskrami z czubków palców.

Rzymianie i wikingowie: większość chłopaków w szkole to albo Rzymianie, albo

wikingowie. Rzymianie, podobnie jak Amazonki, są niezwykle szybcy, a wikingowie, tak jak

walkirie, bardzo silni.

Rodzeństwo: Dzieci różnej płci z jednych rodziców są obdarzone tymi samymi

zdolnościami i talentami magicznymi, ale często są inaczej klasyfikowane. Na przykład jeśli

dziewczyny są Amazonkami, to ich bracia będą Rzymianami. A jeśli dziewczyny są

walkiriami, to chłopcy - wikingami.

Jednak w innych rodzinach wszystkie dzieci należą do jednej klasy wojowników. Tak

dzieje się na przykład, jeśli rodzice są Spartanami, samurajami czy ninjami. Wówczas i

chłopcy, i dziewczynki są tymi samymi wojownikami.

Magiczne talenty: Jakby nie wystarczało być superszybkim czy supersilnym, wszyscy

uczniowie w akademii mają również inne zdolności magiczne. Mogą mieć dar uzdrawiania,

zmieniania pogody, a nawet tworzenia gołymi rękami ognistych kul. Wielu też ma wyjątkowo

wyczulone zmysły. Każdy posiada inny dar, lecz generalnie wszyscy są niebezpieczni.

Spartanie: Ze wszystkich rodzajów wojowników najmniej liczni są Spartanie. W

akademii jest ich zaledwie kilku. Są najbardziej niebezpieczni ze wszystkich, ponieważ mają

wrodzone zdolności do walki. Intuicyjnie wiedzą, jak walczyć, a nawet zabić wszystkim,

cokolwiek - naprawdę cokolwiek - wezmą w dłoń. Nawet żniwiarze chaosu boją się stanąć do

uczciwej walki ze Spartanami. Ale żniwiarze chaosu rzadko walczą uczciwie...

Cyganie: Cyganie są równie rzadcy jak Spartanie. Zostali obdarzeni przez bogów

magicznymi zdolnościami. Nie wszyscy jednak są dobrymi ludźmi. Niektórzy są równie źli,

jak bogowie, którym służą. Gwen jest Cyganką obdarzoną darem psychometrii, czyli

zdolnością widzenia i odbierania uczuć związanych z tym, czego dotknie. Jest to dar od Nike,

greckiej bogini zwycięstwa.

Chcesz wiedzieć więcej na temat Akademii Mitu?

Przyłącz się do wycieczki po kampusie

Sercem Akademii Mitu jest pięć budynków, które - na kształt pięcioramiennej

gwiazdy - otaczają górny dziedziniec. Są to: biblioteka starożytna, sala gimnastyczna,

stołówka oraz gmachy nauk humanistycznych i nauk ścisłych.

Biblioteka antyczna: to największy budynek na kampusie. Poza książkami mieści

rozmaite artefakty: broń, biżuterię, odzież, zbroje itd., które należały niegdyś do starożytnych

Page 202: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

wojowników, bogów, bogiń i stworów mitycznych. Niektóre z tych artefaktów mają potężną

moc i żniwiarze chaosu pragnęliby dostać je w swoje łapy, żeby dzięki nim popełniać nowe

zbrodnie.

Sala gimnastyczna: to drugi co do wielkości budynek w Akademii Mitu. Poza

normalnym basenem i boiskiem do gry w kosza są tam stojaki na broń z pałkami, mieczami i

innymi rzeczami, których używa się do pozorowanych walk. W akademii wuef to naprawdę

trening wojskowy, a stopnie dostaje się za to, jak się walczy - coś, czego Gwen naprawdę nie

umie opanować.

Stołówka: to trzeci co do wielkości budynek. Białe obrusy, delikatna porcelana i

wewnętrzny ogród pod otwartym niebem sprawiają, że wygląda bardziej na

pięciogwiazdkową restaurację niż szkolną kafejkę. Stołówka jest znana z wymyślnych

potraw, takich jak wątróbka, cielęcina, ślimaki. Fuj, jak powiedziałaby Gwen.

Ginach nauk humanistycznych: prowadzi się tu zajęcia między innymi z literatury

angielskiej, historii mitycznej, geografii, sztuki. Znajduje się tu też gabinet profesor Metis.

Gmach nauk ścisłych: tutaj uczy się matematyki i innych nauk ścisłych. Poza klasami

są tu jeszcze kostnica i ukryte głęboko pod ziemią więzienie. Brrr, koszmarne.

Akademiki: akademiki wraz z kilkoma budynkami gospodarczymi są położone

poniżej górnego dziedzińca. Dziewczyny i chłopcy mieszkają w odrębnych akademikach,

choć nie przeszkadza im to regularnie ze sobą sypiać.

Posągi: wszystkie budynki na kampusie są ozdobione posągami mitycznych stworów:

gargulcami, gryfami itd., ale najwięcej jest ich przy bibliotece. Gwen na widok posągów

dostaje gęsiej skórki, ponieważ wydaje jej się, że ją obserwują...

Kto jest kim w Akademii Mitu uczniowie

Gwen (Gwendolyn) Frost: Gwen jest Cyganką obdarzoną darem psychometrii, czyli

zdolnością poznawania historii przedmiotu poprzez dotyk. Gwen jest nieco pokręcona,

ponieważ ceni swój dar między innymi za to, że pozwala jej wdzierać się w tajemnice innych

ludzi - nawet jeśli próbują je głęboko ukryć. Bardzo lubi słodycze i kocha komiksy.

Niezależnie od tego, gdzie się wybiera, zawsze ubiera się w dżinsy, podkoszulki, bluzy z

kapturem i adidasy.

Daphne Cruz: Daphne jest walkirią i znakomitą łuczniczką. Ma również niebywałe

zdolności informatyczne oraz słabość do ubrań od projektantów i drogich torebek. Namiętnie

kocha różowy kolor. Cały czas ubiera się na różowo i swój pokój w akademiku również

urządziła głównie w tych odcieniach.

Logan Quinn: wyjątkowo przystojny i niezwykle niebezpieczny Spartanin walczący

Page 203: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

najlepiej w całej akademii. Gwen poważnie się w nim buja.

Carson Callahan: jest dyrygentem Orkiestry Marszowej Akademii Mitu. Jest również

Celtem pochodzącym ponoć z długiej linii bardówwojowników. Spokojny, cichy, trudno o

bardziej sympatycznego chłopaka, jednak w razie potrzeby potrafi być twardy i nieustępliwy.

Oliwier Hektor: Oliwier jest Spartaninem, przyjacielem Logana i Kenziego, i pomaga

dokształcać Gwen w sztuce walki. Po tym, co zdarzyło się na festynie zimowym, został jej

przyjacielem.

Kenzie Tanaka: Kenzie jest Spartaninem, przyjacielem Logana i Oliwiera. Również

pomaga dokształcać Gwen w sztuce walki. Jego aktualną dziewczyną jest Talia.

Savannah Warren: Savannah jest Amazonką i dziewczyną Logana... a przynajmniej

była nią przed festynem. Teraz się rozstali. Savannah obarcza za to winą Gwen.

Talia Pizarro: Talia jest Amazonką i jedną z bliskich koleżanek Savanny. Ma zajęcia z

wuefu razem z Gwen i często staczają ze sobą pozorowane walki. Obecnie chodzi z Kenziem.

Helena Paxton: Helena jest Amazonką, która ma ochotę zostać aktualną królową

akademii, a przynajmniej drugiej klasy.

Morgan McDougall: Morgan jest walkirią. Kiedyś należała do najpopularniejszych

dziewczyn - ale to było zanim jej przyjaciółka, Jasmine Ashton, postanowiła złożyć ją w

ofierze Lokiemu. Obecnie walkiria raczej unika towarzystwa, choć zanosi się na to, że

zaczyna trzymać się z Savanną i Talią.

Jasmine Ashton: Jasmine była walkirią i najbardziej popularną dziewczyną we

wszystkich drugich klasach w Akademii Mitu - póki nie postanowiła złożyć Morgan w ofierze

Lokiemu. Zabił ją Logan, a wcześniej Gwen walczyła z nią w bibliotece antycznej i udało jej

się uratować Morgan. Zanim zmarła, Jasmine wyznała, że cała jej rodzina to żniwiarze... i że

w akadehiii jest ich mnóstwo.

Preston Ashton: Preston jest starszym bratem Jasmine, który wini Gwen za śmierć

siostry. Usiłował zabić Gwen podczas festynu zimowego w kurorcie Powder, lecz Gwen,

Loganowi i Wiktorowi udało się w końcu go pokonać i w rezultacie Preston trafił do

więzienia akademii.

Kto jest kim w Akademii Mitu

(NIE TYLKO DOROŚLI)

Geraldine (babcia) Frost: Geraldine jest babcią Gwen, Cyganką widzącą przyszłość.

Dorabia sobie jako wróżka w miasteczku w pobliżu Akademii Mitu. Kilka razy na tydzień

Gwen wymyka się z kampusu, żeby się z nią zobaczyć i najeść się słodkości, które babcia

piecze na jej przyjazd.

Page 204: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

Grace Frost: Grace była mamą Gwen, Cyganką z darem wyczuwania kłamstwa.

Najpierw Gwen myślała, że mama zginęła w wypadku, potrącona przez pijanego kierowcę.

Jednak dzięki Prestonowi Ashtonowi wie, że naprawdę została zabita przez żniwiarkę chaosu,

która jest wybranką Lokiego. Gwen podjęła twarde postanowienie, aby odnaleźć tę

dziewczynę i zemścić się - bez względu na konsekwencje.

Nickamedes: Nickamedes jest szefem biblioteki starożytnej. Ponad wszystko kocha

książki i artefakty zgromadzone w bibliotece, natomiast nie może ścierpieć Gwen. Prawdę

mówiąc, stara się jak może, żeby dowalić jej roboty za każdym razem, kiedy dziewczyna ma

dyżur. Nickamedes jest również wujem Logana, choć ten sztywniak zupełnie nie przypomina

tak luzackiej osoby jak Logan. A przynajmniej tak się Gwen wydaje.

Profesor Metis: Metis jest nauczycielką historii mitycznej i uczy na temat żniwiarzy,

Lokiego i starodawnej wojny chaosu. Była najbliższą przyjaciółką Grace, mamy Gwen, kiedy

jako dziewczynki uczyły się w akademii. Metis jest również wybranką Ateny, greckiej bogini

mądrości, i opiekuje się Gwen w szkole.

Raven: Raven to staruszka, obsługująca bufet w bibliotece starożytnej. Gwen widziała

ją też w więzieniu, gdzie raz na jakiś czas pilnuje więźniów. Niewątpliwie jest kimś więcej,

niż się wydaje...

Trener Ajaks: Ajaks jest szefem wydziału kultury fizycznej i odpowiada za trening

uczniów, z których ma uczynić prawdziwych wojowników. Logan Quinn i jego przyjaciele

należą do najlepszych uczniów Ajaksa.

Władze akademii: ciało złożone z rozmaitych członków panteonu, którzy nadzorują

wszystko, co się dzieje w Akademii Mitu, począwszy od zatwierdzania menu w stołówce po

karanie studentów. Gwen chyba nigdy nie spotkała żadnych członków tego ciała, ale nie może

być pewna, bo nawet nie wie, kto wchodzi w jego skład. To jednak może się zmienić... i to

szybciej, niż sądzi.

Wiktor: Wiktor to gadający miecz, który Gwen dostała od Nike. Jego rękojeść nie jest

zwykła, tylko ukształtowana jak męska twarz. Gwen niewiele wie o mieczu poza tym, że jest

naprawdę krwiożerczy i nade wszystko pragnie zabijać żniwiarzy.

Kto jest kim w Akademii Mitu

(BOGOWIE, POTWORY I WSZYSTKO INNE)

Akademia Mitu: akademia leży w Cypress Mountain w Północnej Karolinie. Jest to

eleganckie przedmieście usytuowane na stoku góry, ponad miastem Asheville. Akademia jest

czymś w rodzaju połączonej szkoły średniej i wyższej, w której studiują potomkowie

starożytnych wojowników, jak Spartanie, walkirie, Amazonki i inni. Uczniowie mają od

Page 205: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

szesnastu lat (pierwsza klasa) do dwudziestu jeden (szósta klasa). Są tu wysyłani po to, żeby

nauczyć się posługiwać magicznymi talentami i opanować sztukę walki w celu pokonania

Lokiego i żniwiarzy chaosu. Oddziały Akademii Mitu są rozsiane po całym świecie.

Artefakty: Artefakty to broń, biżuteria, ubranie lub zbroje używane od zarania dziejów

przez rozmaitych wojowników, bogów i stworzenia mityczne. Istnieje trzynaście artefaktów

obdarzonych mocą większą niż wszystkie inne - choć są rozbieżności co do tego, o które

przedmioty chodzi i jaką rolę odegrały podczas wojny chaosu. Członkowie panteonu chronią

artefakty przed żniwiarzami, którzy chcą ich użyć do uwolnienia Lokiego z więzienia. Wiele

z artefaktów znajduje się w bibliotece antycznej.

Czarne roki: te stworzenia wyglądają jak kruki, tylko są o wiele większe. Mają lśniące

ozarne pióra nakrapiane czerwienią, długie, ostre szpony i czarne oczy, w głębi których płonie

ogień. Roki są w stanie porwać ludzi i wzbić się z nimi w powietrze... zanim rozerwą ich na

strzępy.

Fenriry: te stworzenia wyglądają jak ogromne wilki. Mają szare futro, ostre jak

brzytwa pazury i płonące czerwone oczy. Żniwiarze używają ich do pilnowania, polowania i

zabijania członków panteonu. Można powiedzieć, że to domowe psiakzabójcy.

Grasowniki nemejskie: te stworzenia wyglądają jak przerośnięte pantery. Mają czarne

futro z czerwonym odcieniem, ostre pazury i płonące czerwone oczy. Żniwiarze używają ich

w tym samym celu co fenriry. To domowe kociakizabójcy.

Loki: Loki to nordycki bóg chaosu. Dawno temu, przed wiekami, doprowadził do

śmierci jednego z bogów i został za to ukarany więzieniem, ale udało mu się uciec i zaczął

zbierać armię złożoną z bogów, bogiń, ludzi i rozmaitych stworzeń. Swoich zwolenników

nazwał żniwiarzami chaosu i razem starali się przejąć kontrolę nad światem. Zostali jednak

pokonani, a Loki po raz drugi trafił do więzienia. Do dziś dnia usiłuje uciec i ponownie

pogrążyć świat w drugiej wojnie chaosu.

Nike: Nike jest grecką boginią zwycięstwa. To ona zwyciężyła Lokiego w walce

wręcz podczas ostatniej bitwy wojny chaosu. Od tej pory Nike i jej wybrańcy walczą ze

żniwiarzami chaosu, którzy usiłują uwolnić Lokiego z więzienia.

Panteon: Panteon składa się z bogów, bogiń, ludzi oraz stworzeń, którzy zjednoczyli

się do walki z Lokim i żniwiarzami chaosu. Członkowie panteonu to pozytywni bohaterowie.

Sigyn: Sigyn to nordycka bogini poświęcenia. Żona Lokiego. Podczas pierwszego

pobytu w więzieniu Loki był przykuty do skały, a ponad nim znajdował się gigantyczny wąż.

Jego jad kapał na twarz boga, niegdyś przystojnego. Sigyn godzinami trzymała Czarę Łez nad

głową Lokiego, żeby ochronić go przed jadem. Jednak kiedy czara się zapełniała, bogini

Page 206: Estep Jennifer - Akademia Mitu 03 -Tajemnice Gwen Frost.pdf

musiała ją opróżniać, a wtedy krople jadu padały prosto na Lokiego, który wił się z bólu. W

końcu Loki namówił żonę, żeby go uwolniła. Nie minęło wiele czasu, wybuchła długa i

krwawa wojna chaosu. Nikt nie wie, co się stało z Sigyn...

Wojna chaosu: dawno temu Loki wraz ze swoimi zwolennikami usiłował

podporządkować sobie bogów i ludzi. W rezultacie świat pogrążył się w odmętach wojny.

Były to ciężkie i smutne czasy, które niemal doprowadziły do końca świata. Żniwiarze pragną

uwolnić Lokiego, żeby poprowadził ich do drugiej wojny chaosu.

Wybrańcy: każdy bóg i bogini ma wybrańca, czyli kogoś, kogo sami wyznaczyli, żeby

działał w ich imieniu w królestwie śmiertelników. Wybrańcy są obdarzeni rozmaitą mocą i

bronią. Mogą być źli lub dobrzy, zależnie od tego, komu służą. Gwen jest wybranką Nike,

podobnie jak wcześniej jej mama i babcia.

Żniwiarze chaosu: żniwiarz to bóg, bogini, człowiek albo stworzenie, które służy

Lokiemu. Może nim być każdy, w akademii i poza nią: rodzice, uczniowie, nawet koledzy.

Żniwiarze składają swojemu bogu ofiary z ludzi w nadziei osłabienia jego magicznego

więzienia, aby któregoś dnia mógł powrócić do świata śmiertelników.

Jennifer Estep to pisarka nieustannie krążąca po ulicach wyobraźni w poszukiwaniu

nowych pomysłów na powieści.

Pisze serię Akademia Mitu, dla młodych dorosłych i Elemental Assasin. Stworzyła

również serię paranormalnego romansu Bigtime. Jennifer jest członkiem między innymi

Amerykańskiego Związku Pisarzy Romansów (Romance Writers of America) oraz

Amerykańskiego Związku Pisarzy Science Fiction iFantasy (Science Fiction and Fantasy

Writers of America). Jej powieści były prezentowane na łamach Cosmpolitan, Entertainment

Weekly, Southern Living i innych wydawnictw.

Aby dowidzieć się więcej, zajrzyj na jej stronę internetową www.jenniferestep.com.

Możesz również odwiedzić stronę dla jej fanów na Facebooku i obserwować ją na

Twitterze.